AFTER MIDNIGHT SUN – Księga...

97
1 AFTER MIDNIGHT SUN – Księga III Nowonarodzona Kolejne dni w domostwie wampirów spędziłam na szpitalnej kozetce, udając przeistaczającego się w ich pobratymca człowieka. Moja wyimaginowana przeszłość pozwalała mi na idealne odegranie tego stanu, nie pamiętałam nawet ile razy przechodziłam swoją wampiryzację, ale musiałam być w tym dobra, skoro nie wzbudzałam niczyich podejrzeń. Bynajmniej byłam zbyt wielkim tchórzem, by nasłuchiwać, co działo się wokoło mnie. Skutecznie nauczyłam się wyłączać z otoczenia i zanurzać w głąb własnego umysłu, by skupiać się na osobistych rozterkach. Wiele sił jednak kosztował mnie bunt przeciw reszcie natur we mnie drzemiących, byłam wykończona tą nieustającą walką. Pod koniec czwartego dnia swojej nieczystej gry postanowiłam w końcu obudzić się jako Renesmee wampirzyca, udając, że nic nie pamiętam i jestem zaskoczona, przebywając w nieswoim domu. Wybrałam odpowiedni moment, nikogo nie było w pobliżu, taką miałam nadzieję, bowiem żaden z domowników nie zdradzał niczym swojej obecności. Jednak nie mogłam być pewna tego w stu procentach. Czyż ulubionym zajęciem wampirów nie było pozostawanie w idealnym bezruchu? Byliśmy martwymi istotami, zatem namierzanie ich poprzez nasłuchiwanie bijących serc byłoby absurdem z mojej strony. Otwierając drzwi zrobiłam krok ku nieznanemu… W salonie, do którego weszłam, panował spokój, podobnie zresztą jak w całej okolicy, pomieszczenie nie zdradzało, by ktokolwiek poza mną w nim przebywał. Ogarnęłam spojrzeniem ściany, sufit, kolejno podłogę. Nic od czasu, gdy byłam tu po raz ostatni nie uległo zmianie, wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Przeniosłam wzrok na fortepian i westchnęłam ciężko. – Nie! – ryknął Edward, rzucając się do przodu. Pchnął mnie z całej siły. Przejechałam z impetem po blacie stołu, spychając na ziemię wszystko, co na nim stało: kwiaty, talerze, prezenty, tort. Wylądowałam po jego drugiej stronie wśród setek kawalątków rozbitego kryształu. W tym samym momencie z Edwardem zderzył się Jasper. Huknęło. Można było pomyśleć, że to skała uderzyła o skałę. Gdzieś z głębi piersi Jaspera wydobywał się potworny głuchy charkot. Chłopak kłapnął zębami milimetry od twarzy mojego obrońcy. Do Jaspera doskoczył też Emmett. Złapał go od tyłu w stalowy uścisk swoich niedźwiedzich barów, ale oszalały blondyn nie przestawał się szarpać, wpatrując się we mnie dzikimi oczami drapieżcy.

Transcript of AFTER MIDNIGHT SUN – Księga...

1

AFTER MIDNIGHT SUN – Księga III

Nowonarodzona

Kolejne dni w domostwie wampirów spędziłam na szpitalnej kozetce, udając przeistaczającego się w ich pobratymca człowieka. Moja wyimaginowana przeszłość pozwalała mi na idealne odegranie tego stanu, nie pamiętałam nawet ile razy przechodziłam swoją wampiryzację, ale musiałam być w tym dobra, skoro nie wzbudzałam niczyich podejrzeń. Bynajmniej byłam zbyt wielkim tchórzem, by nasłuchiwać, co działo się wokoło mnie. Skutecznie nauczyłam się wyłączać z otoczenia i zanurzać w głąb własnego umysłu, by skupiać się na osobistych rozterkach. Wiele sił jednak kosztował mnie bunt przeciw reszcie natur we mnie drzemiących, byłam wykończona tą nieustającą walką. Pod koniec czwartego dnia swojej nieczystej gry postanowiłam w końcu obudzić się jako Renesmee wampirzyca, udając, że nic nie pamiętam i jestem zaskoczona, przebywając w nieswoim domu. Wybrałam odpowiedni moment, nikogo nie było w pobliżu, taką miałam nadzieję, bowiem żaden z domowników nie zdradzał niczym swojej obecności. Jednak nie mogłam być pewna tego w stu procentach. Czyż ulubionym zajęciem wampirów nie było pozostawanie w idealnym bezruchu? Byliśmy martwymi istotami, zatem namierzanie ich poprzez nasłuchiwanie bijących serc byłoby absurdem z mojej strony. Otwierając drzwi zrobiłam krok ku nieznanemu… W salonie, do którego weszłam, panował spokój, podobnie zresztą jak w całej okolicy, pomieszczenie nie zdradzało, by ktokolwiek poza mną w nim przebywał. Ogarnęłam spojrzeniem ściany, sufit, kolejno podłogę. Nic od czasu, gdy byłam tu po raz ostatni nie uległo zmianie, wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Przeniosłam wzrok na fortepian i westchnęłam ciężko.– Nie! – ryknął Edward, rzucając się do przodu. Pchnął mnie z całej siły. Przejechałam z impetem po blacie stołu, spychając na ziemię wszystko, co na nim stało: kwiaty, talerze, prezenty, tort. Wylądowałam po jego drugiej stronie wśród setek kawalątków rozbitego kryształu. W tym samym momencie z Edwardem zderzył się Jasper. Huknęło. Można było pomyśleć, że to skała uderzyła o skałę. Gdzieś z głębi piersi Jaspera wydobywał się potworny głuchy charkot. Chłopak kłapnął zębami milimetry od twarzy mojego obrońcy. Do Jaspera doskoczył też Emmett. Złapał go od tyłu w stalowy uścisk swoich niedźwiedzich barów, ale oszalały blondyn nie przestawał się szarpać, wpatrując się we mnie dzikimi oczami drapieżcy.

2

Leżałam na ziemi koło fortepianu. Szok po upadku mijał i docierało do mnie powoli, że padając na resztki wazonu i zastawy, zraniłam się w przedramię – linia bólu ciągnęła się od nadgarstka aż po zagięcie łokcia. Z obnażonej ręki, pulsując, wypływała krew. Wciąż zamroczona, podniosłam wzrok i nagle zdałam sobie sprawę, że mam przed sobą sześć niebezpiecznych potworów.(KWN)Na całe szczęście ten incydent ominął Cullenów podobnie jak cała reszta zdarzeń, które za sobą pociągnął. Akurat w tym aspekcie byłam pewna, że postąpiłam słusznie, nie zezwalając, by to wszystko się wydarzyło. Kolejno zwróciłam spojrzenie w kierunku schodów, zdławiłam w sobie odruch płaczu. Ileż w tym domu było wspomnień – bolesnych, ale również i tych radosnych.

– Witajcie, cóż za miłe przywitanie – bąknęłam. – Alice już wam powiedziała? – spojrzałam z niezadowoloną miną. Cullenowie, podobnie jak Jake i Nessiee, spojrzeli na mnie zdziwieni. – Niby co nam miała powiedzieć? – zapytał zaciekawiony Emmett, oparty o jasną ścianę salonu. – Właśnie, co miałam im powiedzieć? – Alice podrapała się odruchowo po czuprynie. – Zapomniałam o czymś? To raczej do mnie niepodobne! – dodała w zadumie. – To niby po co to zebranie rodzinne? – zapytał podejrzliwie Edward. – Wy wszyscy do psychoterapeuty? Mamy dziś seans rodzinny? – zażartował. Nadal patrzyli na nas jak na parę wariatów. – Możecie nas oświecić? Co jest grane? Nie wiem jak Edward, ale ja się czuję jak idiotka! – spojrzałam po zebranych. – Właśnie! Carlisle, co się dzieje? – zapytał ojca. – To chyba pytanie do waszej małej. – Uśmiechnął się pogodnie. Automatycznie przenieśliśmy wzrok na schody. Renesmee pomachała nam delikatnie dłonią, robiła to tak subtelnie jakby niemo wołała: ”spójrzcie na moją dłoń, spójrzcie na moją dłoń”. Spojrzałam i zamarłam. Szybko przeniosłam wzrok na męża, który na szczęście nic nie zauważył. – Kochanie, bądź dzielny! – powiedziałam, mając w głowie tylko jeden widok. Dłoń córki, a na niej piękny pierścionek, zaręczynowy, jak podejrzewałam. Wzięłam głęboki wdech, dziękując w duchu, że Edward zaprzestał czytania w myślach naszemu dziecku i jej chłopakowi. – Co nam chcesz powiedzieć, córeczko? – zapytał słodko. – Co chcemy wam powiedzieć! – poprawiła go. – Tatusiu, chcielibyśmy prosić was o błogosławieństwo! – pisnęła ze szczęścia. Nastała cisza. No nie, jeśli Edward znowu dostał wstrząsu psychicznego będziemy musieli zamieszkać w gabinecie Carlisle'a. (AP)

3

Wyciągnęłam dłoń przed siebie w kierunku schodów, pragnąc zatrzymać to wspomnienie realnym. Z mej piersi wydobyło się ciche westchnienie. Jacob i Nessie byli wówczas tacy szczęśliwi, a ja niczym niegodziwiec zmuszona byłam okraść ich ze wspólnych chwil. Do końca moich dni wyrzuty sumienia będą dławić moją duszę, własnym cierpieniem przyjdzie mi odpokutować chęć przechytrzenia przeznaczenia. Czułam wciąż narastające poczucie winy, żal i ogromną niemoc.– Dziwne. – Dobiegł mnie męski głos. – Stworzyłem tylu nowonarodzonych, ale żaden z nich nie zachowywał się jak ty. – Ocknęłam się i zauważyłam Jaspera stojącego na szczycie schodów. – Otaczają cię uczucia obce nowonarodzonym, Renesmee! – Uniósł brew, delikatnie kręcąc przy tym głową na znak swojej dezaprobaty.– Eeee. – Zdołałam jedynie wydać z siebie pełen zaskoczenia odgłos, nie jego pierwszego chciałam spotkać po rzekomej pobudce. Zdolności blondyna były dla mnie barierą nie do pokonania.– A może raczej Isabello Swan – Black! A może tylko Swan? – Uśmiechnął się ironicznie, pokonując kolejne stopnie bardzo powili, ostrożnie. Machinalnie cofnęłam się bliżej ściany, głośno przełykając jad, nie znałam jego zamiarów, nie mogłam wyłapać jego myśli. Od chwili ataku w lesie zatraciłam gdzieś tę umiejętność, może była to wina resetowania własnej świadomości, której się poddałam, by przeżyć? Nie byłam pewna w jakich okolicznościach straciłam swą moc, ale miałam pewność, że jej teraz ze mną nie było, i nie miałam żadnej przewagi nad Jasperem.– Nie wiem o co ci chodzi! – odparłam, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę wysuniętą do przodu. – Nie podchodź! – nakazałam wydając z siebie delikatny, głuchy, gardłowy charkot.– Zamierzasz mnie zaatakować? – Zaśmiał się rozbawiony. – Bello, nie pamiętasz kim jestem, kim byłem? – Podchodził bliżej, drażniąc mnie z każdą sekundą coraz bardziej. – Mógłbym zabić cię jednym ciosem, a ty i tak szczerzysz się na mnie? – Pokiwał palcem, jakby karcił małego wampirka.– Powiedziałam zatrzymaj się! – warknęłam odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów. – Nie wiesz kim ja jestem i lepiej, żeby tak pozostało! – Posłałam mu kolejny ostrzegający syk.– Jasper, skończ tę błazenadę, zanim wszyscy wrócą z polowania! – W uszach zadźwięczał mi świergotliwy głosik Alice. – Wybacz, Bella, ale uparł się, że musi cię nastraszyć. – dodała, wzruszając bezradnie ramionami.Minęła chwila, zanim załapałam, co do mnie powiedziała.

4

– Powiedziałaś mu!?! – oburzyłam się. – Jak mogłaś!? Ja dotrzymałam obietnicy mało nie zabijając przy tym siebie i Edwarda, a ty tak po prostu mu powiedziałaś? – Nie mogłam uwierzyć, że mi to zrobiła, ale biorąc pod uwagę okoliczności… Czego innego mogłabym się spodziewać?– W przeciwieństwie do ciebie nie mam przed ukochanym tajemnic. – Uśmiechnęła się, stojąc już obok męża.– Nie bądź uszczypliwa! Mówiłam ci, że Edward nie może poznać prawdy – odparłam smutnym tonem. – Bynajmniej nie teraz. – dodałam widząc jej niepocieszone spojrzenie.– Teraz posłuchaj nas uważnie! Nikt oprócz nas nie wie, kim jesteś! – rzekł poważnie Hale. – Postaraj się zatem nie zachowywać jak Bella.– Niezupełnie – wtrąciłam się.– Carlisle się zorientował, gdy Edward przyniósł mnie do was, ale utrzyma to w tajemnicy! – dodałam, wyglądając przez okno.– Ok. – zrobił krótką pauzę. – Musisz również wiedzieć, że mamy gości, którzy nigdy cię nie widzieli, więc możesz się przy nich zachowywać swobodnie. Nie stanowią zagrożenia, więc się ich nie obawiaj– wyjaśnił pobieżnie.– Jasper, właściwie to jeden ją już poznał jako Isabellę Swan – poprawiła go natychmiast ukochana, poczułam wzrastający niepokój.– Kto to? – zapytałam niepewnie. Zaledwie kilka dni temu ponownie ujrzałam Demetriego i jeśli miałabym byś szczera, nie zdziwił by mnie widok samego Ara siedzącego w fotelu, popijającego z kielicha zwierzęcą krew. Wszystko zdawało się być możliwe.– Jak już wspomniałem nie znasz ich! Pomijając oczywiście wspomniany przez Alice wyjątek. – Wzruszył ramionami.– Chciałabym jednak wiedzieć! – zażądałam ostrym tonem. – Wybacz. – Wywróciłam oczyma.– Przybyli Irina z Laurentem, Eleazar i Carmen, Kate z.. – Alice przestała wyliczać i spojrzała na mnie z niepewnością, czy kontynuować.– Laurent?! – wzburzyłam się na tą wieść, doskonale pamiętałam nasze spotkanie na polanie. Moi rozmówcy bardzo się mylili, uznając, że ich gość nie stanowi dla mnie zagrożenia. Gdyby nie wilki, nie byłoby mnie teraz z nimi.– Kate z Demetrim – wtrącił się Jasper, nie zawracając uwagi na mój wybuch. – Ale on wrócił do domu i możesz być pewna, że go już tutaj nie spotkasz – wyjaśnił.Miałam nadzieję, że blondyn się nie mylił, o ile jego dom nadal nie znajdował się we Włoszech, oczywiście. Akurat przed tym wampirem nie umiałabym pohamować swojej nienawiści.

5

– Dzięki. – Dziewczyna posłała ukochanemu wdzięczny uśmiech. – I została jeszcze Tanya. – Zagryzła wargę, zastanawiając się nad czymś jeszcze. – Musisz uważać na Tanyę! Od wieków kocha się w Edwardzie – wyjaśniła przepraszającym tonem.– A Edward? Czy on coś do niej czuje?– Jest wierny swoim ideałom. – rozwiał moje wątpliwości Hale. – I jeśli mógłbym coś poradzić, no wiesz, taka osobista prośba. – Spojrzał na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu. – Nie zadręczaj Edwarda zbyt długo, wycierpiał się już wystarczająco!– Nie zamierzam go dręczyć! – oburzyłam się. – Robicie ze mnie potwora. – Wbiłam spojrzenie w podłogę.– Bez obrazy! Jesteś nim. – skwitował chłopak bez krzty współczucia. – I kolejna rada. – Położył mi dłoń na ramieniu. – Zachowuj się tak, jak nowonarodzona. Jakbyś mogła, oczywiście! Skoro jesteś wampirem, musiałaś nią niegdyś być.– dodał, widząc moje rozdrażnienie.– Nie wiem czy będę wiarygodna. Minęło trochę czasu i nie ukrywam, że moja przemiana ze względu na okoliczności mogła odbiegać od znanych wam przypadków– odparłam ciężko. – To zbyt skomplikowane i nie proś o wyjaśnienia! – dodałam, widząc błysk ciekawości w jego oku.– Jedno na pewno nie odbiegało od normy! Alice zrób coś z jej oczyma! – rozkazał brunetce. – Nawet ich nie ma jak wampir! – Pokręcił głową niezadowolony. – Mam naprawdę duże wątpliwości w to, by pozostali uwierzyli w waszą farsę! Nie są ślepi!– Ale mam wszystko inne jak ty, więc przestań być dla mnie opryskliwy! – mruknęłam zniesmaczona jego traktowaniem. – Nigdy mnie nie lubiłeś i wiem o tym, ale mógłbyś darować sobie tę niechęć! Nie znalazłam się tu z własnej woli.– Machnęłam dłonią całkowicie zobojętniała.– Mógłbym? – prychnął. – Nie wiem, co robiłaś prze ostatnie sto lat, ale ja miałem wystarczająco dużo czasu, przyglądając się paranoidalnemu zachowaniu Edwarda, by najzwyklej w świecie cię znienawidzić! Nie wiem co ty sobie wówczas myślałaś, ale nie oczekuj ode mnie zrozumienia! Pomagam ci jedynie ze względu na prośbę żony.– powiedział dosadnie i z godną siebie prędkością zniknął na piętrze. Chłopak miał rację – nie zasłużyłam sobie na żadne pozytywne słowo odnośnie mojej osoby, i było ogromnym nietaktem upominanie jego niegrzecznego zachowania wobec mnie. Byłam okropną egoistką.– Jest źle, prawda? – Spojrzałam zrezygnowana na Alice, która nie zdradzała żadnego uczucia, jej twarz pozostawała pokerową niewiadomą.– Postaramy się to jakoś naprawić. – Jej usta przybrały wymuszony uśmiech. – Dam ci szkła kontaktowe i podręcznik nowonarodzonego, żebyś nie pogrążyła się swoim zachowaniem. – Poklepała mnie po plecach.

6

– Chodzi mi o waszą rodzinę. Nie wybaczycie mi, prawda? – Westchnęłam z żalem. – Jeżeli będziecie gotowi poznać prawdę, obiecuję, że wyjawię wszystko z każdym choćby najdrobniejszym szczegółem, żywiąc równocześnie nadzieję, że będziecie w stanie zrozumieć moje czyny i zdołacie przebaczyć. – Zacisnęłam pięści.– Czas ponoć leczy rany. Nie każ nam jednak czekać zbyt długo. – Wzruszyła ramionami i zaciągnęła mnie na piętro do swojego pokoju. Siedziałam cierpliwie na taborecie w idealnym bezruchu, wampirzyca nie lubiła wiercących się modeli, a ja doskonale o tym wiedziałam.– Opowiesz mi jak Laurent stał się waszym przyjacielem? – Starałam się rozpocząć rozmowę, która nie zakończyłaby się odpowiedzią typu „tak” lub „nie”. Cisza panująca w pokoju nie działała na mnie bynajmniej uspakajająco, stresowała mnie, przez co mogłam stać się w późniejszym czasie rozkojarzona i tym samym popełniać błędy, których bym nie chciała.– Był ciekaw innych wampirów stosujących dietę Carlisle’a i praktycznie tego samego dnia, gdy uciekaliśmy do Phoenix przed Victorią i Jamesem, on udał się do Denali, znaczy się do Eleazara i jego grupy. Tam poznał Irinę i cóż… zakochali się w sobie. – Uśmiechnęła się do siebie.– Nie zareagował, gdy dowiedział się o śmierci Jamesa? – Starałam się odtworzyć opowieść przyjaciółki w myślach, podobnie jak w mojej imaginacji, ta dwójka wampirów stała się parą, oznaczałoby to, że musieli być sobie przeznaczeni. Nic nie było w stanie zatrzymać miłości, która zaiskrzyła między nimi.– Laurent nie był zżyty z Jamesem ani z Victorią, wykorzystywał jedynie ich potencjał, byli dobrzy w tropieniu i zacieraniu za sobą wszelkich śladów. Gdy dowiedział się o śmierci byłego kompana, wzruszył jedynie ramionami. Jeśli chodzi o tę rudą? Nie wie, że nie żyje. Nawet my o tym nie wiedzieliśmy, Bello, gdyby nie twoja opowieść, tam w górach, nadal byłabym przekonana, że Victoria przemierza świat i poluje – odpowiedziała w zamyśleniu.– Czy zdołał przestawić się na wampirze tofu? – Byłam ciekawa jego ewentualnej zmiany diety.– Irina opowiadała mi, że z początku było mu bardzo trudno. Dwa razy opuścił ich grupę, ale wracał skruszony i pełny samozaparcia, by wytrwać trudny okres umysłowego buntu. Moim zdaniem zbyt mocno kochał Irinę, by móc pozwolić sobie na dalszą egzystencję bez niej. Wspominałam ci na czym polegają wampirze uczucia i jak potężny wpływ na nas wywierają. Są silniejsze nawet od pragnienia. – Brunetka zatopiła dłonie w moich długich kasztanowych włosach. – Właściwie dlaczego on cię tak interesuje? – Odwróciła mnie do siebie przodem, po czym otworzyła małe pudełeczko znajdujące się na toaletce.

7

– Jest jedynym wampirem, oprócz was, którego znam i który ma jakieś wyobrażenie o mnie, no wiesz, o przeszłości – wyjaśniłam mrużąc oko, do którego dziewczyna włożyła właśnie szkło kontaktowe koloru krwistej czerwieni. – Powinnam zapytać dlaczego masz w swoim posiadaniu kontakty? – dodałam niepewnym tonem.– Miałam zbyt wiele pomysłów odnośnie strojów na bal. Lubię być przygotowana na każdą ewentualność. – Wzruszyła ramionami. – Co się tyczy Laurenta. Nigdy go nie widziałaś, powtarzaj to sobie niczym mantrę, a na pewno pomoże! Musisz wziąć pod uwagę również jeden szczegół – dodała ciężko wzdychając.– Mianowicie? – Zaniepokoiły mnie jej słowa.– Nie będę wyciągać cię z opresji za każdym razem, nie jest mi na rękę ukrywanie twojego prawdziwego „ja” – Westchnęła. – Możesz spojrzeć, skończyłam! – Klasnęła w dłonie zadowolona. Zachowywała się, jakby rozmowa, którą przed chwilą sobie ucięłyśmy, nie miała w ogóle miejsca. Chciałabym być w tym do niej podobna. Musiałam kolejny raz przyznać przed samą sobą, że zabiegi kosmetyczne Alice, które pochłaniały zbyt wiele czasu (którego jako nieśmiertelna miałam w grom i nie powinnam była narzekać) były bezbłędne. Gdy spojrzałam w lustro ujrzałam Bellę wampirzycę, tą, którą pamiętałam z pierwszego dnia jej nowego – wiecznego życia. Szkarłatne tęczówki przerażały mnie tak samo jak wówczas, wyglądałam demonicznie i poniekąd komicznie. Nawet wampirzyca zachichotała na mój widok.– Bella? – Ujęła mnie niepewnie za dłoń. Spojrzałam na nią zdziwiona. – Naprawdę bardzo mi cię brakowało. – Przytuliła mnie do piersi.– Wiem, kochana, mi ciebie również. – Westchnęłam ciężko. – Ale jeśli chcemy by te czerwone oczy, efekt twojej genialnej pracy, coś zdziałały, przestań nazywać mnie Bellą. – Uśmiechnęłam się zadowolona z wyznania przyjaciółki.– Więc Nessie. – Uniosła brew do góry. – Pamiętaj, że czujesz nieustające pragnienie! – przypominała mi o odczuciach nowonarodzonych, o których wiedziałam wszystko z wcześniejszych opowieści. Nie mogłam brać za wzór swojej pierwszej wampiryzacji, ponieważ odchodziła ona od książkowych wzorców. Oczywiście czułam pragnienie krwi, jednak przewyższała je chęć całowania Edwarda i tulenia w ramionach narodzonego dziecka. To było silniejsze niż podstawowe potrzeby drapieżcy, którym się stałam. Tak wiele zyskałam, tracąc jednak najważniejszą z potrzeb kobiecej natury. Czy już nigdy bowiem nie będę miała szansy na posiadanie dziecka? Czy nie będę miała możliwości poczucia instynktu macierzyńskiego? Ostrzegano mnie przed tym. Poprzez mijające stulecie zbyt dobrze zrozumiałam bolączki Rosalie, która jako

8

jedyna w rodzinie sprzeciwiała się przemianowaniu mnie w swojego pobratymcy. Użyła cennych argumentów, starała się mnie uchronić przed losem jaki spotkał ją, młodą dziewczynę, mającą przed sobą całe życie i marzenia. Mnie przeznaczenie pozbawiło jednak złudnych mrzonek, wyraźnie dało znać o tym, iż miało dla mnie całkiem inne zadanie niż bycie szczęśliwą matką, czy też żoną. Skrupulatnie odbierało mi wszystkie czerpane z życia radości.– Jest tylko jeden mały problem z pośród miliona innych – opadłam bezsilnie na podłogę. – Ja nie poluję! Nie piję krwi i praktycznie nie robię niczego jak wy. – Uderzałam delikatnie głową o ścianę.– Pozorowałaś tyle lat, okłamując wszystkich odnośnie swojego pochodzenia, że udawanie, iż robisz wszystko tak, jak my nie powinno być czymś trudnym. – Klasnęła w dłonie zadowolona ze swojego pomysłu. – Wiesz co mnie jeszcze zastanawia? – Wydęła swoje małe usteczka, zawsze lubiłam, gdy to robiła.– Nie. – Nie miałam o tym zupełnie pojęcia.– Jak myślisz, dlaczego nie widzę twojej przyszłości? – Zaparła dłonie o biodra.– Może dlatego, że przeszłość jeszcze ze mną nie skończyła? – odpowiedziałam zagadkowo.– Czy to ma coś wspólnego z tym? – Ujęła w palce medalionik. – Znalazłam wygrawerowany napis na odwrocie. – Ponownie wydęła usta.– Być może. – Wzruszyłam ramionami. – Gdy będę gotowa pokażę ci prawdę. – Uśmiechnęłam się nieznacznie.– Zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiała u nas zostać? – zapytała delikatnym tonem. – Naszykowaliśmy ci już pokój, to znaczy Edward wszystkim się zajął – zdradziła mi swoją małą tajemnicę.– Nie wiem czy to oby dobry pomysł, Alice – jęknęłam. – Pojawiły się pewne komplikacje odnośnie mojego drugiego życia, no wiesz, z wilkami. – Przełknęłam ciężko jad.– Edward i Emmett sprawdzali wczoraj teren, nikogo tam nie ma! Żadnych wilków. – Uśmiechnęła się zadowolona. – Mój brat naprawdę postarał się, byś czuła się tutaj jak w domu. – dodała z tajemniczym błyskiem w oku.– To nierozważne z ich strony! Teraz, gdy Jared widział tę akcję w lesie… – Zbyt późno zorientowałam się, że powiedziałam o parę słów za dużo.– Kim jest Jared? – Zwęziła podejrzliwie oczy.– Alfą watahy – wydukałam. – Miejmy nadzieję, że ma dość oleju w głowie i zatrzyma te nowiny dla siebie – dodałam cierpkim tonem.– Carlisle powinien o tym wiedzieć! – zadecydowała za mnie. – Musisz powiedzieć mu o wszystkim, co przyniosłoby nam ewentualne zagrożenie – dodała pewnym tonem.

9

– Wiem – odparłam. – Obiecuję wam, że jeśli zostaniecie zaatakowani, będę walczyła u waszego boku, oczywiście najpierw postaram się to załagodzić w humanitarny sposób – Przyłożyłam dłoń do miejsca, w którym tkwiło moje zmrożone serce.– Dlaczego uważasz, że dojdzie do starcia? Indianie będą chcieli odbić cię z naszych rąk? Wiedzą przecież kim jesteś. Dlaczego mieliby cię ratować? Nic ci przy nas nie grozi! – Nie wydawała się być przekonana do moich obaw. – I wiesz co? Ja nie widzę żadnego zagrożenia, póki co. – Uśmiechnęła się, starając się rozładować atmosferę.– Nie powiedziałam, że zechcą mnie ratować. – mruknęłam. – A ty, droga Alice, weź pod uwagę, że nie widzisz wilków w swoich wizjach. – Pokiwałam głową. – Jedyna nadzieja we mnie! Muszę tylko nauczyć się słuchać ich w mojej głowie, a to naprawdę nie jest czymś łatwym do okiełznania. – Stukałam palcem w czoło.– Jesteś teraz wampirem! – poprawiła mnie.– Alice, nie chciej wiedzieć, kim w rzeczywistości jestem! – Przesylabizowałam jej to zdanie, by nabrało odrobinę grozy. – Nazwijmy to kłopotami, ok?– Westchnęłam ciężko.– Ok – zgodziła się zbyt chętnie jak na mój gust. – A teraz uwaga, za pięć minut nasi goście wrócą z polowania. – dodała zapatrzona w dal. Ujrzała to w swojej wizji.– No to się zaczyna – jęknęłam przerażona faktem spotkania się z pozostałymi wampirami. Nie czułam, bym była w najmniejszym stopniu na to gotowa, miałam ochotę uciec i przeczekać to wszystko z dala, tak, jak to zawsze robiłam będąc Bellą Swan.– Nie martw się, wszyscy są jedynie ciekawi ciebie. – Poklepała mnie po ramieniu.– Szczególnie Laurent. – mruknęłam niezadowolona z faktu spotkania z nim. Miałam również mieszane uczucia co do Iriny.

Widziałam Irinę na skale, obserwującą. Co zobaczyła? Wampira i wilkołaka jako dobrych przyjaciół. Przeszukiwałam obraz, szukając jakiś oczywistych wyjaśnień jej reakcji. Ale nic nie zobaczyłam. Oprócz tego zobaczyła dziecko. Najpiękniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek istniało, o skórze jak świeżo spadły śnieg, dużo bardziej niż ludzkie...Irina... osierocona siostra... Carlisle powiedział, że po utracie ich matki, zgładzonej przez sprawiedliwość Volturi, to uczyniło Tanyę, Kate i Irinę bardziej wymagającymi wobec prawa. Z minutę temu Jasper sam powiedział, że Volturi nie wyjeżdżali w takiej liczbie od polowań na nieśmiertelne dzieci. Nieśmiertelne dzieci, niewymawialne zagrożenie, tabu.... Z takimi wspomnieniami jak Iriny, jak inaczej mogłaby odczytać ten

10

dzień na skale? Nie była dość blisko, żeby usłyszeć bicie serca Renesmee, by poczuć ciepło jej ciała. Rumieńce na twarzy Renesmee mogła uznać za sztuczkę, część tego, co zobaczyła. Mimo wszystko Cullenowie byli sprzymierzeni z wilkołakami. Z punktu widzenia Iriny nic nie było z nami... Irina, osłaniająca się od śniegu, niepłacząca za Laurentem, ale znająca swój obowiązek wobec Cullenów, wiedząca, co się z nimi stanie. Ale w końcu konsekwencje wygrały z wiekami przyjaźni. A odpowiedź Volturi na takie złamanie prawa była automatyczna, decyzja już została podjęta. Odwróciłam się, otulając śpiącą Renesmee, ukrywając we własnych włosach, chowając twarz w jej lokach.-Myślę, że chodzi o to, co zobaczyła tamtego popołudnia – powiedziałam głośno, przerywając Emmettowi, cokolwiek on mówił. – Dla kogoś, kto stracił matkę, bo stworzyła nieśmiertelne dziecko, jak może wyglądać Renesmee? – Znów zapadła cisza, gdy wszyscy zrozumieli, o co mi chodzi.– Nieśmiertelne dziecko – wyszeptał Carlisle. (BD)

– Bella?!? Bella!!! – Ze wspominania przeszłości wyrwał mnie zaniepokojony głos przyjaciółki. – Co się dzieje? – wyjąkała zatrwożona. – Wyglądałaś jak martwa! Nie strasz mnie więcej! – Uderzyła mnie w ramię.– Przepraszam zamyśliłam się. – Zamrugałam intensywnie powiekami, by wymazać obraz córki, wbijający się w mój umysł niczym śmiercionośny sztylet. Zacisnęłam szczęki, by nie pozwolić swojej słabości wziąć nade mną góry, musiałam być twarda i zmierzyć się z przyszłością. – Już tu są! – Wampirzyca chwyciła moją dłoń, ściskając ją dla otuchy.– Wiem – wyszeptałam, gdy dobiegły mnie śmiechy z dołu, wrócili w dobrych humorach, powinno mnie to było w jakiś sposób pokrzepić, ale niestety nie stało się tak. Zeszłyśmy do salonu bez większego przekonania, czy było to słuszne postanowienie. Alice stanowczo powinna była poczekać z tym do powrotu Carlisle’a. Na parterze, wszyscy jak na komendę odwrócili się w nasza stronę, Rose posłała w moim kierunku złowrogie warknięcie. Zignorowałam ją, ponieważ Edward zawsze radził mi to robić w sytuacjach kryzysowych.– To jest Nessie! – zaświergotała Alice z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy.– Wygląda jak Bella. – Wzdrygnęłam się usłyszawszy głos Laurenta. – No prawie! Tamta miała brązowe oczy. – Zaśmiał się. – Witaj w rodzinie, Nessie! – Uśmiechnął się szeroko. Myślałam, że zwymiotuję dotykając jego dłoni.– Więc tak wyglądała ukochana Edwarda? – Tanya zrobiła mało przyjazną minę – Witaj. Jestem Tanya. – Podała mi dłoń. Wiedziałam, że ostrzeżenia

11

Alice nie były bezpodstawne, ale myślałam, że przesadzone. Jak zwykle się myliłam.– Cześć – odchrząknęłam, starając się zabrzmieć przyjaźnie.– Jestem Kate. – Jasna blondynka wbiła wzrok w podłogę. – Chciałabym przeprosić za mojego męża – dodała ze skruchą, wyciągając rękę w moim kierunku.– To już się stało, Kate! Nie cofniemy tego – odparłam życzliwym tonem, nie podając jej jednak swojej ręki, jak nakazywało dobre wychowanie. Nie miałam do niej żalu o to nieporozumienie w lesie, ale pamiętałam, na czym polegała jej inność. Może było jej przykro z powodu incydentu między mną, a jej mężem, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że ma do mnie również żal, ponieważ jej ukochany pozostawił ją tutaj samą. Jeżeli znalazłabym się w takiej sytuacji, zapewne czułabym to, co ona i chciałabym w jakiś sposób wyładować swoją frustrację na winowajcy. – Bello! – Upomniała mnie przyjaciółka, zerkając dyskretnie na nadal wyciągnięta dłoń Denalki. – No tak. – Udawałam rozkojarzenie. – Tak bardzo parzy mnie w gardle, chce mi się pić. – Uskarżałam się, odgrywając swoją rolę. Nastawiona na porażenie prądem podałam dłoń blondynce, jednak nic się nie stało, bynajmniej mi. Dziewczyna patrzyła na mnie z niedowierzaniem, dając mi tym samym pewność, że jednak posłała w moją stronę wiązkę elektryczności. – Coś się stało, Kate? – zapytałam z szerokim uśmiechem, przekonałam się bowiem, że moja tarcza nadal była częścią mnie i chroniła przed wcelowanym w moim kierunku zamachem. W późniejszym czasie zapragnęłam czegoś spróbować i przekonać się, czy cenne wspomnienia zaowocują. Jeżeli moje przypuszczenia okazałyby się prawdziwe, mogłabym w pojedynkę walczyć z watahą i rodziną królewską. Z resztą gości przywitałam się w naprawdę połowiczny sposób, tłumacząc się niepohamowaną potrzebą zaspokojenia pragnienia. Alice była dumna z mojego kunsztu aktorskiego. Zadowolone rzuciłyśmy się pędem w stronę lasu. Noc była przyjemna i ciepła, bynajmniej takie odnosiłam wrażenie, w obecnym stanie nie odczuwałam różnic synoptycznych. Wszystko zdawało się być identyczne i bez jakiegoś szczególnego zarysu, po prostu było. Zastanawiałam się jedynie, jak długo zdołam spychać pozostałe alterego w otchłań własnego jestestwa. Nie byłam na tyle silna, by lekceważyć wrzącą we mnie quileutecką krew, nawet będąc uśpioną komórką sprawiała mi ból.– Bella? Mam pytanie! – Alice nagle przystanęła i spojrzała na mnie poprzez zwężone powieki. Jej oczy szkliły się w ciemności, nie oznaczało to niczego dobrego. Znałam minę, która gościła na jej twarzy, zwała się podejrzliwością.

