3 (38) 2004 - img.iap.plimg.iap.pl/s/567/205934/Edytor/File/biuletyn_3(38)2004.pdf · wszystkim co...

30
1 3 (38) 2004 3 (38) 2004 3 (38) 2004 3 (38) 2004 B IULETYN Z ESPOLU M ISYJNEGO WSCHÓD Drogi Czytelniku oddajemy do Twoich rąk kolejny Biuletyn Zespolu Misyjnego Wschód. Obecny numer poświęcony jest w calości podsumowaniu letnich rekolekcji prowadzonych przez Zespól. Pragniemy podzielić się z Tobą doświadczeniem ewangelizacji i tym wszystkim co Milosierny Bóg uczynil w naszych sercach i sercach osób którym glosiliśmy Slowo Boże. W miesiącach lipcu i sierpniu 2004, Zespól Misyjny Wschód przeprowadzil 14 serii rekolekcji w Rosji (Orenburg, Anapa), na Bialorusi (Widze, Grodno) i na Ukrainie (Skole, Mierzyniec, Sniatyn, Zablotów). W ich przygotowaniu i prowadzeniu wzięlo udzial 6 ojców, 12 braci kleryków, jedna siostra zakonna, oraz 23 osoby świeckie. Dzialalnością ewangelizacyjną zostalo objętych 580 dzieci i mlodzieży z Bialorusi, Ukrainy i Rosji. Temat tegorocznych rekolekcji zainspirowany zostal Encykliką Ojca Świętego Jana Pawla II Ecclesia de Eucaristia i poświęcony byl Mszy Świętej. W czasie rekolekcji uczestnikom przybliżona zostala rzeczywistość Eucharystii. Katechezy poświęcone byly poszczególnym częściom Mszy Świętej, takim jak Obrzędy Wstępne, Liturgia Slowa, Liturgia Eucharystyczna i Obrzędy Zakończenia. Dla dzieci i mlodzieży, z których wielu nie ma możliwości regularnego uczestnictwa we Mszy Świętej, byla to okazja do poglębienia znajomości symboliki gestów liturgicznych, a nawet okazja do nauczenia się odpowiedzi i modlitw, jakie występują w czasie liturgii. Obok spotkań typu katechetycznego byl także czas przeznaczony na modlitwę wspólnotową, taką jak różaniec, droga krzyżowa, nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, czy wieczorne czuwania. Szczególnie przeżywany przez wszystkich byl dzień poświęcony na sakrament pojednania. Spowiedź święta stala się dla wielu uczestników, szczególnie mlodzieży, rzeczywistym powrotem do domu milosiernego

Transcript of 3 (38) 2004 - img.iap.plimg.iap.pl/s/567/205934/Edytor/File/biuletyn_3(38)2004.pdf · wszystkim co...

1

3 (38) 20043 (38) 20043 (38) 20043 (38) 2004

BBBBBBBB IIIIIIII UUUUUUUU LLLLLLLL EEEEEEEE TTTTTTTT YYYYYYYYNNNNNNNN ZZZZZZZZ EEEEEEEE SSSSSSSS PPPPPPPPOOOOOOOOŁŁŁŁŁŁŁŁ UUUUUUUU MMMMMMMM IIIIIIII SSSSSSSS YYYYYYYY JJJJJJJJ NNNNNNNN EEEEEEEE GGGGGGGGOOOOOOOO WWWWWWWWSSSSSSSSCCCCCCCCHHHHHHHHÓÓÓÓÓÓÓÓDDDDDDDD

Drogi Czytelniku oddajemy do

Twoich rąk kolejny Biuletyn Zespołu Misyjnego Wschód. Obecny numer poświęcony jest w całości podsumowaniu letnich rekolekcji prowadzonych przez Zespół. Pragniemy podzielić się z Tobą doświadczeniem ewangelizacji i tym wszystkim co Miłosierny Bóg uczynił w naszych sercach i sercach osób którym głosiliśmy Słowo Boże.

W miesiącach lipcu i sierpniu

2004, Zespół Misyjny Wschód przeprowadził 14 serii rekolekcji w Rosji (Orenburg, Anapa), na Białorusi (Widze, Grodno) i na Ukrainie (Skole, Mierzyniec, Sniatyn, Zabłotów). W ich przygotowaniu i prowadzeniu wzięło udział 6 ojców, 12 braci kleryków, jedna siostra zakonna, oraz 23 osoby świeckie. Działalnością ewangelizacyjną zostało objętych 580

dzieci i młodzieży z Białorusi, Ukrainy i Rosji.

Temat tegorocznych rekolekcji zainspirowany został Encykliką Ojca Świętego Jana Pawła II Ecclesia de Eucaristia i poświęcony był Mszy Świętej. W czasie rekolekcji uczestnikom przybliżona została rzeczywistość Eucharystii. Katechezy poświęcone były poszczególnym częściom Mszy Świętej, takim jak Obrzędy Wstępne, Liturgia Słowa, Liturgia Eucharystyczna i Obrzędy Zakończenia. Dla dzieci i młodzieży, z których wielu nie ma możliwości regularnego uczestnictwa we Mszy Świętej, była to okazja do pogłębienia znajomości symboliki gestów liturgicznych, a nawet okazja do nauczenia się odpowiedzi i modlitw, jakie występują w czasie liturgii. Obok spotkań typu katechetycznego był także czas przeznaczony na modlitwę wspólnotową, taką jak różaniec, droga krzyżowa, nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, czy wieczorne czuwania. Szczególnie przeżywany przez wszystkich był dzień poświęcony na sakrament pojednania. Spowiedź święta stała się dla wielu uczestników, szczególnie młodzieży, rzeczywistym powrotem do domu miłosiernego

2

Ojca. W czasie rekolekcji nie zabrakło również chwil wspólnej zabawy i pogodnych wieczorów.

Na uwagę zasługuje fakt, że wszystkie grupy wyjazdowe prowadziły rekolekcje na ten sam temat. Został on wcześniej przy-gotowany przez liderów grup i przeżyty przez wszystkich w czasie majowego zjazdu Zespołu. Taka formuła rekolekcji została podjęta jako znak jedności w prowadzonej misji, w różnorodności poszczególnych kontekstów gdzie udawały się grupy wyjazdowe. Temat Mszy Świętej został opracowany w dwóch wariantach, ze względu na specyfikę grup wieko-

wych. Pierwsza wersja tematu przeznaczona była dla dzieci, druga dla młodzieży.

Dwie serie rekolekcji przeprowa-dzone zostały dla grup specjalis-tycznych. Były to rekolekcje dla katechetów z diecezji św. Klemensa z siedzibą w Saratowie w Rosji i dla studentów Instytutu Katechetycznego z Grodna.

Rekolekcje zostały przeprowa-dzone dzięki ofiarom ludzi dobrej woli, oraz wsparciu modlitewnemu wielu osób.

o. Paweł Drobot CSsR

WWsszzyyssttkkiimm ttyymm,,

kkttóórrzzyy ppoommaaggaallii

ww oorrggaanniizzaaccjjii ii pprrzzeepprroowwaaddzzeenniiuu

rreekkoolleekkccjjii,,

ww iimmiieenniiuu uucczzeessttnniikkóóww sskkłłaaddaammyy

sseerrddeecczznnee ppooddzziięękkoowwaanniiaa !!

3

W dniach od 5 lipca do 1 sierpnia 2004 grupa wyjazdowa ZM „Wschód” w składzie: o.Paweł Drobot, br. Dimitrij Labkov, br. Vadim Bojcov, Katarzyna Sylwestrzak i Justyna Skrzek przeprowadziła cztery serie rekolekcji w Rosji. Pierwsze trzy miały miejsce w parafii Matki Bożej Loretańskiej w Orenburgu. Były to rekolekcje dla dzieci (dwie serie) i dla młodzieży (jedna seria). Ostatnie rekolekcje odbyły się w Anapie, w parafii św. Jadwigi i św. Liborija. Brali w niej udział katecheci z diecezji św. Klemensa. Zamieszczony niżej tekst, napisany przez p. Katarzynę Sylwestrzak stanowi swego rodzaju pamiętnik – kronikę z tych prac apostolskich.

IIIIIIII ........ ZZZZZZZZAAAAAAAAMMMMMMMMIIIIIIII AAAAAAAASSSSSSSSTTTTTTTT WWWWWWWWSSSSSSSSTTTTTTTTĘĘĘĘĘĘĘĘPPPPPPPPUUUUUUUU „Każdy p r ze c i e ż p o c zą t ek

to tylko ciąg dalszy,

a księga zdarzeń

zawsze otwarta w połowie”

W.Szymborska

Mój wyjazd do Rosji jest „ciągiem dalszym”, a „początków”, które za nim

stoją było przynajmniej kilka. Ten pierwszy „początek”, to historia mojej rodziny i zawierucha dziejów, która rzuciła moich przodków w 1941 roku w głąb Związku Radzieckiego, skąd wrócili po sześciu latach zesłania.

Ten drugi to napisana przeze mnie kiedyś „lista pobożnych życzeń”, na której jeden po drugim znalazły się punkty „być w Rosji” i „pojechać na misje”. Ten trzeci to spotkanie z Zespołem Misyjnym „Wschód” - po ludzku patrząc - przypadkowe - i niemal natychmiastowa decyzja: „Tak, to jest właśnie to, co chcę robić!” Kolejne wyjazdy na Ukrainę i Białoruś. Przeświadczenie, że czeka jeszcze coś więcej.

