Download - Kwantologia 6.4 język świata.

Transcript
Page 1: Kwantologia 6.4   język świata.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 6.4 – Język świata.

(...)dzień 18

dzień 20jednak wyspa wlazłem dziś na najwyższy pagórek woda tylko woda jest chyba nawet gorzej wygląda że to samotna wyspa pogoda była ładna widok daleki teoretycznie powinienem coś zobaczyć niczego po horyzont

dzień 23zwiedzam moje więzienie opuszczone tak dawno że ślady zaczynają się zacierać widziałem zdziczałe zwierzaki próbowałem podejść ale uciekały chwilowo korzystam z zapasów i ograniczam do minimum dzienne porcje ale na długo nie starczywyspa nie podoba mi się to wydaje się że nie leży w uczęszczanym rejonie źle to wygląda

dzień 25wszędzie znaki że życie i cywilizacja wyniosły się stąd tak dawno że należny to zaliczyć do poprzedniej epoki nie poddaję się i nie popadam w zwątpienie dziczyzna dalej nieuchwytna na szczęście nie brakuje wodyprzeszukuję rumowiska i zbieram co się tylko może przydać w mojej sytuacji każdy element się przyda

dzień 28odkryłem dziś pozostałości po ogródkach tak myślę że to było coś takiego bo roślinność w sporej ilości i taka do zjedzenia z czego oczywiście się ucieszyłem chyba już wiem jak zrobić pułapkigdyby nie okoliczności mógłbym podziwiać widoki zachody są piękne i takie majestatyczne wzruszyłem się

dzień 30to już miesiąc aż trudno uwierzyć ten czas tak leci dziczyzna wreszcie dała się podejść smakuje doskonale dawno nie jadłem czegoś podobnego

dzień 32zrobiłem odkrycie – dziwne ale wcześniej to przeoczyłem – w jednym starym budynku – oczywiście zupełnie zrujnowanym – była piwnica a w niej jakieś papiery – gazety i zapiski – nie wiem wygląda mi to na archiwum czy bibliotekę - bo są i książki – dużo tego nie ma – ale zawsze coś

dzień 33rozczarowałem się – to rzeczywiście coś w rodzaju biblioteki - ale

Page 2: Kwantologia 6.4   język świata.

w zupełnie dla mnie obcym języku – niczego nie rozumiem - nawet nie potrafię określić do jakiej grupy językowej należynabieram wprawy w łowach – pułapki się sprawdzają – ale staram się nie przesadzić – przecież nie wiem jak długo tu pozostanę

dzień 36pośród książek znalazłem podręcznik do nauki języka, gramatyka i podobne. przynajmniej jest jakiś punkt zaczepienia. oczywiście nie jest tak, że niczego nie rozumiem, znaki interpunkcyjne są takie same, czyli punkty zbieżne występują. w końcu język jak język, do czegoś się odnosi. świat jest jeden.zastanawiam się nad tym, czy warto uczyć się tego języka? można to potraktować jako czyste szaleństwo, przecież to dawno zamarły, już nikomu niepotrzebny język, ale pewności przecież nie mam. może się zdarzyć, że podpłynie do wyspy jakiś dawny tubylec i wówczas sobie z nim podyskutujemy.wygląda to, przyznaję, na odlot, ale to chyba lepsze od zanudzenia się. przynajmniej jest jakiś cel. wpatrywanie się w dal jakoś mi w tych okolicznościach nie pasuje. czy to nienormalne?

dzień 37kropki i przecinki opanowałem, ale dalej ani w ząb. uświadomiłem też sobie, że nigdy nie poznam wymowy tego języka. jestem sam na wyspie i nigdy nie słyszałem tonacji tej mowy, czy jest sens nauki w takich okolicznościach? poważnie się zastanawiam i mam duże wątpliwości.

