Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

180

description

Na luksusowe osiedle wprowadzają się nowi mieszkańcy – Marta i Jacek Cieślakowie – okupiwszy spełnienie marzeń o własnym domu potężnym kredytem.Sąsiedzi przyjmują ich serdecznie, jednak para szybko orientuje się, że ich tryb i poziom życia znacznie odbiegają od osiedlowych standardów

Transcript of Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Page 1: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska
Page 2: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska
Page 3: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

ITrzaskiihuki.Potemgłuchystukotopróżnianegokubłanaśmieciidziwnepiski

podajnika śmieciarki. Odjazd. Chwila ciszy. I znowu to samo. Jest środa, piątapięćdziesiątrano.UlicaZielonegoDębu,dzieńwywozuodpadówzmieszanych.

PaulinaStawskaodwracasięnawznakiprzygładzadłońmijedwabnąpościel.Cośz tym trzeba zrobić, myśli, otwierając oczy. To zupełnie nieprawdopodobne, abynatakimosiedlujaknasześmieciarkaprzyjeżdżałaoświcie.Robihałas,jakbyzarazmiała się rozpaść. Gdybymmiała ochotę na takie cyrki, zamieszkałabym w blokuzwielkiejpłyty!–oburzasię,wypuszczającpowolipowietrze.Składaprzytymustaw dzióbek, zupełnie jak pilna uczestniczka kursów technik relaksacji. Czynnośćpowtarzakilkakrotnie,ażirytacjaniecoopada.Irytacja,bodeterminacja,żebytakniezostawićcałejsprawy,znaczącowzrasta.

Poprzeciwnejstronieulicy,podnumeremsiódmym,MałgorzataBorowiaknieśpirównież.Nie są jednak temuwinne odgłosy śmieciarki.Małgorzata zastanawia się,jaktomożliwe,żemaczterdzieścisześćlat,anadalbrakjejpewnościprzygotowaniuidealnego jajka namiękko. Potrafi upiec gęś nadziewaną jabłkami i całkiemniezłysuflet czekoladowy, ale w kwestii jajka gubi się nieustannie. Ile właściwie minutpowinno się je trzymaćwewrzątku?Czy liczyć czas od chwili postawienia garnkanagazie,czyzagotowaniasięwody?Icoz rozmiaremkonkretnego jajka?Jejmąż,Krzysztof,wspomniałwczorajprzedsnem,żemaochotęzjeśćnaśniadaniewłaśniejajkonamiękko,aijątakżedopadłachęćnapłynneżółtkoposypaneodrobinąsoli.Jajeczny niepokój obudził ją przed szóstą, absorbując tak bardzo, że nie pozwoliłzasnąć.

Za to Sabina Jońska, brunetka spod dziewiątki, śpi jak zabita, z rozrzuconymina wszystkie strony rękami i nogami, zupełnie jakby ćwiczyła pajacyki. Pod jejpowiekamiwyświetlasiępełennapięciafilm.Właśniewychodziprzeddomwlekkimpeniuarze. Jest letni dzień. Podjeżdża śmieciarka, z tyłu samochodu zeskakujeprzystojniak w firmowym uniformie. „Gorąco, prawda?”, pyta rosły mężczyzna,ocierającdłoniąpotzczoła.Jestwspanialezbudowany,zauważazpodziwemSabina.„Bardzo gorąco”, odpowiada, obserwując, jak facet silnymi rękami chwyta kubełnaśmieci.Podchodzidoniegopowoliipyta:„Możemapanochotęnapićsięczegośzimnego? Zapraszam”, wskazuje wejście do budynku. Wywóz śmieci z kolejnychposesji opóźni się dzisiaj... Sabina mruczy cichutko przez sen, po czym zwija sięwkłębek.Najejpełnychustachmajaczyrozanielonyuśmiech.

Na końcu ulicy, na trawniku przed domem, stoi Marta Cieślak. Na piżamęnarzuciłaczarnypłaszcz.Nabosychstopachmakozaki,anagłowieczapkęmęża,boswojej jakośniemogłaznaleźć.Wdłoniach trzymakubekzkawą,któranamroziestygniezbytszybko.Powinnasiępośpieszyć.Nietylkozewzględunakawę,aletakże

Page 4: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

dlatego,żezapółgodzinymusiwsiąśćdosamochoduipojechaćdopracy,niepotrafisię jednak powstrzymać, żeby jeszcze chwilę nie postać. Robi tak już od dwóchtygodni.BowłaśnieczternaściednitemuzamieszkalitutajzJackiem.Tobyłprezentdlaniej.Niespodziankazokazjitrzydziestychdrugichurodzin.Wprawdzieobciążonasporymkredytem,alewdzisiejszychczasachtoprzecieżniczaskakującego.Marzyliotymoddawna.Własnydomnaskrajumiasta.Podlasem.DlategoMartacelebrujeteraz to szczęście, nie zważając na zimno, niedorzecznywygląd i prawiewystygłąkawę.Śmieciarkawłaśniezawracaiodjeżdża.Przedchwilązabrałaśmieci.Spodjejwłasnego domu. Marta nigdy nie podejrzewała, że wywóz odpadów możewywoływać tak pozytywne emocje. Westchnęła, upojona własnym szczęściem.Zrobiłakilkakrokówiwyszłanaulicę.

Osiedle Zaciszny Zakątek składało się zaledwie z czterech domów i międzyinnymi dlatego było takwyjątkowe. Kameralne i ciche. Tak ciche, że słychać, jakwiatr grzechocze gałęziami drzew. Prostopadle do ich ulicy biegnie ściana lasuiMartaoczamiwyobraźniwidzisiebielatem,przechadzającąsięleśnymiścieżkami.Pokochała to miejsce, gdy tylko je zobaczyła, ale teraz, przed obudzeniem siędo życia na dobre, dostrzegła całą jegomagię. Jakbyw tej konkretnej chwili byłowyłączniejejwłasnością.Jejświatem.

Zajrzała do kubka; kawa niemal wypita. Czas wracać, zaraz będzie spóźniona.Marcie robi się naprawdę zimno. Odwraca się do drzwi, nagle zauważa leżącypośrodkuulicy jakiśprzedmiot.Mrużyoczy,podchodzibliżej.Kalendarzwczarnejoprawie. Na rok 2014. Nic dziwnego, że ktoś go wyrzucił, już po sylwestrze.Najwyraźniejwypadłzkubłapodczaswyrzucaniaśmieci.Martawzruszaramionamiizkalendarzemwręcewchodzidodomu.Wrzucęgodopojemnikanamakulaturę,postanawia.

Domoweciepłouświadamiajej,jakbardzozmarzła.–Naprawdęuważam,żejestpaniwstaniecośztymzrobić.Niewiemtylko,czy

paniopórwtejsprawiejestwynikiempaniniekompetencji,czybrakuzaangażowaniaw obowiązki służbowe, ale myślę, że da się to dość szybko ustalić... – Paulinazawiesiłagłos.–A,czylijednakspróbujepanizrobićcoświęcej?Wspaniale.Zatemczekamnawiadomość.

Z uśmiechem triumfu odłożyła telefon na kuchenny stół i w tej samej chwilirozległ się dzwonek do drzwi. Idąc otworzyć, Paulina przez ułamek sekundyzastanawiałasię,czyniebyłazbytostradlapracownicy firmyoczyszczaniamiasta,ale przecież nie mogła pozostawić kwestii piszczącej śmieciarki samej sobie.Zwłaszczaże jejniedawna rozmówczyninajwyraźniej robiławszystko,abyspławićpetentkę.

– Małgorzata? Co cię do mnie sprowadza – spojrzała na zegarek – o ósmejczternaście?

Page 5: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Przybyłanieprzepadała,kiedyzwracanosiędoniejtakoficjalnie–wolałabyćpoprostuGosią alboMałgosią– ale zwracanieuwagiPaulinieniemiało sensu.Aż zadobrzepotrafiłasobiewyobrazić,jakąminęzrobiłabygospodyni.

–Wiem,żejestwcześnie,przepraszam,aletopilne.Maszmożejajka?–Proszę?–Paulinaściągnęłabrwi,międzyktóryminiepowstałajednakpionowa

zmarszczka. Już od dawna pewne centrum dermatologii estetycznej starało sięuniemożliwićnaturzepozostawianieśladównatwarzyklientki.

–Jajka.Zwykłe,odkury.Ostateczniemożebyćjedno.–Wiem– zaakcentowaładosadniePaulina– co to są jajka.Poprostuodrobinę

mnie zaskoczyłaś. Nigdy nie pożyczałaś odemnie jajek.Wejdź, sprawdzimy. Jeślipani Stanisława uwzględniła je podczas ostatnich zakupów, powinny być. –Otworzyła lodówkę. – No proszę, co znaczy właściwy wybór pomocy domowej –skwitowała,wyciągająckartonowąwytłoczkę.

–Wspaniale!PostanowiłamugotowaćKrzyśkowi jajko namiękko.Odziesiątejmaspotkaniewredakcji,więcmuszęsiępośpieszyć.

–Mojadroga.–Paulinapołożyłaręcenaniecozbytkościstychbiodrach.–Wciążcipowtarzam,żepowinniścieskończyćztąfarsą.Weźżewreszciekogośdopomocy.

–Dobrzewiesz,coKrzysztofmyślinatentemat.Azresztą,cowtedyjamiałabymrobić?

–Jaktoco?Jamamręcepełnezajęć.–Przepraszam,alemuszęjużlecieć.Mamnadzieję,żetymrazemmisięuda.–

Małgosiauśmiechnęłasięidelikatniepotrząsnęłaopakowaniem.Kilkaminut później patrzyw napięciu, jakKrzysztof pozbawia jajko skorupki.

Czubek starannie odkrawa nożykiem. Jego mina nie wyraża absolutnie niczegostanowczozbytdługo.

–Ijak?Udałosię?–pytanawdechu.– Słucham? Ach, tak. W końcu się udało – odpowiada jej mąż, zanurzając

łyżeczkęwmiękkiejmasie.Gosia, rozanielona sukcesem, zabiera się za swoje jajko. Szybko obstukuje

skorupkęiwbijasięwbiałko,ależółtkookazujesięnawpółścięte.Jaktomożliwe,przecieżgotowałaobajednocześnie?Nieopanujętegonigdy,myśli.

–Wracamdzisiajpóźniej–rzucaKrzysztof,dopijającherbatę.–Idęnapremieręksiążki Kotowskiego. I jestem absolutnie przekonany, że stoły będą uginały siępod wymyślnym cateringiem. Czy oni naprawdę uważają, że dam się przekupićjedzeniem?

–Myślę, że są świadomi, że ciebie nie można kupić. –Małgorzata podchodzidomężaiczułymgestemzdejmujezjegomarynarkiwłos.

IchukochanasuniaLunazdechłapółrokutemu,alewciążjeszczeznajdowalijejsierść.

Page 6: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Uwielbiałarzucaćpsicypodstółconiecozewspólnegoposiłku,choćKrzysztofbyłtemuprzeciwny.TyleżeonemiałyzLunącicheporozumienie.Sunia,udając,żewcale jejniemawkuchni,grzeczniesiadywałaprzykrześleMałgosi ibez jednegomlaśnięciazjadaławszystko,colądowałonapodłodze,darowanehojnąrękąpani.

Sabinaspaładodziewiątej.Ipewniespałabyjeszczedłużej,gdybynieobudziłjejtelefon od męża. Marcin startował z Barcelony o dziewiątej czterdzieści pięć.Powiedział,żepogodajestpiękna,lotzapowiadasięspokojnie,aonsamniemożesiędoczekaćpowrotudodomu.Powinienbyćjakośprzedtrzecią.

–AjaktamKasia?–zagaiłaSabinawdrodzedołazienki.–Znówdotegowracasz?Wiesz,żeniemusiszbyćzazdrosna.– Pytam tylko, czy ona nadal uważa, że do obowiązków stewardesy należy

masowaniekarkupilotowi.– Myślałem, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. To ja niepotrzebnie wtedy

wspomniałem,żebolimniekark.Alelubię,gdytakmówisz...Wiemprzynajmniej,żecinamniezależy.

–Wiesztotylkodlatego?–Sabinasięgnęłapoelektrycznąszczoteczkędozębów.–Nie,skarbie.Czasemwidzętotakżewtwoichoczach.Sabina zbliżyła się do lustra. Oczy miała brązowe, po ojcu. Teraz rozjaśnione

wspomnieniemniedawnegosnu.– Kochanie, muszę kończyć. Do zobaczenia w domu. – Głos Marcina

wsłuchawcewyrwałjązzamyślenia.–Bezpiecznegolotu–odparła.Odkręciła tubkę z pastą do zębów i postanowiła przygotować na dzisiaj coś

wyjątkowego. Może uroczysty obiad? Powinna też skoczyć do miasta po nowąbieliznę; wszystkie koronkowe komplety, któremiała, wydały jej się jakieś nudne.Sabinaprzeczesałapalcamidługieczarnewłosy.Imteżprzydałobysięodświeżenie,uznała.Zarazzadzwonidofryzjeraiumówisięnawizytę.Maxpowinienjąprzyjąć.Mimożejestrozchwytywany,dlastałejklientkinapewnoznajdzieczaswnapiętymgrafiku.

No dobrze.Może i godzinny dojazd do pracy jest minusem, pomyślałaMarta,parkując samochód przed biurowcem, gdziemieścił się bank, w którym pracowałajakodoradca inwestycyjny.Ale spokojnie, znajdę jakiś sposób, żebyniemarnowaćczasu. Na przykład lekcje portugalskiego na płytach. Albo książki. Zawsze mogęsłuchać audiobooków. Albomyśleć przez godzinę, jakiemam niezwykłe szczęściewżyciu.Hm,brzmicałkiemnieźle,stwierdziła,gdyprzystanęłaprzedprzesuwnymidrzwiami,któreodzawszereagowałyzlekkimopóźnieniem.Zazwyczajodrobinęjątoirytowało,aleodczternastudni,siedemnastugodzinisiedmiuminutjakośwcale.

–Cześćwszystkim!–zaświergotała,wkraczającraźnodobiura.–Tobyłygodzinytruduiznoju,alewreszciedotarła!–zaanonsowałjejprzybycie

Page 7: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Adam,poprawiającnanosieniedorzeczniedesignerskieokulary.–Możeszbyćsobiezłośliwydowoli–rzuciłaodbiurka.– Nie każdy lubi mieszkać w przeszklonym apartamentowcu. Anonimowym

ibezdusznym–rzuciłaWeronika,puszczającdoMartyoko.–Faktycznie.Znacznielepiejjestmieszkaćnazadupiu–prychnąłAdam.–Jabymsiętamnieobraziłnatakiezadupie–dorzuciłSebastian,nieodrywając

oczuodekranukomputera.– To jest raj na ziemi, mówię wam. Już niedługo trochę się zorganizujemy

izaprosimywasnajakieświnko.Naraziejednakwciążtkwimywśródpudeł.–Trzymamcięzasłowo–odparłaWeronika.–Apoznałaśjużsąsiadów?–Otak!–roześmiałasięMarta.–Czułamsiętrochęjaknaamerykańskimfilmie.

Dostaliśmy powitalne ciasto, zapiekankę i wino ze szczepu... jakiegoś tam. –Machnęłaręką.–Niepamiętam.

–Noproszę!–rzuciłAdam.–Wsispokojna,wsiwesoła...–Towciążmiasto–uściśliłaMarta.–Peryferie,alenadalmiasto.–Iludzie,ztegocomówisz,życzliwi.Tomusibyćmiłe–wtrąciłaWeronika.–

Nieto,coumnie.Małoktoodpowiadacina„dzieńdobry”.– W sumie to jeszcze ich nie znam. Ale masz rację, powitanie było bardzo

uprzejme.–Martarozparłasięnakrześle.Przywołaławspomnienietrzechkobietnaswoimprogu.Pamiętałaichtwarze,ale

nie potrafiła przypomnieć sobie imion. Wstyd, ale to mój odwieczny problem,westchnęła. Coś jej się kojarzyło. Sabina? Chyba. Tak, raczej na pewno. Jest takśliczna,żeniesposóbjejzapomnieć.Podobniejakfaktu,żeJacekzjadłciastoodniejwpierwszejkolejności...A imionapozostałych?Zapamiętamprzynastępnejokazji,postanowiła.Terazczaswrócićnaziemięizająćsięzadaniaminadziś.Niepłacąmiprzecieżzabujaniewobłokach.

Page 8: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

IISabinamusiałasięuwijać.Marcinmiałsiępojawićokołotrzeciej,niebyłowięc

czasudostracenia.Max, jak zwykle, nie zawiódł. Teraz włosy leniwie opadały lśniącymi falami;

gdyby za chwilęmusiaławystąpić na ceremonii rozdaniaOscarów, niemiałaby sięczegowstydzić.Natylnymsiedzeniu,wlicznychtorebkach,kryłysięzakupy:nowykomplet czerwonej bielizny, pończochy, szminka od Chanel w kolorze rouge noir,cabernetsauvignonrocznik2008,czarnaszyfonowasukienka(zakupnieplanowany,ale pokusa w witrynie okazała się zbyt wielka) oraz dania od szefa kuchni z jejulubionejfrancuskiejrestauracjiSaintJacques,takstarannieopakowane,żepowinnyutrzymać ciepło. Jeśli nie, od czegoma sięmikrofalówkę?Można by uznać, że tobezczeszczeniesztukikulinarnej,alewsytuacjibezwyjścia?Zresztą, toprzecież jamambyćgłównąatrakcją,adobre jedzenie iwyśmienitewino jedyniemiłymtłem,doszładownioskuSabina.

Zaparkowałanapodjeździe, zabrałazakupy iweszładodomu.Należałodziałaćsprawnie. Może powinna, jak Paulina, zatrudnić kogoś do pomocy, ale chyba niezniosłaby obecności obcej kobiety w domu na stałe. Co innego pani Jola. Onaprzychodziła razw tygodniunaparęgodzin, i towczasiepobytuSabinyw fitnessclubiealbowsaloniepiękności.Nieprzeszkadzałysobienawzajem.

Torby zostały porzucone na stole w jadalni, pakunki z jedzeniem włożonepod poduszkę w sypialni, aby wolniej traciły ciepło. Sabina pomaszerowałado łazienki, bywziąć prysznic, odświeżyćmakijaż i przebrać sięw nową bieliznę.Gdynakładałaszminkę,odezwałasięjejkomórka.

–Halo?–Odebrała,celowoobniżającgłos.Zawszepodobałyjejsięniskiekobiecegłosy,anatura,choćobdarzyłająhojnie,

tegoakuratjejposkąpiła.PodrugiejstronieodezwałsięMarcin.–Będęzapółgodziny.Mamywdomujakieśproszki?–Jakieproszki?–zapytała,niezadowolona,żeniepodjąłgry.–Jakośrozbolałamniegłowa.Jeśliniemamy,podrodzepodjadędoapteki.–Chybacośjest.–Sprawdź,dobrze?Podeszładoszafki,gdzietrzymalilekarstwa.–Syropnakaszel–powiedziała.–Cośnazgagę.Itak,jestteżparacetamol.–Świetnie.Sabinaniedbaleprzymknęładrzwiczki.Onie,tegowieczoruniezepsujemiżaden

bólgłowy!Zadużokosztowałomnietoprzygotowań,pomyślała.Odbiciewlustrzenie pozostawiało wątpliwości – w nowej bieliźnie wyglądała jak milion dolarów.

Page 9: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Gdybym była facetem, ten widok sprawiłby, że przeszedłby mi ból czegokolwiek,rozjaśniła się. Narzuciła długi czarny szlafrok z kwiecistym haftem i wyszłazłazienki.Czasnakrywaćdostołu.

Mimostarań,kolacjawymagałaodgrzania.Drzwi otworzyły się, w chwili gdy mikrofalówka zasygnalizowała, że policzki

cielęcemogąwjechać na stół. Sabina z trudem powstrzymała się, aby nie podbiecinieprzywitaćMarcinawprogu,alezależało jejnaodpowiednimefekcie.Czekałacierpliwiewjadalni,zjednądłoniąwspartąnabiodrze,drugąopartąnakrześle.Połypodomkirozchyliłysię,ukazującsmukłeudo.Zaniąstałstółudekorowanybukietemz białych róż. Świece płonęły nastrojowo. Całości dopełniała zastawa stołowa,kryształowekieliszkiipachnącedania.Zawszekiedywracałzpracy,wSabinietłukłoserce, zupełnie jak w oczekiwaniu na pierwszą randkę. Nie potrafiła nic poradzićna to, że jego widok rozpalał jej zmysły. Bo jej mąż był bardzo przystojnymmężczyzną. Dobrze zbudowanym, wysokim brunetem o męskiej twarzy,zhipnotyczniebłękitnymioczami.Ciepłytembrjegogłosuizapachskórysprawiały,żepodSabinąuginałysiękolana.Rozpływałasięjakmasłonaciepłejbułeczce.

–Sabina...!–powiedział.–Cześć,kochanie.Bardzosięzatobąstęskniłam.–Jateż.–Podszedłbliżejiobjąłżonęwtalii.A kiedy ją pocałował, straciła ochotę na jedzenie. Zapragnęła zaciągnąć go

dosypialni.Teraz.Natychmiast.–Towszystkodlamnie?–zapytał,gdyoderwalisięodsiebie.–Mamnadzieję,żesięzemnąpodzielisz–roześmiałasię.–Aleto,cowidzisz,to

zaledwie przystawka. Prawdziwe spécialité de la maison jest tutaj. – Rozwiązałapasekprzyszlafroku.

–Wyglądaszobłędnie...–WzrokMarcinaprześlizgnąłsiępopowabnymciele.–Alemożechociażniewielkaprzekąska,hm?Takpięknie towszystkowygląda,a jaumieramzgłodu.Dotegojeszczetagłowa.Gdziesąproszki?

–Tutaj.–SabinawskazałaopakowanieleżąceprzynakryciuMarcina.Niecozawiedzionaokryłasięszlafrokiemiusiadła.–Jakminąłlot?– Dobrze. Wczorajszy wieczorny z Rzymu też był spokojny. Jak z kursu dla

początkujących. Można powiedzieć, że nudny. Prawie zasnąłem. – Marcin sięuśmiechnął. – Ale żebyś widziała ten zachód słońca! Uwielbiam tę robotęmiędzyinnymizawidoki.

– Ja bym wolała, żebyś robił co innego. No... Może tylko mógłbyś zachowaćmundurjakoprzydatnygadżet–dodałapochwiliudawanegonamysłu.

– Nie wyobrażam sobie innego życia. Ani innej pracy, ani innej kobiety. –SpojrzałSabiniegłębokowoczy.Takintensywnie,żegdybyzapytanoją,jaksmakuje

Page 10: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

przystawka z przegrzebków, którą właśnie miała w ustach, powiedziałaby, że jestzupełnie bez smaku. Szef kuchni restauracji Saint Jacques zapewne by tego nieprzeżył.

Małgosiaumościłasięwygodniewfotelu.Gorącąherbatęwfiliżanceodstawiłanastolik iotuliłasiękocem.Wkominkupłonąłogień,byłocicho iciepło.Właśniezamierzała otworzyć książkę (jedną z wielu, jakie recenzował jej mąż) i zatonąćwwyimaginowanymświecie,gdydosalonuwszedłTomek,jejosiemnastoletnisyn.Opadłnasofęobitątkaninąwkremowepasy.

–Niezdam tejmatury.Niemanaco liczyć–oświadczył z takąpewnością, żeGosianiemalmuuwierzyła.

Chłopakodziedziczyłponiej regularnykształt nosa imałydołekwpodbródku.Skłonnośćdoprzesadyzpewnościąmiałpoojcu.

–Jeślinie ty, ktomiałby ją zdać? – odparła uspokajająco, przypominając sobiewłasnematuralneobawy.

–Niewiem.Matmazałatwiawszystko.–Napoziomiepodstawowymnapewnodaszradę.Więcejciniepotrzeba.– Nawet nie wiesz, jak żałuję, że nie mam ścisłego umysłu. Co komu po

zdolnościachhumanistycznych?–Lepiej niemów tego ojcu. –Uśmiechnęła się. –A teraz poważnie. Jeżeli się

niepokoisz,możemyzatrudnićkorepetytora.Tożadenproblem.– Albo korepetytorkę. – Tomek wyszczerzył się w szelmowskim uśmiechu. –

Znamnawettakąjedną...–Poskrobałpalcemwobiciekanapy.–Aha,czylijużwszystkojasne.Mogłeśtakodrazu.–Małgorzatałypnęłanasyna

znadokularów.–Wiesz,mamo,Patrykauczytakajednastudentkamatematyki.Niemasznawet

pojęcia,jaksiępodciągnął.Takgomobilizująjejnogi.–Mamnadzieję,żetyteżpotrafiszodnaleźćwsobiemotywację.Zdaniematury

idostaniesięnastudiachybapowinnowystarczyć,co?– Owszem. Ale to całe wkuwanie mogłoby stać się choć odrobinę bardziej

znośne...–Wygadanytotyjesteś.Poojcu.–AgdziesiępodziałnaszsłynnyKrzysztofBorowiak?–Niebądźuszczypliwy.Jestnapromocjiksiążki.–Znowu?–Takąmapracę.–Małgorzatapogładziładłoniąkoc.– Dziwię się, że jeszcze go zapraszają, skoro głównie jeździ po tych

nieszczęsnychautorach...– Mówi się, że jeśli Borowiak nie napisze o jakiejś książce, to tak jakby jej

wogóleniebyło.

Page 11: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Tomekwzruszyłramionami.Niewyglądałnakogoś,komuimponujezajęcieojca.Uważałkrytykowanieinnychzadośćdziwnyrodzajprofesji,dlategopragnąłzająćsięczymś bardziej praktycznym. Chciał zostać prawnikiem, pomagać ludziom. Ojciecwprawdzie nie miał najlepszej opinii o tej grupie zawodowej, ale on nie miałnajlepszejopiniioniczym...

PaniStasiawiedziała,colubipanidomu,zatemprzygotowałanakolacjęzielonewarzywa gotowane na parze, duszonego indyka z pietruszką i dziki ryż. Lekkiei zdrowe danie, dokładnie odpowiadające zaleceniom rodzinnego dietetykaStawskich.Niebyłowprawdziepotrzebyobsesyjnejdbałościolinię,alepaniPaulinauważała,żelepiejzapobiegaćniżleczyć.Ktowie,możeprzejęłapodejścieodmężadentysty?

Upewniwszy się, że niczego więcej nie trzeba, gosposia pożegnała się, życzącpaństwu udanego wieczoru. Teraz wracała do siebie, gdzie w małym mieszkankupozwalała sobie na swobodną aranżację przestrzeni meblami o różnej stylistyce,dowolność kolorystyczną w zbyt ciepłych odcieniach, ślady kurzu na meblachigarbieniesięprzystole.Mimożeona iPaulina takbardzosięróżniły,PaniStasiadoceniałapracodawczynięzajejrzetelnośćihojność.Niemogłapowiedzieć,żejestźle opłacana. O nie, wprost przeciwnie! Choćby – na przykład – przyszło jejuczestniczyć u Stawskichw codziennejmusztrze, za te pieniądze poddawałaby sięrozkazombezsłowaskargi.

– Jak ci minął dzień, Grzegorzu? – zwróciła się Paulina do męża, nakładającjednocześniecórceporcjębrokułów.

– Seria banalnych wypełnień. Nie ma o czym mówić. A, pani Stępniakzdecydowała się jednak na te dwa implanty. Potrzebowała aż trzech konsultacjiuWiśniewskiego,alewkońcująprzekonał.

–Uhm.Tomiłe.–Towprawdziesporywydatek,alezdajesię,zwyciężyływzględypraktyczne.–Względy praktyczne powinny przemawiać dowszystkich. – Paulina spojrzała

naGrzegorzaiuśmiechnęłasiękącikiemust.–Ajakwszkole,Tamaro?Ośmiolatkaodłożyławidelecnabrzegtalerza.–Odniosłamsukceswychowawczy–oznajmiłazdumą.Rodzicewymienilispojrzenia.–Toznaczy?–zapytałStawski.– Uświadomiłamw końcu Patrykowi, że ciągnięcie dziewczynek za włosy jest

zachowaniemnapoziomiepierwotniakaiźleprognozujewkwestiijegodalszejdrogiżyciowej.

–Ipodziałało?–Grzegorzspojrzałzaskoczony.– Myślę, że bardziej przeraził go ten pierwotniak niż przyszłość. Bo potem

słyszałam,jakpytapani,cototakiegopierwotniak–oznajmiłaTamaraztriumfalnym

Page 12: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

błyskiemwoku.–Atyskądwiesz?–Tato,zakogotymniemasz?–Małaobrzuciłaojcakarcącymspojrzeniem.–Mogłaśjeszczepostraszyćgoekstrakcjąbezznieczulenia.–Grzegorzpodrzucił

pomysłinalałsobiewodydoszklanki.– To byłoby niehumani... niehumanitarne. – Tamara potknęła się na trudnym

słowie, ale dokończyła dzielnie, odrzucając z ramienia długi warkocz w odcieniudojrzałejpszenicy.

– Przestańcie! Uważam, żewzbudzanie strachu to żadna metoda – stwierdziłapoważniePaulina.

Mimo to jej serceprzepełniaładuma.Córka jest rezolutnąpanną,któraświetnieradzi sobie z rówieśnikami, choć ma dopiero osiem lat. A później? Tamarę czekazapewneświetlanaprzyszłość.Topewnejakamenwpacierzu.

Marta lubiła swoją pracę.Nadodatekuważała, że pracujew świetnymzespole,i nawet uszczypliwości Adama traktowała jak niegroźne przekomarzanki.Mimo todo domu wracała jak na skrzydłach, nie mogąc się doczekać skrętu w lewo przyrozłożystymdębie(odktórego,zdajesię,wzięłanazwęulica)iwjazdunaosiedle.

W domu paliło się światło, Jacek zatem już wrócił. Był doradcą podatkowymwdużej firmie konsultingowej i choć niemógł narzekać nawarunki pracy,myślałczasami o pójściu na swoje. Irytował go fakt, że na wiele rzeczy nie ma żadnegowpływu.

–Hej,jużjestem!–powiedziałaMartawprogu.Ściągnęłakozaki i odłożyła płaszcz na stojące przywejściu pudło. Powinniśmy

kupić wieszak, a najlepiej szafę z przesuwnymi drzwiami, gdzie będzie możnaupchnąćokryciawrazzbutami,symulującidealnyporządek,stwierdziławduchu.

–Nareszcie!Jużmyślałem,żekolacjaspalisięnawęgiel!Martapociągnęłanosem.–Codzisiajjemy?–Upiekłemkurczaka.–Całegokurczaka?Nakolację?Jesteśmyażtakgłodni?–Zachciałomisię.Tutajjakośwszystkiegomisięchce.–Jacekpocałowałżonę

napowitanie.– Najwyżej część zostanie do kanapek – stwierdziła Marta, zaglądając

dopiekarnika.–Onjużchybamadość.–Mówiłem!–Jacekteatralnierozłożyłręce.–Notojemy!–ponagliłaiodkręciłakran,abyumyćdłonie.Kurczakbyłniecoprzesolony, ale co znaczynadmiar soliwobecwłasnoręcznie

przygotowanego posiłku, spożywanego w domu marzeń? Nawet jeśli wywołujedrętwienie języków, to można je przecież zagadać i zapić dość kwaśnym winem

Page 13: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

za niecałe dwanaście złotych. Skoro zdecydowali się na zamieszkanie na osiedlu,musieli uznać pierwszeństwo comiesięcznej raty kredytowej nad potrzebamipodniebienia.

Pokolacjipostanowilidokończyćwinowsalonie.Byłoto jedynepomieszczeniewcałymdomu,nie licząckuchni i łazienki,które

możnabyłouznaćzaurządzone.Dwapokojenagórze imałżeńska sypialniawciążprezentowałysiędośćsurowo.Ioiletenprzeznaczonydladzieciczygościnnywcalenie musiały zostać umeblowane natychmiast, o tyle w sypialni przydałoby się cośwygodniejszegoodgołegomateraca.

–Awiesz,żenaszymsąsiademjestKrzysztofBorowiak?–zagaiłJacek.– Ten krytyk? – Marta, przysiadając na kanapie, okazała uprzejme

zainteresowanie.–Grzebałcośprzyaucie,jakwyjeżdżałemdopracy.–Nowidzisz,jaknamsiętrafiło!–odparła,wiedząc,żenaJackupodobnerzeczy

robiąwrażenie.Bonaniejniespecjalnie.– Tak sobie pomyślałem... Może powinniśmy zaprosić sąsiadów na taki

zapoznawczy wieczór? Zrobimy coś do jedzenia, do tego jakieś wino. Skoro onipowitalinastakmiło,wypadasięchybazrewanżować?

– Powiedz po prostu, że szukasz sposobu na poznanie Borowiaka. – Martawyszczerzyłasięwuśmiechu.

–Toteż.–Akiedychceszichzaprosić?Doniewykończonegodomu?–Salonowiprzecieżnicniebrakuje.–Jacekrozejrzałsiędokoła.–Pozatym,bez

przesady.Chybaznajązdoświadczeniabałaganpoprzeprowadzce?–Możeimaszrację...–odparłaMarta,opierającgłowęnaramieniumęża.Drewnowkominkupaliłosięrównym,kojącympłomieniem.

Page 14: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

III– Zawiera trafne i odkrywcze spostrzeżenia na temat kondycji moralnej

współczesnego człowieka – przeczytał Krzysztof na tylnej okładce. – Jak myślisz,Gosiu, czy z takiego tematu da się wycisnąć cokolwiek odkrywczego? – Odłożyłksiążkęnabiurko,jakbynaglezaczęłacuchnąć.

– Nie czytałam, to nie wiem – odparła Małgorzata, podlewając dracenęnaparapeciewgabineciemęża.

– Ludzie nie zmieniają się od wieków. Ciągle są tacy sami. Nieszczególniewzniośliiniespecjalnieprawi–podsumował,otwierającterminarz.

–Myślę,żejesteśzbytsurowy–zaoponowaładelikatnie.–AlbertMajewski. –Krzysztof ponownie sięgnął po książkę. –Rocznik 1974.

Magisterfilologiiromańskiej idoktorfilozofii.Filozof!–Wzniósłoczydosufitu.–PewnegodniapanAlbertwstałipomyślał:otonapiszęksiążkęioświecęludzkość!

–Amoże jego zamysł polegał na zupełnie czymś innym?Dajmu szansę. Niemożesz recenzować z takim nastawieniem. Kiedy nawet nie przeczytałeś choćbystrony...

–Boniemuszę!Zębyzjadłemnapodobnejtwórczości.Niestety,wiem,comnieczeka,więcsięirytuję.Chybamamprawodoirytacji?

Małgosiastarłapalcemkurzzliścia.–Skoroniccinie jestwstaniepoprawićnastroju,pomyślchociaż, ilecizanią

zapłacą.–Tyledobrego–mruknąłKrzysztof iobrzuciłpublikacjęAlbertaMajewskiego

wzrokiempełnympogardy.–Muszęsięzbierać.Wywiadwradiujestojedenastej.–Będętrzymaćkciuki.–Gosiauniosłazaciśniętepięści.–Choćwiem,żedobrze

wypadniesz.Jakzawsze.Możetylko...–Tylkoco?–Obróciłsięnakrześle.–Tymrazemspróbujniebyćzgryźliwy.I takwszyscyznają twoją inteligencję.

Niemusiszjejtak...–poszukałaodpowiedniegosłowa–...efektowniepodkreślać.–Teżmicoś!–odparłKrzysztof,wstając.–Niezamierzamłasićsiędonikogo.

Jakiemaszplanynadziś?– Wyczyszczę tę srebrną zastawę po twojej mamie. Znowu zaczęła śniedzieć.

Zawsze jest z niąmnóstwo roboty. Potemobejrzę pilates na płycie, którą dostałampodchoinkęodTomka,izobaczę,czymisięspodoba.Ajeszczepóźniejjakzwyklezabioręsięzaprzygotowanieobiadu.

Oczami wyobraźni zobaczyła reakcję Krzysztofa na słowo „pilates”, więcwypowiedziała je, nie patrząc na męża. Fakt, ćwiczenia fizyczne nigdy niepasjonowałyMałgorzaty,aleskorojużdostałaprezent,możewartospróbować?

–Niepołamsiętylko–rzuciłKrzysztof,cmokającżonępośpieszniewpoliczek.

Page 15: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Uśmiechnęłasięzadowolona,żetojedynykomentarznatentemat.–Zrobię,cowmojejmocy.Miłegodnia!Zadania zostały rozdzielone. Pani Stasia dowiedziała się, że Paulinie zależy

na porządku w garderobie. Kolorystycznie i według rodzaju. Zazwyczaj jejchlebodawczyni sama dbała o to pomieszczenie, żywiąc do swoich ubrań stosunekszczególny, ale dzisiaj nie miała czasu i poinstruowała gosposię. Grzegorz poodwiezieniuTamarydoszkołymawstąpićdofirmyzajmującejsięwywózkąśmieciirozwiązaćsprawępobudekprzedszóstą.Powinnampojechaćtamsama,pomyślałaPaulina, ale przecież umówiłam się z nowym osobistym trenerem (poprzedni miałzbytswobodnysposóbbycia),mamsesjęakupunkturyiwizytęuterapeuty.Długonieodczuwała potrzeby chodzenia do psychoanalityka, ale odkąd prawie na każdymspotkaniu towarzyskim jakiś znajomywtrącał coś na ten temat, poczuła się gorszainatychmiastzmieniłatoniedopuszczalne,wjejpojęciu,niedopatrzenie.Traktowałasesjeuterapeutytrochęjakspotkaniezeznajomym,naktórymmówiłazdecydowaniewięcej niż on i po którym za całkiem niezłą kawę musiała zapłacić horrendalnyrachunek,alebyłowarto.Uczucie,żejestsięnaprawdęwysłuchanymizrozumianym,byłokojące.Nawetjeślibywałokosztowne.

SabinaoplotłasięramieniemMarcinaiwtuliławniego,takjaklubiłanajbardziej.–Tocodziśrobimy?–mruknęła.–Janajchętniejzostałbymwłóżku.– Całkiem niezły pomysł. – Pocałowała go w szyję, nie zważając na kłujący

zarost. –Mamy sporodonadrobienia, prawda?Głowa już cię nie boli? – zapytała,przesuwającdłoniąpojegotorsie.

–Nie,naszczęście.Mówiłaścośostatnio,żemaszproblemzsamochodem?–Oddałamdomechanikaijużwszystkodziała.–Dłońzatrzymałasięnabrzuchu.–Aha.Czyliniejestcijużpotrzebny?–Cominiejestpotrzebne?–Sprawnysamochód?–Marcinzadzwoniłkluczykami.Niemiałapojęcia,jakznalazłysięwjegodłoni.–Omatko!Żartujesz?–Sabinaażusiadłazwrażeniaizasłoniłausta.– Wspominałaś już ze dwa razy, że masz problemy ze skrzynią biegów. My,

piloci,wiemy,jakważnajestsprawnamaszyna...Pisnęłajakmałapodekscytowanadziewczynka.–Todlamnie?Naprawdę?Jesteśfantastyczny!LogoMercedesanakluczykachzdecydowaniepowiększałoradość.–Czerwony,takijaklubisz.Skórzanesiedzenia,drewnianedetale...–Kiedyjedziemygoodebrać?– Już stoi w garażu. Skąd wziąłbym kluczyki, kochanie? – Marcin spojrzał

pobłażliwie.–Przyjechałemnimzsalonu.Niemaszpojęcia,jakiegomiałemstracha,

Page 16: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

żezauważysz.Tyleżebędziemymusielipodjechaćpomojeauto.Sabina wyskoczyła z łóżka i popędziła do garażu. Bose stopy ślizgały się po

zimnych kafelkach w holu, ale nie zważała na takie drobiazgi. Otworzyła drzwiioniemiałazzachwytu.Mówisię,żekobietykochajądiamenty,itoistotnieprawda,alerówniemocnouwielbiająluksusowesamochody.ReakcjaSabinyniepozostawiałażadnych wątpliwości. Do końca życia będę chwaliła dzień, w którym poznałammojego męża! – pomyślała, siadając na miejscu kierowcy. Przystojny, czuły,opiekuńczy i jeszcze potrafi robić tak cudowneniespodzianki! Przy takim zestawiezaletbledniekażdawada!

–Ijak?–Marcinuchyliłdrzwipostroniepasażera.– Wiesz, jak bardzo cię kocham? – Sabina aż klasnęła w dłonie. – To co,

przejedziemysię?–Wpiżamach?–Dlaczegonie?Wskakuj!Jacekma rację, stwierdziłaMarta.Należyzorganizować jakieśdrobneprzyjęcie

ipodziękowaćsąsiadomzamiłepowitanie.Poza tymtoświetnaokazja,żebylepiejsiępoznać.

Porannadrogadopracyidealnienadawałasiędoobmyśleniaszczegółówimprezyi menu na przyszły weekend. Wprawdzie w firmie Adam znowu ględził cośodomach,którestająsięzczasemkuląunogi–najwyraźniejmiałnatymtlejakąśobsesję–aleMartazignorowałateuwagi.Byłazbytpochłoniętazastanawianiemsię,czylepiejzorganizowaćstandingparty,czymożeusadzićgościprzystole.

Pozaparzeniumocnejkawyzajęłasięprzygotowaniamidospotkania,naktórymmiałaprzedstawićmożliwościinwestycyjne,któreoferowałjejbank.Klientwydawałsięperspektywiczny,gdyż środkina jegokoncieznaczącowzrosłyostatnimiczasy.Martawiele by dała za taki kapitał.Na przykład od razu spłaciłaby zaciągnięty nadomkredyt.Aleponieważwjejżyciuniezanosiłosięnanicpodobnego,pozostałojejjedynie doradzenie klientowi w kwestii pomnożenia i tak już imponującego stanukontaipowstrzymaniesięodpytań,jakon,ulicha,tegodokonał.

Z gabinetu dyrektora wyszła Weronika. Marta pomachała do koleżanki,przypomniawszy sobie, że kiedyś jadła u niej wspaniałe tartinki z suszonymipomidorami i ricottą.Niezaszkodzizapytaćoprzepis,pomyślała.Weronika jednakprzeszłaobok,jakbybyłaślepaigłucha.

–Hej,chybaktośtutajpotrzebujekawy?–Kawaraczejniepomoże.DopieroterazdoMartydotarło,żecośsięmusiałostać.–Ej,cojest?Dobrzesięczujesz?–Źle.–Weronikaspojrzałajejprostowoczy.–NaszbankkupiliHiszpanie.–Przecieżwiem.Oddawna.

Page 17: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– Tyle że ja przestałam być tym Hiszpanom potrzebna. Właśnie dostałamwymówienie.

–Żeco?!–Przepraszam...Muszęnachwilę...–Weronikapośpiesznieopuściłapokój.Marta stała jak słup soli, zagapiona na drzwi, za którymi znikła koleżanka.

Stłumione trzaśnięcie kolejnymi drzwiami oznaczało, że Weronika schroniła sięw toalecie. Adam z Sebastianem popatrywali to na siebie, to naMartę, skołowanipodobnie jakona.Każdemyślałoo tymsamym,choćmęskaczęść tercetuczułasięznaczniemniejpewniezpowoduznaczniekrótszegostażu.MimotoMartawiedziała,żekoledzymająprzewagęiżepolegaonanabrakumacicy,mężaitrzydziestudwóchlat.Toonapowinnasiębać.Boludzie,wtymtakżepracodawcy,zwyczajnieunikająpotencjalnychkłopotów.

TegodniaMartaCieślakwracaławprawdziedodomuzprzepisemnaprzepysznetycie tarty z suszonymi pomidorami, choćw obecnej sytuacjiwydawanie przyjęciaz okazji przeprowadzki zakrawało na ironię. Czy naprawdę powinna świętowaćzamieszkanie w wymarzonym domu, jeśli niedługo mogą go stracić? Zaraz poWeronice, dyrektor poprosił do swojego gabinetu także i Martę. Potraktował jązprzesadnąuprzejmością,piejącpeanynacześć jejdoświadczenia,kilku latdobrejwspółpracy i niebywałych umiejętności interpersonalnych, by na koniec stwierdzić,żewierzy,iżztakimiwaloramiMartazpewnościądasobieradę.

Gdzieindziej.

Page 18: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

IV– To niemożliwe! – Jacek podniósł głos. – Jakim cudem zwolniono ciebie,

a zostawiono tego bufona Adama, który jest w firmie dopiero drugi rok i nie wienawet połowy tego co ty?Do tego te jego okulary! – prychnął. –Czy jakikolwiekklientmożetraktowaćgopoważnie?

– Niemożliwe, a jednak się stało. Można powiedzieć: prawdziwy cud –podsumowałaMarta,opierającrozpaloneczołonadłoniach.

Pulsującagłowawydałasięjejcięższaniżzwykle.Jacekpostawiłnastolegorącąherbatę,doktórejwcześniejdodał łyżeczkęsoku

malinowego, tak jakMarta lubiła najbardziej. Na blat zaczęły spadaćmałe krople.Jedna,dwie,trzy.Jacekpokręciłgłowąiusiadłobok.

–To ich strata. Pamiętaj. Przejdziesz do konkurencji i zgarniesz imwszystkichnajlepszychklientów.

–Jużtowidzę!–Martapociągnęłanosem.–Plecieszbzdury,aledziękuję.–Niemartwsię,Martuś.Zobaczysz,wszystkosięułoży.– Uwielbiam ten twój optymizm. A co, jeśli nie? – Podniosła pełne niepokoju

oczy.–Icozkredytem?–Niebądźjakmojamatkainiewymyślajodrazunajgorszego.–Jacekpogładził

jąpodłoni.Zimnejjakzawsze,gdyMartaczymśsięmartwiłalubstresowała.–Tonieczarnowidztwo.Raczejprzewidywaniekonsekwencji.–Naraziezajmijsięprzewidywaniem,copodamynaimpreziewsobotę.Okej?–Chybaniechceszterazprzyjmowaćgości?– A dlaczego nie? Może to ostatnia okazja, żeby zrobić imprezę we własnym

domu–powiedziałrozbrajającoJacek.Martawytarłaoczyinajejtwarzyzagościłnieśmiałyuśmiech.Żartbyłniezły,ale

onawiedziała,żekryjesiępodnimobawa.Aletakczyinaczej,Jacekmiałrację.Nazałamywanierąkirwaniewłosówzgłowyzawszejestczas.

Następnego poranka Marta znów stała przed domem. Była zaledwie piątaczterdzieści, ale ona nie mogła spać. Kotłowały jej się w głowie plany działaniai antykryzysowe koncepcje. Poprawiała w wyobraźni swoje CV i prowadziłahipotetycznerozmowyopracę.Wreszciestraciłacierpliwośćiwyszłanaulicę.

Wczoraj tkwiła dokładnie w tym samymmiejscu, na podjeździe, ale niedawnepoczucie spełnienia i szczęścia wyparły świeże niepokój i żal. Obejrzała się przezramię i zobaczyła klasyczną bryłę budynku, bez jakichkolwiek nowoczesnychudziwnień, ze skośnym dachem i brązową dachówką. Jeszcze niedawno Martaplanowała powiesić w oknach delikatne firanki, choć to podobno było już passé.Wyobrażała sobie lato na tarasie za domem. Na trawniku chciała ustawić ławkę

Page 19: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

zmiękkimipoduchami,naktórejmiałaczytaćksiążki,popijaćdrinkiisięopalać.Wezbrała w niej złość. Czy naprawdę jedna decyzja jakiegoś gościa z centrali

może jej odebrać towszystko?Ot tak, poprostu?Pewien facet gdzieśwMadrycieprzyszedłpewnegodniadopracy,rozparłsięwdrogimskórzanymfoteluipostanowiłsobiezdecydowaćomoimlosie...Martapotrząsnęłagłową,jakbychciaławytrząsnąćzniejprzykremyśli.

–Widzę,żeniejestemsama...–usłyszałakobiecygłos.Odwróciła głowę. Zupełnie tak samo jak ona, na chodniku przed domem stała

sąsiadka.Smukła,wysokakobieta zwłosamiwchłodnymodcieniublond, spiętymiw schludny kok, wpatrywała się w Martę szaroniebieskimi oczami z wyrazembudującejsolidarności.

–Marta,prawda?–odezwałasięponownie.Martaprzytaknęła.– A ty... O ile pamiętam... – odparła niepewnie, gorączkowo próbując sobie

przypomniećimięnowejznajomej.– Paulina. Paulina Stawska. Cieszę się, że wreszcie znalazł się ktoś, komu

przeszkadzatorówniemocno.Wysłałamwczorajmęża,abyzrobiłztymcośuźródła,ale nie liczę na sukces. On zawsze dowszystkiego podchodzi zanadto... Jak by toująć?Dyplomatycznie?–Kobietawykrzywiłausta.

– Nie bardzo rozumiem... – Marta ukryła zziębnięte dłonie w kieszeniachczarnegopłaszcza.

– Prawda? Ja też nie. Doba ma tyle godzin! Czy śmieci naprawdę muszą byćwywożoneopiątejpięćdziesiąt?–Paulinaspojrzałanazegarek.

ZaskoczonaMartauniosłabrwiiotworzyłausta,alePaulinaniepozwoliławejśćsobiewsłowo.

–Jesteście tunowi,alezapewniamwas,że tobardzoporządneosiedle.Dlategotaktrudnopogodzićsięztąplebejskąmentalnością.Aleskoroobiepostanowiłyśmycoś z tym zrobić, na pewno nam się uda. – Skrzyżowała ręce na piersi i zerknęłana zegarek. – Piąta pięćdziesiąt jeden. I jeszcze się spóźniają! – Pokiwała głowąz niezadowoleniem. – A może nie? – dodała z nadzieją. – Czyżby interwencjaGrzegorzaodniosłaskutek?

–Amożepomakulaturęprzyjeżdżająoinnejgodzinie?–podsunęłaMarta.–Nie,nie.–WskazującypalecPaulinyzatańczyłjaksamochodowawycieraczka.

–Odmiesiącazjawiająsięwewtorkiiśrodyotejbarbarzyńskiejporze.O,proszę!–Wskazałanakonieculicy.

Śmieciarkawłaśnieskręcałaprzypozbawionymliścirosłymdębie.Zbliżała się powoli. Surowy grymas na twarzy Pauliny tężał z każdą chwilą,

przywodząc na myśl zagniewane oblicze Królowej Śniegu.Marta obawiała się, żezarazrozpętasięnieszczególnieprzyjemnadyskusja,więcpodpretekstemuniknięcia

Page 20: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

spóźnieniadopracy(jeszczemogłaposłużyćsiętąwymówką)wycofałasiędodomu.– Tak łatwo się nie poddam, nie ma obawy! – zapewniła ją Paulina. – Co ja

mówię!Jasięnigdyniepoddaję–dodała,bardziejchybadosiebieniżdosąsiadki.Martanieznałajejjeszcze,dlategoniemogławiedzieć,żeobawaoawanturębyła

kompletniebezzasadna.Paulinabowiempodczassporuniemiałazwyczajupodnosićgłosu.Komuś słuchającemu jej z boku trudno byłoby nawet domyślić się napięcia.Byłazawszeopanowana,choćnieugiętaidosadna.Aprzytymzimnajakstal.Miałacośtakiegowoczachitoniegłosu,żeulegałojejwielu.Prawdopodobniedlaświętegospokojuispokojnegosnubezkoszmarów.

Marta, wkładając marynarkę, zastanawiała się, jak to możliwe, że godzinawywozuśmieciwywołujewkimśtakkrwiożerczeinstynkty.Zwykłabłahostka,któraurosładotakiejrangi,żekazałasąsiadcewstaćoświcieitoczyćbójosprawę.„Takłatwo się nie poddam”, powtórzyław duchu oświadczenie Pauliny.Cóż, skoro onapotrafiz takimzapałemwalczyćoswoje,potrafię i ja,stwierdziłaMarta,wrzucająctelefondotorebki.

Małgorzata postawiła pośrodku okrągłego stołu porcelanowy czajniczek,w którym parzyła się właśnie malinowa herbata z lipą. Napar był jak wisienkanatorcie,bocałareszta,czylifiliżankizniemalprzezroczystejporcelany,malowanejwmaki,ażurowetalerzykiiwybórwłasnoręczniewykonanychmaleńkichciasteczeknaeleganckiejpaterze,jużoddawnaczekałanaprzyjaciółki.JakcotydzieńwśrodęPaulina,SabinaiGosiaspotykałysięnaherbacie.Razujednej,razudrugiej.Sposóbpodania poczęstunku różnił się w zależności od domu. Ciastka u Pauliny, choćpieczone przez panią Stasię, zawsze wyglądały jak wyprodukowane maszynowo.Podane na designerskiej nowoczesnej porcelanie bez udziwnień. Inaczej rzecz sięmiałauSabiny.Onazawszeparzyłazwykłegoearlgreyawtorebkach,wogromnychkubkachzzabawnymi rysunkami i żenującymi (wedługPauliny)napisami typu I’mhot!. Do tego zawsze podawała hojnie udekorowane kremem, bardzo kaloryczne,kolorowe babeczki, po które jeździła specjalnie do ulubionej cukierni (czterdzieściminutwjednąstronę).Małgorzatalubiłajebardzo,choćPaulinakrzywiłasiępodczasjedzenia,narzekając,żezawszebrudzisobienimiczubeknosa.

Gosiawyjrzałaprzezokno;byłazadziewięć jedenasta,więckoleżankipowinnyzjawić się niebawem.Zastanowiła się, czy nie zaprosić na następną herbatkę takżenowej sąsiadki.Miała chęć poznać ją bliżej.Wydawała sięmiła, ale o tej godzinienigdyniebyłojejwdomu,podobniezresztąjakjejmęża.Pewnieobojepracowali,bowyjeżdżali bardzowcześnie.Cóż,może przenieść herbaciane spotkania na godzinypopołudniowe? – pomyślała Małgorzata, opierając się na zimnym kamiennymparapecie. Wzdrygnęła się natychmiast i schowała dłonie w kieszeniach dżinsów.Wsłuchałasięwmiarowetykaniezegarapobabci.

„Co za grzmot!”, ocenił Krzysztof, kiedy po śmierci staruszki Małgorzata

Page 21: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

zabierałapamiątkęzdomunawsi.Spojrzaławówczasnamężawtakisposób,wjakinigdyniezwykłananiegopatrzeć.Zaskoczyłagotymspojrzeniemipewniedlategoosiągnęłacel.Ichoćzegarcorazczęściejprzystawałiwymagałnieustannychnapraw,jegodźwiękkoiłnerwyGosijaknicinnego.Kojarzyłsięjejzespędzanymiubabciwakacjami, z małymi, ciepłymi dłońmi staruszki, pysznymi placuszkamidrożdżowymi z konfiturą morelową i absolutną wolnością. Bo na wsi Małgorzatamogła robić, co dusza zapragnie. Nikt tak jak babcia Bogusia nie akceptował jejcałkowicie,zewszystkimiwadamiizaletami.Tylkobabciapowtarzałajejjakmantrę:„Pamiętaj o tym, Małgoniu, i nie pozwól sobie wmówić, że jest inaczej. Jesteśwspaniała,pięknaimądra”.

Przez długi czas Gosia ulegała magii tych słów, choć w miarę wkraczaniawdorosłośćcorazmniej.Ale tykaniezegarazawsze jejonichprzypominało.Choćprzezjedenulotnymoment...

Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Na pewno Paulina. Po pierwsze,dlatego że zawsze zjawiała się pierwsza, po drugie, Małgorzata nieustanniepowtarzała,żemożewchodzićbezdzwonienia,bodrzwibędąotwarte,leczkoleżankadzwoniłamimowszystko.Przyciskprzytrzymywałaanizbytkrótko,anizbytdługo,wsamraz.Nicdziwnego.Paulinęcharakteryzowałozamiłowaniedoprecyzji.

– Wchodź, kochana. Czeka na nas prawdziwy herbaciany rarytas. – Gosiaprzywitałasąsiadkęjakzwykleserdecznie.

– Jakmiło! Choć dzisiaj mam tak dobry humor, że nie zepsułbymi go nawetnaparzsiana.

–Naprawdę?–Małgorzataspojrzałazaskoczona.–Cotakiegosięwydarzyło?–Rozmawiałamranoze śmieciarzami iwydajemi się, że tymrazemperswazja

odniesieskutek.Zatemjużniedługożadentrzaskającyrumorniezakłócinaszegosnu.– Podziwiam cię, naprawdę. – Gosia naciągnęła rękawy swetra z angory

nadłonie.Ten gest nabyty w wieku dojrzewania trwał przy niej niezmiennie przez lata.

Kiedyś pozwalał ukryć poobgryzane paznokcie. Mimo że jej paznokcie były bezzarzutuoddawna,nawykpozostał.

–Cóż,przyznam,żerzeczniebyłaprosta...Nawiasemmówiąc,niebyłamsama.Naszanowasąsiadkateżnanichczekała.Zamieniłyśmykilkasłów.

–Ciekawe.–Małgosiauniosłabrwi.–Ijakaonajest?–Samfakt,żeuznałaproblemzaistotny,wystawiajejnajwyższąocenę.–Paulina

zadarłaniecopodbródek.Wtejsamejchwiliotworzyłysiędrzwi.–Halo?Jesttukto?–rozległsiędźwięcznygłosSabiny.–Wchodź!Jesteśmywjadalni–odezwałasięMałgosia.–Ijak?Widziałyściejuż?–wypaliłaodproguprzybyła.

Page 22: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Trudnobyłoniezauważyć–odparłaPaulina.–Jeździszwtęiwewtę,zupełniejakbyśutwardzałaosiedlowedróżki...

–Pozwólmisięnacieszyć.–Sabinanietraciłaentuzjazmu.– Jest czym. To piękny samochód. Prezent odMarcina? – próbowała zgadnąć

Gosia.–Uhm.Wkońcubędęmogłapozbyćsięmojegorupiecia.–Rupiecia?Mazaledwiekilkalat...–Coztego,jeśliciąglestoiumechanika.–Odpowiedziąbyłowzruszenieramion.

–Ajaniemamczasu.– Idealnie wybrałaś męża, trzeba przyznać. Spełnia twoje zachcianki, zanim

zdążyszonichpomyśleć.Tocennacecha–stwierdziłauszczypliwiePaulina.Sabina popatrzyła na nią uważnie, sondując, czy sąsiadkamówi serio, czy kpi.

Miałakłopotzwłaściwymwyczuwaniemjejintencji.–Dzięki.Wiem.AleitynaGrzegorzachybaniemożesznarzekać?– No skąd. A wiesz, że – zatarła ręce Paulina – chyba wspólnymi siłami

rozwiązałyśmyproblemśmieciarki.WłaśniemówiłamMałgorzacie.–Jakiejznowuśmieciarki?– Tylko nie mów, że jej nie słyszysz każdego ranka, bo to niemożliwe. Piąta

pięćdziesiąt.–SpojrzeniePaulinybyłojakstal.– No, nie słyszę. O tej godzinie nic nie jest w stanie mnie obudzić. – Sabina

założyła czarny kosmyk za ucho. – Absolutnie nic – dodała z tajemniczympółuśmiechem.

Paulina pokręciła głową. Stopień ignorancji i beztroski sąsiadki zdumiewał jąszczerze. Jak można żyć w taki sposób? Czy ona rzeczywiście nie przejmuje sięniczympoza swoją fryzurą i głębokością dekoltu?Czasami, ale naprawdę czasami,Paulina chciałaby się z nią zamienić i zobaczyć, jak to jest.Onic się niemartwić,absolutnie niczymnie zaprzątać sobie głowy.Miećmało kłopotliwegomęża, któryprzez większość czasu lata gdzieś w przestworzach, i nie mieć córki, która zadajemiliony,częstoniewygodnychpytań.Azajedynezmartwieniemiećkondycjęwłasnejurody.

–Cosiętakzamyśliłaś?–Małgorzatadelikatniedotknęłaramieniakoleżanki.– Ach... Myślałam właśnie, czy nie powinnyśmy następnym razem zaprosić

Marty.–Awiesz, że ja też sięnad tymzastanawiałam?Aleona, zdaje się,o tejporze

pracuje.–Chyba tak–potwierdziłaSabina.– Jejmążwydaje sięcałkiemsympatyczny.

Skorokupił tendompo...–urwałapodciężaremspojrzeniakoleżanek, jakzawsze,kiedyporuszała tentemat.–Chodzimioto,żechybastaćgonato,żebyutrzymaćżonę.Skorokupiłdomnanaszymosiedlu–dodałaispuściławzrok.

Page 23: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Częstooniejmyślicie?–wykrztusiłaMałgorzata.–Dosyć.–Sabinazapatrzyłasięnapaterępełnąkruchychsłodkości.–Zbytczęsto–wtrąciłaPaulina.–Wciążtrudnosięztympogodzić,prawda?– I właśnie dlatego powinnyśmy zaprosić Martę – stwierdziła autorytarnie

Paulina,podającMałgorzaciefiliżankę.Pokójwypełniłsłodkiaromatmalinowejherbaty.Śmieciarka zatrzymała się na światłach i Patryk uznał, że to dobry moment

nazamianęśniadań.Kanapkakumplazawszesmakujelepiejniżwłasna.Starenawykizpodstawówkiwciążobowiązywały.

– Jak myślisz, może by wywrócić do góry nogami nasz plan wywozui na Zielonego Dębu przyjeżdżać w ostatniej kolejności? – odezwał się Maciek,zzębamiwsandwiczuzszynką.

–Chybatakbędzienajlepiej.Ilerazymożnasłuchaćotymsamym?–roześmiałsięPatryk,odwijającpapierśniadaniowy.Seripomidor.Niejestźle,pomyślał,choćnajbardziejlubiłdni,kiedytrafiałasiębułkazpastąztuńczyka.

–Topewniejakaśwariatka–podsumowałMaciekzpełnymiustami.– „Czy nie sądzą panowie, że wasze narzędzie pracy wydaje zbyt donośne

dźwięki?”–Patrykawzięłonaprzedrzeźnianie.–Jesteśniezły!–Maciekparsknąłokruchami.–Powinieneśgraćwserialu!–„Naszeosiedlepowinnobyćdlawaszejfirmypriorytetem...”– Już miałem palnąć, że właśnie dlatego przyjeżdżamy tam najwcześniej, ale

dopadłmniestrach,żebabauśmiercinaswzrokiem.Widziałeśjejoczy?SłodkiJezu!Seryjnymordercapatrzynaswojeofiarybardziejprzyjaźnie!

–Notozgłowy.Będziemytamjeździćnakońcu.–PodjąłdecyzjęPatryk.–Możeopóźniejszejporzejejlekarstwazacznąjużdziałać!–zarechotałMaciek

iwcisnąłsprzęgło.

Page 24: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

VSąsiedzi, zadowoleni z zaproszenia do Marty i Jacka, okazywali nowym

mieszkańcomosiedlaniezwykłążyczliwość.NiejakoprzyokazjiCieślakowieporazpierwszymieliokazjęzobaczyć, jakmieszkają inni,awycieczkipoobcychdomachzmotywowały Jacka do zwiększenia tempa urządzania się we własnym.Wziął sięzawieszanieprzywiezionychzestaregomieszkaniaobrazów,montowanieplafonóww korytarzu i rozpakowywanie tego, co powinno być rozpakowane już dawno.Bambetle, które jeszcze nie znalazły swojego miejsca, zniósł do piwnicy. Martastwierdziła,żezadbaoidealnyporządek,postawinaciętekwiatyismacznejedzenie.Innychkwestiiprzeskoczyćsięnieda.

DomStawskich okazał się dość sterylny.Wpomieszczeniach dominowały biel,odcienieszarościigrafitów,nowoczesnemeble,współczesnasztuka.Wszechobecnyminimalizm.Itaczystość.WsaloniePaulinymożnabyłoadhoczorganizowaćsalęoperacyjną.Wżadnymzpokojówniebyłoanijednejzbędnejrzeczy.Praktycznie,alebezosobowo,uznałaMarta,zwiedzającwnętrza.

JackowidużobardziejpodobałosięuSabiny.Marcinniestetybyłwpracy,więcmieligopoznaćdopieronaprzyjęciu.Martaskrzywiłasięwduchu,bowcaleniebyłapewna, czy jej mężowi bardziej podoba się design, czy pani domu. Czułaby sięznacznielepiej,gdybygospodarzbyłobecny.WsalonieJońskichnagłównejścianiedominował śliwkowy odcień. Kryształowy żyrandol odbijał światło, rzucającna ściany kolorowe plamy. Urządzoną w purpurze i welurach sypialnię Sabinazaprezentowałagościomzeszczególnądumą,conieumknęłouwagiMarty.Wcałymdomu przeważał modernizm, ale bardziej miękki i przytulny niż u Stawskich.Zapewne dzięki kolorom i pewnej odwadze aranżacyjnej, podkreślającej swobodnycharakterpanidomu.Wkażdympokojuznajdowałsięmocny,przykuwającyuwagęakcent,którynikogoniepozostawiałobojętnym.

U Borowiaków panował znacznie bardziej sielski nastrój. Klasyczne meblez prawdziwego drewna i stare obrazy w złoconych ramach przywodziły na myślstaropolskiedworki.Miękkiedywany,tapicerowanekanapyzmiękkimipoduszkamisprawiały,żechciałosiętamzostaćnadłużej.Nakomodachstałospororodzinnychzdjęćwramkachiporcelanowychbibelotów,awszędziepanoszyłysięksiążki.

