2015 02 08 272 03
-
Upload
dwutygodnik-jjz -
Category
Documents
-
view
219 -
download
0
description
Transcript of 2015 02 08 272 03
Dwutygodnik parafii Zmartwychwstania Pańskiego Poznań–Wilda
www.jajestemzmartwychwstaniem.pl nr 3 (272) 8 lutego 2015 r.
Schronisko podziękowało parafiom za dary dla psów z okazji Boże Narodzenia. I tym akcentem oraz kolędowaniem Chóru Zmartwychwstanie w miniony poniedziałek definitywnie, choć na nie‐spełna rok, żegnamy się z okresem Bożego Narodzenia. Fot. M. Świderska
J a J e s t e m
Zmartwychwstaniem
Liturgia słowa Drugie czytanie 1 Kor 9, 16-19; 22-23 Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom je-stem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!
W tym numerze polecamy:
Kolędowe podsumowanie ks. Sebastiana – str. 5,
Nieco informacji na temat życia konsekro‐wanego w naszej archidiecezji – od str. 7,
Pielgrzymkę, której głównym celem jest zobaczenie Całunu Turyńskiego – wysta‐wionego tylko do 24 czerwca br. – str. 15.
List do parafian
Strona 2
Moi Drodzy,
czytam w tych dniach fascynującą książkę opowiadającą historię Soboru Trydenckiego. Autorem jest amerykański jezuita o. John O’Malley. Czyta się tę książkę historyczną jak dobry kryminał. Trzeba przyznać, że obraz Kościoła, który wyłania się z tej opowieści, nie jest zbyt porywający. Chociażby wspomnieć historię trzech ówczesnych papieży. I tak o Aleksandrze VI (1492–1503) autor pisze, że jeszcze jako kardynał Rodrigo de Borgia spłodził siedmioro dzieci, a w czasie swojego pontyfikatu dwoje kolejnych.
Paweł III (1534–1549) jeszcze jako kardynał (tutaj należy jednak zaznaczyć, że tytuł kardynalski w tamtych czasach nie wiązał się ze święceniami kapłańskimi, a co za tym idzie z celibatem) miał czworo dzieci. Co prawda przed przyjęciem święceń kapłańskich rzucił swoją konkubinę, ale w trakcie swojego pontyfikatu pilnie dbał o interesy dzieci i wnuków.
Na pontyfikacie jego następcy, Juliusza III (1550–1555), cieniem kładła się tajemnicza relacja z Innocenzo del Monte, młodym chłopakiem, którego papież uczynił kardynałem. Jak pisze amerykański jezuita, „jawne uczucie, jakim papież darzył tego młodego człowieka, prowokowało oczywiście do sprośnych plotek na temat ich związku”. Innocenzo del Monte przysparzał zmartwień nie tylko swemu promotorowi, ale i pięciu kolejnym papieżom. Dość powiedzieć, że jako kardynał był ścigany za morderstwa i gwałty.
Wszystkie te historie mają jeden mianownik – ci papieże nie dotrzymali standardów moralnych. Ich słabość miała charakter moralny.
Dlaczego o tym wspominam? Bo w ostatnich tygodniach przewaliła się przez katolickie media zażarta dyskusja nad pewną wypowiedzią naszego papieża Franciszka, który podczas konferencji prasowej na pokładzie samolotu mówiąc o… no właśnie o czym? O ludzkiej płciowości? O ludzkiej płodności?, użył – przyznajmy– niefortunnego porównania z królikami.
Nie potrafię jednak zrozumieć ani nagonki na Niego za tę niefortunną wypowiedź, ani zażartej obrony tejże fatalnej wypowiedzi. To była, w moim rozumieniu, niefortunna i fatalna wypowiedź. I pewnie byłoby lepiej, gdyby papież Franciszek nam jej zaoszczędził. Ale stało się. Jak każdy inny człowiek popełnia błędy. Popełnia błędy, gdyż jest ograniczony. Jak każdy inny człowiek. I ma prawo do tych słabości. Nie ten obraz, nie ta metafora, ale miał prawo do tego.
Oczekiwanie czegoś innego to w gruncie rzeczy próba kreacji jakiegoś supermana, który nie istnieje. Myślę, że każdy pontyfikat niesie swoje ograniczenia i dobrze jest, kiedy to widzimy we właściwych proporcjach. Na całe szczęście ograniczenia współczesnych pontyfikatów nie posiadają znamion moralnych (jak chociażby te, o których wspominałem wcześniej, przywołując papieży Trydentu). To raczej gusta i upodoba
nia, nad którymi można (wbrew temu, co się powszechnie mówi) dyskutować. Ktoś się dziwi predylekcji św. Jana Pawła II do górali. Ktoś inny zastanawia się, jak można, będąc następcą świętego Piotra, poświęcić aż 90 minut na oglądanie 22 facetów uganiających się za nadmuchanym pęcherzem. Ktoś inny stawia pytanie, jak można w dobie Internetu nie sprawdzić, co do powiedzenia na temat Holocaustu miał bp Williamson – negacjonista. Do tego błędu w bardzo szczerej rozmowie przyznał się papież Benedykt XVI. To są wszystko kwestie, które pokazują, że patrząc na papieża, mamy do czynienia z normalnym człowiekiem.
Dlaczego chcielibyśmy w jakiejś mierze odczłowieczyć biskupa Rzymu? Dlaczego nam tak bardzo to człowieczeństwo przeszkadza? Powtarzam raz jeszcze: to pytanie stawiam tym, którzy potwornie zgorszyli się metaforą papieża Franciszka (swoją drogą ciekawe, czy On kiedykolwiek widział kopulujące króliki), jak i tym, którzy w wyszukanych analizach próbowali tę metaforę tłumaczyć.
Jedni, zgorszeni zwyczajnym człowieczeństwem, nazwali go idiotą, drudzy, zgorszeni w gruncie rzeczy tym samym człowieczeństwem, próbowali ufundować drugie dno, głębszy sens itd. itp. Prościej byłoby powiedzieć – nasz pasterz popełnił gafę. I koniec. To się zdarza każdemu normalnemu człowiekowi. To wcale przecież nie oznacza, że został naruszony dogmat o nieomylności papieża albo że Stolica Apostolska utraciła swój autorytet czy też że zostały naruszone fundamenty naszego zaufania do następcy św. Piotra.
Myślę, że w tym wszystkim dobrze jest pamiętać jeszcze o jednej sprawie. Media skróciły dystans do biskupa Rzymu. Pamiętam zażartą dyskusję przed laty między studentami Gregorianum na temat sedia gesta‐toria. Ktoś wtedy podsunął nam myśl, że w tym noszeniu papieża w lektyce nie chodziło tylko o prestiż. Chodziło również o to, żeby można było papieża zobaczyć. Funkcję sedia gestatoria przyjęły kamery i telebimy. I tak oto z bliska widzimy piękno i zmarszczki kilku ostatnich pontyfikatów. Widzimy papieży z bliska. Ich temperament, charakter, upodobania, ograniczenia. Widzimy normalnych ludzi, których Pan powołał do prowadzenia Kościoła. Mam wrażenie, że zupełnie zapominamy w takich momentach dyskusji o rozmowie Pana z Szymonem Piotrem nad Jeziorem Tyberiadzkim. Jedynym kryterium powierzenia Szymonowi owczarni była miłość do Jezusa. Nie znajomość języków, nie respektowanie europejskiej wrażliwości czy też posiadanie latynoskiej spontaniczności. Nie. Pytanie dotyczyło miłości Pana. Czy papież Franciszek nie spełnia tego warunku? Czy papież Benedykt lub św. Jan Paweł II nie spełniali tego warunku?
I dobrze jest zauważyć jeszcze jedną rzecz: media nie tylko przekazują obraz. One go również współtworzą.
Jak zawsze z sympatią o. Adam CR
List do parafian
8‐2‐2015 Strona 3
„Ja Jestem Zmartwychwstaniem” – dwutygodnik parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Poznaniu. Ukazuje się od 1989 r. Redakcja: o. Adam P. Błyszcz, Romana Zygmunt, Agnieszka Kubczak, Danuta i Hieronim Piotrowie, Małgorza‐ta Świderska, Milena Teper, Leszek Zygmunt. Projekt graficzny i skład: Romana Zygmunt. Współpraca: Małgorzata Heigelmann (rozważania), Tomasz Szymczak (Rzym), Emilia Mrowińska (teatr). Adres redakcji: ul. Dąbrówki 4, 61‐501 Poznań www.jajestemzmartwychwstaniem.pl Teksty i listy prosimy przekazywać mailowo: [email protected] albo osobiście. Druk: EUROPRINT, ul. Pamiątkowa 19, tel. 0 61 833 73 85
Redakcja zastrzega sobie prawo do opracowania i skracania nadesłanych materiałów.
Rozważanie nad Ewangelią
Życie tak pędzi, nie mam na nic czasu!
Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił.
(Mk 1, 35)
Często powtarzałam sobie slogan, że nie mam czasu na modlitwę, aż odkryłam, że właśnie dlatego, że nie ma modlitwy, to nie mam czasu. To przedziwny paradoks, ale poświęcenie czasu na modlitwę sprawia, że mam go więcej w ciągu dnia. Dlaczego? Ponieważ modlitwa w sposób rewelacyjny pomaga we właściwym ułożeniu planu dnia i odrzuceniu tych wszystkich zajęć, które zabierają nam cenny czas, a tak naprawdę nie służą ni‐czemu konstruktywnemu w naszym życiu.
