Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego...

24
Stanislaw Barańczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkalem w punkcie, z którego mam za darmo rozlegle widoki: gdziekolwiek stanąć na wystyglym gruncie tej przyplaszczonej kropki, zawsze ponad glową ta sama mroźna próżnia milczy swą nalogową odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie. Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej. Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie palm i wieżowców, grzmot, bufiasty oblok. Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebie slychać, co można widzieć, gdy się jest Tobą. Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarlem się w chwili dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki; choć jak ją nazwą, co będą mówili o niej ci, co przewyższą nas o grubą warstwę geologiczną, stojąc na naszym próchnie, lgarstwie, niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swoją wlasną mieszankę śmiecia i rozpaczy - nie wiem. Jak zgniatacz zlomu, sekunda ubija kolejny stopień, rosnący pod stopą. Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija czas - i czy czas coś znaczy, gdy się jest Tobą. Szkoda, że Cię tu nie ma. Zaglębiam się w ciele, w którym zaszyfrowane są tajne wyroki śmierci lub dożywocia - co niewiele żni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy, a jednak ta lektura wciąga mnie, niedorzeczny kryminal krwi i grozy, powieść-rzeka, która swój mętny final poznać mi pozwoli dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść zamkniętych cieplą dlonią zimnych powiek. Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz z moim bólem - jak boli Ciebie Twój czlowiek. Stanislaw Barańczak Jeżeli porcelana, to wylącznie taka Jeżeli porcelana, to wylącznie taka, której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czolgu; jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby nie bylo przykro podnieść się i odejść; jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce, jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,

Transcript of Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego...

Page 1: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Stanisław Barańczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie, z którego mam za darmo rozległe widoki: gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncie tej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głową ta sama mroźna próżnia milczy swą nałogową odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie. Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej. Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok. Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebie słychać, co można widzieć, gdy się jest Tobą. Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarłem się w chwili dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki; choć jak ją nazwą, co będą mówili o niej ci, co przewyższą nas o grubą warstwę geologiczną, stojąc na naszym próchnie, łgarstwie, niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swoją własną mieszankę śmiecia i rozpaczy - nie wiem. Jak zgniatacz złomu, sekunda ubija kolejny stopień, rosnący pod stopą. Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija czas - i czy czas coś znaczy, gdy się jest Tobą. Szkoda, że Cię tu nie ma. Zagłębiam się w ciele, w którym zaszyfrowane są tajne wyroki śmierci lub dożywocia - co niewiele różni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy, a jednak ta lektura wciąga mnie, niedorzeczny kryminał krwi i grozy, powieść-rzeka, która swój mętny finał poznać mi pozwoli dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść zamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek. Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz z moim bólem - jak boli Ciebie Twój człowiek. Stanisław Barańczak Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka, której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu; jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby nie było przykro podnieść się i odejść; jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce, jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,

Page 2: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć, kiedy nadejdzie czas następnej przeprowadzki na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy lub świat kto ci powiedział, że wolno ci się przyzwyczajać? kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze? czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy w świecie czuł się jak u siebie w domu? Stanisław Barańczak Te słowa Te słowa z mównic i te w rozmównicach, te grubą nicią głosu zaszywane w granatowy worek garnituru, i tamte, rozbierane do naga z drelichu przed osobistą zniewagą rewizji; te, znane ze zbyt częstego słyszenia, i tamte, z trudem przypominane na zawsze zbyt rzadkich widzeniach; te słowa, które łatwo dają się cedzić przez sitko mikrofonu, i tamte, które muszą przebić się przez kratę z trudem o wiele większym; te, wygłaszane z nieustraszonym bezwstydem, i tamte, wyciszane ze wstydliwej obawy przed uchem strażnika; te, mówione prosto w suche oko kamery, i tamte, które mówiąc, spuszcza się wzrok, bo trudno znieść kobiece łzy; te słowa, które przerywane są na salach obrad przez burzliwe, długo nie milknące owacje, i tamte, w salach widzeń przerywane interwencją czujnego zegara: te słowa, te słowa mów zbyt długich i zbyt krótkich rozmów są - wiem, że to niepojęte – słowami jednego i tego samego języka

Page 3: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Zbigniew Herbert Pan Cogito a pop 1 W czasie koncertu pop Pan Cogito rozmyśla nad estetyką hałasu sama idea owszem pociągająca być bogiem to znaczy ciskać gromy albo mniej teologicznie połknąć język żywiołów zastąpić Homera trzęsieniem ziemi Horacego kamienną lawiną wydobyć z trzewi to co jest w trzewiach przerażenie i głód obnażyć drogi pokarmu obnażyć drogi oddechu obnażyć drogi pożądania grać na czerwonym gardle oszalałe pieśni miłosne 2 kłopot polega na tym że krzyk wymyka się formie jest uboższy od głosu który wznosi się i opada krzyk dotyka ciszy ale przez ochrypnięcie a nie przez wolę opisania ciszy jest jaskrawie ciemny z niemocy artykulacji

Page 4: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

odrzucił łaskę humoru albowiem nie zna półtonów jest jak ostrze wbite w tajemnicę lecz nie oplata się wokół tajemnicy nie poznaje jej kształtów wyraża prawdę uczuć z rezerwatów przyrody szuka utraconego raju w nowych dżunglach porządku modli się o śmierć gwałtowną i ta mu zostanie przyznana Tadeusz Różewicz W środku życia Po końcu świata po śmierci znalazłem się w środku życia stwarzałem siebie budowałem życie ludzi zwierzęta krajobrazy to jest stół mówiłem to jest stół na stole leży chleb nóż nóż służy do krajania chleba chlebem karmią się ludzie człowieka trzeba kochać uczyłem się w nocy w dzień co trzeba kochać odpowiadałem człowieka to jest okno mówiłem to jest okno za oknem jest ogród w ogrodzie widzę jabłonkę jabłonka kwitnie kwiaty opadają zawiązują się owoce dojrzewają mój ojciec zrywa jabłko ten człowiek który zrywa jabłko to mój ojciec