12

– Masz ich dziś mnóstwo. – Westchnęłam zrezygnowana. – Pytaj. – Wywróciłam oczyma, czując się pokonana. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że zadręczałaby mnie do momentu, w którym bym pękła.– Dlaczego nie chciałaś jej podać ręki? – Przyłożyła palec wskazujący do ust, odniosłam wrażenie, że właśnie rozważała wszelakie ku temu powodu, jakie mogły mną kierować.– Dylemat moralny? – skłamałam, przełykając głośno ślinę.– Jasne – prychnęła. – Ile razy mówiłam ci, że jesteś beznadziejną kłamczuchą? – Pokręciła głową niezadowolona.– Oj przepraszam, ale przed chwilą wychwalałaś mój kunszt aktorski! – odparłam poirytowana.– Owszem, aktorstwo to jedna z form oszustwa – przytaknęła. – Powiedz prawdę! – zażądała tonem nieznoszącym sprzeciwu.– Jesteś upierdliwa! – syknęłam zrezygnowana. – Skoro tak nalegasz, to może spróbuję ci pokazać dlaczego!? – zaproponowałam z fałszywą uprzejmością. Oczywiście nie miałam bladego pojęcia, czy uda mi się dokonać tego, co obmyśliłam już podczas powitania z gośćmi w salonie, ale bardzo chciałam tego spróbować. Ewentualnie gdybym osiągnęła sukces, z premedytacją prowokowałabym pozostałe uzdolnione wampiry do agresji przeciw mnie, nawet jeśli musiałabym przemierzyć świat w poszukiwaniu ich. Plusem dla mnie był fakt, że najdoskonalszy tropiciel naszego gatunku już mnie skrzywdził. Jeżeli tylko moja indywidualność zdołała wtedy przechwycić jego umiejętność, byłabym bliższa spełnienia opracowywanej taktyki.– Czy to bezpieczne? – zapytała zaniepokojona, gdy nabrałam w płuca maksymalną ilość powietrza. W odpowiedzi wzruszyłam jedynie ramionami. Intensywnie skupiałam się na twarzy jasnowłosej wampirzycy i na posiadanym przez nią darze, na swój własny osobliwy sposób próbowałam go powielić i zmusić, by stał się ze mną jednością. Niewidzialna materia okalająca moje ciało rozszerzała się i zwężała, pulsowała w sposób, jakby była żywą istotą, niezależną od mojej woli. Poskromienie jej nie zajęło zbyt wiele czasu, jednak spożytkowało stanowczo zbyt wiele mych sił. Miałam wrażenie, jakby wysysała ze mnie energię niczym pasożyt. Gdy byłam już gotowa, podeszłam do wampirzycy.– Witaj, Alice! – Uśmiechnęłam się sztucznie, wyciągając w jej stronę dłoń. W momencie, gdy ją pochwyciła, wystrzeliłam w jej stronę swoją materią. To, co stało się ułamki sekundy później, zatrwożyło nas obie. Nie poraziłam jej prądem, choć takie było moje założenie, zaserwowałam jej za to nietuzinkowy widok.

Tylko Edward zgodził się być naszym królikiem doświadczalnym. Po wielu godzinach ćwiczeń miałam wrażenie, że powinnam być zmęczona, jednak

13

odczuwałam tylko psychiczne znużenie. Moje ciało było zbyt idealne by poddać się czemuś tak ludzkiemu, jak wysiłek. Dobijał mnie fakt, że to Edward odczuwał ból podczas moich eksperymentów. Tak naprawdę wolałabym, by Zafrina mi pomagała. Wtedy Edward mógłby wpatrywać się w jej przepiękne iluzje, choć na chwilę zapominając o cierpieniu. Zdaniem Kate potrzebowałam lepszej motywacji, a to oznaczało tylko Edwarda. Do używania swojego daru podchodziła wręcz sadystycznie – wcale mnie to nie cieszyło. Jej zdaniem miło spęczała ze mną czas.– Cześć, skarbie. – przywitał się radośnie Edward próbując ukryć dziwne zdrętwienie w jego głosie.Chciał podtrzymać mnie na duchu – Dobra robota, Bello. – Wzięłam głęboki oddech skupiając się napozytywach. Musiałam jak najbardziej rozciągnąć moją osłonę, zupełnie jak gumę.– Kate i znowu to samo! – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Kate położyła dłoń na ramieniu Edwarda. Westchnął z wyraźną ulgą.– Tym razem nic nie poczułem…– Tym razem też nie poszło ci najlepiej. – stwierdziła Kate marszcząc brwi.– Przepraszam! Ja naprawdę nie rozumiem. – pożaliłam się.– Dlaczego nie potrafię tego zrobić…?!– Bello, odwalasz kawał dobrej roboty. – zapewnił Edward – Uczysz się od niedawna i robisz duże postępy. Kate, skomplementuj ją.– Mogłabym ale nie czuje jeszcze takiej potrzeby. Mam wrażenie, że jeśli się postara zrobi to o wiele lepiej. – stwierdziła Kate z dziwnym wyrazem twarzy. – Nadal uważam, że nie ma odpowiedniej motywacji.– Kate – powiedział Edward ostrzegawczo doskonale wiedząc co planuje. Podążyła w kierunku Zafriny, Jacoba i… Renesmee.– Nessieee – towarzysze szybko skrytykowali jej ohydne przezwisko. – Chciałabyś pomóc mamusi..?(BD)

Stałyśmy po środku projekcji astralnej, było to dla mnie tak samo niewiarygodnym doświadczeniem, jak i dla niej. Być może zbyt mocno skupiłam się na wspomnieniu Kate, właśnie w tamtym czasie byłam świadkiem, jak i potencjalną ofiarą jej zdolności. Chcąc powielić dar Denalki i odpowiedzieć równocześnie przyjaciółce na jej pytanie, popełniłam najwyraźniej jakiś błąd, który w rezultacie pogrążył mnie przed Alice. Zdawałam sobie sprawę, że ujrzała coś, czego nie powinna była, zdradziłam przed nią skrzętnie skrywaną od wieku tajemnicę. Nie pozostawiało mi to złudzeń, będę musiała uświadomić ją prędzej niż zamierzałam. Gdy obraz moich wspomnień rozmył się między drzewami, spojrzałam niepewnie w stronę stojącej nieruchomo przyjaciółki. Nawet

14

mimo ciemności, panującej w lesie, bez trudu mogłam dostrzec przerażenie w jej oczach, jednym słowem doznała wstrząsu psychicznego. Widziałam ten stan już u Edwarda w identycznych okolicznościach, w sumie Alice też była świadkiem moich projekcji, jednak w równoległym świecie. Pamiętam, jak upuściła wówczas tacę z moimi bułeczkami, byłam tym wówczas bardzo niepocieszona – cóż za marnotrawstwo. Musiałam stawić czoła własnemu przerażeniu i postarać się naprawić swoje poczynania. Nie mogłam pozwolić, by dziewczyna pozostawała w tym stanie, nie miałam pojęcia, jak to by na nią wpłynęło. Nie miałam również żadnego wyobrażenia, jak ją z owego stanu wyprowadzić, nie znałam się na medycynie, a z pewnością nie na psychiatrii. Nie chciałam nabroić więcej niż do tej pory i jedynym sensownym wyjściem okazało się poproszenie o pomoc innych. Nie myśląc nad tym, że pozostawiam przyjaciółkę na pastwę losu, rzuciłam się pędem w stronę domu. Nie wiem nawet czy pokonałam dziesięć metrów, jak wpadłam z impetem w czyjeś objęcia, byłam tak wystraszona, że po drodze zagubiłam najwyraźniej wampirze instynkty. Los okazał okrutny, nie tego wampira pragnęłam napotkać w tych jakże niesprzyjających mi okolicznościach.– Edward? – bąknęłam, starając się wyswobodzić się z jego uścisku. – Musisz mi pomóc! – Chwyciłam go mocno za koszulę.– Co się stało? – zapytał zaniepokojony. – Nessiee, co robisz sama w lesie? – zapytał podejrzliwie.– Jestem nowonarodzonym wampirem i poluję, żeby zaspokoić pragnienie – wyrecytowałam, co zabrzmiało tak wiarygodnie, jakbym przekonywała go właśnie, że mamy piękne słoneczne popołudnie a nie środek nocy.– Tak właśnie podejrzewałem – mruknął pełen ironii. – Co się stało? – ponowił pytanie, będąc już naprawdę zniecierpliwionym i zaniepokojonym równocześnie.– Alice – zdołałam jedynie jęknąć i pociągnęłam go za sobą. Gdy dotarliśmy na miejsce, przy dziewczynie stał już Carlisle z nic niezdradzającą miną. Wyglądał jak pokerowy gracz, co napawało mnie jedynie przekonaniem, iż znalazłam się w tarapatach. Doktor intensywnie nad czymś główkował. Miałam jedynie nadzieję, że córka oszczędziła mu opowieści na temat rewelacji, jakich jej dostarczyłam.– Co ci jest? – Edward przykucnął obok siostry. – Nie wyglądasz dobrze!– Miałam wizję. – Spojrzała na mnie przelotem, skinęłam głową na znak podzięki, że mnie kryła. – To nic znaczącego! – dodała z lekkim uśmiechem.– Dlaczego więc recytujesz w myślach po hebrajsku? – Spojrzał na nią podejrzliwie, Edward nie był naiwny. Był za to bardzo podobny do swojej siostry, on również nigdy się nie poddawał. Zrobiło mi się słabo na myśl, że

15

będę zobowiązana wytłumaczyć mu wszystko, dosłownie wszystko. Miedzianowłosy nigdy nie pozostawiał mi najmniejszych szans na pomijanie szczegółów, był zawsze bardzo ciekawy mojego życia, czekało mnie recytowanie nigdy niekończącej się opowieści. Odruchowo spojrzałam w stronę ściany lasu, analizując w myślach, czy zdołam przed nimi uciec i skryć się gdzieś, gdzie nigdy mnie nie odnajdą. Byłam zwykłym tchórzem.– Edward! Umawialiśmy się przecież. – zganił go doktor. – Każdy ma prawo do prywatności. – dodał, pomagając brunetce podnieść się z ziemi. Oczywiście nie potrzebowała jego podpory, ale Cullenowie już tak długo praktykowali zachowania ludzkie, że te najwyraźniej głęboko się w nich zakorzeniły.– Przepraszam. – Westchnął. – Ale Renesmee była taka przerażona stanem Alice – bronił się miedzianowłosy, wskazując na mnie dłonią. Natychmiast odwróciłam się w ich stronę, zaprzestając szukania najszybszej drogi ewakuacji.– Nie widziała przecież dotąd wampirzycy wpadającej w stan półjawy. Edward, jak niby miała zareagować? Jest nowonarodzoną i cieszmy się, że mnie nie zabiła, gdy nie byłam w stanie się bronić! – wtrąciła się brunetka. – Przepraszam, że cię nastraszyłam, Nessie. – Podała mi rękę. W momencie gdy odwzajemniłam ten gest, upadła na kolana, tłumiąc w ustach cichy jęk.– Ups… ta siła nowonarodzonych! Całkowicie o tym zapominam. – Zrobiłam najgłupszą minę, jaką tylko potrafiłam. – Przepraszam cię – szepnęłam do przyjaciółki. – Powinnaś zmierzyć się na rękę z Emmettem. – Pokiwała jedynie głową, masując zapewne obolałą dłoń, jakby nie patrzeć poraziłam ją przed chwilą prądem.– Za dużo przepraszasz, Renesmee, jak na kogoś, kto nie umie myśleć o niczym innym jak tylko o zaspokojeniu pragnienia – pozwolił sobie zasugerować młody Cullen. – Carlisle, powinieneś ją zbadać czy wszystko jest w porządku! Może jednak przedawkowałeś jej morfinę i są skutki uboczne!?– Nachylił się ojcu do ucha, co było niedorzeczne i niegrzeczne z jego strony. Carlisle spojrzał na niego, jakby nie miał bladego pojęcia, o czym mówi jego syn. Po sekundzie Edward przytaknął nieznacznie głową, dobrze wiedziałam, że odpowiadał doktorowi na mentalne pytanie. Gdzie są moje zdolności, jak ich potrzebuje? – Zdaje się, że powinniśmy porozmawiać, Nessie. – Doktor spojrzał na mnie ze zbyt wielką powagą, nawet jeśli miał na myśli moje zdrowie (o ile można użyć tego słowa w stosunku do wampirów).

16

– Dobrze, proszę pana – przytaknęłam i powłóczyłam nogami, idąc niczym skazaniec za pozostałymi. Czekała mnie długa noc… mina Carlisle’a jedynie mnie w tym utwierdzała. W wejściu przywitała nas Esme z szerokim uśmiechem.– Witaj, kochana. – Przytuliła mnie mocno do piersi, Edward posłał jej karcące spojrzenie. – Nie martw się synu. – Spojrzała na niego. – Czuję, że twoja dziewczyna nie stanowi zagrożenia. – Uśmiechnęła się pogodnie. Oboje z Edwardem wydaliśmy z siebie bliżej nieokreślony jęk.– Mamo! – Wywrócił oczyma. – Zawstydzasz mnie.– Wiesz, że nie miałam takiego zamiaru. – Rozczochrała dłonią jego włosy, to był uroczy widok, zdawali się być tacy szczęśliwi.– Może zaprowadzisz dziew… koleżankę do jej pokoju? – Zachichotała Alice, puszczając mu perskie oko.– Carlisle, Esme. – Spojrzałam na gospodarzy. – To naprawdę nie jest potrzebne! Mogę wrócić do siebie! – Nie czułam się komfortowo ze świadomością spędzania nocy w jednym domu z ukochanym, musząc unikać jego towarzystwa.– Carlisle musi cię zbadać! – zawyrokował miedzianowłosy, starając się nie patrzeć w moim kierunku. – Jeżeli wszystko będzie w należytym porządku, będziesz mogła odejść, oczywiście jeśli nadal będziesz chciała – dodał, odwracając się przodem do mnie, w jego spojrzeniu mogłam doczytać się jedynie tęsknoty.– Zgadzam się – przytaknęłam, siląc się na uśmiech. – Z chęcią spędzę z wami ten czas, wydajecie się być bardzo mili – dodałam, robiąc głęboki wdech.– Jesteśmy – poprawiła mnie natychmiast przyjaciółka. – Chodź, pokaże ci twój pokój. – Chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła za sobą.– Jeszcze raz dziękuję – zawołałam w stronę gospodarzy i spojrzałam niezadowolona na brunetkę. – Pomyślałaś, że mogę nie być gotowa tam iść? – skrytykowałam jej działania.– Musimy porozmawiać i to poważnie! – odparła nie zwracając uwagi, że powiedziała to dość głośno, zbyt dosadnie, by nie zwróciło to uwagi pozostałych zebranych w salonie. Emmett spojrzał na nas z zaciekawieniem, gdy go mijałyśmy.– Wiem – mruknęłam niezadowolona, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę drzwi wejściowych, ukochany spoglądał na mnie jakby z wyrzutem. A może było to jedynie efektem mojego przewrażliwienia? Podświadomie czułam, że zbliża się to, co nieuniknione i nie byłam tym faktem pocieszona.

17

– Zamknij oczy! – nakazała wampirzyca, gdy stałyśmy już na piętrze przed drewnianymi drzwiami. – Udawaj chociaż, że jesteś podekscytowana – burknęła widząc moje nastawienie.– Jestem! – syknęłam. – Może nie w sposób, jaki byś chciała, ale jestem – dodałam łagodniejszym tonem, starając się opanować drżenie rąk. Nie wiedziałam czy było to spowodowane nerwami, czy może toczącą się we mnie walką? Podejrzewałam tę drugą opcję, zwarzywszy na ustępowanie drażniącego uczucia palenia w gardle. Nie było dobrze!– Nie zemdlej. Edward naprawdę się postarał – szepnęła mi do ucha, uchylając drzwi. Rady brunetki nie okazały się bezpodstawne, gdybym była w stanie naprawdę bym zemdlała. Pierwsze, co ujrzałam to wielkie łoże z pięknymi mosiężnymi zdobieniami, różniło się od tego, które zapisałam w swojej pamięci, z mojej piersi wydobył się cichy jęk na wspomnienie chwil spędzonych na nim wraz z ukochanym. To na które właśnie spoglądałam, było równie wspaniałym podarunkiem i podświadomie odniosłam wrażenie, że i z nim będę miała wiele cudownych wspomnień.– My przecież nie sypiamy – zwróciłam się do wampirzycy, udając wielkie niezrozumienie dla faktu postawienia owego mebla w moim pokoju. W odpowiedzi wyszczerzyła się jedynie rozbawiona, utrwalając spojrzenie na suficie. Gdybym była ludzką istotą, starą poczciwą Bellą, zapłonęłabym zapewne szkarłatnym rumieńcem. Zorientowałam się, co ten mały chochlik miał na myśli i nie ukrywam, że zaintrygował mnie pomysł Edwarda. Co chciał dać mi do zrozumienia? Jeżeli żywił nadzieję dzielenia ze mną wspólnego łoża… Nie, to na pewno było jakieś nieporozumienie.– Może powinnam wyprawić wam najpierw wesele? – Zachichotała Alice, zerkając na mnie ukradkiem, przyłapała mnie właśnie na fantazjowaniu o swoim bracie.– Zamknij się. – Potrząsnęłam głową, czując ogrom zakłopotania. – Jesteś w błędzie i pozostaw swoje złote myśli dla siebie! Edward to zapewne słyszał – skarciłam ją z naganną w oczach.– On się jakoś nie skarży. – Zachichotała cichutko. – Wejdziesz, czy będziemy tak stały w wejściu? – zaproponowała, po czym bezceremonialnie wepchnęła mnie do środka. Posłałam jej niezadowolone spojrzenie.Przez sto lat nie zmieniła się nawet o drobinę! Prychnęłam z całą siłą swoich mentalnych płuc, patrząc równocześnie, jak zamyka za nami drzwi. Ogarnęłam wzrokiem resztę pomieszczenia. Na półkach przytwierdzonych do śnieżnobiałych ścian stały poukładane książki, moje książki, tak dla jasności. Zamarłam, uzmysławiając sobie, skąd Cullen je zabrał. Był w moim pokoju! Ile zobaczył? Ile pytań wkradło się do jego umysłu? Poczułam narastającą we mnie panikę. Mój azyl był odzwierciedleniem mojej tęsknoty, wampir z całą pewnością dopatrzył się w nim zbyt wielu

18

podobieństw do pokoju, w którym spędzał ze mną praktycznie każdą noc w domu komendanta Swana. Czy zorientował się, w czasie mojej rzekomej przemiany, kim jest w rzeczywistości dziewczyna leżąca w gabinecie jego ojca? A może jednak Carlisle zdradził się przed nim? To chciał powiedzieć mi, przekładając te wszystkie rzeczy tutaj!?– Edward przeniósł część twoich rzeczy, abyś poczuła się jak u siebie – szepnęła mi do ucha, rozwiewając równocześnie moje niepokoje. Chciał jedynie, bym nie czuła się obco. Odetchnęłam z ulgą. – Stwierdził, że masz podobny gust jak Bella – wyjaśniła z szerokim uśmiechem.– Tak! Zapożyczyłam pomysł na wystrój pokoju, przeglądając stare zdjęcia! – zawołałam w stronę drzwi, by chłopak mnie usłyszał. – Co nie znaczy, że mogłeś grzebać w moich osobistych rzeczach – mruknęłam zażenowana na samo wyobrażenie jego idealnych dłoni przeszukujących szufladę z moją bielizną. Miałam nadzieję, że nie był na tyle bezczelny.– Ja pozwoliłam sobie zapełnić twoją garderobę! – Uśmiechnęła się brunetka, wypinając z dumą pierś do przodu.– Już się boję. – Wywróciłam oczyma.– Nie zrzędź! Edward kategorycznie zabronił kupowania ci wszystkiego, co ma więcej niż cztery wycięcia. – Pokazała mi język. – Pozwolisz, że go zacytuję? „Jeden na głowę, dwa na ręce i czwarty… „– Zamyśliła się.– Aby miała jak włożyć na siebie normalną koszulkę! – Z dolnej kondygnacji doszedł nas rozbawiony baryton chłopaka. – No właśnie – przytaknęła. – Uwierzysz, że musiałam okraść muzeum? – Posłała mi pełen wyrzutu uśmiech.– Mam uczulenie na lateks i totalne bezguście – skwitowałam.– Tak, od zawsze miałaś niebanalny gust, co? – prychnęła, wywracając oczyma. – Mogłabyś chociaż podziękować. – Wzruszyła ramionami.– Dziękuję. – wycedziłam. – Mam swoje ciuchy i naprawdę nie potrzeba mi nowych – dodałam spokojniej. – Kochana jesteś! – pisnęłam, dobrze wiedząc, że swoim entuzjazmem sprawię jej wielką przyjemność, dobrze ją znałam, lepiej niż ona mnie.– Już lepiej. – Ucałowała mnie w policzek, po czym nieoczekiwanie odskoczyła. – Mam jeszcze tylko małą prośbę. – Spojrzała mi głęboko w oczy zaciskając mocno szczęki.– Jaką?– Zaprzestań już demonstrowania swojej akumulatorowej niechęci, ok!? – Odruchowo potarła usta, robiąc przy tym niezadowoloną minę.Dopiero po chwili zorientowałam się, w czym tkwił jej problem. Ponownie i oczywiście bezwiednie potraktowałam ją ładunkiem elektrycznym.– Będę starała się tę niechęć jakoś poskromić – odparłam, unosząc dłonie w akcie bezradności. Nie miałam pojęcia, jak to wyłączyć i nie sprawiać bólu

19

pozostałym, którzy zechcą mnie dotknąć, nie umiałam panować nad darem Kate. Wszystko komplikowało się w zastraszająco szybkim tempie.– Skoro dałaś słowo to zabieram cię jutro na zakupy! – Zatarła dłonie a na jej buzi zawitał szelmowski uśmieszek.Co ona znowu kombinuje?– Czy właśnie nie powiedziałaś przed chwilą, że mam załadowaną po brzegi garderobę!? – oburzyłam się, nie mając najmniejszego zamiaru w jej towarzystwie uprawiać sportów ekstremalnych, którymi zapewne śmiało mogłabym określić buszowanie po sklepach.– Nie przesadzaj – oponowała przesłodzonym tonem. – Będziemy miały okazję lepiej się poznać! Wiesz, że przyjaciółki nie mają przed sobą tajemnic! A ja doskonale widziałam, jak patrzyłaś na mojego przystojnego braciszka. – Zachichotała, pokazując mi język.Mała, wredna, podstępna wampirzyca!Nie dałam się wkręcić w jej grę.– Dziwi cię to? – Wzruszyłam ramionami. – Edward to przystojny wampir, musiałabym być ślepa, by tego nie dostrzec – odparłam, stukając się równocześnie w czoło, by dać do zrozumienia brunetce, że jest psychiczną wariatką, pogrążając mnie swoimi słowami. Nie mogłyśmy jednak powstrzymać śmiechu, gdy z dołu dobiegł nas niezadowolony kobiecy syk, najwyraźniej Tanya dała upust swojej frustracji. – Więc może podziękujesz mu osobiście? – zaproponowała. Automatycznie zrobiłam poziome cięcie palcem wskazującym w poprzek szyi, dając jej tym samym do zrozumienia, że sprowadziła na siebie niemałe kłopoty.– Nie będę mu przeszkadzać! – syknęłam. – Edward doskonale słyszy moje podziękowania z tego miejsca – dodałam, nie mogąc się pohamować przed pokazaniem przyjaciółce środkowego palca. Maria zawsze używała tego gestu, gdy ktoś ją wkurzył, uznałam zatem, że nie było nietaktem użycie go w tej chwili. W momencie gdy opuszczałam dłoń, rozległo się delikatne pukanie do drzwi.„Wiel– kie dzię– ki ” – rzekłam bezgłośnie w stronę zadowolonej z siebie Alice.– Idę zobaczyć co u Jaspera! – Pokazała mi język, po czym otworzyła drzwi. – O, Edward! – Udała zaskoczenie. – Wejdź, proszę. – Zaśmiała się, po czym w podskokach opuściła pokój.– Chciałam podziękować! – pisnęłam bezsensownie, co na domiar złego zabrzmiało jak pytanie. Towarzystwo miedzianowłosego bardzo mnie stresowało, a ten dodatkowo, i jakby celowo posyłał w moim kierunku to swoje sławienie firmowe spojrzenie, najwyraźniej chciał mnie dobić.– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł oblizując usta. Stałam tak jak słup soli, i niczym najczulszy z obiektywów kamery rejestrowałam, jak jego

20

bladoróżowy język zostawia na ustach zwilżony ślad. Ogień wybuchł we mnie z porównywalną siłą erupcji wulkanu budzącego się do życia. Z całą determinacją, jaką umiałam z siebie wykrzesać, powstrzymywałam niefrasobliwe ciało pragnące stać się jednością z osobnikiem stojącym tuż przed nim. Ratunku!!!! Darłam się z całą mocą swoich mentalnych płuc.– Coś nie tak? – zapytał zaniepokojony moją postawą. Nadal stałam w miejscu, jedyną różnicą był fakt, że dyszałam, jakbym przebiegła dwa okrążenia globu.– To chyba ta morfina. – Ocknęłam się z transu. – Wracając do sedna, pokój bardzo mi się podoba i pominę nawet szczegół, że splądrowałeś jakby nie patrzeć mój dom. – Uśmiechnęłam się delikatnie, starając się ustabilizować swoje wciąż narastające pożądanie.– Nie myszkowałem, jeśli to masz na myśli. – Pokręcił głową. – Zabrałem jedynie kilka rzeczy. – Posłał mi kolejny zniewalający uśmiech.– Jeszcze raz dziękuję. To było miłe z twojej strony. – Westchnęłam, robiąc krok w jego kierunku. – I przepraszam za to zajście w lesie, nie powinnam rzucać się na twojego przyjaciela – dodałam skruszona.– Pamiętasz? – zdziwił się. Zamarłam. Faktycznie, jedynie on z niewtajemniczonych wyłapał niezgodność, nie powinnam była zbyt dobrze pamiętać wydarzeń sprzed przemianowania.– Wszyscy o tym mówią. – Wzruszyłam ramionami, udając, że czułam się winna temu zajściu. – Jak już wspomniałam wcześniej… Jeszcze raz dziękuję. – Grałam zawstydzoną jego wizytą w moim pokoju, dając mu tym samym do zrozumienia, że byłoby lepiej, gdyby się oddalił i dał mi się rozgościć.– Dostanę buziaka? – Uśmiechnął się zawadiacko, unosząc brew do góry. Kolejny niezadowolony syk dobiegający z dołu. Jeśli Cullenowie nie zabiliby mnie w momencie poznania prawdy, to z całą pewnością wyręczyłaby ich Tanya.– Edward! – zagrzmiała rozbawiona Esme.– Dziewica w akcji! – nabijał się Emmett. – Auć, to bolało, Alice! – uskarżał się, pocierając o coś ręką, zapewne o kark.– Ale pójdziesz sobie? – wolałam się upewnić, nie byłam gotowa na dalszą jakąkolwiek rozmowę z ukochanym. – Twoja rodzina ma z nas niezły ubaw – dodałam zawstydzona, nadal słysząc śmiechy dochodzące z salonu.– Tak. – Wyszczerzył się w odpowiedzi. – Nie ruszaj się – dodał, szepcząc na granicy bezgłosu. Jego prośba była zbyteczna, ponieważ już samą swoją obecnością sprawiał, iż nie byłam w stanie się poruszyć. Jego zapach zniewalał moje zmysły i ciało, wypełniał każdą komórkę mojego ciała, irracjonalnie budząc je do życia. Miękkie, pięknie skrojone wargi złożyły

21

pocałunek na moim czole, kolejno spoczęły na ustach, by naprzeć na mnie całą swoją potęgą. Całował mnie z pasją i determinacją, dokładnie w ten sam sposób, jak w lesie. W momencie gdy oderwał swoje usta od moich, bezwiednie wychyliłam się do przodu, jakbym starała się pochwycić wspomnienie tej pieszczoty.– Nie zapominaj o oddychaniu – wyszeptał ponad moją głową i pocałował jej czubek. – Jeśli nie będzie to z mojej strony nietaktem – zawahał się – kolorowych snów, piękna – dodał, zamykając za sobą drzwi. Stałam z opuszczonymi wzdłuż tułowia rękoma i nadal nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą się stało, wpatrywałam się ogłupiało w drewniane wrota. Kolejny raz w moim umyśle zawrzało, słowa ukochanego zatrwożyły moim jestestwem. Co miał na myśli tym razem? Zbyt wiele, określmy to mianem zbiegów okoliczności, wkradało się w jego czyny, podświadomie łamiąc moje przekonanie o jego niewiedzy. Może byłam przewrażliwiona? Ale czy oby na pewno?

– Zemdlałam... Przez Ciebie – oskarżyłam go słabym głosem– I co ja mam z tobą począć dziewczyno? – jęknął – Kiedy pocałowałem cię wczoraj, rzuciłaś się na mnie, a dziś straciłaś przytomność! Zaśmiałam się cicho, nie doszłam jeszcze do siebie.– A niby we wszystkim jestem dobry– westchnął– W tym cały problem. Jesteś za dobry. O wiele za dobry– Mdli cię?– spytał. Widywał już mnie w tym stanie– Nie, to było coś zupełnie innego. Nie wiem, co się stało. Wydaje mi się, że zapomniałam o oddychaniu. (Zmierzch)

Wspomnienie tamtej chwili wymusiło na mnie ciche jęknięcie. Co, jeśli Cullen w swoich słowach odniósł się do tamtej właśnie chwili? Czym mogłabym zdradzić się przed ukochanym? Wzięłam głęboki wdech, chcąc dodać sobie tym samym otuchy i ewentualnie zmusić umysł do pełnej koncentracji. Postanowiłam spojrzeć na to wszystko z zupełnie innej perspektywy, niż dotychczas, a dokładnie z punktu widzenia nowonarodzonego, jako którego mnie teraz postrzegano. Oczywiście wiele mi brakowało do perfekcji, nawet Edward wypomniał mi moje niedociągnięcia, mogłam z nich jednak śmiało wybrnąć. Kluczem do sukcesu było jedynie zdobycie akceptacji Carlisle’a i nakłonienie go, by zapoznał swoją rodzinę, jak i przyjaciół, ze swoimi przypuszczeniami odnośnie mojego „nienaturalnego” zachowania. Jedynym mankamentem owego planu, był fakt, iż znając doktora, będzie chciał posiąść moją tajemnicę. Człowiek, wilk i wampir jako jedna

22

współdziałająca ze sobą komórka, ewenement, zaiste, taką mnie postrzegał. Był też poniekąd naukowcem i jeżeli zechciałby poznać wszelkie detale odnośnie natur we mnie drzemiących, nie powinnam mieć do niego żalu odnośnie ciekawości, którą by emanował. Zdawałam sobie sprawę również z tego, że asystowałby mu zapewne Eleazar, ale nie zamierzałam marudzić. To byłaby lepsza alternatywa niż sesja z Liamem czy Maggie, wobec których nie mogłabym pozwolić sobie na lekkie naginanie faktów. Tak, zamierzałam zataić przed doktorem większość swoich sekretów, głównie tych, które wiązały się z wydarzeniami w innej rzeczywistości. To chyba zrozumiałe! Mając już opracowany plan uratowania swojego tyłka od wszelakich podejrzeń, wobec mojego zbyt potulnego zachowania, powróciłam do analizowania słów ukochanego. Byłam żałosna! Alternatywna przeszłość czy też namacalna teraźniejszość, w bynajmniej w jednym się nie różniły – w nich obu mój mózg zdawał się nie pracować normalnie. Stuknęłam się w czoło, sławiąc równocześnie własną głupotę.

- Ile mam czasu?- Charlie będzie za pięć minut. Zachowuj się normalnie.Esme skinęła głową i wzięła mnie za rękę. – Najważniejsze, żebyś nie siedziała zbyt nieruchomo i nie poruszała się zbyt szybko – powiedziała.-Usiądź, jeśli on też usiądzie – wtrącił się Emmett. – Ludzie nie lubią tak sobie stać.-Co jakieś trzydzieści sekund rozglądaj się dookoła – dodał Jasper. – Ludzie nie patrzą się zbyt długo w jeden punkt.-Pięć razy skrzyżuj nogi, a potem pięć razy same kostki – powiedziała Rosalie. Kiwałam głową przy każdej poradzie. Zauważyłam, jak robili niektóre z tych rzeczy już wczoraj. Wydawało mi się, że uda mi się naśladować te czynności.- I mrugaj przynajmniej trzy razy na minutę – powiedział Emmett. Zmarszczył brwi, a potem rzucił się do pilota na drugim końcu stolika. Włączył telewizor na rozgrywki futbolowe lokalnego college’u i kiwnął głową sam do siebie.-Poruszaj też rękami. Zbieraj włosy do tyłu, albo udawaj, że coś drapiesz – powiedział Jasper.-Powiedziałam „Esme” – poskarżyła się Alice, gdy wróciła. – Przytłoczycie ją.-Nie, chyba wszystko zapamiętałam – powiedziałam. – Siedzieć, rozglądać się, mrugać, wiercić się.-Dobrze – pochwaliła mnie Esme. Uścisnęła moje ramiona.

23

Jasper zmarszczył brwi. – Będziesz wstrzymywać oddech tak długo, jak to możliwe, ale musisz poruszać ramionami, żeby wyglądało to chociaż tak, jakbyś oddychała. Odetchnęłam i znów skinęłam głową. Edward przytulił mnie z drugiej strony. – Dasz radę – wymruczał słowa zachęty do mojego ucha. (BD)

Edward dał mi jedynie cenną wskazówkę, bym nie zapomniała zachowywać się jak człowiek, jego siostra w końcu zaprosiła mnie na wspólną wycieczkę do miasta. Z drugiej jednak strony? Kto wypuściłby nowonarodzonego do arterii tętniącej życiem? Nieokiełznany wampir, żądny świeżej krwi, potraktowałby to jako ucztę przy szwedzkim stole, a na to Cullenowie nie pozwoliliby sobie nigdy, zbyt wysoko cenili ludzkie życie i własne utajnienie. Ok! Przyjmijmy, że Edward chciał być jedynie pomocny. Nie popadaj w paranoję Bello! Mentalnie starałam się wesprzeć pokrzepiającym słowem, co nie pomagało nawet w procencie. Jedyne, co mogłam zrobić, to nakłonić doktora do konspiracji i czekać na dalszy rozwój wydarzeń.Zrezygnowana skierowałam się w stronę łóżka, wywracając oczyma na ten jakże nie na miejscu przejaw poczucia humoru ze strony Edwarda. Nie mogłam zasnąć, teoretycznie, oczywiście, w praktyce miało to całkowicie inny zarys. Moje natury, a raczej ich nieustępliwa walka między sobą, wypompowywały mnie z sił, ponad to manipulacje własną tarczą dodatkowo osłabiły moje, jakby nie patrzeć, nigdy niemęczące się ciało. Gdyby Jasper miał kiedykolwiek możność założenia cyrku, zapewne ze mną, jako główną atrakcją, odniósłby światowy sukces (wzmiankę o cyrku wyłowiłam z jego myśli, kiedy wszyscy oceniali mnie – Bellę mutanta – leżącą na „łożu śmierci” w mojej alternatywnej rzeczywistości.) Mimowolnie uśmiechnęłam się na samo wyobrażenie takiej ewentualności i najdelikatniej, jak tylko umiałam usiadłam na meblu. Niczym w zwolnionym tempie opuszkami palców przejechałam po satynowym, beżowym nakryciu, fantazjując o rzeczach, które mogłabym teraz robić z miedzianowłosym. Byłabym niezrównoważona, zaprzeczając, że brakowało mi jego bliskości i niesamowicie czułych pieszczot, jego dłoni pewnie sunących wzdłuż kręgosłupa, jego słodkiego oddechu na mojej szyi… ciężko przełknęłam ślinę, walcząc z nieproszonymi uczuciami.Muszę się napić!Wstrząsnęłam głową, starając się tą jakże niedorzeczną czynnością wyrzucić intymne sceny z umysłu. Powstałam niczym zaprogramowany robot i z ciężkim westchnieniem ponownie skierowałam się w stronę drewnianych drzwi.

