Szekspir (Shakespeare) William - Hamlet

147
Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej.

Transcript of Szekspir (Shakespeare) William - Hamlet

Aby rozpocząć lekturę,

kliknij na taki przycisk ,

który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.

Jeśli chcesz połączyć się z Portem WydawniczymLITERATURA.NET.PL

kliknij na logo poniżej.

2

ODRODZENIE

HAMLETWILLIAM SHAKESPEARE

3

Tower Press 2000

Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000

4

K l a u d i u s z – król duńskiH a m l e t – syn poprzedniego, a synowiec teraźniejszego królaP o l o n i u s z – szambelanH o r a c y – przyjaciel HamletaL a e r t e s – syn PoloniuszaK s i ą d zDWORZANIE:W o l t y m a n dK o r n e l i u s zR o z e n k r a n cG i l d e n s t e r nO z r y kOFICEROWIE:M a r c e l l u sB e r n a r d oF r a n c i s k o – żołnierzR a j n o l d – sługa PoloniuszaR o t m i s t r zP o s e łD u c h ojca HamletaF o r t y n b r a s – książę norweskiG e r t r u d a – królowa duńska, matka HamletaO f e l i a – córka PoloniuszaPanowie, damy, oficerowie, żołnierze, aktorowie, grabarze, majtkowie, posłowie i inne oso-by.

Rzecz odbywa się Elzynorze1

1 Elsynor – obecnie Helsingőr, port i miasto w Danii położne w najwęższymmiejscu cieśniny Sund.

5

AKT PIERWSZY

SCENA PIERWSZA

Taras przed zamkiem.F r a n c i s k o na warcie. Bernardo zbliża się ku niemu.

BERNARDOKto tu?

FRANCISKONie, pierwej ty sam mi odpowiedz;Stój, wymień hasło!

BERNARDO„Niech Bóg chroni króla.”

FRANCISKOBernardo?

BERNARDOTen sam.

FRANCISKOBardzo akuratnieStawiacie się na czas, panie Bernardo.

BERNARDOTylko co biła dwunasta. Idź, spocznij,Francisko.

FRANCISKOWdzięcznym wam za zluzowanie,Bom zziąbł i głupio mi na sercu.

BERNARDOMiałżeśSpokojną wartę?

FRANCISKOAni mysz nie przeszła.

BERNARDODobranoc. Jeśli napotkasz MarcellaI Horacego, z którymi tej nocyStraż mam odbywać, powiedz, niech się śpieszą.

6

H o r a c y i M a r c e l l u s wchodzą

FRANCISKOZda mi się, że ich słyszę. – Stój! kto idzie?

MARCELLUS„Lennicy króla.”

HORACY„Przyjaciele kraju.”

FRANCISKOA zatem dobrej nocy.

MARCELLUSBądź zdrów, stary.Kto cię zluzował?

FRANCISKOBernardo. Dobranoc.

Odchodzi.

MARCELLUSHola! Bernardo!

BERNARDOHo! czy to HoracyZ tobą, Marcellu?

HORACYNiby on.

BERNARDOWitajcie.

HORACYI cóż? Czy owa postać i tej nocyDała się widzieć?

BERNARDOJa nic nie widziałem.

MARCELLUSHoracy mówi, że to przywidzenie.I nie chce wierzyć wieści o tym strasznymDwa razy przez nas widzianym zjawisku;Uprosiłem go przeto, aby z namiPrzepędził część tej nocy dla sprawdzeniaŚwiadectwa naszych oczu i zbadaniaTego widziadła, jeżeli znów przyjdzie.

7

HORACYNic z tego, ręczę, że nie przyjdzie.

BERNARDOUsiądźI ścierp, że jeszcze raz zaszturmujemyDo twego ucha, które tak jest mocnoObdarowane przeciw opisowiTego, czegośmy przez dwie noce byliŚwiadkami.

HORACYDobrze, usiądźmy; Bernardo!Opowiedz, jak to było.

BERNARDOPrzeszłej nocy,Gdy owa jasna gwiazda na zachodzieTę samą stronę nieba oświecała,Gdzie teraz błyszczy, i zamkowy zegarBił pierwszą, Marcel i ja ujrzeliśmy...

MARCELLUSPrzestań; spojrzyjcie tam: nadchodzi znowu.

Duch się ukazuje.

BERNARDOZupełnie postać nieboszczyka króla.2

MARCELLUSHoracy, przemów doń, uczony jesteś.

BERNARDOMożeż być większe podobieństwo? powiedz.

HORACYPrawda; słupieję z trwogi i zdumienia.

BERNARDOZdawałoby się, że chce, aby któryZ nas doń przemówił.

MARCELLUSPrzemów doń, Horacy.

HORACYKtoś ty, co nocnej pory nadużywaszI śmiesz przywłaszczać sobie tę wspaniałą

2 tj. ojca Hamleta.

8

Wojenną postać, którą pogrzebionyDuński monarcha za życia przybierał?Zaklinam cię na Boga: odpowiadaj.

MARCELLUSTo mu się nie podoba.

BERNARDOPatrz, odchodzi.

HORACYStój! mów; zaklinam cię: mów.

Duch znika

MARCELLUSJuż go nie ma.

BERNARDOI cóż, Horacy? Pobladłeś, drżysz cały.Powieszże jeszcze, że to urojenie?Co myślisz o tym?

HORACYBóg świadkiem, że nigdyNie byłbym temu wierzył, gdyby nie toTak jawne, dotykalne przeświadczenieWłasnych mych oczu.

MARCELLUSNie jestże to widmoPodobne, powiedz, do zmarłego króla?

HORACYJak ty do siebie. Taką właśnie zbrojęMiał wtedy, kiedy Norweżczyka pobił:Tak samo, pomnę, marszczył czoło wtedy,Kiedy po bitwie zaciętej na lodachRozbił tabory Polaków. Rzecz dziwna!

MARCELLUSTak to dwa razy punkt o tejże samejGodzinie przeszło marsowymi krokiTo widmo mimo naszych posterunków.

HORACYCo by to w gruncie mogło znaczyć, nie wiem;Atoli wedle kalibru i skaliMojego sądu, jest to prognostykiemJakichś szczególnych wstrząśnień w naszym kraju.

9

MARCELLUSSiądźcie i niech mi powie, kto świadomy,Na co te ciągłe i tak ścisłe wartyPoddanych w kraju noc w noc niepokoją?Na co te lanie dział i skupywaniePo obcych targach narzędzi wojennych?Ten ruch w warsztatach okrętowych, kędyTrud robotnika nie zna odróżnieniaMiędzy niedzielą a resztą tygodnia?Co powoduje ten gwałtowny pośpiech,Dający dniowi noc za towarzyszkę?Objaśniż mi to kto?

HORACYJa ci objaśnię.Przynajmniej wieści chodzą w taki sposób:Ostatni duński monarcha, któregoObraz dopiero co nam się ukazał,Był, jak wiadomo, zmuszony do bojuPrzez norweskiego króla, Fortynbrasa,Zazdroszczącego mu jego potęgi.Mężny nasz Hamlet (jako taki bowiemSłynie w tej stronie znajomego świata)Położył trupem tego Fortynbrasa,Który na mocy aktu, pieczęciamiZatwierdzonego i uświęconegoWojennym prawem, był obowiązanyCzęści swych krajów ustąpić zwycięzcy,Tak jak nawzajem nasz król, na zasadzieKlauzuli tegoż samego układu,Byłby był musiał odpowiednią porcjęSwych dzierżaw oddać na wieczne dziedzictwoFortynbrasowi, gdyby ten był przemógł.Owóż syn tego, panie, Fortynbrasa,Awanturniczym pobudzony szałem,Zgromadził teraz zebraną po różnychKątach Norwegii, za strawę i jurgielt,3

Tłuszczę bezdomnych wagabundów w celu,Który bynajmniej nie trąci tchórzostwem,A który, jak to nasz rząd odgaduje,Nie na czym innym się zasadza, jenoNa odebraniu nam siłą orężaW drodze przemocy wyż rzeczonych krain,Które utracił był jego poprzednik;I to, jak mi się zdaje, jest przyczynąOwych uzbrojeń, powodem czat naszychI źródłem tego wrzenia w całym kraju.

3 Jurgielt – żołd.

10

BERNARDOI ja tak samo sądzę; tym ci bardziej,Że to zjawisko w wojennym przyborzeOdwiedza nasze czaty i przybieraNa siebie postać nieboszczyka króla,Który tych wojen był i jest sprężyną.

HORACYZnak to dla oczu ducha płodny w groźbę.Gdy Rzym na szczycie stał swojej potęgi,Krótko przed śmiercią wielkiego Juliusza,4

Otworzyły się groby i umarliBłądzili jęcząc po ulicach Rzymu;Widziane były różne dziwowiska:Jako to gwiazdy z ogonem, deszcz krwawy,Plamy na słońcu i owa wilgotnaGwiazda5 rządząca państwami Neptuna,Zmierzchła, jak gdyby na sąd ostateczny.I otóż takie same poprzednikiSmutnych wypadków, które jako gońceBiegną przed losem albo są prologiemWróżb przyjść mających, nieba i podziemiaZsyłają teraz i naszemu państwu.

Duch powraca.Patrzcie! znów idzie. Zastąpię mu drogę,Choćbym miał zdrowiem przypłacić. Stój, maro!Możeszli wydać głos albo przynajmniejDźwięk jakikolwiek przystępny dla ucha:To mów!Jestli czyn jaki do spełnienia, zdolnyDopomóc tobie, a mnie przynieść zaszczyt:To mów!Maszli świadomość losów tego kraju,Które, wprzód znając, można by odwrócić:To, mów!Alboli może za życia pogrzebałeśW nieprawy sposób zgromadzone skarby,Za co wy, duchy, bywacie, jak mówią,Skazane nieraz tułać się po śmierci.

Kur pieje.Mów! Stój! Mów! – zabież mu drogę, Marcellu.

MARCELLUSMamże nań natrzeć halabardą?

4 Juliusza – Juliusza Cezara (100 – 40 p.n.e.).5 Gwiazda – Księżyc, kierujący przypływem i odpływem morza.

11

HORACYNatrzyj.Jeśli nie stanie.

BERNARDOTu jest!

HORACYTu jest!

Duch znika.

MARCELLUSZniknąłKrzywdzim tę postać tak majestatyczną,Chcąc ją przemocą zatrzymać; powietrzeTylko chwytamy i czcza nasza groźbaZłośliwym tylko jest urągowiskiem.

BERNARDOChciał coś podobno mówić, gdy kur zapiał.

HORACYWtem nagle wzdrygnął się jak winowajcaNa głos strasznego apelu. Słyszałem,Że kur, ten trębacz zwiastujący ranek,Swoim donośnym, przeraźliwym głosemPrzebudza bóstwo dnia, i na to hasłoWszelki duch, czy to błądzący na ziemi,Czy w wodzie, w ogniu czy w powietrzu, spiesznieWraca, skąd wyszedł; a że to jest prawdą,Dowodem właśnie to, cośmy widzieli.

MARCELLUSZadrżał i rozwiał się, skoro kur zapiał,Mówią, że ranny ten ptak, w owej porze,Kiedy święcimy narodzenie Pana,Po całych nocach zwykł śpiewać i wtedyŻaden duch nie śmie wyjść z swego siedliska:Noce są zdrowe, gwiazdy nieszkodliwe,Złe śpi, ustają czarodziejskie wpływy,Tak święty jest ten czas i dobroczynny.

HORACYSłyszałem i ja o tym i po częściSam daję temu wiarę. Ale patrzcie,Już dzień w różanym płaszczu strząsa rosęNa owym wzgórku wschodnim. Zejdźmy z warty.Moja zaś rada, abyśmy niezwłocznieO tym, czegośmy tu świadkami byli,Uwiadomili młodego Hamleta;

12

Bo prawie pewien jestem, że to widmo,Milczące dla nas, przemówi do niego.Czy się zgadzacie na to, co nam zrobićZarówno serce, jak powinność każe?

MARCELLUSJak najzupełniej, i wiem nawet, gdzie goNa osobności zdybiemy dziś z rana.

Wychodzą.

SCENA DRUGA

Sala audiencjonalna w zamku.K r ó l, K r ó l o w a, H a m l e t, P o l o n i u s z,L a e r t e s, W o l t y m a n d, K o r n e l i u s z,

panowie i orszak.

KRÓLJakkolwiek świeżo tkwi w naszej pamięciZgon kochanego, drogiego naszegoBrata Hamleta, jakkolwiek by przetoSercu naszemu godziło się w ciężkimŻalu pogrążać, a całemu państwuZawrzeć się w jeden fałd kiru, o tyleJednak rozwaga czyni gwałt naturze,Że pomnąc o nim nie zapominamyO sobie samych. Dlatego – z zatrutą,Że tak powiemy, od smutku radością,Z pogodą w jednym, a łzą w drugim oku,Z bukietem w ręku, a jękiem na ustach,Na równi ważąc wesele i boleść –Połączyliśmy się małżeńskim węzłemZ tą niegdyś siostrą naszą, a następnieDziedziczką tego wojennego państwa.Co wszakże czyniąc, nie postąpiliśmyWbrew światlejszemu waszemu uznaniu,Które swobodnie objawione dałoTemu krokowi sankcje. Dzięki za to. –A teraz wiedzcie, że młody Fortynbras,Czyli to naszą leceważąc wartość,Czyli to sądząc, że z śmiercią drogiegoBrata naszego w królestwie tym znajdzieNieład i bezrząd, i na tym jedynieBudując płonną nadzieję korzyści,Nie zaniedbując naglić nas przez posłówO zwrot tych krain, które prawomocnie,Za sprawą świętej pamięci Hamleta,Brata naszego, z rąk jego rodzica

13

Przeszły na własność Danii. Tyle o nim.Terazże o nas i o celu, w jakimTu się zeszliśmy. Wzywamy tym pismemStryja młodego Fortynbrasa, dzisiajKróla Norwegii, który, z sił opadły,Obłożnie chory, może i nie słyszałO tych zabiegach swojego synowca,Aby powstrzymał go od dalszych krokówW tej sprawie, aby mu wzbronił zbieraniaWojsk i zaciągów złożonych wszak z jegoWiernych poddanych. Wam zaś, KorneliuszuI Woltymandzie, poruczamy zanieśćTo pismo, łącznie z pozdrowieniem naszym,Władcy Norwegii, nie upoważniającWas do wchodzenia z nim w nic więcej nad to,Co treść powyższych słów naszych zakreśla.Bywajcie nam więc zdrowi i niech pośpiechChwali gorliwość waszą.

KORNELIUSZ I WOLTYMANDJak we wszystkim,Tak i w tym starać się będziem jej dowieść.

KRÓLNie wątpię o tym. Bywajcież nam zdrowi.

K o r n e l i u s z i W o l t y m a n d wychodzą.Miałeś nas o coś prosić, Laertesie;Jakiż jest przedmiot tej prośby? Mów śmiało.Nie traci próżno słów, kto się udajeZ słusznym żądaniem do monarchy Danii.Czegóż byś pragnął, czego bym nie gotówSpełnić wprzód jeszcze, niżeliś zapragnął?Głowa nie bliżej jest pokrewna sercu,Ręka nie skorsza ku przysłudze ustomJak tron nasz ojcu twemu, Laertesie,Czegóż więc żądasz?

LAERTESPozwolenia waszejKrólewskiej mości na powrót do Francji,Skąd chętnie wprawdzie tu przybyłem, abyZłożyć powinny hołd przy koronacjiWaszej królewskiej mości, ale teraz,Gdym już dopełnił tego obowiązku,Życzenia moje i myśli, wyznaję,Ciągną mię znowu do Francji; ku czemuO przychylenie się i przebaczenieKornie śmiem waszą królewską mość błagać.

14

KRÓLCóż na to ojciec waszmości? PrzystajeżNa to Poloniusz?

POLONIUSZUsilnymi prośbyPoty kołatał do mojego serca,Ażem do życzeń jego mimochętniePrzyłożył pieczęć zezwolenia. Racz muWasza królewska mość nie bronić jechać.

KRÓLJedź więc, rozrządzaj według woli czasemI łaską naszą. Do ciebie się terazZwracam, kochany synowcze Hamlecie,Synu mój.

HAMLETna stronie

Trochę więcej niż synowcze,A mniej niż synu.

KRÓLJakiż tego powód,Że czarne chmury wciąż cię otaczają?

HAMLETI owszem, panie, jestem wystawionyBardzo na słońce.

KRÓLOWAKochany Hamlecie,Zrzuć tę ponurą barwę i przyjaźnieWypogodzonym okiem spójrz na Danię;Przestań powieki ustawicznie spuszczaćW ziemię, o drogim ojcu rozmyślając.Co żyje, musi umrzeć; dziś tu gości,A jutro w progi przechodzi wieczności;To pospolita rzecz.

HAMLETW istocie, pani,Zbyt pospolita.

KRÓLOWAGdy wszystkim jest wspólna,Czemuż się tobie zdaje tak szczególna?

HAMLETZdaje się, pani! bynajmniej, jest raczej;

15

U mnie nic żadne „zdaje się” nie znaczy,Niczym sam przez się ten oczom widzialnyCzarnej żałoby strój konwencjonalny;Wietrzne z trudnością wydawane tchnienie,Obficie z oczu ciekące strumienie,Żałość na widok stawiana obliczem,Miną, gestami – to wszystko jest niczem.To tylko zdaje się, bo potajemnieMożna być obcym temu; ale we mnieJest coś, co w ramę oznak się nie mieści,W tę larwę żalu, liberię boleści.

KRÓLGodzien pochwały, Hamlecie, ten smutek,Którym oddajesz cześć pamięci ojca;Lecz wiedz, że ojciec twój miał także ojcaI że go także utracił tak samoJak tamten swego. Dobry syn powinienJakiś czas boleć po śmierci rodzica;Lecz uporczywie trwać w utyskiwaniachJest to bezbożny okazywać upór,Sprzeciwiający się wyrokom niebios;Jest to niemęskie okazywać serce,Niesforny umysł i płochą rozwagę.Bo skoro wiemy, że coś jest zwyczajnym,Jak każda inna rzecz najpowszedniejsza,Na cóż, stawiając opór konieczności,Brać to do serca? Wstydź się, jest to grzechemPrzeciw naturze, przeciw niebu, przeciwZmarłemu nawet; jest to na ostatekWbrew rozumowi, który od skonaniaPierwszego z ludzi aż do śmierci tego,Którego świeżą opłakujem stratę,Ciągle i ciągle woła: Tak być musi!Rzuć więc, prosimy cię, te płonne żaleI pomnij, że masz w nas drugiego ojca,Niechaj się dowie świat, żeś ty najbliższymNaszego tronu i naszego serca;Co się zaś tyczy twojego zamiaruWrócenia nazad do szkół wittenberskich,6

Jest on życzeniom naszym wręcz przeciwny;Przeto wzywamy cię, abyś się zgodziłNa pozostanie tu pod czułą piecząNaszego oka, jako nasz najmilszyDworzanin, krewny i syn.

KRÓLOWAO, Hamlecie,

6 Uniwersytet w Wittenberdze (Saksonia).

16

Nie daj się matce prosić nadaremnie;Pozostań z nami, porzuć myśl jechaniaDo Wittenbergi.

HAMLETZe wszystkich sił moichBędęć posłusznym, pani.

KRÓLTo mi piękna,Co się nazywa, synowska odpowiedź!Pójdź, ukochana żono, ta uprzejma,Nieprzymuszona powolność HamletaRozpromieniła mi serce; dlategoKażdy wzniesiony dziś na zamku toastMoździerze7 wzbiją w obłoki i niebo,Wtórząc radosnym królewskim wiwatom,Odpowie ziemi równym grzmotem. Idźmy.

Król, Królowa i wszyscy prócz Hamleta wychodzą.

HAMLETBogdaj to trwałe, zbyt wytrwałe ciałoStopniało, w lotną parę się rozwiało!Lub bodaj Ten, tam w niebie, nie był karąZagroził samobójcy! Boże! Boże!Jak nudnym, nędznym, lichym i jałowymZda mi się cały obrót tego świata!To nie pielony ogród, samym tylkoBujnie krzewiącym się chwastem porosły.O wstydzie! że też mogło przyjść do tego!Parę miesięcy dopiero, jak umarł!Nie, nie, i tego nie ma – taki dobry,Taki anielski król, naprzeciw tegoIstny Hyperion8 naprzeciw satyra;A tak do matki mojej przywiązany,Że nie mógł ścierpieć nawet, aby ladaPrzyostry powiew dotknął się jej twarzy.Ona zaś – trzebaż, abym to pamiętał! –Wieszała mu się u szyi tak chciwie,Jakby w niej rosła żądza pieszczot w miaręZaspokajania jej. I w miesiąc potem...O, precz z tą myślą!...Słabości, nazwiskoTwoje: kobieta. – W jeden marny miesiąc,Nim jeszcze zdarła te trzewiki, w którychSzła za biednego mego ojca ciałem,Zalana łzami jako Niobe9 – patrzcie! – 7 Moździerze – działa.8 Hyperion – w mitologii greckiej bóg uważany za wcielenie piękności.9 Niobe – w mitologii greckiej żona króla Teb, matka dzieci zabitych przez Apollina, bogini Artemida zmieniłają w płaczący kamień.

17

Boże mój! zwierzę, bezrozumne zwierzęDłużej by czuło żal – zostaje żonąMojego stryja, brata mego ojca,Lecz który tak jest do brata podobnyJak ja do Herkulesa.10 W jeden miesiąc,Nim jeszcze słony osad łez nieszczerychZ zaczerwienionych powiek jej ustąpił,Została żoną innego! Tak prędko,Tak lekko, skoczyć w kazirodne łoże!Nie jest to dobrym ani wyjść nie możeNa dobre. Ale pękaj, serce moje,Bo usta milczeć muszą.

H o r a c y, B e r n a r d o i M a r c e l l u s wchodzą.

HORACYPrzyjm pozdrowienie nasze, drogi książę.

HAMLETMiło mi widzieć panów w dobrym zdrowiu.Wszak to Horacy! albo zapomniałem,Jak się sam zowie.

HORACYTen sam i jak zawszeKrólewiczowskiej mości biedny sługa.

HAMLETDobry przyjaciel raczej; weź to miano,A mnie daj tamto. Cóż cię z WittenbergiSprowadza? – Wszak to Marcellus?

MARCELLUSTak, panie.

HAMLETBardzom rad widzieć pana. Dobry wieczór.Ale na serio, powiedz mi, Horacy,Co cię przywiodło z Wittenbergi?

HORACYSkłonnośćDo próżniackiego życia, mości książę.

HAMLETTego by nie śmiał mi powiedzieć nawetTwój nieprzyjaciel i sam też źle czynisz,Chcąc ucho moje przymusić do wiaryW własne zeznanie twoje przeciw tobie.

10 Herkules – jeden z herosów obdarzony nadludzką siłą.

18

Wiem, żeś nie próżniak; jakiż więc być możeCel przebywania twego w Elzynorze?Nauczysz się tu pić tęgo.

HORACYPrzybyłemNa pogrzeb ojca twego, mości książę.

HAMLETNie żartuj ze mnie, szkolny towarzyszu;Przybyłeś raczej na ślub matki mojej.

HORACYW istocie, prędko nastąpił po tamtym.

HAMLETOszczędność, bracie, oszczędność! PrzygrzaneResztki przysmaków z pogrzebowej stypyDały traktament11 na ucztę weselną.O mój Horacy, wolałbym był ujrzećNajzawziętszego mego wroga w niebieNiż dożyć tego dnia. Mój biedny ojciec!...Zda mi się, że go widzę.

HORACYGdzie?!

HAMLETPrzed duszyMojej oczyma.

HORACYWidziałem go niegdyś;Był to król, jakich mało.

HAMLETCzłowiek, powiedz;Chociażby wszystko w tym fałszywym świecieByło tym, czym się na pozór wydaje,Jeszcze by drugi taki się nie znalazł.

HORACYZda mi się, że go widziałem tej nocy.

HAMLETWidziałeś? kogo?

11 Traktament – poczęstunek.

19

HORACYKróla, ojca waszejKsiążęcej mości.

HAMLETKróla? mego ojca?!

HORACYZawieś na chwilę zdumienie, o panie,I bacznym uchem racz wysłuchać tegoNadzwyczajnego doniesienia, które,Zgodnie z świadectwem tych dwóch zacnych ludzi,Mam ci uczynić.

HAMLETMów, na miłość boską!

HORACYPrzez dwie już noce po sobie idące,Wśród głuchej ciszy północnej, ciż samiOficerowie, Marcel i Bernardo,Straż odbywając przy zamku, miewająNastępujące widzenie:Postać podobna do świętej pamięciOjca twojego, panie, uzbrojonaJak najkompletniej od stóp aż do główStaje przed nimi, uroczystym krokiemPrzechodzi mimo, z wolna i poważnie;Trzykroć przeciąga przed ich zdumiałymiI struchlałymi oczyma tak blisko,Że ich nieledwie buławą dotyka;Oni zaś stoją jak wryci i, jakbyZgalareceni przerażeniem, nie śmiąPrzemówić do niej ani słowa. MającWieść o tym sobie przez nich udzielonąJak najtajemniej, udałem się z nimiNastępnej nocy samotrzeć na wartę;I rzeczywiście o tym samym czasie,W taki sam sposób, co do joty zgodnieZ przywiedzionymi szczegółami, przyszłoWidziadło. Znałem ojca twego, panie:Te ręce mniej są do siebie podobne.

HAMLETGdzie się to działo?

HORACYNa tarasie, panie.

20

HAMLETNie przemówiłżeś do tego zjawiska?

HORACYI owszem, ale żadnej odpowiedziNie otrzymałem. Raz tylko podniosłoGłowę i zdało się chcieć coś powiedzieć;Ale w tej chwili zapiał kur poranny,Na głos którego zerwało się nagleI znikło nam sprzed oczu.

HAMLETOsobliwe!

HORACYJak żyw tu stoję, mości książę, jest toRzetelna prawda i mieliśmy sobieZa obowiązek donieść o tym waszejKsiążęcej mości.

HAMLETZaprawdę, to widmoNiespokojności mię nabawia. MacieżTej nocy wartę?

WSZYSCY TRZEJMamy, mości książę.

HAMLETByło więc uzbrojone?

WSZYSCY TRZEJTak jest, panie.

HAMLETOd stóp do głowy?

WSZYSCY TRZEJOd czaszki do kostek.

HAMLETNie widzieliście więc jego oblicza?

HORACYI owszem: miało przyłbicę wzniesioną.

HAMLETGroźnież na twarzy wyglądało?

21

HORACYSmutnoBardziej niż gniewnie.

HAMLETBlado czy rumiano?

HORACYO, bardzo blado.

HAMLETI wzrok w was wlepiało?

HORACYNieporuszenie.

HAMLETSzkoda, żem tam nie był.

HORACYByłbyś był, panie, osłupiał.

HAMLETByć może,Być może. Długoż bawiło?

HORACYTak długo,Jak długo by ktoś przy średnim pośpiechuSto musiał liczyć.

MARCELLUS I BERNARDOO, dłużej.

HORACYNie wtedy,Kiedy ja byłem.

HAMLETSiwąż miało brodę?

HORACYZupełnie taką, jaką u zmarłegoKróla widziałem: czarną, posrebrzoną.

HAMLETBędę dziś z wami na warcie: być może,Iż przyjdzie znowu.

22

HORACYPrzyjdzie niezawodnie.

HAMLETSkoro przybiera postać mego ojca,Muszę z nim mówić, choćby całe piekło,Rozwarłszy paszczę, milczeć mi kazało.Co do was, moi panowie, jeśliścieTę okoliczność dotąd zataili,Trzymajcież ją i nadal pod zamknięciem,I co bądź zdarzy się tej nocy, bierzcieWszystko na rozum, ale nie na język;Nagrodzę wam tę dobroć. Bądźcie zdrowi.Pomiędzy jedenastą a dwunastąZejdziem się na tarasie.

WSZYSCY TRZEJSłudzy waszejKsiążęcej mości.

HAMLETBądźcie przyjaciółmi,Tak jak ja jestem waszym. Do widzenia.

H o r a c y, M a r c e l l u s, B e r n a r d o wychodzą.Duch mego ojca! uzbrojony! Coś tuZłego się święci, coś tu krzywo idzie,Oby już była noc! tymczasem jednakMilcz, serce moje! Zbrodnie i spod ziemiWychodzą, aby stać się widomemi.

Wychodzi.

SCENA TRZECIA

Pokój w domu P o l o n i u s z a.L a e r t e s i O f e l i a.

LAERTESJuż rzeczy moje zniesione na pokład;Bądź zdrowa, siostro; a gdy wiatr przyjaźnieZadmie od brzegu i który z okrętówZdejmie kotwicę, nie zasypiaj wtedy,Lecz donoś mi o sobie.

OFELIAWątpisz o tym?

LAERTESCo się zaś tyczy Hamleta i pustych

23

Jego zalotów, uważaj je jakoMamiący pozór, kaprys krwi gorącej;Jako fiołek młodocianej wiosny,Wczesny, lecz wątły, luby, lecz nietrwały,Woń, kilka tylko chwil upajającą,Nic więcej.

OFELIAWięcej nic?

LAERTESNie myśl inaczej.Natura ludzka, kiedy się rozwija,Nie tylko rośnie co do form zewnętrznych;Jak w budującej się świątyni – służbaDuszy i ducha zwiększa się w niej także.Być może, iż on ciebie teraz kocha,Że czystość jego chęci jest bez plamy;Ale zważywszy jego stopień, pomnij,Że jego wola nie jest jego własną.On sam jest rodu swego niewolnikiem;Nie może, jako podrzędni, wybieraćDla siebie tylko, od jego wyboruZależy bowiem bezpieczeństwo, dobroCałego państwa, przeto też i jegoWybór koniecznie musi być zależnyOd życzeń i od przyzwolenia tegoWielkiego ciała, którego jest głową.Jeżeli zatem mówi, że cię kocha,Rozwadze twojej przystoi mu wierzyćO tyle tylko, o ile on zgodnieZe stanowiskiem przez się zajmowanymBędzie mógł słowa swojego dotrzymać,To jest, o ile powszechny głos DaniiPrzystanie na to. Uważ, jaka hańbaGrozi twej sławie, jeśli łatwowierniePoszeptom jego podasz ucho, serceSobie uwięzisz i skarb niewinnościOtworzysz jego zapędom bez wodzy.Strzeż się, Ofelio, strzeż się, luba siostro;I stój w odwadze twej skłonności, z dalaOd niebezpieczeństw i napaści pokus.Wstydliwe dziewczę za wiele już waży,Gdy przed księżycem wdzięki swe odsłania;Na samą cnotę pada rdza obmowy;Robak zbyt często toczy dzieci wiosny,Nim jeszcze pączki zdążyły otworzyć;I kiedy rosa wilży młodość hożą,

24

Wpływy złośliwych miazm12 najbardziej grożą.Strzeż się więc; tarczą najlepszą w tej próbieNiedowierzanie, nawet samej sobie.

