W LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA - granicenauki.pl fileKs. prałat Michał Heller ˚ zyk, kosmolog, ˚...

28
W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA Nr 12/2016 URODZINY KS. PROF. MICHAŁA HELLERA

Transcript of W LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA - granicenauki.pl fileKs. prałat Michał Heller ˚ zyk, kosmolog, ˚...

W 80 LATDOOKOŁA WSZECHŚWIATA

Nr 12/2016

URODZINY

KS. PROF. MICHAŁA HELLERA

ŻY

CZ

EN

IA

Ks. prałat Michał Heller

� zyk, kosmolog, � lozof

Szanowny Księże Profesorze,

w 80. rocznicę urodzin niech mi wolno będzie złożyć Księdzu Profesorowi

w imieniu własnym i wszystkich mieszkańców Tarnowa najserdeczniejsze

życzenia i podziękowania.

Oby prowadzone często pod tarnowskim niebem naukowe poszukiwania

punktów stycznych pomiędzy nauką a wiarą przynosiły kolejne owoce.

Niech kolejne dni będą źródłem radości, płynącej z poznawania świata,

który wciąż odkrywa przed nami swoje tajemnice.

We wstępie do jednej ze swoich książek pisał Ksiądz: „Nauka daje nam Wiedzę,

a religia daje nam Sens. I Wiedza, i Sens są niezbędnymi warunkami godnego

życia. I jest paradoksem, że obie te wartości często pozostają w kon� ikcie”.

Korzystając z tej jubileuszowej okazji, chciałbym Księdzu Profesorowi

podziękować za to, że od lat dostarcza nam Ksiądz Profesor argumentów

pozwalających ten kon� ikt między Wiedzą a Sensem przezwyciężać.

Czujemy się uprzywilejowani, że mając Księdza Profesora w Tarnowie,

możemy poznawać te racje na żywo o 10.30 u Maksymiliana.

z wyrazami szacunku

Roman Ciepiela

Prezydent Tarnowa

Roman Ciepiela

Bartosz Brożek 4 Myślenie według Hellera

Łukasz Kurek 7 Człowiek pogranicza

Michał Eckstein, Tomasz Miller 10 Wszechświat nieprzemienny

Mateusz Hohol 13 Subiektywny przewodnik po książkach Księdza Cogito

Historia słynnego listu 16 – fragment wywiadu rzeki z Michałem Hellerem

Jacek Prusak 18 Jedno powołanie

Łukasz Kwiatek 20 Nauka otwarta na wartości

Łukasz Lamża 22 Wpływ Michała Hellera na globalne ocieplenie

Janusz Mączka 25 Wakacyjne zapiski

WOJCIECH BONOWICZ, BARTOSZ BROŻEK

U pór, konsekwencja, samody-scyplina. Niby wiemy: nie sposób uprawiać nauki – ani jakiejkolwiek innej dziedziny

– jeśli się nie posiada którejś z tych cech. Podziwiamy wizjonerów, pochylamy się z uwagą nad owocami natchnienia, kiwamy ze zdumieniem głową i pytamy: „Jak byłeś w stanie tyle osiągnąć?!”. Jakby-śmy nie zdawali sobie sprawy, że wielka wizja często jest zwieńczeniem długich poszukiwań drogi do wyznaczonego celu, a osiągnięcia to rezultat wyrzeczeń i sys-tematyczności. Wiemy, czego potrzeba – ale jakże trudno aplikuje się tę wiedzę do własnego życia.Rok 1960. Michał Heller, wikary w pa-rafii Ropczyce, zostaje wezwany do tarnowskiej kurii. Kanclerz oznajmia mu nowinę: będzie mógł dalej studiować. Dla młodego księdza to wielkie wyróżnienie. Ale kiedy okazuje się, że władze kościelne chcą go posłać na pedagogikę, Heller niespodziewanie odmawia. „Przecież – dziwi się kanclerz – z pedagogiki miałeś eminenter?...” (najwyższą notę). „Ze wszystkiego miałem eminenter” – odpowiada młody ksiądz. „No to co byś chciał studiować?” „Z tego, co jest na KUL-u, to tylko filozofię przyrody”. Kanclerz każe udać się z tą prośbą do biskupa. Ten najpierw robi kandydatowi krótki egzamin, pytając m.in. o wzór na energię, a w końcu rzuca: „Do you speak English?”. „Yes, I do” – bąka zaskoczony Heller. „Dobrze – mówi biskup. – Idź na filozofię przyrody”.Scena ta wiele mówi o charakterze Mi-chała Hellera. Oto ktoś, kto nie ma natury buntownika, a jednocześnie potrafi się uprzeć przy tym, w co wierzy. Młody Hel-ler wierzy, że Kościół potrzebuje księży,

którzy będą znali – a jeśli się da, także uprawiali – nauki przyrodnicze. Co by się stało, gdyby nie przekonał biskupa? Praw-dopodobnie znalazłby inną drogę, żeby zrealizować cel, który sobie wyznaczył.Tak, Heller to człowiek konsekwentny i wiele od siebie wymagający. A do tego odważny – w dziedzinach, którymi się zaj-muje, jest typem outsidera, który wybiera ścieżki rzadko uczęszczane. W kosmolo-gii prowadzi poszukiwania nie tam, gdzie czyni to większość kolegów po fachu. Nie należy do żadnej filozoficznej szkoły, co więcej – na każdym kroku podkreśla, że najgorsze, co filozof może zrobić, to zamknąć się w sztywnym systemie my-ślowym. W teologii występuje przeciw wielowiekowej tradycji tomistycznej, przekonując, że uniemożliwia ona prawdziwy dialog między religią i nauką. W dodatku zawsze jest gotów zrewidować swoje poglądy, uznając, że sędzią w nauce, filozofii i teologii jest racjonalność (którą nazywa moralnością myślenia), a nie inte-lektualne mody, przekonania większości czy myślowe nawyki.A przecież przy tym wszystkim Michał nie przestaje być miłym, ciepłym człowiekiem, z którym przyjemnie jest porozmawiać, zjeść obiad, napić się wina. Więcej – obok którego miło jest posie-dzieć, nawet nic nie mówiąc. Świat przy nim wydaje się mieć więcej sensu, a roz-dzierające naszą rzeczywistość konflikty zdają się możliwe do zażegnania. Stąd pewnie nie tylko szeroki krąg jego współ-pracowników, ale także powodzenie jego książek i tłumy na jego wykładach.

Michale, w imieniu przyjaciół z „Ty-godnika Powszechnego” i z Centrum Kopernika, dziękujemy Ci za Twoją upartą i odważną obecność między nami. I Tobie, i sobie życzymy, aby trwała jak najdłużej, co najmniej jeszcze 102 lat! ©

3

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

Bezpłatny dodatek do „Tygodnika Powszechnego” nr 12/2016

redakcja: Łukasz Kwiatek, Bartosz Brożek projekt graf.: Marek Zalejski współpraca: Maja Kuczmińska, Wojciech Bonowicz, Michał Eckstein, Mateusz Hohol, Michał Kuźmiński, Tomasz Miller okładka: Marcin Bondarowicz Dodatek można znaleźć także pod adresem TygodnikPowszechny.pl/heller

partner wydania

PA

WE

Ł T

OP

OLS

KI

/ P

AP

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

GR

YN

A M

AK

AR

A

N onfundacjonizm – paskud-ne, trudne do wymówienia słowo, które nie brzmi do-brze po polsku. Można by

w zamian napisać „antyfundamenta-lizm”, gdyby pojęcie to nie miało tak wy-raźnych konotacji religijno-politycz-nych. A więc „nonfundacjonizm”, kon-cepcja, wedle której nasze myślenie po-

zbawione jest niewzruszalnych podstaw. Zaprzeczenie tego, o czym od wieków marzyli filozofowie. Przypomnijmy choćby wielki kartezjański projekt ufun-dowania ludzkiej wiedzy na absolutnie pewnych prawdach, które oczy naszej duszy widzą jasno i wyraźnie. Kartezjusz znalazł ten fundament w słynnym cogito ergo sum, ale znalazł po to tylko, by ko-

lejne stulecia miały z czego dworować. Choć między XVII wiekiem a współcze-snością poszukiwania fundamentów wiedzy nie ustawały, stawało się coraz bardziej jasne, że jedyną pewną rzeczą, którą o ludzkiej myśli można powie-dzieć, jest to, że nigdy nie będzie absolut-nie pewna. Podsumowują to dobrze dwie piękne XX-wieczne metafory.

Myślenie według HelleraBARTOSZ BROŻEK

Nie traktuj żadnych swoich przekonań jako dogmatów, a gdy wnioski przestaną pasować do świata,

przygotuj się na zmianę założeń.

5

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATAG

RA

ŻY

NA

MA

KA

RA

Myślenie bez fundamentówOtto Neurath porównuje ludzką wiedzę do statku, który znajduje się na środku oceanu i nie może zawinąć do żadnego portu; nie ma suchego doku, w którym dałoby się ów statek rozebrać i od pod-staw złożyć na nowo. Musimy go napra-wiać po kawałku, na pełnym morzu, sztukując kadłub tymi odłamkami drew-na, które są pod ręką. Z kolei Karl Popper twierdzi, że skomplikowana konstrukcja naszej wiedzy postawiona jest na palach wbitych w bagnisko; gdy konstrukcja za-czyna się chwiać, po prostu wbijamy pale nieco głębiej, bez żadnej gwarancji, że kiedykolwiek dotrzemy do dna.

Michał Heller jest zbyt wytrawnym fi-lozofem, by wierzyć w fundacjonistycz-ną utopię; ale jest też zbyt dociekliwym myślicielem, by zadowolić się pięknymi metaforami. W eseju „Przeciw fundacjo-nizmowi” pisze, że „argumentacje wy-stępujące w filozofii, a także w naukach, dałoby się w zasadzie ułożyć w taki ciąg, że na jego, powiedzmy, lewym końcu znalazłyby się argumentacje bez skła-dowej hermeneutycznej, a na jego pra-wym końcu – argumentacje bez skła-dowej logiczno-dedukcyjnej. (...) Argu-mentacje racjonalistyczne znajdowały-by się stosunkowo blisko lewego końca ciągu; argumentacje wizjonerskie odpo-wiednio blisko prawego końca. Istotną rzeczą jest, że żadna argumentacja filo-zoficzna, o ile tylko dotyczy nietrywial-nego twierdzenia filozoficznego, nie jest pozbawiona składowej hermeneutycz-nej”. I dodaje: „w zdrowej sytuacji ustala się rodzaj sprzężenia zwrotnego między wizją a logiczną argumentacją. Nawet jeśli ciąg rozumowań jest inspirowany wizją, to racjonalna argumentacja może wpływać na wizję, powodując jej korek-cje, a w krytycznej sytuacji – nawet jej od-rzucenie”.

Choć Heller mówi tu o argumenta-cji w filozofii i nauce, jego pogląd łatwo daje się odnieść do myślenia w ogóle. Nie jest ono fundacjonistyczne, bo nie polega na niezawodnym wnioskowaniu z nie-podważalnych przesłanek, ale na ciągłej grze wyobraźni i logiki, wizji i ciągów de-dukcyjnych wynikań. Nasze konstrukcje

myślowe nie są stawiane na solidnych fundamentach, ale na mniej lub bardziej trafnych hipotezach i domysłach. Rów-nocześnie myślenie nie jest pozbawio-ne struktury, bo nasze wizje – choćby te najbardziej szalone – poddać się muszą odpowiedniej obróbce, musimy wycią-gnąć z nich wnioski i krytycznie ocenić, czy warto przy nich trwać, czy też może lepiej je odrzucić.

Między wizją a logiką

Skąd bierze się wizja? Jak rodzą się hipo-tezy? Psychologowie często udzielają na te pytania wyrafinowanych odpowiedzi. Dla filozofów sprawa jest prostsza: to, co prowadzi nas do sformułowania hipote-zy – a więc tak zwany kontekst odkrycia – nie ma ostatecznie znaczenia. Liczy się raczej to, co – w tak zwanym kontekście uzasadnienia – z hipotezą zrobimy, czy wystarczająco solidnie będziemy się sta-rać ją potwierdzić (lub obalić). To odróż-nienie – odkrycia od uzasadnienia – jest jednak zbytnim uproszczeniem, przydat-nym może na sali wykładowej, ale bezu-żytecznym wtedy, gdy przyjdzie nam rozwiązywać prawdziwe problemy. One nie pojawiają się bowiem znikąd, ale mają swoją historię. „Musi być – podkre-śla Heller – jak w greckim dramacie: ja-kaś intryga, dzięki której zawiązuje się akcja, rozbudowują się różne wątki, któ-re konkurując, ale i splatając się ze sobą, tworzą problem”. Także nasze wizje – a więc hipotezy, które są odpowiedzią na dany problem – nie rodzą się w próż-ni. „Jest mitem, że się je po prostu wymy-śla. Nawet jeżeli czasem się tak zdarza, to tego rodzaju wydumane hipotezy na ogół nie mają większej wartości (...). W każdym pytaniu zawierają się, jeżeli nie sugestie pewnych odpowiedzi, to w każdym razie spektrum rozlicznych możliwości, kierunków badawczych, za-praszających do spenetrowania”.

Zatrzymajmy się przez chwilę przy tych stwierdzeniach. Nasze myślenie nie ma może trwałych fundamentów, ale ma relatywnie niezmienne tło, na które składają się uznawane przez nas teorie i przetestowane wielokrotnie sposoby

rozwiązywania różnego rodzaju proble-mów – to, co filozofowie nazywają „wie-dzą że” i „wiedzą jak”. Co więcej, do tego tła należy także historia naszych zmagań intelektualnych, w tym cały szereg hipo-tez i bardziej rozbudowanych koncepcji, które poległy w starciu z rzeczywistością. Ten „teoretyczny śmietnik” wcale nie jest bezwartościowy; przeciwnie, poraż-ki te są wielce pouczające i warto o nich pamiętać, po to choćby, żeby nie powta-rzać raz popełnionych błędów, by – pra-wem kontrastu – odnaleźć rozwiązanie bardziej skuteczne. Z tego wszystkiego nasz umysł korzysta, często nieświado-mie, gdy zmagamy się z jakimś teoretycz-nym lub praktycznym problemem. To tło stanowi inventorium naszej wyobraź-ni. Nie jest zatem prawdą, że twórcza wy-obraźnia jest całkowicie nieskrępowana, wolna w powoływaniu do życia najdziw-niejszych idei. Nie jest to prawdą nawet w literaturze. Wydawca pierwszych opowiadań Phillipa K. Dicka, Anthony Boucher, uważał, że kluczowa zasada pi-sarstwa science fiction i fantasy głosi: „Mo-żecie przyjąć tylko jedno podstawowe za-łożenie, z którego ma wszystko wynikać, możecie mieć jednego człowieka, który przenika przez ściany, ale nie wolno już wprowadzać drugiego, który jest niewi-dzialny”.

Jest to bardzo głęboka uwaga. Świat, w którym równocześnie istniałyby wróż-ki i przybysze z kosmosu, ludzie – ni-czym roboty – pozbawieni byliby emo-cji, a przy tym potrafili nawzajem od-czytywać swoje myśli, zaś prawa fizyki obowiązywałyby tylko w dni parzyste, byłby nie tyle dziwaczny, co w ogóle nie-zrozumiały. Wyobraźnia, która nie wyra-sta z tego, co wiemy o świecie, jest zupeł-nie bezużyteczna. Nawet te odkrycia XX--wiecznej fizyki, które powszechnie po-dziwiane są za wyjątkową oryginalność, jak ogólna teoria względności Einsteina czy równanie Diraca, wyrastały z dobrze określonego tła, na które składały się zarówno narzędzia matematyczne, jak i (często już odrzucone) koncepcje fizycz-ne. Rewolucje naukowe zmieniają nasz obraz świata, ale – wbrew swej nazwie – czynią to na drodze powolnej ewolucji. Skrajna oryginalność może być tylko jed-nym – zwykłym bełkotem. ģ

6

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

Mamy już zatem wizję – na podsta-wie istniejącej wiedzy formułujemy hi-potezę, która ma stanowić rozwiązanie stojącego przed nami problemu. Hipo-tezę tę trzeba teraz „opracować”. Heller uważa, że na tym etapie posługiwać się należy znanymi regułami logiki. Jest to, oczywiście, stosunkowo niekontrower-syjne w naukach przyrodniczych, gdzie z nowych hipotez wyprowadzić może-my przewidywania, które sprawdza się empirycznie. W innych dziedzinach sy-tuacja jest bardziej skomplikowana. Roz-ważmy przez chwilę wizję świata za-mieszkałego przez pozbawionych emo-cji ludzi-robotów. Jak wygląda ich życie? Jest ono zapewne realizacją fantazji bry-tyjskich utylitarystów: każdy człowiek--robot przeprowadza precyzyjny rachu-nek zysków i strat i wybiera takie działa-nia, które przynoszą mu największe ko-rzyści. Jednostki takie – jak pouczają sce-nariusze tworzone w ramach teorii gier – nie są zdolne do jakiejkolwiek trwałej współpracy. Mówiąc inaczej, z założenia, że ludzie nie posiadają emocji, nie kieru-je nimi ani współczucie, ani strach przed innymi, wynika, że nie potrafiliby oni ze sobą współdziałać, a zatem nie wytworzy-liby też żadnych reguł, do których w ich społeczności należy się stosować. A świat bez reguł to świat bez prawa, moralności, języka. Słowem – świat chaosu. Przykład ten pokazuje, że „opracowanie wizji”, wy-ciąganie wniosków z przyjętych założeń, nie zawsze jest prostą dedukcją i często musi korzystać z dodatkowych przesła-nek składających się na naszą „wiedzę tła” (w naszym przykładzie: z wyników uzy-skanych w teorii gier).

