Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy
Transcript of Tadeusz Dąbrowski, Pomiędzy
Biblioteka Poetycka Wydawnictwa a5pod redakcj¹ Ryszarda Krynickiego
Tom 75
Tadeusz Dąbrowski
Pomiędzy
Wydawnictwo a5
Wiersz bez ta jemnicy
Być sobie na Żuławach operatorem śluzy
na mało istotnym odcinku kanału,
pośrodku płaskiego krajobrazu. Codziennie
jeździć rowerem do betonowej budki,
mniejszej niż kiosk ruchu. Obserwować przez
kwadratowe okienko wschody i zachody
słońca. Nie mieć pojęcia o sztuce, wiedzieć,
gdzie się czają szczupaki, a gdzie węgorze. W
pewien mglisty poranek, popijając herbatę
ze spirytusem, usłyszeć w radiu, które odbiera
tylko jedną stację, że na świecie żyje
ponad dziesięć milionów gatunków roślin i
zwierząt, i nie dać temu wiary, albo
że są takie kraje, gdzie ludzie umierają
z głodu, i zamyślić się nad tym, i zapomnieć
spuścić śluzę. I zalać kilka pobliskich łąk.
I nie ponieść za to żadnych konsekwencji.
5
* * *
Jestem jednym z dziesięciu
milionów szczurów w tym mieście,
codziennie przemykam kanałami, nie wiem
po co. Może tylko po to, by znaleźć jakąś
szczurzycę, do której mógłbym się przytulić i
na chwilę zapomnieć, że jestem szczurem. Czasami
spotykam szczury, które mówią: „Daj spokój,
nie bądź szczurem, bądź sobą!”. Mają amputowane
ogony, albo dyskretnie wpuszczają je w nogawkę,
golą futro, a wychodząc na powierzchnię,
stają na tylnych łapach i zadzierają nosa.
Zastanawiam się, kto nas karmi, kto
rozsypuje trutki, rozstawia pułapki.
I jaki ma w tym interes. Przecież i tak
byśmy się rozmnażały i zdychały.
7
* * *
Błądzę po największym domu towarowym
w Europie; sklepy, restauracje, kina,
kaplice. Próbuję znaleźć wyjście, lecz nikt
nie potrafi wskazać mi drogi. Ci, którzy wydali
wszystkie pieniądze, snują się całymi
dniami i umierają z wycieńczenia. Dyskretne
służby zbierają ciała, zanim ktokolwiek zdąży
je zauważyć. Skąd o tym wiem? Nie wiem. Chodzę
już drugą dobę i domyślam się.
6
* * *
Myślałem, że dziura po WTC jest większa,
że zobaczę pustynię wielkości kilku boisk
futbolowych. Tymczasem gdyby nie dźwig i przybita
do niego flaga, trudno byłoby uwierzyć,
że coś tu stało. Dziura po WTC
zasysa własną historię, zamienia się
w jednodniowe dzieło sztuki współczesnej. W tak
elegancki sposób znikają kultury.
Cywilizacje życia
i śmierci.
9
* * *
Chodzę po Nowym Jorku i ani żywego ducha,
a tyle się nasłuchałem o zgiełku tego miasta,
mijam wieżowce, falowce, poduszkowce,
wędruję z zachodu na wschód, z północy na
południe, przechodzę na czerwonym i nikt
we mnie nie wjeżdża, przyłapuję się na tym,
że mówię sam do siebie, wsadziłem sobie
słuchawki w uszy, żeby się skupić, żeby
nic mnie nie rozpraszało, żeby zmęczonym
nogom nadać rytm, kupuję kolejnego
hamburgera, kolejny półlitrowy kubek
kawy ze Starbucksa, bo chodząc dzień i noc,
potrzebuję energii, przeszedłem Manhattan
wzdłuż i wszerz i nikogo nie spotkałem, i tylko
para ze studzienek, smród spalin zmieszany
z zapachem wszystkich kuchni świata, neony
i trzęsąca się ziemia mówią mi, że ktoś
tu, do cholery, musi żyć, że trzeba tylko
szybciej szukać.
8
* * *
Emerytowany profesorze Harvardu,
dziękuję, że przyszedłeś na moje spotkanie,
choć miałeś do wyboru tyle innych atrakcji,
na górze czytał Šalamun, Pamuk dwa domy dalej.
