Spoiwo

38

Transcript of Spoiwo

Page 1: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 1/38

Page 2: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 2/38

 

Spoiwomagazyn kulturowy na temat

Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracanianadesłanych tekstów.

ISSN:

wydawcaStowarzyszenie Bletkaul. Zaczarowane koło 7/730-087 Kraków

redaktor naczelnaKatarzyna Wabik tel. 0 692475535

sekretarz redakcjiHanna Tucznio

redakcjaZuzanna Adamkiewicz,Ewelina Gebert,Daniel Kopciński,Marcin Kowalik,Zuzanna Kubocz,

Alina Pardała,Katarzyna Rodacka,Ewa Zygarowicz

ilustracja na stronie (xx)Mateusz Kołek 

okładkaPatryk Poślednik 

opracowanie graficzne:

Simeon Genewwww.genew.pl

korektaMarta Höffman

projekt logo magazynuAdrian Spózwww.redkroft.com

druk Drukarnia OFF-Printul. Pana Tadeusza 6b

Page 3: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 3/38

 

EDITORIAL

Vulputat atis dolor sumsan heniat, velisl utat dit acing ea corem at utpat alit utpa-

tet, volore del utetum quam acipsummy num irilit ullan utem nim niatis exerat am

vero dunt alis et adit eugiamet wisl el ex eugait luptat.

Ipit la facilit, sisisit alit ipis autet, veliqua mconsectem dolobor ipit lummolent 

adignim iriure veliquismodo ea feuissed dipsusto ex ectem dolorperiure commy nos

niate feu feuguer aesendi amconse quismod iametueril iuscil utat pratuer alit, si.

Vercing et lut ut velese mod tat ing estie magna conullu tatincipit verosti onulluptat 

iusto et, qui blaor augueriustie ea feu feuisciduis nibh eu feugait lamet at, velesequ-is nit nisit nis accummy nonsed tat.

Rilit at veliquis alit, quat, quat ea consequate do commy nosto dio odigniscip er 

sis ea facil ut autat, corem dunt exer sed tie tate volorerit, quam alis nons elesenim

diam, sendigniat. Duis niam, quatie magna faccum eriuscidunt incil eugue tet 

voluptate volorem exerate veraessi tio odiam ea feum adionse quisci tie dolesequ-

amet aliquat nostrud min ulla facipit etue tat atuerci lismodolent pratie doloborer 

in exer incilis exer sumsandigna facipit lan velis dunt aliqui bla feu faccum in velit 

atio ex ent lor senis dolobor sum iriure corem vulput nullan ex eugiat dolor ate temirilisi.

 

Page 4: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 4/38

4

„Niektóre stany chorobowe występują tak rzadko, że koszt opra-cowania i wprowadzenia na rynek produktu leczniczego mającegosłużyć diagnozowaniu, zapobieganiu lub leczeniu takiego stanu cho-robowego nie zostałby zwrócony z przewidywanej sprzedaży tegoproduktu leczniczego; przemysł farmaceutyczny niechętnie podej-mowałby się opracowania leku w normalnych warunkach rynkowych;takie produkty lecznicze nazywane są sieroce.”*

Choroba rzadka (rare disease) to według regulacji prawa unijnegoprzypadłość występująca nie częściej niż około 5 przypadków na 10tysięcy osób. Takie rzadkie dolegliwości zwane są także chorobamisierocymi, a przeprowadzić kurację można za pomocą tzw. lekówsierocych. Szacuje się, że istnieje około 5–7 tysięcy rodzajów choróbrzadkich. Jest nimi dotkniętych około 30 milionów mieszkańców z 25

krajów Unii Europejskiej. To 6–8 procent całej populacji UE. Zatemparadoksalnie – nie jest wcale rzadkością cierpieć na chorobę rzadką.Choroby sieroce to przede wszystkim ciężkie, chroniczne i śmiertel-ne schorzenia o podłożu genetycznym. Jeszcze niedawno oznaczaływyrok śmierci w wieku dziecięcym. Dziś znane są już leki, które po-zwalają zapobiec ich rozwojowi, wydłużyć życie pacjentów, popra-wić jakość życia chorych oraz zniwelować niektóre objawy. Chorobyrzadkie przestają być na świecie wyrokiem śmierci. Pojawia się corazwięcej możliwości ich leczenia, a przede wszystkim wykrywane sąw coraz wcześniejszych stadiach, co pozwala na skuteczniejszą i dużo

tańszą terapię.

Wyniki badań obejmujących chorych na osiem najbardziej rozpo-wszechnionych chorób rzadkich, przeprowadzonych w całej Europiewykazały, że Polska pod względem ich diagnozowania znajduje siędopiero na przedostatnim miejscu w Europie, tuż przed Rumunią.Lekarze pierwszego kontaktu oraz instytucje rządowe są słabym źró-dłem informacji na temat chorób rzadkich. Największą wiedzą w tejdziedzinie dysponują stowarzyszenia chorych i ich rodzin. Choroba

rzadka zazwyczaj przerasta najbliższych cierpiącego. Muszą się oni

zmierzyć z dramatem takiej osoby i groźbą śmierci. Trudno im uzy-skać jakiekolwiek informacje odnośnie konkretnej przypadłości,a kiedy już dowiadują się, że istnieją leki, które mogą pomóc, okazujesię, że ich koszty są bardzo wysokie.

„Pacjenci cierpiący na rzadkie stany chorobowe powinni byćuprawnieni do takiej samej jakości leczenia jak inni pacjenci; koniecz-ne jest zatem wspieranie prac badawczo–rozwojowych i wprowa-dzania na rynek właściwych leków przez przemysł farmaceutyczny;zachęty dla rozwoju sierocych produktów leczniczych funkcjonująw Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej od roku 1983, a w Ja-ponii od roku 1993.”*

Leki sieroce (orphan drugs) swoją nazwę zawdzięczają właśnietemu, że żaden koncern nie chce zaadoptować ich do swojej ofer-

ty. Dlatego instytucje państwowe (w przypadku Europy są to Parla-ment Europejski i Rada UE) wprowadzają szereg udogodnień dla firmdecydujących się na ich produkcję. Niestety terapia wciąż pozostajebardzo droga. Teoretycznie rządy mają obowiązek wspierać chorychi ich rodziny poprzez specjalne programy. W Polsce jednak wciążbrakuje wiedzy i środków, aby pomóc cierpiącym na rzadkie choro-by. Komisja Europejska deklaruje wspieranie krajowych programówfinansowania terapii lekami sierocymi, powołany został nawet spe-cjalny Komitet ds. Sierocych Produktów Leczniczych (COMP). Mimowszystko w ubiegłym roku NFZ nie uwzględnił refundacji terapii cho-

rób rzadkich.

Więcej informacji na temat rzadkich chorób i leków sierocychmożna uzyskać na stronie: www.chorobysieroce.pl

Hanna Tucznio

*Uchwała Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej z 16 grudnia 1999 roku

OSIEROCENI PACJENCI

 

Page 5: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 5/38

5

Rozmowa z Małgorzatą Rogaszewską przedstawicielką firmy farma-

ceutycznej „Orphane Europe”, produkującej leki sieroce.

Produkujecie Państwo te leki, których inne koncerny i firmy far-maceutyczne unikają. Dlaczego?

Faktycznie, mało jest firm farmaceutycznych, które są zaintere-sowane rozwojem leków sierocych. Wynika to głównie z przesłanek ekonomicznych. Rozwój i wprowadzenie na rynek tych preparatówpochłania takie same koszty, jak leków produkowanych masowo.Tymczasem zbyt tych pierwszych jest ograniczony do niewielkiejgrupy chorych. W normalnych warunkach rynkowych koszty te raczejnie zwróciłyby się. Dlatego rządy wielu krajów wprowadziły specjalneprocedury dopuszczenie do obrotu takich produktów. W 2000 rokuParlament Europejski i Rada Unii Europejskiej przyjęły rozporządze-nie zwane Orphan Drug Regulation, na podstawie którego stworzono

zachęty finansowe i organizacyjne. Leki sieroce podlegają procedu-rze centralnej rejestracji (jedna rejestracja dla wszystkich krajów UE)przez Europejską Agencję ds. Oceny Leków (EMEA). Darmową kon-sultacją służy Komitet ds. Sierocych Produktów Leczniczych (COMP).Spośród kilku innych zachęt, najistotniejszy jest 10-letni okres wy-łączności rynkowej leku sierocego.

Jak działają leki sieroce? Jaka jest ich skuteczność?

Różne są mechanizmy działania leków sierocych (zresztą tak, jak i innych leków). Część z nich dostarcza brakującego substratu lubzmniejsza produkcję tego szkodliwego, inna część wiąże szkodliweprodukty, a pozostałe, czyli tzw. „enzymatyczna terapia zastępcza”próbuje „naprawić naturę”, dostarczając organizmowi brakujący en-zym. Bez względu na mechanizm działania, wszystkie te leki łagodząistniejące objawy kliniczne, zapobiegają powstawaniu nowych, czę-sto zagrażających życiu, w wielu przypadkach wydłużają życie cho-rego, ale przede wszystkim poprawiają jakość życia chorych. Wieluz nich, odpowiednio leczonych, może normalnie funkcjonować w ży-

ciu społecznym i zawodowym. Co do całkowitego wyleczenia choróbgenetycznie uwarunkowanych, to pacjenci ci musieliby zostać pod-dani terapii genowej, a w tej dziedzinie wciąż wiele jest niewiado-mych.

Leki sieroce pomagają tym najciężej chorym, którzy jeszcze kilkalat temu nie mieliby żadnych nadziei. Czy Państwa firma monitorujelub prowadzi badania nad rozwojem nowych leków? Środków, prze-ciwko jakim chorobom możemy oczekiwać w przyszłości?

Owszem, byliśmy i jesteśmy zaangażowani w prowadzenie badańnad rozwojem leków sierocych, stosowanych w leczeniu rzadkichchorób. Co do oczekiwań odnośnie przyszłości, to na świecie znanych

 jest ponad 6 tysięcy rzadkich chorób i ciągle przybywa nowych. Więk-szość z nich nadal czeka na wynalezienie leku (badania nad lekiem towieloletni proces). Pocieszającym jest fakt, że każdego roku wpływa

do COMP coraz więcej zgłoszeń nowatorskich produktów, mającychznamiona leku sierocego.

Jak wygląda zapotrzebowanie na leki sieroce w Europie i w Pol-sce?

W Europie (traktowanej jako UE) jest około 25 milionów pacjentówz rzadkimi chorobami, z czego leczonych jest ok. 20 procent. W Pol-sce potencjalnych pacjentów może być ponad milion, nie jest to więcproblem marginalny, jak by się mogło wydawać. Dane szacunkowe

Ministerstwa Zdrowia mówią o tysiącu pacjentów (!). Rozbieżnościwynikają z tego, że wielu pacjentów pozostaje nierozpoznanych.

Terapia przy użyciu leków sierocych jest bardzo droga, niewielupotrzebujących stać na nią. Czy w Polsce takie osoby są wspieraneprzez Państwo? Czy leki sieroce są refundowane? Czy raczej zajmująsię tym organizacje pozarządowe, fundacje lub stowarzyszenia?

Żaden lek z grupy sierocych nie znajduje się w wykazach leków

refundowanych, mimo składania przez nas w Ministerstwie odpo-wiednich wniosków, a co za tym idzie, nie jest finansowany z budżetuPaństwa. W chwili obecnej jedyną formą finansowania takich lekówsą zaproponowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia tzw. terapeu-tyczne programy zdrowotne (dla konkretnej choroby), ale mam in-formację, że w kilku przypadkach NFZ odmówił finansowania takichprogramów. Rzeczywistość wygląda więc dość ponuro – mamy pa-cjenta, u którego udało się rozpoznać rzadką chorobę, mamy dopusz-czony do obrotu lek, który mógłby mu pomóc, ale nie ma nikogo, ktotę terapię chciałby sfinansować. Pacjentów zdecydowanie na nią nie

stać i w związku z tym próbują się zjednoczyć w różnych organiza-cjach, stowarzyszeniach czy fundacjach – aby móc wywierać większąpresję na decydentach, prowadzić zbiórki pieniędzy i pomagać sobienawzajem.

 Rozmawiała Hanna Tucznio

  

Page 6: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 6/38

6

BOHATYROWICZE

Pani w okienku średnio rozumie o jaką miejscowość nam chodzi.Staram się jak mogę, żeby wymówić nazwę z możliwie jak najbardziejwschodnim akcentem i w końcu dochodzimy do porozumienia. Bile-ty za 4760 białoruskich rubli są już nasze...

