Wierszyki na prymicjegok-podegrodzie.net/strony/archiwum/dokumenty/wiersze...Tylko że grzeszne oczy...
Transcript of Wierszyki na prymicjegok-podegrodzie.net/strony/archiwum/dokumenty/wiersze...Tylko że grzeszne oczy...
Wierszyki na prymicje
Plata Maria
Naszacowice 73
Kochany Księże Prymicjancie
Mały Andrzejek z domku Rodzinnego
Wita Księdza Prymicjanta z serduszka całego
Pod stopy Mu ściele kwiatuszki pachnące
A w darze przynosi serduszko kochające.
O witaj nam dzisiaj nasz Księże Kochany,
Pobłogosław ręką tej parafii łany,
Pobłogosław domy i całe rodziny,
Tatusiów, Mamusie i małe dzieciny.
Wielkie dzisiaj szczęście na nas wszystkich spływa
Że kochany Ksiądz Prymicjant do nas tu przybywa
Cieszymy się bardzo z serduszka całego
Że możemy powitać Gościa Kochanego.
Na Prymicje
Mała jeszcze jestem, latek mam nie więcej
Lecz akurat tyle, co paluszków w ręce.
Dzisiaj jednakowoż mam zadanie ważne
A że się nie mylę, przyzna mi to każdy.
Najpierw to powitam, od domu całego,
Księdza Prymicjanta, bardzo kochanego.
Potem mu wypowiem życzenia gorące
W serduszku powstało, z miłości płynącej
Księże Prymicjancie, wiesz że Cię kochamy
Że Cię tu radością szczerą otaczamy!
Od dziś Ty się stałeś na wieki kapłanem
Wielka Twoja godność, bo idziesz za Panem.
Na Twych dłoniach spoczął Jezus Stwórca Świata
O! Służ mu najwierniej jak najdłuższe lata
Niech na Twoim niebie, miłość Boża świeci
A tego Ci życzą i starsi i dzieci.
Ty jeden i Ty na wieki
Kiedy wśród ciszy – po Komunii Św.
Gdyś zamknął w szczęściu skupione powieki
Usta wyrzekły słowa obietnicy:
„Tyś dla mnie Chryste- Jeden i na wieki”
Tyś Jeden Chryste- Jeden i na wieki!
Serce miłością ziemską Cię nie spęta,
Bo w nim goreje ogniem niewygasłym
Miłość ku Tobie- wieczna- mocna- święta!
Tyś jeden dla mnie wołający „Pragnę”
W ostrej koronie , na skrwawionym czole.
Więc gdy Cię widzę na Kalwarii szczyci,
Świat z moim szczęściem, gdzieśmy zniknął w dole.
A Ty otwierasz swe Boskie ramiona
I ukazujesz szczęście wieczne czyste,
Więc Ci powtarzam raz po raz w zachwycie
„Tyś mój o Panie, mój na wieki Chryste”
O weź to serce, co w zaraniu życia
Oddaję Tobie najczystsze kochanie
Jam bezowej łaski- słabością, niemocą
Aleś Ty siłą- mocą Chryste Panie!
Wszystko mi znika, kiedy widzę Ciebie
O! Nie opuszczaj mnie z swojej opieki!
Będziesz mi Ojcem, oblubieńcem bratem
Ty dla mnie Chryste-jeden i na wieki.
Dziecko wita Księdza Prymicjanta
Z ust dziecięcych pozdrowienia
Po Twej pierwszej Mszy ofierze,
Przyjmij Księże to ode mnie
Przyjmij chętnie przyjmij szczerze.
Niechaj praca co Cię czeka
Wszędzie miłość Boga wzmaga.
Niech Ci Boża łask opieka
Całe życie dopomaga.
Módl się za nas do Jezusa,
Łącz nas zawsze z Panem Bogiem
Aby kiedyś u Chrystusa
Żywot nasz był wiecznie błogim.
Wiersz dla małego dziecka
W tak wesołej chwili, Księże Prymicjancie
Niechże i ja złożę serdeczne życzenia.
Żyj Księże szczęśliwy, wśród zdrowia dobrego
To jest głos życzliwy dziecka małego.
Żyj Księże Prymicjancie, żyj nam jak najdłużej
Niech Bóg łaski mnoży, cała ziemia służy-
Kochaj dzieci małe, opiekuj się nimi,
A Bóg nagrodzi łaskami swoimi!
Powitanie Prymicjanta
My dzieci z Naszacowic w tym dniu tak wielkim
Witamy Ciebie tutaj jak brata,
Bo to jest Twoja rodzinna wioska
Tu Twe dziecięce płynęły lata.
Dumni jesteśmy, że prawnika
Pan sobie wybrał z tej naszej wioski
I dziś na żniwa swoje posyła
Jezus Zbawiciel, Gospodarz Boski!
Cieszy się wioska, ale najbardziej my
Co też służymy u stóp ołtarza,
Bo może także i z nas którego
Też powołaniem Jezusa obdarzy.
Radością wielką serca nam, biją
I wznoszą w niebo modły gorące
By swe promienie Chojnie Ci słało
Serce Jezusa- dobroci słońce!
Pamiętaj o nas w swoich Mszach Świętych
I na patenę kładź wioskę całą,
Abyśmy mogli wszyscy wraz z Tobą
W niebie wieczystą cieszyć się chwałą.
Przewielebny Księże Prymicjancie
Nadszedł wreszcie dzień szczęśliwy
Żeś Chrystusa jest Kapłanem
Jakże bardzo się cieszymy
Że wśród nas dziś Ciebie mamy.
Odtąd co dzień na Twe słowa
Bóg zstępować będzie z nieba
Oby nigdy nie zabrakło
Nam z Twych rąk Bożego chleba.
Wiązankę życzeń składamy,
W Twe Czcigodne ręce,
Byś w Kapłańskich trudach życia
Łask miał coraz więcej.
Czcigodny Księże Prymicjancie
Chociaż żyjemy niedługo
I jeszcze jesteśmy mali,
Lecz co to jest prymicja
Wiemy już doskonale.
Bo w dniu tym po raz pierwszy
Na Twe kapłańskie słowa,
Przyszedł Pan Jezus na ołtarz
Wznosić ofiarę krzyżową.
I teraz będziesz za dnia
Ofiarę Bogu składał,
Będziesz Jezusa nam dawał
Nauczał i spowiadał.
Ażebyś czynił to wszystko
Coraz radośniej ofiarniej,
Tego Ci życzą dziś starsi
I młodsi parafianie!
Drogi Księże Prymicjancie
W dniu święceń Chrystus ujął Twoje słabe dłonie
I wycisnął na nich pieczęcie nieczyste
Koronę wybrania złożył na Twe skronie
Dał Ci światło ducha, światło promieniste.
Ido grona owiec zlecił Ci posłanie
Byś im słowa głosił radosnej nowiny
Obdarzył Cię Boskim swoim zaufaniem
Kapłanem się stałeś od owej godziny.
Nad wszelką mądrością, jaka jest na świecie
Nad wszelki rozum, słowa i zaszczyty
Wzorem Ci będzie domek w Nazarecie
A skarbem Bóg w Hostii ukryty!
Z miłością wielką i wiarą ukrytą
Idź z poświęceniem w bój życia, idź śmiało
Wszak pójdziesz zawsze swego Mistrza drogą
Patrz-żniwo wielkie, robotników mało.
Czcigodny Księże Prymicjancie
1. Dla Ciebie Księże, młody Kapłanie
Kwiateczki wonne myśmy zbierały
Na drogę życia w kapłańskim stanie
Kwiatami drogę Tobie usłały.
2. Dziś na początku Kapłaństwa Twego
Kwiatami rzucamy Tobie do stóp.
Więc wstępuj mężnie na drogę jego
Przez nasze kwiaty przejdź życia próg.
3. I wstępuj w progi Tego Kościoła
Siej w duszach ludzkich to ziarno Boże
Wszak w tym Kościele Bóg Cię powołał
Życzymy w Twej pracy. Szczęść Tobie Boże!!
Czcigodny Księże Prymicjancie
Dziś zza ziemskich gdzieś błękitów
Co nad nami w blaskach lśnią
Z lazurowych spływa szczytów
Wieść zroszona szczęścia łzą.
Nad chaty, nad rolą cicho spływa
Do wioski rodzinnej zwolna wieść
Że gość drogi tu przybywa
Witaj nam Księże, cześć Ci cześć.
Chociaż Chrystus w nowe światy
W nowy Ciebie wzywa kraj
Wstąp w rodzinne progi chaty
Chwałę szczęście wszystkim daj.
Wnet przeminą chwile zorze
Szarą troskę musisz nieś
Więc nam rozpal promień Boży
Witaj nam Księże. Cześć Ci Cześć!!
U bram Kościoła
Czcigodny Księże Prymicjancie!!
W bramy Kościoła wchodzisz szerokie,
Tu dusza Twoja na chrzcie złączyła się z Bogiem
Tu pierwszą Komunię przyjąłeś przed laty,
A dziś przybywasz w kapłańskich już szaty.
Wejdziesz na stopnie ołtarza w pokorze.
I mówić będziesz: PRZYJM BOŻE!!
Tę ofiarę chleba wina,
Co się w krew Boską przemienia.
A my z Tobą powtórzymy
Przyjmij Panie nasze modły,
A żeby ten kapłan młody,
Pięknie pracował dla Bożej chwały,
I do Boga przyprowadził dusz zastęp cały.
Drogi Księże Prymicjancie
Cała parafia dzisiaj tak szczęśliwa
Wielkim zaszczytem Pańskiego wybrania
Chwile prymicji głęboko przeżywa
Dziękując Bogu za dar powołania.
O! Niech Ci zsyła niebo łask swych zdroje
Niech błogosławi wzniosłej działalności
Niech swą miłością olśni chwile Twoje
By każda dała plony dla wieczności!
Niech Wszechmogący w każdej życia porze
Spełnia zamiary, gorące pragnienia
Zsyła co sercu najmilsze być może
Oto są nasze serdeczne życzenia.
Drogi Księże Prymicjancie
Dziś Twoje Prymicje.
W Bogu swoje najwyższe złożyłeś ambicje
Wezwany od Chrystusa, pod natchnieniem Świąt
Odrzuciłeś od siebie światowe ponęty.
Bo Pan Jezus po świecie, tak jak przed wiekami
Wędruje jak wędrował i zawsze jest z nami.
Echo słów Jego Boskich ciągle ku nam zlata.
„Oto ja jestem z Wami aż do końca świata”
Tylko że grzeszne oczy dojrzeć go niezdolne,
Gdy idziesz przez osiedla i przez ścieżki polne.
Ale serca Go czują, wiedzą gdy zawoła,
Jeśli sobie nowego wybrał Apostoła.
Może i Ty Księże Prymicjancie, byłeś gdzieś na polu
Gdy zbawiciel przechodził wśród zbóż i kąkolu
Z pewnością Cię zawołał wezwaniem bez głosu,
I dlatego ziemskiego wyrzekłeś się losu.
Obyś w swoim wyborze wytrwał bez przygany
Jako Kapłan wzorowy, nasz księże kochany.
Niechaj Mistrz Twój niebieski, Chrystus Pan Zbawiciel
Ma Cię w swojej opiece całe ziemskie życie.
Drogi Księże Prymicjancie
Gdy blaski słoneczne dzień budziły nowy,
Na złotej fali wód gubiąc swe promienie-
Gdy rybackie się nad siecią pochyliły głowy,
Poniósł się szept Boży, jako ciche tchnienie…..
