TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód...

16
JSfiŁ 3 4 ( 1 4 2 0 ) . Warszawa, dnia 22 sierpnia 1909 r. Tom XXVIII. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA". W Warszawie: rocznie rb. 8, kwartalnie rb. 2. PRENUMEROWAĆ MOŻNA: W Redakcyi „Wszechświata" i we wszystkich księgar- Z przesyłką pocztową rocznie rb. 10, półr. rb. 5. niach w kraju i za granicą. Redaktor „Wszechświata** przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi. Adres Redakcyi: KRUCZA jsfc. 32. Telefonu 83-14. GWIAZDA ZMIENNA RW BYKA. j Od dostrzeżeń gwiazd zmiennych typu Algola, t. j. zaćmiewanych przez cie- mnych satelitów, spodziewać się należy rozstrzygnięcia kwestyi, wysuniętej osta- tnio w nauce na porządek dzienny przez pp. Nordmanna i Tichowa: czy promie- nie świetlne różnych barw rozchodzą się w przestrzeni międzygwiazdowej z je- dnakową szybkością? czy, wyrażając się językiem fizyki, zachodzi w przestrzeni dyspersya światła? Gdyby bowiem np. promienie czerwone biegły szybciej, niż niebieskie (jak w powietrzu), to zaćmie- nie niebieskich promieni gwiazdy nastę- powałoby wcześniej, niż zaćmienie czer- wonych. Do obserwacyi\ tego zjawiska trzeba odosobnić promienie niejednako- wej łamliwości bądź zapomocą spektro- skopu (lepiej spektrografu) *), bądź też zapomocą substancyj zabarwionych (ekra- nów, filtrów świetlnych), przepuszczają- *) Dotychczas nie ogłoszono wyników, osią- gnięty cli w ten sposób, z pewnością celowy. I cych promienie tylko o pewnej określo- nej długości fali. Również płyta fotogra- ! ficzna jako czuła przeważnie na promie- nie inne, niż oko, już przez to samo tyl- ko może być pomocna. Według dotych- czasowych badań, momenty minimów gwiazd w różnych promieniach, jezfeli się różnią, to nieznacznie, i niewiele więcej od błędów obserwacyj; to też ważną jest rzeczą wybór do dostrzeżeń takich gwiazd, dla których momenty minimów, czyli ró- żne fazy zaćmienia, dają się wyznaczyć z największą dokładnością. Z tego pun- ktu widzenia pragniemy w notatce po- niższej zwrócić uwagę na gwiazdę zmien- RW Byka (typu Algola), odkrytą w r. 1905 przez panią Flemingową. Trwanie zmian blasku RW Byka we- dług p. Kazimierza Graffa 1) wynosi 7,9 godzin, amplituda zaś zmian 3,7 wielko- ści. Zwracając uwagę, że w minimum, które trwa 1,3 godziny, blask gwiazdy jest stały (przez cały ten czas gwiazda główna jest zakryta przez 1,4 raza więk- *) Wzorowe badania p. Graffa tej i 9 innych gwiazd zmiennych typu Algola wydane zostały jako Ns 11 „Mitteilungen der Hamburger Stern- warte“ (1907).

Transcript of TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód...

Page 1: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

JSfiŁ 3 4 (1420). Warszawa, dnia 22 sierpnia 1909 r. T om X X V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W arszawie: roczn ie rb . 8, kw artaln ie rb . 2.PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R edakcyi „W szechśw iata" i we w szystk ich księgar-Z przesyłką pocztową roczn ie rb . 10, p ó łr . rb . 5. niach w kraju i za granicą.

R edak to r „Wszechświata** p rzy jm uje ze spraw am i redakcyjnem i codzienn ie od godziny 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcy i.

A d r e s R e d a k c y i: K R U C Z A jsfc. 32 . T e le fo n u 83-14.

G W IA Z D A Z M IE N N A R W BYKA. j

Od dostrzeżeń gwiazd zmiennych typu Algola, t. j. zaćmiewanych przez cie­mnych satelitów, spodziewać się należy rozstrzygnięcia kwestyi, wysuniętej osta­tnio w nauce na porządek dzienny przez pp. Nordmanna i Tichowa: czy promie­nie świetlne różnych barw rozchodzą się w przestrzeni międzygwiazdowej z j e ­dnakową szybkością? czy, wyrażając się językiem fizyki, zachodzi w przestrzeni dyspersya światła? Gdyby bowiem np. promienie czerwone biegły szybciej, niż niebieskie (jak w powietrzu), to zaćmie­nie niebieskich promieni gwiazdy nastę­powałoby wcześniej, niż zaćmienie czer­wonych. Do obserw acyi\ tego zjawiska trzeba odosobnić promienie niejednako­wej łamliwości bądź zapomocą spektro­skopu (lepiej spektrografu) *), bądź też zapomocą substancyj zabarwionych (ekra­nów, filtrów świetlnych), przepuszczają-

*) Dotychczas nie ogłoszono wyników, osią­gnięty cli w ten sposób, z pewnością celowy.

I cych promienie tylko o pewnej określo­nej długości fali. Również płyta fotogra-

! ficzna jako czuła przeważnie na promie­nie inne, niż oko, już przez to samo ty l­ko może być pomocna. W edług dotych­czasowych badań, momenty minimów gwiazd w różnych promieniach, jezfeli się różnią, to nieznacznie, i niewiele więcej od błędów obserwacyj; to też ważną je s t rzeczą wybór do dostrzeżeń takich gwiazd, dla k tórych momenty minimów, czyli ró­żne fazy zaćmienia, dają się wyznaczyć z największą dokładnością. Z tego pun­k tu widzenia pragniemy w notatce po­niższej zwrócić uwagę na gwiazdę zmien­ną RW Byka (typu Algola), odkrytą w r. 1905 przez panią Flemingową.

Trwanie zmian blasku RW Byka we­dług p. Kazimierza Graffa 1) wynosi 7,9 godzin, amplituda zaś zmian 3,7 wielko­ści. Zwracając uwagę, że w minimum, które trw a 1,3 godziny, blask gwiazdy je s t stały (przez cały ten czas gwiazda główna je s t zakry ta przez 1,4 raza więk-

*) W zorowe badania p. Graffa tej i 9 innych gwiazd zmiennych typu Algola wydane zostały jako Ns 11 „Mitteilungen der Hamburger Stern- warte“ (1907).

Page 2: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

530

szego, lecz ciemnego satelitę), wypada, ; że w godzinę jasność gwiazdy zmienia

2 x 3 7się średnio o — = 1,1 wielkości,

6,6a więc przeszło 4 razy szybciej, niż dla Algola. Podobnie jednak , j a k dla innych gwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku w raca do zwy­kłego stanu. Stąd wypływa, że przez pewien czas zmiany jasnośc i RW Tauri są jeszcze szybsze od podanej wyżej ś re ­dniej ich wartości; jakoż dla gwiazdy naszej w okresie 1 — 2 godz. przed i po minimum blask zmienia się średnio w tempie 1,9 wielkości na godzinę (8,7— 10,6 wielkości). Skutk iem tego gwiazda zmienna przez czas względnie bardzo krótki je s t prawie rów na co do blasku każdej ze swoich sąsiadek, k tórych wiel­kości zawierają się pomiędzy 8,7 a 10,6, i w dostrzeżonym momencie takiej ró­wności gwiazd nie można popełnić dużej omyłki. Że zaś krzyw a b lasku je s t sy­m etryczna względem minimum, przeto średnia a ry tm etyczna z dwu dostrzeżo­nych momentów, przed i po minimum, kiedy gwiazdy w ydaw ały się równe co do blasku, da bardzo dokładnie chwilę środka zaćmienia.

Znaczne utrudnienie w dostrzeżeniach zapomocą mniejszych narzędzi stanowi ta okoliczność, że gwiazda RW Byka je s t dość słaba wtedy właśnie, kiedy jej ob- serwacye miałyby najw iększą wagę; j e ­dnak już lune ta 4-o calowa, w razie sprzyjających warunków, w ystarczyć w in­na do obserwacyj jaśn ie jszych faz, j e ­dnak bez ekranów. Blask zwykły gw ia­zdy je s t 7,9 wielk.; w m inimum zaś gw ia­zda spada poniżej 11,5 wielkości.

Dla badania „dyspersy i“ konieczne by ­łyby jednoczesne zdjęcia fotograficzne; nadmieniam y tylko z przyciskiem, że bezpośrednie zestawienie wielkości „ocz­nej" i „fotograficznej" nie daje jeszcze m ateryału do wnioskowania o dyspersyi; należy zaś wyznaczyć obadwa minima według powyżej zaznaczonego sposobu.

Gwiazda RW Byka stanowi nader wdzięczny przedmiot do badań dla obser- watoryum , zaopatrzonego w przyrządy

jV« 34

fotograficzne; gdyby nawet w temże obserwatoryum nie udało się odfotogra- fować minimum z pomocą filtru św ie tl­nego, ani też zaobserwować go bezpo­średnio, to same tylko zdjęcia minimum w promieniach „aktynicznych" miałyby poważne znaczenie i o obserwacye oczne nie trudno byłoby się wystarać.

Mając lunetę, niezaopatrzoną w koła podzielone do nastawiania, można gwia­zdę RW Byka znaleść ja k następuje. P rzedew szystkiem z pomocą atlasu w y­szukujemy, na lewo od linii pomiędzy Plejadami a 3 Perseusza, gwiazdy 41 Tauri ( a = 4 h l m 5S , S = -)- 27021'; 1910*0) oraz 42 (;> Tauri (a=4h l m 27s , 5—-j-28°45') — obiedwie 5-ej wielkości. Od nich już n ietrudno dotrzeć do RW Byka, mającej współrzędne a = 3h 58m 22s , o — 27°53'. (1910,0). Gwiazdę RW wyprzedza o l m 40s gwiazda B. D. 27 618 7,4 wielkości (a więc nieco jaśniejsza) o tejże dekli- nacyi.

