Download - Banda Michałka

Transcript
Page 1: Banda Michałka

1

KUMPLE MIKOŁAJKAKUMPLE MIKOŁAJKA

BandaBandaMichałkaMichałka

Ewa Karwan-Jastrzębska

Banda M

ichałka

Page 2: Banda Michałka
Page 3: Banda Michałka

Ilustrowała Ajka Karwowska

• Kraków 2013

Ewa Karwan-Jastrzębska

BandaBandaMichałkaMichałka

Page 4: Banda Michałka
Page 5: Banda Michałka

7

Początek początku

Mam na imię Michałek. Podobno gdy byłem jeszcze w brzuchu mamy, ciągle domagałem się czekoladowych cu-kierków. Taka jest wersja oficjalna, bo dom był pełen papier-ków po michałkach. Jak tylko pojawiłem się na świecie, rodzi-ce zadecydowali, że na pamiątkę mojego łakomstwa dostanę takie imię. W związku z tym nienawidzę czekolady i gdy tyl-ko trochę podrosłem, zabroniłem opowiadać na imieninach babć, dziadków i wujków, skąd się ono wzięło.

Lubię moje imię i nie życzę sobie kojarzenia Michałka ze słabością do słodyczy. Nie na darmo nazywają mnie w klasie Pogromcą Cukierków. Gdy tylko ktoś ma w szkole urodziny, zabieram mu całą torbę, a potem zaczynamy się ganiać.

Page 6: Banda Michałka

8

Banda Michałka

Kiedy nam się to znudzi, rozpoczynamy zawody w rzuca-niu cukierkami i wtedy pani Maryla, bo tak ma na imię nasza pani, mówi, że w tym wieku nie przynosi się już ich do szko-ły i że kiedyś byliśmy mądrzejsi, a teraz to szkoda słów.

Pewnego dnia na lekcji, gdy nasza pani odwróciła się do tablicy, Franek natychmiast rzucił w Jerzyka garścią cu-kierków.

– Co wy tam robicie?! – wrzasnęła pani Maryla i tak się zde-nerwowała, że zamiast dokończyć pisać zadanie z matematy-ki, kazała nam oddać wszystkie, co do jednego.

Niektórzy nawet wypluli na rękę i zanieśli pani, ale zrobiła się cała czerwona i pokazała bez słowa kosz na śmieci. Krzyś żałował, że wypluł, a nie połknął, bo cukierek niestety się zmarnował. Był chyba bardziej zły niż pani. Nie mówiłem jeszcze, że nasza pani, nawet jak się złości, przypomina ak-torkę, która podbiła świat, i nie wiem dlaczego, ale nie lubią jej za to wszystkie mamy. Może chodzi o coś z tym podbija-niem świata. Tatusiowie odwrotnie. Ta aktorka nazywała się Marilyn Monroe. Tata nawet zauważył, że imię Maryla to do naszej pani bardzo pasuje.

– Od dziś nie obchodzimy urodzin! – dodała nasza wycho-wawczyni i położyła na stole cały stos słodyczy.

Byliśmy nawet zadowoleni, bo nikogo nie wezwała do tab-licy, a potem jak tylko zadzwonił dzwonek, wyszła z klasy, za-mykając za sobą głośno drzwi. Ze złości zapomniała zabrać cukierki i oczywiście Jerzyk rzucił się na nie, jedząc na wyści-gi. Potem nie wychodził z łazienki podczas przerwy i przez całą kolejną godzinę.

Na następnej lekcji mieliśmy klasówkę z przyrody, więc wszy-scy mu zazdrościli. Ale pani powiedziała, że i tak będzie ją pisać

Page 7: Banda Michałka

9

Początek początku

i każe mu dodatkowo przygotować referat na temat wpływu zbyt dużej ilości słodyczy na układ pokarmowy. Teraz już wiecie, dla-czego nie lubię, gdy Michałek kojarzony jest z cukierkami. Nie zdarzyło się, aby nie wywołały one jakiegoś skandalu.

Nie wiecie jeszcze, gdzie dokładnie mieszkam. A więc mój dom stoi przy placu Wilsona w Warszawie, na Żoliborzu, w miejscu gdzie spotyka się trzech poetów: Juliusz Słowacki, Adam Mickiewicz i Zygmunt Krasiński. Wszyscy trzej byli na swój sposób nieszczęśliwi. Może dlatego w naszej kamienicy tak dużo się dzieje i jak mówi mój tata, każda awantura na klatce lub w domu to gotowy dramat. Mieszkanie w takim miejscu nie jest łatwe.

Nasze podwórko to teren ciągłych potyczek między star-szymi mieszkańcami, którzy chcą mieć ciszę, a młodymi, któ-rzy traktują wspólny teren jak ziemię zdobytą.

Kiedyś nawet udało nam się podbić kosz do gry w koszyków-kę. Było to latem, pod koniec zeszłego roku szkolnego. Odwie-dziło mnie pięciu kolegów. Przyszli: Jerzyk, Franciszek zwany Drzewem, Mateusz zwany Krystianem, Rysio, Filip i Hubert. Uwielbiamy grać w kosza, więc po dłuższej naradzie postano-wiliśmy znów rozegrać mecz. Nie trwał on jednak zbyt długo.