I wreszcie początek konkretny. Zimny, grudniowy dzień, zmaganie z chorobą i mail z pytaniem: „Czy nie pojechałabym?” Owszem, pojechałabym. Kolejne spotkania, formularze do wypełnienia, żółta wiza, która pojawiła się w paszporcie. Codzienny kołowrót zdarzeń, zajęć. Dyskietka z materiałami i brak czasu na to, by do nich zajrzeć. Gdzieś w biegu rzucona modlitwa: „Panie Boże, jeśli rzeczywiście chcesz, żebym pojechała, poukładaj wszystkie moje zajęcia - inne wyjazdy, egzaminy, pracę - tak, żebym mogła po prostu wyjechać”. Dni układają się jeden po drugim i w końcu zapinam paski wypchanego po brzegi plecaka. Czas ruszać...

4

IIIIIIII IIIIIIII ........ PPPPPPPPOOOOOOOODDDDDDDDRRRRRRRRÓÓÓÓÓÓÓÓŻŻŻŻŻŻŻŻ

„Wyjeżdżaj w nocy”

C.Zalewski

01.07. Czwartek

Wyruszam może nie nocą, ale na pewno bladym świtem, gdy kontury

świata dopiero wyłaniają się z mroku. Droga do Warszawy mija sennie i szybko, różaniec w kieszeni jak zwykle staje się „liną ratunkową”, odwracającą uwagę od myśli, że przecież nikogo nie znam, nie wiem, jak ułoży się współpraca, ani też, co ja mam mówić i robić tam, na miejscu. W jakiś sposób - mimo blasku słońca za oknem pociągu - wyjeżdżam w nocy, nocy obaw i niepokojów.

Na dworcu Warszawa Zachodnia pierwsze spotkanie - z Justyną. Pierwsze podwójnie - z kimś z ekipy i po prostu ze sobą - do tej pory tylko zdawkowo zetknęłyśmy się na majowym zjeździe. Ruszamy razem na ul. Pieszą, gdzie dołączają do nas kolejno: br. Vadim i o. Paweł. Rozmawiamy, spacerujemy po Starym Mieście, zaczynamy się poznawać. Powracają pytania: „Czy aby nie za mało we mnie entuzjazmu? Czy pasuję do tego wyjazdu z moim podejściem św. Tomasza Apostoła, który musiał dotknąć, żeby uwierzyć?” Jakoś się jednak trzymam, przypominając sobie słowa wiersza ks. Twardowskiego: „Wszystko tak będzie, jak ma być”.

02.07. Piątek

Ruszamy na dobre. Trzy pociągi i kilka godzin później docieramy do Grodna. Na dworcu cała delegacja powitalna: Gala, br. Dima, o. Stanisław Staniewski. Zabierają nas na Dziewiatówkę (Parafia Najświętszego Odkupiciela w Grodnie), podkarmiają. Podziwiamy postępy w budowie klasztoru. Ale to tylko krótka przerwa. „Okrętujemy się” na pociąg do Moskwy. Dla kogoś, kto tak jak ja, pierwszy raz ma do czynienia z Russkije Żeleznyje Dorogi jest to z pewnością swoiste przeżycie. Przedział, czyli kupe oferuje miejsca dla czterech osób. Są one całkiem wygodne, można siedzieć albo też leżeć. Lokujemy bagaże, szykujemy miejsca do leżenia. Co jakiś czas przychodzi w odwiedziny br. Vadi, na wspólny posiłek lub modlitwę. Najbardziej charakterystyczna chyba rzecz to kipiatok, czyli wrzątek, podgrzewany na prawdziwym ogniu w jednym końcu wagonu. I genialny wynalazek w postaci zon sanitarnych, w wyniku czego trzeba dobrze przemyśleć, kiedy korzystać z toalety, bo może się okazać, że np. przez 1,5 godz. będzie ona zamknięta.

5

03.07. Sobota

Nocna podróż przebiegła szybko i bez zakłóceń. O jedenastej docieramy do Moskwy. Mamy tu kilka godzin do zagospodarowania. Zostawiamy bagaże w przechowalni i ruszamy zwiedzać miasto. Czekałam na tę chwilę pięć lat. Na własne oczy zobaczę zaraz kolorowe kopuły chramu (kościoła) Wasyla Błażennogo, widniejące na pocztówce, którą dostałam wraz z życzeniami „Niech Pan Ci błogosławi, a Twoje kroki skieruje do Moskwy”.

Pierwszy krótki przystanek to nasza, czyli katolicka katedra Niepokalanego Poczęcia przy ul. Małej Gruzińskiej. Tu chwila modlitwy i jeszcze raz zawierzenie naszego wyjazdu św. Teresie od Dzieciątka Jezus, która wszak jest i patronką misji i patronką Rosji.

Moskwa to oczywiście Plac Czerwony. Da się go obejść tylko bokiem. Z jakieś przyczyny środek jest niedostępny. Pod murami Kremla mauzoleum Lenina, nadal czynne, w dodatku wstęp wolny. Jak się jednak okazuje, otwarte jest tylko przed południem. Ogólne wrażenia to monumentalizm. Wszędzie wielkie gmaszyska, do których prowadzą bramy i drzwi spokojnie mogące pomieścić bajkowych olbrzymów. Całe mnóstwo tablic upamiętniających najróżniejsze osoby i wydarzenia epoki socjalizmu. Ogromne ilości ludzi.

Odwiedzamy jeszcze przepiękny Sobor Christa Spasitiela, po czym wracamy na Dworzec Białoruski po rzeczy, a potem ruszać na Dworzec Kazański. Stąd odchodzi pociąg w kierunku Orenburga. Z tych krótkich odwiedzin w Moskwie najbardziej zapadają mi w pamięć stacje metra, wyglądające lepiej, niż niejedno muzeum: marmury, stiuki, mozaiki, witraże... np. Lenin na tle Kremla.

Dworzec Kazański wpisuje się wielkością w ogrom miasta. Kilka poziomów poczekalni, przechowalnie bagażu, podziemne pasaże, łączące go z metrem. W końcu perony i nasz pociąg, tak długi, że nie widać początku ani końca. Tym razem jesteśmy mocniej porozrzucani po przedziałach, ja razem z Justyną, reszta pojedynczo.

04.07. Niedziela

Za oknem płaskie, porośnięte lasem tereny. Czasem drzewa na chwilę znikają, otwiera się przestrzeń. Ogarniam ją wzrokiem, a pamięć podsuwa urywek jakiejś piosenki „moje serce - łagodna równina”. Może zresztą nie „serce”, nie pamiętam dokładnie, ale widok napełnia pokojem i łagodnością właśnie.

Pociąg ma swój specyficzny klimat - można w nim nabyć wszystko, co chwilę idzie ktoś, proponując: kryształy, zegarki, zabawki i tysiące innych drobiazgów. Na niektórych stacjach zatrzymujemy się na dłużej, dziesięć, dwadzieścia, nawet czterdzieści minut. Można swobodnie wyjść na peron, a tam

6

od razu tłum sprzedających pierożki, owoce, lody. Są stacje, które mają swoje specjalności. Wiadomo, że w Riażsku nabywa się „pierożki” czyli coś w rodzaju naszych pączków, Syzrań słynie z ryb wędzonych i pieczonych. Samara oferuje czekoladę i lody, a Buzułuk warieniki, czyli po naszemu pierogi. Próbujemy nieśmiało to tego, to owego. W dodatku pławimy się w świadomości podróżowania w warunkach luksusowych. Trafiliśmy do wagonu, który kursuje zaledwie od miesiąca, a wyróżnia się klimatyzacją i podawaniem wliczonych w cenę posiłków w typie samolotowym. Cieszymy się, że to sam Bóg troszczy się o swoich misjonarzy. Za oknem rozlewa się Wołga, na nowo wyznaczając znaczenie słów „duża rzeka”.

Powoli zbliżamy się do celu. Kolejna zmiana czasu. Mamy już cztery godziny różnicy w stosunku do Polski. W Orenburgu jest już po północy. Ciemność przed miastem rozświetlona płonącym gazem, wydobywanym w okolicy. Zapach nafty w powietrzu. Ciepło. Zdecydowanie cieplej, niż w Polsce. Na dworcu czekają na nas s. Marzena i o. Paweł Mroczek, miejscowy proboszcz. Rozdzielamy się według miejsc spania i choć marzymy głównie o śnie dajemy się jeszcze skusić siostrze na krótką herbatkę. Okazuje się, że z siostrą szybko znajdujemy wspólny język i wspólnych znajomych - pracowała na Białorusi, bywała w Widzach, zna panią Kamieniecką. Spać! A wcześniej doceniamy wielkość wynalazku zwanego prysznicem. Kto go wymyślił? Powinien dostać Nobla!

IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII........ DDDDDDDDZZZZZZZZIIIIIIIIEEEEEEEEŃŃŃŃŃŃŃŃ ZZZZZZZZAAAAAAAA DDDDDDDDNNNNNNNNIIIIIIIIEEEEEEEEMMMMMMMM

05.07. Poniedziałek

Przy śniadaniu s. Marzena co nieco opowiada nam o Orenburgu. Miasto liczy dwieście sześćdziesiąt lat i początkowo był to punkt na szlaku handlu jedwabiem. Po odkryciu zasobów mineralnych stało się miastem zesłańców i stąd jego specyfiką jest wysoka kryminogenność. Teoria ta sprawdza się w praktyce zaledwie chwilę później - kiedy przychodzimy na probostwo, okazuje się, że o. Paweł został okradziony. Gdy wracał z banku skradziono mu dokumenty i pieniądze przeznaczone na obóz. Na plebanii wita nas wikary, o. Waldemar Warzyński. Nie widzieliśmy się dwa lata. Nadrabiamy zaległości w wiadomościach i wspominamy wspólne „wschodowe” wyjazdy na Białoruś. Oglądamy z nim kościół Matki Bożej Loretańskiej, wzniesiony sto sześćdziesiąt lat temu przez Dominikanina z Grodna. Zakonnik ten trafił na zesłanie, ponieważ jego uczniowie brali udział w Powstaniu Listopadowym. W czasach stalinowskich kościół, podzielony na dwie kondygnacje służył najpierw przez kilka miesięcy jako szkoła dla lotników (a

7

Matka Boża Loretańska jest patronką lotników), potem mieściła się w nim fabryka butów. O. Waldemar informuje nas o sytuacji religijnej miasta. W liczącym kilkaset tysięcy mieszkańców Orenburgu katolików jest zaledwie nikły procent. Najwięcej jest tutaj prawosławnych i muzułmanów. Są tutaj także protestanci i baptyści. Oprócz Orenburga ojcowie i siostry obejmują opieką duszpasterską jeszcze kilkanaście wiosek. Najbardziej odległa znajduje się ponad 200 kilometrów od miasta.

