2015 02 08 272 03

16
Dwutygodnik parafii Zmartwychwstania Pańskiego Poznań–Wilda www.jajestemzmartwychwstaniem.pl nr 3 (272) 8 lutego 2015 r. Schronisko podziękowało parafiom za dary dla psów z okazji Boże Narodzenia. I tym akcentem oraz kolędowaniem Chóru Zmartwychwstanie w miniony poniedziałek definitywnie, choć na nie‐ spełna rok, żegnamy się z okresem Bożego Narodzenia. Fot. M. Świderska Ja Jestem Zmartwychwstaniem Liturgia słowa Drugie czytanie 1 Kor 9, 16-19; 22-23 Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom je- stem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii! W tym numerze polecamy: Kolędowe podsumowanie ks. Sebastiana – str. 5, Nieco informacji na temat życia konsekrowanego w naszej archidiecezji – od str. 7, Pielgrzymkę, której głównym celem jest zobaczenie Całunu Turyńskiego – wystawionego tylko do 24 czerwca br. – str. 15.

description

W tym numerze polecamy: Kolędowe podsumowanie ks. Sebastiana – str. 5, Nieco informacji na temat życia konsekrowanego w naszej archidiecezji – od str. 7, Pielgrzymkę, której głównym celem jest zobaczenie Całunu Turyńskiego – wystawionego tylko do 24 czerwca br. – str. 15.

Transcript of 2015 02 08 272 03

Page 1: 2015 02 08 272 03

Dwutygodnik parafii Zmartwychwstania Pańskiego Poznań–Wilda

www.jajestemzmartwychwstaniem.pl nr 3 (272) 8 lutego 2015 r.

 Schronisko podziękowało parafiom za dary dla psów z okazji Boże Narodzenia. I tym akcentem oraz kolędowaniem Chóru Zmartwychwstanie w miniony poniedziałek definitywnie, choć na nie‐spełna rok, żegnamy się z okresem Bożego Narodzenia.  Fot. M. Świderska

J a J e s t e m

Zmartwychwstaniem

Liturgia słowa Drugie czytanie 1 Kor 9, 16-19; 22-23 Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom je-stem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!

 

W tym numerze polecamy: 

Kolędowe podsumowanie ks. Sebastiana – str. 5, 

Nieco informacji na temat życia konsekro‐wanego w naszej archidiecezji – od str. 7, 

Pielgrzymkę, której głównym celem jest zobaczenie Całunu Turyńskiego – wysta‐wionego tylko do 24 czerwca br. – str. 15. 

Page 2: 2015 02 08 272 03

List do parafian 

Strona 2 

Moi Drodzy, 

czytam w tych dniach fascynującą książkę opowiadają­cą historię Soboru Trydenckiego. Autorem jest amery­kański jezuita o. John O’Malley. Czyta się tę książkę historyczną jak dobry kryminał. Trzeba przyznać, że obraz Kościoła, który wyłania się z tej opowieści, nie jest zbyt porywający. Chociażby wspomnieć historię trzech ówczesnych papieży. I tak o Aleksandrze VI (1492–1503) autor pisze, że jeszcze jako kardynał Rod­rigo de Borgia spłodził siedmioro dzieci, a w czasie swojego pontyfikatu dwoje kolejnych. 

Paweł III (1534–1549) jeszcze jako kardynał (tu­taj należy jednak zaznaczyć, że tytuł kardynalski w tamtych czasach nie wiązał się ze święceniami ka­płańskimi, a co za tym idzie z celibatem) miał czworo dzieci. Co prawda przed przyjęciem święceń kapłań­skich rzucił swoją konkubinę, ale w trakcie swojego pontyfikatu pilnie dbał o interesy dzieci i wnuków. 

Na pontyfikacie jego następcy, Juliusza III (1550–1555), cieniem kładła się tajemnicza relacja z Innocenzo del Monte, młodym chłopakiem, którego papież uczynił kardynałem. Jak pisze amerykański je­zuita, „jawne uczucie, jakim papież darzył tego młode­go człowieka, prowokowało oczywiście do sprośnych plotek na temat ich związku”. Innocenzo del Monte przysparzał zmartwień nie tylko swemu promotorowi, ale i pięciu kolejnym papieżom. Dość powiedzieć, że jako kardynał był ścigany za morderstwa i gwałty. 

Wszystkie te historie mają jeden mianownik – ci papieże nie dotrzymali standardów moralnych. Ich słabość miała charakter moralny. 

Dlaczego o tym wspominam? Bo w ostatnich tygo­dniach przewaliła się przez katolickie media zażarta dyskusja nad pewną wypowiedzią naszego papieża Franciszka, który podczas konferencji prasowej na pokładzie samolotu mówiąc o… no właśnie o czym? O ludzkiej płciowości? O ludzkiej płodności?, użył – przyznajmy– niefortunnego porównania z królikami. 

Nie potrafię jednak zrozumieć ani nagonki na Niego za tę niefortunną wypowiedź, ani zażartej obro­ny tejże fatalnej wypowiedzi. To była, w moim rozu­mieniu, niefortunna i fatalna wypowiedź. I pewnie by­łoby lepiej, gdyby papież Franciszek nam jej zaoszczę­dził. Ale stało się. Jak każdy inny człowiek popełnia błędy. Popełnia błędy, gdyż jest ograniczony. Jak każdy inny człowiek. I ma prawo do tych słabości. Nie ten obraz, nie ta metafora, ale miał prawo do tego. 

Oczekiwanie czegoś innego to w gruncie rzeczy próba kreacji jakiegoś supermana, który nie istnieje. Myślę, że każdy pontyfikat niesie swoje ograniczenia i dobrze jest, kiedy to widzimy we właściwych propor­cjach. Na całe szczęście ograniczenia współczesnych pontyfikatów nie posiadają znamion moralnych (jak chociażby te, o których wspominałem wcześniej, przy­wołując papieży Trydentu). To raczej gusta i upodoba­

nia, nad którymi można (wbrew temu, co się po­wszechnie mówi) dyskutować. Ktoś się dziwi predylek­cji św. Jana Pawła II do górali. Ktoś inny zastanawia się, jak można, będąc następcą świętego Piotra, po­święcić aż 90 minut na oglądanie 22 facetów uganiają­cych się za nadmuchanym pęcherzem. Ktoś inny stawia pytanie, jak można w dobie Internetu nie sprawdzić, co do powiedzenia na temat Holocaustu miał bp William­son – negacjonista. Do tego błędu w bardzo szczerej rozmowie przyznał się papież Benedykt XVI. To są wszystko kwestie, które pokazują, że patrząc na papie­ża, mamy do czynienia z normalnym człowiekiem. 

Dlaczego chcielibyśmy w jakiejś mierze odczłowie­czyć biskupa Rzymu? Dlaczego nam tak bardzo to człowieczeństwo przeszkadza? Powtarzam raz jeszcze: to pytanie stawiam tym, którzy potwornie zgorszyli się metaforą papieża Franciszka (swoją drogą ciekawe, czy On kiedykolwiek widział kopulujące króliki), jak i tym, którzy w wyszukanych analizach próbowali tę metaforę tłumaczyć. 

Jedni, zgorszeni zwyczajnym człowieczeństwem, nazwali go idiotą, drudzy, zgorszeni w gruncie rzeczy tym samym człowieczeństwem, próbowali ufundować drugie dno, głębszy sens itd. itp. Prościej byłoby powie­dzieć – nasz pasterz popełnił gafę. I koniec. To się zda­rza każdemu normalnemu człowiekowi. To wcale prze­cież nie oznacza, że został naruszony dogmat o nie­omylności papieża albo że Stolica Apostolska utraciła swój autorytet czy też że zostały naruszone fundamen­ty naszego zaufania do następcy św. Piotra. 

Myślę, że w tym wszystkim dobrze jest pamiętać jeszcze o jednej sprawie. Media skróciły dystans do biskupa Rzymu. Pamiętam zażartą dyskusję przed laty między studentami Gregorianum na temat sedia gesta‐toria. Ktoś wtedy podsunął nam myśl, że w tym nosze­niu papieża w lektyce nie chodziło tylko o prestiż. Cho­dziło również o to, żeby można było papieża zobaczyć. Funkcję sedia gestatoria przyjęły kamery i telebimy. I tak oto z bliska widzimy piękno i zmarszczki kilku ostatnich pontyfikatów. Widzimy papieży z bliska. Ich temperament, charakter, upodobania, ograniczenia. Widzimy normalnych ludzi, których Pan powołał do prowadzenia Kościoła. Mam wrażenie, że zupełnie za­pominamy w takich momentach dyskusji o rozmowie Pana z Szymonem Piotrem nad Jeziorem Tyberiadzkim. Jedynym kryterium powierzenia Szymonowi owczarni była miłość do Jezusa. Nie znajomość języków, nie re­spektowanie europejskiej wrażliwości czy też posiada­nie latynoskiej spontaniczności. Nie. Pytanie dotyczyło miłości Pana. Czy papież Franciszek nie spełnia tego warunku? Czy papież Benedykt lub św. Jan Paweł II nie spełniali tego warunku? 

I dobrze jest zauważyć jeszcze jedną rzecz: media nie tylko przekazują obraz. One go również współtwo­rzą. 

Jak zawsze z sympatią o. Adam CR 

Page 3: 2015 02 08 272 03

List do parafian 

8‐2‐2015  Strona 3 

„Ja Jestem Zmartwychwstaniem” – dwutygodnik parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Poznaniu.  Ukazuje się od 1989 r. Redakcja: o. Adam P. Błyszcz, Romana Zygmunt, Agnieszka Kubczak, Danuta i Hieronim Piotrowie, Małgorza‐ta Świderska, Milena Teper, Leszek Zygmunt. Projekt graficzny i skład: Romana Zygmunt. Współpraca: Małgorzata Heigelmann (rozważania), Tomasz Szymczak (Rzym), Emilia Mrowińska (teatr). Adres redakcji: ul. Dąbrówki 4, 61‐501 Poznań www.jajestemzmartwychwstaniem.pl Teksty i listy prosimy przekazywać mailowo: [email protected] albo osobiście. Druk: EUROPRINT, ul. Pamiątkowa 19, tel. 0 61 833 73 85 

Redakcja zastrzega sobie prawo do opracowania i skracania nadesłanych materiałów. 

Rozważanie nad Ewangelią  

 

Życie tak pędzi, nie mam na nic czasu!  

Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. 

