37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność...

16
JVJL 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. T om VII. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA." W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie 5 Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą. Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek. Uniw., mag K. Deike, mag-.8. Kramsztyk,Wł. Kwietniew - ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. Slósarski. „Wszechświat11 przyjmuje ogłoszenia, których treść ma jakikolwiek związek z nauką, na następujących warunkach: Za 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy razkop.7‘/»i za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5. JLdres IReciałszcyi: ZKIrałsio-wsłsiIe-IE^rzed.mieście, 3>Tr S S . SARDYNKA ( C lu p e a S a r d ln a , C-u.-v. *)• I. Nazwa tej rybki poszła, jak się zdaje, od wyrazu „Sarda”, którym oznaczano nie- gdyś na wybrzeżach morza Śródziemnego rozmaite ryby solone; a może też wyraz ten i) G. Pouchet. La Sardine, Revue d. deux Mon- des, 1 Avril, 1888. M. Baudouin. L’industrie de la Sardine en Yendee, Revue Scientifiąue, Nr 21 i 22, 1888 r. powstał stąd, że sztuka solenia ryb, wzięła początek i kwitła najlepiej w Sardynii.— Ezeczywiście, sardynka tak dobrze jest przyswojona w morzu Sródziemnem, jak śledzie w Baltyckiem. Właściwą, jednak ojczyzną, sardynki jest ocean Atlantycki; spotykamy ją w całej umiarkowanej części północnego Atlantyku, na pobrzeżach Kornwalii, Francyi, Hiszpanii, na wyspach Azorskich, aż do Stanów Zjednoczonych. Mówią nawet, że jest ona obfitą w Wene- zueli. Sardynka należy do rodziny śledziowa- tych (Clupeidae), z ogólnój postaci podobna jest do śledzia (Clupea Harengus L), różni się jednak mniejszemi rozmiarami izgra- Sardynka.

Transcript of 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność...

Page 1: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

JVJL 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. T o m V I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2

Z przesyłką pocztową: roczn ie „ 10 półroczn ie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szystk ich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P . P . D r. T . Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek. Uniw., m ag K. Deike, mag-.8. Kram sztyk,W ł. Kwietniew­

ski, W. Leppert, J . Natanson i m ag. A. Slósarski. „W szechśw iat11 p rzy jm uje ogłoszenia, k tó ry ch tre ść m a jak iko lw iek zw iązek z nau k ą, n a następ u jący ch w arunkach : Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce p o b iera się za p ierw szy r a z k o p .7 ‘/»i

za sześć n astępnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.

J L d r e s IReciałszcyi: ZKIrałsio-wsłsiIe-IE^rzed.m ieście, 3>Tr S S .

SARDYNKA( C l u p e a S a r d l n a , C-u.-v. *)•

I.

N azw a tej ry b k i poszła, ja k się zdaje, od w yrazu „ S a rd a ” , k tó rym oznaczano n ie­gdyś na w ybrzeżach m orza Śródziem nego rozm aite ry b y solone; a może też w yraz ten

i) G. Pouchet. L a S ard ine, Revue d. deux Mon- des, 1 A vril, 1888. M. B audouin. L ’in d u strie de la Sard ine en Y endee, Revue Scientifiąue, N r 21 i 22, 1888 r.

pow stał stąd, że sztuka solenia ryb, w zięła początek i kw itła najlepiej w S ardyn ii.— Ezeczyw iście, sa rdynka ta k dobrze je s t przysw ojona w m orzu Sródziem nem , ja k śledzie w Baltyckiem . W łaściwą, je d n a k ojczyzną, sa rdynk i je s t ocean A tlan tyck i; spotykam y ją w całej um iarkow anej części północnego A tla n ty k u , na pobrzeżach K o rn w alii, F ran cy i, H iszpanii, na w yspach A zorskich , aż do Stanów Zjednoczonych. M ów ią naw et, że je s t ona obfitą w W en e­zueli.

S ardynka należy do rodziny śledziow a- tych (C lupeidae), z ogólnój postaci podobna je s t do śledzia (C lupea H aren g u s L), różni się je d n a k m niejszem i rozm iaram i iz g r a -

S a r d y n k a .

Page 2: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

578 W SZECHŚW IAT. Nr 37.

bniejszem i kształtam i. S a rd y n k a (C lupea Sard ina v. Cl. P ilc h a rd u s ) do rasta do 18—20 cm długości. C iało m a p o k ry te ł u ­skami, znacznie w iększem i n iż łusk i śledzia, p łe tw y nieco szersze, szczególniej zaś p łe­tw a grzb ietow a (18 prom ien i), p łe tw y p ie r­siowe (16 p rom ieni) i podogonow a (18 p ro ­m ieni). L in ija naboczna n iew yraźna (u śle­dzia bardzo w yraźna), na g łow ie dołki dość w yraźne; po k ry w y skrzelow e szersze niż u śledzia, z w yraźnem i p rążkam i, o b rzegu słabo w yciętym w trz y tępe zęby. G rzb ie t ma ciem niejszy niebieskaw o-zielonaw y, bo­ki c ia ła i pow ierzchn ię brzuszną srebrzysto- białe; po k ry w y skrzelow e z odblaskiem zło­cistym i ciem nem i prążkam i. Nafcuraliści m ieszczą sardynkę obok alozy, od k tó ró j się różni rozm iaram i i obyczajam i, ja k o też obok innych gatunków , do k tó ry ch sa rd y n ­ka przeciw nie w ielce je s t zbliżoną p rzez swój sposób życia; stoi ona obok śledzia, sardeli i innych ry b poszuk iw anych bardzo ja k o pożyw ienie. Śledź i sp ra t (K il) są ry ­bami północy; sa rd y n k a i sardela w olą wo­dy cieplejsze. W szystk ie te rozm aite g a ­tunki żyją w grom adach m niej lub więcej licznych; w iększą część życia zdają się spę­dzać w znacznej głębokości m órz, a do po ­w ierzchni w ody p rzy b liża ją się ty lk o W p e ­w nych porach roku.

N iegdyś m yślano, że ław y ich po jaw iając się n a jp ie rw w jed n y m punkcie w ybrzeży , um ieszczały się rów noleg le do brzegów ju ż to ku południow i, ju ż też ku północy , za­leżnie od ga tunku . B yło to z łudzenie . Śledź i sa rd y n k a idą szeroko, lecz poniew aż ich zastępy nie idą w szystkie odrazu ty lk o ko ­le ją i coraz b liżej, sądzono, że to zawsze ta sama arm ija się p rzysuw a. P o łó w sa rd y ­nek odbyw a się we F ra n c y i, na pobrzeżach B retonii, m ianow icie zaś w D ouarnenez , j a ­ko też na pobrzeżu W an d e i(Y en d ee), szcze­gólniej p rzy S ab les-d ’01onne.

S ardynka ma szlachetną po w ierzchów - j

ność, ruchy zgrabne i żwawe. W o d a bez- j

brzeżna, n iezg łęb iona je s t je j żyw iołem .W szystko w niej zdradza rybę z g łębi

m orza; n ie zna ona obrotów ciężkich, s tru d zo n y ch , w łaściw ych gatunkom z po- ! b rzeży. M im o to, że m ieszka na pełnem j m orzu , n ie u n ika sw oich n ieprzy jac ió ł, i M nóstw o ry b w iększych, jak o też delfinów , I

szerzy w ich ko lon ijach straszne sp u s to ­szenia.

T ak ja k i inne śledziow ate, sa rd y n k i są rybą n iezm iern ie czułą, byle co je zabija, w ystarcza u derzen ie sieci lub oderw anie się k ilku łusek, żeby je o natychm iastow ą śm ierć p rzypraw ić. Różnią się w tem w iel­ce od innych ryb , k tó re p raw ie trzeba gw ał­tow nie zab ijać po w yjęciu ich z wody. P łaszczka całą noc przeżyje bez w ody na dnie łodzi ry b ak a , k tó ry ją złow ił. W i­dziano w akw ary jach płaszczki do połow y zjedzone i p rzychodzące do zdrow ia.

S ardynka n ie znosi najlżejszego naw et uderzenia; żeby ją żyw ą dostaw ić do p o rtu trzebaby szczególnych ostrożności, m iano­wicie łap ać je w w ielk ie naczynia z tą samą wodą w k tó ró j p ływ ają , a naw et i w tak im razie, uderzenie o ściany naczynia m ogłoby być d la n ich śm iertelnem .

S a rd y n k a zupełn ie do jrza ła je s t nieco m niejszą od śledzia; je s t ona bardzo tłusta , oleista i sm aku (średniego) n ienajlepszego , w aży około 100 gram ów . S ard y n k ę tak ą soli się i p rasu je , ale n ie robi się z niej kon ­serw y w oliw ie. Je s tto p ilch a rd anglików . W e F ra n c y i rybacy n azy w ają j ą sa rdynką zim ow ą albo sa rdynką odp ływ u i chw yta ją w w ielkie sieci rospościerane w nocy na m akrele . S a rd y n k a odpływ ow a naw iedza w ybrzeża francusk ie p rzy końcu zim y, żyje ona zapew ne w zim niejszych w odach, niż podczas swojej młodości. T rafia ją się czasem naw et w C zerw cu sa rd y n k i rów nie w ielkie, ale n iezupełn ie w yrośn ię te i m niej tłuste . Po tem te sa rdynk i g iną, a zam iast nich po­ja w ia się sa rdynka le tn ia , nazw ana „sar­dynką p yszną” . J e s t ona znacznie m n ie j­szą i w ogóle bardzo zm iennych rozm iarów , pospolicie waży od 12 do 15 gram ów . Je s t to sa rdynka m łoda i de likatn iejsza, mało m ająca tłuszczu; te w łaśnie pak u ją w p u ­delka i n iem i to prow adzi się o lbrzym i h an ­del na całej ziem i. P rz y p ły w a ją one ław ą, ale w ogóle m niej liczną aniżeli śledzie, obecność ich często zapow iada lot mew, go­tow ych do po ryw an ia tej świeżej zdobyczy, k tó rą p rzek ład a ją nad inne pokarm y. W n ie­k tó re p iękne dnie sardynka igra; zb ite je j m asy w ystępu ją na pow ierzchnię w ody tw orząc srebrzyste fale. R ybacy mówią, że n ieraz w nocy słychać je skaczące, ale w te-

Page 3: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

Nr 37. WSZECHŚWIAT. 579

dy napróżno rospościeraliby sieć, nie można jć j łow ić ty lko po dniu. O koło L istopada sa rd y n k a ginie, zostaw iając ty lko spóźnio­nych m aruderów .

G dzie p łyn ie sardynka le tn ia czyli pysz­na? Czy w ypływ a na pełne m orze, czy też, n ieoddalając się zbytecznie od brzegów , chow a się na stoki pochyłości oddzielającej F ran cy ją od H iszpanii?

Niema dotąd sposobu dow iedzenia się0 tem, naw et niew iadom y je s t k ie ru n ek jć j ruchów . N ie przekonano się n igdy , choć inaczej m ówią rybacy, żeby ław a sa rd y ­nek przenosiła się w prost na inny p u n k t w ybrzeża, m ożnaby raczej pow iedzieć, że to cała ław a toczy się w zdłuż brzegów bez- ustanku . Jed n e p rzybyw ają , inne odpły­wają, znow u inne przychodzą i t. d.

N iekiedy w tych ław ach sa rdynek zn a j­du ją się ry b y „m ięszane”.

S ard y n k a zim owa ma często organy ro z ­rodcze dobrze rozw inięte i zdaje się być go­tową do sk ładan ia ik ry . S ardynka letn ia, najg rubsza naw et, nie ma n igdy boków za­okrąglonych, k tó re zapow iadają u samic bliskość sk ładania ik ry . B adanie ja jn ik ó w nie zostaw ia żadnej w ątpliw ości pod tym w zględem . S a rd y n k a „pyszna” czyli le ­tn ia je s t zw ierzęciem m łodem i n igdy nie odbyw a ta rła .