Kosz został strącony przez Franciszka, mojego dobrego kumpla, który akurat wyjątkowo tego dnia nie wykazał się wielką odwagą i uciekł, zostawiając mnie sam na sam z pa-nem Wiesiem, dozorcą i postrachem naszego podwórka.

– A wy łobuzy jedne! – krzyknął pan Wiesio. – Już ja wam pokażę, gdzie raki zimują!

Za każdym razem, gdy słyszę o tych rakach, to mam ocho-tę dowiedzieć się, dokąd wybierają się na zimę. Ale jak kiedyś o to spytałem, to dozorca powiedział mi, że jestem bezczelny

Page 8: Banda Michałka

10

i złapał kij od szczotki. Nie chciałem więc zaogniać sytuacji, szczególnie że siatka była w strzępach i walała się w błocie, a tablica pękła na pół.

– Przepraszamy – szepnąłem, oglądając się przez ramię w nadziei, że moi koledzy dołączą do chóru skruszonych grzeszników.

Nikogo jednak przy mnie nie było. Wróciłem do domu i po-wiedziałem rodzicom o nieporozumieniu z panem Wiesiem. Nie wiem, dlaczego tata się tak zdenerwował, kiedy dowiedział się, że dokonywaliśmy podboju kosza. Zawsze mi przecież powta-

Page 9: Banda Michałka

11

Początek początku

rzał, że powinienem być odważny i waleczny. Nawet opowiadał mi o filmie W samo południe, w którym dwóch gości ma do sie-bie strzelać i wygrywa ten, kto ma silniejsze nerwy. Z panem Wiesiem to faktycznie trudno jest wygrać. Ma dużą miotłę i w oczach coś takiego, że lepiej zwiewać, niż się pojedynkować. Tata zawsze powtarza mi, kiedy udaję, że uczę się matematyki:

– Synu, pamiętaj, prawdziwy mężczyzna podejmuje wy-zwania i ponosi ryzyko. Czasem na przykład warto dokonać podboju tabliczki mnożenia, poświęciwszy jej czas nawet kosztem własnych interesów. Liczy się wynik. To on pozwoli ci zapisać się w historii.

Znajomość matematyki nie pomaga w codziennym życiu. I praw fizyki też nie. Doświadczyłem tego na własnej skórze. Na nic zdają się obliczenia prędkości ciała w ruchu zmiennym przy-spieszonym, gdy w grę wchodzi kontakt z groźnym stworze-niem. Otóż na pierwszym piętrze naszej kamienicy mieszka starsza pani z pieskiem. Ma niesamowite imię, bo nazywa się Leokadia. To znaczy pani, nie piesek. Naprawdę nosi takie imię! Znacie jakąś Leokadię? Jestem pewien, że nie. Nasza sąsiadka ma zwyczaj, że za każdym razem, kiedy ktoś wchodzi na klatkę, wypuszcza Pimpka na schody. Pimpek jest psem, mieszańcem wyżła oraz doga, i nie do końca to imię do niego pasuje. Ale nikt nie wiedział, że aż tak urośnie. Teraz wołamy na niego Pim, a on rzuca się na wszystkich, strasznie gulgocząc. Może nie lubi być dorosły? W sumie to wcale mu się nie dziwię...

– Pim, skarbie, zobacz, kto to idzie do nas! – woła za każ-dym razem pani Leokadia, gdy otwiera drzwi i spuszcza go ze smyczy. Każda wizyta u mnie jest więc aktem straszliwej odwagi. Może dlatego banda tak lubi mnie odwiedzać. Trochę adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Page 10: Banda Michałka

12

Banda Michałka

Banda to nasza paczka, w której są pływacy i łucznicy. Je-steśmy klasą sportową i nic innego nie robimy, tylko trenuje-my różne rzeczy. Ja strzelam z łuku, bo moim idolem jest Ro-bin Hood. Nie muszę wam tłumaczyć, kim jest. To najspryt-niejszy, najlepszy i najodważniejszy łucznik na świecie. Moja siostra, o której zaraz wam opowiem, twierdzi, że recytuję fragmenty Robina przez sen. Brałem ulubiony tom, nawet gdy kładłem się do łóżka, a mama bardzo się złościła, bo książka wyglądała, jakby ktoś ją Pimowi z gardła wyjął.

Moja siostra nosi dumne imię Julia, co wiecznie skazuje ją na nieszczęśliwą miłość. W jej przypadku jest jednak odwrot-nie, bo ofiarami są chłopcy i to oni umierają z nieodwzajem-nionej miłości. Wygląda równie dobrze jak koleżanka z klasy, za którą szaleją wszyscy moi kumple, a nienawidzą jej przyja-ciółki. Szepczą o niej po kątach różne rzeczy.

Sam słyszałem. Nie rozumiem, jak można tyle rozmawiać na tak głupi temat jak miłość.

