97-108 ROZDZIAL VI

20
Żydzi w mojej pamięci. o podjęcia tego tematu upoważnia mnie zamieszkiwanie w jednym domu oraz bliski i życzliwy stosunek moich rodziców do nich. Tematowi „Żydzi” poświęcam w moim opracowaniu cały rozdział, aby przeciwstawić się sprzecznym i fałszywym opiniom o stosunku Polaków do Żydów mieszkających w Polsce. Włocławek był jednym z większych miast, w którym Żydzi stanowili dużą część ogółu mieszkańców. Zajmowali się głównie handlem i drobnym rzemiosłem, znajdując w okolicznych miasteczkach i wioskach zbyt na swoje towary. Słynne powiedzenie „wasze ulice nasze kamienice” pochodzi prawdopodobnie z Włocławka. Takim przykładem może być ulica Królewiecka, przy której w dziewięćdziesięciu procentach zamieszkiwali żydzi. Tam też stał budynek „Makabia” w której mieściła się 97

description

Żydzi w mojej pamięci. 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108

Transcript of 97-108 ROZDZIAL VI

Page 1: 97-108 ROZDZIAL VI

Żydzi w mojej pamięci.

o podjęcia tego tematu upoważnia mnie zamieszkiwanie w

jednym domu oraz bliski i życzliwy stosunek moich rodziców do

nich.

Tematowi „Żydzi” poświęcam w moim opracowaniu cały rozdział,

aby przeciwstawić się sprzecznym i fałszywym opiniom o stosunku

Polaków do Żydów mieszkających w Polsce.

Włocławek był jednym z większych miast, w którym Żydzi

stanowili dużą część ogółu mieszkańców. Zajmowali się głównie

handlem i drobnym rzemiosłem, znajdując w okolicznych

miasteczkach i wioskach zbyt na swoje towary. Słynne

powiedzenie „wasze ulice nasze kamienice” pochodzi

prawdopodobnie z Włocławka. Takim przykładem może być ulica

Królewiecka, przy której w dziewięćdziesięciu procentach

zamieszkiwali żydzi. Tam też stał budynek „Makabia” w której

mieściła się łaźnia oraz inne pomieszczenia wykorzystywane w ich

obrządku religijnym. Prawo większości krajów Europy bardzo

ograniczało sfery działalności gospodarczej, jeśli idzie o Żydów.

Wolno im było prowadzić handel, rzemiosło i wykonywać wolne

zawody.

Utarło się mniemanie, że robienie interesów z Żydami wiąże się z

dużym ryzykiem. Zaprzecza tej opinii, znany mi z opowiadań

matki, fakt kupna przez mojego dziadka nieruchomości z

97

Page 2: 97-108 ROZDZIAL VI

restauracją i hotelem. Był to tak zwany zajazd na szlaku

spacerowym, który prowadził przez most i dalej do Górnego

Szpetala.

Mówiło się w okolicy, że gospodarz o nazwisku Müller (mój

dziadek) z Łęgu jest człowiekiem bardzo przedsiębiorczym, który

zaryzykował zawarcie, wprawdzie na bardzo korzystnych

warunkach, umowy na dowóz piasku do nowo wybudowanej

fabryki porcelany we Włocławku. Przyglądano się, czy i jak

właściciel niewielkiego gospodarstwa, podoła temu zadaniu.

Dziadek zlecił wykonanie specjalnych wozów konnych z bardzo

szczelnymi skrzyniami do przewożenia piasku. Koła tych wozów

miały szerokie obręcze, aby nie wrzynały się w piasek i, aby

koniom ten wóz było lżej ciągnąć. Dokupił do swej, już pokaźnej,

stadniny kilka koni pociągowych. Zatrudnił bezrobotnych, których

w owym czasie we wioskach było bardzo dużo. Tym potencjałem

niemal dzień i noc wożono piasek do fabryki porcelany.

Raz w miesiącu rozliczał się z wykonanej pracy i odbierał

pieniądze. Wówczas, w drodze powrotnej do domu, wstępował do

restauracji „Sielanka” i tam ze znajomymi kilka dni biesiadował.

Korzystały z tych bardzo zakrapianych uroczystości osoby, które

przypadkowo znalazły się w restauracji, oraz takie, które miały

wrodzoną niechęć do pracy. Kiedy po kilku dniach przychodziło do

zapłacenia rachunku, zdarzało się, że zarobionych pieniędzy nie

starczało. Po kilku podobnych incydentach, pod wpływem mojej

matki będącej absolutnym wrogiem takich libacji, rodzina

98

Page 3: 97-108 ROZDZIAL VI

zdecydowała, że zapłatę właśnie ona będzie odbierała. Dziadek był

jednak zdecydowany, aby tradycje te podtrzymywać, zachowując

jednak pewien umiar.

