S KOMENT ł owo Miłości - malenkadroga.plmalenkadroga.pl/pdf/Slowo Milosci - kwiecien 2014.pdf ·...

88
KOMENTARZE DO EWANGELII NA KAŻDY DZIEŃ Kwiecień 2014, Nr 6/IV.2014 Droga Krzyżowa (Jerozolima) S łowo Miłości dla dusz najmniejszych Rok duszpasterski: Wierzę w Syna Bożego Materiały formacyjne Wspólnoty Dusz Najmniejszych Olsztyn 2014 r.

Transcript of S KOMENT ł owo Miłości - malenkadroga.plmalenkadroga.pl/pdf/Slowo Milosci - kwiecien 2014.pdf ·...

KOMENTARZE DO EWANGELII NA KAŻDY DZIEŃ

Kwiecień 2014, Nr 6/IV.2014

Droga Krzyżowa (Jerozolima)

S łowo Miłości dla dusz najmniejszych

Rok duszpasterski: Wierzę w Syna Bożego

Materiały formacyjne Wspólnoty Dusz Najmniejszych

Olsztyn – 2014 r.

2

http://www.malenkadroga.pl/

Sątoczno – ost. piątek m-ca Czerwińsk – I sobota m-ca

Szczytno – II czwartek m-ca

Różanystok – II sobota m-ca

Gietrzwałd – III sobota m-ca

Ostrów Wlkp. – II poniedziałek m-ca

3

Słowo Miłości

kwiecień 2014 nr 6/IV.2014

Wspólnota dusz najmniejszych

Komentarze do Ewangelii na każdy dzień

dla dusz najmniejszych

Wyrażamy wielką wdzięczność Bogu za dar świątobliwego

kierownika duchowego wielu dusz najmniejszych,

ks. Józefa Gregorkiewicza (+2006).

Niech ziarno Miłości zasiane przez tego nieutrudzonego

Zwiastuna Orędzia Miłości Serca Jezusa do świata

wyda owoc obfity

Materiały formacyjne dla Wspólnoty

Olsztyn 2014 r.

4

Opracowanie tekstu – ks. Tadeusz Pawluk, moderator wspólnoty,

przy współpracy Małgorzaty Pyśk i Zofii Bobrowskiej

Pełna treść komentarzy do czterech Ewangelii zamieszczona została

na stronie internetowej Wspólnoty Dusz Najmniejszych:

http://www.malenkadroga.pl/. Strona jest własnością Katolickiego Stowarzyszenia

„Konsolata”, którego działalność oparta jest na Statucie zatwierdzonym

przez władze kościelne (Olsztyn, 17.11. 2010 r.).

STOWARZYSZENIE „KONSOLATA” 11-041 Olsztyn, ul. Hozjusza 2.

KRS: 0000338099; REGON: 280450105; NIP: 739-37-68-798

Nr konta: 09 1540 1072 2107 5000 3110 0001

- www.konsolata.pl

„Ten obrazek przedstawia, jakby żywo zuchwałość Konsolaty i zawierzenie

Boskiemu Sercu, jakbym siebie widziała, tak, że nie mogłam powstrzymać się,

by go nie wkleić do zeszytu.”

(z Dziennika S. M. Konsolaty Betrone)

kontakt: e-mail: [email protected]

5

Wielkanoc – Rok: Wierzę w Syna Bożego

A l l e l u j a !

Jezus Zmartwychwstał! To znaczy,

pokonał zło i śmierć. Zwyciężyła miłość

i życie. Zwyciężyła prawda i dobro.

Zwyciężył Bóg. Bóg jest Zwycięzcą

i Jego zwycięstwo jest również w na-

szym życiu - może odnosić się do każ-

dej sfery naszego życia. Stąd cieszmy

się, ponieważ Bóg obdarza nas swoim zwycięstwem. Tym zwycięstwem

obdarza naszą codzienność, uczynił możliwym pokonywanie w naszej co-

dzienności wszystkiego, co ma znamiona zła, co ma znamiona bólu, cier-

pienia, co ma znamiona braku miłości.

Zwycięstwem Jezusa zostaliśmy obdarowani i to zwycięstwo jest

w nas. A więc każdy z nas może w swoim życiu tego zwycięstwa doświad-

czać na każdym kroku, w różnych sytuacjach. Dlatego radujmy się! Pamię-

tajmy o tym zwycięstwie, które w tajemnicy Zmartwychwstania Jezusa jest

nowym życiem danym nam już teraz.

Życzę więc Wam wszystkim, byście od momentu Zmartwychwstania

Jezusa postrzegali każdą życiową sytuację jako nową, bo przepełnioną

zwycięstwem Boga. Życzę, by każdy z Was - pomimo tego, iż wydaje się,

że uczestniczy nadal w tym samym życiu, w tych samych obowiązkach,

w tym samym trudzie - miał w swoim sercu ZWYCIĘSTWO; miał w swo-

im sercu MIŁOŚĆ, która pokonała wszystko.

Niech każdy żyje tą Miłością, niech każdy żyje Triumfem Miłości

w najzwyklejszej, szarej sytuacji. Niech Miłość nadal zwycięża w drobia-

zgach, a życie każdego z Was stanie się ZWYCIĘSTWEM BOGA w Wa-

szych sercach, w sercach bliskich Wam osób, w Waszym otoczeniu. Po-

zwólcie, by Zmartwychwstanie Jezusa i Jego Zwycięstwo na stałe zagościło

w Was i w Waszych rodzinach.

Niech Króluje Jezus Zmartwychwstały! Alleluja!

Ks. Tadeusz Pawluk

moderator Wspólnoty

Olsztyn, Wielkanoc 2014 r.

6

„Pragnęli, by w nich wypełniła się doskonale wola Boża!” Już za kilka dni papież Franciszek na Placu św. Piotra w Rzymie ogło-

si świętymi; papieża Jana XXIII i naszego rodaka papieża Jana Pawła II, papieża Wielkiego. Obaj pragnęli, tak jak Matka Najświętsza, jak wielu

Świętych, cali należeć do Boga. Pragnęli, by w nich wypełniała się dosko-nale Boża wola. W których życiu i pontyfikacie święta Boża obecność

uczyniła ich dusze świętymi na trwałe, na zawsze. W tym czasie i my, dusze najmniejsze, ofiarujemy przez Najświętszą

Dziewicę Maryję Bogu, swoje serca z wielką prośbą, aby je ukształtował, uformował tak, jak sam tego chce - co zrealizowało się tak doskonale

w życiu Jana XXIII i Jana Pawła II. Ofiarujemy się z prośbą, aby Bóg po-mógł nam, swoim maleńkim dzieciom, zrozumieć tę jedną prawdę, że tylko

przyjęcie Bożej woli, tylko jej realizacja da nam szczęście. Iż tylko wtedy doskonale przeżyjemy swoje życie, gdy posługiwać się będziemy wszyst-

kim tym, co otrzymaliśmy od Boga. Iż tylko wtedy zbliżymy się do Niego.

Tylko wtedy Bóg napełni nas swoim światłem. Tylko wtedy nasze światło, pochodzące od Boga rozjaśni Kościół. Tylko wtedy! Ofiarujemy się z proś-

bą, by Bóg pomógł nam, najmniejszym zrozumieć, że nie da nam szczęścia spełnianie własnych pragnień, marzeń wyobrażeń o sobie, o swojej rodzi-

nie, o swojej pracy, o swoim otoczeniu, o swojej przyszłości, ale prawdziwe szczęście przyjdzie, gdy nasłuchiwać będziemy Boga w swoim sercu, gdy

wyrazimy zgodę na to co Bóg daje, co płynie z Bożego Serca. Ofiarowuje-my się Bogu z prośbą, by pomógł nam dokładnie żyć tym, co od Niego

pochodzi, co daje szczęście duszy, co doskonale nas uformuje, co nas uświęci, co zbliży do Boga, do Niego upodobni, w końcu wyniesie do

chwały Nieba. Uczestnicząc w uroczystości kanonizacyjnej obu Papieży powinniśmy

zauważyć, iż często, nie rozumiejąc tej prawdy jaką jest potrzeba przyjęcia woli Bożej, szarpiemy się w swoim życiu, zabiegamy o wiele, pragniemy

osiągnąć różne cele, denerwujemy się, cali w stresie przeżywamy różne frustracje, załamania, czasem tragedie, dramaty. A przecież, chociażby za

przykładem Jana Pawła II, wystarczy tylko iść drogą, którą Jezus daje każ-

dej duszy, którą Jezus wytycza jej osobiście, na której spotyka wszystko co

7

uświęca duszę. Bo na tej drodze Bóg daje swoje drogowskazy, swoje wska-zówki. Bo na tej drodze dusza spotyka każdą potrzebną pomoc do zreali-

zowania siebie, swego powołani, swego życia. Bo może czerpać z Boga to, co potrzebne jest do zrealizowania tego powołania. Tak jak śpiewakowi

potrzebny jest doskonały słuch i głos, do tego by był śpiewakiem, tak dusza żeby zrealizować powołanie, które dał jej Bóg ma posługiwać się tym co

On jej daje po drodze. Przecież śpiewak nie będzie doskonałym rzeźbia-rzem, bo mając dobry słuch i głos do śpiewu nie przekaże tego w rzeźbie,

nie jest jej to potrzebne. Tak samo dusza, która chce robić coś innego, na-wet posługując się tym co dał jej Bóg, w taki sposób nie będzie dążyć do

doskonałości. Śpiewak nie będzie rzeźbiarzem, a rzeźbiarz śpiewakiem jeśli nie otrzymał ku temu predyspozycji od Boga.