Pójdź za Mną! A i mnie ryby będziesz łowić-
Pójdź za Mną a od połowy rwać się będą sieci
Pójdź za Mną! Świat w miłości bliźniego odnowić
Pójdź, żar czystej miłości na świecie rozumiecie.
I poszli z Chrystusem rzucając swe chaty,
Drogich, rodziny, i ciernisty gaj.
I poszli w kraj pełnią tajemnie bogaty
W cichy Bożej Miłości kraj.
I ten sam szept co ich oderwał od świata
Co ich w męczeństwa aż poniósł szał
U drzwi Twego serca cicho zakołatał
Byś Bogu swe życie, swoją miłość dał!
I poszedłeś jak oni , bo „Pragną”
Co z ust Chrystusa na Kalwarii z krwią na ziemie padła
Kazało Ci miłość doń rozniecać w duszach,
Ono się w głębiny serca Twego wkradło!
I pragnienie wzbudziło, pragnienie gorące,
By dać wszystko Chrystusowi, by dać wszystkim Chrystusa
I łask z Jego serca strumienie płynące,
Rozlać rosą ożywczą po znękanych duszach.
I kiedy tę prymicyjną Mszę Św. Odprawiasz
Korona cierniowa okala Twe skronie.
I kiedy słowa konsekracji wymawiasz,
Jezus w Hostii cicho na Twe spływa dłonie.
I masz Go w swych dłoniach- i na Twoje słowa
On zejdzie, aby w ludzkich zamieszkiwać duszach
O! daj nam Go! By w sercach on naszych królował
O! daj nam Go! Daj sercom starganym Jezusa!......
Daj nam Go w ofierze życia w słowie i w czynie,
Daj Go biednej ziemi co ją grzech wysusza….
Daj „życie” światu, bo on śmiercią ginie
O daj nam! O daj nam Jezusa!
A My Ci za Niego o łask Bożych zdroje
U Polskiej będziemy błagali Królowej
By Cię w świętości Jezusa skąpał swojej
Za trud dał Królestwo tam w Ojczyźnie nowej.
Czcigodny Księże Prymicjancie
Komuż to dzisiaj śpiewały dzwony-
Komuż to śpiewem brzmiały organy-
Kogo prowadził lud rozmodlony-
Wszak Ciebie Księże kochany!
Dziś po raz pierwszy łaska Ci dana,
Świętą ofiarę złożyć dla Pana-
Z jakim to szczęściem rodzinne grono
W słowach dziękczynnych modłów powtarza.
Gdy postać Księdza widzi wzniesioną
W Kapłańskich szatach tam u ołtarza.
On ponad ludu schylone głowy,
Wznosi ramiona jak Chrystus nowy.
Niebieskie jakieś sprawuje dziwy
Wyszeptał słowa nad Hostią biały,
Wnet schodzi z nieba Chrystus prawdziwy
On w rękach dzierży już Zbawcy ciało.
Jęknęły dzwonki- i cisza głucha-
Cud!- swego sługi Pan Świata słucha,
I cicho tchnienie niebieskie wionie.
Dziwny Majestat bije mu z twarzy
Błogosławieństwem kapłańskim darzy!!
W dniu święceń Kapłańskich.
Pośród blasku świateł
Pośród woni kwiatów
Jeszcze dotąd słyszę
Hymn- Wemi Kreator!
O przepiękna chwilo
Pełna dostojeństwa
I pełna godności
I błogosławieństwa.
U progu ołtarza
Dźwięczał srebrny dzwonek
Gdyś w modlitwie kornej
Wzniósł kapłańskie dłonie.
Krzyż symbolem wiary.
Jakże wzniosłe słowa.
Bezcenną ofiarą:
OFIARA KRZYŻOWA.
Ona budzi w sercu
Wdzięczność jakże miłą-
I ufność dziecięca
I ku Bogu miłość.
Niech więc chroni Twoje
Święte powołanie
Syn Boży- nasz dawca
Miłość bez granic.
Bo niezapomniany
Ten dzień uroczysty
W skupionych modlitwach
Dzień Twojej Prymicji!!
Drogi Księże Prymicjancie
Szlachetna duma, serca w nas rozpiera,
Radość ogromna wstępuje nam w dusze.
Wdzięczność ku Bogu pokorna i szczera
Łzy z oczu wyciska w rozrzewnienia skrusze.
Gdy dzisiaj jesteś już Boga kapłanem,
Bądź pozdrowiony w tej radosnej chwili
Że będziesz służbę pełnił przed Twym Panem.
Przed którym każde stworzenie się chyli.
Bądź pozdrowiony, Bóg co wybrał Ciebie
Niech Błogosławi i niech Cię wspomaga
Czerp swoją siłę do pracy tam w niebie,
Niech stamtąd spływa, i moc i odwaga.
Ty coś piastował dziś Ciało Boże.
Świętą ofiarą uświęcone dłonie
Wznieś błogosławiąc, proszę Cię w pokorze.
Nad me niewinne, młodociane skronie!!
Powitanie Księdza Prymicjanta
Przybywasz Księże witamy Cię wszyscy,
I starsi młodzież i dzieci.
Na twarzach zebranych w ten dzień uroczysty,
Radości nam promień zaświeci.
Bo błogosławić będą kapłańskie,
Poświęcone Twoje ręce,
I tym, co dzisiaj bardzo szczęśliwi
I tym, co cierpią w udręce.
I słowem Bożym nakarmisz duszę
Stęsknione są prawdy świętym
I spojrzysz na nas, Twym dobrym wzrokiem
Promiennym uśmiechniętym
Więc gdy zebrani starsi i dzieci
Z całej naszej parafii
Za dzień tak piękny Bogu dziękują
Za przeżycia prymicji.
Czcigodny Księże Prymicjancie
Zaledwie dni kilka minęło od chwili,
Jak Cię Chrystus uczynił swym ołtarza sługa
Aniołowie płaszczem swym skrzydeł okryli
I niebo Cię zalało, złotych blasków strugą
Dziś przed Tobą Kapłanie jakieś wzniosłe cele
Pod Krzyżem zakreślonym twoją dłonią białą
Ile dusz zagubionych odnajdzie wesele,
Kiedy im Przenajświętsze dasz Chrystusa Ciało.
Ileż błogosławi te jasne momenty
W których przy bladym świetle woskowej gromnicy
Do pocałunku podasz im Krzyż Święty,
Wyciskając łzę szczęścia gasnącej źrenicy
Chociaż ten uroczysty dzień już wkrótce przeminie
I nastąpi mozolnie, pełna ofiar życie,
My zawsze biegnąc duchem przed Pańską świątyni
Będziesz zanosić modły do Stwórcy w błękicie.
Aby Najwyższy Pasterz z górnego Syjonu
Błogosławił Ci Księże w życiowej wędrówce,
Byś był zawsze nadzieją obfitego plonu
I prowadził do nieba powierzone ceówce!!
Przewielebny Księże Prymicjancie
Z Bożej to łaski, jesteś dziś kapłanem
I dostąpiłeś najwyższej godności.
Bóg Ci dał siłę iść za powołaniem
I wiernie wytrwać wśród wielu trudności.
Dziś Aniołowie mniejsi są od Ciebie
Święta zazdrością na Cię spoglądają
Bo chociaż blisko są tam Boga w niebie
Chleb w ciało Najświętsze, zmienić nie zdołają!
O niech Bóg dobry z swej szczodrobliwości,
Łaską Cię wspiera w każdej życia chwili
Wśród wszelkich w Twojej pracy przeciwności,
Niech serce miłościwe ku Tobie nachyli.
Żyj nam Księże długo- długo lat wiele
W szczęściu radości, zdrów pełen wesela,
Świeć jako gwiazda w Chrystusie kościele
Co swej światłości wszystkim nam udziela.
Czcigodny Księże Prymicjancie!!!
Z wielką radością witamy Ciebie,
Ciesząc się Tobą Księże nasz bracie
Żeś jest kapłanem wielbimy Ciebie.
My młodzież męska Tobie dziś życzym.
Jako kwiat polny, cichy nieznany
Samemu Bogu tylko wiadomy
Dziś jako Kapłan stajesz bez troski
Wybraniec Boży i sługa Boski
Tyś się nie uląkł żadnej trudności
Ni ponęt świata i nawalności
Podążył mężnie za głosem z nieba
Bo żniwo wielkie Kapłanów trzeba
Niech praca Twoja stokrotne plony
W niebo prowadzi dusz miliony
Tego Ci życzym w to imię Boże
W kapłańskiej pracy, niech Bóg wspomoże.
Czcigodny Księże Prymicjancie!
Synu pójdź za mną, porzuć Ojca sieci
Chatę i łany pełne wonnych kwieci.
Pójdź ja rybitwą dusz uczynię Ciebie.
Siewcą też będziesz, lecz w żyźniejszej glebie.
Pójdź za mną synu na trudy podboje,
Chcę walczyć z Tobą zyski będą Twoje.
Jeśli będziesz gdzieś dusz wiele tysięcy
Oddam Ci chwałę i jeszcze coś więcej.
Oddam królestwo w moim ślicznym niebie
Na wieczną chwałę, ja oddam Ci siebie.
Lecz nade wszystko żądam serca Twego
Chcę by jak lampka u ołtarza mego
Płynęła ogniem ofiarnej miłości,
I tu na ziemi i kiedyś w wieczności.
Pójdź za mną synu, bądź moim aniołem
I w ewangelii Św. Apostołem
Nie zmuszam lecz proszę, gdyż mam wieczne prawo
Chcę byś się zajął wyłącznie mą sprawą.
Takie wezwanie odwiecznej miłości
Słyszałeś w duszy w dniach pierwszej młodości
Bóg Ciebie wybrał wśród osób tysięcy
Bo Cię ukochał od wszystkich najwięcej.
Bo w Twojej duszy miał upodobanie
I Tyś usłyszał to Boskie wołanie
Stargałeś węzły tak silne rodzinne,
By oddać Panu swe serce niewinne.
Zdołałeś zmusić serce swe i wolę
By dzielić w milczeniu dolę i niedolę
Bóg zna ofiary dla niego złożone
Lecz one już nie nagrodzone????
Czyż nie doznałeś u stopni ołtarza
Niebieskie szczęście, jakim Bóg obdarza
Tylko najmilsze dusze i wybrane
Wszak po raz pierwszy Tobie było dane.
Sprowadzać z nieba Boga Stwórcę swego
Odtąd sprowadzać będziesz dnia każdego!!
Tyś na wieki już kapłanem, za Jezusem pójdziesz tuż
Tobie dzisiaj było danym, pieścić w dłoniach Króla dusz
O! Jak wielkie powołanie, jak przedziwna godność Twa
Jak zaszczytne Twe wybranie, świadczy o tym szczęścia łzy
Idź do Pańskiej winnicy, robotników mało tam.
Żeńców czeka kłos pszenicy, siewcą Cię uczynił Pan.
Głos jak Chrystus, słowo Boże dawaj duszom Boski chleb
Twe szafarstwo łaski może tu sprowadzić dziś z jasnych nieb.
Wielkie dzisiaj szczęście
Na nas wszystkich spływa
Że drogi ksiądz ……….
Do nas tu przybywa
Cieszymy się bardzo
Żeśmy tej chwili dożyli
Byśmy czcigodnemu prymicjantowi
Życzenia złożyli
Życzymy Ci zdrowia
Błogosławieństwa Bożego
Byś był dobrym Kapłanem
Dla ludu całego!
