Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji....

27
Nr 1/2009 • UKAZUJE SIĘ OD 1907 ROKU CENA 12,00 ZŁ (w tym 0% VAT) http://pza.org.pl

Transcript of Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji....

Page 1: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

Nr 1/2009 • UKAZUJE SIĘ OD 1907 ROKU

CENA 12,00 ZŁ(w tym 0% VAT)

http://pza.org.pl

Page 2: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

Od redakcji8 kwietnia. Spaceru-

ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do życia. Nagle w ćwierkanie ptaków wdziera się dzwonek telefonu. Odbieram – „Słyszałaś, ze Piotr Morawski nie żyje? Wpadł do szczeliny...” Przejmująca cisza.

Nie wiem, co powiedzieć – myślę tylko o kontra-ście pomiędzy słoneczną, ciepłą łąką a ciemną, zimną szczeliną... Kolejny numer w telefonie, gdzie po drugiej stronie nie ma już nikogo. Znak naszych czasów – ludzie odchodzą, a poza pamięcią pozo-stają po nich ślady w sieci. Ciągle widzę ikonkę „Piotr” na scypie. Historia zwyczajnych rozmów, słów pisanych pomiędzy zjedzeniem kanapki a wy-piciem kawy. Nic ważnego, ale gdy ktoś odcho-

dzi na zawsze, wraca się właśnie do nich. Jedna z ostatnich rozmów, odbyta po powrocie Piotrka z którejś ze swoich wypraw:

Ja: byłam w górach, ale teraz niestety już jestem w Poznaniu i zabieram się za pracę :)

Piotr: ja już chcę w góry!Ja: no akurat ty nie powinieneś narzekać!Piotr: już mnie nosiZwyczajna wymiana zdań, a jednak wyraźnie

obrazuje pasję, z jaką pasją Piotr podchodził do wspinania. Przy tym wszystkim był ciepłym i skromnym człowiekiem. Pomimo, że góry tyle dla niego znaczyły nigdy nie przysłaniały mu całego świata – potrafił wejrzeć w drugiego czło-wieka, wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Myślę, że gdzieś tam, w najpiękniejszych górach świata, Piotr robi to samo – zdobywa niezdobyte z uśmie-chem na ustach...

Kolejny numer „Taternika” chcemy poświęcić Piotrowi oraz górom, które dawały Mu radość życia i tego życia go pozbawiły – Himalajom.

Jagoda Adamczyk-Ceranka

Spis treści:

Od redakcji 1

Broad Peak – wywiad z Arturem Hajzerem 2

Posumowanie sezonu zimowego w Tatrach 2008/2009 (J. Radziejowski) 16

Rąbaniska 19

Wypadki taternickie zima 2008/2009 (A. Marasek) 24

Narciarstwo wysokogórskie 25

Opowiadanie: „Misternie tkany plan” 29

Ile wytrzyma intensywnie używana lina? 34

O górach oraz o tych, którzy na nich zarabiają (B. Kowalski) 37

Z teki rysownika (P. Albrecht) 39

Nasze Skały – okiem dyrektora operacyjnego (W. Porębski) 40

Jaskinie 41

Pożegnania 46

Zdjęcie na okładce: Freissinieres, Francja

Zdjecie obok: Zima w Karkonoszach

Nr 1 (321)Warszawa 2009Rok 83

ANTYKWARIAT GÓRSKI „FILAR” H. Rączka

Alabastrowa 98, 25-753 Kielcetel. 041-345-62-19, 0502-397-162e-mail: [email protected]

www.antykwariat-filar.pl

http://pza.org.pl

Page 3: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

2TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

3TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

Jagoda Adamczyk-Ceranka: O wyprawie pi-szesz „Porażka a nawet sukces”. Mógłbyś roz-winąć tę myśl?

Artur Hajzer: Już pierwszym sukcesem jest to, że ta wyprawa w ogóle się doszła do skutku. Była to bowiem pierwsza polska ekspedycja w paki-stańskie Karakorum od czasu wprawy Andrzeja Zawady na K2, która miała miejsce zimą 1987/88.

Sukcesem jest więc to, że ostatkiem sił kadro-wych, organizacyjnych i finansowych próbu-jemy utrzymać się w temacie himalaizmu zimo-wego, w tym trudno osiągalnym, a więc i drogim, rejonie.

Drugim sukcesem było dotarcie do bazy (śmiech).

Broad Peak – wywiad z Arturem HajzeremJagoda Adamczyk-Ceranka

Baza nocąChogolisa

http://pza.org.pl

Page 4: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

4TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

5TATERNIK 1•2009

Góry wysokieHelikopter próbował wylądować bez powodzenia prawie 10 razy, paliwo się kończyło i myślałem, że już jest „po ptokach”, kiedy w końcu pilot wy-dał nerwowy rozkaz „wyskakiwać natychmiast!”. Kolejne próby dolotu były niemożliwe ze względów finansowych. Doświadczenia Simone Moro z zim2006/07 i 2007/08 potwierdzają, że samo dotarcie do bazy jest sporym problemem.

Trzecim sukcesem była logistyka i sprawność organizacyjna. Pierwszy raz byłem na wyprawie na której niczego nie brakowało (choć niektóre rzeczy były tylko „na styk”), pomimo tego, że akcja zajęła nam 75 dni (planowano 60). Cargo wysłali-śmy do Pakistanu już w sierpniu. Karawana złożo-na z ponad 80 tragarzy założyła bazę na przełomie września i października bez udziału „białego czło-wieka” – jedynie przy pomocy pakistańskiej agencji zdalnie kierowanej z Polski poprzez klawiaturę komputera. Mieliśmy także profesjonalne wspar-cie w prognozach pogody, łączność satelitarną, zapewnioną stałą opiekę medyczną w osobie mo-jego partnera od liny, doskonale radzącego sobie ze wspinaczką wysokogórską lekarza medycyny, Roberta Szymczaka z Gdańska.

Czwartym sukcesem była akcja górska. Do 7000 metrów i założenia obozu szturmowego wszystko poszło sprawnie i gładko. Przygotowanie całej drogi

do ataku szczytowego oraz założenie trzech obo-zów zajęło nam zaledwie dwa tygodnie. Pomimo trudnych warunków technicznych i pogodowych nie było żadnych „jaj” – wyszło naprawdę profesjo-nalnie. Tak było do samego końca – cali i zdrowi wróciliśmy do kraju, co jest naszym ostatnim suk-cesem na liście wyżej wymienionych osiągnięć.

J. A. C.: W górach dużo zależy od sprzętu. Piszesz, że zakładaliście poręczówki z 4,5 mm lin kewlarowych. Czy wiąże się to z większym ryzykiem? Jakich przyrządów używaliście do asekuracji na nich?

A. H.: Na łamach tak szacownego czasopisma, jakim jest „Taternik”, muszę sprostować oraz rozszerzyć tę kwestię. Rzeczywiście były to liny 4,5 mm, ale nie kewlarowe, a z dyneemy. Nie je-stem specjalistą w tej dziedzinie, więc powołuję się na informacje otrzymane od znawców tematu. Kewlar i dyneema to w istocie to samo włókno. Lina kewlarowa jednak traci na węźle 30-40% wy-trzymałości, podczas gdy dyneema jedynie 15-20% – zdecydowaliśmy się zatem na nią. Wytrzymałość naszej liny to 700 kgN, a więc jest dopuszczalne ok. 700 kg obciążenia statycznego – sporo jak na liny poręczowe małej wyprawy, podczas której częstotli-wość pracy na poręczach jest stosunkowo niewiel-ka. Użycie tych lin nie łączyło się więc z większym

ryzykiem, przełamać trzeba było jedynie pewien opór psychiczny. W szczególnie eksponowanych, „spionowanych” miejscach, dla poprawienia sa-mopoczucia, wieszaliśmy liny dyneema 6 mm (śmiech). Jeśli chodzi o przyrządy, to na linach 4,5 mm bez problemu pracowały zwykłe jumary Petzla. Tak nawiasem mówiąc, Simone Moro używa jeszcze cieńszych lin – może być to wskazówka na przyszłość.

J. A. C.: Jak udało Wam się wytrzymać tak długo pod Broad Peakiem? Jak urozmaicaliście sobie czas w dni bez akcji górskich? Możesz opisać Wasz rozkład dnia?

A. H.: Staraliśmy się nie stracić formy. Co dru-gi lub co trzeci dzień robiliśmy ok. 6 – godzinne marszruty po lodowcu albo w jedną (do bazy K2) albo w drugą (do Concordii) stronę. Robiliśmy też „techniczne” wypady do obozów bez spania w nich. Na dojście do obozu II (1600 m) i powrót do bazy potrzebowaliśmy niewiele ponad 10 godzin. W su-mie cztery razy odwiedzono obóz III. Podczas jed-nego z wyjść wyniesiono tam sporą część niezbęd-nego sprzętu, jedzenie na planowany atak, a nawet „ratunkowy” tlen na wszelki wypadek (tragiczne doświadczenia z zimowej Kangchenjungi). Niestety, na siedzenie w bazie, byłem, jak się okazało, słabo

przygotowany. Nie mieliśmy polskich książek, sy-tuację więc ratowały karty, a podstawą egzystencji było bazowe kino. Codziennie o 17.00 był seans. Niestety, 20 filmów to zbyt mało. Obejrzeliśmy każ-dy po trzy razy. Największą popularnością cieszył się „Tajemnica Brokeback Mountain”. Nasi paki-stańscy wspinacze byli nim wręcz zafascynowani. „Tak, tak, wiemy jak to jest paść owce w górach przez sześć miesięcy” – żartowali (śmiech). Wła-śnie na kino zaczynało brakować benzyny, więc w ostatnim tygodniu pobytu w bazie musieliśmy ograniczyć seanse i odbywały się one co drugi dzień (z ubolewaniem).

J. A. C.: „Minęło wiele dni zanim przestali-śmy się łudzić i zdecydowaliśmy się na atak w ciężkich warunkach.” – piszesz. Czy z per-spektywy czasu uważasz, że trzeba było atako-wać szczyt wcześniej?

A. H.: Tak, tak uważam. Pewnie skończyłoby się tak samo – porażką, ale szanse jednak były więk-sze. Siedzenie w bazie działa niekorzystnie na sa-mopoczucie. Może doszlibyśmy wyżej, zaznajomili się z rejonem powyżej trójki, przed którym czuli-śmy duży respekt – poruszanie się bez poręczy, słaba widoczność, huragan – tego mogliśmy się tam spodziewać. Naszych pakistańskich partnerów

Fotografia z bazy w kierunku Chogolisy

Góry wysokie Góry wysokiehttp://pza.org.pl

Page 5: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

6TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

7TATERNIK 1•2009

Góry wysokietraktowaliśmy na równi – jako doświadczonych wspinaczy (bo takimi właśnie byli). Oni z kolei nie bez racji uważali, że pałętanie się w kopule w nie ewidentnie dobrej prognozie nie ma sensu. Ewentualny atak jest skazany na porażkę – lepiej poczekać, zamiast tracić w górze psychę i siły. Podobnie myślał Don Bowie – byliśmy z Robertem przegłosowani. Mam do siebie jednak żal, bo jako kierownik mogłem walnąć ręką w stół: Pakistań-czyków z ambicjami na szczyt sprowadzić na zie-mię i ograniczyć do funkcji tragarzy i pomocników, a Donowi podziękować za partnerstwo. Zadziałały jednak mechanizmy demokracji, mój własny brak pewności siebie, poza tym czekaliśmy na ewident-nie dobre warunki, które jednak nie nastąpiły – traciliśmy więc tylko wcześniej nabytą aklima-tyzację. W końcu naparliśmy, mając jakąś mgli-stą, dającą cień nadziei, prognozę. Pakistańczycy dojrzeli do tego ataku, jedynie Don był przeciw, ale po długich dyskusjach poszedł. Jak to się skoń-czyło wiadomo: dwie noce przeczekiwania w obozie II, dojście w ekstremalnie trudnych warunkach do obozu III, gdzie w walce o rozbicie namiotu Quadrat Ali poważnie się odmroził. Rano zabawa zakończyła się w atmosferze „lekkiej paniki”.

J. A. C.: Działaliście we trójkę – uważasz, że jest to optymalna ilość osób?

A. H.: W sumie to nas było siedmiu: trzech west-menów i czterech Pakistańczyków. Pakistańczycy, choć im płaciliśmy, to duchem byli wspinaczami, nie lubili nosić (śmiech), za to o dziwo nie mieli opo-rów przed poręczowaniem. Właściwie, w większym stopniu tragarzami byliśmy my. Nasi Pakistań-czycy są na bardzo wysokim poziomie pod wzglę-dem wytrzymałości i zorientowania technicznego, to właściwie taka pakistańska klasa średnia, mają własne firmy, regularnie trenują. Podejrzewam,że w zasadzie byliby gotowi pojechać za darmo, czy nawet zapłacić za uczestnictwo w wyprawie, aby po prostu zrobić coś nowego w górach (szcze-gólnie dwóch z nich miało taką potrzebę). Czyli było nas siedmiu. Uważam, że w takim ustawieniu trzech „białych” wspinaczy to optymalny zespół, choć mając na uwadze różnicę zdań, występują-cą już przy trzech osobach to uważam, że lepiej pojechać nawet we dwóch. Na pewno większa ilość wspinaczy spoza Pakistanu nie wniosłaby niczego lepszego do wyprawy, postęp wspinaczki nie byłby większy, a po doświadczeniach z zimowej Nangi Parbat 2006/07 śmiem twierdzić, że postęp wyprawy mógłby być mniejszy a za to wskaźnik degrengolady większy.

Jako ciekawostkę podam, że już na starcie, w Skardu, zarządziłem, że będziemy z Pakistań-

czykami spać w tych samych śpiworach, celem przyśpieszenia akcji górskiej, zmniejszenia ładun-ków i niedublowania ilości śpiworów w obozach. Pakistańczycy wręcz nie mogli w to uwierzyć, trzy razy upewniali się, czy dobrze zrozumieli. To była dla nich zupełna nowość i ogromne zaskoczenie, przyjęli to z widocznym entuzjazmem i byli do nas i do naszej wyprawy nastawieni bardzo przyjaźnie. Dodam, że pod względem higienicznym nie było żadnych przesłanek ku temu, żeby nie wymieniać się z nimi śpiworami. Integracja zespołu przebiegła więc sprawnie, Pakistańczycy przez cały czas trwa-nia wyprawy byli bardzo chętni do pomocy.

J. A. C.: Pomiędzy Twoimi sukcesami w la-tach 80 a ostatnimi wyprawami minęło 20 lat. Jak w międzyczasie wyglądała Twoja działal-ność górska?

A. H.: Himalaizm nie sprzyja wspinaczce skal-nej. Ze względu na ilość czasu poświęcanego na wyprawy, utrzymanie formy wspinaczkowej jest praktycznie niemożliwe – no chyba, że jest się Wojtkiem Kurtyką (śmiech). W latach 90-tych po raz pierwszy w życiu miałem czas na to, żeby trochę popracować nad sobą i dojść we wspinaczce skałkowej do poziomu VI.2 +, co jak na moją raczej masywną sylwetkę i „cienką bułę” było całkiem sporym osiągnięciem. Kilka razy zaledwie odwie-dziłem Tatry i ze względów, nazwijmy to rodzin-nych, powtórzyłem parę standardów, jak np. Scho-dy do Nieba – choć przyznać muszę, że robiłem to bez przekonania i z ograniczoną motywacją. Nie dawało mi to radości, bo w końcu w imię czego człowiek ma się tak bać? (śmiech). Inaczej jest, gdy się zaczyna tzw. „karierę”, a inaczej, gdy ma się ją już za sobą. W każdym razie, wykazywałem pewną aktywność fizyczną, choć nie ukrywam,że większość czasu spędziłem za biurkiem w stre-sie i oparach dymu nikotynowego (z ubolewaniem). W 2000 roku zafundowałem sobie również wy-prawę na Spitsbergen (śladami młodości po 20 latach). W góry wysokie wróciłem w 2005, jadąc z Piotrem Pustelnikiem na Broad Peak (czyli mi-nęło 15 lat, a nie 20). Niestety, dałem się ponieść rutynie. W szóstym dniu od dotarcia do bazy roz-począłem atak szczytowy i dziewiątego dnia byłem już na 8000 m. To się nie mogło dobrze skoń-czyć – złamałem nogę, co wyłączyło mnie na pe-wien czas z realizacji dalszych planów. Jeszcze na Ama Dablam w 2006 r. oraz podczas zimowej wyprawy na Nanga Parbat 2006/07 odczuwałem skutki tej kontuzji i musiałem skomplikowanymi metodami leczyć przewlekłe zapalenie rozścięgna podeszwowego (radioterapia, schockwave teraphy, ostatecznie RECOVER – leczenie komórkami ma-

cierzystymi). Poza tym moja działalność górska znana jest ostatnio z robienia innych „jaj”, jak lot z lawiną na Ciemniaku, czy pochwalenie się obja-wami obrzęku mózgu podczas wejścia na Dhaula-

giri (z Robertem Szymczakiem) wiosną 2008. Tak właśnie prezentuje się moja działalność górska tego okresu.

J. A. C.: Z czego wynikała Twoja przerwa?A. H.: Przerwa wynikała z paru przyczyn.

Jedną z nich był brak celu. Nie widziałem sen-su w kompletowaniu ośmiotysięczników, skoro Messner i Kukuczka już to zrobili. Dziś trochę żałuję, bo okazuje się, że tzw. „kolekcjonowanie” w kontekście dzisiejszych standardów wciąż ma dużą wartość. Robienie nowych dróg też wydawało mi się średnio atrakcyjne na tle tego, co wtedy ro-biono w Himalajach. Też błąd, bo dziś nowa droga to rzadkość. Do tego doszedł problem braku part-nera – większość moich przyjaciół została w górach na zawsze (Falco, Nowak, Chołda, Kukuczka i.in.). Byłem wściekły na góry i nagle uświadomiłem so-bie, że łatwo stają się one pułapką, w którą wpadli i Jurek Kukuczka, i Wanda Rutkiewicz, którym poza górami trudno było się odnaleźć. W końcu przesadzili – w mojej ówczesnej ocenie zachowali się nieprofesjonalnie – postawione cele ich prze-rosły. W zasadzie bardzo mnie dziwi, że Krzysiek

Kopuła szczytowa Broad Peaku

Kąpiel w bazie

http://pza.org.pl

Page 6: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

8TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

9TATERNIK 1•2009

Góry wysokieWielicki zdołał to przeżyć. Ja przestałem wierzyć, że jestem nieśmiertelny i że wypadki mnie nie doty-czą – czyli najzwyczajniej siadła mi psycha, bo na-gle uświadomiłem sobie, że Wielicki i ja jesteśmy następnymi kandydatami „pod kosę”. Wymyśliłem sobie projekt zdobycia 14-stu ośmiotysięczników w ciągu roku. Szybko się on jednak rozbił o nie-dowład organizacyjno-finansowy, odmowę władzPakistanu i zbiegł ze śmiercią Jurka – zabrakło mi więc motywacji, aby się w to angażować. Na-stała nowa Polska i Balcerowicz – organizacja wypraw w oparciu o PRL-owskie absurdy stała się niemożliwa. Rynek sponsorów komercyjnych jeszcze nie istniał, a nawet gdyby istniał, to sama instytucja sponsora też mnie zmęczyła. Uważam, że to wskutek presji sponsorów i oczekiwań „kibi-

ców” Jurek i Wanda zostali w górach na zawsze. Miał rację 60-letni Janusz Majer, który po wypra-wie na Gasherbruma II w 2007 roku (gdzie doszedł do obozu IV) stwierdził: „Okazało się, że mogę wejść na ośmiotysięcznik ale nie muszę”, więc sobie od-puścił (śmiech) W 1990 właśnie o to mi chodziło – żeby nie musieć, umieć robić też coś innego. Wpadłem na pomysł, że zostanę swym sponsorem i rozkręciłem własny biznes, co pochłonęło mnie bez reszty. Niestety, po pewnym czasie zbankru-towałem. Zanim stanąłem na nogi, minęło trochę czasu, jednak w końcu udało się zrealizować pro-jekt sponsorowania samego siebie – lepiej późno niż wcale (śmiech). Taki właśnie charakter miała wyprawa na Broad Peak. Choć przyznać muszę, że przerosła ona jednak moje możliwości finanso-

Księżyc Mitra Peak

Góry wysokie Góry wysokiehttp://pza.org.pl

Page 7: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

10TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

11TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

we i dziś uważam, że bez dodatkowych środków, czy to publicznych, czy to korporacyjnych, takiej wyprawy w Karakorum już nie zorganizuję.