Dziękuję, że przyszedłeś, chociaż zacząłeś chrapać,
zanim zacząłem czytać, i obudziłeś się
na brawach. Wspaniale było patrzeć, jak zapadasz
się w fotel, jak się zanurzasz w wody płodowe
snu, odżywiając się moją metaforą
przez niewidzialną pępowinę. A może wychodziłeś
w tym czasie na kosmiczny spacer w kombinezonie
słowiańskiej mowy, chroniącym cię przed próżnią.
Lub nic ci się nie śniło, byłeś zwyczajnie
sobą po wylewie, a ja cię utrzymywałem
w poetyckiej śpiączce. Nie wiem, w każdym razie
dziękuję, że przyszedłeś. Ważniejsza była dla mnie
twoja obecność niż twoja nieobecność.
11
Notatki z muzeum
Ze względu na ilość zwiedzających
w Muzeum Guggenheima wprowadzono ruch
jednokierunkowy: po dojściu na szczyt
zwiedzający rzucają się na hol.
Gości z plakietką
„Membership” chwyta (w ramach happeningu)
ustawiony na dole artysta współczesny.
Nowy Jork 2009
10
* * *
Weź ode mnie trochę tego ciężaru, dzięki
któremu latam. Odrobinę tej substancji, która
sprawia, że mój łańcuch dna skręca się
w drugą stronę, że wszystkie łzawe piosenki i filmy
nagle zaczynają mnie dotyczyć, że słyszę
jak Beastie Boys śpiewają Eliota, że zmienia mi się
smak, jakbym był w ciąży z matką
Ziemią; czuję w sobie lód i skwar, i tornada,
rośliny, ludzi, zwierzęta i twoje drobne
stopy, które biegną na spotkanie ze mną
ulicą wstrząsaną dreszczem deszczu. Weź
ode mnie trochę tego czegoś, co sprawia,
że jestem sam jak samiec.
13
Starry Night
Wchłonąłem przez tydzień tyle sztuki, że gdyby
mój samolot runął do oceanu, woda
zabarwiłaby się wszystkimi kolorami
i wszystkimi odcieniami szarości. Za jakiś czas
rozlałaby się po plażach Afryki kiczowatym
zachodem słońca, siatką deszczu w Londynie,
nocą tam, gdzie noc.
12
* * *
Bruku, przepraszam, że zwracam się do ciebie
per ty, lecz ośmieliłeś mnie swoim blaskiem. Dotąd
mówiłeś językiem ulicy, teraz ostatni
letni deszcz wydobywa twą błyskotliwość. Bruku,
wycierali sobie tobą gęby tacy,
którzy nie dorastali ci do kostek. Bruku deptany
w przeponę szpilkami pańć, co umierały,
nim ty zdążyłeś na kacu obmyć twarz. Bruku,
z księżycowym blowjobem. Zestawie puzzli, które
zawsze ułożą się w bruk. Niby wszystko po tobie
spływa, a jednak czuję twój kamienny
niepokój, twoją bojaźń i drżenie na widok nieba
wybrukowanego czaszkami umarłych. Bruku, odezwij się
stukotem obcasów i kół, krzykiem dzieci, pijaków
i dziwek, pieskim losem, kotem, pokotem, berkiem,
burkiem goniącym tysiąc kocich łbów. Brakiem
adresu, domem. Albo, jeżeli wolisz, milcz
jak grób, jak Bóg, jak bruk.
15
Szwecja
Żadnych barierek na urwistym klifie,
sam muszę się z klifem dogadać, gdzie są nasze
granice. Promenadę od morza dzielą w nocy
wmurowane w beton halogenowe światełka.
W sieci Systembolaget chronią cię przed nałogiem
zaporowe ceny i twój zdrowy rozsądek.
Burdel ma z jednej strony ogródek, w którym siedzą
rodziny z małymi dziećmi, i jeśli masz ochotę
na coś więcej, musisz wejść głębiej, przez obrotowe
drzwi z powietrza. Pędzę rowerem wzdłuż
nocnego nabrzeża, mijam zakochanych
staruszków, kobietę, która kołysze wózek
swoim ciężarnym brzuchem, najeżdżam na wszystkie
reflektory i myślę o potędze człowieka
po nihilizmie, albo o halogenowym sumieniu.