Pomóż, Panie Jezu, nam najmniejszym - przez wstawiennictwo św. Ja-na Pawła II, w którego życiu doskonale wypełniła się Twoja wola, - zoba-

czyć Twoją wolę w każdym dniu, w każdym wydarzeniu, w każdej osobie.

Pomóż każdemu z nas przyjmować Twoją wolę i żyć nią. Pomóż nam po-sługiwać się wszystkim co dajesz, by zrealizować Twoje plany. Pomóż też

nam zobaczyć to, co jest tylko naszym własnym dążeniem, co jest tylko ludzkim marzeniem, planami wynikającymi z naszego egoizmu i pychy.

Pomóż, by każdy z nas porzucił i zrezygnował z tego co nasze. Jezu, Ty jesteś doskonałością, Ty możesz człowiekowi dać wszystko. Ty możesz

każdego z nas poprowadzić dając łaskę, zapewniając wszystko, aby dążył do świętości, a potem samą świętość. Dopomóż nam realizować Twoje

zamiary, Twoje plany, Twoje powołanie, które Ty Jezu dajesz. Pomóż każ-demu z nas godzić się z tym co w sercu słyszy, co jest Twoim głosem.

Otwórz oczy duszy, by zobaczyły w codziennych wydarzeniach, w różnych sytuacjach Twoją wolę, co czasami jest niezmiernie trudne. Niech Twoja

obecność w Eucharystii, Chryste, da nam siłę, da wiarę, da ufność, wręcz pewność powołania, którego nam udzielasz, pewność drogi, którą nas pro-

wadzisz. Niech Twoja święta obecność da pewność duszy, że oto właśnie słyszy Twój głos.

Bądź uwielbiony, Jezu, w każdej duszy najmniejszej. Bądź uwielbiony

poprzez poddanie się Twojej woli. Niech każda dusza najmniejsza uwielbia Ciebie pełnieniem Twojej woli, posłuszeństwem wobec Boga, zgodą na to

co od Ciebie pochodzi, oddaniem się Tobie. Bądź uwielbiony, Panie! Amen.

Ks. Tadeusz Pawluk

8

W sposób doskonały odzwierciedlał Chrystusa

Jan Paweł II – Świętym!

Jezus zmartwychwstały niesie nam bło-

gosławieństwo pokoju, czyniąc nasze serca

nowymi, czyniąc nasze serca odważnymi

w wyznawaniu wiary i w dawaniu świadec-

twa o Bogu, który zwycięża. Teraz i my bę-

dziemy dawać świadectwo o Bogu, który

zwycięża w ludzkich sercach poprzez miłość,

który zwycięża poprzez dusze święte, dusze,

które pełniąc wolę Bożą realizują Jego dzie-

ło. Dusza, która oddaje się Jezusowi, która

stara się, zgodnie z tym, co czuje w sercu

realizować, a więc Boże plany, zamiary wo-

bec niej, powołanie, jakie jej Bóg dał, praw-

dziwie kroczy ku świętości. Ona nie jest

tylko sama dla siebie i nie czyni tylko dobra dla siebie. Taka święta dusza

staje się świadkiem Jezusa, staje się świadectwem miłości, staje się świa-

tłem, które rozjaśnia mroki ciemności w różnych miejscach na kuli ziem-

skiej. Takim światłem, jest nasz rodak papież św. Jan Paweł II. Doświad-

czony poprzez cierpienie, poprzez cierpienie ukształtowany, uformowany

w sposób doskonały odzwierciedlał samego Chrystusa. Te bolesne uderze-

nia dłuta jakie Bóg czynił wobec jego duszy były konieczne, by był w sta-

nie zrealizować powołanie, jakie otrzymał. Bez tych doświadczeń nie byłby

tym, kim potem został.

Człowiek często buntuje się i nie przyjmuje tego, co, jak mówi, zsyła

los. Nie zgadza się to z jego pragnieniem, z jego wyobrażeniem o przyszło-

ści. Nie godzi się na rzeczywistość, która go otacza, a przez to zaprzecza

temu, kim go Bóg stworzył. Nie godząc się na siebie samego i na życie,

jakie mu Bóg daje przestaje realizować powołanie, a realizuje swoją wolę,

nie wykorzystuje całego potencjału, jaki Bóg składa w nim, przez co nie

doskonali się, bowiem wszelkie kształtowanie idzie nie w tym kierunku, co

potrzeba.

Prawdziwy rzeźbiarz potrafi zobaczyć w kawałku zwykłego drewna

już tę właściwą rzeźbę. Prawdziwy rzeźbiarz doskonale wie do czego ten

9

konkretny kawałek drewna się nadaje. Znając gatunek drzewa wie, co może

rzeźbić, widząc kształt tego kawałka wie, co najlepiej może mu wyjść

z niego, jaka powstanie rzeźba. Ten, kto dopiero próbuje rzeźbić, uczy się

nie zna się na gatunkach drewna, ale również nie potrafi spojrzeć właściwie

i zobaczyć w klocku już przyszłej rzeźby. Stąd popełnia wiele błędów, a to,

co powstaje nie jest sztuką, jest dopiero próbą, nauką i jeszcze sporo czasu

upłynie zanim stanie się rzeźbiarzem.

My jesteśmy początkującymi rzeźbiarzami, a jakże często pragniemy

sami wziąć do ręki dłuto, młotek i wyrzeźbić swoją duszę po swojemu.

A nie mamy w tym kierunku żadnej wiedzy, doświadczenia, umiejętności,

ani odpowiedniego spojrzenia. Trzeba umieć spojrzeć, a to potrafi tylko

Bóg. Poprzez Jego spojrzenie ta dusza przecież powstała. I On, stwarzając

ją, stworzył do konkretnego zadania, dał predyspozycje do zrealizowania

konkretnego powołana, o czym często dusza sama nie wie i nie będzie wie-

działa, jeśli nie posłucha Boga, jeśli będzie chciała realizować swoje zamia-

ry.

Św. Papież Jan Paweł II poddał się działaniu Boskiego dłuta. I chociaż

doświadczenia życiowe, jakie go dotknęły, tak po ludzku, mogą wydawać

się zbyt bolesne, zbyt ciężkie - kolejna śmierć bliskich osób, wojna. Nieje-

den człowiek buntuje się w takim przypadku, popada w rozpacz. Jednak

Papież współpracuje z łaską, którą otrzymuje od samego początku. Błogo-

sławieństwo Boże otacza jego rodzinę, jego rodziców, brata i Karola. Śro-

dowisko, w którym żył - to środowisko nasączone Bożym błogosławień-

stwem, to dusze, które przyjmują to błogosławieństwo i nim żyją. Dzięki

temu i dusza Karola mogła to błogosławieństwo przyjmować. Hartowana,

formowana powstaje niczym szczere złoto, niczym doskonały diament,

najszlachetniejszy, by w pewnym momencie mogła zajaśnieć nad innymi,

by dawać światło, wskazywać właściwą drogę.

Dusze święte są światłami Chrystusa i takim światłem jest św. Jan Pa-

weł II. Jest świadkiem, którego powinniśmy słuchać nieustannie, w którego

nauczanie powinniśmy stale się zagłębiać. Powinniśmy sercem odczytywać

słowa, które wypowiadał. Kierował je również do nas. I nie są to słowa

tylko na tamten czas. Są to słowa, które mają swoje znaczenie ponad cza-

sem, są aktualne. Święty nie wypowiada słów od siebie, zatem nie dotyczą

one tylko tej konkretnej sytuacji i nie tylko w tej konkretnej się sprawdzają.

