2015 04 05 276 07

24
Dwutygodnik parafii Zmartwychwstania Pańskiego Poznań–Wilda www.jajestemzmartwychwstaniem.pl nr 7 (276) 5 kwietnia 2015 r., Wielkanoc ks. Jan Twardowski Dlatego Nie dlatego że wstałeś z grobu nie dlatego że wstąpiłeś do nieba ale dlatego że Ci podstawiono nogę że dostałeś w twarz że Cię rozebrano do naga że skurczyłeś na krzyżu jak czapla szyję za to że umarłeś jak Bóg niepodobny do Boga bez lekarstw i ręcznika mokrego na głowie za to że miałeś oczy większe od wojny jak polegli w rowie z niezapominajką dlatego że brudny od łez podnoszę Ciebie stale we mszy jak baranka wytarganego za uszy Ja Jestem Zmartwychwstaniem Alleluja! Radujmy się w Panu! Z okazji pamiątki wydarzeń Wielkiej Nocy życzymy naszym Czytelnikom odnowienia wiary i nadziei Redakcja

description

Numer Wielkanocny

Transcript of 2015 04 05 276 07

Page 1: 2015 04 05 276 07

Dwutygodnik parafii Zmartwychwstania Pańskiego Poznań–Wilda

www.jajestemzmartwychwstaniem.pl nr 7 (276) 5 kwietnia 2015 r., Wielkanoc  

 

             ks. Jan Twardowski  

Dlatego  Nie dlatego że wstałeś z grobu nie dlatego że wstąpiłeś do nieba ale dlatego że Ci podstawiono nogę że dostałeś w twarz że Cię rozebrano do naga że skurczyłeś na krzyżu jak czapla szyję za to że umarłeś jak Bóg niepodobny do Boga bez lekarstw i ręcznika mokrego na głowie za to że miałeś oczy większe od wojny jak polegli w rowie z niezapominajką – dlatego że brudny od łez podnoszę Ciebie stale we mszy jak baranka wytarganego za uszy 

J a J e s t e m

Zmartwychwstaniem

Alleluja!  

Radujmy się w Panu!  

Z okazji pamiątki wydarzeń Wielkiej Nocy  

życzymy naszym Czytelnikom odnowienia wiary i nadziei 

Redakcja

Page 2: 2015 04 05 276 07

Wiara 

Strona 2 

        Wierzyć, że Jezus zmartwychwstał, oznacza uwierzyć, że uczniowie mówią prawdę, że Go widzieli, że się nie mylą.   

 

Problemy z niedowierzaniem  

 W  Kościołach  wschodnich  przyjął  się  zwy‐

czaj,  że w dzień Wielkiej Nocy wierni pozdrawiają się  wyznaniem  –  życzeniem:  Chrystus  zmartwych­wstał  –  prawdziwie  zmartwychwstał.  To  bez  wąt‐pienia  życzenie,  aby  stojący  naprzeciwko  mnie człowiek, mój bliźni,  uczestniczył w  radości  zmar‐twychwstania  Jezusa  Chrystusa.  Ale  to  także  echo tych pierwszych deklaracji uczniów Jezusa, którym Pan się ukazał, którym pozwolił się widzieć i którzy pełni radości i zdumienia dzielili się wieścią, że Pan prawdziwie  zmartwychwstał.  Tak  jak  uczniowie z Emaus. 

Dlatego  też  podczas  liturgii  Nocy  Zmar‐twychwstania  uświadamiamy  sobie,  jak  bardzo w naszej wierze zależymy od wiary uczniów Jezusa, zwłaszcza  tego,  który  był  pierwszym,  prawie  że urzędowym  świadkiem  Paschy  Jezusa  Chrystusa, czyli Piotra. 

Od  tamtego  wydarzenia  dzielą  nas  prawie dwa  tysiące  lat.  Wrodzony  naszemu  pokoleniu sceptycyzm wobec  przekazów  historycznych  każe nam  się  pytać,  czy  to  aby wszystko  prawda.  Prze‐cież  Ewangelie  w  opowiadaniach  o  zmartwych‐wstaniu wykazują znaczny stopień niedokładności; niektóre  historyczne  szczegóły  tych  opowiadań pozostają ze sobą w sprzeczności. 

Cóż  jest  dowodem  prawdziwości  tych wszystkich przekazów? Przecież nie pusty grób, bo 

on sam w sobie jest tylko i wyłącznie dowodem na to, że brakuje w nim ciała Ukrzyżowanego. Trudno jednak z tego wyciągnąć wniosek, że Ukrzyżowany zmartwychwstał.  Argumentem  pierwotnego  Ko‐ścioła, pierwszej generacji uczniów,  jest wyznanie, że  oni  widzieli  Jezusa  Chrystusa  po  Jego  śmierci żywego. W tych przekazanych nam opowiadaniach świadkowie mówią, że Go widzieli, że pozwolił się widzieć. W  ich  rozumieniu było  to doświadczenie, a nie  oglądanie  jakiejś  zjawy  czy  ducha.  Bardzo mocno  zostaje  podkreślona  w  przekazach  tożsa‐mość tej postaci (ten sam z Wielkiego Piątku i Nie‐dzieli  Zmartwychwstania),  realność  tego  doświad‐czenia (żadne rojenia). Ale to oczywiście nie zmie‐nia  podstawowej  kwestii  (która  –  jestem  o  tym przekonany –  trapi wielu z nas): wierzyć,  że  Jezus zmartwychwstał,  oznacza  uwierzyć,  że  uczniowie mówią prawdę, że Go widzieli, że się nie mylą. Jed‐nym słowem w zmartwychwstanie proroka z Naza‐retu  wierzę,  bo  uwierzyłem  Jego  apostołom, uczniom. To moja decyzja, mój wybór, który zdaje się  uprzedzać  wysiłek  intelektualny  (Czy  mogli mnie wprowadzić w błąd? Czy byli zainteresowani manipulacją?). Najpierw decyduję się na akt wiary, a potem  dopiero  zaczynam  go  opukiwać  z  każdej strony. 

Jakie mam argumenty na rzecz mojego wy‐boru?  Przede  wszystkim  nie urąga mojej racjonal‐ 

Page 3: 2015 04 05 276 07

Zmartwychwstanie 

5‐4‐2015   Strona 3 

„Ja Jestem Zmartwychwstaniem” – dwutygodnik parafii Zmartwychwsta­nia Pańskiego w Poznaniu. Ukazuje się od 1989 r.  

Redaguje zespół: o. Adam P. Błyszcz, Romana Zygmunt, Agnieszka Kubczak, Danuta i Hieronim Piotrowie, Małgorzata Świderska, Milena Teper, Leszek Zyg‐munt. Współpraca: Tomasz Szymczak (Rzym), Emilia Mrowińska (teatr). Projekt graficzny i skład: Romana Zygmunt.  Adres redakcji: ul. Dąbrówki 4, 61‐501 Poznań www.jajestemzmartwychwstaniem.pl Teksty i listy prosimy przekazywać mailowo: [email protected] lub  [email protected] albo osobiście członkom redakcji. Druk: EUROPRINT, ul. Pamiątkowa 19,  tel./faks 0 61 833 73 85 

Redakcja zastrzega sobie prawo  do opracowania i skracania nadesła­

nych materiałów. 

racjonalności,  mojej  godności  istoty  rozumnej,  fakt,  że  po‐kładam  ufność  w  drugim  człowieku.  Nie  odkrywam  tutaj żadnej Ameryki. Postępujemy  tak przy najważniejszych de‐cyzjach w naszym życiu: małżeństwie, kapłaństwie. Ufamy. 

Po  drugie,  kiedy  czytam  opowiadania  ewangeliczne o zmartwychwstaniu  Jezusa  (ale  i  to  Pawłowe  wyznanie wiary  z  Pierwszego  Listu  do Koryntian),  to  sobie  uświada‐miam, że starym językiem (co prawda biblijnym, ale starym) trzeba  było  wyrazić  absolutną  nowość,  co  nie  jest  proste. Ileż  to  razy,  przy  opisie  doświadczeń  z  naszego  porządku mamy  tę samą  trudność  i mówimy w końcu zrezygnowani: brakuje mi słów? 

Po trzecie, oni, apostołowie, za tę swoją wiarę oddali życie: jedni dosłownie (jak Piotr, Jakub czy Paweł), inni ska‐zani zostali na tułaczkę, wygnanie, biedę. Bycie chrześcijani‐nem  w pierwotnych  wspólnotach  (jak  na  przykład  tych w Galacji, zakładanych przez Pawła) wiązało się z wyklucze‐niem  z  cechów  rzemieślniczych,  a  co  za  tym  idzie  –  utratą dochodów.  Zastanawiam  się,  czy  ktoś  jest  gotów  ponosić takie ofiary za mrzonki? 

I po czwarte, wiara w zmartwychwstanie Jezusa wpi‐suje się w biblijną wiarę w Boga życia. Jest zmartwychwsta‐nie, możliwość zmartwychwstania (nawet jeśli brzmi to głu‐pio,  irracjonalnie),  przełamaniem  panowania  i  bezsensu śmierci. Czasami wydaje mi się, że współczesny kryzys wia‐ry w to, że Jezus zmartwychwstał, bierze się nie tylko z tego, że  podejrzliwie  patrzymy  na  pierwszych  uczniów,  ale i z tego  (a  może  przede  wszystkich  z tego  właśnie),  żeśmy utracili ten biblijny klimat wiary w Boga życia. 

Ale  to  też  paradoks  –  żyjemy w  czasach,  w których śmierć zmarginalizowano. W naszych społeczeństwach mó‐wi się wyłącznie o życiu, ale nie o jego kresie. Nie używa się słowa  „umarł”,  tylko  „odszedł  od  nas”.  Z  kolei  gdy  już  się o niej mówi,  to w  kontekście  ostatecznego  końca,  życiowej porażki i katastrofy, a nie jedynego pewnika ziemskiego ży‐wota:  tego, że on kiedyś dobiegnie końca. Tu, na ziemi. Na‐sze wysiłki, by żyć lepiej, fajniej, intensywniej tu i teraz, jak‐by potem nic nie było, pokazują brak wiary w podstawową prawdę  chrześcijaństwa:  w Boga  życia,  który  pokonał śmierć. | 

KS. ADAM BŁYSZCZ CR 

          

Dałeś nam siebie   

Kiedy bladym świtem Zabrzmią radosne dzwony Głosząc podniebne ALLELLUJA Niechaj weselem napełni się świat Bo zmartwychpowstał nasz Pan By dać siebie pod postacią chleba Jak w Wieczerniku powiedział  

Przez Krzyż Święty Jezu Chryste Kluczem niepojętej miłości Zrobiłeś w życiu człowieczym Miejsce dla Boga Oraz przywróciłeś wiarę W grzechów przebaczenie   Pokorny Baranku Pod Twym Sztandarem Pomogłeś odnaleźć nadzieję Na życie wieczne w niebie Oraz szczęście odkładane na potem  

Odejdź smutku, żegnajcie łzy Poza nawias minionych dni Wszystko co mamy Panie jest Twoje I wszystko należy do Ciebie 

 

DANUTA PIOTR

W świątecznym numerze polecamy:  

Teksty o tematyce świąt Wielkiej Nocy – do  str. 8, 

Wspomnienia i opowieści pp. Olejniczaków, wildzian od pokoleń –  od str. 14, 

Relacje z minionych wydarzeń w naszej parafii i zapowiedzi przyszłych – str. 10‐13 i 18‐21. 

Page 4: 2015 04 05 276 07

Rozważanie 

Strona 4 

Rozważanie Słowa Bożego  Po  przeczytaniu  fragmentu  Ewangelii  (koniecznie z celebracją: zapalenie świecy, modlitwa do Ducha Świę‐tego, otwarcie Pisma Świętego) proponujemy odpowie‐dzieć we własnym gronie  (zachęcając przede wszystkim dzieci) na poniższe pytania, ponieważ do każdego z nas Pan przychodzi z  innym przekazem. Zachęcamy również do zadawania dodatkowych pytań (zapewniam, że dzieci Was zadziwią ). Po własnym rozważaniu Słowa można zerknąć  również  na  nasze  wnioski,  które  nasunęły  się podczas  rozmowy w rodzinnym  gronie. Zachęcamy również, aby zmobilizować  dzieci  do namalowania  sceny, którą  przedstawia  Sło‐wo.  Zapewniam,  że  ten czas,  gdy  będziecie wspólnie  obcować z Panem,  stanie  się  dla Was  pięknym  wzrasta‐niem  i  odkrywaniem treści,  jakie  Pan  chce przekazać  każdemu z nas.  Błogosławionego wzrastania. 

 

 WIELKANOC 

 1. Propozycja modlitwy rozpoczynającej spotkanie 

Zmartwychwstały Jezu Chryste, stajemy dziś przed Tobą i zapraszamy Cię do naszej rodziny. Daj nam dzisiaj do‐świadczyć głębi spotkania z Tobą, która przemienia bez‐nadzieję w nadzieję, brak perspektyw w nowe możliwo‐ści. Maryjo,  która  wiernie  towarzyszyłaś  Swojemu  Sy‐nowi,  prosimy  Cię  wstawiaj  się  za  nami,  byśmy  i  my wiernie wytrwali przy Panu: Zdrowaś Maryjo…  

2. Przeczytanie  fragmentu  Ewangelii wg  św.  Jana 20, 1‐9 Apostołowie przy grobie Zmartwychwstałego. 

 

3. Wspólne  rozważanie  Słowa,  szukanie odpowiedzi  na  pytania  pomocnicze,  ewentualne skorzystanie  z naszych  wskazówek.  Zmobilizowanie dzieci do namalowania sceny przedstawionej w Słowie.  Pytanie pomocnicze: 

1) Gdzie wczesnym rankiem, pierwszego dnia ty‐godnia udała się Maria Magdalena ? Co ujrzała? 

