Zdzisław Jan Ryn – CZY KULTURA RAPANUI PRZETRWA?

12
ALMA MATER nr 120–121 113 R apa Nui (Wielka Wyspa), Te Pito o Te Henua (Pępek Ziemi), Isla de Pascua (Wyspa Wielkanocna) 1 . Równie dobrze mogła- by się nazywać „końcem świata”, ponieważ z powodu jej izolacji jest jednym z najpóźniej zaludnionych miejsc na ziemi. Ta maleńka zagubiona na środku Pacyku 2 wysepka uchodzi za najbardziej oddaloną od wszystkich kontynentów zamieszkaną wyspę. Tutaj rozwinęła się jedna z najbardziej tajem- niczych kultur wszechcza- sów. Znana jest powszech- nie z monumentalnych po- sągów moai, wokół których zrodziły się legendy. Mimo intensywnego zaintereso- wania i wielodyscyplinarnych badań wyspa i jej mieszkańcy nadal kryją wiele tajemnic dotyczących historii, pochodzenia jej mieszkańców, a zwłaszcza oryginalnej kultury. Ze względu na swą niezwykłą historię może stanowić rodzaj mikrokosmosu dla naszej planety Ziemi, lekcję dla przyszłości. Rapa Nui ze swymi trzydziestoma tysiącami obiektów archeo- logicznych uchodzi za największe muzeum świata pod gołym niebem. Wyobraźmy sobie: trzydzieści tysięcy stanowisk archeo- logicznych na wulkanicznej wyspie o wymiarach 16 na 18 na 24 kilometry. W tym około tysiąca kamiennych posągów, które – chociaż w większości powalone – stały się ikoną wyspy. Dzisiaj wyspa nale ż y do Chile, chilijskie linie lotnicze LanChile utrzymują regularne loty z Santiago na lotnisko Mataveri. Z lotu ptaka łatwiej sobie uzmys- ł owi ć , jakiej wyobra ź ni i odwagi trzeba było, aby na pokładzie prostej łodzi, katamaranu, dotrzeć na tę wyspę, a przede wszystkim odnaleźć j ą w bezmiarze wód Pacyku. W wyniku reformy kon- stytucyjnej dzisiaj wyspa jest zaliczona do tzw. teryto- riów specjalnych i jako takie podlega rządowi centralne- mu w Santiago de Chile. To nie ja pokochał em wyspę, to Rapa Nui zawładnęła mną całkowicie. Za każdym po- bytem na Rapa Nui obserwowałem starty i lądowania samolotów pasażerskich. Gigantycznego boeinga kojarzyłem z legendarnym ptakiem manutara i mitem Człowieka-Ptaka. Ptak manutara przylatujący na wyspę zwiastuje wiosnę, jest symbolem życia i przetrwania, tak jak samolot jest symbolem więzi mieszkańców Rapa Nui ze światem zewnętrznym. Jak bardzo wyspa jest związana z żywiołem Pacyku, mog- łem się przekonać, kiedy w listopadzie 2008 roku opłynąłem ją na pokładzie rybackiej łodzi. Wysepka, która z lotu ptaka wydaje się maleńką kropką na tle morza, z perspektywy łodzi urasta do CZY KULTURA RAPANUI PRZETRWA? strzelistego kolosa chłostanego nieustannie przez gwałtowne fale. Odwieczna walka morskich fal z lądem jest widoczna szcze- gólnie w skalnych zatokach wdzierających się w ląd. Jedynie piaszczysta plaża Anakena na północnej stronie wyspy wydaje się oazą spokoju, gdyż jest wcięta w głęboką zatokę. Rapa Nui jest wyspą wulkaniczną, jej podstawa znajduje się na głębokości trzech tysięcy metrów, na dnie Pacyku. Nad powierzch- ni ę wody stercz ą tylko wierzchołki kilkudziesię- ciu wulkanów. Otóż na tym skrawku ziemi, w izolacji geogra- cznej i społecznej, rozwinęła się oryginalna kultura rapanui z charakterystycznym typem antropologicznym mieszkańców, językiem, zwyczajami, wierzeniami, przesądami. Legenda głosi, że pierwsi ludzie przypłynęli tu z Oceanii pod przewodnictwem króla Hotu Matua – polinezyjskiego mędrca i króla-kapłana. Wylądowali na wspomnianej plaży Anakena i osiedlili się w po- bliskich jaskiniach. Przybyli na wyspę, której „oczy patrzą ku niebu”. Aby tutaj zbudować nowe sanktuarium Polinezji, aby tutaj oddawać cześć Bogu. Przywieźli z sobą zwierzęta i rośliny. Musieli prezentować wysoki kunszt żeglowania, jeśli odważyli się zapuścić w nie- znane rejony Pacyku. Od czasu odkrycia wyspy przez Europejczyków w 1722 roku rozpoczął się złożony proces synkretyzmu kulturowego, społ ecznego i religijnego, który trwa do dzisiaj. Rozwinęli tu oryginalną kulturę i sztukę: przywieźli lub stworzyli język pisany (Rongo Rongo) – do tej pory nieodczytany, niepodobny do żadnego ze znanych języ- ków; społeczność z określo- nym systemem klasowym zdolnym do zmobilizowania się do wspólnych prac pub- licznych; dojrzał y system religijny; poznali podstawo- we tajniki astronomiczne; rozwinęli zadziwiającą architekturę sakralną, budując kilkaset kamiennych ołtarzy i rzeźbiąc około tysiąca monumentalnych posągów, nieraz o wadze kilkuset ton. Jednego nie można im odmówić – pracowitości. Dzisiejsza rzeczywistość wyspy, niezwykle złożona, jest zdeterminowana dwoma czynnikami: wielowiekową izolacją od wpływów zewnętrznych, a po odkryciu wyspy wpływami innych kultur i cywilizacji, oraz nieustannymi koniktami zewnętrz- nymi. Licząca dzisiaj około czterech tysięcy mieszkańców społeczność wyspy jest podzielona w połowie na potomków przybyszów z Oceanii i przybyszów z kontynentu, czyli z Chile. Ahu Tongariki. Ceremonialny ołtarz z 15 posągami moai (rekonstrukcja wykonana przez Japończyków)

Transcript of Zdzisław Jan Ryn – CZY KULTURA RAPANUI PRZETRWA?

ALMA MATER nr 120–121 113

Rapa Nui (Wielka Wyspa), Te Pito o Te Henua (Pępek Ziemi), Isla de Pascua (Wyspa Wielkanocna)1. Równie dobrze mogła-

by się nazywać „końcem świata”, ponieważ z powodu jej izolacji jest jednym z najpóźniej zaludnionych miejsc na ziemi.

Ta maleńka zagubiona na środku Pacyfi ku2 wysepka uchodzi za najbardziej oddaloną od wszystkich kontynentów zamieszkaną wyspę. Tutaj rozwinęła się jedna z najbardziej tajem-niczych kultur wszechcza-sów. Znana jest powszech-nie z monumentalnych po-sągów moai, wokół których zrodziły się legendy. Mimo intensywnego zaintereso-wania i wielodyscyplinarnych badań wyspa i jej mieszkańcy nadal kryją wiele tajemnic dotyczących historii, pochodzenia jej mieszkańców, a zwłaszcza oryginalnej kultury. Ze względu na swą niezwykłą historię może stanowić rodzaj mikrokosmosu dla naszej planety Ziemi, lekcję dla przyszłości.