Skoro doba ma 24 godziny, to jest to 1440 minut, a jeden procent z tego stanowi 14,4 minut. Gdybyśmy zatem na modlitwę przeznaczyli zaledwie jeden procent naszego dobowego czasu, wówczas byłoby to ponad 14 minut.
A jak to w rzeczywistości jest? Czy spotykam się z Bo‐giem na modlitwie? Czy mam dla Niego chociaż jeden procent mojego czasu? Czy biegam i ciągle brakuje mi wytchnienia w różnych działaniach, których się podej‐muję?
Dzień Jezusa był bardzo wypełniony posługami. Gdy‐byśmy przeanalizowali ten jeden dzień w Kafarnaum, to
Imionnik chrześcijański 5 lutego
Agata
Tego, kto ma na imię Agata, dobro świętej Patronki oplata; taka pani lekko w niebo wzlata, a tam staje się arcybogata.
Ks. Kazimierz Wójtowicz CR Wydawnictwo Alleluja, 2014
Jezus przemawia w synagodze, uzdrawia opętanego, teściową Piotra i dokonuje licznych uzdrowień. Cały czas jest zaangażowany. A jednak nie rezygnuje z najważniej‐szych spotkań z Ojcem i to one dają Mu siłę i ukierun‐kowują Jego misję.
Panie Jezu, naucz mnie doceniać wartość modlitwy. Proszę, nie pozwól mi się z niej dyspensować, szczegól‐nie w sytuacjach, w których podejmuję się wielu zadań. Niech spotkania z Tobą będą dla mnie priorytetem. AMEN |
MAŁGORZATA HEIGELMANN
Jedna chwila Zawieszone powieki Na horyzoncie wspomnień Kolorowych sekund Snujących się po życiorysie Człowieka prawie sprawiedliwego Próbują wstydliwie przykryć Czarnobiałe sumienie Które zawsze mówi prawdę Nie ma nic pomiędzy Tak i tylko tak Przed Twym Ojcze Majestatem W czystym świtaniu jeszcze nieskalanym Bladymi promykami chcenia W pierwszej modlitwie Kreślonej słowami serca Myślami poplątanymi bez twarzy Niesionymi na skrzydłach Aniołów Umacniam korzenie wiary Wrastające aż w ramiona Krzyża W sam środek dnia Tak podobnego do poprzednich Aż do Amen w przedsennym pacierzu
Lecz zawsze zostawiam miejsce Na tę jedną małą chwilę Która zdarzyć się może O której tylko TY decydujesz Tylko TY ją znasz Wspaniały Boże
DANUTA PIOTR
Z życia parafii
Strona 4
Przystanek
Miłosierdzia, o Boże, łaski! Niechaj postanawiam nie żyć dla siebie, ale dla chwały Twojej i dobra bliźniego.
Bogdan Jański (13 XII 1835)
Redakcja „Ja Jestem Zmartwych-wstaniem” dziękuje za wszelkie ofiary składane do skarbony w dniu ukazania się pisma i oświadcza, że są one przeznaczane wyłącznie na druk dwutygodnika. Zapraszamy na stronę www.jajestemzmartwychwstaniem.pl, na której publikujemy wszystkie nu-mery – w kolorze.
Parafia Zmartwychwstania Pańskiego ul. Dąbrówki 4, 61‐501 Poznań, tel. 0 61 833‐34‐62
Strona internetowa: www.poznancr.pl, email: [email protected] konto bankowe: PKO Bank Polski S.A.
III oddział Poznań 44 1020 4027 0000 1902 0313 5498 Biuro parafialne czynne: od poniedziałku do piątku w godz. od 10 do 12, w poniedziałki, środy i piątki (z wyłączeniem pierwszego piątku
miesiąca) od godz. 16 do 17.30.
Jeśli w nagłych wypadkach potrzebny jest ksiądz, prosimy dzwonić: 61 833 35 60 lub 61 833 34 62
Minęło
W minioną niedzielę ok. 40 ro‐dziców spotkało się na prelekcji „Twoje dziecko wielka sprawa” o wychowaniu seksualnym.
W święto Ofiarowania Pańskiego podczas Mszy św. o godz. 18.30 kolędował Chór Zmartwych‐wstanie.
W czwartek 5 lutego zakończyła się kolęda.
Dziś kończy się weekendowy Kurs Nowe Życie.
Informacje finansowe: taca z nie‐dzieli 18 stycznia wyniosła 3 090 zł, a 25 stycznia 2 990 zł. Wszystkim ofiarodawcom serdecznie dzięku‐jemy. Bóg zapłać.
Nadejdzie
W środę 11 lutego przypada Światowy Dzień Chorego. W na‐szym kościele Msza św. z sakra‐mentem namaszczenia chorych zostanie odprawiona o godz. 10, natomiast w Schronie Kultury Europa o godz. 11.30.
W czwartek 12 lutego o godz. 18.30 Msza św. z wystawieniem Najświętszego Sakramentu oraz modlitwami o uzdrowienie.
We wtorek 17 lutego przypada 179. rocznica utworzenia Zgro‐madzenia Zmartwychwstania Pańskiego.
We wtorek 17 lutego o godz. 18 kolejne spotkanie w ramach La‐boratorium wiary.
W środę 18 lutego przypada Popielec – początek Wielkiego Postu. Program na str. 6. Tego
dnia z liturgią codzienną powra‐camy z kaplicy do kościoła.
W I niedzielę Wielkiego Postu (22 lutego) rozpoczynają się re‐kolekcje dla związków niesa‐kramentalnych.
W każdy wtorek Mszą św. o godz. 18.30 swoje spotkanie rozpoczyna Dom Modlitwy Zmartwychwstania. Po Mszy św. spotkanie w sali katechetycznej.
Wszystkie dzieci chcące uczestni‐czyć w Oazie Dzieci Bożych za‐praszamy w każdy wtorek o go‐dzinie 17.30 do salki obok kaplicy Matki Bożej Łaskawej.
Miłośników Słowa Bożego zapra‐szamy na spotkania Lectio divina w czwartki o godz. 19.15 (w Sali Portretowej).
W każdy czwartek od godz. 15 do godz. 21 zapraszamy na adorację Najświętszego Sakramentu. Na zakończenie adoracji, o godz. 20.45 odmawiamy kompletę.
Kalendarz parafialny 9 II – poniedziałek
Rdz 1, 1‐19; Mk 6, 53‐56
10 II – wtorek, św. Scholastyki, dz.
Rdz 1, 20 – 2, 4a; Mk 7, 1‐13
11 II – środa
Rdz 2, 4b‐9. 15‐17; Mk 7, 14‐23
12 II – czwartek
Rdz 2, 18‐25; Mk 7, 24‐ 30
13 II – piątek
Rdz 3, 1‐8; Mk 7, 31‐37
14 II – sobota, św. Cyryla mnicha
i Metodego bp., patronów Europy
Dz 13, 46‐49; Łk 10, 1‐9
15 II – 6. niedziela zwykła
Kpł 13, 1‐2. 45‐46; 1 Kor 10, 31 – 11,
1; Mk 1, 40‐45
16 II – poniedziałek
Rdz 4, 1‐15. 25; Mk 8, 11‐13
17 II – wtorek
Rdz 6, 5‐8; 7, 1‐5. 10; Mk 8, 14‐ 21
18 II – Środa Popielcowa
Jl 2, 12‐18; 2 Kor 5, 20 – 6, 3; Mt 6,
1‐6. 16‐18
19 II – czwartek po Popielcu
Pwt 30, 15‐20; Łk 9, 22‐25
20 II – piątek po Popielcu
Iz 58, 1‐9; Mt 9, 14‐15
21 II – sobota po Popielcu
Iz 58, 9b‐14; Łk 5, 27‐32
22 II – I niedziela Wielkiego Postu
Rdz 9, 8‐15; 1 P 3, 18‐22; Mk 1, 12‐
15
Z życia parafii
8‐2‐2015 Strona 5
Kolęda nie tylko pro forma
5 lutego zakończyły się w parafii wizyty duszpaster‐skie, zwane kolędą. Pięciu naszych księży przyjęło ok. 30‐35 proc. rodzin z parafii. My rozmawiamy o tym z ks. Sebastianem Habowskim CR.
