We the People, My Naród - Ian Kemp

6
WE THE PEOPLE (MY NARÓD) a short story by IAN KEMP 1

Transcript of We the People, My Naród - Ian Kemp

Page 1: We the People, My Naród - Ian Kemp

WE THE PEOPLE (MY NARÓD)

a short story by

IAN KEMP

1

Page 2: We the People, My Naród - Ian Kemp

z wysokości piętnastego piętra nie widać słońca, które odbija się w szybach samochodów stojących na ulicach. być może był krach na giełdzie i samobójcy wyszli wcześniej z pracy. możliwe jednak, że tłok panujący na chodnikach, korki mają zupełnie inną przyczynę, niekoniecznie aż tak poważną. z piętnastego piętra nie widać na maskach zarysowań, nie słychać ryku karetki pogotowia, która utknęła w korku.

cokolwiek się dzieje, dzieje się na złość prezydentowi miasta, który w godzinach szczytu odczuł pierwsze bóle w okolicach lewej nerki. przez pierwszych dwadzieścia minut ataku kolki nerkowej mógł się poruszać, był w stanie samodzielnie stać na nogach, mógł powstrzymać się od wycia, skręcania się z bólu po podłodze. nie miał jeszcze wymiotów, nie wzywał karetki pogotowia. mógł zbagatelizować złe samopoczucie, w końcu był już spóźniony na spotkanie w klubie tenisowym i nie miał zamiaru, by ból popsuł mu plany. w dwudziestej piątej minucie stało się dla niego jasne, że ból sparaliżował całkowicie jego ciało, powoli odbierał mu jasność myślenia.

sprawa wygląda następująco: prezydent nie ma szans wygrać z bólem.

momenty ulgi były chwilowe, następowały po wymiotach. pośpiesznie wypite środki przeciwbólowe (najpierw zażył jedną, potem łyknął kolejne dwie pastylki, po chwili połknął kolejne trzy), w gruncie rzeczy nieskuteczne w tego rodzaju dolegliwościach, rozpuszczały się na podłodze, otoczone kałużami wody z cytryną. zaraz po tym, jak wyrzucił ze swojego żołądka całą jego zawartość, poczuł w ustach gorycz, nie miał jednak siły wstać i nalać sobie wody z dzbanka. zamiast tego zaczął wyć jeszcze głośniej. był sam w swoim biurze, a w jego żołądku nie znajdowały się żadne środki, które uśmierzyłyby ból przeszywający lewą stronę jego ciała. ból, którego nie powstrzymałoby nawet dziesięć tabletek ANTIDOLU.

gdy prezydent miasta dzwoni we własnej sprawie do POGOTOWIA RATUNKOWEGO, dyspozytor w pierwszej chwili nie bierze go poważnie, nawet jeśli prezydent jest w stanie podać swoje dane, a dyspozytor jest w stanie je poprawnie zweryfikować. po dwóch próbach przekonania socjalistycznego głupka odbierającego telefony, że dzwoni LELAND, prezydent, na którego zapewne kutas nie głosował, bo nie rozumie ekonomii, zerwaniu połączenia, głośnym uderzeniu słuchawką o podłogę, zdesperowany prezydent podaje się za swojego przyrodniego brata. wskazuje adres i czeka na pomoc. głośno przeklina wszystkich współpracowników, podwładnych, ludzi dobrej woli, do których od kilku minut nie może się dodzwonić. prezydent zna bardzo precyzyjne określenia. wykrzykuje w złości, śliniąc się, plując, warcząc: skurwysynu, odbierz – A-A – kurwo jebana, z kim się pierdolisz, gdzie jesteś, już nie mogę, nie wytrzymam – A!-A!-A!-A!-A! – kutasie, zwolnię cię, pierdolony nierobie, pizdo – A-A-A-A-A – odbierz proszę, nie wytrzymam tego, coś złego się ze mną dzieje, odbierz proszę, już nie mogę, tego nie da się znieść, błagam, błagam... pomogę ci, tylko odbierz, kurwa jego mać, słyszysz kurwo, odbierz, bo cię rozpierdolę – A-A-A – dziwko, wyłaź z tej jebanej łazienki, jesteś w pracy na boga, po chuj poprawiasz ten makijaż i tak wyglądasz jak wywłoka. jebani socjaliści stworzyli państwową służbę zdrowia, która zabija ludzi w ich domach!

po dziesięciu minutach sprawa wygląda następująco: do biura prezydenta wchodzi dwóch ratowników medycznych, spoglądają na istotę ludzką niezdolną do poruszania się. niezdolną do pracy, polegającej zazwyczaj na koordynacji działań kilkudziesięciu osób, obfitującej w spotkania, na których mówi się dużo o sprawach prywatnych. patrzą na istotę ludzką

2

Page 3: We the People, My Naród - Ian Kemp

niezdolną nawet do samodzielnego wypróżnienia się. nienawidzącą świata, wzbudzającą litość swoim cierpieniem, które każdemu powinno być oszczędzone. nim zdążą zadać pierwsze pytanie, prezydent zachowuje się jak ranny żołnierz na froncie.