24

Czas zaspokoić pragnienie! Zrobiłam wojowniczą minę, po czym z rozmachem pociągnęłam za klamkę.

Rozdział 2 - Ostatnie tchnienie.

Wyszłam z pokoju, nieustannie powtarzając sobie w myślach, że naprawdę dam radę to zrobić i zejdę do kuchni jak gdyby nigdy nic, i naleję sobie czegoś do picia. Jeżeli na horyzoncie pojawiłby się nieproszony obserwator, zamierzałam zrobić to, co umiałam najlepiej – improwizować lub, co przychodziło mi znacznie łatwiej, zemdleć. Korytarz był pusty i najciszej, jak tylko potrafiłam, przemierzyłam jego długość, aż do schodów, gdzie zmuszona byłam przystanąć. Delikatnie wychyliłam się przez barierkę, zapuszczając żurawia w stronę salonu. Byłam tak spragniona, że nawet nie zastanawiałam się, gdzie podziała się reszta domowników i ich goście, liczyło się jedynie zaspokojenie drażniącego odczucia pieczenia w gardle. Upewniwszy się, że odcinek schody –salon – kuchnia jest bezpieczny, z godną wampirzej natury szybkością pomknęłam przed siebie. Gdybym nie była tak zestresowana swoją małą eskapadą, byłabym w stanie

25

nucić sobie pod nosem z zadowolenia, że wszystko idzie po mojej myśli. W momencie, gdy stałam już przed sporych rozmiarów srebrnym urządzeniem, rozejrzałam się dookoła, chcąc upewnić się, że na pewno nie zostanę przyłapana na gorącym uczynku. Uśmiechnęłam się do siebie i otworzyłam drzwiczki lodówki, dziękując w duchu Cullenom, że zachowywali wszelkie pozory uprawiania ludzkiego stylu życia. Przykładali wagę do wszelkich szczegółów i zawsze mieli uzupełnione zapasy jedzenia.Gdy poznają już prawdę o mnie, będę musiała im po stokroć podziękować za tę przezorność. Wzięłam głęboki wdech przeglądając zawartość tej kopalni złota, moje oczy zabłysły na widok szklanej butelki z ciemnobrązową zawartością.Nie wierzę!Nadal stałam w idealnym bezruchu, mając świadomość, że moje mięśnie szczęki napinają się w oczekiwaniu, a kąciki ust delikatnie unoszą do góry. Nie widziałam tej czerwonej etykiety od ponad półwiecza, kiedy to wprowadzono zakaz sprzedaży owego napoju na terenie Stanów. Czy rodzina Cullen spędziła ostatnie lata na starym kontynencie? Najwyraźniej, ponieważ tylko w Europie można było dostać legalnie kultową przecież dla całego świata Coca – Colę. Powzięłam w dłonie kontrabandę i nadal uśmiechając się do niej, jakby była co najmniej najświętszą z relikwii, zamknęłam z impetem drzwiczki i odwróciłam z zamiarem powrócenia do swojego bezpiecznego azylu na piętrze. Oczywiście w chwili, gdy to zrobiłam z mojej piersi wyrwał się wrzask, a szklana butelka wypadła z rąk. Śledziłam trajektorię jej lotu i ciężko westchnęłam, gdy rozbiła się o podłogę. Mając już dość widoku pieniącej się cieczy, podniosłam mordercze spojrzenie do góry i utkwiłam je na Carlisle’u.– Spokojnie, mamy tego więcej. – Uśmiechnął się pokojowo, widząc moją narastającą frustrację. – Nie polowałaś, prawda? – Uniósł brew zaintrygowany najwyraźniej moim rozdrażnieniem.– Wiedziałam, że to się tak skończy – jęknęłam, zakrywając twarz dłońmi. – Z moim pechem to całkiem normalne – dodałam w myślach.– Że jako gospodarz przyłapię cię na buszowaniu w mojej lodówce? – Zaśmiał się delikatnie, po czym położył dłoń na moim ramieniu. – Isabello, zanim przejdziemy do mojego gabinetu – zrobił krótką pauzę – bo zdajesz sobie sprawę, że powinnaś wyjaśnić mi kilka spraw? – Przytaknęłam z miną wyplutą z jakichkolwiek emocji. – Musisz wiedzieć, że nie mam zamiaru osądzać ciebie ani twoich czynów, należy szanować wybory innych. – Ton jego głosu był przepełniony ciepłem, zrozumieniem i cierpliwością.– A mogłabym najpierw zemdleć? – Pozwoliłam sobie na mały żart, choć wcale nie było mi do śmiechu. – Nie jestem typem odważnego człowieka,

26

ughm, kogokolwiek. – Westchnęłam ciężko widząc jego minę, którą zapewniał mnie o swojej nieustępliwości.– Nie jesteś odważna? – Uśmiechnął się. – Bello, a kto chciał w pojedynkę walczyć z Jamesem? Wiem, jakie przesłanki tobą kierowały i uwierz mi, z całą pewnością nie było to tchórzostwo – dodał stanowczym tonem. – Jesteś dzielna i doskonale o tym wiesz, broniłaś Edwarda w lesie przed Demetrim, to już o czymś świadczy. – Ścisnął nieznacznie moje ramię, po czym spojrzeniem zachęcił mnie, bym za nim podążyła. Zanim to uczyniłam posłałam jeszcze stęsknione spojrzenie zmarnotrawionemu napojowi i ponownie ciężko westchnęłam.– Carlisle? – szepnęłam, gdy staliśmy już praktycznie przed jego pokojem, spojrzał na mnie zaciekawiony. – Naprawdę macie więcej coca – coli? – zapytałam z nadzieją w głosie, na co ten jedynie uśmiechnął się, wywracając oczyma. Nie zdążyłam nawet wymówić słowa „proszę”, jak poczułam delikatny powiew powietrza, z trudem dostrzegłam jego manewr, słabłam.– Ci ludzie. – Wzruszył ramionami, podając mi nowy napój, zaniepokojona jego stwierdzeniem niepewnie wzięłam butelkę w dłoń i przystawiłam do ust, po czym przechyliłam.– Aaaa. – Westchnęłam usatysfakcjonowana, oblizując usta. – Naprawdę bardzo ci dziękuję. – Wbiłam pełne uwielbienia spojrzenie w stronę jasnowłosego wampira, który patrzył na mnie, jakbym była co najmniej osobnikiem jakiegoś wymarłego gatunku.– Zdumiewające! – Błysk w jego oku oznaczał, że ta rozmowa będzie miała więcej niż trzy słowa, którymi zamierzałam się usprawiedliwić.Nie jestem normalna – to mu zapewne nie wystarczy! Nie ja byłam zdumiewająca ani moje irracjonalne zachowania – to moje przeczucia zdawały się być takimi. To, kogo ujrzałam w gabinecie doktora, wbiło mi mentalny nóż prosto w serce – tak w serce, które na domiar złego zaczynało się powoli budzić do życia. Musiałam ograniczyć do minimum wszelki stres, co zakrawało oczywiście o cud boski, bo jakże miałabym popaść w błogostan w sytuacji, w jakiej się znalazłam. Moje spojrzenie utknęło na mężczyźnie siedzącym wygodnie w skórzanym, brązowym fotelu – on również bacznie mi się przyglądał, i choć nie ukrywam, że jego widok napawał mnie pewnego rodzaju radością, wolałabym, by nie uczestniczył w zbliżającym się przesłuchaniu. Zdawałam sobie sprawę, dlaczego Carlisle zaprosił Eleazara, by mu towarzyszył, wampir miał przecież pewną umiejętność, której brakowało Cullenowi. – Tak, miałeś rację. – Gość skinął delikatnie głową, uśmiechając się równocześnie w moim kierunku.

27

– Nigdy o czymś takim nie słyszałem. – Doktor przejechał dłonią po włosach. – Na dworze Volterry jedynie Renata była obdarzona podobnym darem, nie uważasz? – Podszedł do przyjaciela z fascynacją wymalowaną na perfekcyjnej twarzy.Tak, osobisty ochroniarz Ara mentalnie wywróciłam oczyma, przewidując dalszy tok ich rozmowy. Wiedziałam praktycznie wszystko na temat uzdolnionych wampirów, doskonale pamiętałam chwile, gdy mi o nich opowiadano – nie były to bynajmniej wspomnienia do których chętnie wracałam.– Bello? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos doktora.– Przepraszam. – Zamrugałam intensywnie powiekami, by wyzbyć się widoku płonącej polany, Jacoba i lśniącego sztyletu. – Mówiłeś coś?– Eleazar chciałby zadać ci pytanie. – Uśmiechnął się przyjaźnie, spojrzałam w stronę gościa.– Zablokowałaś atak Kate? – Najwyraźniej chciał się jedynie upewnić, ponieważ ton jego głosu nie brzmiał bynajmniej pytająco, skinęłam głową na potwierdzenie, dziewczyna zapewne mu to wyjawiła.– Czy Alice mówiła prawdę? – Mina Carlisle’a wręcz błagała, bym odpowiedziała pozytywnie. Kolejne skinięcie na znak zgody. – Zdumiewające! – Klasnął w dłonie.– W rzeczy samej. – Eleazar wstał, robiąc to w ludzkim tempie, – Wiesz jednak, Bello, że interesuje nas całkowicie inna sprawa? – Stanął metr przede mną, zwężając delikatnie powieki. – Niesamowita! – zaśmiał się.– Mogłabym wiedzieć, co w tym takiego niesamowitego? – Głos delikatnie drżał mi ze zdenerwowania, nigdy nie lubiłam być w centrum zainteresowania.– Blokujesz mnie – odpowiedział, rozkładając dłonie w akcie bezradności. – Ale mam świadomość twojego daru. Moje przypuszczenia potwierdziło zbyt wiele osób, bym dał ci się zwieść. – Wzruszył ramionami.– Osób? – wymamrotałam praktycznie na bezdechu.– Pierwsza była Kate, jak sama zapewne przypuszczałaś. – Uśmiechnął się pobłażliwie. – Myślała, że straciła swoją moc, ale skierowanie jej później przeciw Irinie i Carmen uświadomiło ją w przekonaniu, że jedynie ty stawiasz opór jej talentowi – wyjaśnił.– Poraziła je tylko dlatego, by przekonać się, czy nie straciła mocy? – Nie mogłam uwierzyć w zachowanie jasnowłosej wampirzycy.– To część jej egzystencji, jakby nie patrzeć. – Ponownie wzruszył ramionami. – Tak, jakby straciła dziecko. – Starał się bronić dziewczyny.Co ona może wiedzieć o stracie dziecka!?Gorszego porównania nie mogłabym od niego usłyszeć! – Żachnęłam się, zaciskając mocno pięści

28

– Podejrzewam, że kolejna była Alice – mruknęłam, tupiąc delikatnie nogą, ludzkie odruchy zaczęły przejmować kontrolę nad moim ciałem, nie było dobrze.– Właśnie – westchnął doktor – Alice.Starałam się rozszyfrować jego minę, ale nie potrafiłam dostatecznie skupić się na jego twarzy i poddać ją analizie, musiałam walczyć – wrząca lawa spływała strumieniem wzdłuż kręgosłupa.– Naprawdę nie wiem, jak do tego doszło – mamrotałam, chowając twarz w dłoniach. – Od wypadku dzieją się ze mną różne rzeczy – szeptałam, delikatnie kręcąc głową, robiłam to z premedytacją, by tylko podążyli umysłowym torem, który dla nich wyznaczyłam.– Wypadku? – podłapał Eleazar zaciekawiony.Trafiony zatopiony!– Wszystko zaczęło się po ataku Victorii. – Wypuściłam z płuc powietrze. – Nie muszę dodawać, iż nie szykowała dla mnie szybkiej i bezbolesnej śmierci? – Zaśmiałam się sztucznie. – Zawdzięczam życie Jacobowi i po części Leah, która oddała mi własną krew. – Kolejne ciężkie westchnięcie.– Potrzebowałaś transfuzji? – Carlisle zdawał się być naprawdę przejęty.– Ona – jęknęłam – ona myślała, że dzięki temu pozbędę się wampirzej toksyny z krwiobiegu – dodałam, zagryzając wargę, nie chciałam, by poczuli się w jakiś sposób urażeni, że nie pragnęłam być jedną z nich, czy coś w tym stylu.– Udało się? – Eleazar wbił we mnie zaciekawione spojrzenie.– A czy teraz oddycham? – odparłam zmizerniałym tonem.– To znaczy, że…?– Tak. Udawałam. – Przybrałam minę cierpiętnika. – Nie chciałam, by ktokolwiek poznał moją tajemnicę – wyjaśniłam szybko.– Wampir i wilk w jednym ciele – wymamrotał Carlisle, co najmniej jakby znajdował się w głębokim transie. – Umiesz nad tym zapanować?– Staram się, choć to bardzo trudne, widzicie… właśnie w tej chwili rozgrywa się we mnie walka, zbyt długi okres czasu pozostawałam wam podobna, wilcza strona się buntuje – odpowiedziałam. – Potrafię robić różne rzeczy dzięki mojej odmienności – dodałam ciszej.– Odmienności? – zapytali obydwaj równocześnie, miałam ochotę się z tego zaśmiać, choć nie było mi za wesoło.– Tarczy. – Uśmiechnęłam się blado. – Wydaje mi się, że potrafię przechwycić, lub ujmijmy to inaczej, kopiować umiejętności tych, którzy używają swoich mocy wobec mnie. – Praktycznie mówiłam na bezdechu, by mieć to jak najszybciej za sobą. Tak jak podejrzewałam, mężczyźni patrzyli na mnie, jakbym postradała zmysły, kolejno spojrzeli w swoją

29

stronę i, jakby czytając sobie wzajemnie w myślach, skinęli równocześnie nieznacznie głowami.– Mogłabyś to jakoś udowodnić? – zasugerował doktor Cullen z miłym uśmiechem, nie chciał mnie najwyraźniej urazić.– Na przykład Eleazar. – Uśmiechnęłam się w jego kierunku. – Posiadasz umiejętność wyszukiwania w ludziach czy też wampirach ich talentów – rzekłam poważnie.– Sam ci to praktycznie wyjawiłem chwilę temu – odparł cmokając z dezaprobatą.– Nie skończyłam. – Uśmiechnęłam się zadziornie, czułam się pewniejsza, choć nie wiem skąd się owa odwaga brała. To było dziwne, ale potrzebowałam ich uświadomić. Może wpływała już na mnie wilcza mentalność, która chciała ukazać wampirom, że ma nad nimi przewagę, że muszą się ze mną liczyć. – Victoria miała niesamowite umiejętności, które zaczęły objawiać się niedługo po mojej połowicznej przemianie. Poniekąd to dzięki niej umie teraz z perfekcją zacierać za sobą wszelkie ślady i zmylić tropicieli. Co do tropiących – spojrzałam na Eleazara uważnie – Demetrii miał właśnie taką domenę, prawda? – Wampir wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem przytakując, przy okazji na znak zgody.– Jak to się tyczy Edwarda, Alice i Jaspera? – zapytał ciekaw jasnowłosy Cullen.– Nie widzę przyszłości, nie umiem wpływać na czynniki behawioralne i nie czytam w myślach, już nie – odparłam widząc, co miał na myśli.– Już nie? – powtórzył moje słowa.– Od momentu, w którym się tu znalazłam, gdy Edward mnie przyniósł, nie potrafię czytać wam w myślach – dokończyłam.– Czy zatem twoja projekcja, której świadkiem była Alice, to nie jasnowidzenie? – zapytał ciekawy Denalczyk.– Nie mam pojęcia, czym to było! – skłamałam. – Myślałam o Kate, intensywnie chcąc przywołać jej dar i wyszło z tego coś całkiem innego. – Kręciłam delikatnie głową, udając, że nie jestem nawet w stanie tego ogarnąć myślami.– Mogłabyś nam to zademonstrować? – zaproponował Carlisle, kładąc dłoń na moim ramieniu.– Co dokładnie? – Przełknęłam ciężko ślinę.– Umiejętność Kate. – Uśmiechnął się unosząc brew.– Hmm. – Wywróciłam oczyma. – Nie podejrzewałam cię o masochizm – dodałam rozbawiona. – Nie umie, nad tym panować, więc uważaj. Dziś już wystarczająco dużo razy poraziłam bezwiednie Alice. Nie wiem czy dam radę. Dotykasz mnie i nic się teraz nie dzieje – ostrzegłam go, zaciskając dłonie.

30

– Robię to na własne życzenie, więc nie miej oporów – przekonywał mnie, wyciągając dłoń w moim kierunku. Zamknęłam oczy, intensywnie skupiając całą swoją uwagę na specjalności jasnowłosej wampirzycy. Kwestią sekund było, jak w pomieszczeniu rozszedł się głuchy odgłos upadku. Gdy otworzyłam oczy ponownie, doktor leżał na ziemi z bliżej nieokreśloną miną wymalowaną na twarzy, jakby połączenie bólu i emanującej z niego satysfakcji.– Naprawdę to potrafisz – wykrztusił w końcu z siebie pierwsze słowa.– Przepraszam – odparłam. – Czy mogłabym już iść do siebie? – dodałam z błagalną miną. – Wiem, że wampiry nie czują zmęczenia, ale jak już wiadomo jestem wypaczonym egzemplarzem, naprawdę czuję się sennie. – Westchnęłam po czym bezceremonialnie ziewnęłam, czym sprowadziłam na siebie jeszcze większą ich ciekawość.– Sypiasz? – Eleazar zastygł w bezruchu.– Od urodzenia. – Zaśmiałam się. – Jak już wspomniałam toczy się walka, którą przegrywam – dodałam umęczona.– Więc Edward miał przeczucie, by umieścić u ciebie w pokoju łóżko. – Uśmiechnął się Cullen. – Dziękujemy ci za rozmowę i wzbogacenie naszej wiedzy. – Zamierzał uścisnąć mi dłoń, ale natychmiast ją opuścił – Pozwolisz, że utrzymam należyte środki bezpieczeństwa – dodał, a potwór we mnie zaśmiał się zwycięsko.– Mam jedynie prośbę. – Wbiłam w niego oczekujące spojrzenie. – No, może dwie – dodałam po sekundzie namysłu.– Proś o cokolwiek – rzekł z powagą doktor.– Chciałabym, by Edward nie dowiedział się o tej rozmowie. Wiem, że to trudne, zwarzywszy na jego umiejętności czytania w myślach… ale to dla mnie naprawdę ważne. – Byłam stanowcza.– Ukryłem fakt, że wiem, kim jesteś, Bello, więc postaram się robić to i teraz – obiecał. – A druga prośba? – zapytał rozbawiony. Zapewne dostrzegł moje tęskne spojrzenia w stronę pustej już butelki.– Dokładnie. – Uśmiechnęłam się lekko zawstydzona. – Wolałabym już nie zakradać się do lodówki – wyjaśniłam.– Przyniosę ci zapas do twojego pokoju. – Pokręcił głową w rozbawieniu.– Gdzie tak w ogóle podziewają się wszyscy? – zapytałam stanąwszy przed drzwiami.– Na wycieczce. Wiedzieli, że chcemy z tobą porozmawiać i wyjaśnić ci wszelkie wampirze, obowiązujące nas prawa – wyjaśnił Eleazar, siadając ponownie w fotelu. – Nie jesteś nowonarodzoną, więc możemy odłożyć te kwestie na później, bo i tak jesteś już zmęczona – dodał miłym tonem.– Myślę, że wiem, co i jak mam robić! Udawało mi się to przez wiek. Nie zdradzić się. – Uśmiechnęłam się, kładąc dłoń na klamce.

31

– Bello!? – Odchrząknął Carlisle. Zmarłam. Czego jeszcze ode mnie chcieli?– Taaak? – Jakby w zwolnionym tempie skierowałam na niego swój wzrok.– Wymień soczewki, te całkowicie się już rozpuściły. – Wskazał palcem na swoje oczy, po czym odetchnęłam z ulgą, że jednak przesłuchanie na dziś dobiegło końca.– Dobrze – przytaknęłam i otworzyłam drzwi. Nie namyślając się długo, pobiegłam czym prędzej na piętro i zamknęłam się w swoim pokoju. Opadałam na łóżko i wypuściłam z siebie całe powietrze zalegające w płucach, ten dzień – ten wieczór był stanowczo zbyt obfity w nadmiar niesprzyjających mi wydarzeń. Chciałam, by w końcu nadszedł świt, pragnęłam obudzić się w swoim łóżku, w swoim domu, w własnej zaplanowanej rzeczywistości. Byłam jednak świadoma, iż z chwilą nadejścia kolejnego dnia przeznaczenie postawi na mojej drodze kolejne bariery, będzie chciało mnie złamać… Zamknęłam oczy w nadziei, że moje marzenia staną się jawą. Nie wiem ile czasu pozostawałam w takim stanie, ale gdy w pokoju rozległo się pukanie, wyraźnie czułam i słyszałam bicie własnego serca. Pewna, że to Carlisle z obiecaną dostawą kontrabandy zerwałam się na równe nogi. Musiałam również prosić go o kolejną przysługę, nie mogłam w takim stanie – uczłowieczyłam się, pokazać się reszcie domowników. Podejrzewam, że Jasper nie miałby żadnych oporów, aby wydać mnie w pierwszej kolejności. Z rozmachem otworzyłam drzwi, by zamknąć je jeszcze szybciej. Serce waliło w mojej piersi tak mocno, że z pewnością jego odgłos słychać było nawet w Volterze. Nie tej osoby się spodziewałam.– Otwórz te drzwi, zanim dostaniesz zawału. – Westchnął dobrze znany mi baryton.Co on tu robi, do cholery!?Umieraj, Bella! No! Raz, dwa, trzy! – Z przerażenia zaczęłam uderzać pięścią w klatkę piersiową, nie zastanawiając się nawet nad tym, że sprawiam sobie jedynie ból, że moje ciało już i tak mnie zdradziło.– Nessie! – zagrzmiał Edward, naciskając na klamkę. Zamarłam.– Renesmee! – burknęłam. – Co chcesz, Edward? – zapytałam, starając się zapanować nad drżeniem własnego głosu.– Sprawdzić jedynie, czy z tobą wszystko w porządku – odpowiedział łagodniej. – Mogę wejść?– Jestem nieubrana! – Odchrząknęłam chowając twarz w dłoniach, nie miałam odwagi, by stanąć twarzą w twarz z ukochanym.– Wiesz – słychać było rozbawienie w jego głosie – może ty masz problemy ze wzrokiem, ale jak kilka sekund wcześniej widziałem cię ubraną.Oddychaj, oddychaj! To tylko Edward. Boże to aż Edward!

32

– Ze mną wszystko w porządku – odparłam stanowczo, pomijając kwestię własnego ubioru. – Nie musisz się martwić.– Muszę – zaoponował. – Wpuścisz mnie czy mam wejść z drzwiami? – Westchnął umęczonym tonem. Znałam go, zamartwianie się było jego słabością, nie chciałam być niewdzięczna, więc zrobiłam o co prosił.– O nic nie pytaj. – Ostrzegłam go, unosząc palec wskazujący do góry.– Zabawne – odparł wywracając oczyma. – Więc jak mam dowiedzieć się, że wszystko z tobą w porządku? – Spojrzał na mnie z powątpiewaniem.– Chodziło mi o to! – Wskazałam na swoją pierś.– Nie martw się, Carlisle mi powiedział. – Wzruszył ramionami. Na moją twarz wkradła się maska zdenerwowania i zawodu. – Masz szczęście, jesteś silniejsza niż wampirzy jad – dodał zagadkowo. Odetchnęłam z ulgą, dobrze wiedząc, że doktor musiał na poczekaniu wymyślić jakieś usprawiedliwienie dla mojego stanu, bo niby jak miał zataić przed resztą fakt, że w jego domu rozbrzmiewa echo bijącego serca. Popadałam w paranoję od ciągłego życia w kłamstwie.– Co nie znaczy, że jestem teraz mniej niebezpieczna – mruknęłam, kierując kroki w stronę okna. – Nie przyniosłeś Coca – Coli? – zmieniłam temat.– Możesz śmiało zejść do kuchni i napić się ze szklanki, przy stole, siedząc na krześle – odparł rozbawiony. – Nie musisz nas unikać dlatego, że różnimy się od siebie – dodał z wyrzutem.– Zapomniałeś już kim jestem?! – Odwróciłam się przodem do niego nie ukrywając swojego oburzenia.– Nigdy nie zapomnę kim jesteś. – Uśmiechnął się tajemniczo. – Możemy nauczyć się ze sobą współgrać – dodał na zachętę.– Edward, czy wydarzenia ubiegłych dni niczego cię nie nauczyły? – prychnęłam. – Nie pamiętasz, co stało się w lesie?!– Pamiętam. – Nadal się uśmiechał.– Nie to! – jęknęłam dobrze wiedząc, że myślał o naszym pocałunku, o pieszczotach, o bliskości, na którą sobie pozwoliliśmy.– Nie chcę pielęgnować innych wspomnień. – Wzruszył ramionami, robiąc krok w moją stronę. – Dlaczego wciąż przede mną uciekasz? – jęknął, gdy cofnęłam się, praktycznie zapierając się już o okno.– Już ci tłumaczyłam. – Wywróciłam oczyma.– Umie, się bronić, ja również już ci to tłumaczyłem. – Westchnął oblizując delikatnie usta, zadrżałam w sobie, stanowczo będzie musiał przestać to robić. – Naprawdę jestem zmęczona, Edwardzie. – Wbiłam w niego rozżalone spojrzenie, po czym dodałam. – Chciałabym położyć się spać.

33

Posłał mi spojrzenie, w którym dopatrzeć się mogłam jedynie niezrozumienia, starał się być po prostu miły, a ja traktowałam go jak intruza.– Jak sobie życzysz – odpowiedział tonem wyplutym z jakichkolwiek emocji, poczułam się tak, jakbym zabijała samą siebie. Czy nie wystarczająco długo zadawałam mu cierpienie? Czy umiałabym kolejny raz pozwolić mu odejść?– Przepraszam – szepnęłam podchodząc do niego. – Nie chcę cię skrzywdzić – dodałam, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Część mnie pragnie twojej śmierci. – Westchnęłam przygnębiona.– Część Blacka – wycedził przez zęby.– Wiem, że masz do niego wiele pretensji, ale niepotrzebnie – mruknęłam zamykając oczy, twarz najdroższego przyjaciela wypełniła mój umysł. – Gdybyś tylko wiedział, Edwardzie – dodałam walcząc z napływającą do oka łzą.– Wiedział o czym? Czy mogłabyś mi wyjaśnić? – Ujął delikatnie moje dłonie. – Powiedz mi, co stało się w przeszłości! – dodał bardziej stanowczym tonem.– Jacob umarł. – Usta zaczęły mi drżeć.– Jak to ludzie, rodzimy się, by umrzeć, o ile nie zostajemy wampirami. – Uśmiechnął się delikatnie cały czas patrząc mi głęboko w oczy.– On odszedł stanowczo zbyt szybko, był jeszcze taki młody, nie zaznał prawdziwej miłości – mamrotałam, delikatnie pociągając nosem. – Nie musiał umierać! To nie tak miało się skończyć. – Nie mogąc powstrzymać napływu przemożnego żalu rozdzierającego mi serce, wtuliłam się w ramiona wampira, nie zwracałam już uwagi na takie coś jak wyznaczona granica, chciałam się wypłakać.– Opowiesz mi co się stało? – Delikatnie gładził dłonią moje włosy, sprawiało mu to przyjemność, doskonale słyszałam, jak mruczał w zadowoleniu, napawając się tą chwilą. Mogłabym uznać, że po stu czternastu latach poczułam się szczęśliwa, mogłam ulżyć własnym bolączkom w ramionach mężczyzny, którego kochałam.– Przypłacił życie ratowaniem Belli. – Łkałam w jego tors. – Gdy dowiedziała się, że odszedłeś… Nie chciała tego, nie umiała się pogodzić ze świadomością, że możesz nie być blisko. – Uderzałam delikatnie dłonią w jego pierś. – Chciała cię zatrzymać, ale Victoria była od niej szybsza… gdyby nie Jake, zabiłaby ją – wykrztusiłam. – Więc błagam, nie wymawiaj przeciwko niemu złego słowa, bo padł jedynie ofiarą własnej miłości – dodałam, rozklejając się doszczętnie, nie umiałam zapanować nad uczuciami. Chyba nawet nie chciałam tego robić, musiałam uwolnić się od wciąż narastającego poczucia winy.

34

– Nie wiedziałem, że zginął. – Słychać było w jego głosie wstyd. – Gdybym wiedział, że chciała mnie, zostałbym – wyszeptał w moje włosy.– Mimo iż bardzo by tego chciała, nie pozwoliłaby wam na bycie razem, nie mogła cię narażać, zbyt mocno cię kocha. – Wypowiadając te słowa tuliłam się do niego najmocniej jak mogłam, podejrzewam, że nawet Emmett nie byłby w stanie nas wtedy rozdzielić. Potrzebowałam Edwarda, potrzebowałam jego bliskości.– Zawsze będziesz starała się mnie chronić? – nadal szeptał mi prosto w czubek głowy. Zesztywniałam w jego ramionach, analizując każde wypowiedziane przez siebie słowo. Czy zdradziłam się? Zbyt mocno cię kocha – moje wyznanie odbijało się echem w umyśle.– Ja?!? – Głos mi zadrżał, chciałam uwolnić się z jego uścisku, ale nie pozwalał mi na to. – Edward – jęknęłam nadal starając się wyswobodzić.– Bello? – Głos miał nienaturalnie opanowany. – Nie chcę być chroniony. Pozwól mi żyć. – Wręcz błagał mnie tymi słowami, kolejna fala łez zalała moją twarz. – Zabijasz mnie za każdym razem, gdy odchodzisz, więc jak chcesz mnie ocalić? – Zadrżałam, zdając sobie sprawę, że znam odgłos, który właśnie wydobył się z jego wnętrza. Pierwszy raz w moim życiu, nie ważne czy będąc Bellą Cullen lub Renesmee Black – pierwszy raz byłam świadkiem płaczu ukochanego. Dopiero teraz właściwie uświadomiłam sobie, jak musiał cierpieć przez te lata, jak wielką krzywdę wyrządziłam mu odchodząc bez słowa wyjaśnienia; na jaką mękę skazałam go, wymuszając na nim deklaracje, by trwał w swoim jestestwie beze mnie, dobrze wiedząc, jaką miłością do mnie pałał. Miał rację! Zabiłam go wyręczając przeznaczenie, przed którym tak żarliwie pragnęłam go chronić – przed śmiercią, na którą własnoręcznie go skazałam. Umarliśmy oboje przed wiekiem w samotności, a nie tego przecież dla nas pragnęłam. Mój strach, obawy i wszelkie staczające mnie ku otchłani uczucia odeszły. Zrozumiałam. Jeżeli mamy umrzeć – jeśli taką właśnie linie życia szykuje nam przeznaczenie, chcę umierać szczęśliwa u boku ukochanego. Edward Anthony Masen – Cullen był moją gwiazdą na niebie, znakiem, dzięki któremu zawsze szczęśliwie wrócę do domu, a jeśli on był moim domem to ja stanowiłam jego duszę. To było prawdą i poniekąd świętością, którą zatraciłam gdzieś w zawirowaniach nieumiejętnie rozstrzyganych decyzji. Kochałam go i nic nie mogło nigdy zmienić tego faktu. Jeżeli skazując go na śmierć byłby szczęśliwy, to i ja podążyłabym z nim tą ścieżką. W końcu zrozumiałam…Przez łzy zaśmiałam się z własnej głupoty.– Potrzebowałam wieku, by odkryć, że nie chcę zmieniać przeznaczenia, nawet mając świadomość, że w końcu umrzemy. – Kręciłam z

35

niedowierzaniem głową. – Carlisle musi mnie dokładnie zbadać! – zawyrokowałam.– Umierasz? – zapytał z niedowierzaniem, jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu.– Jeszcze nie. – Wzruszyłam ramionami. – Ale z moim mózgiem jest naprawdę coś nie tak, jak być powinno! – Zaśmiałam się, po czym ponownie wtuliłam się w opiekuńcze ramiona wampira.– Nie mogę żyć bez mego życia, nie mogę żyć bez mojej duszy. – Westchnął, unosząc mnie delikatnie do góry. – Kim właściwie jest Renesmee? – szepnął mi do ucha, świat zawirował, powietrze zgęstniało, dusiłam się własnymi wspomnieniami.– Moją utraconą duszą. – Wydałam z siebie ostatnie świadome tchnienie, po czym zapanowała ciemność. Wspomnienie pojmało mnie w swoje szpony, żal był zanadto nieludzki. W końcu pękło to słabe, okaleczone przez czas serce. Gdy ponownie otworzyłam oczy, pokój wypełniało naturalne dzienne światło, westchnęłam ciężko, po czym nie odwracając głowy spojrzałam w prawą stronę i jęknęłam. Przy łóżku stał Edward, Carlisle i Alice, która szczerzyła się do mnie w zadowoleniu, nie musiała nawet nic mówić bym zorientowała się, że wiedzą o mojej rozmowie z Edwardem.– Zemdlałaś – wyjaśnił doktor z pobłażliwym uśmiechem. – Zbadałem cię, gdy spałaś, wszystko jest w normie, tak mi się wydaje – dodał zadowolony.– Wydaje ci się? – wymamrotałam mrużąc oczyma.– Żyjesz i masz się dobrze – odparł nadal się uśmiechając. – Musisz jedynie troszkę odpocząć, nadmiar wrażeń i stres to teraz twoi wrogowie – wytłumaczył spokojnym tonem, jak na lekarza przystało.– Nie ma co. – Uśmiechnęłam się. – Postaram się nie stresować. – Przyłożyłam dłoń do piersi, spoglądając ukradkiem na ukochanego. Stał w idealnym bezruchu wpatrując się we mnie jakbym była jedynie czymś ulotnym, czymś co miało za chwilę zniknąć z jego pola widzenia i nigdy już nie wrócić. Obawiał się, ciągle się obawiał, że odejdę i znowu go zostawię. Łamał mi tym serce, ale nie mogłam mieć o to pretensji, pozostawało jedynie przekonać go, że pozostanę u jego boku tak długo jak będzie tego potrzebował.– Carlisle powiedział, że to lubisz. – Brunetka wyciągnęła zza pleców butelkę coca – coli i, nadal szczerząc się z zadowolenia, podała mi napój. Uśmiechnęłam się, przełykając mimowolnie ślinę. – Zrobiłam ci też śniadanie – pochwaliła się.– Nie trzeba było. – Poczułam zakłopotanie, nie chciałam być ciążącym im balastem. – Wystarczy, że opróżniam wasze zapasy kontrabandy – oponowałam.