WIEŚ POŚRODKU NICZEGO

Nasze zdziwienie nie było nawet zbyt duże, kiedy na stanowiskopodjechał stary Ikarus. Zastanawiające było jedynie to, że podróżmiała trwać półtorej godziny, a w naszych stronach tego typu auto-busy krążą wyłącznie po mieście. Ale też dzięki temu taka wycieczkama swój klimat. Pierwsze dwadzieścia minut jazdy stanowił wyjazdz miasta. Potem za szybą rozciągały się już tylko pola i pola. Wszędziebyło totalnie płasko, a Ikarus niemiłosiernie skrzypiał i pompowałdo wewnątrz niezwykle duże pokłady zimnego powietrza. W końcuwysiadamy. Wysiadamy, a naokoło nas nic. Zupełnie nic, znowu tyl-ko pola, czasem w oddali widać jakieś drzewo. I jeszcze po dwóch

stronach drogi tabliczki z rysunkiem autobusu w ramach oznaczenia

przystanku. W ostatnim momencie jeszcze kierowca zaczyna się naso coś pytać, ale nie bardzo rozumiemy. Chyba martwi się o to, ktonas stąd zabierze, gdzie będziemy spać i co tu będziemy robić. Ale zamało znamy jego język by wszystko mu wytłumaczyć. Prócz totalnejpustki jest jeszcze jeden drogowskaz: „Bohatyrowicze – 0,4 km”. Za-czynamy iść. Poza tym wieje jak diabli.

POTOMEK SZLACHTY

Ciężko jednoznacznie stwierdzić ile lat ma pani Teresa. Mieszka

pod numerem ósmym, nie ma w domu wody, rower zamyka na nocw szopie, od maja zeszłego roku mieszka sama. Sama w domu, pra-wie sama we wsi. Tylko jakieś dwa czy trzy domy są tu zamieszkałe.Wychodząc z jej ogrodu można skierować się w dwie strony. Jednadroga prowadzi do mogiły powstańców z 1863 roku, natomiast dru-ga do legendarnego grobu Jana i Cecylii. Pani Teresa nosi to samonazwisko co słynni założyciele – Bohatyrowicz.

 Idziemy w kierunku wskazanym przez naszą gospodynię, ale cią-

gle nic nie widać. Wszędzie tylko krzaki i wysokie trawy. Wchodzimy

do kilku ogrodów żeby zapukać do drzwi i spytać o drogę, ale mimo

Katarzyna Rodacka • Bohatyrowicze6

  

Page 7: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 7/38

7

że wszystkie domy wyglądają jak zamieszkałe, nigdzie nie widać ani

cienia człowieka. Dlatego jesteśmy zdane tylko na siebie. Z odnalezie-niem drugiej mogiły jest już nieco łatwiej. Znajduje się ona w sąsied-niej wsi, dokładniej już na jej końcu, gdzie mieszka nieco więcej ludzi.Położona w środku sosnowego lasu robi wrażenie. Głównie dlatego,że dotychczas istniała w wyobraźni jako miejsce zupełnie nierealne,książkowe.

W drodze powrotnej, idąc na grób Jana i Cecylii mijamy stare,opuszczone, do połowy już zniszczone stajnie, zarośnięte bluszczemdworki bez okien a czasem i bez drzwi. Obok tego wszystkiego spo-kojnie płynie Niemen, niby ten sam od niepamiętnych czasów. We-dług opowieści pani Teresy, co roku ta rzeka jest świadkiem napływuturystów w te strony. Właściwie lato jest jedyną porą kiedy w Bohaty-rowiczach pojawiają się ludzie. Ściągają tu tłumy autokarowych wy-cieczek żeby zobaczyć obydwa groby. A potem, z nastaniem jesieniwszystko się kończy. Zostają tylko stali mieszkańcy, a i tych z roku narok coraz mniej. Młodzi wyjechali do miast. Starzy umierają. Samapani Teresa stara się wyjeżdzać na zimę poza swoją wioskę, bo tutajzimno, samotnie i ciężko. Ciężko tym bardziej, że miesięczna renta

wynosi mniej niż sto dolarów. Ale mimo biedy, w tym skromnym

domu zawsze można znaleźć gościnę, wypić herbatę, posłuchać opo-

wieści. Można przespać się na podłodze w pokoju, gdzie obok wiel-kich obrazów Chrystusa i Matki Boskiej, znajduje się jeszcze polskihełm z okresu drugiej wojny światowej.

Wieczorem, przez drzwi słyszymy jeszcze głosy z telewizora. Próczautobusu, jest to jedyny kontakt ze światem „zewnętrznym”. Gdyodbiornik zostaje wyłączony słychać tylko przeraźliwe wycie wiatruwśród pól. Dzisiaj już tylko on zagląda przez wybite okna pustych do-mów.

Katarzyna Rodacka

Katarzyna Rodacka • Bohatyrowicze 7

  

Page 8: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 8/38

8

WYCIECZKAPRZEZ OPUSZCZONĄ ŚWIETNOŚĆINSTRUKCJA OBSŁUGI:

Wsiadasz do tramwaju lub autobusu1 , przejeżdżasz dwa, cztery lub czternaście przystanków, zajmuje ci to pięć,

 piętnaście lub czterdzieści pięć minut i wysiadasz. Oto przystanek PLAC CENTRALNY.

 Jednak robi wrażenie, bo całkiem inaczej wyobrażałaś/eś sobie blokowisko. Jeśli rozglądasz się uważniej, do-

strzegasz coraz więcej szczegółów. Wielkie okna, kolumny, filary, arkady. Trudno dziś domyślić się, jaką historię

mają parkingi, sklepy spożywcze, czy place. Miejsca zwyczajne i mało interesujące. A przecież jeszcze niedawno

Nowej Hucie Kraków mógł wiele pozazdrościć.

Na swoją wycieczkę wybierz ładny dzień. Odległości nie są duże, ale warto gdzieniegdzie się zatrzymać i przyj-

rzeć z bliska interesującym detalom, podnieść czasem głowę i dostrzec to, co niewidoczne z okna samochodu

lub innego środka komunikacji.

1nr 4, 15, 16, 17, 20, 21, 22, 121, 163, 174, 501, 502, 601, 608, 609

 

Page 9: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 9/38

9

START:

1. eMPiK, czyli Klub Międzynarodowej Prasy i Książki.

Empiki za komuny, tak jak dziś rozsiane były po całej Polsce i nawetpodobnie funkcjonowały. W klubie empik można było kupić książkę,

przeczytać gazetę (także zachodnią), wziąć udział w kursie języka(również zachodniego), obejrzeć wystawę, spotkać się z pisarzem,artystą, wypić kawę i zjeść w zasadzie tylko jedną rzecz – pałeczki tru-flowe. Empik w Nowej Hucie był dużo lepiej zaopatrzony i prowadziłznacznie ciekawszą działalność, niż ten w Krakowie. Władze komuni-styczne paradoksalnie w samym centrum swojego idealnego miastastworzyły, finansowały i utrzymywały na najwyższym poziomie„przy-czółek wroga”. Dziś – sklep spożywczy.

2. Pierwszy plac Nowej Huty.

Gdy maszyny budowlane grzęzły w błocie na nowohuckich dro-gach, to właśnie tu po pracy spotykali się robotnicy i robotnice. Usta-wiano drewnianą scenę, sprowadzano ludowe kapele (robotnicypochodzili głównie ze wsi), a po zabawie rozchodzono się do miesz-kalnych baraków i hoteli robotniczych. Dziś – parking i poczta (kiedyśmieściła się tu także fabryka słodyczy).

3. Pierwsze kino w Nowej Hucie – „Stal”.

Tą samą nazwę nosił także pierwszy klub piłkarski i zapewne jeszcze kilka innych „pierwszych” instytucji. Szybko jednak powstałykolejne: „Świt” i „Światowid”. Duże, nowoczesne budynki z kilkomasalami projekcyjnymi. Kino „Światowid” upadło pierwsze – przegrałoz telewizją, jeszcze zanim pojawiła się konkurencja w postaci multi-pleksów. „Świt” walczył dłużej. Obydwa budynki, bardzo podobne

do siebie, nie pełnią dziś swoich „kulturalnych” funkcji. „Świt” stał siębazarem. Mieści się tam sklep z używaną odzieżą i centrum tanichpodręczników. „Światowid” ma smutniejszą dolę. Niszczeje opuszczo-ny jako magazyn. Podobno ma stać się muzeum.

4. Plac Centralny.

Sklepy w Nowej Hucie były o wiele lepiej zaopatrywane niż sklepyw Krakowie. To przyciągało gospodynie na Plac Centralny, aby wła-śnie tu robić zakupy. Aprowizacja polepszała się zwłaszcza przed wi-zytą przedstawicieli zaprzyjaźnionych krajów komunistycznych lub

Hanna Tucznio • Wycyeczka przez opuszczoną świetność 

 

Page 10: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 10/38

10

najwyższych władz państwowych. W miejscu, gdzie dziś mieści sięcocktail bar „Laguna”, niegdyś znajdował się sklep z nabiałem „Sero-wit” – jedyne miejsce, gdzie można było kupić ser pokrojony w pla-sterki lub zwiórkowany.

5. Pomnik Lenina.

Podróżując przez Rosję i kraje byłego ZSRR można łatwo ocenić,

 jak ważne było dane miasto kierując się jednym tylko kryterium: jak 

duży i okazały jest miejscowy pomnik Lenina. Ten w Nowej Hucie byłnaprawdę wart uwagi. Odsłonięty w 1973 roku Włodzimierz Lenindłuta Mariana Koniecznego był lekko pochylony, śmiało kroczył na-przód, w rękach zaś, splecionych za plecami trzymał czapkę nieade-kwatnie małą do jego głowy. Każdy wiedział skąd i dokąd zmierzałLenin. Pomnik ten stał w Alei Róż do roku 1989, kiedy został zdemon-towany. W międzyczasie padł ofiarą m.in. zamachu bombowego.

Hanna Tucznio • Wycyeczka przez opuszczoną świetność 

 

Page 11: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 11/38

11Hanna Tucznio • Wycyeczka przez opuszczoną świetność 

6. „Arkadia”

To właśnie był cel wiecznego spaceru towarzysza Lenina. W loka-lu, gdzie niegdyś mieściła się restauracja o tej nazwie obecnie znajdu-

 je się bank, jeden z pięciu przy Placu Centralnym.

7. „Stylowa”

To miejsce Lenin miał właśnie opuszczać. Kultowa już kawiarnia/restauracja istnieje do dziś i funkcjonuje bez problemów. Prawdo-podobnie zmieniła się nieco średnia wieku. Robotnicy, którzy kiedyśodwiedzali „Stylową” po pracy, dziś robią to nadal. Regularne dan-singi i zabawy taneczne z okazji takich jak Andrzejki lub Dzień Babcii Dziadka niestety nie przyciągają okolicznej młodzieży. Stylowa jest

  jednak miejscem wciąż interesującym; przed kilku laty została tamzorganizowana sesja zdjęciowa z udziałem pracowników lokalu ubra-nych w autorskie kolekcje ze sklepu „Punkt”.

8. Teatr Ludowy. 

To ostatnie miejsce wycieczki. Tak jak „Stylowa” istnieje i funkcjo-nuje do dziś. Coś się jednak zmieniło. W 1955 roku teatr rozpocząłswoją działalność premierą opery Wojciecha Bogusławskiego pt.„Krakowiacy i Górale”, której akcja rozgrywa się na terenach dzisiejszejNowej Huty. Wkrótce Teatr Ludowy stał się jedną z najważniejszychi najbardziej interesujących scen w Polsce. Każde przedstawienie byłowydarzeniem na skalę kraju i wywoływało burzliwe dyskusje. Dziś wi-downia nie zawsze się zapełnia, a teatr dorabia organizując wesela.

To na szczęście tylko fragment Nowej Huty. Tak jak system,którego była dzieckiem, poległa w konfrontacji z kapitalizmem. Kul-tura ustąpiła miejsca „tanim” produktom. Na szczęście muzy i artyścipowracają do Huty. Warto ją odwiedzić. To wciąż miejsce szans, a tak-że olbrzymich przestrzeni społecznych i rzeczywistych do pracy.

Hanna Tucznio

 

Page 12: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 12/38

12

  

Page 13: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 13/38

13

Wszystko co przebiega przez wieś jest puste, na-wet dziury w drogach są puste. Puste domy,zamknięte cerkwie, opuszczone chyże, czyli ni-

skie, bielone chaty. Zapomniane cmentarze, które ktoś odczasu do czasu odnawia. Kto? Zwykle jacyś hobbyści. Pra-wie puste pastwiska, bo jakieś krowy się na nich jeszczepasą. I wśród mieszkańców nie słychać już języka innegoniż polski, bo łemkowski w zasadzie opuścił przymusowo

 już rejony Beskidów i Bieszczadów. A takich pustych wsi jest wiele. Przez południową Polskę przebiega pas, w ob-rębie którego mieszczą się wysiedlone miejscowości. Ichdawni mieszkańcy, o ile jeszcze nazwać ich można Łem-kami, żyją na północy kraju. Na spakowanie się w roku1947 mieli tylko chwilę.

