Świadectwa niepisanej dialektyki Platona

62
PEITHO / EXAMINA ANTIQUA 1 ( 6 ) / 2015 Świadectwa niepisanej dialektyki Platona MARIAN ANDRZEJ WESOŁY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu / In Memoriam Konrad Gaiser (†03.05.1988) Hans Krämer (†24.04.2015) Giovanni Reale (†15.10.2014) Wstęp do lektury źródeł Pod tak sformułowany tytuł podpadają trzy specjalnie dobrane zestawy tłumaczonych przez nas tekstów źródłowych, które dotyczą niepisanej filozofii Platona. Dwa pierwsze znamy od samego Platona, natomiast zestaw trzeci testimoniów pochodzi głównie od najzdolniejszego jego ucznia Arystotelesa. Przekłady oraz interpretacje większości tych tekstów podejmowaliśmy już uprzednio, lecz tutaj proponujemy łącznie ich rozszerzo- ną i znacznie zmodyfikowaną wersję, mając na względzie przedłożenie Czytelnikowi polskiemu samych ważniejszych świadectw, dotyczących podstaw nowej interpretacji

Transcript of Świadectwa niepisanej dialektyki Platona

  • P E I T H O / E X A M I N A A N T I Q U A 1 ( 6 ) / 2 0 1 5

    wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    In Memoriam Konrad Gaiser (03.05.1988)

    Hans Krmer (24.04.2015)Giovanni Reale (15.10.2014)

    Wstp do lektury rde

    Pod tak sformuowany tytu podpadaj trzy specjalnie dobrane zestawy tumaczonych przez nas tekstw rdowych, ktre dotycz niepisanej filozofii Platona. Dwa pierwsze znamy od samego Platona, natomiast zestaw trzeci testimoniw pochodzi gwnie od najzdolniejszego jego ucznia Arystotelesa. Przekady oraz interpretacje wikszoci tych tekstw podejmowalimy ju uprzednio, lecz tutaj proponujemy cznie ich rozszerzo-n i znacznie zmodyfikowan wersj, majc na wzgldzie przedoenie Czytelnikowi polskiemu samych waniejszych wiadectw, dotyczcych podstaw nowej interpretacji

  • 206 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    Platona, z nieznajomoci ktrych wynikaj rne nieporozumienia i czsto pochopne osdy.

    Ostatnia intrygujca partia Fajdrosa na temat stosownoci i niestosownoci pisar-stwa stanowi nie tylko wymowne jego zakwestionowanie, ale i wyzywajce potpienie (), i to z wakich powodw merytorycznych. Pismo jest niestosowne jako wtrny i martwy rodek przekazu prawomocnej wiedzy, ktr nabywa si na ywo w dialektyce ustnej wraz z dociekaniem istoty rzeczy. Wiedza ta zapisywana jest jedynie w duszach (umysach) pojtnych po temu rozmwcw. Tworzenie pism to na podobiestwo

    letnich ogrdkw Adonisa marnowanie nasion, ktre nie wydaj dojrzaych owocw. Poytek z pism moe zaistnie jedynie wtedy, gdy ich autor filozof potrafi dowie, e wszelkie one s polednie czy marne (), a jeli nawet sam je tworzy, to jest w stanie wspomaga je logosem ustnym i tym sposobem krzewi treci cenniejsze () do wyraenia. Od wszelkiego pisma cenniejsze s bowiem treci waciwie wpajane w duszach na temat sprawiedliwoci, pikna i dobra itp., ktre nie s do powierzenia jedynie martwym znakom graficznym.

    Wynika std, e autor Fajdrosa wszelkie pismo mniej lub bardziej uznawa za literac-k zabaw (), stawiajc przy tym istotny wymg odautorskiego wspierania swych dialogw w dialektyce ustnej, o czym wiadcz bezporednie i porednie wiadectwa rdowe.

    Czy potpienie pisma w Fajdrosie odnosio si tak samo do tworzonych przeze dialogw, ktre przecie odzwierciedlay sokratejsk yw rozmow w rozmaitych sceneriach i sytuacjach problemowych? Naoenie takich osobliwych wymogw na nauczanie i uprawianie filozofii moe wydawa si nam cakiem niezrozumiae. Podob-nie zreszt argumentowa przeciwko pismu ucze Gorgiasza, Alkidamas z Elai (przeom V/IV wieku p.n.e.) w swej rozprawce O autorach mw czyli o sofistach.

    Drugie doniose wiadectwo wasne Platona na temat niestosownoci pisma pocho-dzi z jego Listu VII, ktrego autentyczno niesusznie bya kwestionowana. To nie przypadek, e wanie w tym autobiograficznym wtku wyzna Plato swoje credo co do argumentw przeciwko pismu oraz co do wymogw i wartoci waciwie uprawianej filozofii. Wyznanie to wynikao te z osobistego rozczarowania, jakie spotkao Platona w jego krzewieniu filozofii. Wobec chepliwego tworzenia pism przez tyrana Dionizjosa (czy jeszcze innych) na temat tego, czym on sam si zajmuje, Platon stwierdzi wymow-nie wprost, e nie ma i nigdy nie bdzie jego adnego pisma. Z kontekstu wynika, ze chodzio tu o kwestie pryncypiw, czyli naczelnych zasad natury ( Ep. 344 d). Ot ten wanie motyw stanowi gwny przedmiot owych agrapha dogmata, o ktrych jak zobaczymy wzmiankowa Arystoteles.

    Istotne jest przy tym to, e Platon powtrzy tutaj swj waki argument dotyczcy ograniczonoci i nieadekwatnoci pisma w dochodzeniu do prawomocnej wiedzy. To jeden z najwyraniejszych jego argumentw filozoficznych, nie ujty w stylu mitu czy alegorii, jak to czyni w swych dialogach literackich. Chodzi o cztery skadniki wiedzo-

    -twrcze (nazwa, definicja, wizerunek, wiedza-intelekcja), ktre maj te uzasadnia niestosowno w tym samego pisma. Dociekania wok cnt i wad, prawdy i faszu,

  • 207wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    wymagaj trudu mylowego w dugim czasie, w trybie dialektycznym i elenktycznym (odpierajcym bdy), aby rozjani pojcie i rozumienie kadej rzeczy, starajc si osi-gn skupienie najwysze w ludzkiej mocy.

    Wczytujc si w intencje obydwu tych tekstw, moemy waciwie zrozumie, jak nadawa Platon warto swym pisanym dialogom jako wykadni odsyajcej do jego ezoterycznej filozofii. Platon przecie rozmylnie naoy na pismo znamienne zastrzee-nia, ograniczenia i niedostatki filozoficznego przekazu. Jego mistrz Sokrates, jak wiado-mo, niczego w ogle nie pisa i takie podejcie po czci przej Platon w swej dialektycz-nej oralnoci, jakkolwiek tworzy dialogi sokratejskie, ktre okazuj si by tylko jedn stron jego aktywnoci filozoficznej.

    Okazuje si, e w dialogach Platona wystpuje wiele takich miejsc, gdzie doranie stawiane wane kwestie odesane zostaj do dalszej dyskusji na inn okazj, jakby nie dao si ich dalej rozstrzyga w tej spisanej postaci. S to niedomwienia, aluzje, odno-niki czy odsyacze, do bardziej cisych zaoe, racji i uzasadnie. Zazwyczaj Sokrates, cho w pniejszych dialogach rwnie Go z Elei, Timajos czy Ateczyk, stwierdzaj niemono naleytego wyoenia takich kwestii, ktre wymagaj cilejszego i bardziej systematycznego ujcia gdzie indziej. Te inne okazje to zapewne prowadzone przez Platona w Akademii ustne wykady i konwersacje, o ktrym lady przekazaa tradycja porednia.

    W zwizku z tym podajemy w wyborze z dziesiciu dialogw Platona przekad tych miejsc, ktre zdaj si stanowi odsyacze do owej niepisanej dialektyki. Najwaniejsze i najdusze z nich, jak np. w Politei i Filebie, dotycz metody dialektyki z odesaniem do Idei Dobra na wyszym poziomie refleksji, sigajcym teorii pierwszych zasad. Skdind wiadomo, e by to przedmiot specjalnych dyskusji zwanych agrapha dogmata. Inne przytoczone tu miejsca z dialogw odnosz si do zaplecza matematyzujcego i dialek-tycznego w sensie sprzgu pryncypiw: Jednego Wieloci. Rozpoznanie i badanie owych niedomwie czy odesa w dialogach do czego poza nimi wraz z motywem ustnego wspierania pisanych treci to nowa perspektywa w zintegrowanej interpre-tacji filozofii Platona.

    Trzeci zestaw tekstw rdowych w tym zakresie pochodzi gwnie od Arystote-lesa i jego komentatorw. Owe Testimonia Platonica podajemy tutaj w do obszernym wyborze, jednak w innym porzdku systematyzujcym, anieli w dotychczasowych ich edycjach (Gaiser, Krmer, Richard, Isnardi Parente). I tak na pierwszym miejscu stawiamy wiadectwa o Platonie z Fizyki Arystotelesa wraz z komentarzem Simplikiosa (nr114), ktry powouje si na (zaginione) pismo Arystotelesa O Dobru. Platon jawi si tu inspirujco w kontekcie docieka Stagiryty nad materi, ruchem i przestrzeni. Chodzi gownie o drugie pryncypium Platona (Wielkie i Mae, Diada nieokrelona). Arystoteles wzmiankuje o sformuowanej przez Platona nieco inaczej koncepcji materii w Timajosie i w jego agrapha dogmata.

    Na drugim miejscu przytaczamy wiadectwa z ksig Metafizyki Arystotelesa, gdzie mowa o rodowodzie filozofii Platona o ideach/formach, liczbach i wielkociach ejdetycz-nych oraz ich naczelnych zasadach/pryncypiach (nr 1542). W kilku miejscach instruk-

  • 208 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    tywny jest tu komentarz Aleksandra z Afrodyzji, rwnie przywoujcego wspomniane pismo Arystotelesa O Dobru. Materia tych tekstw jest nader zoony, referujcy i pole-miczny zarazem. Arystoteles rozwaa pogld Platona cznie ze stanowiskami Speuzypa i Ksenokratesa, nawizujc te do pitagorejczykw. Pewnym uatwieniem w lekturze moe by poniszy wykres ukazujcy rne stanowiska Platona i tych jego uczniw cz-nie z Arystotelesem w kwestii pryncypiw i bytw od nich pochodnych.

    Platon Speuzyp Ksenokrates Arystoteles

    Jedno Diada

    Wielkie Mae

    Jedno Wielo Jedno Diada Forma Materia Brak

    Liczby i wielkoci

    ejdetyczne

    Nie przyjmuje

    Przyjmuje jako

    tosame z liczbami

    matematycznymi

    Nie przyjmuje

    Idee = formy Nie przyjmuje Przyjmuje Nie przyjmuje jako byty

    oderwane

    Przedmioty

    matematyczne

    Przyjmuje Przyjmuje Nie przyjmuje jako byty

    porednie

    Rzeczy zmysowe

    Nastpnie przytaczamy wiadectwo Diogenesa Laertiosa (nr 43), ktry za Arysto-telesem przywouje Platona podzia przeciwiestw oraz bytw na samoistne i relacje. W dalszej kolejnoci (nr 4446) zestawiamy z Etyk Arystotelesa te nieliczne, krytyczne wzmianki na temat Dobra wedug Platona. Z tym wie si synne wiadectwo Arystok-senosa (nr 47), ktry za Arystotelesem informuje nas, jak to Platon ujmowa Dobro w aspekcie nauk matematycznych.

    Na koniec nie moe zabrakn w naszym wyborze dwch wanych wiadectw na temat platosko-akademickiej teorii pryncypiw. Pierwsze z nich jest bliskie ujciu Arystotelesa i pochodzi od jego ucznia Teofrasta z ksigi Metafizyki (nr 48); drugie za to znacznie pniejsze wiadectwo z ksigi Przeciw fizykom Sekstusa Empiryka (nr 49), niezalene, jak si wydaje, od wersji Arystotelesa, cho w wielu punktach moliwe do uzgodnienia z ni.

    Na podstawie powyszych wiadectw wasnych Platona oraz relacji doksograficz-nych Arystotelesa moemy co wiedzie o podwjnym nauczaniu twrcy Akademii: pisemnym, popularnym czy egzoterycznym w ogaszanych dialogach oraz ustnym,

  • 209wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    pogbionym czy ezoterycznym w gronie najbliszych suchaczy i uczniw. Wiekopo-mn zasug szkoy tybingeskiej (Gaiser, Krmer, Szlezk) jest nie tylko wydobycie i wnikliwe potraktowanie wiadectw o niepisanej dialektyce Platona, lecz take grun-towna prba zintegrowanej hermeneutyki dziea pisanego i niepisanego twrcy Akade-mii. Rzecz pozostaje sporna i trudna dla wielu badaczy do przyjcia. Zauwamy tylko, e niezrozumienie i nieporozumienie wok platoskiej krytyki pisma i dialektyki oralnoci zdaje si rwnie wynika z nieznajomoci tekstw rdowych oraz zwykej niechci wobec agrapha dogmata. Ta niech spotgowana bywa jeszcze zwykym uprzedzeniem do Arystotelesa ze strony wielu zwolennikw Platona i (neo)platonizmu.

    Wszelako sine ira et studio kwesti szczeglnie istotn w tym wszystkim jest rozpo-znanie owych Testimonia Platonica z perspektywy doksograficznej i aporetycznej Arystotelesa, skoro to wanie od niego najwicej mamy tych wiadectw. O tym trak-towalimy uprzednio: jak to Stagiryta przypisa Platonowi pewien system analityczny w sensie redukcji wszechrzeczy do idei-form, a dalej do liczb i wielkoci ejdetycznych, ktrych naczelnymi zasadami s Jedno i nieokrelona Diada (Wielkie i Mae). Inspirowa-ny niewtpliwie niepisan dialektyk Platona (agrapha dogmata) i dyskusjami krytycz-ni w Akademii przedoy on konkurencyjn teori pryncypiw, proponujc wasne rozstrzygnicia tych samych i pokrewnych kwestii.

