Download - JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Transcript
Page 1: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PHfcMJMKKATA „W SZ E C H ŚW IA T A ’1.W \Y n r » z a w ie : rocznie rub . 8 , k w arta ln ie ru b . Z .

L p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rub . 10 , pó łrocznie rub .

P renum erow ać m ożna w R edakcy i W szechśw iata i w e w szyst­k ich księgarn iach w k ra ju i zagranicą .

K o tu i te t R e d a k c y j n y \V a z e c i» » w ia la s tanow ią P an o w ie :

Czerwiński K M D eike IC., D ickstein S .. £ ism ond J ., Llaum M , H o y er H. Ju rk iew icz K., K ram sztyk S ., K w ietn iew ski W ł., Lewiński J . , M orozew iczJ., N atanson J . , O kolski S., S tru m p tK .,

T u r J . , W eyberg Z., Zieliński Z.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od g. 6 do 8 wiecz. w lokalu redakcyi

.̂c5.r©s ZR,ed.a,!s: cyi: Krakowskie - Przedmieście, IT-r 3 3.

Dr. Med. li. KADZIWIŁŁOWICZ.

INSTYNKT i ŚWIADOMOŚĆ.Odczyt wygłoszony w dniu 9 marca 1901 roku w Muzeum

Przemysłu i Rolnictwa.

Łaskawi Słuchacze.Instynkt i świadomość, stosunek obu tych

zjawisk do prawa ewolucyi, znaczenie, jakie one posiadają w procesie rozwoju jednostki i gatunku, stanowi przedmiot odczytu.

Biologia doniedawna zamykała się w cia­snych granicach doświadczeń laboratoryjnych i bezpośredniej obserwacyi pojedynczych ob jawów życia, pozostawiała roztrząsanie ogól­niejszych zagadnień bytu innym gałęziom wiedzy.

Obecnie jesteśmy świadkami, jak i ona uledz musiała powszechnemu prawu ewolucyi, zastosować swe metody badania ścisłego do tych pytań ogólnych, od których niedawno jeszcze stroniła.

Z wynikami tych badań w zakresie instyn­ktu i świadomości ma Was zapoznać, Łaskawi Słuchacze, odczyt dzisiejszy.

Instynktem nazywamy zdolność wspólną całemu królestwu zwierzęcemu od tworów najniższych aż do człowieka włącznie, a po­

legającą na możności bezwiednego, nieświa­domego wykonywania czynności celowych. Instynkt jest własnością wrodzoną, od natury każdej istocie żyjącej daną, do powstania swego nie wymaga ani nauki uprzedniej ani doświadczenia—i tem różni się od innego ro­dzaju czynności celowej, chociaż bezwiednej, przyzwyczajenia i nałogu, polegających na zautomatyzowaniu drogą częstego powtarza­nia czynności, która początkowo była świa­domą.

Mowa potoczna określa instynkt nazwą ce­lu, do którego dany przejaw instynktowy zmierza; mówimy o instynkcie samozacho­wawczym, o instynkcie macierzyństwa, o in­stynktowej obawie śmierci i pragnieniu życia i t. d., jakgdyby zwierzę posiadało świado­mość celu, do którego zmierza czynność da­na, jakgdyby istniała w niem świadomość za­równo celu samego jak i drogi doń wiodącej, i ta świadomość była źródłem samego prze­jawu instynktu. Istotnie czynności instyn­ktowe są nieraz tak złożone, cel do osiągnię­cia tak odległy, a droga do niego prowadzą­c a - t a k kręta, że wydaje się nieprawdopo- dobnem, ażeby inna jaka przyczyna, a nie wyraźna i jasna świadomość celu i dróg do celu wiodących mogła czynnością tą kiero­wać. Tak też rozumowano powszechnie, i jeżeli zastanawiano się nad czem, to tylko

Page 2: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

226 W SZECHSW IAT N r 15

nad pytaniem, w jaki sposób zwierzę, nieraz na bardzo niskim szczeblu rozwoju stojące, może posiadać świadomość zjawisk tak zło­żonych, jakien.i bywają nawet u istot naj­niższych przejawy instynktu, ale samego fak­tu istnienia świadomości jako przyczyny in­stynktu w wątpliwość nie podawano, przyj­mowano ją apriorycznie jako źródło każdego przejawu instynktowego.

Tymczasem tak nie jest. Świadomość nie posiada żadnego wpływu decydującego na bieg spraw instynktowych; obywają się one całkowicie bez jej udziału, ani ich ona powo­duje, ani im dróg odpowiednich nie wskazuje; całe zjawisko przebiega bezwiednie, i ta bez- wiedność obok wrodzoności i celowości stano­wi charakterystyczną cechę instynktu.

Przyczyny instynktu, jako źródła zjawiska, szukać należy w czem innem. Stanowi ją sama anatomiczna budowa ciała zwierzęcia. Poprostu, samo istnienie narządów powoduje przejaw instynktu. Żm ija nie dlatego posił­kuje się zębem jadowitym, że posiada świa­domość zawartego w pochewce (grućzole) ja ­du, ale dlatego, że ma ten ząb, jak słoń trą - ' bę, a tygrys pazury. Samo istnienie narzą­dów warunkuje i istnienie ich czynności, a wy­razem zewnętrznym tych czynności są prze­jawy instynktu. W biegu ewolucyi w każ­dym osobniku utrzym ały się tylko narządy pożyteczne, t. j. takie, których czynności sprzyjają rozwojowi jednostki i gatunku, po­m agają jednostce w walce o byt, wspierają ją , zapewniają w tej walce zwycięstwo, zacho­wują jednostkę i gatunek od zagłady. Ta pożyteczność rozwojowa danej czynności fi- zyologicznej stanowi tej czynności celowość.

Celowość w znaczeniu świadomości celu i środków w danej jednostce nie istnieje i istnieć nie potrzebuje, celowość ta istnieje w prawie ewolucyi, które to prawo utrzymu­je i utrwala tylko rozwojowo pożyteczne ce­chy, i w tem tylko znaczeniu mamy prawo czynności instynktowe nazywać celowemi.I jak nie wszystkie narządy u wszystkich zwierząt są pożyteczne, tak też i nie wszyst­kie czynnościowe tych narządów przejawy zewnętrzne korzyść danym osobnikom przy­noszą. Istn ieją liczne instynkty dla rozwoju jednostki i gatunku obojętne, a nawet wprost szkodliwe, i te są bezcelowe. Sąto tak zwane przeżytki instynktowe, pozostałości dawnych

stadyów rozwoju, które wskutek zmienionych warunków życia utraciły swój charakter uży­teczności, a nie zdążyły jeszcze zaniknąć r a ­zem z narządami, których są przejawem czynnościowym.

Ja k zaznaczyliśmy wyżej, instynkt jest najpowszechniejszym objawem życia; istnieje on u tworów najniższych, spotykamy go na wszystkich szczeblach rozwoju zwierzęcego, i w życiu człowieka za]muje miejsce niepo­ślednie. Najwcześniejszym jego przejawem, wspólnym nietylko zwierzętom najniższym, ale spotykanym nawet i w królestwie roślin - nem, jest tropizm. Pod nazwą tą rozumiemy własność, polegającą na zależności kierunku ruchów i wzrostu od pewnych czynności che­micznych i fizycznych, na wpływie, jaki te czynniki zewnętrzne wywierają na ruchy i wzrost rośliny lub zwierzęcia. Is to ta zja­wiska tkwi w tem, że powierzchnia np. ciała zwierzęcego różną na bodźce zewnętrzne po­siada wrażliwość, że oprócz tego posiada ona możność przekazywania tych bodźców na­rządom ruchu, zmniejsza lub powiększa kurczliwość tworzącej je protoplazmy, przez co powoduje zmianę kierunku ruchu zwie­rzęcia. Z powodu symetryi w budowie zwie­rzę zmuszone zostaje do wykonywania ruchu postępowego w kierunku działającej przyczy­ny lub ruchu wstecznego w kierunku odwrot­nym. W pierwszym przypadku mówimy o tropizmie dodatnim, w drugim o tropizmie odjemnym.

Stosownie do bodźca zewnętrznego, który powoduje zmiany kierunku ruchu lub wzro­stu, rozróżniamy różne postaci tropizmu : heliotropizmem nazywamy tę postać, w któ­rej przyczyną zewnętrzną wpływającą na zmiany, jest słońce; geotropizmem, kiedy dy­rektywą ruchu i wzrostu jes t przyciąganie ziemi; galwanotropizmem, kiedy dyrektywą tą jest prąd galwaniczny, hydrotropiżmem— woda, a stereotropizmem obecność ciała tw ar­dego i t. d. Przejawy tropizmu są bardzo liczne, nauka współczesna odkrywa coraz to nowe jego postaci i coraz wyraźniej stwier­dza ważność tego zjawiska w życiu zwierząt najniższych. Zjawisko to, samo w sobie bar­dzo proste, daje skutki nieraz tak dalece złożone, że potrzeba bardzo ścisłych, bardzo mozolnych doświadczeń laboratoryjnych, aże­by wykazać istnienie związku przyczynowego

Page 3: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Nr 16 WSZECHSWIAT 227

pomiędzy zjawiskiem samem, a jedną z po­staci tropizmu.

Kilka przykładów najlepiej objaśni założe­nie powyższe. Istnieje pewien rodzaj polipa, Eudendrium, posiadający instynktowy pociąg do światła. Jeżeli polipa tego posadzimy z boku u okna, tak, że światło padać nań bę­dzie tylko z jednej strony, to polip skręca się ku oknu i rośnie dalej wprost w kierunku promieni słonecznych. Jednostronne oświe­tlenie powierzchni ciała powoduje zmianę kurczliwości przyległej protoplazmy, która przeciwstawia wzrostowi pewien opór. Ciało polipa, rosnąc, usiłuje tę przeszkodę ominąć, i w ten sposób polip wykręca się ku oknu. Kiedy zaś osiągnie położenie takie, że obie jego połowy są równomiernie przez promienie słoneczne oświetlane, ustaje przyczyna, która powodowała różnicę kurczliwości w proto- plazmie, znika przeszkoda jednostronna, po­lip rosnąć zaczyna wprost przed siebie ku światłu.

