Wasilij Jan_STATEK FENICKI
-
Upload
jacek-walczynski -
Category
Documents
-
view
29 -
download
3
Transcript of Wasilij Jan_STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
1
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
2
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
na podstawie egzemplarza ze zbiorów prywatnych
Tylko do użytku wewnętrznego i osobistego bez prawa przedruku i publikacji tak w części jak i w całości.
Kwiecień 2013
Wasilij Jan — STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
3
Prawa autorskie
należą do autora, autorów tłumaczenia
i ilustracji, Wydawnictwa Prasa Wojskowa, ich
spadkobierców oraz innych osób fizycznych
i prawnych mających lub roszczących sobie takie
prawa. Materiały wykorzystane w opracowaniu, stanowią źródło danych o
naszej kulturze i historii, stanowią własność publiczną, a ich
rozpowszechnianie służy dobru ogólnemu.
Wykorzystywanie tylko do użytku osobistego, tak jak czyta się książkę wypożyczoną
z biblioteki, od sąsiada, znajomego czy przyjaciela.
Wykorzystywanie w celach handlowych, komercyjnych, modyfikowanie, przedruk i tym
podobne bez zgody autora edycji zabronione.
Niniejsze opracowanie służy wyłącznie popularyzacji tej książki i przypomnienia
zapomnianych pozycji literatury z lat szkolnych.
Wasilij Jan — STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
4
Tłumaczenie z języka rosyjskiego: MARTA MALICKA
Ilustracje: W. Bechtiejew
Wydawnictwo PRASA WOJSKOWA Warszawa 1949
W. Jan (Wasilij Janczewiecki
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
6
Tytuł oryginału: Finikijskij korabl (Финикийский корабль)
SPIS ROZDZIAŁÓW
PRZEDMOWA [08] CZĘŚĆ I PODRÓŻNY NA BIAŁEJ OŚLICY
1. Dziwny starzec [10]; 2. Garncarz gniewa się [14]; 3. Statek „Gwiazda Północy” [19]; 4. Pomagam starcowi [22]; 5. Podróż do Sydonu[27]; 6. Syn „Słońca i Morza”[31]
CZĘŚĆ II GDZIE DUŻO ZŁOTA — TAM WIELE SMUTKU
1. Statek wypływa na morze [38]; 2. Bezpański worek [45]; 3. Wzdłuż fenickich wybrzeży [52]; 4. Miasto złota i łez [58]; 5. „Przeczytaj i podaj dalej”[65]
CZĘŚĆ III LALA-ZOR — POSTRACH MÓRZ
1. „Gwiazda północy” wędruje po niebie [69]; 2. Słuchaj Lala-Zory [73]; 3. Gniazdo piratów [78]; 4. Wiatr zadął w żagle [83]
CZĘŚĆ IV KARTAGINA
1. Było nas trzynastu [89]; 2. Różowe miasto [93]; 3. Jak zapłakał kamienny bóg [97]; 4. Uczony Sanchunijafon [105]; 5. Lekcja[109]; 6. Zebranie kapitanów[113]
CZĘŚĆ V „ZAJRZELIŚMY W OCZY ŚMIERCI”
1. Słupy Melkarta rozsuwają się [117]; 2. Nowy przyjaciel [121]; 3. Kraina Kanar [127]; 4. „Wędrowcze nie oszukuj tych ludzi” [130]; 5. Brzegi znikają[136]; 6. Gość z dna morskiego[139]; 7. Wyspy Szczęśliwe [142]; 8. Trzeba zapytać przodków [146]; 9. Sofer opuszcza nas [149]
ZAKOŃCZENIE [151] O AUTORZE [151] OBJAŚNIENIA (NOTA HISTORYCZNA) [153]
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
8
PRZEDMOWA
Przed kilku laty miłośniczka zabytków, doktór Wiktoria Marton,
prowadziła wykopaliska na Wybrzeżu Azji Mniejszej, w Saidzie, gdzie stało
niegdyś sławne miasto fenickie, Sydon. Na głębokości siedmiu metrów dr
Marton znalazła bibliotekę. Książki w tej bibliotece nie były podobne do
książek dzisiejszych. Składały się one z mnóstwa glinianych płytek
jednakowej wielkości. Na płytkach były wyryte litery.
Książki, które znalazła dr Marton, były napisane trzy, a może i
cztery tysiące lat temu. Możliwe, że dawniej znajdowały się one w domu
jakiegoś mieszkańca Sydonu. Dom zawalił się podczas wojny, trzęsienia
ziemi lub pożaru. Ziemia i kamienie przysypały płytki. Później na tym
samym miejscu zbudowano nowe domy, które z kolei uległy zniszczeniu.
Tak upływały lata, stulecia i tysiąclecia, bibliotekę pokryła gruba warstwa
„pyłu wieków".
Pod jego osłoną starożytna biblioteka przetrwała aż do naszych
czasów. Uczeni przeczytali i przetłumaczyli to, co było napisane na
płytkach. Wśród urywków dzieł z dziedziny medycyny, astrologii i historii
znaleziono notatki pewnego żeglarza, zawierające opowieść o jego
dziwnych przygodach na różnych morzach.
Z notatek żeglarza powstała powieść „Statek Fenicki".
Rysunki do tej książki wykonał artysta wzorując się na ocalałych
rysunkach fenickich oraz zachowując styl danej epoki. Niektóre szkice
odtwarzają zachowane monety i sprzęty fenickie.
Na końcu opracowania edytorskiego znajduje się NOTA
HISTORYCZNO-EDYTORSKA, w której oryginalne Objaśnienia Autora znacznie
poszerzono wyjaśniając znaczenie historyczne i genezę terminów
występujących w powieści.
Opracowanie powstało na podstawie tłumaczenia wydania I, lecz
niektóre terminy i nazwy dostosowano do powszechnie przyjętych w oparciu
o wydanie II. Np. w wydaniu pierwszym król Tyru to Chiram, a nie Hiram,
Scytowie to Skiffowie, Roboam to Rowoam czy Guanczy to Uanczy.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
9
W pozostałych przypadkach, w całym tekście zachowano pisownię,
gramatykę i styl zgodne z oryginalnym wydaniem z 1949 roku (poza
drobnymi, oczywistymi poprawkami). Rysunki zamieszczone w opracowaniu
jedynie w niewielkim stopniu odbiegają od oryginału, tzn. zrezygnowano z
tych, które w niewielkim stopniu mają związek z treścią powieści [Jawa48].
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
10
CZĘŚĆ I PODRÓŻNY NA BIAŁEJ OŚLICY
1. Dziwny starzec
Am-Lajli1 jak zawsze zbudziła mnie o świcie.
— Wstawaj, Eli — szeptała mi do ucha — dość spania. Twój pan
będzie się gniewał, jeżeli nie przyjdziesz wcześniej od niego. Ugotowałam ci
polewkę z soczewicy. Słyszysz, jak przyjemnie bulgocze?
Nie chciało mi się wstawać. Ciepło było leżeć na baraniej skórze,
pod starym płaszczem ojca. Otworzyłem oczy. Na palenisku płonął ogień. Z
miedzianego kociołka, który stał na dwóch cegłach, z sykiem wydobywały
się kłęby pary. Matka siedziała koło mnie, na podłodze. Czerwony blask
ognia oświetlał jej chudą, śniadą twarz.
Na policzkach miała narysowane niebieskie kreseczki — od
uroku.
Głaskała mnie po głowie, żeby obudzić.
Za drzwiami rozległy się dziwne odgłosy, jak gdyby westchnienia i
jęki. Wstaliśmy cichutko i podeszliśmy do drzwi.
— Kto tam? — zapytała matka.
— Pomóżcie mi — odezwał się ochrypły głos. — Jestem
podróżnym. Przybywam z daleka. Moja oślica okulała. Opadłem z sił idąc
pieszo. Nie bójcie się mnie; jestem słaby i chory.
— Cicho, nie odpowiadaj — szepnęła matka. — Może to rozbójnik,
który tak mówi, żeby dostać się do domu.
1 w języku fenickim Am – matka, Lajli – imię kobiety
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
11
Po drabince wylazłem przez dziurkę w suficie na dach i ostrożnie
spojrzałem na dół. Rzeczywiście, koło domu stała stara, biała oślica ze
zwieszonymi długimi uszami. Do grzbietu jej były przytroczone dwa
szczelnie wypchane worki w czerwone i zielone pasy. Przy drzwiach
siedział skulony starzec, który miał długie rozwiane włosy i siwą brodę.
Pojękiwał i mamrotał.
— Czyż teraz, gdy już dotarłem do samego morza, zniszczy mnie
złe oko losu.
Podniósł rękę ku niebu i wykrzyknął:
— O promienne słońce, zjaw się prędzej, ogrzej moje zziębnięte
ciało.
Nagle pod moimi rękoma odłupał się kawałek glinianego dachu i
spadł na starca. Zauważył mnie.
— Kim jesteś, kędzierzawe dziecko o czarnych oczach? Jak się
nazywasz?
— Nazywam się Elisar, syn Jakira.
— Elisar znaczy „ten, który przynosi szczęście", Ja-kir znaczy
„dobry", myślę więc, że jesteś wysłannikiem samego słońca i nie
przyniesiesz mi smutku.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
12
Zza gór Libanu ukazały się pierwsze promienie wschodzącego
słońca.
Zrobiło mi się żal starca.
— Poczekaj jeszcze chwilę, wędrowcze, i przestań płakać.
Pomówię z moją Am-Lajli. Nie ma lepszej od niej na całym świecie, na
pewno ci pomoże.
Wróciłem do chaty i opowiedziałem wszystko mojej matce.
Rozejrzała się wokoło, uniosła brwi, zakryła twarz zasłoną, tak że widać
było tylko jej czarne oczy, i odsunęła drewnianą zasuwkę przy drzwiach...
— Wejdź, wędrowcze — rzekła. — Eli, odwiąż worki i wnieś je do
domu, a oślicę zaprowadź na podwórze i przywiąż koło kurnika.
Wędrowiec podniósł się z trudem, chwytając się ścian i kulejąc
przeszedł przez próg. Z początku wydał mi się straszny, włosy stały mu
dęba na głowie, ale głos miał łagodny.
Podszedł do ogniska i usiadł na ławeczce. Naraz ożywił się i
wskazał ręką:
— Co to jest? Kto zrobił te piękne rzeczy?
Koło ogniska stało kilka glinianych stateczków i innych zabawek,
które ja lepiłem. Stateczek zrobiłem taki sam, jak te, które widziałem na
morzu, z zakrzywionym dziobem, wysoką rufą i poręczą dla sternika i
otworami na wiosła po bokach.
— Od roku pracuję u garncarza —
wyjaśniłem starcowi. — Nauczył mnie lepić
takie stateczki, których używa się jako
lampek. Do środka trzeba nalać tłuszczu, a
na dziobie okrętu i na rufie wypuścić końce
dwóch knotów. Wówczas w lampce płoną
dwa płomienie. Wypalam te stateczki w
piecu mojego pana i sprzedaję je na
bazarze w Sydonie.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
13
— Ta sztuka wyżywi cię — rzekł starzec. — Kupię taką lampkę.
Pomoże mi ona napisać księgę, mnie — Soferowi wielojęzycznemu,
Soferowi — lekarzowi wędrującemu po świecie w poszukiwaniu prawdy,
która uciekła od ludzi
Starzec rozwiązał szeroki wełniany pas, wyciągnął z niego
skórzany woreczek, wyjął z niego srebrny pierścień i podał mi go.
To było całe bogactwo. Podziękowałem podróżnemu i oddałem
pierścień Am-Lajli.
— Dostaniesz dziś placki z miodem — rzekła mi.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
14
2. Garncarz gniewa się
Am-Lajli przyniosła glinianą miskę i dzban z wodą. Starzec umył
ręce i wytarł się pasiastym ręcznikiem, który mu podała matka. Nalała nam
do miski polewkę z soczewicy. Usiadłem naprzeciwko starca. Maczaliśmy
kawałek placka w gęstej kaszy, nabieraliśmy ciemne ziarnka i jedliśmy w
pełnym zadumy milczeniu.
Matka stała obok, patrzyła chwilę na nas, potem dała mi owinięty
w gałganek kawałek placka i pieczony burak. Starzec podparł głowę rękami
i zasnął. Prędko pobiegłem do garncarza.
Ulicą szli już rybacy z wiosłami i harpunami. Przez drogę
przebiegały kobiety z garnczkami pełnymi żarzących się węgli. Nad
płaskimi dachami wiły się błękitne dymki.
Dobiegłem do warsztatu garncarskiego i zapytałem niewolnika,
który rozbijał młotkiem suche kawałki gliny.
— Gdzie pan?
— Już zrzędzi — odburknął.
Ostrożnie przecisnąłem się ku drzwiom. Pan spacerował po
warsztacie i oglądał wielkie i małe gliniane dzbany. Długie rzędy dzbanów
stały na podłodze i na drewnianych półkach wzdłuż ściany. Niektóre były
już pokryte wzorami, inne, jeszcze niewypalone, czekały, aż stary wprawny
majster, także niewolnik, wyrysuje na nich kobiety w jaskrawych szatach,
drzewa, jelenie, kozy i myśliwych, którzy z oszczepami polują na lwy.
Przysunąłem się do pieca starając się nie hałasować, wlazłem do
otworu, wygarnąłem popiół i zacząłem rozdmuchiwać wczorajsze węgle,
póki ogień wesoło nie zatrzaskał.
— Jak to dobrze — pomyślałem — od razu udało się zapalić.
Bieda, gdy ogień długo nie chce się zapalić lub w ogóle zgaśnie.
Wówczas pan gniewa się i krzyczy, że to zły znak i może być nieszczęście,
pękną garnczki, albo zachoruje któryś z niewolników.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
15
Wylazłem z pieca. Nagle coś smagnęło mnie po plecach. Koło pieca
stał pan z batem. Jego twarz pomarszczona jak skorupa orzecha, z
rozczochraną brodą, była pełna gniewu.
— Czegoś się spóźnił? — krzyknął. — Nie chciało ci się. Kto w
dzieciństwie jest leniuchem, ten na starość będzie żebrakiem. Zapamiętaj to
sobie. Znowu smagnął mnie batem po nogach. — Jesteś dzieckiem, które nie
ma ojca, więc ja muszę nauczyć cię rozumu. Dlatego biję cię.
— A co powinieneś mi na to odpowiedzieć?
— Dziękuję, drogi Abibaalu, za naukę — wyszeptałem.
— Spóźniasz się i moje garnki nie schną. Co to ma znaczyć,
zuchwały szczeniaku? Jeszcze się śmiejesz?
Bolały mnie razy, ale gdy garncarz był zły, broda trzęsła mu się
tak śmiesznie jak u kozła i mimo bólu roześmiałem się.
— Z czego się śmiejesz? Mów! — garncarz znowu podniósł bat.
Czyż mogłem wspomnieć o jego czcigodnej brodzie? Dlatego też
odpowiedziałem:
— Roześmiałem się na myśl o dziwnym starcu, który podarował
mi prawdziwy srebrny pierścień za gliniany stateczek.
— Jaki starzec?
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
16
Opowiedziałem mu, co zdarzyło się u nas rankiem. Abibaal
zamachał rękoma i biegał po warsztacie.
— To na pewno wielki bogacz. Przyprowadzisz go do mnie,
sprzedam mu moje lampki i dzbany, a może uda mi się założyć z nim spółkę
handlową i w ten sposób od razu zbogacę się.
Krzyczał, kręcił głową i wreszcie usiadł przy garncarskim kole.
— Stań koło mnie i ucz się, jak trzeba pracować.
Miał przed sobą okrągłą drewnianą deskę, przytwierdzoną do
pionowej podstawy. W dole, do tej samej podstawy było przytwierdzone
drugie drewniane koło. Garncarz dotykał nogą niższego koła i wówczas
górne obracało się bądź wolniej, bądź to szybciej, tak jak regulował majster.
Podaję kawałek miękkiej gliny, majster z rozmachem rzuca go na
środek koła, obejmuje go rękoma, koło wciąż się kręci. Potem wgniata
cztery palce w glinę, a grubym palcem przytrzymuje ją z zewnątrz;
wówczas zaciskając palce wyciąga glinę w górę, ścianki są coraz to wyższe i
cieńsze. Stale moczy ręce w misce z wodą, ażeby glina była śliska.
Jego palce mogą zrobić z obracającej się gliny wszystko, co tylko
zechce. Z początku ścianki rozsuwają się tylko ciągle, potem majster chwyta
brzegi palcami i zaczyna je ściskać, wówczas góra zwęża się, tworzy się
wąska szyjka i powstaje brzuchaty dzban, taki jak ten, w którym u nas w
domu trzyma się tłuszcz.
Majster zatrzymuje koło i napiętą nitką ścina dzban przy samym
dnie. Wówczas ja biorę go ostrożnie, żeby nie zepsuć i stawiam na półkę,
obok innych dzbanów. Taki dzban musi dobrze wyschnąć, potem wypala się
go w piecu, przez co staje się trwalszy. Jeśli nie wyschnie dobrze, to podczas
wypalania może pęknąć.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
17
Roboty było dużo, czas szybko mijał. Zbliżał się wieczór. Pan
narzekał, że ma dużo wydatków, a handel źle idzie i stale napomykał o
dziwnym starcu, który mi tak dobrze zapłacił.
Nagle rozległo się stukanie do drzwi i wsunęła się znajoma,
rozczochrana głowa starca. Obrzucił wzrokiem warsztat i wyrzekł:
— Pokój i szczęście temu domowi pożytecznej pracy. —
Spostrzegł mnie i krzyknął: — Znalazłem cię, chłopcze Elisar, przynoszący
szczęście. Gdzież twój pan?
Majster domyślał się, kto przyszedł, wypłukał ręce, wytarł je o
fartuch i wybiegł na spotkanie gościa.
— I tobie życzę powodzenia we wszystkich twych poczynaniach.
Wejdź, wędrowcze.
Wziął starca pod rękę i wprowadził go do
warsztatu.
— A może potrzebne ci są dzbany? Popatrz,
jakie wielkie, wymalowane na nich piękne kwiaty i
zwierzęta. Nie potrzeba ci pucharów czy lampek?
Starzec opędzał się, ale garncarz ciągnął go za
sobą pokazując mu swoje wyroby.
— Potrzebne mi są gliniane płytki, tylko równe, kwadratowe,
które chcę zabrać ze sobą niewypalone. Potem przyniosę ci te płytki z
powrotem i wypalisz je. Ile będzie kosztować sto takich równych płytek?
Garncarz zwlekał chwilę i wreszcie powiedział:
— Sto takich płytek będzie kosztować dziesięć srebrnych
pierścieni.
Starzec przenikliwie spojrzał na garncarza, chwilę milczał, po
czym gwizdnął i skierował się ku drzwiom.
— Jeżeli mysz zechce połknąć wielbłąda, to pęknie — rzekł i
wyszedł.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
18
Wówczas garncarz wpadł w gniew, gdyż nieopatrznie zgniótł
dzban, który dopiero co zrobił, i krzyknął do mnie:
— Jak ten obcy włóczęga śmie nazywać mnie myszą?
— Naumyślnie przyprowadziłeś go, żeby sobie zadrwił ze mnie!
Za to nie będę cię już trzymał — precz z moich oczu!
Garncarz schwycił bicz i rzucił się na mnie.
Ledwo zdążyłem złapać umazanymi gliną rękami mój płaszcz i
uciekłem z warsztatu.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
19
3. Statek „Gwiazda Północy”
Wybiegłem na ulicę i zatrzymałem się. Czekałem czy garncarz nie
zawoła mnie z powrotem. Uchyliłem drzwi i zajrzałem. Garncarz wyskoczył:
— Co, ty znowu tutaj? — krzyknął i cisnął we mnie grudką gliny.
„Zdaje się, że to koniec" — pomyślałem i powoli powlokłem się
ulicą. Wydawało mi się, że nogi mam takie ciężkie, jak gdyby były do nich
przywiązane kamienie. Poszedłem nad morze. Było niespokojne. Wielkie
bałwany wznosiły się i opadały z łomotem i rozbijały się u moich stóp.
Na gładkim piasku fale pozostawiały za sobą małe muszelki,
martwe rybki z haczykami w bokach, czarne napęczniałe szczapy drzewa —
być może, to deski rozbitych okrętów.
Dawno już nie byłem na wybrzeżu. Całe dnie trzeba było
pracować w warsztacie, ugniatać glinę, pilnować pieca.
Wiatr wiał mi prosto w twarz i wichrzył włosy. Obejrzałem się —
nie było ani jednej łodzi. Zapewne wszyscy rybacy wypłynęli na morze, na
połów ryb.
U stóp spadzistego brzegu gromadka ludzi stukała młotami i
kręciła się koło szkieletu statku.
Poszedłem w tym kierunku. Statek ów wyglądał jak zdechły
wielbłąd, którego ogryzły szakale. Ogołocone żebra sterczały po obu
bokach. Były one przytwierdzone do leżącego na ziemi bala. Jeden koniec
bala był wygięty ku górze. Podszedłem bliżej. Byłem ciekawy, jakim
sposobem udało się majstrowi wygiąć taki gruby bal.
Robotnicy pokrywali deskami żebra okrętu; świdrem wywiercali
dziury, a następnie wbijali w nie wielkie, drewniane gwoździe.
Budową statku kierował człowiek o wyglądzie marynarza, który
mi się od razu bardzo podobał. Był wysoki, krzepki i opalony. Jego
kędzierzawą głowę opasywał rzemień. Nosił ciemną, wełnianą koszulę i
szeroki pas, na którym wisiał wielki nóż w drewnianej pochwie. Twarz miał
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
20
wesołą i śmiałe spojrzenie. Pomyślałem sobie, że chciałbym być takim
śmiałym marynarzem.
— Czego tu szukasz? — zapytał mnie.
— Patrzę i myślę, jak wyście potrafili wygiąć taki wielki bal? —
odpowiedziałem.
Dziób okrętu musi być bardzo silny. Wyszukujemy w górach
Libanu takie drzewo, które ma bardzo gruby, wygięty korzeń. Oczyszczamy
pień z gałęzi, a korzeń zachowujemy. Widzisz, pień cedru leży na dnie, to kil
okrętu, a korzeń jest zadarty do góry.
Wtem usłyszałem znajome sapanie. Sofer stal przy mnie i słuchał
wyjaśnień marynarza.
— Jesteś właścicielem tego statku?
— Nie, ja tylko buduję ten okręt razem z kolegami — odparł
marynarz — a właściciel mieszka w Sydonie. Wszędzie ma składy towarów
i mnóstwo okrętów. Pływają po całym świecie. Makar zamówił u mnie okręt
większy i silniejszy niż zwykle. Ten okręt będzie pływać po najdalszych
morzach i po gniewnym oceanie, za którym zaczyna się wieczna noc.
— Czy mógłbym pojechać tym okrętem?
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
21
— Pan Makar lubi pieniądze, jeżeli zapłacisz, możesz jechać,
dokąd tylko zechcesz.
— Dobrze — odpowiedział starzec. — Pojadę do Sydonu,
pomówię z kupcem. Dziękuję ci, żeś mi o tym powiedział.
— Płyń dalej z pomyślnym wiatrem — odpowiedział marynarz.
Starzec trzymając mnie za ramię mruczał:
— To będzie wspaniały okręt. Można nim pojechać do
Szczęśliwych Wysp. Chodźmy, Elisar, do domu. Prowadź mnie.
Niechętnie powlokłem się do domu. Jak powiem matce, że Abibaal
wygnał mnie? Nie łatwo jej przyszło uprosić go, żeby wziął mnie na naukę.
— Elisar, dlaczego wracasz tak wcześnie? — zapytała matka, gdy
tylko stanęliśmy na progu.
Zatrzymałem się i nie mogłem zdobyć się na odpowiedź.
— No mówże! Coś złego?
Abibaal wygnał mnie i jeszcze rzucił za mną kawałek gliny.
— Coś ty narobił? — klasnęła w ręce. —Na pewno zbiłeś dzban
albo byłeś niegrzeczny dla majstra? No, nie płacz już. Wstyd, żeby taki duży
chłopiec płakał... Pokój z tobą, czcigodny wędrowcze. Wejdź, ogrzejesz się
przy ognisku.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
22
4. Pomagam starcowi
Gdy starzec dowiedział się o moim nieszczęściu, był bardzo
wzburzony.
— Jak to? Uczyłeś się rzemiosła, pilnie pracowałeś i nagle pan
wyrzucił cię w złości bez żadnego powodu? To niesprawiedliwy postępek
ludzki.
— Może jeszcze nie wszystko stracone — odpowiedziała matka.
— Pójdę sama do garncarza, poproszę o litość nad biedną kobietą, która
utraciła żywiciela.
— Nie! — wykrzyknął starzec. — Nie podoba mi się ten garncarz
— wygląda jak utuczony indyk. Może ten chłopiec potrafi robić coś innego,
co nie będzie gorsze od garncarskiego rzemiosła.
— Żeby tylko nie został żeglarzem — rzekła matka i skryła się w
kącie izby cicho popłakując.
Starzec zawołał mnie:
— Chodź no tu, usiądź przy mnie, uważaj i odpowiadaj na moje
pytania.
Usiadł na ławeczce, a ja podkuliłem nogi pod siebie i usiadłem
naprzeciwko niego, na trzcinowej macie.
— Wiesz, gdzie można znaleźć dobrą, czystą glinę bez domieszki
piasku?
— Jeszcze bym nie wiedział? Jest jej bardzo dużo na drodze
prowadzącej do gór Libańskich.
— Doskonale. A czy potrafiłbyś zrobić gliniane płytki wielkości
mojej dłoni?
Wyciągnął pomarszczoną, owłosioną rękę z rozczapierzonymi
palcami.
— Ale płytki muszą być równe, wszystkie jednakowe i czyste.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
23
— Jeśli chcesz, żeby były jednakowe, zrobię najpierw drewnianą
deseczkę, takiej wielkości, jaka ci jest potrzebna, a potem według tej
deseczki będę wycinać równe, gliniane płytki.
— Dobrze sobie to pomyślałeś. Jeśli zrobisz mi takie płytki,
zapłacę ci za nie tyle, ile zamierzałem zapłacić garncarzowi. Jutro weźmiesz
się do roboty.
Pomyślałem sobie: „Po co Soferowi te płytki? Może chce je
zamienić na złoto. Opowiadają, że tak robią „chochomi?"2
Niedługo dowiedziałem się, że płytki potrzebne mu były do czego
innego.
— Chcesz nauczyć się czytać i pisać? — zapytał Sofer.
— Tylko uczeni ludzie mogą się zajmować takimi trudnymi
rzeczami — odezwała się z kąta matka. — A czyż my, w naszej nędzy,
możemy uczyć nasze dzieci?
Sofer wziął pałeczkę, rozsypał popiół na podłodze, wygładził go i
nakreślił mi znak:
— Co ci to przypomina?
Pomyślałem, popatrzyłem z prawej strony, potem z lewej i
powiedziałem:
— Jeżeli by odwrócić trochę ten znak, to będzie podobny do głowy
byka z rogami i uszami.
Narysowałem palcem na popiele.
— Słusznie. Ten znak to jest „Alef", po fenicku znaczy „byk". Gdy
napiszemy ten znak, to wymawiamy „a". A ten znak, podobny do domu, lub
namiotu — „bet", wymawia się „b". Możesz go odwrócić, ot tak, wtedy
będzie całkiem podobny do namiotu, z którego wychodzi dymek. Nasi
przodkowie nie mieszkali tak jak my teraz, w glinianych chatach, ale
koczowali z baranami po stepach, coraz to w innym miejscu rozstawiając
swe namioty, przeważnie tam, gdzie były dobre pastwiska.
2 Chochom – uczony, mędrzec
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
24
Matka podeszła bliżej i także uważnie przypatrywała się, jak
starzec rysuje na popiele swoje znaczki.
— A ten znak, czy nie przypomina ci czasem głowy naszego
wielkiego przyjaciela, pracowitego wielbłąda — „gimel", głowy osadzonej
na długiej, cienkiej szyi? Ten znaczek czyta się „g". A ten wije się jak fala,
znaczy „mim", a czyta się go „m".
Tak więc Sofer zaczął pokazywać mi różne litery i od razu
pierwszego dnia nauczyłem się pisać niektóre z nich.
Można je składać razem i wtedy powstają ciekawe słowa. Pisze się
z prawej do lewej. Pierwsze słowo, które napisałem, było „am", to znaczy
„matka".
Następnego ranka, gdy już było zupełnie jasno i ze wszystkich
stron rozlegało się beczenie kóz, które pastuchy pędzili w góry, pobiegłem
do moich kolegów. Grali w kości w stodole, koło młyna.
Prawie wszyscy byli na miejscu: Menachem z rozbitą wargą,
żarłok Gamaliel — dwie rzodkwie wystawały mu zza pazuchy, zezowaty
Bachja i malutki Chachanija.
Bachja przymrużywszy oko wycelował w rozrzucone gliniane
kulki i zręcznie zbił od razu trzy. W tym momencie spostrzegł mnie i
krzyknął:
— Eli, czy to dzisiaj święto, że przyszedłeś do nas?
Napuszyłem się dumnie — nie wiedzieli przecież, że mam do
opowiedzenia tyle nowych rzeczy, których nawet podejrzewać nie mogli.
— Przyznaj się, że nie uważałeś na cielęta Abibaala i wygnał cię —
zauważył Gamaliel zabierając się do rzodkwi.
— No to co, że wygnał? Za to wczoraj widziałem, jak budują
okręty, i nauczyłem się pisać słowa. — Opowiedziałem im o starcu i o tym,
że kupił ode mnie gliniany okręcik.
Chłopcy słuchali z otwartymi ustami, a malutki Chachanija usiadł
na ziemi i płacząc powiedział:
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
25
— Boję się, że starzec przyjdzie do mnie w nocy, będzie jęczeć i
kaszleć.
Chłopcy uspokajali go. Gamaliel wsunął mu do ust ogryzek
rzodkwi i Chachanija przestał płakać.
Wszyscy moi przyjaciele to odważne zuchy; ile to razy chodziliśmy
wszyscy razem do kuźni złego Ben-Barzi la, a chociaż wymyślał nam i
wygrażał szczypcami, przypatrywaliśmy się, jak topił miedź, świecącą niby
słońce. Razem wypuszczaliśmy się na morze na starej łódce nurkowaliśmy
łapiąc kraby, sepie i jeże morskie, właziliśmy do cudzych ogrodów po groch,
ale nigdy jeden drugiego nie zdradził. Byliśmy wszyscy rówieśnikami,
oprócz maleńkiego Chachanija.
Przyjaciele poszli ze mną — chcieli zobaczyć brodatego starca i
jego starą, białą oślicę. Cichutko weszliśmy do chaty i zatrzymaliśmy się
przy drzwiach. Gdy starzec nas dojrzał, podniósł głowę i podparł ją rękami.
— Nie dowidzę — mruknął. — Cóż to za karzełki?
— To moi przyjaciele, dzieci awalińskich rybaków. Przyszli życzyć
ci, abyś prędko wyzdrowiał.
Gamaliel głośno krzyknął:
— Żyj sto trzydzieści lat i obejrzyj cały świat!
— Po takim życzeniu na pewno wyzdrowieję i dotrę do
najdalszych krajów.
— Idźcie i nie przeszkadzajcie Bobo3 — rzekła matka. — A ty, Eli,
posiedź z chorym i jeżeli zechce mu się pić, podaj koziego mleka.
Usiadłem koło starca, który zasypiał mrucząc jakieś słowa w
nieznanym dla mnie języku.
Przez dziesięć dni starzec nie wstawał z łóżka. Stopniowo stan
jego zdrowia polepszał się. Ja jednak nie traciłem czasu. Sofer codziennie
mnie uczył. Pałeczką rysował na piasku litery, które mi już pokazał4.
3 po fenicku – dziadek
4 alfabet fenicki na końcu książki (str.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
26
Nanosiłem do domu gliny, wygniotłem ją, oczyściłem z kamyków i
zrobiłem starcowi równiutkie płytki, takie, jakie były mu potrzebne.
Wówczas Sofer-Bobo wyciągnął z worka kawałek szkła5 dziwnego
kształtu. Szkło było wypukłe z obu stron i przypominało wielkie ziarno
soczewicy. Następnie wyciągnął kościaną pałeczkę, ostro zakończoną, z
drugim końcem o kształcie małej łopatki.
Wówczas podałem mu na desce gliniane płytki, jeszcze świeże,
miękkie, a starzec, nadzwyczaj wprawnie i prędko, wyciskał łopatką i
wydrapywał igłą litery, które już trochę umiałem Kawałek szkła trzymał
przed oczyma i patrzył przez nie.
— Czemu patrzysz przez szkło?
To jest cudowne szkło i drogo zapłaciłem za nie szlifierzowi. Gdy
się patrzy przez to szkło, najmniejsze muszki i robaczki stają się wielkie, jak
gdyby urosły stokrotnie. Gdybym nie miał tego szkła, nie mógłbym napisać
ani jednego wiersza. A teraz opisuję na tych płytkach całą książkę o tym, jak
przybyłem z miasta Marakanda6 do Babilonu, a stamtąd tutaj, na wybrzeże
morskie.
Starzec pilnie stawiał znaczki na glinianych płytkach i wreszcie
zapisał całą setkę, którą mu zrobiłem.
Matka poszła do Abibaala zapytać go, czy nie zgodzi się je wypalić.
Garncarz Abibaal już się nie gniewał, nawet sam przyszedł do
naszej chaty i pozdrowiwszy z szacunkiem Sofera usiadł na macie koło
niego mówiąc:
— Aj! — Aj! Ileż to mądrości mieści się w twojej siwej głowie. Ty
chyba rozumiesz śpiew wiatru i paplaninę srok. Możesz wpędzić człowieka
w chorobę i uzdrowić go. Nie gniewaj się na mnie, wezmę z powrotem na
naukę chłopca Eli i zrobię z niego prawdziwego majstra.
Garncarz wziął wszystkie zapisane płytki, żeby je wypalić w piecu
i obiecał robić to stale, za zwykłym wynagrodzeniem.
5 Fenicja słynęła z wyrobów szklanych
6 miasto leżące niedaleko dzisiejszej Samarkandy w Uzbekistanie
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
27
5. Podróż do Sydonu
Gdy Sofer wyzdrowiał, postanowił pojechać do Sydonu.
W Sydonie zobaczę się z kupcem Makarem i jednocześnie
poszukam tych ludzi, którzy wywieźli twojego męża Jakira na roboty do
żydowskiego króla Salomona. Wypytam ich, a potem pomogę mu wrócić do
domu.
— Już trzy lata nic nie wiemy o Jakirze, nie wiemy czy żyje i gdzie
się znajduje — westchnęła Am-Lajli.
Rankiem Sofer wyprowadził białą oślicę i stanąwszy na kamieniu,
bez niczyjej pomocy wsiadł na nią.
Matka postanowiła także iść do miasta, żeby prędzej dowiedzieć
się czegoś o ojcu, a zarazem sprzedać koszyczek jaj i nici, które sama
uprzędła.
— Będziesz moim przewodnikiem — powiedział do mnie Sofer —
abym nie zginął w tym hałaśliwym mieście jak ziarno grochu w worku
orzechów.
Am-Lajli zamknęła drzwi na wielką, drewnianą kłódką i
ruszyliśmy w drogę.
Droga do Sydonu biegła wzdłuż
brzegu morskiego, wśród pagórków. Po lewej
stronie widniały zbocza Libanu. Widać było na
nich rozrzucone gaje, ogrody i pola. Wszędzie
pracowali wieśniacy. Jedni skopywali ziemię
motykami, inni, przyciskając prawą ręką
rączkę7 pługa, pokrzykiwali na rude woły, które machały łbami, żeby
odpędzić dokuczliwe muchy i żłobiły bruzdy. Wesoło płynęły strumyki
wody w rowkach skręcając w bok, zraszały wodą pola i znów wracały do
rowów, żeby z kolei napoić korzenie krzewów wina lub grządki ogórków,
dyń i innych warzyw.
7 W starożytnej Fenicji i Syrii pługi miały tylko jedną rączkę
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
28
Na
prawo ujrzeliśmy
lazurowe morze,
po którym
płynęły okręty o
stromych bokach.
Jedne miały
wzdęte, załatane
żagle, inne
poruszały się za
pomocą długich wioseł.
Wiosła
jednocześnie uderzały o
wodę wzbijając białą
pianę.
