2015 04 05 276 07
-
Upload
dwutygodnik-jjz -
Category
Documents
-
view
215 -
download
0
description
Transcript of 2015 04 05 276 07
Dwutygodnik parafii Zmartwychwstania Pańskiego Poznań–Wilda
www.jajestemzmartwychwstaniem.pl nr 7 (276) 5 kwietnia 2015 r., Wielkanoc
ks. Jan Twardowski
Dlatego Nie dlatego że wstałeś z grobu nie dlatego że wstąpiłeś do nieba ale dlatego że Ci podstawiono nogę że dostałeś w twarz że Cię rozebrano do naga że skurczyłeś na krzyżu jak czapla szyję za to że umarłeś jak Bóg niepodobny do Boga bez lekarstw i ręcznika mokrego na głowie za to że miałeś oczy większe od wojny jak polegli w rowie z niezapominajką – dlatego że brudny od łez podnoszę Ciebie stale we mszy jak baranka wytarganego za uszy
J a J e s t e m
Zmartwychwstaniem
Alleluja!
Radujmy się w Panu!
Z okazji pamiątki wydarzeń Wielkiej Nocy
życzymy naszym Czytelnikom odnowienia wiary i nadziei
Redakcja
Wiara
Strona 2
Wierzyć, że Jezus zmartwychwstał, oznacza uwierzyć, że uczniowie mówią prawdę, że Go widzieli, że się nie mylą.
Problemy z niedowierzaniem
W Kościołach wschodnich przyjął się zwy‐
czaj, że w dzień Wielkiej Nocy wierni pozdrawiają się wyznaniem – życzeniem: Chrystus zmartwychwstał – prawdziwie zmartwychwstał. To bez wąt‐pienia życzenie, aby stojący naprzeciwko mnie człowiek, mój bliźni, uczestniczył w radości zmar‐twychwstania Jezusa Chrystusa. Ale to także echo tych pierwszych deklaracji uczniów Jezusa, którym Pan się ukazał, którym pozwolił się widzieć i którzy pełni radości i zdumienia dzielili się wieścią, że Pan prawdziwie zmartwychwstał. Tak jak uczniowie z Emaus.
Dlatego też podczas liturgii Nocy Zmar‐twychwstania uświadamiamy sobie, jak bardzo w naszej wierze zależymy od wiary uczniów Jezusa, zwłaszcza tego, który był pierwszym, prawie że urzędowym świadkiem Paschy Jezusa Chrystusa, czyli Piotra.
Od tamtego wydarzenia dzielą nas prawie dwa tysiące lat. Wrodzony naszemu pokoleniu sceptycyzm wobec przekazów historycznych każe nam się pytać, czy to aby wszystko prawda. Prze‐cież Ewangelie w opowiadaniach o zmartwych‐wstaniu wykazują znaczny stopień niedokładności; niektóre historyczne szczegóły tych opowiadań pozostają ze sobą w sprzeczności.
Cóż jest dowodem prawdziwości tych wszystkich przekazów? Przecież nie pusty grób, bo
on sam w sobie jest tylko i wyłącznie dowodem na to, że brakuje w nim ciała Ukrzyżowanego. Trudno jednak z tego wyciągnąć wniosek, że Ukrzyżowany zmartwychwstał. Argumentem pierwotnego Ko‐ścioła, pierwszej generacji uczniów, jest wyznanie, że oni widzieli Jezusa Chrystusa po Jego śmierci żywego. W tych przekazanych nam opowiadaniach świadkowie mówią, że Go widzieli, że pozwolił się widzieć. W ich rozumieniu było to doświadczenie, a nie oglądanie jakiejś zjawy czy ducha. Bardzo mocno zostaje podkreślona w przekazach tożsa‐mość tej postaci (ten sam z Wielkiego Piątku i Nie‐dzieli Zmartwychwstania), realność tego doświad‐czenia (żadne rojenia). Ale to oczywiście nie zmie‐nia podstawowej kwestii (która – jestem o tym przekonany – trapi wielu z nas): wierzyć, że Jezus zmartwychwstał, oznacza uwierzyć, że uczniowie mówią prawdę, że Go widzieli, że się nie mylą. Jed‐nym słowem w zmartwychwstanie proroka z Naza‐retu wierzę, bo uwierzyłem Jego apostołom, uczniom. To moja decyzja, mój wybór, który zdaje się uprzedzać wysiłek intelektualny (Czy mogli mnie wprowadzić w błąd? Czy byli zainteresowani manipulacją?). Najpierw decyduję się na akt wiary, a potem dopiero zaczynam go opukiwać z każdej strony.
Jakie mam argumenty na rzecz mojego wy‐boru? Przede wszystkim nie urąga mojej racjonal‐
Zmartwychwstanie
5‐4‐2015 Strona 3
„Ja Jestem Zmartwychwstaniem” – dwutygodnik parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Poznaniu. Ukazuje się od 1989 r.
Redaguje zespół: o. Adam P. Błyszcz, Romana Zygmunt, Agnieszka Kubczak, Danuta i Hieronim Piotrowie, Małgorzata Świderska, Milena Teper, Leszek Zyg‐munt. Współpraca: Tomasz Szymczak (Rzym), Emilia Mrowińska (teatr). Projekt graficzny i skład: Romana Zygmunt. Adres redakcji: ul. Dąbrówki 4, 61‐501 Poznań www.jajestemzmartwychwstaniem.pl Teksty i listy prosimy przekazywać mailowo: [email protected] lub [email protected] albo osobiście członkom redakcji. Druk: EUROPRINT, ul. Pamiątkowa 19, tel./faks 0 61 833 73 85
Redakcja zastrzega sobie prawo do opracowania i skracania nadesła
nych materiałów.
racjonalności, mojej godności istoty rozumnej, fakt, że po‐kładam ufność w drugim człowieku. Nie odkrywam tutaj żadnej Ameryki. Postępujemy tak przy najważniejszych de‐cyzjach w naszym życiu: małżeństwie, kapłaństwie. Ufamy.
Po drugie, kiedy czytam opowiadania ewangeliczne o zmartwychwstaniu Jezusa (ale i to Pawłowe wyznanie wiary z Pierwszego Listu do Koryntian), to sobie uświada‐miam, że starym językiem (co prawda biblijnym, ale starym) trzeba było wyrazić absolutną nowość, co nie jest proste. Ileż to razy, przy opisie doświadczeń z naszego porządku mamy tę samą trudność i mówimy w końcu zrezygnowani: brakuje mi słów?
Po trzecie, oni, apostołowie, za tę swoją wiarę oddali życie: jedni dosłownie (jak Piotr, Jakub czy Paweł), inni ska‐zani zostali na tułaczkę, wygnanie, biedę. Bycie chrześcijani‐nem w pierwotnych wspólnotach (jak na przykład tych w Galacji, zakładanych przez Pawła) wiązało się z wyklucze‐niem z cechów rzemieślniczych, a co za tym idzie – utratą dochodów. Zastanawiam się, czy ktoś jest gotów ponosić takie ofiary za mrzonki?
I po czwarte, wiara w zmartwychwstanie Jezusa wpi‐suje się w biblijną wiarę w Boga życia. Jest zmartwychwsta‐nie, możliwość zmartwychwstania (nawet jeśli brzmi to głu‐pio, irracjonalnie), przełamaniem panowania i bezsensu śmierci. Czasami wydaje mi się, że współczesny kryzys wia‐ry w to, że Jezus zmartwychwstał, bierze się nie tylko z tego, że podejrzliwie patrzymy na pierwszych uczniów, ale i z tego (a może przede wszystkich z tego właśnie), żeśmy utracili ten biblijny klimat wiary w Boga życia.
Ale to też paradoks – żyjemy w czasach, w których śmierć zmarginalizowano. W naszych społeczeństwach mó‐wi się wyłącznie o życiu, ale nie o jego kresie. Nie używa się słowa „umarł”, tylko „odszedł od nas”. Z kolei gdy już się o niej mówi, to w kontekście ostatecznego końca, życiowej porażki i katastrofy, a nie jedynego pewnika ziemskiego ży‐wota: tego, że on kiedyś dobiegnie końca. Tu, na ziemi. Na‐sze wysiłki, by żyć lepiej, fajniej, intensywniej tu i teraz, jak‐by potem nic nie było, pokazują brak wiary w podstawową prawdę chrześcijaństwa: w Boga życia, który pokonał śmierć. |
KS. ADAM BŁYSZCZ CR
Dałeś nam siebie
Kiedy bladym świtem Zabrzmią radosne dzwony Głosząc podniebne ALLELLUJA Niechaj weselem napełni się świat Bo zmartwychpowstał nasz Pan By dać siebie pod postacią chleba Jak w Wieczerniku powiedział
Przez Krzyż Święty Jezu Chryste Kluczem niepojętej miłości Zrobiłeś w życiu człowieczym Miejsce dla Boga Oraz przywróciłeś wiarę W grzechów przebaczenie Pokorny Baranku Pod Twym Sztandarem Pomogłeś odnaleźć nadzieję Na życie wieczne w niebie Oraz szczęście odkładane na potem
Odejdź smutku, żegnajcie łzy Poza nawias minionych dni Wszystko co mamy Panie jest Twoje I wszystko należy do Ciebie
DANUTA PIOTR
W świątecznym numerze polecamy:
Teksty o tematyce świąt Wielkiej Nocy – do str. 8,
Wspomnienia i opowieści pp. Olejniczaków, wildzian od pokoleń – od str. 14,
Relacje z minionych wydarzeń w naszej parafii i zapowiedzi przyszłych – str. 10‐13 i 18‐21.
Rozważanie
Strona 4
Rozważanie Słowa Bożego Po przeczytaniu fragmentu Ewangelii (koniecznie z celebracją: zapalenie świecy, modlitwa do Ducha Świę‐tego, otwarcie Pisma Świętego) proponujemy odpowie‐dzieć we własnym gronie (zachęcając przede wszystkim dzieci) na poniższe pytania, ponieważ do każdego z nas Pan przychodzi z innym przekazem. Zachęcamy również do zadawania dodatkowych pytań (zapewniam, że dzieci Was zadziwią ). Po własnym rozważaniu Słowa można zerknąć również na nasze wnioski, które nasunęły się podczas rozmowy w rodzinnym gronie. Zachęcamy również, aby zmobilizować dzieci do namalowania sceny, którą przedstawia Sło‐wo. Zapewniam, że ten czas, gdy będziecie wspólnie obcować z Panem, stanie się dla Was pięknym wzrasta‐niem i odkrywaniem treści, jakie Pan chce przekazać każdemu z nas. Błogosławionego wzrastania.
WIELKANOC
1. Propozycja modlitwy rozpoczynającej spotkanie
Zmartwychwstały Jezu Chryste, stajemy dziś przed Tobą i zapraszamy Cię do naszej rodziny. Daj nam dzisiaj do‐świadczyć głębi spotkania z Tobą, która przemienia bez‐nadzieję w nadzieję, brak perspektyw w nowe możliwo‐ści. Maryjo, która wiernie towarzyszyłaś Swojemu Sy‐nowi, prosimy Cię wstawiaj się za nami, byśmy i my wiernie wytrwali przy Panu: Zdrowaś Maryjo…
2. Przeczytanie fragmentu Ewangelii wg św. Jana 20, 1‐9 Apostołowie przy grobie Zmartwychwstałego.
3. Wspólne rozważanie Słowa, szukanie odpowiedzi na pytania pomocnicze, ewentualne skorzystanie z naszych wskazówek. Zmobilizowanie dzieci do namalowania sceny przedstawionej w Słowie. Pytanie pomocnicze:
1) Gdzie wczesnym rankiem, pierwszego dnia ty‐godnia udała się Maria Magdalena ? Co ujrzała?
2) Co powiedziała uczniom Pana Jezusa? 3) Jak zareagowali uczniowie? Czy znaleźli Pana Je‐
zusa? O czym świadczyły oddzielnie położone
płótna i chusta? Co zrozumieli uczniowie, gdy weszli do grobu?
4) Co możemy zrozumieć przyglądając się postawie drugiego ucznia?
5) Co symbolizuje pusty grób? Czy możemy go od‐
nieść do naszego życia?