J. A. C.:Co się zmieniło w organizacji wypraw w górach wysokich? Jak oceniasz te zmiany?

A. H.: Zmiany są zasadnicze i oczywiście pozy-tywnie je oceniam. Za komuny organizacja wypra-wy poległa na przemieleniu setek milionów niewiele wartych złotówek na dolary. Złotówki pozyskiwało się na robotach wysokościowych (70%), od Pań-stwa (ok. 20%), a także z Państwowych Przedsię-biorstw (10%). Za nie dokonywało się „nielegalnego eksportu” różnej maści dóbr do krajów Azji (po kilkaset sztuk materacy, śpiworów anilanowych, kurtek puchowych, aparatów Zenit, sokowirówek,

butów, beczek itp.) Z powodu braku dewiz z Pol-ski wiozło się do bazy 90% jedzenia. Wszystko te dobra w czasach, kiedy w sklepach był tylko ocet wydzieraliśmy za „łapówki” i z przydziałów z WPHW (Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego), z Urzędu Wojewódzkiego (mięso, cukier) oraz z podziemnych magazynów i zapleczy sklepów. Setki kilogramów świeżego mięsa i cukier (wtedy na kartki) wymienialiśmy w Kurii na power bary, snickersy, mleko w proszku, olej z darów. W drodze powrotnej dokonywaliśmy „nielegalnego importu” dóbr azjatyckich (kawa, sukienki indyj-skie ze złotej nitki – też po kilkaset kg i sztuk). PZA miało do tych celów specjalną ciężarówkę Jelcz z przyczepą i z kierowcą. Lokalne kluby, choćby KW Gliwice, także miały własny transport.

Z powodu braku dewiz do minimum ograniczało się lokalne koszty. Szerpowie byli poza naszą siłą nabywczą, lokalne agencje załatwiały tylko pozwo-lenie, wszystko inne załatwialiśmy sami w azja-tyckich urzędach i na lotniskach (cargo). Sami też prowadziliśmy karawany. Nie stać nas było na przelot z Delhi (100 $) do Nepalu, jechaliśmy więc 50 godzin autobusem (5 $). Bilet Aeroflotemdo Delhi – płaciliśmy złotówkami – kosztował nas 200 $. Z zazdrością spoglądaliśmy na standard poruszania się po Azji zachodnich alpinistów.

Wspomagaliśmy się też czasem przewozem elektroniki na trasie Singapur-Indie, czy alkoholu do Pakistanu, ale to już był czysty przemyt na gra-nicy hazardu. Organizacje wypraw zjadały nam cały czas. O pracy na etacie nikt nawet nie my-ślał. Przewóz z i do Polski, handel w szarej strefie(innej nie było), traktowaliśmy jako część naszej

Linia naszej drogi

Obóz II

Torowanie

http://pza.org.pl

Page 8: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

12TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

13TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

walki z komuną i uznawaliśmy, że cel uświęca stosowane środki. Było też przyzwolenie społeczne (choćby celników, nawet za granicą) na taki tryb finansowania wypraw.

Dzisiaj, jeżeli ma się pieniądze, wyprawę moż-na zrobić w tydzień (może dłużej, ale poświęcając na to maksymalnie 84 godziny). Większość zadań zleca się po prostu nepalskiej, czy pakistańskiej agencji. W Himalajach nie czujemy się już ludźmi drugiej kategorii. I to jest różnica w organizacji wypraw w góry wysokie – jest po prostu normalnie. Trzeba jedynie mieć pieniądze. Kiedyś mieć ich nie trzeba było, przeciwnie – na wyprawach się za-rabiało i alpiniści w Polsce byli stosunkowo bogaci. W dużej mierze to właśnie dlatego himalaizm lat 80-tych nazywany jest z ł o t y m okresem.

J. A. C.: Twoja dokonania himalajskie są po-wszechnie znane. Z jakich jeszcze górskich osiągnięć jesteś szczególnie dumny?

A. H.: Dumny jestem z Directy Americane na Petit Dru i paru równie ważnych wspinaczek alpejskich, jak i z licznych zimowych wspinaczek tatrzańskich klasy Filara Ganku, czy Łapińskiego

na Zerwie. Na zrobienie czegoś lepszego brakło czasu – moja przygoda z zawodowym himalaizmem zaczęła się bowiem gdy miałem 20 lat. W wieku 21 lat dokonałem pierwszego polskiego i, jak dotąd, jedynego wejścia na najwyższy szczyt Hindukuszu – Tirich Mir 7767 m, a dwa lata później atakowa-łem już południową ścianę Lhotse.

J. A. C.: Mówi się, że po czterdziestce orga-nizm jest przystosowany do działalności w gó-rach wysokich. Jak oceniasz swoją wydolność teraz i wcześniej?

A. H.: Uważam, że nigdy nie byłem w tak do-brej formie jak teraz na Broad Peak’u. Nie sądzę jednak, że to kwestia wieku, a raczej – przygo-towania. Uważam bowiem, że wspinanie wyczy-nowe po czterdziestce powinno być zakazane – człowiek zamienia się z lwa w osła, bardzo chce, a już nie może. Nie jest to ani zbyt bezpiecznie, ani profesjonalne – czego dowodem jest moja se-ria wpadek w ostatnim czasie (śmiech). Właściwie to zgadzam się z opinią, że 35 lat to najlepszy wiek na góry wysokie.

J. A. C.: Jak przygotowywaliście się kondy-cyjnie do wyjazdu?

A. H.: Robert jest aktywnym sportowo trzydzie-stolatkiem, więc nie musiał robić niczego poza swym standardowym treningiem. Inaczej to wy-glądało w moim przypadku. Aby się dobrze przy-gotować do wyprawy, poświęciłem ogrom czasu, sił i środków. Trenowałem przez rok, korzystając z pomocy trenera i osiągnięć medycyny sportowej. Program treningowy przygotował dla mnie i oso-biście asystował jego przebieg dr. Zbigniew Borek z katowickiego AWF-u. Pierwszy etap to budowanie bazy siłowej, kolejny – przerabianie tej siły na wy-trzymałość. Miesiąc przed wyjazdem skoncentro-waliśmy się głównie na pracy beztlenowej. Efekt był zaskakująco dobry – moje VO2max podsko-

czyło z 42 na 64 (za pomiary dziękuję dr. Gabryś i prof. Gabrysiowi z warszawskiego AWF-u), choć naukowcy twierdzą, że niemożliwa jest tak duża jego poprawa, jest to bowiem cecha genetyczna. W moim przypadku jednak jakoś się udało, choć może było tak, że odbudowałem swoją zdolność genetyczną z czasów swojej młodości? (śmiech). Cały program treningowy był podobny do propo-zycji Marka Twighta z „Alpinizmu ekstremalnego” – zainteresowanych odsyłam do tej pozycji. Pod koniec cyklu miałem do trzech jednostek treningo-wych dziennie i tylko jeden dzień odpoczynku tygo-dniowo, poza tym dieta, odnowa biologiczna oraz suplementacja – wszystko po to, by mój organizm wytrzymał takie obciążenie treningowe. Niezbędne były konsultacje i zabiegi w jednej z najlepszych

Przed obozem III

Od lewej: Robert, Artur, Don

Góry wysokie Góry wysokiehttp://pza.org.pl

Page 9: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

14TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

15TATERNIK 1•2009

Góry wysokie

w działalność himalaistów, chociażby np. Kingi Baranowskiej, i podłączenia się pod ich sukcesy, ale tego nie robi. Podobnie jest z „polską misją” himalaizmu zimowego. PZA mogłoby zrobić wokół niej szum medialny i też by na tym zyskało, jednak nie wykorzystuje tej możliwości. Nie mam żalu do ludzi z PZA, pracują bowiem społecznie. Mam natomiast zastrzeżenia do polityki i założeń. Póki co, są one nieadekwatne do panujących realiów i, jako takie, oceniam je negatywnie. Tymczasem „polski monopol” na wejścia zimowe przełamali Włoch z Kazachem: Simone Moro i Denis Urubko, którzy odnieśli tej zimy wspaniały sukces na Ma-kalu.

Wracając jednak do planów, zdaje się, że na-stępnej zimy będę śledził na ekranie komputera postępy Rosjan na K2. Wyprawą kierował będzie Wiktor Kozłow, ten sam który zorganizował wy-prawę na zachodnią ścianę K2. Wiemy jaki był tego wynik – okazało się, że pod rosyjską machiną oblężniczą ściana nie miała szans. Teraz może być podobnie. Choć jest to wręcz nieprawdopodobne, to jednak mam wrażenie, że K2 zimą padnie pod naporem Rosjan.

A co do mnie – jeśli nie zrobię wyprawy, to do-brze byłoby odświeżyć pamięć i powspinać się zimą w Tatrach. Czuję jednak przed tym spory strach i respekt. Moje wspomnienia to niezły skurcz żo-łądka, ciągłe telepanie łydek, telegraf, nieustanne trwanie na granicy odpadnięcia, zimny pot i wielkie „uff...” jak już było po wszystkim. Zobaczę. Artur Paszczak obiecał, że w razie czego przez coś mnie przeciągnie. Artur! Trzymam Cię za słowo! I proszę – oby to nie było za ambitne (śmiech).

J. A. C.: Wracając jednak do Broad Peaka – jeśli planujecie ponowić próbę wejścia, to czy zmienicie coś w taktyce?

A. H.: Jeżeli pojedziemy to na krócej – na drugą połowę lutego i na marzec, a nie na grudzień i sty-czeń z perspektywą dalszego czekania nie wiadomo na co. Dzień będzie wyraźnie dłuższy, w marcu jest też cieplej. Szanse wydają się być większe. Marca jeszcze Polacy nie próbowali… więc może akurat? Poza tym zima kończy się 21-go, jak nie damy rady to wracamy – kalendarz to na nas wymusi (śmiech).

Zdjęcia: Robert Szymczak

w Polsce przychodni sportowych – u dr Krzysztofa Ficka. Uważam, że wypróbowałem na sobie pewną nową jakość, nikt bowiem ze znanych mi polskich himalaistów nie trenował w ten sposób (wyjątkami są może Piotr Morawski1, czy Jurek Natkański, którzy sporo biegają, regularnie startują w ma-ratonach i biegach górskich). Kiedyś najlepszym treningiem przed wyprawą wysokogórską była po-przednia wyprawa wysokogórska. Ich częstotliwość była tak duża, że o treningu nie było mowy. Teraz realia się zmieniły – mamy prace, prowadzimy wła-sne biznesy, wiele czasu spędzamy za biurkiem, wyprawy zdarzają nam się rzadziej – trzeba treno-wać (z ubolewaniem).

J. A. C.: Jakie plany na przyszłość? Zamier-

zacie ponownie atakować Broad Peaka?A. H.: Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pie-

niądze. Nasza wyprawa na Broad Peak koszto-wała 300 000 pln. Po głowie chodzi mi (choćby mała) dotacja celowa z Ministerstwa Sportu, ale w PZA uśmiechają się z politowaniem i mówią

mi, że to mrzonka. Z kolei cała moc przetargowa jaką PZA posiada przeznaczana jest na to, by utrzy-mać nasz skromny budżet związkowy na dotych-czasowym poziomie. Nigdy nie byłem specjalistą w dziedzinie pozyskiwania funduszy, pamiętam jedynie taktykę Andrzeja Zawady, który jeszcze w drugiej połowie lat 90-tych otrzymał od Mini-sterstwa naprawdę dużą dotację na zimową Nangę Parbat. Zawada miał jednak markę, dobrą reputa-cję i siłę przebicia, której mnie brakuje. Samo PZA również cieszyło się wówczas o wiele lepszą pozycją niż obecnie. Dzisiaj natomiast w PZA się mówi: „Himalaizm sobie poradzi”. To i racja. W porówna-niu do innych dyscyplin wspinaczkowych i mając na uwadze skromność budżetu PZA rzeczywiście himalaizm sobie poradzi…na krótką metę. Mam więc w tym aspekcie zastrzeżenia co do polityki związku. Jego sytuację finansową mogłyby popra-wić jedynie spektakularne sukcesy himalajskie, skorzystały by na tym także i pozostałe dziedziny wspinania. W tym momencie PZA ma możliwość zainwestowania (nawet niewielkich środków)

Robert Szymczyk na tle K2

Poranek w obozie I

1 Wywiad przeprowadzany przed śmiercią Piotra Morawskiego.

http://pza.org.pl

Page 10: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

16TATERNIK 1•2009

Tatry

17TATERNIK 1•2009

Tatry

Miniony sezon zimowy pod względem warunków i pogody należy do jednych z najgorszych sezonów ostatniej dekady. Osobiście nie pamiętam tak czę-stych i długich okresów lawinowej trójki i czwórki. Wskutek niekorzystnych warunków uwaga tater-ników skoncentrowała się głównie na ścianach małych, przejść ścian dużych i logistycznie skom-plikowanych brak. Liczba przejść jest niewielka względem lat poprzednich, choć z kolei intensyw-ność działań na Buli pod Bańdziochem przeszła wszelkie oczekiwania. Pięć nowości, trzy odhacze-nia oraz ogromna ilość powtórzeń zarówno óse-mek, jak i łatwiejszych klasyków Buli, to główny obraz tego, co się działo zimą 2008/2009. Obecnie zagęszczenie dróg na Buli jest bardzo duże – po-szczególne linie biegną bowiem nieraz w odległo-ści metra czy dwóch od siebie. Jest to sytuacja korzystna i niekorzystna zarazem – Bula stano-wi bowiem doskonałą alternatywę w przypadku zagrożenia lawinowego, umożliwia również zmie-rzenie się początkującym zimowcom z drogami siódemkowymi i ósemkowymi, jednak koncentro-wanie się głównie na tym rejonie nie wróży dobrze przyszłości taternictwa.

Najciekawsze przejścia sezonu miały miejsce w trakcie polsko-słoweńskiego obozu w Morskim Oku, który odbył się między 7 a 14 lutego w na-prawdę niekorzystnych warunkach i przy usta-wicznie padającym śniegu. Wspinano się jednak ostro i wtedy właśnie padły ciekawe drogi zimowo klasyczne na Czołówce MSW oraz na Kotle Kazal-nicy. Myślę, że wszyscy się zgodzą, że najlepsze przejście w sezonie zimowym zawdzięczamy Paw-łowi Kopcie i Stanisławowi Piecuchowi, którzy jako pierwsi powtórzyli w pełni i jako pierwsi przeszli zimowo klasycznie całość Innominaty na Kotle Kazalnicy, która ze względu na ciąg trudności (szczególnie trzy uklasycznione w ubiegłym roku ósemkowe wyciągi) jest obecnie prawdopodobnie najpoważniejszą zimowo – klasyczną drogą w re-jonie Morskiego Oka.

Bardzo aktywni byli także Słoweńcy (szczególnie Alne Jeglić i David Debeljak), którym zawdzięcza-my przypuszczalnie pierwsze M8+ w Morskim Oku (oczywiście na Buli).

O tym, że zimowa klasyka to najważniejszy obecnie kierunek rozwoju we wspinaczce zimo-

wej, nie muszę chyba wspominać. Na zakończenie istotna uwaga – powraca trend wyceniania dróg zimowych w skali M. Czy to dobrze? Nie jestem pewien i póki co powstrzymam się od oceny.

MORSKIE OKONOWOŚCI:

Bula pod Bandziochem:• Od Zmierzchu Do Świtu (M7, OS), Marcin

Księżak, Krzysztof Banasik i Marcin Suchar, 29 XI 2008, (6,5h);

• Cień wielkiej Buli (M6+, A2), Marek Grądzki i Rafał Nawrot, 4 XII 2008;

• Wejście smoka (M8, RP), Adrian Urbanek, Marcin Karda i Marcin Poznański, 1 II 2009;

• Obozova Cesta, nowy wariant/kombinacja (M8-, RP), Paweł Kopta i Stanisław Piecuch, 7 II 2009;

• Fat Boy Slim, (M8, 1xA0), Andrzej Sokołowski i Adam Pieprzycki, 12 II 2009;

Mnichowy Taras:• Danie Książęce (M7, OS), Marcin Księżak,

18 XI 2008, (11h).

ZIMOWE ODHACZENIA:Bula pod Bandziochem:• Defekt mózgu (M7/7+, OS), Mariusz Nowak

i Krzysztof Nowak, 1 II 2009;• Cień wielkiej Buli (M6/6+, OS), Krzysztof

Banasik i Agnieszka Tarasińska, 7 II 2009;• Fat Boy Slim (M8+, RP), Alne Jeglić i David

Debeljak, 13 II 2009.

CIEKAWE POWTÓRZENIA:Bula pod Bandziochem:• Wejście smoka (M8), Tomek Ostasz i Maciek

Bedrejczuk, 7 II 2009;• Wejście smoka (M8, RP), Bartek Sokołowski

i Jakub Hornowski, 13 II 2009.Mnichowy Taras:• Zemsta Nietoperzy (M7+, OS), Marcin Księżak

i Tomasz Lewandowski, 9 I 2009, (8h).Mięguszowiecki Szczyt:• Filar MSW (M5+, 1200 m), Adam Ryś i Adam

Zalesko, 10-11 I 2009.

Czołówka MSW:• Starek-Uchmański (M7, OS), Alne Jeglić

i David Debeljak, 7 II 2009, (5h),• Starek-Uchmański (M7, OS), Maciej Ciesielski

i Marcin Księżak, 7 II 2009, (5h);• Szare Zacięcie z prostowaniem (M7+, OS), Alne

Jeglić i David Debeljak, 11 II 2009;• Szare Zacięcie z prostowaniem (M7+, RP),

Paweł Kopta i Stanisław Piecuch, 12 II 2009, (5,5h);

• Szare Zacięcie z prostowaniem (M7+, RP), Maciej Ciesielski i Marcin Księżak, 12 II 2009, (5,5h).Obie drogi na Czołówce zostały pokonane także

w stylu V+A0.Kocioł Kazalnicy: • Innominata (M8, FL), Paweł Kopta i Stanisław

Piecuch, pierwsze pełne powtórzenie drogi, pierwsze przejście zimowo klasyczne całości, 9 II 2009, (12h);

• Uskok Laborantów wraz z wariantem Szurek-Zagajewski (M8-, OS), Alne Jeglić i David Debeljak, 9 II 2009, (10h);

• Kombinacja Hobrzański / Długosz-Popko (M7+, RP), Krzysztof Banasik, Maciej Ciesielski i Marcin Księżak, odhaczono I wyciąg wariantu zimowego do drogi Hobrzańskiego (M7+ OS), 10 II 2009, (10h);

Długosz Popko (M6+/7-), Orzeł z Epiru (M6+) i Cień wielkiej góry (M6-) – kilka powtórzeń (czasem OS, czasem w stylu V+ A0), stanowią obecnie standardy zimowo-klasyczne Kotła Kazalnicy. Cień wielkiej góry pokonany został przynajmniej raz samotnie – przez Marcina Księżaka w stylu OS.

HALA GĄSIENICOWABula Kościelcowa (Kocioł Kościelcowy):• Nowa droga („co najmniej V+” – czy M5+?,

150 m), Bogusław Kowalski i Łukasz Krajnik, 26 II 2009.

Posumowanie sezonu zimowego w Tatrach 2008/2009Jakub Radziejowski

Drugi wyciąg Alicji w krainie czarów, wspina się Michał Król (DirectAlpine), fot. Adam Kokot

Tatry http://pza.org.pl

Page 11: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

18TATERNIK 1•2009

Tatry

19TATERNIK 1•2009

TatryDOLINA KIEŻMARSKAmasyw Małego Kieżmarskiego Szczytu:• Spomienka (M6, OS), Robert Grzanka i Bartek

Sokołowski, 28 XII 2008,• Polska droga (Lose-Marcisz) (M6,

prawdopodobnie I zimowo klasyczne, OS), Robert Grzanka i Bartek Sokołowski, 29 XII 2008;

• Kombinacja Medulienka z drogą Szczepańskiego (M5, OS) Robert Grzanka i Bartek Sokołowski, 30 XII 2008.