Rapa Nui ze swymi trzydziestoma tysiącami obiektów archeo-logicznych uchodzi za największe muzeum świata pod gołym niebem. Wyobraźmy sobie: trzydzieści tysięcy stanowisk archeo-logicznych na wulkanicznej wyspie o wymiarach 16 na 18 na 24 kilometry. W tym około tysiąca kamiennych posągów, które –chociaż w większości powalone – stały się ikoną wyspy.

Dzisiaj wyspa należy do Chile, chilijskie linie lotnicze LanChile utrzymują regularne loty z Santiago na lotnisko Mataveri. Z lotu ptaka łatwiej sobie uzmys-łowić, jakiej wyobraźni i odwagi trzeba było, aby na pokładzie prostej łodzi, katamaranu, dotrzeć na tę wyspę, a przede wszystkim odnaleźć ją w bezmiarze wód Pacyfi ku.

W wyniku reformy kon-stytucyjnej dzisiaj wyspa jest zaliczona do tzw. teryto-riów specjalnych i jako takie podlega rządowi centralne-mu w Santiago de Chile.

To nie ja pokochałem wyspę, to Rapa Nui zawładnęła mną całkowicie. Za każdym po-bytem na Rapa Nui obserwowałem starty i lądowania samolotów pasażerskich. Gigantycznego boeinga kojarzyłem z legendarnym ptakiem manutara i mitem Człowieka-Ptaka. Ptak manutaraprzylatujący na wyspę zwiastuje wiosnę, jest symbolem życia i przetrwania, tak jak samolot jest symbolem więzi mieszkańców Rapa Nui ze światem zewnętrznym.

Jak bardzo wyspa jest związana z żywiołem Pacyfi ku, mog-łem się przekonać, kiedy w listopadzie 2008 roku opłynąłem ją na pokładzie rybackiej łodzi. Wysepka, która z lotu ptaka wydaje się maleńką kropką na tle morza, z perspektywy łodzi urasta do

CZY KULTURA RAPANUI PRZETRWA?strzelistego kolosa chłostanego nieustannie przez gwałtowne fale. Odwieczna walka morskich fal z lądem jest widoczna szcze-gólnie w skalnych zatokach wdzierających się w ląd. Jedynie piaszczysta plaża Anakena na północnej stronie wyspy wydaje się oazą spokoju, gdyż jest wcięta w głęboką zatokę.

Rapa Nui jest wyspą wulkaniczną, jej podstawa znajduje się na głębokości trzech tysięcy metrów, na dnie Pacyfi ku. Nad powierzch-nię wody sterczą tylko wierzchołki kilkudziesię-ciu wulkanów.

Otóż na tym skrawku ziemi, w izolacji geogra-

fi cznej i społecznej, rozwinęła się oryginalna kultura rapanui z charakterystycznym typem antropologicznym mieszkańców, językiem, zwyczajami, wierzeniami, przesądami. Legenda głosi, że pierwsi ludzie przypłynęli tu z Oceanii pod przewodnictwem króla Hotu Matua – polinezyjskiego mędrca i króla-kapłana. Wylądowali na wspomnianej plaży Anakena i osiedlili się w po-bliskich jaskiniach. Przybyli na wyspę, której „oczy patrzą ku niebu”. Aby tutaj zbudować nowe sanktuarium Polinezji, aby tutaj oddawać cześć Bogu.

Przywieźli z sobą zwierzęta i rośliny. Musieli prezentować wysoki kunszt żeglowania, jeśli odważyli się zapuścić w nie-

znane rejony Pacyfi ku. Od czasu odkrycia wyspy przez Europejczyków w 1722 roku rozpoczął się złożony proces synkretyzmu kulturowego, społecznego i religijnego, który trwa do dzisiaj.

Rozwinęli tu oryginalną kulturę i sztukę: przywieźli lub stworzyli język pisany (Rongo Rongo) – do tej pory nieodczytany, niepodobny do żadnego ze znanych języ-ków; społeczność z określo-nym systemem klasowym zdolnym do zmobilizowania się do wspólnych prac pub-licznych; dojrzały system religijny; poznali podstawo-we tajniki astronomiczne;

rozwinęli zadziwiającą architekturę sakralną, budując kilkaset kamiennych ołtarzy i rzeźbiąc około tysiąca monumentalnych posągów, nieraz o wadze kilkuset ton. Jednego nie można im odmówić – pracowitości.

Dzisiejsza rzeczywistość wyspy, niezwykle złożona, jest zdeterminowana dwoma czynnikami: wielowiekową izolacją od wpływów zewnętrznych, a po odkryciu wyspy wpływami innych kultur i cywilizacji, oraz nieustannymi konfl iktami zewnętrz-nymi. Licząca dzisiaj około czterech tysięcy mieszkańców społeczność wyspy jest podzielona w połowie na potomków przybyszów z Oceanii i przybyszów z kontynentu, czyli z Chile.

Ahu Tongariki. Ceremonialny ołtarz z 15 posągami moai (rekonstrukcja wykonana przez Japończyków)

114 ALMA MATER nr 120–121

Zderzenie odmiennych cywilizacji sta-nowi niezwykłe laboratorium do badań o charakterze transkulturowym.

Integralną częścią tej rzeczywistości jest antropologia i medycyna mieszkań-ców. Chodzi tu o adaptację biologiczną i kulturową do niezwykłego środowiska geografi cznego i naturalnego, o koncep-cję zdrowia i choroby i jej powiązanie z wierzeniami, religią i magią, o kondycję zdrowotną mieszkańców wyspy, wreszcie o swoiste praktyki uzdrawiania upra-wiane przez miejscowych uzdrawiaczy (taote) oraz ich relacje z ofi cjalną służbą zdrowia.

W wymiarze historycznym jest to świat pełen tajemnic i mitów, niełatwy do poznania i zrozumienia. Zróżnico-waną społeczność Rapa Nui obserwuję od kilkunastu lat. Z jednej strony, coraz bardziej żywe są tendencje do uzyskania autonomii przez społeczność pochodze-nia polinezyjskiego, z drugiej – wysiłki administracji państwowej i lokalnej w integracji wyspy z cywilizacją kontynentalną, w tym wypadku chilijską. Dysonans kulturowy stanowi coraz bardziej poważny problem dla administracji lokalnej, a ustawy regulujące status grup etnicznych w Chile nie rozwiązują problemu.

Warto pamiętać, że odległość wyspy od kontynentu oraz wysokie koszty transportu lotniczego nadal ograniczają moż-liwości korzystania z publicznej, zwłaszcza specjalistycznej, opieki medycznej. Każdy poważniejszy przypadek zachorowania wymaga transportu chorego do Santiago. Przed uruchomieniem komunikacji lotniczej, a zwłaszcza przed powstaniem pierwsze-go szpitala na wyspie, chorzy byli zdani wyłącznie na opiekę miejscowych uzdrawiaczy. Podobnie jak w innych kręgach kulturowych, przejmowali oni doświadczenie swoich poprzed-ników, wzbogacali je własną praktyką, wykorzystywali środki lecznicze pochodzenia naturalnego. Z pokolenia na pokolenie przyczyniali się do wzbogacania wiedzy i mądrości, tworząc podwaliny medycyny naukowej. Także i z tego względu warto

uporządkować wiedzę o medycynie tradycyjnej rapanui i ukazać ją na tle historii, tradycji, legend i wierzeń dawnych i współczes-nych mieszkańców tej wyspy. To temat przygotowanej książki Eskulap na Rapa Nui.