dzień 38czytam na głos słowa i zdania z podręcznika, zawiera dużo rysunków i szkiców, więc orientuję się, o co chodzi. znów się wzruszyłem. kiedy zorientowałem się, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów na tej wyspie ktoś mówi, to – przyznaję – po plecach przeszły mi mrówki. to rzeczywiście ważny moment. język i zdolność nazywania świata robi wrażenie.sam jestem zdziwiony, że tak to przeżywam. nigdy do tej pory nie zastanawiałem się nad możliwością języka i nad tym, co to daje. to był zastany fakt życia, zawsze obecny... a jednak to coś ważnego, co zmienia głęboko spojrzenie na otoczenie. niby niewiele, jednak każde poznane słowo, każdy zaznaczony w otoczeniu fakt, który teraz określam symbolem, nabiera znaczenia. przede wszystkim wyłania się z tła, staje się, zauważam go. wcześniej to nie istniało, było tak jakoś obok, ale tego nie widziałem. nazywam i to jest... z dużym podziwem śledzę tę zmianę w postrzeganiu, język pozwala mi zorientować się w tutejszym świecie.

dzień 39wpadłem na pomysł, jak zwiększyć swoje szanse językowe. w końcu to w rozmowie z drugim najlepiej szlifować wymowę. - otóż w najmniej zniszczonym budynku, nie wykluczam, że kiedyś to był kościół, czy podobny obiekt, po prostu głośno recytuję zdania i wsłuchuję się w echo. - tak naprawdę człowiek zawsze sam do siebie mówi, tak było, i będzie. w tym przypadku dosłownie mówię do siebie. - skutki może nie są rewelacyjne, ale pomagają.

Page 3: Kwantologia 6.4   język świata.

dzień 39, popołudniegdzieś wysoko przelatywał transportowiec. machałem, rozpaliłem też ognisko... trudno pogodzić się z myślą, że jest się tak wtopionym w tło i tak małym na tej wyspie oraz wobec innych wysp, że nikt inny tego nie potrafi wyłuskać z otoczenia i zauważyć...

dzień 43Odnotowuję postępy. Małe bo małe, ale jednak. Zaczynam chwytać w tekście sens, i raczej to nie jest złudzenie. Mam oczywiście świadomość, że ani to, w jaki sposób wypowiadam tu i teraz słowa, ani to, co one dla mnie znaczą, że to zupełnie nie musi się pokrywać z tamtym językiem. Mam świadomość, że to jest i musi być odległe od pierwowzoru - tylko czy to ważne?Miło byłoby porozmawiać z tubylcem, to prawda. Tylko że tubylcem w tej chwili jestem ja, a innych nie ma. To także prawda. I być może tych innych tubylców już nigdzie nie ma, tego nie mogę wykluczyć, na dziś każda opcja jest możliwa. Mam świadomość, że weryfikacja i potwierdzenie tego jest dziś poza moim zasięgiem. Ale w ciemno tak sobie obstawiam, że nikogo nie ma.A gdyby nawet jaki tubylec się zjawił, to co? O czym bym rozmawiał i co chciałbym mu przekazać? O uprawie ogródka, hodowli zwierzątek i zachodach słońca? Na ten temat sam już sporo wiem, on również, a więc o czym? O budowie świata, tak po ogólności? Może. - Ale i tu, bazując na już rozpoznanym, w takiej rozmowie niczego ciekawego i nowego się nie dowiem. Wiersze sam potrafię pisać, nawet rymowanki mi wychodzą, więc potencjalni inni tym także mnie nie zadziwią ani nie zaskoczą. Słowem, tak naprawdę to uczę się tego języka sam dla siebie. Żeby nie było nudno, to po pierwsze. Oraz żeby sprawnie się poruszać po tutejszym świecie, to po drugie.To jest istotne, moje zachowanie wobec otoczenia, ponazywanego w tym języku otoczenia - to jest najważniejsze. Rozmowa z innym? Cóż, to miłe, nawet pożądane, ale zawsze chwilowe. Natomiast język, więc zbiór znaków kodujących rzeczywistość, to jest potrzebne dla mnie. Konkretnie język ma służyć mojemu przetrwaniu. Jest mi potrzebny do dialogu - żeby prowadzić rozmowę ze światem. Żeby sformułować i zadać pytanie - ale także po to, żeby zrozumieć odpowiedź. Pytam świat w każdym zdaniu dowolnego języka, a pytam o to, jaki jest - oraz dlaczego jest tak, jak jest. Po dźwięku, formie i strukturze "odpowiedzi" staram się zrozumieć, co się dzieje. To nie jest łatwe, ale wykonalne. Przede wszystkim pytam jednak o to, co się może dalej dziać i jak to wpłynie na moje życie "na wyspie". Nie wszystkie odpowiedzi na tę chwilę w pełni rozumiem, ale są postępy.

dzień 44W nawiązaniu do wczorajszego wpisu. Uczę się tego konkretnego, już wymarłego języka, ale to nie ma znaczenia. Każdy język, dowolnie w czasie wyprodukowany język, dowolnej formy, składający się z pojęć dowolnych – to w głębokim znaczeniu jest zawsze ten sam język. To zawsze i tylko, i aż "język".

