11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew

8
z Danielem Rycharskim rozmawia Łucja Malec-Kornajew BO LUDZIE oczeKiwali nowego święta

Transcript of 11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew

Page 1: 11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew

z Danielem Rycharskim

rozmawia Łucja Malec-Kornajew

Bo luDzie oczeKiwali nowego święta

autoportret 4 [39] 2012 | 63

Page 2: 11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew

przez twoich sąsiadów – o tajemniczych zwierzę-

tach z lasu...

D.R.: Pierwszym impulsem były niesamowite opowieści babci i dziadka, które pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Zwłaszcza pewna mrożąca krew w żyłach historia, której okropnie się wtedy bałem – o tym, że na bagnach żył dziwny ptak, który przerażająco krzyczał. Teraz wiem, że takie stwory to tzw. kryptydy [czyli tajemnicze zwierzęta, znane z ustnych przekazów, np. potwór z Loch Ness – Ł.M.-K.]; są nawet badacze, którzy zajmują się tropieniem podobnych zjawisk. Potem, w okresie studiów, też interesowałem się zwierzętami. Zrobiliśmy wtedy projekt ze Sławkiem Shutym, który polegał na tym, że kupowaliśmy fałszywe zdechłe lisy (futra) i je rozrzucaliśmy. To był nie całkiem mój obszar, nie do końca też to przemyśleliśmy. Zaczą-łem wtedy coraz częściej jeździć na wieś, do dziadków, nagrywać opowiadane przez nich historie. Dotarło wtedy do mnie, że mam szansę otrzymać na wsi pracownię – nie taką, jak w Krakowie, gdzie artyści zamykają się w kilku czy kilkunastu metrach kwa-dratowych jakiegoś pomieszczenia, ale taką liczoną w kilometrach przestrzeni [śmiech]. Wtedy też pomyślałem, że zwierzęta, które zaczynam malować, są zapowiedzią zmiany dla mnie, jak w Konopielce Redlińskiego, którą też się inspiruję. Tam zmianę zapowiadają narodziny dwugłowego cielaka.

Ł.M.-K.: Co sądzą o tych zwierzętach ludzie miesz-

kający w Kurówku?

D.R.: Generalnie wszystkim się one podobają. Ale słyszałem też na przykład komentarze, że są one wynikiem badań nad zwierzętami modyfikowanymi genetycznie. Teraz dużo się mówi o żywności genetycznie modyfikowanej, na przykład o kukurydzy, a w Kurówku dzisiaj wszyscy ją uprawiają.

Ł.M.-K.: Zwierzęta, takie wyestetyzowane jak

u ciebie, to temat chyba dość neutralny, przyjemny

dla oka. Nic dziwnego, że nie wzbudza kontrowersji.

A jak ludzie reagowali na twoje Kapliczki, w których

na drzewach – w obramowaniu przypominającym

małe domki – umieszczałeś najpierw symbole

inspirowane kulturą masową zrobione z narzędzi

rolnicznych, potem rysunki ptaków, a na końcu

wizerunki ludzi? Wchodzisz w tym projekcie w sferę

sacrum, bardzo ważną na wsi (choć często trakto-

waną powierzchownie) i drażliwą w Polsce.

D.R.: Gra tych symboli zrobionych z narzędzi rolniczych nie została zrozumiana na wsi, więc z niej zrezygnowałem. Te domki z sym-bolami ktoś po prostu zdjął, poznikały. Ale trzeba zacząć od tego, po co powstały Kapliczki. Chciałem zrobić projekt, w którym miesz-kańcy mogliby spojrzeć na siebie z większego dystansu i zrozumiałem, że muszę znaleźć jakiś kod kulturowy, którym oni się posługują. W Kurówku jest taka tradycja, że wiesza się na drzewach kapliczki. Przez długi czas pokuto-wało tu myślenie, że Kurówko jest beznadziej-nym miejscem. Postanowiłem coś z tym zrobić. Umieściłem w końcu w kapliczkach ludzi. Zrozumiałem: siebie muszą zobaczyć w tym świętym miejscu, nie Chrystusa.

Ł.M.-K.: Nie potraktowano tego jak bluźnierstwa?