W Hellerowym „myśleniu o myśle-niu” stworzenie wizji i opracowanie jej – a więc sformułowanie hipotezy i wy-ciągnięcie z niej wniosków – to tylko pierwsze etapy długiego procesu. Kluczo-wą rolę odgrywa w nim inny mechanizm: konkluzje, do których dochodzimy, wpły-wają na przesłanki, od których zaczęli-śmy. Między przesłankami rozumowania (wizją) a wyprowadzonymi z nich wnio-skami zachodzi rodzaj sprzężenia zwrot-nego. Wnioski mogą wzmacniać prze-słanki (na przykład wtedy, gdy prowa-dzą do poprawnego przewidywania zja-wisk albo gdy okazują się spójne z innymi

uznawanymi przez nas za prawdziwe teo-riami), ale mogą je także osłabiać, prowa-dząc do ich modyfikacji lub wręcz odrzu-cenia. Myślenie nie jest zatem procesem jednokierunkowym, prowadzącym od przesłanek do wniosków, ale – mówiąc metaforycznie – ciągłymi negocjacjami między przyjętymi założeniami i uzyska-nymi wynikami. Jeśli fizyk testuje jakąś hipotezę, a wyprowadzone z niej konse-kwencje nie zgadzają się z obserwacją czy eksperymentem, to hipotezę trzeba zmie-nić – ale być może wystarczy ją zmody-fikować, a nie całkiem odrzucić. Gdy fi-lozof przedstawia złożoną argumentację za jakąś tezą i odkrywa, że prowadzi ona do absurdalnych wniosków, nie warto od razu rezygnować ze wszystkich przy-jętych założeń. Ważne jest nie tylko to, że się mylimy, ale także i to, na czym nasza pomyłka polega. Błędy nie są po prostu błędami, o których wypada szybko zapo-mnieć; przeciwnie, wskazują one często drogę do poprawnego rozwiązania.

Kłopot w tym, że logika, którą dyspo-nujemy, nie jest przystosowana do takich zapętleń. Filozof powie, że każda logika koduje pewną relację konsekwencji, czyli mówi nam tyle tylko: jeśli przyjmujesz te, a nie inne przesłanki, to jesteś zmuszony przyjąć także te, a nie inne wnioski. O ru-chu myśli w przeciwnym kierunku – od wniosków do przesłanek – znane nam logiki milczą. Stąd Heller postuluje kon-strukcję „logiki zapętleń”, stworzonej na wzór nieliniowych metod matematycz-nych, która umożliwiałaby opisywane wyżej sprzężenie zwrotne. Realizacja tego zadania jest ciągle przed nami.

Moralność myślenia

Myślenie, tak jak przedstawia je Heller, jest niebywale trudne. Wymaga ciągłego poszerzania wiedzy, czyli tła naszych in-telektualnych zmagań. Żąda jak najlep-szego, jak najbardziej wszechstronnego zrozumienia sytuacji problemowej, z któ-rą przyszło nam się zmierzyć. Zmusza do natężenia uwagi i dopomina się precyzji, bez której nie skontrolujemy ciągów de-dukcyjnych wynikań. Każe krytycznie patrzeć na poczynione ustalenia, raz po

raz upierając się, że z takim mozołem wy-pracowane konstrukcje myślowe trzeba po prostu odrzucić. Myślenie jest trudne, bo – po pierwsze – wymaga ogromnego wysiłku, znacznego wykorzystania na-szych ograniczonych zasobów poznaw-czych i energetycznych, które można by zużyć na inne, może przyjemniejsze cele; a po drugie – takie myślenie, jakie portre-tuje Heller, ma potężnych przeciwników, zarówno w naszych nawykach myślo-wych, jak i w mechanizmach emocjonal-nych, które sprawiają, że wolimy szybko zaakceptować półprawdę, niż powoli re-widować przyjęte założenia.

Czemu zatem podejmować ten trud? Po co się wysilać?

Wybór myślenia, mówi Heller, to wy-bór racjonalności. Z tej perspektywy wia-ra w niezachwiane fundamenty wiedzy, nadmierne przywiązanie do jednego sche-matu pojęciowego czy budowanie wizji świata w sposób niekontrolowany, bez udziału składowej dedukcyjnej, są prze-jawami irracjonalności.

Co ważne, „racjonalność i irracjonal-ność nie są tylko prywatnymi sprawami. Irracjonalność sieje spustoszenie nie tyl-ko na własnym podwórku; jest jak zaraź-liwa choroba: brak osobistej higieny ła-two przeradza się w epidemię. (...) Racjo-nalność jest moralnością myślenia, czyli po prostu częścią etyki. Niemoralność nie jest chorobą, lecz grzechem. Szaleństwo irracjonalności polega na tym, że grzech stawia się na miejscu Wartości”. Zatem myślenie według Hellera, choć nonfun-dacjonistyczne, pewien fundament jed-nak posiada: jest nim racjonalna metoda głęboko zakorzeniona w świecie wartości.

I jeszcze jedno: nasze myślenie ma to do siebie, że karmi się równocześnie abs-trakcją i konkretem, rozbudowaną teorią i przykładem. Bez konkretu myślenie by-łoby puste, a bez abstrakcji – ślepe. Hel-ler w sposób mistrzowski opisuje „myśle-nie bez fundamentów”, przedstawia wy-rafinowaną koncepcję, która niewątpli-wie pomaga nam lepiej zrozumieć naszą kondycję poznawczą. Ale równie ważne jest to, że Heller daje przykład, jak my-śleć, o czym nieraz przekonać mogli się słuchacze jego wykładów i czytelnicy jego książek. ©

BARTOSZ BROŻEK

ģ

7

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

Człowiek pogranicza ŁUKASZ KUREK

Filozofia i nauka, nauka i teologia, teologia i filozofia

– Michał Heller upodobał sobie przebywanie na granicach różnych dyscyplin.

I w znakomity sposób potrafi uporać się z niebezpieczeństwami, które tam czyhają.

W prowadzanie podzia-łów to jedna z najbar-dziej charakterystycz-nych cech myślenia.

Kategoryzacja nie tylko usprawnia dzia-łanie umysłu, porządkując ogromną ilość informacji, docierających do nas w każdej sekundzie, ale wręcz umożliwia myślenie, pozwalając spojrzeć na przed-miot z różnych perspektyw, by wyłonić jego istotę. Bywa ona jednak czasem za-wodna – lub trudna. Świadczy o tym my-ślenie stereotypami, gdy niesłusznie szu-fladkujemy kogoś do jakiejś kategorii. Dlatego uznajemy otwartość umysłu za zaletę. Choć, jak twierdzi psycholog Fritz Heider, ściśle rzecz biorąc, jest ona nie-możliwa ze względu na kluczową rolę, jaką wprowadzanie podziałów odgrywa w naszym myśleniu.

Ponad podziałamiJednym z dominujących wątków w twórczości Michała Hellera jest reflek-sja na pograniczu różnych dyscyplin – zwłaszcza filozofii, teologii, kosmologii i fizyki – co bez wątpienia wymaga otwartości umysłu. Choć dyscypliny te często odnoszą się do tych samych zja-wisk, różnie je kategoryzują. Co gorsza, nierzadko różnice w kategoryzacji są tak wielkie, że zdają się wykluczać odnalezie-nie wspólnego języka. Stąd też popularne są poglądy o niezależności lub konflikcie filozofii, teologii i nauk empirycznych. Niektórzy twierdzą – korzystając z termi-nologii zaproponowanej przez Thomasa Kuhna w „Strukturze rewolucji nauko-

wych” – że dyscypliny te funkcjonują w obrębie niewspółmiernych paradyg-matów, tak jakby pozwalały oglądać świat przez okulary o szkłach zabarwio-nych na zupełnie różne kolory.

Heller dostrzega możliwość racjonal-nego interdyscyplinarnego dialogu, choć wie również, że bywa on trudny i pełen subtelności. Wymaga bowiem nie tyl-ko biegłości metodologicznej, zwłasz-cza umiejętności posługiwania się róż-nymi poziomami językowymi, ale także zdolności wniknięcia w treść konkret-nych problemów. Często sprowadza się to do analizy historycznych lub współ-czesnych oddziaływań wszystkich tych dyscyplin.

Filozofia w nauceWyjaśnienie, czym jest nauka, wcześniej czy później musi odwołać się do różnicy pomiędzy teorią a eksperymentem. W potocznej wizji nauki fundamentem teorii naukowej są obserwacja i ekspery-ment. Jednym z ważniejszych osiągnięć współczesnej refleksji nad nauką jest jed-nak wyraźne ukazanie, że w nauce nie istnieją „nagie fakty”. Dane obserwacyj-ne są zawsze przesiąknięte teorią. Ozna-cza to, że naukowcy przyjmujący różne teorie mogą – mówiąc całkiem dosłow-nie – inaczej postrzegać ten sam przed-miot. Historia nauki dostarcza nam mnó-stwa przykładów takiej zbiorowej iluzji.

Całe wieki przed Kopernikiem chiń-scy uczeni rozprawiali o plamach na Słońcu. W tym czasie żaden europejski astronom nie wspomniał o nich w żad-

nym traktacie. Dlaczego? Powszechnie akceptowana koncepcja Arystotelesa mówiła o doskonałości – niezmienności – tzw. sfery nadksiężycowej, obejmującej gwiazdy i planety. Plamy słoneczne prze-czyłyby niezmienności tego obszaru ko-smosu. Dlatego aż do rewolucji koperni-kańskiej plamy słoneczne w Europie za-zwyczaj interpretowane były jako ruch różnych planet na tle Słońca.

Heller nie tylko dostrzega, że obserwa-cje są uteoretyzowane, ale idzie krok da-lej – głosi, że teorie naukowe są ufilozo-ficznione, czego jednym z przejawów jest tzw. migracja pojęć. Istnieje wiele pojęć granicznych, takich jak czas, przestrzeń czy przyczyna (w fizyce) lub świado-mość, percepcja, wola, pamięć, racjonal-ność (w naukach o umyśle), które prze-szły drogę z koncepcji filozoficznych do teorii naukowych, co wiązało się ze zmia-ną ich znaczeń. Następnie jednak poję-cia te wracały do filozofii, już rozumia-ne – po tym romansie z nauką – nieco inaczej niż wcześniej. Ten zachodzący w obu kierunkach proces mógł powta-rzać się wielokrotnie.

Poszukiwania filozoficznych wątków w nauce są jednak ryzykowne – łatwo tu-taj o błędy i nadużycia, zwłaszcza gdy nie jest się praktykiem, tylko biernym obser-watorem. Nowicjusz może nie dostrzec, że zwolennicy teorii naukowej, do któ-rej się odwołuje, ukrywają niewygodne dla nich fakty. Na krytykę można nara-zić się nie tylko ze strony naukowców, ale także filozofów – na przykład gdy filozofujący neurobiologowie i psycholo-gowie próbują rozwiązać problem wol-nej woli. Heller zauważa także, że ģ

8

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

PIERWSZA PODRÓŻ: czerwiec 1940Rodzina Hellerów trafiła do obozu pracy niedaleko Ałda-nu, we wschodniej Syberii. Najcięższy okres przypadł na lata 1941-42. Żeby prze-żyć, jedli nawet gotowaną

nać ziemniaków. Po powro-cie do Polski postanowili, że w Wielki Piątek będą jeść tylko to, co wtedy na Sybe-rii. Babcia przyrządziła więc zupę z naci ziemniaczanej i... wszyscy w domu się po-chorowali.

Czasoprzestrzeń Hellera 01

WIELKI WYBUCH: 13,8 mld LAT TEMU (+ 10-44 s) Właśnie wtedy miał miejsce hipote-tyczny Wielki Wybuch. Pierwsze 10-44 s po nim to owiana tajemnicą tzw. era Plancka. Kosmo-lodzy nie mają pojęcia, co wówczas działo się we Wszechświecie. Michał Heller razem z wie-loma innymi uczonymi stara się to wyjaśnić.

NA

SA

FR

EE

VE

CT

OR

NARODZINY 12 marca 1936 Jego ojciec, Kazimierz Hel-ler, był wdowcem z dwie-ma córkami z pierwszego małżeństwa, Kasią i Mary-sią, gdy poznał później-szą mamę Michała – Zofię. Zanim urodził się Michał, na świat przyszli Hania oraz Bolek (zmarł w dzie-ciństwie, jeszcze przed narodzinami Michała). Najmłodszym dzieckiem Państwa Hellerów była Basia.

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

„wśród filozofów przyrody, zwłaszcza wywodzących się z nurtu neotomistycz-nego, rozpowszechniona jest tzw. teoria nieprzecinających się płaszczyzn”. Głosi ona, że poznanie filozoficzne i naukowe „znajdują się na dwu, całkowicie odmien-nych, płaszczyznach epistemologicznych, posługują się różnymi metodami i operu-ją nieprzekładalnymi na siebie językami”.

Heller podaje jednak trzy przykładowe obszary problematyki typowej dla filozo-fii w nauce, odpowiadając tym samym na zarzuty zwolenników filozoficzno-na-ukowego izolacjonizmu. Są nimi: analiza wpływu idei filozoficznych na powstawa-nie i ewolucję teorii naukowych, poszu-kiwanie tradycyjnych filozoficznych pro-blemów uwikłanych w teorie empiryczne oraz filozoficzna refleksja nad niektórymi założeniami nauk empirycznych. Każdy z nich stanowi pole do popisu dla badaczy interdyscyplinarnych. Wymagają one jed-nak opuszczenia powstających naturalnie kolein myślenia, utartych przez postępują-cą specjalizację poszczególnych dyscyplin.

Między teologią a naukamiRównież refleksja na pograniczu teologii i nauk często polega na analizie pojęć gra-nicznych. Jednym z nich jest prawdopo-dobnie najważniejsze pojęcie greckiej filo-zofii, czyli logos, którego ewolucja znacze-

nia przebiegała dwukierunkowo. Teolo-gowie używają tego pojęcia w znaczeniu „słowo” lub „mowa” (np. w słynnym zda-niu „Na początku było Słowo”, utożsa-miając logos – słowo – z postacią Chrystu-sa). Z kolei naukowcy stosują pojęcia ta-kie jak „miara” czy „proporcja”, wywodzą-ce się z drugiej wiązki znaczeniowej poję-cia logosu.

Rozważania na pograniczu teologii i nauki (na przykład dotyczące pojęć gra-nicznych) mają dwa praktyczne cele. Pierwszym z nich jest uświadomienie naukowcom teologicznej doniosłości ba-dań empirycznych, zwłaszcza dotyczą-cych zjawisk religijnych. Drugi to ukaza-nie teologom wpływu osiągnięć nauko-wych na rozumienie religii.

Jedno i drugie łatwo przegapić. Jak jed-nak zauważa Heller w książce „Sens ży-cia i sens wszechświata”: „jednym z głów-nych problemów stojących przed teologią XXI wieku jest jej dialog z naukami przy-rodniczymi. Fakt, że wielka liczba teolo-gów (może nawet większość) nie dostrze-ga wagi tego problemu, świadczy jedynie o tym, że jest to problem naprawdę palą-cy. Zignorowanie go może zepchnąć teo-logię niedalekiej przyszłości na margi-nesy kulturowego życia ludzkości. Albo jeszcze wyraźniej – może włączyć teologię w ciągle dziś przybierający na sile nurt ir-racjonalizmu, zrównując ją tym samym z wieloma modnymi zabobonami. Nale-

ży więc problemowi dialogu teologii z na-ukami stawić czoło”.