Im bardziej
zbliżaliśmy się do miasta,
tym więcej przybywało
podróżnych. Osadnicy
wieźli na osłach wa-
rzywa, kury ze
związanymi nogami,
snopy świeżo skoszonej
trawy.
Spotykaliśmy całe karawany objuczonych wielbłądów, które
dzwoniąc dzwoneczkami stąpały miarowo rozdwojonymi kopytami po
zakurzonej drodze.
Sofer przez całą drogę gawędził z przechodniami rozpoznając ich
narodowość po odzieży, mówił z nimi różnymi językami, których nie
rozumiałem.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
29
Idąc za nim poganiałem gałęzią oślicę i myślałem: Sofer jest
bardzo uczony, ale w jaki sposób taki słaby starzec zarobi na życie? Jak on
się nie boi puszczać w dalekie podróże? Inni starcy leżą na dachu,
wygrzewają się na słoneczku i boją się zejść na dół, a ten chce dotrzeć do
końca ziemi.8
Sofer wskazał na miasto i powiedział do mnie:
— Popatrz, Elisar, jakie Sydon ma grube mury. Są twarde jak
skały. O symbolu mądrości! O kwiecie piękności!
Przed samym Sydonem, w wąskiej uliczce wiodącej z wybrzeża do
bramy miejskiej, tłoczyło się mnóstwo ludzi. Pastuszkowie gnali barany i
byki; zwierzęta porykiwały. Kilku ludzi skupiło się wokół nas. Zwrócili się
do Sofera:
— A ty dokąd się wybierasz, starcze? Lepiej siedział byś w domu,
przecież nim zdążysz się obejrzeć, śmierć po ciebie przyjdzie.
— To ty siedź sobie w domu — odburknął dziadek. — Zdążę trzy
razy objechać ziemię, zanim śmierć mnie znajdzie.
— Czyżby na swej oślicy? Przywiąż jej do ogona żagiel i płyń.
— Nie każdemu udaje się choć raz objechać ziemię, tylko jedyny
Lala–Zor potrafił tego dokonać. 8 W owym czasie uważano, że ziemia jest płaska, okrągła jak talerz i okolona nieskończonym Morzem
Zewnętrznym
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
30
— Jaki Lala – Zor? — ożywił się starzec.
— Któż w Sydonie nie słyszał o Lala – Zorze.
— Wszyscy marynarze śpiewają pieśni o Lala-Zorze, jak pojechał
za słupy Melkarta·i spotkał tam morskiego smoka, który był gruby jak byk i
długi na tysiąc kroków.
— A gdzie mógłbym spotkać Lala-Zorę?
— No! Czego mu się zachciewa? To Lala-Zor znajdzie ciebie,
choćby na dnie morskim. Wszystkie sydońskie okręty wojenne już kilka lat
go ścigają i ciągle bez skutku. Przecież Lala-Zor nie na próżno zwie się
królem wszystkich morskich piratów.
Strumień tłoczących się ludzi oddzielił nas od rozmówców i
wciągnął przez bramę w ulice Sydonu.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
31
6. „Syn Słońca i Morza”9
Wydawało mi się, że znajduję się w nieskończenie długim
warsztacie. Jedna za drugą ciągnęły się kuźnie, w których czarni od sadzy
kowale stukali młotkami, wyrabiali kotły, miecze i noże. Opodal, cieśle
strugali lub drążyli drewniane klocki. Inni majstrowie pokrywali
malowidłem przepiękne ławeczki i stołki z wygiętymi nóżkami. Szklarze
wydmuchiwali przez gliniane rurki szklane buteleczki, grające wszystkimi
barwami tęczy. Tutaj też ciągnęły się szeregi kramów, w których siedzieli
dostojni, bogato ubrani kupcy o długich zwiniętych w pierścienie włosach i
sprzedawali materiały, naczynia, pachnące olejki do nacierania, cynamon i
ambrę. A u góry, nad kramami i warsztatami, widać było ściany domów z
oknami zasłoniętymi misterną kratą. Przez nią spoglądały na hałaśliwą
ulicę rozebrane kobiety i dzieci o czarno podmalowanych oczach. Jadły
słodycze i rzucały w przechodniów łupinami od orzechów i migdałów. W
kramach tyle było najrozmaitszych przedmiotów, że i przez rok nie można
by wszystkiego wyliczyć.
W jednym kramie rozłożono różnobarwne
materiały, obok stał sprzedawca i zapraszał
przechodniów.
— Chaijat, chaijat10! Uszyję wspaniałą szatę
do wschodu słońca.
Opodal sprzedawali skórzane sandały
rozmaitych kolorów i wszystkich rozmiarów.
Oczywiście szewc sprzedaje swoje sandały tylko bogatym nabywcom. Ja nie
mogę o nich nawet marzyć. Chodzę boso albo w drewnianych trepkach,
które zrobił mi jeszcze ojciec.
Matka zatrzymała się przy jednym z kramów, na drzwiach którego
wisiały długie nici, różnych kolorów.
— Szczezuri, szczezuri!11 — krzyczał właściciel, który siedział na
dywanie i wprawnie prządł wełniane nici nawijając je na wielką, drewnianą
9 Sydon – bogate i handlowe miasto często nazywano w starożytności „Synem Słońca i Morza”.
10 po fenicku – krawiec
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
32
szpulkę. Wziął od matki motek nici, zważył je na błyszczącej wadze
miedzianej i zaczął się targować, stopniowo podwyższając cenę i zapewnia-
jąc przy tym, że nici nie są dość cienkie. Koniec końców Am-Lajli sprzedała
mu je.
Z piekarni doleciał mnie zapach świeżych placków i z
westchnieniem przeszedłem obok stosu precli i paluszków oblanych
miodem.
Podeszliśmy do kramów, gdzie matka chciała
sprzedać koszyczek jaj. Matka stanęła w tym rzędzie, gdzie na
placu zwykle mieszkańcy naszej osady sprzedają ryby, kury i
warzywa, mnie zaś pozwoliła pójść razem ze starcem do
północnego portu. Poszedłem przodem prowadząc oślicę na
powrozie.
Po chwili byliśmy już na kamiennym molu12, zrobionym z wielkich
równo ociosanych głazów.
Stało tutaj mnóstwo czarnych sydońskich statków z zadartymi do
góry dziobami.
Poprowadziłem oślicę prosto w kierunku
statków i zatrzymałem się. Przypatrywałem się, jak
tragarze uginając się pod ciężarem worków, najpierw
wolno wdrapują się po wąskich deskach na statki, a potem
pozbywają się ciężarów, biegiem wracając do przystani po
nowy ładunek.
Obok jednego statku siedziała na dywaniku
kobieta z dwojgiem dzieci. Wszyscy mieli pobielone kredą
ręce i nogi. Znaczyło to, że byli wystawieni na sprzedaż. Tłusty właściciel
statku, z długą ufryzowaną brodą i kolczykami w uszach, wykrzykiwał
śpiewnym głosem:
— Młoda kobieta i dwaj chłopcy na sprzedaż. Można kupić
wszystkich razem lub każdego z osobna. Kobieta umie dobrze szyć szaty,
tkać materiał i prząść cienkie nici. Chłopcy są silni, zupełnie zdrowi i mają
11
po fenicku – przędzalnik 12 nasyp z piasku lub kamieni.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
33
wszystkie zęby. Bardzo zdolni. Łatwo można nauczyć ich rzemiosła i będą
dobrymi robotnikami. Kupujcie, póki tanio. Korzystajcie z okazji i kupujcie.
Dzieci ze strachem patrzyły na sprzedawcę.
Niektórzy bogato ubrani przechodnie
zatrzymywali się, oglądali tych troje nieszczęśliwych,
zaglądali im w usta i targowali się z właścicielem o cenę.
Sofer zawołał mnie:
— Elisar, czegoś się zatrzymał? Trzeba się
pośpieszyć. Musimy odszukać kupca Makara.
Jeden z tragarzy pokazał nam kamienny, zakopcony budynek z
dwoma rzędami malutkich okienek. Koło otwartych drzwi leżały stosy
smolistych lin.
Przy wejściu stał mały człowieczek o długiej brodzie, otoczony
grupką ludzi, którym coś opowiadał.
— Powiedzcie mi, dobrzy ludzie, gdzie mógłbym się zobaczyć z
właścicielem statków, Makarem? — pytał Sofer.
Nikt się nie odwrócił, a mały człowieczek ciągnął dalej:
— Mówiłem Bessamowi: „Pojedziesz na tym statku do Tyru13. Nie
bój się, Bessamie, jedź z Bogiem". I wiecie, co mi odpowiedział ten zuchwały
Bessam? Powiedział: „Myślisz, że Bóg pojedzie ze mną na takim brudnym
statku, na którym wieziono barany i w dodatku nie zapłacono za przejazd?"
— Jak zuchwale on mówił o Bogu — wykrzyknęli słuchacze.
— A czyż nie miał racji — wmiesza! się Sofer.
Tym razem wszyscy się odwrócili i spojrzeli na Sofera.
— A kim ty jesteś i czego tu szukasz? Dlaczego uważasz, że
Bessam miał rację? — zapytał człowieczek.
— Szukam właściciela statków, Makara. Ale wy go chyba nie
znacie.
13 Tyr – główne miasto Fenicji.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
34
Człowieczek wypiął brzuch, złożył na nim ręce i zapytał wyniośle.
— A po co ci Makar?
— Po co mam ci to opowiadać? Lepiej byś pokazał, gdzie go mogę
znaleźć. Na pewno ma taki rozum, że jego głowa jest jak kamień młyński.
Mały człowieczek jeszcze bardziej nadął się i powiedział:
— A może to ja jestem Makarem, właścicielem statków? Czego
chcesz?
— Jeśli ci tutaj odpowiem, jutro będzie o tym wiedział cały bazar.
A jeśli pomówimy sam na sam, będziesz miał niemałą korzyść.
— Dobrze — odparł Makar. — Ale wiedz, że jeśli chcesz mnie
prosić o pieniądze, to i tak nie dam ci. Chodź ze mną.
Mały człowieczek znikł za drzwiami domu. Sofer zlazł z oślicy i
kazał mi iść za sobą. Przywiązałem oślicę i razem z Soferem weszliśmy do
domu.
Wzdłuż ścian izby ciągnęły się półki przedzielone przegródkami.
Wszędzie leżały rozmaite towary: różnobarwne materiały, dzbany, szklane
buteleczki i wielkie kawały miedzi. Weszliśmy do drugiego pokoju. Stał tam
niewielki stół na kręconych nóżkach i wysokie krzesło. Makar wdrapał się
na nie i podciągnął pod siebie nogi. Sofer siadł na ławeczce, a ja stanąłem za
nim.
— Zwą mnie „Sofer-rafa"14, wędrowiec wielojęzyczny. Umiem
mówić trzynastoma językami narodów żyjących w gorącej Etiopii15 a także
językiem czarnoskórych Scytów.16
— Nie potrzebuję tłumacza — przerwał Makar spoglądając w bok.
— Rozpoznaję choroby, leczę stare rany, gorączki, wrzody,
nastawiam zwichnięte kości, odpędzam zgniliznę, z chudych robię grubych,
ze słabych — silnych.
14 po fenicku – lekarz 15
Etiopia – obecna Abisynia 16 Scytowie zamieszkiwali niegdyś północne wybrzeże Morza Czarnego
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
35
— Ale ja już mam lekarzy, którzy mnie leczą. A jeżeli chcesz
wpędzić mnie w chorobę, rozkażę moim sługom wrzucić cię do wody.
— Nie bój się — odparł starzec. — Mędrzec Sofer leczy chorych,
ale nikomu nie robi nic złego.
— Więc czego chcesz?
— Chcę ci zadać trzy pytania. Oto pierwsze: koło osiedla Awali
budują dla ciebie statek. Czy to prawda, że popłynie on za słupy Melkarta? I
czy mógłbym na nim pojechać?
Makar milczał chwilę i odpowiedział:
— Tak, buduję statek do dalekich podroży. Jeśli
będziesz leczył marynarzy i wioślarzy, pozwolę ci jechać za
darmo, bo wioślarze bardzo prędko tracą siły i umierają.17
— A oto drugie pytanie. Słyszałeś kiedyś o
Wyspach Szczęśliwych, na których nie ma ani panów, ani
niewolników, ani bogatych, ani biednych, gdzie wszyscy żyją jak bracia i
korzystają ze wszystkich dóbr ziemskich?
Makar zasępił się i powiedział:
— Marynarze o tych wyspach opowiadają przeróżne bajki. Ale kto
wie czy to prawda, czy nie? Mnie te wyspy nie obchodzą. Szukam tylko
takich miejsc, gdzie można tanio kupić silnych niewolników, żeby ich potem
sprzedać za dobrą cenę. Szukam także żelaza. Potrzebne jest nam, żeby
robić broń, wówczas będziemy mieć i złoto. Jakie trzecie pytanie?
— Przed trzema laty cieśla Jakir z Awali, ojciec tego chłopca, który
tu stoi — starzec wskazał na mnie — pojechał statkiem na żądanie króla
Hirama18 razem z innymi rzemieślnikami. Od tej pory nie było żadnych
wiadomości o cieśli Jakirze. Czy nie można by dowiedzieć się od twoich
marynarzy, kto go wiózł, gdzie go wysadzono i czy jeszcze żyje?
Po tym pytaniu Makar, nie wiadomo dlaczego, niespokojnie
poruszył się na krześle, zakaszlał i oczy jego stały się kłujące i pełne gniewu.
17
Wskutek wytężonej pracy wioślarze na statkach żyli przeważnie 2 – 3 lata. 18 Hiram – król Tyru, posyłał wprawnych rzemieślników izraelskiemu królowi, Salomonowi.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
36
— Dlaczego pytasz mnie o to? Czyż mogę pamiętać wszystkich
podróżnych, którzy jadą na moich statkach? Niektóre statki zginęły podczas
burz, inne znów popłynęły daleko i nieprędko wrócą. Skąd mogę wiedzieć,
gdzie jest cieśla Jakir? Czy dojechał do Palestyny, czy też był na jednym z
zaginionych okrętów.
Nie mogłem się powstrzymać i rozpłakałem się. Makar spojrzał
gniewnie i powiedział:
— Starcze, jeżeli chcesz dowiedzieć się czegoś bliższego, to jedź do
Jafo.19 Z tego portu wszyscy wędrowcy udają się do kraju króla Salomona.
Do Jafo wkrótce przyjedzie mój zaufany zarządzający, imieniem Malluch.
Objeżdża zawsze całe wybrzeże i może słyszał coś o Jakirze. Prócz tego,
Malluch szuka lekarza, który by go wyleczył z choroby brzucha. A teraz dość
pytań! Mam aż nadto własnych kłopotów. Wyjdźcie już, wyjdźcie!
Wyszliśmy z Soferem na ulicę.
Bałem się, że w tym ruchliwym
Sydonie ktoś już zdążył odwiązać i upro-
wadzić oślicę, ale stała na tym samym
miejscu i spokojnie żarła koniec leżącego
przed nią rzemienia.
Prędko opowiedzieliśmy o wszystkim Am-Lajli i ruszyliśmy do
domu. Przez całą drogę do naszego osiedla zastanawialiśmy się, co robić
dalej?
— Ja pojadę do Jafo — zdecydował Sofer. — Wyszukam tam
zarządzającego Mallucha, o którym mówił kupiec Makar, i dowiem się od
niego o wszystkim, co mi potrzebne. Stamtąd wrócę z powrotem do Awali.
Gdybyś puściła ze mną małego Elisara, to pomógłby mi w drodze, gdyż ja
niedowidzę.
Am-Lajli zgodziła się na propozycję Sofera.
19 Jafo – obecnie Jaffa, port w Palestynie.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
37
— Z tobą, Soferze, puszczę mojego Eli. Uczysz go jak rodzonego
ben-bena20, i jesteś dla niego dobry. Niechaj zobaczy i inne miasta, może mu
to przyniesie pożytek.
W przeddzień wyjazdu moi przyjaciele zebrali się w szałasie, za
ogrodem. Gamaliel trzykrotnie rzucił garść piasku przez moje lewe ramię,
żeby odpędzić ode mnie niebezpieczeństwo i niepowodzenia. Wszyscy
podnieśli na szczęście gruby palec i obiecali odwiedzać moją matkę,
pilnować i wabić moje gołębie, i wyprowadzać białą oślicę, żeby się pasła
wzdłuż rowu.
— A ty nie odchodź od starca Sofera — mówili mi — a przede
wszystkim strzeż się tych cudzoziemskich kupców, którzy handlują dziećmi.
20 Ben-ben – syn syna czyli wnuk.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
38
CZĘŚĆ II GDZIE DUŻO ZŁOTA — TAM WIELE SMUTKU
1. Statek wypływa na morze
Statek stał w Sydonie i o świcie miał wypłynąć na morze. Dlatego
też już wieczorem byliśmy w mieście, w porcie Północnym, i schroniliśmy
się wśród tobołów, skrzyń i pozwijanych powrozów. Na słupie, w ogromnej
kamiennej misie, palił się ziemny tłuszcz21 oświetlając drżącym płomieniem
statki, które już znikały w zmroku.
Am-Lajli, owinięta w biały wełniany płaszcz, siedziała koło mnie.
Leżałem z głową na jej kolanach. Sofer objąwszy rękoma swój pasiasty wór
drzemał, od czasu do czasu budził się i zapytywał:
— Czy słońce jeszcze się nie pokazało?
Obserwowałem ciemne postacie tragarzy, którzy ładowali na
okręt bagaże i nie mogłem doczekać się chwili, gdy i nas wpuszczą na
statek.
Niedaleko płonęło ognisko. Wokół niego siedzieli ludzie w
dziwnych szatach, niepodobnych do tych, jakie noszą awalińscy rybacy.
Jeden z nich opowiadał:
— Z głębi morza można przywołać krowę morską. Jeżeli podczas
spokojnej pogody, gdy nie ma wiatru, siądziesz na dziobie statku, będziesz
żałośnie płakać i wołać: „Malutka, chodź do mnie, moja okruszynko", to
krowa podpłynie, wysunie z wody swoją płaskonosą mordę z dwoma
przednimi zębami, długimi jak noże. Wtedy nie gap się, tylko szybko uderz
ją harpunem w oko lub w bok pod lewą łapę, bo jeśli nie zdążysz, to zębami
wpije się w burtę okrętu i wywróci statek...
— Co ty tam opowiadasz o krowie — odezwał się ktoś inny. — Ja
na własne oczy widziałem cudowny okręt, który swobodnie bez żadnej
szkody pogrąża się w morską otchłań, nurkuje tam jak kaczka i znowu
21 Ziemny tłuszcz – ropa naftowa.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
39
wypływa na powierzchnię, gdy tylko zechce. To był statek największego
morskiego rozbójnika Lala-Zory, którego nazywają „Księciem Morza"...
— Widziałeś go? I jesteś żywy? Przecież nikt się nie wydostaje z
łap tego myśliwca, polującego na ludzi.
— A ja go nie tylko widziałem, ale byłem na jego przedziwnym
okręcie...
— Opowiadaj, tylko nie łżyj! — wykrzyknęli siedzący wokół
ogniska.
Nastawiłem uszu i podpełzałem bliżej. Opowiadający ciągnął
dalej:
— Nie zważajcie na to, że jestem kaleką, powłóczę jedną nogą i źle
władam ręką. Nie zawsze tak było. Dawniej byłem chwackim, silnym
marynarzem i uważano mnie za najlepszego harpunnika spośród
polujących na wieloryby.
— Nie nazywasz się czasem Jonasz? — przerwał je-den ze
słuchaczy mrugając do pozostałych. — Słyszałem o proroku Jonaszu,
którego połknął wieloryb, przeżuł i wypluł z powrotem. Może od tego
czasu jesteś kaleką?
— Nie nazywam się Jonasz i nie byłem w paszczy wieloryba, ale
wpadłem w łapy okrutnego Lala-Zory, który jest straszniejszy niż wieloryb.
Służyłem wówczas na statkach żydowskiego króla Salomona, który posłał
mnie po złoto, do kraju Ofir, najbogatszego na świecie. Było tam ze
czterdzieści statków, a na każdym ze stu marynarzy — wszyscy nasi dzielni
synowie Anaka...
— A ty byłeś oczywiście najdzielniejszy?
Zapewne nie byłem najgorszym, skoro mianowano mnie
harpunnikiem na pierwszym statku. Dowódca flotylli ścigał Lala-Zorę.
Statek „Księcia Morza" można rozpoznać z daleka: ma czerwone żagle,
pokryte drogocenną, purpurową farbą sydońską.22 Nasz groźny dowódca
był pewny, że Lala-Zor nie wyślizgnie mu się. Wiatr ucichł, żagle obwisły i
nasze okręty wiosłując zbliżały się do rozbójnika z dwóch stron. Jak wam 22 Fenicja słynęła z wyrobu purpurowej farby, ze specjalnego gatunku morskich ślimaków.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
40
już mówiłem, byłem na przednim okręcie i przygotowywałem już harpun.
Nagle widzę, że statek Lala-Zory nie porusza się. Czerwone żagle trzepoczą
na słabym wietrze, a wioseł nie ma. „Co to za zagadka? — myślę. — Czyżby
Lala-Zorę zdradzili jego chłopcy? Może chcą go wydać żywcem?" Nagle
żagle szybko zwinęły się, maszty lekko opuściły się na rufę, a nad
wszystkimi lukami zamknęły się pokrywy.... Podpływamy coraz bliżej.
Harpun! — krzyknął z mostku sternik. — Daj mu harpunem w bok, to
odpędzi czary! A my jesteśmy już zupełnie blisko, zaraz zetkniemy się
burtami. Zarzuciłem harpun, a on wbił się w okręt Lala-Zory jak w miękki
bok żywego delfina. Koniec liny owinął się wokół mnie jak żmija.
— Czary! Wyraźne czary! — wykrzyknęło kilka głosów.
— Słusznie, to były czary — ciągnął dalej opowiadający — bo w
moich oczach statek Lala-Zory nagle pogrążył się dziobem w burzliwe fale i
szybko zaczął uciekać pod wodę, a mnie wciągnął za sobą...
— Ale łgarz z ciebie! — wykrzyknął ktoś. — Czyż to możliwe, żeby
statki z żywymi ludźmi mogły według swego widzi mi się wypływać lub
pogrążać się w morskich otchłaniach? Tak nigdy nie będzie! Zdrowy
rozsądek mówi nam, że Baal, Moloch i inne bóstwa tak mądrze urządziły
ten świat, że człowiek chodzi po ziemi, ryba pływa w wodzie, a żuraw, orzeł
i inne ptaki fruwają w powietrzu.
— A czyż Ikar, syn cudownego mistrza Dedala, nie fruwał w
powietrzu?
— To bajki.
— Nie sprzeczajcie się. Opowiadaj dalej. Mów, widziałeś Lala-
Zorę? Mówiłeś z nim?
— Widziałem go, a było to tak...
Głośny okrzyk przerwał rozmowę.
— Kto na statek? Wchodźcie kolejno, nie tłoczcie się na mostkach.
Matka objęła mnie tak silnie, jak gdyby obawiała się, że może ktoś
mnie oderwać od niej.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
41
— Pamiętaj Eli, koniecznie odszukaj ojca i dowiedz się, co się z
nim dzieje. A jeżeli umarł, idź na jego mogiłę, pokłoń się przed nią i postaw
jedną miseczkę z kaszą, a drugą z tłuszczem. Potem nie zatrzymuj się ani
jednej zbytecznej godziny, przynaglaj dobrego Sofera-Bobo, żeby jak
najprędzej wracał do domu. I nie podchodź blisko do burty statku, bo
wpadniesz do morza.
— Czego się boisz Am-Lajli, przecież już nie jestem dzieckiem! Za
to zobaczę inną ziemię i będę jechał na prawdziwym
statku.
Objąłem ją, schwyciłem mój worek z plackami i
dzban z mlekiem, i w ślad za Soferem przeszedłem po
mostku na statek.
Nie wiedzieliśmy, dokąd iść. Póki statek
budowano, wydawał się wielki, a teraz był tak zawalony rozmaitymi
tłomokami, że zrobiło się bardzo ciasno. Obok nas przebiegali marynarze
trącając się i depcząc wzajemnie.
Starzec z trudem wlazł na górę, rozciągnęliśmy się na workach
niedaleko od pomostu sterników i stąd patrzyliśmy, co się dzieje na statku.
Przed nami, na jedenastu ławkach siedzieli półnadzy wioślarze o
długich włosach i gęstych, zmierzwionych brodach. Niektórzy z nich byli
przykuci za nogę. Jedni oparłszy się o burtę drzemali, inni gawędzili
grubymi głosami. Między nimi, pośrodku, wznosił się gruby maszt, a do
niego przytwierdzona powrozami poprzeczna belka ze zwiniętym żaglem.
Na statku było mnóstwo podróżnych. Siedzieli wśród swoich bagaży,
hałasowali i kłócili się.
— Przygotować się! — zabrzmiał dźwięczny głos. Na mostku
kapitańskim stał nasz znajomy marynarz i przycisnąwszy miedzianą trąbkę
do ust wykrzykiwał rozkazy:
— Zdejmować pomosty!
Deski, po których weszliśmy na okręt, zsunęły się na brzeg, gdzie
pochwycili je robotnicy. Ogarnęło mnie przerażenie i smutek, zapragnąłem
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
42
skoczyć z powrotem na brzeg, gdzie w porannej mgle majaczył biały płaszcz
Am-Lajli.
— Wciągnąć cumy!
Dwie grube liny, okręcone wokół słupów stojących na brzegu
rozprężyły się, plusnęły o wodę i zostały wciągnięte na statek.
Marynarze długimi żerdziami odepchnęli statek od brzegu i
bezszelestnie popłynęliśmy naprzód.
— Wiosła! — rozległ się głos kapitana.
— Wiosła! — powtórzył nadzorca.
Wioślarze poruszyli się, machnęli wiosłami i spuścili je w wodę.
Klasnął bicz i rozległ się krzyk — to uderzono jednego wioślarza, który nie
zdążył na czas zanurzyć wiosła do wody.
— Naprzód! Raz! Raz! Raz! — krzyczał nadzorca, który stał na
mostku pomiędzy ławami i równomiernie stukał młotkiem po drewnianej
desce.
Wioślarze chwyciwszy grube wiosła podnosili się i opadali w tył,
jakby kładli się na plecach a potem piersiami przyciskali łopatki wioseł.
Statek bezszelestnie wyślizgnął się z ciemnego, cichego portu sydońskiego.
Podpłynęliśmy do wąskiego wyjścia na morze, gdzie na dwóch
kamiennych słupach płonęły ognie. W ciemności odezwał się głos:
— Kto płynie?
— „Kokab-Cafon"23, właściciel — Makar z Sydonu — odpowiedział
przez tubę kapitan.
— Pokój z wami! — rzekł ten sam głos.
Strażnicy, otuleni w ciemne płaszcze, z dzidami w rękach,
obojętnie przyglądali się, jak przepływamy przez Kamienną Bramę.
Obejrzałem się. Już nie było widać przystani. Przed nami ryczało
burzliwe morze.
23 Kokab-Cafon – po fenicku „Gwiazda Północy”.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
43
Minąwszy kamienne ściany mola pogrążyliśmy się we mgle. Fale
otaczały statek i opryskiwały nas bryzgami.
Za szczytami Libanu ukazały się pierwsze promienie
wschodzącego słońca. Strzępy różowej mgły przepłynęły nad
ciemnofioletowym morzem i rozwiały się.
Wyjąłem z worka dwa placki, jeden dałem Soferowi, ale on
machnął ręką, zakrył głowę połą płaszcza i mruczał wskazując na morze:
— Życie nasze przebiegnie jak chmura i zniknie jak mgła, którą
rozpędziły promienie słońca. O okrutne fale, zaczęłyście już kołysać i
męczyć mnie. O ile spokojniej jedzie się na oślicy.
Zacząłem jeść placek, wtem zauważyłem, że ktoś uporczywie mi
się przygląda. Był to pierwszy wioślarz, zgrabny i muskularny. Długie włosy
opadały mu aż do pasa, ale nie miał jeszcze brody. Przypuszczalnie liczył
nie więcej jak osiemnaście lat. Uśmiechał się i patrzył to na mnie, to na
placek. Wioślarz miarowo, w takt młotka nadzorcy, wiosłował ogromnym
wiosłem pobrzękując łańcuchem na jednej nodze. Zeszedłem na dół i
położyłem obok niego, na ławie, dwa placki. Wiosłował dalej jedną ręką, a
drugą chciał wziąć chleb. Ale nadzorca końcem bicza smagnął go po gołych
plecach., Wioślarz tylko zmarszczył się, wesoło mrugnął do mnie i dalej
wiosłował. W tym momencie rozległ się głos kapitana:
— Złożyć wiosła!
Nadzorca głośno powtórzył:
— Złożyć wiosła!
Wszyscy wioślarze, a było ich dwunastu, jednocześnie podnieśli
wiosła w górę i złożyli je wzdłuż burty. Byli mokrzy i wycierali pot, który
obficie spływał im po piersiach.
— Eucharisteo, eucharisteo24 — powiedział wioślarz zajadając
moje placki.
Pozostali wioślarze wlepili we mnie oczy, w których płonął głód.
Zacząłem rozwiązywać worek, ale Sofer zrobił mi surowo uwagę:
24 Eucharisteo – po grecku dziękuję
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
44
— W drodze najbardziej pilnuj chleba, sandałów i laski!
Prześlizgnąłem się na dziób okrętu i przypatrywałem się, jak
jeden z marynarzy zręcznie wdrapał się po maszcie na samą górę, przeszedł
po poprzecznej belce i szybko rozplatał sznurki, na których trzymał się
zwinięty żagiel.
Kraciaste płótno opadło, nadęło się i wiatr popędził okręt.
Chwiejba była mniejsza i nie skrzypiały wiosła, słychać było tylko wiatr
gwiżdżący w linach i jak fale rozbijały się o wydęte boki statku.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
45
2. Bezpański worek
Położyłem się na przednim pokładzie25, na dziobie statku i
wpatrywałem się w przezroczystą zielonkawą głębinę morską, w której raz
po raz migały niebieskie cienie wielkich ryb.
Opodal leżało kilku podróżnych, którzy oparli głowy o swoje
wełniane worki, wyszywane w różnobarwne wzory, i spali. Byli bowiem
zmęczeni całonocnym czuwaniem. Koło nich wznosiła się sterta skórzanych
tobołów i owinięte w płótno kosze, w których zwykle przewozi się daktyle,
figi i inne owoce.
W pobliżu leżał podróżnik, nakryty abajem26, spod którego widać
było dwie opalone nogi. Na jednej z nich, poniżej kolana, miał białą, ukośną
szramę.
Skuliłem się, zmrużyłem oczy przed jaskrawym blaskiem słońca i
zerkałem na twarz nieznajomego o garbatym nosie.
Tamten nagle otworzył jedno oko, popatrzył w moją stronę i znów
je zamknął. Nieznajomy nie spał, tylko udawał, że śpi. Spostrzegłszy to
odwróciłem się na drugi bok i patrzyłem na brzeg naszego sydońskiego
kraju.
W mglistej dali ciągnął się łańcuch Libanu jak grzywa smoka i
wysoko, aż do nieba, wznosiły się jego różowawe, kamienne szczyty.
Pokryte lasem pasma górskie sięgały aż do samego morza. Gdzieniegdzie,
nad ogrodami, wznosiły się pojedyncze palmy i wiatr poruszał ich pierzaste
korony.
Znów skierowałem wzrok na pokład statku. Wydało mi się, że
wielki skórzany worek jakby się poruszył. Pośrodku ukazała się dziura,
która się wciąż powiększała i wreszcie wysunęła się z niej chuda ręka. Ręka
ta wydała mi się znajoma, była cała pokryta rudymi piegami. Ręka
wyciągnęła się do sąsiedniego koszyka, ostrożnie oderwała i podniosła
25
Fenickie statki miały pokłady przy dziobie i przy rufie. Środek statku był otwart. 26 Abaj – szeroki płaszcz fenicki w białe i czarne pasy.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
46
skraj nakrycia i zaczęła stamtąd przenosić do swego worka dojrzałe figi.
Potem ręka zatrzymała się i zaczęła mi dawać jakieś znaki.
Jakże mogłem nie poznać tej ręki? Zazwyczaj trzymała rzodkiew, a
czasem i dwie. Ale jak Gamaliel dostał się na statek, a na dodatek jeszcze do
skórzanego worka?
Nagle ręka znikła i worek znów znieruchomiał. Usłyszałem, jak
podróżny za moimi plecami poruszył się i powiedział coś do swego sąsiada.
Wstałem, wyminąłem odpoczywających wioślarzy i udałem się na
pomost, gdzie zwykle stał kapitan. Zastałem go leżącego na dywaniku, a
jego miejsce zajmował jeden z marynarzy i wydawał rozkazy sternikom.
Uklękłem na brzeżku dywanika i czekałem, aż kapitan odezwie się do mnie.
Jego spokojne oczy były utkwione w dal. W uchu błyszczał mały, miedziany
kolczyk. Na jego szyi wisiał brązowy łańcuszek z zielonym kamykiem,
przynoszącym zdrowie.
Zakaszlałem, aby zwrócić na siebie jego uwagę.
— Widziałeś rekina? — zapytał nie odwracając głowy. — Spójrz
tam: widzisz jak po wodzie ślizga się jego zakrzywiona płetwa?
Popatrzyłem tam, gdzie wskazywał marynarz, i na lśniącej w
słońcu powierzchni morza ujrzałem zakrzywioną, ciemną płetwę
morskiego potwora.
— Depce nam po piętach od samego Sydonu — mówił kapitan —
ciągle ma nadzieję, że ktoś umrze i wyrzucimy go za burtę...
— A ja przyszedłem powiedzieć — przerwałem marynarzowi —
że tu na statku jest w worku nasz chłopiec z Awali.
Kapitan podniósł się i surowo spojrzał na mnie.
— Uważaj, mów prawdę!
— Zobacz sam. Może go ukradli, żeby sprzedać jako niewolnika?
— Chodźmy, pokażesz mi!
Kapitan zeszedł po drabince i przyszliśmy na dziób statku.
Skórzany worek odsunął się na bok i leżał teraz tuż koło burty.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
47
Kapitan pochylił się nad workiem, trącił go nogą i zaczął macać
grubą, wołową skórę.
— Czyj to worek? — zwrócił się do leżących w najrozmaitszych
pozach podróżnych. — Czyj to worek, pytam?
Leżący przewracali się, podnosili, niektórzy podchodzili do worka,
ale nikt się do niego nie przyznawał.
— Rozbudźcie jeszcze tych zuchów! — kapitan wskazał na ludzi,
wśród których leżał podróżny z blizną na nodze.
Zbudzono ich. Człowiek z blizną na nodze ziewnął ze złością,
przetarł oczy i odpowiedział:
— Nic nie wiemy, nic nie wiemy o tym worku. Po co nas budzicie
bez przyczyny?
Wówczas kapitan przeciął rzemyki, którymi był ściągnięty worek.
Pokazała się potargana czupryna Gamaliela, a po chwili wylazł on sam.
Trzymał w ręce parę fig.
— Jak się tutaj dostałeś? — zapytał kapitan. Gamaliel beknął w
odpowiedzi pokazując gestami i miną, że jest niemy i nie może mówić.
— To nasz chłopiec z Awali, syn rybaka — powiedziałem i
krzyknąłem: — Gamaliel, kusy zającu, będziesz gadać?
Rzucił się ku mnie i szepnął mi na ucho:
— Nie mogę mówić. Ludzie, którzy mnie schwytali i wsadzili do
worka, kazali mi milczeć, chociażby nie wiem o co mnie pytali. W
przeciwnym razie wypaproszą mnie jak kurczaka.
Gamaliel zakrył usta ręką, z przerażeniem rozejrzał się wokoło i
znów zaczął beczeć, potrząsać głową i nie odpowiadał na żadne pytania,
— Chodź ze mną do zarządzającego statkiem — powiedział
kapitan i wziął Gamaliela za rękę.
Na dziobie, pod platformą, znajdowała się mała kajuta z
okienkiem zasłoniętym pstrą firanką. Zza niej wyjrzał jakiś stary człowiek.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
48
Kapitan opowiedział, o co idzie. Zarządzający statkiem zapiszczał w
okienko:
— Nasz pan, Makar, zatrudnił mnie tutaj i mam pilnować, żeby na
statku nic nie zginęło i żeby jego bogactwa rosły i rozmnażały się. Ponieważ
worek jest bez właściciela, a znaleziony został na okręcie statku mojego
pana, jasne jest, że należy do niego. Chytry chłopak nie chce mówić, bo jest
kłamcą i oszustem, chciał przejechać się za darmo. Za karę chłopiec
zostanie niewolnikiem Makara!
