TYGODNIK POPDLARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM ......te 51 (1186)4 Warszawa, dnia 18 grudnia 1904 r. Tom...
Transcript of TYGODNIK POPDLARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM ......te 51 (1186)4 Warszawa, dnia 18 grudnia 1904 r. Tom...
t e 51 (1186)4 Warszawa, dnia 18 grudnia 1904 r. Tom XXIII.
T Y G O D N I K P O P D L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A U KOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA*.
W W arszaw ie: rocznie mb. 8 , kwartalnie rub. 2.Z p rzesyłką p o cz to w ą: rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.
Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata
i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjneini codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
IZ O M O R F IZ M I W Ł A S N O Ś C I F IZ Y C Z N E
M IE S Z A N IN IZ O M O R F IC Z N Y C H .
Przeważną część związków chemicznych możemy otrzymać w stanie krystalicznym; w naturze kryształy również przeważają, wskutek czego'[mineralogia do^dziś jest zespolona z krystalografią. Gdy podziwiamy niezwykłą prawidłowość,Sharmonię, jaka panuje w świecie kryształów, nasuwa się nam z konieczności “pytanie: co wywołuje te cudne formy; i nasamprzód przychodzi nam na myśl odpowiedź, że forma jest wyrazicielką składu chemicznego. Jest bowiem całkiem naturalną rzeczą, że zespalamy w umyśle naszym pojęcie krystalizacyi z postacią cząsteczki, jako cegiełki, z której gmach krystaliczny jest zbudowany, a wszak na cząsteczkę składają się atomy. To też już twórca krystalografii naukowej Ilaiiy podniósł tę kwestyę i orzekł, że każdy gatunek materyi posiada jednę jedyną, jem u tylko właściwą, formę krystaliczną. Pomimo stanowczości, z jaką Haiiy wypowiedział był swe zdanie, musiał jednak 'przyznać, że ciała, należące do układu regularnego, stanowią odrębną grupę; boć tu jednakowe kształty posiadają tak różne od siebie związki, jak KC1, Cu20, KAI (S04)2 12H20 i t. d. Gdy przyszła na porządek dzienny kwestya kalcytu i arago-
nitu (obadwa te ciała mają wzór Ca C 0 3; kalcyt jednak należy do układu heksagonalnego, aragonit zaś do rombowego), twierdził, że różnica w formach zależy od domieszki węglanu strontowego, zawartej w aragonicie pomimo, że rozbiór chemiczny domieszki tej w wielu razach nie wykazał. W 1821 Mitscher- lich ogłosił swoję klasyczną rozprawę: „O stosunku pomiędzy składem chemicznym a formą krystaliczną arsenianów i fosforanów141), w której dowiódł niezbicie, że arsen i fosfor, analogiczne pod względem chemicznym, nie wykazują w solach swych prawie żadnej różnicy co do formy krystalicznej. We wstępie powiada, że pierwotnie był zdania, że wogóle ciała, posiadające w cząsteczce jednakową liczbę atomów, mają ten sam kształt; jednak, badając różne siarczany doszedł do przekonania, że bezwzględnie nie można tego powiedzieć, wówczas postanowił ugrupo-
! wać związki krystaliczne według ich składu atomowego i przekonać się w ten sposób o podobieństwie lub różnicy postaci. Badanie dowiodło, że „pewne pierwiastki w połączeniu z jednakową liczbą atomów jednego lub kilku identycznych pierwiastków mają własność wytwarzania jednakowych postaci
l) Mitscherlich: „U ber das V erhaltniss zwi- schen der chemischen Zusam mensetzung und der krystallform arseniksaurer und phospborsaurer Salze“ . Ostwalds K lassiker. str. 4.
. 802 W SZEC H ŚW IA T M 51
krystalicznych i że pierwiastki z tego punktu widzenia magą być podzielone na grupy. Gwoli dogodności..., mówi dalej Mitscher- lich, nazwałem pierwiastki, które należą do tej samej grupy, izomorficznemi“. Widzimy więc jak oględnie autor ten określa pojęcie izomorfizmu, poprzestając jedynie na stwierdzeniu faktów i nie wysnuwając żadnych wniosków ogólnych. Oczy wistem jest, że po badaniach Mitscherlicha, poglądy Hauya straciły zupełnie podstawę; należy jednak przyznać, że kwestyą zależności form y od składu chemicznego została po dawnemu nierozstrzygniętą. Ooprawda, już Mitscher- lich w końcu swej rozprawy powraca znów do zdania, że wogóle związki o jednakowej liczbie atomów m ają identyczne postaci, dodając, że od przyszłych badań będzie zależało ustalenie lub obalenie tego poglądu. Twierdzenie to daje się zbić z łatwością; tak naprzykład siarczan potasu i siarczan sodu mają różne formy krystalograficzne. Gdyby zresztą forma ciała krystalicznego miała zależeć jedynie od liczby atomów, to w takim razie musiałoby być słusznem i twierdzenie odwrotne — mianowicie, że ciała o tej samej formie mają tę samę liczbę atomów. A cóż znaczyłaby w takim razie jednaka postać w solach potasowych i amonowych, np. (NH4))2S 04 i K 2S 0 4. Tak więc pogląd ten stanowczo nie wytrzym uje krytyki. P ra gnąc, bądź co bądź, nadać pojęciu o równo- postaciowości jakieś ogólniejsze znaczenie, wypowiadano twierdzenie, że wogóle związki ze składem analogicznym m ają jednakowe postaci; lecz i to tw ierdzenie musi upaść, bo jakże mamy rozumieć chociażby to, że sód i potas należą pod tym względem do różnych grup. Tembardziej zaś nie będzie słusznem twierdzenie odwrotne, że ciała o jednej postaci mają skład analogiczny. A jednak wielu autorów stosowało w tem właśnie znaczeniu pojęcie o izomorfizmie i przez to piętrzyły się przed nimi trudności nie do zwalczenia. Tak np. Clark, chcąc w ytłum aczyć jednakową postać krystaliczną Na2S 0 4 i Ba(Mn04)2, utrzymywał, że ciężar atom owy sodu należy podwoić. P ragnąc różne przypadki podciągnąć pod powzięte a priori prawidło, zmieniano ciężary atomowe, wprowadzano mnóstwo nowych pojęć, jak izomorfizm polimeryczny, heteromerya, plezyo-
morfizm i t. p. ') W ten sposób pojęcie izomorfizmu gmatwało się coraz bardziej, tak, że niektórzy uważali za korzystniejsze zrzec się go całkiem, niż stosować je w tak mętnem znaczeniu, jakiego nabrało z biegiem czasu.
Nie ulega wątpliwości, że kwestyą zależności formy krystalicznej od składu jest po dziś dzień nierozstrzygniętą i na to używanie słowa izomorfizm lub jakiegokolwiek - bądź innego nie poradzi; ale jeżeli będziemy stosowali pojęcie to oględnie, nadając mu tę tylko treść, jaką mu nadawał pierwotnie sam Mitscherlich, to zyskamy tyle, że w jednem krótki em słowie zawrzemy bogaty zapas doświadczenia.
Sole izomorficzne, w Mitscherlichowskiem znaczeniu tego słowa, posiadają tę własność, że mogą się wykrystalizowywać z roztworów razem, tworząc t. zw. mieszaniny izomorficzne. Ostatnie nie podlegają prawu stałości stosunków, tak że, mieszając, naprzykład, w odpowiedniej ilości roztwory M gS047H20 i Z nS047H20 , możemy otrzymać cały szereg kryształów o składzie mieszanym; kryształy takie będą wogóle miały skład nM gS047EL,0 -f mZnSO^JHjO (m in będą to jakieś liczby całe). Kryształy te będą całkiem jednorodne i będą wywierały w rażenie określonych związków chemicznych. Tego rodzaju tw ory częste są w naturze, i takie minerały, jak oliwin, granaty, plagio- klazy stanowią właśnie mieszaniny izomorficzne. Rzecz ta przez długi czas nie była zrozumiała, więc nic dziwnego, że nawret Berthollet, opierając się na tego rodzaju faktach, dowodził bezpodstawności prawa stałości stosunków chemicznych.
Powstawanie mieszanin izomorficznych niektórzy uważali za probierz izomorfizmu wogóle (a zatem — i analogicznego składa chemicznego). Ale i tego rodzaju pogląd musi być przyjmowany nader oględnie, gdyż mieszaniny, między innemi, dają takie związk i , jak albit (Na Al Sis 0 8) i anortyt (Ca Al2 Si2 0 8) ; Lehmann zaś dowiódł eksperymentalnie, że różne ciała organiczne, aczkolwiek sobie pokrewne, lecz bardzo różniące
3) Patrz: A rzruni „Physikalische Chemie der K ry s ta lle“ str. 91— 93.
JMŚ 51 W SZECHŚW IAT 803
się składem, mają formy jednakowe. Wobec tego powstawanie kryształów mieszanych nie stanowi nowego punktu wyjścia.
Bądź co bądź, tworzenie się mieszanin izomorficznych jest faktem niezaprzeczonym, który zasługuje na pilną uwagę. Nasuwają się nam tu następujące pytania: jakie są własności materyi, stanowiącej kryształ mieszany, w stosunku do własności związków prostych, na mieszaninę izomorficzną się składających; jak się układają w kryształach mieszanych stosunki eteru do materyi. Oba- dwa te pytania, szczególniej zaś ostatnie, są niezwykle ciekawe, gdyż wiążą się z naj- ogólniejszemi zagadnieniami chemii i fizyki. Badań na tem polu było wiele; najbardziej owocnemi okazały się poszukiwania Retger- sa, dotyczące ciężaru właściwego mieszanin izomorficznych i doświadczenia Dufeta w dziedzinie własności optycznych tychże mieszanin. Retgers brał takie pary c ia ł : K 2S 0 4 i (N H 4)2S 0 4 , K 2A 1,(S04)42 4 H ,0 i TlaAlj (S04)4 24 H ,0 , K 2Mg (S04)2 6 H 20 i (NH4)2 Mg(S04)2 6H20. Mieszając roztwory nasycone tych związków w najrozmaitszych stosunkach otrzymywał dla każdej pary cały szereg kryształów mieszanych; oczywiście, że krańcowemi wyrazami tego szeregu były czyste związki, np. K 2S 0 4 i (NH4)2S04. Ciężar właściwy należało mierzyć bardzo dokładnie, do czwartego znaku dziesiętnego; w tym celu Retgers użył metody ciężkich cieczy; do CH2J 2 (c. wł. około 3,3) dodawał benzolu dopóty, dopóki kryształek, który poprzednio pływał po powierzchni cieczy nie pozostawał w niej w zawieszeniu; oczywiście, że ciężar właściwy cieczy był wów czas równy ciężarowi właściwemu kryształu. W ten sposób oznaczenie ciężaru właściwego ciała stałego sprowadzało się do oznaczenia ciężaru właściwego cieczy, co, jak wiadomo, można wykonać bez porównania dokładniej. W rezultacie Retgers doszedł do wniosku, że jeżeli przechodzimy od kryształów ciała lżejszego do kryształów ciała cięższego przez cały szereg ogniw pośrednich, to w miarę jak w krysztale mieszanym ilość względna cząsteczek ciała cięższego się powiększa, wzrasta też i ciężar wł. mieszaniny izomorficznej. Przyrost ten jest ciągły i jednostajny. Matematycznie daje się to ująć we wzór następujący:
6 ,- P i 100 ao H-Cd
gdzie Cj i C2 są to ciężary właściwe poszczególnych soli, C—ciężar właściwy mieszaniny, a„ procent objętości drugiego (cięższego) ciała w mieszaninie. Czytelnik obeznany nieco z geometryą analityczną z łatwością dostrzeże, że C = f (a0) i że funkcya ta jest liniowa. Odchylenia od tego prawa są w badaniach Retgersa niekiedy dość znaczne, większe niż możliwe błędy spostrzeżeń w mierzeniu ciężaru właściwego. Zważyć jednak trzeba, że są one zarówno dodatnie, jak odjemne i to przemawia za tem, że pochodzą wogóle z małej dokładności, jaką osiągamy w badaniu chemicznem składu kryształów mieszanych.