Wskazówki do rozważań Maria Magdalena zgodnie z żydowskim zwycza‐
jem, pierwszego dnia po szabacie (wykonywanie jakich‐kolwiek prac w szabat było zabronione), udała się do
grobu, w którym zostało złożone ciało Pana Jezusa. Pragnę‐ła bowiem namaścić ciało swojego Mi‐strza. O tym, jak wielka była jej tęsk‐nota i miłość świad‐czy fakt, że nie mogła doczekać się świtu i jeszcze o zmroku przyszła do grobu. „…zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przy‐była do Szymona Piotra i do drugiego
ucznia, którego Jezus miłował, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”. Nie weszła do grobu, lecz natychmiast pobiegła do uczniów. Zarówno Maria Magdalena, jak i uczniowie nie widzieli w śmierci Pana Jezusa niczego niezwykłego, stracili nadzieję, wszystkie ich plany, marzenia umarły wraz z Nim, ogarniała ich wielka pustka. Pragnęli oddać Panu szacunek poprzez godny pochówek.
W naszym życiu również zdarzają się momenty, kiedy wydaje nam się, że już nic dobrego nie może nas spotkać. Są to momentu trudne, ale jak po czasie się okazuje momenty potrzebne, abyśmy później mogli poprzez łaskę wiary zbliżyć się do Pana. Musimy na nie patrzeć jako pewien etap, przygotowanie nas do planu jaki ma dla każdego z nas Pan Bóg. Pan pragnie nauczyć nas całkowitego zaufania Jemu, abyśmy przestali sami mierzyć się z kolejnymi przeciwnościami, problemami, ale wszystko to oddali Bogu. Ojcu, który pragnie naszego szczęścia, wolności i radości.
Spójrzmy jeszcze raz na ból i cierpienie najbliż‐szych Pan Jezusa po Jego śmierci. Czy w takim stanie mogli oczekiwać nadziei, przecież ta nadzieja właśnie została zabita, a jednak Pan pragnie abyśmy ufali Mu tak jak małe dzieci, które wiedzą, że jeśli tata, czy mama powiedzieli, że coś dostaną to tak będzie! Pan uczy nas właśnie przez różne doświadczenia i pokazuje, że jeśli do końca Mu zaufamy i uwierzymy, że On jest, ratuje nas i uwalnia to Jego chwała stanie się naszym udziałem.
Rozważanie
5‐4‐2015 Strona 5
Uczniowie, zagubieni i zdruzgotani wydarzenia‐mi ostatnich dni biegną do grobu, aby szukać ciała Pana. To jakby dalszy ciąg ich nieszczęść. Gdy byli w drodze do grobu, nie było w nich nadziei, ale rozgoryczenie, że nie dość, że Pan Jezus został haniebnie zabity, to jeszcze Jego ciało zostało znieważone. Jednak gdy przybyli do grobu i ujrzeli oddzielnie położone płótna, w które było zawinięte ciało i w innym miejscu zwiniętą chustę, która była na Jego głowie, przypomnieli sobie Pisma, które mówiły o Jego zmartwychwstaniu i uwierzyli.
Gdy spróbujemy jeszcze wnikliwiej przypatrzyć się postawie drugiego ucznia (Jana) zobaczymy jak bardzo kochał swojego Mistrza. Nie patrząc na Piotra popędził do grobu i gdy ujrzał odsunięty głaz załamał się, nie miał od‐wagi wejść do środka, bo bał się, że to co za‐stanie będzie ponad jego siły. Dopiero, gdy Piotr jako pierwszy wszedł do grobu i Jan od‐ważył się przekroczyć progi tego miejsca.
Czy nie podobnie jest z nami? Często w problemach, w rozpaczy, gdy nasz plan na życie nie realizuje się tak jak sobie zaplanowali‐śmy przychodzimy do kościoła i stajemy przed Jego grobem z naszym zwątpieniem i rezygna‐cją, nie wiemy co dalej począć. I wówczas po‐trzebujemy Piotra – skały, tzn. Kościoła, aby wejść głębiej, aby w pustym już grobie zoba‐czyć zwycięstwo Pana! Potrzebujemy Kościoła, aby wejść i uwierzyć, że to zwycięstwo, które przez Zmartwychwstanie już się dokonało sta‐nie się również naszym udziałem! Potrzebuje‐my Jego Słowa i Sakramentów. W Słowie czy‐tamy, że uczeń: „Ujrzał i uwierzył.” Właśnie dzisiaj Pan zaprasza nas abyśmy i my weszli razem z Jego uczniami w tajemnicę zwycięstwa Pana nad śmiercią, abyśmy ujrzeli i uwierzyli Jezusowi, że i w naszym doczesnym życiu On zwycięży!
Pusty grób – może również symbolizo‐wać miejsce, naszą sytuację życiową, w której obecnie się znajdujemy. Brak perspektywy na
zmianę. Czasem pomimo faktu, że nie do końca je‐steśmy zadowoleni z naszego życia godzimy się na nie, tkwimy w tym miejscu, bo po ludzku nie da się już nic zrobić, niczego zmienić. Jak czytamy w dzisiej‐szej ewangelii – grób jest pusty i nie ma w nim Pana Jezusa. I my również powinniśmy opuścić nasze gro‐by, zostawić w nich wszystkie nasze problemy i przyjść do Zmartwychwstałego Pana i radować się Jego zwycięstwem, bo to zwycięstwo oznacza, że teraz Jezus Chrystus może przemienić również nasze życie. On pokonał zło, śmierć, grzech, więc czymże dla Niego są nasze problemy! Ważne, abyśmy odtąd już nie szukali swojego sposobu na życie, ale powie‐rzyli całe nasze życie właśnie Jemu, a On poprowadzi nas i nasze rodziny swoimi drogami.
Takiego bezgranicznego zaufania, poczynając od Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, życzymy każdemu z Was, aby ten czas wielkiej chwały Pana Jezusa stał się początkiem Waszego zmartwychwstania. Amen. |
Autorzy: Katarzyna i Adam Popa z dziećmi: Szymonem, Kingą i Anielką ze wspólnoty Chrystusa Zmartwychwsta‐
łego„Galilea” w Poznaniu oraz wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym z Janowca Wielkopolskiego
Wielkanoc
Strona 6
Tak to drzewiej bywało Fragmenty książki „Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współcze‐snych” (praca zbiorowa pod redakcją Andrzeja Chwalby) Wydawnictwa Naukowe‐go PWN. Lidia Korczak
IV Wieki średnie 4. Życie towarzyskie i rozrywki
(…) Zwyczaj topienia marzanny stanowił element wiosennych obrzędów ludowych, których celem było zapewnienie sobie urodzaju za pomocą magii. Sło‐miana kukła uosabiała śmierć. Wyprowadzano ma‐rzannę poza obręb wsi bądź miasta, aby w najbliższej rzece czy błocie ją utopić. Uczestnicy tanecznej proce‐sji, w której prym wiodły dziewczęta, głośnym śpie‐wem i hałasem próbowali odpędzić złe moce. Termin organizowania obrzędu zbiegał się z czasem wiosen‐nego przesilenia dnia z nocą, a sam zwyczaj żegnania zimy i witania wiosny występował niemal w całej Europie.
Do świętowania powracano w okresie Wielkanocy. Wielki Tydzień wypełniony był praktykami chrześci‐jańskimi, a także ważnymi obrzędami roku rolnicze‐go. Jak zwykłe w obrzędach wyraźnie występowały elementy kultu zmarłych. W Wielką Środę palono ogniska w celu ogrzania dusz zmarłych, a następnego dnia pozostawiano dla nich misy z jedzeniem. Świę‐towanie połączone z zabawą zaczynało się dopiero w Wielką Sobotę, gdy przestawał obowiązywać post. Początek stanowiło poświęcenie pokarmów, a także wody i ognia. Szczególne miejsce w „święconym” zajmowały jajka, które były używane w wielu obrzę‐dach magicznych, i to nie tylko przez Słowian. Symbo‐lizowały one życie i miały moc przepędzania złych sił. Często przy zabiegach magicznych posługiwano się jajkiem malowanym. Tradycja malowania jaj sięga co najmniej wczesnego średniowiecza i jest wspólna wszystkim Słowianom. Jednocześnie zwyczaj ten wy‐stępował w długim okresie od zapustów aż do czerw‐ca, a zatem wyrastał z tradycyjnych obrzędów wio‐sennych, a nie z chrześcijańskich świąt Wielkanocy.
Jajka pełniły określoną funkcję także w innym zwyczaju wielkanocnym, tj. dyngusie. Zabawę pole‐wania się woda zaczynali w poniedziałek po święcie Zmartwychwstania chłopcy, a dziewczęta odpłacały im tym samym we wtorek. Aby nie zostać zmoczo‐nym, należało wykupić się jakimś darem, często pi‐
sankami ze świątecznego stołu. Charakter zwyczaju wskazuje na jego związek z kultem agrarnym. Można powiedzieć, że najlepszy czas na świętowanie następował wraz z Wielkanocą, gdyż uroczyste obrzędy roku rolniczego zbiegały się w czasie ze świętem religijnym oraz zakończeniem okresu pokuty i umartwień. Dla uczczenia świąt or‐ganizowano procesje, w których uczestnikom towa‐rzyszyła muzyka, wystawiano też, przede wszystkim w miastach, inscenizacje (ludus Paschalis). Nie bra‐kowało tańców, uczt i zabaw. (…) Marek Ferenc
II. Czasy nowożytne 4. Życie towarzyskie i rozrywki
(…) Wielka Niedziela rozpoczynała się sutym śnia‐
daniem przyrządzonym z poświęconego jedzenia. Składały się na nie – zależnie od miejscowej tradycji – różne produkty: wędliny, mięsa, ale przede wszyst‐kim jajka, najczęściej malowane pisanki czy kraszan‐ki. Ksiądz święcił pokarmy przed mszą lub po niej, przychodząc najpierw do dworu, a potem obchodząc wiejskie chaty lub błogosławiąc przyniesione przez chłopów jadło. Często zapraszano księdza na wielka‐nocne śniadanie. W wielu rejonach rozpowszechnio‐ny był zwyczaj chodzenia z kurkiem. Chłopcy z umieszczonym na wózku kolorowym, drewnianym kogutem odwiedzali poszczególne domy, śpiewając i składając życzenia. W zamian otrzymywali jedzenie, z którego urządzali wspólną ucztę. W niektórych miejscowościach młodzież obojga płci albo same dziewczęta zamiast koguta woziły gaik, tj. przystrojo‐ną ozdobami małą sosnę lub świerk.
W Poniedziałek Wielkanocny odbywał się tzw. dyngus, czyli wzajemne oblewanie się wodą. Najczę‐ściej w zabawie uczestniczyli kawalerowie i panny, ale często włączały się do niej także starsze osoby. W dystyngowanych domach skrapiano się delikatnie pachnącą wodą. Oblewać można było tylko osoby sobie równe. Wszelkie żarty z ludzi zajmujących wyż‐szą pozycję społeczną były niedopuszczalne i mogły
Relacja
5‐4‐2015 Strona 7
się źle skończyć. Kościół patrzył na dyngus niechętnie, widząc w nim relikt pogaństwa.
W XVI w. w święto Wniebo‐wstąpienia w niektórych mia‐stach (np. w Krakowie), na pa‐miątkę wstąpienia do nieba, wciągano figurę przedstawiają‐cą Jezusa na kościelną wieżę. Włóczono też po ulicach, a następnie topiono kukłę sym‐bolizującą diabła. Później zwy‐czaje te zanikły, prawdopodob‐nie zlikwidowane przez Kościół.
W staropolskim kalendarzu obrzędowym znacznie miały również dni św. Wojciecha (23 IV), św. Marka (25 IV), św. Fili‐pa i Jakuba (1 V) oraz św. Stani‐sława (8 V). Na św. Wojciecha przypadał zwyczajowy termin pierwszego wygonu bydła na pastwisko, co czyniono bardzo uroczyście, wypowiadając jed‐nocześnie zaklęcia chroniące zwierzęta. Święty Marek był opiekunem pól, tego więc dnia procesje obchodziły pola. W niektórych wsiach i mia‐steczkach mężczyźni sprawdza‐li kopce graniczne i sprawiali na nich lanie swym synom, by ci pamiętali granice rodzinnych gruntów (niekiedy czyniono tak w dni św. Jana). Zależnie od lokalnych zwyczajów w dzień św. Filipa i Jakuba lub św. Stani‐sława dokonywano pierwszego siewu jarego żyta, lnu, konopi i gryki. (…)
Nie kończy się ukrzyżowaniem Krótka relacja z poznańskiego Misterium
W sobotni wieczór 28 marca odbyła się po raz 14. na poznańskiej Cyta‐deli największa w Europie inscenizacja misterium Męki Pańskiej. Kto uczestniczył już wcześniej w tym przedstawieniu, być może nie był zasko‐czony jego rozmachem, mnie jednak za każdym razem udaje się przeżyć je na nowo. Wciąż wzrusza mnie początkowa scena powitania Jezusa w Jero‐zolimie, gdy przy radosnym Hosanna rozlega się bicie Dzwonu Pokoju. I po raz kolejny ogromne wrażenie robi na mnie scena chłosty Jezusa oraz sa‐mego ukrzyżowania. Zanikający, ale jakże głośny w tej inscenizacji, odgłos bicia serca konającego Chrystusa przeszywa na wskroś.