Wówczas Gamaliel wyłupił oczy i wrzasnął:
— Ja, syn wolnego, sydońskiego rybaka. Nigdy nie byliśmy
niewolnikami i ja także nie chcę być niewolnikiem.
— Będzie tak, jak powiedziałem. Kapitanie Ben-Kadech, trzymaj
go przy sobie, a jeżeli będzie chciał uciekać, włóż mu na szyję drewniane
dyby.
Zarządzający zaciągnął firankę i słychać było tylko świszczący
kaszel.
Kapitan wziął Gamaliela za rękę i poszedł z nim na górę, na
platformę. Gamaliel nie opierał się, przestał płakać, podrapał się w głowę i
jeszcze bardziej rozczochrał swoje kudły.
— Ucieknę przy pierwszej sposobności — szepnął do mnie.
Usiadłem obok Gamaliela. Kapitan stał na szeroko rozstawionych
nogach. Twarz miał posępną i nie patrzył na nas. Miałem mu za złe, że nie
chce pomóc Gamalielowi. Nagle mój towarzysz wykrzyknął:
— Eli, spójrz na te łódki! Przecież tutaj łowią ryby nasi awalińscy
rybacy.
Gromada czarnych łódek rozsypała się szeroko po morzu. Rybacy
wciągali do łódek czarną sieć. Ryby, które grzęzły w oczkach sieci, migotały
jak srebrne iskierki.
— Eli, strzeż się człowieka z blizną! — krzyknął Gamaliel,
wskoczył na burtę i dał susa do wody.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
49
Szybko popłynął w kierunku łódek. Jako syn rybaka, pływał
dobrze, ale do łódek było dość daleko.
Na najbliższej rozpoznałem starego Messullama i jego trzech
synów — Charima, Elama i Asura. Jeżeli tylko Gamaliel dopłynie do nich, nie
oddadzą go już nikomu.
Kapitan strasznie się rozgniewał. Chwycił tubę i krzyknął:
— Prędzej, do wioseł! Spuścić żagiel!
Nadzorca wioślarzy powtórzył jego okrzyk. Klasnął bicz budząc
śpiących wioślarzy i dwadzieścia ciężkich wioseł uderzyło o wodę.
Zaskrzypiał drewniany blok i poprzeczna belka z żaglem sprawnie zsunęła
się w dół.
— Prawy w tył, lewy naprzód! — krzyknął kapitan. Wioślarze
wyprężyli się. Prawi poderwali się i ze wszystkich sił wiosłowali w tył, lewi
parli naprzód, statek zwalniając biegu odwrócił się i skierował dziobem w
stronę Gamaliela.
Kapitan stał przyczaiwszy się jak drapieżny zwierz gotowy do
skoku. W ręku trzymał ciężki harpun z ostrym hakiem na końcu. Czyż tak
jest oddany swemu panu, że chce przebić harpunem chudziutkie plecy
Gamaliela? Towarzysz mój, wywijając się jak węgorz, płynął naprzód,
czasem oglądał się i starał się jak najprędzej oddalić od statku.
— Wiosła naprzód! — krzyknął kapitan.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
50
Statek drgnął od siły uderzeń wioseł i zwiększył szybkość.
Byliśmy już niedaleko Gamaliela. Wyraźnie widziałem jego mokre, zlepione
włosy. Zobaczyłem, jak wypluwał wodę, która mu się wlewała do ust.
W tym momencie zauważyłem niedaleko od Gamaliela błyszczącą,
czarną płetwę rekina. Przecinał wodę jak nóż i pozostawiał za sobą smugę
bulgoczącej piany. Za chwilę potwór zbliży się, przewróci na brzuch i
ostrymi zębami schwyci zdobycz.
W przezroczystej, zielonkawej wodzie zamajaczyło brązowe
cielsko rekina, zajaśniał jego biały brzuch w ciemne plamy. Siekąc ze
świstem powietrze wyleciał ciężki harpun rzucony wprawną ręką kapitana
i ugrzązł w tłustym brzuchu rekina. Ten machnął ogonem, opuścił głowę w
dół usiłując skryć się w ciemnych otchłaniach morskich. Ale silny, pleciony
sznur, przywiązany do harpuna, naprężył się jak struna i trzymał go na
uwięzi. Woda zmętniała od ciemno - czerwonej krwi.
— Prawy w tył, lewy naprzód — zabrzmiał głos kapitana.
Woda znowu zapieniła się pod wiosłami wioślarzy i statek
wykręcił się.
— Podnieść żagiel! Złożyć wiosła!
Belka z żaglem wzniosła się na szczyt masztu i wiatr wydął płótno.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
51
— Tłusta świnia! — zaśmiał się kapitan grożąc rekinowi
kułakiem. — Teraz cały tydzień będziesz karmić wioślarzy swoim sadłem!
Widziałem, jak siwa broda rybaka Messullama pochyliła się nad
wodą i jak przy pomocy łyka wciągnął on do łódki chudego Gamaliela.
Rybacy coś wykrzykiwali, a nasz statek gnany wiatrem oddalał się od
awalińskich łódek.
Sześciu marynarzy wciągnęło jeszcze żywego rekina, a dwóch
stało z wzniesionymi w górę ciężkimi siekierami, żeby go dobić.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
52
3. Wzdłuż fenickich wybrzeży
Nasz statek był dobrze zbudowany i szybko płynął prześcigając
inne statki o płaskich bokach, pokornie słuchał się sterników, sprawnie
obracał się tam, gdzie nakazywał kapitan.
Płynęliśmy wzdłuż brzegów na południe. Zatrzymaliśmy się koło
wielkiego osiedla Sareptu. Następnie minęliśmy bogate miasto Tyr.
— Jego mury są wyższe i silniejsze od sydońskich, a do portu
prowadzi wąskie wejście, które na noc zamyka się mocnymi łańcuchami
Wyminęliśmy większe osiedla jak: Achzyp, Akka i Dor. Dążyliśmy
do miasta Jafo, gdzie mieliśmy dowiedzieć się od jakiegoś Mallucha o losach
ojca.
Statek zatrzymywał się trzykrotnie: na południe od Białego
Przylądka, koło miasteczka Dor i koło ujścia rzeczki Falik.
W małych portach panował spokój. Statek nie odczuwał chwiejby.
Podróżni wychodzili na brzeg, rozpalali ogniska i gotowali jedzenie.
Niektórym wioślarzom także pozwolono schodzić na brzeg. W wielkim
kotle gotowali kawały rekina z czosnkiem i cebulą, a potem zanosili
jedzenie wioślarzom, którzy zostali na statku. Przykuci do ław, postukiwali
wiosłami i domagali się, aby ich także puszczono na brzeg. Nadzorca łajał
ich i strzelał z bata.
Wszyscy marynarze na noc brali oszczepy i przyczepiali do pasów
szerokie miecze. Nie wiem czy obawiali się napadu, czy też ucieczki
wioślarzy, dość, że nieruchome postacie wartowników stały na straży,
jeden na platformie kapitana, a drugi na dziobie statku.
Sofer co noc przywiązywał sobie do ręki koniec mego skórzanego
pasa. Ale ze dwa razy, gdy Sofer spał, odwiązywałem pas i biegłem na
wybrzeża posłuchać opowieści podróżnych o przygodach w dalekich
krajach.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
53
Statek zbliżał się do Jafo. Ostatnie strzępy porannej mgły
rozwiewały się i topniały w blaskach słońca. Po morzu toczyły się wielkie
bałwany i uderzając o ciemne skaliste rafy zamieniały się w białą pianę.
Jak przeskoczyć te rafy, nad którymi woda burzy się i pieni, jakby
miała wszystko rozbić na drzazgi?
A za rafami widniało Jafo — nieduże miasteczko okolone zębatym
murem. Małe, białe i żółte domki na zboczu żółtego kamiennego pagórka,
jakby powłaziły jedne na drugie.
Za rafami, przy samym brzegu, kołysało się kilka okrętów.
Mnóstwo belek leżało na piaszczystych mieliznach i ludzie, po pas
w wodzie, przenosili je na brzeg. Te belki przywieziono z Sydonu do
budowy pałaców króla Salomona.
Wąskie łódki z wysoko zadartymi dziobami i rufą otoczyły nasz
statek i tańczyły nad przezroczystą otchłanią morską. Opaleni, na wpół
nadzy przewoźnicy krzyczeli proponując podróżnym, że zawiozą ich na
brzeg.
Zarządzający statkiem, ze skrzywioną i zaspaną twarzą, zataczając
się wyszedł na pokład.
Był ubrany w bogatą malinową szatę ze złotą frędzlą, a jego
spuchnięte ręce zdobiły drogie pierścienie i złote bransolety.
Zatroskanym głosem upominał kapitana.
— Podjedź do samego brzegu! Ostrożnie prowadź statek przez
rafy...
Ben-Kadech przerwał mu szorstko:
— Przeszkadzasz mi! Sam wiem, co mam robić. Pilnuj ładunku, a
nie rozkazuj. Jeśli będziesz się wtrącać, statek osiądzie na kamieniach jak
wywrócony żółw.
Ben-Kadech stał na mostku, pewny siebie i spokojny, a wszyscy
wioślarze wpatrywali się w niego oczekując skinienia jego ręki. żagiel był
spuszczony, wiosła spieniły wodę i statek popłynął w kierunku raf. Gdy
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
54
zbliżyliśmy się do nich, potężna fala uchwyciła statek i przerzuciła go nad
czarnymi skałami prosto do spokojnej zatoki. Tutaj statek osiadł na
mieliźnie, marynarze linami przymocowali go do ściany i spuścili drabinkę.
Pierwszy zeszedł zarządzający. Gdy stanął na stałym lądzie, podano mu
czaszę z winem. Chlusnął z niej trochę na ziemię, a resztę wypił. Potem
wzniósł ręce w górę i podziękował Baalowi, że uchronił go przed
niebezpieczeństwami morskiej podróży. Zapomniał tylko podziękować
kapitanowi Ben-Kadechowi, który tak dobrze zbudował statek i potrafił
prowadzić go po burzliwych falach.
Sofer podszedł do zarządzającego:
— Całą drogę od Sydonu jechaliśmy razem,
a nie wiem, jak się nazywasz...
Zarządzający wydął usta i rozczapierzył
wszystkie palce, na których lśniły drogocenne
kamienie.
— Czyż nigdy nie słyszałeś o Malluchu,
głównym zarządcy sydońskiego kupca Makara, który
posiada tysiąc złotych sztab?
Sofer wykrzyknął:
— Przecież jechałem specjalnie do Jafo, żeby ciebie zobaczyć, o
Wspaniały Malluchu! Posłał mnie do ciebie twój pan Makar i powiedział, że
jako lekarz mogę ci pomóc. Szukam pewnego Sydończyka, imieniem Jakir,
ojca tego chłopca, i tylko ty możesz mi w tym pomóc.
— Czyż mogę pamiętać wszystkie mrówki, które przebiegają moją
drogę? Czyż mogę pamiętać imiona wszystkich rzemieślników, którzy
przejeżdżają przez Jafo? Wszyscy oni wyruszyli na rozkaz króla Hirama —
oby żył wiecznie i niechaj mu zdrowie i szczęście sprzyja! Zresztą jadę teraz
do Jerozolimy. Jedź także i tam już się wszystkiego dowiesz. Poszukasz
mojego domu — każdy ci wskaże dom Sydończyka Mallucha. Nie zapomnij
wziąć ze sobą wszystkich lekarstw na ból brzucha — może uleczysz mnie.
Malluch podszedł do szarego muła, obwieszonego wstążkami i
dzwonkami. Słudzy podnieśli go i posadzili na miękkich poduszkach,
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
55
przymocowanych rzemykami do grzbietu zwierzęcia. Otoczony tłumem
ludzi, którzy przybyli powitać go, Malluch pojechał w kierunku miejskiej
bramy Jafo. Poprzedzali go dwaj słudzy, którzy rozpędzali pałkami
przechodniów i krzyczeli:
— Droga dla jego dostojności Mallucha Wspaniałego!
Sofer targował się z tubylcami owiniętymi w dziurawe, pasiaste
abaje. Mieli oni osiołki i obiecywali zawieźć nas obu aż do Jerozolimy.
Jeden z tubylców, który miał dwa wielkie, ale bardzo chude osły,
które wedle jego słów były silne jak wielbłądy, a szybkie jak jelenie — żądał
mniej niż pozostali. Sofer wsiadł na jednego osła, a na drugiego władował
nasze worki. Ja szedłem obok, a poganiacz uderzał osły gałęzią i
pokrzykiwał:
— Ho, ho, moje ślicznotki, prędko naprzód! Im prędzej dojdziecie,
tym prędzej wrócicie!
Poganiacz nazywał się Chasabija. Zaprowadził nas na plac koło
miejskiej bramy, gdzie zbierali się podróżni zdążający do Jerozolimy.
— Sami nie możemy jechać — powiedział. — Napadną nas
rozbójnicy, zabiorą moje osły, zerwą z grzbietu ostatnie szmaty, podepczą i
rzucą w pole. Trzeba poczekać, aż zbierze się więcej ludzi i przyjdą
żołnierze.
Na placu zebrali się podróżni, piesi i na koniach. Wszyscy czekali
na żołnierzy, którzy wkrótce przybyli. Gnali przed sobą całą gromadę
wynędzniałych i obdartych tubylców, którzy kłócili się i krzyczeli do
żołnierzy:
— Dlaczego uprowadziliście nas z pola? Musimy zebrać zboże, kto
za nas będzie pracować?
— Idźcie, idźcie! — odpowiadali żołnierze i popychali ich kopiami.
— To nie nasza wina, że musimy was pędzić. Król Salomon buduje
świątynie i pałace. Musi mieć robotników — kamieniarzy i kopaczy. Ma
prawo robić z wami wszystko, co mu się podoba.
A tubylcy odpowiadali:
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
56
— Co to za prawo? Król spędza naszych synów i każe im biegać
przed swoim powozem, każe bez zapłaty orać ziemię i zbierać plony.
Zmusza nasze córki, żeby rozcierały dla niego pachnące olejki i gotowały
strawę dla jego sług. Zabiera nam najlepsze byki, osły i owce, tak że wszyscy
staliśmy się nędzarzami. Nie mamy nikogo, kto by ujął się za nami.
Żołnierze skierowali swoje ostre kopie na tuziemców, rozległy się
głosy trąb i cała karawana w tumanach kurzu, wśród hałasu i krzyków
ruszyła w drogę. Poganiacz Chasabija wyjaśniał nam szeptem:
— W Jerozolimie rządzi krajem mądry król Salomon. Ma tysiąc
żon, a dla każdej buduje pałac. Trzeba umieścić każdą, wraz ze służebnymi,
w oddzielnym domu, żeby się nie kłóciły, a my, wieśniacy, musimy je
wszystkie wyżywić. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko głodować.
Przy bramie miejskiej stali strażnicy i każdy przechodzień musiał
im coś dać: kawałek chleba lub cebulę.
Wzdłuż gościńca ciągnęły się zielone sady, ogrody, w których
wśród zakurzonego listowia żółciły się „złote jabłka"27 i gdzie pasły się
stada króla Salomona. Za nimi widniała smętna, rozpalona, kamienista
równina. Gdzieniegdzie trafiały się pólka ziemniaków i niskie, kamienne
chaty.
Dalej widać było wieże, otoczone ziemnym wałem. Na górnych
platformach stali żołnierze i osłaniając oczy dłonią patrzyli, jak
przechodziliśmy.
— Tu włóczą się bandy rozbójników, są to wieśniacy, którzy
uciekli spod królewskiego jarzma — wyjaśniał nam poganiacz. — Dlatego
też, celem obrony karawan król Salomon razem z królem Tyru Hiramem
rozmieścili wzdłuż drogi oddziały wojskowe. Ale żołnierze łupią po-
dróżnych niegorzej od rozbójników. I znowu nie mamy opieki...
Pod wieczór karawana zatrzymała się nad brzegiem małego
strumyka, koło twierdzy „Gardło Wąwozu"28.
27
W starożytności pomarańcze nazywano „złotymi jabłkami”. Pomarańcze z Jaffy słyną do dnia dzisiejszego. 28 Obecnie to miejsce nosi nazwę – Bab-el-Bad.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
57
Żołnierze wystawili posterunki wokół obozu i całą noc słyszałem
nawoływania strażników i wycie szakali. Nie mogłem zasnąć. Patrzyłem na
niebo usiane gwiazdami i marzyłem, że jutro spotkam ojca.
Za „Gardłem Wąwozu" droga wznosiła się w górę i wiła się wśród
głębokich parowów. Na zboczach gór widać było gaje oliwne. Gdy
dotarliśmy do przełęczy na górze Samuela, wszyscy wykrzyknęli:
— Oto miasto mądrego króla Salamona!
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
58
4. Miasto złota i łez
Ujrzałem dolinę, po środku której wznosiło się kilka pagórków. Na
pierwszym, najbliższym, leżała mała wioska, z biednymi jak i u nas chatami.
Niektóre miały dachy płaskie, inne okrągłe jak połówki jabłek.
Gdzieniegdzie między chatami rosły samotne drzewa.
Za wioską ciągnął się głęboki parów, a na drugim pagórku widać
było śliczne, białe miasteczko otoczone zębatym murem.
Z murów wystawały kwadratowe wieże. W środku miasta, na
placu, widać było kilka pięknych budynków, dach jednego z nich błyszczał
jak złoto.
Podróżni mówili, że to pałace i świątynie króla Salomona. Sofer
wskazał na miasto.
— Popatrz, tutaj dano człowiekowi wszystko, aby mógł żyć i nie
cierpieć nędzy. Ale jedni chcą mieć więcej niż inni i odbierają wieśniakom
ostatni kawałek chleba i jedyną owcę. Te mury i wieże wzniesiono dla
obrony zagrabionych dóbr. O, miasto łez i krwi!
Nasza karawana zeszła w dolinę. Gdy doszliśmy do miejskiej
bramy, Jafskiej29, karawana zatrzymała się. Uzbrojeni strażnicy podchodzili
do każdego podróżnego i pobierali opłatę za prawo wejścia do miasta.
— Czyż król Salomon nie jest mądry — rzekł nasz przewodnik. —
Strzyże wełnę ze swoich i cudzych „baranów".
Opodal bramy pod dachem siedziało mnóstwo sprzedawców.
Przed nimi w pudłach leżały gotowane flaki i placki, tak że można było
najeść się do syta, byleby tylko było czym zapłacić. Sofer zapłacił
strażnikom za nas troje i przez wielką kamienną bramę weszliśmy do
miasta.
Poganiacz prowadził nas przez wąskie, hałaśliwe uliczki do
zajazdu dla karawan. Był to obszerny dziedziniec otoczony z czterech stron
kamiennymi przybudówkami, z rzędem jednakowych nisz. W każdej niszy
29 Droga prowadząca od tej bramy wiodła na zachód do Jafo, na wybrzeże morskie.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
59
można było rozpalić ogień. Dym wychodził przez otwór w półokrągłym
suficie. Na dziedzińcu pełno było wielbłądów i innych jucznych zwierząt,
które przyszły z karawanami. Prawie we wszystkich niszach, przy
ogniskach, siedzieli podróżni i gotowali strawę.
Znaleźliśmy pustą niszę i złożyliśmy w niej nasze worki. Chasabija
przywiązał osły do słupa i nasypał im posiekanej słomy. Obiecał, że nigdzie
nie pójdzie, tylko będzie pilnował rzeczy, więc Sofer wziął kilka buteleczek
z lekarstwami i poszedł ze mną do miasta.
Ulice były takie same jak w Sydonie — wąskie i pełne ludzi, którzy
przybyli z nieznanych mi krajów.
Czasem pojawiał się malowany powóz; siedziały w nim ważne
osobistości, a sługa trzymał nad nimi pstrą parasolkę.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
60
Drogę przeciął nam kamienny mur
z bramą, pod którym siedzieli żołnierze i
grali w kości. Żołnierze wypytywali nas, do
kogo idziemy, i pozwolili nam przejść.
Znaleźliśmy się na wąskim placyku,
otoczonym pięknymi, kamiennymi domami.
Jeden dom, wyższy i większy niż pozostałe,
był zrobiony z gładko ociosanych jasnych
kamieni, w ścianach były wyrżnięte trzy rzędy okien zaopatrzonych w
barwne firanki i drewniane kraty. Dach był miedziany i błyszczał jak złoto.
Była to słynna świątynia i pałace króla.
Wszyscy tu byli zajęci budową. Robotnicy wozili na drewnianych
taczkach bryły kamienne, rozbijali skalisty grunt, kładli ociosane płyty i
łączyli je wapnem.
Sofer kiwał głową i szeptał:
— Iluż takich ludzi jak twój ojciec, Jakir, złożyli swoje kości przy
budowie pałacu króla Salomona.
Odprowadziłem Sofera na bok. W naszym kierunku, miarowym
krokiem szło kilku żołnierzy z kopiami, w lśniących hełmach. Czterech
rosłych Murzynów niosło ozdobioną złotem lektykę. Leżał w niej człowiek z
czarną, siwiejącą brodą i długimi kędzierzawymi włosami. Na głowie miał
złotą obręcz. Obok lektyki szedł chłopiec w moim wieku, ubrany jak
wojownik; cała jego zbroja — miedziany hełm, błyszczący pancerz na
piersiach i miecz — wszystko było takie jak u dorosłego, tylko mniejszego
rozmiaru.
Człowiek w lektyce przenikliwie spojrzał na Sofera, dał znak
ozdobioną bransoletami ręką i tragarze zatrzymali się.
— Kim jesteś, starcze, i skąd przybywasz?
Purpurowa odzież w złote paseczki i pełne czci milczenie
towarzyszy podróży wskazywały na to, że człowiek w lektyce musiał być
bardzo znakomitą osobistością.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
61
Naśladując Sofera skrzyżowałem ręce na piersi i skłoniłem się aż
do ziemi. Sofer odpowiedział:
— Oczy moje źle widzą. Nie wiem, kto mówi ze mną. Dlatego też
wybacz, jeśli nie oddałem ci hołdu, na który na pewno zasługujesz. Jestem
Sofer-rafa, podróżnik i lekarz, leczę choroby i dolegliwości ludzkie. Uczyłem
się u mędrców babilońskich, u baktryjskich mobedów30 i u indyjskich
magów. Wędruję od kraju do kraju i szukam miejsca, gdzie ludzie żyją
szczęśliwie.
— I cóż? Widziałeś kraje i ludy, które nie wiedzą, co to
nieszczęście i cierpienie?
Człowiek w lektyce zmrużył oczy i patrzył drwiąco. Czarni słudzy
ocierali rękoma pot z czoła. Sofer odpowiedział:
— Widziałem już wiele cierpień i łez uciśnionych, a nie mieli oni
pocieszyciela, albowiem siłę swą oddali na usługi ciemiężycieli, którzy wolę
swą wyrażali biczami.
Chłopiec w pancerzu machnął swoim maleńkim mieczem i
wykrzyknął:
— Za mało ich biją, ci brudni wieśniacy jeszcze ośmielają się
krzyczeć i skarżyć. Ojciec mój Salomon karał ich biczem, a ja będę ich siekł
kańczugami.
Ludzie z królewskiego otoczenia klasnęli w ręce i zawołali:
— Jaki silny i odważny jest młody królewicz!
— Gdy dorośnie, będzie groźnym władcą! Sława mu!
Człowiek w lektyce odezwał się:
— Synu mój, Roboamie, włóż miecz swój do pochwy. Wyjmiesz go
wówczas, gdy trzeba będzie bronić skarbów twego królestwa.
Potem znowu zwrócił się do Sofera:
30
Mobedowie – uczeni kapłani i lekarze u Baktrów i Sogdian – narodów zamieszkujących średnią Azję i czczących ogień.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
62
— Czyż nie znalazłeś szczęśliwych ludzi tu, w kraju króla
Salomona? Patrz, jakie przepiękne budynki zdobią stolicę i jakie wysokie
mury strzegą jej! Czyż nie ustały wojny z sąsiednimi narodami i czyż długie
karawany nie przemierzają tego kraju wzdłuż i wszerz? Czyż nie widzisz,
jak pomnażają się jego bogactwa?
Na twarzy Sofera zapłonął gniew:
— U jednych spichrze aż po powałę napełnione są pszenicą i
jęczmieniem, a beczki pełne są młodego wina aż po brzegi; inni zaś nie mają
czym nakarmić swoich płaczących dzieci, gdyż poborcy danin zabierają
ostatnią garść mąki.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
63
Człowiek w lektyce zwrócił się do starca w pasiastej abai i
powiedział półgłosem:
— Jozafat-ben-Achilud31 zapiszesz dzisiaj tę rozmowę z
cudzoziemskim wędrowcem do księgi opisującej moje panowanie. A tobie,
Sofer-rafa, odpowiem: jęki i łzy uciśnionych to marność nad marnościami i
wszystko marność. Za wszystko stokrotnie będzie im zapłacone na tamtym
świecie. To, co jest krzywe, nie może stać się proste, a czego nie ma, tego nie
można zliczyć. Komu sądzone być biednym, ten nie będzie bogaty.
Niewolnik powinien z pokorą pracować na swojego pana, w przeciwnym
bowiem razie któż będzie orać pola bogatego pana? Wszystko to marność i
marność nad marnościami!
Człowiek w lektyce dał znak ręką i Murzyni równym krokiem
poszli naprzód.
— Zrozumiałeś pewnie, że to był sam król Salomon — rzekł Sofer.
— Zauważyłeś złoty wieniec na jego głowie? Ale gdzie jego mądrość?
Buduje pałace dla siebie i dla swoich żon, karawany przemierzają od krańca
do krańca kraj Izraela zdążając z Egiptu do Babilonu i z powrotem. A
widziałeś, jak płoną z głodu oczy wieśniaków, jakie mają zapadłe policzki, i
jaką podartą odzież noszą? Czyż nie widziałeś pokrytych wrzodami dzieci,
które od urodzenia nigdy nie były syte? W piwnicach królewskiego pałacu
coraz więcej jest złota, sztab miedzi i srebra, ale ludzie pracujący na jego
polach są coraz słabsi. Gdy rozejdzie się wieść o bogactwach króla,
przybędą żołnierze innych narodów i wówczas nie będzie komu bronić
ojczyzny. Cudzoziemcy zburzą pałace króla, który słynie z mądrości, zabiorą
jego bogactwa i skarby, a mieszkańców sprzedadzą do niewoli. Gdzie tu
mądrość? W takiej mądrości kryje się wiele smutku i im bardziej wychwala
się mądrość króla, tym więcej łez wylewają ci, którzy na niego pracują...
I Sofer ze smutkiem pokiwał siwą głową.
Wyszliśmy na gwarny plac rynkowy. Byliśmy przy „Rybnej
Bramie" gdzie sprzedawano solone ryby z Sydonu, w „Dolinie Cieśli" i na
„Sukiennym Polu", obeszliśmy wszystkich kupców z Sydonu i Tyru,
wypytywaliśmy dziesiętników i budowniczych, czy który z nich nie słyszał o
31 Jozafat-ben-Achilud – dziejopis króla Salomona, który sławił jego czyny.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
64
cieśli Jakirze. „Nie widzieliśmy go nigdy i nie słyszeliśmy o nim",
odpowiadali wszyscy.
Dopiero jeden z kupców, który handlował bursztynem i innymi
skarbami morskimi, słysząc naszą rozmowę wykrzyknął:
— Stójcie! Opowiadano mi o „zaklęciu Jakira"! Czy to nie ten sam?
Przybył tutaj książę karyjski Illa-Car. Był cały pokryty ranami, które mu
sprawiały dotkliwy ból. Jakiś handlarz lekarstw sprzedał mu talizman chro-
niący przed chorobami, na którym było zaklęcie Sydończyka Jakira
wywiezionego do dalekich krajów. Poszukajcie karyjskiego księcia i
poproście go, żeby wam pokazał talizmam Jakira. Słyszałem, że ten
znakomity książę zatrzymał się w domu Mallucha Wspaniałego.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
65
5. „Przeczytaj i podaj dalej”
Gdy znaleźliśmy dom Mallucha, zaprowadzono nas natychmiast
do wewnętrznej komnaty. Czarny służący powiedział nam, abyśmy się
zachowywali cicho, i oddalił się. Zza firanki wyszedł Malluch, położył palec
na ustach i przywołał nas do siebie. Przeszliśmy do sąsiedniego pokoju.
Tam, na łóżku leżał człowiek o surowej, pooranej zmarszczkami twarzy.
Jego siwe włosy rozsypały się na malinowej poduszce. Był nieprzytomny i
febra nim trzęsła. Czasem głośno krzyczał, jak gdyby dowodził okrętem.
— Przymocujcie żagiel! Nie bójcie się burzy, to nasza ukochana
siostra! Przygotować siekiery!
Gdy chory nieco się uspokoił, Sofer usiadł obok niego, ścisnął jego
rękę i rozpiął bogatą, purpurową szatę. Pierś chorego była upstrzona
dziwnymi rysunkami i szkarłatnymi bliznami od ciosów miecza.
Nagle chory jęknął, zaczął się dusić i oczy wylazły mu na wierzch.
— Dusi mnie, ciągnie na dno! Dajcie mi siekierę. Tonę, rzućcie mi
linę...
Sofer schwycił puchar i nożem naciął ramię chorego. Gdy puchar
napełnił się krwią, Sofer mocno przewiązał rękę cienką tkaniną i wlał
choremu w usta lekarstwo ze swojej buteleczki. Chory ciężko westchnął,
otworzył oczy i wlepił je w Sofera.
— Już śmierć rozpościerała nade mną czarne skrzydła. Czy będę
żyć?
— Uspokój się — odpowiedział Sofer. — Jesteś silny i stworzony
do walki z burzami. Przeznaczone ci jest długie życie. Bądź oględny w
gniewie, umiarkowany na uczcie i postępuj rozważnie.
Powróciłeś mi życie, starcze, widziałem się już na dnie morza i
jakaś ogromna ośmiornica chciała mnie pożreć. Jeżeli potrzebna ci będzie
moja pomoc, książę Illa-Car zawsze ci się odwdzięczy...
Zamknął oczy i zapadł w sen, ale od czasu do czasu wydawał
trwożne okrzyki.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
66
Nachyliłem się, podniosłem porwany woreczek i pogiętą, cienką,
miedzianą płytkę, która z niego wypadła. Płytka była pokryta drobnymi
literkami. Umiałem już o tyle czytać, że odcyfrowałem linijkę:
„Przeczytaj i podaj dalej".
Malluch, widząc w moich rękach woreczek, powiedział:
— To talizman przeciw stu i jednej chorobie. Ale przyniósł on
nieszczęście memu gościowi. Od chwili, gdy mój czcigodny gość włożył go
na siebie, jeszcze bardziej choruje. Ty, chłopcze, nie baw się talizmanem, bo
możesz wyciągnąć nogi. Daj psu, żeby go obwąchał, a potem pomódl się do
Melkarta32 i zakop do ziemi.
Malluch nie chciał puścić Sofera żądając, żeby go od razu zaczął
leczyć. Starzec opierał się:
— Jestem stary i słaby. Pozwól mi odpocząć choć do jutra i zebrać
siły.
Wróciliśmy do zajezdni karawan. Gdy usiedliśmy przy ognisku,
oddałem talizman Soferowi. Starzec wyjął swoje szkło powiększające i
zaczął czytać. Nagle krzyknął z wrażenia, zakaszlał i szeptem powiedział:
— Niech ucho twoje uważnie chwyta moje słowa, nie płacz i nie
śmiej się. Słuchaj, co ci przeczytam.
Wodząc palcem po płytce zaczął odczytywać wydrapane litery:
„Przeczytaj i podaj dalej. Niech słucha ten, kogo to interesuje.
Zrozumie moją biedę każdy, którego bliski wpadł w nieszczęście.
Synowie Anaka, gdy usłyszycie moje skargi, postarajcie się pomóc
mi. Jestem Sydończykiem, cieślą Jakirem, z osady Awali, która słynie z
dobrych marynarzy. Król Tyru Hiram posłał mnie razem z sydońskimi
robotnikami do Jerozolimy, do króla Salomona. Po drodze, na pełnym
morzu statek nasz zbliżył się do nieznanej wyspy z wysoką skałą, na której
rośnie samotny cedr z obłamanym wierzchołkiem. Tutaj napadła na nas
szajka morskiego pirata Lala-Zory. Każdego z nas wysłano do innego kraju,
bo mieliśmy być sprzedani. Mnie przeniesiono na statek, który płynął za
32 Melkart – bóstwo pogańskie, opiekun Kartagińczyków.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
67
słupy Melkarta. Gdy przybyliśmy do krainy Kanar33, leżącej naprzeciw
Wysp Szczęśliwych, marynarze wymienili mnie na złoty piasek, którego jest
bardzo dużo w tym kraju. Noszę teraz łańcuchy i muszę wykonywać ciężkie
roboty. Król kraju Kanar każe mi wyrabiać noże, miecze i siekiery, i
pracować przy budowie. Ludzie w krainie Kanar są dzicy i żyją jak
zwierzęta w lesie. List ten piszę na miedzianej płytce i oddam go
marynarzom. Kto go przeczyta, niechaj wezwie moich ziomków,
Sydończyków, żeby mnie ratowali w mej strasznej niedoli.
Niechaj wszechmocny Baal chroni nosiciela tego talizmanu od
nieszczęścia i nagłej śmierci! Co będzie dalej, to wie tylko jaśniejący na
niebie Baal, niech wielbione będzie imię jego."
Drżałem, tak mną wstrząsnął ten list.
Sofer popatrzył na mnie błyszczącymi oczyma, położył mi rękę na
głowie i zapytał:
— Elisar, co myślisz o tym liście, napisanym na miedzianym
talizmanie? Co chcesz teraz robić?
Nie wiedziałem czy mam płakać, czy śmiać się.
— Chcę zostać marynarzem, żeby móc pojechać do kraju Kanar,
ratować mego ojca — odpowiedziałem.
Sofer wziął głowę w dwie ręce i długo siedział bez ruchu
wpatrując się w trzaskający ogień. Nasze dwa osły spokojnie przeżuwały
siekaną słomę. Poganiacz spał.
Wreszcie Sofer odezwał się:
— Musimy wrócić do Sydonu i opowiedzieć wszystko twojej
matce, Am-Lajli. Pójdę do króla sydońskiego i będę go prosić, żeby posłał
statek do kraju Kanar i wykupił z niewoli swojego Sydończyka. Powinniśmy
jak najprędzej wyjechać z Jerozolimy, gdyż wszechwładny Malluch
zatrzyma nas i zmusi mnie, żebym leczył jego brzuch.
33 Kanar – starożytna nazwa kraju w pn.-zach. Afryce na terenie dzisiejszego Maroka.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
68
Sofer wyciągnął ze swojego worka jakiś zwitek. Była na nim
narysowana ziemia, która wyglądała jak rozpostarty płaszcz, a na niej góry,
rzeki, morza i wyspy. Sofer wodził palcem, kiwał głową i pomrukiwał:
— Gdzie leży kraina Kanar? Gdzie są Wyspy Szczęśliwe?
Z trudem zwalczałem sen, oczy same kleiły mi się. Noc była coraz
chłodniejsza, przewracałem się z boku na bok, grzejąc w cieple ogniska to
piersi, to plecy. Skądś, jakby z bardzo daleka, słyszałem słowa Sofera:
— Znowu, Sofer-rafa, wyruszysz na wędrówkę, jak twój przyjaciel
mędrzec Sanchunijafon z Kartaginy i wychylisz aż do dna puchar goryczy.
Spij, ben-ben, śpij...
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
69
CZĘŚĆ III LALA-ZOR — POSTRACH MÓRZ
1. „Gwiazda Północy” wędruje po niebie
Skoro świt ruszyliśmy w powrotną drogę. Miasto jeszcze spało,
kramy były zamknięte, ulice otulał ciemnofioletowy mrok, tylko szczyt
dalekiej góry zaróżowił się zwiastując świt. Po ulicach włóczyły się sfory
głodnych psów; gdyśmy przejeżdżali, psy pierzchały.
Brama miejska była już otwarta, a za nią gromadził się gwarny
tłum podróżnych. Ciężko stąpały dwugarbne wielbłądy, obładowane
długimi workami z ziarnem i dzbanami z tłuszczem z oliwek. Była to
karawana króla Salomona, która wiozła królowi Tyru, Hiramowi, zapłatę za
przysłanych rzemieślników i robotników.