 (Mk 1, 35)  

Często powtarzałam sobie slogan,  że nie mam czasu na modlitwę, aż odkryłam, że właśnie dlatego, że nie ma modlitwy,  to nie mam  czasu.  To przedziwny paradoks, ale poświęcenie czasu na modlitwę sprawia, że mam go więcej  w  ciągu  dnia.  Dlaczego?  Ponieważ  modlitwa w sposób  rewelacyjny pomaga we właściwym ułożeniu planu  dnia  i  odrzuceniu  tych  wszystkich  zajęć,  które zabierają nam cenny czas, a  tak naprawdę nie służą ni‐czemu konstruktywnemu w naszym życiu. 

Skoro  doba ma  24  godziny,  to  jest  to  1440 minut, a jeden  procent  z  tego  stanowi  14,4 minut. Gdybyśmy zatem na modlitwę przeznaczyli zaledwie jeden procent naszego dobowego czasu, wówczas byłoby to ponad 14 minut. 

A jak to w rzeczywistości jest? Czy spotykam się z Bo‐giem  na modlitwie?  Czy mam  dla Niego  chociaż  jeden procent mojego  czasu? Czy biegam  i  ciągle brakuje mi wytchnienia w  różnych  działaniach,  których  się  podej‐muję? 

Dzień Jezusa był bardzo wypełniony posługami. Gdy‐byśmy przeanalizowali ten jeden dzień w Kafarnaum, to  

 

Imionnik chrześcijański 5 lutego

Agata

Tego, kto ma na imię Agata, dobro świętej Patronki oplata; taka pani lekko w niebo wzlata, a tam staje się arcybogata.

 

Ks. Kazimierz Wójtowicz CR Wydawnictwo Alleluja, 2014 

Jezus  przemawia  w  synagodze,  uzdrawia  opętanego, teściową Piotra i dokonuje licznych uzdrowień. Cały czas jest zaangażowany. A jednak nie rezygnuje z najważniej‐szych  spotkań  z Ojcem  i  to one dają Mu  siłę  i ukierun‐kowują Jego misję. 

Panie  Jezu, naucz mnie doceniać wartość modlitwy. Proszę, nie pozwól mi się z niej dyspensować, szczegól‐nie w sytuacjach, w których podejmuję się wielu zadań. Niech  spotkania  z  Tobą  będą  dla  mnie  priorytetem. AMEN | 

MAŁGORZATA HEIGELMANN  

 

Jedna chwila  Zawieszone powieki Na horyzoncie  wspomnień Kolorowych sekund Snujących się po życiorysie Człowieka prawie sprawiedliwego Próbują wstydliwie przykryć Czarno­białe  sumienie Które zawsze mówi prawdę  Nie ma nic pomiędzy Tak i tylko tak Przed Twym Ojcze Majestatem W czystym świtaniu  jeszcze nieskalanym Bladymi promykami chcenia W pierwszej modlitwie Kreślonej słowami serca Myślami poplątanymi bez twarzy Niesionymi na skrzydłach Aniołów Umacniam korzenie wiary Wrastające aż w ramiona Krzyża W sam środek dnia  Tak podobnego do poprzednich Aż do Amen w przedsennym pacierzu  

Lecz zawsze zostawiam miejsce Na tę jedną małą chwilę Która zdarzyć się może O której tylko TY decydujesz Tylko TY ją znasz Wspaniały Boże 

 DANUTA PIOTR

Page 4: 2015 02 08 272 03

Z życia parafii 

Strona 4 

Przystanek  

Miłosierdzia, o Boże, łaski! Niechaj postanawiam nie żyć dla siebie, ale dla chwały Twojej i dobra bliźniego. 

 

Bogdan Jański (13 XII 1835) 

Redakcja „Ja Jestem Zmartwych-wstaniem” dziękuje za wszelkie ofiary składane do skarbony w dniu ukazania się pisma i oświadcza, że są one przeznaczane wyłącznie na druk dwutygodnika. Zapraszamy na stronę www.jajestemzmartwychwstaniem.pl, na której publikujemy wszystkie nu-mery – w kolorze.

Parafia Zmartwychwstania Pańskiego ul. Dąbrówki 4, 61‐501 Poznań, tel. 0 61 833‐34‐62 

Strona internetowa: www.poznancr.pl, e­mail: [email protected] konto bankowe: PKO Bank Polski S.A.

III oddział Poznań 44 1020 4027 0000 1902 0313 5498 Biuro parafialne czynne:  od poniedziałku do piątku w godz. od 10 do 12,  w poniedziałki, środy i piątki (z wyłączeniem pierwszego piątku 

miesiąca) od godz. 16 do 17.30.  

Jeśli w nagłych wypadkach potrzebny jest ksiądz,  prosimy dzwonić: 61 833 35 60 lub 61 833 34 62

Minęło  

W minioną  niedzielę  ok.  40  ro‐dziców  spotkało  się  na  prelekcji „Twoje  dziecko wielka  sprawa” o wychowaniu seksualnym. 

W święto Ofiarowania Pańskiego podczas Mszy  św. o godz. 18.30 kolędował  Chór  Zmartwych‐wstanie. 

W  czwartek 5  lutego  zakończyła się kolęda. 

Dziś  kończy  się  weekendowy Kurs Nowe Życie. 

 Informacje  finansowe:  taca  z  nie‐dzieli 18  stycznia wyniosła 3 090  zł, a  25  stycznia  2 990  zł.  Wszystkim ofiarodawcom  serdecznie  dzięku‐jemy. Bóg zapłać.

 

Nadejdzie  

W  środę  11  lutego  przypada Światowy Dzień Chorego. W na‐szym  kościele Msza  św.  z  sakra‐mentem  namaszczenia  chorych zostanie odprawiona o godz. 10, natomiast  w  Schronie  Kultury Europa o godz. 11.30. 

W  czwartek  12  lutego  o  godz. 18.30 Msza  św.  z wystawieniem Najświętszego  Sakramentu  oraz modlitwami o uzdrowienie. 

We  wtorek  17  lutego  przypada 179.  rocznica  utworzenia  Zgro‐madzenia  Zmartwychwstania Pańskiego. 

We wtorek 17  lutego o godz. 18 kolejne  spotkanie w  ramach  La‐boratorium wiary. 

W  środę  18  lutego  przypada Popielec  –  początek  Wielkiego Postu.  Program  na  str.  6.  Tego 

dnia z  liturgią codzienną powra‐camy z kaplicy do kościoła. 

W  I  niedzielę  Wielkiego  Postu (22  lutego)  rozpoczynają  się  re‐kolekcje  dla  związków  niesa‐kramentalnych. 

W  każdy  wtorek  Mszą  św. o godz.  18.30  swoje  spotkanie rozpoczyna  Dom  Modlitwy Zmartwychwstania. Po Mszy św. spotkanie w sali katechetycznej. 

Wszystkie dzieci chcące uczestni‐czyć  w  Oazie  Dzieci  Bożych  za‐praszamy w  każdy wtorek  o  go‐dzinie 17.30 do salki obok kaplicy Matki Bożej Łaskawej. 

Miłośników Słowa Bożego zapra‐szamy na spotkania Lectio divina w czwartki o godz. 19.15  (w Sali Portretowej). 

W każdy czwartek od godz. 15 do godz. 21 zapraszamy na adorację Najświętszego  Sakramentu.  Na zakończenie  adoracji,  o  godz. 20.45 odmawiamy kompletę. 

  

Kalendarz parafialny  9 II – poniedziałek 

Rdz 1, 1‐19; Mk 6, 53‐56 

10 II – wtorek, św. Scholastyki, dz. 

Rdz 1, 20 – 2, 4a; Mk 7, 1‐13 

11 II – środa 

Rdz 2, 4b‐9. 15‐17; Mk 7, 14‐23 

12 II – czwartek 

Rdz 2, 18‐25; Mk 7, 24‐ 30 

13 II – piątek 

Rdz 3, 1‐8; Mk 7, 31‐37 

14 II – sobota, św. Cyryla mnicha 

i Metodego bp., patronów Europy 

Dz 13, 46‐49; Łk 10, 1‐9 

15 II – 6. niedziela zwykła 

Kpł 13, 1‐2. 45‐46; 1 Kor 10, 31 – 11, 

1; Mk 1, 40‐45 

16 II – poniedziałek 

Rdz 4, 1‐15. 25; Mk 8, 11‐13 

17 II – wtorek 

Rdz 6, 5‐8; 7, 1‐5. 10; Mk 8, 14‐ 21 

18 II – Środa Popielcowa 

Jl 2, 12‐18; 2 Kor 5, 20 – 6, 3; Mt 6, 

1‐6. 16‐18 

19 II – czwartek po Popielcu 

Pwt 30, 15‐20; Łk 9, 22‐25 

20 II – piątek po Popielcu 

Iz 58, 1‐9; Mt 9, 14‐15 

21 II – sobota po Popielcu 

Iz 58, 9b‐14; Łk 5, 27‐32 

22 II – I niedziela Wielkiego Postu 

Rdz 9, 8‐15; 1 P 3, 18‐22; Mk 1, 12‐

15 

Page 5: 2015 02 08 272 03

Z życia parafii 

8‐2‐2015  Strona 5 

Kolęda nie tylko pro forma  

5  lutego  zakończyły  się w parafii wizyty duszpaster‐skie, zwane kolędą. Pięciu naszych księży przyjęło ok. 30‐35  proc.  rodzin  z  parafii.  My  rozmawiamy o tym z ks. Sebastianem Habowskim CR. 