Pewien rodzaj motyla, Porthesia chrysor- rhea, posiada bardzo ciekawy objaw instyn­ktu samozachowawczego. Gąsienice jego lę­gną się na jesieni, zimują koloniami w gniaz­dach, na drzewach i krzewach, i na wiosnę, kiedy pierwsze promienie słońca zbudzą ro­śliny do życia, powodując ich pączkowanie, ożywiają się i zaczynają rozłazić się po drze­wach. W tym ruchu jednakże zachowują bardzo ścisły porządek, nie rozłażą się bo­wiem we wszystkich kierunkach, ale dążą wszystkie ku czubkom drzew i gałęzi i tam zbierają się, ponieważ tam tylko znajdują świeżo rozwinięte pączki, które im służą za pożywienie.

Gdyby od pierwszej chwili życia nie posia­dały one instynktu, który każe im dążyć ku czubkom drzew, gdyż tam tylko w danej chwili znaleźć mogą pożywienie, zginęłyby z głodu. Heliotropizm jest tego instynkto­wego przejawu powodem. Gąsienice (liszki) póki są czcze, posiadają heliotropizm do­datni, najedzone — własność heliotropizmu tracą. Promienie słoneczne pobudzają kurcz- liwość protoplazmy w ich narządach ruchu, zmuszają je do ruchu postępowego w kierun­ku promieni słonecznych, prowadząc je na szczyty drzew, gdzie jednocześnie znajdują świeżo rozwinięte pączki. Celowość ewolu­cyjna tego instynktu jest bardzo wyraźna,

przyczyna leży w tak prostem zjawisku, jak heliotropizm.

Dziwny tryb życia prowadzi larwa pąkli, Balanus perforatus. W nocy znajdujemy ją na powierzchni wód oceanu, skoro zaś słońce wzejdzie, ucieka w głąb wody—na dno, na głębokości 400 m od powierzchni zatrzymuje się i zaczyna wykonywać ruchy wahadłowe naokoło tej granicy, w górę i w dół, w głąb wody i ku jej powierzchni. Wieczorem po zachodzie słońca znajdujemy ją znowu na powierzchni oceanu. Loeb i Groom stwier­dzili doświadczalnie, że przyczyną tych dzi­wacznych ruchów jest heliotropizm. Skoru­piak ten pod wpływem silnych promieni świetlnych nietylko słońca, ale i gazu (który, jak wiemy, posiada liczne promienie foto­chemiczne), staje się odjemnie beliotropicz- nym, w ciemności ten odjemny heliotropizm traci, a nabiera własności heliotropizmu do­datniego. Z rana, ze wschodem słońca, pod wpływem heliotropizmu odjemnego larwa pąkli ucieka od słońca w głąb wody. P ro ­mienie słoneczne, pochłaniane przez wodę, nie dochodzą głębiej jak do 400 m, wiemy bowiem, źe na tej głębokości można bezkar­nie otworzyć kasetkę fotograficzną, klisza zachowa się jak w ciemni—światło, chemicz­ne jego promienie nie działają wcale. Na tej też głębokości ustaje działanie promieni słonecznych i na ruchy skorupiaka. Pod wpływem ciemności występuje heliotropizm dodatni, który go popycha ku górze na spo­tkanie promieni słonecznych, które go znowu strącają w dół i t. d.; trwa to tak długo, aż słońce zajdzie i pozwoli skorupiakowi swo­bodnie przebywać na powierzchni wody.

Wiemy, jak silny pociąg do światła mają owady, i jak skutkiem tego pociągu nieraz giną w ogniu świecy lub lampy. Nie posia­dają one żadnego pociągu do światła w psy- chologicznem tego słowa znaczeniu, motyle np. ani lubią ani nie lubią światła, dążenie ich do światła nie z uczuciowych wynika po­budek, heliotropizm dodatni, właściwy tej klasie zwierzęcej sprowadza te tak nieraz dla nich fatalne skutki. Promień światła świecy lub lampy, padając jednostronnie na po­wierzchnię ciała motyla, pobudza jednostron­nie narządy ruchu, wskutek czego motyl skie­rowuje się ku źródłu światła. Równoczesne oświetlenie obu połów ciała, wobec syme­

Page 4: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

228 WSZECHSWIAT N r 15

trycznego układu narządów ruchu w obu po­łowach i wzmożonej pod wpływem promieni świetlnych pobudliwości mięśniowej, powodu­je szybki postępowy ruch naprzód i motyl ginie w płomieniu świecy, zanim promieniują­ce od niej na powierzchnię ciała ciepło zdąży otamować ruch postępowy i ocalić owada od śmierci.

Heliotropizm motyla, przystosowany do warunków światła słonecznego i w tych wa­runkach dla życia motyla pożyteczny, a więc celowy, w odmiennych warunkach (światła świecy), do których motyl nie jest przystoso­wany, staje się jego nieszczęściem, prowadzi go na zgubę i śmierć.

Tych kilka przykładów z zakresu heliotro- pizmu wystarczy do wskazania nam, jak ważne znaczenie w życiu zwierząt posiada to zjawisko i jak wiele, na pierwszy rzut oka dziwnych, niezrozumiałych, a nieraz tak bar­dzo złożonych przejawów w tak prostej i tak elementarnej własności organizmu żyjącego znajduje wytłumaczenie. Często heliotro­pizm odjemny łączy się z inną postacią tro ­pizmu—ze stereotropizmem. Stereotropizm zmusza zwierzęta do ciągłego ruchu, dopóki nie znajdą takiej pozycyi, ażeby ciało ich w całej swej powierzchni szczelnie przylegało do jakiej twardej masy; czucia dotykowe, odbierane przez powierzchnię ciała od ze­tknięcia z masą, do której zwierzę przylega, wywołują otamowanie zbyt pobudliwych na­rządów ruchu, zwierzę uspakaja się, przesta­je się poruszać. T a postać tropizmu powo­duje to zjawisko, że pewne kategorye orga- nizacyj niższych usiłują wyszukiwać sobie bardzo ciasne kryjówki, chowają się po no­rach i jamach, gdzie je z trudnością wielką odnaleźć może oko wroga i łupieżcy. Celo­wość, pożyteczność tego zjawiska dla sprawy zachowania jednostki i gatunku jest bardzo wyraźna i samo istnienie własności stereo- tropizmu wystarcza zupełnie do jego wytłu­maczenia.

Rozumiemy dobrze, że celowość tej włas­ności spotęguje się jeszcze bardziej, jeżeli oprócz stereotropizmu istnieć będzie u danej jednostki i heliotropizm odjemny. Zwierzę wtedy kryć się będzie nietylko po dziurach i norach, ale i szukać ciemnych nor, aby tem łatwiej uchronić się od wszystkich wrogów.

Stereotropizm istnieć może samodzielnie

bez heliotropizmu odjemnego. Ten rodzaj jego istnieje np. u nereidy i przekonać się o tem bardzo łatwo można zapomocą do­świadczenia następującego. Jeżeli weźmie­my pudło szklane i napełnimy je wodą, jednę połowę pudła okleimy ciemnym papierem, tak aby ta połowa zupełnie nie odbierała światła, a drugą połowę zostawimy oświetlo­ną, w oświetlonej połowie na dnie pudła ułożymy na klockach, wielkości ciała nerei­dy, przezroczyste tafelki szklane i do tak urządzonego pudła wpuścimy gromadkę ne- reid, to po niedługim przeciągu czasu prze­konamy się, że wszystkie one zbiorą się w oświetlonej połowie pod szklanemi tafelka- mi. W ciemnej nie znajdziemy ani jednej, a przecież tam najlepiej przed pościgiem wroga ukryćby się mogła nereida. Dzieje się tak dlatego, że nereida nie posiada heliotro­pizmu odjemnego, lecz sam tylko stereotro­pizm, który zmusza ją do szukania pozycyi takiej, ażeby przylegać mogła całą powierzch­nią do twardej massy; w danych warunkach zawodzi ją on i zmusza do wyboru pozycyi gorszej, dla zachowania jednostki mniej pewnej i pożytecznej, a więc i mniej celowej.

Jeżeli w badaniach naszych posuniemy się o jeden szczebel w hierarchii zwierzęcej wyżej i spróbujemy określić na czem polega zjawisko instynktu u zwierząt bardziej wy- różnicowanycli, to stwierdzimy, że przyczyna zjawiska w swej istocie jes t identyczna z przyczyną przejawów instynktowych u zwie­rząt o organizacyi niższej. Tak samo jak u zwierząt niższych przyczynę tę stanowi wrażliwość powierzchni ciała na działanie bodźców zewnętrznych fizycznych i chemicz­nych, możność przekazywania ich narządom ruchu, co w połączeniu z celowem przystoso­waniem tych narządów do warunków bytu powoduje pożyteczność ich czynności dla

I sprawy rozwoju jednostki i gatunku. ' Prze- j jawy instyuktowe skutkiem tej użyteczności

zyskują pozornie jakgdyby świadomą celo­wość swego istnienia. Różnica polega tylko na tem, że w organizacyach niższych przeno­szenie się bodźców zewnętrznych na narządy ruchu odbywa się bezpośrednio; u zwierząt wyższych i samo odbieranie bodźców i prze­kazywanie ich narządom ruchu nie odbywa się drogą bezpośrednią, lecz za pośredni-

j ctwem układu nerwowego, który te bodźce

Page 5: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

WSZECHŚWIAT 229

odbiera i przenosi na odpowiednie narządy mięśniowe. U zwierząt wyższych jestto zja­wisko bardziej złożone, ponieważ czynność odbiorczą, spełniają specyalne nerwowe na­rządy zmysłowe, przystosowane do różnego rodzaju bodźców zewnętrznych, a również bardzo złożone mechanizmy nerwowe prze­noszą je na różne grupy mięśniowe, ale isto­ta zjawiska pozostaje zawsze ta sama, co i w przejawach tropizmu. Że tak jest istot­nie, stwierdzić to możemy doświadczalnie.

