Św. Jan Bosko ojciec i nauczyciel młodzieżyzkiw.com.pl/jb1516.pdf · 1824 Proroczy sen Janka o...
Transcript of Św. Jan Bosko ojciec i nauczyciel młodzieżyzkiw.com.pl/jb1516.pdf · 1824 Proroczy sen Janka o...
Św. Jan Bosko -ojciec i nauczyciel młodzieży
Pod matczynym okiem
Kronika życia św. Jana Bosko
16 sierpnia 1815
Narodziny Jana Bosko w rodzinie Małgorzaty i Franciszka Bosko w Becchi we Włoszech. W
skromnym domu Franciszka i Małgorzaty Bosko we włoskiej miejscowości Becchi też miały miejsce
historyczne wydarzenia: 16 sierpnia 1815 r. urodził im się syn Jan. Osiągnął w swym życiu więcej
niż niejeden mąż stanu. Był niestrudzonym wychowawcą młodzieży. Tworzył nowoczesne metody
pedagogiczne. Założył wielką Rodzinę Salezjańską. Publikował książki i wydawał czasopisma.
Wznosił kościoły. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko było dziełem jednego człowieka - świętego
Jana Bosko.
1817 Śmierć ojca - Franciszka Bosko. Ciężar wychowania i utrzymania synów spada na matkę.
1824 Proroczy sen Janka o powołaniu.
1835 Wstąpienie Janka Bosko do seminarium duchownego.
1841 Święcenia kapłańskie Jana Bosko.
8 grudnia 1841 Spotkanie z Bartłomiejem Garellim - ks. Bosko rozpoczyna działalność
wychowawczą wśród turyńskiej młodzieży.
1854 Założenie Zgromadzenia Salezjanów przez ks. Bosko.
1856 Śmierć Małgorzaty Bosko.
1864 Spotkanie z Marią Dominiką Mazzarello, współzałożycielką Zgromadzenia Córek Maryi
Wspomożycielki.
1865 Poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę bazyliki Maryi Wspomożycielki Wiernych w
Turynie.
1874 Zatwierdzenie Konstytucji Zgromadzenia Salezjańskiego w Watykanie.
1875 Wysłanie pierwszych misjonarzy salezjańskich do Ameryki Południowej.
1887 Konsekracja bazyliki Serca Jezusowego w Rzymie.
31 stycznia 1888 Śmierć ks. Jana Bosko.
1934 Kanonizacja św. Jana Bosko w Rzymie.
Domowa katecheza
Rodzice Janka byli ludźmi głęboko wierzącymi. Po przedwczesnej śmierci męża Małgorzata Bosko z
ogromną energią zajęła się samodzielnym wychowywaniem trzech synów. Ciężko pracowała na roli,
włączając dzieci w nurt domowych obowiązków. Przyuczała ich do wykonywania praktyk religijnych,
prowadziła z nimi lekcje katechizmu. Chociaż nie umiała czytać ani pisać, potrafiła z pamięci
cytować obszerne fragmenty Pisma Świętego. Janek musiał godzić naukę z pracą. Zdobywał
wykształcenie mimo gnębiącego ich niedostatku, a także na przekór najstarszemu bratu
Antoniemu, który był wrogiem książek i zawartej w nich wiedzy. W poszukiwaniu mądrości Janka
zawsze wspierała matka.
Z pamięci jak z książki
Od dzieciństwa Janek wyróżniał się niesłychaną pamięcią. Zdarzyło się kiedyś, że podczas lekcji nie
miał odpowiedniej książki do łaciny. Nauczyciel polecił mu przeczytać i przetłumaczyć pewien
fragment. Wówczas Janek, trzymając w ręku inną książkę, powtórzył z pamięci żądany ustęp.
Fortel wydał się, gdy koledzy zaczęli mu bić brawo.
Pierwszy sen - "Zostaniesz księdzem"
Gdy Janek miał 9 lat, przyśniła mu się niezwykła historia. Był wśród kolegów i siłą próbował zmusić
ich, by nie przeklinali. Wówczas pojawił się dostojny Mężczyzna, który zachęcał go, aby zjednywał
sobie przyjaciół łagodnością i miłością, a nie kuksańcami. Na obawy Janka, czy podoła, Człowiek
obiecał dać mu nauczycielkę - swoją Matkę. Wtedy zjawiła się kobieta w świetlistej szacie, a Janek
zobaczył stado niesfornych zwierząt, które nagle stały się potulnymi barankami. Matka Janka
prawidłowo odczytała przesłanie: "Kto wie, może zostaniesz księdzem" - powiedziała
Kapłan jak anioł
Mając 11 lat, Janek przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej. Już wtedy mówił, że chce zostać kapłanem. W realizacji tego zamierzenia pomógł mu proboszcz miejscowej parafii, ksiądz Jan
Calosso. Kapłan ten szybko dostrzegł, że Janek jest dzieckiem bardzo uzdolnionym. Objął go opieką i zajął się jego wykształceniem. Po wielu latach ks. Bosko napisał: "Ksiądz Calosso był dla mnie aniołem z niebios. Modliłem się za niego bez ustanku".
Kapłan również bardzo polubił Janka. Umierając w 1830 r. dał mu kluczyk do kasetki, w której
zostawił swoje oszczędności. Chciał ułatwić chłopcu drogę do dalszej nauki. Lecz Janek oddał
kluczyk spadkobiercom ks. Calosso. Wybrał ubóstwo i podążanie do celu drogą trudów i wyrzeczeń.
Bardzo wcześnie Janek zaczął skupiać wokół siebie rówieśników. Podczas nauki w Chieri założył dla
kolegów stowarzyszenie "Towarzystwo Wesołości". Jego członkowie chodzili razem na
wycieczki, bawili się i spędzali czas na modlitwie. Regulamin sprowadzał się do trzech punktów:
- żadnego czynu ani wypowiedzi, których chrześcijanin mógłby się wstydzić;
- wypełniać obowiązki szkolne i religijne;
- być radosnym.
Być kapłanem zawsze i wszędzie
Wchodząc w wiek dojrzały Janek Bosko stanął przed dylematem: Co robić po ukończeniu szkoły?
Marzył o tym, aby zostać księdzem. Na dalszą naukę w seminarium potrzebne były jednak
pieniądze. A tych nie miał.
Na rozdrożu
Jeśli więc nie do seminarium, to wstąpię do zakonu - postanowił i wybrał franciszkanów. Egzamin
wstępny zdał z wynikiem bardzo dobrym. Ciągle jednak się wahał. Tym bardziej, że jego opiekun
duchowy i przyjaciel - ks. Cafasso radził wstąpienie do seminarium. Będącemu w rozterce Jankowi
przydarzył się dziwny sen. Zobaczył wielu zakonników, którzy biegli bez widocznego celu. Jeden z
nich zwrócił się do chłopca tymi słowami: "Tu nie znajdziesz spokoju. Bóg przygotowuje dla ciebie
inne miejsce". Janek podjął ostateczną decyzję - wstąpił do seminarium duchownego w Chieri
Pierwsza Msza święta
To, co kilka lat wcześniej wydawało się niemożliwe, teraz stało się faktem. W 1841 r. Jan Bosko
został księdzem. Przyjął święcenia kapłańskie i następnego dnia odprawił w Turynie pierwszą Mszę
św. A w uroczystość Bożego Ciała przybył do Castelnuovo. Witano go z radością tym większą, że
część mieszkańców wspomagała Janka finansowo, by mógł się uczyć.