 

Już kilka  lat kolęduje Ksiądz w naszej parafii.  Jakie  re‐fleksje  nasuwają  się  Księdzu  na  finiszu  tegorocznych wizyt duszpasterskich? Osobiście  zauważam,  że  im dłużej  jestem w  tej parafii, tym lepiej znam parafian, ludzi, których odwiedzam, tym łatwiej  jest mi  z nimi nawiązać kontakt  i porozmawiać. Poza tym sam mam więcej  informacji z życia naszej pa‐rafii i lepiej mogę o nim opowiedzieć, coś przekazać. Widzę  też  więcej  trudniejszych  spraw,  znam  bardziej skomplikowane sytuacje.  Czy więc te trudne tematy zdominowały rozmowy pod‐czas odwiedzin? Nie,  ludzie z reguły unikają trudnych tematów, uciekają często  w  banał.  Jakieś  zwierzątko  czy  małe  dziecko w domu staje się częściej pretekstem do  rozmowy. Do‐mownicy nie poruszają  trudniejszych kwestii. No chyba że mówimy o osobach bardzo osamotnionych, które nie mają się na nikim oprzeć, one są bardziej skore do szcze‐rej rozmowy.  Czyli wizyta pro forma? Dużo zależy ode mnie samego, od mojej postawy, tego, jak poprowadzę rozmowę. Często pomaga w tym karto‐teka, która może stać się przyczynkiem do rozmowy, np. o  dzieciach,  które wyfrunęły  z  rodzinnego  domu,  albo o bliskich zmarłych w minionym roku.  Czy w rozmowach pojawiła się kwestia tzw. kolędy na żądanie, o której pisaliśmy przed ponad rokiem? Dwie czy trzy osoby poruszyły ten wątek, bo były zainte‐resowane,  jak się potoczył. Ale powszechnego zaintere‐sowania nie wzbudził.  Może więc nie ma sensu kolędowanie do tych samych domów co roku, by porozmawiać o pogodzie? My  się  czasem  też  zastanawiamy,  kto  to  wymyślił [śmiech].  Kolędę  przyjmuje  średnio  co  trzeci  dom w naszej parafii. Był  rok, gdy nie  zdołaliśmy dotrzeć do jednej  części parafii  i prosiliśmy o  zgłaszanie  indywidu‐alnych  terminów  po  formalnym  okresie  kolędowania. I choć w tej części miasta mieszka sporo naszych aktyw‐nych  parafian,  to  nawet  oni nie wyrazili chęci przyjęcia 

        duszpasterza. Nie czuli potrzeby. Zgłosiło się tylko jedno młode małżeństwo,  chcące  poznać  się  ze  swoją  nową parafią. Jednak to nie jest tak, że te wizyty duszpasterskie nic nie dają. Choć  jest to dla nas obciążenie, to przede wszyst‐kim staramy się  tak podzielić, by mieć  trochę czasu dla każdego, kto chce nas przyjąć. Dużo zależy od nas, księ‐ży. Mamy  zwyczaj po kolędach  rozmawiać w domu o  tym, kogo  spotkaliśmy,  z kim  rozmawialiśmy,  co odkryliśmy. Te wizyty pozwalają nam „zlustrować” naszą parafię, na przykład dotrzeć do chorych osób, które są pozbawione opieki  sakramentalnej  albo  w  ogóle  pomocy,  czy  nie mają  kontaktu  z  parafią.  Dzięki  kolędzie  znajdujemy osoby,  które  parafia  powinna  ująć w  liście  podopiecz‐nych  Caritas,  a  które  to  osoby  same  nie  śmiały wycią‐gnąć ręki po pomoc. Taka wizyta to też dobra okazja, by zaprosić  nowe  osoby  do  wspólnot  –  poinformować o działających  przy  parafii  grupach,  np.  o  świetlicy,  ze‐społach muzycznych,  zaprosić  do  grona ministrantów, a młode małżeństwa do włączenia się w życie parafii czy wreszcie  znaleźć  osoby  o  przydatnych  nam  umiejętno‐ściach do pomocy w parafialnych dziełach, na przykład informatyka.  I to się w tym roku Księdzu udało? Tak, nie wiem  jeszcze, co dokładnie z  tego wyjdzie, ale nawiązaliśmy z niektórymi osobami bliższy kontakt, więc chyba dołączą lub włączą się bardziej. W świetlicy już się pojawiają nowe dzieci.  Czy coś Księdza w tym roku zaskoczyło? Bardzo miło zaskoczony jestem pozytywnym przyjęciem wielu osób, rodzin, które w świątecznym nastroju  i uro‐czystym stroju gościły mnie w swoim domu.  

Rozmawiała Romana Zygmunt 

Page 6: 2015 02 08 272 03

Z życia parafii 

Strona 6 

Program Wielkiego Postu w naszej parafii 

 

Liturgia 

W dni powszednie – o godz. 7.45 jutrznia (uwaga: od Śro‐dy Popielcowej cała liturgia w kościele) 

W  każdy  piątek  –  nabożeństwo  drogi  krzyżowej  o  godz. 8.30 i 17.45 dla dorosłych (w kościele), o godz. 17 dla dzie‐ci i o 19.15 dla młodzieży (w kaplicy Matki Bożej Łaskawej) 

W każdą niedzielę – nabożeństwo gorzkich  żalów  z kaza‐niem pasyjnym o godz. 18.00 

 Miłość 

Jałmużna krwi – w  I niedzielę Wielkiego Postu od godz. 9 do godz. 14 okazja do oddania krwi 

Środowe kolacje postne z  lekturą Dziennika Bogdana Jań‐skiego – w każdą środę po Mszy św. wieczornej 

 

Słowo 

Rekolekcje dla  związków niesakramentalnych „Odnaleźć źródło, aby spotkać Boga; odkryć prawdę o sobie; żyć dla innych” – od 22 lutego do 25 lutego 

Prowadzi o. dr Damian Stachowiak CR 

Rekolekcje  dla małżeństw  i  narzeczonych  „Seks  dla  ko‐chających Boga” – od 27 lutego do 1 marca 

Prowadzi o. dr Ksawery Knotz OFMCap 

Rekolekcje  wielkopostne  dla  parafian  „Trzy  katechezy o rodzinie” – od 22 marca do 24 marca 

Prowadzi  ks.  abp  Stanisław  Gądecki,  metropolitapoznański 

  Jak  przeciwdziałać  problemowi  seksuali­zacji  dzieci?  Temu  zagadnieniu  było  po­święcone  spotkanie  pt.  Twoje  Dziecko Wielka  Sprawa,  przygotowane  przez  na­sze  parafianki  panie:  Agatę  Kamzelak i Małgorzatę Zientek wraz z mężami.  

Wykład odbywał się po niedzielnej Mszy św.  dla  dzieci,  ale  mimo  wcześniejszych zapowiedzi, ulotek i osobistego zaproszenia księdza  proboszcza,  niewiele  osób  wzięło w nim  udział.  A  szkoda,  prezentacja  doty‐czyła  wszak  ważnej  sprawy,  jaką  jest  wy‐chowanie  seksualne  dzieci  i  współczesne zagrożenia  z  tym  związane.  Na  spotkaniu omówione zostały pokrótce  rodzaje  eduka‐cji  seksualnej  czy  standardy  Światowej  Or‐ganizacji  Zdrowia  promujące  wzorzec  bez‐piecznego seksu w oparciu o antykoncepcję. Zatrważały zwłaszcza statystyki pokazujące odsetek  15‐latków  po  inicjacji  seksualnej, który w Szwecji wynosi dla chłopców 31%, w Wielkiej Brytanii 26%, a w Polsce 19%. 

Wiadomo,  że  nasze  dzieci  są  ze  wszech stron  atakowane  negatywnymi  treściami o charakterze  seksualnym.  Już  kilkulatki bawią  się  lalkami  typu  Barbie,  mających ciało  dorosłej  seksownej  kobiety.  Niby  nic zdrożnego, a  jednak  już od małego narzuca się  dziewczynkom  pewien  kanon  piękna. Podobnie  jak  konkursy  piękności  „mała miss”  –  szokujący  obraz  dzieci  w pełnym makijażu  i na obcasach! A nastolatki atako‐wane  w  Internecie  treściami  erotycznymi? Jak  ustrzec  się  przed  takimi  wszechobec‐nymi podtekstami i obrazami? 

Powstaje  pytanie:  jak  przeciwdziałać problemowi  seksualizacji  dzieci?  Odpowie‐dzią  może  być  tylko  jedno:  jako  rodzice mamy  ogromny  wpływ  na  życie i wychowanie  swojego  dziecka  i  to  my  po‐winniśmy  rozmawiać  z  nim  o  seksualności w  kontekście miłości  i  piękna.  Musimy  ak‐ceptować  i  kochać  swe  dzieci,  interesować się tym co robią w wolnym czasie oraz wy‐chowywać  je  w  miłości  i  poczuciu  bezpie‐czeństwa. 

  

       

 Jako  rodzice  wszyscy  chyba  chcemy,  żeby  nasze 

dzieci jak najdłużej pozostały niewinne, by miały czas na  dojrzewanie  do  prawdziwej  dorosłości,  ale  one same  nie  potrafią  się  obronić  przed  współczesnymi zagrożeniami. Musimy być obok nich, bo to my mamy realny wpływ na to, żeby nasze dzieci osiągnęły pełny rozwój i szczęście w miłości. | (MŚ) 

Page 7: 2015 02 08 272 03

Wiara 

8‐2‐2015  Strona 7 

35 tysięcy  Właśnie  tylu  osobom  w  Polsce poświęcony  jest  Dzień  Życia Konsekrowanego,  obchodzony w Kościele 2 lutego.  Z  tej okazji, jak  również  całego obchodzone‐go  obecnie  Roku  Życia  Konse‐krowanego, poprosiliśmy ks. dra Zbigniewa  Starczewskiego  COr, diecezjalnego  referenta,  o  kilka słów  na  temat  życia  zakonnego w Archidiecezji Poznańskiej.   Istota Charyzmatyczny wymiar Kościoła czy 

też  charyzmat  życia  konsekrowanego mają  dziś,  szczególnie  w  Roku  Życia Konsekrowanego,  wielkie  znaczenie. Życie  konsekrowane  staje  się  wspania‐łym  przykładem  owocności  wielorakich darów  Ducha  Świętego.  Fakt  ten, a przede  wszystkim  przesłanie  papieża Franciszka  stawia  wysokie  wymagania wszystkim  osobom  życia  konsekrowa‐nego  –  bezwzględnej  wierności  Bogu, uległości Duchowi Świętemu, umiejętno‐ści  rozpoznawania  „znaków  czasu”  oraz gotowości  wypełniania  woli  włączania się w różnorakie zadania i posłannictwa współczesnego  Kościoła.  Każda  wspól‐nota  życia  konsekrowanego  realizuje swój  własny  charyzmat  i  jest  środowi‐skiem  braterskiej  komunii,  tak w lokalnym,  jak  i  w  powszechnym  Ko‐ściele.  Na  potrzebę  wspólnego  wzrasta‐nia  i  doskonalenia  posługi  apostolskiej misji w dzisiejszym Kościele Poznańskim zwraca  bardzo  często  uwagę  przy  róż‐nych okazjach ks. abp Stanisław Gądecki Metropolita  Poznański.  To  właśnie  On, ustanawiając  Referat  Instytutów  Życia Konsekrowanego  i  Stowarzyszeń  Życia Apostolskiego  w Archidiecezji  Poznań‐skiej,  powierzył  troskę  o wysoką  jakość życia  konsekrowanego  ks.  bp  Zdzisła‐wowi  Fortuniakowi  oraz  diecezjalnym referentom.  Papież  św.  Jan  Paweł  II w adhortacji  Vita  Consecrata  wyraźnie podkreśla, że „życie konsekrowane znaj‐

