Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

24

description

Drugi tom bestsellerowego cyklu Takeshi. Pierwsza dama polskiej fantastyki Maja Lidia Kossakowska powraca do świata, gdzie pierwotne czary mieszają się z wyrafinowaną technologią. Na dokładkę serwuje pikantne danie z magii voodoo przyprawione zstępującymi na ziemię demonami.

Transcript of Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

Page 1: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment
Page 2: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment
Page 3: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

Lublin 2015

Taniec Tygrysa

Page 4: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

SpiS cyklu:

Takeshi. Cień Śmierci Takeshi 2. Taniec Tygrysa

Page 5: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

Fumiko i księżyc

Noc była czarna i pusta. Taka sama mrocz-na nicość wypełniała duszę damy Fumiko. Na niebie wisiał obojętny księżyc. Biały,

fosforyczny. W kolorze śmierci. Jasne promienie pełni wszystkiemu nadawały tę barwę. Kości. Śnie-gu. Mgły. Rozpadu i martwoty.

Wysłanniczka Uśpionej Wierzby nie rozpacza-ła. Po prostu istniała pośród tej zimnej, samotnej nocy.

Musiała podjąć decyzję. Ważną decyzję. Naj-ważniejszą w życiu.

I patrząc w tarczę księżyca, podjęła ją. Nie mogła dysponować swobodnie swoją osobą.

Gdyby odeszła, podążając za Takeshim, zdradziła-by Zakon. A przecież należała do niego. Była jego

Page 6: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

częścią. Gałęzią Uśpionej Wierzby. Gałąź oderwa-na od pnia umiera. Okaleczając drzewo.

Zacisnęła usta. Tak, zostanie. To będzie jej kara i pokuta. Skupi się na pracy. Na pracy i niczym więcej.

Bo przecież taką ma naturę. Czyż nie? Białą pełnię zastąpił biały świt, gdy pani Fu-

miko powróciła do obowiązków. Będzie służyć Omurze, zrobi wszystko, czego

oczekują mistrzowie, odda im na zawsze całą du-szę i serce, wierna aż do śmierci.

Ponieważ nic innego jej nie pozostało, prawda?

Rei odszedł z domu pana Omury nieżegnany przez nikogo. Blask, ukryty w podróżnym kiju, ciążył mu bardziej niż najgorszy dług karmiczny.

Przed opuszczeniem rezydencji wędrowny mnich przejrzał skromny dobytek przyjaciela, lecz nie znalazł tam niczego, co mogłoby stanowić pa-miątkę po Takeshim. Oprócz miecza oczywiście. Nie łudził się, że kiedykolwiek odda go właścicielowi. Nić życia pękła. Człowiek zwany niegdyś Cieniem Śmierci wkroczył między szprychy odwiecznego koła przemian. Lecz z pewnością pragnął, aby jego broń potraktowano z szacunkiem i należną miłością.

Rei zamierzał złożyć Blask w odległej, górskiej świątyni jako pewnego rodzaju relikwię po zmar-łym przyjacielu. To miejsce promieniowało mocą i spokojem. Kami miecza będzie tam mogło od-poczywać wsłuchane w ciszę, póki świat nie do-biegnie kresu.

6 M aja Lidia Kossakowsk a

Page 7: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

Spokój. Wędrowny mnich bardzo tego pragnął, lecz

w jego duszy wył teraz wicher i szalała zawieru-cha. Rei spróbował recytować święte sutry, ale po-wtarzanie mistycznych tekstów w stanie niemalże szaleństwa z rozpaczy i poczucia winy okazało się zbyt bliskie świętokradztwu.

Szedł więc przed siebie, w milczeniu, stary, pusty i skurczony w środku, niczym wyschnię-ty orzech. Czuł się tak, jakby stracił bliźniaczego brata. Połowę serca. Światło słońca.

Jeszcze nigdy nie był taki samotny. Podążał za swym przeznaczeniem, spowity cie-

niem, a był to ciemny, gęsty i tchnący chłodem cień śmierci.

Ranek rozbudził się już całkowicie. Ptaki dnia nawoływały się śpiewnie, jasne plamy blasku po-łyskiwały na ścieżce niby rozsypane przypadkiem złote monety.