Słowa świętego, to słowa Boga, a Słowo Boga jest wieczne. Święty wypo-

10

wiada prawdy, które ma w sercu, a które złożone zostały przez Boga

w duszy ludzkiej. Prawdy, które sam Bóg duszy ludzkiej pokazuje. Praw-

dy, które są dla świętej duszy oczywiste, które święta dusza rozumie i któ-

rymi żyje. Prawdy te duszę prowadzą, a więc mówi ona również na pod-

stawie swojego życia o tych prawdach, nie są to puste słowa, nie poparte

niczym, są to słowa, które biorą się z życia tej świętej duszy, ona doświad-

cza ich, ona żyje nimi, one się sprawdzają w jej życiu. Ona niejako daje

świadectwo o tych prawdach całą sobą.

Św. Jan Paweł II całym swoim życiem dał wielkie świadectwo praw-

dzie. Wielkie świadectwo o istnieniu Boga, o istnieniu Boga pełnego miło-

sierdzia. Dał świadectwo o tym, iż miłość doskonała, to miłość ofiarna. Dał

świadectwo o tym, iż miłość prawdziwa najpełniej wyraża się poprzez cier-

pienie. On dał świadectwo swoim życiem, postawą o prawdziwości wypo-

wiadanych słów, o swojej wierze. Jego życie i wiara - to była jedność. Nie

było ani odrobiny różnicy, rozejścia się życia i wiary. W sposób doskonały

zrealizował swoje życie wierząc. W każdym momencie ufając, nieustannie

wpatrując się w Boga, nieustannie nasłuchując w swoim sercu Jego głosu.

Zauważmy, że do tego również i my jesteśmy prowadzeni, zapraszani.

Na taką drogę jesteśmy wprowadzani. Starajmy się sercem wsłuchiwać się

w głos tego świętego Papieża. Chociaż już w Niebie, jednak to, co pozo-

stawił po sobie jest wielkim bogactwem całego Kościoła. Jest też bogac-

twem dla nas. Ogromnie się cieszę, że tę drogę realizuje jego następca.

Zatem jego następcy słuchajmy całym sercem. Czy zauważamy, że idziemy

jedną drogą? I że nauczanie współczesnego papieża doskonale jedna się

z drogą naszej Wspólnoty? To jest ta sama droga, bo ten sam Duch nas

prowadzi. Módlmy się, byśmy potrafili słuchać nauczania współczesnych

papieży, byśmy nie puszczali mimo uszu wszelkich wskazań, zaleceń,

wszelkiej nauki. Módlmy się, byśmy nie lekceważyli niczego, co słyszymy.

Uroczystość kanonizacji jest również wielką uroczystością dla świata

duchowego. I świat duchowy cały w niej uczestniczy. Tak więc miejmy tę

świadomość, że tego dnia, o tej godzinie cały świat ducha otoczy nas

i wielkie rzesze świętych zstąpią pośród nas. Aniołowie wyśpiewywać będą

najpiękniejsze pieśni, wychwalając Boga za Jego dobroć, za to, że kolejną

duszę przyjmuje. Św. Jan Paweł będzie obecny pośród nas, a dzień Jego

kanonizacji jest dniem, kiedy za jego wstawiennictwem możemy wiele

wyprosić. Przede wszystkim jednak dziękujmy, dziękujmy Bogu, uwiel-

11

biajmy Go, bo każda dusza święta jest błogosławieństwem dla całego Ko-

ścioła, jest mocą dla Kościoła, jest kolejnym światłem, jest pomocą. Ten

Święty jest szczególnie potrzebny na ten czas. I jego możemy prosić o pro-

wadzenie dzieła, w którym uczestniczymy. I jego możemy prosić w spra-

wach trudnych. Bóg, poprzez Jego serce i Jego duszę, zwyciężał za Jego

ziemskiego życia i czynić tak będzie nadal, gdy jest w Niebie. Zauważmy,

że św. Jan Paweł II realizował jedynie swoje powołanie. Nie był typem

wielkiego działacza walczącego zbrojnie. On swoje serce oddał Bogu i Bóg

poprzez to serce walczył o zwycięstwo miłości i miłosierdzia i Bóg doko-

nywał zwycięstw.

Prośmy więc św. Jana Pawła II o wstawiennictwo. Prośmy, by poma-

gał nam zrozumieć naszą drogę, by tę drogę uczynił łatwiejszą, by pokony-

wał trudności, jakie się będą pojawiać. By rozjaśnił nasze serca, wyprasza-

jąc światło Bożej mądrości.

Mamy wielkiego orędownika w Niebie. Serca nasze niech nieustannie

dziękują Bogu, nieustannie Go wielbią, niech wielka wdzięczność płynie

z naszych serc ku Niebu. Będzie to wielkie wydarzenie, wydarzenie

w świecie ducha ogromne. Aby przyniosło owoce w naszym życiu duchem,

sercem mamy je przeżywać, a nie zewnętrznie, ale wewnątrz swojej duszy.

Żeby nie stało się tak, jak dzieje się z wieloma katolikami, którzy bardzo

zewnętrznie pojmowali nauczanie św. Jana Pawła II, przyjmowali głownie

umysłem, dopasowując jego naukę do swoich teorii, do swojego patrzenia

na świat, do swoich potrzeb. I teraz nic z tego nauczania nie pozostało. My

potraktujmy je jako nauczanie płynące z Serca Bożego i starajmy się swoje

serca otworzyć, by to nauczanie pojmować i by je zrozumieć, by je pojąć

właściwie, by nie zatracić tego, co Bóg dał poprzez tę osobę, tego świętego.

By nie zaprzepaścić tej wielkiej łaski danej całemu światu ku odrodzeniu.

Bądźmy tymi, w których to ziarno zasiane przez Boga ręką św. Jana Pawła

II zaczęło kiełkować, by znalazło właściwą glebę, potem, by wydało wiel-

kie owoce na całym świecie.

W sercach niech pozostanie pokój. I z tym pokojem dążmy do tego

wydarzenia najważniejszego, na które czekamy.

Ks. Tadeusz Pawluk

12

(Dzieje Duszy – Rozdział VIII. Fragmenty)

Myślałam o duszach, które oddają się na ofiarę

Sprawiedliwości Bożej, aby odwrócić kary od innych

a ściągnąć je na siebie; ofiara ta wydała mi się wielka

i wspaniałomyślna, ale nie miałam najmniejszej ocho-

ty jej złożyć. "Mój Boże! - zawołałam z głębi serca -

czyż jedynie Twojej Sprawiedliwości mają się dusze

oddawać na ofiarę?... Czyż Twoja Miłość Miłosierna

nie potrzebuje ich także?... Jest ona powszechnie za-

poznana i odrzucona. Oto serca, którym pragniesz jej

udzielić, zwracają się do stworzeń i u nich żebrzą

szczęścia i nędznego uczucia, zamiast rzucić się w Twoje ramiona i przyjąć

Twą nieskończoną Miłość... Boże mój! czyż ta Miłość wzgardzona ma po-

zostać w Twym Sercu? Sądzę, że gdybyś znalazł dusze oddające się na

całopalne Ofiary Twej Miłości, [Twój ogień] strawiłby je natychmiast;

zdaje mi się, że czułbyś się szczęśliwy, nie będąc już więcej zmuszonym

tłumić w sobie przypływów nieskończonej czułości... Jeżeli nawet Twoja

Sprawiedliwość lubi się udzielać, ona, która rozciąga się tylko na ziemię,

o ileż bardziej Twoja Miłość Miłosierna pragnie ogarnąć dusze, skoro Two-

je Miłosierdzie wznosi się aż do Nieba... (40) O mój Jezu! niech ja stanę się

tą szczęśliwą ofiarą, niech ogień twej Boskiej Miłości strawi złożone Ci

całopalenie!..."

Ty, droga Matko, która pozwoliłaś mi ofiarować się w ten sposób Do-

bremu Bogu, ty wiesz, jakie strumienie, a raczej oceany łaski zalały mą

duszę... Od tego szczęśliwego dnia zdaje mi się, że Miłość mnie przenika

i ogarnia; zdaje mi się, że w każdej chwili ta Miłość Miłosierna odnawia

mnie i oczyszcza moją duszę ze wszelkiej skazy grzechowej, tak, że już nie

jestem w stanie obawiać się czyśćca. Wiem, że sama z siebie nie zasłuży-

łam nawet na to, by dostać się do owego miejsca ekspiacji, gdzie dostęp

mają tylko dusze święte, ale wiem również i to, że Ogień Miłości uświęca

skuteczniej od płomieni czyśćcowych, wiem, że Jezus nie może pragnąć dla

nas cierpień bezowocnych i że nie wzbudzałby we mnie tych pragnień,

gdyby nie miał zamiaru ich spełnić...

