Sztuka przetrwania - kpiw.plkpiw.pl/wp-content/uploads/2015/07/5-gazeta-dla-lekarzy.pdfwego,...

56
Nowości Prawo Na dyżurze Spotkania Podróże Królowie i monarchowie ISSN 2300-2170 azeta ekarzy G L dl@ miesięcznik 5_2015_maj Sztuka przetrwania Omnium profecto artium medicina nobilissima

Transcript of Sztuka przetrwania - kpiw.plkpiw.pl/wp-content/uploads/2015/07/5-gazeta-dla-lekarzy.pdfwego,...

• Nowości

• Prawo

• Na dyżurze

• Spotkania

• Podróże

• Królowie i monarchowie

ISSN

230

0-21

70

azetaekarzy

GLdl@miesięcznik

5_2015_maj

Sztuka przetrwania

Omnium profecto artium medicina nobilissima

Krystyna Knypl

Koleżanki i Koledzy,

Granica między słowami a czynami bywa płynna. Często czytając doniesienia agencyjne, trudno określić, czy to tylko kolejne groźnie wyglądające określenia

w bitwie na słowa, czy realna zapowiedź czasów, których nikt nie chciałby poznać osobiście.

Pozostając optymistami co do przyszłości, warto zastanowić się nad niektórymi kwestiami, umiejętnościami oraz priorytetami. Tak postępują wszyscy rozsąd-

ni ludzie na całym świecie. Przekonałam się o tym osobiście przed kilku laty, gdy podróżując po Stanach Zjednoczonych, zatrzymałam się w Bostonie w skromnym hostelu. Nagle w środku nocy rozległ się dźwięk syreny alarmowej zrywający wszyst-kich mieszkańców na nogi. Zaniepokojona otworzyłam drzwi i zapytałam sąsiadkę, również wychylającą się z pokoju: Co się stało? Odpowiedziała słowami, które pa-miętam do dziś: Fire, we must go down! Złapałam plecak z dokumentami, gotówką i sprzętem elektronicznym i w grupie gości hostelu udałam się schodami na parter, a następnie na zewnątrz budynku. Przed hostelem stały dwa wozy strażackie. To, co zwróciło moją uwagę, to brak dymu czy ognia. Po kilkunastu minutach okazało się, że braliśmy udział w ćwiczeniach przeciwpożarowych.

Będąc na obcym terenie wiedziałam, że ewakuując się, muszę zabrać ze sobą mój podróżny survival kit, który mam zawsze w plecaku. W domu nie mam tak

spakowanego plecaka, bo nie myślę o zagrożeniu. Czy powinnam przygotować taki zestaw? Nie wiem, ale z pewnością warto zastanowić się na jego zawartością. Warto też przeprowadzić ćwiczenia z wyobraźni: jak byśmy funkcjonowali w razie totalnej awarii internetu albo jeszcze gorzej – całkowicie pozbawieni energii elektrycznej. Zapytałam kilka znajomych osób, ile mają żywej gotówki w domu – większość miała około stu złotych, dwie osoby około tysiąca złotych, jedna około trzech tysięcy. No cóż, świata się z takimi pieniędzmi nie zawojuje…

Pamiętajmy, że znane od czasów starożytnych powiedzenie: praemonitus pra-emunitus* nic nie straciło na swej aktualności.

* Łac. ostrzeżony – uzbrojony.

ISSN 2300-2170Nr 5(48)_2015WydawcaKrystyna KnyplWarszawa

RedakcjaKrystyna Knypl, redaktor naczelna

[email protected]ław Knypl, sekretarz redakcji

[email protected] Kowalski, redaktor działu zagranicznegoKolegium redakcyjne: Alicja Barwicka, Alek-sandra Sylwia Czerny, Krystyna Knypl, Mie-czysław Knypl, Katarzyna Kowalska (przew.), Małgorzata Zarachowicz

Współpraca przy bieżącym numerzeAlicja Barwicka, Jagoda Czurak, Krzysztof Izdebski, Agnieszka Pfeffer, Jacek Skrzyński, Rafał Stadryniak, @Curcuma Zedoaria

Okładka fot. Krystyna KnyplProjekt graficzny i opracowanie komputerowe Mieczysław Knypl

„Gazeta dla Lekarzy” jest miesięcznikiem reda-gowanym przez lekarzy i członków ich rodzin,

przeznaczonym dla osób uprawnionych do wysta-wiania recept i posiadających prawo wykonywania zawodu lekarza.

Opinie wyrażone w artykułach publikowanych w „Gazecie dla Lekarzy” są wyłącznie opiniami ich autorów.

Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skra-cania, zmiany tytułów i dodawania śródtytułów.

www.gazeta-dla-lekarzy.com

Motto: Scribere necesse est, vivere non est Czyli: Tylko to się naprawdę zdarzyło, co zostało zapisane*

*Przekład Tomasza Osoińskiego

Rys.

Hel

ena

Kow

alsk

a

3 5_2015 maj

W numerzeStatut „Gazety dla Lekarzy”I. Informacje wstępne1. „Gazeta dla Lekarzy” jest czasopismem w rozumieniu ustawy

z 26 stycznia 1984 roku – prawo prasowe (Dz.U. z 1984 r. nr 5, poz. 24 z późn. zmianami), zarejestrowanym w Sądzie Okrę-gowym w Warszawie 28 lutego 2012 r. w rejestrze dzienników i czasopism (poz. PR17864).

2. „Gazeta dla Lekarzy” jest powszechnie dostępnym miesięcz-nikiem ogólnopolskim tworzonym przez lekarzy i członków ich rodzin.

3. Wydawcą „Gazety dla Lekarzy” jest dr n. med. Krystyna Knypl, zwana dalej Wydawcą.

4. „Gazeta dla Lekarzy” ma dwa kanały dystrybucji. Sygnowana numerem ISSN 2300-2170 jest publikowana w internecie (www.gazeta-dla-lekarzy.com), a sygnowana numerem ISSN 2084-5685 jest publikowana w wersji papierowej (odwzorowanej w internecie w formacie PDF). Każdy drukowany numer jest przekazywany przez Wydawcę do zbiorów Biblioteki Narodowej (sygnatura P. 293987 A) w ramach egzemplarza obowiązkowego.

5. „Gazeta dla Lekarzy” posługuje się skrótem GdL.6. „Gazeta dla Lekarzy” nie jest związana z żadną organizacją

polityczną, religijną ani żadnym samorządem terytorialnym lub zawodowym.

II. Wizja i misja 1. Nadrzędnym celem redakcji „Gazety dla Lekarzy” jest tworzenie

opiniotwórczego medium środowiskowego i popularnonauko-wego, adresowanego do czytelników w kraju i za granicą, przez propagowanie misji lekarza, znaczenia postępu w medycynie oraz roli promocji zdrowia.

2. „Gazeta dla Lekarzy” jest adresowana do lekarzy, zwłaszcza do tych, którzy postrzegają medycynę jako sztukę, a swój zawód jako powołanie.

3. Zamierzeniem „Gazety dla Lekarzy” jest ukazywanie wszystkich aspektów funkcjonowania współczesnych systemów ochrony zdrowia, ze zwróceniem szczególnej uwagi na zagrożenia dla tradycyjnie rozumianego zawodu lekarza, płynące z instrumen-talnego traktowania medycyny.

4. „Gazeta dla Lekarzy” ma inspirować do myślenia i wyciągania wniosków.

III. Finansowanie 1. Zgodnie z art. 3 ust. 2 ustawy z 24 kwietnia 2003 r. o działal-

ności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. z 2003 r. nr 96, poz. 873) „Gazeta dla Lekarzy” nie jest jednostką sektora finansów publicznych w rozumieniu przepisów o finansach publicznych i nie działa w celu osiągnięcia zysku.

2. „Gazeta dla Lekarzy” jest finansowana wyłącznie z prywatnych środków własnych Wydawcy.

3. Nie są przyjmowane darowizny ani dotacje.4. Wydawca „Gazety dla Lekarzy” nie prowadzi działalności

gospodarczej, a czasopismo nie zamieszcza komercyjnych reklam ani ogłoszeń.

5. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolontariusze. Nie są wypłacane wynagrodzenia członkom redakcji ani honoraria autorom. Wszyscy działają pro publico bono – dla dobra ogółu, ale i osobistej satysfakcji.

24

29

21

Nowości ...........................................4, 5, 6, 7, 11, 26, 50... w neurologii Krystyna Knypl ............................................. 11PrawoLekarz w gąszczu przepisów Krzysztof Izdebski ................... 8Sztuka przetrwaniaBądź gotowy dziś... na jutro! Jacek Skrzyński ..................... 12SpotkaniaCyganka Jagoda Czurak ........................................................ 21Na dyżurze, po dyżurzePrawo do renty (za wszelką cenę) Rafał Stadryniak = @Grypa ................................................... 24Jak dobrze Rafał Stadryniak = @Grypa .............................. 27PodróżeWyspy Owcze – Wyspy Farerskie Agnieszka Pfeffer .......... 29Sewilla, miasto inspiracji, byków i flamencoAlicja Barwicka ........................................................................ 36Królowie i monarchowieMajowa miłosna pieśń @Curcuma Zedoaria ..................... 51Informacja dla autorów materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” ................................................................... 54

4

8

12

27

36

51

W numerze

4 5_2015 maj

Nowości

1 kwietnia 2015 w „Journal of Endocrinology and Metabo-lism” ukazał się artykuł dr Ji He Yu i wsp. Evening chronotype is associated with metabolic disor-ders and body composition in middle-aged adults, w którym przedstawiono wyniki badań nad zależnością pomiędzy rytmem chronobiologicznym a przemianą materii. Autorzy

sprawdzali, czy zachodzi za-leżność między parametrami przemiany materii, takimi jak masa ciała, otyłość brzuszna, poziom glukozy we krwi, cu-krzyca a chronotypem.

W badaniu uczestniczyło 1620 osób w wieku od 47 do 59 lat. U wszystkich przeprowa-dzono doustny test tolerancji glukozy oraz pomiary tkanki

tłuszczowej. Chronotyp ranny stwierdzono u 29,6% bada-nych, chronotyp wieczorny u 5,9% badanych, a w 64,5% przypadków chronotyp okre-ślono jako „ani ranny, ani noc-ny”. U osób z chronotypem nocnym 1,73 razy częściej rozpoznano cukrzycę i 1,74 razy częściej zespół metabo-liczny. Zależność między chro-

notypem nocnym a występo-waniem cukrzycy 3-krotnie częściej obserwowano u męż-czyzn. Natomiast zespół meta-boliczny występował 2-krotnie częściej u kobiet z chronoty-pem nocnym. Zdaniem au-torów wyniki badań wskazują na istnienie indywidualnego rytmu dobowego regulującego przemianę materii. (K.K.)

Dobowy rytm aktywności a przemiana materii

Źródło: http://press.endocrine.org/doi/abs/10.1210/jc.2014-3754?url_ver=Z39.88-2003&rfr_id=ori:rid:crossref.org&rfr_dat=cr_pub%3dpubmedhttp://pl.wikipedia.org/wiki/Skryba#/media/File:Escribano.jpg

„The Journal of the Ameri-can Medical Association” za-mieścił artykuł dr. George’a A. Gellerta i wsp. The rise of medical scribe industry. Im-plications for the advancement of electronic health records, w którym autorzy zwracają uwagę na nieuświadamiane powszechnie aspekty masowe-go wprowadzenia medycznej dokumentacji elektronicz-nej. Problem sprowadza się do tego, że wymogi federal-ne dotyczące dokumentacji elektronicznej sporządzanej w związku z udzielaną poradą rosną, a doba nie chce się wy-dłużyć. Lekarze muszą wynaj-mować dodatkowe osoby do wprowadzania danych, nad-zorować ich pracę, a przez to mają mniej czasu bezpośred-

nio poświęcanego pacjentowi i uważają, że zagrożona jest jakość opieki nad pacjentem.

Kierunek prowadzenia dokumentacji elektronicznej jest jednak nieodwracalny, czego dowodem jest obecność na rynku amerykańskim aż 22 firm świadczących usługi skrybów medycznych w 44 sta-nach. Jest także stowarzyszenie American College of Medical Scribe Specialists (ACMSS) reprezentujące ponad 3000 skrybów medycznych.

Gdyby ktoś poczuł po-wołanie do zawodu skryby medycznego, może pod ad-resem http://theacmss.org/medical-scribe-certification-and-aptitude-test-the-mscat-purchase-page dowiedzieć się, jakie szkolenie powinien

odbyć – również w wariancie on-

-line!Gdyby ktoś

chciał ponarze-kać (co zresztą czynią amery-kańscy autorzy artykułu!), reko-mendujemy lekturę Wikipe-dii (http://pl.wikipedia.org/wiki/Skryba), z której dowia-dujemy się, że zawód skryby występował we wszystkich kulturach posługujących się pismem. Jego przedstawicie-le należeli do wyższej klasy średniej, znajdowali pracę dzięki rosnącej biurokracji w państwie faraonów, w świą-tyniach i w armii. Co więcej, wiele informacji przetrwało do dziś dzięki pracy skrybów

Skryba medyczny – nowy stary zawód?

Źródło: http://jama.jamanetwork.com/article.aspx?articleid=2084910

– donosi Wikipedia! Zawód skryby był zarezerwowany wy-łącznie dla mężczyzn, a jego przedstawicieli uważano za część dworu królewskiego, w związku z czym nie odby-wali służby wojskowej i nie płacili podatków.

W starożytnej Grecji skry-ba nazywany był doksografem.

Ach, skrybą być… – moż-na westchnąć i pomyśleć, że dzięki postępowi cofamy się do czasów starożytnych. (K.K.)

W listopadzie 2014 r. war-tość naszej domeny była wyce-niana na 1112 dolarów (http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/159-

-jak-wyceniaja-nasza-domene). W styczniu cena wzrosła do 1662 dolarów (http://gazeta-

-dla-lekarzy.com/index.php/wa-zniejsze-nowosci/201-gazeta-dla-lekarzy-rosnie-w-sile-i-potege), a w połowie kwietnia 2015 r. po raz pierwszy przekroczyła dwa tysiące dolarów, co daje 7610,56 złotych (wg kursu 1 USD = 3,7939 PLN). (K.K.)

Cena naszej domeny wciąż rośnie!

5 5_2015 maj

Nowości

W „Circulation” ukazało się doniesienie Comparisons of hospitalization rates among younger atrial fibrillation pa-tients receiving different antiarr-hythmic drugs autorstwa Nancy M. Allen LaPointe i wsp. Oce-

niono skuteczność poszczegól-nych leków przeciwarytmicz-nych stosowanych u pacjentów z migotaniem przedsionków w zapobieganiu stanom cho-robowym wymagającym ho-spitalizacji. Były to amiodaron,

sotalol, dronedaron oraz leki z grupy Ic (encainid, flecainid, propafenon, moricizin). Bada-nie przeprowadzono u 8562 pacjentów o średniej wieku 56 lat. Ryzyko hospitalizacji było największe u pacjentów

leczonych dronederonem, a najmniejsze u pacjentów le-czonych amiodaronem. (K.K.)

Źródło: http://circoutcomes.ahajournals.org/content/ear-

ly/2015/03/30/CIRCOUTCO-MES.114.001499.abstract

Leki przeciwartymiczne a częstość hospitalizacji w migotaniu przedsionków

Podczas konferencji He-alth Policy Forum 19 marca 2015 r. w Brukseli omawiano zagadnienia dotyczące najważ-niejszych problemów zdro-

wotnych mieszkańców Unii Europejskiej. Jednym z ta-kich problemów są choroby neurologiczne, a w szczegól-ności przewlekłe schorzenia

przebiegające z zaburzeniami poznawczymi.

W krajach UE żyje oko-ło 6,37 mln osób z demencją (stan na 2011 rok). Częstość

występowania demencji wśród osób po 65. roku życia jest sza-cowana na 7,23%. Koszt lecze-nia tych osób wynosił w 2011 roku 105 mld euro.

Problemy zdrowotne mieszkańców Unii Europejskiej

Źródło: http://ec.europa.eu/health/interest_groups/events/ev_20150319_en.htm

Prognozowane zmiany demograficzne w Europie w okresie 2010–2060

Struktura wiekowa ludności

Przewidywana długość życia

Mężczyźni Kobiety

„Neurology” opublikowało doniesienie Risk and protective factors for cognitive impair-ment in persons aged 85 years and older autorstwa dr R. Ro-berts i wsp. dotyczące metod zapobiegania zaburzeniom poznawczym u osób w po-deszłym wieku. W badaniu uczestniczyło 256 osób o śred-

nim wieku 87,3 lat. W grupie tej było 62% kobiet. W ciągu 4,1 lat obserwacji u 121 osób wystąpiły zaburzenia funkcji poznawczych. Jako czynni-ki ryzyka zidentyfikowano: występowanie allelu APOE ε4 (HR= 1,89; p=0,008), wy-stępowanie objawów depresji (HR=1,78; p=0,02), obecność

nadciśnienia tętniczego do wieku średniego (HR=2,43; p=0.005).

Korzystnie na funkcje poznawcze wpływały takie aktywności jak zajmowanie się sztuką (malowanie, ryso-wanie, rzeźbienie), aktywno-ści kulturalne i towarzyskie (wizyty w teatrze, spotkania

z przyjaciółmi, bywanie w klubach), studiowanie Biblii, podróżowanie, surfo-wanie po internecie (w tym robienie zakupów i gry kom-puterowe!). Najkorzystniejsze działanie ochronne przed de-mencją wywierały aktywno-ści związane z uprawianiem sztuki. (K.K.)

Aktywności intelektualne chronią przed demencją w wieku podeszłym

Źródło: http://www.neurology.org/content/early/2015/04/08/WNL.0000000000001537, https://www.aan.com/PressRoom/Home/PressRelease/1363

6 5_2015 maj

Nowości

Podczas drugiego dnia ob-rad* uczestnicy sympo-

zjum wysłuchali dwóch sesji naukowych. Temat pierwszej brzmiał: Najnowsze zalecenia dotyczące praktyki szpitalnej opartej na badaniach, a wykła-

dy na ten temat przedstawiły dr Maria Wilińska z Warsza-wy i prof. Cindy-Lee Dennis z Toronto.

Dr Maria Wilińska ma bardzo bogate doświadczenie

w zagadnieniach związanych z laktacją i karmieniem piersią (http://www.cmkp.edu.pl/wp-

-content/uploads/2013/07/au-toreferat_pl.pdf). Przedstawiła założenia programu wczesnej stymulacji laktacji w Polsce,

opracowanego pod patrona-tem konsultanta krajowego w dziedzinie neonatologii prof. Ewy Helwich, oraz wyniki programu realizowanego na Oddziale Intensywnej Opieki

Neonatologicznej Samodziel-nego Szpitala Klinicznego im. W. Orłowskiego w Warsza-wie. Bank Mleka Ludzkiego w tym ośrodku został otwarty 28 marca 2012 roku. Obecnie w Polsce działają cztery takie banki mleka w ramach Pro-jektu Wyłącznego Karmienia Mlekiem Matki u Wcześnia-ków i Chorych Niemowląt.

Na Oddziale Intensyw-nej Opieki Neonatologicznej, kierowanym przez dr Marię Wilińską, z karmienia wyłącz-nie mlekiem kobiecym w ra-mach programu skorzystało 792 wcześniaków. Wyniki ich rozwoju porównano z dziećmi karmionymi w sposób mie-szany (mleko kobiece plus mieszanka mleczna). Dzieci karmione wyłącznie mlekiem kobiecym szybciej powracały do zdrowia, rzadziej chorowały na martwicze zapalenie jelit, miały przez krótszy czas sto-sowane cewniki dożylne. Co więcej, w grupie tej używano mniej antybiotyków (wydatki były mniejsze o 63%!), a także

mniej mieszanek mlecznych (wydatki na zakup mieszanek były mniejsze o 67%). Są to bardzo poważne argumen-ty zarówno medyczne, jak i ekonomiczne wskazujące na bezwzględną konieczność kontynuowania programu oraz rozszerzania go na inne ośrodki intensywnej opieki neonatologicznej. Kolejny bank mleka powstaje w Opolu.

Mimo oczywistych korzy-ści płynących z wyłącznego karmienia piersią nie jest to metoda należycie rozpo-wszechniona zarówno w Pol-sce, jak i na świecie. Przyczyn jest wiele – mówiła o nich prof. Cindy-Lee Dennis z Toronto – między innymi nieadekwatna wiedza rodziców o walorach karmienia piersią, brak pro-gramów wsparcia dla matek, a także agresywna promocja mieszanek mlecznych przez ich producentów. Prowadzone są obecnie szeroko zakrojone działania edukacyjne skiero-wane do społeczeństw i środo-wisk medycznych promujące

Drugi dzień 10. Międzynarodowego Sympozjum na temat Karmienia Piersią i Laktacji 2015

Mleko matki jest najlepszym pożywieniem, które ma najgorszy marketing!

*O dniu pierwszym: http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/228-10-miedzynarodowe-sympozjum-na-temat-karmienia-piersia-i-laktacji-2015.

