Znak Horyzont

24

Transcript of Znak Horyzont

Page 1: Znak Horyzont
Page 2: Znak Horyzont
Page 3: Znak Horyzont

Znak HoryzontKRAKÓW 2020

Page 4: Znak Horyzont

Projekt okładkiMariusz Banachowicz

Ilustracja na okładceSebastian Komorowski

Opracowanie ilustracji na okładceAzat Kuzhin

Zdjęcie na wyklejce i czwartej stronie okładkiMarek Kalisiński

Rekonstruktorzy pancernych na wyklejceRafał Brzeski Arkadiusz Zwierzchowski

Opieka redakcyjnaNatalia Gawron-Hońca

AdiustacjaWitold Kowalski

KorektaMaria ZającAgnieszka Mańko

IndeksTomasz Babnis

Wybór ilustracji Radosław Sikora

Projekt typograficznyKatarzyna Leja

ŁamanieDariusz Ziach

© Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2020Copyright © for the text by Fundacja Kompania Kresowa & Radosław Sikora

ISBN 978-83-240-5666-8

Znak Horyzontwww.znakhoryzont.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plWięcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: [email protected] I, Kraków 2020. Printed in EU

Page 5: Znak Horyzont

Spis treści

Wstęp 11

Zapomniana armia 15

Jak liczne były wojska Rzeczypospolitej? 15Czeladnik, ciura, pacholik 20Dylemat szklanki 26Luźna czeladź – nie tylko w Polsce 30

Wielkie zwycięstwo czy wielka propaganda? Newel 1562 r. 41

Armia moskiewska – czy naprawdę tak liczna? 42Armia polsko-litewska 48Dysproporcja sił 56Krwawa konfrontacja 57Kompromitacja Moskali 66Ocena bitwy 67

Page 6: Znak Horyzont

Jeden przeciw sześćdziesięciu? Czyli jak Polacy pod Suzdalem z Moskwicinami wojowali 69

Petyhorcy 69Suzdalowi na ratunek 72W oczach Moskali 75A może jednak lisowczycy? 78

Moskwa. Początek inwazji 81

Tak to się zaczęło 82Przybywamy jako przyjaciele? 85I po co to wszystko? 86

Jak Polacy Moskwę spalili… 91

Moskwa w rękach Polaków 91Kto zaczął? 93 Husaria staje do walki 9530 marca otworzyły się bramy piekieł 98 Skala zniszczeń 100

Bitwa pod Moskwą (1611 r.) 103

Armie przeciwników 104Przeciw pikom i hulajgrodom 107

Page 7: Znak Horyzont

Chocim 1621 r. – mało znane oblicze bitwy 113

Spotkanie tytanów 113A gdy głód zajrzał w oczy… 116Hiperinflacja 120 Końska hekatomba 120 A jednak zwycięstwo! 121

Husaria pod Smoleńskiem w 1633 r. 127

Organizacja, koszty i liczebność 127Po co komu husaria? 131Najpiękniejsza kawaleria świata 137

Rakiety w służbie Rzeczypospolitej 143

Rakietowa potęga 144 Kto był pierwszy? 147 A kto ostatni? 148

W obronie Ołyki 153

Gdy matka zjada własne dzieci… 153Co wiedział Radziwiłł? 156 O hajdukach i dragonach 157Kto zaatakował Ołykę? 161Nie tylko łaska Boska 164

Bitwa w cieniu księżyca 167

Moskiewska husaria 167 Szkłowska potrzeba 168 Jazda kozacka czy pancerna? 171

Page 8: Znak Horyzont

Pospolite ruszenie daje łupnia Szwedom 177

Ostatnia deska ratunku 177Wstawanie z kolan 179Bitwa pod Kościanem 181Znikome owoce zwycięstwa 185 Zabić Czecha! 187 Bitwa pod Lubrzem 191Nie tylko warchoły i pijanice 193