    Z braku miejsca nie podejmujemy tu samej egzegezy tumaczonych tekstw rdo-wych. Odsyamy przy tym do nowszej literatury przedmiotu (zob. Bibliografia), a take do niektrych artykuw w niniejszym numerze Peitho (zwaszcza do prac Erlera, Krmera i Szlezka). W kadym razie res porro tractabitur.

  • 210 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    BIBLIOGRAFIA

    Berti, E., 1991, Le dottrine non scritte di Platone Intorno al Bene nelle testimonianze di Aristotele, Napoli.

    Berti, E., 2010, Sumphilosophein. La vita nellAccademia di Platone, Roma i Bari.

    Bonazzi M., 2015, Il platonismo, Torino.

    Cattanei, E., 1996, La teoria platonica-accademica degli enti matematici nella Metafisica di Aristotele, Milano.

    Erler, M., 2007, Platon, Mnchen.

    Erler, M., 2007, Platon, w: K. Flashar (hrsg.), Grundriss der Geschichte der Philosophie. Die Philosophie der

    Antike, Band 2, 1, Basel.

    Gaiser, K., 1980, Platos enigmatic lecture On the Good, Phronesis 25, s. 537 (Enigmatyczny wykad Platona

    O Dobru, Przegld Filozoficzny 3 (1997), s. 187218).

    Gaiser, K., 1984, Platone come scrittore filosofico. Saggi sullermeneutica dei dialoghi platonici, Napoli.

    Gaiser, K., 19682, Platons ungeschriebene Lehre. Studien zur systematischen und geschichtlichen Begrndung der

    Wissenschaften in der platonischen Schule, Stuttgart.

    Gaiser, K., 1998, Testimonia Platonica. Le antiche testimonianze sulle dottrine non scritte di Platone, Milano.

    Gaiser, K., 2004, Gesammelte Schriften, T.A. Szlezk (hrsg.), Saint Augustin.

    Isnardi Parente, M., 1997; 1998, Testimonia Platonica. Per una raccolta dei principali passi della tradizione indi-

    retta riguardante i . Le testimoianze di Aristotele, Atti della Accademia Nazionale

    dei Lincei , s. 375487; II. Testimonianze di et ellenistica e di et imperiale, ibidem, s. 1120.

    Krmer, H.J., 1982 (20016), Platone e i fondamenti della metafisica. Saggio sulla teoria dei principi e sulle dottrine

    non scritte di Platone con una raccolta dei documenti fondamentali in edizione bilingue e bibliografia, Milano.

    Krmer, H.J., 1996, Dialettica e definizione del Bene in Platone. Interpretazione e commento storico-filosofico

    di Repubblica VII 534b3d2, Milano.

    Krmer, H., 2004, Die ltere Akademie, w: H. Flashar (hrsg.), Grundriss der Geschichte der Philosophie. Die

    Philosophie der Antike, Bd. 3, Basel, s. 1165.

    Krmer, H., Gesammelte Anstze zu Platon, D. Mirbach (hrsg.), Berlin i Boston 2014.

    Nikulin, D., 2012, The Other Plato: The Tbingen Interpretation of Platos Inner-Academic Teachings, New York.

    Reale, G., 201323, Per una nuova interpretazione di Platone. Rilettura della metafisica dei grandi dialoghi alla luce

    delle Dottrine non scritte, Milano.

    Reale, G., 2008, Autotestimonianze e rimandi dei dialoghi di Platone alle Dottrine non scritte, Milano.

    Richard, M.-D., 1986; 20062, Lenseignement oral de Platon. Une nouvelle interprtation du platonisme, Paris.

    Richard, M.-D., 2008, Dottrine non scritte di Platone. Raccolta delle testimonianze antiche, Milano.

    Szlezk, T.A., 1985, Platon und die Schriftlichkeit der Philosophie. Interpretationen zu den frhen und mittleren

    Dialogen, Berlin i New York.

    Szlezk, T.A., 1998, Czytanie Platona, Warszawa.

    Szlezk, T.A., 2003, Die Idee des Guten und Platons Politeia. Beobachtungen zu den mittleren Bchern, Sankt

    Augustin 2003.

    Szlezk, T.A., 2004, Das Bild des Dialektikers in Platons spten Dialogen, Berlin i New York.

    Szlezk, T.A., 2005, O nowej interpretacji platoskich dialogw, Kty.

    Szlezk, T.A., 2010, O zwykej niechci wobec agrapha dogmata, Peitho 1 (1), s. 5773.

    Wesoy, M., 2004, Sokrates i agrapha dogmata: dwa komplementarne zaplecza filozofii Platona, w: Spotkania

    platoskie, Warszawa, s. 2632.

  • 211wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    Wesoy, M., 2004, Historia peri physeos w ujciu platoskiego Timajosa, w: Kolokwia Platoskie. ,

    Wrocaw, s. 89102.

    Wesoy, M., 2006, Przedmiot, kompozycja i metoda Platoskiego Fileba, w: Kolokwia Platoskie. ,

    Wrocaw, s. 2744.

    Wesoy, M., 2006, Parmenides z Elei physikos i Parmenides Platona dialektikos: Perspektywy nowej

    interpretacji, Sprawy Wschodnie 12, s. 5367.

    Wesoy, M., 2007, Posowie w: Platon, Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton, Fedon, Uczta, Krakw, s. 309333.

    Wesoy, M., 2008, System analityczny Platona w relacji krytycznej Arystotelesa, Roczniki Filozoficzne, s.

    299320.

    Wesoy, M., 2012, Platos Analytic System of Principles in Aristotles Critical Account, w: Platons Herme-

    neutik und Prinzipiendenken im Licht der Dialoge und der antiken Tradition, Zrich i New York, s. 247275

    (dopracowana wersja poprzedniego artykuu) .

    Wesoy, M., 2013, Platona Fajdros: za i dobra erotyka, za i dobra retoryka, potpienie pisma, w: Kolokwia

    Platoskie. Fajdros, Lectiones & Acroases Philosophicae VI 2, s. 2955.

    Wesoy, M., 2015, Der Tbinger Platon nowy paradygmat hermeneutyczny, w: Antyk i wspczesno,

    Warszawa, s. 6580.

  • 212 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    I. WIADECTWA WASNE PLATONA:

    ARGUMENTY PRZECIWKO PISMU

    F A J D R O S, 274 b279 c

    [S = Sokrates; F. = Fajdros]S. - Pozostaje nam jeszcze wspomnie o stosownoci i niestosownoci pisarstwa

    (), jak bywa ono poyteczne, a kiedy nieodpowiednie. Czy nie? F. - Tak. S. - Wiesz wic, w czym najbardziej uraczy boga tworzc mowy lub traktujc o nich? F. - Bynajmniej. A ty? S. - Ja mam do opowiedzenia pewne podanie naszych przodkw, a oni sami znali praw-

    d. Gdybymy j sami odkryli, czyby nam jeszcze co zaleao na pogldach ludzkich? F. - Pytasz zabawnie. Lecz powiedz, ce takiego sysza. S. - Syszaem tedy, e koo Naukratis w Egipcie istnia jeden z dawnych bogw

    tamtejszych, ktremu by i ptak powicony, nazywany Ibisem, a bogu samemu byo na imi Teut. On to pierwszy wynale mia liczb i rachunki, geometri i astronomi, a take szachownic, koci do gry oraz pisma (). Krlem caego Egiptu by wwczas Tamuz, panujc w owym wielkim miecie grnego Nilu, ktre Hellenowie zw Tebami Egipskimi, a boga nazywaj Ammonem. Do niego tedy przyszed Teut, pokaza mu swe sztuki i powiedzia, e trzeba je rozpowszechni pord pozostaych Egipcjan. Ten za pyta, jaki ma by poytek kadej z nich, a w odpowiedzi tamtego, co wydao mu si, e trafnie lub nietrafnie mwi, jedno gani, drugie wychwala. Podobno o kadej sztuce mia Tamuz Teutowi wiele do powiedzenia za i przeciw, co wymagaoby tu dugie-go wywodu. A kiedy doszli do pisma, rzek Teut: Ta umiejtno, krlu, uczyni Egipcjan mdrzejszymi i sprawniejszymi w zapamitywaniu, albowiem odkryte zostao lekarstwo na pami i mdro. -

    Na to krl odpowiedzia: O najuczeszy w sztukach Teucie, jeden potrafi podzi wytwory sztuki a drugi ocenia, jaki los przypadnie na szkod i poytek tym, co zechc si nimi posugiwa. Teraz ty, bdc ojcem pisma, w dobrej intencji przeciwnie rzeke do tego, co ono potrafi. Ono bowiem u uczcych si sprawi w duszach zapomnie-nie z braku wiczenia pamici, jako e przez zawierzenie pismu od zewntrz jego obcych znakw sami w sobie nie bd skonni do zapamitywania. A zatem nie na pami, jeno na przypominanie odkrye lekarstwo. Co do mdroci, dostarczasz uczniom jedynie pozr, a nie prawd. Dziki tobie stan si nader bystrzy wzrokowo, bez nauki zdajc si by erudytami, cho w wikszoci to ignoranci i trudni do wspycia, mdrkami () zostan zamiast mdrcami.

    F. - Sokratesie, jak ty atwo przytaczasz podania egipskie i jakie tylko zechcesz! S. - Podobno ci, mj drogi, co s w wityni Zeusa Dodoskiego, powiadali, e mowy

    wrebne wywodziy si z pewnego dbu. wczesnym ludziom, poniewa nie byli mdr-

  • 213wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    cami, jak wy modzi, w prostocie ducha wystarczao wysuchanie dbu i gazu, jeli tylko prawd mwi. A dla ciebie chyba waniejsze to, kim jest mwicy i skd pochodzi. Nie tylko bowiem zwaasz na to, tak czy inaczej maj si rzeczy.

    F. - Susznie mnie zgani. I mnie si zdaje, e co do pisma jest tak, jak mwi w Tebaczyk.

    S. - A zatem kto sdzi, e sztuk si w pismach przekazuje, i kto j przyjmuje jako co jasnego i trwaego wynikego z pism, ten jest nader naiwny i nie zna zaiste wyroczni Ammona, skoro mniema, e mowy zapisane s czym wicej ni tylko tym, aby posiada-jcy wiedz mg sobie przypomnie to, o czym traktuje pismo.

    F. - Zupenie susznie. S. - Co niepokojcego, Fajdrosie, zawiera w sobie pismo (), a prawd rzek-

    szy, to i malarstwo. To i jego wytwory stoj przed nami jak ywe, a jeli zapytasz je o co, cakiem dostojnie milcz. Tak samo i sowa pisane. Mgby sdzi, e mwi one tak, jak istoty mylce, lecz jeli zapytasz co z tego, co mwi, pragnc si czego nauczy, jedno i to samo wci oznajmiaj. Gdy raz jest napisana, dociera wszdzie taka mowa, zarwno do tych, co j rozumiej, jak i do tych, dla ktrych nic nie znaczy, i nie wiadomo do kogo powinna przemwi, a do kogo nie. Faszywie zrozumiana i niesusznie gardzo-na, wymaga zawsze pomocy swego ojca, gdy sama niezdolna jest broni si i udzieli sobie wsparcia.

    F. - Rwnie i to cakiem susznie stwierdzie. S. - No c, zobaczmy teraz inn mow, rodzon siostr tamtej, w jaki sposb powsta-

    je, w czym jest lepsza i solidniejsza z natury od tamtej? F. - Czym ona jest i jak powstaje, chcesz powiedzie? S. - O takiej, co wraz z poznaniem naukowym pisana jest w duszy zdobywajcego

    wiedz, zdolna broni si sama, wiedzc do kogo naley mwi, a przed kim milcze. F. - Mwisz o mowie tego, kto wiedz posiada, ywej i penej ducha, ktrej zapisanie

    nazwane moe by susznie pewnym jej obrazem. S. - Cakowicie tak jest. Odpowiedz mi tedy: obdarzony rozumem rolnik, pielgnujc

    nasiona i pragn, by owoc wyday, czy powanie posieje je latem w ogrdkach Adonisa i cieszy si bdzie, widzc po omiu dniach, jak piknie wchodz, czy te uczyni to dla zabawy, tak od wita, jeli w ogle uczyni? Czy te, co wypielgnowa, podug sztuki uprawy posieje w podatnym miejscu, i bdzie si cieszy, gdy w smym miesicu jego zasiew osign cel? -

    F. - Tak te, Sokratesie, jedno uczyni powanie, drugie za inaczej, jak powiadasz. S. - A o kim posiadajcym wiedz o prawoci, piknie i dobru, czy powiemy, e

    ma mniej rozumu od rolnika w zakresie rozsiewania wasnych nasion?F. - Bynajmniej. S. - A zatem powanie nie zapisze ich na wodzie, posiewajc czernidem swego rylca

    mowy niezdolne same si broni, niezdolne nawet wystarczajco wyoy prawdy. F. - Tego przecie niepodobna! S. - Bo te nie! Lecz ogrdki z pism, jak si zdaje, gwoli zabawy posieje on i zapi-

    sze, jeli w ogle zapisze, wzbogacajc sobie wspomnienia, gdy nadejdzie przynoszca

  • 214 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    niepami staro, i kademu, kto pjdzie jego ladem, a radowa si bdzie, widzc swe wzrastajce owoce. A gdy inni korzysta bd z innych zabaw, przepojeni na ucztach i w innych pokrewnych uciechach, wtedy on, jak si zdaje, zamiast tych, o jakich mwi, y bdzie bawic si tamtymi.

    F. - Mwisz o przepiknej, Sokratesie, wyzbytej prnoci, zabawie tego, kto potra-fi w mowach si bawi, prawic o sprawiedliwoci i innych rzeczach, o ktrych si wypowiadasz.