Page 5: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

siedziałem na progu domu ta staruszka która ciągnie na powrozie kozę jest potrzebniejsza i cenniejsza niż siedem cudów świata kto myśli i czuje że ona jest niepotrzebna ten jest ludobójcą to jest człowiek to jest drzewo to jest chleb ludzie karmią się aby żyć powtarzałem sobie życie ludzkie jest ważne życie ludzkie ma wielką wagę wartość życia przewyższa wartość wszystkich przedmiotów które stworzył człowiek człowiek jest wielkim skarbem powtarzałem uparcie to jest woda mówiłem gładziłem ręką fale i rozmawiałem z rzeką wodo mówiłem dobra wodo to ja jestem człowiek mówił do wody mówił do księżyca do kwiatów deszczu mówił do ziemi do ptaków do nieba milczało niebo milczała ziemia jeśli usłyszał głos który płynął z ziemi wody i nieba to był głos drugiego człowieka

Page 6: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Tadeusz Różewicz List do ludożerców Kochani ludożercy nie patrzcie wilkiem na człowieka który pyta o wolne miejsce w przedziale kolejowym zrozumcie inni ludzie też mają dwie nogi i siedzenie Kochani ludożercy poczekajcie chwilę nie depczcie słabszych nie zgrzytajcie zębami zrozumcie ludzi jest dużo będzie jeszcze więcej więc posuńcie się trochę ustąpcie Kochani ludożercy nie wykupujcie wszystkich świec sznurowadeł i makaronu Nie mówcie odwróceni tyłem: ja mnie mój moje mój żołądek mój włos mój odcisk moje spodnie moja żona moje dzieci moje zdanie Kochani ludożercy nie zjadajmy się Dobrze bo nie zmartwychwstaniemy Naprawdę Tadeusz Różewicz Ocalony Mam dwadzieścia cztery lata ocalałem prowadzony na rzeź. To są nazwy puste i jednoznaczne człowiek i zwierzę miłość i nienawiść wróg i przyjaciel ciemność i światło. Człowieka tak się zabija jak zwierzę widziałem furgony porąbanych ludzi

Page 7: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

którzy nie zostaną zbawieni. Pojęcia są tylko wyrazami cnota i występek prawda i kłamstwo piękno i brzydota męstwo i tchórzostwo Jednakowo waży cnota i występek widziałem człowieka, który był jeden występny i cnotliwy Szukam nauczyciela i mistrza niech przywróci mi wzrok, słuch i mowę niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia niech oddzieli światło od ciemności. Mam dwadzieścia cztery lata ocalałem prowadzony na rzeź. Tadeusz Różewicz Lament Zwracam się do was kapłani nauczyciele sędziwi artyści szewcy lekarze referenci i do ciebie mój ojcze Wysłuchajcie mnie Nie jestem młody niech was smukłość mego ciała nie zwodzi ani tkliwa biel szyi ani puch nad słodką wargą ni śmiech cherubiński ni krok elastyczny nie jestem młody niech was moja niewinność me wzrusza ani moja czystość ani moja słabość kruchość i prostota mam lat dwadzieścia jestem mordercą jestem narzędziem tak ślepym jak miecz w dłoni kata zamordowałem człowieka

Page 8: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

i czerwonymi palcami gładziłem białe piersi kobiet Okaleczony nie widziałem ani nieba ani róży ptaka gniazda drzewa świętego Franciszka Achillesa Hektora Przez sześć lat buchał w nozdrza opar krwi Nie wierzę w grzechów odpuszczenie Nie wierzę w ciała zmartwychwstanie Tadeusz Różewicz Drzewo Byli szczęśliwi dawniejsi poeci Świat był jak drzewo a oni jak dzieci Cóż ci powieszę na gałęzi drzewa na które spadła żelazna ulewa Byli szczęśliwi dawniejsi poeci dokoła drzewa tańczyli jak dzieci Cóż ci powieszę na gałęzi drzewa które spłonęło które nie zaśpiewa Byli szczęśliwi dawniejsi poeci pod liściem dębu śpiewali jak dzieci A nasze drzewo w nocy zaskrzypiało I zwisło na nim pogardzone ciało

Page 9: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Wisława Szymborska Psalm O, jakże są nie szczelne granice ludzkich państw! Ile to chmur nad nimi bezkarnie przepływa, ile piasków pustynnych przesypuje się z kraju do kraju, ile górskich kamyków stacza się w cudze włości w wyzywających podskokach! Czy muszę tu wymieniać ptaka za ptakiem jak leci, albo jak właśnie przysiada na opuszczonym szlabanie? Niechby to nawet był wróbel - a już ogon ma ościenny, choć dzióbek jeszcze tutejszy. W dodatku - ależ się wierci! Z nieprzeliczonych owadów poprzestanę na mrówce, która pomiędzy lewym a prawym butem strażnika na pytanie: skąd dokąd - nie poczuwa się do odpowiedzi. Och, zobaczyć dokładnie cały ten nieład naraz, na wszystkich kontynentach! Bo czy to nie liguster z przeciwnego brzegu przemyca poprzez rzekę stutysięczny listek? Bo kto, jeśli nie mątwa zuchwale długoramienna, narusza świętą strefę wód terytorialnych? Czy można w ogóle mówić o jakim takim porządku, jeśli nawet gwiazd nie da się porozsuwać, żeby było wiadomo, która komu świeci? I jeszcze to naganne rozpościeranie się mgły! I pylenie się stepu na całej przestrzeni, jak gdyby nie był wcale wpółprzecięty! I rozleganie się głosów na usłużnych falach powietrza: przywoływawczych pisków i znaczących bulgotów! Tylko co ludzkie potrafi być prawdziwie obce. Reszta to lasy mieszane, krecia robota i wiatr.