W 1841 r. Jan Bosko otrzymał święcenia kapłańskie. Gdy znalazł się na początku nowej drogi,
matka powiedziała mu: "Zacząć odprawiać Mszę św. to znaczy zacząć cierpieć dla Chrystusa. Nie
spostrzeżesz tego od razu, ale pewnego dnia przyznasz, że matka miała słuszność. (...) Odtąd myśl
tylko o zbawieniu dusz".
Przyjaźń poza grobową deskę
Szkoła w Chieri. Janek Bosko zobaczył, że koledzy próbowali wciągnąć do zabawy chłopca
zatopionego w lekturze. Ten odmawiał, a wtedy jeden z uczniów spoliczkował go. Bójka wisiała w
powietrzu. Ku zaskoczeniu wszystkich chłopiec jednak nie szukał odwetu. Powiedział: "Czy jesteście
zadowoleni? Jeśli tak, pozwólcie mi się uczyć dalej".
Kim był spoliczkowany chłopiec? To Alojzy Comollo, który niebawem stał się najbliższym
przyjacielem Janka. Obaj chłopcy wstąpili do seminarium w Chieri. Pewnego dnia Alojzy Comollo
wyznał przyjacielowi, że Pan Bóg dał mu wielkie pragnienie nieba. Przyjaciele przyrzekli sobie, że
ten, który pierwszy umrze, da znać, czy został zbawiony.
Pół roku później Comollo poważnie się rozchorował i umarł. W noc po pogrzebie w sali, w której
spało kilkunastu seminarzystów, Janek nie mógł zmrużyć oka. Naraz w budynku zamigotało światło
i rozległo się dudnienie, które postawiło wszystkich na równe nogi. A gdy ucichło, głos z daleka
obwieścił: "Bosko! Zostałem zbawiony!" Tej nocy klerycy nawet nie próbowali kłaść się do łóżek.
Opiekun i przewodnik
Ks. Józef Cafasso był ważnym człowiekiem w życiu ks. Jana Bosko. Poznali się przypadkowo, gdy
Cafasso był jeszcze młodym klerykiem. Zaprzyjaźnili się na długie lata, przede wszystkim jednak
Jan Bosko znalazł w nim opiekuna i przewodnika duchowego. Gdy jako młody chłopak myślał o
wstąpieniu do klasztoru, ks. Cafasso zalecił mu podjęcie nauki w seminarium. Ks. Cafasso stał się
wielkim autorytetem dla swego przyjaciela. Budził podziw ogromną pracowitością, skromnym,
pełnym wyrzeczeń życiem, gorliwością w modlitwie i pokucie, a także troską o ludzi ubogich. Zmarł
w wieku 49 lat. Został kanonizowany w 1947 r.
Dwa filary zbawienia
Ks. Bosko uważał, że dla każdego źródłem siły jest Eucharystia. Za drugą podstawę zbawienia
uważał synowskie nabożeństwo do Matki Najświętszej.
Pewnej nocy w 1862 r. ks. Bosko przyśniło się wiele łodzi, w których dojrzał swoich wychowanków
rozrzuconych po świecie. Miotane przez wzburzone morze łodzie jedyny ratunek znajdowały za
okrętem św. Piotra, który kotwiczył między dwiema kolumnami. Na jednej z nich była monstrancja,
na drugiej - figura Matki Najświętszej.
Wielki wychowawca i nauczyciel
Po latach trudów i niedostatku przed ks. Bosko pojawiły się nowe perspektywy. Mógł zostać
wikarym w Castelnuovo, kapelanem w Morialdo lub przyjąć posadę nauczyciela dzieci u bogatych
genueńczyków. Jednak za radą ks. Cafasso wstąpił do Konwiktu Kościelnego w Turynie, aby
pogłębiać swą wiedzę.
Największą uwagę przykładał do działań, które służyły zbawieniu jego podopiecznych. Do takich
działań przede wszystkim należał sakr. spowiedzi.
Początek wielkiego dzieła
Tu doszło do błahego z pozoru zdarzenia, które - jak się później okazało - miało przełomowe
znaczenie w życiu ks. Bosko. Pewnego dnia do zakrystii przyszedł biedny szesnastoletni chłopiec.
Zakrystianin próbował nakłonić go, aby służył do Mszy św. Gdy młodzian odrzekł, że nie potrafi,
mężczyzna go przepędził. Ks. Bosko ujął się za chłopcem i nawiązał z nim rozmowę. Chłopiec
nazywał się Bartłomiej Garelli. Okazało się, że był sierotą, nie umiał czytać ani pisać, zapomniał
pacierza. Ze względu na swój wiek wstydził się uczęszczać na katechezę z małymi dziećmi. Ks.
Bosko zaproponował, że sam zacznie uczyć go katechizmu. Chłopiec z radością przystał na tę
propozycję. Było to 8 grudnia 1841 r. Tę datę uważa się za początek wielkiego dzieła, jakim były
oratoria dla zagubionej młodzieży - miejsca będące domem, kościołem, szkołą i jednocześnie
placem zabaw.
Wspólne modlitwy i zabawy
Na drugą lekcję chłopiec przyprowadził kilku kolegów, tak samo jak on bezdomnych, nie znających
podstaw wiary. Ks. Bosko był wstrząśnięty. Zaczął organizować im nie tylko katechezy, ale także
zabawy, wycieczki i zawody sportowe. Chłopcy dziwili się, kiedy ich opiekun, podkasawszy sutannę,
pierwszy dobiegał do mety. Opuszczone dzieci turyńskich ulic masowo lgnęły do ks. Jana.
Niebawem gromada urosła do ponad stu chłopców. Zbierali się w podwórzu Konwiktu Kościelnego.
Jednak gdy ks. Bosko ukończył studia, dla oratorium zaczęły się lata tułaczki.
Hałaśliwa gromada
Z początku schronienia użyczyła chłopcom prowadząca działalność charytatywną markiza Barolo.
Jednak skargi okolicznych mieszkańców na hałaśliwą gromadę sprawiły, że trzeba było szukać
nowej siedziby.
Oratorium nigdzie nie mogło osiąść na dłużej.
Wymówiono im nawet wynajętą łąkę, bowiem właściciele doszli do wniosku, że chłopcy wydeptują
trawę. Ks. Bosko zanosił do Boga prośby o ratunek. Jego modlitwy zostały wysłuchane. Bezdomni
chłopcy znaleźli wreszcie schronienie w szopie wynajętej od człowieka nazwiskiem Pinardi. Kilka lat
później nadarzyła się okazja, by kupić również dom Pinardiego. Ks. Bosko jak zwykle nie miał
grosza przy duszy, ale natychmiast przystał na ofertę kupna. Głęboko wierzył, że Opatrzność mu
dopomoże. I rzeczywiście, przed upływem ustalonego terminu zapłaty otrzymał od hojnych
darczyńców potrzebną kwotę.
Wizytatorzy pod wrażeniem
Kupno domu pozwoliło ks. Bosko rozwinąć działalność. Mógł stworzyć prawdziwą szkołę. Musiał
zaczynać od podstaw, bo wielu podopiecznych nie potrafiło nawet czytać. Potem rozpoczęły się
lekcje arytmetyki, języka włoskiego, geografii, rysunków, muzyki... Zdobycie podstawowego
wykształcenia otworzyło wielu chłopcom drogę do nauki zawodu. O zorganizowanych przez ks.