Każdy z tych domów był inny. Skrajnie. Istniało jednak coś, co je łączyło –pieniądzewydanenaurządzeniewnętrz.Codotegoniebyłożadnychwątpliwości.

Dlatego sąsiedzka życzliwość nie pomogła – Marta z Jackiem poczuli sięodrobinę niepewnie. Teraz martwiło ich nie tylko to, że muszą utrzymywać sięzjednejpensji,aletakżefakt,żemogątutajpoprostuniepasować.Ichoćimprezadlanowych znajomych miała być przede wszystkim dobrą zabawą, nie potrafili nicporadzić na to, że kwadrans przed szóstą w sobotnie popołudnie ich serca biły

Page 25: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

odrobinęzbytszybko.Trema,któraichdopadła,szybkookazałasięniepotrzebna.Goście,wdobrychnastrojach,skomplementowalistaraniagospodarzywkwestii

wykończonych już wnętrz i z zainteresowaniem wysłuchali pomysłów na resztę.Służyli cenną radą i oferowali pomoc w razie potrzeby. Marta z Jackiem z ulgąschowaliobawydokieszeniipoddalisięnastrojowizabawy,zapominając,żejeszczecałkiemniedawnodenerwowały ichpodejrzenia, że zostanąocenieniprzezpryzmatstanuposiadania.

Postawiwszy ostatni półmisek na stole, Marta zaprosiła wszystkich do zajęciamiejsc.Jacektymczasemzająłsięalkoholem.

– Jakie to wino? – zainteresował się Krzysztof rozlewanym do kieliszkówtrunkiem.

–Czerwonewytrawne.Martamówiła,żebędzienajlepiejpasowaćdowołowiny.–Alewłoskie,hiszpańskie,francuskie?Cabernet?Merlot?Jacekspojrzałnaetykietę.Oilelubiłwino,otyleniewiedziałonimzupełnienic.

Wystarczało,żemusmakujelubnie.–Francuskie–oznajmił.–Cabernetsauvignon.Aprzynajmniejtaktwierdziktoś,

ktozaprojektowałtęnalepkę.Miejmynadzieję,żedobre.–Uśmiechnąłsięznadzieją,żeznanykrytyklubifrancuskiewina.

Borowiak lubił. Dobre francuskie wina. Nieszczególnie natomiast przepadałza ignorancją, choć to spostrzeżenie na temat gospodarza zachował wyłącznie dlasiebie.Jakwiększośćinnychuwag,ocopoprosiłagoprzedwyjściemMałgorzata.

Wino okazało się chyba dostatecznie smaczne, mimo że wybrane bez krztynyznawstwa i za pomocą metody na chybił trafił, bo szybko znikało z kieliszków.Wszyscychwalili serwowanepotrawy,aMałgosiapoprosiłaMartęoprzepis„na tęcudownąwołowinę”.

Jaceknieukrywałpodziwu,odkąddowiedziałsię,żeMarcinjestpilotem.–Tomusibyćfascynującezajęcie–stwierdziłzuznaniem.Sambałsięlataćiwłaśnietosprawiało,żejegoszacunekdlasąsiadarósłzkażdą

chwilą.Marcinmuimponował.Takbardzo,żeprzystoleprzyćmiłnawetautorataklubianychprzezJackakąśliwychrecenzji.

–Dlamniezpewnością–przyznałteraz,dokładającsobiezpółmiskaduszonychmarchewek.

–Adlamnienieszczególnie...–westchnęłaSabina.–Wolałabym,żebymójmążrobiłcośbardziej...stacjonarnego.

– Nie można mieć wszystkiego, moja droga – wtrąciła Paulina tonem, jakimzazwyczajupominałacórkę.

–Ktotakpowiedział?–Sabinauniosłaidealniewyregulowanebrwi.Nieznosiła,gdyktośwyznaczałjejgranice.

Page 26: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– Moja praca w podatkach to przy lataniu flaki z olejem – stwierdził Jaceksamokrytycznie.

– Ja bym tam nie miała nic przeciwko takiej nudzie – stwierdziła z zapałemSabina.

Marcinuśmiechnąłsiępobłażliwieznadkieliszka.–Naprawdę?–Sabinko,niemaszpojęcia,oczymmówisz!–roześmiałsięgospodarz.– Nie przesadzaj, kochanie. Przecież lubisz swoją pracę – zauważyła Marta,

stawiającnastoledzbanekwodyzplastramicytrynyimiętą.–Nibytak,alegdziejejtamdopilotażu!Czychoćbydorecenzowaniaksiążek.WzrokJackazatrzymałsięnaKrzysztofie,anastępniespocząłnaGrzegorzu.– Ja jestem zwykłym dentystą – rozłożył ręce Stawski. – Moje zajęcie także

trudnozaliczyćdopasjonujących.Zwykłe rzemiosło.Wzasadzie tochybamożemypodać sobie dłonie? – dodał i odłożył sztućce. – Dentysta i podatki. Człowiekawkońcudopadaijedno,idrugie...

Roześmielisięwszyscy,opróczPauliny,którasiedziałaskwaszona.–Wszystkowporządku?–zagadnęłająuważnagospodyni.–Cościpodać?– Nie, dziękuję. Wszystko dobrze – odparła spokojnie Paulina, jednocześnie

ukazującwuśmiechurząd idealniebiałych, jaksznurperełzębów.Niesposóbbyłoniepomyśleć,czytogenetycznyprezentodprzodków,czyefektrzemieślniczejpracymęża.–Wydajemi się, że i typracujesz?–zręczniezmieniła temat.–Aczymsięzajmujeszkonkretnie?

Małgosia i Sabina jak na komendę podniosły oczy znad talerzy, zupełnie jakbyczekałynatopytanie.

Martapogrzebaławidelcemwtalerzu,jakbywśródciemnegososuchciałaznaleźćdobrąodpowiedź.

–Cóż...Odniedawnajużniczym–stwierdziłazrezygnowana.–Comasznamyśli?–zainteresowałsięKrzysztof.–Spodziewaciesiędziecka?–próbowałazgadnąćMałgorzata.Martaprzeczącopokręciłagłową.– Bank, w którym od pięciu lat byłam doradcą inwestycyjnym, został przejęty

przez zagraniczny kapitał. Na górze zadecydowano o redukcjach. Niestety,międzyinnymizlikwidowanorównieżimójetat.Oticałahistoria.

–Towspaniale!–TwarzSabinyzajaśniała.Martałypnęłananiąjaknaniebezpiecznegoszaleńca.–No,mojejżonytanowinaażtakniezachwyciła...–próbowałzałagodzićJacek.–Ależjaniemiałamnamyśliniczegozłego...–dodałaSabinaczymprędzej.– Po prostu cieszymy się, że będziesz miała nieco więcej czasu na bliższe

poznaniesąsiadek–pośpieszyłazwyjaśnieniamiPaulina,zanimkoleżankazaplątała

Page 27: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

sięnadobre.– Poza tym należy ci się odrobina odpoczynku, nieprawdaż? – przyszła jej

w sukurs Małgosia. – Może ta przymusowa przerwa paradoksalnie wyjdzie cinadobre?–powiedziałapokrzepiająco.

–Może.Ktowie?–WgłosieMartyzabrzmiałowahanie.–Małgosia dobrzemówi – przytaknął Borowiak. – Jacek też pewnie skorzysta

na pobycie żony w domu. Jeśli będziesz miał szczęście, taka wołowina będziepojawiaćsięnatwoimstoleczęściej–zwróciłsiędogospodarza.

–Jakośwątpię–niepewniezaśmiałsięJacek.–Niemartwsię,Marta–pocieszałMarcin.–Sabinaidziewczynynapewnonie

pozwolącinanudę.Marta ucieszyła się, że nikt nie potraktował jej jak nikomu niepotrzebnego

nieudacznika.A tak się obawiałam! – odetchnęła.Niepotrzebniemartwiłam się, żesąsiedzi potraktują mnie jak parszywą owcę, tymczasem mam wrażenie, że z ichperspektywyniemogłomniespotkaćniclepszego!

– A w razie czego – dodał jeszczeMarcin – możesz liczyć na ciepłą posadkęunas.Zdajesię,żepotrzebujemykogoś,ktowyjaśnimojejżonie,wcowarto,awcozupełnieniewartoinwestować.

Sabinazgromiłagowzrokiem.–Nowiesz?!Nieuważam,żeby...Marcindelikatnieprzyciągnąłżonę.–Niedąsajsię,kochanie.Przecieżwszyscywiemy,żetorebkitotakżeinwestycja,

prawda?–Powiódłwzrokiempozebranych.–Nieróbzemniegłupiejgęsi!–odcięłasię.– Ej, to był tylko żart. – Marcin pocałował ją w policzek. Wyglądała

nanieprzekonaną,więcdodałpoważnie:–Naprawdę.– Myślę, że jakoś sobie poradzę. A i Sabinie wcale nie trzeba doradzać –

podsumowałaMarta.Sąsiadkaspojrzałazwdzięcznością.Poprzepysznymobiedziepanidomuponowniespróbowałapodbićżołądkiiserca

gości,stawiającnastoleefektowny,choćnieszczególniepracochłonny(naszczęścienikto tymniewiedział) tort bezowywłasnej roboty. Jacekzaparzyłkawę, aMartaw duchu podziękowała teściowej za ślubny prezent w postaci pięknego kompletuporcelany na dwanaście osób. Wszyscy chwalili wypiek, wróżąc gospodyniewentualną karierę we własnym cukierniczym biznesie, a nowe koleżanki nieomieszkałyskomplementowaćgustownejzastawy.PorcelananajbardziejpodobałasięMałgosi,miłośniczcesielskiego,romantycznegostylu.

Podczas nalewania kawy powrócił temat nowego mercedesa Sabiny, któranajwyraźniejnatoczekała,bozaczęła trajkotaćjaknakręcona.Jackowiwózbardzo

Page 28: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

siępodobał,pomimowściekleczerwonegolakieru.–Pożyczyszmigoczasem?–zapytałdlażartu.Kujegozaskoczeniusąsiadkaniewidziaławtymżadnegoproblemu.–Poprostuwpadnij,jeślibędzieszchciałgdzieśpojechać–odparła.– Lepiej nie. – Jacek w popłochu wycofał się z pomysłu. – Jeszcze szefostwo

uzna,żeniepotrzebujęjużżadnejpodwyżki...Prawdęmówiąc,zszokowałygoniecożyczliwośćibeztroskasąsiadki.Pomyśleć,

żeottakktośgotówjestpożyczyćwózwarttylekasy!– Marta... – zagadnął gospodynię Grzegorz. – Powiedz, jak wam się tutaj

mieszka?–Awiesz, wspaniale.Wprawdzie to dopiero trzy tygodnie i ciągle się jeszcze

oswajamy, ale nie mogłabym marzyć o lepszym miejscu. To mój osobisty raj naziemi.

Wjejgłowieponowniezamajaczyłniepokójzwiązanyzmożliwościąutratytegoraju,aleodgoniłatęmyśl.Niechciałapsućsobiewieczoru.

–Hm,toświetnie...–odparłGrzegorziodstawiłfiliżankę.–Boprawdęmówiąc,niesądziłem,żektośbędziewtymdomuszczęśliwy.

–Tak?Adlaczego?Przecieżtotakiewspaniałemiejsce!–Nowiesz,potamtejsprawie...Alemożetonam–spojrzałpogościach–trudno

odystans?Ktośzzewnątrzzapewnepatrzynasprawęinaczej.–Niemampojęcia,oczymmówisz.–UśmiechMartyzdradzałzakłopotanie.–OWioli.Toznaczyojejsamobójstwie.WiolettaiMarekmieszkalitutajprzed

wamiibylinaszymidobrymiprzyjaciółmi.Więckiedyonasięzabiła...Niełatwobyłosięztegootrząsnąć.

W salonie zapadła cisza. Goście posmutnieli, ale Marta nie zwracała na nichuwagi. Jej pole widzenia nagle ograniczyło się do oczu własnego męża, któryprzygarbiłsięodruchowo.Jakbyspodziewałsięciosu.

–Nadaltrudnonampojąć,cojądotegopopchnęło–ciągnąłGrzegorz.–Przecieżzawszejest...

– Miała wygodne życie – wszedł mu w słowo Krzysztof. – Niejeden by sięzamienił.

Martachciałaprzełknąćślinę,alewnętrzejejustbyłosuchejakpustynia.–Nicotymniewiedziałam–wykrztusiła.–Boiskąd?Dlaczego?!Pytaniezabrzmiałojakoskarżenie.TwarzJackapoczerwieniała.–Niewiedziałaś?!–zapytałazdumionaSabina.–Uznałem,że tawiedzanie jestcidoniczegopotrzebna.No iżeniewartocię

stresować–powiedziałJaceknieswoimgłosem.–Ktośwmoimdomupoderżnąłsobiegardło,ajamiałampozostawaćwbłogiej

nieświadomości?!–Martapodniosłagłos.

Page 29: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Powiesiłsię...–sprostowałKrzysztof,grzebiącwidelczykiemwtorcie.Bezabyłaidealna.Sypkaikrucha.OczyMartyzrobiłysięokrągłejakspodki.–Myślę,żeczasnanas–powiedziałaspokojniePaulina,odkładającserwetkę.–

Bardzodziękujemyzamiływieczór.– Wszystko było przepyszne – zapewniła gorliwie Małgosia i podniosła się

zkrzesła.–Chybaniepotrzebniewyskoczyłemztymtematem...–zreflektowałsięGrzegorz

poniewczasie.–Przeciwnie–zaprotestowałasłaboMarta.PosłanemężowispojrzeniePaulinyniepozostawiałowątpliwości.Marta uprzejmie podziękowała gościom za wieczór, kilkukrotnie zapewniając

zakłopotanego Grzegorza, że nie ma mu tego za złe. Bo nie miała. Ale kiedyzasąsiadamizamknęłysiędrzwi,nieodwróciłasięodrazu.

Niemiałaochotyoglądaćstojącegotużzaniąmęża.Pani Stasia była zadowolona, że przyjęcie skończyło się wcześnie. Mimo że

Tamara spała jużodgodziny, onamarzyławyłącznieowłasnymwygodnym foteluikieliszkuzeszłorocznejwiśniowejnalewki.Dlategopożegnałasięzpracodawcamiuprzejmym: „Do zobaczenia w poniedziałek!” i poszła prosto do swojejjedenastoletniejskodyoctavii.Kiedyuruchomiłasilnik,poczuła,żewłaśniezacząłsięweekend. Czas słodki jak miód. Sądząc po minie chlebodawczyni, szybki powrótStawskichspowodowałowydarzeniedużegokalibru.PaniStasiapodziękowałaBogu,żewprzeciwieństwiedogospodarza,onamogłaterazopuścićdom.

Paulina,jakzwykle,zachowywaładystansichłód,czegoGrzegorzpoprostunieznosił. Wolałby, aby żona, jak inne kobiety, wrzeszczała, machała rękami, ale tobyłobyponiżej jejgodności.Niewiedząc,comazesobązrobić,otworzył lodówkę.Możenapijęsięmleka?–pomyślał.

– Tylkomi niemów, że jesteś głodny – powiedziała Paulina tonem, jakim sądogłasza wyroki na pozbawionych morale oprawców. Zsunęła z ramion szary,zapinanynaguziczkisweter.–Jaknajedenwieczórpochłonąłeśażnadtokalorii.Jaktakdalejpójdzie,przestanieszsięmieścićwfartuch.

–Niechcemisięjeść–stwierdziłGrzegorzizamknąłlodówkę.–Jesteśnamniezła?

–Masztalentdopakowanianaswniezręcznesytuacje.–Toniemojawina,żeMartaniewiedziałanicoWioletcie.–Grzegorzwsparłsię

dłońminablaciekuchennejwyspy.–Racja.Aleczymusiałasiędowiedziećwłaśnieodciebie?–Paulinaprzewiesiła

sweterekprzezramię.–Jestemzmęczona.Idępodprysznic.–Chlapnąłemniechcący.Dobrzeotymwiesz.

Page 30: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Czy równieżprzypadkiemnazwałeś się „rzemieślnikiem”?Rzemieślnikiem!–Paulinawzięła się pod boki. Sweterwylądował na podłodze,więc go podniosła. –Jesteśnajlepszymspecjalistąstomatologiiogólnejwmieście.Idziwięsię,żemuszęciotymprzypominać!–dodałaiwyszłazkuchni.

Miała dość. Grzegorza, który skupił na nich uwagę w nieodpowiedni sposób,i w ogóle czyjegokolwiek towarzystwa. Poza tym ten ucisk w żołądku. Do tegociemnego sosuMarta na pewno dodała mąki, pomyślała. Gdyby był lżejszy, teraznapewnonieczułabymsiętakźle.

Sabinarozsiadłasięnakanapiewsalonieiwzięłazaprzerzucaniekanałów.Miałaochotę na lekką komedię, lecz jak na złość nie było niczego takiego na żadnymprogramie. Same wiszące na gałęziach małpy, widowiskowe skoki z okienwieżowcówwNowymJorku,wchmurzeszklanychodłamkówibeznajmniejszegoszwanku,ipoobwieszanizłotymiłańcuchamiraperzy.Cozapech!

Dobrze, że Paulina tak szybko zarządziła ewakuację.Można o niej powiedziećróżnerzeczy,alezawszetrzymarękęnapulsie.Sabinanielubiłatakichsytuacji.Gdyatmosfera stawała się tak gęsta, że można było kroić ją nożem, Sabinie zawszezbierałosięnapłacz.Albonaucieczkę.Albonajednoidrugie.Terazpotrzebowałazapomnieniaijaknajszybszegopowrotudowłaściwegojejdobregonastroju.

– Ale palnął, co? – zagaił Marcin, przysiadając obok żony z kubkiem herbatywdłoni.

–Todziwne,żeMartaoniczymniemiałapojęcia...– Trochę dziwne, ale w sumie to nawet rozumiem Jacka. Sam nie wiem, czy

poinformowałbymcięotakposępnejhistorii.–Wolęniemyśleć,cotamsięterazdzieje.–Jarównież–przytaknąłMarcin.–Martamiałamordwoczach.Sabina,tkniętanagłymwspomnieniem,spojrzałanamężazukosa.–Dlaczegobyłeśwobecmnieuszczypliwy?Zrobiłeśzemniedurną lalkę,która

wydajekupęforsynatorebki.Dobrzesiębawiłeśmoimkosztem?–Kochanie,dajspokój.Wiesz,żeniemiałemniczłegonamyśli.–Nierób tak jużnigdy.Jeślinawetwydajępieniądze, to tylkopo to,abyśmiał

miłydom,doktóregomożeszzprzyjemnościąwracać, ipięknążonę,którąmożeszsiępochwalić.Jeślicitonieodpowiada,wystarczypowiedzieć.

Determinacja Sabiny widoczna była gołym okiem, a Marcin zbyt dobrze znałżonę,byniespodziewaćsię,żezapomnionaodoznanejprzykrości.Wbrewpozorompotrafiła dużo znieść, ale tym razem granica wytrzymałości omal nie zostałaprzekroczona.

Marcinująłdłońżonyipowiódłkciukiempojejsmukłychpalcach.– Jeśli kiedykolwiek powiem, że mi to nie odpowiada, uznaj, że oszalałem –

powiedział.

Page 31: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–OktórejwracaTomek?Krzysztofułożyłsięposwojejstroniełóżka.Dopoduszkiwziąłstaregodobrego

Dostojewskiego.Niezamierzałprzedsnemgrzebaćsięwpracy.–ZostajepoimprezieuNorberta.Nawettakwolę.Przynajmniejspokojniezasnę,

zamiastnerwowonasłuchiwać,czyjestjużzpowrotem.–Niezapominaj,żetodorosłyfacet.–Aktoprzedchwiląpytał,októrejtendorosłyfacetwrócidodomu?–odparła

rozbawionaGosia.Uwielbiałaprzyłapywaćmężanasłabościcharakteru,którą takbardzostarał się

ukryć.–Tobyłozwykłepytanie–odąłsięKrzysztofiotworzyłksiążkę.–„Generałowa

byłazazdrosnaoswojepochodzenie”.–Tawołowinanaprawdębyławyśmienita.–Małgorzatazałożyłaręcezagłowę.–

Muszę koniecznie wziąć przepis od Marty. Wyglądało na to, że naprawdę cismakowała...

–„Czymżewięcdlaniejbyłodowiedziećsięnagle...”Comówiłaś?–Pytałam,czysmakowałaciwołowina.–Atak.Bardzodobra.– Szkoda tak miło rozpoczętego wieczoru... Mam nadzieję, że sobie wszystko

wyjaśnią.–„...ibezprzygotowania,żetenostatnizroduksiążęMyszkin,októrymjużcoś

niecośsłyszała,towprostgodnypolitowaniaidiota...”–IjakcisiępodobająMartaiJacek?Sympatyczni,prawda?–„...niemalnędzarz,iprzyjmujejałmużnę”1.–Prawda?–Owszem.Dobralisię.Doradcapodatkowyidoradcainwestycyjny...–Krzysztof

oderwałsięodlektury.–Trochętoparadne,nieuważasz?Pod ósemką brudne naczynia wciąż tkwiły w zlewie, jak posępne memento

okolicznościwcześniejszegozakończeniaimprezy.Martasiedziałanadywaniewsalonieiwzburzonakręciłagłową.–Może to idobrze,żemniezwolniono.Szybciejsięstądwyniesiemy.Jakniby

mam tu teraz mieszkać? Chodzić po pokojach i zastanawiać się, w którym siępowiesiła?–Wskazałanażyrandol.

–Właśnie dlatego o niczym ci nie powiedziałem... – Jacek przysiadł obok, aleMartaodsunęłasięgwałtownie.

–Gdybyśmipowiedział,nigdybymtutajniezamieszkała!Nigdy!–Agdybynietatragedia,nigdy–podkreśliłJacekznaciskiem–niemoglibyśmy

sobiepozwolićnatendom.Martaspojrzałazaciekawiona,aJacekzwietrzyłszansę.

Page 32: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Staćnasbyło,boagentznacznieobniżyłcenę.Tobyławyjątkowaokazja.Przezto,cosiętuwydarzyło,niebyłowieluchętnych.

–Itysiędziwisz?!–uniosłasięMarta.– Wcale się nie dziwię. Sam się wahałem. Rozważałem to naprawdę długo.

I uznałem, że nie możemy przepuścić szansy. A wiesz, co było dla mnienajważniejsze?Twojemarzenie.Jeślitozbrodnia,toproszę,krzycznamniedowoli.–Jacekskrzyżowałręcenapiersi.

Wyglądałnaurażonego.PionowazmarszczkapomiędzybrwiamiMartywygładziłasięnieco,bywreszcie

zniknąćzupełnie.–Doceniamstarania.Doceniamchęćsprawieniamiradości.Tylko...Nie jestem

pewna,czybędępotrafiłanadaltumieszkać.–Zanimsiędowiedziałaś,byłaśzachwycona.–Zanim–podkreśliła.–Martuś, to niewina domu, że jakaś kobieta odebrała sobiew nim życie.Nie

obrażajsięnamiejsce,którymtaksięcieszyliśmy.Tobyłajejhistoria,nienasza.Mynapiszemytutajzupełnieinną.Tylkodajnamszansę.

Marta dobrą chwilę rozważała słowa męża. Przesunęła dłonią po miękkimdywanie,jakbygłaskałakota,poczympodniosławzrok.

–Niesądzisz,żepowinniśmysprawdzić,jakmasięGrzegorz?Paulinawydajesiędośćsurowa...

Jacekodetchnąłzulgą.Przygarnąłżonędosiebie.–Jakośniejestmigożal.Obojewybuchnęli śmiechem i napięciemiędzynimiprysło jakbańkamydlana.

Znówbyli blisko.Takblisko, jakbywawyłączniemiędzy ludźmi, którzydarzą sięwzajemnymzaufaniem.

Gdyby jednakMarta znała szczegóły dramatu, który rozegrał się zaledwie roktemu w piwnicy tuż pod salonem, zapewne teraz nie zatonęłaby beztroskowobjęciachmęża.

1F.Dostojewski,Idiota,MediaAmer.ComSA,Warszawa2004,t.1,s.56(przyp.aut.).

Page 33: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

VIInformacja o samobójstwie poprzedniej właścicielki domu mimo wszystko

zawładnęła myślami Marty. Po pierwszym szoku starała się ignorować zasłyszanerewelacje,aleniezabardzojejtowychodziło.Możedlatego,żegdyJacekwyjeżdżałdo firmy, ona zostawaławmieszkaniu sama?Samna sam zwyobraźnią. Siedziaław domu, skupiając się na rozsyłaniu życiorysu do potencjalnych pracodawcówi dopieszczaniu nowego gniazdka, ale myśli były natrętne jak muchy. Gdziedokładniewydarzyła się tragedia? Jaka była taWioletta?A jej rodzina?Mąż?Czymielidzieci?Skądwniejtyledesperacji?PytaniaiobrazydręczyłyMartęnieznośnie.Nadomiarzłegoprzepadłogdzieśpoczuciebezpieczeństwa.Ipomyśleć,żecałkiemniedawnonazywałamtomiejscerajemnaziemi,skonstatowałagorzkoMarta.Aterazpowoliprzestajęjenawetlubić.

Nie, wolałabym nie znienawidzić domu, z którym związałam się kredytemna trzydzieści lat! – otrząsnęła się i postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej.Zastanowiła się, która z sąsiadek będzie źródłem najbardziej rzetelnych informacji.Małgorzata?Zbytsentymentalna.Sabina?Chybaodrobinęzbytniepoważna.Paulina?Tak. Paulina wygląda na osobę zdolną do relacji pozbawionej choćby cieniaskandalizującejotoczki...

Szarevolvostałonapodjeździe,atooznaczało,żewłaścicielkajestwdomu.DrzwiotworzyłaMarciepaniStasia,dzierżącawdłonizestawdosprzątania.– Dzień dobry. Czy zastałam Paulinę? Nazywam sięMarta Cieślak, mieszkam

wdomuobok.–Oczywiście,proszęwejść.PaniPaulinajestnagórze.Zarazjązawołam.Oczekiwanie nie trwało długo. Co więcej, gospodyni wyglądała na szczerze

ucieszonąsąsiedzkąwizytą.– Moja droga, chyba czytasz w moich myślach. Właśnie miałam zaprosić cię

na naszą jutrzejszą herbatkę. Organizujemy te spotkania z dziewczynami razwtygodniu,ajutroakuratwypadamojakolej.Oczywiściewpadniesz,prawda?

Martaskinęłagłową.–Chętnie.–A terazmoże napijemy się kawy?Tylkowedwie.Mamnaprawdęwspaniałą

javę.Nieczekającnaodpowiedź,Paulinawskazałasąsiadcedrogędokuchni.–Ijakżyciewolnejkobiety?–zagadnęła.–Zauważyłam,żeniewyjeżdżaszjuż

rano.Domyślamsię,żesytuacjaniejestkomfortowa,ale–otworzyłaszafkęiwyjęładwiekanciastefiliżanki–międzynamimówiąc,zastanawiałamsię,cotakroztropnejosobiejaktykażezrywaćsięoświciezłóżka.

–Oilewiem,tytakżewstawałaśotejporze.

Page 34: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Alewsłusznejsprawie.Jakwidaćsprawaśmiecizostałacudownierozwiązana.Panowieprzyjeżdżająterazpojedenastej.Byłowarto.

–Cóż,zarabianienażycietorównieżsłusznasprawa.Aprzynajmniejtakmisięwydaje.–ZakłopotanaMartapotarładłoń.

–O,zcałąpewnością.PozostawzatemtękwestięJackowi.Nam,kobietom,życiewyznaczyłozupełnieinnezadania.

–Wiesz,Paulina...Niekażdymożesobiepozwolićnatakieżycie.Alboniekażdychce.

Stawskaudała,żeniesłyszyuwagi.–Naszczęściezaniektórychdecyduje los.Awtwoimprzypadkuzezrządzenia

losu może wykluć się coś pozytywnego. Mam przeczucie. – Chłodna dłońz perfekcyjnym bladobeżowym manikiurem wylądowała na ramieniu Marty. –Odrazuwiedziałam,żewielenasłączy.

–Właściwietoprzyszłamporozmawiaćoczymśzupełnieinnym...– Wspaniale! – rozjaśniła się Paulina, ustawiając wypełnione kawą filiżanki

naspodeczkach.–Zapraszamdosalonu.Niezwykłamprzyjmowaćgościwkuchni.Usiadły na skórzanych fotelach w lśniącym bielą pomieszczeniu, w którym

jedynymi akcentami kolorystycznymi były: jasna dębowa podłoga i trzy różowestorczykistojącewrównymszeregunaparapecie.

–Zatemsłucham–odezwałasięPaulina,wyraźniezadowolona,żeMartazjawiłasięwłaśnieuniej.

–Niemogęprzestaćmyślećotym,cozaszłownaszymdomu...–PrzepraszamcięzaGrzegorza.Chciałamwasnawetodwiedzićipowiedzieć,jak

bardzomiprzykro,aleuznałam,żewtejsytuacjilepiejniezakłócaćwamspokoju.–Och,niechodziwcaleoGrzegorza.Niepotrafięprzestaćmyślećotragediitej

kobiety.Spędzamitosenzpowiek.Paulinaodstawiłakawęnamałyminimalistycznystolikzprzezroczystegoszkła.

Mebelwyglądał jakprojektstudentapierwszegorokuASP,którybardziejchce,niżpotrafi.

Jejminaświadczyłaorozczarowaniutematemrozmowy.– Ja równieżdługodochodziłamdo siebiepo tymwydarzeniu.BoWiolettanie

miałapowodu,bytargnąćsięnażycie.Wierzmi,naprawdężadnego.–Jakieśdomysły?–A skąd!No bo sama powiedz...Dopiero co skończyła czterdzieści lat.Miała

dziesięcioletniegosynaFilipaiwspaniałegomęża.Marekjestwłaścicielemświetnieprosperującej firmy produkującej okna, z filiami w Niemczech i we Francji.Nawiasemmówiąc,wyposażyłwoknawszystkiedomynanaszymosiedlu.Wiolettamiała nawszystkie swoje zachcianki.Wystarczyło, że szepnęła słówko, amarzeniaziszczałysięjakzasprawązaklęcia:„Stoliczku,nakryjsię!”.WakacjenaSeszelach?

Page 35: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Proszębardzo.Prywatnykierowca,bonigdyniezrobiłaprawajazdy?Niemasprawy.Wypad na zakupy do Barcelony? Już się robi. Jej jedynym obowiązkiem byłozajmowanie się Filipem i sobą. A Marek nie był szczególnie wymagający.Doszczęściawystarczałomusprawianieprzyjemnościnajbliższym.

–Możeniebyłaszczęśliwawmałżeństwie?–podsunęłaMarta.–Żartujesz?Wątpię.Zawszepowtarzała,żesynimążtojejcałyświat.–Tomożeonjązdradzał?–Niesądzę.Martaprzygryzładolnąwargę.–Więccotakiego...– To bardzo dobre pytanie, tyle że skazane na brak odpowiedzi. Był czas, że

zadawałamjesobienieustannie.Wiolettaniezostawiłażadnejwskazówki.Listuczyczegośwtymrodzaju.

–Długosięznałyście?– Trzy lata. Ale to był intensywny czas. Tworzyłyśmy zgraną paczkę: Sabina,

Małgosia, Wioletta i ja. Dlatego gdy zabrakło jednej, poczułyśmy się naprawdęokropnie. – Paulina zapatrzyła się przed siebie. – Długo nie potrafiłyśmyzaakceptować,żewtymmiejscuzamieszkaktośinny.Marekstraciłdoniegoserce,i trudno mu się dziwić, agentowi trochę czasu zajęło znalezienie nabywcy. Gdyemocje nieco opadły, pojawiliście się wy.Miałammieszane uczucia, ale teraz... –PopatrzyłanaMartę.–Naprawdęcieszęsięzsąsiedztwa.

– To okropne. –Marta sposępniała. – Niewiem, czy kiedykolwiek udami sięzapomnieć.

–Skoromydaliśmyradęoswoićtętragedię...Wkońcutyjejnieznałaś.–Możemaszrację?–A takmiędzynami...–Paulina ściszyłagłos.–Tylkoniemównikomu! Jeśli

chcesz znać moje zdanie, Wiola postąpiła egoistycznie. Ot tak zostawiła mężaidziecko,bezsłowawyjaśnienia.Postanowiłaumrzećijuż.Cojąnibytakdręczyło,żeniemogłategowytrzymać?

AżdodziśMarciewydawałosię,żeludzietargająsięnażyciewdramatycznychżyciowych sytuacjach, a z opowieści Pauliny wynikało, że nic nie zapowiadałotragedii.Zrobiłojejsiężalnieznajomej.

–Graszwtenisa?–zmieniłatematPaulina.Nielubiłaoglądaćsięwstecz,ajużnapewnoniewtedy,gdyniemogłaniczrobić.

Nienawidziłabezsilności.–Nigdyniepróbowałam...–Konieczniemusisz zacząć!Możewybierzesz się zemnąwczwarteknakort?

Znamwspaniałegoinstruktora.–Wsumieczemunie?

Page 36: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Niezanosiłosię,żewnajbliższymczasiebędziemiałacoślepszegodoroboty.–Idealnie.Zatemjutroherbataumnie,apojutrzetenis.Ajakkawa?Smakuje?–

zainteresowałasięPaulina.–Wyśmienita – odparłaMarta, choć szczerze mówiąc, wolała swoją pospolitą

rozpuszczalną.Wiedziałajużjednak,żePaulinielepiejniemówićtakichrzeczy.PopowrociedodomuMartawłączyłatelewizor.Znajometłopozwoliłojejodciąć

sięodwszelkichewentualnychnieznanychodgłosów,stukotów,odwszystkiego,comogłobywzbudzaćniepokój.

Sobotnie rewelacje sprawiły, że zwyczajne domowe dźwięki nabrały nowychznaczeń. Po prostu obawiała się, że natknie się na duchaWioletty. Dlatego kiedyprzedszóstąnapodjeździerozległsięwarkotsamochodu,Martaodetchnęłazulgą.

–Niemaobiadu?–jęknąłJacek,wchodzącdokuchni.–Jakto:niema?Właśniewstawiłamwodęnamakaron.–Martapocałowałamęża

napowitanie.– Myślałem, że będzie pachniało już od progu. Przecież wiem, jak potrafisz

gotować.Taostatniawołowina,mniam!–rozmarzyłsięJacek.– Jestem pełnoetatową panią domu zaledwie od tygodnia, więc nie oczekuj

spektakularnej metamorfozy. Poza tym nie sądzę, aby ten stan miał się okazaćprzewlekły.

–Ataknachwilkę?Możejednaknabierzeszochoty,bywejśćwrolę,co?Jacekniepotrafiłukryćrozczarowanianawidokmakaronu.Świderki!Ichakurat

nielubiłnajbardziej.– Tak to właśnie z wami jest! – westchnęłaMarta. –W gruncie rzeczy każdy

zwasmarzyonadskakującejkobiecie,zpasjąpielęgnującejdomoweognisko.Odpowiedzią było wzruszenie ramion i sięgnięcie do lodówki po sok

pomarańczowy.–Pomarzyćzawszewolno...–Całe szczęście, że tenkredytzmuszamniedopójściadopracy!– skwitowała

Marta,solącwodę.–Ajakciminąłdzień?Corobiłaś?Machnęłaniedbaleręką.–Niezbytdobrze.Wariujęwtymdomu.Ciąglemyślęotejkobiecie.Chciałamsię

dowiedzieć czegoświęcej,więcwybrałam się do Pauliny.Ale to nie był najlepszypomysł.

–Dlaczego?–Jacekodstawiłopróżnionąszklankęnablat.– Według niej Wioletta nie miała żadnego racjonalnego powodu, by ze sobą

skończyć. To bardzo dziwna sprawa. Paulina twierdzi, że w życiuWioli wszystkoukładało się idealnie. Dobry, dbający mąż. Fajny syn. Wycieczki, luksusy, same

Page 37: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

wygody...–Martazawiesiłagłos.–Faktycznie,zagadkowasprawa.–Aha,Paulinazaprosiłamniejutronaherbatę,apojutrzenatenisa.–Natenisa?– Właśnie. Wolne żarty. Przecież ja mam dwie lewe ręce. – Marta obejrzała

zpowątpiewaniemswojedłonie.– Bez przesady. Skąd te kompleksy?Moim zdaniem świetnie sobie poradzisz.

Wyrwieszsięzdomu,trochęsięrozerwiesziprzestanieszsnućteswojeniepokojącewizje.PozatympoznaciesiębliżejzPauliną.Ajakisosdotegomakaronu?

–Pieczarkowy.Zesłoika–doprecyzowałaMarta,aJacekprzewróciłoczami.Świderkiw sosie pieczarkowym. Jego najgorszy gastronomiczny sen stawał się

jawą.PaniStanisławaprzygotowaławszystkojaknależy.Kilkazupieczonychwczoraj

ciasteczek włożyła chyłkiem do pudełka śniadaniowego Tamary. To był ich małysekret.Nierobiłategozbytczęsto,wobawieprzedwpadką,aletymrazemniemogłasiępowstrzymać.Tobiednedzieckotakrzadkojadasłodycze!–westchnęławduchu.Można powiedzieć, że jest podstępnie okradane z dzieciństwa. Bo choćmała byładojrzała nad wiek i zdecydowanie zbyt poważna, przejawiała, jak większość jejrówieśników, skłonność do słodkości, czego z kolei nie akceptowała jej matka.Kiedyś gosposia przypadkiem nakryła pana Grzegorza i Tamarę w spiżarni, gdzieobojeraczylisiękupionymipotajemnielodamiczekoladowymi,polewającjeobficiekarmelowymsosem.Jakwidać–wbrewtwierdzeniomchlebodawczyni–stomatolognie potępiał jakoś przesadnie spożywania cukru... A przynajmniej nic, co wtedydziałosięwpomieszczeniugospodarczym,natoniewskazywało.

Martazjawiłasiępierwsza,coponowniepodbiłojejnotowaniawoczachPauliny.Stawska ceniła ludzi rzetelnych i punktualnych, nawet w kwestii tak błahej, jakprzedpołudniowasąsiedzkaherbatka.MałgorzatazSabinąprzyszłyrazem.Pierwszawyglądałanazmęczoną,druganapodekscytowaną.

MałgosiausiadłaprzystoleobokMarty.–Dobrzecięwidzieć–zagadnęła.–Wszystkowporządku?– Tak, w zasadzie tak. Dziękuję. O rety, zapomniałam o tym przepisie

nawołowinę!–Niema sprawy. Innym razem.Dzisiaj i takniewgłowiemimięso.Północy

siedzieliśmyzKrzysztofemnadrecenzją.–Piszecierazem?–zdumiałasięMarta.–Nie,skąd!Czasamipoprostuwystępujęwroliwolnegosłuchacza.Choćmyślę,

żewcaleniechodzimuomojerady,boitakrzadkoichsłucha.–Więcoco?–zapytałarozbawionaMarta.–Oto,żeskoroonnieśpi,tyteżniepowinnaś–podsumowałaPaulina.

Page 38: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Małgorzataspuściłaoczy.– Tak bym tego nie ujęła. Raczej chodzi mu o pewien rodzaj wsparcia.

Oupewnieniesię,żepodjąłdobrądecyzję.Żewłaściwiecośpodsumował,uzasadnił.–Todobrze,żeznajdujejewtobie–odrzekłaMarta.–Cóż,czasembywamztegopowodubardzoniewyspana–uśmiechnęłasięblado

Gosia.Rzeczywiście,miałaniecopodkrążoneoczy.Sabina zajęła się nalewaniemherbaty.Mimoże znały się od czterech lat i były

zesobąstosunkowoblisko,zawszeuPaulinyuważała,żebyczegośnierozlaćaninienakruszyć. Przy sąsiadce czuła się trochę jak mała dziewczynka, w każdej chwilinarażona na burę. Trochę ją to męczyło. Ale opinia Pauliny była dla niej ważna.Koleżankabudziławniej respekt, ale i pewien rodzaj fascynacji.Możedlatego, żebyłytakróżne?

Marta wybrała kwadratowe ciastko z połówką włoskiego orzecha na górze.Łączyłomlecznysmakśmietanyzdelikatnąorzechowąnutą.

–Mmm,przepyszne!–powiedziała,oblizującpalce.SabinazauważyłatengestizerknęłanaPaulinę,pewna,żetamtazmierzygościa

tymwzrokiem,ale,coodnotowałazpewnymoburzeniem,nictakiegonienastąpiło.–Prawda?Totakżemojeulubione.PaniStasiajestnieoceniona,takżewkwestii

umiejętnościkulinarnych.– Jacek dałby się pokroić za kogoś takiego w domu. Wczoraj był mocno

zawiedzionysosemzesłoika...–Wcalemusięniedziwię–odparłaPaulina,aSabiniewyraźnieulżyło.–Może

powinnaś pomyśleć o kimś do pomocy? Serwowanie konserwantów na obiad toraczejnienajlepszypomysł.

–Onie!Niestaćmnienatakiluksus–roześmiałasięMarta,przełykającherbatę.Ażprzymknęłaoczy.Naparbył idealny.Amoże tensmak toefekt jakości,októrązawszetakdbaPaulina?–Nawetgdyznajdępracę,niemamowy!

–Więcej wiary wmęża. Nigdy nic nie wiadomo – stwierdziła sentencjonalniePaulina.

– Większość ludzi jakoś sobie radzi samodzielnie – wtrąciła Małgorzata. –Naprzykładja,Sabina...

–„Jakoś”.Dobrzetoujęłaś–odcięłasięPaulina,obracającwpalcachfiliżankę.–Co chcesz przez to powiedzieć? –Małgosia aż sięwyprostowała. –Z czymś

sobie,wedługciebie,nieradzę?–Miałabyś owielewięcej czasu, gdybyś niemusiaławszystkim zajmować się

sama.Małgorzatapoprawiłaopadającąnaczołogrzywkę.–Amoże...Możemitonieprzeszkadza?Pomyślałaśotym?

Page 39: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Doprawdy?–No,dajciejużspokój–wtrąciłaSabina.–Onetakzawsze–wyjaśniłaMarcie.–

Chociaż–zwróciłasiędoMałgosi–mogłabyśzatrudnićkogośdosprzątania,jakja.Ciąglenarzekasznamycieokien.Pocosiętakmęczyć?Zpomocąbyłobyłatwiej.

Małgorzata wzruszyła ramionami. Ciekawe, jak miałaby załatwić sprawęsprzątaczkibezwiedzyKrzysztofa.Stwierdziłby,żeupadłanagłowę,jaknic.Możenawetwyśmiałbyjejnieporadność.Aprzecieżonaniejesttaka.SpojrzałanaPaulinę,która,rzeczjasna,przytaknęłaSabinie.

Znała ją jeszcze, zanim zamieszkały na jednym osiedlu. Wpadły na siebiew gabinecie Grzegorza, gdzie Gosia przyprowadzała jedenastoletniego wówczasTomka na leczenie. Tamtego dnia Paulina zajrzała do męża, by podrzucić muzapomnianąkomórkę.Bąknęłacośzdawkowoopogodzie(lałojakzcebra)izaczęłyrozmawiać,ażepogawędkanabrałarumieńców,umówiłysięnakawę.Itakzostało.Pięć lat później przeprowadziły się wraz z rodzinami na Zielonego Dębu, gdziepoznały Sabinę i Wiolettę. Miejsce było jak z sielanki, idealne, bez jednej skazy.DopókiWiolettaniezdecydowała,żenatymprzyjemnymdlaokaobrazkupojawisięrysa.

– Chcę wam oznajmić, że dojrzałam do pewnej decyzji... – powiedziałauroczystymtonemSabina.

Słowo„dojrzewanie”wustachSabinywydałosięPaulinieiGositakinteresujące,żewlepiływniązaciekawione,żądnerewelacjispojrzenia.Martapoprostusłuchała.

–Wydajemisię,awzasadziejestempewna,żejużnajwyższyczasnadziecko–wyjaśniłaJońska.

– O rany... – wyrwało się Paulinie, która mimo usilnych starań nie potrafiładostrzecwsąsiadcepotencjałunaodpowiedzialnąmatkę.

–Wspaniale!–ucieszyłasięMałgorzata.Martaprzytaknęłauprzejmie.–ArozmawiałaśotymzMarcinem?Czyiontakmyśli?–dopytywałaPaulina.–A o czym tu rozmawiać? Zawsze twierdził, że chcemieć dzieci – oznajmiła

Sabina.–Jużniemogęsiędoczekaćprocesurealizacji!–Klasnęławdłonie.Paulinawypuściłaciężkopowietrze.Małgosiadotknęłarękiprzyjaciółki.–Nocóż,rzeczywiściebrakujewamtylkodziecka...– W takim razie chyba wypada życzyć wam powodzenia, prawda? – dodała

Marta.Oczy Sabiny błyszczały. Przytaknęła energicznie i nachyliła się ku nowej

znajomej.–Awy?Planujeciedzieci?–Owszem.Pewnieotympomyślimy,gdytylkowyprostujemybieżącesprawy.– Widzisz, Sabina, oto przykład racjonalnego podejścia do wszelkich decyzji.

Page 40: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Zwłaszczatychnieodwracalnych–stwierdziłaPaulina.– Ale ja nie mam żadnych problemów! I nic nie muszę prostować! Dlaczego

zawszetakajesteś?Każdemupotrafiszzepsućradość!–Oilewiem,jeszczeniemaczegopsuć.Małgorzataspróbowałamediacji.– Paulina nie miała niczego złego na myśli, prawda? Po prostu próbuje ci

powiedzieć,żetopoważnadecyzja.–Traktujeciemniejakjakąśgłupiutkąmałolatę.–NadęłasięSabina.–Niewiem,

najakiejpodstawie.Jamamtrzydzieścitrzylata!–Troszczymysięociebie.Towszystko–odparłaMałgorzatałagodnie.–Niemapotrzeby.Ostatecznietobędziemojedziecko.Tojaniebędęsypiaćpo

nocach,będękarmićiprzewijać.Nowłaśnie!–pomyślałyPaulinazGosią,alemiaływystarczającorozsądku,bytę

myślzatrzymaćdlasiebie.Marta czuła się niezręcznie, jak przypadkowy obserwator przekomarzanek

dobrychznajomych,któreledwieznała.– Idziemy jutro z Martą na tenisa – oznajmiła Paulina, jakby czytając w jej

myślach.–Totygrasz?–zainteresowałasięSabina.–Nie.Imamstracha.–Onajużpróbowałanauczyćimnie,iMałgorzatę,alebezsukcesu.–Toniebrzmizachęcająco...–Martaspojrzałazwahaniemnagospodynię.–Bzdury!–rzuciłalekceważącoPaulina.–Zobaczysz,żecisięspodoba!Czuję

to!O dziwo, nie pomyliła się. Zarówno w kwestii trenera, o którym wcześniej

wspominała,jakitego,żesąsiadkazłapiebakcyla.MimożeMartamiaławrażenie,żejest zupełnie pozbawiona refleksu, a jej ręce są ospałe i nieporadne, Wojtek,zachwalanyprzezPaulinęinstruktor,uważałinaczej.Podobniejaksąsiadka,któraniebezwysiłkuprzyznała,żeonanapoczątkuradziłasobiedużogorzej.Kiedywracałyz kortu, cudownie zmęczone i zrelaksowane,Martamiała okazję zobaczyć całkieminnąPaulinę, bardziej swobodną i rozluźnioną, śmiejącą sięwięcej i jakbybardziejnaturalnie. To spostrzeżenie mocno ją zaintrygowało. Czy to sport wyzwalałwPaulinie takąenergię?AmożeWojtek,pozytywny i... atrakcyjny.Lepiej sięnadtymniezastanawiać,stwierdziła.

Gdyokazałosię,ilekosztująusługiosobistegoinstruktora,niecozrzedłajejmina.–Niemartw się. Spróbuję załatwić ci zniżkę uWojtka, po starej znajomości –

orzekłaPaulina.–Nocośty!Niemogęcięotoprosić!– Masz rację. Tobie nie wypada prosić, ale ja zrobię to z prawdziwą

Page 41: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

przyjemnością.–Paulinauznałakwestięzazakończoną.A potem zaprosiła koleżankę do siebie – miały jeszcze chwilę spokoju, bo

GrzegorzzTamarąwracalidopierozajakieśdwiegodziny–Martajednakniechciałasięnarzucać.Pozatymchybapowinnamugotowaćobiad,pomyślała.Tymrazemcoślepszego niż makaron i sos ze słoika. Jacek miał rację, skoro już i tak siedzęwdomu...

Trening wyzwolił w Marcie mnóstwo pozytywnej energii, więc wrzuciłado odtwarzacza jakąś skoczną składankę.Nadawała się. Zajrzała do lodówki. Pierśz kurczaka, sałata. Ziemniaki też jeszcze są. Nic wyszukanego, ale na domowyposiłek będzie jak znalazł, stwierdziła.Nalała sobiewody do szklanki i upiła kilkałyków.Poczułasię lekkajakpiórkoiwykonałapiruetpośrodkukuchni.Takbardzobrakowałomiswobody,którąwłaśnieszczęśliwiepoczułam!–ucieszyłasię.Znowubyłausiebie,aniewdomusamobójczyni.

PopowrociezpracyJacekzastałnastolegorącedanie.Uśmiechnąłsiępodnosemnawidokkrzątającej siępokuchni żony;byłwiększymkonserwatystą,niż skłonnybyłprzyznać.Usiedlirazemprzystole.Martatrajkotałaotenisie.Pochwaliłasię,żewedługtreneramadrygdotegosportu.

–Chybaposłużyłcitenwysiłek–zauważyłJacek.– I to jak!Wysłałamdzisiaj z dziesięć aplikacji. –ZadowolonaMarta dołożyła

sobiesałaty.–Jestemdobrejmyśli.–Todobrze.Tonaprawdęświetnie–odparłjejmąż,choćwduchupozazdrościł

sąsiadom.Prawdziwi z nich szczęściarze, że mogą pozwolić sobie na utrzymywanie

niepracującychżon,któredbająwyłącznieodomiczekająnanichzobiadem.

Page 42: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

VIISabinabyłazbytzaskoczona,byzareagowaćoburzeniem,pretensjamiczychoćby

płaczem. Marcin nie przywitał pomysłu powołania na świat potomka z takimentuzjazmem i zapałem do działania, jakiego się spodziewała. Prawdęmówiąc, niebyłomowyojakiejkolwiekeuforiiczychoćbyzainteresowaniutematem.

Spędzali naprawdę miły wieczór na kanapie w salonie. On oglądał serialkryminalny,onaczytałaksiążkę,popijająckakao.Sabinamiałananietakąochotę,żeprzemknęło jejprzezmyśl,czy toabynieciążowazachcianka,ale tobyłoprzecieżniemożliwe.

–Marcin...–Położyłaksiążkęnaudach.–Pogadamy?–Tak?–mruknął.–Comyśliszodziecku?Bojabymjużchciała.Chybajużnajwyższyczas.Przezchwilęzareagowałjaknaokrzyk„palisię!”,aleemocjezarazznikłyzjego

twarzy. Ich miejsce zajęła mina, z jaką zapewne Marcin podchodzi do trudnegolądowania.

–Już?–rzucił,zerkającnaksiążkę.Tytuł nie wyjaśniał niczego. Biografia Marilyn Monroe nie wzbudziła chyba

wniejnagłegoprzypływumacierzyńskichuczuć?–pomyślał.–Nowiesz...Niejestemjeszczestara,alejednak...Zegartyka.–Odkogowzięłaśtodramatycznewyrażenie?„Zegartyka”.OdGośki?–Odnikogo.Poprostuchcęmiećztobądzieckoipytam,cotynato.–Niesądziłem,żechceszjuż.Taknagle.– Jesteśmy małżeństwem od czterech lat. To chyba nie tak nagle? – Sabina

postukałapaznokciemwokładkę.Marcin zagapił się na ekran telewizora. Podejrzany o zamordowanie czterech

młodychkobietwłaśnieuciekałsamochodem.–Muszęodpowiedziećteraz?Sabinaażsięskuliła.–Niechceszmiećdzieci?Przecieżzawszemówiłeś...–Czypowiedziałem, że nie chcę?Po prostu jestem trochę zaskoczony.Apoza

tymchybaniemusimyjużwtejchwiliwcielaćwżycietwojegopomysłu?Sabinaopadłanapoduszki.Nawinęłanapaleckosmykwłosów.–Niemiałabymnicprzeciwko.–Przepraszamcię,alemuszęjutrowstaćowpółdoczwartejrano.Idęodpocząć.

Wierzmi,żadenzmoichpasażerówniechciałby,żebymbyłzmęczony.Sabina odprowadziłamężawzrokiem i powróciła do lektury, ale hollywoodzka

karierasławnejaktorkijakośprzestałająinteresować.Czynaprawdępotakkrótkiejrozmowie o dziecku trzeba odpoczywać? – zadała sobie pytanie. A może się

Page 43: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

czepiam? W końcu Marcin nigdy nie podejmuje decyzji spontanicznie, bezstosownegonamysłu.Nie,niepowinnamsiędziwić,żeitejniechcepodjąćnahura.

Odpamiętnejrozmowyminąłtydzień.LeczwłaśnieodtamtegodniaSabinaczułanieustanny niepokój. Marcin dzisiejszą noc miał spędzić w Paryżu. Wprawdziedzwoniłipisałmiłewiadomości,jakzwyklenarzekającnanieobecnośćżonyuswegoboku,ale...Cośjejniedawałospokoju.SabinamiałaochotęnaodwiedzinyuPaulinyalbo uGosi,wiedziała jednak, co usłyszy. „Co chcesz, przecież to rozsądny facet”(Paulina). „Dajmu czas.Wszystko się ułoży.Niemartw się” (Gosia).Ciekawe, copowiedziałabyMarta,aleznajomośćbyłazbytkrótka,byzjawićsięunowejsąsiadkiztakintymnymproblemem.PozatymMartanieznaMarcina.Niewie,jakijest,więcjakmogłabycokolwiekdoradzić?

Umęczona refleksjami Sabina postanowiła dla wyciszenia emocji wybrać sięnajogę.

Małgorzata była w domu sama. Choć na ogół lubiła tę swoją samotność, tymrazemjejdoskwierała.Krzysztofpochwilizniechęceniaponowniewpadłwwirpracyinawetjeślibywałwdomu,Gosianieodczuwałajegoobecności.Tomekalboszedłdo szkoły, albo włóczył się gdzieś ze znajomymi, albo się uczył. Co będzie, gdywyjedzienastudia?Małgorzatazbytdobrzeznaławłasnedziecko,bysądzić,żepomaturze syn zostanie na miejscowej uczelni. Paliło mu się do świata, pragnąłdoświadczać,próbować.Ichoćbyłazniegodumna,obawiałasięchwili,wktórejsynopuści rodzinne gniazdo. Od jego narodzin wiedziała, że ten dzień nadejdzie, aledlaczego nadszedł tak szybko?Cóż, trzeba się przystosować... Paulina twierdzi, żewreszciebędęmiałaczasdlasiebie.Możemarację?

Małgorzataposzłanapiętro,dosypialni.Położyłasię,choćzwyklenierobiłategow ciągu dnia, jednak dzisiaj pobolewała ją głowa.O czym to kiedyśmarzyłam? –zastanowiłasię,próbującwmyślachzorganizowaćswojeprzyszłeżycie.Aha,obyciumatkąiżoną.Zrealizowane.Szczęśliwąkobietą.Iartystkącyrkową!–przypomniałasobieplanyzdziecięcychlat.Wyobraziłasobiesiebiestąpającąostrożniepowysokozawieszonejlinieiroześmiałasię.Miałosiętęwyobraźnię,niemaco!

Po studiach zaczęła pracować w szkole. Lubiła to. Biologia pasjonowała jązawsze, a teraz dodatkowo cieszyła radość dzieci, chłonących przekazywaną imwiedzę.Długotonietrwało,bozarazzaszławciążę,aKrzysztofuznał,żepowinnazostać z dzieckiem w domu. Gdy chciała Tomka posłać do przedszkola, mążtwierdził, że Gosia chce okraść małego z dzieciństwa, choć ona wcale nie miałatakiego zamiaru.Uległa, została panią domu i starała się realizować jako najlepszażonaimatka.Skorojużniemogłaspełniaćsięwzawodzie...TyleżeTomekdorastał.Mieszkanieniemogłobyćbardziejczyste,ubraniadokładniejwyprasowane,kwiatywdoniczkachrozsadzaneczęściej.Małgorzataodżyła,dopierokiedypoznałaPaulinę.Udzieliła jej się energia nowej znajomej, więc starała się uszczknąć z niej jak

Page 44: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

najwięcej dla siebie. Próbowała nawet przez jakiś czas żyć jak tamta – częściejwychodzić, poznawać nowych ludzi – jednak tego stylu życia nie udało się jejprzeszczepić na własny grunt na stałe. I nie chodziło wyłącznie o odmiennecharaktery.

Małgorzatazerknęłanamałybiałyzegarek,stojącynanocnejszafce,inastawiłabudzik na czternastą. Nic się chyba nie stanie, jeśli zdrzemnę się przez godzinkę,pomyślała.Jestemzdrowa,mammężaiwspaniałegosyna,powtórzyłajakmantrętużprzedzamknięciempowiek.Czegochciećwięcej?

Paulinakwitła.Oczywiścienatyle,nailewjejprzypadkubyłotomożliwe.Dlapani Stasi oznaczało to zauważalny spadek krytycznych uwag co do efektów jejpracy.Tamaraw tygodniuoglądałabajki o całepółgodzinydłużej niżdotychczas,mniejpouczanyGrzegorzodetchnął.Ażtrudnobyłouwierzyć,żenatennastrójmiaławpływrzecz takbanalna, jakwspólnewypadyna tenisazMartą.Choćniegrywałyrazem, ze względu na różnicę poziomów, Paulina chętnie udzielała koleżance rad,jadała z nią lunche i gawędziła w drodze na kort i z powrotem. Odświeżająceoddziaływanie nowej znajomości było jak narkotyk, choć z tym porównaniemStawska na pewno by się nie zgodziła. Bo choć lubiła rutynę, nie była robotem,i życie czasemnużyło i ją.Świeżoodzyskaną radość z codziennościmąciły jednakwzmiankiMarty o poszukiwaniu pracy i rozmowach kwalifikacyjnych, na które jązapraszano.

Paulinabyłazbytdobrzewychowana,bynieżyczyćMarciepowodzenia.Życzyławięc,choćwduchumyślałazupełnieinaczej.

Po południu Marta, podśpiewując pod nosem, wracała do domu z kolejnejrozmowy o pracę w banku, w którym aplikowała na stanowisko, jakie piastowaław poprzedniej firmie. Czuła, że poszło jej świetnie. A do tego jeszcze to pięknesłońce,pięćstopninaplusieinadzieja,żekiedyśjednakprzyjdziewiosna!Rozmowabyła partnerska, na co niemały wpływ, zdaje się, miały referencje Martyzpoprzednichmiejsczatrudnienia,iwszystkowskazywałonato,żekoniecdomowejrutynyjestbliski.

Choćprawdęmówiąc,nienudziłosięjejwcale.Anawet,pomyślała,przełączającstacje w samochodowym radiu, ten stan mógłby potrwać odrobinę dłużej. Jeślipominąćprzyziemnyaspektfinansowy,jejobecneżyciebyłocałkiemprzyjemne.Niemusiała zrywać się jak głupia o świcie, miała czas na leniwą kawę po śniadaniu.Potem nieśpieszny prysznic, ogarnięcie domu. Ostatnio Marta zaczęła nawetszczegółowo planować aranżacjęwciąż nieurządzonej jego części, choć siłą rzeczyna koncepcjach musiało się skończyć... Potem trening w towarzystwie Pauliny,zakupy, obiad i chwila dla siebie podczas oczekiwania na powrót Jacka z pracy.Przeglądanieofertzatrudnienia,czytanie,słuchaniemuzyki.Martapoddałasiętemurytmowizzadziwiającąłatwością.

Page 45: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Jutromoja kolej zorganizowania herbatki, przypomniała sobie i ze zdumieniemspostrzegła,żejesttymfaktempodekscytowana.Wdrodzedodomuzajechałazatemdo cukierni i kupiła trochę słodkości.Wiedziała, że nie dorównają specjałom paniStasi,alezpewnościąbędąlepszeniżjejwłasnewypieki.BoMartanienadawałasięna cukiernika – tort bezowy, który podała na pamiętnej imprezie, był wyjątkiempotwierdzającym smutną regułę – a bardzo jej zależało, aby dziewczyny czuły sięuniejdobrze.NiebyławprawdzieWiolettą,ale liczyła,żeprzynajmniej jąpolubią.Złapała się na myśli, że na wspomnienie samobójczyni czuje ukłucie zazdrości.Wiedziała,że toniedorzeczne,ale irytowałoją,że trzysąsiadki łączycoś,doczegoona,Marta,niemadostępu.Cóż,wizytyuniejmusiałybyćdlanichzupełnieczymśinnym niż odwiedziny u dawnej koleżanki... To jednak zupełnie inna historia, jakpowiedziałJacek,aMartawkońcu,choćniebeztrudności,muuwierzyła.Starałasięnieprzejmowaćprzeszłością,zktórąniemiałaprzecieżnicwspólnego.

TegodnianaulicyZielonegoDębuniewydarzyłosięjużnicszczególnego.JeślinieliczyćopóźnieniaporyobiadowejuBorowiaków.Zpowoduawariiprądubudziknie zadzwonił, Małgorzata zaspała, a mąż z synem musieli czekać na obiad całepółtorej godziny. I choć Krzysztof najwyraźniej sądził, że ciągłym dopytywaniemprzyśpieszysprawę,zaplanowanynadzisiajgulaszmusiałswojeodpyrkaćwgarnku,nic sobie nie robiąc z krytycznych pomrukiwań uznanego recenzenta. ZirytowanyKrzysztof poszedł w ślady syna i podobnie jak Tomek zniknął w swoim pokoju.Kiedy ponownie pojawił się w salonie, miał wyraźnie lepszy nastrój, mimo żedoobiadupozostałjeszczekwadrans.Małgorzatazarejestrowałatęzmianę,choćniemiałapojęcia,cobyłojejpowodem.

Martynieopuszczałdoskonałyhumorporozmowiekwalifikacyjnej,więcmimożemiały zobaczyć się jutro, postanowiła zdać Paulinie relację ze spotkania jeszczedziś.

Stawska, jak zwykle po wizycie u psychoanalityka, była wyciszonaizrelaksowana.Ichoćświetniewiedziała,coporadziłbyjejterapeuta(„proszęmówićto, co pani czuje; ważne jest, aby robiła pani i mówiła rzeczy, które są z paniąwzgodzie”),doskonaleudawała,żecieszyjąpotencjalnysukcessąsiadki.

Sabinie joga przywróciła wiarę w powrót harmonii w związku. To tylko mojeurojenia i pretensje, stwierdziła i położyła się do łóżka. Na dobranoc zadzwoniłajeszcze do Marcina, ale nie odebrał; zamiast głosu męża w słuchawce rozległ sięirytujący komunikat poczty głosowej. Sabina natychmiast straciła pewność siebie,a świadomość, żew składzie załoginadzisiejszy lot znalazła się stewardesaKasia,wywołałanieprzyjemnyskrętżołądka.Możetamtaciąglebawisięwmasażystkę?

Zatem gdy Marcin oddzwonił, słuchała uważniej niż zwykle, lecz tym razemniepokójniechciałustąpić.Mimostandardowychzapewnieńotęsknocie.

Page 46: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

VIIITematemprzewodnimherbatkiuMartystałysięwłaśnieprzeczuciaSabiny,która

wnocy spała niespokojnie. Poranek zaś, zamiast przynieść należnewytchnienie ponocnymkoszmarze,powitałjąjeszczewiększymniepokojem.

– Wcale nie był zadowolony, kiedy wspomniałam o dziecku – skarżyła sięsąsiadkom.–Myślę,żeonpoprostukogośma–powtórzyłajużporazktóryśzkolei.

–Maszjakieśkonkretnepodejrzenia?–zaniepokoiłasięMałgorzata.–Tylkoto,cosłyszysz.–Kręci się koło niego jakaś kobieta? –Marta dolała Sabinie herbaty do pełna.

Konieczniemusiałazająćczymśręce.–TylkotaKasia,stewardesa.Marcinzawszesięjejpodobał.–Onzapewnepodobasięwielukobietom.Conieoznacza,żezkażdąmaromans

–wtrąciłazdroworozsądkowoPaulina.–Wieszdobrze,żeonapozwalałasobienazbytwiele–odparłaSabinapoważnie.

–Swegoczasusamamiradziłaś,żebyzrobićztymporządek.–Atypodobnotozrobiłaś...–Takmisięwydawało.Aleterazwcaleniemampewności.–Najlepiejbędzie,jakzapytaszgowprost–poradziłaGosia.–Napewnosięprzyzna!–Paulinauśmiechnęłasiępobłażliwie,pozbywającsię

paprochazbiałegokaszmirowegosweterka.Znówwyglądałanieskazitelnie.–Spróbowaćniezaszkodzi...–dodałaciszejMałgosia.–Alejaniechcęsiędowiedzieć,żeonkogośma!–jęknęładramatycznieSabina,

wyraźniebalansującanaskrajupłaczu.–Wolałabyśniewiedzieć?–zdziwiłasięMarta.Sabinamilczała,zagapionawzbytpełnąfiliżankę.Byłakompletnieskołowana.– Według mnie, niepotrzebnie panikujesz. Marcin nie jest typem mężczyzny,

który bawi się w takie gierki – orzekła Małgorzata, widząc, że sytuacja zmierzakuemocjonalnejkatastrofie.