Jest takie miejsce, nazywa się Nowica. Niewielka miej-scowość niedaleko Uścia Gorlickiego, pełna osobliwości.Zaczynając od widoku niskich, w większości bielonychchat, przechodząc do cerkwi grekokatolickiej pod we-zwaniem św. Paraskewy i przylegającego do niej małegocmentarza, wcześniej jeszcze mijając chaty mieszkają-cych tam muzyków, a kończąc (nie kończąc, bo to wcalenie koniec, ale raczej zatrzymując się w tym miejscu) nanajmniejszej szkole w Polsce, do której uczęszcza pięciorouczniów. To chyba jedno z najbardziej barwnych miejscna mapie Małopolski. Miejsce, które wymuszaja pytanie:czy ta kultura jeszcze żyje? Czy może właśnie widzimy jejkoniec?

13

CZYLI

JAK TO SIĘ MÓWIPO ŁEMKOWSKU?

Katarzyna Rodacka • Jak to się mówi po łemkowsku

  

Page 14: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 14/38

14

Opinie są podzielone: według niektórych kultura łem-kowska zupełnie upada, według innych przeżywa swójrozkwit. O tym pierwszym świadczyć może brak dostępudo muzyki łemkowskiej, do festiwalów kultury, do gazet,a przede wszystkim do rodowitych Łemków, do ich le-gend. Z drugiej jednak strony te festiwale istnieją, muzy-ka ciągle gra na nowo między innymi podczas corocznej

Watry – wielkiego święta Łemków, na które zjeżdżają oniz różnych stron świata by powspominać, potańczyć, by

odświeżyć stary język i historię. Innym miejscem spotkań jest Kermesz  – święto religijne pełne modlitwy połączo-ne z częścią artystyczną, z przedstawieniem regionalnejsztuki, tańców, muzyki. Wspominani są też wtedy poeciz Łosi, miejscowości w Beskidzie Niskim, gdzie odbywa sięświęto. Ale to nie wszystko, gdyż podczas tych wrześnio-wych dni można wybrać się wspólnie na rydze do lasuoraz nacieszyć oko wystawami i stoiskami z rękodziełem.

Wszędzie czuć klimat tradycji i historii. A jest ona boga-ta – przodkowie Łemków przybyli dawno temu z KarpatRumunii jako pasterze. Prócz uprawy ziemi, po pewnymczasie zaczęli zajmować się wyrobem mazi drzewnej dosmarowania osi w kołach wozów oraz wyrobem drewnia-nych łyżek i zabawek. Robili także dziegieć – produkt uży-wany w medycynie.

Jednak najsłynniejszy Łemko trudnił się zupełnie czyminnym – malarstwem. Epifaniusz Drowniak, znany bar-dziej jako Nikifor Krynicki, był malarzem prymitywistą.Jego obrazy, sprzedawane kiedyś na krynickim depta-ku, a teraz dostępne do oglądania w muzeum w Krynicy,przedstawiają często budynki, fabryki dolarów, place, sta-cje kolejowe – opuszczone, bez podróżnych, bez pocią-gów, z fikcyjnymi nazwami. Równie fikcyjnymi jak nazwy

Na tym zdjęciuwidzimy pracow-nię łyżek we wsiNowica

Katarzyna Rodacka • Jak to się mówi po łe mkowsku14

  

Page 15: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 15/38

15

dzisiejszych wsi teoretycznie łemkowskich. Teoretycznie,gdyż owszem, mówi się, że Łemkowie powracają dzisiajdo swoich domów na południu Polski, ba! zaczęli już tupowracać po „odwilży”, w roku 1956, gdyż oficjalnie wtedydostali do tego prawo, ale do ich wsi wprowadza się zde-cydowanie więcej Polaków. I chociaż wsie nazywają się popolsku – Nowica, Hańczowa, Ropki, to powstał projekt bywprowadzić podwójne nazewnictwo, by postawić przy

polskich tablicach z nazwami wsi tablice w języku łem-kowskim. Jak będzie – nie wiadomo. Samo wprowadze-nie takich oznaczeń niewiele zmieni. Cerkwie nadal będąpuste, podobnie przyległe cmentarze się nie zmienią,a kult świętego Mikołaja nie powróci do dawnej świetno-ści. Co z literaturą i gazetami? Podczas wojny wydawanybył co prawda „Nasz Łemko”, a w księgarniach pojawiła sięostatnio książka o legendach łemkowskich obok innych

wydawnictw dotyczących Beskidów. Zainteresowanie jest niestety małe, a wszystko to dociera jedynie do ludzi

wtajemniczonych i zainteresowanych tym tematem.Poza tym kto z nas słyszał o muzyce łemkowskiej? A ist-

nieją zespoły, które ją promują. Takim przykładem jestchociażby zespół „Serencza”, co znaczy po prostu „Szczę-ście”. Usłyszeć ich można głównie w miejscowościach Be-skidu Niskiego, i tylko po łemkowsku. Inny zespół to „Ła-stiwoczka”, czyli „Jaskółeczka”, która tańczy, śpiewa i gra nafestiwalach jako jeden z najlepszych zespołów folkowych.

Wymieniać można by wiele – zespoły z Polski, Słowacji,byłej Jugosławii istnieją, tylko mało kto o ich istnieniu nie-stety wie. Wiele z nich mają w swoich szeregach rodowi-tych Łemków. Takie było założenie chociażby „Serenczy”.Jednak grają tam też Polacy, którzy chcą kontynuowaćtradycje przodków. I dzięki temu, mimo, że wsie i domypozostają opuszczone przez Łemków, tak pamięć po nich

 jest ciągle żywa.

Katarzyna Rodacka

Katarzyna Rodacka • Jak to się mówi po łemkowsku 15

Nabożeństwowe wsi Nowica

 

Page 16: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 16/38

16

ZAPOMNIANE MIEJSCE ZBRODNI

 

Page 17: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 17/38

17

13 MARCA 1943 ROKU Jüdischer Wohnbezirk - krakowskie getto ży-dowskie. Kolejka, świstki papieru ściskane w spoconych ze strachudłoniach. Krok za krokiem. Pieczątki czerwonym niczym krew atra-mentem odciskają ludzki los. Tu człowiek „zbędny”, tam człowiek „nie-zbędny”. Część „zbędnych” ludzkich istnień zostanie przewiezionado obozów śmierci. Zlikwidowana. Ta „niezbędna”, zdolna do pracyczęść, trafi do miejsca zwanego Konzentrationslager Plaszow bei Kra-kau (Obóz Koncentracyjny Płaszów – hitlerowski obóz pracy przy-musowej).

Obóz na Krzemionkach zajmował teren ponad 80 hektarów i mie-ścił 25 tysięcy więźniów. Istniał dwa lata, miał trzy oficjalne nazwyi czterech kolejnych komendantów. Zajął teren dwóch przedwojen-nych cmentarzy żydowskich. Utworzony został częściowo w Płaszo-wie oraz na terenie dawnych podkrakowskich gmin: Podgórze i WolaDuchacka. Położony był przy pobliskiej linii kolejowej, która zostałaprzedłużona do wnętrza obozu, w celu umożliwienia transportówludności pociągami.

Do budowy obozu wykorzystano nagrobki zlikwidowanychnekropolii. Pomniki z cmentarzy posłużyły wybrukowaniu ścieżek prowadzących do biur komendantury SS. Zdrowych i silnych więź-niów wykorzystywano do niewolniczej pracy na terenie obozu lubpoza nim, zaś chorych i niezdolnych do pracy wywożono do obozówśmierci m. in. w Oświęcimiu i Treblince. W planach hitlerowskich obózpłaszowski miał być także obozem śmierci. W 1943 roku przystąpio-no do budowy komór gazowych, których nie udało się dokończyć.Komendant obozu często przeprowadzał segregacje więźniów, dzie-

ląc ich na silnych i słabych. 14 maja 1944 roku Hauptsturmführer SS,komendant Amon Goeth przeprowadził selekcję, która pochłonęłanajwięcej ofiar. Jej hasło przewodnie brzmiało: „właściwa praca dlakażdego człowieka”. Osoby odnotowane jako słabsze, ułomne lubchore, zostały wywiezione do Oświęcimia.

„Cały transport liczył 1400 dorosłych i 286 dzieci. Odjeżdżając wy-machiwały rączkami do pozostałych na placu apelowym rodziców,którzy uderzyli w rozpaczliwy płacz i lament. Starano się to zagłuszyćpuszczonymi przez megafony piosenkami z repertuaru dziecięcego,

Ewa Zygarowicz • Zapomniane miejsce zbrodni 

 

Page 18: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 18/38

18

a wszystkim więźniom rozkazano odwrócić się plecami do drogi, któ-rą odjeżdżały samochody. Po kilku dniach Goeth zwrócił się do ko-mendanta obozu w Oświęcimiu z prośbą, aby mu odesłano pasiakipo wywiezionych. Jak potem ustalono, transport w ogóle nie zostałzewidencjonowany i po przybyciu do Oświęcimia skierowano go na-tychmiast do komór gazowych .”

Liczbę zamordowanych w obozie szacuje się na 8-10 tysięcy. Niemożna określić dokładnej liczby ofiar,ponieważ hitlerowcy nie prowa-

dzili centralnej ewidencji więźniów, a zacierając ślady swoich zbrodniwydobyli ciała z masowych grobów i spalili je na stosie. Świadkowiemówią o tym, jak z obozu wywieziono 17 ciężarówek ludzkich pro-chów. Do dzisiaj zachowało się kilka śladów obozu, w tym budynki:„Szary Dom” przy ul. Jerozolimskiej – główna wartownia i karcer dlawięźniów, oraz willa komendanta Amona Goetha przy ul. Jerozo-limskiej. Tarasy, na których zlokalizowane były baraki obozowe, dodzisiaj noszą ślady fundamentów, ocalały też trzy jaskinie-sztolnieo przeznaczeniu schronów przeciwlotniczych. Pozostały także szcząt-ki cmentarza żydowskiego w postaci piwniczek grobów, i co wydaje

się nieprawdopodobne, jeden cały nagrobek z czytelnym napisem natablicy. Gdzieniegdzie napotkać można pozostałości zrujnowanychbudynków i potłuczone nagrobki z hebrajskimi napisami lub hek-sagramami. Duży drewniany krzyż oraz pomniki ofiar obozu znacząmiejsca masowych egzekucji, tzw. H-Górkę i C-Dołek.

Komendant obozu, Amon Goethe, aż do 1944 roku nie był krępo-wany żadną kontrolą ani interwencją władz wyższych – decydowało życiu i śmierci tysięcy więźniów. Cechowała go brutalność, sadyzm

i instynkt zbrodniarza.

„Wystarczyło z przerażenia nie zdjąć czapki, by zostać na miejscuzastrzelonym lub zagryzionym przez psy. (…) W maju 1943 rokupodczas apelu zastrzelił więźnia, który, jak mu się zdawało, śmiał się;następnie wywołał i zastrzelił kolejnego więźnia. Znalazłszy raz nadrodze słomkę kazał rozstrzelać10 ludzi z kolumny zamiataczy 1.”

- Zachowała się cała dokumentacja z procesu Amona Goetha – jestwydana i dostępna. Jesienią 1944 roku władze niemieckie aresztowa-

Ewa Zygarowicz • Zapomniane miejsce zbrodni 

 

Page 19: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 19/38

19

ły go pod oskarżeniem defraudowania mienia ludności żydowskiej– rzeczy, które teoretycznie miały przejść do skarbu Rzeszy. Po wojniezostał złapany przez Amerykanów, wydany Polakom i tutaj w Krako-wie powieszony – opowiada Monika Bednarek, kierownik OddziałuMuzeum Historycznego Miasta Krakowa przy ul. Pomorskiej.

 Historia pewnej listy

Kamieniołom Liban, niegdyś teren obozu karnego dla Polaków,

na początku lat dziewięćdziesiątych przeżył inwazję ekipy filmowcówprosto z Hollywood. Steven Spielberg realizował tutaj „Listę Schin-dlera”, nagrodzoną siedmioma – nomen omen – Oskarami, historięniemieckiego przedsiębiorcy i członka partii nazistowskiej, który ura-tował od śmierci w krakowskim obozie 1100 Żydów. Film pokazuje,

 jak Schindler, bohatersko tworząc „listę ocalonych” wykupił ludzi z rąk komendanta obozu, sam stając się bankrutem. Wśród uratowanychŻydów była Stella Müller-Madej, autorka książki „Dziewczynka z listySchindlera”, opisującej wspomnienia z obozu koncentracyjnego. Au-torka trafiła do Płaszowa, gdy miała zaledwie dziewięć lat. History-cy podkreślają jednak kontrowersyjny charakter postaci Schindlera.