Bosko kursach zaczęto mówić w całym Turynie. Państwowa komisja, która przybyła z wizytacją,
była pod wrażeniem osiąganych efektów. Chłopcy uczyli się także różnych zawodów, np. stolarki,
dlatego ks. Jan uruchomił pracownie stolarskie.
Nie ulękli się zarazy
W 1854 r. w Turynie wybuchła epidemia cholery. W mieście utworzono dwa szpitale, ale brakowało
osób gotowych zająć się transportem chorych i opieką nad nimi. Ks. Bosko zwrócił się o pomoc do
swoich chłopców. Zgłosiło się trzydziestu. Dzięki ich poświęceniu wielu chorych mieszkańców
Turynu doczekało się ratunku. Swoją postawą chłopcy zyskali uznanie całego miasta. I, co ciekawe,
żaden się nie zaraził, choć ich jedyną obroną przed zarazą były medaliki Matki Najświętszej
Niepokalanej.
Z Valdocco w świat
Valdocco - przedmieście Turynu, gdzie znalazło schronienie oratorium ks. Jana Bosko - stało się
wzorcem dla przyszłych dzieł salezjańskich. Młodzi ludzie czuli się tu jak w domu, do którego
chętnie się wraca. Tworząc swój system wychowawczy ks. Bosko nie posługiwał się wynikami
badań naukowych. Sposób postępowania podpowiadało mu życie. Dbał przede wszystkim o
zaszczepienie młodym ludziom zasad wiary i uczynienie z nich ludzi uczciwych i pobożnych. Starał
się budzić u chłopców zaufanie. Interesował się ich problemami, brał udział w ich zabawach, nie
stwarzał sztucznego dystansu. Dzięki temu wychowankowie nie widzieli w nim surowego nadzorcy.
Nie lubił karać swoich podopiecznych, starał się raczej zapobiegać ewentualnym ekscesom. A jeśli
już musiał wymierzyć karę, dbał o to, aby nie naruszała ona godności osobistej. Św. Jan Bosko
swój system prewencyjny wychowania młodzieży oparł na słowach św. Pawła: "Miłość łaskawa jest,
cierpliwa jest, wszystko znosi, wszystko przetrzyma".
Początki Rodziny Salezjańskiej
Myśl o założeniu wspólnoty zakonnej św. Jan Bosko powziął jeszcze podczas pobytu w Konwikcie
Kościelnym. Droga do tego celu była długa i mozolna. Dopiero w 1854 r. udało mu się zebrać
grupkę czterech wychowanków oratorium, gotowych przywdziać zakonne habity. Byli to pierwsi
salezjanie: Artiglia, Cagliero, Rocchetti i Rua. Czyniąc w Rzymie zabiegi o formalne zatwierdzenie
zakonu ks. Bosko dbał o stały rozwój nowej rodziny. W 1862 r. śluby zakonne złożyło 22 chłopców.
Od tej pory wspólnota stale rosła. W roku 1874 - roku zatwierdzenia konstytucji zakonu - liczyła
320 osób, a w 1888 - roku śmierci ks. Bosko - 768 księży i braci zakonnych.
Początkowo ks. Bosko nie był przekonany o potrzebie utworzenia zgromadzenia dla kobiet. Były to
czasy, gdy wiele dziewcząt, szczególnie na wsi, nie otrzymywało żadnego wykształcenia. Kiedy
jednak przyjaciele zwrócili mu uwagę, że nie tylko chłopcy powinni mieć możliwość korzystania z
systemu wychowawczego wywodzącego się z pierwszego oratorium, zajął się tym problemem. W
krótkim czasie przekształcił niewielką wspólnotę, założoną przez Marię Mazzarello w miasteczku
Mornese, w żeński zakon. W 1872 r. kilkanaście dziewcząt złożyło pierwsze śluby. Zgromadzenie
Córek Maryi Wspomożycielki stało się drugim ogniwem Rodziny Salezjańskiej. Szybko rozrosło się
tworząc szkoły i nowicjaty, zakładając żłobki, przytułki, domy opieki, warsztaty, a z czasem też
ośrodki misyjne.
Swego rodzaju dopełnieniem tych dwóch wspólnot stała się trzecia formacja założona przez ks.
Bosko - tym razem dla osób świeckich. Duchowny doceniał rolę laikatu w Kościele. Ludzie ci mogli
wspomagać księży na przykład w wychowywaniu i przysposabianiu młodzieży do zawodu. W ten
sposób w 1876 r. rozpoczęło działalność Stowarzyszenie Współpracowników Salezjańskich.
Dlaczego "salezjanie"?
Ks. Bosko za patrona swego wielkiego przedsięwzięcia obrał św. Franciszka Salezego. Ten żyjący na
przełomie XVI i XVII wieku duchowny francuski, który doszedł do godności biskupa Genewy,
głęboko wierzył w miłosierdzie Boga i głosił, że Pan Bóg wszczepił człowiekowi naturalną skłonność
do czynienia dobra. Sam św. Franciszek Salezy był tego najlepszym przykładem. Ks. Bosko uznał,
że właśnie on będzie znakomitym wzorem dla jego chłopców.
W 1858 r. ks. Jan Bosko przybył do Rzymu, by przedstawić papieżowi zamiar założenia zakonu.
Pius IX życzliwie odniósł się do projektu. Jednak nie wszyscy popierali ten pomył. Kwestionowano
m.in. niski poziom studiów, małą pobożność czy brak skłonności do ascezy. Ks. Bosko jednak nie
ustępował. Wierzył, że Bóg mu pomoże. Do zatwierdzenia konstytucji zgromadzenia doszło w 1874
r. Gdy podczas głosowania zabrakło salezjanom jednego głosu, Pius IX swoim głosem przeważył
szalę na ich korzyść.
Bł. Michał Rua - współpracownik i następca
Podczas gdy jedni podopieczni ks. Bosko sprawiali mu nieustanne kłopoty, inni byli nie tylko
wzorowymi wychowankami, ale nawet służyli pomocą. Jednym z najwybitniejszych wychowanków
był Michał Rua. Do oratorium trafił mając siedem lat, a gdy rozpoczął naukę w seminarium, ks.
Bosko uczynił zeń najbliższego współpracownika. Rua został skarbnikiem i czuwał nad utrzymaniem
dyscypliny w oratorium. Gdy miał 30 lat, zmogła go ciężka choroba. Lekarz rozłożył bezradnie ręce.
Ks. Bosko nie okazywał jednak zaniepokojenia. Do chorego powiedział: "Nie chcę, żebyś umarł.
Musisz mi jeszcze pomóc w tylu sprawach".
Michał Rua nie tylko wyzdrowiał, ale przeżył ks. Bosko i jeszcze przez długie lata - do 1910 r. -
kierował Zgromadzeniem Salezjańskim. Rozwinął działalność misyjną, założył nowe domy
salezjańskie w ośmiu krajach. W 1973 r. został beatyfikowany przez papieża Pawła VI.