Jeszcze krótki spacer po sklepach dla uzupełnienia zapasów papierniczych. Z wybiciem godziny trzynastej rozpoczyna się wchodzenie do dwóch autobusów: czterdzieści dwoje dzieci, siostry - Marta i Emanuela, lekarz - Irina Wasiliewna, administrator turbazy - Ksenia Sergiejewna ze swoim psem, kucharka, pomocnice kucharki, stróż i my. Ruszamy na północ, jakieś 60 kilometrów od Orenburga, do bazy turystycznej nad brzegiem rzeki Sakmary. Autobusiki zręcznie pokonują polne drogi, przed wjazdem na które zastanowiłby się pewnie niejeden polski kierowca. Za oknami zaczynają się stepy. W pamięć zapadają muzułmańskie cmentarze - nagrobki zagubione w wybujałej trawie. Wreszcie docieramy do turbazy. Na szczęście pod drzewami, cień daje schronienie. Wśród topoli zestaw całkiem przyzwoitych domków kempingowych, jest prąd, są łóżka i nawet otrzymujemy pościel. W największym, zielonym domku urządzamy polową kaplicę. Jest też stołówka, bania, w której wieczorem można umyć się w ciepłej wodzie, tradycyjne toalety. Jest też towarzystwo komarów. Najgorsze wydają się dla mnie być motyle, wyglądające jak wielkie, obrzydliwe ćmy. Różnią się od nich jedynie trybem życia - są aktywne w dzień. Na ich widok mam ochotę wskoczyć do autobusu i uciekać, gdzie „pieprz rośnie”. Ale autobus zdążył już odjechać, więc zbieram w sobie całą odwagę i postanawiam się jakoś przyzwyczaić.

Pierwszy dzień przeznaczamy jest na rozruch i poznanie grupy. Dzieci, jak to dzieci na całym świecie, w momencie, kiedy dostają piłkę są zajęte i szczęśliwe. Wieczorem jeszcze msza święta, na którą przyjeżdża o. Paweł Mroczek.

06.07. Wtorek

Zły nie śpi. Już nie tylko kradzież, ale jeszcze wieczorem Kristina łamie nogę. Dobrze, że jest Irina, która udziela jej pierwszej pomocy. Rano zobaczymy, co dalej. Poza tym zaczął się normalny program rekolekcji - są konferencje, spotkania w grupach, dużo śpiewu. Dzieciaki radosne i żywiołowe, angażują się jak każde potrafi.

8

07.07. Środa

O. Paweł Drobot z Iriną ruszają rankiem po pomoc. Idą piechotą kilka kilometrów do szosy, potem w stronę siedzib ludzkich Żyjemy w głuszy na odludziu. W końcu znajdują jakiś telefon, dzwonią po pogotowie. Po drodze nabywają chleb, nóż i kiełbasę i w polowych warunkach jedzą śniadanie. W końcu po kolejnych przygodach, takich jak brak benzyny, samochód pogotowia dociera do naszej bazy i zabiera dziewczynkę do szpitala. Już wiadomo, że złamanie jest dosyć poważne i najprawdopodobniej nie obejdzie się bez operacji. Od tej chwili otaczamy Kristinę naszą modlitwą, tylko tyle zależy od nas.

10.07. Sobota

Dni mijają spokojnie, według ustalonego planu. Chociaż właściwie „spokój” to pojęcie względne. Raczej typowe urwanie głowy: a to ktoś przychodzi po piłkę, a to po szachy, a to niekończący się ciąg pytań, kiedy pójdziemy nad wodę. Owszem, są i chwile wytchnienia, cichy czas po obiedzie i po odgwizdaniu wieczornego „odboju” (ciszy nocnej), kiedy już dziesięć razy sprawdzimy, czy aby na pewno każdy jest w swoim własnym domku i położył się spać. Kradzione ze snu chwile rano i wieczorem, gdy gromadzimy się na jutrznię i kompletę. Wciąż na nowo zawierzamy Bogu wszystkich, których spotykamy na naszej drodze. Modlimy się za tych, którzy zostali w Polsce i towarzyszą nam myślami i modlitwami i wreszcie nas samych. Dużo rozmów z Iriną, ciekawa właściwie wszystkiego: religii, historii, sytuacji. I realna, bardzo realna skuteczność modlitwy - wróciły ukradzione dokumenty o. Pawła Mroczka.

12.07. Poniedziałek

Nowy tydzień i dwie zmiany. Po pierwsze, pogoda. Wreszcie zrobiło się ciepło, a nawet gorąco. W bazie między drzewami nie jest to jeszcze uciążliwe, ale już brzeg rzeki to miejsce rozpalone żarem, powietrze wprost faluje. Krok na polankę, to krok w cieplejszą strefę klimatyczną. Druga zmiana to oczywiście nowe dzieciaki. Też około czterdziestki, tym razem prawie wszystkie z wioski Fiodorowka położonej ponad sto kilometrów od Orenburga. Siostry docierają tam z katechezą.

Ogólna mieszanka narodowości. W zeszłym tygodniu było sporo dzieci o korzeniach niemieckich, nazwiska typu Schmid i Bering, ale też typowo polskie, np. Stas Piasecki. Teraz dla odmiany Litwin, Minia, którego pełnego imienia, o

9

nazwisku nie wspominając, wprost nie da się zapamiętać. W grupie są także Ormianie i dziewczynki o urodzie Kazaszek. Uderza też wzajemna troska dzieci o siebie, miłość widoczna pomiędzy rodzeństwem.

14.07. Środa

Wczorajszy wieczór przyniósł wiele różnych wieści. Po pierwsze, Kristina, którą przewieziono do szpitala w Orenburgu miała

mieć wczoraj operację, ale gorączkuje i operację przełożono. Okazało się też, że ma pękniętą miednicę i właściwie do końca jeszcze nie wiadomo, co się za tym wszystkim kryje. Może to być i rak. W tym kierunku idą na razie ostrożne sugestie lekarzy.

Reszta wiadomości bardziej optymistyczna, z gatunku tych, co to podchodzą pod kategorię „cud”. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że ktoś podrzucił do kościoła znaczną kwotę pieniędzy? Po kilka razy upewniamy się u s. Marty i o. Pawła Mroczka, czy aby na pewno się nie przesłyszeliśmy, ale nie, fakt pozostaje faktem.

W ramach wieczornych „ogłoszeń parafialnych” jeszcze jedna nowina br. Vadim dostaje oficjalne zawiadomienie o przyjęciu do nowicjatu. Gratulacjom nie ma końca.

18.07. Niedziela

Przyszedł czas na pożegnanie z dziećmi. Pora na pierwsze podsumowania. Widać było wielką potrzebę bycia zauważonym, docenionym, potrzebę obecności. Nic też dziwnego, że przy wsiadaniu do autobusu w wielu oczach pojawiały się łzy. Na przykład Wiera, przyczepiła się wprost do Vadima i chodziła za nim krok w krok. Wszystko staje się jasne, gdy okazuje się, że wychowuje się bez ojca. Niewątpliwie tym, co się najbardziej rzuca w oczy, czy raczej w uszy, jest cisza. Więcej spokoju, nie trzeba nikogo pilnować, można po prostu trochę odetchnąć. Chociaż, czy tak do końca się z tego cieszę? Znowu powracają pytania, po co właściwie ja tu jestem. Bo jak do tej pory, zamiast mnie mógłby być każdy inny.

21.07. Środa

Jest inaczej niż z dziećmi, bardzo spokojnie. Poza spotkaniami dużo czasu na rozmowy, na przemyślenie różnych rzeczy, na postawienie sobie samemu pytań i odpowiedzi. „Nie bój się, wierz tylko...” Przecież gdyby nie to, nie wyruszyłabym te kilka tysięcy kilometrów. Jednocześnie trzeba wołać „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu !”

10

Jeszcze jedno przeżycie - Sakrament Pojednania. Może właśnie po to trzeba mi było przyjechać do Rosji. Jak pisze Adam Zagajewski: "On działa (...) Szuka najdłuższej linii, drogi, która jest tak okrężna, że prawie niewidoczna."

Wszystko nabiera sensu i celu. Jak to zwykle bywa, radość miesza się ze smutnymi wieściami - jest oficjalna diagnoza lekarzy, Kristina ma raka.