Albo o powietrzu.
14
Słoiki
W fizyce klasycznej przeszłość istnieje w postaci
określonej sekwencji zdarzeń, w kwantowej (…)
– tylko jako spektrum możliwości.Stephen Hawking
Zbyt często zjawiały się znienacka, dusiły
jak upalne lato dzieciństwa, parzyły jak pierwszy
obcy dotyk, kusiły jak wszystkie te kurewskie
telefony ze starego notesu, jak muzyka i śpiewy
dochodzące o zmierzchu z odległej części miasta.
Wciskały się każdym porem skóry, więc
zamknąłem je w osobnych słoikach i wyniosłem
do piwnicy. Czasem biorę z każdego po kropli,
mieszam je w szklance wody i patrzę, co by było,
gdyby. Lecz coraz częściej, w absolutnej ciszy,
słyszę, jak coś w piwnicy buzuje i syczy. Słoiki
kiedyś pękną, wspomnienia zleją się w jedną
oleistą kałużę, w którą wejdę jak w ogień.
17
Błazen
Tydzień kultury średniowiecznej w Visby;
siedzę pod murami obronnymi i patrzę
na nastolatków przebranych za trzynasto-, czternasto-
wieczny plebs. O zmierzchu wracają do swoich namiotów,
niosąc worki jedzenia z McDonald’sa i picia
z Systembolaget. Będą kochać się średniowiecznie:
od tyłu albo na jeźdźca, albo po bożemu.
Stypendysta w wieku coraz bardziej średnim
może co najwyżej zakręcić śmigłem w domu
pracy twórczej (przyjemność wątpliwa, zwłaszcza
że boi się latać). Przed laty w tym mieście złamał
mu się ząb, sterczał jak ruiny tutejszej
katedry św. Klemensa. Teraz poeta wrócił
po natchnienie; siedzi na ławce pod murem, widzi
szwedzką młodzież, językiem kontempluje
niedawno odbudowany ząb. Nie jest to z pewnością
ząb mądrości. Niech więc będzie przynajmniej
zębem zazdrości.
16
W drodze do Jerozol imy
Futrzasta zieleń, zamiast drzew gigantyczne
brokuły. Bujam się w hamaku rozwieszonym
między słońcem, które już wzeszło, a księżycem,
który jeszcze nie zaszedł. Powietrze pachnie
mlekiem, ziołami i stęchlizną, w której
miałbyś ochotę zamieszkać, z której rodzi się
życie.
19
List do śpiącej żony
Patrzę, jak śpisz, pod twoimi powiekami harcują
motyle. Jesteś wszędzie i nigdzie, twój przyspieszony oddech
może oznaczać powrót ze sklepu z siatami zakupów
lub dziki seks z kolegą z firmy, który ostatnio
tak chętnie podwozi cię do domu. Twoja
faza REM to Raptowna Ewolucja Moralna
albo Rozkoszny Epizod Marynistyczny
na którymś z bajecznych transatlantyków. Wczesny
świt. W tym świetle jesteś ciałem niebieskim.
Patrzę na ciebie i wydaje mi się,
że patrząc, nadaję ci sens.
A nadaję go sobie.
18
Mosquito
Komar, z którym żyję w tym samym pokoju
hotelowym, najpierw nie pozwala mi zasnąć,
a potem regularnie pruje mój egzotyczny
sen. Wysuwam spod kołdry łydkę, żeby
się napił i dał mi wreszcie spokój, lecz on
upatrzył sobie głowę i gdyby tylko mógł,
wyssałby mi mózg. Przypominam sobie
o komarze, słuchając późnym popołudniem
zawodzenia muezinów w tureckiej części
miasta. Jednocześnie obserwuję bąka,
który parodiując święte śpiewy, szmugluje
prochy i swój gruby tyłek w barwach lata
tuż pod nosem wojska, ponad zasiekami.