    S. - Tak bowiem, drogi Fajdrosie, to jest. O wiele za pikniejsze, jak sdz, staje si zamiowanie do tego, gdy kto stosujc sztuk dialektyczn, wziwszy podatn dusz, zasadzi i posieje w niej mowy wraz z wiedz naukow, ktre potrafi przyj z pomoc sobie samym i swemu siewcy, i nie s bezpodne, lecz maj nasienie, z ktrego wzro-sn i inne mowy w innych charakterach, zdolne wci wyda to niemiertelne nasienie, a dysponujcego nim czynic szczliwym na miar dla czowieka najbardziej moliw.

    F. - A to jeszcze pikniejsze, co mwisz. S.- Teraz, Fajdrosie, oceni moemy tamte rzeczy, po uzgodnieniu tych. F. - Jakie to? S. - Tamte, ktre chcc dojrze, doszlimy do tego, jak mamy rozway potpienie

    () Lizjasza w pisaniu mw, oraz same te mowy co pisane s zgodnie ze sztuk i bez sztuki. To wic co jest zgodne ze sztuk, a co nie, wydaje mi si, e zostao w miar ukazane.

    F. - I mnie si tak zdao, lecz przypomnij mi jeszcze, jak to byo. S. - Zanim kto pozna prawd w kadej rzeczy, o ktrej mwi lub pisze, i zdoa j

    caociowo okreli, a okreliwszy znw dzieli na formy a do czego niepodzielne-go, tak samo co do natury duszy, winien pierwej wykry form dostosowan do kadej natury, tak te winien uoy i uporzdkowa mow, by odda duszy zoonej mowy zoone i dostosowane, a duszy prostej mowy proste; nie wczeniej zdoa w sztuce, na ile to moliwe, podj rodzaj mw, ani w celu nauczania ani przekonywania, jak ukaza to cay nasz poprzedni wywd.

    F. - Cakowicie tak te rzecz ta si przedstawia. S. - Co si znw tyczy tego, pikne czy szpetne jest wygaszanie i pisanie mw, i kiedy

    staje si suszne wyraenie potpienia, a kiedy nie, ot wyjaniay to nasze wypowiedzi przed chwil.

    F. - Jakie to? S. - e jeli Lizjasz lub kto inny pisa kiedy czy napisze prywatnie czy publicznie

    ukadajc prawa, piszc polityczne pismo, uznajc w tym jak wielk trwao i jasno, to piszcemu naley si potpienie, czy je kto wypowie czy nie. Albowiem nie rozpo-znanie jawy od snu o tym, co sprawiedliwe i niesprawiedliwe, ze i dobre, nie wymknie si prawdzie, by nie by potpiane najbardziej, choby nawet chwali to cay motoch.

    F. - Istotnie nie wymknie si. S. - Kto za uwaa, e w mowie napisanej na kady temat musi by wiele zaba-

    wy, a nigdy adna mowa wierszem i bez wiersza nie zostaa napisana czy wygoszona zasugujc na miano powanego zajcia, jak recytowane byy bez krytycznego osdu i nauki gwoli przekonywania, cho w istocie najlepsze z nich byy dla znawcw, jeno

  • 215wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    rodkiem przypominania sobie, natomiast w mowach dydaktycznych, wygaszanych gwoli nauczania i zapisanych istotnie w duszy o prawych, sprawiedliwych, piknych i dobrych rzeczach ( ), jedynie w nich uwaam, i wyraa si jasno, celowo i wartociowe zajcie. Naley tylko takie mowy nazywa waciwym im imieniem, jako e s prawowitymi dziemi najpierw tego, kto dokonaw-szy odkrycia nosi je, w sobie, nastpnie tych, ktrzy jako jego synowie i bracia zarazem zrodzili je w tylu innych duszach na sposb wartociowy; a taki wanie m, Fajdrosie, radujc si z powodu tych innych mw, zdaje si by tym, jakim ja i ty yczylibymy si sta.

    F. - Cakowicie pragn i ycz sobie tego, o czym mwisz. S. - Tak ju w miar bawilimy si w mowy. A ty id i powiedz Lizjaszowi, e my obaj

    zeszlimy do nurtu i muzejonu Nimf i wysuchalimy mw, ktre poleciy nam powie-dzie Lizjaszowi i kademu, kto ukada mowy, i Homerowi i kademu, kto tworzy poezj go lub w pieni, a po trzecie Solonowi i kto tam w mowach politycznych uoy pisma () zwane prawami:

    Jeli wiedzc, jak ma si prawda, uoy je i moe broni, gdy dojdzie do odparcia () tego, co napisa, a take sam twierdzi, i zdolny jest dowie, e te spisane s liche ( ), to takiego nie naley mieni przydomkiem tych, ale tamtych, co powanie si tym zajmowali. -

    F. - Jakie wic nadasz mu przydomki? S. - Nazywa go mdrcem (), Fajdrosie, wydaje mi si za wiele i bogu jedynie

    przystoi. Lecz by miujcym mdro () lub kim takim bardziej by mu przy-pado i brzmiaoby stosowniej.

    F. - Nie jest to wcale bez racji. S. - Tego za, kto nie posiada rzeczy cenniejszych () od tych co uoy

    lub napisa, w gr i d dugo obracajc, do kupy klejc i krelc, czy susznie go jako nazwiesz poet, pisarzem mw czy praw? -

    F. - Jake nie? S. - Wic powiedz to swemu przyjacielowi! F. - A ty co, jak postpisz? Nie naley bowiem pomin twego przyjaciela. S. - Ktrego to?F. - Piknego Izokratesa. C mu oznajmisz, Sokratesie? C mu powiemy, e jest? S. - Mody jeszcze Fajdrosie, jest Izokrates. Co jednak wyrokuj o nim, chc

    powiedzie. F. - C takiego. S. - Wydaje mi si, e jego zdolnoci naturalne s lepsze od mw Lizjasza, a poza tym

    zmieszane s z charakterem bardziej szlachetnym; tote nic dziwnego, gdyby z wiekiem nawet w zakresie tych samych mw, ktrymi teraz si zajmuje, przewysza bardziej ni gdyby byli chopcami, tych co nigdy nie zajmowali si mowami, i gdyby to mu jeszcze nie starczao, i jakie zacicie boskie pchao go dalej. Z natury bowiem, przyjacielu, pewna filozofia jest zawarta w jego umyle. To bowiem ja obwieszcz ze strony tych oto bstw, Izokratesowi mojemu oblubiecowi, a ty obwie to swemu Lizjaszowi.

  • 216 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    F. - Tak niech bdzie. Lecz chodmy ju, skoro skwar sta si znoniejszy. S. - No, ale czy przed odejciem nie wypada pomodli si do tych tutaj? F. - Czemu nie!S. - Luby Panie, i wy inni tutaj bogowie, dajcie mi to, bym sta si wewntrznie

    pikny! A na zewntrz co mam, niech bdzie zgodne z tym, co wewntrz! Obym tak sdzi, e bogaty jest mdrzec; mnogo za zota mia tyle, co by unie je i zabra z sob mg nikt inny, jak tylko kto powcigliwy (). - Czy trzeba nam jesz-cze czego innego, Fajdrosie? Dla mnie bowiem w sam raz tej modlitwy.

    F. - I dla mnie o to si pomdl! Wsplne s bowiem dobra przyjaci.

    S. - Wic chodmy.

    L I S T VII, 340 b 1345 e 3

    Skoro tylko przybyem [do Syrakuz], sdziem, i trzeba najpierw podj w tym prb (), czy Dionizjos faktycznie zapalony jest do filozofii, jakby od iskry, czy te bezpodstawnie caa ta pogoska docieraa do Aten. Istnieje bowiem pewien sposb przeprowadzenia takiej prby, nietypowy zgoa, ale w istocie stosowny wobec tyranw, zwaszcza gdy przepenieni s wiadomociami gdzie zasyszanymi, co ja zaraz po przy-jedzie spostrzegem, e tak ma si sprawa z Dionizjosem. Takim ludziom trzeba wyoy, czym jest cay ten przedmiot, z ilu i jakich skada si dziedzin, ile te trudu wymaga. Ten kto to wysucha, jeli faktycznie ma by prawdziwym filozofem i godnym tego przed-miotu, bdc boski, uzna t drog, o ktrej sysza, za godn podziwu i do podjcia teraz, jako e nie warto y inaczej. Potem sam czc si w trudzie ze wskazujcym mu drog, nie poprzestanie, zanim nie osignie celu we wszystkim, bd te bdzie w stanie ju sam bez pomocy przewodnika sob pokierowa.

    Tak oto zgodnie z powyszym rozumujc yje kto taki, podejmujc owszem swe zwyke zajcia, we wszystkim jednak wci ogarnity filozofi i trybem ycia na co dzie, jaki go najbardziej pouczy i uczyni zdolnym w zapamitywaniu, rozumowaniu i trze-wym panowaniu nad sob; przeciwiestwo za tego z pogard odrzuci.

    Ci za, co w istocie nie s filozofami, a tylko ubarwieni pozorami wiedzy, jak ci, co maj ciaa opalone od Soca, widzc, ile trzeba nauk, jak wielkiego trudu i trybu ycia na co dzie dla wprowadzenia adu w tym przedmiocie, uznaj to za trudne i niemoliwe dla siebie, ani te nie bd w stanie tym si zaj. Niektrzy z nich jednak przekonani s, e sami jakoby wystarczajco nasuchali si tego wszystkiego i nie maj ju dalszej potrzeby jakich nauk. Prba ta okazuje si oczywista i niezawodna w odniesieniu do osb yjcych w zbytku i niezdolnych si trudzi, tote nie naley nigdy zrzuca winy na przewodnika, lecz na siebie samego, nie zdoawszy zdziaa wszystkiego, co potrzebne w tym przedmiocie.

    Tak oto Dionizjosowi powiedziaem wwczas te sowa. Wszystkiego jednak nie wyoyem, Dionizjos zreszt nie wymaga tego; sam bowiem zdawa si wiedzie wiele wanych rzeczy i do nimi wada dziki nasuchaniu si tego od innych. Potem

  • 217wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    nawet dowiaduj si, e sam co napisa o tym, co zasysza, biorc to za wasny wytwr, niezalene w ogle od tego, co mia usysze. Nie znam adnego z tych pism. Znam za pewnych innych piszcych o tym samym, ale kimkolwiek oni s, nie znaj samych siebie. Tyle mam tylko do powiedzenia o tych wszystkich, ktrzy pisali i pisa bd, o ile twier-dza, e znaj si na tym, czym ja si zajmuje, usyszawszy to ode mnie albo od innych, bd te odkrywajc to sami; oni to w moim przekonaniu nie maj si czym chwali w tym przedmiocie.

    Dotd o tych [zasadach natury] nie ma mojego pisma i nigdy nie bdzie ( ); nie mona bowiem tego w ogle wyrazi, jak inne nauki (), lecz tylko z dugiej dyskusji wok tego przedmiotu i zycia si z nim ( ), niespo-dziewanie, ja wiato zapalone od podoonego ognia, zrodzi si w duszy on sam i dalej rozwinie. Tyle wszak wiem, e napisane czy wypowiedziane przeze mnie byy by najle-piej wyraone, jako te to, e gdyby le zostay napisane, sprawioby mi to najwikszy smutek. Gdybym by przekonany, ze winny by naleycie spisane dla wielu i wypowie-dziane, c pikniejszego miabym do zrobienia w yciu, jak napisa to ludziom na wiel-ki poytek i natur rzeczy ( ) wszystkim na wiato wyjawi? Ale nie uwaam takie przedsiwzicie o tych [zasadach] za dobre dla ludzi, chyba e dla tych niewielu, ktrzy zdolni s sami dokona odkrycia dziki nielicznym wskazaniom, przez innych za byaby nietrafnie przyjte z pogard, zupenie bezpodstawnie, inni jeszcze popadliby w pych i prn nadziej, jakoby wyuczyli si rzeczy wspaniaych.

    Zamierzam o tym nieco szerzej wspomnie, bo moe z tego, co powiem, rzecz okae si janiejsza po wyoeniu. Istnieje bowiem pewien prawomocny argument ( ), skierowany przeciwko omielajcemu si cokolwiek pisa o tych sprawach, czsto ju poprzednio przeze mnie wyoony, ktry jednak, jak si zdaje, trzeba wypo-wiedzie i teraz.

    Ot w kadym przedmiocie, co do ktrego stworzy trzeba wiedz naukow, istnie-j trzy [skadniki], czym czwartym jest ona sama, a jako pity trzeba zaoy sam przed-miot poznania jako prawdziwie bdcy.

    Po pierwsze nazwa (); po drugie definicja (); po trzecie wizeru-nek (); po czwarte wiedza naukowa (). Chcc zrozumie to, o czym teraz mowa, obierz jaki jeden przykad i rozwa podug niego wszystko inne. Jest nim powiedzmy koo (), ktrego nazw przed chwil podalimy.

    Czym drugim bdzie jego definicja zoona z nazw i orzecznikw: to, co od kra-cw do rodka jest rwno wszdzie oddalone oto definicja tego, co ma nazw koa, jako te krgu i kuli.

    Po trzecie to, co si rysuje i zmazuje, kreli za pomoc cyrkla i co ginie. Czym za jest koo samo w sobie, ktrego to wszystko dotyczy, nic z tego nie stanowi, jako e jest ono czym od nich odrbnym.

    Po czwarte to wiedza naukowa, intelekcja () i prawdziwe mniemanie ( ) tego dotyczy; to wszystko naley ujmowa jako jedno, nie zawarte ani w dwi-kach ani w figurach cielesnych, ale w duszach, std jasne, e jest czym rnym od

  • 218 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    natury samego koa i tych trzech rzeczy wymienionych uprzednio. Z tych za najbliej w pokrewiestwie i podobiestwie do pitego dochodzi intelekcja; pozostae nato-miast bardziej odbiegaj.