Już kilka lat kolęduje Ksiądz w naszej parafii. Jakie re‐fleksje nasuwają się Księdzu na finiszu tegorocznych wizyt duszpasterskich? Osobiście zauważam, że im dłużej jestem w tej parafii, tym lepiej znam parafian, ludzi, których odwiedzam, tym łatwiej jest mi z nimi nawiązać kontakt i porozmawiać. Poza tym sam mam więcej informacji z życia naszej pa‐rafii i lepiej mogę o nim opowiedzieć, coś przekazać. Widzę też więcej trudniejszych spraw, znam bardziej skomplikowane sytuacje. Czy więc te trudne tematy zdominowały rozmowy pod‐czas odwiedzin? Nie, ludzie z reguły unikają trudnych tematów, uciekają często w banał. Jakieś zwierzątko czy małe dziecko w domu staje się częściej pretekstem do rozmowy. Do‐mownicy nie poruszają trudniejszych kwestii. No chyba że mówimy o osobach bardzo osamotnionych, które nie mają się na nikim oprzeć, one są bardziej skore do szcze‐rej rozmowy. Czyli wizyta pro forma? Dużo zależy ode mnie samego, od mojej postawy, tego, jak poprowadzę rozmowę. Często pomaga w tym karto‐teka, która może stać się przyczynkiem do rozmowy, np. o dzieciach, które wyfrunęły z rodzinnego domu, albo o bliskich zmarłych w minionym roku. Czy w rozmowach pojawiła się kwestia tzw. kolędy na żądanie, o której pisaliśmy przed ponad rokiem? Dwie czy trzy osoby poruszyły ten wątek, bo były zainte‐resowane, jak się potoczył. Ale powszechnego zaintere‐sowania nie wzbudził. Może więc nie ma sensu kolędowanie do tych samych domów co roku, by porozmawiać o pogodzie? My się czasem też zastanawiamy, kto to wymyślił [śmiech]. Kolędę przyjmuje średnio co trzeci dom w naszej parafii. Był rok, gdy nie zdołaliśmy dotrzeć do jednej części parafii i prosiliśmy o zgłaszanie indywidu‐alnych terminów po formalnym okresie kolędowania. I choć w tej części miasta mieszka sporo naszych aktyw‐nych parafian, to nawet oni nie wyrazili chęci przyjęcia
duszpasterza. Nie czuli potrzeby. Zgłosiło się tylko jedno młode małżeństwo, chcące poznać się ze swoją nową parafią. Jednak to nie jest tak, że te wizyty duszpasterskie nic nie dają. Choć jest to dla nas obciążenie, to przede wszyst‐kim staramy się tak podzielić, by mieć trochę czasu dla każdego, kto chce nas przyjąć. Dużo zależy od nas, księ‐ży. Mamy zwyczaj po kolędach rozmawiać w domu o tym, kogo spotkaliśmy, z kim rozmawialiśmy, co odkryliśmy. Te wizyty pozwalają nam „zlustrować” naszą parafię, na przykład dotrzeć do chorych osób, które są pozbawione opieki sakramentalnej albo w ogóle pomocy, czy nie mają kontaktu z parafią. Dzięki kolędzie znajdujemy osoby, które parafia powinna ująć w liście podopiecz‐nych Caritas, a które to osoby same nie śmiały wycią‐gnąć ręki po pomoc. Taka wizyta to też dobra okazja, by zaprosić nowe osoby do wspólnot – poinformować o działających przy parafii grupach, np. o świetlicy, ze‐społach muzycznych, zaprosić do grona ministrantów, a młode małżeństwa do włączenia się w życie parafii czy wreszcie znaleźć osoby o przydatnych nam umiejętno‐ściach do pomocy w parafialnych dziełach, na przykład informatyka. I to się w tym roku Księdzu udało? Tak, nie wiem jeszcze, co dokładnie z tego wyjdzie, ale nawiązaliśmy z niektórymi osobami bliższy kontakt, więc chyba dołączą lub włączą się bardziej. W świetlicy już się pojawiają nowe dzieci. Czy coś Księdza w tym roku zaskoczyło? Bardzo miło zaskoczony jestem pozytywnym przyjęciem wielu osób, rodzin, które w świątecznym nastroju i uro‐czystym stroju gościły mnie w swoim domu.
Rozmawiała Romana Zygmunt
Z życia parafii
Strona 6
Program Wielkiego Postu w naszej parafii
Liturgia
W dni powszednie – o godz. 7.45 jutrznia (uwaga: od Śro‐dy Popielcowej cała liturgia w kościele)
W każdy piątek – nabożeństwo drogi krzyżowej o godz. 8.30 i 17.45 dla dorosłych (w kościele), o godz. 17 dla dzie‐ci i o 19.15 dla młodzieży (w kaplicy Matki Bożej Łaskawej)
W każdą niedzielę – nabożeństwo gorzkich żalów z kaza‐niem pasyjnym o godz. 18.00
Miłość
Jałmużna krwi – w I niedzielę Wielkiego Postu od godz. 9 do godz. 14 okazja do oddania krwi
Środowe kolacje postne z lekturą Dziennika Bogdana Jań‐skiego – w każdą środę po Mszy św. wieczornej
Słowo
Rekolekcje dla związków niesakramentalnych „Odnaleźć źródło, aby spotkać Boga; odkryć prawdę o sobie; żyć dla innych” – od 22 lutego do 25 lutego
Prowadzi o. dr Damian Stachowiak CR
Rekolekcje dla małżeństw i narzeczonych „Seks dla ko‐chających Boga” – od 27 lutego do 1 marca
Prowadzi o. dr Ksawery Knotz OFMCap
Rekolekcje wielkopostne dla parafian „Trzy katechezy o rodzinie” – od 22 marca do 24 marca
Prowadzi ks. abp Stanisław Gądecki, metropolitapoznański
Jak przeciwdziałać problemowi seksualizacji dzieci? Temu zagadnieniu było poświęcone spotkanie pt. Twoje Dziecko Wielka Sprawa, przygotowane przez nasze parafianki panie: Agatę Kamzelak i Małgorzatę Zientek wraz z mężami.
Wykład odbywał się po niedzielnej Mszy św. dla dzieci, ale mimo wcześniejszych zapowiedzi, ulotek i osobistego zaproszenia księdza proboszcza, niewiele osób wzięło w nim udział. A szkoda, prezentacja doty‐czyła wszak ważnej sprawy, jaką jest wy‐chowanie seksualne dzieci i współczesne zagrożenia z tym związane. Na spotkaniu omówione zostały pokrótce rodzaje eduka‐cji seksualnej czy standardy Światowej Or‐ganizacji Zdrowia promujące wzorzec bez‐piecznego seksu w oparciu o antykoncepcję. Zatrważały zwłaszcza statystyki pokazujące odsetek 15‐latków po inicjacji seksualnej, który w Szwecji wynosi dla chłopców 31%, w Wielkiej Brytanii 26%, a w Polsce 19%.
Wiadomo, że nasze dzieci są ze wszech stron atakowane negatywnymi treściami o charakterze seksualnym. Już kilkulatki bawią się lalkami typu Barbie, mających ciało dorosłej seksownej kobiety. Niby nic zdrożnego, a jednak już od małego narzuca się dziewczynkom pewien kanon piękna. Podobnie jak konkursy piękności „mała miss” – szokujący obraz dzieci w pełnym makijażu i na obcasach! A nastolatki atako‐wane w Internecie treściami erotycznymi? Jak ustrzec się przed takimi wszechobec‐nymi podtekstami i obrazami?
Powstaje pytanie: jak przeciwdziałać problemowi seksualizacji dzieci? Odpowie‐dzią może być tylko jedno: jako rodzice mamy ogromny wpływ na życie i wychowanie swojego dziecka i to my po‐winniśmy rozmawiać z nim o seksualności w kontekście miłości i piękna. Musimy ak‐ceptować i kochać swe dzieci, interesować się tym co robią w wolnym czasie oraz wy‐chowywać je w miłości i poczuciu bezpie‐czeństwa.
Jako rodzice wszyscy chyba chcemy, żeby nasze
dzieci jak najdłużej pozostały niewinne, by miały czas na dojrzewanie do prawdziwej dorosłości, ale one same nie potrafią się obronić przed współczesnymi zagrożeniami. Musimy być obok nich, bo to my mamy realny wpływ na to, żeby nasze dzieci osiągnęły pełny rozwój i szczęście w miłości. | (MŚ)
Wiara
8‐2‐2015 Strona 7
35 tysięcy Właśnie tylu osobom w Polsce poświęcony jest Dzień Życia Konsekrowanego, obchodzony w Kościele 2 lutego. Z tej okazji, jak również całego obchodzone‐go obecnie Roku Życia Konse‐krowanego, poprosiliśmy ks. dra Zbigniewa Starczewskiego COr, diecezjalnego referenta, o kilka słów na temat życia zakonnego w Archidiecezji Poznańskiej. Istota Charyzmatyczny wymiar Kościoła czy
też charyzmat życia konsekrowanego mają dziś, szczególnie w Roku Życia Konsekrowanego, wielkie znaczenie. Życie konsekrowane staje się wspania‐łym przykładem owocności wielorakich darów Ducha Świętego. Fakt ten, a przede wszystkim przesłanie papieża Franciszka stawia wysokie wymagania wszystkim osobom życia konsekrowa‐nego – bezwzględnej wierności Bogu, uległości Duchowi Świętemu, umiejętno‐ści rozpoznawania „znaków czasu” oraz gotowości wypełniania woli włączania się w różnorakie zadania i posłannictwa współczesnego Kościoła. Każda wspól‐nota życia konsekrowanego realizuje swój własny charyzmat i jest środowi‐skiem braterskiej komunii, tak w lokalnym, jak i w powszechnym Ko‐ściele. Na potrzebę wspólnego wzrasta‐nia i doskonalenia posługi apostolskiej misji w dzisiejszym Kościele Poznańskim zwraca bardzo często uwagę przy róż‐nych okazjach ks. abp Stanisław Gądecki Metropolita Poznański. To właśnie On, ustanawiając Referat Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego w Archidiecezji Poznań‐skiej, powierzył troskę o wysoką jakość życia konsekrowanego ks. bp Zdzisła‐wowi Fortuniakowi oraz diecezjalnym referentom. Papież św. Jan Paweł II w adhortacji Vita Consecrata wyraźnie podkreśla, że „życie konsekrowane znaj‐
duje się w samym sercu Kościoła jako element o decydujący o zna‐czeniu dla jego misji i posługi”. Historia Początki życia zakonnego na terenie archidiecezji poznańskiej
wiążą się z powstaniem pierwszego w Polsce biskupstwa, jakie powołał papież Jan XIII w 968 r. Jak stwierdza ks. prof. J. Nowacki, wybitny poznański historyk „misjonarze Benedyktyni z Jordanem niebawem biskupem poznańskim na czele przybyli do Polski i do Poznania najpóźniej z czeską księżną Dobrawą, żoną Mieszka I (965 r.)”. Stare fundacje klasztorów benedyktyńskich: Międzyrzecz, Lubiń; cystersów – Przemęt; augustianów – Sieraków dobitnie świadczą o wielkiej historycznej roli zakonów, które na terenach Wielkopolski, zakładając swoje klasztory, podejmowały dzieło ewangelizacji tych ziem. Dziś Chcąc ukazać aktualny obraz Instytutów Życia Konsekrowanego
i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, należy zauważyć, że na terenie Archidiecezji Poznańskiej jest 19 męskich zakonów, które realizują swoje powołanie i charyzmat w 36 wspólnotach zakonnych, w któ‐
Wiara
Strona 8
rych jest 316 kapłanów, 61 braci i 149 w formacji nowicjacko‐seminaryjnej. Łącznie wszystkich przedstawicieli męskich zakonów jest 526.