36

– Musisz jeść – zawyrokował miedzianowłosy. – Potrzebujesz nabrać sił. – Uśmiechnął się. Jemu akurat nie mogłabym, nie śmiałabym się sprzeciwić i skinęłam delikatnie głową na znak zgody. – Damy ci teraz czas, żebyś zajęła się sobą, poczekamy na dole – dodał zerkając na pozostałych.– Ale!? – Zlękłam się na samą myśl, że będę musiała zejść do jadalni i zmierzyć się z oskarżycielskimi spojrzeniami Cullenów i ich gości. – Jeżeli obawiasz się spotkania z Denali, to musisz wiedzieć, że odeszli w nocy. Uznaliśmy, że tak będzie lepiej, a i oni nie chcieli cię stresować – wyjaśnił Carlisle, jakby czytał w moich myślach. – Będziemy mieli czas, by porozmawiać, minęło przecież tak wiele czasu. – Uśmiechnął się, kierując swe kroki do drzwi.– Śpiesz się. – Wampirzyca i jej nieznikający z twarzy uśmiech zaczynała mnie powoli irytować. Znałam ten wyraz na jej twarzy, zbyt wiele razy widziałam go w mojej imaginacji przyszłości, szykowało się coś wielkiego i modliłam się w myślach, by nie dotyczyło to bezpośrednio mnie.– Mam przed sobą całą nieśmiertelność, nie muszę. – Wywróciłam oczyma, starając się wyglądać na rozbawioną, wyszło coś pomiędzy grymasem a strachem, czym rozbawiłam Cullenów.– Twój brzuch mówi co innego. – Miedzianowłosy uniósł delikatnie brew. – Nie bądź uparta, Bello! – dodał stanowczo, po czym z ojcem i siostrą wyszli, pozostawiając mnie samą. Niechętnie zwlekłam się z wygodnego łoża, dziękując w myślach ukochanemu, że pomyślał, by je tu wstawić. Wizja spędzenia nocy na kanapie sprawiła, iż na samą myśl się wzdrygnęłam. Przeciągnęłam się opieszale, sprawiając, że niektóre z moich kości delikatnie chrupnęły.– Wszystko w porządku? – zawołał z dołu Edward, wywróciłam oczyma.– Żyję! – odkrzyknęłam, choć dobrze wiedziałam, że szepcząc odniosłabym identyczny efekt. Nie usłyszałam żadnej riposty, nie słyszałam praktycznie żadnego odgłosu dochodzącego z parteru. Ludzka strona mojego jestestwa w końcu mogła ujrzeć światło dnia, złamała opór stawiany przez wilczą i wampirzą naturę, odetchnęła pełną piersią. Poczułam się w końcu starą, poczciwą Bellą Swan – tą dziewczyną od wampirów, która zaginęła wiele lat temu. Gdyby tylko czas nie mijał tak nieubłaganie, nie wszyscy, których kochałam, byli w stanie mu się oprzeć. Niektórzy pozostali jedynie wspomnieniem, nie mając szansy doczekać chwil mojego, naszego, szczęścia. Świadomość tego, że nie potrafię zmienić przeszłości, napawała mnie ogromem poczucia winy. Moi rodzice umarli w samotności, przekonani o niesprawiedliwości życia. Jakim nieopisanym bowiem cierpieniem dla rodzica jest chowanie w ziemi swojego dziecka? Podejrzewam, że żegnali mnie w ten sam dzień, co Billy swojego jedynego syna, byłam osowiała i apatyczna. Różnica tkwiła jednak w tym, że Jacob

37

naprawdę odszedł, a ja stałam się wampirem – będąc nim z medycznego punktu widzenia nie żyłam, dawało mi to szansę, by upozorować własną śmierć, to było jedyne wyjście. Nie umiałam jednak, pewnie byłam zbyt wielkim tchórzem, pozostawić komendanta Swana samego. Minimalizowałam nasze spotkania, usprawiedliwiając się stratą ukochanego. Jednak dzień po mojej pierwszej przemianie postanowiłam umrzeć dla reszty świata, byłam niebezpieczną istotą, a po drugie, moja niemijająca młodość zaczynała wzbudzać zbyt wielkie zaciekawienie. Ten dzień w końcu nadszedł, dzień którego się obawiałam. Tak, umarłam przed moimi rodzicami, tracąc tym samym możność żegnania ich osobiście, uczestniczyłam w ich pogrzebach jako banita ukryty między drzewami, z dala. Samotna – dławiąc się żalem zabijałam się każdego, mijającego w odosobnieniu, dnia. Nikomu nie mogłam zwierzyć się z ciążącej we mnie tajemnicy, nikt nie mógł wesprzeć mnie choćby jednym słowem otuchy. Z przykrych rozmyślań wyrwał mnie głos Alice nawołującą mnie z dołu.– Śniadanko gotowe!– Zaraz przyjdę. – Westchnęłam, po czym weszłam do łazienki, by się odświeżyć. Stałam w kabinie prysznicowej, skierowana twarzą do ściany gorącej wody, która bezlitośnie uderzała o moją skórę – jakby swoją mocą starała się zmyć ze mnie brzemię minionych dni, tygodni czy też lat. Poddawałam się temu uczuciu, czując narastające ukojenie duchowe, praktycznie jakby strumień wypłukiwał ze mnie wszelkie negatywne emocje. Jęknęłam z ulgą, wiedząc, że od tego dnia wszystko się zmieni, że nie będę musiała wciąż się ukrywać, obawiać i kłamać. Otworzyłam przed sobą bramę do nowego życia i nie chciałam, bądź też nie miałam zamiaru znacząco wpływać na przyszłość. Czułam, że potrzebowałam przyjąć ją taką, jaka miała nadejść, a ze swojej strony jedynie dokładać starań, by była tą, którą sobie wymarzyłam. Musiałam jedynie kontrolować bunt zrodzony w moim umyśle, ciemną stronę mnie samej, ale całym sercem wierzyłam w powodzenie podjętego, jakby nie patrzeć, ryzyka. Byłam odważna, czułam się taka. Skończywszy poranną toaletę ubrałam się w komplet „muzealnej” odzieży, jak to niedyskretnie określiła Alice, na który składały się zwykłe jeansowe spodnie i jasnego koloru bluzka z krótkim rękawkiem. Gdy kierowałam swoje kroki do drzwi, posłałam ostatnie spojrzenie w stronę lustra, zajrzałam sobie głęboko w czekoladowe oczy i westchnąwszy mentalnie Wszystko będzie dobrze otworzyłam drzwi. Na korytarzu przywitał mnie smakowity aromat i mimowolnie uśmiechnęłam się w zadowoleniu. Alice była naprawdę wyśmienitą kucharką – mogłabym rzec arcykucharką. Biorąc pod uwagę fakt, że była wampirem niejadającym ludzkich potraw, i, co za tym szło, nie miała porównania odnośnie smaków,

38

jakim powinno charakteryzować się danie, jej kulinarne dzieła sprawiały, że podniebienie śpiewało w zadowoleniu. Oczywiście pamiętałam jeden wyjątek z alternatywnej rzeczywistości, a zwał się on tak samo nieprzyjemnie jak smakował – flaczki. Wstrząsnęłam się na samo wspomnienie tamtego wydarzenia i kolejny raz zaciągnęłam się zapachem, który zapraszał mnie do kuchni. Niczym zahipnotyzowana pokonywałam stopnie schodów, jakbym była drapieżnikiem, który zwietrzył wyśmienicie pachnącą ofiarę i podążał jej tropem. Na dole tuż obok poręczy stał Edward z nieodgadnionym spojrzeniem, posyłanym w moją stronę. Wyglądał, jakby zastanawiał się nad czymś albo coś dogłębnie analizował. Intensywność jego bursztynowego wzroku porażała i, podobnie jak przed wiekiem, sprawiła, że straciłam władzę nad swoimi zmysłami. Moja skandalicznie osłabiona koordynacja wprawiła mnie w zakłopotanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że potykam się o jasną wykładzinę i niebezpiecznie przechylam do przodu, ale żadna z rzeczy, które powinny nadejść niczym efekt domina nie nastała. Nie upadłam, nie połamałam się w trzech miejscach ( chociaż biorąc pod uwagę mój pech stanowczo zminimalizowałam ich liczbę) i nikt nie zabierał się do opatrywania moich ran. Poczułam za to chłodny i twardy opór, który irracjonalnie zdawał się być najdelikatniejszą rzeczą, jakiej doświadczyłam od bardzo długiego czasu. Silne dłonie zacisnęły się mocniej na moim ciele. robiły to z rozwagą, doskonale zdawały sobie sprawę, że w chwili obecnej pochwyciły coś bardzo kruchego niczym porcelana.– Jesteś zagrożeniem? – Poczułam słodki oddech za swoim uchem. Wiedziałam, że poniekąd ukochany właśnie sobie ze mnie żartował, a konkretniej z mojego zharmonizowania ruchowego. – Bello, schodzenie po schodach to już dla ciebie sport ekstremalny. – Zaśmiał się delikatnie. – Nie wiem czy nie wolałbym, byś częściej była niezniszczalną formą, nie musiałbym się tak stresować o twoje bezpieczeństwo – kontynuował gdy ja czułam, jak na moją twarz spływa zdradzieckie ciepło, czułam się upokorzona i poniekąd wyśmiana.– Więc nie stresuj się – odparłam, nie mogąc zdobyć się na jakąś cięta ripostę, w ramionach wampira mój i tak już zdezelowany mózg nie był w stanie racjonalnie funkcjonować.– Łatwo powiedzieć. – Westchnął ciężko. – Chciałbym cię przeprosić za… – Nie dokończył, ponieważ do salonu wpadła mała nadpobudliwa wampirzyca z drewnianą chochlą w dłoni. Wyglądała komicznie z tym kuchennym przyborem, do jej aktualnego ubioru bardziej pasowałby skórzany pejcz. Musiałam parsknąć śmiechem. Dziewczyna uniosła skonfundowana brew do góry i wydęła te swoje małe usteczka w niezadowoleniu.

39

– Ona ma jeść a nie upijać się twoim aromatem! – Wymachiwała wielką łyżką w powietrzu. – Musi nabrać sił, sam tak powiedziałeś! – Zwęziła na niego spojrzenie. – Chyba, że chcesz, żeby… tam… po drodze powinęła się jej noga i …zamiast coś powiedzieć najzwyklej w świecie zemdleje. – Jej nieszczery uśmiech przerażał mnie do szpiku kości, bardziej niż zagadkowe słowa wydobywające się z jej ust. Edward w tym momencie postawił mnie na podłodze. Odnosiłam wrażenie, że wszyscy w jakiś sposób obawiają się konfrontacji z tą nabuzowaną kulą energii, która właśnie bezceremonialnie chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła do kuchni. Posłałam błagalne spojrzenie miedzianowłosemu, ale ten jedynie wzruszył ramionami w akcie bezradności. W kuchni dziewczyna posadziła mnie na krześle niczym lalkę i uśmiechnęła się maniakalnie. Przełknęłam ciężko ślinę, na co uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Najwyraźniej błędnie odczytała mój odruch, byłam zestresowana a nie głodna.– Upiekłam ci bułeczki – pisnęła i niczym balerina skierowała się w podskokach do przeciwległego blatu, na którym leżał wiklinowy koszyk wypełniony po brzegi pieczywem. – Do tego dziś w menu przewidujemy omlet z tuńczykiem na winie – dodała, wbijając we mnie swoje podekscytowane spojrzenie.– Yyy… – Zatkało mnie, z reguły z rana jadałam płatki na mleku lub coś równie szybkiego i łatwego w przygotowaniu.– Pamiętam, że Charlie dużo łowił i uznałam, że lubisz ryby. – Jej uśmiech stopniowo zanikał a na twarz wkradały się pierwsze oznaki przykrości. – Jeżeli nie masz ochoty zrobię ci coś innego – dodała szybko.– Pachnie i wygląda znakomicie, kochana. – Przytuliłam ją. – Wiesz, nikt nigdy nie robił mi takiej uczty – wyjaśniłam wskazując na posiłek. Nie mogłam jej powiedzieć, że ryby nie były moim ulubionym daniem i szczerze za nimi nie przepadałam, i to właśnie z winy mojego ojca. Łowił tak często i obficie, że spokojnie mogliśmy naszymi zapasami w lodówce wykarmić połowę bezdomnych w Seattle. Z drugiej jednak strony tuńczyki z całą pewnością nie pływały nieopodal w rzece, więc nie miałam do nich tak wielkiej awersji. – Będę codziennie ci gotować – zaoferowała się. – Mogłabym na przykład zapoznać cię z kuchnią całego świata. Tydzień w Paryżu, Tokio czy w Rzymie. – Błysk w jej oku potwierdzał jedynie moje przekonanie, że znalazła się w swoim żywiole.– Jesteś kochana. – Uśmiechnęłam się. – Omijaj jednak jedno danie szerokim łukiem. Flaczki! Nie zjem tego! – zawyrokowałam z miną nieznoszącą sprzeciwu, po czym zatopiłam widelec w posiłku. Omlet był najwspanialszą rzeczą, którą zjadłam na przełomie wieku. Wiedziałam o zdolnościach przyjaciółki, ale czym innym było kosztowanie potraw

40

wychodzących spod jej ręki, niż wspominanie o nich. Czułam się tak jakby była właśnie gwiazdka.– Wiesz… – westchnęła, przyglądając się w zadowoleniu, jak pochłaniam jej arcydzieło kulinarne – praktycznie to ja już wszystko sobie ustaliłam – dodała dumnym tonem.– Chyba nie powinno mnie to zdziwić. – Uśmiechnęłam się, przełykając uprzednio ostatni kęs. – Nie wiem tylko jak zdołam ci się odpłacić za tę iście królewską gościnę – dodałam czując się lekko zawstydzona, zobowiązując ją do tego wszystkiego.– A wiesz, że istnieje taka jedna mała drobna rzecz. – Nachyliła się ku mnie, czułam, jak zaczyna wirować mi w głowie. Byłam tylko człowiekiem a ta natura stanowczo nie radziła sobie z manipulacjami wampirów. Chyba nie raz wspominałam, że mącenie w głowie było strasznie nie fair.– Alice! – ostrzegłam ją, mrugając intensywnie powiekami, chcąc w ten sposób choćby w ułamkowym procencie odgonić od siebie to przenikliwe bursztynowe spojrzenie, jakie we mnie utkwiła.– Tak, Bello? – zapytała przesłodzonym tonem. – To tylko jedna mała rzecz – dodała z niewinnym uśmieszkiem.– I to mnie niepokoi – odparłam słabo. – Doskonale pamiętam, jak niewinne potrafiły być te twoje małe drobne rzeczy. – Wywróciłam oczyma. Cullen spojrzała na mnie z zaciekawieniem, przyłożyła dłoń do czoła, jakby starała się odtworzyć w pamięci ewentualne poczynania wobec mnie. Wiedziałam, że takowych się nie doszuka. Stanowczo za dużo gadałam nie zastanawiając się, czy własnymi słowami nie ściągnę na siebie zbędnych pytań i podejrzeń.– Mniejsza z tym. – Machnęła dłonią, najwyraźniej nie doszukując się niczego w swojej ślicznej główce. – To naprawdę nic strasznego. – Zacisnęła dłonie w piąstki, jakby była małym dzieckiem, niemogącym doczekać się niespodzianki.– Więc wyduś to w końcu z siebie – zaproponowałam umęczonym tonem. – Zaraz eksplodujesz! – Zaśmiałam się w rozbawieniu.– Edward mówił, że… – Nie dokończyła, ponieważ przerwał jej ostry sprzeciw brata, dochodzący z salonu, mina mi zrzedła natychmiast. Co on je powiedział? Do czego ona dążyła?– Alice!!! – Nie byłam w komfortowej sytuacji, to śmiało mogłam stwierdzić. Głos ukochanego był przepełniony gniewem i napawało mnie to poniekąd przerażeniem. Milion myśli wkradło się do mojego umysłu, każda gorsza od drugiej. – Skoro jesteście parą jak dawniej. – Najwyraźniej nic nie robiła sobie z protestów brata, gdyż jedynie lekceważąco machnęła w jego stronę dłonią. Musiałam się zarumienić, bo zrobiła rozanieloną minę. – Jakie to słodkie! –

41

pisnęła. – Wiesz, Edward wspominał coś o jakimś starym domku należącym do ciebie i tak sobie pomyślałam… – Udawała wielce niepewną czy kontynuować ze wzgląd na moją ewentualną, zdecydowaną odmowę.– Może z moim mózgiem jest coś nie tak – wstałam – ale doskonale pamiętam, że masz dar przewidywania przyszłości. Nie możesz sobie sama odpowiedzieć? Naprawdę nie wiem do czego dążysz i to mnie przeraża – dodałam, przejeżdżając dłonią po całej długości włosów. Zawsze tak robiłam, gdy coś mnie stresowało.– Jesteś zbyt skomplikowana. – Westchnęła ciężko. – Carlisle podejrzewa, że to dlatego, że po części jesteś wilkiem nie mam wizji wobec ciebie – wyjaśniła z markotną miną. – Jedynie tylko jakieś przeczucia ale nic klarownego i pewnego.– Fajnie. – Uśmiechnęłam się. – To znaczy nie jest fajnym, że przeze mnie czujesz się mniej zdolna czy coś – wyjaśniłam czując się idiotycznie, gdyż doskonale wiedziałam, jak to zabrzmiało. – Fajnie, że jest normalnie – dodałam, starając się ująć przyjaciółkę za dłoń.– Normalnie? – podłapała, chowając obie ręce za plecy. – Normalnie to ja ci ręki nie podam! – Zaśmiała się. – Co ty sobie myślisz, że jestem masochistką? – Potrząsnęła z niedowierzaniem głową.– Alice! – kolejne ostrzeżenie Edwarda.– Za to on jest normalny! Wiecznie przewrażliwiony – prychnęła z udawaną urazą, po czym wskazała na krzesło, bym ponownie na nim usiadła. Zrobiłam o co prosiła, zastanawiając się równocześnie, co takiego chce mi powiedzieć odnośnie mojego domu.– Pomyślałam, że może pozwolisz nam go odrestaurować dla was? – Nie wiem czy powinny mnie zdziwić jej słowa, ale samo stwierdzenie „ dla was” sprawiło, że wściekle się zarumieniłam. To było niedorzeczne z mojej strony czuć wobec ukochanego zawstydzenie, byliśmy małżeństwem, szczęśliwymi rodzicami, a ja nadal czerwieniłam się na samą myśl o ewentualnym całowaniu go.– Dla nas? – powtórzyłam praktycznie nieprzytomnym głosem. Dziewczyna posmutniała, odbierając moje słowa tak. jakbym nie chciała dzielić przyszłości z jej bratem. Zapewne Edward odebrał to w ten sam sposób, poczułam się źle i musiałam szybko rozwiać ich wątpliwości. – Zastanawiałaś się co sobie pomyśli sam Edward?! A wasi rodzice!? – Schowałam twarz w dłoniach. Wampirzyca wybuchła gromkim śmiechem.– Wy, ludzie. – Śmiała się nadal. – Esme i Carlisle zapewne ucieszyliby się waszym szczęściem, a Edward? – Westchnęła rozanielona.– Edward potrafi mówić sam za siebie. – Do pomieszczenia wszedł sam zainteresowany, z miną bliżej nieokreśloną. Wiedziałam jedno: jeżeli nie przestanie patrzeć w moim kierunku w ten sposób, to nie doczekamy

42

wspólnej przyszłości, ponieważ wcześniej umrę na zawał serca, które teraz praktycznie wyrywało się z mojej piersi. – Oddychaj – szepnął, stając naprzeciw mnie.– Zapomniałam jak się to robi – jęknęłam, wpatrując się w jego hipnotyzujące spojrzenie. – Naprawdę aż tak spodobał ci się mój domek? – dodałam, nie wiedząc nawet co powiedzieć i czy w ogóle powinnam się odzywać w chwili, gdy tak na mnie patrzył. Cały świat zdawał się przestać istnieć, byliśmy tylko my dwoje.– Ja lepiej pójdę. – Zachichotała Alice i niczym wystrzelona z procy opuściła kuchnię.– To dobry pomysł – zgodził się z nią, podchodząc bliżej mnie, nasze ciała dzieliły jedynie świadomie zachowane milimetry odstępu. – Bello, czy takim strasznym wydaje ci się mieszkanie ze mną? – szeptał, zatapiając dłonie w moich kasztanowych włosach. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego dotyku, choć nie wiem czy akurat zimno było powodem tej elektryczności, obstawiałabym po prostu fakt, że dotykał mnie mój ukochany. Zawsze tak na mnie działał, a moje zdradzieckie ciało nie pomagało w ukryciu tej tajemnicy. Cullen uśmiechnął się usatysfakcjonowany. – Tak za tobą tęskniłem – szeptał, zaciskając dłonie delikatnie na moim karku. – Tak bardzo. – Siedziałam całkiem sparaliżowana jego bliskością, nie mogłam wykonać żadnego ruchu, jego piękno i zapach zapierały dech w piersi. Jak mogłam przeżyć wiek, nie doświadczając tych uczuć, które mną zawładnęły? Nie wiem, ale byłam pewna, że nie umiałabym spędzić choćby kolejnej minuty bez jego obecności. Jakbym była feniksem odradzającym się z popiołu, w końcu ożyłam.– Ja również tęskniłam. – Westchnęłam poddając się jego pieszczocie, jego delikatnym dłoniom sunącym wzdłuż mojego kręgosłupa. Dotykał mnie subtelnie i niepewnie, mając zapewne na uwadze, iż nadmiar bodźców mógłby destruktywnie wpłynąć na tę chwilę. Mogłabym przeobrazić się w wilka lub, co gorsza, zemdleć, jak miałam w swoim ludzkim zwyczaju. Dawkował mi siebie stopniowo i z rozwagą, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Gdy w końcu odważył się mnie pocałować, zawrzało moje wnętrze, każda komórka mojego ciała zapragnęła znaleźć się najbliżej wampira, jak było to tylko możliwe. Pochwyciłam go w pasie i z całą drzemiąca we mnie siłą przyciągnęłam go do siebie. Chłód jego torsu doskonale chłodził moje rozgrzane z pożądania ciało, hormony szalejące w nim wrzeszczały w amoku, by nie pozwolić Cullenowi na zbyt wielką wstrzemięźliwość. Zawsze uciekał przed zbyt osobistymi kontaktami, stanowczo zbyt często nie pozwalał sobie na odrobinę zapomnienia w moim towarzystwie, zawsze opanowany i wiedzący, kiedy przestać kochanek. Nie

43

zaoponował, gdy napierałam na niego swoim kruchym ciałem. Był zapewne zmęczony samotnością i potrzebował tych bodźców tak bardzo, jak ja, by poczuć, że to, co działo się między nami było czymś realnym a nie jedynie złudnym wyobrażeniem, namiastką przyjemności. Było mi dobrze i całkowicie zatraciłam się w tym wszystkim, gdy z głębi jego klatki piersiowej wydobył się delikatny pomruk zadowolenia. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej zaborcze, marmurowe wargi napierały na mnie z całą swoją siłą, a dłoń nadal bezwiednie wędrowała po moich plecach. Czułam się wspaniale, o ile mogłabym to określić w tak przyziemny sposób.– Zabijasz mnie. – Westchnął, nie odrywając ust od mojej twarzy.– Przepraszam – jęknęłam, odchylając głowę do tyłu. – Zgadzam się na propozycję Alice – dodałam, patrząc głęboko w jego czarujące oczy. Uśmiechnął się delikatnie.– Będzie uradowana, to znaczy już jest – szepnął na granicy bezgłosu. Spojrzał na mnie niepewnie, zamknął powieki, jakby zastanawiał się nad czymś jeszcze, i bez żadnego ostrzeżenia chwycił mnie w swoje ramiona. Obraz nas otaczający zaczął się rozmywać i nim powrócił do swojego stanu sprzed ułamka sekundy, znajdowaliśmy się już u mnie w pokoju, na łóżku, oboje zastygli w swoich pozach, niepewni tego, co miało za chwilę się stać. Wpatrywałam się w Edwarda z niedowierzaniem, że pozwolił sobie na tak odważne posunięcie. Moja mina niestety przywróciła wampira na ziemię, choć pragnęłam, by pozostał w tamtym miejscu, gdzie znajdowały się wcześniej jego myśli. – Nie odchodź! – nakazałam widząc jego zatrwożenie, musiał nie być całkiem świadom tego, że przyniósł mnie tutaj. Zadziałał u niego impuls, jak u każdego normalnego mężczyzny, impuls, z którym teraz zaciekle walczył. – Nie powinienem był. – Potrząsał miarowo głową, wstydząc się swojego zachowania. – To nieodpowiedzialne – mamrotał.– Boisz się, że mnie skrzywdzisz? – zapytałam łagodnym tonem, opracowując jednocześnie przebiegły plan. Może nie było to rozważne z mojej strony, ale Cullen działał na mnie w sposób, z którym nie umiałaby poradzić sobie zapewne żadna z moich natur, ale jedna z całą pewnością mogłaby mu pomóc wyzbyć się ciągłych lęków zakorzenionych w jego pięknym umyśle.– Jak mógłbym się nie obawiać? – Westchnął gorzko. – Nie wybaczyłbym sobie, gdybym wyrządził ci jakąkolwiek krzywdę, Bello! – Grymas wykrzywił jego twarz.– Przepraszam, jestem samolubna. – Odwróciłam się do niego tyłem. – O Boże! – jęknęłam, nagle zakrywając sobie usta dłonią.

44

– Skrzywdziłem cię? – Panika w głosie Edwarda nieznacznie mnie rozbawiła.– O Boże – mamrotałam dalej, czując zażenowanie. – Alice dała mi tuńczyka. – Prawie załkałam.– Masz na nie uczulenie? – Nie zauważyłam, kiedy ukochany się przemieścił. Klęczał teraz dokładnie naprzeciw mnie i wpatrywał się na mnie z bólem w oczach.– Mój oddech. – Zamknęłam oczy, potrząsając głową.– Masz trudności z oddychaniem? – Panika Edwarda wzrastała niepokojąco.– Edward! – zagrzmiałam poirytowana. – Całowałeś mnie a ja mam nieświeży oddech – jęknęłam zażenowana. – To takie upokarzające. – Schowałam twarz w dłoniach.– Wiesz – Edward najwyraźniej poczuł ulgę – jestem pewien, że polubiłbym ryby. – Z tonu jego głosu zorientowałam się, że się uśmiechał. Schowałam głowę praktycznie między kolana, marząc jedynie o tym, by już sobie poszedł. – Nie bądź niemądra, Bello. – Ułożył swoje dłonie na mej głowie.– Czuję się głupio – jęknęłam.– Ja też! Zaciągnąłem cię przecież do łóżka – westchnął.– Nawet nie zaprosiłeś mnie przed tym na randkę – udawałam rozczarowanie.– Jestem nieobyty – ponownie westchnął.– Bardzo nieobyty. – Zachichotałam. – Dziękuję – dodałam, podnosząc głowę do góry. – Dziękuję za to, że nadal chcesz być ze mną mimo bólu, który ci zadałam. – Spojrzałam mu prosto w oczy.– Dziękuję, że postanowiłaś mnie już nie chronić. – Uśmiechnął się miło. – Jednak byłbym zobowiązany, gdybyś postanowiła opowiedzieć mi o powodach tobą kierującymi, jeśli będziesz na to gotowa, oczywiście – dodał spokojnie.– Jak wiesz, czułam, że muszę cię chronić, tak jak ty zawsze starałeś się to robić – westchnęłam.– Nie zawsze wychodziło. – Jego twarz posmutniała. Zdawałam sobie sprawę, że chodziło mu o wydarzenia z Phoenix.– Mi też. – Wzruszyłam ramionami. – Narobiłam więcej szkód niż pożytku – dodałam strapionym tonem.– Wiesz co bym zrobił, gdybyś nie odeszła tamtego dnia? – zapytał nadal klęcząc przede mną. Pokręciłam przecząco głową. – Błagałbym o wybaczenie a pewnego dnia prosił, abyś zechciała zostać częścią mojego życia na zawsze. – Uśmiechnął się delikatnie.– To piękna perspektywa – odparłam, tłamsząc w sobie poczucie winy, pozbawiłam go tych wszystkich chwil, o których marzył.

45

– Bello? – Słucham?– Czy wielkim nietaktem byłoby, gdybym nadrobił zaległości? – Widać było, że jest zestresowany zaistniałą sytuacją.– Yyy? – Zatkało mnie. – Prosisz mnie o rękę? – jęknęłam.– Pytam jedynie, czy było by to dla ciebie kłopotliwe, gdybym pewnego dnia uklęknął przed tobą z pierścionkiem w dłoni – wyjaśnił zmieszany. Udałam, że się nad tym zastanawiam, choć w rzeczywistości wspominałam pewną piękną chwilę.– Czy mogę coś zrobić? – zamruczał, przytulając mnie mocniej.– Co tylko chcesz.Puścił mnie i ześlizgnął się z łóżka. Zrzedła mi mina.– Co tylko chcesz, byle nie to!Puścił mój protest mimo uszu, za to wziął mnie za rękę i też zmusił do zejścia na podłogę. Kiedy stanęliśmy naprzeciwko siebie, z powagą położył mi dłonie na ramionach.– Chcę, żeby wszystko było jak należy. Proszę, błagam, nie zapominaj, że się już zgodziłaś, więc teraz niczego nie popsuj. To dla mnie bardzo ważne.– Nie, tylko nie to — jęknęłam, widząc, że przyklęka.– Bądź grzeczna – rozkazał. Wzięłam głęboki oddech.– Isabello Swan?Spojrzał na mnie spoza zasłony swoich nienaturalnie długich rzęs. Jego złote oczy przepełniała czułość, ale jednocześnie udawało mu się świdrować mnie wzrokiem.– Przyrzekam kochać cię przez całą wieczność – każdego dniawieczności z osobna. Czy wyjdziesz za mnie?Chciałam mu powiedzieć wiele rzeczy, z których cześć nie byłaby wcale miła, a inne z kolei zawierałyby tyle przesłodzonych wyrażeń,że pewnie samego Edwarda zaskoczyłabym swoim romantyzmem.Żeby się nie skompromitować w żaden z tych dwóch sposobów, szepnęłam:– Tak.– Dziękuję – odpowiedział prosto.Wziął mnie za rękę i pocałował każdy z opuszków moich palców, a potem i należący od teraz do mnie pierścionek.(Eclipse)

– Bello? – Zaniepokojony baryton miedzianowłosego wyrwał mnie ze wspomnień jego oświadczyn.– Byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. – Uśmiechnęłam się, dotykając opuszkami palców jego policzka. – Zrobię cokolwiek zechcesz – dodałam, westchnąwszy.– Cokolwiek? – wolał się upewnić. Skinęłam głową, nie zastanawiając się

46

nad własnymi słowami, byłam tak zachwycona widokiem ukochanego, że nie liczyło się nic po za nim. – Opowiedz mi o tej małej dziewczynce, Renesmee. – Znieruchomiałam, jakbym zastygła w betonie.– Już opowiadałam – wymamrotałam.– Zemdlałaś – poprawił mnie ukochany. – Kim ona jest?– Dlaczego musisz pytać akurat o nią? – zapytałam z wyrzutem. Ślepy i głuchy zauważyłby, że jest to dla mnie temat tabu, a wampir jednak uparł się, by kontynuować przesłuchanie.– Cokolwiek! – przypomniał mi. – Złamiesz dane słowo! – Pokiwał palcem karcąco. Ponownie schowałam twarz w dłoniach, by nie ujrzał grymasu bólu, który się na niej pojawił. Jak mogłabym mu wyjawić, że to była nasza córka? Dziewczyna, którą pozbawiłam szansy na istnienie, którą starałam się jedynie uchronić przed losem, jaki by ją spotkał, przed przeznaczeniem nieznającym litości.– Renesmee to dziewczynka z mojego snu – wyszeptałam.– Kazałaś namalować osobę, o której śniłaś? – wolał się upewnić. – Kim dla ciebie była? – Ciekawość emanowała z niego, praktycznie się materializując.– Córką. – Westchnęłam, walcząc z napływem łez do oczu. – Imaginacją, której pragnęłam. Edwardzie, fakt, iż to ja odeszłam, nie znaczy, że nie tęskniłam do ciebie, że nie pragnęłam innego życia. – Podniosłam twarz, by spojrzeć mu głęboko w oczy. Skrzywił się, wiedząc, że sprawił mi cierpienie swoją dociekliwością.– To było nasze dziecko? – zapytał z nadzieją.– Tak. – Uśmiechnęłam się z dumą, łza spłynęła wzdłuż mojego policzka. – Bardzo uzdolniona dziewczynka – dodałam.– Żałuję, że nie mogłem jej poznać. – Westchnął – Jest podobna do ciebie, ma twoje oczy, wiesz? – Usiadł obok mnie. – Właściwie jest podobna do nas obojga, tak po połowie, zauważyłem też podobieństwo do Charliego. – Uśmiechnął się z przejęciem w głosie.– Włosy, prawda? – Czułam, jakbyśmy cofnęli się do alternatywnej rzeczywistości. – Umiała robić zadziwiające rzeczy – wyjawiłam z dumą. – Eleazar powiedział, że po utalentowanych rodzicach odziedziczyła swoje moce. – Zbyt późno zorientowałam się, że powinnam była pominąć tę kwestię. Zaabsorbowałam tym ukochanego.– Opowiadałaś o niej jemu, a przede mną wolałabyś milczeć? – Był zasmucony tym faktem i musiałam, chcąc czy też nie chcąc (obstawiając nie chcąc), wyjawić prawdę, przed którą się tak wzdrygałam.– To nie tak jak myślisz – zaprzeczyłam. – Nie rozmawiałam z nim teraz – dodałam z ciężkim westchnieniem.– Teraz to znaczy?

47

– Po prostu teraz, Edwardzie. – Przejechałam dłonią wzdłuż włosów. – Poznałam już wcześniej twoich gości – szeptałam, mając nadzieję, że jednak mnie nie usłyszy, co oczywiście było absurdem z mojej strony.Cullen patrzył na mnie z nieodgadnioną miną, analizował moje słowa, zastanawiając się zapewne gdzie mogłabym wcześniej spotkać się z rodziną Denali. W końcu poruszył się nieznacznie i nie przypominał już posągu, który swym pięknem przypominał Adonisa.– Nie wiem gdzie mogłabyś ich poznać, ale nikt, oprócz Laurenta, nie widział cię wcześniej. – Ujął moją dłoń delikatnie. – Musiałaś ich z kimś pomylić – dodał ciepłym tonem, starając się mnie w żaden sposób nie urazić.– Mylisz się. – Westchnęłam ciężko. – Znam ich wszystkich lepiej niż by się spodziewali. Jeśli coś ominę lub pomylę dasz mi znać? – wolałam się upewnić, że to zrobi. Nie mogłam być aż tak pewna swojego snu, ale póki co każda zdobyta w nim informacja i umiejętność sprawdzała się w realnym świecie. Jakże mogłabym więc ignorować zdobyte wiadome?– Słucham cię więc – rzekł z powagą, nie puszczając mojej dłoni ze swych objęć.– Irina i Tanya straciły swoją matkę dawno temu? – zaczęłam niepewnym tonem, skinął głową na znak zgody. – Stworzyła nieśmiertelne dziecko, prawda? – Skupiłam uwagę na jego twarzy, oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia.– Kto ci o tym powiedział? – zapytał podejrzliwie.– Carlisle – odparłam. – Nie miej do niego pretensji. To również nie miało miejsca teraz – dodałam, widząc jego reakcję, był zły i poniekąd zawiedziony.– Kontynuuj – westchnął.– Aro, Marek i Kajusz spalili matkę i stworzone przez nią zakazane dziecko na oczach sióstr Denali – opowiadałam dalej. – Istnieją również inne wampiry, które znam. Weźmy na przykład wampiry z Europy. – Zamknęłam oczy, by ułatwić sobie przypominanie ich imion i zdolności. – Liam i Siobhan, która samą siłą woli potrafi zmienić wydarzenia, była też z nimi bodajże Maggie, równie utalentowana rudowłosa wampirzyca. Przypominała mi Ara. Oczywiście ona nie umiała wyczytać przeszłości, gdyby cię dotknęła, ale wyczuwała kłamstwo na odległość. – Uśmiechnęłam się, widząc trwogę na twarzy Cullena.– Niesamowite – wyjąkał w końcu.– Przez tę wiedzę musiałam odejść, Edwardzie – dodałam, opuszczając delikatnie głowę, było mi wstyd rzeczy, które zrobiłam w przeszłości, choć miałam dobre intencje. – Opowiedz mi wszystko, czego doświadczyłaś – zażądał. – Nie ukrywam,

48

że póki co nie jestem w stanie zrozumieć kiedy i w jakich okolicznościach poznałaś nasze sekrety, Bello – dodał zaciskając szczęki.– Masz prawo wiedzieć. – Westchnęłam. – To wszystko działo się jakby w innej rzeczywistości. Przeżyłam pięć lat jako wampirzyca, uprzednio odpierając atak Victorii i jej armii nowonarodzonych wampirów, byłam w Volterze ratując cię przed śmiercią. Zabrałeś mnie na wyspę Esme, zostałam twoją żoną i matką Renesmee. To po jej narodzinach przemieniłeś mnie w wampira, umierałam. Wspominałam, że Laurent został zgładzony przez wilki, ponieważ chciał mnie zamordować, kiedy ty mnie opuściłeś? – Słowa ulatywały ze mnie z szybkością karabinu maszynowego.– Opuściłem cię? – Z jego płuc uleciało całe powietrze, był tym zatrwożony. Nawet wiadomość o tym, że Laurent i Victoria chcieli mnie zabić nie wywarła na nim takiego szoku.– Chciałeś chronić. – Wzruszyłam ramionami.– Przed kim?– Przed wami. – Westchnęłam ciężko, po czym opowiedziałam mu skróconą wersję wydarzeń z moich urodzin. – Chciałeś, bym była bezpieczna. – Warga drżała mi na samo wspomnienie tamtych chwil.– Musiałem kłamać, twierdząc, że cię nie kocham – oponował.– Kłamałeś. – Uśmiechnęłam się. – Mieliśmy problemy z Volturi, wielkie, i przeznaczenie zepchnęło nas w ramiona śmierci – dodałam, nie chcąc rozwodzić się na ten temat, nikt nie mógł poznać tajemnicy Alice i mojej, nawet Edward.– Wszystko śniło ci się tam w sali baletowej, gdy walczyłaś o życie? – Wolał się upewnić, zanim zadałby kolejne pytanie. Skinęłam głową. – Żałuję, że nie opowiedziałaś mi o tym wówczas. – Westchnął. – Nie pozwoliłbym ci odejść!– Nie umiałabym zostać. – Westchnęłam również. – Byłam tym wystraszona, ponieważ wszystko działo się tak, jak w moim śnie. Nawet twoje słowa były identyczne, przeraziłam się i wolałam nie ryzykować. Musiałam was chronić. – Broniłam się przed jego spojrzeniem.– Ważne, że teraz jesteśmy razem. – Uśmiechnął się, po czym złożył na moich ustach pocałunek, włożył w niego taką pasję, że ponownie zapomniałam o oddychaniu. – Co ja mam z tobą począć, dziewczyno? – Wywrócił oczyma.– Kochaj mnie.