Na pierwszy rzut oka próba nawiązania takiego dialogu to zadanie karkołomne, znacznie bardziej wymagające niż poszu-kiwania filozoficznych wątków w nauce. Dialog jest jednak konieczny, jeśli teolo-gia nie chce się narazić na zarzut bycia te-nisem intelektualnym rozgrywanym bez siatki.

Nie może to być oczywiście dialog bez-pośredni – nie ma mowy, by naukowcy dogadali się z teologami bez pośredni-ków-filozofów (co Heller ujmuje bardziej subtelnie, pisząc, że „nie ulega wątpliwo-ści, że istotnie aparat pojęciowy, język, metody i inne narzędzia badawcze nauki i teologii są odmienne i przenoszenie ich z jednej z tych dyscyplin do drugiej pro-wadziłoby do metodologicznej anarchii”). Refleksja filozoficzna, spojrzenie na cały problem „z lotu ptaka”, pozwoli na przy-kład dostrzec filozoficzne założenia obec-ne w nauce, które można porównywać z tezami teologicznymi.

W poszukiwaniu nowych rozwiązań

Karl Popper miał zwyczaj zaczynać zaję-cia polecając studentom, aby obserwowa-li, a następnie zapisywali rezultaty swoich obserwacji. Po pewnym czasie zdezorien-

Tarnów Lwów ałdan

ģ

9

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

1941 PIERWSZE TOWARZYSTWONie całkiem nauko-we. Ale dziecięcy gang w Ałdanie też wzbudzał respekt. Gangi miały swoje bazy i prowa-dziły regularne wojny. Walki odbywały się na patyki, kamienie i pię-ści. Kiedyś starsi chłop-cy z wrogiego gangu złapali Michała i po-bili go tak bardzo, że kilka dni musiał leżeć w łóżku.

MOJE UNIWERSYTETY 1946-1953Jeszcze w Rosji, bez chodzenia do pierwszej klasy, ukończył drugą i trzecią. Po powrocie do Tarnowa trafił od razu do piątej klasy (na zdjęciu). Dla-tego mawia, że wykształcenie ma niepełne podstawowe.

SEMINARIUM: OD 1953Chciał zostać „księdzem dla inteligencji”. To oj-ciec, wszechstronnie wykształcony inżynier, przekonał go, że brakuje wszechstronnie wykształ-conych duchownych, choć samego Michała od-wodził od wstąpienia do seminarium. Później dał za wygraną – stwierdził, że modlił się o syna, któ-ry będzie walczyć ze złem (stąd imię Michał), a Pan Bóg chwycił go za słowo.

ROPCZYCE 1959Zaraz po święceniach (26 kwietnia 1959 r.) ks. Michał chciał iść na przyrodnicze studia, jed-nak przypadek pokrzyżo-wał jego plany. Pojechał pomodlić się przy trum-

nie zmarłego właśnie biskupa Jana Stepy, gdzie spotkał go kanclerz kurii i wysłał na zastęp-stwo do parafii w Ropczycach, ponieważ tam-tejszy wikary miał ciężki wypadek. Chwilowe zastępstwo przedłużyło się na cały rok, dlatego Heller wyrobił sobie dewizę: „Swojego biskupa unikaj, nawet gdy jest w trumnie”. na zdjęciu: prymicje w Mościcach.

towani studenci pytali: ,,Ale co mamy ob-serwować?”. I o to właśnie Popperowi chodziło. Pokazywał w ten sposób, że ob-serwacja zawsze musi być jakoś ukierun-kowana. Na jej kierunek i zasięg wpływa wiele czynników, choćby nastrój, prze-męczenie czy też to, jak bardzo jest ona dla nas istotna. Rezultat obserwacji zale-ży także od naszych schematów myślo-wych i dostępnych sposobów kategory-zacji.

Arsenał naszych umysłowych sposo-bów uchwytywania zjawisk i proble-mów może się znacznie wzbogacić, gdy damy się poprowadzić lekturze dzieł Hel-lera na granice różnych dyscyplin. Podej-ście interdyscyplinarne ułatwia osiągnię-cie tego, do czego dąży wielu filozofów i naukowców, choć udaje się to jedynie nielicznym: stworzenie czegoś nowego. Pamiętajmy jednak, że refleksja na po-graniczu jest taktyką ryzykowną. Próba spojrzenia na kategorie dobrze utrwalo-ne w jednej dyscyplinie z perspektywy innej łatwo może się skończyć dotkliwą porażką.

Jak zauważa w tym kontekście Da-niel Dennett: „Wiem, że istnieje co naj-mniej dwóch prosperujących – no cóż, ledwo wiążących koniec z końcem – har-fistów jazzowych, ale próba wyrobienia sobie nazwiska graniem Beethovena na bębnach bongo to prawdopodobnie nie jest dobry plan”. Fakt ten zresztą pod-

kreśla również niejednokrotnie Heller. W książce „Bóg i nauka. Moje dwie dro-gi do jednego celu” przytacza on nastę-pującą anegdotę: ,,Pamiętam spotkanie w Krakowie poświęcone relacji nauki i wiary, w którym uczestniczyło około trzydziestu naukowców z różnych dzie-dzin. Jedną z uczestniczek była pobożna katoliczka, wykładowczyni jednej z ka-tedr studiów humanistycznych. W swo-im długim wystąpieniu twierdziła, że myśliciele tacy jak Fritjof Capra (autor «Tao fizyki»), Feyerabend i inni, propo-nując krytyczną wizję nauki, otworzyli nowe możliwości porozumienia nauki i religii. Wśród obecnych byli też fizycy. Po zakończeniu wystąpienia, bez zbędne-go owijania w bawełnę, wyjaśnili tej pani profesor, że wygłosiła stek bzdur. Było mi jej trochę żal. Nagle zdała sobie spra-wę, że chociaż wystąpiła w słusznej spra-wie, nie miała pojęcia o tym, co mówi”.

Niezwykłość prowadzonych przez Hel-lera rozważań na różnych granicach po-lega nie tylko na tym, iż potrafi on w wir-tuozerski sposób operować kategoriami pochodzącymi z bardzo różnych od siebie dziedzin, sprawiając przy tym wrażenie, że jest to proste. Bardziej istotne jest to, iż wzniesienie się ponad podziały dziedzi-nowe Heller potrafi wykorzystać tak, aby komponowane przez niego dzieła posia-dały charakterystyczną głębię. ©

ŁUKASZ KUREK

KWIATKI KS. HELLERA

Z jednej kieszeni do drugiej

W liceum i na studiach zaczytywałem się w książkach Michała Hellera. Jego samego miałem zaszczyt i przyjemność poznać w 2010 r. w Krakowie, podczas konferencji naukowej. W jej ramach odbywał się wykład popularnonaukowy Sir Rogera Penrose’a, przy okazji którego można było kupić książki obu wymienionych uczonych. Zauważyłem na stoisku nieznaną mi książkę Hellera, ale okazało się, że brakowało mi gotówki. Obok akurat przechodził sam Autor. Już wcześniej tego dnia zostaliśmy sobie przedstawieni. Teraz zatrzymał się przy stoisku i widząc, że chodzi o książkę jego autorstwa, zapytał: „Ile panu brakuje?”. Odpowiedziałem, że 10 zł, a Heller sięgnął do kieszeni i wręczając mi stosowny banknot, powiedział z uśmiechem: „Proszę, skoro kupuje pan moją książkę, to tak, jakbym sobie przekładał ten banknot z jednej kieszeni do drugiej”. Po czym odwrócił się i odszedł, zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować. ©

TOMASZ MILLER

10

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

HABILITACJA I KARTA PŁYWACKA 1969Na kolokwium habilitacyjne poszedł w ma-rynarce pożyczonej od szwagra – w swojej nie mógł, bo wylądował na niej talerz zupy szczawiowej z ryżem. Dzień przed obroną wybrał się na basen i – widząc ratownika – wyrobił sobie kartę pływacką.

KRAKOWSKA GRUPA KOSMOLOGICZNA: POCZĄTEK LAT 70.To młodzi studenci i doktoranci z kręgu ks. Hellera. Spotykali się regularnie przez kilkanaście lat. Efektem były prace nauko-we i anglojęzyczne czasopismo „Acta Cosmologica”, dostępne w obserwato-riach astronomicznych na całym świecie.

Czasoprzestrzeń Hellera 02

FILOZOFIA PRZYRODY NA KUL 1960–1965Jak mawia: „Jestem księ-dzem i naukowcem, ale mam tylko jedno powołanie”. By przekonać swojego biskupa, że nadaje się na studia z filo-zofii przyrody, musiał odpo-wiedzieć na trzy pytania. Co to jest herc? (Jednostka czę-stotliwości). Jaki jest wzór na energię? (Jest ich wie-le, ale biskup zadowolił się słynnym E=mc2). Wreszcie: Do you speak English? (Wy-starczyło: Yes, I do).

DOKTORAT 1966Choć był prefektem seminarium i przeszkadzało mu 300 kleryków, rozprawę przygotował w trzy miesiące. Pomógł specjalny system pracy. W jego gabinecie znajdowały się dwa stoły: jeden do załatwiania tysięcy spraw administracyjnych, drugi – do pracy naukowej, przy którym siadał w każdej wolnej chwili.

1967 DEBIUT W „TYGODNIKU POWSZECHNYM” A także pierwsze spory z redak-cją, która wykreślała zbyt trudne zwroty, takie jak „układ współ-rzędnych”. Ze zbiorów pierwszych

artykułów napisanych dla „Tygodni-ka” powsta-ła pierwsza książka prof. Hellera: „Wo-bec Wszech-świata” (1970).

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

A by lepiej zrozumieć idee leżą-ce u podstaw kosmologicz-nych modeli Hellera, warto przyjrzeć się naukowej dro-

dze, którą podążał. Fizyka i abstrakcyjna matematyka zawsze leżały w kręgu jego zainteresowań, uzupełniając wiedzę filo-zoficzną, nabytą w seminarium. Przejawi-ło się to w pracy doktorskiej ks. Hellera poświęconej cyklicznym modelom Wszechświata. Formalnie była to rozpra-wa filozoficzna, jednak jej związek z fizy-ką był na tyle silny, że zdecydowano się powołać na recenzenta jednego z najlep-szych specjalistów w dziedzinie ogólnej teorii względności – prof. Andrzeja Traut-mana. Pomimo obaw doktoranta, który fizykę poznał studiując samodzielnie pod-ręczniki akademickie, praca została oce-niona bardzo dobrze.

Pod koniec lat 60., aby pogłębić swoją wiedzę, Heller uczestniczył jako wolny słuchacz w studiach dziennych z fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wtedy

też obronił pracę habilitacyjną poświęco-ną zasadzie Macha w kosmologii (z grub-sza mówi ona, że kształt czasoprzestrzeni determinowany jest przez rozkład materii we Wszechświecie). Na jej podstawie Hel-ler opublikował swoje pierwsze „czysto fizyczne” artykuły naukowe. W tamtym czasie wokół Hellera powstała Krakow-ska Grupa Kosmologiczna, a jej założyciel wypromował trzech doktorów fizyki teo-retycznej.

Początek i kosmiczna ewolucjaUzyskawszy habilitację, w latach 70. Hel-ler prowadził intensywne badania na froncie kosmologii relatywistycznej, prze-żywającej wówczas swój złoty wiek.

Standardowym modelem była wtedy kosmologia Friedmanna, opisująca wiel-koskalową ewolucję Wszechświata wy-pełnionego uproszczoną formą materii zwaną – przez analogię z hydrodynami-

ką – „płynem doskonałym”. W hydrody-namice płyn doskonały opisywany jest zaledwie przez dwie wielkości fizyczne (ciśnienie i gęstość) i nie zachodzi w nim szereg „typowych” dla cieczy zjawisk, ta-kich jak przyklejanie się do ścianek naczy-nia czy tworzenie się wirów. W kosmolo-gii „płyn doskonały” dobrze nadaje się do modelowania prostych form materii, ta-kich jak pył czy promieniowanie. Heller wspólnie z Leszkiem Suszyckim i Zbignie-wem Klimkiem jako jedni z pierwszych rozważali w serii prac scenariusze ewo-lucji Wszechświata wypełnionego bar-dziej realistycznym typem materii (był to tzw. „płyn lepki” albo „niedoskonały”, czyli taki, który już przyklejałby się do ścianek naczynia). Okazało się, że w mo-delach tych udaje się niekiedy uzyskiwać obserwowaną przyspieszającą ekspansję Wszechświata bez wprowadzania ad hoc kłopotliwej stałej kosmologicznej.

Praca „Imperfect fluid Friedmannian co-smology” (Kosmologia Friedmanna z pły-

Wszechświat nieprzemienny MICHAŁ ECKSTEIN, TOMASZ MILLER

Michał Heller to nie tylko znakomity popularyzator nauki. To przede wszystkim rasowy uczony, który bada Wszechświat

wyrafinowanymi narzędziami matematycznymi.

11W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

JÓZEF ŻYCIŃSKI I OBI: OD LAT 70.

Razem organizowali interdyscypli-narne semina-ria, które

ściągały setki osób, i założyli Ośrodek Badań Interdyscypli-narnych. Miało być „Ośrodek Studiów Interdyscyplinar-nych”, ale Życiński się pomylił i zdobył pieczątkę ze złą nazwą. Łatwiej było zmienić nazwę niż pieczątkę, więc zostało OBI.

PODRÓŻE Z FILOZOFIĄ W TLE: OD LAT 70.Odwiedził wie-le krajów, jed-nak nigdy nie był w Afryce ani Amery-ce Południowej. Komunistyczne władze bardzo długo odmawia-ły mu paszportu. W pierwszą podróż udał się do Anglii, gdzie mieszkał jego wuj. Poznał wte-dy studenta Uniwersytetu Cam-bridge, Williama Stoegera (zm. 2014 r., na zdjęciu), z którym złączyła go wieloletnia przyjaźń.

INFLACJA PUBLIKACJI: OD LAT 90.Jak dotąd, Michał Heller opublikował ponad 1200 różnych tekstów: ksią-żek, artykułów naukowych, esejów, tekstów popularnonaukowych – i ani myśli przestać pisać. Wygłosił także setki wykładów i brał udział w dzie-siątkach konferencji i debat.na zdjęciu: z RichaRdem dawkinsem w pRogRamie BBc „god undeR the micRoscope”, BRno, 1996 R.

SEMINARIA PAPIESKIE: OD 1980Z inicjatywy Jana Pawła II w Watykańskim Obserwa-torium Astronomicznym w Castel Gandolfo odby-wały się interdyscypli-narne seminaria, na które zjeżdżali uczeni z całego świata. Na najwyższym poziomie były zarówno dyskusje, jak i kawa (naj-lepsza we Wszechświecie przed założeniem księ-garnio-kawiarni De Revo-lutionibus).

nem niedoskonałym) trzech uczonych za-sługuje na miano klasycznej i jest cytowa-na do dzisiaj.

Matematyczne struktury Wszechświata

Lata 80. przyniosły, oprócz kilkunastu dalszych prac kosmologicznych „główne-go nurtu”, pierwsze eksperymenty Helle-ra z bardziej abstrakcyjnymi strukturami matematycznymi, za pomocą których usiłował rzucić nowe światło na proble-my kosmologii.

Poszukiwania takich struktur zaprowa-dziły go w 1987 r. do Zbigniewa Żekanow-skiego i Wiesława Sasina, matematyków z Politechniki Warszawskiej zajmujących się tzw. przestrzeniami różniczkowymi. Przestrzenie te wprowadził 20 lat wcze-śniej inny warszawski matematyk – Ro-man Sikorski. Miały one służyć do opi-su obiektów geometrycznych, zawierają-cych różnego rodzaju „osobliwości” (np. kanty lub załamania), z którymi standar-dowa geometria sobie nie radzi. Heller ra-zem z Jackiem Gruszczakiem i Piotrem Multarzyńskim postanowili wykorzystać przestrzenie różniczkowe w kosmologii.

Według standardowego modelu ko-smologicznego Wszechświat rozpoczął się od stanu zwanego Wielkim Wybu-chem. Z matematycznego punktu widze-

nia jest to właśnie osobliwość, czyli ob-szar czasoprzestrzeni, w którym załamuje się standardowa geometria. Metody prze-strzeni różniczkowych pozwoliły zespo-łowi Hellera zajrzeć nieco głębiej w mate-matyczną naturę osobliwości.