Do porównań służyć mogą między in- nemi gwiazdki 10-ej wielkości m i h, znajdujące się w lunecie odwracającej pod linią łączącą gwiazdę B.D. 27 618 z gwiazdą RW i tworzące z tą ostatnią t ró jką t równoramienny, oraz gwiazdka c' również 10-ej wielkości, ale nieco ja śn ie j ­sza od powyższych, znajdująca się w od­ległości 5' na poł. - poł. - zachód od B.D. 27 618.

Peryod gwiazdy RW Byka, t. j. prze­dział czasu między dwoma kolej nemi zaćmieniami, wynosi 2 dnie 18 godz. 27,2 min. W tej porze roku (sierpień) rozpo­czyna się okres widzialności zaćmień w całym ich przebiegu, gdyż gwiazda je s t już dość daleko od słońca. Minima gwiazdy przypadają 19-go sierpnia o 3 po półn., i 22-go o 9-ej wiecz.

Już po napisaniu notatki powyższej miałem sposobność w niedzielę 8 s ier­pnia r. b. zaobserwować zaćmienie RW Byka. Szybkie, a na stosunki gwiazdo­we, powiedziećby można, — zawrotnie szybkie zmiany blasku gwiazdy wyw ie­ra ją silne wrażenie. Bądź co bądź przy­zwyczajeni jes teśm y do względnej stało­

WSZECHŚWIAT

Page 3: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

WSZECHŚWIAT 531

ści w świecie gwiazd; tutaj zaś widzimy, I jak w oczach naszych gwiazda przecho­dzi szybko całą skalę wielkości, i będąc ku początkowi zaćmienia jed n ą z pierw­szych gwiazd co do jasności, następnie spada między ostatnie. Zjawisko to wy­stępuje tem plastyczniej, i, co ważniej­sza, tem dokładniej może być obserwo­wane, że pole widzenia okularu obejmuje jednocześnie gwiazdę zmienną i gwiazdy porównania. Tak więc o godz. 1 min. 44 cz. śr. warsz. zanotowałem, że gwia­zda RW jest słabsza od sąsiadki, ozna­czonej literą « na mapce p. Graffa, ale już o godz. 1 min. 48 role się zmieniły. Podobnie o godz. 1 min. 50 RW w yda­wała się mniejszą od gwiazdki m', a o l min. 54 większą od niej. Ryć bardzo może, że w porównaniach tych tkwią j a ­kieś błędy systematyczne; według bo­wiem p. Graffa gwiazda RW nawet w mi­nimum je s t jaśniejsza o 0,05 wielk. od m' i o 0,15 wielk. od n. Spostrzeżenie, że gwiazda zmienna spadła poniżej m' i n było dla mnie zupełnie nieoczekiwa­ne. Gdyby jed n ak nawet te błędy ist­niały, to czas środka zaćmienia, wypro­wadzony jako średnia arytm etyczna z dwu momentów równości blasku, będzie od nich prawie niezależny.

Z dostrzeżeń 8-go sierpnia otrzymałem: minimum, według porównań z gwiazdką m przypadło o 1 min. 1 po półn.; według zaś porównań z gwiazdką i o l min. 4 po półn.; średnio więc o 1 min. 2,5 po półn. Redukcya tego momentu na słoń­ce wynosi — 2V2 min.; przeto minimum, dla obserw atora fikcyjnego, umieszczone­go na słońcu, nastąpiło 8-go sierpnia o godz. 1 min. 0 po półn. (czas śr. warsz ), to j e s t 16 minut później, niż według ele­mentów p. Graffa. W ypada stąd dalej, że ostatecznie p rzy ję ty \ przez p. Graffa peryod 2 d. 18 g. 27 m. 11,3 sek. jes t o 2 sekundy zakrótki; rzeczywisty pe­ryod wynosiłby więc 2 d. 18 g. 27 m. 13,3 s., to je s t prawie tyle, wiele p. Graff otrzymał pierwotnie z własnych dostrze­żeń. Zmieniony w ten sposób okres nie j e s t jednak zgodny z fotografiami archi- walnemi obserwatoryum Harwardzkiego z lat 1887—1891. Zachodzi więc, jak się

| zdaje, potrzeba wprowadzenia we wzór na czas minimum gwiazdy wyrazu empi­rycznego, które to wyrazy w dzisiejszej teoryi gwiazd zmiennych grają naogół podobną rolę, j a k epicy kle w Ptolemeu- szowskiej teoryi biegu planet.

T. Banachieioicz.

Prof. JENO CHOLNOKY (z Koloszwaru).

S Z T U C Z N E N A W O D N IA N IE P Ó L W AZYI Ś R O D K O W E J A W Ę ­

D R Ó W K I L U D Ó W .

(Ciąg dalszy).

Obszary bezwodne bywają zazwyczaj otoczone na skraju stepów, u stóp lo­dowców, olbrzymiemi stożkami nasypo- wemi. Średnica tych płaskich stożków może wynosić wiele kilometrów, spadzi- stość zaś zboczy je s t tak nieznaczna, że dążąc do szczytu, nie zauważa się p ra ­wie wznoszenia, jakkolwiek różnica po­ziomów podnóża a wierzchołka xwynosi parę set lub tysięcy metrów. Skoro tyl­ko strum ień opuści niezamieszkałą i zwy­kle trudno dostępną dolinę, wstępując na stożek, drogocenny dar gór, woda, bywa zaraz wzięta do użytku przez człowieka. Zwykle wprowadzają wodę już na stożku w starannie urządzone kanały, by nawet mniej pustynne jego części w nią zaopa­trzyć. Pozostała woda spływa do po­dnóża stożka nasypowego, gdzie zaczy­nają się właściwe pola uprawne; kw itną­ce oazy ciągną się tu jedna za drugą, odbierając strumieniowi wodę tak dale­ce, że pustyni nic się już z niej nie do­staje. W ten sposób wysychają np. do­pływy Tarymu, skoro tylko dojdą do stóp stożków nasypowych, leżących na skraju kotliny Turkestanu Wschodniego. Takiemuż losowi ulegają rzeki Czerczen- darya i K e r i ja -d a ry a w Turkestanie Wschodnim, ja k również Czu, Serafszan i Murghab na nizinie Turańskiej. W pra­wdzie istnieją jeszcze dolne części ich

Page 4: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

532 WSZBCHSWIAT

łożysk, dziś jed n a k są one już wyschłe i zasypane lotnym piaskiem, i Powyższa okoliczność da nam jeszcze sposobność do wyciągnięcia bardzo w a­żnych wniosków.

Kanały irygacyjne urządzane są nad ­zwyczaj s ta rann ie i tak kierowane, by woda rozchodziła się możliwie je d n o s ta j ­nie po jakna jw iększym obszarze z bardzo małym spadkiem. Podziwiać należy, z ja k niewielkiemi wiadomościami z techniki i naw et bez odpowiednich in strum entów są budowane te „ariks“, j a k je nazyw ają mieszkańcy równiny Turańskiej. N iw e­lują gołem okiem i rozdzielają jed n a k wodę z taką oszczędnością, że ani jedna kropla nie idzie na marne, lecz służy na pożytek rozległego obszaru. Naturalnie bardzo się do tego nada ją jednosta jn ie spadziste zbocza stożków nasypowych, niepoprzecinane tyloma nadziem nem i s t ru ­mieniami, jakby to było w naszych, ob­fitych w opady okolicach. W miejscach, gdzie kanał irygacy jny przecina niestale istn iejący potok, przeprowadzają kanał nad potokiem po moście, lub odwrotnie, potok nad kanałem, stosownie do okoli­czności. Obawa przed zalewami przez n ietrw ałe potoki je s t bardzo wielka, po­nieważ mogą one łatwo zniszczyć u rzą ­dzenia irygacyjne na wielkich przestrze­niach.

Woda, nieużyta do irygacyi, dochodzi do właściwej doliny rzecznej; woda zaś, odpływająca z przestrzeni nawodnionej bywa odprowadzana do rzeki specyałne- mi kanałami zbierającemi. W obec n i­skiego poziomu wody kanały te zabezpie­czają zasiewy przed wodą deszczową. W tych obszarach stepow ych je s t możli­we, że w razie nagłych deszczów cały zasiew zostałby zniszczony, gdyby nie było zawczasu porobionych kanałów dla odprowadzania wody deszczowej. B rak tych kanałów świadczyłby o niedbalstwie ludności.

Dopóki urządzenia irygacyjne są w do­brym stanie, plony pól nawodnianych są bardzo bogate i w oazie panuje dobro­byt.

W Persyi s tosu ją odmienne system y j irygacyjne niż wyżej opisany, k tó ry nie I

ft& 34

byłby tam odpowiedni. Mianowicie, w nie­których okolicach wsiąka tam tyle wo­dy w stożek nasypowy, że nawodnianie go staje się niemożliwem. Zaradzają te ­mu zapomocą t. zw. „karesów”. Na szczy­cie stożka kopią głęboką studnię, s ięga­ją c ą aż do wody gruntowej. Poniżej ko­pią w k ierunku spadku stożka drugą s t u ­dnię i łączą tunelem z pierwszą. Takie studnie kopią jednę za drugą w pewnej odległości od siebie. Głębokość studzień zmniejsza się w m iarę spadku stożka, aż wreszcie u stóp jego tunel wychodzi na powierzchnię, a z niego w ypływa s t r u ­mień drogocennej wody. W miejscach, gdzie droga przecina kares, urządzone są zejścia ukośne do tunelu, ułatwiające po­dróżnemu korzystanie z wody.

W przypadku powyższym stożek n a ­sypowy sta je się naturalnie zupełną p u ­stynią, gdy tymczasem u stóp jego zn a j­duje się oaza.

W suchszych okolicach Chin Środko­wych i na południowym skraju stepów mongolskich widziałem takie system y irygacyjne, jak ich używają ogrodnicy bułgarscy. Czerpią tam wodę zapomocą kół ze studzień, rzek i strum ieni i roz­prow adzają następnie w sposób, p rak ty ­kowany przez Bułgarów. W edług So- czyego system ten stosowany je s t ró- wrnież w okolicy Lan-czou-fu.