Powrót

49

Poranna rozmowa była czymś naprawdę pożytecznym. Czułam niepojętą ulgę, wyjawiając ukochanemu powody swojego odejścia. Był bardzo wyrozumiały i po części również wierzył w proroctwo mojego snu. Wszystko, o czym mu opowiedziałam, okazało się prawdą. Liam i jego grupa nie byli fikcyjnymi postaciami – tworami mojej wyobraźni. Istnieli naprawdę i to napawało mnie osobistym przerażeniem. Zatem historia Anioła Potępionych nie była moim wymysłem. Jeżeli okazałaby się prawdą, wiedziałam, jaki los nas czeka, jakie zakończenie przyniesie ze sobą. Nie było odwrotu, musiałam stawić czoła przeznaczeniu i walczyć o szczęście dla nas. Nie mogłam kolejny raz uciekać.– I naprawdę powaliłaś mnie na rękę? – zapytał z niedowierzaniem Emmett, gdy siedzieliśmy wszyscy w salonie. Edward namówił mnie, bym podzieliła się swoją opowieścią z resztą jego rodziny, by zrozumieli i ewentualnie wybaczyli to, że skrzywdziłam swojego ukochanego.– Przepraszam. – Uśmiechnęłam się blado. – Nie miałam takiego zamiaru, ale Edward mnie o to prosił jeszcze przed przemianą. – Wzruszyłam ramionami. Czułam się zakłopotana, zdając sobie sprawę z ich spojrzeń utkwionych na mojej osobie i możliwe, że oddałabym wiele, by mieć sposobność zakończenia już tego wszystkiego. Jakże chciałam się wówczas zapaść pod ziemię i uciec od ich niemych osądów.– Musimy to powtórzyć! – zawyrokował. – Nie będzie mnie biła żadna dziewczyna – oburzył się na żarty.– Może innym razem, gdy będę w pełni sił? – zaproponowałam nieśmiało.– Uważaj, braciszku – ostrzegła go Alice. – Widziałam, jak wyglądał Edward, gdy rzuciła nim przez połowę lasu. – Zaśmiała się perliście.

50

Wszyscy śmiali się oprócz Rosalie, która zasępiona stała przy oknie, wpatrując się pustym wzrokiem w dal, było mi jej żal.– Rose, ciebie też chciałabym przeprosić. – Skierowałam się w jej stronę. – Nie powinnam była mówić tego wszystkiego tam w lesie – dodałam zawstydzona.– Jasne – odparła beznamiętnie. – Dobrze chociaż, że teraz wiem, iż to nie Edward wygadał się przed tobą – dodała oschle.– To dlatego się tak wściekałaś? – rzekł miedzianowłosy ze zrozumieniem. – Wiesz, że nigdy nie zdradziłbym twoich tajemnic, Rose – dodał z lekkim wyrzutem.– To się już stało! Możemy do tego nie wracać? – Skrzywiła się z grymasem, po czym ponownie utkwiła wzrok w oddali.– Mnie smuci jedna rzecz. – Alice zrobiła posępną minę.– Mianowicie? – zapytałam drżącym głosem, patrząc na przyjaciółkę.– Jeśli wszystko, co mówisz jest prawdą, to nie będziesz miała niespodzianki, gdy zobaczysz gotowe dzieło Esme. – Zasmuciła się tym faktem.– Głuptas z ciebie. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Mogłabym i nawet za setnym razem, gdy go ujrzę, nie wierzyć własnym oczom. Po drugie, on może przecież różnić się od mojego wyobrażenia – dodałam.– To fajnie – skwitowała. – A kiedy ślub? Przepraszam, że pytam, ale jak wiesz nie widzę przyszłości, jeżeli o ciebie chodzi – dodała, unosząc ramiona w akcie bezradności.– Alice! – upomniała ją matka.– Nic nie szkodzi. – Uśmiechnęłam się lekko zakłopotana. – To chyba za wcześnie, żeby myśleć o tych sprawach – bąknęłam.– Za wcześnie!? – prychnęła wampirzyca. – Edward ma ponad dwieście lat a ty grubo ponad setkę. Czas się ustatkować, nie uważasz? – Zaparła dłonie o biodra, walczyłam z pokusą, by się nie roześmiać na jej widok.– Ughm. – Zacisnęłam szczękę. – Przecież nie poproszę się sama o rękę. – Wbiłam spojrzenie w uda.– Musisz wprawiać nas w zakłopotanie? Pytałaś mnie już z milion, razy kiedy się oświadczę i powtarzam po raz ostatni! W odpowiedniej chwili – syknął Edward w jej stronę. – Bella potrzebuje czasu, aby odnaleźć się we wszystkim. Podejrzewam, że my też – pouczał siostrę i byłam mu za to bardzo wdzięczna.– Jak już się zdobędziesz na odwagę to ci powiem. – Zaśmiała się szyderczo dotykając palcem swojego czoła. – Naprawdę nie mogę się doczekać, aż zacznę wszelkie organizacyjne sprawy. Musicie mi powiedzieć kogo chcecie zaprosić, a ja już wszystkim się zajmę – nakręcała się wymachując dłońmi w powietrzu. Jasper posłał w jej stronę krzywe spojrzenie.

51

– Pomyślałaś nad tym, że warto ich najpierw o to zapytać?– Przestań, Jazz. – Zaśmiała się kpiarsko. – Już raz wyprawiałam im wesele, mam w tym wprawę! Bella była zadowolona z rezultatów, prawda? – Wbiła we mnie to swoje firmowe spojrzenie, bałabym się zaprzeczyć.– Tak, byłam. – Czułam się naprawdę zażenowana rozmawiając o wyimaginowanym weselu w towarzystwie całej rodziny ukochanego.– I proszę cię, Alice – Esme skarciła ją spojrzeniem – nie chcemy pewnego ranka dowiedzieć się, że popołudniu jest ich ślub i mamy się do niego przygotować! – ostrzegła dosadnym tonem, którego nigdy wcześniej u niej nie słyszałam.– Nie zrobiłabyś tego, prawda? – Ciężko przełknęłam ślinę.– Słowo wampira! – Wywróciła oczyma. – Naprawdę zero zaufania z waszej strony. – Pokręciła głową niezadowolona. W salonie nastała krępująca cisza, oczywiście chciałam coś powiedzieć, by ją przerwać, ale wolałam milczeć, gdyż z moim szczęściem prawdopodobnie palnęłabym coś, czego z pewnością bym żałowała.– Bella? – zapytała nagle Rosalie. W jej głosie można było usłyszeć niezdecydowanie. – Umiałabyś nam pokazać Renesmee? – Zagryzła delikatnie wargę. Najwyraźniej siostra musiała jej opowiedzieć o moich zdolnościach, o tym, co jej zaserwowałam w dzień swojego rzekomego przebudzenia. Zastygłam w bezruchu, gdy zdałam sobie sprawę, czego ode mnie oczekuje. Nie wiem nawet czy chciałam powracać pamięcią do tamtych chwil, były stanowczo zbyt bolesnym wspomnieniem.– Chyba nie będę potrafiła w tym stanie – odparłam dotykając dłonią klatki piersiowej, byłam świadoma, że moje serce zabiło gwałtowniej i zebrani również o tym wiedzieli. Esme posłała mi przepraszające i współczujące spojrzenie, wiedziała bowiem, co oznacza dla matki strata własnego dziecka. Podejrzewam, że jako jedyna potrafiła zrozumieć moje uczucia i dobrze widziałam to w jej oczach, tęsknota i żal – jakbym spoglądała w lustro, widząc w nim odbicie własnego spojrzenia.Jasnowłosa wampirzyca przeniosła wzrok na Edwarda.– Nawet się nie waż! – zagrzmiał. Dziewczyna zrobiła obrażoną minę. – Oszalałaś, jeżeli na to zezwolę! – Wstał z miejsca i machinalnie pochwycił mnie za rękę, po czym postawił za własnymi plecami.– Powiedz, że sam nie chciałbyś jej zobaczyć! – Uniosła brew, uśmiechając się nieznacznie. – Powiedz to! – Ale mój ukochany milczał.– Rosalie! – Zamarła Alice. – Nie możesz tego zrobić! Nie widzę, jak ona się zachowa! – Z godną siebie prędkością znalazła się u jej boku, chcąc ją powstrzymać przed czymś, o czym nie miałam bladego pojęcia. Zdenerwowałam się, gdy ujrzałam, jak blondynka odpycha z impetem stawiającą opór Alice. Jasper posłał w stronę agresora gardłowy charchot,

52

by po chwili znaleźć się u boku ukochanej. Serce zaczęło bić mi w nienaturalnie szybki sposób, gdy wampirzyca zbliżała się w moją stronę z nieprzenikliwym spojrzeniem.– Zatrzymaj się! – rozkazał Edward. – Emmett, powstrzymaj ją, zanim zrobię jej krzywdę! – zwrócił się do osiłka.– Rosalie, odpuść – powiedział jedynie, całkiem bez przekonania, co bardzo mnie zaniepokoiło. Jeżeli Edward zaatakuje jego żonę, Emmett bez dwóch zdań stanie w jej obronie. Wyniknie walka, która wcale nie wniosłaby nic nowego. Nie mogłam pozwolić, by wszystko skończyło się źle. Cullenowie nie mogli stawać przeciwko sobie. Zadrżałam, zdając sobie sprawę, że Edwarda nie ma już przede mną, Emmett przytrzymywał go na drugim końcu salonu. Rosalie właśnie podnosiła się z podłogi i zmierzała w moim kierunku. Dziki szał zawrzał w moim umyśle, gorąca lawa rozlała się wzdłuż kręgosłupa, dyszałam ciężko, a otaczający mnie świat zaczęłam postrzegać jak przez czerwono krwistą mgłę. Wychyliłam się do przodu, pozwalając, by z głębi mojego ciała wydobył się złowrogi charkot. Miliardy myśli uderzały o siebie w moim mózgu, a jedyne na czym mogłam się skupić, to zatrzymanie jasnowłosej wampirzycy, która widząc moją postawę zaśmiała się i klasnęła w dłonie.– Tak to się robi! – Pokazała środkowy palec Edwardowi, który uwolnił się w końcu z uścisku niedźwiedziowatego Emmetta. Byłam zdezorientowana.– Rose, mogła wydarzyć się jakaś tragedia – skarcił ją Carlisle.– Już się wydarzyła – mruknęła. – Czy w takim stanie, droga bratowo, będzie ci łatwiej pokazać nam dziewczynkę? – Spojrzała na mnie z kłamliwa sympatią. Więc o to jej chodziło! Nie powinnam czuć się zdziwiona, presja zawsze była idealnym zapalnikiem. W moim śnie równie dobrze zdawano sobie z tego sprawę, trenując moją tarczę i dla lepszego efektu wysługiwano się moją małą córeczką. Miałam ochotę wówczas rozszarpać im wszystkim gardła, dokładnie tak, jak blondynka w tej chwili. Jak mogła być tak nierozważna? To była jednak Rosalie i osobiście nie powinno zdziwić mnie jej zachowanie, zawsze stawiała na swoim, bynajmniej zawsze starała się to robić, choćby po przysłowiowych trupach.– Nie wiem – mruknęłam zakłopotana. Nie chciałam tego robić, nie chciałam ponownie cierpieć, zmagając się z własnymi koszmarami. Wspomnienia wypalały sączące się rany w moim umyśle i nic nie było w stanie ich opatrzyć, stanowczo nie byłam na to gotowa. Stałam tak ze spuszczoną głową, zastanawiając się, co powinnam zrobić, by nie urazić Cullenów. Wiedziałam, jak ciekawi byli mojej córki.– Alice? – Z mojej osobistej traumy wyrwał mnie zaniepokojony głos Jaspera. – Alice co się dzieje? – dodał w napięciu. Odważyłam się zerknąć w stronę przyjaciółki, spojrzenia zebranych skierowane były teraz na nią,

53

poniekąd odetchnęłam z ulgą, nie będąc już w centrum zainteresowania. Znałam wyraz twarzy goszczący u wampirzycy, z całą pewnością doznawała wizji. Jej spojrzenie utwierdzone było w obrazie, którego my nie potrafiliśmy dostrzec.– Demetrii – rzekła tonem wyplutym z jakichkolwiek emocji. W chwili gdy wymawiała jego imię poczułam, jak moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a fala dyskomfortowego gorąca zalała moją pierś. Z reakcji Jaspera mogłam wywnioskować, że coś jest nie tak, jego żona była zdenerwowana i wystraszona własną wizją, martwił się o nią. – Demetrii zamierza udać się do Volterry – dodała z trwogą.– Co? – Głosy zebranych wtargnęły siłą do mojego umysłu, wyrywając mnie tym samym z demencji.– Kate nie udało się go zatrzymać – tłumaczyła. – Wyruszy o zmierzchu, taką podjął decyzję – dodała z cichym jękiem, patrząc mi prosto w oczy. Wiedziałam, co chciała mi przekazać.– To nie może być prawda, Alice – wymamrotał Edward, stojący gdzieś za mną.– O co chodzi? – głos Carlisle’a zdawał się dochodzić gdzieś z oddali, czułam się dziwnie otępiała, jakbym była wśród nich, a jednak znajdowała się w całkiem innym miejscu. Uczucie gorąca zdawało się z każdą mijająca sekundą nasilać i pustoszyć mój organizm. Zamknęłam powieki, starając się uspokoić kłębiący się w moim umyśle niepokój. Gdy ponownie je otworzyłam, postrzegałam wszystko w inny sposób – sposób przynależny mordercy. – Demetrii zamierza powiadomić Volturi o moim istnieniu! – powiedziałam ostrym tonem, zaciskając dłonie w pięści. – Pogrąży również Edwarda – dodałam. Czułam się, jakby jakaś niewidoczna siła dźgnęła mój umysł ostrym niczym brzytwa ostrzem, obracając go pod różnymi kątami, by sprawić mi tym jak największy ból i dyskomfort. Ponownie zamknęłam powieki, skupiając się na owym bólu, starając się wyzbyć się go z mojego umysłu, ale on był nieustępliwy i wzbierał na sile za każdym razem, gdy tylko próbowałam z nim walczyć. Wiedziałam, że nawet jako istota z nadludzką siłą nie będę w stanie pokonać uczucia, które mną zawładnęło. Byłam świadoma, że kolejna walka została rozpoczęta. Nie wilk, nie wampir i nawet nie ja, ludzka Renesmee Black, wszystkie te natury we mnie spoczywające nie byliśmy w stanie stawić czoła tej, którą uwięziłam dawno temu, w najgłębszej otchłani własnej świadomości.– Trzeba go zatrzymać – zawyrokował Emmett. – Jak on mógł? To nasz przyjaciel. – Potrząsnął głową z niedowierzaniem.– To żołnierz, takich nie darzy się zaufaniem! – prychnęłam w jego stronę. Nie zachowywałam się już jak osoba, którą znały wampiry znajdujące się ze

54

mną w salonie. Ona praktycznie kontrolowała moim umysłem, a ja nie miałam siły i chyba nawet potrzeby sprzeciwiać się jej woli. Dobrze wiedziałam, jaki był jej cel i byłabym hipokrytką nie zezwalając jej na to.– Bella – upomniał mnie ukochany, kładąc dłoń na moim ramieniu. Słyszałam jak upada za moimi plecami. Złowrogi syk Rosalie wypełnił pomieszczenie. Nie chciałam i nie zamierzałam zranić Edwarda, popełnił błąd, zapominając o moich nowych zdolnościach i poniósł tego konsekwencje. Dawna Bella z całą pewnością zaczęłaby wszystkich przepraszać i czułaby się zdruzgotana takim obrotem spraw, jednak tamta Bella dawno temu umarła.– Uspokójcie się – rzekł łagodnie doktor. – Rosalie – zwrócił się do niej tak, jakby ostrzegał małe dziecko przed popełnieniem błędu.– Kiedy się w końcu obudzicie!? – wybuchła jasnowłosa. – Jak nas wszystkich pozabijają!? Przez to dziwadło! – Wskazała na mnie palcem.– Nikt nikogo nie zabije – warknęłam w jej stronę. – Możecie czuć się bezpieczni – dodałam łagodniej.– Chyba nie rozumiesz ! – pisnęła Rose. – Edward stanął w twojej obronie przeciw innemu wampirowi i złamał tym samym nasze prawo – piekliła się nadal.– Wszystko rozumiem – odparłam ze stoickim spokojem. – Demetrii nie dotrze do Włoch – wyjaśniłam nadal w pełni opanowana, po czym bez słowa skierowałam się w stronę schodów.– Bella! – zawołał miedzianowłosy. – Zaczekaj – szepnął, podążając za mną po schodach. Kątem oka widziałam, jak unosi dłoń, by mnie zatrzymać, jednak po sekundzie zastanowienia opuścił ją, byłam mu za to wdzięczna. Nie umiałam wyjaśnić samej sobie, co właściwie mną kierowało i co się ze mną działo, a wyraz twarzy ukochanego zdradzał, że był tego ciekaw, nie znał takiej Belli. Nie miał przecież ku temu okazji.– Muszę odejść – zawyrokowałam, zastygając w bezruchu. – To jedyne wyjście i nie mów mi, że tak nie jest, bo oboje doskonale wiemy, że jest. – Wbiłam w niego nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. – Obiecuję ci, że wszystko się wyjaśni, że naprawię swój błąd i będziemy w końcu wolni od przeznaczenia – dodałam z delikatnym uśmiechem.– Ja nie rozumiem – odparł zrezygnowanym tonem. – Dlaczego wszystko musisz odnosić do swojego snu? Owszem, z twoich opowieści wywnioskowałem, że prawdopodobnym jest, że tak, jak w nim mogły by się potoczyć nasze losy, ale Bella… Przez sto lat świat się zmienił. Ty się zmieniłaś – dodał ciszej.– Naprawdę nie rozumiesz. – Westchnęłam rozczarowana. – Nic się nie zmieniło! Demetrii jest tego idealnym przykładem, Rosalie też! – Uniosłam się, nie przykładając wagi do tego, że pozostali Cullenowie przysłuchiwali

55

się zapewne naszej rozmowie. – Owszem, zmieniłam się, masz rację, ale zmusiło mnie do tego życie i nie pozwolę, by banicja, na jaką się skazałam, by was chronić, poszła na marne tylko dlatego, że jeden ze sługusów Aro postanowił swoim głupim czynem uruchomić lawinę zdarzeń, których nie chcę ponownie przeżywać! Zrozum, że ja wiem, jak to się skończy. – Ujęłam go mocno za ramiona, starając się również okiełznać w sobie dar Kate.– Dlaczego nie weźmiesz pod uwagę, że nie tak właśnie musi się to skończyć? – zapytał łagodnie. – Jak już mówiłem, czasy się zmieniły, Aro nie jest już… – Nie pozwoliłam mu skończyć, nie chciałam jak i również nie miałam ochoty słuchać o tym łajdaku.– W Volterze nikt się nie zmieni – rzekłam cierpko. – Aro, Kajusz, Marek i te dwa przeklęte bliźniaki z całą pewnością tego nie zrobią! – zagrzmiałam, by w końcu zrozumiał. – Widziałam, jak ta mała jędza cię torturuje, doskonale zdaję sobie również sprawę, jak Aro pożąda darów twojego i Alice, a jeśli Demetrii da mu sposobność, by tu przybyć to nie będzie odwrotu – dodałam z trwogą.– Ale Aro..– Nie broń go! Wiem, że mimo iż są barbarzyńcami, to dają wam poczucie bezpieczeństwa, złudnego, rzecz jasna – prychnęłam.– Dasz mi skończyć? – jęknął w niezadowoleniu.– Właśnie skończyłeś, Edward – odparłam, po czym weszłam do swojego pokoju. Oparłam się o zamknięte drzwi. pozwalając całemu powietrzu zalegającemu w moich płucach wydostać się na zewnątrz. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam i powiedziałam przed chwilą. Zachowałam się jak nie ja, no nie do końca jak nie ja, bynajmniej próbowałam przez lata pogrzebać w najskrytszych zakamarkach własnego ego, tą część mnie, która właśnie przedstawiła się rodzinie Cullen. Ta Bella Swan była pełna gniewu i chęci zemsty, nie znała pojęcia litości czy wybaczenia, narodzona w chwili własnej śmierci czekała jedynie na odpowiedni moment, by przejąć kontrolę nad moim umysłem i ciałem. Nie wiem, czy chciałam z nią walczyć, nie wiem, czy byłabym na tyle silna, owszem, zmagałam się dotychczas z wampirzą i wilczą naturą, ale nie poznałam jeszcze tak silnego wpływu jaki wywierała na mnie chęć zemsty, było to tak silnym uczuciem i, o zgrozo, nie miałam z tego powodu wyrzutów sumienia. Miałam nieodpartą potrzebę zmienić znaną sobie definicję Anioła Potępionych za którego mnie brano w alternatywnej rzeczywistości. Przyniosę śmierć, ale jedynie tym, którzy zechcą stanąć na drodze wybranemu przeze mnie przeznaczenia. Demetri miał zginać z

56

moich rąk i jedynie godziny dzieliły go od nieuchronnie zbliżającej się sprawiedliwości. Z moich osobistych rozważań wyrwał mnie odgłos dzwoniącego aparatu telefonicznego.Maria.Westchnęłam ciężko, patrząc na wyświetlacz, musiałam odebrać, znałam swoją przyjaciółkę na tyle dobrze, by być świadomą pojawienia się agentów FBI szukających moich zwłok, jeśli nie dam jej znaku życia. Maria miała dość wybujałą wyobraźnię i za każdym razem, gdy nie odzywałam się choćby przez kilka dni, ona w myślach układała mowę pożegnalną i sto różnych sposobów na to jak mnie ożywić, by ponownie móc zabić za to, że w jakikolwiek sposób śmiałam w ogóle umrzeć i zostawić ją samą. Nie wiem? Może właśnie na tym polegała zgodność naszej przyjaźni, bo choć w pełni się od siebie różniłyśmy, byłyśmy sobie bliźniaczo podobne ?– Czy ty wiesz jaki dziś jest dzień? – Nie usłyszałam nawet powitania typu: „Cześć, Nessie miło, że żyjesz”, jak to miała w swoim zwyczaju mawiać, będąc na mnie zła. Wytężyłam swój wampirzy mega mózg, ale najwidoczniej i on miał defekt, gdyż nie miałam bladego pojęcia o czym mówiła.– Nie wiem? – Przełknęłam głośno ślinę. Gniew Marii śmiało można by porównywać z Armagedonem, dlatego nie czułam się komfortowo rozmawiając z nią. – Przeszczep mózgu Chucka? – palnęłam udając rozbawienie.– Ness. – Westchnęła zrezygnowana. – Żeby go przeszczepić musiałby najpierw posiadać takie coś, a jak wiesz, u niego jedynymi myślącymi komórkami to są chyba jedynie plemniki – prychnęła.– Nie wnikam. – Wstrząsnęłam się na samą myśl o tym chłopaku, był moją osobistą katastrofą od pierwszej klasy liceum. – O czym zapomniałam, kochanie?– Dzień mojej randki – pisnęła do słuchawki tak głośno, że mój wyostrzony słuch bardzo na tym ucierpiał. W duecie z Alice stanowiłyby śmiercionośną broń.– Randki? – Podłapałam lekko zdezorientowana. Naprawdę myślałam, że zapomniałam o czymś naprawdę istotnym, jak choćby data jej urodzin czy kolejna rocznica naszej przyjaźni.– Ness, ten chłopak jest absolutnie boski i zabij mnie jeśli skłamię, zrobiłabym dla niego dosłownie wszystko! Wydzwaniam do ciebie od dwóch dni, chcąc się naradzić w sprawie ubioru i, wiesz sama, tych wszystkich babskich rzeczy, o których gadają ze sobą przyjaciółki – mówiła z prędkością karabinu maszynowego, była naprawdę podekscytowana.

57

– Ty chcesz ze mną rozmawiać o ubraniach? – Nie umiałam powstrzymać śmiechu. – Ale cię wzięło – nabijałam się już z całkowitą premedytacją.– Jadę do ciebie – ostrzegła mnie.– Maria, to nienajlepszy pomysł – wyjąkałam, czując się beznadziejnie ze świadomością, iż muszę spławić swoją najlepsza przyjaciółkę, która była dla mnie praktycznie siostrą. – Nie ma mnie w domu.– Hmm. – Oczyma wyobraźni widziałam jej zaciekawioną minę. – Ty nie opuszczasz rezerwatu – przypomniała mi.– Wiem, tak jakby to zostałam porwana – odparłam spokojnie. – Miałam mały wypadek w lesie i doktor Cullen zatrzymał mnie u siebie na obserwacji – wyjaśniłam pospiesznie, zdając sobie sprawę, że źle określiłam swoje położenie używając w jednym zdaniu słów zostałam i porwana. Na podstawie tego określenia Maria śmiało napisałaby trzytomowy kryminał, albo, co gorsza, romans.– Ty perwersyjna…– Zamknij się – jęknęłam, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że naszej rozmowy nie mogłam uznać za prywatną. – I nie wprawiaj w ruch tej części swojego mózgu odpowiedzialnej za wyobraźnie, ona nie funkcjonuje normalnie, wiesz o tym. – Zaśmiałam się delikatnie. Jakże łatwo było być przy niej po prostu nastolatką.– Będę za dziesięć minut i Renesmee Black radzę ci bądź tam – rzekła surowym tonem, po czym bezceremonialnie się wyłączyła. Spojrzałam z niedowierzaniem na komórkę i odłożyłam ją na stolik, musiałam podjąć trudną decyzję. Wychodząc z pokoju byłam już w stu procentach istotą ciepłokrwistą, uczłowieczenie się pozbawiło mnie tak bardzo potrzebnych mi umiejętności. Czas mijał nieubłaganie a ja z każdą mijająca minutą oddalałam się od własnej misji, nie było dobrze.– Uważaj na siebie. – Na dole schodów stała Alice ze strapioną miną. – I naprawdę byłabym zobowiązana, gdybyś oddała go w jednym kawałku. – Wywróciła oczyma, rzucając w moim kierunku kartę magnetyczną przytwierdzoną do breloczka z alarmem.– Jesteś wielka. – Posłałam jej szeroki uśmiech. – Mam u ciebie dług wdzięczności. – Ujęłam ją w ramiona.– W rzeczy samej. – Puściła mi oczko. – Pozdrów koleżankę i wróć na kolację – poprosiła, wbijając we mnie to swoje firmowe, zniewalające spojrzenie.– Wątpię, aby jej opowieść skończyła się przed wigilią. – Wywróciłam oczyma. – I chciałabym was przeprosić za moje zachowanie. Wiem, że bierzecie mnie za wariatkę, ale rozzłościła mnie ta wiadomość o Demetrim – dodałam, starając się przekonać ją jak i resztę, by uwierzyli w moją

58

wyolbrzymioną reakcję, doskonale zdawałam sobie sprawę, że źle wszystko rozegrałam. Nie potrzebowałam daru Edwarda czy Alice, by być pewną, że nie tylko ja zaraz opuszczę posiadłość. Mój ukochany nawet mimo upływu wieku z całą pewnością nie wyzbył się nawyku chronienia mnie przed wszystkim, co się rusza, począwszy od vana Taylera na Jamesie skończywszy.– Wszystko się ułoży, Carlisle dzwonił do Eleazara a ten obiecał zatrzymać Demetriego za wszelką cenę. – Poklepała mnie pocieszycielsko po ramieniu. – Jedź już, bo twoja koleżanka brzmiała naprawdę groźnie. – Zaśmiała się stojąc już na szczycie schodów.– Oby się udało – zawołałam i wybiegłam z domu, kierując się bezpośrednio do garażu. Wcisnęłam guziczek na breloczku i samochód zaparkowany w głębi potężnego garażu Cullenów zaświecił dwa razy światłami. I niech mi ktoś jeszcze powie, że można oszukać przeznaczenie.Z niepokojem przyglądałam się żółtemu porsche, identycznemu jak to, które wampirzyca dostała od Edwarda w moim śnie.

– Przyjechałaś po mnie, żeby mnie uprowadzić, prawda?Parsknęła śmiechem i kiwnęła głową.– Do soboty. Esme ustaliła już wszystko z Charliem. Będzieszu nas nocować dzisiaj i z piątku na sobotę, a jutro rano odwiozę cię i przywiozę ze szkoły. Odwróciłam się w stronę okna, żeby nie widziała mojego wyrazu twarzy.– Wybacz – dodała Alice bez cienia poczucia winy w głosie. – Widzisz, Edward mnie przekupił.– Jak? — syknęłam przez zaciśnięte zęby.– Kupił mi w końcu to porsche. Dokładnie takie samo jak to, które ukradłam we Włoszech. — Wyrwało jej się rozmarzone westchnienie. (Eclipse)

Nie mając innego wyboru otworzyłam drzwiczki z rozmachem i rozsiadłam się w sportowym, zabytkowym już aucie. Machinalnie spojrzałam na tyle siedzenie i szybę, niby pierwszy raz siedziałam w tym wozie, a miałam z nim związanych tyle wspomnień, to było strasznie dziwne. Jazda do rezerwatu nie zajęła mi zbyt wiele czasu i miałam pewność, że przyjaciółka nie zrobi mi awantury o spóźnienie. Nie miałam czasu na takie przyziemne sprawy jak zwady z nią, które zresztą nie należały do mich ulubionych czynności czy coś w tym stylu. Kwestia jej nowego chłopaka i oczywiste wysłuchiwanie związanej z tym „ nigdy niekończącej się historii” była oczywiście najdalszą z priorytetowych dla mnie spraw i wiedziałam, że

59

decydując się na spotkanie z nią mogę zaprzepaścić szansę na przecięcie drogi Demetrirmu, ale Maria była dla mnie jak siostra i miałam na uwadze, że ona nigdy nie pozostawiła mnie w potrzebie, była tuż obok służąc dobrą, no niekoniecznie zawsze , radą. Musiałam podjąć ryzyko, ona jaki i Cullenowie byli dla mnie zbyt ważni i biada temu, kto kiedykolwiek odważyłby się postawić mnie w sytuacji, bym musiała między nimi wybierać. Zahamowałam w wielkim stylu przed własnym domem, pewnie w całym Forks słychać było pisk opon porsche, ale jakoś nie miałam czasu nad tym dywagować. W myślach byłam jedynie zdolna wyobrazić sobie, jak niepocieszoną minę miałaby właśnie Alice, gdyby siedziała obok. Baa, byłam w stanie wyobrazić sobie jak mnie z tego tytułu morduje z zimną krwią. Wampirzyca przywiązywała zbyt wiele wagi przedmiotom martwym, co było dość dziwnym z punktu widzenia kim jest. Gdy pył wzniesiony w powietrze, poprzez mój szpanerski wyczyn, opadł już praktycznie na podjazd, ujrzałam stojącą tuż przed maską przyjaciółkę. Jej mina utwierdzała mnie w tym, że to jednak nie będzie krótka zwięzła historia oparta na trzech słowach „ On jest zajebisty”, jak to miała w zwyczaju robić, gdy poznała jakiegoś faceta. Jejku, Maria wyglądała, jakby ktoś zmusił ją do całodobowej obserwacji słodkich niemowląt bądź puchatych i równie uroczych szczeniaczków. Była nienaturalnie rozanielona, jak nie ona, to z pewnością nie było w jej stylu, a i osobiście nie pamiętałam, by uśmiechała się w ten sposób dłużej niż pięć sekund. Dla jasności, minęła już dwudziesta, a dziewczyna nadal wyglądała, jakby jej uśmiech był poszerzony chirurgicznie. Nie podobało mi się to. Ludzie nie zmieniają się ot tak pod wpływem miłości, wiem o tym, miałam czas, by obserwować i analizować tego typu zachowania. Jak to Edward niegdyś subtelnie określił… samotne wampiry, co bądź wilki również, mają nocami dużo niespożytkowanego czasu. – Maria – rzekłam z powagą, wysiadając z wozu. – Kim jest osoba, która ci to zrobiła? – Udawałam przerażenie, spoglądając na jej nadal uśmiechniętą buzię.– Och, Nessie. – Westchnęła jakby w transie. – To zrządzenie losu, wiesz przeznaczanie, wola boska. – Starała się być opanowaną.– Wiem, co to oznacza. – Wywróciłam oczyma. – Kim on jest? – Ujęłam ją za ramiona.– Ma na imię Nathaniel. – Westchnęła wypowiadając jego imię, jakby było największą świętością, przerażała mnie tym, nigdy nie zachowywała się jak bohaterka taniego romansu, a tu taka zmiana.– I?– Wprowadził się niedawno, przyjechał z Texasu na wymianę

60

międzyszkolną. – Zacisnęła usta w dość śmieszny sposób. – Jest rewelacyjny! – zapiszczała, podskakując do góry jak piłeczka kauczukowa.– Mamy taki program? – Zdziwiłam się. – Nie słyszałam, by ktoś miał wyjechać z Forks na jego miejsce. – Zrobiłam się podejrzliwa.– Ness? – Spojrzała na mnie, jakbym była niepoczytalna umysłowo. – A czy ty w ogóle rozmawiasz z kimkolwiek oprócz mnie? – Wzruszyła ramionami.– Rozmawiam też z Edwardem – zaprzeczyłam szybko.– Tym nowym? – Uniosła brwi porozumiewawczo. Wkopałam się w niezłe bagno, informując ją o tym. – No, no, no. – Zacmokała. – Zakochałaś się wcześniej czy dopiero, gdy porwał cię doktorek? – nabijała się ze mnie.– Jesteś niepoprawna, kuriozalna i małostkowa – odburknęłam.– Nie wiem co dokładnie znaczy to drugie, ale na pewno taka nie jestem – prychnęła, udając oburzenie. – Zobacz! Podziwiaj to cudo stworzone przez naturę. – Praktycznie wsadziła mi swój telefon do oka.– Hmm. – Udawałam, że głęboko analizuję zdjęcie obcego mi nastolatka, zacmokałam kilka razy, nachylając aparat pod różnymi kątami – Kto to? – zapytałam z udawanym brakiem zainteresowania.– Jesteś beznadziejna! – Pokazała mi środkowy palec, po czym zabrała telefon i uśmiechnęła się do zdjęcia, jakby postradała kilka klepek. – To Nathaniel, głupia. – Rozpływała się na samo wspomnienie jego imienia. – Maria, bardzo się cieszę, że kogoś sobie w końcu znalazłaś. – Przytuliłam ją do piersi. – Będę wdzięczna jak nas sobie przedstawisz, bym mogła mu przekazać na jaką świetną dziewczynę trafił. – Uśmiechałam się do niej szczerze, choć na chwilę zapominając o tych wszystkich niemiłych sprawach czekających na mnie.– Może podwójna randka? – Zacisnęła dłonie w ekscytacji. – Zaprosisz Edmunda. – Uniosła porozumiewawczo brew.– Edwarda – poprawiłam ją automatycznie. – A teraz chodź ze mną, musisz mi pomóc wybrać coś na wyjście do szkoły. – Chwyciłam ją za dłoń i pociągnęłam za sobą w stronę drzwi.– Ten Darwin ma na ciebie dobry wpływ, na twój gust, hehe. – Kolejny raz uniosła brwi w rozbawieniu, zapewne myśląc, że chce wyglądać sexy dla niego. Źle odebrała moje zachowanie, ale nie mogłam być z nią do końca szczera, nie w miejscu, gdzie byłyśmy bezczelnie obserwowane. Emmett był tak subtelny, jak słoń w składzie porcelany.Gdy byłyśmy już w moim pokoju, wyjęłam kartkę i długopis i zaczęłam pisać.– Po co? – zapytała, czytając zdanie widniejące na papierze.– Zrób to – nakazałam. – Wytłumaczę ci później. – Wzruszyłam ramionami.