OFELIATreść tej nauki postawię na strażyMojego serca. Nie idź jednak, bracie,Za śladem owych fałszywych doradców,Którzy nam stromą i ciernistą ścieżkęCnoty wskazują, a sami tymczasemKroczą kwiecistym szlakiem błędów, własnychRad niepamiętni.

LAERTESBądź o mnie spokojnaI bądź mi zdrowa. Lecz oto nasz ojciec.

P o l o n i u s z wchodzi.Podwójne błogosławieństwo, podwójneSzczęście przynosi: szczęśliwe spotkanie,Które mi zdarza sposobność ku temu.

POLONIUSZLaertes jeszcze tu? Dalej na okręt!Wiatr wzdyma żagle, czekają na ciebie,Raz jeszcze daję ci błogosławieństwoNa drogę.

kładzie rękę na głowę synowiWeź je i wraź sobie w pamięćTych kilka przestróg: Nie bądź skorym myśliWprowadzać w słowa, a zamiarów w czyny.Bądź popularnym, ale nigdy gminnym.Przyjaciół, których doświadczysz, a którychWybór okaże się być ciebie godnym,Przykuj do siebie żelaznymi klamry;Ale nie plugaw sobie rąk uściskiemDłoni pierwszego lepszego socjusza.13

Strzeż się zatargów, jeśli zaś w nie zajdziesz,Tak się w nich znajduj, aby twój przeciwnikNadal się ciebie strzec musiał. Miej zawżdyUcho otworem, ale rzadko kiedyOtwieraj usta. Chwytaj zdania drugich,Ale sąd własny zatrzymuj przy sobie.Noś się kosztownie, o ile ci na toMieszek pozwoli, ale bez przesady;Wytwornie, ale niewybrednie; częstoBowiem ubranie zdradza grunt człowiekaI pod tym względem Francuzi szczególniej

12 Miazmaty – trujące wyziewy.13 Socjusz (łac) – towarzysz.

25

Są pełni taktu. Nie pożyczaj drugimAni od drugich; bo pożyczkę danąTracim najczęściej razem z przyjacielem,A braną psujem rząd potrzebny w domu.Słowem, rzetelnym bądź sam względem siebie,A jako po dniu noc z porządku idzie,Tak za tym pójdzie, że i względem drugichBędziesz rzetelnym. Bądź zdrów, niech cię mojeBłogosławieństwo utwierdzi w tej mierze.

LAERTESZ pokorą żegnam cię, ojcze i panie.

POLONIUSZIdź już; czas nagli, wszystko w pogotowiu.

LAERTESBądź zdrowa, siostro, i pamiętaj na to,Com ci powiedział.

OFELIAZamknęłam to w sercu,A ty masz klucz od niego.

LAERTESBądź mi zdrowa.

Wychodzi.

POLONIUSZCóż to on tobie powiedział, Ofelio?

OFELIACoś, co tyczyło się księcia Hamleta.

POLONIUSZW porę mi o tym wspominasz. Słyszałem,Że on cię często nawiedzał w tych czasachI że znajdował z twojej strony przystępŁatwy i chętny. Jeżeli tak było(A udzielono mi o tym wiadomośćJako przestrogę), muszę ci powiedzieć,Że się nie cenisz tak, jakby przystałoDbałej o sławę córce Poloniusza.Jakież wy macie stosunki? Mów prawdę.

OFELIAOświadczył mi się, ojcze, z swą skłonnością.

POLONIUSZZ skłonnością? Hm, hm! Mówisz jak dzierlatka

26

Niedoświadczona w rzeczach niebezpiecznych.Wierzyszli tym tak zwanym oświadczeniom?

OFELIANie wiem, co myśleć mam, mój ojcze.

POLONIUSZNie wiesz?To ja ci powiem: Masz myśleć, żeś dziecko,Gdy oświadczenia te bez poświadczeniaRozsądku bierzesz za dobrą monetę.Nie radzę ci się z nim świadczyć, inaczej(Że tej igraszki słów jeszcze użyję)Doświadczysz następstw niedobrych.

OFELIAWynurzałMi swoją miłość bardzo obyczajnie.

POLONIUSZTak, tak, bo czynić to jest obyczajem.

OFELIAI słowa swoje stwierdził najświętszymi,Jak być mogą, przysięgami.

POLONIUSZPlewyNa młode wróble! Wiem ja, gdy krew kipi,Jak wtedy dusza hojną jest w kładzeniuPrzysiąg na usta. Nie bierz tych wybuchówZa ogień, więcej z nich światła niż ciepła,A i to światło gaśnie w oka mgnieniu.Bądź odtąd trochę skąpsza w przystępnościI więcej sobie waż rozmowę swojąNiż wyzywanie drugich do rozmowy.Co się zaś księcia Hamleta dotyczy,Bacz na to, że on jeszcze młodzieniaszekI że mu więcej jest wolno, niż tobieMoże być wolno kiedykolwiek. Słowem,Nie ufaj jego przysięgom, bo oneSą jak kuglarze, czym innym, niż szatyIch pokazują: orędownicamiBezbożnych chuci, biorącymi pozórŚwiętości, aby tym łacniej usidlićNaiwne serca. Krótko mówiąc, nie chcę,Abyś od dziś dnia czas swój marnowałaNa zadawanie się z księciem Hamletem.Pamiętaj, nie chcę tego. Możesz odejść.

27

OFELIABędęć posłuszną, panie.

Wychodzą.

SCENA CZWARTA

Taras zamkowy.Wchodzą H a m l e t, H o r a c y i M a r c e l l u s.

HAMLETOstry wiatr wieje; przejmujące zimno.

HORACYW istocie: bardzo szczypiące powietrze.

HAMLETKtóra godzina?

HORACYDwunasta dochodzi.

MARCELLUSDwunasta biła już.

HORACYJuż? Nie słyszałem.Zbliża się zatem czas, o którym widmoZwykło się jawić.

Odgłos trąb i wystrzałów za sceną.Co to znaczy, panie?

HAMLETTo znaczy, że król czuwa z czarą w ręku,Zgraje opilców dworskich przepijając;Każdy zaś taki sygnał trąb i kotłówJest triumfalnym hasłem nowej miaryPrzezeń spełnionej.

HORACYCzy to taki zwyczaj?

HAMLETZwyczaj zaiste; moim jednak zdaniem,Lubom tu zrodzon i z tym oswojony,Chlubniej byłoby taki zwyczaj łamaćNiż zachowywać. Te biby na zabójW pośmiech i wzgardę tylko nas podająU innych ludów: beczkami nas mieniąI trzodzie chlewnej właściwy przydomek

28

Hańbi nazwisko nasze. W rzeczy samej,Choćbyśmy zresztą byli bez zarzutu,To jedno już by starło z naszych czynówZaszczytną cechę ich wnętrznej wartości.I pojedynczym ludziom się to zdarza:Niejeden skutkiem naturalnych przywar –Czyli to rodu (czemu nic nie winienBo któż obiera sobie pochodzenie),Czy to jakiegoś krwi usposobienia,Które częstokroć rwie tamy rozumu,Czy to nałogu przeciwnego formomPrzyzwoitości – niejeden, powiadam,Upośledzony w taki sposób jakąSzczególną wadą, bądź to organicznie,Bądź przypadkowo – choćby jego cnotyByły skądinąd jako kryształ czysteI mnogie, jako być mogą w człowieku –Tą jedną skazą zarażony będzieW opinii ludzi. Jedna drachma14 złegoNiweczy wszelkie szlachetne pierwiastki.

D u c h wchodzi.

HORACYWidzisz go, panie.

HAMLETAniołowie PanaZastępów, miejcie mię w swojej opiece!Błogosławionyś ty czy potępiony,Tchnieszli tchem niebios czy wyziewem piekieł.Maszli zamiary zgubne czy przyjazne,Przychodzisz w takiej postaci, że muszęWydobyć z ciebie głos. Hamlecie, królu,Ojcze mój, władco Danii, odpowiadaj!Nie pozostawiaj mię w nieświadomości;Powiedz, dlaczego święte kości twoje,Na wieki w trumnie złożone, przebiłyŚmiertelny całun; dlaczego grobowiec,W którym widzielim cię zstępującego,Podniósł swe ciężkie marmurowe wieko,Żeby cię zwrócić ziemi? Co to znaczy?Że ty, trup, znowu w kompletnym rynsztunkuPodksiężycowy ten padół odwiedzasz,Czyniąc noc straszną i nas, niedołężnychSynów tej ziemi, wstrząsając myślami,Przechodzącymi metę naszych pojęć?O, powiedz, co to jest! Co za cel tego?Czego chcesz od nas?

14 Drachma – jednostka wagi aptekarskiej.

29

HORACYDaje ci znak, panie,Abyś z nim poszedł, jakby chciał sam na samPomówić z tobą.

MARCELLUSJak uprzejmym gestemWzywa cię, panie, w ustronniejsze miejsce.Nie idź z nim jednak.

HORACYNie chodź, mości książę.

HAMLETChce ze mną mówić: pójdę.

HORACYNie czyń tego,Łaskawy panie.

HAMLETCzegóż bym się lękał?To życie szpilki złamanej niewarte,A dusza moja, jak on, nieśmiertelna.Patrz, znowu na mnie kiwa... Pójdę za nim.

HORACYA gdyby on cię zaprowadził, panie,Nad przepaść, na brzeg owej groźnej skały,Która się stromo spuszcza w morską otchłań,I tam przedzierzgnął się w inne postacie,Jeszcze straszniejsze, które by ci mogłyOdjąć, o panie, przytomność umysłuI w obłąkanie cię wprawić? Zważ tylko!Już samo tamto miejsce bez żadnegoInnego wpływu budzi rozpaczliweUsposobienie w każdym, kto spostrzeżeMorze na tyle sążni tuż pod sobąI słyszy jego huk.

HAMLETWciąż na mnie kiwa.Idź już, idź; pójdę z tobą.

MARCELLUSZostań, panie.

HAMLETPuść mnie!

30

HORACYWstrzymaj się, panie, pozostań!'

HAMLETLos mój mnie woła i najmniejszą żyłkęMojego ciała czyni tak potężnąJak najsilniejszy nerw lwa nemejskiego.15

D u c h nie przestaje kiwać.Ciągle mnie wzywa! Puśćcie mnie!

wyrywając sięNa Boga!W upiora zmienię tego, co mnie dłużejWstrzymywać będzie. – Idź, śpieszę za tobą.

D u c h i H a m l e t wychodzą.

HORACYImaginacja w szał go wprawia.

MARCELLUSIdźmyW trop za nim; tu nie w porę posłuszeństwo.

HORACYIdźmy. Na czymże się to skończy?

MARCELLUSWidnoJest coś chorobliwego w państwie duńskim.

HORACYNiebo zaradzi temu.

MARCELLUSSpieszmy za nim.

Wychodzą.

SCENA PIĄTA

Oddalona część tarasu.Wchodzą D u c h i H a m l e t.

HAMLETGdzie mnie prowadzisz? Mów; nie pójdę dalej.

DUCHSłuchaj mnie.

15 Lew nemejski – niezwyciężony lew pokonany dopiero przez Herkulesa na polach Nemei w Grecji.

31

HAMLETSłucham.

DUCHZbliża się godzina,O której w srogie, siarczyste płomienieMuszę powrócić znowu.

HAMLETBiedny duchu!

DUCHNie lituj się nade mną, ale bacznymUchem ogarnij to, co ci mam odkryć.

HAMLETMów, powinnością moją słuchać ciebie.

DUCHJak niemniej zemścić się, gdy mnie wysłuchasz.

HAMLETZemścić się?

DUCHJestem duchem twojego ojca,Skazanym tułać się nocą po świecie,A przez dzień jęczeć w ogniu, póki wszystekKał popełnionych za żywota grzechówNie wypalił się we mnie. Gdybym miejscaMojej pokuty sekret mógł wyjawić,Takie bym rzeczy ci opisał, którychNajmniejszy szczegół rozdarłby ci duszę,Młodą krew twoją zmroził, oczy twojeJak gwiazdy z posad wydobył, zwinięte,Gładkie kędziory twoje wyprostowałTak, że ich każdy włos stanąłby dębemJako na jeżu kolce; ale takichPodań nie znosi ludzkie ucho. Słuchaj,O, słuchaj, słuchaj, jeśli choć cokolwiekKochałeś twego ojca.

HAMLETPrzebóg!

DUCHPomścijŚmierć jego, dzieło ohydnego mordu!

32

HAMLETMordu?

DUCHTak, mordu; wszelki mord ohydny,Lecz ten był nadzwyczajny, niesłychany.

HAMLETDlaboga, wymień go, wymień czym prędzej,Abym na skrzydłach chyżych jak modlitwaLub myśl kochanka podążył ku zemście.

DUCHZdajesz się pełen dobrych chęci, byłbyśTeż nikczemniejszy niż najlichsze ziele,Wegetujące nad brzegami Lety,16

Gdybyś pozostał na to obojętny.Słuchaj więc, słuchaj, Hamlecie. PuszczonoRozgłos, że podczas mego snu w ogrodzieWąż mnie ukąsił; takim to skłamanymPowodem śmierci mej zwiedziono Danię;Dowiedz się bowiem, szlachetny młodzieńcze,Że ów wąż, który zabił twego ojca,Nosi dziś jego koronę.

HAMLETO nieba!Stryj! Nie zawiodły mnie przeczucia moje.

DUCHTen to bezwstydny, cudzołożny potwórZdradnymi dary, czarami wymowy(Przeklęte dary, przeklęta wymowa,Która tak może złudzić!) ku sromociePotrafił skłonić wolę mojej nibyCnotliwej żony. O Hamlecie! cóż toBył za upadek! Ode mnie, któregoMiłość statecznie chodziła dłoń w dłoniZ ślubną przysięgą, w objęcia nędznika,Którego dary przyrodzone byłyNaprzeciw moich tak liche!Lecz jako cnota pozostaje czystą,Choćby ją sprośność w postaci niebiankiUsiłowała skusić, tak zła żądza,Choćby ją łączył ślub z aniołem nawet,Prędko uprzykrzy sobie święte łożeI rzuci się na barłóg.Ale dość tego! Już powietrze ranne

16 Leta – w mitologii greckiej rzeka zapomnienia w królestwie zmarłych.

33

Czuć mi się daje; muszę kończyć: kiedymRaz po południu jak zwykle w ogrodzieBezpiecznie zasnął, wkradł się stryj twój z flaszkąZawierającą blekotowe17 kropleI wlał mi w ucho ten zabójczy rozczyn,Którego siła tak jest nieprzyjaznaLudzkiej naturze, że jak żywe srebroPrzebiega nagle wszystkie drogi, wszystkieKanały ciała i jako sok kwaśnyWlany do mleka ścina wnet i zgęszczaWszystką krew zdrową. Tak było i z moją;I wraz plugawy trąd, jak u Łazarza,Wystąpił na mnie i brzydką skorupąPokrył mi całe ciało.Tak to śpiąc, ręką brata pozbawionyZostałem życia, berła i małżonki,Skoszony w samym kwiecie moich grzechów:Bez namaszczenia, bez przygotowania,Bez porachunku z sobą wyprawionyZdać porachunek z win jeszcze nie zmytych.O, to okropne! okropne! okropne!Maszli iskierkę czucia, nie ścierp tego;Nie pozwól, aby łoże władców DaniiByło ohydnym gniazdem wszeteczeństwa.Jakkolwiek jednak czyn ten pomścić zechcesz,Nie kalaj swojej duszy, nie czyń przeciwMatce zamachów; pozostaw ją niebuI owym cierniom, które w głębi łonaWystępnych siedzą; zrobią one swoje.Bądź zdrów, świecący robaczek oznajmia,Że ranek już jest bliski; wątłe bowiemŚwiatełko jego znacznie już pobladło;Żegnam cię, żegnam cię; pamiętaj o mnie.

Znika.

HAMLETO wy niebieskie potęgi! O ziemio!Cóż więcej? Mamże piekło jeszcze wezwać?Nie, o nie! Krzep się, krzep się, serce moje!Prężcie się, nerwy! Pamiętać o tobie?O biedny duchu, stanie ci się zadość.Dopóki tylko w tej znękanej głowiePamięć żyć będzie. Pamiętać o tobie?Wraz pamięć moja z tablic swych wykreśliWszelkie powszednie, tuzinkowe myśli;Książkową mądrość, obrazy, wrażenia,Płody młodości lub zastanowienia,

17 Blekot – trująca roślina.

34

Wszystko, co związek ma z przyszłym mym bytem;To, coś mi zlecił, to tylko wyrytemW księdze mojego mózgu pozostanie;Tak mi dopomóż, wiekuisty Panie!O wiarołomna niewiasto! O łotrze,Uśmiechający się, bezczelny łotrze!Musze to sobie zapisać, że możnaNosić na ustach uśmiech i być łotrem –W Dani przynajmniej

wyjmuje pugilares i zapisujeTak; siedź tu, stryjaszku,Terazże duszo moja, pilnuj hasła,A tym jest: Żegnam cię, pamiętaj o mnie!Przysięgłem mu być wiernym.

HORACYza sceną

Królewiczu!

MARCELLUSpodobnież

Książę Hamlecie!

HORACYChroń go, Panie!

HAMLETAmen!

MARCELLUSHop, hop, hop, mości książę!

HAMLETHop, hop, chłopcze!Tu, tu, mój ptaszku!

H o r a c y i M a r c e l l u s wchodzą.

HORACYI cóż?

MARCELLUSI cóż, panie?

HAMLETDziwy!

HORACYOpowiedz nam to, panie.

35

HAMLETWłaśnie!Żebyście potem roztrąbili.

HORACYJaż bymMógł to uczynić?

MARCELLUSO, ani ja pewnie!

HAMLETCóż wy powiecie na to? Któż by sądził?Ale będziecie milczeć?

HORACY I MARCELLUSJak Bóg w niebie!

HAMLETNie ma na całą Danię nikczemnika,Który by nie był kompletnym ladaco.

HORACYDo objawienia nam tego nie trzeba,Żeby aż duchy wychodziły z grobów.

HAMLETW istocie, macie słuszność. Owóż tedyNie pozostaje nam teraz nic więcej,Jeno bez żadnych dalszych korowodówUścisnąć sobie dłonie i pójść z Bogiem.Wy idźcie, gdzie wam każe iść interesLub skłonność – każdy bowiem na tym świecieMa jakąś skłonność lub interes; ja zaśW prostocie mojej pójdę się pomodlić.

HORACYTo są czcze tylko słowa, mości książę.

HAMLETPrzykro mi, żeście obrażeni; z sercaW istocie, z serca przykro.

HORACYMości książę, Nie ma tu żadnej obrazy.

HAMLETI owszemZaprawdę mówię wam, jest tu obraza,I wielka. Co się tyczy tego ducha,

36

Jest to duch dobry; poprzestańcie na tym;Co zaś pomiędzy nim a mną tu zaszło,Ciekawość swoją w tej mierze przytłumcieCałą możliwą dozą rezygnacji.A teraz, moi mili przyjaciele,W imię przyjaźni, w imię koleżeństwa,Zróbcie mi jedną grzeczność.

HORACYJaką, panie?

HAMLETNie mówcie, coście widzieli tej nocy.

HORACY I MARCELLUSNie powiem, panie.

HAMLETPrzysiążcie mi na to.

HORACYNa honor, nic nie powiem.

MARCELLUSA ja także,Na honor.

HAMLETNa ten miecz raczej przysiążcie.

MARCELLUSJużeśmy, panie, przysięgli.

HAMLETPrzysiążcieNa ten miecz, na ten miecz, mówię.

DUCHspod ziemi

Przysiążcie!

HAMLETHa, to ty! Stamtąd odzywasz się, stary?Słyszycie tego kipra18 tam w piwnicy?Prrysiążcież!

HORACYNa cóż mamy przysiąc, panie?

18 Kiper – piwniczy, zarządzający piwnicami z winami.

37

HAMLETŻe o tym, coście widzieli, nikomuNigdy a nigdy nie powiecie słowa.Przysiążcież na ten miecz!

DUCHspod ziemi

Przysiążcie!

HAMLETZnowu?Hic et ubique?19 Odmieńmy więc miejsce.Pójdźcie tu, moi panowie, połóżcieNa moim mieczu palce i przysiążcie,Że o tym, coście słyszeli, nikomuNic nie powiecie.

DUCHspod ziemi

Przysiążcie!

HAMLETHa, krecie!Tak prędko umiesz szybować pod ziemią?Wyborny z ciebie minier! No, panowie.

HORACYNa Boga, to są rzeczy niepojęte!

HAMLETChciałżebyś wszystko pojąć? O Horacy,Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie,Niż się ich śniło waszym filozofom.Pójdźcie tu, i pierwej w imię Boga,Przysiążcie, że jakkolwiek bym się kiedyWydawał dzikim, dziwacznym w obejściu –Być bowiem może, że mi się na przyszłośćWyda stosownym przybrać taką postać –Że, mówię, widząc mnie takim,Żaden z was ani potrząsaniem głowy,Ani wzruszeniem ramion, ani wreszcieJakimikolwiek wątpliwymi słowy,Jako to: „Hm, hm, wiem ja”; albo: „Mógłbym,Gdybym chciał”; albo: „Gdybym był gadułą”;Albo: „Są tacy, co by mogli” – zgoła,Niczym dwuznacznym nie da się domyślić,Że wie coś o mnie. Poprzysiążcież na to,

19 Hic et ubique (łac) – tu i wszędzie.

38

Jeśli pragniecie, aby się nad wamiW nieszczęściu Pan Bóg zmiłował.

DUCHspod ziemi

Przysiążcie!

HAMLETUkój się, ukój, rozdrażniony duchu!Pomnijcież na wasz ślub, mili panowie,A przez co tylko taki biedny człowiekJak Hamlet, będzie wam zdolny okazaćSwoją życzliwość, to was nie ominie.Teraz rozejdźmy się. – Świat wyszedł z formyI mnież; to trzeba wracać go do normy!

Wychodzą.

39

AKT DRUGI

SCENA PIERWSZA20

Pokój w domu P o l o n i u s z a.P o l o n i u s z i R a j n o l d.

POLONIUSZRajnoldzie, oddasz mu waszmość to pismoI te pieniądze.

RAJNOLDNie omieszkam, panie.

POLONIUSZZanim się jednak doń udasz, Rajnoldzie,Mądrze byś zrobił, ażebyś poprzednioO jego sprawowaniu się wywiedział.

RAJNOLDTak też myślałem, panie.

POLONIUSZDobrześ myślał,Bardzoś roztropnie myślał. Przede wszystkimWypytasz mi się najdokładniej, jacySą Duńczykowie w Paryżu; jak któryI z czego żyje: gdzie bywa i jakieZ kim ma stosunki; gdy zaś skutkiem takichKrętobadawczych, manowcowych pytańDojdziesz, że oni znają mego syna,Wtedy przystąpisz do materii o nimBliżej niżeli w poprzednich pytaniach.Powiesz na przykład, udając, jakobyśZnasz go z daleka: „Znam jego familię,Jego przyjaciół, a w części i jego”;Rozumiesz mnie, Rajnoldzie?

RAJNOLDNajzupełniej.

POLONIUSZ„I jego w części, wprawdzie – dodać możesz –Niewiele, jestli on wszakże tym samym,O którym myślę, wietrznik to, rozpustnik,

20 Między pierwszym a drugim aktem upłynęło około dwóch miesięcy.

40

Skłonny do tego i tego.” Zwal wtedy,Co ci się żywnie podoba, na niego;Jednakże nic takiego, co by mogłoSzwank przynieść jego sławie; tego strzeż się.Takie jedynie przypisz mu wybryki,Jakie z młodością i krewkością w parzeZazwyczaj chodzą.

RAJNOLDWięc, na przykład, hazard?

POLONIUSZTak, albo pochop do zwad, klątw, pijatyk,Gachostwa wreszcie: tak daleko możeszPosunąć swoje kłamstwa.

RAJNOLDAleż, panie,To by już jego sławie szwank przyniosło.

POLONIUSZBynajmniej, jeśli tylko będziesz umiałWziąć się do rzeczy. Nie trzeba ci dawaćDo zrozumienia, że on w żądzach swoichJest rozpasany, tego nie chcę; wytknijJego usterki tak subtelnie, żebyOne się zdały tylko nadużyciemWolności, duszy ognistej wybuchem,Obłędem wrzącej krwi, słowem, pustotąWłaściwą wszystkim młodym.

RAJNOLDRad bym wiedzieć,Łaskawy panie...

POLONIUSZDo czego to wszystko?

RAJNOLDTak, panie.

POLONIUSZZaraz ci powiem: mój zamiarUzasadniony i, jak się spodziewam,Niepłonną skutku dający rękojmię.Skoro na mego syna złożysz waszmośćTe drobne chyba, niby skazy, którymUlega każda rzecz, gdy się wyrabia,Wtedy, jeżeli tylko ten, któregoZa język ciągnąć będziesz, kiedykolwiek

41

Młodzieńca w mowie będącego widziałJednej z powyższych praktyk oddanego,Ten ktoś, bądź pewien, przywtórzy ci zarazW ten sposób: „Mości dobrodzieju”, albo:„Mój miły panie”, albo: „Widzisz waćpan”Stosownie do zwyczaju miejscowegoLub w miarę swojej atencji.

RAJNOLDRozumiem.

POLONIUSZSkoro zaś to ci powie, powie potem...Cóżem to dalej miał mówić? Do licha,Miałem powiedzieć coś, na czymżem stanął?

RAJNOLDNa tym podobno, że ktoś mi przywtórzy.

POLONIUSZŻe ci przywtórzy, aha! tak więc tedyTen ktoś przywtórzy ci pewnie w ten sposób:„Znam tego pana, widziałem go wczoraj”,Albo: „Owego dnia, wtedy a wtedy,Z tym a z tym, i w istocie grał wysoko”;Albo: „Pokłócił się”, albo: „Miał w czubku”,Albo: „Widziałem, jak wchodził do domuPodejrzanego”, i tak dalej. Tak toNa wędę fałszu złowisz karpia prawdy.Tak to rozumni, zręczni ludzie, boczkiem,Rzemiennym dyszlem zachodząc, umiejąTrafiać do celu: i tak samo waszmość,Według wskazówki i instrukcji, jakąCi udzieliłem, poweźmiesz językaO moim synu. Wiesz już, o co idzie?

RAJNOLDWiem, panie.

POLONIUSZJedź więc, niech cię Bóg prowadzi!

RAJNOLDDziękuję...

POLONIUSZZresztą sam śledź jego kroki.

RAJNOLDDopełnię tego.

42

POLONIUSZA niech mi się ćwiczyW muzyce.

RAJNOLDDobrze, panie.

Wychodzi. Wchodzi O f e l i a.

POLONIUSZBądź zdrów, waszmość.Co ci to jest, Ofelio? Co się stało?

OFELIAAch, panie, takem strasznie się przelękła.

POLONIUSZCzego? dlaboga?

OFELIASiedziałam przy krosnachW moim pokoju, gdy wtem książę Hamlet,Z odkrytą głową, rozpięty, w obwisłychBrudnych pończochach, blady jak koszula,Chwiejący się na nogach, z tak okropnymWyrazem twarzy, jakby się wydostałZ piekła i jego zgrozę chciał obwieścić,Stanął przede mną.

POLONIUSZCzyliżby z miłościOszalał?

OFELIANie wiem, ale się obawiam.

POLONIUSZCóż ci powiedział?

OFELIAUjął mnie za rękę,Nie mówiąc słowa, i usilnie ją trzymał;Cofnął się potem na długość ramieniaI, drugą rękę przytknąwszy do czoła,W twarz moją wlepił oczy tak badawczo,Jak gdyby ją chciał narysować. DługoTak stał, nareszcie, lekko potrząsającMoim ramieniem i kiwając głową,Wydał tak ciężkie, żałosne westchnienie,Że się zdawało, iż mu piersi pękną

43

I życie z niego uleci. OdstąpiłWtedy ode mnie i powolnym krokiemSzedł z odwróconą głową poza siebie,Kierując się ku drzwiom. Przeszedł w ten sposóbPrzez cały pokój, bez pomocy oczu,I wyszedł, ciągle wpatrując się we mnie.

POLONIUSZMuszę natychmiast udać się do króla;Są to objawy gwałtowne miłości,Która się trawi w sobie i prowadziDo rozpaczliwych kroków, tak jak każdaInna namiętność trapiąca ród ludzki;Boleję nad tym. Możesz tymi czasyPrzykre mu jakie słowo powiedziała?

OFELIANie, panie; tylko tak jak rozkazałeś,Odesłałam mu listy i wzbroniłamDalszych odwiedzin.

POLONIUSZTo go w szał wprawiło.Boleję nad tym, żem jego skłonnościDokładniej, pilniej nie zbadał. Myślałem,Że on cię durzy, przywieść chce o zgubę.Przeklinam teraz moją podejrzliwość.Zdaje się, że nam, starym, jest właściwePrzebierać miarę w przezorności, tak jakNawzajem młodym mało jej posiadać.Biegnę do króla; zatajenie tegoWięcej niż rozgłos zrządzić może złego.Pójdź.

Wychodzą.

SCENA DRUGA

Sala w zamku.K r ó l, K r ó l o w a, R o z e n k r a n c, G i l d e n s t e r n i orszak.

KRÓLWitaj, Rozenkranc, witaj Gildensternie!Pośpiechu, z jakim was tu wezwaliśmy,Nie sama tylko chęć widzenia panówByła przyczyną, ale i potrzebaWaszej pomocy. Wiecie już o dziwnymPrzeistoczeniu się Hamleta, mówię

44

Przeistoczeniu, bo nic w nim tak wewnątrz,Jak i na zewnątrz nie jest tym, czym było.Co by innego jak śmierć ojca mogłoDo tego stopnia wywieść go za obrębJego natury, nie pojmuję wcale.Proszę was przeto, was, coście z nim wzrośliI z bliska z jego wiekiem i myślamiSąsiadujecie, abyście czas jakiśRaczyli u nas zostać, by HamletaTrochę rozerwać, a przy tej okazjiZbadać powody obcego nam smutku,Na który, gdyby stał się nam wiadomym,Znaleźlibyśmy może jaki środek.