Page 4: Kwantologia 6.4   język świata.

Zaskakujące? Nie powinno. Świat jest jeden i nie ma znaczenia jak zostaje "dźwiękowo" ponazywany. To w każdym przypadku jest inne i niekiedy bardzo od siebie odległe, ale przecież w znaczeniach, na poziomie treści, odnosi się do tego samego i jedynego świata. Stąd i dlatego są możliwe tłumaczenia. Weryfikatorem dowolnego języka i odniesieniem jest środowisko, rzeczywistość i jej zmiana. Jeżeli w języku występują elementy poprawnie odczytane ze świata, jeżeli w kolejnych krokach pozwala to przejść dalej – to taki język zyskuje na znaczeniu. Żyje i pozwala żyć.A jak zawiera zużyte elementy? Cóż, przechodzi do przeszłości wraz z użytkownikami. I zostają tylko ruiny.

dzień 45Jeszcze o języku. Powiedziałem, że wszelkie języki opisują świat i zmianę. Prawda. Logicznie nie sposób w zbiorze języków wyróżnić z nich żadnego, są sobie równoważne. Ale to nie oznacza, że wszelkie języki są jednakowo sprawne, tu już można przeprowadzić hierarchię ważności. Z uwagi na skutki. Są języki, które prowadzą do uzysku z działań, czyli pozwalają czerpać z otoczenia środki do istnienia - ale są też mniej sprawne. A są nawet takie, które utwardziły się w trakcie długiego stosowania i są oporne i odporne na zmianę. Że to prowadzi do zaburzeń, tego nie muszę podkreślać. - Kiedy język się na czas nie zmodyfikuje, czyli nie wpisze w swoje granice zaszłych w środowisku zmian, zniknie.Nie muszę dodawać, że takim szczególnym językiem, który pozwala na różne sposoby operować w świecie, że tym językiem jest matematyka. Z tym istotnym zastrzeżeniem - co może wydać się zaskakujące - że i tak na końcu znajduje się słowne, więc filozoficzne tłumaczenie terminów z obszaru matematycznego na pojęcia codzienne (aż chciałoby się powiedzieć, że z matematyki na ludzkie).

dzień 45, późne popołudnieUwagi o matematyce są istotne, wracam do tego. - Z licznych powodów chcę ponownie do tego nawiązać.Matematyka, na tle innych języków opisujących otoczenie, to system rzeczywiście wyjątkowy, to maksymalnie sprawny sposób wyrażania i opisywania. Jego najważniejszą zaletą jest skrótowość i możliwość objęcia w jednym wzorze ogromnej skali zjawisk. To budzi szacunek. I się zwyczajnie sprawdza.Ale matematyczna sprawność opisu - chciałbym to podkreślić - obraca się przeciwko niej samej. Matematyka to doskonałość z defektem. Z koniecznym defektem. Przez brak interpunkcji.

To nie żart - właśnie tego doświadczam, kiedy uczę się starożytnego języka tamtych tubylców. Nie tyle dokładnie chodzi o samą zasadę i regułę interpunkcji, co o sposób wyrażania się. W sensie szerokim, w maksymalnym znaczeniu chodzi o "artykulację" przekazu.Co mam na myśli? Że matematyczny zapis, dowolny wzór, który koduje w sobie treść, który odnosi się do mniejszego lub większego stanu świata, że to wymaga objaśnienia, i to jako konieczność. - Co mi po najbardziej nawet rozbudowanym wzorze, jak nie wiem, do czego się odnosi. I więcej, nawet jeżeli wiem, do czego służy, to nie widzę - nie wiem, co się składa na tak zdefiniowaną zmianę. Wzór spełnia

Page 5: Kwantologia 6.4   język świata.

swoją role, mogę przewidzieć, kiedy i gdzie spotkają się pociągi i co z tego wyniknie, ale wiem o tym dlatego, że tłumaczę to sobie na bliskie i znane terminy. Bo wzór, to istotne, takiej informacji w sobie w żaden sposób zawierać nie może. Ta nadmiarowa wiedza jest we mnie - w tym osobniku, który postrzega i dekoduje wzór.