Dopóki żadne niepokoje nie mącą miej­scowych stosunków w Azyi Środkowej, ludność obszarów nawodnianych szybko wzrasta, a pola dają obfite zbiory, ponie­waż każda kropla wody rzek i s trum ieni zostaje w zupełności zużyta. Podobne epoki niczem niezakłócanego rozwoju na ­s ta ją zwykle wtedy, gdy ogromne pań ­stwo chińskie rządzone je s t przez zdol­nego cesarza, umiejącego utrzym ać po­rządek w kraju. W szak pod jego pano­waniem znajduje się największa część obszarów nawodnianych. W takich cza­sach Chiny dążą do zaprowadzenia po­rządku i pośród sąsiadujących z niemi ludów, wiedząc dobrze, jak wielkie n ie­bezpieczeństwa pociągają za sobą zamie­szki na granicach państwa.

Skoro jednak już w szystka woda zo­stanie wzięta do użytku, a ludność tak

Page 5: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

No 34 W SZECHSW IAT 533

wzrośnie, że zaledwie może zapracować na swe utrzymanie, powstaje nader nie­bezpieczny s tan rzeczy. Życie setek ty ­sięcy zależy od urządzeń irygacyjnych, a nie tak to łatwo dawać sobie z niemi radą. Wyłożone wielkiemi kamieniami, albo w prost wylepione gliną, kanały iry­gacyjne w ym agają nieustannej opieki, muszą być nader s tarannie doglądane, ponieważ najm niejsze niedbalstwo może wywołać jaknajgroźniejsze skutki. W ie­dzą o tem dobrze m ieszkańcy oaz i ota­czają pewną czcią relig ijną wielkie urzą­dzenia irygacyjne. Pomimo wszelkich s ta rań s tan rzeczy pozostaje bardzo gro­źnym; można powiedzieć, że dobro ludu wisi na włosku.

Tysiące niebezpieczeństw zagrażają urządzeniom irygacyjnym . Wrogo wy­stępu ją przeciwko nim woda i posucha, burza i trzęsienie ziemi, ludzie i zwie­rzęta, wrogowie i nawet przyjaciele. Naj­główniejsze są następujące niebezpieczeń­stwa:

1) Zaczynamy od najmniej dającego się przewidzieć, a mianowicie trzęsienia ziemi. Skraj wschodni niziny Turańskiej słynie z trzęsień ziemi. Bardzo niedawno } jeszcze okropne trzęsienie ziemi w Andi- żanie pochłonęło mnóstwo ludzi oraz bu­dowli i innych urządzeń. Trzęsienie zie­mi łatwo może zmienić łagodny spadek równiny, zmuszając rzeki do zmiany ło­żysk; kanały irygacyjne mogą uledz za­sypaniu lub zupełnemu zniszczeniu przez tworzące się w ziemi szczeliny. Nie zna­my wprawdzie podobnych wypadków, je s t jednak możliwe, że mogą zachodzić, zwłaszcza w Ferganie.

2) Straszne spustoszenia może też w y­rządzić silne „oberwanie się chmury". Ogromne m asy żwiru i \p iasku walą się Mrówczas z góry, zasypując i grzebiąc pod sobą kanały, po których nie pozo­staje nawet śladu. Gdy woda deszczowa już spłynie, rzeka nie znajduje swego dawnego łożyska i musi sobie szukać no­wej drogi, przez co koniecznem się staje nowe urządzanie kanałów irygacyjnych. Może to być s trasznym ciosem dla oko­licy, w której już cała ziemia i woda były wzięte do celów rolniczych.

3) Stopniowa działalność płynącej wo­dy również może wywołać zmianę biegu rzeki. Wystarcza, jeżeli jeden bok stoż­ka znaczniej się rozwinie, by kierunek biegu wody przeniósł się na przeciwną stronę; rzeka tworzy sobie nowe łożysko i wreszcie zupełnie opuszcza dawne. Znane są podobne wypadki. Należy do nich zbadane przez Svena Hedina prze­sunięcie się jeziora Lop-nor. Bez poró­wnania większą katastrofę wywołała zmia­na łożyska rzeki Hoang-ho w roku 1854. Katastrofa ta zdarzyła się właściwie nie w bezodpływowym obszarze, lecz już na jego obwodzie; nie zmienia to jednakże postaci rzeczy, ponieważ i tam życie Chińczyków ściśle je s t zależne od n a ­wodniania. Głównie wytwarzanym pro­duktem jes t tam mianowicie ryż i w sku­tek tego nawodnianie pól również je s t niezbędne.

Do r. 1852 rzeka Hoang-ho płynęła na południo-wschód od Kai-ióng-fu, wpada­jąc do morza po złączeniu się z Jang-tse- kiangiem. Otaczające ją okolice nada­wały się jaknajzupełniej do nawodniania, więc też faktycznie wytworzyło się w dol­nym biegu rzeki bardzo gęste ząludnie- nie o wysokiej kulturze. W skutek nad­zwyczajnie wysokiego stanu wody, rzeka przerwała tamy, a ponieważ przestrzeń pomiędzy tamami zabardzo już była za­lana, więc opuściła swe pierwotne łoży­sko, zwracając się w kierunku północno- wschodnim od Kai-fi>ng-fu, by ujść do morza poniżej ujścia Pei-ho. Hoang-ho

' ominął więc całą prowincyę chińską Szan-tung. Na swej nowej drodze zni­szczył naturalnie wszystko; podobno zgi­nęło wtedy przeszło 2 miliony ludzi; nie­wielu świadków tej strasznej katastrofy zdołało uratować życie. Nie należy to już jednak do naszego przedmiotu. Nas interesuje, co się następnie stało w oko­licy, opuszczonej przez rzekę. Starannie niegdyś utrzymywane urządzenia iryga­cyjne zostały naturalnie zupełnie znisz­czone, pola ryżowe wyschły i powstał głód. Ludność czekała jeszcze jak iś czas w nadziei, że niewierna rzeka powróci, lub że władza postara się j ą sprowadzić napowrót do dawnego łożyska. Widząc

Page 6: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

534 WSZECHŚWIAT Na 34

jednakże, że je s t to niemożliwe, a wła­dza nawet rozpoczęła regulacyę nowego łożyska, ludność szukała ra tunku od śmierci głodowej w opuszczeniu swej zie­mi. Powstanie Nien-fei zostało, j a k w ia ­domo, krwawo stłumione dopiero wtedy, gdy wybito powstańców prawie do os ta ­tniego.

Takie skutki wywołuje nieoczekiwana zmiana łożyska rzeki w gęsto zaludnio­nych i dobrze zorganizowanych Chinach. Łatwo więc sobie wyobrazić, jak ie p rze­wroty wywołuje podobna ka tas tro fa w s te ­pach, gdzie adm inistracya daleko mniej może podołać sw ym obowiązkom.

4) Niespodziana posucha wywołuje po- dobneż skutki. W ciągu tylko jednego suchego roku rzeki górskie mogą utracić tyle wody, że nie mogą zaopatrzyć zna­cznej części obszaru nawodnianego. W śród ludności w ybuchają niesnaski, zjawia się niezadowolenie i nędza, a w razie, gdy i następny rok je s t podobnie suchy i lu­dność zostaje przez to pozbawiona środ­ków do życia—przewrót j e s t już gotowy.

Zmiany klimatyczne powodują np. s ta ­łe przemieszczenia biot Hamun w Persyi. W błotach tych ma ujście rzeka Hilmend, której delta była n iegdyś bardzo gęsto zaludniona. Na początku 19 stulecia brzeg błot cofnął się na znaczną odle­głość od delty, w drugiej zaś połowie ubiegłego stulecia m usiano daleko prze­nieść pola uprawne, a dawne opuścić, ponieważ g run t nie posiadał już dawnej wilgotności z powodu obniżenia się po­ziomu wody stojącej. W ostatn ich znówr czasach biota I lam un znacznie się po­większają, tak, że część niedawno u rzą­dzonych pól została pokry ta wodą i, ja k podaje Pumpelly, roboty polne były w niektórych miejscach wykonyw ane w wodzie. Naturalnie, bywały czasy, kiedy błota te zajmowały znacznie wię­kszy obszar, kiedyindziej znów mniejszy niż obecnie. W yjaśn ia nam to, dlaczego w delcie Hilmendu znajdujem y liczne ruiny, ciągnące się równolegle do brzegu błot, gdy na terenie, odsłanianym pod­czas niskiego s tanu wody, ruin niema. Miejsca, na k tórych znajdują się ruiny, j nie były pod wodą od czasu, kiedy opu- I

szczono te już dziś walące się budowle. Musiałyby one bowiem zostać zniszczone przez zalew, gdyż niewypalane cegły nie mogą się oprzeć niszczącemu działaniu wody. W naszym, bardziej wilgotnym klimacie nie zostałoby naw et śladów t a ­kich ruin; jedyn ie znaczna suchość Azyi Środkowej mogła je uchronić od zupeł­nej zagłady. J e s t możliwem, że znajdo­wały się tam niegdyś znacznie starsze ruiny, zniszczone przez osta tn i wysoki stan wody. Dziś pozostały te jedynie, które od czasu ich opuszczenia nie były zalewane przez wodę.

W ażna je s t okoliczność, że zruinowane budynki zostały opuszczone nie nagle, w skutek gwałtownej katastrofy, lecz po­woli, w miarę ja k musiano przenosić się z polami za cofającą się wodą. Do p e ­wnego stopnia podobny s tan rzeczy wi­dzimy dziś nad jeziorem Błotnem (Bala­ton) na Węgrzech. Ktoś obcy, niezna- jący miejscowych stosunków, dziwiłby się, widząc liczne zruinowane budynki i zapuszczone pola, a zwłaszcza bardzo liczne resztki małych zabudowań, w yka­zujących ślady ognia, na zboczach gór. Nie spytawszy o przyczynę, możnaby z całą pewnością sądzić, że się ma przed oczyma ślady nagłej katastrofy, k tóra mogła pochłonąć wiele tysięcy ludzi, i że od tej chwili zostały opuszczone zabudo­wania, ogrody i pola. W rzeczywistości nie było niczego podobnego. W innice zostały tam stopniowo zapuszczone, pi­wnice sta ły się więc zbyteczne i w łaści­ciele przestali się o nie troszczyć, pozo­staw iając je na łasce losu. Wiele z tych opuszczonych piwnic spaliło się, nie wszy­stkie jednak odrazu; nikomu nie chciało się stawiać nowych na ich miejsce. Zmia­na pól spowodowała tu upadek i pozo­stawiła ruiny.