D.R.: Nigdy takich słów nie słyszałem – a zawsze były dla mnie ważne opinie odbiorców, inaczej ten wiejski street art nie zadziała. Co więcej, to wśród ludzi pojawiły się głosy, żeby kapliczki rozbudować. Ktoś, nie pamiętam kto, zasugero-wał, że dobrze byłoby zbudować coś w większej skali. Miałem problem z miejscem, bo nie mam swojej własnej ziemi, pan sołtys Edmund Pesta podarował mi więc dziesięć arów. I kiedy po pierwszych artystycznych działaniach pojawiły się te wszystkie publikacje, wywiady, ludzie za-częli myśleć inaczej o Kurówku. Zaczęli myśleć, że tam też się coś dzieje.

Bo luDzie oczeKiwali nowego święta

Kilka lat temu, tuż po studiach, Daniel Rycharski

przeprowadził się do wsi Kurówko koło Sierpca

w województwie mazowieckim, gdzie mieszkają

jego dziadkowie. Realizuje tam prace adresowane

do lokalnej społeczności, powstające przy jej współ-

udziale i z myślą o realiach życia na wsi. Wszystkie

jego działania artystyczne, a także praca naukowa

zdają się układać w jeden wielki projekt poświęcony

wsi – Kurówku i jego mieszkańcom.

Artysta stworzył m.in. cykl murali przedstawiających

zwierzęta – hybrydy (prezentowany niedawno na

wystawie Street art na wsi w toruńskiej Galerii Wozow-

nia), cykl nadrzewnych instalacji – Kapliczek – w prze-

strzeni publicznej wsi, multimedialnego Stracha na

dziki i ptaki, kręci też filmy o Kurówku i nagrywa tam

audycje. Tej jesieni rozpoczyna działalność jego wiej-

ska Galeria Kapliczka, w której prace będą wystawiać

profesjonalni polscy artyści i lokalni twórcy.

ŁuCjA MAleC-KoRNAjeW: Zacznijmy od

matematyki. Ile jest twoich malowideł zwierząt na

ścianach w Kurówku i okolicach?

DANIel RyChAlSKI: Straciłem już rachubę. Kilkadziesiąt, może do setki. Pierwsze hybrydy powstały w gospodarstwie moich dziadków i nie planowałem malować ich więcej. Ale sąsiedzi, którzy ich odwiedzali, prosili, żeby u nich też coś namalować. Zacząłem się więc powoli ośmielać i malować wszędzie. Trudno mi dokładnie je policzyć, także dlatego, że nie wszystkie się zachowały. Część z nich na przykład malowałem we wnętrzach szop, a na wsi jest taki zwyczaj, że te pomieszczenia w środku się bieli, nawet kilka razy do roku. Zdarzało się więc tak, że ktoś zamalował na biało moje hybrydy. Ktoś inny z kolei położył na budynku nowy tynk. To jest projekt ciągły i jeśli tylko wiem, że mam okazję namalować nowe zwierzę, to maluję.

Ł.M.-K.: Czym się inspirujesz przy malowaniu swo-

ich hybryd? Czytałam o historiach opowiadanych

autoportret 4 [39] 2012 | 63

Page 3: 11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew

Ł.M.-K.: Czy było komentowane to, że w Strachu

na dziki i ptaki telewizor stoi pod baldachimem,

jak w kościele, na stole nakrytym obrusem, jak

w święto?

D.R.: Dziki to jest realny problem w Kurówku, ryją pola pod lasem. Była potrzeba stworzenia stracha na dziki i ja coś zaproponowałem. Telewizor pojawił się dlatego, że jeszcze kilka lat temu ludzie na wsi się spotykali – podczas dożynek czy spontanicznie. A teraz mają tele-wizory. Wpadłem więc na pomysł, żeby w tej pracy umieścić na najważniejszym miejscu właśnie telewizor. Zrobiłem ognisko, pokaz filmów i przyszło bardzo dużo ludzi. To oni zaproponowali, żeby ubrać zaprojektowaną przeze mnie konstrukcję w kwiaty i wstążki, a stolik przykryć obrusem.

Ł.M.-K.: A gdybyśmy mówili po prostu o reakcjach

na widok twoich murali i pozostałych prac?