Natomiast na terenie archidiece‐zji jest 99 wspólnot zakonnych żeń‐skich z 36 Zgromadzeń. Łącznie 1312 sióstr zakonnych realizuje charyzmat swoich założycieli i zało‐życielek w poznańskim Kościele.
Diecezjalnymi Referentami
w Archidiecezji Poznańskiej są: ds. Żeńskich Instytutów Życia
Konsekrowanego – s. M. Józefa Krupa CSSE, wikaria Prowincji Poznańskiej Sióstr Elżbietanek,
ds. Męskich Instytutów Życia Konsekrowanego – ks. dr Zbi‐gniew Starczewski COr, prokura‐tor Federacji Kongregacji Orato‐rium św. Filipa w Polsce.
Obchody Roku
W naszej Archidiecezji w ramach obchodu Roku Życia Konsekrowa‐nego zaplanowane są następujące inicjatywy:
Dzień dziękczynienia IX Sympozjum Życia Konsekrowa‐nego (1 lutego 2015)
Światowy Dzień Życia Konsekro‐wanego (2 lutego 2015)
Dzień ekspiacji za zmarnowane powołania – Wielki Post
Całodzienna adoracja w katedrze Ekspiacyjna Droga Krzyżowa Dzień Modlitw o Powołania (IV Niedziela Wielkanocna)
Jubileusz Sióstr Zakonnych (kate‐dra)
Pielgrzymka Międzyzakonna (Święta Góra)
Prezentacja zgromadzeń zakon‐nych w mediach
Dzień otwarty klasztorów Spotkania ze studentami Centralne spotkanie młodzieży Informacja dla szkół.
KS. DR ZBIGNIEW STARCZEWSKI COR
Opracowanie i tytuł – redakcja
Ekstremalne życie Ewangelią
Prorocy Królestwa Bożego Fragment homilii abpa Stanisława Gądeckiego na XIX Światowy Dzień Życia Konsekrowanego, Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, wygłoszonej w Katedrze Po‐znańskiej 2 lutego br.
TERAŹNIEJSZOŚĆ Lecz życie zakonne to nie tylko chwalebna przeszłość, to także teraźniej‐
szość. Tak, zakony odegrały ważną rolę w dziejach świata i naszej ojczyzny tak na polu ewangelizacji, jak i w dziedzinie kultury, nauki i gospodarki. One kształtowały kulturę europejską. Ale i dzisiaj mają one – swoim życiem – zdumiewać i pociągać ludzi do Chrystusa.
W obecnym roku zakonnicy i zakonnice winni odpowiedzieć sobie na na‐stępujące pytania: czy my pozwalamy na to, by także dzisiaj Ewangelia była dla nas wyzwaniem? Czy jest ona dla nas rzeczywiście „vademecum” na każdy dzień? Dla założycieli i założycielek absolutną regułą była Ewangelia, a wszelka inna reguła pragnęła być tylko wyrazem Ewangelii i narzędziem, aby żyć w pełni Ewangelią.
Winniście też zapytać samych siebie, czy Jezus jest naprawdę pierwszą i jedyną miłością, jak to postanowiliście kiedy składaliście wasze śluby? Tyl‐ko wtedy, kiedy Jezus stanie się rzeczywiście waszą jedyną miłością, będzie‐cie umieli kochać w prawdzie i miłosierdziu każdą osobę, którą spotykacie na waszej drodze, bo będziecie mieli Jego serce.
A więc teraźniejszość stawia każdemu i każdej z was pytanie o wierność misji, która została wam powierzona. Czy wasze posługi, wasze dzieła, wa‐sza obecność, zgadzają się z tym, do czego wezwał waszych założycieli Duch Święty? Czy macie tę samą żarliwą miłość do Ludu Bożego? Czy jesteście blisko niego, dzieląc jego radości i smutki, aby w pełni zrozumieć jego po‐trzeby i na nie odpowiedzieć? Czy istotnie – patrząc na siebie samych i wa‐sze życie – możecie powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że jesteście tymi, którzy ukazują, „jak będzie wyglądać królestwo Boże w swojej doskonało‐ści” (papież Franciszek, wywiad dla La Civiltà Cattolica).
Autentyczny zakonnik czy zakonnica jest człowiekiem radosnym. Wy sami chcielibyście być postrzegani jako ludzie dojrzali, szczęśliwi i wiedzący po co żyjecie a jednocześnie zdajecie sobie sprawę z tego, że łatwiej jest wstąpić do zakonu niż w nim wytrwać, bo życie we wspólnocie zakonnej nie należy do najłatwiejszych. Wspólnota zakonna bywa trudnym miejscem, w którym ujawnia się różnorodność relacji, uczuć, życia, co szybko prowadzi do uzewnętrznienia wnętrza człowieka. Papież Franciszek uczy: krytyka, plotki, zazdrość, zawiść, antagonizmy nie mają prawa pojawiać się w wa‐szych domach. Nie dawajcie się zatruwać małymi domowymi kłótniami. Wasze problemy dadzą się łatwo rozwiązać, kiedy wyjdziecie na zewnątrz, pomagając innym rozwiązywać ich problemy w sposób ewangelijny.
Wiara
8‐2‐2015 Strona 9
PRZYSZŁOŚĆ Trzecim celem Roku Życia Konsekrowanego jest przyjęcie z nadzieją
przyszłości. Znamy trudności na jakie napotyka obecnie życie konsekrowa‐ne: spadek powołań i starzenie się, problemy gospodarcze, pułapki relaty‐wizmu, marginalizacja i brak znaczenia społecznego. Pomimo tego rodzaju niepewności – które podzielacie z wieloma wam współczesnymi ludźmi – winna się realizować wasza nadzieja.
Ta nadzieja przyszłości nie jest oparta na ludzkich dokonaniach zakonni‐ków i zakonnic, ale na Bogu dla którego „nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37). To właśnie tego rodzaju nadzieja pozwoli życiu konsekrowanemu pisać także w przyszłości wielką historię, ku której pobudza was Duch Świę‐ty. „«Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić» ‐ wyrocznia Pana” (Jer 1,8).
A zatem nie przyłączajcie się do proroków nieszczęścia, którzy zapowia‐dają koniec lub bezsensowność życia konsekrowanego; przyobleczcie się raczej w Jezusa Chrystusa i przywdziejcie zbroję światła – Rz 13,11‐14 (por. Benedykt XVI). Młodzi – którzy rozpoczęli już życie zakonne i wkrótce przejmą w swoje ręce odpowiedzialność za animację, formację, posługę i misję – niech się starają usunąć swoje braki i niedociągnięcia, korzystając z doświadczenia pokolenia, które was poprzedza. Nie bądźcie zapatrzeni w siebie i lekcewa‐żący starszych. Przeciwnie, wnoście świeżość waszego entuzjazmu, aby wspólnie ze starszymi wypracować nowe sposoby życia Ewangelią. Życie zakonne nie jest dla tych, którzy za wszelką cenę usiłują unikać w życiu pracy. Nie zamieniajcie też życia zakonnego w życie pracownicze „od go‐dziny do godziny”. Nie wnoście ducha lenistwa ani zagubienia w Internecie. Życie zakonne nie jest po to, by mieli gdzie gromadzić się nieudacznicy. Ono jest po to, by kształtować osobowości silne, zdolne podjąć nie zawę‐żone do jednej czynności, ale wielokierunkowe zadania, w pewnym sensie analogicznie do tych, jakie każdego dnia musi podejmować matka wobec swoich dzieci, męża i pracy.