Wstążka od Matki Bożej
Jest w Turynie miejsce, w którym zginęło trzech męczenników. Pewnej nocy w 1845 r. ks. Bosko
ujrzał je we śnie. Matka Boża wyraziła życzenie, aby czczono tu Boga w szczególny sposób. We śnie
ks. Bosko zobaczył gromadę dzieci w powiększającym się budynku. Maryja wskazała miejsce obok,
gdzie pojawił się wielki kościół (obecna bazylika Maryi Wspomożycielki Wiernych). Jednak księża i
klerycy, którzy pomagali ks. Bosko, nagle odeszli. Wtedy Matka Boża dała mu wstążkę z napisem
"Posłuszeństwo" i poradziła, aby zawiązał ją im na czołach. Gdy to zrobił, pomocnicy pozostali już
na stałe. Ks. Bosko wspominał później, że ten sen bezpośrednio przyczynił się do założenia
Zgromadzenia Salezjańskiego.
Maria opiekowała się grupą dziewcząt w Mornese - uczyła je miłości do Boga przez wspólną
modlitwę, pracę i zabawę. Dzięki zachętom ks. Bosko jej podopieczne przywdziały wkrótce uszyte
przez siebie habity i złożyły pierwsze śluby. Jako Córki Maryi Wspomożycielki stały się częścią
Rodziny Salezjańskiej.
Maria Mazzarello została pierwszą przełożoną zgromadzenia. W 1938 r. Kościół beatyfikował ją, a w
1951 r. uznano ją za świętą.
Pióro orężem wiary
Po dniu wypełnionym ciężką pracą, gdy chłopcy zasypiali, niestrudzony kapłan siadał przy biurku i
pisał. I w tej dziedzinie natchnieniem był dla niego św. Franciszek Salezy, patron pisarzy i
dziennikarzy. Ks. Bosko szybko zrozumiał, że słowem pisanym może oddać znaczne usługi
Kościołowi Chrystusowemu, gwałtownie atakowanemu przez niewierzących. Zaczął polemizować z
ich publikacjami, poruszał problemy etyczne, przedstawiał sylwetki świętych. Wydawał czasopismo
"Czytanki Katolickie", które spotkało się z ciepłym przyjęciem przez czytelników. Liczba
prenumeratorów sięgnęła 14 tysięcy, co na owe czasy było wielkim osiągnięciem. Nauczyciele
katoliccy z wdzięcznością przyjęli napisane przez ks. Bosko podręczniki do historii. Ks. Jan tworzył
również sztuki teatralne i opublikował pracę o wprowadzanym wówczas systemie dziesiętnym miar.
Jego dziełem jest pierwszy w Europie almanach katolicki, zawierający obok treści religijnych
mnóstwo użytecznych na co dzień informacji (przepisy kulinarne czy spis jarmarków).
Autor poczytnych książek katolickich stał się obiektem licznych napaści. Nigdy nie zidentyfikowano
ludzi, którzy brali udział w próbach pobicia czy nawet pozbawienia go życia. Najłatwiej było
wywabić Księdza z domu, prosząc go o przybycie do umierającego. Takim prośbom nigdy nie
odmawiał. Na szczęście zawsze miał się na baczności i gdy pewnego razu u rzekomo umierającej
osoby poczęstowano go zatrutym winem, odmówił. Kiedy indziej w porę osłonił się krzesłem przed
kijami napastników. Najwyraźniej czuwała nad nim Opatrzność. Z każdej napaści wychodził bez
szwanku lub z niewielkimi obrażeniami. Nawet bandyta, który strzelał do niego z pistoletu, chybił
celu.
Ks. Bosko - wydał ponad 130 książek.
Obrońca Grigio
Pewnej nocy dwaj mężczyźni napadli na ks. Bosko, zakneblowali go, uniemożliwiając mu wołanie o
pomoc, i zaczęli go dusić. Księdzu nieoczekiwanie przyszedł z pomocą wielki pies. Powalił jednego z
bandytów na ziemię i złapał zębami za gardło. Dopiero interwencja ks. Bosko uratowała opryszkowi
życie. Od tej pory pies pojawiał się zawsze, gdy ks. Bosko groziło niebezpieczeństwo. Nazwano go
Grigio, czyli Szary - ze względu na kolor sierści. Pies zniknął na dobre, gdy ustały napady na
Księdza. Kiedy jednak ćwierć wieku później ks. Bosko pobłądził we mgle, pies się pojawił i pomógł
mu odnaleźć drogę do domu. Było to zdarzenie wyjątkowo zadziwiające - przecież żaden pies nie
żyje tak długo!
Trzy świątynie
Całe życie ks. Bosko było nieustannym borykaniem się z brakiem środków na realizację
zamierzonych przedsięwzięć. Ten kapłan, wiecznie bez grosza przy duszy, potrafił jednak
wybudować trzy wielkie świątynie.
Jak wiele innych dzieł św. Jana Bosko, tak i budowa świątyń poprzedzona była proroczymi snami.
Pierwsza kaplica powstała z szopy Pinardiego. Później na podwórku oratorium stanął kościół pw.
św. Franciszka Salezego. Z czasem jednak okazał się zbyt mały i wówczas zapadła decyzja o
budowie bazyliki. Było to przedsięwzięcie niezwykle trudne, jednak wytrwałość ks. Bosko i jego
niezłomna wiara w opiekę Matki Bożej zostały w końcu nagrodzone. W 1868 r. arcybiskup Turynu
konsekrował bazylikę Maryi Wspomożycielki Wiernych.
Ks. Bosko wybudował jeszcze dwie wielkie świątynie. W turyńskiej dzielnicy Porta Nuova wzniósł
kościół św. Jana Ewangelisty. Zapał i zdolności organizacyjne ks. Bosko sprawiły, że w 1880 r.
papież Leon XIII zwrócił się do niego z prośbą o pomoc w budowie kościoła Serca Jezusowego w
Rzymie. Mimo zaawansowanego wieku ks. Bosko zgodził się i raz jeszcze "poruszył niebo i ziemię",
aby zdobyć potrzebne fundusze. Niespełna rok przed śmiercią wziął udział w konsekracji tej
świątyni.
Bazylika Maryi Wspomożycielki Wiernych
O dziejach powstania bazyliki można by napisać książkę. W 1863 r. rozpoczęto wykopy pod
fundamenty, jednak roboty przerywano raz po raz z braku pieniędzy. Ks. Bosko z nieustanną
cierpliwością zabiegał o wsparcie finansowe. Zwracał się do rady miejskiej i osób prywatnych,
organizował loterie, słał pisma do czcicieli Maryi w całych Włoszech. I... modlił się o cud.
Pewnego dnia ks. Bosko odwiedził 83-letniego komandora Cottę, który zdawał się zmierzać do
kresu ziemskiej wędrówki. Cotta zapytany, co by zrobił, gdyby Maryja Wspomożycielka przywróciła
mu zdrowie, odparł, że co miesiąc ofiarowywałby 2000 lirów na budowę bazyliki. Była to suma
niemała. Ks. Bosko wrócił do siebie, a trzy dni później komandor zjawił się u niego z pierwszą
wpłatą.
Innym razem należało zapłacić za wykonane prace 4000 lirów, udało się jednak zebrać tylko 1000.
Tego dnia ks. Bosko został wezwany do przykutego od trzech lat do łóżka bogacza. Starzec
oczekiwał choć małej ulgi w cierpieniu. Był gotów ofiarować potrzebne 3000 lirów, ale nie miał
takiej sumy w domu. Wówczas Ksiądz poprosił, aby domownicy wspólnie z nim się pomodlili.