Page 10: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Krzysztof Kamil Baczyński Pokolenie II (fragment) Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała. Kłosy brzuch ciężki w gorę unoszą i tylko chmury - palcom czy włosom podobne - suną drapieżnie w mrok. Ziemia owoców pełna po brzegi kipi sytością jak wielka misa. Tylko ze świerków na polu zwisa głowa obcięta strasząc jak krzyk. Kwiaty to krople miodu - tryskają ściśnięte ziemią, co tak nabrzmiała, pod tym jak korzeń skręcone ciała, żywcem wtłoczone pod ciemny strop. Ogromne nieba suną z warkotem. Ludzie w snach ciężkich jak w klatkach krzyczą. Usta ściśnięte mamy, twarz wilczą, czuwając w dzień, słuchając w noc. Pod ziemią drżą strumyki - słychać – Krew tak nabiera w żyłach milczenia, ciągną korzenie krew, z liści pada rosa czerwona. I przestrzeń wzdycha. Nas nauczono. Nie ma litości. Po nocach śni się brat, który zginął, któremu oczy żywcem wykłuto, Któremu kości kijem złamano, i drąży ciężko bolesne dłuto, nadyma oczy jak bąble - krew. Nas nauczono. Nie ma sumienia. W jamach żyjemy strachem zaryci, w grozie drążymy mroczne miłości, własne posągi - źli troglodyci. Nas nauczono. Nie ma miłości. Jakże nam jeszcze uciekać w mrok przed żaglem nozdrzy węszących nas, przed siecią wzdętą kijów i rąk, kiedy nie wrócą matki ni dzieci w pustego serca rozpruty strąk. Nas nauczono. Trzeba zapomnieć, żeby nie umrzeć rojąc to wszystko. Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko. Szukamy serca - bierzemy w rękę, nasłuchujemy: wygaśnie męka,

Page 11: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

ale zostanie kamień - tak - głaz. I tak staniemy na wozach, czołgach, na samolotach, na rumowisku, gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga, gdzie zimny potop omyje nas, nie wiedząc: stoi czy płynie czas. Jak obce miasta z głębin kopane, popielejące ludzkie pokłady na wznak leżące, stojące wzwyż, nie wiedząc, czy my karty iliady rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie, czy nam postawią, z litości chociaż, nad grobem krzyż. Krzysztof Kamil Baczyński Historia (fragment) Arkebuzy dymiące jeszcze widzę, jakby to wczoraj u głowic lont spłonął i kanonier jeszcze rękę trzymał, gdzie dziś wyrasta liść zielony. (...) Ach, pułki kolorowe, kity u czaka, pożegnania wiotkie jak motyl świtu i rzęs trzepot, śpiew ptaka, pożegnalnego ptaka w ogrodzie. Nie to, że marzyć, bo marzyć krew, to krew ta sama spod kity czy hełmu. Czas tylko tak warczy jak lew przeciągając obłoków wełną. Płacz matko, kochanko, przebacz bo nie anioł, nie anioł prowadzi. (...) Idą, idą pochody, dokąd idą, których prowadzi jak wygnańców łaski ląd krążący po niebie. A może niebo po lądzie dmące piaskiem tak kształt ich zasypuje. Jak noże giną w chleb pogrążone - tak oni z wolna spływają. Piach ich pokrywa. Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni. Zbigniew Herbert Przesłanie Pana Cogito (fragment) Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę idź wyprostowany wśród tych co na kolanach wśród odwróconych plecami i obalonych w proch ocalałeś nie po to aby żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny

Page 12: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

(...) a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych (...) i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie strzeż się jednak dumy niepotrzebnej oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz powtarzaj - zostałem powołany - czyż nie było lepszych strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne ptaka o nieznanym imieniu (...) one nie potrzebują twojego ciepłego oddechu są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów Bądź wierny Idź Jan Twardowski Spieszmy się Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą zostaną po nich buty i telefon głuchy tylko to co nieważne jak krowa się wlecze najważniejsze tak prędkie ze nagle się staje potem cisza normalna więc całkiem nieznośna jak uroczystość urodzona najprościej z rozpaczy kiedy myślimy o kimś zostając bez niego Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście przychodzi jednocześnie jak patos i humor jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon żeby widzieć naprawdę zamykają oczy chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać kochamy wciąż za mało i stale za późno

Page 13: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą i co co nie odchodzą nie zawsze powrócą i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza Czesław Miłosz który skrzywdziłeś Który skrzywdziłeś człowieka prostego Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając, Gromadę błaznów koło siebie mając Na pomieszanie dobrego i złego, Choćby przed tobą wszyscy się skłonili Cnotę i mądrość tobie przypisując, Złote medale na Twoją cześć kując, Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli, Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta. Możesz go zabić – narodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy. Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta. Czesław Miłosz Nadzieja Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy, Że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem, I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie. A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem, Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie. Wejść tam nie można. Ale jest na pewno. Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli, Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną W ogrodzie świata byśmy zobaczyli. Niektórzy mówią, że nas oko łudzi I że nic nie ma, tylko się wydaje, Ale ci właśnie nie mają nadziei. Myślą, że kiedy człowiek się odwróci, Cały świat za nim zaraz być przestaje, Jakby porwały go ręce złodziei.

Page 14: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Czesław Miłosz Piosenka o porcelanie Różowe moje spodeczki, Kwieciste filiżanki, Leżące na brzegu rzeczki Tam kędy przeszły tanki. Wietrzyk nad wami polata, Puchy z pierzyny roni, Na czarny ślad opada Złamanej cień jabłoni. Ziemia, gdzie spojrzysz, zasłana Bryzgami kruchej piany. Niczego mi proszę pana Tak nie żal jak porcelany. Zaledwie wstanie jutrzenka Ponad widnokrąg płaski Słychać gdzie ziemia stęka Maleńkich spodeczków trzaski. Sny majstrów drogocenne, Pióra zamarzłych łabędzi Idą w ruczaje podziemne I żadnej o nich pamięci. Więc ledwo zerwę się z rana Mijam to zadumany. Niczego mi proszę pana Tak nie żal jak porcelany. Równina do brzegu słońca Miazgą skorupek pokryta. Ich warstwa rześko chrupiąca Pod mymi butami zgrzyta. O świecidełka wy płone Co radowałyście barwą Teraz ach zaplamione Brzydką zakrzepłą farbą. Leżą na świeżych kurhanach Uszka i denka i dzbany. Niczego mi proszę pana Tak nie żal jak porcelany.