Można było z tą karawaną jechać nie obawiając się napadu
rozbójników; pilnowali jej jeźdźcy na ognistych koniach pokrytych
lamparcimi skórami. Jeźdźcy hasali po drodze, krążyli, podrzucali w górę
kopie i krzyczeli:
— Prędzej naprzód, powolni piechurzy!
Jechaliśmy szybko. Nasze osły podczas podróży stały się żwawsze,
gdyż Sofer kupował dla nich jęczmień.
Następnego dnia wieczorem byliśmy już w Jafo. Z daleka na
pełnym morzu, za rafami, daleko od brzegu widziałem smukły maszt
naszego statku, „Kokab-Cafon".
Wsiedliśmy do łodzi przewoźnika i popłynęliśmy w kierunku
statku. Przewoźnik śmiało przeprowadził łódkę przez rafy, ale niełatwo
było dostać się na statek. Fale odrzucały łódkę i groziło nam rozbicie się o
burtę. Dlatego też marynarze rzucili nam linę z pętlą na końcu. Sofer opasał
się nią i pojechał w górę jak worek. W ten sam sposób i ja dostałem się na
statek.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
70
Znaleźliśmy sobie miejsce na pokładzie, na przedniej części statku.
Jechało wielu podróżnych, którzy zajęli wszystkie przejścia. Wyglądali na
kupców, nosili egipskie szaty, obszyte frędzlą i pięknymi kolorowymi
wstążkami. Leżeli na dywanach obłożeni workami i narzekali, że od samego
rana czekają na wyjazd.
Byliśmy pokryci kurzem, który przez odzież wdzierał się w ciało,
toteż obaj myliśmy się długo czerpiąc wodę morską skórzanym wiadrem na
długim sznurze.
Na statku było nam bardzo dobrze; wiał rześki wiatr i po upalnym
dniu przyjemnie było odpoczywać leżąc na rozesłanych płaszczach.
Wszyscy patrzyli na brzeg; widocznie oczekiwali kogoś. Wreszcie,
jeden za drugim, pojawiły się dwa muły; dźwigały lektykę, w której leżał
ktoś, nakryty purpurową tkaniną. Za nim szły dwa wielbłądy z tobołami;
lektyce towarzyszyło kilku uzbrojonych jeźdźców z kopiami.
— To jedzie jakaś ważna osoba — mówili kupcy. — Popatrzcie na
tych jeźdźców, na konie, na purpurowe tkaniny.
Po chwili do okrętu podpłynęła wielka łódź. Rzucono do niej
powróz z pętlą. Z łodzi rozległ się gniewny głos:
— Spuście drabinkę!
Łódka krążyła koło statku, a siedzący w niej wioślarze z całych sił
odpychali ją wiosłami.
Z pokładu wysunięto belkę, do której była przyczepiona sznurowa
drabinka. Jeden z siedzących w łodzi chwycił końce drabinki i zręcznie
wszedł po niej, a następnie wskoczył na pokład. Ale w tym momencie
zachwiał się, marynarze podtrzymali go i zaprowadzili na mostek
kapitański.
Za nim weszli jego trzej służący, którzy rozesłali dywan i rozłożyli
poduszki, chory położył się i przykrył ciemnoczerwonym, wełnianym
płaszczem.
Twarzy jego nie można było widzieć, gdyż zakrył ją sobie długą
zasłoną, zwyczajem koczujących Idumijczyków. Tylko jego czarne oczy
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
71
zabłysły, gdy wchodząc na statek obrzucił wszystkich przenikliwym
spojrzeniem.
Kapitan stał już na mostku. Marynarze wyciągnęli z wody ciężką
kotwicę i zawiesili ją jednym szponem na burcie. Wioślarze uderzyli
wiosłami i statek szybko popłynął wzdłuż brzegu, na północ.
Miasto Jafo oddalało się, domy stłoczone jak ule, mury z ponurymi
wieżami stopniowo nikły w wieczornym mroku.
Noc zapadała szybko. Z naszego statku długo jeszcze widzieliśmy
dalekie światełka Jafo.
Wiatr był coraz łagodniejszy i powierzchnia morza wygładzała się.
Nad nami rozbłysły niezliczone gwiazdy. Siedziałem na płaszczu obok
Sofera, który wskazywał na niebo i mówił:
— Powinieneś znać najważniejsze gwiazdy, które toczą się po
niebie i dzielą rok na równe części. — Tu wskazał mi kilka błyszczących
punktów. — Widzisz na niebie wóz z dyszlem?34 Jeżeli między dwiema
skrajnymi gwiazdami narysujesz linię, to znajdziesz Gwiazdę Północną.
I rzeczywiście, nisko nad horyzontem zobaczyłem jasną gwiazdę.
Sofer ciągnął dalej:
— Gwiazda Północna zawsze ci pomoże, czy będziesz na
bezbrzeżnym morzu, czy w nieznanej pustyni piaszczystej. Jeżeli wiesz,
gdzie Gwiazda Północna, nie zgubisz drogi. Teraz jedziemy na północ, do
Sydonu. Tak więc Gwiazda będzie przez całą drogę przed nami.
Sofer wyjaśniał mi, jak marynarze mogą bezpiecznie płynąć nocą,
o ile tylko gwiazdy świecą na niebie, i jak niebezpiecznie jest płynąć we
mgle lub za dnia, gdy słońce skryte jest za chmurami. Nagle zamilkł i ze
zdumieniem spojrzał na niebo.
— Co się stało? Gdzie podziała się Gwiazda Północna? Powinna
być naprzeciw dziobu statku. Dlaczego znalazła się po prawej burcie?
34
Gwiazdozbiór Wielkiej Niedźwiedzicy nazywano na Wschodzie Wozem. Fenicjanie czcili Gwiazdę Polarną i nazywali ją Gwiazdą Sydońską, wierzyli że opiekuje się nimi szczególnie w morskiej podróży.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
72
W tym momencie wioślarze złożyli wiosła, a na maszcie ze
skrzypem wzniósł się żagiel. Lekki wiatr napiął go i statek płynął wśród
nocnej ciszy przecinając ciemne fale. Nie widać było nadbrzeżnych ogni.
— To bardzo dziwne — rzekł Sofer i zaczął silnie sapać, co mu
zdarzało się, gdy się gniewał. — Eli, idź na mostek kapitański i zapytaj się,
co się stało. Przecież jeżeli Gwiazda Północna świeci po prawej stronie, to
znaczy, że statek zawrócił na zachód i oddalamy się od sydońskich
wybrzeży na pełne morze.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
73
2. Słuchaj Lala-Zory
Wszyscy podróżni spali. Wioślarze także skulili się pod ławkami. Z
trudem udało mi się przedostać między leżącymi ciałami i gdy zbliżyłem się
do mostku, ujrzałem coś strasznego.
Kapitan Ben-Kadech walczył z trzema osobnikami, którzy uwiesili
się na nim i usiłowali związać go. Charcząc odrzucał ich i starał posuwać się
ku burcie. W pobliżu stał szerokoplecy człowiek i rozkazywał:
— Zwiążcie go silnie, bo nam rozpruje brzuchy!
Dwaj marynarze pełznąc na czworakach usiłowali skryć się
między tobołami. Podbiegło jeszcze trzech napastników, przewrócili Ben-
Kadecha i związali go sznurami. Odgłosy walki zbudziły podróżnych.
Rozległy się krzyki, wioślarze wysunęli spod ław kudłate głowy, zaczęli
wrzeszczeć i brzękać łańcuchami.
Na miejscu kapitana pojawił się wysoki człowiek o
przyprószonych siwizną włosach, schwycił trąbę kapitana i głos jego
zagłuszył krzyki podróżnych i wioślarzy.
— Lala-Zor jest panem okrętu! Rozkazuję wszystkim zamilknąć.
Blask księżyca oświetlił jego posępną
twarz z płonącymi oczyma i wydała mi się ona
znajoma — niedawno widziałem ją. Czyż to nie
ten chory, którego Sofer leczył w Jerozolimie?
Kopnął nogą związanego Ben-Kadecha i zrzucił
go z mostku na dół, na dno statku. Kapitan
spadł bez jęku jak worek zboża.
Morze uspokoiło się. Gładka
powierzchnia tylko marszczyła się z lekka pod
słabym wiaterkiem. Żagiel zwisł i bujał się.
— Za wiosła! — krzyknął Lala-Zor. — Spuścić żagiel!
Nadzorca klasnął biczem. Wioślarze rzucili się na ławy, uderzyły
wiosła i woda zachlupotała o burty.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
74
Przelazłem pod ławami wioślarzy i wróciłem do Sofera. Siedział
bez ruchu i trzymał się rękoma za głowę.
— Siedź koło mnie, Eli — odezwał się — nie odchodź. Ręce ich
wyciągają się ku grabieży, a serca są żądne krwi. Nikt nie wyciągnął miecza,
by się bronić, prócz kapitana Sydończyka. Iluż tu podróżnych! Zuchwałych
piratów tylko sześciu, a wszyscy poddali się milcząc i pogodzili z losem. I ty,
i ja będziemy niewolnikami, dwaj panowie wywiozą nas do rozmaitych
krajów. A twoja matka pomyśli, że ja, niewdzięczny Sofer, spowodowałem
twoją zgubę i naumyślnie sprzedałem cię do niewoli. Oślepnie od płaczu i
umrze z rozpaczy.
Skądś, z daleka, z pełnego morza rozległa się pieśń. Śpiewały
grube, silne, męskie głosy; dźwięki stawały się coraz głośniejsze i
wyraźniejsze. W drżącym, srebrzystym blasku księżyca ukazał się okręt,
który płynął prosto w naszym kierunku. Silne uderzenia długich wioseł były
podobne do ruchu skrzydeł. Na dziobie statku płonęły pochodnie i blask ich
tworzył na morzu płomienistą smugę.
Okręt zawrócił ostro, zbliżył się do nas i hakami zaczepił burtę.
Kilku ludzi z siekierami w rękach
wskoczyło na nasz statek.
Lala-Zor grzmiał z mostku:
— Ej, kupcy! Zostawiajcie
wasze rzeczy i odzież i przechodźcie na
drugi statek! Kto będzie się opierać lub
ukrywać — wyleci za burtę!
Jeszcze kilku ludzi
przeskoczyło z sąsiedniego okrętu i
rozbiegli się po pokładzie. Krzycząc,
rozdając wokoło razy popędzili
wszystkich podróżnych na swój statek.
Wielu krzyczało i płakało, gdy piraci
zdzierali z nich bogate szaty. Inni szli
milcząc, z osłupiałymi twarzami, jakby
nic nie rozumieli.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
75
Jeden człowiek z siekierą podszedł do nas:
— Słyszeliście rozkaz? Czego zwlekacie?
Sofer wziął mnie za rękę i podszedł do mostku, na którym stał
Lala-Zor:
— Lala-Zor, czy potrafisz być wdzięcznym? Przed dwoma dniami
wyleczyłem cię z choroby i uniknąłeś śmierci na łożu, najhaniebniejszej
śmierci dla śmiałego marynarza pokonującego burze, a dziś chcesz mnie
wysłać jak barana na rynek i sprzedać razem z chłopcem-przewodnikiem?
Jaką sławę będzie miał Lala-Zor, który nie potrafi być wdzięczny?
— Czyż ty jesteś moim zbawcą? Oczywiście pamiętam, że mnie
wyleczył mądry Sofer-rafa i twoje miejsce jest wśród nas. Zostaniesz już na
zawsze przy mnie, będziesz mieszkać na mojej wyspie i pływać na moich
okrętach, żeby leczyć dzielnych zuchów, wojowników Lala-Zory. Nie
ruszajcie tego starca — zwrócił się do swoich „zuchów", którzy popychali
przerażonych i płaczących
podróżnych i przerzucali ich na
drugi statek. Wioślarzy, którzy
nie byli przykuci, piraci także
odesłali na drugi statek, a sami
zajęli ich miejsca. Odczepiono
haki i oba statki rozłączyły się
płynąc w różnych kierunkach.
Jeden z piratów wdrapał się na szczyt masztu i przywiązał do
niego długi, wąski kawałek czarnego materiału Była na nim namalowana
trupia czaszka i dwa piszczele.
Znowu rozległ się głos Lala-Zory:
— Chłopcy, od dnia dzisiejszego mamy nowy okręt. Pływa po
morzu o wiele szybciej od innych. Teraz będzie to fraszka dla nas ścigać
kupców lub uciekać przed wojennymi galerami, o ile zechce im się iść z
nami w zawody. Meremot, wydaj każdemu po kielichu dobrego wina, które
król Salomon posłał w podarunku królowi Sydonu. Dzięki mu za
poczęstunek! Wypijemy za powodzenie naszego statku, „Kokab-Cafon".
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
76
Kilku piratów rzuciło się, żeby wykonać rozkaz. Po dwu stronach
mostku przymocowane były rzemieniami dwie ogromne amfory, dwa razy
wyższe ode mnie. Ich wąskie szyjki zalane były czarną smołą. Jeden z
piratów, z garbatym nosem i długą blizną na nodze zręcznie odbił smołę,
wyciągnął drewniany szpunt i wszyscy piraci podchodzili po wino, ze
swymi pucharami — złotymi, miedzianymi i glinianymi. Gdzie ja widziałem
tego pirata z garbatym nosem? Czy to nie on porwał Gamaliela? Teraz
sprawnie rozlewał wino i wszyscy prosili go:
— Dolej mi jeszcze, Meremot.
Chlusnąwszy wina na pokład piraci wołali:
— Niechaj powodzenie towarzyszy ci na wszystkich drogach!
Następnie wylewali nieco wina z pucharów do morza i krzyczeli:
— Bogowie morscy, którzy żyjecie w niezmierzonej głębinie! Nie
gniewajcie się na ten okręt, chrońcie go przed rafami i burzami, i pozwólcie
mu pływać trzydzieści lat, cało i zdrowo!
Lala-Zor krzyknął przez trąbę:
— Do wioseł, naprzód!
Piraci wyleli tyle wina bogom i tak często napełniali swoje
puchary, że teraz zaczęli głośno śmiać się, krzyczeć i obejmować. Zataczając
się chwycili za wiosła i burząc nimi wodę zaśpiewali:
Niech gromko płyną pieśni, W takt plusku smukłych wioseł, Wicher bałwany pieści, Niech z wichrem lecą głosy.
Wioślarzy zastęp śmiały Nikt nas nie zdoła zmóc. Dwudziestu dwu zuchwałych, I Lala-Zor — nasz wódz!
Niby orzeł skrzydlaty, Lala-Zor — uśmiechnięty, pogląda na bogate, Kupieckie okręty.
Wioślarzy zastęp śmiały Wiosła odrzuca precz, Dwudziestu dwu zuchwałych
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
77
Chwyta za miecz. Ze strachu już truchleją, Jak mew gromada — kupcy, Kołyszą się na rejach Nędzni tchórze i głupcy.
Hej wichrze, wyj zajadle! Bałwany wzbij! Napinaj nasze żagle, W żagle nam dmij!!
Wioślarzy zastęp śmiały Nikt nas nie zdoła zmóc. Dwudziestu dwu zuchwałych I Lala-Zor — nasz wódz.
Statek płynął naprzód. W dali widać było niewielką, skalistą
wyspę. Na skale wznosił się samotny cedr z obłamanym wierzchołkiem.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
78
3. Gniazdo piratów
Wyspa wydawała się niedostępna. Samotna, szara skała
zstępowała ku morzu, a wokół niej huczały bałwany. Fale rozbijały się o
wielkie, czarne rafy i szum był coraz głośniejszy.
Nie widać było ani zatoki, ani przesmyku, którym można by
dostać się do skały. Wydawało się niemożliwe zbliżyć do tego kipiącego
wiru, w którym każdy okręt musiał rozbić się na drzazgi. Ale wiosła jak i
przedtem równomiernie wznosiły się i opadały, statek płynął wprost na
bałwany. Piraci śpiewali swą pieśń zagłuszając ryk fal:
Wioślarzy zastęp śmiały Nikt nas nie zdoła zmóc, Dwudziestu dwu zuchwałych, I Lala-Zor — nasz wódz. Ze strachem przyglądałem się sławnemu wodzowi piratów.
Dokąd, w jaką przepaść prowadzi statek? Czyżby to była prawda, że razem
ze swoim statkiem może pogrążyć się w wodzie jak kaczka i wypłynąć w
innym miejscu uciekając sprzed nosa wojennym galerom.
Lala-Zor stał spokojnie na rozstawionych nogach, z miedzianą
trąbą w jednej ręce, drugą trzymając się poręczy. Wiatr rozwiewał jego
długie włosy barwy popiołu i trzepotał jego czerwoną szatą. Patrzył to na
złamany cedr, to na niebo, to na bałwany, zapewne zastanawiał się, jak
prowadzić okręt.
— Przygotować się! — zabrzmiał jego potężny głos i wszyscy
wioślarze wytężyli siły, żeby nadać statkowi jak największą szybkość.
Dwaj marynarze, którzy stali w pogotowiu, przypadli do rękojeści
sterowych wioseł. Już zupełnie blisko czerniały rafy i kotłująca się woda.
Lala-Zor podniósł obie ręce i wszystkie wiosła jednocześnie uniosły się w
górę. Po kilku chwilach — statek zrobił wśród pian i kłębiących się fal
jeszcze trzy obroty, wyminął wielką rafę — i znalazł się w wąskiej zatoczce.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
79
Panował tu spokój, fale znużone walką z rafami łagodnie lizały
podnóże skał. Jeszcze dwa, trzy uderzenia wioseł i statek przylgnął bokiem
do potrzaskanego granitu.
Obejrzałem się za siebie, na morze. Przypływ z hukiem walił o rafy
i trudno było zauważyć wśród kamieni przesmyk, przez który dopiero co
prześlizgnął się statek.
Wokół było smutno i pusto. Gołe skały prostopadle opadały w
wodę. W szczelinach widniały krzaki jałowca, badyle „kapturów" i innych
wijących się roślin.
Piraci wzięli na plecy tłumoki i zaczęli wdrapywać się na skałę, po
ledwo widocznej ścieżynce.
— A wy, na co czekacie? Zarzucajcie kotwicę! — ryknął w naszym
kierunku olbrzymi jednooki pirat.
Po desce zeszliśmy na brzeg i zaczęliśmy drapać się pod górę po
wytartych stopniach, wyrąbanych w skale. Gdy przeprawiliśmy się przez
góry, znaleźliśmy się w wąwozie. Wśród górskiego zbocza stała prymitywna
chata z kamieni. Wypełzło z niej kilka kalek — jeden bez ręki, drugi na
czworakach.
Piraci rozesłali dywany i wysypali na nie wszystko, co przynieśli z
okrętu — zwoje jedwabiu, szaty, kubki, worki ze srebrnymi ozdobami.
Jeden z nich rozpalił ogień z resztek jakiegoś statku i zaczęli piec na rożnach
kawały mięsa.
Lala-Zor owinął się płaszczem z białej, baraniej skóry i położył się
na dywanie przy ognisku. Piraci rozsiedli się wokoło. Każdy rzucał kościane
kostki z czarnymi oczkami, głośno liczył, ile mu oczek wypadło, i
otrzymywał swoją część łupu.
Sofer i ja siedzieliśmy na uboczu; starzec spoglądał gniewnie i
czasem szeptał:
— O ciemni, jak długo będziecie kochać waszą ciemnotę! O
zuchwalcy, jak długo będziecie rozkoszować się waszym zuchwalstwem!
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
80
Piraci postawili z boku kilka amfor i dwóch zaczęło rozlewać
wino. Jeden z nich krzyknął do mnie:
— Ej szczeniaku, czego siedzisz bezczynnie? Podawaj kielichy
książętom morza!
Podbiegłem i zacząłem mu pomagać podając napełnione już kubki
i puchary siedzącym. Musiałem biegać bez wytchnienia, żeby nadążyć
wszystkim dolać wina.
— A gdzie kapitan? Dlaczego go tu nie ma? — zapytał ktoś.
— Przyprowadzić go tutaj! Będziemy go sadzić! — podchwyciły
inne głosy.
Natychmiast przyprowadzono Ben-
Kadecha. Ręce jego były mocno skrępowane do
tyłu. Postawiono go na kolanach pośrodku koła
— Kłaniaj się nam niżej! Zaraz osądzimy
cię za to, że ośmieliłeś się nam opierać! —
krzyczały różne głosy.
— Ciszej, książęta! — rzekł Lala-Zor i
wszyscy zamilkli. — Ten człowiek jest
doskonałym marynarzem i zbudował nasz okręt. Chcecie, żeby pływał
razem z nami?
— Chcemy! — wykrzyknęli niektórzy.
— Nie trzeba, zdradzi nas! — odpowiedzieli inni.
— Czy znajdzie się choć trzech ludzi, którzy będą za nim? —
zapytał Lala-Zor.
Kilka rąk podniosło się w górę. Ja także podniosłem rękę.
— Kapitanie, książęta chcą, żebyś był naszym marynarzem. Chcesz
zostać księciem morza? Będziesz nam wiernie pomagać i śmiało pójdziesz
w bój nie obawiając, się śmierci?
Ben-Kadech milczał. Jeden z piratów powiedział:
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
81
— Razem będziemy zdobywać cenne skarby, napełnimy piwnice
łupem Będziesz rzucać kości razem z nami, skład mamy wspólny.
Ben-Kadech, ze wzrokiem utkwionym w ziemię, odpowiedział
głucho:
— Wy jesteście książętami morza, a ja jestem jego synem.
Zbudowałem ten okręt nie po to, żeby jego deski oblewała krew i żeby
ludzie uciekali przed nim jak przed strasznym smokiem. Chciałem, żeby
podróżni nie obawiali się na nim burzliwych fal morskich i żeby mogli
płynąć z jednego krańca ziemi na drugi. Nie mogę zostać z wami, książęta
morza.
— On nie z nami i on nie nasz! Zrzucić go ze skały! Na co czekamy!
— krzyknęli piraci chwytając noże.
— Poczekajcie! — rzekł Lala-Zor. — Może się jeszcze rozmyśli. Nie
trzeba tracić doświadczonego marynarza. Przykujemy go łańcuchem i
będzie dobrym wioślarzem. Na razie zamknijcie go w tej zapluskwionej
chałupie. Zabrać go!
Dwaj piraci zaprowadzili Ben-Kadecha w głąb wąwozu. Pozostali
śpiewali pieśni dzikie jak wycie wichru. Jeden z nich zagrał na piszczałce.
Kilku wyszło na środek i trzymając się za ręce zaczęło tańczyć.
Piraci klaskali w dłonie w takt muzyki. Potem krzyknęli:
— „Gazłonim"35! — Zatańczcie „gazłonim"!
Znałem ten taniec, tańczą go także nasi rybacy w Awali. Jeden z
tancerzy gra przerażonego podróżnego, a drugi okrutnego rozbójnika.
Wszyscy krzyknęli:
— Niech stary lekarz zatańczy „gazłonim!"
Ale Sofer odpowiedział:
— Moje dzieci, będę leczyć wasze rany, których się nabawicie z
głupoty, ale włosy mi pobielały od nieszczęść, które widziałem w ciągu
mego życia. Dlatego też nie zmuszajcie mnie, abym się stał błaznem na
bazarze. Serce mi pęknie i nie będzie komu leczyć was. 35 Taniec „gazłonim” zachował się do dnia dzisiejszego w Palestynie i na wybrzeżach Azji Mniejszej.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
82
Wówczas wyskoczyłem naprzód i krzyknąłem:
— Ja będę tańczyć „gazłonim". Kto chce tańczyć ze mną?
— Hajda, koguciku! A no, Macharbat, wyłaź i tańcz, z nim!
Na środek koła wystąpił ogromny siłacz z jednym okiem. Miał za
pasem dwa noże i szeroki miecz na biodrze. Piszczałka zaświstała piosenkę
„gazłonim". Dano mi do rąk dwa noże. Tańczyłem rozbójnika, skakałem tak
wysoko, jak tylko mogłem, wywijałem nogami i robiłem groźne miny, a
pirat udawał, że się mnie boi, pełzał na czworakach, klękał, wyciągał ręce,
prosił, żeby go nie zabijać. W końcu darowałem mu życie stawiając nogę na
jego karku. Wszystkim piratom bardzo podobał się ten taniec, rechotali i
żądali, żebym jeszcze tańczył. Wreszcie padłem na dywan koło Sofera i
zostawili mnie w spokoju.
Twardo zasnąłem i zapewne spałem bardzo długo. Zbudziło mnie
zimno. Księżyc oświetlał wąwóz, czarne cienie zaległy ciemne szczeliny
skalne. Piraci spali, ognisko dogasało i tylko dopalające się polana trzaskały
z cicha.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
83
4. Wiatr zadął w żagle
Znajdowaliśmy się we wnętrzu ogromnego kamiennego leja.
Sofera nie było koło mnie. To mnie przeraziło. Wziąłem porzucony przez
kogoś nóż, cichutko wysunąłem się z kręgu śpiących i udałem się w głąb
wąwozu. Myślałem o Soferze i Ben-Kadechu.
Wijąca się ścieżynka biegła w dół, po ponurych skałach. Koło
jednej z nich usłyszałem ciche gwizdanie. Jakby ktoś mnie wzywał.
Ostrożnie zbliżyłem się ku skale i zauważyłem w niej niewielkie drzwi z
zasuwą.
Przez okienko wyglądało błyszczące oko.
— Chłopcze — dobiegł mnie szept — podejdź bliżej!
Bałem się zbliżyć, ciągle wydawało mi się, że z tylu biegną piraci i
wrzucą mnie do morza.
— Dokąd prowadzą te drzwi? — zapytałem.
Głos z okienka odpowiedział:
— To jest zapluskwiona nora. Tutaj książęta zamykają swoich
jeńców.
— Wsadzili tam do was dzisiaj jednego starca?
— Nie, dzisiaj wrzucili młodego marynarza ze związanymi
rękoma.
— Czy może porozmawiać ze mną?
Zaraz pomożemy mu dostać się tutaj.
Słychać było jęki, ciche głosy, potem w okienku znowu ukazało się
czyjeś oko.
— Czy to ty, chłopcze z Awali ?
— Czy to ty, kapitanie Ben-Kadech?
— To ja. Odpowiadaj prędko, co robią teraz te psy?
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
84
— Wszyscy twardo śpią.
— Jeżeli chcesz spełnić dzielny czyn, godny dorosłego wojownika,
to obejrzyj drzwi i spróbuj je otworzyć.
Obejrzałem drzwi. Zasuwa była wielka, dębowa, rzemienie silne.
Przeciąłem rzemień i odsunąłem zasuwę. Ciężkie drzwi wolno się odsunęły.
Z czarnego otworu wyszedł Ben-Kadech z rękoma związanymi na plecach.
Przeciąłem rzemienie i Ben-Kadech z trudem rozprostował zdrętwiałe
ramiona.
— Prędzej, przyjaciele, wychodźcie! — szepnął w otwór drzwi.
Wyszło stamtąd czterech ludzi z długimi włosami, brudnych jak
zwierzęta; bił od nich straszny odór. Wszyscy byli pokryci wrzodami i
sińcami. Ben-Kadech zamknął drzwi, założył zasuwę i zaciągnął rzemienie.
— Chodźcie za mną — rzekł jeden z uwolnionych więźniów, siwy i
chudy staruszek. — Pokażę wam drogę, która prowadzi do morza.
— A gdzie twój Sofer, żyje jeszcze? — wyszeptał Ben-Kadech.
Wyjaśniłem, że po przebudzeniu się. nie znalazłem go przy sobie.
— Gdzie go szukać?
— Wejdź na wierzchołek i rozejrzyj się wokoło — przynaglał Ben-
Kadech — i jak najprędzej sprowadź go na dół, na okręt. Jeśli możesz, złap
broń. My nie będziemy czekać. Jeżeli się spóźnicie, zginiecie.
Rozumiałem, że trzeba się śpieszyć, że każda chwila jest cenna i
szybko pobiegłem do miejsca, gdzie spali piraci. Nic się nie zmieniło.
Niektórzy leżeli z rozłożonymi rękoma, mruczeli coś, krzyczeli i rzęzili,
jakby ich ktoś dusił.
Podszedłem do chaty. Wysoki człowiek zagrodził mi drogę.
— Już dawno zauważyłem, że biegasz i czegoś szukasz. Czego ci
trzeba?
To był Lala-Zor. Twarz jego była posępna i opierał się na wielkiej
siekierze z długą rękojeścią.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
85
— Szukam starca Sofera — odpowiedziałem. — Spałem koło
niego na dywanie, a teraz nie ma go.
— Pewnie siedzi na statku i patrzy w stronę swojej ojczyzny.
Zobaczysz go jeszcze. Na tej wyspie nikt i nic nie ginie. A teraz chodź ze
mną. — Lala-Zor pchnął nogą drzwi i wszedł do chaty.
Wszedłem za nim do małego pokoju, oświetlonego kopcącą
lampką. Spało tam kilku ludzi. W głębi były drugie, niskie drzwi. Poszliśmy
dalej i znaleźliśmy się w niewielkiej pieczarze. Z sufitu zwisały kryształowe
stalaktyty, od których odbijały się płomienie trzech brązowych
świeczników. Ściany i podłoga były pokryte mnóstwem różnobarwnych
dywanów. Rząd skrzynek stał wzdłuż ścian. Leżały na nich pociemniałe ze
starości pancerze, hełmy i różnoraka broń.
Lala-Zor usiadł na pięknym, inkrustowanym kością słoniową
fotelu i wskazał ręką na ławeczkę u jego stóp.
— Usiądź, chłopcze, i słuchaj, co ci powiem. Tutaj, w tych
skrzynkach leżą niezliczone bogactwa. Jest ich tak wiele, że każdy król by
mi ich pozazdrościł. Odtąd będziesz mi służył. Jestem bardzo chory, często
otwierają się moje stare rany i wówczas opuszczają mnie siły. Podoba mi
się, że tak opiekujesz się słabym starcem, chcę, żebyś dbał i o mnie. Starzec
powiedział mi, że jesteś dobrym i uczciwym chłopcem. Gdy zobaczę, że
jesteś mi oddany, ogłoszę cię moim synem i oddam ci te skarby.
Uważnie spojrzał na mnie.
— A co ja zrobię z tymi skarbami9 — zapytałem. — Myślę, że one
mi będą tylko przeszkadzały. Moja matka ma chatę na stromym brzegu
morza, a koło niej rośnie palma, która co roku daje nam wiadro daktyli. W
naszej chacie jest ognisko, które nas grzeje, i na nim Am-Lajli piecze placki.
Mamy matę i baranią skórę, na których śpimy, i płaszcz do nakrycia, gdy
jest zimno. Po co ci tyle lampek, skoro wystarczy jedna, żeby pisać litery jak
Sofer lub prząść nici jak matka . Chciałbym zostać marynarzem. Matka chce,
żebym był garncarzem, a Sofer uczy mnie czytać książki. Bardzo mi cię żal.
Jaki ty masz kłopot z tymi skarbami!
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
86
Lala-Zor uśmiechnął się. Ze zdumieniem ujrzałem jak jego
posępną twarz pooraną surowymi zmarszczkami rozjaśniła wesołość i
życzliwość.
— Jesteś pierwszym, który nie pożąda moich bogactw. Oni
wszyscy myślą o tym, jakby mi je zabrać...
Lala-Zor pobladł i twarz jego znów stała się surowa, obejrzał się
wokoło i obu rękoma ścisnął rękojeść topora. Oczy jego nabrały dzikiego
wyrazu i szepnął:
— Póki jestem silny, boją się i słuchają mnie, ale gdy tylko
zobaczą, że osłabłem, przyjdą i uduszą mnie... Słyszysz? Już idą... Dżemma,
pójdź — tu!
W kącie pieczary rozległ się pomruk. Ogromna centkowana
pantera w dwóch susach znalazła się obok Lala-Zory i zatrzymała się,
gotowa do skoku. Jej głębokie czarne ślepia sypały błękitne iskry.
— Spokojnie, Dżemma, nie ruszaj! To nasz nowy przyjaciel.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
87
Pantera uspokojona wyciągnęła się, ziewnęła i ułożyła się u stóp
Lala Zory, który trwożliwie nadsłuchiwał i szeptał:
— To oni, słyszę kroki... Już otworzyli drzwi...
Ale w pieczarze było cicho, tak cicho, że słyszałem, jak krew
krążyła w mych żyłach. Gdzieś ze stalaktytów miarowo spadały krople
wody.
Siedziałem bez ruchu. Topór wypadł z rąk Lala-Zory. Zasnął.
Przypomniałem sobie polecenie kapitana, wziąłem topór i
ostrożnie wyszedłem z pieczary.
Wszyscy byli pogrążeni we śnie. Bezszelestnie przeszedłem obok
śpiących piratów, a potem przyśpieszyłem kroku. Szybko wdrapałem się na
przełęcz i zacząłem schodzić w dół, do okrętu. Gdyby nie blask księżyca,
nigdy nie potrafiłbym zejść. Ścieżka biegła na skraju głębokiego urwiska,
trzeba było iść po wyrżniętych w skale, ledwo widocznych stopniach.
Bosymi nogami macałem każde zagłębienie w kamieniach i wreszcie
szczęśliwie zeszedłem na sam dół.
Ben-Kadech i czterej więźniowie byli na statku. Wyjaśnił on
przykutym wioślarzom, że jeżeli pomogą przeprowadzić statek przez rafy,
wszyscy będą wolni. Wioślarze obejmowali Ben-Kadecha i całowali jego
szatę. Zobaczyłem tu Sofera. Siedział na dziobie statku i spoglądał w dal.
— Co ci jest, Sofer-Bobo?
— Płaczę, bo jestem stary i słaby, i nie mogę pomóc tym ludziom.
Za chwilę znowu będziemy wolni lub zginiemy.
Ben-Kadech nie tracił ani chwili. Razem z czterema więźniami
odepchnął statek i wszyscy chwycili za wiosła. Najdoświadczeńszy więzień
stał na mostku i dawał znaki, dokąd kierować statek. Wiosłami i bosakami
wszyscy wspólnymi siłami przepychali statek między rafami i walczyli z
bałwanami, które odpychały i unosiły okręt, to znów rzucały go w kipiącą
otchłań.
Patrzyłem na uciekającą skalistą wyspę. Na szczycie koło
złamanego cedru ukazał się człowiek, patrzył w naszą stronę. Nie można
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
88
było rozpoznać, kto odprowadzał nas wzrokiem — Lala-Zor czy któryś z
jego piratów. Widać było tylko trzepoczącą na wietrze szatę.
Statek zdołał wyjść spośród raf. Na maszcie podniesiono żagiel i
wypłynęliśmy na pełne morze. Skalista wyspa Lala-Zory znikała we mgle.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
89
CZĘŚĆ IV KARTAGINA
1. Było nas trzynastu
Burza unosiła nasz okręt w niezmierzoną dal. Niskie, szare
chmury zasnuły niebo. Czasem ukośne strumienie deszczu zlewały nas
ciężkimi kroplami. Ben-Kadech i dwaj sternicy nie schodzili z mostku,
zarzucili płaszcze na głowy i prowadzili statek.
— Dokąd płyniemy?
Każdy snuł inne domysły: jedni, że w kierunku Egiptu, drudzy, że z
powrotem ku fenickim portom. A statek poskrzypując to lądował na grzbiet
fali, to wpadał w przezroczystą otchłań, przelewały się po nim zwały wody.
Serce zamierało mi jak na huśtawce, gdy statek leciał z góry w dół i
wydawało się, że lada chwila deski wylecą spod nóg i zginę w otchłani.
Było nas trzynastu. Ben-Kadech kierował statkiem, pomagali mu
czterej więźniowie, którzy także niegdyś byli marynarzami. Wszyscy czterej
byli bardzo chudzi, z opadającymi na czoło włosami, nieugaszonym ogniem
płonęły im oczy. Pragnienie życia i wolności zastępowało siłę. Dopiero
wówczas, gdy Ben-Kadech pozwalał im odłożyć linę lub wiosło, padali i
natychmiast zasypiali.
Z sześciu przykutych wioślarzy znalem jednego Greka, którego
niegdyś poczęstowałem plackami. Był jeszcze Egipcjanin z ostrym jak dziób
ptaka nosem i wysokimi prostymi ramionami. Nigdy się nie śmiał, z obojęt-
ną miną chodził na swoich wysokich jak u żurawia nogach. Było też dwóch
Scytów, o szerokich, jasnych brodach. Byli o wiele silniejsi niż pozostali
wioślarze. Ich ramiona i plecy prężyły się, jak łuki, gdy zanurzali ciężkie
wiosła. Byli także dwaj Murzyni, Mucha i Chado, o silnych, chwytliwych
dłoniach i prostych jak drągi cienkich nogach. Włosy na ich głowach wiły się
jak baranie runo. Często kłócili się i krzyczeli wywracając białkami oczu.