2) Co powiedziała uczniom Pana Jezusa? 3) Jak zareagowali uczniowie? Czy znaleźli Pana Je‐

zusa? O czym świadczyły oddzielnie położone 

płótna i chusta? Co zrozumieli uczniowie, gdy weszli do grobu? 

4) Co możemy zrozumieć przyglądając się postawie drugiego ucznia? 

5) Co symbolizuje pusty grób? Czy możemy go od‐

nieść do naszego życia? 

Wskazówki do rozważań Maria Magdalena zgodnie z  żydowskim zwycza‐

jem, pierwszego dnia po szabacie (wykonywanie  jakich‐kolwiek  prac w  szabat  było  zabronione),  udała  się  do 

grobu,  w  którym zostało  złożone  ciało Pana  Jezusa.  Pragnę‐ła  bowiem  namaścić ciało  swojego  Mi‐strza.  O  tym,  jak wielka  była  jej  tęsk‐nota  i  miłość  świad‐czy fakt, że nie mogła doczekać  się  świtu i jeszcze  o zmroku przyszła do grobu. „…zobaczyła  kamień odsunięty  od  grobu. Pobiegła więc  i  przy‐była  do  Szymona Piotra  i  do  drugiego 

ucznia, którego Jezus miłował,  i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”. Nie  weszła  do  grobu,  lecz  natychmiast  pobiegła  do uczniów. Zarówno Maria Magdalena, jak i uczniowie nie widzieli  w  śmierci  Pana  Jezusa  niczego  niezwykłego, stracili  nadzieję, wszystkie  ich  plany, marzenia  umarły wraz z Nim, ogarniała  ich wielka pustka. Pragnęli oddać Panu szacunek poprzez godny pochówek. 

W naszym  życiu również zdarzają się momenty, kiedy wydaje nam się,  że  już nic dobrego nie może nas spotkać.  Są  to momentu  trudne,  ale  jak  po  czasie  się okazuje  momenty  potrzebne,  abyśmy  później  mogli poprzez  łaskę wiary zbliżyć się do Pana. Musimy na nie patrzeć  jako pewien etap, przygotowanie nas do planu jaki ma dla każdego z nas Pan Bóg. Pan pragnie nauczyć nas  całkowitego  zaufania  Jemu,  abyśmy  przestali  sami mierzyć  się  z  kolejnymi  przeciwnościami,  problemami, ale wszystko to oddali Bogu. Ojcu, który pragnie naszego szczęścia, wolności i radości. 

Spójrzmy  jeszcze  raz na ból  i  cierpienie najbliż‐szych  Pan  Jezusa  po  Jego  śmierci.  Czy w  takim  stanie mogli  oczekiwać  nadziei,  przecież  ta  nadzieja  właśnie została zabita, a jednak Pan pragnie abyśmy ufali Mu tak jak małe  dzieci,  które wiedzą,  że  jeśli  tata,  czy mama powiedzieli, że coś dostaną to tak będzie! Pan uczy nas właśnie przez różne doświadczenia i pokazuje, że jeśli do końca Mu  zaufamy  i uwierzymy,  że On  jest,  ratuje nas i uwalnia to Jego chwała stanie się naszym udziałem. 

Page 5: 2015 04 05 276 07

Rozważanie 

5‐4‐2015  Strona 5 

Uczniowie,  zagubieni  i zdruzgotani wydarzenia‐mi ostatnich dni biegną do grobu, aby szukać ciała Pana. To jakby dalszy ciąg ich nieszczęść. Gdy byli w drodze do grobu, nie było w nich nadziei, ale rozgoryczenie, że nie dość,  że  Pan  Jezus  został  haniebnie  zabity,  to  jeszcze Jego  ciało  zostało  znieważone.  Jednak  gdy  przybyli  do grobu  i ujrzeli oddzielnie położone płótna, w które było zawinięte ciało i w innym miejscu zwiniętą chustę, która była  na  Jego  głowie,  przypomnieli  sobie  Pisma,  które mówiły o Jego zmartwychwstaniu i uwierzyli. 

Gdy  spróbujemy  jeszcze  wnikliwiej przypatrzyć się postawie drugiego ucznia (Jana) zobaczymy  jak bardzo kochał swojego Mistrza. Nie patrząc na Piotra popędził do grobu  i gdy ujrzał odsunięty  głaz  załamał  się, nie miał od‐wagi wejść do  środka, bo bał  się,  że  to  co  za‐stanie  będzie  ponad  jego  siły.  Dopiero,  gdy Piotr  jako pierwszy wszedł do  grobu  i  Jan od‐ważył się przekroczyć progi tego miejsca. 

Czy  nie  podobnie  jest  z  nami?  Często w problemach, w  rozpaczy,  gdy  nasz  plan  na życie nie realizuje się tak jak sobie zaplanowali‐śmy przychodzimy do kościoła  i stajemy przed Jego grobem z naszym zwątpieniem  i rezygna‐cją, nie wiemy co dalej począć.  I wówczas po‐trzebujemy  Piotra  –  skały,  tzn.  Kościoła,  aby wejść  głębiej,  aby w  pustym  już  grobie  zoba‐czyć zwycięstwo Pana! Potrzebujemy Kościoła, aby wejść  i uwierzyć,  że  to  zwycięstwo,  które przez Zmartwychwstanie  już  się dokonało  sta‐nie  się  również naszym udziałem!  Potrzebuje‐my  Jego  Słowa  i  Sakramentów. W  Słowie  czy‐tamy,  że  uczeń:  „Ujrzał  i  uwierzył.”  Właśnie dzisiaj  Pan  zaprasza  nas  abyśmy  i  my  weszli razem z Jego uczniami w tajemnicę zwycięstwa Pana  nad  śmiercią,  abyśmy  ujrzeli  i uwierzyli Jezusowi,  że  i w  naszym  doczesnym  życiu On zwycięży! 

Pusty grób – może również symbolizo‐wać miejsce, naszą  sytuację  życiową, w której obecnie  się  znajdujemy.  Brak  perspektywy  na 

zmianę. Czasem pomimo  faktu,  że nie do  końca  je‐steśmy  zadowoleni  z  naszego  życia  godzimy  się  na nie,  tkwimy w  tym miejscu, bo po  ludzku nie da  się już nic zrobić, niczego zmienić. Jak czytamy w dzisiej‐szej ewangelii – grób  jest pusty  i nie ma w nim Pana Jezusa.  I my również powinniśmy opuścić nasze gro‐by,  zostawić  w  nich  wszystkie  nasze  problemy i przyjść  do  Zmartwychwstałego  Pana  i  radować  się Jego  zwycięstwem,  bo  to  zwycięstwo  oznacza,  że teraz Jezus Chrystus może przemienić również nasze życie. On  pokonał  zło,  śmierć,  grzech, więc  czymże dla Niego są nasze problemy! Ważne, abyśmy odtąd już nie szukali swojego sposobu na  życie, ale powie‐rzyli całe nasze życie właśnie Jemu, a On poprowadzi nas i nasze rodziny swoimi drogami. 

Takiego bezgranicznego zaufania, poczynając od Świąt  Zmartwychwstania  Pańskiego,  życzymy  każdemu z Was, aby ten czas wielkiej chwały Pana Jezusa stał się początkiem Waszego zmartwychwstania. Amen. | 

 

Autorzy: Katarzyna i Adam Popa z dziećmi: Szymonem, Kingą i Anielką ze wspólnoty Chrystusa Zmartwychwsta‐

łego„Galilea” w Poznaniu oraz wspólnoty Odnowy  w Duchu Świętym z Janowca Wielkopolskiego 

Page 6: 2015 04 05 276 07

Wielkanoc 

Strona 6 

Tak to drzewiej bywało   Fragmenty  książki  „Obyczaje  w  Polsce.  Od  średniowiecza  do  czasów  współcze‐snych” (praca zbiorowa pod redakcją Andrzeja Chwalby) Wydawnictwa Naukowe‐go PWN.   Lidia Korczak 

 IV Wieki średnie  4. Życie towarzyskie i rozrywki  

(…)  Zwyczaj  topienia marzanny  stanowił  element wiosennych obrzędów ludowych, których celem było zapewnienie  sobie  urodzaju  za  pomocą  magii.  Sło‐miana  kukła  uosabiała  śmierć.  Wyprowadzano  ma‐rzannę poza obręb wsi bądź miasta, aby w najbliższej rzece czy błocie ją utopić. Uczestnicy tanecznej proce‐sji, w  której  prym wiodły  dziewczęta,  głośnym  śpie‐wem i hałasem próbowali odpędzić złe moce. Termin organizowania obrzędu zbiegał się z czasem wiosen‐nego przesilenia dnia z nocą, a sam zwyczaj żegnania zimy  i  witania  wiosny  występował  niemal  w  całej Europie. 

Do świętowania powracano w okresie Wielkanocy. Wielki Tydzień wypełniony był praktykami chrześci‐jańskimi,  a  także ważnymi obrzędami  roku  rolnicze‐go.  Jak  zwykłe  w  obrzędach  wyraźnie  występowały elementy  kultu  zmarłych.  W  Wielką  Środę  palono ogniska w celu ogrzania dusz zmarłych, a następnego dnia  pozostawiano  dla  nich misy  z  jedzeniem.  Świę‐towanie  połączone  z  zabawą  zaczynało  się  dopiero w Wielką  Sobotę,  gdy przestawał  obowiązywać post. Początek  stanowiło  poświęcenie  pokarmów,  a  także wody  i  ognia.  Szczególne  miejsce  w  „święconym” zajmowały  jajka, które były używane w wielu obrzę‐dach magicznych, i to nie tylko przez Słowian. Symbo‐lizowały one życie i miały moc przepędzania złych sił. Często  przy  zabiegach  magicznych  posługiwano  się jajkiem malowanym. Tradycja malowania jaj sięga co najmniej  wczesnego  średniowiecza  i  jest  wspólna wszystkim Słowianom. Jednocześnie zwyczaj ten wy‐stępował w długim okresie od zapustów aż do czerw‐ca,  a  zatem  wyrastał  z  tradycyjnych  obrzędów  wio‐sennych, a nie z chrześcijańskich świąt Wielkanocy. 

Jajka  pełniły  określoną  funkcję  także  w  innym zwyczaju  wielkanocnym,  tj.  dyngusie.  Zabawę  pole‐wania  się woda  zaczynali w poniedziałek po  święcie Zmartwychwstania  chłopcy,  a  dziewczęta  odpłacały im  tym  samym  we  wtorek.  Aby  nie  zostać  zmoczo‐nym,  należało  wykupić  się  jakimś  darem,  często  pi‐

sankami  ze  świątecznego  stołu. Charakter  zwyczaju  wskazuje  na  jego  związek z kultem  agrarnym.  Można  powiedzieć,  że  najlepszy czas na świętowanie następował wraz z Wielkanocą, gdyż  uroczyste  obrzędy  roku  rolniczego  zbiegały  się w czasie  ze  świętem  religijnym  oraz  zakończeniem okresu  pokuty  i  umartwień.  Dla  uczczenia  świąt  or‐ganizowano  procesje,  w  których  uczestnikom  towa‐rzyszyła muzyka, wystawiano  też, przede wszystkim w  miastach,  inscenizacje  (ludus  Paschalis).  Nie  bra‐kowało tańców, uczt i zabaw. (…)   Marek Ferenc 

 II. Czasy nowożytne  4. Życie towarzyskie i rozrywki 

 (…) Wielka Niedziela rozpoczynała się sutym śnia‐

daniem  przyrządzonym  z  poświęconego  jedzenia. Składały się na nie – zależnie od miejscowej tradycji – różne  produkty:  wędliny,  mięsa,  ale  przede  wszyst‐kim jajka, najczęściej malowane pisanki czy kraszan‐ki.  Ksiądz  święcił  pokarmy  przed  mszą  lub  po  niej, przychodząc najpierw do dworu, a potem obchodząc wiejskie  chaty  lub  błogosławiąc  przyniesione  przez chłopów jadło. Często zapraszano księdza na wielka‐nocne  śniadanie. W wielu  rejonach  rozpowszechnio‐ny  był  zwyczaj  chodzenia  z  kurkiem.  Chłopcy z umieszczonym  na wózku  kolorowym,  drewnianym kogutem  odwiedzali  poszczególne  domy,  śpiewając i składając życzenia. W zamian otrzymywali jedzenie, z  którego  urządzali  wspólną  ucztę.  W  niektórych miejscowościach  młodzież  obojga  płci  albo  same dziewczęta zamiast koguta woziły gaik, tj. przystrojo‐ną ozdobami małą sosnę lub świerk. 

W  Poniedziałek  Wielkanocny  odbywał  się  tzw. dyngus,  czyli wzajemne oblewanie  się wodą. Najczę‐ściej  w  zabawie  uczestniczyli  kawalerowie  i  panny, ale  często  włączały  się  do  niej  także  starsze  osoby. W dystyngowanych  domach  skrapiano  się  delikatnie pachnącą  wodą.  Oblewać  można  było  tylko  osoby sobie równe. Wszelkie żarty z ludzi zajmujących wyż‐szą pozycję społeczną  były  niedopuszczalne  i  mogły 

Page 7: 2015 04 05 276 07

Relacja 

5‐4‐2015  Strona 7 

się źle skończyć. Kościół patrzył na  dyngus  niechętnie,  widząc w nim relikt pogaństwa. 

W XVI w. w  święto Wniebo‐wstąpienia  w  niektórych  mia‐stach  (np. w  Krakowie),  na  pa‐miątkę  wstąpienia  do  nieba, wciągano  figurę  przedstawiają‐cą  Jezusa  na  kościelną  wieżę. Włóczono  też  po  ulicach, a następnie  topiono kukłę sym‐bolizującą  diabła.  Później  zwy‐czaje  te  zanikły,  prawdopodob‐nie zlikwidowane przez Kościół. 