5) Jednem z najw iększych niebezpie­czeństw, stale grożących urządzeniom irygacyjnym , je s t złośliwość ludzka. Mści­wy, podstępny wróg może wyrządzić ogromną szkodę. Łatwo zwłaszcza wrro- gowi zmusić rolników nawodnianego ob­szaru do płacenia haraczu. W ystarczy mu zawładnąć głównym kanałem, by stać się nieograniczonym panem całego obsza­

Page 7: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

Ns 34 WSZECHSWIAT 535

ru. Dla uniknięcia tego, rolnicy ota­czają tę część swej ziemi możliwie naj­większą obroną. Naokoło niej znajdują się obwarowania. Wzdłuż głównych ka­nałów stoją wszędzie straże, a na g ran i­cy k ra ju wznoszą się wieże strażnicze, z których można w każdej chwili obser­wować stepy, by za najpierw szą wieścią o grożącem niebezpieczeństwie stanąć pod bronią.

Naturalnie, aż nazbyt często obrona bywa bezskuteczna, wobec przewagi nie­przyjaciela. Zdobywa on wioski i albo opustosza cały kraj, albo wyrządza takie szkody, wobec których i urządzenia iry­gacyjne zostają zniszczone. Historya mó­wi nam o wielu podobnych wypadkach, lecz historycy, zwłaszcza dawniejsi, mało się za jm ują urządzeniami irygacyjnemi, gdyż nie troszczą się o losy ludu, na to­miast kładą nacisk na wielkie czyny wo­dzów i bohaterskie zgony wojowników.

6) Największe jednak niebezpieczeń­stwo grozi urządzeniom irygacyjnym ze strony niedbałej administracyi, k tóra dla osobistych zysków wydaje na zagładę te główne tętn ice życiowe ludności. Mezo­potamia, Egipt i Persya są tego najłep- szemi przykładami. W ostatniej zupełne zepsucie moralne nowszego rządu per­skiego doprowadziło zamożną niegdyś lu­dność do żebraczego kija.

Może jeszcze wymowniej świadczą o tem ruiny, ciągnące się całym szere­giem w Turkestanie Wschodnim i w y­czerpująco badane przez A. Steina. Oazy Turkestanu W schodniego znajdowały się bezwątpienia w kwitnącym stanie wów­czas, gdy w Chinach panował porządek. Rozwój ich skończył s ię ' je d n ak i opusto­szały one, gdy na tron olbrzymiego chiń­skiego państw a wstąpił niezdolny wład­ca. Zmiana ta zaszła nie odrazu, jakgdy- by w skutek jak ie jś katastrofy , lecz sto­pniowo. Ludność nie odrazu też opuściła oazy, j a k możnaby wnosić z opisów Sve- na Hedina, lecz nastąpiło tu prawdziwe wywędrowywanie, podczas którego nie zostawiono niczego, z wyjątkiem zupełnie bezwartościowych rzeczy, np. potłuczo­

nych naczyń lub zaciężkich do zebrania przedmiotów, ja k posągi. Opuszczono te oazy nie dlatego, że były zasypywane przez piasek, lecz jedynie dlatego, że urządzenia irygacyjne uległy zniszcze­niu.

Zupełnie błędny byłby wniosek z is t ­nienia ruin, że Azya Środkowa znajduje się obecnie w stanie wysychania. Ilość wody rzecznej zależy od bardzo wielu czynników. Najsłabsze wahania klima­tyczne silnie się na niej odbijają, je sz ­cze zaś silniej na ilości wody, nadającej się do celów irygacyjnych. W razie na j­mniejszego zaniedbania w urządzeniach irygacyjnych zużywają one daleko wię­cej wody niż wtedy, gdy są u trzym yw a­ne w zupełnym porządku. Następnie w a­żne je s t bardzo, jak wielka część znaj­dującego się u stóp góry obszaru je s t nawodniona. Skoro obszar ten zmniejsza się, woda rzeki może wystarczać i dla bardziej odległych od stóp góry okolic; przeciwnie, gdy urządzenia irygacyjne rozszerzają się już u stóp góry na wię­kszej przestrzeni, odleglejsze lub niżej położone okolice muszą otrzymywać co­raz mniejszą ilość wody. Niedbalstwo administracyi łatwo może sprawić, że się nie zwraca uwagi na to, bardzo ważne, rozdzielanie wody, co musi się n a tu ra l­nie odbić naprzód na niżej położonych okolicach. Mieszkańcy tych części na­wodnianego obszaru w ędrują w górę rze­ki, by dostać się do niezbędnej wody i dochodzą w ten sposób do leżącej u stóp góry głównej części kraju. Zja­wienie się ich może tam oczywiście w y­wołać jakna.jwiększe zamieszanie, ponie­waż najmniejszy kawałek ziemi i każda kropla wody są już wzięte do użytku.

Granica zewnętrzna dającego się n a ­wodniać obszaru oznacza maximum, do którego kiedykolwiek dochodziło nawo­dnianie. U stóp góry nie znajdujemy naturalnie ruin, ponieważ, gdyby się tu nawet kiedyś znajdowały, zostałyby zni­szczone przez nową kw itnącą jeszcze kulturę. Każde wykazujące zmiany zja­wisko posiada podobne maximum, o czem nigdyśm y nie powinni zapominać, j a k to

Page 8: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

536 WSZECHSWIAT

się aż nazbyt często zdarza np. w bada­niu lodowców.

Tłum. 8 . Poniatowski.(Dok. nast.)

F. F. BLACKMANN.

P R Z E J A W Y Z A S A D M E C H A N IK I C H E M IC Z N E J U R O Ś L IN Y

Ż Y J Ą C E J .

(Ciąg dalszy).

Zwróćmy się teraz do rozważania wzro­s tu rośliny kwitnącej. W arunki są tu bardziej złożone i wiemy, że w czasie kw itnięcia lub w końcu pory rozwoju ro­śliny wzrost maleje wybitnie. To od­różnienie od prostego wodorostu, lub bak tery i możemy uważać jedyn ie jako naby tek drugorzędny, będący w zależno­ści od w arunków zew nętrznych— czy to jako reakcyę na obecny bodziec zewnę­trzny, czy też jako oddziaływanie na bo­dziec miniony. W roślinie kwitnącej także nie wszystkie komórki mogą dalej wzrastać; niektóre z nich różnicują się i przestają rosnąć, a także pewne grupy komórek w obrębie między węźla pozosla- j ą uśpione w pączkach kątowych. Oczy­wiście krzyw a wzrostu nie może ciągnąć się dalej z przyspieszeniem łogarytmicz- nem i w późniejszych fazach musi się przerwać; „wielki okres", który, j a k mó­wią, wzrost wykazuje, j e s t nowym dowo­dem tego stanu rzeczy. Bardzo intere- sującem, jednakże, będzie stwierdzić, j a ­ka je s t postać krzywej wzrostu podczas wczesnego okresu rozwoju.

Znaczenie tego działu pracy oceniono w Genewie, gdzie pod kierunkiem prof. Chodata :) wykonano poszczególne bada-

') A. JMonnier. Leg matieres minerales et la loi d’accroissement des vegetaux. Genewa, 1905. N. Deleano. Le role et la fonction des seis mi­n era le dans la vie de la plante. Genewa, 1907. W reszcie samodzielna praca Pribota Comp. ren. de l'Ac. d. Sc. 14, 1907.

nia i wyznaczono starannie nietylko krzy­wą wzrostu (świeża waga) lecz i zwięk­szanie się ilości wszystkich oddzielnych ważnych pierwiastków roślin wybranych.

Na rośliny, żyjące w wolnym dostępie powietrza, muszą mieć wpływ zaburzenia klimatyczne. W eźmy przeto krzyw ą przy- bytu świeżej wagi u kukurydzy, rosną­cej w kulturze wodnej. Pierwsze bada­nie genewskie z tego zakresu zrobione zostało przez p. Stefanowską, k tóra ba­dała także krzywe Avzrostu małych zwie­rząt. Pierwsza faza krzywej, trw ająca pięćdziesiąt dni, wykazuje dokładnie przyspieszenie jednosta jne przez podwo­jen ie wagi rośliny co każde dziesięć dni (ryc. 3). W arunki zewrnętrzne nie są do-

(Fig. 3).

kładnie podane. Pomimo złożonego s ta ­nu morfologicznego, autokatalityczna re ­akcya wzrostu nie j e s t pozornie powstrzy­mana przez niedostateczne zasoby, za­nim roślina wejdzie raczej nagle w dru­gą fazę. Z obecnego punktu widzenia uważamy, że postęp wzrostu je s t tu p rzer­w any nie przez główne przyczyny fizy­ko - chemiczne, lecz przez drugorzędne, które na domysł można zaliczyć do ka- tegoryi bodźca i reakcyi.

Liczne krzywe, wykazujące nagrom a­dzenie różnych składników organicznych i m ineralnych u jęczmienia i tatarki, wy­kreślone w Genewie, mają zbliżone kształ­ty, lecz jednosta jna szybkość podwajania nie j e s t tak wyraźna, j a k dla krzywej całkowitej świeżej wagi.

Pod tym względem wielkie i karłowa­te odmiany tej samej rośliny stanowią nader zajm ujący problem, to też wyko­

Page 9: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

.Na 34 WSZECHS WIAT 537

Zanim przejdziemy do rozważania wpły­wu tem pera tu ry , trzeba jeszcze powie­dzieć kilka słów o rozpatrywanych na- osta tku zagadnieniach ze względu na wzrost, rozważany jako zjawisko ka ta ­lizy.