W artykułach z tamtych lat Heller czę-sto wyrażał nadzieję, że nowe, abstrak-cyjne struktury matematyczne pozwo-lą włączyć do teorii względności efek-ty kwantowe, a w dalszej perspektywie skonstruować zunifikowaną kwantową teorię grawitacji. Doskonale zdawał sobie przy tym sprawę, że przestrzenie różnicz-kowe, choć znacznie wzbogacają arsenał geometrów i relatywistów, nie pozwolą osiągnąć tych celów. Wertując literaturę matematyczną, Heller natrafił wtedy na nową, bujnie rozwijającą się dziedzinę na styku geometrii i algebry – tzw. geometrię nieprzemienną.

Przestrzeń bez punktówIdeą leżącą u podstaw geometrii nieprze-miennej jest opis globalny. W dużym uproszczeniu polega on na tym, by za-miast skupiać się na samym obiekcie geo-metrycznym, przyglądać się raczej zbioro-wi funkcji, które można na nim zdefinio-wać. Mówiąc obrazowo, zamiast opisywać instrument muzyczny podając jego wy-miary, kształt i materiał, z którego jest wy-

konany, koncentrujemy się na repertuarze dźwięków, które może z siebie wydać.

Taki zbiór funkcji jest przykładem struktury matematycznej zwanej „alge-brą”. Elementy algebry można dodawać, odejmować oraz mnożyć (choć już nieko-niecznie dzielić).

W algebrze funkcji kolejność mnoże-nia jest dowolna: f × g = g × f, tak samo jak w przypadku zwykłego mnożenia liczb. Mówimy, że taka algebra jest „przemien-na”.

Okazuje się, że algebra funkcji na da-nym obiekcie pozwala odzyskać wszyst-kie jego punkty. Posługując się ponownie naszą muzyczną metaforą, można powie-dzieć, że repertuar dźwięków wydawa-nych przez jakiś instrument pozwala go w całości, co do atomu, zrekonstruować. Szczegóły procedury odzyskiwania obiek-tu geometrycznego z algebry wymagają jednak wyrafinowanej matematyki. Jeśli uda nam się ją oswoić, to równie dobrze możemy zapomnieć o samym obiekcie i uprawiać geometrię w czysto algebraicz-nym języku.

Możemy pójść jeszcze dalej, w pozor-nie absurdalnym kierunku i zapytać: co by się stało, gdyby mnożenie w na-szej algebrze „nie było przemienne”? Nie jest to czysta fanaberia, bowiem na algebrach nieprzemiennych opiera się cała mechanika kwantowa. Okazu-je się, że wciąż możemy sensownie ģ

12

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

NAGRODA TEMPLETONA 2008

Udzielił później mnóstwa wywiadów na całym

świecie. Jedna z rosyjskich gazet zatytułowała swoją rozmowę: „Katolicki ksiądz matematycznie udowodnił istnienie Boga”. na zdjęciu: Książę Filip wręcza prof. Hellerowi Nagrodę Templetona podczas uroczystości w Pałacu Buckingham, Londyn.

OD 2008CENTRUM KOPERNIKACałą nagrodę przezna-czył na ufundowanie Centrum Kopernika Badań Interdyscypli-narnych, instytucji integrującej naukow-ców zainteresowanych powiązaniami nauki, filozofii i teologii.Tak, wbrew powszechnej opinii, prawdziwe Centrum Kopernika mieści się w Krakowie.

PO 2008 INFLACJA NAGRÓDNagroda Templetona wywołała lawinę ko-lejnych wyróżnień i odznaczeń: dokto-raty honoris causa, honorowe obywatel-stwa licznych miast, nagrody literackie,

Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orde-ru Odrodzenia Pol-ski (2009), Super Wiktor Specjalny (2012), Medal św. Jerzego (2013, na zdjęciu), Order Orła Białego (2014)... Czekamy już chyba tylko na Oscara.

FILOZOFIA PRZYPADKUNawet jeśli życie ludz-kie składa się z serii przypad-ków, to przecież „przypadki i zjawi-ska losowe są wkomponowa-ne – bez luk i dziur – w Zamysł Boga, którego realizacją jest Wszechświat, w jakim żyje-my”.I LU ST R AC J E : A R C H I W U M K S. M IC H A Ł A H E L L E R A , A DA M WA L A N U S, C L I F F O R D S H I R L E Y/T E M P L E TO N P R I Z E . O R G , N A S AS

TAN

ISŁA

W R

OZ

DZ

IK D

LA „

TP

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

mówić o geometrii, ale będzie ona radykalnie inna od tej, którą poznaliśmy w szkole. Na przykład pojęcie punktu tra-ci tutaj swój sens.

Jako struktura matematyczna łącząca w sobie geometrię czasoprzestrzeni z nie-przemiennością świata kwantów, geome-tria nieprzemienna budzi wśród wielu fi-zyków nadzieję na unifikację ogólnej teo-rii względności i mechaniki kwantowej. Taką ścieżkę obrał też Michał Heller.

Poszukiwania trwająW roku 1995 ukazały się pierwsze „nie-przemienne” prace Hellera i Sasina.

Zgodnie z oczekiwaniami tak zmody-fikowana teoria czasoprzestrzeni zaczęła przejawiać pewne własności rodem z fi-zyki kwantowej, co stymulowało do dal-szych badań. Doprowadziły one do ukon-stytuowania się tzw. modelu grupoidowe-go. Jego dojrzała wersja została opubliko-wana w latach 2005-06 (w międzyczasie do zespołu dołączyli matematycy Leszek Py-siak i Zdzisław Odrzygóźdź), ale we wcze-snej formie model pojawił się już w pra-cy „Groupoid approach to noncommutative quantization of gravity” (Podejście grupo-idowe do nieprzemiennej kwantyzacji grawitacji) z 1997 r., napisanej wespół z belgijskim fizykiem matematycznym i filozofem Dominique’em Lambertem.

W ramach zaproponowanego modelu zespół Hellera uzyskał szereg ciekawych wyników. Gładka czasoprzestrzeń (taka, jaką posługuje się ogólna teoria względno-ści) nie jest czymś pierwotnym, lecz wyła-nia się z głębszej, nieprzemiennej struktury, podobnie jak realistyczny obraz na moni-torze powstaje z milionów kwadratowych pikseli. Co więcej, w modelu grupoidowym w naturalny sposób z czystej geometrii wy-

łania się materia. Stanowi to niespodziewa-ną realizację programu „geometrodynami-ki” nakreślonej w latach 50. przez słynnego amerykańskiego fizyka Johna Wheelera. Ponadto model zawiera analog równania Heisenberga – podstawowego równania mechaniki kwantowej. Rzuca też nowe światło na problem kolapsu funkcji falo-wej, który spędza sen z powiek fizyków od niemal stu lat.

Pomimo ciekawych własności, mo-del grupoidowy może się oczywiście okazać błędny – jak każda teoria fizycz-na; ostatecznym arbitrem jest tutaj eks-peryment. Niewątpliwie jednak, nawet w swojej obecnej formie, model Hellera spełnia rolę inspirującą – pokazuje, jak można myśleć o Wszechświecie. Sami jesteśmy tego dowodem, ponieważ pod wpływem prac Hellera zajęliśmy się tworzeniem „nieprzemiennych” modeli Wszechświata.

Na geometrii nieprzemiennej profesor Heller bynajmniej nie zakończył poszuki-wań pięknych struktur matematycznych zdolnych opisać Wszechświat. W ostat-nim czasie jego uwaga koncentruje się na teorii kategorii – nowoczesnej i bar-dzo abstrakcyjnej dziedziny stanowiącej ogólną teorię struktur matematycznych. Teoria ta, podobnie jak sam Michał Hel-ler, w zadziwiający sposób splata ze sobą matematykę, logikę, a nawet filozofię. ©

MICHAŁ ECKSTEIN, TOMASZ MILLER

ģ

Czasoprzestrzeń Hellera 03

KWIATKI KS. HELLERA

Groźna inflacjaDziało się to w czasie stanu wojennego. Opracowaliśmy wtedy z Michałem roz-maite modele kosmologiczne. W tam-tym czasie powstała modna do dzisiaj koncepcja inflacji – dramatycznie szyb-kiej ekspansji Wszechświata w jego niemowlęcym stadium. Pewnego dnia Michał zadzwonił do mnie z budki tele-fonicznej i zaczął opowiadać: „Słuchaj, to bardzo ciekawe! Jakichkolwiek nie wezmę parametrów, zawsze wychodzi mi inflacja!”. Na tym konwersacja zo-stała przerwana – bystry cenzor uznał, że lepiej aby obywatele nie rozmawiali o inflacji, choćby nawet kosmicznej. ©

JACEK GRUSZCZAK

13W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

Subiektywny przewodnik po książkach Księdza Cogito MATEUSZ HOHOL

Książki Michała Hellera towarzyszyły mi w latach szkolnych, podczas studiów, wreszcie w pracy naukowej. To naprawdę lektura dla każdego.

N ie mam ambicji do wiernego katalogowania czy choćby streszczania książek Michała Hellera. Cel stawiam sobie znacznie skromniejszy – opowiem o wybranych ideach, ucieleśnionych na kartach

niektórych z nich. Choć przewodnik ten jest subiektywny, po-staram się pokazać sieć powiązań różnych idei, do których Hel-ler wracał na przestrzeni dekad.

Doskonale pamiętam pierwszą lekturę, z czasów przełomu gimnazjum i liceum – „Rozmowy w nocy”. To króciutka ksią-żeczka – co pewnie odegrało kluczową rolę w jej wyborze – opa-trzona podtytułem wyjaśniającym jej genezę: „Rekolekcyjne zamyślenia o sobie i Wszechświecie”. Zaczyna się następującą formą literacką:

Trwasz / nachylony / nad swoim myśleniem // walczysz z nim // odrzucasz drogi / prowadzące donikąd / rozpozna-jesz je / zanim zrobisz pół kroku // rzeźbisz w tworzywie swoich myśli / szukasz kształtu / który jest w nich ukryty od zawsze / ciężar ci dech zapiera / odpadają bloki / pryskają odpadki / wiesz, że gdzieś za bezwładem / na pewno istnieje / kształt doskonałości // już go dotykasz / chcesz zamienić w słowo // i wtedy spokojnie / od nowa / góra urasta aż do nieboskłonu / wiesz, że ją pokonasz / ale jesteś sam // wstę-pujesz jak w śmierć / samotnie / lecz pełen nadziei.

Hellera znałem wtedy z opowieści ojca przede wszystkim jako naukowca, który w sposób przystępny, ale zarazem nie-trywialny pisze o Wszechświecie, a na dodatek pomieszku-je na tym samym krakowskim osiedlu, co my. Postanowiłem czytać dalej. Zaskoczeniem było dla mnie – przyzwyczajone-go do szkolnej demarkacji dziedzin wiedzy na te, „w których się pisze”, i te, „w których się liczy” – że kosmologia nie wyklu-cza pięknego stylu. Umysł ścisły może być zarazem umysłem humanisty-erudyty.

Poszukiwanie sensuZupełną nowością było również to, że podstawą filozoficznej refleksji mogą być teorie, o których słyszałem na lekcjach fizyki (prawdę mówiąc, nie byłem wówczas nimi zbyt zainteresowa-ny), oraz że mogą one motywować do rozważań teologicznych. Zagłębiając się w lekturę „Rozmów w nocy” po raz pierwszy na-tknąłem się na trudne pojęcie „zasady antropicznej”. W jednej wersji mówi ona, że „obserwujemy świat taki, jaki jest, bo w in-nych światach nie mogłoby nas być”. Gdyby parametry Wszech-świata były choć trochę inne, człowiek nie mógłby wyewolu-ować (niemożliwe byłoby w ogóle życie). Czy oznacza to, że Wszechświat jest nieprzypadkowy? Zasady antropiczne były w „Rozmowach w nocy” oczywiście tylko pretekstem do rozwa-żań o tym, że Wszechświat jest „subtelnie zestrojony”, że ma sens.

Słowo „sens” pojawiało się wielokrotnie. Chyba najlepszym tego przykładem jest książka o wzniosłym tytule: „Sens życia i sens Wszechświata”. Mówi ona o roli współczesnego nauko-wego obrazu świata w teologii. Profesor Heller podejmował ten temat w wielu innych pracach – „Nowej fizyce i nowej teolo-gii”, „Teologii i Wszechświecie” czy „Stworzeniu i począt-ku Wszechświata”. Wspólna jest w nich myśl, że konflikty między nauką i religią często rodzą się na linii nieprzystających do siebie siatek pojęciowych – wciąż tomistycznej teologii oraz matematyczno-eksperymentalnej fizyki.

Heller przekonywał, że refleksji filozoficznej domagają się również zagadnienia życiowe w najbardziej ścisłym sensie tego słowa. Jednym z ważnych wątków „Sensu życia i sensu Wszech-świata” są relacje między teorią ewolucji i chrześcijańską ideą stworzenia. Choć powagę problemu zrozumiałem dopiero wie-le lat później, czytając na temat fundamentalizmu religijnego i różnych odmian kreacjonizmu, pierwszy raz spotkałem się z podejściem, że biologia i religia nie są izolowanymi światami. Heller zastanawiał się nad kluczowymi zagadnieniami. Jak po-godzić sens Wszechświata oraz przypadkowość genetycznych mutacji? Dlaczego w sensownym Wszechświecie może istnieć cierpienie? Jak deterministyczne prawa przyrody mają się do ludzkiej wolności?

Życie okiem fizykaMichał Heller jest kosmologiem, a nie biologiem, ale tematyka ewolucjonizmu często gości na kartach jego książek. Przestaje to dziwić, gdy uświadomimy sobie, że ewolucja życia jest jed-nym z epizodów ewolucji całego Wszechświata. Choć na pozio-mie kosmicznym trudno mówić o doborze naturalnym, życie nie pojawiło się na Ziemi i nie zaczęło ewoluować wbrew pra-wom fizyki, ale dzięki nim. A prawa te wyrażone są w języku matematyki.

Opowiada o tym książka „Dylematy ewolucji” napisana przez Michała Hellera wspólnie z abp. Józefem Życińskim. Dowiedziałem się przede wszystkim, że procesy ewolucji ģ

14

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

biologicznej mogą być modelowane przy pomocy matema-tycznych układów dynamicznych (zapisanych w postaci rów-nań różniczkowych), które znalazły zastosowanie w termody-namice nieliniowej. Nauka potrzebowała jednak sporo czasu, aby do tego dojść. Początkowo termodynamika, której ojcami byli Nicolas Carnot i Ludwig Boltzmann, badała układy relatyw-nie proste, które można opisać przy pomocy równań liniowych (równanie jest liniowe, gdy suma jego rozwiązań sama stano-wi rozwiązanie tego równania). Układy takie reagują zwykle w prosty, łatwo dający się przewidzieć sposób na zmiany oto-czenia (np. po podniesieniu temperatury otoczenia również się ogrzewają) – nie zachodzą w nich jednak złożone procesy, które wiążemy np. ze światem biologicznym (po podniesieniu tempe-ratury otoczenia w świecie biologii zachodzi szereg złożonych przemian w skali życia pojedynczego organizmu, jak i w skali czasu ewolucyjnego).

Rozwój termodynamiki nieliniowej pozwolił na opisywanie układów tak złożonych, jak układy biologiczne. Okazało się, że w stanach dalekich od równowagi (to znaczy bardzo niestabil-nych, podatnych na zmiany warunków środowiskowych) mogą pojawiać się trwałe struktury w wyniku zmian zapoczątkowy-wanych przez drobne fluktuacje (np. niewielką zmianę w oto-czeniu układu). Struktury te są otwarte w tym sensie, że ciągle wymieniają energię z otoczeniem. Określa się je mianem dys-sypacyjnych. Stąd też według Hellera w kategoriach matema-tyczno-fizycznych „życie jest strukturą dyssypacyjną w stanie dalekim od równowagi”. Matematyka, będąca fundamentem Wszechświata, jest więc zarazem fundamentem sensu życia.

Stopień trudności moich lektur zaczął stopniowo rosnąć, ale zaczęły się również rozszerzać horyzonty.

Najwspanialszy wytwór kulturyEwolucja życia nie jest wcale ostatnim ogniwem ewoluującego Wszechświata. Na pewnym etapie ewolucji biologicznej pojawi-ła się ewolucja kulturowa, a jedną z ważnych dziedzin kultury jest nauka. O ewolucji nauki dowiedziałem się najwięcej w trak-cie studiów magisterskich z książki zatytułowanej „Szczęście w przestrzeniach Banacha”. Nie mówi ona tylko o powstaniu tytułowych struktur matematycznych – przestrzeni Banacha, którym poświęcony jest jeden z esejów – ale o tym, jak nauka rozwija się w ogóle.