Następnie polecił przynieść ubranie. Ku zdumieniu wszystkich starzec podniósł się z łóżka, ubrał i
bez niczyjej pomocy ruszył do powozu. Wrócił pół godziny później z sumą 3000 lirów.
Cuda św. Jana Bosko
Nawet w najtrudniejszych chwilach życia ks. Bosko niezachwianie wierzył w Opatrzność. I doznawał
wsparcia w sytuacjach, które wydawały się beznadziejne. Pomoc Boża i cudowne znaki
towarzyszyły mu przez całe życie.
Rozmnożenie kasztanów
Któregoś dnia ks. Bosko obiecał chłopcom, że po powrocie ze spaceru zostaną obdarowani
jadalnymi kasztanami. Matka Małgorzata, która prowadziła kuchnię dla chłopców, ugotowała pół
wielkiego worka kasztanów, sądząc, że tyle wystarczy. Kiedy zgłodniali chłopcy wrócili, ks. Bosko
zaczął rozdzielać kasztany. Jego podopieczni ustawili się w kolejce i każdy dostawał pełen beret
kasztanów. Matka Małgorzata zorientowała się, że przy takim podziale kasztanów nie wystarczy dla
wszystkich. Ksiądz jednak nie zrezygnował i dalej hojnie obdarowywał podchodzących kolejno
wychowanków. Kiedy już wszyscy chłopcy zostali obdarowani, na dnie kosza zostały jeszcze dwie
porcje - dla matki ks. Bosko i dla niego samego.
Kolacja dla wszystkich
W podobnie cudowny sposób ks. Bosko rozmnożył chleb. Pewnego wieczoru zabrakło pieczywa na
kolację dla jego podopiecznych. Wysłanie chłopców do piekarni było bezcelowe, gdyż jej właściciel
domagał się uregulowania długu za wcześniejsze dostawy. Ks. Bosko sam rozpoczął rozdzielanie
kolacji. Nie było to łatwe, gdyż na trzystu chłopców zostało 15 kromek chleba. Wychowankowie
ustawili się w kolejce. Każdemu z nich Ksiądz wręczał z kosza jedną kromkę chleba. Gdy już
wszyscy chłopcy zostali obdarowani, na dnie kosza zostało jeszcze 15 kromek - tyle, ile było na
początku.
Przywrócenie wzroku
Któregoś dnia przyprowadzono do ks. Bosko niewidomą dziewczynkę. Mała kilka lat chorowała na
oczy, a potem zupełnie straciła wzrok. Ks. Bosko położył na swojej dłoni mały medalik z
wizerunkiem Maryi i zapytał dziewczynkę, co widzi. Dziewczynka powoli zwróciła głowę w kierunku
dłoni Księdza i bezbłędnie rozpoznała medalik. Szczegółowo opisała też, co się na nim znajduje.
Kiedy medalik upadł na podłogę, bez trudu go odnalazła. Potem w bazylice razem z rodziną
podziękowała Bogu za przywrócenie jej wzroku. Kilka lat później dziewczynka wstąpiła do
Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych.
Uzdrowienie chłopców chorych na ospę
Ks. Bosko udał się do Lanzo Turyńskiego w dzień św. Filipa Nereusza, patrona swego pierwszego
zakładu. Zastał tam siedmiu chłopców chorych na ospę. Obawiano się epidemii. Ks. Bosko polecił
przynieść chorym ubrania i poszedł ich pobłogosławić. Upewniwszy się, że chorzy ufają Maryi,
polecił im ubrać się i opuścić łóżka. Sześciu chłopców uwierzyło Księdzu i wybiegło na podwórze -
po chorobie nie pozostało ani śladu. Jeden z chłopców zwątpił i pozostał w łóżku. Chorował jeszcze
trzy tygodnie, podczas gdy jego koledzy już dawno o ospie zapomnieli.
Pigułki z chleba
Pewien człowiek zachorował i przez wiele dni nie opuszczała go bardzo wysoka gorączka. Lekarze
bezradnie rozkładali ręce, gdyż żadne leki nie skutkowały. Wtedy rodzina chorego zwróciła się o
pomoc do ks. Bosko. Ten polecił choremu wyspowiadać się oraz przyjąć Komunię św. Wręczył też
choremu pudełko pigułek i polecił zażywać je przez kilka dni. Mężczyzna poczuł się lepiej i
niebawem zupełnie wyzdrowiał. Miejscowi aptekarze z ciekawości zbadali jedną z pigułek ks. Bosko,
by sprawdzić, jaki środek pomógł zbić tak wysoką gorączkę. Zdumieni stwierdzili, że w tabletkach
nie było nic oprócz zwykłego chleba.
Ksiądz Bosko i ksiądz Orione
Po śmierci ks. Bosko jego zwłoki wystawiono w kościele. Czciciele zmarłego kapłana tłumnie
przybywali, by oddać mu ostatni hołd. W sprawnym przeprowadzeniu ceremonii pomagali
wychowankowie ks. Bosko, wśród których był młody Alojzy Orione. Chłopcy przyjmowali
przedmioty podawane przez ludzi, by dotknąć nimi doczesnych szczątków Zmarłego. Alojzy wpadł
wtedy na pomysł, by zrobić kulki z chleba, dotknąć nimi ciała ks. Bosko, a następnie rozdać je
ludziom. Krojąc jednak w pośpiechu chleb, poważnie skaleczył się we wskazujący palec prawej ręki.
Przyszła mu wtedy do głowy myśl, że bez palca nie będzie mógł zostać kapłanem (w tamtych
czasach była to faktycznie przeszkoda). A przecież było to jego największe pragnienie. Owinął palec
chusteczką i przerażony pobiegł do kaplicy. Tam dotknął zranionym palcem ręki Zmarłego. Po
głębokiej ranie została tylko niewielka blizna.
Bł. Alojzy Orione, założyciel czterech zakonów opiekujących się starcami, chorymi nędzarzami i
sierotami, nigdy nie zapomniał swojego Mistrza - św. Jana Bosko.
Papież Pius IX nakłonił ks. Bosko do spisania wspomnień, a wielokrotnie też wspierał materialnie
dzieło Świętego. Podczas jego pontyfikatu zostało zatwierdzone Towarzystwo Salezjańskie, Instytut
Córek Maryi Wspomożycielki i Stowarzyszenie Współpracowników Salezjańskich.
Papież Leon XIII został współpracownikiem salezjańskim. W rozmowie z następcą ks. Bosko -
Michałem Rua - wyraził przekonanie o świętości zmarłego założyciela salezjanów.
Św. Pius X również wstąpił w szeregi współpracowników salezjańskich i jest pierwszym z nich,
który został kanonizowany. W 1907 r. podpisał dokumenty, rozpoczynające proces beatyfikacyjny
ks. Bosko.
Bł. Jan XXIII jako chłopiec czytywał "Czytanki Katolickie" ks. Bosko. Jak kiedyś stwierdził, były
one "pierwszym i najskuteczniejszym uzupełnieniem wychowania religijnego i społecznego".
Bł. Jan XXIII jako chłopiec czytywał "Czytanki Katolickie" ks. Bosko. Jak kiedyś stwierdził, były
one "pierwszym i najskuteczniejszym uzupełnieniem wychowania religijnego i społecznego".