W  staropolskim  kalendarzu obrzędowym  znacznie  miały również  dni  św. Wojciecha  (23 IV), św. Marka (25 IV), św. Fili‐pa i Jakuba (1 V) oraz św. Stani‐sława  (8  V).  Na  św.  Wojciecha przypadał  zwyczajowy  termin pierwszego  wygonu  bydła  na pastwisko,  co  czyniono  bardzo uroczyście,  wypowiadając  jed‐nocześnie  zaklęcia  chroniące zwierzęta.  Święty  Marek  był opiekunem  pól,  tego  więc  dnia procesje  obchodziły  pola. W niektórych  wsiach  i  mia‐steczkach mężczyźni sprawdza‐li kopce graniczne i sprawiali na nich  lanie  swym  synom,  by  ci pamiętali  granice  rodzinnych gruntów (niekiedy czyniono tak w  dni  św.  Jana).  Zależnie  od lokalnych  zwyczajów  w  dzień św. Filipa i Jakuba lub św. Stani‐sława  dokonywano  pierwszego siewu  jarego  żyta,  lnu,  konopi i gryki. (…)  

 

 

   

 

Nie kończy się ukrzyżowaniem  Krótka relacja z poznańskiego Misterium  

W sobotni wieczór 28 marca odbyła się po raz 14. na poznańskiej Cyta‐deli  największa  w  Europie  inscenizacja  misterium  Męki  Pańskiej.  Kto uczestniczył  już wcześniej w  tym przedstawieniu, być może nie był zasko‐czony jego rozmachem, mnie jednak za każdym razem udaje się przeżyć je na nowo. Wciąż wzrusza mnie początkowa scena powitania Jezusa w Jero‐zolimie, gdy przy radosnym Hosanna rozlega się bicie Dzwonu Pokoju. I po raz kolejny ogromne wrażenie  robi na mnie scena chłosty  Jezusa oraz sa‐mego ukrzyżowania. Zanikający, ale  jakże głośny w tej  inscenizacji, odgłos bicia serca konającego Chrystusa przeszywa na wskroś. 

Dla mnie  znamienny  okazał  się  dialog  stojącej w  tłumie  przede mną matki z synem. Gdy nastolatek spytał swą mamę w chwili po scenie śmierci Jezusa na krzyżu: „Czy to już koniec? Możemy już iść?”, w odpowiedzi usły‐szał: „Nie, przecież teraz będzie najważniejsze!”. No  i to była cała prawda i sens  tego misterium, bo w  chwilę później pojawiła  się w  snopie  światła postać  Jezusa  Zmartwychwstałego,  idącego w  białej  szacie.  Istota  naszej wiary –  Zmartwychwstanie  Jezusa,  który dla nas przezwyciężył  śmierć na krzyżu. | MŚ            fot. Małgorzata Świderska  

 

Włącz i słuchaj!  

Audycje o Bogdanie Jańskim  

Co piątek – 12.40, powtórka – sobota, 8.40  

Posłuchaj w internecie: www.radioemaus.pl  Audycje  autorstwa  naszego  ks.  proboszcza  Adama  Błyszcza z udziałem  interesujących  gości  rozmawiających  o  fenomenie i spuściźnie Bogdana Jańskiego, założyciela Zgromadzenia Księ‐ży Zmartwychwstańców.

Page 8: 2015 04 05 276 07

Wielkanoc 

Strona 8 

Kiedy umarł Chrystus?   Zbliżająca  się  Wielkanoc  i  poprzedzające  ją  Misterium  Paschalne  stanowią  dobrą okazję,  aby  poszukać  odpowiedzi  na  pytanie,  kiedy  umarł  Jezus  Chrystus,  a  inaczej mówiąc,  by  zobaczyć,  na  ile  nasze  wielkopiątkowe  celebracje  odpowiadają  prawdzie historycznej.  

Fragment artykułu ks. proboszcza Adam Błyszcza, który został opublikowany w marcowym numerze miesięcznika „W drodze”. 

  

Oprócz ewangelii  i  innych pism o prowenien‐cji  chrześcijańskiej  dysponujemy  dokumentami rzymskimi  oraz  źródłami  żydowskimi.  Jestem  prze‐konany,  że  analiza  zachowanych  tekstów  pozwoli nam  zbliżyć  się  do  ustalenia  daty  śmierci  naszego Pana.  Źródła rzymskie 

Zacznijmy  od  dokumentów  rzymskich.  Jedy‐nym  historykiem  rzymskim,  który  wspomina o śmierci Jezusa Chrystusa, jest Tacyt. Cornelius Taci‐tus  (około  56–120  po  Chrystusie)  uważany  jest  za największego historyka pogańskiego Rzymu. Pozosta‐ły  po  nim Roczniki,  które  opowiadają  historię  impe‐rium od roku 14 do roku 68. W ich przypadku do na‐szych czasów dotarła zaledwie część tego dzieła. 

Opisując  życie  cesarza  Nerona  (54–68) w Rocznikach,  Tacyt  wspomi‐na o prześladowaniach chrze‐ścijan. Przy tej okazji nadmie‐nia,  że  ten,  od  którego  oni (chrześcijanie)  biorą  imię, został  skazany  na  śmierć przez  prokuratora  Poncjusza Piłata,  w  czasie  panowania cesarza  Tyberiusza.  Rządził on  imperium od 14 do 37 ro‐ku.  Jeśli  chodzi  o  Poncjusza Piłata,  to  z  innych  źródeł  (Jó‐zef  Flawiusz,  Filon  Aleksan‐dryjski)  dowiadujemy  się,  że był  on  rządcą  Judei  w  latach 26–36.  Wydaje  się  zatem,  że na  to  dziesięciolecie  trzeba datować  śmierć  Jezusa  Chry‐stusa. 

Niektórzy  historycy, chcąc  podważyć  wiarygod‐ność  Tacyta  (adresatem  tego sceptycyzmu  jest  jednak  nie Tacyt  a  chrześcijaństwo), zwracają uwagę na tytuł Pon‐

cjusza  Piłata.  Kim  był?  Prokuratorem  czy  prefektem Judei?  Tacyt  nazywa  go  prokuratorem,  ale  taki  tytuł został wprowadzony  dopiero w 41  roku  przez  cesa‐rza  Klaudiusza.  A  zatem  za  władającego  wcześniej Tyberiusza  go  nie  było.  Piłat  jako  podwładny  Tybe‐riusza nie mógł nosić tytuł prokuratora. Błąd czy nie‐uwaga dziejopisarza rzymskiego? Przed Klaudiuszem o urzędnikach  rangi Piłata mówiło  się prefekt. W  ja‐kiejś mierze  kres  tej  dyskusji  położyło  odkrycie  do‐konane  w  1961  roku  w  Cezarei  Nadmorskiej.  Otóż odnaleziono  tam  kamień,  na  którym  odczytano,  że Poncjusz  Piłat,  prefekt  Judei,  zbudował  świątynię poświęconą  Tyberiuszowi.  Zgodnie  zatem  z  obowią‐zującym  prawem  Piłat  był  prefektem  Judei,  a  Tacyt prawdopodobnie  popełnił  błąd,  nazywając  go,  we‐dług panujących w jego czasach (czyli kilkadziesiąt lat później) opinii, prokuratorem. 

Wśród  źródeł  rzym‐skich nie mamy  innego, które bliżej  traktowałby  o  śmierci Jezusa  Chrystusa.  Możemy zatem  powiedzieć,  że  dla Rzymian  Jezus  Chrystus  był kimś,  kto  został  skazany  na śmierć  w Judei  między  26 a 36 rokiem. (…)  O źródłach żydowskich i ich konfrontacji z ewangeliami, można  przeczytać  w  mie­sięczniku  „W  drodze” 3/2015.  Dowiemy  się,  że datą  śmierci  Jezusa  mógł być  15.  dzień  nissan  (pią­tek)  27  lub  34  roku  albo piątek wypadający 14. dnia  nissan  (tj.  7  kwietnia),  ale 30 roku. 

Page 9: 2015 04 05 276 07

Z życia parafii 

5‐4‐2015  Strona 9 

Przystanek  

Nigdy jednak, nigdy w ciągu dalszych katastrof nie zwątpiłem i nie odstąpiła mnie przyszłego Królestwa Bożego nadzieja i to pewnie wyratowało mnie z toni. 

 

Bogdan Jański (21 III 1836) 

Minęło  

Od  22  do  24 marca  Jego  Eksce‐lencja ks. abp Stanisława Gądec‐ki, Metropolita Poznański  i Prze‐wodniczący  Konferencji  Episko‐patu Polski wygłosił w naszej pa‐rafii w ramach rekolekcji wielko‐postnych  trzy  katechezy  o  mał‐żeństwie  i  rodzinie.  Ich  zapis znajduje  się  na  stronie  interne‐towej parafii. 

23 marca rozpoczęły się rekolek‐cje  wielkopostne  dla  szkół  pod‐stawowych  i  gimnazjum  naszej parafii.  Prowadziła  je  siostra  Al‐ma  Woźniak,  zmartwychwstan‐ka.  

24 marca  nasza  parafia  „biegła” w  XI  Maratonie  Biblijnym. Wszystkim,  którzy  wzięli  udział w czytaniu  Księgi  proroka  Jere‐miasza, serdecznie dziękujemy. 

 Informacje finansowe: 

Taca z niedzieli 22 marca wynio‐sła 2 430 zł, a z niedzieli 29 mar‐ca  3 250  zł.  Wszystkim  ofiaro‐dawcom serdecznie dziękujemy. 

W Niedzielę Palmową dla Adasia i Stefka udało  się  zebrać 880  zł. Pani  Beacie  i  pani  Izabelli  za przygotowanie  wielkanocnych ozdób,  a  wszystkim  ofiarodaw‐com za szczodrość – Bóg zapłać. 

W  ramach  środowych  kolacji postnych  uzbieraliśmy  990  zł, które zostały wpłacone na konto Wielkopolskiego  Hospicjum  Do‐mowego.  Wszystkim,  którzy wzięli udział w  tegorocznych ko‐lacjach  postnych,  składamy  ser‐deczne podziękowania. 

Nadejdzie   W  Niedzielę  Zmartwychwstania 

o  godz.  17.30  dominikańska schola  San  Clemente  Romano zaprasza  na  uroczyste  nieszpory starorzymskie. 

We  wtorek  wielkanocny, 7 kwietnia,  o  godz.  18  kolejne spotkanie  w  ramach  Laborato‐rium Wiary. 

W  sobotę,  11  kwietnia,  o  godz. 8.30  spotkanie wspólnoty Żywe‐go Różańca. 

W  sobotę,  11  kwietnia,  o  godz. 10  spowiedź  dzieci  pierwszoko‐munijnych  ze  Szkoły  Podstawo‐wej nr 5. 

W piątek, 17 kwietnia, rozpoczy‐na się kurs Emaus. Więcej  infor‐macji na str. 20. 

W  każdy  wtorek  mszą  św. o godz.  18.30  swoje  spotkanie rozpoczyna  Dom  Zmartwych‐wstania  Wspólnoty  Chrystusa Zmartwychwstałego  Galilea.  Po mszy  spotkanie  w mieszkaniu animatora,  w  czasie  którego uwielbiamy Boga wspólną,  rado‐sną  modlitwą,  czytamy  Słowo Boże  i  dzielimy  się  naszym  do‐świadczeniem  wiary  oraz  rado‐ściami i troskami życia. Spotkania są otwarte. 

Również  we  wtorki,  o  godz. 18.30  zapraszamy  na  mszę  św. Al‐Anon  Zmartwychwstanie w intencji  trzeźwości,  po  której o 19.15 obywa się spotkanie. 

Każdego  13.  dnia  miesiąca o godz. 18:30 msza św. w intencji Ojca  św.  kapłanów,  ojczyzny i Radia Maryja. 

Wszystkie dzieci chcące uczestni‐czyć  w  Oazie  Dzieci  Bożych  za‐praszamy we wtorki na 17.30 do salki obok kaplicy. 

Miłośników Słowa Bożego zapra‐szamy na spotkania Lectio divina w czwartki o godz. 19.15  (w Sali Portretowej). 

W każdy czwartek od godz. 15 do godz. 21 zapraszamy na adorację Najświętszego  Sakramentu.  Na zakończenie  adoracji,  o  godz. 20.45 odmawiamy kompletę.  

 

Kalendarz liturgiczny  

 6  IV  –  poniedziałek  w  oktawie Wielkanocy Dz 2, 14. 22‐32; Mt 28, 8‐15 7 IV – wtorek w oktawie Wielkano‐cy Dz 2, 36‐41; J 20, 11‐18 8 IV – środa w oktawie Wielkanocy Dz 3, 1‐10; Łk 24, 13‐35 9  IV – czwartek w oktawie Wielka‐nocy Dz 3, 11‐26; Łk 24, 35‐48 10 IV – piątek w oktawie Wielkano‐cy Dz 4, 1‐12; J 21, 1‐14 11  IV  –  sobota w  oktawie Wielka‐nocy Dz 4, 13‐21; Mk 16, 9‐15 12  IV  –  2.  niedziela  wielkanocna, Miłosierdzia Bożego Dz 4, 32‐35; 1 J 5, 1‐6; J 20, 19‐31  13 IV – poniedziałek Dz 4, 23‐31; J 3, 1‐8 14 IV – wtorek Dz 4, 32‐37; J 3, 7‐15 15 IV – środa Dz 5, 17‐26; J 3, 16‐21 16 IV – czwartek Dz 5, 27‐33; J 3, 31‐36 17 IV – piątek Dz 5, 34‐42; J 6, 1‐15, 18 IV – sobota Dz 6, 1‐7; J 6, 16‐21 19 IV – 3. niedziela Wielkanocna Dz 3, 13‐15. 17‐19; 1 J 2, 1‐5a; Łk 24, 35‐48 

Page 10: 2015 04 05 276 07

List do parafian 

Strona 10 

Redakcja „Ja Jestem Zmartwychwstaniem” dziękuje za wszelkie ofiary składane do skarbony w dniu ukazania się pisma i oświadcza, że są one przeznaczane wyłącz-nie na druk dwutygodnika. Zapraszamy na stronę www.jajestemzmartwychwstaniem.pl, na której publikujemy wszystkie numery – w kolorze.