Jak pan Kmicic pod Połonką z Moskwą wojował 195

Przeciwnicy 196Komu zawdzięczamy zwycięstwo? 200

Wiedniowi na odsiecz – historia anegdotyczna 205

Olkienicka batalia, czyli rzecz o determinacji 241

Pospolite ruszenie przeciwko „ludowi ognistemu” 241Dysproporcja sił 243Profesjonalizm nie zawsze wygrywa 246

Roznieśli ich na szablach, czyli bitwa pod Drują z 1704 r. 251

Wojna domowa 251 Poszli w dym i ogień 252Europa się uczy 256

Page 9: Znak Horyzont

Mroczny wiek XVIII 259

Najlepsza armia świata? 259 Kryzys kawalerii 262Upadku ciąg dalszy 264Pierwsze próby reform 267Przezwyciężenie kryzysu 272

Ostatnie lata husarii 275

Zmiany na Litwie 275Zmiany w Koronie 278Koniec historii husarii 279

Gdzie się podziały zbroje husarskie? 281

Kirysy na łyżki 282 I tak zostaliśmy Europejczykami 285

Od autora 287Aneksy 289Przypisy 309Bibliografia 341Indeks 359

Page 10: Znak Horyzont

Nie tylko husaria14

Pacholęta za świecami. Fragment

obrazu Uczta u Heroda i ścięcie

św. Jana Chrzciciela. Malował

Bartłomiej Strobel w czwartej

dekadzie XVII w. Źródło: Museo

Nacional del Prado w Madrycie.

Zdj. Radosław Sikora

Page 11: Znak Horyzont

Zapomniana armia 15

Zapomniana armia

Jak liczne były wojska Rzeczypospolitej?

Do kanonu polskiej historiografii weszło twierdzenie, że liczebność wojsk pol-skich w XVII w. była niewielka. Zwłaszcza gdy porówna się ją z liczebnością armii innych państw europejskich. Epatuje się chwytliwymi porównaniami typu: największy wysiłek mobilizacyjny, na jaki zdobyła się Rzeczpospolita Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego w latach 80. XVII w., to ok. 44 tys. żołnierzy, podczas gdy siły niewielkiej Brandenburgii w 1690 r. wynosiły bli-sko 30 tys., a potężnej Francji pod koniec lat 70. XVII w. – aż 400 tys. żołnierzy. Porównania z innymi państwami także wypadają na niekorzyść wojsk Rzeczy-pospolitej: państwo moskiewskie w latach 80. XVII w. – 164 tys. (nie licząc 50 tys. wojsk nieregularnych); imperium osmańskie w roku 1683 – 150 tys.; Święte Cesarstwo Rzymskie w latach 70. XVII w. – 150 tys.1 Zdawać by się mog ło, że Rzeczpospolita była militarnym karłem, podczas gdy niemal wszystkie pań-stwa europejskie prężyły muskuły. Czy jest to wrażenie uzasadnione?

W Polsce, jak dotąd, nikt nie zadał sobie trudu odpowiedzi na pytanie o rzeczywistą liczbę uzbrojonych mężczyzn biorących udział w poszczególnych wojnach. Chodzi tu o liczebność wojsk różnych krajów europejskich, w tym także wojsk Rzeczypospolitej. Nie chodzi nawet o to, że najliczniejsza armia europejska, czyli armia francuska, pod koniec lat 70. XVII w. nie miała owych

Page 12: Znak Horyzont

Nie tylko husaria16

400 tys. żołnierzy. Francja w styczniu 1678 r. zdobyła się na maksymalny wy-siłek mobilizacyjny, powołując pod broń nie 400 tys., lecz prawie 280 tys. lu-dzi, z których „jedynie” 165 tys. walczyło w polu, a pozostali (czyli ok. 115 tys.) byli uwiązani służbą garnizonową2. Nie o to chodzi, że w tym konkretnym wy-padku istnieje aż tak duża różnica (ok. 120 tys.) między danymi Jana Wimmera a Renégo Chartranda. Obaj historycy zgodnie podają, że kilkanaście lat później, czyli w 1694 r., wojsko francuskie osiągnęło kolejne maksimum, bo aż 440 tys. (Wimmer) lub 450 tys. (Chartrand). O co więc chodzi?