Do doświadczenia tego bierzemy zwierzę obdarzone najprostszym ustrojem nerwowym np. żachwę, jednę z jej odmian poszczegól­nych, Ciona intestinalis. Zwierzę to przed­stawia worek z dwuma otworami, wpusto wym i wypustowym, cały jego układ nerwo­wy ogranicza się do jednego zwoju (ganglion), leżącego pomiędzy obu otworami i wysyłają­cego włókienka nerwowe ku powierzchni ciała i ku narządom ruchu. Żachwa posiada je ­den bardzo charakterystyczny ruch instyn­ktowy. Oto jeżeli podraźnimy mechanicz­nie jeden z jej otworów, lub jakikolwiek punkt powierzchni ciała, otwory oba zamyka­ją się kurczowo, zaciskają zupełnie światło j otworu, całe ciało żachwy kurczy się, zwija ! i przyjmuje kształt kulisty. Celowość ruchu tego jest bardzo wyraźna. Przez zaraknię- I cie otworów żachwa zapobiega dostaniu się do wnętrza jakichkolwiek dla organizmu nie- ! pożądanych tworów, przez przybranie kształ­tu kulistego przyjmuje postać do obrony przed wrogiem najwygodniejszą, kula bowiem jestto taka postać ciała, w której minimum powierzchni obejmuje maximum zawartości wewnętrznej. Chcąc teraz sprawdzić, jakie znaczenie ma układ nerwowy w powstawaniu ; tego instynktowego przejawu, spróbujmy przedewszystkiem usunąć układ nerwowy zu­pełnie, i zobaczmy, jak żachwa zachowa się bez niego. Operacya sama jest prosta i z po­wodu niskiego stopnia rozwoju żachwy, dla życia jej nie bezwzględnie śmiertelna. Po operacyi zwierzątko leży jak martwe, nie od­działywa wcale na bodźce zewnętrzne, ale powoli, po 24 godzinach, wraca do życia.

Powraca też do życia opisany wyżej cha­rakterystyczny przejaw instynktowy, tylko w stopniu daleko słabszym niż u żachwy nor- \ malnej. To znaczy, że do wywołania go po- trzeba znacznie silniejszej podniety, samo

zjawisko wymaga dłuższego czasu, przebiega znacznie powolniej, ale odbywa się i sam przejaw instynktu nie ginie. Loeb, który doświadczenie powyższe przeprowadził w la- boratoryum zoologicznem w Chicago, z całą naukową ścisłością stwierdził istnienie, za­chowanie tego instynktu u żachwy pozbawio­nej układu nerwowego, wykazał w cyfrach stosunek liczebny stopnia napięcia podniety, potrzebnej do wywołania tego instynktowego przejawu u żachwy normalnej i żachwy po­zbawionej układu nerwowego.

W doświadczeniu tem mamy dowód nie­zbity, że w przejawie instynktu nawet u zwie­rząt posiadających układ nerwowy, działal­ność tego układu redukuje się do odbierania i przenoszenia bodźca zewnętrznego i źe u istot na bardzo niskim stopniu rozwoju będących, przenoszenie to może się odbywać bezpośrednio bez udziału układu nerwowego. U zwierząt wyższych istnienie tego układu jest conditio sine qua non (bezwarunkowe), u nich odbieranie i przenoszenie bodźców bez układu nerwowego jes t niemożliwe, ale u tych zwierząt wTogółe życie bez układu nerwowego nie jest możliwe. Doświadczenie Loeba przekonywa nas, źe cały ten tak celo­wy przejaw instynktu nie jest niczem innem jak zwyczajnym odruchem. Tem samem jest każdy przejaw instynktu i u zwierząt najwy­żej wyróźnicowanych : każdy przejaw instyn­ktu jest albo pojedynczym odruchom, albo szeregiem pojedynczych odruchów tak ze so­bą powiązanych, źe czucie wywołane przez każdy ruch powoduje odruchowo ruch na­stępny, aż nowy jaki bodziec zewnętrzny nie otamuje tego szeregu odruchów.

(ON)

FOTOGRAFIA i BEZPOŚREDNIA OBSERWACYA

MGŁAWIC.

(D o k o ń c z e n ie ) .

Trzeci przykład weźmiemy najbardziej po­uczający ze względu, że fotografia i obserwa- cye okularowe idą równolegle, wzajemnie się dopełniają i dają możność ścisłej kontroli obudwu metod.

Przedmiotem najliczniejszych, jak dotąd

Page 6: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

230 W SZECHŚW IAT' N r 15

zdjęć była mgławica pierścieniowa w gwia­zdozbiorze Lutni oznaczona numerem kata­logu H ersch la2 023 Logólnego 4447. Postać

Fig. 3. Fotografia mgławicy w Lutni.

mgławicy, dostrzegalna narzędziem, nie różni się od podanej na fig. 3 i składa się, jak wi. dać wyraźnie z pierwszej fotografii, z pierście­nia o blasku silnym osobliwie w dolnej (pół­nocnej) jego części. W nętrze pierścienia za­pełnia słabo błyszcząca m aterya (wyraźna na fotografii drugiej) o blasku bardzo zmien­nym najwidoczniej w związku z pewnemi sta­nami atmosfery, w ciągu bowiem jednego wieczoru wnętrze mgławicy widywałem tak błyszczące jak pierścień, poczem blask tak dalece stawał się słaby, że wnętrze niewiele było jaśniejsze od tła otaczającego nieba. Po­dobnie jak mgławice nierozwiązalne silnego powiększenia nie znosi. Najkorzystniej się przedstawia przez oba refraktory naszego obserwatoryum przy powiększeniu od 100 do 300 razy i wtedy blask jej jest najsłabszy; przy powiększeniu 450 razy pierścień i wnę­trze tworzą jednę masę formy eliptycznej.

N a fotografii pierwszej z krótką 10 cio mi- nutcfwą ekspozycyą wnętrze wydaje się p ra­wie pozbawione materyi, widać atoli dwie gwiazdy, większą i mniejszą, jak również gwiazdkę lub p łat m ateryi silnie skoncentro­wanej na samym skraju przednim mgławicy. D ługa ekspozycyą, dwugodzinna (fotografia fig. 4), daje mniej szczegółów, wnętrze p ra­wie całkowicie wypełnione materyą, gwiazda

Fig. 4. Fotografia mgławicy w Lutni.

ków, że jądro jest większe niż było poprzed­nio, dalej, źe wnętrze jes t jaśniejsze wogóle, jakgdyby napełnione materyą kosztem ma-

centralna pojedyńcza, słabo widoczna. Ze­wnętrzny i wewnętrzny brzeg pierścienia jest poszarpany, co jest widocznem na fotografii drugiej; na pierwszej zaś znać różnicę w stop­niu skupienia materyi pierścienia. Przy ob- serwacyach okularowych wszyscy zgodnie uważają brzeg dolny pierścienia za jaśniejszy, przeważnie nie zauważono słabszego blasku na stronie przedniej i tylnej mgławicy, co jednak rysunek Holdena wyraźnie wskazuje (Newcomb. Astronomia, wyd. niemieckie str. 514). Gwiazdy centralne występują na kli­szach już po 2 minutach wystawienia, kiedy sama m aterya mgławicy jest zaledwie widocz­na; jestto właściwością wszystkich mgławic planetarnych, posiadających jądra , i stąd p. Keeler wnioskuje o związku fizycznym po­między gwiazdami a mgławicą. Większa gwiazda centralna stale, chwilami mniejsza* są widzialne przez wielki 36-calowy refraktor obserwatoryum Licka; z wyjątkiem Secchiego w r. 1858 nikt większej dokładnie nie widział aż do dnia 8 lipca 1899 roku, kiedy p. Bail- laud w Toulouzie przez wielki reflektor tam ­tejszego obserwatoryum dostrzegł gwiazdę- W sprawozdaniu o tym fakcie p. B., przy­puszczając możliwość nagłej zmiany w mgła­wicy, zestawia fotografie otrzymane w r. 1890 z ostatniemi z r.p 8 9 9 i dochodzi do wnios-

Page 7: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

teryi pierścienia, wreszcie notuje różnice zau­ważone na zewnętrznych brzegach pierście­nia, pomijając atoli milczeniem zarzuty czy­nione fotografiom mgławic wogóle przez wybitnego znawcę przedmiotu Janssena, wy­powiedziane rok przedtem z przyczyny in­nych zdjęć tejże mgławicy pierścieniowej. A utor obniża wartość swoich podań, zarzuty bowiem Janssena dotyczą jeszcze kwestyj za­sadniczych, jak właściwości użytego narzę­dzia, czasu trwania ekspozycyi, wrażliwości płytek, wreszcie błędów pochodzących z nie­równomiernego biegu zegara, utrzymującego ciało niebieskie w polu lunety. J a k dalece uzasadnione są uwagi Janssena przekonywa porównanie tutaj podanych fotografij, a jesz­cze bardziej opisy klisz przez innych badaczów; tak np. Stratonow znajduje trzy gwiazdki centralne i pewną ich liczbę na obwodzie pierścienia. Te ostatnie bezpośrednio zau­ważył między innemi d ’Arrest, gdyż powiada: „na pierścieniu w części północnej, jaśniej­szej niż inne części, dwie dosyć jasne gwiazd­ki przeblyskują; wnętrze natom iast pierście­nia jest pozbawione ją d ra ”.

W razie dobrego stanu powietrza przez refraktor Oookea powiększający 300 razy zawsze widać pojedyńczo przebłyskujące ja ­sne punkciki i wyłącznie na dolnej stronie pierścienia; osobliwie dokładnie widać je było dnia 14 września r. z., tak, że przypuszczenie złudzenia trzeba wyłączyć.

Prawdopodobnie z przyczyny tych gwiaz­dek uznano pierwotnie mgławicę za rozwią­zalną, t. j. za gromadę, czego jednak nowsze poszukiwania nie stwierdziły. W edług Vo- gła widmo mgławicy wykazuje linie jasne, z typową linią mgławic gazowych; kształt w okularze mgławicy eliptyczny, na fotogra­fii zaś zbliżony do owalu. Dla naszego celu decydującym probierzem wartości fotografii mogą być wyniki pomiarów klisz, i te właśnie zebraliśmy tu taj według pp. K eelera i S tra- tonowa, aby następnie zestawić z danemi z bezpośredniej obserwacyi.