W tym miejscu warto uzmysłowić sobie, jakie pieniądze zarabiał

dziadek. Otóż podczas kolejnego obiadu, na który dziadek zaprosił

kilku przyjaciół, właściciel restauracji narzekał na małe dochody,

jakie ma z tego lokalu i hotelu. Podkreślał, że jedynie, kiedy gości

pana Müllera, może liczyć na poważne wpływy. Dziadkowi w

czasie tego obiadu towarzyszyła moja matka (kasjer swego ojca).

Dziadek zadeklarował chęć kupna całego obiektu i poradził

właścicielowi, by zajął się jakimś innym interesem. Pan

Rudkowski, bo tak nazywał się właściciel, stwierdził, że rozważa

taką możliwość, ale obawia się, czy uda mu się otrzymać sumę, na

jaką wycenił tę nieruchomość. Dodał, że jest już w takim wieku,

kiedy trudno myśleć o innej pracy. Dziadek, po wysłuchaniu

wszystkiego, zapytał czy ty Rudkowski rzeczywiście chce sprzedać

ten hotel i restaurację za sumę, jaką wymienił? Odpowiedz

brzmiała „tak”. W tym momencie dziadek zwrócił się do swojej

córki (to jest do mojej matki) dając polecenie: „Milu, zapłać”.

Właściciel oniemiał – nie widział takiej sumy pieniędzy.

Zamknięto lokal i precyzyjnie, co do grosza, wypłacono całą sumę.

W skład tej nieruchomości wchodziła duża restauracja, piętrowy

dom mieszkalny oraz hotel z 20 numerami (wówczas funkcjonował

termin numery, a nie pokoje).

W dniu następnym spisano akt notarialny. Ustalono również, że w

99

Page 4: 97-108 ROZDZIAL VI

dalszym ciągu szefem tego lokalu i gospodarzem, pozostanie pan

Rudkowski. Długo komentowano w mieście tę transakcję, tym

bardziej że Żydzi znani byli z umiejętności handlowania się, a w

interesach bardzo ostrożni.

Społeczność żydowska ciągle mnie fascynowała. Starałem się

poznać historię tego narodu, głównie historię Żydów w Polsce.

Przeczytałem kilka poważnych książek, których autorzy zajmowali

się tą problematyką, zwracając szczególną uwagę na stosunki

panujące między Polakami, a Żydami.

Trudno mi ustalić dokładną datę, ale pewnego popołudnia

przyszła do naszego domu Żydówka z trojgiem dzieci. Chłopiec

był w moim wieku (6 lat), i dwie młodsze dziewczynki. Prośba

dotyczyła wynajęcia mieszkania.

Jednak akurat w tym czasie mama nie dysponowała wolnymi

pomieszczeniami. Kiedy zobaczyła troje małych dzieci, nie mogła

tej kobiecie odmówić. Ustalono, że kilka dni będą mieszkać w

pomieszczeniu gospodarczym, a w tym czasie zostanie

przygotowane mieszkanie na parterze. Po kilku dniach,

rzeczywiście, mogli zamieszkać w przyzwoitym pokoju z kuchnią.

Ustalono, że ojciec tej pani wkrótce zgłosi się i ureguluje czynsz.

Przez kilka następnych dni mama wyszukiwała dla tej rodziny

jakieś łóżka, stół, krzesła. Tymczasem nie mieli ani pieniędzy ani

jedzenia. Rodzice pozwolili im zbierać w sadzie owoce, które same

opadły i nie nadawały się do sprzedaży.

100

Page 5: 97-108 ROZDZIAL VI

Najstarszy chłopiec stał się szybko moim kolegą. Nie tylko zimą

ale i latem nosił czapkę, a spod niej wychodziły kręcone baki. Po

kilku dniach przestało nas to śmieszyć, (mnie oraz moich polskich

kolegów). Biedni byli wszyscy moi koledzy. Na obiad zapraszałem

przemiennie kilku z nich, ale stałym gościem był mój niemal

rówieśnik Żyd, bo on obiadu nigdy w domu wtedy nie miał.

Pamiętam, jak matka odlewała część jedzenia dla dwojga jego

rodzeństwa. Mieszkanie tej rodziny było bardzo biedne. W oknach

zamiast firanek wisiały gazety. Światła też nie palono z uwagi na

oszczędność.