KRÓLOWACzęsto on o was wspominał, panowie,I wiem, że nie ma na świecie dwóch ludziBardziej mu niż wy miłych. Jeśli w dowódŻyczliwych chęci i uczuć uprzejmychZechcecie trochę czasu tu przepędzićI wesprzeć nasze nadzieje, możecieLiczyć na taką wdzięczność z naszej strony,Jaka przystoi monarchom.

ROZENKRANCObojguWaszym królewskim mościom służy prawo,Z mocy najwyższej ich władzy nad nami,Wolę swą w rozkaz przyoblekać raczejNiż w prośbę.

GILDENSTERNBędziem jednakże posłuszniI dobrowolnie na rozkazy waszychKrólewskich mości u stóp ich składamyNasze usługi.

KRÓLDzięki ci za to, Rozenkranc, i tobie,Kochany Gildensternie.

KRÓLOWADzięki ci za to, Gildenstern, i tobieKochany Rozenkranc. Idźcie natychmiastDo mego syna.

do dworzanNiech tam który wskażeTym panom, gdzie jest Hamlet.

45

GILDENSTERNOby niebaNie uczyniły naszych usiłowańBezowocnymi!

KRÓLOWADaj to, dobry Boże!

R o z e n k r a n c, G i l d e n s t e r n i jeden z dworzan wychodzą.Wchodzi P o l o n i u s z.

POLONIUSZPanie! Wysłane do Norwegii posłySzczęśliwie są już w tej chwili z powrotem.

KRÓLZawsześ był waćpan ojcem dobrych nowin.

POLONIUSZBądź przekonany, miłościwy panie,Że obowiązki moje względem BogaI mego władcy, tak samo jak duszę,Trzymam w porządku. Jako, zdaje mi się(Jeżeli tylko ten mózg nie zszedł na bokZ drogi trafności, którą zwykł był kroczyć),Że ostatecznie nie jest mi już obcym,Skąd bierze źródło szaleństwo Hamleta.

KRÓLMów; o tym chcemy wiedzieć przede wszystkim.

POLONIUSZDaj, panie, pierwej posłuchanie posłom;Wieść moja będzie na wety po uczcie.

KRÓLZróbże im zaszczyt i sam ich tu wprowadź.

Wychodzi PoloniuszOn utrzymuje, kochana Gertrudo,Że odkrył powód tej zmiany Hamleta.

KRÓLOWANie jest nim, moim zdaniem, nic innego,Tylko śmierć ojca i nasz rychły związek.

P o l o n i u s z wraca, a wraz z nim wchodząK o r n e l i u s z i W o l t y m a n d.

KRÓLDojdziemy tego. Witajcie, panowie.Cóż nam śle przez was nasz brat, król norweski?

46

WOLTYMANDNajuprzejmiejszych pozdrowień zamianę.Na przełożenie nasze kazał zarazWstrzymać zaciągi swojego synowca,Które mu zdały się być wymierzonePrzeciw Polakom, które jednak, bliżejPoznawszy, znalazł zwróconymi przeciwWaszej królewskiej mości. RozjątrzonyTakim niegodnym korzystaniem z jegoPóźnego wieku i niemocy, kazałZatrzymać gońcom Fortynbrasa, któryZ pokorą stawił się i, wysłuchawszyNapomnień stryja, przysiąg wobec niego,Że póki życia nigdy przeciw waszejKrólewskiej mości nie wzniesie oręża:Czym ucieszony starzec trzy tysiąceKoron intraty21 rocznej mu przeznaczyłI owe wojska, przezeń zwerbowane,Użyć pozwolił mu przeciw Polakom.Nam zaś doręczył ten list, którym prosi

podaje papierWaszą królewską mość o pozwoleniePrzejścia tym wojskom przez duńskie dzierżawy,Przy zapewnieniu im bezpieczeństw, w liścieTym wymienionych.

KRÓLPoprzestajem na tymW wolniejszym czasie przejrzymy to pismo,Pomyślim nad nim, odpowiemy na nie.Tymczasem waszmość panom dziękujemyZa ich skuteczne trudy. Idźcie spocząć.Będziemy dzisiaj wieczerzali razem;Miło nam widzieć was z powrotem.

W o l t y m a n d i K o r n e l i u s z wychodzą.

POLONIUSZTo sięDobrze powiodło. Miłościwy panieI miłościwa pani, chcieć określić,Czym jest majestat, czym powinność sługi,Dlaczego dzień jest dniem, a noc jest nocą,A czas jest czasem, byłoby to jedno,Co chcieć zmarnować dzień, noc i czas drogi.Z tego powodu, ile że treściwośćJest duszą mowy, a rozwlekłość ciałemI powierzchownym tylko bawidełkiem,Chcę być treściwym. Cny wasz syn oszalał,

21 Intrata – dochód, zysk

47

Oszalał, mówię; ściśle bowiem biorąc,Szaleństwo czymże jest, jeśli nie stanemCzłowieka szalonego ?

KRÓLOWAWięcej treściW mniej sztucznych frazesach.

POLONIUSZPrzysięgam, o pani,Że się bynajmniej o sztukę nie silę.Syn wasz oszalał, jest to prawda; prawda,Że to nieszczęście i nieszczęście wzajem,Że to jest prawda. Otóż się skleiłaDziwna figura jakaś retoryczna.Bodaj to! Licho zabierz sztuczne frazesy!Stanąłem tedy na tym, że dostojnySyn wasz sfiksował; dobrze; idzie terazO wyśledzenie przyczyn tej fiksacji,Która, nie będąc fikcją, już tym samymNie może nie mieć przyczyn; to rzecz pewna;W jaki zaś sposób pewna i o ile,Rozważcie państwo sami.Mam córkę; mam ją, ponieważ jest moja.Ta tedy dziewka, pomna obowiązkuI rozkazowi mojemu powolna,Oddała mi ten świstek. PosłuchajcieI konkludujcie państwo.

czyta„Do niebiańskiego bóstwa mojej duszy, tysiącemwdzięków okraszonej Ofelii” To niestosownewyrażenie, trywialne wyrażenie. Okraszonej– nie jestże wyrażeniem trywialnym? Ale idźmydalej, (czyta) „Twojemu cudnie białemu łonupowierzam tych kilka wyrazów.”

KRÓLOWACzy to Hamlet do niej pisał?

POLONIUSZCierpliwości, miłościwa pani; niczego nie zataję.

czyta„Wątp, czy gwiazdy lśnią na niebie;Wątp o tym, czy słońce wschodzi;Wątp, czy prawdy blask nie zawodzi;Lecz nie wątp, że kocham ciebie.O najmilsza Ofelio, nie biegłym w rymowaniu; nie umiem skandować westchnień moich, ależe cię bardzo, a bardzo kocham, temu wierz. Bądź zdrowa. Twój na zawsze, dopóki ta ma-china pozostanie jego własnością,

Hamlet”

48

To mi posłuszna pokazała córkaI uszom moim odkryła zarazem,Tak co do czasu, miejsca, jak sposobu,Wszystkie zaloty jego.

KRÓLAle jakżeOna przjęła te jego zaloty? !

POLONIUSZCóż o mnie myślisz, mości królu?

KRÓLMyślę,Żeś waćpan prawy, honorowy człowiek.

POLONIUSZTakim starałem się zawsze okazać.Cóż byś mógł sobie o mnie myśleć, panie,Gdybym tę miłość tak namiętną widziałBył w jej zarodzie (a mówiąc nawiasem,Dostrzegłem ją był pierwej, nim mi o niejDoniosła moja córka); cóż by sobieKrólowa pani mogła o mnie myśleć,Gdybym był wtedy spokojnie odegrałRolę koperty lub pugilaresuLub serce moje zrobił głuchoniemymI gnuśnym okiem patrzał na tę miłość?Cóż byście państwo mogli byli sobieO mnie pomyśleć? Jam sprawy nie zaspałI wnet dziewczynie mojej powiedziałem:„Hamlet jest księciem nad waściną sferę;Nie będzie z tego nic.” Dałem jej przy tymSurowe upomnienia, aby odtądNie przyjmowała ani jego wizyt,Ani biletów, ani podarunków.Takem uczynił; ona usłuchała,A on, on, krótko mówiąc, zawiedzionyW swoich nadziejach, popadł najprzód w smutekPotem w bezsenność, potem w wstręt do jadłaNastępnie w niemoc, następnie w gorączkę,I tak stopniami aż w szaleństwo, któreTrawi go teraz z wielkim naszym żalem.

KRÓLCóż mówisz na to?

KRÓLOWAHm! to by być mogło.

49

POLONIUSZCzy się zdarzyło kiedy, rad bym wiedzieć,Aby tam, gdzie ja powiedziałem: tak jest,W istocie było inaczej?

KRÓLNie pomnę.

POLONIUSZwskazuje na kark i głowę

Zdejmcie to z tego, jeżeli tak nie jest.Skoro sposobność posłuży, wykryję,Gdzie siedzi prawda, chociażby się skryłaW wnętrznościach ziemi.

KRÓLJakżebyśmy mogliSprawdzić to?

POLONIUSZWiecie państwo, że on czasemPrzez kilka godzin zwykł się w tej galeriiPrzechadzać.

KRÓLOWAW rzeczy samej zwykł to czynić.

POLONIUSZTaką więc porę upatrzywszy kiedy,Wprowadzę tutaj moją córkę: waszeKrólewskie moście będą mogły wtedyUkryć się ze mną owdzie za obiciemI być świadkami ich spotkania. JeśliOn jej nie kocha i nie skutkiem tegoUtracił zmysły, to niech z szambelanaZostanę prostym chłopem albo klechą

Wchodzi H a m l e t, czytając.

KRÓLOWAPatrzcie, jak smutno biedny chłopiec z książkąZbliża się tutaj.

POLONIUSZOddalcie się, państwo,Błagam was; ja z nim pomówię, pozwólcie.

K r ó l i K r ó l o w a wychodzą ze swym orszakiem.Jakże się miewa mój łaskawy książę Hamlet?

HAMLETDobrze, dzięki Bogu.

50

POLONIUSZWieszli, kto jestem, panie?

HAMLETWiem doskonale: jesteś rybak.

POLONIUSZZaprawdę, nie jestem nim.

HAMLETTym ci gorzej, rad bym, żebyś był tak uczciwym człowiekiem.

POLONIUSZUczciwym, mości książę?

HAMLETTak jest, mości panie. Być uczciwym w dziejach tego światana jedno wychodzi, co być wybranym między tysiącami.

POLONIUSZMasz wielką słuszność, mości książę.

HAMLETJeżeli bowiem słonce płodzi w zdechłym psie robaki, promienie bóstwa ścierwo całują. Czymasz waćpan córkę?

POLONIUSZMam, panie.

HAMLETNie pozwalaj jej chodzić po słońcu. Wprawdzie poczęcie jest błogosławieństwem, ale gdybytwoja córka poczęła, na pewno byś jej nie błogosławił. Miej to na względzie, mój przyjacielu.

POLONIUSZCo przez to rozumiesz, mości książę? (do siebie) Zawsze mu się marzy moja córka. A jednaknie poznał mnie zrazu, wziął mnie za rybaka. Daleko z nim już zaszło, daleko zaszło. I mnie,prawdę mówiąc, za młodu miłość przyprowadziła do ostateczności podobnych prawie. Mu-szę go jeszcze raz zagadnąć, (głośno) Cóż to czytasz, mości książę?

HAMLETSłowa, słowa, słowa.

POLONIUSZA o treść czy mogę spytać?

HAMLETCzyją?

POLONIUSZTej książki, którą książę czytasz.

51

HAMLETPotwarze, mój panie, same potwarze. Ten łotr satyryk utrzymuje, że starzy ludzie mają siwebrody i zmarszczki na twarzy; że im ambra i kalafonia ciecze z oczu; że mają zupełny brakdowcipu obok wielkiego wycieńczenia łydek. Lubo ja temu wszystkiemu najsilniej i nąjpo-tężniej daję wiarę, przecież nie sądzę, aby o tym pisać przystało; bo waszmość sam stałbyśsię pewnie jak ja starym, gdybyś mógł jak rak w tył kroczyć.

POLONIUSZChociaż to wariacja, nie jest jednakże bez metody. Może byś chciał zejść, mości książę?

HAMLETZ tego świata?

POLONIUSZW rzeczy samej, byłoby to zejściem. (do siebie) Jak trafne ma czasem odpowiedzi! Dar tenczęsto bywa udziałem szalonych, gdy tymczasem przytomni i rozumni nie zawsze są zarów-no szczęśliwi. Muszę go już opuścić i niezwłocznie pomyśleć o sposobach, jakby się on imoja córka zejść mogli. (głośno) Miłościwy książę, zmuszony jestem pozbawić waszą ksią-żęcą mość dłuższej mojej obecności.

HAMLETNie możesz mnie, mój panie, pozbawić niczego, czego bym chętniej się nie wyrzekł: wyjąw-szy życia, wyjąwszy życia, wyjąwszy życia, wyjąwszy życia.

POLONIUSZŻegnam cię, mój łaskawy książę.

HAMLETNudni starzy głupcy

R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n wchodzą.

POLONIUSZSzukacie, panowie, księcia Hamleta? Oto jest.

Wychodzi.

ROZENKRANCdo P o l o n i u s z a

Bogu cię polecamy.

GILDENSTERNMiłościwy książę!

ROZENKRANCDrogi nasz książę!

HAMLETKochani, dobrzy przyjaciele! Jak się masz, Gildensternie? A, Rozenkranc! Jak się macie, moichłopcy?

52

ROZENKRANCZwyczajnie, jak nic nie znaczący ludzie.

GILDENSTERNSzczęśliwi przez to, że niezbyt szczęśliwi.Czepca Fortuny22 nie jesteśmy guzem.

HAMLETAle i nie podeszwą jej trzewików?

ROZENKRANCNie, mości książę.

HAMLETA więc mieszkacie u jej albo raczej w centrum jej łask?

GILDENSTERNNiby tak, w jej prywatnych apartamentach.

HAMLETCzyli w apartamentach wstydliwych. Słusznie, Fortuna to nie lada dziewka. I cóż tam nowe-go?

ROZENKRANCNic, panie, wyjąwszy, że świat spoczciwiał.

HAMLETWięc bliski jest dzień sądu. Ale wiadomość wasza nieprawdziwa. A teraz pytanie bardziejszczegółowe. Powiedzcie mi, w czymeście tak przeskrobali Fortunie, że was tu do więzieniawtrąciła?

GILDENSTERNDo więzienia?

HAMLETDania jest więzieniem.

ROZENKRANCWięc nim i świat jest także.

HAMLETO, i wielkim! pełnym turm, lochów i ciemnic. Dania jest jednym z najgorszych.

ROZENKRANCNie myślimy tak, mości książę.

22 Fortuna – bogini szczęścia.

53

HAMLETWięc dla was nie jest taką. W rzeczy samej, nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tyl-ko myśl nasza czyni to i owo takim. Dla mnie Dania jest więzieniem.

ROZENKRANC.Skutek to chyba, panie, twojej ambicji. Dania jest dla niej za ciasna.

HAMLETO Boże! ja bym mógł być zamknięty w łupinie orzecha i jeszcze bym się sądził panem nie-zmierzonej przestrzeni, gdybym tylko złych snów nie miewał.

GILDENSTERNA te sny są właśnie wytworem ambicji; istota bowiem ambicji nie jest czym innym, tylkosnów cieniem.

HAMLETSame już sny nie są czym innym, tylko cieniem.

ROZENKRANCZapewne, ambicja zaś w moich oczach jest tak powietrznej i znikomej natury, że można jąnazwać cieniem cienia.

HAMLETTakim sposobem żebracy są ciałami, a nasi monarchowie i nadęci bohaterowie cieniami że-braków. Nie poszlibyśmyż do dworu? bo doprawdy nie umiem rozumować.

ROZENKRANC I GILDENSTERNSłużymy waszej książęcej mości.

HAMLETDajmy pokój temu; nie chcę was liczyć do rzędu sług moich, bo, zaprawdę, przysługują misię okropnie. Ale powiedzcie mi, tak po przyjacielsku, co porabiacie w Elzynorze?

ROZENKRANCChcieliśmy cię odwiedzić, mości książę; innego celu nie mamy.

HAMLETTaki ze mnie nędzarz, żem nawet w podzięki ubogi; dziękuję wam jednak, chociaż to po-dziękowanie, wierzcie mi, kochani przyjaciele, niewarte i pół szeląga. Czy nie posyłano powas? Przybyliścieź mnie odwiedzić z własnego popędu, z dobrej woli? Powiedzcie mi, po-wiedzcie; bądźcie szczerzy. I cóż?

GILDENSTERNCóż mamy powiedzieć, mości książę?

HAMLETCo bądź, byle się stosowało do rzeczy. Posyłano po was: widzę w waszych oczach pewienrodzaj wyznania, które skromność na próżno usiłuje pokryć. Wiem, że miłościwy król i miło-ściwa królowa. posyłali po was.

54

ROZENKRANCW jakimże by celu, mości książę?

HAMLETTegoć się od was chcę dowiedzieć. Ale zaklinam was na prawa naszego koleżeństwa, nawspółdźwięk młodych lat naszych, na. obowiązki naszej statecznej przyjaźni, na wszystko,co jest najświętsze i na co lepszy mówca lepiej by was niż ja mógł zakląć, powiedzcie mirzetelnie, otwarcie: posyłanoż po was czy nie posyłano?

ROZENKRANCdo G i l d e n s t e r n a

Cóż ty na to?

HAMLETna stronie

Aha, przyszliście mnie więc wymacać. (głośno) Jeżeli mi dobrze życzycie, powiedzcie praw-dę.

GILDENSTERNW istocie, posyłano po nas.

HAMLETPowiem wam, w jakim celu; tym sposobem domyślność moja uprzedzi waszą gadatliwość idyskretność wasza nie będzie dyskredytowana. Od niejakiego czasu, nie wiem skąd, zeszczętem humor straciłem; zarzuciłem dawne przywyknienia i tak ponure popadłem usposo-bienie, że ten piękny obszar ziemski pustynią mi się wydaje; to wspaniałe sklepienie tam wgórze, ten cudnie wiszący firmament, ta majestatyczna przestrzeń złotymi obsypana iskraminiczym innym nie jest w moich oczach, jak tylko marnym, zaraźliwym zbiorem wyziewów.Jak doskonałym tworem jest człowiek! Jak wielkim przez rozum! Jak niewyczerpanym wswych zdolnościach! Jak szlachetnym postawą i w poruszeniach! Czynami podobnym doanioła, pojętnością zbliżonym do bóstwa! Ozdobą on i zaszczytem świata. Arcytypemwszech jestestw! A przecież czymże jest dla mnie ta kwintesencja prochu? Synowie ziemi niepociągają mnie ani jej córki, jakkolwiek, sądząc po waszym uśmiechu, zdajecie się to przy-puszczać.

ROZENKRANCMyśl taka, panie, nie przeszła mi przez głowę.

HAMLETDlaczegoż się waćpan roześmiałeś, kiedym powiedział, że mnie synowie ziemi nie pociąga-ją?

ROZENKRANCBom sobie pomyślał, jakie w takim razie przyjęcie znajdą aktorowie, którycheśmy w drodzespotkali, a którzy tu dążą celem ofiarowania waszej książęcej mości usług swoich.

HAMLETTen, co gra króla, godnie będzie przyjęty; jego królewska mość otrzyma ode mnie pamiątkę;awanturniczy rycerz będzie mógł do woli użyć tarczy i miecza; kochanek nie będzie darmowzdychał; melancholik spokojnie odegra swoją rolę; błazen pobudzi do śmiechu tych, co

55

mają łechczywe płuca; a piękna dama swobodnie wywnętrzy swe uczucia, jeśli nie będziemiała wstrętu do wiersza bez rymu. Cóż to za aktorowie?

ROZENKRANCCiż sami, którzy cię zwykli byli zadowalać, mości książę; aktorowie tragiczni ze stolicy.

HAMLETSkądże im przyszło teraz po świecie wędrować? Na miejscu siedząc lepiej by wyszli tak podwzględem sławy, jak korzyści.

ROZENKRANCPrzyczyną ich wędrowania były, jak się zdaje, świeżo zaszłe innowacje.23

HAMLETSąż oni jeszcze tak samo lubiani jak wtedy, kiedym był w stolicy? Zawszeż liczne mają pu-blicum?

ROZENKRANCZaiste, teraz nie bardzo.

HAMLETSkądże to pochodzi? Czy się opuścili w sztuce?

ROZENKRANCBynajmniej: usiłowania ich postępują zawsze równym krokiem; ale wylęgło się tam stadodzieci,24 małych indycząt, które piszczą jak opętane i gwałtowne za to odbierają oklaski. Tesą teraz w modzie i tak dalece oczerniają teatr niższej klasy (tak nazywają tamten), że nieje-den z rapierem przy boku, bojąc się piór gęsich, nie śmie się już tam pokazać.

HAMLETSąli to dzieci naprawdę? Któż ich utrzymuje? Jak są płatni? Myśląż oni tylko dopóty sztukęuprawiać, dopóki nie stracą dyszkantu? Nie powiedząż wtedy, gdy sami spadną między niż-szą klasę (co jest bardzo prawdopodobne, jeśli ich sytuacja się nie poprawi), że piszący dlanich krzywdę im wyrządzili, każąc im wykrzykiwać na ich własną przyszłość?

ROZENKRANCBądź co bądź, z obu stron niemało było hałasu i publiczność nie miała sobie za grzech pod-żegać ich nawzajem do kłótni. Przez czas jakiś nie można było grosza na żadnej sztuce zaro-bić, jeżeli autorzy i aktorzy za łby się w niej nie pojedli.

HAMLETCzy być może?

GILDENSTERNNiemało też łbów porozbijano.

23 Innowacje – rozruchy w efekcie których zamknięto londyńskie teatry.24 Stado dzieci – dziecięce trupy teatralne.

56

HAMLETI smarkacze wzięli górę?

ROZENKRANCNie inaczej. Herkules25 zmuszony był kapitulować przed Pigmejczykami.

HAMLETNie ma w tym nic dziwnego, boć mój stryj jest królem duńskim; i ciż sami, którzy mu zażycia mego ojca wykrzywiali gęby, dają teraz dwadzieścia, czterdzieści, pięćdziesiąt i stodukatów za jego portret w miniaturze. Do licha! musi w tym być coś nadnaturalnego. Gdybyto filozofia mogła wytłumaczyć?

Odgłos trąb za sceną.

GILDENSTERNZapewne to aktorowie.

HAMLETKoledzy, miłymiście gośćmi w Elzyorze. Podajcie mi dłonie. Do orszaku gościnności należyetykieta i ceremonie; winienem was przeto podjąć tym trybem: inaczej, moje obejście się zaktorami, które, uprzedzam was, będzie się musiało okazać uprzejme, wydałoby się gościn-niejsze niż z wami. Zostaliście przyjęci z otwartymi rękoma, ale mój stryj–ojciec i moja mat-ka–stryjenka zostali oszukani.

GILDENSTERNJakim sposobem, drogi książę?

HAMLETSzalony jestem tylko przy wietrze północno–zachodnim; kiedy z południa wieje, umiem od-różnić jastrzębie od czapli.

Wchodzi Poloniusz

POLONIUSZDobre nowiny, panowie, wesołe nowiny!

HAMLETSłuchaj go, Gildensternie, i ty także. Słuchajcie z uwagą. Ten wielkolud dzieciuch nie wy-szedł jeszcze z pieluch.

ROZENKRANCChyba wszedł w nie powtórnie; bo mówią, że starzy ludzie na nowo stają się dziećmi.

HAMLETProrokuję wam, że przychodzi nam zwiastować aktorów; uważcie tylko.– Masz waćpan słuszność: było w poniedziałek z rana, w rzeczy samej.

POLONIUSZMości książę, mam ci oznajmić coś nowego.

25 Herkules dźwigający kulę ziemską widniał na frontonie teatru „The Globe” – tu aluzja do rywalizacji dziecię-cych trup teatralnych.

57

HAMLETMości panie, mam ci oznajmić coś nowego. Gdy Roscjusz26 w Rzymie był aktorem...

POLONIUSZAktorowie przybyli, mości książę.

HAMLETEjże? Ejże?

POLONIUSZNa honor, mości książę.

HAMLETśpiewając

Każdy więc aktor przyjechał na ośle.

POLONIUSZSą to aktorowie najlepsi w świecie, zdatni do wszelkiego rodzaju przedstawień: tragicznych,komicznych, historyczno–sielankowych, tragiczno–historycznych, tragiczno–komiczno–hi-storyczno–sielankowych: czy to w scenach ciągłych, czy to w luźnym poemacie. Seneka27 niejest dla nich za ciężki ani Plaut28 za lekki. Tak w recytowaniu, jak w improwizowaniu niemają sobie równych.

HAMLETO Jefte,29 sędzio Izraela, jakiż to skarb posiadłeś!

POLONIUSZJakiż on skarb posiadał, mości książę?

HAMLETBa!

Córkę gładką, nic więcej,Którą wielce miłował.

POLONIUSZna stronie

Zawsze mu się marzy moja córka.

HAMLETNieprawdaż, stary Jefte?

POLONIUSZJeżeli mnie nazywasz Jeftem, mości książę, to nie przeczę, iż posiadam córkę, którą wielcemiłuję. 26 Roscjusz – aktor rzymski z I w. p.n.e.27 Seneka – filozof rzymski, autor słynnych tragedii.28 Plaut – Plautus – rzymski autor komedii.29 Jeffe – sędzia ze Starego Testamentu, który ślubował złożyć w ofierze Bogu pierwszą osobę, którą spotka popowrocie do ojczyzny, była nią jego córka.

58

HAMLETAleż nie to idzie za tym.

POLONIUSZCóż za tym idzie, mości książę?

HAMLETBa!

To, co rzekomoBogu wiadomo.

A potem, jak wiesz waćpan,Stać się musiało,Co snadź się stało.

Pierwszy dwuwiersz tej pobożnej pieśni więcej objaśni waćpana, niż ja mogę; bo oto nad-chodzi moja rozrywka.

Wchodzi czterech lub pięciu aktorów.Witam was, mości panowie, witam. Cieszę się, że cię oglądam w dobrym zdrowiu. Witajcieprzyjaciele. O stary, jakążeś sobie brodę wyhodował, odkąd cię ostatni raz widziałem! Przy-szedłeś mię tu nią straszyć? A, to ty, piękna damo30! Szlachetna dziewico, dalipan, od czasujak cię ostatni raz widziałem, zbliżyłaś się ku niebu na całą wysokość korka. Nie daj Boże,aby głos twój, jak dukat oberżnięty, wyszedł z obiegu! Witajcie nam, wszyscy bez wyjątku!Będziemy jak francuscy łowcy rzucać się na wszystko, co ujrzymy. Nie moglibyśmyż usły-szeć czegoś zaraz? Dajcie nam próbkę swego talentu: przedeklamujcie co patetycznego.

PIERWSZY AKTORCo na przykład, panie?

HAMLETSłyszałem cię raz deklamującego jeden ustęp, ustęp sztuki, która nigdy graną nie była albo conajwięcej raz tylko, bo, ile pamiętam, nie podobała się publiczności; był to kawior dla jejpodniebień: moim jednak zdaniem i tych, których sąd o takich rzeczach równego z moim byłwzrostu, była to sztuka wyborna, dobrze podzielona na sceny, ułożona z równą zręcznością,jak naturalnością. Przypominam sobie kogoś, co mówił, że braknie tym wierszom sosu dladodania smaku osnowie, i osnowy, która by pozwalała posądzić autora o uczucie; przyznawałjej wszakże dobrą manierę, jędrność w obrobieniu i piękność, lubo bez wdzięku. W sztuce tejszczególnie lubiłem jeden ustęp, to jest opowiadanie Eneasza31: mianowicie owo miejsce, wktórym ten bohater opisuje Dydonie śmierć Priama. Jeżeli je pamiętasz, to zacznij od tegowiersza: Zaraz, zaraz...

„Okrutny Pirrus, jak ów zwierz hirkański...”32

Nie, nie tak się zaczyna, ale zawsze od Pirrusa.,,Okrutny Pirrus, którego zbroica,Czarna jak jego myśl, podobna byłaDo owej nocy, gdy w złowrogim koniu33

Chytrze ukryty leżał, powlókł terazStraszną swą postać dzikszą jeszcze barwą:

30 Do 1660 roku role kobiece w teatrze grali młodzi chłopcy.31 Eneasz – bohater „Eneidy” rzymskiego poety Wergiliusza w przedstawianym fragmencie opisuje śmierć królaTroi, Priama zabitego przez Pirrusa syna Achillesa.32 Zwierz hirkański – tygrys z Hirkanii nad Morzem Kaspijskim.33 Złowrogi koń – koń trojański.

59

Od stóp do głowy czerwienią się odział,Zbroczon krwią ojców, matek, córek, synów,Spiekły od żaru płonącego miasta,Które przeklętym blaskiem przyświecałoMordercy swego pana; rozpalonyGniewem i ogniem i skrzepły zarazemOd stęgłej na nim posoki, oczymaJak karbunkuły34 płomieniejącymiSzuka piekielny Pirrus sędziwegoStarca Priama.”

– Mów dalej.

POLONIUSZJak żywo, ślicznie deklamujesz, mości książę, z doskonałym akcentem i spadkiem głosu.

PIERWSZY AKTOR„Znajduje go wreszcieSłabo na Greków nacierającego.Rdzawy miecz jego, zbuntowany przeciwJego ramieniu, nieposłuszny woli,Płazem uderza, kędy spadnie. Z całąPrzewagą siły rzuca się na niegoPirrus; z wściekłością próżny cios wymierza;Lecz sam już zamach, sam świst jego staliObala starca; wtedy oto Ilium35

Jak gdyby chciało nowy cios odwrócić,Koronowaną płomieniami głowęChyli ku ziemi i trzaskiem okropnymW niewolę ima Pirrusowe ucho;Bo patrzcie! oto zabójczy miecz jegoNad mleczną głową czcigodnego starcaJuż, już wzniesiony, zda się, jakby nagleUgrzązł w powietrzu. Jak kamienny posągBóstwa zagłady, ważąc się pomiędzyCzynem i wolą, stal czas jakiś PirrusI nie przedsiębrał niczego.Lecz jako nieraz widzimy przed burząCiszę na niebie, spokojność w obłokach,Wichry uśpione, a na dole ziemięJak grób milczącą, wtem przerażającyPiorun rozdziera chmurę: tak po chwiliZbudzona zemsta podżega na nowoZastałe ramię Pirrusa i nigdyNiemiłosierniej ciężki młot cyklopówNie spadł na Marsa wiecznotrwałą zbroję,36

Jak teraz krwawy miecz Pirrusa spadaNa sędziwego Priama.