duje się w samym sercu Kościoła jako element o decydujący o zna‐czeniu dla jego misji i posługi”.  Historia Początki  życia  zakonnego  na  terenie  archidiecezji  poznańskiej 

wiążą  się  z  powstaniem  pierwszego  w Polsce  biskupstwa,  jakie powołał papież Jan XIII w 968 r. Jak stwierdza ks. prof. J. Nowacki, wybitny  poznański  historyk  „misjonarze Benedyktyni  z  Jordanem niebawem biskupem poznańskim na  czele  przybyli  do  Polski  i do Poznania  najpóźniej  z  czeską  księżną  Dobrawą,  żoną  Mieszka  I (965 r.)”. Stare fundacje klasztorów benedyktyńskich: Międzyrzecz, Lubiń;  cystersów  –  Przemęt;  augustianów  –  Sieraków  dobitnie świadczą  o wielkiej  historycznej  roli  zakonów,  które  na  terenach Wielkopolski,  zakładając  swoje  klasztory,  podejmowały  dzieło ewangelizacji tych ziem.  Dziś Chcąc ukazać aktualny obraz Instytutów Życia Konsekrowanego 

i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, należy zauważyć, że na terenie Archidiecezji Poznańskiej jest 19 męskich zakonów, które realizują swoje powołanie i charyzmat w 36 wspólnotach zakonnych, w któ‐ 

Page 8: 2015 02 08 272 03

Wiara 

Strona 8 

rych  jest  316  kapłanów,  61  braci i 149  w  formacji  nowicjacko‐seminaryjnej.  Łącznie  wszystkich przedstawicieli  męskich  zakonów jest 526. 

Natomiast na terenie archidiece‐zji jest 99 wspólnot zakonnych żeń‐skich  z  36  Zgromadzeń.  Łącznie 1312  sióstr  zakonnych  realizuje charyzmat swoich założycieli i zało‐życielek w poznańskim Kościele. 

 Diecezjalnymi  Referentami 

w Archidiecezji Poznańskiej są:   ds.  Żeńskich  Instytutów  Życia 

Konsekrowanego  –  s. M.  Józefa Krupa  CSSE,  wikaria  Prowincji Poznańskiej Sióstr Elżbietanek, 

ds.  Męskich  Instytutów  Życia Konsekrowanego  –  ks. dr  Zbi‐gniew Starczewski COr, prokura‐tor  Federacji  Kongregacji  Orato‐rium św. Filipa w Polsce. 

 Obchody Roku 

W naszej Archidiecezji w ramach obchodu  Roku  Życia  Konsekrowa‐nego  zaplanowane  są  następujące inicjatywy: 

  Dzień dziękczynienia  IX Sympozjum Życia Konsekrowa‐nego (1 lutego 2015) 

Światowy Dzień Życia Konsekro‐wanego (2 lutego 2015) 

Dzień ekspiacji za zmarnowane powołania – Wielki Post 

Całodzienna adoracja w katedrze  Ekspiacyjna Droga Krzyżowa  Dzień Modlitw o Powołania (IV Niedziela Wielkanocna) 

Jubileusz Sióstr Zakonnych (kate‐dra) 

Pielgrzymka Międzyzakonna (Święta Góra) 

Prezentacja zgromadzeń zakon‐nych w mediach 

Dzień otwarty klasztorów  Spotkania ze studentami  Centralne spotkanie młodzieży  Informacja dla szkół. 

 KS. DR ZBIGNIEW STARCZEWSKI COR 

Opracowanie i tytuł – redakcja     

Ekstremalne życie Ewangelią  

Prorocy Królestwa Bożego  Fragment  homilii  abpa  Stanisława  Gądeckiego  na XIX  Światowy Dzień  Życia  Konsekrowanego,  Instytutów  Życia  Konsekrowanego i Stowarzyszeń  Życia  Apostolskiego,  wygłoszonej  w  Katedrze  Po‐znańskiej 2 lutego br.   

TERAŹNIEJSZOŚĆ Lecz życie zakonne to nie tylko chwalebna przeszłość, to także teraźniej‐

szość. Tak, zakony odegrały ważną rolę w dziejach świata  i naszej ojczyzny tak na polu ewangelizacji, jak i w dziedzinie kultury, nauki i gospodarki. One kształtowały  kulturę europejską. Ale  i dzisiaj mają one –  swoim  życiem  – zdumiewać i pociągać ludzi do Chrystusa. 

W obecnym roku zakonnicy i zakonnice winni odpowiedzieć sobie na na‐stępujące pytania: czy my pozwalamy na to, by także dzisiaj Ewangelia była dla  nas wyzwaniem?  Czy  jest  ona  dla  nas  rzeczywiście  „vademecum”  na każdy dzień? Dla założycieli  i założycielek absolutną regułą była Ewangelia, a wszelka  inna reguła pragnęła być tylko wyrazem Ewangelii  i narzędziem, aby żyć w pełni Ewangelią. 

Winniście  też zapytać samych siebie, czy  Jezus  jest naprawdę pierwszą i jedyną miłością, jak to postanowiliście kiedy składaliście wasze śluby? Tyl‐ko wtedy, kiedy Jezus stanie się rzeczywiście waszą jedyną miłością, będzie‐cie umieli kochać w prawdzie  i miłosierdziu każdą osobę, którą spotykacie na waszej drodze, bo będziecie mieli Jego serce. 

A więc teraźniejszość stawia każdemu i każdej z was pytanie o wierność misji, która została wam powierzona. Czy wasze posługi, wasze dzieła, wa‐sza obecność, zgadzają się z tym, do czego wezwał waszych założycieli Duch Święty? Czy macie  tę  samą  żarliwą miłość do  Ludu Bożego? Czy  jesteście blisko niego, dzieląc  jego radości  i smutki, aby w pełni zrozumieć  jego po‐trzeby i na nie odpowiedzieć? Czy istotnie – patrząc na siebie samych i wa‐sze życie – możecie powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że jesteście tymi, którzy ukazują, „jak będzie wyglądać królestwo Boże w  swojej doskonało‐ści” (papież Franciszek, wywiad dla La Civiltà Cattolica). 

Autentyczny  zakonnik  czy  zakonnica  jest  człowiekiem  radosnym.  Wy sami chcielibyście być postrzegani jako ludzie dojrzali, szczęśliwi i wiedzący po  co  żyjecie a  jednocześnie  zdajecie  sobie  sprawę  z  tego,  że  łatwiej  jest wstąpić do zakonu niż w nim wytrwać, bo życie we wspólnocie zakonnej nie należy  do  najłatwiejszych. Wspólnota  zakonna  bywa  trudnym miejscem, w którym ujawnia się różnorodność relacji, uczuć, życia, co szybko prowadzi do  uzewnętrznienia  wnętrza  człowieka.  Papież  Franciszek  uczy:  krytyka, plotki,  zazdrość,  zawiść, antagonizmy nie mają prawa pojawiać  się w wa‐szych  domach.  Nie  dawajcie  się  zatruwać małymi  domowymi  kłótniami. Wasze problemy dadzą się  łatwo rozwiązać, kiedy wyjdziecie na zewnątrz, pomagając innym rozwiązywać ich problemy w sposób ewangelijny. 

Page 9: 2015 02 08 272 03

Wiara 

8‐2‐2015  Strona 9 

PRZYSZŁOŚĆ Trzecim  celem  Roku  Życia  Konsekrowanego  jest  przyjęcie  z  nadzieją 

przyszłości. Znamy trudności na jakie napotyka obecnie życie konsekrowa‐ne: spadek powołań  i starzenie się, problemy gospodarcze, pułapki relaty‐wizmu, marginalizacja  i brak znaczenia społecznego. Pomimo tego rodzaju niepewności – które podzielacie  z wieloma wam współczesnymi  ludźmi – winna się realizować wasza nadzieja. 

Ta nadzieja przyszłości nie jest oparta na ludzkich dokonaniach zakonni‐ków  i  zakonnic,  ale  na  Bogu  dla  którego  „nie  ma  nic  niemożliwego” (Łk 1,37). To właśnie tego rodzaju nadzieja pozwoli życiu konsekrowanemu pisać także w przyszłości wielką historię, ku której pobudza was Duch Świę‐ty. „«Nie  lękaj się ich, bo  jestem z tobą, by cię chronić» ‐ wyrocznia Pana” (Jer 1,8). 

A zatem nie przyłączajcie się do proroków nieszczęścia, którzy zapowia‐dają  koniec  lub  bezsensowność  życia  konsekrowanego;  przyobleczcie  się raczej w Jezusa Chrystusa i przywdziejcie zbroję światła – Rz 13,11‐14 (por. Benedykt XVI). Młodzi  –  którzy  rozpoczęli  już  życie  zakonne  i wkrótce  przejmą w  swoje ręce odpowiedzialność  za animację,  formację, posługę  i misję – niech  się starają usunąć  swoje braki  i niedociągnięcia,  korzystając  z doświadczenia pokolenia, które was poprzedza. Nie bądźcie zapatrzeni w siebie i lekcewa‐żący  starszych.  Przeciwnie,  wnoście  świeżość  waszego  entuzjazmu,  aby wspólnie  ze  starszymi wypracować  nowe  sposoby  życia  Ewangelią.  Życie zakonne  nie  jest  dla  tych,  którzy  za wszelką  cenę  usiłują  unikać w  życiu pracy. Nie  zamieniajcie  też  życia  zakonnego w  życie pracownicze  „od go‐dziny do godziny”. Nie wnoście ducha lenistwa ani zagubienia w Internecie. Życie  zakonne  nie  jest  po  to,  by mieli  gdzie  gromadzić  się  nieudacznicy. Ono  jest po to, by kształtować osobowości silne, zdolne podjąć nie zawę‐żone do jednej czynności, ale wielokierunkowe zadania, w pewnym sensie analogicznie do  tych,  jakie każdego dnia musi podejmować matka wobec swoich dzieci, męża i pracy. 