Czym innym jest filmowa fikcja, w dużej mierze fantazja reżysera,a czym innym fakty historyczne.

 – Mam do Schindlera wstrzemięźliwy stosunek – mówi Monika

Bednarek. – Oprócz tego, że należał do NSDAP, był również człon-kiem niemieckiego wywiadu wojskowego. Nie wierzę w jego nagłąprzemianę duchową, po prostu widział co się dzieje i mógł skorzy-stać z taniej siły roboczej, wykorzystując więźniów żydowskich. Niebył do końca złym człowiekiem, pozwalał im normalnie funkcjono-

wać w obozie, a po zbliżaniu się frontu wschodniego, kiedy oczywistebyło, że Niemcy musza się ewakuować, załatwił sobie przeniesieniefabryki razem z pracownikami do Brunnlitz. Nie jest też prawdą, żewszyscy jego pracownicy, którzy byli zatrudnieni w fabryce przez 2 - 3lata, trafili do obozu w Brunnlitz – później odbyły się jeszcze różnegorodzaju selekcje i część tych robotników została wywieziona w innemiejsca. A na tzw. „listę” – która moim zdaniem była po prostu listątransportową, sporządzoną przez władze obozu – trafili w dużej mie-rze ludzie przypadkowi, na przykład więźniowie z Wieliczki, którzynigdy o Oskarze Schindlerze nie słyszeli.

Ewa Zygarowicz • Zapomniane miejsce zbrodni 

 

Page 20: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 20/38

20

Budynek Fabryki Schindlera w Podgórzu przyciąga teraz tury-stów, a przy wejściu widnieje napis: „Kto ratuje jedno życie, jakby całyświat ratował”. Odbywały się tam różne imprezy kulturalne (GaleriaBezdomna, wystawa prac studentów Szkoły Artystycznego Projekto-wania Ubioru, projekcje „Listy Schidlera” oraz spektakle teatralne od-bywające się w ramach Krakowskich Reminiscencji Teatralnych).

– Muzeum Historyczne Miasta Krakowa przygotowuje w admi-nistracyjnej części budynku wystawę poświęconą dziejom Krakowa

w okresie okupacji, która będzie otwarta w 2009 roku. W drugiejczęści fabryki ma być Muzeum Sztuki Współczesnej, ale nad tym pro-

 jektem odbędzie się jeszcze głosowanie Rady Miasta – mówi MonikaBednarek.

 Kamieniołom Liban natomiast nic nie zyskał na sławie filmu, jest

miejscem opuszczonym i zaniedbanym, jak większa część dawnegoobozu. Po amerykańskich filmowcach pozostałytam jedynie elemen-ty scenografii, mylnie odbierane przez odwiedzających to miejsce

 jako prawdziwe relikty historyczne (fot.).

Obóz „Płaszów” dziś

Obecnie teren obozu został częściowo zabudowany, resztęstanowią opustoszałe łąki oraz kamieniołomy. Przez długi czas pozo-stawał miejscem zaniedbanym i prawie całkowicie zapomnianym (nielicząc fascynatów szukających szczątków bolesnej historii). Nadanieterenowi statusu Parku Kontemplacyjnego nie przyniosło żadnychefektów. Spora część byłego obozu przypomina bardziej wysypiskośmieci, niż miejsce pamięci i refleksji. Dewastacji tego miejsca stara

się zapobiegać Centrum Edukacji Kulturowej i Ekologicznej, które napoczątku 2004 roku rozpoczęło współpracę z amerykańską fundacjąELI – Experiental Learning International. Grupa wolontariuszy porząd-kowała teren, odsłaniając nagrobki i stawiając tablice informacyjne.Stowarzyszenie Izrael-Polska apeluje o zabezpieczenie i ogrodzenieterenu, który dla Żydów stanowi miejsce święte – w obozie znajdo-wały się przecież dwa przedwojenne cmentarze żydowskie.

 

Page 21: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 21/38

21

Władze Krakowa wystąpiły z projektem Parku Pamięci Holocau-stu, mającego przywrócić należytą atmosferę powagi i skupienia naterenie pozostałości po żydowskich cmentarzach. Ogłoszono kon-kurs architektoniczny na zagospodarowanie przestrzenne obszarubyłego obozu.

– Wokół konkursu rozpętała się burza, ponieważ może on spowo-dować pewną ingerencję w grunt, a religia żydowska zakłada, że nieprzekopuje się miejsc pochówku. Dlatego pojawiły się kontrowersje

ze strony Gminy Żydowskiej i innych środowisk żydowskich – mówiMonika Bednarek. – Projekt został wybrany i będzie realizowany, napewno w najbliższych latach. Jest odpowiednio prosty, oszczędny.

Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, zwycięski projekt został wystawio-ny przez Grupę Projektową „Proxima” z Krakowa. Plan nie odtwarzamurów ani zasieków, granice obozu wyznaczają świecące słupy. Od

  jednej bramy obozowej do drugiej prowadzić ma kładka unoszą-ca się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią, by odwiedzający niedeptali prochów ofiar pomordowanych w obozie. Podtrzymywać ją

będą podpory, które nad poziomem kładki staną się multimedialny-mi ekranami informacyjnymi. Będzie z niej widać plac obozowy, wy-znaczony z wykorzystaniem siatki modularnej. Baraki zostaną tylkozasygnalizowane jako wgłębienia w ziemi. Do ich uwidocznienia po-służy biały wapień z pobliskich kamieniołomów. Realizacja projektuzapowiada się optymistycznie, zarówno prezes gminy żydowskiej, jak i przedstawiciel Instytutu Pamięci Narodowej zaopiniowali ten planpozytywnie.

Ewa Zygarowicz 

 Za pomoc w realizacji artykułu serdeczne podziękowania kieruję do Kierownika Muzeum

Historycznego Miasta Krakowa, Oddziału na ul. Pomorskiej, mgr Moniki Bednarek.

 Zdjęcia: Stanisław Barański, Ewa Zygarowicz - zdjęcia archiwalne pochodzą ze zbiorów 

wystawy Muzeum Historycznego Miasta Krakowa (Oddziału na ul. Pomorskiej).

Ewa Zygarowicz • Zapomniane miejsce zbrodni 

  

Page 22: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 22/38

22

POLSZCZA I UKRAJINAUkraina, obwód tarnopolski, Krzemieniec – miasteczko liczące

25 tysięcy mieszkańców. Tu wznosi się Góra Królowej Bony, a takżeznajduje się dworek Juliusza Słowackiego. Krzemieniec to miejsce,gdzie chleb kosztuje 30 kopiejek (60gr), a masło 1,20 hrywny (1,20zł).W mieście tym mieszka Mykola studiujący prawo na UniwersytecieJagiellońskim w Krakowie. Jest rdzennym obywatelem Ukrainy, odzawsze chciał studiować prawo, gdyby nie przypadek, dziś z dumąnosiłby legitymacje studencką Narodowego Uniwersytetu „Akade-mia Ostrogska”, jednej z najlepszych uczelni wyższych na Ukrainie.

Stało się inaczej za sprawą znajomego, który zagadnął kiedyś: „Co bę-dziesz szukał na Ukrainie, jak możesz spróbować w Krakowie?” – „Noi pojechałem” – z ułańską fantazją odpowiedział Kola (tak nazywajągo przyjaciele).

Lipiec 2008 roku. Kola po raz pierwszy jest w Krakowie i po razpierwszy w Polsce. Zna dwa zwroty: „dzień dobry” i „do widzenia”.Składa dokumenty, wraca do ojczyzny, a dwa miesiące później dosta-

 je z uniwersytetu napisaną po polsku odpowiedź, której nie potrafiprzeczytać. Kilka godzin ze słownikiem pozwoliło rozszyfrować wia-domość o przyjęciu go do grona żaków polskiej uczelni. Wydaje się,że Kola mógł być spokojny o wynik – jak się okaże – skomplikowanej

rekrutacji. Na ukraińskim świadectwie maturalnym w 12 stopniowejskali ocen miał średnią 11, co w polskich realiach daje 5,5 na 6,0! Gdyprzyjeżdża do Polski pierwszy raz, w urzędzie na dzień dobry straszągo terminem, którego znaczenie wtedy było mu równie obce jak całyKraków, mianowicie nostryfikacją (uznanie zagranicznego dyplomutytułu lub stopnia naukowego albo zawodowego za równoprawnyz krajowym – przyp. red.). Teraz już nie jest tak spokojny. Po nostry-fikację trzeba jechać do Ministerstwa Edukacji w Kijowie. Kola dzwo-ni do Ministerstwa i okazuje się, że polscy urzędnicy wprowadzili go

w błąd – w jego przypadku ta formalność jest niepotrzebna, dziękiumowie między Polską a Ukrainą, która reguluje tę kwestię. Inaczejgdyby legitymował się pochodzeniem polskim, wtedy nie ominęły-by go dodatkowe egzaminy w ambasadzie RP. Kola może odetchnąćz ulgą.

CO JA TUTAJ ROBIĘ?

Gdy we wrześniu wprowadza się do akademiku „Żaczek”, przez kil-ka pierwszych dni pobytu towarzyszą mu wątpliwości, gdyż zostawiłprzyjaciół, rodzinę, a tu nie zna nikogo. Będąc sam w wielkim mieście,

Daniel Kopczyński • Polszcza i Ukraina22

  

Page 23: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 23/38

23

skrępowany barierą języka, może liczyć wyłącznie na siebie. Szybko  jednak poznaje innych studentów, obcokrajowców ze Wschodu,których w Krakowie jest bardzo wielu: najwięcej z Ukrainy, Białorusi(głównie z Grodna i Mińska), a nawet z Kazachstanu – właśnie z oby-watelem tego ostatniego kraju Kola wynajmuje pokój. Wszystkichich łączy język byłych republik radzieckich. Kilka miesięcy regularne-go chodzenia na wykłady, codzienne rozmowy z polskimi kolegami

pozwoliły mu opanować polski w stopniu pozwalającym na czytanieze zrozumieniem podręczników akademickich. Podoba mu się tok iorganizacja studiów oraz sposób przeprowadzania sesji, mimo że jak sam przyznaje, jest trudniej. Na Ukrainie system studiowania opierasię na zaliczaniu cząstkowych kolokwiów. Po spełnieniu tego warun-ku nie wymaga się od studentów zdawania egzaminów z całości ma-teriału. Kola z racji swojego pochodzenia zdaje egzaminy w formieustnej, oczywiście w języku polskim, choć jak twierdzi jeden z profe-sorów – „gawarju pa ruski”.

Gdy znika żelazna kurtyna obcego języka, odchodzi także poczu-cie osamotnienia. Kola, dopiero nauczywszy się polskiego, przekro-czył granicę. To znajomość języka, czyli sposobu postrzegania świata,pozwoliła mu poznać polską kulturę. Imigranci nie znający językakraju, do którego przybyli, organizują swoje życie w zamkniętych en-klawach pobratymców. Oni jedynie fizycznie opuścili swoją ojczyznę,zerwawszy rodzime więzi, nie zawiązali nowych – ograniczając się do

życia wśród ludzi posługujących się ich ojczystą mową. Skutkuje topoczuciem opuszczenia i alienacji.

UROK SCHENGEN ZONE

Kola odwiedza dom rodzinny średnio co miesiąc, jednak zdarzyłosię, że musiał przyjechać tydzień wcześniej niż planował, z powodu

utraty ważności wizy. Trzymiesięczna wiza schengeńska kosztuje 35euro. Dzięki temu, że Kola studiuje, otrzymał Kartę Czasowego Poby-tu, uprawniającą go do przebywania na terenie Polski przez rok – ta-kie udogodnienie kosztowało go ponad 900 hrywien (410zł). Zmiana

 jest duża – przed wejściem Polski do strefy Schengen, Ukraińcy do-stawali wizy za darmo. Pochodzenie Koli nie pozwala mu studiowaćbezpłatnie. Studia opłacają za niego rodzice –„stypendium taty” to

 jedyne, na jakie może liczyć. Zatem łatwo sobie wyobrazić, jak sku-teczna jest taka motywacja.

EXODUS

Mykola, rdzenny obywatel Ukrainy, jedna z tysięcy osób stu-diujących w Krakowie, zamierza skończyć studia, wyspecjalizować sięw dziedzinie prawa austriackiego i wyjechać, jak łatwo zgadnąć, doAustrii – „stanął na granicy zobaczył wielkie horyzonty i wielki świat”.