W filozofii nauki od dawna obecne są dwa podejścia do tego zagadnienia. Pierwsze – nazwijmy je „racjonalnym” – doszukuje się wewnętrznej logiki w rozwoju nauki. Rzecznikiem takiego

poglądu był Karl Popper. Teorie naukowe powstają i giną; każda teoria, która nie zdaje doświadczalnych testów, ustępuje miejsca następnej. Nawet jeśli teoria nie zostanie sfalsyfikowana, zdarza się, że musi ustąpić miejsca nowej, bardziej ogólnej teorii, któ-ra wyjaśnia szerszą klasę zjawisk. Z drugiej strony zwolennicy innej koncepcji – określmy ją „socjologiczną” – twierdzą, że na-uka nie rozwija się wedle wewnętrznej dynamiki, ale zdana jest na łaskę starć grup naukowców. Odrzucenie teorii przypomina obalenie rządzącego niepodzielnie tyrana. Kolejne wielkie teo-rie wiążą się z rewolucjami naukowymi. Tego typu poglądy ko-jarzone są z osobą Thomasa Kuhna.

W „Szczęściu w przestrzeniach Banacha” Heller zapropono-wał, aby ewolucję nauki opisać wykorzystując teorię układów dynamicznych – tę samą aparaturę matematyczną, co w przy-padku ewolucji biologicznej. Jak pamiętamy, w stanach da-lekich od równowagi istnieć mogą stabilne, ale – z uwagi na podatność na fluktuacje – dynamiczne struktury. W rozwoju struktur (a teraz są nimi teorie naukowe) Heller wyróżnia dwa etapy: stany stacjonarne oraz przejścia fazowe. W pierwszym wypadku trajektoria ewolucji układu jest jasno określona. Dru-gim etapem jest przejście fazowe. Następuje ono, gdy szczegól-nie wrażliwy na fluktuacje układ wybiera jedną z kilku moż-liwych ścieżek ewolucyjnych. Wówczas znowu następuje do-brze określony etap stacjonarny. W tym kontekście Heller łączy „racjonalne” oraz „socjologiczne” podejście do rozwoju nauki: „rewolucje nie są wynikiem tajemnego spisku, lecz stanowią istotną część programu”. Co za tym idzie, Ksiądz Cogito poka-zuje, że w refleksji nad rozwojem nauki przydatne są zarówno metody „racjonalne” (gdy interesują nas stany stacjonarne, gdzie postęp dokonuje się metodą dobrze określonych kroków), jak i „socjologiczne” (gdy interesują nas spektakularne przejścia fa-zowe, które Kuhn określił jako zmiany paradygmatu). Matema-tyka może więc mówić także o ewolucji nauki.

Matematyczność świataTrudno o książkę Michała Hellera, w której nie rozwijałby on słynnego powiedzenia Galileusza, że „Księga natury zapisana jest językiem matematyki”. Szczególnie wnikliwe uwagi teore-tyczne na ten temat znalazłem w zbiorze artykułów „Filozofia i Wszechświat”. Dowiedziałem się przede wszystkim, że zda-niem Hellera matematyka nie jest tylko językiem, za pomocą którego badaczom czasem udaje się opisać przyrodę. Przypomi-na ona raczej software (komputerowe oprogramowanie), dzięki któremu przyroda może w ogóle funkcjonować. Heller często

FO

T.:

NA

SA

/ C

HA

RT

32

TE

AM

, G

RA

ŻY

NA

MA

KA

RA

, A

RC

H.

KS

. H

ELL

ER

A,

AD

AM

WA

LAN

US

//

MO

NTA

Ż M

AR

EK

ZA

LEJS

KI

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

ģ

15

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

pisze w tym kontekście o Matematyce (przez wielkie „M”), któ-rej struktury uchwycić może nasza, ludzka matematyka (przez małe „m”). Opis Wszechświata za pomocą języka ludzkiej ma-tematyki możliwy jest – jak przekonuje Heller – tylko dlatego, że Wszechświat jest w swej istocie matematyczny.

Po raz kolejny Heller zdaje się oferować trzecią drogę, odmien-ną od często powtarzanych propozycji. Zdaniem jednych – na-zywa się ich platonikami matematycznymi – matematyka jest odkrywana niczym nieznane dotąd lądy. Według konstrukty-wistów matematyka jest natomiast tworem ludzkich umysłów. Choć Heller sam deklaruje się jako zwolennik platonizmu, za-chowuje też coś z drugiego, bliskiego mi, stanowiska. Podkre-śla, że struktury ludzkiej matematyki, wykorzysujące ludzkie pojęcia i symbole, wykształcone w trakcie ewolucji kulturowej, wchodzić mogą w rezonans z odwieczną Matematyką.

Historię odkrywania przez uczonych kolejnych matematycz-nych struktur, które przyczyniły się do złamania szyfru natu-ry, profesor Heller przedstawił między innymi w książkach: „Uchwycić przemijanie”, która opisuje rozwój metod analizy czasu, „Filozofii przypadku”, opowiadającej m.in. o dziejach rachunku prawdopodobieństwa, oraz „Bogu i geometrii”, po-święconej długiej drodze, którą nauka musiała pokonać, by wy-pracować zmatematyzowane pojęcie przestrzeni. Heller poka-zuje, że nawet najbardziej abstrakcyjne idee współczesnej nauki mają swój długi kulturowy rodowód, często zakorzeniony w do-ciekaniach filozofów i teologów.

W tym kontekście wspomnieć muszę o jeszcze jednej książce. „Ostateczne wyjaśnienia Wszechświata” Michał Heller roz-poczyna przedstawieniem różnych współczesnych teorii fizycz-nych i kosmologicznych pretendujących do tytułowego miana „ostatecznych”. Dalej pokazuje jednak, że wiele z tych idei kiełko-wało znacznie wcześniej na przestrzeni dziejów ludzkiej myśli.

Piękny umysłKsiążki Hellera mają wiele poziomów. Wszystkie pisane są pió-rem naukowca, humanisty i erudyty obeznanego gruntownie nie tylko z aktualnym stanem wiedzy, lecz także z historią na-uki i idei. Posługuje się on zawsze przystępnym i oszczędnym językiem, który nie wprawia w nieprzyjemne zakłopotanie na-wet całkowitego laika. Sprawia to, że w zasadzie wszystkie książ-ki Księdza Cogito mają charakter popularnonaukowy. Jest to jednak tylko powierzchnia, pod którą kryją się głębokie prze-myślenia, a więc znak rozpoznawczy traktatów filozoficznych.

Filozofia w nauce nie jest wyłącznie sloganem, lecz realizo-wanym przez Księdza Cogito z wielką konsekwencją progra-mem badawczym. Swoją przygodę z książkami profesora Hel-lera zacząłem wiele lat temu od wiersza. Stosunkowo niedawno, współredagując jego książkę „Granice nauki”, zrozumiałem, że matematyka ma wiele wspólnego z poezją. ©

MATEUSZ HOHOL

Drogi Księże Profesorze Michale!

W dniu Twoich 80. urodzin dziękujemy Ci za dwie dziesiątki (z górą) książek, które w ciągu minionego półwiecza zechciałeś powierzyć Wydawnictwu Znak. Życzymy Ci nieustającej młodości ducha, niegasnącej ciekawości spraw ludzkich, światowych, wszechświatowych i Boskich.

Prosimy Cię, abyś nadal niestrudzenie odkrywał i naszym oczom i umysłom odsłaniał prawdy, których bez Twojej pomocy ani dostrzec, ani pojąć nie bylibyśmy w stanie!

Przyjaciele z Wydawnictwa i z Miesięcznika Znak

FO

T.:

NA

SA

/ C

HA

RT

32

TE

AM

, G

RA

ŻY

NA

MA

KA

RA

, A

RC

H.

KS

. H

ELL

ER

A,

AD

AM

WA

LAN

US

//

MO

NTA

Ż M

AR

EK

ZA

LEJS

KI

16

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

AR

CH

IWU

M K

S.

MIC

HA

ŁA H

ELL

ER

A

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

MICHAŁ HELLER:

Jan Paweł II zauważył, że z jego przemówieniem jest coś nie tak. „Ks. Heller w swoich książkach pisał inaczej” – stwierdził.

WOJCIECH BONOWICZ, BARTOSZ BROŻEK, ZBIGNIEW LIANA: Czy Jan Paweł II prosił Cię kiedyś o radę w jakiejś sprawie, na przykład w kwe-stiach relacji nauka–wiara? MICHAŁ HELLER: Nie. Natomiast tu i ów-

dzie w jego wystąpieniach widziałem na-wiązania do moich poglądów. Wiem, że śledził moje publikacje. Po jednej z piel-grzymek do Ameryki powiedział mi, że w czasie podróży czytał moją książkę „The World and the Word” (1986). „Żeby sobie poćwiczyć język angielski”, dodał.

A jaki był Twój udział w powstaniu słynnego listu do Coyne’a, który został ogłoszony w czerwcu 1988 roku? Cała sprawa wzięła się stąd, że papież

w związku z jubileuszem newtonow-skim i pierwszą konferencją PPT [„Fizy-ka, filozofia i teologia” – red.] postanowił wygłosić exposé, które miało być pierw-szą tak obszerną wypowiedzią papieską na temat relacji nauki i religii. Poprosił Coyne’a – poprzez Sekretariat Stanu, bo takie rzeczy idą zawsze drogą oficjalną – o pomoc w przygotowaniu takiego tekstu. I Coyne powołał zespół, który miał nad tym pracować. Spotkaliśmy się 28 maja 1987 r. w Pasierbcu, w ostatnim dniu konferencji newtonowskiej, którą organizowaliśmy z Życińskim. Oprócz Coyne’a w zespole znaleźli się Bob Rus-sell, Arthur Peacocke, Michael Buckley,

Bill Stoeger, Józek Życiński i ja. Obrady nie trwały długo: bez trudu doszliśmy do porozumienia, jakie wątki powinny zostać poruszone, a opracowanie tek-stu od strony językowej powierzyliśmy Michae lowi Buckleyowi. To skądinąd bardzo ciekawa postać – jezuita, w póź-niejszych latach autor fundamentalne-go dzieła o powstaniu ateizmu; zresztą na naszej konferencji też miał referat na ten temat. Buckley zrobił redakcję, my-śmy zaproponowali poprawki, trochę to trwało, ale w końcu Coyne dostał goto-wy tekst exposé i przekazał go do Sekreta-riatu Stanu. Tam stwierdzili, że tekst jest trochę za długi, zaproponowali, co skró-cić, i Coyne się zgodził.

Przyszedł dzień wygłoszenia exposé. Uroczysta audiencja, kardynałowie, kor-pus dyplomatyczny, siedzimy cali prze-jęci, no bo jednak po raz pierwszy papież wypowie się publicznie na temat, który nas niezwykle obchodzi.

Papież wychodzi, zaczyna czytać – i my słyszymy, że tekst jest zupełnie inny, w duchu takim strasznie tomistycznym, pokazuje, że nauka poszła w stronę ate-izmu, zupełnie wbrew temu, co napisali-śmy. Wróciliśmy do obserwatorium zała-mani. Na drugi dzień to, co papież czytał, ukazało się w „L’Osservatore Romano”. Olaf Pedersen siadł i na poczekaniu zrobił egzegezę tego tekstu, jakie tam są pomył-ki, zwłaszcza historyczne. A ja złapałem za telefon i zadzwoniłem do księdza Dzi-wisza, żeby mu powiedzieć, że coś jest nie tak, bo odczytany tekst nie był tym, który myśmy przygotowali.

Dziwisz był zaskoczony. Po godzinie oddzwonił z informacją, że papież pro-si, abyśmy tego wieczoru przyszli do nie-go na kolację – Coyne i ja. Z Castel Gan-

dolfo do Rzymu jest jakieś trzydzieści kilometrów. Pamiętam, że jechaliśmy długo, bo lał deszcz i były straszne kor-ki. I był jeszcze jeden problem: nie zabra-łem z Polski sutanny, bo w obserwato-rium nie była mi potrzebna. Jak tu bez sutanny iść do papieża na kolację? Coyne dał mi jakąś jezuicką, chyba należącą do Billa Stoegera. Zajechaliśmy do Watyka-nu, ciemno, deszcz leje, gwardziści salu-tują i prowadzą nas tylnym wejściem do windy. Wjeżdżamy na górę, stół czeka, nakrycia są cztery – i wchodzi papież. Jak mnie zobaczył, od razu mówi: „O, do je-zuitów ksiądz Michał wstąpił?”. Na na-stępne kolacje u papieża chodziłem już w koloratce.

Zaczęliśmy rozmawiać o tekście wy-stąpienia. Papież mówi: „No właśnie, czytając ten adres na audiencji, zauwa-żyłem, że coś jest nie tak, bo ksiądz Heller w swoich książkach pisze inaczej”. Coy-ne przedłożył papieżowi listę błędów historycznych, które wykrył Pedersen. Kolacja trwała z godzinę, półtorej może, w końcu papież mówi, że zastosujemy zasadę rzymską „od papieża źle poinfor-mowanego do papieża dobrze poinfor-mowanego” (dal papa male informato al papa bene informato) i wygłoszony tekst uznamy za niebyły. „Ale on już jest ogło-szony w »L’Osservatore Romano«”, mó-wimy. A papież: „Nie przejmujcie się, nikt tego nie czyta”.

I co było dalej?Papież postanowił, że napisze specjal-

ny list do Coyne’a, który będzie listem oficjalnym...

...czyli dokumentem trochę niższej rangi.

Historia słynnego listu

Ks. Michał Heller z Janem Pawłem II

17

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

AUTORZY W 80 LAT...

▪ WOJCIECH BONOWICZ, poeta, dziennikarz i publicysta, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”

▪ PROF. BARTOSZ BROŻEK, filozof, kognitywista i prawnik, pracuje w Katedrze Filozofii Prawa i Etyki Prawniczej UJ, członek Centrum Kopernika

▪ PROF. JACEK DĘBIEC, psychiatra, filozof, pracuje na University of Michigan, Ann Arbor, członek Centrum Kopernika

▪ DR MICHAŁ ECKSTEIN, fizyk i matematyk, pracuje w Instytucie Matematyki UJ, członek Centrum Kopernika

▪ PROF. MAŁGORZATA GŁÓDŹ, fizyk, pracuje w Instytucie Fizyki PAN, współpracuje z Centrum Kopernika

▪ DR JACEK GRUSZCZAK, fizyk, pracuje w Instytucie Fizyki Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN, członek Centrum Kopernika

▪ DR MATEUSZ HOHOL, kognitywista, adiunkt w Zakładzie Logiki i Kognitywistyki IFiS PAN, członek Centrum Kopernika

▪ DR ŁUKASZ KUREK, filozof i prawnik, pracuje w Katedrze Filozofii Prawa i Etyki Prawniczej UJ, członek Centrum Kopernika

▪ ŁUKASZ KWIATEK, filozof, redaktor działu naukowego „Tygodnika Powszechnego”, członek Centrum Kopernika

▪ DR ŁUKASZ LAMŻA, filozof, redaktor działu naukowego „Tygodnika Powszechnego”, członek Centrum Kopernika

▪ KS. PROF. JANUSZ MĄCZKA, filozof, dziekan Wydziału Filozoficznego UPJPII, członek Centrum Kopernika

▪ TOMASZ MILLER, matematyk i fizyk, doktorant na Wydziale Matematyki i Nauk Informacyjnych Politechniki Warszawskiej, członek Centrum Kopernika

▪ KS. DR HAB. TADEUSZ PABJAN, filozof, pracuje w Tarnowskiej Sekcji Wydziału Teologicznego UPJPII, członek Centrum Kopernika

▪ DR JACEK PRUSAK SJ, psycholog, członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”, prorektor Akademii Ignatianum

▪ PROF. JAN WOLEŃSKI, filozof i logik, pracuje na UJ oraz w Wyższej Szkole Zarządzania i Informatyki

Niższej rangi, ale jednak. To, co zosta-ło ogłoszone z datą 1 czerwca 1988 roku, to jest skrócona wersja naszej propozycji, która została zatwierdzona przez Sekre-tariat Stanu, wpłynęła na biurko papieża i której on nie wygłosił.

A kto napisał to, co zostało wygłoszo-ne?Nie mam pojęcia. Papież zapowiedział

nam, że tamto wystąpienie nie zostanie ogłoszone w „Acta Apostolica”.

