Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego-skrót

3
DSWu:Idee – spotkanie III Czy wszystkie kultury są równe, czyli o wyższości kultury europejskiej Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego Prawdą jest, że niepodobna zdefiniować kultury europejskiej – wedle geograficznych, chronologicznych, czy treściowych kryteriów – nie zakładając w takiej definicji sądów oceniających. To terytorium duchowe, którego nazwa sama, jak uczeni nam mówią, jest pochodzenia asyryjskiego, którego książka par excellence, książka założycielska napisana była w większości w nie-indoeuropejskim języku, którego niezmierzone bogactwa filozoficzne, artystyczne i religijne wchłonęły tyle impulsów pochodzących z Azji Mniejszej, z Azji Środkowej, ze Wschodu, ze świata arabskiego – jakże je określić w sposób niearbitralny? (...) Sprawa nadaje się więc bardziej do głosowania niż do naukowych badań, przy czym jednak zastrzec się trzeba, że zniesienie tej kultury nie może się dokonać głosem większości, która oświadczyłaby, że kultura ta nie istnieje lub że oni nie chcą do niej należeć: mniejszość uporczywie w jej istnienie wierząca sprawia, że kultura ta istnieje prawdziwie. (...) Nie tyle może samo istnienie tej kultury jest kwestionowane, ile nade wszystko jej niepowtarzalna wartość, a zwłaszcza jej roszczenia do wyższości, przynajmniej w niektórych dziedzinach o pierwszorzędnym znaczeniu. Są tymczasem powody, by wyższość tę określić i afirmować bez wstydu. Przed kilkoma laty zwiedzałem zabytki przedkolumbowe w Meksyku, przy czym miałem sposobność korzystać z towarzystwa znanego meksykańskiego pisarza, wybitnego znawcy historii ludów indiańskich. Wyjaśniając mi znaczenie wielu rzeczy, których inaczej bym nie zrozumiał, przewodnik mój często podkreślał barbarzyństwo hiszpańskich żołdaków, którzy rozbijali azteckie rzeźby, przetapiali znakomite figurynki ze złota na monety z wizerunkiem cesarza itd. Powiedziałem mu wtedy: „Sądzisz, że to byli barbarzyńcy – ale może to byli prawdziwi Europejczycy, może nawet ostatni prawdziwi; ci ludzie brali na serio swoją chrześcijańską i łacińską cywilizację i z tej właśnie racji nie mieli żadnych powodów, by ochraniać przed zniszczeniem pogańskie bożki czy też odnosić się z estetycznym dystansem albo z ciekawością muzeologów do obiektów, które nosiły inny, a więc wrogi sens religijny. Jeśli ich zachowanie wydaje nam się oburzające, to może dlatego, że nam samym zarówno ich cywilizacja jak nasza własna stała się obojętna?” (...) Czy życzliwe zainteresowanie i tolerancja względem innych cywilizacji są możliwe tylko wtedy, kiedyśmy uprzednio przestali brać naszą własną na serio? Innymi słowy: do jakiego stopnia możemy afirmować naszą wyłączną przynależność do jednej cywilizacji bez jednoczesnej ochoty niszczenia innych? Gdyby prawdą było, że barbarzyństwa można się wyrzec tylko z własną kulturą, należałoby powiedzieć, że tylko te cywilizacje zdolne są do niebarbarzyństwa, które popadają w ruinę: mało pocieszająca konkluzja. (...) Tutaj jednakowoż dotykamy kłopotliwej kwestii: w jakim zakresie respekt dla innych kultur jest w ogóle zalecony i w jakim momencie chwalebna wola, by nie okazać się barbarzyńcą, przeradza się sama w obojętność czy wręcz aprobatę barbarzyństwa? (...) Postawy nasze w tej kwestii są wszelako dwuznaczne i może nawet wewnętrznie sprzeczne: z jednej strony przyswoiliśmy sobie ów rodzaj uniwersalizmu, który powstrzymuje się od sądów oceniających rozmaite cywilizacje i ogłasza ich fundamentalną równość; z drugiej strony przez to, iż tę równość afirmujemy, afirmujemy zarazem wyłączność i nietolerancję każdej kultury z oddzielna, afirmujemy przeto coś, co w samym akcie tejże afirmacji, jak się chełpimy, właśnie przezwyciężyliśmy. Nie jest ta dwuznaczność paradoksalna, ponieważ wśród tej konfuzji utwierdzamy wyróżniającą cechę kultury europejskiej w jej formie dojrzałej, mianowicie jej zdolność do kwestionowania samej siebie, do porzucenia ekskluzywności własnej, jej wolę spoglądania na siebie samą oczami innych. Już u samych początków podboju biskup Bartolome de Las Casas 1