Pani Wojdysławska, bo tak nazywała się Żydówka, na początku w

ogóle nie wychodziła z domu. Przed domem stała długa ławka, na

której wieczorem siadywali lokatorzy i do późna wieczór

rozmawiali. Po paru dniach i usilnych prośbach innych kobiet

dołączyła żydówka pani Wojdysławska. Matka moja, jedyna

Niemka w tym towarzystwie, właścicielka posesji, dbała o

życzliwe stosunki w tej grupce. Po kilku miesiącach przyszedł

ojciec pani Wojdysławskiej. Był to starszy pan, podobnie jak jego

wnuczek, z długimi pejsami, w czarnym płaszczu i kapeluszu. Był

bardzo ugrzeczniony, kłaniał się wszystkim dając wyraz swojej

wdzięczności za dobre traktowanie jego córki. Po kilku dniach pan

Wojdysławski zgłosił się do rodziców, aby rozmawiać o

komornym. Mama opowiadała, że bardzo dziękował za przyjęcie

jego córki, ale komornego nie był w stanie w tym czasie

uregulować. Jako zapewnienie, że zrobi to najszybciej, jak będzie

101

Page 6: 97-108 ROZDZIAL VI

mógł, prosił, aby rodzice przyjęli w zastaw fortepian, który za kilka

dni dostarczy. Rzeczywiście, niedługo przywieziono furmanką po-

kaźnych rozmiarów instrument. Został ustawiony w salonie i

stanowił eleganckie uzupełnienie starych stylowych meble.

Historia tych mebli jest też godna opisania. Pewnej niedzieli matka

idąc do kościoła przez most zauważyła płynący w kierunku

Warszawy statek. Przepływ statku pod mostem był pewną atrakcją.

Ludzie pozdrawiali się wzajemnie. W dziobowej części statku

transportowano piękny komplet mebli gdańskich. Matka

zauroczona tymi meblami skorzystała z postoju statku i udała się

do ich właścicieli, aby porozmawiać na temat kupna. Były one

własnością żydowskiego małżeństwa, które przeprowadzało się z

Gdańska do Warszawy. Zafascynowani rozmową z młodą kobietą,

nie-Żydówką, znającą ich język usposobiła ich przychylnie do

propozycji sprzedaży i szybko dobili targu. Wyładunek przebiegał

bardzo sprawnie. Meble zostały, własnym transportem,

przywiezione do domu, i ustawiono je w dużym, bo przeszło 35

metrowym pokoju. Były właściciel tych mebli i jego małżonka, na

prośbę mojej matki, zrobili przerwę w podróży i kilka dni

zamieszkiwali u nas. Opowiadając o tym spotkaniu, matka

podkreślała, że byli oni bardzo zrezygnowani, przenosili się na

nowe miejsce bez zapału tak, jakby to była przeprowadzka

donikąd. Z rozmowy z nimi wynikało, że boją się nadchodzących

czasów. Ze smutkiem, po kilku dniach, odpływali kolejnym rejsem

102

Page 7: 97-108 ROZDZIAL VI

do Warszawy. Byli wyraźnie zadowoleni, że ich meble znalazły się

w dobrych rękach.

Przy pożegnaniu matka otrzymała od nich list polecający do ich

przyjaciela w Łodzi. Prowadził on sklep z materiałami

ubraniowymi. Po jakimś czasie matka moja pojechała do Łodzi,

aby odwiedzić koleżankę, a przy okazji pójść do tego sklepu.

Liczyła się z tym, że będzie to typowy żydowski, niewielki sklep z

materiałami, których we Włocławku było bardzo dużo. Oczom nie

dowierzała, kiedy zobaczyła olbrzymich rozmiarów magazyn z

tysiącami bel tkanin. Nie było żadnej obsługi. Właściciel, któremu

matka wręczyła list polecający był wyjątkowo uprzejmy. Ustalono,

że może sobie sama wybrać co będzie chciała i ile. Przeprosił, że

nie może nic doradzać, ponieważ musi pilnie wyjść do miasta. Po

przeszło dwóch godzinach właściciel wrócił. Wszystko było już

przygotowane do zapłaty. Nie było na tych materiałach żadnej ceny

jednostkowej.

Matka liczyła, że jeżeli ceny będą wygórowane, to będzie się

targować. W zwyczaju żydowskim targowanie o cenę było czymś

normalnym. Z opowiadań mojej matki wynikało, że tę umiejętność

dość dobrze opanowała, ponieważ znała język jakim posługiwali

się Żydzi w Polsce, poza tym zakupy robiła w ich sklepach.