Nie tylko polskiej armii towarzyszył tabor. Również w zachodniej

Europie był on normą. Jeden z nich uwiecznił Jan van de Velde,

pokazując exodus armii hiszpańskiej z Maastricht w 1632 r.

Źródło: Cyfrowe zbiory Rijksmuseum

Page 13: Znak Horyzont

Zapomniana armia 17

Rzecz w tym, że te 440 czy 450 tys. to (wbrew Wimmerowi) nie żołnierze, lecz „ludzie pod bronią”. Chartrand wyjaśnia, że liczba ta zawiera w sobie także milicję, czyli uzbrojonych mężczyzn, których nie można stawiać na równi z wojs-kiem regularnym. Jeśli więc chcemy porównywać armie Rzeczypospolitej do na przykład armii francuskiej, to trzeba porównywać odpowiednie wielkości. I tu przechodzimy do sedna sprawy.

Ilu uzbrojonych mężczyzn liczyły sobie armie polska i litewska? Odpowie-dzi na to pytanie nie da się udzielić, odwołując się tylko do etatowych liczeb-ności tychże wojsk. Niewiele nam powiedzą na przykład takie dane, że kom-put armii koronnej (a więc bez Litwinów) w czwartym kwartale 1689 r. wynosił 29 214 koni i porcji3. Komputy wojsk koronnych i litewskich nie obejmowały bo-wiem „luźnej czeladzi”. A było jej więcej niż samych żołnierzy. Z listu pisanego we Lwowie 13 września 1689 r. do „Mons. Passionei, sekretarza świętego kardyna-łów kollegium” wiadomo, że w tym czasie wojska oblegające Kamieniec Podolski:

[…] złożone [były] z 18 000 przebranego wojska, prócz 30 000 czeladzi obozowej […] 4a.

a W cytatach z literatury dawnej zachowano pisownię oryginalną, nie modernizowano ortografii ani interpunkcji. Komentarze w nawiasach kwadratowych i wyróżnienia w tekście pochodzą od autora – R.S.

Page 14: Znak Horyzont

Nie tylko husaria18

30 tys. luźnej czeladzi na 18 tys. żołnierzy!Podam drugi przykład. Etatowa liczebność armii polskiej operującej na

Ukrai nie w trzecim kwartale 1660 r. wynosiła 14 949 jazdy, 10 681 piechoty i 5093 dragonów, co daje łącznie 30 723 stawki żołdu (czyli ok. 27 100 żołnierzy)5. Tymczasem Joachim Jerlicz w swoim Latopiśćcu notował:

[…] hetman polny skupiwszy się z wojskiem, ruszył się od Łucka jako na wojnę ku Lachowcom mimo Dubno, mając jazdy 20 000 a piechoty 10 000 różnej z cudzoziemcy, oprócz licznej a czeladzi i ochotnika, którego kładli na 40 abo i dalej tysięcy wszystkiego6.

Jak widać, Jerlicz był świetnie zorientowany. Sumując wielkości etatowe jazdy i konnej piechoty (dragonów), otrzymujemy 20 042 (Jerlicz podaje 20 tys.). Według komputu piechoty było 10 681, a u Jerlicza – 10 tys. Można mu więc jak najbardziej ufać, gdy sumę czeladzi i ochotnika określa na ponad 40 tys. Samej luźnej czeladzi musiało być co najmniej 38 tys., gdyż, jak to wykazał

a Być może jest to źle odczytane słowo „luźnej”?

Tabor armii polskiej z wozem przewożącym kopie bądź piki oraz pędzonym bydłem.

Fragment akwaforty autorstwa Stefana della Belli, powstałej prawdopodobnie ok. 1645 r.

Źródło: Cyfrowe zbiory The Metropolitan Museum of Art

Page 15: Znak Horyzont

Zapomniana armia 19

Łukasz Ossoliński, oddziały posiłkowe – owi ochotnicy Jerlicza – liczyły sobie 1,8 tys. żołnierzy7. Ponad 38 tys. luźnej czeladzi na prawie 29 tys. żołnierzy kom-putowych i ochotników!

Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną rzecz. Jedynie ta część armii koronnej, która operowała na Ukrainie, liczyła w polu ok. 67 tys. zbrojnych mężczyzn. A bynajmniej nie była to największa armia Rzeczypospolitej, operująca w XVII w. na Ukrainie. Na przykład we wrześniu 1651 r. połączona armia polsko-litewska miała w swoich szeregach 210 tys. czeladzi8. Czy tak olbrzymie liczby zasługują na wiarę? Jak najbardziej tak. Gdy na przełomie lat 30. i 40. XVII w. trwały polsko-hiszpańskie negocjacje o zaciągu w Rzeczypospolitej armii i skierowa-niu jej na front wojny trzydziestoletniej, strona polska poczuła się zobowią-zana wyjaśnić Hiszpanom, że płacąc żołd na 13 tys. żołnierzy polskich, dostaną do dyspozycji armię liczącą od 40 tys. do 58 tys. „osób zdolnych do walki”9. Czyli na 13 tys. żołnierzy przypadać miało od 27 tys. do aż 45 tys. luźnych czeladników.

Zapomniana armia – na ten tytuł w pełni zasługuje czeladź (a precyzyjniej rzecz ujmując, tak zwana luźna czeladź) wojsk Rzeczypospolitej, o której obec-ności wie każdy zajmujący się tą epoką historyk, a którą permanentnie pomija się (lub zaniża jej liczebność) w opracowaniach wojen, kampanii czy bitew. Światełko w tunelu stanowi praca Wojskowość polska w dobie wojny polsko-szwedzkiej 1626–1629. Kryzys mocarstwa10. Spróbowałem w niej oszacować przybliżoną liczebność luźnej czeladzi, wozów i koni w armii polskiej pierwszej połowy XVII w.

Page 16: Znak Horyzont

Nie tylko husaria20

Pamiętać jednak trzeba, że w poszczególnych wyprawach wojennych wielkości te mogły się znacząco różnić. Na przykład w kampanii 1651 r., jak twierdzą liczne źródła, armia koronna miała w swych szeregach znacząco większą od typowej liczbę luźnej czeladzi. Wynikało to zapewne z konieczności utrzymania się w roz-ległym terenie (między Wisłą a Dnieprem), gdzie panował głód. Trzeba więc było zabrać na wojnę znacznie więcej wozów z prowiantem, a co za tym idzie, więcej czeladzi i koni.

Czeladnik, ciura, pacholik

Czeladź wojsk Rzeczypospolitej – czas w końcu wyjaśnić, czym ona była i na ja-kiej podstawie zaliczam ją do ogólnej liczebności armii. W Encyklopedii staro-polskiej Zygmunta Glogera czytamy:

Czeladź – służba gospodarska u szlachcica, tj. parobcy, dziewki, i w ogóle wszyscy pracujący bądź w domu, bądź w polu, jak również pomocnicy w warsz-tacie rękodzielnika, zowią się czeladzią dworską lub cechową, czyli rzemieślni-czą. Ponieważ każdy szlachcic był z obowiązku rycerzem, więc i na wojnę szedł z wybranymi przez siebie czeladnikami11.

Celowo podaję tu bardziej ogólne znaczenie słowa „czeladź”, aby lepiej wy-jaśnić sens jej istnienia w wojsku. Jak widać, w dawnej Polsce każda działalność gospodarcza – czy to praca w polu, czy w domu, czy w warsztacie rzemieślni-czym, czy w końcu w wojsku – opierała się na dwóch kategoriach ludzi. Pierw-szą stanowili panowie, mistrzowie, towarzysze, czyli ludzie stający na czele i zarządzający pracą domu, warsztatu, pocztu. Funkcja kierownicza brała się z prawa własności, które posiadał: pan, czyli szlachcic, do ziemi i domu, mistrz do warsztatu pracy, a towarzysz do pocztu. Drugą kategorię stanowiła czeladź, czyli pracownicy/pomocnicy czy to pana, czy to mistrza, czy też w końcu towa-rzysza. Analogie między sferą wojskową a cywilną są tu bardzo wyraźne. Bo też i XVII-wieczne wojsko i społeczeństwo polskie pod względem organizacji pracy