Jeśli życie zakonne ma się faktycznie odrodzić, musi ono zostać poddane radykalnej  reformie. Nie można bronić przeciętności  i „letniego”  sposobu życia, które naśladuje  życie w świecie. Autentyczne  życie konsekrowane – na wzór Chrystusa – wiąże się z ofiarą. Tylko „ekstremalne życie Ewangelią” stanie się pociągającym przykładem dla młodych.| 

  OGŁOSZENIE * INFORMACJA * OGŁOSZENIE * INFORMACJA    

Poszukuję...  

 Jednym z najwybitniejszych mieszkańców Poznania, choć może nie‐

zbyt szeroko znanym, był profesor Adam Wrzosek. Jego postać zaintry‐gowała mnie w trakcie poszukiwań informacji o Jerzym Krakowieckim, młodym,  tragicznie  zmarłym powstańcu warszawskim. Profesor, dzia‐dek  tego  młodzieńca,  był  wybitnym  lekarzem  i  naukowcem,  a  także człowiekiem wiary o niezwykle wysokich standardach moralnych. 

W tym roku przypada 50. rocznica jego śmierci i jest to chyba dobry moment  na  przybliżenie  postaci  Adama  Wrzoska  i  jego  najbliższych w formie książkowej. 

Zależy  mi  na  jak  najpełniejszym  poznaniu  rodziny  Wrzosków,  bo chcę  napisać  nie  tyle  o  dorobku  naukowym  profesora,  ale  raczej o człowieku oddanym Bogu, wrażliwym na potrzeby innych ludzi, silnie 

 związanym  z żoną  Marią,  córką Ludmiłą  Wrzosek‐Krakowiecką i wnukiem  Jerzym  Krakowieckim. W związku  z  tym  poszukuję  osób, które znały rodzinę Wrzosków – być może sąsiadów, współpracowników, studentów,  kolegów  ze  szkolnej ławy.  Chciałabym  porozmawiać z nimi  o  tym,  jakimi  ludźmi  byli. Wiem,  że  upłynęło  sporo  lat  i  czas mógł  zatrzeć  niektóre  szczegóły w pamięci, ale nie są konieczne kon‐kretne daty, wystarczą jakieś istotne wydarzenia,  a  nawet  po  prostu  luź‐ne  wspomnienia,  anegdoty,  może ktoś  posiada  jakieś  fotografie  lub pamiątki z nimi związane. 

Rodzina Wrzosków zamieszkiwa‐ła w Poznaniu  pod  kilkoma  adresa‐mi:  Sołacz,  ul. Małopolska  6  (1920‐1928);  Wilda  –  ul.  Górna  Wilda  89 obecnie  ul.  28  Czerwca  1956  Nr 135/147 – szpital ‐ (1928‐1938) i ul. Krzyżowa  (1938‐1939  oraz  1945‐1971). 

Poniżej  podaję  kilka  informacji o interesujących mnie osobach. Prof.  Adam  Wrzosek  –  ur. 

06.05.1875,  zm.  26.02.1965,  pocho‐wany  w  Poznaniu;  zawodowo m.in. organizator  i  pierwszy dziekan Wy‐działu  Lekarskiego  Uniwersytetu Poznańskiego, po wojnie odbudował Zakład Historii  i  Filozofii Medycyny i Zakład  Antropologii;  założyciel Polskiego  Towarzystwa  Antropolo‐gicznego  i  Towarzystwa  Historii Medycyny,  redaktor  „Przeglądu  An‐tropologicznego”  oraz  „Archiwum Historii  i  Filozofii  Medycyny”;  czło‐nek  Towarzystwa  Miłośników  Mia‐sta Poznania. Maria Wrzosek z Dąbrowskich – 

ur.  23.01.1877,  zm.  21.06.1952,  po‐chowana w Poznaniu. Doc.  Ludmiła  Wrzosek­

Krakowiecka  – ur. 28.12.1900,  zm. 17.02.1971,  pochowana  w  Pozna‐niu;  w  1924  poślubiła  Wiesława Krakowieckiego;  doktor  filozofii, magister  prawa;  przed wojną  kura‐tor na oddziałach kobiecych więzie‐nia w Poznaniu, a następnie asystent w Katedrze Prawa Karnego Uniwer‐sytetu Poznańskiego, po wojnie asy‐stent w Katedrze Historii Medycyny; w 1950 r. została docentem, później (do 1970 r.) kierownikiem           >>> 

Page 10: 2015 02 08 272 03

Wiara 

Strona 10 

O akordeonie… I o tym, że warto się dzielić  

 Kiedy  w  czerwcowym  numerze 

„Ja  Jestem  Zmartwychwstaniem” pisałem,  że  przyjmę  stare  meble, jedna z naszych parafianek przyszła i  powiedziała:  „Panie  Tomku mebli starych  to  ja  nie  mam,  ale  mam stary  akordeon”.  Kiedyś  chciałem grać  i  nawet  trochę  u wuja  próbo‐wałem, może to znak, by znów wró‐cić  do  tego  instrumentu,  no  i  jak powiadają  ludzie  „jak  dają  to  się bierze, a jak biją, to trzeba uciekać”. Pani  Bożena  bić  nie  chciała  więc pojechałem  na  ul.  Rolną  i  przyjąłem  instrument,  jego historię  oraz  życzenie  pani  Bożeny,  „by  jeśli  nie  ja,  to może by  jakieś dziecko  chciało na nim grać”. No  i kilka razy  wieczorami  sobie  pograłem,  by  zadośćuczynić  ży‐czeniu dobrej kobiety. 

Na początku grudnia przyszedł znajomy i mówi: „Słu‐chaj, ten akordeon tak stoi, a moja koleżanka umieściła wpis na Facebooku: Czy ktoś ma może używany, ale do‐bry akordeon  i chciałby go podarować bardzo biednemu chłopcu, wyjątkowo  uzdolnionemu muzycznie  i  pragną‐cemu  rozwijać  swój  talent?  Jest  idealny  czas  na  to,  by okazać odrobinę serca  i hojności potrzebującym. Bardzo proszę pytajcie i udostępniajcie dalej. 

Kilka dni myślałem i akordeon oddałem. Tego samego dnia  pojechałem  do  lekarza  na  Osiedlu  Warszawskim (nie,  nie  z  powodu  rozstania  z  akordeonem,  ale  na zwykły  przegląd  techniczny).  Po  południu  dzwoni  do mnie pani Ewa, moja profesor od łaciny. Myślę sobie, że widziała, jak jechałem koło jej domu na tym osiedlu i nie wstąpiłem (bo za czasów studiów czasami Ją odwiedzali‐śmy). A pani zaczyna do mnie oficjalnym głosem: „Panie Tomku,  jestem  siostrą  pani  Beaty,  która  jest  znajomą pana  Jędrzeja,  i  chciałam osobiście podziękować  za  ten gest…”  Z  każdym  słowem  robiłem większe  oczy, myślę sobie, że albo zgubiła mój numer, albo co gorsza już coś z  pamięcią  nie  tak  (jejku, może  to  ten  „Niemiec,  który wszystko chowa”, dopadł moją panią profesor?) – czarne scenariusze same się piszą w  takich chwilach. Udało mi się jednak wbić w zdanie  i mówię: „Pani Ewo, pani Ewo, widzę  że Pani dzwoni, bo numer mam od  lat  zapisany, ale  czy  Pani wie,  z  kim  rozmawia?”.  Po  drugiej  stronie słuchawki  konsternacja.  „To  ja,  Tomek,  organista,  pani student…” No  i  radości nie było  końca. Okazało  się,  że Pani Ewa wpisała numer zdobyty od mojego kolegi  i nie zauważyła, że telefon już jej wyświetlił, do kogo dzwoni. 

W  jednym momencie zrozumiałem, że decyzja o wy‐daniu akordeonu była słuszna, bo Pani Ewa to wspaniała kobieta, o wielkim sercu (chociaż, jak studiowałem, to to wielkie  serce  pod  swetrem  grubym  chowała,  i  bywało ciężko, oj bywało). Historia skończyła się pięknie, ale  tu zacytuję wpis  z  Facebooka  Pani  Beaty,  bo  obrazuje  on najlepiej całe zdarzenie. 

Muszę  się  z  Wami czymś  podzielić....  Jakiś czas temu zamieściłam na FB ogłoszenie z pytaniem, czy  ktoś  nie  chciałby  po‐darować akordeonu pew‐nemu  utalentowanemu, a biednemu chłopcu. Parę osób  udostępniło  moje ogłoszenie  dalej  (za  co bardzo  dziękuję),  a  jeden z  moich  znajomych  od‐powiedział, że ma kolegę, 

który  posiada  akordeon  i  z  niego  nie  korzysta,  i może będzie  chciał go  sprezentować... Na 5 dni przed Wigilią dostałam wiadomość,  że  akordeon  już  czeka  na  odbiór u mojego  znajomego.  Wyobraźcie  sobie,  że  gdy  moja siostra  (inicjatorka  tego szlachetnego pomysłu) zadzwo‐niła  z  podziękowaniem  bezpośrednio  do  ofiarodawcy, okazało się,  że  to  Jej były student. Radość  i zaskoczenie były  ogromne,  a  i  pomysł  jak  gdyby  się  uwiarygodnił. Prezent dotarł na  kraniec Polski do nic niespodziewają‐cego się przyszłego muzyka i sprawił mu ogromną frajdę, a temu wszystkiemu towarzyszyło duże wzruszenie  i cie‐pło, które przekazali sobie  jak w dominie wszyscy zaan‐gażowani ludzie dobrej woli. Dziękuję Wam! Moja reflek‐sja  –  Pan  Bóg  pomaga  we  wszystkich  dobrych  spra‐wach!| 

TOMASZ WALENCIAK  

Poszukuję… <<< dokończenie z poprzedniej strony 

 Katedry  i  Zakładu  Historii  Medycyny  Akademii  Me‐dycznej.  Założycielka wspólnoty Rodziny  Serca Miło‐ści Ukrzyżowanej. Jerzy Krakowiecki – właściwie: Przemysław Ol­

gierd  Jerzy  Krakowiecki,  ale  w  rodzinie  i  wśród przyjaciół  posługiwał  się  imieniem  Jerzy;  urodzony w Poznaniu  08.11.1926 r.,  zginął  15.09.1944 w War‐szawie  w  Powstaniu  Warszawskim.  26.05.1934 w kościele  pw.  Zmartwychwstania  Pańskiego  w  Po‐znaniu  rankiem  przystąpił  do  Pierwszej  Komunii świętej,  a  po południu otrzymał  sakrament bierzmo‐wania. Do 1939 r. był ministrantem. Student medycy‐ny na tajnym uniwersytecie w Warszawie. 