Nikozja 2011
21
Recykl ing
Zdawało mi się, że byłem już w Jerozolimie. Ale
naprawdę jestem tu dopiero teraz,
w chwilę po tym, jak poruszałem się w obcej
kobiecie (wszedłem w Polkę, a wyszedłem z
Żydówki). Wracam na drogę krzyżową, lecz
idę w drugą stronę, do pałacu Piłata,
gdzie będę coraz mniej bity, a potem wdam się
w ponowoczesną rozmowę. Wreszcie zejdę
do ogrodu, by usiąść pod pokręconym pniem
oliwkowca. Po kolacji z przyjaciółmi ruszę
poszukać wina i ciał. Będę przemieniał je w słowa.
20
* * *
– Mój stary grzebieniu, przez lata towarzyszyłeś mi
w każdej podróży, przemierzyłeś ze mną
dziesiątki tysięcy kilometrów lądem, wodą,
powietrzem. – Naprawdę? Przykro mi, ale nic
nie pamiętam, tylko włosy. Prawie zawsze pańskie,
lecz czasem również długie, mokre włosy kobiet,
pamiętam zapachy hotelowych szamponów,
ulic i knajp, chłodne pasemka wiatru
i szczelną czapę upału, czupryny lasów, zakola
rzek, warkocze deszczu, słone grzebienie (teraz
już trochę fantazjuję) fal. I jeszcze, jak pana przybywa
i ubywa. I to wszystko, niestety. Pamiętam jeszcze,
że ktoś chciał mnie kiedyś uczesać, lecz tylko złamał mi
ząb. Przestraszyłem się, że mnie pan zostawi siwym
świtem w hotelowej łazience. I zrobi mi się łyso
jak po śmierci ludziom.
23
Trzy wiersze o komarach
*
Komarze o nogach tak długich, że nie możesz
dojść z nimi do ładu. Kto cię tak urządził?
Bóg pająków czy much?
*
Od kilku godzin chodzi po firanie
z cienkiego lnu, która odgradza go
od otwartego na oścież okna. Tak to jest,
kiedy się widzi tylko
światło.
*
Młodziutki komar. Zamiast czyhać na moment
mojej nieuwagi, wywija na pustej scenie
zeszytu wesołe ósemki.
Dziś rano obudziłem sie z bąblem na twarzy.
Jest zatem czas posiłku i jest czas zabawy.
22
stosy książek francuskich egzystencjalistów,
po Sartrze dostał mdłości, lecz jak się okazało,
zjadł wcześniej starą rybę. Pewnego wieczoru, gdy
próbował zasnąć, z jego oka popłynęła
łza. Natychmiast ją zbadano. Jej skład chemiczny
nie różnił się niczym od składu zwykłej łzy.
25
* * *
Był sobie człowiek, który ani się nie cieszył,
ani nie smucił, ten płytki stan pogłębiał się
u niego z roku na rok. W końcu trafił
do szpitala dla nerwowo chorych. By go pobudzić,
kazano mu słuchać wiadomości, czytać
prasę. Owszem, słuchał i czytał, lecz trudno
powiedzieć, czy wpłynęło to na jego poglądy
(nie wiadomo, zresztą, czy w ogóle je miał).
Lekarze zdecydowali, że powinien całymi
dniami oglądać teleturnieje, seriale
i reklamy, dostał darmowy całodobowy
internet bezprzewodowy, lecz jego zachowanie
nie zmieniło się wcale. Bombardowano go
pornografią, patrzył wytrwale, bez emocji.
Przyprowadzono mu dziwkę, skorzystał, zmieścił się
w regulaminowym czasie, podziękował. Ale
nie odbiło się to na jego samopoczuciu. Zrzucono
go ze spadochronem, usłyszał wcześniej, że leci
na wakacje w góry, a na plecach ma namiot.