D la różnych czasów ekspozycyi mamy w se­kundach łuku :

Stratonow Keeler

eksp. 20 godz. 10 godz. 10 min. na os wielką zewnętrzną

e lip sy ............................... 92 ,52" 90,19'' 87,3"na oś małą, zewnętrzną

elipsy (krańce) . . . . 63,59" 63,11" 63,9"

N r 15 231------ r

na oś małą zewnętrznąelipsy ( średnio) . . . . — — 58,6"

na oś wielką wewnętrznąelip sy ............................... — 29,13" 40,8"

na oś małą wewnętrznąelip sy ............................... — 24,52" 32,8"

Widzimy tutaj, jak długość osi wielkiej zewnętrznej wraz z czasem wystawienia wzra­sta; rozmiary elipsy wewnętrznej są nader różne, co rzut oka na obie fotografie potwier­dza; pomiary natomiast osi małej zewnętrz­nej są zupełnie zgodne niezależnie od czasu wystawienia. Aby wyniki bezpośredniej ob­serwacyi uczynić zrozumiałemi, musimy ich najogólniejszym zasadom słów kilka po­święcić.

Najsubtelniejsze pomiary na niebie są wy­konywane zapomocą przyrządu zwanego mi­krometrem nitkowym, przytwierdzanego do okularu lunety ustawionej paralaktycznie. (Jędrzejewicz, Kosmografia, rozdz. I). Z asa­dniczą częścią składową tego narzędzia jest śruba, prowadząca nitkę pajęczą równolegle do drugiej takiej samej nitki; obie zwą się „nitkami ruchomemi”. Trzecia nitka zwana

i „sta łą” jest prostopadła do poprzednich, krzyżując się z niemi w środku pola widzenia okularu. Gdy nitki ruchome sprowadzimy śrubą do dokładnego zetknięcia się (koin- cydeucyi), to widać tylko dwie nitki prosto­padłe. Na główce śruby znajduje się po- działka i obok „rachm istrz” wskazujący liczbę obrotów i ich części, na które została odsu­nięta jedna nitka od drugiej, poczynając od punktu koincydencyi, przyjmowanego za punkt wyjścia.

Okular wraz z mikrometrem może się obracać wokoło osi lunety i nitki przyjmują różne kierunki względnie do równika i koła zboczeń.

Jeżeli ustawimy nitki ruchome (w koincy­dencyi) w polu widzenia tak, aby gwiazda, unoszona ruchem dziennym, przechodziła wzdłuż nich nie zbaczając, to nitki przyjmą kierunek równoległy do pozornego ruchu gwiazd na sklepieniu nieba i prostopadły do koła zboczeń. Gdy gwiazda przechodząca wzdłuż nitek ruchomych je s t z położenia do­brze znaną, to względnie do tej gwiazdy można określić położenie badanego ciała nie­bieskiego w postaci różnic obu współrzęd­nych, wzniesienia prostego (AR) i zboczenia

WSZECHŚWIAT

Page 8: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

232 WSZECHŚWIAT

(S), a mianowicie: N otując chwile przejść obu gwiazd przez nitkę sta lą (prostopadłą do r u ­chomych) podług zegara z czasem gwiazdo­wym, znajdujemy różnicę wzniesień prostych. Działając śrubą, odsuwamy jednę z nitek ru ­chomych tak, aby przecięła dokładnie obraz badanego ciała, wtedy gdy^druga nitka do­kładnie przecina obraz gwiazdy zmiennej; rachmistrz i odczyt na główce śruby wska­zują w całkowitych obrotach i części obrotu śruby różnicę w zboczeniu. Znaleziona róż­nica w zboczeniu może być zgóry wiadoma, gdy obserwujemy np. dwie znane dobrze gwiazdy; wtedy przez proste porównanie znajdziemy w sekundach łuku wartość jed ­nego całkowitego obrotu śruby, czyli „krok śruby”. I odwrotnie, znając krok śruby, możemy określić szukaną różnicę zboczenia gwiazdy znanej i nieznanej.

Nieco odmiennym sposobem wyznacza się p- łożenie dwu gwiazd, dostatecznie bliskich, aby jednocześnie mogły być widziane w polu lunety, przy pomocy współrzędnych biegu­nowych : odległości i kąta położenia.

Przez gwiazdę znaną przeprowadzamy wte­dy koło zboczeń tak, żeby przecinało się z dru- giem wielkiem kołem, ptzechodzącem przez ową gwiazdę znaną i przez nieznaną. P rze­cięcie tych kół utworzy kąt, z wierzchołkiem w gwiazdzie znanej, zwany kątem położenia (pozycyjnym). Odległością gwiazd nazwiemy łuk koła przez nie przechodzący, między nie mi zawarty, w sekundach łuku wyrażony. Przy mikrometrze, jako druga część składo­wa, jest przytwierdzone koło, w płaszczyznie prostopadłej do osi lunety, nazwane kołem położeń (pozycyjnem) z podzialką na minuty od 0° do 360°.

Odczyt na kole, wskazujący kierunek nitki stałej, gdy gwiazda znana wzdłuż niej prze­biega, skombinowany z odczytem na kole, gdy taż sam a nitka sta ła dokładnie przecina obrazy gwiazdy znanej i nieznanej, daje kąt położenia szukany.

Utrzymując w tem położeniu na nitce s ta ­łej obie gwiazdy w środku pola widzenia, bądź zapomocą przyrządu zegarowego, obra­cającego lunetę zgodnie z ruchem sklepienia nieba, bądź zapomocą śruby bez końca, roz­suwamy nitkę ruchomą, aby przecięła jednę z gwiazd, gdy równoległa nitka przecina drugą. Odczyt na główce i rachmistrzu

wskazuje odległość dwu gwiazd. Jeżeli b a ­dane ciało niebieskie ma wymiary (plamy słoneczne, kratery księżyca, mgławice, ko­mety), to w podobny sposób określamy poło­żenie i odległość dwu jakichkolwiek punktów danego ciała.

Chcąc dać wyobrażenie o odległości jednej sekundy łuku, powiemy, źe na taką odległość umieszczone cienkie nitki pajęcze, do granic

I możliwości rozciągnięte, przeświecają wąską szczeliną; gdy wszakże odległość nieco zmniej­szymy, np. do 3/4 sekundy, widać już tylko jednę nitkę zgrubiałą; grube nici pajęcze na odległości 1" stykają się z sobą.

W polu lunety widzieć, oczywiście, musi­my ciało niebieskie i nitki mikrometru, więc w czasie nocnej obserwacyi posiłkować się trzeba światłem lampki, która odpowiednio umieszczona oświetla pole, dając czarne nit­ki na jasnem tle; wtedy jednak giną słabe gwiazdki i mgławice; należy więc bokiem rzu­cać światło na same nitki, aby błyszczały na czarnem polu.

P rosto ta i łatwość pomiarów, jak je tutaj przedstawiliśmy, jes t tylko pozorną; cały szereg ubocznych wpływów sprawia, że poje­dyncze wyniki wykazują znaczne różnice, t. j. błędy obserwacyi. Pomiary, wobec drżących obrazów gwiazd, niewyraźnych konturów mgławic, nie mogą być dokładnie zgodne, lecz tego rodzaju błędy, zwane przypadko- wemi, usuwa znaczna liczba wykonanych obserwacyj. Dlatego groźniejsze są błędy stałe z niedokładności narzędzia pochodzące; znać je musi obserwator, inaczej rezultat naj­liczniejszych pomiarów będzie bez wartości. Po uwzględnieniu wszystkich możliwych po­prawek, po wyrugowaniu błędów stałych, wynik ostateczny jest jeszcze obarczony oso­bistym błędem obserwatora, jemu tylko wła­ściwym, niemożliwym do wyrugowania, okre­ślanym jedynie względnie do innego obser­watora przez porównanie pomiarów jednej i tej samej wielkości.

Teraz już łatwo nam przedstawić wyniki pomiarów mgławicy w L u tn i : nastawiając nitki mitrometru, aby wzdłuż jednej z nich mgławica przechodziła, możemy zauważyć przeciąg czasu gwiazdowego, który zużytku­je na przebieżenie drugiej nitki prostopadłej do poprzedniej, śledząc okiem i uważając słuchem na uderzenia zegara w chwilach,

Page 9: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Nr 15 WSZECHSWIAT 233

kiedy mgławica dochodzi do nitki i kiedy ją opuszcza

Pomiary d ’A rresta z r. J861 dają w se­kundach czasu gwiazdowege 5,48 s.; Engel­manna (186ó —1874) 5,525 s ; d’Engelhardta (1883—1884) 5,409 s., moje z r. z. 5,535 s. Różnice nie przenoszą 0,1 sek.; nie są syste­matyczne, lecz przypadkowe; stąd też wnosi my, że czas przejścia mgławicy od r. 1861 nie uległ zmianie i niewiele się różni od śred­niej arytmetycznej z powyższych obserwacyj, równej 5,472 s., dając spostrzeżeniom d’En- gelhardta podwójną wagę, jako najliczniej­szym.

Przecinając elipsę w mgławicy nitką mi­krometru wzdłuż wielkiej osi, znajdziemy kąt położenia mgławicy. D ’A rrest daje 58,7°; Stratonow z pomiarów kliszy pierwszej 61,9°, drugiej 60,8; Barnard 65,43; moje obserwa- cye z trzech wieczorów, każda jako rezultat 5-ciu nastawień, dają 61,1° = 7 3 (6 ^° + 60°4- 63,3°). K ą t zatem podany przez B arnar­da nader się różni od wszystkich innych. Przypuszczając, że pomiar B arnarda jes t obarczony błędem stałym, znajdziemy jego źródło łatwo, przyjmując, że przez wielki refraktor obserwatoryum Licka, którym po­miar był wykonany, stale jest widzialna I centralna gwiazda mgławicy. Nie leży ona na samej wielkiej mgławicy, co wskazuje fo­tografia; przy obserwacyi atoli okularowej faktu tego zauważyć, prawdopodobnie, nie można, zresztą nitka mikrometru pomimo- woli kieruje się na ten punkt wytyczny. Na­sze pomiary nie są tak zgodne pomiędzy so­bą (dwa pierwsze równe tylko przypadkowo), jak pięciokrotne Barnarda (Astron. Nachr. nr. 3 354) w ciągu la t kilku wykonane; są wszakże wolne od błędu stałego, ponieważ wnętrze elipsy jest próżne i nitka nie ma przyczyny do zbaczania w jednę stronę w ię­cej niż w drugą.