Jak wspomniano, mieszkańcy przeszli przez dramatyczne wy-darzenia, które doprowadziły ich niemal do samounicestwienia. Długotrwały okres walk międzyplemiennych utrwalił swoisty kompleks małej wartości. Nałożył się na to kompleks niewolni-ctwa. Jeśli pamiętamy bratobójczą wojnę między klanami Hanau--momoko i Hanau-eepe, to łatwo zrozumieć, że pozostawiło to w zbiorowej pamięci traumatyczny ślad. Zwycięzcy przeżyli po okrutnej i krwawej walce, ale pogrążyli się w kompleksie winy.

POSTAWY WOBEC CUDZOZIEMCÓW

Pierwsi Europejczycy przybyli na wyspę bezpośrednio po wyniszczającej wojnie (1772 r.). Nie rozumiejąc zastanej rze-

czywistości, biali przybysze z Europy niemal za każdym razem używali broni palnej i zabijali tubylców. Wyjaśnia to postawy wyspiarzy wobec przybyszów z Europy. Być może przypominali oni znienawidzonych Hanau-eepe. Ko-biety oddawały się im bezwstydnie, a mężczyźni usiłowali im zabrać, co się dało, ukradkiem lub kłamstwem. Trau-matyczne doświadczenia w kontaktach z cudzoziemcami, którzy w ciągu kilku wieków przybywali na wyspę i trak-towali jej mieszkańców jak dzikich, zabijając ich dla samego zabijania, ukształtowały negatywną postawę, przesiąkniętą nieufnością, podejrzli-wością, a nawet agresją. Łatwiej było im zrozumieć klęski żywiołowe, biedę i głód spowodowane suszą czy skutki tsunami, natomiast katastrofy i ofi ary spowodowane przez człowieka pozo-stawiły głębsze i bardziej trwałe ślady w psychice, tak w wymiarze jednostko-wym, jak społecznym.

Widok na Zatokę Hanga Hotu Iti

Wysepki Motu Nui, Motu Iti i Motu Kau-Kau

Na pierwszym planie pukao – „sombrero” z czerwonej tufy wulkanicznej

ALMA MATER nr 120–121 115

Zadomowiona i zaaklimatyzowana populacja przebyła co najmniej dwukrotnie upadek na dno egzystencji. Pierwszy raz, kiedy znaczna ich część została uprowadzona w charakterze niewolników do przymusowych prac w Peru. Tam w 1863 roku zmarł ostatni król Kaimakoi. Nieliczni, którzy powrócili, przywlekli śmiertelne choroby zakaźne, a z Tahiti dotarł trąd, co dopełniło reszty. Pamięta-my, pozostało wówczas przy życiu 111 osób! Istotna cześć dziedzictwa kulturowego Rapa Nui wraz z ich śmiercią poszła w zapomnienie.

Drugi kryzys demografi czny, choć pokojowy, nastąpił, kiedy z misjonarzami odpłynęło na wyspy Gambiera sporo miesz-kańców. Przybycie misjonarzy francuskich doprowadziło do po-wołania misji katolickiej. W 1866 roku po raz ostatni odbyła się ceremonia Człowieka-Ptaka.

ANEKSJA DO CHILE

Równie poważne konsekwencje kulturowe i społeczne spowo-dowało włączenie wyspy do młodej Republiki Chile3. 9 września 1888 roku dwunastu kacyków reprezentujących mieszkańców wyspy i kapitan marynarki wojennej Policarpo Toro Hurtado –w imieniu rządu Chile, podpisali dobrowolny akt przekazania suwerenności wyspy na rzecz Chile. Jak wyjaśnia Alberto Hotus, obecny prezes Rady Starszych, strona chilijska w zamian zobo-wiązała się do: (a) respektowania praw mieszkańców Rapa Nui, (b) pomocy w zakresie rozwoju wyspy, edukacji i pracy, a co naj-ważniejsze – (c) respektowania i ochrony własności ziemi przez wyspiarzy i jej bogactw wraz ze zwierzętami. Wyznaczeni przez rząd agenci „kolonizacji” nie respektowali ostatniego warunku, eksploatowali wyspę i jej mieszkańców, wynajmowali ziemię cudzoziemcom4 i traktowali mieszkańców wyspy jak niewolni-ków. Od początku bowiem obie strony odmiennie interpretowały

pojęcie suwerenności. Wyspiarze rozumieli je jako oddanie ziemi w użycie, a nie w posiadanie.

Ówczesny stan rzeczy (1914 r.) opisuje raport przygotowany na polecenie prezydenta Chile przez komendanta statku „General Baquedano”5. Warunkuje to trwający do dzisiaj konfl ikt między wyspiarzami a administracją rządową. Znamienny jest obraz wyspy opisany przez misjonarza Eyrauda: Na wyspie króluje tak potworna bieda, że trudno tu mówić o przejściu ze stanu prymitywnego [pierwotnego] do cywilizacji nowoczesnej. Wy-spa Wielkanocna, zapomniana przez Chilijczyków, opanowana przez niszczące elementy zewnętrzne, popadła w dekadencję, pogrążyła się w zgniliźnie, w mizerii bez końca6.

Przejęcie wyspy pod administrację chilijską spowodowało, że to bardziej Chile wniknęło w życie wyspiarzy niż odwrotnie. Lotnicze połączenie wyspy z kontynentem ułatwiło kontakty z mieszkańcami wysp polinezyjskich, gdzie wielu z nich ma krewnych, przyjaciół, a także posiadają tam ziemie. Wielu Ra-panui odwiedza Tahiti. Mężczyźni chętnie przywożą stamtąd narzeczone, kobiety lubią robić tam zakupy. A jedni i drudzy czują się na Tahiti jak w domu, gdyż używają podobnego języka, co wzmacnia ich poczucie polinezyjskiej tożsamości.

Niektórzy obawiają się, że oryginalna kultura rapanui jest w fazie zaniku, gdyż zmniejsza się populacja czysto polinezyj-ska, a rodzi się coraz więcej dzieci z małżeństw mieszanych, w tym głównie rapanui-chilij-skich. Zagrożenie istnieje więc też na poziomie biologicznym. Od lat 60. XX wieku postępuje proces „chilenizacji”, co au-tomatycznie osłabia poczucie tożsamości tubylców.

W mentalności utrwaliły się pewne stereotypy dotyczące sytuacji zdrowia i choroby. Po-jęcie zdrowia wiąże się z prze-szłością, a pojęcie choroby z te-raźniejszością. Dawniej żyło

się spokojnie i bezkonfl iktowo, teraz życie jest przyspieszone i nerwowe. Dawniej środowisko naturalne było zrównoważone

Osada ceremonialna Orongo na wulkanie Rano Kau

Kapliczka rybaków w zatoce Hotu Iti

Ahu Tongariki – w kamiennych kryptach znajduje się największe cmentarzysko wyspy

116 ALMA MATER nr 120–121

i wystarczające, by wyżywić wszystkich; dzisiaj jest dewastowa-ne i zanieczyszczone. Bardziej opłaca się sprowadzać niezdrowe produkty żywnościowe z kontynentu, niż tradycyjnie uprawiać grządkę. Dawniej żyło się bardziej wartościami duchowymi, dzi-siaj zabiega się o posiadanie i konsumpcję. Powszechna jest krytyka współczesnego „lenistwa”, a wychwalanie dawnej pracowitości i po-święcenia, gdyż dawniej ludzie byli zdrowsi i sil-niejsi. To, co dawne, jest oceniane jako wartościowe i skuteczne, dzisiaj odczu-wa się rodzaj nostalgii za zanikającą mocą mana. Jej obecność była ważniejsza niż rozmaite opresje, jakim była poddana ludność wy-spy ze strony cudzoziem-ców czy wojska. Wartości te zanikają stopniowo wraz z napływem cudzoziemców i kultury latynoskiej.