Mieszka też z nami babcia. Ma na imię Katarzyna. Nie dla-tego, że już w brzuchu swojej mamy lubiła czekoladowe pier-

Page 11: Banda Michałka

13

Początek początku

niczki „Katarzynki”. Po prostu wtedy ich jeszcze nie było. A teraz już są, bo pojawiły się w PRL-u. PRL to taki okres hi-storii, kiedy nic nie było wolno i ciągle ktoś był zamykany na czterdzieści osiem godzin. Babcia nic innego nie robi, tylko pływa. Czasem sobie myślę, że w poprzednim wcieleniu była rybą. Ale z drugiej strony ciągle coś mówi, więc chyba to nie takie proste. No, może była rybą gadułą, nie wiem.

W ogóle to trudno dogadać się z dorosłymi. Ostatnio gdy chciałem wyjść na łyżwy, mama wpadła w histerię, że zgubię

Page 12: Banda Michałka

Banda Michałka

buty. Kiedyś założyliśmy się z Drzewem, kto dalej rzuci bu-tem, jadąc cały czas na jednej łyżwie, i wygrałem, ale but tra-fił prosto w okno budynku policji i nigdy go już nie odzyska-łem. Wracałem wtedy do domu w łyżwach i pani Teresa, gdy mnie zobaczyła, wrzasnęła, że wylądowali kosmici i trzeba ukryć się w piwnicy.

– Nigdzie nie pójdziesz, po moim trupie – oznajmiła mama, wysuwając wojowniczo podbródek. – I jak tak dalej będzie, to inaczej sobie porozmawiamy – dodała grubszym głosem.

Gdy ma taki głos, to wiem, że zaraz się rozpłacze albo zacznie strasznie na mnie narzekać. Jestem ciekaw, co ma dokładnie na myśli, kiedy mówi „po moim trupie”. Chyba nie zamierza aż tak się poświęcić dla mojego zdrowia. Poza tym nie chodziłbym po trupie własnej matki, co to w ogóle za barbarzyński pomysł! W grach komputerowych trup się ściele często i gęsto, ale w świe-cie rzeczywistym unikałbym takich sytuacji.

Potem włączył się tata i zrobiła się awantura. Ale ja byłem spokojny, bo wiem, że w naszej kamienicy awantury są na po-rządku dziennym. Babcia ciągle to powtarza.

Mam na imię Michałek, przypominam tym, którzy zdążyli już zapomnieć, i postaram się opowiedzieć wam, co się wy-darzyło ostatnio w moim domu, w mojej szkole i z moją bandą. Uprzedzam, że najciekawszy te-mat to nasza zgrana paczka, nie ujmując nicze-go rodzinie i nauczycielom.

Page 13: Banda Michałka

15

Robimy imprezę

Hurra! Siostra mojej babci wyjeżdża. Będzie wolna chata. To tylko dwa dni, ale dla mnie to jak dwa lata, bo zgodnie z tym, co mówi mama, dla dziecka każdy dzień jest jak rok życia dorosłego. Spytałem ją, czy nie miałaby nic przeciwko temu, abym umówił się z kumplami na noc filmową, czyli ma-raton Gwiezdnych wojen. Ustaliłem to z bandą w trakcie burz-liwej narady. Po chwili zastanowienia Barbara, bo tak ma na imię siostra babci, wyraziła zgodę i zaznaczyła, że nie wolno otwierać barku, rozkręcać kranów i puszczać wody, że nie wolno zapalać zapałek, bo można zaprószyć ogień, że nie wol-no skakać, bo obudzimy syna sąsiada, który jest policjantem, że nie wolno wchodzić do sypialni, krzyczeć ani wychylać się przez okno. Nie wiem, dlaczego dorośli tak się czepiają tego hałasu. Przecież jak się słucha muzyki i rozmawia, to trudno robić to w słuchawkach i posługiwać się językiem migowym.

Na koniec siostra babci wyraziła żal, że nie jestem dziew-czynką, bo wtedy nie musiałaby mi tego wszystkiego mówić.

Page 14: Banda Michałka

KUMPLE MIKOŁAJKA

BandaMichałka

Banda M

ichałka

cena 34,90 zł

Pamiętacie paczkę Mikołajka i gromadę Jaśków?

Przed wami kolejna niesforna banda. Ta banda nigdy nie kłamie, czasem tylko fantazjuje. W każdej sytu-acji banda trzyma się razem, bo jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Ale co najważniejsze – banda Michałka istnieje naprawdę! Poznajcie się!

MICHAŁEK – PRAWDZIWY REŻYSER,

WIADOMO NIE OD DZISIAJ

HUBERT – ON WIE, JAK TRUDNO

BYĆ POETĄ

MARYSIA – WIECZNIE WALECZNA I BARDZO

NIEBEZPIECZNA

JERZYK – ZWINNY JAK KOT I SKORY DO PSOT

KRYSTIAN – KRÓL DOWCIPU, ZNA ICH

BEZ LIKU

DRZEWO – WPROST NIE DO OPISANIA, SAM

UROK SIĘ WYŁANIA

FILIP – UWODZICIEL GITARZYSTA, CO CZYNI

Z NIEGO MISTRZA

RYSIO – SAMURAJA DUSZA, CHOĆ ZBYT SZYBKO SIĘ RUSZA