S ardynka, tak ja k w iększość zw ierząt m orskich , żywi się tem co znajdzie, ale za­wsze bardzo m ałą zdobyczą, k tó rą stanow ią zw ykle skorup iak i, za ro d k i p raw ie m ik ro ­skopowe m ięczaków i robaków lub też ro ­śliny nieskończenie drobne, k tó re w takiej masie zalegają ocean, że n iek iedy od nich woda p rzyb iera w łaściw ą barw ę. W żo­łądku sardynek złow ionych w C orogne zna­leziono do 20 m ilijonów tych m ikroskopo­wych w odorostów, połykanych w prost na­w et m echanicznie p rzy oddychaniu sk rze- lami.

Oto w szystko, co je s t wiadomem o sa r­dynce. P rz y p isu ją L aplaceow i ten dow cip, że gdyby go zam knęli byli w wieży o j e - dnem ty lko oknie o tw artem na południe, byłby i tak stw orzył sw oję „M echanikę nie­b ieską”. Je s tto szczęściem i chw ałą nauk ścisłych, że posiadają konieczną dedukcyją1 muszą łączyć to co je s t ukry tem z tem co mogą obserw ow ać. B ijo log ija niem a tych

przyw ilejów . N aw et w szczegółach orga- nizacyi dwu gatunków , na pozór pok rew ­nych, w ykryw a się częstokroć niespodzie­w ane różnice. I tak , zoologowie m ieszczą, ja k powiedzieliśm y, obok siebie sardynkę i alozę, jed n ak tkank i alozy znoSzą bardzo dobrze wodę rzeczną, do k tórej wchodzą te ry b y w porze ta rc ia i następn ie w racają do m orza, gdzie żyją pozostałą część roku, gdy tym czasem sa rdynka usnęłaby natychm iast w wodzie słodkiej. Z tój samej przyczyny obyczaje, in sty n k ty obu gatunków praw ie podobnych, m ogą się znacznie różnić; tu taj niem a ju ż żadnój dedukcyi zasadniczej, a ty lko są n iepew ne przypuszczenia. To co wiemy o alozie i o śledziu jeszcze lepiej znanym , nie może nas zupełn ie objaśniać o sardynce. M ożem y pow iedzieć śm iało, że o życiu sa rdynk i n ic a nic nie w iem y, nie w iem y kiedy je s t d la niej pora tarc ia się, ja k długim je s t czas jć j rozw oju i w zro­stu, jak ie przyczyny zapędzają ją do b rze ­gów F ran cy i i jak ie następnie oddalają. M am y tutaj ty lko czysto przypuszczalne dane, co je s t rzeczą n iezm iernie niedogo-

| dną ze w zględu na p ierw szorzędną ważność kwestyi.

II .

M ożna sądzić, że za czasów podbojów rzym skich solenie i p rasow anie sa rd y n ek na brzegach oceanu ju ż było znane. Jes tto przem ysł całkiem p ierw otny , k tó ry n iew ie­le m usiał się zm ienić w ciągu wieków. W e F ran cy i dziś ten przem ysł solenia został p raw ie zan iechany d la fabrykacyi konserw z sardynek w oliwie; ale sposób łow ienia pozostaje zawsze ten sam przynajm niej od la t dw ustu. C hw yta się sardynkę na ro z­m aitą p rzynętę przy pom ocy specyjalnie przygotow anych sieci. T ą p rzynę tą są n a j­częściej: roque i gueldre. L a roque jestto ja jn ik pełen ja je k czyli ik rrf sztokfiszów so­lona; u k ładana w beczkach, k tó rą w ysy ła ją w wielkiej ilości z Irlan d y i, N orw egii, w y­łącznie służy ty lk o do połow u sardynek . L a gueldre je s tto rodzaj m aleńkich raczków (M ysis), k tóre pokazują się czasem chm urą gęstą u ujścia rzek B re tan ii. Ł ow i się te raczk i w yłącznie do tego przeznaczoną sie­cią i k ładzie się w rostw ór soli. O d lat k ilk u weszło w zwyczaj m ięszać do p rzy ­nęty z ik ry solonej sztokfiszów, będącej

Page 4: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

W SZECHŚW IAT.

drogim przysm akiem , pewną, ilość m ąki arachis (z rośliny A rach is), k tó ra m a podo­bno mieć także w łasność p rzy c iąg an ia sa r­dynek.

Mówią., że p rzy użyciu m ąki liczba po­łow u je s t m niejsza, a le zarazem sardynk i mają. sm ak prze w yborny ; je s tto kw estyja do rosstrzygnięcia pom iędzy rybak iem a ku ­pującym , k tó ry n ie m oże być oszukanym , bo tę m ąkę o d n a jd u je się łatw o w żołądku zw ierzątka.

S ta tkam i używ anem i do połow u sardynek są w ielkie łodzie bez pom ostów z pięciom a ludźm i załogi i jed n y m m ajtkiem . Łódź je s t zaopatrzona w dw a m aszty, k tó re moż­na położyć na m iejscu łow ów i w dw a o l­brzym ie, p raw ie 10 m etrów wynoszące, wiosła.

K ażda załoga ma sw oję p rzy n ę tę i k ilka sieci rozm aitej m iary , sieci te są robione z jaknajc ieńszych nici, gdyby je m ożna by­ło zrobić całkiem niew idzialnem i, byłyby w tedy najdoskonalsze. K ażda sieć ma k sz ta łt w ielkiego czw orokąta , m ającego długości około 15 m etrów , w ysokości 6 do 8 m . L in a górna sieci je s t opa trzo n a k o r­kam i i unosi sieć z ty łu łodzi w m orzu ja k firankę. D ow ódca łodzi rzuca p a rę garści p rzynę ty w m orze, poczem następ u je m il­czenie, bo losy dn ia całego m ają się ros- strzygnąć. N ajp rzy jaźn iejszą d la tych ło ­wów porą je s t w schód słońca lub p o p o łu ­dnie. D ow ódca sto jąc na ty le łodzi czerpie pełnem i rękam i p rzynętę z b ary łk i, s to ją­cej p rzy nim i ruchem m iarow ym , n ie po­zbaw ionym naw et pew nej gracyi, rzuca p rzynętę na je d n ę i na d ru g ą stronę sieci. W kró tce m nóstw o d robnych banieczek u k a ­zuje się i pęka na pow ierzchni, je s tto znak oczekiwany, sa rd y n k a się podnosi, je j pę­cherz p ław ny w ypuszcza część sw ego po­w ietrza w m iarę ja k posuw ając się wyżej ulega mniej silnem u ciśnieniu. W te d y pod wodą pojaw ia się szybka b łyskaw ica, je s tto srebrzysty brzuch sardynk i, k tó ra w cisnęła się przez oczka sia tk i, dalej d ru g a i trzecia aż m orze zaiskrzy się w głębi. R y b a już je s t, ty lko pytan ie czy rzuci się w sieci. C zasem niew iadom o dlaczego sa rdynkę ja k ­by coś odpychało , w tedy napróżno stracono p rzynę tę , ry b a „nie p ra c u je ” ja k m ów ią ry ­bacy.

Zręczność ry b ak a p rzy łow ieniu sa rd y ­n ek n a tem polega, żeby ry b a biorąc poży­w ienie w eszła w oczka sieci. N iek tórzy przyw ódcy łodzi posiadają na tym punkcie zręczność ta k w ielką, do ja k ie j in n i n igdy dojść nie m ogą.

G dy ju ż sieci są dosyć napełn ione, w y­ciągają je , gdy tym czasem inne zapuszczają do wody; p ierw szo w yładow yw ują w spo­sób dosyć b ru ta ln y . D w u ludzi bierze sieć i w yw raca j ą d la w yrzucenia z niej za­w artości; je ś li W sieci je s t m ało ryb , chw y­ta ją koniec zębam i, rękam i zaś w ygrzebują, je j zaw artość, je ś li zaś sieć je s t zanadto pełna, w yw raca się j ą rap tow nie i w ysypuje zaw artość do czółna, czasem tak silnie, że sieć aż pęka na dw ie połow y. Tym czasem dzień nadchodzi, trzeba w racać do portu ; jeśli je s t w ia tr pom yślny to bai-dzo szczę­śliwie, jeś li zaś w ia tru niem a pow ró t byw a ciężki, trzeba silnie w iosłam i robić, by nie p rzybyć na ostatku; ceny ju żb y spadły , a na d ru g i dzień ran o ju ż ryba n ic nie w arta , p rzyda się tylko na śmieci.

Powiei-zchowność m ałych m iasteczek, k tó ­rych bogactw em je s t sardynka, różni się całkiem od w ielkich po rtów rybołów czych ja k B oulogne, D ieppe lub G ranv ille . — W C oncarneau , w D ouarnenez i innych nie spotyka się tych kobiet ryback ich , co z tw a ­rzą śn iadą p y ta ją m orza, ja k b y najlepszego swego przyjaciela, i um ieją odgadyw ać na krańcach ho ryzon tu , gdzie je s t s ta tek ich mężów. W portach B re tan ii i W andei żona m ary n arza m ało zajm uje się tem co się dzieje na zew nątrz, n ie widać jó j n igdy w przystan i, je s tto zw y k ła robo tn ica . M ia­steczko samo je s t przem ysłow e, ale ożyw ie­nie w n iem pow raca pery jodycznie; w cza­sie, gdy łodzie są na połow ie ry b , w szystko zostaje w spoczynku, we d rzw iach fab ry k konserw sto ją g rom ady dziew czyn i kobiet, rozm aw iają , rob ią pończochy, czekają; w fa­b rykach szczelnie zam kniętych p racu ją ty l­ko w cichym w arsztacie b lacharze, k tó rzy p u d e łk a kończą lu tow ać. S łychać ty lk o m iarow e spadanie p u d e łek blaszanych, k tó ­re ju ż całk iem gotow e w ypadają z m aszyny s tęp lu jące j.

G orący dzień letn i ma się ku schyłkow i, na b łęk itnem niebie d ro b n e , p ierzaste chm urk i zapow iadają, że w ia tr się zm ienił