Czyli odebrano mu rangę oficjalnej wy-powiedzi papieskiej.A list do Coyne’a został opublikowany.

Myśleliśmy, że na tym sprawa się zakoń-czy, ale takiej sensacji nie dało się utrzy-mać w tajemnicy.

Zbyt wielu ludzi było świadkami tamtego unieważnionego wystąpie-nia. Całą historię opisano między in-nymi w „The Tablet”. Przez długi czas milczeliśmy z Coyne’em na ten temat, ale teraz to już nie ma sensu. Nawiasem mówiąc, zachowałem kopie wszystkich wersji listu z kolejnych etapów jego po-wstawania.

A w przypadku encykliki „Fides et ratio”? Czy też miałeś jakiś udział w jej tworzeniu?Nie miałem żadnego udziału.

Można odnieść wrażenie, że wstęp na-pisany jest w stylu Życińskiego. Mogę powiedzieć, że pod jednym

względem ta encyklika ma ogromne zna-czenie – mianowicie tytuł jest doskonały. Ten tytuł jest powtarzany przez wszyst-kich, nawet tych, którzy nie czytali i nie będą czytać dalej.

A list do Coyne’a był czytany?List do Coyne’a odbił się szerokim

echem, szczególnie wśród uczonych. Ciekawe jednak, że w następnych do-kumentach papieskich na temat relacji nauki i wiary nie był cytowany, podczas gdy wiele innych dokumentów cytowa-no. Dopiero w późnych tekstach oficjal-nych pojawiły się jakieś nawiązania.

Nawiasem mówiąc, z Watykanu jesz-cze tylko raz poproszono mnie o konsul-tację.

To już było po śmierci Jana Pawła II. Byłem akurat w Obserwatorium Waty-kańskim i ktoś z kurii, poprzez Papieską Akademię Nauk, zwrócił się do mnie z prośbą, żeby podsunąć mu kilka my-śli, które papież Benedykt XVI mógłby zawrzeć w liście z okazji rocznicy ko-pernikańskiej. To miał być list adreso-wany do któregoś z biskupów, o ile pa-miętam, jeszcze mniejszej rangi niż list do Coyne’a. Zaproponowałem kilka sfor-mułowań, które wydały mi się ważne. To miał być z założenia krótki tekst, jakieś pół strony. Za jakiś czas zobaczyłem ten list w prasie i nie było tam ani jednej my-śli z tych, które proponowałem. To był standardowy, ogólnikowy dokument, podczas gdy ja napisałem bardziej pro-blemowo. Czyli – urzędnicy robią swoje. Jak wszędzie. ©

Rozmawiali WOJCIECH BONOWICZ,

BARTOSZ BROŻEK, ZBIGNIEW LIANA

Rozmowa jest fragmentem wywiadu rzeki „Wierzę, żeby zrozumieć”. Książka ukazała się nakładem SIW Znak i CCPress. Dzięku-jemy wydawcom za udostępnienie frag-mentu.

KWIATKI KS. HELLERA

Zabieranie czasuZa każdym razem, kiedy odwiedzam ks. Michała Hellera – staram się nie robić tego zbyt często, ale czasem nie ma innego wyjścia – mam wyrzuty sumienia, że niepotrzebnie zajmuję czas komuś, kto jest tytanem pracy, i kto w sposób perfekcyjny wykorzystuje każdą wolną chwilę. Kiedyś, może w 2010 r., wszedłem do mieszkania księdza Michała. Zastałem go w kuchni, siedział nad patelnią jajecznicy, chyba z dodatkiem smażonej cebulki. Zawartość patelni była podzielona na połowę. „Tyle wystarczy – zawyrokował Heller – reszta będzie na kolację”. „Przepraszam, że ci zabieram czas, ale...” – zagaiłem jak zwykle, lecz Michał przerwał mi z szelmowskim uśmiechem: „Nie zabierasz mi czasu, bo ja nie mam czasu”. No przecież. Jak można komuś zabrać coś, czego on nie ma? © TADEUSZ PABJAN

18

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

K iedyś ks. Hellerowi zdarzyło się podszyć pod jezuitę. Przyszedł na spotkanie z polskim papieżem w Ca-stel Gandolfo w pożyczonej jezuickiej sutannie, na co zaskoczony Jan Paweł II zwrócił się do niego:

„O, do jezuitów ks. Michał wstąpił?” (zobacz str. 16–17). Nie byłoby to aż tak nieprawdopodobne – ks. Heller z jezuita-

mi od dawna blisko współpracuje i ma wśród nich wielu przyja-ciół – zwłaszcza w Watykańskim Obserwatorium Astronomicz-nym, gdzie kiedyś dyrektor tej instytucji, jezuita George Coyne, próbował zatrzymać go na stałe.

Przede wszystkim jednak działalność ks. Hellera doskonale wpisuje się w to, co w kulturze Zachodu nazywane było „na-uką jezuicką”. A on sam jest dla mnie chodzącym przykładem duchownego, który zdał „test Ksawerego”.

Głosić kazania i obserwować nieboJeden z najgłośniejszych listów w historii jezuitów, a nawet mi-sji katolickich w ogóle, został wysłany z Indii do Rzymu przez absolwenta Sorbony, magistra Franciszka Ksawerego. Pełen za-pału, w obliczu piętrzących się trudności, napisał w nim (15 stycznia 1544 r.): „Często miałem ochotę znaleźć się na uni-wersytetach Europy, a szczególnie w Paryżu, i głośno jak szale-niec wołać do tych, którzy mają więcej wiedzy niż dobrej woli ku jej pożytecznemu zastosowaniu, aby wiedzieli, ile tu dusz traci niebo i idzie do piekła przez ich niedbalstwo. Gdyby wraz z nauką literatury zechcieli studiować rachunek, jakiego zażąda od nich Bóg za dane im talenty, to niejeden odczułby potrzebę odprawienia »Ćwiczeń duchowych«, które by ich doprowadzi-ły do zrozumienia woli Bożej i poddania się jej wbrew własnym skłonnościom. Wtedy wołaliby do Boga: »O Panie! Oto jestem! Co chcesz, abym uczynił? Poślij mnie, dokąd chcesz, nawet do Indii«. O ileż więcej spokoju zaznaliby w życiu i ileż więcej mie-liby nadziei na miłosierdzie Boże w chwili skonania, gdyby mo-gli powiedzieć na Boskim sądzie, któremu musi podlegać każdy zrodzony człowiek: »Domine, quinque talenta tradidisti mihi, ecce alia quinque superlucratus sum« (Panie, przekazałeś mi pięć talen-tów, oto drugie pięć talentów zyskałem)”.

Ksiądz Michał na pewno umie dobrze liczyć i prowadzi swój rachunek sumienia przed Bogiem, w którym jest miejsce nie tylko na relacje przyczynowo-skutkowe, ale i miłosierdzie. Nikt

chyba nie ma wątpliwości, że danych mu talentów nie zmarno-wał. Abstrahując od słów o losie ludzi pozbawionych Ewangelii, których nie można już dzisiaj rozumieć dosłownie, list Ksawe-rego jest prawdziwym testem dla każdego duchownego, który nie pracuje bezpośrednio w duszpasterstwie.

Chociaż do Jubilata mówi się najczęściej „Księże Profesorze”, pierwszy człon nie jest zwykłą uprzejmością wobec filozofa i ko-smologa, który nosi koloratkę.

Ksiądz Heller nie obnosi się ze swoim kapłaństwem, ale nie traktuje go również jako swojego drugiego zawodu. Mówi o so-bie „jestem księdzem naukowcem, ale mam tylko jedno powo-łanie”. Jest księdzem nie dlatego, że jest teologiem. Jest nim, bo odkrył, że jego „Indie” są nie nad Gangesem, tylko na nieboskło-nie, a ci, którzy nie słyszeli Ewangelii – lub ją słyszeli, ale pragną jej więcej – bywają świetnie wykształceni i nie muszą mieszkać w nędzy. Jego misją stało się przebywanie w tych światach i na ich granicach. Z tradycyjnej ambony jednak nie zrezygnował, co więcej, niedzielne kazania w kościele św. Maksymiliana Kol-bego w Tarnowie stały się jego duszpasterskim żywiołem. Jak sam podkreśla: „Kaznodzieją nie można być tylko wtedy, gdy przygotowuje się kazanie i potem je wygłasza; kaznodziejstwo to »sposób życia«, w który wkomponowuje się lekturę, medyta-cję, obserwowanie życia i uczestniczenie w nim”. Poważnie po-traktowane zmusza do rozwoju, bo „głoszenie kazań to wielka sztuka i – jak to zawsze ma miejsce w uprawianiu sztuki – na-leży nieustannie mierzyć coraz wyżej”. Popularność rekolekcji i kazań ks. Hellera wskazuje, że udaje mu się ten pułap zwięk-szać, nie mówiąc ponad głowami wiernych.

Intelektualista KościołaTestament duchowy pozostawił mu ojciec, kiedy myśląc o synu kapłanie zasugerował mu, aby był „księdzem dla inteligencji”. Misyjne powołanie księdza Hellera to bycie intelektualistą Ko-ścioła na współczesnych areopagach. Chociaż coraz częściej mówi się, że misja intelektualistów już się wypaliła, że słowo to ma tylu krytyków, iż można by się zastanawiać, dlaczego ktoś w ogóle miałby chcieć nim być, skoro w obecnym świecie liczą się wyłącznie specjaliści – ks. Heller nie poddaje się ani trendom, ani pesymistycznym nastrojom. Można być intelektualistą w wersji populistycznej, ideologicznej, fundamentalistycznej

Jedno powołanieJACEK PRUSAK SJ

Michała Hellera uważam za idealny przykład naukowca-jezuity. Mimo że do jezuitów wcale on nie należy.

19

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

i mądrościowej. W pierwszym przypadku cho-dzi o osobę, której wykształcenie przewyższa jej inteligencję. W drugim o tego, komu płaci się za moralizowanie („żyje z idei, ale nie dla nich”). W trzecim o „wyznawcę”, który za cno-tę bierze intelektualny analfabetyzm i utożsa-mia go z pobożnością. Profesor Heller do żad-nej z tych grup nie należy. Od początku swojej formacji kapłańskiej umiał się oprzeć pokusie traktowania studiów teologicznych jako „ko-ścielnej zawodówki”. Pasja prawdy, objawiają-ca się w zainteresowaniach nietypowych dla „przeciętnego” duchownego, a więc w zamiło-waniu do nauk ścisłych (matematyki i fizyki) sprawiła, że wyrobił w sobie nawyki myślowe godne naśladowania przez każdego księdza. Nie każdy musi się zajmować teologią nauki, ani samą nauką, ale na przykładzie księdza Hellera sprawdzają się słowa wyniesionego na ołtarze konwertyty kardynała Johna Henry’ego Newmana. W kazaniu wygłoszonym 7 lipca 1826 r. powiedział: „Niektóre z nawyków myślowych, ukazanych w Biblii jako rzecz miła Bogu, są nawykami koniecznymi do osiągnięcia sukcesów w ba-daniach naukowych, a bez nich nie da się poszerzyć zakresu na-szej wiedzy”. Kształtowanie takich nawyków popularyzuje ksiądz Heller zarówno wśród swoich studentów, jak i czytelni-

ków. Asceza intelektu jest warunkiem ko-niecznym nie tylko dla rozwiązania problemu matematycznego – potrzebna jest też w głosze-niu Ewangelii. Bez refleksji duchowni skazani są na głoszenie samych siebie, a nie przesłania Jezusa, zaś sama modlitwa – jak przestrzegała św. Teresa Wielka – nie wystarczy!

Credo Kiedy współprowadziłem wywiad rzekę z przyjacielem ks. Hellera, prof. Janem Woleń-skim, swój stosunek do religii i tego, do czego ona się odnosi, podsumował jednym zdaniem: „Wierzę w to, co potrafię zrozumieć”. Credo Księdza Hellera brzmi inaczej: „Wierzę po to, żeby zrozumieć cokolwiek”, ale to, co chce zro-zumieć z Objawienia, wyraża Pawłowym

stwierdzeniem: „Bóg Jezusa Chrystusa”. Dla każdego księdza tu zaczyna się i kończy przygoda z teologią i nauką – nie oznacza to jednak końca poszukiwań. To „tylko” drogowskaz, jak poru-szać się w logosferze, i świadectwo dojrzałego kapłaństwa.

Po zabawnym incydencie z Janem Pawłem II ks. Heller już nigdy nie założył jezuickiej sutanny. Ale ja jestem przekonany, że w sercu jest również jezuitą! ©

R E K L A M A

Ksiądz Heller nie obnosi się ze swoim

kapłaństwem, ale nie traktuje go

również jako swojego drugiego zawodu.

Mówi o sobie „jestem księdzem naukowcem, ale mam tylko jedno

powołanie”.

20

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

C harles Percy Snow był rzadkim przypadkiem człowieka łączą-cego humanistykę i naukę. Z wykształcenia był fizykiem

(miał doktorat i prowadził badania na uniwersytecie), lecz z powołania pisa-rzem – autorem dobrze przyjmowanych powieści. Ta podwójna działalność dopro-wadziła go do ponurej diagnozy, którą przedstawił w 1959 r. w głośnym wykła-dzie wygłoszonym na Uniwersytecie w Cambridge. Stwierdził, że pomiędzy światem literackim i środowiskiem na-ukowym nastąpił intelektualny rozłam, i to na tyle silny, że spowodował wyłonie-nie się dwóch odrębnych kultur: nauko-wej i humanistycznej (literackiej; ludzi tradycyjnie uznawanych za intelektuali-stów).

Snow nie miał na myśli ukształtowa-nia się dwóch konkurencyjnych i ściera-jących się wizji świata – takie starcia ro-dziłyby twórcze napięcia i inspirowały do dialogu. Mówił wręcz o powstaniu dwóch odrębnych galaktyk, których mieszkańcy nie tylko się nie rozumieją, ale już nawet nie próbują się zrozumieć – bo przestali się ze sobą komunikować.

Różnice pomiędzy jednymi i drugimi były głębsze niż to, że w księgarniach i bibliotekach poszukiwali innych auto-rów. Pierwsi czytali Szekspira i Dickensa, drudzy prace Einsteina i Bohra; gdy jed-ni i drudzy sięgali po dzieła spoza swo-jej kulturowej galaktyki, to nie tylko ni-czego w nich nie rozumieli, ale wręcz nie potrafili w nich dostrzec niczego godne-

go uwagi. To nie były wyłącznie różnice w gustach – kryły się za nimi całkowicie różne wrażliwości i odmienne systemy wartości.

Wystąpienie Snowa było nie tylko dia-gnozą interesującego zjawiska kulturo-wego – to było bicie na alarm przed kata-strofą, która groziła całemu życiu społecz-nemu. Jeśli rozłam dwóch kultur miałby się pogłębiać, jako pierwsi straciliby na-ukowcy, którzy przestaliby być zrozumia-li dla szerszych kręgów społecznych. A to z kolei nie wróżyłoby najlepiej intelektu-alnej kondycji przyszłych pokoleń.

Narodziny trzeciej kulturySwoje przemyślenia Snow ogłosił rów-nież w książce „Dwie kultury i rewolucja naukowa”; jej pierwsza edycja zionęła pe-symizmem, ale w drugiej (z 1963 r.) zapo-wiedział wyłonienie się trzeciej kultury, wywodzącej się od intelektualistów prze-łamujących niechęć – a może strach? – do nauk przyrodniczych. Odegraliby oni rolę rzeczników świata nauki, porozumiewa-jąc się w jego imieniu z szerszą publiczno-ścią.

Proroctwo Snowa o powstaniu trzeciej kultury spełniło się, ale zupełnie nie tak, jak on to sobie wyobrażał – przekonywał ponad 30 lat później John Brockman we wstępie do książki zatytułowanej po pro-stu „Trzecia kultura”. Tom ten jest zapi-sem wypowiedzi ponad 20 naukowców, z którymi Brockman rozmawiał – głów-

nie biologów, fizyków i psychologów. Poza pracą naukową na najwyższym po-ziomie wszystkich rozmówców Brock-mana łączy jeszcze jeden rodzaj działalno-ści: popularyzacja nauki w książkach, me-diach i publicznych wystąpieniach. Wła-śnie tak redaktor tomu definiuje przedsta-wicieli trzeciej kultury – jako uczonych i myślicieli, którzy sami chwycili za pió-ro oraz mikrofon i zdobyli posłuch u sze-rokiej publiczności, zastępując tradycyj-nych intelektualistów o literackiej prowe-niencji w roli autorytetów przynoszących odpowiedzi na pytania o sens życia, sens Wszechświata oraz ludzką naturę.