22.07. Czwartek

W trzecim tygodniu życia w łagrze (obozie) można byłoby o nas nakręcić film „Desperados 2”. Po etapie wygłodzenia, kiedy jedliśmy wszystko, co było stawiane na stół, przychodzi faza, kiedy sama myśl o serwowanym na stołówce posiłku wywołuje łzy w oczach. Makarony i kasze na pewno opuszczą nasze menu domowe po powrocie, o parówkach nie wspominając. Kiedy kładę się na plecach na karimacie, czuję jak brzuch przylega mi do podłoża. Ejże, nie jest tak źle, jest jeszcze domek 13, gdzie dzięki szczodrobliwości o. Pawła Mroczka czekają szprotki i nutella! A dzisiaj przyjeżdżają też „ciocie” Tania i Anait, parafialne kucharki i raczą nas pysznym chłodnikiem na kwasie chlebowym. Jest też szarlotka i jabłka o smaku tak kwaśnym, że aż zęby cierpną. Już się nie dziwię solidnej posturze o. Waldemara. Główny punkt każdego dnia, niby przy okazji zaczynania i kończenia spotkań, ale jednak główny, to tańce integracyjne opracowane przez „Klanzę”. Trochę improwizujemy, ale to nieważne. Dużo przy tym radości, jedności, pokoju. Pokój serca - treść tego dnia. Niesamowity wieczór, po nowennie do oporu, czyli do północy bardzo radosne śpiewy przy wszelkich możliwych instrumentach. Gdyby to komentować cytatem, to chyba „upili się młodym winem”. Na zakończenie, już w kameralnym gronie - „Zapada zmrok”. Łagodne przejście od radości do odpoczynku.

24.07. Sobota

Leniwe popołudnie. Siedzimy na brzegu, Oksana maluje, o. Paweł też próbuje swych sił. A ja? Maluję słowem

zanurzam je w barwy słońca i pojawia się rozgrzany brzeg

zapach piasku rozpalony blaskiem Zamykam oczy

11

i słowo zamienia się w lekki wiatr brzęczy leniwą muchą

pluska wyskakującą rybą. Maluję słowem.

IIIIIIIIVVVVVVVV........ PPPPPPPPOOOOOOOOMMMMMMMMIIIIIIIIĘĘĘĘĘĘĘĘDDDDDDDDZZZZZZZZYYYYYYYY 25.07. Niedziela

„Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”. Od rana dopadła nas „głupawka” na okoliczność powrotu do cywilizacji i niecierpliwie czekamy na autobus, który ma nas zawieźć do Orenburga. Niecierpliwie, ale i z pewną nutką nostalgii. Tu znajomy już każdy kąt, wiele przeżyć, miejsce spotkania. A przed nami daleka droga do Anapy, gdzie czekają jeszcze jedne rekolekcje, tym razem dla katechetów.

Trzeba przyznać, że zachowujemy się dokładnie tak, jakbyśmy wrócili po trzech tygodniach życia w głuszy. Rozkoszujemy się prysznicem, pralką, toaletą, normalnym jedzeniem w postaci smakowitych tostów, nożem i widelcem, bo w obozie były tylko aluminiowe łyżki. W dodatku dostajemy prezent, dzień odpoczynku, bo poniedziałkowa samochodowa podróż Orenburg - Anapa zdążyła zamienić się we wtorkową podróż samolotem z Samary.

Żeby szczęście było zupełne, na ścianie wisi obraz Matki Bożej Częstochowskiej, a po cichutku przez ostatnie dni tęskniło mi się do tego bardzo polskiego akcentu.

Ruszamy na krótki spacer. Pierwszy przystanek to katedralna cerkiew św. Mikołaja, gdzie spędzamy sporo czasu. Raz, że akurat zaczyna padać deszcz, a dwa, że śpiewają akatyst, który zachwyca nas swoim pięknem. Potem jeszcze rzut oka na Azję (postawienie tam nogi zostawiamy na jutro) i sesja zdjęciowa pod pomnikiem, którego nie może zabraknąć w żadnym rosyjskim mieście, pod Leninem.

Ukoronowaniem dnia jest uroczysta kolacja u sióstr. Dla wygłodzonych trzytygodniowym postem jawi się jako prawdziwa uczta i na pewno doceniamy wysiłki włożone w jej przygotowanie.

26.07. Poniedziałek

Wolny dzień, doprawdy, wspaniała perspektywa. Przyzwyczajony do obozowego reżimu organizm daje jednak wcześnie sygnał do pobudki i ruszamy

12

zobaczyć co nieco w Orenburgu. Nieomal na każdym kroku dostrzec można jeszcze ślady minionej epoki: a to w nazwie ulicy Sowieckaja, a to w budowlach, a to w kolejnym pomniku Lenina. Koronnym punktem dnia jest wycieczka na ziemię azjatycką. Wykonujemy triumfalny taniec pod pomnikiem symbolicznie rozdzielającym kontynenty. Kto wie, kiedy zdarzy się następna taka okazja?

Zmiana nastroju o. Paweł Mroczek zabiera nas na Zauralną Roszczę, miejsce masowych mordów i masowych grobów z czasów stalinowskich. Na malowniczym brzegu Uralu wita nas dziś symboliczny pomnik pomordowanych, zagubione pomiędzy brzozami krzyże, tabliczki z nazwiskami przyczepione do pni. Cisza. To właśnie natura wydobyła na jaw złowrogie tajemnice historii, kiedy rzeka, podmywając brzeg, zaczęła wypłukiwać z ziemi ludzkie kości.

Wracamy i od razu dopadają nas przyziemne troski. Okazuje się, że bilety kolejowe z Anapy do Moskwy są na trasę, która prowadzi przez terytorium Ukrainy, co może spowodować problemy wizowe. Na szczęście udaje się to zmienić, a my dzięki temu zyskujemy dodatkowy dzień w Moskwie.

VVVVVVVV........ NNNNNNNNAAAAAAAA FFFFFFFFIIIIIIIINNNNNNNNIIIIIIIISSSSSSSSZZZZZZZZUUUUUUUU 27.07. Wtorek

Dzień przywitał nas bladym świtem. Już po piątej pakujemy bagaże, a o szóstej, w sennej ciszy, uczestniczymy we Mszy Świętej, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów po polsku. Punktualnie o siódmej podjeżdża o. Paweł Jurkowski z Orska, który odwozi nas do Samary na lotnisko. Stąd sam też ma lecieć do Moskwy. Podróż mija sennie. Za oknem ciągną się bezkresne pola, szczególnie ładnie prezentują się kwitnące słoneczniki. Kolejna ciekawostka. W okolicach Buzułuku można zaobserwować kaczałki (szyby) do czerpania nafty.

W Samarze okazuje się, że mamy 14 kilo nadbagażu (same potrzebne do zajęć rzeczy!), ale to na szczęście jedyna niedogodność. Potem już tylko spokojny lot i piękne widoki wybrzeży. A po wylądowaniu: po pierwsze, okropny skwar i wyraźna zmiana klimatu, po drugie, odnajduje nas ksiądz Józef, miejscowy proboszcz rodem ze Słowacji i zabiera z lotniska. No i wreszcie, ośmioro uczestników, katechetów z najrozmaitszych miejsc diecezji świętego Klemensa w Saratowie: od Soczi i Władykaukazu, poprzez Astrachań i Saratów, po Rostów nad Donem. Kolejną niespodzianką jest brak kucharki i konieczność samodzielnego zorganizowania się w tej dziedzinie. Trzeba przyznać, że zmęczenie lekko z nas wychodzi i w rezultacie patrzymy na czekające nas zadania w czarnych barwach.

13

29.07. Czwartek

Na szczęście wczorajszy ranek pozwolił nam spojrzeć na wszystko bardziej optymistycznie. Potrafimy się na tyle dobrze zorganizować, że sfera kulinarna nie tylko nie szwankuje, ale wręcz grozi przejedzeniem. Są też atrakcje wypoczynkowe. Dzień zaczynamy już o szóstej, aby po modlitwie porannej wyruszyć na plażę. Tam spożywamy piknikowe śniadanie i „taplamy się” w cudownie czystych i ciepłych wodach Morza Czarnego. Sasza z zapałem nurkuje, co jakiś czas przynosząc nam do pooglądania mniejsze lub większe okazy krabów.

To oczywiście tylko wstęp. Po powrocie z plaży zaczynają się właściwe zajęcia, bardzo intensywne, bo mamy tylko kilka dni.

Chwila zawahania przy pisaniu, bo przecież tak naprawdę wiele rzeczy dzieje się „pomiędzy”. Najistotniejsze są chyba rozmowy na plaży i przy myciu naczyń, w przerwach pomiędzy konferencjami. To właśnie wtedy poznajemy historie ludzi, którzy najczęściej są starsi od nas, którzy we wspólnocie Kościoła są od kilku czy kilkunastu lat, których przyprowadziły tu kręte nieraz drogi. Kolejny raz powraca pytanie - co ja, taki zwykły człowiek mogę przekazać czy dać tym ludziom?

31.07. Sobota

Ostatni dzień naszych rekolekcji, bo jutro już tylko wspólna Msza Święta. Jest już jedna odpowiedź na pytanie „Co daliśmy?” Naszą jedność, doświadczenie, że jesteśmy jak jedna rodzina. Zupełnie niesamowite, jeśli pomyśleć, że przecież spotkaliśmy się właściwie pierwszy raz, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie wcześniejsze obawy co do czekającej nas współpracy.

Jeszcze jedna ciekawostka obyczajowa. Umarła matka jednej z parafianek, która zgodnie z miejscowym zwyczajem częstuje wszystkich obecnych w kościele na wieczornej mszy cukierkami i wręcza każdemu pamiątkową chusteczkę.

VVVVVVVVIIIIIIII........ PPPPPPPPOOOOOOOOWWWWWWWWRRRRRRRRÓÓÓÓÓÓÓÓTTTTTTTT

02.08. Poniedziałek

W ramach świętowania wspomnienia świętego Alfonsa Liguori oraz wolnego dnia wybraliśmy się wczoraj z lokalnym biurem podróży na wycieczkę nad Morze Azowskie. Główną atrakcją wyjazdu była kąpiel w niecce z błotem wulkanicznym. Żaden opis nie odda wyglądu dziesiątek pokrytych od stóp do głów zielonkawą glinką zapaleńców, usiłujących poruszać się w grząskiej mazi,

14

leżących na jej powierzchni, nurkujących, czy wreszcie zmierzających w kierunku morskiej toni, by powrócić do ludzkiej postaci.