7 5_2015 maj

NowościNowości

karmienie piersią. Powstało wiele nowych pojęć, jak na przykład co-parenting bre-astfeeding (http://pediatrics.aappublications.org/content/early/2014/11/25/peds.2014-1416). Jak byśmy to nazwali po polsku? Rodzicielskie kar-mienie piersią? Czyż nie piękna jest to idea? Zachwyciłam się nowym podejściem, interesu-jącymi badaniami naukowymi dokumentującymi wiele za-let mleka kobiecego, głęboką wiedzą osób zaangażowanych

w propagowanie karmienia piersią. Gratulacje i wielkie brawa dla wszystkich prele-gentów i organizatorów kon-ferencji!

Z uwagi na rangę proble-mu zdecydowaliśmy, że numer

6/2015 „Gazety dla Lekarzy” w jego części merytorycznej będzie poświęcony nowym odkryciom w zakresie laktacji i karmienia piersią.

Już dziś zapraszamy do lektury.

Tekst i zdjęcia Krystyna Knypl

Na łamach „Circula-tion” ukazało się doniesienie dr E. Marijon i wsp. Sudden cardiac arrest during sport ac-tivity in middle age, w którym

opisano wyniki analizy 1247 przypadków zatrzymania krą-żenia u osób w wieku od 36 do 65 lat w populacji Portland w stanie Oregon. Z tej liczby

w 63 przypadkach (5%) zdarze-nie nastąpiło w trakcie wykony-wania zajęć sportowych, a śred-ni wiek tej grupy pacjentów był 51,1 lat. Zatrzymanie krążenia

wystąpiło 2,5-krotnie częściej u mężczyzn niż u kobiet. Naj-częściej zatrzymanie krążenia zdarzyło się podczas joggingu

– aż w 27% przypadków. (K.K.)

Sport a nagłe zatrzymanie krążenia

Źródło: materiały prasowe American Heart Association

Będzie trwał w Polsce w okresie 26.05-01.06.2015 r. W wielu innych krajach organi-zowany jest Światowy Tydzień

Karmienia Piersią w pierw-szym tygodniu sierpnia. W na-szym kraju obchody Tygodnia Promocji Karmienia Piersią

zorganizowano po raz pierwszy w 1993 roku. W tegorocznym tygodniu odbędzie się między innymi konferencja Karmie-

nie Piersią i Praca – Zróbmy To. O programie konferencji można przeczytać pod adresem http://laktacja.pl/. (K.K.)

Tydzień Promocji Karmienia Piersią

• Program wczesnej stymu-lacji laktacji dla ośrodków neonatologicznych i położ-niczych III poziomu refe-rencyjnego. Redakcja Ewa Helwich, koordynacja zespołu Maria Wilińska. Współauto-rzy: Maria Katarzyna Bor-szewska-Kornacka, Barbara Królak-Olejnik, Magdalena

Nehring-Gugulska, Urszula Bernatowicz-Łojko, Paweł Zawitkowski, Katarzyna No-wicka, Beata Pawlus, Marzena Kostuch, Jolanta Baszczeska. Standardy Medyczne Pediatria 2014, 11, 9-16. http://laktacja.pl/images/stories/pdf/wcze-sna_stymulacja_laktacji.pdf• Relacje z konferencji Mówcie

do Mnie 2011 zorganizowa-nej z okazji XXI Światowego Tygodnia Karmienia Piersią. http://laktacja.pl/index.php?op-tion=com_content&view=cate-gory&layout=blog&id=11&Ite-mid=23

• Alergie pokarmowe u dzieci. Dr n. med. Beata Cudowska. http://www.infozdrowie.org/

attachments/noworodek2013/pdf/6_cudowska.pdf.• Karmienie piersią po polsku http://mlekomamy.pl/uploads/czytelnia_profesjonalisci/kar-mienie_piersia_po_polsku.pdf• Specjalistyczne pismo on-line poświęcone karmieniu piersią. http://www.internationalbreastfe-edingjournal.com/about. (K.K.)

Więcej o karmieniu piersią i żywieniu dzieci

Do długiej listy powszech-nie znanych czynników ry-zyka zawału serca należy dopisać rozwód. Opubliko-wane w kwietniu na łamach

„Circulation” doniesienie M.E. Dupre i wsp. Association be-tween divorce and risk for acute myocardial infarction wykazu-je, że rozwód jest większym

stresem dla kobiet i one są bardziej narażone na wystą-pienie zawału serca po rozwo-dzie niż mężczyźni. Co więcej, ponowna zmiana stanu cy-

wilnego nie zmniejsza stresu! Obserwację przeprowadzono na 15 827 osobach, z których 14% mężczyzn i 19% kobiet było rozwiedzionych. (K.K.)

Rozwód czynnikiem ryzyka zawału serca

Źródło: materiały prasowe American Heart Association i American Stroke Association

8 5_2015 maj

Prawo

Aby bezpiecznie wykonywać swój zawód i reali-zować swoje powołanie lekarz musi się sprawnie

poruszać w gąszczu przepisów prawnych. A jest ich całe mnóstwo – poczynając od regulacji dotyczących praw pacjenta, warunków wykonywania zabiegów przez przepisy odnoszące się do praw lekarza (również jako pracownika), obowiązków lekarza jako przedsiębiorcy, na przepisach regulujących relacje pomiędzy lekarzem a NFZ kończąc. Sygnalizuję kilka zagadnień. Każde z nich omówię szerzej w kolejnych artykułach.

Udostępnianie dokumentacji medycznej pacjentowi

Kwestia ta została określona w ustawie z 6 listopa-da 2008 r. o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Art. 26 ustawy określa podmioty, które są uprawnione do żądania okazania lub wydania doku-mentacji. Pierwszym i najważniejszym z wymienionych podmiotów jest pacjent. On jest dysponentem informacji znaj-dujących się w dokumentacji medycznej.

Sposób udostępniania doku-mentacji określa art. 27 ustawy, zgodnie z którym dostęp uprawnionych osób czy organów do dokumentacji odbywa się przez:

• umożliwienie wglądu w siedzibie pod-miotu, który udziela świadczeń zdro-wotnych

• sporządzanie z dokumentacji wyciągów, odpisów i kopii

• wydanie oryginałów – jest to najbar-dziej radykalna forma udostępnienia

Lekarz w gąszczu przepisówKrzysztof Izdebski

Kraina prawa medycznego jest rozległa. Jej drogi są niezwykle kręte, wyboiste, często dziurawe – w takim terenie nawet najlepszy GPS może się zawiesić i zgubić właściwy kierunek. Znajomość tego trudnego terenu i orientowanie się w nim ułatwia życie, a co najważniejsze – pomaga uniknąć wielu problemów.

dokumentacji medycznej, sam ustawodawca określił, że wydanie oryginałów powinno nastąpić wyjątkowo za pokwitowaniem odbioru, przy zobowiązaniu do zwrotu po wykorzystaniu oraz w sytuacji, gdy osoba lub pod-miot uprawniony żąda wydania oryginałów (czyli sam stwierdza, że nie wystarczą mu odpisy lub kopie); jeśli wydawany jest oryginał dokumentacji, należy sporządzić i zatrzymać jej kopię.

Sytuacja, w której pozbywamy się oryginału do-kumentacji medycznej, jest z oczywistych powodów mało komfortowa. Wydany oryginał nie zawsze musi do nas wrócić. Nie mamy także żadnych środków, aby wyegzekwować zwrot oryginału dokumentacji. Jeżeli pacjent wyraźnie żąda wydania mu oryginału doku-mentacji, a my nie chcemy się oryginału pozbyć, ważne jest, aby zaproponować udostępnienie dokumentacji

medycznej w innej przewidzianej przez prawo postaci, np. kopii. Istota rzeczy polega na tym, abyśmy nie zostali po-sądzeni o uniemożliwianie pacjentowi dostępu do dokumentacji medycznej wytworzonej w związku z jego leczeniem

– ponieważ zachowanie takie stanowi oczywiste naruszenie praw pacjenta. Mó-wiąc obrazowo, uznajemy prawo pacjenta do dostępu do dokumentacji medycznej i chcemy je zrealizować, przez np. udo-stępnienie jej kopii. To, że pacjent nie chce kopii, lecz domaga się oryginału, jest okolicznością leżącą całkowicie po jego stronie. Ważne, że my nie odmawiamy dostępu do dokumentacji medycznej w przewidzianej przez prawo formie.

Wizytówka autorskaJestem prawnikiem, od lat

zajmuję się prawem medycznym widzianym od strony lekarza. Być może okoliczność, że wybrałem studiowanie prawa zamiast plano-wanej wcześniej medycyny (oboje moi rodzice są lekarzami), przez co sprzeniewierzyłem się rodzin-nej tradycji, miała swoje znacze-nie, skoro chcąc odpracować swe

„winy”, zacząłem specjalizować się w pomocy prawnej skierowanej do lekarzy. Dodatkowo od pięciu lat pełnię funkcję rzecznika praw lekarza przy Kujawsko-Pomor-skiej Okręgowej Izbie Lekarskiej w Toruniu.

9 5_2015 maj

Prawo

Kolejne pytanie, które rodzi się w związku z udo-stępnianiem dokumentacji medycznej dotyczy czasu, w jakim jesteśmy zobowią-zani pacjentowi ją udostępnić. Reguluje to rozporządzenie ministra zdrowia z 21 grudnia 2010 r. w sprawie rodzajów i zakresu dokumentacji me-dycznej oraz sposobu jej prze-twarzania. W rozporządzeniu posłużono się terminem „nie-zwłocznie”. Zgodnie z wypra-cowaną przez orzecznictwo sądowe definicją tego termi-nu niezwłocznie nie oznacza natychmiast. Określenie to mówi jedynie, że ma to być czas realny dla konkretnej sytuacji.

Wpis w internecieCoraz powszechniej-

sze są portale internetowe umożliwiające pacjentom wy-rażanie opinii o lekarzach. Opinie te w wielu wypadkach zawierają informacje nieprawdziwe, obrażające lekarza, którego dotyczą i w aspekcie prawnym naruszają dobra osobiste chronione przez przepisy prawa cywilnego oraz stanowią przestępstwo zniesławienia (art. 212 kodeksu karnego) lub zniewagi (art. 216 kk). Ściganie osoby, która dokonała obrażającego wpisu w internecie jest trudne z uwagi na problemy dotyczące ustalenia jej tożsamości.

Wobec tego należy przede wszystkim zadbać o to, aby obrażający lekarza wpis przestał „wisieć” na stronie internetowej. W tym celu do wydawcy serwisu internetowego, na łamach którego znajduje się wpis naruszający dobra osobiste, należy przesłać pismo, w któ-rym zawiadamia się o treści tego wpisu, stwierdza, że narusza on dobra osobiste i żąda jego usunięcia w trybie przepisów ustawy z 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Jeśli wydawca nie usunie wpisu, wówczas może odpowiadać odszkodowawczo.

Oto przykładowa treść takiego zawiadomienia.

Zawiadamiam, że na łamach forum serwisu inter-netowego www.xxx.pl został zamieszczony anonimowy (lub autorstwa osoby posłu-gującej się pseudonimem xxx) wpis naruszający moje dobra osobiste, o treści:

„...” (tu dokładny cytat wpisu).

Link do ww. wpisu: ... (tu podajemy link do strony internetowej z obrażającym wpisem).

Treść ww. komentarza, szczególnie zwrot: „...” (wska-zujemy na najbardziej obra-żające stwierdzenia) narusza moje dobre imię, przypisując mi właściwości, które mogą poniżyć mnie w opinii publicz-nej oraz narazić na utratę za-

ufania potrzebnego do wykonywania zawodu lekarza, co stanowi jednocześnie przestępstwo penalizowane przez art. 212 i 216 kk.

W tym stanie rzeczy żądam natychmiastowego usunięcia ww. wpisu z forum.

Zawiadomienie niniejsze należy traktować jako wiadomość przekazaną w trybie art. 14 ust. 1 ustawy z 18 lipca 2002 roku o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz.U. nr 144, poz. 1204).

Możliwe jest także (po ustaleniu tożsamości osoby, która dokonała wpisu) pociągnięcie autora obrażającego wpisu do odpowiedzialności prawnej (zarówno cywilnej, jak i karnej). Są dwie drogi postępowania.

Pierwsza to droga karna, jeśli obrażający wpis ma znamiona przestępstwa, wtedy trzeba się zgłosić się do prokuratury lub policji, która poprowadzi w imieniu lekarza działania operacyjne – np. zgromadzi dane informatyczne, zażąda od administratora strony internetowej ujawnienia danych osoby lub komputera,

Rys.

Zen

10 5_2015 maj

Prawo

z którego dokonano wpisu. Należy jednak zaznaczyć, że przestępstwa zniesławienia i zniewagi są prze-stępstwami ściganymi z oskarżenia prywatnego, co oznacza, że w tej sprawie lekarz będzie musiał liczyć głównie na siebie – sam napisze akt oskarżenia (co wiąże się z koniecznością wniesienia opłaty sądowej w wysokości 300 zł) i będzie popierać go przed sądem. Co istotne – decydując się na działanie bez pomocy profesjonalnego pełnomocnika, trzeba pamiętać o obo-wiązku stawienia się w sądzie na każde posiedzenie. Jeśli lekarz spóźni się lub nie przyjdzie na posiedzenie (bez usprawiedliwienia), sąd uzna, że odstąpiono od oskarżenia i zamknie sprawę.

Gdy jednak nie można mówić o przestępstwie, pozostaje droga cywilna, czyli wykorzystanie kodeksu cywilnego. Wówczas to na lekarzu spoczywa powinność prowadzenia postępowania dotyczącego ujawnienia osoby, która jest autorem wpisu w internecie, co często jest bardzo trudne.

Aby określić tożsamość takiej osoby, należy przede wszystkim zwrócić się do administratora forum internetowego lub operatora telekomuni-kacyjnego o udostępnienie danych. Takie żądanie należy uzasadnić tym, że zamierza się dochodzić na drodze prawnej dóbr, które zostały naruszone. Jeżeli administrator odmówi udzielenia tego typu informa-cji, wówczas pozostaje możliwość zwrócenia się do generalnego inspektora ochrony danych osobowych, który może uznać, że rzeczywiście chodzi tutaj o pró-bę zrealizowania swojego interesu prawnego i może nakazać wydanie takich informacji. W razie odmowy ujawnienia informacji sprawa może trafić do sądu administracyjnego.

Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 21 sierpnia 2013 r. pozwala udostępniać dane użytkowni-ków forów internetowych nie tylko policji, prokuraturze, Żandarmerii Wojskowej, Straży Granicznej, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i innym organom państwa (jak określa to ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną), ale wszystkim osobom fizycznym oraz firmom. Warunkiem otrzymania tych danych jest wykazanie, że stanowi to element niezbędny do ochrony dóbr.

Odstąpienie od leczenia pacjenta agresywnego

Niestety coraz częściej lekarze doświadczają aktów agresji ze strony pacjentów (czasem także ich rodzin). Agresja ta ma różny charakter, najczęściej jest to agresja słowna, rzadziej (ale jednak także) zdarzają się przypadki agresji fizycznej.

Jeśli pacjent zachowuje się w stosunku do lekarza w sposób agresywny, nie ma z nim dobrego kontaktu i w zasadzie dalsze leczenie stanowi dla poważny pro-blem, można sięgnąć po narzędzie, którego dostarcza ustawa z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i leka-rza dentysty. Artykuł 38 ustawy mówi, że jeśli nie ma zagrożenia życia pacjenta, lekarz może odstąpić od leczenia. Powstaje wówczas po stronie lekarza obowiązek dostatecznie wczesnego uprzedzenia o tym pacjenta lub jego przedstawiciela ustawowego bądź opiekuna faktycznego i wskazania realnych możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w innym podmio-cie leczniczym. Jeżeli lekarz wykonuje swój zawód na podstawie stosunku pracy lub w ramach służby, może nie podjąć leczenia lub odstąpić od niego, jeżeli istnieją poważne ku temu powody (a takimi są m.in. agresja pacjenta, niestosowanie się do zaleceń), po uzyskaniu zgody swojego przełożonego. W razie odstąpienia od leczenia lekarz ma obowiązek uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej.

Również ustawa z 15 kwietnia 2011 r. o działal-ności leczniczej przewiduje możliwość odmowy udzie-lania świadczeń osobie, która zachowuje się w sposób rażąco nieodpowiedni, a jej stan zdrowia nie stanowi bezpośredniego zagrożenia życia.

Wypisany może zostać pacjent, który w sposób rażący narusza porządek lub przebieg procesu udzielania świadczeń zdrowotnych, a nie zachodzi obawa, że odmo-wa lub zaprzestanie udzielania świadczeń zdrowotnych może spowodować bezpośrednie niebezpieczeństwo dla jego życia lub zdrowia albo życia lub zdrowia innych osób. Użyte w przepisie wyrażenie „w sposób rażący narusza” jest nieostre, można jednak przyjąć, iż wolą ustawodawcy było, aby podstawą wypisania nie mogło być jakiekolwiek (np. drobne lub nawet istotne, ale nierażące) naruszanie porządku lub przebiegu procesu udzielania świadczeń

11 5_2015 maj

Prawo

zdrowotnych. Co równie istotne, nie może to być jednora-zowe naruszenie, lecz musi to być proces ciągły, przy czym te rażące naruszenia mogą mieć różnorodny charakter (M. Dercz, T. Rek Komentarz do ustawy o działalności leczniczej ABC 2012).

Gdy agresja pacjenta zagraża bezpieczeństwu lekarza, pozostałego personelu medycznego oraz in-nych pacjentów, mamy do czynienia z uzasadnionym podejrzeniem naruszenia przepisów kodeksu karnego; należy wówczas niezwłocznie wezwać policję.

#Przedstawiłem próbkę tego, o czym zamierzam

napisać w następnych artykułach. Będę się starał (na ile to możliwe) unikać hermetycznego języka praw-niczego, bo zdaję sobie sprawę, że typowy prawniczy tekst jest, delikatnie mówiąc, mało przystępny czasem nawet dla prawników.

Krzysztof Izdebskiprawnik specjalizujący się w prawie medycznym

(więcej: www.kpiw.pl)

Osoby zainteresowane śledzeniem nowości w światowej neurologii powinny być przygotowane na przetwa-

rzanie olbrzymich baz danych, które zresztą nie zawsze okazują się przydatne w codziennej praktyce. Niezrażeni tym ruszamy na podbój świata neurologii. Dobre w nim poruszanie się zapewni nam research stron internetowych dorocznego spotkania American Academy of Neurology, zarówno przeznaczonych dla mediów, jak i dla uczestników medycznych. Czego możemy dowiedzieć się z surfowania po stronach kongresu dostępnych pod adresem https://www.aan.com/conferences/2015-annual-meeting/?

Szczegóły programu naukowegoProgram kongresu neurologicznego jest bardzo

obfity i podzielony na trzy główne nurty: kursy dla le-karzy praktyków, badania kliniczne i subspecjalności

neurologiczne. Jak to w neurologii – wszystko jest jasne, proste i logiczne. W jakich dziedzinach mogą praktycy odświeżyć swoją wiedzę? Są to takie dziedziny jak neuro-anatomia, neuropatologia, neurofarmakologia, genetyka neurologiczna, rdzeń kręgowy i nerwy obwodowe czy obrazowanie układu nerwowego. W obrębie poszcze-gólnych działów tematycznych wiele kursów ma bardziej szczegółowe tematy – po prostu ocena wiedzy praktycz-nej! Chyba nie ma aspektu neurologii, który nie byłby przedmiotem obrad. Dla przykładu kurs C26 ma tytuł Controveries in neuroethics, w czasie którego dyskutowano na takie tematy jak Czy śmierć mózgu jest równoznaczna ze śmiercią człowieka? albo Czy wyniki fRMI mogą być wykorzystywane w celu wystawienia opinii sądowej?

Na internetowych stronach kongresu dostępne są zjazdowe newslettery z poszczególnych dni konferencji. ●

American Academy of Neurology 2015 Annual Meeting

Nowości w neurologiiKrystyna Knypl

W „Diabetologii” ukazał się artykuł Prospective associa-tions and population impact of sweet beverage intake and type 2 diabetes, and effects of substi-tutions with alternative bevera-

ges autorstwa Laury O’Connor i wsp. oceniający, na ile wzrasta ryzyko wystąpienia cukrzycy u konsumentów słodkich na-pojów. W badaniu uczestniczy-ło 25 639 osób z The European

Prospective Investigation into Cancer and Nutrition (EPIC) Norfolk Study. Osoby te przez tydzień prowadziły dziennik spożywanych produktów oraz wypijanych płynów. Stwier-

dzono większe ryzyko zacho-rowania na cukrzycę u osób pijących słodkie napoje, sło-dzoną kawę lub herbatę. (K.K.)

Źródło: http://www.diabetologia--journal.org/files/OConnor.pdf

Częste spożywanie słodkich napojów zwiększa ryzyko cukrzycy

Nowości

12 5_2015 maj

Sztuka przetrwania

Co się wydarza?1. Jeszcze wczoraj stał dom, mieszkali w nim

ludzie. Dziś są zgliszcza i tragedia mieszkańców, którzy utracili dach nad głową i cały dobytek.