Page 5: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

Nr 37. WSZECHŚWIAT. 581

od zachodu słońca, n ieom ylny znak pogo­dy. Łodzie przypływ ają, pow oli w masie coraz bardziej zb ite j, im bliżej portu . Że połów by ł obfity świadczą, o tem chorągiew ­ki pozatykane z ty łu łodzi, — kupcy cze­kają w porcie, ta rg odbyw a się przyciszo­nym głosem i ja k b y w tajem nicy; cudzozie­miec nie dom yśliłby się n igdy , że tu ta j ol­brzym ie in te resy się obrab ia ją . W reszcie ta rg p rzyb ity , p rzy ję to pew ną sum ę za ty ­siąc, bo w h an d lu tysiąc sa rdynek je s t j e ­dnostką. R yba zostaje przeliczoną, oczy­szczoną i k ładzioną w w iązkach po dwieście sztuk do koszów, w k tó rych przenoszą ją do fabryk. N ajlepiej gdy sa rdynk i są śre­dniej w ielkości, jeże li są w ielk ie zam ało wchodzi ich do p u d e łek i konsum enci nie są zadow oleni, jeżeli zaś m ałe, znow u ko­szty obrobienia pow iększają się, robotnice bowiem płacone są od tysiąca, znow u fa­b ry k an t się żali. Chcąc w iedzieć, czy się połów u d a ł nie trzeb a schodzić do po rtu i pytać: ru ch i hałas ja k i p an u je na ulicach, m nóstwo przechodniów , dostatecznie o tem świadczy. R uch pojazdów , tę ten t koni, do­b re m iny przechodniów , w szystko to św iad­czy o pow odzeniu , k tó re się uśm iechnęło w szystkim . M iasteczko w re życiem. R y ­bak tu te jszy nie m a tw ard e j m ądrości m a­ry n arza północy, karczm y byłyby pełne przez noc całą, gdyby p rzep isy m unicypal­ne tego nie zab ran ia ły . F a b ry k i odzyw ają się, w n ich p raca tak szumi; dopóki będą ryby , kobiety nie m ogą spocząć, bo w szyst­ko co je s t m usi być zam k n ię te w pudełka. N ajp ierw sardynkom odejm ują łebk i, służy do tego nóż drew niany ; p rzez zręczny obró t ręk i jednocześn ie odejm uje się g łow a i w y j­m ują kiszki. N astępnie m yje się ry b k i i rospościera na drążkach żelaznych, gdzie one nieco podsychają, a dalej sa rd y n k i m a­czają się w gotującej się oliw ie. G dy ry b a je s t przypieczona, ocieka pow oli i zsuw a się ją na d ługie stoły, p o k ry te p rzygotow a- nemi pudełkam i. P o obu stronach sto łu siedzą po dw ie robotnice, duże lam py o le j­ne ośw iecają pracę. S łychać tu śpiewy, rozm ow y, krzyki; dozorczynie pozostaw iają pracow nicom tę sw obodę, żeby zachować im czujność. P u d e łk a nap e łn ia ją się b a r ­dzo ściśle sardynkam i przypieczonem i, n a ­stępnie zanosi się je pod k ran y z oliwą,

a w końcu do stępia, gdzie ostatecznie są zam knięte na dobre. P o tem pozostaje ty l­ko zagotow ać je i po sto sztuk ładow ać w skrzynie , k tó re się w ysyła do G w inei lub do S idnej do antypodów . W L ondynie zała tw ia ją się w szelkie in teresy ek sp o rto ­we. G łów ki i w nętrzności odjęte d rew nia­nym nożem zostają starann ie odłożone na bok, a n aza ju trz ro ln ik przezorny p rzy j­dzie zabrać te resztk i, będące najlepszym nawozem i p rzy ich pomocy zam ieni ja ło ­wą zupełn ie ziem ię na ro lę urodzajną.

T akiej posiadłości świeżo użyźnionój, w ła ­ściciel d a ł nazw ę K er-am -pelou , co znaczy coś ja k b y „sardyn ijanka”.

W ielka sard y n k a , k tó rą łow ią na b rze ­gach A nglii i na brzegach H iszpanii, b y ła ­by n iedobrą na konserw y w oliw ie, dlatego poddaje się prasow aniu . W C orogne (Co- ru n a) dw ie dzielnice m ają ty lko ten je d e n przem ysł. W zatoce C orogne, niew iadom o z jak ie j p rzyczyny, olbrzym ie ław y sa rd y ­nek po w raca ją rokrocznie , może w skutek jak ie j pochyłości szczególnej lub pewnych p rądów podm orskich , istn iejących p rzed tym portem . Połów tam cudow nie je s t urządzony; wody, na k tó rych połów się od­byw a, zaw sze są zabespieczone i to pozw ala na tak i sposób postępow ania, ja k i nie byłby m ożliwym na innych w ybrzeżach.

K ażda ław a ryb , ja k ty lko wejdzie w za ­tokę, je s t u ję ta w dużą sieć pólkulistą , n a ­zw aną cedazo, d ługą na l ' / 2 k ilom etra a w y­soką n a 30 m etrów . W indy ciągną liny tej sieci olbrzym iej ku brzegow i, żeby do ta rły aż do dna sam ego. G dy ryba ju ż nie może znaleść przejścia pod siecią, zam ykają ją w tej m ałej zatoce i każdodziennie łodzie przybyw ające z po rtu zab ierają ilość ry b potrzebną d la fabryki.

W ciągu w yław iania tego żywego zapasu fabryka jest przepełniona kobietam i i m ęż­czyznam i, jed n i przynoszą, d rudzy solą, in ­n i przychodzą z ciekawości, inn i po zapo ­trzebow ania. W szyscy chodzą po błocie u tw orzonem z soli, oliw y i odpadków sa r­dynek; p rzychodzący z najw iększą porusza się ostrożnością. W szyscy ci ludzie chodzą boso niosąc naczynia z tłuszczam i na g ło ­wie lub w rękach zaw alanych łuskam i. N ajp ierw k ładą sa rd y n k i w słony rostw ór, gdzie leżą przez dni piętnaście, potem u k ła ­

Page 6: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

582 w s z e c h ś w ia t . N r 37.

dają je w p o rząd k u w bary łkach , k tórych dna źle przysta ją um yślnie, żeby sp ływ ała oliw a i woda. N astępnie pow oli u k ład a ją się sa rdynk i w now e, dobrze zbudow ane bary łk i w arstw am i jed n e na d ru g ich , a gdy ju ż b a ry łk i są pełne p rz y k ła d a gię i w tłacza dna, b a ry łk i się zam yka i w ysyła do ro z­m aitych m iejscow ości, do k ra jó w biednych, gdzie sa rd y n k a w p u d e łk ach je s t z b y t­kiem.

W e F ra n c y i p rzy rząd za ją jeszcze sa rd y n ­kę w rostw orze słonym , do k tórego dodają korzen i i cokolw iek och ry żelaznej d la n a ­d an ia im ko lo ru ; je s tto sa rd y n k a ta k zw ana „sardelow a“. S a rd y n k a przeznaczona do konsum cyi natychm iastow ej je s t w ysy łana n a pół w soli, inaczej nie m ogłaby się k o n ­serw ow ać. Ze w szystkich su row ych p ro ­duk tów sardynka należy do tych , k tó rych w artość zm niejsza się po u p ływ ie godzin , prędzej daleko aniżeli w artość m ięsa, ow o­ców i innych ryb.

A le ilość sa rdynek sp rzedaw anych „na św ieżo” czyli „sardelow ych” je s t m ałą w po­rów naniu z sardynkam i pudełkow em i. A ż do osta tn ich czasów, n iek tó rzy ry b acy lub drobni przem ysłow cy, używ ali jeszcze p ra ­sy i o trzym yw ali pew ne zyski gdy ry b a spadała w cenie. T en skrom ny p rzem ysł u p ad ł p raw ie całkiem wobec w zrasta jącej liczby fab ryk na b rzegach F ran cy i; dziś liczym y ich przeszło sto; co w ięcej, w a ru n ­ki ekonom iczne połow u znacznie się zm ie­n iły . C ena tysiąca sa rd y n ek nie zależy b y ­najm nie j od rzadkości lub g a tu n k u ryby, ale także od zapo trzebow ań fab ry k , k tóre m ają nieraz znaczne w ahania.

P odczas ostatn iej kam pan ii (1887), ceny zm ien iały się m iędzy 3 a 50 fran k am i za ty ­siąc. O d la t k ilk u położenie je s t groźnem dla fab ry k sardynek w oliw ie, k tó re m usia­ły płacić bardzo d rogo rybę. R y b acy m y­śleli odtąd, że ju ż m ogą zatrzym ać tę wyso­ką cenę tysiąca i uw ażali się za p o k rzy w ­dzonych, niem ogąc jó j dostać. P rz e z ten czas A m eryka zalew ała ta rg i europejsk ie sw ojem i p roduk tam i, k tó re ty lko noszą n a ­zw ę sa rdynek i zarazem , ja k b y d la dopeł­n ien ia m iary nieszczęścia, F ra n c y ja trac iła m onopol fab rykacy i, k ilk a fab ry k um ieściło się na b rzegach P o rtu g a lii i rospoczęła się n iebesp ieczna konkurency ja , bo now e fa­

b ry k i kupow ały za n iską cenę m asam i ło ­wione ryby w udoskonalonych sieciach. Je s t naw et legenda o tym w spółzaw odni­czącym przem yśle. N ajśm ielsi m arynarze w ybrzeża bretońskiego, są to m ieszkańcy w ysp G roix , grezylijczykow ie (les Gresil- lans), na sw ych łodziach p ięknie ozdobio­nych, m alow anych różnem i koloram i, z m a­sztem zakończonym s trza łą pozłacaną, od­byw ają łow y i handel. Z atoka niem a d la n ich n ig d y złej pory. W lecie łow ią tu ń ­czyki, w zimie zaś inne ryby . Jeśli gdzieś połów je s t obfity, odkupu ją od ry ­baków , k ład ą rybę w rostw ór pó ł słony i sp rzedają znow u na m niej obfitych m ie j­scach w ybrzeża. L udzie n iezm iernie p ra k ­tyczni, um ieją oni jednoczyć się ściśle w da­nej sp raw ie, porozum iew ać się i uw iada­m iać gdzie połów je s t dobry.

(dok. nast.).A . 8.

K IL K A S Ł Ó W

0 TRUFLACH KRAJOWYCHi o sbosoM icŁ Doszukiwania.

K ra j nasz posiada, o ile dotąd wiadom o, dw a ga tu n k i trufli: czarne i białe, k tóre w botanice noszą nazw y: T u b e r aestivum V itt. i C haerom yces m aeandriform is V itt. O dróżnić j e m iędzy sobą n ad er ła tw o , gdyż, ja k to w części w idać z załączonych ry su n ­ków , trufle czarne byw ają częściej ku liste , ko lo ru m odraw oczarnego, b iałe zaś k sz ta ł­tu m niej praw idłow ego, z w ierzchu zaś1 w ew nątrz żółtaw e lub b runatne.

N a figurach 1 i 2, w yobrażających te dw a g a tu n k i trufli w natu ra lnej ich w ielkości, p rzedstaw ione są i ich p rzek ro je d la w y k a­zania na nich nad er charak terystycznego dla trufli m arm urkow atego rysunku .

In n y ch gatunków trufli, w łaściw ych E u ­ropie po łudn iow ej, prócz dw u w spom nia­nych nie udało mi się w k ra ju napotkać ').

') W ed łu g prof. J . A lexandrow ieza, w Otwocku W ie lk im w p a rk u zw anym Rokolą zn ajdu je się T u b e r m elanosporum Y ittad . (Przyp. Red.).

Page 7: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

Nr 37. W SZECHŚWIAT. 583

Sądząc pod ług wielkićj popularności, j a ­ką trufle m ają w śród ogółu, tak , że naw et profani zupełn ie się na grzybach n ieznają- cy, skoro ty lko idzie o trufle, podejm ują się je dokładnie jedyn ie zm ysłem pow onienia odróżnić, •— zdaw aćby się m ogło, że trufle muszą być w k ra ju dosyć ro sprzestrzen io - ne. W rzeczyw istości je d n a k niew iele je s t m iejscowości, k tó re m ogą się poszczycić tym szacownym przysm akiem z grom ady grzybów '). Zato n ieraz d la n iejakiego po­dobieństw a zapachu pod nazw ą trufli zu ­pełnie b łędnie uchodzą inne rodzaje g rzy ­bów, ju ż przez to samo niem ogące być t r u ­flami, że nie rosną ja k te ostatnie w ziemi, lecz na jój pow ierzchni. G rzyby te przez św iadom ych rzeczy nazyw ane są „fałszy- wemi truflam i”, a p rzez lu d jeszcze tra fn iś j ku rzaw kam i, purchaw kam i i t. p., do k tó -

Fig . 1. T rufla cza rn a (T u b e r aestivum ).

rych w rzeczyw istości i botanicy je za li­czają, z truflam i bowiem nic w spólnego nie m ają 2).

T ak ą w łaśnie „fałszyw ą tru flę” nadesła ł p rzed k ilk u tygodniam i do redakcy i W szech­

*) W edług pro f. B erdau (E ncyk l. R olnictw a, t . III, s tr . 148) trufle znajdują, sig w okolicach M aciejow ic n ad W is łą (pow. G arw oliński), w oko­licach Solca n ad W isłą, w pow. Iłżeckim , w m ie j­scowości zwanej Kgpa Solecka, w okolicach m ia ­sta W ysokie M azowieckie w E om żyńskiem , w oko­licach B alw ierzyszek n ad N iem nem . Z a św iad e­ctw em J . Ju n d z iłła (O pisanie roślin w L itw ie i t. d. rosnących . W ilno , 1830) trufle rosną w puszczy L ackiej (gub. G rodzieńska), dalej n a Podolu w p o ­wiecie B słck im , Olgopolskim i Jam polsk im .