Szczęść Boże.
Przysięga Kościuszki
Na Krakowskim rynku
Wszystkie dzwony biją
Cisną się mieszczanie
Z wyciągniętą szyją
Na Krakowskim rynku
Tam ludzi gromada
Tadeusz Kościuszko
Dziś przysięgę składa
Zagrzmiały okrzyki
Jak tysięczne działa
Swego bohatera
Polska wita cała
Wszedł Pan Kościuszko
W Krakowskiej sukmanie
Odkrył jasne czoło
Na to powitanie
Odkrył jasne czoło
Klęknął na kolana
Ślubuję Ci życie
Ojczyzno kochana
Ślubuję Ci życie
Ślubuję Ci duszę
Za Bożą pomocą
Wolność wrócić musze.
A mówił te słowa
Tak w ogromnej ciszy
Zdało się że Pan Bóg
Tą przysięgę słyszy
Zapłakał zaszlochał
Naród dookoła
Wstał Kościuszko wstrząsnął
Krakuską u czoła
Zabłysła mu w ręku
Szabla poświęcona
Niech żyje zawołał
Litwa i korona!!!!
Śmierć Pułkownika
W głuchej puszczy przed chatą leśnika
Rota strzelców stanęła zielona
A u wrót stoi straż Pułkownika
Tam w izdebce pułkownik ich kona.
Z wioski zbiegły się tłumy wieśniacze
Wódz to był wielkiej mocy i sławy,
Kiedy po moim lud prosty tak płacze
I o zdrowie tak pyta ciekawy.
Kazał konia Pułkownik kulbaczyć
Konia w każdej sławnego potrzebie
Chce go jeszcze przed śmiercią zobaczyć
Kazał przywieś do izby do siebie.
Kazał przynieść swój mundur strzelecki
Swój kordelas i pas i ładunki
Stary żołnierz on chce jak Czarnecki
Umierając swe żegnać rynsztunki
Kiedy konia już z izby wywiedli
Potem do niej wszedł Ksiądz z Panem Bogiem
I żołnierze od żalu pobledli
A lud modlił się klęcząc przed progiem
Nawet starzy Kościuszki żołnierze,
Tyle krwi cudzej i własnej przelali
Łzy mi jednej a teraz płakali
I mówili z Książami pacierze.
Rannym świtem dzwoniono w kaplicy
Już przed chatą nie było żołnierza
Bo już wróg był w tej okolicy
A lud przyszedł zwiedzić zwłoki Rycerz
Na pastuszym tapczanie on leży
W ręku krzyż w głowach siodło i burka
A u boku kordelas- dwu rurka
Lecz ten wódz choć w żołnierskiej odzieży
Jakie piękne dziewicze ma lica
Jaką pierś ach! To była dziewica!
To Litwinka, dziewica bohater. Wódz powstańców Emilia Plater.
Nasze przeznaczenie.
To nie zasługa iść utarta drogą
Równym gościńcem dochodzić do celu
Bo z nami razem tysiące iść mogą
Przed nami dużo, za nami wielu.
Ale iść ścieżką zasłaną cierniami
Gdzie po dwóch stronach czarna przepaść dyszy
Taką drużyną iść musimy sami,
Bo mało na niej znajdziemy towarzyszy.
Ale iść trzeba raźnie i wesoło
Bez skargi ducha, bez jęków rozpaczy.
Wtedy możemy z dumą podnieść czoło
I na świat cały popatrzyć inaczej.
Opowieść o Chrystusie i róży.
Szedł Pan Jezus przez ziemię smutny pochylony
Kłaniały mu się trawy i łan wyzłocony.
Kłaniały się paprocie i przeróżne zioła
I szumem swym witały drzewa dookoła ….
A był to miesiąc czerwiec- Jemu poświęcony!
Więc ptaszęta chór śpiewów wzniosły podwojony,
I grały mu fujarki i dzwoniły dzwony
I akacje swych główek stały miliony.
Lecz smutny był Pan Jezus w tej wielkiej podróży
Aż zapłakał serdecznie ponad krzewem róży.
Bo wielbiła go ziemia i ptaszęta chóry.-
Lecz w ludzkich sercach, grzech widział ponury.
I padła łza Chrystusa na różane płatki,
I odtąd róża ma ten urok i czar rzadki.
Odtąd jej wonie tak naokół ślą tchnienie
Jak gdyby każda chciała pomniejszyć cierpienie.
Aż raz zdyszany, przypadł w uroczej ciszy.
Pod różą młodzian – Pierś ciężko mu dyszy!
- Chryste!- zakrzyknął. Serce w Ciebie ciągle wierzy!
Lecz jam już dawno drogich zapomniał pacierzy.
Z jakąż radością w domu ukochanej Matki,
Stroiłem niegdyś w zieleń maki i bławatki
Twój obraz Panie Jezu, w tym miesiącu czerwcu
Litanie odmawiałem Twemu Najsłodszemu Sercu.
Zlecałem wszystkie troski, pragnienia zamiary,
Lecz przyszedł potem okres zasłużonej kary.
Potem ja, Panie Jezu, kochać Cię przestałem,
Pustkę nicość wzniosłem w Zycie moje całe.
Źli ludzie mnie zagnali na straszne bezdroże,
Gdzie zamilkł głos sumienia, wola zamilkła Twa Boże,
Żałuje Panie! Ta słodka woń róży,
Jakieś zło twarde, gorzkie w mojej duszy burzy.
Jakieś wspomnienia płyną w skołataną duszę głowę
Chciałbym rozpocząć jakieś inne życie nowe.
Widzę grzesznego życia, całą złość, niedolę
Nie chce już grzeszyć, raczej umrzeć wolę
Sen uciszył zmęczone, biedne ludzkie ciało
Zasnął młodzian wędrowiec i prawie zadniało
A ptaszęta w swych rannych jemu chórach grały
Pieśń przebaczenia…. A o nadziei zboża zaszemrały….
I wracał Jezus koło krzewu róży,
Ale smutek zniknął wzroku mu nie chmurzy.
Oczy jasna mądrość, uśmiech opromieniał
Gdy jeden biedny grzesznik doznał przebaczenia
I znowu z oczu Zbawcy spadła łza miłości
Na drżących płatkach róży błysła łza radości.
Odsłona pierwsza.
Scena przedstawia pokój dziecinny mały. Jurek bawi się. Wchodzi Anioł, chłopczyk początkowo
go nie dostrzega.
ANIOŁ: Jurku jam Twój Anioł Stróż
Pójdź wraz ze mną do stajenki
Tam gdzie Jezus śpi maleńki
Chłopczyk usłyszawszy głos Anioła, zrywa się , wpatruje się weń zachwyconym wzrokiem,
poczem ochłonąwszy nieco mówi z zapałem.
JUREK: Ach kochany mój Aniele
Szczęścia mnie spotyka wiele
Jakiż dobry Pan Bóg w niebie..
Anioł uśmiecha się przyjezdnie, następnie powstaje i czyni oznajmiający ruch.
ANIOŁ: W stajence leży dziecina mała,
Ta co Ci Ojca i Matkę dała
Która stworzyła wszystko na ziemi
Pójdź dzisiaj do Niej kochane dziecię!
JUREK: Chodźmy prędziutko do tej stajenki.
Gdzie leży Jezus, Bóg mój maleńki
Niechaj zobaczę to Dziecię Boże
Niechaj uklęknę, pokłon Mu złożę.
ANIOŁ: Wszystkie tam dzisiaj zdążają dzieci
Gwiazda przecudna nad szopką świeci
Anielskie chóry pieśń Bogu wznoszą
JUREK: Chciałbym dar jakiś zanieś zanieść w ofierze ,
Aby ucieszyć Dzieciątko szczerze
Nie chcę z rękami iść tam próżnymi,
Lecz cóż dam Panu nieba i ziemi?
Namyśla się – wreszcie zwraca się rozpromieniony do Anioła. Ale ten Jezus przecież tak mały.
Mogę mu zanieść dobytek cały! Niechaj się cieszy, śmieje radośnie. Dość się zasmuci, gdy już
urośnie.
ANIOŁ: Daj Jurku, zanieść- wszystko Dziecinie!
Jej jasny uśmiech na ciebie spłynie.
Jej jasne oczy się rozpromienią,
Gdy się przypatrzy Twoim pragnieniom.
JUREK: Dobrze Aniele wszystko mu złożę
By się cieszyło Dzieciątko Boże,
Oddam zabawy i serce swoje,
Umilę Bogu zimno i znoje.
(przesuwa konia, piłkę, policjanta, pociąg)
Może coś jeszcze? Niech Anioł powie!
Chciałbym dać wszystko jak pastuszkowie
O! Tu mam piękną książeczkę właśnie
Bo są w niej piękne po Polsku baśnie
(Anioł uśmiecha się jeszcze serdeczniej)
ANIOŁ: Wystarczy, Jurku, Jezus się wzruszy
Że taką dobroć masz w swojej duszy.
JUREK: Więc chodźmy! Chciałbym już być w stajence
Przy moim Bodu, Świętej Panience
Gdybym tak skrzydła miał jak Anioł
To byśmy prędko tam zalecieli!
(Wychodzą. Zasłona spada)
Odsłona druga.
STAJENKA: Wchodzi Jurek wraz z Aniołem i klęka
Pobożnie Anioł staje za nim.
JUREK: Witaj mój Jezu! Bardzo się cieszę
Żeś mi pozwolił przyjść do siebie-
Widzę wokoło Anielskie rzesze
Jak tu jest pięknie! Jak gdyby w niebie!
Mam tu dla Ciebie, mój Jezu drogi
Moje zabawki, boś Ty ubogi
Zabierz je sobie, baw się o Dziecię
Bo ja Cię kocham nad wszystko w świecie
(Słychać nowe głosy)
Patrz Jezu spójrz znów Anioł leci,
A za nim idzie gromada dzieci-
Wszyscy będziemy się weselić
Z Twojego przyjścia radosnej chwili
(wchodzą inne dzieci, pierwsza występuje dziewczynka klęka i mówi…)
DZIEWCZNKA: I ja Cię kocham, Boże bez miary,
Przyjmij o Jezu i moje dary
Choć takie biedne i takie małe
Przyjmij je Panie, na Twoją chwałę!
(Reszta dzieci podchodzi do żłobka i składa różne podarunki, poczym znów klęka,
modląc się głośno:
Błogosław Ojcu i Mamie Dziecię
Daj pokój Boży na całym świecie
Daj szczęście dziecku i dorosłemu
Błogosław Polsce światu całemu!
(JUREK ROZPOCZYNA ŚPIEWAĆ ZWROTKĘ KOLĘDY, KTÓRĄ DALEJ ŚPIEWAJĄ
WSZYSTKIE DZIECI….)
Podnieś rękę Boże Dziecię,
Błogosław Ojczyznę miłą…..
Po prześpiewaniu zwrotki zasłona spada
KONIEC
Legenda o przemożnym opływie Matki Boskiej w niebie.
Jest zwyczaj w niebie, że co parę latek
Jak mówią ludzie, Pan ze swoja świtą
Chodzi zobaczyć, czy świeci dostatek,
Ład i wygodę, mają należytą.
Raz gdy Zbawiciel obchodził niebiosa,
Przy Jego boku Przenajświętsza Panna
Święci zgodnymi, witali go głosy
Śpiewając: Sanktus. Gloria. Hosanna.