Pogrążony w ciężkich, ołowianych myślach, Rei z początku nie zwrócił uwagi na dziwne drgnienie w umyśle. Nie uczucie, raczej ślad uczucia. Słaby odblask dawnej więzi. Szept. Muśnięcie świado-mości. Przebudzenie, które natychmiast zmieniło się w zamieranie.

Takeshi! – pomyślał, głęboko zaskoczony. Zatrzymał się, zamknął oczy i wsłuchał w we-

wnętrzny głos. Ale to była tylko mglista, odległa nieobecność. Wtedy zrozumiał, a serce ścisnęło mu się z żalu

i grozy. Ten dziwny przebłysk, chwilowy powrót ze-

rwanego kontaktu, mógł oznaczać tylko jedno. Jego

Fumiko i k sięż yc 7

Page 8: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

przyjaciel, jego brat, jego towarzysz z Czarnej Wody nie zaznał spokoju po śmierci. Rei znał go dosko-nale, wiedział, że w gruncie rzeczy Takeshi był dobrym człowiekiem o czystej duszy, choć jego karmę plamiło wiele krwawych uczynków. Ży-wił nadzieję, że jasność przeważy, a koło wcieleń okaże się łaskawe dla tego, któremu nadano prze-zwisko Cień. Łudził się jednak.

Takeshi nie oblecze kolejnego ludzkiego ciała. Odradza się właśnie jako Ashura, wojowniczy de-mon, który będzie nieustannie ginął i powstawał z martwych tylko po to, żeby znów stawać do walki.

A Rei, właśnie Rei, nie kto inny, przyczynił się do tego, że przyjaciel przedwcześnie zboczył ze ścieżki swych dni i nie miał czasu świątobli-wym życiem zasłużyć sobie na szansę oczyszcze-nia karmy.

Pusty orzech pękł, jakby został przypadkiem nadepnięty i zdruzgotany. Rei upadł na ziemię, zła-many rozpaczą.

Oto, jak się przysłużył człowiekowi, który wie-lokrotnie uratował mu życie. Z powodu swoich ża-łosnych, szalonych przeczuć strącił go w otchłań piekła.

Niebo, które zdawało się przypominać chłod-ne, niebieskie oko, ze zdziwieniem przypatrywało się wędrownemu mnichowi, skulonemu na skraju drogi i szlochającemu jak zagubione dziecko.

8 M aja Lidia Kossakowsk a

Page 9: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

Oczami psa

Rzeka była rozległa, szara, szeroka niczym pas od kimona. Rozlewała swoje wody za-maszyście, wcinając się głęboko w mulisty

brzeg, świadoma własnej potęgi. Wydawała się gę-sta od niesionego nurtem błota, ale parła ostro do przodu, uparta i silna jak wodny wół.

Po jej powierzchni krążyły liczne barki, moto-rówki i prymitywne tratwy, podobne do rojących się owadów. Śmierdziało przepaloną biomasą, ry-bami i zgnilizną.

A samym środkiem koryta, niby bestie z pod-wodnych krain, płynęły ciężkie, ciemne, ogromne pnie grotników cibolijskich, najdroższego, najwy-trzymalszego drzewa, jakie znał świat. Oślizgłe,

Page 10: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

mokre, czarne bogactwo Antilii, wydarte prosto z trzewi dżungli.

Zmordowani, brudni, spoceni flisacy walczyli z opornymi tramami, tak wielkimi, że przy nich ludzie wydawali się mali jak zapałki. Od świtu starali się zakotwiczyć partię drewna przy tymcza-sowej zaporze, zbudowanej w odnodze rzeki, żeby ocenić, przejrzeć i posortować towar. Wieczorne słońce barwiło już niebo na czerwono, a im daleko jeszcze było do końca pracy. Obłe, ostro zakończo-ne pnie grotników zdawały się świadomie stawiać opór. Nie poddawały się, nawet powalone, martwe już, odbywające ostatnią podróż do stolicy kraju. Nawet drobny błąd mógł się skończyć dla robot-ników zmiażdżeniem. Pracowali więc starannie, uważnie, mimo zmęczenia, choć na brzegu kusiły światła rybackiej osady, muzyka dobiegająca z ta-werny i zapach smażonego mięsa.

Wioska była brzydka. Rozrzucone wzdłuż rzeki baraki, magazyn z blachy, który służył aktualnie za sklep, byle jak sklecone domki z tarasami pod-trzymywanymi przez pale wbite w muliste dno i jedna wielka, krzywa knajpa, a właściwie wia-ta z wyszynkiem, pochylona nad wodą, ubrana w strzechę liści niczym niechlujną spódnicę.