− mam atak kolki nerkowej, dlaczego nie możecie mi podać leków przeciwbólowych?

ratownik medyczny pochyla się nad twarzą mężczyzny, sprawującego swój urząd w sposób niezawodny: nieposłusznych ludzi wyrzuca z pracy, jeśli nie może tego zrobić, wynajmuje kilku dziennikarzy, którzy oczernią ich w prasie. mówi się, że LELAND w szczególności lubi ludzi rozumiejących reguły gry. trzyma ich w niepewności tak długo, jak długo są w stanie znieść napięcie. jeśli sami nie zejdą mu z drogi .... mówi się także o nim, że jest politykiem cieszącym się popularnością.

− za chwilę zajmie się panem lekarz, proszę postarać się jeszcze chwilę wytrzymać. za kilka minut powinniśmy dojechać do szpitala.

dobrze zbudowany ratownik medyczny spogląda na drugiego ratownika fałszującego kartę prezydenta miasta. LELAND prawdopodobnie straci na kilka, może nawet na kilkanaście minut swoje przywileje. nim wszystko się wyjaśni, będzie musiał zwijać się z bólu na IZBIE PRZYJĘĆ, jak każdy inny pacjent, co akurat ucieszy ratowników medycznych, bo nienawidzą ludzi, którzy chcą zlikwidować publiczną służbę zdrowia.

− kurwa, nie wytrzymam tego, w normalnym kraju już bym leżał w szpitalu – głos mu się łamie, szuka optymalnej pozycji – w normalnym kraju....

− w tym momencie nie możemy nic więcej dla pana zrobić, przykro mi.

to nieprawda, że jest mu przykro, wręcz przeciwnie, bardzo się cieszy, że może patrzeć na cierpienie tego chujka. prawdą jest jednak, że podanie środka przeciwbólowego mogłoby wpłynąć na trafność diagnozy. przecież nie można mieć pewności, nawet przy zapewnieniu ze strony prezydenta miasta, że chodzi o atak kolki nerkowej. nie można wykluczyć innych przyczyn tego strasznego bólu. całe szczęście nie można. część opieki zdrowotnej byłaby zbyteczna. a przecież nie może być zbyteczna, obywatele jej potrzebują. zdaniem prezydenta możemy się obejść bez wielu rzeczy, poleganie na spóźnionej diagnozie lekarza w przypadku czwartego z kolei ataku kolki nerkowej jest marnotrawstwem publicznych pieniędzy. prezydent, gdyby dobrze się czuł i właśnie występował w telewizji, powiedziałby, że państwo traktuje pacjentów mających czwarty z kolei atak kolki nerkowej jak upośledzone dzieci. wszelkie działania, nawet mające na celu ochronę pacjenta przed jego ignorancją, szalenie źle mu się kojarzą.

karetka stoi już trzecią minutę w korku. powoli ustępujące jej miejsca auta nie poprawiają nastroju prezydenta. LELAND ma pecha – żaden z kierowców nie wie, kogo wiezie karetka. a w autach siedzą jego zwolennicy. gdyby tylko wiedzieli, czyje życie za kilka minut, sekund może się skończyć, kto dozna nieusuwalnego uszczerbku na zdrowiu z powodu zbyt późnego dowiezienia do szpitala.... kierowcy pozbawieni tej ważnej informacji są leniwi. wyjąca syrena nie robi na nich wrażenia, ambulans wyraźnie psuje im nastrój, wielu z nich wykrzykuje – kurwa, gdzie mam zjechać, nigdzie nie ma miejsca, po chuja trąbisz, pedale, niech ten kutas z przodu się ruszy. wielu myśli, że ustępując miejsca, straci swoją pozycję na ulicy, pozwoli się zepchnąć, straci możliwość szybszego dojazdu do domu, nikt więc się nie

3

Page 4: We the People, My Naród - Ian Kemp

śpieszy, mężczyźni klną na mężczyzn, poniżają nieudolność kobiet, kobiety pokazują środkowy palec mężczyznom, oburzają się na ich chamstwo.