Pan nasz spoglądał przyjaźnie i mile
Na męczenników zastępy z palmami
Którzy dla niego mieli ponieść tyle,
Zanim polegli pod katów razami
Potem znów grono Biskupów Go wita,
Dalej młodzieńców niewinne spojrzenia
Tutaj znów dziewic jaśniejąca świta
Najbliższe Panu tworzy otoczenie
Lecz cóż to nagle, Bożą twarz zamroczy,
Dlaczego Piotra woła po imieniu
Dziwny to widok uderzył mu w oczy.
I nie ma granic jego zadziwienie.
W cieniu się kryją, Tatarzy rozbójnicy,
Co w służbie Bożej, nie byli gorliwi
I teraz zamiast w piekła być ciemnicy
Stoją pokornie , lecz widać szczęśliwi!
O! Rzecze Chrystus- Piotr się już starzeje!
Gdy się tu taki nieporządek dzieje.
Jakim sposobem, pytam ja się Ciebie
Tylu grzeszników znalazło się w niebie?
Na to Piotr, wcale niezafrasowany.
O słodki Panie! Nie bądź zagniewany
Ja bram niebieskich strzegę należycie
Lecz niech się tylko odwrócę na chwilę
Najświętsza Panna drzwi otwiera skrycie
I od tych Tatarów wpuściła już tyle!
Gdy Pan usłyszał takie wyjaśnienie,
Z uśmiechem spojrzał na Matuchnę swoja ,
I tak się Boże rozjaśnia spojrzenie
Że się Go już wcale Tatarzy nie boją .
Pan im, przebaczył choć Go obrażali
Ale Maryję Pannę serdecznie kochali.
I nam grzesznikom zapamiętać to trzeba
Kto Maryję kocha, ten wejdzie do nieba.
Ludzka tęsknota.
Słyszała ludzka tęsknota,
Szukając szczęścia swych dróg.
Że w dali światłość lśni złota
I święty Wszechmocny Bóg
Słyszała ludzka tęsknota
Że dobroć istnieje na ziemi
Więc chciała ją objąć ramieniem
Drżącymi rękami swoimi.
Słyszała ludzka tęsknota
Że radość wśród życia gości.
Więc biegnie i patrzy i szuka,
Prawdziwej na świecie radości.
I kiedy tęsknota słyszała,
Że szczęście ma w sercu siedlisko
Że człowiek go szuka daleko
A ona tak nieraz jest blisko.
Wystarczy rękę wyciągnąć,
By dotknąć go swoim ramieniem
I ukryć codzienne pragnienie
W te jasne kojące promienie.
Więc idziesz tęsknota i szuka,
Wyciąga przed siebie swe ręce.
I pyta czy jeszcze daleko,
Do kresu, gdzie spocznie jej serce.
I idzie tęsknota przez życie,
Wśród burzy i deszczu strumieni
A tyle na świecie łez widzi
A mało słonecznych promieni.
Więc idzie przez pola i płacze
Myśl ludzka namaszczanej czoło
Choć walką zmęczona codzienną
Wciąż idzie i szuka i woła.
I patrzy w promyczek jej złoty,
Co błyszczy nadzieją wśród chmury.
Znikają łzy ludzkiej tęsknoty.
Wzrok sięga aż do szczytu góry.
Tam wszystko jasnym się staje
Cel widać i źródło radości.
Więc idzie tęsknota dostojna
I niesie pochodnie miłości.
Dlaczego przed mymi oczyma
Mam dzisiaj jej obraz tak żywy
Gdy tyle wesela w tym domu,
I tyle radości prawdziwej.
Bo mi się tak często wydaje,
Że ludzka tęsknota jest wszędzie.
I nawet w uśmiechu radosnym
Tam ona swą nić pragnień przędzie.
I tutaj jej życie w nas tętni,
Do Boga nam serce porywa.
Gdzie szczęście i miłość ma dom swój
Gdzie radość istnieje prawdziwa.
Tam wszystkie tęsknoty serc naszych
Spotkają więc w szczęściu miłość
I będą znały jedynie
Uczucia wiecznej radości!
Staropolskie oświadczyny.
KAWALER: Niechaj Jezus Chrystus
Będzie pochwalony
Z gorącym sercem
Przybywam w te strony
By ukochanej niewieście
Pozostać miłym nareszcie !
Powiedz czy nie próżno
Bije serce w łonie
Czy nie darmo męczę
Karogniade konie?
PANNA: Niech konie stoją w stajence-
Ja Waści wcale nie męce
KAWALER: Niechaj Jezus Chrystus
Będzie pochwalony
Z bolejącym sercem
Opuszczam te strony
Toć się do żalu nie rzucę,
Gdzie indziej afekt obrócę!
PANNA: A po cóż to Waćpana!
Zaraz taki chybki
I po cóż ma szukać
W innym stawie rybki?
Jak rybka w sieci złapana-
Czeka przysięgi Waćpana!
KAWALER: Mościa dobrodziejko
Miła Ty jagódko
Dręczyłaś me serce
Lecz to trwało krótko
A teraz do nóżek się ściele-
Za miesiąc nasze wesele!
PANNA: A powiem to Waści ,
Nie mówiąc nikomu,
Że ja jestem Panią
Tylko w swoim domu!!!
(rozkapryszona, wyższym tonem)
I o tym Pan musisz wiedzieć
Że pod pantoflem masz siedzieć!
KAWALER: Niechaj Jezus Chrystus
(rozztroszczony) Będzie pochwalony
Od powietrza głodu
I od takiej żony!
Zachowaj mnie Jezu Chryste
Toć to horendum wieczyste!!!
(grozi jej)
Czekaj sobie Aśka
Aż się taki zdarzy
Któremu by było
Z pantoflem do twarzy!
Ja! Słysząc takie androny-
Gdzie indziej poszukam żony.
Dwie dusze
Gdzie święci Pańscy, jak gwiazdy świecą,
Z dwóch krajów świata, dwie dusze lecą.
Pierwsza z nich czarna, smutna ponura,
W nad ziemskim świecie, leci jak chmura.
A druga jasna, odziana biało,
Jakby ja słońce, blaskiem oblało.
A gdy się w locie swym zbiegły obie,
W umarte lica spojrzały sobie.
Toś Ty Mario? Toś Ty Barbaro?
Szepczą do siebie, w cicha noc szarą .
Jakaś Ty czarna, powiedz siostrzyczko,
Czemu Ci białe sczerniało liczko?
Jak lilia biała, byłaś na świecie,
Byłaś rumiana, jak róży kwiecie.
Czy Ciebie w czarnym ziele skąpali?
Czy Cię w żałobny strój przyodziali?
Ej nie to, nie to, od stroju i ziela,
Człek się nie czerni, ani nie wybiela.
Nieraz Mateczce odrzekłam ostro-
Nieraz ja kłótnie wstrzymałam z siostrą..
Nieraz mój Ojciec i bracia mali
Gorzkiemi łzami, na mnie płakali.
A Bóg policzył każdą łzę marną
I one mnie to zrobiły czarną.
A Ty siostrzyczko? Czyś Ty bez grzechu?
Na jakim Tyś się bieliła blechu?
I w jakim Tyś się zdroju kąpała?
Żeś taka jasna i taka biała!
Ja się nie myłam w żadnym jeziorze
Ani w strumyczku co płynie w borze.
Lecz Aniołowie zaświadczą sami
Żem się obmyła własnemi łzami.
Kto płacząc tuli się w białe szatki
Ten leci w jasność do Bożej Matki.
W czasach grabieży
W czasach grabieży i niepokoju
Żył człowiek co przez lat wiele
Zarobił pieniądz o krwawym znoju.
Przechował w garnku w popiele.
Lecz się nie zwierzył w nagłym skonaniu
Ni przed żoną, ni przed dzieckiem.
I długo długo, tak w zaniedbaniu
Ten garnek stał pod przypieckiem
Pewnego razu wszedł do tej chaty
Biedny zgłodniały podróżny.
Ledwie okryty podłymi szmaty.
Pokornie prosił jałmużny
Lecz gospodyni w pośród rodziny.
Przy jadle była za Stolem
A żebrakowi jakby na drwiny
Dała ten garnek z popiołem.
Żebrak z Modlitwą opuścił progi
Jałmużnę przyjął z ochotą.
Lecz się powrócił czem prędzej z drogi
Gdyż w garnku zobaczył złoto.
Za złe odpłacać dobrym potrzeba,
Rzekł starzec wchodząc do chaty.
Ty popiół dałaś mnie zamiast chleba
Ja Tobie zwracam dukaty.
Kobietę cnota wzruszyła taka,
Ze wstydem błąd swój poznała
Wynagrodziła hojnie żebraka
I odtąd biednych wspierała.
Wierszyk Dusza pokutująca.
Spójrz Marylo gdzie się kończą gaje,
W prawo tuż gęsty zarostek.
W lewo się piękna dolina podaje,
Przodem rzeczułka i mostek.
Tuż starz cerkiew, w niej puszczyk i sowy,
Obok dzwonnica zrąb zgnity
A za dzwonnicą chruśniak malowany.
A w tym chruśniaku mogiły.
Czy tam bies siedział, czy dusza zaklęta
Że o północnej godzinie
Nikt jak najstarszy człowiek pamięta
Miejsca bez trwogi nie minie.
Bo skoro północ, nawlecze zasłony
Cerkiew się z czakiem odmyka.
W pustej dzwonnicy dzwonią same dzwony
W chrustach coś huczy i ksyka.
Czasami promyk okaże się blady
Czasem grom trzaska po gromie.
Same z mogiły niszczeją pokłady.
I larwy stają widome.
Raz trup po drodze bez głowy się toczy
To znowu głowa bez ciała.
Rozwiera gębę i wytrzeszcza oczy,
Z gęby i z oczu żar pada.
Albo wilk Bierzy pragniesz go odegnać
Az orlim skrzydłem wilk macha.
Choć zgiń przepadnij, wyrzec się przeżegnać
Wilk zwiduje wrzeszcząc ha ha ha.
Każdy z podróżnych oglądał te zgrozy,
I każdy musiał kląć drogę
Ten złamał dyszel, ten wywrócił wozy
Innemu zwichnął koń nogę.
Ja chociaż pannę, nieraz Andri stary
Przyglądał nieraz przyszczegał
Śmiałem się z diabłów, nie wierzyłem w czary
Tamtędy jeździł i biegał.
Raz gdy do Rudy, jadę w czas noclegu
Na moście z końmi wóz staje
Próżno woźnica przynagla do biegu
Hej krzyczy, biczem zadaje.
Stoję- a potem skoczę z całej mocy.
Dyszel przy samej pękł śrubie.
Zostać na polu, samemu w nocy,
To lubię rzekłem, to lubię!!!
Ledwie wyrzekłem, aż straszna martwica
Wypływa z bliskich wód toni.
Białe jak szaty, jak śnieg białe lica
Ognisty wieniec na skroni.
Chciałem uciekać potem zalękniony,
Włos dęba stanął na głowie.
Krzyknę niech będzie Chrystus pochwalony,
N wieki wieków odpowie.
Ktokolwiek jesteś poczciwy człowiecze
Coś mnie zachował od męki.
Dożyj Ty szczęścia i późnego wieku
I pokój Tobie i dzięki!!!
Widzisz przed sobą obraz grzesznej duszy,
Wkrótce się niebem pochlubię.
Żeś Ty z czyśćcowej zbawił mnie katuszy
Tym jednym słowem TO LUBIĘ!!!!
Dopóki gwiazdy zajdą i dopóki
We wsi kur pierwszy zapieje.