   П    О   Л    С   К    А   И   У   К   Р    А   И   Н    А

Daniel Kopczyński • Polszcza i Ukraina 23

 

Page 24: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 24/38

24

„Zespół Domów Wypoczynkowo-Szkole-niowych w Porąbce-Kozubniku jest Ośrod-kiem Hutniczego Przedsiębiorstwa Remon-towego w Katowicach, które zatrudnia 18tysięcy pracowników. Dla wypoczynku tak licznej załogi pracującej w trudnych warun-kach, wymagających ogromnego wysiłku fi-zycznego Przedsiębiorstwo wybudowało wlatach 1968-1980 Ośrodek Wczasowy w Po-rąbce, w Beskidzie Małym” – głosi folder re-klamowy pod redakcją Czesława Anioła wy-dany w latach osiemdziesiątych przez Bielską

ekspozyturę Centralnego Ośrodka InformacjiTurystycznej. Broszurka ta, dziś mocno jużnieaktualna opisuje szczegółowo kompleks12 pawilonów usytuowanych w odległościokoło 80 kilometrów od Krakowa, u stópgóry Żar, w dolinie potoku Mała Puszcza. „OZespole mówi się, iż jest on oazą wygodne-go wypoczynku, rekreacji i rozrywki. Istotnie,górska sceneria, lasy a nade wszystko cisza,kojący szum strumyka i jego wodospadów,

czynią z tego Ośrodka Wczasowego HPRatrakcyjne miejsce” - zachwala dalej informa-tor. Dziś – równo czterdzieści lat od wbiciapierwszej łopaty w teren pod budowę obiek-tu – miejsce to pozostaje nadal niezwykleatrakcyjne, choć dla zupełnie innych gości.

Omawiany zespół powstawał w dwóchetapach – pierwszy, przypadający na lata1968-1975 to okres wznoszenia podstawo-

wych elementów infrastruktury, oraz nie-wielkich domków wczasowych. Drugi zaś torozbudowa z lat 1975-1980. Wtedy to wła-śnie zbudowano w Porąbce najbardziej cha-rakterystyczne budynki wchodzące w składimponującego, mogącego gościć jednora-zowo 500 wczasowiczów kompleksu - m.in.dziesięciopiętrowy budynek zwieńczającykompleks, w którym mieścił się ekskluzywny

hotel „Kiczora”. Równolegle z bazą hotelarskąi żywieniową powstawały obiekty i terenyrekreacyjne, w tym Ośrodek Odnowy Bio-logicznej i Rehabilitacji Zdrowotnej. Zespółwyposażony był w kryta pływalnię, w składktórej wchodziły trzy niecki basenowe; basendo skoków z trampoliny (4,7 m głębokości),basen pływacki oraz brodzik. Mieszcząca się

PORĄBKA - KOZUBNIK

O ZAWŁASZCZENIU OPUSZCZONEJ

PRZESTRZENI PUBLICZNEJ

Artur Wabik • Porąbka Kozubnik 

 

i t ż j l i t h f ł b t ć i P b P k ótki l d ść ł j i P bk W dł li

Page 25: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 25/38

25

piętro wyżej sala gier sportowych oferowałagościom stoły do ping-ponga i bilarda, „grymechaniczne”, oraz dwa tory kręglarskie. Dlaamatorów świeżego powietrza przeznaczo-ne były korty tenisowe i boiska, plenerowaplansza do szachów, wypożyczalnia sprzętusportowego, oraz sezonowo - wy-

ciąg narciarski. Miłośnicy kulturymogli udać się do sali koncertowejulokowanej na dachu krytego ba-senu, bądź do „amfiteatru pełnią-cego także okresowo funkcję salikinowej”, lub do biblioteki i czytelniczasopism Klubu Książki i Prasy.

„Dla zabezpieczenia tak roz-

ległego kompleksu obiektówwczasowych działa zespół służb iurządzeń zapewniających pełnąsamodzielność Ośrodka” - zapew-nia broszurka COIT. Bez wątpieniaw swoim czasie nie mijała się onaz prawdą. Zajmujący 7,5 hektarakompleks posiadał własne uję-cie wody, oczyszczalnię ścieków,oraz zasilany dwoma czołgowymi

silnikami system energetyczny ołącznej mocy 400 kilowatów. Tonajprawdopodobniej te właśnieniezwykłe rozwiązania technicznedały początek plotce, jakoby w ra-zie wojny ośrodek ten miał stać siękwaterą dowodzenia wojsk UkładuWarszawskiego. Aby jednak oddaćsprawiedliwość snującym takie do-

mysły osobom, należy przyznać, żeto raczej prominenci i partyjni dy-gnitarze, a nie zwykli hutnicy, stalisię bywalcami luksusowych hoteli.W połowie lat osiemdziesiątychgośćmi kompleksu byli siatkarzeHuberta Wagnera, wraz ze swymi rywalami– drużyną z Kanady. Odpoczywała tu gwiaz-da telewizji Irena Dziedzic. Również kolarze– uczestnicy Wyścigu Pokoju – znaleźli czas,

aby zatrzymać się w Porąbce. Przez krótkiczas obradowała tu Komisja Rady WzajemnejPomocy Gospodarczej (RWPG) do spraw hut-nictwa. Swą obecnością wreszcie zaszczyciłośrodek syn pierwszego sekretarza Komuni-stycznej Partii Związku Radzieckiego Leonida

Breżniewa, Jurij. W samym tylko roku 1987 wkompleksie na dłużej niż 24 godziny zatrzy-mało się 31.387 osób, a więc ponad dwarazy więcej, niż liczyła sobie w owym czasie

ludność całej gminy Porąbka. Według anali-zy ruchu turystycznego w Porąbce w latachosiemdziesiątych2 „ogółem księgi meldun-kowe notują w tym roku 342 gości z krajówkapitalistycznych. Zdecydowanie przewa-żają Niemcy z Republiki Federalnej Niemiec

- 208, dalej Szwedzi - 97, Austriacy

- 61, Francuzi - 11, Anglicy - 5, Wło-si - 4, Hiszpanie – 2.” Ruch był więcogromny – do tego stopnia, że wośrodku zamontowano sygnaliza-cję świetlną.

Przejście na gospodarkę wol-norynkową stało się początkiemwielkich przemian także w Porąb-

ce. Śląskie huty nadal chciały byćremontowane, ale przestały za tęusługę płacić. W 1990 r. popada-

  jący w kłopoty HPR wydzierżawiłkompleks firmie „Terra America-na”, która zadłużywszy go jeszczebardziej szybko zniknęła z polawidzenia. 30. IV 1994 roku Hutni-cze Przedsiębiorstwo Remontoweprzestało zarządzać ośrodkiem, a

na miejsce wkroczył syndyk. Obiektwykupiła spółka „Danel”. Niestetyobietnice rewitalizacji skończy-ły się na zaciągnięciu przez firmękolejnych kredytów, tym razemhipotecznych. W 1996 r. sąd ogło-sił upadłość spółki. Do dziś SkarbPaństwa odzyskał tylko niewielkaczęść kompleksu wypoczynkowe-

go, reszta wciąż należy do wierzy-cieli „Danela”. „Zabrano kompletniewszystko, od kranów, przez instala-cje wodne, po zakopane głębokopod ziemią przewody elektrycznełączące sąsiednie domy wczasowe.

Toczyły się ponoć prawdziwe wojny międzyzbieraczami złomu (...) Dziś, kiedy w ośrodkunie ostało się nic metalowego, wojny ustały.”– pisze Stefan Hejnowicz w swojej pracy „Śla-

Artur Wabik • Porąbka Kozubnik 

 

Page 26: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 26/38

26

dy PRL”. Ponieważ potencjalni inwestorzy sązainteresowani całością obiektu, a ten nale-ży obecnie do kilku mniejszych podmiotów– od 12 lat Kozubnik (bo tak dziś określanesą potocznie bezimienne ruiny ośrodka HPR)

  jest przestrzenią dla zupełnie nowych formaktywności.

Już pod koniec lat dziewięćdziesiątychfala szabrowników przyniosła ze sobą nie-licznych jeszcze wtedy nowych użytkow-ników Kozubnika. W pierwszej kolejnościbyły to osoby pamiętające lata świetnościośrodka, które chciały skonfrontować swojewspomnienia z rzeczywistością. Oprócz sen-tymentalnych wycieczek, zdarzały się przy-

padki nielegalnego zasiedlenia. W styczniu2001 r. policja zlokalizowała i zlikwidowała wKozubniku wytwórnię narkotyków. „Podczasakcji zatrzymania przestępców w ośrodku,policjanci znaleźli oprócz narkotyku warte-go około 1 mln zł, także linię oraz odczynnikido produkcji amfetaminy.” – pisał Dziennik 

Zachodni. Teren dawnego kurortu – zbyt roz-legły, aby go w całości ogrodzić, opatrzonotabliczkami informującymi o zakazie wstępu.Pomimo to w ciągu ostatnich 7 lat możnazauważyć znaczny wzrost zainteresowaniaKozubnikiem. Do dawnych kuracjuszy dołą-czyli miłośnicy miejsc zrujnowanych i opusz-czonych. Zrzeszeni na tematycznych forachinternetowych przerzucają się relacjami i

fotografiami z coraz odważniejszych eska-pad – już nie tylko na dachy budynków, alei do ich najgłębszych piwnic. Miejsca, gdziedociera światło słoneczne zaadaptowali doswoich celów twórcy graffiti. W niektóre dniściany pawilonów i basenów maluje równo-cześnie nawet 30 osób, które przyjeżdżają

w tym celu z różnych miast w Polsce. Uma-wiają się naturalnie przez internet, lub corazczęściej nie umawiają się wcale, wychodzącz założenia, że na miejscu zastaną kogoś opodobnych zainteresowaniach. Podobnierzecz ma się z amatorami paintballu – nazgliszczach kompleksu znaleźli oni dla sie-bie doskonała imitację terenu prawdziwychdziałań wojennych. Forum internetowe te-

Artur Wabik • Porąbka Kozubnik 

 

ni Kozubnika Uwaga! Jeżeli macie zamiar

Page 27: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 27/38

27

amu paintballowego „Jarheads”, powstałegow 2006 r. w wyniku przypadkowego spo-tkania na terenie Kozubnika kilku entuzja-

stów tej dyscypliny z rejonu Podbeskidzia,liczy dziś 192 zarejestrowanych członków.Tak duże zainteresowanie uczestnictwem wspołecznościach skupionych wokół dawne-go kurortu dowodzi, że miejsce to stanowirealną alternatywę dla normalnej przestrzenipublicznej. Kozubnik spodobał się też fanomturbogolfa (odmiana industrialna), i GrupiePoszukiwawczo-Ratowniczej z Kęt (szkolenia

z psami), oraz studentom Wrocławskiej Wyż-szej Szkoły Oficerskiej (pięciodniowy obózszkoleniowy). Co ciekawe, grupy te wydająsię nie przeszkadzać sobie nawzajem, pomi-mo braku jakiegokolwiek harmonogramuspotkań. Czasem tylko, grafficiarze narzekająna kulki z farbą, które trafiają rykoszetem wich malowidła. Należy przy tym zauważyć, żeniemal każde z tych środowisk wypracowałosobie jakieś zasady korzystanie z przestrze-

ni Kozubnika. „Uwaga! Jeżeli macie zamiaruczyć się jakichkolwiek sztuczek i ewolucji namotorach - pamiętajcie aby znaleźć do tegoodpowiednie, bezpieczne miejsce, gdzie niezrobicie innym krzywdy” - czytamy na stro-nie dokumentującej „Burnout Day” - imprezęzorganizowaną w ruinach przez miłośników

motocykli.

W ciągu ostatniej dekady pojawiło się conajmniej kilka pomysłów na zagospodaro-wanie Kozubnika, z których najbardziej in-teresującym była koncepcja utworzenia natym terenie wioski olimpijskiej na potrzebyolimpiady zimowej w 2006 r. (gdyby oczywi-ście Zakopane i Beskidy otrzymały prawo do

 jej organizacji). Każda kolejna taka inicjatywaznajduje swoje odbicie w entuzjastycznych,pełnych nadziei na zmianę bieżącego stanurzeczy artykułach w prasie lokalnej. Obo-wiązkowo już cytowany w każdym tekściewójt Czesław Bułka nieodmiennie, z opty-mizmem wyczekuje nowego inwestora. Wzupełnie innym tonie wypowiadają się naten temat nowi użytkownicy Kozubnika. Dlanich wszystkich ewentualna rewitalizacja,

lub wyburzenie pozostałości ośrodka ozna-cza dziś utratę przestrzeni w której czują się„u siebie”. Kozubnik to klasyczna przestrzeńniczyja – pozbawiona zarządcy, o niejasnymstatusie prawnym, zatopiona w gęstym lesie.W miejscach takich jak to – opuszczonych, awięc odartych z ich pierwotnej funkcji użyt-kowej, zawłaszczenie przestrzeni publicz-nej jest znacznie łatwiejsze, niż w miejscach

gdzie mieszkamy na co dzień.