D.R.: Na początku były zdecydowanie pozy-tywne. Nauczycielka historii ze wsi Kurowo niedaleko Kurówka, pani Anna Górczyńska, cieszyła się, że na przystankach zamiast brzyd-kich słów są zwierzęta. Jakaś inna pani jechała

w nocy samochodem i zobaczyła w świetle reflektorów namalowaną przeze mnie kaczkę, zatrzymała się więc i czekała, aż kaczka przejdzie przez drogę. Pan Jasiu Żmiejewski, u którego namalowałem lisokrólika, widział zdjęcia murali i bardzo się z nich cieszył. Kie-dy na przystanku w Kurówku namalowałem bocianoszczura, dzieci z Kurówka przyszły tam ze szczoteczkami i zaczęły go zmywać, a wtedy pojawiła się pewna pani Jasia i je przegoniła – bo jak można zmywać coś tak ładnego. Gdy malowałem na ścianie opuszczonego budynku za Kurówkiem wielką kurę z rogami jelenia, obserwował mnie pewien pan, który podje-chał do mnie w końcu i zagroził, że jeśli nie przestanę tego robić, wezwie syna nieżyjących właścicieli budynku. W przypadku Galerii Kapliczka dla ludzi jest jasne, że to kapliczka i galeria. To samo tyczy się Stracha na dziki i pta-ki, choć w tym wypadku część osób uważała, że ten strach nie zadziała i dziki i tak przyjdą.

Ł.M.-K.: Marzysz o stworzeniu nowej sztuki wiej-

skiej. jak chciałbyś do tego doprowadzić?

D.R.: Nowa sztuka ludowa zaczęła się trzydzie-ści lat temu w Lucimiu, kiedy artysta zaczął

się coraz bardziej odsuwać, a mieszkańcy coraz bardziej angażować. Kultura wiejska teraz umiera, młodzi ludzie wyjeżdżają, bardziej interesują się miastem niż miejscem, z którego pochodzą. Wieś staje się dla nich inną planetą; dlatego zresztą nakręciłem film Kurówko, w którym wieś jest właśnie w taki kosmicznie tajemniczy sposób przedstawiona. Artyści z kolei wyjeżdżali zawsze na wieś – znamy to ze sztuki światowej i polskiej. Osieki, Łazy pod Koszalinem – tam w latach 60., 70., 80. jeździli wszyscy artyści i robili fajne projekty, ale nie traktowali ludzi tam mieszkających podmio-towo. Natomiast kiedy przeczytałem manifest artystów z Lucimia, który mówi o sztuce spo-łecznej, okazało się, że spełniałem bardzo wie-le z zawartych tam zasad, zupełnie o tym nie wiedząc. Na przykład to, że bardzo ważne jest dla mnie, żeby liczyć się z opinią społeczności na temat tego, co robię. Pracujemy razem; jeśli wam się nie podoba to, co robię, przestaję to robić. Mam takie marzenie, żebym mógł się odsunąć i żeby oni działali sami.

Ł.M.-K.: Pomogłeś dwóm dziewczynom z Kurówka

nakręcić teledysk do piosenki Madonny. Przy okazji

realizacji twoich projektów w Kurówku organizu-

jesz ogniska dla mieszkańców. Planujesz rozdać

aparaty fotograficzne ludziom ze wsi i poprosić ich

o zrobienie zdjęć w ramach Galerii Kapliczka, którą

otwierasz w październiku 2012 roku. Twoja dzia-

łalność momentami wygląda bardziej na animację

kulturalną niż sztukę.

D.R.: Mam świadomość, że tak się to może ko-jarzyć (ty też masz z tym problem) – bo to jest coś, czego krytycy sztuki nie umieją jeszcze na-zwać i opisać. A to nie jest animacja kultury, to są dzieła – działania. Opisał je Wiesław Smuż-ny z Grupy Działania. Są ujęte w Manifeście Sztuki Społecznej. To jest trochę jak święto, które ja ludziom proponuję (choć to może nie-zbyt ładna metafora); to jakbym przyjeżdżał do nich z przedstawieniem, występował przed

wsz

ystk

ie f

ot. w

art

.: d

. ryc

har

ski

Page 4: 11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew
Page 5: 11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew
Page 6: 11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew

nimi i proponował im udział. Dużą część tego, co robię, można nazwać dziełami – działaniami; na pewno jest to wiejski street art [mowa o muralach ze zwierzętami – Ł.M.-K.].