Moi Drodzy,  

to pewna niezręczność, żeby przy dzisiejszej uroczysto­ści Zmartwychwstania biec myślą do tego, co będzie za tydzień, w niedzielę Miłosierdzia Bożego. Ale jest to konieczne, gdyż obchodzimy odpust parafialny. Co to oznacza? 

W „Leksykonie liturgii” autorstwa ks. Bogusła­wa Nadolskiego przeczytałem, że termin odpustu od­nosi się do corocznej uroczystości patrona kościoła. Nie jest to jednak określenie poprawne, bardziej odpo­wiednie byłoby „patrocinium”. Zwyczaj wiązania dane­go kościoła z patronem zrodził się najprawdopodobniej w Konstantynopolu. Cesarz Konstantyn (IV wiek) wy­budował bazylikę Apostołów, a jego syn sprowadził do niej ich relikwie. Patronami tego kościoła – apostolein – byli właśnie uczniowie Jezusa. Zwyczaj ten ugrunto­wał się w wiekach średnich. Wszystko to służyło do różnicowania wspólnoty, przyczyniało się do wzboga­cenia Kościoła, doświadczenia wspólnoty. 

Myślę, że możemy być dumni (ale i zobowiąza­ni), że tytuł naszej świątyni związany jest z najważniej­szą prawdą wiary – zmartwychwstaniem Jezusa Chry­stusa. Oczywiście, pojawia się zawsze kwestia celebro­wania takiego odpustu. Nie ukrywam, że sama Niedzie­la Zmartwychwstania Pańskiego jest terminem niedo­godnym. Ci najbardziej zaangażowani w liturgię Ko­ścioła są już w świątyni od czterech dni. W naszej tra­dycji to również dzień rodzinnych spotkań. Dlatego od 9 lat świętujemy tytuł naszej parafii na zakończenie oktawy Uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego. 

Takie swoiste imieniny parafii to okazja, żeby zaprosić gości. W tym roku odwiedzą nas ojcowie fran­ciszkanie z Niepokalanowa z relikwiami Świętego Maksymiliana Kolbego. Rok temu wprowadziliśmy także zwyczaj agapy po mszy świętej odpustowej. Dla­tego też 12 kwietnia, po mszy świętej o godz. 12.30, zapraszam wszystkich parafian na bigos i probosz­czowski poncz. Gdybyście mogli upiec ciasto i przynieść w Niedzielę Miłosierdzia – byłoby pięknie. 

Zapraszam zatem do świętowania Paschy na­szego Pana. Zapraszam do świętowania naszego odpu­stu parafialnego. I korzystam z okazji, aby wszystkim czytelnikom naszej parafialnej gazety złożyć życzenia – świąteczne i odpustowe. Błogosławieństwa Bożego. 

Jak zawsze z sympatią o. Adam CR 

        

Droga krzyżowa ulicami dzielnicy 

 Tegoroczna Droga Krzyżowa naszej wspólnoty na ulicach dzielnicy  rozpoczęła  się  na  podwórku  Spółdzielni Mieszkaniowej „Rolna”, a następnie grupa niezrażonych zimnem  parafian  przeszła  ulicami:  Barską,  Łanową, Sportową, Rolną, Czwartaków i Saperską. | (red)  Zdjęcia B. Drzewiecka 

  

Działo się w parafii  Krzyż  na  wieży  po‐nownie  świeci  –  za sprawą  naszych  para‐fian  ds.  technicznych oraz  panów  Jakuba i Waldemara  Grzan‐kowskich  (trudno  po‐znać na zdjęciu ).   

W Maratonie Biblij‐nym uczestniczyło 76 

osób, a sześć osób obsługiwało sekreta‐

riat. Dziękujemy! 

Page 11: 2015 04 05 276 07

Z życia parafii 

5‐4‐2015  Strona 11 

        

 

Kościelne zabytki  

Wraz  z  początkiem  parafialnych  rekolekcji wielkopostnych we wnętrzu naszej  świątyni zagościły dwie wystawy.  

Zacznijmy od tej bardziej rzucającej się w oczy – na  lewo,  idąc od wejścia głównego kościoła. To ekspozycja  starych,  już  zabytkowych  szat liturgicznych  znajdujących  się w  zasobach  księży zmartwychwstańców  w  naszej  parafii.  Skoro nasza parafia  liczy  już ponad 90  lat,  to  i niektóre zachowane szaty mają podobny wiek. 

Wszystkie  dostępne  stroje  zostały  najpierw wyczyszczone,  a  następnie  przywracaniem  im świetności zajęła się p. Emilia Przybecka. –  Uwielbiam  takie  prace,  szkoda,  że  nie wystarczyło mi  czasu, by wszystko ponaprawiać, ale  skończę  to  później  –  opowiadała współtwórczyni obu wystaw. 

Druga wystawa z kolei poświęcona jest postaci Bogdana Jańskiego, założyciela zgromadzenia. Na kilku tablicach z prawej strony możemy zapoznać się  z  kopiami  manuskryptów,  np.  Adama Mickiewicza  i  Kamila  Cypriana  Norwida. I podziwiać  kaligrafię  oraz  piękną  polszczyznę wielkich Polaków na francuskiej emigracji. | (RZ) 

 Rękopis z boku – „z hebrajskiego i z Vulgaty 

razem tłumaczenie Modlitwy Mojżesza”,  C.K. Norwid 

 

Page 12: 2015 04 05 276 07

Z życia parafii 

Strona 12 

Praca w Irlandii, w polsko-irlandzkiej rodzinie

Poszukuję młodej osoby do opieki nad dziećmi. Miejsce pracy: Galway w Irlandii. Rodzina polsko-irlandzka. Szczegóły pod adresem mailowym: [email protected]

Odkryte spod warstwy kurzu...  Nowe ‐ stare kadzielnice – odkrycie ministrantów, którzy przywrócili im życie. 

        

     

 Dotychczas  w  naszej  parafii 

używaliśmy  dwóch  trybularzy (kadzielnic)  –  jednego  na  dni powszednie oraz drugiego na święta i uroczystości.  Tymczasem  podczas wiosennych  porządków  w  zakrystii natknęliśmy  się  na  pięć  innych kadzielnic,  które  przykrywała ogromna  warstwa  kurzu.  Były niestety  w  opłakanym  stanie,  ale szybko zapadła decyzja o wzięciu ich „na  warsztat”.  Uzupełniliśmy  brak łańcuszków,  wymieniliśmy zardzewiałe  części,  zrobiliśmy nowe wkłady  do  trybularzy,  wszystkie  je dokładnie  wyczyściliśmy  oraz doprowadziliśmy  do  stanu użyteczności.  Za  zespawanie zepsutych  części  dziękujemy życzliwym  nam  osobom.  Całkowity koszt  tych  działań  to  73,27  zł (zaczerpnięte  z budżetu  Liturgicznej Służby  Ołtarza)  oraz  poświęcenie 

czterech     tygodni     na    codzienne czyszczenie  tego  sprzętu liturgicznego. 

Teraz  do  dyspozycji  mamy w sumie  siedem  kadzielnic,  których możemy  używać  zamiennie.  Dwie z nich  są  już  bardzo  wiekowe i niewątpliwie tworzą historię naszej parafii. 

Odnowione trybularze złożyliśmy w darach podczas Liturgii Wieczerzy Pańskiej  w Wielki  Czwartek.  Trzy z nich były używane w czasie Liturgii Wigilii  Paschalnej  oraz  procesji rezurekcyjnej. | 

 Grzegorz Króliczak 

Prezes Liturgicznej Służby Ołtarza 

 ZAPRASZAMY  

NIEDZIELA ZMARTWYCHWSTANIA 

PAŃSKIEGO Msze  św.:  8,  9.30,  11,  12.30, 14 oraz 19 17.30  –  starorzymskie  nie­szpory  niedzieli  Zmartwych‐wstania  Pańskiego  w  wyko‐naniu  scholii  gregoriańskiej San Clemente  

PONIEDZIAŁEK WIELKANOCNY 

Msze św.: 7, 8, 9.30, 11, 12.30, 14 oraz 19  NIEDZIELA MIŁOSIERDZIA BOŻEGO – 12 kwietnia 

12.30  –  Suma  Odpustowa.  Po mszy św. agapa na dziedziń­cu kościoła. Zachęcamy para‐fian do przyniesienia słodkich wypieków.  

 

Page 13: 2015 04 05 276 07

Z życia parafii 

5‐4‐2015  Strona 13 

Rekolekcje z arcybiskupem 

  Nasze parafialne rekolekcje stały się wydarzeniem diecezjalnym.  

Zdziwienie w kurii musiało być niemałe, gdy w ostatni dzień  ubiegłego  roku  (dopiero!  sic)  ksiądz  proboszcz Błyszcz  zaproponował  prowadzenie  rekolekcji w  naszej skromnej  parafii  samemu  metropolicie  poznańskiemu, ks. abpowi Stanisławowi Gądeckiemu. Raz, że pora była już późna (a to dlatego, że inni zapraszani kaznodzieje się wykruszyli),  a dwa,  że…  chyba nikt na  to wcześniej nie wpadł!  Wzięty  z  zaskoczenia  arcybiskup  i  równie zaskoczony  proboszcz  (tym,  że  nie  padła  od  razu kategoryczna  odmowa)  zaczęli  przeglądać  terminarz dostojnika.  –  Mnie  się  wydawało,  że  ja  mam  pełen kalendarz. Ale w porównaniu  z księdzem arcybiskupem mam  luzy – podsumował ks. Adam, zdumiony, że w ten grafik udało się wcisnąć trzy kolejne terminy. 

Zatem  termin oraz godziny  i  formę  rekolekcji ustalał prowadzący  je  biskup,  którego  ograniczają  obowiązki (również  Przewodniczącego  Konferencji  Episkopatu!). Temat:  małżeństwo  i  rodzina  w  świetle  ostatniego Synodu Biskupów. 

Gdy  wieść  o  tych  rekolekcjach  rozniosła  się  pocztą pantoflową  w  innych  parafiach,  podobno  niektórzy księża  diecezjalni  brali  to  za  dobry  żart  lub  naiwność zmartwychwstańczej  braci.  Zobaczyć  ich  miny,  gdy rekolekcje te urosły do rangi wydarzenia, które nagłaśnia Radio Emaus – bezcenne. 

W dniu rozpoczęcia rekolekcji, tj. niedzielę 22 marca, Radio  Emaus  świętowało  swoje  20‐lecie.  Nie przeszkadzało  to  w  nadaniu  dwóch  transmisji  mszy  – najpierw  przedpołudniowej,  jubileuszowej  z  katedry, a następnie  wieczornej  –  z  naszej  parafii,  której przewodniczył ks. abp Gądecki. 

Obawy  księdza  proboszcza,  że  może  być  za  mało ludzi, nie  spełniły  się – wierni  (chyba nie  tylko  z naszej parafii)  wypełnili  naszą  świątynię.  Akurat  nie  było  mi dane uczestniczyć w tej mszy w kościele. Punkt godzina 19  przeszukiwaliśmy  eter  rozstrojonego  radia  w poszukiwaniu właściwej  częstotliwości,  aż  tu  słychać  – słychać śpiew ludu. Tylko głosu organisty nie bardzo. „To muszą być nasi, skoro ludzie TAK śpiewają!”. 

Transmisja  mszy  wypadła  znakomicie.  Dodajmy,  że rekolekcjom  z  takim  dostojnikiem  towarzyszyła świąteczna  oprawa:  chórów  (każdego  dnia  inny), liturgicznej  służby  ołtarza,  świeckich,  którzy  licznie włączyli  się  w  czytania  i  opracowanie  modlitw. 

Doprawdy serce rosło. W  poniedziałkowy  wieczór  po  mszy  św.  udało  się 

w parafii  zorganizować  wspólną  kolację  przedstawicieli Rady  Parafialnej  oraz  naszego  gościa.  Dzięki  temu parafianie  mieli  okazję  osobiście  porozmawiać z duszpasterzem. 

Przechodząc  od  najważniejszego,  czyli  treści rekolekcji.  To  nie  były  proste  rekolekcje.  To  raczej  nie były rekolekcje dla każdego. Pierwszy wykład (bo trzeba posługiwać  się  takim  terminem,  a  nie  zwyczajowych „nauk  rekolekcyjnych”)  sprawiłby  chyba  trudność w poprawnym  odbiorze  nawet  środowiskom akademickim. Nie trzeba więc wpadać w kompleksy, gdy nie udało się wychwycić wszystkich myśli czy podążać za tokiem  rozumowania  autora.  Najeżona  naukowymi terminami,  ale  bardzo  klarownie  poukładana,  tyle  że wymagająca  od  słuchaczy  ogromnej  koncentracji i najlepiej – przygotowania filozoficznego i teologicznego – taka była ta pierwsza, obszerna katecheza. 

Gdy  wysłuchaliśmy  poniedziałkowej  katechezy, byliśmy przekonani,  że po niedzielnej mszy ktoś  zwrócił uwagę  arcybiskupowi,  by  nieco  obniżył  loty  swojego wykładu.  Ta  katecheza  była  wypowiedziana  dużo bardziej przystępnie, ale już o wtorkowej nie można tego powiedzieć. 

Niemniej,  właśnie  dzięki  bardzo  przejrzystej strukturze  i  dopracowaniu  tekstu,  na  pewno  każdy słuchacz  mógł  z  niego  zaczerpnąć  coś  dla  siebie: gruntownej, podstawowej wiedzy za zakresu małżeństwa w Kościele katolickim. 

