Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

28
Biblioteka Poetycka Wydawnictwa a5 pod redakcj¹ Ryszarda Krynickiego Tom 75

Transcript of Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

Page 1: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

Biblioteka Poetycka Wydawnictwa a5pod redakcj¹ Ryszarda Krynickiego

Tom 75

Page 2: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

Tadeusz Dąbrowski

Pomiędzy

Wydawnictwo a5

Page 3: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

Wiersz bez ta jemnicy

Być sobie na Żuławach operatorem śluzy

na mało istotnym odcinku kanału,

pośrodku płaskiego krajobrazu. Codziennie

jeździć rowerem do betonowej budki,

mniejszej niż kiosk ruchu. Obserwować przez

kwadratowe okienko wschody i zachody

słońca. Nie mieć pojęcia o sztuce, wiedzieć,

gdzie się czają szczupaki, a gdzie węgorze. W

pewien mglisty poranek, popijając herbatę

ze spirytusem, usłyszeć w radiu, które odbiera

tylko jedną stację, że na świecie żyje

ponad dziesięć milionów gatunków roślin i

zwierząt, i nie dać temu wiary, albo

że są takie kraje, gdzie ludzie umierają

z głodu, i zamyślić się nad tym, i zapomnieć

spuścić śluzę. I zalać kilka pobliskich łąk.

I nie ponieść za to żadnych konsekwencji.

5

Page 4: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Jestem jednym z dziesięciu

milionów szczurów w tym mieście,

codziennie przemykam kanałami, nie wiem

po co. Może tylko po to, by znaleźć jakąś

szczurzycę, do której mógłbym się przytulić i

na chwilę zapomnieć, że jestem szczurem. Czasami

spotykam szczury, które mówią: „Daj spokój,

nie bądź szczurem, bądź sobą!”. Mają amputowane

ogony, albo dyskretnie wpuszczają je w nogawkę,

golą futro, a wychodząc na powierzchnię,

stają na tylnych łapach i zadzierają nosa.

Zastanawiam się, kto nas karmi, kto

rozsypuje trutki, rozstawia pułapki.

I jaki ma w tym interes. Przecież i tak

byśmy się rozmnażały i zdychały.

7

* * *

Błądzę po największym domu towarowym

w Europie; sklepy, restauracje, kina,

kaplice. Próbuję znaleźć wyjście, lecz nikt

nie potrafi wskazać mi drogi. Ci, którzy wydali

wszystkie pieniądze, snują się całymi

dniami i umierają z wycieńczenia. Dyskretne

służby zbierają ciała, zanim ktokolwiek zdąży

je zauważyć. Skąd o tym wiem? Nie wiem. Chodzę

już drugą dobę i domyślam się.

6

Page 5: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Myślałem, że dziura po WTC jest większa,

że zobaczę pustynię wielkości kilku boisk

futbolowych. Tymczasem gdyby nie dźwig i przybita

do niego flaga, trudno byłoby uwierzyć,

że coś tu stało. Dziura po WTC

zasysa własną historię, zamienia się

w jednodniowe dzieło sztuki współczesnej. W tak

elegancki sposób znikają kultury.

Cywilizacje życia

i śmierci.

9

* * *

Chodzę po Nowym Jorku i ani żywego ducha,

a tyle się nasłuchałem o zgiełku tego miasta,

mijam wieżowce, falowce, poduszkowce,

wędruję z zachodu na wschód, z północy na

południe, przechodzę na czerwonym i nikt

we mnie nie wjeżdża, przyłapuję się na tym,

że mówię sam do siebie, wsadziłem sobie

słuchawki w uszy, żeby się skupić, żeby

nic mnie nie rozpraszało, żeby zmęczonym

nogom nadać rytm, kupuję kolejnego

hamburgera, kolejny półlitrowy kubek

kawy ze Starbucksa, bo chodząc dzień i noc,

potrzebuję energii, przeszedłem Manhattan

wzdłuż i wszerz i nikogo nie spotkałem, i tylko

para ze studzienek, smród spalin zmieszany

z zapachem wszystkich kuchni świata, neony

i trzęsąca się ziemia mówią mi, że ktoś

tu, do cholery, musi żyć, że trzeba tylko

szybciej szukać.