Źródło: www.karmel.pl

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus (1873-1897)

Ofiarować się Miłości Miłosiernej

13

Sł. B. s. M. Konsolata Betrone (1903-1946)

Uczynić ze swojego życia nieustanny akt miłości

Siostra Maria Konsolata uczy nas, że świętym nie zo-

staje ten, kto pochyla się nad sobą, ale ten, kto otwiera się z

ufnością na Boga i z miłością – na braci. Pewnego dnia

Jezus powiedział Siostrze Marii Konsolacie: „Nie myśl

więcej o samej sobie, o swojej doskonałości, o świętości,

którą masz osiągnąć, o twoich wadach, o twojej nędzy. Nie.

Ja myślę o twoim uświęceniu, o twej świętości. Ty myśl

tylko o Mnie i o duszach. O Mnie, by Mnie kochać i o du-

szach, by je ratować”. To właśnie jest prawdą, że świętość

nie jest naszym dziełem, ale dziełem Boga, tego Boga, który

w tym momencie działa w naszym życiu, jeśli tylko jesteśmy dyspozycyjni,

gotowi i otwarci na Jego działanie.

Siostra Maria Konsolata zaprasza nas do uczynienia z naszego życia

nieustannego aktu miłości: zdawałoby się to czymś najprostszym, lecz mo-

że w rzeczywistości jest najtrudniejsze. Jezus jej mówi: „Konsolato, mów

duszom, że wolę akt miłości i Komunię miłości, niż cokolwiek innego, co

mogłyby Mi ofiarować”. „Tak, – mówi jeszcze Jezus – akt miłości, ponie-

waż pragnę miłości”. „Dziś, – mówi Głos – jak wczoraj i jak jutro, od Mo-

ich biednych stworzeń – którymi jesteśmy my – oczekuję zawsze i tylko

miłości”. Z pewnością nasze życie jest Panu Bogu miłe i jest przed Nim

wielkie, ale nie tyle dzięki temu, co czynimy, ile przez miłość, z jaką to

wykonujemy. I my, cóż niezwykłego dziś uczyniliśmy? Pozornie nic, jak

zawsze! Jednakże ten nasz dzień jest wielki w oczach Bożych, ponieważ

wzbogaciliśmy miłością każde nasze działanie i każde nasze spotkanie. To, co miłe jest Ojcu w ofierze Jezusa, to nie ogrom bólu, jaki On wy-

cierpiał, lecz bogactwo miłości Jego ukrzyżowanego Serca, które wypo-

wiada: „Ojcze, w Twoje ręce, powierzam mojego ducha” (Łk 23, 46)

i: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.” (Łk 23, 34). To jest głę-

bią wielkości chwili Krzyża Jezusa: ból przeżyty z miłością i w miłości;

w całkowitej ufności wobec Ojca, nawet, jeśli pełnej ciemności, jak każde

ludzkie cierpienie. Jezus mówi Siostrze Marii Konsolacie: „Miłość daje

światło, miłość daje siłę, miłość daje radość”. Oto biegła umiejętność zba-

wiania świata, bo Bóg jest Miłością: oto także źródło, które ofiarowuje nam

Miłość, byśmy mogli dawać ją innym. Źródło: http://www.kapucynkiostrow.pl/

14

1. Błagaj Maryję, Matkę Pięknej Miłości, by nauczyła cię kochać prawdzi-

wie, by sama kochała Jezusa w tobie i przez ciebie.

2. Proś Świętych by orędowali za tobą upraszając ci miłość. Wpatruj się w

ich przykład i naśladuj ich.

3. Wykorzystaj każde rekolekcje, by więcej Jezusa poznać i ukochać.

4. Wykorzystaj każdy dzień skupienia, czyniąc go przedłużeniem Wieczer-

nika rekolekcyjnego.

5. Każdej niedzieli znajdź choć pół godziny, a lepiej całą godzinę na głębo-

ką refleksję - jak zrealizowałeś w ostatnim tygodniu swój regulamin życia,

jak śpiewałeś swoją Pieśń Miłości

6. Dwie pierwsze godziny dnia czyń przedłużeniem Wieczernika rekolek-

cyjnego, każdy dzień zaczynając Jak pierwszy na drodze świętości, jak

ostatni w życiu.

7. Ze szczególną troską ofiaruj Jezusowi pierwsze chwile dnia: wstanie,

znak krzyża, uśmiech, akt miłości.

8. Od rana trwaj w obecności Bożej i w aktach miłości nie dopuszczając

niepotrzebnych myśli.

9. Jak najprędzej do kaplicy, by mieć czas na akt wiary, miłości, oddanie

Maryi.

10. Pod każdą modlitwę podkładaj myśl i serce.

11. W czasie rozmyślania odnawiaj swoje główne pragnienia i postanowie-

nia.

12. Składaj je Jako dar ołtarza w czasie Przenajświętszej Ofiary.

13. W czasie przeistoczenia błagaj o łaskę wierności Duchowi Świętemu.

14. Po Komunii św. zatapiaj główne postanowienia w Najświętszych Ra-

nach Zbawiciela.

15. Naznaczony Bożym błogosławieństwem śpiesz do obowiązków. Czu-

waj, by stale pomnażać płomień miłości, a nigdy nie umniejszać.

16. Pomnażaj przez częste akty miłości, życie obecnością Bożą, wierne

Z Testamentu Duchowego ks. Józefa Gregorkiewicza

- Jak wzrastać w miłości -

15

spełnianie każdego obowiązku w najczystszej intencji ze szlachetną do-

kładnością, przez czyny ofiarnej miłości bliźniego, przez ukochanie krzyża,

konsekrując miłością każdy ból i cierpienie.

17. A potem wracaj do kaplicy, aby trwać przed Najświętszym Sakramen-

tem.

18. Odnów te postanowienia w czasie szczegółowego rachunku sumienia,

by z większą gorliwością przeżyć drugą połowę dnia.

19. Kończ dzień u stóp Jezusa. On wszystko naprawi, co ci się nie udało.

20. Każdą niewierność wynagradzaj większą gorliwością i naprzód bez

przygnębienia i smutku.

21. Błagaj, byś jutro więcej ukochał Jezusa niż dotąd kiedykolwiek.

22. Nie zapominaj, że Maryja jest Twoją Mistrzynią na drodze zjednocze-

nia z Jezusem. Z Nią omawiaj sytuacje trudne czy wątpliwe i pamiętaj:

"Kto sam potrafi mało, z pomocą Maryi może rzeczywiście wszystko."

Amen.

____________________________________

MODLITWA

Ojcze wszelkiego miłosierdzia, Ty wzbudziłeś

wśród nas Twoją służebnicę, siostrę Konsolatę

Betrone, aby rozpowszechniać na świecie nie-

ustanną miłość ku Twemu Synowi Jezusowi na

prostej drodze zawierzenia i miłości. Spraw,

abyśmy i my, kierowani przez Ducha Świętego,

byli gorliwymi świadkami Twojej miłości,

i w Twojej niezmierzonej dobroci udziel nam za

Jej wstawiennictwem łask, których potrzebu-

jemy ... Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. 1.

Imprimatur: Pier Giorgio Micchardi Bp pomocniczy Turynu (11.03.1995 r.) 2.

3.

4. Źródło: www.kapucynkiostrow.pl

16

Wtorek, 1 kwietnia J 5,1-3a.5-16

Potem Jezus znalazł go w świąty-

ni i rzekł do niego: «Oto wyzdrowia-

łeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się

coś gorszego nie przydarzyło». Czło-

wiek ów odszedł i doniósł Żydom, że

to Jezus go uzdrowił. (J 5,14-15)

W dzisiejszym fragmencie zwra-

cają uwagę dwie rzeczy. Pierwsza, to

słowa Jezusa: „Nie grzesz już więcej,

aby ci się coś gorszego nie przydarzy-

ło”. I druga: „Człowiek ów odszedł

i doniósł Żydom, że to Jezus Go

uzdrowił”. Zastanówmy się nad zna-

czeniem tych słów. Jezus uzdrowił

człowieka chorego od wielu, wielu lat.

Pragnął on uzdrowienia, dlatego wraz

z innymi chorymi przebywał nad sa-

dzawką Owczą mając nadzieję, że

kiedyś w końcu uda mu się jako

pierwszemu dotrzeć do poruszonych

jej wód, by zostać uzdrowionym. Na

pytanie Jezusa, czy chce stać się

zdrowym, on skarży się, że nie ma

nikogo, kto by mu pomógł szybko,

jako pierwszemu dotrzeć do sadzawki.