Jeśli życie zakonne ma się faktycznie odrodzić, musi ono zostać poddane radykalnej reformie. Nie można bronić przeciętności i „letniego” sposobu życia, które naśladuje życie w świecie. Autentyczne życie konsekrowane – na wzór Chrystusa – wiąże się z ofiarą. Tylko „ekstremalne życie Ewangelią” stanie się pociągającym przykładem dla młodych.|
OGŁOSZENIE * INFORMACJA * OGŁOSZENIE * INFORMACJA
Poszukuję...
Jednym z najwybitniejszych mieszkańców Poznania, choć może nie‐
zbyt szeroko znanym, był profesor Adam Wrzosek. Jego postać zaintry‐gowała mnie w trakcie poszukiwań informacji o Jerzym Krakowieckim, młodym, tragicznie zmarłym powstańcu warszawskim. Profesor, dzia‐dek tego młodzieńca, był wybitnym lekarzem i naukowcem, a także człowiekiem wiary o niezwykle wysokich standardach moralnych.
W tym roku przypada 50. rocznica jego śmierci i jest to chyba dobry moment na przybliżenie postaci Adama Wrzoska i jego najbliższych w formie książkowej.
Zależy mi na jak najpełniejszym poznaniu rodziny Wrzosków, bo chcę napisać nie tyle o dorobku naukowym profesora, ale raczej o człowieku oddanym Bogu, wrażliwym na potrzeby innych ludzi, silnie
związanym z żoną Marią, córką Ludmiłą Wrzosek‐Krakowiecką i wnukiem Jerzym Krakowieckim. W związku z tym poszukuję osób, które znały rodzinę Wrzosków – być może sąsiadów, współpracowników, studentów, kolegów ze szkolnej ławy. Chciałabym porozmawiać z nimi o tym, jakimi ludźmi byli. Wiem, że upłynęło sporo lat i czas mógł zatrzeć niektóre szczegóły w pamięci, ale nie są konieczne kon‐kretne daty, wystarczą jakieś istotne wydarzenia, a nawet po prostu luź‐ne wspomnienia, anegdoty, może ktoś posiada jakieś fotografie lub pamiątki z nimi związane.
Rodzina Wrzosków zamieszkiwa‐ła w Poznaniu pod kilkoma adresa‐mi: Sołacz, ul. Małopolska 6 (1920‐1928); Wilda – ul. Górna Wilda 89 obecnie ul. 28 Czerwca 1956 Nr 135/147 – szpital ‐ (1928‐1938) i ul. Krzyżowa (1938‐1939 oraz 1945‐1971).
Poniżej podaję kilka informacji o interesujących mnie osobach. Prof. Adam Wrzosek – ur.
06.05.1875, zm. 26.02.1965, pocho‐wany w Poznaniu; zawodowo m.in. organizator i pierwszy dziekan Wy‐działu Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego, po wojnie odbudował Zakład Historii i Filozofii Medycyny i Zakład Antropologii; założyciel Polskiego Towarzystwa Antropolo‐gicznego i Towarzystwa Historii Medycyny, redaktor „Przeglądu An‐tropologicznego” oraz „Archiwum Historii i Filozofii Medycyny”; czło‐nek Towarzystwa Miłośników Mia‐sta Poznania. Maria Wrzosek z Dąbrowskich –
ur. 23.01.1877, zm. 21.06.1952, po‐chowana w Poznaniu. Doc. Ludmiła Wrzosek
Krakowiecka – ur. 28.12.1900, zm. 17.02.1971, pochowana w Pozna‐niu; w 1924 poślubiła Wiesława Krakowieckiego; doktor filozofii, magister prawa; przed wojną kura‐tor na oddziałach kobiecych więzie‐nia w Poznaniu, a następnie asystent w Katedrze Prawa Karnego Uniwer‐sytetu Poznańskiego, po wojnie asy‐stent w Katedrze Historii Medycyny; w 1950 r. została docentem, później (do 1970 r.) kierownikiem >>>
Wiara
Strona 10
O akordeonie… I o tym, że warto się dzielić
Kiedy w czerwcowym numerze
„Ja Jestem Zmartwychwstaniem” pisałem, że przyjmę stare meble, jedna z naszych parafianek przyszła i powiedziała: „Panie Tomku mebli starych to ja nie mam, ale mam stary akordeon”. Kiedyś chciałem grać i nawet trochę u wuja próbo‐wałem, może to znak, by znów wró‐cić do tego instrumentu, no i jak powiadają ludzie „jak dają to się bierze, a jak biją, to trzeba uciekać”. Pani Bożena bić nie chciała więc pojechałem na ul. Rolną i przyjąłem instrument, jego historię oraz życzenie pani Bożeny, „by jeśli nie ja, to może by jakieś dziecko chciało na nim grać”. No i kilka razy wieczorami sobie pograłem, by zadośćuczynić ży‐czeniu dobrej kobiety.
Na początku grudnia przyszedł znajomy i mówi: „Słu‐chaj, ten akordeon tak stoi, a moja koleżanka umieściła wpis na Facebooku: Czy ktoś ma może używany, ale do‐bry akordeon i chciałby go podarować bardzo biednemu chłopcu, wyjątkowo uzdolnionemu muzycznie i pragną‐cemu rozwijać swój talent? Jest idealny czas na to, by okazać odrobinę serca i hojności potrzebującym. Bardzo proszę pytajcie i udostępniajcie dalej.
Kilka dni myślałem i akordeon oddałem. Tego samego dnia pojechałem do lekarza na Osiedlu Warszawskim (nie, nie z powodu rozstania z akordeonem, ale na zwykły przegląd techniczny). Po południu dzwoni do mnie pani Ewa, moja profesor od łaciny. Myślę sobie, że widziała, jak jechałem koło jej domu na tym osiedlu i nie wstąpiłem (bo za czasów studiów czasami Ją odwiedzali‐śmy). A pani zaczyna do mnie oficjalnym głosem: „Panie Tomku, jestem siostrą pani Beaty, która jest znajomą pana Jędrzeja, i chciałam osobiście podziękować za ten gest…” Z każdym słowem robiłem większe oczy, myślę sobie, że albo zgubiła mój numer, albo co gorsza już coś z pamięcią nie tak (jejku, może to ten „Niemiec, który wszystko chowa”, dopadł moją panią profesor?) – czarne scenariusze same się piszą w takich chwilach. Udało mi się jednak wbić w zdanie i mówię: „Pani Ewo, pani Ewo, widzę że Pani dzwoni, bo numer mam od lat zapisany, ale czy Pani wie, z kim rozmawia?”. Po drugiej stronie słuchawki konsternacja. „To ja, Tomek, organista, pani student…” No i radości nie było końca. Okazało się, że Pani Ewa wpisała numer zdobyty od mojego kolegi i nie zauważyła, że telefon już jej wyświetlił, do kogo dzwoni.
W jednym momencie zrozumiałem, że decyzja o wy‐daniu akordeonu była słuszna, bo Pani Ewa to wspaniała kobieta, o wielkim sercu (chociaż, jak studiowałem, to to wielkie serce pod swetrem grubym chowała, i bywało ciężko, oj bywało). Historia skończyła się pięknie, ale tu zacytuję wpis z Facebooka Pani Beaty, bo obrazuje on najlepiej całe zdarzenie.
Muszę się z Wami czymś podzielić.... Jakiś czas temu zamieściłam na FB ogłoszenie z pytaniem, czy ktoś nie chciałby po‐darować akordeonu pew‐nemu utalentowanemu, a biednemu chłopcu. Parę osób udostępniło moje ogłoszenie dalej (za co bardzo dziękuję), a jeden z moich znajomych od‐powiedział, że ma kolegę,
który posiada akordeon i z niego nie korzysta, i może będzie chciał go sprezentować... Na 5 dni przed Wigilią dostałam wiadomość, że akordeon już czeka na odbiór u mojego znajomego. Wyobraźcie sobie, że gdy moja siostra (inicjatorka tego szlachetnego pomysłu) zadzwo‐niła z podziękowaniem bezpośrednio do ofiarodawcy, okazało się, że to Jej były student. Radość i zaskoczenie były ogromne, a i pomysł jak gdyby się uwiarygodnił. Prezent dotarł na kraniec Polski do nic niespodziewają‐cego się przyszłego muzyka i sprawił mu ogromną frajdę, a temu wszystkiemu towarzyszyło duże wzruszenie i cie‐pło, które przekazali sobie jak w dominie wszyscy zaan‐gażowani ludzie dobrej woli. Dziękuję Wam! Moja reflek‐sja – Pan Bóg pomaga we wszystkich dobrych spra‐wach!|
TOMASZ WALENCIAK
Poszukuję… <<< dokończenie z poprzedniej strony
Katedry i Zakładu Historii Medycyny Akademii Me‐dycznej. Założycielka wspólnoty Rodziny Serca Miło‐ści Ukrzyżowanej. Jerzy Krakowiecki – właściwie: Przemysław Ol
gierd Jerzy Krakowiecki, ale w rodzinie i wśród przyjaciół posługiwał się imieniem Jerzy; urodzony w Poznaniu 08.11.1926 r., zginął 15.09.1944 w War‐szawie w Powstaniu Warszawskim. 26.05.1934 w kościele pw. Zmartwychwstania Pańskiego w Po‐znaniu rankiem przystąpił do Pierwszej Komunii świętej, a po południu otrzymał sakrament bierzmo‐wania. Do 1939 r. był ministrantem. Student medycy‐ny na tajnym uniwersytecie w Warszawie.