Z pierwiastków metalicznych, ważnych dla wzrostu roślin, niektóre występują w tak małych ilościach, że ich działanie można zrozumieć jedyn ie jako kata lity ­czne. Jeżeli żelazo naprzykład uczestni­czy w zjawiskach metabolizmu i w ystę­puje w nich jako m ateryał twórczy, lub jako produkt metaboliczny, to przydała­by się większa jego ilość, niż ta, która w rzeczywistości wystarcza. Jeżeli dzia­łanie tej ilości żelaza je s t katalityczne, będzie ono oddziaływało w sposób nie­oznaczony, nie zużywając się, a więc najdrobniejszy jego ślad posłuży do w y­kazania jak iegoś istotnego, a nawet zna­cznego poddziału metabolizmu.

Pierw iastk i takie, ja k mangan, magnez i żelazo pozostają częstokroć w związku z działaniem katalitycznem, które może nie mieć nic wspólnego z procesami ży­cia, a właściwości żelaza zostały nieda­wno zbadane ilościowo i zdaje się, że że­lazo ma dokładnie wszystkie własności oksydazy organicznej pochodzącej z tka ­nek roślinnych x).

nano kilka doświadczeń z niemi w Cam­bridge, używając do tego grochu cukro­wego. W czasie kiełkowania., nasiona ważyły prawie jednakowo, gdy tymcza­sem w końcu wzrostu waga rośliny w y­rośniętej je s t wielokrotnie większa od wagi odmian karłowatych, rosnących obok w podobnych warunkach. Nasuwa się tu pytanie, czy różnica wynika z mniej energicznej autokatalizy u form karło­watych, wskutek czego w ciągu całego ich wzrostu potrzeba większej liczby dni do podwojenia ich wagi. Budowa krzy­wych wzrostu dla odpowiedniego czasu wykaże, czy następuje ta lub inna zmia­na w postaci krzywej.

Już dawno temu, bo w r. 1869 Raulin zauważył, że ślady soli drugorzędnych, w szczególności soli cynku, dodane do kultury , w której rośnie grzyb Sterigma- tocystis, wywołują znaczne przyspiesze­nie szybkości wzrostu. Czas potrzebny do tego, aby grzybnia (mycelium) po­dwoiła swój ciężar, został w tym przypad­ku zredukowany do połowy, a nawet do trzeciej części swojej wielkości. Ten ustawicznie trw ający wpływ tak małego śladu substancyi można uważać jako do­danie katalizatora do normalnego apara­tu protoplazmatycznego. Dla tego ro­dzaju działania przyjęto powszechnie te r ­min „bodziec chemiczny “ i objaśniano je jako dążność grzyba do wydostania się poza mało sprzyjające otoczenie. Mnie się zdaje, że przyjęcie takiej chemicznej podniety było w rzeczywistości nowym przykładem niesłusznego rozszerzenia po­jęcia bodźca i reakcyi.

Wpływ cynku na wzrost grzybni zo­stał niedawno sprawdzony i objaśniony przez Javilliera, k tóry tworzył kultury porównawcze dla wzrastających dawek soli cynku. Hodował on Sterigmatocy- stis przez cztery dni w 34°C w « |rodku, do którego dodawano stopniowo soli cyn ­ku. J a k z przedstawienia wykreślnego (ryc. 4), widać, stwierdzano w tych do-

S

43

£ z/

i 1

/

a___ L-

O 'f J5> r

(Fig. 4).

świadczeniach prawidłowy ciągły p rzy­rost ilości gramów końcowej suchej wa­gi w stosunku 0,000 01 na sto, a potem nic więcej, lecz końcowy wynik był 100 razy większy, aniżeli pierwotna ilość.

Ta postać krzywej, rosnącej jednosta j­nie na początku i zmieniającej się nagle w górnym poziomie pozwala przypusz­czać, j a k to już gdzieindziej wykazałem,

l) I. Wolff. D es peroxydiastases artilicielles. j l) Comptes rend. de l’Ąc. d. Sc. Grudzień, Comp, reu. de l ’Acad. des Scien. Czerwiec, 1908. i 1907.

Page 10: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

538 W SZECHŚW IAT AB 33

że następuje przerwanie pierwotnego pod­noszenia się w sku tek działania czynnika ograniczającego. W tym przypadku g ra ­nicę tę tworzą czynniki, wchodzące w za­kres innych grup metabolizmu.

Przyspieszenie szybkości reakcyi pod wpływem temperatury.

Przechodzimy teraz do czwartej i os ta­tniej zasady mechaniki chemicznej, k tó ­rą chcemy wykazać w zjawiskach m eta ­bolizmu.

Jestto powszechnie znana zasada, że z przyrostem tem pera tu ry zwiększa się szybkość przebiegu reakcyi chemicznej. Naturalnie w nióktórych rzadkich przy­padkach nie je s t to bezpośrednio wido­czne, lecz zaciemnione przez tow arzyszą­ce zjawisku cechy drugorzędne, wogóle jed n a k zawsze ostateczny wynik je s t b a r ­dzo wyraźny.

Oprócz tego sam a na tu ra przyspiesze­nia je s t szczególna. P rzy ros t tem pera ­tu ry oddziaływa w przybliżeniu na w szy­stkie części składowe zjawisk fizycznych i chemicznych, lecz na żadną z nich nie oddziaływa w tak wysokim stopniu, j a k właśnie na szybkość chemicznej reakcyi. Za podniesieniem się tem pera tu ry o 10°C szybkość reakcyi wzrasta zwykle po­dwójnie lub potrójnie, co zostało u jęte przez van ’t Hofta w prawo. Ponieważ tak i przyrost powtarza się za każdem ko- lejnem podwyższeniem się tem pera tu ry0 10°C, albo o ten sam współczynnik, albo o nieco mniejszy, więc przyspiesze­nie szybkości reakcyi pod wpływem tem ­pera tu ry ma charak te r logarytmiczny, a krzywa wyobrażająca je rośnie s to­pniowo coraz więcej. U trzym ując to w granicach tem pera tu r życiowych, po­znamy, że reakcya odpowiednia czynni­kowi tem pera tury 2 X 10°C będzie szes­naście razy tak szybka w 40°C, j a k w 0°C, gdy tymczasem współczynnik 3 wywołu­je reakcyę ośmd2iesiąt jeden razy szyb­szą.

To ogólne prawo przyspieszenia rea k ­cyi z tem pera tu rą stosuje się również1 do reakcyj, ulegających przyspieszeniu pod wpływem obecności katalizatorów.

J e ż e l i ' uważamy katalizator jedynie za czynnik wywołujący w poszczególnych reakcyach katalizę, t. j. szybkie przej­ście do końcowego s tadyum przez po­średni stopień czasowego dodatkowego połączenia z samym katalizatorem,—to m usim y przypuszczać, że podwyższenie tem pera tu ry przyspieszy podobnież i te tymczasowe reakcye chemiczne.

Jeżeli to przyspieszenie je s t zasadni* czem prawem mechaniki chemicznej, n ie ­podobna prawie przypuszczać, ażeby sp ra ­wy chemizmu życiowego miały dawać inne rezultaty.

Przyspieszenie spraw życiowych w zależ­ności od temperatury.

Obecnie posiadamy dopiero małą ilość odpowiednich wiadomości o roślinach, k tóreby nadawały się do rozważania k ry ­tycznego z tego punktu widzenia. Ale wszystkie te dane pewne, z którem i się zapoznałem, a które są wzięte z prze­mian życiowych i mogą być uważane za odnoszące się do protoplazmatycznych mieszanin katalitycznych, powinny w y­kazać jako skutek pierwszorzędny przy­spieszenie szybkości reakcyi z podwyż­szeniem tem pera tu ry x).

Rozważmy pokrótce te dane. Ze s tro ­ny katabolicznej metabolizmu mamy pro- dukcyę COa podczas oddychania i prze­ciwnie ze s trony anabolicznej pobieranie węgla przez asymilacyę.

Jako miarę szybkości procesów m eta ­bolicznych, składających się na wzrost mamy dane w procesie podziału pierwo­tniaków wiciowców (Fiagellata).

Natężenie produkcyi C 02 uważane je s t często za miarę ogólnego natężenia me­tabolizmu, lecz musi być jeszcze w yzna­czony dokładnie stosunek pomiędzy szyb­kością wzrostu a oddychaniem. Nauka nasza nie znajduje się jeszcze na tym stopniu, na którym badanie ilościowe w stosunku do trudnych warunków mo­

') Zbiór dwudziestu przypadków, po więk­szej części z llzyologii zwierząt, zestawiony przez Kanitza (Zeitselir. f. Elektroch. 1JH)7, str. 707), Wy­kazuje spóleZynniki w granicach 1,7—3,3. ;

Page 11: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

'JSfo 34 WSZECHŚWIAT 53Ó

głoby dawać bogate wyniki; wyszliśmy właśnie dopiero ze stanu, w którym che­mia była przed rozświtem chemii fizy­cznej.

Produkcya C 03 w zwykłej roślinie zie­lonej wykazuje bardzo ścisły związek z tem pera turą . W doświadczeniach z wi­śnią laurową, robionych przez pannę M atthaei razem ze mną, oddychanie liści zerw anych za zmianą tem pera tu ry o 10° wykazuje współczynnik 2,1 (fig. 5, oddy­chanie). F ak t ten został zbadany dla szeregu tem pera tu r od 16°C do 45°C. W tej wyższej tem peraturze liście mogą przeżyć jedynie dziesięć godzin w cie­mności, wpływ więc na oddychanie roz­ciąga się tylko na czas ograniczony. Otóż w tych początkowych fazach w ar­tość wydalonego C 02 wynosi 0,0210 g na godzinę i na jednostkę wagową liści, gdy tymczasem w 16,2°C wielkość ta wynosi tylko 0,0025 g CO*. A zatem oddychanie w zrasta więcej niż dziesięciokrotnie z do­kładną prawidłowością pod wyłącznym wpływem podwyższenia tem peratury. Ża­dna reakcya w probówce nie wykaże mniej samodzielności. Powyżej 45°C tem ­pera tu ra wykazuje już wcześnie działa­nie ujemne, o ile liść nie je s t oświetlo­ny tak, aby powstała w pewnym zakre­sie fotosynteza i powetowała s tra tę wę­gla przez oddychanie. Tym sposobem za podniesieniem tem peratu ry nie w ystę ­puje ani razu okres optimum lub faza spadku intensywności oddychania, któ­reśmy stwierdzali w początkach.