Transcript of Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego-skrót

Page 1: Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego-skrót

DSWu:Idee – spotkanie III

Czy wszystkie kultury są równe, czyli o wyższości kultury europejskiej

Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego

Prawdą jest, że niepodobna zdefiniować kultury europejskiej – wedle geograficznych, chronologicznych, czy treściowych kryteriów – nie zakładając w takiej definicji sądów oceniających. To terytorium duchowe, którego nazwa sama, jak uczeni nam mówią, jest pochodzenia asyryjskiego, którego książka par excellence, książka założycielska napisana była w większości w nie-indoeuropejskim języku, którego niezmierzone bogactwa filozoficzne, artystyczne i religijne wchłonęły tyle impulsów pochodzących z Azji Mniejszej, z Azji Środkowej, ze Wschodu, ze świata arabskiego – jakże je określić w sposób niearbitralny? (...) Sprawa nadaje się więc bardziej do głosowania niż do naukowych badań, przy czym jednak zastrzec się trzeba, że zniesienie tej kultury nie może się dokonać głosem większości, która oświadczyłaby, że kultura ta nie istnieje lub że oni nie chcą do niej należeć: mniejszość uporczywie w jej istnienie wierząca sprawia, że kultura ta istnieje prawdziwie. (...) Nie tyle może samo istnienie tej kultury jest kwestionowane, ile nade wszystko jej niepowtarzalna wartość, a zwłaszcza jej roszczenia do wyższości, przynajmniej w niektórych dziedzinach o pierwszorzędnym znaczeniu. Są tymczasem powody, by wyższość tę określić i afirmować bez wstydu.

Przed kilkoma laty zwiedzałem zabytki przedkolumbowe w Meksyku, przy czym miałem sposobność korzystać z towarzystwa znanego meksykańskiego pisarza, wybitnego znawcy historii ludów indiańskich. Wyjaśniając mi znaczenie wielu rzeczy, których inaczej bym nie zrozumiał, przewodnik mój często podkreślał barbarzyństwo hiszpańskich żołdaków, którzy rozbijali azteckie rzeźby, przetapiali znakomite figurynki ze złota na monety z wizerunkiem cesarza itd. Powiedziałem mu wtedy: „Sądzisz, że to byli barbarzyńcy – ale może to byli prawdziwi Europejczycy, może nawet ostatni prawdziwi; ci ludzie brali na serio swoją chrześcijańską i łacińską cywilizację i z tej właśnie racji nie mieli żadnych powodów, by ochraniać przed zniszczeniem pogańskie bożki czy też odnosić się z estetycznym dystansem albo z ciekawością muzeologów do obiektów, które nosiły inny, a więc wrogi sens religijny. Jeśli ich zachowanie wydaje nam się oburzające, to może dlatego, że nam samym zarówno ich cywilizacja jak nasza własna stała się obojętna?” (...) Czy życzliwe zainteresowanie i tolerancja względem innych cywilizacji są możliwe tylko wtedy, kiedyśmy uprzednio przestali brać naszą własną na serio? Innymi słowy: do jakiego stopnia możemy afirmować naszą wyłączną przynależność do jednej cywilizacji bez jednoczesnej ochoty niszczenia innych? Gdyby prawdą było, że barbarzyństwa można się wyrzec tylko z własną kulturą, należałoby powiedzieć, że tylko te cywilizacje zdolne są do niebarbarzyństwa, które popadają w ruinę: mało pocieszająca konkluzja. (...)

Tutaj jednakowoż dotykamy kłopotliwej kwestii: w jakim zakresie respekt dla innych kultur jest w ogóle zalecony i w jakim momencie chwalebna wola, by nie okazać się barbarzyńcą, przeradza się sama w obojętność czy wręcz aprobatę barbarzyństwa? (...) Postawy nasze w tej kwestii są wszelako dwuznaczne i może nawet wewnętrznie sprzeczne: z jednej strony przyswoiliśmy sobie ów rodzaj uniwersalizmu, który powstrzymuje się od sądów oceniających rozmaite cywilizacje i ogłasza ich fundamentalną równość; z drugiej strony przez to, iż tę równość afirmujemy, afirmujemy zarazem wyłączność i nietolerancję każdej kultury z oddzielna, afirmujemy przeto coś, co w samym akcie tejże afirmacji, jak się chełpimy, właśnie przezwyciężyliśmy.