    To samo zreszt dotyczy figury prostej i krgej, kolorw, a take dobra, pikna i spra-wiedliwoci ( ), kadego ciaa wytworzonego sztucz-nie i powstaego z natury, ognia i wody i wszystkich tych ywiow, wszelkiej istoty ywej, zwyczajw duchowych, wszelkich stanw czynnych i biernych. Jeli nie uchwyci si odpo-wiednio tych czterech, to nigdy nie zastanie osignite cakowite poznanie pitego.

    Ponadto te [cztery] staraj si ujawni nie mniej jako ( ) kadej rzeczy nieli jej istot ( ), wskutek saboci wyrae jzyka ( ). Dlatego nikt obdarzony rozumem nie odway si nigdy powierzy im wasnych przemy-le, i to wyraeniom nieruchomym, jakimi s te zapisane znaki.

    Naley dobrze zrozumie raz jeszcze to, o czym teraz mowa. Kade koo z wyryso-wanych odrcznie bd nakrelonych cyrklem, pene jest przeciwiestw wzgldem tego pitego styka si bowiem z lini prost wszdzie koo za samo w sobie, jak mwimy, nie ma w swej naturze ni mniej ni bardziej czego przeciwnego. O adnej z ich nazw nie mwimy, e jest bardziej trwaa od innej, bo nic nie przeszkadza temu, by te obecnie zwane okrgymi zwane byy prostymi, a proste okrgymi, by niczym mniej pewnie byy dla tych, co je zamienili i nazywaj na odwrt.

    Ten sam argument dotyczy definicji, skoro zoona jest z nazw i orzecznikw; nicze-go tu nie ma wystarczajco trwaego na sposb trway.

    Bardzo wiele argumentw dotyczy kadego z tymi czterech, jak s niejasne; najwa-niejszy za ten, o ktrym przed chwil wspomnielimy, e z dwch rzeczy: istoty i jako-ci czego, dusza docieka poznania nie jakoci, ale istoty, a nie dociekany kady z tych czterech rozpociera w duszy sowem i podug faktw to, co postrzeeniami atwe do odparcia to, co, si mwi i dowodzone wci wszystko, napeniajc kadego czowieka, jak to si mwi, wszelkimi aporiami i niejasnociami.

    W czym zatem jeszcze nie zwyklimy docieka prawdy, wskutek kiepskiego wyucze-nia, a wystarcza rzut wizerunkw, czy nie stajemy si mieszni jedni przed drugimi, pytani przed pytajcymi, mogc te cztery [skadniki] utraci i odeprze. W czym za ten pity rozstrzygn i ujawni winnimy, z umiejcych odpiera, ten kto zechce, zwyci-y i sprawi, e dociekajcy w mowach lub pismach, czy w odpowiedziach na pytania ze strony wielu suchaczy, okae si niczego nie rozumie w tym, o czym usiuje pisa lub mwi, cho niekiedy oni nie wiedz, e to nie dusza piszcego czy mwicego bywa odparta, lecz natura kadego z tych czterech [skadnikw], uksztatowana bdnie. Prze-brnicie przez nie wszystkie, postpujc przy kadym w gr i w d, z trudem tworzy wiedz naukow, zrodzon dobrze u tego, kto z natury jest dobry. Kto za ma z natur, jak to u wielu powstaje skonno duszy do uczenia si i do tzw. cech charakteru, ktre s talk zepsute, i nawet Linkeus nie zdoaby takim przywrci wzroku.

    Jednym sowem, zdolnego w tym przedmiocie nie uczyni nigdy ani atwo ucze-nia si ani dobra pami (zasada bowiem tego nie rodzi si w obcych skonnociach), tote ci, ktrzy do rzeczy susznych i tych co s pikne, nie s z natury sposobni ni zdol-

  • 219wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    ni, bd inni co atwo si ucz i zaraz zapamituj, ani tym bardziej ci co nie s zdolni uczc si trudno i zapamitujc, ot nikt z nich nigdy nie pozna prawdy o cnocie, na ile to moliwe, ani te o wystpku. Albowiem cznie naley je poj, jako te cznie fasz i prawd caego bytu, z caym wysikiem wicze i w dugim czasie, jak rzekem na wstpie. Z trudem za docierajc wzajemnie kade z tych: nazwy i definicje, ogldy i percepcje, odpierane w yczliwych odparciach i bez zawici posugujc si pytaniami i odpowiedziami, rozjani si pojcie kadej rzeczy i rozumienie, starajc si osign skupienie najwysze w ludzkiej mocy. Dlatego kady powany czowiek powinien by wielce rozwany, by piszc o tych powanych sprawach ( ), nie popa kiedy u ludzi w zawi i trudno zrozumienia.

    Jednym sowem, naley z tego zrozumie, e ilekro zobaczy si czyje pisma, czy to bd prawa prawodawcy, czy z jakiej innej dziedziny, to nie byy one dla zbyt powane, jeli on sam powany, bo te le gdzie w najpikniejszym jego miejscu. Jeli za prze-ze faktycznie jako powane zostay wyraone na pimie, to zaiste nie bogowie, ale miertelni sami utracili rozum (Iliada VII 360; XII 234).

    Idcy za t opowieci i dygresj atwo dostrzee, e jeli Dionizjos napisa co na temat naczelnych zasad natury ( ), albo kto mniej lub bardziej znaczcy, to nie ma w tym, co napisa, niczego wysuchanego ani wyuczonego, moim zdaniem; podobnie bowiem jak ja szanowaby te sprawy i nie odwayby si wyra-zi ich w sposb bezadny i niewaciwy. Nie napisa tego dla wiczenia pamici nie ma bowiem obawy, e kto to zapomni, jeli to ju raz przyswoi w duszy: wszystko to zawiera si bowiem w nader zwizych twierdzeniach ( ). A moe napisa to wskutek podej ambicji, biorc to za swoje czy wzite z jakiego wykadu, ktrego nie by godny, dny sawy przez udzia w tym.

    Jeli wic Dionizjos sprawi to na podstawie jednej tylko odbytej ze mn dyskusji ( ), to zbytnio si pospieszy, a w jaki sposb to sprawi, wie to tylko Zeus, jak mwi Tebaczyk, bo wyoyem mu jak wspomniaem tylko raz jeden, pniej nigdy wicej.

    Zrozumie zreszt trzeba komu zaley na wykryciu tego, jak si stao to, co si stao z jakiej racji nie odbylimy drugiej, trzeciej i wicej dyskusji. Czy Dionizjos wysuchawszy tylko jeden raz, na tyle zdawa si wiedzie i wystarczajco wiedzia, czy sam to odkry lub zaczerpn wczeniej od innych, czy moe uzna za faszywe moje wypowiedzi, bd te po trzecie nie byy one na jego miar, wykraczajc poza jego moliwoci, i uzna istotnie siebie za niezdolnego y w trosce o mdro i cnot?

    Ot jeli uzna to za faszywe, to zmaga si z wieloma wiadkami, ktrzy gosz co przeciwnego, a w tych sprawach trzeba by sdziw znacznie powaniejszych od Dioni-zjosa. Jeli za sam wykry je mia i zgbi, a wic uzna za wartociowe dla ksztacenia wolnej duszy, to czemu nie bdc przynajmniej dziwakiem tak lekko wzgardzi ich przewodnikiem i mistrzem? -

  • 220 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    II. ODSYACZE W DIALOGACH

    DO DIALEKTYKI PRYNCYPIW

    [W WYBORZE]

    1. PROTAGORAS, 356 e357 c

    - Bo c miaoby nam ycie ocali? Zali nie wiedza naukowa ()? A ma ni by pewna wiedza miernicza, skoro istnieje pewna sztuka nadmiaru i niedomiaru? A skoro dotyczy parzystoci i nieparzystoci, to czy moe chodzi o inn ni arytmety-ka? Zgodziliby si z nami ludzie czy te nie?

    - Zdawao si rwnie Protagorasowi, eby si zgodzili. - Ot, moi ludzie, skoro ocalenie naszego ycia polega miao na trafnym wyborze

    pomidzy przyjemnoci i blem, tym co wielkie i mae, wiksze i mniejsze, dalsze i bli-sze, to czy nie wydaje si, e chodzi tu przede wszystkim o miernictwo, czyli badanie nadmiaru i niedomiaru oraz ich rwnoci wzajemnej?

    - Ale koniecznie. - A jeli miernictwo, to musi by ono jak sztuk czy nauk. - Zgadza si. - A jak jest to sztuka i nauka, innym razem rozwamy ( ). e jest

    to nauka, tyle wystarczy w zwizku z dowodem, jaki ja i Protagoras mielimy przepro-wadzi na temat tego, o co nas pytalicie.

    2. MENON, 76 e77 b

    S. [= Sokrates]; M. [= Menon] S. - W tonie tragedii, Menonie, jest ta odpowied [czym jest definicja koloru], tote

    podoba si tobie bardziej ni tamta na temat figury. M. - Zaiste. S. - Jednak nie ona, synu Aleksidemosa, jak sam si przekonuj, lecz tamta lepsza.

    Sdz, e nie zdaaby si i tobie, jak wczoraj mwie, gdyby nie musia odej przed Misteriami, a tylko mgby zaczeka i zosta wtajemniczonym.

    M. - Ale zaczekabym, Sokratesie, gdyby mi wiele o tym opowiedzia. S. - A nie porzuc tego zamiaru, ze wzgldu na ciebie i na mnie, by omwi te rzeczy.

    Lecz chyba nie bd w stanie wiele ich samych omwi. A staraj si i ty dotrzyma mi obietnicy, mwic oglnie o cnocie, czym ona jest ( ), i przesta

  • 221wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    czyni wiele z jednego ( ), jak mwi drwico o tych, ktrzy ciskajc co za kadym razem to psuj, lecz zachowujc j ca i zdrow, powiedz to, czym jest cnota. Przykady wzi moesz ode mnie.

    3. FEDON, 101 d103 a

    - Gdyby za kto opiera si temu zaoeniu ( ), pozwoliby mu na to i nie odpowiadaby, zanim by nie rozway wynikych std konsekwencji ( ), czy s one dla ciebie wzajemnie zgodne czy niezgodne. Skoro powi-niene dla tamtego zaoenia poda argument () , tak samo by go poda, przyj-mujc inne zaoenie, ktre wydaoby si lepsze od powyszych, aby mg doj do czego prawomocnego. I aby tego nie wika, jak ci co orzekaj sprzecznoci, rozprawia-jc o zasadzie i jej konsekwencjach ( ), gdyby chcia odkry co z bytw. Tamtym chyba brak o tym zgoa jednego argumentu czy pomysu; s bowiem zdolni pod znakiem mdroci miesza wszystko, by mc zadowoli samych siebie. Ty jednak, jeli naleysz do filozofw, sdz, i uczynisz to, co ja mwi.

    Ibidem, 107 b 410

    - Nie tylko to, Simmiaszu, ale i tamto dobrze mwisz rzek Sokrates e owe pierwsze zaoenia ( ), jeli nawet s dla was wiarygodne, winny by jednak dociekane z wiksz jasnoci ( ). Jeeli je wystarcza-jco rozwaycie, to jak sdz podycie w argumentacji, jak to tylko dla czowieka jest najbardziej moliwe osign. Bo jeli to wanie stanie si jasne, niczego innego nie starajcie si szuka.

    - Prawd mwisz odpar.

    4. POLITEIA, 506 d507 a

    - Ale na Zeusa, Sokratesie rzek Glaukon nie przestawaj, jakby ju by u celu. Wystarczy nam bowiem, jeli tak jak rozwaae o sprawiedliwoci, umiarze i innych cnotach, tak te o Dobru rozwaysz ( ).

    - Mnie te odrzekem przyjacielu, to zupenie wystarczy. Chyba jednak nie bd w stanie, bo cho mam dobry zamiar, wystawi si na pomiewisko. Tote, przyjacie-le, czym jest samo Dobro ( ), zostawmy to teraz, zbyt bowiem wielkie zdaje si mi na obecny rozpd dojcie do tego, co stanowi obecnie mj pogld. Co jednak wydaje si by potomkiem () Dobra i cakiem do podobne, zamierzam powiedzie, jeli i wam to mie, bo jeli nie, to zostawmy.

  • 222 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    - Ale mw odrzek. Innym razem spacisz zalego opowiadajc o ojcu. - Zaiste chciabym powiedzia dug ten zwrci i bycie wy go podjli, a nie, jak

    teraz, dajc jedynie odsetki. Przyjmijcie wic, te odsetki, czyli potomka Dobra same-go. A zwaajcie przy tym, abym was gdzie niechcco nie oszuka, dajc faszyw racj odsetek.

    - Zwaamy odpowiedzia w miar monoci. A ty tylko mw!

    Ibidem, 509 b511 e

    - Tak wic w rzeczach poznawalnych stwierdza si, e nie tylko poznanie wywodzi si od Dobra, lecz bycie i istno od niego pochodz, chocia Dobro nie jest istnoci, a tylko czym jeszcze ponad istnoci wyszym godnoci i moc ( ).

    - Na to Glaukon nader zabawnie rzek: na Apollona, co to za demoniczna przesada!- To ty winien rzekem zmuszajc, bym wypowiedzia moje pogldy na ten

    temat ( ). - I w ogle nie poprzestawaj powiedzia przynajmniej dopki nie objanisz jego

    podobiestwa do Soca, jeli ju cokolwiek pomijasz. - Zaiste rzek nader wiele pomijam. - Nie powiniene pomin nawet drobiazgu odpowiedzia.- Sdz, e i wiele pomijam rzekem. Na ile to jednak obecnie moliwe, umylnie

    nie pomin.- No wanie rzek. - Rozwa zatem, e jak mwilimy istniej one obydwa [Dobro i Soce]: jedno

    panuje nad rodzajem i miejscem noetycznym, drugie za nad postrzegalnym, by nie powiedzie nad niebem, co wydaoby si tobie sown sofistyk. Tak wic masz obydwie formy: postrzegaln i myln.