Wieczorny spacer po Anapie i dopiero teraz widać, że jest to rzeczywiście kurort wczasowy, pełen turystów i gwaru.

A dziś już tylko pożegnanie z morzem, pakowanie i zaczyna się podróż powrotna.

03.08. Wtorek

Jedziemy, śpimy, zażywamy folkloru. Na stacji w Jelcu decydujemy się na

kolejny krok inkulturacyjny i kupujemy wędzoną rybę. A właściwie rybę wędzono-suszoną. Dima sprawnie pozbawia ją wnętrzności, a zapach solonego mięsa rozchodzi się po całym wagonie i przyciąga naszą prowadnicę (przewodniczkę wagonu), która po wymianie zwyczajowych uprzejmości wdzięcznie oznajmia, że jeślibyśmy ją ugościli, nie odmówi.

04.08. Środa

Bladym świtem, czyli o godzinie 4.35 docieramy do Moskwy. Trochę koczujemy w dworcowej poczekalni, po czym wyruszamy do Ojców Franciszkanów. Gościnne przyjęcie i wygodne łóżka kuszą, ale dzielnie przełamujemy rozleniwienie i jedziemy na Kreml.

Pierwszą typowo rosyjską osobliwość, czyli podwójną stawkę dla cudzoziemców za przechowanie bagażu (o cenach biletów wstępu już nawet nie wspominam!) udaje nam się obejść dzięki łyżeczkom w naszych plecakach. Widocznie jest to rzecz na tyle osobliwa, że z wrażenia strażnik liczy nam stawkę dla krajowców.

Sam Kreml robi niesamowite wrażenie, szczególnie Uspienskij Sobor, pełen fresków i ikon. Z kolei w Soborze Archangielskim trafiamy na występ kwartetu mnichów, reklamującego płyty z muzyką cerkiewną. Można byłoby chodzić cały dzień, zachwycając się coraz to nowymi rzeczami.

Popołudnie spędzamy w biegu. Zaglądamy na Łubiankę, bynajmniej nie w celu obejrzenia słynnego więzienia, lecz do wspaniałej księgarni, gdzie każdy z nas znajduje coś ciekawego. Spacerujemy po Arbacie, wstępujemy na chwilę do katedry.

05.08. Czwartek

Ostatni dzień w Rosji. Po przyjeździe na Plac Czerwony decydujemy się rozdzielić, żeby każdy mógł zobaczyć to, co go najbardziej interesuje. My z Dimą postanawiamy skorzystać z okazji i wejść do Mauzoleum Lenina, zwłaszcza, że

15

wstęp wolny. Zręcznie przyczepiamy się do grupy amerykańskich turystów i tym sposobem omijamy kolejkę, w której trzebaby czekać kilkadziesiąt minut. Pomyślnie przechodzimy pierwszą bramkę, po czym przy kontroli bagażu podręcznego trafiamy na barierę nie do pokonania, okazuje się, że z aparatem fotograficznym, nawet głęboko schowanym, nie ma co marzyć o wejściu na plac. Co robić? Szybka decyzja. Dima zostaje przy wejściu, a ja biegiem ruszam. W Mauzoleum na każdym rogu umundurowany żołnierz, przypominający o zachowaniu ciszy, wnętrze w czarnych marmurach, szklany sarkofag. Za grobowcem popiersia większych komunistów, a w ścianie Kremla setki tabliczek upamiętniających pomniejszych zasłużonych działaczy. Przy wyjściu po drugiej stronie placu czeka na mnie Dima i oboje ruszamy biegiem przez dwie galerie handlowe i boczne uliczki (przestrzeń placu jest dziś zamknięta, nie da się jej obejść nawet bokiem), aby z kolei on mógł obejrzeć to charakterystyczne i znane na całym świecie miejsce.

Jeszcze tylko krótka wizyta po plecaki, ostatnia podróż metrem i ponownie dworzec Moskwa Biełarusskaja. Kolejne pożegnanie. Dima rusza do Grodna, my - już polskim pociągiem - do Warszawy. Koniec naszej wielkiej przygody.

Koniec? Złe słowo - już ksiądz Twardowski w jednym ze swych wierszy napisał: „koniec - to kłamczuch w świecie nieskończonym” . Nie koniec zatem, ale początek. Początek czasu zbierania. Bo przecież stokroć więcej otrzymuję, niż daję.

Katarzyna Sylwestrzak Bielsko Biała, sierpień 2004

16

Relacja z rekolekcji ZM „Wschód” na Ukrainie

To były dni pełne nowych i niepowtarzalnych doświadczeń. Nowych, bo w nowym składzie, bo miejsce obce, nieznane, jak nowy ląd, który trzeba odkryć, aby pokochać. Nowi byli także ludzie, z którymi trzeba się dopiero uczyć współpracować, ustalać pewne obowiązujące zasady, wyjaśniać różne sprawy. Różnice wieku, doświadczenia życiowego, temperamentu też dały się wyczuć. Czy jednak nie ważniejsza była sprawa, dla której tam pojechaliśmy? Czyż nie najważniejsi byli ludzie czekający tam na nas, Jezus, który nas tam posłał? Nasza ludzka ułomność kazała nam się często zatrzymywać się na sprawach mniej istotnych, ale czyż nie wzrosła przez to nasza pokora? Myślę, że ten wyjazd był ubogacającym doświadczeniem dla każdego z nas, mam też nadzieję, że i dla osób, z którymi się zetknęliśmy.

Do Śniatynia i Zabłotowa pojechali: o. Andrzej Łabuda, br. Marcin Klamka, br. Ludwik Łabuda, Izabela Bober, Kinga Bagazja, Elżbieta Tralewska i Iwona Stasiowska. Kinga miała się zająć stroną muzyczną, zaś Ela gimnastyką, grami i zabawami. Myślę, że poradziły sobie z tym świetnie!

Już na początku, w Tuchowie, zaskoczyła nas informacja, że bus seminaryjny, którym mieliśmy jechać,

popsuł się. W związku z czym, musieliśmy w obie strony udać wszelkimi dostępnymi środkami lokomocji krajowej i zagranicznej. Nie łatwo było wstać skoro świt w sobotę 27 lipca i udać się na dworzec PKP z ciężkimi bagażami. To musiało mieć jakiś cel. Odnalazł się on w autobusie wiozącym nas z Przemyśla do samego Zabłotowa. Tam właśnie br. Marcin i Izabela prowadzili głębokie rozmowy z młodymi ludźmi udającymi się do Rumunii w celach turystycznych. Po przyjeździe na miejsce zastaliśmy zamknięte bramy klasztoru sióstr Felicjanek, ale za to otwarte serce proboszcza ks. Jana. Ono to powiodło nas na wieczorną Eucharystię do miejscowości Śniatyń, gdzie wcześniej nawiedziliśmy grób Sługi Bożej s. Marty Wieckiej (1874-1904). W Śniatyniu spotkaliśmy już pierwszych młodych kandydatów na nasze rekolekcje, w tym chłopców o lekkim upośledzeniu umysłowym z ośrodka znajdującego się tuż obok kościoła. Po powrocie do Zabłotowa i noclegu w klasztorze sióstr żeńskiej części grupy, a na plebanii męskiej części, zajęliśmy się rano przygotowaniem do liturgii niedzielnej. Trzeba podkreślić, że od kilku lat Liturgia odbywa się tam, z niewielkimi wyjątkami, w języku ukraińskim. Stwierdziliśmy jednak, że jest to język pokrewny polskiemu i rosyjskiemu, więc rozumiemy całkiem sporo, nawet podjęliśmy się śpiewu.

17

Po Mszy św. zrobiliśmy wstępne, informacyjne spotkanie dla obecnej młodzieży. Okazało się, że są chętni do współpracy i będą czekać na rekolekcje mające się dla nich zacząć za tydzień. Po obiedzie postanowiliśmy przypomnieć sobie tańce integracyjne.

W poniedziałek z rana ruszyliśmy na spotkanie z młodzieżą w Śniatyniu. Pod kościołem czekało na nas kilka osób, ale wciąż mieliśmy nadzieję, że ich przybędzie więcej. Postanowiliśmy, że w na początek poćwiczymy z nimi śpiew w języku ukraińskim, potem ruszyliśmy na boisko. Po obiedzie wraz z młodzieżą wykonaliśmy plakaty zapraszające dzieci na zustricz s Isusom (spotkanie z Jezusem). Barwne plakaty,

umieszczone w widocznych miejscach wioski, rzeczywiście przyciągały uwagę przechodniów.

We wtorek, po porannej modlitwie wraz z kwiatem śniatyńskiej młodzieży poszliśmy nad

piękny, szumiący Prut. Tam,

przy ognisku, choć bez muzyki, uczyliśmy ich tańców integracyjnych. Po południu młodzież wysłuchała konferencji które kolejno wygłosili: br. Marcin (konferencja wstępna). Iwony (Obrzędy Wstępne Mszy świętej) i br. Ludwik (Liturgia Słowa). Podczas Mszy świętej o godz. 20 o. Andrzej Łabuda wygłosił do młodzieży kazanie. Następnie ks. Jan ulokował nas na kwaterach prywatnych, co stało się świetną okazją do poznania warunków życia tamtejszych mieszkańców, ich historii rodzinnych oraz doświadczenia tego, jak wielkie i otwarte są ich serca.