Z góry dziękuję za wszelką pomoc  i proszę o kon‐takt telefoniczny: 500­149­730. 

Jadwiga Wysocka

Page 11: 2015 02 08 272 03

Felieton 

8‐2‐2015  Strona 11 

Pomnik ofiar Holocaustu w Berlinie  Fot. Archiwum 

 Łzy oprawcy z Auschwitz   

aństwowe  Muzeum  Auschwitz  ‐ Birkenau w Oświęcimiu w 2013 r. opublikowało  skromną  książkę 

o zupełnie  niewinnym  tytule  „Życie prywatne esesmanów w Auschwitz”. To dosyć  ciekawa  lektura,  która  dzięki relacjom  polskich  dziewcząt  i  kobiet służących  w  domach  esesmanów  po‐zwala wejść w trzewia  przyobozowego życia. 

Dowiadujemy  się  zatem,  kto  hodo‐wał  króliki  i  gęsi.  Dowiadujemy  się, który z esesmanów bał się swojej  żony i polskiej  służącej  potajemnie  przeka‐zywał pieniądze, tak aby żona o tym nie wiedziała.  Dowiadujemy  się,  kto  robił sobie kpiny z całego tego nazistowskie‐go  systemu  i  ze  swoją  krewną wysyłał do niemieckiego  kina polską  służącą w przebraniu.  Tak,  aby  nikt  się  nie  poła‐pał, że wchodzi tam ktoś, kto nie ma do tego  prawa.  Dowiadujemy  się,  która 

żona  esesmana  robiła  zupę  (wbrew  przepisom)  dla  pracujących  u  niej więźniów.  Dowiadujemy  się  i  tego,  że  niektórzy  esesmani  flirtowali z służącymi. Flirtowali, mówiąc po polsku, bo te nie znały niemieckiego. W tych relacjach na szczególną uwagę zasługują trzy wspomnienia. 

 

Elza Abt  (numer  obozowy  24402), Niemka  z  Łodzi  osadzona w Au‐schwitz  za  to,  że była  świadkiem  Jehowy,  została  skierowana do pracy w domu jednego z esesmanów. Dostarczono jej egzemplarz Biblii, której jednak nie mogła czytać jawnie. Dlatego czasami zamykała się na dłuższy czas w toalecie i tam czytała Pismo. 

 

Janina Szczurek, polska krawcowa, która została zmuszona do pracy dla Rudolfa Hössa, dowódcy Auschwitz‐Birkenau, opowiada, że pewnego dnia dzieci komendanta bawiące się w ogrodzie  ich willi  i podglądający pracę więźniów, poprosiły, aby uszyła  im opaski z oznakami,  jakie nosili więźniowie. Klaus, najstarszy syn Hössa, nałożył sobie opaskę z napisem „kapo”. Pozostałe dzieci miały swoje oznaczenia. Zadowolone biegały po ogrodzie,  dopóki  nie  napotkały  swojego  ojca,  który  pozrywał  im  te „ozdoby” i zakazał takich zabaw. 

 Największe wrażenie  robi  jednak  relacja Heleny Kłysowej dotycząca 

postaci Gerharda Palitzscha –  jednego z największych oprawców w Au‐schwitz.  Zjawił  się w  obozie w maju  1940  r.  razem  z  transportem  30 niemieckich więźniów – kryminalistów, którzy mieli objąć funkcje w two‐rzącym się obozie koncentracyjnym. Miał wtedy 27 lat. 

Przypisuje mu  się  śmierć  tysięcy  ludzi,  których  zabijał w Bloku  11 i przy  Ścianie  Śmierci. Uczestniczył w  egzekucjach  Żydów  i  Cyganów. Był  jednym  z  organizatorów  i  wykonawców  pierwszego  gazowania więźniów w Auschwitz. W  1943  roku  .  został  jednak  oskarżony  przez przełożonych z SS o korupcję oraz współżycie z żydowskimi i cygańskimi kobietami (według relacji świadków były to gwałty). Według terminolo‐gii nazistowskiej deprecjonował rasę aryjską. Ostatecznie został usunięty z SS i w 1944 r. poległ w okolicach Budapesztu. 

Wspomniana przeze mnie Helena Kłysowa opowiada o chorobie żony Palitzscha, która była hospitalizowana w Katowicach. Palitzsch często do niej  jeździł. Po  jednej  z  takich wizyt polska opiekunka usłyszała  głośny płacz, który przeszedł w żałosne skowyczenie. Esesman wszedł do poko‐ju dzieci, zaczął tulić je i całować, mówiąc przy tym, że nie mają już mat‐ki. 

 Czytam tę relację  i zastanawiam się, czym był płacz tego człowieka? 

Świadectwem  ludzkich uczuć  jednego  z oprawców  z Auschwitz  czy  też dowodem na  to,  że nasze  życie emocjonalne  jest  jednym, a moralność czym zupełnie innym? Nie wiem. 

KS. ADAM BŁYSZCZ CR 

 Tekst  ukazał  się w  portalu Deon.pl  z  okazji  70.  rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz.  

P

Page 12: 2015 02 08 272 03

Wiara 

Strona 12 

Bogdan Jański (IV)  

Czy Sługa Boży Bogdan Jański, założyciel zmartwychwstańców żyjący bez mała dwieście lat temu, może nas czegokolwiek nauczyć? W Jego krótkim życiu nie brakuje momentów mogą‐cych  nieco  oświetlić  nasze  zagmatwane  ścieżki.  Prezentujemy  kolejny  odcinek  rozważań o założycielu Zgromadzenia Księży Zmartwychwstańców. 

 Jański nie był pisarzem, chociaż utrzymywał się częściowo dzięki temu, co napisał dla fran‐

cuskich czasopism. Pozostały po nim  listy, artykuły. A przede wszystkim Dziennik.  Jego  tekst dostępny  jest na  stronie Biblioteki  Internetowej Zmartwychwstańców  (http://biz.xcr.pl). Bę‐dziemy  jego fragmenty czytać także w trakcie środowych kolacji wielkopostnych. Radio Emaus przygotowuje rów‐nież serię audycji poświęconych Słudze Bożemu Bogdanowi Jańskiemu, których osnową będzie Dziennik. 

REDAKCJA 

 

Dziennik osobisty  

okół Dziennika niepotrzebnie  narosło  spo‐ro  sensacyjności,  jakoby w  nim  ukryty  zo‐stał – zazdrośnie strzeżony przez właścicie‐

li archiwum – klucz do zrozumienia Wielkiej Emigra‐cji.  Owszem,  Dziennik  jest  osobliwy  i  niezwykły w swej  szczerości:  pisany  był  bowiem  tylko  z myślą o własnym odrodzeniu, a więc miał służyć wyłącznie samemu autorowi i przeznaczony był tylko dla niego samego, dla nikogo więcej: Co piszę i napiszę, piszę dla siebie. Jest to więc dzieło na wskroś osobiste i intym‐ne,  w  moralnym,  religijnym  i  duchowym  znaczeniu. Jański, rejestrując z detalami (i bez szyfru) swoje mo‐ralne  słabości,  upadki,  przejawy  egoizmu,  pychy i cielesności,  chciał  gruntownie  poznać  siebie,  aby w ten sposób dźwignąć się wzwyż:  „w celu doskona‐lenia  się,  codziennego kontrolowania  swych czynów, by znalazły się w harmonii z jedynym uczuciem, dzię‐ki któremu wiążę się z naszą świętą wiarą”. 

W  tym  wielkim  procesie  „dźwigania  się”  nie zamykał  się  jednak  w  sobie,  lecz  włączył  się  z  całą pasją społecznika i konwertyty w służbę rodakom. Na stronach Dziennika aż gęsto od nazwisk emigrantów. Próżno jednak szukać jakiegoś opisu życia społeczne‐go, barwnych obrazów Paryża: nie ma żadnej charak‐terystyki sławnych ludzi, z którymi się spotykał, roz‐mawiał,  współpracował,  przyjaźnił;  nie  ma  też  żad‐nych  relacji  z  rozmów  z  nimi. Dziennik  nie  jest  pro‐wadzony  systematycznie,  posiada  ogromne  luki. Pierwszy zapis nosi datę 20 października 1828 roku, Warszawa;  ostatni  opatrzony  jest  datą:  13  grudnia 1839,  Paryż.  Ostatnie  słowa Dziennika  brzmią: Boże, dopomóż mi! (…) 

Dziennik  z  natury  swej  nie  był  przewidziany na użytek zewnętrzny, skoro autor pisał go wyłącznie dla  swoich  potrzeb  (a  niewykluczone  –  o  czym wspomina – że zapiski  te miałyby być wykorzystane w  jakimś  czasopiśmie  do  publikacji  cyklu  pt.  Listy 

jawnogrzesznika nawróconego) rodzi się – bynajmniej niebanalne  –  pytanie,  czy  spadkobiercy  mają  prawo wynosić na  zewnątrz  to,  co  ich  założyciel  chciał  jed‐noznacznie zatrzymać tylko dla siebie: „Gdybym wie‐dział,  że  za  jaki  tydzień  mam  umrzeć,  przygotował‐bym  i  załatwił  wszystkie  interesa,  pokończył  pisma, inne  –  dla  uniknieni  po  sobie  skandalu  szkodliwego drugim – poniszczył”. Czy publikując te żenujące jed‐nozdaniowe notki,  te  szokujące  „chwytania  siebie na gorącym  uczynku”,  nie  obdzieramy  go  z  pewnej  in‐tymności,  jaka należy się każdemu człowiekowi,  tym bardziej temu, który legł u fundamentów zgromadze‐nia zakonnego? Czy podając do publicznej wiadomo‐ści  rachunku sumienia  i  registry wyznawanych grze‐chów,  nie  ocieramy  się  o  tajemnicę  spowiedzi? Owszem – jak zauważa Andrzej Jastrzębski – Dziennik ten  „przypomina nas  samych, mówi  jakby  o  naszych ambicjach,  nadziejach  i  zawodach,  odsłania  nasze przegrane  życiowe,  pozostawia  ten  sam  niedosyt i wreszcie e ukryte pragnienie bycia lepszym”. Jeszcze bardziej  lapidarnie ujął  to Hieronim Kajsiewicz:  „Za‐piski jego dowodzą, jak głęboko czuł i widział”.  