Klienci tawerny, rybacy, flisacy i kabokle, ha-łaśliwi, podpici, z oczami błyszczącymi jak nocne niebo, szukali zapomnienia w tutejszym trunku, ukochanej sancta aqua, pędzonej z trzciny i szcze-gólnego gatunku liany, zawierającej łagodnie halu-cynogenne alkaloidy. Wieczór był parny i gorący. Muzyka z gospody, wesoła, wrzaskliwa i tandet-

10 M aja Lidia Kossakowsk a

Page 11: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

na, wydawała się unosić nad osadą niczym para, zagłuszając tajemnicze, dzikie odgłosy nocnego lasu. Mężczyźni śmiali się i pili, kobiety tańczy-ły, klaskały i też nie wylewały za kołnierz. Wszę-dzie kręciły się półnagie dzieciaki, podkarmiające ukradzionymi ze stołu kęsami domowe bicho, małe wodne drapieżniki, trzymane w gospodarstwach i wytresowane, żeby napędzały ryby do sieci. Pod barem i tarasem knajpy przechadzały się szukające okruchów kurczaki, okrągłe, nastroszone głucho-loty, hodowane dla smacznego mięsa, oraz jama, błękitnosrebrne jaszczurki, długie jak ludzka noga.

Na ruszcie skwierczało leśne mięso, czyli to, co udało się upolować dzisiaj w dżungli.

Czy w podobnym zamieszaniu ktoś mógł zwró-cić uwagę na sporego, białego psa w brązowe łaty, który leżał w cieniu pod barakiem? Jasne, że nie. Kundel jak kundel. Zawsze się jakieś kręcą przy ludziach.

Ale pies obserwował wszystko. Nazywał się Shibu i przybył dawno temu z Wa-

kuni. Mimo że tęsknił za domem, nie spodziewał się tam szybko powrócić. Miał do wykonania misję.

To właśnie ona zaprowadziła go tutaj, na skraj cibolijskiej dżungli. Jeszcze dzisiejszej nocy ruszy dalej, w głąb tropikalnego lasu. A na razie pospa-ceruje i przyjrzy się wszystkiemu uważnie. Poważ-nymi, brązowymi ślepiami psa.

Oczami szpiega. Robotnicy upijali się, śpiewali, rozrabiali, kłó-

cili, kochali z kobietami, aż w końcu kładli spać, a Shibu oceniał ich liczbę, wydajność pracy, jakość

Oczami psa 1 1

Page 12: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

spławianego drewna, jego cenę, stan sprzętu, za-możność wioski i panujące nastroje polityczne.

Wreszcie, gdy ciemność stała się równie nie-przenikniona i rozległa jak dżungla, zdecydował, że czas wyruszyć w drogę.

Ptaki nocy nawoływały się rzewnie, a łaciaty pies biegł niezmordowanie na zachód, w samo ser-ce kontynentu.

Nikt nie zauważył jego odejścia.

Ksiądz Pedro Juan bał się. Bał jak nigdy w życiu. Był tylko zwykłym, prostym człowiekiem i ni-

gdy nie marzył o palmie męczeństwa. Jedyne, czego pragnął, to zrobić w życiu coś dobrego. Pożytecz-nego. Przyczynić się choć odrobinę do zwycięstwa Światła. Na chwałę Pana.

Dlatego wiele lat temu założył ochronkę dla dzieci i skromny punkt opatrunkowy, które roz-rosły się dzięki jego ciężkiej pracy i niezmordowa-nej walce o fundusze w sierociniec z prawdziwe-go zdarzenia oraz niewielki szpital. Dzieło życia prowincjonalnego klechy.

Nic, naprawdę nic wielkiego. Nie prowadził żad-nej fundacji, nie dorobił się pieniędzy. Przedsię-wzięcie nieustannie kolebało się na granicy upad-ku. Pedro Juan był w stanie zapewnić dzieciakom naprawdę najskromniejsze warunki. Garstkę gru-bej kaszy, parę bulw rzepy tęgoskórej, czasem, od święta, trochę leśnego mięsa, dzięki uprzejmości jakiegoś poczciwego myśliwego. Łachman na grzbiet i hamak w zbiorowej sali.