8

Page 6: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Emerytowany profesorze Harvardu,

dziękuję, że przyszedłeś na moje spotkanie,

choć miałeś do wyboru tyle innych atrakcji,

na górze czytał Šalamun, Pamuk dwa domy dalej.

Dziękuję, że przyszedłeś, chociaż zacząłeś chrapać,

zanim zacząłem czytać, i obudziłeś się

na brawach. Wspaniale było patrzeć, jak zapadasz

się w fotel, jak się zanurzasz w wody płodowe

snu, odżywiając się moją metaforą

przez niewidzialną pępowinę. A może wychodziłeś

w tym czasie na kosmiczny spacer w kombinezonie

słowiańskiej mowy, chroniącym cię przed próżnią.

Lub nic ci się nie śniło, byłeś zwyczajnie

sobą po wylewie, a ja cię utrzymywałem

w poetyckiej śpiączce. Nie wiem, w każdym razie

dziękuję, że przyszedłeś. Ważniejsza była dla mnie

twoja obecność niż twoja nieobecność.

11

Notatki z muzeum

Ze względu na ilość zwiedzających

w Muzeum Guggenheima wprowadzono ruch

jednokierunkowy: po dojściu na szczyt

zwiedzający rzucają się na hol.

Gości z plakietką

„Membership” chwyta (w ramach happeningu)

ustawiony na dole artysta współczesny.

Nowy Jork 2009

10

Page 7: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Weź ode mnie trochę tego ciężaru, dzięki

któremu latam. Odrobinę tej substancji, która

sprawia, że mój łańcuch dna skręca się

w drugą stronę, że wszystkie łzawe piosenki i filmy

nagle zaczynają mnie dotyczyć, że słyszę

jak Beastie Boys śpiewają Eliota, że zmienia mi się

smak, jakbym był w ciąży z matką

Ziemią; czuję w sobie lód i skwar, i tornada,

rośliny, ludzi, zwierzęta i twoje drobne

stopy, które biegną na spotkanie ze mną

ulicą wstrząsaną dreszczem deszczu. Weź

ode mnie trochę tego czegoś, co sprawia,

że jestem sam jak samiec.

13

Starry Night

Wchłonąłem przez tydzień tyle sztuki, że gdyby

mój samolot runął do oceanu, woda

zabarwiłaby się wszystkimi kolorami

i wszystkimi odcieniami szarości. Za jakiś czas

rozlałaby się po plażach Afryki kiczowatym

zachodem słońca, siatką deszczu w Londynie,

nocą tam, gdzie noc.

12

Page 8: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Bruku, przepraszam, że zwracam się do ciebie

per ty, lecz ośmieliłeś mnie swoim blaskiem. Dotąd

mówiłeś językiem ulicy, teraz ostatni

letni deszcz wydobywa twą błyskotliwość. Bruku,

wycierali sobie tobą gęby tacy,

którzy nie dorastali ci do kostek. Bruku deptany

w przeponę szpilkami pańć, co umierały,

nim ty zdążyłeś na kacu obmyć twarz. Bruku,

z księżycowym blowjobem. Zestawie puzzli, które

zawsze ułożą się w bruk. Niby wszystko po tobie

spływa, a jednak czuję twój kamienny

niepokój, twoją bojaźń i drżenie na widok nieba

wybrukowanego czaszkami umarłych. Bruku, odezwij się

stukotem obcasów i kół, krzykiem dzieci, pijaków

i dziwek, pieskim losem, kotem, pokotem, berkiem,

burkiem goniącym tysiąc kocich łbów. Brakiem

adresu, domem. Albo, jeżeli wolisz, milcz

jak grób, jak Bóg, jak bruk.

15

Szwecja

Żadnych barierek na urwistym klifie,

sam muszę się z klifem dogadać, gdzie są nasze

granice. Promenadę od morza dzielą w nocy

wmurowane w beton halogenowe światełka.

W sieci Systembolaget chronią cię przed nałogiem

zaporowe ceny i twój zdrowy rozsądek.

Burdel ma z jednej strony ogródek, w którym siedzą

rodziny z małymi dziećmi, i jeśli masz ochotę

na coś więcej, musisz wejść głębiej, przez obrotowe

drzwi z powietrza. Pędzę rowerem wzdłuż

nocnego nabrzeża, mijam zakochanych

staruszków, kobietę, która kołysze wózek

swoim ciężarnym brzuchem, najeżdżam na wszystkie

reflektory i myślę o potędze człowieka

po nihilizmie, albo o halogenowym sumieniu.