Papież Jan Paweł I w czasie swego krótkiego pontyfikatu realizował założenia oratoriów św. Jana
Bosko przez cotygodniową katechezę-dialog z ministrantami.
Papież Jan Paweł II w książce "Dar i tajemnica" wspomina swoją parafię pw. św. Stanisława
Kostki w Dębnikach w Krakowie. "Parafia ta była prowadzona przez księży salezjanów, których
pewnego dnia hitlerowcy zabrali do obozu koncentracyjnego. Pozostał tylko stary proboszcz i
inspektor prowincji, natomiast wszyscy inni zostali wywiezieni do Dachau. Myślę, że w procesie
kształtowania się mojego powołania środowisko salezjańskie odegrało doniosłą rolę".
List z Buenos Aires
Myślał o tym jeszcze jako młody kapłan. Chciał ponieść światło wiary na tereny misyjne.
Później, kiedy okazało się, że setki włoskich chłopców potrzebują jego opieki,
zrezygnował z tego projektu. U schyłku życia żałował, że jest już zbyt stary, aby podjąć
pracę misyjną na innych kontynentach...
Pragnienie pracy misyjnej nie dawało ks. Bosko spokoju przez całe życie. Mając 56 lat Święty
zobaczył we śnie salezjanów wśród ludzi z odległych rejonów świata. Zaczął więc zastanawiać się:
gdzie należałoby wysłać misjonarzy? Odpowiedź otrzymał po kilku latach, gdy z dalekiego Buenos
Aires przyszedł od tamtejszego biskupa list z prośbą o podjęcie przez salezjanów pracy misyjnej w
Patagonii, na południu Argentyny.
Ks. Bosko odpowiedział na apel. W 1875 r. wysłał tam grupę swoich współpracowników. Nie mogąc
osobiście pokierować ich pracą, dał im na drogę wiele cennych wskazówek. Zalecał im na przykład,
aby otaczali szczególną opieką chorych, dzieci, starców i ubogich, szanowali wszystkie miejscowe
władze, byli bardzo umiarkowani w pokarmach, napojach i spoczynku, lecz jednocześnie dbali o
zdrowie i nie pracowali ponad siły.
W 1871 r. św. Jan Bosko miał sen, w którym zobaczył swych współbraci pracujących wśród ludów
Trzeciego Świata. Dziś salezjanie i salezjanki pracują na wszystkich kontynentach niosąc ludziom
Dobrą Nowinę, oświatę i radość.
Mimo trudnych warunków pracy salezjanie z czasem zaczęli osiągać znaczące sukcesy. Swoją
działalność rozszerzyli na Urugwaj, a później dotarli aż w okolice równika. Zanieśli Ewangelię
plemionom żyjącym w Brazylii, Paragwaju, Wenezueli, Chile, Kolumbii i Peru. Dziś pracują również
w Ameryce Północnej. Działają niemal we wszystkich krajach świata, a założona 41 lat temu nowa
stolica Brazylii - Brasilia - przyjęła za swego patrona właśnie św. Jana Bosko.
U kresu drogi
Tym, czego dokonał św. Jan Bosko, można by obdzielić kilka bogatych w wydarzenia
życiorysów. Lata wytężonej pracy i nieustanne przemęczenie organizmu mocno
nadwerężyły zdrowie kapłana. Gdy lekarze uznali, że uratować go może tylko
odpoczynek, odpowiedział: "To jedyne lekarstwo, którego nie mogę zażyć".
Zbliżający się kres przyjmował jako coś zwyczajnego i oczywistego. Do końca troszczył się o swoją
salezjańską rodzinę. 17 grudnia 1887 r. po raz ostatni spowiadał. W wigilię Bożego Narodzenia
przyjął sakrament chorych. 29 stycznia 1888 r. - w dniu św. Franciszka Salezego - po raz ostatni
przyjął Komunię św. 31 stycznia 1888 r. nad ranem zakończył swą ziemską wędrówkę. Dzień śmierci ks. Bosko był dniem żałoby dla całego Turynu. Tłumy ludzi udały się do Valdocco
złożyć hołd zmarłemu, a sklepy pozostały zamknięte. Przed kościołem św. Franciszka Salezego, w
którym wystawiono jego ciało, utworzyła się olbrzymia kolejka. W ceremonii pogrzebowej
uczestniczyło ok. 100 tysięcy osób. By oddać hołd wielkiemu kapłanowi, przybyli ludzie różnych
religii, stanów czy poglądów.
Na ołtarze
Nie mogło być inaczej. Człowiek, który za życia tyle uczynił dla Kościoła katolickiego i ludzi, dostąpił
chwały ołtarzy. Proces beatyfikacyjny rozpoczął się dwa lata po śmierci ks. Bosko, zaś do wpisania
go w poczet błogosławionych doszło w 1929 r. Dokonał tego papież Pius XI. Zaledwie pięć lat
później - w 1934 r., w dzień Wielkanocy - ten sam papież ogłosił bł. Jana Bosko świętym.
Kanonizację uczczono biciem wszystkich 400 rzymskich dzwonów.
Testament duchowy
W pozostawionych notatkach ks. Jan Bosko przekazał salezjanom swój testament duchowy. Chciał,
by nie opłakiwano jego śmierci. Prosił współbraci o wytrwanie w powołaniu. Wyrażał życzenie, aby
umiłowanie świata, przywiązanie do rodziny i pragnienie wygodniejszego życia nie doprowadziły do
zerwania ich ślubów zakonnych. Zalecał zwyciężać wroga dobrem lub czynić go przyjacielem.
Przypominał, że posłannictwem salezjanów jest praca z młodzieżą biedną i opuszczoną.
"Po mojej śmierci nie chcę pozostawić żadnego innego mienia, jak tylko sutannę, którą noszę".
św. Jan Bosko
Całkowity powrót do zdrowia
W procesie kanonizacyjnym uznano za prawdziwe następujące uzdrowienie. Katarzyna Pilenga
cierpiała na chorobę żył, która zaatakowała głównie kolana. Pacjentka miała duże trudności z
poruszaniem się. Dwa razy zawieziono ją do Lourdes, ale nie doznała tam łaski uzdrowienia. Będąc
w Turynie, przy urnie z prochami ks. Bosko, modliła się o powrót do zdrowia. Po kilkunastu
minutach samodzielnie uklękła, a następnie wstała. Poruszała się bez niczyjej pomocy i nie
odczuwała żadnego bólu. Została przebadana przez lekarzy, którzy orzekli nagłe i niewytłumaczalne
ustąpienie choroby.
Relikwiarz z doczesnymi szczątkami św. Jana Bosko w bazylice Maryi Wspomożycielki Wiernych,
gdzie przeniesiono ciało Zmarłego w dniu beatyfikacji w 1929 r.
Świętości w Rodzinie Salezjańskiej
Dzieło św. Jana Bosko, które zaczęło się od zebrania gromady niesfornych urwisów z
turyńskich ulic, wydało wspaniałe owoce. Zarówno wśród wychowanków Księdza jak i
wśród podopiecznych jego uczniów znaleźli się tacy, którzy zostali świętymi,
błogosławionymi i sługami Bożymi. Wśród nich niemałą grupę stanowią Polacy.