Tym razem nie było żadnego targowania. Rozmawiano o pobycie

w naszym domu jego przyjaciół, o meblach, które zostały kupione

w dość ciekawych okolicznościach. Materiały wybrane przez moją

matkę zostały sprzedane po wyjątkowo niskiej cenie. Bez słów

103

Page 8: 97-108 ROZDZIAL VI

można było się zorientować, że człowiek ten, w przewidywaniu

nadchodzących złych czasów, stara się jak najszybciej zlikwidować

sklep, a pieniądze bezpiecznie ulokować.

Wracając do naszych sublokatorów, trzeba stwierdzić, że

pan Wojdysławski starał się, jak mógł regulować czynsz. Bardzo

wcześnie rano wychodził z domu i wieczorem wracał smutny, co

świadczyło że był to niedobry dzień w interesach. Po jakimś czasie,

wychodził do pracy w poniedziałek wracał przeważnie w piątek.

Okazało się, że wszedł w kontakt z jakąś firmą, której dostarczał

materiał do produkcji grzebieni, broszek, spinek do włosów.

Surowcem wyjściowym do otrzymywania tego materiału było

mleko. We wiosce, niedaleko gospodarstwa mojej babci, za zgodą

właścicieli zbudował szałas w lesie. Tam przywoził od gospodarzy

mleko, które w dużych zbiornikach pozostawiał na zsiadłe. Gdy

mocno już zsiadło, odcedzał je na specjalnych sitach i suszył na

słońcu. Tak wysuszone wiózł do wytwórni galanterii, do dalszej

przeróbki technologicznej. Interes dobrze się rozwijał i przynosił

duże dochody. W krótkim czasie kupił małego konia, który był mu

bardzo pomocny przy transporcie tego surowca. Rodzinie zaczęło

się lepiej powodzić. Dzieci były lepiej ubrane, a w oknach pojawiły

się firanki. Te drobne oznaki zamożności nie podobały się

Polakom, nawet tym z sąsiadów, z którymi przedtem byli w pewnej

zażyłości.

104

Page 9: 97-108 ROZDZIAL VI

Tutaj należy się wyjaśnienie, że ci sąsiedzi byli ludźmi

niewykształconymi. Myślę, że w tym należy szukać przyczyn

niegodziwości, które zostały prze nich sprowokowane.

Grupa wyrostków i w tym przypadku zaczęła prześladować

niewinnego Żyda, który u nas mieszkał. Wybijali im szyby,

przezywali i stwarzali wokół nich złą atmosferę. Dopuścili się

nawet otrucia zakupionego z wielkim trudem konia. Próby

odnalezienia winnych, które czynił mój ojciec, nie przynosiły

żadnych skutków. Takim prowokacjom i złym namowom i ja

uległem jako mały chłopiec, za co zostałem bardzo boleśnie

skarcony przez mojego ojca. Historia tego zajścia, o którym

chciałbym na zawsze zapomnieć wygląda następująco:

Bawiłem się na podwórku ze starszymi ode mnie chłopcami,

zostałem przez nich namówiony, aby idącemu akurat do domu

starszemu Żydowi nasypać piasku w oczy. Nie pamiętałem, że

przyjaźnię się z jego wnukiem, że ojciec mój darzy go wielkim

szacunkiem, nie myślałem o tym, że wyrządzam krzywdę

pobiegłem, aby to uczynić. W tym czasie ojciec szczepił róże, i

widział i cieszył się jaki sprawny i szybki jest jego pięcioletni

synek biegnący w kierunku starszego pana. Przez myśl mu nie

przeszło, co jego kochany synek zamierza. Ze zgrozą zobaczył, że

zbliżywszy się, sypnął piaskiem w oczy temu starszemu

człowiekowi. Ojciec w pierwszej chwili znieruchomiał i pewnie

nigdy by nie uwierzył, gdyby mu ktoś o tym opowiedział. W

następnym momencie w wielkim gniewie odciął odrost róży i dwa

105

Page 10: 97-108 ROZDZIAL VI

razy dostałem nim po siedzeniu. Krzyczałem strasznie, przede

wszystkim z bólu ale i z zaskoczenia, ponieważ nigdy nie byłem

przez ojca skarcony mimo, że często bywałem niegrzeczny. Matka,

nie wiedząc, co się stało i co ja zrobiłem, rozgniewała się na ojca.