2) T rufle bow iem n a leżą do rzgdu workowców (A scom ycetes) do ro d z in y truflow ych (T uberacei). W m asie w ew ngtrznej, położonej pod zew nętrzną pow łoką u tru fli, da ją sig rozróżn ić p rzez m ikro-

św iata p. O nufrow icz z M urom u w gubern ii W łodzim iersk iej, z p rośbą o udzielenie m u wiadomości o gatunku i uży tku owego g rzy ­ba, obficie w okolicznych lasach rosnącego. G rzyb ów okazał się jadow itym lub p o d e j­rzanych, conajm niój, w łasności, tęgoskórem pospolitym (S c le roderm a vulgare, F lo ra dan.), nazw anym tak dla grubój i tw arda-

Fig. 2. T rufla b ia ła (C haerom yces m aean d ri- form is).

wćj skóry zew nętrznćj. Na załączonym rysu n k u (fig. 3) p rzedstaw ia się ona na p rze ­k ro ju w postaci dość grubój jasnój ob­wódki.

Poniew aż m iałem sposobność przekonać się, że grzyb ten obficie rosnący w całym

Fig. 4. Tggoskór pospolity (S c leroderm a vulg.are) czyli t. zw. fałszyw a trufla.

skop w oreczki nap e łn io n e zarodn ikam i. P u rch aw ­k i zaś, ku rzaw k i i tggoskór n a leżą do rzgdu pod- staw czaków (B asidiom ycetes), k tó rego p rzed staw i­ciele posiadają zarodn ik i um ieszczone n a podstaw ­k ach czyli podpórkach . T ggoskór p rzy tem należy do oddzie lnej ro d z in y Sc leroderm ei.

Page 8: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

584 WSZECHŚW IAT. Nr 37.

k ra ju po lasach cien istych , byw a naw et używ any p rzez nieśw iadom ych ja k o p rzy ­praw a kuchenna, sądzę więc, że nie od rz e ­czy będzie podać ła tw y a pew ny sposób rospoznania p raw d ziw y ch tru fli i odróżnie­nia ich od tęgoskóra i innych purchaw ek , stanow iących w łaśn ie ow e „fałszyw e trufle”. Otóż:

1) T rufle p raw d z iw e rosną, zaw sze pod ziem ią n a głębokości k ilk u cali, fałszyw e zaś na pow ierzchni ziemi.

2) P raw d z iw e tru fle na p rzek ro ju są bru- natnaw e lu b czarn iaw e z w yraźnem i ży łk a ­mi m arm urkow ato rozłożonem i i nie posia­dają w yraźne j, jaśn ie jszym kolorem odzna­czającej się skórki; fałszywe przeciw nie za m łodu są n a p rzek ro ju b iałe, lub jeże li cie­m niej zabarw ione, to g ru b ą b ladożó łtą sk ó r­ką obrzeżone i zaw sze w spom nianej m ar- m urkow atości pozbaw ione.

3) W reszc ie , miąsz p raw dziw ych trufli n aw et w stanie do jrza łym zachow uje p ie r­w otną jęd rność , podczas, k iedy fałszyw e trufle w stan ie d o jrza ły m po zgnieceniu okazują w nętrze p e łn e b ru n a tn eg o py łu , stanow iącego zarodn ik i.

C echy te są zupełn ie w ystarczające d la odróżnienia trufli dobrych od fałszyw ych i są powszechnie znane w tych okolicach, w k tó rych trufle się zn a jd u ją . D w ie osta­tn ie cechy mogą służyć do w ykryc ia do- m ięszki do p raw dziw ych trufli tęgoskóra, k tó rego obecność w najlepszym w ypadku nie może mieć dodatn iego w pływ u na zd ro ­wie konsum entów .

N ie w iem , czemu trzeb a przypisać to, że ów tęgoskór ja k o ś d o tąd byw a beskarn ie na pokarm p rzez n iek tó ry ch używ any, o ża­dnym przynajm nie j g roźn iejszym w y p ad k u za trucia się nim nie słyszałem . Z d aje się jed n ak , że zależy to od n iew ielk iej ilości w jak ie j byw a używ any, gdyż służy jed y n ie jak o p rzy p raw a do po traw . M im o to z a ­gran icą, a p rzynajm n ie j w N iem czech ') w ydane zostały odpow iednie przep isy p o li­cyjne, zab ran ia jące sprzedaży ow ych g rz y ­bów.

W łościanie, dostarczający g rzybów na ta rg i m iast, rzadko k iedy i w łaściw ie ty lko

') J . S c h ro e te r , P ilze. W ro cław , 1885 (K rypto- g a m e n -F lo ra von Schlesien , tom I I I , s tr . 39).

do W arszaw y przynoszą owe fałszyw e tru ­fle, sami je d n a k ich na pokarm nie używ a­ją , uw ażając je jeże li nie za bezw zględnie tru jące , to przynajm nie j za n iezdatne do użytku. Że zaś dostarczają ich do W arsza­w y (w nader małej w reszcie ilości) w ina to sam ych w arszaw ian, k tó rzy owe trufle k u ­pu ją . Jeże li je d n a k m am y ju ż koniecznie je użytkow ać, to m ożna (w okolicach, gdzie ich dużo rośn ie) tuczyć niem i trzodę ch le ­w ną, ja k to ma m iejsce zagran icą ')•

N iew dając się w bliższe opisyw anie za­rów no tęgoskóra ja k i obu gatunków tru ­fli — czarnych i b ia łych , pow iem jeszcze słów k ilk a o sposobie ich poszukiw ania.

T rufle rosną zawsze w ziemi po lasach liściastych z g run tem glin iastym , na głębo­kości od 2 do 10 centym etrów , zw ykle ko- lon ijam i po k ilka obok siebie. D ojrzew ają , a więc i dosięgają najw iększej objętości je - sienią i w tedy w łaśnie byw ają zbierane. Z agran icą podobno do w yszukiw ania trufli z pow odzeniem używ ane byw ają niekiedy i św inie, u nas je d n a k sposób ten, zdaje się, n igdy nie b y ł w użyciu. Bo też niem a n a j­m niejszej po trzeby uciekać się do świń, k iedy psy odpow iednio w yuczone nadają się w ybornie do tej czynności. W m iejsco­wościach, gdzie trufle obficie się rodzą, n a ­w et ludzie m ogą nabyć w ielk iej w praw y i obyw ać się bez pom ocy zw ierząt w wy­szukiw aniu gniazd truHowych. O sposobie tym , znanym ju ż księdzu K lukow i 2) s ły ­szałem niedaw no od jednego z leśników czyli gajow ych puszczy Ladzkiej (Lackiej), sąsiadującej z B iałow ieską, gdzie g ru n t g li­n iasty z dom ięszką próchnicy w ybornie na­daje się do rozw oju trufli. O tóż w m iej­scach znajdow ania się gn iazd truflow ych, la ta ją tuż ponad ziem ią całe ro je drobnych m uszek koloru fijoletow ego, k tórym p rzy ­pisyw ano sk ładanie ja j w m iąszu trufli. D ok ładn ie jsze jed n ak zbadanie gąsieniczek znajd o w an y ch w ew nątrz tru fli pokazało, że należą one i do much (M ycetophilidae) i do chrząszczów (A niso tom a c innam om eaG uer. M en). Z apew ne m uszki te zb ierają się g ro ­m adnie tuż ponad ziemią, będąc w prost p rzynęcane m ocnym arom atycznym zapa­

') J . S ch ro e te r, Pilze, str . 9.2) D ykcy jonarz roślinny . W arszaw a, 1786—1788.

Page 9: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

Nr 37. W SZECHŚW IAT. 585

chem św ieżych trufli. Poszukiw acz, cho­dząc tedy po lesie w pogodny dzień słone­czny, baczną, zw raca uw agę na ro je owych m uszek i z ich obecności w nioskuje o zn a j­dow aniu się w danem m iejscu trufli, k tó re też łopatką, w ykopuje.

W żadnym je d n a k razie w zrok nnjw pra- wniejszego poszukiw acza nie je s t w stanie w alczyć o p ierw szeństw o z psim węchem. D latego też poszukiw anie trufli rzadko k ie­dy bez psa się odbyw a. W e w spom nianej wyżej puszczy L adzk ić j zapoznałem się ze sposobem zap raw ian ia psów do owych p o ­szukiw ań. Z resztą je s t on w szędzie m niej więcej jednakow y. W y b iera się w tym celu m łodego psa (gdyż starszym n au k a trudn ie j przychodzi) najlep iej w yżła, obdarzonego dobrym w ęchem i rzuciw szy m u kłębek z gałganków zw iązany, każe m u się poda­wać; k iedy pies nabierze ju ż w praw y w aportow aniu , k łębek z gałganków zastę­pu je się truflą ow iniętą w szm atę, a później i gołą truflę. P o pew nj m czasie wreszcie tru fli się nie rzuca lecz zakopuje w ziemię wobec psa i każe m u się j a odkopyw ać i p o ­daw ać, a k iedy ju ż i to z łatw ością um ie w ykonyw ać, zakopuje się trufle skrycie przed nim. Jeże li i te raz potrafi ją odszu­kać, to nauka uw aża się za skończoną i psa można zaprow adzić do lasu rodzącego t ru ­fle d la ich w yszukiw ania . P sa p rzy szu­kaniu puszcza się zw ykle wolno, lecz trzeba w bliskości niego postępow ać, ażeby m u od czasu do czasu pom agać ło p a tk ą p rzy w y­dostaw aniu ich z ziem i. W starym p a rk u „Iło k o la” we wsi O tw ock W ie lk i pod W a r ­szaw ą, gdzie rosną dość obficie czarne t r u ­fle, w idziałem naw et, że poszukiw acz trufli (żydek z K ęp y Soleckiej) nie puszczał psa, lecz w odził go na pasku , w olno się z n im przechadzając. Sposób to rów nież bardzo dobry , szczególniej jeżeli pies je s t jeszcze m łody i łatw o m ógłby, odw racając swą uw a­gę n a inne przedm ioty , om ijać truflow e gniazda.

Dość w ysoka cena tru fli a zarazem b rak ich w wielu m iejscow ościach skądinąd ja k - najlep iej się do ich życia nadających , nasu­nęły człow iekow i m yśl sztucznej ich hodo­wli, podobnie ja k p ieczarek. K iedy jed n ak hodow la pieczarek je s t w w ykonaniu nader ła tw a, gdyż nie tru d n o o odpow iednie dla

nich m iejsce — czy to w ogrodzie, czy też w inspektach, tru fle w ym agają daleko w ię­cej k łopo tu w stosowaniu się do n a tu ra l­nych w arunków ich życia. Podobnież ro z ­m nożenie ich z grzybni, ja k się to u sku te­cznia z pieczarkam i, z truflam i w prost się nie udaje: gniazda truflow e m ożna jed y n ie przenosić w całości z lasów w m iejscowości, gdzie ich poprzednio nie było, ale nie u p ra ­wiać w całem znaczeniu tego słow a. P rz y - tem nigdy nie m ożna ręczyć za pom yślny rezu lta t tego sposobu rozm nażania, gdyż n ieraz bez żadnój widocznej p rzyczyny trufle zupełn ie się nie p rzy jm ują w nowein m iejscu lub też g iną po pew nym czasie. M imo to sztuczne rozm nażanie trufli p ra k ­tykow ane je s t zagran icą na w ielką skalę, szczególniej w południow ej F ran cy i, k tó ra znaczną ilość trufli corocznie całem u św iatu dostarcza. Zaprow adzenie podobnej hodo­wli u nas w k ra ju nie może mieć w ielkiej przyszłości p rzed sobą, gdyż w arunk i k l i­m atyczne są m niej odpow iednie, lecz w arto- by p rzynajm niej w południow ej części k ra ­ju zająć się ich hodow lą, ażebyśm y choć na swój w łasny użytek p o trzebną ilość trufli w yprodukow ać m ogli. Ze nie należy to do niem ożliwości, św iadczy o tem obfity u ro ­dzaj trufli w niejednój miejscowości w K ró ­lestw ie, np . w Sw iętokrzyskiem , w L u b e l­skiem ; a naw et na K ęp ie Soleckiej, po ło ­żonej o cztery m ile na po łudn ie od P u ław , w edług prof. B erdau (E ncykl. R oln. t. I I I , s tr. 153) „pew ien starozakonny p łac ił rz ą ­dowi 60 ru b li rocznie za p raw o poszu k i­w ania tam tru f li” i zapew ne do dziś dn ia dobrze się tam trzym ają, przynosząc n ie­zły dochód ich dzierżaw cy.