1 2 M aja Lidia Kossakowsk a

Page 13: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

A jednak jego działalność zwróciła czyjąś bacz-ną uwagę.

Znalazł się ktoś, kto uznał, że biedny ksiądz sypia na sienniku wypchanym forsą.

Pedro Juan gapił się pustym, szklanym wzrokiem na szeroką, bezczelną twarz napastnika i wciąż nie mógł uwierzyć, że to nie halucynacje. Starał się z całego serca pojąć, co mówią te wydatne, bru-talne w wyrazie usta, ale nie potrafił.

Pewnie coś złego. Pewnie niebezpiecznego. Ale jakim cudem? Kogo, na miłosierdzie boskie, może skusić sku-

pisko trzech krzywych chałup, zbudowanych z de-sek, nieokorowanych pni, suchych liści baldachii i różnych odpadów tartacznych, albo maleńki ba-raczek szpitalny?

Tych ludzi widać mogło. Było ich ośmiu, uzbrojonych głównie w noże

i maczety. Tylko szef bandy, comandante, miał w rę-kach stary, rozklekotany sztucer, którym potrzą-sał teraz groźnie tuż przed pobladłym obliczem księdza.

– Gdzie kasa? Gadaj, tłusta, kościelna świnio! Gadaj zaraz albo cię rozwalę!

Pedro był niski i chudy jak drzazga, a teraz sku-lił się jeszcze bardziej w sobie, jakby chciał się schować w połach własnej sutanny.

Zamrugał nerwowo. Przerażenie całkiem ode-brało mu rozum i zupełnie nie wiedział, o co cho-dzi mężczyźnie ze sztucerem.

– Kasa? – wyjąkał. – Nie mam kasy. To nie sklep, señor.

Błyskawiczny cios kolbą powalił go na ziemię.

Oczami psa 1 3

Page 14: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

– Ty szczurzy wypierdku! Będziesz się ze mnie wyśmiewał?! Ja cię, kurwa, nauczę szacunku! Wstań! Wstań, szmato, kiedy do ciebie mówię!

Nieszczęsny ksiądz, wciąż oszołomiony po ude-rzeniu w głowę, niemrawo gramolił się z ziemi, gdy potężny kopniak znów rozciągnął go na klepisku. Palma męczeństwa wydawała się tak bliska, że słyszał pod czaszką szum jej złotych liści.

– Rozwalić to gówno! – wrzeszczał tymczasem comandante, wskazując bronią na budynki siero-cińca. – Szukać kasy i lasek! Ale już!

W skulonego, obolałego księdza uderzył nagle straszliwy grom zrozumienia. Przebłysk nieopi-sanej grozy.

Dziewczynki! – pomyślał. Boże Przenajświęt-szy! Ratuj dziewczynki! Nie pozwól, żeby spotkał je taki straszny los!

Chciał poderwać się na kolana, prosić, zakli-nać, lecz zdołał jedynie dźwignąć się na czworaki.

– Señor! Señor! Litości, błagam! – jęczał, ale przy-wódca szajki tylko splunął mu pogardliwie w twarz.

Bandyci już miotali się po podwórzu niczym banda wściekłych lisów.

Pedro Juan mógł tylko patrzeć na to oczami roz-szerzonymi ze zgrozy. Dopiero teraz spostrzegł, że w rogu werandy, jak na tratwie ratunkowej, która nigdy nie odpłynie, cały czas stoi grupka młod-szych dzieci, skupionych wokół półżywej ze stra-chu staruszki, siostry Adelii.

– Módlcie się! – zawołał. – Módlcie! Śpiewajcie! Bo to pewnie nasza ostatnia godzina, dodał

w myślach.

1 4 M aja Lidia Kossakowsk a

Page 15: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

I drżące, słabiutkie głosy posłusznych sierot za-częły wznosić się ku słońcu.

Panie, który jesteś w Niebie, Uciekamy się do Ciebie. Daj nam siłę w chwili próby, Wyratuj dusze od zguby...

– Zamknąć się, pierdolone bachory! – ryknął facet ze sztucerem. – Nie chcę słuchać tych żałos-nych, kościelnych bzdetów!

Ale pieśń nie umilkła. Dzieci śpiewały coraz głośniej, z zamkniętymi

oczami, schnącymi śladami łez na brudnych po-liczkach, jakby wpadły w trans.