2. Zatrzymaliśmy się w górskim hotelu po ca-łodziennej podróży. Rankiem stwierdzamy, że nasz samochód zniknął wskutek powodzi, która przeszła przez dolinę.

3. Trzy pokolenia w naszym kraju rodziły się w czasie pokoju. Dziś u najbliższego sąsiada trwają krwawe walki.

4. Na świecie jest kilka kalder, których wybuchy mogą spowodować katastrofalne skutki dla klimatu, ludności i pewnie polityki globalnej. Nikt nie wie, kiedy się uczynnią.

Można by tak długo wyliczać.

Bądź gotowy dziś... na jutro!Jacek Skrzyński

Większość z nas żyje z głębokim przekonaniem, że nic złego nie może się przydarzyć. I w większości wypadków nic złego nam się nie dzieje, w każdym razie bardzo złego. Tymczasem przyszłość jest nieprzewidywalna. Dlatego piszę o przygotowaniach na niespodziewane, złe wydarzenia.

http://culture.pl/sites/default/files/im

ages/im

ported/sztuki%

20wizualne/opisy%20dziel/malczew-

ski%20j%20%20%20melancholia/malczewski%

20jacek%20melancholia%20mnp_6451009.jpg

Sztuka przetrwania

Część 1

13 5_2015 maj

Sztuka przetrwania

Jak się zachować w obliczu katastrofy?

Jak przygotować się do niej, zachowując zdrowy rozsądek w wydatkach i zasobach? Jak zorganizować życie swoje i rodziny w razie zagrożenia? Co chronić przede wszystkim?

Czy istnieją wspólne reguły dla ratowania się w tak odmiennych zdarzeniach jak pożar, powódź, skażenie chemiczne, napad bandycki?

Czy lepiej schować głowę w piasek i udawać, że jesteśmy bezpieczni, czy też przemyśleć lub nawet prze-ćwiczyć niektóre elementy ratowania siebie i bliskich?

Jeśli zdecydujesz się przeczytać ten artykuł, do-stosuj jego przykładową treść do swojej osobistej sytuacji.

Oczywiście życzę wszystkim Czytelnikom, aby nigdy nie musieli korzystać z zawartych tu rad, a jeżeli zajdą takie okoliczności, by dzielnie przez nie przebrnęli.

Przygotowanie do przetrwania: mentalne, fizyczne i psychiczne

Zastanów się przez chwilę, jakie wartości uważasz za najcenniejsze i chcesz je chronić przede wszystkim. Uszereguj je w punktach na kartce. Ale po pewnym czasie wróć do swoich przemyśleń, bo w miarę dalszego planowania pierwsze typy mogą ulec modyfikacji.

Wartością najwyższą dla każdego jest jego życie. No, prawie dla każdego, bo znane są przypadki, że wyznawana idea jest ważniejsza od życia lub że życie pozagrobowe wydaje się atrakcyjniejsze. Twoje życie jest ważne również dla rodziny, społeczeństwa, państwa. Żyjąc – możesz działać, tworzyć, budować. Możesz też dawać życie. Chronić bliskich.

Jeśli kochasz ponad życie, to musisz zastanowić się, czy Twoja śmierć nie spowoduje zagrożenia dla bytu ukochanych. Może się okazać, że w sytuacji kryzysowej tylko Twoja opieka zagwarantuje uratowanie bliskich.

Możesz stanąć przed dylematem: chronić dobra materialne, dające podstawę bytu, ryzykując życiem, czy ryzykować popadnięcie w nędzę dla ratowania życia? Oczywiście nie ma się nad czym zastanawiać, bo wszyst-ko można kupić, odbudować, naprawić – oprócz życia.

Musisz jeszcze poinformować bliskich o sposo-bach przetrwania, jeżeli zdarzy się nieszczęście. Czyń

to spokojnie, by nie wzbudzać w nich lęku ani by nie uznali Cię za panikarza.

Przeanalizuj swój budżet i możliwości organiza-cyjne: środki transportu, warunki mieszkaniowe, sposób żywienia (posiłki przygotowujecie w domu czy jadacie poza domem), zdrowie i choroby przewlekłe wszystkich domowników, wydolność fizyczną i psychiczną każdego z bliskich. Tylko to pozwoli Ci na racjonalne działanie.

Wyrób w sobie nawyk, by w nowym otoczeniu, nowej sytuacji rozpoznać topografię, rodzaje ewentual-nego zagrożenia, drogi ewakuacji. Najbardziej przezorni liczą w hotelach drzwi do wyjścia ewakuacyjnego na wypadek zadymienia czy zaciemnienia, sprawdzają lokalizację szalupy ratunkowej na statku, mają spako-wany bagaż ewakuacyjny. Ty też bądź przezorny. Masz dla kogo żyć i kogo chronić.

Dbaj o kondycję fizyczną i zdrowie. Nie musisz być atletą, ale przygotuj się na konieczność dźwigania bagażu, chodzenia, może sprintu. Staraj się nie dopuścić do pogorszenia stanu zdrowia, hartuj się, w razie potrzeby korzystaj z pomocy lekarskiej, likwiduj ogniska zaka-żenia w organizmie. Ćwicz swoją sprawność stosownie do wieku, stanu zdrowia i możliwości. Jeśli dotychczas nie ćwiczyłeś i masz małą wydolność, zacznij od spa-cerów: szybkim krokiem do zmęczenia, potem zwolnij, aż oddech i tętno powrócą do normy i kontynuuj taki naprzemienny marsz przez zaplanowany czas. Rower, pływanie, badminton, gra w piłkę w późniejszym czasie pozwolą Ci na znaczne podniesienie kondycji. Prace w ogródku: grabienie, kopanie – dają siłę. Możesz po-móc sąsiadowi, jeżeli nie masz własnej działki. Twoja kondycja jest jeszcze ważniejsza, jeżeli masz pod opieką mniej sprawnych domowników. Może będziesz musiał dźwigać nie tylko swoje, ale też ich obowiązki i ciężary.

Naucz się myśleć trzeźwo w sytuacji stresowej. Nigdy nie rezygnuj, bo, jak mawiał Dobry Wojak Szwejk, jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było. Szybko pod-jęta mądra decyzja i jej skuteczna realizacja to podstawa wykaraskania się z opresji. Tak było z osobami, które uratowały się z World Trade Center 11 września 2001 r. Były tam też osoby, które miały szansę uciec, ale jej nie wykorzystały, bo zamykały korespondencję internetową, przebierały się w ubranie na rower, wracały po klucze…

14 5_2015 maj

Sztuka przetrwania

Naucz się myśleć samodzielnie i krytycznie. Nad-mierne zaufanie do funkcjonariuszy może skończyć się tragedią, jak na Santa Concordia, ale też miej krytyczny stosunek do własnych planów.

Myśl zawsze pozytywnie. Nawet w najtrudniej-szej sytuacji znajdzie się rozwiązanie. Nie zdajesz sobie sprawy, ile siły i determinacji ma człowiek w stresie, jakie przeszkody potrafi pokonywać!

Naucz się relaksować. Podczas przedłużającego się stresu jest to bardzo ważne; staraj się wówczas otaczać pogodnymi ludźmi.

Bądź życzliwy dla otoczenia – to procentuje.

Katastrofy naturalne i antropogenne

Natura co pewien czas przypomina o swojej niewyobrażalnej sile, wyrzucając z wulkanów gazy, pyły, lawę, materiały piroklastyczne, śląc na Ziemię wielkie ładunki elektryczne i plazmę z plam słonecznych albo mniejsze czy większe obiekty kosmiczne; ścierając płyty tektoniczne i wywołując trzęsienia ziemi obracające powierzchnię w gruzowisko lub wywołując tsunami. Raz po raz słyszymy o katastrofalnych powodziach lub przeżywamy je na własnej skórze. W górach schodzą groźne lawiny śnieżne, piargowe i błotne.

Współsprawcą niektórych naturalnych katastrof jest człowiek, który stawia domy, a nawet reaktory atomowe w strefach zagrożonych, betonuje wielkie powierzchnie gruntu, uniemożliwiając wchłanianie wód opadowych przez glebę, drąży kopalniane tunele, które zapadając się, wywołują tąpnięcia lub trzęsienia ziemi.

Przyczyną katastrof typowo antropogennych jest zazwyczaj brak przewidywania odległych skutków działania: wysyłanie w rejsy statków powietrznych lub morskich nieodpowiednio zaprojektowanych i wypo-sażonych, zaniedbania infrastruktury miejskiej lub przesyłowej, a także zamachy terrorystyczne. W takich katastrofach możemy spodziewać się współdziałania wielu służb, niekiedy z wielu krajów.

Znacznie gorzej sytuacja przedstawia się w wy-padku innych katastrof antropogennych, tj. wojen i rebelii. O skuteczną pomoc, w tym międzynarodową,

trudno, bo strony konfliktu niechętnie dopuszczają osoby postronne do kulis swoich zbrodni wojennych. Organizacje humanitarne często muszą się wycofywać w trosce o swoich pracowników. Skończyło się, o ile w ogóle powszechnie istniało, poszanowanie ludności cywilnej. Wprost przeciwnie: wojska rozlokowywane są w zamieszkałych dzielnicach, a mieszkańcy mają stanowić tarczę dla walczących zgrupowań. Dlatego jeszcze bardziej niż podczas katastrof naturalnych po-trzebna jest współpraca i solidarność lokalnej ludności i dobrze zorganizowana obrona cywilna, zapewnia-jąca instytucjonalną opiekę zdrowotną i socjalną na wypadek wojny.

Zagrożenia dla domuGranica ochrony i obrony Twego domu nie za-

czyna się na jego progu. Zaczyna się w głowie i zawiera obszar na zewnątrz – tak duży, jak to jest niezbędne do funkcjonowania. Jak wcześniej napisałem, należy rozpo-znać wszelkie możliwe zagrożenia, by skutecznie się im przeciwstawić. W czasie pokoju najgroźniejszymi i naj-częściej spotykanymi kataklizmami są pożary, wybuchy gazu, zaczadzenia, napady rabunkowe. Warto upewnić się, czy w okolicy nie są składowane gazy toksyczne, których uwolnienie się mogłoby zagrozić zdrowiu lub życiu. Ten problem występuje w wielu miejscowościach, bo całe osiedla mieszkaniowe i szpitale były budowane w strefie zagrożenia wybuchem i chmurą toksyczną z zakładów chemicznych. Nawet zwykła chłodnia może wskutek rozszczelnienia instalacji skazić znaczny teren oparami amoniaku.

A może w pobliżu odbywa się transport drogo-wy lub kolejowy substancji chemicznych? Wiele firm, mimo takiego wymogu, nie zgłasza tras przewozu substancji niebezpiecznych. Inspekcja drogowa wy-łapuje niesprawne i nieoznakowane obowiązującymi symbolami pojazdy wiozące materiały wybuchowe, toksyczne i łatwopalne.

Trzeba sprawdzić, czy dom nie znajduje się w strefie zalewowej zbiorników wodnych (tu należy wziąć też pod uwagę możliwość przerwania zapory spiętrzającej), spływu wód deszczowych od oberwa-nia chmury (pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku

15 5_2015 maj

Sztuka przetrwania

w taki sposób zalany został Ciechocinek), lawiny błotnej, osuwisk budynków.

Pamiętajmy też, że pojedyncze zdarzenie może pociągnąć za sobą cały łańcuch następstw. Długotrwała przerwa w dostawie energii elektrycznej spowoduje brak wody wodociągowej, zanik ogrzewania w domach wielopiętrowych, zatkanie kanalizacji, unieruchomienie stacji benzynowych, a więc upośledzenie transportu i zaopatrzenia, niemożność używania kart płatniczych, unieruchomienie kas fiskalnych, rozmrożenie zapasów żywności w hurtowniach, sklepach i mieszkaniach. Za-cznie się masowy wykup towarów pierwszej potrzeby, a stąd już krok do rabunków i rozbojów. Nie miejmy złudzeń, że służby porządkowe zawsze nas ochronią.

Mentalna mapa okolicyNajważniejsze w zapewnieniu bezpieczeństwa

jest rozpoznanie okolicy: potencjalnych zagrożeń, dróg ewakuacji, źródeł zaopatrzenia w wodę, żywność, leki itd. Wiele informacji uzyskamy z mapy topograficznej, rozmów z fachowcami, np. szefostwem lokalnej obrony cywilnej czy strażakami-ratownikami. Jednak zachęcam do wycieczek krajoznawczych, by prześledzić alter-natywne drogi powrotu: ze szkoły, z pracy, ze sklepu, od przyjaciół. Podczas tych obserwacji zapamiętajmy, gdzie są alternatywne ujęcia wody, miejsca nadające się na kryjówkę, potencjalne przeszkody (np. przejścia podziemne, mosty, suche koryta rzek itp.) stwarzające zagrożenie po zniszczeniu lub zalaniu. Sprawdźmy, gdzie moglibyśmy się schronić podczas błyskawicznej ewakuacji w razie pożaru czy wybuchu.

Razem można więcejPamiętajmy, by nasze relacje z sąsiadami były jak

najlepsze. Przestańmy być anonimowi, poznajmy osoby z okolicy, znajdźmy pretekst do rozmowy, wyświadczmy jakąś przysługę lub o nią poprośmy. Obserwujmy ludzi. Może wśród nich są tacy, którzy w krytycznej sytuacji obejmą przywództwo lub będą chcieli powierzyć je nam. Prowokujmy sytuacje łączące lokalną społeczność. Grupa kilku osób może znacznie więcej niż każda z nich z osobna. Jest to tym ważniejsze, im sami czujemy się słabsi, co nieuchronnie przychodzi z upływem czasu.

Wyposażenie mieszkaniaOtwartość na innych powinna iść w parze

z ochroną naszego mieszkania. Mocne i szczelne drzwi, zaopatrzone w atestowane, wieloryglowe zamki (byle nie za wiele, bo to budzi apetyt złodzieja), a przynaj-mniej w kołki przeciwwyważeniowe, solidnie osadzone ościeżnice, okna z zamkami przeciwwyważeniowymi są podstawą ochrony domu. Na nic przecież zdadzą się solidne zamki, gdy drzwi i okna można łatwo wyważyć lub zniszczyć. Bardzo przydatne są rolety antywłama-niowe: znacznie utrudnią włamywaczowi dostanie się do naszego domostwa, ochronią przed zimowym chłodem i palącym słońcem latem, wiatrem, falą uderzeniową wybuchu, mogą stanowić zaciemnienie w razie nalotu lotniczego. Na konieczność dodatkowego uszczel-nienia otworów budowlanych warto zaopatrzyć się w profesjonalną taśmę klejącą, dostępną w sklepach survivalowych lub motoryzacyjnych, niekiedy w mar-ketach. Służyć będzie nie tylko do oklejenia okien i drzwi, ale też kratek wentylacyjnych w przypadku skażenia powietrza. Jest uniwersalna: naprawi się nią prowizorycznie izolację elektryczną, płaszcz przeciw-deszczowy, przyklei podeszwę do przyszwy. Obliczmy obwody otworów okiennych i drzwi, dodajmy do tego potrzebną ilość na zaklejenie kratek wentylacyjnych i 10-20% na straty. Jeżeli nie ma rolet – warto też zakleić na krzyż płaszczyzny szyb okiennych. Przyjrzyjmy się wnikliwie dokumentom filmowym z przygotowań do nadchodzących huraganów.

Jeżeli Twój dom znajduje się w strefie zalewowej, przygotuj worki i piasek do nich. W tym celu możesz urządzić piaskownicę lub plażę w ogródku.

Sprawdzaj stan gaśnicy i datę jej przydatności.

Nie bądź zbyt ufny!Zakładasz, że mając superzabezpieczenie antyw-

łamaniowe, jesteś bezpieczny? Nic bardziej błędnego. Możesz w swojej naiwności lub ulegając podstępowi sam wpuścić bandytę do domu. Nie masz broni? Nieprawda. Gdy pod ręką jest młotek, tasak, nożyczki, a nawet kij od szczotki, możesz uzyskać przewagę nad napastnikiem. To kwestia determinacji i czujności. W razie napadu broń się i hałasuj. Może przybiegnie sąsiad, może powiadomi

16 5_2015 maj

Sztuka przetrwania

policję lub ściągnie pozostałych mieszkańców. Czy już jest przyjacielem, czy zupełnie obcym?

Zapasy na czarną godzinęŻywność. Dom jest miejscem gromadzenia zasobów. Zapewne nie jesteś prepperem i nie chcesz tworzyć zapasów na mało prawdopodobne zdarzenia. Jednak są kraje, np. Szwajcaria, w których istnieje obowiązek posiadania zapasów żywności w postaci ryżu, cukru, tłuszczu itp. Większość Polaków stołuje się w domu, zatem zapasy żywności powstają w sposób naturalny. Zrób remanent w spiżarni i kredensie, zsumuj kalorie, podziel przez liczbę domowników. Jeżeli przyjmiemy głodową rację na dobę w ilości 1000 kcal, to dowiesz się, na ile dni starczy jedzenia. Jeżeli uznasz, że to zbyt krótki okres – dokup takie produkty, które są łatwe do przechowywania i które łatwo będziesz rotować, np.cu-kier, mąka, kasze, płatki, czekolada, konserwy rybne, bo trudniej je zafałszować aniżeli mięsne – w ilościach nieprzekraczających zwykłego zużycia w terminie przy-datności do spożycia. Nie zapomnij o oleju czy oliwie: nadaje się do spożycia, pielęgnacji ciała, skór, drewna, jako paliwo w lampce oliwnej.

Są domy, w których przechowuje się stale lub okresowo duże ilości mrożonek. Dotyczy to szczególnie myśliwych, wędkarzy, jak również osób mających krew-nych czy przyjaciół zajmujących się hodowlą zwierzęcą lub roślinną. Przygotowaniem się do zagospodarowania takich zapasów na wypadek braku energii elektrycznej jest także zgromadzenie odpowiedniej ilości soli do konserwacji mięs.

Woda i inne płyny. Bez jedzenia można obyć się ok. 30 dni. Ale bez wody kilka dni. W USA jako minimalną normę dobową przyjmuje się jeden galon wody na osobę – takie są zalecenia np. podczas po-wodzi. Pamiętajmy, że wody powodziowe są skażone i nie powinno używać się ich do picia ani mycia, stąd ta norma. Dla czteroosobowej rodziny to blisko 20 litrów dziennie (bez spłukiwania toalety – min 6 l za każdą kupką). Pięciodniowy zapas wody to co najmniej 90 litrów. W korzystnej sytuacji są domy z dużym bojlerem. Jednak można sobie z tym problemem

poradzić bez bojlera. Najtańsza butelkowana woda pitna kosztuje w markecie poniżej 50 groszy za litr. Kilka pięciolitrowych butli w piwnicy czy garażu nie zabierze wiele miejsca. Ta woda, nawet po upływie okresu przydatności do spożycia, nada się do picia po przegotowaniu, a zawsze możemy użyć jej do podlania kwiatków. W domu możemy mieć pewien zapas ulubionych napojów, w tym np. asortymentu wód mineralnych, mleka, piwa, lekkiego wina, soków owocowych czy warzywnych. Liczą się też kostki lodu czy kompoty w słoikach, w skrajnym przypadku – szron w zamrażalniku. Zapas płynów jest nieoceniony na czas epidemii, skwaru, gdy wyjście z domu jest niedogodne czy wręcz niebezpieczne, a również w okresie kolejek przedświątecznych w sklepach. Pamiętajmy tylko o rotacji zapasów. Nie wymagają jej mocne alkohole. Są środkiem leczniczym, energetycznym, dezynfek-cyjnym i płatniczym. Zapas używek pozostawiam do uznania każdego indywidualnie. W sytuacji kryzysowej z pewnością jest to środek płatniczy.

Jeśli masz przydomową studnię z wodą z głę-bokich warstw wodonośnych, jesteś górą; zapewnij sobie tylko możliwość czerpania w razie braku energii elektrycznej lub – jeżeli to studnia otwarta, z kręgów betonowych – zabezpiecz ją przed skażeniem z powie-trza lub gleby.

Gotówka, leki, środki czystości. Płacenie kartą jest wygodne i praktyczne. Ale w sytuacjach nadzwyczaj-nych niezbędny jest zapas gotówki. Niekiedy możemy płacić naszą wiedzą i umiejętnościami, jednak nie zawsze.

Pamiętajmy o lekach do stosowania przewlekłego i tych, które mogą być nam przydatne okazjonalnie, środkach dezynfekcyjnych i opatrunkach. Nie liczmy, że znajomi aptekarze nas zaopatrzą, bo sami mogą mieć odcięte dostaw. Czasy gdy apteki były zobowiązane do posiadania zapasu leków na 30 dni, minęły.

Zapas środków czystości, zwłaszcza uniwersalne-go szarego mydła, pasty do zębów i preparatów do mycia i dezynfekcji powierzchni, najlepiej z nadtlenkiem wo-doru (mniej drażni skórę i drogi oddechowe od chloru) jest niezbędny. Papier toaletowy lub chusteczki higie-niczne mogą być zastąpione prowizorką, lecz odrobina

17 5_2015 maj

Sztuka przetrwania

komfortu w trudnych sytuacjach bywa cenna. Jeżeli nie chcesz lub nie możesz korzystać z latryny – zorganizuj pojemniki na nieczystości.

