01 King William - Przygody Gotreka i Felixa - Zabojca Trolli

download 01 King William - Przygody Gotreka i Felixa - Zabojca Trolli

of 237

Transcript of 01 King William - Przygody Gotreka i Felixa - Zabojca Trolli

William King

Przygody Gotreka i Felixatom I

ZABJCA TROLLITumaczy Grzegorz Bonikowski

Spis treciGEHEIMNISNACHT.............................................................................................. 3 (Geheimnisnacht)

WILCZY JEDCY ............................................................................................... 23 (Wolf Riders)

MROK POD WIATEM ......................................................................................... 62 (The dark Beneath the World)

ZNAMI SLAANESZA .......................................................................................... 98 (The Mark of Slaanesh)

CIEMNO I KREW ............................................................................................. 140 (Blood and Darkness)

WADCY MUTANTW ........................................................................................ 200 (The Mutant Master)

DZIECI ULRICA.................................................................................................... 218 (Ulric's Children)

GeheimnisnachtPo strasznych przypadkach i koszmarnych przygodach, jakie przeylimy w Altdorfie, ja i mj towarzysz zbieglimy na poudnie, postpujc ciekami, ktre wybiera dla nas lepy los. Korzystalimy ze wszelakich rodkw transportu jakie si nadarzay: dyliansu, wieniaczej bryki, wozu z beczkami piwa lub idc na wasnych nogach, gdy wszystko inne zawiodo. By to dla mnie czas ciki i wypeniony obawami. Wydawao mi si, e za kadym zakrtem oczekuje na nas niebezpieczestwo aresztowania, a potem uwizienia lub egzekucji. Wypatrywaem szeryfw w kadej tawernie i owcw nagrd za kadym krzakiem. Jeli Zabjca Trolli wiedzia, jak sprawy maj si w istocie, nigdy nie prbowa podzieli si t wiedz ze mn. Dla takiego ignoranta w kwestii prawdziwego stanu naszego aparatu cigania, jakim wwczas byem, wydawao si zupenie moliwe, e caa potga Imperium zda do pojmania dwch wygnacw - nas samych. Nie miaem nawczas adnego pojcia o tym, jak niemrawo i nieczsto wprowadzano prawo w ycie. W istocie wielki to al, e wszyscy ci szeryfowie i wszyscy owcy nagrd zaludniajcy moj wyobrani, w rzeczywistoci nie istnieli - inaczej bowiem moe zo nie wybujaoby tak silnie w granicach mojej ojczyzny. Rozmiary i natura za stay si dla mnie jasne pewnego mrocznego wieczora, po zaadowaniu si do zmierzajcego na poudnie dyliansu, podczas by moe najbardziej nawiedzonej nocy w caym naszym kalendarzu... - Fragment z Moich Podry z Gotrekiem, Tom II, spisanych przez Herr Felixa Jaegera (Wydawnictwo Altdorf, rok 2505)

- Przeklci wszyscy czeczy wonice i wszystkie czecze kobiety - wycedzi Gotrek Gurnisson, dodajc przeklestwo po krasnoludzku. - Nie moge nie obrazi lady Isoldy, prawda? - powiedzia rozdraniony Felix Jaeger. Cae szczcie, e nas po prostu nie zastrzelili. Jeli mona nazwa szczciem" porzucenie w Reikwaldzie w Wigili Geheimnisnacht. - Zapacilimy za nasz przejazd. Mielimy takie samo prawo usi w rodku co ona. Wonice to aosne tchrze - mrukn Gotrek. - Odmwili walki ze mn sam na sam. Mog mnie nadzia na stal, ale zastrzelenie grubym rutem to nie mier dla Zabjcy Trolli. Felix pokrci gow. Widzia, e zblia si jeden z ponurych nastrojw jego kompana. Nie bdzie si z nim wykca. Felix mia mnstwo innych spraw, ktrymi musia si martwi. Soce zachodzio, przydajc okrytej mg puszczy rudaw barw. Dugie cienie taczyy dziwacznie i przynosiy na myl wiele przeraajcych opowieci o koszmarach kryjcych si pod oson drzew. Wytar nos o brzeg paszcza i otuli si szczelniej wen z Sudenlandu. Pocign nosem i spojrza w niebo gdzie widoczne ju byy Morrslieb i Mannslieb, ksiyce mniejszy i wikszy. Morrslieb wydawa si promieniowa sab zielonkaw powiat. To nie by dobry znak. - Myl, e ogarnia mnie gorczka - powiedzia Felix. Zabjca Trolli popatrzy na niego i zachichota pogardliwie. W ostatnich promieniach umierajcego soca, acuch w jego nosie byszcza krwawym ukiem biegncym od nozdrza do patka ucha. - Twoja rasa to sabeusze - rzek Gotrek. - Jedyna gorczka jak czuj dzisiaj to gorczka walki. Ona piewa w mojej gowie. Odwrci si i wpatrzy w ciemno lasu. - Wyacie, mae zwierzoaki! - rykn. - Mam dla was podarunek. Zamia si gono i przesun kciukiem po ostrzu wielkiego oburcznego topora. Felix dostrzeg cieknc krew. Gotrek zacz ssa kciuk. - Sigmarze chro! Cicho bd! - sykn Felix. - Kto wie, co czai si tam, w noc tak jak ta? Gotrek spojrza na niego. Felix dostrzega bysk szalonej gwatownoci pojawiajcy si w jego oczach. Instynktownie do Felixa przesuna si bliej gowni miecza. - Nie wydawaj mi rozkazw, czeczyno! Nale do Starszej Rasy i jestem poddany tylko Krlom Pod Grami, chocia przebywam na wygnaniu.

Felix skoni si formalnie. By dobrze wyszkolony w uywaniu miecza. Blizna na jego twarzy wskazywaa, e walczy w kilku pojedynkach podczas dni studenckich". Zabi czowieka i tak zakoczy swoj obiecujc karier akademick. Ale nadal nie dopuszcza do siebie myli o walce z Zabjc Trolli. Koniec grzebienia wosw Gotreka siga zaledwie do klatki piersiowej Felixa, lecz krasnolud dominowa nad nim wag, a ca jego mas stanowiy minie. Poza tym Felix widzia jak Gotrek uywa tego topora. Krasnolud uzna ukon za przeprosiny i obrci si raz jeszcze ku ciemnociom. - Wyacie! - krzykn. - Nie dbam o wszelkie moce za patajce si po lesie tej nocy. Zmierz si z kadym miakiem. Krasnolud rozpala w sobie sza. W czasie ich znajomoci, Felix zauway, e dugie okresy gbokiego zamylenia Zabjcy Trolli czsto poprzedzay krtkie eksplozje furii. Bya to jedna z tych cech jego towarzysza, ktre fascynoway Felixa. Wiedzia, e Gotrek sta si Zabjc Trolli aby odpokutowa jakie przestpstwo. Poprzysig szuka mierci w nierwnej walce z przeraajcym potworem. Wydawa si by zgorzkniay do skraju szalestwa - jednak wypenia swoj przysig. By moe, pomyla Felix, ja take oszalabym gdybym zosta wysany na wygnanie wrd obcych nie nalecych nawet do mej wasnej rasy. Odczuwa pewne wspczucie wobec zwariowanego krasnoluda. Felix wiedzia co to znaczy by wygnanym z domu w niesawie. Pojedynek z Wolfgangiem Krassnerem wywoa spory skandal. W tej chwili jednake, krasnolud zdawa si ciga mier na ich obu, a on nie chcia bra w tym udziau. Felix posuwa si dalej wzdu drogi, rzucajc co pewien czas zaniepokojone spojrzenie na jasne ksiyce w peni. Za nim niosa si przemowa. - Czy nie ma wrd was wojownikw? Chodcie posmakowa mojego topora! On aknie krwi! Tylko szaleniec kusiby w ten sposb los i mroczne moce w najgbszych ostojach puszczy podczas Geheimnisnacht - Nocy Tajemnic, pomyla Felix Jaeger. Rozpozna intonacj w twardym, gardowym jzyku Grskich Krasnoludw, a potem ponownie w Reikspielu usysza: - Wylijcie do mnie czempiona! Przez sekund trwaa cisza. Kropla mgy spyna po brwi. Wtedy wrd cichej nocy zabrzmia dwik galopujcych koni - dochodzcy z bardzo, bardzo daleka. Co zrobi ten maniak, pomyla Felix. Czy obrazi jedn ze Starych Mocy? Czy wysay po nas swoich demonicznych jedcw?

Felix zszed z drogi. Wzdrygn si gdy mokre licie dotkny twarzy. Byy niczym palce trupa. Grzmot kopyt zbliy si, mknc z piekieln prdkoci po lenej drodze. Z pewnoci tylko nadnaturalna istota moga utrzymywa takie tempo jadc na zamanie karku po krtej ciece wrd drzew. Dobywajc miecza poczu drenie swojej doni. Wyprawa z Gotrekiem bya gupot - pomyla. Teraz nigdy nie i ukocz poematu. Sysza gone renie koni, strzelanie z bata i obracajce si potne koa. - Dobrze! - zarycza Gotrek. Jego gos dochodzi z tyu ze cieki. - Dobrze! Nastpi gony grzmot i drog przemkny cztery ogromne czarne konie cignce czarny powz. Felix dostrzeg koa podskakujce na wybojach kolein drogi. Ledwo zauway wonic w czerni. Skuli si z powrotem w krzakach. Usysza zbliajce si kroki. Krzaki rozchyliy si. Przed nim sta Gotrek, wygldajcy na bardziej obkanego i dzikiego ni kiedykolwiek przedtem. Jego grzebie by potargany, brzowe boto pokrywao cae wytatuowane ciao, a kaftan z grubej skry zosta poszarpany i rozdarty. - Te pomioty snotlingw prboway mnie przejecha! - wrzasn. - Za nimi! Obrci si i pogna szybkim kusem w gr botnistej drogi. Felix zauway, e Gotrek piewa radonie w Khazalidzie.

*** Podajc dalej drog do Bogenhafen, para odnalaza Gospod Pod Stojcymi Gazami. Okna byy zasonite i nie byo wida adnych wiate. Syszeli renie w stajni, ale po sprawdzeniu okazao si, e nie ma tam adnego powozu, czarnego czy jakiegokolwiek innego, tylko kilka pochliwych kucw oraz wzek domokrcy. - Zgubilimy powz. Rwnie dobrze moemy poszuka ka na noc - zasugerowa Felix. Spojrza z obaw na mniejszy ksiyc, Morrslieb. Chorobliwa zielona powiata nasilia si. - Wolabym nie zostawa na drodze pod tym przekltym wiatem. - Jeste saby, czeczyno. A take tchrzliwy. - Oni tam daj piwo. - Z drugiej strony, niektre twoje sugestie nie s cakiem pozbawione sensu. Jakkolwiek czecze piwo bywa oczywicie wodniste. - Oczywicie - rzek Felix. Gotrek nie zauway nuty ironii w jego gosie.

Gospoda nie bya ufortyfikowana, ale ciany miaa grube, a kiedy sprbowali otworzy drzwi, okazao si, e te s zablokowane belk. Gotrek zacz w nie omota trzonkiem swego topora. Nie byo odpowiedzi. - Czuj zapach ludzi w rodku - powiedzia Gotrek. Felix zastanawia si jak on moe czu cokolwiek poza swoim wasnym smrodem. Gotrek nigdy si nie my, a jego wosy byy sklejone zwierzcym ojem by utrzyma na swoim miejscu farbowany na czerwono grzebie. - Musieli zamkn gospod. Nikt nie podruje w Geheimnisnacht. O ile nie jest wiedm, albo mionikiem demonw. - Czarny powz by na drodze - odpar Gotrek. - Jego podrni to nic dobrego. Okna mieli zasonite, a na powozie nie widnia aden herb. - Moje gardo jest zbyt suche by dyskutowa o takich detalach, Daleje, otwierajcie tam, albo zapukam moim toporem! Felixowi wydawao si, e usysza wewntrz poruszenie. Przycisn ucho do drzwi. Sysza szemranie gosw i co co brzmiao jak kanie. - Jeli nie chcesz bym rozrba ci gow, czeczyno, sugeruj by usun si na bok powiedzia Gotrek do Felixa. - Jeszcze chwilka. Hej tam w rodku! Otwiera! Mj przyjaciel ma bardzo duy topr i niewiele cierpliwoci. Lepiej rbcie co mwi, albo stracicie drzwi. - Co miao znaczy to niewiele? - draliwie zapyta Gotrek. Zza drzwi dobieg cichy drcy szloch. - W imi Sigmara, przepadnijcie demony z pieka rodem! - Dobra, tego ju za wiele - rzuci Gotrek. - Mam dosy. Zamachn si toporem wykonujc wielki uk. Felix dostrzeg runy lnice na ostrzu broni w wietle Morrslieba. Uskoczy do tyu. - W imi Sigmara! - krzykn Felix. - Nie moecie nas egzorcyzmowa. Jestemy prostymi, strudzonymi wdrowcami. Topr z trzaskiem wbi si w drewno. Posypay si drzazgi. Gotrek obrci si w stron Felixa i wyszczerzy do niego okrutnie. Felix zauway brak kilku zbw. - Tandetne te czecze drzwi - rzek Gotrek. - Sugeruj bycie otworzyli, dopki jeszcze macie drzwi - zawoa Felix. - Czekajcie - odpowiedzia drcy gos. - Te drzwi kosztoway mnie pi koron u Jurgena stolarza.