Opowiem Tobie, a Ty dla nauki,
Opowiedz innym me dzieje.
Owego czasu żyłam ja na świecie,
Maryla zwana przed laty.
Mój Ojciec pierwszy urzędnik w powiecie,
Możny poczciwy bogaty.
Za życia pragnął sprawić mi wesele
A im dostatnia i młoda
Zbiegło się zewsząd zalotników wiele
Posąg wabił i uroda.
Mnóstwo ich marnej pochlebiało dumnie,
I to im było do znaku.
Że kiedy w licznym kłaniano się tłumie
Tłumem gardziłam bez braku.
Przybył i Józio dwudziestą miał wiosnę
Młody cnotliwy nieśmiały.
Obce dla niego wyrazy miłosne,
Choć czuł miłosne zapały.
Przybył i błagał o jedno słowo,
Szlochał i prosił mnie skrycie.
Ja! Wszystkim gardząc i Jemu odmówiłam
Poszedł i skrócił swe życie.
Raz gdy się w północ z Rodzicami bawię,
Wzmaga się hałas, huk, świsty!
Przyleciał Józio w straszliwej postawie
Jak potępieniec ognisty.
Porwał udusił garścią dymnych kłębów,
Rzucił w czyśćcowe potoki.
Gdzie pośród płaczu i zgrzytania zębów.
Jakie słyszałam wyroki.
Od tamtych czasów odkąd pokutuję,
Już prawie dwieście lat mija.
Do nieba już idę i za Twoją duszę
Zmówię trzy Zdrowaś Maryja.
Siadł w szczerym polu Chrystus Pan.
Siadł w szczerym polu Chrystus Pan.
A przy nim orszak bosy
Dziateczki co na zżęty łan
Szły z miasta zbierać kłosy.
Cisną się usta do nóg Mu.
Drobniuchnej tej czeladzi.
A Chrystus spuścił jasna dłoń
Z główki dzieci gładzi.
Rośnijcie rzecze Ojcom swym
I Matkom na pociechę
I jako słońce chaty swej,
Wyzłoćcie niską strzechę.
A co pogładzi jasny włos,
To gwiazdy Mu dookoła.
Sypią się na kształt złotych ros.
Na pochylone czoła.
Lecz wpośród dzieci była tam
Sierotka jedna mała.
I słysząc to co Chrystus rzekł
W te słowa się odezwała.
To ja nie będę Panie ruś
Bo na co to i komu.
Ojca i Matki nie mam już,
A także nie mam domu.
Lecz Chrystus rzekł,
„ Zaprawdę” powiadam Wam moje dziadki
Nie jest sierota żadne z Was
Choć nie ma Ojca Matki.
Bo Ojcem mu jest niebios Pan,
A Matką ziemia miła.
Co Go zbożami swoich pól
Jak mlekiem wykarmiła.
A domem mu jest cały świat.
Bez granic i bez końca.
Gdzie tylko sięgnie jego myśl
Jak złota strzała słońca.
Powrót taty …
Pójdźcie o dziatki, pójdźcie wszystkie razem
Zamiast pod słup na wzgórek
Tam przed cudownym klęknijcie obrazem
Pobożnie zmówcie paciorek.
Tato nie wraca ranki i wieczory.
We łzach go czekam i trwodze.
Rozlały rzeki i pełne zwierza bory.
Pełno zbójców na drodze.
Słysząc to dziadki, biegną wszystkie razem.
Za miasta pod słup, na wzgórek.
Tam przed cudownym klękają obrazem
I zaczynają paciorek.
Całują ziemię, potem w imię Ojca
Syna i Ducha Świętego.
Bądź pochwalona przenajświętsza Trójco,
Teraz i czasu wszelkiego.
I litanię do Najświętszej Matki,
Starszy brat śpiewa, a z bratem
Najświętsza Matko przyśpiewują dziatki,
Zlituj się zlituj nad łanem.
Wtem słychać turkot, wozy jadą drogą
I wóz znajomy na przedzie.
Skoczyły dziadki i krzyczą jak mogą
Tato! Ach, Tato! Nasz jedzie!
Obaczył kupiec łzy radosne leje
Z wozu na ziemię wylała.
Ha – jak się macie, co się u Was dzieje,
Czyście tęskniły do Taty?
Mama czy zdrowa Ciotunia domowi
A oto rodzynki rodzynki w koszyku.
Ten sobie mówi, a ten sobie mówi,
Pełno radości i krzyku.
Ruszajcie!! Kupiec na sługi zawołał
Ja z dziećmi pójdę ku miastu
Idzie, Az zbójcy obskoczą do kota
A zbójców było dwunastu.
Brody ich długie kręcone wąsika
Wzrok dziki, suknia plugawa
Noże za pasem, miecz u boku błyska
W ręku ogromna buława.
Skoczyły dziadki do Ojca
Tulą się pod płaszcz na łonie
Truchleją sługi, struchlał Pan wybladły
Drżące ku zbójcom wzniósł dłonie.
Ach bierzcie wozy, ach bierzcie dostatek
Tylko puszczajcie nas zdrowo.
Nie róbcie małych sierotami dziatek,
I młodej małżonki wdową.
Nie słucha zgraja, ten już wóz wyprzęga
Zabiera konie, a drugi.
Pieniędzy krzyczy i buława sięga
Ów z mieczem wpada na sługi.
Wtem stójcie, stójcie!! Krzyknie starszy zbójca
I spędza bandę precz z drogi
A wypuściwszy i dzieci i Ojca,
Idźcie rzekł dalej bez trwogi.
Kupiec dziękuje a zbójca odpowie
Nie dziękuj wyznam Ci szczerze
Pierwszy bym pałką strzaskał na Twojej głowie
Gdyby nie dziatek pacierze.
Dziatki sprawiły że uchodzisz cało
Darzą Cię życiem i zdrowiem
Im więc podziękuj za to co się stało
A jak się stało opowiem.
Z dawna już słysząc o przyjeździe kupca
I ja i moje kamrata.
Tutaj za miastem przy wzgórku u słupca
Zasiadaliśmy na czaty.
Dzisiaj nadchodzę, patrzę między chrusty,
Modlą się dziatki do Boga.
Słucham, z początku porwał mnie śmiech pusty.
A potem litość i trwoga.
Słucham, Ojczyste przyszły na myśl strony
Buława upadła mi z ręki.
Ach ja mam żonę i u mojej żony
Jest synek taki maleńki.
Kupcze jedź w miasto , ja do lasu muszę
Wy dziatki na ten pagórek
Biegnijcie sobie i za moją duszę
Zmówcie też czasami paciorek.
Kalinka.
Rosła kalina, z liściem szerokim
Nad modrym w gaju, rosła potokiem
Drobny deszcz piła, rosę zbierała
W majowym słońcu liście kąpała.
W lipcu korale miała czerwone
W cienkie gałązki, liście splecione.
Tak się stroiła, jak dziewczę młode
I jak w lusterko, patrzyła w wodę.
Wiatr co dnia czesał jej długie włosy.
A oczy myła kroplami rosy.
U tej krynicy u tej kaliny
Jasio fujarki kręcił z wierzbiny.
I grywał sobie żałośnie,
Gdzie pod krynicą kalina rośnie.
I śpiewał sobie dana oj dana,
A wiatr po rosie leciał co rana.
A gdy w jesienną, skrzynkę zieloną
Pod ciemny krzyżyk Jasia złożono.
Biedna kalina, znać go Kochała
Bo wszystkie swoje liście rozwiała
Żywe korale rzuciła w wodę,
Z żalu straciła całą urodę.
Wierszyk choinkowy
Nasza klasa to jest klasa,
Nie znajdziecie tu brudasa.
Wszystko czyste, wszystko świeże,
Czyste ręce i kołnierze.
A popatrzcie na zeszyty
Każdy zeszyt znakomity
I naklejka- i okładka,
Czyściuteńka, świeża, gładka.
A jak cicho w naszej klasie,
Mowy nie ma o hałasie.
Nikt nie gada, nie chichocze,
Nikt nie ciągnie za warkocze.
Nikt nie ściąga cudzych zadań,
Każdy świetnie odpowiada.
U każdego dobra minka,
Bo dziś nasza jest choinka..
Wierszyk o wiejskiej dziewczynie.
Zaraz poznacie, gdzie raźna dziewka,
Bo przy tej chacie, ogródek- drzewka.
W ogródku lilia, i mak czerwony,
Słonecznik żółty, ku słońcu zwrócony
Ona podziela Matczyne sprawy,
Prace, wesela, troski, obawy.
Ledwo skowronek przywita dzionek
Ona już się krząta zmówiwszy paciorek.
Nigdy nie spocznie, czynna jej ręka,
Z ust jej brzmi ciągle miła piosenka.
Anioł stróż cnoty o duszy cichej
Srebrnymi loty odpędza grzechy.
Mowy złośliwe, słowa zelżywe
Podstępy czarne, zabiegi marne.
Ona jest głucha, na ponęty światowe
I nie uwiodą ja złe myśli szatanowe.
Gdy inni ludzie w wieczór zimowy,
Po dziennym trudzie schylają głowy
Ona dom jeszcze obiega w koło
Potem pod krzyżem schyla swe czoło.
Choć utrudzona, klęka w pokorze
I modły wznosi do Ciebie Boże.
Za Ojca Matkę, rodzinę drogą
Za kraj kochany, dziatwę ubogą
Za tych co w grobach cicho posnęli
Za tych co w wojnie walcząc zginęli
A Matka Boska tam nad gwiazdkami,
Czuwa nad snem jej, wraz z aniołami.
Pożegnała siostra brata.
Pożegnała siostra brata
Pożegnała tymi słowy:
A gdy pójdziesz na kraj świata,
Mój braciszku bywaj zdrowy.
Gdy za siódmą będziesz rzeką
Gdy Ci zgłuchną nasze dzwony
Kiedy będziesz gdzieś daleko,
Obejrzyj się w nasze strony.
Długa żałość, krótkie słowa
Smutno świeci zachód złoty.
Bywaj zdrowy, bywaj zdrowa
Żegnały się dwie sieroty.
Płyną wody za wodami
I z gałązek liść oblata
Sieroteńka za górami
Przewędrował kraje świata
I chociaż mu nie zbywało
Ani soli, ani chleba
Ale wszystko to za mało
Bo swojego nie miał nieba
Napisał liścik drobny
Złotooczym piórkiem pawia
Lecz tak smutny i żałobny
Że co słówko to zakrwawia.
Niby nic mu nie potrzeba,
Nad wodami, nad cudzymi
Ale chciałby troszkę nieba
I wietrzyka swojej ziemi.
Wzięła siostra liść z kaliny,
Napisała tak do brata :
Powróć, powróć mój jedyny
Mój braciszku wróć zez świata.
I co przyszło jej do głowy
Napisała wszystko na nim
Teraz wietrze cichym wianiem
Zanieść liścik kalinowy.
Brat liścikiem się zasmucił,
I załamał ręce obie.
Ruszył w drogę do dom wrócił
Lecz już siostra była w grobie…
Nadzieja
Nadziejo zawsześ mi miła
Tyś życia mego ozdobą.
Tyleś mnie razy zdradziła,
Ja zawsze tęsknie za Tobą
Nadzieja zwodnicza mara
Co mami zawsze człowieka
Gdy tenże o nią się stara
Zbliża się i znowu ucieka.
Świat srogi i świat przewrotny
W nim wszystko na opak idzie.