Franciszek B łoński,

Do Iwonicza i i W ie tr z ąN iestrudzony d r A dam Czyżewicz ju ż

obiegł w szystkie hotele lw ow skie i m ieszka­n ia p ry w atn e i z niem ałym kłopotem zgro­m adził w reszcie na dw orcu K aro la L u d w i­

Page 10: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

586 WSZECHŚWIAT. Nr 37.

ka uczestn ików V zjazdu , b io rących udz ia ł w wycieczce do Iw onicza. D o k tó r Czyże- wicz kupu je b ilety , zb ie ra bagaże, uk łada się i sprzecza z k o n d u k to ram i, paniom roz­daje cuk ierk i i kw iaty , nakoniec usadza w szystkich w w agonach um yśln ie p rzez za ­rząd kolei p rzeznaczonych . P o c iąg rusza o 7 godz. 50 min. w ieczorem . S m utna p e r­spektyw a: trzeba będzie w śród głębokich cieniów nocy p rzeb y w ać n a jp ięk n ie jsze in a j- ciekaw sze okolice. S łucham y więc ty lko objaśnień przew odniczącego albo od czasu do czasu zag lądam y do ciekaw ej książeczki, k tó rą w szystkich członków zjazdu obdarzy ł p ro fesor D un ikow sk i, ażeby dow iedzieć się, że np. w danój chw ili jesteśm y w Basiówce, gdzie przecinam y europejsk i d z ia ł w ód po­m iędzy m orzem C zarnem a Baltyckiem ; a te raz w G linnój-N aw aryi, skąd pochodzą najp iękn iejsze ozdoby lw ow skich zbiorów paleontologicznych; a znów te raz w P u sto - m ytach, gdzie zn a jd u ją się wody siarczane. T u ta j możemy ty lko przekonać się naocznie, że okolica bogata w w apno, bo oto dookoła w idać rospalone piece w apienne, k tó re ja - skraw em św iatłem ob lew ają po jedyńcze p ar- ty je k ra jo b razu .

W kró tce , kędyś m iędzy Szczercem a D ro - howyżem , p ie rw o tn y żal do losu, k tó ry p o ­zbaw ił nas cudow nych w idoków z okien w agonu, zaczyna zw olna ustępow ać m iejsca innem u,bodaj silniejszem u, uczuciu. W szak ­że to cały tydzień p raw ie żyło się w sposób n iezw ykły , gorączkow y. Posiedzen ia sek­cyjne, recepcyje, zw iedzanie zb iorów i za­k ładów naukow ych, w ycieczki, zebran ia , pędziły jed n e za d rug iem i, n iepozostaw ia- jąc chw ili na odpoczynek. Ileż to razy ża­łow aliśm y, że doba nie ma 48 godzin , bo w tak im raz ie może choć k ilk a u ta rgow aćby m ożna na drzem kę. A le te ro sp am ię ty w a- nia nagle doznają p rze rw y w S try ju , gdzie z m uzyką i gw arem p rzy łącza się do nas część zjazdow iczów , k tó ra zd ąży ła wcze- śniój od nas w yrw ać się z gościnnych uści­sków L w ow a i ju ż odbyła wycieczkę do B e­skidu. Tym czasem deszcz zaczął padać, noc jeszcze bardziej ściem niała i w esołego usposobienia nie zak łócił w idok nieodbudo- w anego jeszcze w całości pogorzeliska, w k tó re S try j zm ienił się przed dw om a la ty .

Za S try jem tow arzysze podróży zw olna sta ra ją się wejść w bliższe stosunki z M or- feuazem. D ług i p rofesor G . sk łada w k il­koro sw oję postać i p róbu je um ieścić ją na bardzo k ró tk ić j kanapce w agonu; je s t p rzy- tem śm ierte ln ie obrażony na zarząd kolei, na kom itet gospodarczy z jazdu i na całe tow arzystw o w ycieczkowe. M nićj w ym a­gający d o k tó r S. o p a rł ty lko łokcie na k o ­lanach a na d łoniach brodę; stopniow o gło- w a jego przem yka się m iędzy dłońm i i po pew nym czasie zna jdu je się poniżćj kolan; ręce zostały w zniesione pionow o, a twoi-ząc z goleniam i lin iją p rostą , nadają całej p o ­staci w profilu dziw ne podobieństw o do d u ­żego w ęzła, zw iązanego n a dość cienkim sznurku. W podobnych m niej więcej p o ­zach pędzim y podkarpacką rów niną. M i­jam y , we śnie pogrążeni, D rohobycz, skąd k ilk a zaledw ie k ilom etrów do sław nego k ą ­p ielam i T ru sk aw ca i rów nież n iedaleko do sław niejszego stokroć B orysław ia. B o ry ­sław je s t stolicą w osku ziem nego, a podo­bno n iety lko w podkarpack ie j k ra in ie , ale i na cał^j ziem i niem asz bogatszych kopaln i tego p ro d u k tu .

W osk ziem ny, inaczej ozokierytem zw a­ny, stanow i masę b ru n a tn ą lub oliw kow ą w różnych odcieniach; posiada konsysten- cyją w osku pszczelego, choć świeżo z ziemi dobyty częstokroć byw a miększy, a naw et m asłow aty i w półp łynny ; chem icznie oka­zu je dużo podobieństw a do nafty , sk ładając się, ja k i ona, z m ięszaniny różnych w ęglo­wodorów . W osk ziem ny po odpow iedniem oczyszczeniu p rzy jm uje pow ierzchow ność łudząco podobną do wosku pszczelego i w tym stanie, pod nazw iskiem cerezyny, używ a się do fab rykacy i świec, albo ja k o jaw n y lub ta jem ny su rogat wosku pszczele­go. N adto , przez dysty lacy ją w strum ien iu p a ry w odnej o trzym uje się z niego św ietnej białości masę d robnokrystaliczną, w ygląda­ją c ą na parafinę i pod je j też im ieniem zna­ną w h an d lu . N iety lko w B orysław iu , ale także i w T ruskaw cu , D źw iniaczu, S ta ru n i i w ielu innych m iejscach na podgórzu k ar- packiem zn a jd u ją się n iep rzebrane zasoby w osku ziem nego. B yw a on tu ta j w ydoby­w any zapom ocą szybów kopanych, w k tó ­ry ch n ieraz podnosi się w górę z w ielką

i prędkością , party działaniem gazów w ęglo-

Page 11: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

__Nr 37.

w odornych, stale tow arzyszących mu w ło ­nie ziemi. O lbrzym ią, część tutejszćj p ro - dukcyi ozokiery tu zab iera w stan ie su ro ­wym K ró lestw o , gdzie p a rę fabryk w po­bliżu g ran icy galicyjskiej je s t zajętych oczyszczaniem i p rzerab ian iem tego mate- ry ja łu . W szędzie, gdzie ozok iery t do tych­czas b y ł znaleziony, tow arzyszy on olejowi skalnem u, a w G alicyi nadto: soli kuchen­n e j, m inerałom potasow ym , siarce, rudom ołow ianym i cynkow ym .

Spośród w ym ienionych pow yżej tow arzy­szów ozokiery tu d la k ra ju w yłączne zna­czenie m a olój skalny czyli nafta . W nie­słychanej obfitości zn a jd u jąca się tu taj sól kuchenna je s t w łasnością i m onopolem rz ą ­du austry jack iego . K opaln ie soli po taso­wych, czynne jeszcze p rzed k ilkunastu la ty w niezbyt od S try ja odległym K ałuszu , obecnie zaniedbane spoczyw ają, skutkiem tak częstych u nas braków : b rak u głów, rą k i kap ita łów .

Tym czasem n ied łu g a noc lipcow a ma się k u końcowi. Złożony w g reck ą sigmę p ro ­fesor nag le w yprostow ał się, a zaw adziw szy głow ą o sufit w agonu, w yrzuca z piersi po­tok głośnych złorzeczeń przeciw ko całem u św iatu. I dobrze robi, bo grom y słów je ­go budzą tw ardo uśpionych wędrowców. A czas ju ż w ielki ocknąć się ze snu. T am oto w błękitnój oddali, w śród m gieł, spada­jących w doliny, m ajaczeją K arp a ty . P o dżdżystej nocy zaw ita ł po ran ek ja sn y i czy­sty ja k p ierw szy dzień stw orzenia. Za C hyrow em , gdzie nasza lin ija kolei, tra n s ­w ersalna, przecina się z galicy jsko-w ęgier­ską, w itam y wreszcie m ajesta tyczny wschód słońca. T eraz ju ż zn ik ły złe hum ory i n a ­rzekan ia , k tó re z początku m ąciły nastró j ogólny. Św iat ta k tu p iękny , ta k n iew y­pow iedzianie p iękny , że człow iek nie m a czasu mówić, słuchać, naw et m yślić, ty lko p a trzy i zm iarkow ać nie może, gdzie pię­kniej: czy tu z p raw ej, czy z lewej strony, czy tam , gdzie byliśm y p rzed chw ilą, czy tu , gdzie zbliżam y się teraz.

Szybko — szkoda, że ta k szybko — m ija ­my częste stacyje. L okom otyw a zaledwie m a czas gw iznąć i już znow u pędzić musi dalej. A ż nakoniec gw iznęła dłużej jakoś i uroczyściej — „stacyja Iw o n icz”! •— G ro ­m adka nasza w ysypuje się z w agonów ,

zbierając czem prędzej węzełki. D o k tó r Czy- żewicz odstępuje dow ództw a delegatow i zak ładu kąpielowego. K ilkanaście w eh iku ­łów rozm aitej postaci oczekuje na nas przed stacyją. „Panie pojadą naprzód w zam ­kn iętych pow ozach” kom enderuje nowy do- wódzca. P rzez pro tekcy ją dostaję się na niezm iernie w ysoki kozioł pierwszego po ­jazd u i z tego wyniosłego stanow iska ros- p a tru ję dalej okolicę.