Podłączone do jego ciała czujniki tętna,
ciśnienia i fal mózgowych nie zarejestrowały
najmniejszych zmian. Podsuwano mu
24
* * *
Ten moment przed snem, gdy nieproszone przychodzi
Wszystkoczegoniewiem. Ten czas, w którym tyle można
by zrobić, ale jest już za późno. Czuję, że spadam, tak
bardzo chciałbym się czegoś uczepić, uczepiłbym się
śpiącej głęboko jak niemowlę żony,
lecz boję się, że pociągnę ją za sobą. Uczepiłbym się
wspomnień, ale się boję, że pociągnę je
za sobą jak ostatni gość, co ma już dość. Wołam was:
numizmatyko, filatelistyko, rybki i samoloty
z dzieciństwa, na powrót mnie pochłońcie. Tak bardzo
bym chciał chcieć coś mieć. Mieszkania, ciuchy
i samochody, sprawcie, bym was pożądał. Niech
coś mnie pochłonie, jeżeli nie na zawsze,
to chociażby na ten czas, kiedy przychodzi
Wszystkoczegoniewiem. I niech to nie będzie tylko
piękno, tylko piekło.
27
* * *
W swojej twarzy widzę siebie z dzieciństwa, ale
także tego, kim będę – jeśli będę – za
kilkadziesiąt lat. Cały Opałka dzień w dzień
już podczas mycia zębów. Najważniejsze, żeby
nie stracić się z oczu, nakręcać na tęczówki
nitki zmarszczek, na których wisi ta wielofunkcyjna
scenografia. Nie stracić siebie z oczu. Tylko
jak, skoro mój wzrok
jest tam.
26
„dom”, „bezpieczeństwo”, „seks”, przeczytałem sobie
definicję seksu w Wikipedii, zawsze się można
czegoś nauczyć, odpisz na tego sms-a,
bo jestem w toalecie i na razie nie mogę
wyjść, bo piszę sms-a, cokolwiek się stanie,
zawsze będę cię kochał w realu, calutki, tzn.
całuski.
29
* * *
Zdradziłem, ale z innej skrzynki, więc gdy z niej wyjdę,
gdy się już wyloguję (słownik mi podpowiada:
„wyleguję” albo „wolę gumę”, trochę nie wiem,
gdzie jestem, co mówię, kto mówi), będę kimś innym, będę
czysty jak w dawnych czasach człowiek po spowiedzi,
pamiętam, że miałem wspomnienia, teraz żyję
dziesiątki razy na dobę, kasuję historię i rodzę się
nowy, pamięć jest niepotrzebna, gdy wszystko
na wyciągnięcie ręki, pod warunkiem, że nie
wymaga to więcej niż trzech kliknięć, grzebania
w podstronach (słownik mi podpowiada: „podstępach”),
a więc głębia to podstęp, najważniejsze jest
na zewnątrz, dziś znowu byłem z tamtą kobietą,
z którą mam dziecko, lubię się z nim bawić, a kiedy
zabawa robi się nudna, to się wylogowuję, chcę
z tobą pogadać, lecz nie mam historii, być może
porozmawiamy przy obiedzie, jeśli nam go dowiozą,
musisz wiedzieć, że póki pilnuję interpunkcji,
to nie jest ze mną źle, musisz wiedzieć, że
od lat całymi dniami próbuję wygooglować
nasze szczęście, lecz zawsze jestem pytany, czy
chodziło mi o coś innego, wyskakują wyrazy:
28
* * *
Chciałem uratować ich jak najwięcej z pożaru
wrażeń, z okrętu idącego na dno
pamięci, gdzie straż trzymają elektryczne
ryby. Większość spała, więc umieranie trwało
tyle co oddech. To była moja walka o ciągłość,
ale się rozsypałem jak w ustach dziecka zdanie
wielokrotnie złożone do grobu, jak sztuczny ogień
– na tysiące iskier, których nie da się złożyć
nawet w niewypał. Podchodzę do siebie, piegusa
w kapitańskim mundurku, do nastolatka z
aparatem fotograficznym, polującego na kruki,
do siebie piszącego ten wiersz. Widzę ich,
lecz oni mnie nie poznają. A może po prostu
boją się śmierci.