34 Karbunkuł – czerwony kamień szlachetny.35 Ilium – tu: pałac króla Priama.36 Zbroja Marsa – zbroja wykuta przez pomocników Wulkana, Cyklopów.

60

Hańba ci, zmienna Fortuno! Bogowie.Wy wszyscy, którzy zasiadacie owdzie,W radzie Olimpu, odejmcie jej władzę!Połamcie szprychy i dzwona jej koła37

I stoczcie krągłą piastę z szczytu niebiosW bezdenną otchłań piekieł!”

POLONIUSZTo za długie.

HAMLETWięc razem z twoją brodą pójdzie do balwierza. Mów dalej, bracie. Jemu by trzeba jasełeklub fars plugawych, inaczej zaśnie. Dalej, przejdź teraz do Hekuby.38

PIERWSZY AKTOR„Ale kto widział nieszczęsną królowę.Jak rozczochrana...”

HAMLETJak to, rozczochrana?

POLONIUSZTo dobre wyrażenie; rozczochrana królowa jest dobrym wyrażeniem.

PIERWSZY AKTOR„Jak rozczochrana, grożąca płomieniomŁez potokami, biegła tu i owdzie,Boso, z łachmanem na tej samej głowie,Którą niedawno jeszcze diadem stroił;Odziana, miasto sukni, prześcieradłem,W chwili popłochu schwyconym naprędce;O, kto by to był wdział, ten zmaczanymW żółci językiem byłby wyzionąłPrzeciw Fortunie ostatnie bluźnierstwa;A gdyby były ją widziały niebaW tej chwili, kiedy ujrzała PirrusaZ dziką radością siekącego mieczemCiało jej męża, wybuch jej boleściByłby był z oczu ich promieniejących(Jeżeli tylko rzeczy tego świataMogą je wzruszyć) zdrój rosy wycisnąłI współjęk z piersi bogów.”

POLONIUSZPatrzcie, jak mu się twarz zmieniła i łzy mu w oczach stanęły. Skończ już, waćpan.

37 Koło Fortuny obrazowało zmienne koleje ludzkich losów.38 Hekuba – królowa Troi, żona Priama.

61

HAMLETDosyć tego, dopowiesz mi resztę niebawem. Mości panie, zechciej dojrzeć, aby ci ichmościedobrze byli ugoszczeni. Słyszysz, waćpan? Niech znajdą dobre przyjęcie; bo oni są stresz-czoną, żywą kroniką czasu. Byłoby lepiej dla waćpana zyskać po śmierci niepochlebny napisna nagrobku niż za życia niekorzystne ich świadectwo na scenie.

POLONIUSZMości książę, obejdę się z nimi stosownie do ich zasługi.

HAMLETDo paralusza! znacznie lepiej. Gdybyśmy się obchodzili z każdym wedle jego zasług, któż byuniknął chłosty? Obchodź się z nimi waćpan odpowiednio do własnej twej zacności i godno-ści. Im mniej kto zasługuje na względy, tym więcej ma zasługi nasze względem niegouprzejmość. Odprowadź ich.

POLONIUSZPójdźcie, panowie.

Wychodzi z kilkoma aktorami.

HAMLETIdźcie z nim, moi przyjaciele; dacie nam jutro jakie przedstawienie. Słuchaj no, stary, może-cie grać „Zabójstwo Gonzagi”?39

PIERWSZY AKTORMożemy, panie.

HAMLETTo grajcie je jutro. Nie mógłżebyś w potrzebie nauczyć się dwunastu do piętnastu wierszy,które bym napisał i wtrącił do twojej roli?

PIERWSZY AKTORCzemu nie, łaskawy panie.

HAMLETTo dobrze. Udaj się za tamtym jegomościem, tylko nie drwij z niego, proszę cię.

Wychodzi A k t o r.Kochani przyjaciele, (do R o z e n k r a n c a i G i l d e n s t e r n a) pozwólcie was poże-gnać. Do zobaczenia wieczorem.

ROZENKRANC I GILDENSTERNŻegnamy cię, drogi książę.

Wychodzą.

HAMLETBóg z wami! Otóż nareszcie sam jestem.O, jakiż ze mnie głąb, jaki ciemięga!Czyliż to nie jest zgrozą, że ten aktor,Niby w wzruszeniu, w parodii uczucia,

39 „Zabójstwo Gonzagi” – śladów tej sztuki nie odnaleziono.

62

Do tego stopnia mógł nagiąć swą duszęDo swoich pojęć, że za jej zrządzeniemTwarz mu pobladła, z oczu łzy pociekły,Oblicze jego, głos, ruch, cała postaćZastosowała się do jego myśli?I gwoli komuż to? gwoli Hekubie!Cóż z nim Hekuba, on z nią ma wspólnego,Żeby aż płakał nad jej losem? Cóż byTen człowiek czynił, gdyby miał podobnyMojemu; powód i bodziec do wrzenia?Zalałby łzami całą scenę, rozdarłUszy słuchaczów rażącymi słowy,W występnych rozpacz wzbudził, dreszcz w niewinnychZmieszał prostaczków i sparaliżowałIch wzrok pospołu ze słuchem.A ja, ospały niedołęga, drzemięJak Maciek, świętej niepamiętny sprawy,I ani usty ująć się nie umiemZa tego króla, na którego włościI drogim życiu dokonany zostałNajohydniejszy rozbój. Jestżem tchórzem?Któż mi zarzuci podłość? Któż mnie możeWziąć za kark, za nos powieść, w twarz mi plunąć,Wyrzucić w oczy kłamstwo? Któż to może?A jednakZasługiwałbym na to, bo w istocieMuszę mieć chyba wnętrzności gołębiaI brak zupełny żółci, nadającejGorycz poczucia krzywdy, kiedym jeszczeNie napisał dotąd stada sępów ścierwemTego nędznika. O bezwstydny łotrze!Zakamieniały, krwawy, sprośny łotrze!Bodajżem! Mnież to przystoi, synowi,Jedynakowi zamordowanegoDrogiego ojca, od nieba i piekłaPowołanemu do zemsty, jak babaMarnymi słowy dawać folgę sercuI na przekleństwach czas trawić jak prosta,Karczemna dziewka?!Fuj! fuj! Gdzież moja głowa? Powiadają,Że zatwardziali złoczyńcy, obecniNa przedstawieniu okropnych widowisk,Tak silnym zdjęci bywali wrażeniem,Ze sami swoje wyznawali zbrodnie:Mord bowiem, choćby ust nie miał, cudownyMa organ mowy. Każę tym aktoromCoś podobnego do sceny zabójstwaOjca mojego odegrać przed stryjem;Patrzeć mu będę w oczy, śledzić będęNajmniejszy jego ruch: jeżeli zadrgnie,

63

Wiem, co mam czynić. Ten duch, com go widział,Mógł być szatanem (bo szatan przybiera,Jaką chce postać) i nadużywającMojej słabości i smętności (takiBowiem stan duszy bardzo mu dogodny),Ciągnie mnie może w przepaść? Chcę pewniejszejNiż ta rękojmi. Zamierzona sztukaBędzie probierzem,40 którym, jak na wędę,Sumienie króla na wierzch wydobędę.

Wychodzi.

40 Probierz – sprawdzian.

64

AKT TRZECI

SCENA PIERWSZAPokój w zamku.

K r ó l, K r ó l o w a, P o l o n i u s z, O f e l i a,R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n

KRÓLI nie mogliście wyrozumieć żadnymZwrotem rozmowy, skąd to rozprzężenie,Które mu pokój zakłóca tak dzikimI niebezpiecznym rodzajem maniactwa?

ROZENKRANCPrzyznaje, że się czuje rozstrojony;Lecz przez co, w żaden sposób wyznać nie chce.

GILDENSTERNNie znaleźliśmy go bynajmniej skłonnymDo wywnętrzania się; zręcznym dziwactwemTrzymał nas, owszem, z daleka od siebie,Kiedyśmy chcieli z niego coś wyciągnąć.

KRÓLOWAJakże was przyjął?

ROZENKRANCBardzo grzecznie.

GILDENSTERNAleNie bez przymusu.

ROZENKRANCSkąpy był w pytaniach,A w odpowiedziach odbiegał od rzeczy.

KRÓLOWANasunęliścież mu jaką rozrywkę?

ROZENKRANCTraf zrządził, żeśmy spotkali na drodzeTrupę aktorów: wspomnieliśmy o tymKsięciu i to go trochę ucieszyło.Ci aktorowie już się tu znajdująI, jak słyszałem, otrzymali rozkazGrania mu dzisiaj.

65

POLONIUSZTak jest w rzeczy samejI mnie zlecił prosić najpokorniejWasze królewskie moście, by raczyłyByć obecnymi na tym widowisku.

KRÓLZ największą chęcią. Serdeczniem rad, że sięDo tego skłania. Wciąż go utrzymujcie,Moi panowie, w tym usposobieniuI podniecajcie w nim gust do takiegoRodzaju zabaw

ROZENKRANC I GILDENSTERNUczynim to, panie.

Wychodzą.

KRÓLOddal się także, kochana Gertrudo.Ułożyliśmy rzecz tak aby Hamlet,Niby przypadkiem, zszedł się tu z Ofelią.Ja i jej ojciec (będzie to szpiegostwoGodziwe) tak się tu ulokujemy,Abyśmy widząc, niewidzialni sami,O tym spotkaniu z bliska mogli sądzićI z zachowania się jego wnioskować,Czy to miłości wpływ, czy nie miłościTak go udręcza.

KRÓLOWAJestem ci posłuszna,Mój mężu. Dałby Bóg, luba Ofelio,Aby potęga twoich wdzięków byłaBłogim powodem, tej zmiany Hamleta:Wtedy szlachetność twoja, mam nadzieję,Na dawną by go sprowadziła drogę,Ku zaszczytowi was obojga.

OFELIAPragnę,Aby tak było, miłościwa pani.

K r ó l o w a wychodzi.

POLONIUSZOfelio, chodź tu sobie. Najjaśniejszy,My się umieścim tam.

do O f e l i iCzytaj tę książkę,Aby ten pozór zajęcia ubarwił

66

Twoją samotność. Tak to my, grzesznicy,Rzekomo świętą miną, uczynkamiBudującymi pocukrzamy nierazSamego diabla.

KRÓLna stronie

Prawda! Jakże srodzeBicz tych wyrazów chłoszcze mi sumienie!Twarz nierządnicy, różem upiększona,Nie tak jest szpetna obok tej powłokiJak czyn mój obok pokostu słów moich.O, ciężkież moje brzemię!

POLONIUSZJuż nadchodzi.Śpieszmy na miejsce, miłościwy panie

K r ó l i P o l o n i u s z wychodzą. H a m l e t wchodzi.

HAMLETByć albo nie być, to wielkie pytanie.Jestli w istocie szlachetniejszą rzecząZnosić pociski zawistnego losuCzy też, stawiwszy czoło morzu nędzy,Przez opór wybrnąć z niego? – Umrzeć – zasnąć –I na tym koniec. – Gdybyśmy wiedzieli,Że raz zasnąwszy, zakończym na zawszeBoleści serca i owe tysiączneWłaściwe naszej naturze wstrząśnienia,Kres taki byłby celem na tej ziemiNajpożądańszym. Umrzeć – zasnąć. – Zasnąć!Może śnić? – w tym sęk cały, jakie bowiemW tym śnie śmiertelnym marzenia przyjść mogą,Kiedy zrzucimy z siebie więzy ciała,To zastanawia nas: i toć to czyniTak długowieczną niedolę; bo któż byŚcierpiał pogardę i zniewagi świata,Krzywdy ciemiężcy, obelgi dumnego,Lekceważonej miłości męczarnie,Odwłokę prawa, butę władz i oweUpokorzenia, które nieustannieCichej zasługi stają się udziałem,Gdyby od tego kawałkiem żelazaMógł się zwolnić? Któż by dźwigał ciężarNudnego życia i pocił się pod nim,Gdyby obawa czegoś poza grobem,Obawa tego obcego nam kraju,Skąd nikt nie wraca, nie wątliła woliI nie kazała nam pędzić dni raczejW złem już wiadomym niż uchodząc przed nim

67

Popadać w inne, którego nie znamy.Tak to rozwaga czyni nas tchórzami;Przedsiębiorczości hoża cera bledniePod wpływem wahań i zamiary pełneJędrności, zbite z wytkniętej kolei,Tracą nazwisko czynu. – Ha! co widzę?Piękna Ofelia! – Nimfo, w modłach swoichPomnij o moich grzechach.

OFELIAJakże zdrowieWaszej książęcej mości od dni tylu?

HAMLETDobre; pokornie dziękuję waćpannie.

OFELIAMam jeszcze od was, panie, kilka drobnychPamiątek, dawno zwrócić je pragnęłam:Odbierzcie je dziś, proszę.

HAMLETJako żywo!Jam nigdy w życiu nic nie dał waćpannie.

OFELIAWiesz dobrze, mości książę, żeś to czynił,I upominki swoje ubarwiałeśTakimi słowy, które wszelkiej rzeczyWartość podnoszą. Woń ich uleciała:Weź je na powrót, panie, w oczach bowiemKażdej szlachetnie myślącej osobyNajdroższe dary lichymi się stają,Gdy dawca martwi. Ot są.

HAMLETCha–cha–cha! Jestżeś uczciwa?

OFELIAMości książę!

HAMLETJestżeś piękna?

OFELIACo znaczą te pytania?

HAMLETTo, że jeżeli jesteś uczciwa i piękna, uczciwość twoja nie powinna mieć nic do czynienia zpięknością.

68

OFELIAJak to panie? Możeż piękność z czym lepszym chodzi w parze niż z uczciwością?

HAMLETZapewne, tylko że potęga piękności prędzej obróci uczciwość w rajfurkę,41 niż wpływ uczci-wości potrafi piękność na swoje kopyto przerobić. Było to niegdyś paradoksem, ale w now-szych czasach okazuje się pewnikiem. Kochałem dawniej waćpannę.

OFELIAW rzeczy samej, dawałeś mi to książę do zrozumienia.

HAMLETNie trzeba ci było tak rozumieć; bo cnota nie daje się w stary nasz pień wszczepić tak, żeby-śmy trącić nim przestali. Nie kochałem cię wcale.

OFELIATym bardziej więc zostałam zawiedziona.

HAMLETIdź waćpanna do klasztoru; na co ci mnożyć grzeszników? Ja sam jako tako jestem uczciwy;a przecież mógłbym sobie zarzucić takie rzeczy, że lepiej by było, gdyby mnie była matka naświat nie wydała. Jestem nadzwyczajnie dumny, mściwy, chciwy władzy; więcej mam przy-war niż władz umysłowych do ich poznania, niż wyobraźni do dania o nich wyobrażenia iczasu do okazania ich w postępkach. Czego się takie figury tłuc mają pomiędzy ziemią i nie-bem? Jesteśmy arcyhultaje, wszyscy bez wyjątku; żadnemu z nas nie ufaj. Idź prosto doklasztoru. Gdzież waćpanny ojciec?

OFELIAW domu, mości książę.42

HAMLETZamknijże go na klucz, aby nigdzie indziej nie grał roli błazna, tylko we własnym domu.Bądź zdrowa.

OFELIAna stronie

Panie, zmiłuj się nad nim!

HAMLETJeżeli za mąż pójść chcesz, dam ci w posagi tę przestrogę: Chociażbyś jak śnieg czysta była,jak lód nieskalana, przecież nie ujdziesz obmowy. Wstąp do klasztoru. Adieu. Albo jeżelikoniecznie potrzebować będziesz wyjść za mąż, to wyjdź za głupca, bo rozsądni ludzie wie-dzą bardzo dobrze, jakie z nich czynicie potwory. Idź czym prędzej do klasztoru. Adieu.

OFELIAna stronie

O nieba, wesprzyjcie go swą łaską!

41 Rajfurka – stręczycielka.42 Ofelia nie mówi prawdy – wie, że ojciec i król podsłuchują rozmowę.

69

HAMLETSłyszałem też o malowaniu się waszym: nie dość wam jednej twarzy otrzymanej od Boga,dorabiacie sobie drugą; sztafirujecie się, krygujecie, cedzicie słowa, przedrzeźniacie boskiestworzenia i swawolę pokrywacie płaszczykiem naiwności. Precz, precz! nie chcę już patrzećna to: to mnie we wściekłość wprawia. Wara odtąd mężczyznom żenić się; ci, co się już po-żenili, jednego wyjąwszy, niech żyją zdrowi, reszta pozostać winna tak, jak jest. Do klaszto-ru! Do klasztoru!

Wychodzi.

OFELIAO, jak szlachetny duch zwichnięty został!Dworaka, wodza, mędrca ton, miecz, umysł;Kwiat oczekiwań potężnego państwa,Wzór ukształcenia, zwierciadło poloru,Cel zwracającej się uwagi świata:Wszystko to, wszystko wniwecz obrócone!I ja, ze wszystkich kobiet najnędzniejsza,Com ssała nektar słodkich jego ślubów,Skazanam teraz widzieć tę wspaniałą,Wybraną duszę, jak spękany dzwonek,Chrapliwie tylko wydający dźwięki;To czyste źródło bogatej młodościZmącone szałem. O, czemuż musiałamUjrzeć, co widzę, widzieć, co widziałam.

Wchodzą K r ó l i P o l o n i u s z.

KRÓLMiłość! Nie takie są jej symptomata.43

To, co on mówił, choć trochę bez związku,Cechy szaleństwa nie nosiło wcale.Ponura jego smętność wysiadujeCoś złowrogiego, co wylęgłe z jajkaMogłoby stać się zgubne. Pragnąc przetoZapobiec złemu, po świeżym namyśle,Postanowiłem wysłać go niezwłocznieDo Anglii celem niby zażądaniaPrzynależnego nam haraczu. MożeTa podroż, widok różnych miejsc i rzeczy,Potrafi z jego serca wyrugowaćTo coś, wokoło czego jego myśli,Bijąc się ciągle i skrycie nurtując,Tak go z właściwych wyrywają karbów.Cóż waćpan na to?

POLONIUSZMoże to być dobre;Rozumiem jednak zawsze, że prawdziwym

43 Symptomata – objawy.

70

Jądrem i źródłem tej jego chorobyJest bezwzajemna miłość. No, Ofelio,Nie potrzebujesz nam objawiać tego,Coć mówił książę Hamlet, bośmy samiWszystko słyszeli. Uczyń, co chcesz, panie;Jeżeli jednak uznasz to stosownym,Niech po skończonym, dzisiaj widowiskuKrólowa matka w poufnej rozmowieProsi go, aby jej zwierzył swój smutek.Niechaj z nim mówi bez ogródki; ja zaś,Jeśli się na to zgodzi wasza wielkość,Przyłożę ucho do tego sam na sam.Nie wydobędzieli nic z niego, wtedyŚlij go do Anglii, panie, albo zamknij,Gdzie mądrość twoja wskaże.

KRÓLDobra rada:Szalonych możnych pilnie strzec wypada.

Wychodzą.

SCENA DRUGA

Wielka sala tamże.Wchodzi H a m l e t z kilkoma aktorami.

HAMLETProszę cię, wyrecytuj ten kawałek tak, jak ci go przepowiedziałem, gładko, bez wysilenia.Ale jeżeli masz wrzeszczeć, tak jak to czynią niektórzy nasi aktorowie, to niech lepiej mojewiersze deklamuje miejski pachołek. Nie siecz też za bardzo ręką powietrza w taki sposób:bądź raczej ruchów swoich panem; wśród największego bowiem potoku i, że tak powiem,wiru namiętności, trzeba ci zachować umiarkowanie, zdolne nadać wewnętrznej twojej burzypozór spokoju. Nie posiadam się z oburzenia słysząc, jak siaki taki barczysty gbur w perucew gałgany obraca uczucie, prawdziwy z niego łach robi, by zadowolić uszy narodku, który ponajwiększej części kocha się tylko w niezrozumiałych gestach i wrzawie. Oćwiczyć bym radkazał takiego chama, by się bardziej hamował, gdy gra Heroda albo Termaganta.44 Proszę cię,chroń się tego.

PIERWSZY AKTORZapewniam waszą wysokość.

HAMLETNie bądź też z drugiej strony za miękki; niech własna twoja rozwaga przewodnikiem ci bę-dzie. Zastosuj akcję do słów; a słowa do akcji, mając przede wszystkim to na względzie, abyśnie przekroczył granic natury; wszystko bowiem, co przesadzone, przeciwne jest intencjomteatru, którego przeznaczeniem, jak dawniej tak i teraz, było i jest służyć niejako za zwiercia-

44

71

dło naturze, pokazywać cnocie własne jej rysy, złości żywy jej obraz, a światu i duchowiwieku postać ich i piętno. Owóż przeholowanie tego celu lub niedosięgnięcie może wpraw-dzie rozśmieszyć prostaczków, ale znającym się na rzeczy musi pójść w niesmak, nagana zaśjednego z tych ostatnich, na szali waszych zasług przeważyć musi poklask całego tłumupierwszych. Widziałem ja aktorów i znaleźli się tacy, co ich chwalili, głośno nawet; aktorów,którzy (bogobojnie mówiąc) ani z mowy, ani z ruchów nie byli podobni do chrześcijan ani dopogan, ani do ludzi, a rzucali się i ryczeli tak, iż pomyślałem sobie, że chyba jaki najemniknatury sfabrykował ludzkość; tak bezecnie ją naśladowali.

PIERWSZY AKTORPochlebiamy sobie, żeśmy się tego pozbyli cokolwiek.

HAMLETO, pozbądźcie się tego ze szczętem. Tym zaś, co u was grają błaznów, zakażcie jak nąjsuro-wiej prawić co bądź więcej nad to, co stoi w ich roli; są bowiem między nimi tacy, co sięnamawiają do śmiechu, aby w pewnej liczbie jałowych spektatorów także śmiech wzbudzić, ito właśnie w chwili kiedy przypada jaki szczegół sztuki zasługujący na uwagę. To niegodzi-wość, dowodząca politowania godnej próżności w błaźnie, który tak czyni. Idźcie i bądźcie wpogotowiu.

Aktorowie wychodzą.Wchodzą P o l o n i u s z, R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.

No i cóż, mości panie? Czy król chce spożyć ten kęs widowiska?

POLONIUSZJego królewska mość przybędzie, królowa jejmość także, i to zaraz.

HAMLETPowiedzże, waćpan, aktorom, niech się śpieszą.

Poloniusz wychodzi.A panowież to nie dopomożecie ich znaglić do pośpiechu?

ROZENKRANC I GILDENSTERNI owszem, mości książę.

Wychodzą

HAMLETHola, Horacy!

Horacy wchodzi

HORACYCo rozkażesz, panie?

HAMLETHoracy, tyś najsprawiedliwszy z ludzi,Z którymi kiedykolwiek przestawałem.

HORACYO panie!

72

HAMLETNie myśl, że ci chcę pochlebiać.Czegóż bym mógł się spodziewać od ciebie,Który nic nie masz, krom rześkości ducha,Ku wyżywieniu się i ku okryciu?Któż by pochlebiał biednym! Niechaj w cukrzeSmażony język liże głupią pychę,Niech się zawiasy kolan uginająTam, gdzie łaszenie się zdobywa korzyść.Słuchaj: od chwili kiedy dusza mojaMogła być panią swojego wyboruI ludzi jednych przenosić nad drugich,Od owej chwili już cię ona sobieUpodobała; boś ty, wiele cierpiąc,Takim był zawsze, jak byś nic nie cierpiał;Boś ty Fortunie zarówno był wdzięcznyZa jej umizgi i prześladowania;A błogosławion, w kim krew z przekonaniemTak są zmieszane, iż on palcom losuNie służy za flet do wydania dźwiękówWedle kaprysu. O, daj mi człowieka,Nie będącego żądz swych niewolnikiem,A w głębi mego serca go umieszczę,W sercu samegoż serca, tak jak ciebie.Za wiele tego już podobno. W sztuce,Która niebawem ma być przedstawiona,Jest jedna scena zbliżona do tego,Com ci o śmierci mego ojca zwierzył.Gdy się ta scena pertraktować będzie,Zwróć, proszę, całą potęgę uwagiNa mego stryja. Jeśli jego winaPodczas tej sceny sama się nie zdradzi,Ów niby zacny duch był potępieńcem,A moje myśli tak czarne jak sadzaW kuźni Wulkana.45 Nie spuszczaj go z oczu,Ja mój| wzrok także pilnie w twarz mu wryję,A potem zlejem nasze spostrzeżeniaW stanowczą formę wniosku.

HORACYDobrze, panie;Jeżeli skradnie co mojej bacznościI ujdzie cały, zapłacę tę kradzież.

HAMLETJuż idą; muszę znowu zostać głupcem.Dalej na miejsce!

Marsz. Odgłos trąb.

45 Wulkan – rzymski bóg, kowal i władca ognia, jego kuźnia mieściła się w kraterze Etny na Sycylii.

73

K r ó l, K r ó l o w a, P o l o n i u s z,O f e l i a, R o z e n k r a n c, G i l d e n s t e r n

i inne osoby wchodzą.

KRÓLJakże się miewa nasz syn, Hamlet?

HAMLETWybornie, żyję jak kameleon powietrzem nadzianym obietnicami;46 kapłonów nie mogliby-ście lepiej tuczyć.

KRÓLNie mam co zrobić z tą odpowiedzią. Te słowa nie do mnie należą.

HAMLETAni do mnie już teraz. (do P o l o n i u s z a) Waćpan grywałeś kiedyś na uniwersytecie, je-żeli się nie mylę?

POLONIUSZTak jest, mości książę, i miałem sławę dobrego aktora.

HAMLETA cóżeś pan przedstawiał?

POLONIUSZPrzedstawiałem Juliusza Cezara47 i zostałem zabity na Kapitolu. Brutus mnie zabił.

HAMLETCóż to za brutalstwo było z jego strony, żeby tak kapitalne cielę tam zabijać! – Czy aktoro-wie już w pogotowiu?

ROZENKRANCCzekają, panie, na twe rozkazy.

KRÓLOWAPódź tu, kochany Hamlecie, siądź przy mnie.

HAMLETWybacz, kochana matko, tu jest metal silniej pociągający.

POLONIUSZdo K r ó l a

Słyszałeś, panie?

HAMLETdo O f e l i i

Mogęż, o pani, lec na twoim łonie?

46 W średniowieczu wierzono, że kameleon żywi się powietrzem.47 Śmierć Cezara była częstym tematem sztuk grywanych w tych czasach.

74

OFELIANie, mości książę.

HAMLETTo jest na twoim łonie głowę wsparłszy?

OFELIAMożesz, książę.

HAMLETkładąc się u jej nóg

Sądziszli, żem miał w myśli co innego?

OFELIAJa nic nie sądzę.

HAMLETTo by był pomysł nie lada położyć się między nogami dziewczyny.

OFELIACo takiego?

HAMLETNic.

OFELIAKsiążę dziś jesteś wesół.

HAMLETKto? ja?

OFELIANie inaczej.

HAMLETO, jestem tylko twoim wesołkiem. Cóż zresztą człowiek ma czynić, jeżeli nie weselić się?Oto na przykład moja matka, patrz pani, jak promieniejąco wygląda, chociaż mój ojcieczmarł przed dwiema godzinami.

OFELIAPrzed dwa razy dwoma miesiącami, mości książę.

HAMLETTak to już dawno? Niechże się diabeł czarno nosi, ja przywdzieję sobole. Dlaboga? Oddwóch miesięcy zmarły i jeszcze nie zapomniany? Jest więc nadzieja, że pamięć wielkichludzi zdoła przetrwać ich żywot przez pół roku; notabene, jeżeli ufundują kościoły; w prze-ciwnym razie niech się nie skarżą, jeżeli ich spotka los tego konika,48 któremu na nagrobkunapisano: „Konik zdechł, więc go w miech.”

48 Konik – rodzaj lajkonika w majowych zabawach ludowych w Anglii.

75

Odgłos trąb. Po czym następuje pantomima. Para królewskich małżonków w czułej ko-mitywie schodzi na scenę. Królowa ściska króla i on ją nawzajem, klęka przed nim z wy-razem najtkliwszego przywiązania; on ją podnosi i głowę na jej piersi skłania; kładzie siępotem na kwiecistej darni i zasypia. Ona, widząc go uśpionego, odchodzi. Po niejakiejchwili ukazuje się jakiś człowiek, zbliża się do śpiącego, zdejmuje mu z głowy koronę,całuje ją, wlewa potem w ucho królowi truciznę i wychodzi. Królowa powraca, znajdujekróla nieżywego i bardzo rozpacza. Zabójca w towarzystwie dwóch czy trzech niemychosób wchodzi znowu i niby także lamentuje. Wynoszą trupa. Zabójca składa przed królo-wą dary i oświadcza jej swoją miłość. Ona okazuje zrazu wstręt i niechęć, w końcu jednakpodaje mu rękę. Wychodzą.

OFELIACo to było, mości książę?

HAMLETTo był hultajski bigos, a oznacza zbrodnię.

OFELIAZapewne ta pantomima zawierała w sobie treść sztuki?

Wchodzi P r o l o g.

HAMLETDowiemy się od tego jegomościa. Aktorowie nie umieją trzymać języka za zębami; musząwszystko wypaplać.

OFELIACzy on nam odkryje znaczenie tego?

HAMLETNiezawodnie, tak jak wszystko, co byś mu pani odkryła. Nie wstydź się tylko pokazać mu, comasz do pokazania, a on się nie powstydzi powiedzieć ci, co to znaczy.

OFELIALadaco z waści, ladaco. Będę patrzeć na sztukę.

PROLOGCni panowie i cne damy,Dla was i dla naszej dramyKornie was o wzgląd błagamy.

HAMLETPrologli to czy dewiza na sygnet?

OFELIATo było krótkie

HAMLETJak miłość kobiety.

Wchodzą K r ó l aktor i K r ó l o w a aktorka.