Dla mnie znamienny okazał się dialog stojącej w tłumie przede mną matki z synem. Gdy nastolatek spytał swą mamę w chwili po scenie śmierci Jezusa na krzyżu: „Czy to już koniec? Możemy już iść?”, w odpowiedzi usły‐szał: „Nie, przecież teraz będzie najważniejsze!”. No i to była cała prawda i sens tego misterium, bo w chwilę później pojawiła się w snopie światła postać Jezusa Zmartwychwstałego, idącego w białej szacie. Istota naszej wiary – Zmartwychwstanie Jezusa, który dla nas przezwyciężył śmierć na krzyżu. | MŚ fot. Małgorzata Świderska
Włącz i słuchaj!
Audycje o Bogdanie Jańskim
Co piątek – 12.40, powtórka – sobota, 8.40
Posłuchaj w internecie: www.radioemaus.pl Audycje autorstwa naszego ks. proboszcza Adama Błyszcza z udziałem interesujących gości rozmawiających o fenomenie i spuściźnie Bogdana Jańskiego, założyciela Zgromadzenia Księ‐ży Zmartwychwstańców.
Wielkanoc
Strona 8
Kiedy umarł Chrystus? Zbliżająca się Wielkanoc i poprzedzające ją Misterium Paschalne stanowią dobrą okazję, aby poszukać odpowiedzi na pytanie, kiedy umarł Jezus Chrystus, a inaczej mówiąc, by zobaczyć, na ile nasze wielkopiątkowe celebracje odpowiadają prawdzie historycznej.
Fragment artykułu ks. proboszcza Adam Błyszcza, który został opublikowany w marcowym numerze miesięcznika „W drodze”.
Oprócz ewangelii i innych pism o prowenien‐cji chrześcijańskiej dysponujemy dokumentami rzymskimi oraz źródłami żydowskimi. Jestem prze‐konany, że analiza zachowanych tekstów pozwoli nam zbliżyć się do ustalenia daty śmierci naszego Pana. Źródła rzymskie
Zacznijmy od dokumentów rzymskich. Jedy‐nym historykiem rzymskim, który wspomina o śmierci Jezusa Chrystusa, jest Tacyt. Cornelius Taci‐tus (około 56–120 po Chrystusie) uważany jest za największego historyka pogańskiego Rzymu. Pozosta‐ły po nim Roczniki, które opowiadają historię impe‐rium od roku 14 do roku 68. W ich przypadku do na‐szych czasów dotarła zaledwie część tego dzieła.
Opisując życie cesarza Nerona (54–68) w Rocznikach, Tacyt wspomi‐na o prześladowaniach chrze‐ścijan. Przy tej okazji nadmie‐nia, że ten, od którego oni (chrześcijanie) biorą imię, został skazany na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata, w czasie panowania cesarza Tyberiusza. Rządził on imperium od 14 do 37 ro‐ku. Jeśli chodzi o Poncjusza Piłata, to z innych źródeł (Jó‐zef Flawiusz, Filon Aleksan‐dryjski) dowiadujemy się, że był on rządcą Judei w latach 26–36. Wydaje się zatem, że na to dziesięciolecie trzeba datować śmierć Jezusa Chry‐stusa.
Niektórzy historycy, chcąc podważyć wiarygod‐ność Tacyta (adresatem tego sceptycyzmu jest jednak nie Tacyt a chrześcijaństwo), zwracają uwagę na tytuł Pon‐
cjusza Piłata. Kim był? Prokuratorem czy prefektem Judei? Tacyt nazywa go prokuratorem, ale taki tytuł został wprowadzony dopiero w 41 roku przez cesa‐rza Klaudiusza. A zatem za władającego wcześniej Tyberiusza go nie było. Piłat jako podwładny Tybe‐riusza nie mógł nosić tytuł prokuratora. Błąd czy nie‐uwaga dziejopisarza rzymskiego? Przed Klaudiuszem o urzędnikach rangi Piłata mówiło się prefekt. W ja‐kiejś mierze kres tej dyskusji położyło odkrycie do‐konane w 1961 roku w Cezarei Nadmorskiej. Otóż odnaleziono tam kamień, na którym odczytano, że Poncjusz Piłat, prefekt Judei, zbudował świątynię poświęconą Tyberiuszowi. Zgodnie zatem z obowią‐zującym prawem Piłat był prefektem Judei, a Tacyt prawdopodobnie popełnił błąd, nazywając go, we‐dług panujących w jego czasach (czyli kilkadziesiąt lat później) opinii, prokuratorem.
Wśród źródeł rzym‐skich nie mamy innego, które bliżej traktowałby o śmierci Jezusa Chrystusa. Możemy zatem powiedzieć, że dla Rzymian Jezus Chrystus był kimś, kto został skazany na śmierć w Judei między 26 a 36 rokiem. (…) O źródłach żydowskich i ich konfrontacji z ewangeliami, można przeczytać w miesięczniku „W drodze” 3/2015. Dowiemy się, że datą śmierci Jezusa mógł być 15. dzień nissan (piątek) 27 lub 34 roku albo piątek wypadający 14. dnia nissan (tj. 7 kwietnia), ale 30 roku.
Z życia parafii
5‐4‐2015 Strona 9
Przystanek
Nigdy jednak, nigdy w ciągu dalszych katastrof nie zwątpiłem i nie odstąpiła mnie przyszłego Królestwa Bożego nadzieja i to pewnie wyratowało mnie z toni.
Bogdan Jański (21 III 1836)
Minęło
Od 22 do 24 marca Jego Eksce‐lencja ks. abp Stanisława Gądec‐ki, Metropolita Poznański i Prze‐wodniczący Konferencji Episko‐patu Polski wygłosił w naszej pa‐rafii w ramach rekolekcji wielko‐postnych trzy katechezy o mał‐żeństwie i rodzinie. Ich zapis znajduje się na stronie interne‐towej parafii.
23 marca rozpoczęły się rekolek‐cje wielkopostne dla szkół pod‐stawowych i gimnazjum naszej parafii. Prowadziła je siostra Al‐ma Woźniak, zmartwychwstan‐ka.
24 marca nasza parafia „biegła” w XI Maratonie Biblijnym. Wszystkim, którzy wzięli udział w czytaniu Księgi proroka Jere‐miasza, serdecznie dziękujemy.
Informacje finansowe:
Taca z niedzieli 22 marca wynio‐sła 2 430 zł, a z niedzieli 29 mar‐ca 3 250 zł. Wszystkim ofiaro‐dawcom serdecznie dziękujemy.
W Niedzielę Palmową dla Adasia i Stefka udało się zebrać 880 zł. Pani Beacie i pani Izabelli za przygotowanie wielkanocnych ozdób, a wszystkim ofiarodaw‐com za szczodrość – Bóg zapłać.
W ramach środowych kolacji postnych uzbieraliśmy 990 zł, które zostały wpłacone na konto Wielkopolskiego Hospicjum Do‐mowego. Wszystkim, którzy wzięli udział w tegorocznych ko‐lacjach postnych, składamy ser‐deczne podziękowania.
Nadejdzie W Niedzielę Zmartwychwstania
o godz. 17.30 dominikańska schola San Clemente Romano zaprasza na uroczyste nieszpory starorzymskie.
We wtorek wielkanocny, 7 kwietnia, o godz. 18 kolejne spotkanie w ramach Laborato‐rium Wiary.
W sobotę, 11 kwietnia, o godz. 8.30 spotkanie wspólnoty Żywe‐go Różańca.
W sobotę, 11 kwietnia, o godz. 10 spowiedź dzieci pierwszoko‐munijnych ze Szkoły Podstawo‐wej nr 5.
W piątek, 17 kwietnia, rozpoczy‐na się kurs Emaus. Więcej infor‐macji na str. 20.
W każdy wtorek mszą św. o godz. 18.30 swoje spotkanie rozpoczyna Dom Zmartwych‐wstania Wspólnoty Chrystusa Zmartwychwstałego Galilea. Po mszy spotkanie w mieszkaniu animatora, w czasie którego uwielbiamy Boga wspólną, rado‐sną modlitwą, czytamy Słowo Boże i dzielimy się naszym do‐świadczeniem wiary oraz rado‐ściami i troskami życia. Spotkania są otwarte.
Również we wtorki, o godz. 18.30 zapraszamy na mszę św. Al‐Anon Zmartwychwstanie w intencji trzeźwości, po której o 19.15 obywa się spotkanie.
Każdego 13. dnia miesiąca o godz. 18:30 msza św. w intencji Ojca św. kapłanów, ojczyzny i Radia Maryja.
Wszystkie dzieci chcące uczestni‐czyć w Oazie Dzieci Bożych za‐praszamy we wtorki na 17.30 do salki obok kaplicy.
Miłośników Słowa Bożego zapra‐szamy na spotkania Lectio divina w czwartki o godz. 19.15 (w Sali Portretowej).
W każdy czwartek od godz. 15 do godz. 21 zapraszamy na adorację Najświętszego Sakramentu. Na zakończenie adoracji, o godz. 20.45 odmawiamy kompletę.
Kalendarz liturgiczny
6 IV – poniedziałek w oktawie Wielkanocy Dz 2, 14. 22‐32; Mt 28, 8‐15 7 IV – wtorek w oktawie Wielkano‐cy Dz 2, 36‐41; J 20, 11‐18 8 IV – środa w oktawie Wielkanocy Dz 3, 1‐10; Łk 24, 13‐35 9 IV – czwartek w oktawie Wielka‐nocy Dz 3, 11‐26; Łk 24, 35‐48 10 IV – piątek w oktawie Wielkano‐cy Dz 4, 1‐12; J 21, 1‐14 11 IV – sobota w oktawie Wielka‐nocy Dz 4, 13‐21; Mk 16, 9‐15 12 IV – 2. niedziela wielkanocna, Miłosierdzia Bożego Dz 4, 32‐35; 1 J 5, 1‐6; J 20, 19‐31 13 IV – poniedziałek Dz 4, 23‐31; J 3, 1‐8 14 IV – wtorek Dz 4, 32‐37; J 3, 7‐15 15 IV – środa Dz 5, 17‐26; J 3, 16‐21 16 IV – czwartek Dz 5, 27‐33; J 3, 31‐36 17 IV – piątek Dz 5, 34‐42; J 6, 1‐15, 18 IV – sobota Dz 6, 1‐7; J 6, 16‐21 19 IV – 3. niedziela Wielkanocna Dz 3, 13‐15. 17‐19; 1 J 2, 1‐5a; Łk 24, 35‐48
List do parafian
Strona 10
Redakcja „Ja Jestem Zmartwychwstaniem” dziękuje za wszelkie ofiary składane do skarbony w dniu ukazania się pisma i oświadcza, że są one przeznaczane wyłącz-nie na druk dwutygodnika. Zapraszamy na stronę www.jajestemzmartwychwstaniem.pl, na której publikujemy wszystkie numery – w kolorze.
Moi Drodzy,
to pewna niezręczność, żeby przy dzisiejszej uroczystości Zmartwychwstania biec myślą do tego, co będzie za tydzień, w niedzielę Miłosierdzia Bożego. Ale jest to konieczne, gdyż obchodzimy odpust parafialny. Co to oznacza?