Page 17: Znak Horyzont

Zapomniana armia 21

bardziej tkwiło w wiekach średnich niż w nam współczesnych. Czeladź wojskowa to więc nic innego jak ludzie pracujący na rzecz towarzysza – właściciela pocztu. Czy w tej kategorii mieszczą się również tak zwani pocztowi? Okazuje się, że tak. Również pocztowych zaliczano do czeladzi. Dzisiaj terminem „pocztowy” określa się ludzi, których towarzysz wyposażał w broń, konie i wszystkie rzeczy potrzebne do boju, otrzymując od państwa odpowiednią kwotę za ich czynny udział w walce. We współczesnej terminologii wojskowej odpowiadałby im stopień szeregowego.

W tym właśnie miejscu musimy się zająć terminologią używaną przez współ-czesnych historyków, a także tą, która była w użyciu w wiekach XVI–XVIII. Współczesna terminologia stosuje bardzo ścisłe rozgraniczenie między poczto-wymi – szeregowymi a czeladzią, czyli ludźmi wykonującymi prace pomocnicze na rzecz pocztu (przygotowanie strawy dla ludzi i koni, zdobywanie żywności, powożenie wozami, opieka nad dobytkiem itp.), których nie włączano w komput wojska i za których pracę towarzysz nie otrzymywał żadnego wynagrodzenia ze skarbu państwa.

Polski czeladnik w stajni.

Źródło: Von Berlin nach Danzig: eine Künstlerfahrt im Jahre 1773 von Daniel Chodowiecki.

Opr. Wolfgang von Oettingen. Berlin 1895

Page 18: Znak Horyzont

Nie tylko husaria22

Współczesna terminologia podkreśla różnice między obiema kategoriami, co dzisiejszym czytelnikom pozwala łatwo się zorientować, o której grupie pisze dany autor, lecz terminologia staropolska tych różnic aż tak ostro nie akcentowała, a czasami wręcz je zacierała. W źródłach z epoki pojawiają się określenia typu

„czeladź”, „czeladź luźna”, „ciury”, „czeladź pocztowa”. Podam przykład. Polski in-żynier Józef Naronowicz-Naroński w swoim dziele ukończonym, jak sam podaje, 3 czerwca 1659 r., zanotował:

[…] wojsko polskie nie ma magister-prowianta, żeby wojsku wszytkiemu żyw-ność obmyślał i oną opatrował, ale każdy towarzysz siebie, konie swoje i cze-

ladź żywić, i zdobywać się na żywność musi. Zaczem luźnej czeladzi nad za-miar wszyscy chować muszą, a im kto więcej tej luźnej czeladzi chowa, tym więtszy pożytek i prędsze pożywienie miewa. Na przykład jeden towarzysz na trzy konie służąc nad dwóch czeladzi pocztowych trzech, czterech, pięciu, a drugi i dziesięciu chować musi, a przy tym tak wiele wozów, koni i ciurów, zaczym przestrzeństwa trojako więcej potrzeba niż na cudzoziemskiego raj-tara. A to też pewna, że przy każdej chorągwi kozackiej lubo usarzkiej drugie tyle albo i dwójnasób więcej czeladzi luźnej będzie, którzy pod osobnym swoim znaczkiem z chorągiewki podczas potrzeby do boju się zejdą i gdzie będzie dzie-sięć tysięcy wojska polskiego, pewnie dwadzieścia tysięcy do boju albo i więcej względem luźnej czeladzi kłaść można12.

Co ciekawe, w innym miejscu tenże Naronowicz-Naroński, opisując korzy-ści wynikające z mniejszych pocztów, dodał:

Nie wypisuję wszystkich przyczyn, ta najprzedniejsza, że za lepszą rzecz kładą, gdy więcej towarzystwa pod chorągwią będzie, a też w wielkości pocztu nie podobna, aby brak nie miał bydź w koniu i w czeladniku którym13.