Tu więc ze strony katabolicznej meta­bolizmu nie m am y podstaw y do przypu­szczenia, że „bodźce cieplne" mają za za­danie regulowanie natężenia oddychania protoplazmatycznego, lecz znajdujemy to, co można uważać jedynie wprost za dzia­łanie fizyko-chemiczne. Liczby, otrzy­mane przez Clausena J) dla oddychania nasion i pączków w różnych tem pera tu ­rach, wykazują współczynnik tem peratu­ry prawie 2,5 dla przyrostu o 10°C.

W tym końcowym procesie kataboli­zmu nie powinno być większej różnicy,

*) Land w. Jahrb. tom XIX, 1890.

aniżeli w pierwszej fazie anabolizmu, mianowicie w asymilacyi węgla przez protoplazmę, będącej rezultatem fotosyn­tezy. Musimy więc zapytać teraz, juki je s t stosunek tego procesu do tem pera­tury.

To pytanie nie j e s t tak proste, gdyż liście w wysokich tem peraturach nie mo­gą podtrzym ywać dostatecznie wielkiej szybkości asymilacyi. Fak ty ściągające się do tego zostały opracowane jasno przez pannę Matthaei J), a szybkość asy­milacyi w liściach wiśni laurowej została zmierzona od — 6°C do -(- 42°C. Od 37°C krzyw a rośnie najpierw łagodnie, a po­tem coraz bardziej stromo, lecz z obli­czenia wartości można znaleźć, że p rzy­spieszenie, odpowiadające przyrostom ko­lejnym co 10° staje się coraz mniejsze. Pomiędzy 9°C a 19°C przyrost je s t więk­szy 2,1 raza od najwyższego spółczynni- ka, wymierzonego dokładnie, tego same­go spółczynnika, co dla oddychania ro­śliny, będącego dla niej samej wybitnym punktem, wykazującym różnice między procesami (patrz ryc. 5 asymil.). Zmniej-

■V0idy shame

///

/p0H1 iał

// /

t —/ /

/ / \ąienie1 ' / — —

ć '

0 ‘ /O• 20 ' -30• 40 ' 50"

(Fig. fi).

szanie się spółczynnika z podwyższaniem tem peratury je s t stanem rzeczy prawie ogólnym w reakc.yach, nie zachodzących w żyjącym organizmie. Krytyczne roz-

') Phil. Trans. Boy. Soc. Ser. B., t. CXCV1I, 1904.

Page 12: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

540 ' W SZECH ŚW IA T Nk 34

ważenie przedm iotu prowadzi jednakże do wniosku, że to zboczenie spostrzeżone dla przyspieszenia, zależnego od tem p e­ra tu ry , jest w rzeczywistości wynikiem przyczyn drugorzędnych, do k tórych n a ­leży także występowanie optimum w te m ­peraturze, bliskiej 38°C. Niektóre z tych przyczyn były przeze mnie rozpatryw ane na innem miejscu ') i spodziewam się wypowiedzieć nowy pogląd na dany przedmiot w oddzielnie wydanej rozpra­wie. Widzieliśmy poprzednio, że w po­czątkowych s tadyach asym ilacya w tych bardzo wysokich tem p era tu rach zaczyna się od pełnej wartości, k tó rą teoretycznie wyznacza sta ły spółczynnik, ale w rze ­czywistości protoplazma nie może osią­gnąć szybkości i wartości oznaczonej. Trzeba tu pamiętać, że bardzo praw do­podobnie żaden chloroplast, począwszy od pierwszego ukazania się kom órek zie­lonych na ziemi nie podlegał podobnemu gastronomicznemu wysiłkowi, j a k opisa­ne przez nas liście wiśni laurowej. Nic dziwnego przeto, że ich zdolności dadzą się przy tak im bankiecie wyznaczyć prędko i że szybkość reakcyi syntezy anabolicznej daje k rzyw ą spadającą, po­mimo stałości wszystkich czynników ma- I jących wpływ, ja k tem pera tu ry , oświe­tlenia, zasobu C 02. Ten spad krzywej nie j e s t trwały, gdyż po okresie zacie­mnienia zdolność asymilacyi wraca. Mo­żna łatwo znaleść fizyko-chemiczne para­lele wśród przypadków, w których n a ­gromadzanie produktów reakcyi opóźnia pozorną je j szybkość, lecz powyższy przypadek złożony można zostawić do dalszych badań.

Co dotyczę asymilacyi, musim y powie­dzieć, że w skutek is tn ien ia cech d rugo ­rzędnych przypadek ten nie je s t tak j a ­sny dla całego szeregu tem peratur, jak dla oddychania, • lecz, że w średnich tem pera tu rach m amy dokładnie ten sam związek pomiędzy szybkością reakcyi a tem peraturą .

Tłum. J. G.(l)ok. nast.).

■) Optima i czynnik i ograniczające A on. o f B otany, tom X IX , 1905.

K R O N I K A N A U K O W A .

Spostrzeżenia oceanograficzne na Atlan­tyku północnym. Spotkanie się wód A tla n ­t y k u z podbiegunowemi dookoła Islandyi, wysp FarSersk ich i Szetlandów, odbywa się w w arunkach , mało dotychczas jeszcze zn a ­nych . Szczególnie zagadnienie ru c h u wód n a powierzchni je s t jeszcze sporne.

Zgoda między oceanografami panuje je d y ­nie co do p u n k tó w nas tępujących . P rąd pochodzenia podbiegunowego, zwany prądem Wschodnio-islandzkim, rozszczepia się na dwie gałęzi: jedna— posuwa się wdłuż wy­brzeża wschodniego wyspy, d ru g a — skiero­wuje się ku w yspom Owczym (Parćier). Z drugiej s trony , p rąd A tlan tyck i , zmierza­jący w te okolice, tw orzy koło GO-go s to ­pnia szer. półn. dwa rozgałęzienia, z k tó ­rych jedno posuwa się wzdłuż zachodniego wybrzeża Islandyi, a d rugie przybliża się do p rogu podwodnego między Islandyą a w y ­spami Owczemi. W jaki sposób te dwie g rupy p rądów wchodzą z sobą w ze tkn ię­cie? J a k ie są przestrzenie, przez nie za j­mowane? Oto py tan ia , na któro uczeni od­powiadają rozmaicie.

W edług adm irała C. P . Wandela i ko­m endan ta C. Rydera, główne cechy h y d ro ­grafii tego obszaru są następujące:

l -o Gałąź wschodnia prądu podbieguno­wego dociera na południe aż do 61° szer. półn., odpychająo p rąd A tlan tycki, poczem stopniowo skręca na wschód, o taczając w y­spy Owcze, p łynie na północ od Szetlan­dów i w raca wreszcie do wyższych szero­kości, sunąc wdłuż wybrzeża zachodniego Norwegii. T ym sposobem wody powierz­chniowe A t la n ty k u nie p rzekraczałyby p ro ­g u między Islandyą a wysp. Owczemi.

•2 -o Gałąź zachodnia p rąd u podb ieguno­wego opłókuje wybrzeża wschodnie i p o łu ­dniowo-wschodnie Islandyi. A wobec tego, że wzdłuż wybrzeży południowo-zachodniego i północnego wyspy sunie gałąź zachodnia p rądu A tlan tyckiego , wynika s tąd istnienie dookoła Islandyi kołowego ru c h u wód, od­bywającego się w k ie ru n k u wskazówek ze­gara.^

Otóż J . N. Nielsen, członek Komis}’i d u ń ­skiej do badania morza, nie podziela poglą­dów powyższych. Dla wyjaśnienia spraw y w m aju i l ipcu 1905 r. polecił wrzucid BO

! bute lek w miojsoach następujących:1-o Między Islandyą a wysp. Owczemi,

między 62°36' a 64"58' szer. półn., oraz m ię­dzy 8°30' a l l n45' dług. zach. od Greenw.

2 -o Na linii, idącoj od południo-wschodu [ Islandyi k u północy Szkocyi.

Page 13: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

WSZECHŚWIAT 541

Z bu te lek ty c h odnaleziono sztuk 49. W yniki tego doświadczenia w związku z da- nemi, dostarczonemi przez inne badania oraz przez spostrzeżenia bezpośrednie J . N. Niel­sena, doprowadziły tego badacza do wnio­sków następujących:

1-o R u c h powierzchniowy wód między Islandyą a wyspami Owczemi posiada, p rzy­najmniej rozpoczynając od południka In- golfsholdi (17° dł. zach. od Greenw.), skła­dową w k ie ru n k u wschodnim. Wszystkie bu telk i, z w yją tk iem trzech, znalezione zo­sta ły na wschód od tej linii. Możnaby by ­ło zarzucić, źe do ta r ły ‘one do wysp Ow­czych, Szetlandów lub Skandynawii dopiero po porw aniu przez prąd brzeżny lslandyi w k ie ru n k u zachodnim i po odbyciu wę­drówki dookoła tej wyspy. Ale droga taka wydaje się nieprawdopodobną ze względu na konieczność przyjęcia zbyt znacznych p ręd ­kości. T ak ted y wody A t la n ty k u wędrują poprzez próg między Islandyą a wysp. Ow­czemi, ty lko ru ch ten ku wschodowi jest bardzo powolny i niejednokrotnie ulega przerwie lub się odwraca. Ta osta tn ia oko­liczność t łum aczy zapewne fakt, że trzy b u ­telki wyłowiono na wybrzeżu lslandyi. P o ­nieważ te trzy butelki, stanowiące w yjątek , rzucono były na zachód od 15° długs, zach. od Greenw,, można więc wnioskować, że na wschód od tego południka, ru c h wód odby­wa się w yraźnie w k ie ru n k u wschodnim.