61

Odjechałam z podjazdu z piskiem opon, nie oglądając się za siebie. Bałam się, że gdy tylko to zrobię, dopadnie mnie zwątpienie i zawrócę, a nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Musiałam być silna dla nas wszystkich, dla Cullenów, samej siebie i poniekąd dla Marii, która stała się właśnie częścią tej historii. Użyczyła mi swojej tożsamości, bym mogła niepostrzeżenie wymknąć się Emmettowi i Edwardowi, którzy nadal obserwowali moje domostwo. Gdy ja uciekałam jej samochodem, ona przebrana w moje rzeczy, otulona moim zapachem, pozostała w domu, dając mojemu ukochanemu fałszywą nadzieję na to, że zaniechałam wykonania wyroku zemsty na jego pobratymcu. Wiem, że będzie miał do mnie żal, gdy tylko na jaw wyjdzie ta mistyfikacja, ale musiałam podjąć decyzję, a ta o ukaraniu jednego z Volturi wydawała się jak najbardziej słuszną. Nie mogłam pozwolić, by Aro i jego świta przybyli do Forks, takie wizyty nigdy nie kończyły się dobrze, ale nikt poza mną nie zdawał sobie z tego sprawy.W momencie gdy przekraczałam skrzyżowanie będące również końcem granicy wyznaczonej dla rezerwatu, dostrzegłam idącego poboczem mężczyznę. Praktycznie zataczał się, jakby był w stanie upojenia alkoholowego. Jedną dłonią mocno uciskał sobie szyję, a drugą zaczął wymachiwać w moją stronę, gdy tylko uświadomił sobie, że na drodze pojawił się pojazd. Ta trasa była bardzo rzadko uczęszczana, a praktycznie jedynymi kierowcami z niej korzystającymi byłam ja i Maria. Ten mężczyzna musiał być naprawdę pijany, bo żaden w pełni świadom człowiek nie odważyłby się iść tą drogą sam i na dodatek, gdy zmierzchało. Las za dnia był nieprzychylnym i napawającym grozą miejscem, a po zmroku nawet ja obawiałam się wędrówek po nim. Z trwogą przypatrywałam się człowiekowi, który upadając kolejny raz na żwirową powierzchnie starał się jak najszybciej do mnie dotrzeć. Gdy jego obie dłonie spoczęły na podłożu, mogłam zauważyć paskudną ranę na jego szyi i ramieniu. Wyglądała, jakby wyszarpało ją jakieś drapieżne zwierzę, krew sączyła się z niej plamiąc jego jasną bluzę. Nie wyglądał na tutejszego, o ile mogłam pozwolić sobie na takie stwierdzenie, nie mogłam dostrzec jego twarzy schowanej pod gęstwiną rozczochranych włosów, a i samych mieszkańców miasteczka praktycznie nie znałam, byłam przecież banitą. Wpatrywałam się przez kolejne sekundy na walczącego o życie nieznajomego, nie będąc pewną, jak właściwie miałabym się zachować. Wysiąść z auta i zaoferować pomoc, zawieźć do szpitala? Z drugiej strony… Powinnam kierować się własnymi priorytetami i obrać czym prędzej kierunek na Alaskę. W chwili gdy usłyszałam głośny trzask wyginającego się metalu, poczułam jak oblewa mnie zimny pot, na dachu samochodu znajdowała się jakaś istota. Coś, co stanowczo nie przybyło

62

nam na powitanie. Obawiałam się, że mógłby to być jeden z braci Cullen, ale oni z pewnością zachowali by się bardziej humanitarnie i skorzystali z drzwi, a nie stąpaliby zniecierpliwieni po dachu samochodu. Nie wiem czym to było, ale na jego widok, leżący na poboczu mężczyzna wydał z siebie agonalny i przerażony jęk. Jedyne co zdołały zarejestrować moje oczy w tym półmroku był jakiś cień, zaskakująco szybko poruszający się, gdyż gdy tylko zdołałam nabrać ostrości widzenia po poszkodowanym jak i tajemniczym cieniu nie było śladu. Przełknęłam głośno ślinę i nie zastanawiając się już nad niczym docisnęłam pedał gazu do maksimum, by jak najszybciej oddalić się z miejsca zbrodni, co bądź wolałabym spotkać się z Demetrim twarzą w twarz niż z tym czymś, co porwało przed chwilą nieszczęśnika do lasu na moich oczach. Zmrożona strachem ściskałam kierownicę niczym osobiste koło ratunkowe, oddychając bardzo płytko, nie pamiętałam kiedy ostatnio bałam się tak bardzo. Czym innym była świadomość walki ze znanym sobie przeciwnikiem, którego słabości się znało, a czym innym z kolei starcie z niewiadomym. Ten mężczyzna mógł być czyimś bratem, mężem, a może nawet ojcem, a to coś porwało go w dzicz i zapewne zabiło. Łza spłynęła wzdłuż mojego policzka, życie było takie niesprawiedliwe, śmierć taka była. I choć to przykre zdarzenie rozgrywające się na moich oczach powinno skłonić mnie do powrotu, by ostrzec innych, dało mi natomiast kolejny powód, by zatrzymać konfidenta z Denali. Iluż ojców, mężów, matek i dzieci padłoby ofiarą pragnienia rodziny królewskiej, gdy ta pojawiłaby się w miasteczku? Korytem rzeki Calawah popłynęłaby niewinna krew, pogrążając Forks w żałobie … wszędzie chaos i stosy żywych trupów. Taki właśnie postapokaliptyczny krajobraz pozostawiliby po sobie odchodząc z zwycięsko uniesionymi głowami. Gdybym jednak posiadła dary wszystkich utalentowanych wampirów, mogłabym ich zatrzymać, wiem, że dałabym radę to zrobić. Jedynym zagrożeniem wówczas pozostałaby dla nas moja druga rodzina, Jared ostrzegł mnie.Jared!Zamarłam, uświadamiając sobie, że nie tylko ja, Edward i Demetrii byliśmy tego popołudnia w lesie, Indianin był świadkiem tego, jak zaatakował mnie wampir. Wszystko w sekundzie strasznie się skomplikowało. Kolejny dziś raz zahamowałam z piskiem opon, po czym opuściłam głowę na kierownicę, będąc całkowicie przytłoczona. Gdy opuszczę miasto oni się o tym dowiedzą i wypełnią swoje przyrzeczenie.Ta myśl odbijała się echem w mojej głowie. Wiedziałam, że tarcza nie uchroni moich myśli przed Quileutami. Uderzyłam pięścią w deskę rozdzielczą sfrustrowana i zdołowana własną niemocą. Przeznaczenie

63

komplikowało mi byt jak tylko mogło i z bólem w sercu musiałam przyznać, że robiło to w iście wymyślny sposób. Chyba nigdy nie uda mi się go pokonać bez poniesienia strat. Nie ważne jaką opcję bym wybrała, ono i tak postawi na swoim i rozdzieli mnie z ukochanym.Demetrii, wilki, Volturi i to cholerne coś z lasu! Którego z nieprzyjaciół musiałabym wyeliminować jako pierwszego, by przechytrzyć fatum? Osobiście zamieniłabym w pył ich wszystkich równocześnie, ale los nie był mi przychylny, miał całkiem inne plany wobec mnie niż ja sama.Komplikacje – przez wiek zdążyłam znienawidzić to słowo.Musiała istnieć jednak jakaś inna droga, by naprawić szkody wywołane epizodem w lesie. Jak zmusić tropiciela, by zawrócił i zataił przed swoimi władcami moje istnienie? Jaka siła oprócz śmierci wymuszałaby na nim takie postanowienie?

- Tarcza! – powiedział Edward, głęboka satysfakcja przesycała jego ton. – Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Jedyną taką osobą, którą kiedykolwiek wcześniej poznałem, była Renata, a to, co robiła, było zupełnie inne.Eleazar odrobinę doszedł do siebie. – Tak, żaden talent nie objawia się w dokładnie taki sam sposób, ponieważ nikt nigdy nie myśli dokładnie tak samo.-Kim jest Renata? Co potrafi? – spytałam. Renesmee też była zainteresowana, odchyliła się od Carmen tak by mogła widzieć naokoło Kate.-Renata jest osobistym ochroniarzem Ara – powiedział mi Eleazar. – Bardzo praktyczny rodzaj tarczy, i także bardzo silny.Pamiętałam niewyraźnie mały tłum wampirów stojących w wyczekiwaniu blisko Ara w jego makabrycznej wieży, kilku mężczyzn, kilka kobiet. Nie mogłam przypomnieć sobie twarzy kobiet w tym nieprzyjemnym, przerażającym wspomnieniu. Jedną z nich musiała być Renata.- Zastanawiam się… – Eleazar dumał. – Widzisz, Renata jest potężną tarczą przeciwko fizycznemu atakowi. Jeśli ktoś zbliża się do niej – albo do Ara, ponieważ ona zawsze jest blisko przy nim we wrogim otoczeniu, ten ktoś zaczyna... zbaczać z kursu. Dookoła niej jest siła, która odpycha, chociaż jest prawie niezauważalna. Po prostu orientujesz się, że idziesz w innym kierunku, niż planowałeś, z niejasnym wspomnieniem, dlaczego na samym początku chciałeś iść tą drugą drogą Potrafi rozciągnąć tarcze na kilka metrów od siebie. Ochrania także Kajusza i Marka, jeśli jest taka potrzeba, ale jej priorytetem jest Aro.- Jednak to, co ona robi nie jest w rzeczywistości fizyczne. Podobnie jak ogromna większość naszych darów, to ma miejsce wewnątrz umysłu.

64

Zastanawiam się, kto by wygrał, gdyby próbowała cię zawrócić?(BD)

Może było to z mojej strony absurdem, a z całą pewnością było, zaczęłam analizować ewentualność skopiowania jej daru. Może nawet potrafiłabym go zmodyfikować do własnych potrzeb, może udałoby mi się zawrócić Demetriego? Istniał jednak mały, aczkolwiek znaczący mankament w tym planie. Niby jak miałabym posiąść jej dar? Nie spotkałam jej nawet w realnym świecie, a i z tego alternatywnego nie kojarzyłam jej zbyt dobrze. Pomysł był niegłupi, ale praktycznie niewykonalny. Uderzyłam dłonią kolejny raz w Bogu ducha winną deskę rozdzielczą, musiałam zacząć to kontrolować, gdyż w innym wypadku zepsułabym własność przyjaciółki, a ten samochód traktowała praktycznie jak własne dziecko. Czas uciekał, a ja nadal stałam po środku opustoszałej trasy, zastanawiając się, jak unicestwić intruzów stojących na drodze do mojego szczęścia. Oczywiście mankamenty ludzkiego mózgu, takie jak opieszałość w analizie, dodatkowo mnie irytowały. Myślałam w iście ślimaczym tempie. Mogłabym śmiało opuścić bezpieczny azyl w samochodzie i stanąć pośrodku nieprzychylnego lasu, czekając, aż poziom stresu zrobi swoje i ocknę się jako Bella wampirzyca lub wilczyca. Nie ważne kim bym była, ważne, że mój mózg pracowałby na dopalaczach i w końcu wykrzesałby z siebie coś konstruktywnego. I pewnie dlatego, że mała zagubiona panna Swan, obawiająca się wszystkiego, została żywcem pożarta przez własne alterego, wyszłam z tego nieszczęsnego pojazdu trzaskając za sobą drzwiami. No szybciej, bo zamarznę!Popędzałam drzemiące we mnie bestie, by się raczyły reaktywować, co było dość trudne, bo byłam tak zdenerwowana, że nie mogłam się nawet zestresować. Stałam tak na środku pustkowia w ubraniach (o ile te strzępki materiału można było nazwać mianem jakiegokolwiek ubrania) mojej przyjaciółki i zastanawiałam się z niedowierzaniem, jak udawało mi się utrzymać równowagę przez taki długi czas na tych butach, osadzonych na prawie piętnastocentymetrowych obcasach. Wieczór był naprawdę chłodny i ostatnią rzeczą o jakiej mogłam zamarzyć było najzwyklejsze w świecie przemienienie się w sopel lodu. Z każdą kolejną mijającą minutą wściekałam się bardziej. Gdy moje ciało powiedziało stanowcze dość, dygocząc niczym osika na wietrze, postanowiłam odpuścić i wsiąść do samochodu, by się zagrzać i wrócić do domu, aby tam na nowo rozprawiać o swojej niedoli. W momencie gdy odpaliłam silnik i zapaliłam światła, ujrzałam w oddali postać, stała nieruchomo niczym posąg i doszło do mnie, że z pewnością musiała obserwować mnie od dłuższego czasu. Przełknęłam ciężko ślinę, czułam, jak moje serce zaczyna galopować niczym tabun

65

rozpędzonych mustangów, kiedy ta osoba ruszyła w kierunku samochodu. Obawiałam się jej, miałam nadal przed oczyma tego nieszczęśnika leżącego na poboczu, ten cień porywający go w głąb lasu. Jednak intruz poruszał się ludzkim tempem, było to poniekąd pocieszającym szczegółem, ponieważ naprawdę nie chciałam spotkać się tego wieczoru z jakąś nieznajomą mi formą i, co gorsza, walczyć z nią. Musiałam oszczędzać siły na starcie z prawdziwym wrogiem. Gdy intruz znajdował się już w połowie drogi, z mojego wnętrza wydobyło się ciche gardłowe warknięcie, godne mojej aktualnej natury ostrzeżenie. Jednak ta postać nadal zbliżała się w moim kierunku, nieświadoma własnego zagrożenia.– Przepraszam! – To był mężczyzna, sądząc po barwie głosu młody. – Zepsuł mi się samochód tam z a zakrętem. – Wskazał dłonią za siebie, nieszczęśnik nadal się zbliżał. Musiał być stanowczo z poza miasta, nikt nie korzystał z tej trasy, a i dziwnym było spotkanie na niej już drugiego człowieka tego wieczoru.– Maria? – zapytał niepewnie, przechylając głowę na bok, jakby starł się dostrzec kierowcę znajdującego się w środku. – Maria kochanie, to ty? – ponowił pytanie.– Kto pyta? – odarłam, udając lekko przestraszoną, bynajmniej tak powinna zachować się ludzka kobieta, nachodzona przez nieznajomego na dodatek na całkowitym odludziu. – Jestem koleżanką Marii – dodałam, wywracając oczyma na myśl, że tracę czas na tak idiotyczne podchody.– Nathaniel – odpowiedział, a ja odetchnęłam z ulgą, uświadamiając sobie, że jednak nie będę go musiała zabijać, o ile on nie wykaże wobec mnie agresji. Mimo wszystko nie dawał mi spokoju jeden fakt. Co on tu właściwie robił?– Nie jest rozsądnym chodzenie samemu po rezerwacie – upomniałam go, uchylając szybę. – A ty jesteś tu nowy – dodałam cierpko.– Nie zamierzałem się tu zatrzymywać – odparł. – Coś rozcięło mi oponę, a nie ma tu zasięgu, żeby zadzwonić choćby po pomoc drogową – wyjaśnił, nachylając się. Gdy dostrzegłam w półmroku barwę jego oczu, zrozumiałam dlaczego przyjaciółka straciła dla niego głowę, nigdy w życiu nie widziałam tak intensywnego odcienia błękitu.– Tak – mruknęłam. – Właściwie co cię sprowadza w te strony? – zapytałam podejrzliwie, było w nim coś, co mi się nie podobało, ale nie wiedziałam jeszcze co. Był taki jakiś zbyt idealny. Gdyby nie jego bijące serce pomyślałabym, że jest istotą podobną Cullenom.– Randka. – Uśmiechnął się zniewalająco. – Maria zabije mnie za spóźnienie – jęknął. Zaśmiałam się w myślach z własnej podejrzliwości, dziewczyna musiała pewnie przenieść ich spotkanie do mnie, sama ją przecież tam uziemiłam. Było mi poniekąd szkoda tego chłopca, znałam

66

gniew przyjaciółki i stanowczo wolałam go unikać.– Wsiadaj, odwiozę cię – zaproponowałam. – O swoje auto się nie martw, rzadko kiedy przejeżdżają tędy inne. – Uśmiechnęłam się, gdy siadał na miejscu pasażera.– Zdążyłem się o tym przekonać – przytaknął. – Wspomniałaś, że jesteś koleżanką mojej dziewczyny – zaczął rozmowę, gdy nawracałam.– Be.. Nessie. – Uśmiechnęłam się – Jestem Nessie.– Porwana przez doktora? – zagadnął rozbawiony, nie mogłam się nie roześmiać.– Widzę, że znasz mnie lepiej niż mogłabym się spodziewać. – Śmiałam się nadal, moja przyjaciółka była całkowicie zakręconą wariatką.– Przesadzasz – odparł z powagą. – Wydajesz się całkiem inna niż cię opisywała – dodał, uważnie przyglądając się mojej sylwetce. – Chyba, że dziś ubierałaś się w muzeum współczesnym. – Puścił mi perskie oczko. Gdybym była bardziej ludzka z pewnością zapłonęłabym rumieńcem.– To długa historia. – Wywróciłam oczyma, zdając sobie sprawę, że miał na myśli moje „niecodzienne” ubranie. Maria jako maniaczka mody nie mogła zaiste zataić przed ukochanym braku gustu u swojej najlepszej przyjaciółki. W dzisiejszych czasach wyznacznikiem statusu społecznego była ilość posiadanych gorsetów w szafie, a to, że w mojej nie znajdował się żaden egzemplarz, stawiało mnie poza marginesem. Dziewczyna, jako że była lojalna wobec mnie, wolała go najwyraźniej wcześniej uświadomić, niż miałby w przyszłości sprawić mi jakiś smutek czy coś w tym stylu. – Na co dzień ubieram się drażniąco. – Westchnęłam.– Przyznam ci się do czegoś, ale błagam, nie mów o tym Marii. – Uśmiechnął się ze zrozumieniem. – Ja też lubię od czasu do czasu eksperymentować z modą. Mam sentyment do dwudziestego pierwszego wieku. – Wzruszył ramionami.– Zabiorę to ze sobą do grobu. – Przyłożyłam dłoń do piersi. – Właściwie kiedy przyjechałeś? – zadałam kolejne pytanie, nie odrywając wzroku od trasy, by nie wzbudzać swoim zachowaniem podejrzeń. Śmiało mogłabym prowadzić z zamkniętymi oczyma, ale on akurat nie musiał o tym wiedzieć.– Parę dni temu – odpowiedział grzecznie. Mój wampirzy mózg dał mi do zrozumienia, bym trzymała się przy nim na baczności, nie podobał mi się ten chłopak coraz bardziej. Oczywiście chciałabym, aby każdy ludzki facet wysławiał się jak Nathaniel i miał jego maniery, ale równocześnie był to powód, dla którego chłopak mojej przyjaciółki mi się tak nie podobał. Nie zachowywał się jak typowy nastolatek tej ery.– Wybacz moją bezczelność. – Westchnęłam. – Ale dziwi mnie brak wulgaryzmów w twoich wypowiedziach, nie uważasz, że to mało cool? – dodałam kąśliwie.

67

– Mógłbym spytać ciebie o to samo – odparł z chytrym spojrzeniem. – Moja rodzina jest bardzo konserwatywna – wytłumaczył po chwili, nie patrząc w moim kierunku.– Ta, w Texasie?– Tak, są wierni ideałom, poniekąd to też rewolucjoniści, taka mieszanka wybuchowa – tłumaczył praktycznie beznamiętnym tonem. Miałam wrażenie, jakbym go czymś zdenerwowała. Tym czymś była zapewne moja ciekawość, ale musiałam być pewna tego jasnowłosego chłopca w stu procentach, nie pozwoliłabym, by skrzywdził moją przyjaciółkę. – A ty?– Co ja?– Dlaczego jesteś taka mało cool? – mruknął, podziwiając gwiazdy na niebie.– Chyba się po prostu taka urodziłam. – Wzruszyłam ramionami. – Jesteśmy na miejscu – dodałam życzliwszym tonem, wjeżdżając na żwirowy podjazd.– Piękny dom – wyznał. – Należy do ciebie? Strasznie daleko od cywilizacji mieszkasz.– Dostałam go jakby w spadku po rdzennych mieszkańcach tego rezerwatu – odpowiedziałam wymijająco. – Samotność dobrze mi robi.– Cóż. – Westchnął, prawdopodobnie nie rozumiejąc moich powódek odnośnie mieszkania na tak zwanym „ końcu świata”. Bez słowa opuściliśmy samochód.– Coś nie tak? – Spojrzałam na niego podejrzliwie, gdy ten zatrzymał się nagle i z niepokojem spoglądał w ścianę lasu.– Zastanawiam się jaką drogę ucieczki obrać. – Wysilił się na uśmiech. – Naprawdę tu mieszkasz? Nie obawiasz się jakiś dzikich zwierząt? Na przykład wilków? Macie tu wilki? – zapytał idąc tuż za mną.– Tak, wilki, wilkołaki elfy i wampiry – prychnęłam. – Żartuje, nie widziałeś tablicy przed wjazdem do rezerwatu? Ładnie informuje kogo serdecznie witamy. – Zachichotałam dla niepoznaki.– Powinniście zastanowić się kogo do siebie spraszacie – mruknął. – Na świecie nie brakuje dziwaków – dodał z powagą.– Jednego zabrałam właśnie z szosy. – Wywróciłam oczyma. – Nat, nie świruj już! Tutaj nic ci nie grozi, nikt, oprócz twojej lubej, ma się rozumieć. – Szturchnęłam go delikatnie w ramię, starając się włożyć w ten gest najmniejszą z sił, jaką tylko mogłam. Nie upadł, dobra moja. Moja wampirza natura najwyraźniej kolejny raz została poskromiona przez Bellę buntowniczkę. Było mi to na rękę, miałam bowiem spędzić wieczór w towarzystwie ludzi i uciążliwym byłoby dla mnie udawanie, że oddycham i robię te wszystkie nic nieznaczące dla wampirów ludzkie detale.– Oby. – Ponownie odwrócił się w stronę lasu z niepokojem, kolejno

68

osadzając swoje spojrzenie na mojej osobie, jakby starał się mnie analizować.Jesteś uroczy, Nathanielu, ale naprawdę mi się nie podobasz.Pomyślałam, przekraczając próg, po czym z ulgą ściągnęłam ze stóp niewygodne obuwie.– Maria – zawołałam, by dać jej znać o swoim powrocie.– Nie ma mnie. – Usłyszałam w odpowiedzi jej głos dobiegający z oranżerii. – Mogłabyś tu przywlec swoje dupsko? Chciałabym cię zabić! – zawołała w niezadowoleniu.– Mam dla ciebie niespodziankę, na pewno mi wybaczysz swój zepsuty wieczór. – Przy ostatnim słowie mina zrzedła mi całkowicie, na holu pojawił się bowiem Edward posyłając w moją stronę spojrzenie, które bez większych problemów mogłoby kruszyć skały.– Renesmee. – Uśmiechnął się sztucznie.– Edward? – Przełknęłam ciężko ślinę. – Co ty tu robisz? – Udawałam głupią, choć doskonale wiedziałam, że moja gra nie ma już większego znaczenia.– I tak nie uwierzysz – mruknął, zwężając oczy, nie było dobrze. – Kim on jest? – zapytał zniecierpliwiony, wskazując dyskretnie dłonią w stronę przedsionka, gdzie nadal stał ukochany mojej przyjaciółki.– Gościem – odparłam. – Pogadamy o tym później – dodałam, wyjmując z torebki telefon, który był właśnie bombardowany niezliczoną ilością smsów. Otworzyłam pierwszy z nich.Gdzie jesteś!?Twój chłopak to świr! – Maria.Przesunęłam delikatnie palcem po wyświetlaczu, by odczytać kolejny.Bello Swan zamierzasz udać się na własny pogrzeb? Wujek Tobiasz umarł dokładnie sześćdziesiąt trzy lata temu. Chcesz go ekshumować i ponownie pochować?!Spojrzałam lękliwie na Edwarda, po czym zmroziłam go wzrokiem.– Robiłeś jej pranie mózgu? – szeptałam oburzona.– Nie zostawiłaś mi wyboru. – Wzruszył ramionami. – Jesteś taka nierozważna. – Nadal się unosił w swojej złości.– On jest z KGB? – W holu pojawiła się Maria z podejrzliwą miną.– Jest tylko nadopiekuńczy. – Ujęłam ją za dłoń. – Dziękuję ci, że mnie kryłaś. – Ucałowałam ją w policzek.– Nie wiem po co te całe podchody. Nie mogłaś zabrać go na ten pogrzeb? – szeptała niczym spiskowiec.– Edward jest bardzo ckliwy. – Posłałam w jego stronę piorunujące spojrzenie. – Po za tym on nie lubi pożegnań, dlatego to całe przedstawienie – wyjaśniłam koleżance, ciągnąc ją równocześnie w stronę drzwi wejściowych. – Gdzie on się podział? – Zdumiałam się, nie widząc

69

jasnowłosego w przedsionku.– Kto? – Koleżanka spojrzała na mnie jak na wariatkę.– Twój chłopak, stał tu przed chwilą – odparłam. – Edward! – zawołałam zaniepokojona.– Tak? – Cullen wychylił się zza ściany. – Teraz mogę ci pomóc? – Wywrócił oczyma, będąc nadal lekko obrażony za moje wcześniejsze zachowanie.– Gdzie jest Emmett? – W drodze na Alaskę? – udawał, że głęboko się nad tym zastanawia.– To nie jest śmieszne! – Zaparłam dłonie na biodrach.– Naprawdę? – Skrzywił się z niesmakiem. – Przepraszam, kochanie, znasz

przecież moje poczucie humoru. – Podszedł do mnie i przytulił do piersi. – Co się dzieje? – zapytał na granicy bezgłosu.

Polowanie…

Nie wiem czy było rozsądnym pozostawienie mojej jedynej ludzkiej przyjaciółki w domu Cullenów, ale na chwilę obecną nie mogłabym znaleźć dla niej bezpieczniejszego schronienia. Dziękowałam w duchu Esme, że nie zadawała zbędnych pytań i praktycznie natychmiast zgodziła się zaopiekować zdezorientowaną brunetką. Gorzej było z przekonaniem Edwarda, że powinnam towarzyszyć w poszukiwaniach Nathaniela. Uznał bowiem, że to zbyt niebezpieczne dla mnie. Jego obawy Jasper i Emmett skwitowali głośnym śmiechem. Mój ukochany najwyraźniej nie przywykł jeszcze do myśli, że nie byłam już nieporadnym człowieczkiem, lecz istotą o nadprzyrodzonych zdolnościach i śmiało mogłam brać udział w niejednej walce. – Możesz być wilkołakiem, wampirem bądź czarownicą, Bello, ale nadal jesteś kobietą, na dodatek moją przyszłą żoną i dlatego oczekuję, że zostaniesz w domu, gdzie będziesz bezpieczna – wyjaśniał, gdy staliśmy przed jeepem Emmetta.– Tak – prychnęłam – pozostawienie mnie w jednym pomieszczeniu z Rose byłoby bardziej rozsądne. – Uniosłam lekceważąco dłoń.– Mam nadzieję, że będziecie w stanie się kiedykolwiek dogadać – wtrącił się potężnej budowy ciała szatyn. – Czasem bywacie irytujące.

70

– Uwierz mi, Emm, próbowałam nie raz! Twoja żona nie lubi mnie za sam fakt istnienia. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Pojedźmy w miejsce, gdzie rzekomo zepsuł mu się samochód – zaproponowałam, siadając na tylnim siedzeniu obok Jaspera.– Właściwie dlaczego wróciłaś? – Hale spojrzał na mnie wymownie. – Byłaś taka pewna swojego postanowienia, to aż emanowało z ciebie.– Komplikacje. – Westchnęłam ciężko. – Ktoś dał mi jasno do zrozumienia, że tu wróci i wywiąże się z paktu – wyjawiłam, utwierdzając wzrok w ciemnym, zachmurzonym niebie.– Indianie ci grozili? – Edward nie mógł w to uwierzyć. – Kiedy to było? – Odwrócił się do mnie, auto gwałtownie skręciło w lewo. – Cholerne zające! Wybacz. – Uśmiechnął się przepraszająco.– Czy to ważne? – Westchnęłam. – Jared z pewnością wie o ataku Demetriego – mruknęłam. – Gdybym opuściła Forks, to dałabym im nieme przyzwolenie na rzeź, jaką plemię planowało już od wieków.– Nie rozumiem – zadumał się Emmett. – Miałabyś Demetriego z głowy, wilki zajęłyby się nim – dodał bezproblemowo, jak zawsze zresztą.– Nie o niego im chodzi. – Wbiłam w osiłka wzburzone spojrzenie. – Czy Volturi zawarli jakąkolwiek umowę z Quileutami? – mruknęłam poirytowana jego słowami.– Nie zabiliśmy człowieka, nikogo też nie przemieniliśmy w istotę nam podobną – oburzył się Edward, dobrze wiedząc, co miałam na myśli.– Ja o tym wiem, ale Indianie zbyt dosadnie wzięli sobie słowa Jacoba do serca, że mają mnie bronić przed wami – wyjaśniłam smutnym tonem. – Ich nie interesuje, który z wampirów mnie poturbował, wystarczy, że wy byliście w pobliżu. Incydent w lesie był im bardzo na rękę – dodałam, zakrywając twarz dłońmi.– To niedorzeczne – oburzył się miedzianowłosy.– Chcą zemścić się na mnie, nie na was. – Mój głos stał się zachrypiały. – Więc Jasper już wiesz, dlaczego zawróciłam. – Przechyliłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się blado.– Przykro mi.– Wiem. – Wzięłam głęboki wdech. – Za zakrętem powinien stać jego wóz, o ile mówił prawdę. – Nachyliłam się pokazując ukochanemu, gdzie ma się zatrzymać.– Nalegam jednak, abyś została – uparł się.– Chyba sobie żartujesz – prychnęłam. – Na moich oczach coś pożarło w lesie faceta, a ty mi każesz tu zostać? – Oburzyłam się, po czym walnęłam dłonią w czoło, stanowczo za dużo mówiłam.– Jakie znowu coś? – Cullen zahamował stanowczo zbyt ostro i gdyby nie silny uścisk Jaspera wyleciałabym z pewnością przez przednią szybę. –

71

Isabello Swan, o czym nam jeszcze nie powiedziałaś?! – Wbił we mnie swoje poirytowane spojrzenie. Nie miałam wyboru i streściłam im wszystko, czego doświadczyłam od momentu wyjazdu z domu, aż do powrotu w towarzystwie chłopaka koleżanki.– Zachowywał się dziwnie. – Skwitowałam jasnowłosego dokładnie w trzech słowach. – Gdybyście widzieli z jakim niepokojem wpatrywał się w las, a gdy mu powiedziałam o wilkach, zrobił się trupioblady – dodałam z przejęciem.– Jak on wygląda? – zapytał ciekawy Jasper. – Nie chciałbym przez przypadek zabić niewinnej osoby – dodał z cynizmem.– Nikogo nie zabijamy! – oburzyłam się. – To chłopak Marii.– Jest auto – powiadomił nas Emmett, wytężając wzrok przed siebie, ja w stanie, w jakim się znajdowałam, nie potrafiłam nic dostrzec z tej odległości. – Widziałeś go, Edward? – Spojrzał na brata, który pokręcił przecząco głową.– Ciemny blondyn, błękitne oczy, wysoki – powiedziałam, otwierając drzwi. – Ma na czole napisane „ Nie zabijać”! – Posłałam braciom Cullen, którzy stali już na zewnątrz, ostrzegawcze spojrzenie.– Zamierzasz iść w tym stanie razem z nami? – Emmett posłał mi pełen sarkazmu uśmieszek. – Nie wytropimy go w tym tempie do gwiazdki. – Podrapał się dłonią po głowie.– Zostań – Edward niemalże błagał.– Zaraz wrócę – odparłam jedynie i przeszłam na drugą stronę jezdni, przebiegłam kilka metrów w stronę, z której nadjechaliśmy i zatrzymałam się dopiero, gdy zauważyłam pod swoimi nogami brunatną plamę na żwirze. Wzięłam głęboki wdech i pochyliłam się nad krwawym punktem, zmuszając równocześnie umysł do odtworzenia chwil masakry, której świadkiem byłam. Obraz zaczął wirować wokół mnie, drzewa i szosa wyglądały, jakbym spoglądała na nie przez pryzmat, kwestią kilku kolejnych sekund było jak wróciłam do przeszłości. Czułam się dokładnie tak, jak wówczas, gdy znajdowałam się w podziemiach szpitala w Biloxi, przypatrując się ostatnim ludzkim chwilom życia mojej najdroższej Alice. Tuż obok mojej prawej dłoni spoczywało ciało mężczyzny. Miałam czas, by przyjrzeć mu się uważniej, wstrzymałam oddech, zorientowawszy się kim w rzeczywistości okazał się ten nieszczęśnik. To był Nathaniel. Ale jakim cudem on? Przecież widziałam jak to coś porywa go do lasu! Jak zatem mógł pojawić się chwilę później i opowiadać mi o zepsutym wozie? To wszystko nie miało najmniejszego sensu. Otrząsnęłam się z zatrwożenia, przenosząc wzrok na samochód Marii. Siedziałam na miejscu kierowcy z kamienną miną, patrzyłam wprost na mnie i chyba nawet nie oddychałam, przeniosłam wzrok wyżej, to coś było już na dachu. Długi płaszcz okrywał

72

potężną sylwetkę, zapewne mężczyzny. To nie było zwierzę, bynajmniej nie z anatomicznego punktu widzenia, miało nogi i ręce, było z całą pewnością humanoidem. Starałam się dojrzeć jego twarz, misternie ukrywaną pod rozłożystym kapturem. Gdy tak wpatrywałam się w agresora uświadomiłam sobie, że już gdzieś widziałam taki sam strój. To było na dworze w Volterze, gdy ratowałam Edwarda od śmierci, świta nosiła się w takich samych pelerynach. Serce zaczęło wyrywać mi się z piersi na samą myśl, że oni tu są. W chwili, gdy postać zeskoczyła z dachu, z mojej piersi wyrwał się głośny charchot, zagłuszając tym samym agonalny krzyk ofiary, a ja sama wychyliłam swoją sylwetkę do przodu z zamiarem obrony leżącego u moich nóg chłopaka. Kolejno wszystko działo się jak w zwolnionym tempie, ta postać przeszła obok mnie nieświadoma mojej obecności i pochwyciła pokrzywdzonego leżącego. W ułamku sekundy, przed ich zniknięciem w lesie, intruz spojrzał ostatni raz w stronę szosy. Dłonie bezwiednie opadły mi wzdłuż tułowia, znałam tę twarz.

Z cienia wyłoniły się dwie złowrogie postacie.– Witam. – Edward zaimponował mi swoim refleksem i opanowaniem. – Chyba nadaremno się panowie fatygowali. Proszę jednak przekazać Wielkiej Trójce moje serdeczne podziękowania za godne pochwały wywiązywanie się z obowiązków.– Czy nie powinniśmy przenieść się w miejsce bardziej dogodne do rozmowy? – spytał jeden z przybyszów zjadliwie.– Nie widzę takiej potrzeby – odparł Edward oschle. – Wiem, Feliksie, jakie ci wydano rozkazy, a ja nie złamałem żadnej z reguł.– Felix pragnie jedynie zauważyć, że stoimy niebezpiecznie blisko słońca – wyjaśnił drugi nieznajomy łagodząco. Obaj byli ubrani we wzdęte wiatrem szare peleryny z kapturami. – Odejdźmy kawałek w bok.– Prowadźcie – zaproponował mój ukochany. – Będę szedł tu za wami. Bello, może byś tak wyszła na plac i przyłączyła się do innych świętujących?– Nie, dziewczyna też – rozkazał Feliks. Nie widziałam jego twarzy, ale wyczułam, że złośliwie się uśmiechnął.(KWN)

– Bella! – W mój umysł wkradł się przerażony głos Edwarda. – Bella, kochanie, co ci się stało? – Podniósł mnie z pobocza, nawet nie zauważyłam, że opadłam na kolana.– Felix – wyjąkałam. – Tu jest Felix! – wysyczałam przez zęby, starając się opanować zdenerwowanie. – To on był tym cieniem.