Ł.M.-K.: Czy nie masz poczucia, że prawdziwa sztuka

wiejska/ludowa powinna wynikać z potrzeby samych

ludzi, a nie być inicjowana i moderowana przez kogoś

z zewnątrz (w tym wypadku przez ciebie)?

D.R.: Uważam, że można coś zasiać. Myślę, że sytuacja na wsi jest teraz na tyle zła, że po-winna to zrobić jakaś osoba stąd, która gdzieś jeździła i nabrała tam jakichś doświadczeń – jak ja. Sztuka nie powstaje z niczego. Nawet dawna sztuka ludowa inspirowała się na przy-kład malowidłami z kościoła. Teraz ani disco polo (cokolwiek byśmy o nim nie myśleli), które rodzi się spontanicznie, na miejscu, ani wieńce dożynkowe, nie powstają w komplet-nym oderwaniu od czegoś z zewnątrz.

Ł.M.-K.: Czy ludzie potrzebują tego, co chcesz im

dać? Może wystarcza im do szczęścia ten telewizor?

D.R.: Na początku ludziom do szczęścia po-trzebny jest telewizor, dobra lodówka i pralka.

Ale to jest powierzchowne. Ludzie sami mówią mi, że brakuje im integracji. Kiedyś we wsi każdy dom miał dwa wejścia – od podwórka (nieoficjalne) i oficjalne, z ulicy. Od kilku, kilkunastu lat te wejścia od zewnątrz są za-murowywane. Ludzie odgradzają się od swoich bliskich. Brakuje spotkań, sytuacji, kiedy wie-czorami nie było co robić i ludzie opowiadali

sobie historie. Shuty o tym napisał w tekście O czym rozmawialiśmy pochyleni nad gorejącym sercem. Ja mam pewność, że takie inicjatywy, jak moje, są potrzebne. Ludzie sami mówią, że życie to nie tylko podstawowe funkcje bytowe. Pomijając to, co ja robię – w samym Kurówku tylko i okolicach – ludzie się angażują, coś się dzieje. Działa lokalny zespół muzyczny, w szkole był warsztat archeologiczny.

Rola Kościoła też się zmieniła. Dawniej wszyscy aktywnie brali udział w świętach, obrzędach religijnych, na przykład w po-grzebach. Teraz coraz mniej ludzi i coraz rzadziej chodzi do kościoła. Nie ma już nawet tzw. pustej nocy: czuwania przy zmarłym w jego domu, na które kiedyś przychodziło się tłumnie. Rola religii jest inna. A jednak potrzeba spotkania pozostała. I tu pojawiają się działania artystyczne, które zapełniają tę lukę czy niszę.

Nie jestem w stanie zmienić ceny chleba poprzez sztukę, ale mogę zmienić sferę marzeń, pragnień. Mogę sprawić, że ludzie

Page 7: 11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew

zaczną inaczej myśleć, inaczej postrzegać swoje miejsce, a to już jest bardzo dużo.

Ł.M.-K.: Nie obraź się, ale wydaje mi się, że w takim

podejściu – dajmy ludziom na wsi sztukę, oświećmy

ich – jest obecna spora doza wyższości człowieka

„obytego z kulturą” właśnie, człowieka z miasta.

Sam mówisz: moim celem jest zrobienie tam

kultury, której nie ma. Chcesz rozbudzić w ludziach

mieszkających na wsi potrzebę działania twórcze-

go. Rozumiem i popieram te intencje, ale czy nie

sądzisz, że to, iż tym ludziom coś się sugeruje, to

już jest pewien rodzaj zawłaszczenia, kolonializmu,

fałszu?