Dotyczy to w pełni me-dycyny, która też została pozbawiona mana, a ludność odeszła od tradycyjnego sposobu odżywiania się. Za to wszystko obwinia się cudzoziemców, a przede wszystkim Chile. Wszystko to jest w gruncie rzeczy traktowane jako tendencja do „chilenizacji” kultury rapanui i pozbawiania jej miesz-kańców tożsamości.

W ostatnich latach zmienia się istot-nie obraz Hanga Roa jako stolicy wyspy. W miejsce koni – symbolu dotychczaso-wego prestiżu wyspiarzy, osada jest zale-wana samochodami. Dzisiaj na parkingu kościelnym lub przed urzędami koń jest rzadkością, przeważają samochody coraz lepszej marki. Koń biologiczny zostaje wyparty przez konia mechanicznego. Wielu tubylców zamieniło swoje prawo własności do ziemi na kamionetę –bagażówkę, i ta przejęła atrybuty pre-stiżu materialnego. Tymczasem konie rozmnożyły się bez kontroli i żyją pół-dziko, dewastując delikatne środowisko ziemi, szczególnie wewnątrz kraterów wulkanicznych.

Mówi się, że Rapa Nui cierpi, że cho-ruje. Stopniowo znikają gatunki roślin, także leczniczych. Ich przywracanie na-potyka na ogromne trudności. Przykładem jest mityczne drzewo toromiro. Ponowne zalesianie wyspy przebiega z ogromnymi trudnościami. Zanika też zainteresowanie tradycyjną kuchnią opartą na produktach miejscowych. Łatwiej jest sprowadzać żywność, owoce, a nawet wodę butelkowaną z kontynentu, niż produkować je na miejscu. Zmienia się styl życia i pracy: wysiłek i praca są wypierane przez lenistwo i wygodę.

KOMPLEKSY

Dzisiejsi potomkowie Hotu Matua, chociaż już nie czystej krwi, są spadkobiercami i nosicielami zmasowanego urazu, ja-

kiego doznali ich przodko-wie. Można powiedzieć, że są jego wtórnymi ofi arami. Uzasadniona jest interpre-tacja, że po wiekach „kom-pleksu małej wartości” rozwinął się „kompleks poczucia winy” z powodu brutalnej eksterminacji wrogów.

Ślady obu kompleksów, choć zepchnięte do pod-świadomości, determinują w pewnym stopniu cechy osobowości, sposoby rea-gowania i odnoszenia się do „obcych”, w tym do przybyszów z kontynentu i z Europy. Jeśli ta diag-noza okaże się słuszna, mogłaby być pomocna

w łagodzeniu konfl iktu społecznego i wypracowaniu odpowied-nich sposobów i metod. Dzisiejsze, głęboko zróżnicowane kul-turowo i skonfl iktowane, społeczeństwo Wyspy Wielkanocnej wymaga zbiorowej, chciałoby się powiedzieć – uniwersalnej,

psychoterapii. Psychoterapii nakiero-wanej na uświadomienie rzeczywis-tych uwarunkowań wspomnianych kompleksów (urazy przeszłości) oraz na skonstruowanie i zaproponowanie takiego modelu aktywności i wysiłku zbiorowego, który w równym stopniu zmotywowałby obie strony konfliktu do jego realizacji. Tak jak w zbiorowym zaślepieniu agresji doszło do zniszczenia unikalnej kultury rapanui, tak, być może,jej zbiorowe odbudowanie, reanimacja, rodzaj jej „zmartwychwstania” mógłby się okazać obiecującą propozycją. Nie mam wątpliwości, że obie strony mia-łyby wystarczającą motywację do pod-jęcia tego zadania, przewidzianego na pokolenia. Tubylcy z potrzeby ratowania swojej tożsamości, a przybysze konty-nentu z dumy przed światem, że ciągle najbardziej tajemnicza wyspa świata z tysiącem moai należy do Chile.

Zanikają zdrowe zwyczaje odpo-czynku na łonie przyrody, na plaży, za-nika kontemplacyjny styl życia. Jednym

z niekorzystnych skutków zdrowotnych związanych ze skokiem cywilizacyjnym jest wzrost ciśnienia tętniczego u dorosłych wyspiarzy. Badania porównawcze, jakie przeprowadził Cruz Coke ze współpracownikami, wskazały, że migracja etniczna do warunków rozwiniętej cywilizacji wywołuje choroby psycho-

Przez wyspę przewija się rocznie około 20 tysięcy turystów z całego świata, także z Polski

Kilkaset moai „utknęło” na stokach wulkanu Rano Raraku

ALMA MATER nr 120–121 117

somatyczne, w tym nadciśnienie tętnicze krwi. Podobne obser-wacje dotyczą cukrzycy. Zmiana sposobu i jakości odżywiania oraz stylu życia sprzyjają występowaniu tej choroby.

Wyspiarze zauważyli, że na wy-spie pojawiły się choroby do tej pory niespotykane, traktują je jako „nowe”. Jedne wiążą z infekcjami przywleczonymi z zewnątrz, inne traktują jako skutek zmiany sposobu i jakości odżywiania oraz stylu życia. Na te choroby nie mają lekarstw natu-ralnych i w tych wypadkach chętniej zdają się na leczenie szpitalne. Są jednak przekonani, że jest to kwestia czasu i eksperymentowania z kombi-nacją różnych roślin, aż znajdzie się skuteczne leczenie.

W przypadku schorzeń wymaga-jących badań i leczenia specjalistycz-nego lekarz miejscowy może wysłać chorego do Santiago. W sytuacjach nagłych może wezwać samolot sani-tarny z kontynentu (z Valparaiso lub z Santiago). W najlepszym przypadku wymaga to około 12 godzin. Wobec takiej możliwości wyspiarze prezen-tują ambiwalentne postawy: z jednej strony, wierzą w możliwości leczenia specjalistycznego, z drugiej obawiają się podróży i całkowitego oderwania nie tylko od rodziny, ale też od możliwości korzystania z leczenia tradycyjnego.

Wielu mieszkańców wyspy czuje się zagubionych w tym „podwójnym” świecie medycyny: tradycyjnej i konwencjo-nalnej. Jedni korzystają wyłącznie ze środków naturalnych, inni nabrali zaufania do leczenia szpi-talnego, jeszcze inni –najbardziej zagubieni –szamocą s ię między jedną i drugą. W cho-robie starają się korzy-stać z jednej i drugiej oferty. Czynią to często w obawie przed nowym, przed nieznanym, a więc groźnym, które pocho-dzi z zewnątrz, z innej kultury. Zwłaszcza star-szyzna wyspy żyje pod naporem świadomości, że ten proces jest ciągły, nieunikniony i niepo-wstrzymany.

Bez t rudu można zaobserwować, że wy-spiarze żyją w stałej obawie przed coraz to nowymi, nieraz groźnymi, chorobami zakaźnymi pochodzącymi z zewnątrz. Upowszechniło się przekonanie, że wszystko, co pochodzi

z zewnątrz, jest dla wyspiarzy szkodliwe, w wymiarze indywi-dualnym i społecznym, że zagraża kulturze.