DOLINA MIĘGUSZOWIECKAGaleria Szatana:• Popradska Cesta (M6-, OS), Magda Drózd

i Adam Ryś, 28 XII 2008.Zadnia Baszta:• Droga Zamkovskiego (V, 600m, OS), Magda

Drózd i Adam Ryś, 30 XII 2008 (11h).

DOLINA BIAŁEJ WODYMały Młynarz:• Sprężyna (1xA0, M6), Jakub Hornowski,

Wojciech Kozub i Marcin Michałek, 12 XII 2008.

Nowe drogi sportowe w rejonie Wiszących Ogrodów i Kaskad:• Flying Icicle (M7), Walkabout (M6+), Galileo

(M6+) – drogi jednowyciągowe, Darek Melaniuk, Marcin Holewa i Marcin Poznański, (grudzień/styczeń);

• Alicja w Krainie Czarów (WI 5/6, M7, 80 m): I przejście: Tomek Lewandowski, Krzysztof Starek i Piotr Sztaba, 12 I 2009; I powtórzenie: Maciej Ciesielski i Tadek Grzegorzewski, 27 II 2009; II powtórzenie: Michał Król i Przemysław Wójcik, 28 II 2009; III powtórzenie: Marcin Poznański i Darek Melaniuk, 21 III 2009.

TABORISKO – kolejna nazwa związana ze świa-tem moich gór odchodzi w niebyt. Tabor – miejsce, gdzie zmęczony trudami wspinaczki taternik mógł znaleźć schronienie, nocleg i nie tylko to. Miejsce, w którym uczyliśmy się od naszych starszych ko-legów rozumienia gór, a czasem po załojeniu ko-lejnej tatrzańskiej ściany planowaliśmy następne wyprawy, szukając intensywnie swojego Everestu. Miejsce, gdzie po trudach wypraw wracaliśmy, bo to n a s z e T a t r y i nasze korzenie. Teraz okazuje się, że te Tatry nie są nasze, a malejące środowisko taterników jest większym zagrożeniem dla gór niż wielotysięczny tłum turystów odwiedza-jących Morskie Oko czy Dolinę Kościeliską.

W latach 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku, z końcem czerwca lub z początkiem lipca, każdy szanujący się wspinacz po letargu zimowym prze-nosił się na taborisko do Moka lub na „Rąbaniska”. Całe szczęście, że do Moka autobusy PKS dojeż-dżały na nieistniejący już dzisiaj parking na Wło-siennicy, bo wory ze szpejem ważyły często grubo powyżej 50 kg. Tabory kierowane były zawsze przez niezwykle barwne postacie – Hierzyk, Skoczyłas, Denega, Jagielski. Oczywiście porządek tamtych czasów wymagał, by przy zameldowaniu okazać taborowemu dokumenty: legitymację klubową, skierowanie z klubu na tabor, ważną legitymację sportowca z ważnymi badaniami lekarskimi itd. Osobnym problemem w okresie wzmożonego ruchu taternickiego lat osiemdziesiątych było rozwiązanie logistyki rozbicia namiotu. Parkowych strażników nie interesowała ich liczba, tylko to, czy są rozbite na drewnianych podestach. Biedna Dziunia (Ła-pińska) narzekała, że nocą taternicy rozbierają

schronisko z desek i zabierają wszystkie ławki – wiadomo, namiot trzeba było postawić. Nasze po-kolenie miało czas na Tatry – czasami siedzieliśmy na taborze ponad miesiąc. W deszczowe dni życie obozowiska przenosiło się często do schronisk. Wiele czasu spędzaliśmy u Pawłowskich w Rozto-ce. Pawłowscy po 30 latach w październiku 2008 zrezygnowali z dalszego prowadzenia schroniska w Roztoce z powodów ekonomicznych.

Najbarwniejszą postacią z prowadzących tabo-risko na „Rąbaniskach” był niewątpliwie Zbyszek Skoczyłas. Dzięki dużemu doświadczeniu organi-zacyjnemu, które zdobył w wojsku, potrafił taborzaprojektować i zbudować – oczywiście z „pomocą” taterników. Do dzisiaj, przy wejściu na obozowi-sko, leżą wzorce żeńskie i męskie kamieni zno-szonych do budowania dróg na taborze. Główna z nich nazywana jest Schramówką. Układana była przez nestora poznańskich wspinaczy – profeso-ra Ryszarda Wiktora Schrama. Funkcjonalność tego obozowiska poznałem w czasie 10 lat bycia jego kierownikiem. „Rąbaniska” pobierały wodę ze zboczy Żółtej Turni, ponad kilometrowym, nie-zwykle skomplikowanym wodociągiem. Posiadały umywalnie, kuchnię, a w okresie kierowania przez Zbyszka, nawet saunę. Prysznic był wykonany z zapasowego zbiornika samolotu – nazywaliśmy go pieszczotliwie perszingiem, ze względu na nie-typowy kształt.

W ostatnich latach obozowisko na „Rąbani-skach” było wykorzystywane głównie przez młode pokolenie wspinaczy, szkolonych przez instruk-torów PZA. W czasie mojego kierownictwa przez tabor przewinęło się wielu instruktorów. Jednym z nich był kolega Baranek – ostatni, który szkolił za darmo w myśl zasady: „mnie nauczono za dar-mo, to ja też szkolę za darmo”. Częstym gościem był Wacek Sonelski, który poza wspinaczką uczył

Rąbaniska

Tatry Tatryhttp://pza.org.pl

Page 12: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

20TATERNIK 1•2009

Tatry

21TATERNIK 1•2009

Tatry

bardzo dobra, wyszkolona na sztucznej ścianie. Pokolenie to jest bardzo zróżnicowane – najlepsi realnie przesuwają wzwyż granice naszego wspina-nia, a średniacy mają kłopoty na Staszlu – w końcu to nie panel, a naturalne środowisko i po desz-czu wspinaczka stanowi już poważny problem. Niestety, mają mało czasu na góry, bo żyjemy w innej rzeczywistości, wymagającej większego zaangażowania zawodowego niż dawniej. Szkoda, że obecnemu pokoleniu wspinaczy zabiera się moż-liwość obcowania z naturą w naszych ukochanych górach. Wszak jesteśmy jej cząstką i nie mogę się pogodzić z tym, że nie poznają już oni zapachu deski pod podłogą namiotu, tylko będą opowiadać swoim dzieciom o zapachu płyty paździerzowej z zaludnionej sali sportowej.

Piotr Bittner „Kuszelas” – kierownik „Rąbanisk” 1991-2001

Pamiętam to tak, jakby działo się przed chwilą. Podejście dłużyło się niemiłosiernie. Jeszcze tylko godzina – krzyknęła do mnie Aga. W jej ustach

zabrzmiało to złowieszczo – jeszcze przez godzinę 30-kilogramowy plecak ma wbijać mi się w ramio-na?! Jeszcze przez kolejne 60 minut mam potykać się na wstrętnych kamieniach w traperkach za du-żych o trzy rozmiary?! Nie ma mowy! – krzyknęłam i zrzuciłam znienawidzony wór otwierając pierw-sze piwo. Na tabor doszłyśmy po pięciu godzinach od wyruszenia z Brzezin – tego wątpliwego rekordu nie pobiłam już nigdy później. To był mój pierwszy pobyt na „Rąbaniskach”. Z trzech dni, na które przyjechałam, zrobiły się dwa tygodnie. Tamtego lata dopiero zaczynałam się wspinać, głównie cią-gnęłam moją koleżankę po okolicznych szlakach, piłam żołądkową gorzką przy ognisku i całą sobą chłonęłam atmosferę dookoła. Moja pierwsza wspi-naczka – wyjście o czwartej rano, zimno, mżawka, środkowe żeberko i powrót na tabor przed godziną dziewiątą. Moje pierwsze spotkanie z niedźwie-dziem – wielkim zwierzem, który podstępnie wy-jadał nam galaretkę z menażek i rozwalał śmieci po całym taborisku. Pierwsze sukcesy wspinaczko-we, pierwsze rozmowy z późniejszymi przyjaciółmi,

kursantów także jak ugotować obiad bez kon-serwantów. Słynne były nocne wyjścia Wacka w ramach szkolenia na tzw. nieplanowany kibel. Rezydentem taboru był Pomurnik (Krzysztof Zdzi-towiecki), który każdego roku szukał kolejnych ofiar na wspinaczki w przewieszonych kosówkachlub w ekspozycji bez możliwości asekuracji. Krzy-siu kolekcjonował swe drogi i jest jedyna osobą w Polsce, której udało się skompletować wszystkie z przewodnika Paryskiego po polskiej stronie Tatr. Kto teraz ma na to czas – zwłaszcza na zimowe dwójki latem?! Na taborze zbierała się też czasa-mi spora gromadka dzieci, która razem z dziećmi Bobasa z Betlejemki stanowiła przedszkole górskie – zaczątek nowej działalności PZA. Czasem, kiedy w lipcu spadł śnieg (jak to w Tatrach), dzieci lepiły z radością bałwanki. Gdy mój starszy syn wrócił po wakacjach do szkoły, opowiadał oczywiście o Betlejemce i śnieżnych zabawach. Pani nauczy-cielka w rozmowie ze mną stwierdziła, że dziecko ma bujną wyobraźnię, a złośliwi znajomi uznali, że jako oszczędny poznaniak zafundowałem dzie-ciakom wakacje letnie i zimowe zarazem.

Mijały kolejne lata prowadzenia obozowiska i z początkowego stylu wojskowego, który przeją-łem po Skoczylasie, pozostały tylko barwne opo-wieści. Z biegiem czasu byłem coraz bardziej tole-

rancyjny, momentami nawet nie poznawałem sam siebie. Nie denerwował mnie już Kolumb (Krzysztof Głuszkowski), który odżywiał się moim cukrem dla wyrównania swojego bilansu energetycznego, bo z założenia nie jadał mięsa, ani Paweł Pallus, który wieczorem zabierał do namiotu gorące ka-mienie, aby grzać sobie nogi. Regulamin obozo-wiska był z roku na rok coraz bardziej liberalny. Szczytowym osiągnięciem mojego panowania było rozwiązanie męskiego problemu sanitarno – fi-zjologicznego. Śnieżnobiały pisuar zamontowany do stuletniego świerku zakończył moją nierówną walkę z nieuchwytnymi przeciwnikami, którzy no-torycznie sikali na klapy od srocza. Pomimo licz-nych niedogodności: braku prądu, zasięgu telefonii komórkowej – każdego roku czekałem z utęsknie-niem na wyjazd na Halę Gąsienicową. Upajałem się zapachem ciętych Husqvarną razem z Maćkiem Pawlikowskim świeżych desek. Maciek był nieza-stąpiony przy wszelkich remontach na naszych obozowiskach. Dzięki jego pracy pomimo niskich nakładów przeznaczanych przez PZA na remonty tabory uniknęły dewastacji.

Nastały nowe czasy i na obozowisku pojawiło się najmłodsze pokolenie wspinaczy. Część z nich

Taborowy Piotr Bittner

Taborowe – Aga Łapa i Jagoda Adamczyk-Ceranka

http://pza.org.pl

Page 13: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

22TATERNIK 1•2009

Tatry

23TATERNIK 1•2009

Tatrymogłam z czystym sumieniem oddać te kilka na-miotów w lesie – Kuba Ceranka i Paweł Górczak.

Teraz słyszę, że tabor mają zlikwidować. Wiem, była o tym mowa od dawna. Co roku ważyły się losy „Rąbanisk”, co roku rozpoczynałam i kończyłam sezon niepewna tego, co będzie dalej. Jednak za-wsze udawało się osiągnąć kompromis. Wiem, taka jest polityka parku. Brałam udział w spotkaniu, podczas którego władze PZA oraz TPN-u rozmawia-ły o przyszłości taborów, próbowały ustalić wspól-ną drogę. Jednak, jak widać, ta droga w pewnym momencie się rozeszła. Mimo tego, wierzę, że TPN oraz PZA są w stanie porozumieć się, pójść na kilka kompromisów, pozostawić dawne konflikty, jakienarosły wokół taborów, za sobą. W końcu Tatry są naszym wspólnym dobrem i nie można stawiać TPN-u i PZA po przeciwnych stronach barykady. Na szczęście, obecne władze PZA robią wszyst-ko, żeby znów znaleźć wspólną nić porozumienia. Również ostatnie słowa Pana Pawła Skawińskiego świadczą o tym, że istnieje rozwiązanie korzystne dla obu stron.

Taternikom zostanie udostępniona baza nocle-gowa w Tatrach, ale tabory znikną... Niby kom-promis, a jednak jakoś mi smutno. ”Rąbaniska” przestaną istnieć, a kilku pokoleniom taterników pozostaną tylko wspomnienia po taborze. On sam będzie powoli pochłaniany przez tatrzański las, aż tylko kamienne ścieżki będą świadczyć o tym, że kiedyś to miejsce tętniło życiem.

Jagoda Adamczyk-Ceranka, kierowniczka „Rą-banisk” 2001-2007

Trochę historii (A. Sobolewski):– w 1958 r. powstaje ogólnodostępne obo-

zowisko poniżej drogi z Królowej Równi „Karczmiska”;

– w 1962 r. obozowisko przeniesione zostaje z „Karczmisk” na polanę „Rąbaniska”;

– w 1966 r. ZG KW przejmuje obozowisko wy-łącznie dla taterników. Wybudowane zostają podesty na 40 namiotów. Bazę żywieniową udostępnia schronisko „Murowaniec”;

– w 1973 r. ZG KW podpisuje pierwszą umowę z TPN o długoletniej dzierżawie obozowiska. Nadal dostępnych jest 40 podestów dla ok. 80 osób;

– w 1981 r. PZA dokonuje generalnej moderni-zacji obozowiska. Powstaje zaplecze kuchen-ne, magazynki, domek kierownika, umywalnie oraz ujęcie wody położone kilkaset metrów powyżej drogi. Liczbę podestów ogranicza się do 22;

– w 2003 r. TPN usztywnia swoje stanowisko odnośnie likwidacji obozowiska. PZA rozpoczy-na poszukiwania nowej lokalizacji. W tym czasie w porozumieniu z TPN brano pod

uwagę:– adaptację na cele mieszkalne szałasów, czę-

ściowo użytkowanych przez PZA;– rozbudowę „Betlejemki”;– przystosowanie zaplecza schroniska „Murowa-

niec” do celów pobytowych taterników.

Stanowisko TPN w sprawie taborów na chwilę obecną

TPN nie planuje li-kwidacji bazy pobyto-wej, a jedynie jej relo-kację.

W rejonie Morskie-go Oka baza pobyto-wa będzie utrzymana przez kolejne dwa lata, następnie możliwa będzie adaptacja czę-ści budynku pawilo-nu gastronomicznego na Włosienicy.

W rejonie Hali Gą-sienicowej obozowisko Rąbaniska ulegnie li-kwidacji, w zamian zaś PZA otrzyma możliwość rozbudowy Betlejemki.

pierwsze... Potem były kolejne sezony na taborze, ale właśnie ten, kiedy miałam 18 lat, najbardziej zapadł mi w pamięć. Rok później pojechałam tam już w roli taborowej, po kolejnym roku zostałam kierownikiem „Rąbanisk”. W czasie kilku następ-nych lat pochłonęły mnie różne zainteresowania i obowiązki, postanowiłam więc oddać tabor w inne ręce. Było to dla mnie trudne – wiązało się z tym bowiem wiele wspomnień, a ja nie chciałam po-wierzyć opieki nad taborem przypadkowej osobie. Dopiero w zeszłym roku znalazły się osoby, którym

Wybrane punkty regulaminu taboru 1998

Kierownik ma zawsze....................Padanie na twarz przed kierownikiem przy powi-

taniu nie jest konieczne acz mile widziane.Dla Panów i bardziej wysportowanych kobiet

za ostatnią kabiną znajduje się pisuar – proszę korzystać.

Myj łapy i ryjek codziennie – kabinę zawsze po sobie umyj. Bilety na Pershinga do nabycia u kierownika tylko w jedną stronę – zniżka dla instruktorów PZA.

Nie robić syfu* interpretacja słowa syf należy do kierownictwa.

Kierownictwo nie odpowiada za pozostawione rzeczy w namiocie oraz porzucone kobiety.

Wszelki koncesje na handel okrężny, i wieszanie prania itp. do wykupienia u kierownika.

Wszelkie agitacje związane z kampanią wybor-czą na terenie taboru są zakazane.

Miłego pobytu życzy kierownik.

Wasz ukochany kierownik „Kuszelas”

REGULAMIN 2007

1. Tu nie istnieje demokracja – po stronie kierownika zawsze leży racja.

2. Melduj się od 18 do 20. I nie budź kierownika o świcie – i tak ma ciężkie życie.

3. Cisza nocna od 22 do 6. Nie hałasuj po nocy wydając dziwne odgłosy.

4. Gdy nadchodzi zmrok niedźwiedź czai się o krok Dlatego włączam pastucha, bo miś się go słucha.

5. Nie trzymaj śmieci w namiocie – to są dla misia łakocie. Gdy poczuje zapach nieświeżej konserwy zaraz w Twój namiot wbije zęby.

6. Palić można tylko przy wejściu – nie toleruję dymu w obejściu.

7. Gdy na taborze coś zaginie kierownika wina ominie.

KUCHNIA1. Po gotowaniu zakręcaj kurek od butli z gazem

Nie wylecimy w powietrze razem.2. Gdy na kuchence zrobisz syf

Posprzątaj wszystko w mig Inaczej za karę dostaniesz bonus W myciu kibelków będziesz musiał pomóc.

3. W kuchni nie wolno myć właśnie tego: garów, menażek, zęba żadnego. I nie odcedzaj tu makaronu Nie wolno robić tego nikomu!

KIBELEK1. Różnych odpadków cywilizacji

Nie wrzucaj nigdy do ubikacji I dbaj by kibelek był nie obsrany Tylko czyściutki tak jak u mamy.

UMYWALNIA1. Do mycia ciała – miski czerwone

Ale do garów – tylko zielone. Gdy zechcesz uprać brudne ubrania Miskę niebieską masz do zabrania.

Jeśli po przeczytaniu tylu literekDostało ciało twe jakiś usterekWiedz, że w domku u taborowegoApteczka jest do użytku Twego.

No, to tyle regulaminuŻyczę wam teraz miłego wspinu

Jagoda Adamczyk-Ceranka

Tatry Tatryhttp://pza.org.pl

Page 14: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

24TATERNIK 1•2009

Tatry

25TATERNIK 1•2009

Narciarstwo wysokogórskie

2.02. o godzinie 0.20 do Centrali TOPR zadzwo-nili taternicy (trzy osoby) z informacją, że wspinali się na Wielkiej Turni. Po skończonej drodze wy-ruszyli w kierunku Małołączniaka, by z Przełęczy pod Kopą zejść na Kondratową. Zerowa widocz-ność, mgła, wiatr oraz opad śniegu spowodowały, że stracili orientację. Prawdopodobnie znajdują się Małołączniaku, są lekko ubrani. Proszą o pomoc. Na Kondratową i dalej, w kierunku Przełęczy pod Kopą, wyruszyła czteroosobowa ekipa ratowników. Ze względu na duże zagrożenie lawinowe i brak widoczności, ratownicy postanowili wykopać jamę śnieżną i zaczekać do świtu. O godzinie 6.30 wy-ruszyli dalej. O godzinie 9.43 dotarli w rejon Ma-łołączniaka, gdzie napotkali oczekujących na po-moc taterników. Po napojeniu herbatą i ogrzaniu pakietami grzewczymi taterników sprowadzono na Kondratową przy pomocy GPS-a, wiatr bowiem zawiał ślady, a mgła nie ustąpiła i następnie sku-terem przewieziono do Kuźnic. Taternicy powrót ze wspinaczki przypłacili odmrożeniami.

W dniu 15.02. o godzinie 9.00 do ratowników TOPR dotarła informacja, że dnia poprzedniego do jaskini Czarnej weszła dwójka grotołazów z za-miarem przejścia całej jaskini i wyjścia północnym otworem. Czas alarmowy ustalili na godzinę 4.00. Do tej pory nie powrócili. O godzinie 11.50 z Cen-

trali wyruszyła pięcioosobowa ekipa ratowników. O godzinie 17.15 ratownicy odnaleźli w rejonie Sal-ki Krzyżowej poszukiwanych grotołazów. Po nakar-mieniu wyprowadzono ich południowym otworem. O godzinie 22. zakończono wyprawę. Powodem zagubienia była nieznajomość topografii jaskini.Grotołazi nie mogli trafić na partie wyprowadza-jące do północnego otworu, a powrót do otworu wejściowego okazał się niemożliwy, gdyż grotołazi ściągnęli za sobą liny.