Zgodność pozostałych pomiarów jest zu pełnie zadaw alniająca: Rozsuwając nitkimikrometru raz prostopadle do kierunku, wskazującego kąt położenia, drugi raz rów­nolegle, a zawsze do styczności z zewnętrz - nemi brzegami elipsy, znajdziemy jej o s i:

(TArrest Barnardna oś wielką zewnętrzną . . . 78,1" 80,89"

oś małą zewnętrzną . . . . 59,9" 58,81"

Odpowiednio otrzymałem 80,1" i 60,1".

Barnard podaje jeszcze pomiar osi wielkiej wewnętrznej 36,52" i małej 29,36".

Przedstawiliśmy szczegółowo pomiary, aby uzasadnić wniosek, źe bezpośrednie, pomimo różnic w rozmiarach narzędzi, w danym przy­padku nieledwie krańcowych, są zgodriiej- sze niż pomiary klisz. Nie idzie nam w da­nej chwili o to, czy rzeczywistym rozmiarom elipsy mgławicy lepiej odpowiada pomiar kliszy, czy mikrometryczny (fotografia daje rozmiary daleko większe), lecz jedyn ie.o zgo­dność przynajmniej taką, aby pomiary różni­ły się tylko błędami osobiste m i obserwato­rów, co jest cechą narzędzi astronomicznych. Jestto wzgląd najważniejszy, ponieważ ce­lem pomiarów precyzyjnych jes t wyznaczenie położenia badanego ciała na nisbie, dalej określenie ruchu własnego, wreszcie odległo­ści (parałaksy). Dotąd tylko pomiarom mi- krometrycznym i ich zgodności zawdzięcza­my poznanie układów gwiazd podwójnych i paralaksy niektórych gwiazd.

Teoretycznie obserwacya przy pomocy zdjęć fotograficznych powinnaby mieć wyższość, wykluczone są tu bowiem błędy osobiste ob­serwatorów, i na ten ważny fakt przeszło przed półwiekiem zwrócono uwagę. Okazu­je się wszelako istnienie błędów „osobistych” narzędzi, obok licznych stałych różnego po­chodzenia. Badania obecnej chwili są skie­rowane ku ustaleniu metod, co jes t już zro­bione odnośnie do fotograficznej mapy nieba i złączonego z nią katalogu gwiazd. In- strukcyą, wydaną w tym celu na kongresie astronomów z r. 1887, nieobjęte były mgła­wice i gromady gwiazd, i udoskonalenia po­zostawione pracom pojedyńczych astrono­mów. Nieskrępowany kierunek prac może wydać i wydaje pożądane owoce, lecz wyniki należy przyjmować ostrożnie. Widzieliśmy jak dalece uwagi Janssena, wypowiedziane

I przed dwu ma zaledwie laty. dotyczą jeszcze kwestyj podstawowych i elementarnych. P a ­miętać należy, źe wobec nowego niezwykłego faktu bezpośrednio obserwowanego, przy­puszczamy zawsze możność złudzenia, w yra­żenie zaś „stwierdzono na drodze fotograficz­nej” posiada urok rzeczywistości, przez co stać się może źródłem nąjfałszywszych wnio­sków. Śmiałe np., podane poprzednio, hy- potezy p. Baillaud o zmianach jakoby za­szłych w ciągu ostatnich la t w mgławicy

Page 10: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

234 WSZECHSWIAT N r 15

pierścieniowej, mogą się równie dobrze wy­tłumaczyć niedokładnością zdjęć i niewłaści- wem porównywaniem klisz, i jedynie zasta­nawiająca uwaga, nie sprawdzona atoli z in­nych źródeł, polega na notatkach dziennika obserwatoryum, że przed r. 1861 wnętrze mgławicy było tak ciemne jak otaczające tło nieba, gdy dziś jest, niewątpliwie, znacznie jaśniejsza.

Przed kilkunastoma laty jeden z astrono­mów (M. Rayet. Notes sur 1’histoire de la photograpbie astronomiąue. Bulletin astr. 1887 r.), zdając sprawę z postępów fotografii na usługach astronomii, pow iedział: „Dla wielu wydaje się niemożliwem zastąpienie przez kliszę wzroku obserwatora. Jeżeli tak będzie w rzeczy samej pożałuję wrażeń od­noszonych przy wykonywaniu trudnej obser­wacyi bezpośrednio na niebie. Sądzę wsze­lako, że oko i ręka są zbyt dobrze wypróbo­wanemu narzędziami, którym astronom ulać powinien, i nieprędko staną się one bezuży- tecznemi”.

Tenże au tor jeszcze dodaje : „W bada­niach powierzchni słońca, jego korony, w po­miarach widm gwiazd, fotografia z korzy­ścią zastąpiła uciążliwą pracę astronoma; obecnie odtwarza mapę nieba i zamierza za­jąć się gwiazdami podwójnemi” .

Jakkolwiek, w rzeczy samej, spektroskopia prawie wyłącznie posługuje się metodą foto­graficzną, wszelako pomoc obserwacyi o ku­larowej w odróżnianiu poszczególnych ty ­pów widm może okazać się konieczną, jak to wynika z ostatnich prac Vogla, najpoważ­niejszego w tej dziedzinie badacza; subtelne zjawiska na powierzchni słońca mogą być oddane dokładnie tylko zapomocą rysunków; trudne pomiary gwiazd podwójnych są wyko­nywane wyłącznie bezpośrednio; wreszcie przybliżone położenia gwiazd z katalogu fo­tograficznego nieba wyznaczają się względem gwiazd dobrze znanych z obserwacyj połud­nikowych.

Z klisz otrzymane ruchy własne i parala- ksa gwiazd przez P ritcharda, Wilsinga i kil­ka innych, rokują, niewątpliwie, przyszłość świetną metodzie fotograficznej; są to atoli dotąd rezultaty prac pojedyńczych bada­czów, stosujących własne metody do poszcze­gólnych narzędzi. Gdy jes t dowiedziona możliwość pomiaru bezpośredniego, wskaza­

ną metodą i typ narzędzia, rzecz staje się rozstrzygniętą : pomiar wykonać może każdy obserwator, i taka kontrola wzajemna wyni­ków stanowi całą wagę pomiarów precyzyj­nych. Zanim ta zasada, w całej rozciągło­ści, da się zastosować do fotografii, decydują- cemi pozostają narzędzia obserwacyi bezpo­średniej, których znów najważniejszą częścią składową jest człowiek przy okularze, jak się wyraził jeden z wybitniejszych współczes­nych astronomów.

W racając jeszcze na chwilę do rozpatry­wanych tu taj mgławic, musimy kilka słów powiedzieć o ich blasku, odcieniach i kolorze.

Na zasadzie obserwacyi okularowej zau­ważono, o czem już wspominaliśmy, pewne zmiany w blasku wielkiej mgławicy Oryona. Jestto jednak tylko dość nieuzasadniona hy­poteza, i stanowczo rzecz rozstrzygnąć może w przyszłości fotografia, jako metoda objek- tywna, jedynie właściwa wobec zjawiska przedstawiającego wybitną zmienność z przy­czyny wpływów ubocznych, jak stany atmo­sfery, różność narzędzi, użyte powiększe­nia, nie mówiąc już o osobistej wrażliwości oka obserwatora. Z tych samych przyczyn blask i nawet kolor jakiejkolwiek mgławicy, przypuszczalnie niezmiennej, u różnych ob­serwatorów jest różny. Mgławicę w P eg a­zie d ’A rrest nazywa jasną lub dosyć jasną. Jednokrotna obserwacya w ciągu nocy po­godnej, bezksiężycowej dała mi mgławicę dosyć słabą, z blaskiem podobnym do t. zw. „światła szarego” księżyca. Czy takie po­równanie jest trafne, należy jeszcze spraw­dzić. Wogóle wynalezienie podobieństwa do znanych obrazów jest ważne, czasami decy­dujące. Z a przykład można wziąć mgławicę w Lutni, którą stale mianuje d ’A rrest nie­określenie, bardzo jasną, błyszczącą, gdy tymczasem jej blask jest niezmiernie charak­terystyczny : d’Eagelhardt powiada : „m gła­wica błyszczy jak fosfor w ciemności”. Okre­ślenie to tak dokładnie odpowiada rzeczywi­stości, źe gdyby kiedyś astronomowie nie zgodzili się na to, mielibyśmy dowód zmiany blasku. Musimy tylko dodać uwagę, że stosuje się to w razie dość wielkiego po­większenia (najmniej 100 dla refraktorów naszego obserwatoryum), inaczej blask jest bardzo silny, migocący.

Bogactwa barw pomiędzy mgławicami nie­

Page 11: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Nr 15 WSZECHŚWIAT 235

ma, są tylko dość trudno spostrzegane od­cienie, zielonkawy, róźowawy, z przewa­gą białego. Wyraźny kolor niebieski i zie­lony mają niektóre mgławice planetarne, dość pospolite. Nazwa ich wskazuje postać; rozmiary m ają znacznie mniejsze w porów­naniu z pierścieniową w Lutni; wszystkie są gazowe z charakterystyczną zieloną „linią mgławic”; niektóre właściwiej nazwaćby na­leżało pierścieniowemi, dla znacznej różnicy w skupieniu materyi w środku i przy brzegach. Typową przedstawicielką jes t jedna z najpię­kniejszych mgławic wogóle, oznaczona nr. ogólnego katalogu 4373 : pierścień o prze­pysznej szmaragdowej mieniącej się barwie otacza białą, matową gwiazdę, nieco ekscen­trycznie ku przedniemu brzegowi zbliżoną. Mgławica robi wrażenie planety w fazie, po­nieważ brzeg przedni znacznie jest mniej jasny i wyraźny. Porównywając ten opis z opisem podanym przez Engelhardta, zna­lazłem różnicę w barwie, gdyż wzmiankowa­ny obserwator stale nazywa mgławicę nie­bieską. W następny pogodny wieczór spraw­dziłem dokładność pierwszego określenia barwy, i byłem niezmiernie zdziwiony, zau­ważywszy w kilka dni później wyraźny kolor niebieski mgławicy w czasie obserwacyi przy dość złym stanie powietrza. N a wzmianko­wane różnice niemało wpływa światło po­stronne, gdyż noce były bezksiężycowe, i za­zwyczaj obserwacye mgławic odbywają się w zupełnej ciemności, pod osłoniętą zewsząd kopułą i z lampką ręczną w ukryciu. W i­docznie oddziałał tylko odmienny stan po­gody.