–Askądmożesztowiedzieć?–podsumowałaodruchowoPaulina.RamionaSabinyopadłyjakpodniewidzialnymciężarem.Debata przy kuchennym stole Marty trwała jakieś dwie godziny. Pod koniec

spotkaniakobietyznajdowałysięwpunkciewyjścia,aleSabiniebyłoodrobinęlżej.Przynajmniejnieczułasię takprzeraźliwiesamotna.NajrozsądniejbędziepoprostuzapytaćMarcinawprost,postanowiła,nawet jeśliodpowiedźokażesięniepomojejmyśli.Pomimostrachu,Sabinawiedziała już,że tozrobi.Aprzynamniej tak jejsięwydawało.

W piątkowy poranek leniwe śniadanie przerwał Marcie niecierpliwy dzwonektelefonu.Jadławłaśniemaślanąbułkęzdżememtruskawkowym,popijajączbożową

Page 47: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

kawą.Miała na ten smak z dzieciństwa ogromną ochotę, więc zirytowała się, gdyuporczywa powtarzalność dzwonka zmąciła przyjemną chwilę. Nieznany rząd cyfrna wyświetlaczu pozwalał przypuszczać, że ktoś dzwoni w sprawie pracy. Martazerknęłatęsknienanadgryzionąbułkę.

–Żegnajciespokojneśniadanka–powiedziała.–Dzieńdobry.ZtejstronyNataliaZarembazGoldBanku...– Dzień dobry – odparła Marta należycie poważnym tonem przyszłego

pracownika,maczającjednocześniepalecwdżemie.–Zrobiłapaninaszefienaprawdępozytywnewrażenie...Marta oblizała truskawkowy czubek palca wskazującego. Maminy dżem

smakował słodko, rozgrzanym letnim słońcem. Podobnie grzało ją ciepło właśnieusłyszanegokomplementu.

–...azwłaszczapanireferencje–ciągnęłaZaremba.–Naprawdęgodneuznania.Rzadkoktórykandydatprzedstawiatakinteresującąaplikację.

Martauśmiechnęłasiępodnosem.Otowłożonywkarierę trudprzynosiowoce.FacetzMadrytumożemiteraznagwizdać!–pomyślałatriumfalnie.

–Dziękuję,bardzomiłomitosłyszeć–powiedziaławyważonymtonem.–Dyrektorowinaprawdępodobałasiępanikandydatura,alewybrałinnąosobę–

zaszczebiotała przedstawicielka GoldBanku na jednym oddechu. – Życzymy panizatempowodzeniawposzukiwaniupracy, a gdybywprzyszłości zwolnił się u nasjakiśetat,będziemyopani,oczywiście,pamiętać.

Sekunda, która upłynęła do wypowiedzenia przez Martę zwyczajowego:„Dziękuję za informację.Dowidzenia”,wydała się jejwiecznością.Rozczarowanaodsunęła talerzyk, jakby nagle przestała lubić maślane bułki i dżem. Opadłana oparcie krzesła i zagapiła się w kuchenne okno, zbyt zaskoczona, żeby choćbymrugnąć. „Pozytywne wrażenie”? „Interesująca aplikacja”? Ale „życzymypowodzenia”! Oczami duszy zobaczyła bezczelny zwycięski uśmiech madryckiegodecydenta, który skazał ją na tę porażkę. Urażona ambicja zakłuła mocno. Widaćpoczułam się zbyt pewna siebie! –westchnęłaMarta. I pomyśleć, że jeszcze przedchwilążałowałam,żetakszybkoznalazłamnowezajęcie...

Chwyciła za telefon i wybrała numer do Jacka. Nie odbierał, pewnie byłna spotkaniu z klientem.Muszęo tymkomuśpowiedzieć! – pomyślała.Muszę, boeksplodujęodnadmiaruemocji!

Wspólne wyprawy na tenisa siłą rzeczy najbardziej zbliżyły ją z Pauliną, więcwybórpowiernicybyłnaturalny.

Stawska wybierała się właśnie na sesję akupunktury, ale widok zmartwionejtwarzysąsiadkisprawił,żenatychmiastodwołaławizytę.AMartawlśniącymbieląsaloniewylała z siebie zaskoczenie, zawód i poczucie porażki. Paulinawysłuchałacierpliwie, bardzo przekonująco zapewniając, że nie ma czego żałować, bo oto

Page 48: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

GoldBank popisał się dyletanctwem, aMarta nie chciałaby chyba pracować w takmało profesjonalnej firmie? Następnie zapakowała koleżankę do samochoduizawiozłajądofryzjera.

–Nowafryzuratoznakomitysposóbnato,byświatwydałsiępięknynanowo–stwierdziłaautorytarnie.

Istotnie, kiedy naturalnie kręcone włosy Marty nabrały witalności i zdrowejsprężystości, ona sama odzyskała werwę i wiarę w to, że wciąż nie powiedziałaostatniego słowa.Nie pałać do czegoś entuzjazmem, a zostać odrzuconym, to dwiezupełnie odrębne kwestie. Profesjonalny masaż głowy napełnił Martę nadzieją, żewszystkojeszczebędziedobrze.

Paulinauważałapodobnie.Małgorzata niemogła nie zauważyć, że od środowego popołudnia z twarzy jej

mężanieznikaminamałegochłopczyka,którywłaśniezjadłw tajemnicycukierka.A może raczej mina kota, który wylizał do czysta miskę pełną tłustego mleka?Ponieważ było jej trudno zdefiniować ten grymas precyzyjnie, postawiła na cośpośredniego pomiędzy jednym określeniem a drugim. Przy wieczornychwiadomościachniewytrzymała.

–Możepowieszmiwreszcie,cosięstało?Widzęprzecież,żejesteśczymśbardzopochłonięty.Rzekłabymnawet...–zawiesiłagłos–...zadowolony?

–Niewiem,oczymmówisz.–Wiesz,wiesz.Bardzodobrze.– Nie warto strzępić sobie języka – powiedział Krzysztof. – Jeszcze – dodał

tajemniczo.–Szykujesięjakaśnowawspółpraca?Zlitujsięipowiedz.Czyjazawszemuszę

zgadywać?Krzysztof najwyraźniej rozważał, co powinien zrobić, leczw końcu rozparł się

wfotelujakbasza.– Wreszcie się zdecydowałem – oświadczył. W jego głosie brzmiała duma. –

Izrobiłemto.Małgosia zmrużyła oczy, próbując pojąć, co może być tym „czymś”. Kiedy

wkońcuspłynęłooświecenie,niemaljęknęłazbezsilności.–Znowu?–zapytałaniemalszeptem.–Jestempewien,żetojestto.Itymrazemsięniemylę.Małgorzata przeniosła spojrzenie na prezentera wieczornego programu

informacyjnego. Wiadomości o porzuconych w połowie budowach dróg,chuligańskichrozbojachibezmyślnościpolitykówbrzmiałyprzyzasłyszanejwłaśnierewelacjijakbajkidlagrzecznychdzieci.Awięcznówsięzaczyna...

Dlaczegosięniedomyśliła?Jacekspisałsięzarównowroliuważnegopartnera(dostrzegłnowąfryzurę), jak

Page 49: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

i pocieszyciela (bezlitośnie obśmiał GoldBank). Jednak w tajemnicy, kiedy Martaposzławziąćkąpiel,zadzwoniłdoojcaiwybadał,czywraziekryzysufinansowegomogąliczyćnapożyczkę,jednocześniezobowiązującgodomilczeniaprzedwieczniepanikującą rodzicielką, mogącą w ataku czarnowidztwa przygotować młodymprowiantizapasświec.Ojciecniezawiódł.Wprawdzierodzicomsięnieprzelewało,ale odłożyli pewną sumę na czarną godzinę, więc pomoc była możliwa w każdejchwili.Jacekuspokoił ich,żeniemajeszcze takiejpotrzeby,żedzwoni jedynie,byzorientowaćsięwtemacie,iwolałbyniekorzystaćzewsparcia.

Jest przecież dorosły i powinien utrzymać siebie i rodzinę. Cholerny świat! –zakląłw duchu.Czuję się jak oferma!Chciałbymzarabiaćwystarczająco, żeby niemusiećmartwićsięobrakdrugiejpensjiwdomowymbudżecie!

Rozejrzałsięposypialni,alezobaczyłtesamecozawszepusteściany(nielicząckomodynabieliznę)imateracnapodłodze.Poplecachprzebiegłmuzimnydreszcz.Pierwszy raz pomyślał, czy kupno tego domu nie było porwaniem się z motykąnasłońce.

Marcinbyłwnaprawdędobrymnastroju.Nie tylkodlatego, żewracałwreszciedodomu;tobyłpoprostujedenztychdni,kiedycudownesamopoczuciepojawiasięwmagicznyitajemniczysposóbipoprostutrwa.Bezpowodu.ZapragnąłwtulićsięwmiękkieipachnąceciałoSabiny.Doszczęścianiebyłomupotrzebnenicwięcej.

Ależonywdomuniezastał,choćmieliniepisanązasadę,czymożeraczejrytuał,żeSabina zawsze czekała, gdyonwracał z podróży.Nalałwodydo czajnika.Miałochotę na ulubioną herbatę.Earl grey nigdzie na świecie nie smakuje jakwdomu,uśmiechnąłsiępodnosem.AjużnajgorzejchybawAnglii.Krajherbaty,teżmicoś!

KilkukrotniepróbowałpołączyćsięzSabiną, leczbezpowodzenia.Ażwreszciezdecydował,żezrobirekonesansuMałgorzaty.

Wtejsamejchwilinapodjeździepojawiłosięautożony,alenieoczekiwanaulga,którą poczuł Marcin, szybko znikła wobec dystansu, z jakim przywitała go żona.„Sabina”i„powściągliwość”todwasłowa,którenigdyniepowinnystaćoboksiebie,pomyślał. Zapytał, czy coś się stało, ale odpowiedzią było tylko spojrzenieogromnychciemnychoczu.

PrzezcaływieczórSabinamiałapytanienakońcu języka, leczkiedywydawałosię, że je zada, przełykała ślinę i... milczała. Łykała niewypowiedziane słowa ażdo nocy.Wreszcie gdyMarcin, zmęczony bezowocnymdopytywaniem, postanowiłwziąć prysznic i położyć się spać, niesiona nagłym zrywem odwagi wpadładołazienki.

–Maszkogoś,prawda?–wypaliła.–Żeco?–ToKaśka,tak?Niemusiszjużudawać.Poprostusięprzyznaj.–Sabinawzięła

siępodboki.

Page 50: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Marcinodwiesiłręcznik.– A, to stąd to twoje dziwne zachowanie... Teraz rozumiem. Nie wiem, co ci

przyszłodogłowy.Ktościcośnagadał?PrzecieżzKaśkąniemamnicwspólnego,pozakilkomagodzinamiwpowietrzu.

– Nie kłam! Wszystko zrozumiałam. To przez nią nie chcesz mieć ze mnądziecka.Przezniąalboprzezjakąśinną...–zawiesiłagłos.

–Niemaszracji,kochanie.Tonietak,żeniechcę...–Ajak?Marcin, przygwożdżony siłą jej spojrzenia, tracił grunt pod nogami. Co miał

powiedzieć,jeśliniedomyślałasię,wczymrzecz?Jeśliniedostrzegałaproblemu?– Czy ty mnie w ogóle jeszcze kochasz? – ledwie wykrztusiła Sabina przez

ściśniętegardło.–Myślałem,żetojednowiesznapewno...Przygarnąłżonędosiebie.Przytuliłmocnoiwyczułpoddłońmidrobnekręgijej

kręgosłupa.Sabinatrwałanieruchomo,ogrzanazarównojegosłowami,jakiciepłemramion.

Napięte mięśnie rozluźniły się. Uwierzyła. Wszystko wciąż wydawało jej sięskomplikowane i wcale nie bardziej jasne, ale zaufała. Mój mąż mnie kocha,pomyślała.Mnie.Nikogoinnego.Czynietojestnajważniejsze?Jeślinicniezmieniłosięwkwestiijegouczuć,wszystkoinnesięułoży.Niemożebyćinaczej.

Page 51: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

IXJestemkoszmarnymnudziarzemiżyciowymniedorajdą!–zawyrokowałJacek.Do niedawna wcale tak o sobie nie myślał, ale prawda, która objawiła się

niespodziewanie podczas ostatniego weekendu, zdążyła od tego czasu napęczniećdo zatrważających rozmiarów. A wszystko przez Krzysztofa i jego zaproszeniena piwo. U Borowiaka pojawili się również Grzegorz i Marcin; zapowiadała sięnaprawdęświetnaimpreza.Miłezaskoczenieminęłojednakwchwili,gdygospodarzzaprosiłichdoswojegogabinetu,gdzienaspecjalnieprzygotowanymstolikuczekałjuż wybór piw ze świata: dolnej i górnej fermentacji, pszeniczne, ciemne i mocneportery i stouty. Zarówno słodkie, jak i wytrawne. Miodowe i owocowe. Gdybywypilitowszystko,chodzilibynakacuchybaprzeztydzień.KiedyKrzysztofzapytał:

–Tojakiepijesz?Jackowiniepozostawałonicinnego,jakodpowiedzieć:–Ajakiepolecasz?– Chyba tego lagera. – Gospodarz podał mu zieloną butelkę. – Ma wspaniały

rześkismak.Niezakłócagożadnainnanuta.–Wierzęcinasłowo–odparłJacek,sięgającpootwieracz.Dotądpiłpiwozwyczajnie,zagryzającchipsami.Teraz,zachęcanyprzeznowego

znajomego, miał je smakować. Dowiedział się także, że słowo „lager” pochodzizniemieckiegolagern,czyliprzechowywać.Nieśmiałzapytaćochipsy,bojącsię,żezakłócipiwnemisteriumiwyjdzienamałowrażliwegodyletanta.

Wpatrywał się natomiast z zainteresowaniem w etykietkę trzymanej butelki.Na oko niczym nie wyróżniała się spośród setek podobnych etykiet, które widziałw swoim życiu, ale kontemplował ją uważnie w obawie przed niezamierzonąprofanacją. Kiedy zorientował się, że Grzesiek i Marcin szybko opróżniają swojebutelki,dziękujączaspecjalnekufle,pomyślał,żeotocidwajopracowalijużsposób,jakprzetrwaćpiwnewieczorkiuBorowiaka,którepodobnoodbywałysięcyklicznie.

Mimo że to było męskie spotkanie, nie sposób było nie zauważyć istotnegowkładu Małgorzaty. I choć nie usiadła z nimi, twierdząc, że będzie tylkoprzeszkadzać, gdyby nie ona, nie mieliby tych wszystkich pysznych pasztecików,wyboruserów,ostrychkiełbasekzapiekanychwcieściefrancuskimiminikanapeczekz czym tylko się dało.Nie byłowprawdzie chipsów, ale Jacek nie narzekał.Gosiaw trakcie wieczoru kilkukrotnie zaglądała do gabinetu, pytając, czy czegoś im nietrzeba.ChoćGrzegorz,Marcin i Jacekzaśmiewali się,żewszystkiego jestażnadtoi żeniemusi sięonich troszczyć,Krzysztof zawszedodawał, żebywyniosłapustebutelkilubdokroiłasera.

–Małgosiauwielbiaczućsiępotrzebna–kwitował,kiedyzażonązamykałysiędrzwi.

Page 52: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Nie można powiedzieć, że nie było miło. Wręcz przeciwnie. Problem polegana tym, że jeśli przebywa się w towarzystwie, a współbiesiadnicy opowiadająo swoich podróżach do miejsc, których nie ma się szans odwiedzić, zabawnychsytuacjach w redakcji, wywiadach telewizyjnych i słynnych znajomych orazo początkach biznesu, który stał się obecnie świetnie prosperującą przychodniąstomatologiczną, natomiast samemu wstaje się rano do zwykłej pracy za zwykłąpensję,to...Naprawdętrzebamiećbardzosolidnepoczuciewłasnejwartości,abyniedrgnęłoanitrochę.

Właśnie dlatego w poniedziałek Jacek wstawał do pracy wolniej niż zwykle,zuczucieminnymniżkiedykolwiek.Wyrzucał sobieniedostatek talentu,zływybórstudiów, brak inicjatywy, żyłki biznesowej i nawet – gdy wspomniał o Marciniepodczasporannegogolenia–nieszczególnieprzystojnątwarz.

Martajeszczespała,zszedłwięccichutkonadół,abyzrobićsobieśniadanie.Przychlebaku na blacie dostrzegł przylepioną małą żółtą karteczkę z namalowanymserduszkiem i napisem: „KochamCię!Miłegodnia!”.Zrobiłomu się odrobinę lżejna sercu, choć i tak zastanawiał się przez całą drogę do biura, co właściwie żonawnimwidzi.

Martę wychowała samotnie matka, bo wkład ojca ograniczył się do powołaniacórkidożycia.Rolaniebagatelna,alejakżekrótka!Nawiasemmówiąc,śladponimszybko zaginął; facet nie chciał nawet zobaczyć własnego dziecka. Jak można siędomyślić, alimentów także nie płacił. Życie było bardzo skromne, mimo wsparciadziadkówMarty. Bożena, jej mama, wpoiła córce przekonanie, że w życiu możnaliczyć wyłącznie na siebie. Bardzo zależało jej, aby ta odebrała stosownewykształcenie.KiedywięcMartaskończyłastudiaiznalazłapierwsząpracęwbanku,mamapopłakałasięzeszczęścia.

Jacka poznała na ostatnim roku studiów, na domówce u koleżanki. Znajomośćpotoczyła się jak lawina, tak naturalnie, jakby wcześniej znali się od lat. Bożenapolubiłachłopakacórki i traktowałago jaksyna,cieszącsię,żeMartabędziemiaławżyciulepiejniżona.Żebędziemiałktojąkochaćisłużyćwsparciem.Żałowała,żeniemożedaćmłodymwiele,alenajważniejszebyło,żemająsiebienawzajem.

PrzezcałydzieńwfirmieJacekzastanawiałsię,czyMartaniewybrałagotylkodlatego,żematkanieświadomiewpoiła jej strachprzedżyciemwpojedynkę.Możewystarczało jej, żektoś jąpokochał?Żemiłośćokazała sięwartością takcenną, żeblakły przy niej inne powody? Podejrzewał, że gdyby zapytał o to żonę, reakcjąbyłabyzłość.Zapewnezraniłbyjągłęboko,więcpostanowiłmilczeć.

Krzysztof był w kompletnie innym nastroju. A właściwie czuł się doskonaleodponad tygodnia.AutorowikryminałuZnakwodny dobryhumor recenzenta trafiłsię jak ślepej kurze ziarno. Jego książka, zasługująca na określenie „niestetyzrealizowanejwizji pacjenta oddziału psychiatrycznego, którego rozprawkęniegdyś

Page 53: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

wpodstawówceomyłkowooceniononaczwórkę–stądjegowiarawewłasnytalentliteracki”,zostałapodsumowanajedyniejako„słabawprawkaamatora,któryjeszczeniepotrafi,alebardzowierzy.Pogratulowaćwiary”.

Krzysztof był dumny z siebie. Recenzja właściwie napisała się sama i w jegoodczuciuażskrzyłasięodinteligentnychspostrzeżeń,trafniepunktującsłabestronydzieła.

Niewielebrakowało,bynastępnego ranka,podczascodziennejprasówki, twórcaZnaku wodnego omal zadławił się kawą. Ratując się, opluł gazetę. Fotografiarecenzentawprawymgórnymrogustronyzamokłaijakbysięskurczyła.

– Wydałem słabą wprawkę – poinformował żonę, pakującą dzieciom kanapkinadrugieśniadanie.–TakoceniłmnieBorowiak.

– Nie przejmuj się. Przecież wiesz, że on jeździ po wszystkich – odparła, nieprzerywajączajęcia.–Wsumiepowinieneśsięcieszyć,żecięzauważył.

–Bardziejwierzę,niżpotrafię.Maszpojęcie?Wwydawnictwiesięucieszą,niemaco.–Mężczyznazłożyłgazetęzezłością.

Późniejzajęłogoodwiezieniedzieciakówdoszkoły,więc–naszczęście–prawiezapomniałozwątpieniuwewłasneumiejętności,zasianymprzezpojedynczezdaniejakiegośdobiegającegopięćdziesiątkifaceta.

RedaktorWysockizwydawnictwa,któreodważyłosięopublikowaćZnakwodny,rozpoczął kolejny dzień pracy ze skrzynką mejlową zawaloną wiadomościamiod ludzi pragnących wydać swoją pierwszą powieść. Robił w tym biznesie nieoddziś,więcdoskonalezdawałsobiesprawę,żeczekagokolejnydzieńprzepełnionydefiladąprzekonańowłasnymtalencie.Imwięcejjedenzdrugimpisałocudownościfabuły, tym bardziej rosło prawdopodobieństwo, że już po trzecim zdaniu trzebabędziezamknąćplikztekstemzesporymwestchnieniemulgi.Aredaktorabolaładziśgłowaiczułsięogólnierozbity.

Gdypośródinnychzobaczyłwiadomośćodznanegosobieadresata,westchnąłjakktoś,dlakogoniemanadziei.Jakietoszczęście,żeniektórzyludzieniemająpojęcia,żemejleodnichsąspychanenasamdółnieodczytanychwiadomości...

DogabinetuweszłaBasia,młodaasystentkazdziałupromocji.–BorowiakzjechałZnakwodny–rzuciła.–Czytałeśjuż?–Oddawnanieczytamjegowypocin.–Ważne,żecośnapisał,prawda?Przynajmniejnaszauważył.Wysockimachnąłręką.Nicniebyłogowstaniepocieszyć,nawet„zauważenie”

wydawnictwa przezBorowiaka.W jego skrzynce odbiorczej znów czekał na niegotenlist.

MarcelWilskinajwyraźniejniemiałzamiarudaćzawygraną.Tamaraprzezcałądrogędoszkołytłumaczyłaojcu,dlaczegopowinienzapisaćją

nalekcjebaletu.

Page 54: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Grzegorzniebyłzachwyconypomysłem,bowielewskazywałonato,żewyklułsię on w głowie jego żony. Balet. Kojarzony z elegancją, precyzją. Elitarny. OtopodanenatacywszystkiefetyszePauliny.Aichcórka,oumyślechłonnymjakgąbka,naśladuje matkę we wszystkim i z każdym dniem staje się do niej coraz bardziejpodobna.

To,cozachwycałoPaulinę,wGrzegorzubudziłoniepokój.– Joasiu, comyślisz o balecie? – zagadnął swoją asystentkę, gdy ta zjawiła się

nazapleczuzpytaniem,czyzaparzyćkawęprzedprzyjściempierwszegopacjenta.– Nigdy nie byłam, ale zawsze chciałam zobaczyć Jezioro łabędzie – odparła,

wyjmującdwiefiliżankizgórnejszafki.–Myślałemraczejolekcjach...– Doktor myślał o lekcjach baletu? – Dziewczyna posłała Grzegorzowi

rozbawionespojrzenie.–Przecieżniedlamnie.Dlacórki.– Każde hobby jest dobre, ale balet to chyba bardziej harówka niż frajda, co?

Chociażjasięnatymnieznam...– Ja też nie – odparł, wyjmując z torby plastikowy pojemnik ze śniadaniem

przygotowanymprzezpaniąStasię.Nie było zaskoczenia.W środku znajdowało się bardzowiele zdrowych rzeczy

i ani jednejkromki chleba, zaktórąondałby siępokroić.Grzegorz zastanawiał sięnadmożliwościąprzekupieniarodzinnegodietetyka,abytenzmieniłzdanieidopisałdo dozwolonegomenu bodaj jedną białą kromkę na tydzień, choć nadziei niemiałżadnej.Paulinapodsztandaremdbałościozdrowie ipłaskibrzuchmężaskazałagonapiekarnicząposuchę,przezcostawałsięzdnianadzieńcorazbardziejnerwowy.

– Jest już pacjent na ósmą trzydzieści – zaanonsowała Joasia po odebraniudzwoniącegodomofonu.

Grzegorz skinieniem głowy dał znać, że zaraz przyjdzie.Wiedział, że facet siętrzęsie,choćdzielnieudaje,żewszystkojestwjaknajlepszymporządkuinicanicsięnieboi.Grzegorztakżeodczuwałwewnętrznedrżenie;zupełniejakbyktośprzyłożyłgo do głośnika z podkręconymi na maksa basami. Raz jeszcze spojrzał na swojeśniadanie, zamknął pudełko bez cienia żalu i wyszedł do pacjenta. Wymienilispojrzenia. Jakże dobrze go rozumiem! – pomyślał. Ja także czasem mam ochotęuciec, trzaskając drzwiami, ale muszę udawać opanowanego i spokojnegostomatologa.

Nikomu dotąd nie zdradził, że wielokrotnie miał ochotę złapać delikwentanafoteluzarękęipowiedzieć,żezupełnietaksamojakonumierazestrachu...

Wyglądałonato,żeSabinaodzyskałaspokój.Znówwszystkobyłopostaremu,coMarcinowi bardzo odpowiadało.Nie lubił, gdywłasna żona stawała się nagle obcąosobą.Naszczęściezdarzałosiętojejbardzorzadko.GdyMarcinobiecał,żewkrótce

Page 55: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

zaczną starania o dziecko, ponownie stała się słodka jak lukier. Zrelaksowanaiswobodna.Taka,jakąlubiłnajbardziej.Wiedział,żemusidaćSabinienadzieję,choćproblem drążył jego duszę jak korniki starą szafę.Obawiał się zupełnej destrukcji,więcprzyszedłczasnadziałanie.

Zaparkował przed nieszczególnie gustowną willą, z opuszczonymi roletamiw pomieszczeniach na parterze. Zadzwonił do furtki. Zamek puścił z cichymkliknięciemiMarcinwszedłdośrodka.

Byłspięty,awybórtrudny.Niewysokablondynkaotaliiosy.Wysokabrunetka,zbytjednakpodobnadoSabiny,iszatynkazkrótkoprzyciętymiwłosami,ofiglarnymspojrzeniu.Wybór padł na blondynkę o nieszczególnie zaskakującym pseudonimieAndżela.Poszliposchodachnapiętro.

Dziewczyna otworzyła drzwi do pokoju na końcu korytarza i dała znać, abyMarcin wszedł pierwszy. Od dawna nie trafił się jej tak przystojny klient, więcucieszyła się, że choć raz będzie przyjemnie. Miała serdecznie dość sapiącychgrubasówinapakowanychgłupkówzwielkimego,amałyminteresem.

Pomieszczenieokazało się schludne, znacznieprzyjemniejszeniżwpoprzedniejagencji dziewczyny.Czarna pościel, przyćmione czerwone światło i niskie dźwiękileniwejmuzyki potwierdzały stereotyp, ale tegowłaśnie oczekiwali klienci. Tu niemiałobyćjakwdomu.Miałobyćinaczej.

– Na co masz ochotę, przystojniaku? – wymruczała Andżela, zbliżywszy siędo klienta. Przesunęła dłońmi po jego silnych barkach.Niewyczuła, że jego serceuderzyło mocniej. Nie miała także pojęcia o wyrzutach sumienia, które dla dobrasprawybardzo,aletobardzostarałsięwyciszyć.

Page 56: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XKandydatura Marty została odrzucona przez GoldBank przed z górą dwoma

miesiącami,którebyły jak szalona sinusoida.Góra idół.Nadzieja i rozczarowanie.I od nowa to samo. Do znudzenia i zniechęcenia. Ciągłe rozmowy rekrutacyjne,naktórychwszystko szło świetnie, tyle żenikt nieoferował zatrudnienia.Pewnegowieczoruzaczęłanawetprzebąkiwać,żemożeczaszmienićzawód,alemążniechciałotymsłyszeć.

–Ojciecnampomoże–oświadczył.Kiedyzamachałaprzeczącodłońmi,powtórzyłtosamozdanieidodał:– Zbierali na czarną godzinę. Okazało się, że na naszą – podsumował

sarkastycznie.–Aco,jeśli...–wykrztusiłaMarta.–Znajdzieszpracę.Jestempewien.UśmiechJackasprawił,żeuwierzyła.Jej życie, nie licząc faktu, że coraz bardziej przypominało egzystencję typowej

pani domu, polegało na nieustannej huśtawce – utracie wiary w lepsze jutroiodzyskiwaniujej.

Podczas tych dwóch miesięcy Marta bardzo zbliżyła się z dziewczynami.Wduchuprzyznawała,żegdybyniesąsiadki,miałabypełnepodstawy,żebyoszalećwskutek dopadających ją skrajnych emocji. Ogarniał ją pusty śmiech na myśl, żejeszczeniedawno robiłaproblemze smutnejhistoriipoprzedniejwłaścicielkidomu.Teraz wpadła w prawdziwe kłopoty i nie miała głowy do tego, aby zajmować sięsnuciemwyobrażeńrodemzmarnychhorrorów.

Z Małgorzatą Martę połączyła słabość do romantycznych filmów. Częstoumawiały się, że Marta przyniesie jakieś DVD –Wichrowe wzgórza, PrzeminęłozwiatremczyLoveStory–aGosiaupichcicośdobregonaszybko.PotemzasiadaływsalonieBorowiakówizajadającprzysmaki,odpływaływwykreowanyświat,którypozwalałzapomniećotym,conieprzyjemne.

Sabina okazała się świetna (nie było w tym nic zaskakującego) w kwestiiwszelkich aspektów dbania o urodę i w wyprawach na zakupy. I choć Marta niemogłapozwolićsobienawiele,czasamidawałasięnamówićnadrobneszaleństwo.PozatymSabinaposiadałacoś,czympotrafiłazarażaćotoczenie,aczegoMartaterazpotrzebowałanajbardziej:entuzjazmiczystą,niesłabnącąpozytywnąenergię.

Z Pauliną nadal chodziły na korty. Stawska wynegocjowała jej taką stawkęutrenera,żeMartapodejrzewała,żesąsiadkamananiegojakiegośhaka.Paulinaniebyła szczególnieempatycznąosobą,aprzynajmniej takie robiławrażenie, alemiałasilnycharakter inikomuniepozwalałazbytdługoużalaćsięnadsobą.DlategogdyMarta potrzebowała, aby ktoś kopnął jąw cztery litery,wiedziała, gdzie skierować

Page 57: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

kroki.Sabinazrobiłaszczegółowebadaniaidostałaodlekarzazieloneświatłowkwestii

starań o potomka. Nie chciała jednak, aby ten proces przerodził się w technicznyprojekt,zatemprzykładałasiędodbałościoszczegóły.Atopotrafiłacałkiemnieźle.

Dzisiajmiałaochotęnaodmianę.WieczoremzaprosiłaMarcinadosypialni.Byładelikatna, nieco nieśmiała, niemal dziewczęca. Napili się szampana, któregoschłodziławcześniej.NowywizerunekżonynajwyraźniejspodobałsięMarcinowi,bojeszcze zanim opróżnił kieliszek, pozbawił Sabinę zwiewnej białej koszulki. Nieumiałaby tego nazwać, ale wyczuwała, że coś jest inaczej. Było jej dobrze.Przymknęłaoczyizatraciłasięzupełnie...

–Naprawdęniewiemdlaczego...–powiedziałskonfundowanyMarcin,opadającnaplecy.

–Pewniejesteśprzepracowany–odparłaSabina,którejnaglezrobiłosięzimno.Okryłasiękołdrą.

–Niechciałem,żeby takwyszło.Chybazbytdużostresu.Sądzę,żeprzydałybysięnamwakacje...

–Wiem.Nicnieszkodzi–odpowiedziała,choćtaknaprawdęchciałapowiedziećzupełniecośinnego.

Marcinnachyliłsiękużonieipocałowałją.–Boże,jaktodobrze,żeciebiemam!Sabinauśmiechnęłasięsłabo.–Chybajużpójdęspać.–Wporządku.Ajamożezejdęnadółiobejrzęjakiśfilm.Sabina skinęła głową i poprawiła poduszkę. Skłamała. Jak niby miała zasnąć,

skorokipiałowniejtylezłości?Małgorzata, nie przyjmując z entuzjazmem ostatnich rewelacji własnego męża,

wiedziała, co robi. Po pierwszej fali samozadowolenia i wiary w powodzeniezaplanowanegoprzedsięwzięcianastrójKrzysztofawkrótcezacząłpikować.Jejmążodmiesiącachodziłrozdrażnionyiwyżywałsięnaludziach–nietylkonaautorach,ale i na członkachwłasnej rodziny. Tomka nie przestawał posądzać o niepoważnepodejście domatury, wieszczącwłasnemu synowi kopanie rowów, jeśli ten będziesobie bimbać. Nie podobały mu się ubrania, które nosił chłopak (choć nic się niezmieniałow tejmaterii), ani koledzy, których przyprowadzał (ciągle ci sami). JeślizaśchodzioMałgorzatę–wszystkocorobiłaiczegonierobiła,zasadniczobyłonietakie, jakie być powinno. Takie podejście wzbudzało jej irytację. Ba! Złościło jąstraszliwie, ale wiedziała, że wdawanie się w dyskusje tylko zaogni sprawę.Pozwalaławięcmężowinarzekaćipsioczyćnaświat,ichoćbolałająurażonadumażony, matki i kobiety, milczała. Nigdy nie była skora do konfrontacji. Kiedyśwprawdziewojowała,alejużoddawnawolałaspokój.Choćbypozorny.

Page 58: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Kariera Tamary jako baletnicy przebiegła błyskawicznie; trwała zaledwie trzytygodnie.

Zajęcia w szkole baletowej zaczynały się dopiero we wrześniu, ale Paulinanaciskałanamęża,abywykupićnapoczątekprywatnelekcje.Uważała,żetonawetlepiej. Dziecko liźnie nieco tańca, a na pierwszych zajęciach we wrześniu będzienajlepsze w grupie. Chytry plan Pauliny nie doczekał jednak finału, bo Tamarzewystarczyły trzyzajęcia,byoświadczyć,że tookropnienudne,aona jużnieżyczysobiezostaćbaleriną.

Matkaniechciałaotymsłyszeć.–Przedtobąwżyciujeszczewielenudnychzajęć!Nierezygnujzbylepowodu!–

nakazywałapoważnie.–Aletoniedlamnie!Niepodobamisię!Nieznoszętamchodzić!–oświadczała

Tamara,krzyżującręcenapiersi.Takie rozmowy odbywały się przez pewien czas przy każdym posiłku, aż

niespecjalnie strachliwa pani Stasia zaczęła się obawiać o trawienie swoichchlebodawców.WreszcieGrzegorz niewytrzymał i ku uciesze córki wypisałmałąz zajęć. Paulina była tym szczerze zawiedziona, zwłaszcza że po ośmiu latachznalazła w córce słaby punkt – brak dyscypliny i samozaparcia. Przeraziła się nienażarty,bonigdydotądniepodejrzewała,żekrewz jejkrwimożewykazywaćtakmałochwalebnecechycharakteru, i–oczywiście–obwiniłazaniewłasnegomęża.Po niej Tamara na pewno nie mogła ich odziedziczyć! Paulina nie odzywała siędoGrzegorzajużtrzecidzień(jaknaosobęzsamozaparciemprzystało).Niedziałałyna nią żadne wymyślne sposoby, jakie stosował, aby ją złamać. A chwytał sięwszystkiego–rozśmieszania, litości,merytorycznejrozmowy,wzbudzaniapoczuciawiny, czułości. I nawet tych swoich zachowań, które tylko upewniały Paulinę, abytrwać na z góry upatrzonych pozycjach. Najwyraźniej nie tylko córkę musizdyscyplinować.

Nie rozumiała ludzi, którzy nie potrafią zagryźć zębów i po prostu trzymać sięplanubezwzględunawszystko.Uważaławłasnąwytrzymałośćiwytrwałośćzajednezwiększychzaletikształtowałajemozolnieoddzieciństwa.

Wyrosławpełnejrodzinie.Byłajedynymdzieckiemswoichrodziców.Jejojciec,Zbigniew,byłprostym,choćpoczciwymczłowiekiem,niewyróżniającymsięztłumujemu podobnych – ani wyglądem, ani pozycją, ani fizjonomią. Za to jej matka...Grażyna była absolutnym przeciwieństwem małżonka. Nieprzyzwoicie, wręczposągowo piękna, zawsze perfekcyjnie ubrana, tryskająca inteligencją i dowcipem.Świetnie radziła sobie na uniwersytecie, gdzie wykładała nauki polityczne;pochłaniały ją kariera naukowa i życie towarzyskie, o wiele bardziej niż prozacodzienności. Zwyczajna córka i zwyczajny mąż byli niezbędni na idealnymrodzinnym obrazku, ale zbyt mało fascynujący na co dzień. Grażyna nieustannie

Page 59: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

powtarzałacórce,żetapowinnabyćbardziejśmiała,bardziejrezolutna,częściejnosićsukienki i starać się ich nie brudzić, chętnie bawić się z dziećmi, nie sprawiaćkłopotówiodnaleźćwkońcuwsobiejakiśtalent.Ktotowidział,abyniemiećdryguzupełniedoniczego?

–Anatetwojezębycośporadzimy.Niemartwsię!–Poklepałająpewnegodniakrzepiącopoplecach.

To było wtedy, gdy Paulina, ubrana w najlepszą sukienkę, wdzięczyła siędomatki,bytadostrzegłajejwyjątkowywygląd.Grażynalustrowaładzieckodługoi bacznie, ale podczas gdy mała spodziewała się komplementu, padła uwagaokrzywymzgryzie.

MatkadotrzymałasłowaiPaulinajużjakonastolatkamiałapięknezęby.Okazałasię również niezwykle pilną uczennicą, nie uganiała się za chłopcami, ubierałaschludnieiadekwatniedosytuacji.Byłaopanowana,elokwentnaipunktualna.Miałateżzainteresowania–lubiłachodzićdokinaioglądaćobrazywmuzeum–leczwciążniepotrafiłaodkryćwsobieżadnegotalentu.Izapewnedlategomatkaprawienigdyjej nigdzie ze sobą nie zabierała. Paulina robiła wszystko, by stać się wymarzonącórką,alenajwyraźniejstarałasięniedostatecznie.

Od chwili pamiętnej uwagi starała się nieustannie. Żyła według ram, zasadi schematów, zupełnie wyprana z emocji, wdzięczna matce za wszystko, a jużzwłaszcza za ładny zgryz. Może właśnie dzięki niemu zainteresował się niąGrzegorz?Cóżinnegomógłbywemniezobaczyć?–myślałaczasamiporozmowachtelefonicznych z matką. Mimo że minęło już tyle lat, Pauliny nie opuszczałowrażenie, żematka jest nią znudzona. Dlatego rozmawiały rzadko. Coraz rzadziej.Zupełnie inaczej rzecz sięmiała zojcem, aleonniemógł jej dać tego, comogła–wedługPauliny–daćjejmatka.

Teraz Paulina siedziała na kanapiew salonie i sortowała czasopisma.Robiła toregularnie, aby w jej domu nie zalegał jakikolwiek zbędny papier. Czasami, o comiewał pretensjeGrzegorz, zdarzało jej się nawetwyrzucić jakąś gazetę, zanimonzdążyłjąprzeczytać.

Zgarnęła pod pachę kilkawybranychmiesięczników i poszła do śmietnika, abywyrzucić je do pojemnika na makulaturę, gdy usłyszała warkot samochodu.Odwróciła się i zobaczyła mijające jej dom luksusowe bmw, które zatrzymało sięprzed furtką Marty i Jacka. Patrzyła zaintrygowana. Z auta wysiadł niewysokimężczyznaw świetnie skrojonymbrązowympłaszczu. Paulina zmrużyła powieki –chyba powinnam wybrać się do okulisty, pomyślała – i zrobiła kilka krokówwkierunkuogrodzenia.Napewnomisięwydaje,stwierdziła.

Niewydawało jej się. Przed domemCieślaków stał dawno niewidzianyMarek,mąż Wioletty. Paulina zawołała go, zanim zdążył nacisnąć dzwonek. Tak bardzochciałazamienićznimkilkasłów.

Page 60: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– Miło cię widzieć! Świetnie wyglądasz! – powiedziała, wyciągając dłońnapowitanie.

Uścisnąłjąpochwilowymwahaniu.–Jaksięmasz,Paulino?–Wiedziałbyś,gdybyśczasemodbierałtelefon.Otworzyłszerzejoczy.–Nieudawajmy.Proszę.–Ococichodzi?–odparłazdziwiona.–Janiczegonieudaję.Marekpokręciłgłową.Wyglądałnazawiedzionego.–Cociętutajsprowadza?–Paulinazatoczyłarękąkrąg.– Chciałem zapytać, czy nowi właściciele nie znaleźli przypadkiem albumu

zezdjęciami.Byłempewien, żegozabrałem.Chciałem...Chciałem jeobejrzeć, alenigdzieniemogęichznaleźć.Możezostaływpiwnicy?Trudnomibyłotamwejść...

–Och,gdybyMartazJackiemcośznaleźli,napewnobyoddali.– Zapytać nie zaszkodzi – odparł Marek zmienionym głosem. Włożył dłonie

dokieszenipłaszcza.–Acouwas?JakFilip?–Paulina...Wybacz,aleniepotrafiętakpoprostuztobąrozmawiać.Stawskanabrałapowietrza.– Byłam przekonana, że wtedy mówiłeś te bzdury pod wpływem szoku.

Myślałam,żedawnociprzeszło.–Nie, nie przeszłomi. Jakmogłaś? Jakmogłaś powiedziećWioletcie, żemyśl

owizycie u psychologa jest oznaką słabości, że powinnaporadzić sobie sama? Jakmogłaśwyśmiaćtenpomysł?Apotem...Jużpowszystkimusłyszałemodznajomych,żeznalazłaśpsychoanalitykadlasiebie.Alewieszco?Myślę,że todobrze.Jejniktniezdążyłpomóc,alemożeztobąbędzieinaczej.

–Zwariowałeś!–żachnęłasię.–Jakmożeszmnieobwiniaćotęśmierć?CzytojazawiązałamWioletciepętlęnaszyi?Tojapopchnęłamkrzesło?

Marekmilczał.Wreszciepodniósłwzrokizmierzyłsięzestalowymspojrzeniemdawnejsąsiadki.

–Oczywiście, nie ty.Nigdy nic nie zrobiłaś nie tak. Jesteś przecież bez skazy,prawda?Dziwięsiętylko,żenigdyniedopadłacięchoćodrobinapoczuciawiny.

–Askądtymożeszwiedzieć,comniedopadło,aconie?Coczułam?NagładkoogolonejtwarzyMarkapojawiłsiępełenpolitowaniauśmiech.–Totyczujesz?Cozaniespodzianka!–rzuciłiruszyłdodrzwiCieślaków.WPauliniesięzagotowało.Ciekawe,skądMarekwie,żeonaodradzałaWioletcie

psychologa.Zaraz,zaraz...Jasne,jakmogłanatoniewpaść!Wtedy,podczastamtejrozmowy,byłaznimiMałgorzata.Noproszę!Nibytakacichawoda,a...Ipodobnomojaprzyjaciółka!

Page 61: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

NiespodziewanawizytazaskoczyłaMartę.Zeszłarazemzmężczyzną,któryprzedstawiłsięjakoMarekWinnicki,poprzedni

właścicieldomu,dopiwnicyipozwoliłamusprawdzić,czyniematamtego,czegoszuka.Niczego nie znaleźli, aleMarta obiecała, że jeśli albumwpadnie jejw ręce,na pewno da znać. Pożegnali się uprzejmie, Marek wręczył jej swoją wizytówkęiodjechał.

Nie mówili o tym, ale współczuli sobie nawzajem. Ona jemu stratyitraumatycznychprzeżyć,aonjejsąsiadów.

Page 62: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XIMałgorzatazdziwiłasięszczerze,gdyrankiemotworzyładrzwiizastałazanimi

Paulinę.TomekzKrzysztofemdopierocowyszlizdomu.Aprzyjaciółkaniezwykłaskładaćwizytprzedósmą.

Paulina zaś uważała, że i takwytrzymaławyjątkowo długo, powstrzymując sięprzed pójściem do Gosi przez całe wczorajsze popołudnie. Nie lubiła działaćimpulsywnie,zawszestarałasięnabraćdystansu.

–Cośsięstało?–Małgosiazaprosiłajądośrodka.–Owszem–przytaknęłaStawska,zdejmującjasnypłaszcz.–Matko,cotakiego?–Gosiaprzeraziłasięnienażarty.–WczorajbyłnaosiedluMarek.PrzyjechałdoCieślaków,byposzukaćjakiegoś

albumuzezdjęciami.Aprzyokazjiucięliśmysobiemałąpogawędkę.–Marek?Naprawdę?Tyleczasuniedawałznakużycia!Cośznim?ZFilipem?–

pytała gorączkowoMałgorzata, prowadząc Paulinę do salonu. – Zaczekaj, zaparzękawę.–Zreflektowałasię.–Dlaczegodonasniezajrzał?

Paulinausiadłanazbytmiękkiej–wedługniej–kanapie,wpozycji, jakbysofaBorowiakówbyłazrobionazmilionówszpilek.

–Niemamochotynakawę.Siadaj.–Poklepałamebel.Małgorzata spełniła polecenie i przyjrzała się baczniej przyjaciółce. Napięte

policzkiizaciśnięteustaniewróżyłynicdobrego.–Cóż...–zaczęłaPaulina.–To,copowiem,niebędziemiłe,ale...Mniewczoraj

takżeniebyłomiło,kiedyMarekoświadczył, że towłaśniemnieobwiniao śmierćWioletty. Powiedział, że gdybym nie odradzała jej wizyty u psychologa, może byze sobą nie skończyła. A skąd mógł wiedzieć o treści tamtej rozmowy, jeśli nieodciebie,mojadroga?

Ostaniesłowazabrzmiałyjaknajbardziejwyszukanaobelga.Małgorzatęzamurowało.–Przecież...Przecieżwiadomo,że toniebyła twojawina!Żeteżmimoupływu

czasuMarekwciążniemożesiępogodzićztątragedią...– Nie o tym mówimy – podkreśliła Paulina. – Po co w ogóle mu o tym

wspominałaś?–Och,niemiałamniczłegonamyśli.Poprostutylesięwtedydziało.AMarek

pytał o wszystko, o każdy szczegół, który potrafię sobie przypomnieć. Bardzochciałammupomóc,więcpoprostumupowiedziałam.Niczegoniesugerowałam,niedziałałamprzeciwkotobie.Przecieżwiesz.Chciałam,bymuulżyło.

–Inaprawdęsądzisz,żecisięudało?No...–urwała.–Choćwpewnymsensiemożeitak.Znalazłsobiekozłaofiarnego.

Zafrasowana Małgorzata potarła czoło. Poczuła falę gorąca, choć zazwyczaj

Page 63: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

bywałojejraczejchłodno.– Przepraszam. Chyba faktycznie niepotrzebnie wspomniałam mu o tamtej

rozmowie.Skądmiałaświedzieć,jakiebędziemiałakonsekwencje?–Konsekwencje?!–Niemożliwe, alePaulinapodniosłagłos.Nieznacznie, fakt,

aleMałgorzataodnotowałatonatychmiast.Botoświadczyłoowyjątkowościsytuacjiiotym,żesąsiadkajestnaprawdęwytrąconazrównowagi.–Jakaszkoda–ciągnęła,wziąwszygłębokioddech–żeniewspomniałaśMarkowiolekach,którepodsuwałaśjegożonieprzez jakiśczas.Miały jejpomóc,czyżnie?Nauspokojenie,wyciszenieemocji,jakmówiłaś.To,żepomagajątobie,wcalenieznaczy,żebyłyodpowiedniew jej przypadku. Dlaczego nie wspomniałam o tym Markowi? Jak myślisz,Małgorzato?

–Wiesz,żechciałamdobrze...–Jejjakośtetwojedobrechęciniepomogły.–Czyliwedług ciebie...To ja jestemwinna?–Gosiawbiławzrokwkwiecisty

dywan.– Nikt nie jest winien. Myślałam, że doszłyśmy do tego już dawno. Jednak

wczorajsze rewelacjeMarka sprawiły, że odniosłam wrażenie, iż cała wina spadłanamnie.Dziękitobieinadodatekzamoimiplecami.

–Czyśtyoszalała?!–zawołałaMałgorzatapiskliwie.–Znaszmnieprzecieżnieoddziś!Nieposądzaszmniechybaozłeintencje?

–Takwłaśniemyślałam.Dowczoraj.–Inicsięwtejkwestiiniezmieniło.Boże,Paulina!Znamysiętylelat.Jakmogło

cisięubzduraćcośpodobnego?Paulinazagapiła sięnaswojedłonie.Niespodobał jej się tenwidok.Mamzbyt

suchąskórę,stwierdziła,powinnamsolidniejąnawilżyć.–Poprostu,poczułamsię...zdradzona–powiedziała.–Tak, tochybanajlepsze

określenie.–Przykromi.Niezmierniemiprzykro.Taksamojak...–zawahałasięMałgosia,

lecz postanowiła dokończyć myśl. – A pomyślałaś kiedyś, co ja czuję, gdypraktyczniecałyswójwolnyczasspędzaszzMartą?Alestaramsiętozrozumieć.Jestmłodsza.Iwdodatkuniebierzelekównauspokojenie.

ZPaulinymomentalniewyparowałacałazłość.Małgorzatabyłaoniązazdrosna!Ojejczasiuwagę!Poczułasięmilepołechtana.

–Tonic takiego–odparła.–Staramsię jąpodtrzymaćnaduchu.Straciłapracęimartwisiętym.Choćzupełnietegonierozumiem.

–Naprawdęnierozumiesz?–Małgorzatapodrapałasiępopoliczku.– Rozumiem, oczywiście, ale moim zdaniem Marta zdecydowanie przesadza

zemocjami.Wniczymjejprzecieżniepomogą.Małgorzata chciała zripostować, ale się powstrzymała. Nic by to nie zmieniło,

Page 64: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

zwłaszczateraz,kiedyudałosięzażegnaćnieporozumienia.– Dobrze, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy – ciągnęła Paulina. – Muszę się

umówićzkosmetyczką,przydamisię regeneracjadłoni.Wybierzeszsięzemną?–zapytała,jakbywcześniejszarozmowaniemiałamiejsca.

Małgorzataspojrzałanaswojeręce.–Chętnie–zgodziłasię.Niechciałazawieśćprzyjaciółki.Marta złapała się na tym, że każde wyjście z domu traktuje jak małe święto.

Strumieńwolnego czasu, który początkowo pozwalał na swobodę, teraz ograniczałjak osobliwa klatka bez krat. Niby mogła robić wszystko, lecz była to wolnośćpozorna.Nakorciemiewałapoczuciewiny,żepowinnabyćwpracy,anieodbijaćbekhendemmałążółtąpiłeczkę.Gdyzostawaławdomu,starałasiębyćpożyteczna,aby pobyt uzasadnić – sprzątała, odkładała rzeczy na miejsce, czyściła – wciążzastanawiając się, czy aby nie trwoni czasu, bo właściwie powinna siedzieć przykomputerze i przeglądaćofertypracy.Przygotowanieposiłkówprzestałobyć frajdączy przyjemnością, którą chciała sprawić mężowi, a stało się bardziej rewanżemza brak zarobków i korzystanie z pomocy rodziców Jacka. Na domiar złegobrakowałojejstałegorytmuaktywnościpozadomem,wktórypoprostusięwpadałoinietrzebabyłogowymyślaćnasiłę.Noiwyzwań.Życiebezwyzwańokazałosięprzerażająco jałowe. Marta pożałowała nawet, że nie ma dziecka, bo wówczas jejsiedzenie w domumiałoby jakiś sens, wiedziała jednak, że w tej chwili Jacek niewykażechęcidojeszczewiększegoskomplikowaniaitaktrudnejsytuacji.

Dotegojejmążnajwyraźniejznosiłcałytenstresgorzejodniej.Wczoraj,kiedyopowiadałamuowizyciebyłegowłaścicieladomu,wspomniała,żeMarekWinnickiwydałjejsiębardzosympatycznymmężczyzną.Dotegocałkiemprzystojnym,choćmożemógłbybyćwyższy.Jacekwypalił,żemożepowinnasięwokółniegozakręcić.

–Akuratmaszszczęście!Jestwolny!–dodałrozzłoszczony.–Cociprzyszłodogłowy?–zdumiałasięMartatymnietypowymwybuchem.–Przynimniemusiałabyśsięmartwićopieniądze!–warknął.Wszystkostałosięjasne.Marta pojęła ogrom mężowskiego poczucia winy za zaistniałą sytuację

i jednocześnie zdziwiła się,bowiniła zaniąprzedewszystkimsiebie.Objęła Jackaipocałowaławczubeknosa.

–Kochamtylkociebie.Niezależnieodtego,ilemamypieniędzy.Lossięodwróci,zobaczysz.Musimytylkotrzymaćsięrazem,anietworzyćdwawrogieobozy.Jasne?–powiedziałaciepło.

Jacekzamknąłoczy.Wypuściłpowolipowietrze,poczymuchyliłpowieki.Spodgęstychrzęswychynęłozmęczonespojrzenie.

–Maszrację.Przepraszam.Chybamiodbija.

Page 65: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Martamachnęłaręką.–Mnieteż.Niemartwsię.Niejesteśsam–roześmiałasię.–Naprawdę?Jakiemaszobjawy?–Takiejakktoś,ktozbudowałpoczuciewłasnejwartościnatym,corobiwżyciu.

–Wzruszyłaramionami.NaglewydałasięJackowikruchaibezradna.–Coty,Martuś?–Przytuliłżonę,popoliczkachktórejtoczyłysięłzybezsilności.

–Jesteśwspaniała,niezależnieodtego,corobisz–szepnąłjejdoucha.Sabinatrzęsłasięcała.Marcinwłaśniewyjechałna lotnisko.Rozstalisiępokłóceni.Sabinanieznosiła,

gdy tak się działo, ale tym razem nie wytrzymała. Obudziła się nad ranem,przeciągnęła jak kotka i przylgnęła do pleców męża, nogą oplatając jego biodro.Pragnęła go tak bardzo! To nic, że było już po owulacji. Nie chciała, by Marcinpomyślał,żewłasnażona traktujegoprzedmiotowo.Nigdy takniebyło inigdyniebędzie!

Powstrzymałjejdłońwokolicysplotusłonecznego.–Nie teraz,kochanie–mruknął.–Dajmipospać jeszcze trochę.Dzisiaj czeka

mniedługilot.Sabinamiaładośćlotów,nieważneczykrótkich,czydługich.Wszystkich.Miała

również dość stewardes, noclegów w miastach położonych o tysiącekilometrówoddomu, podziurkiwnosie bólówgłowy i troski o pasażerów.Miałagdzieś „potem”, „jutro” i „jestem zmęczony”. Jest zdrową, młodą kobietą, którapotrzebujeseksu!

– Półgodzinny numerek chyba cię nie nadweręży? – zapytała, obracając gonaplecy.

Usiadłanajegobiodrachipocałowaławszyję.–Przecieżterazitaknicztegoniebędzie–zaprotestował.–Nieszkodzi.Chcęsiękochać.Towszystko.WoczachMarcinapojawiłosięcośniepokojącego.Naglestałysięobce.–Zawszenajważniejszejestto,czegochcesz,prawda?Tatuśnauczyłcię,żejesteś

księżniczką,którejżyczenia trzebaspełniaćnatychmiast,a ty jakośniepotrafiszsięodtegoodzwyczaić?

–Comadotegomójojciec?Chcęsiękochaćzwłasnymmężem.Nicwięcej.–Właśnie.–Rany,skończmytepodchody!Powieszmiwreszcie,cosiędzieje?–Niezaczynajmyodnowarozmowyomojejkochance.Mamtegopowyżejuszu!–Zatemocochodzi?!–wrzasnęłazdesperowanaSabina.–Zagrubajestem?Nie

sądzę!Nic się nie zmieniłow tej kwestii od czasu, kiedy się poznaliśmy.Zamałoseksowna?Przewidywalna?Powtarzalna?

Page 66: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Marcinusiadłnałóżku.Niewielkiezmarszczkinajegoczolepogłębiłysię.–Nie.Jesteśegoistką.Towszystko–powiedział.Apotemwstałiposzedłdołazienki.Sabina waliła pięściami w drzwi, krzycząc, aby wyjaśnił, co jest w niej tak

egoistycznego, ale mąż nie wpuścił jej do środka. Próbowała dowiedzieć się tegonawielesposobów,alenaniczdałysiękrzyki,prośby,groźbyipłacze.GdyMarcinzakładałmundur,miaławrażenie,żepatrzynaniąjaknawariatkę.Pożegnałsięzniąjakgdybynigdynic,powiedział,żewracapojutrze,iwyszedł.

OdtamtejchwiliSabinatkwiławholu,naozdobnym,obitymwelurowąpikowanątkaninąsiedzisku,idygotała.Znerwów,złościibezsilności.

Zastanawiałasię,coteżMarcinmógłmiećnamyśli,mówiąc,żejestksiężniczką.Istotnie,byłaoczkiemwgłowietatusia.Odzawsze.TwierdziłtaknawetMaciek,jejbrat. Niech nie przesadza! – zbuntowała się znienacka Sabina. Jako pierworodnyodziedziczy firmę deweloperską ojca, więc nie powinien aż tak narzekać na brakojcowskichwzględów!

Oboje mieli szczęście, że wyrośli w zamożnej rodzinie, dlatego wygodai nieograniczony dostęp do wszelkich dóbr materialnych były dla Sabiny jakoddychanie.Mama, Adela, była dokładnie taka, jaka powinna byćmatka – ciepła,opiekuńcza, troskliwa. Czego chcieć więcej? Ojciec nie tylko spełniał każdązachciankę córki, ale i nie żałował jej komplementów. Zawsze była najładniejsza,najmądrzejsza,najsprytniejsza.Gdytylkoktośnadeptywałjejnaodcisk,musiałmiećdo czynienia z tatą. Nic dziwnego, że był on dla Sabinywzoremmężczyzny. Siłąrzeczyszukałapodobnegopartnera,ba,wydawało jej się,żeznalazła.Ojciec,pełenuznaniadlaMarcinapilota,zdecydował,żeoddamucórkę,któraprędzejumarłaby,niżpowiedziałamuoswoichobecnychproblemach.

Jakiśczastemu,wzruszony,prowadziłjądoołtarza.Sabinapamiętałajeszcze,jakbardzocieszyłjąpocząteknowejżyciowejdrogi,choćżaljejbyłozamykaćpoprzednisielskietap.Aleskorodotądwiodłażycieusłaneróżami,miałaprawopodejrzewać,że będzie ono trwać nadal. Bo niby dlaczego nie? Jej rodzice ubóstwialiMarcina,uważali, że trafił im się zięć idealny.Cóż, szkoda, żeniemogli zobaczyćgoprzedchwilą,westchnęłaSabina,obejmującsięramionami.Niebyłoto tosamo,cosilny,pocieszycielskiuściskojca,wyglądałojednak,żenaraziemusiwystarczyć.

Page 67: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XIINapięcia i samotności niewytrzymała jednak długo. Z samego rana, gdy tylko

Krzysztofwyprowadziłautozgarażu,wybrałasiędoMałgosi.Potrzebowałaczułościitroski.

–Marcin twierdzi, że jestem egoistką. Jestem? – Sabina wyciągnęła dłonie poogromnykubekgorącegomlekazmiodem,któreprzygotowałasąsiadka,jakzawszezadowolonazodwiedzin.

–Comustrzeliłodogłowy?–Małgorzataprzysiadłaobok.–Właśnieniewiem.Istądmojepytanie.–Wiesz,nieznamkontekstu...–Kontekstniejestważny.Jestemczyniejestem?Gosiapotarładłoniąszyję.–Każdyczasembywaegoistą–odparłaostrożnie.–Niektórzyzbytczęsto, inni

zarzadko...–Aja?–Ty,przedewszystkim,jesteśszczeraiotwarta.Choćpamiętam,żeprzynajmniej

razzdarzyłocisięzachowaćbardzosamolubnie.Sabinamilczałaprzezchwilę.–Dobrzewiesz,żewtedydoniczegoniedoszło–wykrztusiławreszcie.– Nie doszło. Ale Marek miał w swoim czasie kompletnego bzika na twoim

punkcie.Zupełniewtedyoszalał.–Owszem.Torzeczywiścieniebyłowporządku,alewtamtymmomencie...Jego

zainteresowanie było mi potrzebne. Mimo to jestem pewna, że Wiola się niezorientowała.

–Myślisz,żeniewiedziała,żejejmążmasłabośćdokogośinnego?–Gosiu,dajspokój.Tobyłochwilowezauroczenie.Bezkonsekwencji.– Bez konsekwencji... – powtórzyła pod nosem Małgorzata, wodząc palcem

wokół brzegu różowego kubka zmelisą. –Niewiem na pewno, alemożewłaśnietamtowydarzeniemiałnamyśliMarcin?ByłwówczasoMarkazazdrosny.Czuł,cosięświęci.

– I nagle zebrało mu się na wyrzuty? Nie sądzę. Wtedy dużo o tymrozmawialiśmy.Azresztą,nawetjeśli...Dobrzewiedział,dlaczegotaksięstało.Tyleżechybaznówzapomniał–odparłaSabina, ściągajączpowierzchnimlekakożuch,którywłaśniezdążyłsięutworzyć.

Marcin byłwyjątkowomilczący.Nie rozmawiał, jak zwykle, z drugim pilotemowszystkim,anajchętniejotym,cozjedzą,jakjużwylądują,ioswoichporażkachwgrzenagiełdzie.Zajmowałygowyłącznieprocedury.Cipasażerowienapokładzie,którzyzaciskalipięściipowiekizestrachuprzedlataniem,pewnieniepoczulibysię

Page 68: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

lepiej,gdybywiedzieli,codziejesięwgłowiekapitana.Zapewnewolelibypozostaćwnieświadomości,żepanichżyciaiśmiercijestzłyisfrustrowany.Mielinaprawdędużo szczęścia, że trafili na profesjonalistę, którego wewnętrzne rozterki niewpływałynabezpieczeństwolotu.

Prawda,żezwyczajniewyżyłsięnaSabinie,dotarłado jejmężadopierogdzieśnad Brukselą. Pod samolotem malowniczo układały się puszyste obłoczki, alew głowie Marcina zbierały się groźne burzowe chmury. Nie powinien się takzachować.Wprawdzie jegoproblemypowinnybyć i jejproblemami,alewyglądałonato,żejązanieobwinia.Atoprzecieżnietak.

Wizyta w agencji towarzyskiej nie rozwiązała niczego.Mimo że Andżela byładziewczyną otwartą i potrafiącą słuchać, i naprawdę bardzo się starała, tamtospotkanie wywołało w Marcinie panikę. Najtrudniejsze bywa znalezienie winyw sobie, pomyślał, a najłatwiej obarczyć nią wszystkich wokół. Hojnie i bezzahamowań.Jakczyniłtodotejpory.

Borowiak siedział cierpliwie i równie spokojnie słuchał gadaninymakijażystki,którawłaśniepudrowałamuczoło. Jak sięnad tymzastanowić,dotykpędzlamożebyćcałkiemprzyjemny,stwierdził,gdyzagadywałagooaktualnieczytanąksiążkę.Wejściemiałonastąpićzapółgodziny.Widzówtelewizjiśniadaniowejinteresowałoponoć, czy literatura może być obiektywnie zła lub dobra. Co za kuriozalnezagadnienie!–zakpiłwmyślachKrzysztof.

Przedwejściemdo studia raz jeszcze sprawdziłw telefonie skrzynkęodbiorczą.Jaktodobrze,żeTomekpokazałmitewszystkieaplikacje,westchnąłwduchu.Nieprzepadałzanimispecjalnie,alekilkarzeczywydawałosięużytecznych,naprzykładsprawdzaniemejliprzezkomórkę.Krzysztofzmarszczyłbrwiiwypuściłześwistempowietrze. Wciąż nic. Technologia idzie do przodu, a ludzka ignorancja trwaniezmiennie,stwierdziłoburzony,wchodzącnaplan.

Lubił grzać się w świetle reflektorów; panujące w studiu gorąco nigdymu nieprzeszkadzało.Młodaprowadzącapowitałagouśmiechem,jakbymiałaszczękościsk,ale zaproszonych gości przedstawiła z profesjonalną gracją, nie przekręcając przytym, o dziwo, żadnego nazwiska. Obok Krzysztofa na kanapie usadzono młodsząod niego o jakieś trzydzieści lat blogerkę, recenzującą książki w Internecie,bibliotekarkęgrubopopięćdziesiątceidoktorapolonistyki,któryjakojedynywydałmu się partnerem do dyskusji. Blogerka i pani z biblioteki okazały się miećdo literatury podejście dość liberalne. Uważały, że upodobania czytelnicze sąwyłączniekwestiągustu i to,copodobasię jednejosobie,dladrugiejmożebyćniedostrawienia.