W „Leksykonie liturgii” autorstwa ks. Bogusława Nadolskiego przeczytałem, że termin odpustu odnosi się do corocznej uroczystości patrona kościoła. Nie jest to jednak określenie poprawne, bardziej odpowiednie byłoby „patrocinium”. Zwyczaj wiązania danego kościoła z patronem zrodził się najprawdopodobniej w Konstantynopolu. Cesarz Konstantyn (IV wiek) wybudował bazylikę Apostołów, a jego syn sprowadził do niej ich relikwie. Patronami tego kościoła – apostolein – byli właśnie uczniowie Jezusa. Zwyczaj ten ugruntował się w wiekach średnich. Wszystko to służyło do różnicowania wspólnoty, przyczyniało się do wzbogacenia Kościoła, doświadczenia wspólnoty.
Myślę, że możemy być dumni (ale i zobowiązani), że tytuł naszej świątyni związany jest z najważniejszą prawdą wiary – zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa. Oczywiście, pojawia się zawsze kwestia celebrowania takiego odpustu. Nie ukrywam, że sama Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego jest terminem niedogodnym. Ci najbardziej zaangażowani w liturgię Kościoła są już w świątyni od czterech dni. W naszej tradycji to również dzień rodzinnych spotkań. Dlatego od 9 lat świętujemy tytuł naszej parafii na zakończenie oktawy Uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego.
Takie swoiste imieniny parafii to okazja, żeby zaprosić gości. W tym roku odwiedzą nas ojcowie franciszkanie z Niepokalanowa z relikwiami Świętego Maksymiliana Kolbego. Rok temu wprowadziliśmy także zwyczaj agapy po mszy świętej odpustowej. Dlatego też 12 kwietnia, po mszy świętej o godz. 12.30, zapraszam wszystkich parafian na bigos i proboszczowski poncz. Gdybyście mogli upiec ciasto i przynieść w Niedzielę Miłosierdzia – byłoby pięknie.
Zapraszam zatem do świętowania Paschy naszego Pana. Zapraszam do świętowania naszego odpustu parafialnego. I korzystam z okazji, aby wszystkim czytelnikom naszej parafialnej gazety złożyć życzenia – świąteczne i odpustowe. Błogosławieństwa Bożego.
Jak zawsze z sympatią o. Adam CR
Droga krzyżowa ulicami dzielnicy
Tegoroczna Droga Krzyżowa naszej wspólnoty na ulicach dzielnicy rozpoczęła się na podwórku Spółdzielni Mieszkaniowej „Rolna”, a następnie grupa niezrażonych zimnem parafian przeszła ulicami: Barską, Łanową, Sportową, Rolną, Czwartaków i Saperską. | (red) Zdjęcia B. Drzewiecka
Działo się w parafii Krzyż na wieży po‐nownie świeci – za sprawą naszych para‐fian ds. technicznych oraz panów Jakuba i Waldemara Grzan‐kowskich (trudno po‐znać na zdjęciu ).
W Maratonie Biblij‐nym uczestniczyło 76
osób, a sześć osób obsługiwało sekreta‐
riat. Dziękujemy!
Z życia parafii
5‐4‐2015 Strona 11
Kościelne zabytki
Wraz z początkiem parafialnych rekolekcji wielkopostnych we wnętrzu naszej świątyni zagościły dwie wystawy.
Zacznijmy od tej bardziej rzucającej się w oczy – na lewo, idąc od wejścia głównego kościoła. To ekspozycja starych, już zabytkowych szat liturgicznych znajdujących się w zasobach księży zmartwychwstańców w naszej parafii. Skoro nasza parafia liczy już ponad 90 lat, to i niektóre zachowane szaty mają podobny wiek.
Wszystkie dostępne stroje zostały najpierw wyczyszczone, a następnie przywracaniem im świetności zajęła się p. Emilia Przybecka. – Uwielbiam takie prace, szkoda, że nie wystarczyło mi czasu, by wszystko ponaprawiać, ale skończę to później – opowiadała współtwórczyni obu wystaw.
Druga wystawa z kolei poświęcona jest postaci Bogdana Jańskiego, założyciela zgromadzenia. Na kilku tablicach z prawej strony możemy zapoznać się z kopiami manuskryptów, np. Adama Mickiewicza i Kamila Cypriana Norwida. I podziwiać kaligrafię oraz piękną polszczyznę wielkich Polaków na francuskiej emigracji. | (RZ)
Rękopis z boku – „z hebrajskiego i z Vulgaty
razem tłumaczenie Modlitwy Mojżesza”, C.K. Norwid
Z życia parafii
Strona 12
Praca w Irlandii, w polsko-irlandzkiej rodzinie
Poszukuję młodej osoby do opieki nad dziećmi. Miejsce pracy: Galway w Irlandii. Rodzina polsko-irlandzka. Szczegóły pod adresem mailowym: [email protected]
Odkryte spod warstwy kurzu... Nowe ‐ stare kadzielnice – odkrycie ministrantów, którzy przywrócili im życie.
Dotychczas w naszej parafii
używaliśmy dwóch trybularzy (kadzielnic) – jednego na dni powszednie oraz drugiego na święta i uroczystości. Tymczasem podczas wiosennych porządków w zakrystii natknęliśmy się na pięć innych kadzielnic, które przykrywała ogromna warstwa kurzu. Były niestety w opłakanym stanie, ale szybko zapadła decyzja o wzięciu ich „na warsztat”. Uzupełniliśmy brak łańcuszków, wymieniliśmy zardzewiałe części, zrobiliśmy nowe wkłady do trybularzy, wszystkie je dokładnie wyczyściliśmy oraz doprowadziliśmy do stanu użyteczności. Za zespawanie zepsutych części dziękujemy życzliwym nam osobom. Całkowity koszt tych działań to 73,27 zł (zaczerpnięte z budżetu Liturgicznej Służby Ołtarza) oraz poświęcenie
czterech tygodni na codzienne czyszczenie tego sprzętu liturgicznego.
Teraz do dyspozycji mamy w sumie siedem kadzielnic, których możemy używać zamiennie. Dwie z nich są już bardzo wiekowe i niewątpliwie tworzą historię naszej parafii.
Odnowione trybularze złożyliśmy w darach podczas Liturgii Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek. Trzy z nich były używane w czasie Liturgii Wigilii Paschalnej oraz procesji rezurekcyjnej. |
Grzegorz Króliczak
Prezes Liturgicznej Służby Ołtarza
ZAPRASZAMY
NIEDZIELA ZMARTWYCHWSTANIA
PAŃSKIEGO Msze św.: 8, 9.30, 11, 12.30, 14 oraz 19 17.30 – starorzymskie nieszpory niedzieli Zmartwych‐wstania Pańskiego w wyko‐naniu scholii gregoriańskiej San Clemente
PONIEDZIAŁEK WIELKANOCNY
Msze św.: 7, 8, 9.30, 11, 12.30, 14 oraz 19 NIEDZIELA MIŁOSIERDZIA BOŻEGO – 12 kwietnia
12.30 – Suma Odpustowa. Po mszy św. agapa na dziedzińcu kościoła. Zachęcamy para‐fian do przyniesienia słodkich wypieków.
Z życia parafii
5‐4‐2015 Strona 13
Rekolekcje z arcybiskupem
Nasze parafialne rekolekcje stały się wydarzeniem diecezjalnym.
Zdziwienie w kurii musiało być niemałe, gdy w ostatni dzień ubiegłego roku (dopiero! sic) ksiądz proboszcz Błyszcz zaproponował prowadzenie rekolekcji w naszej skromnej parafii samemu metropolicie poznańskiemu, ks. abpowi Stanisławowi Gądeckiemu. Raz, że pora była już późna (a to dlatego, że inni zapraszani kaznodzieje się wykruszyli), a dwa, że… chyba nikt na to wcześniej nie wpadł! Wzięty z zaskoczenia arcybiskup i równie zaskoczony proboszcz (tym, że nie padła od razu kategoryczna odmowa) zaczęli przeglądać terminarz dostojnika. – Mnie się wydawało, że ja mam pełen kalendarz. Ale w porównaniu z księdzem arcybiskupem mam luzy – podsumował ks. Adam, zdumiony, że w ten grafik udało się wcisnąć trzy kolejne terminy.
Zatem termin oraz godziny i formę rekolekcji ustalał prowadzący je biskup, którego ograniczają obowiązki (również Przewodniczącego Konferencji Episkopatu!). Temat: małżeństwo i rodzina w świetle ostatniego Synodu Biskupów.
Gdy wieść o tych rekolekcjach rozniosła się pocztą pantoflową w innych parafiach, podobno niektórzy księża diecezjalni brali to za dobry żart lub naiwność zmartwychwstańczej braci. Zobaczyć ich miny, gdy rekolekcje te urosły do rangi wydarzenia, które nagłaśnia Radio Emaus – bezcenne.
W dniu rozpoczęcia rekolekcji, tj. niedzielę 22 marca, Radio Emaus świętowało swoje 20‐lecie. Nie przeszkadzało to w nadaniu dwóch transmisji mszy – najpierw przedpołudniowej, jubileuszowej z katedry, a następnie wieczornej – z naszej parafii, której przewodniczył ks. abp Gądecki.
Obawy księdza proboszcza, że może być za mało ludzi, nie spełniły się – wierni (chyba nie tylko z naszej parafii) wypełnili naszą świątynię. Akurat nie było mi dane uczestniczyć w tej mszy w kościele. Punkt godzina 19 przeszukiwaliśmy eter rozstrojonego radia w poszukiwaniu właściwej częstotliwości, aż tu słychać – słychać śpiew ludu. Tylko głosu organisty nie bardzo. „To muszą być nasi, skoro ludzie TAK śpiewają!”.
Transmisja mszy wypadła znakomicie. Dodajmy, że rekolekcjom z takim dostojnikiem towarzyszyła świąteczna oprawa: chórów (każdego dnia inny), liturgicznej służby ołtarza, świeckich, którzy licznie włączyli się w czytania i opracowanie modlitw.
Doprawdy serce rosło. W poniedziałkowy wieczór po mszy św. udało się
w parafii zorganizować wspólną kolację przedstawicieli Rady Parafialnej oraz naszego gościa. Dzięki temu parafianie mieli okazję osobiście porozmawiać z duszpasterzem.
Przechodząc od najważniejszego, czyli treści rekolekcji. To nie były proste rekolekcje. To raczej nie były rekolekcje dla każdego. Pierwszy wykład (bo trzeba posługiwać się takim terminem, a nie zwyczajowych „nauk rekolekcyjnych”) sprawiłby chyba trudność w poprawnym odbiorze nawet środowiskom akademickim. Nie trzeba więc wpadać w kompleksy, gdy nie udało się wychwycić wszystkich myśli czy podążać za tokiem rozumowania autora. Najeżona naukowymi terminami, ale bardzo klarownie poukładana, tyle że wymagająca od słuchaczy ogromnej koncentracji i najlepiej – przygotowania filozoficznego i teologicznego – taka była ta pierwsza, obszerna katecheza.
Gdy wysłuchaliśmy poniedziałkowej katechezy, byliśmy przekonani, że po niedzielnej mszy ktoś zwrócił uwagę arcybiskupowi, by nieco obniżył loty swojego wykładu. Ta katecheza była wypowiedziana dużo bardziej przystępnie, ale już o wtorkowej nie można tego powiedzieć.
Niemniej, właśnie dzięki bardzo przejrzystej strukturze i dopracowaniu tekstu, na pewno każdy słuchacz mógł z niego zaczerpnąć coś dla siebie: gruntownej, podstawowej wiedzy za zakresu małżeństwa w Kościele katolickim.
Treść tych rekolekcji była tak bogata, że aż prosi się o rozwinięcie niektórych jej aspektów i wątków. Dlatego będziemy się starali ją bardziej spożytkować – wstępny pomysł naszej redakcji polega na opracowywaniu poruszonych zagadnień w przyszłym roku, może w postaci kazań katechetycznych, których osnowę stanowiłyby słowa księdza arcybiskupa z tegorocznych rekolekcji. |
ROMANA ZYGMUNT
Fot. Małgorzata Świderska
Wywiad
Strona 14
Ród Knasieckich, czyli przodków pana Hieronima: pradziadek z rodziną
na Wildzie, początek XIX w.