    - No mam. - Biorc wiec jakby lini podzielona dychotomicznie na nierwne odcinki, podziel

    dalej kady dzia w tej samej proporcji: ten z rodzaju postrzegalnego i tamten z mylnego ( ), a bdziesz mia we wzajemnej jasno-ci i niejasnoci pierwszy dzia rodzaju postrzegalnego jako obrazy (). Nazywam tu obrazami najpierw cienie, potem odbicia w wodach i w tym, co zoone z przedmio-tw gadkich, paskich i jasnych, oraz wszystko tego typu. Czy pojmujesz?

    - Owszem pojmuj. - We zatem dzia drugi, ktrego tamten jest odwzorowaniem: istoty ywe wok nas, cay rodzaj rolin i wytworw sztucznych.

    - Bior - odpowiedzia. - Czy moesz i to stwierdzi spytaem e dzieli si on wedug prawdy i nieprawdy,

    jak przedmiot mniemania do przedmiotu poznania ( ), tak te odwzorowanie do pierwowzoru?

    - Mog, jak najbardziej odpowiedzia.

  • 223wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    - Rozwa teraz dzia rodzaju mylnego, jak naley go podzieli.- Jak? - Ot w jednej jego czci dusza, posugujc si podobiznami niby obrazami

    z poprzedniego dziau, zmuszona jest prowadzi badanie wychodzc od zaoe, nie zmierzajc ku zasadzie, a tylko ku konkluzji ( , ). Natomiast w drugiej czci idc ku bezzaoeniowej zasadzie od zaoenia i bez obrazw, wzitych z tamtego, prowadzc badanie za porednictwem samych form i na mocy ich samych ( , ).

    - Tego, co powiedzia rzek nie zrozumiaem wystarczajco. - To na drugi raz odpowiedziaem zrozumiesz. atwiej bowiem to pojmiesz po

    wyoeniu tych kwestii. Sdz jednak, i wiesz, e zajmujcy si geometri i rachunkami oraz innymi takimi naukami, zakadajc nieparzyste i parzyste, figury, trzy formy ktw i inne wedug kadego przedmiotu bada, przyjmuj je jako znane w naocznoci, tworz z nich zaoenia, a adnego tu nie wymagaj uzasadnienia dla nich ani dla innych, jako e s oczywiste dla kadego; od nich wic zaczynajc i przemierzajc jeszcze pozo-stae kocz zgodnie na tym, co pragn uzyska w badaniu.

    - Oglnie wic rzek wiem o co chodzi. - Wiesz zatem i to, e posuguj si formami postrzegalnymi i tworz z nich definicje,

    cho nie o nich myl, ale o tamtych, ktrych s one odwzorowaniem, i tak tworz defini-cje o kwadracie samym i przektni samej, a nie o tej, ktr krel. I podobnie w pozosta-ych przypadkach. Takie to oni konstruuj i krel figury, ktre s jakby cieniami i wize-runkami w wodach, takimi to posuguj si obrazami, staraj si w badaniu dojrze tamte same w sobie, a nie mona ich dojrze inaczej, jak tylko myleniem ().

    - Prawd mwisz powiedzia.- Tak to form poznania nazwaem myln, gdzie dusza w swoim badaniu zmuszona

    jest posugiwa si zaoeniami, nie zmierzajc ku zasadzie, gdy nie mogc wznie si ponad zaoenia, posuguje si obrazami, ktre odwzorowane s w odcinku niszym, jednake obrazami uznanymi za janiejsze i cenniejsze od tamtych.

    - Rozumiem rzek e mwisz o geometrii i innych sztukach z ni spokrewnionych.

    - Poznaj wic drugi dzia z rodzaju zwanego mylnym, gdzie samo wnioskowanie na mocy dialektyki, czynic zaoenia ju nie zasadami, lecz wychodzc istotnie od zaoe jako podstaw i punktw oparcia ( ), aby doj do czego bezzao-eniowej zasady jako zasady wszystkiego ( ), a po jego uchwyceniu, na nowo obejmujc jego zakres, mona byo zej do konkluzji, nie posugujc si ju adnym postrzeeniem, lecz tylko samymi formami i koczc na tych formach ( , ).

    - Pojmuj rzek niezbyt wystarczajco, bo zdajesz si mwi o zoonym dzie-le. Zamierzasz mianowicie wykaza, e rozwaanie bytu i rodzaju mylnego podlege wiedzy dialektycznej janiejsze jest od wiedzy osiganej w tzw. sztukach, gdzie zao-enia by musz zasadami i poznawane myleniem dyskursywnym, cho nie s dane

  • 224 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    w postrzeeniach, gdy w badaniu nie dochodzi si do zasady, std te zdaj si tobie one nie mie w swym zakresie uzasadnienia rozumowego, chocia wraz z zasad nale- do bytw mylnych. Zdaje mi si, e nazywasz myleniem dyspozycje waciw dla geometrii i tego rodzaju sztuk, ale nie rozumiem, jakby mylenie byo czym porednim midzy mniemaniem i rozumem.

    - Cakiem to trafnie wyrazi rzekem. Przyjmij wic wraz ze mn przy tych czte-rech odcinkach cztery stany poznawcze powstajce w duszy: intelekcja () w dzia-le najwyszym, mylenie dyskursywne () w drugim, w trzecim zawierzenie (), a w ostatnim obrazowanie (). I uporzdkuj je wedug proporcji, kierujc si tym, e tam gdzie prawda uczestniczy, tam te jest wikszy udzia jasnoci.

    - Pojmuje rzek i zgadzam si i ukadam tak, jak mwisz.

    Ibidem, 531 c535 a

    - Sdz rzekem e metoda tych wszystkich nauk, ktre rozwaylimy, jeli prowadzi do ich wsplnoty wzajemnej i pokrewiestwa, i biorc to co jest dla nich wzajemnie swoiste, to traktowanie o nich prowadzi co tego, co zamierzamy, i nie trudzi-my si daremnie, a jeli tak nie jest, to na darmo.

    - I ja tak wnioskuj odpowiedzia. Lecz mwisz o nader wielkim dziele, Sokratesie. - O wstpie do niego spytaem czy o czym innym mwisz? Bo te nie wiemy,

    czy wszystko to jest wstpem do tego prawa, ktrego trzeba si wyuczy? A nie wydaj si tobie biegli w tym by dialektykami?

    - Nie, na Zeusa odpar. Chyba, e jacy nieliczni, ktrych przypadkiem spotkaem. - Czy jednak spytaem ci co nie potrafi poda i uzyska racji, zna bd kiedy-

    kolwiek co, o czym mwimy, i naley wiedzie?- Bynajmniej odpar. - A zatem, Glaukonie rzekem czy to ju jest to prawo, ktre ustanawia dialek-

    tyk? Bo cho ono mylne, to odzwierciedla go mono ogldu, o ktrej mwilimy, e stara si spoglda ju na same zwierzta i na gwiazdy same, a w kocu i na Soce samo. Podobnie, gdy kto stara si moc dialektyki, bez wszelkich postrzee, docho-dzi poprzez argumentacje do tego, co jest istot kadej rzeczy, i nie poprzestanie, zanim samym myleniem nie uchwyci istoty Dobra samego, a dochodzi do niego u kresu dziau noetycznego, tak jak tamten u kresu dziau postrzegalnego.

    - Cakowicie tak jest powiedzia. - C wic, czy drog tak nazwiesz dialektyk?- Dlaczego nie?- Oto wic rzekem uwolnienie z kajdan i odwrcenie od cieni do wizerunkw

    i wiata, oto wyjcie z podziemia na Soce, i tam niemoc bezporedniego spogldania na zwierzta i roliny i wiato Soca, na zjawy odbite w wodach i cienie bytw, ale ju nie na cienie obrazw rzuconych przez tamto drugie wiato odbite jakby od Soca. Ot cae to zajmowanie si sztukami, ktremy przeszli, tak moc zawiera i wznosze-

  • 225wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    nie najlepszej czci duszy do ogldania tego, co w bytach najlepsze, podobnie jak tamto podnoszenie tego, co najjaniejsze w ciele do tego, co najwietniejsze w sferze cielesnej i miejscu postrzeganym.

    - Ja przyjmuje to w ten sposb powiedzia. Jakkolwiek wydaje to mi si we wszyst-kim trudne, to w inny sposb trudno tego nie przyj. Jednake nie tylko w chwili obecnej trzeba tego wysucha, ale jeszcze czsto do tego wraca przyjmujc, e tak si rzeczy maj, jak teraz powiedziano; przejdmy zatem do samej tej pieni i podmy w ten sposb, jakbymy przystpowali do wstpu. Powiedz wic, jaka to jest metoda tej mocy dialektyki, na jakie rozpada si formy i jakie s jej drogi. One bowiem, jak si zdaje, maj by tymi, ktre do niej prowadz, a kto do niej dojdzie, znajdzie jakby wytchnienie na drodze oraz cel podroy.

    - Ju dalej, drogi Glaukonie rzekem nie zdoasz pody. Co do mnie, nie porzu-c adnego zamiaru. Oby tylko dojrza nie obraz tego, o czym mwimy, jeno prawd sam, jak ona mi si przedstawia. Czy obiektywnie czy nie, tego nie warto dalej rozpa-trywa. Tylko eby cokolwiek z niej dojrza, to trzeba utrwali. Czy nie?

    - Jakeby nie? - A wic i o to, by sama moc dialektyki ukaza moga komu dowiadczonemu te

    rzeczy, do ktrych teraz przeszlimy, bo inaczej jest to w ogle niemoliwe. - To wanie rzek warte jest utrzymania. - A o to rzekem nikt si z nami spiera nie bdzie, gdy twierdzimy, e na temat

    tego, czym jest istota kadej rzeczy, adna inna metoda nie stara si ujmowa tego w zupenoci. Bo wszelkie inne sztuki dotycz mniema czy pragnie ludzkich, albo powstawania i tworzenia, tak wszystkie oddane s trosce o istoty zrodzone i wytworzone sztucznie. A pozostae, o ktrych mwilimy, e dotycz po czci bytu, jak geometria i jej pochodne, postrzegamy, jakby niy o bycie, na jawie za im niemoebne dojrze, dopki posugujc si zaoeniami, nieosigalne pozostaj tamte [zasady], nie zdajc dla siebie przedoy uzasadnienia. Biorc za zasad to, czego si nie zna, a za konkluzj i ogniwa porednie to, o czym si nie wie, z czego zostay splecione, jaka to sia zdoa kiedykolwiek tak zgodno nauk uczyni?

    - adna odpowiedziaem.- Ot rzekem jedynie metoda dialektyczna postpuje w ten wanie sposb,

    podnoszc zaoenia ( ), by przytwierdzone zostay do samej zasady ( ), a oko duszy zakopane w jakim bagnie barbarzyskim wyciga i podnosi w gor, posugujc si jako pomocnicami i przewodniczkami tymi sztukami, ktremy przeszli, a ktre czsto nazywalimy naukami () podug zwyczaju, wymagaj za one innej nazwy, bardziej jasnej od mniemania, nieco ciemniej-szej od nauki. Gdzie poprzednio okrelilimy je myleniem dyskursywnym (). Nie jest to, jak mi si zdaje spr o nazw, dla tych, przed ktrymi, jak przed nami, stoi tak wielkie badanie.

    - Bo te nie odrzek. Lecz tylko to ma si objani w zwizku z t dyspozycj, co jasno mwi si w duszy.

  • 226 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    - Wystarczy wic powiedziaem jak przedtem, nazwa pierwszy dzia nauk, drugi myleniem, trzeci wiar, a czwarty obrazami. Obydwa pierwsze to mniemanie, obydwa drugie to mylenie noetyczne; mniemanie dotyczy powstawania, a mylenie noetyczne bytu. Czym jest byt do powstawania, tym mylenie do mniemania; czym za mylenie do mniemania, tym wiedza do zawierzenia, czyli mylenie dyskursywne do obrazu. Istniejce za w nich proporcje i podzia dychotomiczny obydwu czonw, zud-nego i noetycznego, to ju zostawmy, Glaukonie, abymy nie popadli w wywody znacznie bardziej zoone od tych, ktre odbylimy.

    - Bo i mnie doda tamte kwestie, na ile zdoaem je ledzi, takimi si zdaj. Czy nazwiesz dialektykiem tego, kto podaje wyjanienie kadej rzeczy, a tego kto

    nie tego nie potrafi, o ile nie jest w stanie ani sobie pod takiego wyjanienia ani komu innemu, czy o takim nie powiesz, e nie ma rozumu w tym zakresie?

    Jakebym mg to powiedzie? I wanie tak samo, co tyczy si Dobra ( ): kto nie potrafi wywo-

    dem okreli ( ) idei Dobra, odrywajc () j od wszyst-kich innych rzeczy, i tak jak w boju przechodzc przez wszystkie odparcia ( ), pragnc nie podug mniemania, lecz podug istoty odpiera, w tym wszystkim trwaym wywodem rozstrzyga, to o kim takim nie powiesz, e pozna samo Dobro ani jakie inne dobro, bo jeli wpadnie gdzie na jego wizerunek, chwyta je mniemaniem, a nie wiedz, i taki kto nic i przesypiajc obecnie ycie, zanim si tutaj obudzi, zejdzie wpierw do Hadesu i zanie tam ostatecznie.

    Ale na Zeusa zawoa stanowczo to wszystko potwierdz. - Przeto i chopcw twoich, ktrych ksztacisz w teorii i wychowujesz, jeli kiedy

    ksztaci masz w praktyce, to jak sdz nie pozwoliby, by byli jak te niewymierne odcinki, lecz sprawujc wadz w polis, niech bd panami w sprawach najwaniejszych.