73

– Jaki Felix? – zapytał cierpliwym tonem, starając się tuszować własną trwogę, nie był przyzwyczajony bowiem do widoku mnie w takim stanie uniesienia.– Boże – jęknęłam. – Strażnik z Volterry. – Zacisnęłam dłonie na jego koszuli. – Edward, dzieje się coś niedobrego – szeptałam niczym spiskowiec w obawie, że ktoś niepowołany mógłby mnie usłyszeć.– Dzwoni Alice – zawołał Jasper z oddali, wyciągając telefon z kieszeni. Dobrze, że byłam już stuprocentowym wampirem, bo inaczej z całą pewnością dostałabym zawału serca. Byłam przekonana, że w domu Cullenów rozgrywa się właśnie rzeź i dziewczyna wzywa nas na ratunek, nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, popadałam w paranoję. Wszędzie i we wszystkim oraz wszystkich doszukiwałam się zagrożenia.– Moja dziewczynka. – Zaśmiał się Emm, słysząc głos Rose, przeplatający się nawzajem z jej siostry. Zachowywały się jak przekupki na targowisku, jedna przerywała drugiej w pół słowa.– Dziewczyny zabawiły się z twoją koleżanką w grę „ Pięć pytań” – wyjaśniał mi miedzianowłosy, gdy kierowaliśmy się w stronę braci Cullen.– Edward, mam teraz równie dobry słuch, jak ty. – Westchnęłam. – Lubicie to mącenie w głowach, co? – Dałam mu sójkę w bok. Wydawałoby się, że moje rozdrażnienie uleciało z powiewem wiatru, jednak kumulowałam je wewnątrz siebie, nie chcąc zamartwiać ukochanego.– Jak to o mnie? – Jasper zamarł w bezruchu.– Czego on od ciebie chciał? – Szturchnął go zaciekawiony brat.– Emm, jesteś obłędny. – Pokręcił głową. – Alice, uważajcie na siebie, przekaż Carlisle’owi, że Felix tu jest, tak bynajmniej twierdzi Bella – dodał, po czym się rozłączył.– Nathaniel wypytywał o ciebie? – zapytałam, kiedy wszyscy skierowaliśmy kroki w stronę opuszczonego na szosie wozu.– Twoja koleżanka powiedziała, że spotkała go w bibliotece, jak szukał informacji o Jasperze Whitlocku. – Szedł tuż obok mnie. – Czego mógł chcieć ode mnie?– Jasper, naprawdę nie wiem – odparłam ze smutkiem. – Ty mi powiedz, jaka siła zmusiła Marię do odwiedzenia biblioteki? – To w całej tej historii wydało mi się najbardziej dziwne. – Znajdźmy tego ciekawskiego chłoptasia i dowiedzmy się – zaproponowałam, przyglądając się uważnie towarzyszom.– Może być już w innym stanie, albo nawet i w Kanadzie – odparł Emm lekko zawiedziony.

74

– Nie wydaje mi się – odparłam, zatrzymując się pośrodku jezdni, po czym niczym wystrzelona z łuku pognałam do samochodu z prędkością godną swojej obecnej natury.– Coś nie tak? – Głos Edwarda zadrżał. – Co jej jest? – Słyszałam jak przeczesuje dłonią swoje bujne włosy. – Czego szukasz? – Stał już tuż za mną, nie ukrywając swojego zagubienia.– Tropu – odparłam, zabierając z tylnego siedzenia skórzaną kurtkę. Nie wiedziałam bowiem na czym konkretnie polegała wyjątkowość daru Demetriego. Czy powinnam mieć w swoim posiadaniu jakąś rzecz osoby, którą chciałabym wyśledzić? Musiałam zatem póki co trzymać się ustalonych zasad w metodach pościgu.– Chyba powinnam być w tym dobra – dodałam z lekkim uśmiechem, zaciągając się głęboko zapachem odzieży.– Wilczy węch? – Klepnął mnie w ramię rozbawiony wielkolud.– Wiesz, że nie brałam tego nawet pod uwagę? – Naprawdę z głowy uleciało mi, że jedna z moich alterego była przecież zwierzęciem o doskonałych predyspozycjach w tropieniu. – Lepiej, Emmett, zobaczymy, co tak naprawdę potrafi zdziałać w terenie Demetrii. – Uniosłam brew porozumiewawczo.– Nie rozumiem o czym do mnie mówisz, ale już się zdążyłem do tego przyzwyczaić. – Zatarł dłonie licząc na dobrą zabawę. – Gdzie jest? – Spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.– Na północ. – Wskazałam dłonią, rzucając się bez ostrzeżenia w mroczną gęstwinę lasu.– Bella! – Dobiegł mnie niezadowolony pomruk ukochanego.Szliśmy przez las niczym burza, mieliśmy jeden cel, zatrzymanie i przesłuchanie Nathaniela, oczywiście nie zamierzałam go w żaden sposób krzywdzić i pozwolić na to swoim towarzyszom. Był nam potrzebny. I nie ważne kim w rzeczywistości okazałby się być, był chłopakiem Marii i miał na terenie rezerwatu immunitet, nie mogłam go osądzać póki co. Innym tematem był ten, który go tropił i jak zdążyłam zauważyć, robił to – by zabić. Tak, Felix na mojej drodze. Nie miałabym nawet skrupułów przed torturowaniem go, nie wiem nawet, czy nie darzyłam go większą niechęcią niż Demetriego.

Przez moment staliśmy patrząc na siebie na wzajem w milczeniu. Potem Felix pozdrowił mnie mimochodem.– Witaj ponownie, Bella – wyszczerzył się zadziornie, kątem oka wciąż śledząc każde drgnięcie Jacoba.– Hej, Felix – wykrzywiłam się w uśmiechu na wampirzy sposób.– Wyglądasz dobrze. Nieśmiertelność ci służy – zachichotał.– Wielkie dzięki.

75

– Proszę bardzo. Szkoda...Pozwolił by jego komentarz rozpłynął się w ciszy, ale nie potrzebowałam daru Edwarda by dopowiedzieć sobie resztę. Szkoda, że nie możemy cię zabić w tej chwili.– Tak, szkoda, nieprawdaż?Felix puścił do mnie oko.(BD)

Dostrzegłam w oddali biegnącą postać, po ubraniach mogłam śmiało stwierdzić, że był to cel, którego poszukiwaliśmy. Tropienie go nie było dla mnie czymś specjalnie trudnym, czułam się tak, jakbym miała wbudowany w głowie GPS, wskazujący, w którą stronę mam się udać i jaka odległość dzieliła mnie od pożądanego obiektu. Wystarczyło, że pomyślałam o Nathanielu i wiedziałam, że bez większych perturbacji uda mi się go odnaleźć. Dopiero teraz, gdy posiadłam dar jednego ze swoich największych wrogów, uświadomiłam sobie, że obawy Cullenów przed nim w moim śnie były jak najbardziej uzasadnione. Nie byłoby miejsca na ziemi, gdzie Alice mogłaby się ukryć przed Aro i jego obsesją. Demetrii namierzyłby ją wszędzie. Myśląc o nim odetchnęłam z ulgą, było to dość specyficznym uczuciem i z początku całkiem dla mnie niezrozumiałym. Jak mogłam czuć się swobodnie, gdy w grę wchodził ten typ? Uzmysłowiłam to sobie dopiero, gdy z moich oczu zniknął błękitnooki. Osobliwy nawigator w moim ciele informował mnie podświadomie o położeniu tego konfidenta, nadal pozostawał na Alasce, jednak Denali udało się go przekonać, by został. Więc tak to działa.Zadumałam się i z powrotem skupiłam całą swoją uwagę na Nathanielu, moje ciało gwałtownie skręciło na wschód. Nie mogłam tropić kilku osób na raz, ten dar miał jednak ograniczenia i naprawdę cieszyłam się mając o tym pojęcie. Gdyby zaszła kiedykolwiek taka sytuacja, byśmy musieli uciekać przed Królewską Trójcą, jedynym ratunkiem byłoby rozdzielenie się i późniejsze polowanie na Demetriego w pojedynkę. To była jedyna strategia, jaka mogła odnieść sukces.Z własnych rozmyślań wyrwał mnie potężny huk, znałam ten odgłos, uderzenie skały o skałę. Byłam zaledwie kilometr od tego miejsca, przyspieszyłam o ile w ogóle mogłam biec szybciej, słysząc głosy członków swojej rodziny.– Gdzie on jest? Był tu! Zderzyłem się z nim przecież – wściekał się Emmett, uderzając w potężny świerk, który pod wpływem jego siły złamał się niczym uschnięty patyk.– To ja się z nim zderzyłem! – oponował Edward.– Zderzyliście się ze sobą – wywnioskował Jasper, chcąc najwyraźniej

76

zakończyć ich spór. – Nie podoba mi się to. – Kopnął w złamane przez brata drzewo, które z impetem wzniosło się w powietrze. – Musimy dołączyć do Belli! – nalegał.– To nie możliwe! – wybuchli jednocześnie, po czym rzucili się w głąb lasu. Nie wiem w czym mieli problem, ale nasz cel właśnie się oddalał w zupełnie przeciwnym kierunku, niż udali się bracia, ale ja bynajmniej nie miałam ochoty pozwolić mu uciec i zostawiłam kompanów za sobą. Chciałam wyjaśnień, a z drugiej strony… stanowczo nie byłam przygotowana na rozpacz przyjaciółki na wieść o odejściu jej księcia z bajki, o ile ten nie przybył z jakiegoś najgorszego koszmaru. Renee, gdy byłam mała, z pasją czytała mi książki, w których piękny królewicz z reguły okazywał się być jedynie zaczarowanym w niego potworem lub jakimś osobliwie złym czarnoksiężnikiem. Z perspektywy czasu wiedziałam, że była to konkluzja odnośnie jej związku z moim ojcem. Matka zawsze była osobą postrzegającą świat w sposób jedynie dla siebie zrozumiały. Jednak w tych wszystkich opowieściach przez nią czytanych, można było się też doszukać jakiegoś sensu, nie wszystko złoto co się świeci, miałam przed oczyma idealny tego przypadek. Taki przystojny młodzieniec a takie ziółko z niego, z pewnością nie był człowiekiem, najlepsi sprinterzy nie osiągali takich czasów jak on. Tuż za wzniesieniem był już mój, wystarczył jeden potężny skok, by zrównać się z nim i w końcu zakończyć pościg. Odwrócił się najwyraźniej świadom mojej obecności i uśmiechnął zadziornie, był zwyczajnie bezczelny. Oczywiście ta chwila sobkostwa kosztowała go potężne uderzenie, nie tylko my podążaliśmy jego tropem. Felix niczym dziki kot rzucił się na chłopaka, który był wyraźnie zdezorientowany jego widokiem. Musiałam działać. Plany moje i Volturi odnośnie Nathaniela zapewne znacząco różniły się od siebie.– Zostaw go, Felix! – krzyknęłam, pędząc w ich stronę. Postać w pelerynie spojrzała w moim kierunku z nieukrywanym zdziwieniem – Puść go! – zażądałam.– Nie zamierzam – odparł, usadawiając dłonie na głowie chłopaka, która wyglądała jak mała piłeczka w uścisku potężnego wampira. – Możesz sprawiać, że oślepnę, ogłuchnę lub zabiję zamiast ciebie kogoś innego, ale teraz jesteś mój, zdrajco! – wychrypiał mu prosto w twarz. – Felix! – ostrzegłam go kolejny raz, po czym rzuciłam się w jego stronę rozjuszona, już wieki temu miałam ochotę wgryźć mu się w kark i zakończyć ten jego marny żywot, ale potężne łapsko wampira bez większego problemu zepchnęło mnie wprost na drzewa. W ostatnim ułamku sekundy odbiłam się od jednego z nich i wylądowałam przed oprawcą.

77

– Uciekaj – błagał ostatkiem sił Nat.– Ładnie prosiłam – wycedziłam przez zęby. – Nikt nie będzie mnie bił! – dodałam, wciągając w płuca maksymalną dawkę powietrza, jaką mogły przyjąć, po czym spojrzałam na niego i stało się. Cała moja nienawiść pielęgnowana każdego dnia z osobna została wystrzelona w jego kierunku. W reakcji na ból, jaki mu zadawałam, zwolnił uścisk pięści, uwalniając tym samym poturbowaną ofiarę i ujął w dłonie własną głowę. Moje zmrożone spojrzenie świdrowało go na wylot i cieszyło się, widząc, jak jego ciało wygina się do tyłu w nienaturalny sposób, po czym bezwładnie opada na mech. Za każdym razem, gdy przez myśl przewijał mi się, niczym w świetle stroboskopu, obraz torturowanego przez Jane Edwarda, potęgowałam cierpienie Volturi, pragnąc, by ten konał w męczarniach. Kątem oka obserwowałam również leżącego obok niego chłopaka mojej przyjaciółki, doskonale widziałam pęknięcia ciągnące się wzdłuż jego czaszki, nie było z nim za dobrze i obawiałam się, że nie zdąży opowiedzieć nam o celu swojej wizyty a Forks. Naprawdę byłam ciekawa do czego potrzebny był mu mąż Alice.– Bella! – krzyknął Jasper, doskakując do mnie. – Co ty mu robisz? To strażnik z Volterry! – zganił mnie, widząc mężczyznę wijącego się na ziemi niczym przecięta na pół glista, właśnie tak go postrzegałam, jak robactwo godne jedynie rozdeptania.– Czy to nie najlepszy powód? – prychnęłam, podchodząc do wroga. – To za Edwarda, dupku – powiedziałam z pogardą i bez cienia zastanowienia oderwałam mu głowę od korpusu, dźwięk temu towarzyszący przeszył mnie na wylot. Dopiero wówczas poczułam satysfakcję z tego czego się właśnie dopuściłam. Rzucając jego głową o resztę zwłok, spojrzałam beznamiętnie na Jaspera.– Teraz będziemy mieć kłopoty. – Patrzył na mnie z rozdziawioną buzią.– Mieliśmy je już wcześniej – poprawiłam go, wzruszając ramionami. – Nie patrz tak na mnie! Należało mu się. – Wywróciłam oczyma, nie mogąc uwierzyć w to, że kompan nie potrafił dostrzec w tym wszystkim moich dobrych intencji.– Tak, mieliśmy. – Wypuścił z siebie powietrze zalegające w płucach. – Co z nim? – Wskazał na nieprzytomnego chłopaka.– Mam go nieść czy mi pomożesz? – Zrobiłam kwaśną minę.– Obyś miał dobry powód, że mnie szukasz. – Jazz nachylał się już nad poszkodowanym, po czym przerzucił go sobie prze ramię. – Pospiesz się! – popędzał mnie, będąc już na szczycie wzniesienia.– Daj mi się pożegnać. – Posłałam w jego stronę głupi uśmiech, nachyliłam się nad truchłem i pomyślałam z pełną premedytacją o Beniaminie, po czym zadowolona z siebie pobiegłam za Cullenem. – Gdzie są Emmett i Edward?

78

– zapytałam ciekawa, idąc już tuż obok niego.– Polują. – Pokręcił głową. – Jedna puma krzywo spojrzała na twojego chłopaka i bardzo mu się to nie spodobało – wyjaśnił, widząc moją minę pełną niezrozumienia.– Poszedł na kolację, zostawiając mnie samą sobie w lesie między grasującymi psychopatami? – Wolałam się upewnić, Hale przytaknął walcząc z uśmiechem wkradającym się na jego twarz. – Cóż za brak obycia – odparłam, udając wielce zniesmaczoną.– Te wampiry – mruknął z przekąsem.– Cóż za nieokrzesane stworzenia. – Wywróciłam oczyma.– Nie martw się, i tak będziesz musiała wytłumaczyć się z tego, że podpaliłaś las. – Poklepał mnie wolną ręką po ramieniu.– Zamierzasz mnie wydać? – wolałam się upewnić.– Czy ja ci wyglądam na masochistę? – odparł z nieciekawą miną, odnosząc się zapewne do tego, co zrobiłam przed chwilą jego pobratymcowi.– Myślałam, że nadal mnie nie lubisz i będziesz chciał pogrążyć przed Edwardem – odparłam.– Nie powiedziałem, że cię lubię – poprawił mnie natychmiast. – Dałaś mi dziś kolejny dowód na to, że nie jesteś tą, którą kocha mój brat – wyjaśnił ze spokojem, jakbyśmy rozmawiali najwyżej o pogodzie, a nie o mnie.– Jakie były zatem te poprzednie? – zapytałam zdegustowana jego słowami.– Jego ukochana była człowiekiem, nie raziła go prądem i nie zabijała innych wampirów. – Rzucił w moją stronę oskarżycielskie spojrzenie.– Czy nie wystarczyła ci moja opowieść, by zrozumieć czym się kieruje? – zagadnęłam, czując się odepchniętą i poniekąd odizolowaną.– Wybacz, ale ja tego nie kupuję – odparł. – Musisz się bardziej postarać, by mnie przekonać – westchnął.– Przekonać o czym? – Z nikąd pojawił się przy nas Edward z szerokim uśmiechem na twarzy, jego oczy nabrały przyjaznego odcienia bursztynu. Musiałam przyznać, że rzeczywiście był bardzo szybki, albo, co gorsza, to ja zaczęłam się już resetować.– O tym – odpowiedział Jasper, podrzucając sobie na ramieniu bezwładne ciało Nathaniela. – Bella chwali się, że go obezwładniła – wyjaśnił.– Skoro ona tak mówi. – Uśmiechnął się szeroko. – Co nie znaczy, że to było odpowiedzialne! On mógł cię skrzywdzić. – Ujął mnie za ramiona i potrząsnął mną delikatnie.– Już tak leżał sobie nieprzytomny. – Udawałam zawstydzoną przed Jasperem.– Hej, ludzie – zawołał za nami Emmett, cała nasza trójka wywróciła

79

oczyma. – Wiecie, że las się pali? – Doskoczył do nas z szerokim uśmiechem.– Pewnie samozapłon. – Wzruszyłam ramionami.– Pewnie tak – przytaknął Jazz, przeczesując dłonią włosy. Ukochany spojrzał na nas z cieniem podejrzliwości, więc by zmylić go w jakikolwiek sposób pocałowałam go bardzo namiętnie. – Jak się udało polowanie? – Westchnęłam tuląc się do niego. Jazz wywrócił oczyma, powoli zaczynał mnie irytować.– Dobrze, dziękuję. – Uśmiechnął się.– Co do polowania. – Do końca drogi wysłuchiwaliśmy opowieści nabuzowanego energią Emmetta odnośnie jego zabawy z rozdrażnionym niedźwiedziem i tego, jak zabawnym było widzieć jego minę, gdy on zatapiał w nim swoje brzytwy. Robiło mi się niedobrze na samą myśl o tym, że chłopak ma takie sadystyczne, jakby nie patrzeć, zapędy. Nie powinno się bawić własnym jedzeniem. Było mi niesmacznie jeszcze z innego powodu, podświadomie zdawałam sobie sprawę, że mój ukochany słuchał całkiem innej opowieści, aniżeli tej Emma. Świadczyły bowiem o tym jego strapiona mina i pełne kłamliwej sympatii spojrzenia Jaspera, posyłane ukradkiem w moją stronę.I teraz to ja będę czarną owcą – mruknęłam w myślach bardzo niezadowolona z tego faktu.

Dezercja…

Zatrzymaliśmy się na podjeździe domostwa Cullenów tuż obok żółtego sportowego samochodu Alice, który przy potężnym wozie jej brata wyglądał zaledwie jak zabawkowy resorak. Na powitanie nam wyszedł Carlisle, wyglądał na zmęczonego, o ile wampir mógł wyglądać w ten sposób, posyłając w naszym kierunku wdzięczne spojrzenie. Odetchnął z ulgą, czy było to jedynie moim przywidzeniem?– Coś się stało? – zapytałam z niepokojem. – Czy coś się stało Marii? – Zamarłam, przypominając sobie, że zostawiłam ją z jakby nie patrzeć czwórką drapieżnych istot. Oczywiście wiedziałam, że Cullenowie nie

80

zabijają ludzi, ale to było silniejsze ode mnie, tym bardziej, że stojąc na trawniku byłam już w pełni człowiekiem. Mina Carlisle’a była nieodgadniona.– Żyje, jeśli to masz na myśli. – Uśmiechnął się nieznacznie. – Znaleźliście go, to dobrze. – Odetchnął z ulgą, utwierdzając wzrok na tylnim siedzeniu jeepa. – Co z Felixem? Znaleźliście ślady, które świadczyłyby o jego obecności tutaj? – Spojrzał uważnie na swoich synów.– Żadnych śladów, Bella musiała się pomylić – odparł spokojnie Edward, patrząc w moją stronę, znałam to spojrzenie. Jasno mówiło „ porozmawiamy na górze”.Cholerny Jasper! Wiedziałam, że mnie podkabluje! Niby jak mogłabym spodziewać się po nim czegoś innego? Chłopak musiał czuć się wspaniale, zdając sobie sprawę, jak wielkie uczucie paniki zawładnęło moim umysłem, słaba i bezbronna Bella nie była jednak tak bierną osobowością, jak mogłoby się zdawać. Drażniła mnie jej obecność, była zbędna.– Przepraszam, że wzbudziłam w was niepotrzebne obawy – mruknęłam zażenowana w stronę doktora, który na moje słowa pokręcił jedynie głową. – O co chodzi? – Nie rozumiałam jego dziwnej reakcji.– Felix to dobry wampir, jeden z moich ulubieńców na dworze Volterry. – Uśmiechnął się na samo wspomnienie jego imienia, poczułam, jak robi mi się niedobrze. – Miałem nadzieję, że do nas zawitał, choć nie znam powodu, dla którego miałby złożyć nam wizytę bez wcześniejszej zapowiedzi – wyjaśnił, otwierając drzwi masywnego pojazdu.– Dobry wampir, tak? – Spojrzałam wymownie w stronę braci Cullen. – Ciekawe zatem, jak niebezpieczny jest ten tam. – Wskazałam dłonią w stronę jasnowłosego, nadal nieprzytomnego młodzieńca. – Chyba nie zamierzasz zanieść go do domu?! – oburzyłam się, widząc, jak doktor z ciałem zmierza ku drzwiom frontowym.– Bello muszę go opatrzyć – odparł z powagą. – Chcemy przecież poznać powód dla którego wypytuje o mojego syna – dodał z pokrzepiającym uśmiechem.– Maria nie może ujrzeć go w tym stanie! – zaoponowałam natychmiast.– Twoja koleżanka aktualnie nie jest w stanie zrobić czegokolwiek. – Zacisnął usta w grymasie. – Mam nadzieję, że będziesz w stanie wybaczyć Esme – dodał zagadkowo.– Co wy jej…!? – burknęłam, nie kończąc wypowiedzi, zamiast tego nieźle poirytowana ruszyłam przed siebie, nie zwracając uwagi na delikatny chichot ukochanego rozbrzmiewający tuż za moimi plecami. Wiedział o czymś, o czym ja nie miałam zielonego pojęcia i podwójnie mnie to denerwowało.Gdzie ten cholerny dar czytania w myślach?

81

Wściekałam się mentalnie, gdy mijałam w wejściu głowę rodziny nadal trzymającego nieszczęśnika na dłoniach.– Maria! – zawołałam, rozglądając się po całym salonie.– Ciii – skarciła mnie Esme, pojawiając się ni stąd niż owąd na dole schodów. – Twoja koleżanka w końcu usnęła i błagam nie pozwól się jej obudzić. – Ujęła mnie za ramię, jej mina była prześmieszna i naprawdę z trudem powstrzymywałam uśmiech. Wyglądała jak zestresowany tatusiek, któremu po kilkugodzinnym usypianiu noworodka w końcu udało się go położyć do łóżeczka. To było nie mniej dziwne widzieć tę opanowaną kobietę w takim odmiennym stanie.– Co wy jej zrobiłyście? – zapytałam podejrzliwie. – Boże! – Zatkałam sobie usta, powstrzymując koleje jęki zamierzające opuścić moje ciało. – Co ona zrobiła wam? – wymamrotałam zatrwożona.– Ważne, że już śpi – wybąkała kobieta z widoczną, wręcz namacalną, ulgą.Gdy weszłam do swojej sypialni, pierwsze, co ujrzałam to przyjaciółkę leżącą na moim łóżku w pozie zbliżonej do takiej, którą śmiało mogłabym określić mianem – po zbliżeniu pierwszego stopnia z TIR’em. Przypominała szmacianą lalkę, którą, znudzona zabawą dziewczynka, rzuciła na podłogę i zostawiła na pastwę losu. Cóż, wyglądała naprawdę żałośnie. Gdy dostrzegł ją już mój zmysł wzroku, nastała kolej na ten węchu. Cholera, nie wiem ile one w nią wlały alkoholu, ale ten w stężeniu powietrza stanowczo przekraczał jakiekolwiek normy dopuszczalności. Gdybym była w tamtej chwili wampirem, z pewnością potrafiłabym dostrzec krople whisky w powietrzu, zebrać je i bez mniejszego problemu zapełnić nimi kilka butelek. Smród dochodzący z pomieszczenia sprawiał, że musiałam się cofnąć, nie wygrałabym z torsjami, gdyż mój umysł i ciało reagowały na alkohol ostatnio niezmiernie czule. Współczułam jej pobudki, naprawdę.– Co się stało? – Esme pokręciła głową, jakby moje pytanie miało wpędzić ją w traumę czy coś podobnego.– Za dużo mówiła – jęknęła. – Czy ona bierze jakieś środki, no wiesz, dopalacze?– Ma po prostu mega ADHD – wyjaśniłam przepraszająco. – Całkiem o tym zapomniałam, wybacz, ale nie zdawałam sobie sprawy, że, no wiesz, odezwie się do was i w ogóle. Instynkt samozachowawczy nie zadziałał? – Oparłam się o ścianę całkiem wypompowana z sił, używanie obcych darów strasznie nadwyrężało moją tarczę, bynajmniej uznałam, że to było powodem mojego zmęczenia.– Ona nie ma żadnych zahamowań – jęknęła kolejny raz. – Uwierzysz, że

82

proponowała sex mojemu mężowi?– Przed czy po podaniu alkoholu? – zapytałam, zagryzając wargę, myślałam, że spłonę ze wstydu przez jej zachowanie.– Po pierwszej butelce na pocieszenie, by skończyła płakać przez swojego chłopaka – wyjaśniła.– Więc to nic nienormalnego z jej strony. – Pocieszyłam ją delikatnym poklepywaniem po plecach. – Zawsze tak ma. – Uśmiechnęłam się delikatnie.– Mamo? – Naszą pogawędkę przerwało nadejście Edwarda. – Idź odpocząć, ja zajmę się moją dziewczyną – dodał z czarującym uśmiechem. Przeszył mnie zimy dreszcz, a serce zabiło gwałtowniej. Esme uśmiechnęła się do mnie ze zrozumieniem i nutą rozbawienia jednocześnie.Cholera, to nie tak! Nie zostawiaj mnie z nim!Wbiłam w wampirzycę błagalne spojrzenie, bo z pewnością źle odczytała reakcję mojego ciała na widok swojego syna. Kurde, bałam się go, a nie miałam zamiaru pieprzyć się z nim do wschodu słońca. Rozpłakałam się mentalnie, gdy szatynka zniknęła na końcu korytarza, pozostawiając tym samym na pewną śmierć. Miedzianowłosy spojrzał mi przez ramię, po czym westchnął, był to odgłos nie świadczący bynajmniej o zdegustowaniu widokiem mojej przyjaciółki.– Czyli śpisz u mnie? – Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Jęknęłam. – Lubię, jak się rumienisz – szepnął, ciągnąc mnie za sobą w stronę swojego pokoju. Kolejny jęk. – Nie obawiaj się – dodał z zakłamaną delikatnością w głosie.– Ufam ci. – Kolejne jęknięcie.– Nie sądzę, by tak było – odparł z nutą smutku, którą mogłam dostrzec w jego bursztynowych oczach. – Uciekasz, ciągle uciekasz. – Pokręcił delikatnie głową, otwierając drzwi. Świat zawirował mi przed oczyma i następnym, co mogłam zauważyć, było to, że siedziałam już na łóżku ukochanego. Cullen stał do mnie tyłem, wpatrzony najwyraźniej w coś, co stało na komodzie przed nim.– Obiecaj, że nie uciekniesz! – zażądał, przykucając tuż przede mną. Za każdym razem, gdy przemieszczał się z tą szybkością w moim towarzystwie, byłam pod niemałym wrażeniem. Mogłoby wydawać się to dziwnym, ponieważ sama nie raz obcowałam z własną wampirzą naturą i powinnam być niewzruszona jego kocimi ruchami. Było jednak w Edwardzie coś, co sprawiało, że gdy poruszał się z godną swojej natury prędkością, przepełniała mnie niepojęta wprost fascynacja. Był taki idealny we wszystkim co robił, nawet w tak przyziemnej czynności jak przemieszczanie się z punktu A do punktu B.– Zamierzasz mnie torturować? – Przełknęłam ślinę dość głośno. Wywrócił

83

oczyma.– Wy, nastolatki.– Formalnie jestem starsza od ciebie. – Westchnęłam, siląc się na nonszalancję.– Jasper mi powiedział – rzekł twardo.– Wiem, twoje zachowania zdradzają więcej niż myślisz. – Westchnęłam, czując się zmieszana. – Nie powinniśmy tutaj o tym rozmawiać – dodałam z wymownym wyrazem twarzy, kierując spojrzenie na drzwi.– Myślę, że jednak istnieje możliwość. – Usiadł obok, chwytając moją dłoń. – Zaprowadź mnie do swojego umysłu – poprosił świdrując mnie wzrokiem. Czułam, jakbym topiła się w głębi jego bursztynowego, intensywnego, spojrzenia. Moja buntownicza powłoka topniała w zaskakującym tempie, jakąż on miał nade mną władzę. Tak, jak w alternatywnej rzeczywistości i naszej wspólnej przeszłości nie umiałabym sprzeciwić się jego prośbom. To było przytłaczające, że istota z moim potencjałem nie potrafiła uchronić się przed przenikliwym wzrokiem pięknego wampira.– To zawsze było dość niebezpieczne – odparłam, jakbym znajdowała się w transie. Nie chciałam poddać się jego woli, ale jak już zauważyłam wcześniej, zniewolona wersja mnie była silniejsza i nie zamierzała sprzeciwiać się ukochanemu.Pożałujemy tego, zobaczysz!– Jestem tu, by cię chronić – szeptał nadal. – Zabierz mnie do domu, tam porozmawiamy. – Przyłożył dłoń do mojej twarzy i przejechał nią wzdłuż linii szczęki, poczułam zimny dreszcz rozlewający się wzdłuż kręgosłupa, to było nawet przyjemne.– Nie wiem czy będę w stanie – odparłam na wpół przytomnym głosem, czułam się upojona jego słodkim aromatem i obecnością. – Jesteś taki piękny – szepnęłam, po czym zaatakowałam jego usta. Czułam tak niewyobrażalną potrzebę ich skosztowania, że poniekąd odczuwałam z tego tytułu ból, nie oponował, w końcu nie oponował. Jakże dziwnym było całować go bez pamięci, mając świadomość, że zezwalał mi na to, nie uciekał, ufał mi, ufał nam. Dopiero po chwili zrozumiałam, co chciał mi powiedzieć swoim zachowaniem. Ryzykował, choć zdawał sobie sprawę z tego, że jestem niebezpieczna, ja osobiście całkiem o tym zapomniałam, wiedział o bestii drzemiącej głęboko w moim ciele, ale i tak zezwalał mi na kontrolowanie sytuacji. Jego istnienie było w moich rękach, wiedziałam, że nawet w chwili, gdybym w amoku wilczego szału rzuciła się na niego, nie broniłby się, nie zrobiłby mi krzywdy. Odrzuciłam głowę do tyłu, wypuszczając z piersi tłamszone powietrze.– Atakuj mnie – zażądałam, czując, jak swoistego rodzaju odrętwienie

84

poraża moje ciało, serce galopowało, przetaczając ostatnie krople krwi rozpływające się w nicości. – Atakuj mój umysł – wyjaśniłam, rozumiejąc, że źle sprecyzowałam polecenie, Edward patrzył na mnie z ogromnym niezdecydowaniem. – Po prostu staraj się czytać w moich myślach – sapnęłam, wywracając oczyma. Był wiecznie taki przewrażliwiony. W momencie, gdy skinął głową na znak zgody, starałam się osłonić go własną materią, nie widziałam jej, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że napina się i mocno zaczyna przylegać do obcego ciała. Uśmiechnęłam się, gdy jego twarz i dłonie zaczęły delikatnie mienić się w księżycowej poświacie wkradającej się przez okno jego pokoju. Był to porównywalnie piękny widok do tego, gdy widziałam go skrzącego się w świetle słonecznym, nawet teraz ten obraz w przenośni zapierał mi dech w piersi.– Nawet nie wiesz jak piękna jesteś. – Usłyszałam jego mentalne westchnienie, uśmiechnęłam się do siebie zadowolona z powodzenia wspólnych starań. Wiedziałam również, co należało teraz zrobić, skoncentrowałam się na tym i kwestią zaledwie ułamka sekundy było, jak poczułam szarpnięcie. Mój umysł był wolny i otworzył swe wrota dla Edwarda. Tarcza wystrzeliła w nieznanym mi kierunku.– Dziękuję, ty też jesteś niczego sobie. – Zaśmiałam się, na co on wzdrygnął się nieznacznie, posyłając mi spojrzenie pełne niedowierzania. – Witaj w moim szaleństwie, Edward. – Ścisnęłam jego dłoń mocniej, starając się dodać mu otuchy, w sumie nie wiem czy nie zrobiłam tego, by dorzucić jej samej sobie. To byłoby z pewnością lepsze wytłumaczenie, w przeciwieństwie do niego ja wiedziałam, jak kończyły się takie wspólne sesje, a Carlisle miał już przecież jednego pacjenta na głowie. Nie chciałam wysyłać do jego gabinetu również Edwarda. Zawartość mojego umysłu śmiało mogłaby go przytłoczyć– Zadziwiające – odpowiedział uśmiechem, ale zauważalny był dyskomfort w jego spojrzeniu. – Jakim sposobem udało ci się obezwładnić Felixa? Przepraszam, że to pierwsze mentalnie zadane ci pytanie, ale podobnie jak Jasper niepokoi mnie to – wyjaśnił, nie spuszczając ze mnie wzroku.– Chyba potrafię kopiować dary uzdolnionych wampirów – odpowiedziałam ze stoickim spokojem, mogłam w końcu, inaczej, chciałam być z nim szczera. Ufałam mu. – Wszystkich tych, których spotkałam w alternatywnej rzeczywistości. Felix poległ poniekąd z ręki Jane, wiesz na czym polega jej talent, prawda? – Skinął głową na potwierdzenie, był taki opanowany i dziękowałam mu w duchu za to. – Musiałam go zlikwidować, nie pozostawił mi wyboru chcąc zabić Nathaniela. Był też inny powód dla którego pragnęłam jego śmierci, bardzo osobisty powód – szepnęłam, nie puszczając jego dłoni.– Czy on cię skrzywdził? W przeszłości?

85

– Bardzo chciał! Chciałabym jedynie, byś spojrzał na to wszystko moimi oczyma i zrozumiał, że mam niezbite argumenty, by chcieć zagłady dla ludu Volterry – wyjaśniłam.– Umiałabyś pokazać mi co się stało? – poprosił łagodnie, nie nalegał i byłam mu za to dozgonnie wdzięczna, czułam, że pragnie jedynie poczuć to, co ja. Biorąc głęboki wdech cofnęłam się do wspomnień, do których starałam się nigdy nie wracać, napawały mnie jedynie strachem. Zabrałam Edwarda na polanę, staliśmy z boku obserwując wydarzenia rozgrywające się na naszych oczach. Nie było problemu, by usłyszał wszystkie słowa, które wówczas padły z naszych ust, wampirza pamięć miała to do siebie, że zachowywała dla siebie niemalże każdy najmniejszy szczegół, którym mogłam się teraz podzielić z ukochanym.– Czy to ona? – zapytał z nadzieją w chwili, gdy w asyście Jacoba i Emmetta wychodziłam na spotkanie z Aro.– Tak, to nasza Renesmee. – Starałam się zdławić gorycz w głosie, po czym całkiem nieświadomie przyspieszyłam bieg wydarzeń, obrazy przemykały nam przed oczyma, jakby ktoś przewijał film na podglądzie, to było niezmiernie dziwne i oboje z Edwardem mocniej ścisnęliśmy swoje dłonie. Zatrzymałam się w momencie, gdy straż Volturi przepuszczała na nas atak, wzdrygnęłam się, uświadamiając sobie, że nie stoję już obok Edwarda lecz osobiście uczestniczę w ówczesnym koszmarze. Przeraziłam się.