76

KRÓL AKTOR„Trzydzieści razy Feba49 rumaki obiegłyKrąg Tellury50 i przestwór Neptuna rozległyI trzydzieścikroć razy dwanaście na przemianZapłonął i zbladł miesiąc nad głowami Ziemian,Odkąd nam Amor serca, Hymen51 złączył dłonieWęzłem, który się chyba rozwiąże po zgonie.

KRÓLOWA AKTORKAObyśmy drugie tyle zmian luny52 i słońcaZliczyli, nim miłości dożyjemy końca!Lecz ach! już od pewnego czasu niezbadanaW zdrowiu, w humorze twoim, panie, zaszła zmiana.Lękam się... niechaj jednak te niewieście trwogiNie przyczyniając cierpień, o mężu mój drogi.Obawy u płci naszej z miłości się rodząJak ta lub nie istnieją, lub w miarę przechodzą.Czym moja miłość, tego liczneś miał objawy;W jakim zaś stopniu miłość, w takim i obawy.Gdzie wielka miłość, lada wątpliwość przeraża,I z zwiększeniem się obaw miłość się pomnaża.

KRÓL AKTORTak, najmilsza, opuszczę cię, i to niedługo,Coraz już siły skąpszą darzą mię posługą;Ty zostaniesz; żyć będziesz na tym pięknym świecieSzanowana, kochana, i może ci splecieWieniec drugi małżonek.

KRÓLOWA AKTORKAO, wstrzymaj te słowa!Zbrodnią by w moim łonie była myśl takowaObym przy drugim mężu była potępioną!Taka tylko drugiego może zostać żoną,Co zabiła pierwszego.”

HAMLETTo piołun.

KRÓLOWA AKTORKA„Podłe tylko chucieKleją powtórne związki, lecz nigdy uczucie.Zabójczyni pierwszego powtórnie go zgładza,Gdy nowego małżonka w łoże swe wprowadza.

49 Febus – bóg słońca.50 Tellus – bogini ziemi.51 Hymen – bóg związków małżeńskich.52 Luna – księżyc.

77

KRÓL AKTORŻe myślisz tak, jak mówisz, najzupełniej wierzę;Nieraz jednak człek łamie to, co przedsiębierze.Zamiar jest niewolnikiem wyłącznym pamięci.Nagle zrodzony, ale słabej konsystencji;Krzepko wisi, jak owoc nieźrzały u drzewa.Lecz gdy zmięknie, przed czasem lada wiatr go zwiewa.Nie dziw, że nie pomnimy wypłacać na dobie53

Długu, któryśmy winni tylko samym sobie.To, co postanawiamy w chwili uniesienia,Z uniesieniem minionym w parę się zamienia;Zbytnia gwałtowność czy to radości, czy smutku,Sama własne swe chęci wydziedzicza z skutku,Gdzie radość pusta, smutek przechodzi w rozpacze,Tam po chwili cieszy się smutek, radość płacze.Świat ten nie wiekuisty ni się kto zdumiewa,Że z przesileniem szczęścia i miłość omdlewa;Kwestia to bowiem jeszcze mieszcząca zawiłość,Czy miłość jedna szczęście, czy też szczęście miłość?Możny runął, pierzchają wraz czcicieli zgraje;Biedny wzniósł się, aliści wróg dłoń mu podaje.Zdaje się więc, że miłość szczęściu jest służebna,Ma przyjaciół, komu ich miłość niepotrzebna,A kto w potrzebie niby przyjaciela wzywa,Gotowego w nim sobie wroga wychowywa.Słowem, skończyłbym na tym, od czego zacząłem,Chęć i moc nasza tak są odrębnym żywiołem,Że najczęściej upada to, co człek zamierzy,Myśl nasza do nas, cel jej nie do nas należy.Tak i ta myśl, że z drugim nie będziesz złączona,Skona w tobie, gdy pierwszy twój małżonek skona.

KRÓLOWA AKTORKANiech mi niebo odmówi światła, ziemia wody,Noc nie da odpoczynku, dzień nie da swobody!W rozpacz niech wszelka moja zmieni się pociecha,Los tylko więźnia w lochu niech mi się uśmiecha;Wszystko to, co rumieniec przeistacza w bladość,Niech będzie mym udziałem, gdy uczuję radość.Tu i tam niech ponoszę kaźń co chwila nową,Jeśli żoną zostanę, raz zostawszy wdową!”

HAMLETdo O f e l i i

Gdyby tę przysięgę miała złamać..

KRÓL AKTOR„Ślub to straszliwy. – Luba, opuść mię na chwilę:

53 Na dobie – we właściwym czasie.

78

Myśli mi się mieszają; może snem zasilęZnękane ciało.

Zasypia.

KRÓLOWA AKTORKANiech cię kołysze sen błogiI wszelkie zło omija z dala nasze progi!”

Wychodzi.

HAMLETdo K r ó l o w e j

Jak ci się, pani, podoba ta sztuka?

KRÓLOWAZdaje mi się, że ta dama przyrzeka za wiele.

HAMLETO, ale dotrzyma słowa.

KRÓLCzy znasz waćpan treść tej sztuki? Nie mieściż ona w sobie nic zdrożnego?

HAMLETNic zgoła; oni tylko żartują, trują żartem; nic zdrożnego w świecie.

KRÓLJakiż ta sztuka ma tytuł?

HAMLET„Łapka na myszy”. Skąd zaś taki? Przez przenośnię. Przedstawia ona morderstwo dokonanew Wiedniu. Zamordowany książę nazywał się Gonzago, a jego małżonka Baptysta. Arcy-szelmowska to sprawka, jak zaraz obaczymy. Ale co nam do tego? Wasza królewska mość imy wszyscy mamy spokojne sumienie, nie może nas to dotknąć. Niech się drapie, kto maliszaj; nasza skóra zdrowa.

Wchodzi Lucjan.To jest niejaki Lucjan, synowiec króla.

OFELIAObjaśniasz, mości książę, tak dobrze jak chór starożytny.

HAMLETMógłbym być pośrednikiem między panią a jej kochankiem, gdybym tylko był świadkiemwaszych igraszek.

OFELIAKolący masz dowcip, mości książę.

HAMLETOdpokutowałabyś, pani, niejednym jękiem stępienie mi kolca.

79

OFELIACoraz to lepiej i zarazem gorzej.

HAMLETTak właśnie traktujecie swych mężów. Dalej, morderco;Zrzuć twą przeklętą larwę i zaczynaj:Już kruk krakaniemDo zemsty daje hasło.

LUCJAN„Myśl czarna, ręka pewna, płyn dzielny, czas sprzyja.Nie tamuje zamiaru obecność niczyja.Szary wyskoku, w północ z zabójczych ziół zebrany,Po trzykroć pod Hekaty54 klątwą gotowany,Władzę twą czarodziejską, straszną w swym rozwiciuOkaż niezwłocznie na tym zdrowym jeszcze życiu.”55

Wlewa truciznę w ucho śpiącemu.

HAMLETTruje go w jego własnym ogrodzie dla zagrabienia jego państwa. Nazwisko tamtego jestGonzago; rzecz autentyczna i we włoskim tekście wybornie opisana. Teraz zobaczymy, ja-kim sposobem morderca pozyskuje miłość żony Gonzagi.

OFELIAKról powstaje.

HAMLETJak to? Strwożony fałszywym alarmem?

KRÓLOWACo ci jest, panie?

POLONIUSZNiech skończą widowisko!

KRÓLŚwiatła! Wychodźmy.

POLONIUSZŚwiatła! światła! światła!

Wszyscy wychodzą prócz H a m l e t a i H o r a c e g o.

HAMLETNiech ryczy z bólu ranny łoś,Zwierz zdrów przebiega knieje,Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś.To są zwyczajne dzieje. 54 Hekate – bogini księżyca, czarów i zbrodni.55 Kwestia Lucjana jest dodatkiem do tekstu sztuki napisanym przez Hamleta w celu zdemaskowania Klaudiu-sza.

80

Powiedz mi, waćpan, czy ta komedia, z dodatkiem lasu piór na głowie i pary prowansalskichróż u dziurawych trzewików, nie powinna by (jeśli resztka mojego szczęścia mnie zawiedzie)zapewnić mi udział w jakiej trupie aktorów? Hę!

HORACYPołowę udziału.

HAMLETAleż cały.Wiedz bowiem, miły mój Damonie,Że z raju dziś tu step;Gdzie wczora Jowisz był na tronie,Tam dziś panuje – pustka.56

HORACYMogłeś dorymować, mości książę.

HAMLETO Horacy! Słowa tego ducha złota warte. Czy widziałeś?

HORACYNajwyraźniej.

HAMLETKiedy była mowa o otruciu?...

HORACYUważałem dobrze.

HAMLETCha! cha! – Nie ma tam gdzie jakiego grajka? Hej!Bo skoro król komedii nie lubi, pewnikiemKról jegomość komedii nie jest lubownikiemA co, są grajkowie?

Wchodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n

GILDENSTERNMości książę, niech nam wolno będzie powiedzieć jedno słowo.

HAMLETIle ich jest w słowniku.

GILDENSTERNMości książę, król...

HAMLETCóż król porabia, mości panie?

56 Do rymu byłoby: kiep.

81

GILDENSTERNOd wyjścia stąd bardzo zaniemógł.

HAMLETZ przepicia?

GILDENSTERNZ wzburzenia żółci.

HAMLETTroskliwość pańska byłaby się była okazała trafniejsza, udając się w takim razie do doktora.Bo gdybym ja mu zapisał na przeczyszczenie, mogłoby mu to jeszcze bardziej żółć wzbu-rzyć.

GILDENSTERNRacz, łaskawy panie, zamknąć swą mowę w pewne szranki i nie odskakiwać tak dziko odcelu, w jakim przychodzim.

HAMLETJestem już potulny: mów, waćpan.

GILDENSTERNKrólowa, matka waszej książęcej mości, w najgłębszym rozżaleniu przysyła nas do ciebie,panie.

HAMLETMiło mi panów powitać.

GILDENSTERNNie, mości książę, te grzeczności nie w porę. Jeśli się waszej książęcej mości podoba daćnam zdrową odpowiedź, wypełnimy polecenie jego matki; w przeciwnym razie, przebaczeniewaszej książęcej mości i oddalenie się nasze będzie jedynym owocem naszego tu przybycia.

HAMLETNie mogę, doprawdy.

GILDENSTERNCzego, mości książę?

HAMLETDać panom zdrowej odpowiedzi, bom chory na głowę; na jaką wszakże będę się mógł zdo-być, taką im służyć będę albo raczej matce mojej. Dlatego przystąpmy wprost do rzeczy, bezkorowodów. Mówicie więc, panowie, że moja matka...

ROZENKRANCNie tai tego, że postępowanie waszej książęcej mości w podziw ją i zdumienie wprawia.

HAMLETO dziwny synu, który tak możesz zdumiewać matkę twoją! A czy nie ma tam czasem jakiegopostscriptum pod tym macierzyńskim podziwem? Powiedzcie no, panowie.

82

ROZENKRANCŻyczeniem jej jest, abyś się książę z nią widział w jej gabinecie, nim się udasz na spoczynek.

HAMLETBędę jej posłuszny, choćby była dziesięć razy moją matką. Czy macie, panowie, co więcej dopowiedzenia?

ROZENKRANCMości książę, był czas, żeś mię lubił.

HAMLETNa Bakcha i Merkurego57! i teraz jeszcze.

ROZENKRANCŁaskawy książę, co cię udręcza? Dobrowolnie zamykasz drzwi swobodzie, ukrywając troskiswoje przed przyjacielem.

HAMLETNie mam widoków, mój panie.

ROZENKRANCJak to? kiedy sam król zapewnia waszej książęcej mości następstwo duńskiego tronu!

HAMLETTak, tak, ale znasz pan przysłowie: dostał koń owsa...58 koniec trochę niesmaczny.

Muzykanci wchodzą.Otóż i gędźba. Pozwól no mi, bracie, swego fletu, (biorąc G i l d e n s t e r n a na stronę)Dlaczego tak tropisz wkoło mnie, jak gdybyś mię chciał w lisią jamę zapędzić?

GILDENSTERNO panie! jeśli mię żarliwość uczyniła za śmiałym, przywiązanie moje słusznie możesz na-zwać nieokrzesanym.

HAMLETNie rozumiem tego dobrze. Zagraj no, proszę, na tym flecie.

GILDENSTERNNie umiem, mości książę.

HAMLETProszę cię.

GILDENSTERNNie umiem, doprawdy.

HAMLETJak mnie kochasz.

57 Bachus – bóg wina, Merkury – posłaniec bogów, także opiekun handlarzy i złodziei.58 Odpowiednik naszego „Nim słońce zajdzie, rosa oczy wyje”.

83

GILDENSTERNNie potrafię z niego wydobyć głosu, mości książę.

HAMLETTo tak łatwo przecie jak kłamać. Przebieraj po tych dziurkach palcami, włóż ten koniec wusta i zadmij, a wydobędziesz ton najdźwięczniejszy. Patrz, tu są klapy.59

GILDENSTERNAle ja ich użyć nie umiem do wydania jakiej bądź melodii, nie znam się na tym.

HAMLETPatrzże teraz, za jakiego mnie masz bajbardzo.60 Chciałbyś grać na mnie, wmawiasz w siebie,że znasz mój mechanizm? Chciałbyś wyrwać ze mnie rdzeń mej tajemnicy, wycisnąć ze mniecałą skalę tonów, od najniższej nuty aż do dyszkantu; a w tym tu marnym instrumencie tylejest głosu, tyle harmonii, jednakże nie możesz go skłonić do przemówienia. Cóż u kata! czysądzisz, że na mnie łatwiej zagrać niż na flecie? Miej mię, za jaki chcesz, instrument: przę-dąć, rozstroić mię potrafisz, ale zagrać na mnie – nigdy.

Wchodzi P o l o n i u s zWitam waćpana dobrodzieja.

POLONIUSZMości książę, królowa jejmość życzy sobie z waszą Książęcą mością pomówić, i to zaraz.

HAMLETCzy widzisz tam waćpan tę chmurę z kształtu podobną do wielbłąda?

POLONIUSZW rzeczy samej, istny wielbłąd.

HAMLETZdaję mi się, że jest podobniejsza do łasicy.

POLONIUSZPrawda, z boku podobniejsza do łasicy.

HAMLETAlbo raczej do wieloryba.

POLONIUSZBardzo podobna do wieloryba.

HAMLETNo, to dobrze; zaraz pójdę do matki. Z tymi głupcami trzeba by zgłupieć naprawdę. Zarazidę.

POLONIUSZŚpieszę to powiedzieć.

59 Klapy – przykrywki do zamykania bocznych otworów w instrumentach dętych.60 Bajbardzo – byle co, ladaco.

84

HAMLET„Zaraz”, łatwo da się powiedzieć. Zostawcie mnie, przyjaciele.

Wychodzą R o z e n k r a n c, G i l d e n s t e r n i H o r a c y.Teraz jest właśnie czarodziejska, strasznaGodzina nocy, w której się podnosząGroby i same piekła wyziewająNa świat zarazę. O, teraz bym gotówPić krew i takie rzeczy wykonywać,Na których widok dzień by zbladł; lecz terazMam iść do matki. O serce, nie zaprzeczNaturze mojej! Niech nigdy w to łonoNie znajdzie wstępu neronowa61 dusza!Niech będę srogim, ale nie wyrodnym!Sztylety w ustach mam, ale nie w dłoni!Niechaj mój język będzie w tym spotkaniuObłudny względem serca i jakkolwiekSłowa me będą miotać się i srożyć,Pieczęci, duszo, nie daj doń przyłożyć!

Wychodzi.

SCENA TRZECIA

Pokój tamże.K r ó l, R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.

KRÓLNie można mu dowierzać, nie byłobyNawet roztropnie, gdybyśmy mu dłużejWodze szaleństwa puszczać dali. BądźcieWięc w pogotowiu, skoro odbierzecieZlecenia już się przygotowujące,Natychmiast jedźcie z nim do Anglii. DobroNaszego państwa nie pozwala cierpiećTakiej bliskości hazardu, na któryJego wybryki z każdą chwilą bardziejNas wystawiają.

GILDENSTERBędziem w pogotowiu.Święta i bogobojna to troskliwośćWaszej królewskiej mości, bo tu idzieO zachowanie bezpieczeństwa tyluTysięcy ludzi, które pod jej berłemŻyją szczęśliwie.

61 Neronowa dusza – rzymski cesarz Neron kazał zamordować swoją matkę Agrypinę, winną śmierci męża.

85

ROZENKRANCKażdy pojedynczy,Prywatny żywot już jest w obowiązkuWszelkimi siły i z całą dzielnościąChronić i bronić siebie od uszczerbku:O ileż więcej taki byt, na którymPolega życie milionów! Nie kończyNigdy majestat sam jeden dni swoich;Jak spadający potok chłonie z sobąWszystko, co było w pobliskości. Jest onNiby potężnym kołem przytwierdzonymDo szczytu góry, przy którego dzwonachOlbrzymich mszą krocie przyczepionychDrobiazgów; jeśli to koło się stoczy,Wraz każda z owych podrzędnych jednostekChyżo mknie w przepaść. Nigdy bez współdźwiękuJęków ogólnych król nie wydał jęku.

KRÓLSpiesznie gotujcie się do tej podróży.Trzeba nam spętać ten postrach, co terazZa bardzo hula.

GILDENSTERN I ROZENKRANCBędziem się śpieszyli.

Wychodzą.Wchodzi P o l o n i u s z.

POLONIUSZMa przyjść niebawem do pokoju matki;Ja za obiciem stanę i wysłucham,Co się tam będzie działo. Pewny jestem,Że mu królowa jejmość zmyję głowę;Trzeba atoli, jak to bardzo mądrzeWasza królewska mość zauważyła,Aby krom matki, bo matki z naturySą stronne, jeszcze drugi jaki świadekBył tam obecny. Idę więc i zanimWasza królewska mość pójdzie do łóżka,Będę z powrotem, by zdać sprawę z tego,Czego się dowiem.

KRÓLDziękujęć, mój drogi.

Wychodzi P o l o n i u s z.O, kał mej zbrodni cuchnie aż w niebiosa!Najstarsza klątwa na niej ciąży, stygmat62

Bratniego mordu! Nie mogę się modlić,

62 Stygmat – znak, piętno.

86

Chociaż pragnienie dorównywa chęci;Moc winy mojej kruszy moc mej woli;I jako człowiek rozdwojeń w działaniu,Stoję wahając się, co mam wprzód zacząć,I nic nie czynię. Jak to? choćby nawetTa dłoń przeklęta była od krwi bratniejDwakroć tak brudna, czyliż miłosierneNieba nie mają dżdżu do jej obmycia,Aby zbielała jak śnieg? Na cóż łaska,Jeśli nie na to, by przebaczać winnymCzymże są modły, jeżeli nie owąPodwójną siłą, zdolną nas podeprzeć,Gdy mamy upaść, lub podnieść na nowo,Kiedy upadniem? Wzniosę przeto oczy;Błąd mój już minął. Lecz, ach! jaki rodzajModlitwy może być dla mnie pomocny?Przebacz mi moje ohydne morderstwo!To być nie może; boć jeszcze posiadamTo wszystko, co mię wiodło do morderstwa:Koronę, władzę, żonę brata. MożeżByć rozgrzeszonym, kto dzierży plon grzechu?W praktykach tego zepsutego świataZdarza się zbrodni pozłoconą rękąUsuwać na bok sprawiedliwość; nierazWidziano nawet prawo przekupioneOwocem gwałtu; ale tam tak nie jest:Tam nie popłaca szalbierstwo; tam czynyNago się jawią i człowiek, stawionyNaprzeciw swoich przestępstw oko w oko,Musi je wyznać. Cóż mi więc zostaje?Spróbować, czego żal dokaże? CzegóżOn nie dokaże? Lecz czegóż dokaże,Gdy winowajca nie może żałować?O straszna dolo! serce jak śmierć czarne!Spętana duszo, która, usiłującByć wolna, coraz okropniej się wikłasz!Przyjdźcie mi w pomoc, o wy aniołowie!Zegnijcie się, kolana! i ty, staląOkute serce, zmięknij jako nerwyNowo narodzonego niemowlęcia!Jeszcze się wszystko da naprawić.

Klęka.Wchodzi H a m l e t.

HAMLETModli się; teraz mógłbym to uczynić;Teraz uczynię. Ale tym sposobemPójdzie do nieba; i toż będzie zemstą?Trzeba się nad tym zastanowić. NędznikZabija mego ojca i ja za to,

87

Ja, syn jedyny zamordowanego,Posyłam tegoż nędznika do nieba.To by nagrodą było, a nie zemstą.On go tyrańsko zgładził, w sennej dobie,W stanie sytości, w maju, jego grzechów;Jak tam rachunek. jego stoi, BoguWiadomo; sądząc atoli po ludzku,Źle z nim być musi. I jaż bym się zemścił,Gdybym go zabił teraz, kiedy skruchąOczyszcza duszę, przygotowanego,Opatrzonego w podróż z tego świata?Nie. Czekaj, mieczu, sposobniejszej pory.Kiedy pijany będzie, we śnie, w gniewieAlbo wśród uciech kazirodnych; kiedyGrać lub kląć będzie, lub co bądź innegoCzynić, co wcale nie pachnie zbawieniem;Wtedy go ugodź tak, żeby aż nogiZadarł ku niebu, aby jego duszaTak wtedy była przeklęta i czarnaJak piekło, w które pójdzie. Matka czeka,Ten tylko kordiał63 śmierć twoją odwleka.

Wychodzi.

KRÓLpowstając

Słowa wzlatują, myśl w prochu się grzebie;Ach! słów bez myśli nie przyjmują w niebie.

Wychodzi.

SCENA CZWARTA

Inny pokój tamże.K r ó l o w a i P o l o n i u s z.

POLONIUSZPrzyjdzie wnet. Mów z nim, pani, bez ogródki,Powiedz mu, że się już przebrała miarkaJego wybryków, że wasza dostojnośćZa długo stoisz jako parawanPomiędzy nim a ogniem. Tu się skryję;Tylko z nim ostro.

HAMLETza sceną

Matko, o Matko!...

63 Kordiał – lek.

88

KRÓLOWANie turbuj się, waćpan;Zgromię go należycie. Wyjdź, już idzie.

P o l o n i u s z kryje się. H a m l e t wchodzi.

HAMLETJestem więc, matko, czego żądasz?

KRÓLOWAHamlecie, bardzoś zmartwił twego ojca.

HAMLETMatko, zmartwiłaś bardzo mego ojca.

KRÓLOWAPrzestań, odpowiedź twoja bezrozumna.

HAMLETPrzestań; pytanie twe bezbożne.

KRÓLOWACtóż toZnaczy, Hamlecie?

HAMLETCzego żądasz, matko?

KRÓLOWACzy mnie już nie znasz?

HAMLETO, znam, na krucyfiks!Jesteś królową, żoną twego szwagra,Obyś nie była nią. Jesteś mą matką.

KRÓLOWAMuszę więc kogo innego przywoływać,Co się rozmówi z tobą.

HAMLETSiadaj, pani;Nie wyjdziesz stąd, na krok się stąd nie ruszysz,Póki nie stawię przed tobą zwierciadła,W którym się przejrzysz z gruntu.

KRÓLOWACo chcesz czynić?Nie chcesz mię zabić przecie. Hej! ratunku!

89

POLONIUSZza obiciem

Ratunku!

HAMLETdobywając szpady

Cóż to? szczur? Bij, zabij szczura!Ten sztych dukata wart.

Zadaje pchnięcie przez obicie.

POLONIUSZza obiciem

Zabity jestem!Pada i umiera.

KRÓLOWANieszczęsny, cóżeś uczynił?

HAMLETSam nie wiem.Czy to król?

Podnosi obicie i wyciąga P o l o n i u s z a.

KRÓLOWACo za czyn zapamiętały!

HAMLETZapamiętały czyn! W istocie, matko;Tak samo prawie, jak zgładzać ze świataKróla, a potem iść za jego brata.

KRÓLOWAJak zgładzać króla?

HAMLETTakem wyrzekł, pani.

do P o l o n i u s z aBądź zdrów, usłużno–wścibski, biedny głupcze!Wziąłem cię za lepszego; znieś twą dolę;Widzisz, że czasem źle być zbyt gorliwym. –Nie łam rąk, pani; siądź i ścierp, że raczejJa serce twoje teraz łamać będę;I skruszę je, na Boga, jeśli nie jestZ nieprzełomnego metalu i jeśliPrzeklęty nałóg nie zrobił go wałemPrzeciw wszelkiemu wpływowi uczucia.

KRÓLOWACóżem ja popełniła, że się ważyszTak obelżywą mową na mnie targać?

90

HAMLETCzyn, który kazi wdzięk i kwiat skromności,Cnotę w obłudę zmienia; zdziera różęZ hożego czoła niewinnej miłościI sadza na nim wrzody; który święteMałżeńskie śluby czyni fałszywymi,Jako zaklęcia gracza, a religięCzczą grą wyrazów. Płoni się twarz niebaI wiecznie trwały ten gmach chorobliwąPrzybiera postać wobec tego czynuJak gdyby w wilię dnia sądnego.

KRÓLOWAPrzebóg!Jakiż to czyn tak grzmiący zarzut ściąga?

HAMLETSpójrz, pani, na ten portret i na tamten,Na ten konterfekt64 dwóch rodzonych braciPatrz, ile wdzięku mieści to oblicze:Czoło Jowisza, Hyperiona włosy;Wzrok Marsa, groźny i rozkazujący;Postawa godna Merkurego, kiedyNa niebotyczny szczyt góry zstępuje.Wszystko tu tak jest pełne, tak skończone,Jakby dla dania pierwowzoru mężaKażdy bóg swoją pieczęć był przyłożyłNa tym człowieku: to był twój małżonek.Patrz teraz owdzie, to twój mąż dzisiejszy;Jak zaśniedziały kłos, zarażającyZdrowego brata. Maszli, pani, oczy,Żeś mogła rzucić to górne pastwiskoDla paszy na tym bagnie? Gdzie masz oczy?Nie możesz tego tłumaczyć miłością,Bo w twoim wieku krew nie war, pokornieSłucha rozwagi, a jakaż rozwagaMogłaby kazać przenieść to nad tamto?Masz, pani, zmysły, to pewna, boć przecieNie jesteś martwa; ale i to pewna,Że zmysły te są zwichnięte; bo tu byNawet szalony nie zbłądził w wyborze;Bo nigdy jeszcze żadne obłąkanieDo tego stopnia nie stępiło zmysłów,Aby im jakiś organ nie pozostałDo namacania tak wielkiej różnicy.jakiż, u licha, bies przy ciuciubabceTak cię zaślepił? Wzrok bez dotykania,

64 Konterfekt – obraz, wizerunek.

91

Czucie bez wzroku, słuch bez rąk i oczu,Węch bez wszystkiego innego, ba, nawetNajułomniejsza część zdrowego zmysłuTak by nie mogła się zmylić. O wstydzie!Gdzie twój rumieniec? Piekielny rokoszu,Jeśli ty możesz płomień twój rozniecaćW łonie matrony, to zaiste cnocieWrzącej młodości stać się trzeba woskiemI stopnieć w własnym ogniu. Niech się przeciwAtakom pokus odtąd srom nie zbroi,Skoro ląd płonie tak żywo i rozumŻądz jest faktorem.65

KRÓLOWAO, przestań, Hamlecie!Ty oczy moje zwracasz w głąb mej duszy;Widzę w niej czarne, szpetne plamy, którychZmyć nie potrafię.

HAMLETHa! tak żyć w barłoguKazirodnego łoża, gnić w sprośności,Z śmietnika rozkosz chłeptać!...

KRÓLOWAPrzestań, przestań!Każde twe słowo razi mnie jak sztylet.Przestań, Hamlecie luby!

HAMLETZbój i podlec;Nikczemnik niewart setnej części setkiTwego pierwszego męża; rzezimieszek,Który z wystawy ściągnął drogi diademI w kieszeń schował...

KRÓLOWAPrzestań.

D u c h wchodzi

HAMLETKról z postawy,Z szmat i okrawek...Osłońcie mię opiekuńczymi skrzydłyŚwięte zastępy niebios! Czego żądasz,Szanowna maro?

65 Faktor – pośrednik.

92

KRÓLOWANiestety! Oszalał.

HAMLETCo cię sprowadza? Przychodziszli zgromićOpieszałego syna, że tak gnuśnieCzas marnotrawi, w odwłokę puszczającSpełnienie twego strasznego rozkazu?O, mów!

DUCHPamiętaj na twe przyrzeczenie,Przychodzę po to tylko, żebym wzmocniłZwątlone nieco przedsięwzięcie twoje,Ale patrz, w jakim stanie twoja matka!O, stań pomiędzy nią a jej sumieniemOdbywającym walkę; wyobraźniaNajsilniej działa w słabym ciele. PrzemówDo niej, Hamlecie.

HAMLETCo ci jest, o pani?

KRÓLOWANiestety, raczej ty powiedz, co tobie,Że tak upornie oczy w próżnię wlepiaszI z bezcielesnym rozmawiasz powietrzem?Dziko z twych oczu strzela wnętrzny płomień;I gładkie włosy twoje, jak żołnierzeZbudzeni ze snu alarmem, powstająI wyprężone stoją. O mój synu,Skrop tę trawiącą cię gorączkę chłodemZastanowienia. W co się tak wpatrujesz?

HAMLETW niego! tam! w niego! Patrz, jaki on blady!Ach! jego postać, jego sprawa zdolnaByłaby wzruszyć głazy. Nie patrz na mnie!Bo od żałosnych tych spojrzeń rozmięknieTęgość mej woli i wbrew zamiarowiNie krew pocieknie, ale łzy.

KRÓLOWADo kogoZwracasz te słowa?

HAMLETCzy nic tam nie widzisz?

93

KRÓLOWANic zgoła, chociaż wszystko, co jest, widzę.

HAMLETI nic nie słyszysz?

KRÓLOWANic oprócz nas dwojga.

HAMLETPatrz! tam! Nie widzisz go? Już się oddala!Mój ojciec! On to, w tejże samej szacie,W którą za życia lubił się przybierać.Patrz, już jest blisko drzwi; już jest za progiem.

Duch wychodzi.

KRÓLOWAPłód to chorobliwego mózgu twego.W tworzeniu tego rodzaju widziadełGorączka bardzo jest biegła.