Niejeden Panem dwukrotnym
A człowiek poczciwy w biedzie.
Matysek
Żył Matysek chłop przed laty.
Pan i bogacz gębą całą
Szczęście lezie mu do chaty
Matyskowi wszystko mało.
Krzywdzi drugich w nędze wpycha
Grosz jak w kleszczach w reku ściska.
Więc szeptają ludzie z cicha
Przyjdzie kryska na Matyska.
Na łzy ludzki on jak kamień
Serca w nim ni odrobiny.
Proś go błagaj, w łzy się zamień
On na łzy ma jeszcze kpiny.
On dla bliźnich jak pies w budzie
Co wciąż warczy kłami błyska.
Słusznie więc szeptają ludzie
Przyjdzie kryska na Matyska.
Przyjdzie żebrak on od proga
Spuszcza za nim czarne psiska.
Ej Matysku bój się Boga,
Przyjdzie kryska na Matyska.
Raz dwie gąski biednej wdowy,
Trochę mu zdeptały proso.
Matys wpada gąskom głowy,
Jakby trawę ścina kosą.
Gorzej było owdowiała,
Siostra jego z czworgiem dziatek.
W bracie jej nadzieja cała
Brat ma chatę i dostatek.
Zresztą gdzie się wprosi komu?
A on- precz Ty! Precz dzieciska!
Siostrę własną pędzi z domu
Przyjdzie kryska na Matyska.
Przyszła wreszcie! Raz z jarmarku.
Wrócił Matys pijaniusieńki
W głowie kipi mu jak w garnku,
Nagnie pewien ani ręki.
Wyprzągł- idzie miedzy stogi,
Choć z iskrami fajkę ciska.
Pada, nieść go nie chcą nogi.
Przyszła kryska na Matyska.
Po północy gwałt, krzyk, wrzawa!
Jasność bije pośród sioła,
Nad Matyskiem łuna krwawa
W ogniu stajnie, dom, stodoła.
A gdzie Matys na wsze strony,
Rozbiegają się ludziska.
Patrzą ciągnął pół spalony,
Przyszła kryska na Matyska.
Nikt go nie chciał wziąć do chaty
Więc złożyli go przy progu.
I ten wczoraj Pan bogaty
Zmarł jak nędzarz na barłogu.
A na pogrzeb nikt z sąsiadów,
Nie pospieszył ani z bliska.
Trumnę niosło czterech dziadów,
Przyszła kryska na Matyska.
Pod darniną pod zielona,
Nasz Matysek spoczął sobie.
Na pogrzebie nie dzwoniono,
I nie płakał nikt na grobie.
Przy kaplicy tuż pod ścianą
Tam gdzie krzyż jodłowy błyska
Czyjąś ręką napisano
Przyszła kryska na Matyska.
JASEŁKA: AKT PIERWSZY.
Pasterze.
Noc księżycowa, w stronie wschodniej ogromna gwiazda Bożego Narodzenia od której wlecze
się promienisty warkocz. Pastwisko poza wodą, w głębi szereg wierzb, za wierzbami na dalekim
widnokręgu bieleją chałupy i rysują się ciemne na nieba sady. Przy trzodach pasących się w dali,
pasterze rozkładali się przy dogasającym ognisku i śpią. Jeden tylko podrostek Maciek czuwa
nad pasącym się bydłem.
MACIEK: Jesce jo nie bocie żeby moje ocy
Oglądały kiedy takie ślicne nocy
Jak dzisiejszo nocka.
Nie wiem co się dzieje
Jesce gwiozdy świcą- o północku dnieje…..
Od gwiazdy Bożego Narodzenia rozlega się po niebie złocista łuna. Na obłokach ukazują się w
dali Aniołowie w złocistych dalmatykach z trefionymi włosami, z kwiatami i narzędziami
muzycznymi w rękach, roztaczają kręgi tęczowych skrzydeł.
MACIEK: (przerażony)
Dla Boga! Słońce świeci
Jakieś wojsko z nieba leci,
Zdaje mi się, że śpiewają
Ogniem ziemię zapalają!.....
I CHÓR ANIOŁÓW: (śpiewa)
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony
Ogień krzepnie- blask ciemnieje,
Ma granice nieskończony….
II CHÓR ANIOŁÓW: (śpiewa)
Wzgardzony okryty chwałą,
Śmiertelny Król nad wiekami.
OBA CHÓRY: (śpiewają)
A słowo Ciałem się stało
I mieszkało miedzy nami!
II CHÓR ANIOŁÓW: (śpiewa)
W nędznej szopie urodzony,
Żłób Mu za kolebkę dano,
Cóż jest? Czym był otoczony:
Bydło, pasterze i siano.
I CHÓR ANIOŁÓW: (śpiewa)
Ubodzy Was to spotkało,
Witać Go przed bogaczami…
OBA CHÓRY ANIOŁÓW: (śpiewają)
A słowo ciałem się stało,
I mieszkało między nami.
MACIEK: Słuchał przerażony przed końcem pieśni Anielskiej przypada ku śpiącym
(śpiewa) :Gwałtu! Gwałty pastuszkowie, słyszycie! Słyszycie, co Wam
powiem! Ogień się błyska, a droga śliska- Uciekać! Strachy! Strachy nad
strachami! Jasność bije piorunami! O tam do kata! Już koniec świata- żle z
nami.
ANIOŁ: (śpiewa)
Nie bój się, nie bój się Maćku pastuszka,
Jakeś Ty, takom ja Bogu służka
Zwiastuje Ci wesołe lata,
Że się Wam Zbawiciel świata,
W Betlejem narodził, tak sławnym mieście
Więc jego czem prędzej przywitać bierzcie!
(Chóry Anielskie znikają za obłokami)
MACIEK: (Na wpółprzytomny dopada budy w której śpią pasterze i budzi najbliższego
Stracha)
Stachu!!!!
STACH (zaspany):
A czego?
MACIEK: Wstawaj!
STACH: Co złego?
MACIEK: Nic złego to , ino gdzieś wdzięczne głosy…
STACH: (Przewraca się na bok drugi). To wyskoc!!
MACIEK: Oj, wiesz mi w ogniu całe niebiosa!
STACH: Ogrzej się
MACIEK: Żart na stronę!
STACH: Czy prawda?
MACIEK: Widzisz łunę?
STACH: (Zrywa się)
A to co ? Daj mi sukmanę
Co wskok wstaną… Niech oko zobacy
Co wszystko znacy! O! Nieszczęśliwa to godzina, smutna to będzie jakaś
Nowina.
MACIEK: Na! (daje sukmanę)- Ino wstań
Nie bredź wiele! Bedzies miał wnet smutek, no i wnet wesele.
STACH: (Wychodząc z budy)
A kędys to łona, co tak o niej bredzis?
MACIEK: Na Boga! Cyś ślepy, cy Jesce nie widzis?
Przetrzej jeno łocy, pożryj w prawą stronę,
Nad samym Betlejem, widać wielką łone.!
STACH: Oj prawda!- już widzę, ale to nie żarty, Tyś mi prawdę mówił, jo byłem uparty.
Mój Maćku, mój śliczny, cóż my ucyniwa, Jo myślę najlepiej drugich
Pobudziwa…
MACIEK: Dy pockaj no trochę- nie chodź jesce Stachu..
Moze nadaremno narobiłbyś strachu.
Sam sobie nie wierzę, moze mi się marzy,
Trzebaby uważać co się tutaj zdarzy…
STACH: Ej kiego kaduka, bedzies dłuzy cekał- Jo krzykno na drugich, sam bedo
uciekoł! Cym prędzej tym lepiej, ze bydle zajmiemy, bo jak się spóźnimy to
pewno zginiemy.
WOŁA STACH: Bartek, Symek, Walek, Wojtek, Jasiek, Kuba! Gwałtu! Wstańcie
prędzej, bo nad nami zguba.
MACIEK: Wstańcie!- Jak porżnięci wszyscy tęgo śpicie, Ja już dawno śpicie a Wy nie
Słyszycie!
BARTEK: A cegóz wrzeszcycie?
SZYMEK: Cóż się złego stało?
WALEK: Pewnie naszą trzodę nieszczęście spotkało?
WOJTEK: Albo się Wam coś śni, albo dusi zmora?
JASIEK: Możeście też sobie podpili z wiecora?
STACH: Tak jo Ci tez mówił, jak mniemacie budził, wstać mi się nie chciało, kęsiem
się nie znudził. Myślałem że przez sen ten nocny maruda Wrzescy i powiada
jakieś nowe cuda. Wstawajcie no bracia, a wszystko ujrzycie! Dziwy
niesłychane co mi nie wierzycie…Gdyby ciozkim młotem serce we mnie bije…
może z nos już zodon jutra nie dozyje.
PASTERZE WYLAZŁSZY Z SZOPY W POPŁOCHU.
Gwałtu! Niebo gore, ziemia się zapala
Widno na świat cały, nieszczęście się zwala!
Uciekajmy rychło!- nie ma tu co cekać,
Dyć lepi za wcasu niż próżno uciekać!
(biegną w głąb ku trzodzie)
CHÓR ANIOŁÓW: (ukazując im się z bliska – śpiewa)
Gdy się Chrystus rodzi i na świat przychodzi
Ciemna noc w jasnościach promienistych brodzi,
Aniołowie się radują
Pod niebiosy wyśpiewują:
Gloria, gloria, gloria, In excelsis Deo!
(pasterze padli na kolana, przestraszeni śpiewają) :
O niebieskie duchy i posłowie nieba
Powiedzcie wyraźnie co Wam czynić trzeba,
Bo My nic nie pojmujemy
Ledwo od strachu żyjemy….
CHÓR ANIOŁÓW: (śpiewa)
Gloria, gloria, gloria! In excelsis Deo!
Idźcie do Betlejem, gdzie Dziecię zrodzone,
W pieluszki powite, w żłobie położone,
Oddajcie Mu pokłon Boski
On osłodzi wasze troski,
Gloria, Gloria, Gloria! In excelsis Deo!
(aniołowie znikają)
STACH (ochłonąwszy) : Mój miły Bartosie, cóż na to mówicie?
KUBA: Coz to mamy robić? Jakże nam radzicie?
JASIEK: Juści Wy się lepiej pewno na tym znacie,
Bo umiecie cytać stare lata macie….
BARTOSZ: Poczekajcie Bracia, niech cłek pomiarkuje-
To światło jest z nieba, co się połyskuje.
I to ślicne wojsko, cośmy je widzieli,
To także miarkuje- ze to są Janieli….
SZYMEK: Co u nich za nuta! Co to za śpiewanie,
Pewnie z nas zadnio na takie nie stanie.
Co u nich za głosy!- I jaka kapela
Idzie pod niebiosy- serca rozwesela!
BARTOSZ: Dyć to mili bracia samiście słyszeli,
Co święci Janieli do nas powiedzieli.
Ino nie wiem, czyscie zrozumieli wszyscy
Ze nam iść kazali, gdzie się światło błyscy.
WALEK: Już ja wcale pierwszy nie pojmuje tego:
Mam iść do Betlejem, a nie wiem dlocego.
WOJTEK: Od światła wielkiego mało cłek nie ślepnie,
Serce radość cuje, krew zez strachu krzepnie.
BARTOSZ: (śpiewa) Złego Ewa narobiła,
Nieszczęścia nas nabawiła
Z węzem w raju rozmawiała
Jabłko z drzewa kosztowała i zgrzeszyła.
CHÓR PASTERZY: I zgrzeszyła.