W dziedzinie badań własności optycznych mieszanin izomorficznych najbardziej pozytywne rezultaty otrzymał H. Dufet, skutkiem nader przejrzyście obmyślanych doświad- cyeń. Do badań swoich użył on substancyj posiadających: 1) analogiczny skład chemiczny, 2) jednakowe postaci krystaliczne,3) jednakowe rozmieszczenie głównych kierunków optycznych, 4) zdolność tworzenia doskonałych, zupełnie jednorodnych, mieszanin izomorficznych. Były niemi: M gS047H20; N iS047 H20; M gS047H20 i ZnS047H20.Kryształy związków tych należą do układu rombowego; optycznie są dwuosiowe i jako takie mają trzy zasadnicze współczynniki załamania. Dufet w swej pierwszej pracy zbadał zmienność średniego współczynnika załamania w zależności od składu kryształu mieszanego i tak samo, jak Retgers w sprawie ciężaru właściwego znalazł, że współczynnik załam ania, który jest mniejszy w M gS047H20 , w miarę przyłączania się do tej substancyi siarczanu niklowego, wciąż wzrasta, że przyrost jest ciągły i jednostaj- ny. W yrażając to zapomocą wzoru, otrzymamy :
N = n + ( n 2 - n , ) - ^ -
N —współczynnik załamania mieszaniny; n, i n2 współcz. załamania pierwszej i drugiej soli; p2-—procent cząsteczek drugiej soli w krysztale mieszanym. I znów, jak przedtem, N = f (p2); funkcya ta jest oczywiście liniowa. W drugiej pracy Dufet stosuje jeszcze ogólniejszy punkt widzenia. Bierze on tym razem mieszaniny M gS 047 H 20
804 W SZECH ŚW IA T J\|ó 51
i Z nS047H20; kryształy są dwuosiowe; ką t osi optycznych daje się, jak wiadomo, wyrazić w zależności matematycznej od głównych współczynników załamania w krysztale. Otóż uczony francuski zbadał na- samprzód dokładnie współczynniki załamania substancyj zasadniczych, a w mieszaninach mierzył kąt osi optycznych. Analizu
jąc mieszaniny, można było na zasadzie powyższego prawa i .n a zasadzie znajomości współczynników załamania ciał zasadniczych obliczyć, jakie powinny być współczynniki główne w każdem poszczególnem ogniwie i stąd przejść do kąta osi optycznych. W yniki pracy Dufeta przedstawia 'następująca tabliczka1):
S o l eProcent cząsteczek Zewnętrzny kąt osi opt.
RóżnicaM gS0,7H ,0 ZnS047H20 zmierzony obliczony
M gS047H20 .......................... 100 0 78»18' _ —Mieszanina 1-sza . . . . 80,8 19.2 76°55'30” 76458'' + 2'30"
2 ................. 75,B 24,5 76°36' 76°37' + 1'3 .................. 42,75 57,25 74°15' 74°16' 4-1'4 ................. 40,95 59,05 74°9' 74°8'40" - 0,20"5 ................. 29,8 70,2 73°1G' 73°17'20" + 1'20"
ZnS047H20 .......................... 0 100 70°57' — —
Różnice pomiędzy rezultatam i spostrzeżenia i obliczenia są niesłychanie małe, jeżeli zważymy, jak małą dokładność daje mierzenie kąta osi optycznych. Odchylenia od matematycznie wyrażonego praw a leżą całkowicie w granicach błędów spostrzeżenia. Późniejsze badania Focka, dokonane na innym materyale niezupełnie potwierdziły słuszność praw a Dufeta. Badania Focka noszą atoli na sobie widoczne cechy niedbalstwa i dlatego zbytniej wagi nadawać im nie można. H iortdahl otrzymał rezultaty bardzo zgodne z prawem Dufeta. Zagadnieniem tem zajmowali się w ostatnich czasach i inni uczeni i, chociaż kwestyi nie można uznać za rozstrzygniętą ostatecznie, przyznać jednak należy, że badania takie, jak Dufeta, nie tylko dają nam ścisłe prawa zjawisk, ale budzą też nadzieję, że na tej drodze zdołamy wedrzeć się w tajniki ściślejszych stosunków cząsteczek m ateryalnych z okalającym je eterem. Czy nadzieje tego rodzaju nie są płonne i czy dróżka ta na bezdrożach izomorfizmu utorowana nie zarośnie chwastami, przyszłość pokaże.
St. Landau.
’) Comptes rendus, t. 91. 1880 r.
FIZYOLOCIA PŁYW ANIA.
Tak zwana specyalna fizyologia mięśni we wszystkich podręcznikach traktow ana jest
J bardzo pobieżnie, jakkolwiek na to zupełnie i nie zasługuje; znajomość jej przyczynić się
może do wyjaśnienia wielu kwestyj biologi- j cznych, a przy tem posiada ona doniosłe zna
czenie praktyczne, gdyż pozwala nam w sposób naukowy zdawać sobie sprawę z różnych ćwiczeń cielesnych, gimnastyki i t. d.
Często przez lekarzy zalecane pływanie jest jednym z najmniej pod względem fizyo- logicznym zbadanych rodzajów ruchu. K orzystając z pracy p. R. Du Bois-Reymonda pragnąłbym przedstawić jego fizyologię.
Podczas pływania ciało nasze w części znacznej pogrążone jest w wodzie, czyli w środowisku niezwykłem; przedewszystkiem
j więc trzeba zdać sobie sprawę, jaki wpływ ! wywiera wogóle zamaczanie ciała w wodzie,
choćby nie połączone z ruchami umożliwia- jącemi pływanie; następnie dopiero zwrócimy się do analizy tych ostatnich.
Działanie kąpieli można podzielić na kilka kategoryj; przedewszystkiem idą wpływy natury chemicznej, na które zwykle kładzie się znaczny nacisk, jakkolwiek kwestyą ta nie należy do ściśle zbadanych. Zresztą w ra zie badania wpływów chemicznych wody
No 51 W SZECHŚW IAT 805
chodzi zwykle o wody specyalnego rodzaju,0 wody mineralne, to też w ogólnem rozpatryw aniu zjawisk pływania punkt ten możemy zupełnie opuścić.
Z kolei rozpatrzeć wypada wpływ termiczny wody, który ma znaczenie bardzo poważne, i może być podzielony na dwie kategorye: wpływ bezpośredniej podniety termicznej, oraz zmienionego przewodnictwa cieplnego otoczenia. Obadwa rodzaje wpływów były już niejednokrotnie badane, mimo to szczególniej o znaczeniu bodźców termicznych nic pewnego powiedzieć nie można.
W każdym razie organizm ludzki w wodzie traci bardzo wiele ciepła, czterominuto- wa kąpiel o temp. 12° odbiera 100 kaloryj, to jest tyle, ile w powietrzu tracimy w przeciągu godziny. Te straty ciepła muszą być przez organizm wyrównane, a więc kąpiel pobudza do produkcyi ciepła. Nic też dziwnego, że krótki pobyt w wodzie zimnej większy ma wpływ, niż dłuższy nawet w letniej.
Trzecia grupa wpływów kąpieli jest wywoływana przez ciśnienie hydrostatyczne1 dotychczas mało bywa uwzględniana. Na pierwszy rzut oka może się ona wydać bardzo małą, wszak dopiero słup wody wysokości 10 m wywiera ciśnienie jednej atmosfery. P rosty rachunek przekonywa nas je dnak, że jesteśmy w błędzie. W yobraźmy sobie ciało człowieka zanurzone w wodzie w pozycyi pionowej aż po szyję; niech powierzchnia piersi i brzucha poruszana przez oddychanie będzie kwadratem, którego bok wynosi 25 cm. Na górnej jego granicy — koło szyi — ciśnienie równe jest 0; na dolnej zaś wynosi ono 25 cm słupa wody. Średnie przeto ciśnienie będzie 12,5 cm. Ponieważ powierzchnia kw adratu wynosi 625 cm3, więc ostatecznie ciśnienie ogólne będzie ró- wnem 8 leg, czyli będzie dośćznacznem. W yobraźmy sobie, że na brzuchu i piersiach człowieka leżącego umieścimy worek ważący8 leg—a wtedy dopiero otrzymamy pojęcie | o znaczeniu ciśnienia wody na ciało ludzkie w niej zanurzone.