Drzwi zostay odblokowane i otwarte. Za nimi sta wysoki mczyzna ze smutn twarz okolon rzadkimi siwymi wosami. W jednej rce trzyma tg pa. Za nim staa stara kobieta niosca spodek z cieknc wiec. - Nie bdziesz potrzebowa broni, sir. Trzeba nam tylko ka na noc - powiedzia Felix. - Oraz ale - chrzkn krasnolud. - Oraz ale - zgodzi si Felix. - Mnstwo ale - rzek Gotrek. Felix spojrza na mczyzn i bezradnie wzruszy ramionami. Wewntrz gospody znajdowaa si niska sala biesiadna. Bar zbudowany by z desek pooonych na dwch beczkach. W rogu siedziao trzech przygldajcych si im uwanie mczyzn, ktrzy wygldali na podrnych domokrcw. Ich twarze skrywa cie, ale czuo si e byli zaniepokojeni. Gospodarz popchn par do rodka i zasun belk z powrotem na miejsce. - Macie czym zapaci, Herr Doktor? - zapyta nerwowo. Felix mg dostrzec jego poruszajc si grdyk. - Nie jestem profesorem, lecz poet - rzek, wycigajc swoj chud sakiewk i przeliczajc kilka pozostaych zotych monet. - Ale mam czym zapaci. - arcie - rozkaza Gotrek. - I ale. W tej chwili stara kobieta zalaa si zami. Felix spojrza na ni. - Ta stara jest przybita - stwierdzi Gotrek. Starszy mczyzna skin gow. - Nasz Gunter zagin podczas jednej z tych nocy. - Przynie mi ale - powiedzia Gotrek Karczmarz wycofa si. Gotrek wsta i ruszy w stron siedzcych domokrcw. Ci obserwowali go trwoliwie. - Czy kto z was wie cokolwiek o czarnym powozie cignionym przez cztery czarne konie? - zapyta Gotrek. - Widzielicie czarny powz? - spyta jeden z domokrcw. Strach w jego gosie by atwo wyczuwalny. - Czy go widziaem? Ta przeklta bryka prawie mnie nie staranowaa. Mczyzna wcign powietrze. Felix usysza upuszczon warzchew. Zobaczy gospodarza schylajcego si by j podnie i ponownie napeniajcego kufel z pokryw. - Masz zatem szczcie - rzek najgrubszy domokrca wygldajcy na najbardziej majtnego. - Powiadaj, e powz prowadz demony. Syszaem, e przejeda tdy co roku

w Geheimnisnacht. Mwi, e unosi mae dzieci z Altdorfu na ofiar w Krgu Mrocznych Gazw. Gotrek popatrzy na niego z zainteresowaniem. Felixowi nie podobao si co usysza. - Z pewnoci to tylko legenda - powiedzia. - Nie, sir - zawoa karczmarz. - Co roku syszymy grzmot przejedajcego powozu. Dwa lata temu Gunter wyjrza na zewntrz i zobaczy czarny powz dokadnie taki jak opisalicie. Syszc imi Guntera, stara kobieta zacza znowu paka. Gospodarz przynis gulasz i dwa wielkie kufle ale. - Przynie piwo take dla mojego towarzysza - powiedzia Gotrek. Oberysta poszed po nastpny kufel. - Kim jest Gunter? - zapyta Felix gdy ten wrci. Stara kobieta znowu wybucha paczem. - Wicej ale - rzek Gotrek. Gospodarz spoglda w zdumieniu na puste dzbany. - We moje - powiedzia Felix. - A wic, mein gospodarzu, kim jest Gunter? - I dlaczego ta stara wyje na kade wspomnienie jego imienia? - spyta Gotrek, wycierajc usta w swoje pokryte botem rami. - Gunter to nasz syn. Wyszed tego popoudnia narba drewna. Nie wrci. - Gunter to dobry chopak - stara kobieta pocigna nosem. - Jake bez niego przetrwamy? - Moe po prostu zabdzi w lesie? - Niemoliwe - odrzek karczmarz. - Gunter zna okoliczne lasy tak dobrze jak ja wosy na mojej rce. Powinien wrci par godzin temu. Obawiam si, e sabat porwa go na ofiar. - Zupenie jak crk Lotte Hauptmann, Ingrid - odezwa si gruby domokrca. Gospodarz rzuci mu cikie spojrzenie. - Nie chc sysze adnych opowieci o narzeczonej naszego syna - powiedzia. - Pozwl mu mwi - powiedzia Gotrek. Domokrca spojrza na niego z wdzicznoci. - To samo wydarzyo si rok temu, w Hartzroch, niedaleko std. Pani Hauptmann zajrzaa do swojej nastoletniej crki Ingrid tu po zachodzie soca. Wydawao jej si, e syszy omot dobiegajcy z pokoju crki. Dziewczyna znikna, porwana przez, kt wie jakie czarnoksiskie moce, prosto z ka w zamknitym domu. Nastpnego dnia odnalelimy Ingrid. Caa bya potuczona i w strasznym stanie. Spojrza na nich by upewni si, i przycign ich uwag.

- Zapytalicie j, co si stao? - dopytywa si Felix. - Aye, sir. Zdaje si, e zostaa zabrana przez demony, dzikie stwory z puszczy, do Krgu Mrocznych Gazw. Tam oczekiwa sabat nikczemnych kreatur z lasu. Zamierzay zoy z niej ofiar na otarzu, ale wyrwaa si oprawcom i wezwaa dobre imi bogosawionego Sigmara. W zamieszaniu ucieka. cigali j, ale nie zdoali jej pochwyci. - Miaa szczcie - sucho stwierdzi Felix. - Nie trzeba kpi, Herr Doktor. Poszlimy do gazw i odnalelimy liczne lady na udeptanej ziemi. cznie z ludzkimi, zwierzcymi i kopytami demonw. A take roczne niemowl wypatroszone na otarzu niczym prosi. - Kopyta demonw? - zapyta Gotrek. Felixowi nie spodobao si zainteresowanie w jego oczach. Domokrca skin gow. - Nie szedbym do Krgu Mrocznych Gazw w tak noc - rzek domokrca. - Nawet za cae zoto Altdorfu. - To byoby dobre zadanie dla bohatera - powiedzia Gotrek, spogldajc znaczco na Felixa. Felix oniemia. - Z pewnoci nie masz na myli... - Czy moe by lepsze zadanie dla Zabjcy Trolli, ni zmierzenie si z tymi demonami podczas ich witej nocy? To byaby nie byle jaka mier. - To byaby gupia mier - mrukn Felix. - Co powiedziae? - Nic. - Idziesz, prawda? - spyta z grob w gosie Gotrek. Pociera kciukiem wzdu ostrza topora. Felix zauway e palec znowu zacz krwawi. Wolno skin gow. - Przysiga jest przysig. Krasnolud rbn go w plecy z tak si, e prawie poama mu ebra. - Czasami, czeczyno, myl e musisz posiada w sobie krasnoludzk krew. Oczywicie, nie eby Starsza Rasa zniya si do takiego mieszanego maestwa - stwierdzi i wrci do swojego ale. - Oczywicie - odpowiedzia jego towarzysz, masujc si po plecach. Felix gmera w torbie w poszukiwaniu kolczugi. Zauway, e gospodarz i jego ona oraz domokrcy wpatrywali si w niego. Ich oczy ukryway co zblionego do strachu. Gotrek usiad przy ogniu popijajc ale i gderajc po krasnoludzku. - Chyba z nim nie pjdziesz? - wyszepta gruby domokrca. Felix skin gow.

- Dlaczego? - Uratowa mi ycie. Jestem mu to winien. - Felix uzna, e lepiej nie wspomina okolicznoci w jakich ocali go Gotrek. - Wycignem czeczyn spod kopyt kawalerii Imperatora - krzykn Gotrek. Felix zme przeklestwo. Zabjca Trolli posiada such dzikiego zwierzcia, podobnie jak rozum, pomyla nacigajc kolczug. - Aye. Czeczyna uzna za suszne przedstawienie swej sprawy Imperatorowi, za pomoc petycji i marszw protestacyjnych. Stary Karl Franz zareagowa, zupenie rozsdnie, szar kawalerii. Domokrcy zaczli si odsuwa. - Rewolucjonista - Felix usysza mruknicie jednego z nich. Felix poczu rumieniec na swojej twarzy. - Poszo o kolejny okrutny i niesprawiedliwy podatek. Sztuka srebra za kade okno. Co gorsza, wszyscy tuci kupcy zamurowali swoje okna i milicja Altdorfu krya wybijajc otwory w domach biednych ludzi. Mielimy prawo do protestu. - Za zapanie rewolucjonisty wyznaczono nagrod - powiedzia domokrca. - Du nagrod. Felix spojrza na niego. - Oczywicie, imperialna kawaleria nie rwnaa si z toporem mojego przyjaciela odrzek. - C to bya za rze! Wszdzie gowy, nogi, rce. Sta na stosie cia. - Wzywali ucznikw - rzuci Gotrek. - Uszlimy boczn uliczk. By przebitym z daleka to niegodna mier. Gruby domokrca gapi si na swoich kompanw, potem na Gotreka, nastpnie na Felixa i ponownie na swoich kompanw. - Rozsdny czowiek trzyma si z dala od polityki - rzek do mczyzny, ktry wspomnia o nagrodzie. Popatrzy na Felixa. - Bez obrazy, sir. - Nie ma sprawy - odpowiedzia Felix. - Masz zupen racj. - Rewolucjonista, czy nie - powiedziaa stara kobieta - niechaj ci Sigmar bogosawi, jeli sprowadzisz mojego maego Guntera. - On nie jest may, Lise - rzek karczmarz. - To wyronity mody mczyzna. Nadal mam jednak nadziej, e przyprowadzicie mi syna z powrotem. Jestem stary i potrzebuj go do rbania drewna i podkuwania koni i przenoszenia beczek i... - Sir, jestem wstrznity wasz trosk rodzicielsk - przerwa Felix. Nacign na gow czapk ze skry.

Gotrek wsta i przypatrzy mu si. Uderzy si w pier misist doni. - Zbroja jest dobra dla kobiet i zniewieciaych elfw - powiedzia. - Lepiej ebym j nosi, Gotrek, jeli mam wrci ywy z opowieci o twoich dokonaniach - jak zreszt przysigem uczyni. - Masz racj czeczyno. I pamitaj, e to nie wszystko co przysige zrobi. - Odwrci si do karczmarza. - Jak odnajdziemy Krg Mrocznych Gazw? Felix poczu sucho w ustach. Walczy aby powstrzyma drenie rk. - Jest pewna cieka. Wybiega z drogi. Zaprowadzi was na miejsce. - Dobrze - rzek Gotrek. - To zbyt dobra okazja by j przepuci. Dzisiaj odpokutuj moje grzechy i stan wrd elaznych Sal moich ojcw. Wedug woli Wielkiego Grungni. Wykona zacinit praw doni osobliwy znak na swojej piersi. - Ruszaj si, czeczyno, idziemy. - Wymaszerowa przez drzwi. Felix chwyci swj pakunek. W drzwiach zatrzymaa go stara kobieta i wcisna co do jego rki. - Prosz, sir - powiedziaa - We to. Oto talizman Sigmara. Bdzie ci ochrania. Mj may Gunter nosi taki sam. I duo mu to dao, chcia ju powiedzie Felix, ale powstrzyma go wyraz jej twarzy. Widniay na niej strach, troska i by moe nadzieja. By poruszony. - Zrobi co w mojej mocy, Frau. Na zewntrz, niebo janiao zielonkaw powiat ksiycw. Felix otworzy do, na ktrej lea may elazny mot na drobnym acuszku. Wzruszy ramionami i zawiesi go na szyi. Gotrek i stary mczyzna szli ju drog. Musia podbiec aby ich dogoni. - Co to wedug ciebie jest, czeczyno? - spyta Gotrek, nachylajc si do samej ziemi. Przed nimi, droga zdaa do Hartzroch i Bogenhafen. Felix opar si o kamie milowy. Obok zaczynaa si cieka. Felix mia nadziej, e karczmarz bezpiecznie wrci do domu. - lady - stwierdzi. - Prowadzce na pnoc. - Bardzo dobrze, czeczyno. To lady powozu zmierzajcego ciek na pnoc do Krgu Mrocznych Gazw. - Czarny powz? - zapyta Felix. - Mam tak nadziej. C za chwalebna noc! Wszystkie moje mody zostay wysuchane. Oto szansa zmazania mych przewinie i wypenienia zemsty na tych winiach, ktre niemal mnie przejechay. - Gotrek gdaka wesoo, ale Felix wyczuwa w nim zmian. Wydawa si napity, jakby przeczuwa zbliajc si godzin swego przeznaczenia, w ktrej skoczy marnie. Sta si te niezwykle gadatliwy.

- Powz? Czy ten sabat skada si ze szlachty, czeczyno? Czy Imperium jest a tak zepsute? Felix potrzsn gow. - Nie wiem. Moe ich przywdca jest szlachcicem. Czonkowie to pewnie posplstwo. Powiadaj, e pitno Chaosu przenika gbiej w tych odlegych miejscach. Gotrek potrzsn gow i po raz pierwszy zdawa si by skonsternowany. - Opakiwa naley gupot twego ludu, czeczyno. By tak zepsutym, eby wasi wodarze zaprzedawali si potgom ciemnoci, to rzecz straszna. - Nie wszyscy ludzie s tacy - gniewnie odpowiedzia Felix. - To prawda, niektrzy szukaj wadzy lub przyjemnoci ciaa, ale jest ich niewielu. Wikszo ludzi oddana jest swej wierze. Zreszt, Starsza Rasa nie jest taka czysta. Syszaem opowieci o caych armiach krasnoludw oddanych Potgom Zniszczenia. Gotrek wyda z siebie niski gniewny pomruk i splun na ziemi. Felix mocniej cisn rkoje swojego miecza. Zastanawia si, czy nie posun si za daleko w rozmowie z Zabjc Trolli. - Masz racj - rzek Gotrek mikkim i zimnym gosem. - Nie atwo nam mwi o takich sprawach. Poprzysiglimy wieczyst wojn przeciw hoocie, o ktrej wspomniae i ich mrocznym wadcom. - Podobnie jak mj lud. Mamy naszych owcw czarownic i nasze prawa. Gotrek wstrzsn gow. - Twoi ludzie nie rozumiej. S mikcy, dekadenccy i yj z dala od wojny. Nie rozumiej straszliwych rzeczy podgryzajcych korzenie wiata, by zniszczy nas wszystkich. owcy czarownic? Ha! - Splun na ziemi. - Prawa! Jest tylko jeden sposb poczynania sobie z grob Chaosu. Znaczcym ruchem machn toporem. Przedzierali si ostronie przez las. Nad ich gowami ksiyce lniy chorobliwie. Morrslieb sta si jeszcze janiejszy i teraz jego zielona powiata plamia niebo. Zebraa si lekka mga, a teren ktry przekraczali by ponury i dziki. Kamienie wyzieray z darni niczym krosty zarazy na skrze wiata. Czasami Felixowi wydawao si, e syszy wielkie skrzyda przelatujce gr, ale kiedy podnosi wzrok, mg dostrzec jedynie powiat na niebie. Mga rozwina si i rozcigna, tak i wygldao jakby maszerowali po dnie jakiego piekielnego morza. - W tym miejscu daje si wyczu co zego - stwierdzi Felix.