KS. KAZIMIERZ WÓJTOWICZ CR 

Droga charyzmatyczna Bogdana Jańskiego,  Kraków 2007, str. 3–39 

W

Wspólnota Chrystusa Zmartwychwstałego „Galilea"

zaprasza na Mszę św. i modlitwę o uzdrowienie

12 lutego o godz. 18:30 w kaplicy Matki Bożej Łaskawej

Page 13: 2015 02 08 272 03

Korespondencja 

8‐2‐2015  Strona 13 

Z Ojcami Kościoła za pan brat   

Rok 3, odcinek 5  

Akwarium, akwarianie i akwaryści  

  Uczestniczyłem swego czasu w jakiejś rodzin‐

nej  i  niezwykle  urodzinowej  obiado‐serniko‐torto‐kolacji.  Długo  się  siedziało,  długo  się  gadało. Wiado‐mo,  że  kolejność  poruszanych  tematów  jest  zawsze przy  takich  okazjach  taka  sama:  1)  gastronomia  („aj, nie  wyszedł  mi  dzisiaj  ten  sernik,  za  długo  w  piecu siedział”, 2) zdrowie („bardzo dobry lekarz, tak mnie, wiesz,  dokładnie  zbadał,  zapisał”),  3)  polityka  („a  bo kto to ich zrozumie”) 4) Kościół lokalny („nie, no nasz proboszcz, to wiesz…”). 

 Byliśmy  już w  sekcji  4.  Uciekałem  co  prawda raz  po  raz  z  dyskusji,  wymigując  się  obowiązkami taksówkowymi  („nic  nie  pijesz,  odwieź  babcię”).  Ale trafiłem  na  fragment  o  ampułkach.  I  odkryłem,  że starożytna sekta akwarian nadal dobrze się miewa: 

‐ A u nas proboszcz to niby że tego, że nic. Ale jak  jest  Msza  św.  to  sobie  zawsze  naleje  tego  wina tyle. A z tej ampułki, co jest w niej woda, to prawie nic. Jedna  kropelka.  Ja  już  go  kilka  razy  przyuważyłam. Zawsze  tak  samo. Wina  prawie  tyle  co mu  kościelny do ampułki wlał, a wody tylko dwie krople. 

 Ciocia  ogłaszająca  wyniki  swojego  nad  pro‐boszczem  prywatnego  dochodzenia,  nie  wiedziała zapewne,  że byli  i w starożytności  tacy,  co  chcieli na samej  wodzie  Eucharystię  sprawować.  W  historii funkcjonują  pod  nazwą  akwarianie  i  nie  należy  ich mylić, z Bogu ducha winnymi, akwarystami. Ci pierwsi to  heretycy,  ci  drudzy mają  akwaria  i  hodują w nich gupiki i glonojady. 

 A  jednym  z  pierwszych  tekstów,  który  się w związku ze sprawą akwarian pojawił,  jest tak zwa‐ny List 63 św. Cypriana z Kartaginy, o którym to Cy‐prianie  chcemy  dzisiaj  opowiedzieć.  Ale może  zanim opowiem,  to  oddam  głos  samemu  Cyprianowi,  który wyjaśni  nam,  czego ma  być więcej,  czy wody  i wina. I czy  proboszcz wyżej wzmiankowany  dobrze  czynił, z obu ampułek korzystając: 

Ponieważ Jezus Chrystus niósł nas wszystkich i grzechy nasze nosił, dlatego widzimy, że wo‐da oznacza lud, wino zaś krew Chrystusa. Gdy więc w kielichu wino z wodą jest zmieszane, to lud staje się jedno z Chrystusem i rzesza wier‐nych  jednoczy  się  i  łączy  z  Tym,  w  którego uwierzyła.  To  zjednoczenie  i  złączenie  wody i wina  w  kielichu  Pana  przez  zmieszanie  tak się dokonuje, że owej mieszaniny już nie moż‐

na od siebie oddzielić. Dlatego też nic nie zdo‐ła Kościoła,  tj. będącego w Kościele  ludu,  jeśli wiernie  i mocno  trzyma  się  tego,  w  co  uwie‐rzył, odłączyć od Chrystusa; będzie się go stale trzymać  i  jego  miłość  będzie  nierozerwalna. Nie można więc przy święceniu kielicha Pana ofiarowywać  tylko  samą  wodę,  ani  też  samo wino.  Jeśli  bowiem  ktoś  ofiarowuje  samo wi‐no, to krew Chrystusa pozostaje bez nas, jeżeli zaś ofiarowuje się samą tylko wodę, to lud jest bez  Chrystusa.  Skoro  zaś  oba  się  zmiesza i przez  to  wzajemnie  się  złączy,  dopełnia  się duchowa  i  niebiańska  tajemnica.  Dlatego  kie‐lich Pana nie jest ani wodą, ani samym winem, lecz jedno z drugim należy zmieszać. Jak ciało Pana nie może być tylko samą mąką lub samą wodą,  lecz  są  one  ze  sobą  złączone  i  spojone i na jeden chleb wyrobione, tak również i ta ta‐jemnica  wyraża  zjednoczenie  naszego  ludu. Jak wiele ziaren razem zebranych, zmielonych i  zmieszanych  staje  się  jednym  chlebem,  tak też pamiętajmy, że Chrystus, który jest niebie‐skim  chlebem,  jest  jednym  ciałem,  z  którym jest zjednoczona i złączona cała nasza liczba. 

 (Cyprian z Kartaginy, List 63)  Oto  i  Cyprianowe wyjaśnienie. Dworuję  sobie 

oczywiście  sympatycznie  z  moich  wspaniałych  i  ko‐chanych  ciotek  z  sekty  awarian.  Ale  uświadomiła mi ta rozmowa o ampułkach jedną rzecz – jak my bardzo mało wiemy o liturgii, jak mało wiemy o tym, skąd się wzięły  pewne  gesty,  cóż  one  oznaczają,  jak  powinny być  wykonane.  My,  którzy  przewodniczymy  liturgii, musimy  jako  pierwsi  je  sobie  przypominać.  Trzeba nam  pamiętać  i  studiować,  co  oznaczają  dane  gesty, słowa. Ale i katechezy liturgicznej nigdy dość. 

Wracam do Cypriana. Urodził się ok. 210 roku. Prowadził  cokolwiek  nieświęty  żywot.  Nawrócił  się i przyjął  chrzest  w  wieku  35  lat.  Przyjął  święcenia kapłańskie, a krótko potem został wybrany biskupem swojego miasta. Musiał  zmagać  się  z wieloma zagad‐nieniami,  z  których  najtrudniejsze  związane  było z kwestią  „upadłych”  (lapsi).  Chodziło  o  chrześcijan, którzy w okresie prześladowań w jakiś sposób zgrze‐szyli  przeciwko  wyznawanej  wierze.  Cyprian  musiał zmierzyć się z ruchem schizmatyckim, który stosował

Page 14: 2015 02 08 272 03

Korespondencja 

Strona 14 

inną dyscyplinę w przyjmowaniu „upadłych” z powro‐tem na łono Kościoła. Zapisał się na kartach Kościoła jako biskup, który potrafił połączyć łagodność ze sta‐nowczością,  surowość  z  miłosierdziem.  Był  zatem przeciwieństwem  opisanego  w  poprzednim  odcinku Tertuliana,  surowego  i  niemalże  bezwzględnego w stosunku  do  grzeszących.  Cyprian  sam  zginął śmiercią męczeńską, stając się, jak głosi znane powie‐dzenie  „pierwszym  biskupem,  jaki  w  Afryce  zdobył koronę męczeństwa”. 

Wspominaliśmy  o  tym,  że  był  przeciwień‐stwem Tertuliana. Ale  tylko,  jeśli  chodzi o  charakter. W  teologii  zależał  kompletnie  od  niego,  swoje  na‐uczanie  budował  na  tertulianowym.  Św.  Hieronim notuje w jednym ze swoich pism, że nie kończył dnia, bez  przeczytania  choćby  kilku  linijek  z  Tertuliana. Kiedy prosił o podanie mu któregoś z pism Tertuliana, to zwracał się do swojego ucznia słowami:  „Podaj mi mistrza”.  Nie  znajdziemy  zatem  zbyt  wielu  odkryw‐czych  myśli  w  jego  twórczości,  nie  odnajdziemy  ge‐nialnych intuicji, ale chyba nie o to Cyprianowi w jego twórczości  chodziło.  Nacisk  kładł  na  pracę  duszpa‐sterską  i  taki  właśnie  charakter  ma  większość  jego dzieł. W  tym  też  leży wielkość  Cypriana  –  rozpoznał swoje talenty i użył ich w sposób właściwy, bo paste‐rzem był pierwszorzędnym i wspaniałym. 

Jeden  z  tematów  najczęściej  powracających w jego pismach jest temat jedności Kościoła, ważności roli  jaką ma  do  odegrania  Rzym.  Pamiętajmy  o  kon‐tekście  w  jakim  powstawały  jego  pisma,  (por.  cho‐ciażby  wzmiankowany  wyżej  problem  lapsi)  –  jak ważną sprawą było zachowanie jedności wiary, nauki i  komunii!  To  w  takim  właśnie  kontekście  padają słynne słowa, które zapewne nie raz słyszeliśmy: "po‐za Kościołem nie ma zbawienia" (List 4,4 i 73,21) i że "nie może mieć Boga za ojca ten, kogo matką nie  jest Kościół"  (O  jedności Kościoła Katolickiego,  4).  Ich  au‐torem  jest  właśnie  Cyprian,  walczący  o  zachowanie miłości  i  jedności w starożytnej Kartaginie, podzielo‐nej  na  tych,  którzy  dopuszczali  pokutę  i  na  rygory‐stów,  odrzucających  możliwość  powrotu  lapsich  na łono Kościoła. 