P o p a ru k ilom etrach drogi przybyw am y do m aluteczkiej m ieściny, k tó ra w idocznie p rzez skrom ność nazw ała się najprościej ja k m ogła — M iejscem . N iezadługo w jeżdża­my do wsi Iw onicza. N a początku wioski schylam y głow y przed starym kościołkiem m odrzew iow ym , pam iętającym podobno w arneńską potrzebę. O cienia go dąb, k tó ­ry może na setki la t p rzed pow staniem ko- ściołka sam by ł św iątynią przedw iecznych bóstw słow iańskich. Mój now y tow arzysz, woźnica, w ieśniak tu tejszy, pow iada, że niedaw no tem u z drugiej s trony kościoła rosła lipa jeszcze od dębu starsza i ogro- mniejsza, ale, że groziła kościołow i i ściąć ją m usiano. Jedziem y ciągle przez wieś drogą k rę tą , p ilnu jącą się brzegów śliczne­go górskiego strum ienia, w'zdłuż k tórego rozłożył się Iw onicz w dość ciasnej dolin ie, lub raczej w górskim wąwozie. A że to wieś n iem ała, bo ma przeszło 500 dom ów m ieszkalnych, więc, niem ogąc się rozłożyć na szerokość, m a długość niepospolitą, p rze­szło m ilową. C haty czyste i porządnie za­budow ane, lud rosły, choć nieurodziw y i ub rany jakoś dziwnie, krócej i mniej b ar­w nie od innych m ałopolskich wieśniaków.— D zielę się tem i uw agam i z woźnicą: „A bo m y tu inszego rodu , mówi, niż d rug ie ch łopy” i na dowód przy tacza, że nazw iska rodow e i im iona chrzestne m ają tu brzm ienie isto ­tn ie cudzoziem skie, n iby niem ieckie, p rz e ­kręcone nieraz w polski sposób. Później dopiero, od ludzi, dobrze znających dzieje Iw onicza, dow iedziałem się, że o ile d o k u ­m enty urzędow e i kościelne w przeszłość sięgają, te dziw ne im iona pow tarzają się ciągle. N iem a je d n a k śladu, żeby k iedy ­kolw iek w czasach historycznych okolica ta by ła kolonizow ana przez obcych przyby­szów. A może to jeszcze Bolesław W ielki do niew oli zabranych Saksonów aż w ten

587WSZECHŚW IAT.

Page 12: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

588 W SZECHŚW IAT. Nr 37.

daleki wąwóz ch roback i zapędził, żeby trze ­bili n ieprzebyte puszcze k a rp ack ie i u p ra ­wiali niewdzięczną, gó rską ziem ię.

W tem za trzym uje nas w ysoka i szeroka bram a, a nad n ią z ga łązek je d lin y ułożony ogrom ny napis: „ W ita jc ie ”. M oździerze palą, m uzyka g ra ta k dobrze znaną a z a ­wsze ta k p ięk n ą m elodyją, zw ierzchność za­k ład u kąpielow ego, z chlebem i solą. na ta ­cy, p rzy jm u je n aszą g rom adkę, m ówki, okrzyk i. N a w szystko je d n a k m ało czasu: teraz je s t ósm a, o dziew iątej zacznie się zw iedzanie zak ładu , o w pół do jed ynastć j w ycieczka na górę P rzed z iw n ą i do B ełkot- ki, o d rug ie j obiad, pew nie dość d ług i, bo w szakże dziś uroczystość piędziesięciolecia odnow ionych kąpieli, o p iątój w reszcie wy­cieczka na W ie trzn ą . N ikom u n aw et na m yśl nie przychodzi, że przecież „p rz y ro ­dnicy i lek a rze” także radzi by z podróż­nych sandałów p y ł okurzyć , no — i może doprow adzić do jak ieg o -tak ieg o ła d u p o ­gięte w w agonach kości.

Zostaw iam lekarzom przy jem ność za­chw ycania się w zorow em i tu tejszem i u rz ą ­dzeniam i, a sam tym czasem , z m niejszem u trudzen iem a z w iększym osobistym po­żytkiem , zbieram skąd m ogę w iadom ości o Iw oniczu.

C udy opow iadają o s taroży tności tu te j­szych wód m ineralnych . Sam a nazw a Iw o ­nicza pochodzić ma od im ienia św. Iw ona O drow ąża, kanc le rza pań stw a polsk iego , k tó ry jak o b y zw iedzał te okolice, odwożąc do W ęg ier córę L eszk a B iałego, k ró low ę Salom eę. W X V I I w ieku w iele ju ż pisano o znakom itości i odw iecznem zastosow aniu wody iw onickiój w sztuce lek a rsk ie j. „Do tych wód, mówi dokum en t z 1639 roku , z całego K ró lestw a P o lsk iego i z zag ran icy , a najw ięcej z W ęg ier, ja k b y do w ód Siloe... niezm ierna corocznie n ap ły w a lu d n o ść“. A le nieszczęścia k ra jow e, a później jeszcze m anija cudzoziem czyzny, podały w n ie p a ­m ięć Iw onicz, aż dopiero w 1838 ro k u o d ­rodzony skutkiem zabiegów i hojności h r . K . Załuskiego, w szedł w now y okres, k tó ­rego półw iekow y ju b ileu sz święci dzisiaj w łaśnie. C udow ność wód jego s ta ła się z rozum iałą po rozb io rach chem icznych, To- rosiew icza, A lexandrow icza, a osta tn io — prof. R adziszew skiego, pokazało się bowiem,

że w ody te zaw iera ją około 1 % części sta­łych, m iędzy k tórem i, obok głów nego sk ła ­dnika, soli kuchennój, są w znacznych s to ­sunkach zw iązki litynow e, w apienne, stron ­towa, barytow e, je s t b rom i jo d i różne in ­ne, silnie dz iałające m atery je , a nadto dużo bezw odnika w ęglanego, gaz b ło tny i m ałe ilości w ęglow odorów naftow ych.

M oje b adan ia p rzeryw a nagle dźw ięk trą b k i — to hasło pochodu na górę P rz e ­dziw ną. D ostajem y się na nią najdalszą drogą, ażeby przejść las, rozłożony na w zgó­rzach, o taczających zak ład kąpielow y i za­m ieniony n a prześliczne m iejsce p rzech ad z­ki. L as p rzew ażnie jod łow y , gdzieniegdzie m odrzew ie, buki i d robn ie jsza roślinność podszycia. C hodzim y z pó łtorej godziny, w dychając najczystsze w onie leśne, aż w tem na stoku góry otw7iera się rodzaj m a­łej polanki, w śród niój a ltan a , ław k i i obok B ełkotka.

B ełko tka , ty lo k ro tn ie sław iona p rzez poe­tów i podróżopisarzy, je s t to m ała sadzaw ­ka, w p ro sto k ą t ocem brow ana m urem k a ­m iennym . W sadzaw ce je s t w oda m ętna, b runa tnaw a; od czasu do czasu zala tu je z niej woń nafty . W oda ta bez u stanku b u rzy się i pieni: dobyw ają się z niej w iel­k ie pęcherzyki gazów , k tó re za zbliżeniem płom ienia zapa la ją się. Jeżeli silny w ia tr a lbo um yślne usiłow ania nie zagaszą p ło ­m ienia , to u trzy m u je się on bez p rzerw y , bo obfitość w ydzielających się gazów je s t tak znaczna, że, zanim jed en pęcherzyk się spalił, ju ż sto innych wyskoczyć zdołało. N ad sam ą B ełko tką zarząd kąpieli iw onic- k ich zastaw ił śn iadanie. N ieszczęście się stało: prof. G. z jad ł k ilk a kaw ałków w ędli­ny, a tym czasem zabrak ło piwa. B iedny profesor, dręczony p ragnien iem , p rzy rzek a , że je ś li n ic innego m u nie dadzą, z ru jn u je Iw onicz, w ypijając B ełkotkę. Jakoś do te ­go nie doszło, ale ja obiecuję sobie pow rót do B ełko tk i w ciszy w ieczornej i zaw czasu liczę na to, że w idok, ja k i mieć będę, so­w icie opłaci tru d y niedalek iej przechadzki.

(dok. nast.).Zn,

Page 13: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

Nr 37. W SZECHŚWIAT. 589

V Z J A Z D

PRZYRODNIKÓW I LEKARZY POLSKICH,Spraw ozdanie z posiedzeń sekcyjnych.

III. Sekcyja chemiczno-farmaceutyczna.

(D okończenie).

N astępnie p . B ronisław L achow icz, docent uniw. lw owskiego m ów ił „O kw asow ości soli m e ta li cięż- k ich “ . P . L . w skazał, że defin icy ja soli, podaw a­n a przez te o ry ją podstaw ien ia, je s t obecnie n ie ­w ystarczająca , szczególniej, k ied y idzie o odróż­n ien ie soli obo jętnych , k w aśn y ch i zasadow ych. N ależy tu uw zględniać w yniki b ad ań term ochem i- cznych, poniew aż c h a ra k te r soli zależy n ie od licz­by atom ów w odoru zas tąp io n y ch przez m etal, ale od s tanu rów now agi chem icznej, ja k a zapanow ała po dokonanem zas tąp ien iu . S tąd to pochodzi, że ta k znaczna liczba soli, k tó re w edług wzorów są ­dząc pow inny być obójętnem i, posiada je d n a k w rze ­czy sam ej w łasności cia ł zasadow ych albo kw aś­nych. W szczególności sole m eta li ciężkich n a j­częściej b y w ają kw aśnem i, n aw et w ted y , k iedy na odczynniki barw ne d z ia ła ją obojętn ie, ja k to w i­dać ze skłonności do łączen ia się z am onijakiem i zasądam i o rgan icznerai. O s ta tn io w ym ienione c ia ła zachow ują się wogóle w zględem soli m etali ciężkich ta k , ja k względem „w olnych" kwasów, to jest łączą sig z n iem i bez w ydzielenia czego­kolw iek ze Bkładu „ z a s a d y 11 lub „kw asu“, re la ti- ve—soli.

N akoniec p. M ichał Seńkowski, asysten t uniw- lwowskiego, p rzed staw ił cały szereg now ych zw iąz­ków n itro w y ch i sulfonow ych, pochodzących od tró j m ety lo fen ilom etanu a o trzy m an y ch i zb ada­n y ch przez siebie, ja k rów nież o trzym any p rzez siebie kw as m etato luo loctow y.

Posiedzenie 3-cie, 20 L ip c a z rana . P rzew odni­czący E . B androw ski, zastępca przew odniczącego B r. Lachow icz, sek re ta rz A. S iedleski z K rakow a.

P. B r. Lachow icz m ówi „o d z ia łan iu am inów (am onijaków złożonych) na zw iązki am idow e11. A m i­d y organiczne pod w pływ em am onijaków złożo­nych i wogóle pod w pływ em zasad organ icznych , pochodzących od am onijaku , u lega ją podobnem u roskładow i, ja k pod wpływem alkalij g ryzących. Tak np. przy dz ia łan iu am onijaków złożonych na h id ro b en zam id i t. p. c ia ła azot am idow y i w odór zasady organicznej łączą się z sobą, tw orząc dw ie cząsteczki N H 3, g d y reszty w chodzą z sobą w no ­we po łączen ie. Im uży te c ia ła są b ardzie j złożo­ne, tem tru d n ie j d z ia ła ją n a siebie.

D r A ugust F re u n d , p rofesor p o litech n ik i lw ow ­skiej, op isał swoje dośw iadczen ia n ad rosk ładem p iro g en e ty czn y m chlorków rodników alkoholow ych.

P a ry ty ch ciał, p rzeprow adzane przez ru rk ę ogrza­n ą do ciem nej czerw oności, u legają dysocyjacyi n a chlorow odór i węglowodór szeregu etylenow ego. Z ch lo rk u izokw arty lu pow stają dw a k w arty len y (buty leny), t. j. dw um ety loety len i ety loety len . T ak więc jed n em z następstw reak cy i p irogenotycz- uej je s t tu ta j tw orzenie się cia ł izom erycznych.

Nastgpnie p. B ronisław Pawłowski, p ro feso r po ­litech n ik i lwowskiej, zapoznał zebranych ze sw oim sposobem oznaczania ilości parafiny w n a ftach su ­row ych i dysty low aoych . Oznaczenia podobne wogóle polegają n a w ydzieleniu parafiny zapom o­cą zm ięszania nafty z cieczą, w k tó re jb y parafina b y ła n ierospuszczalna. P. Paw lew ski w osta tn ich czasach zaczął używ ać w ty m celu kw asu octow e­go i obm yślił p rz y rz ą d , w k tó ry m dośw iadczenie odbyw a sig w sposób prędk i i prosty .

N astęp n ie p. Paw lew ski p rzed staw ił swoję m e­todę oznaczania c iśn ień k ry ty czn y ch . Mówił prócz tego o tem p e ra tu rze k ry t. i c iśn ien iu k ry t. tio fenu (C4 1I4 S), o czem szczegółowe spraw ozdanie zn a j­duje się w B erich te d. d. ch. G e s , zesz. 11 z r. b.