BARTOSZ: Jadom z raju wypędzony
Ród ludzki grzechem skażony
Ale go z kłopotu tego
Matka Syna Przenajświętszego wybawiła.
CHÓR PASTERZY: Wybawiła.
BARTOSZ: Chytry gad zwiódł naszą Matkę.
Za tę winę sam wpadł w klatkę,
Dziś mu głowę podeptała
Która od wieków przyjść miała- Białogłowa.
CHÓR PASTERZY: Białogłowa.
BARTOSZ: Dziś we żłobie odpoczywa,
Z nieba zszedłszy prawda żywa,
Od Joniołów ogłoszony,
Z Panny w stajni narodzony, Odkupiciel.
CHÓR PASTERZY: Odkupiciel.
BARTOSZ: Więc Jemu dziś od nas być cześć oddana.
Pójdźmy do Betlejem witać tego Pana.
Jakże? Podarunków żadnych nie weźmiemy?
Z gołymi rękoma przed Panem staniemy?
SYMEK: Tak Wielgiemu Panicowi, cóż my biedni domy,
Bo On na ochotę i chęć nie na złote patrzy dary.
JASIEK: Biegaj każdy i tu przynieś, co który masz doma,
Przecie chłopcy nie pójdziemy z gołymi rękoma!
Czy mało, czy wiele zabierzemy w Kobiele.
Zanieśmy Panu.
WALEK: Na co mnie stać, dwoje kurcząt wezmę na ofiarę.
BARTOSZ: A Ty Kuba co zaniesiesz?
KUBA: Ja gołębi parę.
JASIEK: Ja trochę słoniny wezmę dla dzieciny, bo trza omasty.
STACH: Ja pół kopy słodkich jabłek mam tutaj w opałce.
MACIEK: Ja kopę żrałych grusek poniese w kobiałce.
BARTOSZ: Ja jaj Świerzych pół kopy zaniosę do szopy no poleweczkę.
ANTEK: A ja na tę poleweczkę garnczek polewany.
WOJTEK: A ja miskę.
JÓZEK: A ja łyżkę.
WAWRZEK: Ja garnek śmietany.
JANTEK: A ja na ostatek ptaków parę klatek daruję Panu!
(w miarę jak który zgłasza się z podarunkiem wybiega zaraz każdy i powraca po chwili niosąc
swoja ofiarę)
FRANEK: Każdy przyniósł dla Dzieciątka dar swój jaki taki, a cóż My Mu zaniesiemy
słudzy i chudaki.
Jako nic nie mamy,
Chyba Mu zagramy, na czym kto umie…
(wybiega za nim kilku innych pastuszków, wracają zaraz grając na skrzypkach, klarnetach,
basach itp.)
CHÓR PASTERZY (śpiewa) :
A to co ziemianie
Leży Bóg na sianie,
Leży, leży Dzieciąteczko
Śliczne małe Pamiąteczko
Do ludzi się uśmiecha.
I My tam pójdziemy
Cieszyć się będziemy
Zaśpiewamy piosenkę z zespołem.
Uderzymy o żłób czołem
Uciesyma Dziecinę…
(Z kolędy przechodzą w Krakowiaka „Bośmy to jacy- tacy” z głębi wpadają 4 pary Krakowiaków
i Krakowianek, tancerze w granatowych karazjach. Krakowianki w spódniczkach białych
muślinowych, obszytych wstążkami kolorowymi, w wieńcach ślubnych na głowie. Pasterze
rozstępują się i stają w półkolu. Muzyka ustawia się na przedzie sceny w lewym rogu, plecami do
widzów. Za Krakowiankami wszedł Żyd z flaszką wódki i stojąc przy muzykantach, nalew
tancerzom w miarę jak który śpiewa do muzyki).
WESELE KRAKOWSKIE: Cztery pary krakowiaków i krakowianek staja do tańca.
KRAKOWIACY: (śpiewają razem)
Abośmy to jacy tacy, jacy tacy,
Chłopcy krakowiacy,
Czerwona capecka,
Na cal podkóweczka
Niebieska sukmana
Dana moja dana.
(przetańczyli stoją)
PIERWSZY KRAKOWIAK: (śpiewa przed muzyka)
Karazja granatowa,
Co się od parady chowa,
U niej kołnierzycek,
Jak jaki języcek
Dana moja dana
Dziewczyno kochana!
I jedwabiem wysywana
Lamowana, bryzowana
Ze srebrnymi hafteckami
I z modrymi lapeckami
Wokolusienecko
Moja kochaneczko.
(przetańczyli- stoją)
DRUGI KRAKOWIAK: ( śpiewa przed muzyką)
I pasiek okuwany
Gwożdzickami wybijany,
Rzemyckami ozdobiony
Jak to maja krakowiany.
Dana moja dana
Dziewczyno kochana.
Kółka przy nim mosiężne są
Świecące są, potężne są
A im jest ich więcej,
Wedle Jasia przęcy
Wokolusienecko
Moja kochaneczko!
(przetańczyli- stoją)
TRZECI KRAKOWIAK: (śpiewa przed muzyką)
I kozicek wyostrzony
Na zemycku zawiesony,
Klucyk od Skrzynecki
Gdzie są kosulecki
Dana moja dana
Dziewczyno kochana!
I koszulka z osywkami,
Hafcikami, fałdzikami
Spinka u koszule Dana od Ursule,
Wokolusienecko
Moja kochaneczko!
(przetańczyli- stoją)
CZWARTY KRAKOWIAK: (śpiewa przed muzyką)
A która mnie będzie chciała,
Ta na wszystko będzie miała,
I ruciany wianek,
I złoty pierścionek,
Dana moja dana,
Dziewcyno kochana!
I medalik z Matką Boska,
Przenajświętszą Częstochowską,
I pieniądze na obsiewki,
Kochajcież mnie wszystkie dziewki,
Moja kochaneczko
Moja kochaneczko!
(przetańczyli- stoją)
CZTERECH KRAKOWIAKÓW: (razem)
Zagrajcie mi a od ucha,
Niech się wychulo dziewucha,
A jak się zbogacę
Jutro Wam zapłacę
Dana moja dana
Dziewcyno kochana!
Zagrajcie nam jacy tacy,
Bo tańcują krakowiacy
Wokolusienecko
Moja kochaneczko!
(kurtyna zasłonięta)
PRZED KURTYNĄ
Opadająca kurtyna odcina od reszty grajków,
Jędrka- Mędrka jowialnego skrzypka.
Jędrek- Mędrek staje na podsceniu i śpiewa wtórując sobie na skrzypkach. Orkiestra mu
sekunduje.
Kaczka pstra- dziatki ma
Siedzi sobie na kamieniu
Trzyma dudki na ramieniu
Kwa- kwa- kwa pięknie gra
Gąsiorek- Jędorek
Na bębenku wybijają,
Pana wdzięcznie wychwalaja:
Gę- gę- gę- gęgają.
Cyzycek scyzycek
Na gardełkach, jak skrzypeczkach
Wygrywają w jasełeczkach:
Lir- lir- lir- śpiewają.
Słowicek- muzycek
Gdy się głosem popisuje
Uciechę świata zwiastuje:
Ciech- ciech- ciech- zwiastuje.
Skowronek jak dzwonek,
Gdy do nieba się podnosi,
O kolędę pięknie prosi:
Fir- fir- fir- tak prosi
Podczas ostatniej strofy Żyd Lejba zwabiony śpiewaniem zaziera na przedscenie spoza kurtyny, a
w końcu wsuwa się nieśmiało.
Jędrek- Mędrek spostrzegawczy go zwraca się ku niemu śpiewa:
Żydzie, Żydzie Mesjasz się rodzi
Więc go Tobie, więc go Tobie przywitać się godzi.
ŻYD: (śpiewa): A gdzie Go jest? A gdzie Go jest?
Radbym widzieć tego!
Będziem witać, bedziem kłaniać,
Jeśli co godnego.
Laj, laj, laj, jeśli co godnego.
JĘDREK – MĘDREK odpowiada Żydowi śpiewem.
Żydzie, żydzie w Betlejem miasteczku
Tam on leży w żłobie na wianeczku.
ŻYD: Nie pleć głupi, tyś się upił?
Idź do piekła chłopie!
Pan tak wielki, Pan tak wielki,
Co by robił w szopie?
JĘDREK- MĘDREK. Żydzie, żydzie otóż jawnie widzisz
A czemuż się, a czemuż się
Mesjasza wstydzisz?
ŻYD: Ja starego Pana Boga,
Jak należy umiem,
Ale tego maleńkiego
Jeszcze nie rozumiem.
Laj, laj, laj jeszcze nie rozumiem.
JĘDREK- MĘDREK. Żydzie, żydzie, wnet ja Cię nauce
Jak Cię z przodu, jak Cię z tyłu
Tym smykiem wymłócę.
ŻYD: (zasłania się rękami)
Aj, waj, giewałt, aj, waj, giewałt!
Albo to tu rozbój?
Co wyrabiasz stary chłopie!
Pana Boga się bój!
(Żyd ścigany przez Jędrka- Mędrka ucieka za kurtynę)
AKT DRUGI.
Sala tronowa w pałacu Heroda, kapiąca od złota i drogich kamieni. W głębi na środku
tron pół złocisty na podwyższeniu pod purpurowym baldachimem z którego fałdy spływają aż ku
ziemi. Po obu stronach dwie ogromne arkady przysłonięte drogocennymi oponami. Opona z
prawej rozsuwa się wśród potężnego dźwięku fanfar. Wchodzą trębacze z herbowymi płachtami
u trąby. Za nimi straż przyboczna, paziowie, dworzanie a między nimi hetman z mieczem,
kanclerze ze zwojem pergaminu. Podskarbi i Marszałek niosą na poduszkach jabłko i berło. Za
nimi Herod w szkarłatnym płaszczu podbity gronostajami i w koronie. Paziowie niosą końce
płaszcza. Orszak zamyka straż. Herod zasiada na tronie, dostojnicy ustawiają się po obu stronach
na stopniach. Dworzanie, paziowie, i gwardia ustawiają się w półkole. Trąby milknął.
HEROD: (stojąc):
Otom jest Pan nad światem
I mocarz nad mocarze!
Przed moim majestatem
Wszystko pada na twarze.
Miecza mego brzeszczotem
Pobiłem cudze ziemie!
Krwią, żelazem i złotem
Uciskam ludzkie plemię.
Królów zabrałem w niewolę,
Obalałem ich trony,
Kładłem sobie na czole
Zdarte z ich głów korony.
Tysiąc wsi, tysiąc grodów
Obróciłem w perzynę-
Sto podbitych narodów
Blednie, kiedy ja skinę.
Mój ukaz światem włada
I rządzę berłem krwawym
Zwyciężonemu biada!-
Bo jest siła przed prawem!
Przed blaskiem mej korony
Miast czołem bić w pokorze.
Bunt w dumnym sercu niesie
I powoływać śmie się
Na jakieś prawa Boże!
Na ludzkie jakieś prawa!
Ja Boga się nie boję,
Z nim najłatwiejszą sprawa,
I ludzi się nie wstydzę,
Bo znają potęgę moją.
A z klątwy i krzyków szydzę,
Na płacz, na jęki głuchy.
Ciała wziąłem w niewolę,
Ręce skułem w łańcuchy,
Spętam serca i duchy,
Spokój i ład wprowadzę-
W całym państwa obszarze…
Ja król- tak chce! Tak karzę!!!
Siada:
Słuchajcie dygnitarze.