    - No nie odpowiedzia. - Czy zatem przykaesz im prawem, aby si najbardziej garnli do takiego wychowa-

    nia, dziki ktremu mogliby najlepiej wyuczy si stawia pytania i dawa odpowiedzi.- Przykae to prawem odpowiedzia. - Czy wiec nie wyda si tobie rzekem e dialektyka stoi u nas najwyej, jakby

    ukoronowaniem () nauk, i adnej innej nie godzi si stawia od niej wyej, jako e stanowi ju uwieczenie nauk.

    - Tak te mi si zdaje odpowiedzia.

    5. PARMENIDES, 136 ae

    - Przykadowo rzek jeli si chce stwierdzi przy tym zaoeniu ( ), ktre przyj Zenon, jeli wielo jest, to co musi wynika i dla samych wieloci wzgldem ich samych i wzgldem jednego, i dla jednego wzgldem jego same-go i wzgldem wieloci. A znw, jeli wieloci nie s, ponownie bada, co wynika i dla jednego i dla wieloci, i wzgldem ich samych i wzgldem innych. I znw, gdy si zaoy,

  • 227wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    jeli jest podobiestwo, lub jeli nie jest, co wyniknie z jednego i drugiego zaoenia, i dla samych zaoonych i dla innych, i wzgldem nich samych i wzgldem innych wzajem-nie. I co do niepodobiestwa taki sam wywd, i co do ruchu i co do spoczynku, i co do powstawania i do ginicia, oraz co do samego bycia i nie-bycia.

    - A jednym sowem, w zwizku z czymkolwiek co zwykle si zakada, e jest i e nie jest, albo czemu innemu podlega, naley bada wynikajce konsekwencje czy to wzgldem tego samego i wzgldem kadego jednego z innych, jakie by podj, i wzgldem wikszo-ci i wzgldem wszystkich jednako. I inne znw wzgldem ich i wzgldem czego innego, cokolwiek by wci dobiera, czy to by zaoy co jest, czy to co nie jest, jeli chcesz dosko-nale wywiczony gruntownie przeledzi to, co prawdziwe ( ).

    - Parmenidesie rzek Sokrates ty mwisz o przeogromnym zadaniu i ledwo to rozumiem. Lecz czemu sam nie podejmiesz si tego zakadajc cokolwiek, abym zrozu-mia to lepiej.

    - Wielkie dzieo odrzek Sokratesie, stawiasz przede mn w tym wieku. Lecz ty, Zenonie, odpar Sokrates czemu tego dla nas nie podejmiesz?

    - Na to Zenon zamia si mwic: Sokratesie, powinnimy spyta o to samego Parme-nidesa. Nie jest przecie czym bahym to, co on mwi. Czy nie widzisz, jak wielki trud mu zadajesz? Gdyby nas tu byo wicej, nie naleaoby o to pyta. Niestosowne bowiem mwi o tak wielkich sprawach wobec ludzi, zwaszcza w takim wieku. Wielu zaiste nie wie, e bez takiego przebrnicia przez wszystkie zaoenia i zbaczania ( ), niemoebnym jest, natrafi na prawd i mie jej zrozumienie.

    6. SOFISTA, 253 b254 d

    G. (= Go z Elei); T. (= Teajtet) G. - No c? Skoro uzgodnilimy, e rodzaje maj podug siebie samych wzajemne

    wymieszanie, to czy nie musi wraz z pewn wiedz postpowa w swych wywodach ten, kto zamierza trafnie wykaza, jakie rodzaje wspbrzmi z jakimi, a jakie nie dopusz-czaj wzajemnoci? I czy s te takie, ktre objte s przez wszystkie inne, by mogy wzajemnie si miesza; i odwrotnie, w ich podziaach, czy odrbne s przyczyny dziele-nia poprzez caoci?

    T. - Jakeby mia to czyni bez wiedzy, a moe nawet tej najwyszej? G. - Jake wic teraz j nazwiemy, Teajtecie? To, na Zeusa, podalimy tak wpada-

    jc na wiedz ludzi wolnych, a zdajc si szuka sofisty, wykryty zosta najpierw filozof? T. - Jak mwisz? G. - Dzielenie podug rodzajw i ani tej samej formy nie ujmowanie za odrbn, ani

    odrbnej za tosam, czy nie powiemy, e naley to do wiedzy dialektycznej? T. - Tak jest powiemy. G. - Ot ten, kto potrafi to czyni, dostrzee naleycie jedn ide przechodzc

    przez wszystkie, cho kada jedna ley oddzielnie, i wiele innych objtych wzajemnie przez jedn z zewntrz, i jedn znw poprzez ca wielo zebran w jednej, i wiele

  • 228 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    wszdzie oddzielnie rozdzielonych. A jest to tym jak kade z nich mog si czy, i jak nie umiejtno rozrniania podug rodzajw.

    T. - Cakowicie tak jest. G. - Lecz wiedz dialektyczn nie przyznasz , jak sdz, nikomu innemu, jak tylko

    temu, kto filozofuje na sposb czysty i suszny. T. - Jakeby przyzna j komu innemu? G. - Filozofa za odnajdziemy w jakim takim miejscu, teraz i potem, jeli mamy go

    szuka, a dostrzec go wyranie te trudno, cho inny rodzaj trudnoci dotyczy sofisty, a inny filozofa.

    T. - Take to? G. - Jeden umykajc w mroki niebytu, przywyky do nich dziki wywiczeniu, wsku-

    tek ciemnoci miejsca trudny jest do rozpoznania. Czy nie tak? T. - Tak si zdaje. G. - Natomiast filozof, zwizany wci poprzez rozumowania z ide bytu, wskutek

    jasnoci miejsca wcale nie jest atwo dostpny w ogldzie; u wielu bowiem ludzi oczy duszy w obliczu boskoci nie s w stanie wytrzyma blasku.

    T. - Zapewne i te trudnoci nie mniej si maj tak od tamtych. G. - Moe o nim [filozofie] niebawem rozwaa bdziemy janiej, jeli dalej bdzie

    to naszym zamiarem. A co si tyczy sofisty, to jasne, e nie naley ustawa, zanim mu si nie przyjrzymy naleycie.

    T. - Piknie mwisz. G. - Skoro wic uzgodnilimy to, e niektre spord rodzajw zdoaj wzajemnie

    si czy, inne za nie, jedne w mniejszym, drugie w wikszym stopniu, a nic te nie przeszkadza, by jedne poprzez wszystkie czyy si z wszystkimi, to rozwamy z kolei konsekwencje tego argumentu, nie w odniesieniu do wszystkich form, by nie popl-ta si w ich wieloci, lecz wybierajc niektre z tzw. najwyszych, zbadajmy wpierw, jak jest poszczeglna, potem jak ma mono wzajemnego czenia si, abymy byt i niebyt zdoali uchwyci w penej jasnoci, a w naszym wywodzie nie zabraknie nicze-go, co si ich tyczy, na ile to pozwala metoda obecnego badania, jeli zatem przypadnie nam jako stwierdzi, e niebyt jest ontycznie niebytem, to chyba zdoamy odej bez uszczerbku.

    7. POLITYK, 284 a 285 c

    G.= Go z Elei; M. S.= Modszy Sokrates G. - Gdyby do niczego innego nie mona byo odnie natury tego, co wiksze, jak

    tylko do tego, co mniejsze, to nie byoby nigdy odniesienia do tego, co w miar. Czy nie? M.S. - Owszem. G. - Czy zatem sztuk samych i wszelkich ich wytworw nie niszczymy tym argumen-

    tem, a take dociekanej obecnie polityki i wspomnianego tkactwa nie znosimy? Wszyst-kie one bowiem respektuj w stosownej mierze to, co wiksze i mniejsze, nie jako co

  • 229wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    nierealne, tylko jako nader wane w zakresie dziaa, i tym sposobem zachowujc waci-w miar speniane s wszelkie dobre i pikne czynnoci.

    M.S. - Jakeby nie? G. - Jeli wic anulujemy polityk, to w konsekwencji nierozstrzygnite bdzie zbada-

    nie tej krlewskiej wiedzy. S.M. - Zaiste. G. - Czy wic tak jak w Soficie zmuszeni bylimy uzna, e niebyt jest, skoro

    doprowadzi nas do tego wywd, tak te i teraz trzeba przyzna, e to, co wiksze i mniej-sze, staje si wymierne nie tylko w relacji wzajemnej, ale i wzgldem powstania waciwej miary? Niemoliwe bowiem, by polityk czy ktokolwiek inny okaza si bezsprzecznie znawc w zakresie dziaa praktycznych, nie akceptujc czego takiego.

    M.S. - Przeto i teraz naley postpi zupenie tak samo. G. - Zadanie to, Sokratesie, jest jeszcze wiksze od tamtego. A pamitamy, jak tamto

    byo rozlege! Lecz zaoy co takiego o tych rzeczach jest cakiem susznie. M.S. - Co takiego? G. - To, e obecne stwierdzenie wymaga bdzie kiedy dowodu ujtego na sposb

    cisy ( ) . A e w obecnych wywodach rzecz obja-niona zostaa piknie i wystarczajco, argument ten wydaje si nam przychodzi wybor-nie z pomoc, w jaki sposb naley przyj istnienie tych wszystkich sztuk, jak i mierzy to, co wiksze i mniejsze, nie tylko w relacji wzajemnej, ale rwnie wzgldem wytwo-rzenia waciwej miary. Skoro ona jest, s i tamte, i jeli tamte s, jest i ona; gdyby za nie byo ktrego z nich, to nie bdzie ani jednego ani drugiego.

    M.S. - To suszne. Co jednak z tego wynika? G. - Wiadomo, e wyrni moemy sztuk mierzenia, jak zostao powiedziane, dzie-

    lc j dychotomicznie: po jednej stronie przyjmujc wszelkie sztuki, ktre mierz podug liczby dugoci, gbokoci, szerokoci i prdkoci wzgldem ich przeciwiestwa, a po drugiej te wszystkie, co odnosz si do waciwej miary, stosownoci, odpowiedniej pory, nakazu i czegokolwiek innego, co zmierza ku rodkowi od kracw.

    M.S. - Mwie o wielkim podziale obustronnym, i bardzo rnicym si wzajemnie. G. - Tak oto niekiedy, Sokratesie, co mdrego zdaje si twierdzi wielu z ludzi wia-

    tych, ktrzy powiadaj, e miernictwo dotyczy wszystkich rzeczy powstajcych, to co teraz powiedziano. W miernictwie bowiem w pewien sposb maj udzia wszystkie te wytwory stanowice sztuk. Wskutek za tego, e nie przywykli do badania podug form, oni cz bezporednio te rzeczy, ktre s na tyle zrnicowane, uznajc je za cakiem podobne, i odwrotno tego czyni: nie dzielc na czci rzeczy rne, a naley, gdy tylko dojrzy si wsplnot wielu rzeczy, nie oddali si, zanim nie zobaczy si w niej wszyst-kie rnice, jakie tylko zawarte s w formach, i znw rnorodne niepodobiestwa, gdy dojrzy si we wielociach, nie naley w rozproszeniu zaprzesta, zanim ciskajc wszel-kie waciwoci wewntrz jednego podobiestwa nie obejmie si istoty jakiego rodzaju. Tyle wic wystarczajco niech bdzie o nich powiedziane, i o niedoborach i nadmiarach.

  • 230 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    Zwaajmy jedynie na to, e zostay wynalezione o nich dwa rodzaje miernictwa, i to co powiedziane, mamy do zapamitania.

    M.S. - Zapamitajmy.

    8. FILEB, 15 d17 e

    S. = Sokrates; P. = Protarchos S. - Niech tak bdzie. Skd wic zaczyna si ta duga i zoona batalia wok tych

    kontrowersji? Czy moe std? P. - Skd? S. - Powiadamy gdzie, e to samo Jedno i Wielo powstajce w wywodach (

    ) przebiegaj wci kade ze stwierdze, i dawniej i obecnie. I nie ustanie to nigdy i nie zaczo si teraz, lecz co takiego, jak mi si zdaje, jest pewnym stanem samych wywodw, niemiertelnym i nie starzejcym si w nas. Gdy mody czowiek po raz pierwszy tego zakosztuje, uradowany jakby znalaz jaki skarb mdroci, z radoci i zadowolony wprawia w ruch kady argument, raz obracajc w jedno i drugie i zwijajc w jedno, raz znw rozwijajc i czstkujc, wpdzajc w apori najpierw i najbardziej siebie samego, a potem tego, kogo ma w danej chwili obok, czy to modszego czy starszego, czy rwienika, jeli si trafi, nie oszczdzajc ni ojca ni matki, ani niko-go innego spord wysuchujcych go, bodaj z innych stworze, nie tylko ludzi, bo nie oszczdziby nikogo nawet z barbarzycw, gdyby tylko mia skd tumacza.

    P. - Czy, Sokratesie, nie widzisz, jakie nas mnstwo, i modzi jestemy wszyscy. I nie boisz si, e napadniemy na ciebie z Filebem, jeli nam nawymylasz? Jednak przyswo-imy to, co mwisz, jeli jest jaki sposb i rodek na agodne oddalenie tego zamtu od naszego wywodu, by znale jak drog pikniejsz dla tego wywodu; ty pomyl o tym, my za wsplnie za tym podymy w miar monoci. Nie may bowiem to obecnie wywd, Sokratesie.

    S. - Bo te nie, moi chopcy, jak to powiada Fileb zwracajc si do was. Nie ma i by nie moe pikniejszej metody () od tej, ktrej ja wci jestem mionikiem, cho czsto wymykajc mi si pozostawiaa mnie samego i bezradnego.