Powietrze miao przykry zapach, a przez wosy na jego karku bez przerwy przechodziy ciarki. Kiedy, gdy by chopcem w Altdorfie, siad w domu swojego ojca i obserwowa niebo zasnuwajce si na czarno gronymi chmurami. Potem nastpia najbardziej potworna burza jak pamita. Teraz odczuwa to samo wraenie oczekiwania. Potne siy zbieray si w jego pobliu. By tego pewien. Czu si niczym owad pezncy po cielsku olbrzyma, ktry w kadej chwili moe si przebudzi i zmiady go. Nawet Gotrek wydawa si by przytoczony. Zamilk i nawet nie mamrota do siebie jak to zwyke czyni. Co pewien czas zatrzymywa si i gestem nakazywa Felixowi cisz, by mg przystan i wszy w powietrzu. Felix widzia, e cae jego ciao byo napite, jakby przymusza kady nerw, do pochwycenia najlejszego tropu. Potem ruszali dalej. Minie Felixa byy naprone z nerww. aowa, e poszed. Z pewnoci, wmawia sobie, moje zobowizanie wobec krasnoluda nie oznacza, e musz stawa przed pewn mierci. Moe mgbym czmychn we mgle. Zacisn zby. Czu w sobie dum czowieka honoru, a dug ktry by winny krasnoludowi by prawdziwy. Krasnolud ryzykowa swym yciem, by go ocali. To prawda, w owym czasie nie wiedzia, e Gotrek szuka mierci, zalecajc si do niej tak jak mczyzna zaleca si do podanej kobiety. Nadal jednak musia wypenia swoje zobowizanie. Pamita rozpustny pijacki wieczr w tawernach Labiryntu, gdy przysig braterstwo krwi podczas tego niezwykego krasnoludzkiego rytuau i zgodzi si pomc Gotrekowi w jego misji. Gotrek chcia by jego imi byo zapamitane, a czyny kryy w opowieciach. Kiedy dowiedzia si, e Felix jest poet, krasnolud poprosi go aby mu towarzyszy. Wwczas, w ciepej piwnej atmosferze szynku, wydawao si to wspaniaym pomysem. Poszukiwanie zagady przez Zabjc Trolli przemwio do Felixa jako doskonay materia na epicki poemat, taki ktry uczyni go sawnym. Nie mogem przypuszcza, pomyla Felix, e to doprowadzi mnie tutaj. Polowanie na potwory podczas Geheimnisnacht. Umiechn si ironicznie. atwo opiewa miae czyny w tawernach i salach biesiadnych, gdzie strachy przywoywane s sowami uzdolnionych artystw. Tutaj wszystko wygldao inaczej. Jego wntrznoci skrcay si z trwogi, a przytaczajca atmosfera sprawiaa, e mia ochot uciec z krzykiem. Nadal jednak udawao mu si trzyma si w kupie, co jest dobrym tematem na poemat. Jeli tylko przeyje, by mc go napisa.

Las stawa si coraz gbszy i bardziej spltany. Drzewa przybray wygld pokrconych, niesamowitych istot. Felix mia wraenie jakby go obserwoway. Stara si odsun od siebie t myl, ale mga i upiorna ksiycowa powiata podsycaa tylko jego wyobrani. Wydawao mu si, e kada plama cienia skrywa potwora. Felix spojrza na krasnoluda. Twarz Gotreka wyraaa mieszanin wyczekiwania i lku. Felix uwaa go za odpornego na strach, ale teraz zda sobie spraw, i tak nie byo. Dzika wola pchaa go w poszukiwaniu unicestwienia. Czujc zbliajc si wasn mier, Felix zada pytanie, ktre od dawna obawia si wypowiedzie. - Zabjco Trolli, c takiego uczynie, za co musisz odpokutowa? Jaka zbrodnia zmusza ci do szukania takiej kary dla samego siebie? Gotrek spojrza na niego, potem odwrci gow w stron ciemnoci nocy. Felix zauway przy tym ruchu, poruszenie podobnych powrozom mini na jego karku, wijcych si niczym we pod skr. - Gdyby inny czowiek zadaby mi to pytanie, zarbabym go. Zrobi wyjtek ze wzgldu na twoj modo i ignorancj, oraz obrzd przyjani jaki przeszlimy. Taka mier uczyniaby ze mnie bratobjc. To przeraajca zbrodnia. Nie rozmawiamy o takich przestpstwach. Felix nie zdawa sobie sprawy, e krasnolud jest do niego tak przywizany. Gotrek spojrza na niego, jakby oczekujc odpowiedzi. - Rozumiem - powiedzia Felix. - Czyby, czeczyno? Czyby? - Gos Zabjcy Trolli dwicza jak pkajce kamienie. Felix umiechn si smutno. W tym momencie dostrzeg przepa jaka oddziela czowieka od krasnoluda. Nigdy nie zrozumiaby ich dziwnych tabu, ich obsesji przysig, porzdku i dumy. Nie domyla si co moe zmusza Zabjc Trolli do wykonywania tej naoonej na samego siebie kary mierci. - Twj lud jest zbyt surowy wobec siebie - rzek. - Twj jest zbyt mikki - odpar Zabjca Trolli. Zamilkli. Obu zaskoczy cichy, szalony miech. Felix obrci si wycigajc miecz w gotowoci. Gotrek unis swj topr. Co wypezo ze mgy. Felix stwierdzi, e to co byo kiedy czowiekiem. Widoczne byy jego zarysy. Zdawao si, e jaki oszalay bg trzyma to stworzenie nad piekielnym ogniem, dopki jego ciao nie sczerniao i odpado, a potem zostawi je, by obleko si w now, odraajc form. - Tej nocy bdziemy taczy - powiedziao co wysokim gosem bez ladu szalestwa. Taczy i dotyka.

agodnie signo do Felixa i pogaskao go po rce. Felix cofn si ze wstrtem gdy przed jego twarz wyrosy palce niczym pltanina larw. - Tej nocy pod gazami, bdziemy taczy i dotyka i pociera. Co starao si go obj. Umiechao si pokazujc krtkie, ostre zby. Felix sta spokojnie. Czu si jak widz, oddalony od wydarze, ktre rozgryway si wok. Cofn si i wycign koniec miecza ku piersi stwora. - Nie zbliaj si - ostrzeg Felix. Istota umiechna si. Jej usta wydaway si rozwiera szerzej, obnaajc coraz wicej maych ostrych zbkw. Wargi odwiny si w d, a poowa twarzy przypominaa jedno wielkie byszczce dziso, gdy szczka opada jak u wa. Stworzenie pchno ciaem miecz, a na jej piersi zalniy krople krwi. Wydao z siebie bulgoczcy, idiotyczny miech. - Taczy i dotyka, i pociera, i je - powiedziao i z nieludzk zwinnoci okrcio si wok miecza skaczc na Felixa. Chocia byo szybkie, jednak Zabjca Trolli by szybszy. W poowie skoku jego topr dosig karku stwora. Gowa potoczya si w noc, trysna czerwona fontanna. To si nie dzieje naprawd, pomyla Felix. - Co to byo? Demon? - chcia wiedzie Gotrek. Felix sysza w jego gocie podniecenie. - Myl, e to byo kiedy czowiekiem - rzek Felix. - Jednym z dzieci napitnowanych Chaosem, ktre s porzucane po porodzie. - To co mwio twoim jzykiem. - Czasami pitna nie pojawiaj si, a do pnego wieku. Krewni uwaaj ich za chorych i chroni pki ci nie wydostan si do lasu i w nim znikaj. - Krewni ochraniaj takie obrzydlistwa? - To si zdarza. Nie rozmawiamy o tym. Ciko jest obrci si plecami do ludzi, ktrych kochasz, nawet jeli si zmienili. Krasnolud spojrza na niego z niedowierzaniem, po czym potrzsn gow. - Zbyt mikcy - rzek. - Zbyt mikcy. Powietrze tkwio w bezruchu. Czasami Felixowi zdawao si, e wyczuwa obecno czego poruszajcego si wrd drzew wok niego i zamiera nerwowo, wpatrujc si we mg, szukajc poruszajcych si cieni. Spotkanie z napitnowanym przywrcio mu wiadomo niebezpieczestwa sytuacji. Wyczuwa w sobie wielki strach i wielki gniew. Sam by zy na siebie za odczuwanie strachu. Czu si niedobrze i byo mu wstyd. Zdecydowa, e cokolwiek si wydarzy nie powtrzy swojego bdu. Nie bdzie sta jak owca czekajca na ubj.

- Co to byo? - rzuci Gotrek. Felix spojrza na niego. - Nie syszysz tego, czeczyno? Suchaj! Brzmi jak piew. Felix usiowa wyapa jaki dwik ale nie sysza niczego. - Jestemy ju blisko. Bardzo blisko. Brnli naprzd w ciszy. Przedzierajc si przez mg, Gotrek sta si jeszcze ostroniejszy i zszed ze cieki, wykorzystujc wysok traw dla osony. Felix przyczy si do niego. Teraz mg usysze piew. Brzmia jakby dobiega z tuzinw garde. Niektre z gosw byy ludzkie, inne byy gbokie i zwierzce. Syszao si gosy mskie i kobiece, zmieszane z wolnym rytmem bbna, uderzeniami czyneli oraz urywanymi dwikami piszczaki. Felix rozrnia tylko jedno sowo, powtarzane w kko, a zapado w jego wiadomo. Sowo to brzmiao Slaanesh. Felix wzdrygn si. Slaanesh, mroczny pan niewypowiedzianych rozkoszy. Byo to imi, ktre wywoywao najgorsze gbie deprawacji. Szeptane byo w jaskiniach narkotycznych oraz domach wystpku w Altdorfie przez ludzi nienasyconych tak bardzo, i szukali rozkoszy poza rozumieniem czowieka. Byo to imi powizane z zepsuciem, nadmiarem i mrocznym podbrzuszem spoeczestwa Imperium. Dla tych, ktrzy wyznawali Slaanesha, adna podnieta nie bya nazbyt dziwaczna, adna rozkosz zakazana. - Mga nas okrywa - Felix wyszepta do Zabjcy Trolli. - Pst! Bd cicho. Musimy si bardziej przybliy. Powoli skradali si naprzd. Duga, mokra trawa ocieraa si o ciao Felixa i wkrtce cae ubranie byo wilgotne. Przed sob dostrzega latarnie ponce w ciemnociach. Powietrze wypenia zapach poncego drewna oraz gsty mdawosodki dym kadzida. Rozejrza si, majc nadziej e nie wpadnie na niego aden maruder. Czu si absurdalnie odsonity. Poruszali si naprzd cal po calu. Gotrek cign za sob swj topr bojowy i Felix dotkn jego ostrego ostrza palcami. Zaci si i zdawi w sobie okrzyk blu. Dotarli do brzegu dugiej trawy i znaleli si nieopodal nierwnego krgu szeciu nieprzyzwoicie uksztatowanych gazw, porodku ktrych sta monolit kamiennej pyty. Kamienie lniy zielono, blaskiem jaki wieccych grzybw. Na szczycie kadego gazu znajdowa si kocio wypuszczajcy kby dymu. Promienie bladego, zielonego wiata ksiycowego stanowiy iluminacj tej piekielnej sceny. Wewntrz krgu taczyo szeciu ludzi w maskach, ubranych w dugie paszcze. Okrycia narzucone na jedno rami odsaniay nagie ciaa, zarwno mczyzn jak i kobiet. Na palcach

jednej rki wszyscy taczcy trzymali nawleczone mae czynele, w ktre uderzali, w drugiej rce dzieryli wierzbowe gazie, za pomoc ktrych kady okada tancerza przed sob. - Ygrak tu amat Slaanesh! - woali. Felix zauway, e niektre z cia pokryte byy siniakami. Tancerze wydawali si nie czu blu. By moe by to narkotyczny efekt kadzida. Wok krgu zgromadziy si koszmarne postacie. Bbniarz by wielkim mczyzn z gow jelenia i nogami zakoczonymi kopytami. Obok niego zasiad grajek na piszczace z gow psa i przyssawkami zamiast palcw u rk. Wielki tum napitnowanych kobiet i mczyzn wi si na ziemi w pobliu. Niektre ciaa byy nieznacznie znieksztacone: wysocy mczyni z cienkimi, szpiczastymi gowami, grube kobiety z trzema oczami i trzema piersiami. U innych ledwo dao si rozpozna ludzkie cechy. Byli tam pokryci uskami ludzie-jaszczury, oraz wilkogowe futrzaste bestie cae pokryte zbami, ustami i innymi otworami. Felix oddycha z trudnoci. Obserwowa ca scen z ogarniajcym go coraz wikszym przeraeniem. Bben przyspieszy puls, rytmiczne zapiewy zwikszyy tempo, piszczaka graa jeszcze goniej i bardziej dziko, gdy tancerze popadli w wiksze szalestwo, biczujc siebie i swoich towarzyszy a widoczne stay si krwawe prgi na ciele. Potem nastpio uderzenie w czynele i zapada cisza. Felix pomyla, e zostali odkryci i zamar. Dym i kadzido wypeniajce jego nozdrza wydawao si wzmacnia wszystkie jego zmysy. Czu si jeszcze bardziej oddalony i wyczony z rzeczywistoci. Poczu ostry, wierccy bl w boku. Z zaskoczeniem stwierdzi, e Gotrek szturcha go pod ebra. Wskazywa na co poza kamiennym krgiem. Felix usiowa wypatrzy to co wynurzajce si we mgle. Byo wysokie i nosio mask. Odziane w nakadajce si na siebie paszcze w wielu pastelowych kolorach poruszao si wadczo w ciszy, a w swoich rkach nioso co owinite w brokatowy materia. Felix zerkn na Gotreka, ale ten obserwowa rozgrywajc si scen z fanatyczn intensywnoci. Felix zastanawia si, czy krasnolud nie postrada zmysw w tej pnej godzinie. Nowo przybyy wystpi naprzd do kamiennego krgu. - Amat tu amat Slaanesh! - zawoa, wznoszc wysoko zawinitko. Felix dostrzeg, i byo to dziecko, chocia nie mg oceni czy byo ywe, czy martwe. - Ygrak tu amat Slaanesh! Tzarkol tean amat Slaanesh! - Tum odpowiedzia entuzjastycznie.