Jeszcze inaczej, ponieważ zagadnienie jest istotne. - Kiedy omawiam w języku proces, dowolny fakt z jakoś tam postrzeganego świata, to chcąc czy nie chcąc, ale stosuję "interpunkcję" w takim opisie. To po prostu konieczność. Za nic nie zrozumiem zmiany, jeżeli będzie to dla mnie "ciurkiem" biegnące jedno "zdanie". W minimalnym, tak na jedną stronę zapisie, w takim zakresie jeszcze się nie pogubię, acz z trudem. W przypadku księgi to wykluczone. A przecież może i wzór "na wszystko" się trafić, tego już bez suplementu, instrukcji obsługi ani rusz nie pokonam. - Co mi po pięknym widoku ze szczytu góry, kiedy nie mam pojęcia, że ta "góra" musi być zakotwiczona w nieprzeliczonym i skrytym zakresie, żeby ten widok można było tu i teraz podziwiać? Widok, owszem, piękny, ale jakże daleki od wiedzy o całości.

I właśnie o to chodzi: doskonałość "wzoru" jest pozorna; przydatna i wspaniała - ale wymaga dopełnienia. Na końcu działania okazuje się, że język, ten codzienny, z kropkami, przecinkami i wszystkimi zawijasami - że dopiero to umożliwia oraz warunkuje zrozumienie. Co jest tego powodem? Bliskość, styczność z doświadczeniem. - Jeżeli w opisie świata zastosuję na przykład "pion" i "poziom", to nawet po omacku wiem, co to znaczy, to fundamentalnie we mnie zapisany i w każdym działaniu poznany fakt świata. Ale jeżeli to samo wyrażę w języku matematyki, jakimś słusznym wzorem - niby to będzie to samo, ale jakże odległe i obce. I w efekcie mało bliskie lub zupełnie obojętne. A nawet, zdarza się, niezrozumiałe.

Ale nie tylko z tej przyczyny matematyczna definicja jest zawsze i na zawsze "zdeformowana". Chodzi o sam sens "interpunkcji". Czyli? Chodzi o przerwy. Chodzi o miejsca zerowe, ciszę w procesie, stan pozornej nieobecności sygnału. Wszak brak sygnału też jest ważnym sygnałem - dopełnia przekaz. Dlaczego? Ponieważ nie ma procesu, nie ma zjawiska, które biegnie bez przerwy. Znany powszechnie jest żart łącznościowców: czego najwięcej mieści się w rozmowie? I odpowiedź: ciszy. Kiedy matematyk stosuje wzór w opisywaniu świata i tę ciszę pomija - robi fundamentalny błąd. Może o tym nie wiedzieć, i zazwyczaj o tym nie wie, ale dlatego istotne staje się tłumaczenie "z matematycznego na normalne". Tłumaczenie jest warunkiem zastosowania wzoru, nie wolno o tym etapie zapominać - ma większe znaczenie niż sam "wzór".

dzień 48Od rama zmagam się z dylematem, który łączy się z nauką martwego języka, a nawet języka jako takiego. Czy dlatego mogę opanować taką strukturę opisu świata, że jest ten świat, czyli wspólna treść opisu – czy dlatego, że jako struktura

Page 6: Kwantologia 6.4   język świata.

uczestnicząca w tym świecie na wszelkie sposoby, posiadam w sobie wpisane na stałe i na zawsze elementy umożliwiające tę naukę? Czy są głębokie składowe języka, dla każdego i zawsze?Gramatyka języka w moim rozumieniu jest jedna i wspólna, zawsze i wszędzie. Ale nie z tego powodu, że jakoś zakodowała się we mnie, tylko dlatego, że moja cielesna konstrukcja zawiera w sobie reguły tego świata. Istnieję jako byt fizyczny dlatego, że spełniam konieczne warunki zaistnienia. Czyli ciało zawiera w sobie, jako fakt niezbędny i na każdym poziomie, rytm zmiany i samą zmianę, która jest pochodną do otoczenia. To jest warunek fundamentalny. A skoro zaistniałem, tym samym spełniam warunek dopasowania. Gdyby nie to dopasowanie, mnie by na tej wyspie nie było.Ale z tego wynika, jako poziom kolejny analizy i zachowania, że w cielesności zawiera się język świata. I musi się zawierać.