Wydawało się, że za chwilę się pozabijają. Potem godzili się, śmiali się i
razem śpiewali pieśni.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
90
Gdy tylko odpłynęliśmy od wyspy, rozkuliśmy sześciu wioślarzy:
brązowym toporem, który porwałem Lala-Zorowi, rozbiliśmy obręcze i
łańcuchy na nogach. Nie trzeba było wiosłować, gdyż wicher dął w
czerwony żagiel i statek nieprzerwanie pędził naprzód.
Rankiem następnego dnia burza jeszcze przybrała na sile. Ben-
Kadech rozkazał opuścić i zwinąć żagiel, i zwrócić statek dziobem
przeciwko wiatrom. Wszystkie napuszczone smołą liny, przeciągnięte ku
masztowi, gwizdały i wyły, sternicy zmordowani walką z huraganem zmie-
niali się, ale Ben-Kadech, którego twarz wychudła, a oczy poczerwieniały,
nie chciał zejść z posterunku.
Wszyscy byliśmy chorzy od bezustannej chwiejby i głodu. Na
statku było mnóstwo tobołów z tyryjskimi, purpurowymi szatami, ale ani
jednego z żywnością. Ktoś znalazł worek z winogronami. Było to nasze
jedyne pożywienie i każdy dostawał równą część — dwie garście winogron.
Najtrudniej było płynąć w nocy, w zupełnej ciemności, gdy słychać
było tylko ryk wichru, huk burzy i łomot fal o burty statku. Co chwila
wydawało się, że już giniemy.
Na drugi dzień zauważyłem dziwne zjawisko. Od chwiejby z dna
statku wylewała się woda unosząc różne odpadki. Pośród odpadków były
pestki daktyli. Skąd się tu wzięły? Wylewałem wodę razem z odpadkami,
ale pestki znów się pokazywały. Oznaczało to, że ktoś z nas ma worek
daktyli i zjada je po kryjomu nie dzieląc się z pozostałymi. Czy nie ma
czasem worka daktyli wśród tłumoków? A może szczury go gryzą? Wlazłem
pod pokład na rufie. Było bardzo wąsko, ale jakoś przelazłem, aż do końca.
W słabym świetle, padającym przez szczelinę w pokładzie
dostrzegłem leżącego na boku człowieka. Jego twarz z wydatnym nosem i
długie, chude nogi wydały mi się znajome.
Szybko wylazłem stamtąd i poszedłem do Ben-Kadecha.
— Na statku jest jeszcze jeden człowiek.
— Znowu w skórzanym worku?
— Nie, leży pod pokładem i je daktyle. Ma duży zapas i dlatego nie
wyłazi, żeby się z nami nie podzielić. To Meremot, sługa Lala-Zory.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
91
Ben-Kadech zlecił obu Murzynom przyprowadzić Meremota. Nie
łatwo było wyciągnąć go, bronił się i gryzł. Mucha i Chado schwycili go za
nogi i zawlekli do kapitana. Wówczas Meremot uderzył czołem o pokład:
— Będę wioślarzem całe życie, aż do śmierci, tylko nie zabijaj
mnie.
— Dlaczego schowałeś się?
— Gdy okręt popłynął, wdrapałem się i schowałem, żeby nie
zostać na wyspie. Nie chcę dzielić złego losu piratów. Jestem spokojnym
kupcem, a nie piratem.
— Możesz bujać, ale nas nie nabierzesz. Jak szczur przegryzłeś
worki. Za to umrzesz śmiercią głodową! Przywiązać go do masztu!
Meremot zrozumiał, że go nie zabiją, i od razu uspokoił się. Ręce
przywiązano mu do masztu. Przestał wyć, tylko spoglądał na wszystkich
spode łba.
Rankiem trzeciego dnia odkryliśmy, że okręt przecieka, zapewne
obluźniły się jakieś deski. Wody nieustannie przybywało. Wszyscy musieli
bez przerwy czerpać wodę i zatykać szczeliny pakułami. Ale burza już
uspokajała się, podniesiono żagiel i znów pomknęliśmy naprzód.
Ociepliło się. Ustały zimne powiewy wiatru i wilgoć zaczęła
parować. Znad tobołów i desek unosiła się lekka para jak dymek. Nagle,
spoza chmur ukazało się oślepiająco jasne słońce i wszyscy krzyknęli:
— Ziemia!
W dali, pośród burzliwego morza ciągnął się niski, żółty pas ziemi,
a na niej wznosiły się smukłe palmy o rozłożystych koronach.
Obaj Scytowie zaczęli bić się pięściami w piersi, ryknęli i zapłakali
jak dzieci.
— Co się wam stało? Przecież zaraz będziemy ocaleni — zapytał
Sofer, który znał język Scytów.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
92
— Czemuż tu są palmy? Czemuż to nie pokryte śniegiem sosny i
jodły? Myśleliśmy, że płyniemy do naszej ojczyzny, Morza Gościnnego36, a
teraz widzimy te długie wiechy i wiemy, że znowu jesteśmy daleko od
rodzinnej ziemi.
Sofer rozwinął swój zwój pergaminu, na którym była mapa ziemi,
i zaczął wyliczać, dokąd też mogliśmy zajechać.
Obłoki mknęły w dal, niebo było coraz błękitniejsze, a brzeg coraz
wyraźniej zbliżał się do nas. Daleko widać było niebieskie góry, przed nami
rozsypały się niezliczone piaszczyste pagórki i nagle spod niskich szarych
chmur ukazało się dziwne, różowe miasto.
Zębate mury, wysokie wieże, wielkie świątynie, domy w kształcie
sześcianów, pojedyncze palmy — wszystko było bladoróżowego koloru, jak
skrzydła flaminga.
— To Szczęśliwa Wyspa! — wykrzyknął Sofer. — Popatrzcie, jakie
to miasto cudne! Tam na pewno mieszkają szczęśliwi ludzie, którzy nie
wiedzą co ból i łzy. Nie znają oni gniewu ani występku, nie ma tam
niewolnictwa i nikt nikogo nie bije. O nieba, jakżem szczęśliwy, że przed
śmiercią ujrzę szczęśliwy kraj, którego szukałem całe życie!
Ciepły wiatr gnał nasz statek ku różowemu miastu, a my, osłabieni
wytężoną pracą, dalej czerpaliśmy wodę.
36 Morze Gościnne – obecnie Morze Czarne.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
93
2. Różowe miasto
Zapadał wieczór i purpurowe słońce już skryło się w morzu, gdy
nasz statek przepłynął obok wieży strażniczej. Weszliśmy do cichego,
wewnętrznego portu. Stało tam mnóstwo okrętów, opartych wygiętą rufą o
kamienne molo. Obok nich przycumowała się i nasza „Kokab-Cafon".
Marynarze z sąsiednich statków wykrzykiwali:
— Melkart pomógł wam dobić do brzegu! Któż to wychodzi na
morze w taką burzę!
Zawinęliśmy do portu w ostatniej chwili, gdyż wody w statku
wciąż przybywało.
Wszyscy nasi marynarze wyskoczyli na brzeg, wspólnymi siłami
wyciągnęli rufę statku na molo i przycumowali go linami do kamiennych
słupów.
Kilku ludzi z krótkimi włóczniami w rękach i szerokimi mieczami
u pasa zatrzymało się koło nas.
— Kto jest właścicielem statku? Skąd przybywacie? — zapytał
surowo jeden z nich w rogatym hełmie na głowie. W rękach trzymał
drewnianą deseczkę i zaostrzoną pałeczkę do pisania.
— Właścicielem statku jest kupiec Makar z Sydonu — odparł Ben-
Kadech. — Jedziemy z Jafo, burza przygnała nas do tego kraju.
— Nie wierz mu, on kłamie słońcu i ludziom! — krzyknął nagle ze
statku Meremot. — To są piraci! Napadli na statek, wyrżnęli podróżnych, ja
jeden ocalałem!
— Ach to tak! Drogocenne ptaszki wpadły nam w sidła — rzekł
człowiek w hełmie. — Odwiążcie tego człowieka i przyprowadźcie go do
mnie. Wezwijcie jeszcze kilku żołnierzy i postawcie straż. A wy, rozbójnicy
morscy, wracajcie z powrotem na statek i nie ważcie się schodzić na brzeg!
Ben-Kadech odpowiedział:
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
94
— Ufasz jednemu człowiekowi, pomiotowi brudnej świni i
kłamliwej sroce, a nie wierzysz mnie, uczciwemu kapitanowi kupca
Makara?
— Dziś już za późno sądzić was — wkrótce będzie noc. Żołnierze
będą was pilnie strzec i każdego, kto będzie próbował uciec ze statku,
przebiją kopią. Jutro wybadam was i wówczas dowiem się, który z was
mówi prawdę. Jak widzę, wasi niewolnicy są bez łańcuchów, a to zły znak!
Żołnierze odwiązali Meremota, który podbiegł do naczelnika i
ucałował skraj jego szaty.
— Ten kapitan to najniebezpieczniejszy pirat — rzekł wskazując
na Ben-Kadecha. — Zarzyna dzieci, kobiety i słynie z tego, że żywcem pali
schwytanych kupców. Trzeba go zabić!...
Cóż mogliśmy teraz zrobić?
Naczelnik i Meremot odeszli, a żołnierze odgrażając się i kłując
nas kopiami zmusili do powrotu na statek.
Potem rozpalili na brzegu wielkie ognisko i rozsiedli się wokoło
niego. Nie rozmawiali z nami i na każde pytanie podnosili kopie, jakby
chcieli nas przebić.
Ben-Kadech ze śmiechem zwrócił się do Sofera.
— Jeszcze ciągle myślisz, że to szczęśliwa wyspa? Nie bardzo
życzliwie nas tu przyjęto.
Krzyknął do marynarzy najbliższego statku: — Co to za miasto?
Wielu marynarzy popatrzyło w naszą stronę. Jeden z nich
odpowiedział:
— Cóż to, nie znasz najbogatszego miasta? Przecież to Kartagina37
Wszyscy nasi towarzysze zebrali się koło Sofera i zaczęli
zastanawiać się, co robić. Stary więzień odezwał się:
37
Kartagina – właściwa nazwa Karthad-nadtha czyli Nowe Miasto. Uważano że powstała w IX w. przed Chrystusem, jednakże wykopaliska w miejscu gdzie stała Kartagina wskazują na znacznie wcześniejsze pochodzenie miasta. Rzymianie przekształcili nazwę Karthad-nadtha na Kartaginę a Fenicjanie na Kart-Hadaszat.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
95
— Znam dobrze Kart-Chadaszat. Tutejsi ludzie to kupcy,
handlarze, nie lepsi od Lala-Zory. Jeśli postanowili zabrać nam statek, to nie
wypuszczą nas, ale sprzedadzą do niewoli.
Sofer sprzeczał się z nim:
— Nie wierzysz w ludzką sprawiedliwość? Czyż nie ma uczciwości
i prawdy w sydońskim sercu? Nie ośmielą się skrzywdzić nas. W tym
mieście mieszka mój przyjaciel, mędrzec Sanchunijafon. Był moim gościem
w Babilonie. Zapoznawał się wówczas z nauką magów. Mieszkał w moim
domu, jadł mój chleb, pił moje wino. Trzeba posłać do niego kogoś z
wiadomością, że przyjechałem.
— Ale kto może pójść do niego? Nikogo stąd nie wypuszczą —
mówili towarzysze. — A jutro sprzedadzą nas wszystkich do niewoli na
okręty i przykuci do ław rozjedziemy się w różne strony.
— Trzeba więc przesłać mu list jeszcze dzisiaj — rzekł Ben-
Kadech. — Ktoś z nas musi to zrobić.
Zawsze milczący Egipcjanin zaproponował:
— Niech idzie chłopiec Elisar. Potrafi wszędzie wleźć, i żołnierze
nie zatrzymają go.
Jeden z żołnierzy oddalił się od ogniska i podszedł do nas.
— Który z was jest najważniejszy? Słuchajcie, co wam powiem.
Rozepną was wszystkich na krzyżach. Nie macie nic do stracenia prócz
głów. Jeśli chcecie ostatni raz przed śmiercią dobrze zjeść, to przyślę wam
zaraz pieczoną baraninę, solone ryby, wino i wszystko, czego tylko
zapragniecie. Za to podarujecie mi dobry płaszcz. Narabowaliście ich
pewnie niemało.
— Dzięki ci, dobry żołnierzu — rzekł Egipcjanin. — Na twojej
twarzy maluje się piękność Melkarta, mądrość Baala, a ramiona twe mają
siłę Retaima. Zrobimy, jak nam doradziły twoje czcigodne słowa. Pozwól, że
złożymy ci za to cenny podarek. Weź tę oto kosztowną purpurową szatę.
Ale niechaj twoja dobroć nie zamyka uszu na naszą prośbę: wypuść na
brzeg tego chłopca. Czemu dziecko ma cierpieć? Tu w mieście, w dzielnicy
Megara, mieszka jego ciotka.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
96
Żołnierz szybko pochwycił podaną przez nas czerwoną szatę i
schował ją pod płaszcz.
— Jeśli kogokolwiek wypuszczę, odrąbią mi głowę i wywieszą ją
nad miejską bramą w klatce na ptaki.
Żołnierz odwrócił się i podszedł do ogniska. Sofer powiedział do
mnie:
— Lepiej być głodnym nędzarzem na ziemi niż sytym wioślarzem
na królewskim statku. Napiszę list do mego przyjaciela, mędrca
Sanchunijafona, a ty postaraj się odnaleźć go i uratować nas wszystkich.
Sofer wyciągnął kawałek papirusu, trzcinkę, słoik z ciemnym
sokiem sepii38 i zaczął pisać list.
38 Morska sepia – mątwa, drapieżnik morski, który w celach obronnych mąci wodę wypuszczając ciemnobrunatny płyn. Potrafi zmieniać kolor swego ciała. Z jej wydzieliny sporządza się farbę koloru brązowego czyli sepię.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
97
3. Jak zapłakał kamienny Bóg
Żołnierz wkrótce wrócił. Za nim szedł sługa z wielkim koszem na
głowie.
Zatrzymali się koło statku i podali nam kosz. Był w nim chleb,
cebula, wielkie cytryny i kawałki pieczonego mięsa. Gdy wyjęto wszystkie
zapasy, Ben-Kadech szepnął mi:
— Kładź się do kosza, nie ruszaj się i nie wyglądaj, póki ci nie
pozwolą wyjść.
Sofer dał mi zwinięty w trąbkę papirus, schowałem go za pazuchę,
a następnie ułożyłem się w koszu, zwinięty w kłębek. Przykryto mnie
purpurową szatą. Bez ruchu leżałem w ciemności i czułem, jak kosz
podniesiono, jak go podano słudze przez burtę. Potem słyszałem miękki
odgłos kroków. Niesiono mnie dokądś. Raz jakiś głos wykrzyknął:
— Czyj jesteś? Co niesiesz?
— Jestem sługą naczelnika portu, niosę ryby.
— Odstąp nam choć jedną rybę!
— Kiedy są policzone.
— Skąpiec! Oby Melkart rozerwał cię na kawałki! Po pewnym
czasie kosz zatrzeszczał i stuknął o ziemię.
— Wstawaj! Dość już cię dźwigałam. Teraz pójdziemy razem. —
Sługa silnie schwycił mnie za rękę i wyciągnął z kosza.
— A dokąd pójdziemy?
— Zrozumiałe dokąd: do domu mego pana. Już od dawna chciał
mieć chłopca na posyłki.
Słowa te przeraziły mnie: „Mam zostać sługą! A list?... Towarzysze
na okręcie czekają na moją pomoc. Trzeba uciekać!"
Szliśmy po opustoszałej ulicy. Po obu stronach ciągnęły się ściany
domów, które przerywały gęste zarośla szerokolistnych kaktusów. Za
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
98
ścianami słychać było głosy, płacz dziecka, smutną pieśń. Mrok wciąż
gęstniał, szybko zapadała noc.
Na końcu ulicy usłyszeliśmy hałas i naprzeciw nam wybiegło kilka
bezpańskich psów. Skomląc rzuciły się w dół, pod krzaki kaktusa i znikły w
mgnieniu oka. Przypomniała mi się mądra zasada Gamaliela:
„Przez dziurę, którą przełazi pies, wyjdziesz na drogę rozkoszy i
zbawienia". Nie zawahałem się i wpiłem się zębami w rękę sługi. Puścił
mnie, a wtedy rzuciłem się na ziemię szukając wylotu, w którym dopiero co
skryły się psy. Na czworakach przebijałem się pod kolącymi kaktusami.
Z tyłu dolatywały mnie wyzwiska sługi, rzucił za mną kilka grudek
ziemi, ale nie zatrzymując się pełzałem naprzód śladami psów. Wszędzie
wisiały kłaki psiej sierści. Podrapałem już sobie szyję i ręce, ale co to ma za
znaczenie. Byłem wolny i myślałem tylko o liście, który powinienem jak
najprędzej oddać uczonemu Sanchunijafonowi.
Kaktusy skończyły się. Przede mną zarysował się w mroku
niewielki ogród. Na prawo stał kamienny budynek ze spadzistym dachem,
na którym błyszczały szklane kule. Szeregi kolumn podpierały dach. Między
nimi stał kamienny posąg dziwacznego bóstwa z wielką baranią głową. Zza
jego uszu wystawały dwa zakręcone rogi. Zacząłem zastanawiać się, co
dalej robić.
Dwoje ludzi w starych, porwanych szatach z koszyczkami w
rękach przeszło obok mnie i padło na kolana przed kamiennym bóstwem.
Podnosili ręce, wzdychali i padali na twarz. Jeden mówił:
— O ty, wielki, silny jak pędząca po niebie chmura! Wygoń
chorobę, która dusi mego syna!
— Wielki Baalu — wzywał drugi — nie gniewaj się na nas! Robaki
napadły na moje pole i zjadają zboże a poborca żąda zapłacenia podatku.
Poraź go swoim ogniem, wygoń robaki i ochraniaj moje pole, abym mógł
wyżywić rodzinę!
Obaj żarliwie bili czołami o kamienną podłogę. Nagle w czarnych
oczach kamiennego boga zabłysły czerwone światełka i rozbrzmiał głuchy
głos:
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
99
— Porażę moim gniewem i ciebie, i twoich synów, i twoich
wnuków! Módlcie się więcej, nie zapominajcie o waszym panu, a choroba
przestanie nękać twego syna i zboże będzie się rodzić na twym polu...
Modlący się znowu padli na twarz i długo leżeli bez ruchu, aż
światło zgasło w oczach kamiennego boga. Biedacy zaczęli cofać się
posypując głowę morskimi muszelkami.
— Bóg wysłuchał naszych modłów! Chwała ci, wielki Baalu-
Ammonie!
Potem biedacy postawili swoje koszyczki na stopniach świątyni i
spiesznie odeszli.
Zza kamiennego potwora wyszedł chudy, zgarbiony starzec i
mrucząc coś wszedł do świątyni. W okrągłym okienku pod dachem zabłysło
światełko.
Poczekałem chwilę i ostrożnie skierowałem się ku świątyni.
Wszedłem na schodki kamiennego potwora, który był podobny do bożków,
jakie u nas w Sydonie stawia się w strażnicach na skrzyżowaniu dróg.
Ze schodów świątyni widać było całe miasto. Niezliczone
oświetlone domy, otoczone drzewami i palmami, stały na zboczu pagórka
ciągnącego się aż ku morzu. Stamtąd dochodził znajomy szum morskiego
przypływu.
Usłyszałem za sobą syk i odwróciłem się. Dwie wielkie żmije,
długie jak gałęzie, pełzły po białych płytach. Wysoko wzniosły głowy i
syczały jak gęsi zbliżając się do mnie z dwóch stron. Cofnąłem się
przycisnąwszy do pleców kamiennego boga i o mało co nie upadłem. Za
mną otworzyły się drzwi, wskoczyłem do środka i zatrzasnąłem je za sobą.
Z góry padało słabe światło. Stopnie wiodły ku głowie boga. Po prawej
stronie, w zagłębieniu, tliły się w miedzianym kociołku rozżarzone węgle.
Obok wisiała wiązka woskowych świec. Wstąpiłem na schody i głowa moja
znalazła się w paszczy kamiennego boga.
Słyszałem głosy z zewnątrz. Nieznajomi rozmawiali zupełnie
blisko. Kobiecy głos namawiał prosząco:
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
100
— Dziadziu, nie bój się, podejdź bliżej! Wejdź tutaj i usiądź na
schodkach, a ja będę śpiewać modlitwy. Potrzymaj koszyk z gołębiami.
Zobaczę, czy jest tu kapłan Eszmunazar.
Słaby, starczy głos odpowiedział:
— Nie odchodź Emasztoret! Boję się tego boga. Patrzy na mnie
płonącymi oczyma, jakby chciał tą kamienną łapą rozbić mi głowę.
Sandały Emasztoret zastukały po kamiennych płytach.
Wykrzyknęła:
— O, święte żmije, nie dotykajcie mnie! Przyniosłam wam
miseczkę mleka. Nie popełniłam żadnego grzechu, przepuśćcie mnie do
świątyni!
Skrzypnęły drzwi. Ktoś gniewnie zapytał:
— Czego ci trzeba? Czemu niepokoisz mnie o tak późnej porze?
— Cały dzień pracowałam w polu i dopiero teraz jestem wolna.
Podaj mi rękę miłosierdzia i pozwól mi zanieść modły do wszechmocnego
Baala-Ammona!
— No dobrze, dobrze, moja córko! A nie zapomniałaś przynieść
należnych świątyni darów? Nie skąp, nie żałuj majątku na szlachetną
sprawę.
— Przyniosłam dwa białe gołębie, cztery rybki i snop
pszenicznych kłosów.
— Ludzie stali się skąpi — mamrotał kapłan. — Inni nie żałują dla
nas baranka lub cielątka. A o co chcesz się modlić?
— Przed sześciu laty, tego samego dnia, utraciłam syna. Razem z
innymi dziećmi bawił się na wybrzeżu morskim. Podpłynęły łódki, w
których siedzieli źli ludzie. Schwycili dzieci i wywieźli je na morze. Tylko
dwoje przybiegło z wybrzeża do domu i opowiedziało o porwaniu dzieci.
Mój syn miał wtedy dziesięć lat!
— Stań tutaj — odparł kapłan — zamknij oczy, wyciągnij do
potężnego boga ręce i módl się.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
101
Rzewny głos zaśpiewał pieśń, pełną głębokiego smutku: Zwróć mi syna, mego pięknego syna, Był on podobny do perły w muszli. Był sercem moim. I wyjęto mi serce z piersi. Zwróć mi syna, mego pięknego syna, Słońce i księżyc po kolei oświetlają ziemię. Dniem i nocą widzą moje smutne życie. Wszystko zgasło dla mnie, po stracie syna mego, W sercu noszę piekło i płomień, Serce moje trawi piekielny ogień. Zwróć mi syna, mego pięknego syna. Czyż go zabili i nie widzi już i nie słyszy? To kłamstwo, kłamstwo! Nie umarł, a tuła się po świecie. Któż powie, mnie nieszczęsnej, gdzie mój piękny syn? Zamienię się w białą gołąbkę i pofrunę do niego. Głos ten był podobny do głosu mojej matki i pieśń mówiła o bólu,
który teraz trapił Am-Lajli. Mimo woli ciężkie westchnienie wydarło się z
mej piersi. Nie mogłem się już powstrzymać, zacząłem pochlipywać i
wreszcie rozpłakałem się na cały głos.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
102
Głosy umilkły i rozległ się szept:
— Słyszysz? Nawet surowy bóg Baal-Ammon nie mógł tego znieść
i zapłakał.
Potem rozległy się krzyki i tupot nóg.
Spiesznie wylazłem z kamiennego boga i wszedłem na stopnie
świątyni.
Kobieta z krzykiem rzuciła się ku mnie:
— To on, mój Charuch, mój maleńki Charuch! Baal wysłuchał
mojej modlitwy i zwrócił mi syna!
Podbiegła do mnie, chwyciła mnie za rękę i zaczęła się wpatrywać
w moją twarz:
— Te same kędziory, te same oczy! Ale gdzie pieprzyk na
policzku? Kim jesteś?
Jeszcze ciągle zalewałem się łzami i pochlipując odpowiedziałem:
— O, dobra kobieto! Żal mi ciebie — rozbójnicy morscy także
oderwali mnie od matki. Dlatego wyszedłem z ukrycia do ciebie. Proszę cię,
nie płacz. Jeszcze odnajdziesz twego syna. Ale ty nie jesteś moją matką. Ona
ma inną twarz i niebieskie paseczki na policzku.
Powoli zbliżał się kapłan w wysokim kołpaku.
— Tego chłopca przysłał ci sam bóg Baal — rzekł. — To twój syn.
Wielki cud stal się w tej świątyni.
— Ależ mego syna porwano sześć lat temu, powinien być dużo
starszy niż ten chłopiec.
Głupstwa gadasz, nierozumna kobieto! Porwał go bóg Ammon i
trzymał go na chmurach. Czas ten uleciał jak westchnienie i syn twój nie
mógł się zmienić! Mówię ci to, ja, kochen39 Eszmunazar, a kochen nigdy się
nie myli. Powiedz, chłopcze: nazywasz się Charuch?
39 Kochen – kapłan, duchowny.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
103
Zastanawiałem się, co odpowiedzieć, bo myślałem tylko o
towarzyszach na statku.
— Nie wiem — odparłem. — Mam list od Sofera, lekarza z
Babilonu. Powiedział mi: „Pójdziesz do miasta, do mądrego chochoma
Sanchunijafona i oddasz mu mój list, w którym pozdrawiam go.
Zapytałem Sofera: „A gdzie mieszka ten mędrzec?". Sofer-rafa
odpowiedział mi: „Nie obawiaj się. W Kartaginie każdy cię zaprowadzi do
niego".
— Oczywiście! — wykrzyknął kochen. — Któż nie zna
Sanchunijafona, najmędrszego z mędrców? Rozumie on język ptaków i z
gwiazd odczytuje ludzkie losy.
— Ale jak go znajdę?
— My oddamy list. A teraz musimy zwołać lud i opowiedzieć o
wielkim cudzie, jak chłopiec w ciągu jednego dnia przeniósł się z dalekiego
Babilonu do Kartaginy...
— Ależ ja nigdy nie byłem w Babilonie — przerwałem znowu
starcowi. — To mój nauczyciel Sofer przybył z Babilonu.
— Milcz, gdy cię nie pytają! Starsi lepiej wiedzą od ciebie. Jak się
nazywasz?
— Elisar.
— Mówiłem ci już, że od dzisiejszego dnia imię twoje jest Charuch.
Kapłan podszedł do drzewa i potrząsnął nim. Zabrzęczały
zawieszone na drzewie brązowe dzwoneczki w kształcie gołębi. Ze świątyni
wyszło dwóch zaspanych Murzynów.
— Bali i Mchend, przynieście tu lektykę, pójdziemy zaraz do
zarządzającego miastem.
Emasztoret zwróciła się do mnie:
— Chłopcze, czy będziesz opowiadać, że przyfrunąłeś z Babilonu?
Przecież to kłamstwo.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
104
— Czego się wtrącasz? — krzyknął na nią kapłan. — O
nierozumna, tchórzliwa kobieto. Ja sam, na własne oczy widziałem, jak po
niebie pędził złoty wóz zaprzężony w ogniste rumaki i spuścił się tu, w
ogrodzie przypalając liście drzew. Z wozu wyszedł ten oto chłopiec z listem
w ręku. Ja sam, kochen Eszmunazar, widziałem to, a kochen nigdy się nie
myli...
Przyszli Murzyni z lektyką ozdobioną frendzlą i brzękadełkami i
postawili ją na ziemi. Kapłan Eszmunazar kazał mi się położyć do tej
lektyki. Wstydziłem się tej kobiety, która była podobna do mej matki. Stała
z boku przyciskając ręce do piersi. Zapewne uważała mnie za bezwstydnego
kłamczucha. Ale to nie moja wina, musiałem jak najprędzej zobaczyć się z
mądrym Sanchunijafonem.
Murzyni podnieśli lektykę i poszli po ogrodowej ścieżce. Na
przedzie szedł niewolnik z drągiem. Na końcu tego drąga wisiała na
łańcuszku zapalona lampka — a z tyłu szli dwaj muzykanci.
Jeden grał na flecie, drugi uderzał w bęben.
Kochen otulony w czarny płaszcz w białe pasy szedł za lektyką.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
105
4. Uczony Sanchunijafon
Szliśmy po pustych, wąskich ulicach, wchodziliśmy na kręte
schody, mijaliśmy zamknięte sklepy. Widziałem wysokie, kamienne domy z
mnóstwem okien. Flet pobrzękiwał dźwięcznie, bęben huczał. Wszędzie z
okien i drzwi wyglądali ludzie i pytali:
— Kto jedzie?
— Poseł z dalekiego Babilonu — odpowiadali niosący.
Wewnątrz miasta stał mur, zbudowany z wielkich, równo
ociosanych kamieni. Otoczyło nas kilku żołnierzy, ale gdy poznali kochena,
przepuścili nas wykrzykując:
— Potężny kochenie, pomódl się za nami, obrońcami miasta!
Przeszliśmy jeszcze kilka ulic i zatrzymaliśmy się przed długim
domem o płaskim dachu, ozdobionym posągami i szklannymi kulami.
Kochen schwycił mnie haczykowatymi palcami i poszliśmy na
górę po kamiennych schodach.
Nad jednymi drzwiami paliła się lampka. Kochen zastukał, pchnął
drzwi i weszliśmy do niewielkiej izby. Leżał w niej duży dywan. Pośrodku
siedział w kucki maleńki, chudy człowiek, z głową jak strusie jajo, bez
jednego włosa. Czytał rozwinięty zwój. Obok niego na dywanie leżało
mnóstwo papirusów. Na niektórych były wyrysowane zwierzęta, jaszczurki
i robaki.
— Witam cię, Sanchunijafonie! — wyszeptał kochen.
Siedzący nic nie odpowiedział i dalej czytał.
— Lampo mądrości, przybyłem do ciebie w ważnej sprawie —
ciągnął kochen. — Przyprowadziłem chłopca, który przyleciał z nieba w
ognistym wozie.
Sanchunijafon odwrócił głowę i zmierzył nas wzrokiem.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
106
— Zapewne pątnicy przestali ci płacić i z głodu widzisz to, czego
nie ma — odparł i znowu pogrążył się w czytaniu.
Wówczas wykrzyknąłem:
— Sofer-rafa wielojęzyczny przesyła ci list!
Uczony natychmiast podniósł się.
— Znałem w Babilonie mądrego człowieka, który nazywał się
Sofer-rafa. Czy żyje jeszcze? Zamierzał jechać do kraju Scytów. Gdzie jest
teraz?
— Siedzi tu w porcie, głodny, bez chleba. Nie wypuszczają go na
brzeg i jutro sprzedadzą go na bazarze jak owcę.
Sanchunijafon wziął ode mnie zwinięty papirus, rozwinął go,
wyprostował na kolanie, usiadł na dywanie i zaczął czytać. Potem spojrzał
na mnie i powiedział:
— Obetrzyj oczy połą twej szaty. Nie godzi się przyszłemu
mędrcowi lub wojakowi przelewać łez.
Uczony jeszcze raz przeczytał list i zwinął go w trąbkę.
— Dzięki ci, czcigodny sługo świątyni, żeś się zatroszczył o
pacholę i o losy mego przyjaciela, mędrca z dalekiego Babilonu. Jeśli
potrzebna ci pomoc, mów. Na ognistych wozach bogowie jeździli tysiąc lat.
temu, jak powiadają niektórzy. Teraz bogowie nie pokazują się ludziom,
ponieważ nie prosimy ich o to. Opowiedz więc lepiej wszystkim, że
widziałeś ognisty wóz we śnie, a nie na niebie, po którym fruwają tylko
ptaki. Chłopcze, chodź ze mną.
Sanchunijafon owinął się w płaszcz i powiódł mnie w głąb domu.
Po krętych schodach wyszliśmy na dach.
Na pięknych ławach o wygiętych nóżkach siedziało półkolem kilku
ludzi. Na wysokiej, brązowej podstawce paliła się lampka w kształcie
gołębia, a od ognia płynął przyjemny aromat.
Sanchunijafon podszedł do jednego z siedzących, który nosił złote
bransolety i naszyjniki.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
107
— Najczcigodniejszy szufecie40. Słyszałem, że chcesz posłać statki
do krajów, w których można by towary naszego bogatego miasta wymienić
na złoto. Pozwól przyłączyć się do twej wyprawy lampie mądrości z
dalekiego Babilonu, mądremu chochomowi Soferowi-rafie. Objechał już
wiele krajów. Był na dalekiej północy, gdzie narody żyją wśród wiecznie
padającego śniegu i był na gorącym południu, gdzie podobne do zwierząt,
pokryte sierścią karzełki budują swe domy w ptasich gniazdach.
— Ale gdzież jest ten mędrzec z Babilonu?
Przyprowadź go tu, chciałbym posłuchać jego
opowieści.
— Nie może przyjść do ciebie. Statek, na
którym przybył do naszego portu, zatrzymali twoi
strażnicy i nikogo nie wypuszczają na brzeg, a
mędrca chcą sprzedać do niewoli.
Wówczas jeden z siedzących skoczył na
równe nogi i poznałem, że to ten sam człowiek, który
w porcie rozkazał zatrzymać nasz statek.
— To zupełnie inna sprawa — rzekł — wytłumaczę ci, jak to było.
Doniesiono mi, że przybył statek piratów, który uszkodziła burza.
Rozkazałem postawić przy statku straż, jak najszybciej osądzić piratów,
niektórych skazać na śmierć, a pozostałych posłać do młyna, żeby obracali
żarna. Statek jest dobrze zbudowany i przyda się nam.
Szufet rozgniewał się:
— Źle rozumiesz moje rozkazy, naczelniku portu. Niechaj Melkart
zeszpeci twą kłamliwą twarz. Ty byś chętnie sprzedał do niewoli
spokojnych podróżnych, a nawet uczonego lekarza, który może leczyć
naszych marynarzy. Przecież nasi piraci są także pożyteczni, gdy grabią nie
nas, a chytrych Greków i wyniosłych Egipcjan. Natychmiast ruszaj do portu
i oswobodź tych, których samowolnie oddałeś pod straż. Spiesz się
wykonać mój rozkaz, bo w przeciwnym razie nie będę czekał na gniew
Melkarta i własnoręcznie zeszpecę twoją twarz.
Naczelnik portu skłonił się dotykając ręką dywanu. 40 Szufet – zarządca. W Kartaginie było dwóch szufetów: główny zarządca miasta i zarządca republiki.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
108
— Rozkaz twój będzie spełniony — rzekł i wyszedł z pośpiechem.
Zdaje się, że podskoczyłem z radości, bo szufet popatrzył na mnie i
powiedział:
— A ty, skoczku, czego się cieszysz?
— Cieszę się, że Sofer-bobo pojedzie na twoim okręcie i
dostaniemy się do krainy Kanar, w której zamiast ziemi jest złoty piasek.
— A gdzie leży ta kraina Kanar? Nigdy o niej nie słyszałem. Co ty
wiesz o niej?
Wówczas opowiedziałem wszystko o moim ojcu, o liście
wyrżniętym na miedzianej płytce i o tym, że Sofer wziął mnie ze sobą i chce
odnaleźć krainę Kanar.
— Właśnie tam należy posłać nasze statki — odezwali się
siedzący. — Jeśli ojciec tego chłopca, nasz Sydończyk, Beni-anak, jest sługą
króla tego kraju, to pomoże nam podbić tę krainę. Sprzedamy mężczyzn do
niewoli, zabierzemy całe złoto, a ziemię rozdamy naszym osadnikom.
Zaczęły się rozmowy i rozgorzały spory.
Słuchałem, ale oczy kleiły mi się ze zmęczenia. Toteż ucieszyłem
się, gdy Sanchunijafon kazał mi iść za sobą.
Gdy znaleźliśmy się w pokoju mędrca, wezwał on sługę i rozkazał
zrobić mi posłanie. Położyłem się w kącie pokoju na puszystym futrze
baranim. Pod głową miałem miękką poduszkę, wypchaną sierścią.