− wyłączcie tę pierdoloną syrenę.− panie prezydencie, proszę nie przeklinać, chyba pan rozumie, że nie możemy tego zrobić.

bez niej nie jesteśmy pojazdem uprzywilejowanym.− nie zniosę tego hałasu, co za idiota projektował tę karetkę.

ratownik medyczny nie daje się sprowokować, a kierowca karetki próbuje znaleźć wystarczającą ilość miejsca w tej masie kolorowej stali. przechodnie zatrzymują się na chwilę, by przyjrzeć się sytuacji, szturchają się w ramiona i wskazują palcami. przelatujący gołąb brudzi przednią szybę faceta, od którego wiele zależy, spryskiwacz w jego długim, rodzinnym aucie nie działa odpowiednio, deszcz nie pada, wycieraczki rozmazują ptasie gówno, rozwiązanie sytuacji wydłuża się, wydłuża się, wydłuża się, aż do momentu, w którym wszyscy są maksymalnie znużeni, do tego stopnia, że mają w dupie umierającego człowieka w karetce, odsuwają myśl, że cokolwiek od nich zależy, bo przecież nie zależy – jesteśmy zależni od tego chuja z przodu kolumny – to on nie chce zjechać na chodnik, nie ja.

kilku mężczyzn zatrzymuje się, nie mogą uwierzyć w nieżyczliwość kierowców, jeden mówi podniesionym głosem – a co, jeśli w tej karetce jechałaby ich rodząca żona albo córka pobita na dyskotece – drugi wchodzi mu w słowo i zauważa, że dyskoteki zazwyczaj są otwierane kilka godzin później. to prawda – zawiesza głos, nie znajduje kontrargumentu, więc mówi – ale kurwa, mogliby chociaż nie trąbić na siebie jak idioci.

to nie ich wina, gdyby nie trąbili na siebie jak idioci, nie daliby do zrozumienia facetowi tuż przed nimi i temu na początku kolumny, że jest idiotą, ciotą, wieśniakiem, pacanem, kutasem, jebanym debilem nie umiejącym jeździć. że jest pieprzonym socjalistą, nieudacznikiem liczącym na pomoc innych. czemu oni nie jadą? – facet w płaszczu, który tak dobrze jest zorientowany w godzinach pracy dyskotek, wchodzi na betonowy kosz na śmieci i widzi, jak na początku kolumny jakiś facet porzuca długie, rodzinne auto.

− glosował pan na mnie?− słucham?− czy głosowałeś na mnie?− przepraszam, ale nie chcę na to pytanie odpowiadać, to nie ma znaczenia.− ależ ma, głupcze, gdybyś na mnie głosował, już dawno bym był w szpitalu, rozumiesz,

mielibyśmy większość i zaprowadzilibyśmy w tym mieście porządek, miałbyś pracę.− mam pracę.− masz gównianą pracę, stoisz w korku i nic nie robisz.− nie sądzę.− a nie sądź sobie, płać dalej podatki, daj się okradać, ciemniaku, jebany socjalisto.− proszę liczyć się ze słowami, panie prezydencie.− słuchaj, gnojku...

nie jest w stanie skończyć zdania. krztusi się, nie mogąc zwymiotować, jego żołądek jest pusty, chwilę później mdleje. ma wysoką temperaturę.

z wysokości piętnastego piętra nie widać rys na czarnej masce PORSCHE, nie widać jej piersi

4

Page 5: We the People, My Naród - Ian Kemp

i koszuli z dekoltem, jej balerinek od DIORA.

przyglądałam się z bliska i te rysy są coraz bardziej widoczne. na pewno zostaną po nich ślady. okropne, głębokie ślady. nie będę mogła go już używać. – ma niewiele ponad trzydzieści lat, siedzi w klimatyzowanym aucie, które dostała od swojego kochanka. kochanek ma więcej szczęścia, bo nie stoi w korku, tylko siedzi na wózku inwalidzkim, na werandzie prywatnej kliniki onkologicznej i czeka na cud, który nigdy nie nastąpi. umrze w przeciągu kilku najbliższych minut.