HAMLETGorączka!Puls mój spokojnie bije i do taktu,Tak jak twój, pani. W tym, co powiedziałem,Nie było nic od rzeczy. Chcesz dowodu,To ci powtórzę każde moje słowo,A tego przecie wariat nie potrafi.O matko, matko! przez miłość zbawienia,Nie kładź pochlebnej maści na twą duszęTą myślą, że to nie sumienie twoje,Ale szaleństwo moje przemawiało.Ona by tylko zaciągnęła błonąI zabliźniła miejsca owrzodzone,Ale zepsuta materia dlategoNie przestawałaby wewnątrz nurtować.Wyspowiadaj się niebu, żałuj tego,Co przeszło, chroń się tego, co przyjść może,I nie pokrywaj chwastu mierzwą66, abyRósł bujniej. Przebacz mi tę moją cnotę:Bo w dychawicznym biegu tego świataPrzychodzi cnocie przepraszać występek,Korzyć się przed nim i niewiele żebraćO przyzwolenie zrobienia mu dobrze.

KRÓLOWAHamlecie, na pół rozdarłeś mi serce.

66 Mierzwa – nawóz.

94

HAMLETO, rzuć precz, pani, część jego pośledniąI zacznij z drugą tym czyściejsze życie.Dobranoc... tylko nie wespół z mym stryjem,Pożycz choć cnoty, jeżeli jej nie masz.Nałóg, ten potwór, imający zmysłyW szatańskie pęta, jest jednak aniołemPrzez to, że prawym, szlachetnym popędomUżycza także szat, które wciągnąwszyNietrudno nosić. Wstrzymaj się dziś, pani,A umartwienie to uczynić łatwymJutrzejsze, dalsze jeszcze łatwiejszymi!Bo przywyknienie zdolne jest nieledwieOdmienić stempel natury i alboWciela szatana, albo go cudownąSiłą wypędza. Jeszcze raz dobranoc.A zapragniesz być błogosławiona,I ja poproszęć o błogosławieństwo. –Co się dotyczy tego jegomościa,

wskazując na P o l o n i u s z aW istocie, żal mi go; lecz widno niebaDla ukarania nas zobopólnegoChłosty mię swojej zrobiły narzędziem.Pogrzeb mu sprawię i odpłacę godnieŚmierć mu zadaną. – Dobranoc tymczasemMiłość to moją tak zatwardza duszę;Chcąc być łagodnym, okrutnym być muszejA! jeszcze parę słów.

KRÓLOWACóż mam uczynić?

HAMLETNic, pani, wcale; owszem, nie masz czynićTego, coć powiem, abyś uczyniła;Gdy cię pijany król wezwie do łoża,Nazwie swą kotką, z pieszczot w twarz uszczypnie,Wtedy za parę ckliwych pocałunków,Albo łaskotek niecnych jego palcówOdkryj mu wszystko, coś tu usłyszała;Powiedz mu, żem ja w gruncie nie szalony,Tylko szalony przez podstęp. To byłbyCzyn budujący; bo któraż królowa,Piękna, roztropna, dobrych obyczajów,Coś podobnego mogłaby zataićPrzed nietoperzem, wygą, koczkodanem?Pytam się, która? Nie, wbrew rozumowiI wbrew dyskrecji otwórz kosz na dachu,

95

Wypuść zeń ptaki, jako małpa w bajce,67

A potem sama w kosz wlazłszy, dla próby,Ruń na złamanie karku.

KRÓLOWABądź przekonany, że jeżeli słowaSą tchnień, a tchnienia życia wynikłością,Nie mam dość życia do wydania w słowachTego wszystkiego, co mi powiedziałeś.

HAMLETMuszę do Anglii jechać, czy wiesz, pani?

KRÓLOWANiestety! zapomniałam; tak, podobno.

HAMLETJuż są gotowe listy i dwóch moichKoleżków – którym ufam tak jak żmijom –Ma je wziąć. Misja ich polega na tym,Żeby mi wskazać, gdzie raki zimują.Życzę im szczęścia; idzie tu albowiemO to, ażeby inżyniera własnąJego petardą wysadzić w powietrze;A to sęk będzie właśnie, bo ja głębiejO parę sążni podkopię ich minęI puszczę ich aż pod księżyc.Bodaj to, kiedy się przy jednym dzieleZ dwóch stron przeciwnych zejdą dwa fortele. –Dobranoc, matko. Trzeba mi stąd sprzątnąćTę bryłę mięsa. Coś teraz pan radcaCichy, poważny, on, co był przed chwiląUosobioną, głośną krotofilą.Pójdź, waszmość, musim skończyć z sobą sprawę.Dobranoc, matko.

Wychodzi wlokąc ciało P o l o n i u s z a.

67 Aluzja do bajki, niezachowanej do naszych czasów.

96

AKT CZWARTY

SCENA PIERWSZA

Ten sam pokój, co w końcu aktu poprzedniego.K r ó l o w a, R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n,

po chwili wchodzi K r ó l.

KRÓLTych głuchych jęków, tych przeciągłych westchnieńMusi być powód; winniśmy go dociec.Gdzie syn twój, pani?

KRÓLOWAdo R o z e n k r a n c a i G i l d e n s t e r n a

Odstąpcie na chwilę.Tamci odchodzą.

Ach, panie, cóżem widziała tej nocy!

KRÓLCóźeś widziała, Gertrudo? Mów: co sięDzieje z Hamletem?

KRÓLOWASzaleje jak morzeI wicher, kiedy w zawody spór wiodą,Kto z nich silniejszy. Usłyszawszy szelestPoza obiciem, w niepohamowanymZapędzie dobył szpady i wołając:„Szczur!”, przebił szpadą owdzie ukrytegoNieszczęśliwego starca.

KRÓLCo za wściekłość!Tak samo by się było stało ze mną,Gdybym był tam się znalazł. Wolność jegoZagraża wszystkim, mnie i tobie samej.Niestety! jakież zadośćuczynienieWymazać zdoła ten krwawy postępek?Moja to, moja wina, bo przezornośćNakazywała mi wcześnie wziąć w kluby,68

Poskromić tego młodego szaleńca;Ale kochałem go, tak go kochałem,Żem nie chciał wejrzeć w tę smutną konieczność;I jak ktoś brzydką dotknięty chorobą,

68 Wziąć w kluby – poskromić.

97

Chcąc ją zataić, pozwoliłem złemuPójść aż do rdzenia życia. Gdzież on poszedł?

KRÓLOWAZłożyć w ustroniu ciało zabitego,Przy czym szaleństwo jego, jako rudaDrogiego kruszcu zmieszanego z podłym,Szlachetną stronę ukazało: płakałNad tym, co zrobił.

KRÓLWyjdźmy stąd, Gertrudo,Prędzej niż słońce szczyty gór ozłoci,Musi on wsiąść na okręt: nam zaś trzebaCałej powagi i zręczności użyćNa ubarwienie i uniewinnienieTego niecnego czynu. – Gildensternie!

Wchodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.Idźcie i weźcie z sobą jeszcze kogo.Hamlet w szaleństwie zabił PoloniuszaI gdzieś go powlókł z tego tu pokoju.Idźcie, wynajdźcie go, przemówcie grzecznieI każcie ciało zanieść do kaplicy.Spieszcie się, proszę was.

Wychodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.Pójdźmy, Gertrudo,Zgromadzim naszych najlepszych przyjaciółI odkryjemy im tak to, co zaszło,Jak to, co czynić zamierzamy. MożeTakim, sposobem potwarz, której poszeptZ jednego krańca świata do drugiegoSzparko jak działo do tarczy przenosiZatruty pocisk, minie nas i tylkoNieczułe zrani powietrze. Pójdź, luba!Trapi i trwoży mnie ta ciężka próba.

SCENA DRUGA

Inny pokój tamże.Wchodzi H a m l e t.

HAMLETBezpiecznie schowany.

ROZENKRANCza sceną

Hamlecie! Książę Hamlecie!

98

HAMLETAle cicho; cóż to za hałas? ktoś wołał Hamleta; a! to oni.

Wchodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.

ROZENKRANCPrzychodzim cię zapytać, mości książę,Gdzieś podział trupa?

HAMLETZłączyłem go z prochem,Z którym najbliższe miał powinowactwo.

ROZENKRANCRacz nam powiedzieć, panie, gdzie on leży,Byśmy go mogli przenieść do kaplicy.

HAMLETNie sądźcie tego.

ROZENKRANCCzego, mości książę?

HAMLETAżebym umiał być panem waszej tajemnicy, a swojej własnej nie umiał. Poza tym kiedy py-tanie czyni gąbka, jakąż odpowiedź ma dać syn królewski?

ROZENKRANCMaszli mnie, książę, za gąbkę?

HAMLETNie inaczej; za gąbkę, która wciąga w siebie królewskie fawory, nagrody i łaski. Ale takieistoty wyświadczają ostatecznie samemuż królowi przysługę. Trzyma on je w gębie jak mał-pa i cmoka, aby je połknął potem. Skoro zapotrzebuje tego, co waść zbierzesz, dość mu ciębędzie ścisnąć, a wnet nasiąkła gąbka znowu będzie sucha.

ROZENKRANCNie rozumiem tego, mości książę.

HAMLETTym lepiej. Gdy o łajdactwie mowa, na dobie69 tępa głowa.

ROZENKRANCMości książę, trzeba, żebyś nam powiedział koniecznie, gdzie jest ciało, i poszedł z nami dokróla.

HAMLETCiało jest w posiadaniu króla, ale król nie jest w posiadaniu ciała; król jest czymś.

69 Na dobie – to wtedy.

99

GILDENSTERNJak to czymś?

HAMLETNiczym. Prowadźcie mnie do niego. Lis do nory, wszyscy za nim.

Wychodzą.

SCENA TRZECIA

Inny pokój tamże.K r ó l w towarzystwie kilku panów.

KRÓLKazałem szukać go i znaleźć ciało.Jak niebezpieczne jest pozostawienieTego młodzieńca na wolności, samiWidzimy teraz, niestety, zbyt jasno.Nie nam tu jednak wypada suroweStosować środki. On ma zachowanieU ludu, który nie bierze na rozum,Ale na oko; gdzie zaś to ma miejsce,Tam zwykle bywa ważona na szaliNie wina, ale kara winowajcy.Trzeba dlatego, ażeby to nagłeJego wysłanie wydało się krokiemOd dawna ułożonym! Złe gwałtowneGwałtownym tylko leczy się lekarstwemLub żadnym.

Wchodzi R o z e n k r a n c.I cóż?

ROZENKRANCGdzie złożone ciało,Wydobyć z niego nie mogliśmy, panie.

KRÓLGdzież on jest?

ROZENKRANCCzeka na rozkazy waszejKrólewskiej mości w przyległym pokoju,Pod strażą.

KRÓLNiechaj wejdzie.

100

ROZENKRANCGildensternie,Wprowadź tu księcia.

Wchodzą H a m l e t i G i l d e n s t e r n.

KRÓLHamlecie, gdzie Poloniusz?

HAMLETNa kolacji.

KRÓLNa kolacji? gdzie?

HAMLETNie tam, gdzie on je, ale tam, gdzie jego jedzą. Zebrał się właśnie koło niego kongres poli-tycznych robaków. W gastronomii nie ma, panie, większego potentata jak robak. Tuczymywszelkie istoty dla karmienia siebie, siebie zaś tuczymy dla robaków. Tłusty król i chudypachołek są to tylko różne potrawy, dwa dania na jeden stół, i basta.

KRÓLNiestety!

HAMLETRybak może wsadzić na wędę robaka, który jego królewską mość pożywał, i spożyć rybę,która tego robaka zjadła.

KRÓLCo przez to rozumiesz?

HAMLETNic; to tylko pokazuje, jakim sposobem król może odbyć podróż przez wnętrzności charłaka.

KRÓLGdzie Poloniusz?

HAMLETW niebie. Każ go tam szukać; a jeżeli go posłowie twoi tam nie znajdą, poszukaj go sam winnym miejscu. To pewna jednak, że jeżeli go nie znajdziecie w tym miejscu, poczujecie gow następnym na schodach prowadzących do galerii.

KRÓLdo kilku osób z orszaku

Idźcie go tam poszukać.

HAMLETBędzie czekał, aż przyjdziecie.

Wychodzi kilka osób z orszaku.

101

KRÓLHamlecie, własne twoje bezpieczeństwo,Którego pragniem, tak jak opłakujemTo, coś uczynił, wymaga, ażebyśCzyn ten niezwłocznym opłacił wyjazdem.Gotuj się przeto; okręt już pod żaglem,Wiatr sprzyja; orszak twój czeka i wszystkoWskazujeć drogę do Anglii.

HAMLETDo Anglii?

KRÓLTak jest, Hamlecie.

HAMLETDobrze.

KRÓLBędzie dobrze,Hamlecie; gdybyś widział moje chęci!

HAMLETWidzę cherubina, który je widzi. Do Anglii zatem! Idźmy, panowie. Bądź zdrowa, kochanamatko.

KRÓLJam przywiązany twój ojciec, Hamlecie.

HAMLETMatko! Ojciec i matka tyle znaczą co mąż i żona, a mąż i żona są jednym ciałem; a więc,matko! Dalej, do Anglii!

Wychodzi.

KRÓLIdźcie w trop za nim. Zwabcie go czym prędzejNa okręt; niechaj odpłynie dziś jeszcze,Przygotowane już i przewidzianeWszystko, co będzie wam potrzebne. Spieszcie,Spieszcie, nie tracąc czasu.

Wychodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.A ty, Anglio,Jeśli ci przyjaźń moja pożądana(O czym nie wątpię, boś świeżo uczułaMoją potęgę, i gojąc dotychczasBlizny zadane duńskim mieczem., trwożneNiesiesz nam hołdy), Anglio, nie waż lekceWszechwładnej woli mojej, która w listach,Zaklinających cię o tę przysługę,Wyraźnie żąda od ciebie niezwłocznej

102

Śmierci Hamleta. Wypełnij to, Anglio,Bo on mi trawi krew jak zaród suchot,Z którego ty mnie masz uleczyć.PókiTo się nie stanie, poty w żadnej doliNic mnie nie znęci i nie zadowoli.

Wychodzi.

SCENA CZWARTA

Równina w Danii.Wchodzi F o r t y n b r a s z wojskiem.

FORTYNBRASMości rotmistrzu, idź, pozdrów ode mnieDuńskiego króla; powiedz mu, że wskutekPrzyrzeczeń, jakie od niego otrzymał,Fortynbras prosi go o glejt70 do przejściaPrzez duńskie kraje. Wiesz, gdzie się zejść mamy.Jeżeli jego królewska mość będzieMiała co do nas, to mu przjdziem oddaćNależną czołobitność. Tak mu powiedz.

ROTMISTRZOznajmię mu to, panie,

FORTYNBRASNaprzód! z wolna!

Wychodzi z wojskiem.Wchodzą H a m l e t, R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.

HAMLETCzyje to wojska, rotmistrzu?

ROTMISTRZNorweskie.

HAMLETGdzie one idą?

ROTMISTRZKu granicom Polski.

HAMLETKto ma nad nimi dowództwo?

70 Glejt – list żelazny, przepustka.

103

ROTMISTRZSynowiecStarego króla, Fortynbras.

HAMLETCzy pochódIch ma na celu podbój całej PolskiLub pewnej części tylko?

ROTMISTRZPrawdę mówiącI bez dodatków, idziemy zagarnąćMarny kęs ziemi, z którego krom sławyŻaden nam inny nie przyjdzie pożytek.Za parę mendli dukatów nie chciałbymWziąć go w dzierżawę, i pewnie by więcejNie przyniósł ani nam, ani Polakom,Gdyby był w czynsz puszczony.

HAMLETW takim raziePolacy pewnie bronić go nie będą.

ROTMISTRZJuż tam są ze swym wojskiem.

HAMLETWartoż tracićParę tysięcy dusz i dziesięć razyTyle dukatów za taki psi ogon?Jest to, zaprawdę, ślepy wrzód pokojuI pomyślności, który wewnątrz pękaI ani znaku nie daje na zewnątrz,Dlaczego człowiek umiera. Dziękujęć,Mości rotmistrzu.

ROTMISTRZBóg z wami, panowie.

Wychodzi.

ROZENKRANCPójdziemyż dalej, mości książę?

HAMLETZarazSłużyć wam będę. Idźcie trochę naprzód.

Wychodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.Jakże mnie wszystko oskarża i wszystkoLeniwej zemście mej bodźca dodaje!Czymże jest człowiek, jeżeli najwyższym

104

Jego zadaniem i dobrem na ziemiJest tylko spanie i jadło? Bydlęciem,Szczerym bydlęciem. Ten, co nas obdarzyłTak dzielną władzą myślenia, że możeI wstecz, i naprzód poglądać, nie na toDał nam tę zdolność, ten udział boskościRozumem zwany, aby w nas jałowoLeżał i butwiał. Jestli to więc skutkiemZwierzęcej, bydła godnej niepamięci,Czy trwożliwego i drobiazgowegoPrzewidywania, które ściśle biorąc,Zawsze ma w sobie trzy części tchórzostwa,A tylko jedną mądrości. Doprawdy,Nie mogę tego pojąć, że aż dotądMówię do siebie: trzeba to uczynić,I kończę na tym, kiedy mi do czynuNie brak powodów, woli, sił i środków.Przykłady, wielkie jak świat, stoją przeciePrzede mną; choćby to wojsko tak liczneI tak zasobne, pod wodzą takiegoMłodego księcia, który, zapalonySzlachetną żądzą sławy, lekceważyUkrytą szalę wypadków i chętnie,Co jest doczesne i przemijające,Na sztych wystawia hazardom zagładzie,Za co? za marną łupinę orzecha.Prawdziwie wielkim być to nie wojowaćO byle głupstwo bez wielkiej przyczyny,Lecz wielkomyślnie o źdźbło nawet walczyć,Gdzie honor każe. I cóż ja wart jestem,Ja, który ojca zgon, zhańbienie matkiŚpiąco przepuszczam? gdy oto ze wstydemWidzę przed sobą bliską śmierć dwudziestuTysięcy ludzi, którzy dla chimery,71

Dla widma sławy, w grób idą jak w łóżko,Aby wywalczyć nikczemną piędź ziemiNa której nie ma dość miejsca do walkiAni dość darni, by skryła mogiłyTych, co polegną. Bądź odtąd zażartą,O wolo moja, albo wzgardy wartą!

Wychodzi.

71 Chimera – mrzonka.

105

SCENA PIĄTA

Elzynor. Pokój w zamku.Wchodzą K r ó l o w a i H o r a c y.

KRÓLOWANie chcę jej widzieć.

HORACYNatarczywie prosiO możność wnijścia; stan jej budzi litość.

KRÓLOWACóż jej jest?

HORACYCiągle wspomina o ojcu,Słyszała, mówi, że świat krzywo idzie;Wzdycha i chwyta się za serce; ladaFraszka ją drażni; słowa jej bez związkuNie określają niczego, jednakżeZastanawiają; podnosi je słuchaczI zszywa podług kroju własnych myśli;Każdy zaś wyraz jej, obok wyrazuJej twarzy, ruchów i postawy, takieCzyni wrażenie, że można by myśleć,Iż jest w nim jakaś myśl, tylko zawiłaI bardzo smutna.

KRÓLOWAMuszę z nią pomówić;Mogłaby bowiem złym ludziom dać powódDo niebezpiecznych przypuszczeń. Niech wnijdzie.

H o r a c y wychodzi.Chora ma dusza każdą rzecz powszedniąZłowrogich następstw sądzi przepowiednią,Jak głupio w trwodze występek przesadza,Że drżąc przed zdradą sam się prawie zdradza.

H o r a c y wprowadza O f e l i ę

OFELIAGdzie jest ozdoba majestatu Danii?

KRÓLOWACzego chcesz, luba Ofelio?

OFELIAśpiewa

Po czym ja cię poznam teraz,

106

O kochanku mój?Płaszcz pielgrzymi, kij, sandały,Twójże to jest strój?

KRÓLOWANiestety, kochane dziewczę, co znaczy ten śpiew?

OFELIACzy tak? nie, pani; posłuchaj tylko:

śpiewaOn zmarł, znikł z naszego grona;Zmarł, opuścił nas;U nóg Jego darń zielona,W głowach zimny głaz.Och! Och!

KRÓLOWAAleż, Ofelio.

OFELIAProszę cię, pani, słuchaj,

śpiewaCałun jego, jak śnieg biały.

Król wchodzi.

KRÓLOWAAch, patrz, mój mężu.

OFELIAśpiewa

Na całunie kwiat;Choć go łzy nie opłakały,Na mogiłę padł.

KRÓLJak się masz, śliczna panienko?

OFELIADobrze; Bóg wam zapłać. Mówią, że sowa była córką piekarza.72 Ach, panie! Wiemy, czymjesteśmy, ale nie wiemy, co się z nami stanie. Niech wam Bóg pomaga przy wieczerzy!

KRÓLMarzy jej się o ojcu.

OFELIANie mówmy już o tym, proszę; ale jak się was pytać będą, co to znaczy, to powiedzcie:

Dzień dobry, dziś święty Walenty.73

72 Według średniowiecznej legendy z hrabstwa Gloucester, córka piekarza została zamieniona w sowę za od-mowę podania chleba Chrystusowi.73 Dzień świętego Walentego – 14 lutego, dzień zakochanych.

107

Dopiero co świtać poczyna;Młodzieniec snem leży ujęty,

A hoża doń puka dziewczyna.Poskoczył kochanek, wdział szaty,

Drzwi rozwarł przed swoją jedynąI weszła dziewczyna do chaty,

Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną.

KRÓLNadobna Ofelio!

OFELIADajmy pokój przysięgom; zaraz skończę:

Bezbożność to wielka; Bóg widzi,Jak wielka w mężczyznach bezbożność!

Cny młodzian się tego nie wstydzi,Gdy tylko nastręczy się możność.

Wszak nimeś cel życzeń otrzymał,Przysiągłeś się ze mną ożenić!

To ona mu tak mówi, a on jej odpowiada:I byłbym był słowa dotrzymał,

Lecz trzeba ci było się cenić.

KRÓLJak dawno ona w tym stanie?

OFELIAJeszcze się wszystko naprawi, mam nadzieję. Tylko cierpliwości! Ale nie mogę nie zapłakać,pomyślawszy, że go mają złożyć w zimną ziemię. Mój brat dowie się o tym, a zatem dziękujępaństwu za dobrą radę. Niech powóz zajeżdża! Dobranoc, panie; dobranoc, śliczne panie,dobranoc, dobranoc.

Wychodzi.

KRÓLIdź waćpan za nią, niech jej pilnie strzegą.

H o r a c y wychodzi.Jest to trucizna głębokiej boleści,Której śmierć ojca źródłem. O Gertrudo!Gertrudo! ziszcza się na nas ta prawda,Że kiedy kogo nawiedzają smutki,To nigdy luzem, a zawżdy gromadnie.Naprzód zabójstwo jej ojca, następnieWyjazd twojego syna, nieszczęsnegoSprawcy własnego swojego wygnania;Głuche szemranie ludu, uprzedzoneI złem brzemienne żywiącego myśliZ powodu śmierci cnego Poloniusza,Którego skore pochowanie byłoNiedorzecznością z naszej strony; terazTo biedne dziewczę, wyzute z szlachetnej

108

Władzy rozumu, bez której jesteśmyLalkami tylko albo zwierzętami;Nareszcie, i to jedno tyle ważyCo tamto wszystko, brat jej potajemniePowraca z Francji, karmi się zdumieniem,Kryje się w chmurach i nadstawia uchoDonosicielom, którzy jadowiteO śmierci ojca wdmuchują mu wieści –Wieści z uszczerbkiem naszym, przeciw którymZastanowienie, ubogie w dowody,Nic nie podoła. O Gertrudo, zbieg tenWypadków, na kształt kilkuramiennegoNarzędzia śmierci, z wielu stron od razuZabójczą ranę mi zadaje.

Zgiełk zewnątrz.

KRÓLOWAPrzebóg!Cóż to za hałas?

Wchodzi jeden z D w o r z a n.

KRÓLHola! Szwajcarowie!Gdzie oni? Niechaj drzwi pilnie obsadzą.Skąd ten zgiełk?

DWORZANINChroń się, miłościwy królu,Ocean, z łoża swojego wybiegły,Nie chłonie z większą gwałtownością nizin,Jako Laertes na czele powstańcówStraż twą powala. Lud go głosi panem;I jakby świat był dopiero w zawiązku,Przeszłość zatarta, zapomniany zwyczaj,Te słów hamulce i wszelkiej swawoli,Słychać wołanie: „Wybierajmy króla!Laertes królem!” Czapki, dłonie, ustaZe wszech stron wtórzą temu okrzykowi:„Laertes królem! Wiwat król Laertes!”

KRÓLOWAJak ujadają za fałszywym wiatrem!O, pod trop gonisz; podła duńska psiarnio!

KRÓLDrzwi wyłamano.

L a e r t e s wchodzi uzbrojony, za nim D u ń c z y c y.

LAERTESGdzie ten król? – Stańcie owdzie, przyjaciele.

109

DUŃCZYCYPozwól nam także wejść.

LAERTESNie wchodźcie, proszę.

DUŃCZYCYBędziem posłuszni.

Cofają się za drzwi.

LAERTESDziękuję wam; stójciePrzy drzwiach na straży. – Nienawistny królu,Oddaj mi ojca!

KRÓLOWAZ wolna, Laertesie,Zbierz trochę zimnej krwi.

LAERTESKropla krwi zimnejByłaby we mnie świadectwem bękarctwa,Urągowiskiem przeciw memu ojcu,Zakałem, który by piętno bezwstyduWyrył na czystym czole matki mojej.

KRÓLJakiż cię powód skłania, Laertesie,Tak buntowniczo przeciw nam powstawać?Odstąp, Gertrudo, nie lękaj się o nas;Taka jest bowiem boskość majestatu,Że zdrada, choćby nie wiedzieć co chciała,Tępi o niego swój pocisk. –Powiedz mi, Laertesie, co to znaczy? –Gertrudo, daj mu pokój. – Mów, młodzieńcze.

LAERTESTy sam mów raczej: gdzie mój ojciec?

KRÓLUmarł.

KRÓLOWAAle nie z jego winy.

KRÓLDaj mu pokój.Niech się wypyta do sytości.

110

LAERTESJakimSposobem umarł? Nie dam się omamić.Do czarta z uległością! Niechaj w piekłoPójdą przysięgi! Sumienie, powinnośćNiech w najczarniejszej przepadną otchłani!Urągam potępieniu. Na to przyszło,Że oba światy niczym są w mych oczach:Wszystko mi obojętne, bylem tylkoSowicie pomścił ojca.

KRÓLKtóż ci broni?

LAERTESNikt w świecie, jego własna moja wola;Możność zaś moją któremu tak urządzę,Że z małą garścią środków wiele wskóra.

KRÓLChceszli się czegoś pewnego dowiedziećO śmierci ojca twego, Laertesie?Jestże w twej zemście zapisana zgubaZarówno jego przyjaciół i wrogów?Tych, co zyskali, i tych, co stracili?

LAERTESNiczyja, tylko jego nieprzyjaciół. |

KRÓLChceszże ich poznać?

LAERTESPrzyjaciołom jegoSzeroko moje otworzę ramionaI, jak pelikan74 dzielący się życiem,Obdzielę ich krwią moją.

KRÓLTeraz mówisz,Jak nieodrodny syn i prawy szlachcic.Żem ja nie winien śmierci twego ojca,Owszem, najmocniej nią jestem dotknięty,To się okaże wnet rozwadze twojejTak jasne jak dzień oczom.

74 W średniowieczu wierzono, że w czasie głodu samica pelikana karmi pisklęta swoją krwią

111

DUŃCZYCYza sceną

Puśćcie ją!

LAERTESCo to jest? Skąd ten hałas?

O f e l i a wchodzi, fantastycznie ubrana w kłosy i kwiaty.O wściekłości!Spal mi mózg! Soli łez, straw mi zmysł wzroku!Na Boga! Za to twoje obłąkanieCiężką zapłatę ściągnę z jego sprawców,Tak, że aż szala od jej wagi całkiemNa dół opadnie. O majowa różo!Kochane dziewczę, luba siostro, wdzięcznaMoja Ofelio! Boże! czy podobna,Aby dziewczęcy umysł był tak wątłyJak życie starca? Miłość uszlachetniaNaturę ludzką, gdy zaś ta szlachetna,Wtedy zamyka najlepszą swą cząstkęW grobie tych, których kochała.

OFELIAśpiewa

Pochłonęła go zimna mogiła,Pieszczoty moje, nie ma was już!I na grób jego ściekło łez siła.Bądź zdrów, mój gołąbku!

LAERTESGdybyś przy zdrowych zmysłach chciała kogoZagrzać do zemsty, wymowniej byś tegoDopiąć nie mogła.

OFELIATrzeba wam mówić pacierz po nim, skoro mówicie, że już po nim. Nieprawdaż, jak się toładnie składa? Fałszywy to sługa, który uwiódł córkę swego pana.

LAERTESTen nonsens więcej wart niż sensowność.

OFELIAdo L a e r t e s a

Oto rozmaryn75 na pamiątkę; proszę cię, luby, pamiętaj; a to bratki, żebyś o mnie myślał.

LEARTESPrzezorny obłędzie! Niezapomnienie łączysz do pamięci.

75 Symboliczne znaczenie kwiatów: rozmaryn – pamięć, bratki – troska i myślenie o kimś, koper i orliki – po-chlebstwo i niewdzięczność, ruta – żal i pokuta, stokrotka – niewierność, fiołki – wierność.

112

OFELIAdo Króla

Oto koper dla was i orliki. (do Królowej) Oto ruta; część jej wam daję, a część sobie zacho-wam; w niedzielę możemy ją nazywać zielem łaski, ale ty swoją rutkę musisz nosić trochęinaczej niż ja. Oto stokrotki. Rada bym wam dać i fiołków, ale mi wszystkie ze śmiercią ojcapowiędły. Mówią, że szczęśliwie skończył.

śpiewaBo luby mój Jasio to skarb mój jedyny.

LAERTESTęsknotę, smutek, boleść, piekło samoZamienia ona w wdzięk i lubość.

OFELIAśpiewa

Czyliż on już nie powróci?Czyliż on już nie powróci?Nie, nie on śpi w grobie:Zaśnij i ty sobie,Już on nigdy nie powróci.Śnieżną była jego broda,Włos na głowie cały mleczny;Już po nim, już po nimNa próżno łzy ronim.Boże, daj mu pokój wieczny!i wszystkim dobrym chrześcijanom!Będę się za was modliła. Bóg z wami!