Z fak tu tego wynika, że gałąź wschodnia p rąd u a rk ty czn eg o nie może sięgać tak da­leko na południe, ja k tego chcą Wandel i R yder. Zresztą, nowe badania nie po­tw ierdzają poglądów tych dw u uczonych. Stw ierdzono przedewszystkiem, że na połu­dn iku wysp Owczych gran ica południowa wód podbiegunowych nie przekracza 63°30' szer. półn. N astępnie tem p era tu ra i słoność wód, o taczających wyspy Owcze i oddziela­jących je od Szetlandów, dowodzą, że ma­my do czynienia z wodami A tlan ty k u , a nie ark tycznem i. Wreszcie odrzucić należy po­gląd, jakoby prąd podbiegunowy wracał i opłókiwał wybrzeże norweskie: przeczą t e ­m u położenie izohaliny 35 :1 000 oraz izo­term y powierzchniowej 5 °.

2-o Idea prądu, krążącego dookoła Islan- dyi, nie w y trzym uje k ry% ki. P rąd w'Scho- dnio-islandzki, p łynący wdłuż wybrzeża w y­spy, nie przekracza Y estre -H ornu (64°15'N. i 14n50'W . od Gr.). W samej rzeczy, N ie l­sen obserwował k ilkakro tn ie w tem miejscu, posuwając się wzdłuż wybrzeża z północy na południe, rap tow ne podniesienie się tem pe­ra tu ry wody o 5°, — okoliczność, dowodząca, że prąd zimny opuszcza wybrzeże. Wody is­landzkie posiadają obieg kołowy jedynie od wysp W estm anna do mniej więcej Y estre- Hornu , idąc w k ie ru n k u zachodnim. Co

więcej, nie je s t to niezależny prąd brzeżny, gdyż wody te wszędzie, z w yją tk iem małej przestrzeni na wybrzeżu północno-zaęhod- niem, mają ten sam kierunek i te same w ła­ściwości, co wody na morzu pełnem. Na południe od Y estre-H ornu wody, jak zaobser­wowano, kierują się na północo-wschód;, j e ­śli istnieje t u prąd brzeżny w k ie runku przeciwnym, to może jedynie stanowić nie­s łychanie wąską smugę, k tó rą możiia po­minąć.

W rezultacie, na całej szerokości bram y między Islandyą a wyspami Owczomi, wody A tlan ty ck ie przenikają powoli do morza Norweskiego.

L. H.La G eographie, X IX , 3, 1909.

Oznaczenie ilości wapna, której potrze­buje organizm dorosły. W edług L. Garniera i A. F r i tsch a dokładnie niewiadomo, jakie minimum wapna je s t niezbędne dla o rgan i­zmu. Ilość wapna, przyjętego w c iągu 24 godzin przez organizm dorosły waha się po­między 0,2 g a 8 g. Z końcem wzrostu, ilość pochłoniętego wapna = ilośoi w ydzie­lonego. W apno dyzasymilowane musi być ciągle zastępowane przez nowe. Dyzasymi- lacyi podlegają tk an k i miękkie i tkank i szkieletu. T kank i miękkie dorosłego o rga ­nizmu, ważącego 70 kg, tracą dziennie 100 <j białka. Z białkiem połączona je s t pewna ilość wapna, niezbędna do życia i funkcyo- nowania elementów organizmu. Na 100 g substancyj białkowych przypada 4 ^ mg wa­pna. To wyswobodzono wapno musi być zastąpione 6 mg w apna na kilogram w cią­gu doby. T kanka kostna, u tw orzona ze związków sta łych nie podłoga a priori zni­szczeniu tak in tensyw nem u; w przeciwnym bowiem razie trzebaby dostarczać dla jej odbudowania 12 g wapna na dobę. W celu oznaczenia dyzasymilacyi wapna nie należy używać metody ważenia jego ilości, w yeli­minowanych w c iągu głodzenia się; wapno bowiem zachowuje się inaczej, niż inno ciała mineralne; podczas absolutnego głodzenia wyeliminowywanie wapna przekracza śre­dnią: u pewnego człowieka głodzącego się na 5 -y dzień doświadczenia wapno wydzie­lone przewyższało o 1/ 3 wydzielinę w ap ien­ną z dni poprzednich. To niszczenie się tkank i kostnej może ty lko wprowadzić w błąd. Skądinąd wiadomo z klasycznych doświadczeń F ors te ra , że głodzenie się mi­neralne sprowadza śmierć w c iągu 26 — 30 dni, t . j . prędzej niż głodzenie się absolu­tne.

Zwierzę, całkowicie pozbawione wapna, n ie okazuje objawów złego czucia się,— a ton w y ją tek dla w apna wydaje się tem dziw­niejszy, że pozbawienie zwierzęoia jednego

Page 14: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

542 WSZECHSWIAT •No 34

z elementów m inera lnych K, Na, P , je s t równie zgubne, j a k głodzenie mineralne zu ­pełne, Szkielet s tanowi olbrzymi rezerwoar wapna, i może dostarczać go dłużej niż przez rok, a hojność jego je s t ograniczona jedyn ie jego k ruchością (gołębie, żywione bez wapna w y trzym ały 14 mieś., szkielet ich 'przeistoczył si§ po up ływ ie tego czasu w budowlę z niezmiernie cienkich blaszek porow atych). W ciągu k ilku prób zwapnia­nia i odwapniania, dokonanych na królikach, G arnier i P r i t s c h stwierdzili, że narządy ich zachowują jednolitą zawartość wapienną. Jedyn ie szkielet w aha się w p roporcyach bardzo n ieznacznych. S tąd wywnioskowali, że minimalną ilością wapna, niezbędną dla organizmu, je s t ilość po trzebna do u t rz y m a ­nia szkieletu w s tanie równowagi. Ilość tę oznaczyli przez doświadczenia z 4 królikami Urodzonemi jednocześnie, A. B. C. D., już dorosłemi, t. j. o szkielecie rozwiniętym. Szukano u C. i D. g ran ic stałości kostnej, żywiąc je w ciągu 5 mies. równemi por- cyarni pokarmów, zawierających n ied o s ta te ­czną ilość wapna. Królik 0 . o trzym yw ał dziennie 39 mrj wapna, t. j . 10 mg na 1 kg w ciągu 24 godz. — ilość, uw ażaną d o ty c h ­czas za po trzebną organizmowi. Królik D. dostawał 23 m g wapna, t. j. 6 mg na 1 k g — na 24 godz. Otóż u ć . i D. szkielet u t r z y ­m ał się na poziomie s ta łym , ponieważ za­w artość wapna nie spadła poniżej 2 0 na 1 0 0 , gdy tymczasem w innych doświadczeniach, w k tó ry ch udało się wywołać t racen ie w a­pna, zawartość jego spadała do 18, a naw et 17,6 na 100.

W n i o s k i :

1) 6 mg na 1 kg w ciągu 24 godzin wapna roślinnego, t. j. ła tw o przyswajanego, mogło wystarczyć w przeciągu 5 miesięcy. Ilość tę możnaby zmniejszyć; aby się o tem j

przekonać należałoby powtórzyć doświadczę- ; nie przez czas dłuższy z ilością w apna j

mniejszą. A b y zdać sobie spraw ę ze s ta ło ­ści wagowej szkieletu, należałoby zważyć kość w począ tku i w końcu doświadczenia.

2) Ilość wapna, znajdującego się w k o ­ści je s t 300 razy większa od zawartości j e ­go w substanoyach b iałkow ych, pomimo to 6 mg na kg w c iągu 24 godz. w ysta rcza dla kości, gdy dyzasym ilacya tk a n e k mięk- kioh wym aga dla pokrycia s t r a t 0 , 6 mg na 1 kg w ciągu 24 godz. Stąd wniosek, że bądź w ym iany w kości są 30 razy wolniejsze, niż w innych tkankach , bądź wapno dyzasymi- lowane i wlane do p lasm y u lega bardzo ła- i tw o przyswojeniu ponownemu.

Zaw

arto

ść

Ca

O ko

ści

uda O * R »

S * . *

o CO_ T-̂o* o o~ o*<M (N <M <N

OO ® M £ c3 oS P l

i?

0 O O O CO Ci OlR R R

01 t-* <M (M r-4 tH tH t-*

<DO <W cU K

o g .

O O C*> coO O CO <MlO o oR R C

o o o o

o etf >»O

H -N Zw

ykły

Zw

ykły

Spec

.

Spec

.

a j

fco.2 - U

P M

ci

3840

3250

3875

3800

hC--<oS£ to ^ Ol

o O .O O 10 o o >oX CO Q0 t -co co co • co

1

Kró

liki

|

< o fi

N . M.

Sen zimowy ślimaka (Helix pomatia). Szereg badań, mających na celu określenie zmian, jakie życie zimowe sprowadza w za­pasach fizyologicznych i zjawiskach odde­chowych ślimaka i kilka doświadczeń, ma­jący ch za przedmiot określenie istotnego czynnika zewnętrznego, w arunkującego sen zimowy tego zwierzęcia, doprowadziły pannę Małgorzatę Bellion do nas tępu jących w nio­sków:

I. S tan hygrom etryczny powietrza jes t czynnikiem zasadniczym, w arunku jącym od­rętw ienie zimowe ślimaka; te m p e ra tu ra zaś ma jedyn ie znaczenie drugorzędne.

II. Stwierdzono następujące zjawiska, t o ­warzyszące snowi zimowemu tego zwierzę­cia:

a) znaczne zmniejszenie wagi w początku i przy końcu zimowania;

b) w ysychanie tk an k i mięśniowej i wą­trobowej;

c) zmniejszenie się ilości tłuszczu i gli- kogenu wątroby, spożywanie ty c h zapasów je s t największe na początku życia zimo­wego;

d) nagromadzenie lecy tyn w tkance w ą­trobowej, mięśniowej i gruczole białkowym;

e) nagromadzenie glukozy w wątrobie, mięśniu nogi i gruczole białkowym;

Page 15: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

No 34 WSZECH S Wił AT 543

f) pojawienie się we krwi glukozy, której b rakuje zupełnie w okresie życia czynnego, w początku i przy końcu odrętwienia zimo­wego;

g) zmiany w zjawiskach oddychania: s to ­pniowe zmniejszanie się ilości wydzielanej pary wodnej i dw u tlen k u węgla;

h) nagromadzenie d w u tlenku węgla w tkankach ; zmniejszenie się na tom iast ilości tlenu.