Wydawało mi się, _że wokół szumią fale. Po chwili twardo zasnąłem.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
109
5. Lekcja
Rano zbudziło mnie łechtanie w nosie. Kichałem tak długo, póki z
nosa nie wyleciało kurze piórko. Przetarłem oczy i zobaczyłem, że w
pokoju, na dywanie siedzi kilku chłopców, a każdy z nich ma małą deseczkę
i zaostrzoną pałeczkę do pisania. Patrzyli na mnie i śmieli się. Zrozumiałem,
że to była ich sprawka.
Do pokoju wszedł Sanchunijafon. W ręku miał zwój papirusów i
długą, trzcinową laseczkę. Usiadł naprzeciw chłopców i dał po głowie
jednemu, który chichotał.
Wszyscy umilkli i spuścili oczy.
— Otwórzcie uszy i słuchajcie uważnie słów nauczyciela — zaczął.
— Będziecie teraz pisać o pochodzeniu świata i nie wstaniecie z miejsca,
póki każdy z was nie patrząc na deskę, nie powtórzy z pamięci wszystkiego,
co zapisał.
Chłopcy usiedli wygodniej i przygotowali się.
— A ty umiesz pisać? — zwrócił się do mnie Sanchunijafon. —
Umiesz? Nauczył cię Sofer-rafa? Masz tu deskę natartą woskiem i
zaostrzony rylec.
Sanchunijafon zaczął mówić wolno i śpiewnie:
— „Zdaniem mędrców starożytności, początkiem wszystkiego, co
żyje na ziemi i na niebie, było ciemne, podobne do
wichru powietrze".
Długo dyktował. Byliśmy już zmęczeni
pisaniem. Gdy Sanchunijafon skończył dyktando,
wstał i zaczął sprawdzać deski uczniów. U kogo
znalazł błędy, tego bił laską po głowie.
Do pokoju wszedł Sofer. Sanchunijafon wstał spiesznie i wyszedł
mu naprzeciw. Objęli się i jeden drugiemu położył głowę na ramię.
Następnie Sanchunijafon powiedział chłopcom:
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
110
— Słuchajcie, uczniowie moi. Wielka jest radość spragnionego
wędrowca, gdy znajdzie na pustyni czystą krynicę. Taką samą radością jest
spotkać starego przyjaciela, którego się nie widziało od wielu lat. Na dziś
jesteście wolni. Przyjdźcie jutro rano i będziemy rozmawiać o tym, jak
powstał świat. Weźcie ze sobą tego chłopca i pokażcie mu nasze piękne
miasto. Ty zaś, chłopcze, kup sobie słodyczy. — Mędrzec dał mi
kwadratowy kawałeczek srebra. Jeden z chłopców powiedział, że chce iść
ze mną razem. Nazywał się Abi. Wzięliśmy się za ręce i poszliśmy oglądać
miasto.
Abi prowadził mnie po wąskich uliczkach bazaru, gdzie była
niezliczona ilość kramów. Sprzedawano w nich wszystko, o czym tylko
można zamarzyć: bursztyn, kolorowe kamienie nanizane na nitkę, świeże i
solone ryby, małże i materiały we wszystkich kolorach. W maleńkich
kramach wielkości skrzyni kupcy siedząc z podwiniętymi nogami
sprzedawali słodycze. Podeszliśmy do sprzedawcy daktyli. Daktyle były
zlepione jak ciasto, leżały na jednym końcu deski, kupiec zaś siedział na
drugim końcu i odrywał kupującym, zależnie od zapłaty, większe lub
mniejsze kawałki. Za moje srebro dostaliśmy duży kawał zlepionych daktyli
i kilka jabłek. Przed łaźnią chłopcy dzwonili dzwoneczkami i nawoływali
przechodniów. Piekarze wystawiali pudła ze świeżymi plackami...
Obok, na glinianych talerzykach, leżały posypane kminkiem
gotowane ślimaki.
Weszliśmy na rynek niewolników. Na placu siedzieli na matach
niewolnicy wszystkich kolorów. Byli tu silni mężczyźni, kobiety i maleńkie
dzieci. Koło każdej grupki stali sprzedawcy i wychwalali zalety swoich
niewolników:
— Silny, młody niewolnik! Umie lepić naczynia i kuć noże.
Przyniesie pożytek każdemu gospodarzowi.
— Uczony szewc, prędko szyje sandały! Kto go kupi, może nie
martwić się o chleb — jego niewolnik zrobi tyle sandałów, że sam jeden
wyżywi całą rodzinę swego pana.
Przechodziliśmy koło Etiopów, Libijczyków, Berberów i innych
niewolników z rozmaitych krajów. Wszyscy byli obwieszeni barwnymi
wstążkami, żeby przynęcić nabywców. Abi pytał wszystkich:
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
111
— Kto z was pochodzi z krainy Kanar?
Niewolnicy niechętnie odpowiadali.
— Szczęśliwi mieszkańcy kraju Kanar. Kupcy jeszcze nic o nich nie
wiedzą, dlatego nie ma Kanaryjczyków na tym rynku łez.
Ale jeden powiedział nam:
— Wiem, gdzie leży kraj Kanar. — Był to wysoki brązowy
człowiek, wyglądał na silnego i miał piękną twarz o regularnych rysach.
Miał kędzierzawe, przyprószone siwizną włosy. — Chodź do mnie,
chłopcze. Jeżeli dasz mi daktyle, które trzymasz w ręku, powiem ci, gdzie
leży kraj Kanar.
Podniósł rękę w górę, rozstawił palce i zaczął wyjaśniać:
— Ten palec — to słupy Melkarta, ten — ludzie Berguata, potem
ludzie Cha-cha, potem ludzie Kanar.
— A długo tam trzeba płynąć?
— Fiu! — człowiek gwizdnął i wskazał na niebo. — Wiatr dmie w
żagiel, żagiel popycha statek, a statek płynie wciąż dalej i dalej. A potem
nastanie dzień i statek przybędzie do mego drogiego, pięknego jak słońce,
ukochanego kraju Kanar.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
112
Oddaliśmy temu człowiekowi wszystkie daktyle. Podbiegł do nas
właściciel tego niewolnika i wymachując pałką zaczął krzyczeć:
— Czego tu chcecie, szczeniaki? Cały dzień po bazarze chodzą
ludzie i wypytują się, gdzie leży Kanar. To mi nie wyjdzie na dobre... Zmykaj
stąd! — krzyknął na swego niewolnika i obaj szybko w tłumie znikli.
Poszedłem z Abi na nasz statek opowiedzieć Soferowi, czegośmy
się dowiedzieli o kraju Kanar.
Gdy przyszliśmy do portu, zobaczyliśmy, że „Kokab-Cafon"
wciągnięto na brzeg i ustawiono na podpórkach. Kilku robotników czyściło
statek i zatykało pakułami szczeliny. Ben-Kadech chodził wokół statku,
macał ścianki, postukiwał młotkiem i mówił:
— Wkrótce będziemy pływać po niezmierzonym Morzu
Zewnętrznym41. Popatrz, Elisar, jak robotnicy starają się, żeby statek był jak
najszybciej gotów do walki z burzami. Pływać po Zewnętrznym Morzu, to
nie to, co tutaj, po Wewnętrznym42. Tam bałwany są wielkie jak góry.
Podskakiwałem z radości, że pojedziemy dalej, do osobliwych
krajów.
41
Morze Zewnętrzne – Ocean Atlantycki. 42 Morze Wewnętrzne – Morze Śródziemne.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
113
6. Zebranie kapitanów
Minęły jeszcze dwa dni. Nasz statek „Kokab-Cafon", spuszczony
już na wodę, był gotów do drogi. Ben-Kadech powiedział mi:
— Popatrz, jak przerobili statek: jest cały pokryty pokładem, od
dzioba do rufy jak żółw skorupą. Otwory na wiosła w burtach mogą być
szczelnie zamknięte zasuwami. Dwa sternicze wiosła mają gniazda i są
silnie przymocowane rzemieniami. Teraz statek nie obawia się fal
Zewnętrznego Morza. Nawet jeśli będą przelewać się przez pokład, statek
podskoczy tylko jak kaczka.
Tego dnia na statku panowało straszne zamieszanie. Przyszło
ponad stu ludzi, którzy chcieli jechać do kraju Kanar. Jedni ubodzy,
wymizerowani i obdarci, inni — bogato odziani i z dużym bagażem.
Wszyscy ulokowali się wewnątrz statku, pod pokładem. Muły przywiozły
wiązki kopii i mieczów, skórzane wory z metalowymi pancerzami. Okrągłe
tarcze z grubej skóry, ozdobione miedzianymi blachami, były
przytwierdzone na zewnątrz okrętu.
Przybyła karawana wielbłądów; wyładowywano wory mąki,
zboża, suszonych owoców i solonych ryb. Wyładowano także kilka worów
wina. Wszystko to pochłonęła ładownia naszego statku.
Tego samego dnia wieczorem Sofer i Ben-Kadech poszli na
sąsiedni okręt, który niedawno przybył do portu. Był on znacznie większy i
bogatszy od pozostałych, a żagle miał z białych i czarnych kwadratów.
Wszyscy mówili, że na tym statku przyjechał ze wschodu jakiś
znakomity i bogaty książę. Kapitanom wszystkich okrętów, które mają
popłynąć do kraju Kanar, zlecono zebrać się na pokładzie tego statku.
Stałem obok Sofera i patrzyłem, jak po mostkach wchodzili na
pokład surowi ludzie, otuleni w barwne, pasiaste lub liliowe płaszcze. Na
szyjach mieli naszyjniki z bursztynu, muszli i korali. Na gołych ramionach
widać było wyrysowane niebieskim kolorem gwiazdy i morskie potwory.
Niektórzy żuli czerwone liście i wydawało się, że plują krwią.
Marynarze usiedli w koło na barwnych, egipskich dywanach.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
114
Przyszedł także naczelnik portu, a za nim Meremot. Był widocznie
ulubieńcem naczelnika portu, gdyż chodził za nim jak pies, nosił jego
wygięty, tyryjski fotel i raz po raz całował rąbek jego szaty.
Naczelnik portu usiadł na fotelu i zwrócił się do marynarzy :
— Dzielni oracze morza. Wasze okręty przeorały wszystkie wody
opływające ziemską równinę. Teraz, z rozkazu szufetów i rady rabbich
macie na czterdziestu statkach jechać do nieznanego nam kraju Kanar,
który leży za łańcuchem Gór Atlasu43. Trzeba tam założyć nowe osiedle
naszych ludzi. Flotyllą będzie dowodzić książę karyjski Illa-Car, dobry
przyjaciel naszego miasta — oby żył nam zdrowo. Niechaj mu szczęście
sprzyja dziesięć razy przez dziesięć lat. W tej chwili trzęsie nim febra i nie
może przyjść na zebranie, ale świeży, morski wiatr wypędzi z niego
chorobę. Kapłani we wszystkich świątyniach już zanoszą modlitwy i co
dzień składają w ofierze gołębie i barany za powodzenie naszej wyprawy.
Kapitanowie zaczęli naradzać się między sobą i podniósł się
zgiełk.
Wreszcie wstał jeden, kulawy i bez ręki; kikut prawej ręki był
owiązany na końcu czerwoną tkaniną, którą przytrzymywała złota
bransoleta.
— Nie byłem w kraju Kanar i nie wiem, gdzie on leży. Żeby się do
niego dostać, trzeba walczyć z burzami, uciekać przed podwodnymi rafami i
umieć prowadzić statek na nieznanych wodach. Dojechać do kraju Kanar
może tylko bardzo doświadczony marynarz, a poprowadzić całą flotyllę
potrafi tylko najlepszy z najlepszych. Dlaczego książę karyjski chowa się
przed nami? Pokażcie go nam. Może ten książę całe życie tylko leżał na
dywanach, a wodę widział w zbiorniku swojej fontanny? Opowiadano mi, że
ten książę posłał radzie rabbich dziesięć dzbanów złota, żeby mianowano
go królem Kanaru. Zgoda, zawieziemy go do kraju Kanar i niechaj króluje
sobie na sławę, ale nie godzi się, aby lądowy książę dowodził morskimi
wilkami.
— Racja, racja! — krzyczeli wszyscy. — Niech książę karyjski
pokaże się nam. Sami zdecydujemy, czy zgadzamy się, żeby poprowadził
43 Od Gór Atlasu Atlanty) wziął nazwę Ocean Atlantycki.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
115
nasze statki po groźnym Morzu Zewnętrznym. Czemu schował się jak
szczur w ładowni? Niechaj wyjdzie do nas.
Wówczas po drabinie zszedł na pokład wysoki człowiek. Aż po
oczy był otulony w czerwony, wełniany płaszcz. Głowę miał owiązaną
drogim, żółtym szalem, haftowanym w złote kwiaty.
— Chcieliście mnie widzieć? — rzekł — Jestem! O co chcecie mnie
pytać! — Zrzucił płaszcz i stał obrzucając siedzących posępnym wzrokiem.
— Lala-Zor! — wykrzyknęło kilka głosów.
— Tak, jestem Lala-Zor i myślę, że nikt nie powie, że nie umiem
pływać po morzu i dowodzić statkami. Moi chłopcy dokonali wielu różnych
czynów, i dobrych, i złych, teraz chcą się zająć czymś innym. Przyłączam się
do waszej flotylli z dwudziestoma statkami. Razem popłynie sześćdziesiąt
statków. Dzisiaj powinna być załadowana reszta zapasów. Każdy statek
dostanie z góry zapłatę i prowiant dla marynarzy na sześćdziesiąt dni.
Mówiąc Lala-Zor często spoglądał w naszą stronę i w jego oczach
zapalały się złowróżbne płomyki.
— Wyruszamy jutro, gdy zaświta gwiazda poranna. Pamiętajcie,
że na morzu ja rządzę. Kto ośmieli się nie słuchać moich rozkazów, zawiśnie
na maszcie!
Lala-Zor owinął się w płaszcz i wolno zszedł na dół do swojej
kajuty.
Kapitanowie rozeszli się na swoje statki.
— Lala-Zor zna morze — mówili. — Jeśli zechce, doprowadzi nas
do bram podziemnego królestwa i bez uszczerbku przywiezie z powrotem.
Ale inni kapitanowie potrząsali głowami i szeptali:
— Czyż można wierzyć temu człowiekowi? Zdolny jest sprzedać
nas wszystkich do niewoli...
Po chwili przyszedł na nasz statek Meremot, a za nim dwaj silni
zuchowie Lala-Zory, którzy nieśli worki i broń. Powiedzieli, że na rozkaz
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
116
dowódcy flotylli Meremot popłynie na naszym statku i zajmie kabinę pod
mostkiem, która dawniej należała do zarządzającego Mallucha.
Ben-Kadech pogwizdywał i uśmiechał się.
— Zobaczymy, dokąd jeszcze dopłyniemy z takim dowódcą.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
117
CZĘŚĆ V „ZAJRZELIŚMY W OCZY ŚMIERCI”
1. Słupy Melkarta rozsuwają się
Rankiem, przy wtórze okrzyków i pieśni marynarzy, wszystkie
okręty wyszły z portu na morze. Ben-Kadech stał na mostku i wydawał
rozkazy. Wioślarze byli teraz niewidoczni, bo zasłaniał ich pokład.
Płynęliśmy wiosłując, ale gdy wyminęliśmy cypel, na którym stała
latarnia morska, przyjazny wiatr poniósł całą flotyllę w kierunku słupów
Melkarta.
Mijaliśmy kwitnące, żyzne wybrzeża afrykańskie, widać było na
przemian to złociste pola pszenicy, to szarozielone gaje oliwne, to znów
ciemne kwadraty winnic. Za nimi w dali majaczyły łańcuchy górskie.
O zachodzie słońca wszystkie statki przybiły do brzegu w cichej
zatoce, którą skały osłaniały od wiatru. Rzeka tutaj wpadała do morza i
wszystkie statki nabrały do skórzanych worów świeżej wody. Statki stały
na kotwicy tuż przy brzegu. Kto chciał zejść na brzeg, podnosił szaty w górę
i brodził po pas w wodzie.
Gdy rozpalono ogniska, przy których marynarze gotowali ryby,
podjechali jeźdźcy na pięknych koniach. Zeskoczyli z koni i zostawili je nie
przywiązane, ale konie nie ruszały się z miejsca. Ludzie ci nazywali się
Numidami. Mieli kędzierzawe włosy i wtykali w nie wielkie, orle pióra.
Kilku z siedzących wokół ogniska zuchów Lala-Zory odezwało się cicho do
pozostałych:
— Chodźcie, złapiemy te czarne małpy. Zmusimy je, żeby
wiosłowały zamiast nas.
Rzucili się na Numidów, chcąc schwytać ich, ale ci uciekli krzycząc
rozpaczliwie. Gwizdnęli — i konie same podbiegły do nich. Numidowie
wskoczyli na nie i popędzili przed siebie. Mimo to, schwytano dwóch
Numidów, związano ich i zaprowadzono na statek.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
118
Ben-Kadech zapytał:
— Czym będziecie żywić tych ludzi? Mamy mało prowiantu, a
droga długa.
— W ogóle nie damy im jeść! — zachichotał Meremot — Jak
zdechną, wrzucimy ich do morza. Na ich miejsca złapiemy nowych. Nie
masz nad kim się litować.
— Teraz nikt inny już nie będzie mógł zatrzymać się w tej zatoce
— mówili marynarze — rozgniewani mieszkańcy zemszczą się na
niewinnych podróżnych.
Statki płynęły dziesięć dni przybijając na noc do brzegu. W jasne
księżycowe noce statki płynęły nie zatrzymując się. Gdyby nam wiatr
sprzyjał, moglibyśmy dopłynąć do słupów Melkarta w ciągu siedmiu dni.
Jedenastego dnia w dali zamajaczyła przed nami wysoka skała.
Ponura kamienna masa o urwistym zboczu drzemała nad samym morzem
Ze wszystkich szczelin wyrastały kaktusy i aloesy; całe kiście zielonej
roślinności zwisały kołysząc się na wietrze.
Na północ za skałą rozpościerały się kwitnące, zalane słońcem
brzegi szczęśliwej Iberii44 zielone zagajniki i łąki, na których pasły się stada
byków i owiec. Na południe za szeroką cieśniną wznosiły się różowo-żółte
44 Iberia – ówczesna nazwa Hiszpanii
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
119
skały i pagórki Afryki. Opowiadają, że dawniej Iberię i Afrykę łączył
przesmyk, ale bóg Melkart rozsunął brzegi i połączył cieśniną Zewnętrzne i
Wewnętrzne Morze.
Gdy tylko pierwsze statki wyminęły ciemne, posępne skały,
zaczęły kiwać dziobami, jakby odprawiały modły. Na Zewnętrznym Morzu
spotkały nas groźne bałwany, które podrzucały okręty, to wznosząc je na
grzbietach ogromnych fal, to zrzucając w otchłań ziejącą między
przezroczystymi górami zielonej wody. Na wszystkich statkach marynarze
umacniali żagle. Wicher przenikliwie gwizdał, porywał pianę z fal i ciskał ją
na pokład.
Pierwszy statek Lala-Zory podpłynął bliżej do afrykańskich
brzegów. Stanowiły je nagie pasma górskie potężnego Atlasu, nadbrzeżna
równina była pustynna, nie rosły tam nawet drzewa.
Jeden z podróżnych wskazał na wysoką górę o urwistych
zboczach. Szczeliny i rozpadliny wydawały się czarne na zalanej słońcem
skale i były podobne do niezrozumiałych, starożytnych napisów.
— Popatrzcie na te wielkie litery wypisane na skałach — mówili
podróżni — To bóg Melkart wyrąbał je swoim mieczem i zabronił ludziom
posuwać się dalej. Ale czy cokolwiek może zatrzymać Sydończyka?
Sydończyk niczego się nie lęka.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
120
Obejrzałem się za siebie, w tę stronę, gdzie zostało Wewnętrzne
Morze i droga do mojej ojczyzny. Im dalej płynął statek, tym węższa była
przestrzeń między słupami Melkarta, które w końcu zlały się w jedną, szarą
linię wybrzeża.
A przed nami przewalały się bałwany, jeden większy od drugiego,
i brzegi Afryki zwolna uciekały w tył. Gdzieniegdzie widać było samotne
drzewka. Z okrągłych jak ule, ubogich szałasów stojących na mieliźnie
wybiegali nadzy ludzie i przyglądali się sznurowi naszych statków.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
121
2. Nowy przyjaciel
Kocham morze i pływam jak korek. Nawet Gamaliel mówił, że
pływam prawie tak dobrze jak on. Nie lękam się bałwanów, boję się tylko
olbrzymich, zębatych rekinów.
Wszyscy podróżni umieścili się wewnątrz okrętu, pod pokładem, a
ja znalazłem sobie miejsce na dziobie, na pomoście koło brązowej rybki,
która obraca się na długim trzonie i wskazuje kierunek wiatru. Na
platformie leżały zwinięte w kłębek liny. Gdy fale uderzały o burtę statku i
opryskiwały bryzgami pokład, właziłem w szczelinę pod platformą i
stamtąd patrzyłem, jak zmoczeni podróżni spiesznie uciekali przez luk, na
dół.
W dole, pod pokładem, tłoczyło się ponad stu ludzi, każdy z nich
miał worki, dzbany i inne rzeczy, a niektórzy tylko rozpostarli porwane
płaszcze. Przez pierwsze dni żyli w zgodzie, śpiewali pieśni, grali w kości, a
przede wszystkim spali.
Gdy była ładna pogoda, Sofer siedział na górze, koło mnie, między
linami, wpatrywał się w błękitną dal morską i opowiadał mi o swoich
podróżach do dalekich krajów. Ale gdy tylko wicher kołysał statek, Sofer
biegł na dół i zabierał mnie ze sobą.
W ładowni jechali biedacy. Nie mieli nic, poza własną duszą.
Chcieli w nowym kraju dostać ziemię, postawić chatę i zasiać zboże. Byli
tam i kupcy, o białych pulchnych rękach. Wieźli ze sobą mnóstwo worków i
ciągle sprzeczali się o to, jak najlepiej oszukać dzikie plemiona, jak
wymienić dzwoneczki, wisiorki i brzękadełka na złote bransolety i
naszyjniki.
Kłótnie między podróżnymi zaczęły się o to, kto ma wiosłować.
Ben-Kadech wszystkich bez wyjątku podzielił na trzy zmiany i każda na
pierwszy okrzyk powinna siadać do wioseł. Kupcy głośno sarkali, że nie
umieją wiosłować, że mają delikatne ręce. „Nasze wielkie miasto — mówili
— nie może istnieć bez kupców. Któż jeśli nie kupcy nagromadzili wszystkie
jego bogactwa? Dlatego też nie należy kupców obarczać ciężką robotą".
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
122
Podczas wiosłowania tracili oddech, sapali, mylili wiosła i zahaczali o
sąsiednie. Niektórzy wynajmowali biedaków, żeby wiosłowali za nich.
Meremot podsycał te swary i podjudzał kupców. Chodził od jednej
grupki do drugiej i szeptał:
— Ten kapitan Ben-Kadech miesza się do nieswoich spraw.
Zapisano w starożytnych księgach, że sam bóg Baal nakazał: „Kupcy niechaj
handlują, a nędzarze pracują". To ich zwykłe zajęcie i nie ma im za co płacić.
Wystarczy, że się ich żywi.
Biedakom mówił coś innego:
— Po co macie wiosłować. Trzeba nałapać niewolników i posadzić
ich do wioseł. To kapitan Ben-Kadech zmusza was do ciężkiej pracy.
Biedacy odpowiadali:
— Nie ma za co gniewać się na kapitana. Morze go nasoliło, a wiatr
wysuszył. Z nim nigdzie nie zginiemy. Zgadzamy się wiosłować, tylko żeby
nam dawali lepiej jeść — będziemy wtedy mieli więcej sił.
Pewnego razu schowałem się w swojej norze na dziobie statku.
Wiatr porywał pianę z grzbietów fal i bryzgi biły w twarz.
Po linach zaczął przedzierać się do mnie młody chłopiec, jeden z
tych „obdartusów", jak ich nazywał Meremot.
— Ach jesteś tutaj, mały Soferku — rzekł. — Może znajdzie się
trochę miejsca i dla mnie?
Chłopak położył się koło mnie, wyciągnął dwie cebule i podał mi
jedną, wyjął wyschnięty, spleśniały placek, przełamał go i dał mi połowę.
Tak zaczęła się nasza przyjaźń.
— Nazywam się Bigwaj i mam szesnaście lat. W naszym mieście
pracowałem u piekarza. Znudziło mi się cały dzień miesić ciasto, a potem
wsadzać głowę do pieca, żeby na całej ściance ponaklejać placki. Chcę
zobaczyć wysokie góry i stepy, gdzie lwy polują na żyrafy, a tak — życie się
skończy i ja nic nie zobaczę.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
123
— A kim jesteś? — zapytałem. — Nasz Beni-Anak, czy należysz do
innego plemienia? Masz bardzo ciemną skórę.
— Sam nie wiem, kim jestem. Moja matka jest Berberką, ojciec
pochodzi z Egiptu. Urodziłem się na greckim statku, który rozbił się o skały
koło Cyrenaiki. Stamtąd moja matka udała się do Utyki45. Miałem wtedy
dziesięć lat. Potem porwali mnie morscy rozbójnicy i sprzedali do Egiptu.
Rok temu wsiadłem na statek i przybyłem do Kart-Chadaszat. Znam kilka
języków a czyż nie wszystko jedno, kim jestem? Jestem po prostu Bigwajem,
który jest zawsze wesoły, głodny czy syty.
— A powiedz mi, Bigwaj, czy jak miałeś dziesięć lat, nie nosiłeś
czasem innego imienia, a matka twoja nie nazywała się Emasztoret?
Bigwaj zadrżał:
— Skąd wiesz o tym? Tak, to było właśnie tak. Nazywałem się
wówczas Charuch. Ale piraci zawsze nadają skradzionym dzieciom nowe
imiona, żeby trudniej je było odnaleźć.
Opowiedziałem mu o spotkaniu z Emasztoret w świątyni Baala, w
której biedna kobieta modliła się o powrót syna.
Bigwaj objął mnie.
— Jaką wielką radość sprawiłeś mi dzisiaj, chłopcze Eli. Teraz
wiem, gdzie szukać mojej matki. Wrócę z kraju Kanar do Kart-Chadasz i
osuszę łzy z jej twarzy. A my będziemy przyjaciółmi, Eli. Będę cię bronił.
Wiem, że przeciwko twemu staruszkowi szykuje się bardzo brzydki spisek.
Potem ściszył głos i z tajemniczą miną zapytał mnie:
— Czy to prawda, że twój dziadek umie robić złoto? Naprawdę
nie? Ten podły robak Meremot opowiada wszystkim, że twój stary Sofer
jest bardzo chciwy, ma moc złota, ale nie chce wytłumaczyć, jak on to robi.
Strzeż się Meremota, zastawia na was pułapkę.
Bigwaj nie kłamał. Na pierwszym postoju na nasz statek
przesiadło się kilku zuchów Lala-Zory. Sofer i ja siedzieliśmy wówczas na
pokładzie i patrzyliśmy na pustynne wybrzeże, porosłe zaroślami, nad
45 Utyka – osada na wybrzeżu Azji Mniejszej.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
124
którymi unosiło się tysiące kaczek. Jednooki olbrzym, pirat Macharbat, z
którym kiedyś tańczyłem „gazłonim", podszedł do Sofera. No, staruchu,
dość się tutaj nawłóczyłeś. Schodź na dół, do ładowni i zabieraj ze sobą
swego szczeniaka.
Sofer zapytał:
— Spełniasz rozkaz tego, który cię przysłał, czy to twój głupi
rozum postanowił trzymać nas w ładowni?
— Jeszcze masz coś do gadania? — brutalnie krzyknął olbrzym,
schwycił Sofera za ramię i zaciągnął go do luku. — Jak ci coś mówię, to masz
robić. Sam Lala-Zor rozkazał nie spuszczać z was oka i trzymać w ładowni
Od tego dnia ani ja, ani Sofer nie mogliśmy wychodzić na pokład.
Stałem zazwyczaj koło otworu na wiosła i patrzyłem na brzegi Afryki. Sofer
kłócił się, ale cóż mógł zrobić słaby starzec?
— Czy dojadę do tego kraju? Czy zobaczę Wyspy Szczęśliwe? —
wzdychał. — A może przedtem ci ludzie, których jedynym zajęciem jest
występek, zetną moją siwą głowę i wrzucą mnie do morza?
Bigwaj opowiadał mi codziennie, co się dzieje podczas postojów.
W cztery dni po wyminięciu słupów Melkarta przybyliśmy do otoczonej
murami osady Tchimpatiryj; wybudowali ją nasi Sydończycy. Cały tłum
wybiegi na spotkanie naszych statków. Zatrzymaliśmy się tu bardzo krótko,
gdyż wiał sprzyjający wiatr. Nabraliśmy świeżej wody w skórzane worki i
kupiliśmy owoców i chleba.
Następnie przybyliśmy do osady Soleis, która leżała przy ujściu
wielkiej rzeki do morza. Była także otoczona potężnymi, wysokimi murami.
W dali widziałem góry pokryte gęstym lasem. Kilka statków popłynęło w
górę rzeki i przybyły one do jeziora, obrośniętego gęstym sitowiem. Były
tam dzikie słonie, dziki i inne zwierzęta, ale myśliwym nie udało się zejść na
brzeg
W sitowiu kryli się ubrani w zwierzęce skóry ludzie, strzelali do
statków z tuków zatrutymi strzałami; zranili kilku naszych myśliwych,
którzy wkrótce zmarli.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
125
Statki powróciły na morze i cała flotylla płynęła dalej, wzdłuż
brzegów, póki nie przybyliśmy do rzeki Liks. Po obu brzegach rzeki ciągnęły
się zielone łąki, porosłe wysoką trawą. Pasły się na nich stada byków i
owiec, które należały do Likijczyków.
Likijczycy są koczownikami. Mieszkają w przenośnych, czarnych
szałasach, które robią z niegremplowanej wełny. Język ich jest podobny do
języka berberyjskiego.
Bigwaj opowiedział mi, że Likijczycy serdecznie przyjęli naszych
marynarzy i w zamian za przywiezione towary dali im wiele byków i
baranów. Według słów Likijczyków, dalej, za nimi, mieszkają w górach
dzicy ludzie, którzy jedzą surowe mięso i biegają szybciej niż konie.
Podczas postoju statków doszło do rozłamu: prawie połowa
podróżnych oświadczyła, że chce tutaj zostać i założyć nową osadę.
Likijczycy namawiali ich, żeby się tu osiedlili, obiecywali odstąpić im dobrą
ziemię i oddać część swego bydła. Lala-Zor gniewał się i żądał, żeby wszyscy
wrócili na statki i jechali dalej, ale oni wołali z brzegu:
— Na statkach jesteśmy już niewolnikami Lala-Zory. Wszędzie
rozstawił swoich nadzorców. Niechaj jadą dalej ci, którzy chcą zakosztować
smaku jego bicza.
Z jednego statku wyniesiono na brzeg wielki kamienny posąg
bogini Tanit-Astarte i ustawiono ją na wzgórzu. Tutaj powstanie
miasteczko. Wesoło śpiewając nowi osadnicy zaczęli budować z kamieni,
chrustu i ziemi szałasy i otaczać je wałem. Osadnikom zostawiono część
broni i zapasów żywności oraz dwa statki.
Nasza flotylla popłynęła dalej i minęliśmy Cha-cha. Nieraz
zatrzymywaliśmy się u ujścia rzek obrosłych sitowiem i widzieliśmy stada
krokodyli. Leżały na mieliznach jak szare, nieruchome kloce, a na ich
grzbietach siedziały białe czaple.
Widziałem ogromne hipopotamy, które większą część dnia
spędzają w wodzie.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
126
Brzegi były bagniste i człowiek nie mógł chodzić po nich, bo
zapadał się po głowę. Tylko grube, tłuste jaszczurki pełzały po błocie
szukając robaków.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
127
3. Kraina Kanar
Po dwóch dniach podróży przybiliśmy do brzegu. Szeroka
równina stopniowo wznosiła się i wreszcie przechodziła w góry. Okazało
się, że równina jest zupełnie pustynna. Za dnia nie widać było żywej duszy,
za to nocą, na górach płonęło mnóstwo ognisk. To gasły, to znów się
rozpalały. Z rozrzuconych po stepie zarośli dochodziły dźwięki fletów i
niewyraźny gwar. Wszyscy przypuszczali, że w zaroślach kryją się
niezliczeni wojownicy, którzy porozumiewają się za pomocą ognistych
znaków.
Jak wyjaśniali jadący z nami likijscy tłumacze, tutaj zaczynał się
kraj Kanar. Czterdzieści dni upłynęło od dnia, w którym zostawiliśmy za
sobą słupy Melkarta.
Statki stały w zatoce, do której wpadała niewielka rzeczka.
Wszystkie statki ustawiono rufą w stronę brzegu, a dziobem w kierunku
morza, żeby móc natychmiast odpłynąć w razie niebezpieczeństwa. Od
razu, podczas pierwszego dnia postoju, wykopaliśmy na wybrzeżu rowy,
usypaliśmy wały, na których postawiono strażników.
Słońce świeciło nad równiną. Niekiedy z daleka widać było stada
dzikich kóz. To spokojnie błądziły poszczypując trawę, to znów trwożliwie
umykały w podskokach wznosząc tumany kurzu. W odległości dwóch
stadionów46 zaczynał się las. W nocy dochodziły stamtąd trele fletów i bicie
w bębny. Kilka razy słychać było potężny ryk lwów.
Rankiem wyprawił się do lasu oddział naszych marynarzy.
Wszyscy śpiewali głośno pieśni i mieli wesołe, beztroskie miny. Żaden nie
trzymał kopii ani tarczy, jedynie pod płaszczami mieli schowane miecze. Na
plecach nieśli kosze pełne przedmiotów, w których lubują się dzikie narody.
Na skraju lasu złożyli wszystkie rzeczy na ziemię i na wierzchu zostawili
papirus z następującym napisem:
„My, Sydończycy, przyjechaliśmy, żeby wymienić z wami towary.
Jeśli jest wśród was ktoś, kto umie mówić po sydońsku lub zna język
46 Stadion – grecka miara długości – 184,97 m.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
128
Likijczyków, niechaj się niczego nie obawia i wyjdzie do nas. Chcemy
zawrzeć z wami przyjaźń".
Śpiewając pieśni nasi marynarze wrócili na statek. W nocy znowu
widzieliśmy ogniste sygnały na górach i słyszeliśmy bicie w bębny i
gwizdki.
Następnego dnia nasz oddział znowu wyruszył do lasu. Na tym
samym miejscu, gdzie zostawiono podarki, stały splecione z sitowia kosze,
pełne bananów, daktyli i innych owoców, plastry miodu i wielkie,
wydrążone tykwy napełnione słodkim ciemnym napojem.
Marynarze zanieśli to wszystko na statki, głośno narzekając na
Kanaryjczyków.
— Po cośmy jechali tak daleko? Żeby dostać za nasze towary i
trudy, które musieliśmy znieść, parę koszy bananów i fig? Mamy to i w
domu. A gdzież te rzeki płynące mlekiem i miodem, gdzież wybrzeża
złotego piasku? Śmierć temu, kto nas oszukał!
Niezadowoleni poszli na statek Lala-Zory i zażądali, żeby się im
ukazał. Całą drogę nie widzieliśmy Lala-Zory. Jego statek płynął zawsze na
przodzie i z niego wydawano rozkazy, ale stary pirat siedział w plecionej
altance ustawionej na wysokiej rufie statku i nikt nie mógł go widzieć. Tłum
krzyczał i hałasował. Na mostek wyskoczył Meremot:
— Książę karyjski jest chory, zamieszkał w nim zły demon febry.
Nie może wyjść do was.
— Sam jesteś demonem febry. Przynieś nam Lala-Zorę!
Ponieważ Meremot nie spieszył się z wykonaniem polecenia,
pofrunęły ku niemu wielkie muszle i kamienie.
Na mostek wyszedł posępny Lala-Zor, kulał i podpierał się na
harpunie.
— Dzielni marynarze — rzekł. — Odbyliście podróż, na jaką
jeszcze nikt się nie zdobył. Zaledwie kilku Sydończyków było w tych
stronach. Tutaj w krainie Kanar jest złoty piasek, żyzna ziemia i wiele bydła.