Nieocenione w domu i poza nim są folie malar-skie i worki foliowe w różnych rozmiarach – od małych strunowych, przez większe do mrożonek aż do wielkich na śmieci. Przykryjesz nimi sprzęty, posegregujesz drobiazgi, użyjesz jako toreb lub worków przeciwpo-wodziowych.

Sprzęt. Nie zapomnijmy o oświetleniu: latarki na baterie lub korbkę i świece zazwyczaj są w każdym domu. Stylowe lampy naftowe wymagają zapasu nafty, o czym warto pamiętać. Znam osoby, które zaopatrzyły się w agregaty prądotwórcze. Wymagają one paliwa oraz systematycznej konserwacji.

Cenne są alternatywne urządzenia do gotowa-nia, zwłaszcza w domach z gazem przewodowym lub w kuchniach wyposażonych wyłącznie w urządzenia elektryczne. Kuchenka turystyczna na gaz propan-bu-tan lub spirytusowa, prymus naftowy będą przydatne w sytuacji krytycznej. Jednak jeżeli w mieszkaniu prze-biega proces spalania, musisz pamiętać o wietrzeniu: brak tlenu i wzrost stężenia tlenku węgla to częsta przyczyna zgonu.

Coś dla zwierząt. Czy masz w mieszkaniu zwierzęta? Zapewnij im zapas karmy i wody. Kot ma swoją kuwetę, ale psa trzeba wyprowadzić. Są zapachowe maty, ułatwia-jące psu znalezienie miejsca do załatwienia potrzeb fizjo-logicznych; mogą być przydatne, gdyby nie można wyjść z nim na spacer – wystarczy położyć matę w łazience.

Gdy trzeba opuścić domSą sytuacje, gdy trzeba opuścić dom. Czasem

czyni się to profilaktycznie, gdy zaistnieje ryzyko nie-pomyślnych zdarzeń, czasem dopiero wówczas, gdy te zdarzenia zaistnieją, a czasem – gdy skutki zdarzeń spowodują niemożność egzystencji w domu.

Pod pojęciem ewakuacja rozumiem działanie zor-ganizowane i zbiorowe, niekiedy przymusowe. Samoewa-kuacja – w moim pojęciu – jest zorganizowanym aktem indywidualnym i nieprzymuszonym administracyjnie.

Tak czy inaczej – decyzja trudna, a realizacja wymaga przygotowania.

Z uwagi na szybkość podjęcia decyzji ewakuację dzielę na:• błyskawiczną (pożar, wybuch, trzęsienie ziemi)• pilną (powiadomienie o zagrożeniu, ew. wyznaczenie czasu opuszczenia miejsca zamieszkania)• planową (całkowitą, tj. równoznaczną z przeprowadzką z miejsca zamieszkania z całym dobytkiem i domownika-mi lub częściową, np. ewakuacja tylko mniej sprawnych domowników, części dobytku).

W wypadku ewakuacji zorganizowanej nie mamy wpływu na to, dokąd zmierzamy. Podczas samoewakuacji jesteśmy teoretycznie panami swego losu. Ewakuacja zorganizowana przez nieprzyjaciela może zakończyć się w obozie koncentracyjnym lub wykopanym naszy-mi rękami dole. Możemy zostać wypędzeni z domu z walizką lub bez dobytku. Dlatego warto zastanowić się, jak postąpić w każdym przypadku.

Zacznijmy od podstaw.

http://ww

w.historycy.org/index.php?act=

Attach&type=post&

id=2012

18 5_2015 maj

Sztuka przetrwania

Ewakuacja błyskawiczna. W razie ewakuacji błyskawicznej wraz z rodziną opuszczamy teren za-grożony, który może rozciągać się na znaczny obszar, np. w przypadku skażenia lub poważnego zadymienia. Jeżeli jesteśmy przewidujący, to wzorem Japończyków mamy dla każdego domownika przygotowany zestaw przetrwania w małej torbie lub plecaczku: butelkę wody, garść suszonych owoców, latarkę, gwizdek, maskę przeciwpyłową, małe radio. Nie zapomnij o te-lefonie komórkowym i okularach. Jeżeli pod ręką są ważne dokumenty – pakujemy je. Ubranie możemy oporządzić po opuszczeniu najgorszego zagrożenia. Jeżeli nie mamy niczego przygotowanego – ucieka-my w samych hajdawerach, ratując życie. Kierunek ucieczki wskażą nam służby ratunkowe lub będziemy sami się kierować wcześniejszymi obserwacjami z rekonesansu. Niekiedy miejsce ewakuacji będzie bliskie: piwnica, strych, dach. Warto zapamiętać lub zaznaczyć przewidywaną drogę.

Ewakuacja pilna. Przy ewakuacji pilnej mamy kil-kanaście minut, może kilka godzin, na spakowanie się do drogi. Dobrze jest mieć spis rzeczy, taką checklistę: co mamy bezpośrednio przy sobie, najlepiej w wielo-kieszeniowej kamizelce, w płasko przylegającej saszetce, tzw. nerce, co mamy w podręcznej torbie, co w plecaku, a co wrzucamy do bagażnika samochodowego lub do wnętrza pojazdu. Taki podział bagażu jest istotny w sytuacji, gdybyśmy musieli porzucić część lub nawet cały dobytek.

Z pewnością przy sobie trzeba mieć dokumenty, pieniądze, kosztowności, broń palną krótką z amunicją lub białą, leki, opatrunek osobisty, łyżkę lub spork (łyżka z ząbkami), gwizdek, okulary, telefon komórkowy z ła-dowarką, mocne torebki foliowe, mały termos, suszone owoce lub suchary, chusteczki higieniczne. W spisie wymieniamy też obuwie i odzienie stosowne do pory roku, pamiętając o możliwej zmianie pogody. Warto pamiętać o mocnych skórzanych rękawicach, które są nieocenione przy przedzieraniu się przez chaszcze i przy ciężkich pracach. Przydatna jest też apaszka. Łatwo takie oporządzenie skompletują kwalifikowani turyści, myśliwi, wędkarze.

Podręczna torba powinna zawierać wodę i poży-wienie na co najmniej dzień, mydło, nitkę do zębów lub szczoteczkę, maskę przeciwgazową lub przeciwpyłową, zapasowe skarpety, radio, folię życia, linkę długości co najmniej kilkunastu metrów.

Do plecaka pakujemy śpiwór lub pled. Zapasową odzież, żywność i ew. wodę, środki higieniczne, kocher, mały namiot lub pałatkę albo chociaż plandekę oraz to wszystko, co zapewni nam przetrwanie przez kilka dni. Pamiętajmy tylko, że gdyby przyszło nam maszerować z plecakiem, to jego waga nie może przekraczać 1/3 masy ciała piechura, dlatego wszystko należy pakować z dużym rozsądkiem.

W bagażniku powinny zmieścić się kanistry z paliwem (ew. olej silnikowy), dalszy zapas odzieży, żywności i napojów, linka holownicza, saperka, maczeta lub toporek, broń długa z amunicją, ew. namiot, karimaty lub materace, mocne worki foliowe.

Sporządzenie głównej checklisty uchroni nas przed zapomnieniem o niezbędnych przedmiotach i domownikach, w tym zwierzętach.

Bagaże powinny być wodoodporne, a co najmniej bryzgoodporne. Dokumenty, leki i banknoty należy przechowywać w torebkach wodoszczelnych lub choćby w podwójnych torebkach strunowych.

Jeszcze niedawno zastanawiałem się, czy warto pisać o tym, co należy zapakować. Film z września 1939 r. uświadomił mi, że często ludzie, uciekając, zabierają ze sobą przedmioty bezużyteczne, np. krzesło.

Odniosę się krytycznie do litewskiej broszury tyczącej zachowań podczas katastrofy.

Podział na bagaż mały i duży służy nie temu, by w razie rabunku targować się, że skoro oddajemy plecak, to zatrzymujemy torbę, ale temu, że gdy w razie pogorszenia się sytuacji ewakuacyjnej porzucimy plecak, pozostaje nam torba, a jeśli i jej nie ochronimy – mamy zapas w kieszeniach i na pasie. Dla dziecka możemy zabrać zabawkę-przytulankę, ale wymieniane przez Litwinów szampon i książki możemy sobie darować.

Ewakuując się – z wyjątkiem ewakuacji błyska-wicznej – pamiętajmy o opróżnieniu lodówki, zmywarki, zamknięciu dopływu gazu i wyłączeniu bezpieczników elektrycznych, zamknięciu okien i drzwi. Nie róbmy

19 5_2015 maj

Sztuka przetrwania

zbędnych porządków, zarówno w domu, jak i w obejściu, lepiej przygotujmy lekki ciepły posiłek.

Jeszcze raz sprawdzamy checklistę główną i od-palamy silnik. Bak mamy zawsze pełny, poziom oleju w optimum, opony z dobrym bieżnikiem i napompo-wane.

Samoewakuacja. Wydaje się korzystniejsza od ewakuacji zorganizowanej, zwłaszcza jeśli ewakuację przeprowadza nieprzyjaciel. Gdy sami się ewakuujemy, łatwiej obrać właściwy cel, z dobytkiem zabrać zwie-rzęta domowe, które zazwyczaj podczas ewakuacji, a zwłaszcza wypędzenia, należało zamknąć w domu, gdzie czekały na egzekucję. Można łączyć się w grupy, co jest korzystne organizacyjnie, acz mniej bezpieczne, bo kolumna cywilna może zostać ostrzelana, choćby omyłkowo.

Grupa ewakuacyjna powinna być zorganizowana następująco:• rozpoznanie terenu, przewodnik• zespół techniczny – usuwanie przeszkód na drodze• główna kolumna• samochód medyczny• zespół ratowniczy, najlepiej na samochodzie terenowym

Przezorny zawsze ubezpieczonyJuż dziś możemy porozmawiać z rodziną, przy-

jaciółmi, znajomymi na wsi czy w bezpiecznym mieście o możliwości schronienia się u nich. Dobrze jest zapro-ponować wzajemność. Gdy sytuacja staje się niebez-pieczna, zwłaszcza militarnie – możemy ewakuować planowo całość rodziny lub tylko osoby mniej sprawne, samemu wracając do domu i zajęć. Po ewakuacji bliskich i dobytku łatwiej będzie w pojedynkę się do nich dostać, nawet bez bagażu.

W grupie bezpieczniej?W warunkach pokojowych działanie grupowe

jest zdecydowanie korzystniejsze od indywidualnego. Łatwiej jest zebrać wszystkie siły, podzielić zadania, znaleźć specjalistów, wyłonić asekurację.

Podstawową sprawą jest wyłonienie przywództwa, jeżeli nie jest ono z góry wyznaczone.

Bezgraniczne zaufanie do funkcyjnych może prowadzić do tragedii takiej, jak na Costa Concordia. Pasażerowie mieli prawo ufać kapitanowi i załodze, a nawet mieli obowiązek stosować się do ich wskazań i rozkazów. Dlatego zawsze należy kierować się mądro-ścią życiową i mieć wyostrzony krytycyzm, także do nadanych autorytetów.

Pełna demokracja w sytuacjach naglących jest równie niebezpieczna: rozwlekłość dyskusji, często brak merytorycznego przygotowania któregokolwiek z uczestników katastrofy, niesubordynacja w wykony-waniu zbiorowych obowiązków mogą uniemożliwić ratunek. Często osoby z doskonałym przygotowaniem teoretycznym nie są w stanie podjąć jakiejkolwiek de-cyzji. Twoim najbardziej racjonalnym postępowaniem będzie analiza, czy to właśnie Ty nadajesz się na szefa, czy są lepsi od Ciebie, czy podzielić władzę (krótka narada – kolektywna decyzja), czy powierzyć władzę jednej osobie, jeśli tak – to komu. Pamiętaj: zawsze obowiązuje dewiza „ufaj i kontroluj”.

Przywódca powinien posiadać umiejętność zjednywania sobie zaufania ludzi, wydawania poleceń w sposób jasny i zrozumiały, korzystania z rad fachowców. Musi być odporny psychicznie, zdecydowany, odpowie-dzialny, stanowczy.

Nie jest argumentem, by przywódcą został np. ktoś, kto zna teren. Być może będzie dobrym przywód-cą, ale być może będzie lepiej, gdy zostanie dobrym przewodnikiem.

W dawnych czasach, gdy nie było jeszcze medy-cyny ratunkowej i szpitalnych oddziałów ratunkowych, zwieziono – wbrew podstawowym zasadom ewakuacji poszkodowanych – do prowincjonalnego szpitala kilku-nastu rannych z wypadku komunikacyjnego. Segregacji nie dokonywał ordynator chirurgii, tylko ordynator gi-nekologii, który jedynie oceniał ciężkość stanu pacjenta. Decyzje podejmował szybko, sprawnie, nie rozpraszając się na szczegółowej diagnostyce. Właściwy człowiek na właściwym miejscu.

W małych grupach łatwiej się zorganizować, zwłaszcza jeżeli znamy się nawzajem. W dużych, ano-nimowych skupiskach łatwo o nieskoordynowane dzia-łania i chaos. Gdy już wybuchnie panika – trudno ją

20 5_2015 maj

Sztuka przetrwania Sztuka przetrwania

opanować, ludzie stanowią wówczas żywioł, gotowi są do nieracjonalnych działań, często tratują się wzajemnie.

Jeżeli przejmiesz przywództwo, musisz zapewnić zgodnie z prawdą – lub z nią niezgodnie – że wszystko jest pod kontrolą, wyodrębnić grupy najsłabsze: dzieci, kaleki, kobiety, zwołać zbiórkę osób pełnosprawnych, które będą nieść pomoc słabszym.

Duże grupy warto podzielić na mniejsze i przy-dzielić im pełnosprawnych przywódców. Grupy naj-słabsze szybko ewakuować w miejsca bezpieczne; w za-leżności od sytuacji wykorzystasz pełnosprawnych do zapobieżenia rozprzestrzenianiu się niebezpieczeństwa i do pomocy niesprawnym.

W miejscu bezpiecznym zorganizujesz punkty pomocy i przeczekania, stale obserwując, czy miejsce bezpieczne wraz z rozwojem sytuacji nie przekształca się w zagrożone, wówczas konieczny jest dalszy etap ewakuacji. Już w tym pierwszym bezpiecznym miejscu należy starać się wezwać profesjonalną pomoc, wyłowić fachowców (służby mundurowe: strażaków, policjantów, wojskowych, nawet leśników, pracowników ochrony zdrowia: lekarzy, ratowników, pielęgniarki, osoby znające topografię budynku i okolicy) i przydzielić im miejsce i zadania.

W momencie przybycia fachowej pomocy należy zdać relację o sytuacji na miejscu zdarzenia i ew. pozo-stałych w niebezpieczeństwie osobach, a także przekazać informację o ewentualnych nietypowych zagrożeniach (terroryści, ładunki wybuchowe, butle z gazem, zawalenia

konstrukcji itp.), zdać obowiązki i przejść pod rozkazy dowodzących akcją.

Tak postąpisz, gdy ewakuujesz ludzi na bliskie odległości, np. podczas pożaru, zawalenia konstrukcji, wybuchu i gdy mo-żesz liczyć na rychłe przejęcie dowodzenia akcją przez stosowne służby.

Przećwicz mentalnie ewakuację Twojego zakładu pracy, szkoły, znanego Ci kina, np. na wypadek pożaru lub ataku terrorystów. Możesz taką grę uatrakcyjnić, ćwicząc ją z kontrpartnerem i omawiając kolejno etapy postępowania. Czy zaanga-żujesz w to ćwiczenie swoją rodzinę? Przy-

jaciół? Współpracowników? Zadaj im proste pytanie: co zrobisz, by uratować dziesiątki lub setki istnień, w tym siebie? Wyświadczysz swoim bliskim wielką przysługę

– nauczysz ich myśleć o sytuacjach kryzysowych.Oczywiście, nie musisz działać w grupie. Możesz

od razu dać dyla. I żyć z wyrzutami sumienia.W warunkach wojny czy rebelii działanie w gru-

pie ma jeszcze inne znaczenie. Grupa, jeśli jest zorgani-zowana, ma siłę wynikającą z liczebności i różnorodności profesji. Jeżeli jest uzbrojona – ma również siłę ognia czy choćby toporów i maczet. Nie zapominaj, że w sy-tuacjach ekstremalnych będziesz mieć do czynienia nie tylko z wojskiem, ale i zgrają rabusiów. Gdy grupa jest mądrze dowodzona, ma szansę przetrwania. Najważ-niejsze, by dowodzona była w sposób akceptowalny moralnie, inaczej stanie się bandą.

Są jednak sytuacje, gdy działanie w pojedynkę lub w niewielkiej grupce jest zdecydowanie korzyst-niejsze. W szczególności przedzieranie się przez tereny opanowane przez wroga może wymagać rozformowania dużej grupy. Pamiętać jednak należy o najsłabszych jednostkach i zapewnić im schronienie u okolicznej ludności, w opuszczonych domostwach lub choćby w prowizorycznych budowlach (szałasach, ziemiankach).

Cdn.Jacek Skrzyński

internista, specjalista fizjoterapii i balneoklimatologii, absolwent Wyższych Kursów Obronnych

Akademii Obrony Narodowej

http://pl.wikipedia.org/wiki/Jacek_Malczewski#/media/File:Bledne_kolo.jpg

21 5_2015 maj

Spotkania

Z zamyślenia wyrwał mnie chrapliwy głos.– Po-owróżyć, paniusiu, po-owróżyć.

Nie pytanie, lecz jakaś smętna prośba-błaganie była w tym głosie. Pod ogrodzeniem stała Cyganka z umorusanym dzieckiem na biodrze. Kiedyś zapewne jaskrawo kolorowe, suto marszczone spódnice (miała ich na sobie kilka) opadały na chodnik. Poszarpany i brudny t-shirt, i chusta zawiązana z tyłu głowy, spod której wymykały się kruczoczarne włosy, dopełniały reszty ubrania. Wielkie kolczyki w kształcie kół zdobiły jej uszy. W niczym nie przypominała postaci z portretów Siemiradzkiego czy Boznańskiej. Była jakaś poszarzała. Dziecko, może roczne, miało rude włosy, niebieskie oczy i jasną cerę. Zamiast śpioszków brudny gałgan nieokreślonego koloru krępował jego ciało. Bose stopy zwisały spod tej szmaty. Mały pochlipywał, pocierając oczy brudnymi rękoma.

Widziałam kiedyś rudą Cygankę. Mieszkaliśmy w dzielnicy domów jednorodzinnych na przedmieściach miasteczka na wschodzie Polski. Jeden dom, drewnia-na piętrowa willa o zewnętrznych ścianach w kolorze

CygankaJagoda Czurak

Minęłam ulicę Sienkiewicza i „Dom pod sedesami”. Za prowizorycznym ogrodze-niem z logo jakiejś firmy trwała rozbiórka mekki warszawiaków zachłyśniętych zmia-nami w kulturze jedzenia, które przez ostatnie 25 lat zawojowały wszystkie miasta w Polsce – baru z gorącymi kanapkami na miejscu i na wynos. Ściany Sezamu też runęły pod uderzeniami kuli burzącej. Po galerii autorskiej malarki kwiatów i portre-tów na zamówienie oraz po punkcie sprzedaży najsmaczniejszego w Warszawie pie-czonego kurczaka zostało wspomnienie. Na pierwszym piętrze Domu Handlowego sprzedawano ciuchy, obrusy, ręczniki, firanki. Tam kupiłam sztućce i filiżanki. Wielka plansza z komputerową wizualizacją nowoczesnego biurowca, jakich wiele ostatnio wyrosło w Warszawie, zapowiadała powstanie w tym miejscu „nowoczesnego, tętnią-cego życiem miejsca, które zmieni ulicę Marszałkowską”. Miałam skręcić w kierunku dawnego baru z lodami, który w latach 80. osładzał życie, kusząc melbą czy lodami afrykańskimi. Tego baru też już nie ma.

bladoniebieskim, z wielkimi oknami na parterze i oszklo-nymi wykuszami wyróżniała się wśród tej bylejakiej zabudowy. Był to dom pani Wolińskiej. We mnie praw-dziwy podziw budził jej ogród, który oglądałam przez płot naszego warzywniaka. Ile kwiatów tam było! Bliżej domu rosły fioletowe ostróżki. Dalej pachnący łubin o żółtych i różowych kwiatostanach, błękitne dzwonki sterczące na wysokich łodyżkach, cętkowane ceglaste smolinosy obok dostojnych białych lilii, których słodki, odurzający zapach nasilał się wieczorem lub po deszczu. Były jeszcze róże, których w tej okolicy nie hodował nikt. Wszystkie ogródki wkoło były właściwie do siebie podobne. Jakieś floksy, dalie, pospolita maciejka czy pnące się nasturcje, krzak bzu. Ale róże?