Comandante przyskoczył, uderzył w twarz najbliższego chłopca, który zwalił się na deski werandy niczym worek szmat.

– Dość! Zamknąć się, bo zabiję! Nie słuchały. Ten świat, pełen brutalności

i krzywdy, zamknął się za nimi jak wielkie wrota. Nie chciały do niego wracać. Śpiewały.

Nie daj zginąć ode złego, Przyślij anioła bożego!

To wcale nie przypominało błyskawicy. Raczej tuman kurzu.

O ile kurz bywa złoty. I straszny. Istota, która rodziła się właśnie z piasku dzie-

dzińca, buzowała niczym płomień. Drobiny po-łyskliwego pyłu, cekiny światła, mieszały się ze

Oczami psa 15

Page 16: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

sobą nieustannie, tworząc strzelistą jak kolumna postać, okrytą mgłą złocistych skrzydeł.

Anioł (bo to musiał być anioł, jeśli Pedro Juan pragnął nadal zachować wiarę i choć część zdro-wych zmysłów) przekrzywił nieco obłą głowę, uniósł pozbawioną oczu twarz i otworzył usta, które mieściły w sobie otchłań.

Tchnął żywym płomieniem. Bandyci comandante zdążyli tylko wydać ryk

grozy, a potem zamienili się w biegnące pochod-nie. Wyjąc w potępieńczej męce, wpadali na sie-bie, obijali się o ściany budynków i konstrukcje werandy, niczego jednak nie podpalając. W koń-cu padali na ziemię, poskręcani od ognia, skur-czeni i zbrązowiali, jakby ktoś za długo piekł ich na rożnie.

W powietrzu unosił się zapach smażonego leśne-go mięsa, a księdzu Pedrowi zbierało się na mdłości.

Szef szajki stał na środku podwórza, celując do Anioła Kurzu ze swojego starego sztucera. Szeroka twarz mężczyzny była zaciekła i nieulękła, choć pewnie wiedział, że czeka go śmierć.

Chmura złotego pyłu o skrzydłach z mgielnego oparu sunęła ku niemu, sycząc jak płomień. Choć ślepa, doskonale wiedziała, dokąd płynąć. Wyciąg-nęła widmowe ramiona, jakby pragnęła objąć ban-dytę. W jej rozwartych ustach drgało i poruszało się piekło.

Wystrzelił dwa razy, mierząc w głowę i pierś stwora.

Gdy wybrzmiał huk wystrzału, rozległ się śpiew-ny, wysoki jęk, jakby powietrze stało się szkłem, które nagle pękło.

16 M aja Lidia Kossakowsk a

Page 17: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

Anioł pochwycił comandante wpół pewnym, błyskawicznym ruchem, wepchnął do paszczy i pożarł.

Trwało to krócej niż mgnienie. Potem owinął się tumanem skrzydeł, rozprysnął na milion dro-bin i zniknął.

– Boże jedyny! – stęknął przerażony ksiądz. Siostra Adelia przykucnęła, usiłując ocucić nie-

przytomnego Alonsa. Reszta dzieci, zbita w ciasną gromadkę, stała na werandzie w milczeniu. Oczy miały chłodne, zupełnie spokojne. Bez śladu lęku czy szoku. Stało się dokładnie tak, jak im zapowia-dano, obiecywano, uczono przez całe życie. Przybył anioł boży i dokonała się sprawiedliwość. Złych spotyka cierpienie, na dobrych czeka wieczność.

Chwalmy Pana. – Chwalmy Pana – wyjąkał bezwiednie Pedro

Juan. – Dziękujmy za cud ocalenia! Bo to był wiel-ki cud, prawda?

– Si, padre – odpowiedziały chórem. – Trzeba ich pochować – stwierdził, wskazując

spieczone na skwarki ciała. – To przecież byli lu-dzie. No nic, może starsi chłopcy pomogą.

– Si, padre – zgodziły się grzecznie dzieci. – No, a teraz zmówcie pacierz. Podziękujcie do-

bremu Ojcu w Niebie. Zawdzięczacie Mu życie. Uklękły. Wyglądały tak słodko, z buziami peł-

nymi powagi, rączkami złożonymi do modlitwy. Jeśli ksiądz miał jakieś wątpliwości, szybko je

odrzucił. Żyjąc w selvie, nie wolno drążyć zbyt głęboko. To niebezpieczne.