Z góry dziękuję za wszelką pomoc i proszę o kon‐takt telefoniczny: 500149730.
Jadwiga Wysocka
Felieton
8‐2‐2015 Strona 11
Pomnik ofiar Holocaustu w Berlinie Fot. Archiwum
Łzy oprawcy z Auschwitz
aństwowe Muzeum Auschwitz ‐ Birkenau w Oświęcimiu w 2013 r. opublikowało skromną książkę
o zupełnie niewinnym tytule „Życie prywatne esesmanów w Auschwitz”. To dosyć ciekawa lektura, która dzięki relacjom polskich dziewcząt i kobiet służących w domach esesmanów po‐zwala wejść w trzewia przyobozowego życia.
Dowiadujemy się zatem, kto hodo‐wał króliki i gęsi. Dowiadujemy się, który z esesmanów bał się swojej żony i polskiej służącej potajemnie przeka‐zywał pieniądze, tak aby żona o tym nie wiedziała. Dowiadujemy się, kto robił sobie kpiny z całego tego nazistowskie‐go systemu i ze swoją krewną wysyłał do niemieckiego kina polską służącą w przebraniu. Tak, aby nikt się nie poła‐pał, że wchodzi tam ktoś, kto nie ma do tego prawa. Dowiadujemy się, która
żona esesmana robiła zupę (wbrew przepisom) dla pracujących u niej więźniów. Dowiadujemy się i tego, że niektórzy esesmani flirtowali z służącymi. Flirtowali, mówiąc po polsku, bo te nie znały niemieckiego. W tych relacjach na szczególną uwagę zasługują trzy wspomnienia.
Elza Abt (numer obozowy 24402), Niemka z Łodzi osadzona w Au‐schwitz za to, że była świadkiem Jehowy, została skierowana do pracy w domu jednego z esesmanów. Dostarczono jej egzemplarz Biblii, której jednak nie mogła czytać jawnie. Dlatego czasami zamykała się na dłuższy czas w toalecie i tam czytała Pismo.
Janina Szczurek, polska krawcowa, która została zmuszona do pracy dla Rudolfa Hössa, dowódcy Auschwitz‐Birkenau, opowiada, że pewnego dnia dzieci komendanta bawiące się w ogrodzie ich willi i podglądający pracę więźniów, poprosiły, aby uszyła im opaski z oznakami, jakie nosili więźniowie. Klaus, najstarszy syn Hössa, nałożył sobie opaskę z napisem „kapo”. Pozostałe dzieci miały swoje oznaczenia. Zadowolone biegały po ogrodzie, dopóki nie napotkały swojego ojca, który pozrywał im te „ozdoby” i zakazał takich zabaw.
Największe wrażenie robi jednak relacja Heleny Kłysowej dotycząca
postaci Gerharda Palitzscha – jednego z największych oprawców w Au‐schwitz. Zjawił się w obozie w maju 1940 r. razem z transportem 30 niemieckich więźniów – kryminalistów, którzy mieli objąć funkcje w two‐rzącym się obozie koncentracyjnym. Miał wtedy 27 lat.
Przypisuje mu się śmierć tysięcy ludzi, których zabijał w Bloku 11 i przy Ścianie Śmierci. Uczestniczył w egzekucjach Żydów i Cyganów. Był jednym z organizatorów i wykonawców pierwszego gazowania więźniów w Auschwitz. W 1943 roku . został jednak oskarżony przez przełożonych z SS o korupcję oraz współżycie z żydowskimi i cygańskimi kobietami (według relacji świadków były to gwałty). Według terminolo‐gii nazistowskiej deprecjonował rasę aryjską. Ostatecznie został usunięty z SS i w 1944 r. poległ w okolicach Budapesztu.
Wspomniana przeze mnie Helena Kłysowa opowiada o chorobie żony Palitzscha, która była hospitalizowana w Katowicach. Palitzsch często do niej jeździł. Po jednej z takich wizyt polska opiekunka usłyszała głośny płacz, który przeszedł w żałosne skowyczenie. Esesman wszedł do poko‐ju dzieci, zaczął tulić je i całować, mówiąc przy tym, że nie mają już mat‐ki.
Czytam tę relację i zastanawiam się, czym był płacz tego człowieka?
Świadectwem ludzkich uczuć jednego z oprawców z Auschwitz czy też dowodem na to, że nasze życie emocjonalne jest jednym, a moralność czym zupełnie innym? Nie wiem.
KS. ADAM BŁYSZCZ CR
Tekst ukazał się w portalu Deon.pl z okazji 70. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz.
P
Wiara
Strona 12
Bogdan Jański (IV)
Czy Sługa Boży Bogdan Jański, założyciel zmartwychwstańców żyjący bez mała dwieście lat temu, może nas czegokolwiek nauczyć? W Jego krótkim życiu nie brakuje momentów mogą‐cych nieco oświetlić nasze zagmatwane ścieżki. Prezentujemy kolejny odcinek rozważań o założycielu Zgromadzenia Księży Zmartwychwstańców.
Jański nie był pisarzem, chociaż utrzymywał się częściowo dzięki temu, co napisał dla fran‐
cuskich czasopism. Pozostały po nim listy, artykuły. A przede wszystkim Dziennik. Jego tekst dostępny jest na stronie Biblioteki Internetowej Zmartwychwstańców (http://biz.xcr.pl). Bę‐dziemy jego fragmenty czytać także w trakcie środowych kolacji wielkopostnych. Radio Emaus przygotowuje rów‐nież serię audycji poświęconych Słudze Bożemu Bogdanowi Jańskiemu, których osnową będzie Dziennik.
REDAKCJA
Dziennik osobisty
okół Dziennika niepotrzebnie narosło spo‐ro sensacyjności, jakoby w nim ukryty zo‐stał – zazdrośnie strzeżony przez właścicie‐
li archiwum – klucz do zrozumienia Wielkiej Emigra‐cji. Owszem, Dziennik jest osobliwy i niezwykły w swej szczerości: pisany był bowiem tylko z myślą o własnym odrodzeniu, a więc miał służyć wyłącznie samemu autorowi i przeznaczony był tylko dla niego samego, dla nikogo więcej: Co piszę i napiszę, piszę dla siebie. Jest to więc dzieło na wskroś osobiste i intym‐ne, w moralnym, religijnym i duchowym znaczeniu. Jański, rejestrując z detalami (i bez szyfru) swoje mo‐ralne słabości, upadki, przejawy egoizmu, pychy i cielesności, chciał gruntownie poznać siebie, aby w ten sposób dźwignąć się wzwyż: „w celu doskona‐lenia się, codziennego kontrolowania swych czynów, by znalazły się w harmonii z jedynym uczuciem, dzię‐ki któremu wiążę się z naszą świętą wiarą”.
W tym wielkim procesie „dźwigania się” nie zamykał się jednak w sobie, lecz włączył się z całą pasją społecznika i konwertyty w służbę rodakom. Na stronach Dziennika aż gęsto od nazwisk emigrantów. Próżno jednak szukać jakiegoś opisu życia społeczne‐go, barwnych obrazów Paryża: nie ma żadnej charak‐terystyki sławnych ludzi, z którymi się spotykał, roz‐mawiał, współpracował, przyjaźnił; nie ma też żad‐nych relacji z rozmów z nimi. Dziennik nie jest pro‐wadzony systematycznie, posiada ogromne luki. Pierwszy zapis nosi datę 20 października 1828 roku, Warszawa; ostatni opatrzony jest datą: 13 grudnia 1839, Paryż. Ostatnie słowa Dziennika brzmią: Boże, dopomóż mi! (…)
Dziennik z natury swej nie był przewidziany na użytek zewnętrzny, skoro autor pisał go wyłącznie dla swoich potrzeb (a niewykluczone – o czym wspomina – że zapiski te miałyby być wykorzystane w jakimś czasopiśmie do publikacji cyklu pt. Listy
jawnogrzesznika nawróconego) rodzi się – bynajmniej niebanalne – pytanie, czy spadkobiercy mają prawo wynosić na zewnątrz to, co ich założyciel chciał jed‐noznacznie zatrzymać tylko dla siebie: „Gdybym wie‐dział, że za jaki tydzień mam umrzeć, przygotował‐bym i załatwił wszystkie interesa, pokończył pisma, inne – dla uniknieni po sobie skandalu szkodliwego drugim – poniszczył”. Czy publikując te żenujące jed‐nozdaniowe notki, te szokujące „chwytania siebie na gorącym uczynku”, nie obdzieramy go z pewnej in‐tymności, jaka należy się każdemu człowiekowi, tym bardziej temu, który legł u fundamentów zgromadze‐nia zakonnego? Czy podając do publicznej wiadomo‐ści rachunku sumienia i registry wyznawanych grze‐chów, nie ocieramy się o tajemnicę spowiedzi? Owszem – jak zauważa Andrzej Jastrzębski – Dziennik ten „przypomina nas samych, mówi jakby o naszych ambicjach, nadziejach i zawodach, odsłania nasze przegrane życiowe, pozostawia ten sam niedosyt i wreszcie e ukryte pragnienie bycia lepszym”. Jeszcze bardziej lapidarnie ujął to Hieronim Kajsiewicz: „Za‐piski jego dowodzą, jak głęboko czuł i widział”.