W dniu 8.03., podczas wspinaczki drogą Ko-chańczyka nad Kotłem Kościelcowym, odpadł doglądający wspinaczki swoich kursantów, nie-związany z zespołem, instruktor PZA. W wyniku upadku z kilkudziesięciu metrów wysokości doznał on złamania obu podudzi, mocnych otarć i potłu-czeń. Zawiadomieni o wypadku ratownicy udali się kolejką na Kasprowy Wierch i dalej na nartach doszli w rejon wypadku. Kiepska pogoda nie po-zwoliła na użycie śmigłowca. Po dotarciu do ran-nego udzielono mu pierwszej pomocy. Następnie opuszczono go nad Czarny Staw, skąd w pulkach przetransportowano do Murowańca i dalej sku-terem do Brzezin. Prawdopodobną przyczyną upadku była niewielka lawinka, która wytrąciła go z miejsca, w którym stał.

Wypadki taternickie zima 2008/2009Adam Marasek

Zarząd Polskiego Związku Alpinizmu oraz Redakcja Taternika przeprasza Pana Krzysztofa Łozińskiego za zamieszczenie w numerze 1-2/2000 publikacji autorstwa Pani Beaty Słamy, w której zostały mu przypisane słowa i czyny, stawiające Jego osobę w złym świetle jako czło-wieka i taternika. Uznajemy również, że zamieszczenie sprostowania do powyższego artykułu w numerze 3/2000 Taternika, również autorstwa Pani Beaty Słamy, nie zbliżyło stron konfliktudo ugody, gdyż zamienione zostało w tym materiale jedynie nazwisko Krzysztofa Łozińskiego na jego środowiskowy pseudonim (Łoza).

Naszą intencją jest honorowe dla obydwu stron zakończenie ciągnącego się latami konfliktu.

17 stycznia odbył się Puchar Czantorii. Trasę zawodów tworzyła pętla składająca się z jednego podbiegu z krótkim odcinkiem z „buta” i jedne-go zjazdu. Formuła zawodów była odmienna niż w ubiegłym roku, kiedy to poprowadzono dwa nie-zależne wyścigi dla zawodników i dla amatorów przy wspólnym starcie. W tym roku organizatorzy zmienili formułę i klasyfikowali wszystkich razem.Drobna „wpadka” z ustanowieniem innych ka-

tegorii wiekowych dla zawodników i innych dla amatorów spowodowała komplikacje w klasyfi-kacji. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem tego problemu wydało się być podzielenie zawodników w zależności od ilości wykonanych krotności pętli. I tak też sporządzono listę wyników. Zamieszanie to miało niezamierzony pozytywny efekt: nasze juniorki z kadry narodowej, Julia Wajda i Anna Figura, zmierzyły się z seniorkami (jedne i drugie

Podium seniorów PP 2009, od lewej: Jacek Żyłka-Żebracki, Szymon Zachwieja i Tomasz Brzeski — fot. J. Bilski

Podium mężczyzn MP 2009, od lewej: Jacek Żyłka-Zebracki, Andrzej Bargiel i Szymon Zachwieja — fot. J. Bilski

Podium kadetek PP 2009, od lewej: Katarzyna Buczyńska, Paulina Figura i Maria Myślińska — fot. J. Bilski

Podium kobiet MP 2009, od lewej: Anna Figura, Klaudia Tasz i Julia Wajda — fot. J. Bilski

http://pza.org.pl

Page 15: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

26TATERNIK 1•2009

Narciarstwo wysokogórskie

27TATERNIK 1•2009

Narciarstwo wysokogórskiebiegły pętlę 3 razy) i zajęły pierwsze dwa miejsca (Julia przed Anną) w połączonych w ten sposób kategoriach kobiecych. Nasza męska część kadry narodowej rozciągnęła się na pozycjach od drugiej do dziesiątej. Wszystkich wyprzedził znakomity Martin Pisarcik (James Dolny Kubin).

31 stycznia rozegrano w Beskidzie Żywiec-kim Puchar Pilska. Trasa seniorów, weteranów i nestorów liczyła około 1600 m przewyższenia i około 17 km długości. Składała się z pięciu podbiegów, przy czym każdy kolejny był bardziej stromy. Zawodnicy przebiegali trzykrotnie przez kopułę Pilska. Trasa była poprowadzona częściowo po słowackiej stronie masywu. W biegu zespoło-wym seniorów zwyciężyli Szymon Zachwieja i Ja-cek Żyłka-Żebracki przed zespołem Jakub Przystaś – Mariusz Wargocki. Trzecie miejsce zajął zespół Andrzej Bargiel – Tomasz Brzeski, który na metę przybył jako drugi, ale został przez jury ukarany karą 30 sekund za przyjęcie pomocy z zewnątrz – po złamaniu narty pożyczył od kibicującej kole-żanki nartę i ukończył na niej bieg z dobrym wy-nikiem. Wyniki w pozostałych kategoriach nie były niespodzianką. W kategoriach młodzieżowych (bieg indywidualny) zwyciężyli Paulina Figura i Piotr Grzegorzek. W kategorii seniorek (która na obej-mowała też międzynarodową kategorię juniorek) zwyciężyły byłe zawodniczki (które w tym sezo-nie startują jako amatorki) – Aleksandra Dzik i Agnieszka Solik, na drugiej pozycji uplasowały się Anna Figura i Julia Wajda (międzynarodowa kategoria juniorek), a na trzeciej amatorki Domi-nika Kasieczko i Agnieszka Szymaszek.

Przedostatnia edycja tegorocznego Pucharu Polski, Puchar Połonin, został rozegrany w 28 lutego w masywie Wielkiej Rawki w Bieszcza-dach. Od tego roku pełna nazwa zawodów brzmi: Puchar Połonin – Memoriał Andrzeja Kusia. Zawo-dy nie cieszyły się wielką frekwencją. Siedmiooso-bowa reprezentacja seniorów to zawodnicy kadry narodowej, którzy przyjechali właściwie prosto z Mistrzostw Europy. Pojawiły się trzy kadetki i to umożliwiło zaliczenie tej kategorii Pucharu Po-łonin do Pucharu Polski. Amatorzy przybyli w ilo-ści kilkunastu osób. Po raz trzeci w tym sezonie zawody Pucharu Polski wygrał Szymon Zachwieja z Grupy Podhalańskiej GOPR. Najlepszą kadetką okazała się Paulina Figura z KW Zakopane.

7 marca rozegrano 21 edycje najstarszych w Polsce zawodów w skialpinizmie, zwaną Me-moriałem Jana Strzeleckiego. Zawody wygrał ten Mariusz Wargocki (KW Zakopane) z Szymonem Zachwieją (GOPR Szczawnica). Najlepszym zespo-łem żeńskim były juniorki Anna Figura i Julia Wajda z ze śląskiego klubu KS Kandahar. Pierw-

sze miejsce w kategorii „mieszanej” zajął zespół Klaudia Tasz i Przemysław Sobczyk z KW i SNPTT Zakopane,

21 marca w Karkonoszach odbyła się ostatnia edycja tegorocznego Pucharu Polski seniorów – Memoriał W. Siemaszki, jednak brak regula-minowej ilości zawodników spowodował, że Me-moriał nie będzie liczony jako edycja Pucharu Polski.

4 kwietnia rozegrano w Dolinie Chochołow-skiej Puchar im. Józefa Oppenheima będący w tym sezonie Mistrzostwami Polski i jedno-cześnie finałem Pucharu Polski w kategoriikadetek.

Wśród kadetek wygrała Paulina Figura z KW Zakopane przed Katarzyną Buczyńską z TKN Tatra Team Zakopane. Jednocześnie zdobyła ona Puchar Polski w swej kategorii i zapewniła sobie nominację do kadry narodowej na sezon 2009/2010. Mistrzo-stwo Polski wśród kobiet wywalczyła Klaudia Tasz z KS SN PTT 1907 przed Anną Figurą i Julią Waj-dą – obie z KS Kandahar. Mistrzem Polski wśród mężczyzn został Andrzej Bargiel z TKN Tatra Team Zakopane przed Jackiem Żyłką-Żebrackim i Szy-monem Zachwieją – obaj z Grupy Podhalańskiej GOPR.

MISTRZOSTWA EUROPY W NARCIARSTWIE WYSOKOGÓRSKIM 2009

Mistrzostwa Europy w narciarstwie wysoko-górskim odbyły się w dniach 19-24 lutego 2009 roku w Tambre, Alpago we Włoszech (prowincja Belluno). Trasy mistrzostw, świetnie przygoto-wane, prowadziły przez kilka wysokich przełęczy i szczytów (najwyższy Monte Guslon 2196 m). W imprezie uczestniczyło 250 zawodniczek i za-wodników z 16 krajów, w tym 10 z Polski. Roze-grano 4 konkurencje: wertikal, sztafety młodzieży, seniorów i seniorek, bieg zespołowy (team) oraz bieg indywidualny (solo) młodzieży oraz seniorek i seniorów. Duży sukces sportowy odniosły dwie juniorki, Anna Figura i Julia Wajda, które zdobyły odpowiednio srebrny i brązowy medal ME w biegu indywidualnym, przegrywając tylko z Francuzką Emilie Favre, wicemistrzynią świata z ubiegłego roku. Te same juniorki miały bardzo dobry wynik na trasie wertikalu, zajmując odpowiednio 4 (zale-dwie 13 sekund od brązowego medalu) i 6 miejsce. Poza tym w sztafecie młodzieżowej Anna Figura uzyskała drugi czas dnia wśród dziewcząt, zaled-wie o 5 sekund gorszy od najlepszej zawodniczki, Karoliny Grohovej, a równy czasowi dwukrotnej złotej medalistki mistrzostw, Francuzki Emilie Favre. Dobrze pobiegł Andrzej Bargiel w biegu in-dywidualnym, zajmując w kategorii espoir (do lat 23) 5 miejsce, a w wertikalu 7. Także niezłym wyni-

Ranking PUCHARU POLSKI 2009 w narciarstwie wysokogórskim

KADETKI(roczniki 1991 - 1993)

pzm pzc pzm pzc pzm pzc pzm pzc pzm pzc pzm pzc1 FIGURA Paulina KW Zakopane nk nk nk nk 100 100,00 nk nk 100 100,00 200 200,002 BUCZYSKA Katarzyna TKN nk nk nk nk 90 87,40 nk nk 90 82,96 180 170,363 MYLISKA Maria KS Kandahar nk nk nk nk 81 76,23 nk nk 81 74,42 162 150,64

PC PPi PPopoz. nazwisko imi klub MSi PO PP

Ranking PUCHARU POLSKI 2009 w narciarstwie wysokogórskim

SENIORZY(roczniki 1988 i wczeniejsze)

pzm pzc pzm pzc pzm pzc pzm pzc pzm pzc1 ZACHWIEJA Szymon GP GOPR 100 100,00 100 100,00 100 100,00 nk nk 300 300,002 YŁKA-EBRACKI Jacek GP GOPR 81 98,64 100 100,00 81 98,91 nk nk 262 297,553 BRZESKI Tomasz KW Nowy Scz 90 99,99 65 98,84 90 99,43 nk nk 245 298,264 WARGOCKI Mariusz KW Zakopane 73 98,59 80 98,89 66 94,67 nk nk 219 292,155 PRZYSTA Jakub SKTJ 66 96,49 80 98,89 73 96,59 nk nk 219 291,976 PROKOP Jarosław KS Kandahar 60 96,37 55 93,82 60 85,51 nk nk 175 275,707 SOBCZYK Przemysław KS Kandahar 55 92,60 55 93,82 55 81,86 nk nk 165 268,288 STOCH Michał TKN 50 84,66 51 81,51 nk nk nk nk 101 166,179 PAWLIKOWSKI Przemysław KW Zakopane 42 82,12 47 78,78 nk nk nk nk 89 160,90

10 ZARÓD Kamil GP GOPR 39 80,21 47 78,78 nk nk nk nk 86 158,9911 BRZOSKO Jakub TKN 33 76,67 51 81,51 nk nk nk nk 84 158,18

PPpoz. nazwisko imi klub PC PPi PPo MSi

kiem było 8 miejsce zajęte przez sztafetę seniorów, najlepsze w historii dotychczasowych startów se-niorskich sztafet. Inne wyniki naszej reprezentacji pozostawały na przeciętnym poziomie. W sumie na 16 państw uczestniczących w Mistrzostwach Europy 2009 reprezentacja Polski zajęła w kla-syfikacji medalowej 7, a w klasyfikacji generalnej10 miejsce, zdobywając łącznie 2545 punktów. Ogółem start polskiej reprezentacji należy uznać za udany.

Puchar Świata Udział polskiej ekipy w Pucharze Świata za-

kończył się wspaniałym występem na zawodach w Dachsteinie. Na zawodach wieńczących Puchar Świata Julia Wajda zwyciężyła w kategorii junio-rek, Anna Figura była druga, natomiast Paulina Figura była trzecia w kategorii kadetek Andrzej Bargiel był trzeci w kategorii espoir, a Klaudia Tasz dziesiąta w kategorii seniorek. W ostatecznej klasyfikacji Pucharu Świata Julia Wajda zajęładrugie miejsce (powtórzyła ubiegłoroczny sukces w kategorii kadetek), Anna Figura zajęła trzecie miejsce. Julia przegrała ze zdobywczynią Pucharu Świata jednym punktem. Andrzej Bargiel w osta-tecznej klasyfikacji Pucharu Świata uplasowałsię na trzeciej pozycji, Klaudia Tasz na siódmej, a Paulina Figura na ósmej.

Zawody Pierra Menta W dniach 12-15 marca 2009 roku już po raz

24 zostały rozegrane najbardziej prestiżowe i nie-wątpliwie najtrudniejsze na świecie zawody w nar-

ciarstwie wysokogórskim. Seniorzy startują przez cztery dni (czwartek – niedziela) pokonując każ-dego dnia „mordercze” etapy (trwające nawet po-wyżej 4 godzin), w sumie około 90 km oraz prawie 10000 m deniwelacji! Trasa juniorów składa się tylko z dwóch, znacznie krótszych etapów. Po raz pierwszy w historii zawody te były kolejną edycją Pucharu Świata w biegu zespołowym. W tym roku polska reprezentacja pokazała się z jak najlep-szej strony, a to przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na liczny udział startują-cych – w zawodach wystartowały aż 3 zespoły se-niorów oraz jedna para juniorek. Po drugie, zostały ustanowione nowe rekordy Polaków w całej historii Pierra Menty. Nasza obecnie najlepsza męska para w kraju, reprezentująca PZA, Szymon Zachwieja – Jacek Żyłka-Żebracki uplasowała się na wysokim 28 miejscu z czasem 12 godzin, 34 minut i 17 sekund ustanawiając najlepszy jak do tej pory wynik w historii Pierra Menty. Drugi polski team w składzie Tomasz Brzeski – Jakub Przystaś zajął bardzo dobre 36 miejsce, natomiast trzecia para Przemysław Sobczyk – Mariusz Wargocki ukoń-czyła zawody na 77 miejscu.

Jednak największy sukces osiągnęły nasze ak-tualnie najlepsze polskie juniorki: Anna Figura i Julia Wajda zajmując 2 miejsce i zdobywając pierwszy w historii medal dla Polski w Pierra Menta i tracąc do pierwszych Francuzek tylko 3 minuty i 49 sekund.

Na podstawie serwisu www.pza.org.pl

Narciarstwo wysokogórskie Narciarstwo wysokogórskiehttp://pza.org.pl

Page 16: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

28TATERNIK 1•2009

Rozmaitości

29TATERNIK 1•2009

Literatura

Kiedy marzenia, jeszcze przed chwilą będące w zasięgu ręki, oddalają się tak szybko jak sonda Voyager od naszego układu słonecznego, nawet nie przypuszczamy, że może wydarzyć się coś takiego, co sprawi iż poczujemy, że nasze losy to cząstka misternie tkanego planu.

***

Dzień miał być pochmurny. Opadów spodziewać się należało jednak dopiero po południu. Meteo w Chamonix cechuje duża skuteczność, dlatego bez obawy przed dramatycznym odwrotem i kolej-nym suszeniem ciuchów postanowiliśmy udać się na Czerwony Filar Blaitiera, który obfituje w drogitrudne, ale niedługie (200-250 m). Naszym zamia-rem było jak najszybsze ukończenie wspinaczki, aby najpóźniej wczesnym popołudniem znaleźć się znowu w przytulnym namiocie, który schroni nas przed wszelkimi przeciwnościami losu. Aby zwiększyć szansę na powodzenie przedsięwzięcia, alarm mojego zegarka ustawiam na „środek nocy” – godzinę 5.00.

Nagle z objęć Morfeusza wyrywa mnie pisk alar-mu. Półprzytomny szukam na przegubie dłoni źró-dła tego dźwięku. Bezskutecznie. Spostrzegam, że pisk zegarka dobiega gdzieś z góry. No tak, po-wiesiłem go wczoraj pod sklepieniem namiotu, żeby ten złowieszczy dźwięk nie zamarł gdzieś we fał-dach śpiwora. Trzeba się ruszyć, żeby go wyłączyć. Znowu robi się cicho, zmysły zaczynają pracować normalnie. Rozglądam się. Jest zupełnie ciem-no. Nie ma się czemu dziwić – przecież to „środek nocy”! Delikatnie otwieram mokry po wczorajszych opadach deszczu namiot. Przede mną majaczą sylwetki Igieł. Wysoko ponad nimi gruba, szara warstwa chmur. Odnoszę wrażenie, że za chwilę lunie. Czyżby pogoda chciała spłatać nam figla?Decyduję za siebie i za Szymona, pogrążonego w głębokim śnie (na nogi stawia go dopiero huk armaty), o przesunięciu pobudki na godzinę 6.00. Może się wyklaruje. Zresztą i tak nie mam ochoty znów gotować przy czołówkach...

W namiocie już prawie jasno. Rozsuwam wej-ściowy zamek. Widok, który się przede mną rozta-cza, nastraja optymistycznie. Chmury co prawda wiszą, ale nie są aż tak groźne, jak wydawały się przed godziną. Świta. Promienie słońca walczą z chmurami, racząc mnie grą kolorów na szczytach po przeciwnej stronie doliny. W miejsce naszego noclegu słońce dojdzie znacznie później, kiedy

wzniesie się ponad granitowy bastion sterczących wokół szczytów. Na razie pozostaniemy w cieniu ich północnych urwisk. Budzę Szymona i w po-śpiechu przygotowujemy strawę. Jak zwykle mleko z musli i owocami oraz kawa. Wmuszam w siebie łyk tej ostatniej, krzywiąc się okrutnie. Trudno postąpić inaczej, kiedy Szymonowa receptura na sporządzenie tego napoju brzmi: pół kubka kawy, pół kubka wrzątku. Wreszcie jesteśmy go-towi do wyjścia. Szymon po paru krokach zrzuca plecak, wołając: „Zobaczę, czy na pewno spako-wałem uprząż”. Trochę denerwuje mnie to jego pakowanie na ostatnią chwilę. Upycha zawsze wór na minutę przed wyjściem, aż dziw, że jeszcze ni-czego nie zapomniał. Popędzam go i radzę, żeby pakował plecak wieczorem – wtedy nie będzie rano niepotrzebnego rabanu, przepychania w namio-cie, sprawdzania w ostatniej chwili, czy wszystko wzięte...

Ruszając, rozglądam się po brzegach Błękitnego Stawu. Oprócz naszego stoi tu tylko jeden namiot. North Face – pewnie westmeni. Czyżby sezon wspi-naczkowy w Szamoniksie dobiegał już końca?

Mozolnie zdobywamy wysokość. Wejście na mo-renę, przecięcie lodowca, znowu morena, wreszcie podejście lodowczykiem u stóp Czerwonego Fila-ra. Tutaj zostawiamy raki i kijki – dalej nie będą już potrzebne. Jeszcze tylko 100 metrów skalnego podejścia „facile plus” i stajemy u podstawy ścia-ny. Pożądliwymi spojrzeniami lustrujemy pionowe płyty i zacięcia. Którędy wiedzie droga? Zaglądamy do przewodnika. Wszystko jasne – wielka depre-sja... Oczywiście skalna. Nie możemy się wprost doczekać, by znów „poczuć dotyk szorstkiej skały”. Opróżniam plecak: buty, żelastwo, lina...