U ślimaka zatem, podobnie jak i u ssa­ków, zapadających w sen zimowy, s tw ier­dzono zmniejszenie wagi ciała, spożywanie zapasów i zwolnienie w wym ianach odde­chowych. Podobnie jak u n ietoperza, zmniej­sza się ilość tłuszczów i glikogenu; tak sa­mo jak u koszatki, spożywaniu zapasów t łu ­szczowych towarzyszy wytwarzanie glukozy w wątrobie i mięśniach, — gdy u świstaka zanik tłuszczów wywołuje ^nagromadzenie g likogenu w wątrobie i zużytkowanie go w chwili przebudzenia. Wysuszenie tk an ek i stopniowe nagromadzanie się dw utlenku węgla u ślimaka odpowiada tak iem u same­mu zjawisku u świstaka. W chwili p rzebu ­dzenia zwierzęta te wydzielają C 0 2 i tk a n ­ki ich wzbogacają się w wodę; ty lko kiedy ślimakowi wody dostarcza środowisko ze­wnętrzne, u św istaka woda ma pochodzenie wewnętrzne, wzbogacenie się w nią odbywa się kosztem płynów, zaw artych w żołądku, kiszkach, pęcherzu i otrzewnej.

W ysychanie tk a n e k i nagromadzenie C 0 2

są najważniejszemi czynnikami wewnętrzne- mi snu zimowego ślimaka, odnajdujemy u tego mięczaka zjawisko „samo - odurzenia węglowego" (autonarkoza), k tó re je s t cha­rak te ry s ty czn e dla okresów le ta rgu u świ­staka.

Prof. Dubois i J iinichen podawali je jako „przyczynę zasadniczą" odrętwienia zimo­wego ślimaka.

N. M.„C. rend. de la Soc. de biologie".

Bryonia dioica. H. R. Hoogenraad w roz- | prawie p. t. „Czy forma liści może być ce­chą odróżniającą indywidua żeńskie od męs- \ k ich u Bryonia dioica".— Przes tępu białe­go — należącego do rodzin^ dyniow atych (Cu- | curbitaceae), rzędu dzwonkowców (Campa- nulinae), w ystępu je przeciw poglądowi Hei- necka, k tó ry podaje jako nową cechę, ró- j żniącą osobniki męskie i żeńskie rośliny Bryonia, formę liści. Gdy bowiem u osob- j n ika męskiego obie połówki hśc.ia prawie ! poziomo biegną na zewnątrz od nasady ogon- i ka liściowego, liście żeńskiego— tworzą nie- j jako p ła ty zwisające. Otóż Hoogenraad nie ! obserwował nigdy tej różnicy, pomimo bar­dzo skrzętnego zbierania tych roślin w naj- j

ro zm a itszy ch m iejsca ch ok o lic H aagi; n a to ­m iast w sw ej rozp raw ie p odaje in n ą , bardzo c io k a w ą w ła śc iw o ść B ry o n ia d ioica .

N a w io sn ę 1906 rok u p rzesad ził m ały eg zem p la rz B ry o n ia do sw e g o o g ro d u , g d z ie roślin a p ięk n ie s ię rozw in ę ła , n ie ob rasta jąc żadnej a lta n y i n ie w yd ając k w ia tó w . W n a ­s tę p n y m roku d op iero w raz z rozw ojem o zę- śc i w e g e ta ty w n e j m am y rozw ój nad er b o ­g a ty k w ia tó w . B ry o n ia ta b y ła osob n ik iem żeń sk im , w b rak u zaś in d y w id u u m m ęsk ieg o ow oo, ja k b y s ię zd aw ało , n ie p ow in ien się za w ią za ć . J e d n a k ż e po d łu ższy m czasie k w itn ię c ia u k a za ł s ię o w oc . P o n iew a ż zaś zdarza się , że w śród k w ia tó w ż eń sk ich w y ­stęp u ją p o jed y ń cz3 m ęsk ie , H oo g en ra a d b a ­da d ok ład n ie tę ro ślin ę i n ie zn ajd u je o s ta ­tn ich . P rócz te g o , badan ia m ik rosk op ow e nie w y k r y ły ani ś la d u p y łk u k w ia to w e g o na zn am ien iu . P o z w ię d n ię c iu i o p a d n ięc iu k o ­ron y zaw iązk i o w o cu rozw ijają s ię dalej i w k o ń cu p aźd ziern ik a , g d y liśc ie ju ż za­c z y n a ły żó łk n ąć , u k a za ły s ię ja sn o -c z e r w o n e ja g o d y n orm alnej w ie lk o śc i, z k tó r y c h ani jed n a n ie zaw iera ła n asien ia .

Z w iosn ą 1 9 0 8 r. roślina zosta ła p rzesa ­dzona na n ow e m ie jsce i pom im o b o g a te g o k w itn ię c ia nie d oszło do w y tw o r z e n ia o w o­có w . W p raw d zie p o w ię k sz y ły s ię p o jed yń - cze zaw iązk i, le cz w k r ó tc e ż ó łk ły i od p ad a­ły , d och od ząc do n orm alnej w ie lk o śc i.

P o d o b n eg o rodzaju o b se r w a c y e c z y n i ró­w n ież i B it te r *), h od u jąc w oran żery i t y l ­ko że ń sk ie in d y w id u a B ry o n ii. •^P ierw sze za w ią zk i— pod ob n ie jak u H o o g en ra a d a — od­padają, n iek tó re zaś rozw ijają s ię i tw orzą ja g o d y z 1 — 3 n asion am i. W n a stęp n y m zaś rok u B itter o trzy m u je ja g o d y bez na­sion . Z w y s ia n y c h nasion rozw ija s ię 9 ro ­ślin , w sz y s tk ie rodzaju m ęsk ieg o .

P o c k e zaś o trzy m u je w te n sam sposób z izo lo w a n y ch o so b n ik ó w żeń sk ich ty lk o żeń sk ie egzem p larze .

B it te r a w raz z nim i H oo g en ra a d sk ła ­n ia s ię do p rzep row ad zen ia an a log ii m ięd zy tą w ła śc iw o śc ią B ry o n ii, a w y lęg a n iem się tr u tn i u p szczó ł, a w ię c b y ła b y tu p ew n e ­go rodzaju p a r ten o g en eza roślin n a , a n a lo g i­czna z p a r ten o g en ezą św ia ta z w ie r z ę c e g o .

W. M.

') Bittor. Partlienogenesis und Yariabilitat der Bryonia dioica.

Page 16: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … filegwiazd tegoż typu, blask gwiazdy spada naprzód powoli, a później coraz prędzej, i w odwrotnym porządku wraca do zwy kłego ...

JSIó 34

Z początkiem października r. b. re-

dakcya „W szechświata" zostanie przenie­

siona na ul. Wspólną Nr. 37.

BULETYM METEOROLOGICZNYza czas od 1 /VIII do 10/VIII 1909 r.

(/Zr. sp o strzeżeń na S tacy i M e teo ro lo g iczn e j C e n tra ln e j p rzy M uzeum P rzem ysłu i R olnictw a w W arszawie).

Dz

ień B a ro m etr red .

do 0° i na cięż­kość. 700 mm-f-

T em p era tu ra w st. C e ls .K ierunek i p ręd k .

w ia tru w m /sek.Z achm urzenie

( 0 - 1 0 )

<* 36 *S 3 2 tn g-

mm

U W A G I

7 r. 1 1 p. 9 w. 7 r. 1 p. 9 w. Najw. Najn. 7 r . 1 p. 9 w. 7 r. 1 p. 9 w.

i 47,9 48,1 49,5 14,3 17,8 15,8 18,4 11,6 S W , s w , w , 9 © 9 3 0,4 • a. p .

2 51,7 51,5 50,2 16,2 19,9 17,4 20,5 i 12,5 W, W 4 N , 0 2 0 7 10 25,3 • & w nocy

3 45,0 46,1 48,1 14,0 22,1 16,6 22,1 12„5 s w 4 W , N W , 10 10 2 —

4 50,5 52,7 55,0 14,6 17,8 17,3 19,4 12,0 NW , N , N , 10 10 8 —

5 56,8 57,15 57,4 15,0 19,0 18,4 19,5 13,2 N W , N* n 3 9 9 1 —

6 57,3 56,2 54,5 15,8 22,8 21,4 23 ,7 14,0 N , n e 3 N, 9 0 5 6 —

7 53,5 52 ,6 51,9 18,8 24 ,5 22,2 25 ,4 16,5 0 0 N W , N W , 0 0 0 5 1 —

8 51,8 51,8 52,0 22,5 26,2 09 4n i,* 2 8 ,0 17,5 W, N W , NW, 0 0 © 3 4 —

9 52,9 52,5 51,8 18,2 23,6 21.0 2 4 ,8 j 15,2 N W , w . NW, 0 0 0 ' 0 —

10 51,4 49,9 48,6 20,2 27,0 23,5 2 9 ,2 17,0 W, w , w , © o © 3 0

£re-dn 51,9151,9

151,9 17,°0 22 nl 19,°6 23,'"1 14,°2 1 , 9 3,1 2,0 4 , 9 6,2 3,5 —

S tan ś red n i b a ro m etru za dekad ę ' / 3 (7 r- j 1 p H ~ ® w ) — 751,9 mm

T em peratura średn ia za d ekadę: '/* U r ~ P ~ f~ 2 X 9 w ) = 19°,6 C els.S um a o p adu za d ekadę: = 25,7 mm

T E E Ś ć NUM ERU. Gwiazda zmienna RW Byka, przez T. Banachiewicza.—Prof. Jeno Chol- noky (z Koloszwaru). Sztuczne nawodnianie pól w A?yi Środkowej a wędrówki ludów, tłum. S. Poniatowski. — F. F. Blackmann. Przejaw y zasad mechaniki chemicznej u rośliny żyjącej, tłum. J. G.—Krorfika naukowa.—Zawiadomienie.—Buletyn meteorologiczny.

W ydaw ca W. Wróblewski. Redaktor Br. Znatowicz.

D ru k arn ia L . B ogusław skiego , Ś -to k rzy sk a N r . 11. Telefonu 195-52.