- Chelsea usiłuje przebić naszą obronę – wyszeptał Edward. – Ale nie może tego zrobić. – Spojrzał na mnie. – To ty to robisz?– Uśmiechnęłam się do niego zawzięcie.- Ja robię to wszystko.Nagle Edward odchylił się ode mnie, usiłując ręką odnaleźć Carlisle’a. W tym samym czasie poczułam mocniejsze ukłucie na tarczy, którą osłaniałam światło Carlisle’a. Nie było to bolesne, ale nieprzyjemne też nie.-Carlisle? Wszystko w porządku? – wydusił Edward gwałtownie.- Tak. Czemu?- Jane – odpowiedział Edward.W momencie, kiedy wypowiedział jej imię, uderzyła w tuzin innych punktów jednocześnie, kłując na całej szerokości elastycznej tarczy. Ugięła się, ale nie przerwała. Nie sądziłam, żeby Jane była w stanie się przez nią przebić. Rozejrzałam się dookoła sprawdzając, czy wszyscy są cali.-Niewiarygodne – powiedział Edward.-Dlaczego oni nie czekają na decyzję? – syknęła Tanya.-Normalna procedura – opowiedział Edward obcesowo. – Zazwyczaj ubezwłasnowolniają podejrzanych, żeby nie mieli szans na ucieczkę.Spojrzałam na Jane, która spoglądała na naszą grupę z gniewnym niedowierzaniem. Byłam prawie pewna, że poza mną nie znała nikogo, kto

86

mógłby ją odeprzeć. Prawdopodobnie nie było to łatwe. Ale jak zgadłam, czego w pół sekundy mógł się domyślić także Aro, jeżeli jeszcze tego nie zrobił, moja tarcza była mocniejsza niż Edward mógł sądzić. Już i tak miałam zbyt wiele problemów, żeby jeszcze usiłować utrzymać w sekrecie to, co mogłam zrobić. Uśmiechnęłam się więc szeroko, rzucając Jane rozbawione spojrzenie.Zmrużyła oczy, i poczułam kolejny atak, tym razem skierowany na mnie. Rozchyliłam usta, pokazując zęby.Jane wydała z siebie głośne warknięcie. Wszyscy podskoczyli, nawet zawodowa straż. Wszyscy, poza najstarszymi, którzy nie zwrócili na to uwagi, zatopieni w dyskusji. Jej bliźniak złapał ją za ramię, gdy usiłowała się na nas rzucić. Rumuni zacmokali z mroczną wyższością.-Mówiłem ci, że to nasz czas – powiedział Vladimir do Stefana.- Tylko spójrz na twarz tej wiedźmy – zarechotał Stefan.Alec poklepał siostrę po ramieniu i potem wypuścił ze swych objęć. Odwrócił twarz do nas, kompletnie wygładzoną, całkowicie anielską.Czekałam na jakiś nacisk, jakikolwiek znak jego ataku, ale nie poczułam nic. Wciąż patrzył w naszym kierunku ze skupieniem na twarzy. Atakował nas? Przedarł się przez moją tarczę? A może byłam jedyną, która mogła go widzieć? Chwyciłam Edwarda za rękę.-Wszystko w porządku? – syknęłam do niego.- Tak – wyszeptał.- Alec próbuje? – Edward pokiwał głową.- Jego dar jest wolniejszy niż Jane. To potrwa. Dotknie nas za kilka sekund. Zobaczyłam to wtedy, kiedy wiedziałam czego szukać.Dziwnie przejrzysta mgła nadpływała przez śnieg, niemal niewidoczna na bieli. Przypominała złudzenie, na krawędzi widoczności, delikatnie błyszcząca. Odepchnęłam tarczę od Carlisle’a i reszty, obawiając się dopuścić tą tajemniczą mgłę bliżej do nich. Czy wszystko dobrze z moją niewidzialną ochroną? A możepowinniśmy uciekać? Ciche, niewyraźne szepcące myśli zbliżyły się do naszych stóp, a wtedy coś w rodzaju wiatru rozwiało śnieg pomiędzy nami a Volturi. Benjamin też dostrzegł nową sztuczkę i usiłował na swój sposób ją od nas odgonić. Śnieg sprawił, że lepiej można było dostrzec, gdzie skierował wiatr, ale mgła i tak nie zmieniła kierunku. Zdawało się, że usiłowanie odepchnięcia tej mgły wiatrem było jak odpychanie cienia, cień był nietykalny.Trójka najstarszych w końcu oderwała się od rozmowy z jękiem, kiedy głęboka, szczelina rozwarła się przez cały środek polany. Ziemia zadrżała przez chwilę pod moimi stopami. Tumany śniegu wpadły w szczelinę, ale

87

mgła podążała dalej. Aro i Kajusz przyglądali się rozwartej ziemi szeroko otwartymi oczyma. Marek spoglądał w tym samym kierunku beznamiętnie.Nie powiedzieli ani słowa, też czekali aż mgła w końcu nas pochłonie. Wiatr wzmógł się, ale nie zadziałał. Jane uśmiechała się. Wtedy mgła uderzyła w mur.Mogłam jej spróbować, gdy tylko dotknęła mojej tarczy, miała intensywny, słodki, jakby zagęszczony smak. Przypominała uczucie znieczulenia zębów, jak u dentysty. Mgła wspięła się wyżej, szukając jakiejkolwiek szczeliny, słabości. Nie znalazła nic.(BD)

Nagle wszystko zniknęło, znalazłam się pośrodku niczego, zostałam sama nie wiedząc gdzie właściwie się znajduje, czułam się bezradna i niesamowicie przerażona. Spojrzałam w dół, z przerażeniem uświadamiając sobie, że nie posiadam ciała. Wyciągnęłam przed siebie dłonie, bynajmniej byłam pewna, że to robię, jednak wciąż rozciągała się przede mną pustka, żadnego zarysu własnej postaci. Wiedziałam, że zaczynam spazmatycznie oddychać i ogarnia mnie panika, chciałam krzyczeć, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Chciałam biec, ale jak miałabym zrobić choćby krok na przód, nie posiadając ciała? W najgorszym koszmarze zapewne nie umiałabym wyśnić sobie gorszej scenerii dla własnego końca. Dlaczego akurat teraz, gdy drogi moja i Edwarda ponownie się zeszły? Dlaczego teraz, gdy mieliśmy szansę na szczęście żyjąc w świadomości, iż jesteśmy oboje gotowi umrzeć za to uczucie?No tak, przecież nie powinno było mnie to nawet zdziwić, nie, gdy na swojej drodze miałam przeznaczenie. I nie bałam się stwierdzić, że ono bardzo mnie nie lubiło.– Nessie!? – W nicości odbijał się echem zniekształcony męski głos. – Jesteś tutaj?Okej, przestraszyłam się i zamierzałam odwołać własne stwierdzenie, że pozostawanie w tym czymś było najgorszym koszmarem. Ten głos stanowczo przebijał poziom stresu u mnie wywoływanego, niż niemoc poruszania się i wydawania z siebie głosu. Niby jak mogłabym mu odpowiedzieć, skoro nie mogłam mówić!? – Wiem, że mnie słyszysz – powtórzył.To jakaś paranoja! Muszę się obudzić!– To ja Nathaniel, a ty nie śnisz – powiadomił mnie nadal zniekształcony głos. Brzmiał, jakby był zagłuszany innymi falami czy czymś w tym stylu, mogłabym to też porównać do słuchała radia, którego pokrętłem bawiło się małe, złośliwe dziecko. Dość nieprzyjemne doświadczenie. Chwila. Wróć. Czy on słyszał moją myśl? – Nie zostało mi wiele czasu. Błagam, pomóż mi raz jeszcze. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, a ja potrzebuję zrestartować

88

swoje ciało. Musisz tylko zabić mnie i zaaplikować własny jad. Oni nie zrozumieją, mamy mało czasu. – Słuchałam z niedowierzaniem.– Cholera, że co?– Próbowałem kontaktować się z tobą od momentu, gdy powalił mnie Felix, ale dopiero teraz… śpiesz się! Wszystko ci wyjaśnię! – Ton jego głosu stawał się zdesperowany.– Nie jestem w stanie cię ukąsić! Nie jestem wampirem!– Umieram, ale jeszcze nie ogłuchłem – dodał cynicznie, po czym poczułam jak upadam i uderzam o coś twardego, a pustkę zaczyna wypełniać delikatne światło.– Nic ci nie jest? – zapytał Edward, pochylając się nade mną. – To było niesamowite. – Jego źrenice były maksymalnie rozszerzone. – Kochanie, wierzę ci we wszystkim – dodał, składając na moich ustach delikatny pocałunek.– Ile czasu mnie nie było? – zapytałam zatrwożona, podnosząc się równocześnie z łóżka. Zauważyłam również długie pęknięcie wzdłuż drewnianej ramy, zapewne pamiątka po moim upadku, oby jego rodzeństwo nie pomyślało, że to wynik jakiś naszych niecnych gier.– Bella, cały czas byłaś ze mną w swoim umyśle, oglądaliśmy retrospekcję – wyjaśnił zdumiony moim pytaniem.– Nathaniel! – Zamarłam patrząc z przerażeniem przed siebie. – Możesz czytać mi w myślach? – Ujęłam ukochanego za ramiona, musiałam wyglądać, jakbym postradała rozum.– Już nie, choć bardzo bym chciał – odpowiedział delikatnie. – Bella, co się dzieje? – Złapał mnie za dłoń, widząc moje rozbiegane spojrzenie, nie miałam pojęcia co począć.– Tarcza! Odepchnęłam ją! – Starałam się myśleć logicznie. – To był on, to Nathaniel zamknął mnie w tej czarnej dziurze! – majaczyłam sama do siebie. – Cholera! – krzyknęłam, po czym niczym wystrzelona z łuku rzuciłam się w kierunku schodów, by z najszybszą prędkością, na jaką mnie było stać, znaleźć się w gabinecie Carlisle’a. Tuż za mną gnał Edward, wyraźnie słyszałam jego ciche przekleństwa. Wparowałam przez drzwi do pokoju z takim impetem, jakby zamiast ukochanego gonił mnie sam diabeł. Rosalie w ostatniej chwili udało się odskoczyć w bok, by uniknąć zderzenia z moją postacią. Nie myślałam w ogóle co robię, ale odepchnęłam doktora od jego pacjenta chyba zbyt mocno, bo zatrzymał się dopiero na szafce z przyrządami chirurgicznymi, metaliczny nieprzyjemny dźwięk wypełnił pomieszczenie. Wszystko działo się w ułamkach sekundy, a ja swoim zachowaniem wprawiłam Cullenów w osłupienie. Żadne z nich nie zdążyło nawet zareagować, gdy bez cienia zastanowienia skręciłam kark nieprzytomnemu chłopakowi. Dopiero gdy ocknęłam się z tego osobliwego

89

amoku, mogłam przyjrzeć się spustoszeniu jakiego dokonałam w pomieszczeniu.Drzwi wyrwane z fasady, srebrne skalpele i inne tego typu narzędzia leżały rozrzucone po niemalże całej podłodze, szafka, na której niegdyś leżały, była w nienaturalny sposób wygięta do środka i lekko wkomponowana w ścianę. Najgorszy był jednak widok samych świadków mojego ekscesu, Emmett rozwarł usta, jakby dolna warga niezmiernie mu ciążyła i nie był w stanie unieść jej z powrotem na właściwe położenie. Rosalie patrzyła na mnie jak na wariatkę, ale w jej przypadku nie było to przecież niczym nowym. Najgorsza jednak była mina samego Edwarda – zwątpienie i rozczarowanie – tylko tyle można było z niej wyczytać.– Cholera! – zaklęłam ponownie, dobrze wiedząc, co powinnam zrobić. Nie wiedziałam jednak jak wytłumaczyłabym się ukochanemu jeśli efekt moich postępków nie przyniósł by tego zamierzonego. Wbiłam się właśnie w szyję zamordowanego i, co za tym szło, całkiem bezbronnego chłopaka na oczach mojej rodziny, i w głębi siebie samej dziękowałam, że zatraciłam dar czytania w myślach, musieli postrzegać mnie jako istotę gorszą niż nowonarodzony. Oni bynajmniej nie pożerali trupów. Nie miałam czasu wyjaśniać im tego, musiałam jak najszybciej wprowadzić toksynę do jego układu krwionośnego. – Mówiłam wam, że ona jest nienormalna! – pisnęła blondynka.– Bella?! – Głos Carlisle’a przepełniony rozczarowaniem zmusił mnie, bym zaprzestała tłoczenia w młodzieńca swojej trucizny.– To nie tak, jak wygląda. – Zamknęłam powieki, chcąc oszczędzić sobie ich spojrzeń. – On mi kazał to zrobić! – broniłam się, wskazując palcem na leżącego na leżance jasnowłosego.– Zabiłaś go! Pijesz jego krew! – Dłonie Edwarda opadły bezwładnie wzdłuż tułowia. W jego oczach można było dostrzec, że jego idealny świat właśnie się roztrzaskał na miliardy drobnych odłamków.– W życiu nie napiłam się ludzkiej krwi! Boże, nie tknęłam nawet tej zwierząt! – oburzyłam się. – Ja nie piję krwi! – jęknęłam.– Taa – przytaknęła z niedowierzaniem Rosalie.– Powiedz im! – Nachyliłam się nad Nathanielem. – Zaskocz w końcu, dupku, i wytłumacz im wszystko! – Potrząsałam nim miarowo.– Przestań! – W drzwiach stanęła Alice. – Przepraszam, Carlisle, nie widziałam, że to się tak skończy, nic nie widziałam. – Posłała ojcu skruszone spojrzenie.– Zaraz to naprawię. – Uniosłam w górę dłoń, po czym skupiając się tylko na jednej osobie w swoim umyśle, uderzyłam nią o nadal martwego chłopaka. Jego ciało pod wpływem potężnego impulsu elektrycznego zadrżało na leżance, a klatka piersiowa wyrwała się do góry. Gdy tylko tors

90

opadł na skórzane obicie, w pokoju rozbrzmiał delikatny, miarowy rytm, szybszy niż ludzkie tętno. Dłonie opadły mi bezwiednie wzdłuż tułowia, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, skąd znam ten odgłos. Dlaczego nie zwróciłam uwagi na to wcześniej?– To niemożliwe – wyjąkałam, patrząc z niedowierzaniem na podnoszące się ciało z kozetki. – Jesteś taki sam jak moja córka i Nahuel. – Wiedziałam, że mam otwarte ze zdziwienia usta, ale nie interesowało mnie to.– Bello ja.. – Nakazałam ruchem dłoni, by Edward zamilkł i dał mi swobodnie myśleć.– Dlaczego Edward cię nie słyszał? Dlaczego nie zwróciłeś się po pomoc do niego? – Podeszłam do pacjenta. – Dlaczego w ogóle tu jesteś? – Chwyciłam go za koniec koszuli.– Nic nie widzę! – krzyknęła Rosalie spanikowana.– Co się dzieje, kurwa? – Emmett wymachiwał dłońmi przed sobą.– Co im robisz? – oburzyłam się, sprawiając, że agresor opadł na podłogę, wijąc się w bólu niczym węgorz. – Wszystko w porządku? – Skierowałam się do swojej rodziny.– Tak. – Usłyszałam ich zgodną odpowiedź.– Jeżeli jeszcze raz spróbujesz zaatakować kogoś z mojej rodziny, zabiję cię po raz drugi. – Nachyliłam się nad swoją ofiarą, zaprzestając równocześnie wyrządzania mu bólu. Skinął na znak zgody.– Przepraszam, ale nie mogę być nikogo pewnym – odparł skruszony podnosząc się do pozycji pionowej. – Jedyna osoba, której zaufam to Jasper Whitlock – wyjaśnił z ostrością w głosie.– To się doskonale sprawia, bo stoję tutaj. – W drzwiach tuż obok Alice i Edwarda stanął Hale z miną, której nie powstydziłby się niejeden wojownik. Wyglądał naprawdę groźnie.– Musisz nam pomóc! – rzekł z powagą. – Czeka wszystkich zguba, jeżeli nie pomożesz nam odtworzyć armii – wyjaśnił z trwogą błękitnooki. – Maria posłała po ciebie, miałem za zadanie cię odnaleźć – wyjaśnił z powagą wymalowaną na przystojnej twarzy.– Maria? – jęknęła Alice. – Ona żyje?– To długa historia, ale tak, ma się dobrze, jeśli o to pytasz – odpowiedział z delikatnym uśmiechem. – Musicie nam pomóc! – Spojrzał na nas, na każdego z osobna, jakby analizował nasze zdolności bitewne, najdłużej utwierdził wzrok na mojej osobie. – Nie możecie nam odmówić.– Nie będę jej pomagał! – zawyrokował Jasper. – Nie jest tego warta – dodał z zamiarem odejścia.– Kocham Marię tak, jak ty kochasz zapewne ją. – Wskazał na Alice, którą Hale trzymał za dłoń. – Zrozumcie, że gdy Volturi zaczną czystki, nie będzie już miejsca na waszą miłość! Zaczną eksterminację własnej rasy –

91

zagrzmiał zirytowany naszą bierną postawą. – Skąd masz takie informacje? – zapytał zaniepokojony Carlisle, podchodząc do niego bliżej. Zanim jednak to zrobił, spojrzał na mnie, by upewnić się czy to oby bezpieczne, skinęłam na znak zgody. Byłam gotowa interweniować, jeśli ponownie użyłby przeciw nam swoich zdolności.– Ponieważ to ja i Felix byliśmy dowódcami batalionu mającego za zadanie zlikwidowanie Marii i jej żołnierzy, sprawiali kłopoty – wyjaśnił ze smutkiem w głosie. – Wszystkie większe społeczności wampirów są teraz zagrożone. Nie jest żadną tajemnicą, że Volturi chcą pozbyć się w pierwszej kolejności grup takich jak wasza – dodał, czym sprawił, że z mojej piersi wydobył się jęk.– Opowiedz wszystko od początku – poprosił doktor, ujmując w palce grzbiet nosa, jego głos był taki pozbawiony emocji.– Od pierwszego dnia swojego życia! – nakazałam. – Osobiście będę miała więcej pytań niż oni – dodałam z złowrogim pomrukiem, po czym podeszłam do Edwarda i wtuliłam się w jego ramiona, obawiałam się wysłuchania tej opowieści. Bałam się usłyszeć o ludziach, których imiona wymieni, bałam się mieć rację odnośnie własnych podejrzeń. Jeżeli osoby z mojego snu były realnymi postaciami, oni też nimi byli, napawało mnie to niepokojem.Nathaniel ponownie usiadł na kozetce, i nie patrząc na nas zaczął swoją opowieść.– Nie wiem kim jest mój ojciec ani matka. Moje dzieciństwo trwało zaledwie pięć lat i wkroczyłem w wiek dorosłości, by stać się wojownikiem . Wychowywałem się wśród dzieci takich jak ja, ucząc się jak przetrwać, co powinienem, a czego nie powinienem robić, jak walczyć i jak się bronić. Każde dziecko było wyjątkowe, obdarzone jakimś talentem, ja potrafię sprawić, że zobaczysz wszystko, czego zachcę. W taki właśnie sposób sprawiłem, że straciliście wzrok, przy pomocy tego daru udawało mi się przez rok uciekać przed Felixem i szukać ciebie. – Utwierdził spojrzenie na Jasperze.– Zafrina. – Westchnęłam na granicy szeptu. Patrzyłam na tego chłopaka i nie mogłam uwierzyć. – Gdzie was trenują? – zażądałam odpowiedzi. Cullenowie jak i nasz gość spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.– W Amazonii – odpowiedział. Jęknęłam, czym zwróciłam na siebie większa uwagę zebranych.– Bella? – Edward ujął mnie za brodę. – Co się dzieje?– Nic. – Starałam się zebrać do kupy. – Kontynuuj. – Machnęłam na jasnowłosego.– Gdy byłem już wyszkolonym żołnierzem odesłano mnie do Włoch, po roku służby i przejściu niezliczonej ilości testów oddelegowano mnie z

92

Felixem na front. Moja pierwsza batalia w terenie, i jak na złość przyszło mi walczyć z kobietą, była nią Maria. Nie ukrywała swojego zaskoczenia moim widokiem, istota o bijącym sercu i wszelkimi bonusami wynikającymi z bycia wampirem. Była zaskoczona, ale nie tak do końca, jakby zdawała sobie sprawę, czym w rzeczywistości jestem, jednak nie mogąc w to uwierzyć. Uwierzcie, ona była tak piękna, że nie potrafiłem skupić się na wyeliminowaniu jej. Odezwała się we mnie potrzeba, której nigdy wcześniej nie odczuwałem, potrzebowałem być blisko niej. Byłem w stanie zdezerterować i stanąć po stronie nieprzyjaciela, by tylko być blisko niej. Źle odebrała moje intencje. Zabiła mnie, a ja umierałem z uśmiechem na twarzy, to było takie irracjonalne. Później obudziłem się w naszym obozie. Dni mijały, a ja nie potrafiłem zapomnieć o własnej morderczyni. Postanowiłem zatem ją odszukać i namówić, by złożyła kapitulację. – Westchnął ciężko. Jasper roześmiał się spazmatycznie, to nie było właściwe.– Naiwny byłeś! Ona nigdy się nie poddaje! – Pokręcił głową litościwie.– Wiem, ma również duży dar perswazji – dodał. – Gdy ją odnalazłem, już nigdy nie powróciłem w szeregi rodziny królewskiej, która miażdżyła nas swoją potęgą i przewagą. Maria pokazała mi jak dobre potrafi być życie bez limitów. Opowiedziała również historie młodego majora, którego poznała dawno temu. Wychwalała jego zdolności i zapewniała, że jest jedyną osobą, która może pomóc stworzyć armię godną pokonania tej niosącej waszej nacji zagładę. Masz umiejętność bardzo nam potrzebną – ponownie zwrócił się do Jaspera.– Nie uwierzę w tę bajkę – mruknął. – To jakiś spisek i tyle! Ta kobieta to tyran i potwór nie umiejący okazywać uczuć! – warknął w kierunku zasmuconego jego reakcją mieszańca.– Nie znam Marii, choć wiem o niej niemalże wszystko – wtrąciłam się. – Jesteście zbyt ufni wobec swoich władców – dodałam cierpkim tonem w stronę Cullenów. – I wydaje mi się być ona bardziej ludzką niż oni!– Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz – mruknął Jazz. – Moje ostateczne słowo brzmi nie! – zawyrokował.– Ona zna tego, który nas tworzy – dodał twardo. – Chcemy go zgładzić! Tylko ty możesz nam pomóc! – Zeskoczył z kozetki i stanął przed Jasperem. – Kto to jest? Kto was tworzy?– Zanim skończyłam mówić, stałam już przy nim dysząc ciężko.– Nazywa się Huel – odpowiedział lekko wystraszony moim zachowaniem. Zdawałam sobie sprawę z tego, że byłam zaborcza wobec niego i on nie rozumiał dlaczego, ale nie miałam czasu ani najmniejszej ochoty wyjaśniać mu tego. Na dźwięk imienia, które padło z jego ust zastygłam w bezruchu. –

93

To nie on jednak pragnie was unicestwić. – Wziął głęboki wdech – Wasz władca, wielkoduszny i szczodry, szuka jedynie zemsty. Jesteście dla niego niczym plaga, szarańcza, którą trzeba zlikwidować tak, jak zrobił to z własnymi braćmi w dniu, gdy napadł z moimi pobratymcami na Volterrę. – Słuchałam jego słów jak w transie. Kto piastował tron jeśli nie…– Aro nie żyje? – Niedowierzał jego słowom Edward.– A to wszystko, całe to zamieszanie i otaczająca nas śmierć z powodu jednej dziewczyny i kilku słów wyrytych w kamieniu. Daniel oszalał tracąc swoją Ma... – Nie mogąc pozwolić, by dokończył to imię, bez namysłu ponownie skręciłam mu kark. Bezwładne ciało uderzyło o posadzkę. Cullenowie ponownie spojrzeli na mnie, nie ukrywając zdezorientowania wywołanego moimi poczynaniami.– Nie patrzcie tak na mnie – mruknęłam. – Ten chłopak to chodzące kłopoty – wyjaśniłam pobieżnie. – Jemu nie musicie wierzyć, ale mi tak! – dodałam bardziej stanowczo.– Zabiłaś jednego dnia dwie osoby, zaczynasz mnie przerażać! – bąknął Jasper, wywracając oczyma. – Teraz mów, dlaczego chcesz żebym pomógł Marii. – Stanął przede mną, był naprawdę wysoki.– Jeśli to cię jakoś pocieszy, to oni nawet nie byli ludźmi. – Uśmiechnęłam się z ironią. – Po drugie mieszaniec mówił prawdę – wyjaśniłam. – Czy wystarczająco cię przekonałam? – zapytałam wymownie, mając oczywiście na uwadze naszą wcześniejszą rozmowę.– Ona mnie przeraża! – oburzyła się Rose, wskazując na mnie bezceremonialnie palcem, jakbyśmy byli kilkulatkami w przedszkolu.– Widzisz, to chyba w końcu mamy jakąś cechę wspólną, Rosalie. – Posłałam jej kpiarski uśmiech. – Carlisle, mamy kłopoty, poważne! – zwróciłam się do głowy rodziny, który nadal wpatrywał się z niedowierzaniem na zwłoki leżące w jego zdewastowanym gabinecie.– Nie rozumie dlaczego Daniel chciałby unicestwić naszą populację? – wymamrotał. – To nie ma dla mnie najmniejszego sensu. – Pokręcił głową.– Dla mnie niestety ma – bąknęłam, przeczesując włosy. – Jasper, mógłbyś? – Spojrzałam na niego wymownie, by usunął mi się z drogi.– Chyba raczej nie, Bello. – Zaparł złożone ręce na piersi. – Czas, abyś mnie w końcu przekonała. – Zwęził spojrzenie.– To nie będzie przyjemne – ostrzegłam go.– Jestem już dużym chłopcem – odparł z powagą.– Bella?! – Edward stał już przy mnie. – Co zamierzasz zrobić? – Jego głos przepełniony był niepokojem.– Musimy z Jasperem porozmawiać, to nic niebezpiecznego – wyjaśniłam z uśmiechem. – Jednak bardzo osobistego – wyjaśniłam.– My nie mamy przed sobą tajemnic – fuknęła jasnowłosa wampirzyca.

94

– Czyżby? – Uniosłam brew, po czym ujęłam na siłę dłoń manipulatora uczuć. – Nie spazmuj – poleciłam mu, biorąc głęboki wdech. Obserwowałam z zapartym tchem, jak życie wokół mnie zaczyna spowalniać, kąśliwa riposta Rose rozmazywała się w powietrzu, dłoń Edwarda chcąca powstrzymać mnie przed czymś zastygała w bezruchu. Wszystko wyglądało jak na tych filmach science fiction, które uwielbiałyśmy wieczorami oglądać z Marią. Jedyne, co odbiegało od zmieniającego się otoczenia to ja i Jasper, który z niedowierzaniem przyglądał się temu wszystkiemu.– Zatrzymujesz czas czy co? – Zamierzał wyrwać dłoń z mojego uścisku.– Nie wyrywaj się – syknęłam. – Nie potrafię skupić się na milionie rzeczy na raz! I nie, nie zatrzymałam czasu a jedynie twoją rodzinę – dodałam, ciągnąc go za sobą. – Wybacz, kochanie. – Pocałowałam Edwarda w policzek, po czym wraz z jego bratem opuściłam pomieszczenie. – Na jaką odległość musimy się oddalić, by nas nie słyszeli? – Wydaje mi się, że rezerwat wystarczy – odpowiedział. – Chyba nie chcesz ich tu zostawić? – oburzył się.– Mam im wsadzić korki do uszu? – prychnęłam.– Co, jeśli twoja przyjaciółka się obudzi?– Nie grozi jej to najwcześniej za dwie doby – odparłam rozbawiona.– Mówiłaś coś o wilkach – przypomniał mi.– Faktycznie. – Westchnęłam ciężko. – Celowo to robisz? – mruknęłam niezadowolona.– Co?– Drażnisz mnie! – wycedziłam przez usta. – Niby chcesz się dowiedzieć, a robisz wszystko, bym nie miała sposobności cię uświadomić.– Pragnę bezpieczeństwa dla mojej rodziny. Czy to takie drażniące? – odpyskował.– Aghhh! – Wściekałam się. – Mój mózg naprawdę jest jak sieczka. – Zaśmiałam się po chwili. Hale spojrzał na mnie jak na rasową kretynkę, no cóż, czasem sama nie nadążałam za sobą, zdarza się. – I pamiętaj, nie waż się puścić mojej ręki, bo ogłuchniesz – dodałam cierpkim tonem. Odpowiedź na nasz mały problem szybko się znalazła, bynajmniej leżała teraz martwa na podłodze w gabinecie Carlisle’a, ale to nie zmieniało faktu, iż mogłam wpaść na to prędzej niż potraktować ukochane istoty zdolnością Aleca. Byłam równie żałosna jak w alternatywnym świecie.Wróciliśmy zatem do domu i jak na stuprocentowe wampiry przystało stanęliśmy na środku salonu, zastygając w idealnym bezruchu, było to nawet odstresowujące.– Mów! – nakazał jasnowłosy zniecierpliwiony.– Nie damy sami rady pokonać Volturi, oczywiście nie przechwalając się z

95

zabijaniem wampirów nie mam najmniejszych problemów, ale nie mam pojęcia, jakie talenty posiadają te dziwolągi z buszu – odparłam z niezadowoloną miną.– Tak, dziwolągi, nie ma co. – Uśmiechnął się do mnie sarkastycznie.– Zabawne – prychnęłam, dobrze wiedząc, że miał na myśli równie i moją osobę.– Chwila. – Uniósł przed siebie wolną dłoń. – Kto powiedział, że będziemy walczyli? – dodał z niesmakiem.– Ty to powiesz za jakiś kwadrans. – Posłałam mu żmijowate spojrzenie. – Nathaniel wspomniał o Danielu, pamiętasz?– Nie rób ze mnie idioty, proszę. – Westchnął. pukając się palcem wskazującym w czoło. No tak, łatwo zapominałam, że wampiry posiadają mega mózgi.– To nie było celowe – odburknęłam. – Więc ten cały Daniel to większy furiat niż ja – zaczęłam.– To możliwe? – przerwał mi z przekąsem.– Jasper, jeżeli nie masz zamiaru mnie wysłuchać i chronić tym samym Alice przed tym typem, to mi to powiedz teraz, nie będę traciła cennego czasu. – Praktycznie mordowałam go wzrokiem. Wiedziałam, że chłopak mnie nie lubi, ale mógłby się z tym chociaż jakoś kryć.– Co on ma wspólnego z moją żoną? – Zwęził podejrzliwie oczy.– Tak się składa, że bardzo wiele, cholernie zbyt wiele, Jazz – odpowiedziałam ze smutkiem. – Będziemy musieli cofnąć się aż do ludzkiej egzystencji Alice, abyś zrozumiał, co mam na myśli – dodałam, po czym opowiedziałam mu jak i w jakich okolicznościach ta dwójka się poznała, kończąc na tym w jaki sposób się ze sobą pożegnali.– No dobrze, ale dlaczego on tak chce nas wybić do cna? – zadał kolejne pytanie.– Jest tak samo rozżalony byciem tym kim jest jak Rosalie, nie chciał przemiany i nikt nie pytał się go o zdanie. Aro przemienił go wbrew woli, a wcześniej skazał na przypatrywanie się śmierci jego rodziny. To jedynie chęć zemsty, nie udało mu się poświęcić miłości do Alice, jak już wiesz James mu w tym przeszkodził. W najgorszej scenerii nie podejrzewałabym się o te słowa, ale poniekąd mu za to dziękuje. – Westchnęłam ciężko, wymawiając ostatnie zdanie.– Myślisz, że on zabrałby ją ze sobą, gdyby tu przybył i ją rozpoznał? – Mina wampira świadczyła o tym, że taka ewentualność go przerażała.– To więcej niż pewne, ona jest jego obsesją. – Zamknęłam oczy, czując, jak ogarnia mnie przemożna niemoc. – Ja będę również, jeśli zorientuje się kim jestem. Dlatego Demetrii nie może dotrzeć do Volterry – dodałam ciężko.

96

– Dlaczego myślisz, że tak będzie? – Najwidoczniej nie rozumiał całej historii, bynajmniej jakby miał ją pojąć, skoro celowo unikałam szczegółów dotyczących mnie jak i Anioła Potępionych. – Bella, zamknęłaś mnie we własnej tarczy, wyczuwam twoje emocje silniej niż kiedykolwiek. Panicznie się boisz – stwierdził z troską. On się bał o mnie? No nie, czyżby chwile szczerości miękczyły mu mentalne serce?– Boję się was stracić – odparłam.– Twoja wilcza natura ma coś z tym wspólnego? – zagadnął.– Nie, nie w dosłownym rozumowaniu. – Westchnęłam rozżalona.– Jeżeli nie wyjawisz mi całej prawdy, nie będę w stanie nam pomóc. Rozumiesz? – Ścisnął mocniej moją dłoń. – Rozdzierasz się emocjonalnie, część ciebie chce mi powiedzieć, a druga stanowczo się temu sprzeciwia. Przestań ze sobą walczyć. – Praktycznie miażdżył mi już dłoń.– Bo to ja jestem tym przeklętym Aniołem! – krzyknęłam, mając wampirze łzy w oczach. – Bo to ja żyje z przeklęta świadomością, że jestem waszym katem. Bo to ja porzuciłam ukochanego wiek temu, bo to, co dzieje się teraz, jest jedynie moją winą! Zmieniłam bieg wydarzeń, a to przeklęte przeznaczenie i tak dopnie swego i zabierze mi Edwarda, tak jak zabrało mi córkę! – lamentowałam dalej, dając tym samym upust tłamszonej w sobie od długiego czasu frustracji. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie ta świadomość zabijała emocjonalnie. Chłopak przytulił mnie mocno do piersi, zdziwiło mnie jego zachowanie, ale dziękowałam, że postąpił wobec mnie w tak ludzki sposób, poczułam się o wiele lepiej.– Przekonałaś mnie – rzekł ponad moją głową. – Musimy obrać strategię i zebrać jak największą ilość sojuszników – zawyrokował.– To również nie będzie łatwe. – Uniosłam głowę go góry. – Joham, ten doktorek od eksperymentów, on potrzebował uzdolnionych dawców, rozumiesz? Natkniemy się na armie małych Jane, Aleców, Zafrin i sam Bóg wie kogo jeszcze. – Zacisnęłam dłoń na jego przedramieniu. – Mamy niewielu sojuszników – wycedziłam z żalem.– Mamy ciebie. – Położył dłoń na czubku mojej głowy. – Edwarda, Alice i mnie – dodał z otuchą.– Dar Alice będzie bezużyteczny w starciu z tą armią. – Opuściłam głowę.– Nie wierzysz w jej zdolności? – Był niezadowolony z mojego stwierdzenia.– A czy ona widzi moją przyszłość? – Westchnęłam zrezygnowana. – To mieszańce takie jak ja, nie jest w stanie ich ujrzeć – tłumaczyłam.– Tracisz wolę walki, żołnierzu? – Ujął mnie za podbródek. – A twoi, no wiesz, ci kudłaci? – Zmrużył powieki, jakby się nad czymś zastanawiał.– Nie wiem gdzie ich szukać i, jakby to powiedzieć, plan Daniela to dla nich jak prezent z okazji gwiazdki. – Pokręciłam jedynie głową.

97

– Damy sobie radę sami. – Uśmiechnął się. – Obudzisz teraz moją rodzinę i powiadomimy o naszym postanowieniu – dodał pewnym tonem.– Nie rozmyślaj o Alice i o tym, co ci powiedziałam. Edward i bez tego ma ze mną zbyt wiele problemów – poprosiłam.– Nie będę. – Przyłożył dłoń do piersi. – Rób swoje. – Wskazał dłonią w stronę, gdzie kawałki drewna wystawały z cegieł, framuga drzwi naprawdę ucierpiała po starciu z moją siłą.