W słowach tego biedaka wyczuć

można ból, smutek, żal, pretensje do

losu. Jezus widział jego serce. Zajął

się całym człowiekiem. Uzdrowił nie

tylko ciało. Jezus uzdrowił duszę

i serce. To, co czyni Jezus jest o wiele

ważniejsze, niż zwykłe uzdrowienie

z choroby ciała, ponieważ Jezus zna-

jąc każdego do końca, wiedząc

wszystko o człowieku, może dotknąć

swoją mocą, swoją miłością i miło-

sierdziem zarówno sfery fizycznej, jak

i psychicznej oraz duchowej. Jezus

będąc Bogiem przenika człowieka do

głębi jego istoty. To niepojęte, jak

Bóg zna swoje stworzenie. Lekarz

mając wszakże sporą wiedzę medycz-

ną, do dyspozycji różną aparaturę,

próbuje zbadać i postawić diagnozę.

Często potrzeba kilku specjalistów, bo

sprawa wydaje się bardziej zawiła,

obejmuje więcej jednostek chorobo-

wych. Nierzadko do lekarzy zajmują-

cych się stroną fizyczną dołączają

psycholodzy lub psychiatrzy. Strona

psychiczna bowiem jest bardzo po-

wiązana ze sferą cielesną i jedna na

drugą ogromnie wpływa. Mimo połą-

czonych sił, nierzadko lekarze rozkła-

dają ręce, drogą prób i błędów stosują

takie czy inne leki, metody , środki.

To, co u jednego pacjenta sprawdzało

się prawie w stu procentach, u drugie-

go okazuje się nie działać prawie wca-

le. I chociaż medycyna stoi na wyso-

kim poziomie, a specjaliści dokonują

niemalże cudów wykonując niezwykłe

operacje, to nadal człowiek jest za-

gadką.

Trudno jest poznać, zrozumieć

całego człowieka. Trudno jest w wielu

przypadkach pomóc mu na 100%.

KOMENTARZE DO EWANGELII NA KAŻDY DZIEŃ OD 1 DO 28 LUTEGO

17

Lekarze rozkładają ręce. Jedynie Bóg

może pomóc. I Jezus tak właśnie czy-

ni. Uzdrowił całego człowieka. Jego

przeszłość i teraźniejszość. Dał mu

nowe życie, jasną przyszłość. Dał

nadzieję na nią. Dał radość, pokój.

I człowiek ten faktycznie czuł się jak

nowonarodzony. On nie rozumiał, nie

wiedział jak wielką łaską został obda-

rzony. Niestety wokół otaczali go

słabi ludzie. I on sam też był tylko

słabością. Więc, gdy usłyszał oskar-

żenia, że przecież w szabat nie wolno

nosić swojego łoża, kto mu na to po-

zwolił, kto go uzdrowił i kazał iść

niosąc swoje łoże, jego serce ogarnęły

znowu słabości. Obawa o siebie, chęć

odwrócenia uwagi od swojej osoby,

od oskarżeń, były silne i przewyższały

wielokrotnie wdzięczność, jaką odczuł

na początku do Jezusa. Poza tym nie

był wolny od innych swoich słabości.

Toteż Jezus przestrzega go: „Nie

grzesz już więcej, aby ci się coś gor-

szego nie przydarzyło”. Jezus zwraca

mu uwagę, że to kalectwo, które tak

bardzo zniszczyło mu życie, jest jesz-

cze niczym wobec tego, co może mu

się przydarzyć, jeśli będzie żył w

grzechu. Grzech może być przyczyną

choroby ciała, choroby duszy, choro-

by psychiki. Ale, co najważniejsze,

grzech może być przyczyną śmierci

wiecznej i to jest najstraszniejsza kon-

sekwencja grzechu. Za swoje grzechy

człowiek ten już sporo wycierpiał.

Przeszedł coś w rodzaju czyśćca na

ziemi. Reszty oczyszczenia dokonał

Jezus. Jednak powrót do grzechu mo-

że skończyć się jeszcze czymś gor-

szym. Choroba ciała przy tym jest

niczym.

Druga sprawa, która zwraca na-

szą uwagę, to fakt, że „Człowiek ów

odszedł i doniósł Żydom, że to Jezus

Go uzdrowił”. Zastanawiające jest to,

że po takim uzdrowieniu, człowiek ten

donosi na Jezusa. Widzi przecież

wrogi stosunek Żydów do Niego,

a mimo to czyni coś tak złego. Smutne

to i przerażające. Jezus odczuł to za-

chowanie bardzo boleśnie. Wiedział,

że tak będzie, a mimo to podszedł do

tego człowieka i przestrzegał go przed

powrotem do grzechu. W sercach

wielu z nas jest oburzenie i brak zro-

zumienia dla takiego postępowania.

Wydaje się nam, że w naszym przy-

padku nic takiego by się nie przyda-

rzyło. Chciałbym nas przestrzec przed

stawianiem tak rygorystycznych

stwierdzeń. Bowiem nie znamy sa-

mych siebie. A sytuacje, w jakich

możemy się znaleźć, mogą być tak

stresujące, mogą tak mocno na nas

oddziaływać, że zdeterminują nasze

zachowanie i postąpimy nie tak, jak

byśmy chcieli, ale jak pokieruje nami

nasz słaby umysł, słabe serce, nasze

ogólne słabości, nasze lęki, nasz ego-

izm, nasza pycha. I zranimy Jezusa

swoją odpowiedzią na Jego bezwa-

runkową miłość, na nieskończone

Jego miłosierdzie. A potem trudno

nam będzie spojrzeć do lustra na sa-

mych siebie. Gdybyśmy się dobrze

przyjrzeli swemu życiu, dostrzegliby-

śmy właśnie takie niewdzięczne za-

18

chowanie w stosunku do swojego

Zbawiciela.

A jeśli nawet nic takiego nie mia-

ło miejsca, to tylko dlatego, że Bóg

nas od tego uchronił. Tym bardziej

należy Mu się nasza wdzięczność,

nasza miłość i oddanie. Dziękujmy

zatem za to, że Bóg nie dopuścił do

nas takiej pokusy, która by skłoniła

nas do bolesnego zranienia Jezusa.

Módlmy się, by Bóg strzegł nas przed

wszelką pokusą, by chronił nas przed

grzechem. Byśmy, mając świadomość

ogromu naszych słabości, mimo

wszystko im nie ulegali. Byśmy zda-

jąc sobie sprawę, iż Bóg nieustannie

zapobiega naszym upadkom, chroni

nas od nich, czuli wielką wdzięczność

i ją odpowiednio wyrażali. Módlmy

się, bowiem nasze słabości są ogrom-

ne i tylko Jezus może nas z nich wy-

dobyć.

Niech Bóg błogosławi nas na

czas tych rozważań.

Środa, 2 kwietnia J 5,17-30

Podobnie jak Ojciec ma życie w

sobie, tak również dał Synowi: mieć

życie w sobie samym. Przekazał Mu

władzę wykonywania sądu, ponieważ

jest Synem Człowieczym. (J 5,26-27)

„Nie macie także słowa Jego

trwającego w was, bo wyście nie

uwierzyli w Tego, którego On posłał”.

Dość trudne są te słowa Jezusa dla

współczesnego człowieka. Trudne

i drażniące były dla wielu Żydów.

Uważali oni siebie za tych, którzy

czytają Pisma i je znają. Nieustannie

powoływali się na nie. A teraz przy-

szedł człowiek, który powołując się na

te same Pisma dowodzi im, że jest

Synem Boga, a więc jest równy Bogu.

To jeszcze nie wszystko. Jezus wyka-

zywał brak znajomości Pism, brak

odpowiedniego ich rozumienia i inter-

pretowania. A co najważniejsze, brak

zgodności ich życia z głoszonymi

prawdami, zafałszowanie.

Jezus ukazuje swoją jedność

z Ojcem. Pokazuje to, że od Ojca wy-

szedł, od Ojca otrzymał pełną władzę,

a to, co czyni, jest wolą Ojca. Moc,

która jest w nim, jest mocą pochodzą-

cą od Boga. Nie przyjmowanie Jezusa,

jest odrzucaniem Ojca. Kto nie wierzy

w Jezusa, nie może mówić, że wierzy

w Ojca. I nie pomogą całe wieki

związku narodu wybranego z Bogiem,

jeśli każdy człowiek indywidualnie

nie przyjmie Jezusa i tego, co czyni

z Bożego zamysłu, z woli Ojca. Aby

uwierzyć Jezusowi wystarczy wsłu-

chać się w świadectwo o Nim, jakie

dawał Mojżesz, jakie znaleźć możemy

na kartach Pisma Świętego u wielu

proroków, jakie wydał o Nim Jan

Chrzciciel. Czyny Jezusa, znaki, cuda

są tym świadectwem samego Boga,

bowiem człowiek nie jest w stanie

dokonywać tak wielkich rzeczy. Jezus

trwa w swoim Ojcu. A Ojciec trwa

w Nim. Dlatego są tak zgodni, dlatego

wszystko, co Jezus czyni, jest wolą

Jego Ojca.