Miejscowa medycyna, niezależnie, jak oceniać jej poziom z profesjonalnego punktu widzenia, jest wyrazem ogólnej kultury i histo-rii jej twórców, stanowi część ich toż-samości. Dlatego proces idiosynkra-zji z medycyną zachodnią jest trudny i konfl iktowy. W każdej rozmowie na ten temat ujawnia się przeciwstawia-nie tego, co w medycynie tradycyjne, co „pascuense”, temu, co „szpitalne” czy „zewnętrzne”.

Wszyscy mają świadomość, że rzeczywistość medyczna na wyspie jest bardzo skomplikowana i że nie ma prostej recepty na jej „uzdro-wienie”. Mimo znaczącego rozwoju opieki zdrowotnej nad mieszkańcami Rapa Nui obecny stan służby zdrowia wydaje się być na rozdrożu. Wynika to z kilku powodów: istnienia dwóch światów medycyny – tradycyjnej i konwencjonalnej, które nadal funkcjonują na zasadzie alternatyw-nej i konkurencyjnej, z szybkiego wzrostu liczby mieszkańców oraz, co najważniejsze – z utrzymującego się ciągle, a nawet wzmagającego się

konfl iktu kulturowego między ludnością pochodzenia poline-zyjskiego i kontynentalnego.

Poszukiwanie racjonalnego rozwiązania pierwszego problemu winno pójść w kierunku stworzenia integracyj-

nego, międzykulturo-wego systemu opieki zdrowotnej, w którym uwzględni się bogactwo kulturowe pierwotnych mieszkańców pocho-dzenia polinezyjskiego i wykorzysta wielowie-kowe doświadczenia miejscowej medycyny tradycyjnej. Pomocne w tym zakresie mogą być doświadczenia an-tropologii kulturowej i społecznej oraz etno-grafi i.

Wreszcie problem konfliktu międzykul-turowego. Mieszkań-cy wyspy są bardzo przywiązani do swej przeszłości, są z niej dumni, podziwiają ją.

Z pietyzmem odnoszą się do materialnego wymiaru tej przeszło-ści, jakim jest bogactwo archeologiczne i antropologiczne. Naj-bardziej widocznym i podziwianym symbolem tego bogactwa

Autor „twarzą w twarz” z moai wewnątrz krateru wulkanu Rano Raraku

Centrum ceremonialne Ahu Tahai – zrekonstruowane pod kierunkiem Williama Mulloya (USA)

118 ALMA MATER nr 120–121

Moai Ko Te Riku (Ahu Tahai) w świetle księżyca

M. J

amko

wsk

i

Moai Ko Te Riku przy zachodzie słońca

Ahu Akivi – „Siedmiu odkrywców”. Jedyne posągi zwrócone twarzą do Pacyfi ku

Cmentarz Tahai Liczba wolno żyjących koni zrównała się z liczbą mieszkańców wyspy

ALMA MATER nr 120–121 119

Pojemnik na wodę deszczową wykonany z tyfy wulkanicznej

Talenty artystyczne ujawniają się już w dzieciństwie

Taniec wojownikówNajmłodsi artyści uczestniczący w świecie języka rapanui

Stylizowany wizerunek bóstwa Make-Make wykonany przez dzieci z nasion i muszelek Władza wyspy jest dzisiaj w rękach kobiet: Gubernator M. Carolina

Hotu Hey (druga od prawej), Alcadesa (Burmistrzyni) Luz Zasso Paoa (w środku)

120 ALMA MATER nr 120–121

są posągi moai. Starszyznę wyspy traktują jako bezpośrednich spadkobierców chwalebnej przeszłości. Tymczasem społeczność pochodzenia kontynentalne-go, Chilijczycy w ogólności, postrzegają te wartości jako relikt pierwotnej „epoki ka-mienia”, nie kultury – a epoki. Owszem, doceniają walory artystyczne, architektoniczne, turystyczne, wreszcie ekono-miczne, lecz nie dostrzegają i nie cenią tego, co dla wy-spiarzy jest najważniejsze –wartości duchowych, magicz-nych, religijnych. Obiekty archeologii i architektury są traktowane jako czysta „materia”, podczas gdy dla wyspiarzy stanowią obiekty ceremonialne, miejsca święte, a posągi moai są uosobieniem „żywych” przodków, nadal obecnych i uczestniczących w życiu współczesnego pokole-nia i w pokoleniach, które przyjdą. Każde miejsce na wyspie, rzeźby, konstrukcje, kamienie pokryte petroglifami, niemal każda z tysiąca jaskiń niegdyś zamieszkanych – wszystko jest przepełnione obecnością pierwiastka duchowego, magicznego, ową mana – mocą przekazywaną przez przodków. Mocą uzdra-wiającą zawartą w naturalnych środkach leczniczych, ziołach i innych roślinach. Bogaty świat mitologii i legend jest nie tylko wytworem wyobraźni, lecz „rzeczywistością magiczną”.

W pewnym sensie mana ujawnia się w każdej osobie jako dar niezależności, swobody wyboru i decydowania, ogólnie mówiąc –autonomii. Autonomii rozumianej jako swoboda wyboru na przykład leczenia: tradycyjnego czy szpitalnego, przyjmowania leków roślinnych czy chemicznych.

SYNDROM „ISLITIS”

Pod nazwą „zespołu wyspiarskiego” (islitis, od isla – wyspa) w Hanga Roa opisuje się pewien fenomen psychologiczny, jaki

rozwija się u mieszkańców kontynentu (Chilijczyków) przebywa-jących pewien czas na wyspie. Zespół ten rozwija się niezależnie od tego, z jakich powodów znaleźli się na wyspie: zawodowych, rodzinnych, wypoczynkowych czy z innych. W początkowym okresie, na ogół w pierwszych tygodniach, przeżywają fazę za-chwytu, fascynacji, a nawet euforii. Podziwiają mieszkańców, są oczarowani kulturą i sztuką wyspy i wyspiarzy. Życie wydaje im się sielanką pozbawioną stresów, czują się zrelaksowani. W tej fazie syndromu – oczarowania i zauroczenia tajnikami rapanui –odczuwają chęć pozostania na wyspie na stałe, a w każdym razie postanawiają, że będą tu wracać przy każdej okazji. W miarę upływu czasu zaczynają postrzegać wyspiarzy inaczej. Okazuje się, że tubylcy nie darzą przybyszów z kontynentu szczególną sympatią. Nazywają ich pogardliwie Conti, w znaczeniu „ci z kontynentu”. Ta nieprzychylna postawa jest uwarunkowana historyczną przeszłością – konfl iktami, nadużyciami i złym traktowaniem. Przybysze z kontynentu nigdy nie poznali ani nie zrozumieli dawnych uwarunkowań i tradycji tubylców. Z ob-serwacji wynika, że przybysze, którzy decydują się pozostać na wyspie, to najczęściej osoby szukające łatwego, „artystycznego”,

rajskiego życia. Prowadzą ży-cie bezczynne i niczego nie dają z siebie mieszkańcom wyspy. Brak życzliwości wobec rezydentów z Chi-le doprowadza do ciągłych konfl iktów słownych, a nawet fi zycznych, co utrudnia inte-grację ze społecznością tubyl-czą. W rezultacie wywołuje to stany depresyjne i zacho-wania agresywne, wyzwala przemoc, skłania do używania środków narkotycznych.

Tubylcy uważają, że mają „silny charakter”, ale z trudem uzewnętrzniają swe uczucia w formie słownej. Gniew czy złość ujawniają gwałtownoś-cią zachowania.