Zakochani w Wildzie Nasi parafianie znają tę parę przede wszystkim z zaangażowania w życie parafii i dbałość o stan, zwłaszcza techniczny, naszej świątyni. Warto jednak dodać, że Hieronim i Halina Olejniczakowie to wildzianie od kilku pokoleń. Zaczynamy od początku, czyli od początków na Wildzie. Hieronim: To jest już sześć pokoleń na tej Wildzie! Wszystko po kądzieli, czyli od strony mamy. Zaczęło się od pradziada, Franciszka Knasieckiego (ur. 1864) a kończy na dwojgu naszych wnucząt – też tu urodzo‐nych i ochrzczonych. Tyle że te 120 lat temu naszej parafii jeszcze nie było. Hieronim: Nie znam dokładnej daty, kiedy rodzina tu zamieszkała, ale moja babcia urodziła się w 1896 roku już na Wildzie. Moi pradziadkowie wcześniej mieszkali m.in. na Jeżycach, przeprowadzali się kilka razy w życiu, ale jak osiedli na Wildzie, tak ja tu dotąd siedzę. Zatem od końca XIX wieku na pewno rodzina
była na Wildzie, kiedy jeszcze nie istniała nasza para‐fia. Początkowo dziadkowie mieszkali przy skrzyżowaniu ul. Dolnej Wildy i Chłapowskiego (ta kamienica stoi do dziś), tam była wówczas restauracja na narożniku. Później został wybudowany dom na rogu ulic Pa‐miątkowej i obecnego 28 Czerwca 1956 roku, gdzie teraz jest apteka. Mam zdjęcie pradziadka z 1910 roku przy restauracji w tej kamienicy – dzierżawił lokal i prowadził tę restaurację jakieś 30 lat. Okazała kamienica. Hieronim: Tak, ja się tam urodziłem, moja mama się tam urodziła. Babcia mieszkała piętro pod nami – zawsze mogłem wpaść na jakąś jajeczniczkę, kiedy nie smakowało mi jedzenie w domu (byłem niejad‐
kiem). Po ślubie z żoną zamieszkaliśmy na Łanowej. Pani też ma takie głębokie wildeckie korzenie? Halina: Moja mama przeprowadziła się na Wildę z ul. Zagórze, gdy wyszła za mąż w 1939 roku. Jej babcia też mieszkała Pradziadek przy restauracji w kamienicy na rogu ul. Pamiątkowej. Napisy na fasadzie reklamują różne alkohole serwowane w restauracji „Zum Kronprinzen” (Pod księ‐ciem).
Wilda
5‐4‐2015 Strona 15
Hieronim i Halina Olejniczakowie Małżeństwo z 42‐letnim stażem, od zawsze na Wil‐dzie. Od ponad 30 lat angażują się w życie parafii, zwłaszcza w prace remontowe, inwestycje, dbanie o utrzymanie świątyni przy niskich nakładach finan‐sowych. Dzięki determinacji p. Haliny parafia otrzyma‐ła dofinansowanie na remont zabytkowych drzwi ko‐ścioła i go wykonała, a panu Hieronimowi zawdzię‐czamy szereg nowatorskich rozwiązań technicznych. Pan Hieronim jest członkiem Rady Ekonomicznej, wspólnoty Braci Zewnętrznych i często udziela się jako lektor. No i współtworzy grupę panów, którym co roku zawdzięczamy bożonarodzeniowe i wielkanocne dekoracje w kościele i na Boże Ciało. przy Dolnej Wildzie. Moi rodzice wprowadzili się na Łanową, gdzie my do dziś mieszkamy. Łącznie z tym, że w pokoju, w którym się urodziłam, śpimy do dziś. To znacie się z dzielnicy? Hieronim: Nie, wcale, ani z dzielnicy, ani z kościoła. Myśmy się poznali w pracy, w firnie P.P. Stacje Ra‐diowe i Telewizyjne [dziś: Emitel, operator radiotele‐komunikacji – przyp. red.] Całe życie tam przepraco‐waliśmy. Do tej pracy jeszcze wrócimy, a dziadek jak długo prowadził swój biznes? Hieronim: Gdzieś do lat 30. Potem odszedł na emery‐turę i umarł w 1941 r. Jest pochowany na naszym cmentarzu przy ul. Samotnej. Halina: Nikt z rodziny interesu nie przejął, wszyscy synowie byli „starymi kawalerami”, dlatego ród utrzymał się tylko po kądzieli. Hieronim: Ale tradycja w rodzinie gdzieś tam jest za‐chowana – mój kuzyn prowadzi restauracje Estella w Poznaniu. Nasi pradziadowie byli braćmi. Za czasów pradziadka cała jego rodzina (męska
część) kręciła się przy gastronomii. Najmłodszy brat dziadka też miał restaurację, prowadził ją w nieco późniejszych latach u zbiegu ulic Bukowskiej i Pol‐skiej. Warto dodać, że pradziadek miał ośmioro lub dzie‐więcioro rodzeństwa. Jeden z braci prowadził skład piwa, a inny widnieje w dawnym spisie jako piwowar. Wszyscy nazywali się Knasieccy, tylko jeden miał w papierach Knasiak. Wśród znajomych znani byli jako „Knasioki”. Prawdopodobnie jak ten brat pra‐dziadka się urodził i poszli go zgłosić do urzędu, to urzędnik słysząc, że ten jest od „Knasioków” wpisał mu Knasiak zamiast Knasiecki. Wracając do rodziny Olejniczaków… Hieronim: W pokoleniu mojej mamy było troje dzieci. W moim ‐ jest nas pięcioro. Ten model rodziny nie był wcale odosobniony W naszej kamienicy były cztery wejścia, na podwórku bawiło się nas ze 30. Tam się działo… Z tych czasów przypomniał mi się jeden epizod zwią‐zany z wielodzietnością. Mieszkała nad nami paniu‐sia, taka „ę, ą”; miała syna jedynaka. Kiedy mama była w ciąży z najmłodszym bratem, pani zadała jej pyta‐
nie: „Co wy robicie, że u was tyle dzieciarów”’. Moja mama na twarz nie upadła, wytrzymała ją lekko i odpowiedziała: „Robimy wszystko to samo co inne małżeństwa. Tylko że nasze dzieci biegają, rozrabiają, cieszą się życiem. A inne kobiety nie dały sobie wyryć na czole, ile wy‐skrobały”. Notabene ta pani gdzieś tam się chwaliła, że co zaszła w ciążę, to „w dorożkę i do doktora”. Temat się skończył, ale do dziś w głowie mi się nie mieści, jak można było tak się zachować.
Ślub rodziców pana Hieronima w na‐szym kościele w 1945 r. Nie było ławek w środku naw.
Wywiad
Strona 16
Mały Hieronim ze starszymi siostrami – lata 50.
Co robił ojciec? Hieronim: Mój ojciec pochodził z Trzemeszna, skończył tam gim‐nazjum staroklasyczne, z greką i łaciną. Był półsierotą, bo jego ojciec zginął chyba pod Verdun. Wtedy państwo pomagało takim rodzinom – babcia dostawała za‐pomogę na wykształcenie syna – i opłacało podręczniki szkolne. Ojciec pracował na poczcie w urzędzie przy Dworcu Zachod‐nim. Wtedy poczta była wożona „ambulansami” kolejowymi, któ‐rymi on dowodził. Na 7 chodził do pracy i nigdy nie był później niż o 6.45 przy biurku. Halina: Był bardzo szanowaną postacią. Jeszcze w mojej pracy często słyszałam pochwały pod adresem pana Olejniczaka. Pytano mnie, czy „to ojciec nie pracował na poczcie”. Teść był znany w śro‐dowisku. Hieronim: Mój ojciec był bardzo pobożny, a myśmy jako nastolatki czasem się z niego podśmiewali. Wiesz, jak to dzieciaki... Chodziliśmy rodzinnie do kościoła, ale ojciec zawsze jeszcze zo‐stawał po mszy św., aby się pomodlić. Myśmy wracali i padało pytanie: „Gdzie tata”. „Tata świeczki gasi” – odpowiadaliśmy z przekąsem. Teraz, jak sobie to cza‐sem wspominam… tata świeczek nigdy w rzeczywi‐stości nie gasił, ale ja… Halina: U nas jest tak, że jak dzieci dzwonią, coś po‐trzebują od taty, a taty nie ma, to już same dzieci mó‐wią „No tak, tata jest w drugim domu”. Rodzina udzielała się w parafii? Hieronim: Za moich czasów niespecjalnie. Ja byłem ministrantem trzy tygodnie, nie podobało mi się. Ale nie wiem czemu. Zostawiłem to. W każdym razie tu przyjąłem wszystkie sakramenty. Pamiętam, jak od księdza Połczyńskiego, który przygotowywał nas do Pierwszej Komunii Świętej, dostawałem na łapę. I nie mówimy tu o udzielaniu Komunii Świętej? Hieronim: No nie… Obrywałem trzcinką za spóźnie‐nia. Na przykład, gdy ksiądz schodził do kaplicy przez dziedziniec, a myśmy tam w piłkę „rżnęli”, to krzyczał do nas: „Za pięć minut wszystkich widzę na salce”. I jak się spóźnialiśmy, to trzeba było wyciągnąć rękę pod trzcinkę. Dzisiaj pewnie by księdza zlinczowano i oskarżono o znęcanie nad biednymi dziećmi. Ja w domu nie pisnąłem o tym słowa, bo ojciec by mi poprawił. Uważał, że skoro ksiądz mnie ukarał, to coś nie tak było z moim zachowaniem. Halina: A jak dzwoniłeś księdzu…
Hieronim: Tu już się ujawniały moje zamiłowania do elektryczno‐ści, jak miałem z 12 lat. Było to u księdza proboszcza Traczyń‐skiego. Moja kuzynka dostała do‐mek dla lalek z instalacją elek‐tryczną, którą jej montowałem. W komplecie był dzwoneczek, ale że nie było go gdzie zainstalować, to kuzynka mi go dała. Wpadliśmy z kolegą z klasy na pomysł, żeby zadzwonić księdzu Traczyńskiemu na koniec lekcji religii. Miałem też przewody, które wysępiłem od pracowników telekomunikacji, kiedy wykonywali prace przy szafkach kablowych. Podczas reli‐gii ja siedziałem z tyłu i trzymałem baterię, a kolega w pierwszej ław‐ce miał przytwierdzony dzwonek. Połączenie między nami stanowił wspomniany wcześniej przewód. Gdy ksiądz przeciągał lekcję, ja dotykałem bateryjki i rozlegało się „dryn, dryn”. Z początku proboszcz
jakby nie słyszał. Za drugim czy trzecim dzwonkiem podszedł do pierwszej ławki, wyciągnął dzwonek, rzucił nim i potraktował kolegę „z liścia”. Potem wy‐rzucił go z salki. Ja tylko westchnąłem „Boże, żeby po tym kablu nie doszedł do mnie!”Nie miał jednak za‐cięcia śledczego, więc ocalałem. Ten numer to pamię‐tam! Ciągnęło mnie to tej elektryki od samego początku. W szkole podstawowej (to była nr 25) wyczekiwałem wręcz lekcji fizyki. To się rzadko zdarza, ale gość, któ‐ry nas uczył, pan Haremza, opowiadał całym sobą, potrafił zarazić pasją. W szkole na górze była duża pracownia fizyko‐chemiczna. Jak tam wchodziłem, to mnie zawsze fascynowały – te amperomierze, wolto‐mierze, kurki od gazu itp. Im więcej się dowiadywa‐łem, tym więcej miałem pytań. To ten nauczyciel za‐szczepił we mnie elektrycznego bakcyla. Halina: A bakcyla kościelnego zaszczepił w tobie Ta‐dziu Gajda. Hieronim: Miałem taki okres, kilka lat, w życiu, że mi nie było po drodze z Panem Bogiem. W JEGO planie było jednak co innego, bo w tym czasie o. Tadeusz Gajda wziął naszego syna do ministrantów. Halina: Najpierw ksiądz ogłosił, że prosi ojców mini‐strantów w tym i tym dniu na spotkanie. Hirek się wymówił i prosił mojego brata, by poszedł, bo jego synowie też byli ministrantami. Następnej niedzieli ks. Gajda chodził z tacą i podchodzi do nas „To co, o 16 się widzimy?”. Hieronim: Głupio mi było odmówić, więc potwierdzi‐łem. Jak już powiedziałem tak, to kobyłka u płotu. Poszedłem i tak mi zostało…
Wilda
5‐4‐2015 Strona 17
Ojciec Tadeusz ma wyjątkowe zdolności łowienia ludzi… to Boży rybak. Proboszczowie odchodzą i przychodzą… Hieronim: … a my trwamy! Halina: Najgorsze jest to, że wielu ludzi jest przeko‐nanych, że oni pracują za pieniądze, że Hirek, Paweł Solarek, Andrzej Spalony, Jurek Rausch czy inni są na etatach! Też od czasu do czasu o tym niestety słyszymy i jest nam przykro. Hieronim: Ludziom nie mieści się w głowach, że ktoś dzieli się bezinteresownie swoimi talentami i poświę‐ca swój czas – bez przymusu i „za friko”. Dodajmy jeszcze: kosztem rodziny i swojego domu. Jako ekipa techniczna spędzacie w kościele bardzo dużo czasu i to w okresach przedświątecznych, gdy najwięcej pracy w domach. Nie było to rodzinnym problemem? Halina: Mój mąż pracował w grupie technicznej, która musiała być dyspozycyjna cały czas, wiec nigdy nie wiedzieliśmy, czy święta lub niedzielę spędzimy ra‐zem. Telefon dzwonił i musiał jechać. W tamtych cza‐sach urządzenia były bardziej awaryjne, więc co rusz coś wyskakiwało. Dlatego nieobecność męża przed świętami w kuchni mi nie przeszkadzała, zresztą nie ma z niego pożytku w kuchni. Z czasem dzieci poma‐gały w domu. Hieronim: Mieliśmy pod swoim nadzorem jedną trze‐cią Polski – urządzenia od Koszalina przez Łódź do stacji Śnieżne Kotły. To było kilkadziesiąt stacji. Za to starałem się ułatwiać żonie prace domowe – jakiekolwiek urządzenia elektryczne były dostępne, to zaraz kupowałem – pralka, krajalnice, prasowalni‐ce itp. No i oczywiście wszystkie naprawy to moja domena. Pan Hieronim był też nauczycielem w niższym seminarium księży zmartwychwstańców. Hieronim: Tak było po 1983 roku. Wtedy złapał mnie ówczesny rektor NSD ks. Rojek. Widział moje zaanga‐żowanie i jak kiedyś coś komuś tłumaczyłem, a potrzebowali nauczyciela techniki. Zgodziłem się. Wspominam to jako fajną przygodę z tymi chłopaka‐mi, choć niełatwo było podjąć decyzję. Ubecja nasz zakład pracy wtedy „kochała”. Z racji tego, że dostar‐czaliśmy sygnał radiowy i telewizyjny, to byliśmy pod nadzorem UB. Szacuję, że co czwarty czy piąty współ‐pracownik mógł w firmie donosić. Halina: Wiedzieliśmy, w czyim gronie nie rozmawiać. By móc podjąć dodatkową pracę, trzeba było mieć zgodę dyrekcji. Szczerze napisałam w podaniu, że chodzi o niższe seminarium duchowne. A dyrektor – „Gdzie będziemy o tym pisać, będą się czepiać, damy ‘w liceum ogólnokształcącym w Poznaniu’”. I to też była prawda.