KS. KAZIMIERZ WÓJTOWICZ CR
Droga charyzmatyczna Bogdana Jańskiego, Kraków 2007, str. 3–39
W
Wspólnota Chrystusa Zmartwychwstałego „Galilea"
zaprasza na Mszę św. i modlitwę o uzdrowienie
12 lutego o godz. 18:30 w kaplicy Matki Bożej Łaskawej
Korespondencja
8‐2‐2015 Strona 13
Z Ojcami Kościoła za pan brat
Rok 3, odcinek 5
Akwarium, akwarianie i akwaryści
Uczestniczyłem swego czasu w jakiejś rodzin‐
nej i niezwykle urodzinowej obiado‐serniko‐torto‐kolacji. Długo się siedziało, długo się gadało. Wiado‐mo, że kolejność poruszanych tematów jest zawsze przy takich okazjach taka sama: 1) gastronomia („aj, nie wyszedł mi dzisiaj ten sernik, za długo w piecu siedział”, 2) zdrowie („bardzo dobry lekarz, tak mnie, wiesz, dokładnie zbadał, zapisał”), 3) polityka („a bo kto to ich zrozumie”) 4) Kościół lokalny („nie, no nasz proboszcz, to wiesz…”).
Byliśmy już w sekcji 4. Uciekałem co prawda raz po raz z dyskusji, wymigując się obowiązkami taksówkowymi („nic nie pijesz, odwieź babcię”). Ale trafiłem na fragment o ampułkach. I odkryłem, że starożytna sekta akwarian nadal dobrze się miewa:
‐ A u nas proboszcz to niby że tego, że nic. Ale jak jest Msza św. to sobie zawsze naleje tego wina tyle. A z tej ampułki, co jest w niej woda, to prawie nic. Jedna kropelka. Ja już go kilka razy przyuważyłam. Zawsze tak samo. Wina prawie tyle co mu kościelny do ampułki wlał, a wody tylko dwie krople.
Ciocia ogłaszająca wyniki swojego nad pro‐boszczem prywatnego dochodzenia, nie wiedziała zapewne, że byli i w starożytności tacy, co chcieli na samej wodzie Eucharystię sprawować. W historii funkcjonują pod nazwą akwarianie i nie należy ich mylić, z Bogu ducha winnymi, akwarystami. Ci pierwsi to heretycy, ci drudzy mają akwaria i hodują w nich gupiki i glonojady.
A jednym z pierwszych tekstów, który się w związku ze sprawą akwarian pojawił, jest tak zwa‐ny List 63 św. Cypriana z Kartaginy, o którym to Cy‐prianie chcemy dzisiaj opowiedzieć. Ale może zanim opowiem, to oddam głos samemu Cyprianowi, który wyjaśni nam, czego ma być więcej, czy wody i wina. I czy proboszcz wyżej wzmiankowany dobrze czynił, z obu ampułek korzystając:
Ponieważ Jezus Chrystus niósł nas wszystkich i grzechy nasze nosił, dlatego widzimy, że wo‐da oznacza lud, wino zaś krew Chrystusa. Gdy więc w kielichu wino z wodą jest zmieszane, to lud staje się jedno z Chrystusem i rzesza wier‐nych jednoczy się i łączy z Tym, w którego uwierzyła. To zjednoczenie i złączenie wody i wina w kielichu Pana przez zmieszanie tak się dokonuje, że owej mieszaniny już nie moż‐
na od siebie oddzielić. Dlatego też nic nie zdo‐ła Kościoła, tj. będącego w Kościele ludu, jeśli wiernie i mocno trzyma się tego, w co uwie‐rzył, odłączyć od Chrystusa; będzie się go stale trzymać i jego miłość będzie nierozerwalna. Nie można więc przy święceniu kielicha Pana ofiarowywać tylko samą wodę, ani też samo wino. Jeśli bowiem ktoś ofiarowuje samo wi‐no, to krew Chrystusa pozostaje bez nas, jeżeli zaś ofiarowuje się samą tylko wodę, to lud jest bez Chrystusa. Skoro zaś oba się zmiesza i przez to wzajemnie się złączy, dopełnia się duchowa i niebiańska tajemnica. Dlatego kie‐lich Pana nie jest ani wodą, ani samym winem, lecz jedno z drugim należy zmieszać. Jak ciało Pana nie może być tylko samą mąką lub samą wodą, lecz są one ze sobą złączone i spojone i na jeden chleb wyrobione, tak również i ta ta‐jemnica wyraża zjednoczenie naszego ludu. Jak wiele ziaren razem zebranych, zmielonych i zmieszanych staje się jednym chlebem, tak też pamiętajmy, że Chrystus, który jest niebie‐skim chlebem, jest jednym ciałem, z którym jest zjednoczona i złączona cała nasza liczba.
(Cyprian z Kartaginy, List 63) Oto i Cyprianowe wyjaśnienie. Dworuję sobie
oczywiście sympatycznie z moich wspaniałych i ko‐chanych ciotek z sekty awarian. Ale uświadomiła mi ta rozmowa o ampułkach jedną rzecz – jak my bardzo mało wiemy o liturgii, jak mało wiemy o tym, skąd się wzięły pewne gesty, cóż one oznaczają, jak powinny być wykonane. My, którzy przewodniczymy liturgii, musimy jako pierwsi je sobie przypominać. Trzeba nam pamiętać i studiować, co oznaczają dane gesty, słowa. Ale i katechezy liturgicznej nigdy dość.
Wracam do Cypriana. Urodził się ok. 210 roku. Prowadził cokolwiek nieświęty żywot. Nawrócił się i przyjął chrzest w wieku 35 lat. Przyjął święcenia kapłańskie, a krótko potem został wybrany biskupem swojego miasta. Musiał zmagać się z wieloma zagad‐nieniami, z których najtrudniejsze związane było z kwestią „upadłych” (lapsi). Chodziło o chrześcijan, którzy w okresie prześladowań w jakiś sposób zgrze‐szyli przeciwko wyznawanej wierze. Cyprian musiał zmierzyć się z ruchem schizmatyckim, który stosował
Korespondencja
Strona 14
inną dyscyplinę w przyjmowaniu „upadłych” z powro‐tem na łono Kościoła. Zapisał się na kartach Kościoła jako biskup, który potrafił połączyć łagodność ze sta‐nowczością, surowość z miłosierdziem. Był zatem przeciwieństwem opisanego w poprzednim odcinku Tertuliana, surowego i niemalże bezwzględnego w stosunku do grzeszących. Cyprian sam zginął śmiercią męczeńską, stając się, jak głosi znane powie‐dzenie „pierwszym biskupem, jaki w Afryce zdobył koronę męczeństwa”.
Wspominaliśmy o tym, że był przeciwień‐stwem Tertuliana. Ale tylko, jeśli chodzi o charakter. W teologii zależał kompletnie od niego, swoje na‐uczanie budował na tertulianowym. Św. Hieronim notuje w jednym ze swoich pism, że nie kończył dnia, bez przeczytania choćby kilku linijek z Tertuliana. Kiedy prosił o podanie mu któregoś z pism Tertuliana, to zwracał się do swojego ucznia słowami: „Podaj mi mistrza”. Nie znajdziemy zatem zbyt wielu odkryw‐czych myśli w jego twórczości, nie odnajdziemy ge‐nialnych intuicji, ale chyba nie o to Cyprianowi w jego twórczości chodziło. Nacisk kładł na pracę duszpa‐sterską i taki właśnie charakter ma większość jego dzieł. W tym też leży wielkość Cypriana – rozpoznał swoje talenty i użył ich w sposób właściwy, bo paste‐rzem był pierwszorzędnym i wspaniałym.
Jeden z tematów najczęściej powracających w jego pismach jest temat jedności Kościoła, ważności roli jaką ma do odegrania Rzym. Pamiętajmy o kon‐tekście w jakim powstawały jego pisma, (por. cho‐ciażby wzmiankowany wyżej problem lapsi) – jak ważną sprawą było zachowanie jedności wiary, nauki i komunii! To w takim właśnie kontekście padają słynne słowa, które zapewne nie raz słyszeliśmy: "po‐za Kościołem nie ma zbawienia" (List 4,4 i 73,21) i że "nie może mieć Boga za ojca ten, kogo matką nie jest Kościół" (O jedności Kościoła Katolickiego, 4). Ich au‐torem jest właśnie Cyprian, walczący o zachowanie miłości i jedności w starożytnej Kartaginie, podzielo‐nej na tych, którzy dopuszczali pokutę i na rygory‐stów, odrzucających możliwość powrotu lapsich na łono Kościoła.
Tematem poruszanym przez Cypriana, aktual‐nym do dziś, tematem takim, który może nas bardziej zainteresować jest sprawa modlitwy. Mówi o tym Benedykt XVI w swojej o Cyprianie katechezie:
Lubię szczególnie jego książkę o „Ojcze nasz”, która bardzo pomogła mi lepiej zrozumieć i lepiej odmawiać "modlitwę Pańską": Cyprian naucza, że to właśnie w "Ojcze nasz" chrześci‐janin otrzymuje wskazówkę, jak ma się mo‐dlić; i podkreśla, że modlitwa ta jest w liczbie mnogiej, "aby modlący się, nie modlił się jedy‐nie za siebie. Modlitwa nasza – pisze – jest pu‐bliczna i wspólnotowa, a kiedy modlimy się, nie modlimy się za jednego tylko, ale za cały lud, albowiem z całym ludem stanowimy jed‐no" (O modlitwie Pańskiej, 8). Tym samym
modlitwa osobista i liturgiczna jawią się jako silnie związane z sobą. Ich jedność wypływa z faktu, że odpowiadają one na to samo Słowo Boże. Chrześcijanin mówi nie: "Ojcze mój", ale "Ojcze nasz", nawet w ukryciu zamkniętego pokoju, wie bowiem, że w każdym miejscu i w każdej sytuacji jest członkiem jednego i te‐go samego Ciała.