Talenty rzeźbiarskie ujawniają się już we wczesnym dzieciństwie

Popołudniowa kąpiel koni w porcie rybackim Hanga Piko

Taniec i śpiew stanowią prawdziwą pasję wyspiarzy

ALMA MATER nr 120–121 121

W ostatnich latach nasiliły się tendencje zmierzające do uzyskania autonomii administracyjnej wyspy. Pod koniec lat 90. mieszkańcy wyspy, za pośrednictwem Rady Starszych, sprzeciwili się uznaniu wyspy przez UNESCO za kulturalne dziedzictwo ludzkości. Decyzja ta została podjęta bez kon-sultacji z Radą Starszych, jednym z tradycyjnych organów władzy na wy-spie. Mimo blokowania tej inicjatywy władze rządowe w Santiago de Chile z satysfakcją przy-jęły decyzję UNESCO, licząc między innymi na środki fi nansowe po-trzebne do rekonstrukcji i konserwacji obiektów archeologicznych.

Posągi moai szanuje się o tyle, o ile przynoszą pieniądze. Dolar jest tam bardziej szanowany niż chilijski escudo (dzisiaj peso). Dawny duch handlu wymiennego zanika, został wyparty przez „Jego Wysokość Dolara”. Ribera alarmuje: Rapa Nui umiera, zabijana przez cywilizację człowieka białego [...], ten proces niestety jest nieodwracalny. Jest to buldożer, który niszczy wszystko na swojej drodze. I który ma swego wspólnika zwanego turystyką, światową plagę, która systematycznie nisz-czy nieliczne już dziewicze zakątki, jakie jeszcze przetrwały na naszej planecie.

Nakłada się na to zawieranie związków małżeńskich z La-tynosami i cudzoziemcami. Zdaniem Ribery misjonarze ukradli dawne dusze wyspiarzy i zastąpili je katechizmem doktryny chrześcijańskiej. Wprowadzili pojęcie grzechu pierworodne-go, którego wyspiarze nie znali. Warto przypomnieć, że ojciec Sebastian Englert (kapucyn i proboszcz kościoła na Rapa Nui w latach 1934–1969), znając swoich wiernych, był bardziej tolerancyjny wobec obyczaju nazywanego „wolną miłością”, dlatego został usunięty ze swego zgromadzenia. Dlatego – pi-sze Ribera – o przyszłości Pascua należy myśleć z pewnym pesymizmem.

Niekorzystny wpływ na kształtowanie postaw wyspiarzy wo-bec cudzoziemców miały akty zabierania (wykradania?) obiek-tów sztuki, archeologii, a zwłaszcza kultu. Można powiedzieć, że w tej kwestii zrodziła się nadwrażliwość nie tylko u samych wyspiarzy, ale także wśród administracji wyspy.

Ale czy można się dziwić, jeśli nawet ludzie nauki, badacze, a nie tylko poszukiwacze skarbów, przywłaszczali sobie cenne obiekty i wywozili je z wyspy. Nawet jeśli kierowali się chęcią „uratowania” tych obiektów przed zniszczeniem czy udostępnie-nia ich do badań naukowych, akty te budzą poważne wątpliwości natury etycznej. Zapewne tylko część z tych obiektów trafi ła do muzeów, inne pozostają w kolekcjach prywatnych. Do dzisiaj uderza dysproporcja między skromnymi zasobami miejscowego muzeum w porównaniu ze zbiorami muzeów europejskich czy amerykańskich. We wczesnym okresie „odkrywania” wyspy praktyki te były powszechne i nie budziły tego rodzaju wątpliwoś-ci. Zresztą pośredniczyli w tym wyspiarze, nie zawsze w pełni świadomi wartości tych obiektów. O wielu tego rodzaju aktach dowiadujemy się z piśmiennictwa. Na przykład Pierre Loti za-

brał z wyspy głowę moai i przewiózł ją do Francji. Brytyjczycy zabrali do British Museum impo-nującą statuetkę. Lista cennych obiektów w mu-zeach europejskich i ame-rykańskich jest długa.

To samo do tyczy rozdźwięku w medycy-nie rapanui. Medycyna tradycyjna ma głębokie korzenie w tradycji i wie-lowiekowym doświad-czeniu. Wydaje się, że lekarze pracujący w miej-scowym szpitalu nie są wystarczająco zoriento-wani w świecie medycyny tradycyjnej, jaki funkcjo-

nuje poza terenem szpitala. Nie są tym samym przygotowani do budowania pomostów między oboma światami ani też zaintere-

W pokazach uczestniczą wielopokoleniowe rodziny

Andrzej Ciszewski (kierownik wyprawy) i autor z wizytą u pani Gubernator Isla de Pascua M. Carolina Hotu Hey

Uczestnicy wyprawy z 2004 roku: (od lewej) A. Tylenda, E. Wójcik, M. Ciszewski, W. Oprowski, K. Recielski, I. Miłoszewski, Z.J. Ryn (EC), W. Wilk, A. Gajewska, A. Ciszewski (EC, kierownik wyprawy), P. Słupiń-

ski, G. Gaj, M. Słupińska, W. Vermessy

122 ALMA MATER nr 120–121

sowani. Większe szanse w tej pracy mieliby lekarze pochodzenia wyspiarskiego, jednak do tej pory tylko jedna kobieta rapa-nui7, ukończywszy studia medyczne na kontynencie, wróciła na wyspę i podjęła pracę w szpitalu.

Dwa światy medycyny dzieli podwójna przepaść: czasowa i kulturowa. Naj-bardziej cierpią z tego po-wodu mieszkańcy wyspy, zwłaszcza ci pochodzenia polinezyjskiego. W tym złożonym i zróżnicowanym świecie sami muszą doko-nywać wyboru między le-czeniem tradycyjnym a no-woczesnym. O ile młodzi mają szanse na rozwiązy-wanie tego dylematu, o tyle ludzie starsi, nienadążający za gwałtownymi przemianami cywilizacyjnymi, są skazani na trwanie przy bliższej im i bardziej zrozumiałej tradycji. Jedni i drudzy są zagubieni nie tylko w bezkresie otaczającego ich zewsząd Pacyfi ku, ale też w trudnej do zrozumienia i pogodzenia przestrzeni międzykulturowej.

Droga do integracji tych światów, integracji polegającej na wykorzystaniu wszystkiego, co dobre w tradycji, i tego, co dobre w nowoczesności, jest jeszcze daleka.

Coraz więcej młodzieży (25–30 procent) kończy szkoły średnie na kontynencie, korzystając z pomocy materialnej. Młodzież studiuje na kontynencie, a nawet za granicą. Niektóre kraje oferują stypendia na realizację studiów wyższych (np. Brazylia, Kuba).

Dzisiaj elektryczność jest dostępna całą dobę, nie brakuje wody pitnej. Można powiedzieć, że epoka izolacji minęła bezpo-wrotnie. Bogactwo kulturowe wyspy, zwłaszcza archeologiczne, jest znane w świecie i podziwiane. Mieszkańcy odzyskali dumę z posiadania tożsamości polinezyjskiej, choć żyją na wyspie należącej politycznie do Chile. Rapa Nui bez wątpienia jest najbardziej spektakularnym muzeum pod gołym niebem w całej

Polinezji, jednym z najcenniejszych w świecie. Stanowi przykład fascynującej kultury, którą rozwinęli jej mieszkańcy w izolacji od reszty świata. Dzisiaj wyspa oferuje światu jedne z najwięk-szych atrakcji turystyczno-kulturowych w całej Polinezji. Sztuka ludowa, dzieło uzdolnionych artystycznie wyspiarzy, rozchodzi się po świecie i stanowi rosnące źródło dochodów.