tuż po tym jak utknęła w korku, wyłączyła radio, zdjęła okulary przeciwsłoneczne i poprawiła szminką pomarańczowe usta. puder, który perfekcyjnie nałożono na jej twarz, podkreślał ich fakturę, sugerował, że nie będzie chciała dzisiaj nikogo całować. na desce rozdzielczej spokojnie miga niebieska kontrolka. wspomina jego kręcone włosy. zapach wysportowanego ciała.

muszę mu o tym powiedzieć, on będzie wiedział, co z tym zrobić. nie pamiętam, gdzie woskują jego auta. on zawsze się tym zajmował.

rzeczywiście, to on zajmował się ich autami, dbał o nie, jak dbają o połysk butów jego koledzy z klubu krykietowego.

mam nadzieję, że dziś będzie mógł mówić. strasznie schudł. nie mogę patrzeć na jego zapadnięte oczy. to wszystko stało się tak szybko, nie jestem w stanie go poznać. dwa miesiące temu poszliśmy na spacer do ogrodu. źle się czuł i był bardzo osłabiony, ale miał jeszcze kilka planów. pocałował mnie i zaprosił na kolację. on nie umrze. zapłaci najlepszym lekarzom na świecie. i nie umrze.

spogląda na ciąg aut stojących przed jej porysowanym samochodem. czuje się, jakby stała w kolejce na koncert rockowy. na desce rozdzielczej spokojnie miga niebieska i czerwona kontrolka. nie wiedziałam, co zrobić z tymi rysami. naprawdę nie wiedziałam, co z nimi zrobić. nie chcę czuć się winna. zawsze wszystko tak dobrze rozumiałeś.

jej auto nie rusza, nie nabiera powoli prędkości, nie skręca i nie dojeżdża bocznymi uliczkami do wylotówki.

z wysokości piętnastego piętra nie widać, że właściciel długiego, rodzinnego auta rzadko je myje. nie widać ptasiego gówna, które uniemożliwia wygodną i bezpieczną jazdę. nie widać jego niewyspanej twarzy, zmarszczek, turkusowych butów oraz butelki wody mineralnej przesuwającej się pod fotelem.

długi. jego studia zaczną się za cztery lata. ubezpieczenia – zdrowotne i emerytalne. ubrania. drobne przyjemności. jedzenie. inwestycje w firmie. wakacje, których nie było. ile to wszystko kosztuje?

martwi się przyszłością swojego syna. wini siebie, że nie może zapewnić mu odpowiedniej przyszłości. chciałby wysiąść z tego osranego przez ptaka auta, wejść do budynku banku,

5

Page 6: We the People, My Naród - Ian Kemp

wjechać na odpowiednie piętro, pokonać ochroniarzy, sekretarki, współpracowników, marzy, by wyrzucić bankiera przez okno. rezygnuje. szyba z pewnością nie pęknie, nawet jak pchnie z całej siły tego dobrze ostrzyżonego chuja. będzie musiał go udusić. albo przypierdolić mu czymś w łeb. dobrze ostrzyżony chuj może nie trzymać w gabinecie kijów golfowych. pójdzie do więzienia. ma dziecko, nie może iść do więzienia. rezygnuje po raz drugi.

jego auto stoi na czele kolumny. pomimo, że jest drugi w kolejce w tym piekielnym korku i zaraz będzie mógł skręcić, wysiada. nawet nie zamyka drzwi. ma w dupie tego grata. po kilkunastu minutach wchodzi do kasyna, w którym stawia ostatnie pieniądze.

czterdzieści trzy tysiące w dwie minuty. czterdzieści trzy tysiące w jebane dwie minuty. o tak! tak się wygrywa w tym kraju.

gdy w końcu karetka dojeżdża do szpitala, sprawa wygląda następująco: nieprzytomny prezydent zostaje zabrany na ODDZIAŁ UROLOGICZNY. rozmiar kamieni, stan prezydenta sugerują lekarzom podjęcie interwencji chirurgicznej. splot wydarzeń znów działa na jego niekorzyść. jest drugim pacjentem w kolejce. na bloku operacyjnym trwa skomplikowana operacja, która lekarzom zajmie dziesięć godzin. dwie godziny później LELAND wzmocniony kroplówką wypisuje się ze szpitala, dzwoni po taksówkę, na którą z powodu korków będzie musiał poczekać dziesięć minut. ma to jednak w dupie, bo dożylnie wstrzyknięte leki przeciwbólowe przywróciły mu wiarę w siebie. nie wie jeszcze, że z powodu powikłań za kilka godzin wróci do szpitala, w którym nadal będzie drugim pacjentem w kolejce.

6