Treść  tych  rekolekcji była  tak bogata,  że aż prosi  się o rozwinięcie niektórych jej aspektów  i wątków. Dlatego będziemy  się  starali  ją bardziej  spożytkować – wstępny pomysł  naszej  redakcji  polega  na  opracowywaniu poruszonych  zagadnień  w  przyszłym  roku,  może w postaci  kazań  katechetycznych,  których  osnowę stanowiłyby  słowa  księdza  arcybiskupa  z  tegorocznych rekolekcji. | 

ROMANA ZYGMUNT 

Fot. Małgorzata Świderska 

Page 14: 2015 04 05 276 07

Wywiad 

Strona 14 

Ród Knasieckich, czyli przodków  pana Hieronima: pradziadek z rodziną 

na Wildzie, początek XIX w.  

      

Zakochani w Wildzie  Nasi parafianie znają tę parę przede wszystkim z zaangażowania w życie parafii i dbałość o  stan, zwłaszcza  techniczny, naszej  świątyni. Warto  jednak dodać,  że Hieronim i Halina Olejniczakowie to wildzianie od kilku pokoleń.  Zaczynamy  od  początku,  czyli  od  początków  na Wildzie. Hieronim:  To  jest  już  sześć  pokoleń  na  tej  Wildzie! Wszystko po kądzieli,  czyli od strony mamy. Zaczęło się od pradziada, Franciszka Knasieckiego (ur. 1864) a kończy na dwojgu naszych wnucząt – też tu urodzo‐nych i ochrzczonych.  Tyle  że  te 120  lat  temu naszej parafii  jeszcze nie było. Hieronim: Nie znam dokładnej daty, kiedy rodzina tu zamieszkała,  ale  moja  babcia  urodziła  się  w  1896 roku  już  na  Wildzie.  Moi  pradziadkowie  wcześniej mieszkali m.in. na  Jeżycach, przeprowadzali  się kilka razy w życiu, ale jak osiedli na Wildzie, tak ja tu dotąd siedzę. Zatem od końca XIX wieku na pewno rodzina 

była na Wildzie, kiedy jeszcze nie istniała nasza para‐fia. Początkowo dziadkowie mieszkali przy skrzyżowaniu ul.  Dolnej Wildy  i  Chłapowskiego  (ta  kamienica  stoi do dziś), tam była wówczas restauracja na narożniku. Później  został  wybudowany  dom  na  rogu  ulic  Pa‐miątkowej  i  obecnego  28  Czerwca  1956  roku,  gdzie teraz  jest  apteka.  Mam  zdjęcie  pradziadka  z  1910 roku  przy  restauracji  w  tej  kamienicy  –  dzierżawił lokal i prowadził tę restaurację jakieś 30 lat.  Okazała kamienica. Hieronim:  Tak,  ja  się  tam urodziłem, moja mama  się tam  urodziła.  Babcia  mieszkała  piętro  pod  nami  – zawsze  mogłem  wpaść  na  jakąś  jajeczniczkę,  kiedy nie  smakowało  mi  jedzenie  w  domu  (byłem  niejad‐

kiem).  Po  ślubie  z żoną  zamieszkaliśmy na Łanowej.  Pani  też ma  takie  głębokie wildeckie korzenie? Halina:  Moja  mama  przeprowadziła  się na Wildę z ul. Zagórze, gdy wyszła za mąż w  1939  roku.   Jej  babcia  też   mieszkała  Pradziadek przy restauracji w kamienicy na rogu  ul.  Pamiątkowej.  Napisy  na  fasadzie reklamują  różne  alkohole  serwowane w restauracji „Zum Kronprinzen”  (Pod księ‐ciem). 

Page 15: 2015 04 05 276 07

Wilda 

5‐4‐2015  Strona 15 

Hieronim i Halina Olejniczakowie  Małżeństwo  z  42‐letnim  stażem,  od  zawsze  na Wil‐dzie.  Od  ponad  30  lat  angażują  się  w  życie  parafii, zwłaszcza  w prace  remontowe,  inwestycje,  dbanie o utrzymanie  świątyni  przy  niskich  nakładach  finan‐sowych. Dzięki determinacji p. Haliny parafia otrzyma‐ła dofinansowanie na remont zabytkowych drzwi ko‐ścioła  i  go  wykonała,  a panu  Hieronimowi  zawdzię‐czamy szereg nowatorskich rozwiązań technicznych. Pan  Hieronim  jest  członkiem  Rady  Ekonomicznej, wspólnoty  Braci  Zewnętrznych  i  często  udziela  się jako lektor. No i współtworzy grupę panów, którym co roku zawdzięczamy bożonarodzeniowe  i wielkanocne dekoracje w kościele i na Boże Ciało.  przy Dolnej Wildzie. Moi  rodzice wprowadzili  się na Łanową, gdzie my do dziś mieszkamy. Łącznie z tym, że w pokoju, w którym się urodziłam, śpimy do dziś.  To znacie się z dzielnicy? Hieronim:  Nie,  wcale,  ani  z  dzielnicy,  ani  z  kościoła. Myśmy  się  poznali  w  pracy,  w  firnie  P.P.  Stacje  Ra‐diowe i Telewizyjne [dziś: Emitel, operator radiotele‐komunikacji – przyp. red.] Całe życie tam przepraco‐waliśmy.  Do tej pracy jeszcze wrócimy, a dziadek jak długo prowadził swój biznes? Hieronim: Gdzieś do lat 30. Potem odszedł na emery‐turę  i  umarł  w  1941  r.  Jest  pochowany  na  naszym cmentarzu przy ul. Samotnej. Halina: Nikt  z  rodziny  interesu  nie  przejął,  wszyscy synowie  byli  „starymi  kawalerami”,  dlatego  ród utrzymał się tylko po kądzieli. Hieronim: Ale tradycja w rodzinie gdzieś tam jest za‐chowana  –  mój  kuzyn  prowadzi  restauracje  Estella w Poznaniu. Nasi pradziadowie byli braćmi. Za  czasów  pradziadka  cała  jego  rodzina  (męska 

część)  kręciła  się przy  gastronomii. Najmłodszy brat dziadka  też  miał  restaurację,  prowadził  ją  w  nieco późniejszych  latach  u  zbiegu  ulic  Bukowskiej  i  Pol‐skiej. Warto  dodać,  że  pradziadek  miał  ośmioro  lub  dzie‐więcioro  rodzeństwa.  Jeden  z  braci  prowadził  skład piwa, a inny widnieje w dawnym spisie jako piwowar. Wszyscy  nazywali  się  Knasieccy,  tylko  jeden  miał w papierach  Knasiak.  Wśród  znajomych  znani  byli jako  „Knasioki”.  Prawdopodobnie  jak  ten  brat  pra‐dziadka  się  urodził  i  poszli  go  zgłosić  do  urzędu,  to urzędnik  słysząc,  że  ten  jest  od  „Knasioków” wpisał mu Knasiak zamiast Knasiecki.  Wracając do rodziny Olejniczaków… Hieronim: W pokoleniu mojej mamy było troje dzieci. W moim ‐ jest nas pięcioro. Ten model rodziny nie był wcale  odosobniony  W naszej  kamienicy  były  cztery wejścia,  na  podwórku bawiło  się  nas  ze  30.  Tam  się działo… Z tych czasów przypomniał mi się jeden epizod zwią‐zany  z  wielodzietnością.  Mieszkała  nad  nami  paniu‐sia, taka „ę, ą”; miała syna jedynaka. Kiedy mama była w ciąży z najmłodszym bratem, pani zadała  jej pyta‐

nie:  „Co  wy  robicie,  że  u  was  tyle dzieciarów”’.  Moja  mama  na  twarz nie  upadła,  wytrzymała  ją  lekko i odpowiedziała:  „Robimy  wszystko to  samo  co  inne  małżeństwa.  Tylko że  nasze  dzieci  biegają,  rozrabiają, cieszą  się  życiem. A  inne kobiety nie dały  sobie  wyryć  na  czole,  ile  wy‐skrobały”.  Notabene  ta  pani  gdzieś tam się chwaliła, że co zaszła w ciążę, to  „w  dorożkę  i do  doktora”.  Temat się skończył, ale do dziś w głowie mi się nie mieści, jak można było tak się zachować.  

Ślub rodziców pana Hieronima w na‐szym kościele w 1945 r. Nie było ławek w środku naw. 

Page 16: 2015 04 05 276 07

Wywiad 

Strona 16 

Mały Hieronim ze starszymi siostrami – lata 50. 

Co robił ojciec? Hieronim:  Mój  ojciec  pochodził z Trzemeszna,  skończył  tam  gim‐nazjum  staroklasyczne,  z  greką i łaciną.  Był  półsierotą,  bo  jego ojciec  zginął  chyba  pod  Verdun. Wtedy  państwo  pomagało  takim rodzinom  –  babcia  dostawała  za‐pomogę  na  wykształcenie  syna  – i opłacało podręczniki szkolne. Ojciec  pracował  na  poczcie w urzędzie  przy  Dworcu  Zachod‐nim.  Wtedy  poczta  była  wożona „ambulansami”  kolejowymi,  któ‐rymi on dowodził. Na 7 chodził do pracy  i  nigdy  nie  był  później  niż o 6.45 przy biurku. Halina:  Był  bardzo  szanowaną postacią.  Jeszcze  w mojej  pracy często  słyszałam  pochwały  pod adresem pana Olejniczaka. Pytano mnie,  czy  „to  ojciec  nie  pracował na poczcie”. Teść był znany w śro‐dowisku. Hieronim:  Mój  ojciec  był  bardzo pobożny, a myśmy jako nastolatki czasem się z niego podśmiewali.  Wiesz,  jak  to  dzieciaki...  Chodziliśmy rodzinnie  do  kościoła,  ale  ojciec  zawsze  jeszcze  zo‐stawał po mszy św., aby się pomodlić. Myśmy wracali i padało  pytanie:  „Gdzie  tata”.  „Tata  świeczki  gasi”  – odpowiadaliśmy z przekąsem. Teraz, jak sobie to cza‐sem wspominam…  tata  świeczek  nigdy  w  rzeczywi‐stości nie gasił, ale ja… Halina: U nas  jest  tak,  że  jak dzieci dzwonią,  coś po‐trzebują od taty, a taty nie ma, to już same dzieci mó‐wią „No tak, tata jest w drugim domu”.  Rodzina udzielała się w parafii? Hieronim:  Za  moich  czasów  niespecjalnie.  Ja  byłem ministrantem trzy  tygodnie, nie podobało mi się. Ale nie wiem  czemu.  Zostawiłem  to. W  każdym  razie  tu przyjąłem  wszystkie  sakramenty.  Pamiętam,  jak  od księdza  Połczyńskiego,  który  przygotowywał  nas  do Pierwszej Komunii Świętej, dostawałem na łapę.  I nie mówimy tu o udzielaniu Komunii Świętej? Hieronim:  No  nie…  Obrywałem  trzcinką  za  spóźnie‐nia. Na przykład, gdy ksiądz schodził do kaplicy przez dziedziniec, a myśmy tam w piłkę „rżnęli”, to krzyczał do  nas:  „Za  pięć  minut  wszystkich  widzę  na  salce”. I jak się spóźnialiśmy,  to  trzeba było wyciągnąć rękę pod  trzcinkę. Dzisiaj pewnie by księdza  zlinczowano i oskarżono  o  znęcanie  nad  biednymi  dziećmi.  Ja w domu  nie  pisnąłem  o  tym  słowa,  bo  ojciec  by  mi poprawił. Uważał, że skoro ksiądz mnie ukarał, to coś nie tak było z moim zachowaniem. Halina: A jak dzwoniłeś księdzu… 

Hieronim:  Tu  już  się  ujawniały moje zamiłowania do elektryczno‐ści,  jak  miałem  z  12  lat.  Było  to u księdza  proboszcza  Traczyń‐skiego.  Moja  kuzynka  dostała  do‐mek  dla  lalek  z  instalacją  elek‐tryczną,  którą  jej  montowałem. W komplecie  był  dzwoneczek,  ale że nie było go gdzie  zainstalować, to kuzynka mi go dała. Wpadliśmy z  kolegą  z  klasy  na  pomysł,  żeby zadzwonić księdzu Traczyńskiemu na koniec  lekcji religii. Miałem też przewody,  które  wysępiłem  od pracowników  telekomunikacji, kiedy  wykonywali  prace  przy szafkach  kablowych.  Podczas  reli‐gii ja siedziałem z tyłu i trzymałem baterię, a kolega w pierwszej ław‐ce miał  przytwierdzony  dzwonek. Połączenie  między  nami  stanowił wspomniany  wcześniej  przewód. Gdy  ksiądz  przeciągał  lekcję,  ja dotykałem bateryjki i rozlegało się „dryn, dryn”. Z początku proboszcz 

jakby nie  słyszał.  Za drugim  czy  trzecim dzwonkiem podszedł  do  pierwszej  ławki,  wyciągnął  dzwonek, rzucił nim i potraktował kolegę „z  liścia”. Potem wy‐rzucił go z salki. Ja tylko westchnąłem „Boże, żeby po tym  kablu  nie  doszedł  do mnie!”Nie miał  jednak  za‐cięcia śledczego, więc ocalałem. Ten numer to pamię‐tam! Ciągnęło  mnie  to  tej  elektryki  od  samego  początku. W szkole podstawowej (to była nr 25) wyczekiwałem wręcz lekcji fizyki. To się rzadko zdarza, ale gość, któ‐ry  nas  uczył,  pan  Haremza,  opowiadał  całym  sobą, potrafił  zarazić  pasją.  W  szkole  na  górze  była  duża pracownia  fizyko‐chemiczna.  Jak tam wchodziłem, to mnie zawsze fascynowały – te amperomierze, wolto‐mierze,  kurki od gazu  itp.  Im więcej  się dowiadywa‐łem,  tym więcej miałem pytań. To  ten nauczyciel za‐szczepił we mnie elektrycznego bakcyla. Halina: A bakcyla kościelnego zaszczepił w  tobie Ta‐dziu Gajda. Hieronim: Miałem taki okres, kilka lat, w życiu, że mi nie  było  po  drodze  z  Panem Bogiem. W  JEGO planie było  jednak  co  innego,  bo  w  tym  czasie  o.  Tadeusz Gajda wziął naszego syna do ministrantów. Halina: Najpierw ksiądz ogłosił, że prosi ojców mini‐strantów  w  tym  i  tym  dniu  na  spotkanie.  Hirek  się wymówił  i prosił  mojego  brata,  by  poszedł,  bo  jego synowie  też  byli  ministrantami.  Następnej  niedzieli ks.  Gajda  chodził  z  tacą  i  podchodzi  do  nas  „To  co, o 16 się widzimy?”. Hieronim: Głupio mi było odmówić, więc potwierdzi‐łem.  Jak  już  powiedziałem  tak,  to  kobyłka  u  płotu. Poszedłem i tak mi zostało… 