Róże hodowała tylko pani Wolińska. Z bliska mogłam podziwiać ten czarowny ogród tylko wtedy, gdy latem na kilka dni przyjeżdżały z Warszawy wnuki naszej sąsiadki. I w taki świat kolorów i zapachów któregoś dnia spadł jak meteor inny barwny świat

– cygańska rodzina, której kwaterunek nakazał za-mieszkać w wolnych pokojach na piętrze przepastnej

22 5_2015 maj

Spotkania

willi. W ciągu dnia nigdy nie widziałam mężczyzn, tylko krzykliwe kobiety z wyróżniającą się piegowatą rudowłosą pięknością. Kwiaty zaczęły ginąć deptane, zaśmiecane i przypalane przez hałaśliwych nowo przy-byłych. Wieczorem paliło się ognisko, Cyganie śpie-wali. Kiedyś śniady chłopczyk przez szczelinę między sztachetami zaglądał do naszego ogrodu. Może chciał

zjeść porzeczki? Gdy ujrzał mnie, czmychnął ukazując gołą pupę i bose stópki. Kłopotliwi lokatorzy pewnego dnia odjechali, załadowawszy swój dobytek do wozu z budą malowaną w kwiaty. Wraz z uszczęśliwioną panią Wolińską odetchnęli okoliczni mieszkańcy, odtąd spokojni o swoje kurniki i pranie rozwieszone mię-dzy jabłonkami. Kwietny ogród odrodził się dopiero

Tablica do nauki alfabetu romskiego – projekt Doroty Polaskiej (zdjęcie z ekspozycji „Domy srebrne jak namioty”, Zachęta, 2013 r.)

Fot.

Jago

da c

zura

k

23 5_2015 maj

Spotkania

w następnym roku. Tylko bezlistne kikuty śliw jeszcze długo sterczały, nie pozwalając zapomnieć.

Kobieta podeszła do mnie. W kąciku jej ust żarzył się papieros.

– Wielkie szczęście cię czeka, paniusiu, ale musisz być ostrożna – wyciągnęła rękę. Przystanęłam.

– Me som Romni corori, ja biedna Cyganka. Daj, paniusiu, różowy papierek. Cyganka prawdę ci powie.

Różowy papierek? Ach, pewnie chodzi o 20 zło-tych. To niewiele jak na możliwość poznania przyszłości i sposobu, jak to szczęście osiągnąć, pomyślałam.

Obejrzałam się. Przechodnie mijali nas obojętnie. Nie dostrzegłam żadnych pobratymców tej nieszczęsnej kobiety. Dziecko, może uszczypnięte przez nią, zaczęło się drzeć.

– Dobrze już, dobrze, dam ci pieniążek. – Jak ona, odruchowo zwróciłam się do niej per ty. – Najpierw jednak powiedz mi, co robisz w tym mieście.

Cyganka przerzuciła szybkim ruchem dziecko na drugie biodro, włożyła mu do ust jakiś gałganek, który wyjęła z kieszeni. Malec uciszył się.

– Ale dasz mi niebieski pieniążek? – spojrzała mi w oczy. Oho, niepotrzebnie zatrzymałam się, trzeba było czmychnąć jak inni, a nie wdawać się w pogawędki. Przyglądałam się jej twarzy, próbując zgadnąć wiek. Ciemna karnacja, oczy jak węgiełki – ile może mieć lat? Nie wyglądała na dwudziestolatkę. Trzydzieści? Czterdzieści? Czy ten mały, niepasujący wyglądem do kobiety, to jej dziecko?

– Dostaniesz 30 złotych na jedzenie dla dziecka. I na pieluchy. Ale powiedz, gdzie mieszkasz?

– Oj, paniusiu – zaczęła zawodzić. – 30 złotych to mało za wróżbę i rozmowę.

– Mów, bo nic nie dostaniesz – zaczęła mnie już irytować. Byłam też zła na siebie.

– Ja mówić ładnie nie umiem. Wy, gadzie, myślicie, że wszyscy Cyganie to tylko chten i kchełen, skaczą i tań-czą. Mieszkamy za Wisłą, rzeką, która wędruje na północ. I my tak chcemy wędrować. Tu w mieście nie ma gdzie znaki cygańskie zostawiać. Tylko mury, asfalt, chodni-ki. Nie ma lasu, który nasz był zawsze. Trudno trafić.

Pewnie o wędrowaniu z taborem myśli, nie może być zatem młoda.

– A ile lat masz? Od kiedy w Warszawie?– Ja stara, czterdzieści pięć lat życia. My nie chcemy

tu mieszkać, paniusiu. Cygan do lasu chce, co Cyganiaki chowa jak własne krzaczki. Chcemy jagody, grzyby zbierać. Nocą, gdy na niebie Romano wurden1 widać, chodzić nad rzekę. Przy ognisku pod lasem siedzieć. Wesz to nasz, cygański jest.

Odstąpiłam z obrzydzeniem. Brud, pasożyty – co ja tu robię?

– Uspokój się, paniusiu, wesz to po cygańsku las jest. Już czas, by ruszyć z taborem, noce ciepłe. Ale wy, gadzie, kazaliście nam rzucić wozy, konie, do miasta nas przygoniliście. Co my wam zrobili?

– Ale macie bogatego króla. Pod Łodzią Cyganie w pałacach mieszkają – odparowałam.

– Paniusiu, my biedni. Mój jedyny skarb to to dziecko jest. I złote kolczyki. Mąż pije, nie mamy co jeść. W mieście to nie ma skąd kury wziąć. Jame na kamas barwalipena, nie chcemy być bogaci. Chcemy tylko żyć po naszemu, jak dawniej.

– A ty pamiętasz, jak dawniej było?– Cygan to czuje, paniusiu. Tu nam źle, my umie-

ramy.Zaczęła coś nucić, coś bardzo tęsknego. Zamknęła

oczy, a spod powiek popłynęły łzy. Kilka osób zatrzy-mało się koło nas. Patrzyli na mnie, jakbym to ja była powodem jej smutku. I wtedy dobiegł nas jakiś krzyk. Od Świętokrzyskiej biegł stary Cygan. W poplamionym czarnym garniturku, z obijającym się o uda workiem i podniesioną nad głową patelnią. Kobieta przerwała śpiew. Spojrzała na mnie, wystraszona. Wcisnęłam jej do ręki banknot i uciekłam do metra.

Jagoda Czurakekonomistka z rodziny lekarskiej

Marzec 2015 Występujące w tekście słowa w języku cygańskim vel romskim to tytuły wierszy Papuszy. Te barioł Romano wesz andre łakro boliben – Niechaj w jej niebie rośnie cygański las. Takie życzenie wypowiedział Jerzy Ficowski na wieść o śmierci poetki. Podaję za Lesie, ojcze mój – wybór wierszy Papuszy.

1 Wielki Wóz

24 5_2015 maj

Na dyżurze

Rys.

Zen

Mam i ja, zanucił znaną reklamę Nasz Doktor, fałszując

niemiłosiernie. To tylko taka słowna przymiarka. Póki jest siła ściskać długopis w garści, to nigdy…

Ze statystycznej babcinej renty utrzymują się czasem całe rodziny. To jest zjawisko przerażające i powszechne. Tłum bezrobotnych zasiłkowych kom-binatorów i jedna jedyna babcia, do której co miesiąc zachodzi listonosz z kopertą… Czy widać jakieś analogie ze świata bajek?

A gdyby tak cofnęli babci rentę, to mogłaby zostać wystawiona za drzwi jak kot. Póki co opłaca się mieć babcię z rentą, dziecko niepełnosprawne, a do tego nie mieć ślubu i żyć z konkubentem, powiedzmy ojcem dziecka, jako samotna matka.

Presja na pobieranie seniorskiej renty jest tak wielka, że zdarzało się tu i ówdzie zataić śmierć staruszki, żeby nie stracić źródła utrzymania. Oczywiście w takiej

Wypoczynek, jak wszystko, kończy się zmęczeniem. Aleksander Dumas (ojciec)

Niektórzy sądzą, że mają dobre serce, a to tylko słabe nerwy.Marie von Ebner-Eschenbach

Zdrowo jest być od czasu do czasu chorym.Henry David Thoreau

Prawo do renty (za wszelką cenę)Rafał Stadryniak = @Grypa

Słowo „renta” w kraju kwitnącej jabłoni budzi tyle samo emocji, co „praca” w kraju kwitnącej wiśni. Mieliśmy być zresztą drugą Japonią, ale ludzie przyzwyczajeni do jabłek nie dali rady się przestawić. „Renta” zresztą brzmi bardzo dobrze, prawie jak

„reneta”.Otrzymanie stałych świadczeń pieniężnych z tytułu niepełnosprawności i niemożno-ści zarobkowania jest u nas priorytetem. Osiągnąwszy taką stabilizację, można za-cząć się rozglądać za pracą. Szczytem marzeń jest tzw. grupa (niepełnosprawności). O takich pracowników podobno pracodawcy się biją. I do tego karta parkingowa na miejscu dla niepełnosprawnych. Ma ją już prawie każdy…

sytuacji nie mogło być mowy o pochówku. Babcia została w domu. Wmurowana we wnękę.

I co na to powiedzieliby starożytni Egipcjanie? A Horacy ze swoim exegi monumentum? Pewnie zamil-kliby zawstydzeni.

25 5_2015 maj

Na dyżurze

A właśnie nad pewnym niedużym POZ-em wzeszło radosne słońce, to samo słońce, które swymi promieniami opala Polaków w Szarmie i Hurgadzie. Nawiasem mówiąc, dlaczego trzeba za nim jechać aż do Egiptu, skoro jest codziennie na miejscu?

Pytanie retoryczne. Nasz Doktor nie miał wąt-pliwości, że takich pytań nie należy zadawać. Głównie dlatego, żeby nie uświadomić sobie, jak bardzo jesteśmy pochłonięci pracą i pogonią za nieosiągalnym. Dla jednych jest to satysfakcja finansowa, dla innych przy-słowiowa polska renta. Renta zresztą jest przez wielu mylona z emeryturą. Obecnie więcej jest rencistów niż emerytów i stąd ta śmieszna pomyłka. A po piętach depczą im kombatanci, których liczba ciągle się zwiększa w miarę oddalania się od ostatniej wojny.

Dzień, jak wspomniano, zapowiadał się naprawdę dobrze. Wierzcie lub nie, ale w słoneczne dni ludzie nie lubią chorować, nie planują wizyt i nie przychodzą po leki.

W taki to dzień zjawiła się pacjentka nr 1. Weszła dziarskim

krokiem zawodowej kierowniczki na wielu stanowiskach. Na wstępie zażyczyła sobie kontrolnej morfologii, które to badanie wykonuje zawsze po obfitej menstruacji. Nasz Doktor przejrzał plik wyników i nie mógł się nadziwić, że zawsze wychodziło to samo, czyli nic. Pacjentka nr 1 jednak traktowała próbę racjonalizacji problemu, a raczej jego braku, jako zamach na prawo do badań po każdej miesiączce.

Kobiety są wrażliwe na takie sprawy.Padło wiele słów, niektóre były gorzkie. Pacjentka

chciała również „przedłużyć sobie leki”.– Nie ma sprawy, od tego jest POZ – rozpromienił

się nasz Doktor. – Widzę, że bierze pani dwa leki nadci-śnieniowe. Ciśnienie dobre, więc będziemy kontynuować.

– Proszę przepisać tylko jeden, po drugi przyjdę za tydzień.

Nasz Doktor zbaraniał.– Przyjdę za tydzień, po powtórkę, żeby mieć

więcej wpisów w dokumentacji. To się przyda do renty – dodała, widząc gapowatą minę Doktora.

Jakiej renty? Nasz Doktor przecierał oczy, ale mimo zastosowania tarcia nic się nie zmieniało.

Elegancka elokwentna czterdziestoośmiolatka szykowała się na pewną rentę.

– Ale, proszę pani, ja nie widzę pani na rencie – zaczął nieśmiało. – Na to, co pani ma, się nie dostaje.

– A ja byłam leczona onkologicznie. Nasz Doktor przejrzał dokumentację. Rzeczywi-

ście. Zbadano guzek piersi, który nie wzbudził żadnej tzw. czujności onkologicznej. Kontrola nie była potrzebna. To niech papiery na rentę pisze pani onkolog, już miał powiedzieć jak Salomon Nasz Doktor, ale ugryzł się w język. Do tego wniosku musi pacjentka dojść sama, bez pomocy. Inaczej będzie baaardzo niezadowolona.

– Czyli że nic od pana nie uzyskam – konkrety-zowała pani bizneswoman i menedżer w jednej osobie.

– Jak to nic – najeżył się Doktor teatralnie – re-cepty na leki, badanie, wsparcie lekarza POZ, poradę orzeczniczą. Tylko z prywatną poradą się na szczęście wstrzymałem – dodał cichutko na stronie. Przemknęło mu jednak po głowie, że może właśnie dostąpił tzw. zaufania pacjentki i stąd ta cała rozmowa.

Pacjentka miała jeszcze jeden pomysł. Chciała wyjechać na wczasy sanatoryjne z ZUS. Nasz Doktor znowu tarł oczy czerwone od częstego przecierania.

– No, można szybciej dostać niż z NFZ – wy-jaśniała pacjentka nr 1, widząc usta Doktora otwarte w niemym krzyku zdziwienia.

Tutaj Doktor już nie zdzierżył i wygłosił krótkie exposé.

– Droga pani. To, co była łaskawa pani skłonna nazwać sanatorium na ZUS, jest w istocie swojej pre-wencją rentową, która pozwala namierzyć osobniki zdrowe, nadmiernie korzystające ze zwolnień, tudzież zweryfikować osoby nienadające się do powrotu na stanowisko pracy po długim zwolnieniu. Słowem, jest to narzędzie do tropienia nieprawidłowości orzeczniczych.

Pacjentka wysłuchała wszystkiego dziwnie spo-kojnie, po czym się pożegnała i wyszła. Nasz Doktor miał dziwne wrażenie, że dziś lub jutro odwiedzi innego lekarza lub nawet kilku, a może i wszystkich.

Jak przysłowiowy Chuck Norris, patron spraw beznadziejnych i rzeczy niemożliwych, Doktor podsumo-wał dzisiejszą wizytę. Otóż odmówił kobiecie kilka razy. Wyszła z gabinetu niezadowolona. Prawdopodobnie nie

26 5_2015 maj

Na dyżurze

wpłynie to na zmianę jej przekonań i sposobu działania. Istniał natomiast cień szansy, że do Doktora przyjdzie, kiedy będzie miała prawdziwy problem zdrowotny.

Kolejna pacjentka pojawiła się w drzwiach w tej samej chwili, gdy

zniknęła poprzednia. – Ja tylko po papiery do renty – oznajmiła trium-

falnie. – Zajmę najwyżej minutkę. Ciekawe kto i kiedy wypisze te papierzyska, za-

główkował przytomnie Nasz Doktor i żeby utrzymać piłkę na boisku, kontynuował już głośno:

– A na co pani szanowna choruje?Pacjentka skromnie spuściła wzrok.

– A tu to już zdaję się na doktora. Doktor zmęczonym gestem przetarł okulary.

Okulary chronią oczy przed nadmiernym tarciem. Do-kumentacja nie przedstawiała się imponująco. Katar i zgaga przedzielone były dziesięcioletnią przerwą.

– Ale ja byłam chora, tylko nie chodziłam na zwolnienia – zaznaczyła bohatersko pacjentka.

Znaczy należy się nagroda – pomyślał automa-tycznie Nasz Doktor.

– A bierze pani jakieś leki?

– Przyznaję się bez bicia, że nie biorę żadnych.– A dlaczego bez bicia? – głośno zastanowił się

Nasz Doktor.

Nasz Doktor głęboko zastanowił się nad sobą i swoimi pacjen-

tami. Cóż, mamy ze sobą pod górkę, ale kto powiedział, że będzie lekko. No kto?

Rafał Stadryniakinternista

PS Nasz Doktor czasem zamyślał się w pracy, a wtedy te-mat renty stawał mu automatycznie przed oczami. Wszak z każdym rokiem, ba, z każdym oddechem zbliżamy się do owej magicznej renty, gdy będzie czas uregulować zaległe sprawy, rozwinąć hobby odłożone na później, a nawet, jak sądzą optymiści, zabawić się. Może nawet na koszt państwa.

Temat renty towarzyszy człowiekowi już od naj-wcześniejszych lat. Nasz Doktor widział, jak niewinna wada wymowy u dziecka, zwana parakappacyzmem, może ujawnić typową freudowską pomyłkę. Wada po-lega na zamianie „k” na „t”. Taki junior w dobrej wierze mówi do ojca „daj mi rękę”, a brzmi to, sami wiecie jak…

Renta – stan ducha osiągany na długo przed przyzna-niem fizycznie świadczenia pieniężnego.Emerytura – pieniądze, które niby czekają jak na bohaterów w Valhali, ale jakby nie były z tego świata.

Istnieje obawa, że jest to rodzaj pośmiertnej gratyfikacji.Lekarz POZ – osoba siedząca za biurkiem i wypisująca różne papiery, które przydają się ludziom.Wczasy z ZUS – ponury żart, do zapomnienia.

Słowniczek trudnych wyrazów oraz tych , które wydają się pozornie zrozumiałe:

Skuteczne leczenie nadci-śnienia tętniczego jest ciągle problemem w skali globalnej. Niestosowanie się do zaleceń prowadzi do powikłań narzą-dowych, takich jak udar mó-zgu, niewydolność nerek czy zawał serca, których leczenie

jest źródłem dużych kosztów.Dr Andrew E. Moran i wsp. opublikowali na łamach „New England Journal of Medici-ne” artykuł Cost-Effectiveness of Hypertension Therapy Ac-cording to 2014 Guidelines, w którym analizują potencjal-

ne korzyści finansowe, jakie mogłyby wyniknąć z bardziej starannego leczenia nadciśnie-nia. Autorzy obliczyli, że gdyby od 2014 do 2024 roku zastoso-wano w Stanach Zjednoczo-nych leczenie nadciśnienia zgodnie z wytycznymi z 2014 r.

u wszystkich pacjentów w wie-ku od 35 do 74 lat, to uniknięto by 56 tysięcy zdarzeń sercowo-

-naczyniowych (takich jak udar mózgu czy zawał serca) oraz 13 tysięcy zgonów rocznie. (K.K.)

Źródło: http://www.nejm.org/doi/full/10.1056/nejmsa1406751

Motywacja do leczenia nadciśnienia

No

wo

ści

27 5_2015 maj

Na dyżurze, po dyżurze

Ostatnio było coś na rzeczy. Kolejny pacjent zmęczony chorobą chciał tylko

odpoczynku od bólu. Żeby na jakiś czas wyjrzeć spod tej lepkiej kotary spowijającej ciało i krępującej umysł.

Nasz Doktor jako etatowy uczestnik zdarzeń medycznych i przypadkowy komentator widział wiele, słyszał wiele i trochę rozumiał. Jednak pacjenci stale zaskakiwali Doktora swoim żywiołowym egoizmem, zapewne wyzwolonym przez lęk, a może przez instynk-towną chęć konkurowania o ograniczone w ilości usługi medyczne.

Pacjentka, którą Nasz Doktor badał od południa na SOR-ze, była z gatunku nieodsyłalnych. Choroba co prawda nie była żadnym zaskoczeniem, ot, kolejne migo-tanie przedsionków dobrze tolerowane przez pacjentkę, ale lepiej przyjąć, bo pacjentka i tak wróci jak nie za kilka godzin, to w środku nocy. Cóż kiedy na oddziale nie było nawet godziwego siedziska. Cały korytarz, zwany tera z salą

„K”, jak mówiły pielęgniarki – zawalony chorymi. Kolejni pacjenci na SOR-ze poprawiali się i wychodzili do domu, a nasza pacjentka nieodsyłalna trwała. Nie zgadzała się też na tzw. umiarawianie w biegu, czyli na SOR-ze.

Na parę godzin Doktor zapomniał o czekającej pa-cjentce, bo sprawy na oddziale przybrały zły obrót. Po wie-lokrotnych próbach reanimacji zmarł schorowany pacjent.

Kiedy Nasz Doktor zaszedł w końcu na SOR, pa-cjentka już czekała. Zresztą cały czas czekała. Czekanie zaś rodzi różne problemy, o czym Doktor dobrze wiedział.

Nasz Doktor był, jak to się mówi, w stadium krańcowego zmęczenia, które nazywa się w kręgach

Będziemy znowu mieszkać w swoim własnym domuBędziemy znowu stąpać po swych własnych schodachLeopold Staff

Jak dobrzeRafał Stadryniak = @Grypa

Jak się tak głębiej zastanowić nad życiem, to oczywiście wszyscy jesteśmy tu na chwilę. Tymczasowo zameldowani. A właściwie bezdomni. Potem ten czy inny podmuch koniecz-ności przeniesie nas w rejony, gdzie nie sięga nawet wyobraźnia. Tymczasem jedni są zajęci umilaniem sobie życia, inni – żeby jakoś dożyć do śmierci, albo żeby chociaż nie bolało.

młodzieżowych „głupawką”. Tak organizm broni się w sytuacjach, na które ma niewielki wpływ. Zwykle głupawka przychodzi przed egzaminami, kiedy już jest naprawdę wszystko jedno. Wtedy chodzi już głownie o to, żeby się już wszystko skończyło. Nieważne jak. Bawił się słowem „pacjentka”, tak jakby lingwistyczne gierki mogły odwrócić uwagę od niewesołej sytuacji na dyżurze. Pacjentka. Pac.Jętka. Pajacjętka. Jętka. Jente. Jente. O, to chyba nawet było ze „Skrzypka na dachu” – ożywił się nieco.