31
Studnia
Nocny pociąg jak bobslej sunie w rynnie zimy,
w dolinie spowite złotawą łuną snu
bezimienne miasteczko, w którym pierwszy raz
dotykałem piersi A., nie będąc do końca pewnym,
czy nie zajdzie od tego w ciążę. Grudzień, późne
lata dziewięćdziesiąte. Na rynku upstrzonym
świątecznymi lampkami, w chmurze grzanego wina,
z kieszeniami pełnymi zaczętych wierszy, które
dyskretnie nie pytały o przyszłość ani o sens,
czuliśmy się jak w środku pozytywki. Światem
nie rządził jeszcze bóg o wielu twarzach. Dotyk
był gwarantem istnienia. Nocny pociąg jak kot
ociera się o łunę miasteczka, zbyt pośpiesznie,
jak ja w późnych latach dziewięćdziesiątych o jej
blade i pełne piersi. Patrzę w tę łunę i nic
nie czuję. Wjeżdżam w tunel. Śni mi się, że krzyczę
do studni: Jesteś tam jeszcze? I słyszę: Jesteś
tam jeszcze? Jestem – mówię. I słyszę: Jestem.
30
* * *
Ludzie wymieniają słowa, słowa wymieniają ludzi.
Miłość codziennie bawi się innym językiem, innymi
wargami, nosi stringi pod habitem. Najgorsze,co może się zdarzyć – mówi słowo – toprzykleić się do rzeczy, to nudne jak rozmowapo seksie z kimś, kogo się nie zna i nie chceznać. Czasami człowiek natyka się na człowieka,
śmierć na śmierć, kot na kota. Wtedy nabierają
wody w usta i trafiają do słownika na zawsze.
33
* * *
Robię notatki z Lacana, odwracam stronę
zeszytu i trafiam na rozwłóczony płód
wiersza. Moje notatki przechodzą przez niego, słowa
wciskają się między słowa, zwłoki ożywają
albo tylko udają życie jak martwa żaba
kłuta szpilką. Na dole strony pismo przybiera
ponownie regularny kształt. Lacan wraca
do siebie. Jest spokojny jak śpiący najgłębszym snem
albo jak trup.
32
* * *
Jestem człowiekiem, człowiekiem,
który pisze wiersze.Tadeusz Różewicz
Rzemieślnik zatroskany
o losy poezji.
Jego metafizyka
to koło
u wozu.
Pcha ten swój wóz
przez kałuże i piach,
w stronę cmentarza,
na tamten świat.
Co jakiś czas przystaje,
żeby naprawić oś.
Kuca i szarpie się z kołem,
a słońce (jeśli jest)
świeci mu w plecy.
35
* * *
Za oknem pada deszcz. W innej części miasta
na chodnik pada mężczyzna. Gdzieś na świecie
z czyichś ust pada słowo, które zmienia bieg
historii. W tym samym czasie z milionów ust
padają nic nieznaczące słowa i równoważą
tamto jedno. W piekarniku obraca się kurczę.
W łóżeczku przez sen obraca się nasze szczęście.
Nasze ciała obracają się w popiół. Nasze życie
dzieje się w każdej chwili w każdym słowie.
34
* * *
Proboszcz z Kalmaru wyznał publicznie, że nie wierzy
(pastor Tomas z filmu Goście wieczerzy Pańskiejwyznał to tylko Märcie), oddając się w ręce
ludu. Prawdziwa spowiedź. Biskup odwołał go
ze stanowiska. Lecz wierni wiedzieli, że był dobry,
i chcieli go z powrotem. Słali w tej sprawie listy
apostolskie do biskupa i mediów. I biskup powołał
go ponownie. Teraz tworzą wspólnotę nie-
wierzących w Chrystusie. Są jak dziury po gwoździach.
Jak pusty grób.
37
* * *
Z poezją jest tak: wypływasz w morze,
zarzucasz sieci, ciągniesz je przez miliony
ton wody i w końcu łapiesz gigantycznego kraba
podobnego do ciebie, który mówi: Nie możesz,
kurwa, łowić gdzie indziej?
36
Portret kobiety po wylewie
Lewa strona jej twarzy wszystko już wie,
prawa również.
Mogłoby się wydawać, że nie ma między nimi
żadnego porozumienia.
Lecz gdy ruchliwa część coś mówi albo się śmieje,
druga uparcie ciągnie za kącik ust, przywołując
do porządku swoje egzaltowane odbicie.
Wygląda to trochę jak przeciąganie liny
nad przepaścią.