Ruch powierzchni piersi wykonywany ; podczas oddychania wynosi mniej więcej 1 cm, czyli za każdym oddechem wykonywamy pracę równą 0,08 kilogramometra; w stosunku do normalnej pracy wykonywanej przez l
mięśnie oddechowe nie jest to zbyt dużo, gdyż zwiększenie wynosi zaledwie 10% do 15$, w każdym jednak razie taki przyrost pracy ma znaczenie, jeżeli pływanie uważać będziemy za ćwiczenie cielesne, choćby dlatego, że w żaden inny sposób nie możemy zmusić mięśni oddechowych do powiększenia
j swych wysiłków.Zapoznawszy się z wpływem, jaki na sze
reg zjawisk fizyologicznych wywiera wprost zanurzenie ciała w wodzie czyli kąpiel, za-
i stanówmy się z kolei nad właściwemi rucha- j mi podczas pływania wykonywanemi. Samo
tylko utrzymywanie się na wodzie nie wy- j maga, jak wiadomo, prawie żadnych wysił
ków, często nawet spotkać się można z twier- j dzeniem, że ciało ludzkie ma niższy od wo
dy ciężar właściwy; nie jest to jednak pra- \ wdą, gdyż podług pomiarów najnowszych | ciężar właściwy ciała ludzkiego wynosi 1,03.| W razie jednak bardzo głębokiego wdechu
ciężar ciała naszego staje się mniejszym od ciężaru wody wypchniętej, i gdyby możli-
\ wem było przez czas dłuższy utrzymać takie | wypełnienie płuc powietrzem, to pływanie
odbywałoby się bez wszelkiej pracy z naszej strony. Całkowicie inaczej sprawa się przedstawia, jeżeli podczas pływania chcemy nadać sobie ruch postępowy; wtedy nawet dla osiągnięcia szybkości niewielkiej zmuszeni jesteśmy do znacznych wysiłów mięśniowych; pływanie zaś szybkie w czasie bardzo krótkim wyczerpuje zupełnie nawet ludzi nader silnych. Zachodzi więc pytanie, jak wielką pracę wykonywać trzeba w czasie pływania postępowego w wodzie. Odpowiedzi zupełnie ścisłej dać nie potrafimy, ale w sposób przybliżony pracę tę zmierzyć można, oznaczając ilość jej potrzebną do ciągnięcia z pomocą łódki ciała ludzkiego po wodzie z szybkością mniej więcej odpowiadającą tej, jaką osiągnąć można pływając. W tym celu trzeba tylko przyczepić dyna- mometr samozapisujący do liny, ciągnącej ciało człowieka. Wobec szybkości 48 m na 60 sek. okazało się, że maximum napięcia liny odpowiada 9 leg-, krzywa kreślona przez dynamometr miała charakter falisty, gdyż łódka nie płynie zupełnie jednostajnie. Okoliczność ta nietylko że nie zmniejsza zaufania do rezultatów otrzymanych, ale owszem nawet je powiększa, a to dlatego, że i pod
806 w s z e c h ś w i a t .Ne 51
czas pływania ciało bywa popychane niejako skokami.
Praca przeto podczas pływania nie przekracza 9 kgm na 1 m drogi, a ponieważ 1 m w warunkach powyższych przebywano w 3/4 sek., więc sprawność wynosi 7,1 mkg/sek.
Podczas chodzenia z szybkością zwykłą (85 m na minutę) praca wykonywana wynosi 5,9 kgmlsek., praca przeto podczas pływania jest tylko o 13# większa od pracy podczas chodzenia. A jednak możemy z łatw ością w ciągu dłuższego czasu iść z szybkością nawet 100 m na minutę, a pływanie tak szybkie wyczerpie nasze siły już po kilku minutach. Na zasadzie tej sprzeczności dochodzimy z łatwością do przekonania, że same ruchy, wykonywane podczas pływania, wymagają znacznej pracy. W yobraźmy sobie człowieka zawieszonego w powietrzu i poruszającego rękami i nogami tak, jak to czynić zwykliśmy podczas pływania, to w ykona on pracę nie małą, jakkolwiek naprzód wcale się nie posunie. Obliczyć tę pracę nie jest rzeczą łatwą, ale można ją ocenić z pomocą rozumowania bardzo prostego. P rzypuśćmy, że ruch nóg ku tyłowi odbywa się z taką samą siłą, z jaką noga opada z pozy- cyi skurczonej pod piersiami, wtedy, rozumie się, praca wykonana podczas tego ruchu będzie równa pracy siły ciężkości wykonanej podczas opadania nogi. W tym ostatnim razie środek ciężkości obniża się o 0,5 to, a oceniwszy ciężar obu nóg na 20 kg, otrzymamy pracę równą 10 kg. Ten jeden rachunek wykazuje nam, jak mało ekomicznym rodzajem ruchu jest pływanie; gdyż praca zużyta na poruszenie różnych części naszego ciała, większa jest od tej, która popycha całe ciało poprzez wodę. Grdybyśmy podczas pływania mogli poruszać kończynami powoli, wtenczas straty pracy byłyby znacznie mniejsze, ale wtedy pływanie samo byłoby niemożliwem zupełnie. Opór wody wzrasta proporcyonalnie do kw adratu prędkości, jeżeli przeto nogi szybko bardzo przesuw amy to opór stawiany małej powierzchni stopy może być większy od oporu stawianego całemu powoli się poruszającemu ciału.
Widzimy więc, że koniecznym warunkiem pływania są szybkie ruchy kończyn, co w ymaga pracy bardzo znacznej. Prócz tego po każdym ruchu nóg i rąk ku tyłowi następu
je przyciąganie ich ku przodowi, co znacznie zwiększa sumę pracy zużytej.
Ciekawą jest rzeczą rozpatrzeć budowę zwierząt w wodzie żyjących z punktu widzenia mechaniki pływania; przystosowanie do tego celu może być osiągnięte w sposób dwojaki; albo powierzchnia organu wprowadzającego w ruch ciało jest bardzo wielka wała sunku do powierzchni całego ciała, a więc nawet powolne ruchy mogą pchnąć zwierzę naprzód, albo masa kończyn jest tak małą że nawet szybkie ich ruchy odbywają się ze stosunkowo niewielkim nakładem pracy.
Za przykład tej ostatniej metody mogą służyć nogi płetwo wate ssaków morskich. Budowa kończyn człowieka bardzo jest dla pływania niekorzystna; pod tym względem żaba znajduje się w położeniu podobnem — to też u niej m uskulatura nóg rozwinęła się nader silnie. Zdaje się nawet, że umiejętność skakania jest dopiero następstwem życia wodnego—-to też ropucha jest skoczkiem daleko gorszym od żaby wodnej. 8.
ALKOHOL I NERW Y.
Już w głębokiej starożytności znano dobrze niebezpieczeństwo nadużywania alkoholu. Sokrates, Plato i Arystoteles przypominali ciągle w swych pismach masom, że trzeźwość jest obowiązkiem każdego obywatela. Z pieśni Homera, z podań Eddy, czerpali starożytni wiadomości o zabójczych skutkach wina. Przeczuwano nawet dziedziczność alkoholizmu, co potwierdzają w zupełności najnowsze badania naukowe, bo Li- kurg zabronił ustawodawczo stosunków małżeńskich w stanie odurzenia przez alkohol. Jakgdyby zgadywał wielki ten prawodawca, że dzieci poczęte w chwili upojenia alkoholem nawet u ludzi zupełnie trzeźwych, odznaczać się będą wadliwym rozwojem ciała, skłonnością do pijaństw a i rozmaitych chorób fizycznych i umysłowych. Najnowsze badania i liczne bardzo obserwacye potwierdziły w zupełności ten pogląd. Ale mimo to wszystko, wielu mędrców starożytnych tolerowało użycie wina, jeden mąż tylko swym potężnym umysłem ogarnął trafnie wszystkie nieszczęścia płynące z alkoholu, zrozumiał, że on to jest źródłem upadku umysłowego i materyalnego ludzkości i zabronił
.Na 51 W SZECHŚW IAT 807
swemu ludowi wszelkiego używania napojów odurzający cli w imię Boga. Mężem tym był Mahomet, który słusznie uznał w alkoholu truciznę. Inn i mieli na widoku tylko dobre strony napojów odurzających; sądzili błędnie, że podnoszą one siłę fizyczną i duchową, że wzmacniają wątły ustrój, dodają fantazyi siły twórczej, że produkują, utleniając się, w organizmie ciepło. Ale chemia i fizyologia zadały kłam tym wszystkim ilu- zyom o działaniu alkoholu. Nie wzmacnia on, ale chwilowo ekscytuje i daje złudzenie większej siły fizycznej, nie dodaje siły tw órczej, ale paraliżuje jasność i krytycyzm sądu, nie ogrzewa ciała, ale oziębia je raczej. Po napiciu się wódki doświadczamy rzeczywiście uczucia ciepła, ale zawdzięczamy je rozszerzeniu naczyń krwionośnych i obfitszemu dopływowi krwi do powierzchni ciała. Zmierzenie tem peratury ciała wykazuje dokładnie, że nie uległa ona bynajmniej podwyższeniu, a nawet obniżyła się nieznacznie. Wiemy dobrze, że pijani najprędzej marzną na mrozie, ponieważ upadają bezsilni i organizm prędko traci zupełnie ciepło. Ścisłe badania chemiczne i fizyologiczne wykazały z całą dokładnością naukową, że alkohol jest najpotężniejszym wrogiem komórki żywej, że podobnie jak eter i chloroform działa zabójczo na protoplazmę tkanek, odbiera im sprawność żywotną i działa silnie odurzająco na układ nerwowy, a mianowicie na komórki szarej substancyi korowej mózgu, będącej, jak wiadomo, siedliskiem subtelnych procesów psychicznych.
Myślano również, że alkohol działa korzystnie na odżywianie, że zaoszczędza rozpad białka i tłuszczu, i wskazywano, niby na dowód, utuczony wygląd pijaków. Ale i tu taj brano pozór za rzeczywistość. Alkohol, pochłaniając chciwie tlen i zmniejszając sprawność żywotną komórki, przytłumia sprawy utleniania w ustroju, będące źródłem ciepła i siły i tem samem zaoszczędza tłuszcz. Ale zmniejszając utlenianie się tłuszczu, pozbawia on ustrój niektórych ważnych ciał, które są właśnie wytworami utleniającego się tłu szczu. Tu należą: lecytyna, niezbędny składnik każdej komórki, kwasy tłuszczowe i cholesteryna. Na to szkodliwe działanie alkoholu zwrócił uwagę znakomity nasz uczony prof. Marceli Nencki.
Ale widzimy jeszcze i inne złe skutki dla ustroju, wynikające właśnie z ograniczenia spraw utleniania i przemiany materyi. Znaną jest rzeczą, że pijacy zapadają bardzo często na podagrę i moczówkę cukrową (diabe- tes). Otóż pierwsza jest następstwem wadliwego spalania się ciał białkowatych, czego wynikiem jest nagromadzenie się kwasu moczowego w stawach, diabetes zaś powstaje przez niedostateczne utlenianie się cukru, wskutek czego ukazuje się on w moczu. I tak widzimy jasno, że ta rzekoma poprawa odżywiania ma swe źródło w podkopaniu najistotniejszych procesów życiowych i wytwarza tak poważne sprawy patologiczne, jak podagrę, cukrówkę i chorobliwą otyłość.
Powiedzieliśmy już wyżej, że alkohol, podobnie jak eter i chloroform, działa zabójczo na komórkę, że ją poraża i znieczula. Zauważono u psów, którym podawano przez czas. dłuższy znaczne dawki rozcieńczonego alkoholu, że komórki żołądka uległy mętnemu i ziarnistemu zwyrodnieniu. Komórki wątroby ulegają często u pijaków zwyrodnieniu tłuszczowemu; lub też tkanka łączna buja nadmiernie, wskutek czego powstaje zanik miąższu, tego ważnego dla życia organu i tak zwana marskość wątroby. Szczególniej picie wódki jest przyczyną tych spraw zwyradniających w komórkach, na co już dawniej zwrócili uwagę badacze niemieccy.