N akon iec tenże sam chem ik okazyw ał znaczną liczbę now ych przyrządów , k tó re m ia ł sposobność w ypróbow ać lub zbadać. W liczb ie ty ch p rz y rz ą ­dów głów ną uw agę zw rócił p ik n o in e tr w łasnego pom ysłu p. P ., da jący się także użyć jak o dylato- m e tr i p rz y rz ą d do oznaczenia gęstości pary . Z e ­b ra n i ro sp a try w ali również z zajęciem p rzy rząd C hancela do oznaczania c. w ł. gazów, k o lo rym etr W ilsona, te rm o m e tr podzielony A nschiitza i k ilk a in n y ch przy rządów , dających pole do obszernej dyskusyi nad ich zastosow aniem i zaletam i.

Z kolei p. J . R ieger, a sy sten t uniw . lwowskiego opisyw ał swoje b ad an ia nad g lioksalobuty liną , glio- ksalo izobu ty liną i ich pochodnem i. Po obszernym w stępie h isto rycznym , w k tó ry m w ym ienione by ły zap a try w an ia rozm aitych badaczów n a te ciała, p. R . przeszedł do w łasnych dośw iadczeń, p o tw ier­dzających słuszność poglądów prof. R adziszew ­skiego n a ich budow ę i funkcyje chem iczne. P. R. okazyw ał p re p a ra ty o trzy m an y ch przez siebie po ­chodnych g lioksalobu ty liny i g lioksalo :zobut,yliny.

D r B ronisław R adziszew ski, rek to r uniw. lw ow ­skiego, ku w ielk iem u żalowi zeb ranych , m usiał z a ­pow iedziane p rzez sieb ie w y k ład y skrócić 1 o g ra ­niczyć p raw ie do sam ego przy toczen ia ty tu łó w . N ad m iar zajęcia, spow odow any przez zjazd i w spół­czesny koniec roku akadem ickiego, n ie zostaw ił czasu szanow nem u rek to ro w i do bliższego zapo­zn an ia sekcyi z najnow szem i jeg o p ra ca m i o za­stosow aniu podw ójnych soli g linow ych do syn tez chem icznych i o budow ie c ia ł zbliżonych do lo- finy.

O sta tn im w reszcie p rzedm io tem zajęcia sekcyi b y ł re fe ra t p. Z natow icza o s ta n ie poszukiw ań che- m iczno-techn icznyeh w W arszaw ie, p rz e d s ię b ra ­nych z in icy ja ty w y w ładz lub in sty tu cy j publicz­nych . R e feren t w spom inał o system atycznem ba­d an iu gazu ośw ietlającego, w ody z rzeki W isły i s tu d z ień publicznych , o zam ierzonem badaniu węgli k a m ien n y ch k rajow ych , o zarządzanych od

Page 14: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

590 W SZECHŚW IAT. Nr 37.

czasu do czasu ro zb io rach m ate ry ja łó w spożyw­czych, budow lanych i t. p , n ak o n iec o coraz czę­ściej ponaw iających się ż ąd a n ia c h b ad ań chem icz­nych ze s tro n y p ry w a tn y ch p rod u cen tó w i konsu­m entów . Gdy w spółcześn ie , o ile re fe ren to w i w ia­dom o, ru ch n a tem po lu w zras ta ba rd zo szybko i w in n y ch ogniskach p o lsk ich , na leża łoby zdan iem jego, ażeby oddzie lne p raco w n ie weszły pom iędzy sobą w poro zu m ien ie co do m eto d b ad an ia i ogła­szania o trzy m an y ch rezu lta tó w . Z eb ra n i pod jęli n ad w nioskiem p. Z n. o b sze rn ą i ożyw ioną dysku- syj%, k tó rej w y p ad k iem było w y b ran ie k ilku che­m ików, bliżej s ty k a jący ch się ze sp raw am i przez p. Zn. poruszonem i, a zam ieszkałych w różnych m iastach po lsk ich i poruczen ie im p rzep ro w ad ze­n ia w p ra k ty c e żąd an eg o przez re fe re n ta porozu­m ien ia .

N a tem ukończyły się posiedzenia sekcyi I I I Z jazdu V lekarzy i p rzy ro d n ik ó w polskich.

Zn.

K R O N IK A N A U K O W A .

FIZY K A .

— Widmo cyjanu i węgla. Jak k o lw iek w idm o cy jan u b y ło ju ż p rzed m io tem w ielu badań , n ie zdołano d o tąd ro s trzy g n ąć , czy p rzy p isy w ać je n ależy czystem u w ęglow i, czy też zw iązkow i CN. Dla zb ad an ia te j k w esty i p rzep ro w ad z ił obecn ie Vogel szereg dośw iadczeń n a d w idm am i substan - cyj zaw ierających w ęgiel, a m ianow ic ie p ło m ie ­n ia gazowego, cy janow ego, św ia tła e lek try czn eg o łukowego oraz tlen k u w ęgla; w idm a te zostały odfotografow ane n a p ły ta c h w rażliw ych n a b a rw y , tak , że obrazy te s ięgają od barw y żółtej aż do pozafijoletow ej i o kazu ją m nóstw o lin ij, k tó ry ch p rz y bespośredn iem ro sp a try w a n iu w idm n ie do ­strzegano . Otóż ro zm aite te w idm a okaza ły zgo­dność w ielu lin ij i ca ły ch g ru p lin ij; w idm o tle n ­ku w ęgla w szczególności p o siad a znaczną ilość w spólnych lin ij z w idm em cy jan u w części poza­fijoletowej, g d y o trzy m u je się p rz ez siln e w y ła d o ­w anie e lek try czn e . P on iew aż zaś silne isk ry e lek tryczne cy jan ro sk ła d a ją , n iep o d o b n a p rz y p u ­szczać, aby gaz te n m ógł się u tw orzyć w tlen k u węgla, choćby on nie b y ł zu p ełn ie czystym . A że d la cyjanu i tlen k u w ęgla, w spólnym je s t ty lko węgiel, wnosi stąd Vogel, że ta k zw ane w idm o c y jan u je s t ty lk o zupełnem w idm em w ęgla. T a ­blice obejm ujące w spom niane ry su n k i m ieszczą się w spraw ozdaniach ak ad em ii nau k w B erlin ie . (N atu rfo rscher).

S . K .M IN ER A L0G 1JA .

— Rubin. N a jed n em z posiedzeń czerw cow ych n o ­w ojorskiej akad . nauk , p. J e rz y Kunz p rzed staw ił k ilka

okazów najpiękniejszego ko ru n d u czerw onego (ru b i­nu), w od łam ach w ażących po funcie, a pochodzących z w ielkiej b ry ły w ażącej 350 funtów i znalezionej n a p o w ierzchn i z iem i w odległości przeszło cz te ­rech m il naszych od A tlan ty w Georgii. W spół­cześnie okazyw ał kaw ały kw arcu z ło tonośnego z Gu­ja n y ho len d ersk ie j, gdzie do tąd z ło to znajdow ane byw ało ty lko w n ap ływ ach . Obecnie znaleziono je w żyle kw arcow ej, d a jące j z to n y kw arcu, z ło ta za 450 dolarów . Ż y ła t a leży o m ilę naszą od Pa- ram arib o , a ru d ę k ra jo w cy przynoszą w w orkach 50-funtow ych na głow ie na w ybrzeże, gdzie j ą sp rzedają . (Scientific A m erican , 23 Czerwca 1888 roku). K- J •

GIEOLOG1JA DOŚW IADCZALNA.

— 0 tworzeniu się srebra włosistego. Ż arząc sp ro ­szkow any sia rek s re b ra w stru m ien iu w odoru o trz y ­m uje się s re b ro w form ie ba rd zo d e lika tnych w ło­sków, w y sk aku jących z n ag rzanej m asy. Pod ko­niec red u k cy i cała m asa s ia rk u s reb ra zm ien ia się na gęsty las d e lik a tn y ch n ite k s re b ra m eta liczn e­go o d ługości m niej więcej jednego cen ty m etra .— P rz y użyciu kaw ałków s ia rk u s re b ra , red u k cy ja trw a dłużej, jed n ak że o trzy m u je się silniej rozw i­n ię te n itk i. W o sta tn im raz ie długość n iek tó ry ch wynosi do 7 cen tym etrów przy 2 — 3 m p rzec ię ­cia. W ten sam sposób sztucznie m ożna o trzym ać sre b ro w p o stac i dendry tów . Opificius, chem ik, k tó ry te b ad an ia p rzep row adził, n a p e łn ia ł k am ie­n ie z odpow iedn iem i zag łęb ien iam i sia rk iem s re ­b ra i ogrzew ał je w stru m ien iu w odoru. T w o rzą­ce się n i tk i s re b ra w ciskały się w zag łęb ien ia k a ­m ien i. O grzew ając s ia rek w p rąd z ie bezw odnika w ęglanego o trzy m u jem y s reb ro zredukow ane w tej sam ej postaci. Dłuższe n itk i ro sn ą w k ieru n k u przec iw nym do p rąd u gazu. T ak ą sam ą w łasność tw orzen ia w łosków p o siad a sia rek m iedzi (Cu2 S). Opificius w dośw iadczen iach sw oich w idzi fak t, p rzem aw ia jący za pochodzeniem rodzim ego s reb ra w łosistego z p iry tu tegoż m eta lu . (Chem . Z eit., 1888—649).

Lud. Koss.

ZOOLOGIJA.

— „Tamaron“ z wysp Filipińskich. Z nauy zoolog londyński, Sc la te r, podaje w dzienniku tam tejszym N a tu rę z 16 S ie rp n ia r . b., że o trzy m ał w łaśnie lis t od czynnego po d ró żn ik a i p rzy ro d n ik a , prof. S teerea z A nn A rb o r, w stan ie M ichigan, oznaj­m ia jący m u o w ażnem odkryciu zoologicznem p rzez sieb ie dokonanem na w yspach F ilip iń sk ich . W śród m ało znanej w ysepki M indoro, udało mu się dostać okazy dziw nego zw ierzęcia, o k tó rem , jak k o lw iek w iele opow iadają na F ilip in ach , to wszakże je s t ono m ało znanem , a lbo może całko ­w icie n iezn an em gdzieindziej. J e s t n iem ta k zw a­ny przez krajow ców T am aron , dzik i g a tu n ek w o­łu , pokrew nego rodzajow i Anoa z Celebes, k tó ry prof. S teere p roponuje nazw ać Anoa m indorensis. B arw a jego je s t czarna, sierć k ró tk a i d e lik a tn a z szaraw obia łą p ręg ą , id ącą od w ew nętrznego k ą ta

Page 15: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

Nr 37. WSZECHŚWIAT. 591

ócz ku podstaw ie rogów . T akażjszaraw ob ia ła p la ­m a leży nad ko p y tem nóg cz terech , a n ad to sm u ­ga te jże b a rw y w ystępuje na w ew n ętrzn e j s tron ie nóg p rzed n ich u dołu. W ysokość sam ca w ło p a t­k a ch w ynosi około 3 stóp C cali, d ługość c iała od końca nosa do osady ogona około 6 stóp 8 cali. Rogi mają, około 14 cali d ługości. P rof. S teere zdobył dwu sam ców i jed n ę sam icę tego zw ierzę­cia, k tó ry ch opis dok ład n y p rzed staw i na najb liż- szem posiedzeniu tow arzystw a zoologicznego. Od­krycie to stanow i p rzyczynek do dow odów pow i­now actw a m ;ędzy fauną wyspy C elebes i F ilip i­nów. K . J .

BA K TER Y JO LO G IJA .