D.R.: Nie, to jest działanie inicjacyjne. Te projekty angażują ludzi na tyle, że nie istnieją bez nich. One też wynikają z ich pragnień, z tego, czego ludzie sobie życzą. Choć nie mam nic przeciwko kolonizacji, bo są takie obszary (nie tylko Kurówko!), gdzie mogliby przyjeż-dżać artyści i robić coś fajnego. Ja wyjecha-łem z miasta, bo czułem tam nadprodukcję artystyczną; czułem, że nie mam tam miejsca. Wszystkie moje działania wynikały z tego

miejsca [Kurówka – Ł.M.-K.], z jego potrzeb. Założeniem tego, co robię tutaj, jest poszerze-nie świadomości artystycznej mieszkańców. Ale to ludzie napędzają to, co robię, a nie ja. Ja tylko czekam na impuls.

Ł.M.-K.: ja z kolei często zastanawiam się nad tym,

że wieś jest w sztuce, w dokumentach filmowych

czy w dyskusjach o kulturze zwykle pokazywana

skrajnie: albo sielsko i nostalgicznie, albo jako

siedlisko zacofania, niemocy, biedy, może nawet

prymitywizmu. A przecież jest coś pomiędzy, co –

jak mi się wydaje – ty zauważasz i starasz się z tym

podejmować dialog. Co to jest?

D.R.: Tak, dokładnie tak jest. Strasznie nie podobała mi się ta sytuacja także w socjologii. To jest takie umiejscowienie dyskusji i myśle-nia o wsi pomiędzy wstydem a chłopomanią, jak pisze Monika Wejchert-Waluszko. Ja na wsi znalazłem wartości, które są mi bliskie. Na przykład etos rolnika. Rolnictwo to niepopu-larny współcześnie temat. Podobnie jak sama wieś – w mieście określenie „wiejski” ma jed-noznacznie negatywy sens. Dlaczego tak jest?

Ja mam zupełnie inne podejście, bo wiem, że rolnicy to są ludzie, którzy muszą mieć wiedzę z bardzo wielu dziedzin – botaniki, zoologii, meteorologii, chemii. Jeszcze w Krakowie zacząłem czytać Hezjoda i dowiadywać się wielu rzeczy związanych z rolnictwem. Teraz przygotowuję film na podstawie jego Pracy i dni – eposu o uprawie roli. Rolnictwo to rzeczywi-ście wyjątkowo trudna praca.

Ł.M.-K.: Co się wydarzyło przez ostatnie siedem lat,

od kiedy stworzyłeś grupę Duet ze Sławomirem

Shutym, że Twoje postrzeganie wsi/prowincji tak

radykalnie ewoluowało?

D.R.: Przede wszystkim dojrzałem jako artysta. Mamy z Shutym bardzo odmienne podejście do wsi. On jest nią zafascynowany, ale niezobo-wiązująco, żeby się nie pobrudzić. A przez to, że ja pochodzę ze wsi, inaczej ją widzę. To dwa podejścia: kolonizatora i człowieka stąd. Spo-tkanie z ludźmi ze wsi, praca z nimi – okazało się, że to jest to, czego potrzebuję. To mi daje bardzo dużą satysfakcję. Robię projekt arty-styczny i socjologiczny, który mnie uwrażliwia na drugiego człowieka. Bardziej mnie inspiru-je współczucie, konkretne miejsce niż kariera w Krakowie.

Ł.M.-K.: jak to się dzieje, że udaje ci się zachęcić

ludzi do udostępnienia budynków pod twoje

malowidła? Dorota Łagodzka, kuratorka twojej

wystawy w Toruniu, napisała w „Magazynie Sztuki”,

że „w końcu posiadanie namalowanego zwierzaka

w gospodarstwie stało się sprawą prestiżową”. To

trzeba umieć zrobić...

D.R.: Jest tak, że ludzie czekają na te wyda-rzenia, dlatego udało mi się tu zaistnieć. Bo ludzie oczekiwali, potrzebowali nowego święta (ja to tak nazywam). W zimie ozdobiłem przystanek, fotografowałem ludzi, którzy tam czekają, właśnie jako symbol oczekiwania na święta. To, co robię, to często impreza integra-

autoportret 4 [39] 2012 | 68

Page 8: 11. bo ludzie potrzebowali nowego święta. z danielem rycharskim rozmawia łucja malec kornajew

cyjna, powrót do tego, jak było kiedyś. A jeśli ktoś widzi moją sztukę jako po prostu dekora-cję, nie odbierając jej na drugim czy trzecim poziomie – to nie ma w tym nic złego.