UPRZĄŻ!!! Gdzie jest uprząż? Z niedowierza-niem wywracam plecak do góry dnem. Na pew-no gdzieś się zawieruszyła. Przecież spakowałem się skrupulatnie już wczoraj! Szymon spogląda na mnie podejrzliwie – już widzi, że coś jest nie tak. W końcu nie wytrzymuję i wyrzucam z siebie całą złość. Lodowiec się cofa, a turnie zapadają pod ziemię, by nie słyszeć tych przekleństw. Wciąż nie mogę w to uwierzyć, jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią nieubłaganie – uprzęży nie ma! Taka porażka zdarza mi się po raz pierw-szy w życiu i akurat teraz, kiedy dni do wyjazdu z Chamonix mogę policzyć na palcach jednej ręki. Desperacko myślę o jakimś rozwiązaniu, które pozwoli nam jeszcze dzisiaj wbić się w upatrzo-ną drogę. „Mogę wspinać się w uprzęży z pętli”

Misternie tkany plan

Cennik reklamOkładka 4 strona

Okładka 3 strona

Strona wewnątrz numeru

Cała strona kolorowa (B5) 1200 zł 800 zł 600 złCała strona cz.-biała (B5) - - 500 zł

⅛ strony kolorowej - 500 zł 400 zł⅛ strony cz.-białej - - 300 zł¼ strony kolorowej - - 250 zł¼ strony cz.-białej - - 150 zł

Logo firmy (do 20 cm²) - - 100 złLogo firmy (20-40 cm²) - - 150 zł

http://pza.org.pl

Page 17: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

30TATERNIK 1•2009

Literatura

31TATERNIK 1•2009

Literatura– proponuję. Szymon kwituje mój pomysł stuknię-ciem w czoło: „To nie wejście na Gubałówkę, tylko „pancerne” wspinanie. Co będzie, jak odpalisz? Poza tym nie masz ani jednego HMS-a”. „Może skoczę po uprząż do namiotu?” – nie poddaję się tak łatwo. Szybko jednak sam zdaję sobie spra-wę z niedorzeczności tego pomysłu. Obrócenie w tę i z powrotem zajęłoby przynajmniej 3 godziny. Byłoby południe, kiedy zaczęlibyśmy napierać. Samo wspinanie: 4-5 godzin. Potem jeszcze zjaz-dy. A prognoza była jednoznaczna. Nie było szans, by wyjść z takiej akcji bez szwanku. Płakać mi się chce na myśl o zaprzepaszczonej w tak głupi spo-sób wspinaczce. I to w momencie, kiedy po bu-rzach i nawałnicach śnieżnych pogoda zapaliła dla nas zielone światło (na krótko, ale lepsze to niż nic). Dotychczas przemoczeni po każdej, zakończo-nej zwykle odwrotem wspinaczkowej eskapadzie, zapragnęliśmy wreszcie poczuć smak sukcesu. I jedna, cholerna uprząż niweczy cały dzisiejszy trud, rozwiewa wszystkie nadzieje! Kolejny raz czujemy gorycz porażki. Czyżby miała ona nam towarzyszyć do końca wyjazdu?

Milczymy dłuższą chwilę. Nagle Szymona dopa-da niepohamowany śmiech. Po chwili i ja tarzam się w konwulsjach. Prawie przez łzy Szymonowi udaje się wydobyć słowa: „Tylko nikomu nie mów, że nie wziąłeś uprzęży, bo nie znajdziesz już part-nera na wspinanie, ha, ha. Już lepiej spreparuj jakąś historię: huraganowy wiatr albo oberwanie chmury”. Jestem mu wdzięczny za rozładowanie napięcia.

Coś jednak musimy wymyślić na resztę dnia. Już na spokojnie rozważamy sytuację. Ja propo-nuję zejście do namiotu, a następnie udanie się na pobliski lodowiec Bosson, by tam powalczyć na lodowych turniczkach. Dotychczas dziabki służyły raczej do podpierania, więc pomyślałem, że warto przeznaczyć to popołudnie na podszlifo-wanie formy przed jakąś poważniejszą wspinaczką. Szymon ma jednak bardziej ambitny plan – trawers Aiguille du Grepon. Pomysł ten ma dwie istotne zalety. Podejście pod nowy cel nie zmusza nas do utraty zdobytej już wysokości, a niewygórowane trudności skalne dają szansę na łojenie nawet bez uprzęży. Jednak długie podejście lodowcem Naiti-lions wróży co najmniej powrót ze szczytu w stru-gach deszczu, a najpewniej odwrót z górnych par-tii lodowca jeszcze przed rozpoczęciem właściwej wspinaczki. Nie śmiem jednak wyłożyć Szymonowi swych obaw, aby nie zostać posądzonym o sabo-towanie naszej ekspedycji. Zresztą podoba mi się pomysł wejścia na szczyt Grepona – zwykle skalne wspinaczki kończą się po trudnościach zjazdami, kiedy do szczytu pozostaje jeszcze szmat drogi,

a w duszy jakaś tęsknota za tym fascynującym uczuciem zewsząd otaczającej przestrzeni.

Trawersujemy u podnóża Igieł, aby dostać się do lodowca Naitilions. Wreszcie ogarnia nas jego chłód. Lód staje się coraz bardziej stromy, więc zakładamy raki. Tylko one wraz z parą kij-ków na dwóch będą naszymi sprzymierzeńcami w walce o kolejne metry wysokości. Podejście pod Czerwony Filar nie wymagało użycia bardziej wy-rafinowanych, lodowych „narzędzi”, teraz jednakspoglądamy z niepokojem w górę spiętrzającego się stromymi urwiskami lodowca.

Nagle naszą uwagę przykuwa dziwny gwizd, przypominający dźwięk wysokoobrotowej wier-tarki. Dobiega gdzieś z górnych części lodow-ca. Niebawem spostrzegamy maleńką sylwetkę człowieka wiszącego kilkanaście metrów ponad lodowcem – tuż powyżej prawie pionowego, lo-dowego spiętrzenia – w dolnych partiach ściany Aiguille du Grand Charmoz. „Pewnie Piola robi nową drogę” – orzekamy zgodnie, zakładając, że charakterystyczny gwizd to po prostu odgłosy wiercenia otworów pod spity. Podchodzimy po-woli, raz po raz spoglądając z ciekawością w górę na śmiałka. Wydaje nam się, że znowu urobił ka-wałek drogi i znalazł się trochę wyżej. Dźwięki stają się coraz bardziej wyraźne. Chociaż nie znamy się na spitowaniu, zastanawia nas dlaczego gwizd jest taki przerywany, niejednostajny. I dlaczego gwizd a nie warkot wiertarki? Zaczynają mnożyć się niepokojące pytania. Czemu nie widzimy part-nera? Dlaczego gość wisi od godziny prawie w tym samym miejscu? Wspinacz znowu posuwa się kil-ka metrów w górę. To rozwiewa wszelkie nasze wątpliwości. Może mają szybkoobrotową wiertarkę, która potrzebuje częstych przerw w pracy. Partner pewnie siedzi jeszcze na lodowcu, skryty przed naszym wzrokiem za jakimś serakiem. Ucichły odgłosy spitowania – prowadzący wszedł zapewne w łatwiejszy teren i tempo wspinaczki niebawem wzrośnie. O, teraz macha do nas przyjaźnie, lecz już obraca się z powrotem twarzą do ściany i po-wraca do przerwanej pracy. Na tle zielonej kurtki widać jakieś pętle, żelastwo... Powoli zyskujemy metry wysokości, atakując rakami strome śnież-no-lodowe ścianki.

Lecz cóż to, znowu się obniża, znowu macha, znowu do uszu naszych dobiega znany gwizd, tym razem przerywany jakimiś okrzykami. Pełni niepokoju podkręcamy tempo wspinaczki. Klu-czymy pomiędzy szczelinami, starając się wybrać jak najkrótszą drogę. Ciągle nie chcemy uwierzyć, że tam, 100 metrów ponad nami, rozegrała się jakaś tragedia. Szukamy nerwowo jakiegoś wytłu-maczenia. Przecież to nie były sygnały ratunkowe

– 6 razy na minutę, 3 minuty przerwy, tylko ja-kieś chaotyczne gwizdy. Tak, na pewno wspinają się, a gwizdek służy im do komunikacji. Partner wyszedł wyżej, za jakiś skalny załom i stracili kon-takt głosowy. Tylko dlaczego, do cholery, ten koleś dynda bezwładnie 20 metrów ponad lodowcem?! Wreszcie jesteśmy na tyle blisko, że powinniśmy się wzajemnie dobrze słyszeć. „Do you need help?” – okrzyk Szymona odbija się echem od skalnych murów. Twierdząca odpowiedź powoduje nagły przypływ adrenaliny. Serce wali jak młotem, kiedy prawie biegiem zmniejszam dzielący mnie od zie-lonej postaci dystans. Nagle lodowiec staje dęba. Jestem pewien, że normalnie nie przeszedłbym tędy bez chociaż jednej dziabki, jednak teraz po-konuję lodowe spiętrzenie, balansując delikatnie na przednich zębach raków, pomagając sobie jedy-nie kijkiem w utrzymaniu równowagi. Na moment przystaję, by odsapnąć. Dziesiątki pytań cisną się na usta. Wołam w kierunku wiszącego człowieka: „Are you alone?!”. Kiedy słyszę „No!” i widzę, jak wskazuje na szczelinę pomiędzy granitową ścianą a popękanym lodowcem, krew zamiera mi w ży-łach. Nagle zdaję sobie sprawę, że dotychczas po-znaliśmy tylko część historii – tę mniej tragiczną. Nawet nie chcę myśleć, jaki obraz mogę ujrzeć w szczelinie...

Szymon rozsądnie decyduje się poczekać pod lodowym spiętrzeniem, aż podejdę do łatwiejszego terenu, skąd będę mógł zrzucić mu sznurek, by za-asekurować go podczas pokonywania przeszkody. Trzeba do minimum zmniejszyć ryzyko kolejne-go wypadku. Pokonuję ostatnie metry stromego lodu i docieram na łagodniejszy stok. Pierwsze kroki kieruję ku szczelinie, której wnętrze wciąż jest dla mnie niewidoczne. Przypuszczam, że part-ner wiszącego musiał spaść jakieś 30-40 metrów od miejsca w którym kończy się ich lina i prawdo-podobnie stało się to podczas zjazdu – na końcu liny nie ma węzła. Dobrze wiem czym grozi upadek z takiej wysokości. Jakie to szczęście, że za chwilę będzie tu Szymon. Wreszcie spoglądam w głąb rozpadliny.

Jakieś dwa metry pode mną, na śnieżnej półce leży opatulona w kurtkę postać. Na jej twarzy po-jawia się delikatny uśmiech. To kobieta. Na pierw-szy rzut oka widać, że jest poważnie poobijana: na policzku jakiś siniak, nawet lekki ruch ręką sprawia jej wyraźny ból. Na szczęście nie krwawi. Na powitanie mówię jej, że ma ogromne szczę-ście – za minutę będzie tu lekarz. Dla Szymona – absolwenta Akademii Medycznej, poszkodowa-na będzie pierwszą prawdziwą pacjentką. No tak, ale musi się on tu najpierw dostać. Rozglądam się wokoło w poszukiwaniu miejsca odpowiedniego

na stanowisko. Wszędzie lodowe „szafy, telewizo-ry, mikrofalówki”, a ja nie mam ani dziabki, ani śruby. Szczęście mi jednak sprzyja – dwa metry nade mną stoi, wtopiony w lód, masywny skalny blok. Przerzucam przez niego linę, której koniec opuszczam do Szymona.

Asekurując go, staram się wydobyć od pary wspinaczy jak najwięcej informacji. Są Anglikami. Wspinali się wczoraj na drodze Cordiera na Grand Charmoz. Drogę zakończyli na półkach w połowie wysokości szczytu, skąd rozpoczęli zjazdy do pod-stawy ściany, gdzie mieli pozostawiony depozyt. Wieczorem, jeszcze podczas zjazdów, złapała ich burza. Zrobiło się ciemno. Pierwsza zjeżdżała Adele, mając nadzieję, że dotrze tym zjazdem do lo-dowca. Zabrakło kilkunastu metrów. Przed sobą miała litą płytę. Założyła prusy, wypięła przyrząd zjazdowy i zaczęła podchodzić w górę, do rysy, gdzie mogła założyć stanowisko. Nagle poczuła, że spada w dół. Założony podwójnie węzeł pru-sika coraz szybciej zsuwał się po nasiąkniętych żyłach, wyżymając z nich zadziwiające ilości wody. Chwyciła kurczowo linę. Omdlałe z wysiłku ręce nie utrzymały ciężaru jej ciała. W tym momencie przypomniała sobie, że już kilka zjazdów temu zaniechali wiązania węzła na końcu liny. Tak było po prostu szybciej. Teraz już było za późno, by zro-bić cokolwiek... Przeleżała połamana całą noc, podczas gdy Ivan, jej przyjaciel, wisiał nieopodal na linie w takim szoku, że nie był zdolny do wyko-nania najprostszych czynności, które pozwoliłyby mu uratować siebie i Adele.

Niebawem dociera na miejsce wypadku Szy-mon. Od razu schodzi w głąb szczeliny, do Adele. Dokładnie wypytuje o obrażenia, otula kobietę naszymi kurtkami i enercetką. Ja w tym czasie rozmawiam z Ivanem – dowiaduję się o jego stan zdrowia. Jest bardzo zmarznięty, jednak nie do-kucza mu nic ponadto. Chwilę zastanawiamy się, czy ściągać go ze ściany, czy od razu zbiegać po pomoc. Decyduje jego dość dobra kondycja. Ja popędzę do Montenvers zawiadomić służby ratownicze, których obecność jest niezbędna, by przetransportować Adele do szpitala. Szymon zostanie z poszkodowanymi i udzieli im wszelkiej możliwej pomocy.

Z wtopionego bloku skalnego zakładam zjazd. Dwie żyły wystarczają akurat do łatwego terenu. Wchodzę w klucz zjazdowy, nie mam przecież uprzęży. Jestem trochę podenerwowany – robię to po raz pierwszy w życiu. Dobrze, że w ogóle wiem o istnieniu klucza i mam pojęcie co zrobić w takiej sytuacji z liną (tzn. jak się nią owinąć). Inauguracyjny zjazd idzie mi znakomicie i wnet znajduję się na śnieżnym zboczu. Zdejmuję raki

Literatura Literaturahttp://pza.org.pl

Page 18: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

32TATERNIK 1•2009

Literatura

33TATERNIK 1•2009

Literatura

i wielkimi susami zbiegam w dół lodowca. Śnieżne pole, na którym nie trzeba tak starannie kontro-lować każdego kroku, zamienia się powoli w firn,a następnie w lód. Całe szczęście, że pojawiły się kamienie i skalne kruszywo, które pozwalają mi wciąż poruszać się w tym terenie bez raków. Do moreny pozostaje mi już tylko jakieś 100 me-trów, gdy lodowiec staje się znów bardziej stromy. To jego końcowe spiętrzenie. „Poradzę sobie bez ra-ków” – myślę sobie, gdy nagle wywijam orła na ob-suwającym się głazie i razem z nim zjeżdżam kilka metrów lodowym stokiem. W końcu zatrzymuję się na kolejnych kamieniach wtopionych w lód. Dość ryzyka. Nie mogę sobie pozwolić na złamanie, czy choćby skręcenie. Wtedy moja podróż do Mon-tenvers trwałaby wieki, a tu liczą się być może minuty. Zakładam raki i już bez przygód docieram na morenę. Trasę do stacji zębatki pokonuję w re-kordowym czasie. U celu długo nie mogę złapać oddechu i słowa z trudem przechodzą mi przez gardło.

Dosłownie kilka minut później widzę śmigło, unoszące się nieopodal zachodniej ściany Grand Charmoz.

Po godzinie decyduję, że już najwyższy czas wra-cać do namiotu. Kawał drogi przede mną. Włóczę się noga za nogą, doskwierają obolałe od biegu w skorupach stopy. Zaczyna padać. Wcześniej niż się z Szymonem spodziewaliśmy. Na Blaitierze pewnie znowu dostalibyśmy nauczkę. Nie mam kurtki – została na miejscu wypadku, więc co chwi-la, gdy przewala się nade mną ciemniejsza chmu-ra, szukam schronienia pod większymi głazami. W końcu jest mi już wszystko jedno – zakładam kask, służący tym razem jako ochrona przed deszczem i maszeruję nie zważając na strugi tak dziwnie znajomego w tym sezonie związku tlenu z wodorem. Dochodząc nad stawek, już z daleka widzę czerwoną postać mojego partnera, który wy-szedł mi naprzeciw. Machamy do siebie na znak, że nasze misje zakończyły się pomyślnie. Akcja dobiegła końca.

Pałaszując w przytulnym namiocie makaron z zapartym tchem słucham relacji Szymona o dal-szym ciągi historii:

„Właściwie, to Adele niewiele mogłem pomóc. Obejrzałem ją dokładnie i jedyne, co mogłem zrobić, to owinąć ją we wszystko, co miałem pod ręką. Była bardzo przemarznięta. Dalsza utrata ciepła mogła być dla niej zgubna. Raz straciła nawet przytomność. Chłopie, to mnie dopiero wy-straszyła. Zresztą, co tu się dziwić, po takiej nocy lepiej byś nie wyglądał. Pamiętasz, jak lało wczoraj wieczorem. Niby niezbyt mocno, ale bez ustanku, aż do późnej nocy. Na szczęście jakoś ją ocuciłem. Potem ściągnąłem Ivana na lodowiec. Jak? Czekaj, czekaj, zaraz wszystkiego się dowiesz. Wyszedłem w górę lodowca, tak, żeby być jak najbliżej niego. Wspinałem się w tej szczelinie pomiędzy skałami i lodowcem. Jak tam przeszedłem? Chłopie, zapie-raczką! Ciężko było, sam wiesz, ale jakoś puściło. Krzyczę do gościa, żeby zmontował jakiś stan. Wiesz, miał całą masę sprzętu, ale nie potrafił za-łożyć sobie porządnego auta. Musiałem mu wrzesz-czeć, co ma robić, dokładnie – krok po kroku. Na-wet Adele do niego wołała, żeby wykonywał moje polecenia, ale on zachowywał się jakoś niemrawo. Musiał być załamany. Ze szpejem, jaki miał, mógł-by założyć jeszcze z 10 zjazdów. Może nie chciał zostawiać nic w ścianie? Nie, to nonsens. Chyba upadek dziewczyny tak nim wstrząsnął. Chociaż właściwie, to ona bardziej się o niego martwiła, niż on o nią. Ciągle się go pytała, czy u niego wszystko w porządku. Nawet gdy w końcu zjechał na lodo-wiec, zamiast od razu do niej podejść, zaczął zwijać liny, klarować sprzęt... Dziwny facet.

Zaraz potem usłyszałem warkot. Helikopter pojawił się znienacka tuż obok nas. Musiałeś im dobrze wytłumaczyć, gdzie jesteśmy. Zawisł nad tym głazem z którego zjeżdżałeś, dosłownie kilka metrów ponad nami. Prawie ocierał się o skałę. Ci piloci to mają klasę. Desantowało się dwóch ratowników. Od razu zajęli się umieszczaniem Adele na takich składanych noszach. Żeby TOPR dysponował takim sprzętem! Najpierw wzięli Ivana. Prosił mnie, żeby zabrać ich plecak, który zostawili pod ściana. Pomyślałem sobie, że jak wezmą Adele, to będę miał dość czasu, żeby wszystko pozbierać i spokojnie zejść do namiotu.

Po jakimś czasie znów przyleciało śmigło. Teraz słuchaj. Jeden z żandarmów mówi do mnie: „Ty lecisz!”. Ja na to, że nie mogę, bo nie pozwijałem jeszcze naszych lin, nie zebrałem sprzętu. On: „Nie ma gadania. Lecisz!” Jeszcze pakowałem plecak, jak podczepili mnie do linki. Chłopie, taka cienka!” Mówiąc to, Szymon wystawia najmniejszy palec ręki.