Artur Wabik • Porąbka Kozubnik 

 

P l t b b k l t

Page 28: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 28/38

28

Porzucili tabory, wróżby, kolorowe stroje, skrzypce, konie, taniec, muzykę… Dawne 

życie jest już wspomnieniem. Chociażoni tak bardzo się zmienili, czy  nie pozostają nadal troszkę inni? Gdzieś z boku? 

Romów spotykamy w szkołach, tramwajach, sklepach, naulicach, sąsiadujemy 

z nimi. Z czym nam

 się kojarzą? Czasem negatywnie: z żebraniną,z kradzieżami, z tandetą.Czasem, pozytywnie 

i romantycznie:z żywiołową muzyką,z podróżami,

czarnymi oczamidziewcząt, końmi...

 

Page 29: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 29/38

29

„Sare”, czyli razemKrystyna Gil w 2000 roku wraz z grupą Romek założyła

Stowarzyszenie Kobiet Romskich w Polsce. Była to pierw-sza w Polsce organizacja romska o charakterze kobiecym.Pani Krystyna nie jest już kobietą młodą, to na pewno nie

 jest też typ nowoczesnej feministki. Nikt nigdy nie uczył jej

na lekcjach przedsiębiorczości jak pisać wnioski o granty,kosztorysy i jak rozliczać projekty. Jednak Pani Krystynai jej stowarzyszenie działają prężnie. Organizują obozy dladzieci, zakładają świetlicę, piszą wnioski o nowe dotacje.Stowarzyszenie Kobiet Romskich dzięki wsparciu z unij-nego programu „Equal” otworzyło spółdzielnię socjalną„Sare”. Zatrudnione są w niej cztery polskie kobiety i sześćromskich. To dużo jak na skalę województwa małopolskie-

go. W spółdzielni kobiety zajmują szyciem i cateringiem.

Wykonują przeróbki krawieckie, a także szyją tradycyjneromskie suknie (cena takiej sukienki to 800-850 złotych).

„Sare” znaczy „razem”, ale Pani Krystyna narzeka nabrak zgody między Romami w Małopolsce i w Krakowie.Marzy jej się dom kultury romskiej, jedno miejsce otwartedla wszystkich Romów, gdzie mogliby wspólnie spędzaćczas. Niestety wobec licznych podziałów i w myśl zasady,

że gdzie dwoje ludzi tam trzy opinie, pomysł ten pozosta- je tylko w sferze marzeń.

Koń i kotlarzW Małopolsce mieszka największa liczba Romów z ca-

łej Polski, jest to około 6,5 tysiąca. W Krakowie dwa ty-

Sąsiedzi

Hanna Tucznio • Sąsiedzi 

 

siące. Romów zamieszkujących Polskę można, a nawet 8 Problemów

Page 30: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 30/38

30

ą ją y ę ,należy podzielić na cztery grupy: Polska Roma (Cyganienizinni), Kełderasze, Lowari i Bergitka Roma (Cyganie wy-żynni). Każda z tych grup ma swoją specyfikę, odmienny

 język i obyczaje. Istnieją antagonizmy między grupami isilne poczucie przynależności. Cyganie nizinni od wielupokoleń zamieszkują tereny Polski. W ich języku możnaodszukać sporo naleciałości niemieckich. W tej grupiemężczyźni zazwyczaj nie pracują, a obowiązek utrzyma-nia rodziny zrzucają na kobiety. Nic więc dziwnego, żeprzedstawicielki Polskiej Romy uchodzą za gospodarne iczęsto mężczyźni ze szczepu Kełderasza biorą je za żony.

 Mimo to Kełderasze traktują Cyganów nizinnych z pew-

ną wyższością i pogardą. Nazwa ich szczepu pochodzi odrumuńskiego słowa „caldarar”, co znaczy „kotlarz”. Łatwosię domyślić, że specjalnością Kełderaszów było wyrabia-nie kotłów, patelni i tego typu przedmiotów. Podobnie

 jak pokrewni im Lowari bardzo długo prowadzili oni wę-drowny tryb życia (dopiero za komuny zostali zmuszenido osiedlenia się). Przedstawiciele Lowari pierwotnie zaj-mowali się handlem końmi i stąd ich nazwa (od węgier-skiego „lo” – „koń”). W obecnych czasach profesja ta jestznacznie ograniczona, ale Lowari chętnie nadal zajmująsię handlem, na przykład samochodami. Bergitka Roma,to grupa od wielu pokoleń prowadząca już tryb osiadły.Ze względu na zanik pewnych umiejętności (na przykładwróżby) bywają pogardzani przez inne grupy. W językuBergitka Roma dominują wpływy węgierskie. Najliczniej-szą grupą w Małopolsce są właśnie Cyganie wyżynni. Pozanimi można spotkać także przedstawicieli Lowari i PolskaRoma. Cyganie wyżynni licznie przybyli do Krakowa wczasie budowy Nowej Huty, gdzie wielu z nich mieszka dodziś.

8 Problemów 

Sytuacja Romów w Polsce mimo pięknych legend  jest bardzo kiepska. Problemy zaczynają się już w szko-łach. Dzieci romskie mają liczne problemy w szkole. Wy-nikają one przede wszystkim z trudności w nauce, brakumotywacji i wsparcia ze strony rodziców (najczęściej tak-że niewykształconych). Często Romowie żyją w skrajnejnędzy, zwłaszcza w terenach wiejskich. Ich domy się roz-padają, brakuje kanalizacji i bieżącej wody. W takich sku-piskach Romów szerzą się choroby spowodowane zarów-no złymi warunkami higienicznymi, jak i słabością kiepskoodżywionych organizmów. Praca – nawet, gdy Romowie

wykazują chęć jej podjęcia – jest wyjątkowo trudno do-stępna. Często okazuje się, że oferta jest „już nieaktualna”,w momencie gdy Rom przychodzi na rozmowę umówio-ną wcześniej telefonicznie. Aby walczyć z tą sytuacją w2001 roku w Małopolsce, a potem na terenie całego kraju,został wprowadzony Rządowy Program na rzecz Romów.Obejmuje on osiem obszarów działań: edukacja, Romowiea społeczeństwo obywatelskie, przeciwdziałanie bezro-

bociu, zdrowie, sytuacja bytowa, bezpieczeństwo, kulturai wiedza o społeczności romskiej. Jego realizację w Ma-łopolsce koordynuje Pełnomocnik Wojewody ds. Mniej-szości Narodowych i Etnicznych. Działania w ramach tychośmiu problemów realizują przede wszystkim romskiestowarzyszenia, których w Małopolsce jest aż piętnaście.

Śpiewać i tańczyć na bosaka Dlaczego Romowie „towarem eksportowym” nie

uczynią swojej kultury, tego, co najbardziej się z nimi ko-  jarzy? Dlaczego nie można organizować kursów tańcacygańskiego dla sfrustrowanych kobiet? A może wczasyw cygańskim taborze urozmaicane konną jazdą? Wieczo-rem jakiś gulasz z kociołka zrobiony na ognisku i tęsknepieśni przy wtórze skrzypiec?

 

 

Page 31: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 31/38

31

– Trudno tańczyć i śpiewać, jeśli nie ma się co dogarnka włożyć – komentuje moje pytania Krzysztof No-wakowski, który funkcję Pełnomocnika ds. MniejszościNarodowych i Etnicznych pełnił w 2007 roku. JednakżeRomowie są dumni ze swojej tożsamości. Dzieci chętnie

tańczą w tradycyjnych zespołach, a i dorośli często siętym zajmują. Poza tym zbiory dotyczące kultury i historiiRomów można podziwiać w muzeum etnograficznym wTarnowie (jest to jedyna stała ekspozycja w Polsce).

Harangos Program rządowy ma na celu nie tylko wsparcie

Romów w obecnej sytuacji, ale także wypracowanie roz-wiązań na przyszłość. Dla romskich dzieci najważniejsza

  jest edukacja, to ona może być szansą na lepszą przy-szłość dla nich. W ramach programu rządowego w szko-łach, w których uczą się romskie dzieci, pracują specjalnieprzygotowani „asystenci”. Są to ludzie pochodzenia rom-skiego, mający tworzyć pomost między dziećmi, szkołą i

rodzicami.– Dzieciom brak motywacji, nie mają sukcesów,

trudno im się uczyć. Rodzice nie wiedzą jak je zachęcić,nie potrafią im pomóc na przykład przy rozwiązywaniuzadań – opowiada mi Izabela Jaśkowiak, pracująca jakoasystentka romska przy kilku szkołach w Krakowie.

Izabela Jaśkowiak jest także prezesem Romskiego

Stowarzyszenia Oświatowego „Harangos”, studentką kul-turoznawstwa międzynarodowego i młodą mamą. Sto-warzyszenie zajmuje się przede wszystkim działalnościąedukacyjną: organizuje kolonie dla dzieci z najbiedniej-szych rodzin, warsztaty dotyczące romskiej kultury i pracyz romskimi dziećmi. Jego członkowie to w większości stu-denci pochodzenia zarówno polskiego jak i romskiego.„Harangos” znaczy „dzwonek”.

I kolorowoCo roku trzeciego sierpnia małopolscy Romowie

spotykają się w Szczurowej. Ten dzień to rocznica rozstrze-

lania 93 Romów przez hitlerowców. Oprócz tradycyjnegoprzemarszu na cmentarz, oprócz chwil zadumy, Romowiespędzają wtedy kilka dni razem. Mieszkają w namiotach,śpiewają tradycyjne piosenki, tańczą tradycyjne tańce. Topiękny sposób pamiętania. Pamiętania, które daje coś nietylko zmarłym, ale i żywym. Dwa lata temu w Lublinie od-były się I Dni Kultury Romskiej „Taboriada”. Przez miastoprzejechał cygański tabor, rozbił się w miejskich ogrodach,

zorganizowano warsztaty taneczne. Może kiedyś taka im-preza będzie mogła mieć miejsce w Krakowie? KrystynaGil w to wątpi. Według niej jeśli Romowie nie widzą zyskuto nie zajmą się własną kulturą. A może takie marzeniezbudowane jest na romantycznej legendzie – kolejnymstereotypie.

  „Gelem gelem” – Szliśmy, szliśmy długimi drogami, spo-

tkaliśmy szczęśliwych Romów...

Hanna Tucznio

 

l

Page 32: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 32/38

32

Tam, gdzie kończy się wiedza, zaczyna-  ją się stereotypy. Jeśli wiedza jest duża, dlastereotypów nie pozostaje wiele miejsca.Niestety w Polsce, w przypadku zagadnieniarepatriacji, te proporcje są wręcz odwrócone.Dość powiedzieć, że polskie społeczeństwona większą skalę dopiero w latach 90 dowie-

działo się, że gdzieś daleko na Wschodziemieszkają Polacy. Że ludzie ci, ich przodko-wie, zostali na przełomie lat 30 i 40 w okrut-ny sposób wypędzeni ze swoich domów iwywiezieni w bydlęcych wagonach w da-leki, spalony słońcem step. I że dopiero poupadku sowieckiego imperium otworzyła sięprzed nimi szansa na powrót do Polski. Nie-wiele osób wie, że deportacje organizowane

były już od drugiej połowy lat 30 i objęły tere-

ny, które nie weszły w skład II Rzeczypospoli-tej, lecz należały do Polski przed rozbioramiw wieku XVIII. Zatem stąd częste zdziwieniei pytania: jak to, to Polaków do Kazachstanuwywożono też z Ukrainy? A skąd oni się tamwzięli?

– Ludzie interesują się przede wszystkimtym, co dotyczy ich bezpośrednio, swojąmałą, prywatną historią – uważa pani TeresaMazepa, wolontariuszka Polskiej Akcji Huma-nitarnej, która od lat działa w ramach Progra-mu Pomocy Repatriantom. Trudno wymagać,aby ludzie znali się na wszystkim. Bo i skądmają tę wiedzę czerpać? Obecnie temat re-patriantów w mediach praktycznie nie istnie-

 je, jeśli nie liczyć kilku mniej (to częściej) lub

bardziej udanych prób wprowadzenia tegowątku do seriali obyczajowych. Najbardziejznanym przejawem tego jest postać dobro-dusznej cioci Stasi z telenoweli „Klan”, którąpoczątkowo scenarzyści zaprezentowali jakozalęknioną kobiecinę, lepiącą namiętnie pie-rogi i parzącą swój ulubiony czaj. Bohaterka

była uosobieniem obezwładniającej poczci-wości, zagubienia, które często przypisujesię repatriantom. Tymczasem problem re-patriacji jest o wiele bardziej złożony – doPolski powracają nie tylko osoby starsze, aaklimatyzacja w kraju rzadko kiedy przebie-ga tak bezproblemowo, jak w serialu. Produ-cenci telenoweli podkreślają, że przyświecaim cel edukowania polskiego społeczeństwa

i przekształcania jego mentalności. Nawet

Na początku są piękne słowa o powrocie do korzeni. Następnie staropolskie powitaniechlebem i solą, przecinanie wstęgi do wyremontowanego za gminne pieniądze miesz-kania. Lokalne gazety z dumą donoszą o tym, że udało się szczęśliwie sprowadzić do oj-czyzny kolejną grupę Polaków ze Wschodu, potomków ofiar stalinowskich represji. Póź-niej jest pierwsza noc w nowym mieszkaniu i prorocze sny, co człowieka spotka w tymwłaśnie miejscu. Po pewnym czasie okazuje się, że dominuje niezrozumienie i dystans.