TAPATI RAPA NUI

Od trzydziestu lat społeczność rapanui prezentuje światu swój dorobek kulturalny i historyczny w formie święta Tapati Rapa Nui. Święto ma charakter karnawału artystycznego, podczas którego przypomina się zwyczaje kulturowe, sportowe i religijne przodków. Najpiękniejsze wyspiarki konkurują w wyborach królowej wyspy. Kryteria wyboru dotyczą bardziej talentów i kreatywności kandyda-tek niż ich urody. Przygotowanie tradycyjnych strojów, malowanie ciał, lokalna sztuka gastronomiczna oraz konkurencje sportowe wymagają wielomiesięcznych wysiłków. Dwutygodniowe święto jest wyrazem radości, jedności i pracowitości wyspiarzy, a wielką ucztą artystyczną dla turystów.

Antyczne obrzędy i kon-kurencje mają charakter ar-tystyczny i sprawnościowo--sportowy. Obejmują mię-dzy innymi Takona – czyli konkurs malowania ciała; Vaka Tuai – czyli tradycyjne przepłynięcie na łodziach trzcinowych przez jezioro w kraterze wulkanu Rano Raraku z kandydatkami na królowe na pokładzie; Riu – czyli interpretację ry-tualnych pieśni i recytacji przypominających historię i legendy rapanui; Haka Pei –czyli zawody polegające na ryzykownym zjeździe przy prędkości dochodzącej do

80 kilometrów na godzinę na palu palmowym po stokach wzgórza Pu’i; Titingi Mahute – czyli wykonanie tradycyjnego stroju z włókien roślinnych; Pora – zawody pływackie przy użyciu

Z wizytą w dyrekcji Parku Narodowego Isla de Pascua

Niektóre jaskinie stanowiły podziemne zapasy wody pitnej

M. J

amko

wsk

i

Jaskinie na pionowych klifach są dostępne przy użyciu techniki wspinaczkowej

M. J

amko

wsk

i

ALMA MATER nr 120–121 123

plecionki z trzciny totora, oraz Aka Venga – czyli wyścig z dwiema kiściami bananowca na plecach.

Poziom spontanicznej kreatywności, rozmach fi esty, udział znaczącej części populacji, od dzieci przedszkolnych do osób w podeszłym wieku, oraz entuzjazm towarzyszący wszystkim spektaklom przekonują obserwatora o trwałości kultury jako najważniejszego czynnika integracji kulturowej.

Jeśli kultura rapanui ma przetrwać, w pierw-szym rzędzie wymaga to profesjonalnej i na szeroką skalę konserwacji obiektów archeologicz-nych. Nie tylko znajdują-cych się na terenie parku narodowego, lecz także na terenach prywatnych. Niemal każdy z tysięcy obiektów archeologicz-nych i antropologicznych na wyspie zasługuje, by znajdował się pod specjal-ną opieką w muzeum. Tymczasem niemal wszystkie od wieków pozostają pod gołym niebem, zdane na bezpośrednie wpływy środowiska: deszcze, wiatry, wodę morską, promienie słonecz-ne i kosmiczne, wreszcie na działanie czynników biologicz-nych, głównie porostów. Szkodliwy wpływ tych czynników można rejestrować nawet w krótkich odstępach czasu. Do tego dochodzą czynniki ludzkie: uszkodzenia, po-bieranie próbek do badań naukowych, wreszcie – celowe dewastacje. Można wspomnieć o szkodliwych skutkach, jakie powodują zwierzęta, głównie byd-ło i konie. Pokazuje to, jak różnorodne są zagrożenia dla największego skarbu wyspy. Nic dziwnego, że ukazała się książka Eleny Charola pod alarmu-jącym tytułem Śmierć moai. Wyspa Wielkanocna: przyroda, deterioracja i konserwacja (Death of a Moai. Easter Island Status: Their Nature, Deteriora-tion and Conservation). Zniszczenia, jakie postępują od wieków, wydają się nieodwracalne. Jedno, co można zrobić, to ochronić i zabezpieczyć to, co przetrwało.

Dotychczasowe próby konserwacji z udziałem specjalistów zagranicznych pokazały, że można to robić skutecznie. Dowiedli tego również polscy eksperci od konserwacji kamienia. Przykładem jest posąg moai stojący na terenie Muzeum Antropologicznego, poddany konserwacji przez prof. prof. Wiesława Domasłowskiego i Jerzego Grodzi-ckiego z Uniwersytetu w Toruniu.

Były gubernator wyspy i znawca miejscowej historii i archeo-logii Sergio Rapu ma bardziej realistyczne spojrzenie na ten prob-lem. Nie musiał mnie przekonywać, że autonomia, a zwłaszcza niepodległość wyspy oznaczałaby dla wyspiarzy głód i biedę, nie

byłaby w stanie wyżywić mieszkańców ani zabez-pieczyć podstawowych środków do życia. Mimo że sam jest pochodzenia polinezyjskiego i zabiega o ochronę wspaniałego dziedzictwa kulturowe-go, uważa przynależność do Chile za podstawę egzystencji materialnej mieszkańców wyspy. Inną sprawą jest świadomość kulturowej odrębności o korzeniach polinezyj-skich, a czym innym prze-trwanie materialne.

Jak wspomniano, jed-nym ze sposobów inte-gracji społeczności wyspy mogłoby być powszechne zaangażowanie w restaura-

cję i rekonstrukcję największego bogactwa kulturowego wyspy –zwłaszcza archeologicznego. Byłoby to zadanie długotermino-we, na pokolenia, związane z rozwojem i rozbudową edukacji i kształcenia specjalistycznego na samej wyspie, bez konieczności wysyłania młodych ludzi na kontynent. Ze strony mieszkańców

wyspy potrzebne będzie zaangażowanie artystycznych i technicznych talentów, ze strony państwa – zapewnienie środków materialnych i logistycznych. Tak jak na początku pojawiły się moce mana, reprezentowane przez wodzów czy kapłanów, zdolne do zintegrowanego wysiłku tworzenia i podporządkowania całej społeczności do realizacji wspólne-go dzieła, tak być może dzisiaj nadchodzi historyczny moment, aby zróżnicowaną i poróżnioną populację wyspy zjedno-czyć w zbiorowym wysiłku odbudowy dawnej świetności. W tym zakresie z całą pewnością można liczyć na pomoc międzynarodową. Nie bez powodu Rapa Nui została zaliczona do światowego dziedzictwa kulturowego.

Jeszcze jest czas, aby uniknąć losu, jaki spotkał wyspy Polinezji Francuskiej, z Tahiti na czele. Przyszłość Rapa Nui leży w turystyce kulturalnej rozumianej jako kultywowanie dawnych tradycji, sztuki, tańca, pieśni i języka, a nie jako

jej deformacja w celu przypodobania się gustom turystów. Wyspa Wielkanocna będzie światową atrakcją turystyczną tak długo, jak długo będzie zamieszkana przez tubylców o biologicznych i kulturalnych korzeniach polinezyjskich.