    P. - Jaka to ona? Powiedz tylko! S. - Ukaza j wcale nie trudno, zastosowa za najtrudniej. Bo wszelkie zdobycze

    sztuki niegdy wynalezione dziki niej stay si oczywiste. Rozwa, o jakiej tu mwi. P. - Powiedz tylko! S. - To boski dar dla ludzi, jak mi si zdaje, gdzie od bogw za spraw jakiego

    Prometeusza wydarty wraz z pewnym olniewajcym ogniem. A oni dawni, potniejsi od nas i bliej bogw mieszkajcy, przekazali nam to przesanie (), e z Jedne-go i Wieloci zoone s byty orzekane jako wieczne, a zawieraj w sobie wrodzony Kres i Bezkres ( , ). Naley wic, skoro one tak s uporzdkowa-ne, bymy badali zakadajc kadorazowo we wszystkim jedn Ide (

  • 231wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    ): odnajdzie si j bowiem w nich zawart. Jeli wic j uchwycimy, po tej jednej dwie, jeli s, zobaczy naley, a jeli nie, to trzy lub w jakiej innej liczbie, i znw w ten sam sposb kad jedn z nich, dopki nie dojrzy si, e Jedno wedug zasad nie tylko jest Jednem, Wieloci i Bezkresem, lecz take, jak wielkim jest ( , ). Ide Bezkresu nie nale-y odnosi do mnogoci, zanim nie dojrzy si jej wartoci liczbowej zawartej porodku midzy Bezkresem i Jednem. Wtedy ju mona pomin kad jedn z tych wszystkich, ktre uczestnicz w Bezkresie.

    Bogowie zatem, jak rzekem, tak polecili nam bada i uczy si i naucza innych. Ze wspczesnych ludzi mdrcy przyjmuj Jedno, jak si trafi, a Wielo wprowadzaj prdzej lub wolniej, ni si naley; po Jednem za bezporednio Bezkres. Wymykaj si im ogniwa porednie, w czym rni si prowadzone przez nas wywody na sposb dialektyczny od ich ujcia erystycznego.

    P. - Co do jednych kwestii, Sokratesie, sdz, i w pewnym sensie ciebie rozumiem, o innych za, ktre gosisz, chciabym jeszcze janiej usysze.

    S. - Jasne jest to, o czym mwi, na przykadzie liter alfabetu, wic uchwy to w tych literach, ktrych sam si wyuczye.

    P. - W jaki sposb. S. - Dwik wychodzcy z naszych ust jest chyba jeden, chocia nieskoczony co do

    mnogoci u wszystkich i u kadego. P. - C wic? S. - A przecie na aden z obydwu sposobw nie jestemy jeszcze mdrzy, ani przez to,

    e znamy nieskoczono dwiku, ani dlatego, i znamy jego jedno. Wszelako znajo-mo jego iloci i rodzaju jest tym, co czyni kadego z nas gramatykiem [znawc pisma].

    P. - Cakowita prawda. S. - A tym samym jest i to, co czyni kogo znawc muzyki. P. - W jaki sposb? S. - Dwik jest chyba i w tej sztuce jeden w sobie samym. P. - Jakeby nie? S. - Zakadamy natomiast dwa tony: wysoki i niski, a trzeci jako homotoniczny. Czy

    nie tak? P. - Zaiste. S. - Lecz nie byby jeszcze mdry w muzyce znajc tylko te dwiki, chocia nie

    znajc ich nic nie bdziesz wart, jak to si mwi, w tym przedmiocie. P. - Bo te nic. S. - Ale dopiero wtedy, przyjacielu, gdy uchwycisz, jak liczb maj interway w obr-

    bie tonu wysokiego i niskiego, jakiego s rodzaju, i granice tych interwaw, oraz ile powstao z nich systemw, ktre rozpoznajc nasi poprzednicy przekazali nam ich nastpcom pod nazw harmonii; ponadto w ruchach ciaa takie rne stany, ktre, jak powiadaj, mierzy te trzeba za pomoc liczb, i jako rytmy i miary okrela, i cznie pojmowa.

  • 232 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    Tak oto naley prowadzi badanie w przypadku wszelkiej Jednoci i Wieloci. Bo skoro uchwycisz je w ten sposb, wtedy staniesz si mdrcem. Wtedy te kady inny przedmiot biorc w ten sposb do badania, tak samo staniesz si o nim znawc. Wsze-lako bezkres poszczeglnych rzeczy i nieskoczona mnogo we wszystkim czyni ci kadorazowo niekonkluzywnym w myleniu i niecisym, jeeli niczego w niczym nie odnosisz nigdy do liczby.

    P. - Przepiknie, Filebie, wydaje mi si to stwierdzenie wypowiedziane teraz przez Sokratesa.

    Ibidem, 23 ce

    S. - Starajmy si uwanie przyj zasad () tego [wywodu]. S. - O jakiej tu mwisz? S. - Wszystkie obecnie byty zawarte we wszystkim podzielmy dychotomicznie, czy

    raczej, jeli wolisz, trychotomicznie. P. - Podug czego, mgby powiedzie? S. - Wemy niektre z obecnych tych wywodw. P. - Jakie? S. - Bg mwilimy gdzie ukaza Bezkres ( ) i Kres ( ) bytw. P. - W zupenoci. S. - Z owych Form ( ) zakadamy dwie, a jako trzeci z tych obydwu jakie

    Jedno wymieszane ( ) . Ja jestem, jak si zdao, jakim miesznym czowiekiem rozdzielajcym podug Form i zliczajcym je.

    P. - Co mwisz, mj drogi? S. - Zdaje mi si, e zachodzi znw potrzeba czwartego rodzaju. P. - Powiedz jakiego? S. - Ich wzajemnego zmieszania dojrzyj przyczyn, i docz do trzech tamtych to

    czwarte. P. - Czy nie bdziesz potrzebowa i pitego jako rozdzielenie czego moliwego? S. - By moe, ale nie myl o tym teraz. Gdyby za zasza potrzeba, pewnie wyba-

    czysz mi gonicemu za pitym. P. - Jakeby nie.

    Ibidem, 64 c 66 d

    S. - Czy wic mwic, e stoimy ju teraz w przedsionkach Dobra i jego domo-stwa ( ), moe trafnie to w pewien sposb wyrazimy?

    P. - Mnie si tak wydaje. S.- C wic w tym zmieszaniu najcenniejsze zarazem i najbardziej by przyczyn

    okazaoby si nam wszystkim, e sprawia tak upragnion dyspozycj? Dostrzegajc

  • 233wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    to bowiem zaraz rozwamy, czy rozkoszy czy rozumowi przypado ono bliej natury i bardziej swoicie we wszystkim?

    P. - Susznie. To bowiem dla rozstrzygnicia jest nam najbardziej przydatne. S. - A co do wszelkiej mieszaniny, nie trudno dojrze przyczyn, dziki ktrej kada

    albo jest co warta albo w ogle nic. P. - Jak mwisz? S. - Nikt chyba z ludzi tego nie ignoruje. P. - C takiego? S. - e nie osigajc miary i natury wspmiernoci (

    ), jakakolwiek i jak tylko utworzona mieszanina, zatraca z koniecznoci swe mieszalniki i pierwotnie sam siebie. Nie jest ju bowiem prawdziwym zmieszaniem, lecz jak bezadn mas stajc si kadorazowo ruin dla rzeczy, ktre w ni popadaj.

    P. - Cakowita prawda.S. - Obecnie umkna nam mono Dobra w natur Pikna ( ). Umiar bowiem i wspmierno (

    ) wszdzie piknem i cnot okazuj si stawa. P. - Cakowicie. S. - A i prawda, mwilimy, e z nimi wesza w zmieszanie? P. - Cakowicie. S. - Jeli przeto jedn tylko Ide nie zdoamy uowi Dobra ( ), to wemy

    je we trzy: w Piknie, Wspmiernoci i Prawdzie ( ). Powiedzmy, e to niby Jedno ( ) najsuszniej uznajemy za przyczyn rzeczy w zmieszaniu, i dziki temu jako Dobro ( ) staje si ono samo.

    P. - Najsuszniej wic. S. - Teraz, Protarchosie, chyba kto z nas byby zdolny zosta sdzi w sprawie rozko-

    szy i roztropnoci, ktre z nich jest bardziej pokrewne z dobrem i cenniejsze u ludzi i bogw.

    P. - Jasne, lecz lepiej to rozwin w sowach. S. - Podug kadego jednego z trzech rozsdmy wic co tyczy si przyjemnoci

    i roztropnoci. Trzeba bowiem dojrze, ktremu z obydwu przydzielilimy wiksze pokrewiestwo.

    P. - Mwisz o Piknie, Prawdzie i susznej Mierze ( )?

    S. - Tak. Najpierw za we Prawd, Protarchosie, a wziwszy rozpatrz na trzy: rozum, prawd i przyjemno, wiele czasu wnikajc odpowiedz sobie, czy przyjemno jest bardziej spokrewnione z prawd czy rozum?

    P. - A po c tyle czasu? Sdz bowiem, e wiele si rni. Przyjemno bowiem ze wszystkich jest najbardziej kamliwa, jak gosi powiedzenie, i w rozkoszach od Afrody-ty, ktre zdaj si najwikszymi, nawet wiaroomstwo dostpuje przebaczenia u bogw, jakby to byy rozkosze dziecice wyzbyte nawet odrobiny rozumu. Rozum za albo to samo co prawda jest w wszystkich rzeczy najbardziej jednorodny i najprawdziwszy.

  • 234 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    S. - Tote po tym rozpatrz tak samo suszn miar, czy przyjemno nabya jej wicej od rozumu, czy rozum od przyjemnoci?

    P. - atwe do rozwaenia i to badanie przedoye. Sdz, e nie mona znale niczego z bytw co by byo od przyjemnoci i nadmiaru radoci mniej do wymierzenia, a nic bardziej wymiernego od rozumu i wiedzy naukowej.

    S. - Piknie rzeke. Jednak jeszcze powiedz co tyczy si tego trzeciego. Rozum nam wicej przydzieli pikna ni rodzaj przyjemnoci, tote pikniejszy rozum od przyjem-noci, czy na odwrt.

    P. - Wszak roztropnoci i rozsdku, Sokratesie, nikt nigdy ani we nie ani na jawie nie widzia szpetnym ani w ogle nigdy nie dojrzy, e takim sta si czy stanie.

    S. - Prawidowo. P. - Co do przyjemnoci za, i to tych najwikszych, kiedy widzimy kogo rozkoszuj-

    cego si, widzc jak mieszne i co najbardziej szpetne z nich wynika, sami wstydzimy si i obnaeni skrywamy jak najbardziej, nocy wszystkie te rzeczy powierzajc, aby wiato nie mogo ich dojrze.

    S. - Wszdzie wic rozgo, Protarchosie, przez posacw zwiastujc i mwic do obecnych, e przyjemno nie jest pierwszym nabytkiem () ani nawet drugim, lecz pierwszy jest w jaki sposb to co w zakresie miary i mierzonego, oraz odpowiedniej pory ( ) i wszystkie te [rzeczy], ktre naley uzna, e zawieraj si we waciwej sobie dziedzinie.

    P. - Tak si okazuje z tego, co obecnie zostao powiedziane. S. - Drugi za nabytek jest w zakresie symetrii i pikna i dopenienia i wystarczalno-

    ci ( ) i wszystkich tych [stanw] tej samej rodziny.

    P. - Tak si okazao. S. - Trzeci wic nabytek, jak gosi moja wrba, biorc w zakresie rozumu i roztrop-

    noci nie odbiegby od prawdy. P. - Zapewne. S. - Czy wic nie zaoymy jako czwarty te [dyspozycje] dotyczce duszy, nazwane

    naukami, sztukami, trafnymi mniemaniami ( ), ktre s jako czwarte w stosunku do owych trzech, jeli bardziej z dobrem s wsprodne ni z przyjemnoci.

    P. - Zgodzibym si. S. - Czy jako pite zatem te zaoymy przyjemnoci okrelane jako wyzbyte

    blu, nazywajc je czystymi dla samej duszy, nastpujce po naukach i percepcjach zmysowych?

    P. - Zapewne. S. Na szstym pokoleniu powiada Orfeusz zakoczcie tok pieni. Wszak moe

    i nasz wywd koczc si na szstym by w rozstrzygniciu. Poza tym ju nic nam nie pozostaje prcz nadania gowy rzeczom powiedzianym. -

  • 235wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    9. TIMAJOS, 48 ce

    - Teraz niech przez nas podane bdzie co nastpuje. Co tyczy si zasady bd zasad wszechrzeczy ( ), jakkolwiek si o tym mnie-ma, to nie jest teraz do wypowiedzenia, z adnego innego wzgldu, jak tylko dlatego, e trudno jest podug obecnego sposobu dociekania wyjawi te pogldy ( ), ani te wy nie sdcie, e powinienem to powiedzie, ani ja sam nie bybym w stanie prze-kona siebie samego, czybym susznie postpi podejmujc takie dzieo. Przestrzegajc jednak wspomnianej na wstpie owej monoci domylnych wywodw, sprbuj nie mniej, lecz bardziej domylnie, wyj najpierw od zasady poszczeglnych rzeczy i orzec o wszystkich cznie. Wzywajc i teraz na wstpie wywodw Boga wybawiciela, by nas odwid od bdnej i mylcej opowieci w stron domylnego pogldu, na nowo zacznij-my wykada.

    Ibidem, 53 cd

    - Najpierw to, e ogie, ziemia, woda i powietrze s ciaami, oczywiste to dla kade-go. Wszelka za forma ciaa ma te gboko. Wszelka znw gboko musi zawiera w sobie natur powierzchni, a podstawa powierzchni paskiej zoona jest z trjktw. Wszystkie za trjkty wywodz si z dwch trjktw, a kady z nich ma jeden kt prosty i dwa ostre. Z tych trjktw jeden ma po obu stronach porcj kta prostego rozdzielonego na dwa ramiona rwne, a drugi ma dwie porcje kta prostego rozdzielone-go na dwa ramiona nierwne. Tak zasad przyjmujemy dla ognia i innych cia, postpu-jc wraz z koniecznoci i domylnym wywodem. Co za dotyczy zasad jeszcze nadrzd-nych ( ), Bg je zna, a z ludzi ten, kto byby mu miy.

    Ibidem, 68 d 47

    - Bg posiada wiedz wystarczajc i zarazem mono mieszania Wieloci w Jedno i znw z Jednego w Wielo rozcza ( ), a z ludzi nikt nie jest w stanie czyni niczego z tych , ani w przyszoci nie bdzie.