19

W dodatku Jezus podkreśla, iż

Jego świadectwo jest większe od Ja-

nowego. Jego świadectwem będzie to,

czego dokona, do czego został przez

Ojca powołany. To wielkie dzieło,

jakiego ma dokonać, przetrwa wieki.

Nie skończy się wraz ze śmiercią tak,

jak świadectwo Jana ucichło, po jego

śmierci. Jego misja zakończona, świa-

dectwo wydane, powołanie wypełnio-

ne. Świadectwo Jezusa trwać będzie

wiecznie i jego skutki odczuwać bę-

dzie ludzkość przez wieczność. Bo-

wiem jest to świadectwo samego Bo-

ga. Słowo, które wypowiada nie idzie

w próżnię. Ono stwarza, staje się,

trwa, ono jest. Ucieleśnia się w Jezu-

sie. Sam Jezus jest świadectwem Oj-

ca, Ojciec wydaje świadectwo o Synu.

Słowo wypowiedziane przed wiekami,

zapowiedzi dawane przez proroków,

wypełniają się. Kto otwiera serce,

sercem przyjmuje Prawdę.

Módlmy się, Bóg będzie nam

błogosławił.

Czwartek, 3 kwietnia J 5,31-47

Ja mam świadectwo większe od

Janowego. Są to dzieła, które Ojciec

dał Mi do wykonania; dzieła, które

czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec

Mnie posłał.

(J 5,36)

Mądrość zawarta w Pismach, nie

jest mądrością ludzką, ale boską. To-

też nie umysł trzeba na nią otworzyć,

ale serce i duszę. Kto prawdziwie

przyjmuje Boga, trwa w Prawdzie

zawartej w Piśmie. Kto nie w fałszu,

ale w Prawdzie odnajduje siebie

i przeżywa swoje życie, ten ma Słowo

żyjące w nim. Słowo trwa w nim, żyje

w nim, kształtując go i jego życie.

I w pewnym momencie bardzo jasno

odczytuje przyjście Jezusa, jako wy-

pełniające się Słowo Boga. Bowiem

trwając w Słowie, jest mu Ono bliskie,

znane. Nie jest obce, więc je rozpo-

znaje. Ten zaś, kto nie żyje Prawdą

Słowa, chociaż może o tym dużo mó-

wić, nie jest w stanie rozpoznać Go

w Jezusie. Bo tak naprawdę nie zna

Słowa i nim nie żyje. Tak więc Jezus,

który jest Słowem Boga, nie jest mu

znany, jest mu obcy.

Jezus otrzymał od Ojca pełną

władzę. Wszystko przekazał Mu Jego

Ojciec. Ma prawo sądzić. Niezrozu-

miałe to prawo dla zwykłego człowie-

ka, bowiem nadane Jezusowi mocą

Jego Posłuszeństwa Ojcu do końca,

otrzymane na mocy ukrzyżowania,

oddania swego życia za życie każdego

człowieka. Wypełniając wolę Ojca,

wolę Miłości Miłosiernej, Jezus nieja-

ko nabył prawo władzy nad ludzko-

ścią. Jako Bóg, miał ją zawsze, jako

Syn posłuszny Ojcu ma ją niejako

podwójnie. Ceną było Jego życie.

Jednak ta władza przejęta poprzez

Krzyż będący wyrazem i świadec-

twem samej Miłości i samego Miło-

sierdzia, nie jest właściwie rozumiana

przez człowieka. Bowiem człowiek

ma swoje zwykłe, ludzkie wyobraże-

nie władzy. I niestety zazwyczaj nie

20

wiąże się ono z miłością. Władza Bo-

ga, to władza Miłości Miłosiernej.

Miłości, która umarłych powołuje do

życia. Miłości, która daje nowe życie.

Która nie wykorzystuje swoich pod-

danych, ale swoim podanym daje całą

siebie. Warunkiem jest jej przyjęcie.

Przyjęcie Miłości Miłosiernej, wiara

w nią. A dzieje się to poprzez przyję-

cie Jezusa jako Boga, Syna Bożego,

Odwiecznego Jego Słowa.

Dzisiejszy fragment, chociaż

trudny w swej wymowie, jednak

przedstawiający istotną prawdę o Je-

zusie jako Synu Bożym. A świadec-

two o Nim dają prorocy narodu wy-

branego. Szkoda tylko, że w ostatecz-

ności naród ten nie rozpoznał w Jezu-

sie zapowiadanego Mesjasza. Szkoda,

że żyjąc w takiej bliskości z Bogiem,

naród wybrany nie zdołał otworzyć się

na Jego Słowo, nie przyjął Go jako

swojego. Módlmy się, aby historia

narodu wybranego nie powtórzyła się

w naszym życiu. Prośmy Ducha Świę-

tego, by prowadził nasze serca i dusze

ku otwarciu się na Słowo, byśmy po-

trafili rzeczywiście w tym Słowie

trwać, a Ono by trwało w nas. Módl-

my się, aby Miłość Miłosierna obja-

wiająca się w Jezusie, została przez

nas przyjęta z wielką otwartością.

Módlmy się, Bóg będzie nam błogo-

sławił.

Piątek, 4 kwietnia J 7,1-2.10.25-30

A Jezus, ucząc w świątyni, zawo-

łał tymi słowami: «I Mnie znacie,

i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie

przyszedłem sam od siebie; lecz

prawdziwy jest Ten, który Mnie po-

słał, którego wy nie znacie. Ja Go

znam, bo od Niego jestem i On Mnie

posłał». (J 7,28-29)

„Moja nauka nie jest moją, lecz

Tego, który Mnie posłał. Jeśli kto

chce pełnić Jego wolę, pozna, czy

nauka ta jest od Boga, czy też Ja mó-

wię od siebie samego. Kto mówi we

własnym imieniu, ten szuka własnej

chwały. Kto zaś szuka chwały Tego,

który go posłał, ten godzien jest wiary

i nie ma w nim nieprawości”. Wpraw-

dzie Jezus mówi tutaj o sobie, jednak

słowa te możemy również odnieść do

każdego człowieka. Powołaniem

człowieka jest Miłość, dążenie do

Miłości, zjednoczenie z Miłością.

Żeby to mogło się dokonywać, czło-

wiek musi dać miejsce Miłości we

własnym sercu. Inaczej ona nie będzie

mogła go posiąść. Człowiek nie żyje

po to, by hołdować swoim zachcian-

kom, by spełniać swoje pragnienia, by

oddawać chwałę sobie samemu.

Człowiek żyje, by kochać, by powoli

doskonaląc się w miłości, w nią się

zamieniać. Im niejako bardziej za-

awansowana będzie ta przemiana, tym

lepiej będzie przygotowany do wiecz-

ności. Bowiem w wieczności pozosta-

nie tylko miłość. Tylko ona będzie

21

miała rację bytu. Tylko ona jest nie-

skończona, tylko ona jest wieczna.

Zatem to, co miłością nie jest, nie

będzie istnieć.

Już na ziemi człowiek może po-

znać w jakim stopniu przygotował się

do wieczności. Patrząc na jego miłość,

wiarę, na jego postawę można stwier-

dzić czy w tej miłości się wydoskona-

lił, czy może jeszcze potrzebuje czasu.

Swego rodzaju miarą doskonałości,

przygotowania do Nieba jest procent

miłości własnej w sercu człowieka. Im

większy procent, tym więcej przygo-

towań potrzebuje dusza. Bowiem im

więcej miłości własnej, tym mniej

Boga w sercu. Uczynić Boga Panem

swego serca - to zadanie każdego.

Skoro On jest Tym, który jest, który

był i który będzie, zatem jeśli dusza

pragnie szczęścia wiecznego, to po-

winna zwrócić się do Tego, który to

szczęście zapewnia, który jest wiecz-

ny, który jest Wiecznością. Trudno

bowiem oczekiwać, by po odrzuceniu

Boga, On sam na siłę starał się nas

uszczęśliwiać sobą. On tak nas uko-

chał, tak szanuje naszą wolę, że nie

zniewala nikogo. Zaprzeczyłby sam

sobie, gdyby przymuszał kogoś do

miłości.