Zresztą czy biedne, wystraszone maluchy były-by zdolne przywołać demona? Skąd. Ich serduszka

Oczami psa 1 7

Page 18: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

są czyste, a wiara głęboka i naiwna. To dzięki temu anioł przybył z pomocą. A że wyglądał jak potwór? Kto wie co jest piękne w oczach Pana?

Bandyci z pewnością zasłużyli na surową karę. Dopuszczali się zbrodni i okrucieństw, terroryzu-jąc cały region. Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy dosięgnął ich słuszny gniew Niebios.

Już wieczorem opowiadano w kilku najbliż-szych wsiach jak złotowłosy, odziany w białą szatę posłaniec boży ognistym mieczem rozpłatał nik-czemników, którzy nastawali na życie niewinnych dzieciątek. Wkrótce o cudzie wiedziano w całej prowincji. Ludzie z Millagros byli bardzo dum-ni, że to ich skromny sierociniec został uratowa-ny przez anioła. Niedługo po tym wydarzeniu do ochronki zaczęły ściągać pielgrzymki.

Ksiądz Pedro uśmiechał się, dziękował za datki i dobre słowo. Chętnie opisywał, jak piękny i pe-łen majestatu był niebiański zbawca. Jak srogo przemawiał do złoczyńców, nim dokonał na nich sprawiedliwej zemsty. Jakimi mądrymi słowami umacniał i przestrzegał dzieci przed zboczeniem na mroczną ścieżkę zła.

A co więcej, z każdym upływającym dniem świę-ciej i głębiej wierzył we własną opowieść.

Był jednak ktoś, kto dobrze zapamiętał Anioła Ku-rzu.

Niepozorny, biały kundel w brązowe łaty. Biegł teraz dalej na zachód, w głąb mrocznych, wilgot-nych, tropikalnych lasów, żeby wypełnić zadanie.

18 M aja Lidia Kossakowsk a

Page 19: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

Szukał Jaguara, boga selvy. Nieprzewidywalnego, okrutnego i dzikiego niczym pierwotna dżungla.

Nie był pierwszym, który wyruszył z tą mi-sją, i zdawał sobie sprawę, że zapewne nie będzie ostatnim.

Bo żaden z poprzednich posłańców nie wrócił. Prawdziwe imię Jaguara brzmiało przecież Za-

bójca.

Mamita Gonzales, królowa mambo, sunęła główną ulicą miasteczka Rozdroże niczym niepowstrzy-mana, turkusowa fala. Fałdy jej falbaniastej sukni burzyły się jak woda bijąca o brzeg w rytm zama-szystych kroków. Obfita pierś opadała i wznosiła się gniewnie. Mamita wydawała się wcieleniem swo-jej patronny, bogini Jemai, gdy tak szła przez mia-sto w powodzi słusznego oburzenia i dezaprobaty.

Krwiopijca! – myślała rozwścieczona. W moim miasteczku! Tuż pod moim nosem! Nie zagrzejesz tu miejsca, zarazo! Niedoczekanie twoje.

Już rankiem nabrała podejrzeń, że wstrętny upiór zalęgł się niemal pod jej dachem, gdy od-wiedziła ją zapłakana, zrozpaczona Pablita. Bied-na dziewczyna przybiegła boso, w samej koszuli, pod którą wyraźnie rysował się wydatny ciążowy brzuch. Dwoje maluchów zostawiła w domu, z mę-żem Carlosem, ale, ach, Mamita, co to za opieka ze strony chłopa, który sam potrzebuje niańki jak jakieś niemowlę!

– Siadaj! – rozkazała wdowa Gonzales szlocha-jącej kobiecie. – I gadaj zaraz, co się takiego dzieje.

Oczami psa 19

Page 20: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

Po dłuższej chwili pełnej spazmów i okrzy-ków Pablita wykrztusiła wreszcie, o co chodzi. Od pewnego czasu Carlos, zdrowy, wesoły, krzepki jak dorodny grotnik cibolijski, zaczął słabnąć, choro-wać, popadać w melancholię. Z trudem zwlekał się z łóżka, ledwo włóczył nogami, opuścił się w pra-cy, a w domu tylko spał albo bezmyślnie gapił się w ścianę. Nie żeby pił, uprawiał hazard albo cho-dził na dziwki. Nic z tych rzeczy. Po prostu nie miał sił ani ochoty na życie. Co gorsza, ostatnio to samo działo się z młodszym bratem Carlosa, José, który do tej pory nie zdradzał żadnych objawów tajemniczej przypadłości.