„W jednej sekundzie znalazłem się ponad lodow-cem. Helikopter zrobił zwrot i przeleciał tuż obok ściany Charmoza. Tak mną zarzuciło, że otarłem plecakiem o skałę. Potem helikopter zaczął szybko się wznosić. Wyleciał kilkaset metrów ponad lodo-wiec, a ja wirowałem na tym stalowym „repiku”. Tylko widziałem Igły, Szamoniks, Igły, Szamoniks... W końcu wciągnęli mnie do środka i polecieliśmy wzdłuż Igieł w stronę Planu. Ciasno w tym heli-kopterze – ledwie mieszczą się 4 osoby. Z przodu pilot i ratownik, który obsługuje wyciągarkę. Z tyłu dwójka ludzi wciśnięta gdzieś za przednie fotele.

Wysadzili mnie obok stacji kolejki. Obok tłum Japońców z aparatami. Musiało to nieźle wyglądać. Wyłazi taki nieogolony z helikoptera i spokojnie maszeruje do namiotu nad stawkiem, ha, ha. Jesz-cze szedłem, kiedy znów zobaczyłem śmigło lecące w dół – to transport Adele do szpitala. Niezwykle szybko i sprawnie poszła im cała ta akcja. Ot i cała opowieść.” Nagle Szymon coś sobie przypomina: „Wiesz, ten North Face obok naszej szmaty to na-miot Angoli. Wczoraj wieczorem, kiedy my się roz-bijaliśmy, tam w ścianie działa się tragedia...”

Adele w wyniku wypadku połamała nogi, mied-nicę, żebra, jest cała potłuczona i ma uraz głowy. Podziwiam jej niebywałą odporność, dzięki której przetrwała tę straszliwą noc. Obrażenia są na tyle poważne, że musi jeszcze tydzień spędzić w szpi-talu w Chamonix, a potem czeka ją trzymiesięcz-na rehabilitacja w Anglii. Kiedy po kilku dniach, tuż przed wyjazdem do kraju, składamy jej wizytę w szpitalu, zastajemy ją skupioną nad przewod-nikiem wspinaczkowym. Studiuje opis Filara Wal-kera na Grandes Jorasses. Tłumaczy, że to plany dopiero na przyszły rok. Niesamowita kobieta.

Od Adele i Ivana dostajemy w dowód wdzięczno-ści butelkę oryginalnej, szkockiej whisky. W zdo-bionej, metalowej puszce znajdujemy też kartkę, której słowa mają dla nas szczególne znaczenie. To podziękowanie za uratowanie im życia. Oczywi-ście cieszy nas ono ogromnie, jednak zdaję sobie sprawę, że to nie my powinniśmy być jego ad-resatami. Robiliśmy tylko to, co zrobiłby każdy na naszym miejscu. Żadnych heroicznych czynów. To niebywały zbieg okoliczności postawił nas w od-powiednim miejscu, o odpowiedniej porze...

***

Czysty przypadek, czy celowa kolejność zdarzeń? Często musi dojść do tragedii, byśmy zrozumieli zamysły twórcy misternie tkanego planu.

Hex

Literaturahttp://pza.org.pl

Page 19: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

34TATERNIK 1•2009

Reklama

35TATERNIK 1•2009

Reklama

Jakiś czas temu zwrócono się do nas z proś-bą o ocenę stanu liny wykazującej cechy dużego zużycia (lina TENDON 9.7 Master, z wykończe-niem Complete Shield, długość – 70 m) Trafiła onado LANEXu z rąk p. Macieja Ciesielskiego, który przekazał nam także historię liny od momentu jej nabycia.1. Linę otrzymałem w okolicach 15 marca.2. W okresie od 20 marca do 20 maja wspinałem

się na niej przez około 42 dni, pokonując przy tym ponad 220 wyciągów przewodnikowych. Ponieważ są one różnej długości, można przy-jąć, że każdy mierzy ok. 30 metrów długości – daje to razem sumę około 6600 metrów wspinania.

3. Między 20 marca a 1 kwietnia linę używa-łem głównie na górskich drogach lądowych i mikstowych, a także w drytoolingowych ogródkach sportowych. Większość z tych dróg poprowadzona została w skale wapiennej o dość dobrym tarciu.

4. Między 2 kwietnia a 19 kwietnia wspinałem się głównie w skale piaskowcowej, na drogach jednowyciągowych, biegnących rysami. Skała charakteryzuje się silnym tarciem, pod nią na-tomiast znajduje się piasek pustynny i mimo stosowania płachty na linę, uniknięcie zabru-dzenia liny było niemożliwe. W tym okresie używana była często do asekuracji na wędkę, czyli TR.

5. W okresie od 20 kwietnia do 8 maja lina była głównie wykorzystywana do pokonywania wielowyciągowych dróg (do 500 metrów) w piaskowcowej skale o bardzo dużym tarciu. Po przejściu większości z tych dróg należało zjechać, wykonaliśmy w sumie ok. 2000 me-trów zjazdów. Kilkadziesiąt więc razy lina była wystawiona na duże tarcie o skałę.

6. Między 8 maja a 20 maja lina służyła nam głównie do asekuracji na kilkuwyciągowych drogach granitowych. Po zakończeniu wspina-czek zjeżdżaliśmy na linie – w sumie wykonali-śmy ok. 400 metrów zjazdów.

7. Po 20 maja kilkakrotnie wspinałem się na niej na Mnichu w Tatrach – około 300 metrów terenu, w granitowych skałkach Sokolików

– około 200 metrów wspinaczki oraz przez dwa dni używana była w czeskich piaskow-cach – kolejne 250 metrów.

8. O linę dbałem na miarę własnych możliwości – stosowałem worek i płachtę.

Testowanie zużycia linyPo pierwszym oglądzie liny stwierdziliśmy

jej znaczne zużycie. Oplot na całej długości liny zachowywał jednak ciągłość, rdzeń bowiem nie był widoczny. Cel naszej oceny to zaopiniowanie ja-kości liny, jest ona bowiem kryterium subiektyw-nym – wielu wspinaczy na takiej linie mogłoby się wspinać dalej i uważać ją za bezpieczną. Wyłącz-nie słowna ocena producenta również zapewne nie zadowoli wszystkich. Dlatego zdecydowałem się poddać linę testom i stwierdzić, w jakim naprawdę jest stanie po tak intensywnym użytkowaniu.

Problemem był jednak taki dobór testów, aby wyniki były zarówno wiarygodne, jak i wymowne. Skorzystałem z części testów dla normy EN 892 (norma dla dynamicznych lin wspinaczkowych), ponieważ większość wspinaczy zna ich przebieg. W tym miejscu pojawił się jednak drugi problem. Testy te są bowiem wykonywane na nowych linach, które muszą spełnić określone kryteria, a naszym celem było sprawdzenie liny używanej. Uzyskanych wartości nie można więc porównywać z wartościa-mi nowego wyrobu. Ponadto nasze wyniki dotyczą liny, na której już nie powinno się wspinać.

Lina nie została przez użytkownika skrócona, ponadto zatrzymała około 20 odpadnięć i wiele od-siadów, najbardziej zużyte były oczywiście jej koń-ce. Poddałem je zatem próbom zgodnie z EN 892. Jako, że są to najbardziej podatne na uszkodzenia fragmenty liny, nie spodziewałem się pozytywnych wyników. Pomyliłem się – były one bowiem bar-dzo dobre. Otarte miejsca na obu końcach liny wytrzymały ostre wymagania znormalizowanego upadku (nowa lina musi wytrzymać pięć takich upadków).

Trzeba także zaakcentować fakt następujący – każdy zjazd zużywa linę (200 zjazdów może obniżyć odporność udarową liny nawet o 70%). Wspinanie z górną asekuracją – Top Rope – nisz-czy z kolei linę znacznie bardziej niż wspinanie

Ile wytrzyma intensywnie używana lina?

z asekuracją dolną (do tego typu asekuracji za-lecamy stosować osobną linę). Sądzę zatem, że nie przesadziłem mówiąc, że lina spełniła surowe wymaganie znormalizowanego upadku. Upadek według normy EN 892 bowiem w praktyce n i g d y n i e w y s t ą p i. W przypadku dróg jednowycią-gowych nie ma możliwości, by doszło do takiego upadku, na drogach wielowyciągowych natomiast rzeczywisty upadek do znormalizowanego mógłby się zaledwie z b l i ż y ć. Większość wspinaczy stara się bowiem umieścić punkty asekuracyjne jak najbliżej stanowiska, a także, co ważne – każdy element łańcucha asekuracyjnego tłumi energię (ciało prowadzącego i asekurującego, lonże itp.) Poza tym większość asekurujących raczej stara się asekurować dynamicznie.

Wyniki testów:Próbie nr 1 poddano jeden koniec liny, próbie nr

2 natomiast jej drugi koniec – najbardziej znisz-czone fragmenty liny:

próba nr 1 próba nr 2

Liczba zatrzymanych odpadnięć 1 1

siła graniczna 7,3 kN 7,2 kN

wydłużenie dynamiczne 36% 37%

Przeprowadziłem także jeszcze jedną próbę na środku liny, gdzie zużycie było względnie naj-mniejsze.

Najmniej zużyta część (środek liny):

próba nr 3

Liczba zatrzymanych odpadnięć 2

siła graniczna 7,0 kN

wydłużenie dynamiczne 42%

Dane te można następnie porównać z parame-trami nowej liny TENDON 9.7 Master:– liczba zatrzymanych odpadnięć UIAA 9-10;– maks. siła graniczna (kN) 7,6;– wydłużenie dynamiczne (%) 35.

Jak pokazują powyższe zestawienia, nawet znaczne zużycie liny na jej końcach nie wy-warło wpływu na jej parametry siły granicznej oraz na parametry dynamicznego wydłużenia. To oznacza, że lina nawet po znacznych obciąże-niach nie zmieniła swoich własności w zakresie siły granicznej oraz dynamiczności zatrzymania upadku. Na środkowym fragmencie liny wprawdzie wydłużenie dynamiczne wzrosło do 42% (norma

podaje maksymalną wartość równą 40%, ale do-tyczy to liny nowej), jednak część ta zatrzymała jeszcze dwa znormalizowane upadki. Oczywiście, z powodu znacznego zużycia, liczba tolerowanych upadków na końcach oraz w środku liny spadła. Wynika to z otarć spowodowanych kontaktem ze skałą, upadków, częstych odsiadów do liny, zjazdów, opuszczeń – wszystko to bowiem obniża wytrzymałość liny, a także ze starzenia się materia-łu, wilgoci, przenikania nieczystości, piasku itp.

Jako, że standardowe testy według normy nie odzwierciedlają rzeczywistości wspinaczko-wej, poddałem linę kolejnym dwóm próbom, które w sposób bardziej adekwatny ilustrują warunki faktyczne.

W praktyce upadki najczęściej nie przekracza-ją współczynnika odpadnięcia równego 1 (rysu-nek):

Zainscenizowałem więc taką sytuację na naszej wieży odpadnięć. Do testu użyłem takiego samego ciężaru (80 kg) oraz takiego samego zamocowania liny jak podczas upadku znormalizowanego. Zmie-niłem jednak wysokość, z której spadał ciężar, aby współczynnik odpadnięcia wynosił 1 (Test A).

http://pza.org.pl

Page 20: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

36TATERNIK 1•2009

Reklama

37TATERNIK 1•2009

SzkolenieW tym przypadku lina (część liny z końca po od-cięciu próbki do badania nr 1) wytrzymała jeszcze 6 odpadnięć przy sile udarowej 5,4 kN i wydłuże-niu dynamicznym 28%.

Współczynnik odpadnięcia równy 1 w prak-tyce jest rzadko osiągany. Obniżyłem go zatem do wartości 0,5, w celu zbliżenia się do sytuacji faktycznej, zachodzącej na drogach jednowyciągo-wych. W tym przypadku lina (jej koniec, skrócony o próbkę, pobraną do badania nr 2) wytrzymała jeszcze 12 odpadnięć przy sile granicznej 3,8 kN i wydłużeniu dynamicznym 20%.

Liczba zatrzymanych odpadnięć w praktyce byłaby oczywiście kilkakrotnie wyższa, ponieważ próby były przeprowadzone ze statycznym zamo-cowaniem liny, a w systemie asekuracyjnym wy-stępują elementy dynamiczne, symulacja których jest niemożliwa. Pomimo tego, próby 1 – 3 oraz testy A i B dały interesujące wyniki, a własności dynamiczne liny we wszystkich próbach pozosta-wały na wysokim poziomie.

Intensywne użytkowanie najbardziej odbiło się na jakości oplotu. W krytycznych miejscach (końce) włókna oplotu są uszkodzone, co spowo-dowało zwiększenie średnicy liny, powodujące wzrost tarcia w przyrządach asekuracyjnych (w przypadku niektórych przyrządów może to istot-nie pogorszyć ich sprawność). Lina w miejscach zgrubień jest bardziej podatna na absorbowanie pyłu i innych zanieczyszczeń, które skracają jej ży-wotność oraz zmniejszają jej wodoodporność (w tym przypadku chodziło o linę z wykończeniem Complete Shield, co oznacza, że rdzeń i oplot są za-impregnowane Teflonem).

Chciałbym także przypomnieć o ważnym, choć często lekceważonym zaleceniu – mowa o stoso-waniu płachty dla ochrony liny. W tym przypadku wprawdzie wspinacz w ramach możliwości płachty używał, jednak jednym z najważniejszych czynni-ków zużycia był materiał, po którym się wspinano. Granit i piaskowiec są bardzo agresywne wobec oplotu liny. Niemożność uniknięcia kontaktu z drobnym piaskiem na ziemi w dużej mierze wpły-nęła na pogorszenie stanu i własności liny.

Testowanie zużycia linyPodsumowując, zaznaczyć należy, że lina po-

winna być wyłączona z użycia zanim wystąpiły wspomniane uszkodzenia. Wskazanie momentu wycofania jest często trudne, wpływa nań bowiem szereg czynników (przede wszystkim sposób i na-silenie użytkowania), jednak jest to bardzo ważna decyzja. Czy tego chcemy, czy nie, lina jest wyro-bem konsumpcyjnym, po zużyciu powinna więc zostać wycofana jak każdy inny produkt użytkowy,

m. in. od jej stanu zależy bowiem nasze bezpie-czeństwo.)

Linę należy wyłączyć z użytku, bez względu czas używania, zawsze gdy:• lina była narażona na ekstremalne obciążenie

(np. po ciężkim upadku, tzn. kiedy współczyn-nik odpadnięcia przekroczy wartość 1,

• oplot jest uszkodzony do tego stopnia, że prze-śwituje rdzeń,

• oplot jest ekstremalnie zużyty albo mocno postrzępiony,

• oplot jest widocznie przesunięty,• lina jest mocno zdeformowana (zesztywnienia,

wręby, miejscowe zmniejszenie lub zwiększe-nie średnicy),

• lina miała kontakt z chemikaliami, zwłaszcza zaś z kwasami,

• lina jest ekstremalnie zanieczyszczona nie-możliwymi do usunięcia w zwykłym praniu zabrudzeniami (zwłaszcza zaś kiedy nie znamy pochodzenia nieczystości),

• lina była uszkodzona przez wysoką tempera-turę, abrazję lub spalona w wyniku tarcia,

• przekroczony został zalecony przez producen-ta okres przydatności do użycia (nawet jeżeli lina nie była używana).Zalecamy także wycofanie z eksploatacji w mo-

mencie subiektywnej utraty zaufania do liny.Lumír Fajkošproduct specialist

* Maciej Ciesielski urodzony 17.03.1980Niedoszły absolwent Politechniki Wrocławskiej,

członek KW Poznań oraz Uniwersyteckiego Klubu Alpinistycznego. Wspina się od 12 lat, jest auto-rem licznych przejść w górach Alaski, Azji, Dolinie Yosemite (USA), Alpach Francuskich, Karkono-szach, a także w Tatrach latem i zimą. Preferuje wspinaczkę mikstową. Współautor nowych dróg w Tatrach, Karkonoszach i w Karakorum. Aktualnie zauroczony narciarstwem poza trasowym oraz ski – alpinizmem. Pracuje jako redaktor w magazynie Góry i w portalu goryonline.com. Jego publikacje znalazły się także w Taterniku i Climbing’u (USA). Instruktor wspinaczki sportowej PZA. Uczestnik trwającego kursu na instruktora wspinaczki wy-sokogórskiej oraz kursu na międzynarodowego przewodnika IVBV.

W okresie od 20 marca do 20 maja ubiegłego roku, wraz z Kasią Okuszko, przemierzył stany Ko-lorado, Utah i Kalifornia (USA), pokonując kilkaset dróg skalnych i lodowych.

Polska to wyjątkowy kraj. Dlaczego? Chociaż-by z tego względu, że w odróżnieniu na przykład od Niemiec zaliczana jest do krajów górskich. Ale cóż w tym dziwnego, skoro nawet na północ od Suwałk mamy pasmo Gór Sudawskich? Nie dzi-wi też tempo, w jakim przybywa nam gór. A wła-ściwie jest to zupełnie zrozumiałe w obliczu tego, że w okolicy Podlesic wznoszą się Góra Zborów, Góra Kołoczek, czy Góra Apteka. Taki fakt należy uznać i zapisać... w odpowiedniej ustawie.

O faktach i pieniądzach dżentelmeni nie roz-mawiają, w takim razie porozmawiajmy o tychże dżentelmenach. W XIX wieku w Albionie, raczej przy szklaneczkach whisky niż herbaty, powstała idea zdobywania szczytów Alp, a także innych gór świata, z Himalajami włącznie. Brytyjczycy byli również pionierami sportowego alpinizmu. Bez przewodnika alpinista stanął w szranki z górą i sa-mym sobą. Można rzec, że wówczas narodziło się partnerstwo liny, o którym napisano tysiące mniej lub bardziej udanych książek, a które można sko-mentować mottem Wawrzyńca Żuławskiego „Nie zostawia się przyjaciela w górach, nawet choćby był już tylko zmarzniętą bryłą”.

Nie oznacza to jednak, że zniknęła rola przewod-nika. Osoby mniej doświadczone zawsze korzystały i nadal korzystają z usług przewodników. Nie ma w tym nic złego, o ile nazywa się rzeczy po imieniu. Na rynku europejskim funkcjonują dwie organi-zacje zrzeszające przewodników górskich: UIMLA oraz UIAGM. Pierwsi z nich zrzeszeni są w Polsce w Stowarzyszeniu Międzynarodowych Przewod-ników Górskich LIDER (SMPG). Zgodnie z infor-macjami pochodzącymi ze strony internetowej tej organizacji, przewodnicy UIMLA „nie mają prawa prowadzić po drogach wspinaczkowych skalnych i lodowych, czyli tam gdzie trzeba używać sprzę-tu wspinaczkowego”, a także nie mogą prowadzić „wycieczek w tereny górskie charakteryzujące się występowaniem lodowców (np. Mont Blanc, itp.), jak i wymagające technik wspinaczkowych (drogi wspinaczkowe, wysokogórskie o charak-

terze wspinaczkowym). W związku z tym posłu-giwanie się symbolami UIMLA w tych miejscach jest wykroczeniem przeciwko organizacji i może narazić na przykrości.” Jak jest w rzeczywistości? Wystarczy przejrzeć oferty zamieszczone na stro-nach internetowych członków tego stowarzyszenia. Choć, być może, w istocie wejścia na Mont Blanc odbywają się bez liny. Tylko gdzie w takim razie jest odpowiedzialność za klienta?

UIAGM w Polsce reprezentuje Polskie Stowa-rzyszenie Przewodników Wysokogórskich (PSPW), które zrzesza wysoko wykwalifikowanych fachow-ców z dużym doświadczeniem górskim, odbytymi szkoleniami i stażami. Ich kompetencje są bardzo wysokie, podobnie jak ceny oferowanego przez nich przewodnictwa. Jednakowoż wchodzenie na szczy-ty górskie nie jest potrzebą niezbędną do życia, a za wysoką jakość usług oraz luksus należy od-powiednio zapłacić.