Page 15: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Zbigniew Herbert Powrót prokonsula Postanowiłem wrócić na dwór cesarza jeszcze raz spróbuję czy można tam żyć mógłbym pozostać tutaj w odległej prowincji pod pełnymi słodyczy liśćmi sykomoru i łagodnymi rządami chorowitych nepotów gdy wrócę nie mam zamiaru zasługiwać się będę bił brawo odmierzoną porcją uśmiechał się na uncje marszczył brwi dyskretnie nie dadzą mi za to złotego łańcucha ten żelazny wystarczy postanowiłem wrócić jutro lub pojutrze nie mogę żyć wśród winnic wszystko tu nie moje drzewa są bez korzeni domy bez fundamentów deszcz szklany kwiaty pachną woskiem o puste niebo kołacze suchy obłok więc wrócę pojutrze w każdym razie wrócę trzeba będzie na nowo ułożyć się z twarzą z dolną wargą aby umiała powściągnąć pogardę z oczami aby były idealnie puste i z nieszczęsnymi podbródkiem zającem mej twarzy który drży gdy wchodzi dowódca gwardii jednego jestem pewien wina z nim pić nie będę kiedy zbliży swój kubek spuszczę oczy i będę udawał że z zębów wyciągam resztki jedzenia cesarz zresztą lubi odwagę cywilną do pewnych granic do pewnych rozsądnych granic to w gruncie rzeczy człowiek tak jak wszyscy i już bardzo zmęczony sztuczkami z trucizną nie może pić do syta nieustanne szachy ten lewy kielich dla Druzjusza w prawym umoczyć wargi potem pić tylko wodę nie spuszczać oka z Tacyta wyjść do ogrodu i wrócić gdy już wyniosą ciało Postanowiłem wrócić na dwór cesarza mam naprawdę nadzieję że jakoś to się ułoży

Page 16: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Zbigniew Herbert Do Marka Aurelego Dobranoc Marku lampę zgaś i zamknij książkę Już nad głową wznosi się srebrne larum gwiazd to niebo mówi obcą mową to barbarzyński okrzyk trwogi którego nie zna twa łacina to lęk odwieczny ciemny lęk o kruchy ludzki ląd zaczyna bić I zwycięży Słyszysz szum to przypływ Zburzy twe litery żywiołów niewstrzymany nurt aż runą świata ściany cztery cóż nam - na wietrze drżeć i znów w popioły chuchać mącić eter gryźć palce szukać próżnych słów i wlec za sobą cień poległych więc lepiej Marku spokój zdejm i ponad ciemność podaj rękę niech drży gdy bije w zmysłów pięć jak w wątłą lirę ślepy wszechświat zdradzi nas wszechświat astronomia rachunek gwiazd i mądrość traw i twoja wielkość zbyt ogromna i mój bezradny Marku płacz Miron Białoszewski wywód jestem'u jestem sobie jestem głupi co mam robić a co mam robić jak nie wiedzieć a co ja wiem wiem że jestem taki jak jestem może niegłupi ale to może tylko dlatego że wiem że każdy dla siebie jest najważniejszy bo jak się na siebie nie godzi to i tak taki jest się jaki jest

Page 17: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Miron Białoszewski Stara pieśń na Binarową O Aniele Stróżu, O deski w różnym kolorze – Od kaplicy swojej wyjdźcie, Tęczę z drewna nam pokażcie, W skrzyp cichuśki i lekuśki Odemknijcie drzwi kościoła. Otworzyły! Bogurodzica Dziewica, Złotem gotycka Maryja Nad ołtarzem płonąca Koralami u szyi, U twego syna Gospodzina Cała Jerozolima: Na ścianie Po prawej stronie W żółtościach, W kolcach zieleni Skręcone – głowa przy głowie Orszaki wielkopiątkowe Farbami i kurzem się trzęsą Na kusych nogach Kyrie elejson! Miron Białoszewski Karuzela z Madonnami Wsiadajcie madonny madonny Do bryk sześciokonnych ...ściokonnych! Konie wiszą kopytami nad ziemią. One w brykach na postoju już drzemią. Każda bryka malowana w trzy ogniste farbki I trzy końskie maści: od sufitu od dębu od marchwi. Drgnęły madonny I orszak konny Ruszył z kopyta. Lata dookoła Gramofonowa Płyta, Taka płyta: Migają w krąg anglezy grzyw

Page 18: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

I lambrekiny siodeł, I gorejące wzory bryk Kwiecisto-laurkowe. A w każdej bryce vis á vis Madonna i madonna W nieodmienionej pozie tkwi Od dziecka odchylona - białe konie - bryka - czarne konie - bryka - rude konie - bryka Magnifikat! A one w Leonardach min, W obrotach Rafaela, W okrągłych ogniach, w klatkach z lin, W przedmieściach i niedzielach I w każdej bryce vis á vis Madonna i madonna I nie wiadomo, która śpi, A która jest natchniona - szóstka koni - one - szóstka koni - one - szóstka koni - one Zakręcone! I coraz wolniej karuzela Puszcza refren I Peryfe rafa elickie madonny przed mieścia wymieniają konne piętro ........................... Wsiadajcie w sześcio...! Tadeusz Borowski Proszę państwa do gazu (fragment)

- Transport idzie – rzekł któryś i wszyscy unieśli się w oczekiwaniu. Zza zakrętu wychodziły to-warowe wagony: pociąg pchał się tyłem, kolejarz stojący na breku wychylił się, zamachnął ręką, gwizdnął. (…) W małych zakratowanych okienkach widać było twarze ludzkie, blade, zmięte, jakby niewyspane, rozczochrane – przerażone kobiety, mężczyzn, którzy, rzecz egzotyczna, mieli włosy. Mijali powoli, przyglądali się stacji w milczeniu. Wtedy wewnątrz wagonów zaczęło się coś

Page 19: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

kotłować i dudnić w drewniane ściany. - Wody! Powietrza! – zerwały się głuche, rozpaczliwe okrzyki. Z okien wychylały się twarze

ludzkie, usta chwytały rozpaczliwie powietrze. Zaczerpnąwszy kilka łyków powietrza ludzie z okien nikli, na ich miejsce wdzierali się inni i tak samo znikali. Krzyki i rzężenia stawały się coraz głośniejsze.

Człowiek w zielonym mundurze, bardziej niż inni obsypany srebrem, skrzywił usta z niesmakiem. Zaciągnął się papierosem, odrzucił go nagłym ruchem, przełożył teczkę z prawej do lewej i skinął na pasta. Ten powoli ściągnął automat z ramienia, złożył się i przeciągnął serią po wagonach. Uci-chło. Tymczasem podjeżdżały ciężarówki, podstawiono pod nie stołki, rozstawiono się fachowo przy wagonach. Olbrzym z teczką skinął ręką. (…)

- Uwaga: Wysiadać z rzeczami. Zabierać wszystko. Wszystkie te swoje klamoty składać koło wagonu na kupę. Palta oddawać. Jest lato. Maszerować na lewo. Zrozumiano?