Mczyzna w paszczu spoglda na otaczajce twarze i Felix mia wraenie, e obcy patrzy prosto na niego swoimi spokojnymi, brzowymi oczami. Zastanawia si, czy mistrz sabatu wie gdzie si ukrywaj i tylko si z nimi zabawia. - Amak tu Slaanesh! - mczyzna krzykn czystym gosem. - Amak klessa! Amat Slaanesh! - odpowiedziao zgromadzenie. Dla Felixa stao si jasne, e rozpocz si jaki nikczemny rytua. W miar postpowania obrzdu, mistrz sabatu zbliy si powolnymi ceremonialnymi krokami do otarza. Felix poczu sucho w ustach. Obliza wargi. Gotrek obserwowa wydarzenia jak zahipnotyzowany. Dziecko zostao umieszczone na otarzu przy grzmocie uderze w bbny. Teraz kady z szeciu tancerzy stan za pilarami obejmujc je okrakiem nogami i sugestywnie si do nich przyciskajc. Nastpnie zaczli porusza si powolnymi wowatymi ruchami, opadajc do podna kamiennych supw. Mistrz doby ze swej szaty dugi n o falistym ostrzu. Felix ciekaw by, czy krasnolud zamierza cokolwiek uczyni. Zowieszcza obecno zawisa nad scen. Mga i kadzido zdawao si krzepn i zespala, a wewntrz oboku Felix dostrzega groteskowy ksztat wijcy si i materializujcy. Felix nie mg znie duej napicia. - Nie! - krzykn. Wyskoczy z Zabjc Trolli z dugiej trawy i zaczli maszerowa rami w rami w kierunku kamiennego krgu. Z pocztku kultyci zdawali si ich nie zauwaa, ale ostatecznie oszalae bbnienie zamilko, a piew zamar gdy mistrz kultu obrci na nich swoje zdziwione spojrzenie. Przez chwil wszyscy si gapili. Nikt nie rozumia co si dzieje. Wtedy mistrz ceremonii wskaza ich noem i wrzasn: - Zabi intruzw! Wyznawcy rzucili si naprzd fal. Felix poczu co cigncego go za nog, a potem ostry bl. Gdy spojrza w d, zobaczy stwora, p kobiet, p wa, gryzcego go w kostk. Kopniakiem wyswobodzi nog i mieczem przybi stworzenie do ziemi. Wstrzs szarpn jego ramieniem gdy ostrze uderzyo w ko. Zacz biec, zdajc za Gotrekiem, ktry wyrbywa sobie drog do otarza. Potny obusieczny topr wznosi si i opada rytmicznie zostawiajc na swojej drodze lad czerwonego zniszczenia. Kultyci byli jakby zahipnotyzowani i powolni w ruchach, ale co przeraajce, nie okazywali strachu. Mczyni i kobiety, napitnowani i nie, rzucili si na intruzw nie dbajc o swoje ycie. Felix rba i ku kadego kto si zbliy. Wsun ostrze pod ebra i w serce mczyzny o twarzy psa, ktry na niego skoczy. Gdy usiowa uwolni miecz, skoczyli na niego kobieta ze

szponami i mczyzna o skrze pokrytej luzem. Ich impet przewrci go, a ciar wyrwa powietrze z puc. Poczu pazury kobiety drapicej jego twarz. Wcisn stop pod jej brzuch i strzsn oboje. Krew z ran zalaa mu oczy. Mczyzna upad z omotem, ale rzuci si z powrotem do jego garda. Felix maca szukajc sztyletu lew rk, apic gardo mczyzny praw. Mczyzna wi si. Trudno go byo uchwyci z powodu pokrywajcego jego ciao szlamu. Ocierajc si o Felixa dysza z rozkoszy, a jego rce zaciskay si nieubaganie na gardle ofiary. Ciemno zacza pochania poet. Mae srebrne punkty zataczyy mu przed oczami. Poczu ogarniajc potrzeb odpoczynku i pogrenia si w mroku. Gdzie z daleka usysza Gotreka wywrzaskujcego okrzyk wojenny. Caym wysikiem woli Felix wyszarpn sztylet z pochwy i zatopi go w ebrach napastnika. Stworzenie zesztywniao i wyszczerzyo si pokazujc rzdy wgorzowatych zbw. Nawet umierajc wydawao ekstatyczne jki. - Slaanesh we mnie - zapiszcza mczyzna. - Ach, bl, sodki bl! Felix podnis si na nogi rwno ze szponiast kobiet. Uderzy butem w jej szczk. Nastpi trzask i kreatura upada na ziemi. Felix wstrzsn gow by pozby si krwi na oczach. Wikszo kultystw skoncentrowaa si na Gotreku. To ocalio Felixa. Krasnolud stara si wyrba sobie drog w kierunku serca kamiennego krgu. Jego postpy spowalnia nacisk cia wok niego. Felix zauway krwawienie z tuzinw maych ran na jego ciele. Dzika energia krasnoluda bya przeraajcym widokiem. Z pian na ustach naciera rbic, rozrzucajc wszdzie wok koczyny i gowy. Pokryty by brudn posok, ale pomimo jego wcieklej zajadoci, Felix stwierdzi, e Gotrek zaczyna przegrywa walk. W chwili gdy patrzy, wyznawca w paszczu uderzy krasnolud pak i Gotrek upad przygnieciony fal cia. A zatem odnalaz swoj mier, tak jak tego poda, pomyla Felix, Poza zasigiem walki, mistrz kultu zebra si w sobie. Ponownie rozpocz piew i wysoko unis sztylet. Przeraajcy ksztat formujcy si we mgle zacz ponownie si zestala. Felix przeczuwa, i jeli to co osignie pen materialno, bd zgubieni. Nie mg wywalczy sobie drogi poprzez ciaa otaczajce Zabjc Trolli. Przez chwil obserwowa faliste ostrze odbijajce powiat Morrslieba. Wtedy doby swj sztylet.

- Sigmarze, prowad moj rk - pomodli si i rzuci. Ostrze poleciao pewnie i prosto do garda Wysokiego Kapana, wbijajc si pod mask w odsonite ciao. Z bulgotem, mistrz kultu zwali si do tyu. Przecigy jk frustracji wypeni powietrze i mga zdawaa si wyparowywa. Ksztat wewntrz oparw znikn. Kultyci rozgldali si zaszokowani. Napitnowani spojrzeli na niego. Felix poczu si otoczony wciekymi spojrzeniami tuzinw zowrogich oczu. Sta nieruchomo i by bardzo, bardzo przestraszony. Zapada miertelna cisza. Wwczas nastpi przepotny ryk i Gotrek wyoni si ze rodka stosu cia, okadajc wok siebie piciami wielkoci motw. Sign w d i wydoby topr. Uchwyci rkoje w poowie i podnis si wspierajc na trzonku broni. Felix podnis miecz i podbieg by do niego doczy. Walczyli w toku, a stanli do siebie plecami. Kultyci przepenieni strachem po stracie swojego przywdcy, zaczli ucieka w noc i mg. Wkrtce Felix i Gotrek stali samotnie w cieniu Krgu Mrocznych Gazw. Gotrek spojrza zowrogo na Felixa. Grzebie jego wosw pokrywaa zakrzepa krew. W bladym wietle wyglda demonicznie. - Pozbawiono mnie chwalebnej mierci, czeczyno. Unis gronie swj topr. Felix zastanawia si, czy przeszed mu sza bojowy i nie zamierza przypadkiem go porba mimo wicej przysigi. Gotrek zmierza ku niemu powoli. Wreszcie krasnolud wyszczerzy zby. - By moe bogowie oszczdzili mnie dla jeszcze wikszej zagady. Wbi rkoje topora w ziemi i wybuchn miechem, a zy pocieky mu po twarzy. Gdy skoczy si mia, obrci si do otarza i podnis niemowl. - yje - stwierdzi. Felix zacz bada ciaa kultystw w paszczach. Zdj im maski. Pierwszym okazaa si blondwosa dziewczyna pokryta prgami i stuczeniami. Nastpny by mody mczyzna. Na jego szyi wisia szyderczo amulet w ksztacie mota. - Chyba nie wrcimy do gospody. - rzek smutno Felix.

*** Jedna z miejscowych opowieci mwi o niemowlciu znalezionym na schodach wityni Shallya'y w Hartzroch. Byo owinite w nasiknity krwi paszcz z Sudenlandu. Obok leaa sakiewka zota, a na szyi malca znajdowa si stalowy amulet w ksztacie mota. Kapanka przysigaa, e dostrzega czarny powz z omotem uchodzcy w wietle jutrzenki.

Mieszkacy Hartzroch opowiadaj inn, mroczniejsz histori o tym jak Ingrid Hauptmann i Gunter, syn oberysty zostali usieczeni w jakim straszliwym obrzdku na ofiar Mrocznym Potgom. Stranicy drogi, ktrzy odnaleli ciaa przy Krgu Mrocznych Gazw, byli pewni, e musia to by potworny rytua. Ciaa wyglday tak, jakby zostay przez demona porbane toporem.

Wilczy jedcyNie pamitam zbyt dokadnie kiedy i gdzie podjta zostaa decyzja, by wyruszy na poudnie w poszukiwaniu zaginionego zota Karaku Osiem Szczytw. Niestety, jak wiele wanych decyzji w moim yciu, zapada ona w tawernie pod wpywem wielkich iloci alkoholu. Wydaje mi si, e przypominam sobie sdziwego i bezzbnego krasnoluda mamroczcego o zocie" i wyranie pamitam obkaczy bysk jaki pojawi si w oczach mojego towarzysza, gdy sucha opowieci o tym. By moe byo typowe dla mojego kompana, i z najbardziej bahych powodw gotowy by ryzykowa ycie i koczyny w najdzikszych i najbardziej jaowych miejscach jakie mona sobie wyobrazi. Moe te efekt gorczki zota" by typowy dla caego jego ludu. Jak pniej zobaczyem, urok owego byszczcego metalu mia straszliw i potn wadz nad umysami tej staroytnej rasy. W kadym razie, decyzja podry poza poudniowe granice Imperium bya brzemienna w skutki i doprowadzia do spotka i przygd, ktrych przeraajce konsekwencje nadal mnie nawiedzaj... - Fragment z Moich Podry z Gotrekiem, Tom II, spisanych przez Herr Felixa Jaegera (Wydawnictwo Altdorf, rok 2505)

- Naprawd panowie, nie chc adnych kopotw - Felix Jaeger powiedzia szczerze. Szeroko rozoy puste rce. - Po prostu zostawcie dziewczyn w spokoju. To wszystko o co prosz. Pijani traperzy zamiali si nikczemnie. - Po prostu zostawcie dziewczyn w spokoju - jeden z nich przedrzenia go wysokim, seplenicym gosem. Felix rozejrza si po faktorii kupieckiej w poszukiwania wsparcia. Kilku hardych, odzianych w cikie futra ludzi z gr spogldao na niego pijanymi oczami. Waciciel magazynu, wysoki garbicy si mczyzna z resztk wosw, obrci si i zacz ustawia w stos butelki zapasw na pkach z surowego drewna. Nie byo innych klientw. Jeden z traperw, wielki mczyzna, nachyli si nad nim. Felix mg dostrzec grudki tuszczu tkwice w jego brodzie. Kiedy otworzy usta by przemwi, smrd taniej brandy pokona nawet odr zjeczaego oju niedwiedzia, ktrym traperzy natarli si przed zimnem. Felix skrzywi si. - Hej, Hef, myl e mamy tu miastowego choptasia - powiedzia traper. - adnie gada. Ten, ktrego nazwano Hefem spojrza znad stou, do ktrego przypar opierajc si dziewczyn. - Aye, Lars, adnie gada i jakie ma liczne zote wosy, jak zboe. Mona go samego bra za dziewuch. - Kiedy schodz z gr, wszystko wyglda dobrze. Co ci rzekn. Ty we dziewk. Ja wezm tego adnego choptasia. Felix czu rumieniec na twarzy. Ogarnia go gniew. Zamaskowa swoj wcieko umiechem. Wola unikn problemw jeli tylko si da. - Suchajcie panowie, tak nie musi by. Postawi wam wszystkim kolejk. Lars obrci si do Hefa. Trzeci gral parskn. - On ma te pienidze. Mam dzisiaj szczcie! Hef umiechn si zalotnie. Felix rozglda si na boki w desperacji, gdy wielki mczyzna ruszy na niego. Do diaba, gdzie jest Gotrek? Dlaczego nigdy nie ma w pobliu krasnoluda, kiedy czowiek go potrzebuje? Obrci si do Larsa. - W porzdku, przepraszam e przeszkodziem. Zostawiam was w spokoju. Zobaczy, e nadchodzcy Lars nieco si rozluni, opuszczajc gard. Felix pozwoli mu zbliy si bardziej. Obserwowa trapera rozkadajcego rce, jakby zamierza go obj. Felix nieoczekiwanie wbi mocno swoje kolano w pachwin Larsa. Ze wistem niczym miech

kowalski, cae powietrze uszo z wielkiego mczyzny. Zgi si w p ze stkniciem. Felix zapa trapera za brod i trzasn jego gow o wasne kolano. Usysza chrupnicie pkajcego zba i gowa trapera odskoczya do tyu. Lars upad na podog apic powietrze i chwytajc si za pachwin. - Co w imi Taala? - rzek Hef. Wielki traper rzuci si na Felixa, a sia uderzenia zakrcia nim i posaa na st po drugiej stronie pokoju. Wspar si na kuflu ale. - Przykro mi - Felix przeprosi zaskoczonego waciciela napoju. Felix wysili si prbujc podnie aw, aby rzuci ni w napastnika. Napi si, a poczu jakby minie na plecach miay zaraz pkn. Pijak spojrza na niego i umiechn si szyderczo. - Nie dasz rady tego podnie. Jest przybite do podogi. Na wypadek bjki. - Dziki, e mi powiedziae - powiedzia Felix, czujc e kto apie go za gow i uderza ni o st. Bl zaomota w czaszce. Czarne plamy zataczyy przed oczami. Poczu wilgo na twarzy. Krwawi, pomyla, po czym zrozumia, e to tylko rozlane piwo. Jego gowa uderzya o st po raz drugi. Jakby z bardzo daleka usysza zbliajce si kroki. - Trzymaj go, Kell. Zabawimy si nieco za to co zrobi Larsowi. - rozpozna gos nalecy do Hefa. Felix desperacko waln do tyu okciem, godzc nim w twardy musku brzucha Kella. Chwyt na jego wosach nieco zela. Felix wyrwa si i zwrci twarz do napastnikw. Praw rk desperacko usiowa namaca kufel piwa. Poprzez mg zobaczy zbliajcych si dwch ogromnych traperw. Dziewczyna znikna - Felix dostrzeg zamykajce si za ni drzwi. Sysza jak zacza woa o pomoc. Hef wyciga n zza paska. Palce Felixa zacisny si na rczce kufla. Rzuci si naprzd i z impetem rbn kuflem w twarz Kella. Gowa trapera zakoysaa si. Uderzony splun krwi i z gupawym umiechem odwrci si do Felixa. Palce, uminione niczym stalowe sztaby, schwytay przegub doni Felixa. Nacisk zmusi go do wypuszczenia kufla. Mimo szaleczego oporu, rami Felixa nieubaganie wykrcao si do tyu pod wpywem przewaajcej siy Kella. Smrd niedwiedziego tuszczu i odr ciaa zwala z ng. Felix warkn i stara si wylizgn, ale jego wysiki byy bezowocne. Co ostrego ukuo go w gardo. Felix zerkn w d. Hef przyciska do jego szyi n o dugim ostrzu. Felix czu zapach dobrze naoliwionej stali. Widzia wasn czerwon krew ciekajc centralnym wyobieniem noa. Zamar. Wszystko co Hef musia zrobi, to ruszy naprzd i Felix bdzie wdrowa do krlestwa Morra. - To byo bardzo nierozsdne, choptysiu - powiedzia Hef. - Stary Lars ci polubi, a ty musiae wytuc mu zb. Co teraz wedug ciebie powinnimy zrobi my, jego przyjaciele?