Bez cienia wątpliwości stwierdzić można, że ten świetnie zorientowany w sprawach wojskowości polskiej połowy XVII w. inżynier nazywa pocztowych po prostu czeladnikami. Nie on jeden…

Page 19: Znak Horyzont

Zapomniana armia 23

W liście do żony z 10 października 1683 r. polski król, Jan III Sobieski, opi-sał ciekawą sytuację:

I tę akcję jednego czeladnika husarskiego muszę napisać Wci sercu memu. Stanąwszy przed chorągwiami, rozkazałem, aby kto ma jeszcze kopię, wjechał w pierwszy szereg. Aliści pachołek jedzie z kopią, a pan jego za kopię – aż mu pachołek odpowiada „Mospanie! Jam dla siebie wywiózł tę kopię z potrzeby! Nie porzuciłem jej, jak drudzy!” Jam tedy bardzo pochwalił pachołka i dałem mu pięć czerwonych złotych14.

Jan III Sobieski nazywa tu pocztowego zamiennie czeladnikiem i pachoł-kiem. Nazw „pachołek”, „pacholik”, „pacholę” używano również w stosunku do

„czeladników luźnych”. Przykład tego mamy w artykułach wojskowych Floriana Zebrzydowskiego z 1561 r.:

Konie powodne pobok, a kiedy w huf wielki wprawiają, tedy nazad w piąty rząd. Abowiem te konie musi odsyłać do walnego hufu albo do pacholczego hufu. Pacholęta aby nie były do hufu szykowane, ali aby przed pany stali dla-tego, aby kiedy panowie od nich wezmą drzewa [czyli kopie] aby precz tam, gdzie im każą, odjechali15.

Te i szereg innych przykładów16 świadczą dobitnie, że w XVII-wiecznej kawalerii polskiej były dwie tylko kategorie zbrojnych mężczyzn:

– towarzysze – w teorii równi swoim dowódcom, a nawet królowi17, – czeladnicy/pachołkowie – podwładni towarzyszy; wśród nich pocztowi

(czeladź pocztowa) i czeladnicy (czeladź luźna).To właśnie z tego powodu trudno niekiedy interpretować dawne teksty. Nie zaw-

sze z kontekstu wiadomo, czy chodzi o pachołka/czeladnika pocztowego czy luźnego.Współczesny podział XVII-wiecznego wojska polskiego na wojsko i nie-

wojsko przebiega w poprzek tej drugiej kategorii (czyli czeladź pocztowa to woj-sko, czeladź luźna – nie), podczas gdy podział ten dla ludzi żyjących w tamtej epoce nie był ani tak wyraźny, ani tak oczywisty. Tym, co z pewnością dzieliło obie kategorie czeladzi, jest fakt, że na jedną przysługiwał towarzyszowi żołd

Page 20: Znak Horyzont

Nie tylko husaria24

wypłacony ze skarbu państwa, gdy druga pozostawała nieopłacona. Tylko czy nieopłacony „zbrojny mężczyzna” nie jest żołnierzem? Jeśli tak, to dlaczego pie-chotę wybraniecką, szlachtę pospolitego ruszenia, lisowczyków i Kozaków nie-rejestrowych, którzy nie otrzymywali żołdu, zalicza się do żołnierzy, a luźną czeladź nie?

Jak widać, to kryterium nie jest najlepsze, aby wyznaczyć linię podziału mię-dzy żołnierzami a nieżołnierzami. A więc może odpowiednim kryterium będzie to, czy „zbrojny mężczyzna” bierze udział w walkach, czy też nie. Niestety i to kry-terium nie jest doskonałe. Istnieją przykłady tego, że luźna czeladź brała udział

Zanim doszło do trzydniowej bitwy pod Warszawą (28–30 lipca 1656 r.), 1 lipca szturm

masy luźnej czeladzi i bardzo nielicznej regularnej piechoty (Grotthauza, Butlera

i Grodzickiego) doprowadził do kapitulacji miasta. Jak pisał świadek tych zdarzeń

„samymi prawie ciurami wzięli [nasi] Warszawę”18.