Wszystko to będzie wasze, o ile sami, waszymi kopiami zdobędziecie te
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
129
bogactwa. Ale nie można postępować nierozważnie. Lud Kanaru jest liczny,
potężny i nieuchwytny. Do dzisiejszego dnia nie widzieliśmy ani jednego
mieszkańca tego kraju. Przede wszystkim sprowadźcie mi kilku
Kanaryjczyków, żebyśmy mogli wypytać ich, gdzie leży stolica tego kraju i
ile mają wojska.
Jeden z marynarzy zaproponował:
— Trzeba znowu zanieść podarki i urządzić zasadzkę. Gdy ci
przeklęci, niewidzialni ludzie wyjdą — schwytamy ich.
Wszystkim podobał się ten pomysł. Rzucono kości, kto pójdzie na
tę wyprawę. Około stu ludzi ruszyło do lasu. Wieczorem wróciło
osiemdziesięciu. Dwudziestu skryło się w parowie.
Rano ci, którzy zostali w zasadzce, nie wrócili. Na ich
poszukiwanie wyruszył oddział złożony z dwustu ludzi. Znów znaleźli
owoce w zamian za zostawione towary, ale swych towarzyszy nie zastali na
miejscu. Tylko na ziemi widać było ślady walki i krwi. Na żerdzi wetkniętej
w ziemię wisiało kilka żab przebitych strzałami.
— Co się stało z dwudziestoma towarzyszami? Żyją jeszcze, zostali
wzięci do niewoli, czy zabito ich? Step milczał. Bigwaj wystąpił naprzód:
— Znam obyczaje Afrów i Berberów. Wyjaśnię wam, co to znaczy.
Żaby przebite strzałami oznaczają, że ludzie żyjący na wodzie, tj. nasi
Sydończycy, zostali zabici i że innych, którzy tu przyjdą, spotka ten sam los.
Patrzcie, ile strzał wetknięto tutaj w ziemię — to znaczy, że mają dość
strzał.
Gdy oddział wrócił na wybrzeże, rozległy się krzyki. Wszyscy
znowu otoczyli statek Lala-Zory, który wyszedł na mostek.
— Moi chłopcy weszli na najbliższą górę i widzieli za lasem
mnóstwo dymków. Na pewno tam znajduje się miasto Kanaryjczyków.
Teraz posilcie się i odpocznijcie, a na krótko przed świtem tysiąc ludzi uda
się ze mną do tego miasta. Kanaryjczycy drogo nam zapłacą za zabitych
towarzyszy. Zdobędziemy ich miasto.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
130
4. „Wędrowcze, nie oszukuj tych ludzi”…
Przed świtem. Meremot podszedł do pogrążonego we śnie Sofera,
trącił go nogą i powiedział:
— Wstawaj, stary, pójdziesz z nami do stolicy Kanaru.
— Nie lżyj osła za to, że wierzga — odparł spokojnie Sofer,
przywiązał sandały i wziął laskę.
— Oczywiście pójdę — zwrócił się do mnie. — Może zobaczę tam
szczęśliwe miasto uczciwych ludzi. Wymieniają owoce na towary — czyż to
nie oznacza, że nie cenią złota i dlatego nie zbierają go? A ty, Elisar, chcesz
iść ze mną?
Zgodziłem się. Marzyłem o tym, że za chwilę ujrzę ojca, że go
uwolnimy i razem wrócimy do naszej starej chaty w rodzinnym Awali.
Marynarze szli w dwóch oddziałach. Jeden, pod dowództwem
Lala-Zory, szedł wprost do miasta, drugi powinien przekraść się okrężną
drogą, dolinami, i napaść na miasto od tyłu.
Wszyscy szli śmiałym, szybkim krokiem, błyskając ostrymi
kopiami. Wielu z nich miało pancerze i tarcze.
Jedynie Sofer i ja nie byliśmy uzbrojeni — jaką korzyść
moglibyśmy przynieść podczas walki?
Gdy słońce wzeszło, byliśmy już daleko od brzegu. Przeszliśmy
piaszczyste mielizny i znaleźliśmy się na stepowej równinie usianej
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
131
krzakami. Krzaki te zaczęły się poruszać i uciekać przed nami. Im bardziej
zagłębialiśmy się, tym szybciej umykały krzaki i znikały w stepie.
Przypatrywałem się uważnie i dostrzegłem w krzakach
brązowych, smukłych ludzi, którzy zgięci w pół cofali się szybko trzymając
przed sobą wiązkę gałęzi.
Wkrótce ujrzeliśmy w dali białe mury miasta, a za nimi mnóstwo
domków z prętów łozy pokrytej gliną. Chaty stały blisko jedna obok drugiej
na zboczu pagórka, a po okrągłych dachach skakały ostronose psy. Sierść
stawała im dęba i wściekle szczekały na nas. Na murach miejskich nie widać
było ani jednego człowieka. Brama była otwarta na oścież. Marynarze
przyśpieszyli kroku i z krzykiem wtargnęli do opuszczonej przez mieszkań-
ców stolicy Kanaru.
Sofer trzymając mnie za rękę i nieco kulejąc, powoli szedł ulicami
miasta. Chciwie rozglądałem się na wszystkie strony, pragnąłem bowiem
dojrzeć gdzieś człowieka podobnego do mego ojca.
Nasi ludzie rozbiegli się, wpadali do chat, wyciągali z nich plecione
pudła i wydrążone tykwy, wysypywali z nich odzież, ozdoby z muszli i
korali i biegli dalej. Przestraszone kury fruwały po ulicy bijąc skrzydłami.
Jedynie Sofer był niewzruszony i swoim starczym, równym
krokiem zdążał do centrum miasta. Doszliśmy do obszernego placu, który
półkolem otaczały piękne domy, zbudowane z belek i kamieni. Drewniane
kolumny były pokryte rzeźbami i różnobarwnymi wzorami. Domy te i
ozdobne rzeźby podobne były do sydońskich, pomyślałem więc, że to chyba
tutaj pracował mój ojciec.
Na środku placu znajdował się kamienny grobowiec, w którym
zazwyczaj Sydończycy chowają zmarłych. Serce mi zabiło, gdy nad
wejściem zauważyłem sydońskie litery. Było tam napisane: „Wędrowcze,
jeśli jesteś Sydończykiem, Beni-Anak, wejdź do tego grobowca i przeczytaj
pozdrowienie, które ci przesyła Jakir z Awali".
Sofer przystanął, przeczytał napis, otarł połą swej szaty oczy i
spojrzał na mnie.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
132
— O mój ben-ben, bądź dzielny i spodziewaj się usłyszeć bardzo
smutną wiadomość.
Otworzyłem pokryte rzeźbami drzwi, z grobowca powiało
chłodem. Zeszliśmy po schodkach. Wewnątrz grobowca na kamiennej
podstawce stała gliniana trumna. Wieko było pokryte kwiatami, a pośrodku
była wymalowana siedmioramienna gwiazda w kole. Na każdym ramieniu
gwiazdy były wypisane nazwy siedmiu planet.
Czyż ojciec mój umarł i jego ciało leży w tym grobie?
Usłyszeliśmy tupot nóg na schodach. Do grobowca wbiegł
Meremot, a za nim kilku piratów.
— Na pewno w tym grobie są ukryte skarby. Dzicy barbarzyńcy
zawsze grzebią królów ze wszystkimi ich bogactwami. Rozwalcie to!
Piraci mieczami rozbili pokrywę. Z osłupieniem i wściekłością
zajrzeli do wnętrza.
— Ktoś był tu przed nami. Dalej naprzód! Obszukamy pałac! — I
wszyscy wybiegli z grobowca.
Zajrzałem do trumny — była pusta. Jednak nie!...
Dostrzegłem małą, glinianą, sydońską lampkę - stateczek. Leżała
na nim cienka, miedziana płytka. Sofer podniósł ją. Poszliśmy na górę i tam,
przy jasnym świetle dziennym, Sofer przeczytał:
„Pisze Jakir, Beni-Anak, rodem z Awali, koło Sydonu. Wędrowcze,
jeśli znajdziesz tę płytkę, oddaj ją innym Sydończykom, ażeby opowiedzieli
w ojczyźnie, że ja, Jakir, żyłem trzy lata wśród plemion kanarskich. Są oni
prości i dobroduszni jak owce, wierni jak psy, ale gdy ktoś ich skrzywdzi,
stają się niebezpieczni jak wściekłe byki. Nauczyłem ich odlewać miedź i
szkło, heblować deski i lepić gliniane dzbany na kole garncarskim.
Wypuszczają mnie na wolność, ale zrobili ten grobowiec i trumnę, żebym
wrócił tu na starość i umarł wśród nich. Jadę do ojczyzny, gdzie
spodziewam się jeszcze odnaleźć żonę, syna i starych przyjaciół. Pokój z
tobą, wędrowcze.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
133
Nie oszukuj tych ludzi — umieją być wdzięczni dla tych, którzy są
dla nich dobrzy".
Wokół słychać było coraz głośniejsze krzyki i huk walących się
ścian. Sofer wziął mnie za rękę.
— Chodźmy, ben-ben. Nie mamy tu już nic do roboty.
Ulicą pędził Bigwaj, za którym truchcikiem biegł szary osiołek.
— Chodźcie prędzej. Ben-Kadech posłał mnie po was. Musimy
natychmiast wrócić na statek i odpłynąć, inaczej zginiemy.
Bigwaj schwycił Sofera i wsadził go na osła. Biegiem wracaliśmy z
powrotem. Na stopniach domu z pięknymi kolumnami tłoczyli się piraci i
czerpali z wielkich zbiorników oszałamiający napój.
Bigwaj poganiał osła, dążyliśmy ku brzegowi. Po drodze
spotykaliśmy naszych towarzyszy.
— Już wszystko rozgrabili? — pytali. — Pewnie nic nie zostanie
dla nas?
— Nie chodźcie tam — odpowiadał Bigwaj — wracajcie z
powrotem.
Ale oni nie słuchali i jak szaleńcy biegli w głąb miasta. Ben-Kadech
stał na wale i patrzył w naszą stronę:
— Przyszliście w sam raz. Popatrzcie, krzaki znów się poruszają.
Oni ruszają do ataku.
Na całej równinie zarośla krzaków szybko posuwały się naprzód
w kierunku wybrzeża. Czasem zza krzaków wyskakiwali ludzie,
pomalowani w białe i czarne pasy i potrząsali długimi włóczniami.
Wszyscy towarzysze, którzy pozostali przy statkach, skryli się za
wałem gotowi do obrony.
Kanaryjczycy zbliżali się popychając przed sobą wiązkę suchego
chrustu, a gdy już byli blisko, podpalili ją. Długie języki ognia tryskały z
trzaskiem i iskry sypały się na blisko siebie stojące statki. Nasi żołnierze
śmiało rzucali się na zbliżających się Kanaryjczyków, zabijali ich, ale gęste
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
134
szeregi brązowych ludzi napierały ze wszystkich stron i ich dzidy, z
szerokimi jak liście ostrzami, leciały na naszych obrońców zbijając ich z
nóg.
Wypuszczali oni z proc kamienie, które zadawały nam ciężkie
rany i z łoskotem uderzały o burty statków.
Wreszcie ukazały się oddziały wojowników Lala-Zory. Biegli oni w
nieładzie. Jedni byli obładowani workami, inni wyczerpani szybkim
marszem rzucali broń. Na twarzach ich malowało się przerażenie.
Żeby lepiej widzieć, wdrapałem się na szczyt masztu i wlazłem do
przymocowanej do jego czubka beczki. Koło mnie fruwały kamienie i
szumiały pierzaste strzały. Kanaryjczyków wciąż przybywało. Zauważyłem
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
135
z daleka Lala-Zorę. Bronił się toporem i brązowi ludzie padali wokół niego.
Towarzysze mieczami przebili mu drogę. Dobiegł wreszcie do obozu.
— Na morze! Na morze! — rozległ się krzyk.
Marynarze zaczęli odpychać statki od brzegu i pierwszy odpłynął
piękny statek Lala-Zory.
Wszyscy wdrapywali się na statek, pozostali rzucali się do wody i
wpław docierali do swoich okrętów. Wielu wlazło na nasz statek. Wśród
nich znajdował się także przerażony, blady i drżący Meremot.
Nie podobna było dłużej zwlekać.
Ben-Kadech przeciął linę i „Kokab-Cafon" w takt uderzeń wioseł
oddaliła się od brzegu.
Tak się skończyła wyprawa Lala-Zory do krainy Kanar.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
136
5. Brzegi znikają
Wszystkie statki płynęły wzdłuż lądu. Tłumy Kanaryjczyków
biegły za nimi obserwując nas. Statek Lala-Zory był niedaleko i z niego
przez tubę krzyknięto do nas.
— Podpłynąć bliżej, nie oddalać się!
Ale Ben-Kadech rozkazał:
— Złożyć wiosła! Podnieść żagiel!
Wiatr odpychał nas od brzegu na burzliwe morze, po którym
przewalały się olbrzymie bałwany. Żagiel wzdął się „Kokab-Cafon" zaczęła
skakać po grzbietach bałwanów i wypłynęła na pełne morze. Woda
przelewała się przez pokład. Wszyscy schowali się do ładowni. Meremot
wyjrzał z luku:
— Co robisz, Ben-Kadechu? Czy nie słyszałeś rozkazu Lala-Zory?
Ale Ben-Kadech odpowiedział twardo: — Płyniemy naprzód, a
komu się nie podoba, może skoczyć do wody. Kedem! (naprzód!)
Na statku Lala-Zory także złożono wiosła. Obrócił się dziobem w
naszą stronę i dwa barwne żagle podniosły się na maszcie.
Ben-Kadech obejrzał się za siebie powtarzając wciąż to samo
słowo — „Kedem!" Odległość między statkami zmieniła się. Pozostałe statki
kołysząc się powoli ginęły we mgle, brzeg także
zaczął zlewać się z niebem. Przed nami leżał
bezgraniczny przestwór ostatniego morza47.
Stamtąd statki już nie powracają, tam jest koniec
świata i zaczyna się wieczna, czarna mgła. Dokąd
zdąża ten statek? Może woli zginąć na morzu, niż
wpaść w łapy zuchów Lala-Zory? Zeszedłem na dół
i trzymając się liny, przeciągniętej wzdłuż burty,
dotarłem do mostku, na którym stał Ben-Kadech.
47
W starożytności wyobrażano sobie, że ziemia wygląda jak rozpostary płaszcz otoczony ze wszystkich stron bezgranicznym morzem.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
137
Stał mocno, opierając się o poręcze, a wiatr rozwiewał jego płaszcz, który
pociemniał od bryzgów morskich. Ben-Kadech spoglądał w dal i śpiewał
beztrosko:
Trzy dni hulaliśmy pod rząd, Pogoda była podła, Bez steru niósł nas wody prąd, Sama nas fala wiodła.
— Ben-Kadechu, dokąd płyniemy?
— Ach, chłopcze, masz taką skrzywioną twarz, jakby cię dopiero
co sprał twój dziadzio.
Starałem się uśmiechnąć.
— Jeszcze długo będziemy tak płynąć prosto przed siebie?
— Zdaje mi się, że chcesz, żebyśmy zawrócili i żeby mnie i Sofera
powieszono na maszcie? Uciekaj na dół, bo cię fala zmyje...
I znów zaśpiewał:
Płyniemy dziś, gdzie zdarzy los Jak kaczki po bajorze, Więc płyńmy, zuchu, w górę nos! Bywało z nami gorzej! Zeszedłem na pokład. Wszyscy siedzieli i leżeli w różnych
pozycjach. Zawieszona pośrodku lampka z tłuszczem chwiała się na
wszystkie strony. Sofer z igłą i nitką stał obok jednego rannego i zszywał
mu rozciętą twarz. Obok niego stał Bigwaj z miską wody. Ranny klęczał i
starał się powstrzymać jęki. Gdy Sofer skończył szyć twarz, przewiązał ją
pasami porwanego płótna, a potem położył się podkładając sobie worek
pod głowę.
— Biedny chłopcze! — powiedział do mnie. — Po cóż ciągnąłem
cię ze sobą!
— Jak się teraz uratujemy? Przed nami zguba i za nami zguba.
Teraz trzeba, jak przystoi mędrcowi, z godnością oczekiwać śmierci.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
138
Położyłem się koło Sofera i starałem się zasnąć, ale chwiejba
podrzucała nas we wszystkie strony i często miałem nogi wyżej głowy.
Budziłem się, otwierałem oczy, patrzyłem na bujającą się lampkę i znowu
zasypiałem. Wśród nocy ocknąłem się. Lampka wisiała nieruchomo. Co się
stało? Przelazłem między śpiącymi i wyszedłem na pokład.
Wiatr ucichł.
Żagiel zwisał bezwładnie.
Statek otaczała
nieprzebita ściana
białawej mgły. Dziwne
srebrzyste światło sączyło
się z góry. Fal nie było.
Morze, które tak długo
szalało, uspokoiło się i
jego gładka powierzchnia
to wznosiła się, to znów
opadała zwolna — tak
równo oddychała pierś
drzemiącego morza.
Gdzieś daleko rozległ się śpiew. Słychać było coraz wyraźniej
wybuchy śmiechu i krzyki. We mgle zamajaczył dwumasztowiec Lala-Zory.
Wydawał się biały. Na przednim maszcie wisiał człowiek. Wyraźnie słychać
było uderzenia wioseł po wodzie. Podchwyciłem urywek pieśni
niegodziwych zuchów Lala-Zory:
Sam zbudował szubienicę hej! Niechaj teraz wisi na niej.... Co się stało na statku? Kogo powieszono? Nie zauważono nas.
Statek przepłynął obok i pogrążył się we mgle.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
139
6. Gość z dna morskiego
Wpełzłem do mojej nory na dziobie statku i przeleżałem w niej aż
do świtu. Rano wdrapałem się po maszcie do beczki i rozejrzałem się
wokoło, czy nie widać gdzie ziemi.
Kilkakrotnie niedaleko od statku pokazało się ogromne cielsko
kaszalota. Bez pośpiechu napinał grzbiet jak łuk, sapał i parskał
wypuszczając ku niebu fontanny wody i znowu zwolna pogrążał się w
morzu.
Nagle statek o coś uderzył. Co to jest? Kaszalot czy podwodna
rafa? Kilku ludzi wyszło na pokład i przez burtę patrzyli w wodę.
Równolegle z okrętem w głębinie płynęła olbrzymia, świecąca masa.
Wydawała się różowa, to znów zielona, miała mleczny połysk i iskrzyła się
jak muszla perłowa.
— Król morza wypłynął — zawołał ktoś. — Prędzej uciekajcie!
Za pierwszą płynęła druga, taka sama bezkształtna masa.
Dojrzałem wielki łeb z wytrzeszczonymi, ciemnymi ślepiami. Z głowy, jak
długie żmije, wychodziły macki, które wiły się i rozciągały we wszystkich
kierunkach. Macki wyciągnęły się w stronę burty statku i przylgnęły do niej.
Dwoje ślepi spoglądało w górę.
—Ośmiornica! ośmiornica! — rozległ się okrzyk. — Chwytajcie
miecze i siekiery!
Wszyscy rzucili się do luku i z łomotem zbiegli w dół.
Na pokładzie został tylko Meremot. Zmorzony gorącymi
promieniami słońca zasnął i obudził się trochę późno. Silnie uczepiłem się
masztu, bałem się, że wylecę z beczki. Nad burtą okrętu powoli wznosiła się
ogromna, szaro-zielona głowa. Długie, potężne macki przeszły przez burtę i
szybko popełzły po pokładzie. Pod ciężarem tej galaretowatej masy statek z
lekka przechylił się na bok. Meremot potoczył się w stronę burty i na
próżno czepiał się gładkiego pokładu starając się dostać do luku. Koniec
głowy, z której wystawały czerwone pagórki i naroślą, uniósł się nad burtę.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
140
Dwa ciemnoniebieskie ślepia potwora wysunęły się naprzód na
purpurowych rożkach i ciekawie wlepiły się w Meremota, który padł na
kolana, wyciągnął ręce i krzyczał:
— Królu morza! Nie dotykaj mnie! Codziennie pięć razy modlę się
do Baala! Zlituj się nade mną, jestem jedynym synem mojej matki!
Zielone macki szybko podpełzły do Meremota, owinęły go i lekko
przerzuciły do paszczy zaopatrzonej w haczykowaty, rogowy dziób. W
powietrzu mignęły długie, chude nogi Meremota.
Zielony łeb potwora poczerwieniał, jakby napełnił się krwią.
Niebieskie ślipia wywracały się dziko i szczęki poruszały się zagryzając to,
co do niedawna było Meremotem. Ośmiornica wczepiła w luk jedną z
macek, dwa razy dłuższą od pozostałych. Ukazał się w nim Bigwaj i silnie
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
141
uderzył mieczem. Mięsisty, zielony strzępek skręcił się na pokładzie jak
robak. Z luku zaczęli wychodzić marynarze, którzy już nabrali odwagi, i
włócznie poleciały w głowę potwora. Wówczas ośmiornica odczepiła się od
statku i ciężko zwaliła się do wody. Statek tak silnie przechylił się w drugą
stronę, że ledwo utrzymałem się w beczce. Potężnymi ruchami władca
morza pogrążał się w otchłani zostawiając za sobą ciemną ciecz, która
zmąciła wodę.
Straszna śmierć Meremota zbliżyła wszystkich podróżnych.
Zbijaliśmy się w gromadki i rozprawialiśmy, co robić dalej, jak
walczyć z potworami morskimi i innymi niebezpieczeństwami, które
groziły nam zgubą na każdym kroku.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
142
7. Wyspy Szczęśliwe
Słońce piekło nieznośnie cały następny dzień i ciągłe jeszcze nie
było wiatru.
Statek płynął w kierunku północnym. Wioślarze zmieniali się. W
południe wąziutki pas mgły na niebie napełnił nas nadzieją, że wreszcie
zadmie wiatr. Mgiełka rozpłynęła się, a za nią ukazała się samotna góra,
podobna do przewróconego kielicha. Na szczycie kłębił się ciemny dym.
Wszyscy wybiegli na pokład, nawet wioślarze porzucili wiosła. Sofer
wyszedł na mostek i patrzył w dal zasłaniając oczy ręką.
— Co to jest, ląd stały czy wyspa? — pytali wszyscy. — Powiedz
nam, mądry Soferze. Może to Wyspa Szczęśliwych, na której dusze
bohaterów znajdują ukojenie po śmierci.
Sofer odpowiedział:
— O dzieci moje! Przypadło wam w udziale wielkie szczęście, gdyż
zobaczycie coś, czego nie oglądali jeszcze zwykli śmiertelnicy. To Wyspy
Szczęśliwe, do których nikt nie dopłynął przed wami. Jeśli nie napotkamy
potwora, który połamie statek, i nie wpadniemy w wir, który wciąga statki
do podziemnego królestwa wiecznej nocy, to zobaczymy Wyspy Szczęśliwe
i pokażemy innym drogę do nich.
Teraz wszyscy zaczęli żwawo wiosłować, gdyż ożywiała ich
perspektywa lądowania. Dopiero późno wieczorem, gdy słońce już zaszło,
statek zbliżył się do wyspy. Nad szczytem góry zapaliły się płomienne
zygzaki. Było już ciemno. Wyspa wyraźnie odcinała się na tle gasnącego,
purpurowego nieba. Statek ostrożnie płynął naprzód, żeby nie rozbić się o
podwodne rafy. Przed nami, na wybrzeżu, zabłysły czerwone ogniki. Biegły
z miejsca na miejsce, łączyły się ze sobą i znów się rozłączały. Ciemność
otulała morze, coraz jaśniej płonęły ogniki. Wreszcie odróżniliśmy wąskie,
długie łódki. Na dziobie każdej z nich stał człowiek; w jednej ręce trzymał
płonącą pochodnię, a w drugiej długi oścień. Ogniki poruszyły się, szybko
popłynęły w różnych kierunkach i zgasły — ludzie zauważyli nas.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
143
Statek przylgnął dziobem do stromego brzegu. Nasi marynarze
wyskoczyli na ziemię i liną przymocowali go do grupy wysokich palm.
Sofer zaczął wydawać rozporządzenia, jakby już był w tym kraju.
— Słuchajcie mnie, przyjaciele! Staliście się wrogami ludzi z kraju
Kanar. Nie powtarzajcie tego błędu! Ludzie, którzy tu żyją, mają serca czyste
jak dzieci. Żeby zdobyć ich przyjaźń, nie wolno nam ich przestraszyć.
Musimy wzbudzić w nich zaufanie. Widzicie tu ślady ogniska. Rozpalimy
ognisko, ugotujemy sobie strawę, zaśpiewamy pieśń, a pieśń przywabi ku
nam mieszkańców tej wyspy.
Wszyscy wyszli na brzeg, pełni niedowierzania w stosunku do
tajemniczych ludzi i obawy przed napaścią. Zapłonęło kilka ognisk.
Siedliśmy w kolo i zaśpiewaliśmy starodawną pieśń marynarzy.
Wesoły i zuchwały, zmieniłem ja swój dom Na statku żagiel biały, na czar dalekich stron. Bywaj mi żono miła! Synu mój, żegnam was, Już fala dom mi skryła i złoty piasku pas.
Płynęliśmy — za nami śmierć podążała w ślad, Serca nam ból kleszczami ściskał jak głodny krab. Lat dziewięć upłynęło jak dziewięć wielkich fal I co dzień coś nowego nam niosła morska dal.
I powróciłem wreszcie z dalekich obcych dróg Do kraju najmilszego, na swój rodzinny próg.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
144
Hejże marynarzu! Pewniej trzymaj ster! Przebyty szlak — nie zginie z naszych serc.
Piosnka skończona — naprzód, trzymaj kurs! Niech wiatr śpiewa o nas, niech skrzypią deski burt!
Pieśń płynęła w cichym powietrzu. Echo odbijało się od
nadbrzeżnych skał. W czerwonym świetle ognisk dostrzegliśmy odzianych
w kozie skóry ludzi o długich płowych włosach opadających na plecy.
Ostrożnie, z ciekawością zbliżali się do nas. W rękach mieli kamienie, kije i
oszczepy z kościanymi ostrzami.
Śpiewaliśmy dalej, jakbyśmy ich nie widzieli. Wyspiarze podeszli
jeszcze bliżej i jeden z nich, starzec z łysą czaszką i maleńką, kosmatą, siwą
bródką, wystąpił naprzód. Wyciągnął ręce i podszedł do Sofera.
Sofer powoli wyszedł mu na spotkanie, wzięli się za ręce i patrzyli
sobie w oczy. Sofer wskazał ręką na naszych wędrowców siedzących bez
ruchu i powiedział: „Beni-Anak". Starzec popatrzył na Sofera, na naszych
ludzi, widocznie zastanawiał się, potem wskazał na swoich wyspiarzy i
odpowiedział: „Guanczy".
Sofer zwrócił się do nas:
— Ci ludzie nazywają się „Guanczy ".
Wyspiarze podeszli jeszcze bliżej i usiedli koło nas na kamieniach,
przyglądając się nam. Sofer i starzec Guanczy usiedli przy ogniu i zaczęli
mówić jeden po drugim, uważnie wsłuchując się w swoje słowa. Bigwaj stał
obok i odezwał się do Sofera:
— Język tego starca jest trochę podobny do języka Berberów.
Zrozumiałem, o co pyta: skąd jesteś rodem i po co przyjechaliśmy tutaj, na
wyspę.
Wówczas Sofer poprosił Bigwaja, żeby rozmówił się z nimi w
narzeczu berberyjskim. Stary Guanczy ożywił się słysząc mowę Bigwaja.
Wszyscy pozostali Guanczy podskoczyli, z ożywieniem naradzali się między
sobą, brali ręce Bigwaja i kładli je sobie na głowach.
— Mówią, że jestem ich bratem.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
145
Okazało się, że na statku jest jeszcze kilku ludzi, którzy mówią po
berberyjsku. Życzliwie rozmawiali z wyspiarzami starając się odpowiedzieć
na wszystkie ich pytania. Z początku Guanczy bali się wszystkiego,
ostrożnie dotykali burty statku i natychmiast odrywali ręce, jakby się
oparzyli. Potem nabrali odwagi, zmierzyli krokami długość statku i
ogromnie się zdziwili. Powiedzieli nam, że nie potrafią takiego zbudować,
umieją robić tylko obciągnięte skórą łódki.
Wkrótce wszyscy Guanczy odeszli. Całą noc paliliśmy ogień, a
statek był gotowy do wyjścia na morze, w razie alarmu. Ale wokół
panowała cisza i spokój. Tylko na wierzchołku góry kurzył się dym, a
czasem wybuchał szkarłatny płomień. Wówczas rozlegał się daleki grzmot i
ziemia drżała...
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
146
8. Trzeba zapytać przodków
Rankiem Guanczy powrócili i przynieśli daktyle, banany, owcze
mleko w wydrążonych tykwach i świeże ryby.
Starzec Guanczy prosił nas, żebyśmy poszli razem z nim oddać
hołd opiekunowi wyspy. Sofer umówił się z Ben-Kadechem, że wszyscy
towarzysze ruszą nam na pomoc, ile nie wrócimy wieczorem. Sofer, Bigwaj i
ja poszliśmy ze starym Guanczy po skalistej ścieżce. Wszędzie widać było
rozrzucone kawałki czarnych i czerwonych kamieni, które wypluła zionąca
ogniem góra. Widzieliśmy potoki lawy, które zastygły w
najfantastyczniejszych kształtach tworząc mnóstwo pieczar. Wszędzie
wznosiły się kwitnące drzewa, ogromne agawy, krzaki palczastych
kaktusów i dużo dzikich winogron, które wiły się po pniach drzew.
Zbocza góry były pokryte gęstym, zielonym lasem.
Zające, króliki i dzikie kozy przebiegały nam drogę. Szliśmy w
kierunku osady, która leżała na stoku góry i składała się z wielu pieczar i
grot. Weszliśmy do jaskini Nigdzie nie widziałem większej prostoty. Łoże, to
garść palmowych liści, poduszka — gładki, okrągły kamień. Takie same
gładkie kamienie służyły jako stół i stołki. Miski były zrobione z drzewa lub
lawy, a wielkie muszle morskie służyły jako naczynia, w których
przechowywano mleko i inne produkty. Za ogrodzeniem beczały owce i
kozy. Kobiety i dzieci wybiegały nam na spotkanie, oglądały nas, dotykały
materiału, z którego była zrobiona nasza odzież. Sami wyspiarze nosili
koszule uszyte ze skór zwierzęcych.
Przed osadą wznosiło się wielkie dziwaczne drzewo, niezwykłej
grubości: pień składał się z oddzielnych łodyg zrośniętych ze sobą, a długie
liście wyrastały bezpośrednio z pnia.
Starzec Guanczy podszedł do drzewa, padł na kolana i coś
mruczał. Następnie wyciągnął zza pasa nóż zrobiony z długiego ostrego
kamienia i wbił go w drzewo. Gdy wyciągnął nóż, z otworu polał się
jasnoczerwony strumyczek. Guanczy odwrócił się do nas, a Bigwaj
tłumaczył jego słowa:
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
147
— Drzewo to poucza nas, abyśmy wszyscy byli jak jeden pień,
wówczas nikt nas nie pokona, tak jak żadna burza, ani trzęsienie ziemi nie
mogły powalić tego drzewa. Gdy pierwsi Guanczy przyjechali na wyspę,
drzewo to już stało. Żyje już kilka tysięcy lat, a wierzchołek jego sięga
chmur.48
Starzec znów klęknął przed drzewem i
podniósł ręce.
— Wybacz mi — mówił — że zraniłem
cię, ale zrobiłem to nie z braku serca, ale żeby
pokazać cudzoziemcom, że masz taką samą
czerwoną krew jak my wszyscy.
Starzec Guanczy wstał i powiedział, że
idziemy dalej. Weszliśmy na górę po wijącej się
wśród czerwonych skał ścieżce. Minęliśmy
wąskie przejście i znaleźliśmy się w wysokiej,
obszernej jaskini, o okrągłym suficie, z którego zwisały długie, białe
kamienne strzały49. W kopule był otwór, przez który widać było niebo.
Z początku, po przejściu z jasnego światła dziennego, nic nie
widzieliśmy w jaskini, ale gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności,
ujrzałem, że jaskinia jest pełna ludzi stojących półkolem i w milczeniu.
Pośrodku wznosił się kamienny ołtarz ze stopniami. Starzec Guanczy
rozdmuchał węgle na ołtarzu i położył na nich pęk czerwonego wrzosu.
Wrzos zatrzeszczał i zaczął dymić. Guanczy zaśpiewał drżącym głosem, a
Bigwaj tłumaczył jego słowa:
— O wy, świetlani, czcigodni przodkowie. Niegdyś wyjechaliście z
niegościnnej Azji uciekając przed niesprawiedliwością i prześladowaniami
okrutnych władców. Osiedliliście się tutaj na wyspie, pracowaliście i żyliście
po bratersku. Zostawiliście nam przykłady mądrości i czcigodnego życia.
Oto stoją przed wami ludzie z tego samego kraju, z którego niegdyś
uciekliście. Co mamy z nimi zrobić? Utopić ich w morzu, kazać im wracać do
siebie, czy pozwolić im zamieszkać razem z nami na Wyspie Szczęśliwej?
48 Opisane tu tzw. „smocze drzewo” do dnia dzisiejszego znajduje się na wyspie Teneryfie i ludność oddaje mu część. Ma około 6 tys. lat. Z jego soku wyrabiano czerwoną farbę. 49 Stalaktyty.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
148
Starzec umilkł i nasłuchiwał z zamkniętymi oczyma. Pod sufitem
fruwały i świerkały dwa żółte ptaszki.50 Jeden ze stojących Guanczy upadł.
Rozległ się cichy trzask, a potem szmer, jakby zaszumiały unoszone przez
wiatr liście jesienne. Starzec obejrzał się i zawołał mnie:
— Idź, nie bój się! — rzekł Sofer.
Poszedłem z Guanczy. Pochylił się nad leżącym i ruchem ręki dał
mi do zrozumienia, że mam go podnieść.
— Tylko dzieci o czystych sercach mogą dotykać naszych dobrych
przodków — rzekł.
Leżący był bardzo chudy. Z jego rąk i nóg zostały tylko obciągnięte
skórą piszczele.
Spróbowałem podnieść go — był lekki jakby ze słomy.
Postawiłem go. Twarz jego była wyschnięta, miał wpadnięte policzki i
zamknięte oczy. Stojący obok inni ludzie byli tacy sami i do każdego był
przywiązany trójząb.
Starzec wziął mnie za rękę, znów wrócił do Sofera i powiedział:
— Nasi przodkowie nauczyli nas bać się ludzi, którzy mieszkają za
morzem, tam gdzie wschodzi słońce. Ludzie ci chcą, żebyśmy byli ich
niewolnikami. Pytałem przodków, jak z wami postąpić. Nie mogą nic
powiedzieć — wszyscy są martwi, ale ich słowa wiecznie płoną w naszych
sercach. Moje serce mówi mi: „Jeśli wy, cudzoziemcy, nie zamierzacie zrobić
nam krzywdy, damy wam ziemię i łódki i będziecie naszymi braćmi".
Sofer odpowiedział:
— Nie wiem, co zamierzają robić moi towarzysze podróży, ale ja
zostaję na waszej wyspie.
Wyszliśmy z jaskini i poszliśmy z powrotem na statek.
50 Chodzi tu o kanarki. Wyspy Kanaryjskie uważane są za ojczyznę kanarków.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
149
9. Sofer opuszcza nas
Przebywaliśmy jeszcze kilka dni na Wyspie Szczęśliwej oczekując
pomyślnego wiatru. Takich wysp jest kilka, leżą one niedaleko jedna od
drugiej, a na każdej żyją ludzie Guanczy.
Znalazłem glinę i zrobiłem Soferowi bardzo dużo płytek; opisał na
nich naszą podróż od wyjazdu z Kart-Chadaszat do przybycia na wyspę.
Postawiłem mały piecyk z gliny, z kratą i dmuchawką, w którym wypaliłem
płytki z zapiskami Sofera. Sofer zakopał je w jaskini, w której stoją
wysuszone ciała przodków Guanczy.51
Gorąco prosiłem Sofera, żeby wracał z nami do naszej ojczyzny, do
Awali, obiecywałem mu, że będzie mieszkać u nas jak najbliższy krewny.
Ale Sofer odmówił:
— Przez całe życie szukałem ludzi, którzy nie robią nikomu
krzywdy i nie gnębią słabych. Znalazłem ich. Chociaż siły moje słabną, może
potrafię jeszcze nauczyć ich sztuki pisania i innych pożytecznych rzeczy.