Albo o powietrzu.

14

Page 9: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

Słoiki

W fizyce klasycznej przeszłość istnieje w postaci

określonej sekwencji zdarzeń, w kwantowej (…)

– tylko jako spektrum możliwości.Stephen Hawking

Zbyt często zjawiały się znienacka, dusiły

jak upalne lato dzieciństwa, parzyły jak pierwszy

obcy dotyk, kusiły jak wszystkie te kurewskie

telefony ze starego notesu, jak muzyka i śpiewy

dochodzące o zmierzchu z odległej części miasta.

Wciskały się każdym porem skóry, więc

zamknąłem je w osobnych słoikach i wyniosłem

do piwnicy. Czasem biorę z każdego po kropli,

mieszam je w szklance wody i patrzę, co by było,

gdyby. Lecz coraz częściej, w absolutnej ciszy,

słyszę, jak coś w piwnicy buzuje i syczy. Słoiki

kiedyś pękną, wspomnienia zleją się w jedną

oleistą kałużę, w którą wejdę jak w ogień.

17

Błazen

Tydzień kultury średniowiecznej w Visby;

siedzę pod murami obronnymi i patrzę

na nastolatków przebranych za trzynasto-, czternasto-

wieczny plebs. O zmierzchu wracają do swoich namiotów,

niosąc worki jedzenia z McDonald’sa i picia

z Systembolaget. Będą kochać się średniowiecznie:

od tyłu albo na jeźdźca, albo po bożemu.

Stypendysta w wieku coraz bardziej średnim

może co najwyżej zakręcić śmigłem w domu

pracy twórczej (przyjemność wątpliwa, zwłaszcza

że boi się latać). Przed laty w tym mieście złamał

mu się ząb, sterczał jak ruiny tutejszej

katedry św. Klemensa. Teraz poeta wrócił

po natchnienie; siedzi na ławce pod murem, widzi

szwedzką młodzież, językiem kontempluje

niedawno odbudowany ząb. Nie jest to z pewnością

ząb mądrości. Niech więc będzie przynajmniej

zębem zazdrości.

16

Page 10: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

W drodze do Jerozol imy

Futrzasta zieleń, zamiast drzew gigantyczne

brokuły. Bujam się w hamaku rozwieszonym

między słońcem, które już wzeszło, a księżycem,

który jeszcze nie zaszedł. Powietrze pachnie

mlekiem, ziołami i stęchlizną, w której

miałbyś ochotę zamieszkać, z której rodzi się

życie.

19

List do śpiącej żony

Patrzę, jak śpisz, pod twoimi powiekami harcują

motyle. Jesteś wszędzie i nigdzie, twój przyspieszony oddech

może oznaczać powrót ze sklepu z siatami zakupów

lub dziki seks z kolegą z firmy, który ostatnio

tak chętnie podwozi cię do domu. Twoja

faza REM to Raptowna Ewolucja Moralna

albo Rozkoszny Epizod Marynistyczny

na którymś z bajecznych transatlantyków. Wczesny

świt. W tym świetle jesteś ciałem niebieskim.

Patrzę na ciebie i wydaje mi się,

że patrząc, nadaję ci sens.

A nadaję go sobie.

18

Page 11: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

Mosquito

Komar, z którym żyję w tym samym pokoju

hotelowym, najpierw nie pozwala mi zasnąć,

a potem regularnie pruje mój egzotyczny

sen. Wysuwam spod kołdry łydkę, żeby

się napił i dał mi wreszcie spokój, lecz on

upatrzył sobie głowę i gdyby tylko mógł,

wyssałby mi mózg. Przypominam sobie

o komarze, słuchając późnym popołudniem

zawodzenia muezinów w tureckiej części

miasta. Jednocześnie obserwuję bąka,

który parodiując święte śpiewy, szmugluje

prochy i swój gruby tyłek w barwach lata

tuż pod nosem wojska, ponad zasiekami.