Wiemy dobrze, jak długo medycyna łu dziła się o istotnej wartości alkoholu, aż jej z pomocą przyszły badania doświadczalne i laboratoryjne. W e wszystkich dłużej trw ających chorobach gorączkowych podawano w dużych ilościach alkohol, by zapobiedz wyczerpaniu się serca, by podnieść słabnącą sprawność układu nerwowego, by zaoszczędzić rozpad białka i tłuszczu i podnieść odżywianie chorego. Nikt nie przypuszczał, jak się szkodzi w ten sposób choremu ustrojowi, zwłaszcza podając alkohol przez czas dłuższy! Zapominano, niestety, o tem, że do zatrucia krwi, wywołanego przez bakte- rye chorobotwórcze i produkty ich przemiany materyi, dołączamy sami nowe zatrucie organizmu przez największego wroga żywej komórki, przez alkohol, wywołującego zwyrodnienie najważniejszych dla życia organów.
808 jNś 51
Długiego czasu trzeba było, aż uznano tę prawdę! Niedawno dopiero nastąpił gw ałtowny zwrot przeciwko alkoholowi, ogłoszono go słusznie za największego wroga ludzkości, bo za cenę chwilowego tylko podniecenia, poraża serce, poraża mózg, organ naszej inteligencyi, upośledza myślenie, podkopuje stopniowo siłę woli i charakteru, odbiera nakoniec ochotę do pracy i spełniania podniosłych celów życia! Sądzono również dawniej, że tylko wielkie ilości alkoholu są dla ustroju szkodliwe; nowe badania wykazują, że i to było zupełnie błędne zapatrywanie. I małe dawki alkoholu, ale codziennie i systematycznie używane, wywierają właśnie szkodliwy wpływ na ustrój, sprowadzając zwyrodnienie mięśnia sercowego i naczyń krwionośnych, znane w nauce pod nazwiskiem miażdżycy tętnic. Alkoholowi, jak wielu innym truciznom, np. naparstnicy (digitalis) właściwem jest tak zwane działanie kumulacyjne (zbiorowe); w ten sposób skutki małych jego ilości sumują się i wywołują działanie zbiorowe. Tę włsność alkoholu udowodnił doświadczalnie w labo- ratoryum prof. Kraepelina uczeń jego Smith, a i inni badacze ostrzegają przed zbiorowemi skutkami małych, ale systematycznie używanych ilości alkoholu.
Nadto przekonywamy się, że alkohol, zmniejszając odporność ustroju, czyni go podatniej szym na zakażenie. Człowiek musi staczać zawziętą walkę z otaczającym go światem drobnoustrojów chorobotwórczych; zdrowy organizm wychodzi z tej walki po większej części zwycięzko, ale osłabiony ulega temu niewidzialnemu, ale tem niebezpieczniejszemu światowi bakteryj. P ijak ulega najprędzej chorobom zakaźnym, które przybierają u niego ciężką formę. Zwracam tu taj z naciskiem uwagę na ten fakt, ponieważ szerokie masy, w czasie panujących epidemij, w celu zabezpieczenia się od zakażenia, uciekają się zwykle do alkoholu. Przypomnę tu taj o nowych a tak interesujących badaniach uczonych, wykazujących, że odporność ustro ju na choroby zakaźne zależy od działalności pewnej grupy komórek, zwanych fagocyta- mi, które są obdarzone zdolnością pochłaniania i strawiania bakteryj zakażających ustrój. „Ażeby sprawa ta, zwana fagocyto- zą, nastąpić mogła, mówi w swej cennej
pracy prof. Kiecki *), potrzeba przedewszystkiem, ażeby owe komórki do drobnoustrojów się zbliżyły, co przy normalnej wrażliwości fagocytów na jady bakteryjne zachodzi przez wchodzące tu taj w grę siły przyciągające, stanowiące t. zw. chemotaxis positiva, zjawisko bardzo szeroko w przyrodzie rozpowszechnione, analogiczne z geotropizmem, heliotropizmem, reotropizmem i innemi zjawiskami tego rzędu, otóż alkohol, jak to wykazały badania Massarta i K. Bordeta, podobnie jak inne narkotyki, np. opium, upośledza ową chemotaxis, a przez to osłabia obronę od zarazków, jaką w ustroju stanowią fagocyty “. Tak więc wstrzemięźliwość od alkoholu ułatwia ustrojowi walkę z chorobami zakaźnemi. Obserwacya wykazuje, że pijacy um ierają bardzo często na zapalenie płuc wskutek paraliżu serca, którego włókna mięśniowo pod wpływem alkoholu uległy zwyrodnieniu tłuszczowemu. Delear- de przytacza bardzo ciekawy fakt tego ro dzaju. Alkoholik ukąszony przez psa wściekłego, leczony w instytucie Pasteura, pomimo leczenia zmarł, chłopiec zaś ukąszony w tym samym czasie i przez tego samego psa, wyzdrowiał.
Ale najjaskrawszem jest działanie alkoholu na układ nerwowy, a mianowicie na nasz mózg. Jest on niewątpliwie najzgu- bniejszym jadem nerwowym, obniżającym już w małych ilościach sprawność umysłową. Alkohol nie podnosi siły duchowej, ale już w małych dawkach ją upośledza; subtelne procesy psychiczne ulegają opóźnieniu i zahamowaniu przez działanie alkoholu. Pracujący umysłowo powinien hołdować trzeźwości bezwzględnej, ponieważ alkohol jest trucizną dla mózgu. W spomnę tutaj o tak ciekawych i ważnych pracach laborato- ryjnych prof. Kraepelina w Heidelbergu, które wykazały, że już 8 g alkoholu utrudnia pracę umysłową, osłabia zdolność do tworzenia kojarzeń i zmniejsza pamięć doznanych wrażeń Rachowanie, pojmowanie, zdolność skoncentrowania uwagi na jednym przedmiocie, naprzód cierpią pod wpływem wyskoku, przyczem pracujący umysłowo subje- ktywnie doznaje uczucia, że praca idzie prędzej i dokładniej. Zasługuje przytem na
!) Alkoholizm i antyalkoholizm . S tr. 18, 1904.
Ne 51 w s z e c h ś w i a t 809
baczną uwagę, że pod wpływem nieznacznych dawek alkoholu, wskutek postępującego porażenia komórek mózgowych, cierpią już wcześnie jasność i logiczność sądu. Już w pierwszem stadyum odurzenia wyskokiem nie jesteśmy zdolni do krytycznego sądu, do trafnego ocenienia stosunków, dokładnego zmierzenia trudności, wszystko zdaje się być łatwem, a życie całe pełne powabu igraszką...
Osiągamy tak łatwo ideały i marzenia młodości, ale, niestety, ten różowy pogląd na świat jest tylko wynikiem zahamowania myślenia, krytyki i realnego poglądu. To podniesione samopoczucie, wrażenie subjek- tywne większej siły duchowej i fizycznej, to oszukiwanie jednem słowem samego siebie, jest istotną przyczyną, dlaczego ludzie ucie- j
kają się do alkoholu i szukają zapomnienia trosk i kłopotów na dnie kieliszka.
Nadto badania doświadczalne prof. Krae- j pelina wykazały niezbicie, że znużenie, występujące wskutek pracy umysłowej, przychodzi prędzej po alkoholu, niż na trzeźwo. Odczytywanie sylab po dawkach nie przenoszących 20—30 g, szło z początku lepiej, potem gorzej; po dawkach większych odczytywanie szło z samego początku gorzej.
Działanie alkoholu jest tem szkodliwsze, im więcej umysł jest znużony i wyczerpany; j
zwiększa on w każdym razie łatwe wyczer- j
pywanie się mózgu. Badania te wykazują, jak szkodzą swej twórczości umysłowej ci, którzy dla usunięcia przykrego uczucia zmęczenia i wyczerpania duchowego, uciekają się do koniaku, mocnych win i t. d.; spokój odpoczynek i sen długi usuną napewno prę. i
dzej zmęczenie, aniżeli wyskok. Tradycyo- i nalny zwyczaj u nas pijania wódki przed obiadem i piwa podczas jedzenia sprawia, że po obiedzie jesteśmy ociężali, senni i niezdolni do pracy umysłowej. Alkohol nie pobudza trawienia, ale je upośledza, ścinając ciała białkowate; lekkość i świeżość umysłowa towarzyszyć nam będzie i po obiedzie, ale zjedzonym bez alkoholu. Bo, powtarzamy, z badań szkoły Kraepelinowskiej jasno wynika, że ilość alkoholu, zawarta w 2—3 kieliszkach wódki, upośledza w wysokim stopniu czynności psychiczne; w 3 kieliszkach wódki zawierającej średnio 40 — 50# alkoholu, przyjmujemy 45 g czystego wyskoku.
Świeże doświadczenia Ridgego wykazały,
że alkohol już w małych dawkach upośledza wrażliwość zmysłów; już po 4—8 g alkoholu zmniejsza się bystrość wzroku, ostrość słuchu i czułość dotyku; wrażenia zmysłowe, stanowiące źródło dla naszych procesów psychicznych, stają-się niepewne. W okolicach, gdzie mieszkańcy zajmują się hodowlą wina, lekarze słyszą częste skargi pacyentów, żo wzrok zaczyna im niedopisywać, że przedmioty przedstawiają się im jakby zamglone, rozlane. W takich razach ginie wrażliwość na barwy, przedmioty drżą i ruszają się, a czytanie jest w wysokim stopniu utrudnione i ty lko wtenczas możliwe, gdy druk jest wielki. W ostatniej swej pracy dr. Ernest Riidin ‘) słusznie zwraca uwagę na niebezpieczeństwo dla ogółu, wynikające z używania chociażby małych dawek alkoholu w czasie pełnienia służby przez maszynistów kolejowych, gdyż życie tylu ludzi zależy właśnie od dokładnej czynności ich zmysłów i wierności spostrzeżeń. Badania naukowe o działaniu alkoholu prowadzą do wniosku, że państwo ma prawo żądać bezwzględnej trzeźwości od maszynistów kolejowych. Koniecznem jest pouczenie dokładne tej sfery funkeyonaryuszów kolejowych o następstwach używania alkoholu, przytępiającego wyraźnie wrażliwość zmysłów. Dr. Riidin, jeden z uczniów prof. Kraepelina zwraca również uwagę, że i zeznania świadków przed sądem przedstawiać mogą wątpliwą wartość, w razie używania przez świadka alkoholu, prowadzącego do niedokładności obserwacyi i niepewności w zapamiętaniu faktów, od których prawdziwego opisu zależy często wynik sprawy. Słusznie też prof. W. S te rn 2) akcentuje, że świadkowie, którzy podczas obserwacyi czynu, o którym zeznają przed sądem, pozostawali pod wpływem alkoholu, nie powinni być dopuszczani do przysięgi.
Widzimy tedy, jak funkeyonowanie całej maszyny społecznej cierpieć musi pod wpływem działania alkoholu, obniżającego dokładność wszystkich procesów intelektualnych.
W ostrem zatruciu alkoholem na pierw-
*) Dr. E rn s t Riidin: Auffassung und Merk- fahigkeit u d te r Alkohol w irkung. Psycholog. Ar- beiten 1902.
2) Prof. W . Stern: Z ur Psychologie der Zeuge- | naussage. 1902.