Page 17: 2015 04 05 276 07

Wilda 

5‐4‐2015  Strona 17 

Ojciec  Tadeusz  ma  wyjątkowe  zdolności  łowienia ludzi… to Boży rybak.  Proboszczowie odchodzą i przychodzą… Hieronim: … a my trwamy! Halina:  Najgorsze  jest  to,  że wielu  ludzi  jest  przeko‐nanych,  że oni pracują  za pieniądze,  że Hirek, Paweł Solarek, Andrzej Spalony, Jurek Rausch czy inni są na etatach!  Też  od  czasu  do  czasu  o  tym  niestety  słyszymy i jest nam przykro. Hieronim: Ludziom nie mieści się w głowach, że ktoś dzieli się bezinteresownie swoimi talentami i poświę‐ca swój czas – bez przymusu i „za friko”.  Dodajmy  jeszcze: kosztem  rodziny  i  swojego do­mu.  Jako  ekipa  techniczna  spędzacie w  kościele bardzo  dużo  czasu  i  to  w  okresach  przedświą­tecznych, gdy najwięcej pracy w domach. Nie było to rodzinnym problemem? Halina: Mój mąż pracował w grupie technicznej, która musiała  być  dyspozycyjna  cały  czas,  wiec  nigdy  nie wiedzieliśmy,  czy  święta  lub  niedzielę  spędzimy  ra‐zem. Telefon dzwonił i musiał jechać. W tamtych cza‐sach urządzenia były bardziej awaryjne, więc co rusz coś  wyskakiwało.  Dlatego  nieobecność  męża  przed świętami w kuchni mi nie przeszkadzała,  zresztą nie ma z niego pożytku w kuchni. Z czasem dzieci poma‐gały w domu. Hieronim: Mieliśmy pod swoim nadzorem jedną trze‐cią  Polski  –  urządzenia  od  Koszalina  przez  Łódź  do stacji Śnieżne Kotły. To było kilkadziesiąt stacji. Za  to  starałem  się  ułatwiać  żonie  prace  domowe  – jakiekolwiek  urządzenia  elektryczne  były  dostępne, to zaraz kupowałem – pralka, krajalnice, prasowalni‐ce  itp.  No  i oczywiście  wszystkie  naprawy  to  moja domena.  Pan  Hieronim  był  też  nauczycielem  w  niższym seminarium księży zmartwychwstańców. Hieronim: Tak było po 1983 roku. Wtedy złapał mnie ówczesny rektor NSD ks. Rojek. Widział moje zaanga‐żowanie  i  jak  kiedyś  coś  komuś  tłumaczyłem, a potrzebowali  nauczyciela  techniki.  Zgodziłem  się. Wspominam to  jako fajną przygodę z tymi chłopaka‐mi,  choć  niełatwo  było  podjąć  decyzję.  Ubecja  nasz zakład pracy wtedy „kochała”. Z racji tego, że dostar‐czaliśmy sygnał radiowy i telewizyjny, to byliśmy pod nadzorem UB. Szacuję, że co czwarty czy piąty współ‐pracownik mógł w firmie donosić. Halina: Wiedzieliśmy, w czyim gronie nie rozmawiać. By  móc  podjąć  dodatkową  pracę,  trzeba  było  mieć zgodę  dyrekcji.  Szczerze  napisałam  w  podaniu,  że chodzi o niższe seminarium duchowne. A dyrektor – „Gdzie będziemy o tym pisać, będą się czepiać, damy ‘w  liceum  ogólnokształcącym  w  Poznaniu’”.  I  to  też była prawda. 

Hieronim: Kiedyś zostałem wezwany na UB, gdy moja siostra  uciekła  na  Zachód.  I właśnie  przy  tej  rozmo‐wie wyszło, że ubecja i tak wiedziała, gdzie pracowa‐łem po godzinach.  Wracając do uczniów: wielu nie  rokowało  chyba zbyt technicznie. Hieronim: A gdzie tam, odporni byli… Halina:  Często  prosili  „panie  profesorze wytłumaczy nam pan matematykę czy fizykę?”. Hieronim:  Wtedy  tak  zwracano  się  do  nauczycieli w liceach – per profesorze. No to im tłumaczyłem, co mi tam.  Ktoś przejawiał zdolności ścisłe? Hieronim: Był taki rodzynek, ale księdzem nie został. Jak spojrzałem w program nauczania, to wiele rzeczy było bez sensu. Tym bardziej że nie było żadnej pra‐cowni. Starałem się im przekazać najważniejsze pod‐stawowe rzeczy, i zawsze powtarzałem, że jak cos jest robione, to musi do tego być dokumentacja, schemat, opis czy instrukcja. Żeby nie wołać za każdym razem tzw.  fachowca  i płacić  za wymianę np. bateryjki 600 zł. W naszych pracach w parafii też przestrzegamy tej zasady. Po robocie zostawiamy ślad na papierze, aby za  jakiś  czas  ponownie  nie  odkrywać  Ameryki.  Pod‐czas  remontu w kościele  razem  z  Jurkiem Rauschem w  latach  80.  opracowaliśmy dokumentację wymiany elektryki w kościele i przedstawiliśmy firmie, która to robiła.  Ciekawostką  z  tego  czasu  jest  tablica  synop‐tyczna,  na  której  widać  aktualny  stan  oświetlenia świątyni.  Można  też  zaprogramować,  jakich  świateł chcemy użyć na daną liturgię. Na przykład na Wigilię Paschalną najpierw planujemy, a potem jednym przy‐ciskiem  uruchamiamy  jednocześnie,  zaprogramowa‐ne światła. Myślę, że na 50‐70  lat  instalacja powinna wystarczyć. Poza tym jest dokumentacja.  W  uruchomienie  pierwszej  katolickiej  rozgłośni w diecezji, czyli prekursora Radia Emaus, też byli Państwo zamieszani. Hieronim: Tak, mój dyrektor, chyba ówczesny dyrek‐tor  oddziału  Telewizji  Polskiej  i  na  pewno  szef  ów‐czesnego  odpowiednika  Okręgowego  Urzędu  Komu‐nikacji  Elektronicznej  poszli  do  abpa  Stroby  z  infor‐macją,  że  zaistniały  warunki  prawne,  by  uruchomić radio  diecezjalne,  a  sprawy  techniczne,  jak  nadajnik, system  antenowy,  dosył  sygnału  ze  studia  biorą  na siebie. Biskup Stroba, który z ramienia Kościoła pro‐wadził  rozmowy  z  komunistami,  wówczas  wietrzył wszędzie  podstępy  i  zachowawczo  podszedł  do  tej propozycji, ale my działaliśmy. Stary nadajnik załatwiliśmy z wojska, gdzie spotkali‐śmy  się  z  ogromną  sympatią  z  ich  strony. Kupiliśmy go  w  cenie  złomu.  Jak  po  niego  przyjechaliśmy,  to obsługujący nas pułkownik zapytał: „A fider to macie do niego?”. Fider  to kabel  łączący nadajnik  z anteną. Oczywiście,  nie mieliśmy.  Mieli  tego ze  100  metrów

 

Page 18: 2015 04 05 276 07

Z życia parafii 

Strona 18 

na zbyciu, więc dorzucili do nadajnika. Potem było  następne  pytanie:  „A  antenę macie?  Jak nie, to weźcie choć tę od radiotelefonu Kana‐rek”. Nadajnik  i antena nie odpowiadały czę‐stotliwościom,  na  których  miało  pracować radio, ale od czego są złote raczki? Zaczęliśmy to wszystko składać do kupy. Dwóch inżynie‐rów przestroiło końcówkę, więc nadajnik był zasilany  i miał wzmacniacz mocy. Brakowało środka  –  modulatora,  aby  „napędzić”  koń‐cówkę  mocy  i stereokodera,  aby  nadawać w wersji  stereo. Te urządzenia  trafiły do nas z nadajnika,  który  miał  kiedyś  służyć  do  za‐głuszania Solidarności. Sprawdziliśmy sygnał w okolicy, nawet nieźle to  wyszło.  Dostaliśmy  nawet  już  częstotli‐wość,  ale  nie  było  chęci  arcybiskupa  do nadawania!  Studio  zlokalizowano w kościele, który był najbliżej wieży na Piątkowie. By  to jakoś  połączyć,  potrzebne było  około  tysiąca metrów  kabla.  Ten  kabel  pozyskaliśmy  z  za‐pasów  pozostałych  po  budowie  ropociągu „Przyjaźń”. Jak  ks.  abp  Stroba  był  na wizytacji  w  naszej parafii,  wytknąłem  mu,  że  to  grzech  zanie‐chania,  że  wszystko  jest  przygotowane  do nadawania, a  tu się nic nie dzieje w sprawie. Aż  się  abp  Stroba  zarumienił,  nadął,  że  mu świecki  coś  wytyka.  Był  przekonany,  że o sprawach radia nikt nie wie. Halina: Od tego czasu Hieronim ma knebel na spotkaniach z dostojnikami .  I pomyśleć, że to wszystko ludzie, jak Pań­stwo i znajomi, robili z dobrej woli, z wła­snej inicjatywy i nic nie było za trudno. Hieronim: A jeszcze często ci ludzie mieli nie‐przyjemności, bo  już ktoś doniósł,  już komuś to było nie na rękę…  To  już na koniec, bo czas  i kartki się koń­czą:  jak  to  jest  żyć  ze  świadomością,  że jestem, poruszam się w tych samych miej­scach,  w  których  żyli,  pracowali  moi przodkowie? Hieronim:  Jak  jadę  ulicą  Pamiątkową,  to  pa‐trzę  w  te  okna,  w których  urodziła  się  moja matka,  ja  się  urodziłem,  i robi mi  się  tęskno. Dopóki  mama  żyła,  to  jeszcze  się  o  tym  nie myślało.  Nie  ciągnęło  Państwa  do  zmian?  Żeby pójść w inną stronę?  Hieronim: A po co. Ja tam jestem zakochany w Wildzie. |  

Rozmawiali Romana i Leszek Zygmuntowie  

Gra Załoga Pana Boga  Mimo  przejściowych  zmian  najmłodszy  zespół śpiewaków działający przy parafii prowadzi dzia‐łalność i zachęca do nauki gry na instrumentach. 

 O  naszej  wspólnocie  niewiele  wiedzą  parafianie,  którzy  nie 

biorą udziału w niedzielnej Eucharystii o godz. 11:00. Załoga Pana Boga  jest  zespołem dziecięcym,  który  co  tydzień animuje  śpiew na  tej  właśnie  Mszy  Świętej.  Mimo  przejściowych  kłopotów i zmian  prowadzących  działamy  –  nasza  schola  liczy  aktualnie 18 dzieciaków. Najmłodsza Madzia ma  5  lat,  a  najstarsza  Kinga w tym roku kończy szkołę podstawową. Nie oznacza to jednak, że nasz  zespół  jest  ograniczony  wiekowo.  Jesteśmy  otwarci  na wszystkich młodych śpiewaków! Od pewnego czasu prowadzimy także zajęcia nauki gry na gitarze, na które przychodzą nie  tylko dzieci należące do Załogi Pana Boga. 

W weekend majowy wraz z Liturgiczną Służbą Ołtarza wybie‐ramy się do Mszany Górnej na Mini‐Emaus. Jest to coroczny zjazd ministrantów  oraz  dziecięcych  zespołów  muzycznych  z  parafii księży zmartwychwstańców z całej Polski. Weźmiemy tam udział w przeglądzie scholii. 

Zapraszamy wszystkich pragnących  śpiewać z nami  (nie  tylko dziewczynki) w  każdą  sobotę  na  godz.  10.30  do  salek  parafial‐nych. Nauka gry na gitarze odbywa się zaraz po zakończonej pró‐bie, czyli ok. godziny 11.40. 

Załoga Pana Boga to nie tylko śpiew, to również dobra zabawa i wspólnie spędzony czas w weekendowe przedpołudnia! Do zo‐baczenia na próbie! | 

Marika Gorgolewska i Marika Kupijaj 

Masz w domu niepotrzebną gitarę?Chcesz ją wyrzucić? Przynieś ją do nas – dzieci na pew‐

no się ucieszą i zrobią z niej muzyczny pożytek! 

Page 19: 2015 04 05 276 07

Polecamy 

5‐4‐2015  Strona 19 

 

POZNAŃSCY HOBBICI 

Nowość na rynku wydawniczym – „Robert i Róża”, pierwsza z cyklu powieści „Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej”. Powieść rodzinna, powinna zainteresować fanów „Władcy Pierścieni”.   

Mówi  się,  że dwa  razy nie wchodzi  się do  tej  samej rzeki. Mnie  jednak  natura  obdarzyła  przekorną  naturą i dlatego  po  ponadrocznej  przerwie  postanowiłam  po‐nownie  odezwać  się  na  łamach  parafialnej  gazetki. Na początek na mój  recenzencki warsztat  trafiła wydawni‐cza nowość  ‐ pierwsza  część cyklu pod wspólnym  tytu‐łem  „Niziołkowie  z  ulicy  Pamiątkowej”  autorstwa Mał‐gorzaty  Klundery.  Redakcję  zaintrygował  tytuł  nowej książki  poznańskiego  wydawnictwa.  Brzmi  znajomo, prawda? 