Zatem dążenie do miłości jest za-

daniem człowieka. Dążenie do umi-

łowania Boga całym sercem, całą

duszą, całym swoim jestestwem. Du-

sza może sama w sobie zaobserwo-

wać, na ile kocha rzeczywiście

i prawdziwie. Pomocą w tym mogą

być słowa dzisiejszego fragmentu

z Ewangelii według św. Jana. „Kto

mówi we własnym imieniu, ten szuka

własnej chwały. Kto zaś szuka chwały

Tego, który go posłał, ten godzien jest

wiary i nie ma w nim nieprawości”.

Szukanie własnej chwały to sygnał dla

duszy, by zmieniła cel swoich dążeń,

by zastanowiła się nad swoimi pra-

gnieniami, by zadbała o czystość in-

tencji. Niestety pycha i egoizm są

obecne w życiu człowieka. Na ile

człowiek pozwoli im dojść do głosu,

na tyle szukać będzie własnej chwały.

Ktoś mógłby powiedzieć, że słowa

Jezusa bardziej odnoszą się do tych,

którzy głoszą słowo Boże, do kapła-

nów, misjonarzy, zakonników. Jednak

to nie jest prawda. Bowiem człowiek

całym swoim życiem ma głosić chwa-

łę Boga, czy to świecki, czy konse-

krowany. Swoją postawą powinien

Bogu oddawać cześć i dziękować

nieustannie za niezliczone łaski.

Wszystko do Niego odnosić uznając

swoje poddanie wobec Stwórcy. Sko-

ro od Boga wszystko pochodzi, skoro

On jest dawcą wszystkiego, zatem

Jemu należy się chwała i podziękowa-

nie oraz podziw.

Ten, kto głosi swoją chwałę, jest

złodziejem chwały Boga, bo tylko

Jemu się ona należy. Nie jest godzien

wiary. Kiedy człowiek staje się takim

złodziejem? Niestety jest nim nie-

ustannie. Jeśli nad sobą się nie zasta-

nawia, jeśli sprawa wiary nie jest

u niego na pierwszym miejscu, wtedy

często czyni to nie do końca świado-

mie. Jednak osoba wierząca, która

22

przeszła katechizację w swoim życiu

i stała się dojrzałym, pełnoprawnym

członkiem Kościoła, nie może twier-

dzić, iż była nieświadoma swej za-

chłanności dotyczącej chwały. Od

najmłodszych lat bowiem, dziecko

uczone jest wiary, wprowadzane

w życie Kościoła, poznaje relację Bóg

- człowiek. Ta relacja opiera się na

miłości, na świadomym przyjmowa-

niu przez człowieka prawdy o sobie,

kim jest wobec Stwórcy. Niestety

słabości biorą górę i człowiek upada.

Jednak chodzi o to, by będąc ich

świadomym, pracować usilnie nad

nimi. By się im nie poddawać. By

stale powstawać i zwracając się do

Bożego miłosierdzia z wielką ufnością

prosić o siły do kroczenia dalszą dro-

gą ku doskonałości.

Człowiek może czynić bardzo

dużo dla innych, dla Boga. Może być

spostrzegany przez otoczenie jako

dusza niemalże święta, bliska święto-

ści. Jednak ważne jest jakie są jej

intencje. Bowiem to czystość intencji

oddaje Bogu chwałę. Posługując się

swoimi zdolnościami danymi przez

Stwórcę może rzeczywiście nawracać

tysiące. Jednak, jeśli miesza się w to

próżność, pycha, głoszenie własnej

chwały - nie oddaje swoim życiem

chwały Bogu. Jest jej złodziejem.

Niekiedy trudno jest szczególnie oso-

bom nie do końca dojrzałym w wie-

rze, oddzielić służbę Bogu z szuka-

niem własnej chwały. A i kapłanom

się to zdarza, szczególnie tym, którzy

obdarzeni przez Boga darami, zdolno-

ściami, posługując się nimi, tracą po-

czucie tej granicy pomiędzy szuka-

niem swojej chwały a oddawaniem

chwały Bogu. Ta granica jest bardzo

delikatna, może być niezauważona.

Wtedy następuje przerost formy nad

treścią. Przejawiać się to może np.

w pięknie przygotowanych nabożeń-

stwach rekolekcyjnych, które faktycz-

nie porywają serca na chwilę, ale

wierni wychodząc z Kościoła, chwalą

kapłana, a nie Boga. W ich sercach

jest podziw dla kapłana. O Bogu my-

ślą mniej. Z takich rekolekcji w duszy

nie pozostaje zbyt wiele, bo nie zaszła

istotna zmiana. Pamięta ona głównie

swój podziw dla kapłana, ale jej sto-

sunek do Boga nie zmienił się. Nie

wzrosła jej miłość do Boga. Dzieje się

tak, ponieważ kapłan ten głosił swoją

chwałę, a nie chwałę Boga. Ma to

również miejsce wśród ludzi świec-

kich. Każdy narażony jest na ataki

szatana, który wykorzystuje ludzkie

słabości, by tylko przerwać więź mię-

dzy człowiekiem a Bogiem. A szcze-

gólnie, by w umysłach ludzkich zmie-

nić te właściwe proporcje, jakie są

między wielkością i wszechmocą

Boga, a nicością i słabością ludzką.

Karmiąc ludzką pychę bardzo szybko

fałszuje Prawdę w świadomości ludz-

kiej i doprowadza człowieka do upad-

ku.

Módlmy się, byśmy zawsze wi-

dzieli właściwe proporcje między

Bogiem a człowiekiem. Byśmy zaw-

sze głosili chwałę Boga i mieli we

23

wszystkim czyste intencje oddawania

Mu czci.

Sobota, 5 kwietnia J 7,40-53

A wśród słuchających Go tłumów

odezwały się głosy: «Ten prawdziwie

jest prorokiem». Inni mówili: «To jest

Mesjasz». «Ale - mówili drudzy - czyż

Mesjasz przyjdzie z Galilei?

(J 7,40-41)

Dzisiaj zwracamy uwagę na nie-

życzliwość z jaką spotyka się Jezus

nie tylko ze strony obcych, ale i ze

strony osób z Nim spokrewnionych.

Ta nieżyczliwość brała się stąd, że nie

rozumieli, nie wierzyli, ulegali wła-

snym słabościom. Nie otwierali serca,

ale zamknięci na łaskę, snuli własne

domysły, ulegali własnej wyobraźni,

dawali posłuch podszeptom złego.

Patrząc na nich, wydaje się, że czyn-

nie nie krzywdzili Jezusa, a więc nie

czynili nic takiego złego. Jednak zło

przyjmuje różne oblicza i stosuje róż-

ne formy działania. Często działa

skrycie. Zatruwa wnętrze człowieka

niszcząc je. Na zewnątrz człowiek

sprawia pozory przyzwoitości, prawo-

ści, sprawiedliwości. W środku - brak

miłości, zgnilizna, śmierć. Może wy-

dawać się nam, że słowa te są zbyt

ostre. Ale gdy chwilę z Bogiem roz-

ważymy je, zgodzimy się z nimi.

Każdy człowiek doświadcza

w swym sercu niechęci do jednych

osób, a do innych życzliwości. Serce

do jednych lgnie podświadomie, in-

nych odrzuca. Człowiek ulega swoim

odczuciom, emocjom dając temu wy-

raz w słowach i czynach. Czyni to

często bez zastanowienia. Można by

rzec - nieświadomie, ale nie jest to do

końca prawda. Człowiek jest przecież

istotą rozumną. Ma tę możliwość,

a nawet obowiązek posługiwania się

darem, jaki otrzymał od Boga - rozu-

mem. Ma też obowiązek kierowania

swoim postępowaniem, odnoszeniem

się do siebie i otaczającego świata tak,

by nie krzywdzić nikogo, a szanować,

budować, tworzyć, pomnażać dobro.

Mimo to, człowiek nie zawsze kieruje

się miłością, a raczej niechęcią, bar-

kiem życzliwości do innych. Bez

względu na to, jakie są powody od-

czuwania niechęci do drugiej osoby,

stosunkiem dusz najmniejszych do

innych powinna kierować miłość.

Pielęgnując w sobie niechęć i wyraża-

jąc ją na zewnątrz czynimy zło wobec

innych dusz, ale i wobec swojej wła-

snej duszy. Zło nie działa w jednym

kierunku. To broń obosieczna. Rani

cel, ale i źródło, z którego zostało

wysłane. Niekiedy dokonuje ogrom-

nych zniszczeń w duszy, w której się

zrodziło. Jeśli dusza nie broni się

przed nim, potrafi zamienić ją

w zgliszcza. Często człowiekowi wy-

daje się, że to drobnostka, taki nie-

przychylny stosunek do niektórych

osób. Tym bardziej, że usprawiedli-

wiony ich postępowaniem, niecieka-

wym charakterem, może złem wyrzą-

dzonym innym. Ta „drobnostka” za-

korzenia się bardzo mocno w duszy

24

człowieka. Jest niczym perz w ogro-

dzie. Trudno ją potem wyplenić. Po-

nieważ jej korzenie rozrosły się

wzdłuż i wszerz, a także w głąb. Nie

da się tak prosto wyrwać tego zła

z duszy, jak nie da się łatwo wyrwać

perzu i usunąć go zupełnie. Bowiem

jego korzenie obejmują nieraz swoim

zasięgiem cały ogród, a i do sąsiada

się przedostały. Zachwaszczony ogród

nie przyniesie korzyści ogrodnikowi.