Podobnego rodzaju wątpliwości rozstrzyga zdanie wygłoszone prz^z większość obserwa­torów, co, wobec braku metody objektywnej, byłoby wystarczającem, gdybyśmy posiadali dostateczną liczbę obserwacyj tych ciał. Mgławice tymczasem są zaniedbane, na co już przed kilkunastoma laty zwrócił uwagę Tempel; w ostatnich czasach, dzięki meto­dzie fotograficznej, gromady gwiazd i mgła­wice zaczęto badać wszechstronnie; każdy tom Astrophysical JournaPu, w szczególno­ści, przynosi liczne nowe, czasem zgoła nie­oczekiwane zdobycze, osięgnięte za pośred­nictwem najdoskonalszych narzędzi i środ­ków, jakiemi rozporządzają wzorowo urzą­dzone obserwatorya w Ameryce.

Jestto bodźcem do badań okularowych osobliwie mgławic zarówno dostępnych dla obudwu metod, przyczem nie będą pomijane pomiary, dotąd dość nieliczne, w celu wyzna­czenia miejsc tych ciał.

Jeszcze ważniejszym bodźcem jest okolicz­ność, że w kilku przypadkach przypuszczają istnienie ruchów własnych mgławic. Jeżeli te ruchy bądź rzeczywiste, bądź względne, odnośnie do biegu słońca w przestrzeni, zo­staną stwierdzone, to najbardziej rozpo­wszechnione przypuszczenie o bezmiernej od­ległości mgławic, usuwanych poza granice systemu gwiazdowego, straci podstawę. Jesz­cze jeden krok dalej, a znajdziemy się w możności oznaczenia paralaksy mgławic.

Ja k doniosłem zagadnieniem jest wskaza­nie prawdziwego stanowiska gromad i mgła­wic we wszechświecie, wyjaśniać niepotrzeba. Trudno przewidzieć na jakiej drodze zada­nie rozwiązane będzie, czy przez pomiary bezpośrednie, czy teź przy pomocy fotografii, jest pewnern atoli, że pomiary mikrometrycz- ne ubiegłego stulecia służyć będą za podsta­wę do wszelkich prac przyszłych.

B . MerecTci.

W I D Ł A K I .

(D o k o ń c z e n ie ) .

Ze względu na na swą wysoką organizacyą przedrośla widłaków zajmują pierwsze miej­sce wśród wszystkich paprotników oraz msza­ków. Jednocześnie okazują one znaczne róż­nice między sobą, dotyczące nietylko postaci zewnętrznej i budowy anatomicznej, lecz przejawiające się i w innych właściwościach, a mianowicie w historyi rozwoju, w budowie organów płciowych, w rozmaitej długości ży­cia, a w końcu w sposobie odżywiania się (sa­profityczne, nawpół saprofityczne i przyswa­jające przedrośla). To teź Bruchmann przy­puszcza, że gatunki, które odnosimy obecnie za przykładem Linneusza do jednego rodza­ju Lycopodium, należą w rzeczywistości do kilku typów samodzielnych, których ce- . chy zachowały się dotąd wśród pokolenia płciowego. S tąd też Bruchmann proponuje rozdrobnienie rodzaju Lycopodium na kilka nowych rodzajów, odpowiednio do liczby

Page 12: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

236 WSZECHSWIAT N r 15

typów przedrośli. Odnalezienie pokolenia płciowego widłaków pozwala nam także do­kładniej określić stosunek pokrewieństwa tych roślin do innych grup widłakowatych. Z tych ostatnich najbliżej spokrewnione są z widłakami podzwrotnikowa rodzina P si­lotaceae i rozpłaszczki (Selaginellaceae). Rodzina Psilotaceae obejmuje dwa rodzaje : Psilotum i Tm esipteris z kilkoma gatunkami. Zewnętrznym swym pokrojem oraz budową anatomiczną rośliny te przypominają w wy­sokim stopniu widłaki, od których różnią się wszakże kilkukomorowemi zarodniami oraz brakiem korzeni; zamiast tych ostatnich po­siadają one obficie rozgałęzione kłącza, znaj­dujące się stale w połączenie z grzybnią, któ­rej, jak wiemy, w korzeniach widłaków stale brak. W każdym razie rodzina Psilotaceae, której przedrośla niestety dotąd odnalezione nie zostały, znajduje się w najbliższem po­krewieństwie z widłakami, i przedstawia prawdopodobnie boczną gałąź tych ostatnich.

Następną grupę pokrewną widłakom sta­nowią rozpłaszczki (Selaginellaceae). Podo­bieństwo ich do widłaków dotyczy jednak przeważnie budowy anatomicznej i sposobu rozgałęzienia, a w części i historyi rozwoju. Pozatem między obiema temi grupami roślin zachodzą znaczne różnico, występujące za­równo w zarodnikowcu jak i płciowem poko­leniach. O ile bowiem pierwsze posiada u roz- płaszczek stanowczo wyższą organizacyą niź u widłaków (zróżnicowanie np. zarodników i zarodni u rozpłaszczek na męskie i żeń­skie), o tyle znowu same przedrośla okazują się u Selaginellaceae silnie uwstecznioneini. Utraciły one tu bowiem całkowicie zdolność samodzielnego odżywiania się, a żyją jedy­nie kosztem zapasów nagromadzonych w za­rodnikach. Tymczasem przedrośla widła­ków wyróżniają się swą wysoką organizacyą z pośród całego typu rodniowców. Jednem słowem różnice, jakie zachodzą między wi­dłakami a rozpłaszczkami okazują się dale­ko większe niżbyśmy to mogli przypuszczać poprzednio, nie znając przedrośli widłaków. Dają nam one prawo jedynie uważać roz­płaszczki za wyższe ogniwo w rodowym roz­woju widłaków, do których pozostają one w takim stosunku, jak różnozarodnikowe pa­procie (Salviniaceae i M arsiliaceae) do p a­proci zwykłych, łub kopalne różnozarodniko­

we skrzypy (Calamariae, Asterophyllitps) do skrzypów właściwych.

A zatem widłaki przedstawiają zupełnie samodzielną grupę roślin, z której wzięły prawdopodobnie początek zarówno Psilota­ceae jak i rozpłaszczki.

Z jakiej grupy roślin jednak rozwinąć się mogły same widłaki? Oczywiście początku ich szukać należy wśród niższych typów ro­ślinnych, wśród mszaków, specyalnie zaś mię­dzy wątrobowcami, które przecież tak wielką wykazują rozmaitość w budowie swych orga­nów wegetacyjnych. Nie znamy wprawdzie obecnie żadnych przejściowych form między widłakami a wątrobowcami, różnica zaś jaką widzimy między widłakiem a wątrobowcem jest tak olbrzymią, że na razie przypuszcze­nie, jakoby między roślinami temi zachodził jaki związek genetyczny wydaje się zupeł­nie nieprawdopodobnem. A jednak niektóre szczegóły z historyi rozwoju widłaków rażą­co przypominają rozwój wątrobowców. Tak np. u Lycopodium cernuum z kiełkującego zarodnika powstaje nie odrazu przedrośle, lecz początkowo nitka wielokomórkowa, coś w rodzaju zaczątkowego splątka (protonema) mchów, z której dopiero później wyrasta przedrośle. W ten sam sposób rozwijają się wątrobowce, szczególniej z grupy Junger- manniaceae. Zresztą i same przedrośla wi­dłaków z wielu względów tak są podobne do wątrobowców, że gdybyśmy nie znali ich związku z rośliną zarodnikową, zaliczyliby­śmy je z pewnością do tych ostatnich. Licz­ne podobieństwa zachodzą także między roz­wojem owocnika (sporogonium) wątrobow­ców a widłakami. W obu przypadkach np. rozwój zaczyna się od podziału komórki ja ­jowej na dwie nierówne części, z których jedna wydaje zarodek, druga zaś przeobraża się w wieszadełko; w obu przypadkach za­rodek posiada nóżkę, zapomocą której po­biera pokarm z przedrośla. Najwybitniejsza zaś różnica między pokoleniem zarodniko- wem wątrobowców a widłakiem polega na tem, że gdy widłak posiada swe własne or­gany odżywcze, owocnik wątrobowców żyje kosztem plechy, na której się rozwinął. Skutkiem tego widłak w ciągu wieloletniego swego życia może wydać ogromną ilość za­rodników, gdy tymczasem puszka wątrobow­ca zawiera ich ograniczoną liczbę. Ponieważ

Page 13: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N r 15 WSZECHSWIAT 237

jednak zwiększenie ilości zarodników leży w interesie rozpowszechnienia gatunku, prze­to możemy przyjąć, źe u pewnej grupy wą­trobowców owocniki przez samodzielne od­żywianie się zdobyłyby możność produkowa­nia znacznej liczby zarodników i w ten spo­sób przeobraziły się w asymilujące pokolenie zarodnikowe. Przeobrażenie to naturalnie nie mogło się odbyć nagle, lecz musiały je po przedzać liczne stadya przejściowe, kiedy młoda roślina widłaka, zdobywając w części tylko pokarm samodzielnie, musiała jedno­cześnie korzystać z zapasów nagromadzo­nych w przedroślu. Tego rodzaju formy przejściowe nie doszły wprawdzie do nas, nie wskazuje nam ich również i paleontologia, lecz historya rozwoju wielu widłaków (L. cer- nuum, inundatum), których przedrośla we getują na powierzchni gruntu, czyni tego ro­dzaju przypuszczenie bardzo prawdopodo- bnem. U tylko co bowiem wymienionych gatunków, według badań Treuba, młody za­rodek widłaka, wydostając się z rodni, posia­da swoisty bulwkowaty organ czyli t. zw. przez tego badacza pęd pierwotny (proto- cormus). Z organu tego wyrastają u dołu włośniki, wchodzące w połączenie z grzyb­nią, u góry zaś wyrasta on w króciutki listek, obok którego powstaje poniżej kilka nowych listeczków. Listeczki te energicznie przyswa­ja ją dwutlenek węgla z powietrza. W tem więc stadyum roślina nie zadawalnia się już gotowym pokarmem z przedrośla, a pobiera go już częścią samodzielnie z gruntu i po­wietrza. Stadyum więc pędu pierwotnego przedstawia nam jeden z etapów rodowego rozwoju widłaków, w którym roślina zaczęła się już odżywiać samodzielnie, nie natyle jed ­nak energicznie, by się mogła całkowicie uwolnić z zależności od przedrośla.