- Panie, co z nami będzie? – zeskakują już na żwir, niespokojni, roztrzęsieni. - Skąd jesteście? - Sosnowiec, Będzin. Panie, co to będzie? – uparcie powtarzają pytania, wpatrując się żarliwie

w cudze zmęczone oczy. - Nie wiem, nie rozumiem po polsku. Jest prawo obozu, że ludzi idących na śmierć oszukuje się do ostatniej chwili. Jest to jedyna

dopuszczalna forma litości. (…) Wylewa się z wagonu różnobarwna fala, objuczona, podobna do ogłupiałej, ślepej rzeki, która

szuka nowego koryta. Ale zanim oprzytomnieją, uderzeni świeżym powietrzem, już im pakunki wyrywa się z rąk, ściąga się palta, kobietom wyrywa torebki, odbiera parasole.

- Panie, panie, ale to do słońca, ja nie mogę... - Verbotenl – szczeka się przez zęby, sycząc głośno. Za plecami stoi esman, spokojny, opanowany, fachowy. - Meine Herrschaften, moi państwo, nie rozrzucajcie tak rzeczy. Trzeba okazać trochę dobrej

woli. – Mówi dobrotliwie, a cienka trzcina gnie mu się nerwowo w rękach. - Tak jest, tak jest – odpowiadają wielogłośnie, przechodząc, i raźniej idą wzdłuż wagonów.

Jakaś kobieta schyla się szybko podnosząc torebkę. Świsnęła trzcina, kobieta krzyknęła, potknęła się i upadła pod nogi tłumu.

Zapchane ludźmi auta odjeżdżają z piekielnym warkotem, wśród zawodzenia i wrzasku kobiet opłakujących dzieci, i ogłupiałego milczenia nagle osamotnionych mężczyzn. To ci, co poszli na prawo – młodzi i zdrowi – ci pójdą na lager. Gaz ich nie minie, ale wpierw będą pracować.

Auta odjeżdżają i wracają, bez odpoczynku, jak na potwornej taśmie. (…) Niezmordowanie jeździ karetka Czerwonego Krzyża: to właśnie w niej wozi się gaz, gaz, którym trują tych ludzi.

Ci z Kanady, którzy są przy schodkach, nie mają chwili wytchnienia, oddzielają tych do gazu od tych, co idą na lager, wypychają pierwszych na schody, ubijają na aucie, na każde sześćdziesięciu tak plus-minus.

Z boku stoi młody, gładko wygolony pan, esman z notatnikiem ręku; każde auto to kreska, jak odjedzie szesnaście aut, to jest tysiąc, tak plus-minus. Pan jest zrównoważony i dokładny. Nie odjedzie auto bez jego wiedzy i kreski: Ordnung muss sein. Kreski pęcznieją w tysiące, tysiące w całe transporty, o których mówi się krótko: „z Salonik”, „ze Strasburga”, „z Rotterdamu”. (...)

Upał, ogromny upał. Powietrze stoi nieruchomym, rozżarzonym słupem. Gardła są suche, każde wymówione słowo wywołuje ból. Och, pić. Gorączkowo, byle prędzej, byle do cienia, byle odpo-cząć. Kończymy ładować, ostatnie auta odjeżdżają, zbieramy skrzętnie znad toru wszelkie papierki, wygrzebujemy spomiędzy drobnego żwiru nietutejszy, transportowy brud, „żeby śladu po tym obrzydlistwie nie zostało”, i w chwili, gdy ostatnia ciężarówka znika za drzewami, a my idziemy - nareszcie! – w stronę szyn odpocząć i napić się (może Francuz kupi znów od posta?), zza zakrętu słychać gwizdek kolejarza. Powoli, niezmiernie powoli wtaczają się wagony, przeraźliwie odgwizduje lokomotywa, z okien patrzą twarze wymięte i blade, płaskie, jakby wycięte z papieru, o ogromnych, płonących gorączką oczach. Już są auta, już jest spokojny pan z notatnikiem, już z kantyny wyszli esmani z teczkami na złoto i pieniądze. Otwieramy wagony.

Page 20: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Nie, już nie można nad sobą panować. Wyrywa się ludziom brutalnie walizki z rąk, szarpiąc ściąga się palta. Idźcie, idźcie, przemińcie. Idą, przemijają. Mężczyźni, kobiety, dzieci. Niektórzy z nich wiedzą

Wloką starca we fraku, z opaską na ramieniu. Starzec głową tłucze o żwir, o kamienie, jęczy i bezustannie monotonnie zawodzi: „(…) chcę mówić z panem komendantem”. Powtarza to ze starczym, uporem całą drogę. Wrzucony na auto, przydeptany czyjąś nogą, przyduszony, wciąż rzęzi: „Ich will mit dem...”.

- Człowieku, uspokój siebie, ale! - woła do niego młody esman, zaśmiewając się głośno - za pół godziny będziesz gadał z największym komendantem! Tylko nie zapomnij powiedzieć mu: Heil Hi-tler! (...)

Czarne postaci esmanów chodzą spokojne, fachowe. Pan z notatnikiem w ręku robi ostatnie kreski, dopełnia liczby: piętnaście tysięcy.

Dużo, dużo aut pojechało do krematorium. (...) Parę dni obóz będzie żył z tego transportu: zjadał jego szynki i kiełbasy, konfitury i owoce, pił

jego wódki i likiery, handlował jego złotem i tłumokami. Był to dobry, bogaty transport.