Uczeni tacy jak Richard Dawkins, Ste-ven Pinker, Roger Penrose, Daniel Dennett czy Paul Davies, których Brockman zali-czył do twórców trzeciej kultury, w isto-cie zdobyli uznanie nie tylko w krajach an-glojęzycznych. W wydawanych na całym świecie książkach przedstawiali oni inspi-rowane nauką, najbardziej aktualne odpo-wiedzi na pytania o naturę życia, umysłu i Wszechświata. Pytania te nasi przodko-wie rozważali prawdopodobnie od mo-mentu rozbłysku świadomości gdzieś na afrykańskich sawannach. Być może to one zrodziły religię, sztukę i literaturę. Trzecia kultura odniosła sukces, ponie-waż XX-wieczna nauka zaczęła przynosić na te pytania jeszcze bardziej fascynujące i „przejmujące metafizycznie” odpowie-dzi, niż byli to sobie w stanie wyobrazić artyści i myśliciele minionych epok.

Gdybyśmy chcieli posłużyć się kryteria-mi Brockmana, to Michała Hellera musie-

Nauka otwarta na wartości

ŁUKASZ KWIATEK

W gronie filozofujących naukowców Michał Heller jest prawdziwym artystą.

21

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

libyśmy uznać za człowieka trzeciej kul-tury, zapewne najbardziej cenionego Po-laka w tym gronie. Problem w tym, że on sam sceptycznie odnosi się do idei trze-ciej kultury (zwłaszcza w książce „Czy fi-zyka jest nauką humanistyczną?”).

Filozofowanie na marginesie

Brockman twierdzi – a także ewidentnie temu kibicuje – że obecnie następuje pro-ces odwrotny do tego, który opisał Snow. W powojennych krajach Zachodu za „in-telektualną” uchodziła kultura humani-styczna – współcześnie to trzecia kultura (wywodząca się z grona naukowego) eli-minuje tradycyjnych humanistów, spy-chając ich na margines zainteresowania społecznego jako ludzi piszących wyłącz-nie „komentarze do komentarzy i kryty-kę krytyki”. Heller, rzecz jasna, nie za-przecza, że zjawisko przedstawione przez Brockmana istnieje, a nawet narasta w ostatnich latach – ale wskazuje na jego inne istotne cechy i bardziej powściągli-wie ocenia dokonania twórców trzeciej kultury.

To prawda, że dzięki popularnonau-kowym książkom – wciągającym, zna-komicie napisanym – takich uczonych jak Steven Weinberg, Richard Feynman i Stephen Hawking czy Richard Dawkins i Robin Dunbar, współcześni czytelni-cy potrafiliby przedstawić podstawowe prawa fizyki albo opowiedzieć o etapach ewolucji kosmosu czy naszego gatunku.

Byłoby ich zatem stać na coś, czemu nie mogliby sprostać krótko po drugiej woj-nie światowej ówcześni intelektualiści, koledzy po piórze C.P. Snowa.

Książki twórców trzeciej kultury służą jednak nie tylko popularyzacji pewnych teorii czy przedsięwzięć naukowych. Au-torzy przemycają w nich przemyślenia bardziej ogólnej natury, swoistą filozo-fię przyrody. Obejmuje ona rozważania m.in. o naturze czasu i przestrzeni, rela-cjach przyczynowych, determinizmie i losowości w przyrodzie, porządku i cha-osie, racjonalności człowieka oraz różni-cach i podobieństwie pomiędzy ludźmi a innymi gatunkami. Nie ma w tego ro-

dzaju refleksjach z zasady niczego złego – problem pojawia się wówczas, co ak-centuje profesor Heller, gdy takie filozo-ficzne dywagacje na marginesie książek popularnonaukowych prowadzone są przez ludzi, którzy nie potrafią – bądź nie chcą – osadzać tych refleksji w szerszym kontekście debat filozoficznych, tak hi-storycznych, jak i współczesnych. Przez to czytelnik może odnieść wrażenie, że fi-lozofia nie wykracza poza to, co jeden czy drugi popularyzator nauki napomknie we wstępie i zakończeniu swoich ksią-żek. Problemy i pytania stawiane przez niektórych takich autorów często okazu-ją się trywialne już dla studentów pierw-szego czy drugiego roku filozofii, którzy słyszą tam echo dawno wybrzmiałych dyskusji.

Tymczasem wielu naukowców rze-czywiście uprawia filozofię przyrody czy „filozofię w nauce”, lecz nie w książkach dla szerokiej publiczności, tylko podczas specjalistycznych interdyscyplinarnych konferencji, na które zapraszani są tak-że zawodowi filozofowie. Jako stały gość tego rodzaju sympozjów, prof. Heller ma prawo protestować, gdy Brockman pró-buje sprowadzić filozofię do notatek na marginesach książek popularnonauko-wych (czy wręcz haseł o jej końcu lub miałkości, głoszonych przez Weinberga, Hawkinga bądź Dawkinsa). Jak pokazują liczne książki Hellera, filozofia jest zbyt interesująca sama w sobie i zbyt ważna dla zrozumienia nauki, by można ją tak trywializować.

KA

MIL

A B

UT

IRLA

DLA

„T

P”

Ks. Michał Heller podczas Copernicus Festival, 2015 r.

Współczesna nauka przyniosła

bardziej fascynujące odpowiedzi na pytania o naturę życia, umysłu

i Wszechświata, niż byli to w stanie

sobie wyobrazić artyści i myśliciele minionych epok.

ģ

22

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

ģ

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

Światu należy przypisać cechę, dzięki której szczególnie skutecznie można go badać za pomocą metody matematycznej.

michał heller

H eller wydał 6,5 × 101 książek, których łączny nakład prze-kracza 106 egzemplarzy. Licz-ba napisanych przez niego

artykułów, wraz z krótkimi komentarza-mi i wypowiedziami, wykładami praso-wymi itd., jest trudna do oszacowania, ale wynosi prawdopodobnie N × 103, gdzie N należy do zbioru {1, 2...9}. Heller wygłosił podobną liczbę wykładów publicznych; na niektórych liczba uczestników sięga 104. Jego filmy na YouTubie obejrzało na dziś ok. 5 × 105 osób. Można oszacować, że całkowita liczba osób, których układ nerwowy został pobudzony przez Helle-ra, wynosi z dokładnością do rzędu wiel-kości 1 × 107 i rośnie corocznie o 5 × 105. To sporo ciepła.

Mózg ludzki pochłania w stanie spo-czynku ok. 20% całkowitej energii wy-produkowanej przez organizm. Dla pod-stawowego tempa metabolizmu (BMR), wynoszącego 1500 „kalorii” (formalnie ki-lokalorii) na dobę, oznacza to ok. 12,5 kcal na godzinę na mózg. Wedle badań labo-ratoryjnych intensywne myślenie pod-nosi tempo metabolizmu mózgowego o (zaledwie!) ok. 1%. Można swobodnie przyjąć, że rozmyślanie nad filozofią po-woduje wzrost o 1,5%, zaś rozmyślanie nad słowami Hellera – o 2%. Przyjmijmy konserwatywnie – dla uproszczenia za-gadnienia – że każda osoba natrafiająca na słowa Hellera poświęca im 5 godzin swojego życia. Uśrednimy w ten sposób wkład od osób, dla których kontakt ten ograniczył się do kilkuminutowego filmu na YouTubie oglądanego w przerwie me-

czu, z wkładem od wielotygodniowych zmagań innych osób z książką „Teore-tyczne podstawy kosmologii. Wprowa-dzenie do globalnej struktury czasoprze-strzeni” (PWN 1988) lub też znanym fe-nomenem, jakim jest trwający całe życie, nieustający wpływ Hellera na daną osobę. 5 godzin takiej dodatkowej pracy mózgo-wej przelicza się na 1,25 kcal.

Całkowita ilość energii wyproduko-wana przez mózgi rozmyślające nad sło-wami Hellera wynosi więc sumarycznie 1 × 107 × 1,25 kcal, czyli 12,5 mln kcal, zaś corocznie wyzwolonych zostaje 625 tys. dodatkowych kcal , czyli 71 kcal na godzinę. To odpowiednik jednego jaj-ka ugotowanego na twardo! Co godzinę! Co ciekawsze, 71 kcal/h to ponad pięcio-krotnie więcej niż 12,5 kcal/h, czyli po-dane wyżej zapotrzebowanie energetycz-ne mózgu. Myśl Hellera wzbogaca więc stale glob ziemski o ekwiwalent ponad pięciu dodatkowych intensywnie myślą-cych mózgów.

W przeliczeniu na jednostki stoso-wane zwyczajowo w naukach o Ziemi, 71 kcal na godzinę odpowiada 82,5 wa-tom. Ciepło wygenerowane wewnątrz czaszki jest rozprowadzane po organi-zmie i ostatecznie tracone, dołączając do całkowitego budżetu energetycznego po-wierzchni Ziemi. Obecnie budżet ten jest niezrównoważony, więcej energii jest po-zyskiwanej niż traconej (skutek określa-ny jest zwykle jako globalne ocieplenie). Wielkość tej nierównowagi oszacowuje się na 0,6 W/m2, czyli 3,1 × 1014 W, co wy-wołuje wzrost średniej temperatury po-wierzchni Ziemi o ok. 0,15°C/10 lat.

Wpływ Hellera na globalne ocieplenie wynosi więc 4 × 10-14 °C na dekadę.

Heller generuje oczywiście ciepło na liczne dodatkowe sposoby, których szczegółowe wymienienie wykracza

Wpływ Michała Hellera na globalne ocieplenieŁUKASZ LAMŻA

Analiza matematyczna zaprezentowana z okazji jego 8 × 101 urodzin.

Artyści empiryczniJeszcze bardziej znamienny jest stosu-nek autorów trzeciej kultury do teolo-gii i duchowego wymiaru człowieka. Pytania o pochodzenie Wszechświata, naturę życia i umysłu posiadają pe-wien religijny i aksjologiczny wymiar, który większość rozmówców Brock-mana bagatelizuje lub całkowicie po-mija. Może to sugerować, że prefero-waną przez współczesnych intelektu-alistów interpretacją wiedzy naukowej jest interpretacja agnostyczna lub wręcz ateistyczna (choć trudno byłoby obronić taką tezę).

Michał Heller, bez uciekania się do taniej apologetyki, otwiera czytelnika na wymiar duchowy, pokazując, że sama możliwość uprawiania nauki, czyli racjonalnego badania świata, może zostać uznana za ślad transcen-dencji. Kto chce, może tym śladem po-dążać dalej. Większość przedstawicieli trzeciej kultury nie daje czytelnikom takiego wyboru. Co więcej, Heller ujawnia także aksjologiczne wymiary nauki: chociażby kierowanie się przez uczonych matematycznym pięknem w poszukiwaniu prawdy – popraw-nych teorii.

Współcześnie napięcie pomiędzy nauką a humanistyką, choć nie jest tak wysokie jak w czasach Snowa, ciągle daje się dostrzec. Możemy je rozłado-wać na dwa sposoby: albo postaramy się, jak Brockman, wyrugować z kultu-ry myśl humanistyczną, zastępując ją popularyzacją nauki i płytką filozofią przyrody, albo, jak Heller, spróbujemy zbudować prawdziwe pomosty.

Trudno o lepsze docenienie nauki, jak wskazanie na wartości, które ma ona u swoich źródeł i do których dąży, jak robi to Michał Heller. To one sta-nowią o humanistycznym wymiarze nauki i pozwalają zasypywać złowro-gie rozłamy. Z tej perspektywy moż-na zrozumieć, co ma na myśli profesor Heller, gdy mówi, że w wielkich uczo-nych jest także coś z wielkich arty-stów. A już najlepiej widać to po nim samym. ©

ŁUKASZ KWIATEK

23W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

Wpływ Michała Hellera

Czcigodny Jubilacie, Szanowny Księże Profesorze,

nie jest przypadkiem, że prawa przyrody, które analizuje Ksiądz Profesor od wielu lat i na których oparł swą koncepcję „Wielkiej Matrycy”, uwzględniły obecność wśród nas tak znamienitego fi lozofa, naukowca, autora i myśliciela. Wyrazem tego jest z pewnością przyznana Księdzu w 2008 roku Nagroda Templetona, honorująca pokonywanie barier między nauką a religią. Fundusze związane z wyróżnieniem postanowił Ksiądz wspaniałomyślnie przeznaczyć w całości na powołanie Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych, unikalnej placówki naukowej, przy której działa prowadzone również przez Księdza Copernicus Center Press.

Osiemdziesiąta rocznica urodzin Księdza Profesora, Członka Honorowego naszego Stowarzyszenia, pozwala nam podziękować Mu za wszystkie dotychczasowe dokonania – wykłady, eseje, tłumaczone na wiele języków publikacje naukowe i popularne, dotyczące zarówno fi zyki i kosmologii, fi lozofi i i historii nauki, jak i teologii i duszpasterstwa, a także dzieła bardziej osobiste, mówiące o „pasji wiedzy” i starające się odpowiedzieć na pytanie „jak być uczonym”.

Z całego serca życzymy Księdzu Profesorowi dalszych sukcesów naukowych i życiowych osiągnięć.

W imieniu Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

Ż YC Z E N I A

DYREKTOR GENERALNY

Krzysztof LewandowskiPRZEWODNICZĄCY RADY

Edward PałłaszPRZEWODNICZĄCY ZARZĄDU

Janusz Fogler

W Warszawie, 12 marca 2016 roku

poza ramy tego artykułu, a być może rów-nież poza ramy jakiegokolwiek artykułu. Interesująca zwłaszcza jest kwestia wpły-wu Hellera na albedo powierzchni Ziemi, zwłaszcza że albedo Hellera widzianego od strony przestrzeni kosmicznej wykazu-je się nietrywialną zmiennością w funkcji czasu, zasadniczo jednak rosnąc.

Kwestia ta powinna jednak zwrócić na-szą uwagę na, zaniedbywaną często, po-tęgę ciała.

Skromne obciążenie kaloryczne wy-woływane przez nawet najtęższy namysł blednie w zestawieniu z ilością energii, którą poświęcamy na przemieszczanie czy ogrzanie naszych ciał. Posłużmy się przykładem. Załóżmy ostrożnie, że z pół-milionowej rzeszy nowych czytelników i słuchaczy Hellera połowa wybierze się w ciągu tego roku na jeden tylko godzin-ny spacer, aby wgapiać się w nocne nie-bo. Przyjmijmy średnią powierzchnię cia-ła czytelnika Hellera jako 1,8 m2 (aby ob-jąć zarówno filozoficzny narybek, jak i po-

tężnych, wyrobionych myślicieli), różnicę między temperaturą pokojową a tempe-raturą na zewnątrz ∆T=20°C, a także lekki wiatr i ubranie tylko względnie stosow-ne do okazji (istotny może być czynnik dodatkowego wychłodzenia przez głowę spowodowany filozoficznym roztargnie-niem, ponadto kapelusz na głowie zasła-niałby niektóre konstelacje).

Po podłożeniu tych danych do standar-dowych wzorów znanych z nauk o fizjo-logii zimna uzyskujemy dodatkowy wy-datek energetyczny zbliżony do 80 kcal/h, zaś spacerowanie podnosi zużycie ener-gii o ok. 50 kcal/h w porównaniu z me-tabolizmem spoczynkowym. Dla naszej sumarycznej populacji nocnych spacero-wiczów daje to oszałamiającą łączną moc 4,3 kW, czyli pięćdziesięciokrotnie więcej niż wpływ samego tylko rozmyślania! Oto potęga myśli poruszającej ciało.