Wychodzi.

LAERTESBoże! Ty patrzysz na to?

KRÓLLaertesie,Muszę podzielić z tobą to cierpienie,Chyba mi prawa do tego zaprzeczysz,Ustąp tymczasem. Wybierz, kogo zechcesz,Spośród przyjaciół swych nąjzaufańszych,Niech ten rozsądzi nas, jeśli mię uznaWinnym w tej sprawie bądź wprost, bądź pośrednio,Natychmiast oddam ci na satysfakcjęTron, państwo, życie, wszystko, co posiadam;W przeciwnym razie ty twoją zranionąDuszę cierpliwie porucz naszej pieczy,A wtedy razem pomyślimy nad tym,Jakby ją spełna zaspokoić.

LAERTESZgoda,Ta jego nagła śmierć, ten cichy pogrzeb,

113

Bez żadnych oznak, szpady ani herbów,Bez ceremonii, bez pompy pogrzebu. .Wszystko to woła na mnie wniebogłosyO ścisłe śledztwo.

KRÓLSprostasz temu snadnie;Gdzie zaś jest wina, tam niech kara spadnie.Chodź ze mną.

Wychodzą.

SCENA VI

Inny pokój w zamku.H o r a c y i jego S ł u g a.

HORACYCo to za ludzie, co chcą mówić ze mną?

SŁUGASą to majtkowie, panie; mają, mówią,Listy do pana.

HORACYWpuść ich.

S ł u g a wychodzi.Nie wiem, kto bySpomiędzy całej rzeszy tego świata,Mógł pisać do mnie, jeżeli nie Hamlet.

M a j t k o w i e wchodzą.

PIERWSZY MAJTEKBóg wam pomagaj, panie.

HORACYI wam nawzajem.

PIERWSZY MAJTEKPomoże, jeżeli mu się podoba. Oto list do was, jeżeli tylko miano wasze Horacy, jak nas otym zapewniono. Oddał nam go jakiś poseł wyprawiony do Anglii.

HORACYczyta

„Horacy, jak tylko ten list przeczytasz, dopomóż oddawcom jego dostać się do króla, mająoni pismo i do niego. Zaledwieśmy przebyli dwa dni na morzu, gdy silnie uzbrojony statekkorsarski wyprawił na nas łowy. Ponieważ miał nad nami w żaglach przewagę, zmuszenibyliśmy stawić mu czoło i przyjąć bitwę, wśród której wrzenia wskoczyłem na ów statek. Wtejże chwili piraci oddalili się od naszego okrętu i tym sposobem sam jeden zostałem ich jeń-

114

cem. Obeszli się ze mną, jak poczciwym łotrom przystoi; ale wiedzieli, co czynią76; muszę sięim za to dobrze wywdzięczyć. Postaraj się, aby król odebrał to, co doń piszę, i śpiesz do mnietak chyżo, jak gdybyś uciekał przed śmiercią. Mam ci coś do powiedzenia na ucho, co cię woniemienie wprawi, a przecież słowa będą tu tylko cieniem rzeczy samej. Ci dobrzy ludziskadoprowadzą cię do miejsca, gdzie się znajduję. Rozenkranc i Gildenstern peregrynują do An-glii; o nich także mam ci wiele do powiedzenia. Bądź zdrów.

Twój, jak go znasz,Hamlet”

Chodźcie, ułatwię drogę tamtym listom,O ile tylko będę mógł najprędzej,Byście tym prędzej mnie zaprowadziliDo tego, co je wam oddał.

Wychodzą.

SCENA VII

Inny pokój tamże.K r ó l i L a e r t e s.

KRÓLTeraz mię musisz w sądzie swym rozgrzeszyćI w sercu swoim umieścić przyjaźnie,Skoroś jawnego nabrał przekonania,Że ten, co zabił twego ojca, godziłNa własne moje życie.

LAERTESRzecz widoczna;Nie mogę sobie tylko wytłumaczyć,Dlaczego przeciw tym jego knowaniom,Tak karygodnym i wyrodnym razem,Nie przedsięwziąłeś, panie, żadnych środkówJak ci to własne twoje bezpieczeństwo,Monarsza godność, mądrość, wszystko zgołaPowinno było radzić?

KRÓLO, z dwóch przyczyn,Które ci może wydadzą się błahe,Dla mnie są jednak bardzo ważne. Najprzód,Królowa, matka jego, żyje prawieJego widokiem, a ja, niech to będzieSłabość lub cnota, tak dalece jestemCiałem i duszą do niej przywiązany,Że jako gwiazda w jednej tylko sferzeKrążąca, przez nią się tylko poruszam.Drugą przyczyną, dla której go jawnieSkarcić nie mogłem, była miłość ludu,

76

115

Która usterki jego topi w sobie.I, jako owo źródło drzewo w kamień,Zmienia naganę w chwalbę. Strzały mojeZa tępe przeciw takiemu wiatrowi,Byłyby w łuk mój powróciły nazad,Zamiast dosięgnąć, gdzie bym je był posłał.

LAERTESTak więc straciłem najlepszego ojca;Siostrę znajduję pchniętą w głąb rozpaczy.Siostrę, ach! której szanowne przymioty(Jeżeli można chwalić, co minione)Wyzywająco jaśniały na szczycieWidowni wieku. Ależ przyjdzie chwilaMej zemsty.

KRÓLMożesz być o to spokojny,Nie sądź, ażebym był z tak miękkiej gliny,Iżbym pozwolił się niebezpieczeństwuTargać za brodę i miał to za fraszkę.Wkrótce ci powiem coś więcej. KochałemTwojego ojca, kocham też i siebie:To ci powinno dać do zrozumienia!

Wchodzi P o k o j o w i e c.Co tam masz?

POKOJOWIECListy od księcia Hamleta:Ten do was, panie, a ten do królowej.

KRÓLOd kogo? Od Hamleta? Któż je przyniósł?

POKOJOWIECJacyś majtkowie, panie; tak przynajmniejMówił mi Klaudio, który je odebrałI mnie doręczył. Ja ich nie widziałem.

KRÓLZostaw nas; słuchaj listu, Laertesie.

Wychodzi P o k o j o w i e c, K r ó l czyta.„Pospieszam waszą królewską wielkość uwiadomić, żem nago na jej ziemię wysadzony zo-stał. Jutro prosić będę o pozwolenie ujrzenia jego królewskiego oblicza i wtedy, wybłagaw-szy sobie najprzód waszej wielkości przebaczenie, będę miał honor zdać jej sprawę z wypad-ku, który spowodował mój nagły i osobliwszy powrót.

Hamlet”Co się to znaczy? Wróciliż i tamci?Czyli też to jest tylko jakiś podstęp?

116

LAERTESNie poznajeszli, panie, kto to pisał?

KRÓLRęka Hamleta. Nago – i w przypiskuStoi: „Sam jeden”. Rozumiesz to waćpan?

LAERTESBynajmniej. Ale niech wraca! RaźniejeChore me serce na myśl, że niebawemBędę mu w ucho mógł wtłoczyć te słowa:„Tyś to jest tego sprawcą”.

KRÓLSkoro tak jest –A czyżby mogło być inaczej? – chceszżePosłuchać mojej rady, Laertesie?

LAERTESI owszem, panie; pod warunkiem jednak,Aby tej rady celem nie był pokój.

KRÓLTwój własny tylko. Jeśli on, wstręt czującDo tej podróży i niełatwo skłonnyZnów ją przedsiębrać, istotnie powrócił,Mam ja nań inny środek w pogotowiu,Który nie może chybić; śmierć zaś jegoNie ściągnie ani cienia podejrzenia,I sama nawet matka jego nazwieTo dzieło skutkiem trafu.

LAERTESRadź więc, panie.Chętnieć posłusznym będę, i tym chętniej,Jeżeli będę mógł być wykonawcąTego pomysłu.

KRÓLO toć właśnie idzie.Od czasu twego wyjazdu, szerokoWobec Hamleta mówiono o pewnymTalencie, w którym masz być celujący.Wszystkie zdolności twoje razem wzięteNie obudzały w nim tyle zazdrościIle ta jedna, najmniej w moich oczachCeny mająca.

LAERTESJakaż to jest zdolność?

117

KRÓLBłaha jak wstążka, którą sobie młodzieżZdobi kapelusz, jednakże potrzebna;Lekki, swobodny strój przystoi bowiemRześkiej młodzieży, tak jak ciepłe futro,I długa suknia późnemu wiekowi,Bo mu przyczynia zdrowia i powagi.Był tu przed paru miesiącami pewienNormandzki rycerz; widziałem FrancuzówSłużyłem nawet kiedyś między nimi;Mistrze to w konnej jeździe; ale ten byłDiabłem wcielonym; przyrasta! do siodłaI tak cudownie zażywał rumaka,Że koń i jeździec zdawali się w jednejFormie ulani. Co bądź o tym kunszciePomyśleć mogłem, wszystko niższym byłoOd tego, czego ów zuch dokazywał.

LAERTESNormandczyk, mówisz, panie?

KRÓLTak. Normandczyk.

LAERTESLamond! jak żyw tu stoję!

KRÓLTen sam.

LAERTESLamond.Od razu go poznałem. On jest chlubą,Istnym klejnotem swojego narodu.

KRÓLTen tedy Lamond szeroko i długoRozwodził się nad tobą, Laertesie.I tak wynosił twą biegłość i zręcznośćW robieniu bronią, zwłaszcza też rapierem,Że, wnosząc, z jego opisu, ciekawyByłby to widok, gdyby ci kto sprostał.Spomiędzy jego współziomków najpierwsi,Mówił, fechmistrze stracili przytomność,Oko i zwinność w spotkaniu się z tobą.Opowiadanie to wzbudziło takąZawiść w Hamlecie, że niczego odtądNie pragnął, jeno twojego powrotuI spróbowania się z tobą na ostrze.Otóż więc...

118

LAERTESCóż więc, panie?

KRÓLLaertesie,Kochałżeś ojca? albo jestżeś tylkoPokrowcem żalu, postacią bez serca?

LAERTESDlaczego się mnie, panie, o to pytasz?

KRÓLNie przeto, abym w wątpliwość podawałTwoją ku niemu miłość lecz dlatego,Iż wiem, że miłość jest dziecięciem czasu;A doświadczenie uczy mnie codziennie,Że czas miarkuje jej siłę i zapał.Płomień miłości zawżdy mieści w sobieCoś na kształt knota, co moc jego tłumi,I w jednostajnym nic nie trwa wigorze;Bo wigor, z zbytku krwi dostając pleury,77

Własnym nadmiarem zabity zostaje.Kto chce, powinien wraz to, co chce, spełnić;Bo to „chce” zmienne tyle napotykaTam i szkopułów, ile jest na świecieRamion, języków i przygód, a późniejOwo „powinien” staje się niewczesnymWestchnieniem, które, niosąc ulgę, szkodzi.78

Lecz wróćmy w sam rdzeń wrzodu: Hamlet wraca,Cóż chcesz przedsięwziąć, aby się okazaćNie w słowach, ale w czynie dobrym synem?

LAERTESPodciąć mu gardło na środku kościoła.

KRÓLZemsta, zaiste, nie może znać granicI żadne miejsce uświęcać mordercy;Chceszli się jednak zemścić, Laertesie,Zamknij się na czas jakiś w swym pokoju.Hamlet przybywszy dowie się, żeś wrócił.Głosić będziemy przed nim twoją zręcznośćI sławę, którą ci zrobił ów Francuz,W dubelt powleczem werniksem.79 Wyjdź wtedyI przyjm spotkanie się z nim, do któregoZnajdziesz sposobność. Jego lekkomyślność, 77 Pleura – zapalenie.78 W owych czasach wierzono, iż głębokie westchnenie, choć przynosiło ulgę powodowało utratę kropli krwi –czyli było szkodliwe.79 wyolbrzymienie sławy Laertesa.

119

Niepodejrzliwość i szlachetność sprawią,Że nie obejrzy kling, z łatwością zatem,Chociażby trochę używszy podstępu,Będziesz mógł wybrać rapier nie stępionyI umiejętnym pchnięciem odwetowaćŚmierć ojca.

LAERTESZrobię tak i dla pewnościNabalsamuję ostrze mego miecza.Nabyłem od pewnego szarlatanaTaką maść, że gdy nóż w niej umaczanyNajmniej zadraśnie żyjącą istotę,Nie ma pomiędzy najzbawienniejszymiZiołami środka, który by potrafiłUchronić ją od śmierci. Tym to jademMiecz mój omaszczę; niech go drasnę tylko,Już będzie po nim.

KRÓLRozważmy to głębiejI baczmy, jakie nam okolicznościI czas w tej mierze mogą dać poparcie;Bo gdyby to nas miało zawieść, gdybyPlan nasz chybiony miał wypłynąć na wierzch,Lepiej by go zaniechać. Trzeba zatem,Aby ten projekt miał w odwodzie drugi,Który w potrzebie przyszedłby mu w pomoc.Czekaj – pomyślmy trochę. UroczystyPostawię zakład na kartę twej sztuki;A potem – potem... Ha! wiem już, co robić.Gdy was bój znuży, tak że się aż obuCzuć da pragnienie (ostro żgaj dlatego),I gdy on zechce czego do ochłody,Wtedy podadzą mu puchar, z któregoJeden łyk, w razie gdyby jakim trafemUszedł twojego zatrutego ciosu,Da nam skuteczny sukurs! Skąd ta wrzawa?

Wchodzi K r ó l o w aCo to jest, droga małżonko?

KRÓLOWANieszczęściaNawałem biegną jedne za drugimiLaertes, siostra twoja utonęła.

LAERTESPrzebóg! Gdzie?

120

KRÓLOWAOwdzie nad potokiem stoiPochyła wierzba, której siwe liścieW lustrze się czyste przeglądają wody.Tam ona wiła fantastyczne wieńceZ pokrzyw, stokrotek, jaskrów i podłużnychKarmazynowych kwiatów, którym nasiSprośni pasterze szpetną dają nazwę,A zaś dziewice w skromności je zowiąPalcami zmarłych. Otóż chcąc zawiesićJeden z tych wianków na zwisłej gałęzi,Nie dość ostrożnie wspięła się na drzewo.Złośliwa gałąź złamała się pod nią.I z kwiecistymi trofeami swymiWpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiśWzdęta sukienka niosła ją po wierzchuJak nimfę wodną i wtedy, nieboga,Jakby nie znając swego położeniaLub jakby czuła się w swoim żywiole,Śpiewała starych piosenek urywki,Ale niedługo to trwało, bo wkrótceNasiąkłe szaty pociągnęły z sobąBiedną ofiarę ze sfer melodyjnychW zimny muł śmierci.

LAERTESA więc utonęła?

KRÓLOWANiestety!

LAERTESBiedna Ofelio, za wieleMasz już wilgoci, wstrzymam więc łzy moje,A jednak jest to rzecz ludzka, naturaŻąda praw swoich na przekór wstydowi;Gdy te strumienie ściekną, zniewieściałośćWyjdzie wraz z nimi z serca.Żegnam cię, panie, mam w ustach wyrazy,Które płomieniem rade by wybuchnąć;Ale je gasi to dzieciństwo.

Wychodzi.

KRÓLIdźmyZa nim, Gertrudo. Ten wypadek możeNa nowo zażec jego wściekłość, którąZ takim mozołem ledwie uśmierzyłem.Idźmy więc za nim.

Wychodzą.

121

AKT PIĄTY

SCENA PIERWSZA

Cmentarz.Dwóch G r a b a r z y z rydlami itd. wchodzi na scenę.

PIERWSZY GRABARZGodziż się po chrześcijańsku grzebać kogoś, co samowolnie szuka zbawienia?

DRUGI GRABARZCo się tam o to pytasz; bierz się lepiej żywo do kopania. Fizyk był przy niej i zakwalifikowałją do chrześcijańskiego pogrzebu.

PI.ERWSZY GRABARZJak to być może? Nie utopiła się przecie bez przyczynienia się własnego.

DRUGI GRABARZPowiadam ci, że tak zeznano.

PIERWSZY GRABARZMusiało być przyczynienie się, a to punkt właśnie stanowi. Kiedy się topię, w takim raziepopełniam czyn, a czyn się popełnia trojako: działając, wykonywąjąc i uskuteczniając. Takwięc widzisz, że się utopiła z umysłu.

DRUGI GRABARZAleż, pozwól...

PIERWSZY GRABARZGadaj zdrów. Tu płynie woda, dajmy na to, a tu stoi człowiek, dajmy na to: jeżeli człowiekpójdzie do wody i utopi się, rad nierad, to jużci nie zaprzeczy temu, że poszedł; ale jeżeliwoda przyjdzie do niego i zatopi go, to co innego; wtedy nie można powiedzieć, że on sięutopił. Wierzaj mi, kumie, że kto sam nie jest winien swojej śmierci, ten sam sobie życia nieskraca.

DRUGI GRABARZCzy prawo tak mówi?

PIERWSZY GRABARZMa się rozumieć prawo fizyczne.

DRUGI GRABARZChcesz wiedzieć prawdę? Gdyby to nie była dygnitarska córka, nie byłaby po chrześcijańskuchowana.

122

PIERWSZY GRABARZTrafiłeś w sedno. Czy to sprawiedliwie, że panowie dygnitarze większą na tym świecie majązachętę do topienia się i wieszania niż ich współbracia w Chrystusie? Podaj mi rydel. Nie madawniejszych dygnitarzy niż ogrodnicy, górnicy i grabarze, bo oni idą w prostej linii od ojcaAdama.

DRUGI GRABARZCzy Adam był dygnitarzem?

PIERWSZY GRABARZA jakże? on pierwszy przecie krzyż nosił.

DRUGI GRABARZEjże, ejże! nie nosił żadnego.

PIERWSZY GRABARZCzyś waść poganin? Tak–że Pismo rozumiesz? Pismo powiada, że Adam ziemię kopał: ko-piąc, musiał ci się schylać, a jakżeby się mógł schylić nie mając krzyża? Zadam ci jeszczejedno pytanie, a jeżeli mi sprytnie nie odpowiesz, to cię nazwę...

DRUGI GRABARZNo, no.

PIERWSZY GRABARZCo to za rzemieślnik, co trwalej buduje niż murarz, cieśla i majster okrętowy?

DRUGI GRABARZSzubienicznik, bo jego budowla przetrzyma tysiąc lokatorów.

PIERWSZY GRABARZPodoba mi się twój dowcip. W istocie, szubienica wyświadcza przysługi, ale komu? oto tym,co się źle zasługują; a ponieważ ty się źle zasługujesz Bogu, twierdząc, że szubienica jesttrwalsza niż kościół, powinna ci więc szubienica wyświadczyć swoją przysługę. Ale wróćmydo rzeczy.

DRUGI GRABARZKtóż buduje trwalej niż murarz, cieśla i majster okrętowy?

PIERWSZY GRABARZO to właśnie idzie.

DRUGI GRABARZZaraz ci powiem.

PIERWSZY GRABARZSłucham.

DRUGI GRABARZDo licha, nie mogę jakoś.

H a m l e t i H o r a c y ukazują się w pewnej odległości.

123

PIERWSZY GRABARZNie łam sobie już nad tym mózgownicy; osła batem nie popędzisz; a kiedy cię kto o to jesz-cze raz zapyta, to mu powiedz: grabarz. Domy jego roboty przetrwają do dnia sądu. Idź doszynku i przynieś mi półkwaterek gorzałki.

Drugi g r a b a r z wychodzi.P i e r w s z y g r a b a r z kopie i śpiewa

Za młodu – o, gdyby ten wiek mógł powrócić!Miłostki mym były żywiołemPokochać, odkochać, uścisnąć, porzucić,To u mnie zwyczajnym szło kołem.80

HAMLETCzy ten człowiek nie zna natury swego rzemiosła? Śpiewa przy kopaniu grobu.

HORACYPrzyzwyczajenie wyrobiło w nim ten rodzaj swobody.

HAMLETTak to bywa we wszystkim; im mniej się do czego rękę przykłada, tym delikatniejsze jej czu-cie.

PIERWSZY GRABARZśpiewa

Lecz starość nie radość napadłszy znienackaZwaliła mię swoim obuchem;Znikł kuraż i rezon, i mina junacka:Ni śladu, żem kiedyś był zuchem.

Wyrzuca czaszkę.

HAMLETTa czaszka miała także język i mogła śpiewać. Patrz, jak nią poniewiera ten hultaj; pomiatanią, jak gdyby była szczęką Kaina, pierwszego mordercy. Może to czaszka jakiego dyplo-maty, co to chciał podejść Pana Boga, a teraz ją podszedł ten osioł. No nie?

HORACYByć może.

HAMLETAlbo jakiego dworaka, który mógł mówić: dzień dobry, jaśnie wielmożny panie; jakże zdro-wie waszej ekscelencji? Albo jakiego zausznika, który chwalił konia swego mecenasa, abygo od niego wyłudzić? Jak myślisz?

HORACYMogłoby to być, mości książę.

80 piosenka autorstwa lorda Vaux z antologii wydanej w 1557 roku.

124

HAMLETTaka to kolej rzeczy. A teraz, gdy stracił szczękę, musi służyć pani Gliście i cierpieć sztur-chańce zakrystiańskiej łopaty. Co za radykalna przemiana! Szkoda, że jej nie możemy oglą-dać. Czyliż utrzymanie tych kości na to tylko tyle kosztowało, aby z czasem grano w nie jakw kręgle? Ból czuję w moich na tę myśl.

PIERWSZY GRABARZśpiewa

Łoże w ziemi i wór zgrzebnyNa pokrycie kości;Oto cały sprzęt potrzebnyDla tutejszych gości.

Wyrzuca czaszkę.

HAMLETMasz i drugą. Nie jestże to czasem czerep adwokata? Gdzież się podziały jego kruczki i wy-kręty, jego ewentualności, jego kazualności i matactwa? Jak może znieść, aby ten grubianinbił w ciemię swoją plugawą motyką, i nie wystąpić przeciw niemu z akcją o czynną obelgę?Hm, hm! A może też to był swojego czasu jaki wielki posesjonat, który skupował dobra dro-gą licytacyj, subhastacyj,81 komplanacyj,82 transakcyj i cesyj83? Na toż mu się zdała czystamasa nieruchomości, aby sam, stawszy się nieruchomością, obrócił się w masę błota? Niezdołaliż ci, co mu pisali ewicje,84 ewinkować mu większej przestrzeni, tylko taką, jakąwzdłuż i wszerz pokryje para fascykułów85? Kontrakty kupna jego majątków zaledwie by sięw takim obrębie zmieściły; a samże ich dziedzic nie ma mieć więcej miejsca? Hę?

HORACYAni o włos więcej, mości książę.

HAMLETNie jestże pergamin ze skór baranich?

HORACYNie inaczej; i z cielęcych także.

HAMLETBarany i cielęta z tych, co w nim bezpieczeństwa szukają! Muszę pomówić z tym człowie-kiem. Czyj to grób, przyjacielu?

PIERWSZY GRABARZMój.

śpiewaOto cały sprzęt potrzebnyDla tutejszych gości.

81 Subhastacja – wywłaszczenie na mocy wyroku sądowego.82 Komplancja – ugoda między stronami sporu.83 Cesja – przekazanie praw.84 Ewicja – wyzucie z dóbr, ewinkować – przywłaszczyć.85 Fascykuł – zwój dokumentów.

125

HAMLETTwój, nie przeczę, bo w nim siedzisz.

PIERWSZY GRABARZWaspan w nim nie siedzisz, toteż on nie waspana; co do mnie, nie siedzę w nim, a jednakmoim.

HAMLETTwoim więc jest, bo w nim stoisz.

PIERWSZY GRABARZNie stoję w nim; stoję pod kościołem.

HAMLETCóż to za jegomość ma leżeć w tym grobie?

PIERWSZY GRABARZŻaden jegomość.

HAMLETA więc kobieta.

PIERWSZY GRABARZKobieta też nie.

HAMLETWięc któż tu będzie pochowany?

PIERWSZY GRABARZKtoś, kto był kobietą, ale wieczne jej odpoczywanie, bo umarła.

HAMLETCięty hultaj! Trzeba nam ważyć słowa, inaczej igraszka ich wystrychnie nas na dudków. Za-prawdę, mój Horacy, świat się stał tak dowcipny, od trzech lat to uważam, że chłop swoimwielkim palcem u nogi nagniotków nabawia dworaka następując mu na pięty. Od jak dawnajesteś grabarzem?

PIERWSZY GRABARZDniem, w którym zacząłem tę profesję, był właśnie ten dzień roku spomiędzy wszystkichinnych, w którym nieboszczyk nasz król Hamlet pobił Fortynbrasa.

HAMLETJakże to dawno?

PIERWSZY GRABARZNie wiesz, waspan? Każdy smyk u nas wie o tym. Było to tego dnia kiedy młody Hamletprzyszedł na świat; ten sam, co to zwariował i został wysłany do Anglii.

HAMLETCzy tak? A dlaczegóż on został wysłany do Anglii?

126

PIERWSZY GRABARZDlatego właśnie, że zwariował. Ma on tam rozum odzyskać; ale chociażby go nie odzyskał,nie będzie tam o to kłopotu.

HAMLETDlaczego?

PIERWSZY GRABARZBo tam tego nie dostrzegą nawet; tam wszyscy wariaci, tak jak on.

HAMLETSkutkiem czego on zwariował?

PIERWSZY GRABARZSkutkiem pewnej przyczyny.

HAMLETJakiej przyczyny?

PIERWSZY GRABARZSkutkiem utraty rozumu.

HAMLETGdzieżby to być mogło?

PIERWSZY GRABARZGdzie? Tu w Danii, której ziemię kopię od lat trzydziestu.

HAMLETJak długo może kto leżeć w ziemi, nim zgnije?

PIERWSZY GRABARZJeżeli nie zgnił przed śmiercią (co się w tych czasach zdarza, mamy bowiem ciała, które podtym względem nie czekają, aż się je w ziemię włoży), to może przeleżeć jakie osiem albodziewięć lat. Grabarz przeleży lat dziesięć.

HAMLETDlaczego ten jeden więcej niż drudzy?

PIERWSZY GRABARZBo mu jego rzemiosło tak wygarbowało skórę, że kawał czasu może wodę wstrzymać; a wo-da, panie, jest straszliwą naszych grzesznych ciał niszczycielką. Oto czaszka, która od dwu-dziestu trzech lat leży w ziemi.

HAMLETCzyjąż ona była?

PIERWSZY GRABARZSławnego wartogłowa. Czyją, na przykład, jak myślicie?

127

HAMLETNie domyślam się wcale.

PIERWSZY GRABARZZaraza na niego! Przypominam sobie, jak mi wylał na głowę całą butlę reńskiego. Ta czasz-ka, proszę pana, była własnością Yoryka, królewskiego błazna.

HAMLETpodnosząc czaszkę

Jego

PIERWSZY GRABARZJego samego.

HAMLETPozwól, niech się jej przyjrzę. Biedny Yoryku! Znałem go, mój Horacy; był to człowiek nie-wyczerpany w żartach, niezrównanej fantazji mało tysiąc razy piastował mię na ręku, a teraz– jakże mię jego widok odraża i aż w gardle ściska! Tu wisiały owe wargi, które nie wiem jakczęsto całowałem. Gdzież są teraz twoje drwinki, twoje wyskoki, twoje śpiewki, twoje kon-cepty, przy których cały stół trząsł się od śmiechu? Nicże z nich nie pozostało na wyszydze-nie swych własnych, tak teraz wyszczerzonych zębów? Idźże teraz do gotowalni modnej da-my i powiedz jej, że chociażby się na cal grubo malowała, przecież się takiej fizjognomiidoczeka. Pobudź ją przez to do śmiechu. Proszę cię, mój Horacy, powiedz mi jedną rzecz.

HORACYCo, mój książę?

HAMLETCzy myślisz, że Aleksander Wielki tak samo w ziemi wyglądał?

HORACYZupełnie tak.

HAMLETI tak samo pachniał? Brr!

Odrzuca czaszkę.

HORACYZupełnie tak, mości książę.

HAMLETJak nikczemna dola może się stać naszym udziałem! Nie mogłażby wyobraźnia, idąc w tropza szlachetnym prochem Aleksandra, znaleźć go na ostatku zatykającego dziurę w beczce?

HORACYTak brać rzeczy, byłoby to brać je za ściśle.

HAMLETBynajmniej; można by go tam przeprowadzić, rozumując z umiarem i z wszelkim prawdopo-dobieństwem, na przykład w taki sposób: Aleksander umarł, Aleksander został pogrzebiony,

128

Aleksander w proch się obrócił, proch jest ziemią, z ziemi robimy kit i dlaczegóż byśmy tymkitem, w który on się zamienił, nie mogli zalepić beczki piwa?Potężny Cezar przedzierzgnął się w glinę,Którą przed wiatrem chłop zatkał szczelinę.Zatrząsłszy światem pójść na polep chaty,Toż kres wielkości, toż los potentaty?!Lecz cicho – patrz: król tu nadchodzi.

Księża procesjonalnie wchodzą, za nimi niosą zwłoki O f e l i i, tuż za zwłokami postępujeLaertes i żałobnicy, następnie K r ó l, K r ó l o w a i orszak.

Królowa, cały dwór. Czyjże to pogrzeb?I ceremonia skrócona! To znaczy,Że ten, którego zwłoki tak prowadzą,Sam sobie musiał rozpaczliwą dłoniąOdebrać życie. Ktoś to z wyższej klasy.Odstąpmy na bok i patrzmy.

Usuwa się z H o r a c y m na stronę.

LAERTESJakiż obrządek pozostaje?

HAMLETJest toLaertes, zacny młodzian. Uważajmy.

LAERTESJakiż obrządek jeszcze pozostaje?

KSIĄDZPosunęliśmy ten akt tak daleko,Jak tylko mandat nam pozwala. Śmierć jejByła wątpliwa i gdyby był wyższyNakaz nie przemógł rygoru przepisów,W nie poświęconej musiałaby ziemiPrzeleżeć do dnia sądu. Miasto modłówSpadłyby na nią gruzy i kamienie;Tak zaś zachowa swój dziewiczy wieniecI towarzyszyć jej będzie do grobuKwiat i dźwięk dzwonów.

LAERTESWięcej nic?