810 W SZECH ŚW IA T M 61
szym planie stoją więc zjawiska mózgowe: z jednej strony obserwować możemy działanie odurzające (narkotyczne), polegające na obniżeniu pewnych czynności duchowych, a z drugiej—wzmożenie popędu do ruchów i czynu. Dlatego to pod wpływem alkoholu decydujemy się szybko na wykonanie jakiegoś kroku, jakiegobyśmy po dokładnej rozwadze nigdy nie wykonali. W czasie odurzenia przez wyskok zwiększa się również i sug- gestyjność naszego mózgu, tak, że łatwo wykonać możemy czyn jakiś bez należytej świadomości jego doniosłości. W większych ilościach alkohol zmniejsza odrazu, to jest bez pierwiastkowego pobudzenia, czynność mózgu, mlecza pacierzowego i rdzenia przedłużonego. W dużych ilościach znosi zupełnie funkcye tych organów, stan odurzenia się zwiększa, świadomość znika, układ mięśniowy ulega osłabieniu. Wobec bardzo dużych ilości giną odruchy, rdzeń przedłużony, w którym pomieszczone są ośrodki dla tak ważnych spraw oddychania i działalności serca, przestaje funkcyonować i następuje śmierć.
Na jednę jeszcze ważną okoliczność zwrócić musimy uwagę, a mianowicie, że odurzające działanie na układ nerwowy nie dla wszystkich gatunków alkoholu jest jednakowe. W pływ odurzający alkoholu jest tem znaczniejszy, im większa w nim zawartość węgla. Dla porównania składu podajemy wzory chemiczne różnych alkoholów homologicznych :
Alkohol metylowy . . . . CH40» e ty lo w y ......................C2H60„ propylowy . . . . C3H80„ butylowy . . . . C4H 10O„ amylowy . . . . C3H 120„ heksylowy . . . . C6H l40.
Alkohol metylowy i etylowy należą do lżejszych gatunków wyskoku, pozostałe zaś do cięższych. Znakomity badacz francuski, R abu teau , któremu zawdzięczamy szereg pięknych prac, dotyczących naszego przedmiotu, robiąc doświadczenia na żabach z alkoholem butylowym, amylowym i propylowym, przekonał się dokładnie o słuszności twierdzeń Richardsona co do niejednakowego stopnia ich własności trujących. Doświadczenia wykazały bowiem, że alkohol amylowy działał na żaby 15 razy silniej aniżeli
! etylowy, 3—4 razy zaś silniej aniżeli butylowy. Przeprowadziwszy odpowiedni szereg
i doświadczeń na samym sobie, Rabuteau przekonał się, że alkohol etylowy działał znacznie mniej trująco od amylowego. Gdy 0,5 g pierwszego przyjęte w winie nie sprowadziło absolutnie żadnych zaburzeń, taka sama ilość alkoholu amylowego sprowadziła znaczne odrętwienie i odurzenie, uczucie ściskania w skroniach i znaczne osłabienie. W ordyna- ryjnych, żle oczyszczonych gatunkach wódki znajdują się właśnie znaczne ilości alkoholu
j amylowego, butylowego i heksylowego, działających tak trująco na układ nerwowy. Wszyscy badacze zwracają uwagę na ogrom ną szkodliwość wódki, zwłaszcza pędzonej z ziemniaków; prof. Ziehen, znany psychiatra z Jeny, uważa ją za głównego sprawcę chorób umysłowych, a prof. Mendel z Berlina
; twierdzi również, że wódka ma najsilniejszy wpływ na powstawanie obłędu pijackiego. W tych krajach alkoholizm gra niewątpliwie najważniejszą rolę, gdzie wódka stanowi zwykłą używkę robotnika. Należałoby więc przedewszystkiem bronić go od wódki; piwo naprzykład, jako zawierające znacznie mniej alkoholu, nie jest tak szkodliwe dla ustroju i zawiera w sobie części pożywne. Naznaczyć wypada, że nadużywanie, alkoholu stanowi jednę z ważniejszych przyczyn chorób um ysłowych; zwłaszcza wódka napełnia szpitale obłąkanymi i wywołuje najcięższe formy chorób umysłowych.
A teraz słówko należy powiedzieć o losach alkoholu w ustroju. W należytej koncentracyi alkohol zabija tkankę, odbierając jej chciwie wodę; z roztworów ścina ciała białkowate. W szystkie komórki potrzebują do swego istnienia wody; mogą one żyć tylko w stanie napojenia. Znaczna część alkoholu spala (utlenia) się w tkankach na dwutlenek węgla i wodę; mała zaś ilość tylko ulatnia się z oddechem i wydziela się w stanie niezmienionym w moczu. Ciekawe bardzo poszukiwania Danilewskiego i Friedmana wykazały z całą ścisłością, że mózg najsilniej wchłania alkohol ze krwi, już mniej wątroba, a najmniej mięśnie. Nadto, co jest również bardzo ważne, to fakt, że systematyczne chociażby w małych ilościach używanie alkoholu wywołuje poważne zmiany w naczyniach mózgowych, przez co cierpieć musi i odży-
jYo 51 W SZECHŚW IAT 811
wianie samego mózgu. Najnowsze badania \ Petrowa o wpływie alkoholu na naczynia ! krwionośne wykazują, że pod jego wpływem cierpią najwięcej naczynia włoskowate mó- ! zgu i wątroby. Jak zaś szkodliwie alkohol działa na komórki mózgowe, dowodzą badania doświadczalne, dokonane przez uczonego anatoma Nissla na królikach: otóż po zatruciu zwierząt przez dni kilka większemi ilościami alkoholu, badanie wykryło zanik i rozpad znacznej części komórek mózgowych, jądro było wybitnie zmniejszone, niektóre komórki uległy zwyrodnieniu tłuszczowemu. Podkładem więc anatomicznym owych zmian w inteligencyi i usposobieniu etycz- nem, tak często obserwowanych u pijaków, jest zanik mózgu.
Nadto ciekawym bardzo dla każdego przyrodnika faktem jest, że pijaństwo przenosi się na potomstwo i wywołuje u niego upośledzenie układu nerwowego. Pijacy płodzą bardzo często idyotów, ludzi ograniczonych um ysłowo, ze skłonnościami do zbrodni i przestępstw. U dzieci pijaków spotykamy bardzo często objawy zwyrodnienia, wadliwy rozwój mózgowia, lwią paszczę, wodogłowie i t. d. Podobne zniekształcenia i objawy wstrzymanego rozwoju cielesnego otrzymano sztucznie u potomstwa zwierząt chronicznie alkoholem zatruwanych. Pisklęta wyklute z jajek, do których wstrzykiwano alkohol, okazywały zawsze potworności, brak pazurów, rozdwojenia kości palców i t. d. Je żeli do ziemi doniczki z rośliną Impatiens sułtani dolewać będziemy b% roztwór alkoholu, liście żółkną jak w jesieni i opadają a roślina zamiera.
Dr. Władysław Chodecki.
TOWARZYSTWO OGRODNICZE W ARSZAW SKIE.
Dnia 24 listopada odbyło się posiedzenie Ko- misyi P rzyrodniczej w lokalu Tow. Ogrodn. (ul. B agatela N? 3) o godzinie 7 !/ s wieczorem pod przewodnictwem prof. H. H oyera w obecności 37 osób. P rotokół z posiedzenia poprzedniego odczytano i przyjęto, poczem prof. H. H oyer wygłosił rzecz „O metafizyce w przyrodoznaw stw ie4* (ob. .No 49 W szechśw iata). Następnie p. K azimierz Białaszewicz przedstaw ił w yniki swych b adań nad budow ą parzydełek u stu łb i (H ydra fusca i H . grisea).
Skreśliw szy w ogólnych zarysach budow ę anatomiczną i histologiczną ciała stułbi, autor zaznaczył b rak ścisłej terminologii, dotyczącej tkanki parzydełkow ej i przeszedł do spostrzeżeń własnych.
Przedewszystkiem stw ierdził obecność dwu ścian w pęcherzyku parzydełkowym , przylegających ściśle do siebie.
Oprócz wydzieliny wewnątrzpęcherzykowej, zapomocą m etody barw ienia za życia autor wyka-
I zał obecność wydzieliny w ew nątrzrurkow ej odmiennej od poprzedniej.
Prążkowatość części stożkowej knidoblastu (konisches Aufsatz Schneidra) nie dowodzi sfałdowania tej części komórki parzydełkowej (co przypuszczali Schneider i Grenaeher), lecz są to poprostu w łókienka, zaczynające się zgrubieniam i w górnej części oddziału stożkowego knidoblastu przebiegające następnie wzdłuż otoczki protoplaz- matycznej i ogniskujące się w dolnej części knidoblastu.
Obecność włókienek tych daje się wykazać za- potnocą zmodyfikowanej przez prelegenta metody Apathyego.
W yrostk i knidoblastów komórek, zawierających małe owalne parzydełka, nie pozostają w żadnym związku z błoną podstawową, lecz grupują się w obrębie komórek nabłonkowo-mięśniowych
; koło włókien mięśniowych, stykając się swemi końcami wolnemi z powierzchnią włókien.
Posiedzenie zakończone zostało na przedstaw ie- | niu przez sekretarza K. Kulwiecia: 1) korzenia | i dolnej części pnia jabłoni, pociętych jak dłutem i przez t. zw. szczura wodnego (Arvicola (Paludico- | la) Amphibius]; 2) krzew u róży, k tóry korzeniem
przerósł na wylot łupinę orzecha włoskiego i 3) przyw ieziony z M orskiego Oka okaz skały
1 wapiennej, porysowany w różnych k ierunkach— przypuszczalnie przez lodowiec.
K. K-ć.
KRONIKA NAUKOWA.
— Fonograf elektrochemiczny. Fonograf i m agnetyczny obmyślony przez Poulsena, wzbu- j dził żywe zainteresowanie w kołach fizyków nie
ty le ze w zględu na niezm ierną czystość, z jaką odtw arza mowę, ile z powodu oryginalności za-
j sady, na k tórej opiera się jego działanie. Zam iast i odkształceń mechanicznych, występujących w fo
nografie Edisona, Poulsen używa zmian magne- I tycznych, k tó re pod wpływem prądów mikrofo- I nicznych pow stają w ośrodku, łatw o dającym się ; magnesować, mianowicie w stali.
Otóż, je s t rzeczą oczywistą, że naogół każdo | zjawisko, pociągające za sobą jakąś zmianę trw a
łą, proporcyonalną do sku tku fal głosowych, mo- | że być użyte w charakterze zasady fonograficznej, j W ziąwszy w tym celu np. elektryzacyę izolato
rów, możnaby urzeczyw istnić układ elek trosta tjr-
812 W SZECH ŚW IAT JSJo 51
czny, analogiczny z przyrządem elek trom agnety cznym Poulsena.