Nikozja 2011

21

Recykl ing

Zdawało mi się, że byłem już w Jerozolimie. Ale

naprawdę jestem tu dopiero teraz,

w chwilę po tym, jak poruszałem się w obcej

kobiecie (wszedłem w Polkę, a wyszedłem z

Żydówki). Wracam na drogę krzyżową, lecz

idę w drugą stronę, do pałacu Piłata,

gdzie będę coraz mniej bity, a potem wdam się

w ponowoczesną rozmowę. Wreszcie zejdę

do ogrodu, by usiąść pod pokręconym pniem

oliwkowca. Po kolacji z przyjaciółmi ruszę

poszukać wina i ciał. Będę przemieniał je w słowa.

20

Page 12: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

– Mój stary grzebieniu, przez lata towarzyszyłeś mi

w każdej podróży, przemierzyłeś ze mną

dziesiątki tysięcy kilometrów lądem, wodą,

powietrzem. – Naprawdę? Przykro mi, ale nic

nie pamiętam, tylko włosy. Prawie zawsze pańskie,

lecz czasem również długie, mokre włosy kobiet,

pamiętam zapachy hotelowych szamponów,

ulic i knajp, chłodne pasemka wiatru

i szczelną czapę upału, czupryny lasów, zakola

rzek, warkocze deszczu, słone grzebienie (teraz

już trochę fantazjuję) fal. I jeszcze, jak pana przybywa

i ubywa. I to wszystko, niestety. Pamiętam jeszcze,

że ktoś chciał mnie kiedyś uczesać, lecz tylko złamał mi

ząb. Przestraszyłem się, że mnie pan zostawi siwym

świtem w hotelowej łazience. I zrobi mi się łyso

jak po śmierci ludziom.

23

Trzy wiersze o komarach

*

Komarze o nogach tak długich, że nie możesz

dojść z nimi do ładu. Kto cię tak urządził?

Bóg pająków czy much?

*

Od kilku godzin chodzi po firanie

z cienkiego lnu, która odgradza go

od otwartego na oścież okna. Tak to jest,

kiedy się widzi tylko

światło.

*

Młodziutki komar. Zamiast czyhać na moment

mojej nieuwagi, wywija na pustej scenie

zeszytu wesołe ósemki.

Dziś rano obudziłem sie z bąblem na twarzy.

Jest zatem czas posiłku i jest czas zabawy.

22

Page 13: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

stosy książek francuskich egzystencjalistów,

po Sartrze dostał mdłości, lecz jak się okazało,

zjadł wcześniej starą rybę. Pewnego wieczoru, gdy

próbował zasnąć, z jego oka popłynęła

łza. Natychmiast ją zbadano. Jej skład chemiczny

nie różnił się niczym od składu zwykłej łzy.

25

* * *

Był sobie człowiek, który ani się nie cieszył,

ani nie smucił, ten płytki stan pogłębiał się

u niego z roku na rok. W końcu trafił

do szpitala dla nerwowo chorych. By go pobudzić,

kazano mu słuchać wiadomości, czytać

prasę. Owszem, słuchał i czytał, lecz trudno

powiedzieć, czy wpłynęło to na jego poglądy

(nie wiadomo, zresztą, czy w ogóle je miał).

Lekarze zdecydowali, że powinien całymi

dniami oglądać teleturnieje, seriale

i reklamy, dostał darmowy całodobowy

internet bezprzewodowy, lecz jego zachowanie

nie zmieniło się wcale. Bombardowano go

pornografią, patrzył wytrwale, bez emocji.

Przyprowadzono mu dziwkę, skorzystał, zmieścił się

w regulaminowym czasie, podziękował. Ale

nie odbiło się to na jego samopoczuciu. Zrzucono

go ze spadochronem, usłyszał wcześniej, że leci

na wakacje w góry, a na plecach ma namiot.