- Zabi pomiot snotliga - jkn Lars. Felix poczu jak Kell dociska jego rami do plecw, a byo bliskie pknicia. Zakwili z blu. - Myl sobie, e to wanie zrobimy - stwierdzi Hef. - Nie moecie - kupiec za lad powiedzia jkliwie. - To by byo morderstwo. - Zamknij si Pike! Kto ci o co pyta? Felix widzia, e mieli zamiar to zrobi. Przepeniaa ich pijacka agresja i gotowo do zabijania. Felix da im tylko wymwk, ktrej potrzebowali. - Dawno temu jak zabiem adnego choptasia - rzek Hef, posuwajc n odrobin naprzd. Felix skrzywi si z blu. - Chcesz baga, adny choptasiu? Chcesz baga o swoje ycie? - Id do diaba - odpar Felix. Chtnie by splun, lecz mia sucho w ustach, a nogi mu si trzsy. Dra. Zamkn oczy. - Niezbyt grzecznie, miejski choptasiu! - Felix czu grubiaski rechot omoczcy w gardle Kella. C za miejsce na mier, pomyla, jaka diabelska dziura w Szarych Grach. Wiono lodowate powietrze i rozleg si dwik otwieranych drzwi. - Pierwszy, ktry skrzywdzi czeczyn, umrze na miejscu - odezwa si gboki gos przypominajcy rozbijane o siebie kamienie. - Nad drugim troch si popastwi. Felix otworzy oczy. Ponad ramionami Hefa zobaczy Gotreka Gurnissona, Zabjc Trolli. Krasnolud sta w drzwiach, a jego sylwetka dorwnywaa im szerokoci. Mia wzrost zaledwie dziewicioletniego chopca, ale uminiony by jak dwch silnych mczyzn. Pochodnia owietlaa dziwne tatuae, jakie pokryway jego pnagie ciao i zmieniaa oczodoy w cieniste pieczary, w ktrych lniy szalone oczy. Hef zamia si, a nastpnie przemwi nie odwracajc si. - Przepadnij nieznajomy, albo zajmiemy si tob, jak tylko uporamy si z twoim przyjacielem. Felix poczu rozlunienie uchwytu na ramieniu. Rka Kella wskazywaa na drzwi. - A wic tak? - rzek Gotrek, wkraczajc do izby i trzsc gow by zrzuci nieg ze swojego wielkiego grzebienia farbowanych na pomaraczowo wosw. Zadzwoni acuch biegncy od jego nosa do prawego ucha. - Gdy z tob skocz, bdziesz piewa wysoko jak zniewieciay elf. Hef zamia si ponownie i obrci w stron Gotreka. Jego rechot przerodzi si w urywany kaszel. Krew odpyna mu z twarzy, ktra staa si blada jak u trupa. Gotrek paskudnie wyszczerzy do niego szczerbate zby, potem przecign kciukiem po ostrzu wielkiego obusiecznego topora, ktry trzyma w jednej pici wielkoci szynki. Krew

swobodnie pocieka z rany, ale krasnolud po prostu wyszczerzy si jeszcze szerzej. N Hefa wypad mu z rki i upad ze stukotem na podog. - Nie chcemy adnych kopotw - powiedzia Hef. - A ju najmniej z Zabjc Trolli. Felix nie dziwi im si. aden poczytalny czowiek nie powayby si podnie rki na przedstawiciela tego skazanego na zagad i poszukujcego mierci kultu berserkerw. Gotrek spojrza na nich, potem lekko uderzy rkojeci topora o podog. Wykorzystujc rozproszenie Kella, Felix odsun si nieco od ludzi z gr. Hef zacz panikowa. - Suchaj, nie chcemy adnych kopotw. artowalimy tylko. Gotrek zamia si zowrogo. - Podobaj mi si takie arty. Myl, e te sobie zaartuj. Zabjca Trolli ruszy ku Hefowi. Felix zauway podnoszcego si Larsa, pezncego w kierunku drzwi, w nadziei ominicia Zabjcy Trolli, gdy ten mia odwrcon uwag. Gotrek przydepta butem do Larsa z trzaskiem, na dwik ktrego Felix skrzywi si. To zdecydowanie nie bya noc Larsa. - A ty dokd? Lepiej zosta ze swoimi przyjacimi. Dwch na jednego to niezbyt uczciwe szanse. Hef zaama si kompletnie. - Nie zabijaj nas - baga. Tymczasem Kell ruszy si, stajc ponownie w pobliu Felixa. Gotrek przesun si w prawo. Ostrze topora Zabjcy spoczo na gardle Hefa. Felix widzia runy na staroytnej broni lnice czerwono w wietle pochodni. Gotrek wolno potrzsn gow. - Co jest? Jest was trzech. Uznalicie, e to wystarczy przeciw czeczynie. Powietrze z was uszo? Hef skin wstrznity. Wyglda, jakby mia si zaraz rozpaka. W jego oczach Felix dostrzega paniczny strach przed krasnoludem. Wydawao si, e zaraz zemdleje. Gotrek wskaza na drzwi. - Wynocha! - rykn. - Nie poywi mego ostrza na takich tchrzach jak wy. Traperzy popdzili do drzwi, Lars ciko powczy nog. Felix zobaczy jak dziewczyna ustpia miejsca w drzwiach by ich wypuci. Zamkna za nimi. Gotrek spojrza na Felixa. - Czy nie mona uda si za gosem natury, eby nie wpakowa si w kopoty?

- Moe bdzie lepiej, jeli ci odprowadz - zaproponowa Felix, badawczo przygldajc si dziewczynie. Bya maa i szczupa, jej twarz byaby jasna gdyby nie due ciemne oczy. Zacigna na sobie paszcz z szorstkiej weny z Sudenlandu i przycisna do piersi pakunek, ktry nabya w stacji kupieckiej. Umiechna si do niego niemiao. Umiech przemieni t blad wygodzon twarz, przyda jej pikna, pomyla Felix. - Moe tak bdzie lepiej, jeli nie jest to dla ciebie zbytni kopot. - Absolutnie aden kopot - odrzek. - Te zbje nadal mog gdzie tutaj si czai. - Wtpi. Zdaje si, e zbyt obawiaj si twojego przyjaciela. - Pozwl zatem, e pomog nie te zika. - Pani kazaa bym przyniosa je osobicie. To na lek przeciw odmroeniom. Bd si czua pewniej, jeli sama je wezm. Felix wzruszy ramionami. Wyszli na lodowate powietrze. Ich oddechy zamieniay si w par. Na tle nocnego nieba Gry Szare wynurzay si niczym olbrzymy. wiato obu ksiycw schwytane przez pokryte niegiem szczyty przydawao im wygldu wysp na niebie, unoszcych si ponad morzem cienia. Szli przez brudne miasteczko chatek otaczajce faktori kupieck. W oddali Felix dostrzega wiata, sysza porykiwanie byda i guche uderzenia kopyt koskich. Zmierzali ku obozowisku, dokd przybywao coraz wicej ludzi. Wychudzeni onierze z zapadnitymi policzkami, odziani w obdarte tuniki, na ktrych widnia znak obnaajcego ky wilka, eskortowali powozy cignite przez chude woy. Wygldajcy na zmczonych wonice w chopskich ubiorach gapili si na niego. Kobiety siedziay obok powocych z nacignitymi ciasno szalami i opaskami na gowie zasaniajcymi niemal ca twarz. Czasami dzieci wyzieray z tyu powozu by si im przyjrze. - Co si dzieje? - zapyta Felix. - Wyglda jakby caa wie szykowaa si do drogi. Dziewczyna popatrzya na wozy, a potem z powrotem na niego. - Jestemy ludmi Gottfrieda von Diehl. Idziemy za nim na wygnanie, do ziem Ksistw Granicznych. Felix zatrzyma si, by spojrze na pnoc. Drog zbliao si wicej wozw, a za nimi podali maruderzy powczc nogami, ciskajc ndzne toboki, tak jakby zawieray cae zoto Arabii. Felix potrzsn gow zaintrygowany. - Musielicie przeby Przecz Czarnego Ognia - powiedzia. On i Gotrek przeszli starymi krasnoludzkimi drogami pod grami. - A jest to pna pora roku na taki marsz. Pierwsze nieyce musiay ju si tam zacz. Przecz otwarta jest tylko latem

- Nasz pan dosta czas na opuszczenie Imperium do koca roku. - Skrcia i wesza do piercienia wozw, ustawionych tak, by dawa pewn ochron przed wiatrem. Wyruszylimy o dobrej porze, ale nastpi splot wypadkw, ktry nas opni. Na samej przeczy spada na nas lawina. Stracilimy wielu ludzi. Przerwaa, jakby przypominajc sobie o osobistej stracie. - Niektrzy powiadaj, e to bya Kltwa Von Diehla". e baron nigdy nie moe od niej uciec. Felix ruszy za ni. Na ogniskach zauway kilka gotujcych si garnkw. By tam jeden wielki kocio, z ktrego wydobywaa si para. Dziewczyna wskazaa go palcem. - Kocio mej pani. Oczekuje na zioa. - Czy twoja pani jest wiedm? - zapyta Felix. Spojrzaa na niego powanie. - Nie, sir. Jest czarodziejk z dobrymi dyplomami, szkolon w samym Middenheim. Jest doradc barona w sprawach magicznych. Dziewczyna ruszya ku schodkom wielkiego wozu, pokrytego tajemnymi znakami. Zacza wspina si po schodach. Zatrzymaa si z doni na gace drzwi, po czym odwrcia twarz do Felixa. - Dzikuj za pomoc - powiedziaa. Nachylia si i pocaowaa go w policzek, potem odwrcia si by otworzy drzwi. Felix pooy rk na jej ramieniu, zatrzymujc j delikatnie. - Chwileczk - rzek. - Jak masz na imi? - Kirsten - odpowiedziaa. - A ty? - Felix. Felix Jaeger. Umiechna si do niego raz jeszcze zanim znikna wewntrz wozu. Felix sta patrzc na zamknite drzwi, nieco otpiony. Potem, czujc si ogromnie szczliwy, pomaszerowa z powrotem do faktorii kupieckiej. - Zwariowae? - zapyta Gotrek Gurnisson. - Chcesz bymy podrowali z jakim ksiciem renegatem i tuszcz jego ludzi. Czyby zapomnia dlaczego tu dotarlimy? Felix rozejrza si czy nikt na nich nie patrzy. On i Zabjca Trolli sczyli swoje piwo w najciemniejszym kcie faktorii kupieckiej. Kilku pijakw leao chrapic na awach, a ponure spojrzenia krasnoluda trzymay przypadkowych ciekawskich z daleka. Felix nachyli si konspiracyjnie. - Ale suchaj, to wszystko ma sens. Zmierzamy przez Ksistwa Graniczne, a oni take. Bdzie bezpieczniej jecha z nimi.

Gotrek spojrza gronie na Felixa. - Sugerujesz, e obawiam si jaki niebezpieczestw na tej drodze? Felix potrzsn gow. - Nie! Mwi tylko, e to uczyni nasz podr atwiejsz i moemy dosta zapat za nasze wysiki, jeli baron da si przekona, by przyj nas jako najemnikw. Gotrek rozjani si na wzmiank o pienidzach. Wszystkie krasnoludy s w sercu sknerami, pomyla Felix. Gotrek rozmyla przez chwil, po czym potrzsn gow. - Nie. Jeli ten baron zosta wygnany, to jest przestpc i nie moe pooy ap na moim zocie. Schyli gow i rozejrza si wok z paranoidaln ostronoci. - Ten skarb jest nasz, twj i mj. Gwnie mj, oczywicie, poniewa ja wezm udzia w wikszoci walk. Felix chcia si zamia. Nie ma nic gorszego ni krasnolud w objciach dzy zota. - Gotrek, my nawet nie wiemy czy tam w ogle jest jaki skarb. Opieramy si jedynie na bekotach pewnego sdziwego poszukiwacza, ktry twierdzi, e widzia zaginiony skarb Karaku Osiem Szczytw. Faragrim zazwyczaj nie potrafi spamita swojego wasnego imienia. - Faragrim by krasnoludem, czeczyno. Krasnolud nigdy nie zapomina widoku zota. Wiesz co jest nie tak z twoim ludem? Nie ywicie szacunku wobec waszych starszych. Pord mego ludu, Faragrim traktowany jest z szacunkiem. - Nic dziwnego zatem, e twj lud jest w takiej niedoli - mrukn Felix. - Co takiego? - Nic. Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Czemu Faragrim sam nie wrci po skarb? Mia na to osiemnacie lat. - Poniewa okaza waciw ostrono finansow. - Znaczy, skpstwo. - Jak wolisz, czeczyno. Zosta okaleczony przez stranika. I nie mg znale ludzi, ktrym mgby zaufa. - Czemu nagle powiedzia o tym tobie? - Sugerujesz, e nie jestem warty zaufania, czeczyno? - Nie. Myl, e on si chcia ciebie pozby, chcia by ci nie byo w jego tawernie. Uwaam, e zmyli ca histori o najwikszym skarbie wiata, strzeonym przez najwikszego na wiecie trolla, poniewa wiedzia, e to kupisz. Wiedzia, e wyle ci o setki mil z dala od niego i jego piwniczki z ale.