Sławomir Mro żek Tango (fragment) ARTUR Słuchajcie, mnie nie chodzi akurat o tę tradycję. Tu już nie ma w ogóle żadnej tradycji ani żadnego systemu, są tylko fragmenty, proch! Bezwładne przedmioty. Wyście wszystko zniszczyli i niszczycie ciągle, aż zapomnieliście sami, od czego się właściwie zaczęło. [...] STOMIL [...] Czas buntu i skoku w nowoczesność. Wyzwolenie z więzów starej sztuki i starego życia! Człowiek sięga po samego siebie, zrzuca starych bogów i siebie stawia na piedestale. Pękają skorupy, puszczają okowy. Rewolucja i ekspansja! - to nasze hasło. Rozbijanie starych form, precz z konwencją, niech żyje dynamika! Życie w stwarzaniu, wciąż poza granice, ruch i drążenie, poza formę, poza formę! ELEONORA Stomil, jak ty odmłodniałeś, nie poznaję cię. STOMIL Tak, byliśmy młodzi. ELEONORA Stomil, co ty mówisz! Przecież nie zestarzeliśmy się ani trochę, nigdy nie zdradziliśmy tamtych ideałów. Dzisiaj także, wciąż naprzód, naprzód! STOMIL (bez entuzjazmu) A tak, rzeczywiście. [..,] ARTUR Ojciec ma rację. STOMIL Jaką rację? ARTUR Tamtego wszystkiego już nie ma. [...] STOMIL Czego? ARTUR Tych więzów, okowów, skorup i tak dalej. Nie ma, niestety. STOMIL Niestety? Sam nie wiesz, co mówisz! Gdybyś żył w tamtych czasach, wiedziałbyś, ile zrobiliśmy dla ciebie. Ty nie masz pojęcia, jak wtedy wyglądało życie. Czy wiesz, ile trzeba było odwagi, żeby zatańczyć tango? Czy wiesz, że tylko nieliczne kobiety były upadłe? Że zachwycano się malarstwem naturalistycznym? Teatrem mieszczańskim? Mieszczański teatr! Ohyda! A przy jedzeniu nie wolno było trzymać łokci na stole. Pamiętam manifestację młodzieży. Dopiero w tysiąc dziewięćset którymś co śmielsi zaczęli nie ustępować miejsca osobom starszym. My twardo wywalczyliśmy sobie te prawa i jeżeli dzisiaj możesz sobie robić z babcią, co chcesz, to dzięki nam. Ty sobie nie zdajesz sprawy z tego, ile nam zawdzięczasz. I pomyśleć, że po tośmy walczyli, żeby ci stworzyć tę swobodną przyszłość, którą ty teraz pogardzasz. ARTUR I coście stworzyli? Ten burdel, gdzie nic nie funkcjonuje, bo wszystko dozwolone, gdzie nie ma ani zasad, ani wykroczeń? STOMIL Jest tylko jedna zasada: nie krępować się i robić to, na co ma się ochotę. Każdy ma prawo do własnego szczęścia. [...] Doprawdy dziwię się tobie, masz jakieś zmurszałe poglądy. Kiedy byliśmy w twoim wieku, każdy konformizm uważaliśmy za hańbę. Bunt! Tylko bunt miał dla nas wartość!

Page 21: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

ARTUR Jaką? STOMIL Dynamiczną, czyli zawsze pozytywną, choćby negatywnie. Czy myślisz, że byliśmy wyłącznie ślepymi anarchistami? Byliśmy także marszem ku przyszłości, ruchem, procesem dziejowym. Bunt to postęp w fazie potencjalnej. Nie jesteśmy bez zasług wobec historii. Bunt to opoka, na której postęp buduje kościół swój. Im większy obszar buntu, tym rozleglejsza jest ta budowla. I, możesz mi wierzyć, myśmy przygotowali spory kawałek gruntu. ARTUR Wobec tego... po co te nieporozumienia? Jeżeli ojciec jest także za konstrukcją? Czy nie lepiej razem? STOMIL Nic podobnego. Wyjaśnijmy to lepiej od razu. Ja tylko obiektywnie przedstawiłem naszą rolę w historii, niezależnie od naszych zamiarów. My zawsze szliśmy tylko własną drogą. Ale poprzez negację wszystkiego, co było, torujemy drogę przyszłości. ARTUR Jakiej? STOMIL To już nie do mnie należy. Moja rzecz - wychodzić poza formę. ARTUR A więc jednak zostajemy wrogami. STOMIL Po co od razu tak tragicznie? Wystarczy, żebyś przestał martwić się o zasady. ELEONORA Ja też się dziwię, dlaczego akurat ty, naj młodszy, chcesz koniecznie mieć jakieś zasady. Zawsze bywało odwrotnie. ARTUR Bo ja wchodzę w życie. W jakie życie mam wejść? Ja muszę najpierw je stworzyć, żebym miał w co wejść. STOMIL Nie chcesz być nowoczesny? Ty, w twoim wieku? ARTUR Otóż właśnie, nowoczesność! Nawet babcia zestarzała się już w świecie, który wypadł z normy. W tej waszej nowoczesności babcia się zestarzała! Wy wszyscy starzejecie się w nowoczesności. EUGENIUSZ A jednak ośmielę się wtrącić, te różne zdobycze... na przykład prawo do noszenia krótkich spodni... przewiew... ARTUR Wujcio by się lepiej nie odzywał. Czy wujcio nie widzi, że już nic nie jest możliwe, ponieważ wszystko jest możliwe? Ach, żeby wujcio choć łamał konwencję tymi spodniami. Ale nie, konwencje połamali już przed wujciem. Zresztą wujcio niewinny, wujcio przyszedł na gotowe. Wszystko jest w próżni! STOMIL Czego ty chcesz właściwie? Tradycji? ARTUR Porządku świata! STOMIL Tylko tyle? ARTUR ...1 prawa do buntu. STOMIL No masz! Przecież ja cię cały czas namawiam: buntuj się. ARTUR Czy ojciec nie rozumie, że odebraliście mi ostatnią szansę? Tak długo byliście antykonformistami, aż wreszcie upadły ostatnie normy, przeciw którym można się było jeszcze buntować. Dla mnie nie zostawiliście już nic, nic! Brak norm stał się waszą normą. A ja mogę się buntować tylko przeciw wam, czyli przeciwko waszemu rozpasamu. STOMIL Ależ proszę bardzo, czy ja ci zabraniam? EUGENIUSZ Dalej, Arturku, pokaż im! ELEONORA Może to cię nareszcie uspokoi. Ostatnio stałeś się taki nerwowy... [...] ARTUR (opadając z rezygnacją) Niemożliwe. ELEONORA Ależ dlaczego? EUGENIUSZ Wszyscy cię namawiamy. ARTUR Buntować się przeciwko wam? A kto wy jesteście? Bezkształtna masa, amorficzny stwór, zatomizowany świat, tłum bez formy i konstrukcji. Waszego świata już nie można nawet rozsadzić. Sam się rozlazł. STOMIL Czy to znaczy, że się już nie nadajemy? ARTUR Do niczego. ELEONORA A może byś jednak spróbował? ARTUR Nie ma co próbować, beznadziejna sprawa. Jesteście potwornie tolerancyjni.