Podłączone do jego ciała czujniki tętna,

ciśnienia i fal mózgowych nie zarejestrowały

najmniejszych zmian. Podsuwano mu

24

Page 14: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Ten moment przed snem, gdy nieproszone przychodzi

Wszystkoczegoniewiem. Ten czas, w którym tyle można

by zrobić, ale jest już za późno. Czuję, że spadam, tak

bardzo chciałbym się czegoś uczepić, uczepiłbym się

śpiącej głęboko jak niemowlę żony,

lecz boję się, że pociągnę ją za sobą. Uczepiłbym się

wspomnień, ale się boję, że pociągnę je

za sobą jak ostatni gość, co ma już dość. Wołam was:

numizmatyko, filatelistyko, rybki i samoloty

z dzieciństwa, na powrót mnie pochłońcie. Tak bardzo

bym chciał chcieć coś mieć. Mieszkania, ciuchy

i samochody, sprawcie, bym was pożądał. Niech

coś mnie pochłonie, jeżeli nie na zawsze,

to chociażby na ten czas, kiedy przychodzi

Wszystkoczegoniewiem. I niech to nie będzie tylko

piękno, tylko piekło.

27

* * *

W swojej twarzy widzę siebie z dzieciństwa, ale

także tego, kim będę – jeśli będę – za

kilkadziesiąt lat. Cały Opałka dzień w dzień

już podczas mycia zębów. Najważniejsze, żeby

nie stracić się z oczu, nakręcać na tęczówki

nitki zmarszczek, na których wisi ta wielofunkcyjna

scenografia. Nie stracić siebie z oczu. Tylko

jak, skoro mój wzrok

jest tam.

26

Page 15: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

„dom”, „bezpieczeństwo”, „seks”, przeczytałem sobie

definicję seksu w Wikipedii, zawsze się można

czegoś nauczyć, odpisz na tego sms-a,

bo jestem w toalecie i na razie nie mogę

wyjść, bo piszę sms-a, cokolwiek się stanie,

zawsze będę cię kochał w realu, calutki, tzn.

całuski.

29

* * *

Zdradziłem, ale z innej skrzynki, więc gdy z niej wyjdę,

gdy się już wyloguję (słownik mi podpowiada:

„wyleguję” albo „wolę gumę”, trochę nie wiem,

gdzie jestem, co mówię, kto mówi), będę kimś innym, będę

czysty jak w dawnych czasach człowiek po spowiedzi,

pamiętam, że miałem wspomnienia, teraz żyję

dziesiątki razy na dobę, kasuję historię i rodzę się

nowy, pamięć jest niepotrzebna, gdy wszystko

na wyciągnięcie ręki, pod warunkiem, że nie

wymaga to więcej niż trzech kliknięć, grzebania

w podstronach (słownik mi podpowiada: „podstępach”),

a więc głębia to podstęp, najważniejsze jest

na zewnątrz, dziś znowu byłem z tamtą kobietą,

z którą mam dziecko, lubię się z nim bawić, a kiedy

zabawa robi się nudna, to się wylogowuję, chcę

z tobą pogadać, lecz nie mam historii, być może

porozmawiamy przy obiedzie, jeśli nam go dowiozą,

musisz wiedzieć, że póki pilnuję interpunkcji,

to nie jest ze mną źle, musisz wiedzieć, że

od lat całymi dniami próbuję wygooglować

nasze szczęście, lecz zawsze jestem pytany, czy

chodziło mi o coś innego, wyskakują wyrazy:

28

Page 16: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Chciałem uratować ich jak najwięcej z pożaru

wrażeń, z okrętu idącego na dno

pamięci, gdzie straż trzymają elektryczne

ryby. Większość spała, więc umieranie trwało

tyle co oddech. To była moja walka o ciągłość,

ale się rozsypałem jak w ustach dziecka zdanie

wielokrotnie złożone do grobu, jak sztuczny ogień

– na tysiące iskier, których nie da się złożyć

nawet w niewypał. Podchodzę do siebie, piegusa

w kapitańskim mundurku, do nastolatka z

aparatem fotograficznym, polującego na kruki,

do siebie piszącego ten wiersz. Widzę ich,

lecz oni mnie nie poznają. A może po prostu

boją się śmierci.