KSIĄDZNic więcej.Skazilibyśmy obrządek za zmarłych,Gdybyśmy nad nią requiem86 śpiewali,Tak jak to czynim tym, co bogobojnieOddali ducha.

86 Requiem – modlitwa za umarłych.

129

LAERTESSpuśćcie ją do grobu,Niechaj z tych pięknych, nieskalanych szczątkówFiołki wykwitną! A ty, twardy księże,Wiedz, że pomiędzy chórami aniołówWznosić się będzie moja siostra wtedy,Gdy ty się w prochu wić będziesz.

HAMLETOfelia!

KRÓLOWAsypiąc kwiaty

Najmilsza z dziewic, bądź zdrowa! MyślałamWidzieć cię żoną mojego Hamleta;Prędzej się w kwiaty spodziewałam stroićTwoje małżeńskie łoże niż mogiłę.

LAERTESTrzykroć trzydzieści razy ciężkie ,,biada”Niech na przeklętą głowę tego spada,Kto podłym czynem zmącił twoje zmysły!Nie sypcie jeszcze ziemi, niech się jeszczeRaz jej kochanym widokiem napieszczę!

wskakuje w gróbWalcie proch teraz na dwojakie zwłoki,Aż usypiecie kurhan tak wysokiJak Pelion87 albo prujący obłokiPodniebny Olimp.88

HAMLETukazując się

Co to jest za człowiek,Którego boleść brzmi z taką przesadą?Którego objaw żalu zatrzymujeGwiazdy w ich biegu i obraca oneW słuchaczy osłupiałych? To ja jestemHamlet, syn Danii.

Wskakuje w grób.

LAERTESPoleć duszę czartu!

HAMLETŹle się wasć modlisz. Puść mi gardło, proszę;Bo choć nie jestem prędki i drażliwy,

87 Pelion – szczyt górski na pograniczu Tesalii i Macedonii.88 Olimp – najwyższy szczyt Grecji.

130

Ale mam w sobie coś niebezpiecznego,Czego ci radzę strzec się. Odejm rękę.

KRÓLHola! Rozdzielcie ich.

KRÓLOWAHamlecie, synu!

DWORZANIEPanowie!

HORACYHamuj się, łaskawy książę.

Dworzanie rozdzielają ich i obydwaj wychodzą z grobu.

HAMLETWalczyć z nim będę o lepszą dopóty,Dopóki powiek na wieki nie zawrę.

KRÓLOWAO co, mój synu?

HAMLETKochałem Ofelię –Tysiąc by braci z całą swą miłościąNie mogło memu wyrównać uczuciu. –Cóż byś ty dla niej uczynił?

KRÓLdo Laertesa

To nowyWyskok szaleństwa.

KRÓLOWAPodobnież

O, miej wzgląd na niego!

HAMLETMów, do pioruna! Mów, co byś uczynił?Jesteśli gotów płakać, bić się, pościć?Dać się rozedrzeć? rzekę wypić do dna?Jeść krokodyle? I jam także gotów.Przyszedłeś tutaj jęczeć, w grób jej skakaćDla urągania mi? Daj się z nią razemŻywcem pogrzebać, i ja to uczynię;A jeśli prawisz o górach, niech na nasRuną miliony włók ziemi, aż kopiec,Co z niej powstanie, stercząc w głąb eteru

131

Ossę89 w brodawkę zmieni. Jeśli umieszSzermować gębą, i ja to potrafię.

KRÓLOWASzał to, któremu chwilowo ulega;Gdy go ominie, wraz jak gołębica,Po wylężeniu swoich złotych piskląt,Potulnie zwiesi głowę i zamilknie.

HAMLETPowiedz mi, waćpan, co się to ma znaczyć,Że się obchodzisz ze mną tak niegodnie?Jam ci tak sprzyjał! Ale mniejsza o to;Choćby Herkules dał się i posiekać,Zawsze kot miauczeć będzie, a pies szczekać.

Wychodzi.

KRÓLHoracy, proszę cię, miej go na oku.

H o r a c y wychodzi. K r ó l do L a e r t e s aUzbrój cierpliwość tym, co ułożonePomiędzy nami; rzecz się sama składa.Gertrudo, każ tam komu nad nim czuwać.Grób ten mieć będzie wkrótce żywy pomnik,A my spokojność; lecz nim to się stanie,Cierpliwie nasze prowadźmy zadanie.

Wszyscy wychodzą.

SCENA II

Sala w zamku.H a m l e t i H o r a c y.

HAMLETDosyć już o tym; słuchaj teraz dalej.Pamiętasz całą okoliczność?

HORACYPamiętam, mości książę.

HAMLETW duszy mojejWrzał jakiś rodzaj walki, skutkiem którejAni na chwilę nie zmrużyłem oka.Zdawało mi się, żem był w położeniuGorszym niż więzień przykuty do galer.

89 Ossa –jeden z greckich szczytów.

132

Nagle, i niech się święci ona nagłość!Trzeba ci bowiem wiedzieć, że nie wszystkoBywa po diable, co czynimy nagle.Że, owszem, czasem niezastanowienieLepiej nam służy niż najumiejętniejSkombinowane plany; co dowodzi,Że jakieś dobre bóstwo kształt nadajeNaszym działaniom z gruba obciosanym.

HORACYTo pewna.

HAMLETNagle przywdziałem kapotęI wyskoczywszy z kajuty, po mackuSzukałem miejsca, gdzie spali; znalazłemWreszcie mych śpiochów, wyjąłem im pakietI powróciłem z nim do mego kąta.Strach tak dalece zrobił mię niepomnymNa delikatność, żem rozpieczętowałDokument w którym odkryłem, cóż na toPowiesz, Horacy! królewskie szelmostwo:Jawne wezwanie, mnóstwem różnych racjiNaszpikowane, w imię dobra Danii;I Anglii dobra, z którym się istnienieTakiego jak ja upiora nie zgadza,Aby za odebraniem niniejszego,Bez ceremonii i bez zwłoki, nawetNa wyostrzenie miecza nie czekając,Głowa mi była zdjęta.

HORACYCzy podobna?

HAMLETOto dokument; przejrz go w wolnej chwili.A teraz, chceszli wiedzieć, com ja zrobił?

HORACYBłagam cię, panie, powiedz.

HAMLETTak wplątanyW hultajskie sidła, nie zdołałem jeszczeDo mego mózgu z prologiem wystąpić,Gdy on już zaczął swoją rolę. SiadłemI napisałem inny list; jak tylkoMogłem najpiękniej. Dawniej, naśladującPrzykład uczonych naszych i statystów,Za ujmę miałem sobie pięknie pisać

133

I zadawałem sobie wielką pracęNad zapomnieniem tego kunsztu; terazWyświadczył mi on kapitalnie ważnąPrzysługę. Chceszli usłyszeć, co w sobieMój list zawierał?

HORACYPragnę, mości książę.

HAMLETOto zaklęcia jak najuroczystszeZe strony króla: jeśli Anglia szczerzeChce mu dać dowód hołdowniczej wiary;Jeśli stosunki między nami mająKwitnąć jak palma; jeśli pokój staleMa nam zaplatać swą girlandę z kłosówI stać jak koma między okresamiNaszej przyjaźni (takich szumnych „jeśli”Było tam więcej), aby w takim razieAngielski władca wraz po odczytaniuI rozpoznaniu treści tego pisma,Nie namyślając się i ćwierć sekundy,Oddawców jego, bez spowiedzi nawet,Ze świata sprzątnąć kazał.

HORACYJakżeś, panie,Zapieczętował to pismo?

HAMLETTu właśnieNajwidoczniejszy był wpływ Opatrzności;Miałem przy sobie sygnet mego ojca,Rżnięty zupełnie tak jak pieczęć Danii.Złożywszy tedy list na wzór tamtegoI opatrzywszy stemplem i adresem,Niepostrzeżenie wsadziłem podrzutkaW miejsce prawego pomiotu. NazajutrzMieliśmy bitwę morską; wiesz już resztę.

HORACYTak więc Rozenkranc i Gildenstern poszliNa śmierć niechybną.

HAMLETSamić jej szukali;Sumienie moje spokojne w tej mierze:Własne to wścibstwo wtrąciło ich w przepaść.Biada podrzędnym istotom, gdy wchodząPomiędzy ostrza potężnych szermierzy.

134

HORACYCóż to za człowiek z tego króla!

HAMLETMamżeJeszcze się wahać? On mi zabił ojca,Zhańbił mi matkę i niecnie się wcisnąłMiędzy elekcję a moje nadzieje.Na życie moje tak podstępnie godził.Nie będzież to czyn najzupełniej zgodnyZ słusznością dać mu odwet tym ramieniem?I nie byłożby to krzyczącą rzecząPozwolić, aby się taki rak dłużejWpośród nas szerzył?

HORACYWkrótce mu zapewneDoniosą z Anglii o skutku poselstwa.

HAMLETZapewne, trzeba mi przeto się śpieszyć.Życie człowieka zdmuchnąć jest to tyleCo zliczyć jeden. Przykro mi jednakże,Żem się zapomniał względem Laertesa;W obrazie bowiem jego losu widzęWierne odbicie mojej własnej doli.Cenię go bardzo; słysząc wszakże owePrzechwałki jego boleści, nie mogłemByć panem siebie.

HORACYCicho, ktoś nadchodzi.

Wchodzi O z r y k

OZRYKStokroć szczęśliwa chwila, która nam pozwoliła waszą książęcą mość ujrzeć znowu.

HAMLETPokornie dziękuję waćpanu. (na stronie do Horacego) Czy znasz tę muchę wodną?

HORACYNie, mości książę.

HAMLETTym lepiej dla zbawienia duszy twojej, bo znać go jest występkiem. Ma on pod dostatkiemziemi, i żyznej. Niech bydlę będzie panem między bydlętami, wraz będzie miało swój żłóbprzy królewskim stole. To istny gawron, ale, jak powiadam, hojnie uposażony błotem.

135

OZRYKŁaskawy książę, jeżeli wasza książęca mość masz czas wolny, miałbym szczęście zakomuni-kować mu coś z polecenia jego królewskiej mości.

HAMLETZ całym natężeniem ducha gotów jestem to coś odebrać. Zrób pan właściwy użytek ze swojejczapki; czapka stworzona na głowę.

OZRYKDziękuję waszej książęcej mości; bardzo dziś gorąco.

HAMLETGdzież tam! raczej bardzo zimno; wiatr z północy.

OZRYKW istocie, mości książę, zimno jakoś.

HAMLETPodobno jednak masz waćpan słuszność; parno jest i gorąco jak na moje usposobienie.

OZRYKNadzwyczajnie, mości książę; tak jest parno, że wypowiedzieć tego nie umiem. Łaskawyksiążę, król jegomość kazał mi waszej książęcej mości oznajmić, że wielki na waszą książęcąmość zakład stawił. Rzecz się tak ma...

HAMLETNie zapominajże, waćpan, bardzo proszę.

Pokazuje mu, aby włożył kapelusz.

OZRYKNie, mości książę; doprawdy, dla własnej mojej wygody. Od niejakiego czasu jest tu na dwo-rze Laertes, nieporównany młodzian, pełen najwytworniejszych przymiotów, nadzwyczajmiły w towarzystwie i dystyngowany w obejściu. Na honor, jest to, że użyję poetycznegowyrażenia, istny inwentarz albo kalendarz ukształcenia, bo znajdziesz w nim, mości książę,kwintesencję tego wszystkiego, co prawdziwe ukształcony człowiek znaleźć pragnie.

HAMLETMości panie, zalety jego nie cierpią upośledzenia w ustach waćpana; jakkolwiek wyliczenieich inwentarzowe nabawiłoby arytmetykę pamięciową zawrotu głowy i jeszcze by mogłorzecz oddać tylko in crudo90 ze względu na wysoki stopień jego ogłady. Co do mnie, sprowa-dzając pochwały do najprostszych wyrzutów, mam go za młodego człowieka wielkich na-dziei; za siewek cnót tak rzadkich i szacownych, że bez przesady mówiąc, podobne do niegojest zwierciadło, w którym się przegląda; kto zaś idzie w jego ślady, jest jego cieniem, ni-czym więcej.

OZRYKOpis waszej książęcej mości ze wszech miar trafny.

90 In crudo – z grubsza.

136

HAMLETDo czegóż to zmierza, mój panie? W jakimże celu chuchamy na tę doskonałość naszymułomnym oddechem?

OZRYKJak to, mości książę?

HORACYCzyż można nie rozumieć ojczystego języka? Ale myślę, że się porozumiecie.

HAMLETCo znaczy wyjechanie na harc z tym panem?

OZRYKWasza książęca mość mówi o Laertesie?

HORACYWorek jego już próżny; wyszyplił całą gotówkę dowcipu.

HAMLETNie inaczej, o Laertesie.

OZRYKWidzę, że książę pan nie jesteś nieumiejętny.

HAMLETCieszę się, że pan to widzisz, lubo zaprawdę, niewiele mogę na tym zyskać. Cóż dalej?

OZRYKWidzę, że książę pan nie jesteś nieumiejętny w ocenianiu znakomitej wyższości Laertesa.

HAMLETNie mogę tego przyznać, nie porównawszy się z nim poprzednio; znać bowiem drugich do-kładnie jest to znać samego siebie.

OZRYKMówię o jego wyższości w władaniu bronią, powszechna bowiem opinia uważa go za niepo-równanego w tym kunszcie.

HAMLETW jakimże on rodzaju broni tak jest mocny?

OZRYKNa rapiery i florety.

HAMLETW dwóch aż rodzajach broni tak odrębnych! Cóż dalej?

OZRYK

137

Król jegomość stawił w zakład sześć berberyjskich91 koni; on zaś, ile wiem, sześć francuskichszpad i puginałów,92 z należącymi do nich przyborami, jak to: pendentami,93 pasami i tak da-lej. Spomiędzy tych rynsztunków trzy są w istocie bardzo ozdobne, pasujące do rękojeści,nader misternie wyrobione i świeżego pomysłu.

HAMLETCo pan nazywasz rynsztunkami?

HORACYWiedziałem, książę, że będą ci potrzebne komentarze, zanim dowiesz się końca.

OZRYKRynsztunki, mości książę, to pendenty.

HAMLETWyrażenie to byłoby bardziej z rzeczą spokrewnione, gdybyśmy armaty mogli nosić u boku;tymczasem jednak przyjmijmy je za pendenty. Tak więc sześć berberyjskich koni z jednejstrony, a z drugiej sześć francuskich rożnów z ich przyborami i trzy świeżego pomysłurynsztunki. To prawdziwie francuski zakład przeciw duńskiemu. O cóż on stawiony?

OZRYKKról jegomość założył się, że w spotkaniu z waszą książęcą mością w dwunastu pchnięciachz obojej strony Laertes nie osiągnie przewagi trzech trafień. Szansa więc jego do szansy La-ertesa ma się jak dwanaście do dziewięciu; i zaraz by się to rozstrzygnęło, gdybyś książę panraczył przychylnie odpowiedzieć.

HAMLETA gdybym odpowiedział: nie?

OZRYKChciałem powiedzieć, gdybyś książę pan raczył osobą swoją odpowiedzieć temu zadaniu.

HAMLETBędę się tu przechadzał w tej sali; jest to czas, w którym używam wytchnienia. Jeśli ten panma ochotę i królowi jegomości to dogadza, mogę im służyć zaraz. Niech przyniosą florety.Rozegram ten zakład na rzecz króla; jeżeli zaś mi się nie powiedzie, zyskam tylko na własnymój rachunek trochę konfuzji i kontuzji.94

OZRYKMamże donieść w tym sposobie?

HAMLETW tym duchu; z przyozdobieniami, jakie się panu stosowne wydadzą.

91 Berberyjskie konie – konie Berberów, północnoafrykańskiego szczepu Arabów.92 Puginał – rodzaj sztyletu.93 Pendent – pas do zawieszania szabli.94 Konfuzja i kontuzja – wstyd i rana.

138

OZRYKPolecam waszej książęcej mości moje usługi.

Wychodzi.

HAMLETUniżony, uniżony. Dobrze czyni, że się sam poleca, żaden ludzki język nie uczyniłby tego.

HORACYTa czajka lata z skorupą od jaja na głowie.

HAMLETOn komplementy stroił już do cycka, nim go ssać zaczął. Jest to jedna z baniek tego wietrz-nego świata, wydęta tchnieniem mody i przybrana w konwencyjną szatę; rodzaj szumowinyróżnorodnych pierwiastków, łudzącej oczy zarówno najciemniejszej, jak najświatlejszej opi-nii; ale dmuchnij tylko, natychmiast pryśnie bąbel.

Wchodzi D w o r z a n i n.

DWORZANINMości książę, jego królewska mość przesłał waszej książęcej wysokości pozdrowienie przezOzryka, który wróciwszy oznajmił mu, że książę czekasz na niego, w tej sali. Przysyła onmnie teraz z zapytaniem, czy wasza książęca mość trwasz w chęci fechtowania się z Laerte-sem, czyli też żądasz zwłoki.

HAMLETStały jestem w mych postanowieniach, a te są zgodne z życzeniami króla. Jeśli on gotów,moja gotowość nie zostanie w tyle, tak teraz, jak kiedykolwiek, pod warunkiem, że zawszebędę do tego równie sposobny jak teraz.

DWORZANINKról i królowa, i wszyscy inni nadejdą tu niebawem.

HAMLETW stosowną porę.

DWORZANINKrólowa życzy sobie, abyś, książę, przemówił kilka uprzejmych słów do Laertesa, nim się znim spotkasz.

HAMLETDobrze mi radzi.

D w o r z a n i n wychodzi.

HORACYPrzegrasz ten zakład, książę.

HAMLETNie sądzę; od czasu jego wyjazdu do Francji nie przestawałem się ćwiczyć; wygram przykorzystnych warunkach. Nie uwierzysz jednak, jak mi coś ciężko na sercu; ale to nic.

139

HORACYDrogi książę.

HAMLETTo dzieciństwo; jakiś rodzaj przeczucia, które by mogło zastraszyć kobietę.

HORACYJeżeli dusza twoja, panie, czuje wstręt jakowy, bądź jej posłuszny. Pójdę ich wstrzymać odprzybycia tu; powiem, że się, książę, nie czujesz usposobiony.

HAMLETDaj pokój; drwię z wróżb. Lichy nawet wróbel nie padnie bez szczególnego dopuszczeniaOpatrzności. Jeżeli się to stanie teraz, nie stanie się później, jeżeli się później nie stanie, sta-nie się teraz; jeżeli nie teraz, to musi się stać później; wszystko polega na tym, żeby być wpogotowiu, ponieważ nikt nie wie, co ma utracić, cóż szkodzi, że coś wcześniej utraci?

K r ó l, K r ó l o w a, L a e r t e s, dworzanie i słudzy z floretami i inne osoby wchodzą nascenę.

KRÓLSynu Hamlecie, weź tę dłoń z rąk moich.

Łączy rękę L a e r t e s a z ręką H a m l e t a.

HAMLETPrzebacz mi, waćpan, krzywdęm ci wyrządził;Lecz przebacz jako honorowy człowiek.Wszyscy tu wiedzą i pan sam wiesz pewnie,Jak ciężka trapi mię niemoc umysłu.Oświadczam przeto, iż to, com uczyniłW grubiański sposób ubliżającegoTwojemu sercu, czci twej lub stopniowi,Nie było niczym innym jak szaleństwem.Czyliż to Hamlet skrzywdził Laertesa?Nie; Hamlet bowiem nie był samym sobą.Skoro więc Hamlet nie sam był krzywdzącym,Więc Hamlet temu nic nie winien; HamletZaprzecza temu. Któż więc temu winien?Jego szaleństwo. W takim razie HamletSam raczej także został pokrzywdzony;Szaleństwo jego było jego wrogiem.Oby to moje wyparcie się jawneWszelkiej złej względem waćpana intencjiMogło mię w jego szlachetnym uznaniuTak uniewinnić, jak gdybym był na wiatrWypuścił strzałę, która poza domemTrafiła brata mojego.

LAERTESDość na tymMojemu sercu, które by mię byłoW tym razie głównie skłaniało do zemsty;

140

Wszakże stosując się do praw honoru,Muszę się z dala mieć od pojednania,Dopóki starsi mężowie, uznanejW rzeczach honoru powagi,Nie upoważnią mię do tego krokuI nie wyrzekną, że sławy mej żadnaNie kazi plama. Tymczasem atoliPrzyjmuję, panie, ofiarę twych uczućJako prawdziwą i uwłaczać onejNie myślę.

HAMLETZ serca dziękuję waćpanuSwobodnie mogę teraz ten braterskiZakład rozegrać. Podajcie mi floret.

LAERTESPodajcie i mnie także.

HAMLETLaertesie,Biegłość twa wobec mojego fuszerstwaJak gwiazda błyszczeć będzie wpośród nocy.

LAERTESŻartujesz ze mnie, książę.

HAMLETNie, na honor.

KRÓLPodaj im, Ozryk, florety. Hamlecie,Znasz już warunki zakładu?

HAMLETZnam, panie.Wasza królewska mość zawarowałeśFor słabszej stronie.

KRÓLNie skutkiem obawy:Widziałem dawniej was obu. LaertesPostąpił odtąd, dlatego for daję.

LAERTESTen jest za ciężki dla mnie, dajcie inny.

HAMLETTen mi do ręki. Sąli to floretyRównej długości?

141

OZRYKRównej, mości książę.

KRÓLPostawcie kubki z winem tu na stole.Gdy Hamlet zada pierwszy cios lub drugi,Lub gdy zwycięsko odparuje trzeci,Niech wtedy działa zagrzmią z wszystkich wałów;Król spełni toast za zdrowie HamletaI w puchar jego wrzuci perłę, droższąNiż te, co czterech z rzędu duńskich królówDiadem zdobiły. Przynieście puchary.Niech trąby kotłom, a kotły armatom,Armaty niebu, a niebiosa ziemiOznajmią grzmiącym echem, że król pijeNa cześć Hamleta. Zacznijcie teraz;A wy, sędziowie, baczcie pilnym okiem.

HAMLETDalej więc!

LAERTESJestem w pogotowiu, panie.

Składają się.

HAMLETTo raz.

LAERTESNie.

HAMLETNiechaj sędziowie rozstrzygną.

OZRYKDotknięcie było jawne.

LAERTESDobrze; dalej!

KRÓLStójcie! Hej! wina! Ta perła do ciebieNależy, synu; piję za twe zdrowie.Oddajcie puchar księciu.

Odgłos trąb i huk dział.

HAMLETPoczekajcie:Niech się załatwię pierwej z drugim pchnięciem.Dalej!

142

Składają się.To drugi raz; cóż waćpan na to?

LAERTESDotknąłeś, mości książę; nie zaprzeczam.

KRÓLNasz syn wygrywa.

KRÓLOWAOn tłustej kompleksjiI tchu krótkiego. Hamlecie, masz chustkę,Obetrzyj sobie czoło; matka pijeZa powodzenie twoje.

HAMLETDobra matko.

KRÓLGertrudo, nie pij.

KRÓLOWAChcę pić. Wybacz, panie.

KRÓLna stronie

Zatruty był ten kielich; już za późno.

HAMLETNie mogę teraz pić, pani, za chwilę.

KRÓLOWACzekaj, obetrę ci twarz.

LAERTESdo Króla

Teraz, panie,Ja go ugodzę.

KRÓLPowątpiewam o tym.

LAERTESna stronie

Lecz jest to niemal wbrew memu sumieniu.

HAMLETNo, Laertesie; żarty ze mnie stroisz.Proszę cię, natrzyj z całą gwałtownością,Bo mógłbym myśleć, że mię masz za fryca.

143

LAERTESSam tego żądasz, książę; dobrze zatem.

Składają się.

OZRYKChybione z obu stron.

LAERTESPilnuj się teraz.

L a e r t e s rani H a m l e t a; po czym w zapale przemieniają floretyi H a m l e t rani L a e r t e s a.

KRÓLHola, rozdzielcie ich, zbyt się zaparli.

HAMLETNie jeszcze, jeszcze.

Królowa pada

OZRYKPatrzcie, co się dziejeZ królową.

HORACYZ obu krew ciecze. O! panie,Tyś ranny.

OZRYKJestżeś ranny, Laertesie?

LAERTESJak bekas w własne złowiłem się sidło;Słusznie ofiarą padam własnej zdrady.

HAMLETCóż to królowej?

KRÓLOmdlała z przestrachu,Widząc cię rannym.

KRÓLOWANie, nie, ten to napój.Ten napój, drogi Hamlecie! ten napój...Jestem otruta.

Umiera.

HAMLETO podłości! Hola!

144

Pozamykajcie drzwi! Szukajcie zdrajcy!L a e r t e s pada.

LAERTESOto tu leży. Zgubionyś, Hamlecie.Nie uratująć żadne leki świata;I pół godziny życia nie ma w tobie.Narzędzie zdrajcy sam trzymasz w swym rękuNie przytępione i zatrute. WpadłemW ten sam dół, którym wykopał pod tobą.Już nie powstanę, królowa otruta;Nie mogę więcej mówić; król, król winien.

HAMLETWięc i to ostrze zatrute? Trucizno,Dokończ swojego dzieła.

Przebija K r ó l a.

OZRYKi inni

Zdrada! Zdrada!

KRÓLRatujcie! to nic, nic, draśniętym tylko.

HAMLETWszeteczny, zbójczy, przeklęty Duńczyku,Wysącz ten kielich. A co? jest w nim perła?Idź w ślad za moją matką.

K r ó l umiera.

LAERTESSprawiedliwąŚmierć poniósł; on to sam jad ten przyrządzał.Przebaczmy sobie wzajem, cny Hamlecie,Niech duszy twojej nie cięży śmierć mojaI mego ojca – ani twoja mojej!

Umiera.

HAMLETNiechaj ci nieba jej nie pamiętają!Zaraz za tobą pójdę. O Horacy!Umieram. Żegnam cię, matko nieszczęsna!Wam, co stoicie tu bladzi i drżący,Tylko jako niemi widzowie tragedii,Mógłbym ja, gdybym miał czas, wiele rzeczyPowiedzieć, ale śmierć, ten srogi kapral,Stoi nade mną. Umieram, Horacy.Ty pozostajesz. Wytłumacz mą sprawęTym, co jej z bliska nie znają.

145

HORACYNic z tego,Więcej mam w sobie krwi rzymskiej niż duńskiej.95

Jeszcze tam trochę jest wina!

HAMLETCzłowieku,Jeśli masz serce, oddaj mi ten kielich!Oddaj, na Boga! Jak upośledzoneImię by po mnie pozostało, gdybyTa tajemnica nie miała wyjść na jaw!O, mój Horacy! Jeśli kiedykolwiekW poczciwym sercu, twoim miałem miejsce,Wyrzecz się jeszcze na chwilę zbawieniaI ponieś trudy oddychania dłużejW zepsutej atmosferze tego świataDla objaśnienia moich dziejów.

Marsz w odległości i wystrzały.Cóż toZa zgiełk wojenny?

OZRYKTo młody Fortynbras,Wracając z polskiej wojny, daje salwyAngielskim posłom.

HAMLETŻegnam cię, Horacy;Potęga jadu mroczy zmysły moje.Już się angielskich posłów nie doczekam!Lecz przepowiadam ci, że wybór padnieNa Fortynbrasa. Za nim, konający,Głos daję; powiedz mu to i opowiedz,Co poprzedziło. Reszta jest milczeniem.

Umiera.

HORACYPękło cne serce. Dobranoc, mój książę;Niechaj ci do snu nucą chóry niebian!

Marsz za scenąPo co ten odgłos aż tu?

F o r t y n b r a s i posłowie angielscy z orszakiem swoim wchodzą.

FORTYNBRASNiech zobaczęNa własne oczy!

95 Aluzja do samobójczej śmierci Brutusa i Kasjusza.

146

HORACYCóż to chcecie widzieć?Chcecieli ujrzeć coś nadzwyczajnegoLub żałosnego nad wszelkie wyrazy,Przestańcie szukać dalej.

FORTYNBRASCzy zniszczenieTron tu obrało sobie? Dumna śmierci,Jakież dziś święto w twym ciemnym królestwie,Żeś tak morderczo za jednym zamachem,Tyle książęcych głów ścięła!

PIERWSZY POSEŁTen widokZbyt jest okropny. Spóźniony nasz przyjazd.Głuche są uszy tego, który miał namDać posłuchanie, aby się dowiedzieć,Że zadość stało się jego żądaniuI że Rozenkranc wespół z GildensternemStraceni; któż nam podziękuje za to?

HORACYNie on zapewne, chociażby ku temuMiał odpowiednie warunki żywota;Nigdy on bowiem ich śmierci nie pragnął.Lecz skoro po tych fatalnych wypadkachWy z polskiej wojny, a wy z granic AngliiTak bezpośrednio przybywacie, każcież,Aby te zwłoki wysoko na marachNa widok były wystawione; mnie zaśPozwólcie i wszem wobec, i każdemuNieświadomemu prawdy opowiedzieć,Jak się to stało. Przyjdzie wam usłyszećO czynach krwawych, wszetecznych, wyrodnych,O chłostach trafu, przypadkowych mordach,O śmierciach skutkiem zdrady lub przemocy,O mężobójczych planach, które spadłyNa wynalazcy głowę. O tym wszystkimJa wam dać mogę wieść dokładną.

FORTYNBRASPilnoNam to usłyszeć. Niechaj się w tym celuNiezwłocznie zbierze czoło waszych mężów.Co się mnie tyczy, z boleśnią przyjmuję,Co mi przyjazny los zdarza; mam bowiemDo tego kraju z dawien dawna prawa,Które obecnie muszę poprzeć.

147

HORACYO tymBędę miał także coś do powiedzenia,Zgodnie z życzeniem tego, co już nigdyNie wyda głosu, ale pierwej muszęWypełnić tamto, aby obłęd ludzkiWięcej tymczasem klęsk i niefortunnychPrzygód nie zrządził.

FORTYNBRASNiech czterech dowódcówZłoży Hamleta, jako bohatera,Na wywyższeniu, niewątpliwie bowiemByłby był wzorem królów się okazałDożywszy berła; a gdy orszak ciałoJego niosący postępować będzie,Niechaj muzyka i salwy rozgłośnie,Czym był, zaświadczą. Podnieście te zwłoki,Bo nie to miejsce, lecz pobojowiskoGodne oglądać takie widowisko.Każcie dać ognia z dział.

Marsz pogrzebowy. Wychodzą unosząc zwłoki, po czym huk dział słyszeć się daje.