– Świadczą o tym choćby komentarze na moim blogu – zapiszczała cienkimgłosikiem dziewczyna, a Krzysztof stwierdził, że nie mogła postąpić roztropniej,wybierając pisemną formę komunikacji.Niepotrzebniewypełzłaś z tej swojej sieci,

Page 69: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

szydziłwduchu,przyglądającsięjejrozciągniętemuswetrowi.–Czasembywajątakskrajne – piszczała dalej blogerka – że trudno jednoznacznie i kategoryczniewyrokowaćnatematjakiegokolwiekdzieła.Wszystkojestsubiektywne.

Panizbibliotekiprzytakiwałaprzedmówczyni,zastanawiającsięjednocześnie,cowłaściwietutajrobi.Wyrazjejoczumówiwszystko,oceniłKrzysztof.

Chudy doktor polonista, w czerwonym krawacie i szarym swetrze na guziki,twierdził, że literatura powinna mieć ramy. Takie jak pomysł, konstrukcja fabuły,rysunek postaci, słownictwo, styl. To one sprawiają, że łatwiej jest porównywaćdziełaiwypowiadaćsięnaichtemat.

–Racja,aletoniezmieniafaktu,żejednemuspodobasięstylpisarza,adrugiemunie–wtrąciłanajwyraźniejzadowolonazsiebieblogerka.

– A ja sądzę, że kanon pozwala nam wyłapać rzeczy poniżej dopuszczalnegostandardu–odparłdoktor,odchrząknąwszy.

–Nie byłbym takim optymistą! – wtrącił Borowiak, niemogąc już wytrzymaćczczejpaplaninyzebranych.–Gdybyoceniaćpopozycjachwypuszczanychnarynek,należywątpićwistnieniejakiejkolwieknormy.

–Jakiepozycjemapannamyśli?–zapytałprowadzący.–Łatwiejchybapowiedzieć,jakichniemam–roześmiałsięKrzysztof.–Daleko

szukać nie trzeba. Weźmy na przykład literaturę kobiecą. Co mają w głowach teautorki? Jedne, zdaje się,przedawkowałycukier i lukrują treść ażmiło, innechybasądzą,żeodmieniączyjeśżyciegłupawymiprzepisaminaszczęście.Moralizatorkiodsiedmiuboleści!–fuknął.

–Noaleczyteksiążkisązłąliteraturą?Sąźlenapisane?–dopytywałgospodarzprogramu.

–Nieczytałemtegowiele,bomojawytrzymałośćmagranice,alejeślijużbyłemzmuszony,zawszezastanawiałemsię,czyowepanieniepoupadałyprzypadkiemnagłowy.Cóż,proszępaństwa...–Krzysztofzrobiłznaczącąpauzę.–Bądźmypoważni.Cośpodobnegopoprostuniemożebyćdobre.

–Czytelniczkiuważającoinnego–wtrąciławyraźnieporuszonabibliotekarka.– Czytelniczki z Pcimia Dolnego? – Krzaczaste brwi Borowiaka poszybowały

wgórę.– Nieważne skąd. Jeśli książkama spore grono czytelników, nie można chyba

uznać,żejestzła?–wycedziłabibliotekarka.Miałaczerwonepoliczki.– Disco polo także znajduje odbiorców. Podobnie jak fast foody. Powszechne

upodobanianiesąwyznacznikiemjakości.–Krzysztofspojrzałspodoka.– Sugeruje pan, że kondycja literatury zależy od kondycji czytelników? –

zainteresowałsiędoktor,pocierającbrodępalcemwskazującym.–Cóż...Pantopowiedział.

Page 70: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Alechybapanazarzutyniedotycząwyłącznieliteraturykobiecej?Równieostrokrytykujepan i innegatunki–zauważyłaprowadząca,uśmiechniętaznaczniemniejszerokoniżnapoczątkuprogramu.

– Niestety – westchnął Borowiak. – Eskalacja megalomanii wprawia mniew przerażenie. Mam wrażenie, że teraz każdy chce pisać. A sądzę, że nie każdypowinien.Trzebasięzdobyćnaodrobinęsamokrytycyzmu, leczniestety,niekażdyma aż tyle roztropności. Pozwólcie państwo, że odpowiem na pytanie, którym siędzisiaj zajmowaliśmy, jednoznacznie. Otóż literatura może być obiektywnie dobrai obiektywnie zła. Tyle że zła bywa coraz częściej. Ale... – wstrzymał na chwilęoddech–nietraćmynadziei.

–Ktobypomyślał,żeKrzysztofBorowiaknakoniecnaszegoprogramuwygłositakoptymistyczneprzesłanie–roześmiałasiędokameryprowadzącaipodziękowałagościomzaprzybycie.

Pięćset kilometrów od studia telewizyjnego pani Dorota, przykryta po szyjęgrubym kocem, sięgnęła po chusteczkę higieniczną. Złapała grypę, więc zamiastprowadzićzajęciazzumby,leżaławłóżku,pocieszającsięksiążką.Przewidywała,żeczytanawłaśniepowieśćzakończysięhappyendemi(ozgrozo!)nawetnańczekała,amimotolekturasprawiałajejwieleradości.Terazjednakmyślałaotym,coprzedchwilą powiedział recenzent. To jest ciekawa historia, zdecydowała i przesunęładłoniąpookładce,naktórejwidniałamłodakobietazpsem,idącaprzezosnutemgłąpola.Cozanadętybufon!–stwierdziłaniezadowolona,żeBorowiaktakskrytykowałto,coonalubinajbardziej.

Po manifeście Krzysztofa autor Znaku wodnego natychmiast przełączył kanał.Miałwrażenie, że recenzent pił bezpośrednio do niego, a przecież on był zaledwiejednymzwielu,którzypisali,choćniepowinni.

–Tyteżniepowinieneśwypisywaćtychswoichżenującychtekstów!–mruknąłpodadresemBorowiakazniesmaczonytwórca.

Starsza pani w domu spokojnej starości wpatrywała się w ekran ze szczerymzainteresowaniem.

–Czyniemaszwrażenia,Maniu–zwróciłasiędokoleżankisiedzącej tużobokw sali telewizyjnej – że ten mężczyzna jest wyjątkowo nieurodziwy? Kiedyś niepokazywanowtelewizjitakniereprezentacyjnychtwarzy.

–Świat schodzinapsy!– stwierdziławzadumieMania,powracającdo robótkinadrutach.

TwarzBorowiakawydawałajejsięowielemniejinteresującaniżwełnianesploty.Pacjent uniósł dłoń do góry. PanRobert nie należał do ludzi z niskim progiem

bólu,więcgrymaswskazywał,żecośnajwyraźniejjestnietak.–Zabolałopana?–Grzegorzwyjąłwiertłozustpacjenta.– Czy może pan przełączyć program na inny? – poprosił tamten, wskazując

Page 71: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

napodwieszonyusufitutelewizor.–NieznoszętegoBorowiaka!Tentypdziałaminanerwy!–stwierdził,opuszczającgłowęnazagłówekfotela.

Basia, druga asystentka doktora Stawskiego, sięgnęła po pilota, włączyłaodtwarzaczDVD i na ekranie pojawił się jej ulubiony zespółAC/DC.Upodobaniamuzyczne dziewczyny byłymocno nietypowe,więc naprawdęwielu pacjentów niebyłowstanieznieśćpłynącejzgłośnikówrąbaninyiskrzekuwokalisty,połączonychzodgłosemborowania,alepanRobertznosiłtękakofonięzestoickimspokojem.Jaksięokazało,niedawałradywyłącznieprzyBorowiaku.

Grzegorzniepisnąłanisłowem,żeznarecenzentaodlat.Krzysztofrzeczywiściemiałspecyficznysposóbbycia,aleczyażtakdziałaludziomnanerwy?–pomyślał,alezachowałkomentarzdlasiebie.Wolał,bypacjentsiedziałnafoteluspokojnie.

Dzisiejszydzieńzaczął sięcałkiemnieźle,więcGrzegorzowidopisywałhumor.Paulinawyszłazdomupierwsza,zabierająccórkędoszkoły,awówczaspaniStasiazaserwowała swemu pracodawcy śniadanie, za które powinien jej być dozgonniewdzięczny.Stawskidostałsolidnąjajecznicęnaboczkuiażdwiekromkipszennegochleba,ipoczułsięjakćpun,którypogłodziewstrzyknąłsobieheroinę.Kompletnyodlot! Jakże mu tego brakowało! Od razu poczuł się lepiej, bezpieczniej, bardziejswojsko.Znówprzezmomentbyłsobą.

Porozmawiali z gosposią przez chwilę. Pani Stasia, zawsze gdy tylko mogła,poświęcałamusporouwagi.Iwydawałasięszczerzezainteresowanatym,coonmadopowiedzenia.

– Jak się pan dzisiaj miewa, panie Grzegorzu? – zapytała, gdy tylko zszedłdokuchni.

Tak,onawiedziała,czegomutrzeba.Iczasemtylkoonapotrafiłamupomóc.Przy Paulinie częstomiewał rozdwojenie jaźni. Z jednej strony żona naciskała,

aby mówił właściwe rzeczy we właściwy sposób i okazywał dumę z osiągnięć,a z drugiej podawaławwątpliwośćkażdą cząstkę jegoosobowości.Amoże to niebyła jejwina?Może ja po prostu przeglądam sięw niej jakw lustrze? – pomyślałGrzegorz.

Basia wstała z krzesła i poszła odebrać dzwoniący telefon; wystarczyła krótkawymianazdań,bybyłowiadomo,żezatrzygodzinypojawisięwgabineciepacjentzostrymbóleminajprawdopodobniej,sądzącpoobjawach,ropniemzęba.Podobnomęczyłsięjużodtygodnia.Wytrzymałygość!–Grzegorzbyłpełenpodziwu.Lubiłw swojej pracy te chwile, gdy na twarzy człowieka, który jeszcze przed chwilącierpiał straszliwie, pojawiała się ulga.Lubił pomagać. Jednak przedtemmusiał sięnapatrzeć na rozedrganą, wymęczoną jednostkę z grymasem męki na twarzy,wrażliwą, obolałą i przerażoną, że oto ktoś będzie zaraz manipulował w miejscu,które bardzo go boli. Cóż, zwykła, odwieczna ludzka walka pomiędzy bólema strachem, pomyślał Stawski. Na szczęście strach przegrywa, skoro zjawiają się

Page 72: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

umnieiobdarzajązaufaniem,uśmiechnąłsiępodnosem.Byłswoimpacjentomgłębokowdzięcznyza tę ichwiarę,choćzanicniedałby

tegoposobiepoznać.KrzysztofBorowiakopuszczałbudynektelewizjiświęcieprzekonany,żepodczas

programu wzbił się na wyżyny elokwencji i ciętej riposty. Był pewien, że olśniłwidzów,wskazując im jedyną słuszną ścieżkę, poktórejwartokroczyć–własnychpoglądówiwłaściwejliteratury.Żewszyscygopodziwiają.Iwcaleniepodejrzewał,żedokładniewtejsamejchwili,gdykrytykowałinnych,takżebyłoceniany.

Niestety,nietak,jakmógłprzypuszczać.Tego dnia Cieślaków zajmowały zupełnie inne rzeczy niż telewizyjne popisy

sąsiada,bowiemJacekwróciłdodomuzmiłąwiadomością.Dostałpodwyżkę.Niebyła to, rzecz jasna,kwota,która rozwiązywałaproblemy,alewprawiłamałżonkóww dobry nastrój. Uczepili się go i wyciskali jak cytrynę, bo ostatnio bywał w ichdomutowaremdeficytowym.Zamówilipizzęnakolacjęipopijalipiwo,rozmawiająco nic nieznaczących drobiazgach.Miła atmosfera szybko zaowocowała wybuchemnamiętności. I choć ichmenu trudno było uznać za złożone z afrodyzjaków, obojezgodnieuznalitensekszajedenznajbardziejzmysłowychwichżyciu.

Po wszystkim Jacek dostawił do kuchennej ściany komodę, na której na nowoułożył kolekcję książek kucharskich. Stos czekających na przejrzenie ulotek terazzaściełałpodłogę.

–Bilard?–powiedziałJacek,podnoszącjedną.–Wiedziałaś,żewokolicydziałaklubbilardowy?Możesięwybierzemy?

–Możemy–odparłaMarta,podającmężowilisty,któreześlizgnęłysiępodstół.Międzyścianąakomodąleżałocośjeszcze.Jaceksiępochylił.–Atoco?Kalendarz?Zubiegłegoroku?Dlaczegogoniewyrzuciłaś?Martanieskojarzyła,ocochodzi,alezarazprzypomniałasobiepierwszednipo

przeprowadzce. Gdy zaczynała każdy dzień od kawy przed domem. To wtedyznalazłakalendarz.

–Leżałnaulicy.Pewniewypadłzczyjegośkoszanaśmieci.Miałamwrzucićgodopojemnikanapapier.

–Daj,zaraztozrobię.Jacekwyszedłprzeddom.To był naprawdę udanywieczór, pomyślałaMarta, kiedy dwie godziny później

zasypiałanamateracu(wciążpozbawionymgodnejdrewnianejoprawy,nadającejmuformęłóżka).

Ale chwilę po pierwszej w nocy ocknęła się zaniepokojona, tknięta jakimśdziwnym przeczuciem. Wstała, wyszła przed dom i z wypełnionego makulaturąkonteneranasurowcewtórnewydobyłakalendarzna2014rok.

Page 73: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XIIIWiosna.Jednychludzinapędzaiwprawiaweuforię,winnychwzbudzanadzieję,

wjeszczeinnychwywołujeskrajneemocje.Do tych ostatnich należał Krzysztof Borowiak, miotający się od natchnionego

entuzjazmu do skrajnego zawodu i od cierpliwej ufności po cholerycznewybuchy.Apogeum tejgodnejnastolatkihisterii, taknieprzystającejdopięćdziesięcioletniegomężczyzny,miałomiejscedziesiątegomajaodwunastejdwadzieściajeden.

RedaktorWysockizrobiłtowzeszłymtygodniu.Pochyliłpomarszczoneczołonadgrubymwydrukiem.Autorbyłmuznany,choć

nie bezpośrednio. Niejaki Marcel Wilski, który każdego roku od pięciu latproponowałwydawnictwuwydanie swojej książki i któremuWysocki odpięciu latuprzejmie dziękował za propozycję. Niestety, facet źle znosił odmowy, więc pokażdej w skrzynce mejlowej redaktora lądowała lawina korespondencji z nakazem(tak, tak!) szczegółowego wypunktowania przyczyn odrzucenia tekstu. A późniejnastępowaładługakontrargumentacja...

Nic dziwnego, że u czterdziestoośmioletniego Wysockiego nazwisko nadawcywywoływałoodruchobronny,polegającynazwlekaniuzodpowiedziątakdługo,jaksiętylkodało.Bojakorzetelnypracownikwydawnictwamiałobowiązekpodchodzićdokażdegotekstuwsposóbobiektywny.Zawsze,nawetjeślidoświadczenieiintuicjapodpowiadałyzupełniecośinnego.

Zatem i teraz pozbył się uprzedzeń, otworzył otrzymany w zeszłą środę pliki pogrążył się w lekturze. Trzeba przyznać, że pełen samozaparcia i dobrej wolidzielniewytrzymał do trzeciego rozdziału.Wreszcie jednak sapnął, pokręcił głowąiodwróciłwzrokodekranu.Nicnowego,podsumowałwduchu.Porazkolejnytensamnapuszonystyl,pompatyczne,sztywnezdaniabezpolotu,bohaterowietakpełniżycia, jak mój świętej pamięci dziadek... I ta fabuła! Wysocki nie znalazł w niejabsolutnie niczego, co sprawiłoby, aby zechciał czytać dalej. Heroiczne losy karłao wielkim sercu i tiku nerwowym spowodowanym traumą w dzieciństwie budziłybardziejpełenpolitowaniauśmiechniżwzruszenieczyprzejęcie.

Nie pozostało nic innego, jak odpowiedzieć autorowi na mejla. Wysocki znałstosowną formułę na pamięć. „Szanowny Panie, bardzo dziękujemy za Pańskąpropozycję.Zapoznaliśmysięztreściąpowieści,jednakniejesteśmyzainteresowani.Życzymypowodzeniawdalszejpracytwórczej”.

Ostatnie zdanie było, według niego, zupełnie niepotrzebne, bo zachęcałoniektórych do popełniania coraz to nowych dzieł, ale kindersztuba wymagała, abypożegnanie z twórcą przebiegło kulturalnie, bez wciskania delikwenta obcasemwpodłogę.

Wysocki kliknął „wyślij” i poszedł zrobić sobie kawę. Przed kolejnym tekstem

Page 74: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

przydamisiędystansisolidnadawkakofeiny,pomyślał.Krzysztofowi od zawsze towarzyszyło pragnienie, by napisać coś więcej niż

recenzję.Próbowałnawetwydaćcośwłasnego,jeszczezanimstałsięznany,alebezefektu.Znużony,zrobiłsobiedziesięćlatprzerwy,alewreszcieponownieprzystąpiłdorealizacjiswojegoplanu.Miałdośćocenianiapisaninyinnych,odczuwałpotrzebętworzenia.W trakcie pracy nad książką przepełniały go entuzjazm iwiara, że tymrazemsięuda,żehistoria,którąstworzył,okażesięinteresująca.BoKrzysztofowiniewystarczał fakt, że jego dzieło zostanie wydane. Pragnął, by zostało zauważonez powodu walorów literackich, stosownie docenione, chwalone za formę i treść,okrzykniętewspaniałym.Byniktniepowiedział, żeoto sławny recenzentdebiutujejakoautor,zatemśrodowiskojestdlańłaskawe.

Przed przystąpieniem do rozsyłania tekstu założył więc skrzynkę mejlowąprzeznaczoną wyłącznie do korespondencji z wydawcami. Nabrał zwyczajusprawdzania jej regularnie, a ponieważ wydawnictwa przeważnie nie śpieszyły sięz odpowiedzią, nauczył się czekać. Fala entuzjazmu po zakończeniu projektupodtrzymywała go na duchu jeszcze przez jakiś czas, w końcu jednak zwyciężałynapięcie i niecierpliwość. Powoli, acz sukcesywnie, przestawał nad sobą panować.Bywał rozdrażniony, przeszkadzało mu wszystko. Biada autorom, których książkiakuratwtedytrafiałynajegobiurko...

NauczonadoświadczeniemMałgorzatastarałasięschodzićmuwówczaszdrogi,ale Borowiak coraz częściej myślał, że żona przynosi mu pecha. Podobno pewniludzie mają złą energię, ale Małgorzata, co gorsza, wydaje się pozbawiona jejzupełnie,doszedłdowniosku.Jesttaka...Takanijaka.Nieokreślona.Zgodna,potulnai cicha.Można jej powiedziećwszystko, a nigdy na niego niewrzaśnie, raczej sięwycofa.AtoKrzysztofawkurzałojeszczebardziej.Owszem,Gosiabyłaprzykładnążoną iopiekuńcząmatką,aleczasamizastanawiałsię, jakbyułożyłosię jegożyciez kimś o temperamencieSabiny albomocnymcharakterzePauliny.Nawet ta nowaMartawydawałasięmiećwięcejwigoruiżycianiżMałgorzata.Wszyscymająwięcejwigoruodniej!–stwierdził.

Sprawdził konto pocztowe i poczuł ucisk w dołku. Oto i on, wyczekiwanyodkilkumiesięcymejl!Krzysztofprzymknąłpowieki,wziąłgłębokioddechikliknąłdwukrotnie.

Jegooczy,jeszczeprzedchwiląlśniąceiprzejrzyste,spochmurniały.Wściekłośćrozsadzała mu skronie, więc Borowiak rąbnął pięścią w stół, aż leżąca na blaciełyżeczkapodskoczyłazbrzękiem.Poderwałsięzkrzesłajakoparzonyiniezwracającuwagi na redakcyjnych kolegów, pośpiesznie opuścił biuro. Zjechał windą na dółiwsiadłdosamochodu,wktórymnowyodświeżaczpowietrzanaglezbytintensywniezapachniałlasem.

– Kurwa! Ja pierdolę! – wrzasnął, waląc pięściami w kierownicę. – To

Page 75: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

niemożliwe!Topoprostuniemożliwe!Odmówionomuporazkolejny.Porazkolejnyjakiśniewydarzonyredaktorzyna

odrzucił jego książkę, autorytarnie twierdząc, że jest nie dość dobra.Krzysztof niemógłwtouwierzyć.

–Gdybywiedzieli,kogoodrzucają!–wściekałsięzgłowąnaramionachopartycho kierownicę. – Ja im jeszcze pokażę! Nie zostawię suchej nitki na tych ichparszywych autorach! Niech no tylko przyślą mi te swoje książki! W czym, nowczymcipismacysąlepsiodemnie?

Wygrażałtakipomstował,zwracającnasiebieuwagęprzechodzącychobokludzi.Jakiśmężczyznawgarniturzezapytałnawet,czywszystkowporządku.

–Nicniejestwporządku!–odburknąłKrzysztof.–Zadzwonićpopogotowie?–Nicmi nie pomoże.Na ludzki debilizm niema lekarstwa, zapamiętaj pan to

sobie!–rzuciłBorowiak,zamykającszybę.Życzliwemu czterdziestolatkowi tłukły się po głowie różne myśli; z lekkim

opóźnieniem, ale we wrzeszczącym kierowcy rozpoznał recenzenta. Zżerała gociekawość, cóż takiego mogło się wydarzyć, ale bon mot o debilizmie, skądinądbardzo prawdziwy, postanowił zapamiętać. Ten statystyczny pracownik korporacjinigdybyniepodejrzewał,żesurowykrytykliterackipoprostustraciłnadzieję.

W dość efektowny sposób w Borowiaku dokonała żywota wiara, że jeszczekiedykolwiekzostaniepisarzem.Jegoegoskurczyłosiędorozmiarówmniejszychniżwówczas,gdyjegoojciec,prokurator,chodziłzamałymKrzysiem,któryniepotrafiłnauczyćsięjeździćnarowerze,powtarzając,żesynjestzeremipokraką.Mniejszychnawetniżwtedy,kiedybywał jakoostatniwybieranydodrużynnawuefie,czygdypewnego wieczoru matka powiedziała szeptem, że trzeba zadbać o przyszłośćchłopca, bo on sam nie poradzi sobiew życiu.No i rodzice zadbali, zapisującmuwillępodziadkachwdobrejdzielnicy,którąpotemsprzedał,bywystartowaćwżyciez całkiem pokaźnym kontem. Poradził sobie śpiewająco; czyż nie był najbardziejpopularnymkrytykiemwkraju?Czytoniez jegoopiniąliczylisięwszyscy,czytonie jego obawiali się pisarze?Matka i ojciec nie zdążyli się o tym przekonać, bozginęliwwypadkusamochodowymosiemnaścielattemu,aleKrzysztofzachowywałsię tak, jakby nieustannie dowodził im swojej samodzielności. Samemu sobierównież.Ale teraznaglepoczuł,żewszystkostracone. Ipostanowił,żeskoroświatjest dla niego nieprzyjazny, on będzie taki sam dla świata. Konieczpowstrzymywaniemsięodchęciodwetu!

Marta po śniadaniu wysłała kilka aplikacji. Mimo że była przekonana, iż CVprzygotowała profesjonalnie,wczoraj odbyła spotkanie z doradcą zawodowym, abyzweryfikowałtoprzekonanie.Wszystkobyłowjaknajlepszymporządku.Wydawałosięzatem,żejejzatrudnieniepozostajewyłączniekwestiączasuiprzypadku,aleczy

Page 76: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

byłotowjakikolwieksposóbpocieszające?NatenisawybierałasięzPaulinądopieroo dwunastej, więc nie musiała się śpieszyć. Nawiasem mówiąc, nie musiała sięśpieszyćnigdziejużoddłuższegoczasu.

Poszła zatem do sypialni i spodmateracawyjęła kalendarzwyciągnięty zeszłejnocyzpojemnikanapapier.Czułaprzymus,bydoniegozajrzeć.Czyżbyotoodkryław sobie do tej pory nieujawnione pokładywścibstwa?Otworzyła i zaczęła czytać.Odpoczątku,odpierwszegotygodniastycznia.

Wtorek:Dermatolog,16:00.Czwartek:Kino,20:00.Piątek:Niezapomniećoddaćspódnicydoskrócenia!Sobota: Pierwszyrazoddwóchtygodniświecisłońce.

Martazerknęłazaokno.Dzisiajteżświeciło.Byłanaprawdępięknapogoda.Kolejnetygodniestycznia–bezzapisów.Jakbyktośzawiesiłswojeżycienatrzy

tygodnie.Albowypisałmusiędługopis.A co działo się, dajmy na to, drugiego lutego? –Marta przewertowała strony.

Żadnych notatek. A dziewiątegomarca?Pamiętaj, nigdy nie kupuj tego, do czegojesteś zbyt mocno namawiana! Na twarzy Marty pojawił się uśmiech. Skąd ja toznam! – pomyślała. Ileż to razy popełniłam ten sam błąd! Najczęściejw perfumeriach; nie miała silnej woli, więc często bywała rozczarowana. Ale żemusiała umotywować sama przed sobą zasadność wydania pieniędzy, wmawiałasobie ochoczo, że jest zadowolona z pomarańczowego odcienia matowej szminki.Ciekawe, co nabyła właścicielka kalendarza, zainteresowała się natychmiast. Cóżza fascynujące doświadczenie, taka szybka podróż po roku wyjętym z czyjegośżycia... Ciekawe, czyje to życie.Notes znalazłam na osiedlu, dumałaMarta, zatemnajprawdopodobniej kalendarz należał do któregoś z mieszkańców. Pismo i treśćwskazująnakobietę, zatemznamwłaścicielkęprzynajmniejzwidzenia, stwierdziłai poczuła się odrobinę nieswojo. Nie powinnam tego przeglądać, napomniała sięwduchu.Taksięnierobi.

Martaodłożyłakalendarz.Popatrzyła raz jeszczena twardączarnąobwolutę,poczymwsunęłagozpowrotempodmaterac.

Małgorzatawiedziała,żetosięjużstało.Żeodpowiedźznówbyłaodmowna.Tobyło pewne jak dwa razy dwa. Szczerze ucieszyła się, że stało się to po pisemnejmaturzesynaihumorymężanieprzeszkodziłyTomkowi.

Gdy Krzysztof wrócił wczoraj z pracy, nie odezwał się do żony ani słowem.Zapytała,cosięstało,alespojrzałnaniątakimwzrokiem,żepoczułasiętak,jakbytoonaodrzuciłajegopowieść.Tomekposzedłzkumplamidokina,łapaćenergięprzedkolejnymi egzaminami, a ona pozostała w milczącym oskarżycielsko domu.Krzysztof niewyściubił nosa z gabinetu, nie zjadł przyniesionej tamkolacji,wypiłza tokilkaulubionychpiw.Zasnąłnakanapie.Przynajmniej niebyło awantury jakzawsze,pocieszałasięGosia,kładącwieczoremdołóżka.Oczywiściewiedziała,jaktacała sprawa jestważnadla jejmęża;niebyłoniczego,czegopragnąłbybardziej.

Page 77: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Wobec tegopragnienianie liczyła się aniona, aniTomek.Małgorzatagotowabyładorolipocieszycielki,aleKrzysztofjejnatoniepozwalał.Cowięcej, takapostaważonytylkogorozwścieczała.Trudnobyłozrozumiećtereakcje.Przecieżstojępojegostronie, pomyślała rozżalona Gosia, a on zachowuje się tak, jakby było zupełnieinaczej.

Śniadanie minęło w grobowej atmosferze, mało sprzyjającej smakowaniuczegokolwiek.Małgorzatapostarałasięispecjalniedlamężazrobiłajajkanamiękko,które wyszły perfekcyjnie, co z uznaniem zauważył Tomek. Nawiasem mówiąc,pochłonął wszystko szybko i uciekł z kuchni pod pretekstem przejrzenia notatekzpolskiego,cieszącsięwduchu,że jużzakilkamiesięcywyrwiesięz tegodomu,gdzieegojednegozdomownikówprzytłaczadwojepozostałych.Oddawnadziwiłsięmatce,jejbierności,uległości,ostrożnościoraztemu,żeonapozwalaojcutraktowaćsiętakprzeztewszystkielata.Zawszemiałanawzględziejegowygodę–byłajegosprzątaczką, kucharką (o roli kochanki Tomekwolał niemyśleć), praczką, doradcązawodowym, ale chyba nigdy równorzędną partnerką. Jakież to było wkurzające!Tomekpragnąłmatki szczęśliwej, amiał biernie pogodzoną z losem. Jeszcze tylkokilkaegzaminówiwakacje,apotemdługaprzerwaoddomu!–westchnął,zamykającdrzwi do swego pokoju. A teraz włączę jakąś muzykę, specjalnie odrobinę zbytgłośno,ipostaramsięzapomnieć.

Małgorzatawzięłasięzazbieranienaczyńzestołu,odstawiłajednaktalerze.–Nieudałosię?–odezwałasięcichoinajdelikatniej,jakpotrafiła.– Skoro wiesz, to po co pytasz? – uciął Krzysztof, nie odrywając wzroku

odgazety.Studiowałstronęzogłoszeniami,choćnigdyniemiałtakiegozwyczaju.–Pytam,bosięniepokoję.Ociebie.– A czemuż to? – łypnął. – Martwi cię, że twój mąż nie został obdarzony

talentem?– Jakmożesz takmyśleć? – Pokiwała głową dotkniętaGosia. – Smutnomi po

prostu,żetaksiętymprzejmujesz.Żetaksięszarpiesz.–Jakmamsięnibynieszarpać?!Poświęciłemnatotylelat!–Tomożeodpuść?Możeniewarto,skorotyleciętokosztuje.–Awięctyteż?–sapnął.–Cojateż?–Teżuważasz,żesiędotegonienadaję,tak?Zawszetakuważałaś!–Borowiak

oparłnastolezaciśniętepięści.– Co ty mówisz? Wcale tak nie jest! Przecież zawsze cię wspierałam.

Wewszystkim.– Doprawdy? Taka niby jesteś doskonała, co? Taka niby dobra i życzliwa dla

wszystkich. Chyba tylko ty tak siebie widzisz. I powiem ci coś. – Krzysztof

Page 78: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

skrzyżował ręcenapiersi. –Taknaprawdę jesteśnudna jak flaki zolejem.Zawszebyłaś.Cichaipoprawnapanidomu.Nicwięcej.Nicwięcej!–powtórzył,wstając.

Małgorzata znieruchomiała.Wyglądała, jakby uszło z niej powietrze. Nie byłazaskoczonatym,cousłyszałaodmęża,atym,żesięodważyłtopowiedzieć.

–Nudna?–wykrztusiła.–Zawszechciałeśmiećżonę,któradbaodomirodzinę.Totyniechciałeś,żebymwróciładopracywszkole.Pamiętasz?

–Widoczniesięmyliłem.Aletyniemusiałaśbyćmiposłuszna,prawda?Widaćtocipasowało.

– Pasowało? Latanie ze ścierką całymi dniami, prasowanie i mieszaniewgarnkach?Tomipasowało?

–Coktolubi!–prychnął.–RobiłamtozewzględunaciebieiTomka–powiedziałaMałgorzataspokojnie,

przepełnionymzawodemirezygnacjągłosem.–Mnieitobietoraczejnieposłużyło.Samawiesz,cosięznamidziejeodlat.– I tak nagle naszło cię na szczerą rozmowę? Przez te latamusiałamwyrywać

zciebiekażdesłowo!–Lepiejpóźnoniżwcale.–Krzysztofpoprawiłokulary.Małgorzacie huczałow głowie.Wszystkowokół zdawało sięwirować. Szybko,

corazszybciej.– Krzysztof... – odezwała się niepewnie. – Czy ty mnie w ogóle kochasz?

Dlaczegowłaściwiezemnąjesteś?Przewróciłoczami.– A niby co to jest ta miłość? To są mrzonki rodem z tych wszystkich

durnowatychksiążekdlabab!–Czytykiedykolwiekmniekochałeś?–zapytałaGosiadesperacko.–Lepiejdajmytemuspokój.Mamterazwiększeproblemynagłowie.Jakbyśnie

wiedziała...–Borowiakpokręciłgłowązniesmakiemiwyszedłzkuchni.Małgorzataczułasiętak,jakbyktośchwyciłjązagardłoimocnozacisnąłpalce.

Oileżłatwiejjestmiećzłudzenia!Spojrzałanastół,poktórymwalałysięwydrążoneskorupkipojajkach.Wkońcuopanowałamtechnikęgotowaniajajkanamiękko,aleokazałosię,żeprzeztewszystkielatastarałamsięzupełnieniepotrzebnie,pomyślałagorzko.

Niepotrzebniebyłacicha icierpliwa.Niepotrzebniewspierająca,uległa,potulna,pomocna.Spokojna,wyrozumiała,ufna.Ofiarna,oddana,kochająca.Starałasiędaćmężowi wszystko, kosztem siebie.Małgosia zebrała ze stołu naczynia i resztki pośniadaniu. Pozmywała. Krzysztof po godzinie wyszedł do redakcji. Do Tomkao jedenastej zadzwonił kolega; chłopak zbiegł po schodach, powiedział matce, żebędziewieczorem,boidziesiępowłóczyć.Gosiazostaławdomusama.

Cóż,nibywszystkobyłojakzwykle...Prawie.

Page 79: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

„Jaka konkluzja? Niektórzy nie powinni pisać. Umiejętność składania literw stosunkowo logiczny sposób to nieco przymało jak na kogoś, kto chce byćnazywanypisarzem”,brzmiałapuentawłaśnieukończonejrecenzji.

Krzysztofpostawiłkropkęipoczułsięniecolepiej.Zawarłwtejopiniizarównoswoją złość na odmowę wydawnictwa, jak i uczucia wywołane poranną rozmowąz żoną. Czy to było profesjonalne? Nieważne, grunt, że efektowne. Kiedy jednakzeszłozniegonapięcie,doszedłdowniosku,żebyłwobecMałgorzatyzbytsurowy.Istotnie, od dobrych kilku lat żył w związku, który funkcjonował jak dobrzenaoliwionymechanizm,alebez specjalnegopolotuczyprzyjemności.Ot,poprostudziała.Aleczymusiałotymmówićtakotwarcie?Bezceremonialnie?Ktowie,możenawetprzesadziłiMałgorzatasięwścieknie.Możenawetzbuntuje,pomyślał.Jeszczeprzestaniegotowaćiprasowaćkoszule?Kiedyśtakzrobiła.Wprawdziezaledwieraz,jakieś dwanaście lat temu, ale Krzysztof pamiętał to aż do tej pory. Chybapowinienemkupićkwiaty i jakoś jąudobruchać, stwierdził.Na szczęścieGosianiejestpamiętliwa...

Page 80: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XIVChoć Sabinie trudno byłow to uwierzyć,w jej związku odmiesiąca panowały

niczymniezmąconeładiharmonia.WahaniawrelacjizMarcinemniepokoiłyją,alepoprawę przyjęła zwestchnieniemulgi.Mąż przestał jej czynić zarzuty, a nawet –wiedzionypoczuciemwinyzaostatniąkłótnięioskarżenieoegoizm–spełniałkażdązachciankę. A przynajmniej się starał. Po chwilowym trzęsieniu ziemi wszystkozdawałosiępowracaćdonormy.

Dzisiajnaprzykładprzyniósłkatalogbiurapodróży.–Wybierzjakieśmiłemiejsce–powiedział.–Wyrwiemysięstądnatrochę.– Mówisz poważnie? – Sabina sięgnęła po gruby folder z palmą i błękitnym

morzemnaokładce.–Samawiesz,żetegopotrzebuję...Żepotrzebujemytegooboje.–Super!Marcinzadowolony,żewywołałuśmiechnatwarzyżony,zaproponował,żezrobi

zakupy; w domu nie było prawie nic do jedzenia. Sabina przytaknęła nieuważnie,dodając, żeby koniecznie kupił mleko, bo się kończy, i powróciła do planowaniawakacji.

Miała ogromną ochotę na jakąś rajską plażę, egzotyczne miejsce. Tylko onidwoje,szumfal,słońce,słonysmakwodynaskórze...–rozmarzyłasię.Przyszłojejdo głowy, że powinna kupić sobie nowe bikini, żebywywrzeć wrażenie namężu.Możeefektyokażąsięowocne?

Wsadziła katalog pod pachę, postanowiwszy wpaść do Małgosi i wyciągnąćsąsiadkęnazakupy.

Weszła przez niedomkniętą furtkę i zapukała, lecz odpowiedziała jej cisza.Przysłuchiwała się przez chwilę, ale z wnętrza domu nie dobiegał żaden odgłos.Zniecierpliwiona oczekiwaniem Sabina okrążyła dom i weszła od strony tarasu,zastawszy tam uchylone drzwi. Zastanowiło ją to niedopatrzenie, tak niepodobnedokoleżanki.Odjakichśdwóchtygodnijestjakaśinna,pomyślała.Zgaszona,jakbynieobecna. Podpytywanie, czy coś się stało, nie dawało efektu. Małgorzataodpowiadała,żewszystkojestwporządku,aleonamówiłatakzzasady.Chybanigdynanicnienarzekała,stwierdziłaSabinaodkrywczo.

–Gosia?!Gdziejesteś?!–zawołała.Zajrzaładosalonu,jadalniikuchni.Zapukałanawetdołazienkinadole,alenikt

nie odpowiedział,więcweszła po schodach na górę. Skierowała się ku uchylonymdrzwiomdosypialni.

Zapukała,byuprzedzićsąsiadkęowizycie.– Małgosiu, jesteś tutaj? Mam sprawę do ciebie... Ty śpiochu! – powiedziała,

wchodząc. – Ładnie to tak drzemać w środku dnia? – zażartowała, przysiadając

Page 81: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

na skraju łóżka. – Hej, pobudka! – Dotknęła łydki koleżanki. – Gosia? Halo, tuziemia!Gosia...?Gośka!

Poszturchiwanie i wezwania do natychmiastowego otwarcia oczu okazały siędaremne, ale Sabina pojęła to, dopiero gdy na nocnym stoliku zobaczyła pusteopakowanie po środkach uspokajających. Krzyknęła przerażona i drżącymi rękamiwystukałanumerpogotowia.

Pytanojąozbytdużorzeczy.Zamiastpytać,powinnijużtutajjechaćizrobićcoś,żebyMałgosia tak nie leżała! –myślała Sabina gorączkowo.Tak bezwładnie i bezruchu.Jakbywszystkobyłojejobojętne.

–Wyślijciewreszcie tę cholerną karetkę! –wydarła sięw końcuw słuchawkę,kompletnieroztrzęsiona.

Koordynatorka, cierpliwa i opanowana, beznamiętnie zaordynowała wyjazdzespołuratunkowegonaulicęZielonegoDębu.

Ambulanszjawił siępokwadransie, ratownicyweszlinagórę.Mieli twarzebezwyrazu, jakby znudzone albo bardzo zrezygnowane. Sabina próżno szukaław nichpocieszenia. Lekarz stwierdził zgon, jakby stwierdzał kaszel. Profesjonalnie.Nieodwołalnie.

– Najprawdopodobniej wskutek przedawkowania środków uspokajających –dodał.–Aletopotwierdzidopierosekcjazwłok.

Krzysztof, wezwany z pracy, zdążył przyjechać, jeszcze zanim zabrano żonę.Siedział przy niej na łóżku otępiały i milczący. Nie potrafił oderwać wzrokuodleżącejwrogupokojunakrześlestertyniewyprasowanychkoszul.

Od dnia pogrzebuMałgorzaty Krzysztof spacerował codziennie, jednak nie polesie,jakzwykłrobićodczasudoczasu.Szedłdogłównejulicy,apóźniejprzysiadałz dala od drogi, na poboczu w trawie, pod smukłym jesionem, gdzie zagapionyna przejeżdżające samochody obserwował kierowców i pasażerów. Jednigestykulowali, inni jedli fast foody. Ten powtarzalny, nieustający rytuał dawałmupoczucie,żeświatniezwariował.Żetrwa–stabilnyibezpieczny.Mimowszystko.

Małgorzatabyłazapobiegliwaipoukładana.Spokojnieodczekała,ażTomekzdaostatniegzaminmaturalny,inapisałalist.Niechciałapozostawiaćposobiebliskichwśróddomysłów.PamiętaładobrzeodejścieWioletty.

Kochani!W życiu podejmowałam wiele decyzji. Większość z nich z myślą o innych

lubzpowoduinnychludzi.Ażnagleuzmysłowiłamsobie,żeniemiałamczasutylkodlasiebieinieliczyłamsięzwłasnymiuczuciami.

Nie sądzę, by była to czyjaś wina. Dorosła kobieta powinna potrafić o siebiezadbać i tupnąć nogąw razie potrzeby. Tymczasemmnie zawszewydawało się, żew życiu najważniejszy jest święty spokój.Cóż, okazało się, żewpadłamw pułapkę.Mój spokój okazał się fasadą, za którą wcale nie czułam się dobrze. Czułam się

Page 82: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

nieważna,spychananamargines,zaledwieużyteczna.Abycieużytecznątozamało.Zdecydowałamsięnatenkrokzwłasnejwoli.Dlasiebie.Zmyśląosobie.Poraz

pierwszywżyciu.Zapewnenieuwierzycie,alebardzoWaskocham.Imarzę,abyściebyliszczęśliwi.

Niemiejciedomnieżalu.Małgorzata

Kartka, którą zostawiła w szufladzie szafki nocnej, wyjaśniała policji motywiczyniłasprawęjasną.Niemogłajednaksprawić,byTomekniemiałdomatkiżalu.Miał, i to duży.Niewidział w jej posunięciu niczego, cowskazywałoby na to, żepomyślałaonim.Czułsięporzuconyinieważny.Iprzeraźliwiesamotny.

List nie ułatwił zrozumienia takżeKrzysztofowi.On z koleimiał ochotę zadaćżoniemilionypytań,choćdoskonalezdawałsobiesprawę,żeMałgorzatanieodpowiejużnażadneiniewyjaśniąsobieniczego.

Wszystko,coobajznali,zniknęło.Ichżycieuległodestrukcji,wydawałosięobceistraszne.Tomekpodwieczórzbierałresztkisiłiwychodził,byzgarnąćojcazulicy.Jak tak dalej pójdzie, gotów jeszcze trafić do czubków, myślał, i tyle będę miałz rodziców! Zaganiał Krzysztofa do domu, zupełnie jak ociągającego się, niezbytrozumnegokundla.

Wszystko się popieprzyło! – klął w myślach, gdy wracali ramię w ramię,wmilczeniu.Borowiaknatomiastbyłstoickospokojny.Oddniaśmierciżonyzmieniłsię o sto osiemdziesiąt stopni.Gdzie się podziała jego buta?Gdzie hardość?Gdzietupet?Zostałmały zagubiony człowiek,miotający sięw bólu i niedowierzaniu. Toprzez ciebie to wszystko! – oskarżał go Tomekw duchu, podtykając jednocześnieojcupodnoskanapkizżółtymserem.Niemusiałmuniczegowykrzykiwaćwtwarz.Tobyłozbędne.

PaulinanaradziłasięzpaniąStasiąizaczęłydostarczaćBorowiakomobiady.Zaskoczona gosposia nie dostała od swej chlebodawczyni żadnych zaleceń

odnośniedomenu,gotowałazatemdlaKrzysztofa iTomka jakdla siebie.Stawskaobiecała wynagrodzić jej dodatkową fatygę, ale pani Stasia robiłaby to nawet bezbonusu.Przedtragediązdarzałosię,żezamieniałakilkasłówzpaniąMałgosią;lubiłają za serdeczność i życzliwośćdla ludzi, choćuważała zaniecowycofaną.Dlategonie zdziwiła się zbytnio, kiedy okazało się, że pani Borowiakowa targnęła sięna życie, a jednocześnie uświadomiła sobie, że oczy samobójczyni wypełniałoostatniomorze rezygnacji.Akiedy człowiek już zrezygnuje...Trudnogouratować,westchnęła.

Drzwi otworzył Tomek. Robił to od śmierci Małgosi, bo Krzysztof ignorowałwszelkiedzwonkiipróbykontaktu.Paulinaszybkooceniłasytuację.Twarzogolona.Włosyuczesane.Dżinsyiczystakoszulka.Wyglądało,żechłopakdajesobieradę.

–Cześć,Tomek.Dzisiajgulaszzindyka,kluskiisurówkazpomidorów.–Podała

Page 83: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

pojemniki.–Dziękujębardzo–odparł.–Naprawdęniemusipanitegorobić.–Niemuszę,alechcę.Przynajmniejdopóki...Dopókibędzietakapotrzeba.–Możepaniwejdzie?Paulinapokręciłaprzeczącogłową.–Niechcęwamprzeszkadzać.Jakojciec?– U siebie. Całe szczęście, dzisiaj nie poszedł przesiadywać przy drodze. Nie

wiem,cogotamtakpędzi.–Zmieszanychłopakpotarłbrodę.–Maprawodonietypowychreakcji.Amoże...–Spojrzałabacznie.–Możedaj

mucośziołowegonawyciszenie.–Onie.Wściekłbysię.Paulinaniebyłazaskoczona.Samazareagowałabypodobnie.–Aty?Jaksiętrzymasz?–Jakoś.Nicnierozumiem.Skoro...Skoroczułasięażtakźle,dlaczegonicztym

niezrobiła?Czyśmierćbyłajedynymwyjściem?Paulinamiaławrażeniedéjàvu.Całkiemniedawnopadałypodobnepytania.Po

śmierciWiolettystawiałajeprzecieżsamaMałgorzata...–Myślałam,żejestszczęśliwa.Naswójsposób,alejednak–powiedziałacicho.– Na swój sposób... – powtórzył Tomek, kręcąc głową. – No nic. Dziękuję,

zabieramsiędojedzenia.Możeojciecteżsięwkońcuzdecyduje.–Gdybyśczegośpotrzebował,dajznać.–Stawskazrobiłakrokdotyłu.Odśmierciprzyjaciółkiniebyłasobą.Czułasięzupełniejakpozbawionajakiegoś

ważnegoorganu.Nibysiędawałobezniegoegzystować,aletojużniebyłotosamo.Wreszcie dokonała szokującego odkrycia i zrozumiała, że – paradoksalnie –Małgorzata dzieliła się z nią własną siłą. Zawsze wydawała się bardziej krucha,słabsza,małopewnasiebie.ApatrzenienasłabościinnychtylkoutwierdzałoPaulinęw poczuciu, że ona sama świetnie daje sobie radę, że jest lepsza, doskonalsza niżwrzeczywistości.Wywoływałopokrzepiającykontrast.SwegoczasuPaulinamyślałanawet, że toGosia czerpie z jej energii, aż okazało się, że byłowręcz przeciwnie.Małgorzata była przy mnie zawsze, pomyślała. Jak... przyjaciółka. Niczego nieżądała,odnikogo.DoPaulinydotarło,żeotoutraciłaoparcie,ipoczuła,żetracigruntpodnogami.

WróciłaodBorowiakówipołożyłasięnakanapiewsalonie.Trudnojejprzyszłopogodzićsięzarównozniedawnątragedię,jakizjejnieodwracalnością.Znowu.Jaktomożliwe?

–Jaktomożliwe?–wyszeptała.Już kolejny tydzień z rzędu odwoływała wszystkie swoje wizyty i plany.

Analizowała. Zastanawiała się, czy nie przeoczyła jakiegoś sygnału. Czy tak jakwprzypadkuWiolettyniezbagatelizowaławołaniaopomoc.Aleniepotrafiłasobie

Page 84: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

przypomnieć niczego takiego. I całe szczęście! –westchnęławduchu.Amoże niepamiętam, bo tak bardzo byłam skupiona na sobie? – przestraszyła się.Dopadły jąwyrzuty sumienia, że ostatnio poświęcała więcej uwagi Marcie, że dopuściła, abyMałgorzata poczuła się zepchnięta na boczny tor, mniej interesująca. PaulinapożałowałanapaścinasąsiadkępospotkaniuzMarkiemitraktowaniajejtrochęjakmaskotki, jak pociesznej szarej myszki. Szkoda, że dopiero kiedy jej zabrakło,okazało się, jak bardzo była ważna. I że wcale... Małgosia wcale nie była szara!WoczachPaulinyzaszkliłysięłzy.Zamknęłapowieki.

Niepozwolićimspłynąć!Kontrola!Abyodzyskaćpanowanienadsobą,Paulinazacisnęła dłonie w pięści. Paznokcie pozostawiły w ich wnętrzu półksiężycowateczerwoneślady.

Sabina nie wychodziła z łóżka. Była kłębkiem nieokiełznanych emocji –naprzemiantopłakała,toobojętniała.Byłazła,przerażonaizalękniona.Zawszebyłauczuciowa, ale czegoś podobnego Marcin jeszcze nie widział. Plany wakacyjnezostały odłożone na bliżej nieokreślony termin, bo Sabina nie byław stanie zrobićsamodzielnie kilku kroków. Taka reakcja nie byłaby niczym nadzwyczajnymu Tomka czy Krzysztofa, a tymczasem to jego żona zachowywała się tak, jakbychciałaprzejąćodBorowiakówwszystkiezłeemocje.

Marcinzjawiłsięwsypialnizkubkiemkawyicroissantem.–Cośnapoprawęnastroju–zagaił,siadającobok.– Myślisz, że rogalik pocieszy mnie po stracie Małgosi? – chlipnęła Sabina

isięgnęłapochusteczkę.–Wcaletakniesądzę.Myślęjednak,żeczaswydostaćcięzpościeli.–Myślisz wyłącznie o sobie, co? Co ja mam za żonę? Nieuczesana, wiecznie

wpiżamieiciąglewłóżku?–Nie o tomi chodzi.Myślę o tobie.Martwię się – uściślił, dotykając drobnej

dłoni.–Niewiem...–zająknęłasię.–Niewiem,czytomasens.–Cotakiego?–Życie.–Chybaniezamierzaszzesobąskończyć?– SkoroMałgosia chciała? Każdy, tylko nie ona! Awcześniej to samo zrobiła

Wioletta.Niemieścimisiętowgłowie!–Totylkokoszmarnyzbiegokoliczności!–rzuciłrozeźlony.– Gosia zawsze służyła mi radą, pocieszała, rozwiewała wątpliwości. Zawsze

sądziłam,żejesttakamądra,żemadobreżycie,żejestzadowolona.Chciałambyćjakona – dobrą matką, idealną żoną, ciepłym człowiekiem. Myślałam, że to wzórnaszczęście.JeślizaśchodzioWiolę...

–Lepiejdotegoniewracać–uciąłgwałtownie.

Page 85: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Najdrobniejsza wzmianka o sąsiadce momentalnie przypominała mu flirt żonyzMarkiem.

– W każdym razie jeśli ludzie, którzy jak się wydaje, wiodą życie idealne,postanawiają z niego zrezygnować, to... No sam powiedz, do czego dążyć? Czywogólewarto?

–Sabina,cotywygadujesz?–Marcinażzłapałsięzagłowę.–Chybapowinienzobaczyć cię jakiś specjalista! Nie mam zamiaru ryzykować! Wam tu chybawszystkimpokoleiodbija!

Wstał zirytowany, zszedł na dół i uruchomił komputer. Muszę natychmiastznaleźć jakiegoś lekarza! – postanowił. Nie miał pojęcia, co się tu wyprawia, alewiedziałjedno–trzebawydostaćSabinęzłóżka.Jeszczewpadniewjakąśdepresję,przestraszyłsięnienażarty,oilejużtosięniestało.Możeimiewaliproblemy,aleMarcinwolał jemiewać nadal, niż zostać bez żony.Może powinienem zadzwonićjeszczepo różdżkarza?–przeleciałomuprzezgłowę.Ktowie,może jest tugdzieściekwodny,którywpływanakobiecenastroje?

Martapoprostuoniemiała.Przecieżktojakkto,aleGosiaisamobójstwo?!Możemiała gburowatego męża, ale to nie powód, by odebrać sobie życie! Tyle razyrozmawiały podczas tych wszystkich godzin spędzonych na wspólnym oglądaniufilmów iMałgorzata nigdy na nic się nie skarżyła. Chociaż... To ona, jako jedynaz sąsiadek, naprawdę mocno dopingowała Martę do szukania pracy. Częstodopytywała,jakjejidzie,czywpłynęłyjakieśnowepropozycje,umówionespotkania.CzasamiMartamiaławrażenie, żeGosizależyna jejpowrociedozawodubardziejnawetniż jej samej;wpewnejchwili tozainteresowaniestałosię irytujące.Paulinabyła życzliwa, choć bardziej zdystansowana, dla Sabiny takie drobiazgi jak etatzdawałysięwogóleniemiećznaczenia.DlaczegozatemkwestiajejzatrudnieniatakzajmowałaMałgorzatę?

Przy obieraniu ziemniaków dobrze się myślało, zatem Marta zrobiła rachuneksumienia.OdśmierciGosizaczęłazdecydowaniebardziejdbaćoJacka,jakbynaglejeszcze mocniej dotarła do niej świadomość, jakie to szczęście mieć takiegomężczyznę.Domprzestałwydawaćsięklatką,a ichprzejściowekłopoty finansoweprzestały przygniatać tak mocno. Sprawy ostateczne wyostrzają punkt widzenia,doszła do wniosku, wszystko widać inaczej, bardziej właściwie, w stosownychproporcjach.AmożeMałgosibrakowałowłaśniepracypozadomem?–pomyślała,wrzucając ostatniego ziemniaka do wody. Może sąsiadka czuła się samotna,odseparowana od świata, pozbawiona celu i wyzwań? Czy to możliwe? Jeśli tak,dlaczego nic z tym nie zrobiła? I dlaczego nagle, po tylu latach, z tego właśniepowodu zdecydowała się na taki krok?Nie, to niemogło być to. A na pewno nietylko,uznałaMarta.CzyżbyKrzysztof jąbił?–przeraziłasięnagle.Nibynicna toniewskazywało,ale...Ktowie?

Page 86: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Tknięta nagłą myślą Marta odstawiła garnek na kuchenkę i pobiegła na górę,dosypialni.

Gdywyciągałakalendarzspodmateraca,poczułauderzeniegorąca.

Page 87: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XVKrzysztofowiprzeszkadzało,gdyMałgorzatawnocyprzytulałaswojezmarznięte

stopy do jego łydek. A miała je zimne niemal zawsze. Wykonywała ten gestchyłkiem,licząc,żeonniepoczuje,alejegotozawszewybudzało.Izawszebyłotozły.Miałkłopotyzszybkimzasypianiem, ikiedyżona jużsmaczniepochrapywała,onleżałjeszczedługozotwartymioczami.

Gdyjejzabrakło,łóżkowydałomusięnaglezbytduże.Niemógłpatrzećnapustąpoduszkę obok, więc schował ją do szafy, swoją natomiast przesunął na środek.Myślał, że to załatwi sprawę, że przestanie się budzićw nocy,mającwrażenie, żemarznąmułydki.Kilkarazyodruchoworzucił:„Zabierztenogi,niemogęspać!”,alenieusłyszałzwyczajowego:„Tylkoprzezchwilkę,Krzysiu”.

DzisiejszejnocywydarzyłosiętoponownieiwłaśniedzisiajKrzysztofBorowiakporazpierwszyopłakałżonę.Wtajemnicy,wciemności,zasłaniająctwarzpoduszką.Gniotłogopoczuciewiny.Dopadłoznienackaizamknęłowstalowymuścisku.

–Gdybymjejtegowszystkiegoniepowiedział!–wymamrotał.–Gdybymtylkosięzamknął...

Wgryzałsięwpierzastewypełnienieposzewki iskamlał.Byłmały izagubiony.Niewiedział,corobićiczyporannewstawaniezłóżkamajakikolwieksens.Boipoco? Żeby czołgać się przez resztę swoich dni z tym nieznośnym ciężaremwpiersiach?

Cotowłaściwiezażycie?–myślał.Niepotrafiłemspełnićswegonajwiększegomarzenia,aterazstraciłemżonę.Wdodatkuniemogępozbyćsięwrażenia,żetojajązabiłem!Własnysynpatrzynamniewzrokiem,wktórymlitośćledwieprzeważanadniechęcią...

Rodzice mieli rację, stwierdził. Jestem zerem, które nie poradzi sobie w życiusamodzielnie.

Przy śniadaniuMartawydawała się Jackowi jakaś nieobecna. Piławmilczeniukawę,jakbyzapomniałaozawartościtalerzyka.

–Akanapka?–zapytał,kiedypodniosłasię,abyodstawićpustykubekdozlewu.–Kanapka?–Zmrużyłaoczy.–Atak,zapomniałam.–Uśmiechnęłasię.–Zjem

później.–Machnęłaręką.–Kochanie,cojestgrane?–Nictakiego–zbagatelizowała,alezarazspojrzałanamęża.–Nodobra,powiem

ci–zdecydowała.–Alemusiszobiecać,żesięnamnieniewściekniesz.Nielubiłtakichwstępów,alecóż.Samsięotoprosił.– Pamiętasz ten kalendarz, który znalazłeś za komodą w kuchni? Ten, który

wyrzuciłeśdośmieci?–Uhm.

Page 88: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Wyjęłamgostamtąd.–Poco?–Jacekbyłskonsternowany.–Niewiem.Takjakoś.Musiałam.Czułam,żemuszę.–Ico?Jestwnimmapazdrogądoskarbu?–Nieżartuj.Przeglądamgoodjakiegośczasu.Izastanawiamsię,czyniebyłto

przypadkiemkalendarzMałgorzaty.–Anawetjeśli?–Wskazująnatopewneprzesłanki...–Niewiem,czytowporządku,takprzeglądaćzapiskiobcejosoby.–Pewniemaszrację.Aleprzeczytałam...–Znalazłaścośniepokojącego?–Pewneakapitysądość,hm,smutne.Depresyjne.–Zatemniewykluczone,żenależałdoGosi.Wydarzeniaskładałybysięwówczas

wjakąścałość.Zdecyduj:wyrzucićtenkalendarzczyoddaćgoBorowiakom.Możetoimjakośpomoże,choćwątpię...

–Niedajemispokojujednamyśl.–Martazałożyławłosyzauszy.–Aco,jeślitoniejestnotatnikMałgorzaty?

Jacekniebardzorozumiałrozterkiżony.Zaniepokoiłsięnawet,czyprzedłużającasię samotność w domu nie wpływa na nią negatywnie.Miał swoją żonę za osobęrozsądną i trzeźwo stąpającą po ziemi, a rewelacje, które usłyszał przed chwilą,kojarzyłymu się ze starymi plotkarami, żyjącymi cudzym życiem, z braku atrakcjiwewłasnym.

–Odezwałsięktośwsprawiepracy?–zmieniłtemat.–Naprawdę tylko to cięmartwi?Zwracamci uwagę, że zabiła się naszabliska

sąsiadka,aciebienieobeszłymojesłowa!Tylkoto,czywkońcuzacznęzarabiać,czynie!

–Obchodziszmniety,anieczyjśdurnykalendarz!– A jeśli nikt mnie już nigdy nie zatrudni? – wypaliła rozzłoszczonaMarta. –

Aco,jeśliokażęsięnikomuniepotrzebnaidokońcażyciabędęcipodawaćpodnosobiadki? Jeszcze nie tak dawno ten pomysł ci się podobał. Coś się zmieniło? –podniosłagłos.

–Cosięztobądzieje?Skądtennagływybuch?–Nicsięzemnąniedzieje!Chcętylko,żebyśwysłuchałmnieodczasudoczasu.

–Martazacisnęłamocnousta.–Przecieżsłucham.Tylkoniewiem,ococichodzi–odparłJacek,poprawiając

granatowy krawat. Sięgnął po leżącą na kuchennym blacie teczkę. –Miłego dnia,kochanie.Muszęjużlecieć.Dozobaczenia–rzucił,wychodzączdomu.

Zniąniejestdobrze,pomyślał,odpalającsilnik.Powoli,aczsukcesywnieuchodzizniejpowietrze.ZMartądziałosięcoś,czegoniepotrafiłnazwać.Amożetosposób

Page 89: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

naodreagowanieśmierciMałgosi,przyszłomudogłowy,gdywycofywałauto.Nie,toraczejnieotochodzi,uznał,wrzucającjedynkę.

Przejeżdżając obok domu Borowiaków, spojrzał w okno na piętrze i dostrzegłzapatrzonegotępowprzestrzeńKrzysztofa.Alesięporobiło!–pomyślałidodałgazu.

A chwilę później z okna sypialni Borowiaków posypały się koszule, któreodśmierciMałgorzatytkwiłynakrześleniczymniemiświadkowieoskarżenia.Jednapo drugiej, jak bawełniane ptaki z rozłożonymi skrzydłami, miękko lądowałynatrawniku.

Paulinawracałazapteki;Tamaraprzeziębiłasię,awdomuniebyłopraktycznieżadnych lekarstw. Pani Stasia zaoferowała, że zaparzy małej herbatę z miodemi cytryną albo zaaplikuje syrop czosnkowy, ale to pani Stawskiej, któradowszystkiegopodchodziłaznależytąpowagą,niewystarczało.Nawet jeśligardłobyłozaledwiezaczerwienione,akatarniewielki.

–Jeślimogęwyrazićwłasnezdanie,zamierzapaniwystrzelićzarmatydomuchy– powiedziała pani Stasia na widok siatki pełnej najróżniejszych aptecznychspecyfików.

Farmaceuciwykorzystaliswojepięćminut.Tobyłopewne.–Najważniejsze,abyskutecznie–odparłaPaulina.Czuła się zmęczona, bo zanim weszła do domu, posprzątała walające się po

trawniku Borowiaków koszule. Była zbyt zdziwiona, żeby zrozumieć ten widok,i zbyt przestraszona, aby zapytać, dlaczego właściwie się tam znalazły. Tomekwyszedłjużzdomu,alepostanowiłabyćniezłomnaiwywabićKrzysztofazgabinetudodrzwi frontowych.Borowiakowi spuchłyuszyodnieustannegoding-dong,ding-dong.

–Czegochcesz?–warknął,kiedywkońcuzobaczył,ktogoniepokoi.–Zdajesię,żetotwoje.–Podałakoszule,niezwracającuwaginanieszczególną

uprzejmośćsąsiada.–Niepotrzebniesięfatygowałaś.Wyrzuciłemje.–Jeśliichniechcesz,powinnychybawylądowaćwkoszu?–Paniakuratna.Zawszezasadnicza.Powiedz,jakdajeszsobieztymradę?Paulina zmarszczyła brwi. Była zła. Zła i rozgoryczona. Położyła dłonie na

biodrach.Naprawdęstarałasiępowstrzymać,aleniepotrafiła.–Raczej:jakonasobiedawała!–Comasznamyśli?–Jaktoco?Ciebie.–Jakwidać,niewytrzymała–odparłizatrzasnąłPauliniedrzwiprzednosem.Obróciła się na pięcie. Dotknięta obcesowym potraktowaniem gotowa była

odejść,alezrobiładwakrokiiprzystanęła.MimowszystkomartwiłasięoKrzysztofa,choćnigdyzanimnieprzepadała.Ichoćwolałabypostąpićzupełnieinaczej,zaczęła

Page 90: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

„ding-dongować” ponownie. Nie reagował, więc robiła swoje z jeszcze większymzapamiętaniem.PaulinyStawskiejniedasięspławić.

–Coztobą,docholery?!–ryknąłKrzysztof,otwierajączimpetemdrzwi.–Zamknijsięichodźzamną.–Wyminęłagoiweszładośrodka.Poprowadziła Borowiaka do jego własnego gabinetu. Z szafki wyciągnęła

szklankęinapełniłajądopołowyznalezionąnablaciewhisky.–Napijsię,apotemmów–poleciła,podającmualkohol.Krzysztofzwahaniemwyciągnąłdłoń.–Jestwpółdodziesiątej–zauważył.–Ico?Obchodzicięto?Przecieżciebienigdynicnieobchodzi.–Maszrację–stwierdziłiwychyliłprawiepołowęzawartości.Gestem nakazała, aby wypił do dna, i zapytała głosem, który znający jego

normalnąintonacjęmoglinazwaćdelikatnymipełnymtroski:–Jaksięczujesz?–Palimniewgardle.Spojrzałananiegotak,żespuściłztonu.–Jakkupaśmierdzącegogówna–wykrztusiłprawdę.Paulinaskrzywiłasięwduchunatęmetaforę.–Ijakjeszcze?–Jaknic.Jakkompletnezero.Jak...–zawahałsię–cholernymorderca.Paulina aż się przygarbiła. Chciała dać sąsiadowi okazję, by wyrzucił z siebie

emocje, ale jego słowa były kompletnym zaskoczeniem. Gdzie się podział zawszebutnyKrzysztof?Gdybyktośjązapytałonajbardziejpewnąsiebieosobę,jakąznała,bezwahaniawskazałabynaBorowiaka.

–Ona...–ciągnął,opadłszynaskórzanąkanapęwrogugabinetu.–Onapoprostuode mnie uciekła. Dotychczas nie śmiała, bała się, że nie potrafi zrobić tegoskutecznie. Zapewne sądziła, że sama nie da sobie rady. Aż w końcu zebrała sięnaodwagę... –Zwiesił głowę.–Szczerzemówiąc, nienajlepiej namsięukładało...Niemalnapewnoprzezemnie.Niebyło tomożenajlepszemałżeństwo,ale jedyne,jakiemiałem.