A czasami epitet „Ruscy”.

Polacy 

z odzysku

Alina Pardała • Polacy z odzysku

 

gdyby chcieli, z przyczyn technicznych nie których stało raptem pięć domów. Do Polski bytu w Polsce. Kontakty, w większości bardzo

Page 33: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 33/38

33

g y y , p y y ymogą pokazać całości zagadnienia repatria-cji. Niewątpliwie jednak zdecydowali się nanajprostszy wariant.

Z dalekiego kraju

Jeśli chcemy mówić o tym, jak żyje się w Polsce repatriantom, to przedewszystkim trzeba wyjaśnić, że ogromna ichwiększość mieszka ze swoimi najbliższymiwe własnych kwaterunkach, rozsianych poróżnych gminach w całym kraju. W Krako-wie jest podobnie, ale oprócz tego mamy

tu jeszcze inną sytuację, gdzie repatriancizamieszkali we wspólnym domu. Życie tychobu grup wygląda zupełnie inaczej. PolskaAkcja Humanitarna ma do czynienia na ogółz repatriantami, nazwijmy ich, indywidualny-mi. Pochodzą oni i z dużych miast, i ze wsi w

y p p ępowracają zarówno wieloosobowe rodziny,

 jak i pojedyncze, samotne osoby.

– To ludzie ogromnej serdeczności iotwartości, a zarazem wewnętrznego uporu

– wyjaśnia pani Teresa Mazepa. – Zanim donas trafią, starają się swoje problemy rozwią-zywać na własną rękę. Gdy to się nie uda iprzychodzą do nas, są już doskonale zoriento-wani, jaką jesteśmy organizacją i co możemydla nich zrobić. Wręcz sami podpowiadają, w

 jaki sposób można poprawić ich sytuację, np.umożliwić naukę języka angielskiego. Oni nie

chcą ryby wprost do rąk, wolą wędkę, żebysię usamodzielnić. Prośby o pomoc finanso-wą zdarzają się sporadycznie. Wyjaśniamywtedy, że możemy pomagać w inny sposób,ale nie finansowo. I nie chodzi tylko o czystąwspółpracę w początkowym okresie ich po-

y y, ęciepłe, są utrzymywane także później.

Początkowy okres pobytu w Polsce jestprzeważnie najtrudniejszy. Wszystko jestnowe, inne - także problemy. Pierwszym i

 jednym z najpoważniejszych okazuje się ba-riera językowa. Zaraz po przyjeździe trzebazacząć załatwiać wszystkie formalności: wy-robić dowód osobisty, pójść do spółdzielnimieszkaniowej, wypełnić dziesiątki drucz-ków i formularzy. Każda sprawa jest pilna inie może poczekać. Potem jest jeszcze trud-niej – osoby poszukujące zatrudnienia mu-szą przygotować poprawne curriculum vitae.Nie jest też łatwo przemóc się i zadzwonić do

ogłaszającej się w gazecie firmy, by ze śpiew-nym akcentem zapytać o oferowaną posadę.Językiem polskim posługują się w Kazach-stanie przeważnie osoby najstarsze, które wchwili deportacji były dziećmi, chyba że zewzględu na ówczesny reżim, nie były wy-chowywane w duchu polskości lub chcąc wprzedszkolu czy szkole zyskać akceptację ró-wieśników − przestawiły się całkowicie na ję-

zyk rosyjski. Problemy ze znajomością językapolskiego boleśnie dotykają ludzi zarównoprzed 30. rokiem życia, jak i tych po 40. Naj-łatwiej jest opanować język polski dzieciom,które na ogół znają już angielski. Z myślą otakich osobach PAH nawiązała współpracę zlicznymi krakowskimi szkołami językowymi,które nieodpłatnie udostępniają repatrian-tom miejsca na swoich kursach. Są świado-me tego, że w ten sposób robią coś bardzo

dobrego i mogą ułatwić tym ludziom dobrystart w Polsce.

Polacy A, Polacy B

Dlaczego repatrianci mają problemy zeznalezieniem akceptacji wśród Polaków?Geneza tego zjawiska jest bardzo skompli-kowana. Problem zaczyna się jeszcze przedsfinalizowaniem repatriacji i leży w ustawie

Alina Pardała • Polacy z odzysku

 

repatriacyjnej z 2001 roku. Została skonstru-owana tak że urzędników samorządowych

– Uważam, że bardzo dobrze się stało, żew nowej wersji ustawy o repatriacji znalazł

zbyt wielu rzeczy nie można zabrać. I to niejest tak że państwo polskie uratowało tych

Page 34: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 34/38

34

owana tak, że urzędników samorządowychstawia w pozycji św. Mikołaja, który analizu-

 je trafiające do niego prośby i zaprasza dokraju osoby, które w jego subiektywnej oce-nie zasługują na to i które „rokują pozytyw-nie”. Lubimy być dobroczyńcami innych i nie

  jest to na pewno cecha wyłącznie Polaków.Jednak przerzucenie organizacji repatriacjina władze lokalne zaowocowało ogrom-nym rozwleczeniem tego procesu w czasie izwichnięciem idei, która przyświecała aktomprawnym. W Polsce problem coraz bardziejprzycicha wbrew temu, że na repatriację wazjatyckiej części byłego ZSRR nadal czekawiele rodzin. Problem narasta, ponieważaktualnie około 2 tysięcy osób pozytywnieprzeszło przez procedury repatriacyjne wdotychczasowym miejscu zamieszkania (zapośrednictwem placówek dyplomatycznych)i z formalnego punktu widzenia ludzie ci mo-gliby w każdej chwili zacząć się przygotowy-wać do przeprowadzki. Niestety, gmin, którepodejmują decyzję o zaproszeniu polskiejrodziny ze Wschodu, jest stanowczo za mało ita spadkowa tendencja pogłębia się.

Obecnie repatriantów postrzega się i trak-tuje na równi z imigrantami ekonomicznymi,którzy zabierają miejscowym pracę i są ob-ciążeniem dla budżetu (szczególnie w przy-padku osób starszych, które przyjechały doPolski już jako emeryci i nigdy nie pracowałyna polski PKB). Takie przekonanie – notabenebłędne , bo liczba potencjalnych repatrian-tów w wieku produkcyjnym w stosunku doliczby bezrobotnych w Polsce to wielkośćrzędu błędu statystycznego – wydaje się byćprzyczyną sytuacji, w której coraz mniej gmindecyduje się zaprosić rodzinę z Kazachstanu,pomimo że podjęcie takiej inicjatywy wiążesię ze sporymi dotacjami od władz central-nych.

w nowej wersji ustawy o repatriacji znalazłsię zapis o tym, że jest ona moralnym za-dośćuczynieniem za prześladowania, jakichdoświadczyli Polacy zesłani w głąb ZSRR –

mówi Wiktoria Kudela, doktorantka UJ, któranaukowo zajmuje się losami polskiej diaspo-ry w Związku Radzieckim i po jego rozpadzie.– To pozwoli zerwać z myśleniem o repatria-cji jako o jakimś bonusie, prezencie, uśmie-chu od losu. Ci ludzie mają po prostu prawotutaj powrócić. Mało kto jest świadomy tego,że oni, aby tutaj przyjechać, wywrócili swo-

 je życie do góry nogami. Wszystko, co mieli,musieli zostawić. Bo kiedy ma się w perspek-tywie przeprowadzkę o 5500 kilometrów, to

  jest tak, że państwo polskie uratowało tychludzi od nędzy, od widma śmierci głodowej.Przecież oni tam przez wiele lat pracowali,nieraz bardzo ciężko, dorabiali się czegoś.

Trzeba wziąć pod uwagę to, że w Kazachsta-nie i innych byłych republikach radzieckich,na terenie których nadal zamieszkują Polacy,w ostatnich latach wiele zaczęło się zmieniaćna plus. Kraje te przeżywają okres gospodar-czego wzrostu, głównie dzięki eksploatacjibogactw naturalnych. Istnieją zagraniczneinwestycje, pojawiają się nowe perspektywy,poprawia się poziom życia. Tę opinię potwier-dza także pan Stefan Janusz, zastępca dyrek-tora ds. opieki Domu Pomocy Społecznej im.

Alina Pardała • Polacy z odzysku

 

Władysława Godynia, gdzie zamieszkuje gru-pa starszych repatriantów:

znaleźć zajęcie, z którego będą zadowole-ni Zdarza się niestety i tak że kobieta musi

Kazachstanie. Czytaj polskie książki, oglądajpolskie seriale Znam osobę która na studia

Page 35: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 35/38

35

pa starszych repatriantów:– Status finansowy i poziom życia niektó-

rych repatriantów po przyjeździe do Polskiuległ obniżeniu. Niektórym po prostu tamżyło się lepiej, niż tu.

Około połowa przybywających do Pol-ski repatriantów to ludzie z wykształceniemwyższym. Często jednak mają problemy zeznalezieniem dobrej pracy w Polsce (w chwiliprzybycia pracę musi mieć zagwarantowanąprzynajmniej jeden członek rodziny). Firmy,które zdecydują się na zatrudnienie Polakówz Kazachstanu, mogą liczyć na ulgi podatko-we, refundację części kosztów zatrudnienia.Sytuacja jest tutaj trochę podobna do tej,w jakiej znajdują się renciści z orzeczonymstopniem inwalidztwa. Tyle, że oni są na ogółposzukiwani przez pracodawców. Tymcza-sem ogłoszeń treści: „Zatrudnię repatrianta zKazachstanu” próżno szukać w dziennikach iportalach. Kiedy repatriant znajdzie już pra-cę, czasami okazuje się, że jego zdobytychwcześniej kwalifikacji nie da się do końcaprzełożyć na polskie realia. Trzeba wówczas

zorganizować przeszkolenie lub wyznaczyćw firmie osobę, która będzie sprawować pie-czę nad nowym pracownikiem i obserwować

 jego postępy, a w razie potrzeby służyć radączy pomocą. Niezbyt często firmy są skłonnedo takich poświęceń. Rozwiązanie tego pro-blemu to kwestia przełamania stereotypów,że Polak ze Wschodu będzie pracował gorzej.Praktyka pokazuje, że często jest odwrotnie.Repatrianci zdają sobie sprawę z tego, żeznajdują się pod obserwacją, muszą udo-wodnić, że dadzą sobie radę, mobilizują sięi dają z siebie wszystko. Zdecydowanie naj-lepiej radzą sobie na rynku pracy specjaliści,osoby posiadające wysokie i przekładalne napolską rzeczywistość kwalifikacje: lekarze,naukowcy, inżynierowie, ale także fachowcy,których w Polsce zaczyna brakować, tacy jak choćby masażyści. Dla nich najprościej jest

ni. Zdarza się niestety i tak, że kobieta musizająć się sprzątaniem, a mężczyzna, który wKazachstanie był kierownikiem fabryki, tutajpracuje jako zwykły mechanik.

Problem tkwi także w tym, że Polacy

bardzo przyswoili sobie lęk i obawy przedtym, co przychodzi ze Wschodu. Rodakówwracających do Polski na stałe po latachpobytu w Europie Zachodniej czy Amerycetraktujemy z szacunkiem i podziwiamy. Sądla nas żywym dowodem na to, że w życiuczłowiekowi może się udać dobrze zarobić,odnieść sukces. Polakom ze Wschodu regla-mentujemy wizy i bilety do Polski, oceniamy,ile w nich tak naprawdę pozostało polskości,decydujemy za nich, gdzie będą mieszkać, w

  jaki sposób będą zarabiać na życie. A kiedy już zamieszkają w naszej okolicy, zdarza się,że są dla nas po prostu „Ruskimi”. Tragediatych ludzi polega na tym, że nie są rozumiani.Wraz z przekroczeniem polskiej granicy utra-cili pewną ideę, która towarzyszyła im przezte wszystkie lata pobytu na obczyźnie. Miesz-kając w Kazachstanie czy innej Republice

Radzieckiej, mieli poczucie, że są członkamipewnej wspólnoty; łączyła ich chęć zacho-wania języka polskiego i wiara katolicka. Poprzyjeździe do Polski okazało się, że tutaj obyciu Polakiem decyduje zupełnie inny ka-non wartości.