39
* * *
Chciałbym umrzeć w wesołym miasteczku, tak
by do samego końca, czyli do chwili, gdy
zapukam czołem w zimną ścianę nicości,
być pewnym, że to kolejny zakręt, wykręt, przekręt
albo inny przewrót. Bądź spokojny, umrzesztak, jak sobie życzysz, w domu lub na ulicy,w strachu, lecz przekonany, że to tylko zakręt,
wykręt, przewrót i przekręt.
38
Zimowe świat ło
Po twojej śmierci stałem się silniejszy,
potrafię chodzić po wodzie, po rozżarzonym łuną
lodzie, a nawet utonąć w sorbecie mojito
w kawiarni na Fårö (gdzie poprosiłem o kartkę
i długopis, by skreślić tych kilka zbędnych słów,
a dostałem cały śnieżnobiały notes).
41
* * *
Długim korytarzem idzie chirurg, właśnie
skończył operować mojego ojca. Idzie
tak już od lat, a we mnie nadzieja przymierza
na zmianę czarną i białą sukienkę. W domu
zostawiłem, tato, twoją śmierć – wściekłego
psa, którego nienawidzę, lecz karmię,
by móc go wziąć na ręce,
jeżeli się nie obudzisz.
40
* * *
Pociąg pędzi: drzewa mijają się jak mieszkańcy
wielkich miast w godzinach szczytu. Pociąg ledwie się
toczy: drzewa mijają się niemo jak
pacjenci szpitala psychiatrycznego. Pociąg
stoi: drzewa udają las.
43
Przez okno
widzianej ze wzgórza ruiny gotyckiej katedry
prześwieca morze. Z tej strony morze i z tamtej
morze. Lecz patrząc z morza, zobaczę w oknie osiadłe
na mieliźnie, lekko rozkołysane domy
i wapienne urwisko jak skamieniałe tsunami.
Więc to ja byłem morzem?
42
On, Ona, Ono
Wyskoczył z podziemnego łożyska
z perłą w ustach i leci
na łeb na szyję, po kamieniach, w dół,
z zapałem wartym gór,
ścigając się sam ze sobą,
przekonany, że droga
zależy wyłącznie od niego,
że na wszystko ma wpływ.
Zmienia płeć, przywłaszcza
sobie cudze wody,
które myślały, że wpadają do niej
tylko na chwilę,
robi na boki, smutki topi w mule,
żyje na krawędzi,
szybciej zamienia na więcej,
coraz bardziej wylewna, na wszystko się zgadza,
przypomina jezioro, wystarczy lekki powiew
wiatru, żeby zaczęła się wahać. Zrezygnowana,
demencyjna, pijana, kręci tłustymi biodrami
do tych samych dwóch płyt.
Wtedy morze wyciąga
swoje zimne dłonie,
45
* * *
Staram się żyć tak, jakbym nazajutrz miał umrzeć.
Równy oddech śpiącej żony, smak ogórka, zapach
gleby i kopru, dymu rozwieszonego nad
polami, widok pary obściskującej się na wydmach
– to zbyt wiele. Podobno każdy dzień przybliża
nas do śmierci. Lecz tak naprawdę każdy
dzień oddala nas od śmierci. Co się ze mną
stało? Czy to przez brata, który odjechał
na czerwonym w siną dal? Przez ojca, który zmartwychwstał
po siedmiu godzinach, z pociętym sercem, zdziwiony,
że żyje, drobny i płaczliwy? Być może. Lecz chyba
stało się to głównie za sprawą ogórka, wiewiórki,
letniej ulewy, wszystkich kolorów, zapachów i faktur,
które nie chcą być porównane do niczego.
44
* * *
Jadę pociągiem do miasta mojego dzieciństwa,
słucham muzyki i patrzę na płaskie pole,
na salutujące mi topole, na zgrzybiałe
wierzby, na zielone jezioro w depresji. Słońce
zostawia na skórze maleńkie malinki piegów.
Jest mi dobrze, może nawet
przez chwilę jestem szczęśliwy.
Niczego nie żałuję, za niczym nie tęsknię.
Ten wiersz nie potrzebuje czytelnika.
47
chwyta ją delikatnie
i – szepcząc: Jesteś rzeką– bierze do siebie.