–Przecieżnienapisaławliście,żetoztwojegopowodu.–Żartujesz?Niewymieniłamnie z imienia, ale...Wyraziła się dość klarownie.

Dajspokój,gdybyśsłyszałanasząrozmowęjakieśdwatygodnieprzed...Wiesz,jakipotrafiębyć.

Paulinapatrzyławmilczeniu.Zżerałająciekawość,alecośjejpodpowiadało,abyniedrążyćtematu.

– Nie wiem, co powiedzieć. Choć szczerze mówiąc... – Sięgnęła po drugąszklankę i tym razem nalała whisky obojgu. – Sporo myślałam o mnieioMałgorzacie.

Page 91: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Nieznosiła,gdytakdoniejmówiłaś.Małgorzatoto,Małgorzatotamto.–Słucham?–rzuciłazaskoczonaPaulina.–Nigdyminiezwróciłauwagi–dodała

poruszona,sadowiącsięwygodniejnakanapie.–Niemówiła,zdajesię,wieluinnychrzeczy...Paulinawzięłałykwhiskyisięwzdrygnęła.–Takczysiak,mogłeśbyćlepszymmężem.Ajalepsząprzyjaciółką.Krzysztofszerokootworzyłoczy.Paulinaisamokrytykatobyłocośnowego.–Takczysiak,tonietywpędziłaśjądogrobu.–Niemówtak!Niewolnocitakmyśleć!–Ajeślitoprawda?–Niepodałeśjejtychlekarstw.–Znaszmnie.Żadenzemniesłodkimiś.– Wiem doskonale – westchnęła. – Nie mam pojęcia, dlaczego to mówię, ale

skoro już rozmawiamy szczerze: nieraz buntowałam Małgorza... Gosię przeciwkotobie.Irytowałomnie,jakjątraktujesz,aleargumentytrafiałyjakgrochemościanę.Wolałałykaćteswojetabletki.

–Toonacośłykała?–Niewiedziałeś?Tenauspokojeniewłaśnie.Odjakichśczterechlat.–Niewiem,czymnietopociesza.–Krzysztofpotarłnerwowoskronie.– Pewnie nie.Ale skoro nie chciała nic zmieniać?Zdecydowała się tkwić przy

tobie.–Tonaprawdęwspaniaławiadomość– rzucił zprzekąsem,obejmując szklankę

dłońmi.–Nierozumiesz.Tobyłajejdecyzja,abybyćztobąmimowszystko.Niezależnie

od wszystkich twoich wad. Tak samo podjęła decyzję, że czas odejść. Tylko tochciałamcipowiedzieć.

– To najbardziej osobliwe pocieszenie, jakie słyszałem w życiu – mruknąłBorowiak,zapatrzonywrdzawązawartośćszklanki.

–Mówiąc to, poniekądwybielam siebie. Nie wiem nic na pewno, ale tylko toprzychodzimidogłowy.

Krzysztofpodniósłwzrokispojrzałpoważnie.–Ktowie?Możekiedyśnawetwtouwierzę.Rozmawialijeszczeprzezdobrągodzinę.Gdy Paulina wyszła, poczuła, że uginają się pod nią kolana. Wciąż uważała

Krzysztofazasztywnegobufona,wtejkwestiinicsięniezmieniło,aleprzynajmniejczuła, że zrobiła coś pożytecznego. Po pierwsze, pozbierała koszule z trawnika, podrugie, byćmożeKrzysztof poczuł, że nie jest tak przeraźliwie samotnyw swoimbólu.

Aijejsamejzrobiłosięniecoraźniej.

Page 92: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

TamarabyłazachwyconadobrymhumoremPauliny,którawyłgałasię,żezjadłaupanaKrzysztofazbytdużoczekoladekzalkoholem.Wedługcórkimogła jeść ichzbytdużocodziennie–niedość,żewefekcieniktjejnienapominałzabieganienabosaka po posadzce, to jeszcze mogła do woli oglądać głupie, według matki,kreskówki w telewizji. A co najważniejsze, mama była taka – Tamara szukałaodpowiedniegosłowa,przełączająckanałypilotem– taka rozluźniona.Możegdybyzjadłateczekoladkidziśzsamegorana,niepokłóciłabysięztatą.

Bood śmiercipaniMałgosi rodzicekłócili siębezprzerwy.Myślelipewnie, żeonaniesłyszy,aleczymożnaniesłyszećtakichkłótni?Mamieciąglecośsięwtacieniepodobało,onwciążpowtarzał, żeniemożeczegośzrobić.AżwkońcuTamarapostanowiłazachorować.Wprzeszłościtenzabiegsięsprawdzał–chorobaodwracałaich uwagę od sporów, skupiali się na dziecku. Ale może tym razem, dumaładziewczynka, układając się na zbyt sztywnych dekoracyjnych poduszkach,wystarczyłybyczekoladki?Tamarazawszeuważała,żemamaprzesadza,odmawiającsobie słodyczy.Ona i tato radzili sobie z tymograniczeniemw tajemnicy, bo nibydlaczegoodmawiaćsobieczegoś,cojesttakprzyjemne?

MarcinzSabinąjechaliwmilczeniu.Onbyłspięty,onaobojętna.Trwałapięknawiosna,aświatjakbyposzarzał.Niedługonadejdzielato.Tylkoczycośtozmieni?

Sabinastraciłaapetytnażycie.SkorojednakMarcinowizależało,abyzobaczyłasię z jakimś specjalistą, proszę bardzo. Postawiła tylko jeden warunek: że pójdądoniegorazem.Wedwoje.Marcinsięwściekł,żetonieonpotrzebujepsychologa,iumówiłnawizytężonę.Uznał,żenaterapeutęlepiejnadasięmężczyzna,który,byćmoże,wnaturalnysposóbzmobilizujeSabinędootrząśnięciasięzmarazmu.Aleonapopatrzyłatylkospoddługichrzęs.

–Razemalbowcale–powiedziała.Ponieważ Marcin naprawdę pragnął odzyskać swoją pełną werwy żonę

wstarannymmakijażuiładnychubraniachzamiastpiżamy,przystałnatenwarunek,choćzociąganiem.

Weszlidonowoczesnegobiurowca,gdzienaósmympiętrzeprzyjmowałcenionyspecjalista. Jego z górą trzydziestoletnia praktyka upoważniała do nadziei, że facetbędzie wiedział, co robić. Klasycznie i elegancko urządzone wnętrze, utrzymanew kojących stonowanych barwach, dawało podstawy, by sądzić, że ratunku szukatutajwieluludzi.Itoniezadarmo.

– Jacek Lijewski. Dzień dobry państwu – przywitał ich terapeuta uprzejmymuśmiechem.

Sabina spojrzała w szare oczy, które w kącikach promieniście okalały drobnezmarszczki.Przyjaznywyraztwarzywzbudzałzaufanie.Miaławrażenie,żeskądśznategomężczyznę,choćbyłotoraczejmałoprawdopodobne.Marcinpatrzyłnieufnie.

Kiedy siadali na brązowej pikowanej kanapie, zaznaczył, że znaleźli się tutaj

Page 93: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

zpowodużony.Lijewskiuśmiechnąłsięzagadkowo,poczymzwróciłsiędoSabiny:–Copaniądomniesprowadza?–Nieco,araczejkto.Mąż.–WskazałanaMarcina,którydrgnąłnerwowo.–Czycośpanazaniepokoiło?– Od śmierci bliskiej koleżanki Sabina praktycznie nie wychodzi z łóżka. Jest

anemiczna,zniechęcona.Raznawetstwierdziła,żeniewie,pocowłaściwieżyje.–Żałobatostannaturalny,podobniejakpytaniaosensżyciauprzeżywającychją

osób. Konfrontacja ze śmiercią wywołuje bardzo zaskakujące reakcje. Jak się paniczuje,paniSabino?

–Jakjasięczuję?Potarłaprzedramię,takmocno,żeażpoczerwieniało.Lijewskiodnotowałtengest

ipowtórzyłpytanie.– Czuję się... Brakuje mi jej. Bardzo.Małgosia, moja przyjaciółka, prowadziła

życie,któregojejwpewiensposóbzazdrościłam.Byławspaniałążoną,dobrąmatką.Wydawało mi się, że jest zadowolona, że rodzina daje jej szczęście. Gdy z tegozrezygnowała...Wszystkostanęłopodznakiemzapytania.

–Comianowicie?–dociekałLijewski.–Czywartosięstarać?Poświęcać?Jeślipotemczłowiekitak...–Człowiek?Mapaninamyślisiebie?– Być może... Tak, mam na myśli siebie. I ja przecież mogę kiedyś dojść

downiosku,żeniebyłowarto.–Copanimiałanamyśli,mówiącopoświęceniu?–drążyłterapeuta.–W związku każdy z nas poświęca się na swój sposób. – Sabina przygładziła

niebieskąspódnicę.–Niemasytuacjiidealnych.Poświęcamysięwimięwspólnegodobra.

–Wzdrowymzwiązkuludzieraczejidąnakompromisy–zauważyłLijewski.– A jeśli skłonna jest do nich wyłącznie jedna strona? To właśnie jest

poświęcenie,nieprawdaż?– Owszem. Jeżeli nie ma na to ochoty i robi coś wbrew sobie – przytaknął

psycholog.Marcin przysłuchiwał się z coraz większym niepokojem rozmowie, która

zaczynałaprzybieraćnieoczekiwanyobrót.Mieliprzecieżmówićnieoichzwiązku,aoreakcjiSabinynaśmierćprzyjaciółki.

– Może pani podać jakieś konkrety? Jakiego rodzaju poświęcenie ma pani namyśli?

Sabinasięzawahała.–Jestsprawa,któramnieniepokoi,choćtrudnomioniejmówić.Pewniezabrzmi

togłupio.Wzasadzietoczujęsięjakkompletnakretynka...–Zmieszałasię.

Page 94: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Nic,copaniczuje,niejestgłupie.Sabina uśmiechnęła się niepewnie. Lijewski dodał jej odwagi. Spojrzała

wpodłogęułożonązgrubychdębowychdesek.–Mamyproblemywłóżku–wyjaśniłazawstydzona.–Odkilkulattojainicjuję

zbliżenia. To ja o nie zabiegam. Zazwyczaj... – Przełknęła ślinę. – Zazwyczaj bezefektu.

–Sabina!–próbowałpowstrzymaćjąMarcin.–Niebędziemychybaroztrząsaćtegotutaj?Niepotoprzyszliśmy!

–Proszępozwolićżoniedokończyć.–Marcinunikaseksu–mówiłaSabinajużodważniej.–Nieustanniewymawiasię

zmęczeniem,pracą,stresem,bólemgłowy.Czasemtwierdzi,żemamzbytwybujałelibido.Siłąrzeczyczujęsiętak,jakbymwymuszałananimpójściedołóżka,aonpoprostu na siłę, od czasu do czasu, odbębniał obowiązek. Myślałam nawet, że makochankę.Nobojakmamtosobietłumaczyć?

–Niemamżadnejkochanki!–wybuchnąłMarcin.–Więcdlaczegomnieodtrącasz?–Nieodtrącamcię–zaprzeczył.Chybanigdywżyciuniebyłtakzażenowany.–Ale ja tak toodbieram.Starałamsię.–Sabinazwróciła siędoLijewskiego.–

Dosłownie stawałam na głowie. Wymyślne ciuszki, koronki, muzyka, świece.Udawałam bezpruderyjną albo eteryczną i niewinną. Próbowałam dominacjiiuległości.Czasemsięudawało.Wtedymyślałam,żeodniosłamsukces,żebędziejużtylko lepiej, ale potemznowunic... Przezkilkamiesięcy.Wiepan co? Japrzestajęczućsiękobietą,atrakcyjną,pożądaną,wartościową.Odechciewamisięwszystkiego.Chciałabym mieć dziecko, ale trudno jest mieć dziecko bez uprawiania seksu,prawda?Oddawnaczujęsięjakjegoprzyjaciółka,niktwięcej.Niechcęsiętakczuć.Niewyłącznietak.

–Tobardzoporuszające,copanimówi.Icopannato?–PsychologzwróciłsiędopoczerwieniałegoMarcina.

–Jawychodzę!–poderwałsięnarównenogi.– Jest pan pewien, że powinien teraz wyjść?Myślę, że to dobry moment, aby

porozmawiaćoproblemie.Sabinapodniosłaposmutniałeoczy.Marcin zacisnął pięści i popatrzył na żonę. Nie ma co udawać, ta zadra tkwi

międzynamioddawna, pomyślał, a ja przez ten cały czas usiłuję zamiatać sprawępoddywaniudawać,żenieistnieje.

Aonaprzypominaosobienieustannie, jakfałszywydźwiękwakordzie.Pośródtychwszystkich nocyw sypialni, gdywidział, jak Sabinie zależy, podczas gdy onnajchętniejodwróciłbysięnabokiposzedłspać.

Page 95: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Tamtegodniazjawiłsięwagencjitowarzyskiejtylkopoto,bysprawdzić,czytowyłącznieżonaniewyzwalawnimnamiętności.Andżelabyłaładnaiseksowna,leczz nią także poprzestał na rozmowie. Z punktu widzenia dziewczyny okazał sięklientemidealnym–niemusiałanicrobić,aitakdostałaswojepieniądze.Marcinnierozumiał, co się z nim dzieje. Dlaczego? – zadawał sobie pytanie, lecz wciąż nieznajdowałodpowiedzi.

Z ciężkim westchnieniem człowieka obnażonego i przypartego do muru opadłnafotel.

–Cóż, Sabinama rację – przyznał zrezygnowany. –Bardzo rzadko odczuwampotrzebę...Rzadkomamochotęsiękochać.Iniemampojęcia,skądmisiętowzięło–dodałniecociszej.

–Corazczęściejzdarzamisięmyślećoodejściu–odezwałasięSabina.–Anigdyniesądziłam,żekiedykolwiekprzemkniemitoprzezgłowę.

W błękitnych oczach Marcina zamigotał strach. Przecież są parą idealną!Doskonaledobraną.Toznaczy:byli...

–Cotymówisz?–wykrztusił.–Marcin, janiepotrafię takdłużej.Niechcę ignorowaćswoichpotrzebczysię

oichzaspokojenienieustanniedopominać.LijewskipatrzyłnaJońskiego,wyraźnieporuszonywyznaniempięknejkobiety.–Obiecuję,żebędzielepiej.Niebędzieszmusiałasięonicdopominać.Nigdynie

musiałaś...–Naprawdę?Ailerazyotymrozmawialiśmy?Ilerazymiałobyćlepiej?Ijakoś

nigdyniebyło.Naco tyczekasz?Ażsięzestarzeję imi sięodechce?Ażzbrzydnęiniezechcemnieniktinny?Otocichodzi?

–Nie.Wiemtylko,żechcęztobąbyć.Poprostu.–Ja teżchcę,ale tylkojeślidowiedziesz,żemojepotrzebysądlaciebieważne.

Bo teraz nie zwracasz na nie uwagi. Nie potrzebuję wymyślnych prezentów anidrogichwycieczek. Kiedyśmyślałam, żemoże da się zastąpić brak seksu dobramimaterialnymi. Ale prezenty od ciebie nie zastąpią mi prawdziwej bliskości. Możeszkoda.

Wgabineciezapadłacisza.Lijewski podał Sabinie pudełko chusteczek, które zawsze trzymał na stoliku.

Marcin zastanawiał się, czy powinien odpowiedzieć, ale w głowie miał pustkę.Okazałosię,żejegożonaniemusimiećwszystkiego,jaksądził,atylkoto,cojestdlaniejważne.

Mimotejrefleksjiwdrodzepowrotnejdodomuniewytrzymał.–Poniżyłaśmnieprzedtymfacetem.Niepojmuję,jakmogłaś.–Poniżyłam?Samchciałeśtejwizyty.–Alewzupełnieinnejsprawie!

Page 96: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– Widocznie właśnie to jest moim... Naszym – poprawiła się – głównymproblemem.

–Wkażdymraziebyłomipotworniewstyd.– Ja się czuję podobnie za każdym razem, gdy odmawiaszmi prawa do bycia

kobietą.–Zdradziłaśmnie?– Skąd ci to przyszło do głowy? Nigdy nie zrobiłam nic podobnego. Kiedyś

zwrócił na mnie uwagę Marek i przyznaję, jego zainteresowanie mile mniepołechtało.Cóż,niedostawałamgoodciebie,alenicsięwówczasmiędzynaminiewydarzyło.Nieliczącjednegopocałunku.

–Jakośtrudnomiuwierzyć.Skoroczułaśsiętakaniespełniona...Trafiłwsedno.Sabinanieraziniedwaczuła, jaktopniejewobecnościobcych

mężczyzn pod ich gorącymi spojrzeniami, jak mięknie. Sprawiali, że odzyskiwałapoczuciewłasnejwartości.Zdarzało się jej fantazjowaćo tym,czegoniedostawaławprawdziwymżyciu.Choćmogłabytomiećnaskinieniepalca,zawszebyłalojalna.BokochałaMarcina,mimożecorazczęściejczułasięzakładnikiemtejmiłości.

– Jakmożesz takmówić?– zapytała. –Nie zdradziłamcię i nie zdradzam.Alemożebędziemymusielisięrozstać.Tymrazemdużozależyodciebie.

Gdy następnego dniaMarcin wyszedł do pracy, pozostawiona w domu Sabinauczepiła się nadziei, że jej mąż wykorzysta długi lot na przemyślenie sprawyi zdecyduje się na podjęcie terapii małżeńskiej u seksuologa, którego polecił imLijewski. Ona sama czuła się nieco lepiej, choćby dlatego, że wreszciezwerbalizowała trapiący ją problem.Dotąd nie zwierzała się nikomuw obawie, żenikt jej nie uwierzy. Marcina, z jego aparycją, wyzwalającym fantazje zawodemiciekawąosobowością,światpostrzegałjakomacho,jązkolei–jakowulkanseksu.Cóżbysobiepomyśleliciwszyscyludzie,gdybywydałosię,żetenprzystojniakitanamiętna kotka kochają się raz na pół roku? Pękliby chyba ze śmiechu, a jaumarłabym ze wstydu, stwierdziła Sabina. Zwierzenie się rodzicom również niewchodziłowgrę, choćojciec co jakiś czas dopytywał, czy jegomała córeczka jestszczęśliwa. Co miała powiedzieć? Że idealnemu w pojęciu taty zięciowi dalekodoideału,aoszczęściuwtymzwiązkuraczejmowybyćniemoże?

Page 97: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XVIPaulina wybrała się na zakupy. Liczyła, że jak wiele razy w życiu ta

niewyszukanarozrywkapoprawijejhumor,aletymrazembyłoinaczej.Jaknazłośćw oczy rzucały się jej bluzki z ulubionymi kwiatowymi motywami Małgosi.W sklepie z artykułami dekoracyjnymi, zamiast skupić się na poszukiwaniu nowejkapy na łóżko, krążyła wokół drobnych bibelotów, złoconych ramek na zdjęciaiporcelanowych figurek,którychnieznosiła, aktóreuwielbiałaprzyjaciółka. Ile tojużrazywciągudniaPaulinałapałasięnamyśli,żemusiGosikoniecznieoczymśpowiedzieć,iilerazycofałasięzasmuconaspoddrzwiwejściowych,przypominającsobie,cosięstało?Mijałjużtrzecitydzieńodtejniepotrzebnejśmierciprzyjaciółki,aStawskaniepotrafiłasięotrząsnąć.Przeciwnie,radziłasobiecorazgorzej.

Wprawdzie żyła jak dawniej – wróciła na treningi tenisa i do wszystkichpozostałych zajęć, które jeszcze niedawno wydawały jej się ważne – ale każdedziałanie przychodziło jej z wysiłkiem. Codzienna aktywność trąciła sztucznością,zupełnie jak nieudolnie odgrywana rola. Wszystko kulało. Kiedy samobójstwopopełniłaWioletta,Paulinabyłaprzedewszystkimoszołomiona,zaskoczona,anawetoburzona. Czyn sąsiadki nie mieścił jej się w głowie. Jak ona mogła postąpić taknielogicznieiegoistycznie?

PrzypadekMałgorzatynienadawałsięnaokreślenieżadnymzeznanychjejsłów.Stawska żyła w otępieniu i traumie zarazem. Zagubiona? Skołowana? Boleśnieosamotniona. Ponownie. Znowu musi godzić się ze stratą, tym razem jednak niesympatycznej koleżanki, a dobrej, wieloletniej przyjaciółki. Jak to możliwe, żewszystkobyłotakinne,ajednocześniezupełnietakiesamo?Wiolettęlekkooskarżałao bezmyślność i samolubstwo, ale obie cechy były ostatnimi, jakie dałoby sięprzypisaćGosi.Małgorzatąmusiałypowodowaćważkiepobudki,żezdecydowałasięnatakdesperackikrok.IchoćPaulinapolekturzepożegnalnegolistudomyślałasię,cojądotegoskłoniło,niepotrafiławyrzucićzduszyrozżalenia.Dotarłodoniej,żeGosia nigdy, ale to nigdy nie zdecydowała się wobec niej na szczerość. Niesygnalizowałaproblemów,niemówiłaosamotności.Dlaczego?

Jacek siedziałwpracy zagapionywmonitor, choćwzrok nie śledził rzędu cyfrna ekranie. Za pół godziny miał wyjść do domu, ale wcale mu się nie śpieszyło.Od dramatycznej śmierci Małgorzaty nad mieszkańcami osiedla zawisło cośnieokreślonego,ponurego.Byłotowprawdzieniewidoczne,choćniemalnamacalne.A on powoli zaczynał mieć tego dość. Pragnął normalności, uciekał od tychwszystkich rozmów o nieboszczce. Od roztrząsań, domysłów, żalów. Zawsze byłdo bólu racjonalny; może dlatego krok sąsiadki był dla niego tak trudnydo zrozumienia? W dodatku nie mieściło mu się w głowie, jak to możliwe, żew sąsiedztwie popełnia samobójstwo już druga kobieta, któraw zasadzie niemiała

Page 98: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

przed czym uciekać. Zastanawiał się nad tym wielokrotnie. Żaden powód z listupożegnalnego nie wydawał mu się wystarczającym powodem tragedii. JeśliMałgorzata czuła się wykorzystywana, niedoceniana, dlaczego tego nie zmieniła?Śmierćczekakażdego,pocoażtaksięśpieszyć?WedługJackaMałgorzaciezabrakłorozsądku i dystansu, ale podjęładecyzję.Ona i tylkoona.Dlaczegowięc terazbezkońca deliberują nad tą śmiercią wszyscy? – pomyślał, wybijając palcami rytmnablaciebiurka.

Mimowewnętrznego buntu ta sprawa i tak samowolnie zajmowała jego umysł.Miewałna jej tematnajprzeróżniejsze refleksje,nawetozabarwieniukryminalnym.Zastanawiał się, czy przypadkiem wśród jego sąsiadów nie znajduje się jakiśtajemniczyibardzosprytnymorderca.Takahipotezabyłałatwiejszadoprzyjęcianiżoddziaływaniejakiejśtajemniczejsiły,zmuszającejkobietydotargnięciasięnażycie.Podwpływemimpulsuwypisywałysięzwygodnegożycia,doktóregoonaspirował.Niepotrafiłtegopojąć.

Kierowany tymi rozważaniami zaczął baczniej przyglądać się Krzysztofowi,Marcinowi i Grzegorzowi. Nie mógł się powstrzymać, nawet jeśli podskórniepodejrzewał,żejest toniedorzeczne.Zdałsobiesprawę,żeStawskiegoniewidywałod bardzo dawna. Od śmierciMałgorzaty niemal wcale. Czyżby tamten się ukrył?Czymacośnasumieniu?

Marcin z kolei chodził posępny i zamyślony. Tak bardzo, że kiedy Jacekwewtorek podszedł do koszącego trawnik sąsiada, by się przywitać, ten długo niezwracałnaniegouwagi.Iniewyłączniezpowoduogłuszającegohałasuurządzenia.Choćstalinaprzeciwkosiebieodpewnegoczasu,Marcin,skupionynapojedynczymskrawku trawnika, molestował go jak w transie. Wyglądało to upiornie, jak kadrzfilmuoszpitaludlaobłąkanych.

Krzysztofpopoczątkowymotępieniupowolipowracałdoaktywności.Ichoć,coniedziwiło,nadalchodziłponuryiprzybity,Jacekdwukrotniezaobserwowałsąsiadastojącegosamotnieprzygarażu,śmiejącegosięitrzęsącegoniczymwdelirium.Niebył to zwyczajny śmiech, raczej szyderczy chichot. Niepokojący, wzbudzającydreszcze.

Amoże,zastanowiłsięJacek,tonieżadenmężczyzna,aktóraśzichżon?Sabina,Paulina? Do tej drugiej posądzenie o zabójstwo nawet by pasowało... Zbrodniana zimno. Nie, to zbyt oczywiste, zreflektował się. A Sabina? Nie, to po prostuniemożliweijuż.

Czaswracaćdodomu,westchnąłwduchuiwyłączyłkomputer.Wychodząc z biura, śmiał się pod nosem, bo prawdęmówiąc, sam niewierzył

wobrazy, które podsuwałamu rozszalaławyobraźnia.Ale złość naMałgorzatę niemijała. Po co ona to zrobiła? – dumał. Dlaczego zrobiła to własnej rodzinie,przyjaciołom?Onwprawdzieniebyłznieboszczkązbytblisko,aleMartanaprawdę

Page 99: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

jąlubiła.UważałaGosięzabardzodobrąiciepłąosobę,wjejtowarzystwieczułasiękomfortowo. W dodatku sąsiadka uwolniła go od oglądania tych wszystkichrzewnychfilmów...

Jacek nagle pożałował tej niepotrzebnej śmierci, ze względu na żonę, którądotknęła kolejna strataw ostatnim czasie. Nawiasemmówiąc,martwił się oMartęz każdym dniem bardziej, zwłaszcza że po odejściu sąsiadki nie przestawaławertowaćtegonieszczęsnegokalendarza.Sądziławprawdzie,żeJacekotymniewie,ale wczorajszego wieczoru, w trakcie poprawiania prześcieradła, wymacał gopodmateracem

Zezłościłsię.Najwyższyczaszostawićtęsprawęwspokoju.Paulina założyła nogę na nogę i zapatrzyła się w poczciwą twarz swojego

psychoanalityka.Robiłatakprawieodroku,przynajmniejtrzyrazywmiesiącu;miaławrażenie,żeznanapamięćmimikęterapeutyicharakterystycznedlaniegogesty.Aledowizytuniegoniepodchodziłazbytpoważnie.Kiedyzadawałpytania,częstonieodpowiadała zgodnie z prawdą, a raczej kreowała wymyśloną postać. Bardziejodpowiednią, adekwatną. Zdawała sobie sprawę, że jej nieszczerość sprawia, żespotkanianiemająsensu,aleonaniepojawiałasięwgabinecie,abysię leczyćczynadsobąpracować.Odpoczątkuwiedziała,żeuczęszczanaterapię,bochodząnaniąwszyscy.

Leczwłaśniedzisiajzrozumiała,żeczasnajwyższypołożyćkrestejfikcji.–Postanowiłamzakończyćnaszespotkania–oznajmiłabeznamiętnie.Terapeutapotarłbrodę,zawszenienagannieprzystrzyżoną.–Czymogępoznaćpowody?–zapytałostrożnie.– Nie miała sensu od samego początku. – Paulina postanowiła choć raz być

autentyczna.–Copanimadokładnienamyśli?–zainteresowałsię.–Widzipan,niezawszebyłamzpanemszczera.Niewszystko,comówiłam,było

prawdą.Czasami,hm,trochękoloryzowałam.–Niezaskoczyłamniepani.Paulina poprawiła upięte w kok włosy. Gest, który wykonywała, zawsze gdy

dopadałojązakłopotanie.–Natomiastpanmnieiowszem...–Mogęwiedzieć,co takiegowydarzyłosięostatniowpaniżyciu,żepopchnęło

paniądodecyzjiozakończeniuterapii?Paulinapatrzyławokno.Rozłożystegałęziekasztanowcaprzysłaniałyniemalcałe

niebo.–Wzasadzie,dlaczegonie?–powiedziałaciszejniżzwykle.–Mojaprzyjaciółka

Gosiapopełniłasamobójstwo.Wcześniej...HistorięzWiolettązresztąpanzna.–Straszne. –Mężczyznawyglądał na przejętego. –Bardzomi przykro. Jak się

Page 100: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

panitrzyma?Pytaniewybrzmiałow jej głowie kilkakrotnie. Paulina ze zgrozą zauważyła, że

drżąjejdłonie.Jejdłonieniedrżałynigdy!Zacisnęłaje,abypowstrzymaćtendygot.– Chyba się pogubiłam. Nie potrafię pojąć... – urwała. – I mam serdecznie

wszystkiegodość!–rzuciłaprzezzębyzaciśniętetakmocno,żerozbolałyjąszczęki.Grzegorz od dawna namawiał ją na szynę relaksacyjną, ale ona uważała ten

pomysłzaskrzywieniezawodowestomatologa.Terapeuta patrzył na nią ze zrozumieniem, a Paulina nie mogła uwierzyć, że

powiedziała to na głos. A raczej, że ostanie zdanie wyrwało się z jej krtani,korzystajączchwilinieuwagi.Natomiastpsychoanalityk,któryzaczynał jużwątpićw swoje umiejętności, odetchnął z ulgą. Przełom dopiero po roku! Oto PaulinaStawska, po raz pierwszy odkąd z nią pracował, odważyła się okazać takpieczołowicieskrywanąsłabość.

Kiedy po niecałej godzinie opuściła gabinet, mężczyzna uśmiechnął sięz zadowoleniem. I wcale nie dlatego, że widmo utraty dochodu zostało zażegnane(pacjentka zmieniła zdanie co do zasadności terapii). Zauważył, że kiedy Paulinazaczęłaszczerzerelacjonowaćswojeuczuciapoutracieprzyjaciółki,mówićotym,coją uwiera, prosto z serca, jak nigdy, poczuła ulgę. Nawet napięte zazwyczaj ustarozluźniły się nieco. Cieszyło go to. Pragnął jej pomóc, naprawdę. Już dawno nietrafił podczas swojej praktyki na tak spiętego, kontrolującego się i pozamykanegonaczteryspustyklienta.Zaintrygowanypodjąłwyzwanie,zdającsobiesprawę,żeto,co dla niego będzie pasjonującym zawodowym zagadnieniem, dla niej jestcodziennościąiżyciem.Jedynym,jakiema.

Pomidorymiałycudownymalinowyodcieńipachniałyjakprzedchwilązerwanez krzaka. Te cudowne warzywa sprzedawała starsza pani w warzywniakumieszczącymsiętużobokgabinetuseksuologa,doktóregopokilkudniowychidośćburzliwych negocjacjach dotarli wreszcie Sabina iMarcin.Wprawdzie jemu po tejwizycie zbierało się na wymioty, ale Sabina nabrała chęci na zieloną sałatęi pomidory. Do tego sos winegret i będę prawie szczęśliwa, uznała, żegnając sięzesklepikarką.

Kiedy znaleźli się w domu, Marcin, już nieco bardziej pogodzony z własnymżołądkiem,zabrałsięzamyciezieleniny.Sabinakroiłamięsistepomidory,wąchającjejakwyrafinowaneperfumySergeLutens.

– Jednominiedaje spokoju...Czynaprawdę zpowodu seksubyłabyśw staniezakończyćnaszemałżeństwo?–wypaliłMarcinznienacka.

–Uważasz,żetomałoważnypowód?–odparła,nieprzerywająckrojenia.–Raczej.– Jamam odmienną opinię.Moim zdaniemmiędzy innymi po towychodzi się

za mąż, choć, rzecz jasna, nie wyłącznie. Marcin, ja mam już brata, ojca i kilku

Page 101: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

przyjaciółpłcimęskiej,więcniedziwsię,żew tobiepragnęwidziećkogoświęcej.Właśnieotymdzisiajmówiłam.Chciałabym,abyśwziąłtopoduwagę.

–Przecieżjestnamzesobądobrze.Zawszebyło.–Owszem. Jednak kiedyś było nieco lepiej.Odkądmnie unikasz, nie czuję się

komfortowo.Delikatniemówiąc.–Rany,życienieskładasięwyłączniezseksu!–Czyjapowiedziałamcośtakiego?Marcingwałtownieodstawiłsalaterkęzumytymiliśćmisałaty.–Amożetyjesteśnimfomanką?Sabinaniewierzyławłasnymuszom.–No,jeślichceszrozmawiaćwtensposób...Jakwobectegomamnazwaćciebie?Marcinwytarłręcewścierkę,poczymrzuciłjąnablatiwyszedłzkuchni.Co ona, do cholery, sugeruje?! – myślał wzburzony. Nie jestem żadnych

cholernymimpotentem!Niejestem!Naglenabrałochoty,byskosićtrawnik,alezarazprzypomniałsobie,żezrobiłto

kilka dni temu. Donośny huk kosiarki skutecznie zagłuszał złe myśli, więc chwilezniąbyłyjedynymi,wktórychMarcinniepodawałwwątpliwośćwłasnejmęskości.Amożezweryfikowaćrzeczponownie?–przemknęłomuprzezgłowę.Uśmiechnąćsię do Kasi, ona nie potrzebuje zbyt wiele zachęty, albo wrócić do Andżeli i tymrazemniepoprzestaćnazwykłejrozmowie?

Zawstydzony i zażenowany tymi rozważaniami Marcin przystanął w połowieschodów.

–Dobrzewiesz,żenicbyztegoniewyszło–mruknąłdosiebiepodnosem.PokolejnychtrzechodpowiedziachodmownychzwydawnictwKrzysztofudałsię

dogarażu,byodłożyćdostojącegotampudłazodrzuconymimaszynopisamiswojąnajnowszą książkę. Nawidok białego kartonu, pełnego słów i zawodu, ogarnął gogorzkiśmiech.Borowiakzacząłdygotać.Śmiałsięzsiebie,zeswojegożycia.Ztego,cobyło,iztego,cobędzie.Bojegożycieokazałosięfarsą.

Tomekwyjechałnibynawakacje,aleobajwiedzieli,żechłopakjużniewróci,żepójdzie własną ścieżką. A pusty dom, bez Małgosinej krzątaniny, smakowitychzapachów, bez dochodzących z pokoju syna na piętrze odgłosów, boleśnieuświadamiał Krzysztofowi pozbawioną już marzeń samotność. Borowiak zostałpozbawionyzłudzeń,ichoćniebyłatopokrzepiającaświadomość,uważał,żekolejnesamobójstwonie jestwyjściem.Niepozostałomunic innego, jakwrócićdopracy.Uczepićsięjejitrwać.

Dzisiajwstałzłóżkazmocnymzamiaremudaniasiędoredakcji.Zszedłnadół,do kuchni. Rozejrzał się wokół, jakby widział to pomieszczenie po raz pierwszywżyciu;odśmierciżonynajbardziejnieznosiłprzebywaćwłaśnietutaj.Nastoleniebyłoczekającegośniadania,ale lodówka,dziękiPaulinie,awzasadzie–paniStasi,

Page 102: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

pękała w szwach. Otworzył ją i zlustrował zawartość – sałatka owocowa, twarógzeszczypiorkiem,sery,jakaśwędlina,jajka.Nabrałchęcinajajkonamiękko.Tylkojak jeugotować?–westchnąłwduchu izamknąłdrzwiczki.Teraznapijęsiękawy,postanowił,apóźniejkupięsobiejakąśbułkęwredakcyjnymbufecie.

Wsiadłdosamochodu,jakzwykłtorobićwpoprzednimżyciu,którezdawałosięoddalone o lata świetlne. Ta sama trasa. Wszystko jak zwykle. W pracy ci samiludzie, tylko patrzący w specyficzny sposób. Podobno na pogrzebie pojawiło sięwielukolegów,aleKrzysztofniezapamiętałwielezceremonii.Kojarzyłzaledwie,żeszedł w kondukcie, modląc się, by te żałobne pieśni wreszcie ustały... Bał się, żejeszczetrochę,aniewytrzyma,oszalejealbouciekniezkrzykiemzcmentarza,albo,cogorsza,przestaniesiętrzymaćirozryczyjakzagubionedziecko.

Najegobiurkuleżałyprzygotowanedwieksiążki.Borowiakzerknąłnaokładki,przeczytał opisy. Oszczędzają mnie, stwierdził. Czy naprawdę myślą, że jeślipodrzucąmilekkiehistoryjki,poczujęsięlepiej?–pokręciłgłową.Zauważył,żeniedostał do zrecenzowania kryminałów. Och, jakże mi się nie chce tego czytać! –westchnąłciężko.Niechcemisięczytać,niechcemisiępisać,niechcemisiętutajsiedziećaninawetwyjść.Nicmisięniechce,pomyślałiwsparłgłowęnadłoniach.

Podpalcamipoczułzarost.Niepamiętał,kiedysięgolił.

Page 103: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XVIIPaniStasiastałaprzeddrzwiamisypialniStawskich.Pukała już czwarty raz, bardzo się starając, aby nie usłyszała tego kończąca

w łazience poranną toaletę Paulina. Była siódma czterdzieści pięć. Tamara,naszczęście,wciążjeszczespała.Nicdziwnego,maprzecieżupragnionewakacje.

– Panie Grzegorzu, proszę otworzyć! – powiedziała gosposia niemalkonspiracyjnymszeptem.

Zzadrzwidobiegłstłumionygłos.–Toniemożliwe!– Niechże się pan nie daje prosić! – Pani Stasia pogładziła spracowaną dłonią

futrynę, zupełnie jakby dotykała twarzy bliskiej osoby. – Oboje wiemy, że lepiejbędzie,jeśliwejdęipaniPaulinaniezdążysięzorientować...

–Kiedyjanaprawdęniemogę!–jęknąłStawski.Odgłos lejącejsiępodprysznicemwodyumilkł.Czassiękończył.No imaszci

los!–pomyślałapaniStasia.–Proszęwybierać,copanwoli–powiedziałaniecogłośniej.–Albojadopana

wejdę,albozachwilępańskażona.Przyłożyła ucho do drzwi, ale po drugiej stronie panowała absolutna cisza.

W końcu jednak dały się słyszeć nieśpieszne kroki, jakby gramolił sięosiemdziesięcioletnistaruszek,aniemężczyznawkwieciewieku.Rozległsięodgłosprzekręcanegokluczaizamekpuścił.

Pani Stasia nie czekała na zaproszenie. Popchnęła drzwi i pewnie wkroczyładośrodka.Ponownieprzekręciłakluczwzamkuidlapewnościzaparłasięplecami.

–Mamykłopoty?–Obrzuciłapracodawcębacznymspojrzeniem.Grzegorzwciążmiałnasobiepiżamę:brązowesatynowespodnieibiałyT-shirt,

która prezentowała się znacznie lepiej niż jej właściciel – wymięty, ze zmarniałą,pobladłątwarzą,ustamiwpodkówkę,spłoszonymspojrzeniem.Drżałymudłonie.

– Nie mogę. Nie potrafię – powiedział, siadając z powrotem na łóżku. – Niewyjdę.Zanicwświecieniewyjdęztegopokoju!

–Przecieżniemusipanwychodzić–odparłapaniStasiakrzepiąco.–Ależmuszę!Obojewiemy,żemuszę.Mamprzecieżpoumawianychpacjentów!–Przesuniemywizyty.Cotozaproblem?–Gosposiarozłożyładłonie.–Znowu?!–Jeślijesttakapotrzeba...–Wzruszyłaramionami.– Nie wolnomi się tak zachowywać! – Grzegorz złapał się za głowę. –Mam

czterdzieścisiedemlat.Powinienembyćodpowiedzialny.Mamwłasnąfirmę,muszęo nią dbać. W dodatku... Jestem przecież lekarzem, a to zobowiązuje. Nie mogęutracićzaufaniapacjentów!

Page 104: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– Jakbym słyszała panią Paulinę! – Pani Stasiawzniosła oczy do nieba. – Jakautratazaufania?Przezkilkaprzełożonychterminów?Zaplombujeimpanzębykiedyindziej.Teżmitragedia!

– W zeszłym tygodniu mówiła pani to samo... – Grzegorz patrzył wzrokiemzbitego psa. – I wtedy część pacjentów umówiłemwłaśnie na dzisiaj.Muszę iść...Tylkojak?–zapytałretorycznie.–Wiepani,jakitojestpotwornylęk?

–Nie,niewiem.Aleztego,cowidzę,tonicprzyjemnego.– Ma pani szczęście. Ogromne! Proszę sobie tylko wyobrazić to

wszechogarniające,paraliżująceuczucie.Umierapanizestrachu,choćwłaściwieniewiadomoprzedczym.Amożeprzedwszystkim?Kiedytomniedopada,bojęsię...Nowłaśnie, boję się wszystkiego: opuszczenia pokoju, zjedzenia śniadania, wyjściaz domu, wsiadania do samochodu, jazdy... Tyle razymiałemw aucie atak paniki!Kilkakrotniezjeżdżałemnapobocze,bodrętwiałymi ręce,odpalcóważpo łokcie,jakby ktoś spuścił mi krew. Paskudne uczucie! Nawet jeśli udaje mi się dojechaćdofirmy, towidoktychwszystkich ludzipodrodzesprawia,żekurczęsięwsobie.Oniidąchodnikiem,jakgdybynigdynic,amniewalisercejakoszalałe!Takszybko,jakbymiałozarazwyskoczyćzpiersi.Oblewamniepot.Nieopuszczamniewrażenie,żewłaśniemamzawał.Awpracy?Wpracy jestnajgorzej!Zwłaszczawgabineciepowinienembyć spokojny i opanowany, ale jak to zrobić, jeśliwalczę z obawą, żezemdleję podczas opracowywania ubytku? I w tym czasie mam jeszcze otaczaćpacjentatroską?Ja?Niejedenbiedaknamoimfotelupadłbytrupemnawieść,żetrafiłw ręce takiego dentysty! Raz jeden dopadło mnie nawet uczucie, że to nie jarozwiercam ząb. Takie rozdwojenie jaźni. Coś okropnego! – Grzegorz aż sięwzdrygnął. – Od tamtej chwili nie opuszcza mnie pewność, że przytrafi mi się toponownie.Jakmamrobićswoje,kiedymamwrażenie,żeniemamniewgabinecie?

–Icopanwtedyzrobił?–Zrzuciłemzszafkitackęznarzędziami.Nibyprzeznieuwagę.Izyskałemtrochę

naczasie.–Tylerazypanaprosiłam,abyzwróciłsiępanztymdolekarza!Takniemożna

żyć.–Tylko co by na to powiedziała Paulina?Dobrze paniwie, jak ona podchodzi

domojegoproblemu.–Przecieżsamachadzanaterapię...–Wyłączniedlatego,żetojestdobrzewidzianewśródjejznajomych.PaniStanisławajużotwierałausta,żebyodpowiedzieć,aleugryzłasięwjęzyk.–Pansamsięwykańcza.Szkodazdrowia.– Pani mi to mówi? – Grzegorz spojrzał zbolałymwzrokiem. – Czuję się taki

słaby,wszystkomnieprzerasta!–Załamałręce.–Prędzejumarłbymzewstydu,niżprzyznałsiękomuśobcemudoswoichdolegliwości!

Page 105: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

PaniStasiaprzysiadłanałóżkuipoklepałaStawskiegoprzyjacielskopoplecach.Miała wprawę. Ile to już razy oswajała jego lęki w tajemnicy przed panią

Stawską?OdśmiercipaniMałgosiatakilękunasiliłysiętakbardzo,żetrudnobyłojeukryć. Gosposia za nic nie potrafiła pojąć, dlaczego pani Paulina podchodzidoprzypadłościmężawtakisposób,jakbytobyłajegofanaberia,złośliwewzględemniejdziwactwo.Kiedyzorientowałasię,żemiędzyStawskimiwybuchająawantury,których głównym powodem jest nerwica lękowa pana Grzegorza, postanowiła mupomóc. Uspokajała podczas ataków, najczęściej wciągając go w rozmowęiodwracającuwagęnajakiśczas,izwyklepokwadransiedopółgodzinybyłolepiej.Wiedziała,żetakiedoraźnedziałanianierozwiążąproblemu,aleniemogłapatrzeć,jak miotający się w swojej słabości Stawski musi dodatkowo wysłuchiwać tychwszystkich:„Weźżesięwkońcuwgarść!”,„Jesteśmężczyznączynie?”,„Jaktysięzachowujesz?Bądźpoważnyiniesymuluj!”.

–Toco?–zagadnęłaprzyjaźnie.–Mamzadzwonićipowiedzieć,żepanadzisiajniebędzie?

–Nie,nie.Muszęsięzebraćipójść.–Wporządku.Jakpanchce.–Gosposiawstałaipodeszładodrzwi.Grzegorzzrobiłdokładnietosamo.SzedłzapaniąStasiąkrokwkrok,jakbyplecy

kobiety stanowiły barierę przed czyhającym złem. Wystarczyło jednak, by stanąłw progu pokoju i spojrzał na prowadzącew dół schody, awycofał się do sypialniizatrzasnąłdrzwi.

–Przepraszam!–zawołał.–Niedamrady!Paulina wyszła z łazienki akurat na czas, by usłyszeć przeraźliwie desperackie

ostatnietrzysłowaizobaczyćpoddrzwiamiwłasnejsypialnipaniąStasię.–Cosiętudzieje?–zapytała.Gosposiaspojrzałananiązwyrazemtwarzy,którymówiłwszystko.–Nonie!Znowu?–rzuciłaobojętnieStawska.–Tosamonieminie,paniPaulino.Panimążpotrzebujepomocy.–Wolneżarty!Czyżbypanisugerowała,żeGrzegorzjest...–zawahałasię.–Że

jestnienormalny?–Oczywiście,żenie.Uważamjednak,żepowinnapanimupomóc,anieudawać,

żeniemaproblemu.Niewidzipani,jakonsięmęczy?–On się...męczy? –wykrztusiłaPaulina. –PaniStanisławo, bardzoproszę, by

oddziśswojespostrzeżeniazachowałapanidlasiebie–dodała,łapiączaklamkę.Drzwi stanęłyotworem,boGrzegorz tym razemnie zamknął ichnaklucz.Tak

mubyłopilnozpowrotemnakryćgłowękołdrą,żezwyczajniezapomniał.Podkołdrąbyło ciemno i zdecydowanie najbezpieczniej.Gdyby ktoś zapytał go o zdanie, pandoktorzgodziłbysiętampozostaćdokońcażycia.

Pani Stasia zeszła do kuchni. Szczerze współczuła Stawskiemu dolegliwości,

Page 106: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

któratakokrutniedezorganizowałamużycie,ajeszczebardziejrozmowy,doktórejnajpewniej zaraz zostanie zmuszony. Na dole wzięła się za szykowanie śniadania.Wczoraj pani Paulina zażyczyła sobie świeżego humusu, zatem nie może go niedostać,pomyślałasarkastycznie.

Po półgodzinie na dole zjawiła się Paulina z kamiennie spokojnym obliczem.Za nią dreptał Grzegorz zminą kogoś, kto boi się pająków, a właśnie kazanomuwłożyćdłońdopudełkaztarantulami.Mimowszystkozebrałsięwsobieiodmówiłzjedzenia śniadania, narażając się na kąśliwą uwagę żony o ostentacji, choć paniStasia wiedziała doskonale, że on po prostu nie potrafi przełknąć teraz niczego –jedzeniestanęłobymukołkiemwgardle,aodtegobyłjużtylkokrokodwrażenia,żepanStawskizarazsięudusi.Podałamupudełkoześniadaniemnawynosibezsłówpokrzepiłaspojrzeniem.Nawetnachwilępomogło.

Dopóki Grzegorz nie wsiadł do samochodu i nie skręcił z Zielonego Dębuna główną ulicę. Tam, wśród ludzi mknących pewnie do celu w swoich autach,stwierdził, że jest przeraźliwie samotny. Czuł łomotanie serca, pocił się jak mysz.Oddychałztrudem,głowabyłajakściśniętastalowąobręczą.Zwątpił,żeszczęśliwiedojedziedocelu.Najpewniejzarazstracęprzytomnośćiumrę,powodującwypadek,pomyślał.

Gdy tylko Jacek wyszedł do pracy, Marta dopadła kalendarza. Do tej poryprzewertowała i zanalizowała, robiąc notatki ze swoich spostrzeżeń, pierwsze kilkamiesięcy. Dotychczasowe zapiski, zwyczajne przypomnienia o wizytach,umówionychspotkaniach,listyzakupów,zmieniłycharakter.

4maja2014:Uzmysłowiłamsobiedzisiaj,żenicmiwżyciuniewyszło.Smutnarefleksja.

6maja2014:Gdybymmiałasiłę,tylebymzmieniła!12maja2014:Zadzwonićdohydraulika!14:00Manikiur(tylkopocholerę?).Gdybymisięchciałotak,jakmisięniechce!17maja2014:10:00Spotkaniezprawnikiem.Tymrazemnapewno!18maja2014:Kupićbazylięiorzeszkipiniowe.WINO!Dużowina!19 maja 2014: Odebrać garnitur z pralni. Jestem skołowana – można aż tak

bardzo?;15:00gastrolog;16:30endokrynolog21 maja 2014: Podobno nic mi nie dolega, zatem dlaczego wciąż mi tak

paskudnie?Martawstrzymałaoddech.Wyglądałonato,żewłaścicielkakalendarzanieczuła

się najlepiej i szukała pomocy. Na co chorowała? – zamyśliła się. Równiedobrze mogła to być nierozpoznana alergia, kłopoty z tarczycą, jak i ignorowanadepresja.Zagięładelikatnierógkartki.

Nakolejnychstronachuwagęprzykuwałytrzynotatki.14czerwca2014:Coranonadzieja,cowieczórrezygnacja.

Page 107: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

18czerwca2014:Sztucznyuśmiechboli.26czerwca2014:Mamdość.Kończęztymwszystkimbezpomocyprawnika!Marta zagryzła dolną wargę. Z czym ona chciała skończyć? Z mężem?

Zkochankiem?Ztrybemżycia?Zsamymżyciem?W lipcu zamaszyste pismo jakby się skurczyło, straciłowerwę. Litery zmalały.

Jednakzapiskitrwały.Pierwszegosierpnianaczerwonopojawiłsięrozkaz:Zdecydujsię!. Czwartego pytanie: Dlaczego od zawsze wszystkiego się boję?. Dziesiątegonadzieja:Pospotkaniuczujęsięlepiej.Możewszystkojeszczedasięodmienić?.

13sierpnia2014:Odbierzkoszule.Przecieżpotrafisz!Niedość,żetchórzliwa,tojeszczegłupia!

Ileż tu goryczy i rezygnacji! – pomyślała poruszonaMarta.Odłożyła kalendarziwstałaodstołu,abynalaćsobiewody.Dokogotonależało?–zadumałasię.Jeślibyły to notatkiMałgorzaty...Nie, nie chcę takmyśleć!PoplecachMartyprzebiegłdreszcz zgrozy. Ten kalendarz przez kilka miesięcy leżał za moją komodą!Wystarczyłobysięgnąć...Wprawdzienicwnotatkachniewskazywałowprost,żektośplanował pożegnanie z życiem, ale ostatecznie mógł się zdecydować. Do radościżycia i pozytywnego nastawienia było mu daleko. Tajemnicza właścicielkakalendarza najwyraźniej szamotała się ze sobą i przeczołgiwała z trudem przezkolejnedni.

Marta odstawiła szklankę do zlewu i ponownie sięgnęła po terminarz. Doszładowrześnia.Piątegozapisano:Tyluludziwokółmnie,atylesamotności!.

7września2014:Niktniejestwinny.Jeślijuż,totylkoja.20września2014:Nareszcie!Decyzjezawszeprzychodziłyminajtrudniej.Na początku października Marta zauważyła notatkę o telefonie do banku,

ponownie pojawił się prawnik. A potem nie było już nic. Żadnych spotkańwlistopadzie,zeromyśliczyspostrzeżeń.Wgrudniuniktsięniezająknąłoświętach,zupełniejakbymiałynienadejść.

–Cosięstało?–wyszeptaładosiebieMarta.–Iczywogólecośsięstało?Rozsadzałajązarównociekawość,jakiżywyniepokój.Iwciążtesamepytania:

Co,jeślitokalendarzMałgorzaty?AjeślinależałdoSabinyalbodoPauliny?Notatkiniepasowałydo żadnej znich, ale...Małgosia teżniewyglądałanakogoś, kto jestskłonnypopełnićsamobójstwo.

Jakakolwiek była opinia Jacka na temat jej wścibstwa, Marta musiała siędowiedzieć.Poprostumusiała.

Grzegorzdziękowałsilewyższejzazesłaniewirusa.Kiedywprawdziespoconyjakszczur,alejednakcały,dotarłdogabinetu,okazało

się,żepierwszypacjentodwołałwizytęzpowodugrypyżołądkowej.Stawskimógłsię zastanawiać, ile w tym było prawdy, a ile chęci dezercji, ale niemiał zamiaruroztrząsaćcudzychdylematów.Dziękiślepemulosowibędziemiałterazcałepółtorej

Page 108: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

godziny na dojście do siebie! Sięgnie po zapasy melisy dla zestresowanych, któredogabinetukupowanebyłynazgrzewki, iprzygotuje sobienaparz trzechsaszeteknaraz.Desperackiesytuacjewymagajądesperackichkroków.

– Panie doktorze, pan także nie wygląda najlepiej... – Joasia zawiesiła głos,przyglądającsięuważniezaszklonymoczomispotniałejskórzeswegoszefa.–Możepanuje jakaś epidemia jelitówki? Trochę to dziwne, bo mamy czerwiec, alewdzisiejszychczasachmożnasięspodziewaćwszystkiego.

–Takmyślisz?–rzuciłGrzegorz,dotykającdłoniączoła.–Możeimaszrację...–dodał,upatrującwtymswojejszansy.

Wykpięsięwyimaginowanągrypąiniktnieuznategozapodejrzane,pomyślał.–Napanamiejscu jeszczedzisiajposzłabymdolekarza.Częśćpacjentówmoże

przejąćnachwilędoktorPrzybysz.Resztęprzełożymy.–WizytapaniDawidowskiejbędzieprzekładanajużporazdrugi.Janamiejscu

pacjentkiniebyłbymzadowolony...–Jestempewna,żeonawolizmianęterminuniżzarażeniegrypą.Proszęwracać

dodomuiodpoczywać–zakomenderowałaJoasia.Ktotowidział,żebyprzychodzićdopracywtakimstanie!Zarazipancałyzespół!

Ostatniezdaniezabrzmiałojakreprymenda.Grzegorz uśmiechnął się blado, jak na chorego przystało. Nie trzeba go było

namawiaćdwarazy.Sprawdziłjeszczetylkopośpiesznieskrzynkęmejlowąizniknął.Wchodząc do windy, zastanawiał się, jak zareagowałaby jego asystentka, gdybywiedziała,comudoleganaprawdę.Czybyłabyrównietroskliwaiwyrozumiała, jakwprzypadkugrypy,czyzachowałabysięraczejjakPaulina?

Nadworzeradośnieświeciłosłońce.Niebowyglądałotak,jakbyjakiśwprawny,choć niezbyt utalentowany malarz pociągnął błękitną farbą. Grzegorz rozejrzał sięna boki i stwierdził, że nic się nie zmieniło – otwarta przestrzeń nie była jegożywiołem.Niemiał pojęcia, co ze sobą począć, zwłaszcza żewracać do domu niemiał zamiaru. Paulina zaraz powiedziałaby, że się poddał. A Grzegorz nie miałnajmniejszejochotynawymówki.Postanowiłzagryźćzębyiudaćsiędoparku.Otejporzeniepowinnotambyćzbytwieluludzi–porannibiegaczezakończylijużswojetreningi, matki z wózkami jeszcze nie wyszły, a starsze panie dopiero kończyłysprawunkiwosiedlowychsklepach.Zaszyjęsięnajakiejśkameralnieumiejscowionejławeczceiodpocznę,stwierdził.Ajeśliudamisięjakotakodojśćdosiebieinabioręodwagi,możeznajdęrówniecicheikameralnemiejscenakawę.Apotem?Potemsiępomyśli.

W parku było gwarno – od szumu liści, śpiewu ptaków, chrzęstu piaszczystejścieżki pod butami. Tysiące drobnych odgłosów łączyły się we wspólną melodię,którazazwyczajkoiłaludzkienerwy.Jednakwobecnymstaniemusiałaminąćdobrachwila,zanimGrzegorzsiędonichprzyzwyczaił.

Page 109: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Nieczęstospacerowałna łonieprzyrody,mimożemieszkał tużpod lasem,więcczuł się niepewnie. Zupełnie jakby znalazł sięw pełnym zagrożeń labiryncie. Jegomięśnienapięłysięodruchowo,więcprzysiadłnaławcepodkasztanowcem,próbującuspokoić oddech.Kręciłomu sięwgłowie,w całymciele tętniła krew.Wpalcachu stóp, w splocie słonecznym. Podczas gdy normalni ludzie relaksują się wśródzieleni, on czuł się obco. Pochylił głowę, wsunął ją między kolana i natychmiastzaczął lżej oddychać. Również dlatego, że ograniczyłw ten sposób polewidzenia,liczbędocierającychdońbodźców.Nicminiejest,zaklinałrzeczywistość.Poprostusiedzęnaławcewparku.Napewnoodtegonieumrę.Wszystkojestwporządku.

Wirowanie w głowie łagodniało, jednak lęk nie chciał ustąpić. Jak ja będępracowaćw tym stanie?–przeraził sięGrzegorz.Tak się przecieżnie da żyć!Ktowie,możeMałgosiacierpiałanatocoja?–przyszłomudogłowy.Możemiałajużdość lęków, poczucia zagrożenia, guli w gardle i szalejącego tętna? Bo od tegonaprawdę idzie oszaleć... Najlepszym wyjściem byłaby praca, którą mógłbymwykonywać w samotności, doszedł do wniosku, ale niestety, potrafię tylko leczyćzęby.Nicwięcej.

Gdybyktośmukiedyśpowiedział, żeGrzegorzpomyśliw ten sposóbo swoimzawodzie, nie uwierzyłby. Niegdyś zostanie stomatologiem było jego wielkimmarzeniem.

Wychował się nawsi.Na prawdziwejwsi, z jedną asfaltową i dziurawą drogą,bandą rozszczekanych burków i sąsiadów wystających u płota, by bacznieobserwowaćrzeczywistośćiwymieniaćświeżeplotki.Nicnikomunieumykało,niktnie oczekiwał od życiawiele.Nobo i czego?Zboże i ziemniaki dojrzewaływedleplanów natury, z drobną pomocą człowieka. Po pracy można było spędzać czaswdomu,zajmowaćsiędziećmi,choćoneodmaleńkościpotrafiłyzajmowaćsięsamesobą, albowłaśnie stać przy płocie. Zapewne były i innemożliwości, ale niewieluwTroszczynkachmiałotakbogatąwyobraźnię,byjedostrzeciwykorzystać.

Nie inaczej zachowywał się Stanisław, ojciec Grzegorza, a wcześniej dziadek,ojciecmatki,Bronisław.Chłopiec go nie pamiętał, bo dziadekBronek,wedle słówcórki, „zapił się na śmierć”. Mówiąc to, matka kręciła wymownie głową,zniepokojemspoglądającnamęża,który tkwiłzazwyczajprzy lichymstole,opartyramionami o kraciastą ceratę. Ojciec odrywał wówczas ręce od blatu (ceratawydawałacichemlaśnięcie)ipodnosiłkieliszekdoust.

–Jakiśproblem,kobieto?–pytał.–ZarazprzyjdąZdzisiekzMaćkiem,podałabyścoś.

Imatkapodawałapoczęstunekbezsłowa.Mały Grześ najbardziej lubił wieczorne spacery z babcią. Kiedy wszystko

w gospodarstwie było już zrobione, wybierali się na przechadzkę. Rozmawialiowszystkim.Ozwierzętach,oziemi,opogodzie,ojutrzejszymobiedzie,otym,jak

Page 110: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

to kiedyś było, i o tym, co powinien, a czego nie powinien robić Grzegorz, abywyrosnąćnaporządnegoczłowieka.

– Nigdy nie bądź taki. – Babcia wskazywała spracowaną, wysuszoną dłoniąnaprzydrożnyrów,wktórymprawiezawszespał jakiśzalanywtrupasąsiad.–Totylkozmartwieniedla rodziny,zerowyręki,a i zagładadlaczłowieka.Tacy ludzie,synku,niezyskująszacunku.Acotozażycie,gdyniktcięnieszanuje?–dodawałazamyślona,patrzącnahoryzont,gdziedziurawadrogainiebołączyłysięwjedno.

OjciecGrzegorzawyróżniał się na tle zalegającychw rowach kolegów jedynietym,żezawszezasypiałprzyzwoicie.Nakanapie,choćwbutach. Iwłaśnie tebutymusiałmuściągaćsyn.Nieznosiłtejczynności,boojcustrasznieśmierdziałystopy,a smród rozłaził się po całej izbie. Czy on nie może spać w butach do rana? –buntowałsięchłopak.

Opinia babci omęskiej częścimieszkańcówwioski nie była pochlebna. Imożewłaśnie dlatego tak dużo czasu podczaswspólnych przechadzek babcia poświęcałanawpajaniewnukowitego,coprzystoimężczyźnie,aconie.Grzegorzniezapytałjejnigdy, choć go bardzo korciło, dlaczegow takim razie, skoro ona towszystkowiei jest taka mądra, dziadek zapił się na śmierć, a ojciec po wódce zawsze zasypiałwubraniuibutach.

Z wielką estymą i jak najpochlebniej babcia wyrażała się jedynie o aptekarzuzsąsiedniejwsi.KiedymłodszaoczterylatasiostraGrzegorza,Dorota,zachorowałana odrę i trzeba było wybrać się po lekarstwa, ośmioletni wówczas Grześ byłniezmierniedumny,żewreszciezobaczyaptekęipozna„panamagistra”,jakzawszeokreślałagobabcia.

Apteka mieściła się niedaleko ośrodka zdrowia i miała drzwi z dzwonkiem,którego dźwięk przy każdym ich otwarciu oznajmiał pojawienie się klienta.Zadrewnianąladąznadbudowązeszkłapiętrzyłysięlekarstwawpudełkachipękatebuteleczki z tajemniczymi miksturami. W pomieszczeniu unosił się zapachmedykamentów i czegoś jeszcze. To coś okazało się aromatem wody kolońskiej,którąpachniałwysokimężczyzna.Pojawiłsięzaladąniemalrównozdzwonkiem.

– W czym mogę pomóc, pani Makowska? – zapytał, obdarzywszy babcięuprzejmymuśmiechem.

Babciadrżącymirękamipróbowaławyjąćzmałejczarnejtorebkireceptę.–Paniemagistrze– zaczęła tonem, jakimzwracała się zazwyczajdoksiędza. –

Wnuczkazachorowałanaodrę.Doktorwypisałkilkalekarstw.Potem wsunęła karteczkę w łukowate wycięcie w szkle, gdzie smukłe palce

farmaceuty przechwyciły ją momentalnie. Aptekarz ze znajomością rzeczyodczytywałtajemniczobrzmiącenazwy.

– Wszystko mam – oznajmił z uśmiechem, odwracając się w stronę półekzaplecami.–Dorotkaszybkowydobrzeje.

Page 111: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Towspaniale!–odparłababcia,zapatrzonawfarmaceutęjakwwybawcę.–Wiepani,jakdawkować?–Pandoktorwspominał,alegdybyipanmógł...–Powtórzęwszystkoijeszczezapiszę–powiedziałuspokajająco.–Dziękujębardzo.Potem dziękowała jeszcze jakieś dziesięć razy. Grzegorz przysłuchiwał się tej

rozmowiejakurzeczony.Wszystkiespecyfikizostałydokładnieomówioneiopisane.Babcia wsłuchiwała się w słowa „pana magistra” jak w prawdy objawione. Kiedynakoniecaptekarzwprawnymgestemnadziałreceptęnadługiszpikulecstojącytużobok kasy,Grzegorz pomyślał, że równie dobrzemógł nakreślić „Z”w powietrzu.Nababcifacetrobiłwrażenieconajmniejtakie,jaknanimZorro.

Później, kiedy mijali pana Madziaka, który zaległ obok przystanku PKS-u,próbująccośzagadywaćdobabci,tanachyliłasiędoGrzesia.

–Bowidzisz,wnusiu...WżyciumożeszbyćjakMadziakalbojakpanmagister.Wszystkozależyodciebie.

WgłowieGrzegorzazapaliłasięwówczasżarówka.Jasnebyło,żewoliwzbudzaćpodziwiszacunek,jakZorrozapteki,aniepolitowanie,jakMadziakijegokumplezrowów.