Broda Gotreka zjeya si, a on sam warkn gniewnie. - Nie jestem takim gupcem, czeczyno. Faragrim przysig, e powiada prawd, na brody wszystkich swoich przodkw. Felix jkn gono. - I pewnie aden krasnolud nigdy nie zama swojej przysigi, co? - No c, to si zdarza bardzo rzadko - przyzna Gotrek. - Ale tej przysidze zawierzam. Felix widzia, e nic nie wskra. Gotrek chcia, by ta historia bya prawdziwa, wic dla niego bya to prawda. Jest jak zakochany czowiek, niezdolny do dostrzeenia wad ukochanej poprzez mur iluzji jaki wok niej buduje, pomyla Felix. Gotrek pogadzi brod i wpatrzy si w przestrze, zagubiony w rozmylaniach o strzeonym przez trolla skarbie. Felix zdecydowa si zagra swoj kart atutow. - To oznacza, e nie bdziemy musieli i pieszo - powiedzia. - Co? - chrzkn Gotrek. - Jeli zatrudnimy si u barona. Bdziemy mogli zaapa si na jazd wozem. Zawsze narzekasz na bolce nogi. Oto twoja okazja, by da im odpocz. - Pomyl tylko o tym - doda kuszco. - Dostaniemy zapat i nie bd ci bolay stopy. Gotrek zdawa si rozwaa to raz jeszcze. - Widz, e nie zaznam spokoju, jeli nie zgodz si na twj plan. Pojad z nimi pod jednym warunkiem. - Jakim to? - Ani swka o naszej wyprawie. Nikomu. Felix przyj warunek. Gotrek unis jedn krzaczast brew i spojrza na niego chytrze. - Nie myl, e nie wiem czemu jeste tak skory do podry z baronem, czeczyno. - Co masz na myli? - Jeste zakochany w tym dziewczciu, ktre zostawie tu wczeniej, czy nie? - Skde - wybekota Felix. - Skd taki pomys? Gotrek zamia si haaliwie, budzc kilku drzemicych pijaczkw. - Jeli tak, to czemu jeste czerwony na caej twarzy, czeczyno? - wykrzykn triumfalnie. Felix zapuka do drzwi wozu, ktry jak mu powiedziano nalea do oficera wojsk barona. - Wej - odezwa si gos. Felix otworzy drzwi i jego nozdrza zostay zaatakowane smrodem niedwiedziego oju. Felix sign do rkojeci miecza.

Wewntrz wozu toczyo si piciu mczyzn. Trzech Felix rozpozna jako traperw, ktrych spotka ubiegego wieczora. Jeli chodzi o pozostaych, jeden by mody, bogato odziany i o delikatnych rysach z wosami przycitymi krtko na mod szlachetnie urodzonych wojownikw. Drugi by opalony i mimo srebrnoszarych wosw wyglda na trzydziestolatka. Przez plecy przewieszony mia koczan strza o czarnych lotkach, a potny uk lea w pobliu jego rki. Midzy mczyznami dostrzegalne byo rodzinne podobiestwo. - Tho then bhenkart - powiedzia Lars przez szczerbate zby. Dwaj nieznajomi wymienili spojrzenia. Felix przyglda im si ostronie. Szarowosy mczyzna zbada go wzrokiem, uwanie go oceniajc. - Zatem, ty jeste tym modym czowiekiem, ktry wybi zb jednemu z moich przewodnikw - rzek. - Jednemu z waszych przewodnikw? - Tak, Manfred i ja najlimy ich by poprowadzili nas przez niziny, wzdu Rzeki Grzmotw. - To ludzie gr - rzek Felix, zyskujc czas. Zastanawia si, jak wielkie mia kopoty. - S traperami - powiedzia dobrze ubrany modzieniec z kulturalnym akcentem. Przemierzaj take rwniny w poszukiwaniu grubego zwierza. Felix rozoy rce. - Nie wiedziaem. - Czego tutaj chcesz? - zapyta Szarowosy. - Szukam pracy, jako najemne ostrze. Szukaem wodza wojsk barona. - To ja - odrzek Szarowosy. - Dieter. Take Gwny Leniczy Barona, Mistrz Psiarni i Sokolnika. - Majtek mego wuja popad raczej w tarapaty - powiedzia mody mczyzna. - To Manfred, siostrzeniec i dziedzic Gottfrieda von Diehl, Barona Pogranicza Vennlandu. - Byego barona - sprostowa Manfred. - Od czasu gdy Hrabina Emmanuelle uznaa za stosowne wypdzenie mego wuja i konfiskat naszych ziem zamiast ukarania prawdziwych zoczycw. Zauway zagubione spojrzenie Felixa. - Rnice religijne, sam rozumiesz? Moja rodzina przybya z pnocy i wyznaje bogosawionego Ulrica. Wszyscy nasi poudniowi ssiedzi s oddanymi Sigmarytami. W

tych nietolerancyjnych czasach, bya to wystarczajca wymwka, by zagarn ziemie, jakich podali. Poniewa byli kuzynami Hrabiny Emmanuelle, zostalimy wygnani za wszczcie wojny. Potrzsn gow z niesmakiem. - Imperialna polityka, ech? Dieter wzruszy ramionami. Zwrci si do grskich ludzi. - Poczekajcie na zewntrz powiedzia. - Mamy spraw do omwienia z Herr... ? - Jaeger. Felix Jaeger. Traperzy zaczli wychodzi. Lars mijajc Felixa rzuci pene nienawici spojrzenie. Felix spojrza mu prosto w nabiege krwi oczy. Ich spojrzenia zatrzymay si na chwil, po czym traperzy wyszli, zostawiajc tylko wiszcy w powietrzu opar niedwiedziego tuszczu. - Obawiam si, e sprawie tu sobie wrogw - rzek Manfred. - Nie boj si. - Powiniene si ba, Herr Jaeger. Tacy ludzie pamitaj zniewagi - rzek Dieter. Powiadasz, e szukasz zatrudnienia? Felix skin gow. - Mj towarzysz i ja. - Zabjca Trolli? - Dieter unis brew. - Gotrek Gurnisson, tak jest. - Jeli chcecie pracy, dostalicie j. Ksistwa Graniczne to miejsce pene przemocy i przydaliby nam si tacy dwaj wojownicy. Niestety, nie moemy pozwoli sobie na zbyt wielk zapat. - Fundusze mego wuja s obecnie ubogie - wyjani Manfred. - Nie trzeba nam wiele wicej ni ka, wiktu i przewozu - powiedzia Felix. Dieter rozemia si. - To naprawd znakomicie. Jeli chcecie, moecie z nami podrowa. Jeeli zostaniemy zaatakowani, bdziecie musieli walczy. - Zostalimy zatrudnieni? Dieter wrczy mu dwie monety. - Przyjlicie barwy barona. Jestecie z nami. - Szarowosy mczyzna otworzy drzwi. A teraz, jeli aska, musz zaplanowa podr. Felix skoni si przed oboma i wyszed. - Jeszcze chwilk.

Felix obrci si i zobaczy Manfreda zeskakujcego za nim z wozu. Mody szlachcic umiecha si. - Dieter jest szorstkim czowiekiem, ale przywykniecie do niego. - Jestem tego pewien, milordzie. - Mw mi Manfred. Jestemy na rubieach, nie na Dworze Hrabiostwa Nuln. Ranga ma tu mniejsze znaczenie. - Dobrze zatem, milordzie - Manfredzie. - Chciaem ci tylko powiedzie, e to co uczynie zeszego wieczora byo suszne. To znaczy wstawienie si za dziewczyn, nawet jeli jest suk tej wiedmy. Doceniam to. - Dzikuj. Czy mog zada pytanie? Manfred skin gow. Felix oczyci gardo. - Imi dramatopisarza Manfreda Diehla nie jest nieznane pord studentw Altdorfu, mego miasta ojczystego. Manfred pokrania wyranie. - Ja nim jestem. Na Ulrica, wyksztacony czowiek! Kt mgby pomyle, e kogo takiego mona tu spotka? Nie wie pan jak ciko da sobie rad z dala od tego wszystkiego, Herr Jaeger. Czy widzia pan Dziwne Kwiecie"? Podobao si panu? Felix ostronie rozway odpowied. Nie dba o sztuk, ktra opowiadaa o degeneracji szlachcianki pograjcej si w szalestwie, kiedy okazao si, e jest mutantk i staje si besti. Dziwne Kwiecie" nie posiadao tego otwartego, serdecznego czowieczestwa, jakie mona byo odnale w dzieach najwikszego dramatopisarza Imperium, Detlefa Siercka. Jednake, byo to do aktualne podejcie w tych mrocznych dniach, gdy liczba mutacji wyranie wzrastaa. O ile Felix pamita, wystawianie sztuki zostao zakazane przez Hrabin Emmanuelle. - To bardzo poruszajce dzieo, Manfredzie. - Niezwykle wstrzsajce, a to dobre! Zaiste, to dobre! Musz ju i, odwiedzi mego chorego wuja. Mam nadziej, e porozmawiamy ponownie przed kocem podry. Obaj skonili si, po czym szlachcic odwrci si i odszed. Felix patrzy na niego, nie mogc pogodzi tego uprzejmego ekscentrycznego modego szlachcica z przejmujcymi, przesyconymi Chaosem obrazami jego dzie. W wiadomoci oczytanych mieszkacw Altdorfu, Manfred von Diehl znany by jako wspaniay dramatopisarz - aczkolwiek blunierczy.

Wczesnym rankiem wygnacy byli gotowi do odjazdu. Na przedzie dugiej, szerokiej linii, Felix dostrzega siwego mczyzn o zmczonym wygldzie, ubranego w paszcz z sobolowej skry, dosiadajcego czarnego rumaka. Jecha pod rozwinitym wilczym sztandarem, trzymanym przez Dietera. Obok, Manfred nachyli si, by powiedzie co do starego mczyzny. Baron wykona gest i caa karawana jego ludzi zacza posuwa si naprzd. Felix poczu dreszcz przenikajcy go na ten widok. Pochania wzrokiem widowisko linii wozw i fur, z ich uzbrojon eskort odzianych w zbroje wojownikw na koniach. Wspi si na wz z zapasami, ktry stary suga ubrany w liberi barona odda jemu i Gotrekowi. Wok nich gry piy si ku niebu niczym olbrzymy. Drzewa pokryway teren po obu stronach, a strumienie spyway jak rt w kierunku rda Rzeki Grzmotw. Deszcz, zmieszany ze niegiem, zmikczy surowe kontury krajobrazu i przyda mu dzikiej urody. - Znowu czas w drog - lamentowa Gotrek, apic si za gow. Jego oczy byy mtne od wczorajszego przepicia. Ruszyli naprzd, zajmujc swoje miejsce w szeregu. Za nimi zbrojni narzucili na ramiona kusze, otulili si cianiej paszczami i zaczli maszerowa. Ich przeklestwa mieszay si ze zorzeczeniami, smagniciami batw wonicw i porykiwaniem wow. Dziecko zaczo paka. Gdzie za nimi, kobieta zapiewaa niskim melodyjnym gosem. Krzyk dziecka ucich. Felix nachyli si majc nadziej dojrze Kirsten wrd ludzi przebijajcych si przez deszcz ze niegiem ku falistym wzgrzom, ktre odsoniy si przed nimi niczym mapa. Czu si niemal cakowicie uspokojony, porwany przez w ludzki strumie, tak jakby urodzi si wrd nich, by zmierza do tego samego celu. Ju poczu si czci tej maej wdrownej spoecznoci. Byo to uczucie, jakiego brakowao mu od dugiego czasu. Umiechn si, ale z tego zamylenia wyrwa go okie Gotreka wbity w ebra. - Otwrz szeroko oczy czeczyno. Orki i gobliny nawiedzaj te gry i ziemie u ich podna. Felix spojrza na niego, ale kiedy popatrzy ponownie na otoczenie nie potrafi ju podziwia dzikiego pikna. Obserwowa okolic czujnie wyszukujc moliwych miejsc zasadzki.

*** Felix spojrza w ty na gry. Nie aowa, e opuszcza te ponure wyyny. Kilka razy zostali napadnici przez zielonoskre gobliny, ktrych tarcze nosiy znak szkaratnego pazura.

Wilczy jedcy zostali odparci, ale ze stratami, a oczy Felixa byy zaczerwienione od braku snu. Podobnie jak pozostali wojownicy, wzmacnia sw uwag podczas warty, gdy jedcy atakowali noc. Tylko Gotrek zdawa si by zawiedziony brakiem pocigu. - Na Grungni - rzek krasnolud. - Nie zobaczymy ich ju wicej skoro Dieter zastrzeli ich wodza. Oni wszyscy to tchrze, gdy zabraknie wielkich chopakw do zagrzewania w nich woli walki. Szkoda! Nic tak nie podnosi apetytu, co rze paru gobosw. Zdrowe wiczenia robi dobrze na trawienie. Felix rzuci mu kwane spojrzenie. Wskaza kciukiem zakryty wz, z ktrego zeszy Kirsten i wysoka kobieta w rednim wieku. - Z pewnoci ranni w tamtym wozie nie zgodziliby si z twoim pomysem na zdrowe wiczenia, Gotrek. Krasnolud wzruszy ramionami. - Takie jest ycie, czeczyno, e ludziom zdarza si oberwa Ciesz si po prostu, e to nie bya twoja kolej. Felix mia dosy. Zsun si z siedziska wozu i zeskoczy na botnist ziemi. - Nie obawiaj si, Gotrek. Mam zamiar by w pobliu, by zakoczy twoj sag. Nie zami przecie zoonej przysigi, prawda? Gotrek spojrza na niego, jakby podejrzewajc cie sarkazmu. Felix przybra neutralny wyraz twarzy. Krasnolud traktowa ide dziea Felixa powanie. Chcia by bohaterem sagi po swojej mierci i trzyma wyksztaconego Felixa, aby to sobie zapewni. Potrzsajc gow, Felix podszed do miejsca, gdzie staa Kirsten i jej pani. - Dzie dobry, Frau Winter. Kirsten. Obie kobiety przyglday mu si ze zmczeniem w oczach. Zmarszczka przecia dugie oblicze czarodziejki, chocia w jej wskich, gadzich oczach nie migotaa adna emocja. Poprawia jedno z kruczych pir wetknitych we wosy. - C w nim dobrego, Herr Jaeger? Kolejni dwaj ludzie zmarli od ran. Te strzay s zatrute. Na Taala, nienawidz tych wilczych jedcw. - Gdzie jest Doktor Stockhausen? Sdz, e mgby pani pomc. Starsza kobieta umiechna si, nieco cynicznie, jak zauway Felix. - Opiekuje si dziedzicem barona. Mody Manfred stuk sobie rami. Stockhausen pozwoliby raczej umiera dobrym ludziom, niby maemu Manfredowi miaa sta si krzywda. Odwrcia si i odesza. Jej wosy i okrycie trzepotay na wietrze.