Niech ta moc będzie z Tobą, Księże Pro-fesorze! ©

na globalne ocieplenie KWIATKI KS. HELLERA

Gorzej niż wykładMichał Heller ma duże poczucie humoru, które przejawia się nie tylko w śmiesznych powiedzonkach i grach słownych, w których się lubuje, ale też w dystansie do samego siebie.Pewnego razu opowiadałem mu z przejęciem, że w 2025 roku będziemy jeździć pociągiem z Krakowa do Warszawy w 2 godziny. „W którym mówisz? 2025? Och, to już mnie zupełnie nie interesuje!” – odpowiedział z uśmiechem.Innym razem w czasie „spotkania roboczego”, podczas którego intensywnie pracowaliśmy nad modelem grupoidowym, Michałowi zadzwonił telefon. Wyszedł porozmawiać i po chwili wrócił z zatroskaną miną. „Co się stało? – zapytałem. – Kolejne zaproszenie na wykład?”. „Gorzej! – odpowiedział. – Przyznali mi doktorat...”. ©

MICHAŁ ECKSTEIN

24

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

KWIATKI KS. HELLERA

Ksiądz Michał i ZenChoć znajomość z księdzem Michałem, która z czasem przerodziła się w przyjaźń, trwa już blisko trzy dekady, dopiero jego kilkukrotne

odwiedziny w naszym mieszkaniu na Manhattanie pozwoliły poznać Michała z nieznanej wcześniej strony. Pojawiał się zawsze tylko z podręcznym bagażem, w którym obok laptopa i brewiarza w elektronicznej wersji, pidżamy i kilku rzeczy osobistych, miał jeden komplet ubrań. Ksiądz Michał w podróży stosuje system dwuzmianowy: jeden komplet ubrań nosi, a drugi suszy po cowieczornej, samodzielnej przepierce. Tym razem nasza rodzina była w większym gronie. Zen (Zenon) niedawno skończył roczek. Pomiędzy ważnymi spotkaniami z nowojorską profesurą i oficjelami ksiądz Michał dał się poznać jako przedni towarzysz zabawy dla jednolatka. Potrafił nawet pomóc w przewijaniu pieluchy. Znając ukrytą pasję księdza Michała do awiacji, w ramach niespodzianki Zen i ja zabraliśmy go do Intrepidu – muzeum lotnictwa i marynarki wojennej, mieszczącego się w „emerytowanym” lotniskowcu zacumowanym na wysokości 46. ulicy. Nie wiem, kto był bardziej podekscytowany, Michał czy Zen. Obu równie intensywnie świeciły się oczy na widok latających maszyn. Obaj chcieli wszystkiego dotknąć, sprawdzić, wejść gdzie się da. Już po powrocie do naszego mieszkania Michał, trochę zakłopotany, ale najwyraźniej zadowolony, powiedział: „Jacku, po raz pierwszy byłem w kabinie pilota concorde’a. To dopiero przeżycie”. ©

JACEK DĘBIEC

KWIATKI KS. HELLERA

Zabawa u PartaZdradzę maniactwo Michała, o którym zapewne nie wszyscy wiedzą. Michał uwielbia zabawiać się językiem. Rodzinę i bliskich znajomych, zwłaszcza tych o abstrakcyjnym, jak jego, poczuciu humoru, potrafi dręczyć do upadłego pytaniami lub wtrąceniami. Spróbuję na przykładzie pokazać, o co chodzi.

Rozmówca X1: – Przedstawię nowe ustalenia.Michał: – Czyje usta? Lenia?Rozmówca X2: – Chcę kupić te skóry.Michał: – I z kury, i z koguta.Rozmówca X3: – Coś tam ciągle rozbijają.Michał: – Nieprawda! Raz ją, raz mnie.Rozmówca X4: – To była prawdziwa partyzantka.Michał: – Ale kanibale...

Rozmówca X5: – Ona jest uparta.Michał: – U kogo? Też coś, takie starożytne towarzystwo.

Ostrzegam przed przyłączeniem się do tej zabawy. Jak ktoś zasmakuje, nie ma odwrotu.Inny przejaw maniactwa językowego: wzorem zwyczajów domu rodzinnego Michał trzaśnie czasem wierszykiem. Na przykład przy stole – ni z tego, ni z owego. Żenia

Miała Żenia marzenie,Że się z Żenią ożenię,Nie wiedziała Żenia, że nie.

Innym razem z kolei:

Król i AnonimCo za żarty,szkoda karty – rzekł dziejopis dbały – na niej przeciedwór i kmiecie

z takim pięknym inicjałempracowicie opisałem.

A król na to lodowato:Całuj ty mnieAnonimie.

Albo okazyjnie – na prezentach pod choinkę:

Nierozłączna para takaOna i Sobaka.Trzy razy dniana spacer gna.Spacer się liczy,chociaż on na smyczy,a ona zgarnia,co nabrudzi psiarnia.Są w sobie zakochaniPies i Jego Pani.

Na koniec jeszcze zdradzę, że zwłaszcza tym ostatnim rytuałem tradycji rodzinnej Jubilat zdołał już zarazić wnuczkę swojej siostry. I tyle donosów. ©

MAŁGORZATA GŁÓDŹ

KWIATKI KS. HELLERA

Ryzyko czytania w podróżyPewnego razu odwoziliśmy z Mateuszem Hoholem profesora Hellera z Krakowa do Tarnowa. Ksiądz Michał miał ze sobą książkę – dzieło jakiegoś teologa. Postanowił, że umili nam podróż czytając ją na głos. Jego spokojny, monotonny głos dobrze komponował się z zawiłościami teologicznego traktatu. Zasnąłem jako pierwszy. Chwilę potem usnął sam prof. Heller, przerywając lekturę w połowie zdania. W samą porę – siedzący za kierownicą Mateusz trzymał się już resztkami sił. Gdy po chwili ks. Michał się przebudził, bez słowa schował książkę do torby. Reszta drogi upłynęła nam na rozmowach, a pomysł czytania na głos w podróży – przynajmniej teologów – nigdy już się nie powtórzył. ©

ŁUKASZ KWIATEK

JAC

EK

BIE

C

25

Wielce Szanowny Jubilacie,w imieniu społeczności akademickiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, z okazji 80. rocznicy urodzin, składam Księdzu Profesorowi serdeczne życzenia wraz z wyrazami najgłębszego szacunku.

Dla Uniwersytetu Jagiellońskiego jest Ksiądz Profesor kimś szczególnym: pierwszym polskim laureatem Nagrody Templetona; inicjatorem i założycielem Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych; doktorem honoris causa naszej Uczelni, wybitnym naukowcem, wnikliwie badającym relacje między nauką a teologią i z powodzeniem ukazującym sceptykom, że możliwa jest synteza owych pojęć oraz interdyscyplinarny dialog; nieustępliwie poszukującym filozofem; oddanym nauczycielem akademickim kształcącym młode naukowe kadry, ich Mistrzem. Ale przede wszystkim jest Ksiądz Profesor Przyjacielem i Autorytetem moralnym, którego aktywność intelektualna stanowi dla nas niewyczerpane źródło inspiracji.

Mądrość i skromność Księdza Profesora to cnoty nieoczekujące pochwał, lecz ukazujące nam wszystkim, jakim winien być wzorzec Człowieka hołdującego prawdzie i uczciwości.

Od Księdza Jubilata uczymy się tego wszyscy.

Prof. dr hab. med. Wojciech NowakRektor Uniwersytetu Jagiellońskiego

Wakacyjne zapiskiJANUSZ MĄCZKA

Najpierw wybór miejsca: blisko las, ale w zasięgu internetu. Potem szczegółowy

plan pobytu, samochód załadowany książkami i drewniana laska do spacerów. Przygotowania

do urlopu zawsze wyglądały tak samo.

P rawie wszystkie dni miały podobny program, jak w po-rządnym klasztorze. Na przykład: śniadanie o 8; wcze-śniej eucharystia, choć mogła być też w południe lub wie-czorem (zależało od gospodarza miejsca). Do 10 umysł

był najbardziej świeży, więc można było skupić się na problemach matematycznych, rozwiązać parę zadań. O 10 obowiązkowa kawa i sprawozdania z tego, co się udało zrobić. O 11 pierwszy spacer – laska, książka i coś do pisania. Szliśmy lub jechaliśmy do lasu i roz-poczynaliśmy od szukania pniaka. Lepsza byłaby kłoda, ale trud-niej ją było znaleźć. Często rzucał się w oczy tzw. pobyt naszych (puszki, butelki, śmieci). Po znalezieniu pniaków siadaliśmy do czytania. Pół godziny później mała dyskusja, ewentualnie pisanie i dalej spacer.

Kiedyś na Słowacji postanowiliśmy wyjść na górę szlakiem, przy którym ustawiona była droga krzyżowa. Dość ładne stacje, ale na szczycie czekało nas zaskoczenie. Wieża z potężnym wizerunkiem Chrystusa ukrzyżowanego i... ze trzydzieści różnych anten przymo-cowanych do niej. Pomyśleliśmy wówczas, że chrześcijaństwo do-brze współgra z techniką. Nawet wiszący na krzyżu Chrystus nie zakłóca żadnego sygnału przesyłanego z tej wieży.

Obiad najczęściej bliżej 13, po nim następował obowiązko-wy rytuał – sjesta. O 16 kawa. Potem, jeśli nie było mszy św., to albo kolejny spacer, albo praca na miejscu, aż do kolacji, któ-ra była o 19. Po kolacji do 22 znowu praca lub ostatnie wyjściew teren.

Ż YC Z E N I A

Zawsze zabieraliśmy ze sobą lżejszą książkę (lekturę do łóż-ka). Dobra powieść, kryminał, ciekawe opowiadanie. Przed tym jednak odrobinę wieczornego czasu spędzaliśmy za stera-mi komputerowego symulatora lotu. Było to częścią pasji, która u Michała najprawdopodobniej zrodziła się z fascynacji lotnic-twem i radością samego latania. Często, czekając na lotnisku na swój lot, obserwowaliśmy starty i lądowania.

Pewnego razu lecieliśmy do Gdańska z przesiadką w Pozna-niu. Samolot był mały. Pasażerowie nie zajęli wszystkich ģ

MA

ŁGO

RZ

ATA

GŁÓ

26

t y g o d n i k p o w s z e c h n y 1 2 | 2 0 m a r c a 2 0 1 6

ģ miejsc, więc mogliśmy się przesiąść bliżej kabiny pilotów. Ponieważ drzwi do kokpitu były otwarte, widoczne były wszystkie zegary, czujniki i urządzenia nawigacyjne. Po wylądowaniu w Po-znaniu pasażerowie opuścili samolot i wsiedli do podstawionego autobusu. Drzwi zostały zamknięte i ruszyliśmy. Skupiony na dalszym etapie podróży i odbiorze naszych bagaży dopiero po chwili zorientowałem się, że nie ma Michała. Podniesiony alarm zatrzymał autobus. Okazało się, że Michał tak za-patrzył się na pracę pilotów podczas lą-dowania i po zatrzymaniu samolotu, iż nie zauważył, że trzeba wysiadać.

Latanie, nie tylko prawdziwym sa-molotem, ale również na symulatorze, może skutecznie oderwać od tego świa-ta i stać się wyjątkowym obszarem do-znań. Mogę śmiało stwierdzić, że zo-stało niewiele portów lotniczych, na których Michał nie lądował. Nauka potrzebnych odruchów pi-lotażu wymaga dużego wysiłku, ale w zamian daje wiele satys-fakcji. Czasami wyglądało to zabawnie, gdy wieczorami biurko naukowca zmieniało się w biurko gracza komputerowego. Ale chwile „oderwania się od ziemi” potrzebne są każdemu.

Na wakacje wyjeżdżaliśmy uzbrojeni w mapy terenu i wyszu-kiwaliśmy miejsca, do których warto zrobić dłuższą wycieczkę. Podczas dwutygodniowych pobytów przynajmniej raz chcieli-śmy wyjechać na cały dzień. Kryterium oceny wartości mijanych miejscowości było zidentyfikowanie w niej księgarni.

Podczas jednego z dojazdów do Pasierbca niedaleko Limano-wej (stałego miejsca nie tylko naszych wakacyjnych, ale tak-

że naukowych wyjazdów), przejeżdża-jąc obok lotniska w Łososinie byliśmy świadkami niecodziennego zdarzenia. Lotnisko w Łososinie jest małe, właści-wie sportowe o nawierzchni trawiastej, z dość dziurawym ogrodzeniem. Cie-szyło nas (trochę jak dzieci), gdy mo-gliśmy być świadkami lądowania lub startu jakiegoś samolotu.

Akurat podchodził do lądowania mały samolot, który chwilę wcześniej wyciągnął z lotniska szybowiec. Jecha-liśmy dość wolno, nie chcąc przegapić momentu lądowania. W chwili, gdy sa-molot był już bardzo nisko, przez dziu-rę w płocie na lotnisko wszedł starszy człowiek, spokojnie prowadząc rower z zawieszoną przy nim kosą. Dziura w ogrodzeniu należała do tradycyjnych skrótów miejscowej ludności, ścieżka była pięknie wydeptana. Pilotowi jakoś udało się ominąć rowerzystę, ale po wy-

lądowaniu, nie wyłączając nawet silników maszyny, pobiegł do niego i, jak przypuszczaliśmy, nastąpiła niekonwencjonal-na wymiana zdań.

Do domu zawsze wracaliśmy wlokąc się po drodze w przeko-naniu, że dzięki temu choć trochę przedłużymy nasze wakacje. Uporządkowany czas wyjazdów zawsze owocował fragmentem książki, artykułem albo przygotowanym referatem.

Nie mniej ważne były plany na przyszłość. Rodziły się pomy-sły i sposoby ich wykonania. Zarówno dla Michała, jak i dla mnie czas wakacyjnych podróży zawsze był inspirujący, twórczy i po-uczający. ©

JANUSZ MĄCZKA

Michał Heller i Janusz Mączka

W 80 LAT DOOKOŁA WSZECHŚWIATA

MA

ŁGO

RZ

ATA

GŁÓ

KWIATKI KS. HELLERA

Gdyby wzrok mógł zabićPoznałem Michała Hellera w 1982 r. Pracowałem wtedy na Politechnice Wrocławskiej i miałem kłopoty w stanie wojennym. Zostałem zaproszony z referatem na seminarium Ośrodka Badań Interdyscyplinarnych, który Józef Życiński prowadził razem z Michałem Hellerem. Posiedzenia odbywały się w kościele św. Katarzyny w Krakowie. Heller rozpoczął spotkanie słowami: „Witamy Jana Woleńskiego, który nie wiadomo, gdzie pracuje i czy jeszcze w ogóle pracuje”.

W 2011 r. ukazała się „Encyklopedia filozofii polskiej” wydana przez filozofów z KUL. Jest to obszerne dwutomowe opracowanie zawierające informacje o filozofach polskich od średniowiecza do czasów obecnych. Nie ma w niej hasła o Hellerze, najbardziej znanym polskim filozofie katolickim. W czasie konferencji z okazji jego 75. urodzin powiedziałem: „Michale, redaktorzy »Encyklopedii filozofii polskiej« przyjęli takie kryteria, że nie załapaliśmy się na osobne hasła”. Heller roześmiał się i rzekł: „No to, Janie, trzeba to będzie opić”. I tak się stało.Podczas pierwszej edycji Copernicus Festival (2014 r.) odbyła się dyskusja na temat stosunku religii i nauki. Prowadzący powiedział

w podsumowaniu, że wszyscy uczestnicy panelu zgodzili się w sprawie potrzeby pierwiastka religijnego w nauce. Zaprotestowałem mówiąc, że ja jestem innego zdania, oraz że nie należy niewierzącym przypisywać stanowiska teistycznego, co jest częste u polskich hierarchów katolickich. Po zakończeniu obrad dwie panie gwałtownie zaatakowały mnie za to, co powiedziałem o biskupach. Michał był nieopodal i słyszał wymianę zdań. Jedna z pań zapytała go: „A co ksiądz na to?”. Odrzekł: „Cóż, przyznaję rację panu Woleńskiemu”. Gdyby wzrok mógł zabić, Michał już by nie żył. ©

JAN WOLEŃSKI

Drogi Księże Profesorze, Szanowny Jubilacie,

w porównaniu z wiekiem Wszechświata 80 lat wydaje się mgnieniem oka,

ale w przypadku Księdza Profesora było to jednak 80 lat niezwykłego

wysiłku intelektualnego – odszyfrowania Księgi Przyrody,

napisanej trudnym językiem Matematyki, i objaśniania jej rzeszom słuchaczy

i czytelników w niezliczonych książkach, artykułach i wykładach.

Ciągle pokazujesz nam, że choć Wszechświat może przerażać swoim

ogromem, jednocześnie zachwyca swoim pięknem. Że jest przyjazny życiu

i człowiekowi, przesiąknięty sensem i racjonalnością,

w których możemy odkrywać ślady Transcendencji.

Udzielasz nam także niezliczonych lekcji historii nauki – którą sam przecież

tworzysz na naszych oczach – i pokazujesz, że we współczesnym świecie

ciągle jest miejsce dla prawdziwych filozofów

– tych, którzy umiłowali mądrość.

Za wszystko to pragniemy podziękować, życząc jednocześnie, byś jeszcze

długo był dla Twoich licznych uczniów i naśladowców, a także dla nas

wszystkich wzorem mędrca, naukowca i księdza, Polaka i tarnowianina.

Zarząd i Pracownicy Grupy Azoty

ŻY

CZ

EN

IA

RE

KLA

MA