I dalej. W praktyce nie ma znaczenia, czy język to gramatyka jakoś tam obudowana dźwiękami, czy idzie o kod genetyczny z jego regułami - to zawsze język. Dlatego, w takim właśnie znaczeniu, język, to, co za język mówiony uznaję, jest swoimi uniwersalnymi "kwantami" i strukturami dany w chwili początkowej - i jest faktem zastanym. Oraz jest odbiciem świata, realizacją reguły. Tak na poziomie, że jest i się objawia, tak na poziomie swojej wewnętrznej reguły, która w żadnym zakresie nie może być sprzeczna z fizycznym stanem świata. Użytkownik języka zazwyczaj nie ma pojęcia o tej zależności, ale i tak ją stosuje - inaczej ani jego by nie było, ani języka.

W sensie logicznym nie ma znaczenia, co wyróżnię i uznam za poziom i element fundamentalny, on jest na zawsze zanurzony w świecie i w rytmie świata przebiega - jest realizacją tego nadrzędnego języka. A ponieważ konstrukcja bytów posługujących się dowolnym językiem, ta konstrukcja jest w tym świecie i jest taka sama - to tym samym są wspólne, identyczne i głębokie elementy tworzące i osobnika, i język, i strukturę każdego języka.

Dlatego, notuję to jako wniosek, można, jeżeli ktoś chce, wytyczyć linię graniczną i powiedzieć, że tu i tu przebiega wspólny zakres języków, że to jest "kwant" nośny każdej gramatyki. Można zrobić w ten sposób, tylko że to zawsze zawężenie pola definiowania – to, w głębszym znaczeniu, ograniczenie narzucone na język opisu. A więc niepełne, umowne i błędne zdefiniowanie. Ponieważ ciało jest zanurzone w świecie i jest kolejnym "słowem" w tymże świecie - to powyżej i jako kolejny poziom - musi się pokazać językiem dźwiękowym. A też każdym innym w miarę poznawania świata i nabywania sprawności komunikacyjnych. - Reguła jest jedna, ale jej realizacja przebiega w różny sposób.

To świat i jego gramatyka są fundamentem działania, to rytm zmiany jest najgłębszą bazą językową.

dzień 51Ładny dzień... Byłem na długim spacerze...Czy matematyka, wracam do tematu - czy matematyczny opis zmiennego

Page 7: Kwantologia 6.4   język świata.

świata jest ostateczny? Wspomniałem, że tak – ale z dodatkiem, że wymaga to doprecyzowania.

Wyjaśnię, o co mi chodzi. Rolę przerwy, ciszy w sygnale opisałem, to istotny element zrozumienia. Ale matematyka, z uwagi na wydajny sposób definiowania zmiany, lokuje się na samym brzegu możliwości - sama jest punktem odniesienia. Tylko że pełne zaufanie dla takiego języka opisu, a to dziś dominuje, to prowadzi do nieporozumień - a co najmniej niepełnego zrozumienia procesów. Z jednej strony przez brak wspomnianych znaków interpunkcyjnych - a z drugiej, jako fakt do tego pochodny, przez zmieszanie tworzących się obrazów. Kiedy w opisie mam kilka ujęć i nie potrafię ich rozdzielić na fakt przed i po jakoś tam wyróżnionym momencie, to uzyskuję wielość w jednym "kadrze". To tak, jakbym na jednym zdjęciu, na skutek trudności w podziale na kolejne elementy, widział kilka pokoleń jednocześnie – a przecież to błąd. Owszem, te pokolenia tu były, kolejno żyły w domach, ale nie jednocześnie; to było następstwo w czasie, a nawet częściowo w przestrzeni. We wzorze matematycznym, albo fizycznym, jako pochodna działania, w takim wzorze mam rozmyty, zawsze płynny "obraz" czegoś, co w głębokim rozumieniu jest zbiorem jednostek. W takim ujęciu zbiór staje się jednostką, a to fałszuje opis.