Kiedyś nadejdzie szczęśliwy czas — ale to będzie za tysiąc lub dwa, lub za
trzy tysiące lat — gdy ludzie przestaną walczyć ze sobą i zniknie przemoc,
niewolnictwo i występki. Ludzie będą poznawać świat, prawa życia i
przyrody. Będą kopać ziemię, żeby dowiedzieć się, co znajduje się w jej
wnętrzu, i wówczas znajdą moje płytki. Przeczytają, jak niesprawiedliwie i
okrutnie żyły narody w naszych czasach i jak trudno było ludziom budować
lepsze życie. A ty, mój drogi Eli, jedź do domu. Ben-Kadech to uczciwy i
dzielny marynarz i zawiezie cię do ojczyzny, do Awali. Jeśli moja biała oślica
jeszcze żyje, daruję ci ją. Możesz na niej wozić gliniane stateczki do Sydonu
na sprzedaż.
— Nie!— odpowiedziałem. — Teraz chcę być tylko marynarzem.
Widziałem różne potwory, morskie i ludzkie, w rodzaju Meremota i Lala-
Zory, i niczego się nie boję.
51
Mumie zabalsamowane przez Guanczów, znajdowały się w jaskiniach jeszcze w drugiej połowie XIX w. Potem zostały zniszczone i rozkradzione. Istnieje przypuszczenie, że w niezbadanych jaskiniach znajdujących się na szczytach urwistych skał Teneryfy, zachowały się jeszcze mumie i inne pamiątki po wymarłym narodzie Guanczów.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
150
Gdy wiatr powiał w stronę Afryki, Ben-Kadech zapytał
towarzyszy, czy nikt nie pragnie zostać na wyspie, ale oprócz Sofera nikt nie
chciał osiedlić się wśród Guanczów.
Gdy statek oddalił się od wyspy i wiatr wzdął żagiel, ze smutkiem
obejrzałem się na brzeg. Wśród Guanczy stał Sofer — najdziwniejszy,
najlepszy i najmądrzejszy człowiek, jakiego zdarzyło mi się spotkać, a z
którym teraz musiałem rozstać się na zawsze.
Płynęliśmy kilka dni i wreszcie przed nami ukazała się linia
wybrzeża i skaliste góry. Poznałem słupy Melkarta: szary na północ i
różowy na południe. Stopniowo rozsuwały się i między nimi zabłękitniała
cieśnina. Za nią zaczynało się już Morze Wewnętrzne, po którym łatwo
popłynąć do rodzinnego Awali, a tam zobaczę się z Am-Lajli, a może i z
moim drogim ojcem, Jakirem.
Przed oczyma stanęła mi nasza chata z palmą, droga wiodąca do
tego ogrodu na pustkowiu, w którym dzieci razem z Gamalielem grają w
kości. Jak oni krzykną, gdy pojawię się przed nimi! Pójdziemy do starego
szałasu, żeby nam nikt nie przeszkadzał. Wiele dni będę musiał opowiadać
im wszystko, co widziałem i czego się dowiedziałem podczas podróży na
„Kokab-Cafon". Jakże Gamaliel, Bachja i inni będą oburzeni na tych, którzy
nas krzywdzili, a jak zapłacze ze strachu maleńki Chachanija, zwłaszcza gdy
będę opowiadać o ośmiornicy... a potem wszyscy...
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
151
ZAKOŃCZENIE
Na tym nieskończonym zdaniu urywa się opowieść fenickiego
marynarza o jego cudownej podróży na małym żaglowym statku z wiosłami
do krainy Kanar i na Wyspę Szczęśliwą, którą odbył dwa tysiące lat temu.
Przy czytaniu tego opowiadania czytelnik przekonywuje się, że
ludzie w dawnych czasach tak samo jak i my kochali swoją ojczyznę,
pracowali, martwili się o swych krewnych i bliskich; matki tak samo czule
kołysały swoje dzieci, opłakiwały zaginionych i cieszyły się spotykając
znowu tych, których uważały za dawno straconych.
I wówczas istnieli ciekawi poszukiwacze wiedzy, jak Sofer-rafa.
Wędrowali oni po różnych krajach, żeby dowiedzieć się, jak żyją ludy. Byli
także uczeni, jak Kartagińczyk, Sanchunijafon, którzy starali się poznać
prawa rządzące wszechświatem i pochodzenie świata, a potem na zwojach
pergaminu lub papirusu spisywali swe myśli i odkrycia.
Już wtedy żeglarze, z których najśmielsi i najbardziej
przedsiębiorczy byli Fenicjanie, nawiązywali przyjazne stosunki z różnymi
narodami, odkrywali nowe ziemie, a w ślad za nimi przyjeżdżali kupcy i
piraci morscy. Jedni prowadzili handel wymienny, a drudzy grabili
nadbrzeżne osiedla i wywozili schwytanych mieszkańców, żeby ich
sprzedać do niewoli.
Nie ma znaczenia, czy mały Elisar, syn Jakira, rzeczywiście odbył
tę podróż na Zachód i do Wysp Szczęśliwych, czy też jest to zmyślona bajka:
ważniejsze jest to, że życie i obyczaje tej odległej epoki są wiernie opisane,
zgodnie z najnowszymi danymi historycznymi, i dlatego powieść „Statek
Fenicki" jest książką pożyteczną dla naszych młodych czytelników, którzy
dowiedzą się z niej, jak ludzie żyli dwa, czy trzy tysiące lat temu.
Ilustracje do książki rysownik umyślnie wykonał w oryginalny
sposób, tak jak wówczas malowano rzeczy i zdarzenia, jak nam o tym
mówią zabytki starożytnej Kartaginy i Egiptu.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
152
O AUTORZE
Jan Wasilij G., właśc. Wasilij G. Janczewiecki, powieściopisarz rosyjski,
historyk, urodził się 4 I 1875 w Kijowie, zmarł 5 VIII 1954, w
Zwienigorodzie k. Moskwy. W polskich źródłach znajdujemy jedynie skąpe
informacje o jego twórczości. Wymieniają one jedynie trylogię historyczną
Dżyngis-chan, Batyj, Do ostatniego morza. Jedynie BiblioNETka i Kalendarz
Historyczny podają informację o powieściach Dżyngis-chan, Ognie na
kurhanach i Statek fenicki. Statek fenicki był wydany po raz pierwszy w
Polsce 1949 roku a następnie wznowiony w 1950. W Polsce wydano także
Dżyngis-chana w 1948 roku i Ognie w kurhanach w 1962. W tej ostatniej
książce zamieszczono po raz pierwszy obszerniejszą notkę biograficzną
pisarza. Janczewiecki dużo podróżował po krainach, które opisywał w
swoich powieściach. Pozwoliło mu to na wierne odtwarzanie historii, bytu,
obyczajów i życia, jakie kwitło przed wieloma wiekami i równie wiele
wieków temu odeszło w historyczny niebyt.
[Jawa48©]
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
153
OBJAŚNIENIA (NOTA HISTORYCZNO-EDYTORSKA)
1. Fenicja — kraj, w którym mieszkał śmiały, przedsiębiorczy i bardzo
zdolny naród, Fenicjanie. Fenicja zajmowała wąski pas wybrzeża w
zachodniej części Azji Mniejszej. Fenicjanie nazywali siebie „Synami
Anaka".
Kilka łańcuchów górskich, których długie pasma wrzynały się w
morze, tworzyły naturalne, wygodne zatoki, co sprzyjało
rybołówstwu i żeglarstwu.
W gęsto zaludnionym kraju wykorzystywano każdy kawałeczek
ziemi, który nadawał się pod uprawę. Góry tworzyły tarasy, na
których w najdawniejszych czasach uprawiano pszenicę, sadzono
winogrona, oliwki i inne drzewa owocowe.
Objaśnienie historyczno-edytorskie Fenicja leżała na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego nazywanego w starożytności Morzem Wewnętrznym, na terenie dzisiejszego Libanu, zachodniej Syrii i północnego Izraela. Nazwa wywodząca się z łaciny lub greckiego znaczyła tyle, co ciemnokrwisty – kolor farby produkowanej przez Fenicjan. Sami Fenicjanie nazywali swój kraj Kanaanem a siebie Dziećmi Kanaanu. Kraj był górzysty i gęsto zalesiony o szerokości nie większej niż 50 km od wybrzeża, dlatego też większe miasta i osiedla znajdowały się nad samym morzem. Głównymi miastami Fenicji były Tyr i Sydon.
2. Tyr i Sydon, główne miasta fenickie, miały wygodne i obwarowane
porty. W opisywanych przez nas czasach, w mieście Tyr żył potężny
król Hiram, który zawarł przymierze z królem sąsiadującej Judei,
Salomonem. Zbudował on dogodne drogi wiodące do Egiptu i Iranu,
których strzegli jego żołnierze. Fenicja i Judea bardzo się wzbogaciły
na tym tranzytowym, międzynarodowym handlu.
Objaśnienie historyczno-edytorskie Tyr — Początki miasta datują się na 2700 r. p.n.e. Miasto usytuowane było w dwóch lokalizacjach: na skalistym brzegu znajdowała się forteca zwana Starym Tyrem, natomiast na odległej o około 800 m. wysepce znajdowało się miasto. Około 332 r. p.n.e. Aleksander Macedoński zdobył miasto i połączył obie części groblą. Było głównym ośrodkiem kultu boga Baala-Melkarta. W wyniku wojen i napadów, miasto stanowiące ważny ośrodek handlowy przechodziło kolejno pod panowanie Ptolomeuszy, Rzymian, Arabów i Krzyżowców, stając się częścią Królestwa Jerozolimskiego. Odbite przez Mameluków, pod władaniem osmańskim utraciło
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
154
znaczenie. W czasach opisywanych w powieści, Tyrem władał Hiram I, współpracujący z judejskim królem Salomonem, któremu wysyłam drewno cedrowe do budowy świątyni, rzemieślników i żeglarzy. Okres panowania Hirama i Salomona przypada na lata 969 – 936. Przyjmując datę rozpoczęcia panowania przez Roboama syna Salomona na rok 931, można wnioskować, że podróż fenickiej „Gwiazdy Północy – Kokab-Cafon przypadła na lata około 940 – 935 p.n.e. Sydon – W starożytności był to najważniejszy port handlowy na wybrzeżu Azji Mniejszej. Miasto słynęło z budowy okrętów, wyrobów szklanych oraz dzielnych marynarzy pływających po całym basenie Morza Gościnnego (Czarnego), Morza Wewnętrznego (Śródziemnego) i przepływających poza Słupy Melkarta zwane również Słupami Heraklesa (Gibraltar). Świadczy to nie tylko o dzielności i umiejętnościach żeglarzy i piratów fenickich i okolicznych ale również o sztuce budownictwa okrętowego. Kwitł również handel niewolnikami i kością słoniową oraz obrót metalami szlachetnymi sprowadzanymi z Iberii (Hiszpanii), Wysp Brytyjskich, Cypru i Aryki. Miasto utraciło swe znaczenie na rzecz Tyru po walkach z Asyrią, a potem dostało się pod panowaniem Babilonu i Persów i nigdy już nie odzyskało swej pozycji. Zdradzeni przez swego władcę, chcąc uniknąć pójścia w niewolę, nie stawiali oporu Aleksandrowi Macedońskiemu lecz podpalili miasto pozostając w nim.
3. Żeglarze feniccy odznaczali się wielką odwagą. Grecki historyk
Herodot zapewnia, że wyruszyli oni z Morza Czarnego, okrążyli
„czarny ląd" (Afrykę), dopłynęli do Słupów Herkulesa (Gibraltar) i
dalej, przez Morze Śródziemne dotarli do Kartaginy (Tunis).
Na swoich małych żaglowych statkach feniccy żeglarze okrążali
Europę i docierali do Morza Bałtyckiego, gdzie handlowali z
mieszkańcami wybrzeża. Szczególnie poszukiwali „elektronów", jak
dawniej nazywano bursztyn, który uważano za drogocenny kamień, a
ponadto przypisywano mu własności lecznicze.
Objaśnienie historyczno-edytorskie Fenicjanie znani byli w starożytności jako najlepsi odważni żeglarze i przedsiębiorczy handlowcy. Potrafili żeglować według położenia gwiazd na niebie, znali zastosowanie kotwicy oraz efektywne sposoby wykorzystania ładowności statku. Dzięki temu znacznie przewyższali żeglarzy innych narodowości. Celem wypraw fenickich było zakładanie kolonii na nowoodkrytych terenach (głównie wyspach) lub narzucanie tamtejszym mieszkańców swych wpływów. Swoje usługi Fenicjanie oferowali także innym narodowościom lub określonym grupom przedsiębiorców (coś w rodzaju starożytnego „lobby”), nierzadko piratom. Na zlecenie króla Judei Salomona organizowali wyprawy do mitycznego kraju Ofir, leżącego prawdopodobnie w Arabii, skąd przywozili złoto i inne drogocenne kruszce. Kolejno przejmowali we władanie Cypr, Sycylię, Maltę, Sardynię, Korsykę oraz wybrzeże Afryki Północnej z najbogatszym miastem Kartaginą. Z Iberii
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
155
Statki wojenne
przywozili miedź i srebro. Wypływali także poza Słupy Melkarta (Gibraltar) skąd docierali do Wysp Cynowych (Wyspy Brytyjskie) i do wybrzeży Morza Bałtyckiego w poszukiwaniu bursztynu. Z Kartaginy dotarli na Maderę, Wyspy Szczęśliwe (Wyspy Kanaryjskie), Azory i Wyspy Zielonego Przylądka. Wg Herodota opłynęli Afrykę i dotarli do Brazylii. Świadczyć o tym mają odnalezione w Brazylii przez Portugalczyków tzw. „inskrypcje fenickie” zapisane w języku starosemickim. Na dziobie znajdowała się rzeźba w kształcie końskiej głowy pełniąca równocześnie funkcję taranu, natomiast rufa miała kształt rybiego ogona. Okręty wojenne, w przeciwieństwie do szerokich, pękatych statków handlowych, były dłuższe i smuklejsze. Wiosła górnego rzędu oparte były na podporach, wiosła dolnego rzędu opierały się bezpośrednio na otworach. Okręty wojenne nie miały tarana na dziobie, gdyż w przypadku wbicia się w burtę przeciwnika, położenie atakującego mogło stać się niewygodne i groźne. Statki fenickie – Do budowy okrętów, Fenicjanie
używali rosnące w górach Libanu cedry, których nie
spotykano (lub rzadko w takiej ilości i rozmiarze) w
innych częściach basenu Morza Śródziemnego. Pod
względem budowy okrętów oraz przy doskonale
rozwiniętej sztuce żeglarskiej i nawigacji znacznie
przewyższali Babilończyków, Egipcjan, Greków, a
później także Rzymian. Pierwsze statki fenickie
powstały prawdopodobnie około 2000 r. p.n.e. Pod
względem konstrukcji, wytrzymałości i zwrotności
znacznie przewyższały statki egipskie, mykeńskie i
greckie. Jako pierwsi zastosowali stępkę i żebra, a kil
wraz z dziobem i rufą wykonany był z jednolitego pnia. Statki miały około 30
metrów długości, 10 m szerokości i posiadały 2-metrowe zanurzenie. Wyposażone
były w 32 wiosła obsługiwane z reguły przez niewolników lub wioślarzy najemnych.
Na rufie znajdowały się dwa wiosła sterowe. Wiosła służyły z reguły do
manewrowania w porcie, a podstawową siłę napędową statku stanowiły dwa żagle.
Wioślarze siedzieli pod pokładem w jednym rzędzie po obu stronach, ale były też
układy wioseł dwurzędowe, co nadawało statkowi znacznie większą szybkość i
precyzję manewrowania.
Statki handlowe
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
156
4. Salomon — Syn Dawida — król Judei.
We wszystkich opowieściach przypisuje mu się niezwykłą mądrość.
Za panowania Salomona rozwinął się handel i powstała flota
handlowa. W stolicy Judei, Jerozolimie, Salomon zbudował słynną z
piękności „świątynię Salomona", z której po dzień dzisiejszy zostały
resztki jednej ściany, tzw. „ściana płaczu".
5. Piraci — W starożytności piraci byli klęską żeglarzy i rabowali na
wszystkich szlakach morskich. W Atenach zorganizowano nawet
specjalny korpus młodzieży, który strzegł Pireusu przed napaścią
piratów. Główne gniazda piratów znajdowały się w Cylicji, na
wybrzeżach Azji Mniejszej, na Archipelagu Egejskim i na Sycylii; w
średniowieczu — w Algierze, Maroku, Gwinei i u ujścia rzek Chin
Środkowych.
O sile piratów świadczy zwycięstwo rzymskiego wodza Pompejusza,
który w 67 roku przed nar. Chr., w wyniku bitwy przy cyplu
Koracezjus, spalił 1300 statków pirackich, zburzył 120 twierdz i wziął
do niewoli 24000 jeńców.
6. Wyspy Szczęśliwe — Starożytne podania greckie głoszą, że na
dalekim Zachodzie, za słupami Herkulesa (Gibraltar), na
niezmierzonym, burzliwym oceanie leżą Wyspy Szczęśliwe lub
Błogosławione, na których po śmierci przebywają cienie sławnych
bohaterów i rozkoszują się niezakłóconym, wiecznym szczęściem
Kraj leżący na tych wyspach nazywali „Polami Elizejskimi".
Wspomina o tym Homer (pieśń 4, wiersz 563), poeci Hezjod, Pindar i
inni
W starożytności Arabowie także opowiadali w swych baśniach i
legendach o tych wyspach i nazywali je „Wiecznymi" lub
„Szczęśliwymi" (Dżezali el — Chalidad).
Później nadano tym wyspom nazwę „Kanaryjskich" — od kraju Kanar,
który leży na zachodnim wybrzeżu Afryki Północnej. Wyspy
Kanaryjskie są oddalone od przylądka Dżubi o 101 km.
Jest to archipelag, który składa się z siedmiu wysp.
Zdaniem niektórych uczonych wyspy te powstały wskutek wybuchów
wulkanów. Są one pokryte górami i niektóre z nich tworzą łańcuchy
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
157
górskie. Na wyspach znajduje się wiele wulkanów, które i teraz
czasem wybuchają.
Zdaniem innej grupy uczonych, Wyspy Kanaryjskie i wyspa Madera są
ostatnimi śladami wielkiego kontynentu Atlantydy, który w
prahistorycznych czasach miał leżeć na Oceanie Atlantyckim między
Afryką i Ameryką. W starożytności i średniowieczu krążyło wiele
legend o Atlantydzie. Powstało przypuszczenie, że zagadkowy naród
Uanczi, to ostatni ślad po wielkim narodzie Atlantów, który
zamieszkiwał zatopiony ląd i zginął wraz z Atlantydą w otchłaniach
oceanu.
Objaśnienie historyczno-edytorskie Wyspy Szczęśliwe – Według starożytnych historyków były to wyspy położone na zachód od Libii - za Słupami Heraklesa (Melkarta, Herkulesa), na Atlantyku. Na Wyspach Szczęśliwych miał się znajdować mityczny Ogród Hesperyd, w którym rosły złote jabłka. Jedno z takich jabłek ofiarowane Herze, miało stać się w przyszłości przyczyną wojny trojańskiej. Jednakże większość historyków lokowała Ogród Hesperyd w Górach Atlas. Na Wyspach Szczęśliwych miały się także znajdować Pola Elizejskie czyli podziemny świat do którego trafiały duszę dobrych ludzi. Z lekcji religii wiemy, że świat chrześcijański również wyobrażał sobie Krainę Wiecznej Szczęśliwości, w której miał znajdować się Rajski Ogród. We wszystkich wersja wierzeń starożytnych, mitologie grecka, celtycka, rzymska i chrześcijańska, na tych właśnie wyspach wyobrażała miejsca szczęśliwego życia pozagrobowego. Wyspy Szczęśliwe najczęściej identyfikowano z Wyspami Kanaryjskimi, leżącymi naprzeciw wybrzeży starożytnego kraju Kanar (dzisiejszej części Maroka i Mauretanii). Od nazwy tego kraju miały wziąć potem nazwę Wyspy Kanaryjskie, a nie jak czasem mylnie sądzono od zamieszkujących tam kanarków, gdyż to właśnie małe kolorowe ptaszki otrzymały swą nazwę od wysp z których pochodziły. Kolonizację Wysp rozpoczęli Grecy i Rzymianie, potem Hiszpanie, którzy krwawo zdobywali poszczególne wyspy. Ostatnią skolonizowaną była Teneryfa, której podbój zakończono w 1495 roku krwawą bitwą nazywaną „Rzezią pod Acentejo”. Rok później na wyspach panowała już tylko administracja hiszpańska.
7. Naród Uanczi (lub Guanczi) — pierwotni mieszkańcy Wysp
Szczęśliwych. Pochodzenie tego narodu jest zagadką do dnia
dzisiejszego. Oprócz przypuszczenia, że Uanczi pochodzą od
zaginionych Atlantów, istnieje mniemanie, że Uanczi są spokrewnieni
z Egipcjanami, ponieważ tak samo jak oni umiejętnie balsamowali
swych zmarłych i umieszczali ich w oddzielnych jaskiniach górskich.
Bardzo dużo ze znalezionych starożytnych mumii wyschło tak, że
każda z nich ważyła nie więcej niż dwa do trzech kilo. Nieliczne słowa
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
158
Uanczi, które się zachowały, podobne są w brzmieniu do języka
niektórych północno - afrykańskich plemion, szczególnie Berberów.
Mężczyźni Uanczi byli wysokiego wzrostu, smukli i silni, odznaczali
się odwagą i bohatersko bronili swej ojczyzny przed najściem band
morskich piratów.
Wyspą rządził oddzielny władca, otoczony radą starszych.
Począwszy od XV w. na Wyspy Kanaryjskie przybywały liczne grupy
Hiszpanów. W walce przeciw nim zginęło wielu Uanczi, innych
sprzedano do niewoli, pozostali przyjęli chrześcijaństwo i zmieszali
się z Hiszpanami. Dlatego też zaginął wszelki ślad po Uanczi jako od-
dzielnym plemieniu. Obecnie na Wyspach Kanaryjskich mówi się po
hiszpańsku.
Objaśnienie historyczno-edytorskie Guanczowie – nazwa pierwotnych mieszkańców Wysp Szczęśliwych (Wysp Kanaryjskich) stanowiących odłam Berberów. Słowo Guan w języku hiszpańskim odnosi się do tubylca i oznacza „człowieka”. Guanczowie posługiwali się własnym językiem, a raczej mową, bardzo podobną do ptasich dźwięków pomieszanych ze słowami z języka berberyjskiego. Cywilizacja ich była na poziomie wczesnego neolitu, charakteryzującego się epoką kamienia gładzonego, uprawą roślin, hodowli zwierząt na pokarm (królików, kóz, psów, świń) i zakładaniem stałych osad. Jadano głównie potrawy gotowane (szczególnie specjalnie tuczone młode psy) oraz duże ryby łowione w płytkich wodach przybrzeżnych. Guanczowie mieszkali w jaskiniach wydrążonych w górskich zboczach lub w naturalnych skalnych grotach. Budowali również własne domy na planie koła lub owalu, a niektóre z nich, zapewne ze względu na hierarchię rodową posiadały umocnienia zabezpieczające przed niepowołanymi gośćmi lub napadami. Odziewali się koźle skóry lub ubrania sporządzone z włókien roślinnych. Na odległość porozumiewali się naśladując dźwięki i gwizd ptaków. Guanczowie – zarówno mężczyźni jak i kobiety, byli ludźmi wysokimi, silnymi, o jasnych włosach i niebieskich oczach. Cechował ich spokój, melancholijne usposobienie, skłonność do śpiewów, muzyk, samotności i wiara w spokojne życie po śmierci. Tajemnicą jest, w jaki sposób Guanczowie, lud prymitywny i wyasymilowany posiadł umiejętność balsamowania zwłok po śmierci. Istniał zwyczaj, który dopuszczał domagania się zakończenia życia w przypadku nieuleczalnej choroby, słabości lub bardzo podeszłego wieku. Wówczas mieszkaniec mógł domagać się zakończenia życia i taką prośbę należało spełnić. Przeczuwający swój koniec, był zanoszony do odległej pieczary, gdzie zaopatrzony w jadło samotnie dokonywał żywota. Ciało zmarłego balsamowano żywicą z draceny, a następnie zawijano w słomiane maty i skóry koźlęce. Mumie układane były warstwowo, aczkolwiek mumie królewskie ustawiano pionowo w towarzystwie żon.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
159
Guanczowie zostali niemal całkowicie wytępieni podczas zbrojnego oporu stawianego hiszpańskim najeźdźcom. Ci co przeżyli, przeszli na katolicyzm lecz w większości zostali sprzedani jako niewolnicy. Kultura Guanczów zaginęła pod koniec XV wieku, pozostawiając nieliczne ślady.
Alfabet fenicki
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
160
Objaśnienia historyczno-edytorskie pozostałych pojęć występujących w powieści Atlantyk – Występujące w powieści Morze Zewnętrzne za Słupami Melkarta, to Ocean Atlantycki, uważany przez fenickich żeglarzy za olbrzymią rzeką opływającą Ziemię wokoło. Nazwa wywodzi się od Atlasa i oznaczała świat otoczony niezmierzoną wodą, na których miały znajdować się Wyspy Szczęśliwe, przeznaczone do pośmiertnego życia w spokoju, bez smutku i mozołu. Określeniem „ocean” Grecy (Herodot) oznaczali gigantyczną rzeką opływającą ziemię (Atlantis Thalassa). Arabowie i Berberowie, a w średniowieczu także Hiszpanie i Portugalczycy nazywali Atlantyk Morzem Ciemności, co miało oznaczać, że sięga on krańca świata. Wiązało się to również z tym, że statki, które zapuszczały się w niezmierzone wody na zachód od Słupów Melkarta, nigdy nie wracały, co tłumaczono sobie że dotarły na kraj świata. Baal-Melkart — bóg semicki, uważany był za opiekuna i patrona fenickiego Tyru, o czym świadczą miejsca kultu w tym mieście oraz nadawane bóstwu nazwy: król miasta (melek-qart), bóg słońca, urodzaju, narodzin czy odradzania się. Uważany by ł także za boga sztormów, morza i Pana Zaświatów. Dodanie mu przydomka Baal oznaczało wszechwładnego i wszechmocnego Pana – boga najwyższego w hierarchii boskiej. W Fenicji czczono Melkarta w sanktuariach zwanych wyżynami, czyli odkrytymi kolumnami i stelami na wysokich podnóżach i fundamentach. Babilon – starożytne miasto w Mezopotamii nad Eufratem było stolicą Babilonii. Oznaczało tyle co „brama Boga”. Największe znaczenie Babilon osiągnął za czasów Hammurabiego w XVIII w. p.n.e. Pod koniec XVI w. p.n.e. Babilon został złupiony przez Hetytów, którzy władali nim przez 400 lat, a następnie przez Asyryjczyków i Elamitów. W 689 r. p.n.e. Babilon został splądrowany i spalony przez wojska asyryjskie a ludność wymordowana. Za czasów panowania asyryjskiego Asarhaddona powstaje słynna Brama Isztar, wiszące Ogrody Semiramidy i świątynia E-temenanki kojarzona z biblijną Wieżą Babel. Po zdobyciu miasta przez Persów traciło powoli znaczenie by ostatecznie upaść po śmierci Aleksandra Wielkiego. Babilon dwukrotnie uważany był za największe miasto świata: około 1770 r. p.n.e. oraz około 612 r. pn.e. Było to wówczas pierwsze miasto, którego ludność przekraczało 200 tys. mieszkańców. Karia – kraina położona w południowo-zachodniej Azji Mniejszej nad Morzem Egejskim, na północ od wyspy Rodos. Graniczyła z Jonią, Lidią, Pizydią i Likią. Księciem Karii był powieściowy Illia-Car czyli rozbójnik morski Lala-Zor. Kartagina – najsłynniejsze i najbardziej odwiedzane miasto starożytności nad Morze Śródziemnym. W języku łacińskim – Kathago (Carthago), po grecku Karchedon, po arabsku Kartadż, po hebrajsku Kartago, po fenicku Kart Chadaszat. We wszystkich językach miało jednakowe znaczenie – Nowe Miasto. Założone zostało przez Fenicjan około IX w. p.n.e. jako ważny port handlowy i strategiczny.
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
161
Położone było w bliskości dzisiejszego Tunisu. Miasto było doskonale zorganizowane i otoczone murami długości 32 km. Po larach rozkwitu i gospodarczej potęgi, która przypadła na III w. p.n.e. rozpoczęła się seria wojen z Rzymem, zakończona upadkiem miasta w 146 r. p.n.e. Podbite przez Arabów w VII w. straciło na znaczeniu i wyludnione popadło w ruinę. Największe straty Kartagina ponosiła w okresie wojen punickich. Wtedy to utraciła swe wpływy na Sardynii, Sycylii i Korsyce, których utrata, jak również olbrzymie obciążenia kontrybucyjne przyniosły miastu tak duże straty, że próbowało ono szukać nowych posiadłości w Afryce i bogatej w kopalnie złota i srebra Hiszpanii, opanowując połowę Półwyspu Iberyjskiego. Po latach odradzającej się hegemonii i próby zaatakowania Italii przez Pireneje i Alpy, nastąpił okres przegrywanych bitew, który dopełniła klęska Hannibala przyczyniając się do dalszego upadku. Próby ograniczenia przez Hannibala wpływów oligarchów, nie przyniosła mu zwolenników, a utrata zamorskich kolonii pogorszyła sytuację kupców i rzemieślników zwracając ich przeciw niemu. Obawiając się aresztowania lub śmierci, Hannibal w 195 r. p.n.e. uciekł z Kartaginy lecz jego polityka była nadal kontynuowana i nastąpił okres kilkudziesięcioletniego wzrostu gospodarczego. Wzrost znaczenia Kartaginy spowodował wybuch III wojny punickiej w 149 r. p.n.e w wyniku której doszło do całkowitego ujarzmienia Kartaginy przez Rzym. Całkowita zagłada miasta nastąpiła w 146 r. p.n.e. Rzymianie zburzyli miasto, ziemię zaorali i zasypali solą, wymordowali około 90% ludności a pozostałych sprzedali w niewolę. Pod okupacją rzymską miasto wróciło do swej pierwotnej nazwy Kathago i wykorzystywane było jako „spichlerz” Rzymu. W latach 430 – 440 Afryka Północna znajdowała się pod najazdem Wandalów, którzy w Kartaginie ustanowili swoją stolicę. Następnie miasto zostało podbite przez wojska bizantyjskie i arabskie, które w 697 roku położyły kres chrześcijaństwu. Kraina Kanar — Bohaterowie powieści „Statek Fenicki” docierają do kraju Kanar. Usytuowany był na północnym wybrzeżu Maroka i zamieszkiwany przez wojownicze plemiona Berberów i Maurów. Po kolonizacji przez Fenicjan, rdzenne plemiona utworzyły królestwo Mauretanii, podbite następnie przez Rzymian. W tym czasie też dotarło tam wielu Żydów i Chrześcijan. Lud kanaryjski wierzył w nieśmiertelność duszy i oddawał cześć bóstwom, które miały zamieszkiwać niedostępne góry. Wierzono również w złe duchy i demony, którym składano ofiary z jagniąt. Liban – pasmo górskie wzdłuż zachodniego wybrzeża Morza Śródziemnego. Przeciętna wysokość Gór Libanu to około 2500 – 2700 m z najwyższym punktem Kurnat-as-Sauda na wysokości 3083 m. Góry Libańskie pokryte były niemal w całości lasem cedrowym, którego drewno używano do budowy okrętów i świątyni jerozolimskiej. W wyniku silnej eksploatacji lasów, cedr został niemal całkowicie wycięty, obecnie znajduje się tylko w rezerwacie, a zbocza Gór Libanu pokryte są krzakami, zaroślami oraz gdzieniegdzie sosnami i dębami. Nazwa gór wywodzi się z języka aramejskiego i nawiązuje do ośnieżonych szczytów (laban – biały).
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
162
Likia – zwana także Licią, sąsiadowała z Karią i znajdowała się na terenie dzisiejszej tureckiej Antalyi. Likijczycy trudnili się głównie piractwem, walczyli także u boku Hetytów przeciwko Egipcjanom, a także po stronie Troi w wojnie trojańskiej. Numidia – historyczne państwo założone przez Berberów w północnej Afryce na zachód od Kartaginy około III w. p.n.e. W jej skład wchodziły dwa królestwa plemienne. Podczas II wojny punickiej władca zachodniego królestwa poparł Rzym i przy jego pomocy podbił część wschodnią. W wyniku walk wewnętrznych Rzymianie oddali Numidię Mauretanii. Słupy Melkarta – zwane również Słupami Heraklesa lub Herkulesa to starożytna nazwa skał położonych na kontynencie afrykańskim z jednej strony i europejskim z drugiej oraz znajdującą się pomiędzy nimi Cieśniną Gibraltarską. Mit powiązany z nazwą Melkarta wywodził się z legendy fenickiej, według której bóg Melkart-Baal miał wyrąbać mieczem przesmyk otwierający statkom drogę do kraju Kanar i Wysp Szczęśliwych. Nazwa związana z Heraklesem, ma związek z jedną z prac mitycznego herosa jaką było uprowadzenie wołów trzygłowego potwora Geriosa. Herakles dotarłszy do północno-zachodniej Afryki ustawił nad morzem dwa słupy – skały po południowej afrykańskiej stronie oraz północnej europejskiej. Żeglujący Morzem Śródziemnym w kierunku zachodnim, widzieli w oddali przed sobą skałę o dwóch ostrych szczytach. W miarę jak przybliżali się do nich, odnosili wrażenie że skały rozsuwają się i widać było cieśninę poszerzającą się aż do 14 km. Fenicjanie wierzyli, że to bóg Melkart rozsuwa przed nimi skały i pozwala wypłynąć na Morze Zewnętrze aby mogli dotrzeć do kraju Kanar i Wysp Szczęśliwych. Sofer – jeden z głównych bohaterów powieści, mentor i patron małego Elisara. W czasach biblijnych taką nazwą określano uczonego w piśmie Żyda, przepisującego święte pisma: Torę, Księgi Prawa Powtórzonego, teksty modlitewne, kontrakty przedmałżeńskie czy listy rozwodowe. Sofer był mistrzem kaligrafii hebrajskiej. Pergamin lub zwój przepisany przez sofera stawał się koszerny (tzn. nie posiadający najmniejszego błędu lub kleksa), przy czym musiał być napisany tetragramem czyli przy użyciu czterech hebrajskich liter oznaczających wg Starego Testamentu imię Boga (były to jod, he, waw i he). Przed napisaniem tetragramu sofer musiał odbyć kąpiel rytualną w mykwie. (Opracowanie historyczno-edytorskie przez Jawa48©; dokonano przez na podstawie źródeł własnych i encyklopedyczno-historycznych).
K o n i e c
Wasilij Jan – STATEK FENICKI
Opracowanie edytorskie: Jawa48©
163
Materiały na których oparto opracowanie, wykorzystano z pełnym
poszanowaniem praw autorskich i w przekonaniu, że stanowią źródło danych
o naszej kulturze i historii oraz że stanowią własność publiczną, a ich
rozpowszechnianie służy dobru ogólnemu.
Dokument w formacie *.pdf może być wykorzystany wyłącznie do użytku
osobistego bez prawa do dalszego obrotu i obiegu komercyjnego lub
handlowego i nie może być poddawany modyfikacjom bez zgody autora edycji.
Należy go traktować tak, jak książkę wypożyczoną do przeczytania.
Przeczytaj następną stronę!
Uwaga!!!
Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już
rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku
osobistego.
Nie wymaga zezwolenia twórcy przejściowe lub incydentalne
zwielokrotnianie utworów, niemające samodzielnego
znaczenia gospodarczego
Można korzystać z utworów w granicach dozwolonego użytku
pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz
źródła. Podanie twórcy i źródła powinno uwzględniać istniejące
możliwości.
Twórcy nie przysługuje prawo do wynagrodzenia.
Pliki można pobierać jeśli posiada się ich oryginał a pobrany
plik będzie służył jako kopia zapasowa.
Można pobierać pliki nawet jeśli nie posiada się oryginału, pod
warunkiem że po 24 godzinach zostaną one usunięte z dysku
komputera.
Szczegółowe postanowienia zawiera USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r. o
prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz Regulamin Świadczenia
Usług Drogą Elektroniczną Portalu Chomikuj.pl
Opracowanie edytorskie: Jawa48©