Zasugerowana tytułem i okładką sądziłam, że będą to dzieje  rodziny mocno  związanej  z  naszą  dzielnicą  roz‐grywające  się na przestrzeni  kilku wieków.  Tymczasem akcja  „Niziołków  z  ulicy  Pamiątkowej”  rozgrywa  się współcześnie.  Z Wildą  wiąże  ich  niewiele: miejsce  za‐mieszkania,  szkoły dzieci  i  jedno  epizodyczne wydarze‐nie. Niemniej akcja powieści rozgrywa się w Poznaniu. 

Losy  rodziny przedstawia  najmłodsza  córka Roberta i Róży  Niziołków,  Elka.  Jest  to  nietuzinkowa  rodzina o nietuzinkowym nazwisku, które przesądziło o życiowej pasji  wszystkich  jej  członków  –  pochłanianiu  książek. Pewnego dnia Robert, będąc  jeszcze dzieckiem, dowie‐dział się od swojej matki, że Tolkienowscy hobbici nie są nikim  innym  jak niziołkami właśnie.  Imiona dzieci  pań‐stwa Niziołków wzorowane  są więc na  imionach cenio‐nych  przez  nich  bohaterów:  Małgorzata  Perełka,  Jan Peregryna  i  Eleonora  Pulchera.  Zresztą  cała  powieść naszpikowana  jest  licznymi  nawiązaniami  i  cytatami z różnych  książek, wśród  których prym wiedzie  trylogia Tolkiena. Może  to  sprawić  trudności w odbiorze mniej zorientowanemu czytelnikowi. 

Powieść Klundery w moich oczach broni to, że rodzi‐na Niziołków na przekór współczesności nie  spędza ca‐łych dni przed  telewizorem  lub  komputerem.  Ich pasją są  książki.  To  rodzina  erudytów,  w  której  dyskusje o książkach i ich ekranizacjach są na porządku dziennym. Niczym Borejkowie z sagi Musierowicz żonglują licznymi cytatami z ukochanych powieści. Poza tym jest to rodzi‐na,  która  ze  sobą  rozmawia,  razem  przeżywają ważne momenty w  życiu  jej  poszczególnych  członków.  Dzieci 

zawsze mogą  liczyć na  pomoc  i  zrozumienie  rodzi‐ców. Chociaż czasami  interwencje Roberta  i Róży  i poczynania  ich dzieci w szkole mogą budzić pew‐ne kontrowersje... 

Mnie powieść Małgorzaty Klundery rozczarowała, ale może pasjonaci trylogii Tolkiena znajdą w niej coś dla siebie. 

A.G.  Małgorzata Klundera, Niziołkowie z Pamiątkowej. Ro‐

bert i Róża, Wydawnictwo Replika 2015, www.replika.eu 

Nota wydawcy Róża i Robert, i ich wchodzące w dorosłość dzieci − Go-sia (Perełka), Jan Peregryn oraz Elanora Pulcheria, dla swoich po prostu Elka, to główni bohaterowie pierwszego tomu opowieści o rodzinie o wdzięcznym nazwisku Nizio-łek. Wszyscy czytają książki, a numerem jeden jest zde-cydowanie Władca Pierścieni. Na przekór nadmiernej konsumpcji i wyścigowi szczurów, Niziołkowie oddychają atmosferą książek, żyją życiem bohaterów, toczą boje w ich imieniu, sami tworząc niezwykłą historię zwykłej, wielopokoleniowej rodziny. Powtarzając za autorką, śmiemy marzyć, że Niziołkowie podarują Wam odrobinę uśmiechu i wzruszeń, jednocześnie wnosząc do Waszych domów ciepło i ponadczasowe, niezmienne wartości. UWAGA! Zaraża miłością do... książek!

Wspólnota Chrystusa

Zmartwychwstałego „Galilea”

zaprasza na

MSZĘ ŚW. I MODLITWĘ O UZDROWIENIE

9 kwietnia 2015 r. o godz. 18.30.

Page 20: 2015 04 05 276 07

Z życia parafii 

Strona 20 

KURS EMAUS Dlaczego warto?  Po co mi kolejne rekolekcje, i w dodat­ku kurs Emaus?  

Dopiero  co  skończył  się  Wielki  Post!  Umęczeni przygotowywaniem  świąt  i  spotkań  rodzinnych ma‐my ochotę na jedno – odpocząć! Może w naszych my‐ślach  czy  słowach  powtarzamy  już:  „święta,  święta i po  świętach”… Szara  zwyczajna  rzeczywistość. A  tu znowu  kolejna  propozycja  parafialna…  w  dodatku weekendowa. Czy  rzeczywiście  to  jest dla mnie? Czy warto zaryzykować, tracąc czas? 

Hm. Dobre  pytania! Odpowiedź  na  nie może  zna‐leźć  każdy  z  nas  osobiście,  bo  nie  ma  gotowych  re‐cept. Tak jak idąc do lekarza, nie otrzymujemy wszy‐scy tych samych wskazań, tak samo tutaj. 

To zależy  tylko  i wyłącznie od nas,  czy chcemy tę propozycję  przyjąć  i  zaryzykować  przemianę  czegoś w naszym życiu. 

Ten  kurs  jest  skierowanych do  tych  z  nas,  którzy rozpoczęli  już  czytanie  Słowa  Bożego,  którzy  do‐świadczyli  już  spotkania  ze  Zmartwychwstałym  Pa‐nem i pragną umocnić tę relację, i dla tych, którzy jak uczniowie  z  Emaus  –  znają  biblijne  treści,  ale  do‐świadczają  rozczarowania,  rozgoryczenia,  nie  potra‐fią poradzić sobie z przyjęciem rzeczywistości i zoba‐czeniem w niej obecności Boga. 

To  czas  niezwykły,  w  którym  możemy  doświad‐czyć  przejścia  z Nieznajomym drogi  od  naszych  nie‐spełnionych  oczekiwań  bólu  do  radości  i  spojrzenia na nasze życie w świetle Bożego Słowa. 

To czas niezwykły także z tego powodu, że może‐my  doświadczyć  wspólnoty  i  zobaczyć,  że  nie  jeste‐śmy odosobnieni w naszych rozterkach. 

Wreszcie  to  czas  niezwykły,  w  którym  rozpozna‐my jeszcze głębiej  Jego obecność w Eucharystii  i sta‐nie  się  ona  dla  nas  źródłem,  z  którego  czerpać  bę‐dziemy siły do codzienności. 

 

57‐letnia Anna tak opisuje to, co zyskała uczestni‐cząc w  jednym z poprzednich kursów Emaus: Otrzy­małam  czas  dwóch  dni  dla  siebie,  aby  przyjrzeć  się moim relacjom z Pismem Świętym. Świadomość blisko­ści Jezusa, Jego działania w moim życiu i mojej rodziny. Uświadomiłam  sobie,  jak  wielką  posiadam  pomoc w postaci tej Księgi Słowa i tego, co Ona zawiera. Wie­rzę,  że przełoży się  to na wzrost wiary w mojej rodzi­nie.  Najważniejsza  jest  świadomość,  że  Bóg  nigdy  ze mnie nie zrezygnuje  i że  jestem dla Boga bardzo waż­na. 

 

Z kolei 19‐letni Szymon podzielił  się: Otrzymałem umocnienie  i rozeznanie woli Bożej na najbliższy czas. 

Bóg przypomniał mi słowa z Księgi Koheleta, by nie iść za marnościami tego świata. Jedynie wypełniając wolę Bożą,  człowiek może  żyć w  obfitości  i  szczęściu,  osią­gnąć  zbawienie.  Bóg  bowiem  dla  każdego  człowieka przygotował  wspaniały  plan  na  życie  z  uwzględnie­niem  jego  zdolności  i  talentów. Na  tym kursie pozna­łem ludzi, którzy głęboko wierzą w Boga i wiernie gło­szą Jego Słowo. 

 

27‐letnia Ewa tak napisała w swoim świadectwie: Kurs pozwolił mi bardziej poznać oraz zrozumieć Pana Boga. Mogłam  odkryć  pewne  błędy  i  pustki w moim sercu  oraz  dostrzec  Tego,  który moje  problemy może i chce  rozwiązać.  Kurs  dał  mi  piękne  doświadczenie miłości Bożej oraz uwolnienie od  lęku, co było mi bar­dzo potrzebne w mojej sytuacji. Polecam wszystkim ten kurs. Zaryzykuj, nic nie stracisz, a możesz coś zyskać. 

 

A 18‐letni Kacper: Bóg wlał w moje serce pragnie­nie  życia  Słowem. Otrzymałem  potwierdzenie,  że  Pan troszczy  się  o mnie, moje  potrzeby,  rodzinę.  Słowo  to bowiem jest bardzo blisko ciebie: w twych ustach i two­im sercu, byś je mógł wypełnić. 

 

I  można  by  mnożyć  przykłady  osób,  dla  których ten czas stał się w jakiejś mierze nowym początkiem. Zamiast tego zapewniam o naszej modlitwie za każdą z osób, która w sercu poczuła, że może to zaproszenie Pan  Jezus  kieruje  dla  niej  o  odwagę  podjęcia  decy‐zji. Do zobaczenia 17 kwietnia 2015 r.! | 

 

MAŁGORZATA HEIGELMANN  

WSPÓLNOTA CHRYSTUSA ZMARTWYCHWSTAŁEGO GALILEA 

zaprasza Cię na KURS – REKOLEKCJE: EMAUS 

 Kurs  jest  skierowany  do  osób,  które  doświadczyły  już spotkania z Jezusem  i chcą pogłębić swoją relację z Nim w  Jego  Słowie.  Zapraszamy  osoby,  które  uczestniczyły w Kursie  Nowe  Życie,  Kursie  Filip,  REO,  rekolekcjach I stopnia Oazy, warsztatach Talitha kum lub innych reko‐lekcjach kerygmatycznych.  

Termin: 17‐19 kwietnia br. Początek w piątek o godz. 17, zakończenie w niedzielę ok. godz. 15 Miejsce: Parafia Zmartwychwstania Pańskiego Kurs dochodzony, tzn. NIE organizujemy noclegów Koszt: 50 zł ‐ obiad, kawa, herbata, ciasto W  programie:  Eucharystia,  możliwość  skorzystania z sakramentu  pokuty  i  pojednania,  krótkie  nauczania i dynamiki. Zapisy  przez  formularz  zgłoszeń  dostępny  na www.poznancr.pl, email: [email protected] lub telefonicznie: 512 167 152 Liczba miejsc ograniczona. Decyduje kolejność zgłoszeń. 

Page 21: 2015 04 05 276 07

Z życia parafii 

5‐4‐2015  Strona 21 

Nigdy nie zapomnimy daty 2 kwietnia (...) była wielką lekcją odchodzenia i umierania  

kard. Kazimierz Nycz 

    

W Wielki  Czartek  przypadła  10.  rocz‐nica śmierci Jana Pawła II. W tym roku nie  odbyły  się  żadne  uroczystości upamiętniające  tę  rocznicę,  nie  tylko z uwagi na  inaugurację tego dnia   Tri‐duum  Paschalnego.  Po  prostu  osoby wyniesione na ołtarze czci  się w dniu ich wspomnienia,  stąd większą  rangę zyskał dzień 22 października. Pamięta‐jąc  jednak  o wydarzeniach  sprzed  10 lat, wspominamy Papieża Polaka  jego wierszem. 

Melancholik Nie chciałem wziąć. Zbyt długo we mnie waży się ból, zrazu przyjęty dość słabo ‐ waży się w wyobraźni i toczy z wol‐na jak mól, jak rdza zużywa żelazo. Ach, wypłynąć z nurtu ukrytego i przejść poza bólu przedsmak! Jest życie, proste i wielkie ‐ jego głębia nie kończy się we mnie. Rzeczywistość bardziej jest wspania‐ła niźli bolesna. Zrównoważyć to wszystko nareszcie gestem dojrzałym i pewnym! Nie wracać po tyle razy, lecz iść i dźwigać po prostu w rów‐nym odstępie godzin tę całą subtelną strukturę, która w granicach mózgu tak łatwo przemienia się w rozstrój, a sama w sobie zmęcze‐niem jest bardziej niż bólem. I może bardziej być z Nim niż z sobą tylko, bardziej być z Nim ‐ odsunąć grozę spraw na tyle, by wystarczał zwyczajny czyn. 

Poezje, Jan Paweł II 

Pomagamy!  

Nasi mniej wierni  czytelnicy  lub  osoby,  które  niedawno  dołączyły  do naszej  wspólnoty, mogą  się  dziwić,  o co  chodzi  z  „bliźniakami”.  Czemu właśnie o nich piszemy od czasu do czasu na łamach, czemu to dla nich są zbierane datki. 

Warto więc w ten świąteczny, a więc też łączący się z dobroczynnością czas, podsumować nasze wspólnotowe i wspólne działania. 

Adaś i Stefek to synowie naszych byłych parafian, pp. Rozwadowskich, którzy mają  również  córkę  Anię.  Chłopcy  urodzili  się  z  bardzo  ciężkimi schorzeniami,  wadami  i chorobami  (zwłaszcza  Adaś),  o czym  mowa  na kolejnej stronie, poprosili więc o rozpropagowanie informacji o możliwości odpisu 1% podatku na ich leczenie. Rodzina podjęła decyzje o wyprowadz‐ce z Poznania do mniejszej miejscowości pod Lesznem. Wówczas w parafii zastanawialiśmy  się, co  jeszcze można by  zrobić, by wesprzeć  tę  rodzinę w obliczu tak trudnej sytuacji – p. Beata została wykluczona z pracy zawo‐dowej wskutek schorzeń bliźniaków, a pomoc społeczna przy takim ogro‐mie potrzeb medycznych i rehabilitacyjnych zawsze jest zbyt ograniczona. 