Luźny czeladnik z koniem. Akwaforta autorstwa Stefana della Belli z ok. 1645 r.

Źródło: Cyfrowe zbiory The Metropolitan Museum of Art

Page 21: Znak Horyzont

Zapomniana armia 25

w działaniach bojowych na równi z towarzyszami i czeladzią pocztową, a i arty-kuły wojskowe określały sposób użycia luźnej czeladzi w takich sytuacjach19. Ktoś mógłby zwrócić uwagę na to, że zazwyczaj luźna czeladź miała inne zadania niż towarzysze i czeladź pocztowa. I miałby rację. Tyle że ta uwaga niczego nie zmie-nia. Posłużę się tu analogią do naszych czasów. W wojskach lotniczych istnieją różne kategorie żołnierzy. Są tam i piloci myśliwców, i mechanicy. Ci pierwsi mają inne zadania od tych drugich. Piloci myśliwców walczą „twarzą w twarz” z nieprzyjacielem, gdy mechanicy odpowiedzialni są za to, aby piloci mieli czym walczyć. Mechanicy samolotowi pracują z dala od wroga. Przez całą wojnę mogą żadnego nie zobaczyć. Lecz nikomu jak dotąd nie wpadło do głowy, aby nie zali-czać ich do grona żołnierzy.

Luźną czeladź można pod pewnymi względami porównać do mechaników w wojskach lotniczych. Jej to zadaniem było dbać o zaplecze walczących towarzy-szy. Ale oprócz tego sama mogła uczestniczyć w walkach. I robiła to regularnie. Najczęściej osłaniając stada pasących się koni. Równie często broniła taboru czy też siłą zdobywała dla pocztu żywność we wrogim i niestety także swoim kraju. Czasami używana była przy szturmach na zamki czy inne umocnienia nieprzyja-ciela. Stosunkowo rzadko walczyła jak regularne jednostki w polu, ale i takie przy-kłady są znane. Luźna czeladź, w przeciwieństwie do mechaników w wojskach lotniczych, miała bezpośredni kontakt z nieprzyjacielem. Jeśli więc mechanicy zasługują na miano żołnierzy, dlaczego odmawiać tego ciurom?

Może więc powinniśmy sięgnąć po definicję słowa „żołnierz”? Według słow-nika języka polskiego żołnierz to „osoba odbywająca służbę wojskową”. Definicja ta bez wątpienia pasuje także do luźnej czeladzi, która służyła w wojsku, choć za swoją służbę żołdu nie otrzymywała.

A może żołnierz powinien się cechować odpowiednimi przymiotami bojo-wymi? Jeśli tak, to prędzej do żołnierzy powinniśmy zaliczyć luźną czeladź niż rycerstwo (czyli szlachtę) pospolitego ruszenia. Charakterystyczna jest ocena Jana Chryzostoma Paska, który wspominając luźną czeladź walczącą w bitwie nad rzeką Basią w 1660 r., zanotował:

Czeladzi wszystkiej luźnej, tak z naszego [koronnego], jako z litewskiego woj-ska, kazano pod znakami stanąć do szyku, przydawszy kożdemu znaczkowi

Page 22: Znak Horyzont

Nie tylko husaria26

towarzysza za rotmistrza […]. Przybyło tedy ozdoby małemu wojsku [naszemu] owymi luźnymi, że kiedy na nich spojrzał, to się widziało takie drugie wojsko […]. Luźni z wolentarzami tak odważnie wpadają na szyki [nieprzyjaciela], że ledwie Tatar tak natrze […] 20.

Z kolei wspominając epizod z roku 1672, kiedy przyszło mu dowodzić po-spolitym ruszeniem szlacheckim, po licznych problemach na tle dyscyplinarnym, ślubował:

Póko żyw będę, nigdy się już takiej komendy nie podejmę i wolałbym paść świ-nie niżeli z pospolitego ruszenia komenderowanych prowadzić na podjazd21.