Page 22: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Albert Camus Dżuma (fragment)

Po krótkiej pauzie ojciec ciągnął dalej cichszym głosem. „Czytamy w Złotej legendzie, że w czasach króla Humberta w Lombardii, Italię spustoszyła dżuma tak gwałtowna, że zaledwie wystarczyło żywych, by grzebać umarłych, a dżuma ta srożyła się przede wszystkim w Rzymie i Pawii. I oczom ludzkim ukazał się dobry anioł, który dawał rozkazy złemu aniołowi, niosącemu oszczep myśliwski i kazał uderzać mu w domy; a ile razy uderzył w dom, tylu martwych go opuszczało”.

Tu Paneloux wyciągnął krótkie ręce w kierunku kruchty, jak gdyby wskazywał na coś poza ruchomą zasłoną deszczu. „Bracia moi - powiedział z siłą - te same śmiertelne łowy odbywają się dziś na naszych ulicach. Spójrzcie na tego anioła dżumy, pięknego jak Lucyfer i olśniewającego jak samo zło; wznosi się nad waszymi dachami, w prawej ręce, na wysokości głowy, trzyma czerwony oszczep, lewą wskazuje na jeden z waszych domów. Może w tej chwili jego palec wyciąga się ku waszym drzwiom, oszczep podzwania o drzewo; jeszcze chwila, a dżuma wejdzie do was, zasiądzie w waszym pokoju i będzie czekać na wasz powrót. Jest tam, cierpliwa i czujna, niewzruszona jak porządek świata. Żadna potęga ziemska, i wiecie o tym, nawet próżna wiedza ludzka nie może sprawić, byście się wymknęli tej ręce, którą ku wam wyciąga. Bici krwawym biczem na klepisku cierpienia, zostaniecie odrzuceni wraz ze słomą”. (...)

„Bracia moi - rzekł wreszcie Paneloux, oznajmiając, że kończy - miłość do Boga jest trudną miłością. Zakłada całkowite zapomnienie samego siebie i pogardę dla własnej osoby. Ale tylko ta miłość może zmazać cierpienie i śmierć dzieci, tylko ona czyni ich śmierć konieczną, nie można jej bowiem rozumieć, można jej tylko chcieć. Oto trudna nauka, którą chciałem podzielić się z wami. Oto wiara, okrutna w oczach ludzi, rozstrzygająca w oczach Boga, do którego trzeba się zbliżyć. Temu straszliwemu wizerunkowi musimy dorównać. Na tym szczycie wszystko się przemiesza i wyrówna, prawda tryśnie z pozornej niesprawiedliwości. Tak oto w wielu kościołach południa Francji zadżumieni śpią od wieków pod kamiennymi płytami chóru, kapłani przemawiają na ich grobach, a idea, jaką głoszą, wystrzela z tego popiołu, gdzie przecież i dzieci złożyły swą cząstkę.”

Kiedy Rieux wychodził, gwałtowny wiatr wtargnął przez uchylone drzwi i uderzył prosto w twarz wiernych. (...) Stary ksiądz i młody diakon, idący przed doktorem, z trudem utrzymywali kapelusze na głowach. Mimo to starszy nie przestawał komentować kazania. Wyrażał uznanie dla wymowy Paneloux, ale niepokoiło go zuchwalstwo jego myśli. Uważał, że to kazanie dowodziło bardziej niepokoju niż siły, a w wieku Paneloux kapłan nie ma prawa do niepokoju. Młody diakon, pochyliwszy głowę, by osłonić się przed wiatrem, powiedział, że bywa często u ojca, orientuje się w jego ewolucji i że jego rozprawa będzie jeszcze śmielsza, śmiała i bez wątpienia uzyska imprimatur.

- Jakaż jest jej myśl? - zapytał stary ksiądz. (...) - Jeśli kapłan zasięga rady lekarza, jest w tym sprzeczność. Kiedy Rieux opowiadał Tarrou o kazaniu Paneloux, Tarrou rzekł, że zna księdza, który

podczas wojny stracił wiarę na widok młodzieńca z wyłupionymi oczami. - Paneluox ma rację - powiedział Tarrou. - Kiedy niewinność ma wyłupione oczy,

chrześcijanin musi stracić wiarę albo zgodzić się na to, że sam będzie miał wyłupione oczy. Paneloux nie chce stracić wiary i nie zatrzyma się przed niczym. To właśnie chciał powiedzieć. Gustaw Herling-Grudziński Inny świat (fragment)

W pewnej chwili, upewniwszy się, że w naszym kącie nikt się nie rusza, odłożył książkę i zdrową ręką zaczął odwijać bandaż. Trwało to parę minut, w czasie których raz czy dwa dorzucił do ognia trochę drzewa. Przed ostatecznym oderwaniem zeskorupiałego okładu od rany spojrzał znowu w naszym kierunku i odrzuciwszy głowę w tył, szarpnął gwałtownie. Zdawało mi się, że patrzy prosto na mnie, ale patrzył, nie widząc; jego oczy przymknęły się bowiem nagle i utonęły teraz prawie zupełnie za podkurczonymi ku brwiom policzkami, a górne zęby przygryzły z bólu

Page 23: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

dolną wargę. Nie odwracając ciągle głowy, przybliżył się do pieca i po omacku wsunął odbandażowaną rękę w ogień. Przez jego ściągniętą twarz przebiegł skurcz bólu, oczy zdawały się wyświdrowywać w głąb czaszki, zęby puściły dolną wargę i zacięły się ze zgrzytem, a na czoło wystąpiły wielkie krople potu. W ciągu tych kilkudziesięciu sekund zdążyłem zauważyć nie tylko jego przekłutą drgawkami bólu twarz, ale i rękę - spuchniętą kłodę, obciągniętą złuszczoną od poparzeń skórą i ociekającą krwią i ropą, która skwiercząc jak oliwa, spadała małymi kroplami na rozżarzone do czerwoności okrąglaki.