Opierając się na tem samem rozumowaniu, N ernst z G etyngi zbudow ał fonograf elektrochemiczny, w którym zużytkow ał zm iany trw ałe, w ytw arzane na elektrodzie przez p rąd y galw aniczne, a mówiąc ściślej — przez polaryzacyę galwaniczną. Do tego celu służyło następujące urządzenie. P latynow a w stęga bez końca, naw inięta na dw a walce i przesuw ająca się autom atycznie, polaryzuje się galwanicznie pod działaniem prądów galwanicznych. Poniew aż polaryzacya zmienna, w ytw arzana przez w ahania prądu, pow inna w ystępować w m iejscach, w yraźnie pood- dzielanych. przeto prędkość przesuw ania się w stęgi winna być dostateczna, a zetknięcie pomiędzy w stęgą i elektrolitem — bardzo dokładne. Temu ostatniem u w arunkow i sta je się w przybliżeniu zadość, jeśli, zam iast samego e lek tro litu ciekłego, użyjem y k lina drew nianego, nasyconego cieczą dobrze przewodzącą, umieszczonego w naczyniu szklanem, cieczą tą napełnionem i zaopa- trzonem w elektrodę. N ernst przekonał się, że doświadczenie udaje się doskonale, aczkolwiek czystość odtw arzanych dźwięków zależy w znacznej mierze od rodzaju użytego elek tro litu . Zapisane dźw ięki można odtw orzyć k ilka razy, zanim da się zauważyć dostrzegalna zmiana w ich natężeniu. Jednakże, godne uw agi je s t to, że trzeba, aby podczas odtw arzania głosu przebiegał przez obwód telefoniczny p rąd dodatkow y stały , k tó rego natężenie rozstrzyga w łaśnie o natężeniu re- produkcyi.
Oczywiście, zjaw iska tego nie tłum aczy przypuszczenie, że p rądy , k tó re podczas reprodukcyi w ytw arzają d rgan ia telefonu, są poprostu p rąd ami w yładow ania elektrody spolaryzow anej. W istocie, takie w yładow anie m usiałoby zachodzić bez w zględu na obecność lub nieobecność p rąd u do- j datkowego, a nadto p rądy sta le nie pow innyby j w yw ierać sku tku dostrzegalnego. N ernst sądzi, I że wahania prądów m ikrofonicznych w yw ołują dezagregacyę powierzchowną elektrody7 metalowej i że, w skutek tej dezagregacyi, w prądzie j stałym zachodzą w ahania, w ytw arzające d rgan ia | telefonu.
(R. g. d. S.) S. B .
— W pływ promieni rada na bakterye. Dotychczasowe badania nad kw estyą w pływ u p ro mieni radu na bak terye w ykazały, że dopiero b a rdzo długotrw ałe i z b liskiej odległości prom ieniowania działają szkodliw ie na spraw ność życiową bak tery j. D oświadczenia P fe iffra i F ried lande- ra w ykazały, że laseczniki ty fusu zginęły dopiero po 24-godzinnem w ystaw ieniu na działanie promieni z odległości 1 cm; gdy substancya prom ieniotwórcza oddalona by ła o 5 cm, żadnego działan ia nie zauważono. T ak ie same w yniki dały dośw iadczenia z zarodnikam i (sporami) laseczni- ków w ęglika (Bacillus anthracis): te rów nież zg inęły dopiero po trzykrotnem w ystaw ieniu na dzia
łanie prom ieni radu , gdy tymczasem dw ukrotna ekspozycya nie dała żadnego wyniku. A lan B. Grreen skonstatow ał również tak ie powolne bakte- ryobójcze działanie prom ieni rad u U żyw ał on w tym celu 0 ,01 g brom ku radowego, na którego działanie w ystaw ił krow iankę, zaw ierającą specyficzną d la niej bak teryę lub ziarniki ropotwórcze (Staphylococcus pyogenes aureus, S taph pyog. albus, Staph. cereus flavus, S taph. cereus albus), a także hodowle około dw udziestu innych, przeważnie chorobotwórczych bak tery j, jako to laseczn ik i zarazy morowej, w ibryony cholery azyatyckiej i laseczniki ty fusu brzusznego. Okazało się, że pomimo cienkiej w arstw y, branej do doświadczeń kro- w ianki lub ku ltu r i pomimo niewielkiej odległości od źródła prom ieniotwórczego, zasiew krow ianki w yginął dopiero po 22-godzinnem działaniu promieni radow ych; niektóre laseczniki zniszczone zosta ły już po upływ ie 15, a naw et 2 —14 godzin. Zarodniki ginęły dopiero po 72-godzinnem działaniu prom ieni radu. Im dalej umieszczono bromek radu od hodow li tem słabsze było jego działanie bakteryobójcze. A więc hodow la gronkow- ca ropotwórczego złocistego (Staphylococcus pyogenes aureus), w ystaw iona na działanie radu z odległości 1 cm, zginęła dopiero po 30-godzinnem prom ieniowaniu; z odległości 10 cm wogóle nie zauważono żadnego działania bakteryobójczego. Go więcej, naw et po 24 — 120-godzinnem prom ieniow aniu z odległości 1 m m , b ak terye w ykazyw ały jeszcze ślady czynności życiowych, które dały się uwidocznić na płycie fotograficznej. D latego też niektórzy badacze, ja k np.«yon B euren i Z insser, zupełnie nie uznają bakteryobójczego działania prom ieni radu. W ogóle nadzieje pokładane w leczniczem znaczeniu owych promieni okazały się płonnemi, a conajmniej przecenionemi szczególnie po ostatnich badaniach S. C. P rescot- ta nad laseczką okrężnicy (Bacterium coli), la seczką błonicy (Corynebacteriiun diphteria) i drożdżami piwnem i (Saccharomyces cerevisiae). Jako źródła prom ieniotwórczego P resco tt używ ał bromku radowego o sile 1 5 0 0 0 0 0 jednostek . P re p ara t umieszczony b y ł w naczyniu metalowen, z pok ryw ą mikową. N ajpierw wzięte były do dośw iadczeń hodowle laseczki okrężnicy na agarze, k tó re z zachowaniem niezbędnych w arunków poddaw ano działaniu prom ieni z odległości 1—2 cm. Okazało się, że po upływ ie 2 0 — 80 m inut nie znać było żadnego w strzym ującego działania radu na w zrost laseczek.
Iden tyczne rezultat}7 otrzym ane w doświadczeniach z laseczkam i błonicy. P rzez to samo upada przypuszczenie, że uda się leczyć tę straszną chorobę przez w kładanie do jam y ustnej pacyenta ru rk i z radem .
W reszcie dośw iadczenia z drożdżami piwnemi również nie w ykazały szkodliwego działania p rom ieni radow ych.
W ogóle nie może być mowy o pożytku terapii radow ej tam , gdzie idzie o sz3Tbkie w ytępienie b ak tery j chorobotwórczych, najwyżej można za
AB 51 W SZECHŚW IAT 813
stosować promieniowanie w przypadkach infekcja przewlekłych. Do tego rodzaju chorób m ógłby być zaliczony rak , gdyby sprawdziło się przypuszczenie, że zostaje wywołany przez specyalne- go pasorzyta. Je d n ak naw et w przeciwnym ra zie rad może da się zastosować w leczeniu raka, gdyż poza własnościami bakteryobójczem i nie można zaprzeczyć radow i specyficznego działania na skórę.
(Prom etheus). A. E.
— Nowa teorya fototropizm u została niedawno przedstaw iona Akadem ii P arysk iej przez znanego zoologa francuskiego, p. Jerzego Bohna. Zw raca on uw agę na okoliczność, że promienie świetlne,, wywołujące w istotach żywych zjawisko fototropizmu, mają. w przeważnej ilości p rzypadków kierunek bardzo rozm aity, większość tych prom ieni zostaje odbita lub załamana przez różne ciała. T rudno je s t wogóle zrozumieć, jak dana istota ma się zachowywać względem danej wiązki św ietlnej; w ielu uczonych, jak np. Loeb, R adl, napróżno męczyli się nad tem zagadnieniem. Loeb przypuszczał, że światło działa na ustroje zwierzęce za pośrednictwem czułych na św iatło substancyj chemicznych, znajdujących się w skórze zwierząt; R adl zwrócił się do „ciśnienia św ietlnego1*, słabego niezmiernie, lecz zmierzonego przez niektórych fizyków (Maxwell, B artolds).
Sam Bohn niedawno przedtem wykazał (por. W szechśw iat JV» 48), że u niektórych bezkręgowców (Convoluta, n iektóre pierścienice) zjawisko fototropizmu je s t ty lko pozorne, i że w rzeczywistości uciekanie tych zw ierząt do miejsc zacienionych je s t zależne od tonicznego działania św iatła na te zw ierzęta. Lecz u pewnych innych tkankowców (inne pierścienice, mięczaki, stawonogi) mamy do czynienia z niezaprzeczonym foto- tropizmem.
A utor zauważył, że ilekroć doświadczenie urządzimy w tak i sposób, że dane zwierzę otrzym uje wrażenia św ietlne niejednakow ego natężenia przez oba oczy (drogą wycięcia lub zalakowania jed n ego oka, a także połowicznego zasłonięcia przez ekran czarny), zawsze otrzym ujem y w rezultacie ruch kolisty — „ruch inaneżowy11, przyczem promień koła, zakreślanego przez poruszające się w tych warunkach zwierzę, je s t tem mniejszy, im znaczniejsza je st różnica podrażnień św ietlnych w obu sym etrycznych narządach wzroku zwierzęcia.
W szelka płaszczyzna, oświetlona i umieszczona naprzeciw oka zwierzęcia, powoduje ruch dodatni lub odjemny w pewnym określonym kierunku. Z działania k ilku takich płaszczyzn powstaje ruch po w ypadkow ej, której kierunek zazwyczaj nie odpowiada kierunkow i promieni św ietlnych, idących od zasadniczego źródła św iatła.
D latego też Bohn uważa działanie tropiczne św iatła za w ynik asym etrycznych działań tonicz- nych. Podrażnienie św ietlne, odczute przez oko za pośrednictw em uk ładu nerwowego w yw iera na
mięśnie tej samej strony działanie podniecające lub ham ujące, a to zależnie od okoliczności takich, jak położenie zwierzęcia, zawartość wody w jego tkankach, miejsce zamieszkania, przypływ lub odpływ morza i t. p. Podrażnienie asym etryczne powoduje ruch kolisty zwierzęcia, ustający z chwilą, gdy oba oczy zostaną oświetlone jednakow o.
Tak więc bezpośrednią przyczyną takiego a nie innego oryentowania się ciała zwierzęcia nie je s t ani kierunek oświetlających je promieni, ani położenie przedmiotów sąsiednich, ale wyłącznie sposób oświetlenia obu oczu. Jeżeli na płaszczyz- nie poziomej połączymy w szystkie punkty jednakowo oświetlone, to otrzym amy linie ekwipoten- cyalne pola św ietlnego; w każdym danym punkcie zwierzę będzie musiało oryentow ać się pionowo do danej linii ekw ipotencyonalnej, w kierunku pola św ietlnego i tra jek to rya jego ruchu będzie odpowiadać linii sił pola św ietlnego. I w rzeczywistości: L ittorina w polu świetlnem okazuje się również czułą na podrażnienie św ietlne, jak igła magnesowa w polu nsagnesowem.