Tego rodzaju wyodrębnienie się widłaków z pośród postaci podobnych do dzisiejszych wątrobowców musiało się odbyć w bardzo od­ległych epokach geologicznych, szczątki bo­wiem widłaków odnajdujemy już w pokładach węglowych. Rosły one wtedy razem z Lepi- dodendronami i Sigillaryami i występowały w gatunkach właściwych obecnie tylko stre­fom podzwrotnikowym. Musimy więc widła­ki uważać za jednę ze starożytniejszych grup roślinnych. Mimo to jestto grupa znajdu- j

jąca się obecnie jeszcze w pełni swego rozwo- |

ju. Za tego rodzaju przypuszczeniem prze­mawia zarówno geograficzne rozmieszczenie tych roślin, które zniewala nas początek wie­lu gatunków odnieść zaledwie do epoki trze­ciorzędowej, jak również i wysoka plastycz­ność organizacyi widłaków, występująca w ich pokoleniu płciowem jeszcze wyraźniej niż u postaci zarodnikowych. Otóż wskutek tej zaiste godnej podziwu zdolności przystoso­wania się do najrozmaitszych warunków ży­ciowych znajdujemy widłaki we wszystkich częściach świata i pod najrozmaitszemi sze­rokościami geograficznemi, zaczynając od gór wysokich i okolic podbiegunowych a koń­cząc na podzwrotnikowych lasach dziewi­czych ł). Jedynie miejscowości o suchym klimacie i wielkich różnicach w ilości opadów atmosferycznych (stepy, pustynie) są tych ro­ślin pozbawione. Wogóle widłaki potrzebu­ją do swego rozwoju dużo wilgoci. W stre­fie umiarkowanej rosną one przeważnie na gruntach obfitujących w próchnicę, a miano­wicie po lasach, na wrzosowiskach. Pod zwrotnikami większość widłaków wegetuje jako epifity na pniach drzewnych. Niektóre zresztą gatunki napotykają się na gruntach piaszczystych (np. u nas L. inundatum), a na­wet kamienistych (L. cernuum). Inne zno­wu gatunki przystosowały się do życia wod­nego, np. amerykański widłak L. alopecu- roides lub też zamieszkujący peryodycznie zalewane łąki L. inundatum. O statni gatu ­nek rośnie także i na gruntach słonych. Zasługuje w końcu na zaznaczenie obfite wy­stępowanie w okolicach wulkanicznych pod­zwrotnikowego widłaka L. cernuum, pomimo wydzielających się tam bardzo szkodliwych dla wszelkiej roślinności gazów : dwutlenku siarki i siarkowodoru.

J . Trzebiński.

S E K C Y A C H E M IC Z N A .

Posiedzenie z d. 30 marca, 6 -te w r. b.Po przeczytaniu i przyjęciu protokułu posie­

dzenia poprzedniego, dr, L. Łączkowski z Sobie­szyna mówił „o metodach analizy ziem i”. W ła­ściwie prelegent wspomniał tylko krótko o spo-

*) Największą liczby gatunków widłaków wy kryto w Ameryce środkowej i południowej,

Page 14: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

238 WSZECHSWIAT N r 15

sobach analizy mechanicznej oraz o niektórych zalecanych metodach chemicznego ługowania ziemi zapomocą kwasów; bliżej zaś przedstawił wyniki, jakie otrzym ał, porównywając rezultaty analizy, dokonywanej dwuma sposobami : przez ługowanie 1 0 ° /0-owym kwasem solnym na g o ­rąco oraz kwasem solnym 2 5°/0 -owym na zimno przez 4 8 godzin; ostatni sposób zaleca Komisya fizyograficzna Akademii umiejętności. Rezultaty były prawie jednakowe, sposób drugi okazuje się właściwszym w użyciu. Dr. Ł proponuje uży­wanie aparatu rotacyjnego do ługowania, co w e­dług prób jego skraca sam proces do 7 -min godzin.

W dyskusyi p. W. Leppert mówił o potrzebie opracowania metod jaknajprostszych do badania ziemi na pewne poszczególne składniki. Sposoby takie powinny być tak proste, ażeby każdy inte­ligentny człowiek, choć z pracą chemiczną nie oswojony, mógł zbadać ziemię. Szczególniej ważne jest znalezienie sposobu określania ilości kw. fosforowego i potasu, gdyż dla innych części składowych sposoby bardzo praktyczne są już obmyślone.

Następnie przewodniczący p. Znatowicz od­czytał postanowienia W ydziału fiz.-mat. Akad. Um., dotyczące ujednostajnienia słownictwa che­micznego. Uchwała plenarnego zebrania nastąpi niebawem. Rzecz ta w całości ukaziła się w 1-ym numerze „Chemika polskiego".

P. Znatowicz wezwał Sekcyą chemiczną jako iuicyatora reformy, do wprowadzenia jej w życie.

Inż. H. Karpiński wspomniał o konieczności przygotowania dezyderatów, dotyczących reformy taryfy celnej.

P. W ł. Leppert zawiadomił o wyjściu z druku katalogu biblioteki Tow. pop. przem. Dział czasopism chemicznych archiwalnych przedstawia się pokaźnie. Katalog otrzymają wszyscy człon­kowie Towarzystwa.

Na tem posiedzenie zostało ukończone.

KRONIKA NAUKOWA.

— Kalcyt i aragonit. Pytanie, która z tych dwu modyfikacyj węglanu wapuia jest trwal­sza w zwykłych warunkach, dotąd nie zostało rozstrzygnięte. F oote określił rozpuszczalność kalcytu i aragonitu w rozmaitych temperaturach i wykazał, że we wszelkich temperaturach poni­żej punktu topliwości kalcytu trw alszy je s t ten ostatni. Obie modyfikacye zaliczyć więc należy (podług klasyfikacyi Ostwalda) do rzędu jedno- zmiennych („m onotrop” ) t. j. takich, które do­puszczają przemianę w jednym kierunku : arago­nit kalcyt. Do rzędu odwrotnie zmien­nych („enantiotrop”) należą np. dwie modyfika­cye aiarki, rombiczua i monokliniczna, których

temperatura przemiany leży poniżej punktu to­pliwości siarki.(Zeitsch. fur phys. Chem. t. 33, str. 7 4 0 — 759).

M . C.

WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.

S t a c y a m e teo ro lo g ic zn a w Ojcowie.

Przyrządy potrzebne do wyposażenia stacyi meteorologicznej już od kilku lat znajdowały się w Ojcowie w zakładzie „Goplana”, były one wy­próbowane i porównane z normalnemi na stacyi przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w W arsza­wie. Dopiero jednak od 1 stycznia roku b ieżą­cego, dzięki gorliwości dr. Niedzielskiego, kieru­jącego zakładem, stacya ta rozpoczęła regularnie funkcyonować i nadsyłać wyciągi z dziennika ob­serwacyi do stacyi centralnej przy Muzeum. Z nadesłanych sprawozdań za dwa miesiące : sty­czeń i luty, widać, że stacya meteorologiczna w Ojcowie odrazu została postawiona na gruncie ściśle naukowym i jest prowadzona bardzo sta­rannie i umiejętnie. Może ona służyć wraz ze stacyą w Nałęczowie, również bardzo starannie prowadzoną, za wzór stacyi meteorologicznej, ja ­ka powinna się znajdować przy każdym zakładzie klimatycznym i kąpielowym.

Z nadesłanych dwu sprawozdań wyjmujemy następujące liczby, dla dania wyobrażenia na­szym czytelnikom o różnicy w przebiegu tego­rocznej zimy w dolinie Ojcowskiej i w miejscu zupełnie otwartem. Dla porównania weźmiemy niedaleko stamtąd znajdujące się Ząbkowice, p o ­łożone mniej więcej w tej samej wysokości nad poziomem morza. Temperatura średnia stycznia wynosiła w Ojcowie — 5,5° C, w Ząbkowicach — 6,3° C (w Warszawie — 5,5° C); tempera­tura najwyższa w Ojcowie przypadła d. 26-go i wynosiła —}—5,0° C, najniższa zaś — 15°, 1 C d. 9-go. W Ząbkowicach też same temperatury w ynosiły: + 5 ,0 ° C d . 23 i — 18,7° C d. 6-go. W ilgotność średnia wynosiła w Ojcowie 73, w Ząbkowicach zaś 91. Największą różnicę spostrzegamy w natężeniu wiatrów i wysokości utworzonej powłoki śnieżnej, W dolinie Ojcow­skiej ciszę notowano 41 razy w ciągu miesiąca (na 93 obserwacyj), w Ząbkowicach zaś tylko 19 razy. W Ojcowie przez cały miesiąc utrzy­mywała się powłoka śnieżna 7 cm; w Ząbkowi­cach największa grubość powłoki śnieżnej dosię­gła 3 cm d. 21; zresztą było 7 dni bez powłoki.