(...) Zwlokłem się z pryczy i usiadłem przy stole, ale zauważył moją obecność dopiero wówczas, gdy ująłem przesiąkniętą i brudną szmatę, aby mu pomóc zabandażować z powrotem rękę. Spojrzał na mnie ze zdumieniem i wdzięcznością, po chwili jednak w jego zmęczonych, nabiegłych krwią i łzami oczach zabłysnął niepokój.

- Widziałeś? - szepnął cicho. Skinąłem głową w milczeniu. - Nie doniesiesz? Nie, nie doniosę. Przez tyle lat strzegłem zazdrośnie jego tajemnicy, mimo że w miesiąc po

naszym spotkaniu już nie żył. (...) Mimo (...), że wtajemniczył mnie już dokładnie w historię swego życia i wyjaśnił mi

źródła swego dobrowolnego męczeństwa, jego samoudręka miała tyleż wspólnego z męczeństwem, co ze zwolnieniem od pracy. Dwa fakty zdawały się na to wskazywać bezspornie. Po pierwsze okoliczności, w jakich Kostylew wpadł na swój pomysł. Susząc raz na „lesopowale” w Mostowicy chleb nad ogniskiem, upuścił go przez nieuwagę i przerażony głodem, zanurzył bez wahania rękę w ogniu. Tegoż wieczoru dostał zwolnienie na siedem dni, w czasie których ułożył swój plan. Po drugie sposób, w jaki Kostylew spędzał swój wolny czas w baraku. (...) czytał po całych dniach, czytał w nocy, usadowiwszy się na górnej pryczy obok żarówki, czytał nawet w ambulatorium, czekając na swoją kolejkę. (...) Nie jest również wykluczone, że przeniesienie do Jercewa pozostawało w pewnym związku z obiecanym Kostylewowi - pierwszym od chwili aresztowania w 1937 roku - widzeniem z matką. (...) Doradzałem mu więc wielokrotnie, żeby przynajmniej do czasu widzenia z matką zarzucił swój proceder opalania ręki i poszedł choć parę razy na bazę. Potem zaś, potem - zrobi, co zechce. Uśmiechał się na te upomnienia łagodnie i odpowiadał z dziecinnym uporem:

- Nigdy, rozumiesz, nigdy już nie będę dla nich pracował. Hanna Krall Zdążyć przed Panem Bogiem (fragment)

Wracam do sprawy rozważnego dobierania słów. W trzy dni po wyjściu z getta przyszedł Celemeński i zaprowadził go do przedstawicie¬ li partii politycznych, którzy chcieli wysłuchać sprawozdania o powstaniu. Był jedynym żyjącym członkiem sztabu powstańczego i zastępcą Komendanta, więc złożył raport: „Przez te dwadzieścia dni - mówił - można było zabić więcej Niemców i więcej swoich ocalić. Ale - mówił - nie byliśmy wyszkoleni należycie i nie umieliśmy prowadzić walki. Poza tym ¬mówił - Niemcy też potrafili się dobrze bić”.

A tamci patrzyli po sobie w głębokim milczeniu i wreszcie jeden z nich rzekł: „Trzeba go zrozumieć, to nie jest normalny człowiek. To jest strzęp człowieka”.

Bowiem okazało się, że on nie mówił tak, jak należy mówić. „A jak należy mówić?” - zapytał. Należy mówić z nienawiścią, patosem, krzycząc - nie ma innych sposobów wyrażenia tego

wszystkiego niż krzyk. Więc on się od razu nie nadawał do mówienia, bo nie umiał krzyczeć. Nie nadawał się też na bohatera, bo nie było w nim patosu.

Cóż to za prawdziwy pech. Ten jedyny, który przeżył, nie nadaje się na bohatera.

Page 24: Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego światastrefaefektywnejedukacji.pl/newadminpanel/tmp/4.-teksty...Stanisław Bara ńczak Widokówka z tego świata Szkoda, że Ci ę tu nie

Zrozumiawszy to, taktownie zamilkł. Milczał dość długo, bo przez trzydzieści lat, a jak przemówił wreszcie, to zaraz stało się jasne, że byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby nie przerywał milczenia.

Na spotkanie z przedstawicielami partii jechał tramwajem, po raz pierwszy od wyjścia z getta jechał tramwajem i stała się z nim wtedy straszna rzecz. Zapragnął nie mieć twarzy. Ale nie dlatego, że ktoś zwróci na niego uwagę i go wyda, tylko poczuł, że ma odrażającą, czarną twarz. Twarz z plakatu ŻYDZI - WSZY - TYFUS PLAMISTY. A tu wszyscy stoją dookoła i mają jasne twarze. Są ładni, spokojni, mogą być spokojni, bo są świadomi swojej jasności i urody. (...)

Pokazywali dziś w telewizji Krystynę Krahelską. Też miała jasne włosy. (...) Jakaś pani opowiadała o niej - że biegła przez ogrody, a była tak wysoka, że nie mogła. nawet pochylona, w tych słonecznikach się schronić. (...) Cóż to za piękne życie i piękna śmierć. (...) Ale tak żyją i umierają piękni i jaśni ludzie. Czarni i brzydcy żyją i umierają nieefektownie: w strachu i ciemności. (...)

Czarni i brzydcy leżą osłabli z głodu w wilgotnej pościeli i czekają, aż ktoś przyniesie im owies na wodzie albo coś ze śmietnika. Wszystko jest tam szare - twarze, włosy, pościel. Oszczędnie palą karbidówkę. Ich dzieci wyrywają na ulicy przechodniom paczki z rąk w nadziei, że tam jest chleb, i natychmiast wszystko pożerają. W szpitalu dają spuchniętym z głodu dzieciom po pół jajka w proszku i po pastylce cebionu dziennie - to już dzielą lekarze, bo nie można narażać salowej, która też jest spuchnięta, na mękę dzielenia. (Tylko biały personel szpitalny ma przydział żywności: po pół litra zupy i sześć deka chleba na osobę. Na specjalnym zebraniu postanowiono zrezygnować z dwustu gramów zupy i dwóch deka chleba i podzielić to wśród palaczy i salowych. W ten sposób wszyscy mieli jednakowo: po trzysta gramów zupy i cztery deka chleba na osobę.)