Pacjentka wkurzona oczekiwaniem wyrosła natychmiast spod ziemi jak wyrzut sumienia, do tego nie niemy, ale elokwentny i świadomy swych praw. Na szczęście była w bardzo dobrym stanie, tylko, co zupełnie zrozumiałe, mocno wzburzona.

– Więc jest tak – zaczął Nasz Doktor. – Właśnie zwolniło się łóżko. Zmarł pacjent, więc możemy przyjąć panią.

– O, jak się cieszę, o, jak dobrze. Nareszcie – nie kryła swych uczuć oczekująca.

Nasz Doktor kolejny raz upewnił się, że kobiety potrafią być bardziej spontaniczne od facetów. Taki facet w podobnej sytuacji toby się nawet nie ucieszył.

Potem nasz Doktor pielęgnował , jak umiał, pacjentkę na oddziale. Traktował

dobrym słowem, trzymał za rękę, sprawdzał puls. Po kolejnym wlewie antyarytmiku wszystko wskoczyło na swoje miejsce i pojawił się prawidłowy, zatokowy rytm serca. Można to było osiągnąć w trakcie długiego

Rys.

Zen

28 5_2015 maj

Na dyżurze, po dyżurze

czekania na łóżko, pod opieką i pod monitorem na SOR-ze, ale pacjentka postanowiła inaczej.

Noc była burzliwa i wypełniona pracą.Rano pacjentka wypatrzyła Doktora i radośnie

zaszczebiotała:– Wie pan, pielęgniarki coś mi dały i się umiarowiło. Naszemu Doktorowi opadły kończyny, szczęka

i resztki snu, który i tak nie miał tej nocy doń przystępu. – To gratuluję – dał radę wykrztusić. Trzeba trzy-

mać klasę. Bo jak wytłumaczyć pacjentce, że dostała po prostu leczenie, które osobiście zaordynował w karcie zleceń. Nie zrozumie ni cholery.

A pacjenci i tak zwracają uwagę na to, czy lekarz dobrze ubrany, czy na sali jest telewizor i ładne kafelki w WC. I w sumie bardzo słusznie. I tak nie są w stanie zajrzeć do głowy lekarzowi. Na jego szczęście.

Jak po każdej czarnej nocy nastaje dzień, tak po każdym dyżurze nastaje praca w POZ.

Nasz Doktor był sługą dwóch panów, szpitala i przychodni rejonowej. W POZ dla

odmiany było przytulnie i nie trzeba się było martwić brakiem łóżek. Natomiast stopień dociekliwości pa-cjentów osiągał poziom tzw. przepytywalni dziecięcej. Dziecko rzuca temat na wabia matce, a następnie każdą odpowiedź pogłębia kolejnym prostym pytaniem: „ale dlaczego?”. Znane są w literaturze przypadki kar ciele-snych za zadawanie takich pytań. Egipcjanin Sinuhe trafił za nie z Domu Życia wprost do Domu Śmierci.

Naukowcy próbowali wytłumaczyć ten feno-men, który w pewnych warunkach może wyjaśniać fundamentalne zasady rządzące wszechświatem. Nie dostali za swoje prace nawet przysłowiowej Maliny czy innego Antynobla. Inni zaś naukowcy obstawali przy interpretacji, że pytanie „dlaczego” (po rosyjsku paczie-mu) jest mechanicznie niezależne i zupełnie rozłączne od uzyskiwanej odpowiedzi.

– To co mi jest, doktorze? – pytali pacjenci. – Choroba wirusowa. – Ale jaki wirus? – Najpewniej z grupy rhinoviridae, ale może być

to równie dobrze każdy inny – dodawał odpowiedzialnie Nasz Doktor.

– Ale co mi jest?Nasz Doktor zmarszczył brwi i podał błyskotliwą

diagnozę, którą serwował w podobnych przypadkach. Że błyskotliwa, to nie znaczy, że trzeba ją zaraz ukrywać przed pacjentką.

– Nie jest pani ani strasznie chora, ani okropnie zdrowa.

W kategoriach logicznych taka odpowiedź była dyskwalifikująca dla respondenta, ale pacjenci między wierszami pytali właśnie o to, czy rino lub inne draństwo nie zrobi im krzywdy. Inni dopytywali jeszcze na wszelki wypadek, czy ten katar to „coś poważnego”.

– Na szczęście wirus tylko panią musnął (i prze-szedł obok – dodawał Doktor na stronie).

– Oj, to szkoda, bo muszę trochę pochorować. Idą święta, a okna są do umycia.

– Zawsze idą jakieś święta – zgadzał się Nasz Doktor, ale wypisywał zwolnienie, bo przecież zdrowy człowiek nie ma kataru. A co potem zrobi w domu ze swoim katarem, to jego prywatna sprawa.

Dzień po dyżurze i pracy w przychodni

powoli chylił się ku upadkowi. Z każdą kolejną kawą robiło się szarawo, aż przyszła prawdziwie szara godzina, godzina zamknięcia przychodni i można się było pod osłoną wieczoru wymknąć do domu.

Nasz Doktor wracając do domu, na wszelki wypadek włączył nawigację, chociaż nie miał daleko. Ot, wszystkiego ze trzy kilometry. I tu niespodzianka. Uparta elektronika nie zgadzała się z obraną trasą i pchała Doktora w jakieś boczne drogi. Niedoczekanie twoje – zawołał Nasz Doktor. Ja muszę do domu.

Zawróć, jeśli to możliwe. Zawróć, jeśli to możli-we – męczyła nawigacja. Trzeba się tylko przyzwyczaić do takiego marudzenia i można jechać, gdzie się chce. Nawigacja pomarudziła jeszcze kilka razy i odpuściła. Teraz Doktor się trochę zaniepokoił. Cisza znaczyła, że wszedł na tzw. drogę bez powrotu. Przeniósł wzrok ponad nawigację i znalazł się przed domem. Jak dobrze.

Rafał Stadryniakinternista

29 5_2015 maj

Podróże

Na Wyspy Owcze popłynęliśmy promem z Islandii, z miasteczka Seyðisfjörður. Wyspy Owcze, inaczej zwane Wyspami Farerskimi, to archipelag 18 wysepek na Oceanie Atlan-tyckim, są one politycznie terytorium Danii, od której dzieli je 1000 km wodą. Na wy-spach mieszka ok. 46 tys. obywateli. Wysepki są obecnie połączone mostami lub tunelami podwodnymi. Przywitały nas spowite mgłą. Pierwsze, co można zobaczyć, to dwie cha-rakterystyczne, imponujące skały Olbrzym i Wiedźma (Risin og Kellingin) u wybrzeży wyspy Eysturoy. Olbrzym ma 71 m wysokości i jest wyższy od Wiedźmy o 2 m. Dobijamy do brzegu. W fiordzie wchodzącym w zalew portowy znajdują się proste budynki w kolo-rze czerwonym oraz piękna flaga państwowa, biała z niebiesko-czerwonym krzyżem.

Wyspy Owcze – Wyspy FarerskieAgnieszka Pfeffer

Widoki z pokładu promu

Prom przypłynął wcześnie rano. Oglądamy pięknie położoną w zatoce wioskę z kilkoma tradycyjnymi,

porośniętymi trawą dachami domów. Niektóre całkiem nowe. Dziwne uczucie – jest całkiem jasno, a nikogo na uliczkach ani w porcie. Jest 5 rano.

30 5_2015 maj

Podróże

Pierwszy dzieńW programie zwiedzanie wyspy Mykines, będącej

azylem dla ptaków, szczególnie maskonurów, mew trój-palczastych i wielu innych. Na Mykines płyniemy małym stateczkiem, jest lekka mgła i trochę buja. Na port wyko-rzystano naturalny klif. Witają nas mewy trójpalczaste siedzące w gniazdach. Cała wyspa to pagórki pokryte

piękną zieloną, soczystą trawą. Jest na niej kilka domów i jeden barek oraz trzy owce, które mają pod dostatkiem trawy do pogryzania. Na drugą cześć wyspy dostajemy się mostkiem drewnianym, zawieszonym podobno naj-wyżej na Atlantyku. Idziemy w kierunku latarni morskiej wąską polną ścieżką, nad nami latają maskonury, bardzo ładne i budzące sympatię średniej wielkości ptaki. Mają

upierzenie czarne z bia-łym brzuszkiem, okrą-gły łepek, najciekawszy jest garbaty dziób, dosyć szeroki, w czerwonopo-marańczowym kolorze, i koralowe krótkie łapki, takie jak u kaczki. Jest

31 5_2015 maj

Podróże

ich niesamowicie dużo, latają wokół nas i specjalnie się nami nie interesują. Łacińską nazwę Fratercula arctica „raciszek arktyczny” czy niemiecką „morska papuga” potwierdza jego zabawny wygląd, niektórzy mówią o skrzyżowaniu pingwina z papugą. Ptak na lądzie pokraczny, w powietrzu także niezbyt elegancki, ale efektywny. Jego królestwem jest morze. Nurkuje głęboko, pod wodą wiosłuje skrzydłami. Jest największą atrakcją tej wyspy. Maskonury mają gniazda dość głę-boko w ziemi. W ostatnich latach nie mają potomstwa, prawdopodobnie dlatego, że w morzu nie ma dosyć pokarmu. Obok maskonurów jest bardzo dużo mew trójpalczastych, one też tu mają gniazda, wysiadują jajka, ale nie są wstanie wykarmić potomstwa, więc duża część młodych ginie. Krajobraz ma wiele uroku, wzgórza pokryte soczystozieloną trawą są bardzo piękne. Na wyspach brakuje drzew, a mimo to krajobraz jest zachwycający. Wieczorem wracamy do schroniska.

32 5_2015 maj

Podróże

Na drugi dzień mamy zaplanowaną wędrówkę po wyspie Strey-

moy do klifów na zachodnim jej krańcu. Dojeżdżamy autobusem do punktu wyjścia i kierujemy się w góry. Dróżka wije się wśród skał, mijamy wiele małych wodo-spadów i strumyków. Po dwóch godzinach dochodzimy do szczytu, skąd rozpościera się wspaniały widok. Je-

steśmy na drugiej stronie wyspy, widzimy na horyzoncie znane nam skały Olbrzym i Wiedźma. W dole maleńka kolorowa wioska, a na zboczu mieszkańcy, którzy zbierają siano na swoich minia-turowych poletkach, na pewno mniejszych niż niejeden ogródek przydomowy w Polsce. Zbierają trawę, bawiąc się przy tym wesoło. Na jednym poletku ślizgają się na płachtach do zbierania siana.

Schodzimy do wioski, gdzie są małe, ślicznie utrzymane domki. Pod okapem dachu suszą się dorsze. Wioska kończy się piaszczystą plażą, jednak moczymy tylko nogi, bo mimo że trwa lato, jest dosyć zimno.

33 5_2015 maj

Podróże

Po południu płyniemy na wyspę Nólsoy, znaną z największego na świecie siedliska ptaków – nawał-ników burzowych (storm-petrel). Płyniemy promem z Tórshavn bardzo krótko, ok. 20 min. Mamy świetne zakwaterowanie w świetlicy komuny Nolsoy, wszyscy będziemy spać na karimatach w wielkiej sali balowej po powrocie z podglądania ptaków. Podekscytowani czeka-my na nocną wyprawę, aby zobaczyć i usłyszeć nawał-niki burzowe. Przyjmuje nas kompetentny przewodnik, który zajmuje się ochroną środowiska i jednocześnie

ma muzeum wypchanych ptaków. Pokazał nam swoje trofea i pracownię. O zmroku wychodzimy na spotka-nie nawałników burzowych, wędrujemy przez wyspę około godziny. W ciszy idziemy gęsiego za naszym przewodnikiem. Trzeba uważać, bo dróżka jest wąska i wyboista, łatwo można wpaść do wody. Jest dosyć niesamowicie. Zbliżamy się do wapiennych skał, a skały gruchają, chrumkają i śpiewają. Jesteśmy tu w lipcu, a to okres wysiadywania młodych. Słuchamy opowieści przewodnika. Nawałniki burzowe to niewielkie czarne ptaszki, żyjące w parach. Oboje dbają o przyszłe po-kolenie. Nawałniki wysiadują jajka na zmianę, aby nie stały się łupem ptaków drapieżnych. W nocy lecą do pól lęgowych zmienić partnera; każdy osobnik wraca do gniazda w skale wapiennej, a jego lokalizację rozpoznaje po głosie partnera. Przeżycie niesamowite, gdy słyszy się śpiewająco-skrzeczącą skałę. Mieszkańcy i lokalny rząd bardzo chronią ptaki. Nie wolno zostawiać śmieci. Jest duża akcja informacyjna, aby chronić środowisko. Nasz przewodnik prowadzi badania nad migracją ptaków i obrączkuje nawałniki burzowe.

34 5_2015 maj

Podróże

Trzeciego dnia rano zwiedzamy wioskę Kirkjubøur na wyspie

Streymoy. Zamieszkuje ją dziś jedynie 80 osób, jest niezwykle mała, nawet jak na tutejsze standardy. W cza-sach średniowiecznych było to ważne miasto portowe. Z biegiem lat traciło jednak na znaczeniu, a XVI-wieczny sztorm dokonał jego zagłady. Oglądamy najstarszy dziś, zamieszkały dom drewniany na świecie, pochodzący jeszcze z XI wieku, zwany Kirkjubøargarður. Dom jest wielki, z ciemnego drewna, ma czerwone framugi okien i czerwone drzwi wejściowe. Dach jest pokryty trawą.

Wygląda bardzo tajemniczo i malowni-czo. Oglądamy ruiny katedry świętego Magnusa z około 1300 roku, która zo-stała zniszczona przez sztorm. Jest tu również kościółek św. Olafa, czynny, nawet odbywało się nabożeństwo prote-stanckie. Wnętrze kościoła jest z jasnego drewna, bardzo proste, uczestnicy nabo-żeństwa mieli na sobie stroje narodowe.

35 5_2015 maj

Podróże

Ostatni dzień spędzamy w Tór-

shavn, stolicy Wysp Owczych. Jest niedziela, ulice są raczej puste. Po raz pierwszy pod-czas tej wyprawie znajdujemy miejsce, gdzie można zjeść dobry obiad. To restauracja

„Marco Polo” przy głównej ulicy miasta.Nie byliśmy przygotowani na trudności w za-

opatrzeniu i żywiliśmy się chlebem tostowym z żółtym serem i pastą z łososia, popijając to herbatą z termosu. Sezon turystyczny na Wyspach Owczych jest bardzo krótki, a i turystów niewielu. Jak tłumaczyła właścicielka barku na Mykines, nie opłaca się inwestować w usługi. Sklepów też jest mało.

Mieszkańcy żywią się głównie rybami, ale też ptakami. Ptaki stanowią zawsze atrakcję kulinarną i są nadal obiektem polowań. Według informacji miejsco-wych każdy może upolować limitowaną liczbę ptaków dla urozmaicenia jadłospisu.

Miasto nie jest duże, najładniejsza część jest niedaleko portu. Niewielkie kolorowe domki pokryte trawą, furtki wejściowe są z żeber wieloryba, ładnie utrzymane ogródki. Dużo zieleni. Jest też parę pomni-ków. W porcie stoi Kobieta patrosząca dorsza. Obok była wystawa lokalnej twórczości. Siłacz na wprost budynku komuny Tórshavn. Rybak i mewy w porcie. Widzieliśmy bardzo ładny nowoczesny kościół z pięknymi fuksjami przy wejściu. Kościół był otwarty, nawet były materiały w języku polskim, ale ludzi nie było.

Tekst i zdjęciaAgnieszka Pfeffer

farmaceutka z rodziny lekarskiej

36 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

Część 5Sewilla, miasto inspiracji, byków i flamencoAlicja Barwicka

Stolica Andaluzji i jednocześnie niekwestio-nowana stolica flamenco jest czwartym co do wielkości miastem Hiszpanii. Mimo iż liczy ponad 700 tys. mieszkańców, nie sprawia wrażenia metropolii. Sewilla ma niepowta-rzalną, trochę leniwą, a zarazem pełną cha-rakterystycznego dla flamenco temperamen-tu atmosferę. To w znacznej mierze zasługa słońca, bo chociaż jak na przeważającym obszarze Hiszpanii tu również panuje kli-mat śródziemnomorski z gorącymi latami, to wyraźnie daje się odczuć wpływ klimatu

półpustynnego. W południowym słońcu barwy mają większe nasycenie, zwiększa się intensywność dźwięków i zapachów. Na każdym kroku widać, jak mieszkańcy kocha-ją taniec i jak spontanicznie potrafią się bawić nawet w najbardziej prozaicznych sytu-acjach. Pewnie dlatego tutejszy folklor jest najbogatszy w Hiszpanii, a strój flamenco stał się tu najbarwniejszy. Niewiele jest miast na świecie, których urok zainspirowałby tak wielu twórców. W Sewilli rozgrywa się mozartowska tragedia Don Juana, ginie bo-haterka Carmen Bizeta, uwodzi kobiety Cyrulik Sewilski Rossiniego, tu knują dworskie intrygi bohaterowie Wesela Figara Mozarta, a i Ludwig van Beethoven w okolicach mia-sta umieścił akcję swojej jedynej opery (Fidelio). Współcześnie na charakterystycznym placu Hiszpańskim powstawały sceny do filmu Gwiezdne wojny Epizod II: Atak klonów.

Mieszkańcy Hiszpanii kochają taniec w każdej sytuacji...

...Nieraz trzeba się trochę przygotować Zawsze można kupić wachlarz albo chociażby mantylkę, albo nawet cały strój

37 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

Wzloty i upadkiJak wiadomo w Hiszpanii raczej nie ma miast

nowych, więc i założenie w miejscu dzisiejszej Sewilli osady w III-II w. p.n.e. nie było czymś wyjątkowym. Dogodne położenie nad rzeką Gwadalkiwir zachęciło Scypiona Afrykańskiego Starszego do rozlokowania tu weteranów wojennych, co miało ogromny wpływ na rozwój gospodarczy nikomu wcześniej nieznanej osa-dy. Ostatecznie po Rzymianach, Wandalach i Swebach w V wieku zagościli tu Wizygoci, ale już od 712 roku władzę na kilkaset lat przejęli Maurowie i to wówczas miał miejsce największy rozkwit miasta. W XV wieku po odkryciu Nowego Świata stała się Sewilla punktem przeładunkowym w handlu z zamorskimi koloniami. Ponieważ jednak nic nie trwa wiecznie, to po epidemii dżumy około 1650 roku zaczął się okres powolnego osłabiania potęgi gospodarczej. Nie tylko dżuma miała tu swój udział, ale także zamulenie koryta Gwadalkiwiru, co praktycznie odcięło Sewillę od morza i spowodowało przeniesienie handlu morskiego do Kadyksu. Wszystko to silnie odbiło się na rozwoju ekonomicznym miasta, które aż do przełomu wieków XIX i XX mogło tylko śnić o dawnej potędze. Dopiero wówczas rozwój przemysłu przyniósł ponowne ożywienie gospodarcze, a wypraco-wane środki zaczęto inwestować w odbudowę i ochronę zabytków oraz w podwaliny pod tworzący się przemysł turystyczny. Dziś dzięki żeglownemu połączeniu kana-łowemu z Atlantykiem Sewilla odkrywa na nowo swój morski potencjał handlowy.

Park, czyli dobre miejsce na wystawę Najważniejsze w Sewilli jest słońce. Średnia rocz-

na temperatura wynosi 18,6°C i jest jedną z najwyższych średnich temperatur spośród miast Europy. Dlatego nie można tu zmarznąć, a nawet w okresie nielicznych dni pochmurnych (deszcze są tu rzadkością) jest po prostu przyjemnie ciepło. W takim klimacie pięknie prezentują się parki i zielone aleje. Trzeba nadmienić, że parki w Sewilli są związane z miastem i stanowią część jego dziedzictwa. Bywają schronieniem podczas spaceru, zabawy czy wypoczynku, a współcześnie można w nich także uprawiać sport. Ich obecność wykorzystano jako tło dwóch wielkich światowych wystaw: iberoamery-kańskiej w 1929 roku i EXPO w 1992 roku.