Hieronim: Kiedyś zostałem wezwany na UB, gdy moja siostra uciekła na Zachód. I właśnie przy tej rozmo‐wie wyszło, że ubecja i tak wiedziała, gdzie pracowa‐łem po godzinach. Wracając do uczniów: wielu nie rokowało chyba zbyt technicznie. Hieronim: A gdzie tam, odporni byli… Halina: Często prosili „panie profesorze wytłumaczy nam pan matematykę czy fizykę?”. Hieronim: Wtedy tak zwracano się do nauczycieli w liceach – per profesorze. No to im tłumaczyłem, co mi tam. Ktoś przejawiał zdolności ścisłe? Hieronim: Był taki rodzynek, ale księdzem nie został. Jak spojrzałem w program nauczania, to wiele rzeczy było bez sensu. Tym bardziej że nie było żadnej pra‐cowni. Starałem się im przekazać najważniejsze pod‐stawowe rzeczy, i zawsze powtarzałem, że jak cos jest robione, to musi do tego być dokumentacja, schemat, opis czy instrukcja. Żeby nie wołać za każdym razem tzw. fachowca i płacić za wymianę np. bateryjki 600 zł. W naszych pracach w parafii też przestrzegamy tej zasady. Po robocie zostawiamy ślad na papierze, aby za jakiś czas ponownie nie odkrywać Ameryki. Pod‐czas remontu w kościele razem z Jurkiem Rauschem w latach 80. opracowaliśmy dokumentację wymiany elektryki w kościele i przedstawiliśmy firmie, która to robiła. Ciekawostką z tego czasu jest tablica synop‐tyczna, na której widać aktualny stan oświetlenia świątyni. Można też zaprogramować, jakich świateł chcemy użyć na daną liturgię. Na przykład na Wigilię Paschalną najpierw planujemy, a potem jednym przy‐ciskiem uruchamiamy jednocześnie, zaprogramowa‐ne światła. Myślę, że na 50‐70 lat instalacja powinna wystarczyć. Poza tym jest dokumentacja. W uruchomienie pierwszej katolickiej rozgłośni w diecezji, czyli prekursora Radia Emaus, też byli Państwo zamieszani. Hieronim: Tak, mój dyrektor, chyba ówczesny dyrek‐tor oddziału Telewizji Polskiej i na pewno szef ów‐czesnego odpowiednika Okręgowego Urzędu Komu‐nikacji Elektronicznej poszli do abpa Stroby z infor‐macją, że zaistniały warunki prawne, by uruchomić radio diecezjalne, a sprawy techniczne, jak nadajnik, system antenowy, dosył sygnału ze studia biorą na siebie. Biskup Stroba, który z ramienia Kościoła pro‐wadził rozmowy z komunistami, wówczas wietrzył wszędzie podstępy i zachowawczo podszedł do tej propozycji, ale my działaliśmy. Stary nadajnik załatwiliśmy z wojska, gdzie spotkali‐śmy się z ogromną sympatią z ich strony. Kupiliśmy go w cenie złomu. Jak po niego przyjechaliśmy, to obsługujący nas pułkownik zapytał: „A fider to macie do niego?”. Fider to kabel łączący nadajnik z anteną. Oczywiście, nie mieliśmy. Mieli tego ze 100 metrów
Z życia parafii
Strona 18
na zbyciu, więc dorzucili do nadajnika. Potem było następne pytanie: „A antenę macie? Jak nie, to weźcie choć tę od radiotelefonu Kana‐rek”. Nadajnik i antena nie odpowiadały czę‐stotliwościom, na których miało pracować radio, ale od czego są złote raczki? Zaczęliśmy to wszystko składać do kupy. Dwóch inżynie‐rów przestroiło końcówkę, więc nadajnik był zasilany i miał wzmacniacz mocy. Brakowało środka – modulatora, aby „napędzić” koń‐cówkę mocy i stereokodera, aby nadawać w wersji stereo. Te urządzenia trafiły do nas z nadajnika, który miał kiedyś służyć do za‐głuszania Solidarności. Sprawdziliśmy sygnał w okolicy, nawet nieźle to wyszło. Dostaliśmy nawet już częstotli‐wość, ale nie było chęci arcybiskupa do nadawania! Studio zlokalizowano w kościele, który był najbliżej wieży na Piątkowie. By to jakoś połączyć, potrzebne było około tysiąca metrów kabla. Ten kabel pozyskaliśmy z za‐pasów pozostałych po budowie ropociągu „Przyjaźń”. Jak ks. abp Stroba był na wizytacji w naszej parafii, wytknąłem mu, że to grzech zanie‐chania, że wszystko jest przygotowane do nadawania, a tu się nic nie dzieje w sprawie. Aż się abp Stroba zarumienił, nadął, że mu świecki coś wytyka. Był przekonany, że o sprawach radia nikt nie wie. Halina: Od tego czasu Hieronim ma knebel na spotkaniach z dostojnikami . I pomyśleć, że to wszystko ludzie, jak Państwo i znajomi, robili z dobrej woli, z własnej inicjatywy i nic nie było za trudno. Hieronim: A jeszcze często ci ludzie mieli nie‐przyjemności, bo już ktoś doniósł, już komuś to było nie na rękę… To już na koniec, bo czas i kartki się kończą: jak to jest żyć ze świadomością, że jestem, poruszam się w tych samych miejscach, w których żyli, pracowali moi przodkowie? Hieronim: Jak jadę ulicą Pamiątkową, to pa‐trzę w te okna, w których urodziła się moja matka, ja się urodziłem, i robi mi się tęskno. Dopóki mama żyła, to jeszcze się o tym nie myślało. Nie ciągnęło Państwa do zmian? Żeby pójść w inną stronę? Hieronim: A po co. Ja tam jestem zakochany w Wildzie. |
Rozmawiali Romana i Leszek Zygmuntowie
Gra Załoga Pana Boga Mimo przejściowych zmian najmłodszy zespół śpiewaków działający przy parafii prowadzi dzia‐łalność i zachęca do nauki gry na instrumentach.
O naszej wspólnocie niewiele wiedzą parafianie, którzy nie
biorą udziału w niedzielnej Eucharystii o godz. 11:00. Załoga Pana Boga jest zespołem dziecięcym, który co tydzień animuje śpiew na tej właśnie Mszy Świętej. Mimo przejściowych kłopotów i zmian prowadzących działamy – nasza schola liczy aktualnie 18 dzieciaków. Najmłodsza Madzia ma 5 lat, a najstarsza Kinga w tym roku kończy szkołę podstawową. Nie oznacza to jednak, że nasz zespół jest ograniczony wiekowo. Jesteśmy otwarci na wszystkich młodych śpiewaków! Od pewnego czasu prowadzimy także zajęcia nauki gry na gitarze, na które przychodzą nie tylko dzieci należące do Załogi Pana Boga.
W weekend majowy wraz z Liturgiczną Służbą Ołtarza wybie‐ramy się do Mszany Górnej na Mini‐Emaus. Jest to coroczny zjazd ministrantów oraz dziecięcych zespołów muzycznych z parafii księży zmartwychwstańców z całej Polski. Weźmiemy tam udział w przeglądzie scholii.
Zapraszamy wszystkich pragnących śpiewać z nami (nie tylko dziewczynki) w każdą sobotę na godz. 10.30 do salek parafial‐nych. Nauka gry na gitarze odbywa się zaraz po zakończonej pró‐bie, czyli ok. godziny 11.40.
Załoga Pana Boga to nie tylko śpiew, to również dobra zabawa i wspólnie spędzony czas w weekendowe przedpołudnia! Do zo‐baczenia na próbie! |
Marika Gorgolewska i Marika Kupijaj
Masz w domu niepotrzebną gitarę?Chcesz ją wyrzucić? Przynieś ją do nas – dzieci na pew‐
no się ucieszą i zrobią z niej muzyczny pożytek!
Polecamy
5‐4‐2015 Strona 19
POZNAŃSCY HOBBICI
Nowość na rynku wydawniczym – „Robert i Róża”, pierwsza z cyklu powieści „Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej”. Powieść rodzinna, powinna zainteresować fanów „Władcy Pierścieni”.
Mówi się, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Mnie jednak natura obdarzyła przekorną naturą i dlatego po ponadrocznej przerwie postanowiłam po‐nownie odezwać się na łamach parafialnej gazetki. Na początek na mój recenzencki warsztat trafiła wydawni‐cza nowość ‐ pierwsza część cyklu pod wspólnym tytu‐łem „Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej” autorstwa Mał‐gorzaty Klundery. Redakcję zaintrygował tytuł nowej książki poznańskiego wydawnictwa. Brzmi znajomo, prawda?
Zasugerowana tytułem i okładką sądziłam, że będą to dzieje rodziny mocno związanej z naszą dzielnicą roz‐grywające się na przestrzeni kilku wieków. Tymczasem akcja „Niziołków z ulicy Pamiątkowej” rozgrywa się współcześnie. Z Wildą wiąże ich niewiele: miejsce za‐mieszkania, szkoły dzieci i jedno epizodyczne wydarze‐nie. Niemniej akcja powieści rozgrywa się w Poznaniu.
Losy rodziny przedstawia najmłodsza córka Roberta i Róży Niziołków, Elka. Jest to nietuzinkowa rodzina o nietuzinkowym nazwisku, które przesądziło o życiowej pasji wszystkich jej członków – pochłanianiu książek. Pewnego dnia Robert, będąc jeszcze dzieckiem, dowie‐dział się od swojej matki, że Tolkienowscy hobbici nie są nikim innym jak niziołkami właśnie. Imiona dzieci pań‐stwa Niziołków wzorowane są więc na imionach cenio‐nych przez nich bohaterów: Małgorzata Perełka, Jan Peregryna i Eleonora Pulchera. Zresztą cała powieść naszpikowana jest licznymi nawiązaniami i cytatami z różnych książek, wśród których prym wiedzie trylogia Tolkiena. Może to sprawić trudności w odbiorze mniej zorientowanemu czytelnikowi.