Ł.M.-K.: Przy innych projektach wspierają cię też

mieszkańcy Kurówka – przy stawianiu Stracha

na dziki i ptaki, przy murowaniu Galerii Kapliczki.

W jaki sposób pozyskujesz tych ludzi dla siebie? Czy

może pomaga ci, że ludzie mieszkający w Kurówku

dobrze znają ciebie i twoją rodzinę, czy to cię jakoś

legitymizuje przed ludźmi ze wsi?

D.R.: Bardzo trudno jest działać na wsi, jeśli jest się z zewnątrz. Ludzie są podejrzliwi, boją się wyśmiania. Artyście z zewnątrz bardzo trudno wejść między ludzi, musiałby ktoś go wprowadzić. Dlatego rzadko się zdarza, że ktoś z zewnątrz może wejść między nich; jeżeli się to udaje, to może po wielu latach. Ja od początku byłem poza podejrzeniami, że przyjeżdżam ich wykorzystywać, bo stąd pochodzę, tutaj mieszka bardzo duża część mojej rodziny. Ale zdarzały się sytuacje, że komuś właśnie z mojej rodziny (a niemal połowa mieszkańców Kurówka jest ze mną spokrewniona) nie podobało się, że „robię na wsi sztukę” i docierały do mnie te uwagi.

Ł.M.-K.: W tekstach towarzyszących wystawie

Street art na wsi entuzjastycznie pisze się o tym,

że twoja sztuka zmienia coś w życiu mieszkańców

Kurówka. W podobnym tonie wypowiadają się

też Maria Niemyjska z galerii „Wozownia” w filmie

dotyczącym wystawy, który można obejrzeć na

Vimeo, i kuratorka Dorota Łagodzka w materiale

dla radiowej jedynki. Wygląda to aż zbyt idealnie,

by mogło być możliwe... Wydaje mi się, że można

o czymś takim marzyć, dążyć do tego, motywować

ludzi, ale czy można stwierdzić, że się już stało?

D.R.: Może faktycznie zbyt entuzjastycznie, bo czasem jest masa różnych problemów. Bywało tak, że nie każdy udostępniał mi szopę pod mu-rale. Albo też, kiedy robiłem Galerię Kapliczkę,

właścicielka ziemi, na której chciałem ją posta-wić, powiedziała, że się nie zgodzi. Ale zawsze powody były bardzo prozaiczne i nie miały nic wspólnego z czystą niechęcią. W przypadku kapliczki na przykład właścicielka chciała sprzedać tę ziemię. Kapliczka miała stanąć na małym jej kawałku i nowy nabywca miałby potem problem z manewrowaniem ciągnikiem.

Tutaj jest głód działania i głód kultury. Dbają tu o mnie, zachęcają, pomagają, bardzo rzadko się zdarza, żeby ktoś powiedział mi coś w oczy. Nie wiem, może dla wielu jestem nieszkodli-wym wariatem. Ale bardziej niż tego, że ktoś tak o mnie pomyśli, boję się tego, że wypady prasowe do Kurówka, które się ostatnio rozpo-częły, mogą wystraszyć ludzi. Choć oczywiście to działa w dwie strony. Ja sam nie oczekuję entuzjastycznych opinii.

Ł.M.-K.: Czy ludziom z Kurówka podoba się to, co

robisz? Podobno są dumni z tego, że ich miejsco-

wość staje się sławna.

D.R.: Jest mi miło, kiedy mówią reporterom, że są dumni.

Ł.M.-K.: Mieszkańcy Kurówka jeżdżą z tobą na

wernisaże?

D.R.: Była dopiero jedna wystawa, w Toruniu; pojawił się wtedy pomysł, żeby zorganizować wyjazd, ale to nie wypaliło, bo ja byłem bardzo zaangażowany w organizację samej wystawy. Ale przyjechało kilka osób z mojej rodziny i bardzo im się podobało – zwłaszcza mojemu dziadkowi, który pomagał mi przy pracach, na przykład wykonał konstrukcję według mojego pomysłu do Stracha na dziki i ptaki. Kiedy będzie następna wystawa, na pewno zorganizuję autobus.

autoportret 4 [39] 2012 | 68