Odpowiedzią na wysokie ceny jest tak zwana „wyprawa partnerska”. Cóż to za dziwo? Nic innego jak przewodnictwo, tylko w zakamuflowanej for-mie. Owszem, na takiej wyprawie stosunki bywają partnerskie, ale nie da się ukryć faktu, że istnieje tu relacja usługodawca – klient. Za odpowiednio niską cenę otrzymujemy tu odpowiednio niską jakość. Zdarza się, że rzemiosła górskiego uczą się tu zarówno usługobiorcy, jak i usługodawcy. Czym może się taka nauka skończyć świadczą wypadki na Uszbie, Matterhornie, czy Rysach.

Partnerstwo w prawdziwym tego słowa zna-czeniu jest wtedy, gdy Heniu i Stachu umówią się i pojadą załoić jakąś górę. Jednak, gdy Heniu za udział w wyjeździe płaci Stachowi, to mamy do czynienia z usługą. A ta może odbywać się zgodnie z prawem lub z jego pominięciem. Nieste-ty, czarnym przewodnictwem parają się nie tylko osoby niedoświadczone, ale także powszechnie znani pogromcy ścian i szczytów.

Aby obraz sprawy był pełny, należy opisać rów-nież proceder przewodnictwa wśród instruktorów PZA. Jeśli posiadają oni odpowiednie uprawnienia,

O górach oraz o tych, którzy na nich zarabiająBogusław Kowalski

Reklama Szkoleniehttp://pza.org.pl

Page 21: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

38TATERNIK 1•2009

Szkolenie

39TATERNIK 1•2009

Szkolenieprawo wymagać od swoich instruktorów, aby Was tego nauczyli.

Kolejna kwestia to instruktorzy szkolący w gó-rach. Prawo określa tę sprawę jasno – w górach szkolić mogą nie przewodnicy górscy, nie instruk-torzy wspinaczki sportowej, nie instruktorzy rekre-acji, ale tylko i wyłącznie instruktorzy wspinaczki wysokogórskiej. Jest to zawód regulowany, czyli taki, którego uprawianie uzależnione jest od speł-nienia odpowiednich wymogów (kursów, szkoleń, staży, egzaminów). Instruktorzy wspinaczki wy-sokogórskiej nie mają wyłączności na wiedzę, ale niech szewc robi buty, a krawiec szyje... In-struktorzy PZA dzięki kilkudziesięcioletniej trady-

cji szkoleniowej, a także dzięki selekcji, kursom, szkoleniom unifikacjom i stażom nabyli umiejęt-ność patrzenia na góry poprzez pryzmat możliwości kursanta oraz aktualnych warunków, jakie panują w danym rejonie. Doświadczenie uczy, że bezpraw-ne uzurpowanie roli szkoleniowca może zakończyć się tragicznie.

Na zakończenie zadam Wam, przyszli kursanci, klienci, czy najogólniej mówiąc – usługobiorcy, py-tanie. Czy pozostalibyście w fotelu dentystycznym wiedząc, że wiertło, które zbliża się do Waszego zęba, trzyma w ręku pasjonat – amator a nie wy-kwalifikowany stomatolog?

wszystko jest w porządku. Niestety, w wielu przy-padkach jest inaczej. Niektórzy zajmują się prze-wodnictwem pod przykrywką tak zwanych szkoleń alpejskich. Inni wprost informują o swojej ofercie, na sprzedaż której „nie mają papierów”. Zgrozą wieje, gdy instruktorzy (choć ta uwaga dotyczy wszystkich parających się czarnym przewodnic-twem) wprowadzają „na Blanka” po sześciu i wię-cej klientów. Ironizując, można by rzec, że tacy „przewodnicy” są lepsi od tych z UIAGM, w tym od lokalnej elity z ENSA. W końcu ci z papierami mogą wziąć ze sobą co najwyżej dwie osoby. Nikły uśmiech znika mi z ust, gdy wyobrażę sobie staty-stycznie nieunikniony wypadek. Jako przewodni-czący Komisji Szkolenia PZA zwracam się z apelem nie tylko do instruktorów PZA – uzupełnijcie swoje kompetencje, również formalne, zanim wydarzy się tragedia!

Rozważania moje nieuchronnie zmierzają do kwestii szkolenia wspinaczkowego. Co dzieje się na tym polu? Przykładem niech będą chociaż-by instruktorzy rekreacji szkolący na drogach nieubezpieczonych, choć ich znajomość z kośćmi czasem rozpoczęła się na... kursie instruktorskim. Taki sam zarzut można wyartykułować wobec wie-lu instruktorów sportu o specjalności wspinacz-ka sportowa. O metodyce pracy w takim terenie nie wspominam. Kolejne zastrzeżenie dotyczy nauki poruszania się na drogach wielowyciągo-wych. Konia z rzędem temu, kto wskaże taki kurs na stopień instruktora rekreacji, w którym w prak-tyce odbyły się zajęcia z zakresu pracy miejsca in-struktora oraz metodyki szkolenia na drogach dwu – i więcej wyciągowych... Myślę, że się nie pomylę jeśli zaryzykuję przypuszczenie, iż instruktorzy sportu również nie odbyli takiej praktyki. Mógł-bym tu rzucać gromy, ale poprzestanę na refleksjinad stanem wyobraźni instruktora wysyłającego kursanta na drogę, której nie opanował od stro-ny warsztatowej. Być może konsekwencje, jakie może ponieść kursant, nie są wystarczającym argumentem. Przypomnę jednak, że nad każdym z instruktorów, również nade mną, ciąży artykuł 160 Kodeksu Karnego („§ 1. Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega

karze pozbawienia wolności do lat 3. § 2. Jeże-li na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”). Oczywiście, można kontrargumentować, że wśród instruktorów rekreacji oraz sportu znajdują się wybitni wspinacze z pierwszych stron czasopism wspinaczkowych. Owszem, ale są również tacy, których kariera wspinaczkowa poza panelem ogra-nicza się do kursu instruktorskiego.

Aby być rzetelnym muszę również wrzucić ka-myk do własnego ogródka. Instruktorzy PZA, któ-rzy szyldem związku przyciągają do siebie klientów, a na kursy angażują instruktorów sportu i rekre-acji niemających stopni branżowych, świadomie wprowadzają w błąd odbiorców swojej oferty. To nie jest wyłącznie działanie wbrew interesom kadry szkoleniowej PZA. W moim przekonaniu o wiele bardziej szkodliwe i niebezpieczne jest zatrudnianie instruktorów nie mających nie tylko przygotowania metodycznego, ale także własnego doświadczenia wspinaczkowego, nie mówiąc już o przygotowa-niu do szkolenia na drogach nieubezpieczonych, o czym wspomniałem już wyżej. Wszystko to składa się więc na sprzedaż usługi niepełnowartościowej. Z tym problemem do mnie, jako Szefa Szkolenia PZA, zwróciło się wielu kolegów instruktorów. Dla-tego postuluję: właściciele szkół wspinaczkowych – jeśli reklamujecie swoją ofertę logiem instruktor PZA, rzeczywiście zatrudniajcie instruktorów PZA albo przestańcie „łowić kursantów na instruktor-ską blachę” i zrezygnujcie ze stopnia związkowego. Po prostu działajcie na własne konto, opierając się wyłącznie na uprawnieniach państwowych. Inne działania są nieuczciwe.

Zastanawiam się czym jest solidność w realizacji kursów wspinaczkowych w skałkach. Myślę tu wy-łącznie nad tymi, które prowadzą instruktorzy PZA. Ograniczę się do apelu. Drodzy potencjalni kur-sanci – kurs przygotowujący do szkolenia tatrzań-skiego ma określony program. Jego istotną częścią jest nabycie przez Was umiejętności asekurowania się w terenie nie ubezpieczonym. Z tego wynika, że ten temat nie może być wyłącznie wzmianko-wany. Po kursie powinniście umieć prawidłowo osadzać stopery, roksy, heksy, czy friendy. Macie

Z teki rysownika

http://pza.org.pl

Page 22: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

40TATERNIK 1•2009

Organizacyjne

41TATERNIK 1•2009

Jaskinie

Inicjatywie Środowisk Wspinaczkowych „Nasze Skały” stuknął roczek. To niewiele w porównaniu ze stażem amerykańskiego Access Fund czy nie-mieckiej IG Klettern (w tych krajach już ponad dwadzieścia lat temu zauważono potrzebę istnienia społecznej organizacji, reprezentującej wspinaczy), to również bardzo niewiele w porównaniu z ponad stuletnią tradycją wspinania skalnego w Polsce. Przypomnijmy: 11 października 1908 roku siedmiu taterników krakowskich (Ignacy Król, Jan Wacław Czerwiński, Jan Nowicki, Adam Kroebel, Teofil Ja-nikowski, Stanisław Drozdowski oraz najbardziej znany Janusz Chmielowski), pokonało dwie drogi skalne w Dolinie Mnikowskiej. To pierwszy udo-kumentowany przypadek wspinaczki skałkowej, traktowanej jako cel sam w sobie.

Dobrze się stało, że znalazł się ktoś daleko-wzroczny i dostrzegł konieczność zaistnienia w Pol-sce „Naszych Skał”. Szkoda, że tak późno, bo wiele skał mogło zostać bezpowrotnie straconych.

Od początku jestem dyrektorem operacyjnym Inicjatywy, wystawionym na pierwszą linię frontu trudnych negocjacji z „panem, wójtem i pleba-nem”. Od razu napiszę, że z tą ostatnią instancją rozmowy są najtrudniejsze – i dlatego nie możemy wspinać się w Tyńcu czy na Łaskawcu... ale wierzę, że to się zmieni.

Czy mam prawo wypowiadać się na temat skalnego wspinania w Polsce? Biorąc pod uwagę, że ze wspomnianych stu lat połowę chodzę po świe-cie, a ponad jedną trzecią wspinam się, chyba tak. Należę do pokolenia wspinaczkowego, które za-czynało się wspinać gdy wytyczenie drogi w skał-kach nie wymagało wielogodzinnego czyszczenia – wystarczał pomysł, mocna psycha, no i kolega asekurujący nowym produktem Bezalinu – liną podciągową – już nie sizalową... Nie było płotów, zakazów i nieporozumień z właścicielami skał.

Pamiętam, że gdy wprowadzono opłaty za wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego, wydawało mi się to końcem pewnej ery wspinania. W tym roku doczekaliśmy się opłat za wstęp do najpo-pularniejszego rejonu wspinaczkowego północnej Jury. Czy to kolejny koniec? Raczej znak czasu.

Nie chcę pisać o osiągnięciach i porażkach IŚW „Nasze Skały” – o tym możecie poczytać w regular-

nych podsumowaniach jej działalności. Chcę za to napisać, że „Na-sze Skały” dokonały rzeczy nieprawdopodobnej i wspaniałej – zjedno-czyły we wspólnym działaniu wszystkich, którym dobro wspinaczy nie jest obojętne. Gdy spojrzymy na skład Rady wyznaczającej cele i czuwającej nad pracą dyrektora „Naszych Skał” zrozumiemy, że to się musi udać – reprezentowane są różne podmioty, media, kierunki...

W akcjach organizowanych przez Inicjatywę spontanicznie biorą udział wolontariusze – przez miniony rok pomocy nie odmówił mi nikt, do kogo się o nią zwróciłem. Znakomicie układa się współ-praca z mediami związanymi ze wspinaniem – ich przedstawiciele są pełni poświęcenia i reagują na każdy sygnał wysłany w ich kierunku.

Naszym Skałom udaje się znaleźć sponsorów (z trudem, ale jednak), lecz największymi z nich jesteśmy my wszyscy – poprzez wpłaty swojego, swoich rodzin i znajomych „jednego procenta”. Myślę, że możemy być z siebie dumni.

Przed nami coraz więcej trudnych rozmów, za-mykania rejonów przez ich właścicieli, utrudnień w dostępie do skał. Wierzę, że nadal z większości z nich wyjdziemy „z tarczą”. Czego życzę wszystkim wspinaczom skalnym.

Włodek „Jacooś” PorębskiIŚW Nasze Skał[email protected] +48 662 149 400

Kolosy 2008Kolosa w kategorii „Eksploracja Jaskiń” otrzy-

mał Wielkopolski Klub Taternictwa Jaskinio-wego za wyprawy, które w 2008 roku doprowa-dziły eksplorację systemu Hochschartehoehlen w masywie Hoher Goell w Austrii do głębokości 1189 m. Jaskinia ta jednocześnie stała się naj-głębszą w całości wyeksplorowaną przez Polaków. Funkcję kierowników sprawowali kolejno: Marian Czepiel, (1989), Piotr Kaizik (1990-1996), Zbigniew Rysiecki (1997-1999, 2002-2006), Piotr Tambor (2000-2001) i w ostatnich dwóch latach Mateusz Golicz (Rudzki Klub Grotołazów). Od roku 1999 wyprawa organizowana jest przez WKTJ (w la-tach 1989-1998 przez Katowicki Klub Speleolo-giczny).

Wyróżnienia przyznano Speleoklubowi Tatrzań-skiemu za odkrycie i wyeksplorowanie do głębo-kości 295 m jaskini Siwy Kocioł w masywie Ma-łołączniaka w Tatrach Zachodnich oraz wyprawie Rapa Nui, kierowanej przez Andrzeja Ciszewskiego za wykonanie dokumentacji 320 jaskiń na Wyspie Wielkanocnej.

AlbaniaW okresie 15 – 31 sierpnia 2008 roku w Albanii

działała wyprawa zorganizowana przez Speleoklub Aven pod kierownictwem Mariusza Poloka. Wzięli w niej udział także grotołazi z Częstochowy, Dą-browy Górniczej, Łodzi i Warszawy. Terenem eks-ploracyjnym speleologów były jaskinie w Alpach Albańskich – Prokletijach. Ich plan zakładał:• dokończenie eksploracji AVL-9 oraz poznanie

zlokalizowanego powyżej jaskini, pomiędzy szczytami Maja e Grykave te Hapura i Maja e Qetes Arushes, kotła polodowcowego;

• poznanie drogi dojścia do zlokalizowanego pomiędzy Maja e Qetes Arushes a Maja e Pecmarres plateau;

• poznanie drogi dojścia do odkrytego dwa lata wcześniej górnego piętra doliny Gropa e Ru-pës. Niestety duża ilość śniegu w okolicach AVL-9

utrudniała działalność – udało się poznać 11 ja-skiń, w większości krótkich studzienek. Najwięk-sze perspektywy stwarza jaskinia AVL-19, w której grotołazi osiągnęli głębokość 45 m. Pozostałe dwa punkty programu zostały zrealizowane – dziesięć zlokalizowanych otworów umożliwi działanie w przyszłym roku.

DurmitorTrzecia wyprawa Katowickiego Klubu Speleolo-

gicznego i Tarnogórskiego Klubu Taternictwa Ja-skiniowego w masyw Durmitor zrealizowała plan – udało się pokonać magiczną granicę 200 metrów. W jaskini X1108 w dolinie Ledeni Do osiągnięto dno ogromnej sali, tuż u stóp wielkiego wodospa-du. Sala ma około 90x40 metrów, a jej wysokość wynosi 30 m. W tej chwili dno sali (-226 m) jest naj-głębszym punktem jaskini, jednak są już wyty-powane co najmniej dwa przodki eksploracyjne, które speleolodzy chcą zbadać w przyszłym roku. Równocześnie wytężone prace prowadzono w naj-głębszej jaskini Czarnogóry – Jamie Na Vjetrenim Brdima (-775 m). Głównym założeniem było zba-danie okien, które pozwoliłyby obejść syfon znaj-dujący się na głębokości -413 m lub odnaleźć zu-pełnie nowy ciąg jaskini. Póki co, seria wspinaczek nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, ponieważ wszystkie badane ciągi kontynuują się wyłącz-nie w górę. Stwierdzono natomiast, że możliwe jest podjęcie próby przenurkowania wspomnianego syfonu. Ponadto członkowie wyprawy podjęli się eksploracji kilkunastu nowych otworów znajdu-jących się w dolinie Ledeni Do. Niestety, żadna ze sprawdzanych jaskiń nie wydaje się być poszu-kiwaną drogą wgłąb masywu. Najgłębsza z nich, L0308, kończy się na głębokości -66 m sporych rozmiarów salą wypełnioną śniegiem.

DurrkarW okresie od 18 lipca do 29 sierpnia 2008 roku

w masywie Leoganger Steinberge działała wyprawa Krakowskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego. Celem ekspedycji była kontynuacja eksploracji Jaskini Tropika (Tropik Höhle) i Ćwiartki (Viertel Höhle). Efekt eksploracji to zmierzenie 1,5 kilome-trowych korytarzy i połączenie obu jaskiń w jeden system o łącznej długości ok. 3,2 km i deniwelacji 375 m. Równolegle prowadzono intensywną dzia-łalność powierzchniową, w trakcie której odkryto Jaskinię pod Paprotką (320 m długości, 129 m głębokości), pobliską Pumaschacht oraz spraw-dzono kilkadziesiąt otworów. Łączna długość wy-eksplorowanego terenu – ok. 2200 m.

Nasze Skały – okiem dyrektora operacyjnegoWłodzimierz Porębski

Organizacyjne Jaskiniehttp://pza.org.pl

Page 23: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

42TATERNIK 1•2009

Jaskinie

43TATERNIK 1•2009

JaskinieArabika

W sierpniu i wrześniu 2008 roku członkowie Sekcji Grotołazów Wrocław wzięli udział w Mię-dzynarodowej Wyprawie Speleologicznej „Arabika” w Kaukazie. W wyprawie wzięło udział 18 osób, w tym grotołazi z Polski, Białorusi i Rosji. Głównym celem była kontynuacja, rozpoczętej w 2005 roku, eksploracji jaskiń w masywie Arabika w zachod-nim Kaukazie, a zwłaszcza działalność w jaskini PL-1, odkrytej w roku 2006. W roku 2007 poznano kolejne jej partie i z braku czasu pozostawiono niezbadane ciągi. W tym czasie jaskinia została także pomierzona i skartowana. Działalność te-goroczna miała na celu sprawdzenie odkrytych w roku poprzednim studni, okien oraz meandrów w oparciu o założony pod ziemią biwak. Drugim celem tegorocznej wyprawy była jaskinia Bretska Kreposc. Grotołazi chcieli dotrzeć do syfonu koń-cowego, aby znaleźć jego obejście w sąsiadującym meandrze. Eksploracja jaskiń rozpoczęła się 15 sierpnia od poręczowania jaskiń PL-1 oraz Bretska Kreposc. Kierownikiem działalności w jaskini PL-1 był Michał Górski, który uczestniczył już w trzech wyprawach na Arabikę. Z uwagi na to, że PL-1 jest jaskinią odkrytą przez wrocławskich grotoła-zów i w całości eksplorowaną przez Polaków zde-cydowano, że działalność w niej stanowi priorytet tegorocznej działalności. W trakcie poprzedniej

wyprawy eksploracja tej jaskini osiągnęła znaczny progres, a tym razem udało się powiększyć głę-bokość studni do 130 m. Przeprowadzono dwie akcje biwakowe, z których pierwsza trwała trzy doby, a druga – pięć. Podczas biwaków skarto-wano poznane ciągi oraz prowadzono eksplorację zawaliska.

Z kolei w jaskini Bretska Kreposc odkryte ciągi połączyły się ze znanymi partiami jaskini; dotarto również do syfonu na dnie jaskini, niestety dalszą drogę blokowało zwalisko.