I tak to się zaczęło: patronat parafialny. Od kilku lat zatem:  parafianie  pamiętają  o modlitewnym wsparciu  dzielnej  rodziny, 

która na co dzień musi walczyć z wieloma przeciwnościami. Wiemy,  że w ich  intencji modli się na pewno kilka osób  (chcemy wierzyć,  że kilka‐set. Zachęcamy!);  przy bocznym wyjściu z kościoła wisi skarbonka, z której ofiary tra‐

fiają na konto pp. Rozwadowskich. Rocznie to kwoty rzędu 2‐3 tys. zł;  co roku parafianki (wcześniej p. Beata, teraz do spółki z p. Izabelą), 

obdarzone  artystycznymi  i  manualnymi  zdolnościami  przygotowują średnio 2  razy do  roku okazjonalne ozdoby, dochód z których  trafia na pomoc dla bliźniaków;  na bieżąco na naszych  łamach  staramy  się  relacjonować postępy 

zdrowotne Adasia i Stefka. Pani Beata (ich mama) zaś często publikuje na facebookowej  grupie  parafialnej  najnowsze wpisy  o  tym,  co  dzieje  się w ich rodzinie  (na zmianę o postępach w rozwoju Adasia  i kolejnych  in‐fekcjach –  tak w skrócie, nie umniejszając nikomu  i niczemu, można by opisać życie pp. Rozwadowskich);  wszystkie te działania służą przypominaniu o możliwości składaniu 

darowizn w ciągu roku  (które można odliczyć od podatku) oraz odpisy‐waniu 1% podatku. To dwie różne rzeczy. Darowizny można składać do‐wolnej wysokości  i dowolnej częstotliwości, wpisując  je na koniec  roku w zeznaniu rocznym – pozwala to na zmniejszenie podstawy opodatko‐wania. 1% podatku  to z kolei „prezent”  fiskusa, który można przekazać dowolnej organizacji pożytku publicznego raz do roku przy okazji składa‐nia rocznego rozliczenia podatkowego;  nasi parafianie  (również anonimowo) dbają o przygotowanie gra‐

ficzne  oraz  wydruk  ulotek,  które  tylko  częściowo  są  rozprowadzane w parafii. Dystrybucją większej części (kilka tysięcy) zajmuje się p. Beata z gronem przyjaciół. Nie piszemy tego, by się chwalić. Piszemy, by przypomnieć o tym wspól‐

nym  zobowiązaniu  oraz  by  pokazać,  że  ta  pomoc  bardzo  się  przydaje. Świadczy o tym informacja na kolejnej stronie oraz bieżące podziękowania pp. Rozwadowskich. Nie wyręczymy  rodziców w opiece nad  ich dziećmi, ale możemy prosić 

o Boże dla nich błogosławieństwo i w miarę możliwości ułatwić im opiekę poprzez finansowe wsparcie ich rozlicznych potrzeb. | 

ROMANA ZYGMUNT 

Page 22: 2015 04 05 276 07

Z życia bliźniaków 

Strona 22 

Adaś Przyszedłem na świat w 2008 roku tego samego dnia co mój brat Stefek, więc jesteśmy bliźniakami. Zupełnie niepodobni – jak ogień i woda. Od naszych urodzin ro-dzice dbają, byśmy byli jak najbardziej samodzielni i piękni. Ale to nie jest takie proste: urodziłem się ze zdeformowaną twarzą, miałem szczelinę w twarzy na ok. 4 cm. Rodzicom powiedziano, że to zespół wad wrodzo-nych, zwany zespołem Goldenhara. Mam asymetrię twarzy. Nie mam lewego ucha i nie widzę przez lewe oko, ale jestem zadowolony, bo mam drugie ucho, choć niedosłyszy i muszę nosić w nim aparat słuchowy. Mam drugie oko, choć nie widzę nim poprawnie, bo mam astygma-tyzm. Niestety lewego oka nie zamykam. Oddycham przez rurkę trache-otomijną w tchawicy. Nie wiem, jak smakują słodycze i inne ponoć smakowite rze-czy, bo mam zaburzenia prze-łykania i wszystko dostaję zmiksowane bezpośrednio do brzuszka przez PEG. Nie mówię, ale porozumiewam się gestami i obrazkami. Je-stem opóźniony ruchowo, bo nie mam lewej półkuli móżdżku i zacząłem samodzielnie cho-dzić dopiero w wieku 5,5 roku. Rodzice o mnie dbają i wożą mnie 4 razy w roku na turnusy rehabilitacyjne, ale jeden dwu-tygodniowy turnus kosztuje aż 5 000 zł.

Miałem już 10 operacji i jeszcze wiele ich przejdę, ale się nie martwię, bo Rodzice kochają mnie takim, jakim je-stem, a zespół lekarzy specjalistów z Warszawy stara się jak może poprawić moje zdrowie. Mama jest jak wykwalifikowana pielęgniarka i umie przy mnie wszystko zrobić, ale musiała zrezygnować z pracy. Mam wspaniałą o rok starszą od nas siostrę Anię, która pomaga już Mamie – bawi się ze mną i opiekuje się mną. Stefek Jestem bratem bliźniakiem Adasia. Miałem więcej szczęścia niż on, ale urodziłem się z obustronnym roz-szczepem wargi i podniebienia. Przeszedłem już trzy operacje i wciąż muszę ćwiczyć z logopedą, aby mówić wyraźnie. Noszę dzielnie aparat ortodontyczny, aby mieć ładne ząbki. Rodzice zabierają mnie raz w roku na dwu-tygodniowy turnus neurologopedyczny, który kosztuje 5 800 zł.

Więcej informacji i zdjęcia chłopców znajdziesz na stronie www.adasistefek.pl

Za okazaną pomoc z góry bardzo dziękujemy. Rodzice Adasia, Stefka oraz Ani –

Beata i Rafał Rozwadowscy Tel. Beata – 508 126 169

e-mail: [email protected]

WAŻNE! WZÓR FORMU-LARZA: przed wypełnieniem sprawdź dokładnie zaznaczone pola (KRS, kwota, cel szczegółowy, „wyrażam zgo-dę”) – to ważne!

Page 23: 2015 04 05 276 07

Korespondencja 

5‐4‐2015  Strona 23 

Z Ojcami Kościoła za pan brat  

Główną ideą, która przyświecała wszystkim teologicznym zmaganiom św. Atanazego było przekonanie, że Bóg jest dostępny. I to nie Bóg 

drugiej kategorii, ale Bóg prawdziwy. A my poprzez komunię z Chrystusem możemy rzeczywiście zjednoczyć się Bogiem On rzeczywiście stał się «Bogiem z nami». 

 BENEDYKT XVI, Św. Atanazy,  

Audiencja generalna 20 czerwca 2007 

 Rok 3, odcinek 7 

 

Autor starożytnego bestselleru ‐ św. Atanazy  

W naszym poprzednim rozważaniu o Ojcach Kościoła pisałem o św. Antonim Opacie, ojcu mona‐stycyzmu  i  życia  mniszego.  Wspominałem,  że  to z jego dziejami jest związana rewolucja w chrześci‐jańskim  pojmowaniu  świętości.  Jak  w  czasach, w których  nie  chciano  już  nikogo  zabijać,  nie  było okazji do męczeństwa,  jak w takich czasach można było świadczyć o tym, że działa w kimś Duch Świę‐ty?  Jak  można  było  przekonać  kogoś,  że  jest  się zdolnym dzięki działaniu Ducha oddać  życie  za  Je‐zusa,  że  jest  się  w  stanie  przebaczyć  oprawcom? Antoni  pokazał,  że  zamiast  zmagać  się  z  lwami, można zmagać się z pokusami i myślami (logismoi) i  że  tu  właśnie,  w  tych  codziennych  zmaganiach, widać  najlepiej  działanie  Ducha  Świętego.  Zrozu‐miano  również  za  jego  sprawą,  że  świętość  jest możliwa i bez lwów, i bez rzymskich prześladowań. 

Ale  nie  byłoby  Antoniego  jako  świadka i przykładu  tej duchowej  rewolucji, gdyby nie było kogoś, kto by o nim opowiedział. Albo  lepiej – An‐toni byłby i tak, ale nie zaistniałby w mediach. To za sprawą Atanazego  życie Antoniego  stało  się  znane w całym niemalże basenie Morza Śródziemnego. To Atanazy sprawił, że jego przyjaciel i doradca, Anto‐ni stał się wzorem dla całego chrześcijaństwa. Przy‐jaciel Boga – Antoni za sprawą swojego przyjaciela – Atanazego stał się przyjacielem wszystkich. 

Ale  czemu  to  dzieło  zdobyło  taką  popular‐ność?  Głównie  za  sprawą  autorytetu  Atanazego. Atanazy, urodzony ok. 300 r. w Aleksandrii, zapisał się na kartach Kościoła nie  tylko za sprawą swojej działalności  literackiej,  ale  przede  wszystkim  jako zagorzały obrońca doktryny o wcieleniu Chrystusa. W czasach Atanazego kwitła i próbowała się rozra‐stać  herezja  ariańska,  która  uważała,  że  Chrystus nie jest prawdziwym Bogiem, ale Bogiem „stworzo‐nym”,  jakimś  bytem  pomiędzy  człowiekiem  a  Bo‐giem.  Z  tego  wynikałoby,  że  mamy  dostęp  tylko i wyłącznie  do  jakiegoś  „Boga  drugiej  kategorii”, 

a sam Bóg pozostaje dla nas niedostępny  i  niezna‐ny. Atanazy przeciwstawiał się takiemu sposobowi myślenia,  a  obrona wiary w  to,  że prawdziwy Bóg stał się człowiekiem, kosztowała go sporo zdrowia. Wyrzucano go z kraju, musiał żyć na wygnaniu, ale bronił swojej wiary, która dzisiaj jest i naszą wiarą. Wyznanie wiary, sformułowane przez Ojców Sobo‐ru Nicejskiego (Soboru, w którym Atanazy również uczestniczył),  jest  przecież  i  naszym  wyznaniem wiary.  Słowa  „Bóg  z  Boga,  Bóg  Prawdziwy  z  Boga Prawdziwego,  zrodzony,  a nie  stworzony…” mówi‐my podczas każdej niedzielnej mszy świętej. I pew‐nie  nieczęsto  zastanawiamy  się,  co  one  dokładnie znaczą  i  skąd  się wzięły.  A Atanazy  za  prawdy  za‐warte w tych słowach cierpiał prześladowanie. Ro‐zumiał bowiem, że od  tego,  jak pojmiemy  i  jak bę‐dziemy  mówić  o  zbawieniu  przyniesionym  nam przez  Chrystusa,  zależy  całe  życie.  Wytrwałość, z jaką stawał w obronie prawd, przyniosła mu sła‐wę.  Zyskał  autorytet  wśród  zwolenników  prawo‐wierności  i  to  również  dzięki  temu  jego  dzieło o Antonim stało się książką chętnie czytaną. Zmarł 2 maja 373 r. w swojej rodzinnej Aleksandrii, której był biskupem. 

Atanazy  jest  autorem  słynnych  słów o  tym, że „Słowo Boże stało się człowiekiem, aby czło­wiek mógł stać się Bogiem”. I tych, że Bóg „zniósł od  ludzi  przemoc,  abyśmy  odziedziczyli  nie­zniszczalność”.  Na  czas  wielkanocny  życzę  Pań‐stwu zatem doświadczenia spotkania z Bogiem. To spotkanie jest jak najbardziej możliwe również dla‐tego,  że  Prawdziwy  Bóg  i  Prawdziwy  Człowiek zniszczył  śmierć  tak,  jak  „ogień  niszczy  słomę”. I stąd bierze się nasza niezniszczalność. Której Pań‐stwu i sobie życzę. | 

BR. SZYMEK 

Page 24: 2015 04 05 276 07

Dla dzieci 

Strona 24 

W chwilach trudniejszych, gdy będzie wam źle, drogie dzieci,  bardzo źle, popatrzcie na Chrystu‐sa, na Chrystusa ukrzyżowanego, który zmartwychwstał. 

Jan Paweł II Kraków, 13 VII 1991 r.

Parafia Zmartwychwstania Pańskiego ul. Dąbrówki 4, 61‐501 Poznań, tel. 0 61 833‐34‐62 

Strona internetowa: www.poznancr.pl, e­mail: [email protected] konto bankowe: PKO Bank Polski S.A. III oddział Poznań 44 1020 4027 0000 1902 0313 5498 

Biuro parafialne czynne:  od poniedziałku do piątku w godz. od 10 do 12,  w poniedziałki, środy i piątki (z wyłączeniem pierwszego piątku miesiąca) od godz. 16 do 17.30. Jeśli w nagłych wypadkach potrzebny jest ksiądz, prosimy dzwonić: 61 833 35 60 lub 61 833 34 62. 

 

 

   

To już 10 lat  

2 kwietnia obchodziliśmy 10. rocznicę śmierci papieża Jana Pawła II. Odszedł w przeddzień święta Miłosierdzia Bożego – święta, które sam ustanowił. Z tej okazji przygotowaliśmy kilka pytań dotyczących Jana Pawła II. Odpowiedzi opublikujemy w kolejnym numerze.  

1. Papieskie słowa „Totus Tuus” oznaczają: a) Cały Twój, b) Miłuję Maryję,  c) Zawierzam Matce. 

 

2. Karol Wojtyła urodził się: a) w Watykanie, b) w Wadowicach, c) w Warszawie.  

3. Na Karola Wojtyłę, kiedy był małym chłopcem, wołano: a) Bolek, b) Lolek, c) Staś. 

 

4. Ulubioną pieśnią w Polsce Jana Pawła II była: a) „Barka”, b) „Czarna Madonna”, c) „Te Deum”. 

 

5. Kiedy dokładnie zmarł Ojciec Święty Jan Paweł II? a) 2 kwietnia 2005 r. o godz. 22:54, b) 2 kwietnia 2005 r. o godz. 21:37, c) 2 kwietnia 2005 r. o godz. 17:23. 

 

6. Kiedy Karol Wojtyła został wybrany na papieża i przy‐brał imię Jana Pawła II? a) 16 października 1987 r., b) 16 października 1978 r., c) 16 października 1968 r.