I wy moi dworzanie,
I rycerze nadworni:
Kanclerz przed nami stanie
I zda nam z tego sprawę
Co działają oporni.
KANCLERZ: (występuje i składa trzy niskie ukłony)
Samodzierżawny Panie!
Nakłoń uch łaskawie
Ku pokornemu słudze.
Przebacz, jeśli gniew budzę.
Ale nie z mojej winy
Zwiastuje złe nowiny:
Ten naród buntowniczy
Trwa w milczącym uporze,
Na siły własne liczy-
Na miłosierdzie Boże!
Żyje w Ojców swych wierze.
Mówi Ojców językiem
Zwyczajów dawnych strzeże.
Tam każdy buntownikiem!
Małe dziecko w kolebce
Ssie bunt z matczynym mlekiem.
Buntem są te pacierze,
Które matka mu szepce.
Bunt sieje z ich oddechu.
Bunt z oczu im wyziera,
I z każdego uśmiechu.
W buncie żyje lud cały,
Z buntem w sercu umiera
Gdyby odkopać kości.
Co już w grobie zbutwiały
Toby jeszcze zadrżały,
Do ojczyzny, wolności!
HEROD (gniewliwie):
Rozkaz wydaj surowy,
Jak w szkole, tak w urzędzie
Już im nie wolno będzie
Użyć ojczystej mowy.
Ich dziatwę buntowniczą
W szkołach nauczyciele,
W naszej mowie niech ćwiczą!
Opór przed tą nauką
Niechaj karzą na ciele,
Niech katują, niech tłuka
I naszą mową w kościele
Karz niech prawią kazania,
Jeśli kapłan się wzbrania,
To go zbiry zabiorą
I gnać go na powrozie
W one straszliwe kraje,
Kędy woda nie taje,
Gdzie rąbać trza siekierą
Herb zmarznięty na mrozie.
Lud z wiary siłę bierze
Więc go zachwiać w tej wierze,
Zmusić do naszej wiary!
Karz zamykać świątynie,
Znoś modlitwy, ofiary.
Aż i duch buntu zginie.
A gdy lud zuchwały,
Bronił swego kościoła-
Poślę mego hetmana
I wojska huf niemały.
Wraz otoczyć dokoła
Tłuszczę co tam zebrana
Nie czekać aż Najświętsza
Ofiara się odprawi!
Zbrojno runąć do wnętrza
Niech się kościół okrwawi,
Niech się zbroczą ołtarze-
Ja Król- tak chcę i karzę!!!
KANCLERZ: Rzekłeś wszechwładny Panie.
Wedle Twych słów się stanie.
(z trzema głębokimi ukłonami wraca na miejsce)
WIELKI PODSKARBI: (występuje przed tron i składa podwójne ukłony)
Władco rządzący światem
Racz przyjąć moją rade-
Przed Twoim majestatem,
U tronu stóp ja kładę.
Nie gardź słowami memi :
Jeżeli chcesz to plemię
Zgładzić z powierzchni ziemi,
Wyrwij im ojców ziemię!
Cóż lud bez ziemi znaczy?
Gdy ziemie król wykupi,
Cały naród tułaczy,
Wieść musi żywot trupi.
Będą jako w jesieni
Liście strącone z drzewa:
Wiatr je- gdzie chce rozwiewa.
Aż ją w nicość zamieni.
Monarcho złotych tronów
Karz dać trzysta milionów,
Ich ziemie piędź po piędzi,
Osadzaj naszym ludem.
Ten ich z ziemi wypędzi:
Już kraju z naszych szponów
Nie wyrwą żadnym cudem..
HEROD: Masz przyzwolenie nasz
Sługo wiernie oddany.
Toć są wśród nich Judasze,
Którzy w złote kajdany
Oddadzą sami ponoć
Ziemię- Matkę rodzona.
MARSZAŁEK: (przed tronem)
I mnie posłuchaj królu
Za co na nich te kary?
Za co krzywdy bez miary?
Oni we łzach i bólu
Bronią jeno wytrwale
Swej Ojczyzny i wiary.
Czy masz serce z kamienia?
Opamiętaj się w szale
Radz się swego sumienia…
HEROD: Co? Tak mówi Marszałek?
Precz z nim niech mnie nie drażni
Z godności swej wyrzuty
Niechaj ginie ten śmiałek.
Na dnie najgorszej kaźni.
Brać mi go skąd!! Pod kraty!!!
(straż chwyta i wyprowadza marszałka)
CHÓR: ( daleko za sceną śpiewa)
Wśród nocnej ciszy,
Głos się rozchodzi
Wstańcie pasterze
Bóg się wam rodzi.
Czem prędzej się wybierajcie
Do Betlejem pospieszajcie.
Przywitać Pana 2x.
HEROD: (zaniepokojony)
A to co za śpiewanie?
Słyszycie? Czy słyszycie?
Dostojnicy, panowie, rycerze i dworzanie?!
Strach mnie ogarnia skrycie,
Mącą się myśli w głowie
Po kościach idzie mrowie,
Czuje że coś się stanie!
(Arcykapłan w dwurogiej mitrze z tablicą pokoleń na piersiach poza nim w krużgankach otwarte
okno przez które wpada mocny blask ogromnej gwiazdy z promiennym warkoczem).
ARCYKAPŁAN: (staje przed tronem i mówi w takt pieśni chóru który za sceną śpiewa
dalsze strony kolędy)
O to nad światem wielka nowina
Panna Przeczysta Zrodziła syna,
Powiła Go w Betlejem,
Króla Królów Pana ziemię
Boga na niebie
Oto tron Dawidów, Syjon posiądzie.
Królestwa jemu końca nie będzie.
Uciśnionych On ochłodzi, niewolników oswobodzi
Nędznych posili.
Anieli śpiewem budzą pasterzy,
Trzech Królów przed Nim czołem uderzy.
Już ze wszech stron ciągnął rzesze,
Kędy na stajennej strzesze
Gwiazda goreje.
Mnie Pan zdjął z oczu wszelką zasłonę
Czasy Twych rządów są policzone
Za Twe gwałty i uciski sądu Boga jesteś bliski
Srogi mocarzu!
(herod osłupiały z gniewu i trwogi zrywa się na tronie, ale nie może przemówić słowa.
Arcykapłan wychodzi. Milczenie)
HEROD: (po chwili) Czy ja dzisiaj szaleje, czy starzec ten oszalał?...
W serce mi lęku nalała, i wiem zamieszał rozumy.
Co jest? Co się dzieje? (do straży)
Rzucić się na tłumy, zagarnąć motłoch próżniaczy
I tutaj mi pod strażą, wegnać przed tron mój stoły.
CHÓR: (śpiewa blisko za sceną)
Jezus malusieńki, z niewinnej Panienki
Dziś się rodzi o północy wśród zimnej stajenki (powtórzyć)
(z chórem kolędy miesza się odgłos bębnów i krzyki trąb)
DWORZANIE: Słychać bębnów łoskoty, trąby z pieśnią się ważą …
(pędzeni przez straż, płazowani mieczami i bici nahajami, wpadają tłumem
kolędnicy, mężczyźni i kobiety, starcy i dzieci w strojach z różnych okolic
Polski. Końca tego tłumu nie widać. Zalega on krużganek poza arkadą, na prawo
od tronu. W blasku gwiazda Bożego Narodzenia widać tam głowę przy głowie,
gdzie nie gdzie połyskują kopie i miecze straży. Tych których wegnano do Sali
widzimy stojących w popłochu przed tronem. Na ich czele Bartosz).
HEROD: Wy zbuntowane chamy, wy nikczemne pastuchy.
W zamku mego bramy śmiecie wstrzymać rozruchy?
Śmiecie śpiewać w tej mowie, co srogo zakazana?
Cuda, widzenia wylęgły się wam w głowie!
Szukacie sobie Pana, myśląc, że tron mój kruchy
I korona zachwiana. Wasz Król to dziecię Boże-
Gdzieś pomiędzy bydlęta, zrodzony w nędznej oborze.
W żłobie, na głód i nędze! Ha- ja wam one męty z mózgów tępych wypędzę,
Złamię i upokorzę ślepy upór prostaczy.
Gdy krzyknę na siepaczy, miecz spuszczę podniesiony-
Uznacie mnie za pana. Wy niewolników syny!
Ja król, ja bóg jedyny!
Przede mną na kolana!...
BARTOSZ: (śpiewa) Dzisiaj w Betlejem.
CHÓR: Dzisiaj w Betlejem.
BARTOSZ: Wesoła nowina.
Bo Panna czysta
CHÓR: Bo Panna czysta
BARTOSZ: Porodziła syna
CHÓR: Chrystus się rodzi, świat oswobodzi
Anieli grają, króle witają,
Pasterze śpiewają, bydlęta klękają
Cuda, cuda ogłaszają.
CHÓR: (śpiewa)
Chwała na wysokości! Chwała na wysokości
A pokój na ziemi!
(przerażony hufiec żołnierzy Herodowych cofa się, na skinienie hetmana trąby grają tę samą
pobudkę)
Chwała na wysokości! Chwała na wysokości
A pokój na ziemi!
(wojsko Heroda pada w popłoch na ziemię. Hetman zbiega ze stopni tronu i sam staje na czele.
Pobudka trąb nowe natarcie).
CHÓR: (pędząc przed sobą pierzchające roty i dworzan Herodowych)
Chwała na wysokości! Chwała na wysokości
A pokój na ziemi!
(cały dwór Heroda jego straże rozpędzone uciekają przed arkada, po prawej stronie tron, pod
baldachimem zostaje sam Herod strwożony i blady, paziowie rzuciwszy pochodnie pierzchają.
Scenę oświeca łuna bijąca od aniołów i blask Betlejemskiej gwiazdy wpadający z krużgankami z
lewej strony tronu)
CHÓR KOLEDNIKÓW: (wychodzi pod osłona anielskich skrzydeł śpiewając tę samą
kolędę).
Dzisiaj w Betlejem…
( Pieśń oddala się stabilnie, a w końcu cichnie. Herod przejęty trwogą został sam na tronie w
pustej ciemnej Sali. Goły miecz leży na jego kolanach. Herod otula się w płaszcz królewski i
siedzi długo bez ruchu).
HEROD: Strach! Ci złoci a biali z rozpostartymi skrzydłami
Jak oni zasłaniali bunt tej tłuszczy obrzydłej!
Strach! … Świat się cały wali i niebo całe płonie
Z tej komety ognie nad dzieciątkiem w kolebce…
Strach!... W pustej ciemnej Sali wszyscy mnie obiegli
Podli tchórze, pochlebce!... Sam zostałem na tronie!
(nagle prostuje się na tronie i odwraca poza siebie jakby słyszał jakiś szelest)
HEROD: Co to? słyszę ktoś szepce w baldachimu oponie…
Kto tu? Sam się obronie! (podnosi miecz)
(za oparciem tronu ukazuje się ciemna rogata głowa szatana z błyszczącymi ślepiami, z boków
sterczą rozpięte ogromne skrzydła nietoperza).
SZATAN: (wychylając się ku siedzącemu Herodowi szepce)
Nie lękaj się mnie Panie, jam anioł Twego tronu
Mym królestwem otchłanie… zawżdy przy Tobie staje.
Znam wszystkie myśli Twoje, znam wszystkie Twe zamiary.
HEROD: Ratuj moją koronę! Radż w którą stronę spojrzę
Wszędzie klęski bez miary przeciwko mnie zwrócone.