31

Studnia

Nocny pociąg jak bobslej sunie w rynnie zimy,

w dolinie spowite złotawą łuną snu

bezimienne miasteczko, w którym pierwszy raz

dotykałem piersi A., nie będąc do końca pewnym,

czy nie zajdzie od tego w ciążę. Grudzień, późne

lata dziewięćdziesiąte. Na rynku upstrzonym

świątecznymi lampkami, w chmurze grzanego wina,

z kieszeniami pełnymi zaczętych wierszy, które

dyskretnie nie pytały o przyszłość ani o sens,

czuliśmy się jak w środku pozytywki. Światem

nie rządził jeszcze bóg o wielu twarzach. Dotyk

był gwarantem istnienia. Nocny pociąg jak kot

ociera się o łunę miasteczka, zbyt pośpiesznie,

jak ja w późnych latach dziewięćdziesiątych o jej

blade i pełne piersi. Patrzę w tę łunę i nic

nie czuję. Wjeżdżam w tunel. Śni mi się, że krzyczę

do studni: Jesteś tam jeszcze? I słyszę: Jesteś

tam jeszcze? Jestem – mówię. I słyszę: Jestem.

30

Page 17: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Ludzie wymieniają słowa, słowa wymieniają ludzi.

Miłość codziennie bawi się innym językiem, innymi

wargami, nosi stringi pod habitem. Najgorsze,co może się zdarzyć – mówi słowo – toprzykleić się do rzeczy, to nudne jak rozmowapo seksie z kimś, kogo się nie zna i nie chceznać. Czasami człowiek natyka się na człowieka,

śmierć na śmierć, kot na kota. Wtedy nabierają

wody w usta i trafiają do słownika na zawsze.

33

* * *

Robię notatki z Lacana, odwracam stronę

zeszytu i trafiam na rozwłóczony płód

wiersza. Moje notatki przechodzą przez niego, słowa

wciskają się między słowa, zwłoki ożywają

albo tylko udają życie jak martwa żaba

kłuta szpilką. Na dole strony pismo przybiera

ponownie regularny kształt. Lacan wraca

do siebie. Jest spokojny jak śpiący najgłębszym snem

albo jak trup.

32

Page 18: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Jestem człowiekiem, człowiekiem,

który pisze wiersze.Tadeusz Różewicz

Rzemieślnik zatroskany

o losy poezji.

Jego metafizyka

to koło

u wozu.

Pcha ten swój wóz

przez kałuże i piach,

w stronę cmentarza,

na tamten świat.

Co jakiś czas przystaje,

żeby naprawić oś.

Kuca i szarpie się z kołem,

a słońce (jeśli jest)

świeci mu w plecy.

35

* * *

Za oknem pada deszcz. W innej części miasta

na chodnik pada mężczyzna. Gdzieś na świecie

z czyichś ust pada słowo, które zmienia bieg

historii. W tym samym czasie z milionów ust

padają nic nieznaczące słowa i równoważą

tamto jedno. W piekarniku obraca się kurczę.

W łóżeczku przez sen obraca się nasze szczęście.

Nasze ciała obracają się w popiół. Nasze życie

dzieje się w każdej chwili w każdym słowie.

34

Page 19: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Proboszcz z Kalmaru wyznał publicznie, że nie wierzy

(pastor Tomas z filmu Goście wieczerzy Pańskiejwyznał to tylko Märcie), oddając się w ręce

ludu. Prawdziwa spowiedź. Biskup odwołał go

ze stanowiska. Lecz wierni wiedzieli, że był dobry,

i chcieli go z powrotem. Słali w tej sprawie listy

apostolskie do biskupa i mediów. I biskup powołał

go ponownie. Teraz tworzą wspólnotę nie-

wierzących w Chrystusie. Są jak dziury po gwoździach.

Jak pusty grób.

37

* * *

Z poezją jest tak: wypływasz w morze,

zarzucasz sieci, ciągniesz je przez miliony

ton wody i w końcu łapiesz gigantycznego kraba

podobnego do ciebie, który mówi: Nie możesz,

kurwa, łowić gdzie indziej?

36

Page 20: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

Portret kobiety po wylewie

Lewa strona jej twarzy wszystko już wie,

prawa również.

Mogłoby się wydawać, że nie ma między nimi

żadnego porozumienia.

Lecz gdy ruchliwa część coś mówi albo się śmieje,

druga uparcie ciągnie za kącik ust, przywołując

do porządku swoje egzaltowane odbicie.

Wygląda to trochę jak przeciąganie liny

nad przepaścią.

39

* * *

Chciałbym umrzeć w wesołym miasteczku, tak

by do samego końca, czyli do chwili, gdy

zapukam czołem w zimną ścianę nicości,

być pewnym, że to kolejny zakręt, wykręt, przekręt

albo inny przewrót. Bądź spokojny, umrzesztak, jak sobie życzysz, w domu lub na ulicy,w strachu, lecz przekonany, że to tylko zakręt,

wykręt, przewrót i przekręt.