Dominik Savio miał 12 lat, gdy trafił do oratorium. Od najmłodszych lat myślał o tym, aby zostać
księdzem. Szybko zaczął się wyróżniać z tłumu "urwisów". Zażegnywał wybuchające wśród nich
kłótnie i bijatyki. Zawsze pomagał potrzebującym. Z inicjatywy ks. Bosko podjął pracę apostolską
wśród kolegów i nauczał religii młodszych od siebie. Mając niespełna 15 lat ciężko zachorował.
Lekarze nie potrafili mu pomóc. Zmarł w 1857 r. Niebawem jego dawni koledzy odkryli, że
modlitwa do niego jest bardzo pomocna w codziennych sprawach.
W 1954 r. Dominik Savio został wpisany w poczet świętych. Jest patronem ministrantów i matek
oczekujących potomstwa.
Skarcony za cudzą przewinę
Dominik niejeden raz zadziwiał swym postępowaniem. Pewnego razu jego koledzy ze szkoły
napchali śniegu do piecyka w klasie. Gdy przyszedł nauczyciel i zapytał, kto to zrobił, wskazali
Dominika. Nawet nie próbował się bronić. W milczeniu przyjął reprymendę. Gdy sprawa się wydała,
nauczyciel był ciekaw, dlaczego nie zaprotestował przeciw fałszywemu oskarżeniu. Dominik
wyjaśnił, że jego kolegom, którzy mieli na swym koncie już inne przewinienia, groziło usunięcie ze
szkoły, a dla niego była to pierwsza nagana. A potem dodał, że Chrystus też w milczeniu wysłuchał
oskarżeń.
Śmierć misjonarzy
O tym, by zostać misjonarzem w Chinach, myślał już ks. Bosko, ale ideę wcielili w życie dopiero
jego następcy. Wśród nich był o. Luigi Versiglia. Pracował tak owocnie, że w 1921 r. uczyniono go
w Chinach biskupem. Trzy lata później do Chin przybył inny salezjanin, Callisto Caravario. W 1930
r. podczas podróży łodzią obaj zakonnicy zostali napadnięci i zamordowani przez piratów, gdy
stanęli w obronie innych. W ten sposób spełnił się sen ks. Bosko, który kiedyś w proroczej wizji na
temat misji w Chinach ujrzał dwa kielichy - jeden wypełniony potem, a drugi krwią salezjańską.
Obaj męczennicy zostali kanonizowani.
Życie za nawrócenie matki
Bł. Laura Vicuna była córką chilijskiego żołnierza, który zmarł, gdy dziewczynka miała trzy lata. Po
jego śmierci matka związała się z niejakim Manuelem Morą. Ich związek nie był pobłogosławiony
przez Kościół. Dziewczynka, która kształciła się w szkole salezjanek, gdy dorastała, zaczęła
rozumieć, jak żyje jej matka. Pragnęła złożyć Bogu ofiarę ze swego życia za jej nawrócenie.
Miejscowość, w której mieściła się szkoła salezjanek została nawiedzona przez powódź. Mieszkańcy
kilka nocy koczowali na przenikliwym zimnie. Laura poważnie zachorowała. Przed śmiercią zdążyła
wyznać matce, za co oddaje życie. Wstrząśnięta kobieta wróciła na drogę wiary.
Zrezygnował z pałaców
August Czartoryski był potomkiem książęcej rodziny. Jego zamiarowi wstąpienia do salezjanów
sprzeciwiła się rodzina. Ojciec widział w synu oficera. Później prośbie Augusta o przyjęcie do
zakonu kilkakrotnie sprzeciwił się sam ks. Bosko. Chciał sprawdzić, czy arystokrata wytrwa w
zamiarze rezygnacji z pałaców na rzecz ubóstwa i ciężkiej pracy. August Czartoryski przeszedł te
próby i w 1892 r. otrzymał upragnione święcenia. Nie cieszył się jednak nimi długo. Zmarł rok
później na gruźlicę mając 35 lat. W 1979 r. Ojciec Święty Jan Paweł II w specjalnym dekrecie uznał
heroizm jego cnót, co otworzyło drogę do procesu beatyfikacyjnego.
Wychowawca prymasem
Salezjaninem był Prymas Polski - kardynał August Hlond. Zawsze była mu bliska idea pracy z
młodzieżą. Pracował jako wychowawca i nauczyciel w Oświęcimiu. Po święceniach kapłańskich był
kapelanem schroniska dla młodzieży. Później kierował salezjańskim zakładem wychowawczym w
Przemyślu. Gdy w 1926 r. został Prymasem Polski, otworzył kilka szkół katolickich. W okresie II
wojny światowej zabiegał o sprawy polskie na emigracji. Po wyzwoleniu spod okupacji dokonał na
Jasnej Górze aktu ofiarowania Narodu Niepokalanemu Sercu Maryi. Zmarł w 1948 r. Jego proces
beatyfikacyjny jest w toku.
Wśród 108 błogosławionych męczenników polskich
Ojciec Święty Jan Paweł II 13 czerwca 1999 r. w Warszawie beatyfikował jednocześnie 108 osób -
męczenników za wiarę, ofiary terroru hitlerowskiego. Znaleźli się w tej grupie także członkowie
rodziny salezjańskiej: ks. Józef Kowalski oraz pięciu wychowanków Salezjańskiego Oratorium
Młodzieżowego w Poznaniu.
Męczennik Różańca świętego
Ks. Józef Kowalski należał w Salezjańskim Gimnazjum w Oświęcimiu do najlepszych uczniów. Jako
kleryk w seminarium systematycznie pogłębiał wiedzę oraz z wielką wytrwałością dążył do
świętości. W 1941 r. został wraz innymi salezjanami aresztowany przez gestapo i osadzony w
więzieniu na Montelupich w Krakowie. Mimo iż nie udowodniono mu nielegalnej działalności
politycznej, został (po miesiącu tortur) wywieziony do obozu w Auschwitz. W obozie zachował
godność. Pomagał innym, choć otrzymywał za to chłostę. Jako gorliwy kapłan, mimo surowego
zakazu, rozgrzeszał konających, dodawał otuchy załamanym, oczekującym na śmierć. Zdając sobie
sprawę, co może go spotkać za niewykonanie rozkazu gestapowca, odmówił podeptania Różańca
świętego. Został za to włączony do karnej kompanii. 3 lipca 1942 r. bestialsko go zamordowano.
Ciało bohaterskiego męczennika, podobnie jak ciała innych ofiar, spalono.
Piątka poznańska
Ojciec Święty Jan Paweł II wyniósł na ołtarze także pięciu wychowanków Salezjańskiego Oratorium
Młodzieżowego w Poznaniu: Czesława Jóźwiaka, Edwarda Kaźmierskiego, Franciszka Kęsego,
Edwarda Klinika oraz Jarogniewa Wojciechowskiego.
Najmłodsi błogosławieni męczennicy polscy byli w oratorium w Poznaniu organizatorami życia
religijnego i kulturalnego. Okupacja hitlerowska nie przerwała ich działalności. W sterroryzowanym
Poznaniu zbierali się na próby chóru, który śpiewał na Mszach św. w nie zamkniętych jeszcze
kaplicach i kościołach. Gestapo podejrzewało, że tworzą tajną organizację polityczną. Zostali
aresztowani i poddani torturom. Następnie przewieziono ich do Zwickau, gdzie po prawie dwuletnim
procesie skazano ich na śmierć przez zgilotynowanie. Bohaterscy młodzieńcy nie załamali się
podczas pobytu w więzieniu. Odmawiali Różaniec, odprawiali Drogę Krzyżową, śpiewali Gorzkie
Żale. Podnosili na duchu współwięźniów.