Powieść Klundery w moich oczach broni to, że rodzi‐na Niziołków na przekór współczesności nie spędza ca‐łych dni przed telewizorem lub komputerem. Ich pasją są książki. To rodzina erudytów, w której dyskusje o książkach i ich ekranizacjach są na porządku dziennym. Niczym Borejkowie z sagi Musierowicz żonglują licznymi cytatami z ukochanych powieści. Poza tym jest to rodzi‐na, która ze sobą rozmawia, razem przeżywają ważne momenty w życiu jej poszczególnych członków. Dzieci
zawsze mogą liczyć na pomoc i zrozumienie rodzi‐ców. Chociaż czasami interwencje Roberta i Róży i poczynania ich dzieci w szkole mogą budzić pew‐ne kontrowersje...
Mnie powieść Małgorzaty Klundery rozczarowała, ale może pasjonaci trylogii Tolkiena znajdą w niej coś dla siebie.
A.G. Małgorzata Klundera, Niziołkowie z Pamiątkowej. Ro‐
bert i Róża, Wydawnictwo Replika 2015, www.replika.eu
Nota wydawcy Róża i Robert, i ich wchodzące w dorosłość dzieci − Go-sia (Perełka), Jan Peregryn oraz Elanora Pulcheria, dla swoich po prostu Elka, to główni bohaterowie pierwszego tomu opowieści o rodzinie o wdzięcznym nazwisku Nizio-łek. Wszyscy czytają książki, a numerem jeden jest zde-cydowanie Władca Pierścieni. Na przekór nadmiernej konsumpcji i wyścigowi szczurów, Niziołkowie oddychają atmosferą książek, żyją życiem bohaterów, toczą boje w ich imieniu, sami tworząc niezwykłą historię zwykłej, wielopokoleniowej rodziny. Powtarzając za autorką, śmiemy marzyć, że Niziołkowie podarują Wam odrobinę uśmiechu i wzruszeń, jednocześnie wnosząc do Waszych domów ciepło i ponadczasowe, niezmienne wartości. UWAGA! Zaraża miłością do... książek!
Wspólnota Chrystusa
Zmartwychwstałego „Galilea”
zaprasza na
MSZĘ ŚW. I MODLITWĘ O UZDROWIENIE
9 kwietnia 2015 r. o godz. 18.30.
Z życia parafii
Strona 20
KURS EMAUS Dlaczego warto? Po co mi kolejne rekolekcje, i w dodatku kurs Emaus?
Dopiero co skończył się Wielki Post! Umęczeni przygotowywaniem świąt i spotkań rodzinnych ma‐my ochotę na jedno – odpocząć! Może w naszych my‐ślach czy słowach powtarzamy już: „święta, święta i po świętach”… Szara zwyczajna rzeczywistość. A tu znowu kolejna propozycja parafialna… w dodatku weekendowa. Czy rzeczywiście to jest dla mnie? Czy warto zaryzykować, tracąc czas?
Hm. Dobre pytania! Odpowiedź na nie może zna‐leźć każdy z nas osobiście, bo nie ma gotowych re‐cept. Tak jak idąc do lekarza, nie otrzymujemy wszy‐scy tych samych wskazań, tak samo tutaj.
To zależy tylko i wyłącznie od nas, czy chcemy tę propozycję przyjąć i zaryzykować przemianę czegoś w naszym życiu.
Ten kurs jest skierowanych do tych z nas, którzy rozpoczęli już czytanie Słowa Bożego, którzy do‐świadczyli już spotkania ze Zmartwychwstałym Pa‐nem i pragną umocnić tę relację, i dla tych, którzy jak uczniowie z Emaus – znają biblijne treści, ale do‐świadczają rozczarowania, rozgoryczenia, nie potra‐fią poradzić sobie z przyjęciem rzeczywistości i zoba‐czeniem w niej obecności Boga.
To czas niezwykły, w którym możemy doświad‐czyć przejścia z Nieznajomym drogi od naszych nie‐spełnionych oczekiwań bólu do radości i spojrzenia na nasze życie w świetle Bożego Słowa.
To czas niezwykły także z tego powodu, że może‐my doświadczyć wspólnoty i zobaczyć, że nie jeste‐śmy odosobnieni w naszych rozterkach.
Wreszcie to czas niezwykły, w którym rozpozna‐my jeszcze głębiej Jego obecność w Eucharystii i sta‐nie się ona dla nas źródłem, z którego czerpać bę‐dziemy siły do codzienności.
57‐letnia Anna tak opisuje to, co zyskała uczestni‐cząc w jednym z poprzednich kursów Emaus: Otrzymałam czas dwóch dni dla siebie, aby przyjrzeć się moim relacjom z Pismem Świętym. Świadomość bliskości Jezusa, Jego działania w moim życiu i mojej rodziny. Uświadomiłam sobie, jak wielką posiadam pomoc w postaci tej Księgi Słowa i tego, co Ona zawiera. Wierzę, że przełoży się to na wzrost wiary w mojej rodzinie. Najważniejsza jest świadomość, że Bóg nigdy ze mnie nie zrezygnuje i że jestem dla Boga bardzo ważna.
Z kolei 19‐letni Szymon podzielił się: Otrzymałem umocnienie i rozeznanie woli Bożej na najbliższy czas.
Bóg przypomniał mi słowa z Księgi Koheleta, by nie iść za marnościami tego świata. Jedynie wypełniając wolę Bożą, człowiek może żyć w obfitości i szczęściu, osiągnąć zbawienie. Bóg bowiem dla każdego człowieka przygotował wspaniały plan na życie z uwzględnieniem jego zdolności i talentów. Na tym kursie poznałem ludzi, którzy głęboko wierzą w Boga i wiernie głoszą Jego Słowo.
27‐letnia Ewa tak napisała w swoim świadectwie: Kurs pozwolił mi bardziej poznać oraz zrozumieć Pana Boga. Mogłam odkryć pewne błędy i pustki w moim sercu oraz dostrzec Tego, który moje problemy może i chce rozwiązać. Kurs dał mi piękne doświadczenie miłości Bożej oraz uwolnienie od lęku, co było mi bardzo potrzebne w mojej sytuacji. Polecam wszystkim ten kurs. Zaryzykuj, nic nie stracisz, a możesz coś zyskać.
A 18‐letni Kacper: Bóg wlał w moje serce pragnienie życia Słowem. Otrzymałem potwierdzenie, że Pan troszczy się o mnie, moje potrzeby, rodzinę. Słowo to bowiem jest bardzo blisko ciebie: w twych ustach i twoim sercu, byś je mógł wypełnić.
I można by mnożyć przykłady osób, dla których ten czas stał się w jakiejś mierze nowym początkiem. Zamiast tego zapewniam o naszej modlitwie za każdą z osób, która w sercu poczuła, że może to zaproszenie Pan Jezus kieruje dla niej o odwagę podjęcia decy‐zji. Do zobaczenia 17 kwietnia 2015 r.! |
MAŁGORZATA HEIGELMANN
WSPÓLNOTA CHRYSTUSA ZMARTWYCHWSTAŁEGO GALILEA
zaprasza Cię na KURS – REKOLEKCJE: EMAUS
Kurs jest skierowany do osób, które doświadczyły już spotkania z Jezusem i chcą pogłębić swoją relację z Nim w Jego Słowie. Zapraszamy osoby, które uczestniczyły w Kursie Nowe Życie, Kursie Filip, REO, rekolekcjach I stopnia Oazy, warsztatach Talitha kum lub innych reko‐lekcjach kerygmatycznych.
Termin: 17‐19 kwietnia br. Początek w piątek o godz. 17, zakończenie w niedzielę ok. godz. 15 Miejsce: Parafia Zmartwychwstania Pańskiego Kurs dochodzony, tzn. NIE organizujemy noclegów Koszt: 50 zł ‐ obiad, kawa, herbata, ciasto W programie: Eucharystia, możliwość skorzystania z sakramentu pokuty i pojednania, krótkie nauczania i dynamiki. Zapisy przez formularz zgłoszeń dostępny na www.poznancr.pl, email: [email protected] lub telefonicznie: 512 167 152 Liczba miejsc ograniczona. Decyduje kolejność zgłoszeń.
Z życia parafii
5‐4‐2015 Strona 21
Nigdy nie zapomnimy daty 2 kwietnia (...) była wielką lekcją odchodzenia i umierania
kard. Kazimierz Nycz
W Wielki Czartek przypadła 10. rocz‐nica śmierci Jana Pawła II. W tym roku nie odbyły się żadne uroczystości upamiętniające tę rocznicę, nie tylko z uwagi na inaugurację tego dnia Tri‐duum Paschalnego. Po prostu osoby wyniesione na ołtarze czci się w dniu ich wspomnienia, stąd większą rangę zyskał dzień 22 października. Pamięta‐jąc jednak o wydarzeniach sprzed 10 lat, wspominamy Papieża Polaka jego wierszem.
Melancholik Nie chciałem wziąć. Zbyt długo we mnie waży się ból, zrazu przyjęty dość słabo ‐ waży się w wyobraźni i toczy z wol‐na jak mól, jak rdza zużywa żelazo. Ach, wypłynąć z nurtu ukrytego i przejść poza bólu przedsmak! Jest życie, proste i wielkie ‐ jego głębia nie kończy się we mnie. Rzeczywistość bardziej jest wspania‐ła niźli bolesna. Zrównoważyć to wszystko nareszcie gestem dojrzałym i pewnym! Nie wracać po tyle razy, lecz iść i dźwigać po prostu w rów‐nym odstępie godzin tę całą subtelną strukturę, która w granicach mózgu tak łatwo przemienia się w rozstrój, a sama w sobie zmęcze‐niem jest bardziej niż bólem. I może bardziej być z Nim niż z sobą tylko, bardziej być z Nim ‐ odsunąć grozę spraw na tyle, by wystarczał zwyczajny czyn.
Poezje, Jan Paweł II
Pomagamy!
Nasi mniej wierni czytelnicy lub osoby, które niedawno dołączyły do naszej wspólnoty, mogą się dziwić, o co chodzi z „bliźniakami”. Czemu właśnie o nich piszemy od czasu do czasu na łamach, czemu to dla nich są zbierane datki.
Warto więc w ten świąteczny, a więc też łączący się z dobroczynnością czas, podsumować nasze wspólnotowe i wspólne działania.
Adaś i Stefek to synowie naszych byłych parafian, pp. Rozwadowskich, którzy mają również córkę Anię. Chłopcy urodzili się z bardzo ciężkimi schorzeniami, wadami i chorobami (zwłaszcza Adaś), o czym mowa na kolejnej stronie, poprosili więc o rozpropagowanie informacji o możliwości odpisu 1% podatku na ich leczenie. Rodzina podjęła decyzje o wyprowadz‐ce z Poznania do mniejszej miejscowości pod Lesznem. Wówczas w parafii zastanawialiśmy się, co jeszcze można by zrobić, by wesprzeć tę rodzinę w obliczu tak trudnej sytuacji – p. Beata została wykluczona z pracy zawo‐dowej wskutek schorzeń bliźniaków, a pomoc społeczna przy takim ogro‐mie potrzeb medycznych i rehabilitacyjnych zawsze jest zbyt ograniczona.