— Szczepienie cholery. N a posiedzen iu akadem ii n au k w P a ry żu d n ia 20 S ierpn ia r. b. p. P as teu r p rzed staw ił ko m u n ik a t d ra G am aleja z Odessy0 ochronnem szczepieniu cho lery azy ja ty ck ie j; w ia ­domość o tej rzeczy szybko rozniósł po św iecie te ­legraf, — w ypada n am tu podać b liższe o niej szczegóły.

W iadom o, że w ib ry jo n ch o le ry czn y (bacillus ko­m a czy li p rzec in ek ) o d k ry ty został przez Kocha; upraw y je d n a k zw ykłe tego w ib ry jo n a posiadają zaraźliw ość ta k s łab ą, że do tąd cho lery azy ja ty c ­k ie j n ie m ożna b y ło szczepić zw ierzętom . D r Ga­m aleja p rzek o n a ł się jed n ak , że m ik ro b te n sta je się n ad er zabójczym , jeżeli zostaje p rzeprow adzo­ny przez św inkę m orską; p rzen iesiony w tedy, na go łęb ia sprow adza objaw y cho lery suchej i w ystę­pu je w k rw i gołębi, k tó re p a d a ją ofiarą tej c h o ro ­by. Po k ilk u p rze jśc iach w ib ry jo n n a b ie ra jado- witości tak ie j, że k rew p a d ły c h go łęb i w dozie jed n e j lub dwu k ro p e l zab ija w szystk ie gołębie zdrow e w ciągu 8 do 12 godzin; na św inki m o r­skie dz ia ła ją zabójczo d aw ki jeszcze m niejsze.

Otóż, jeże li zarazek w te n sposób o trzym any poddaje się hodow li w bu lijon ie odżywczym i je ­żeli substancy ją tę ogrzew a się n a s tęp n ie do 120° przez 20 m inu t, aby w szystkie zaw arte w niej m i­k ro b y zostały zabite, w tedy po ogrzan iu w w y ja ­łowionej hodow li pozostaje sub stan cy ja n ad er t r u ­jąc a , k tó ra w yw ołuje u zw ierząt objaw y c h a ra k te ­ry styczne . Z aszczepiona św ince m orsk iej w daw ­ce 4 cm3 sprow adza spadek tem p e ra tu ry i śm ierć po 20 lu b 24 godzinach; gołębie u m ie ra ją z podo- bnem iż objaw am i, ale są b a rd z ie j oporne , śm ierć ich następ u je bowiem do p iero po jednorazow em w strzyknięc iu daw ki 12 cm3. Je ż e li jed n a k tęż sa­m ą ilość 12 cm3 w strzykn iem y n ie naraz , ale w c ią ­gu dwu, trze ch lub pięciu dn i — pierw szego d n ia np. 8, a trzeciego 4 cm3 — gołęb ie n ie u m ie ra ją1 okazują objaw nadzw yczajnej ważności, są m ia ­now icie zabespieczone od cholery . Z arazek n a j­bardziej jad o w ity , t . j. k rew gołębia zarażonego, zaszczepiony naw et w ilości '/a cm3 n ie pow oduje ich śm ierci. Szczepienie św inek m orskich doko­nyw a się naw et łatw iej jeszcze.

W ten sposób p. G am aleja o d k ry ł sposób ochron­nego szczepienia cho lery , a k o m u n ik a t na w nio­

sek P a ste u ra odesłany został do kom isyi ustano­w ionej w przedm iocie nagrody B re an ta za sposób leczen ia cholery .

O dkrycie d ra G am aleja je s t n iew ątp liw ie fak tem pew nej doniosłości, ale niem a do tąd dowodu, a że ­by szczepienie to dało się zastosow ać i do czło­wieka. Rzecz więc cała w ym aga dalszych jeszcze badań ; au to r zam ierza w L istopadzie p rzy b y ć do P a ry ża i dośw iadczenia swe pow tórzyć w p ra co ­w ni P asteu ra . (Com ptes rendus).

A.

W IAD OM OŚCI B IE Ż 4 0 E .

— Ulewa albo racze j dw ie ulewy z d. 3 W rze­śn ia r . b,, k tó re ty le szkód z rząd z iły n a u licy K ró ­lew skiej, n ie na leżą wcale do rzęd u nadzw yczaj­nych. Obie trw a ły po dw adzieścia k ilk a m in u t i obie d a ły m niej więcej jed n ak o w ą ilość wody. P ierw sza p rzy p ad ła pom iędzy godz. 6 a 7 w ieczo­rem ; opad, zm ierzony na stacy i m eteorologicznej p rzy m uzeum przem ysłu i ro ln ic tw a , w ynosił 8*/2 mm. D ruga rospoczęłą się p rzy częstych b ły ­skaw icach bez grzm otów po godzinie 8-ej i d a ła p raw ie ty leż w ody (8,2 mm). W ciągu całej doby (od, godz. 9 wiecz. d n ia 2 do godz. 9 wiecz. d. 3) spad ło 24,3 mm. J e s tto bezw ątp ien ia znaczna ilość; wszakże, niem ów iąo o ulewie z d. 2 na 3 S ie r­p n ia r. b., w roku bieżącym p rzy tra fia ły się ju ż ilości bardzo b lisk ie powyższej. T ak np . d n ia 15 Czerwca r. b. spad ło wody w ciągu doby 2 1 7 j mm i to w yłącznie w godzinach popołudniow ych. D nie tego ro d zaju p rz y tra fia ją się co rok .

W. K .

R O Z M A I T O Ś C I .

— Ziarna porcelanowe. W iadom o, że k u lk i oło­w iane często są używ ane do czyszczenia bu te lek ; zwyczaj ten n ie sprow adza w praw dzie n astęp stw w yraźn ie szkodliw ych, n ie je s t jed n a k w olny od zarzutów ze względów hy g ijen iczn y ch . Otóż, w Mo- n ach ijum zastąp iono ołów z ia rn am i z porcelany chropow atej. K ulek tak ich n ie a ta k u ją kw asy an i a lk a lija , n ie m ogą przeto powodow ać produktów szkodliw ych. Podobno też p ręd ze j i skuteczniej an iżeli k u lk i o łow iane czyszczą bu te lk i. (L a N a­tu rę ) .

T. R.

Page 16: 37. Warszawa, d. 9 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · bno mieć także własność przyciągania sar dynek. Mówią., że przy użyciu mąki liczba po łowu jest mniejsza,

592 w s z e c h ś w ia t . N r 37.

nSTelsr olog-ij a.

Je d e n z n a jw y b itn ie jszy ch tw órców teo ry i m e­chanicznej c iep ła, 18 u d o ił' ( I n u s i i is , zm arł d. 24 S ie rp n ia w Bonn. U r. 2 S tyczn ia 1822 r. w Kó- sling, b y ł p rofesorem w Z iirich u i W iirzburgu , od ro k u 1B69 zajm ow ał k a te d rę w Bonn. Dzieło j e ­go „D ie m ech an isch e W ;irm etheorie“ (2 tom y, 2 w y d an ie 1876—9) stanow i epokę w nauce. Tom p ierw szy obejm uje rozwój teo ry i m echanicznej c ie ­p ła , o p a r ty n a dwu zasadniczych je j p raw ach ; tom d ru g i zaw iera zastosow anie tych zasad do nau k i o e lek try czn o śc i.

K r y k K d lu n d , fizyk zasłużony z w ielu p ra c w dz ied z in ie e lek trycznośc i, tw órca teo ry i, k tó ra objaw y e lek try czn e tłum aczy ru ch em e te ru , zm arł d n ia 19 S ie rp n ia w Sztokholm ie. Od ro k u 1850 b y ł p rofesorem w ak ad em ii n a u k , od 1871 p reze­sem d y rekcy i w insty tu c ie tech n iczn y m w Sztok­ho lm ie .

ODPOWIEDZI REDAKCYI.

WPani K. J. w Skrwilnie. Nie m ożem y nic innego rekom endow ać, ja k ty lk o tru c izn ę n a szczury, sp rzedaw aną w sk ład ach aptecznych i ap tekach .

WP. U. w Husiatynie. N ad esłan y ow ad b ło n k o ­sk rzy d ły (H y m en o p te ra ) nazyw a się M egnchile C entunculus, należy do pszczół sam otnych i ro b i gn iazdka ru rk o w a te z liści róży , gdzie sk ład a ja jk a .

WP. J. B. we Włocławku. Utw ór, znaleziony w j a j ­ku ku rzy m , po zbadan iu bliższem , okazał się czę­śc ią b ia łk a otoczoną dokładn ie b łoną białkow ą, położoną pod sk o ru p k ą w ap ienną . Jak ko lw iek na p ierw szy rz u t oka łudząco p o d o b n y do w odnicy (C ysticercus) so lite ra , n ie m ia ł an i głów ki (Scolex), an i też budow y m ikroskopow ej w łaściw ej m ło d o ­c ianej fo rm ie so lite ra . B udow a m ikroskopow a w ska­zuje, że to n iew ątp liw ie je s t zboczenie od n o rm al­nej budow y ja jk a . N iek iedy w ja jk u ku rzem t r a ­fiają się ku lis te p ęch e rzy k i, utw orzone z błony b ia ł­kowej i b iałka , w danym raz ie pęch erzy k jes t w rze­cionow ato w ydłużony .

B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n y

za tydzień od 29 Sierpnia do 4 Września 1888 r.

(ze spostrzeżeń na s tacy i m eteoro log icznej p rzy M uzeum P rzem y słu i R oln ic tw a w W arszaw ie).

; Dzi

B a rom etr 700 mm -f- T e m p e ra tu ra w st. C.

Wil

gotn

.śr

edni

a

K ie ru n ek w ia truSum a

opaduU w a g i .

7 r. l p . 9 w. 7 r . 1 P- 9 w. Najw. Najn.

29 51,9 51,1 51,5 20,0 26,0 21,6 25,7 15,1 55 SE,S,SE 0,030 53,1 53,6 53,3 15,4 22,2 19,0 23,0 14,4 78 N,N,N 0,031 52,4 52,1 52,9 19,0 25,0 17,8 25,3 15,0 66 ES,ES ,N W 0,5 Od 6-ej popoł. d r. d r.

1 54,7 55,3 54,8 14,6 15,5 14,6 15,6 13,4 83 N ,N ,NE 4,2 Deszcz w n. i cały dz. kilk.2 52,6 51,4 49,7 13,4 14,0 15,2 14,4 12,0 97 E N ,N ,N 10,2 Deszcz całą dobę ciągły .3 46,2 47,2 48,4 16,6 21,0 16,2 21,4 15,2 8 / E,S.W S 24,3 D .krop., ul. pop., w. odl. b.4 50,8 53,1 54,7 12,6 16,8 15,8 16,8 11,5 76 SW ,SW ,SW 0,1 W nocy deszcz drobny.

Ś rednia 51,9 17,6 77 39,3

UW AGI. K ie ru n ek w ia tru d any j e s t d la t rz e c h godzin obserw acyj: 7-ej rano , 1-ej po p o łudn iu i 9-ej

w ieczorem , b. znaczy b u rza , d. — deszcz.

T R E Ś ć . S a rd y n k a (C lu p ea S a rd in a , Cuv.), n ap isa ł A. S. — K ilka słów o tru flach k rajow ych i o sposo­b ach ich poszukiw ania, podał F ra n c isze k B łoński. — Do Iw onicza i n a W ie trzn ą , p rzez Zn. — V zjazd p rzy ro d n ik ó w i lekarzy polskich . S praw ozdanie z posiedzeń sekcy jnych . — K ronika naukow a. — W ia­dom ości b ieżące . — R ozm aitości. — N ekrologija. — O dpow iedzi R edakcyi. — B uletyn m eteo ro log iczny .

R ed ak to r Br. Znatowicz.W ydaw ca E. Dziewulski.

fl03B0aeH0 H,eH3ypoio. B ap m asa 26 ABrycTa 1888 r. D ru k E m ila Skiwekiego, W arszaw a, C hm ielna Nś 26.