Ani w XVII w., ani później luźnej czeladzi nie zaliczano do stanu żołnier-skiego. Mimo to w świetle przedstawionych tu faktów trudno nadal utrzymywać, że luźna czeladź żołnierzami nie była.

Dylemat szklanki

Powszechnie znany jest dylemat, czy szklanka do połowy napełniona wodą jest szklanką w połowie pełną, czy w połowie pustą. Optymista powie, że pełną, pe-symista, że pustą. Powszechnie znane jest powiedzenie o kiju, który ma dwa końce, i o dwóch stronach medalu. Wszystkie te powiedzenia odzwierciedlają jedną prawdę. Każde zjawisko ma swoje dobre i złe strony. Ma je także to, co tu proponuję, czyli zaliczenie luźnej czeladzi do grona żołnierzy. Zabieg ten powiększa nam liczebność wojsk Rzeczypospolitej, co pozwala lepiej ocenić tak zdolność mobilizacyjną, jak i wysiłek militarny społeczeństwa polskiego w wiekach poprzedzających rozbiory. Jednak z drugiej strony rewizji wyma-gać będą wszystkie opisy bitew i wojen toczonych przez armie Rzeczypospoli-tej. Nagle się okaże, że wiele zwycięstw oręża polskiego i litewskiego nie było zwycięstwami aż tak spektakularnymi (np. pod Kircholmem w 1605 r., gdzie była obecna luźna czeladź), a nasze porażki były bardziej dotkliwe, niż sądzono

Page 23: Znak Horyzont

Zapomniana armia 27

(np. pod Warszawą w 1656 r.). Nie każdemu takie odkrycie może przypaść do gustu…

Jest jednak jeszcze jedna zaleta zaliczenia luźnej czeladzi w krąg stanu żoł-nierskiego. Otóż zabieg ten pozwoli na wyjaśnienie wielu pozornie sprzecznych źródeł. Dzisiaj historycy uznają za mocno przesadzone informacje o licznych woj-skach mających operować w XVII w. Weźmy na przykład relację ambasadora Ludwika XIV przy królu szwedzkim Karolu X Gustawie, dotyczącą bitwy pod Warszawą z 1656 r. Hugues de Terlon, bo o nim mowa, zanotował:

Armia Polaków składała się z ośmiu tysięcy kwarcianych, szesnastu tysięcy pospolitych: Rusinów i Polaków, pięciu tysięcy Litwinów i sześciu tysięcy Ta-tarów na koniach oraz z czterech tysięcy pieszych. Sami się chwalili, że mieli sto tysięcy ludzi22.

Podliczając stany osobowe podane przez francuskiego ambasadora, otrzy-mujemy liczbę 39 tys., gdy sami Polacy mieli się chwalić, że mają 100 tys. ludzi. Czyżby przesadzali? Jeśli pamiętamy o tym, że armia to nie tylko żołnierze, od-powiedź będzie brzmiała – nie.

Hugues de Terlon jako wytrawny dyplomata potrafił podać informację o woj-skach Rzeczypospolitej w taki sposób, że czytającego jego pamiętniki zastanawia, dlaczego istnieje tak duża rozbieżność między jego wyliczeniami a przechwałkami Polaków. Zazwyczaj jednak źródła nie są tak drobiazgowe. Hieronim Chrystian Holsten zanotował po prostu:

Siły nieprzyjaciela liczyły 100 000 ludzi – Polaków, Tatarów, Kozaków i Wołochów23.

Ani słowa wyjaśnienia, skąd te dane. Nic dziwnego, że dotychczas trakto-wano je jako przesadę autora, ale w istocie przesadą nie była!

Cały problem w tym, że źródła są właśnie pełne takich „przesadzonych” liczb, które – gdy się uwzględni luźną czeladź – wyglądają na jak najbardziej rzetelne informacje.

Page 24: Znak Horyzont