Nie jest ta dwuznaczność paradoksalna, ponieważ wśród tej konfuzji utwierdzamy wyróżniającą cechę kultury europejskiej w jej formie dojrzałej, mianowicie jej zdolność do kwestionowania samej siebie, do porzucenia ekskluzywności własnej, jej wolę spoglądania na siebie samą oczami innych. Już u samych początków podboju biskup Bartolome de Las Casas

1

Page 2: Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego-skrót

przypuścił gwałtowny atak na najeźdźców w imię tych samych zasad chrześcijańskich, na które tamci się powoływali. Niezależnie od bezpośrednich skutków jego walki, był on jednym z pierwszych, którzy zwrócili się przeciw własnemu plemieniu w obronie innych i odsłaniali niszczycielstwo europejskiego ekspansjonizmu. (...)

Ta umiejętność samokwestionowania, umiejętność wyzbycia się – na przekór silnemu oporowi, rzecz jasna – pewności siebie, samozadowolenia, leży u źródeł Europy jako siły duchowej; zrodził się z niej wysiłek łamania własnego „etnocentrycznego” zamknięcia. (...) Europejska identyczność kulturalna utwierdza się w odmowie przyjęcia jakiejkolwiek identyfikacji zakończonej, więc w niepewności i niepokoju. I chociaż prawdą jest, że wszystkie nauki, przyrodnicze i humanistyczne, albo zrodziły się w łonie kultury europejskiej, albo w niej osiągnęły dojrzałość (...), to jest wśród nich jedna, którą można nazwać nauką europejską par excellence, przez treść samą; jest to mianowicie antropologia, to znaczy praca, która zakłada zawieszenie własnych norm, osądów i nałogów mentalnych, moralnych i estetycznych, aby przeniknąć tak daleko, jak to możliwe, w pole widzenia innego i przyswoić sobie jego sposób percepcji. (...) Wydaje się oczywiste, że antropolog mógłby zrozumieć dzikiego w sposób doskonały tylko wtedy, gdyby sam stał się dzikim, a więc antropologiem być przestał. Może zawiesić swoje oceny, ale sam ten akt zawieszenia ma korzenie kulturalne; jest to akt wyrzeczenia, który jest wykonalny tylko wewnątrz szczególnej kultury, takiej mianowicie, co umiała podjąć wysiłek rozumienia innego, ponieważ sama siebie nauczyła się kwestionować.

Dlatego sytuacja antropologa nie polega naprawdę na zawieszeniu oceny: jego postawa opiera się na przekonaniu, że opis i analiza uwolnione od normatywnych przesądów są więcej warte, niż duch wyższości lub fanatyzmu; jest to wszelako sąd wartościujący w sensie równie mocnym, jak sąd przeciwstawny. Niepodobna naprawdę odrzucić wartościowania. To, co nazywamy duchem naukowym, jest postawą kulturalną, związaną swoiście z cywilizacją zachodnią i z jej hierarchią wartości. Mamy prawo bronić i głosić idee tolerancji i krytycyzmu, nie wolno nam jednak utrzymywać, że są to idee „neutralne”, mianowicie wolne od normatywnych założeń. Czy chełpię się przynależnością do cywilizacji absolutnie wyższej nad wszystkie inne, czy przeciwnie, sławię dobrego dzikusa, czy wreszcie powiadam „wszystkie kultury są równe” – zajmuję pewne stanowisko, wypowiadam się co do wartości i uniknąć tego nie mogę. (...)

Kiedy powiada się: „wszystkie kultury są równe”, ma się na myśli bodaj głównie dziedziny specyficzne, mniej uniwersalne: myśli się w szczególności o sztuce, przy czym sens takiego powiedzenia jest, jak się zdaje, taki, że nie ma żadnych ponadkulturowych, transcendentalnych norm, by wypowiadać oceny estetyczne i porównywać co do wartości rozmaite formy wyrazu sztuce. (...) Konfuzja przez te złudzenia wytwarzana staje się groźna w dziedzinach, które bezpośrednio kierują naszym zachowaniem, a więc w religii, moralności, prawie i w regułach intelektualnych. Tutaj stajemy w obliczu różnic, które zarazem rodzą sprzeczności, w obliczu norm skłóconych, które nie mogą współistnieć w zobojętnieniu wzajemnym, nie dają się obok siebie ułożyć niczym obiekty muzealne pochodzące z różnych cywilizacji. (...) Ktokolwiek powiada w Europie, że wszystkie kultury są równe, normalnie nie miałby ochoty, żeby mu odcinano rękę, kiedy oszukuje przy podatkach, albo by mu zaaplikowano biczowanie publiczne – czy ukamienowanie w wypadku kobiety – jeśli uprawia miłość z osobą, która nie jest jego legalną żoną (lub mężem). Powiedzieć w takim przypadku „takie jest prawo koraniczne, trzeba respektować inne tradycje”, to powiedzieć w gruncie rzeczy „u nas to by było okropne, ale dla tych dzikusów to w sam raz”; tak więc wyrażamy nie tyle respekt, ile pogardę dla innych tradycji, a zdanie „wszystkie kultury są równe” najmniej się nadaje do tego, by tę postawę opisać. (...)