Mówiąc inaczej, wzór z zasady opisuje ciąg zmian, wielość faktów i procesów składowych. Ale w ujęciu logicznym owe fakty są sumą oraz złożeniem - to nigdy jednostka. Żeby wprowadzić w taki opis sens i węzeł rozsupłać, muszę w strukturę wzoru wprowadzić przerwy, obraz podzielić na elementy - i dalej w tak "skwantowany" strumień zdarzeń wpisać, nanieść rytm. To może być dowolny rytm, matematyczny czy w postaci słów - ważne, żeby to był rytm. Od tego zależy zrozumienie i poznanie świata. Oczywiście im bardziej fundamentalnego poziomu dotyczy opis, tym w rytmie pojawić się musi prostszy element tworzący. Maksymalnie, a więc najniżej (i najwyżej) jednostka, matematyczna jedynka. - Albo adekwatny kwant rozumowania. dzień 55Jeżeli nie matematyka, to co? Odpowiedź nasuwa się samoistnie: filozofia. Nie ma innej. Namysł i pogłębiona analiza otoczenia, właśnie filozoficzna, były na etapie początkowym, dlatego muszą zamykać naukę "języka świata". Nie ma w tym działaniu innego zakończenia. Wszelkie nauki z wzorami, jak to w poprzednich zapisach się pojawiło, nie są zdolne - nie posiadają w sobie metody rozgraniczenia, podzielenia zmiany na składowe. To może wyłącznie filozofia. A przecież w opisie chodzi o ten rytm, a nie konstatację, że on jest. - Podstawy do jego wyuczenia się, jakoś poprawnego sczytania ze świata, taką podstawę stanowią wszelkie i konkretne nauki, jednak ustalenie i stworzenie rytmu, to wyłącznie można przeprowadzić w działaniu filozoficznym.Owszem, przyznaję to z pokorą, wymaga to oceanu słów, a nawet dużo więcej. "Wyspa" rzeczywistości wystaje ponad powierzchnię, to mój świat i jedynie dostępny, ale to wyspa. Dlatego jej opisanie musi odnosić się do tego "oceanu". - Po horyzont niczego więcej nie ma, ale mogę być pewnym, że "w głębinach" tutejsza wyspa i jej "język"

Page 8: Kwantologia 6.4   język świata.

- że to jest powiązane z innymi wyspami, że to rozciąga się daleko oraz łączy z wszelakim. Moja wyspa z kraja, ale zawsze w zbiorze. Na zawsze w zbiorze.Pewność tej jedności opiera się na tym, że świat jest jeden i że reguła zmiany również jest jedna. I zawsze ta sama.

dzień 64Tak, uczę się tutejszego języka świata. Ciągle się go uczę. Ale to już zupełnie inny etap. Tamte, początkowe zmagania z językiem, to daleka przeszłość, która budzi z jednej strony szacunek, że za coś takiego się zabrałem, ale z drugiej wywołuje uśmiech, że biegło to tak nieporadnie i że wymagało tylu wysiłków.

Dziś już wiem, że moje działanie było w sumie zbędne - ale zarazem nie znaczy, że głupie. Było konieczne w tych warunkach, ale zbędne w nakierowaniu na cel: z żadnym tubylcem nie pogadałem i nigdy nie pogadam. I nie dla tego, że tubylców nie ma, bo nie ma, ale z tej przyczyny, że to jest mój język i dla mnie. - Ten konkretny język, w jego zapisie, jest tylko dla mnie. Nadrzędnym językiem, wspólnym w każdym czasie i miejscu, jest język natury – i każdy go zna. O ile istnieje, to go zna.

Ten język, którego z trudem się wyuczyłem, to teraz mój język - już potrafię w nim wyrazić dowolną myśl, materialnie czy symbolicznie, to nie ma znaczenia. Za chwilę biegłość osiągnie poziom tworzenia nowości, których innym sposobem by nie było. Z uczącego się, tylko dostosowującego się do "zasłyszanego", zaczynam być kreatorem słów i całych zdań. A nawet zaczynam pisać powieści. Wydaje się, że mam już rozeznanie w gramatyce tutejszego "języka". - Oraz w gramatyce języka w ogóle. To duży postęp.

A nawet przez to moja wyspa jakby straciła swoją niegościnną twarz i już sam nie wiem, czy chciałbym ją opuścić. - Zapewne kiedyś taka chwila nastanie, zapewne będzie to koniecznością... Ale dziś sam nie wiem...

Wszak to wszystko jest wyspą. Więc czy tu, czy tam się znajdę...

cdn.

Janusz Łozowski