Objawienietougruntowałajeszczepewnawizyta,któranastąpiłaniecałymiesiącpóźniej.Matkęrozbolałząbipostanowiławybraćsiędodentysty,któryprzyjmowałw sąsiedniejwsi. Zabrała ze sobą syna.Grzegorz do dziś pamiętał surowywystrójtamtegogabinetu.Pośrodkubiałegopokojustałfotel,obityzgniłozielonymitwardymjakdiabli skajem.W rogupomieszczenia – blaszana, pomalowanana biało gablotaze strzykawkami, jakimiś instrumentami i stosem innych przedmiotów, o którychprzeznaczeniuGrzegorzniemiałpojęcia.Obokfotelaznajdowałsięstołek,zktóregodentysta prawie w ogóle nie korzystał, a na ścianie pożółkły plakat z napisem:„Pamiętaj!Ząb,twójprzyjaciel”.Gabinetmieściłsięwdomupanadoktora.Szerokiedwuskrzydłowe okno wychodziło prosto na ulicę i w lecie zawsze było otwartena oścież. Odgłosy dochodzące z wnętrza, o dziwo, zamiast zniechęcać, zachęcałygapiów do zaglądania do środka w celu uzyskania informacji, kto się tak męczyi dlaczego. Stomatolog zaś raz po raz przerywał zabieg, pozostawiając pacjentaz rozdziawioną buzią, aby uciąć pogawędkę z kimś, kto akurat odczuwał takąpotrzebę.

Mamaprzycichła,jeszczezanimdotarlinamiejsce.Akiedywdrzwiachpojawiłsię wielki jak dąbmężczyzna, z szerokimi barami i dłońmi piekarza, zaniemówiłana dobre. Wyglądała, jakby ubyło jej kilka centymetrów wzrostu, ale przy tymwielkoludzie wszystko traciło proporcje. Miało się wrażenie, że rosły stomatologwypełniasobącałygabinet.

Grzegorz przycupnął grzecznie na wskazanym krześle w kącie i z rosnącym

Page 112: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

zaciekawieniem obserwował procedurę. Mama usiadła na fotelu, dentysta zapytał,gdzie jądokładnieboli, po czymsięgnąłdokieszenibiałych spodni iwyjąłpaczkępopularnych.

–Podajmi,chłopcze,zapalniczkę.–Wskazałnastojącepodoknembiurko.Grzegorz poderwał się, aby spełnić polecenie, i przez dobrą chwilę stał

nieruchomo z zapalniczką w dłoni, zanim pan doktor nie obejrzał chorego zębawmałymlusterku.Stuknąłwniegodwarazy,amatkajęknęła.

–Wszystko jasne–oznajmił,poczymwyjąłzapalniczkęzrąkGrzesia izapaliłpapierosa.

Ośmiolatek był pewien, że ten olbrzym będzie teraz matkę przypalał, ale nicpodobnegonienastąpiło.Najpierwząbzostałpodważonydźwignią.Potemdentystazdumązaprezentowałchłopcuinnemetalowenarzędzie.

–Aterazokładzzimnychkleszczy!–obwieściłniczymrasowykonferansjer.Jeden przeciągły krzyk i zęba już nie było. Wszystko odbyło się szybko

isprawnie,choćwaurzeniebieskiego,gryzącegodymu.–Dziękuję,paniedoktorze–wysepleniłamatka,trzymającsięzaszczękę,kiedy

doktorpozwoliłjejwkońcuzejśćzfotela.–Proszęprzygryzaćkompreszgazyinie jeśćaniniepićprzezdwiegodziny–

powiedział,przypalająckolejnegopapierosa.Smugadymuwzleciaławpowietrze.Nabiegłełzamioczymatkizrobiłysięokrągłejakspodki.– To może ja poczekam na zewnątrz – odparła, z trudem powstrzymując się

odkaszlu.Dentystaskinąłgłową.– Wskakuj! – nakazał Grzegorzowi, poklepując fotel, jakby to było siodło

nadorodnymwierzchowcu.Grzegorz, choć odrobinę niepewny, spełnił polecenie. Okazało się, że należy

zaplombować dolną lewą czwórkę. Chłopiec jak zahipnotyzowany (albo okadzonydymem) patrzył, jak olbrzymie paluchy tegowielkiego faceta z papierosemuwargbardzo sprawnie przebierają wśród drobnych narzędzi. Instrumenty prawie nikływjegodłoniach,amimototrafiałtam,gdzietrzeba,irobiłto,conależało.Przycałejswojej zwalistej niezgrabności był nieprawdopodobnie sprawnymanualnie.Nicmunieprzeszkadzałoiniesprawiałotrudności,możejedyniepopiół,spadającycojakiśczasnajegobiałyfartuch.Aledoktorstrzepywałgozgrabnymruchem,zapobiegającpowstaniuchoćbyjednejdziurki.

Umiejętności dentysty zrobiły naGrzegorzu ogromnewrażenie. Kiedywyszedłdomatki,naobliczuktórejporazpierwszyodtygodniawidniałaulga,pomyślał,żetonaprawdę jestniebyleco–sprawić,żektośprzestajecierpieć.Doktorzpewnościąnieleżałpopołudniamiwrowie.Aninawetnakanapiebezściągniętychbutów.Toniebyłtentypczłowieka.Onwzbudzałszacunek.

Page 113: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Ażdziwne, że tyle kopci, a ten fartuch ciągle nieskazitelnie biały, prawda?–zagadnęłamatka,kiedywychodziliprzezfurtkę.

Grzegorz przytaknął i nagle zrozumiał. Zrozumiał, co łączy „pana magistra”zdentystą.Białyfartuch.Ludzie,którzynosilikitle,wzbudzalipodziw.Żebyzatemmieć autorytet, należy tylko wybrać odpowiedni zawód, stwierdził odkrywczochłopiec. I choć po latachmyślał już dojrzalej, pomaturze zdecydował się zdawaćna akademię medyczną. Wówczas sądził, że kieruje się zainteresowaniami, niedopuszczając do siebiemyśli, żew głębi serca niczego tak bardzo nie pragnie, jakpoczucia,żebędzieważnyidoceniany.

Page 114: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XVIIIMarcinzauważył,żejegopoczuciewłasnejwartościobniżasięwzastraszającym

tempie. Nie pomagały tęskne spojrzenia kobiet mijanych w hali przylotów,odwracających głowy zamundurem kapitana. Pewnie wszystkiemają wyobrażeniaioczekiwania,którymniebyłbymwstaniesprostać,myślał.

Nawizytyuspecjalistyjużsięniebuntował.Zakiełkowaławnimsłabanadzieja.Jednak gdy podczas ostatniej sesji terapeuta wtrącił uwagę o, jak się wyraził,

„stosownych środkach farmakologicznych”, Marcin się zjeżył. Sabina natomiastwydałasięwyraźniezainteresowanatematem,cozdenerwowałogojeszczebardziej.

–Chciałabyś,żebymmiałochotęnaseks tylkodlatego,żewcześniejnałykałemsięjakichśpigułek?–pytałoburzony.

– Jeśli to sprawi, że będziemy się kochać, to czemu nie. – Splotła dłonienakolanach.

–Niejestemnatogotowy.–Acobymogłopomócpanuwpodjęciuewentualnejdecyzjinatak?–zagadnął

seksuolog.–Niemampojęcia!Niewiem,czycośtakiegowogóleistnieje.–Owłaśnie.Iznówtosamo.–Sabinaspojrzałanamężazzawodemwoczach.–

Krążenie dokoła tematu bez próby rozwiązania. Sytuacja pozostanie bez zmian –zwróciłasiędoterapeuty.

–WidoczniepanMarcinpotrzebujeniecowięcejczasu...– Jeszcze więcej?! – wypaliła. Policzki muśnięte bladobrzoskwiniowym różem

wyraźnie zmieniłyodcień.–Mam tegodość!–Poderwała się z fotela.–Nic tupomnie! Porozmawiajcie sobie, panowie, ile jeszcze czasu potrzebuje mój mąż, bezemnie! Miesiąc, pół roku, rok? Tylko miejcie świadomość, że ja nie wiem, czywytrzymamtakdługo!

Sięgnęłapotorebkęiwyszła.Niebyłyjejwstaniezatrzymaćnawetuspokajającesłowaterapeuty.

–Przekonałsiępannawłasneoczy,jakieemocjetasprawawzbudzawpańskiejżonie–zwróciłsiędoJońskiegolekarz.

Skoro tak, to sam ją puknij i daj mi wreszcie święty spokój! – chciałodpowiedziećMarcin,aleugryzłsięwjęzyk.

–Najwyraźniej...–odparłniepewnie.Wykonał zlecone badania, ale kiedy okazało się, że z medycznego punktu

widzeniawszystkojestwporządku,nieszczególniemuulżyło.Wolałbyusłyszeć,żetowinajakiejśfizycznejułomności.Naprawdęczułbysięlepiej.

Boczyrzeczywiściefakt,żewjegorodzinnymdomunagośćbyłaczymśbardzowstydliwym,mógłmiećwpływnajegoseksualność?Czyto,żematkakazałamusię

Page 115: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

pokąpieliszczelnieokrywaćręcznikiem,jakbyjegociałobyłoczymśodstręczającymalbo bardzo osobliwym, mogło mieć z tym coś wspólnego? Na jednymz indywidualnych spotkań u terapeuty, kiedy padło pytanie o dojrzewanie,Marcinprzypomniał sobie, że kiedy zaczął wyróżniać się wśród kolegów urodąi zainteresowaniem, jakie wzbudzał u koleżanek, matka uznała za stosowne, abyzacząć go uświadamiać. Tyle że robiła to w specyficzny sposób, przedstawiającmiłość fizyczną jako rzecz brudną i nieprzyjemną, stworzonąwyłącznie po to, abywstosownymmomencie,pozwiązaniusięzwybrankąświętymwęzłemmałżeńskim,powołaćnaświatdzieci.Takaperspektywaniewyglądałazachęcająco,więcMarcinnie rozumiał żywego podekscytowania kolegów z zapartym tchem oglądającychsceny z rąbniętej któremuś z ojców kasety z filmem porno.On sam, patrząc na temało apetyczne machinacje, po cichu przyznawał matce rację. W jego odczuciukobiety wyły jak zarzynane, zaś mężczyźni, nieokrzesani i żałośni, przypominalibydło.

Ironialosusprawiła,żeMarcin,odkądskończyłpiętnaście lat,niemógłopędzićsięodkoleżanek.Nawetznajomematkiszeptałypodczaszwyczajowychherbatek:

–Marysiu,ależzniegoprzystojniak!Oj,będąznimkłopoty!Nie miały racji. Marcin swój pierwszy raz przeżył dopiero na trzecim roku

studiów, kiedy na pewnej impreziewstawił się naprawdęmocno. Już od dłuższegoczasuchciałsprawdzićprawdziwośćmatczynychsłów,apozatymdoskwierałomu,że wszyscy koledzy mają już inicjację za sobą. Dziewczyna wydawała się ładnaimiła.Wszystko trwałomożezpięćminut, znaczniekrócejniżniesmakpo fakcie.NastępnegoporankaMarcinczułsięnaprawdęokropnie;ulżyłomudopiero,kiedysięwyspowiadał.Może lepiej będzie z własną żoną? – pomyślał wówczas, jednak poślubie z Sabiną niewiele się zmieniło. Nie mógł nic poradzić na to, że czuł sięnieswojo,jakzawsze,gdyrobiłcoś,cozasadniczowydawałomusięzbędne.Nigdynie pozbył się wpojonego przez matkę wstydu i unikał nagości. Sabina śmiała sięzjegozahamowań,powtarzając,żeszalejezanimichcenaniegopatrzeć,alenawykiokazałysięsilniejsze.Itenpodskórnywstyd.

Wstydnieprzeminąłnigdy.Kiedyhistoriętęusłyszałterapeuta,rozjaśniłsię,jakbywygrałnaloterii.–Chybazłapaliśmybykazarogi–powiedziałwyraźniezadowolony.Marcin bardzo chciałmuwierzyć, alewciąż nie dopuszczał do siebiemyśli, że

małoważnywjegomniemaniuepizodzprzeszłościmaażtakwielkiwpływnajegożycie. Jednak po tamtej wizycie u seksuologa coś się w nim zmieniło. Głęboko,w podświadomości. Nie zdając sobie z tego sprawy, szedł chodnikiem, wybijającstopamimiarowyrytm.

Ziarenkozostałozasiane.Paulinasiedziaławfoteluwsalonie i spoglądałanazegarek.Wiedziała,żemąż

Page 116: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

przyjedziepunktualnie,jakbywracałprostozpracy.Iniemyliłasię.Grzegorzwszedłdopokojuzestandardowympytaniemnaustach.

–Jakciminąłdzień,kochanie?Podniosłananiegoznużonespojrzenie.–Atobie?Corobiłeścałydzień,skoroniebyłocięwgabinecie?–Skądwiesz?–Nietrudnosiędowiedzieć.Wystarczyłtelefonikrótkarozmowa.–Kontrolujeszmnie?– Chciałam po prostu zapytać, czy wolisz na kolację potrawkę z królika, czy

zapiekanewarzywa.–Oczywiście–powiedziałzprzekąsemGrzegorz,gapiącsięnaichbiałydywan.Niecierpiałgo.Cholernieniepraktycznarzecz,pomyślał.– Nadal nie wiem, gdzie się podziewałeś. – Paulina postukała palcem

wskazującymwoparciefotela.–Nieczułemsięnajlepiej,więcwziąłemsobiewolne.Zadowolona?–Patrzyłjej

prostowoczy.– Czyli jednak... – Stawska skrzyżowała ręce na piersi. –Możeszmi wreszcie

wytłumaczyć,dlaczego to robisz?Poco taostentacja?Poco to twojeudawanie,żecośsiędzieje?Żecościdolega.

–Jaudaję?–Grzegorzazamurowało.–Wierzmi,jabardzochciałbymudawać.– A ja mam wrażenie, że nieustannie próbujesz zwracać na siebie uwagę. Ale

wtakisposób?Tośmieszne.Jeślijesteśchory,poprostuidźdolekarza.–Tymlekarzemmusibyćpsychiatra–wypalił.Paulinaprzewróciłaoczami.–Wolneżarty!Niepotrzebujeszżadnegopsychiatry!Patrzyłanamężazpolitowaniem.–Możetychadzasznaterapięjaknamiłepogaduszki,aleja...–przerwał.–Jajuż

naprawdęniemogęznieśćstanu,wktórymtkwię!–Ciągletosamo.Gdybyśsięmęczyłnaprawdę...– Rany boskie, Paulina! Ja niczego nie udaję! Za to ty... – Grzegorz nabrał

powietrza–...robisztoperfekcyjnie.Przedwszystkimi.Nawetprzedsamąsobą.Niejestem ideałemz twoich snów, przykromi.Mam swoje słabości, swoje lęki i atakipaniki. Taka jest prawda. Nie jestem też wyjątkową osobistością, choć wiem, żelubisz takmyśleć iwciskaćmniew istniejącewyłączniew twojejwyobraźni ramy.Jestem zwyczajnym dentystą jakich setki. Facetem z nerwicą, który boi sięwrócićwcześniejdodomuwobawieprzedwymówkami!Aniejesteśprzecieżmojąmatką,docholery!–ryknąłrozjuszony.

Tamarastaławdrzwiachjużoddłuższejchwili.–Znówsiękłócicie?–wyszeptałazasmucona.

Page 117: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Żadneznichniezauważyłoobecnościdziecka.–Niekłócimysię–zapewniłauspokajającoPaulina.–Ależprzeciwnie,kłócimy–zaprzeczyłGrzegorz.–Cotywygadujesz?–syknęłananiegożona.– Nie będę okłamywał małej. Ani niczego udawał. To nienormalne! Czasami,

córeczko– powiedział najdelikatniej, jak potrafił – lepiej się pokłócić, niżmilczeć.Zapamiętajtosobie,kochanie.

W drobnej piersi Tamary serce zabiło szybciej.Obawiała się, że ta kłótnia jestinnaodpoprzednich.Mimoto,jakzwykle,pozwoliłauspokoićsięzapewnieniami,żewszystkojestwporządku(matka)iobietnicąsorbetucytrynowegopokolacji(ojciec).

Wcośprzecieżmusiaławierzyć.Odkądrozpoczęliterapię,aMarcindodatkowosesjeindywidualne,jegowyjazdy

stały się dla ich związku wentylem bezpieczeństwa. Podczas kilku dni samotnościoboje mogli odpocząć i złapać nieco dystansu. Jednak Sabinie coraz trudniej byłouwolnićsięodnatrętnychmyśli.Niepomagałyjużanizakupy,anikosmetyczka,anijoga,anifryzjer.Odkryła,żedziałananiąwyłączniesolidnezmęczenie.Początkowodawała sobie niemaływycisk na zajęciach fitness, ale gdy to przestałowystarczać,zrezygnowaławtymtygodniuzusługpaniJoliipostanowiłasamaposprzątaćdom.

– Mam nadzieję, że wszystko w porządku? – powiedziała zaniepokojona Joladotelefonu.

W dłoni ściskała niemal czarną ściereczkę do kurzu. Właśnie pracowaławmieszkaniu,wktórymniktchybanigdynieprzecierałmebli.

–Tak,dziękuję.Poprostuwtymtygodniusamazajmęsięporządkami.–Sama?!–Owszem.Mamochotę.–Rozumiem–odparłaJola,choćnierozumiałaniczego.Nie miała nic do Jońskiej; w końcu to dzięki Sabinie dostawała pewne i stałe

zlecenia,choćuważała,żeniejesttokobieta,którądopadaochotanasprzątanie.Tylesię mówi ostatnio w telewizji o kryzysie finansowym, pomyślała, polerując ekran.A może rzeczywiście coś w tym jest i nawet ci, co nie muszą, wolą już niektórerzeczy robić sami? Kto wie. Trzeba rozejrzeć się za nowymi zleceniami, uznała.Należybyćprzezornymijakośsięzabezpieczać.SkoronawetSabinaJońskachwytazaszmatę,kryzysnarynkachświatowychmusibyćnaprawdęgłęboki...

Zapiski z kalendarza zaczęły śnić sięMarcie po nocach, postanowiła zatemniezwlekaćiprzystąpićdodziałania.PopołudniuskierowałakrokiprostodoPauliny.

Na pierwszy rzut okawszystkowyglądało jak zwykle. Sąsiadkamiała na sobieszarespodniewkant,doktórychzałożyłabiałąbluzkęzwysokogatunkowejbawełnyi złoty łańcuszek o drobnych oczkach na szyję. Przywitała Martę uprzejmie,zapewniając, że bardzo cieszy się z odwiedzin. Potem zapytała, co u niej słychać,

Page 118: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

i napomknęła coś o ładnym dniu. Wydawać by się mogło, że wszystko jestwporządku,alewystarczyłospojrzećodrobinęuważniej.Przyliniidolnychrzęstuszbyłrozmazany.Wprawdzieledwiezauważalnie,aleuPaulinyrzeczniespotykana.Itorozkojarzenie...Tak,możnabynawetzaryzykowaćtwierdzenie,żepodenerwowanie.Wszystko razem nie pasowało do niej. W Marcie zakiełkowało podejrzenie. ByćmożekalendarzwcalenienależałdoMałgorzaty,awłaśniedoStawskiej?

Wpatrującsięczujniewzmienionątwarzsąsiadki,Martarozpoczęławyjaśnienia.–Chciałabymzaprosićcięnaherbatę.Jutro,o jedenastej.Pasujeci?Odśmierci

Małgosi,jakośniebyłookazji...Zresztąsamawiesz...–Naherbatę?–powtórzyławyrwanazzamyśleniaPaulina.–Byłobymiłoporozmawiać,prawda?– Porozmawiać... – Potarła czoło. – Może i masz rację? – dodała, nie patrząc

nagościa.–Właśnie!–odparłazudawanymentuzjazmemMarta.Boże!–jęknęławduchu.Zebrałamsięchybawostatniejchwili!–Przyjdźkoniecznie–poprosiła.–Dobrze?Paulinaskinęłagłowąiodprowadziłasąsiadkędodrzwi.Byłaskrajniezmęczona.Sabinanie śpieszyła się zotwieraniem iMarta zaczęła jużpodejrzewać, żebyć

możesąsiadkiniemawdomu.KiedyJońskawkońcustanęławdrzwiach,dzierżyławręcemop.

–O,cześć!Dawnoniezaglądałaś–przywitałasię.–Tysprzątasz?–Martawybałuszyłaoczy.–Atak.OdwołałamwtymtygodniupaniąJolę.Mamochotętrochęsięzmęczyć.–Maszochotę się zmęczyć?–Martapatrzyła tonamopa, tona spoconą twarz

Sabiny.MatującypuderodDioranajwyraźniejniedaje radyprzybanalnychdomowych

czynnościach,pomyślała.– Okazuje się, że to całkiem niezły sposób. Wiesz, jak to jest. Czasami tylko

zmęczeniepozwalaniemyśleć.Martaprzełknęłaślinę.Ostatniesłowazłowrogozadźwięczałyjejwuszach.– Wpadłabyś do mnie jutro o jedenastej? – zapytała. – Zaprosiłam również

Paulinę.Napijemysięherbaty,pogadamy...–Dzięki.Pewnie,żewpadnę.Aleterazprzepraszam,mamjeszczetrochępracy.–

Sabinawskazałanastojącewholuwiadro.–Jasne.Todojutra–pożegnałasięMartaniepewnie.Do domu wracała zamyślona. Sabina, w przeciwieństwie do Pauliny, nie

wyglądała na podenerwowaną czy nieobecną. Była raczej w podejrzany sposóbzdeterminowana.Martanigdydotądniewidziałajejwtakimnastroju.

Page 119: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Z wrażenia rozbolała ją głowa. Wezmę proszek i położę się na chwilę,zdecydowała.Jutromuszębyćczujna.

Zapiskiwkalendarzupasowałydoobusąsiadek.Nastrój Jacka poprawił się nieco.Cieślakmiałwrażenie, że osiedle powoli, ale

jednak powraca do normy. Być może wcale tak nie było, ale dopóki on tego nieodczuwał i jego świat nie chwiał się w posadach, uważał, że wszystko jestw porządku. W dodatku Martę znowu zaproszono na rozmowę w sprawie pracy.I choćobojeniewykazywali przesadnegooptymizmu,był topowóddoostrożnegozadowolenia.Jackacieszyłorównież,żeżonaprzestałanałogowogrzebaćsięwtymgłupimkalendarzu,ktowie,czyniebardziejniżwyczekiwaneinterview.

Właśnie zmierzał do włoskiej restauracji na StarymMieście, gdzie umówił sięnaspotkaniezklientem.Miałmałoczasu,więcszedłżwawymkrokiem,starającsięprzytymniezapocićbłękitnejkoszuli,cowtrzydziestoczterostopniowymupalebyłozadaniemkarkołomnym.Akuratmijałwypełnionypobrzegiogródekjakiejśknajpkiiodruchowospojrzałwgóręwposzukiwaniuszyldu.Nieznałtegomiejsca,asądzącpopopularności,chybawartobędzietuwstąpić.Niepamiętałjuż,kiedybylizMartąrazemnakolacji.Zaciskalipasajużodtylumiesięcy!Możewreszciecośsięzmieni?–pomyślałznadzieją.Niebędęprzecieżpożyczaćkasyodojcawnieskończoność.Nawiasemmówiąc,miałwrażenie,żeostatnioichrelacjeniecosięzmieniły.Amożetylkomisięwydaje?–pocieszyłsię.Możetomojaobsesja?

Kelner właśnie stawiał na stoliku przed dwiema kobietami około czterdziestkisporydzbanekwodyz liśćmimięty.Kostki loduprzyjemniepodzwaniałyo ściankinaczynia.Jackowinaglezachciałosiępić.Otarłpotzczoła.Iniespodziewanie,przystolikuobokkobiet,zauważyłznajomątwarz.

Krzysztof siedział samotnie, pochylony nad jakąś kartką. Podszedł do niegokelner,zabrałpustykufel,apostawiłnowy,zniecoprzesadnąilościąpiany.

Jacekprzystanął.–Cześć,Krzysiek!Cozaspotkanie!Borowiakociężalepodniósłgłowęizmrużyłoczy.Jakwszyscywtymokrutnym

słońcu.–A,toty...–powiedziałzawiedziony.–Przerwanalunch?–zagadnąłJacek,choćnastoleniezauważyłjakiejkolwiek

przekąski.–Możnatakpowiedzieć.Przysiądzieszsię?–Mammałoczasu.–Cieślakpostukałwtarczęzegarka.–Zarazklient.– Zajmę ci dosłownie... – Palce Krzysztofa odmierzyły w powietrzu niewielki

odcinek.–Otyle.Mi-minutkę.DopieroterazJacekwychwyciłwgłosiesąsiadaspecyficznąpijackąchwiejność.

Spojrzałwgłąbulicy,szacującczaspozostałydospotkania.Prawdęmówiąc,jużbył

Page 120: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

spóźniony,alecośkazałomuzostać.–Chciałbym...Chciałbym,żebyśmicośdoradził,do-dobrze?–usłyszał.Nie było złudzeń, sąsiad był nawalony jak autobus. Jacek głęboko zaczerpnął

powietrza,poczymwypuściłjezrezygnowany.Usiadłnaprzeciwko.Wkierunkustolikanatychmiastruszyłkelner,aleCieślakodprawiłgogestem.– Chyba nie powinieneś tyle pić – zwrócił się doKrzysztofa. – Zwłaszcza nie

wtakiupał.– A znaczeniema pogoda?Upał, nie upał. – Borowiakmachnął ręką. – To. –

Dźgnął palcem wskazującym w kartkę papieru. – To... ma znaczenie. Muszę toskończyćdojutra,anieidziemizupełnie!

–Wcalesięniedziwię–mruknąłJacekpodnosem.–Możewezwęcitaksówkę?– zaproponował, sięgając po komórkę. – Prześpisz się, dojdziesz do siebie. Jakwstaniesz,pójdzieci łatwiej–powiedział,choćszczerzewątpił,bysąsiadodzyskałwenęnakacu.

– Nie! – Krzysztof podniósł głos, zwracając uwagę siedzących wokół ludzi. –Nigdzie nie pojadę! Potrzebuję porady. Czy, eee, powinienem napisać... Posłuchaj.„Książkasta-stanowi...”

–Nieoczekujodemniezbytwiele.Nieznamsięnapisaniu.–Jateżnie–stwierdziłponuroBorowiak.–Pomyślałbyś?–zarechotał.–Znaszsię,znasz.Tylkozadużowypiłeś.–Od-kądniemaGosi, jestgorzej,wiesz?Gubięsię.Nicmisięnieukłada.Nic

nie podoba. Słowa nie brzmią. Argumenty są bez polotu. Uwagi nijakie, stylskretyniałego gimnazjalisty. Nie wiem, jakim cu-cudem oni to puszczają. Pewniezlitości.Przecieżinnijużsięnamniedawnopo-poznali.

–Krzysiek!Wiem, że brakuje ciMałgosi, alemusisz się jakośwziąćw garść.Słyszysz?

–Ależ... – czknąłKrzysztof. –Ależ ja się bioręw garść.Codziennie. Przecieżwstaję, idę do pracy, ro-robię wszystko. Tylko, eee, wiesz co? – Nachylił się nadstołem.–Niepotrafięugotowaćjajkanamiękko.Zacholeręminiewychodzi!Wieszmoże,jaktosięrobi?

– Nie mam pojęcia. Nie przepadam za jajkami. – Jacek potarł skroń. Wybrałnumerkorporacjitaksówkowej.

Kolejne dwadzieścia minut zajęło mu przekonywanie sąsiada, że ten powinienwrócićdodomu,iwpakowaniegodotaksówki.PóźniejzadzwoniłdoMarty.

– Dopilnuj, żeby Krzysztof trafił do własnej sypialni, jak tylko przyjedzie –poprosił.

–Bardzodobrzezrobiłeś–pochwaliłagoMartazczułościąwgłosie.–Niemogłemgotakzostawić.–Myślałam...Myślałam,żecałasprawacięnieobchodzi.

Page 121: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– Z pewnością nie obchodzi mnie tak jak ciebie, ale jak miałem zostawićululanegofacetawcentrummiasta?Widać,żesobienieradzi.Maproblemyzesobą,itospore.

Niestety, nie on jeden, pomyślała Marta, wspomniawszy niedawne wizytyukoleżanek.

Gdyzobaczyła,wjakimstaniepojawiłsięKrzysztof,natychmiastodholowałagodołóżka,aobokustawiłaznalezionąwłaziencemiskęibutelkęwody.

–Dzięki.Nie-emównikomu,dobrze?–wybełkotał.–Niemasprawy–odparła.Zasnąłnatychmiast,jakuderzonyobuchem.ZanimMartazeszłanadół,dobiegło

jądonośnechrapanie.Wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy, pomyślała smutno, zamykając za sobą

frontowe drzwi. Przelotnie zastanowiła się, czy nie powiedzieć o tej historiikoleżankom, ale zrezygnowała. Skoro obiecałam, trzeba dotrzymać słowa,stwierdziła.

Page 122: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XIXWystarczył rzut oka, żeby ocenić, iż Paulina wygląda dzisiaj znacznie lepiej.

W zasadzie wyglądała i zachowywała się najzupełniej zwyczajnie. Marta zaczęłanawet podejrzewać, że przez ten piekielny skwar na zewnątrz dopadły ją urojenia.JednakkiedywkroczyłaSabina,odproguchwalącsię,żemożnauniejjeśćzpodłogi,i prezentując ręce, które wykonały kawał dobrej roboty, hipotetyczny udar cieplnyposzedłwzapomnienie.

– Nie chciałabym tego robić regularnie, ale raz na jakiś czas, czemu nie –oznajmiłaJońska,sadowiącsięprzystolewsalonie.–Niestety,pracadramatyczniewpływanapaznokcie.Manikiurdopoprawki–roześmiałasię.

–Niewierzęwłasnymuszom!–wtrąciłaPaulina.–Prawda?–Sabinynicniemogłodziśurazić.–Zrobiłammrożoną herbatę – przerwała tę utarczkęMarta, stawiając na blacie

sporydzbanek.–Super!Jesttakgorąco,żemożnawyzionąćducha–ucieszyłasięSabina.–Wyzionąćducha?–Martabyłaczujnajakważka.– Co się dziwisz? Niektórych upał wykańcza. Sercowców, ludzi starszych –

stwierdziłarzeczowosąsiadka.–Ajaktysięczujesz?–Gospodynizerknęłaztroską.–Wydajemisię,żenieźle.Tylkopićmisięchce.–Acouciebie?–MartazwróciłasiędoPauliny.–Wczorajwydałaśmisiętrochę

zmęczona...Stawska położyła na talerzyku kawałek agarowego sernika. Robiła to powoli

i z takim namaszczeniem, jakby starała się zyskać na czasie. Odłożyła łopatkędociastanapateręipowolipodniosławzrok.

–Dobrzecisięwydawało.Martawnapięciuczekałanaciągdalszy.–Miałampotwornąmigrenę–wyjaśniłaPaulina.– Rozumiem. – Marta była wzorem współczucia. – Ale... – Postanowiła nie

odpuszczać.–Byłaśchybatrochęzdenerwowana.Paulinasięgnęłapowidelczyk.–Długoniechciałaminąć.Możnastracićcierpliwość.–Uśmiechnęłasięsłabo.–

Nawetmniesiętozdarza.–A co ty nas takwypytujesz?Lepiej powiedz, co u ciebie. – Sabina upiła łyk

herbaty.–Nicspecjalnego.Dostałamzaproszenienarozmowęopracę.Idobrze,bojużsię

martwiłam.Telefonmilczałzbytdługo.Niekłamała,mówiłanajszczersząprawdę,choćaktualniejejuwagęabsorbowało

Page 123: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

zupełnie coś innego. Aż ją świerzbiło, żeby pognać na górę, wyjąć kalendarzi wyłożyć przed sąsiadkami kawę na ławę. Zapytać, czyja to własność i co się,do licha, dzieje! Sytuacja wymagała jednak postępowania z wyczuciemi delikatnością. Gdyby kalendarz należał do którejś z dziewczyn, ta zapewnespłoszyłaby się takim postawieniem sprawy i poszła w zaparte. A już na pewnoPaulina. Marta najchętniej wręczyłaby koleżankom kartki i kazała napisać cośodręcznie, ale jakma tonibyzrobić?Zaproponować lekcjękaligrafiidla rozrywki?Poprosićjeojakiśprzepis?OilePaulinamogłajeszczejakiśznać,otyleSabinatylkoby się roześmiała. Pozostaje mi zachować czujność, westchnęła w duchu Marta,godnąchartapodczaspolowania...

– Wiecie, że to nasza pierwsza wspólna herbatka po śmierci Małgosi...? –odezwałasięPaulina.

MartazSabinąpopatrzyłyposobie.–Myślę,żeonaniechciałaby,abyśmyzarzuciłytenzwyczaj–odparłaSabina.–Napewno–przytaknęłaStawska.–Alebezniejjestinaczej,prawda?–Pusto.–Sabinanazwałarzeczpoimieniu.–Jużzawszebędzienamjejbrakowało,aleniezmieniatomojejradościzfaktu,

żeprzyszłyście–stwierdziłaMarta.– Fajnie, że nas zaprosiłaś. Gdyby nie ty, nasze środowe herbatki umarłyby

zapewneśmierciąnaturalną–powiedziałaSabina izreflektowałasięnatychmiast.–O,cholera,wypsnęłomisię...

– Nic już nigdy nie będzie takie samo. Nie ma co się okłamywać – wtrąciłamelancholijniePaulina.

–Toprawda–westchnęłaciężkoJońska.–Jakmyślicie,dlaczegoMałgosianieprosiłaopomoc?–spróbowałaostrożnie

Marta.–Takapoprostubyła.–Sabinaniemiaławątpliwości.–Skądpewność,żenieprosiła?–Paulinaodstawiłafiliżankęnaspodeczek.Ciche stuknięcie porcelany zawisło w powietrzu, podobnie jak pytanie.

Niepokojące,niewygodne.Trzy przyjaciółki rozmawiały tego popołudnia jeszcze o wielu sprawach,

przeróżnych, żadna jednak nie pisnęła choćby słówkiem na ten najbardziejinteresujący temat.ChoćkwestiawygłoszonaprzezPaulinę jeszczedługo tłukła sięimwgłowach.

Iwsercach.Stawska,rzeczjasna,wcaleniemiałamigreny.Od tamtej kłótni z Grzegorzem nie opuszczało jej przekonanie, że w jej życie

strzelił piorun. Jakby ktoś podmienił jej męża. Zamiast opanowanego, stabilnegomężczyzny dostała w zamian rozedrganą, słabą istotę. Zachowywał się jak

Page 124: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

rozwodnionykisiel.Bezram,bezform.Wnocyobudziłsięioznajmił,żeumiera.Byłzlanypotem, jegosercewaliło jakoszalałe.Wkółkopowtarzał, żeczuje się, jakbybył kimś innym. A kiedy naprawdę ją przestraszył i już chciała dzwonićnapogotowie, niespodziewanie sięwyciszył.Czyon celowograminanerwach?–pomyślała.Czychce jąwykończyć?Zkolei rano,podczas jedzeniaowsianki,naglezłapał się za gardło i powiedział, że się dusi. Owszem, oddychał szybko, corazszybciej,alepowietrzeswobodnieprzepływałoprzezpłuca,askóraniewykazywałajakichkolwiek oznak sinienia. Nie padł trupem, jak zapowiadał, za to śmiertelnieprzeraził Tamarę, która uspokoiła się wyłącznie dzięki sile niezmąconego spokojupaniStasi.

– Hiperwentylacja – nazwała rzeczywistość gosposia, podając Grzegorzowipapierowątorebkę.

Stawski przyłożył ją do ust. Wciągał i wypuszczał powoli powietrze przyakompaniamenciegniecionegopapieru.

PaulinapatrzyłanapaniąStanisławęoniemiała,zoczamijakspodki.–Tonie pierwszy raz. Poprostuwiem, co robić –wyjaśniła kobieta, składając

białąściereczkędowycieraniablatów.Grzegorz po ataku, tym razem bez obiekcji i specjalnych wyrzutów sumienia,

poprosiłourlopizaszyłsięwpokoju,oznajmiając,żeniewyjdziestamtądzaChinyLudowe.Takźlejeszczenigdyniebyło;bałsię,żerozpadniesięnadrobnekawałki.A jeśli takmiało się staćw istocie, pragnął, aby świadkami tej degradacji było jaknajmniejosób.

– Czego ty się boisz, u licha? – zapytała skonsternowana Paulina, wchodzącdosypialni.

–Bardzowielurzeczy.Alenajbardziejchybatego,żeumrę.–Każdegotoczeka–rzuciła.–Nieprzerażacięto?–Przeraża.Alewyglądanato,żemniejniżciebie.Grzegorz leżał na łóżku. Z podkurczonymi nogami wyglądał jak przerośnięty

embrion.Potarłoczy.Znówdokuczałymumroczki.–To sięwzmogłopo śmierciMałgosi.Napawamnie lękiem,że już jejniema.

Aprzecieżbyła.Jaktyczyja.–Widaćmiaładośćtegobycia.–Paulinapogładziłazmierzwionąnarzutę.–Czy tak powinno być? –Grzegorz popatrzył przekrwionymi oczami. – Życie

powinnoczłowiekacieszyć,aniesprawiaćmunieznośnyból.–Iktotomówi?–sapnęłaPaulina.–Niewyglądaszjakjegoafirmacja.–Aty?Jesteśszczęśliwa?– Och, wiesz, że nie lubię patetycznych dywagacji. Myślę, że powinieneś się

przespać.Tocidobrzezrobi.–Poklepałamężapoudziejakniesfornegopsiaka.

Page 125: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Nigdyzesobąnierozmawiamy...Nowiesz,taknaprawdę.–Cotymówisz?Rozmawiamynieustannie.–Powinniśmyrobićtoczęściej.–Grzegorznakryłdłoniąoczy.Paulina patrzyła w napięciu. Nie, nie wydawało jej się. Po policzku męża

potoczyłysięłzy.Była zbyt wstrząśnięta, by to komentować, wstała więc i cichutko zeszła

dokuchni.Potrzebowałakawy.To, co się działo, przerastało jej pojęcie. Oto na górze leży jej własny mąż.

Rozdygotany, zwinięty w kłębek, płaczący. Co to ma być?W co się zmieniło jejprzykładneżycie?Itotakniepostrzeżenie?

PaniStasiajakgdybynigdynickroiłamięsonaobiad.–Wydajemisię,żepowinniściepaństwowięcejrozmawiać–oświadczyła,kiedy

Stawskastanęłatużobok.–Cowywszyscyztymirozmowami?–wypaliłaPaulina,otwierajączimpetem

szafkę.–Gdybypaniznimwięcejrozmawiałaiwięcejsłuchała,możeniebyłabyteraz

takbardzozaskoczona.–PaniStasiu,nieuważam...– ...że powinnam czynić pani podobne uwagi. Wiem, wiem – zakończyła

gosposia,odkładającnóżnablat.–Mapanirację.Jateżtaknieuważam.Krzysztof całe życie stawiał na szczerość. Zwłaszcza gdy chodziło o szczerość

wobec innych.Dlategowłaśnie tak szczerze informował czytelników i autorów, cosądzi o książkach, otwarcie krytykował kuchnię własnej żony, jej upodobaniai sposób spędzania dnia, mówił, co powinna robić, a czego nie, szczerze oceniałznajomychiichżyciowewybory.„Takipoprostujestem”,mawiałczęsto.

Aterazokazałosię,żeniepotrafiznieśćszczerościotoczenia.Dwa dni temu zadzwonił do Tomka; po prostu nie mógł już wytrzymać

towarzystwa ścian. Były szalenie mało rozmowne, podczas gdy on coraz bardziejpotrzebował kontaktu. Pragnął usłyszeć głos kogoś bliskiego. Poza tym stęsknił sięza synem i najzwyczajniej w świecie chciał wiedzieć, co u niego słychać. Tomekodezwał siędoniegozaledwie raz, zarazpowyjeździe, zprośbą,abyojciecgonieniepokoił, i obietnicą nawiązania kontaktu, gdy tylko będzie na to gotowy.Najwyraźniejwciążniebył.CzyKrzysztofmógłmiećdoniegopretensje?Niemógł.Tyle że dwa dni temu nie wytrzymał. Miał dość sąsiadów i uprzedzającowspółczujących znajomych z pracy. Dość tych wszystkich badawczych spojrzeńi uważnych: „Jak się trzymasz?”, sprawdzania, czy już mu lepiej. Chciał kontaktuz kimś, kto go zrozumie, kto wie, jak to jest. Tęsknił za bliskością, poczuciemprzynależności.Potrzebowałrodziny.

Page 126: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– Kto by pomyślał, że to takie ważne – wymamrotał pod nosem, sięgając potelefon.

–Cześć,tato.Czycośsięstało?–WgłosieTomkaniebyłozadowolenia.–Nie,nic.Chciałemtylkozapytać,cosłychać.–Przecieżumówiliśmysię,żetojabędędzwonił.–Aleniedzwonisz.–...–Halo?Słyszyszmnie?–odezwałsięKrzysztof.–Tato,niemamterazczasu.Pracuję.– Pracujesz? A podobno miałeś być na wakacjach? Dlaczego nic nie

powiedziałeś?–zainteresowałsię.–Icotakiegorobisz?–ZałapaliśmysięzchłopakaminabudowiewNiemczech.–Uszkopów?Nabudowie?–Jatamjestemzadowolony–uciąłTomek.–Jestempewien,żemógłbyśznaleźćcoślepszego.–Aha,iniezłożyłempapierównastudia.–Czyśtyoszalał?!–Krzysztofwjednejchwilizapomniałotakcieidyplomacji,

którymiobiecałsiękierować,zanimwybrałnumer.–Jestemzupełnienormalny.–Przecieżodkilkulatuparcietwierdziłeś,żechceszbyćprawnikiem!–Inigdycisiętoniepodobało.Pamiętasz,cozawszepowtarzałeś?–Lepiejzostaćprawnikiemniż...–...nikim–dokończyłTomek.–Poprostumusisziśćnastudiaityle!–grzmiałporuszonyKrzysztof.–Życieto

niejestjakaścholernazabawa!– No, to akurat zdążyłem dość dokładnie zaobserwować w domu. Przez

osiemnaścielat.–Uważajnasłowa!Ciekawe,cobynatopowiedziałatwojamatka.–Namatkę...–GłosTomkazadrżał.–Namatkęsięniepowołuj!Jesteśostatnią

osobą,któramogłaby...–urwał.–Pozatym...Mamępoprostuobchodziło,żejestem,niewymagałaodemnieBógwieczego!Terazjużwiesz,dlaczegoniedzwonię!

–Tonietak!–zaprzeczyłpośpiesznieKrzysztof,alepodrugiejstronieniebyłojużsłuchacza.

Sygnałprzerwanegopołączeniadzwoniłmuwuszach.Borowiakodłożył telefonnakanapę,wpatrującsięweń, jakby liczył, żeTomek

za chwilę się zreflektuje. Co on niby zamierza teraz robić? – pomyślał. Chce byćrobolemnaniemieckiejbudowie?Teżcoś!Zamierzanosićcegłyimieszaćcement?O tym marzył? Do tego zmierzał? I co niby miało znaczyć, że nie obchodził godostatecznie?Ależobchodził!Dlaczegotengówniarzotymniewie?Przecieżchodzi

Page 127: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

wyłącznieoto,abyniespieprzyłsobieprzyszłości!Żebyniebył...zerem.Krzysztof przypomniał sobie przemowę ojca i coś ścisnęło go w piersi. Zawał

wcaleniebyłbytakimzłymwyjściem,pomyślałrozżalony,dotykającdłoniąmostka.Serce biło równo, miarowo, zupełnie jak ogromny zegar po babci Małgorzaty,

któryodjejśmiercinieprzystanąłanirazu.Cozaironia!Dochodziładziesiąta.Czassięzbieraćdopracy,pomyślałBorowiak.W tamten wtorek wpadł do redakcji cały wzburzony i jeszcze prędzej z niej

wypadł. I tak nie potrafił się skupić, więc uznał, że dokończy recenzję w jakimśmilszymmiejscu, bez ciekawskich spojrzeń i chyłkiem wygłaszanych komentarzy.Poszedłdorestauracjiizamówiłpiwo,potemdrugie.Apotem...PotemspotkałJacka.

Może powinno być mu przed sąsiadem wstyd, ale nie miał na to czasu. Pisałzaległe recenzje i wydzwaniał do syna. Czuł, że musi naprostować Tomka,sprowadzić na właściwą drogę. Najpewniej chłopak załamał się po śmierci matkiizobojętniałomuwszystko.AkuratKrzysztofbardzodobrzerozumiałtenstan.

Jego teksty, nie bez wysiłku, ale w końcu powstały. Nie udało mu się jednakporozmawiać z synem, więc nie miał okazji powiedzieć mu tych wszystkich: „totwoja przyszłość”, „przemyśl to jeszcze raz”, „teraz siejesz, aby potem zbieraćowoce”.Och,gdybym takmógłcofnąćczas!–westchnąłwduchu.Wcześniejzbytmałoczasupoświęcałemnapodsycaniejegoambicji...Tomek,bezdwóchzdań,wdałsięwmatkę.Był słaby izbytwrażliwy jakona.Dlaczegoniewdał sięwemnie?–pomyślałKrzysztof,leczzarazprzypomniałsobieozalegającymwgarażupudle.

Przestałwydzwaniać.Ambicjatowidaćniewszystko,doszedłdowniosku.Marta spędzała wieczór, spacerując z Jackiem wśród drzew. Kiedy tutaj się

przeprowadzili, marzyła o takich przechadzkach, ale jak często bywa, zaglądalido lasu bardzo rzadko. Zbyt rzadko. Podejrzewała, że to nagłe mężowskie:„Wybierzmy się na spacer” miało na celu odprężenie jej przed rozmowąkwalifikacyjną.

– Stresujesz się? – zapytał Jacek, kiedy zboczyli z głównej ścieżki na znaczniewęższą,porośniętągęstozobustronbujnymipaprociami.

–Owszem.Aleniejutrem.–Aczym?–Spojrzałzaintrygowany.–Wiem,żesięzezłościsz,alemuszęsięciebieporadzić.Ostatniorozmawiałam

z dziewczynami. I mam wrażenie, że ten kalendarz należy do którejś z nich.Oczywiścietotylkoprzeczucie,alezastanawiamsię,copowinnamterazzrobić.Możewyłożyćkartynastół,zanim...Nowiesz,zanimwydarzysięjakieśnieszczęście...

PodstopamiJackatrzasnęłagałązka.Przystanął.– Dobra. – Zmarszczył brwi. – Powiem wreszcie, co myślę. W końcu

przysięgaliśmysobieszczerość.Wstępbrzmiałniepokojąco.

Page 128: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Uważam,że jużzbytdługosiedziszwdomu.Brakpracybardzoźlenaciebiewpływa, widać to jak na dłoni. Odnoszę wrażenie, że zobojętniałaś. To znaczyna wszystko, co powinno być ważne dla nas obojga. Zajmują cię sprawy innych.Wyglądatotak,jakbyzastępowałyciwłasneżycie.Cosięztobądzieje?

Martaprzełknęłaślinę.Niewiedziała,coodpowiedzieć.–Towcalenietak–odparłaponamyśle.–Poprostuchcęimpomóc.Inicminie

zobojętniało.Dlaczegotaksądzisz?– No cóż... – Jacek włożył ręce do tylnych kieszeni dżinsów. – Zamiast

przygotowywać się do rozmowy, zamiast poczytać jakąś branżową prasę, typrzejmujeszsięwahaniaminastrojówsąsiadek.Czytonormalne?

– Gdybyśmy się bardziej przejmowali tym, co dzieje się wokół, być może niedoszłobydośmierciMałgorzaty...

– Myślisz, że mogłaś coś zmienić? – podniósł głos. – Jej własny mąż jej niepomógł,atydałabyśradę?Opanujsię!

–Swojądrogą,jemuteżprzydałabysiępomoc–odparłacicho.–Samwidziałeś,cosięznimdzieje.

– Facet upił się z rozpaczy po śmierci żony. Co w tym takiego dziwnego?Niejeden tak reaguje. Ale jeśli już dopada cię syndrom Matki Teresy, to możezechceszpomócnam?Ojcieczaczynasięniepokoić.Nibynienaciska,alemyślę,żewkrótce usłyszymy pytanie, jak długo jeszcze będziemy potrzebowali wsparcia.Chybaniechcemysczyścićimkonta,co?

Martaspuściławzrok.Jacektrafiłwczułypunkt.–Oddamyimcodogrosza.Przecieżwiesz.–Niewiem.Zwłaszczażezajmującięprzedewszystkimemocjonalnehuśtawki

znajomych.–Naprawdęniepotrafiszdostrzecniczegopozaczubkiemwłasnegonosa?–Niepotrafię.Czy to takiedziwne,żenajbardziejobchodzimnienaszewłasne

życie?Ukamienujmnie,jeślitozbrodnia.Martapatrzyławmilczeniu.Comogłaodpowiedzieć?– Poza tym... Nie zrozum mnie źle. – Jacek złagodniał. Nie chciał napadać

nażonę,a jedynie jązdyscyplinować.–Uważam,że jeśli tymrazemniedostanieszetatu, najwyższy czas porozglądać się za ofertami spoza branży. Obniżyćoczekiwania.

–Proponowałamtojużdawno,aleniechciałeśtakiegorozwiązania.–Widaćsięmyliłem.Niesądziłem,że...–...żetakdługotopotrwa?– I że aż tak podziała na ciebie siedzenie w domu. Mam wrażenie, że tracisz

ducha walki, że dopada cię rezygnacja. Jakbyś pogodziła się z tym, że lepiej niebędzie.

Page 129: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Zamknijsięwsamotninakilkamiesięcy,azobaczymy,cozostaniezciebie–odcięłasięMarta,gładząckarbowaneliściepaproci.

–Nie obwiniam cię. Raczejmotywuję. – Jacek dotknął policzka żony.Ujął jejdłoń.–Martuś,niechciałbym,żebyciodbiło.Towszystko.

–Dziewczynomjakośnie...–zaczęła,leczurwała.OBoże!–pomyślałaprzejęta.Jacekpociągnąłjązasobą.Prowadziłjącorazbardziejzarośniętąścieżką;gałęzie

niemal smagały ich po twarzach. Pachniało igliwiem i nagrzaną ściółką. W górześpiewały pochłonięte własnymi sprawami ptaki. Im to dobrze, nie muszą chodzićdo roboty, pozazdrościła Marta w duchu. Wicie gniazd, jedzenie, rozmnażanie,śpiewanie, zdzieranie gardeł... Dlaczego ludzkie życie nie jest takie proste? –zadumała się, zadzierając głowę w kierunku zrywającego się do lotu drozda. Czyptakipopełniająsamobójstwa?

Zasadniczo tę przechadzkęMartamogłaby uznać za całkiemmiłą, nie potrafiłajednak poradzić nic na poczucie wyobcowania. Być może dziewczynom równieżodbiło, myślała w drodze powrotnej, gdy obecność komarów stała się niedozniesienia.Możemiałydośćdomui tegocałegokieratu,przewidywalnej rutyny.Jakiegokieratu?!–zbeształa sięwduchu.Tomojeżycieodbiegaod tego, jakżyjąone.Niemamażtylupieniędzyitylumożliwości.Imwystarczaskinąćpalcem.TylkoMałgosiamocnodopingowałamniedoposzukiwaniapracy.Kilkarazywspomniała,jaklubiłauczyćdzieciakiijakjejtegobrakuje...Nie,toniemógłbyćjedynypowód,stwierdziłaMarta.Toniemogłobyćwszystko,boinaczejsamobójstwapopełnialibywyłączniebezrobotni,skonstatowała.

Page 130: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XXAutorzy poradników motywacyjnych mieliby używanie! – pomyślała Marta,

wchodząc do oszklonego biurowca. A ja idealnie nadawałabym się na królikadoświadczalnego. Mogliby do woli uskuteczniać na mnie te swoje „jesteś tym,oczymmyślisz”,„tylkotywpływasznaswójlos”,„światcisprzyja,nieutrudniaj”.Popełniliby kolejny podręcznik, który nabiłby im kabzę. O, jeden z nich mógłbyzaczynać sięnaprzykład tak: „Otoona, trzydziestodwuletniaMartaCieślak.Ofiarawłasnejambiwalencjiibrakuinicjatywy.Swojąpostawąniemaldoprowadziłasiebieimężanaskrajruinyfinansowejieksmisjipodpobliskimost”.Apotem,wlicznychprzykładach, autorzywskazywaliby, co zrobiłam nie tak.Dowodziliby, że jeślibymtylko dostatecznie silnie wizualizowała sobie otrzymanie pracy, w końcu bym jądostała. Bez trudu skasowałabym konkurencję, wyłącznie za sprawą siły własnegoumysłu.Azakończenie?Pewniebrzmiałobyjakośwtendeseń:„Iotoona,dzisiajjużtrzydziestopięcioletnia.Dziękinaszemuprogramowidziesięciukrokówjestaktualnieprezesemogromnegoeuropejskiegobanku.Skoroonapotrafiła,potrafiszity”.

Tyle że ja nie jestem bohaterką żadnej motywacyjnej książki, ciągnęławewnętrzny monolog Marta. I muszę liczyć się z tym, że moje kwalifikacje sązwyczajnie zbyt niskie, że okaże się, że mam szminkę na zębach, a rekruterceskojarzę się z kimś znajomym i wyjątkowo nielubianym. Cóż, pokolenie kowaliwłasnego losu nie bierze takich możliwości pod uwagę, stwierdziła, kiedy windakrótkimdzwonkiemoznajmiła,żewłaśniedotarłanadziesiątepiętro.

MimosceptycyzmucodoprocedurMartamiałazamiarzrobićwszystkocowjejmocy,abyzaprezentowaćsięodpowiednio.Gdyprzemiłarecepcjonistkawskazałajejkanapę, na której miała zaczekać na swoją kolej, poczuła nawet coś w rodzajuprzejęciaiodrobinęzdenerwowania.

Narzeczonejkanapiesiedziałajuż...Weronika.Koleżankamiałanasobieobcisłąletnią garsonkę i teczkę z dokumentami. Była skoncentrowana i skupiona.WedługMartyprezentowałasięjakstuprocentowaprofesjonalistka,wdodatkuwdoskonałymmakijażu. Konkurencja okazała się miażdżąca. Może jednak powinnam skorzystaćzsiływłasnegoumysłu,pókinatoczas?–westchnęłaMarta,podchodzącbliżej.

–Cześć!–przywitałasię.– Marta? – Weronika oderwała się od papierów, które przeglądała w takim

skupieniu.–Cotytutajrobisz?–Zdajesię,żedokładnietocoty.– Starasz się o pracę? Byłam pewna, że załapałaś się gdzieś już dawno. –

Koleżankazniedowierzaniempokręciłagłową.–Cóż,wbranżyjesttrudniej,niżmyślałam.– Nie musisz mi tego mówić. Ja wprawdzie zaczepiłam się na zastępstwo, ale

Page 131: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

minęłytrzymiesiąceizaczynamodnowa.–Toitakcilepiejposzło.Jakdotąd,sameodmowy.–WgłosieMartypojawiło

sięzażenowanie.–Żartujesz?Toniemożliwe!– A jednak. Do tego zżera nas kredyt, więc nie jest ciekawie. Jeśli tu nic nie

wskóram,zacznęszukaćczegokolwiek.Weronikazałożyłanogęnanogę.–Torzeczywiścienieciekawie...–Popatrzyłaniepewnie.–Szkoda,żestaramysię

otosamostanowisko.Totrochę,hm,niezręcznie,prawda?–Odrobinę.–UśmiechnęłasięMartablado.–Mimotożyczępowodzenia.– Ja tobie też. Może spotkamy się na jakiejś kawie? Pamiętam jeszcze, jak

zapraszałaśnasdosiebienawinko...–Fakt.Alewyleciałamzrobotyizupełnieotymzapomniałam.–Przecieżrozumiem.–Takczyinaczej,wpadnijdomniewwolnejchwili.Nawetjeśli–roześmiałasię

Marta–dostaniesztęrobotę.– Dzięki. Wpadnę na pewno – obiecała Weronika pośpiesznie, bo właśnie

wywołanojejnazwisko.Pewnerzeczypoprostusięwie.Intuicjazazwyczajniezawodzi,więcMarta,wychodzączespotkaniazrekruterką,

którapodczasrozmowyprzezcałyczaszerkałapodejrzliwie,jakbychciałaprzyłapaćjąnaczymśwstydliwym,niemiaławątpliwości,żeitymrazemnicztegoniebędzie.ImimożewieczoremJacekhołubiłwsobienadzieję,powtarzającwkółko,abynienastawiaćsięnegatywnie,onawiedziałaswoje.Jejmążnietraktowałkobiecejintuicjipoważnie.

Tak czy siak, potencjalne fiasko nie zepsuło Marcie humoru. Spotkaniez Weroniką sprawiło jej prawdziwą przyjemność, a dodatkowo ucieszyła się, gdydostałaesemesazpytaniem,jakjejposzło.Dlaczegowłaściwietenkontaktsięurwał?–pomyślała.Przecieżsię lubiłyśmy.Pozostajemiećnadzieję,żeWeronikawpadniezwizytą.

Marta po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła, że brakuje jej starychznajomości.Miłobyłobyporozmawiaćzkimśiniezastanawiaćsię,czyprzypadkiemtenktośniemaochotyzesobąskończyć,stwierdziła.

Paulinapoczuła,żeprzylepiasiędofotela.Przyjechałanaakupunkturę, abyzapomniećo tym,codzieje sięw jejwłasnym

domu.Postanowiłaskorzystaćz radypaniStasi izacząćrozmawiaćzmężem(choćnieprzestałauważać,żerobilitoprzezcałyczastrwaniazwiązku).JednakkażdajejpróbapodejściadoproblemukończyłasięjeszczewiększymwycofaniemGrzegorza.Zamykałsięwsobie,nakrywałgłowępoduszkąioświadczałzawiedzionymgłosem:

Page 132: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Tynicnierozumiesz.Niewiesz,jaktojest.Mogłabyśwysilićsięnaodrobinęempatii.

Mówił prawdę. Paulina nic nie rozumiała i nie wiedziała, jak to jest. Ale codowczuwaniasięwjegosytuacjęniemiałracji.Czyonaniepróbujegozrozumieć?Jakmożna być tak niesprawiedliwym?A czyGrzegorz próbuje zrozumieć ją?Czywie,jaktojestnieustanniestawaćnapalcach,pilnowaćsię,dążyćdoideału?Robiętotakżedlaniego, rozżaliła sięPaulinaniespodziewanie.Stara sięprzecież,wychodzizsiebie.Aonniweczytowszystko,ottak,irobiwszystko,abyprzylgnęładoniegoopiniawariata.Czyzastanowiłsię,cobędzie,gdywiadomośćoprzypadłościdoktorarozniesiesięwśródjegopacjentów?

Dermatolog, i jednocześnie specjalista od nakłuć, który miał przyjąć Paulinę,najwyraźniej się spóźniał. Czy naprawdę tak trudno spojrzeć na zegareki wyegzekwować od siebie punktualność? – pomyślała zirytowana Stawska. Takwłaśniezaprzepaszczasiędobrąopinię,westchnęławduchu.

Po raz pierwszy zjawiła się u doktora Lemańskiego ponad rok temu, szukającpomocywpozbyciusięnapięcia,którenieustannieczuławramionach.Mięśniemiałatwarde jakkamienie, nie skutkowały żadnemasaże. Jednakkilka sesji akupunkturyuczyniłocuda.Paulinapoczułaszacunekdotegoczłowieka,alestraciłaczujność.

Lemański, mimo swych niezaprzeczalnych umiejętności, był bardzo łasynapieniądze.Imiałtupet,bozacząłleczyćPaulinęzewszystkiego.Jeśliprzypadkiemnapomykała, że boli ją głowa, oferował nakłucia na migrenę. Gdy w okresiewiosennych pyleń kichnęła kilka razy, proponował zabiegi na katar sienny, choćpacjentka nie była alergiczką. Gdy pewnego razu opowiedziała o przypadkachwrzodówwrodzinie,doktorzapobiegliwiezadbało jejżołądek.Dążyłzapewne,bypodwzględemzdrowotnymPaulinabyławzorcem.CośjakmetrzSèvres.

– Co słychać, pani Paulino? Jakieś nowe dolegliwości? – zapytał jak zwykletroskliwieLemański,gdywreszciewkroczyłdogabinetu.

–Żadnych.Stawskaztrudemodkleiłaramięodfotela.– Czyli wszystko w porządku? – W głosie lekarza zabrzmiała nutka

podejrzliwości.PaulinaspojrzaławprzymilnątwarzLemańskiegoiporazkolejnystwierdziła,że

niemożeznieśćjegowąsów.Korciłoją,abypewnegodniaprzynieśćzesobągolarkę,tyleżeniewypadałojejzachowaćsięwtensposób.

–Wzasadzieto...Ostatniomamsporostresów.–Toniedobrze–powiedziałprzejęty,jakbytobyłjegoosobistyproblem.–Stres

potrafirozstroićorganizm.Doprowadzićdozachwianiaenergiiwcałymorganizmie,awtedy...Cóż,wszystkosięsypie.

– Ma pan rację. Wszystko się sypie – powtórzyła Paulina, splatając ręce

Page 133: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

nabrzuchu.–Aleodczegomapanimnie?–Doktoruśmiechnąłsięszeroko.–Podzisiejszej

wizycie gwarantuję pani zmniejszenie napięcia nerwowego. Uspokoi się pani,wyciszy.Apotemkilkaspotkańdlapodtrzymaniaefektuijesteśmywdomu.–Zatarłręce.

Gdyby karta kredytowa Pauliny nagle ożyła, z pewnością wrzasnęłabydesperacko. Jednak jej właścicielka dla odzyskania spokoju zrobiłaby wszystko.Mimożenazewnątrzwyglądałajakmistrzzen,wśrodkudygotała.Gdybymogła,poprostuuciekłabydomamynaskargę.Powiedziałaby,jakbardzojejźle,żeniepotrafibyćsilniejsza,niż jest,bardziej interesująca.Żenigdyniepotrafiła.AlePaulinaniemogła.Boniemogłazawieśćmatki,bomiała...życieidealne.Aprzynajmniejtakjeprzedstawiała,bouważała,żematkawłaśnietegooczekuje.

Nakłucie tu, nakłucie tam. Nic nie boli. Nigdy nie boli. Ciepło rozchodzi siępowolipociele.Zagorąco.Zbytgorąco.Fotellepisiędoramioninóg.Trzebabyłozałożyćspodnie,aniesukienkę,myśliPaulina,unoszącłydki.

–Wszystkodobrze?–pytaskupionylekarz.–Wporządku.Nakłucietu.Nakłucietam.Mamprzecieżdoskonałeżycie.Doskonałe.Małaigła

wbija sięw płatek ucha. I tu, i tam.Dość, rany, jakmamdość! Przyklejone łydki,krople potu na udach. Nakłucie tu, nakłucie tam. Znieść to. Jeszcze trochę.Wytrzymać.

–Jużniebawempoczujesiępanilepiej.Zapewniam–mówiLemański,wyjmujączopakowaniakolejnąigłę.

Na pewno. Poczuję się lepiej. Na chwilę. Dopóki nie wejdę do domu. Dopókimnie mąż nie poprosi, abym spuściła żaluzje, bo razi go dzienne światło. Dopókicórkaniezapyta,nacochorujetataidlaczegotakdługo.DopókiwnocyGrzegorzniezaczniewić sięw łóżku, powtarzającw kółko, że boi się śmierci i że przeraża gowłasny brak kontroli. A może zacznie się dusić? Nigdy nie wiadomo. Paleta jegodolegliwościrośnie.Ojakimspokojumówimy?Ukłucietu,ukłucietam...

–Przestańżemniewreszciekłuć,człowieku,bomniecholeraweźmie!–Paulinagwałtowniepoderwałasięzkozetki.

–Jeszczetylkodwieigły...–Lemańskipopatrzyłzdumiony.Takżywiołowereakcjebyłydopacjentkiniepodobne.– Ani jednej więcej! – warknęła przez zaciśnięte zęby, zbyt mocno zaciskając

szczęki.Doktor spojrzał na jej usta i przypomniał sobie, że powinien zgłosić się

dogabinetujejmęża.UzębienieStawskiejbyłojakreklamausługstomatologicznych.Tyleżeonoddzieckapaniczniebałsiędentysty.Jakaszkoda,żeakupunkturąniedasięwyleczyćzębów,pomyślał.

Page 134: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– Jeśli źle się pani czuje, możemy umówić się na inny termin – zapewniłspokojnie.

–Niemamowy.–Pokręciłagłową.–PaniPaulino,abyprzywrócićharmonięworganizmie,potrzebujepani jeszcze

kilkusesji.Tenstressamniezniknie...– Pleciesz pan tak już od roku. Przez ten czas powinnam stać się już chyba

najbardziej harmonijną osobą na świecie! A proszę mi wierzyć, tak nie jest –oświadczyła Paulina, schodząc z fotela. – Paskudnie się lepi. – Popatrzyłazobrzydzeniem,anastępnieusunęłaszybkimiruchamiwszystkieigły.

–Przecieżjestgorąco!–Doktorrozłożyłręce.–Tojak,widzimysięwprzyszłymtygodniu?–spróbowałponownie,niemalztęsknotąobserwując,jakPaulinazabierazkrzesłatorebkę.

Wyjęłaportfelizapłaciłazawizytę.–Dziękuję,nieskorzystam.Lemański jeszcze długo tego dnia zastanawiał się, co takiego wytrąciło

zrównowagitękobietę.WieczoremprzejrzałInternetwposzukiwaniunowegofotelado zabiegów. Widać pacjenci pokroju Pauliny Stawskiej mają naprawdę wysokiewymaganiaiirytująsiębyleczym.Naprzykładklejącąsiędociaładermą,pomyślał,przygładzającwąsy. Jeśli chcę spełnić swojemarzenie,na takieniedociągnięcianiemogę sobie pozwolić. Dom na zamkniętym osiedlu na peryferiach miasta swojekosztuje...