I tak to się zaczęło: patronat parafialny. Od kilku lat zatem: parafianie pamiętają o modlitewnym wsparciu dzielnej rodziny,
która na co dzień musi walczyć z wieloma przeciwnościami. Wiemy, że w ich intencji modli się na pewno kilka osób (chcemy wierzyć, że kilka‐set. Zachęcamy!); przy bocznym wyjściu z kościoła wisi skarbonka, z której ofiary tra‐
fiają na konto pp. Rozwadowskich. Rocznie to kwoty rzędu 2‐3 tys. zł; co roku parafianki (wcześniej p. Beata, teraz do spółki z p. Izabelą),
obdarzone artystycznymi i manualnymi zdolnościami przygotowują średnio 2 razy do roku okazjonalne ozdoby, dochód z których trafia na pomoc dla bliźniaków; na bieżąco na naszych łamach staramy się relacjonować postępy
zdrowotne Adasia i Stefka. Pani Beata (ich mama) zaś często publikuje na facebookowej grupie parafialnej najnowsze wpisy o tym, co dzieje się w ich rodzinie (na zmianę o postępach w rozwoju Adasia i kolejnych in‐fekcjach – tak w skrócie, nie umniejszając nikomu i niczemu, można by opisać życie pp. Rozwadowskich); wszystkie te działania służą przypominaniu o możliwości składaniu
darowizn w ciągu roku (które można odliczyć od podatku) oraz odpisy‐waniu 1% podatku. To dwie różne rzeczy. Darowizny można składać do‐wolnej wysokości i dowolnej częstotliwości, wpisując je na koniec roku w zeznaniu rocznym – pozwala to na zmniejszenie podstawy opodatko‐wania. 1% podatku to z kolei „prezent” fiskusa, który można przekazać dowolnej organizacji pożytku publicznego raz do roku przy okazji składa‐nia rocznego rozliczenia podatkowego; nasi parafianie (również anonimowo) dbają o przygotowanie gra‐
ficzne oraz wydruk ulotek, które tylko częściowo są rozprowadzane w parafii. Dystrybucją większej części (kilka tysięcy) zajmuje się p. Beata z gronem przyjaciół. Nie piszemy tego, by się chwalić. Piszemy, by przypomnieć o tym wspól‐
nym zobowiązaniu oraz by pokazać, że ta pomoc bardzo się przydaje. Świadczy o tym informacja na kolejnej stronie oraz bieżące podziękowania pp. Rozwadowskich. Nie wyręczymy rodziców w opiece nad ich dziećmi, ale możemy prosić
o Boże dla nich błogosławieństwo i w miarę możliwości ułatwić im opiekę poprzez finansowe wsparcie ich rozlicznych potrzeb. |
ROMANA ZYGMUNT
Z życia bliźniaków
Strona 22
Adaś Przyszedłem na świat w 2008 roku tego samego dnia co mój brat Stefek, więc jesteśmy bliźniakami. Zupełnie niepodobni – jak ogień i woda. Od naszych urodzin ro-dzice dbają, byśmy byli jak najbardziej samodzielni i piękni. Ale to nie jest takie proste: urodziłem się ze zdeformowaną twarzą, miałem szczelinę w twarzy na ok. 4 cm. Rodzicom powiedziano, że to zespół wad wrodzo-nych, zwany zespołem Goldenhara. Mam asymetrię twarzy. Nie mam lewego ucha i nie widzę przez lewe oko, ale jestem zadowolony, bo mam drugie ucho, choć niedosłyszy i muszę nosić w nim aparat słuchowy. Mam drugie oko, choć nie widzę nim poprawnie, bo mam astygma-tyzm. Niestety lewego oka nie zamykam. Oddycham przez rurkę trache-otomijną w tchawicy. Nie wiem, jak smakują słodycze i inne ponoć smakowite rze-czy, bo mam zaburzenia prze-łykania i wszystko dostaję zmiksowane bezpośrednio do brzuszka przez PEG. Nie mówię, ale porozumiewam się gestami i obrazkami. Je-stem opóźniony ruchowo, bo nie mam lewej półkuli móżdżku i zacząłem samodzielnie cho-dzić dopiero w wieku 5,5 roku. Rodzice o mnie dbają i wożą mnie 4 razy w roku na turnusy rehabilitacyjne, ale jeden dwu-tygodniowy turnus kosztuje aż 5 000 zł.
Miałem już 10 operacji i jeszcze wiele ich przejdę, ale się nie martwię, bo Rodzice kochają mnie takim, jakim je-stem, a zespół lekarzy specjalistów z Warszawy stara się jak może poprawić moje zdrowie. Mama jest jak wykwalifikowana pielęgniarka i umie przy mnie wszystko zrobić, ale musiała zrezygnować z pracy. Mam wspaniałą o rok starszą od nas siostrę Anię, która pomaga już Mamie – bawi się ze mną i opiekuje się mną. Stefek Jestem bratem bliźniakiem Adasia. Miałem więcej szczęścia niż on, ale urodziłem się z obustronnym roz-szczepem wargi i podniebienia. Przeszedłem już trzy operacje i wciąż muszę ćwiczyć z logopedą, aby mówić wyraźnie. Noszę dzielnie aparat ortodontyczny, aby mieć ładne ząbki. Rodzice zabierają mnie raz w roku na dwu-tygodniowy turnus neurologopedyczny, który kosztuje 5 800 zł.
Więcej informacji i zdjęcia chłopców znajdziesz na stronie www.adasistefek.pl
Za okazaną pomoc z góry bardzo dziękujemy. Rodzice Adasia, Stefka oraz Ani –
Beata i Rafał Rozwadowscy Tel. Beata – 508 126 169
e-mail: [email protected]
WAŻNE! WZÓR FORMU-LARZA: przed wypełnieniem sprawdź dokładnie zaznaczone pola (KRS, kwota, cel szczegółowy, „wyrażam zgo-dę”) – to ważne!
Korespondencja
5‐4‐2015 Strona 23
Z Ojcami Kościoła za pan brat
Główną ideą, która przyświecała wszystkim teologicznym zmaganiom św. Atanazego było przekonanie, że Bóg jest dostępny. I to nie Bóg
drugiej kategorii, ale Bóg prawdziwy. A my poprzez komunię z Chrystusem możemy rzeczywiście zjednoczyć się Bogiem On rzeczywiście stał się «Bogiem z nami».
BENEDYKT XVI, Św. Atanazy,
Audiencja generalna 20 czerwca 2007
Rok 3, odcinek 7
Autor starożytnego bestselleru ‐ św. Atanazy
W naszym poprzednim rozważaniu o Ojcach Kościoła pisałem o św. Antonim Opacie, ojcu mona‐stycyzmu i życia mniszego. Wspominałem, że to z jego dziejami jest związana rewolucja w chrześci‐jańskim pojmowaniu świętości. Jak w czasach, w których nie chciano już nikogo zabijać, nie było okazji do męczeństwa, jak w takich czasach można było świadczyć o tym, że działa w kimś Duch Świę‐ty? Jak można było przekonać kogoś, że jest się zdolnym dzięki działaniu Ducha oddać życie za Je‐zusa, że jest się w stanie przebaczyć oprawcom? Antoni pokazał, że zamiast zmagać się z lwami, można zmagać się z pokusami i myślami (logismoi) i że tu właśnie, w tych codziennych zmaganiach, widać najlepiej działanie Ducha Świętego. Zrozu‐miano również za jego sprawą, że świętość jest możliwa i bez lwów, i bez rzymskich prześladowań.
Ale nie byłoby Antoniego jako świadka i przykładu tej duchowej rewolucji, gdyby nie było kogoś, kto by o nim opowiedział. Albo lepiej – An‐toni byłby i tak, ale nie zaistniałby w mediach. To za sprawą Atanazego życie Antoniego stało się znane w całym niemalże basenie Morza Śródziemnego. To Atanazy sprawił, że jego przyjaciel i doradca, Anto‐ni stał się wzorem dla całego chrześcijaństwa. Przy‐jaciel Boga – Antoni za sprawą swojego przyjaciela – Atanazego stał się przyjacielem wszystkich.
Ale czemu to dzieło zdobyło taką popular‐ność? Głównie za sprawą autorytetu Atanazego. Atanazy, urodzony ok. 300 r. w Aleksandrii, zapisał się na kartach Kościoła nie tylko za sprawą swojej działalności literackiej, ale przede wszystkim jako zagorzały obrońca doktryny o wcieleniu Chrystusa. W czasach Atanazego kwitła i próbowała się rozra‐stać herezja ariańska, która uważała, że Chrystus nie jest prawdziwym Bogiem, ale Bogiem „stworzo‐nym”, jakimś bytem pomiędzy człowiekiem a Bo‐giem. Z tego wynikałoby, że mamy dostęp tylko i wyłącznie do jakiegoś „Boga drugiej kategorii”,
a sam Bóg pozostaje dla nas niedostępny i niezna‐ny. Atanazy przeciwstawiał się takiemu sposobowi myślenia, a obrona wiary w to, że prawdziwy Bóg stał się człowiekiem, kosztowała go sporo zdrowia. Wyrzucano go z kraju, musiał żyć na wygnaniu, ale bronił swojej wiary, która dzisiaj jest i naszą wiarą. Wyznanie wiary, sformułowane przez Ojców Sobo‐ru Nicejskiego (Soboru, w którym Atanazy również uczestniczył), jest przecież i naszym wyznaniem wiary. Słowa „Bóg z Boga, Bóg Prawdziwy z Boga Prawdziwego, zrodzony, a nie stworzony…” mówi‐my podczas każdej niedzielnej mszy świętej. I pew‐nie nieczęsto zastanawiamy się, co one dokładnie znaczą i skąd się wzięły. A Atanazy za prawdy za‐warte w tych słowach cierpiał prześladowanie. Ro‐zumiał bowiem, że od tego, jak pojmiemy i jak bę‐dziemy mówić o zbawieniu przyniesionym nam przez Chrystusa, zależy całe życie. Wytrwałość, z jaką stawał w obronie prawd, przyniosła mu sła‐wę. Zyskał autorytet wśród zwolenników prawo‐wierności i to również dzięki temu jego dzieło o Antonim stało się książką chętnie czytaną. Zmarł 2 maja 373 r. w swojej rodzinnej Aleksandrii, której był biskupem.
Atanazy jest autorem słynnych słów o tym, że „Słowo Boże stało się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem”. I tych, że Bóg „zniósł od ludzi przemoc, abyśmy odziedziczyli niezniszczalność”. Na czas wielkanocny życzę Pań‐stwu zatem doświadczenia spotkania z Bogiem. To spotkanie jest jak najbardziej możliwe również dla‐tego, że Prawdziwy Bóg i Prawdziwy Człowiek zniszczył śmierć tak, jak „ogień niszczy słomę”. I stąd bierze się nasza niezniszczalność. Której Pań‐stwu i sobie życzę. |
BR. SZYMEK
Dla dzieci
Strona 24
W chwilach trudniejszych, gdy będzie wam źle, drogie dzieci, bardzo źle, popatrzcie na Chrystu‐sa, na Chrystusa ukrzyżowanego, który zmartwychwstał.
Jan Paweł II Kraków, 13 VII 1991 r.
Parafia Zmartwychwstania Pańskiego ul. Dąbrówki 4, 61‐501 Poznań, tel. 0 61 833‐34‐62
Strona internetowa: www.poznancr.pl, email: [email protected] konto bankowe: PKO Bank Polski S.A. III oddział Poznań 44 1020 4027 0000 1902 0313 5498
Biuro parafialne czynne: od poniedziałku do piątku w godz. od 10 do 12, w poniedziałki, środy i piątki (z wyłączeniem pierwszego piątku miesiąca) od godz. 16 do 17.30. Jeśli w nagłych wypadkach potrzebny jest ksiądz, prosimy dzwonić: 61 833 35 60 lub 61 833 34 62.
To już 10 lat
2 kwietnia obchodziliśmy 10. rocznicę śmierci papieża Jana Pawła II. Odszedł w przeddzień święta Miłosierdzia Bożego – święta, które sam ustanowił. Z tej okazji przygotowaliśmy kilka pytań dotyczących Jana Pawła II. Odpowiedzi opublikujemy w kolejnym numerze.
1. Papieskie słowa „Totus Tuus” oznaczają: a) Cały Twój, b) Miłuję Maryję, c) Zawierzam Matce.
2. Karol Wojtyła urodził się: a) w Watykanie, b) w Wadowicach, c) w Warszawie.
3. Na Karola Wojtyłę, kiedy był małym chłopcem, wołano: a) Bolek, b) Lolek, c) Staś.
4. Ulubioną pieśnią w Polsce Jana Pawła II była: a) „Barka”, b) „Czarna Madonna”, c) „Te Deum”.
5. Kiedy dokładnie zmarł Ojciec Święty Jan Paweł II? a) 2 kwietnia 2005 r. o godz. 22:54, b) 2 kwietnia 2005 r. o godz. 21:37, c) 2 kwietnia 2005 r. o godz. 17:23.
6. Kiedy Karol Wojtyła został wybrany na papieża i przy‐brał imię Jana Pawła II? a) 16 października 1987 r., b) 16 października 1978 r., c) 16 października 1968 r.