Kiedy jednak zorientowała się, czym popisał się jej synek, pobiegła

do starszego pana i z płaczem przepraszała go za mój postępek.

Starszy pan też płakał i przepraszał, że coś takiego się wydarzyło.

Tłumaczył mojej matce, że na pewno do tego czynu zostałem

namówiony. Koniec tego wydarzenia był taki, że leżałem na stole,

a mama i jedna z sąsiadek wyjmowały mi kolce z pośladków.

Polscy pseudo koledzy ze śmiechem zniknęli z podwórka, a ja ze

wstydem poszedłem, przeprosić starszego pana. On zaś pocałował

mnie i przytulił. Tego wydarzenia i tego znaku przebaczenia nigdy

nie zapomnę.

Opisałem jeden przypadek, ale na każdym niemal podwórku miały

miejsce podobne szykany wobec Żydów. Uważano ich za bojaźli-

wych i śpiewano ośmieszające ich piosenki, jak Jojne poszedł do

wojska i bał się wszystkiego. Na początku były to błahe konflikty

występujące w każdej grupie młodzieżowej. Stawały się jednak

niebezpieczne, kiedy rodzice przyzwalali na złe zachowanie swoich

dzieci wobec kolegów należących do mniejszości narodowych czy

wyznaniowych. Nawet podczas okupacji, gdy Polacy i Żydzi byli

w podobnej sytuacji, to społeczność żydowska była prześladowana

przez prześladowanych Polaków.

106

Page 11: 97-108 ROZDZIAL VI

Jest absolutną prawdą, że wielu Polaków pomagało Żydom. Byli z

nimi spokrewnieni. Współczuli im, gdy cierpieli, tracili bliskich,

gdy prowadzono ich do komór gazowych. Wielu Żydów tylko

dzięki Polakom mogło przetrwać okres wojny. Chlubimy się, że w

murze płaczu w Jerozolimie jest najwięcej tabliczek z polskimi

nazwiskami, nazwiskami ludzi, którzy z narażeniem życia swoich

rodzin i własnego ratowali Żydów przed śmiercią Podobnie

najwięcej drzewek, jako symboli uratowania życia całym rodzinom

żydowskim, posadzono w Izraelu dla upamiętnienia czynów

Polaków.

Faktem jednak jest, że przed wojną na niektórych uniwersytetach

np. w Warszawie czy Krakowie studenci żydowscy byli

szykanowani w ten sposób, że musieli na stojąco słuchać

wykładów.

Są niestety i fakty, wcale nie odosobnione, mówiące, że Polacy

wydawali Żydów Niemcom, wcześniej ograbiwszy ich z całego

mienia. Wydarzeń tych nie można generalizować.

Wystarczy wspomnieć że w czasie tej tragedii w Jedwabnym

miejscowa mieszkanka Polka uratowała pięcioro dzieci

żydowskich. Historia ta od lat znana niemal wszystkim

mieszkańcom Jedwabnego. Na pytane redaktora do burmistrza

miasta dlaczego tak wspaniałej osoby nie jest uhonorowane jakąś

tablicą oraz nazwą ulicy. Pada odpowiedz. „Tablica taka nie

doczekałaby się następnego dnia”.

Nie można zanegować faktu, że kiedy Żydów prowadzono do

107

Page 12: 97-108 ROZDZIAL VI

obozów koncentracyjnych wielu Polaków cieszyło się i mówiło, że

sprawiedliwości stało się zadość.

Faktem jest, że w Jedwabnym podpalenie stodoły napełnionej

ludźmi nie odbywało się w tajemnicy ani za zasłoną. Były to mordy

przy ogólnej akceptacji.

Faktem jest, że najwięcej cmentarzy żydowskich zostało

zniszczonych po wojnie i już nie ma no kogo zwalać winy.

Tego wszystkiego nie usprawiedliwia fakt, że po wojnie Żydzi

pracowali w bezpiece i znęcali się i mordowali Polaków.

Chcielibyśmy zapomnieć, że byli tam też Polacy i to w

zdecydowanej większości. Okrucieństwami, których się

dopuszczali nie ustępowali Żydom.

Niestety, jesteśmy narodem przesiąkniętym antysemityzm, czego

najlepszym przykładem jest reakcja społeczna na sprawę

Jedwabnego. Lubimy, jako naród, podkreślać naszą tolerancyjność,

ale trzeba być członkiem mniejszości religijnej czy narodowej,

żeby stwierdzić bezspornie, że jest ona mitem, służącym poprawie

naszego samopoczucia i uspokojeniu sumienia.

108