    10. PRAWA, 893 e894 a

    A. (= Ateczyk); K. (= Klinias) K. - Twierdz wic, e rzeczy te tak si maj, jak ty mwisz.

  • 236 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    A. - Bo czc si z sob powikszaj si, a rozdzielajc niszczej wtedy, gdy pozo-staje regularny stan kadej z nich, a kiedy ju nie trwa, w obu przypadkach nastpuje niszczenie. Skoro zachodzi powstawanie wszechrzeczy, to jaki tego stan? Oczywicie, gdy prapocztek osigajc wzrost dochodzi do drugiej przemiany, i od niej do nastpnej, i dochodzc a do trzeciej, sprawia postrzeenie u istot postrzegajcych. Przemieniajc si wic w ten sposb i poruszajc wszystko si staje. Byt jest ontycznie bytem, dopki trwa, a przemieniajc si w inny stan niszczeje cakowicie.

    Ibidem, 965 be

    A. - Dy zatem naley do pewnej cilejszej paidei od tej poprzedniej. K. - Zapewne. A. - Czy ta, ktr teraz prawie uchwycilimy, okae si t, na ktr mamy

    zapotrzebowanie? K. - W zupenoci. A. - Ot mwilimy, e we wszystkim przedni wytwrca i stranik nie tylko winien

    by w stanie dostrzec wielo, ale i stara si pozna Jedno, i znajc je wzgldem tego porzdkowa wszystko wsplnie postrzegajc.

    K. - Susznie. A. - Czy wic cilejsze powstaoby badanie i ogld o czymkolwiek u kogokolwiek,

    ni to zdolne spoglda na jedn ide z wieloci i niepodobiestw? K. - No chyba. A. - Chyba nie, bo faktycznie, mj drogi, od tej nie ma janiejszej metody dla nikogo

    z ludzi. K. - Zawierzajc tobie, Gociu, zgadzam si, i t metod zmierzajmy

    w wypowiedziach. A. - Nakania wic, jak si zdaje, naley stranikw naszej boskiej politei, by dokad-

    nie dostrzegali najpierw to, co wtedy poprzez wszystkie cztery [cnoty] tym samym si okazuje, co stwierdzamy w mstwie, umiarze, sprawiedliwoci i roztropnoci jako bd-ce Jednem, susznie okrelajc cnot jedn nazw. Tego, przyjaciele, jeli pragniemy, teraz niejako silnie trzymajc, nie pucimy, zanim wystarczajco nie powiemy, czym jest to, na co naley baczy, czy Jednem czy caoci czy obydwoma, czy jakby nigdy nie przypada z natury. Jeli to nam umknie, to sadzimy, e nigdy nie nabdziemy naleycie tego co tyczy si cnoty, o ktrej nie bdziemy w stanie powiedzie ani czy s wieloci ani czteroma, ani nawet jednem? Zatem jeli nam doradzasz, przekonajmy si, w jaki inny sposb sprawimy w naszej polis zrodzenie ich; jeli za wyda si to zupenie do porzucenia, trzeba to dostrzec.

    Ibidem, 968 c 3e 5

    A. - Przede wszystkim naley sporzdzi pewien katalog tych wszystkich, ktrzy byliby zdolni z natury do bycia stranikami [polis] ze wzgldu na swj wiek i zdolnoci

  • 237wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    w naukach, sposobie nawykw i charakterw. Zreszt to, czego maj si nauczy i odkry, nie jest ani atwe ani bycie uczniem kogo innego, kto to wykry. W zwizku z tym okresy, w obrbie ktrych winni to wszystko przyswoi, daremnie wyrazi na pimie; im samym uczcym si nie stanie si jasne, co przyswoi si daje we waciwym czasie, zanim gdzie wewntrz duszy kadego powstanie jaka wiedza o danym przedmiocie. Tak te wszyst-kie te rzeczy o nich nazwa niewyraalnymi (), nie byoby susznie, niewyra-alnymi za dlatego, e podane przedwczenie () niczego nie wyjawiaj z rzeczy wypowiadanych.

    III. T E S T I M O N I A P L A T O N I C A

    [W WYBORZE]

    {RELACJE Z KSIG FIZYKI ARYSTOTELESA

    ORAZ Z KOMENTARZA SIMPLIKIOSA}

    1. Aristoteles, Phys. I 4, 187 a 1221 = TP 45 Gaiser

    Jak twierdz fizycy, dwa s sposoby [ujcia zasad]. Niektrzy bowiem przyjmuj jedno ciao jako substrat: czy to ktre z trzech czy to co innego gstszego od ognia i rzadszego od powietrza, a inne rzeczy tworz poprzez zgszczenie i rozrzedzanie, wprowadzajc wielo tymi s przeciwiestwa, oglnie nadmiar i niedobr, jak Platon to nazywa Wielkim i Maym ( ), przy czym czyni je materi (), a Jedno form ( ). Tamci za jeden substrat czyni materi, a prze-ciwiestwa uznaj za zrnicowania i formy. Inni znw twierdz, e z czego jednego wydzielaj si przeciwiestwa, jak gosi Anaksymander, oraz ci, ktrzy twierdz, e jest Jedno i Wielo, jak Empedokles i Anaksagoras.

    2. Simplikios, In Aristot. Phys. 151, 619 = TP 8 Gaiser

    Powiada za Aleksander, e wedug Platona zasadami () wszechrzeczy i samych idei s Jedno i nieokrelona Diada ( ), ktr nazywa Wielkim i Maym, jak rwnie w [ksigach] O dobru ( ) wspomi-na o tym Arystoteles. Mona to wzi i od Speuzypa, Ksenokratesa i od innych, ktrzy

  • 238 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    uczestniczyli w wykadzie Platona O dobru; wszyscy oni bowiem spisali i zachowali jego pogld i powiadaj, e tymi zasadami on si posugiwa. A e Platon nazywa zasada-mi wszechrzeczy Jedno i Nieokrelon Diad, jest cakiem prawdopodobne (to bowiem twierdzenie Pitagorejczykw, a Platon zdaje si czsto poda za Pitagorejczykami). To za stwierdzenie, i Nieokrelona Diada jest te zasad idei, zwana Wielkim i Maym, i przez nie oznaczajca materi, jake ma by tu konsekwentne, skoro Platon ograni-cza materi tylko do wiata zmysowego, bo w Timajosie wyranie powiada, i jest ona waciwa dla powstawania i w niej si staje rzecz powstajca. Mwi te, e idee s pozna-walne umysem, a materia do zawierzenia w bkarcim rozumowaniu ( ).

    3. Aristoteles, Phys. I 9, 192 a 325

    Zajmowali si tym i niektrzy inni, ale niewystarczajco. Najpierw bowiem zgadza-j si, e co moe absolutnie powstawa z niebytu, jeli susznie powiada Parmenides. Nastpnie wydao si im, e skoro [jaka rzecz] jest numerycznie jedna, to i potencjal-nie jest tylko jedna; to jednak znacznie si rni. My za twierdzimy, e materia i brak s odrbne; z nich materia jest niebytem wedug przypadoci, natomiast brak podug siebie samego: ta materia jest bliska i jako substancj, tamten za [brak] w aden sposb. Jedni za niebyt jako Wielkie i Mae przyjmuj podobnie: albo obydwa razem albo kade oddzielnie. Dlatego zupenie rny jest ten [nasz] i tamten sposb przyjcia triady [pryncypiw].

    Doszli a do tego, e musi pewna natura by substratem, a czyni ni jedn. Bo jeli kto przyjmuje Diad, nazywajc j Wielkim i Maym, to bynajmniej nie przyjmuje tego samego; przeoczy bowiem drug [natur]. Ona bowiem trwajc jest wspprzyczyn wraz z form rzeczy powstajcych, jak gdyby matk. Ta druga cz przeciwiestwa czsto zdaje si komu kierujcemu myl na jej czynnik za w ogle nie wystpowa. Wobec bowiem czego boskiego, dobrego i upragnionego, twierdzimy, e jest jego prze-ciwiestwo, a z drugiej strony to, czego si pragnie i poda podug wasnej natury. Przy-pada za im twierdzi, e przeciwiestwo poda swego zniszczenia. A przecie ani forma nie moe pragn samej siebie, bo nie ma jej potrzeby, ani te przeciwiestwo (zniszczal-ne wszak nawzajem s przeciwiestwa), lecz tym jest materia [co poda formy], podobnie jak eskie poda mskiego, a brzydota pikna; z tym jednak, e nie brzydota sama przez si, lecz wedug przypadoci, ani pe eska [sama przez si], ale wedug przypadoci.

    4. Simplikios, In Aristot. Phys. 247, 30248, 15 = TP 31 Gaiser

    Skoro Arystoteles wielokrotnie wspomina o Platonie, jak nazywa materi Wielkim i Maym, trzeba wiedzie, co przytacza Porfiriusz z XI ksigi Derkylidesa O filozofii Platona, gdzie czyni si wywd o materii, opisujcy wypowiedz Hermodorosa, towarzy-

  • 239wiadectwa niepisanej dialektyki Platona

    sza Platona, z jego pisma o Platonie, z ktrego okazuje si, e Platon przyjmujc materi wedug nieskoczonoci i nieokrelonoci, ukaza j jako nalec do rzeczy przyjmuj-cych wicej i mniej, z ktrych jest owo Wielkie i Mae. Powiada bowiem, e:

    Spord bytw jedne nazywa [Platon] samoistnymi ( ), jak np. czowiek i ko, drugie za wzgldem innych ( ), a z tych jedne jako przeciwiestwa ( ), jak dobro wzgldem za, drugie za jako relacje, z ktrych jedne s okre-lone, a drugie nieokrelone.

    Po czym wywodzi: Ot wszelkie rzeczy okrelane jako Wielkie wzgldem Maego maj czego wicej

    i mniej. Moe bowiem to wicej zmierza bardziej i mniej do nieskoczonoci. Podob-nie to, co szersze, gbsze, cisze i lejsze, i wszelkie takie okrelenia zmierzaj do nieskoczonoci. Takie za okrelenia, jak rwno, trwao i zharmonizowanie, nie maj czego wicej i mniej, natomiast maj je ich przeciwiestwa. Moe bowiem by co bardziej nierwne od nierwnego, bardziej ruchliwe od ruchomego, i bardziej niezhar-monizowane od niezharmonizowanego, tote wszystkie spord tych obydwu sprz-gw, z wyjtkiem jednego elementu, przyjmuj owo wicej i mniej. Dlatego niestao, bezksztatno i bezkres, i taki niebyt, orzekane s podug zaprzeczenia bytu. Z czym takim nie wie si ani zasada ani substancja, lecz w jakie nieoznaczonoci si mieci....

    5. Aristoteles, Phys. III 2, 201 b 1626 = TP 55A Gaiser

    e piknie zostao powiedziane, jasne i z tego, co inni twierdz o ruchu, i z tego, i nieatwo jest rozstrzygn go inaczej. Nie zdoay bowiem nikt umieci ruchu i zmiany w jakim innym rodzaju, co oczywiste z tego, jak niektrzy go zakadali twierdzc, e odrbnoci, nierwnoci i niebytem jest ruch. Z tych nic nie musi si porusza, ani jako odrbnoci, ani jako nierwnoci, ani jako niebyty. Wszak przemiana do nich ani od nich nie jest wicej ni z ich przeciwiestw. Powd odnoszenia do nich taki, e ruch wydaje si by nieokrelony, i e zasady drugiego zestawu wskutek pozbawie s nieokrelone. aden z nich nie jest ani czym ani jakim, ani adn z innych kategorii.

    6. Simplikios, In Aristot. Phys. 430, 34431, 16 = TP 55B Gaiser

    Tamte za powiada [Arystoteles] odrbno, nierwno i niebyt, jeli Platon i Pitagorejczycy nazywali przyczynami ruchu, byo to moliwe, jednak niewystarczajce dla okrelenia ruchu. Nie jest bowiem tosama przyczyna ze skutkiem. A nazywajc go

  • 240 MARIAN ANDRZEJ WESOY / Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu /

    niebytem, jeli nawet co prawdziwie orzekli, to dodali tu jak przypado ruchu, a nie to, czym ruch jest.

    A e Platon jako przyczyn orzek nierwno, w krtce bdzie jasne, gdy przyto-czymy wypowiedz Platona. Na razie tyle tylko trzeba wiedzie, e i Eudoksos badajc przed Aleksandrem pogld Platona o ruchu i zaprzeczajc temu, napisa, co nastpuje:

    Platon nazywa ruch Wielkim i Maym, niebytem, anomali i tym wszystkim, co do tego prowadzi. Okazuje si jednak niedorzeczne nazywanie ruchu czym takim. Zdaje si bowiem przy wystpowaniu ruchu porusza si to, w czym on jest. Gdy jest nierw-no czy anomalia, stawianie wymogu poruszania si, to mieszne. Lepiej bowiem orzec takie przyczyny, jak [podaje] Archytas. I nieco dalej: nieokrelono powia-da przywouj piknie przy ruchu Pitagorejczycy i Platon (nikt bowiem inny o tym nie mwi). Lecz okrelono i to, co nie jest, i niedoskonao i niebyt (powstaje bowiem, powstajc za nie jest).

    7. Aristoteles, Phys. III 4, 202 b 30203 a 16 = TP 23A Gaiser

    Skoro nauka o naturze ( ) zajmuje si wielkociami, ruchem i czasem, z czego wszystko koniecznie jest nieskoczone lub ograniczone, jeli nawet nie wszyst-ko jest nieskoczone lub ograniczone, jak np. doznanie lub punkt (z tych chyba nic nie musi by jednym czy drugim), to byoby wskazane, aby traktujcy o naturze rozwaa o nieskoczonoci ( ), czy jest czy nie, a jeli jest, to czym jest. e dla tej nauki waciwe jest o tym badani