Rapa NuiW listopadzie i grudniu 2008 roku na Wy-

spie Wielkanocnej działała wyprawa „Rapa Nui 2008” pod kierownictwem Andrzeja Ciszewskiego. W jej trakcie zinwentaryzowano ponad trzysta ja-skiń wulkanicznych (od kilku do kilkuset metrów długości) – wiele z nich wraz ze stanowiskami ar-cheologicznymi. Kontynuowano prace rozpoczęte przez uczestników poprzednich poprzednich pol-skich wypraw. Działania grotołazów skoordyno-wane były z władzami wyspy i Parku Narodowego CONAF i koncentrowały się na trzech sektorach – Roiho, Poike, Vinapu. Obecnie opracowywany jest kilkujęzyczny inwentarz poznanych jaskiń Wyspy Wielkanocnej.

http://pza.org.pl

Page 24: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

44TATERNIK 1•2009

Jaskinie

45TATERNIK 1•2009

Jaskinie

IV Europejski Kongres Speleologiczny, Vercors 2008Ditta Kicińska

Motto kongresu: Za dwadzieścia lat bardziej bę-dziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj. Mark Twain

W dniach od 23 do 30 sierpnia 2008 odbył się w Lans-en-Vercors (masyw Vercors w pobli-żu Grenoble) we Francji IV Europejski Kongres Speleologiczny, zorganizowany przez Federację Speleologiczną Unii Europejskiej (Speleological

Federation of the European Union – FSUE) oraz Francuską Federację Speleologiczną (Fédération française de spéléologie). W trakcie kongresu od-było się walne zebranie, na którym podjęto nastę-pujące decyzje:– FSUE zmieniła nazwę na Europejską Fede-

rację Speleologiczną (European Speleological Federation, Fédération spéléologique euro-péenne, FSE),

– przeprowadzono wybory uzupełniające do władz. W wyniku rezygnacji ze swojej funkcji Jean-Claude Thiesa, nowym skarb-nikiem został Manuel Freire z Portugalii, zaś wicesekretarzem Aleksiej Żalow z Bułgarii. Przy swoich dotychczasowych funkcjach zo-stali: prezydent FSE – Juan Carlos Lopez oraz sekretarz generalny – Olivier Vidal z Francji. W kongresie wzięło udział 2050 grotołazów

z 37 krajów, w tym 10 osób z Polski (delegata-mi KTJ PZA byli Ditta Kicińska i Marcin Gala). Odbyło się prawie 2000 spotkań, pokazano 300 filmów, przed, w trakcie oraz po kongresie zare-jestrowano także ponad 2000 wejść do jaskiń. W trakcie kongresu przeprowadzono liczne sesje,

które dały bogaty przegląd szeroko rozumianej problematyki jaskiniowej i krasowej: geologiczna, paleontologiczna, biospeleologiczna, archeolo-giczna, medyczna, a także poświęcone kartografiii dokumentacji jaskiniowej, sztuce jaskiniowej, historii europejskiej speleologii, etyce, edukacji i nurkowaniu w jaskiniach. Pojawiła się również sesja dotycząca exospeleologii, czyli eksploracji ja-skiniowej na innych planetach. Bardzo dużo czasu organizatorzy przeznaczyli na sesje i obrady przy okrągłym stole związane z ochroną jaskiń i ob-szarów krasowych. Od kilku miesięcy przy FSE działa Komisja Ochrony Jaskiń (European Cave Protection Commission), pod przewodnictwem Christiane Grebe z Niemiec. Głównymi celami komisji są: działalność lobbingowa, prowadzą-ca do powstania regulacji związanych z ochroną jaskiń na poziomie Unii Europejskiej; powołanie międzynarodowej grupy specjalistów z różnych dziedzin, wspierających komisję; zapoczątkowanie kampanii informacyjnej i uświadamiającej, w ob-ręb której wchodzą programy edukacyjne na rzecz ochrony jaskiń i obszarów krasowych.

Dzięki przynależności KTJ PZA do FSE, Polacy mogą uczestniczyć w tworzeniu prawa dotyczącego ochrony jaskiń, które będzie obejmować wszystkie środowiska zajmujące się jaskiniami i obszara-mi krasowymi w Unii Europejskiej, bez względu na przynależność do FSE. Obrady i sesje Komisji Ochrony Jaskiń FSE ujawniły, że porównanie udo-stępnienia i ochrony jaskiń w różnych państwach jest kwestią problematyczną: ruch jaskiniowy bywa związany zarówno z nauką, turystyką i re-kreacją, jak i ze sportem; jaskinie nie wszędzie objęte są ustawowo ochroną, a tam gdzie są, prawo to nie jest respektowane; udostępnianie jaskiń tzw. nieturystycznych związane jest z posiadaniem uprawnień lub specjalnego zezwolenia (większość państw, zwłaszcza parki narodowe).

Rozszerzone posiedzenie KTJ PZA

W dniu 11 października 2008 odbyło się w Podle-sicach rozszerzone posiedzenie KTJ PZA, w którym udział wzięli również przedstawiciele klubów jaski-

niowych oraz kierownicy wypraw. Głównymi tema-tami były: sprawozdanie z bieżących prac KTJ oraz podsumowanie działań podjętych w 2008 roku, odczytanie złożonych wstępnych wniosków do bu-dżetu, przedstawienie preliminarza szkoleń na rok 2009, omówienie przebiegu pierwszego etapu szko-lenia instruktorów taternictwa jaskiniowego oraz dyskusja i głosowanie nad projektem „Regulaminu dofinansowywania wypraw przez KTJ”. Z tematówtatrzańskich omówiono działania podjęte w ra-mach projektu inwentaryzacji i monitoringu jaskiń tatrzańskich, a także – w odniesieniu do zdarzeń sezonu letniego – problem pozostawiania śmieci w jaskiniach oraz rejonach przyotworowych. KTJ poinformowała o złożeniu do TPN pisma w sprawie zmiany listy jaskiń wnioskowanych do udostępnie-nia – w zakresie rezygnacji z Jaskini Małej i Jaskini Bandzioch Kominiarski, jednocześnie składając wniosek o udostępnienie następujących jaskiń: Szczeliny Chochołowskiej, Zośki Zagonnej, Szarej Studni, Niebieskiej Studni, Studni w Kazalnicy – jaskiń, w których została przeprowadzona inwen-taryzacja aktualnego stanu przyrodniczego.

Deklaracja europejska WD 66

W dniach 11–12 listopada 2008 odbyła się w Parlamencie Europejskim konferencja praso-wa zorganizowana przez Europejską Federację Speleologiczną (FSE), której głównym celem było zachęcenie europarlamentarzystów do podpisania deklaracji WD 66, wzywającej do powstania prawa bądź dyrektywy, dotyczącej ochrony jaskiń, jako dziedzictwa kultury, przyrody i środowiska natu-ralnego. Jesienna kampania trwała do 4 grudnia 2008, pod deklaracją podpisało się tylko 140 po-słów (niezbędne minimum to 393), tak więc Ko-misję Ochrony Jaskiń FSE wraz z organizacjami speleologicznymi czeka jeszcze dużo pracy, zanim powstanie ogólnoeuropejskie prawo chroniące ja-skinie i obszary krasowe.

Na podstawie serwisu www.pza.org.pl

Jaskinie Jaskiniehttp://pza.org.pl

Page 25: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

46TATERNIK 1•2009

Pożegnania

47TATERNIK 1•2009

PożegnaniaPiotr Morawski (1976-2009)

Piotr Morawski uro-dził się 27 grudnia 1976 roku. Zaczął wspinać się w 1996 roku, szybko jego pa-sją stało się wspinanie zimowe. W 2001 roku

po raz pierwszy pojechał na wyprawę w góry wy-sokie razem z członkami Klubu Wysokogórskiego w Warszawie. Ich celem był szczyt Chan Tengri (6995 m) na granicy Kirgizji i Kazachstanu. Rok później zdobył Pik Pobiedy (7439 m). Kolejny rok to uczestnictwo w wyprawie zimowej Netia K2 (8611 m). Pomimo, iż nie był w głównym składzie wyprawy, udało mu się wraz z Denisem Urubko założyć obóz IV na wysokości 7650 m. Jest to do tej pory najwyższy punkt do którego dotarł człowiek zimą na tej drugiej co do wysokości górze świata. W roku 2004 dokonał pierwszego przejścia zimo-wego południowej ściany Shisha Pangma (8027 m), a w kolejnym roku wraz z Simone Moro stanęli na szczycie tego ośmiotysięcznika jako pierwsi ludzie zimą. Warto przypomnieć, że do tamtego momentu na 14 ośmiotysięczników tylko 7 zostało zdobytych zimą – wszystkie przez Polaków. Dopiero Simone Moro z Denisem Urubko przełamali ten trend zdobywając Makalu (8485 m). W 2005 roku Piotr Morawski przeszedł również drogę Bonning-tona na południowej ścianie Annapurny (8091 m), bez wejścia na szczyt.

Kolejne lata to czas coraz bardziej ambitnych przejść, coraz trudniejszych powtórzeń oraz nowych dróg. W 2006 roku Piotr Morawski wraz z Piotrem Pustelnikiem oraz Peterem Hamorem brali udział w wyprawie „Tryptyk Himalajski”. Zespół chciał – w ramach aklimatyzacji – wejść na Cho Oyu (8202 m), a następnie zdobyć Annapurnę (8091 m) wschodnią granią oraz Broad Peak (8067 m) pół-nocno-wschodnią granią. W trakcie realizacji tego projektu Piotr Morawski zdobył Cho Oyu, Broad Peak oraz przeszedł wschodnią grań Annapurny do wierzchołka południowego (8010 m). Z dalszej części wspinaczki i zdobycia szczytu himalaiści zrezygnowali po podjęciu decyzji o ratowaniu życia tybetańskiego himalaisty Lou Tse.

W roku 2007 Piotr Morawski zorganizował wy-prawę na K2, w czasie której przeszedł drogę Cese-na zawracając z wysokości 8000 m. Również w tym roku zdobył Nanga Parbat (8126 m).

Rok 2008 to powrót do projektu „Tryptyk Hima-lajski”. W czasie realizowania „Tryptyku – Reakty-wacji”, w ramach aklimatyzacji przed Annapurną Piotr Morawski wszedł na Ama Dablam (6828 m). Następnie na Annapurnie razem z Piotrem Pu-stelnikiem, Darkiem Załuskim i Peterem Hamo-rem pokonał ścianę północno-zachodnią drogą Gabbarou, niestety z powodu niesprzyjających warunków pogodowych nie udało im się zdobyć wierzchołka. Również w ramach tryptyku hima-laiści zamierzali przejść trawers Gasherbrumów, który do tej pory nie został pokonany. Trawerso-wanie Gasherbrumów zakończyło się pierwszym powtórzeniem drogi hiszpańskiej w stylu alpejskim na Gasherbrumie I (8080 m) oraz wejściem w stylu alpejskim w trzy dni na Gasherbrum II (8034 m) razem z Peterem Hamorem.

Rok 2009 to kolejne wyzwania – w planach była nowa droga na Manaslu (8156 m) na zachodniej ścianie. Jako aklimatyzacje wybrano Dhaulagiri (8167 m) drogą normalną lub ścianą północno-za-chodnią (drogą japońską). Niestety tych planów nie udało się zrealizować...

Piotr Morawski na co dzień pracował jako adiunkt na Wydziale Chemicznym Politechni-ki Warszawskiej w Zakładzie Chemii Fizycznej. Na początku 2005 roku obronił pracę doktorską zatytułowaną: „Wpływ kształtu, wielkości i po-larności cząsteczek na równowagi fazowe. Wpływ wysokiego ciśnienia do 1,5 GPa”. W kręgu jego zainteresowania była termodynamika, równowagi fazowe, matematyka i informatyka.

Od 2007 roku pełnił funkcję wiceprezesa Pol-skiego Związku Alpinizmu, a od lutego 2009 roku był przewodniczącym Komisji Bezpieczeństwa PZA. Często publikował w „Taterniku” oraz w innych czasopismach związanych z górami, ilustrując swoje artykuły i felietony pięknymi zdjęciami.

Wypadek miał miejsce podczas wspinacz-ki na Dhaulagiri (8167 m). Szczelina do której wpadł Piotr znajdowała się 80 m poniżej I obozu, na wysokości 5760 m i miała 20 metrów głęboko-ści. Piotr Morawski, zgodnie ze swoją wolą, został pochowany w Himalajach.

Wykaz ważniejszych wypraw:2008

• Gasherbrum II (8035 m) – droga normalna;• Gasherbrum I (8068 m) – trawers i droga

hiszpańska;• Annapurna (8091 m) – ściana północno-za-

chodnia, droga Gabbarrou;Ama Dablam (6859 m) – droga normalna;

2007• K2 (8611 m) – ściana zachodnia oraz droga

Česena;• Nanga Parbat (8125 m) – ściana Diamir,

droga Kinshofera;2006

• Broad Peak (8046 m) – Tryptyk Himalajski III, droga normalna;

• Annapurna (8091 m) – Tryptyk Himalajski II, grań wschodnia;

• Cho Oyu (8201 m) – Tryptyk Himalajski I, droga normalna;2005

• Annapurna (8091 m) – ściana południowa, droga Bonningtona;

• Shisha Pangma (8027 m) – pierwsze wejście zimowe, droga jugosłowiańska;2004

• Shisha Pangma (8027 m) – pierwsze przejście zimowe południowej ściany, droga hiszpań-ska;2003

• K2 (8611 m) – Netia K2 wyprawa zimowa, filarpółnocny;2002Pik Pobiedy (7439 m) – droga normalna;2001Chan Tengri (6995 m) – droga normalna.

Wykaz przejść świadczy o tym, jak świetnym himalaistą był Piotr Morawski. Ale wykaz ten był-by niepełny bez dodania, że był również wspa-niałym kolegą. Ludzie, którzy się z nim zetknęli, zawsze powtarzali, jak pełnym humoru, skrom-ności i ciekawości świata był człowiekiem. W jed-nym ze swoich felietonów napisał: „Wspinam się nie tylko dla samej skały, czy lodu i dla samego wspinania. Dla mnie to także podróże, poznawa-nie ludzi, życie w namiocie, walka ze śniegiem i wiatrem. Przepiękne widoki, kiedy człowiek wisi w środku ściany, a pod nim znajduje się kilkaset metrów, czy kilka kilometrów powietrza. Kiedy jestem w górach nie istnieje świat zewnętrzny, zgiełk i pośpiech Jest tylko natura i życie razem z jej rytmem. Ktoś może powiedzieć, że to tylko mój wymysł, bo przed życiem się nie ucieknie. Zależy kto co nazywa życiem. Ledwie wrócę do domu, już tęsknię do kolejnych przygód. Jak to kiedyś powiedział mój znajomy: na początku twoje życie toczy się normalnie, czasem przerywasz je wypra-wami; potem twoje wyprawy toczą się normalnie i czasem przerywasz je życiem.”

Czasem też życie zbyt szybko przerywane jest przez śmierć...

Jagoda Adamczyk-Ceranka

Krzysztof Pankiewicz (1951-2009)

Krzysztof Pankie-wicz, czołowy polski taternik, alpinista i himalaista, urodził się 29 września 1951 r. w Łodzi. Z wykształce-nia był doktorem nauk

farmaceutycznych, ostatnio prowadził działalność gospodarczą. Wspinać zaczął się w 1971 r. i szybko dołączył do czołówki taternickiej. Specjalizował się w szybkich przejściach najpoważniejszych dróg. Miał wiele znakomitych osiągnięć tatrzańskich, wśród nich wyróżniają się:• I zimowe przejście Kantu Filara Kazalnicy

Mięguszowieckiej (1974);• I przejście Superścieku na ścianie Kotła Ka-

zalnicy (1973);• Nowa droga Szewska pasja na wschodniej

ścianie Młynarczyka (1975);• Nowa droga 2+1 na wschodniej ścianie Mni-

cha (1988);• I przejście łańcuchówki Expander (4 x Spręży-

na na ścianach Małego Młynarza, Kotła Kazal-nicy, Mnicha i Kościelca, w 17 godz., 1989);

W Kaukazie zrobił m.in. I polskie przejście drogi Popowa na pn. ścianie Tiu-tiu-baszi (1981), w Alpach ma wiele znaczących dokonań:

• I polskie przejście drogi Harlina na południo-wej ścianie Aiguille du Fou (1974);

• I przejście zimowe drogi Comiciego na północ-no-zachodniej ścianie Civetty (1979);

• Droga Directe Americaine na zachodniej ścia-nie Petit Dru (w jeden dzień do wierzchołka, 1983);

• I polskie przejście zimowe kuluaru Modica--Noury na Mont Blanc du Tacul (1988).

Brał udział w wielu wyprawach w góry wysokie:• 1978 – Pik Korżeniewskiej (7105m) i Pik

Kommunizma (w 2 i pół dnia z bazy do bazy, 7495 m);

• 1980 – Udział w wyprawie na Annapurnę II (7937 m). Szczytu nie osiągnięto, jednak Krzysztof dokonał I wejścia od południa na przełęcz 7200 m między Annapurną II i Annapurną IV (7425 m);

• 1982 – Udział w polsko-meksykańskiej wypra-wie na K2 (8611 m). Na nowej drodze północ-no-zachodnią granią dotarł do ok. 8000 m;

http://pza.org.pl

Page 26: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

48TATERNIK 1•2009

Pożegnania• 1984 – Udział w wyprawie na Manaslu

(8156 m). Na nowej drodze od lodowca Pungen dotarł do 7400 m;

• 1985/86 – Zastępca kierownika zimowej wyprawy na Kangchendzöngę, która dokonała I wejścia zimowego, osiągnął 7600 m;

• 1986 – Kierownik międzynarodowej wypra-wy na Makalu (8485 m, osiągnął 7700 m – na szczyt weszli Krzysztof Wielicki i Marcel Ruedi;

• 1987 – Próba wejścia w stylu alpejskim na Manaslu środkiem południowej ściany (z Ludwikiem Wilczyńskim, dotarli do ok. 6800 m);

• 1992 – Zastępca kierownika międzynarodo-wej wyprawy na Manaslu (dotarł do 7200 m, na szczycie 4 os.);

• 1992 – Ama Dablam (6828 m), wejście non-stop w 12 godz.;

• 1996/97 – Udział w zimowej wyprawie Andrzeja Zawady na Nanga Parbat (8126 m, osiągnął 7600 m).Krzysztof Pankiewicz jako jeden z nielicznych

wspinaczy na każdym polu działalności wspi-naczkowej – od skałek do himalajskiej zimy, sta-rał się nietuzinkowo zaznaczyć swoją obecność.

Na przełomie lat 70. i 80. był wielokrotnym Mi-strzem Polski we wspinaczce na czas (wówczas była to jedyna forma zawodów wspinaczkowych). Zwyciężał również w na zawodach w Bułgarii, Czechosłowacji i na Węgrzech. Również w skał-kach, szczególnie Północnej Jury, przeszedł jako pierwszy z dolną asekuracją kilka symboli Podlesic i Rzędkowic – Jembasówka, czy Blood Sweet and Tears – to drogi, które zna każdy wspinający się w tych rejonach.

Krzysztof dużo publikował w „Taterniku” – ar-tykuły, sprawozdania z wyjazdów i notki. Działał w Komisji Sportowej Polskiego Związku Alpini-zmu i przez kilka kadencji był prezesem Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego. Za osiągnięcia górskie był odznaczony srebrnym medalem „Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe”.

Zmarł 6 maja 2009 r. w łódzkim szpitalu, w wy-niku wypadku jakiego doznał w dniu 29 kwietnia 2009. Przez tydzień był utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej i lekarze początkowo dawali pewne nadzieje. Jednak obrażenia mózgu okazały się zbyt poważne.

Janusz Kurczab

Magazyn Informacyjny Polskiego Związku Alpinizmu

Nr 1/2009 (321) Rok 83, ISSN 0137-8155

Redaktor naczelny: Jagoda Adamczyk-Cerankaul. Dalemińska 6c/16a, 61-614 Poznańtel. +48 501 109 922 e-mail: [email protected] graficzne i skład:Wojciech Rolińskiul. Modrzewiowa 2, 62-070 Dąbrówkatel. +48 601 098 211 e-mail: [email protected] i dystrybucja: Antykwariat Górski „Filar” H. Rączkaul. Alabastrowa 98, 25-753 Kielcetel. +48 41 345 62 19, +48 502 397 162e-mail: [email protected]

Uczestnicy kursu tatrzańskiego w Betlejemce na Galerii Gankowej.Na drugim planie masyw Wysokiej. Fot. B. Jankowski

Contents:From the Editors 1

Broad Peak – interview with Artur Hajzer 2

Summary (J. Radziejowski) 16

“Rąbaniska” 19

Accidents in the Tatra Mountains (A. Marasek) 24

High Mountain Ski 25

Story: “Finely knitted plot” 29

“What is the endurance of the intensive used rope?” 34

The mountains, and the people who make money on them (B. Kowalski) 37

From graphic designer’s portfolio (P. Albrecht) 39

Our Rocks (W. Porębski) 40

Summary of caving activities 41

The last Good Bye 46

Pożegnania http://pza.org.pl

Page 27: Taternik 1 2009 - Polski Związek Alpinizmupza.org.pl/download/taternik/316376.pdf · Od redakcji. 8 kwietnia. Spaceru-ję po łące, ciesząc się tym, ze przyroda bu-dzi się do

http://pza.org.pl