– Czujemy się wspólnotą, kiedy łączą naspewne przeżycia. Polacy „stąd” czują się bar-dzo związani doświadczeniem stanu wojen-nego – mówi Wiktoria Kudela. – Z Polakamize Wschodu łączy nas tylko narodowość. Tu-taj znajomość języka polskiego przestaje byćczymś niecodziennym. Owszem, Polacy zeWschodu dalej są odmienni, wyróżniają się,ale już w zupełnie inny sposób. I mało kto sta-ra się w to wnikać. Na ogół kwituje się to tak:skoro czujesz się Polakiem, to zachowuj się

 jak Polak. Nie opowiadaj już o tym, co było w

polskie seriale. Znam osobę, która na studiado Polski przyjechała jako Polka, a wyjedzie

 jako Rosjanka. Presja społeczna jest silna. Po-lakiem zostanie ten, kto będzie się przy tymupierał. Problem ten w szczególny sposóbdotyczy osób polskiego pochodzenia, które

w okresie międzywojennym znalazły się naterenie radzieckiej Ukrainy. Ludzie ci zawszebyli osobiście przekonani, że są Polakami.W miejscu zesłania wmawiano im, że skoroprzyjechali z Ukrainy, to są Ukraińcami. I kie-dy po latach tułaczki znaleźli się z powrotemw Polsce, też nie czują się jak u siebie. Wieluspośród nich marzyło o tym, żeby na starelata przyjechać do Polski, aby zobaczyć, wimię czego w Związku Radzieckim musielityle znieść, dlaczego tam było im tak trudno.

A może oczekują zbyt wiele? Może my-ślą, że tu w Polsce jest raj, chatki z piernika,palmy i krokodyle? Polacy, którzy nie zosta-li nigdzie deportowani i pozostali w swoichrodzinnych stronach, także na Ukrainie, mieliłączność z Polską, zdawali sobie sprawę ztego, jak tu było. Dla tych, którzy znaleźli się

w Azji Środkowej, Polska pozostała bytemabstrakcyjnym. Sami repatrianci nie potwier-dzają tego, że spodziewali się zastać w Polsceraj. Wydaje się, że w zdecydowanej większo-ści byli świadomi tego, że Polska przeżywatrudności analogiczne do tych, jakie trawiąinne kraje byłego bloku wschodniego. Alew duchu mieli nadzieję, że tutaj będzie imłatwiej, lepiej, niekoniecznie w kategoriachekonomicznych. Kiedy człowiek czuje się jak u siebie, to już wszystko jest jakby trochęprostsze.

Przebieg procesu aklimatyzacji jest wdużym stopniu zależny od tego, gdzie re-patriantom przyjdzie się osiedlić. W dużymmieście, gdzie mieszka się w bloku i po dwu-dziestu latach nie zna się jeszcze wszystkichsąsiadów ze swojej klatki, łatwiej jest się wto-

Alina Pardała • Polacy z odzysku

 

pić w otoczenie. Problem ze znalezieniemakceptacji z reguły ma miejsce w niedużych

przyjechała z Kazachstanu, słyszy docinki natemat Armii Czerwonej, a dzieci repatriantów

Czy mury runą?

Page 36: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 36/38

36

p j g y j ymiejscowościach. Tutaj trudno cokolwiek ukryć. Kiedy pojawia się ktoś nowy, kto przy-

 jechał z daleka i mówi trochę inaczej niż miej-

scowa, silnie zintegrowana społeczność, tomożliwości są dwie. Pierwsza to życzliwość ichęć pomagania, połączone trochę z ciekaw-stwem, które może być pomocne, bo kiedyproblemy się uwidoczniają, istnieje większaszansa na wsparcie. Druga postawa możebyć określona jako obojętność. Nie jest toniechęć, ale raczej nieuzasadniona rezerwa,trzymanie się na dystans od nie do końcazrozumiałych spraw. Skrajnością są sytuacje,gdy do rodziny przykleja się określenie „Ka-zachstańcy” lub po prostu „Ruscy” (to ostat-nie określenie jest bardzo obraźliwe, równieżdla innych narodowości, które żyły w ZSRR).Zdarza się też, że osoba, która przyznaje, że

j, p  jako pierwsze podejrzewane są o malowa-nie na ścianach budynku farbami w sprayu.Repatrianci jednak niechętnie o tym mówią.

Wynika to z ich sposobu myślenia i wielkiejpokory, jaką w sobie mają. Przez wiele lat bylizmuszeni funkcjonować w warunkach znacz-nie trudniejszych od tych, które panowały wPolsce Ludowej. System był niby ten sam, aletam reżim miał znacznie groźniejsze oblicze.Repatrianci wiedzą o tym nie z podręcznikówdo historii, ale z własnego doświadczenia.

– Wszędzie są ludzie i dobrzy i źli – tylkotyle powiedziała mi pani Aleksandra* (w Pol-sce od czterech lat) na pytanie, jak układająsię jej relacje z sąsiadami Polakami. – Żal tyl-ko, bo człowiek tam się czuł obcy, a i tu jest

 jakby nie na swoim miejscu.

Pomysłów na to, jak ma przebiegać akli-matyzacja repatriantów w Polsce, jest wiele.Polska Akcja Humanitarna skupia się przedewszystkim na działaniach, które można byokreślić jako wyrównywanie szans repatrian-

tów na rynku pracy i ich wsparcie w pierw-szym, najtrudniejszym okresie pobytu wPolsce. W 2004 roku w biurze regionalnymPAH w Krakowie ruszył Program Pomocy Re-patriantom, na który składają się m.in. kursy

 językowe czy komputerowe. Repatrianci nietylko podnoszą swoje kwalifikacje, ale co naj-ważniejsze, czują się w Polsce pewniej.

– W naszych akcjach chodzi o ułatwie-nie repatriantom startu. Jesteśmy po to, byim pewne sprawy wytłumaczyć, uprościć.Czasem trzeba uporać się z załatwieniem ja-kiejś sprawy urzędowej. Chwycić za telefon,zadzwonić w parę miejsc, dowiedzieć się,

  jaki dokument trzeba donieść – opowiadapani Paulina Bandura, wolontariuszka PAH.Instytucja ta stoi na stanowisku, że jednymz czynników utrudniających repatriantom

integrację jest słaba znajomość historii i kul-tury Polski. Stąd też program „Bliżej Krakowa,bliżej Polski”, w ramach którego współpracu-

 je z prawie wszystkimi krakowskimi teatrami,muzeami, filharmonią. Teatry zapewniają dlarepatriantów zaproszenia lub tanie bilety naspektakle, a filharmonia co tydzień zapew-nia 10 wejściówek dla repatriantów. Ale czyto nie jest ze strony Polaków łagodzenie wy-rzutów sumienia, że nie da się rodakom zeWschodu pomóc, jak należy?

– W ten sposób dajemy repatriantom coś,czego nie dostaną w Urzędzie Pracy czy in-nych instytucjach. Takie wspólne wyjścia cie-szą się bardzo dużym zainteresowaniem z ichstrony. To dla nich ważne, bo dzięki temu sąna bieżąco, polska kultura i historia staje sięim bliższa – podkreśla pani Teresa Mazepa.

Alina Pardała • Polacy z odzysku

 

– To są ludzie, którzy mają pewną wiedzętriantów, rozumianą jako ich wchłonięcie,mentalne i kulturowe przekształcenie ich w

akty prawne. Trzeba jasno powiedzieć, że jestto proces o podłożu przede wszystkim psy-

Page 37: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 37/38

37

yo polskiej historii czy tradycji – tłumaczy paniPaulina.

– Ale, mówiąc wprost, tam nikt nie oma-wiał w szkole „Pana Tadeusza”. Jeden z na-szych podopiecznych, ponadosiemdziesię-

cioletni pan, przyjechał do Polski właściwiewbrew wszystkiemu i wszystkim. W Rosji po-została cała jego rodzina, w tym nieuleczal-nie chora żona. Ten pan w wieku 40 lat, pośmierci swojej matki dowiedział się, że jestPolakiem. Matka, by go ochronić w realiachZSRR, ukrywała to przed nim. Jego najwięk-szym marzeniem było nauczyć się mówić popolsku. Po przyjeździe do Polski powiedział,że poczuł się tak, jakby wrócił do domu. Mo-żemy się dzięki takim osobom wiele dowie-dzieć o nas samych. Możemy siebie zapytać,czy jesteśmy w Polsce dlatego, że czujemy siętutaj jak w domu.

Ponieważ repatrianci mają problemy z in-tegracją we własnym środowisku, organizo-wane są dla nich okazjonalne spotkania, naprzykład świąteczne czy noworoczne. Daje

im to duże wsparcie psychologiczne – dzię-ki temu repatrianci mogą poczuć, że są dużągrupą, połączoną wspólnymi doświadczenia-mi. Niweluje to w pewnym stopniu poczucieosamotnienia czy wyobcowania.

– Repatrianci są bardzo otwarci na kon-takty z Polakami – przekonują obie paniewolontariuszki.

– Ale natrafiają na pewną barierę. Trzebaspołeczeństwo polskie uświadomić, że Polak ze Wschodu nie jest jakąś gorszą kategoriąPolaka. Najlepiej byłoby, gdyby każdy Polak poznał jakiegoś repatrianta, historię jego ży-cia, problemy. Zaprzyjaźnił się z nim. Ich ży-cie nie jest ani lepsze, ani gorsze od naszego– dodaje pani Paulina. Przy okazji problemuaklimatyzacji można zapytać, czy ma być onadocelowo równoznaczna z asymilacją repa-

„Polaków stąd”?

– Według mnie nie chodzi o to, aby tychludzi na siłę asymilować, żeby ich przerabiaćna nasz wzór. Nie da się zlikwidować bagażu

doświadczeń i zbioru przyzwyczajeń, poglą-dów tych ludzi. Chodzi raczej o nasz stosunek dla odmienności, o to, aby ta odmiennośćnie rodziła złości – twierdzi Wiktoria Kude-la. – Wszystkie działania i przedsięwzięciazmierzające do adaptacji spełzają na niczym,kiedy na ulicy słyszy się za sobą „Ruski”. Takikomentarz niebywale zniechęca, potrafizniweczyć najbardziej przemyślane planyintegracji z „Polakami stąd”. W moim prze-konaniu z repatriacją zbyt długo zwlekano inie przebiega ona prawidłowo. W repatriacjinie chodzi o to, by do Polski sprowadzić całyKazachstan. Po prostu, jeśli decydujemy sięcoś zrobić, róbmy to dobrze. Od tego zależy,czy ci ludzie poczują się w Polsce jak w domu,czy będą przeżywali prawdziwy dramat. Spo-łeczeństwo polskie trzeba bardziej uświado-mić, otworzyć na problemy repatriantów. Po-

winno się to zagadnienie poruszać w szkole,choćby w ramach przedmiotu wiedza o spo-łeczeństwie. Mówić, że odmienność nie jestzłem, a o tym, jakim jest się człowiekiem, de-cydują wartości inne niż miejsce urodzenia.Przykre jest jednak, że Polakom, narodowitak doświadczonemu przez dzieje, trzeba otych rzeczach wciąż przypominać.

Problem repatriacji i adaptacji repatrian-tów jest niezwykle złożony i delikatny. Toosoby, które na pewien czas odłączono odnarodu i zaważyło to na całym ich życiu. Bar-dzo rzadko jednak zauważa się, że większość,od której oddzielono pewną część, staje sięprzez to również uboższa.

W Polsce wciąż pokutuje sposób myśle-nia, że repatriacja to wyłącznie pewna pro-cedura, opierająca się o określone instrukcje,

y ychologicznym, mentalnym. Z całą pewnościąnie kończy się na wyrobieniu polskiego do-wodu osobistego i szlifowaniu języka, który

  jest używany w nowym miejscu zamiesz-kania. Często mawiamy, że nastawienie to

połowa sukcesu. W tej konkretnej sytuacjimożna to powiedzenie sparafrazować i po-wiedzieć, że sukces dzieli się równo po poło-wie na nastawienie repatriantów oraz ludzi,którzy przyjmują ich do swojego grona (a co

 jest ich moralnym obowiązkiem, nawet jeślinie zostali wcześniej zapytani o zgodę). Tym-czasem dotychczasowe doświadczenia w tejmaterii przywołują na myśl porównanie repa-triantów do niespodziewanych gości, którzyzapukali późnym wieczorem do zamkniętych

 już drzwi, a kiedy ostatecznie się im już otwo-rzy i pozwoli poczekać w ciemnym korytarzu,czują się zawiedzeni i rozżaleni.

* imię bohaterki zostało zmienione

Alina Pardała

Alina Pardała • Polacy z odzysku

 

Page 38: Spoiwo

5/13/2018 Spoiwo - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/spoiwo 38/38

38