38

Page 21: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

Zimowe świat ło

Po twojej śmierci stałem się silniejszy,

potrafię chodzić po wodzie, po rozżarzonym łuną

lodzie, a nawet utonąć w sorbecie mojito

w kawiarni na Fårö (gdzie poprosiłem o kartkę

i długopis, by skreślić tych kilka zbędnych słów,

a dostałem cały śnieżnobiały notes).

41

* * *

Długim korytarzem idzie chirurg, właśnie

skończył operować mojego ojca. Idzie

tak już od lat, a we mnie nadzieja przymierza

na zmianę czarną i białą sukienkę. W domu

zostawiłem, tato, twoją śmierć – wściekłego

psa, którego nienawidzę, lecz karmię,

by móc go wziąć na ręce,

jeżeli się nie obudzisz.

40

Page 22: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Pociąg pędzi: drzewa mijają się jak mieszkańcy

wielkich miast w godzinach szczytu. Pociąg ledwie się

toczy: drzewa mijają się niemo jak

pacjenci szpitala psychiatrycznego. Pociąg

stoi: drzewa udają las.

43

Przez okno

widzianej ze wzgórza ruiny gotyckiej katedry

prześwieca morze. Z tej strony morze i z tamtej

morze. Lecz patrząc z morza, zobaczę w oknie osiadłe

na mieliźnie, lekko rozkołysane domy

i wapienne urwisko jak skamieniałe tsunami.

Więc to ja byłem morzem?

42

Page 23: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

On, Ona, Ono

Wyskoczył z podziemnego łożyska

z perłą w ustach i leci

na łeb na szyję, po kamieniach, w dół,

z zapałem wartym gór,

ścigając się sam ze sobą,

przekonany, że droga

zależy wyłącznie od niego,

że na wszystko ma wpływ.

Zmienia płeć, przywłaszcza

sobie cudze wody,

które myślały, że wpadają do niej

tylko na chwilę,

robi na boki, smutki topi w mule,

żyje na krawędzi,

szybciej zamienia na więcej,

coraz bardziej wylewna, na wszystko się zgadza,

przypomina jezioro, wystarczy lekki powiew

wiatru, żeby zaczęła się wahać. Zrezygnowana,

demencyjna, pijana, kręci tłustymi biodrami

do tych samych dwóch płyt.

Wtedy morze wyciąga

swoje zimne dłonie,

45

* * *

Staram się żyć tak, jakbym nazajutrz miał umrzeć.

Równy oddech śpiącej żony, smak ogórka, zapach

gleby i kopru, dymu rozwieszonego nad

polami, widok pary obściskującej się na wydmach

– to zbyt wiele. Podobno każdy dzień przybliża

nas do śmierci. Lecz tak naprawdę każdy

dzień oddala nas od śmierci. Co się ze mną

stało? Czy to przez brata, który odjechał

na czerwonym w siną dal? Przez ojca, który zmartwychwstał

po siedmiu godzinach, z pociętym sercem, zdziwiony,

że żyje, drobny i płaczliwy? Być może. Lecz chyba

stało się to głównie za sprawą ogórka, wiewiórki,

letniej ulewy, wszystkich kolorów, zapachów i faktur,

które nie chcą być porównane do niczego.

44

Page 24: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

* * *

Jadę pociągiem do miasta mojego dzieciństwa,

słucham muzyki i patrzę na płaskie pole,

na salutujące mi topole, na zgrzybiałe

wierzby, na zielone jezioro w depresji. Słońce

zostawia na skórze maleńkie malinki piegów.

Jest mi dobrze, może nawet

przez chwilę jestem szczęśliwy.

Niczego nie żałuję, za niczym nie tęsknię.

Ten wiersz nie potrzebuje czytelnika.

47

chwyta ją delikatnie

i – szepcząc: Jesteś rzeką– bierze do siebie.