N iekiedy, oczywiście zależnie od jak ichś s ta nów szczególnych m ateryi ożywionej, stanów, dotąd w ym ykających się naszemu badaniu, k ie ru nek siły, określającej ruch zwierzęcia, ulega pewnym oscylacyom naokoło kierunku w ypadkowego i kierunek ten nie odpowiada ściśle k ierunkowi pola św ietlnego podług definicyi powyższej. Musimy przypuszczać tedy , że linie sił w polu świetlnem ulegać mogą ustawicznym odkształceniom, podobnym do odkształceń linij sił w polu magnetycznem.
(C. R.). J. T.
— Z biblioteki prywatnej J. Steenstrupa,niedawno zgasłego sędziwego zoologa duńskiego, została zakupiona pew na ilość dzieł i broszur do B iblioteki U niw ersyteckiej w W arszaw ie. P omiędzy innemi dostał się w moje ręce egzemplarz rozprawy znanego zoologa francuskiego, A. deQ ua- trefagesa, p. t. „Teratologie e t T eratogenie" (odb itk a z „Journal des S avan ts“ , 1887). N a karcie tytułowej egzemplarz ten ma napis, starczą, lecz pewną ręką położony: ,, Jap etu s S teenstrup1'. Ciekawe jes t, że uczony duński w paru miejscach robił uw agi na m arginesach tego egzem plarza, a na szczególną uw agę zasługuje znak zapytania, położony ołówkiem niebieskim u dołu str. 37 , gdzie Q uatrefages mówi o poglądach samego S teenstrupa. Chodzi tu mianowicie o to, że autor p rzypisuje w danym ustępie Steenstrupow i poglądy pre- formistyczne, tw ierdząc, że: „teorya przem iany pokoleń słynnego przyrodnika duńskiego, S teenstrupa, polega w zupełności na poglądzie, niezmiernie zbliżonym do idei p rzedistn ienia zarodków S teenstrup podkreślił ten ustęp i zaznaczył go pytajnikiem na m arginesie...
Nie wiem, czy S teenstrup kiedykolw iek później poruszył tę spraw ę publicznie, zdawał mi się więc godnym zaznaczenia ten nikły ślad, że kiedyś, pryw atnie, w ciszy swego gabinetu, uczony
814 Na 51
ten znakiem ołówka opowiedział się przeciwko teoryi przedistnienia. .7. Tur.
— Partenogeneza i zmienność u Bryonia dioica. W r. 1890 Focke stw ierdził, że B ryonia dioica może rozmnażać się partenogenetycz- nie; obecnie zbadaniem tego zjaw iska zajął się p. G. B itter. Izolował w tym celu egzem plarz żeński tej rośliny, tak aby nie mogło nastąp ić zapylenie. Z w ielkiej ilości kw iatów podczas lata nie rozwinął się ani jeden owoc; we wrześniu utworzyło się k ilka zawiązków, opadły jednak w krótce. Dopiero w końcu peryodu w egetacyjnego rozwinęła się pew na ilość owoców, z nasion wszakże w nich zaw artych ty lko szczupła m niejszość posiadała zdolność kiełkow ania. D n. 27 października zebrano ogółem 20 owoców z 1 — 3 ziarnami w każdym . Pew ną część nasion pokrajano w celu zbadania m ikroskopowego, pozostałe zaś zasiano na początku kw ietn ia w doniczkach napełnionych czystą ziemią. Z całego zasiew u rozwinęło się zaledwie 9 roślin, na których, rzecz szczególna, rozkw itły kw iaty wyłącznie pręcikowe. J e s t to pierw sza analogia z dziedziny b o ta n ik i z rozwojem tru tn i z niezapłodnionych ja j pszczoły z tym tym ty lko w yjątkiem , że u Bryonia dioica z pewnej części zapłodnionych zalążków rozw ijają się także i rośliny męskie.
P a k t zaobserw ow any przez B itte ra wym aga jeszcze stw ierdzenia, gdyż F ocke z zalążków nie- zapłodnionj^ch otrzym yw ał wyłącznie osobniki żeńskie. T rzeba też zbadać, czy w danym razie rzeczywiście mamy do czynienia z isto tną parte- nogenezą.
B itte r zwraca uw agę na w ielką rozmaitość dającą zauważyć między osobnikam i B ryonia dioica ze w zględu na liście, kw iaty, a naw et wąsy. Sądząc z rycin ilustru jących ciekaw e doniesienie je go, można wnosić, że są to w części dziedzicznie ustalone rasy; bliższe ich zbadanie może przynieść n iejeden jeszcze w ynik ciekawy.
(Natur. R und.). Ad. Cz.
— Nowe poszukiwania nad tw orzeniem się zieleni roślinnej. W iadom o, że chlorofil tw orzy się w roślinach, gdy rozw ijają się w św ietle; kiełki wyhodowane w ciemności barw nika zielonego nie posiadają zupełnie i są koloru bla- do-żółtego; zowią się one w tedy wypłonionemi. Pew ne jednak , nieliczne copraw da, rośliny, np. iglaste, posiadają własność w ytw arzania zieleni i w ciemności. Obecnie p. G. L opriore stw ierdza, że chlorofil tw orzy się n iekiedy i w takich organach i tkankach, w których zw ykle go nie bywa.
A więc po pierw sze okazało się, że u Vicia F a- b a — hodowanej w cieczy odżyw czej— w św ietle rozproszonem, cylinder cen tralny korzeni głównych i bocznych barw i się na zielono, w ybitniej na końcu — słabiej zaś u podstaw y. B arw nik w ystępuje tu w komórkach parenchym atycznych, w prost jako na zielono zabarw iona zaródź, lub wiąże się z osobnemi jej ziarnkami; ostatn ie spo-
j ty k a ją się też i w korze korzeniowej, z powodu jed n ak bardzo małej ilości nie zabarw iają je j tak widocznie, ja k cylinder centralny. Badania widmowe w yciągu alkoholowego zielonego barw nika dowiodty, że istotnie mamy tu do czynienia z chlorofilem.
G odne uw agi, że w łodydze i w liściu ziarnka zieleni tow arzyszą bardzo prawidłowo wiązkom łyko-drzew nym i że punkty zielone można stw ierdzić naw et makroskopowo na poprzecznych i podłużnych przekrojach liścieni nasion kiełkujących, przyczem leżą zawsze w wiązkach, tu praw ie zupełnie zanikających: m ikroskop w ykazuje, że są to zielone komórki parenchym y, otaczającej naczynia drzewne.
D rug i przypadek tw orzenia się chlorofilu w ewnątrz organu spotykam y u nasion E riobo trya japonica l.indl. Pomimo bardzo grubej w arstw y miąższu owocowego i bronzowej tw ardej skorupki, liścienie nasion tych zielenieją w pobliżu zarodka. Doświadczenia nad kiełkowaniem tej rośliny pod niebieskim lub czerwonym dzwonem Senebiera, zarówno ja k po zdjęciu tkanek , pokryw ających nasienie, pozwoliły dojść do przekonania, że św iatło działa pobudzająco na proces badany. J a k w liścieniach V icia Faba, tak i tu p ierw sze naczynia drzewne wiązek są okolone przez komórki zielone. Podobny fak t daje się stw ierdzić w korzeniach i łodydze, co wzięte razem z poprzednio przytoczonemi danemi, pozwala przypuszczać, że w dw u tych razach zachodzi pewien stosunek między zielenieniem a przeprowadzaniem soków, mianowicie, że barw nik zielony u ła tw ia w jak iś nieznany jeszcze sposób ten ostatni proces.
C harak terystyczny przykład nasion zielonych mamy u P istacia vera L. Czerwonawa lub bron- zowa skorupka, m ięsista czerwonawa nadowocnia i zdrew niała podowocnia bynajm niej nie przeszkadzają aby liścienie barw iły się na ciemno-zielono. Podczas pierw szych stadyów tw orzenia się owocu nadow ocnia i podowocnia są zarówno zielone, później chociaż tracą to zabarw ienie i s ta ją się tw ardsze, w edług wszelkiego praw dopodobieństw a przepuszczają św iatło i to wywołuje tworzenie się zielonego barw nika w nasieniu, k tóre już przedtem
i posiada m aleńki zielony koniuszek. Rozpowszechnione w niektórych podręcznikach mniemanie, że
i zabarw ienie zielone w danym razie spraw iają ziarnka aleuronu, je s t mylne, m ikroskopowe bowiem badania w ykazały obecność typowych chloroplastów; leżą one głównie w zewnętrznych w arstw ach tkank i liścieni, głębiej zaś znajduje się ich coraz mniej. W idm o w yciągu alkoholowego tego barw nika posiada charakterystyczne d la chlorofilu linie absorpcyjne w części czerwonej, żółtej i zielonej.
(Natur. Rund.). Ad. Cz
— Glikogen. A. B rau lt i M. Loeper, w pracy swej, poświęconej badaniom nad powstawaniem głikogenu w organizmach zwierzęcych i roślin
JMe 51 w s z e c h ś w i a t 815
nych, zaznaczają powszechne znaczenie, jakie posiada ta spraw a w przyrodzie organizowanej.
P rzedew szystkiem na zasadzie całego szeregu badań, dokonanych nad przedstawicielam i różnych grup państw a roślinnego, autorowie stw ierdzili obecność glikogenu u grzybów (grzybnia pleśniaka Mucor mucedo, zarodniki workowców Penicilium i A spergillus, zarodniki podstawcza- ków Boletus i t. d.) i u bak tery j; u tych o sta tnich częściej spotyka się skrobię niż glikogen, u wyższych zaś roślin i u wodorostów, skrobia całkowicie zastępuje glikogen.
W edług zdania autorów, glikogen w ytw arza się prawdopodobnie tylko w tych roślinach najniżej stojących pod względem filogenetycznym, w których zróżnicowanie czyrnności je s t najmniej posunięte na drodze rozwoju, a k tóre wraz z naj- niższemi zwierzętami tw orzą grupę mieszaną.
W każdym zaś razie pow stawania glikogenu nie należy uważać za funkcyę, ściśle związaną z pewnym organem lub pewną tkanką, ponieważ zjawisko to daje się obserwować w organizmach i w tkankach znajdujących się w okresie wzmożonej czynności rozwojowej, np. w tarczce zarodkowej kurczęcia, w tkankach poczw arki muchy, w zarodkach g list (Ascaris) i soliterów (Taenia), w zarodnikach grzybów , w kanalikach nerkowych, w nabłonku pęcherzyka Graafa, w tk an kach łożyska, w pęcherzykach i przewodach nasiennych robaków i t. d.
(R . Sc.) K . B .