- Nie zwracaj uwagi na pani - rzeka Kirsten. - Panicz Manfred omieszy j w jednej ze swojej sztuk. Cigle jest o to obraona. Ona naprawd jest dobr kobiet. Felix spojrza na ni, zastanawiajc si czemu jego serce bije tak gono, a donie s takie spocone. Przypomnia sobie sowa Gotreka w tawernie i jego twarz obla rumieniec. W porzdku, pomyla, Kirsten mu si podoba. Czy to co zego? Moe tylko fakt, e on nie podoba si jej. Rozejrza si, czujc supe na jzyku, usiujc wymyli co mgby powiedzie. W pobliu dzieci bawiy si w onierzy. - Jak si czujesz? - zapyta wreszcie. Wygldaa na nieco osabion. - Dobrze. Baam si zeszej nocy tego wycia wilkw i spadajcych strza, ale teraz... C, za dnia to wszystko wydaje si takie nierzeczywiste. Za nimi, z wozu dobiegy jki umierajcego czowieka. Na chwil odwrcia si by spojrze, po czym hardo przemkna przez jej twarz i staa niczym maska. - Niezbyt mio pracowa przy rannych - powiedzia Felix. Wzruszya ramionami. - Mona si do tego przyzwyczai. Felixa zmrozi wyraz twarzy u kobiety w jej wieku. By podobny do tego, jaki widzia na obliczach najemnikw, ludzi ktrych zawodem byo zadawanie mierci. Rozgldajc si, dostrzega dzieci bawice si obok wozu z rannymi. Jedno z nich strzelao z wyimaginowanej kuszy, drugie zabulgotao, apic si za pier i upado. Felix poczu si wyobcowany i nagle bardzo daleko od domu. Bezpieczne ycie poety i uczonego, jakie zostawi w Imperium, zdarzyo si jakby komu innemu, dawno temu. Prawa i ich wykonawcy, ktrym zawierza pozostay za Grami Szarymi. - ycie tutaj nie jest wiele warte, nieprawda? - rzek. Kirsten spojrzaa na niego i jej twarz zagodniaa. Wzia go pod rk. - Cho, przejdmy gdzie powietrze jest czystsze - powiedziaa. Za nimi, wrzaski rozbawionych dzieci mieszay si z jkami umierajcych.

*** Felix zobaczy miasto, gdy wyonio si zza wzgrz. Byo pne popoudnie. Na lewo, na wschodzie, widzia krzywizn wartko pyncej Rzeki Grzmotw, a poza ni potne szczyty Gr Kraca wiata. Na poudnie wida byo kolejny szereg wzgrz tkwicych ponuro w oddali. Byy nagie i nieprzystpne i sprawiy, e Felix si wzdrygn.

W dolinie pomidzy dwoma pasmami gniedzio si mae obwarowane murem miasteczko. Mona byo dostrzec biae ksztaty, ktre mogy by stadem owiec pdzonym przez bramy. Felixowi wydawao si, e widzi jakie postacie ruszajce si na murach, ale z tej odlegoci nie by tego pewien. Dieter machn na niego, aby si zbliy. - Jeste wygadany - stwierdzi. - Pojed naprzd i pertraktuj. Powiedz tym ludziom, e nie chcemy ich skrzywdzi. Felix zerkn tylko na wysokiego, wychudego mczyzn. Tak naprawd chce wysa mnie, pomyla Felix, poniewa nie jestem niezastpiony, na wypadek gdyby ci ludzie nie byli przyjani. Felix rozwaa, czy nie posa go do diaba. Dieter musia odgadn jego myli. - Przyje barwy barona - powiedzia po prostu. To prawda, przyzna Felix. Rozwaa take wzicie gorcej kpieli i napicie si w prawdziwej gospodzie, spanie z dachem nad gow - wszystkie luksusy, jakie moe zaoferowa nawet najbardziej prymitywna przygraniczna osada. Perspektywy byy bardzo kuszce. - Dajcie mi konia - rzuci. - I sztandar poselski. Wspinajc si na pochliwego rumaka, stara si nie myle o podejrzeniach, jakie mog ywi uzbrojeni w uki ludzie wobec posaca potencjalnego wroga. Bet kuszy wisn w powietrzu i utkwi drgajc w ziemi przed kopytami wierzchowca. Felix usiowa zapanowa nad wierzgajcym zwierzciem. W takich chwilach rad by, e jego ojciec nalega aby jedziectwo byo czci edukacji majtnego modego dentelmena. - Nie zbliaj si, nieznajomy, albo naszpikujemy ci betami, bez rnicy czy masz bia flag czy nie! - Gos by szorstki, ale mocny. Jego waciciel z pewnoci przywyk do wydawania rozkazw i dba by byy wypeniane. Felix zmusi swego konia do spokoju. - Jestem heroldem Gottfrieda von Diehl, Barona Pogranicza Vennlandu - zawoa Felix. Nie chcemy niczyjej krzywdy. Szukamy tylko schronienia przed ywioami i pragniemy odwiey nasze zapasy. - C, tutaj nie moecie tego zrobi! Powiedz swojemu Baronowi Gottfriedowi, e jeli jest tak pokojowo nastawiony, to niechaj maszeruje dalej. To jest freistadt Akendorf i nie chcemy adnych kontaktw ze szlacht. Felix przyjrza si mczynie krzyczcemu do niego z wiey nad bram. Pod szpiczastym metalowym hemem widniaa bystra i inteligentna twarz. Po jego bokach stali dwaj mczyni, ktrych kusze wycelowane byy pewnie w Felixa. Felix poczu sucho w

ustach i pot ciekncy zimn struk po jego plecach. Nosi swoj kolczug, ale wtpi, czy zdaaby si na wiele przeciw ich pociskom z takiej odlegoci. - Sir, w imi Sigmara, oczekujemy tylko zwykej gocinnoci... Odejd, chopcze, podrujc z dwudziestoma uzbrojonymi rycerzami i pidziesicioma zbrojnymi nie znajdziesz gociny w Akendorfie, ani w adnym innym miecie na tych ziemiach. Felix podziwia zdolnoci zwiadowcw posiadanych przez freistadt, ktrzy tak dokadnie znali liczebno ich si. Widzia logik rozwoju wydarze w tej krainie. Siy barona byy zbyt potne, by dowolny lokalny wadyka otwiera przed nimi wrota swego miasta. Stanowioby to zagroenie dla pozycji kadego wadcy w tych odizolowanych osadach. Jednak Felix mia wtpliwoci, czy siy barona byyby do liczne, aby wzi otoczony murem fort przeciw zdeterminowanemu oporowi mieszkacw. - Mamy rannych - zawoa. - Moe chocia ich wemiecie? Po raz pierwszy czowiek na wiey wyglda przepraszajco. - Nie. Sprowadzilicie ze sob te dodatkowe gby. Moecie je zatem wyywi. - W imi Shallya'y, pani miosierdzia, musicie im pomc. - Niczego nie musz, heroldzie. Ja tutaj rzdz, nie twj baron. Powiedz mu, by poda wzdu Rzeki Grzmotw na poudnie. Taal wie, jest tam wystarczajco ziemi niczyjej. Niech oczyci swoje wasne majtki, albo przejmie jeden z opuszczonych fortw. Felix w przygnbieniu zawrci konia. By cakowicie wiadom broni wycelowanej w jego plecy. - Heroldzie! - krzykn lord Akendorfu. Felix obrci si w siodle by na niego spojrze. W bledncym wietle twarz mczyzny zdradzaa wyraz troski. - Co? - Powiedz baronowi, by pod adnym pozorem nie wjeda midzy wzgrza na poudniu. Powiedz, by trzyma si Rzeki Grzmotw. Nie chc mie was na sumieniu, jeli zawdrujecie na Wzgrza Geistenmund bez ostrzeenia. Co w brzmieniu gosu czowieka wywoao ciarki na karku Felixa. - Te wzgrza s nawiedzone, heroldzie i aden czowiek nie powinien si odwaa tam jecha, pod grob mk niemiertelnej duszy. - Nie pozwol nam przejecha przez wrota. I tyle - podsumowa Felix spogldajc na twarze otaczajce ogie. Baron nakaza mu usi sabym ruchem lewej doni, po czym zwrci mtne spojrzenie na Dietera.

- Nie wemiemy Akendorfu, przynajmniej nie bez wielkich strat w ludziach. Nie jestem ekspertem od oble, ale nawet ja to dostrzegam - odezwa si szarowosy mczyzna. Pochyli si naprzd i dorzuci kolejn ga do ogniska. Iskry poszyboway w zimne nocne powietrze. - Powiadacie, e musimy jecha dalej - rzek baron. Jego gos by saby i przypomina Felixowi szelest suchych lici. Dieter pokiwa gow. - Moe powinnimy ruszy na zachd - powiedzia Manfred. - Poszuka tam ziemi. W ten sposb ominiemy wzgrza, zakadajc, e jest na nich czego si ba. - Jest - odpowiedzia traper, Hef. Nawet w wesoym blasku ogniska jego rysy byy blade i zmczone. - Droga na zachd to zreszt gupi pomys - rzeka Frau Winter. Felix zobaczy, e wpatrywaa si prosto w Manfreda. - Och, a czemu to? - zapyta. - Uyj swojego rozumu, chopcze. Gry na wschd nawiedzane s przez gobliny, teraz gdy krlestwo krasnoludw upado. Zatem najlepiej bdzie znale krainy jak najdalej od Rzeki Grzmotw, najbezpieczniejsze przed najazdami. Utrzymywane bd przez najsilniejszych lokalnych wadykw. Kade miejsce na zachodzie bdzie lepiej bronione ni Akendorf. - Znam geografi - szydzi Manfred. Rozejrza si nad ogniem, spotykajc spojrzenie kadego z patrzcych. - Jeli pojedziemy dalej na poudnie, dotrzemy do Krwawej Rzeki, gdzie wilczych jedcw jest wicej ni glist na ciele trupa. - Niebezpieczestwo czyha w kadym kierunku - wycharcza stary baron. Spoglda prosto na Felixa, a jego bkitne oczy byy niezwykle przeszywajce. - Czy uwaasz, e Lord Akendorfu ostrzeg nas bymy trzymali si rzeki, aby uczyni z nas kuszcy cel kadego najazdu zielonoskrych? Felix namyla si przez chwil, wac swj osd. Jak mona byo od niego wymaga, by stwierdzi czy tamten czowiek kama czy nie, na podstawie kilkuminutowej konwersacji? Felix by cakowicie wiadomy, e to co powie wpynie na przeznaczenie wszystkich nalecych do karawany. Po raz pierwszy w swym yciu poczu lad odpowiedzialnoci przywdcy. Wzi gboki oddech. - Czowiek wydawa si szczery, Herr Baron.

- Powiada prawd - rzek Hef, ubijajc dymne ziele na dnie swej fajki. Felix zauway jak palce mczyzny nerwowo bawiy si trzonkiem fajki. Hef zanim dokoczy, pochyli si i wycign z ognia gazk, by zapali od niej fajk. - Wzgrza Geistenmund to ze miejsce. Ludzie powiadaj, e wieki temu z Bretonii przybyli czarnoksinicy, nekromanci wygnani przez Krla Soce. Odnaleli mogiy ludzi, ktrzy umarli tu w Dawniejszych Dniach i uyli swych zakl by stworzy armi. Prawie udao im si podbi cae Ksistwa Graniczne, zanim lokalni wadcy nie sprzymierzyli si z krasnoludami z gr i odparli ich. Felix poczu dreszcz biegncy wzdu krgosupa. Zwalczy potrzeb zerknicia przez rami w cienie za nim. - Powiadaj, e czarnoksinicy i ich sojusznicy uszli, by schowa si w mogiach. Zostay one zawalone przez krasnoludy kamieniami i zamknite potnymi zaklciami zwycizcw. - Ale to byo wieki temu - rzeka Frau Winter. - Chocia ci czarnoksinicy byli potni, jak dugo mogli przetrwa? - Nie wiem, prosz pani. Ale rabusie grobw nigdy nie wracali z Geistenmunds. Podczas niektrych nocy, na wzgrzach mona dostrzec nienaturalne wiata, a gdy oba ksiyce s w peni, umarli nie zaznaj spokoju na swych leach w grobowcach. Wychodz porywa ywych, by ich krew odnowia ycie mrocznych wadcw. - To z pewnoci nonsens - powiedzia Dr Stockhausen. Felix sam nie by pewien. Ubiegego roku podczas Geheimnisnacht widzia straszliwe rzeczy. Wyrzuci to wspomnienie ze swojego umysu. - Jeli pjdziemy na zachd, niezawodnie zmierzymy si z niebezpieczestwem i nie ma pewnoci, czy znajdziemy schronienie - rzek baron. Jego twarz podwietlona przez ogie bya wychuda i kanciasta. - Na poudniu moemy znale woln ziemi, chocia moe by strzeona, przez czarnoksiskich nieprzyjaci. Myl, e powinnimy si odway na poudniow drog. Moliwe, e bdzie czysta. Bdziemy si trzymali Rzeki Grzmotw. Jego gos nie wyraa wielkiej nadziei. Brzmia jakby nalea do czowieka, ktry podda si swojemu przeznaczeniu. Czy baron szuka mierci, zastanawia si Felix? W atmosferze stworzonej przez mroczn opowie trapera, Felix prawie mg w to uwierzy. Zanotowa sobie w pamici, by dowiedzie si wicej o kltwie von Diehla. Nastpnie zauway twarz Manfreda. Mody szlachcic gapi si w zachwycie w ogie. Na jego twarzy widniaa niemal rozkosz.