W środę br. Marcin uraczył młodych ludzi konferencją na temat Liturgii Eucharystii. Ubogacił ją prośbą o wypisanie przez każdego na kartkach tego, co chciałby podczas najbliższej Mszy św. ofiarować Bogu. Wieczorem Izabela opowiedziała o obrzędach zakończenia posługując się również metodami aktywizującymi: plakat z symbolem Bożego błogosławieństwa. Tego dnia, dość nieoczekiwanie, staliśmy się świadkami historycznego momentu w tej świątyni, ponieważ przywieziono pachnące jeszcze drewnem ławki, pierwsze po odzyskaniu kościoła przez katolików (za czasów ZSSR naprawiano w tym miejscu autobusy…). Bracia klerycy na własnych barkach pomagali wnosić i

18

ustawiać nowe umeblowanie.

Jedynie siostry się skarżyły, że to tak nie po tutejszemu, że jako kobiety tylko stoją i patrzą jak ktoś pracuje. Ale przecież dzielnie wskazywały jak ustawiać ławki w taki sposób, aby księdzu było jak najlepiej przechodzić z procesją podczas uroczystości. W czasie wieczornej Mszy św. dziewczęta przyniosły do ołtarza dary tańcząc przy pieśni „Powstań przyjaciółko ma”.

Następnego dnia zaskoczyły nas swą liczną obecnością dzieci. Było ich około pięćdziesięcioro. Plakaty a nawet rozdawane na ulicach ulotki przyniosły ten nieoczekiwany efekt. Zaczęliśmy od nauki tańca, co większości maluchów bardzo sobie upodobała. Potem usłyszały konferencję Iwony o obrzędach wstępnych Mszy św. Po południu, po zabawach i próbie śpiewu, podczas Mszy św. konferencję wygłosił br. Marcin.

W piątek wcześnie rano Ela i Kinga udały się z siostrami Szarytkami do ośrodka w pobliskim Załuczu. Bardzo przeżyły nie tylko spotkanie z dziećmi tak zmienionymi przez głębokie upośledzenie, ale wstrząsnął nimi obraz tego w jakich warunkach przyszło egzystować tym ludzkim istotom, które przecież również zasługują na to, by były otoczone troskliwą i fachową opieką. Mimo starań ks. Jana i sióstr Szarytek, chociaż już i tak wiele się tam zmieniło, dom ten pozostawia wiele

do życzenia… Po powrocie dziewcząt z Załucza poprowadziliśmy dla dzieci modlitwę i poranną gimnastykę. Od gimnastyki mieliśmy przecież wśród nas specjalistkę – Elę. Potem wróciliśmy do kościoła, gdzie br. Ludwik wygłosił do dzieci konferencję o Liturgii Słowa. Po przerwie na zabawy i obiad uczestniczyliśmy z dziećmi we Mszy świętej.

Sobota była ostatnim dniem rekolekcji dla dzieci w Śniatyniu i ostatnim dniem lipca. Powtórzyliśmy jeszcze z dziećmi tańce i śpiew. W samo południe o. Andrzej celebrował dla dzieci Mszę św. Nie wszystkie umiały zrobić znak krzyża, niektóre robiły to na sposób wschodni. Najważniejszy był jednak Jezus, który nas tam zgromadził by ukazać swą nieskończoną miłość do każdego człowieka, również do tych niepełnosprawnych chłopców, z których kilku wiernie przychodziło na spotkania. Po Mszy św. ruszyliśmy „marszrutką” do Zabłotowa.

W niedzielę 1 sierpnia, w święto św. Alfonsa, o 11:30 uczestniczyliśmy we Mszy św. pod chmurką. Zauważyliśmy, że nie mamy już potrzeby zaglądać do książeczek, by móc odpowiadać na wezwania kapłana, co było znakiem ze w czasie minionego tygodnia zrobiliśmy postęp w znajomości j. ukraińskiego. Na chwilę spotkaliśmy się jeszcze z młodzieżą, aby o 16 zacząć z nimi naukę tańców integracyjnych. Później br. Marcin wygłosił ciekawą konferencję o

19

miłosiernym Ojcu. Po konferencji usiedliśmy z młodzieżą przy herbacie aby porozmawiać o tym, czym oni żyją i co ich nurtuje.

W poniedziałkowe przed-południe my, dziewczyny, przesz-łyśmy chrzest bojowy w przedszkolu prowadzonym przez siostry felicjanki. W opiece nad dziećmi pomagał nam także ks. diakon z Tarnowa. O godzinie 16 o. Andrzej wygłosił konferencję do młodzieży, a wieczorem była już Msza św. w języku polskim, jak w każdy poniedziałek w Zabłotowie. We wtorek i środę do południa zajmowaliśmy się dziećmi przedszkolnymi, a po obiedzie przychodziła młodzież i słuchała konferencji br. Marcina lub o. Andrzeja. We wtorek ojciec wygłosił bardzo ciekawą konferencję na temat Eucharystii. Mówił o tym, jak trudno jest młodzieży zrozumieć znaczenie tego, co dzieje się podczas Mszy świętej.

Na środę wieczór zaplano-

waliśmy z młodzieżą ognisko, jednakże niesprzyjająca pogoda spowodo-wała, że spotkaliśmy się na plebani. Tam młodzi ludzie nauczyli nas kilku nowych zabaw i opowiedzieli o przeżyciach z pielgrzymki pieszej, w której szli przed naszymi rekolekcjami.

W czwartkowy poranek ks. Jan zawiózł nas osobiście do Kołomyi i wsadził do pociągu jadącego w kierunku Lwowa. Wielki duchem i ciałem (207 cm wzrostu!) kapłan stał na peronie i machał białą chusteczką za odjeżdżającym pojazdem… A my?... Przed przejściem granicznym w Szegini nikt z nas nie chciał opuszczać tego niesamowitego kraju. Iza, która jest zawodowym lekarzem, stwierdził, że nawet ci z nas, którzy byli tam po raz pierwszy, „złapali bakcyla”.

Iwona Stasiowska, Bardo Śląskie

20

c z y l i c z y l i c z y l i c z y l i

n a s za wyp r awa m i s y j n a na Bia ł o r u śna sza wyp r awa m i s y j n a na Bia ł o r u śna sza wyp r awa m i s y j n a na Bia ł o r u śna sza wyp r awa m i s y j n a na Bia ł o r u ś

Nasza wakacyjna wyprawa

rozpoczęła się 26 lipca w Tuchowie, gdzie zebraliśmy się całą grupą wyjazdową. Warto od razu wymienić animatorów Zespołu Misyjnego „Wschód”, którzy udali się na powyższe rekolekcje. Byli to: o. Robert Srebro CSsR, br. Piotr Łacheta, br. Przemysław Ilski, Anna Piątek, Agnieszka Szymańska, Barbara Zbyrowska, Małgorzata Kuboń i Karol Szabelewski. Niezależne od nas okoliczności sprawiły, że wyjazd na Białoruś opóźnił się w czasie o dwa dni od planowanego terminu. Nie spowodowało to na szczęście żadnego uszczerbku dla mających się odbyć rekolekcji, bo przesuniecie wyjazdu zmieściło się w czasie, kiedy nasze wizy na Białoruś nie straciły jeszcze swojej ważności.

Wróćmy jednak do samego wyjazdu. Po całodziennych wspól-nych przygotowaniach, kiedy to spakowaliśmy potrzebne bagaże, we wtorek 27 lipca 2004 roku wyru-szyliśmy w wyznaczonym kierunku. Godzina wyjazdu była wyznaczona na czwartą rano. Tuchów żegnał nas strugami deszczu, ale im dalej jechaliśmy na północ, tym pogoda coraz bardziej ulegała poprawie. Podróż do miejscowości Łazuny, gdzie mieliśmy prowadzić rekolekcje niezwykle długa i pełna niespo-dzianek. Do celu dotarliśmy dopiero po północy. Pomimo późnej pory ksiądz proboszcz Zbigniew

Wołkotrup wytrwale na nas oczekiwał i przyjął z otwartymi ramionami. Nazajutrz zgodnie z planem rozpoczęliśmy rekolekcje.

W parafii Łazduny prowa-dziliśmy spotkania rekolekcyjne w trzech różnych miejscach: Łazduny, Juraciszki i Downary. Podzieliwszy się wcześniej na dwie czteroosobowe grupy, spotkania przedpołudniowe prowadziliśmy równocześnie w dwóch miejscowościach, a po połud-niu, już całą grupą wyjazdową animo-waliśmy spotkania w Łazdunach.

Temat tegorocznych rekolekcji był identyczny dla prawie wszystkich grup ewangelizacyjnych Zespołu Misyjnego - „Eucharystia”. Zagad-nienia poruszanie w czasie rekolekcji obejmowały: obrzędy wstępne, litur-gia słowa, liturgia eucharystyczna oraz obrzędy zakończenia. Przez kolejne dni prowadziliśmy rozwa-żania na temat poszczególnych części Mszy św. Skierowane do dzieci i młodzieży katechezy były bardzo obficie urozmaicane różnorodnymi aktywacjami, które pomagały w przekazie treści. Prowadzonym przez nas katechezom towarzyszyły spotkania przy stole Słowa i Ciała Chrystusa oraz modlitwa. Po nauczaniu natomiast, zawsze był czas na różnorodne gry i zabawy.