Sabina za nic nie mogła pojąć, dlaczego efekty terapii Marcina przynosząprzeciwny do zamierzonych skutek. Jej mąż, który właśnie wrócił do domu,oświadczył,żeniebędziejejsobądłużejzadręczał.

–Cotomaznaczyć?–zapytała,przysiadającobokniegonakanapiewsalonie.Starała się mówić opanowanym głosem, choć w głębi duszy miała ochotę

wrzasnąć.–Męczymnie towszystko.Męczymnie terapia.Mam dość siebie. A skoro ja

mamdość,strachpomyśleć,coczujeszty.–Ależ,kochanie...Terapiajestpoto,abyśmyrozwiązalinaszproblem.–Tomożepotrwać.–Marcinzacisnąłdłonie,ażpobielałymukostki.–Dłużejniż

sądzisz.–Trudno.Tyleczekałam,topoczekamjeszczetrochę.–Jeszczeniedawnochybacisięśpieszyło?–Spojrzałuważnie.–Boże,Marcin!–uniosłasięSabina.–Jakośtozniosę.–Nowłaśnie.–Pokręciłgłową.– Po prostu daj z siebie wszystko, postaraj się. Tylko o to cię proszę. –

Wyciągnęłarękę.Skrzywiłsię,jakbytengestgozabolał.

Page 135: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Niewiem,czytomasens.–Popatrzyłprzenikliwie.–Naprawdęniewiem.–Chybażartujesz?Wcaletakniemyślisz.Niemyślisz,prawda?–Wbrązowych

oczachSabinybłysnęłoniedowierzanie.– Chyba będzie lepiej, jeśli wyniosę się na jakiś czas.Muszę nabrać dystansu.

Jestemzmęczony.Myślę,żetyteż.–Żeco?!Cotywygadujesz?Tomabyćtocudownerozwiązanie?Chceszodejść?

Topomysłdoktora?Zarazdoniegozadzwonię!Tozatobierzepieniądze?!Marcinpokręciłgłową.–Samzdecydowałem.Mamdośćtegodrążenia.Rozdrapywania,przypominania.

Potrzebujęoddechu.– Ty masz dość? Ty potrzebujesz oddechu? Jesteś parszywym egoistą! –

krzyknęłaSabinazwyrzutem.Znaturyniebyłaagresywna,alewtejchwilimiaławielkąochotęspoliczkować

męża.–Widzisz?Jużmaszmniedość.Sabinazmrużyłaoczy.– Tak ci wygodniej, prawda? Bądźmężczyzną i się przyznaj! Uciekasz i tyle!

Poddajeszsię!Marcinmilczałprzezdłuższąchwilę.Wgłowiemiałgonitwęmyśli,alenagłos

wypowiedziałtylkojednąznich.–Czasamimożetrzebasiępoddać.Możetakbędzielepiej.Sabina poczuła, że robi jej się słabo.Niemiała siły otworzyć ust. Zaskoczenie

dosłowniejąogłuszyło.Jońskiwstał.– Dzisiaj wezmę tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Pojadę do hotelu. Co potem,

zobaczymy.Przekonaszsię,żepotrzebujemytegooboje.Sabinaodprowadziłagowzrokiem;szedłpowoli,zrezygnowany.Chwilępóźniej

usłyszała kroki na schodach. Czy powinnam zareklamować usługi specjalisty? –przemknęło jej przez głowę. Czy jest taka możliwość? Przecież mieli ocalićmałżeństwo,aniedoprowadzićjedokompletnejruiny!

Po kwadransie bezsensownego miotania się po salonie podążyła za mężemnagórę.Niemogłategotakzostawić.

–Odłóżto–powiedziała,stającwprogusypialni.Marcintrzymałwręceniedużąwalizkę. –To bez sensu.To nie takmiało być. – Podeszła bliżej i położyła dłonienajegoramionach.Zdjąłje,jakbymuciążyły.–Przecieżsiękochamy!–dodała.

Marcinprzełknąłślinę.– Czasami miłość to zwrócenie wolności – powiedział smutno i skierował się

dowyjścia.–Cotywygadujesz?!Marcin!–zawołała.

Page 136: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Odezwęsię!–Otworzyłdrzwifrontowe.Sabina znieruchomiała u szczytów schodów. „Odezwę się”? – powtórzyła

wmyślach.Popatrzyławdółidoszładowniosku,żespadanieiobijaniesięokantyzajęłoby jej trochę czasu. Może na początku trochę by bolało, ale potem już nie.Zamknęłaoczyiodeszłaodbarierki.Nawszelkiwypadek.Itakbolałojąwszystko.Czułauciskwgłowie.

Usiadła na podłodze w korytarzu, tuż przy stoliku z ciętymi różami. Czy tylewynosi rachunek zamiłość? – pomyślała gorzko. Albo wieczne wyrzeczenie, albosamotność? To nie jest w porządku. To nie jest sprawiedliwe! Przytknęła policzekdo zimnej drewnianej nogi mebla. Twarz ją paliła. Może mam gorączkę? –przestraszyłasię.Objęłalakierowanedrewnoramionamijakkogośbliskiego.

Byłażałosnaibezsilna.Płakaładługo, aż zabrakło jej łez.Kiedyotarłaopuchniętepowieki, poczuła, że

rośnie w niej gniew. Silny, coraz bardziej nieustępliwie pulsujący w skroniach.Dlaczego Marcin zachowuje się jak udzielny hrabia? Dlaczego wszystko ma siękręcićwokółniego?Towłaśnieonoddawnadecyduje,kiedydać,akiedyodebrać.Iwłaściwiegłównieodbiera.Chceiść,niechidzie,proszębardzo!Ilemożnaznosićtekatusze?–pomyślałaSabina,wstajączpodłogi.

Poszładołazienkiinalałasobiewodydowanny.Po kąpieli wiedziała już, co zrobi. Wyjęła z szafy czerwoną sukienkę w białe

groszki, zapinaną na białe guziki. Położyła ją na łóżku i sięgnęła po telefon.Wiedziała, że on jej nie odmówi. Bywają na tym świecie rzeczy nigdyniewypowiedziane,amimotomasięcodonichpewność.

Taksówkamiałaprzyjechaćzadwadzieściaminut.Czerwone szpilki stukały o chodnik. Zapadał letni wieczór, otulając miasto

niknącym powoli, niemal intymnym światłem. Ludzie śpieszyli do barówi restauracji, roześmiani, odprężeni. To była jedna z tych chwil, o której wszyscymarzą, by trwała zawsze. A przynajmniej wydawało się, że tak właśnie myśląmijającySabinęprzechodnie.

Niewielki bar zapełniał się powoli. Sabina usiadła na sali; niemiała ochoty, byoglądałającałaulica.Pozatymlatemwśrodkuzawszebyłoluźniej,zwłaszczaprzybarze.Zamówiłamartinizmarynowanącebulkąiczekała.

Wiedziała,żeprzyszedł, jeszczezanimsięodezwał.Wyczuła jegoobecność.Poprostuodkarku,przezcałeplecy,przebiegł jądreszcz.Wtedy reagowała taksamo,organicznie, instynktownie.Poczuciewiny, jakkiedyś, zakłuło jąwżołądku, ale jeprzegnała.Nietymrazem,postanowiła.

– Sabina Jońska we własnej osobie... Kto by pomyślał – usłyszała niski, takbardzoznajomy,aksamitnygłos.

Odwróciła się. Zapach perfum z jej włosów uniósł się w powietrze delikatną

Page 137: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

jaśminowąnutą.–Cześć,Marek.–Prędzejspodziewałbymsięwizytydiabłaniżtelefonuodciebie–odezwałsię,

przysiadającnastołkuobok.Kościsty barman chciał zapytać, co podać, ale wyczuł, że to nie najlepszy

moment.Przezlatapracynauczyłsięnieprzerywaćgościom.Zwłaszczagdybylitakbliskosiebieipatrzylisobiewoczy.Jaktychdwoje.

–Wolałbyśtelefonoddiabła?–Ktowie...–Niemusiałeśprzychodzić.–Przeciwnie.Musiałem.Sabinawstrzymałaoddech.Niezdawałasobiesprawy,żefascynacjapowrócitak

szybko. Ukryta głęboko i przywalona czymś ciężkim, teraz wyskoczyłanapowierzchnięlekkoinaturalnie,jakwypełnionyhelembalonik.

Marek, owdowiały mąż Wioletty, miał w sobie coś, co trudno było Sabiniezdefiniować,aletocośwzupełnościwystarczało,abywjegotowarzystwierobiłojejsię gorąco. Co ciekawe, był zupełnym przeciwieństwem Marcina, który uchodziłza osobę obiektywnie i bez dwóch zdań atrakcyjną. Aparycja Marka była raczejkontrowersyjna. Niezbyt wysoki, o krępej sylwetce, włosy strzygł na krótko,zwłaszczaodchwili,gdyzaczęły rzednąć iprzyprószyła je siwizna.Miałkompleksna tym punkcie, choć według Sabiny zupełnie bezzasadny. Zachwycały ją jegoszerokie barki, mocne ramiona i silne dłonie. Jasnobłękitne oczy pod łukamiszerokich brwi patrzyły uważnie i ciepło. Słowem – sprawiał wrażenie silnego,niezłomnegomężczyzny.Ażchciało się zatonąćw jego ramionachzpewnością, żejest to najbezpieczniejsze schronienie na świecie.Wiolettawielokrotnie powtarzała,jakkomfortowoistabilnieczujesięprzymężu.Sabinanigdywtoniewątpiła.

Marek skinął na barmana i zamówił whisky z lodem. Podniósł szklankęzgrubego,rżniętegoszkła.

–Toco?Zaspotkanie?Sabinasięgnęłapokieliszek.–Zaspotkanie.– A teraz powiedz mi, co się stało – odezwał się, przełknąwszy pierwszy łyk

alkoholu.–Bocośmusiało.Inaczejbyśniezadzwoniła.–Dlaczegotakuważasz?–Wsparłapoliczeknadłoni.Popatrzyłnaniąwtakisposób,żeodpowiedźbyłaoczywista.Mimożeniepadło

żadnesłowo.–Przerażaszmnie–powiedziała.–Nienatyle,abyśnieodważyłasięzadzwonić.– Pewniemyślisz, że...Wtedy, tamtomiędzy nami. Sądzisz, że taka po prostu

Page 138: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

jestem. Wiele osób tak uważa. Że muszę uwodzić, że robię to odruchowo, że poprostutakmam.Otóżniemamtak.–Podniosławzrokznadkieliszkaizapatrzyłasięprzedsiebie.–Nicsięniedziejebezprzyczyny.

–Domyślamsię,żeniepowaliłacięwówczasmojauroda,alejestemciekaw,cowłaściwiecisięwemniespodobało.

NaustachSabinyzaigrałbladyuśmiech.Marekwciążniezdawałsobiesprawy,jak na nią działa. Ojciec zawsze powtarzał jej, że mężczyzna powinien być tylkotrochę ładniejszy od diabła, że ważniejsze są zupełnie inne cechy. Kiedyś siępodśmiewałaztychmądrości,dziśjużwiedziała,żeojciecmiałrację.

–Cóż,nieoceniałabymjejtaksurowo–odparła.–WtedymieliśmyzMarcinemproblemy.Myślałam,żeczęściowojestemimwinnaja,takżeprzeziskrzeniemiędzynami.Jednakchoćmydwojeniewidujemysięoddawna,problemniezniknął.

Nachyliłsiękuniej.–Mówiszzagadkowo.– Możliwe, że poczucie winy powstrzymało mnie wówczas niepotrzebnie –

powiedziałaSabina,wyjmująccebulkęzmartini.Marek patrzył, jak dekoracja drinka znika w jej pełnych ustach. Potrząsnął

szklanką.Lódzdążyłsięjużrozpuścić.–Lepiejnamnieuważaj.Przymniezabijająsiękobiety.Sabinapoczułauciskwgardle.–Możelepiejsięzabić,niżusychaćpowoli.Samaniewiem.–Niewiesz,oczymmówisz–ściszyłgłos.Napięciemiędzynimibyłoniemalnamacalne.–Skądtapewność?–wyszeptała.Patrzylijakludzie,którymniepotrzebnesąsłowa.Mareksięgnąłpojejdłoń.Dotykjegopalcówbyłjakplasternaranę.–Chodź–powiedziałpoprostu.Sabina zsunęła się zgrabnie ze stołka. Fałdy sukienki zafalowały. Wyszli

wciemnąletniąnoc.Ichdłoniesplotłysięwmilczącejzapowiedzi.Jaktosiędzieje,dumałaSabina,żedwojeludzimilczy,amimotodoskonalesię

rozumieją?Czyrozczarowani,dotknięciiosamotnienimająswójtajemnyjęzyk?Czymoże kolejne sceny reżyseruje spuszczona z cugli namiętność? Na tle sukienkiwgroszkirozegrałasięniegdyśjednaztychscen,którąSabinapóźniejwielokrotniewyświetlaławswojejgłowie.Odchwili,gdytrzylatatemupowiedziała„nie”.Śniłaotym,cobybyło,gdybypostąpiłainaczej.Tobyłjejsekret,którypotakiejnocysnułsię za nią przez cały dzień, czyniąc go mniej banalnym, bardziej treściwymismaczniejszym.Wyobraźniaprzydawałasięzakażdymrazem,kiedyMarcinabolałagłowalubkiedynibytomartwiłsięopasażerów.

Mimotożadneztychwyobrażeńnawetniezbliżyłosiędorzeczywistości.Tego

Page 139: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

wieczoru wystarczyło spojrzenie Marka, by zmiękła. Pragnęła stać się wodą,przelewać się przez jego palce. To, jak do niej mówił, jak brał ją w dłonie, jakprzytulał i muskał wargami, połączyło jej zmysły w jedność. Czuła, smakowała,słyszała i odbierała zapachy jednocześnie i z ogromną mocą. Doznania byłyoszałamiające; nie musiała myśleć, wyłącznie czuła, dawała i brała tyle, ile duszazapragnie.Otopodługimpościenajadłasiędosyta,daniempełnymsmakówibarw,które dane jej było kosztować bez ograniczeń. Gdy potem Marek, otulając jąramionami, całował jejkark,pomyślała z cichymwestchnieniem,żegdyby rozkoszpotrwałachoćodrobinędłużej,onazpewnościąbyzemdlała.

–Tozatoobwiniająludzi...–szepnęłabardziejdosiebieniżdoniego.–Żałujesz?–zapytał,gładzącjejczarnewłosy.–Samasięsobiedziwię,alenie.Nieżałowała,alepoczuciewinyitakupomniałosięoswoje.Kiedyranowyszła

z hotelu, było jej przykro, że była wobec Marcina nielojalna, ale mimo to niewyrzekłabysięanijednejsekundyzwczorajszejnocy.Wróciładodomurozmarzona.

Cały dzień spędziła na rozpamiętywaniu targających nią emocji. Gdybympotrafiła zachować je na zawsze, byłabym szczęśliwa już do końca swoich dni,pomyślała. Nie wiedziała, co będzie dalej, ale nie zamierzała teraz się nad tymzastanawiać.

Chciałaczuć.Chciałażyćnaprawdę.

Page 140: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XXIPokojehotelowe,wszystkietakiesame.Nibyróżniąsięaranżacją,alekażdyjest

bezpłciowy, anonimowy i bezduszny. Wypełnione przez kilka nocy ludzkąobecnością,dajązłudzeniedomu,poczympowracajądostanupierwotnego.

Marcinopadłciężkonafotel,ustawionypomiędzybiurkiemastojącąprzyokniedesignerską lampą. Jak dobrze to znał! Praca pilota wiązała się z nieustannymnocowaniemw takichmiejscach, alenawetnajlepsze znichnieoferowały tego, colubiłnajbardziej.Niebyłyprzytulneani swojskie.Terazpatrzyłna idealniezasłanebiałąpościeląłóżkoitrudnomubyłouwierzyć,żedobrowolniewyniósłsięzdomu.

Niewiedział, czy zrobił dobrze.Niewiedział, czy zrobił źle.Alemusiał zrobićcokolwiek,boinaczejbyoszalał.Czułsięjakpochwyconywimadło.Zjednejstronyterapia,przeszłość,nieustanneroztrząsanieczegoś,czegonieżyczyłsobieroztrząsać,a z drugiej pełnenadziei spojrzeniaSabiny, że zaraznastąpi poprawa.Marcinmiałtegodość,anajmniejsząochotęmiałnaseks.Ichoćpowolizaczynałrozumieć,wjakisposóbjegoprzeszłośćłączysięzobecnymiproblemami,niebyłwcalepewien,czychceprzeztowszystkoprzechodzić.MożełatwiejbędziedaćpoprostuSabiniewolnąrękę? – pomyślał. Odejść na dobre, żeby mogła zacząć wszystko od początku.Na razie miał po prostu swojego życia powyżej dziurek w nosie, choć ostatecznadecyzjaniezapadła.

Podszedłdobiurka,sięgnąłdozainstalowanegopodblatembarku.KilkamałychbuteleczekJohnniegoWalkera,gin,wódka,dwarodzajewina.

–Powinnowystarczyć–mruknąłpodnosem.Alkohol nie był wprawdzie antidotum na problemy, ale przynajmniej pozwalał

zapomnieć. Na chwilę. Czy ja mogę mieć do kogoś o cokolwiek pretensje? –zastanowiłsięMarcin.Możeitak,aletrudnowyjaśniaćsprawyzkimś,ktoodkilkulatleżykilkametrówpodziemią.Terapeutatwierdziłwprawdzie,żemogąwspólnieprzepracować relacje z matką, nawet jeśli nie jest już możliwe wyjaśnienieczegokolwiektwarząwtwarz.

–Cwaniaczek!–stwierdziłMarcin,odkręcającpierwszązakrętkę.Whisky była cierpka. Nigdy jej nie lubił, ale tego wieczoru nie zamierzał

wybrzydzać. W teorii zawsze wszystko jest łatwe, pomyślał, opróżniając kilkomałykamizawartośćbutelki.

Borowiak nie mógł dodzwonić się do Marcina. Nadaremnie dobijał się caływieczór, bo bardzo chciał z kimś pogadać. Nigdy nie podejrzewał, że dompozbawiony ludzi może być aż tak posępnym miejscem. Myślał, że jakoś sięprzyzwyczai, ale szło mu opornie. Gdy żyła Małgorzata, było inaczej. Ona byłazawsze.Zawsze na niego czekała, a jemuwydawało się to najnaturalniejszą rzecząpodsłońcem.Traktowałżonęjakstałyelementwyposażenia.Trochęjakdębowystół

Page 141: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

czynawettenniedorzecznyzegar-grzmot.Tyleżejejjużniema,aprzedmiotystoją,jakstały.Niestety,zniminiedasiępogadać.AskoroinaMarcinaniebyłomożnaliczyć,BorowiakwybrałnumerJacka.Trochębyłomugłupiopoostatnimwystępie,alewłasnetowarzystwouwierałoKrzysztofajakodcisk.

Ku jego zaskoczeniu sąsiad całkiem chętnie przyjął zaproszenie i zjawił się poniecałychdziesięciuminutach.

– Dobrze, że zadzwoniłeś. Nudziłem się jak mops – rzucił, kiedy Borowiakzamykałzanimdrzwi.

Inteligentniludziesięnigdynienudzą,chciałodpowiedziećKrzysztof,aleugryzłsięwjęzyk.

– Jakoś nie zdążyłem jeszcze podziękować ci za doholowanie mnie wtedydodomu.Straszniesięwygłupiłem.

–Niemaoczymmówić.–Napijeszsięczegoś?–Możewody.Jacekusadowiłsięnakanapiewsalonie,aKrzysztofpostawiłprzednimbutelkę

i szklanki. Na półmisekwysypałwiśnie. Kupił je, wiedziony odruchem, od jakiejśstarszej pani przy drodze. Małgosia zawsze o nie prosiła, były jej ulubionymiowocami.Leżaływlodówcejużdrugidzień,jakbynaniączekając.GdybyniewizytaJacka,najpewniejtrzebabyłobyjewyrzucić.

–Cosłychać?–zagaiłKrzysztof,siadającwfotelu.Jaceksięgnąłposzklankęinalałsobiewody.– Nie ma o czym opowiadać. W robocie jak zwykle. Szef mnie irytuje, więc

chybaczasgozmienić–roześmiałsię.–Martawciąższukapracy.Tojużjestjakaśparanoja,mówięci.Ostatniobyłanarozmowie,aleznowuniedzwonią.Trochęniewiemy,corobić.Mamykredyt,więc...Samrozumiesz.

–Możewamjakośpomóc?–Amaszznajomychwbankowości?Jeślinie,toMartachybabędziemusiałasię

przebranżowić.–Gdybymmógłjakoś...Potrzebujeciepożyczki?–Dzięki,Krzysztof.Tobardzomiłe,alenarazieraczejstaramysięzawęzićkrąg

ludzi,którymjesteśmycoświnni.Moirodzice...Chybaniesązemniezbytdumni.–Jacekzzakłopotaniempodrapałsiępogłowie.

– Są.Na pewno są!Rodzice zawsze są dumni z dzieci – powiedziałBorowiakinatychmiastprzypomniałsobieswoich.PotempomyślałoTomku.–Tyleże–dodałpochwili–czasemniepotrafiątegookazaćalborobiątonieudolnie.

–Takczysiak,niechcęnadużywaćichwspaniałomyślności.Jeśliwiesz,comamnamyśli.

–Jasne.

Page 142: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Atyjaktam?Niemusiszmówić,jeśliniechcesz–zastrzegłsięJacek.–Staramsięnieupijać.–Krzysztofwzruszyłramionami.Uśmiechnąłsięsłabo.–Nieotomichodziło.–Samotnie.Nawetbardzosamotnie.– Dlaczego zatem czasem nie wpadniesz? Wystarczy przejść na drugą stronę

ulicy.–Wiesz,tojesttenrodzajsamotności,naktóryniepomagajążadneznajomości.

W dodatku... – Zawahał się. –W dodatku mój syn przestał odbierać telefony odemnie.Niezłożyłpapierównastudia,wyobrażaszsobie?

–Widaćprzeżywaodejściematki.Niemartwsię,totylkorokwplecy.Nastudiajeszcze zdąży. Zresztą, jakby się zastanowić głębiej... Czy w dzisiejszych czasachkomukolwiekpotrzebnesąstudia?

–Przydałyby się.Sękw tym, żeniemampewności, czyonwogóle sięnaniewybiera.Zawszechciałbyćprawnikiem inaglemusięodwidziało?Wdodatkumadomniejakieśżale,pretensje.Dlaczegonicmionichniemówiłwcześniej?

Jacekpoczułsięnieswojo,mocnozaskoczonypowagąporuszanychtematów.Niebyli z Krzysztofem tak znowu blisko... Ale z drugiej strony – do kogo właściwieBorowiakmiałsięzwrócić?Zresztąmożenawetłatwiejotworzyćsięprzedkimś,ktonieznanaszbytdobrze?

–Jakieznówpretensje?Jeślimogęzapytać,oczywiście–powiedział.–Podobnomatkakochałagozato,żejest,aniezato,jakijest.Jacekprawiezakrztusiłsięwodą.–Brzmipoważnie.–Brzminiedorzecznie–odparowałKrzysztof,alejakośniepewnie.–Możetraktowałeśgozbytsurowo?Nowiesz...Cośjakautorówwrecenzjach.–Niewiem.Niesądzę.Miałzawsze,cochciał.Zagraniczneobozy,języki,modne

gadżety. Przeróżne kursy, żeby się rozwijał. Ale patrząc z perspektywy, specjalniewytrwałyniebył.

– Amoże on nie chciał się rozwijać pod wasze dyktando?Może naciskaliścietrochęzbytsilnie?–powiedziałostrożnieJacek.

–Cosugerujesz?–Niesugerujęniczego.Niewiem,jakbyło.Poprostugłośnomyślę.Krzysztofpotarłnerwowopoliczek.–Przepraszam.Tasprawadziałaminanerwy.–Są ludzie,którzynieaspirujądowielkości.Cieszą ichproste rzeczy.Samnie

wiem...Czas spędzony z ojcem, rozmowa,wspólne nic nierobienie.Możemu tegobrakowało?

–Niemiałemczasu,bynicnierobić–obruszyłsięBorowiak.–Och,wiesz,oczymmówię.

Page 143: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– No chyba właśnie nie wiem, skoro podobno coś zawaliłem. Ja po prostustarałemsiędaćmuwszystko.Askorojużrozmawiamyszczerze...Mnierodzicenierozpieszczali. Myślę, że nie byli mną nawet specjalnie zachwyceni. W zasadziezawodziłem ich od chwili narodzin, tak sądzę.Nie chciałem, żeby Tomek czuł sięgorszy.Powiedzmy,żewiedziałem,jakietopaskudneuczucie.

–Nigdybymniepowiedział–zdumiałsięJacek.–Nowidzisz.–Krzysztofsięgnąłpowiśnie.Obróciłwpalcachczerwonyowoc

iczuł,żezbieramusięnapłacz.KolejnejkompromitacjiprzedJackiembyniezniósł,toteżprzełknąłślinęiwziąłsięwgarść.–Dlategotakmnątąpnęło,kiedyokazałosię,żemójwłasnysynsądzi,żeniejestdlamnieważny.Iżeniechcezemnąrozmawiać.Tojedynarodzina,jakąmam.Rozumiesz?

Jacekskinąłgłową.–Niepowinieneśsiępoddawać.Tojedynarada,jakaprzychodzimidogłowy.–Mamnieustanniewydzwaniaćdogówniarza?!–Możeonwłaśnienatoliczy.Jacekwyszedł odKrzysztofa przed północą, ale długo potem niemógł zasnąć.

KiedyMartaprzewracałasięnadrugibok,gdywchodziłdołóżka,mruknęła:–Jakbyło?Trudno było odpowiedzieć jednym słowem. Dobrze, że nie zaczekała

na odpowiedź, tylko ponownie zasnęła, pomyślał. Krzysztof zagubił się naprawdę.Pozbawiony steru, kręcił się bezradnie w kółko. To nie był miły widok, a raczejprzerażający.Niemaczegozazdrościć,jużlepszesąproblemyzkredytem,stwierdziłJacek.Ipomyśleć,żecałkiemniedawnozazdrościłemmużyciauznanegokrytyka!

Martę zdumiałoniepomiernie,gdypopołudniu, tużpopowrocie zpracy, Jacekzamiast zadać jej zwyczajowe pytanie, czy dzwonionow sprawie pracy,wyciągnąłzza pleców bukiet czerwonych róż. Wielu uważało te kwiaty za banalne, ale onalubiłajenajbardziej.

–Atozjakiejokazji?–Bezokazji.Poprostuchciałemsprawićciprzyjemność.–Cośsięstało?–zapytałapodejrzliwie.–Czycośmusiałosięstać?Poprostudotarłodomnie,jacyjesteśmyszczęśliwi.–Ooo,doprawdy?Przecieżniemampracy.–Totylkoprzejściowe,żadnatragedia.Chybaostatnioprzesadziłemznaciskami

–powiedział.– Nie wiem, co ci zrobił Borowiak, ale chyba powinieneś widywać się z nim

częściej.Dziękuję!–roześmiałasięMarta,sięgającdodolnejszafkipowazon.Co za nagła zmiana nastroju! Jeszcze niedawno naciskał mnie, żeby nie

powiedzieć obwiniał, pomyślała. Martwiła się nawet, że coś zaczyna między nimizgrzytać. Kwiaty i zachowanie Jacka były przyjemną odmianą. Mogłoby już tak

Page 144: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

pozostać.–DzwoniładzisiajWeronika.Onateżniedostałatejpracy–powiedziałaMarta,

układająckwiaty.–Zaprosiłamjądonasnakawę.Mamnadzieję,żeprzyjedzie.Jacekzajrzałdogarnka.–Chłodnik?–Czytymniesłuchasz?–Jasne,Weronikabezpracyprzyjedzienakawę–wyrzuciłnajednymoddechu

isięgnąłpotalerz.–Myślałamokorepetycjachzangielskiego.Zawszetojakiśpieniądz.Cotynato?– Pomysł dobry, ale w wakacje raczej nie znajdziesz uczniów – stwierdził,

sadowiącsięwygodnie.–Niepomyślałam...–Zastanówsię,cojeszczepotrafiszalbocochciałabyśrobić.Czasaminajlepsze

pomysłyleżątużobok.–Obawiamsię,żeniejesttegowiele–powiedziała,podającmężowiłyżkę.–E,tam.Wedługmnie,naprzykład,robiszświetnechłodniki.– Mam sprzedawać chłodniki? To też dość sezonowa sprawa – zaśmiała się,

odsuwająckrzesło.–Pozatymwiesz,żenieprzepadamzagotowaniem.Jacekzesmakiemoblizałłyżkę.–Tomożesprzedajmydomispłaćmykredyt?–powiedziałlekko.Jakbywłaśniewpadłnanajlepszeinajprostszezmożliwychrozwiązań.–Tytaknapoważnie?–Jeślimamysiętakzadręczać?Nicniejesttegowarte.Niejestemtylkopewien,

czybyśnatoposzła.Zawszemarzyłaśowłasnymdomu.–Właśnie–westchnęłaciężkoMartairozejrzałasiępokuchni.Nie chciała rezygnować zmarzeń, ale nie powiedziała tego głośno.Nie chciała

przysparzaćJackowidodatkowychkłopotów,itakzjejpowodumiałichdostateczniedużo. Jeśli on postanowi sprzedać dom, zrobi się tak i tyle. Widać nie każdepragnieniezostajespełnionerazinazawsze.Ato,jakbyniebyło,miałoswojepięćminut.

Paulinaw swoim życiu rzadko czuła zmieszanie, ale uczucie, które dopadło ją,gdy stała w gabinecie męża, przed jego własnym zespołem, było zażenowaniemw czystej postaci. Dwie asystentki i dwóch stomatologów wpatrywało się w niązprzejęciem,aleizesporymzaciekawieniem.

–Przyjechałam,abypoinformowaćwas,żeprzezjakiśczasGrzegorzniebędzieprzychodziłdopracy.Proszę,abyściepracowalijakzwykle,wnormalnymtrybie,tyleże bez uwzględniania w grafiku mojego męża. A ciebie, Piotrze... – zwróciła siędoniezmiernie sympatycznegoendodontyowzrościekoszykarza (Grzegorz zawszepowtarzał, żePiotr jest niezwykleprecyzyjny; zawszebawiłogo, jak tenwielkolud

Page 145: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

składa się w ósemkę przy swoim mikroskopie). – Ciebie proszę, abyś miał nadwszystkim pieczę.W razie problemów czy innych pilnych kwestii kontaktujcie sięzemną.Grzegorzowilepiejterazniezawracaćgłowy.

–Alecosięwłaściwiestało?–zapytałaprzejętaJoanna.– Cóż, zachorował. I myślę, że dojście do siebie zabierze mu trochę czasu.

Musimybyćdobrejmyśli.–Omatko...!–wyrwałosięBasi.– Gdyby trzeba było jakoś pomóc, koniecznie dajcie znać – dodał Andrzej,

współpracującyzeStawskimoddobrychdziesięciulat.–Naraziepotrzebamugłówniespokoju,alebardzodziękujęzatroskę–odparła

rzeczowoPaulina.– Moja ciocia też chorowała na raka, ale wyszła z tego – wtrąciła poruszona

Barbara.–Czyjawspominałamcośoraku?–zdumiałasięPaulina.–Nonie,aletaktozabrzmiało...– Całe szczęście to nie aż tak poważna sprawa. Jedynie dość... – Paulina

poszukałaodpowiedniegosłowa–uprzykrzającażycie.– Niech szef szybko wraca do zdrowia – odezwała się Joanna. – Pusto tu bez

niego.Pacjencinonstopdopytują.SzczególniepaniDa...–Dziękuję.Jakbyco,wieciewszystko–weszłajejwsłowoStawska,wskazując

natrzymanąwrękukomórkę.Zgarnęła z biurka męża pocztę i czym prędzej wyszła. W garażu, przy

samochodzie, musiała z całej siły powstrzymywać się, żeby nie kopnąć w oponę.Widok zatroskanych twarzy personelu sprawił, że miała szczerą ochotę oznajmić:„Taknaprawdętonictakiego.Jemupoprostuodbiło!”.

Oniwszyscybyliprzekonani,żeGrzegorzjestobłożniechory!WpewnejchwiliPaulinaodniosłanawetwrażenie,żezarazzostaniechwyconazarękę,ktośzaparzyjejziółekizaczniepocieszać.Gdybywiedzieli,żeichszefodtygodniniejestwstaniewyjśćzsypialni!–pomyślała. Jegoautorytetzapewne ległbywgruzachzgłuchymłomotem...

Z tymmatkowaniemwłasnemumężowiPaulinaczułasię idiotycznie.Onnawetnie potrafił złapać za telefon i wytłumaczyć się samodzielnie. Wszystko spadłonamnie,boontroszczysięgłównieosiebieiswojefobie!–zirytowałasięnadobre.

Z gabinetu pojechała prosto do psychologa, umówiwszy spotkanie wcześniej,nacito.Usiadławfoteluipostawiłasprawęjasno.

–Potrzebujękontaktudodobregoisprawdzonegopsychiatry.Terapeutaodchrząknął.–Dlasiebie?–Gdzietam!–Pokręciłagłową.–Choćjaktakdalejpójdzie,ktowie.

Page 146: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Cosiędzieje,paniPaulino?– Widzi pan, to bardzo delikatna sprawa. Samą mnie wprawia w osłupienie.

Dotąd...Dotądnikomuotymniemówiłam–powiedziałaniechętnie.–Proszęsięniekrępować.Śmiało.–Zachęciłjągestem.– Cóż... – Odchrząknęła. – Jak by to ująć? Mój mąż od dwóch tygodni nie

wychodzi z sypialni. Twierdzi, że się boi przestrzeni. Że niemoże znieść ludzkichspojrzeń.Boisięwszystkiego.Maduszności,palpitacje,twierdzi,żezarazumrze.

–Topoważnasprawa.–Terapeutapokiwałzezrozumieniemgłową.Jakzwyklikiwaćterapeuci,pomyślałasarkastyczniePaulina.

–Dośćmęcząca–przyznałanagłos.–Onuważa,żemanerwicę.–Toprzytrafiłosięporazpierwszy?–Wtakimnasileniuowszem.Ale jużoddłuższegoczasumiewał teswoje,hm,

dziwnezachowania, tyleżestarałamsięniezwracaćnanieuwagi.Rozumiepan, tobyło takie irracjonalne, trudne do traktowania serio. Jakiś czas temu, na przykład,ustawiałwszystkiekubkiuchwytamiwstronękuchennychdrzwi.Myślałam,żerobiminazłość.Zapytanystwierdził,żejeślinieustawiichwtensposób,wydarzysięcośzłego. I owszem, wydarzało się, bo później najczęściej wybuchała kłótnia. I niechodziło wyłącznie o kubki. Setki razy sprawdzał, czy drzwi są zamknięte,maniakalnieczęstomyłręce.Starałamsiętegoniezauważać.Myślałam,żetojakieśniegroźnedziwactwa,związanezwykonywanąpracą,możeprzepracowanie.Późniejsądziłam,żemnieprzedrzeźnia.Fakt,jestemperfekcjonistką...

–Odjakdawnamążmatenproblem?– Ja zauważyłam to jakieś półtora roku temu. Ale nie jestem pewna, bo

w pewnym momencie starałam się wyłączyć, nie zwracać uwagi. On natomiastzpomocąnaszej...–zawahałasię–...gosposiukrywałprzedemnąchorobę.

–Opiekowałasięnim?–Najwyraźniej.–Paulinaspojrzaławokno.Odwróciławzrok,bozaczęłojąrazić

słońce.–Choć,jakwidać,toniewystarczyło.–Dlaczegomąższukałpomocyugosposi?–Mójpunktwidzeniaznał.Naszekłótnieniepozostawałybezwpływunacórkę,

więckiedyśoświadczyłam, żeGrzegorzmawziąć sięwgarść.Dlamnie tematbyłzamknięty.

–Jaknibymiałwziąćsięwgarść?–Opanowaćsię.Skończyćztymiidiotycznyminatręctwami.Ztąostentacją.–Cobyłowjegozachowaniuostentacyjnego?–Emocje.Tewszystkiejegoemocje.Wszystkonawierzchu.–Jakiekonkretniebyłydlapaninajtrudniejszedozniesienia?– Słabość, lęk, niepewność. Czy tak według pana powinien zachowywać się

mężczyzna?

Page 147: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– Wolałbym raczej dowiedzieć się, dlaczego akurat te stany ducha wzbudzająwpanitakintensywnąniechęć.Dlaczegoprzeszkadzająpaniakuratone?

– To oczywiste! Nie toleruję słabości. Źle mi się kojarzy. Z bylejakością,przeciętnością, nijakością. Według mnie zawsze należy się starać. Dążyćdodoskonałości.

–Dlaczego,paniPaulino?Poco?Stawskazapatrzyłasięnakantswoichbiałychspodni.–Tojakbędzie?–zapytałapochwili.–Dostanętenkontaktdolekarza?Muszę

przecieżjakośwyciągnąćmężazsypialni.–Oczywiście.Znamnawetkogośodpowiedniego–powiedziałpsycholog.Ale...

–NachyliłsiękuPaulinie.–Proszęmicośobiecać.–Cotakiego?–Wyprostowałasię.–Żedonastępnejsesjizastanowisiępaninadmoimostatnimpytaniemiudzieli

nanieodpowiedzi.Paulinawyszłazgabinetuzkarteczką,naktórejwidniałzapisanynumertelefonu,

wściekłajakosa.

Page 148: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XXIISabinabyłazaskoczonawłasnympostępowaniem.To prawda, pomyślała pewnego poranka, przeciągając się leniwie, że wiemy

osobietyle,nailenassprawdzono.Choćczułapodskórnie,żeczaragoryczykiedyśsię przeleje, awytrzymałośćwyczerpie, starała się ignorować podpowiedzi intuicji.MielibyćzMarcinemrazemzawsze,ażdośmierci,Sabinaniesądziłajednak,żetamiłość tak się skomplikuje. A gdy Marcin oświadczył, że się wyprowadza, onaodebrała to tak, jakby napluł na ich wspólne lata. To ja szłam mu na rękę,rezygnowałamzsiebie,byłamcierpliwa,wyliczaławduchu.Aon?Pocosięstarać,skoromożnapoprostuschowaćgłowęwpiasek?

Niezgodanatakistanrzeczybuzowaławniejoddawna,amimowszystkoSabinaniesądziła,żejejreakcjaokażesiętaksilna.

To było jak dobry film, pełen zmysłowego napięcia. Spotykali się z Markiemnajczęściej na mieście. Czasami umawiali się na kolację, ale kiedy stawalinaprzeciwko, nieznośna niecierpliwość pozbawiała ich apetytu na główne danie.Nabieraliochotynadeser,itonatychmiast.

–Pachniesz jak rozgrzanypiaseknaplaży– szepnęłaMarkowiwprost douchaSabina,nachylającsię,bygopocałować.

–Todobrze?–Bardzoładnie.Sabinaniemiałaskłonnościdopoezji,mówiłaprawdę.SkóraMarkatakwłaśnie

pachniała. Czy to był powód, że czuła się przy nim taka odprężona? Zupełnie jaknawakacjach.

– Jeśli ja pachnę jak piasek, ty jesteś jakwiatr. – Pociągnął palcemwzdłuż jejkręgosłupa. – Lekka, zmienna. To gwałtowna, to subtelna. Jak można z tegodobrowolniezrezygnować?No,samapowiedz.

–Niemówmyotym.–Sabinapodłożyłaramiępodgłowę.–Boiszsię,żesięwyda?–próbowałjąwybadać.–Pewnietak.Aleterazniemyślęoniczym.Jestemzbytoszołomiona.–Chceszznimbyć?–Niezadawajtakichpytań,leżącobok.–Dlaczego?–Boniewiem,coodpowiedzieć–wyszeptała.Marekpatrzyłprzedsiebie.Hotelowefiranyukładałysięmiękkowrównefałdy.–Możemaszochotęnawino?–Uhm.–Dotknęłajegoramienia.–Apotemnaciebie.Roześmiałsię.ObjąłSabinęwtalii iprzygarnął.Wpatrywałsięwjej twarz, jak

miłośniksztukikontemplującyobrazulubionegomalarza.Zatracałsięwtymwidoku.

Page 149: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Ona czuła jego oddech; zanim przymknęła powieki, dostrzegła ponad sobą jegojasnobłękitne tęczówki iogarnęła jąbłogość.PrzezgłowęprzemknęłowspomnienieMarcina,alepodanajejnatacypokusaokazałasięsilniejsza.

Spragnionego nie sposób odgonić od oazy po wędrówce przez palącą, jałowąpustynię.

Gdysiężegnali,księżyc–niemyobserwator,milczącyoskarżyciel–wisiałniskona niebie. Podali sobie dłonie po raz ostatni i ruszyli w przeciwnych kierunkach.Sabina zadarła głowę i przyjaźnie uśmiechnęła się do srebrnego rogalika. Byłazagubiona,niepewna,alespełniona.Skomplikowanystan.

Ztorebkidobiegłdźwięktelefonu,anawyświetlaczupojawiłosięznajomeimię.Sabiniezrobiło sięduszno.Ogarnęły jąwątpliwości.Odebraćczynie?–pomyślaławpopłochu.Postanowiłaodebrać.

–Cześć,Marcin–powiedziałachłodno,tonem,jakiegoonnielubiłnajbardziej.–Cześć.Cosłychać?–Żartujeszsobie?Cozagłupiepytanie?–Maszrację,rzeczywiścieidiotyczne.–Pocodzwonisz?Po co pytam, skoro znam odpowiedź, pomyślała Sabina. Posiedział trochę

wsamotnościizrozumiał,cozrobił.Dopadłojąjeszczewiększepoczuciewinyniżzwykle.–Potrzebujęwięcejubrań.Wpadnęponiejutro,okej?Sabinęzamurowało.–Widzę,żejestcicałkiemdobrze–odpaliłapochwili,odzyskującrezon.–Niejestmidobrze.–Więcnicsięniezmieniło?–Półtoratygodniatomało.Przeciwnie,tobardzowiele,pomyślała.–Niemusiszsięzapowiadać.Wkońcutotakżetwójdom–odparła.–Niechcęprzeszkadzać.Wolałemuprzedzić.Czy on coś wie? – zastanowiła się Sabina, ale zaraz odegnała tę myśl.

Niemożliwe.–Róbzatem,cochcesz–powiedziałaisięrozłączyła.Wszystko się poplątało. Skomplikowany supeł zacisnął się na amen. W moim

życiunicjużniebędzieproste,uświadomiłasobie,przechodzącprzezjezdnię.Grzegorz nie miał pojęcia, kim jest ten niski facet w szarej bawełnianej

marynarce, który stanął w progu jego sypialni; zaczął nawet podejrzewać, że maurojenia. Skala dotychczasowych objawów była tak potężna, że jeden mniej czywięcejjużniedziwił.Czyuszymogądrętwieć?Niewiedziałotym,dopókitegoniepoczuł. Jego ciało robiło z nim, co chciało, a Grzegorz nie miał na nie żadnego

Page 150: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

wpływu.Kiedy mężczyzna przedstawił się jako psychiatra, Stawski miał ochotę się

na niego rzucić – bynajmniej nie w ataku nieposkromionej agresji,azobezwładniającejwdzięczności.Uściskaćjakwybawcę.Agdydowiedziałsię,żelekarz pojawił się w sypialni z inicjatywy jego żony, po raz pierwszy od bardzodawnapoczuł,żePaulinajestpojegostronie.

Psychiatrawykazałpełnezrozumienieiwcaleniebyłzdziwiony,gdyokazałosię,że Grzegorz nie opuszcza swego azylu, przerażony wizją tego, co na zewnątrz.Wszystkie objawy, które Stawski wymieniał jednym tchem, podobno były typoweinieczyniłyzpacjentaosobliwegoindywiduum,jakzwykłosobiemyśleć.

– Czyma pan kogoś bliskiego, z kimmoże być absolutnie szczery? – zapytałpsychiatra.–Opowiedziećmuosobie?Opanaprawdziwychuczuciach?

Grzegorzzawahałsię,alepochwilizprzekonaniemskinąłgłową.–Tak.Mojągosposię.–Gosposię?Anie, na przykład, żonę? – zdumiał się lekarz. –Toprzecież ona

domniezadzwoniła.Martwisięopana.–Szczerzemówiąc,jestemtymzaskoczony.–Dlaczego?– Przez długi czas ukrywałem przed nią mój stan. Widzi pan, moja żona nie

toleruje słabości. A ja... Ja chyba nie chciałem stracić jej szacunku.Moja żona tochodząca doskonałość. I pewnie życzyłaby sobie, by u jej boku trwał podobnymężczyzna.Atuniespodzianka...

–Niemaludziidealnych,panieGrzegorzu.– Cóż, ja tak nie sądziłem. Miałem określony plan na życie. Wizję siebie.

Chciałemdojść do czegoś, być kimś, czuć sięważny, doceniany.Wychowałem sięw miejscu, gdzie ludziom do szczęścia wystarczała wódka. Napatrzyłem sięnarzeczy,którychniepowinienemwidzieć.Zapewnedlategostarałemsiętakbardzo.

–Czyabyniezabardzo?To,cosięzpanemdziejeobecnie,wskazujenato,żegdzieśpodrodzezatraciłpanczujność.Ikontaktzsamymsobą.

Grzegorz patrzył z niedowierzaniem.Nigdy nie pomyślał o swoim życiuw tensposób.

–Chybamapanrację...Takwielewemnietozwykłepozory.Odpowiedziąbyłłagodnyuśmiech.– Przez pozorywiele osób się gubi.Myślę sobie nawet, że pozory to choroba,

naktórąwciążnieznalezionoszczepionki.Żeby ułatwić Grzegorzowi wyjście z zamknięcia, lekarz przepisał mu leki

przeciwlękowe.Paulinapochwyciłareceptędwomapalcami.–Czylidoszłojużdotego...?

Page 151: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

– To typowa procedura w takich przypadkach – powiedział psychiatrauspokajająco.

– Czy mój mąż... – odchrząknęła, zażenowana sformułowaniem, któregozamierzałaużyć.–Czyonzwariował?–wykrztusiła.

– Ależ skąd! – Uśmiechnął się lekarz. – Jest po prostu jednym z wieluprzypadków życia w konflikcie między prawdziwymi pragnieniami i potrzebamiatym,doczegoczujesięprzymuszany.

–Tonibyjakiesątejegoprawdziwepotrzeby?–zapytałaPaulina.Najejtwarzypojawiłosięcośwrodzajuobrzydzenia.– O to proszę zapytać męża. Ja jeszcze tego nie wiem. A nawet jeśli będę

wiedział, obowiązujemnie tajemnica lekarska.–Alenicnie stoinaprzeszkodzie–dodałpośpiesznienawidokgrymasuPauliny–abyściepaństwootymporozmawiali.Uważamnawet,żebyłobytowskazanejakowstępdoterapii.

Paulina pokiwała głową. Znów te rozmowy! – westchnęła w duchu. Gdybyrzeczywiście pomagały, psychiatrzy nie mieliby nic do roboty, pomyślałazprzekąsem.

Ale tego wieczoru zjawiła się w sypialni nieco wcześniej, bo ostatnimi czasystarała się przychodzić, dopiero gdy Grzegorz zasypiał. Taki rytuał minimalizowałprawdopodobieństwo uczestnictwa w jego przedziwnych atakach. Nie była jeszczesenna,ale jeślipociągnięciewłasnegomężaza językmaoddalić stosowanie leków,wartospróbować.

Paulinaodkopaławszystkiepokładycierpliwościiserdeczności,ukrytestaranniewjejduszy,nastawiłasięodpowiednioiwmaszerowałanaplacboju.

Grzegorzazastałanapodłodzewkącie,zotwartąksiążkąwrękach,inatychmiastpostanowiła wykorzystać ten fakt. Jak gdyby wszystko było w jak najlepszymporządku, jakby jej mąż po prostu zwykł siadywać z policzkiem przyklejonymdościany.

–Ciekawa?–rzuciłalekko.–Tyjużtutaj?Jestwidno.–Dziśkładęsięwcześniej.Coczytasz?Grzegorzzaprezentowałokładkę.–Jakurządzićogród?–parsknęłaśmiechem.–Odkiedyciętointeresuje?Gdyby

niepanMaciek,oddawnamieszkalibyśmywbuszu.– Tylko to było w pokoju. W zasadzie to nawet nie czytam, tylko w kółko

powtarzam jedno zdanie. „Rośliny płożące idealnie nadają się do sadzeniawogrodachskalnychinaskarpach”.Uspokajamnieto.

–Podobnodostałeścośnawyciszenie.–Jeszczeniełyknąłem.Paulinaodetchnęła.Wiarawmężowskirozsądekpowróciła.

Page 152: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Jatakżeuważam,żelekitoostateczność.–Przecieżtotywezwałaślekarza...–Tak,alemiałamnadzieję,żeterapiabędzieprzebiegała,hm,niecoinaczej.–Psychiatrzywypisująleki.Mogłaśwezwaćpsychologa.–Chciałam,żebyzobaczyłcięktoś...–...ktowidywałciężkieprzypadki?–Jednaktrochęmnieznasz.–Paulinauśmiechnęłasięsłabo.–Alepewniewcalenietakdobrze,jakbymmógł,prawda?Przerwałapoprawianiepoduszekipopatrzyłazaciekawiona.–Comasznamyśli?–Wgłębiduszywcaleniejesteśtakazasadniczaizachowawcza.Iwcaleniemasz

ochotynatęciągłąkontrolę.Zgadłem?–Takwłaśniemniewidzisz?–Wyprostowałasię.– Chyba właśnie tak chcesz być odbierana, czyż nie? Zastanawia mnie tylko,

czemuwymagasz tego samegoodemnie?Czasamimamwrażenie, że chcesz, żebypodążyłazatobąrównieżTamara.

–Teraz przejmujesz sięTamarą? Interesujące. –Paulinawzięła się podboki. –Ciekawe, jaknaniąwpłynie fakt,że jejojciec trzęsiesięzestrachu iniewychodzizpokojuprzezkilkatygodni.Aletociekawywątek...–Przykucnęłaprzymężu.–Niewiedziałam, że aż tak ci nie pasuję. – Nadęła się. – Nibywszystko, co się z tobądzieje,tomojawina,tak?Bonaciebienaciskam?Bowymagam?Bocośwymuszam?Nie rozmawiam?To jakamam byćwedług ciebie? –wysyczała, ale nie zaczekałanaodpowiedź.

Wstała,wzięła swojąpoduszkę iwyszłaz sypialni.Nie,nie trzasnęładrzwiami.Choćmożeimiałaochotę.

Przyszłatampoto,żebyporozmawiaćonim,askończyłosięjakzawszenaniej.Wszyscysięmnieczepiają!–jęknęławduchuPaulina.Och,jakbardzopotrzebowałaterazMałgorzaty.Onajednaakceptowałająbezzastrzeżeń.Poprostu.Tylkoczyjejwłasnaprzyjaciółka znała jąnaprawdę?Czy ja znamsamą siebie?–Paulinę tknęłarefleksja. Jak to ujął psycholog? Boję się słabości? A któż się jej nie boi! MatkoBoska, jeszcze jedna myśl, a i ja przestanę wychodzić z sypialni! – przeraziła sięinatychmiastskupiławyłącznienatym,jakbardzouraziłjąmąż.Przecieżchciałammupomóc,aonjakzwykleniedoceniłdobrychchęci!

Poduszkę rzuciła na kanapę w salonie.Wiedziała już, że się nie wyśpi.Mebelzostał kupionywyłącznie po to, by robić odpowiedniewrażenie na gościach, a niepo to, by na nimwypoczywać. Paulina położyła się, lecz chwilę później usłyszałaszybkiekrokicórki.ZawszeupominałaTamarę,byzwolniłatempo,boniechodzi,jakprzystoidamie,alenajwyraźniejtrzebabędziepoczekaćdoczasu,gdymaładorośnieizałożyszpilki...

Page 153: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Ijaktamtata,mamuś?–zapytaładziewczynka,przysiadającobok.–PaniStasiamówiła,żebymniezawracałamuterazgłowy,alejakmyślisz?Mogędoniegopójść?

–Terazchybalepiejnie.Tatazasnął.–Tenlekarzmupomoże,prawda?–Topodobnodobryspecjalista.–Alecotaciewłaściwiejest?Tylkoczasamimówił,żeźlesięczuje...–Tato jestprzepracowany.A jakczłowiekzadużopracuje,bywa,żedzieją się

takierzeczy.– Bo wiesz, mamo, ja bym nie chciała, żeby stało się z nim to, co z panią

Małgosią...Paulina pogłaskała córkę po plecach. Zaskoczyło ją, że mała potrafi połączyć

przyczynęzeskutkiem.–Nictakiegonienastąpi.Możeszbyćspokojna.Tamarazerknęłanapoduszkęikoc.–Będzieszspałatutaj?Dlaczego?Paulinazastanowiłasięprzezchwilę.–Chcę,żebytaciebyłowygodniej.Musiterazodpoczywać.Mała zawahała się. W kolejce, w jej głowie, stało jeszcze wiele gotowych

dozadaniapytań,aleTamaraznałaswojąmamęiwiedziała,żenażadnenieuzyskaodpowiedzi.

Krzysztof nie zwykł słuchać rad – przywykł do roli wyroczni we własnychsprawach, jedynej instancji odwoławczej – jednak tym razem uznał, że chyba niezaszkodzi,jeślipokierujesiętym,cousłyszałodJacka.WkońcuCieślakjestowieleodemniemłodszy,westchnąłwduchu.MożemyślijakTomek,choćtoakuratniejestkomplement...

Tego dnia w pracy wykręcał numer syna już po raz trzeci. I po raz trzecipołączeniezostałoodrzuconejużpopierwszymsygnale.

Borowiak cisnął komórkę na blat.Miał ochotę pozostawić na poczcie głosowejjedynaka wiadomość, w której w krótkich żołnierskich słowach oświadczyłby, cosądziotakimtraktowaniuojca,ajednaksiępowstrzymał.MożezakłułogowpiersiwspomnienieMałgosi i ichwspólnegożycia?Amoże refleksja,żegdybypodobnieniepostępowałzżoną,niesiedziałbyterazwdomusamjakpalec?

Poczucie winy było mu emocją tak obcą, że to, co się z nim działo, składałwyłącznienakarbżałoby.KrzysztofBorowiakniezwykłokazywaćuczuć,więcjegoobecnezachowanianiemogłypozostaćniezauważone.Ostrośćwygłaszanychopiniiwprawdzienieuległa zmianie, ale zmienił się tonwypowiedzi.Koledzyw redakcjidostrzegli zniecierpliwienie iwybuchowość.WdodatkuKrzysztofpoprosił ostatnioozastępstwowstudiutelewizyjnym.

– Ci od Tycza poprosili, abym wziął udział w jutrzejszym programie.

Page 154: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Odmówiłem,aledobrzebybyłokogośwysłać.Ktośchętny?–powiedział,omiatającspojrzeniemtwarzezgromadzonych.

UredaktoraTyczapragnęlipojawiaćsięwszyscy,aci,którychjeszczeniebyłowprogramieOtymiowym, liczyli, że ich szczęśliwydzieńnadejdziewkrótce.Nicdziwnego,żeluźnorzuconenakolegiumzdaniewywołałoburzę.

Minęładobrachwila,zanimdoceniono jegowagę i rozpętałasiębitwao to,ktopracujedłużejiktomawięcejdopowiedzenianatematszwedzkichkryminałów.Szeftygodnika, zaraz po zebraniu poprosił Borowiaka do siebie i jął przepytywaćnaokolicznośćniespotykanejsytuacji.

– Jeśli potrzebujesz urlopu, to powiedz. Syndrom wypalenia dopada każdego.Tymbardziejwtwojejsytuacji...

–Tymrazemzwyczajnieniemogęsiętampojawić.–Wszyscydobrzewiemy,żeoniciebiechcą.Borowiaka,nikogoinnego.Tyczowi

sięnieodmawia,dobrzewiesz.–OnniejestBogiem.Litości!– Ale my nie możemy sobie pozwolić na lekceważenie faceta. Krzysiek... –

Strońskizłapałpodwładnegozaramionaiścisnąłmocno.–Jeślichceszprzerwy,zróbjąsobie,aleniespieprzkariery.Wdzisiejszymświecieszybkosięzapomina.Nawetotobie.Rozumiemysię?

–Zawszesięrozumieliśmy.ZeStrońskim,niewieleodKrzysztofastarszym,znalisięjakłysekonie.Pracowali

razem od lat, najpierww radiu, potemw „GazecieCodziennej”. I choć ich relacjętrudno byłoby nazwać przyjaźnią, na płaszczyźnie zawodowej rozumieli siędoskonaleimoglinasiebieliczyć.

Krzysztof nie miał zamiaru zawieść szefa, ale nie miał również najmniejszejochotynarobieniezsiebiebłaznaprzedkamerami.

Drzwisięotworzyły.Marcin nie wiedział wprawdzie, czego się spodziewać, ale na pewno nie

spodziewałsiętakiegowidoku.Sabinawyglądałakwitnąco. Jej spojrzeniebyło żywe, lśniące iwżadnym razie

niewyglądałonastrapione.Włosyspięławwysokikońskiogon,delikatnyrumieniecnapoliczkachdodawał jejuroku.Miałana sobiebłękitnąsukienkęna ramiączkach.Czywystroiłasiętakdlamnie?–przemknęłoMarcinowiprzezgłowę.

Patrzył na żonę i zastanawiał się, co on wyczynia. Kochał ją, uwielbiał jejtowarzystwo! Ale na myśl, że przyjdzie im się godzić w sypialni, aż skurczył sięwśrodku.Wrestauracji,naspacerze, trzymającsięzaręce–proszębardzo.Tomuwystarczało.Aleniejej.

– O, jesteś... – powiedziała, robiącmu przejście. – Tylko uwiń się szybko, bowłaśniesiadamdokolacji.

Page 155: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Niebędęciprzeszkadzać,możeszjeśćspokojnie.–Ktocipowiedział,żebędęjeśćsama?– Ktoś cię odwiedza? Paulina czy Marta? A może obie? Pewnie wiedzą już

wszystkozdetalamiiwieszająnamniepsy.Jakprawdziweprzyjaciółki,co?–Zdziwiłbyśsię.–Słucham?–Onenicniewiedzą.–O,tojakaśnowość.–Wielewnaszymżyciunowościostatnio,prawda?–powiedziałaSabinatonem

żywcemzaczerpniętymzperorPauliny.–Maszmniedość...–powiedziałpowoli.–Wiesz,żejakościsięniedziwię.Podświadomieoczekiwałzaprzeczenia,alespojrzenieżonybyłojakoceanzgody.

Zamiastkomentować,odwróciłasięwstronęwejściadokuchni.–Zrób,comaszzrobić,iwyjdź.Jestemzajęta.Poleceniezostałowykonane.Sabina zza kuchennej firanki obserwowała, jak Marcin wsiada do samochodu

iodjeżdża.Nie czekała na nikogo, nawet nie była głodna.Była tylko przejmująco smutna.

PomyślałaoMarku.Nastrójposzybowałwgórę,aletylkonamoment.DzwonektelefonuzaanonsowałMartę,którachciałazaprosićsąsiadkęnasobotnie

wino, co ucieszyło Sabinę nadzwyczajnie. Potrzebowała czegoś, co choć na trochęuwolnijąodrozmyślań.

Jak żyję, nic nigdy nie pętało mnie tak, jak te natrętne myśli! – stwierdziłazirytowana.

Page 156: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XXIIIPaniStanisławanienależaładoosóbszczególniebogobojnych.Gdybyjednaktak

było,zpewnościąspodziewałabysięwnajbliższymczasienadejściasądnegodnia.– Następuje zmiana w menu męża – powiedziała pewnego dnia jej

chlebodawczyni.–Wracachlebpszennywdowolnychilościach.Naobiad,samaniewiem... Bigos, golonka? Niech wszystko ocieka tłuszczem. Na desery, od dzisiajcodziennie, kremowe ciastka i co tam przyjdzie pani do głowy. Daję pani w tejkwestiiwolnąrękę.

–Ale...dlaczego?–wykrztusiłapaniStasia,gdytylkoodzyskałagłos.–Botak–odparłaStawska.Lekarstwa zaczynały działać. Grzegorz przestał okazywać przywiązanie

doogrodniczej lektury inawetzerkałprzezoknobezhiperwentylacyjnychsensacji.Gdy dzisiejszego ranka pani Stasia postawiła przed nim śniadanie, zaczął nawetobawiać się, że medykamenty, mimo ewidentnego łagodzenia dotychczasowychobjawów,wywołująpoważneskutkiuboczne.

Natacyzobaczyłażtrzykromkibiałegopieczywazbaleronem.Wkubkuczarnąkawę.Obokstałacukierniczkazbiałym(!)cukremidzbanuszektłustegomleka.

–Naobiadbędzieschabowywpanierce,smażonynasmalcu,ziemniakiikapusta–zaanonsowałagosposia.

–Ale...?–Podniósłnaniąnierozumiejącywzrok.–Botak–powtórzyłapaniStasiasłowaStawskiej,wzruszającramionami.Nauczyłasięjuż,żewtymdomuniewartodociekaćpowodów.Nadmorzem przewalały się dzikie tłumy,wywołującewrażenie, żew to jedno

miejsce,dokładniewtymsamymterminiezjechałcałykraj.Tomek wybierał się właśnie do restauracji Pod Amurem, gdzie już od ponad

miesiącapracowałjakokelner.WcaleniebyłwNiemczech,podobniejaknigdyniepracował na budowie. Skłamał ojcu, żeby go wkurzyć; doskonale wiedział, czymrozsierdzić Krzysztofa. Nie było to zresztą jedyne kłamstwo – Tomek dostał sięna prawo. Jednak ten sukces ucieszył go mniej niż furiacka reakcja starego pooznajmieniumu,żejegosynniezamierzapiąćsięmozolnieposzczeblachedukacji.Tomekpragnął,byojcieccierpiał.Chciał,żebydostałzaswoje.Dlategouparcienieodbierałtelefonów.

Teraz szedł dusznymi ulicami na wieczorną zmianę i zastanawiał się, jakzareagowałaby matka na wieść o tym, że dostał się na uczelnię, o której zawszemarzył.Zapewnedzieliłabyznimtęradośćnajwdzięczniejinajpełniej,jaktylkobysiędało.Puchłabyzdumy.Takbybyło,aleniejest.

Dostrzegłdwojenastolatków,którzywybralisięzrodzicaminalody.Szczęśliwerodzinydziałająminanerwy,pomyślał.NaskrajrozpaczydoprowadzałTomkafakt,

Page 157: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

żeniemożejużniczrobićdlaswojejmatki.Żekiedyśmiałswójczas,aleniekiwnąłpalcem.Zawiódłją,niemadwóchzdań.Patrzyłtylko,jakjestnieszczęśliwaubokuojca, jakzostałaprzezniegostłamszona,sprowadzonadorolimałouciążliwego tła.Alewtedymyślałwyłącznieosobie.Otym,jaktobędzie,kiedywkońcuwyrwiesięz objęć toksycznej rodzinki. No to teraz mam, czego chciałem, stwierdził gorzko.Wyrwałemsięskutecznie.Bardziejnieodwołalniechybasięnieda.

Do restauracjiwszedł lekkoprzygarbiony.Anka, sympatycznablondynka,którazaczęłapracęwtymsamymczasiecoTomek,przywitałagoradośnie.

–Hej!Żyćsięniechce,co?–Wskazałananiebo,serwująceludziomnieznośnetemperatury.

–Oj,niechce!–przytaknąłwdrodzenazaplecze.Białewinochłodziłosięwlodówce,czerwonestałootwarte.Natarasie,nastoliku

Marta przygotowała owoce, sałatkę z kozim serem i tartę warzywną. Na podłodzeporozstawiała słoiki z zapalonymi świeczkami, dążąc do efektu intymności,sprzyjającej zwierzeniom.Miała nadzieję, że to wystarczy, choć i tak główną rolęmiał odegrać alkohol. Skutecznie rozplątywał języki, więc Marta liczyłanarozwiązaniewreszciesprawykalendarza.Byćmożektóraśzdziewczynwkońcuzbierzesięwsobieiopowieoproblemach.Awtedybędziemożnajejjakośpomóc.

Letniwieczornywiatrprzynosiłukojeniepocałodniowymupale.Sabinazjawiłasięwżółtejsukienceidelikatnychsandałkach,sugerująccałością

wizerunku, że nie może być autorką zapisków. Czy jednak wolno mi sądzić popozorach?–zastanowiłasięMarta.Możetobyćbardzozłudne.Paulinazkoleimiałana sobie jasne lniane spodnie i białą bluzkę bez rękawów.Choć na jej ubraniu niebyło tym razem ani jednego kantu, przesłanka ta również nie uprawniaładowysnuwaniajakichkolwiekwniosków.Stawskapochwaliłasałatkęzkoziegosera,choć miała przy tym zagadkową minę. Na jej twarzy zagościło coś na kształtpołączonej z rozbawieniem ironii, więc Marta wcale nie była pewna, czy sałatkaistotniejestsmaczna,czyPaulina,jakzwykle,uśmiechasiękonwencjonalnie.