Utwierdzamy przecież obecność własną w kulturze europejskiej przez umiejętność zachowania krytycznego dystansu względem samych siebie, przez zdolność patrzenia na siebie cudzymi oczyma, przez to, że cenimy tolerancję w życiu publicznym, sceptycyzm w pracy intelektualnej, potrzebę konfrontowania wszystkich możliwych racji zarówno w postępowaniu prawnym jak w nauce, krótko mówiąc przez to, że zostawiamy otwartym pole niepewności. Uznając to wszystko głosimy tym samym (...) że kultura, która potrafiła te idee z siłą wyrazić, walczyć o ich zwycięstwo i wprowadzić je, choćby niedoskonale, w życie publiczne, jest kulturą

2

Page 3: Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego-skrót

wyższą. Uważamy siebie za barbarzyńców, jeśli zachowujemy się fanatycznie, jeśli chronimy swoją wyłączność w takim stopniu, że nie mamy ochoty ważyć racji innych, jeśli sami siebie nie umiemy kwestionować: w konsekwencji musimy uważać za barbarzyńców wszystkich tych, którzy tak samo uwięzieni są w swojej własnej wyłączności, fanatyków innej tradycji. (...)

Tyle w tym kontekście powiedzieć, to przyświadczyć wyższość kultury europejskiej jako kultury, która wytworzyła i umiała przechować niepewność względem własnych norm. Wierzę zatem, że są istotne powody, żeby w tym sensie ducha europocentrycznego chronić. Zakłada się w tym wiara, że niektóre swoiste wartości tej kultury – mianowicie jej umiejętności samokrytyczne – nie tylko nadają się do obrony, ale powinny być krzewione, a także, że z definicji nie mogą być krzewione z użyciem przemocy, innymi słowy, że uniwersalizm sam siebie prowadzi do paraliżu, jeśli nie uważa siebie za program w tym właśnie sensie uniwersalny, tzn. zdatny do upowszechnienia. (...)

Wierzyć w uniwersalność europejskiej tradycji nie znaczy jednak bynajmniej głosić ideał świata ujednostajnionego, dzielącego wszędzie te same gusta, te same wierzenia (czy raczej żadne), ten sam sposób życia, czy wręcz ten sam język. Chodzi, przeciwnie, o (...) krzewienie wartości, na które kładłem nacisk, a które były źródłem wszystkich wielkości Europy. Łatwo to oczywiście powiedzieć. Wpływy kulturalne działają wedle własnych reguł selekcji, których nadzorować prawie nie można. Pierwszą rzeczą, jakiej reszta świata spodziewa się od kultury europejskiej, są techniki militarne, ostatnią – wolności obywatelskie, instytucje demokratyczne, standardy intelektualne. Technologiczna ekspansja Zachodu oznacza zarazem obumieranie dziesiątków małych jednostek kulturalnych i języków. (...)

Kiedy próbujemy uchwycić to, co tworzy jądro tego duchowego obszaru i kiedy opisujemy to jądro w sposób tutaj proponowany, podkreślając mianowicie ducha niepewności, niezakończenia, identyczności nigdy nie utrwalonej, zdajemy sobie sprawę, w jakim sensie i dlaczego Europa jest z urodzenia chrześcijańska. (...) Chrześcijaństwo nie odnalazło i nie obiecywało żadnych trwałych rozwiązań dla losu doczesnego ludzi. (...)

Naszym przeznaczeniem doczesnym jest troska nigdy się nie kończąca, wieczne niezakończenie. Tak to w duchu niepewności względem samej siebie kultura europejska może utrzymać swoją duchową pewność i prawo swoje do nazywania się uniwersalną.

Leszek Kołakowski, Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego, [w:] Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Londyn 1984, s. 10-24.[tekst powstał w r. 1980]

3