Podobnego rodzaju różnice dostrzegamy i w lu ­tym. Temperatura średnia z całego miesiąca w Ojcowie wypadła — 5,0° C; tymczasem w Ząb­kowicach — 5,6° C. W Ojcowio temperatura naj­wyższa 9 ,0° C d. 28; najniższa — 17,0° C d. 14; w Ząbkowicach najw. 6 ,2° C d. 5-go, najniższa — 2 1 ,5° d. 15-go. W ilgotność średnia z m iesią­ca wynosiła w Ojcowie 74, w Ząbkowicach 88 . Powłoka śnieżna w Ojcowie utrzymywała się cią-

Page 15: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N r 15 WSZECHSWIAT 239

gle przoz cały miesiąc; grubość jej wynosiła średnio 5 cm W Ząbkowicach przez pięć dni od 5-go do 9-go włącznie, nie było wcale powło­ki śnieżnej; przez pozostałe dni miesiąca utrzy­mywała się cienka warstwa śniegu, gruba średnio zaledwie na 3 cm. Ciszę notowano w Ojcowie 40 razy, w Ząbkowicach zaś tylko 15 razy na 84 obserwacye.

Jakkolw>ek obserwacye barometryczne, zro­bione w grudniu, styczniu i lutym, nie nada­ją się do ścisłego wyprowadzenia wyniesie­nia miejsca nad poziom morza, to wszakże już i z obserwacyj dotąd zrobionych w Ojcowie wi­dać, że podawane zwykle wyniesienie Ojcowa nad morzem, przenoszące 4 0 0 metrów (np. Album Ojcowa) jest stanowczo za wielkie i odnosi się raczej do wyniesienia tego płaskowzgórza, w któ­rego głębokiem wcięciu leży dolina Prądnika. Zakład „Goplana” leży prawdopodobnie nie wię­cej jak na wysokości 3 0 0 metrów nad poziomem morza. w. k.

ROZMAITOŚCI.

— Przenoszenie siły na wielkie odległości W Kalifornii. Jak wiadomo, zastosowanie elek­tryczności postępuje w Ameryce daleko szyb­szym krokiem niż w Europie, a dzieje się to przedewszystkiem dlatego, że amerykanie są pod tym względem śmielsi i bardziej pomysłowi. Obecnie w Kalifornii puszczono w ruch zakłady i linie do przenoszenia siły, odznaczające się swą długością i wysokością napięcia elektrycznego. Przedsiębiorstwo to prowadzi Bay Counties Po- | wer Company, które posiada trzy zakłady, w y­twarzające obecnie razem 1 6 0 0 0 koni palowych i dostarcza energię elektryczną nietylko do ró ż ­nych miast i kopalu w Jubie i Newadzie, na pół- j

noco wschód od Oaklandu, lecz przy pomocy ] 225-kiłom etrowej linii elektrycznej i dla okrę­gów położonych w Oaklandzie i na wschodnim J brzegu zatoki San Francisco. Przenoszenie siły ■ na tej ostatniej linii dokonywa się z napięciem 60 00 0 woltów.

Największy z trzech zakładów leży w Colgate nad rzeką Juba i po ukończeniu teraźniejszych robót będzie dostarczał 15 0 0 0 koni parowych, w przyszłości zaś może zostać rozszerzony. Do poruszania dynamomaszyn służą, oczywiście, tur­biny. Wszystkich maszyn będzie siedem, trzy po 3 00 0 koni parowych i cztery po 1 500. Na- ! pięcie w maszynach wynosi 2 400 woltów i przy j pomocy transformatorów podnosi się w liniach j przenoszących siłę do 24 0 0 0 . Ponieważ jednak to napięcie jest niewystarczające więc mają być | ustawione inne transformatory, które podniosą je do 4 0 0 0 0 woltów. W linii, przenoszącej ener­gię elektryczną na odległość 225 km do Oaklan­du będzie panować z początku napięcie 4 0 0 0 0 woltów, a 7- biegiem czasu 50 000 , a nawet

6 0 0 0 0 . To stopniowe podwyższanie nia nastę­pować wtedy, gdy wskutek większego obciążenia linii strata napięoia w przewodnikach przekroczy 10°/o. Linię Oaklandzką tworzą dwa rzędy słu ­pów, ustawione w odległości 7 l/2 m jeden od drugiego. Każdy rząd słupów dźwiga prze­wodniki prądu trójfazowego, krzyżowane co 1,6 km Półtora metra poniżej tych przewod­ników umocowano drut telefoniczny. Jeden ob­wód tworzą druty miedziane o średnicy 9,25 m m , a drugi kabel aluminiowy o równem przewod­nictwie. Słupy o wysokości 10 x/ 3 m stoją co 40 m i są zrobione z drzewa cedrowego. Porcelanowe izolatory umocowano przy pomocy kitu siarcza- nego na izolatorach szklanych, a te znów na bardzo wysokich drewnianych podporach. Linia przechodzi przez Woodland, Dickson, Vallojo i inne miasteczka, które również otrzymują prąd elektryczny z tej linii. Ku Napa biegnie odnoga o 20-kilometrowej długości.

Linia ta ma głównie zaopatrywać w siłę piece do topienia rud, fabryki prochu i inne zakłady przemysłowe nawschodniem wybrzeżu zatoki San Francisco.

Jednym z najciekawszych szczegółów linii jest 1 przeprowadzenie przewodników nad cieśniną pod

Carquinez Nad cieśniną, szerokości 1 */2 km zawieszono cztery kable stalowe o średnicy

] 21 mm. Trzy z tych kabli są w użyciu, a je- j den jest rezerwowy. Na wzgórzach po obu stro- | nach cieśniny wzniesiono wieże stalowe, przez

które przeciągnięto kable, przymocowane do izo ­latorów. Napięcie w kablach wynosi 12 ton.

W . w .

ODPOWIEDZI REDAKCYI.

— WP. F. R. W Petersburgu. Dane m eteo­rologiczne dla Warszawy, odnoszące się do lat 55 (poczynając od r. 1825), były zamieszczone przez p. prof. Kowalczyka w 2 pierwszych to­mach Pamiętnika Fizyograficznego. W dalszych tomach wydawnictwo to podało obszerne wywody z tych danych, dokonane przez ś. p. A. Pietkie­wicza, jak również wiele spostrzeżeń i uwag ś. p. J. Jędrzejewicza. Od r. 1885 stale co ro­ku są ogłaszane w Pam. Fizyogr. spostrzeżenia z sieci stacyj meteorologicznych, kierowanej przez Stacyą centralną w Muzeum Przemysłu i Rcdni- ctwa w Warszawie, która pozostaje pod zarządem p. prof. Wł. Kwietniewskiego.

— W. JMCi Księdzu J. K. Z Żórawia. Z ałą­czony okaz ryby nie jest węgorzem lecz t. zw. węgornicą (Ammocoetes). Jestto młoda minoga strumieniowa (Petromyzon Planeri)— ryba znana u nas w wielu rzekach i strumieniach; często znaj­dowana bywa przyssaną do kamienia. Dojrza­łości płciowej dosięga po upływie 2 — 4 lat, k tó­re spędza w mule; po odbyciu tarła umiera (w maju).

Page 16: JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. · 2017. 8. 31. · JsTę 15. Warszawa, dnia 14 kwietnia 1901 r. Tom XX. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

240 WSZECHSWIAT N i 16

E D W A R D STRUMPFw 2 8 - y m r o k u ż y c ia z g a s ł dnja 8 b. m. w S ie d lc a c h .

Zaledwie rozwinięte skrzydła złamał los okrutny. Umysł bystry i jasny, inteligencya szeroka, serce gorące i wierne, zanim ich płomień największej swej mocy zdołał dosięgnąć, zmrożone zimnym tchem śmierci. O, ja k nam ciężko słać na Twą mogiłę ostatnie słowa poże­gnania! Jak ciężko żegnać z Tobą te najpiękniejsze nadzieje, które w Tobie pokładała nauka polska!

13 U L E T Y N M E T E O R O L O G I C Z N Y

za tydzień od d. 3 do 9 kwietnia 1901 r.

(Ze spostrzezeń na stacyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie).

Dzi

Barometr 700 mm + Temperatur a w st. 0 .

‘CCJ&

Kierunek wiatruSzybkość w metrach

ca ti-kunde

Sumaopadu

0 w a (f i

7 r ■ ,, Q xv 7 - 1 p 0 <v

3 S. 6 l,i 6o,3 57,0 1,5 9 4 7 4 10,9 1,1 74 W*,S9,SE6 _4 C. 5>,8 47.' 42.7 7,8 18 1 12,0 18,1 6,4 ■>7 SW9SWi3,bW|0 5,5 • od g. 4 p. p .— 8 p. p5P. 4 \« 46,3 47,6 4,o 6,7 2,4 12,0 2,0 75 W'20,SWI4,WS 4,9 A w poi.; a % p. m6 S. 5o,9 53,1 “>1 ,0 2 8 ń,' 4.8 7,3 0,8 68 W'r,SWi3,SWio — / cały dzieft [kilkakr.7 N. 48,8 43 ń 46,0 4/> 8,9 8,1 lo 9 3,o 69 S5,E3,NW3 — cały dzień8 P. Po, 2 5o, 9 50,=! 4 5 K' .8 8,0 12.1 2,0 60 K*,SE*.SE4 —9 W 47,7 46,8 45,6 8,0 •7,7 12.7 18,6 6,3 80 S12,SWr,W' 4,C| • rano; # od g. 8 p m.

S od g. 83«; <

Średnie 49,5 7,9 72 lS,4

T R E Ś ć . InBtynkt i świadomość, przez dr. R. R adziw iłow icza. — F o‘ografia i bezpośrednia obser- wacya mgławic, przez R. M ereckiego (dokończenie). — Widłaki, przez J. Trzebińskiego (dokończe­nie). — Sekcya chemiczna. — Kronika naukowa. — Wiadomości bieżące — Rozmaitości. — Odpo­

wiedzi Redakcyi. — Nekrologia. — Buletyn meteorologiczny.

W y d aw ca W . W R Ó B L E W S K I. R ed ak to r BR. Z N A T O W IC Z .

^osBo.ieHo UflHsypuH*. Bapuiasa *29 MapTa 1901 ro ja Druk W arsz. Tow. Akc. Artystyczno-W ydawniczego.