A tego ranka nastąpiło gwałtowne pogorszenie. Pablita nijak nie mogła dobudzić ani męża, ani szwagra. José zwisał z hamaka jak martwy, a Carlos rzucał się na sienniku, mamrocząc jakieś bzdury.

– Chyba demon w niego wstąpił. Och, ratuj, Ma-mita! W tobie ostatnia nadzieja! Co ja zrobię sama z trójką dzieci, szwagrem zamienionym w zombie i opętanym mężem?!

Tu nastąpił kolejny wybuch płaczu, błagań i okrzyków.

Pani Gonzales z trudem podniosła Pablę z klę-czek i znów usadziła na stołku.

– No, kochana. Zaraz coś zaradzimy. Tylko prze-stań się mazać. Co on mówi przez sen?

Pablita zamrugała i pociągnęła nosem. – Kto? Królowa mambo stłumiła narastającą irytację.

To nie wina tej biednej dziewczyny, że ma tyle ro-zumu co głucholot.

– Twój mąż, złotko.

2 0 M aja Lidia Kossakowsk a

Page 21: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

– Och, nie wiem! Same głupoty! Chyba mu się we łbie pomieszało, nieszczęsnemu. Bzdury i tyle!

Mamita zmierzyła szlochającą kobietę surowym spojrzeniem.

– Jakie bzdury, dziewczyno? Przypomnij sobie, to ważne.

– Zaraz, no...eee... coś takiego: „Zimno, zimno! Moje nogi! Zostaw nogi. Muszą być wolne. Uwol-nij je! Czerwone oczy! Czerwone oczy! Te kudły są zimne. Nie będę kudłów jadł!”. – Zmarszczyła nos, jakby poczuła paskudny zapach. – Mówiłam, że brednie jakieś, Mamita. Kto by jadł kudły, nie? Ja tam gotuję zupełnie nieźle, nie ma powodu na-rzekać ten mój Carlos. Ani José. Nigdy nie powie-dział słowa, że mu nie smakuje. Bo przecież gdyby się poskarżyli, tobym się może bardziej postarała. Wzięłabym parę przepisów od Bebe, ona gotuje jak bogini. Ale oni nigdy nic nie mówili, tylko jedli. Wszystko zmiatali do czysta, Mamita. Przysięgam. No powiedz, czy jeśli się nie skarżyli, to ja mog-łam wiedzieć, że wolą co innego...

Ale wdowa Gonzales nie słuchała. Zmarszczywszy groźnie brwi, wpatrywała się

w ścianę, na której rozpościerał się ogromny holo-plakat przedstawiający patronnę. Jemaya wyłaniała się z morskich toni wspaniała i majestatyczna jak galion statku. Jej suknia była połyskliwą strugą wody, we włosach migotały perłowe muszle, a wokół szyi wił się naszyjnik z maleńkich, srebrzystych rybek. Twarz miała ciemną, surową i piękną. Matka Woda, bogini kobiet, płodności i sprawiedliwych sądów.

Mammy Water, zwróciła się do niej w myślach królowa mambo. To mi wygląda na działanie wred-

Oczami psa 2 1

Page 22: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment

nego krwiopijcy. Poważna sprawa. Udziel mi swe-go wsparcia, pokornie proszę, bo może być ciężko.

Lecz Woda jak to Woda, milczała. Tylko rybki zaczęły szybciej śmigać wokół jej szyi.

– Cicho bądź, Pabla – Mamita stanowczo ucię-ła paplaninę dziewczyny. – Chyba już wiem, co dolega twojemu chłopu, ale muszę to sprawdzić.

Spojrzała w wystraszone oczy Pablity. – Demon go opętał, tak? Jezusie słodki, i co ja

teraz zrobię?! Pani Gonzales lekceważąco machnęła ręką. – Nie gadaj o demonach, złotko, bo nie rozpo-

znałabyś żadnego, nawet gdyby podszedł i pokle-pał cię po tyłku. Idziemy, szkoda czasu.

2 2 M aja Lidia Kossakowsk a

Page 24: Takeshi 2. Taniec tygrysa - Maja Lidia Kossakowska - fragment