— Jad pszczół. Dotychczas przypuszczano, że skład chemiczny ja d u pszczół (Apis mellifica, Xylocopa viołacea) je s t prosty, że substancya czynna ja d u je s t zasadą rozpuszczalną w kwasach i strącającą się po dodaniu amoniaku.
Niedawno fizyolog francuski P h isalix , badając działanie fizyologiczne cieczy, wydzielanej przez gruczoły jadow e pszczół i opierając się na istnieniu w narządzie jadowym dw u gruczołów, doszedł do wniosku, że ilość działających trująco substancyj, w ydzielanych przez narząd jadow y je s t większa, niż dotychczas przypuszczano. Metoda, którą posługiwał się ten autor, opierała się na fizyologicznem działaniu jad u na wróble, które poddawano ukłuciom żądeł k ilku pszczół w okolicy piersiowej; metoda ta okazała się niezm iernie czułą, albowiem w k ilka m inut po w prowadzeniu w taki sposób do organizmu jadu, zjaw iały się pierwsze oznaki zatrucia, po pewnym j czasie następow ały konw ulsyjne drgania całego J ciała, później senność, w końcu zaś paraliż, a po 2 — 3 godzinach śmierć.
W ydzielając ciecz tru jącą z gruczołów przez pogrążenie w yjętego z chloroformowanych pszczół | narządu jadowego w wodzie, poddając następnie otrzym any w tak i sposób roztw ór jadu działaniu j różnych tem peratur i wprowadzając go do organizmu wróbli, p. Phisalix zdołał wydzielić trzy | substancye trujące: działanie pierwszej ujawnia się tylko u ludzi, sama zaś substancya je s t nietrw a- j
ła i rozkłada się po ogrzaniu je j w temp. 100° C* w przeciągu 25 min., druga, w yw ołująca u wró bli zjawisko konwulsyjnego drgania ciała, w ysta wioną przez długi przeciąg czasu na działanie po wietrzą, staje się nieczynną i rozkłada się w temp- 100° C. po 30 min., trzecia wreszcie substancya paraliżująca, je s t stosunkowo najbardziej trw ała , ponieważ nie powoduje właściwych objawów fizyologicznych, dopiero po 15-minutowem przebyw aniu w temp. 150° C.
W ydzielając z narządu jadowego pszczół g ruczoł produkujący jad o reakcyi kwaśnej i rozpuszczając w ydzielinę w wodzie, autor stosując tę samę metodę działania fizyologicznego przekonał się, że gruczoł ten w ytw arza dwie substancye trujące: pierwszą i trzecią. D ruga substancya, wywołująca u wróbli konwulsye, tw orzy się praw dopodobnie w innym gruczole narządu jadowego, w ydzielającym ciecz alkaliczną.
(R. Sc.) K . B .
— Włókienka nerwowe. P. M arinesco stu- dyow ał zachowanie się włókienek nerwowych pod wpływem uszkodzeń natu ry fizycznej i chemicznej. Szereg doświadczeń autora, k tó ry posiłkow ał się m etodą Bethego barw ienia włókienek nerwowych, doprowadził go do wniosku, że sposób reagow ania włókienek na czynniki szkodliwe stanow i cykl nader różnorodnych przekształceń morf ol ogiczny ch.
Przedewszystkiem następuje przekształcenie ziarniste w łókienek nerwowych: zjaw iają się ziarenka szeregujące się jedno obok drugiego i tw orzące układy, odpowiadające przebiegowi włókienek nerwowych. S tadyum drugie polega na fragm entacyi włókienek nerwowych, które rozpadają się na części, tworzące n itk i niejednakowej grubości i długości, proste, zgięte pętlicowato, lub wężykowato skręcone. W reszcie, ostatnim z tych procesów zanikowych, degeneracyjnych, je s t rozpadanie się tych n itek na ziarnka.
Oprócz tych zrnian prowadzących do zaniku, przez Ramon y Cajala i autora w pewnych przypadkach chorobliwych został stw ierdzony fak t niezw ykłego grubienia włókienek nerwowych. Zasługującą na szczególniejszą uw agę je s t okoliczność, że fakt analogiczny autor stw ierdził u nowonarodzonych zwierząt: w komórkach n erwowych pow stają w łókienka stosunkowo bardzo grube, następnie włókienka cienkie, drugorzędne, silnie rozgałęziające się w protoplazmie ciała komórkowego, a odbiegające od pierwszorzędnych grubych włókienek, które pow stają w kierunku od wyrostków do środka komórki nerwowej.
Oprócz badań, w ykazujących w ielką w rażliwość włókienek nerwowych na działania szkodliwych czynników zewnętrznych, k tóre powodują zw yrodnienie tych utw orów wewnątrzkom órkowych, autor przytacza fak ty , stw ierdzające zdolność regenerowania się włókienek uszkodzonych mechanicznie, przyczem procesy, ujawniające się podczas odradzania się włókienek, są prawie an a
816 W SZEC H ŚW IA T JMS 51
logiczne z tem i, k tóre zachodzą w obręb ie nowopowstającej komórki neiw ow ej. Oprócz tego, b a dania autora wykazały większą zdolność regenerowania się włókienek w yrostków kom órek nerw owych niż elementów splotu włókienkowego ciała komórkowego.
(R. Sc.) K . B.
ROZMAITOŚCI.
— Leczenie od ukąszeń wężów w B razy lii.Brazylia jest, ja k wiadomo, krajem obfitującym w liczne gatunki wężów jadow itych , których ukąszenia byw ają nader niebezpieczne. Próbowano tam stosować n ie jednokrotnie surowicę przeciwjadową Calm ettea, lecz nie zawsze o trzymywano w yniki pożądane, albowiem n a tu ra jad u je s t niezmiernie zmienna i zależy od gatunku węża. W ychodząc z tej zasady, p. V ital Brazil przyrządził drogą uodporniania psów i kóz— dwa rodzaje surow ic przeciw jadowych, z k tó rych je dna przeciwdzała ukąszeniu grzechotnika (Crotelus horridus), a d ru g a — jadow i węża z rodzaju Bothrops. N iestety, oba te rodzaje surow ic nie mogą być przechowywane przez czas dłuższy i szybko rozkładają się, tracąc swe własności lecznicze. Niedawno p. von Bassew itz zaradził tem u w sposób następujący. Zauw ażył on, zapomocą doświadczeń nad królikam i, że odporność wężów przeciw ich własnem u jadow i polega na w łasnościach zobojętniających i antytoksycznych ich żółci i radzi wobec tego leczyć od ukąszeń w ężów w sposób następujący. Z węża zabitego — a przecież praw ie zawsze wąż, k tóry ugryzie, b y
wa zabijany zaraz na m iejscu „przestępstw a11.— należy w yjąć pęcherz żółciowy, rozetrzeć go w surow icy fizyologicznej, odsączyć i zastrzyknąć pod skórę ukąszonemu. W yn ik i są bardzo dobre, oczywiście, o ile ma się pod ręk ą surowicę św ieżo przyrządzoną. Pozatem dobrze je s t wiedzieć, że w miejscu owego zastrzyknięcia na skórze pa- cyenta tw orzy się absces dość bolesnjf. Mimo to, tak ie następstw o drobne nie pow inno— wobec groźnych skutków ja d u wężowego— pow strzym ywać od stosowania środka, podanego przez Basse- witza, k tó ry może oddać poważne usługi nawet w naszym klim acie.
(R. g. d. Sc.) J . T.
N O TA TK A B IB LIO G R A FIC ZN A .
— W yszedł Kosmos, zeszyt IX — X , czasopismo Polskiego Tow arzystw a Przyrodników im. K opernika; zaw iera rozpraw y i artyku ły następujące: 1) Chrząszcze nowe dla fauny galicyjskiej podał A. M. Łom nicki. 2) Sprawozdanie z badań nad rozprzestrzenieniem wj^stępowania węgla brunatn . w niektórych okolicach Pokucia podał J . L . M. Łom nicki 3) Spostrzeżenia geologiczne w dorzeczu Czarnej (Nadw órniańskiej) B ystrzycy powyżej Zielonej z tablicą, napisał W . Łoziński.4) M edale M ikołaja K opernika opisane przez A. W ołyńskiego, z dw iem a tablicam i litograficz- nemi, przełożył A. Zdanowicz. 5) Spraw ozdania z prac astronom icznych autorów polskich za r. 1901 opracował M. E rnst. 6) N otatk i naukowe podali W . Łoziński i R . Zuber. 7) Sprawozdanie z lite ra tu ry przyrodniczej, podali E . Rosenhauch, A. M. Łom nicki, S. Opolski i Br. Duchowicz.
B U L E T Y N M E T E O R O L O G I C Z N Y za tydzień od d. 7 do d. 13 grudnia 1904 r.
(Ze spostrzeżeń na stacy i meteorologicznej p rzy Muzeum P rzem ysłu i R olnictw a w W arszaw ie).
Dzi
eń
B a r o m e t r
700 mm -f-T e m p e r a t u r a w s t . C
HOOs «o '2“ i
HO
K ie r u n e k
w ia t r u
Szybkość w metrach na sekundę
S um a
OPADU
U w a g i
7 r. l p. 9 w. 7 r. l p. 9 w. Najw. Najn.
7 ś. 36,0 36,4 35,9 5,0 7,2 5.1 7,5 2,5 85 s w 17w 9s w ! 6,2 %, • kilkakrotnie.8 c. 34,9 39,9 41,7 8,4 4,4 3,8 8,8 3,8 85 \ v 3s w 1w 49 p . 42,8 44,2 47,4 2,6 2,4 0,6 4,4 0,6 91 w 4 w 6 w 5 0,6 • -X- 11>° a. 12 h. a.
10 s. 49,8 48,4 46,4 - 2 0 -0 ,4 1,0 1,2 - 3.1 91 s w ‘e 3s 7 u11 N. 43,9 42,3 40,4 0,6 3,2 1,8 3,5 0,5 78 s 7s w 5s 6 5,7 • n.12 p . 40,8 43,0 42,0 1,6 2,8 1.1 3,4 I 1,1 90 w 3w 4e 8 • n.13 w. 40,2 41,2 43.9 2,2 4,0 3,2 5,0 1,4 95 S ^ E ^ 1 0,1 = n.
Średnie 42,0 2,7 88 12,6
TR EŚĆ . Izomorfizm i własności fizyczne m ieszanin izomorficznych, przez S t. L andau .— Fizyologia pływ ania, przez S. — Alkohol i nerw y, przez d-ra W ładysław a Chodeckiego. — Towarzystwo Ogrodnicze W arszaw skie. — K ronika naukowa. — Rozmaitości. — N otatk i bibliograficzne. — Buletyn
m eteorołogiczny.
W ydaw ca W . W R Ó B L iw S K I . R edak to r B R . ZN A TO W IC Z.^o.-.hojoho ll,ełuypoH>. łjpiuaaa 2 ,U,eKaCp>i 1904 r . i)ruk itubieszew.s kiego i Wrotnowskiego, Nowy św iat 34.