46

Page 25: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

49

Pochwała prowincj i

spójrz ile się tu dzieje

zawiane pagórki pół domu

śpi w zaspie świerk w wyświechtanym

płaszczu śnieżnego idiomu

w dali białe jezioro

na białym tle cisza taka

że możesz w niej wyrzeźbić

grafomańskiego ptaka

lub jeszcze głębszą ciszę

a tam w pubach burdelach

centrach handlowych tylko

pozory ruchu

tu w deszczu zmrożonych sekund

wszystko stale się zmienia

tamten ruch jest złudzeniem

bez ciebie go nie ma

48

* * *

Dlaczego akurat to zimowe popołudnie,

skoro podobnych były setki, odzywa się we mnie:

gdy ścigając się z nocą, która zaczęła już

wypalać las na horyzoncie, wśród zasp

i nagich czarnych drzew skwierczących na mrozie,

wsłuchany w mantrę kołowrotka, ze wzrokiem

zawieszonym na owocach głogu, kolaborujących

z zachodem, czuję szarpnięcie, i po chwili widzę,

jak się ponad wodami zamulonego kanału

wykłada tłustym brzuchem szczupak jak pijana

barokowa kurwa na stole w oberży. Dlaczego

akurat to popołudnie, gdy nie wiedziałem jeszcze,

co to barok, a tym bardziej kurwa, przychodzi do mnie

znienacka, zza grubej tafli lodu w kolorze rybiej

łuski. Pod lodem widzę siebie, ale pewności nie mam.

Page 26: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

51

S p i s t r e ś c i

Wiersz bez tajemnicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5* * * (Błądzę po największym domu towarowym…) . . . . . . . . . . . 6* * * (Jestem jednym z dziesięciu…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7* * * (Chodzę po Nowym Jorku i ani żywego ducha…) . . . . . . . . . 8* * * (Myślałem, że dziura po WTC jest większa…) . . . . . . . . . . . 9Notatki z muzeum . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10* * * (Emerytowany profesorze Harvardu…) . . . . . . . . . . . . . . . . . 11Starry Night . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12* * * (Weź ode mnie trochę tego ciężaru…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13Szwecja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14* * * (Bruku, przepraszam, że zwracam się do ciebie…) . . . . . . . . . 15Błazen . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16Słoiki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17List do śpiącej żony . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18W drodze do Jerozolimy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19Recykling . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20Mosquito . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21Trzy wiersze o komarach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22* * * (– Mój stary grzebieniu…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23* * * (Był sobie człowiek…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24* * * (W swojej twarzy widzę siebie z dzieciństwa…) . . . . . . . . . . 26* * * (Ten moment przed snem…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27* * * (Zdradziłem, ale z innej skrzynki…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28Studnia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30* * * (Chciałem uratować ich jak najwięcej…) . . . . . . . . . . . . . . . 31* * * (Robię notatki z Lacana…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32

50

Page 27: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

5352

* * * (Ludzie wymieniają słowa…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33* * * (Za oknem pada deszcz…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34* * * (Rzemieślnik zatroskany…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35* * * (Z poezją jest tak: wypływasz w morze…) . . . . . . . . . . . . . . . 36* * * (Proboszcz z Kalmaru wyznał publicznie…) . . . . . . . . . . . . . 37* * * (Chciałbym umrzeć w wesołym miasteczku…) . . . . . . . . . . . 38Portret kobiety po wylewie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39* * * (Długim korytarzem idzie chirurg…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40Zimowe światło . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41Przez okno . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 42* * * (Pociąg pędzi: drzewa mijają się…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43* * * (Staram się żyć tak…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44On, Ona, Ono . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 45* * * (Jadę pociągiem do miasta mojego dzieciństwa…) . . . . . . . . . 47Pochwała prowincji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 48* * * (Dlaczego akurat to zimowe popołudnie…) . . . . . . . . . . . . . . 49

Page 28: Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy

Opracowanie graficzne, typografiaFrakcja R

ZdjęcieTadeusz Dąbrowski

© Copyright by Tadeusz Dąbrowski, 2013© Copyright by Wydawnictwo a5, 2013

ISBN 978-83-61298-44-1

Wydawnictwo a5ul. Stawarza 16/330-540 Kraków

Dział sprzedaży:tel./fax 022 632 83 74

e-mail: [email protected]

Skład i łamanieSławomir Onyszko

DrukZakład Graficzny Colonel

Kraków, ul. Dąbrowskiego 16