Oba te wydarzenia miały niewątpliwie ogromny wpływ na gospodarczy rozwój miasta. Środki finansowe zainwestowano nie tylko w nowe obiekty, ale też w poprawę dotychczasowej infrastruktury, w szczególności wodno-ka-nalizacyjnej. Dokonano gruntownej przebudowy nabrzeży Gwadalkiwiru i samego portu, a w południowej części miasta powstały nowe parki i szerokie bulwary. Szczególnie okazale prezentuje się powstały w 1928 roku park Marii Luizy (Parque de María Luisa) ze zlokalizo-wanym w jego części placem Hiszpańskim oraz narodowymi i tematycznymi pawi-lonami wystawowymi wzdłuż szerokich, zielonych bulwarów. Narodowe pawilony wystawowe mimo upływu blisko stu lat mają się całkiem nieźle i nadal zwracają

Sewilskie parki są pełne kwiatów

Pawilony wystawowe służą od blisko stu lat

38 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

lub obiekty władz miasta. Plac Hiszpański (Plaza de España) jest głównym obiektem architektonicznym przygo-towanym na wystawę iberoamerykańską.

uwagę ciekawymi elementami charakterystycznymi dla lokalnej architektury danego kraju.

W części z nich mieszczą się obecnie muzea

Wszystkie pawilony postawiono przy szerokich bulwarach okraszonych monumentalnymi pomnikami

Plac Hiszpański jest wielki i takie też robi wrażenie.Nawet arkadowe sklepienia ozdobiono azulejos

Poszczególne części łączą lekkie mostki o pięknie zdobionych ażurowych balustradach

39 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

Został zaprojektowany w stylu neo-mudejar z elemen-tami art déco. Sam obiekt jest naprawdę bardzo duży i stanowi właściwie długi ciąg ustawionych w półokręgu i połączonych ze sobą budynków otaczających sporą przestrzeń z centralnie usytuowaną fontanną. Wszystkie elementy architektury tego miejsca łączą przerzucone ponad sztuczną rzeczką mostki bogato zdobione płytkami azulejos. Fontanna tryska obficie wodą, dając przyjemny chłód. Ściany pałacowych budynków i mostki mają charakterystyczną ornamentykę, a wzdłuż dolnej galerii znajdują się wyłożone płytkami ceramicznymi nisze, przedstawiające różne prowincje Hiszpanii.

Z kolei światową wystawę EXPO w 1992 roku uświetniła w Sewilli budowa parków rozrywki na Isla de la Cartuja. Na ziemi odzyskanej podczas przebudowy portu powstał Alamillo Park stanowiący idealne miejsce spotkań rodzinnych. Naturalny las został zmodyfikowany dzięki celowym nasadzeniom tworzącym ekosystemy tropikalne. W parku znajdują się miejsca piknikowe, boiska, place zabaw oraz strefa usługowo-handlowa. Z kolei Armato Park został od podstaw stworzony sztucz-nie. Jego organizacja sprowadza się do centralnego placu z fontanną, głównej alei i wielu odgałęzionych ścieżek. W parku znajduje się tor do jazdy na deskorolce i tory gokartowe. Największym parkowym obiektem w Sewilli jest Miraflowers Park, o co prawda bardzo uporządko-wanej formie architektonicznej, ale za to ze starożytnym stawem jeszcze pochodzenia arabskiego. Oczywiście do wyboru jest jeszcze całe mnóstwo mniejszych parków

(np. Jose Celestino Mutis Park, Park des Princes, Hieronim Park czy Park Infantki Eleny), nie mówiąc o zielonych placykach i skwerkach.

Z wizytą u króla Jako że jesteśmy w Hiszpanii, należy pamiętać,

że to królestwo. A król w różnych miejscach swojego królestwa musi mieć gdzie mieszkać. Stąd wiele w tym kraju ciągle zamieszkałych i używanych pałaców kró-lewskich. Tak też jest z Alkazarem w Sewilli. Chociaż obecnie właścicielem obiektu (El Real Alcázar de Sevilla) jest rada miasta, to przyznała ona prawo królowi i jego rodzinie do części pomieszczeń, gdzie mogą mieszkać w czasie ich bytności w Sewilli. No i całe szczęście, bo biorąc pod uwagę liczbę odwiedzających Sewillę tury-stów, nie ma tu wystarczająco dużo miejsc hotelowych, zwłaszcza w zakresie standardów odpowiadających po-zycji monarszej. Za to sewilski Alkazar swoim gościom z pewnością taki standard zapewnia.

Zapotrzebowanie na ten monumentalny obiekt pojawiło się dość dawno temu, bo decyzję o jego

Z azulejos utworzono mapy miast, prowincji oraz ich wizerunki herbowe

Poza hotelowym standardem królewskim można zamieszkać w nadbudówce na dachu

Alcazar raczej wygląda na swoje lata

40 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

powstaniu podjął w 913 r. Abd Al-Rahman III, pierwszy kalif Andaluzji. Sama budowa, a po-tem kolejne przebudowy doko-nywane przez dynastie mauryjskie, a następnie chrześci-jańskie trwały około 500 lat, więc pojawiały się też przez wieki różne style architektoniczne, jednak pałac pozostał klasycznym przykładem stylu mudejar. Jak wiele innych, tak chętnie dzisiaj podziwianych hiszpańskich zabytków architektonicznych, był pierwotnie budowany przez muzułmańskich kamieniarzy i stolarzy z wykorzystaniem

specyficznych dla nich materiałów, jak kamień, cera-mika, gips, drewno. Kolejni chrześci-jańscy władcy, ko-rzystając z piękna architektury is-lamskiej, dodawali

jedynie do pod-stawowej bryły pałacu zdob-nicze elementy architektonicz-ne zgodnie z obowiązującymi ówcześnie kanonami budownictwa. I tak elementy gotyckie, np. sklepienia, przenikają się z ornamentami islamskimi.

Przez wieki sewilski Alkazar był królewską rezy-dencją kolejnych władców. To tutaj Krzysztof Kolumb został przyjęty na audiencji przez Izabelę Kastylijską i Ferdynanda Aragońskiego po swojej historycznej podróży do Ameryki, a więc to tutaj zapadały pierwsze decyzje dotyczące podziału i zakresu wpływów będących wynikiem pozyskania nowych zamorskich kolonii. Po-nieważ istotną częścią arabskiej architektury są zawsze

Pałac zachował czysty styl mudejar...

... widoczny na ścianach i...

... w zdobieniu sklepień

41 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

piękne pałaco-we dziedzińce i ogrody, to i tu ich nie zabra-kło. Pełne zie-leni dziedziń-ce i patia od-dzielają części

kompleksu pałacowego. A jakie piękne mają nazwy: np. Patio Lalek czy Patio Dziewcząt… Po południowo-

-wschodniej stronie pałacu zlokalizowano Jardines de

los Reales Alcázares. Ogrody były projek-towane i tworzone na przestrzeni wieków wraz z rozbudową Alkazaru, dzięki czemu znajdują się tu sektory różniące się stylem i rodzajem posadzonych roślin. Ponieważ parki i ogrody mają w Sewilli uprzywi-lejowaną pozycję, to zaraz po sąsiedzku znajdują się ogrody Murillo i ogrody Catalina de Ribera.

W czasie wielkiego trzęsienia ziemi w 1755 r. pałac wraz z otoczeniem został częściowo uszkodzony, jednak ani ten kataklizm, ani późniejsze przebudowy nie unicestwiły na szczęście dawnego charakteru obiektu.

Jak pilnować skarbów?12 października 1492 roku pewien żeglarz z Genui,

Krzysztof Kolumb, wylądował wraz z załogą na wyspie San Salwador. Nowo odkryte ziemie wzięte mylnie za Indie zostały ogłoszone terytorium Korony Hiszpań-skiej. Na mocy wydanej 2 lata później bulli papieskiej większość Nowego Świata przypadła Hiszpanii, co stało się zachętą do podjęcia kolejnych wypraw. Z czasem podbito ogromne obszary obu Ameryk, w tym Peru i Meksyk. W 1519 roku w rejs dookoła ziemi wyruszył Ferdynand Magellan. Ta epoka przyniosła tak wiele od-kryć, że chociaż wraz z żądzą władzy zdobywców rosła

I tu nie zabrakło dekoracji azulejos

W pałacowych ogrodach lekka architektura świetnie harmonizuje z zielenią i fontannami...

... dając wytchnienie nawet królewskim pawiom

Dobrze wiedzieć, w którym parku jesteśmy

Nieraz trzeba było połączyć stare z nowym

42 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

żądza złota, łupy spływały w tak dużej ilości, że ogrom-nym problemem stała się ich ochrona przed grabieżą, składowanie i archiwizacja. A było co przechowywać i archiwizować. Wyładowane statki stawały się łupem piratów, ale i to, co docierało do celu, dla wielu stanowiło łakomy kąsek. Potrzebne były dobrze strzeżone archiwa i skarbce. Bogactwo nie było przecież wirtualne. Miało swoją (niemałą) masę i objętość.

O konieczności zarchiwizowania dokumentacji dotyczącej zamorskich posiadłości Hiszpanii zadecydo-wał król Karol III i w 1785 powstało Główne Archiwum Indii. Na siedzibę archiwum wybrano budynki Giełdy Handlowej zbudowanej dwa wieki wcześniej. Archiwum działa do dziś i przechowuje ponad 9 km bieżących dokumentacji. To ponad 43 tys. jednostek archiwalnych liczących ok. 80 milionów stron. Przechowywane akta są wyjątkowym źródłem informacji o historii politycznej, społecznej i ekonomicznej oraz geografii kolonizowanych terytoriów. Niektóre dokumenty (rękopisy Krzysztofa Kolumba, Ferdynanda Magellana, Vasco Núñeza de Balboa, Ferdynanda Cortesa, Francisco Pizarro) mają wręcz bezcenną wartość historyczną i stąd Główne Archiwum Indii jest dziś obiektem wpisanym na listę światowego dziedzictwa ludzkości UNESCO.

Do składowania bogactw, a w szczególności złota złupionego w koloniach wykorzystano kilka z ponad 150 wież systemu obronnego zbudowanego przez Maurów. Jedna z nich, Torre del Oro (Złota Wieża), zachowała się do dziś. Nazwę zawdzięcza przechowywanym skarbom oraz okresowi największej świetności, kiedy cała była pokryta złocistymi płytkami azulejos. Poza rolą skarbca pełniła ważną funkcję obronną, gdyż pomiędzy nią a bliźniaczą, już nieistniejącą wieżą po drugiej stronie Gwadalkiwiru w razie zagrożenia podnoszono w poprzek rzeki gruby łańcuch blokujący wejście do portu wrogich

statków. Obecnie mieści się tu muzeum morskie, które poza innymi zabytkami posiada bogatą kolek-cję starych morskich map.

Jak zostać fundatorem szpitala?W okresie świetności miasta powstało wiele

wspaniałych budowli, z których część ocalała mimo upływu czasu, przy czym wśród ciekawych architekto-nicznie (np. renesansowy budynek ratusza z XVI wieku) na niektóre trzeba zwrócić uwagę chociażby ze względu na ich niecodzienne walory historyczne. Przykładem może być Szpital Miłosierdzia (Hospital de la Caridad)

ufundowany w XVII wieku przez Miguela de Maňara, rozpustnika i mordercę, który stał się pierwowzorem postaci Don Juana Tenorio. Po nawróceniu na drogę cnoty de Maňara założył bractwo opiekujące się żebra-kami i ofiarami zarazy. Początkowo troszczył się głównie o zapewnienie godnego pochówku skazańcom, ale to Szpital Miłosierdzia stał się dziełem jego życia. Sam obiekt powstał na terenie Stoczni Królewskiej, a do dekoracji wnętrz fundator zatrudnił najznamienitszych artystów epoki. Przy szpitalu zbudowany został również barokowy kościół, w którym znajduje się bogata kolekcja malarstwa hiszpańskiego.

Otoczenie dawnego Szpitala Miłosierdzia

O epoce odkryć przypomina każde sewilskie muzeum

43 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

Innym niepospolitym obiektem jest XV-wieczny pałac zwany Domem Piłata (Casa de Pilatos). Budowa rozpoczęta przez pewnego królewskiego namiestnika

ciągnęła się latami i musiał ją do-kończyć jego syn. Zanim to jednak nastąpiło, syn odbył pielgrzymkę do Jerozolimy, a po powrocie wy-liczył, że odległość z budowanego pałacu do nieodległego kościoła Cruz del Campo jest taka sama jak z domu Piłata do Golgoty. Zmienił więc pierwotny projekt architekto-niczny pałacowych wnętrz tak, by przypominały oryginał, a między pałacem a kościołem odwzorował stacje drogi krzyżowej.

Flamenco i corridaSewilla to oczywiście nie

tylko pałacowe kompleksy. Serce miasta biło i nadal bije w sąsiadu-jącej z pałacem królewskim i ogro-dami Alkazaru dawnej dzielnicy żydowskiej Barrio de Santa Cruz, w której poza mieszkańcami nic się chyba przez wieki nie zmieniło. Uliczki są wąskie, kręte, stanowiące prawdziwy labirynt poprzecinany jedynie miniaturowymi placykami, gdzie w epoce przedtelewizyjnej wystawiano komedie. Domy mają bardzo jasne, często wręcz białe ściany, co jest wspania-łym tłem dla kolorowo

ukwieconych we-rand i balkonów. Zewsząd płyną

Dom Piłata to arkady, azulejos...

... również herbowe,

czasem też styl mudejar,

Uliczki w Santa Cruz są jasne i wąskie

piękne patio... ... i ogród

bogato zdobione kaplice,

44 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

dźwięki flamenco lub weselszej odmiany sevillanas. Wszędzie pełno maleńkich tawern i knajpek wypełnio-nych gośćmi o każdej porze dnia, tu i ówdzie wnętrza zdobią byki stanowiące pamiątkę po którejś z rzędu

Uliczki w Santa Cruz

Wszędzie rozmaite style w azulejos od kapliczek, poprzez witryny sklepów, po dekoracje współczesne,a także piękna cygańska metaloplastyka

corridzie… Atmosferę niekończącej się sjesty podkre-ślają obecni w każdej gospodzie i pięknie grający na gitarach liczni tu Cyganie. To w tej dzielnicy zaczynają się

45 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

Pełno tu maleńkich placyków...

Arena do walki byków prezentuje się okazale

Przed wejściem wita nas torreador

Niemałe wrażenie robi dwupoziomowy amfiteatr areny...

... gdzie nawet ławeczki są w azulejos, a w knajpkach witają nas byki

niezwykle barwne obchody Wielkiego Tygodnia. W tym okresie przybywają do miasta setki tysięcy pielgrzymów i turystów, aby wziąć udział w robiących ogromne wra-żenie nie tylko przeżyciach duchowych, ale i niezwykle bogatych procesjach zakapturzonych członków bractw religijnych z gromnicami w dłoniach, idących rytmicznie, zgodnie z żałobnym biciem dzwonów.

Wszyscy mieszkańcy południa Hiszpanii, a An-daluzji w szczególności, kochają corridę i ten element swoistego folkloru wypełnia całym rodzinom kilka razy w miesiącu czas wolny od codziennych zajęć. Sewilla

46 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

ma piękną arenę, z bogatym wystrojem podkreślającym niezwykle uroczyste przygotowanie każdego spektaklu. Do zbudowanego na przełomie XVIII i XIX wieku amfiteatru (La Plaza de Toros de la Real Maestranza de Caballería de Sevilla) udają się całe odświętnie ubrane rodziny. Wewnątrz obiektu, który może pomieścić 12 500 widzów, znajduje się między innymi muzeum corridy, eksponujące w szczególności historyczne afisze i plakaty oraz kolekcję kostiumów, w tym pomalowaną przez Picassa purpurową kapę torreadora.

Dobrze jest mieć coś (prawie) największego na świecie

O ile wszystko w Sewilli ma miarę odpowiednią do pełnionej funkcji, to gotycka katedra (La Catedral de Santa María de la Sede de Se-villa) jest wprost monumentalna. To w końcu trzecia największa w świecie po watykańskiej Bazy-lice św. Piotra i londyńskiej kate-drze św. Pawła. Pierwotnie (jak to w Hiszpanii) stał tu meczet zbudo-wany w XII wieku, ale w 1402 roku rozpoczęto prace i po ponad stu latach dokończono dzieła, jakim

... oraz zbiory muzeum Katedra w Sewilli to prawdziwy architektoniczny kolos...

47 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

... i faktycznie jest gotycka

Ołtarz główny aż kipi od złota. W zakrystii i w skarbcu – pełno skarbów. Grobowiec Krzysztofa Kolumba

Część inskrypcji zachowano w języku arabskim

Chociaż La Giralda bardzo ją wysmukla... ... to głos dzwonów ma odpowiednio donośny

było wybudowanie jednego z najwspanialszych gotyckich kościołów. Katedra ma pięć naw, ciekawy architektonicznie chór, szereg kaplic, w tym oczywiście królewską i wspaniałe sklepienie wznoszące się ponad transeptem na wysokość aż 56 m. Ołtarz główny, określany jako najwięk-szy na świecie, ma wysokość ponad 27 m i szerokość ponad 18 m. Jego pięknie rzeźbiona

powierzchnia jest po-kryta złotem, a zużyto go na ten cel ponad 3 tony! Tak dzięki skarbom pozyskanym z nowych amerykańskich kolonii manifestowano bogac-two i potęgę Hiszpanii. Wnętrze świątyni jest bogato zdobione dziełami

wielkich hiszpańskich twórców, między innymi Goi czy Murilla. Na szczególną uwagę zasługu-je ciekawy architektonicznie grobowiec Krzysztofa Kolum-ba podtrzymywany na ramio-nach przez czterech heroldów. Uczczono w ten sposób zasługi obcokrajowca, którego odkrycia przyniosły Hiszpanii bogactwo. Nie można też pominąć grobow-ców Hernándo Cortésa, zdo-

bywcy Meksyku, i króla Hiszpanii Ferdynanda III. Przy katedralnym monu-mentalnym obiekcie znaj-dują się piękne dziedzińce ozdobione zielenią i fon-tannami.

Obok katedr y wznosi się będąca sym-bolem Sewilli wieża La Giralda. Jest to minaret dawnego XII-wiecznego

48 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

Z góry można podziwiać piękną panoramę miasta z areną...

... z zielonymi dziedzińcami i skwerkami...

... z nowym mostem nad Gwadalkiwir, ciasną zabudową,

meczetu. Jego dol-na część została za-chowana w prawie niezmienionym sta-nie i ma zdobienia charakterystyczne dla sztuki islamskiej. Zwieńczenie wieży stanowiące już dzwon-nicę katedry zostało dobudowane (aż do wysokości 97,5 m) znacznie później, bo w epoce baroku. Ponieważ na szczyt minaretu muezin wjeżdżał konno, nie znajdziemy tu schodów, tylko rodzaj po-chylni, po których bez wysiłku pokonuje się sporą wysokość. Z tarasów widoko-wych La Giraldy można podziwiać nie tylko przepiękną panoramę miasta, ale

49 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

... oraz z oryginalnym sposobem zadaszenia katedry

Kiedy takim nowoczesnym tramwajem oddalamy się od starówki...

i niecodzienne zada-szenie katedry, a wła-ściwie jego brak, bo widoczne są jedynie kopuły sklepienia, bez klasycznego da-chu. Na szczęście deszcze padają tu jedynie sporadycz-nie. Duma miesz-kańców Sewilli z La

50 5_2015 maj

Podróże Hiszpania, czyli kraj skąpany w słońcu

Na internetowych stro-nach Komisji Europejskiej poświęconych zdrowiu znaj-dujemy podsumowanie ana-lizy wpływu pola magnetycz-nego na zdrowie człowieka opracowane przez Scientific Committee on Emerging and Newly Identified Health Risk (SCENIHR). Raport dotyczy oddziaływania telefonów ko-mórkowych, urządzeń wi-fi

oraz pól magnetycznych ni-skiej częstotliwości wytwarza-nych przez różne urządzenia domowe. Poprzednia opinia SCENIHR opublikowana była w 2009 roku, obecna jest wy-nikiem podsumowania ponad 700 artykułów opublikowa-nych po 2008 roku.

Badania dotyczące wpły-wu telefonów komórkowych nie wykazują wzrostu częstości

występowania guzów mózgu ani wzrostu ryzyka nowotwo-rów głowy i szyi. Także nie potwierdziły się obawy o za-grożeniu chorobą Alzheime-ra u użytkowników telefonów komórkowych.

Publikowane były informa-cje o zagrożeniu częstszym wy-stępowaniem białaczki u dzieci mieszkających w pobliżu linii wysokiego napięcia. Badania

na zwierzętach oraz hodowlach komórkowych nie wykazują takiej korelacji, jednak sprawa wymaga dalszych badań.

Cały raport jest dostępny pod adresem http://ec.europa.eu/health/scientific_commit-tees/emerging/docs/followup_cons_emf_en.pdf. (K.K.)

Źródło: http://ec.europa.eu/dgs/health_food-safety/dyna/enews/

enews.cfm?al_id=1581

Wpływ pola magnetycznego na zdrowie człowieka

Nowości

Giraldy spowodowała, że nawet w architektu-rze placu Hiszpańskiego uwzględniono budowę dwóch narożnych wież na niej wzorowanych.