Dziewczyny zignorowały czerwone wino, ale obie skusiły się na dobrzeschłodzonebiałe.Martahojnąrękąuzupełniałakieliszki.Paulinapiłachętnie;mimopoczerwieniałychpoliczkówiniecoplączącegosięjęzykanieopierałasiędolewkom.Gospodyni pozostawała czujna. Kwestie tegorocznej plagi komarów, nieduszącychperfumnalatoiwakacyjnychwspomnieńzdzieciństwaniepotrafiłyoszukaćintuicji.Sąsiadkibyłyjakieśinne.Sabinajakbybardziejspięta,Paulinazbytrozluźniona.Jakgdybypozamieniałysięrolami.

Pod pretekstem doniesienia krakersów Marta wyszła do kuchni, by odetchnąći przygotować się do ofensywy.Nie zniosę dłużej tego napięcia,wyczekiwania, tejciągłej obserwacji i snucia domysłów! – zirytowała się. Wróciła z miseczkąwypełnioną słonymi ciasteczkami w geometrycznych kształtach, którą ustawiała

Page 158: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

nastolechybaprzezwieczność,alewreszcieusiadłaipostanowiłaprzerwaćSabinie,licytującej się zażarcie z Pauliną, czy lepsze jest południe Francji, czy południeWłoch.Nietrudnobyłozgadnąć,któraopcjajestczyja.

– Dziewczyny... – spróbowała im przerwać Marta, ale geograficzne sympatiewidoczniewciągały,bonienastąpiłażadnareakcja.–Hej!–Machnęłaręką.–Mówiędowas!

–Właśnie,niechMartarozsądzi!–powiedziałaSabina.–Obawiamsię,żeniejestemekspertemwtejkwestii.Apozatymchciałamwas

ocoś zapytać...Odpewnegoczasu...Nie, lepiej będziewprost.Mampodstawy,bysądzić,żecośjestuwasnietak.Niewiemtylkoco.

Sabinaroześmiałasięubawiona.Sięgnęłapokieliszek.–Conibynietak?–Co takiego dzieje się u ciebie, Sabinko? – zapytała Paulina, z trudem udając

powagę.–Wysobierobiciejaja,ajapytampoważnie!–nadęłasięMarta.–Itakzwasto

wyciągnę,więclepiejbędzie,jeśliktóraśmajakieśpoważnekłopoty...Niechnietraciczasuipowieodrazu.

Paulina nie przestawała się śmiać; powaga gospodyni najwyraźniej nie byłazaraźliwa.Winokrążyłojejwżyłachiwywoływałowesołość.Nagleżycieprzestałojejsprawiaćkłopot.Nicniewydawałosięjejstraszneaniżenujące.Niewartosiętymwszystkimprzejmować,pomyślała.

– Jeśli już nalegasz... – zaczęła, sięgając powinogrono. –Grzegorz od tygodnisiedzizamkniętywpokoju,samnasamzostrąnerwicą.Boisięwyjśćnazewnątrz.Zresztąonboisięprawiewszystkiego.Najbardziej tego,żesięudusi.Aha,ostatniobył u niego psychiatra. Potwierdził domową diagnozę i zapisał leki. Ale podobnowszystkotoitakmojawina.

Sabinaodstawiłakieliszeknastółizaczęłaklaskać.–Dobre!Naprawdęcałkiemniezłe!–parsknęła.–Niewiedziałam,żemasztaką

wyobraźnię.–Niewiem,pocotekpiny,Paulino–odezwałasięMarta.Byłojejprzykro,żesąsiadkatakzbyłajejtroskę.Ktojakkto,aleona?– Nie martw się. – Sabina dźgnęła powietrze palcemwskazującym. – Ja mam

jeszcze gorzej! Marcin w ogóle się ze mną nie bzyka. Od daaawna. Poszliśmyna terapię do seksuologa, a on, zamiast nabrać na mnie apetytu, wyprowadził sięzdomu.

Paulinachciałacośwtrącić,aleSabinaprzerwałajejgestem.–Aja...–Dotknęładłoniąodsłoniętegodekoltu.–Jaztejdesperacjiwdałamsię

w romans. To chyba najlepszy seks w moim życiu, choć wiem, że uprawiam gowyłączniepoto,byudowodnićsobie,żejeszczektośmniechce.

Page 159: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Tego wyznania nie wytrzymała nawet Marta. Roześmiała się, szczerzerozbawiona.Mimo że dziewczyny zbagatelizowały jej szlachetne intencje, musiałapogratulować im poczucia humoru. Nerwicaw perfekcyjnym życiu Pauliny?Wzórodpowiedzialnegoiprofesjonalnegomężazamkniętywpokoju?SabinaiMarcinjakbrat i siostra? Uroda na miarę miss świata i zwątpienie we własną atrakcyjność?Absurdalne!

– No dobra – powiedziała. – Zatem kawa na ławę. Pół roku temu znalazłamna osiedlu kalendarz. Zdaje się, że wypadł z czyjegoś kubła. Zajrzałam do środkaiodkryłambardzoniepokojącezapiski.Myślałam,żetomożektórejśzwas.Ijeszczeta śmierćMałgorzaty...Wystraszyłam się, że brakmojej reakcji spowoduje kolejnątragedię.

–Pokażtenkalendarz–zainteresowałasięSabina.Martaniedałasiędługoprosić.Poszłanagóręiwróciłazterminarzem,którego

zawartośćznałaniemalnapamięć.–Janiekupujękalendarzy.Wszystkozawszemamwgłowie–oznajmiłaPaulina.–Ajakorzystamzesmartfona...– Boże, czyli to jednak kalendarz Gosi! Może gdybym wcześniej do niego

zajrzała...–Martawytrzeźwiałanatychmiast.Paulinazajrzałanapierwsząstronę.–Nie.ToniejestpismoMałgorzaty.Tonapewnoniejej.–Więcczyje?–zapytałaMarta.Sąsiadkizgodniewzruszyłyramionami,ajązalałafalaulgi.NiemiałaMałgorzaty

nasumieniu,aprzejmującezapiskiniedotycządziewczyn!Jakmogłamsięwtotakwkręcić?!–napomniała sięwduchu. Jacekmiał rację.Straciłamkupęczasu, żyjącczyimśżyciemiwyobrażającsobienajgorsze.Sabina,Paulinaiproblemy?Noskąd!

–Komuwina?–zachichotała,przypomniawszysobieichwygłupy.Na nagle zwarzony nastrój koleżanek nie zwróciła uwagi domomentu, gdy po

niedługim czasie najpierwwyszła Paulina, a chwilę za nią, wymawiając się bólemgłowy, Sabina.Marta niemogła pojąć dlaczego. Przecieżwiadomości byływprostfantastyczne!

Jakdlaniejwieczórdopierosięzaczynał.Sabina z trudem trafiła kluczem do dziurki. Wypiłam zdecydowanie za dużo,

pomyślała. Poszła po wodę i ukryła się w sypialni, próbując wlać w siebie jaknajwięcej mineralnej i zmniejszyć nieprzyjemny kołowrót w głowie. Czuła siępaskudnie, a rano pewnie będzie jeszcze gorzej. Kaca da się jakoś znieść, alepoczucie, że wyśmiana przez Martę rzeczywistość nie była pijackim żartem,anajczystsząprawdą,byłogorszedoprzełknięcia.Wdodatkunikt jejnieuwierzył.Takjakpodejrzewała.

Z Pauliny natomiast alkohol wyparował jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.

Page 160: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Przez całe życie tak bardzo się starała, by unikać śmieszności, a teraz czuła sięnajbardziejśmiesznąinajbardziejżałosnąistotąnaświecie.Zajrzaładolodówki.PaniStasia, jak zwykle, precyzyjnie spełniła jej polecenia. Masło, kiełbasa wiejska,przerośniętatłuszczemszynkaisałatkawarzywnazmajonezem.

Paulinęzemdliło.

Page 161: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XXIVMarcinpoprosiłKrzysztofaospotkanie.Wiedziałdoskonale,żeBorowiakpróbowałkontaktu,alezgrywaniezajętegobyło

mu na rękę. Nie miał ochoty na rozmowy z nikim. Ale teraz coś w nim pękło.Chłodne, wręcz obojętne zachowanie Sabiny zaskoczyło go; spodziewał się raczejagresji. A w wersji najbardziej pomyślnej schronienia się w jego uściskuioświadczenia,żepowieluprzemyśleniachżonajestjednakwstanieprzymknąćokonacałytenbanalnywsumieseks,bylebytylkozatrzymaćmężaprzysobie.Fakt,żejegoobecnośćniewzbudziławSabinieabsolutnieżadnychemocji,uświadomiłmu,żesięprzeliczył.Wyglądałonato,żetoonamiaławszystkiegodość,ajegoodejścieuwolniłojąodnieznośnychkatuszy.

Propozycjazostałaprzyjęta.Krzysztofliczył,żeprzydobrymobiedziewygadasięsąsiadowi ze wszystkiego, co go podgryza. Jakież więc było jego zdziwienie, gdyMarcin,któryzawszebyłwdzięcznymsłuchaczem,naglesięrozgadał.Zawiedzionypoczątkowo Borowiak przysłuchiwał się jego wywodom z coraz większymzaciekawieniem.

Polędwica wołowa na talerzu wystygła już dawno, a Marcin nie przestawałmówić.Zezręcznościąakrobatyominął,oczywiście,zarzewieproblemu,ogólnikowostwierdzając, że mają z Sabiną kłopoty małżeńskie, a sprawa wygląda tak, że on,chcąclepiejrozeznaćsięwewłasnychuczuciach,wyniósłsięzdomu.Iżejejzdajesiętopasować.

– Kompletnie nie wiem, co mam teraz zrobić – podsumował z ciężkimwestchnieniemisięgnąłpopiwo,naktórymzdążyłajużzniknąćpiana.

Ileżjabymdałzatakieproblemy!–westchnąłwduchuKrzysztof,choćopowieśćporuszyła go do głębi. Sabina iMarcin wyglądali na doskonale dobraną parę. Jużprędzej należałoby przypuszczać, że to Grzegorz nie wytrzyma pewnego pięknegodnia nieustannego musztrowania przez żonę i beknie publicznie – albo zrobi cośgorszego– aby tylkodoprowadzić jąna skraj oburzenia.Czasami chciał nawet cośpowiedzieć,alezawszeprzełykałripostyiuwagi,októrepewnezachowaniaPaulinyaż się prosiły. Jońscy i punkty zapalne? W życiu bym nie powiedział, stwierdził.Nawet tamta historia zMarkiemWioletty, o której kiedyś opowiadałaMałgorzata,zdajesięszybciejsięzakończyła,niżzaczęłanadobre.Niebyłoocokruszyćkopii.

–Widzisz... – zacząłKrzysztof, sięgając powidelec. –Marny zemnie ekspertodmałżeńskichproblemów.JakkolwiekSabinareaguje,przynajmniejsięniezabiła.

–Sorry,stary.Niepowinienem...Borowiakmachnąłręką.–Czasemdopadamniemyśl,żejużdokońcażyciabędęsiebiepostrzegałprzez

pryzmat śmierciMałgorzaty...Ale, ale, chciałeś, żebym ci doradził,więc spróbuję.

Page 162: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Zatem:zperspektywykogoś,ktomiał iniedoceniał,mogępowiedziećtylkojedno.Zrobiłeś,cozrobiłeś,aleterazidź,puknijsięwgłowęczymściężkimiwracajdoniej.Przepraszaj,kajajsię,cotamtrzeba.

Marcinodchrząknął.–Samniewiem...Awiesz,myślałem,żeusłyszęodciebiecośodurnychbabach

itakietamrzeczy.Chybaliczyłemnatrochęmęskiejsolidarności.Krzysztofspojrzałwymownie.–Tojestmęskasolidarność–powiedział.–Wierzmi.Nocbyłaparna.Lepiłasiędoskóryjakmiód,więcbyćmożedlategoPaulinanie

mogła zasnąć. Przyczyn bezsenności znalazłoby się zapewne znacznie więcej, alekutejwłaśnieskłaniałasięStawska.

Leżała na kanapie, oglądając filmy w telewizji, choć właściwiej byłobypowiedzieć, że gapiła się na nieme ruchome obrazki, bowyciszyła sprzęt. I nagle,pośród nocnej ciszy, usłyszała delikatne skrzypienie podłogi. A potem drugiei trzecie. Odwróciła głowę pewna, że to Tamara ze skargą, że została pogryzionaprzezkomary,alezamiastcórkiwprogusalonuujrzałamęża.

–Cotytutajrobisz?–zapytała.–Zszedłemnadół.Chyba...Chybajestmitrochęlepiej.– Powinieneś spać, a nie urządzać sobie piesze wędrówki po domu – fuknęła

uszczypliwiePaulina.Nie miała zamiaru celebrować sukcesu, jeśli miałoby nim być opuszczenie

sypialni.–Tychybanaprawdęmnągardzisz...–stwierdziłbardziej,niżzapytałGrzegorz,

podchodząc.–Skądtakiwniosek?– Z obserwacji. Sądziłem, że ucieszy cię mój powrót do jako takiej kondycji.

Areagujesz,jakbymbyłkaraluchem,którynagleprzebiegłpolśniącejpodłodze.–Acomamrobić?Bićpokłonyprzedmoimbohaterem?–Niewiemco,ale...Paulinaodwróciłatwarzdotelewizora,jakbystraciłazainteresowanie.–Mamycośnaniestrawność?–Grzegorzwiedział,żetojąożywi,iniepomylił

się. – Jakoś ciężkomi na żołądku – dodał. – A skoromam okazję, chciałbym siędowiedzieć,cotynagleztymibigosami.

–Jaktoco?Przecieżotocipodobnochodziło?Narzekałeśnatemojecudacznediety, tęskniłeś za chlebem, podjadałeś potajemnie słodycze.Naprawdęmyślisz, żeniewiedziałam?Całkiemniedawno,oiledobrzepamiętam,zarzuciłeśmi,żejestemspięta,kontrolująca,chcęmiećnawszystkowpływ.Nowięc...Jużniechcę.Chciałamspełnić twoje pragnienia. Tak się składa, że zaczęłam od diety. Kto wie, możestopniowo dojdziemy również do tego, że stanę się kobietą z twoich snów? Ale

Page 163: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

zastanów się, czy to, czego pragniesz, jest faktyczniewarte zachodu.Bo skoro jużterazboliciężołądek...–spuentowałaPaulina iponowniezagapiłasięw telewizor,dumnazpowodzeniaplanu.

–Myślisz,żechcęcięzmienićnainnymodel?–zdumiałsięGrzegorz.–Aniejesttak?–wypaliła.–Chcędlaciebiewyłącznie tego,conajlepsze. Jeśli czujesz sięze sobądobrze

i jesteś o tym przekonana, ja jestem ostatnią osobą, która chciałaby na ciebiewpływać.

–Doprawdy?–zakpiła.– Po prostuwiem, jak to jest, kiedy przeprowadza się tresurę na samym sobie.

Wpogonizabyciemnajlepsząwersją.Icośmisięwydaje,żetyrównieżmogłabyśotymcośpowiedzieć.

Ripostęmiałanakońcu języka.Ba,nawetkilka.Aleniewiedziećczemu,naglestanęłyjejprzedoczamitewszystkiepróby,którepodejmowała,abyprzypodobaćsięwłasnej matce. Całe dzieciństwo, jak żmudna orka na ugorze, bez jednego plonu.Nieustannepróbybycianajlepszącórką.Bezpowodzenia.

Spojrzałanamęża,najegotwarzwbladejpoświaciezekranu.Zawszeuważała,żejejmążmawspaniałe,regularnerysy,alejakośotymzapomniała.

Grzegorzniewidziałjejoczu,alepobrzmieniugłosuodgadłichwyraz.–Asmakowałcichociażtenbigos?–Dzisiajbyłagolonka–odparł.–Płacęzaniądotejpory.I nagle usłyszał śmiech. Naturalny, szczery i zaraźliwy. Po chwili, mimo

ciemnościiwciążwiszącychpomiędzynimiwzajemnychpretensji,śmialisięoboje.–Żałuję,żeniewidziałamtwojejminy...– A ja, że nie widziałem miny pani Stasi, kiedy jej zakomunikowałaś zmiany

wmoimmenu.Do późnej nocy oglądali powtórki przeróżnych talk-show, w których ludzie

opowiadali o rozmaitych problemach, znacznie bardziej dziwacznych od ichkłopotów. Osobliwie pokrzepieni zasnęli dopiero nad ranem, kiedy zrobiło sięchłodniej.KiedypoósmejTamaraweszłado salonu, zatrzymała sięprzy rodzicachitkwiłatakkilkaminutzachwycona,zbłogimuśmiechemnabuzi.Niedość,żetatowyszedł wreszcie z pokoju, co zwiastowało wyczekiwany powrót do zdrowia, tojeszczezobaczyłamamęśpiącązgłowąnajegokolanach.Ażeoglądała takąscenępo raz pierwszy w życiu, zastygła w bezruchu, aby napatrzeć się do syta; wyszłana paluszkach, żeby tylko ich nie obudzić.Wkrótce pojawiła się pani Stasia, więcobiewzięłysięzaprzygotowywanieśniadania.

Jednak kiedywszyscy jedli jajecznicę, jak przystało na normalną rodzinę, przystole dawało się wyczuć pewne napięcie. Mimo że Grzegorz wytrzymał bezjakichkolwieksensacji,zachowywałsięnienaturalnie,jakktośobserwowany,czyaby

Page 164: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

nie popełni jakiegoś błędu. Zaś Paulina wcale nie wyglądała na kogoś, komuobecność męża przy śniadaniu ulżyła choćby krztynę. I Tamarze nie było już takwesoło jakwcześniej.Wyczuwałabezbłędnie, że radosny rodzinnyposiłek to tylkograpozorów.

Martawreszcieodetchnęła ipoczuła,żemożezająćsięwłasnymżyciem,żenicnie tkwi z tyłu jej głowy. Od pamiętnego wieczoru była tak szczęśliwa, żenieszczęsnykalendarznienależałdożadnejzsąsiadek,iżzłatwościąwybaczyłaimstrojeniesobiezniejżartówiosobliwepoczuciehumoru.NawetJacekdostrzegł,żeżoniespadłkamieńzserca.Oczywiścienieomieszkaławyjawićmupowodudobregonastroju,aleon,zamiastcieszyćsię razemznią,byłwyłącznieoburzony,żemimowielokrotnychrozmównatentematżonaitakrobiłaswoje.

Martaczuła,żewstąpiławniąnowaenergia.Odkilkudnichodziłjejpogłowiepewien pomysł, który koniecznie chciała omówić z Weroniką. Zadzwoniła zatemdoniejizaprosiłanakawęponiedzieli.

–Chętnieprzyjadę.–WgłosieWeronikibrzmiałaulga.–Nawetniewiesz, jakmarzę, żeby wyrwać się z domu. Powiem ci, że kompletnie w siebie zwątpiłam –wyznaławprzypływiedesperacji.

–Oj,nawettakniemów!Przyjedźkoniecznie,topogadamy.Muszęskonsultowaćmójpomysłzkimś,ktoniejestJackiem.Obawiamsię,żeonwypłuczezemniecałyentuzjazmizapał,zanimzdążęsformułowaćzdaniedokońca.

– No i wreszcie zobaczę, jak mieszkasz – dodała Weronika już raźniej. –Przywiozęzesobącośdobrego.

Sabina zachowywała się jak dziecko, które zajada smutki słodyczami, tyle żewroliczekoladywystępowałMarek.

Tamtego wieczoru, kiedy Marcin zjawił się po kolejną partię swoich rzeczy,niedowierzanie zmieniło ją w żonę Lota. Spodziewała się przeprosin, dążeniado zgody, pragnęła, by rozbił lodową fasadę jej nieprzystępności, leczonwyglądałnakogoś,kogowłasnemałżeństwoaniziębi,anigrzeje.Niepadłażadnapropozycjarozmowyaniwyjaśnieńcodalej,jakbySabinanieliczyłasiękompletnie.Aonabyłatak rozpaczliwie samotna! Powieczorze uMarty doszło jeszczewrażenie, że toniewoceanieżaluiniemajużdlaniejratunku.KochałasięwtedyzMarkiemnasmutno.Byłatomiłość-odtrutka,któramiałapołożyćkrescierpieniu,samookaleczenie,któredaje nadzieję na lepsze samopoczucie. Jednak często stosowane remedium działałocoraz słabiej, aSabinaoddaliła sięo całe lata świetlneod tego, cowłaściwieczułaiczegopotrzebowałanaprawdę.

MarekpróbowałzniąrozmawiaćoMarcinie,aleniepodejmowałatematu.–Ty też nie chcesz rozmawiać oWioletcie – zauważyła, odbierając z jego rąk

soczystącząstkębrzoskwini.–Zawszeucinaszrozmowę.– Chciałbym się tylko dowiedzieć, czy jestem twoim kaprysem. Takim

Page 165: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

przeznaczonymdlaMarcinaprztyczkiemwnos.Trochęjakwtedy.–Uważasz,żebyłeśmoimkaprysem?Równiedobrzemogłotodziałaćwdrugą

stronę.–Nowiesz!Wtedytoniejazacząłem.Teraztakżeniejazadzwoniłem.–Czujeszsięskrzywdzony?Odsunęłasię.Sokzbrzoskwiniściekałjejpodłoni.–Nie.Nietymrazem.–Marekzlizałzjejskórybrzoskwiniowekrople.Niewiedziała,comanamyśli,alepoczułasięnieswojo.Zastanawiałasię, skąd

mu przyszło do głowy, że to ona była inicjatorką tamtego flirtu, przecież to onwysyłał sygnały. A zresztą, pomyślała, jeśli chce się czućmoim kaprysem, proszębardzo.Mniejestjużwszystkojedno,stwierdziłaiposzłapodprysznic.

Nagle poczuła silną potrzebę, aby znaleźć sięwewłasnym domu.Nawłasnymterytorium.

Naczelnyniewiedział,corobić.Ostatnierecenzje,jakieotrzymywał,byłydalekieod oczekiwań. Pozbawione żaru i charakterystycznego stylu Borowiaka, który byłjegoznakiem firmowym.Miało sięwrażenie, żeKrzysztofwyżywasięnaautorachrutynowo, bez szczególnego powodu. I bez polotu. Wywody liczące dwa tysiąceznakówdawały się skwitować jednymzdaniem: „Wszyscy pisarze to debile”.Lecznawetjeślinaprawdętakuważał,niepowinnotobyćażtakodczuwalne.Strońskinielubił,kiedyżycieprywatnejegopersoneluprzekładałosięnapracę,jednakwobliczutragedii Krzysztofa, mając na uwadze wszystkie lata współpracy, przymykał oko.Liczył, że starykumpel sięotrząśnie. Jednak istniało realne zagrożenie, że jeśli takdalej pójdzie, opiniotwórcza siła Borowiaka, nawet jeśli nie przez wszystkichpoważanazewzględunakontrowersyjność,niedługopadnienapysk.

RozległosiępukanieiwgabinecieStrońskiegozjawiłsięRobertNapiórkowski.Trzydziestopięcioletni publicysta współpracował z gazetą dopiero od roku, ale

naczelny wieszczył mu karierę; inteligentne teksty siały ferment i wywoływaływypieki na policzkach czytelników. Ambitny dziennikarz zapewniał dokładnie to,czegopotrzebowałagazeta–rozgłos.DotejporytakątwarząbyłBorowiak,aleukładsiłzmieniałsięzkażdymdniem.

–Szukałeśmnie?–zapytałNapiórkowski.Szefzaprosiłgogestem.–Tak.Wejdź.Ipowiedz,cootymsądzisz.–Podałmukartkę.Dziennikarzusiadłnakrześlepodrugiejstroniebiurkaipogrążyłsięwlekturze.

Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmieszek.Mężczyzna to pocierał nos palcemwskazującym,towydmuchiwałpowietrzejakzawiedzionybelfernadsłabąklasówką.Skończył,odłożyłkartkę,splótłpalce.

–Tosmutne–powiedział.–Coniby?–Strońskizmarszczyłbrwi.

Page 166: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Upadek.Naczelnynerwowopodrapałsiępogłowie.–Myślałem,żemutoprzejdzie...Miałprawodoskrajnychreakcji.–Szczerze?Nieodbierztegoźle,janigdynieprzepadałemanizajegotekstami,

anizaosobowością,która,wedługmnie,niebyławcalebarwna,adośćponura.Leczto,codrukujemyjużodjakiegośczasu...Ito.–Wskazałnależącąnabiurkukartkę.–Raczejnietrafinawetdojegozwolenników.

Stroński potarł skronie. Nigdy nie miał skłonności do migren, ale właśnierozbolałagogłowa.

–Niewiem, comam z tym zrobić, do cholery – powiedział. –Niemogę tegopuścić, bo przestaną go traktować poważnie. A tak między nami... – ściszył głosdo konspiracyjnego szeptu. – Mnie też zawsze zastanawiał fenomen Borowiaka.Zawszemiałwsobiecośzfrustrata,aleteraz...Znamgoodwielulat.Pomijającmojąosobistą opinię o jego recenzjach... Facet nic mi złego nie zrobił, a nawet,paradoksalnie,sporopomógł,więcniechcę,abygoterazzaszczuto.

–Możebytakzawiesićkolumnęnajakiśczas?–Anibyjak?–Albobędępisałzaniego,dopókiniedojdziedosiebie.Myślę,żepodrobienie

jegostylutożadnafilozofia.– Już widzę jego reakcję! Ale może jest to jakieś rozwiązanie? – zadumał się

Stroński.–Wolałbymuniknąćostateczności.Źlesięczujęwrolizłegopolicjanta.

Page 167: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XXVWeronika nie kryła faktu, że jest pod sporym wrażeniem. Jej wynajmowane

mieszkanko na ostatnim piętrze starej kamienicy w samym centrum okadzonegospalinami miasta nie umywało się do tego miejsca. Według niej osiedle, gdziemieszkała Marta, emanowało elegancją i klasą, a do tego sprawiało wrażenieprzytulnejoazyspokoju.Sąsiedztwolasuzachwyciłojąkompletnie.

– O rety! I jak pięknie śpiewają ptaki! Wprowadzam się! – oświadczyłaześmiechem,wchodzączagospodyniądodomu.

Pomimo że zasadniczo Marta z Jackiem nie poczynili postępów w kwestiiurządzaniawnętrza, to jednak jego rozkład imożliwości, jakiedawało, sprawiły,żeWeronikaszczerzepozazdrościłakoleżance,czegonieomieszkałazakomunikować.

– Kredytu też nam zazdrościsz? – odpaliła rozbawiona Marta, wprowadzającgościanasalony.

– No, tego to akurat nie – odparłaWeronika, rozglądając się po przestronnympomieszczeniu. Wpadające przez tarasowe okna światło zalewało je ciepłymblaskiem.–Podziwiamwas,żedajecieradę.

Martawłożyładłoniedokieszenibiałychszortów.–Zpomocą rodzicówJacka i starejdobrejmetodyoglądaniadwarazykażdego

grosza.Weronikapokiwałagłowązezrozumieniem.–Wartosiępoświęcić.– Właśnie. – Marta założyła włosy za ucho. – Niestety, Jacek coraz częściej

przebąkujeo sprzedaży.Uważa,że jeślinaszasytuacja sięniewyklaruje,niewartodłużejażtaksięmęczyć.

–Onie!Tylkonieto!–przejęłasięWeronika.–Niemożeszdotegodopuścić–dodała,siadającnakanapie.

–Właśniemiędzyinnymidlategozaprosiłamciebie.–Alejaniemamkasy,żebywampożyczyć...–Nieotochodzi–roześmiałasięMartaiprzycupnęłaobokgościa.–Poszukuję

wspólniczki.Żebyzałożyćwłasnebiurorachunkowe.–Wiesz,żeijaotymmyślałam?–powiedziałaWeronika.–Ależebyrozkręcić

jakikolwiek biznes, trzebamieć kapitał. Przynajmniej na początek.A ani ty, ani jaraczejniecierpimynanadmiarfunduszy.

–Alewedwiejużcośbyśmywyskrobały,prawda?–Pozatymzanimzaczniemyzarabiać...Tomożepotrwać.–Azanimktośnas zatrudni?Chyba lepiej działać, niż się umartwiać i chodzić

w kółko na bezowocne rozmowy o pracę? – Marta podeszła do stołu. Nalałalemoniadydoszklanek,poczymrozpakowałazawiniątkozcukierni,któreWeronika

Page 168: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

przyniosła ze sobą. – Babeczki z truskawkami! Świetnie!W sam raz do rozmowyobiznesie.

Koleżankapopatrzyłasceptycznie,alezapałMartyokazałsięzaraźliwy.Siedziałynasofie,zajadałysłodyczeikreśliływnotesiewstępnekalkulacje.WrazzrozwojemprowizorycznegobiznesplanuWeronikacorazbardziejwciągałasięwpomysł.

–Może przejdziemy się po lesie? – zaproponowałaWeronika. –Wśród zielenilepiejsięmyśli.

–Świetnypomysł.–Martaodstawiłaszklankęnastolik.Gdy wyszły przed dom, zapadał miły letni wieczór. Obie miały zaróżowione

policzkiioczybłyszcząceodekscytującychplanów.Wokółpanowałatakacisza,żeosiedlewydawałosięniezamieszkane.

– Niema dwóch zdań,masz tutaj jak w raju – westchnęłaWeronika i ruszyłaprzodem.

–Odbiłoci?!–krzyknąłktośznienacka.Dziewczynyodwróciłygłowyjaknakomendę.Zdomunaprzeciwkowybiegłmężczyzna.– Zdurniałeś do reszty?! – wrzasnął ponownie, próbując złapać spodnie, które

poleciałyzanim.Krótko ostrzyżony facet stał pośrodku ulicy na bosaka, świecąc nagim torsem.

Jakaszkoda,żeniepojawiłsięwpełnejkrasie,pomyślałaWeronika,lustrującmęskieciałoodgórydodołu.

Zdomuwyleciałybuty.Jedenpodrugim.Martastałajakwmurowana.Gdzieśjużwidziałatwarztegomężczyzny,lecznie

potrafiłaprzyporządkowaćjejdonikogokonkretnego.Wkażdymraziepółnagigość,którywybiegłzdomuSabiny,zpewnościąniebyłMarcinem.

Marcinpojawiłsięsekundępóźniej.–Jakmogłeś?!–Czerwonyzwściekłościdopadłobcego.Zrobiłgest,jakbychciał

złapać tamtegoza fraki, choćw tymwypadkuniebyło za co. –Facet facetowinierobitakichrzeczy!Itokolega!–ryknął.

Nagle Marta zaskoczyła. Faktycznie, zna tego mężczyznę! To poprzedniwłaścicieldomu!Marek,mążWioletty.

–Nie próbujmówićmi omoralności! Proszę cię!Tylkomi o tymniemów! –warknąłteraz,próbujączałożyćspodnie.

WtejsamejchwilinadwórwybiegłaodzianawczerwonypeniuarSabina.–Zostawgo,Marcin!Słyszysz?–Niemówmi,comamrobić!Akurattyniepowinnaś!–Tycholernypsieogrodnika!–Sabinarzuciłasięnamężazpięściami.Marek wyszczerzył się w bezczelnym, drwiącym uśmiechu. Wyprostował się

i uniósł podbródek jak zwycięzca. Jakbywłaśnie otrzymał zapłatę.Mimo żewciąż

Page 169: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

bezbutówikoszuli,nieczułsięanitrochęśmieszny.Aniżałosny.–Czyniepowinnyśmysięwycofać?–wyszeptałaskonsternowanaWeronika.OszołomionaMartanieusłyszała.W domu naprzeciwko, na piętrze, otworzyło się okno, w którym pojawiła się

Paulina.Martabyłapewna,żeotoStawska,zwabionanietypowymhałasem,zaczniezaraz przywracać właściwy według niej ład i porządek, jednak sąsiadka wyrzuciłaprzez okno jakąś książkę, a potem kilka poduszek. Zniknęła namoment, po czymwyłoniła się ponownie, próbując wypchnąć kołdrę w białej jedwabnej poszewce.Martaażzamknęłaoczynamyśl,żetkaninatakiejjakościzarazzalegnienatrawniku.

–Terazniemaszjużjaksięschować!–wrzasnęłaPaulina.–Iruszajsię,bozarazprzyjedziepolicja!Towszystkoprzezciebie!JeśliTamarasięnieznajdzie,jużnigdywięcejniebędzieszmusiałsięzamartwiaćdusznościami,zapewniamcię!Załatwiętozajednymzamachemizobaczyszwreszcie,cotoznaczynaprawdęsiędusić!O,jużsą!–zawołała.

Nakońcuulicypojawiłsięwłaśniepolicyjnyradiowóz.Marta z otwartą buzią gapiła się to na pierwsze piętro domu Stawskich, to

naSabinę zMarcinem iMarkiem, zbyt zajętychostrąwymianą zdań, by zauważyćscenę,którarozegrałasięprzedchwiląposąsiedzku.

–Matko,cotusiędzieje?–wymamrotałapodnosem.–AktotojestTamara?–zapytałaWeronika.–Ichcórka–odparłaMarta.Niczegonierozumiałaztejawantury,więcruszyławstronędomuStawskich,by

zorientowaćsię,ocochodzi.Jakto:„JeśliTamarasięnieznajdzie”?Najpewniejpodążajączaodgłosami,którewcalenie słabły,przeddomwyszedł

Krzysztof.Mimożebyłojeszczewcześnie,byłwpiżamieiwkapciach.Wlazłniemalpodkołaradiowozu.– O, Marek! – zawołał donośnie na widok dawnego sąsiada. Nie zważając

na miny obojga Jońskich, rozłożył szeroko ramiona w powitalnym geście. – Jakdobrze wreszcie spotkać kogoś, kto człowieka zrozumie! Małgośka też się zabiła,wiesz?–PoklepałWinnickiegopoplecach,poczympociągnąłłykzogromnejbutelkiwhisky,trzymanejwprawejręce.–Cotyspieprzyłeś?–zapytałteatralnymszeptem.–Bojawszystko!–Zakreśliłwpowietrzukołobutelką.

–Krzysztof!Lepiejwracajdodomu!–upomniałgoostroMarcin,zobaczywszyminywysiadającychzautapolicjantów.

–Atyjak?Posłuchałeśrady?–Borowiakzwróciłnaniegowzrok.–DogadałeśsięzSa-abiną?–czknąłgłośno.

–Tojużwszyscywiedzą?–syknęłaSabinadomęża.– Taaak! – Krzysztof uniósł palec wskazujący. – Wszy-yscy wiedzą. Jestem

frustratem!–Podniósłdoust flaszkę.–Mówią, słuchajcie...Mówią, że łatwomnie

Page 170: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

podrobić!ZrobitoNapiórkowskijużwnajbliższymnumerze!–zarechotał.–Cosiędziwić? Rodzice mieli mnie za nieudacznika, żona wolała śmierć niż małżeństwoze mną, a syn się mnie wyparł! W dodatku... – Wzniósł oczy ku niebu i nabrałpowietrzawpłuca.

–Proszępana!–Policjantzłapałgopodramię.–Proszęmnieniedotykać!–ofuknąłgoKrzysztof.–Panchybaniewie,kimja

jestem? – Wyzywająco spojrzał funkcjonariuszowi w twarz. – Jestem KrzysztofBorowiak.TenBorowiak!Znanykrytykliteracki,postrachpisarzy.Wiepan,panie...–Zerknąłnapagony.–Paniesierżancie,oczymmarzyłemprzezcałeżycie?

– O czym? – zainteresował się partner sierżanta z patrolu, nieco rozbawionystanem,wjakimznalazłsięsztywniakznanymuztelewizji.

–Chciałemwydać książkę.Alewiecie co?Zawsze, ale to zawsze – potrzasnąłgłową–odrzucanomojemaszynopisy.Nieumiempisać.–Bezradnierozłożyłręce.–Aniksiążek,anirecenzji.Jestemzerem!–Ponowniezadarłgłowękuniebu.–Zerem,mamo, zerem, tato! – wrzasnął, po czym huknął butelką o ziemię, wywołujączdecydowanąreakcjępolicjantów.

–Proszęgozostawić!–DoskoczyładonichMarta.–Podobnosąsiadkawzywałapanówdozaginięciadziecka,atozdajesięważniejszeniżbełkotpijaka!

Wyszłatrochęprzedszereg,boprzyfunkcjonariuszachstałajużPaulina.Innaniżzwykle. Cała roztrzęsiona, z przerażeniem w szarych oczach bez śladu surowości.WrzaskiKrzysztofa imydlanaoperanatrawnikuuJońskichniezajęły jejaniprzezmoment.

–Mojacóreczkazaginęła–wykrztusiładrżącymgłosem.Zjejoczupociekłyłzy.Policjancizaczęliwypytywaćjąoszczegóły,aWeronikazbliżyłasiędoMarty.–ZacisznyZakątek,niemaco...–szepnęła.Martaspojrzałanakoleżankęnicnierozumiejącymwzrokiem.–Tak...Takmisięwydawało–wycedziła.Spojrzała na Sabinę w krótkim szlafroczku, która zagubiona popatrywała to

naMarcina,tonaMarka.Tamtenwieczórprzywiniestanąłjejwoczachjakżywy.–OmójBoże!–Nakryładłoniąusta.–Cosięstało?–zainteresowałasięWeronika.–Onenieżartowały...Tamarasiedziałapodsosnąnamchu.Leśnykocpojedenastugodzinachwcalenie

był takwygodny, jakwydawałsięnapoczątku.Powolizapadałzmrok iniedawałosięczytaćksiążek,którychzapakowaładoszkolnegoplecakarówniedużo,jakmajtekna zmianę. Zastanawiała się, dlaczego nie pomyślała o latarce albo o czymśdojedzenia,którepomogłybyjejznieśćnocwwielkimlesie,którymroczniałistawałsię coraz bardziej przerażający. Tak bardzo chciałaby znaleźć się teraz w swoim

Page 171: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

pokoju. Wytrzymałaby nawet kłótnie rodziców. Albo nawet tę grobową, pełnąnapięciaciszę.

Jakjadamradębezkolacji?–spłoszyłasię.Coś za jej plecami, w niebezpiecznie bliskiej odległości, zaszeleściło. Tamara

poderwałasięna równenogi.Byłaniemalpewna,żezapowalonympniemczai sięjakieśzwierzę.

–Mamusiu!–jęknęła,przymykającpowieki.Przywarłaplecamidokory,licząc,żestaniesięniewidzialna.Pękła jakaś gałąź, a potemw zaroślach poruszyło się coś niedużego i pobiegło

przed siebie, zostawiając ośmiolatkę sam na sam z jej strachami. Tamarze ulżyło.Osunęłasięzpowrotemnamech.Sercetłukłosięwdrobnejpiersi,żołądekreagowałskurczem.Jeśli tatuśczujesię takzawsze, towcalesięniedziwię,żeniewychodzizpokoju,pomyślaładziewczynka,oplatająckolanaramionami.

Planbyłprosty:onaucieknie,aprzejęcirodzicebędąjejszukać.Połączenilękiemo jedyne dziecko, przestaną zachowywać się tak, jakby im nie zależało na niczym.Tamarapragnęła,abybyłojakwtedy,gdyzobaczyłaichśpiącychrazemnakanapiewsalonie.Chciała,abytakzostałonazawsze.

Zerwałsięzimnywiatr.Amożebytakspróbowaćwrócićdodomu?–pomyślałaTamara, rozcierając ramiona. O swetrze też nie pamiętała, za dnia było przecieżgorąco.Nie spodziewała się zresztą, że rodzicekażąna siebie czekaćaż takdługo.Amoże...?Możewcalemnienieszukają?–przeraziłasię.Możeweszłamzagłębokowlasiniemogąmnieznaleźć?

Mama zawsze mówi, że powinnam być dzielna, przypomniała sobie Tamara,okrywającgołenogiplecakiem.Alechybanigdyniemiałanamyślitakiejsytuacji?–załkała,zdjętaprzerażeniem.

Zmęczona płaczem zaczęła przysypiać, kiedy w oddali zobaczyła drgającynerwowosnopświatła,totu,totam.

–Tujestem!Pomocy!–krzyknęłanacałegardło.Zdumiałająsiławłasnegogłosu.Pochwilizzimnegomchuporwałyjąciepłeramionaojca.Grzegorztuliłcórkę,

powtarzającwkółko:–Jużdobrze,kochanie.Jestemprzytobie.Jesteśbezpieczna.Dobiegła do nich wyczerpana Paulina – przez zapuchnięte oczy nie widziała

niemalniczego–iwszyscytrojeprzywarlidosiebie.Policjaodwołałaposzukiwania,ktoś pytał, czy nie zadzwonić po karetkę, a oni nic nie słyszeli. Ulga otuliła ichszczelnymkokonem.

Tamarzenicwięcejniebyłopotrzebnedoszczęścia.Niebędęmusiałanocowaćw tym przerażającym lesie! – cieszyła się. A co ważniejsze, wracam do domu,trzymajączaręceobojerodziców!

Page 172: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Dla wszystkich mieszkańców osiedla najważniejsze było, że Tamara sięodnalazła,choćniktniemiałbladegopojęciaoprzyczynachwydarzenia.Onasamaniepodała rodzicomprawdziwychpowodów, aonimyśleli, że leśna eskapadabyłaniemądrympomysłemcórki.

Nocą uliczka wyglądała już jak zwykle. Nikt nie awanturował się na środkuosiedla, nie rozbijał butelek z alkoholem i nie wyrzucał przedmiotów przez okna.Byłospokojnieinajnormalniejnaświecie.

Prawda jednak ujrzała światło dzienne i nie mogła już dłużej ukrywać sięza zamkniętymi drzwiami. Może jedynie Krzysztof Borowiak jeszcze nie zdawałsobiesprawy,cowłaściwiezaszłodzisiejszegopopołudnia;chrapałwswojejsypialnikompletnie pijany. W kieszeni jego spodni odezwał się telefon, lecz połączeniepozostałonieodebrane.

Dzwoniłsyn.

Page 173: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XXVIJacek umówił się na piwo z kolegami z pracy, więc wrócił do domu późno

w nocy. Szczegółowej relacji wysłuchał rano. Marta opowiedziała mu z detalamioTamarze, a nawet o tym, co powiedziały jej na imprezie Paulina i Sabina, i jakimiałotozwiązekzwczorajszymiwydarzeniami.

– Po tym wszystkim chyba nie mamy już czego żałować? Jak sądzisz? –skwitował Jacek, dolewając sobie mleka do kawy. – Najwyższy czas pakowaćmanatki.

–Aledlaczego?– Jak widać, nasi sąsiedzi... Cóż... – Pokręcił głową. – I pomyśleć, że kiedyś

czuliśmysięodnichgorsi,gdytymczasemtoonipotrzebująpomocy.Czasaminawetwybierajądrogęnaskróty.Samobójstwo–dodałzprzekąsem.

– Nie mów tak. Każdy ma jakieś problemy – odparła Marta, smarując bułkęmasłem.

–Pozoranci.–Atynigdyniczegonieudawałeś?–Sięgnęłapoplastereksera.–Napewnoniejeździłempoludziachtylkodlatego,żesamniepotrafięnapisać

dobrej książki. A moje małżeństwo jest bardziej normalne niż związek Jońskich.Możeszsobiewyobrazić,żeprzyMarcinieczułemsiękiedyśtakimalutki?–Pokazałgestem.–Ktobypomyślał,żebiednaSabinaniemogłasiędoprosić...–Zaśmiałsięsarkastycznie. – A Stawscy? To dopiero szczyt! Pani perfekcyjna prawdopodobniewykończyławłasnegomęża, doprowadzając go do załamania nerwowego, a potemjeszczeurządziłamupublicznepiekiełko.

–Tegoniewiesz.Niewiesz,zjakiegopowoduGrzegorzcierpinanerwicę.– Domyśliłabyś się? Ależ się gościu maskował! Nie chciałbym być jego

pacjentem.Mówięci, tozbiorowiskozaburzonych ludzi!Odpoczątkuwydawalimisięjacyśdziwni.Niewiem,dlaczegotakmizależałonaichakceptacji...

– Może dlatego, że sam chciałeś pokazać się w lepszym świetle? – Martaspojrzałazukosa.–Kłaniasiępoczuciewłasnejwartości.

Jacekwzruszyłramionami.–Nawet jeśli,donichmidaleko.Myślę,żepowinniśmysprzedaćdomiwrócić

wmiejsce,gdziemieszkajązwyczajni,normalniludzie.– Ale ja nie chcę się stąd wyprowadzać! Wiesz, wczoraj z Weroniką

wymyśliłyśmy własny biznes. Chciałabym o tym z tobą porozmawiać. Może niebędziemymusielisprzedawaćdomu.

Mina Jacka nie wyrażała zachęty, ale Marta nie dała się zbić z tropu. Jejzdystansowanymążniebyłbysobą,gdybyniekręciłnosem,leczgdyskończyła,jegosceptycyzmdotyczyłjużtylkomiejscazamieszkania,aniepomysłużony.

Page 174: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

Sabinależaławłóżkusama.Niemiałamotywacji,bywstawać.Nawspomnieniewczorajszegodniaażsiękuliła.

Marcinzjawiłsięwdomuznienacka.–Sabina,musimypogadać!–zawołałodprogu.Niepozostawiłimczasunajakąkolwiekreakcję,choć,nawiasemmówiąc,Marek

wcaleniezachowywałsięjakspłoszonykochanek.Zbierałsięzestoickimspokojem,jakbywyczekiwałkonfrontacji.

Marcinstanąłwprogusypialni.–Awięctotak!Sabina miała wrażenie, że od entrée jej męża do wypowiedzenia tych słów

upłynęławieczność.–Aczegosięspodziewałeś?–odparłabojowo.–Napewnoniejego!Alewidoczniebyłemnaprawdęgłupi.–Tobiepodobnoniezależy.–MarekspojrzałnaSabinę,którapróbowałaokryć

nagieciałoprześcieradłem.Iwtedyrozpętałosiępiekło.MarcinrzuciłsięnaMarkazniespotykanąuniego

furią. Obyło się bez większych obrażeń wyłącznie dzięki szybkiej reakcji Sabiny,którawkroczyłamiędzyobumężczyzn.

Marcinniecoochłonął ipoprosiłżonę,żebyopuściłasypialnię.Opierałasię,alepowtórzył prośbę, i to w taki sposób, że wolała go posłuchać. Co działo sięza zamkniętymi drzwiami, nie miała pojęcia; modliła się, by nikt za bardzo nieucierpiał.Gdywreszciesięotworzyły,Marekwyszedłbezsłowaipośpieszniezbiegłposchodach,azanimpodążyłMarcin,zciuchamirywalawrękach.Nieprzebierałw słowach, natomiast Marek milczał jak zaklęty. Nawet się nie odwrócił. Pędziłdowyjścia,jakbymiałklapkinaoczach.

Potem,przeddomem,wszyscygapili sięna ich trójkę.Gapili, słuchali,ocenialiimieli uciechę. Na ziemię sprowadził Sabinę dopiero przyjazd policji; zdała sobiesprawę, że wcale nie znajduje się w centrum sąsiedzkiego zainteresowania. Żewpobliżudziejąsięiinnenietypowerzeczy.

Gdy okazało się, że zaginęła Tamara, Sabina nie miała głowy, aby wszystkoprzeanalizować. Dopiero dzisiejszego ranka pojęła i wystąpienie Krzysztofa,i zachowanie Pauliny. Skojarzyła fakty i zrozumiała, że nie tylko ona skrzętnieukrywała wstydliwą tajemnicę. A tak jej zależało na opinii innych! Tak bardzopragnęła, aby ona i jej życie były odbierane jako lepsze niż w rzeczywistości.Iwłaściwiedlaczego?SkorosurowyBorowiakpodobnoniepotrafinapisaćksiążki,choćnieprzeszkadzamutoferowaćkrytycznychopiniinatemattwórczościinnych?I do tego ma takie kompleksy? A Paulina? Paulina Stawska, niedościgniony wzórw każdej niemal dziedzinie,w życiu nie radzi sobie zupełnie.Ani zmężem, ani –najwyraźniej–zwłasnymdążeniemdoperfekcji.ComusiałapomyślećonichMarta,

Page 175: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

która tak bardzomartwiła się, by sobie czegoś nie zrobiły?Ani ja, ani Paulina niezamierzałyśmy się zabijać, ale widać obu nam tak samo trudno było przyznać siędosłabości,pomyślałagorzkoSabina.Dlategowtedywybrałyśmyśmiech.Podmaskąironiiiśmiechumożnaukryćniejedno,stwierdziła.

Marcin nie mógł uwierzyć, że wybrankiem Sabiny okazał się właśnie Marek.Zrozumiałby, gdyby pchana desperacją poszła się zabawić i wylądowała w łóżkuz jakimś kolesiem. Ale z Winnickim? To było jak celnie wymierzony policzek.Zemstazpremedytacją.

Wyprosił żonę z sypialni, by pogadać zMarkiem jakmężczyzna zmężczyzną.Mimo wszystko opanowanie rywala robiło wrażenie. Marcin na jego miejscu nieczułbysiętakswobodnie.Dawnysąsiadstałnaprzeciwkonaszerokorozstawionychnogach, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Jak ochroniarz w modnym klubie.Wkierunkuspodni,którepowinienmiećnasobie,nawetniespojrzał;leżałyniedbalerzuconenałóżku.Mareknajwyraźniejczułsiępanemsytuacji.Niepojęte!

– Sam powiedz... Robi się takie rzeczy kumplowi? – wycedził Marcin przezzaciśniętezęby.

Marekuśmiechnąłsiępodnosem.–Akuratpadłonaciebie.–Wzruszyłramionami.–Cotomanibyznaczyć?–PośmierciWiolettybyłemcholernienieszczęśliwy.Prawdęmówiąc,odtamtej

pory niewiele się zmieniło. Chciałem, żebyście wszyscy kiedyś poczuli się choćodrobinęjakja.

–Aledlaczego?–Marcinpatrzyłskonsternowany.– Co można myśleć o ludziach, którzy wyśmiewają czyjeś wołanie o pomoc?

PaulinapodobnoodradzałaWioliwizytęuspecjalisty.OdSabinydowiedziałemsięcałkiemniedawno,żeMałgośkafaszerowałająjakimiślekaminawłasnąrękę.Awy?Moi kumple, Marcin i Krzysiek. Żaden z was nie powiedział mi, że moja żonaod dawna spotyka się z innym.Podobno zabiła sięwłaśnie zmiłości.Nie potrafiławybraćmiędzyroląprzykładnejżonyimatkiamiłościądotamtego.Niedawałaradyżyćwpotrzasku.

WyraźniezmieszanyMarcinpotarłpodbródek.–Skądotymwiesz?–Poszedłemdowaszej nowej sąsiadki.Szukałem starego albumuze zdjęciami.

Myślałem,żezostałwpiwnicy,aleonatwierdziła,żenieznalazłatamniczego.Nicdziwnego, bo okazało się, że od dawna miałem go u siebie. Zawieruszył się przyprzeprowadzce.Wśród zdjęć znalazłemzapiskiWioli.Dobrze jeukryła.Wiedziała,żeniejestemsentymentalnyiniebędętamzaglądał.Poznałemrelacjęzjejromansui z twojego i Krzyśka spotkania z nimi na mieście, kiedy czule okazywali sobieuczuciawjakiejśrestauracji.

Page 176: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

–Comieliśmycinibypowiedzieć?–Prawdę?– Skąd mieliśmy wiedzieć, jaka ona jest? Widzieliśmy zaledwie wycinek,

moment...– Proszę cię... – Marek spojrzał z ukosa. – W każdym razie zrozumiałem, że

ludzie, których miałem za przyjaciół, nie byli nimi. I tyle. Przez cały ten czasobwiniałemzawszystkoPaulinę,alewywcaleniebyliścielepsi.

–Gdybyśmycipowiedzieli...Cobytozmieniło?– Kochałem ją tak bardzo, że byłem w stanie przełknąć nawet zdradę, byleby

tylkoWiola ze mną została. Kto wie, może żyłaby do dziś? Tak czy siak, waszaobecna szarpanina jakoś mnie nie smuci, choć nie sądzę, abyście choć w połowiecierpieli jak ja.Wszystkobym jejwybaczył.Wszystko!Ty takchybaniepotrafisz,co?–Marekzerknąłzaczepnie.

–Ależtyjesteśmściwy...–PokręciłgłowąMarcin.–Nie.Nieszukałemzemsty.Twojażonasamasięprosiła.Aniejakoprzyokazji,

miałemodrobinęprzyjemności.–Tyszujo!–Marcinwypuściłpowietrze.Emocje wzięły górę i nagle sypialnia stała się zbyt mała, by pomieścić urazę,

rozżalenieifurię.Krzysztof Borowiak miał kaca. Znowu. Niestety, zbyt dokładnie pamiętał jego

powody. Kiedy wczoraj w redakcji, niczym niesforny uczniak, podsłuchiwałpoddrzwiamigabineturozmowęnaczelnegozNapiórkowskim,poczuł, jak topniejąwnim resztkipoczuciawłasnejwartości.Wżyciuniewyszłomuwiele rzeczy, alezawszemógłodnieśćsiędoswoichrecenzji, takcharakterystycznych,unikatowych.Atakprzynajmniejsądził.Iotowłaśniedowiedziałsię,żeStroński,któryzdawałsięgo rozumieć najlepiej, zastanawia się, jakim cudemBorowiak znalazł sięw takim,a nie innym miejscu. Krzysztof poczuł się nagi, bezbronny. Nie przyznał się, żewszystko słyszał, po prostu napisał wymówienie. Wiedział, że jeśli jeszczekiedykolwiekspojrzeniew lustromaniewywoływaćwnimniesmaku,musiodejśćz redakcji natychmiast. Prosto z gazety pojechał do sklepu po dobrą whisky,awróciwszydodomu,próbowałzapomniećotworzonejprzeztylelatiluzji.

Poranneświatłoraziłojaknigdy.Krzysztofusiłowałwmusićwsiebieśniadanie.Potem pójdzie do sąsiadów, postanowił, do każdego po kolei, i przeprosi ichza przedstawienie, jakie im urządził. Ciekawe, kto wezwał policję. Czy aż taknarozrabiałem?–przeraziłsię.

Wyjąłzkieszenitelefon.Dwanieodebranepołączenia.Kiedy zobaczył, kto dzwonił, zrobiło mu się niedobrze. Nie mógł się oprzeć

wrażeniu,żewłaśniestraciłkolejnążyciowąszansę.

Page 177: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

XXVIISabinawiedziałajuż,żemiłośćniezawszewystarcza,wiedziałajednakrównież,

że nie chce życiawbrew sobie.KochałaMarcina tak samomocno jak dawniej, alenawetdlaniegoniebyławstaniezrezygnowaćzrzeczydlaniejważnych.Zaśon,jakwidać, nie potrafił zaspokoić jej potrzeb. Kiedy przestał wściekać się o Marka,przegadali wiele godzin. Z porażką, jaką jest koniec małżeństwa, niełatwo siępogodzić,obojejednakuznali,żetonajlepszerozwiązanie.

RodzinaSabinyniepotrafiłauwierzyć.Jej rodziceprędzejspodziewalibysię,żecórkazmienipłeć,niżkońcategozwiązku.

– Tato, moje małżeństwo wcale nie było takie idealne, na jakie wyglądało –tłumaczyłaojcu,sączącwieczornegodrinkawogrodzierodzinnegodomu.

–Alecobyłonietak?–Itakbyśnieuwierzył.–Uśmiechnęłasięblado.–Jeślicięskrzywdził...Wystarczy,żepowiesz.– Zawiedzione nadzieje to jedyna krzywda, jakiej doznałam – powiedziała,

obejmującdłońmizimnąszklankęzkolorowązawartością.Zdawałasobiesprawęznieodwracalnościkońca,alerównieżznowegopoczątku.

Ichoćnieznałakierunkunowejżyciowejdrogi,wierzyłagłęboko,żetymrazemnietrafinawyboje.

NiebonadBrukseląbyłoprzejrzyste.Marcin siedział za sterami i robił to, co potrafił najlepiej – latał. Kochał swój

zawód.Terapiizaniechał;wystarczy,żeproblemzatrułżycieijemu,iSabinie,niemasensu dodatkowo się w nim babrać. Może powinienem, ale nie chcę, pomyślałMarcin. Nie mam siły. Rozpadło się moje małżeństwo, cierpię wystarczająco.Przestajętylkowtedy,gdylatam.

CzasaminapotykałznaczącespojrzenieKasi, stewardesy.Podobnoucieszyłasięnawieśćojegorozwodzie.Ależbyśsięnacięła,dziewczyno,pomyślał,manewrującwolantem.

Krzysztof Borowiak przeprosił sąsiadów. Jakież było jego zdziwienie, gdyokazało się, że policja nie przyjechała na osiedle z jego powodu.A gdy z czasemdotarły do niego wieści o tym, co wówczas się działo, nastrój poprawił mu sięzdecydowanie. Wcale nie jestem jedynym żałosnym człowiekiem na świecie,pomyślał.

Przestał pisać.Wszyscymówili, że się skończył, ale onpoprostuprzestał czućnieznośny przymus pisania i udowadniania czegokolwiek. Sobie i innym. Towyzwolenie się sprawiło, że przestał być zgryźliwy i cyniczny. No, może niedokońca,alesąsiedziodnotowaliznaczącąpoprawę.

Otworzył sklep z wyborem piw z całego świata i okazało się, że może

Page 178: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

wykorzystaćwiedzę o złotym trunku, opowiadając o nim klientom, a nie zanudzaćsąsiadów na comiesięcznych imprezach. Dodzwonił się również do syna, a Tomekwyjaśniłojcu,jaknaprawdęmająsięsprawy.

–Niemamamy,aleprzecieżciąglemamysiebie,prawda?–wykrztusił,ściszającgłos. Ściany pracowniczej szatni w restauracji Pod Amurem mogły przecież miećuszy.

Wygadanemu, było nie było, Borowiakowi wzruszenie odebrało głos. Jedynymznakiem,żemyślitaksamo,byłonieartykułowanemruknięcie.

Byłobynadużyciemstwierdzenie, żePaulinaStawskazrzuciła swoją starą skóręjakwąż.Pozostałazachowawcza,dośćoschła i sztywna,alesięstara.Przypomocyterapeuty, któremu w końcu postanowiła zaufać, próbuje zrozumieć swoją relacjęzmatką.Ostatnionawetudałasiędoniejzwizytą.

Nie było to spotkanie łatwe. Paulina wyobrażała sobie, że matkę ucieszy jejwidok, lecz spontaniczne wyrażanie uczuć nie było domeną jej rodzicielki i – cozauważyła krytycznie – również jej samej. Kiedy obie siedziały przy herbacie, niemogła oprzeć się wrażeniu, że jest bacznie obserwowana. Jakby matka nigdy nieprzestała sprawdzać, czy wychowała córkę na dostatecznie dobrą kobietę.Właśnie„dostatecznie”.Innaocenaniewchodziławgrę.

Znienacka w Paulinę wstąpiła odwaga. Stawska odstawiła filiżankę na spodekispojrzałaprostowzieloneoczy,któretakzachwycaływszystkich.

–Czemunigdyniebyłaśzemniezadowolona?–Oczymtymówisz?–odparłamatka,jednakbezdostatecznejporcjizdziwienia,

bymożnabyłouwierzyćwszczerośćsłów.– Wciąż próbowałam ci się przypodobać, nieustannie wymagałam od siebie

niemożliwego. I wiesz co? Okazuje się, że stałam się wymagająca wobec męża.Nawetwobeccórki.Chciałambyćidealna.Chciałammiećidealnąrodzinę.Alenigdyniebyłamdoskonała.Aninigdyniebędę.Ioniteżnie.

–Wygadujeszdziwnerzeczy.–Matkanerwowopoprawiłasięwfotelu.–Tyteżniejesteśidealna,mamo.Zielone oczy matki zrobiły się większe. Zupełnie jakby usłyszała, że Ziemia

jednakjestpłaska.Już,jużmiałaodpowiedzieć,alePaulinabyłaszybsza.–Mimożeczułamsię ranionaprzez tewszystkie lata,nigdynieprzestałamcię

kochać–dodała.–Aleniedowiedziałamsięrównież,cotydomnieczujesz...ByćmożesłowaPaulinybyływtedydlamatkiwstrząsem.Byćmożejądotknęły.

Alemożepewnegodniazrozumie,czego tamtegopopołudniaprzyróżanejherbaciechciałaodniejcórka.

MatkabyładlaPaulinyjaklustro.Stawskaprzeglądałasięwniej,dostrzegała,żepróbując uciec, zbliżyła się do niej bardziej, niż podejrzewała. Ta jej refleksjazmieniławdomuStawskichwiele.IchoćpaniStasianieserwowałajużbaleronów,

Page 179: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

jadłospis stał się bardziej przyjazny dla domowników. Tamara mogła chodzićna„małoambitne”zajęcia,jaknaprzykładtaniecdyskotekowy,iniemusiałajużbyćnajgrzeczniejsza i najlepszawewszystkim.ZaśwmężuPaulina zaczęła dostrzegaćpartnera,aniedziecko,którenależałostrofowaćiwychowywać.

WodmianężonyGrzegorzuwierzył,gdypewnegodniaweszładokuchni,gdziepiłherbatę,ikładącmuprzednosemkatalogzesklepuzdywanami,powiedziała:

– Wybierz taki, jaki ci się podoba. Ten biały chyba faktycznie jest nijaki.Iwyjątkowoniepraktyczny–dodałazuśmiechem.

PaniStasia,zajętaobieraniemwarzywdokolacji,odetchnęłazulgą.–Słyszałam–odparłaPaulina.Gosposia przygotowała się w duchu na wykład o stosownym zachowaniu się

pomocydomowej,alesięniedoczekała.–Mogliściemitojakośwyperswadowaćwcześniej.–RozłożyłaręcePaulina.Grzegorz i pani Stasia wymienili porozumiewawcze spojrzenia i wybuchnęli

śmiechem.Zespółgabinetustomatologicznegobardzoucieszyłsięzpowrotuszefadopracy.

Prawdziwy powód niedyspozycji doktora Stawskiego pozostał nieznany. Taktowniludzieniedrążą.WtensposóbGrzegorzdowiedziałsię,że jegopersonelskładasięnietylkozprofesjonalistów,aletakżezosóbkulturalnych.

Przestałbraćleki,postanowiłzmierzyćsięznerwicąbezwspomagania.Byłomuzdecydowanielżejzwiedzą,żeniejestdziwadłem,adorosłymdzieckiemalkoholika.Iżejegodolegliwośćniewzięłasięzpowietrza.Teraz,kiedyzajmujesiępacjentem,niedrżąmuręce.

– Panie doktorze, tylko delikatnie – poprosiła pacjentka, kiedy zbliżył do jejdziąsłastrzykawkę.–Straszniesięboję.

–Jasamjestemwstrachu–odparłzciepłymuśmiechem.–Jasne!Oszukujepan,żebympoczułasiępewniej–powiedziała,alez jejoczu

znikłaobawa.Grzegorzuczył się żyć ze słabościami.Powoli zaczynał rozumieć, żewcalenie

musibyć„kimś”,jakimchciałygowidziećbabciaimama.Anibyćinnyniżojciec.Niemusibyćtaki,jakimchcielibygowidziećżona,pacjenci,sąsiedzi.Żemożebyćsobą.

Choćtoakuratbyłonajtrudniejszezewszystkiego.Marta siedziała w kuchni, dopracowując ofertę wysyłaną do potencjalnych

klientówfirmy,którązałożyłazWeroniką,gdypoddomzajechałmeblowóz.Długo usiłowała wytłumaczyć, że zaszła pomyłka, i równie długo była

przekonywana, że nic podobnego z pewnością nie ma miejsca. Dwóch rosłychmężczyznwniosłowreszciedosypialniłóżko,dokładnietakie,ojakimMartamarzyła–zciemnegodrewna,zezdobionymwezgłowiem.Jednocześniedotarławiadomość

Page 180: Zaciszny Zakatek - Agata Kolakowska

odJacka:„Tojak?Zostajemy?”.Marcieulżyło.Zdążyłaprzywyknąćiniewyobrażałajużsobiemieszkaniagdzie

indziej.Przecieżwszędziejesttaksamo,doszładowniosku,większośćludziodgrywastarannie wyreżyserowane role. Tutaj natomiast sąsiedzi w końcu otworzyli sięna siebie. Dzięki chwili niezamierzonej szczerości objawiła się prawda, a ludzieprzestali obawiać się ocen i odrzucenia. Teraz było im do siebie bliżej niżkiedykolwiek. Co by na to powiedziała Gosia? – zastanowiła się Marta, gładzącidealniegładkąpowierzchniędrewnianejramy.AcoWioletta?–pomyślała,mimożenigdyniepoznałapoprzedniejwłaścicielkidomu.

Tobyłyniepotrzebneśmierci.Właściciel kalendarza pozostał nieznany. Kim był? – zadawała sobie od czasu

doczasupytanieMarta.Cosięznimstało?Miałanadzieję,żeżyjeiniczegonieudaje.