Tematem poruszanym przez Cypriana, aktual‐nym do dziś, tematem takim, który może nas bardziej zainteresować  jest  sprawa  modlitwy.  Mówi  o  tym Benedykt XVI w swojej o Cyprianie katechezie: 

Lubię szczególnie  jego książkę o  „Ojcze nasz”, która  bardzo  pomogła  mi  lepiej  zrozumieć i lepiej odmawiać "modlitwę Pańską": Cyprian naucza, że to właśnie w "Ojcze nasz" chrześci‐janin  otrzymuje  wskazówkę,  jak  ma  się  mo‐dlić;  i podkreśla, że modlitwa ta  jest w liczbie mnogiej, "aby modlący się, nie modlił się jedy‐nie za siebie. Modlitwa nasza – pisze – jest pu‐bliczna  i  wspólnotowa,  a  kiedy  modlimy  się, nie modlimy  się  za  jednego  tylko,  ale  za  cały lud,  albowiem z  całym  ludem stanowimy  jed‐no"  (O  modlitwie  Pańskiej,  8).  Tym  samym 

modlitwa  osobista  i  liturgiczna  jawią  się  jako silnie  związane  z  sobą.  Ich  jedność  wypływa z faktu, że odpowiadają one na to samo Słowo Boże. Chrześcijanin mówi nie: "Ojcze mój", ale "Ojcze  nasz",  nawet  w  ukryciu  zamkniętego pokoju,  wie  bowiem,  że  w  każdym  miejscu i w każdej sytuacji jest członkiem jednego i te‐go samego Ciała. 

 I  z  tym  Państwa  zostawiam.  Z  Cyprianowo‐

Benedyktową myślą  o modlitwie. Módlmy  się  zatem, jedni  za  drugich,  dzielnie  i  wytrwale  i  szczerze, z wielką wolnością mówiąc Bogu o wszystkim, co nam leży na sercu, bo przecież Bóg „słucha serca, a nie ję‐zyka  (non vocis  sed  cordis auditor est)". A  kto hoduje rybki – niech pomodli się za wszystkich starożytnych zmarłych z sekty akwarian. | 

BR. SZYMEK  

   

 Modlitwa chorego 

  

Jezu, który przez oprawców byłeś biczowany Wyszydzany, opluwany i cierniową koroną 

ukoronowany Zmiłuj się nade mną 

 Jezu, który przez Piłata na śmierć 

zostałeś wydany Między złoczyńcami na krzyżu powieszony 

Zmiłuj się nade mną  

Jezu, Ty, który okrutne męski na krzyżu aż do skonania znosiłeś 

Dodaj mi sił, abym i ja z pokorą w chorobie mej cierpienia znosił Dopomóż mi, Jezu 

 Jezu, spraw, abym od najbliższych miłości 

doznawał Tak jak nauczyłeś, abyśmy się wszyscy miłowali 

Jezu, wysłuchaj mnie  

Jezu spraw, abym mógł o własnych siłach poru‐szać się jak najdłużej 

Jezu, miej mnie do końca życia w swej opiece Jezu, wysłuchaj mnie 

Proszę Ciebie o to, niegodny sługa Twój B.N.

Page 15: 2015 02 08 272 03

Poznajmy się 

8‐2‐2015  Strona 15 

KWESTIONARIUSZ PARAFIAN wypełnili 

Maria i Wojciech Walczykowie 

 O sobie: Jesteśmy małżeństwem 40 lat. Mamy  jednego  syna,  ale  za  to dwoje  wnucząt.  W  parafii  Zmar‐twychwstania Pańskiego  zamieszka‐liśmy  w  1998  roku.  Tu  znaleźliśmy po  kilku  latach  swoje  miejsce, a także  przyjaciół.  Pracujemy  obec‐nie w Radzie Duszpasterskiej w  ko‐misji ds. Małżeństwa i Rodziny. Wie‐le  lat  temu wybraliśmy dla naszego małżeństwa drogę wzrostu  i rozwo‐ju  duchowości  małżeńskiej,  jaką proponuje  ruch  E.N.D.  (Equipes Notre‐Dame). Idziemy razem przez  życie, wzajem‐nie  się  wspierając  i  dopingując w drodze  do  zbawienia.  Pomagają nam  w  tym  coroczne  rekolekcje, a na co dzień wspólna modlitwa. 

Angażujemy  się  w  życie  parafii, ponieważ  uważamy,  że  przynależ‐ność  do  Kościoła  Chrystusowego zobowiązuje nie  tylko do dumy, ale przede wszystkim do pracy na rzecz wspólnoty. 

Przez  nasze  zaangażowanie może‐my  nie  tylko  pomagać,  ale  też  dać świadectwo wiary. 

Najbardziej  lubimy w  parafii msze święte z udziałem naszego wspania‐łego chóru „Zmartwychwstanie”. 

Cenimy zmartwychwstańców za to, że  będąc  wierni  charyzmatowi zgromadzenia,  pracują  z  oddaniem nad  zmartwychwstaniem  społe‐czeństwa, podejmując  i  realizując – mimo wielu trudności – także inicja‐tywy  proponowane  przez  parafian. Tak  powstała  przecież  świetlica  dla dzieci  i wspólnota „Nie  Jesteś Sam” gromadząca seniorów. 

Drażni nas u parafian bierność  i to, że na  zakończenie mszy  świętej nie potrafią ofiarować  trzech minut, by śpiewem uwielbić Pana Boga. Może pozostanie celebransa podczas tego śpiewu byłoby dobrym przykładem? 

W niedzielę uczestniczymy we mszy świętej,  do  której  przygotowujemy się, czytając w domu wybrane  frag‐menty  Pisma  Świętego.  Od  lat  od‐mawiamy  modlitwę  Anioł  Pański z Ojcem  Świętym.  Niedziela  to  dla nas także czas odpoczynku. 

Modlimy się razem, polecając Panu Bogu nasze radości  i smutki. Pamię‐tamy, by w modlitwie nie tylko pro‐sić,  ale  także  dziękować  i  wielbić Boga, który jest Miłością. 

90‐lecie parafii  to czas  refleksji:  jak każdy  z  nas  wpisał  się  w  życie wspólnoty.  Dziękujemy  Panu  Bogu, że  jesteśmy w  tej parafii  i możemy aktywnie  uczestniczyć  w  jej  życiu duszpasterskim. 

Życzymy  parafianom otwartości na sprawy  Boże  i  odważnego  świad‐czenia wiary, do  czego  zachęca nas Papież Franciszek. 

 

 

Pielgrzymka do Włoch 

CEL – CAŁUN TURYŃSKI 

(Ostatnia szansa zobaczenia w tym roku) 

Śladami  św.  Jana  Bosco  i  św. Dominika Savio 

Sanktuaria włoskich Alp 

Termin 15‐21.06.2015 r.  W programie: 

Tarvisio 

Gora Lus‐sari 

Magenta 

Mesero 

Mediolan 

Turyn  

Castelnuovo Don Bosco 

Mondonio 

Certosa di Pavia 

Oropa 

Chur  

Cena: 1680 zł + 80 euro zawiera: 6  noclegów  (pokoje  2‐3‐osobowe z łazienkami)  +  6  śniadań  +  5  obia‐doklacji,  przejazd  komfortowym autokarem,  ubezpieczenie,  opiekę i informację turystyczną pilota. 

Więcej  informacji w gablotach  i na stronie WWW parafii. 

ZAPRASZAMY! 

Page 16: 2015 02 08 272 03

Dla dzieci 

Strona 16 

  

O kreciku Zdzisiu

Żył sobie krecik imieniem Zdziś, który miał bardzo chore nogi. Zawsze z zazdrością obserwował inne zwierzątka, które mogły biegać, bawić się i skakać. On zaś siedział w kącie, a wtedy nikt z bawiących się nie widział wielkich łez, które płynęły z jego oczu. Któregoś dnia, kiedy wiewiórki, liski, kreciki i zajączki bawiły się wesoło jak zwykle, przyleciała mądra sowa. Tylko ona zauważyła małe stworzonko siedzące w kąciku pod drzewem i kapiące z jego oczu łzy. Żal jej się zrobiło krecika. Przysiadła tuż obok niego na rozłożystej gałęzi i rzekła:

- Zdzisiu, nie płacz. Przecież nie wszystko jeszcze stracone. - Zdziś nastawił uszu, ponieważ sowa była bardzo mądra.

- Słyszałam o takim lekarzu - ciągnęła dalej sowa - który leczy nogi, ale mieszka bardzo daleko stąd. I trzeba go szukać. Gdybyś mógł się z nim spotkać na pewno by cię wyleczył...

Zdziś postanowił spróbować. Wprawdzie wielu lekarzy go już oglądało, ale tym razem nabrał dziwnej nadziei. Mądra sowa mówiła, że nie jest to zwykły lekarz. A skoro tak, nie było się nad czym zastanawiać. Jeszcze tego samego dnia krecik spakował tobołek.

- Jeśli ten lekarz mi nie pomoże - mruczał pod nosem - to nie zrobi tego już nikt więcej.

Skoro tylko nastał wieczór, Zdziś wyczołgał się z norki i pokuśtykał w podróż. Nogi bardzo go bolały, posuwał się powoli i często musiał odpoczywać. Czasem aż zaciskał z bólu ząbki, mimo to szedł dalej.

Po drodze pytał napotkane zwierzątka, czy nie widziały owego nadzwyczajnego doktora, ale odpowiedzi były bardzo różne. Niektóre zwierzątka zaprzeczały nawet istnieniu Wielkiego Lekarza, inne pokazywały kierunek często mylny. W końcu krecik już naprawdę nie wiedział, dokąd iść. Zwiesił smętnie główkę, załamany usiadł pod drzewem i zaczął płakać. Nagle usłyszał trzepot skrzydeł sowy.

- O, tu jesteś! Czy znalazłeś Wielkiego Lekarza? - zapytała sowa.

- Nie i nie wiem, gdzie go szukać - odparł krecik.

Wtedy sowa ze zdziwieniem popatrzyła na nogi krecika.

- Ale tobie lekarz już nie jest potrzebny! Twoje nogi są zdrowe, tylko jeszcze trochę słabe.

Szukając Lekarza, ćwiczyłeś mięśnie nóg mimo bólu i te ćwiczenia ci pomogły. Jakież to dziwne! Jakież to niezwykłe!

I rzeczywiście, krecik mógł chodzić coraz dłużej i dalej, a ból stawał się coraz mniejszy. Wkrótce mógł bez przeszkód bawić się ze swoimi leśnymi przyjaciółmi, którzy teraz baczniej zwracali uwagę na to, czy ktoś nie jest smutny. 

 

Czasem wystarczy szukać, a to, czego szukamy, zo‐stanie nam dane po drodze cicho i niepostrzeżenie.

Opowiadanie pochodzi ze strony http://adonai.pl/opowiadania/bajki