Sewilla jest pięknym miastem i dla turysty składa się głównie ze starej, pięknie odrestaurowanej części. Jeśli jednak chcemy zobaczyć tu trochę współczesności, wystarczy wsiąść do szybkiego, nowoczesnego tram-waju i pojechać nim odrobinę dalej, a znajdziemy się w typowej europejskiej aglomeracji ze współczesną architekturą i współczesnym, wcale nie dostojnie kró-lewskim tempem życia ...

Alicja Barwickaokulistka

... długo towarzyszą nam stare pałace... ... i placyki z fontannami

... aby w końcu ustąpić współczesnej zabudowie

Na łamach „Neurology” ukazał się artykuł dr. Allana Krumholza i wsp. Evi-dence-based guideline: Management of an unprovoked first seizure in adults. Report of the Guideline Development Subcommit-tee of the American Academy of Neurology and American Epilepsy Society.

Wdrożenie leczenia przeciwpa-daczkowego powinno być oparte na

indywidualnej ocenie. W streszczeniu raportu autorzy podkreślają, że pa-cjent powinien być poinformowany o możliwości nawrotu napadu drgawek. Zdarza się to w ciągu dwóch lat u 21-45% pacjentów. Pacjent powinien być także poinformowany o możliwości wystąpienia działań niepożądanych leków przeciwpadaczkowych. Wy-

stępują one u 7-31% leczonych. Cały tekst wytycznych jest dostępny pod adresem http://www.neurology.org/content/84/16/1705.full.pdf+html.

W Stanach Zjednoczonych 150 tysięcy osób rocznie doznaje napadu drgawek padaczkowych. (K.K.)

Źródło: http://www.neurology.org/con-tent/84/16/1705

Nowe amerykańskiej wytyczne leczenia pierwszego napadu drgawek u dorosłych

51 5_2015 maj

Królowie i monarchowie

Żegnaj – powiedział młodzieniec – muszę już iść. Czas wrócić do swoich. Pogadamy jutro.

– Żegnaj – szepnęła nieśmiało. – Do jutra, prawda? Będę czekała.

Wstali w milczeniu. Rozpletli dłonie. Potem on oddalił się szybkim krokiem. Ona długo jeszcze patrzyła za odchodzącym. Jak zwykle nie mogła się zdecydować, co teraz? Westchnęła ciężko. Zebrała fałdy sukni i po-spiesznym krokiem pobiegła w stronę domu.

Księżyc spokojnie wpłynął na pogodne niebo, łagodnym blaskiem oświetlając opustoszałą altanę.

A tymczasem…w blasku księżyca, który jakoś ostrzej tak świecił

na wypolerowanych pałacowych marmurach, boska Śnieżyca, władczyni Lodowej Republiki, niespokojnym krokiem przemierzała komnaty. Nic nie koiło jej nie-pokoju. Miała plan. Miała świetny plan. Stary kumpel, przebiegły Lis, miał jej pomóc, podpisał z nią umowę. W zamian za niewielkie województwo i mały kontener wódki miał odciągnąć wyborców od Pięknego Młodzień-ca. I co??? I wszystko robił źle!!! Nawet nie można było powiedzieć, że grał na własna bramkę!

Wściekła Śnieżyca czuła się oszukana. A przede wszystkim po raz pierwszy od wielu lat doświadczała uczucia utraty kontroli nad wydarzeniami. Ani armia szpiegów, ani drony przyczepiane pod sufitem w sypial-niach oponentów, ani podsłuchy instalowane w barach mlecznych – nic nie dawało pewności.

Śnieżyca tonęła pod stosami dokumentów, ma-sywne dębowe biurko trzeszczało pod ciężarem akt, a ona nadal nie wiedziała, co przyszłość przyniesie ani jakie

Majowa miłosna pieśń@Curcuma Zedoaria

Właśnie zapadł ciepły majowy wieczór. Powoli dogasały rumieńce nieba. Świeżo rozkwitłe kwiaty bzu odurzały zapachem. W ogrodowej altanie para młodych ludzi trzymała się za ręce. Milczeli. On postawny, szeroki w ramionach, prosty w plecach, zda się nawykły do władzy i rozkazywania. Ona delikatna blondynka, już nie dziecko, jeszcze nie kobieta, krucha i bezbronna. Wpatrzeni w siebie siedzieli w milczeniu.

są nastroje poddanych. Bezmiar puzzli nie układał się w żadną logiczna całość. Cóż, pomyślała, dziś już nie uporządkuję świata. Teraz najważniejsze przed snem ukoić nerwy.

Szybkim krokiem pobiegła do stalowej komnaty. W pełgającym świetle pochodni bielały poskręcane ciała młodzieńców. Już nawet nie było słychać jęków. Tak, pomyślała, rzeczywiście ostatnio miałam same złe dni… Krążyła pomiędzy więźniami. Muszę ich wymienić na nowych. Kto jak kto, ale ona wiedziała, że cierpienie wymaga świeżych sił. Dziś jeszcze skorzysta ze starych zasobów. Przygięła w dłoni stópkę rózgi. Tak, pomyślała, rozszarpię, rozsiekam, zaprzepaszczę... a jutro wygnam wszystkich, co do jednego!

Tak myślała Śnieżyca. I cięła rózgą systematycznie, miarowo, jak to ona.

Stary wyjadacz Szczwany Lis siedział za stołem w kuchni. Niepokój drążył

mu serce. W umyśle wzbierały dwie fale, dwie żądze. Nie wiedział, która silniejsza. I którą będzie dane mu zaspokoić. Miał mieć i władzę, i oddaną dziewczynę.. Tymczasem dziewczyna tak jakby coraz dalsza, coraz mniej pokorna… Niby jest blisko, niby się wokół niego kręci, to za rękę przytrzyma, to kitę uściśnie. Stroić się pozwala, klejnoty przyjmuje… W zeszły piątek pozwo-liła mu nawet na hojny gest. Kupił jej pałacyk. Maleńki wprawdzie, ale za to na wodzie i w samym centrum stolicy. Z ogródkiem i z altanką. Świeżo wyremontowany na fortecznej wyspie, a wszystko to za cudze pieniądze. Ogródek śliczny z drzewami i mnóstwem żwirowanych alejek, po których wolnym krokiem przechadzają się

52 5_2015 maj

Królowie i monarchowie

napuszone pawie… A maj szaleje dookoła. Pachnie bzem i wabi. Pawie pióra błyszczą jak czyste klejnoty. Nie, nie powiedział jej, że pawie to zamaskowane roboty, wyposażone w noktowizory i najczulsze aparaty pod-słuchowe. Teraz siedział przy kuchennym stole wśród stosu nagrań z ostatnich dni. I nie miał siły przeglądać ich dalej. Czuł, jak jego lisie serce obraca się w popiół. A myślał, że już nic i nikt nigdy go nie zrani…

Tymczasem Królewna…Tymczasem Królewna wolnym krokiem wracała

z altanki na pałacowe pokoje. Mijała z wolna drzemiące pawie, które na jej widok zrywały się nagle i dreptały jej śladem. Nawet pawie kochają moją urodę, pomyślała. Przywykła już do zachwytów. Przywykła do hołdów. Wiedziała, że należy podziękować za komplement. Więc dziękowała. Szybko jednak nabrała przekonania, że to jej dziękować powinni za zaszczyt obcowania z nią i za możliwość podziwiania jej urody. Wiedziała, że na

rozstajach dróg, gdzie kazano rozstawić jej jasne por-trety, piętrzą się ciała poddanych, którzy w zachwycie i zapatrzeniu wjechali do przydrożnego rowu. Było ich tak wielu, że nikt już zwłok nie wywoził.

Była najpiękniejsza. Taka wdzięczna, jasna, zło-cista, taka słowiańska. Koronowała poddanych swoją obecnością. I Stary Lis też dawał się wodzić za kitę.

Wszystko gładko by się ułożyło, gdyby nie ten mężny Młodzieniec. Taki nieprzekupny. Taki nieugięty. Tak bardzo wiedzący czego chce i do czego dąży. On

przyszedł nie po nią. On przyszedł po władzę. A z nim niezwykła jakaś moc.

Opętałaś się, dziewczyno, opętałaś. Pogubiłaś się, dziewczyno, oj pogubiłaś, myślała.

I sama już nie wiedziała, czy chce nim rządzić, czy raczej utonąć w tych szarych upartych oczach… Tak rozmyślając, bosą stopą biegła przez trawnik, a pawie gdakały gderliwie…

I zapadła ciepła noc. Ukoiła skołatane głowy Śnieżycy, Lisa i Królewny... A wiosenny sen każdemu przyniósł upragnione marzenie: o władzy, majątku i miłości.

Tymczasem na zamku Młodzieńca…wybuchła wściekła awantura. Młodzieniec ważył

się sięgać po wszystko. Już czuł się władcą, już układał w głowie plan – kogo zwolni, kogo powoła, a kogo wy-rzuci. Czuł, jak w duszy dojrzewa mu decyzja. Bierze dziedzictwo po Śnieżycy. Czuł uparte wewnętrzne po-

dobieństwo. Obliczał, na co może sobie pozwolić. Ta jasna dziewczyna też mogła być nagrodą. Tak marzył, tak myślał, snuł i układał, gdy tymczasem jego dobrotliwy mentor Wielki Mag wychodził z siebie i ciskał gromy.

Ja sobie nie życzę, nie życzę, nie życzę…

Nazajutrz kolejny złocisty poranek przywitał świat.

Urocze słoneczko zaglądało do okien Śnieżycy, Młodzieńca, Królewny i Lisa. Przy okazji obdzieliło swym blaskiem cały kraj, drobne pospólstwo, oko-licznych żuli, pijaczków i zmęczone córy Koryntu. Każdemu słało złoty całus i obietnicę dobrego

dnia. Osuszyło wystygłe łzy na różowych policzkach Wielkiego Maga. W tak pięknym kraju, w tak pięknym dniu każdemu musi się ułożyć!

I tylko nad głową Starego Króla gromadziły się chmury. Biedaczysko nie wiedział czemu. Przecież wła-ściwie nic nie chciał, niczego nie pragnął. Przez te długie lata rządów starł się bardzo nic nie robić. Uśmiechał się dobrotliwie, przechadzał powoli, czasem pogłaskał kogoś po głowie, czasem wyciągnął z kieszeni garść cukierków i rozdał wrzeszczącym dzieciakom. Odzywał

https://bialczynski.files.wordpress.com/2011/12/makowski-konst-pochc3b3d-wenery-1890-004.jpg

53 5_2015 maj

Królowie i monarchowieKrólowie i monarchowie

się mało, a każde publiczne wystąpienie uzgadniał ze Śnieżycą. Godzinami ćwiczył przed lustrem dobrotliwy wyraz twarzy. Naklejał wąsy, odklejał wąsy. Chudł lub tył na wezwanie. Grzecznie, pokornie z rytmem serca i tendencją mody oraz zapotrzebowaniem. Dla każdego miał czas, nikogo nie odrzucił. Jego własna dobrotliwość powoli zabijała jego duszę… Westchnął ciężko. Trudno, taka praca – pomyślał. W saloniku obok jego dobra żona tuliła w objęciach szlochającą zdradzoną połowicę Młodzieńca. Tak trudno jest pomagać…

Z rozkazu Śnieżycyzwołano konferencję. W samo południe, w ba-

rze mlecznym zwołała spotkanie stron. Miała sukcesy w osobistym prowadzeniu rokowań. Poradziła sobie wielokroć, tłumiąc bunt kowali, bakałarzy czy cyrulików. Ci, którzy nie przyjęli warunków, cierpieli w tajemnej komnacie. Wiedzieli o tym wszyscy. I wszyscy się bali.

Od rana spec-ekipy zakładały podsłuchy. Szczelny kordon krasnoludów pierścieniem otoczył wybrany bar mleczny.

Zgodnie z planem pancerne wozy przywoziły kolejnych gości. Stary Lis ledwie zaczesał łysinę. Mło-dzieniec ledwie zdążył złapać lisią czapę z kitą. Królewna, ciepła jeszcze od snu, w prostej koszulinie na cieniutkich ramiączkach przecierała zdumione snem oczy… Stary Król wydłubywał z futra resztki zlepionych cukierków, na wszelki wypadek uśmiechając się dobrotliwie…

Niebo nad barem przecinały eskadry samolotów. Złowrogi warkot pancernych skolopendr wstrząsał zaspanym majowym miastem. Powoli i nieubłaganie nadciągał strach i terror, jak zawsze tuż przed Śnie-życą. Niebo pociemniało. Czarne chmury przysłoniły bezmyślne słoneczko. Lodowaty wiatr wpadł do baru i zamroził wczorajsze pierogi bez pieprzu. W tumanie śniegu i sukni z bzu stanęła przed nimi Śnieżyca. – Spo-cznij – warknęła… Pochyliła się i uniosła róg serwety. Na jedwabnej poduszce, zwinięty w kłębuszek, smacznie pochrapywał Wielki Mag…

Jak w transie hipnotycznym wpatrzeni w Królową zamarli z widelcem w pierogach.

– Oto wasz los! – ryknęła Królowa. – Sztandary w dłoń!!! Czoło pochodu formować!!! Wyprowadzić!!!

I wylegli na ciemne ze strachu ulice. I powiedli korowód…

– Niech się święci 1 Maja – piszczał Mag. – Niech się święci! – Wtórowali wszyscy. Dawna radość połączyła serca znękanych companieros. A złote słoneczko widząc tą radość i pochód zjednoczenia, przetarło binokle, rozsunęło chmury i zabłysło majowo, wspaniale…

– Hura, hura – piszczała Królewna. – HURA, HURA – wtórował tłum.

A dumna Śnieżyca na szczycie trybuny spokojnym okiem mierzyła eksplozję oddania.

I szedł pochód w nieznane. Ze sztandarem jed-ności, z symbolem Republiki podążał przed siebie, po drodze wchłaniając tłum… Protestujący rolnicy porzucali radła, górnicy kilofy, księża sutanny, dziewice wieńce, bakałarze lekcyjne dzienniki i w transie jedności spły-wali w szeregi pochodu… Zdumione jelonki porzucały obgryzanie wiosennych gałązek, zabierały swoje łanie, gołąbki i gołębice, zajączki i zajęczyce, wiosenne pary i parki – co żyje, zdumione i zachwycone dołączało do marszu jedności ze Śnieżycą na czele.

I szli, szli naprzód pijani radością, pijani wiosną, silni wspólnotą pod jednym lodowym sztandarem… I nieważne już było – dokąd. Ważne, żeby tak iść…

KoniecPowiadają, że z pochodu pierwsze wyrwały się

majowe koty, po czym szparko, w czeluściach podwó-rek na własną łapę podjęły miłosną pieśń, tym samym zapewniając opowieści ciąg dalszy...

@Curcuma_Zedoariapsychiatra

https://bialczynski.files.wordpress.com/2011/12/panasneko-sm

ok-drak-061.jpg

54 5_2015 maj

Koty malowane

1. Sprawy ogólne

1.1. Autorami materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” są lekarze i członkowie ich rodzin.

1.1. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolon-tariusze. Nie są wypłacane wynagrodzenia członkom redakcji ani honoraria autorom materiałów prasowych.

1.2. Za materiał prasowy uważa się tekst, fotografię, rysunek, film, materiał dźwiękowy i inne efekty twór-czości w rozumieniu ustawy o ochronie praw autorskich.

1.3. Redakcja przyjmuje materiały prasowe zarówno zamówione, jak i niezamówione. Materiały anonimowe nie są przyjmowane.

1.4. Redakcja zastrzega sobie prawo nieprzyjęcia mate-riału prasowego bez podania przyczyny.

1.5. Przesłany do redakcji materiał prasowy musi spełniać podane dalej wymogi edytorskie.

1.6. Tekst przyjęty do publikacji podlega opracowaniu redakcyjnemu, zarówno pod względem merytorycznym, jak i poprawności językowej. Niejasności i wątpliwości mogą być na bieżąco wyjaśniane z autorem. Redakcja czasem zmienia tytuł artykułu, zwłaszcza jeżeli jest za długi, dodaje nadtytuł (zwykle tożsamy z nazwą działu GdL) oraz zazwyczaj dodaje śródtytuły. Końcowa postać artykułu jest przedstawiana autorowi w postaci pliku PDF przesłanego pocztą elektroniczną. Jeżeli na tym etapie autor widzi konieczność wprowadzenia dużych poprawek, po skontaktowaniu się z redakcją otrzyma artykuł w formacie DOC do swobodnej edycji. Niedo-puszczalne jest nanoszenie poprawek na pierwotnej autorskiej wersji tekstu i przysyłanie jej do ponownego opracowania redakcyjnego.

1.7. Publikacja artykułu następuje po zaakceptowaniu przez autora wszystkich dokonanych przez redakcję zmian.

1.8. Materiał prasowy może być opublikowany pod imieniem i nazwiskiem autora lub pod pseudonimem. W razie sygnowania materiału pseudonimem imię i nazwisko autora pozostają do wyłącznej wiadomości redakcji.

1.9. Redakcja zastrzega sobie prawo do opublikowania materiału prasowego w terminie najbardziej dogodnym dla „Gazety dla Lekarzy”.

1.10. Materiał prasowy zamieszczony w „Gazecie dla Lekarzy” można opublikować w innym czasopiśmie lub w internecie, informując o takim zamiarze re-daktor naczelną lub sekretarza redakcji. O miejscu pierwszej publikacji musi zostać poinformowana redakcja kolejnej publikacji. Materiał kierowany do kolejnej publikacji musi zawierać informację o miejscu pierwotnej publikacji. Przy publikacji internetowej (elektronicznej) musi zawierać link do pierwotnie opublikowanego materiału z użyciem nazwy www.gazeta-dla-lekarzy.com.

2. Odpowiedzialność i prawa autorskie

2.1. Autor materiału prasowego opublikowanego w „Ga-zecie dla Lekarzy” ponosi odpowiedzialność za treści w nim zawarte.

2.2. Prawa autorskie i majątkowe należą do autora ma-teriału prasowego. Publikacja w „Gazecie dla Lekarzy” odbywa się na zasadzie bezpłatnej licencji niewyłącznej.

Informacja dla autorów materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy”

55 5_2015 maj

Informacja dla autorów materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy”

3. Status współpracownika

3.1. Po opublikowaniu w „Gazecie dla Lekarzy” trzech artykułów autor zyskuje status współpracownika i może otrzymać legitymację prasową „Gazety dla Lekarzy” ważną przez rok.

3.2. Współpracownik, któremu redakcja wystawiła legitymację prasową, może ponadto otrzymać oficjal-ne zlecenie na piśmie w celu uzyskania akredytacji na konferencji naukowej lub kongresie. Wystawienie zle-cenia jest jednoznaczne z zobowiązaniem się autora do napisania sprawozdania w ciągu 30 dni od zakończenia kongresu lub konferencji, z zamiarem opublikowania go na łamach „Gazety dla Lekarzy”.

4. Wymogi edytorskie dotyczące materiałów prasowych

4.1. Teksty

4.1.1. Redakcja przyjmuje teksty wyłącznie w formie elektronicznej, zapisane w formacie jednego z popular-nych edytorów komputerowych (najlepiej DOC, DOCX).

4.1.2. Jeżeli tekst jest bogato ilustrowany, można w celach informacyjnych osadzić w nim zmniejszone ilustracje.

4.2. Ilustracje

4.2.1. Sprawy techniczne

4.2.1.1. Redakcja przyjmuje ilustracje zarówno w formie elektronicznej, jak i w postaci oryginałów do skanowania (np. odbitek).

4.2.1.2. Ilustracje powinny być jak najlep-szej jakości: ostre, nieporuszone, dobrze naświetlone.

4.2.1.3. Fotografie z aparatu cyfrowego powinny być nadesłane w oryginalnej rozdzielczości, bez zmniejszania.

4.2.1.4. Ilustracje skanowane muszą być wysokiej rozdzielczości (jak do druku na papierze).

4.2.1.5. Ilustracje powinny być nadesłane jako samo-dzielne pliki graficzne.

4.2.2. Prawa autorskie

4.2.2.1. Redakcja preferuje ilustracje (fotografie, grafiki) sporządzone osobiście przez autora artykułu (lepsza ilustracja słabszej jakości, ale własna).

4.2.2.2. Przesłanie ilustracji do redakcji jest jednoznacz-ne z udzieleniem przez autora licencji na jej publikację w „Gazecie dla Lekarzy”.

4.2.2.3. Jeżeli na ilustracji widoczne są osoby, do autora artykułu należy uzyskanie zgody tych osób na opubli-kowanie ich wizerunku w „Gazecie dla Lekarzy”.

4.2.2.4. Jeżeli ilustracje zostały zaczerpnięte z interne-tu, najlepiej aby pochodziły z tzw. wolnych zasobów. W przeciwnym razie autor artykułu jest zobowiązany do uzyskania zgody autora ilustracji na jej opublikowanie w „Gazecie dla Lekarzy”. Do każdej ilustracji należy dołączyć jej adres internetowy.

5. Uwagi

5.1. W kwestiach nieporuszonych powyżej należy się kon-taktować z redaktor naczelną lub sekretarzem redakcji.

5.2. Preferowaną drogą kontaktu jest poczta elektro-niczna.

Rys.

Zen

Fot.

Krys

tyna

Kny

pl

Filtr powolny