I z tym Państwa zostawiam. Z Cyprianowo‐
Benedyktową myślą o modlitwie. Módlmy się zatem, jedni za drugich, dzielnie i wytrwale i szczerze, z wielką wolnością mówiąc Bogu o wszystkim, co nam leży na sercu, bo przecież Bóg „słucha serca, a nie ję‐zyka (non vocis sed cordis auditor est)". A kto hoduje rybki – niech pomodli się za wszystkich starożytnych zmarłych z sekty akwarian. |
BR. SZYMEK
Modlitwa chorego
Jezu, który przez oprawców byłeś biczowany Wyszydzany, opluwany i cierniową koroną
ukoronowany Zmiłuj się nade mną
Jezu, który przez Piłata na śmierć
zostałeś wydany Między złoczyńcami na krzyżu powieszony
Zmiłuj się nade mną
Jezu, Ty, który okrutne męski na krzyżu aż do skonania znosiłeś
Dodaj mi sił, abym i ja z pokorą w chorobie mej cierpienia znosił Dopomóż mi, Jezu
Jezu, spraw, abym od najbliższych miłości
doznawał Tak jak nauczyłeś, abyśmy się wszyscy miłowali
Jezu, wysłuchaj mnie
Jezu spraw, abym mógł o własnych siłach poru‐szać się jak najdłużej
Jezu, miej mnie do końca życia w swej opiece Jezu, wysłuchaj mnie
Proszę Ciebie o to, niegodny sługa Twój B.N.
Poznajmy się
8‐2‐2015 Strona 15
KWESTIONARIUSZ PARAFIAN wypełnili
Maria i Wojciech Walczykowie
O sobie: Jesteśmy małżeństwem 40 lat. Mamy jednego syna, ale za to dwoje wnucząt. W parafii Zmar‐twychwstania Pańskiego zamieszka‐liśmy w 1998 roku. Tu znaleźliśmy po kilku latach swoje miejsce, a także przyjaciół. Pracujemy obec‐nie w Radzie Duszpasterskiej w ko‐misji ds. Małżeństwa i Rodziny. Wie‐le lat temu wybraliśmy dla naszego małżeństwa drogę wzrostu i rozwo‐ju duchowości małżeńskiej, jaką proponuje ruch E.N.D. (Equipes Notre‐Dame). Idziemy razem przez życie, wzajem‐nie się wspierając i dopingując w drodze do zbawienia. Pomagają nam w tym coroczne rekolekcje, a na co dzień wspólna modlitwa.
Angażujemy się w życie parafii, ponieważ uważamy, że przynależ‐ność do Kościoła Chrystusowego zobowiązuje nie tylko do dumy, ale przede wszystkim do pracy na rzecz wspólnoty.
Przez nasze zaangażowanie może‐my nie tylko pomagać, ale też dać świadectwo wiary.
Najbardziej lubimy w parafii msze święte z udziałem naszego wspania‐łego chóru „Zmartwychwstanie”.
Cenimy zmartwychwstańców za to, że będąc wierni charyzmatowi zgromadzenia, pracują z oddaniem nad zmartwychwstaniem społe‐czeństwa, podejmując i realizując – mimo wielu trudności – także inicja‐tywy proponowane przez parafian. Tak powstała przecież świetlica dla dzieci i wspólnota „Nie Jesteś Sam” gromadząca seniorów.
Drażni nas u parafian bierność i to, że na zakończenie mszy świętej nie potrafią ofiarować trzech minut, by śpiewem uwielbić Pana Boga. Może pozostanie celebransa podczas tego śpiewu byłoby dobrym przykładem?
W niedzielę uczestniczymy we mszy świętej, do której przygotowujemy się, czytając w domu wybrane frag‐menty Pisma Świętego. Od lat od‐mawiamy modlitwę Anioł Pański z Ojcem Świętym. Niedziela to dla nas także czas odpoczynku.
Modlimy się razem, polecając Panu Bogu nasze radości i smutki. Pamię‐tamy, by w modlitwie nie tylko pro‐sić, ale także dziękować i wielbić Boga, który jest Miłością.
90‐lecie parafii to czas refleksji: jak każdy z nas wpisał się w życie wspólnoty. Dziękujemy Panu Bogu, że jesteśmy w tej parafii i możemy aktywnie uczestniczyć w jej życiu duszpasterskim.
Życzymy parafianom otwartości na sprawy Boże i odważnego świad‐czenia wiary, do czego zachęca nas Papież Franciszek.
Pielgrzymka do Włoch
CEL – CAŁUN TURYŃSKI
(Ostatnia szansa zobaczenia w tym roku)
Śladami św. Jana Bosco i św. Dominika Savio
Sanktuaria włoskich Alp
Termin 15‐21.06.2015 r. W programie:
Tarvisio
Gora Lus‐sari
Magenta
Mesero
Mediolan
Turyn
Castelnuovo Don Bosco
Mondonio
Certosa di Pavia
Oropa
Chur
Cena: 1680 zł + 80 euro zawiera: 6 noclegów (pokoje 2‐3‐osobowe z łazienkami) + 6 śniadań + 5 obia‐doklacji, przejazd komfortowym autokarem, ubezpieczenie, opiekę i informację turystyczną pilota.
Więcej informacji w gablotach i na stronie WWW parafii.
ZAPRASZAMY!
Dla dzieci
Strona 16
O kreciku Zdzisiu
Żył sobie krecik imieniem Zdziś, który miał bardzo chore nogi. Zawsze z zazdrością obserwował inne zwierzątka, które mogły biegać, bawić się i skakać. On zaś siedział w kącie, a wtedy nikt z bawiących się nie widział wielkich łez, które płynęły z jego oczu. Któregoś dnia, kiedy wiewiórki, liski, kreciki i zajączki bawiły się wesoło jak zwykle, przyleciała mądra sowa. Tylko ona zauważyła małe stworzonko siedzące w kąciku pod drzewem i kapiące z jego oczu łzy. Żal jej się zrobiło krecika. Przysiadła tuż obok niego na rozłożystej gałęzi i rzekła:
- Zdzisiu, nie płacz. Przecież nie wszystko jeszcze stracone. - Zdziś nastawił uszu, ponieważ sowa była bardzo mądra.
- Słyszałam o takim lekarzu - ciągnęła dalej sowa - który leczy nogi, ale mieszka bardzo daleko stąd. I trzeba go szukać. Gdybyś mógł się z nim spotkać na pewno by cię wyleczył...
Zdziś postanowił spróbować. Wprawdzie wielu lekarzy go już oglądało, ale tym razem nabrał dziwnej nadziei. Mądra sowa mówiła, że nie jest to zwykły lekarz. A skoro tak, nie było się nad czym zastanawiać. Jeszcze tego samego dnia krecik spakował tobołek.
- Jeśli ten lekarz mi nie pomoże - mruczał pod nosem - to nie zrobi tego już nikt więcej.
Skoro tylko nastał wieczór, Zdziś wyczołgał się z norki i pokuśtykał w podróż. Nogi bardzo go bolały, posuwał się powoli i często musiał odpoczywać. Czasem aż zaciskał z bólu ząbki, mimo to szedł dalej.
Po drodze pytał napotkane zwierzątka, czy nie widziały owego nadzwyczajnego doktora, ale odpowiedzi były bardzo różne. Niektóre zwierzątka zaprzeczały nawet istnieniu Wielkiego Lekarza, inne pokazywały kierunek często mylny. W końcu krecik już naprawdę nie wiedział, dokąd iść. Zwiesił smętnie główkę, załamany usiadł pod drzewem i zaczął płakać. Nagle usłyszał trzepot skrzydeł sowy.
- O, tu jesteś! Czy znalazłeś Wielkiego Lekarza? - zapytała sowa.
- Nie i nie wiem, gdzie go szukać - odparł krecik.
Wtedy sowa ze zdziwieniem popatrzyła na nogi krecika.
- Ale tobie lekarz już nie jest potrzebny! Twoje nogi są zdrowe, tylko jeszcze trochę słabe.
Szukając Lekarza, ćwiczyłeś mięśnie nóg mimo bólu i te ćwiczenia ci pomogły. Jakież to dziwne! Jakież to niezwykłe!
I rzeczywiście, krecik mógł chodzić coraz dłużej i dalej, a ból stawał się coraz mniejszy. Wkrótce mógł bez przeszkód bawić się ze swoimi leśnymi przyjaciółmi, którzy teraz baczniej zwracali uwagę na to, czy ktoś nie jest smutny.
Czasem wystarczy szukać, a to, czego szukamy, zo‐stanie nam dane po drodze cicho i niepostrzeżenie.
Opowiadanie pochodzi ze strony http://adonai.pl/opowiadania/bajki