46
49
Pochwała prowincj i
spójrz ile się tu dzieje
zawiane pagórki pół domu
śpi w zaspie świerk w wyświechtanym
płaszczu śnieżnego idiomu
w dali białe jezioro
na białym tle cisza taka
że możesz w niej wyrzeźbić
grafomańskiego ptaka
lub jeszcze głębszą ciszę
a tam w pubach burdelach
centrach handlowych tylko
pozory ruchu
tu w deszczu zmrożonych sekund
wszystko stale się zmienia
tamten ruch jest złudzeniem
bez ciebie go nie ma
48
* * *
Dlaczego akurat to zimowe popołudnie,
skoro podobnych były setki, odzywa się we mnie:
gdy ścigając się z nocą, która zaczęła już
wypalać las na horyzoncie, wśród zasp
i nagich czarnych drzew skwierczących na mrozie,
wsłuchany w mantrę kołowrotka, ze wzrokiem
zawieszonym na owocach głogu, kolaborujących
z zachodem, czuję szarpnięcie, i po chwili widzę,
jak się ponad wodami zamulonego kanału
wykłada tłustym brzuchem szczupak jak pijana
barokowa kurwa na stole w oberży. Dlaczego
akurat to popołudnie, gdy nie wiedziałem jeszcze,
co to barok, a tym bardziej kurwa, przychodzi do mnie
znienacka, zza grubej tafli lodu w kolorze rybiej
łuski. Pod lodem widzę siebie, ale pewności nie mam.
51
S p i s t r e ś c i
Wiersz bez tajemnicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5* * * (Błądzę po największym domu towarowym…) . . . . . . . . . . . 6* * * (Jestem jednym z dziesięciu…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7* * * (Chodzę po Nowym Jorku i ani żywego ducha…) . . . . . . . . . 8* * * (Myślałem, że dziura po WTC jest większa…) . . . . . . . . . . . 9Notatki z muzeum . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10* * * (Emerytowany profesorze Harvardu…) . . . . . . . . . . . . . . . . . 11Starry Night . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12* * * (Weź ode mnie trochę tego ciężaru…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13Szwecja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14* * * (Bruku, przepraszam, że zwracam się do ciebie…) . . . . . . . . . 15Błazen . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16Słoiki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17List do śpiącej żony . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18W drodze do Jerozolimy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19Recykling . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20Mosquito . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21Trzy wiersze o komarach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22* * * (– Mój stary grzebieniu…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23* * * (Był sobie człowiek…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24* * * (W swojej twarzy widzę siebie z dzieciństwa…) . . . . . . . . . . 26* * * (Ten moment przed snem…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27* * * (Zdradziłem, ale z innej skrzynki…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28Studnia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30* * * (Chciałem uratować ich jak najwięcej…) . . . . . . . . . . . . . . . 31* * * (Robię notatki z Lacana…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32
50
5352
* * * (Ludzie wymieniają słowa…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33* * * (Za oknem pada deszcz…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34* * * (Rzemieślnik zatroskany…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35* * * (Z poezją jest tak: wypływasz w morze…) . . . . . . . . . . . . . . . 36* * * (Proboszcz z Kalmaru wyznał publicznie…) . . . . . . . . . . . . . 37* * * (Chciałbym umrzeć w wesołym miasteczku…) . . . . . . . . . . . 38Portret kobiety po wylewie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39* * * (Długim korytarzem idzie chirurg…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40Zimowe światło . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41Przez okno . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 42* * * (Pociąg pędzi: drzewa mijają się…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43* * * (Staram się żyć tak…) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44On, Ona, Ono . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 45* * * (Jadę pociągiem do miasta mojego dzieciństwa…) . . . . . . . . . 47Pochwała prowincji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 48* * * (Dlaczego akurat to zimowe popołudnie…) . . . . . . . . . . . . . . 49
Opracowanie graficzne, typografiaFrakcja R
ZdjęcieTadeusz Dąbrowski
© Copyright by Tadeusz Dąbrowski, 2013© Copyright by Wydawnictwo a5, 2013
ISBN 978-83-61298-44-1
Wydawnictwo a5ul. Stawarza 16/330-540 Kraków
Dział sprzedaży:tel./fax 022 632 83 74
e-mail: [email protected]
Skład i łamanieSławomir Onyszko
DrukZakład Graficzny Colonel
Kraków, ul. Dąbrowskiego 16