Egzekucja została wykonana 24 sierpnia 1942 r. w Dreźnie. Kapelan więzienny, o. Franciszek
Bänsch, który ich spowiadał i asystował przy ich egzekucji, na odwrocie wyroku napisał: "Odeszli
do wieczności ut homines sancti - jako ludzie święci"
Praca z młodzieżą naszym charyzmatem
Na progu XXI wieku salezjanie - jak za czasów św. Jana Bosko - troszczą się o
wychowanie młodych ludzi. Mają w pamięci słowa swego Założyciela: "Poświęciłem całe
moje życie młodzieży przekonany o tym, że od dobrego jej wychowania zależy dobro
całego narodu". O specyfice działalności salezjanów w Polsce, a także o ich pracy
misyjnej, rozmawiamy z ks. Tadeuszem Rozmusem, Inspektorem Salezjańskiej
Inspektorii pw. św. Jacka w Krakowie.
Anna Matusiak: Kiedy Ksiądz Prowincjał po raz pierwszy usłyszał o św. Janie Bosko?
Ks. Tadeusz Rozmus: Dość wcześnie, ponieważ mój wujek też jest salezjaninem. Jako młody
chłopak uczęszczałem do szkoły salezjańskiej w Oświęcimiu.
Panujący wśród tamtejszych nauczycieli i wychowawców klimat tak na mnie zadziałał, że chciałem
pójść w ich ślady. Cechowała ich wielka pogoda ducha, stale przebywali z młodzieżą. Oprócz nauki
była też wspólna modlitwa i gra w piłkę, wycieczki. Wychowawcy mieli dla nas, młodych, zawsze
czas.
- Czy wszyscy uczniowie kochali tę szkołę?
Zdecydowana większość nas kochała tę szkołę. Podobało się nam to, że wymagania - często bardzo
wysokie - postawione były jasno i konkretnie.
- Ile szkół salezjańskich jest w Polsce?
Około 60. Praca z młodzieżą jest naszym charyzmatem. Rozwój szkół to znak czasu.To również
znak żywotności Zgromadzenia - znak, że umie ono dostosować się do wymogów współczesności.
Czasy się zmieniają i to, co było właściwe dwadzieścia lat temu, dzisiaj do młodzieży nie trafia.
- Proszę Księdza, co dziś powiedziałby młodzieży, zwłaszcza tej trudnej, św. Jan Bosko?
Powiedziałby im przede wszystkim to, że ich kocha. Św. Jan Bosko często powtarzał: "Wystarczy,
że jesteście młodzi, abym was kochał".
- Niektórzy mówią, że dzisiejsza młodzież jest zła...
Jeśli młodzi widzą, że podchodzi się do nich z sercem i że chce się ich dobra, to potrafią się
odwdzięczyć. Św. Jan Bosko rozpoczął swoje posłannictwo wśród zaniedbanej, bezrobotnej, nie
mającej żadnych perspektyw młodzieży Turynu. Najpierw zaczął ich gromadzić, a później - będąc
wielkim realistą - zaczął myśleć, co im dać, bo przecież nie wystarczy ich zgromadzić. Dał im
możliwość uczenia się.
- A jak wygląda obecność salezjanów wśród młodzieży dzisiaj?
- Po stu latach działalności Zgromadzenie musi odczytać, jakie są oczekiwania współczesnej
młodzieży. Przy szkołach powstają różne ośrodki, w których uczniowie mogą spędzać czas wolny.
Zakładamy kluby sportowe, domy dla młodzieży trudnej i dla uzdolnionej. Prowadzimy też
działalność duszpasterską, której szczególną formą jest oratorium. Jest ono dla młodzieży
jednocześnie domem, szkołą, kościołem i miejscem zabaw. Staramy się nawiązać z młodzieżą nić
porozumienia i zaufania. Czy to się udaje? I tak, i nie. Są sukcesy i porażki.
- Czy to znaczy, że są młodzi ludzie, którzy nie przyjmują tej propozycji?
Tak, i to jest normalne. Nawet św. Jana Bosko okradli jego wychowankowie. Nie zniechęcał się tym.
Wychowawca nie może uważać, że sukces to zrobić wszystko, i to w sposób idealny. Kto tak myśli, ten
nic nie osiągnie.
- Charyzmat salezjański to praca z młodzieżą, ale nie tylko. Ostatnio dużo słyszy się o
Salezjańskim Wolontariacie Misyjnym...
Formy działalności misyjnej się zmieniają. Dziś coraz większą rolę przypisuje się w Kościele osobom
świeckim. Wolontariat jest jednym z praktycznych przełożeń tych przemian. Należą do niego osoby
świeckie, które poświęcają swój wolny czas, by wyjechać na misje, gdzie współpracują z naszymi
misjonarzami.
- Od kiedy działa ta organizacja?
Pierwsza wyprawa wolontariatu miała miejsce w roku 1999. W 2001 roku wolontariusze wyjechali do
Malawi, Ugandy, Kenii, Ghany i do Zambii. Przelot i pobyt finansowali sobie sami. Potrzebne fundusze
gromadzili przez cały rok, szukając różnych kontaktów i sponsorów. Okazuje się, że Opatrzność Boża
działa przez tych młodych ludzi w sposób cudowny, że możliwe są rzeczy trudne do wyobrażenia. Potrafią
oni na przykład zebrać w ciągu roku środki potrzebne do wybudowania w Afryce kościoła czy szkoły.
- I co robią wolontariusze w Afryce?
W Ghanie grupa ze Świętochłowic prowadziła budowę szkoły i przedszkola. Inna grupa pracowała w Kenii
wśród młodzieży ze slumsów. Studenci medycyny udzielali pomocy medycznej, nauczyciele prowadzili
zajęcia edukacyjne. W Ugandzie działały tzw. stacje misyjne w głębi w buszu. Realizowane były też
projekty bardzo specyficzne. W Zambii wolontariusze wspólnie z tamtejszą młodzieżą zajmowali się
działalnością artystyczną. Na długim płocie starali się namalować wszystko, co się dzieje w centrum
salezjańskim. Efektem wspólnej pracy były ogromne obrazy przedstawiające szkołę i różne zajęcia...
Powstało prawdziwe arcydzieło.
- Czy wszystkie sny i wizje św. Jana Bosko się spełniły?
- Trudno powiedzieć, bo na pewno nie wszystkie są udokumentowane. Jednak fakt, że ksiądz Jan Bosko
został świętym i że jego dzieło jest obecne w całym świecie - to chyba najlepszy dowód, że misja, którą
otrzymał od Pana Boga, spełniła się. I spełnia się nadal.
Korzystając z okazji, dziękuję wszystkim ludziom, z którymi my, salezjanie, mamy okazję
współpracować. Stale wspomagają nas zarówno nauczyciele i wychowawcy, członkowie wolontariatu
misyjnego i osoby zaangażowane w naszych parafiach, jak i uczniowie naszych szkół i animatorzy w
oratoriach. Bogu niech będą dzięki za ten ogrom dobra, które wspólnie tworzymy!