Dni szybko mijały i liczba młodych uczestników naszych re-kolekcji stopniowo się ustabi-lizowała. W trzech wymienionych

21

wyżej miejscach w rekolekcyjnych spotkaniach uczestniczyło łącznie ponad siedemdziesiąt osób. Niestety, nie mogliśmy dostatecznie dużo czasu spędzać z uczestnikami rekolekcji, były to zaledwie trzy godziny dziennie poświęcone dla jednej grupy. Spowodowanie to było tym, że poszczególne miejscowości były oddalone od siebie o kilkanaście kilometrów i sporo czasu zajmował dojazd do nich. W najlepszej sytuacji były dzieci z samych Łazdun, gdyż mieliśmy dla nich całe popołudnie. Dzięki temu każdego wieczora mogły one uczestniczyć we Mszy św. Wieczory spędzaliśmy na plebani, która na te kilka dni stała się naszym domem. Bardzo troskliwie opiekował się nami ks. Zbigniew, który codziennie zabiegał, żeby niczego nie zabrakło do sprawnego przepro-wadzenia rekolekcji i utrzymania naszej dobrej kondycji fizycznej. Niezmiernie ważna w tym względzie była także Pani Jadwiga, która gotowała nam posiłki. Od księdza Zbigniewa bardzo dużo dowie-dzieliśmy się o warunkach pracy duszpasterskiej na Białorusi i o wielkich potrzebach, jakie ciągle ma tutejszy Kościół. Wspaniale odnajdy-wał się w Białoruskiej rzeczywistości o. Robert, który oprócz zaanga-żowania w rekolekcje, był dla ks. Zbigniewa znaczną pomocą w duszpasterstwie.

Na zakończenie rekolekcji w poszczególnych miejscowościach zorganizowane zostały pożegnalne spotkania przy ogniskach. Dzieci

bardzo ucieszyły się z symbolicznych prezentów, które dla nich przy-gotowaliśmy. Nas natomiast bardzo pozytywnie zaskoczyły dzieci i młodzież z Downar. Sami przygo-towali oni „uroczyste ognisko” na które przynieśli różne smakołyki i obdarowali nas maskotkami.

Po sześciu dniach trzeba nam było niestety wyjechać z Łazdun i udać się do kolejnej Parafii, gdzie czekali już na nas młodzi ludzie spragnieni spotkania z Jezusem. W międzyczasie, 1 sierpnia naszą ekipę opuścił Karol Szabelewski, który ze względu na ważne sprawy jakie miał do załatwienia, wrócił do Polski.

2 sierpnia wyruszyliśmy w kierunku północno – wschodnim, do miasteczka Widze koło Brasławia, gdzie miały się odbyć kolejne rekolekcje. Wieczorem byliśmy już na miejscu, gdzie z utęsknieniem czekała na nas Pani Antonina Kamieniecka, która już od dziesięciu lat przyjmuje w swoim domu animatorów z Zespołu Misyjnego „Wschód”, którzy prowadzą rekolekcje w Widzach.

Następnego dnia rozpoczęliśmy spotkania z licznie przybyłymi dziećmi. Podobnie, jak w Łazdunach, tak i tu, były to dzieci młodsze i starsze. Tę drugą grupę można już nawet zaliczyć do młodzieży. Z powodu dużego przekroju wieko-wego, uczestników w miarę potrzeby dzieliliśmy na dwie grupy i prowa-dziliśmy dla nich spotkania na poziomach umożliwiających zrozu-mienie i aktywne włączenie się w rekolekcje.

22

Należy przyznać, że czas spędzony w Widzach był o tyle korzystniejszy, że prowadziliśmy spotkania w jednym tylko kościele i dłużej mogliśmy przebywać z tą samą grupą uczestników. Nasze reko-lekcyjne spotkania odbywały się rano i po południu. Był też czas na odpoczynek nad jeziorem, a w regeneracji sił bardzo „pomagawszy” nam Pani Antonina i Pani Galina, które przyrządzały bardzo smaczne posiłki. Trzeba tu zaznaczyć, że Pani Kamieniecka w ostatnich kilkunastu latach stała się postacią legendarną i Zespół „Wschód” ma wobec niej ogromny dług wdzięczności. Także my w jej domu czuliśmy się jak u prawdziwej babci, która bardzo dba o swoje pociechy. Podczas pobytu na rekolekcjach udało nam się spotkać z mieszkającą niedaleko Żanną Garnisz

i innymi osobami zaangażowanymi w Zespole u początków jego działalności i usłyszeć ich wspomnienia, niejako świadectwa związane ze „Wscho-dem”.

W rekolekcjach wzięło udział ponad osiemdziesiąt osób. Były wśród nich dzieci przybywające na spotkania także spoza Widz. Wszystkie treści katechez były tłumaczone na język rosyjski, w czym niezastąpiona była Agnieszka Szy-mańska.

Szybko mijały dni w słonecznych Widzach i nieuchronnie zbliżała się data wyjazdu. Po pożegnaniu się z Panią Kamieniecką i Panią Galiną oraz z pracującymi w Widzach saletynami: ks. Alfredem i ks. Andrzejem, 7 sierpnia wyjechaliśmy w kierunku Wilna, którędy biegła droga powrotna naszej wyprawy. Na nocleg zatrzymaliśmy się w Nowej Wilejce, gdzie pracował i spoczywa na cmentarzu o. Kazimierz Świątek, redemptorysta zmarły w opinii świętości. Po spędzonej na pielgrzymowaniu po Wilnie niedzieli, następnego dnia wróciliśmy do Polski i w ten sposób zakończyła się nasza misyjna wyprawa. Pozostała ona w pamięci nas wszystkich, którzy braliśmy w niej udział. Mamy także nadzieję, że jej owoce pozostały również w sercach młodych uczestników naszych rekolekcji.

br. Piotr Łacheta CSsR

23

SSSSSSSS ŁŁŁŁŁŁŁŁOOOOOOOOWWWWWWWWOOOOOOOO BBBBBBBBOOOOOOOOŻŻŻŻŻŻŻŻEEEEEEEE ,,,,,,,, TTTTTTTTOOOOOOOO MMMMMMMMIIIIIIII EEEEEEEECCCCCCCCZZZZZZZZ OOOOOOOOBBBBBBBBOOOOOOOOSSSSSSSS IIIIIIII EEEEEEEECCCCCCCCZZZZZZZZNNNNNNNNYYYYYYYY ........ ........ ........

Takie słowa czytamy w Liście do Hebrajczyków (4,12).

W czasie rekolekcji doświadczali tego zarówno uczestnicy jak i prowadzący. Poniżej zamieszczamy kilka świadectw z przeżytych rekolekcji.

Te rekolekcje bardzo mi się

podobały. Spotkałam wielu nowych i ciekawych ludzi. Jednak najważniejsze było to, że mogłam się spotykać z Bogiem o wiele częściej niż w domu. Mieszkam na wsi. Dzięki ludziom, którzy przyjechali do nas z Polski, rozmowom z nimi, a także przyglądając się ich pracy i słuchając jak mówią o Bogu zapragnęłam robić to samo. Chciałabym więcej czasu poświęcać Bogu i opowiadać innym kim On jest. Zrozumiałam, że Bóg jest najlepszym Ojcem, który dał mi życie i otaczający mnie świat. Uważam, że spotkanie z tymi ludźmi to nie przypadek, to Bóg nas połączył, abym ja mogła odnaleźć drogę, po której warto kroczyć. Chcę podziękować Bogu, za wszystko co mi dał. Pragnę częściej spotykać się z ludźmi, aby mówić im o Bogu, o tym jak wiele uczynił dla nas ludzi, jak bardzo nas kocha i jak daje nam doświadczać tej miłości. Będę się bardzo starała tak postępować i wierzę w to, że Bóg będzie mi w tym pomagać.

Katia Kriwienko, lat 15, uczestnik

Odkąd Bóg złożył w moim sercu

pragnienie ewangelizacji i pracy misyjnej, szczególnie na bliskich mi terenach Wschodnich miałam okazję wiele razy przekonać się o prawdziwości słów pierwszego świętego misjonarza werbisty: „Jedynym językiem, który rozumieją wszyscy ludzie jest język miłości” mawiał św. Józef Freinademetz. Na rekolekcjach, które prowadziliśmy w dalekiej Rosji na Uralu, terenach przez które przebiega granica między Europą i Azją, spotkaliśmy ludzi, którzy mimo ubóstwa i braków materialnych tak naprawdę głodni byli i są Boga, który jest Miłością. Okazało się, że nie była tyle wiedza czy doskonała znajomość języka, ale nasza obecność, chęć pomocy wynikająca z miłości Boga i bliźniego oraz osobiste świadectwo, że Jezus rzeczywiście żyje, uzdrawia i działa dzisiaj pośród nas.

Justyna Skrzek, Głogów

prowadzący

24

W dniach od 16 do 22 sierpnia

o. Tomasz Zieliński, br. Andrzej Michoń, br. Sylwester Pactwa, Ewa Gut, Justyna Hetnar, Katarzyna Drożak oraz ja, s. Pacyfika. prowadziliśmy rekolekcje dla trzydziestoosobowej grupy studentów Instytutu Teologicznego w Grodnie.

Na początku chciałabym wrócić do naszych majowych spotkań na Lubaszowej, które oprócz duchowego pokarmu stanowiły równocześnie przygotowanie do wyjazdu ewangelizacyjnego. Myślę, że ten sposób okazywał się dla mnie bardzo owocny i pomocny, gdyż później głosiłam i dawałam świadectwo o tym, czego wcześniej doświadczyłam na modlitwie. Uważam, że jest to bardzo dobry sposób przygotowania rekolekcji wyjazdowych.

Mój pobyt na Białorusi, zresztą pierwszy, naznaczony był wieloma wspaniałymi doświadczeniami. Jednym z nich to ogromna gościnność i serdeczność rodziców oraz rodziny br. Andreja Vrubleuskiego, u których mieszkaliśmy jak również otwartość studentów, którym głosiliśmy Słowo Boże. Na ich twarzach odbijało się pragnienie Boga, tęsknota za jego słowem i radość słuchania Dobrej Nowiny. Podziwiałam ich zaangażowanie w każdą formę pracy

proponowanej przez nas. Pomimo bariery językowej panowała wśród nas atmosfera zaufania i dzielenia się doświadczeniem wiary. W miarę upływu czasu dało się odczuć rosnące zaufanie a relacje stawały się bliższe.