- Myl, e odnalazem inspiracj dla nowej sztuki - entuzjastycznie powiedzia Manfred von Diehl. - Ta wspaniaa opowie, jak zeszej nocy przytoczy traper bdzie stanowia jej podstaw. Felix spojrza na niego podejrzliwie. Szli wzdu zachodniej strony karawany, trzymajc si midzy wozami i zowieszczymi, jaowymi wzgrzami. - To moe by co wicej, ni tylko zwyka opowie trapera, Manfredzie. W wielu starych legendach jest nieco prawdy. - Zupena racja! Zupena racja! Kt wie to lepiej ni ja? Myl, e nazw t sztuk Gdzie Umarli Wdruj". Pomyl o tym: srebrne piercienie brzczce na kocianych palcach, pergaminowa skra niespokojnych umarych, lnica w tajemniczej powiacie. Wyobra sobie lecego w grobie, nietknitego przez larwy krla, ktry wstaje co roku by szuka krwi, aby przeduy swoje mroczne panowanie. Patrzc na owe pospne, nagie wzgrza Felix z wielk atwoci potrafi wyobrazi sobie takie rzeczy. Wrd czterystu podajcych za Baronem von Diehl, tylko troje omielao si zapuci na wzgrza. Podczas dnia Doktor Stockhausen i Frau Winter szukali zi wrd omszaych gazw na pokrytych kamiennym rumowiskiem zboczach. Czasami, jeli wracali pno, spotykali Gotreka Gurnissona. Zabjca Trolli wasa si po stokach noc, jakby wyzywajc moce ciemnoci, by go dotkny. - Pomyl - powiedzia Manfred konspiracyjnym szeptem. - Pomyl jak leysz w swym ku syszc mikkie kroki zbliajcych si stp i adnego oddechu poza wasnym... Moesz lee wsuchujc si w bicie swojego serca i wiedzie, e serce nie bije w piersiach nadchodzcego... - Tak - Felix rzek pospiesznie. - Z pewnoci to bdzie wspaniae dzieo. Musisz da mi je do przeczytania gdy bdzie gotowe. Postanowi zmieni temat, starajc si wymyli taki, ktry przemawiaby do tego dziwnego modego czowieka. - Sam mylaem o napisaniu poematu. Czy moesz opowiedzie mi co wicej o kltwie von Diehla? Twarz Manfreda zamara. Jego byszczce spojrzenie wywoao u Felixa dreszcz, potem Manfred potrzsn gow, umiechn si i sta si znowu dawnym, uprzejmym sob. - Niewiele jest do opowiadania. - Zachichota cicho. - Mj dziadek by bardzo pobonym czowiekiem. Zawsze pali czarownice i mutantw by tego dowie. Pewnej Hexensnacht upiek liczn dziewk zwan Irina Trask. Wszyscy poddani przyszli oglda, bowiem bya ona rzadk piknoci. Gdy pomienie wezbray wok niej, wezwaa moce pieka, by j

pomciy sprowadzajc mier na mojego dziada i gniew Chaosu na jego nastpcw, przyjaci i wszystkie jego dzieci. Ciemno i jej potomstwo zabior was wszystkich, rzeka. Zamilk i spojrza ponuro ku wzgrzom. Felix go ponagli. - Co si stao? - Niedugo pniej mj dziadek zosta zabity podczas polowania przez band zwierzoludzi. Wrd jego synw wybuchy spory. Najstarszy, Kurt by dziedzicem. Mj ojciec i jego brat zbuntowali si i wyrzucili go. Niektrzy powiadaj, e Kurt sta si bandyt i zgin z rki wojownika Chaosu. Inni twierdz, i ruszy na pnoc, gdzie spotka go znacznie gorszy los. - Ojciec mj odziedziczy tytu barona i oeni si z moj matk, Katerin von Wittgenstein. - Felix zerkn na niego. Wittgensteinowie byli rodzin o niejasnej reputacji, unikan przez normaln spoeczno. Manfred zignorowa jego spojrzenie. - Wuj Gottfried sta si dowdc ich armii. Moja matka zmara wydajc mnie na wiat, a mj ojciec znikn. Gottfried przej wadz. Od tego czasu nkaj nas nieszczcia. Felix dostrzeg posta schodzc po zboczu. To bya Frau Winter. Wydawao si, e jest w wielkim popiechu. - Znikn? - spyta rozproszony Felix. - Aye, bez ladu. Dopiero znacznie pniej dowiedziaem si co mu si stao. Frau Winter zbliya si, spogldajc na Manfreda. - Ze wieci - rzeka. - Odkryam otwr tam na zboczu. Jest zablokowany runami, ale wyczuwam drzemice za nim straszliwe niebezpieczestwo. Co w brzmieniu jej gosu przekonywao, by da temu wiar. Obrcia si i zesza do obozu. Manfred rzuca mordercze spojrzenia za jej plecami. Felix popatrzy na niego. - Niezbyt si kochacie, wy dwoje, prawda? - Nienawidzi mnie odkd wuj uczyni mnie swym dziedzicem. Uwaa, e jej syn powinien by nastpnym baronem. Felix unis brew. - Ach tak, nie wiedziae? Dieter to jej syn. Jest nielubnym dzieckiem mego ojca.

***

Ksiycowe wiato barwio wody Rzeki Grzmotw. Lniy niczym pynne srebro. Stare skate drzewa zwieszajce si w tym miejscu ponad brzegami przypominay Felixowi wyczekujce trolle. Rozejrza si nerwowo. Uzna, e co wisi dzi w powietrzu. Musia zwalczy wraenie, e gdzie poruszyo si co zego, zaknione jego ywota, ycia wszystkich ludzi z wyprawy Barona Gottfrieda. - Czy co jest nie tak, Felix? Wydajesz si dzisiaj bardzo roztargniony - spytaa Kirsten. Spojrza na ni i umiechn si, zadowolony z jej obecnoci. Normalnie lubi ich nocne spacery nad rzek, ale tego wieczora pojawio si jakie przeczucie. - Nie. Jestem tylko zmczony. - Nie mg powstrzyma si przed spojrzeniem w kierunku pobliskich wzgrz. W wietle ksiycw, wylot drogi bardzo przypomina rozdziawion gb. - To przez to miejsce, prawda? Jest w nim co nienaturalnego. Czuj to. Tak jest kiedy Frau Winter przygotowuje jedno ze swoich niebezpiecznych zakl. Czuj ciarki na karku. Tylko teraz jest duo gorzej. Felix dostrzeg na jej obliczu pojawiajc si trwog. Spogldaa ponad powierzchni wody. - Co zego czai si pod tymi wzgrzami, Felix. Co godnego. Moemy tutaj zgin. Felix wzi j za rk. - Jestemy cakiem bezpieczni. Nadal trzymamy si rzeki. Jego gos zadra, a sowa nie byy zbyt przekonywujce. Brzmia jak gos przestraszonego chopca. Oboje dreli. - Wszyscy w obozie si boj, za wyjtkiem twojego przyjaciela Gotreka. Dlaczego jest taki nieustraszony? Felix zamia si cicho. - Gotrek jest Zabjc Trolli, ktry przysig szuka mierci, by odpokutowa za jak zbrodni. Jest wygnacem swego domu, rodziny i przyjaci. Nie ma swojego miejsca na tym wiecie. Jest odwany, poniewa nie ma nic do stracenia. Moe odzyska swj honor tylko ginc chwalebnie. - Czemu za nim podasz? Sprawiasz wraenie rozsdnego czowieka. Felix zastanowi si gboko nad odpowiedzi. Naprawd nigdy nie przyglda si swoim motywom tak uwanie. Pod spojrzeniem ciemnych oczu Kirsten nagle stao si to dla niego bardzo wane. - Ocali moje ycie. Potem przysiglimy sobie braterstwo krwi. Wwczas nie wiedziaem co oznacza ten rytua, ale trzymam si go.

Poda najczystsze fakty, prawd bez wyjanie. Przerwa i pogadzi star blizn na prawym policzku. Chcia by szczery. - Zabiem czowieka w pojedynku. To wywoao skandal. Musiaem porzuci ycie studenta, mj ojciec wydziedziczy mnie. Byem peen gniewu, popadem w kopoty z prawem. Kiedy spotkaem Gotreka nie miaem adnego celu, po prostu dryfowaem. Zamierzenia Gotreka byy tak jasno okrelone i tak zdecydowane, e po prostu pocign mnie za sob. atwiej byo pj za nim, ni rozpocz nowe ycie. Co przemawiao do mnie w jego szalestwie samozniszczenia. Spojrzaa na niego badawczo. - Czy nadal przemawia? Potrzsn gow. - A co z tob? C popycha ci wzdu Rzeki Grzmotw? Zbliyli si do przewrconego drzewa. Felix poda Kirsten rk pomagajc jej wej na pie, po czym sam wskoczy obok niej. Wygadzia fady na dugiej wieniaczej spdnicy i odwina za ucho lok wosw. Felix uzna, e wygldaa przelicznie w wietle dwch bliniaczych ksiycw, wrd podnoszcej si mgy. - Moi rodzice byli poddanymi Barona Gottfrieda, chopami pracujcymi w Diehlendorfie. Oddali mnie do pomocy Frau Winter. Zginli w tamtej lawinie, razem z moimi siostrami. - Przykro mi - powiedzia Felbc. - Nie wiedziaem. Bezsilnie wzruszya ramionami. - Podczas wyprawy byo tak wiele mierci. Ciesz si tylko, e ja jestem tutaj. Zamilka na dug chwil, a kiedy odezwaa si ponownie, jej gos by mikki. - Brakuje mi ich. Felix nie wiedzia co odpowiedzie, wic milcza. - Wiesz, moja babka nigdy w yciu nie podrowaa dalej ni mil od Diehlendorfu. Nigdy nawet nie zobaczya od rodka tego ponurego zamczyska. Wszystko co znaa, to jej chatka i pasy pl, na ktrych pracowaa. Ja ogldaam ju gry i miasta i t rzek. Dotaram dalej ni jej si kiedykolwiek nio. W pewien sposb jestem temu rada. Felix spojrza na ni. Na ocienionej gadzi jej policzkw dostrzeg byszczc z. Ich twarze byy bardzo blisko siebie. Za ni, szybko gstniejce opary mgy unosiy si z powierzchni rzeki. Ledwo mg dojrze wod. Kirsten przysuna si bliej. - Gdybym nie posza, to nie spotkaabym ciebie. Pocaowali si, nieumiejtnie, niemiao. Usta ledwo otary si o usta. Felix pochyli si naprzd i uj w swoje donie jej dugie wosy. Przytulili si do siebie, obejmujc apczywie,

gdy pocaunek si pogbia. Ich namitne donie zaczy wdrowa, badajc nawzajem swe ciaa przez grube warstwy ubrania. Wychylili si za bardzo. Kirsten cicho krzykna gdy spadli z pnia drzewa w mikk wilgotn ziemi. - Mj paszcz jest cay w bocie - rzek Felix. - Zatem moe lepiej go zdejmiesz. Bdziemy si mogli na nim pooy. Ziemia jest taka mokra. W cieniu mierciononych wzgrz kochali si skpani we mgle i ksiycowym wietle. - Gdziee by, czeczyno i czemu wygldasz na tak zadowolonego z siebie? - Gotrek dopytywa si gburowato. - Nad rzek - niewinnie odpowiedzia Felix. - Tylko spacerowaem. Gotrek unis krzaczast brew. - Wybrae sobie z noc na spacery. Zobacz jak gstnieje ta mga. Wsz czary. Felix spojrza na niego, czujc dreszcz rozchodzcy si po kociach. Jego do ruszya do rkojeci miecza. Przypomnia sobie mg, ktra rok wczeniej okrya wrzosowiska wok Krgu Mrocznych Gazw i co w sobie ukrywaa. Zerkn w ciemno ponad ramieniem. - Jeli to prawda, to powinnimy o tym powiedzie Dieterowi i baronowi. - Ju poinformowaem giermkw ksicia. Strae zostay podwojone. To wszystko co mogli zrobi. - A co my zamierzamy uczyni? - Przepij si nieco, czeczyno. Wkrtce bdzie twoja warta. Felix pooy si w gbi wozu na szczycie workw ze zboem. Opatuli si szczelnie paszczem. Chocia prbowa usn, sen nie nadchodzi. Nie mg przesta myle o Kirsten. Kiedy spojrza na Morrslieba, mniejszy ksiyc, wydawao mu si e widzi zarys jej twarzy. Mga zgstniaa, tumic wszelkie dwiki za wyjtkiem cichego oddechu Gotreka. Kiedy sen wreszcie nadszed, niy mu si mroczne koszmary, w ktrych wdrowali umarli. W oddali niespokojnie zara ko. Wielka do zasonia usta Felixa. Szarpn si wciekle, sdzc e Lars wrci by si zemci. - Pst, czeczyno! Co si zblia. Bd bardzo cicho. Felix z trudem powrci do penej czujnoci. Jego oczy byy suche i zmczone, minie bolay od materaca z workw. Czu si znuony i pozbawiony energii.

- Co to takiego, Gotrek? - zapyta cicho. Zabjca Trolli gestem nakaza mu milczenie i powcha powietrze. - Cokolwiek by to nie byo, jest od dawna martwe. Felix wzdrygn si i wcisn mocniej w paszcz. Poczu trwog wzbierajc na dnie odka. Gdy dotaro do niego znaczenie sw krasnoluda, musia walczy by powstrzyma przeraenie. Felix wpatrzy si we mg. Opary okryway ziemi, zasaniajc widok dalej ni na dugo wczni. Felix wysilajc wszystkie zmysy dostrzega wz po przeciwnej stronie. Rzuci spojrzenie za rami, obawiajc si, e skrada si za nim jaki mieszkaniec mroku. Bicie serca gono dudnio mu w uszach i przypomnia sobie sowa Manfreda. Wyobrazi sobie kociste rce, wycignite by go zapa i unie w gb mrocznego grobowca. Czu, jak jego minie stay. Z wysikiem zmusi je do ruchu, by dosign rkojeci swojego miecza. - Id si nieco rozejrze - wyszepta Gotrek. Zanim Felix zdy odpowiedzie lub pj za nim, krasnolud zeskoczy bezgonie z wozu i znikn w ciemnoci. Teraz Felix poczu si cakowicie osamotniony. To byo jak przebudzenie z koszmaru, by stwierdzi, e jest si w jeszcze gorszym. By sam w ciemnociach i wilgotnej mgle. Wiedzia, e tu poza zasigiem jego percepcji czaj si godne, niesamowite stworzenia. Tak mwiy mu jakie pierwotne zmysy. Wiedzia, e ruszenie si z wozu oznacza mier. Jednak tam bya Kirsten, pica w powozie Frau Winter. Wyobrazi sobie lec w ku, gdy straszliwa sia napiera na drzwi wozu, a drewno powoli wygina si do wewntrz, by odsoni... Wycign bro i zeskoczy z wozu. Mikkie tpnicie wasnych stp zabrzmiao dla jego wyostrzonych strachem zmysw jak uderzenie dzwonu. Usiowa dojrze szczegy we mgle, posuwajc si w kierunku pojazdu Kirsten wzdu zewntrznego piercienia wozw. Kady krok zdawa si zabiera wieczno. Rzuca wok siebie czujne spojrzenia, obawiajc si, e co skrada si bezgonie z tyu. Brn skrajem plam gboki