Te Pito o Te Henua – Pępek świata. Magnetyczna kamienna kula ma właściwości relaksujące (katharsis)

Autor na wierzchołku wulkanu Rano Raraku

124 ALMA MATER nr 120–121

Historia Rapa Nui może być wartościową lekcją, jak roz-wiązywać najbardziej konfl iktowe i dramatyczne problemy, by przetrwać. Lekcją ważną nie tylko dla wyspiarzy, ale dla ludz-kości. Na szczęście, skarb wyspy pozostaje pod protektoratem UNESCO, co zwiększa szanse na przetrwanie.

Miłośnik Wyspy Wielkanocnej prof. Jean Dausset – laureat Nagrody Nobla w medycynie, podkreśla, że tą lekcją winno być zwolnienie wyścigu, zjednoczenie w mądrym wykorzystywaniu zasobów naturalnych, dobrowolnym i racjonalnym ograniczeniu przyrostu naturalnego, poszukiwaniu rozwiązań trudnych relacji pomiędzy różnorodnymi grupami ludności – potencjalnymi rywalami – nie w ślepym przypadku, lecz w głosie rozsądku8. W przeciwnym wypadku grozić może katastrofa, jaka już raz wydarzyła się na wyspie. Nasza planeta, ograniczona i opuszczo-na jak Wyspa Wielkanocna, nie może liczyć na więcej zasobów naturalnych, niż sama je posiada. Tylko dzięki mądrości, dobrej woli i przytomności umysłu ludzkość potrafi nie tylko przetrwać, przystosowując się do nowych warunków, ale zapewnić rozwój swych nadzwyczajnych możliwości intelektualnych. Słowa te są dla Dausseta motywem gorzkiej refl eksji, ale też modelem pełnym nadziei, że Rapa Nui stanie się symbolem społeczeń-stwa oddanego samemu sobie, które dzięki roztropności potrafi pokonać swoje słabości. Świadomi tej przestrogi, bylibyśmy nierozsądni, gdybyśmy nie wybrali drogi mądrości: drogi le-gendarnego ptaka manutara – Człowieka-Ptaka.

Zdzisław Jan Ryn

1 Wyspa nosiła różne nazwy: Tonga Riki (bóstwo morskie pod postacią foki); San Carlos (nazwa nadana przez kapitana Felipe Gonzaleza); Tierra de Davis (nazwa nadana przez angielskiego pirata Edwarda Daviesa, który dotarł do wyspy kilka lat przez Roggeveenem, lecz nie wylądował na wyspie); Teapi, Vaihu, Tekauhanga (nazwy nadawane przez żeglarzy Cooka i La Perouse’a); Te Pito o Te Henua (nazwa odkryta przez Alexandra P. Salmona pochodzi od słów pito – pępek, macica, środek, i henua – ziemia, wszechświat, co znaczy „wyspa pępek świata” lub „wyspa macica planety”, lub „wyspa koniec Ziemi”; Isla de Pascua (Wyspa Wielkanocna, nazwa oficjalna w języku hiszpańskim). Francuski admirał De Lapelin podaje, że wyspiarze nazywali wyspę Mata-ki-te-rangi. Od słów mata – oko, ki – mówić i rangi – niebo, nazwa oznacza „wyspa, której oczy mówią do nieba” lub „wyspa, której oczy błagają wszechświat”. Tahitańską nazwę Rapa Nui (Wielka Wyspa) wprowadził katolicki misjonarz Eugenio Eyraud.

2 Położenie wyspy: 27 stopni 08 minut szerokości południowej i 109 stopni 25 minut długości geograficznej zachodniej.

3 Stało się to 9 września 1888 r. na mocy dokumentu podpisanego ze strony chilijskiej przez kapitana marynarki wojennej Chile Policarpo Toro Hurtado, a ze strony wyspy przez kilkanaście osób (przedstawicieli misji katolickiej z Tahiti, właścicieli tere-nów i przedsiębiorstwa Dutrou-Bornier-Brander, Arupaka Salmona – Tahitańczyka osiadłego na wyspie, oraz grupę tubylców – właścicieli wyspy. Zob. G. Rodriguez, Paisaje natural y cultural de la Isla de Pascua, [w:] Runa. Archivo para las ciencias del hombre, Universidad de Buenos Aires, vol. IV, 1951, s. 66–69.

4 Niechlubnie zapisuje się tu działalność tzw. Compania Explotadora, kierowanej przez przedsiębiorców zagranicznych. W 1952 r. przekazała ona swe dobra ziemskie i do-bytek na rzecz marynarki wojennej, a ta w 1963 roku przekazała je na rzecz instytucji państwowej Corporación de Fomento y Producción (CORFO). W ten sposób, wbrew umowie z 1888 roku, mieszkańcy zostali pozbawieni własności ziemi.

5 Republica de Chile. Armada Nacional. A bordo & Talcahuano, Septiembre 9 de 1914, [w:] El Consejo de Jefes de Rapa Nui, Alberto Hotus y otros Te Manu Hatu’o Rapa Nui. Pasado, presente y futuro, Editorial Emisión, Santiago 1988, s. 334–349. W zakończeniu raportu stwierdzono: […] Ci nieszczęśni pascuenses [mieszkańcy Isla de Pascua, przyp. ZJR] zostali pozbawieni swoich ziem, zwierząt i plantacji.

6 Cyt. za: Bibliografia. Alfred Metraux, La Isla de Pascua, Fondo de Cultura Económica, Mexico–Buenos Aires, 1950), [w:] Geochile, 1951, t. 1, nr 1, s. 44.

7 Nota bene z małżeństwa rapanui-chilijskiego.8 J. Dausset, Rapa Nui: La lección de la Isla de Pascua, Afrika Pasifi ka, 19 I 2008; internet:

mirodemesa.blogspot.com/2008/01/rapa-nui-la-leccion-de-la-isla-de-oasua.html

Rapa Nui bez tajemnic – to tytuł wystawy, dokumentującej polskie badania na Wyspie Wielkanocnej, którą od 11 grud-nia 2009 roku można oglądać w podziemiach Collegium Maius. Autorem ponad 80 eksponowanych na niej fotografii, ukazujących między innymi krajobraz wyspy, posągi moai, odkrycia archeologiczne w jaskiniach, folklor, sztukę oraz ikonografię religijną mieszkańców wyspy – jest prof. Zdzi-sław Jan Ryn. – Pierwotna nazwa wyspy – Te Pito o Te Henua – znaczy Pępek Świata – mówił podczas otwarcia ekspozycji jej autor. – Z tym magicznym miejscem na kuli ziemskiej związały się – w niewytłumaczalny sposób – ostatnie lata mojego życia, za co niech Bogu będą dzięki. Przygodę z wyspą i jej miesz-

kańcami wybrałem na motyw pożegnania z Uniwersytetem w związku z przejściem na emeryturę. Jednocześnie jest to wyraz mojej wdzięczności i podziękowania Uniwersyte-towi, gdyż tylko w jego uniwersalnym wymiarze możliwe było realizowanie najśmielszych zamierzeń badawczych, a zarazem wielkiej przygody życia. Z perspektywy połowy wieku związków z Uniwersytetem – wliczając lata studiów – mogę powiedzieć, że los pozwolił mi połączyć życiowe pasje z nauką i zawodem. Od dzisiaj Pępek Świata znajduje się w cudownych podziemiach Collegium Maius. Wystawie, której komisarzem jest Lucyna Bełtowska, towa-rzyszy pięknie wydany dwujęzyczny katalog. Ekspozycja będzie czynna do 31 stycznia 2010 roku

RPM

PRZYGODA Z WYSPĄ

P. K

ozioł

P. K

ozioł

Moment otwarcia wystawy

Uroczystość zgromadziła wielu zwiedzających