Miałam również okazje poznania piękna Białorusi, zobaczenia miejsc, o których pisała E. Orzeszkowa w swoim dziele „Nad Niemnem”, jak również przebywania w klasztorze, a może nawet celi, gdzie kiedyś żył i pracował św. Maksymilian Kolbe. Dzięki życzliwości młodzieży zwiedziliśmy także Grodno, które swym pięknem wywarło na mnie duże wrażenie.

Jestem świadoma, że było to dotknięcie pracy apostolskiej na terenach wschodnich w bardzo nikłym stopniu i że nie zawsze wygląda to tak pięknie oraz nie zawsze jest się posłanym do tak otwartych na Słowo Pana ludzi, o czym tez miałam okazje się przekonać. Zdałam sobie także sprawę z tego, że takie rekolekcje zawierają oprócz elementu duchowego również ważny element edukacyjny, gdyż poziom wiedzy religijnej ich uczestników może być różny.

Jestem wdzięczna Bogu za to bardzo pozytywne doświadczenie pracy apostolskiej.

s. Pacyfika Pławecka CSSJ, Tuchów

25

Chciałbym podzielić się refleksją na

temat niespodziewanych dróg, które wybiera Jezus, aby pełnić swą wolę poprzez naszą posługę. Muszę przyznać, że na Ukrainę udawałem się z mieszanymi uczuciami, raczej przygotowany na to, że nie będzie, do kogo głosić. Jednak to, co zastałem na miejscu przeszło moje oczekiwania. Na pierwszy dzień rekolekcji dla młodzieży w miejscowości Sniatyń przyszło troje młodych ludzi. Dla mnie jako przyszłego misjonarza było to niesamowite przeżycie. Podświadomie chciałem mówić do tłumów a przyszły tylko trzy osoby. Dzień ten dla mnie był przełomowym. Z trójką osób, nie znając języka rozpoczęliśmy rekolekcje. Wieczorem tego dnia modląc się oddawałem Jezusowi te rekolekcje ze słowami, że to On je tak naprawdę prowadzi. Mnie i ludzi, których mi powierzył przyprowadził On na miejsce tak odległe, gdzie Kościół z tak wielkim trudem się odradza. Od tego dnia było już tylko coraz lepiej, owszem dawała

się we znaki ludzka ułomność zarówno moja jako „szefa grupy” jak i reszty ekipy, pojawiały się różnice zdań, ale jednak wspólnie trudziliśmy się dla dzieła ewangelizacji. Osobiście też doświadczałem zjednoczenia mojej duszy z tamtejszym Kościołem lokalnym, z jego problemami, przeszkodami w rozwoju, ale też radościami, małymi zwycięstwami, które dzień po dniu drążą kamień obojętności na sprawy religii i Boga.

Opuszczałem Ukrainę z ogromnym pragnieniem powrotu tam kiedyś.

Br. Marcin Klamka CSsR, Tuchów

26

W dniach 15 – 17 października

2004 w domu rekolekcyjnym w Lubaszowej miał miejsce XXVIII Ogólnopolski Zjazd ZM Wschód. Wzięło w nim udział 52 osoby. Tematem zjazdu było podsumowanie letnich rekolekcji. W miesiącach lipcu i sierpniu 2004 członkowie Zespołu przeprowadzili 14 serii rekolekcji: w Rosji (Orenburg, Anapa), na Białorusi (Widze, Grodno) i na Ukrainie (Skole, Mierzyniec, Sniatyn, Zabłotów). W ich przygotowaniu i prowadzeniu wzięło udział 6 ojców, 12 braci kleryków, jedna siostra zakonna, oraz 23 osoby świeckie. Działalnością ewangeliza-cyjną zostało objętych 580 dzieci i młodzieży z Białorusi, Ukrainy i Rosji.

Temat tegorocznych rekolekcji zainspirowany został Encykliką Ojca Świętego Jana Pawła II Ecclesia de Eucaristia i poświęcony był Mszy Świętej. W czasie rekolekcji uczestnikom przybliżona została rzeczywistość Eucharystii.

Podczas zjazdu dokonane zostało podsumowanie przeprowa-dzonych prac apostolskich. Uczes-tnicy zastanawiali się także nad propozycją tematów rekolekcyjnych na przyszły rok. Wśród rozważanych tematów zalazły się takie jak: podstawowy kerygmat, sakrament pojednania, Kościół. Ustalono również daty i tematy spotkań formacyjnych na przyszły rok pracy. W szeregi Zespołu zostało przyjętych osiem nowych osób.

Czas tegorocznego jesiennego zjazdu był obficie wypełniony pracą. W sobotę 16 października odbyły się wybory osób świeckich do zarządu ZM Wschód. Nowymi członkami zarządu na okres trzech lat zostali Bronisława Bober, Katarzyna Sylwestrzak, Agnieszka Szymańska. Odbyło się także zebranie zarządu Zespołu w skład którego wchodzą redemptoryści i osoby świeckie. Nie zabrakło także czasu poświęconego na formację duchową. Pomocą w tym

27

miała służyć katecheza na temat walki duchowej w kontekście ewangelizacji.

Każdy zjazd posiada swoją specyfikę. Charakterystyczną cechą obecnego, było bogactwo chary-zmatów i świadectwo jedności Kościoła. Stało się to dzięki osobom, jakie w nim uczestniczyły. Gościem, który wyrażał jedność zebranych z Kościołem Powszechnym był o. Sylwester Cabała, Wikariusz Prowincjała. Otworzył on zjazd w czasie modlitwy w piątek wieczorem. Na zjeździe obok redemptorystów i osób świeckich były także siostry Redemptorystki Misjonarki ze Lwowa, Siostra ze Zgromadzenia św. Józefa i Siostry Adoratorki Krwi Chrystusa. Siostry Misjonarki zapre-zentowały swoją wspólnotę i jej misję na Ukrainie. Warto podkreślić, że są one obrządku greko – katolickiego. Na zjeździe obecni byli także bracia klerycy obrządku wschodniego studiujący w Tuchowie. Niespo-dzianką i swego rodzaju podarkiem dla uczestników od św. Gerarda, którego wspomnienie celebrowaliśmy 16 października, była obecność w ten dzień na Mszy Świętej dwóch sióstr Redemptorystek z klauzurowego Zakonu Sióstr Najświętszego Odku-piciela. Przyjechały one na Lubaszową wraz o. Krzysztofem Bielińskim, Prefektem Seminarium w Tuchowie. Obecność sióstr klauzurowych uświa-domiła uczestnikom, że misja Kościoła realizuje się także na tej drodze powołania. Na zjeździe obecni byli więc uczestnicy z Polski, Białorusi, Ukrainy oraz Rosji, z

obrządku rzymsko – katolickiego i greko – katolickiego.

Bogactwo duchowe, jakie reprezentowane było przez uczestników, uwidaczniało się w szczególny sposób w czasie wspól-nych modlitw. Doświadczyli oni, że wybór Jezusa i postawienie Jego osoby na pierwszym miejscu w swoim życiu, staje się źródłem autentycznej radości i jedności. Jeżeli bowiem On, nasz Pan i Zbawiciel, jest najważniejszy, to wszelkie rany historii i różnorodność kultur stają się doświadczeniem Krzyża, z którego rodzi się nowe życie.

Radość, jaka gościła w sercach uczestników, wyraziła się doskonale

w czasie braterskiego spotkania w sobotę wieczorem. Żartobliwe skecze i tańce wspólnotowe, w których brali udział uczestnicy, były świadectwem braterskiej atmosfery. Niektóre grupy wyjazdowe przedstawiły scenki i dynamiki, jakie wykorzystywały w czasie letnich rekolekcji. W taki sposób uczestnikom została dana swego rodzaju katecheza, na wzór

28

tych, jakie oni sami wcześniej czynili podczas rekolekcji.

Należy także podkreślić gościnność gospodarza ośrodka reko-lekcyjnego, o. Witolda Radowskiego. Dzięki jego trosce wszyscy czuli się na Lubaszowej jak u siebie w domu. Kolejny zjazd Zjazd ZM Wschód zaplanowany został w tym samym miejscu w dniach 6 – 8 maja 2005.

o. Paweł Drobot CSsR

29

20.XI.2004 Podstawowy kurs formacyjny: cykl czterech Ewangelistów Stopień III: Łukasz - Jezus Chrystus świadek nowego życia,

Tuchów

27. XII. 2004 - 1. I. 2005 Kurs duchowości apostolskiej Stopień II: Eklezjologia,

Lubaszowa

12.III – 13.III 2005 Podstawowy kurs formacyjny: cykl czterech Ewangelistów Stopień IV: Jan,

Tuchów

6.V.2005 – 8.V.2005

XXIX Zjazd ZM WschódXXIX Zjazd ZM WschódXXIX Zjazd ZM WschódXXIX Zjazd ZM Wschód, Lubaszowa

30

Zespół Misyjny Zespół Misyjny Zespół Misyjny Zespół Misyjny

WWWWWWWWSSSSSSSSCCCCCCCCHHHHHHHHÓÓÓÓÓÓÓÓDDDDDDDD

działający przy

Warszawskiej Prowincji Redemptorystów

ul. Wysoka 1

33 – 170 Tuchów

[email protected] www.zmwschod.ok.wroc.pl

Numer konta:

Zespół Misyjny Wschód

Bank Pekao S.A.

I O. w Tarnowie

NBR 42124019101111000008981642