Nie zbierze on plonów, bo jego rośli-

ny zagłuszone będą przez perz. Wyda-

je się, że cóż, taka mała roślina perzu

może wobec ogrodnika, jego narzędzi

i przeróżnych środków naturalnych

i chemicznych chroniących rośliny,

wspierających ich wzrost, rozwój.

A jednak potrafi ona zdziałać wiele

złego, jeśli w porę się jej nie usunie.

Spójrzmy na nasze serca. Zaob-

serwujmy nasz stosunek do bliźnich.

Posłuchajmy własnych słów, posta-

rajmy się skontrolować sposób odno-

szenia się do nich i intencje zachowań.

Prześledźmy własne myślenie. Jeśli

uczynimy to szczerze, odważnie, jeśli

staniemy w prawdzie sami przed sobą,

zauważymy, jak mało miłości jest

w naszym postępowaniu, a jak wiele

egoizmu, wygody i pychy. Jakże czę-

sto realizujemy własne cele, mamy na

uwadze własne korzyści, a nie dobro

drugiej osoby. Poza tym, jakże często

ulegamy emocjom, nie próbując nawet

ich kontrolować. Nie tak postępuje

dusza należąca do Boga. Nie tak po-

stępować ma dusza maleńka. Dusza

najmniejsza we wszystkich stara się

dostrzegać Boga. Zdając sobie sprawę

z tego, że każdy człowiek został po-

wołany do życia przez Stwórcę z mi-

łości, że każdy jest umiłowanym

dzieckiem Boga, niemalże nie ma

odwagi traktować drugiej osoby bez

miłości. Dla każdej stara się znaleźć

wytłumaczenie jej postępowania,

a swoje ewentualne odczucia, czy

niechęci tym bardziej depcze zastępu-

jąc je aktem miłości, wolą czynienia

dobra, spełnianiem dobrych uczynków

wobec niej, mając na uwadze

w pierwszej kolejności jej potrzeby

i pragnienia, a dopiero potem swoje.

Pamiętając, że służąc drugiemu czło-

wiekowi służą Bogu, dusze najmniej-

sze starają się jak najlepiej tę służbę

wypełniać, bo w każdym widzą Boga.

Ze względu na miłość do Jezusa go-

towe są ponosić ofiary, cierpieć nie-

zrozumienie, zapomnieć zupełnie

o sobie. W ich sercu króluje Jezus, na

tronie zasiada Jezus, pierwszą osobą

jest Jezus. I to Jego miłość dla nich

jest najważniejsza. Ta miłość daje im

sił, by wierzyć, ufać, kochać aż po

heroizm. Nie w wielkich sprawach,

bohaterskich wyczynach, ale w co-

dzienności, w zwykłym, szarym ży-

ciu. W nim idą drogą miłości stając

się dla Jezusa bohaterami w miłości.

Ukryci, niepozorni, niczym się niewy-

różniający, spełniają heroicznie przy-

kazanie miłości wobec każdej napo-

tkanej duszy. A im mniej ta dusza jest

doskonała, tym większą miłością ją

otaczają.

25

Módlmy się, aby Duch Święty

poprowadził nas w samo serce tego

heroizmu wiary, nadziei i miłości.

Módlmy się, byśmy dobrze, z miło-

ścią wypełniali swoje powołanie.

Niech Bóg błogosławi nas na czas

tych rozważań.

Niedziela, 6 kwietnia J 11,1-45

Siostry zatem posłały do Niego

wiadomość: «Panie, oto choruje ten,

którego Ty kochasz». Jezus usłyszaw-

szy to rzekł: «Choroba ta nie zmierza

ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby

dzięki niej Syn Boży został otoczony

chwałą». (J 11,4-5)

„Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”

Oczom zebranych ukazał się zmarły

Łazarz cały powiązany opaskami

i z chustą na twarzy. To, co niemożli-

we, stało się możliwym. Żydzi ujrzeli

wszechmoc Boga.

Sytuacja wydawała się jedno-

znacznie przesądzona. Łazarz umarł

i nie było już dla niego ratunku.

Świadczą o tym słowa obu sióstr:

„Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie

umarł”. Jedna i druga tak przywitały

Jezusa. One wierzyły, że Jezus mógł

uzdrowić chorego. Ale śmierć była

taką granicą, przez którą nikt nie prze-

chodził, by wrócić z powrotem. Nikt

nie miał takiej władzy, takiej mocy,

by to uczynić. Zatem i siostry uznały,

że nic już nie da się zrobić w tej kwe-

stii. Ból wypełniał ich serca. Jezus

jednak pragnie zobaczyć miejsce po-

chówku. Wzruszony łzami, cierpie-

niem sióstr i przyjaciół, sam zapłakał

nad Łazarzem. Potem natomiast roz-

kazał odsunąć kamień. Marta nie ro-

zumiejąc sprzeciwia się temu. Ciało

się rozkłada, bo leży już cztery dni w

grobie. Sprzeciwia się, mimo, że znała

Jezusa. Przebywał chętnie w ich do-

mu, tak otwartym, tak gościnnym dla

wszystkich, a szczególnie dla Niego.

A jednak Marta nie potrafi nawet po-

myśleć, że przecież Jezus może Łaza-

rza ożywić. Takiej myśli nie dopusz-

cza do siebie. To jest ponad jej wiarę,

ponad jej miłość do Jezusa. Ona

wprawdzie wierzy w zmartwychwsta-

nie, ale w dniu ostatecznym. Nato-

miast teraz, już - to niemożliwe! Tego

nie bierze pod uwagę. Jezus każe od-

sunąć kamień, potem modli się dzię-

kując Bogu za wysłuchanie prośby

i karze Łazarzowi wyjść z grobu. To,

co zobaczyli, przeszło wszelkie ludz-

kie wyobrażenia! Żywy Łazarz cały

w bandażach wyszedł z grobu! Dużo

widzieli znaków, jakie czynił Jezus.

Jednak ten cud przeszedł wszystkie!

Zburzył ponownie ich sposób myśle-

nia o Jezusie. Kazał od nowa zastana-

wiać się, kim jest Ten, Który wskrze-

sza?

Sam Łazarz również przechodzi

metamorfozę. Grób, bandaże są swego

rodzaju symbolicznym obrazem tego

wszystkiego, co dzieje się w sercach

wszystkich biorących udział w tym

wydarzeniu. Jest też symbolem tego,

co warto, aby przeszedł każdy czło-

26

wiek, by rozpocząć życie od nowa

i po nowemu.

Prawdziwe spotkanie z Jezusem

nie pozostaje bez echa w sercu czło-

wieka. Z takiego spotkania dusza wy-

chodzi odmieniona. W zależności od

duszy mogą to być różne zmiany

i w różnym stopniu nasilenia. Jednak

dusza jest poruszona. Nie przechodzi

do codzienności prosto, ot tak sobie,

jakby się nic nie stało. Łazarz i jego

siostry byli przyjaciółmi Jezusa. Bar-

dzo bliskimi przyjaciółmi. Jezus mi-

łował ich. Wydaje się, że ta miłość

powinna sprawić, iż będą wierzyć,

ufać, a ich serca rozumieć będą więcej

i lepiej. To prawda. Miłość tak czyni,

to sprawia. Jednak człowiek musi

przejść swoistą śmierć wszystkiego,

co jest jego wnętrzem, co jest jego

życiem, by zacząć na nowo żyć, nie-

jako od nowa patrząc, doświadczając,

czując, rozumiejąc. Tym zaś, który go

na nowo powoła do życia, jest sam

Jezus. To Jezus musi wypowiedzieć

słowa: Duszo, wyjdź z grobu. Zrzuć

z siebie to, co jeszcze ciebie oplątuje:

wszystkie bandaże oraz chusty zasła-

niające twoją twarz! Nikt nie jest

w stanie tego zrobić! Tylko Jezus! Bo

to On wie o wszystkim, zna twoje

wnętrze. To On posiada tę moc.

Zauważmy, że wystarcza słowo

Jezusa: Łazarzu wyjdź! Jezus nie musi

dotykać, czynić specjalnych znaków,

siłować się, mocować. On wypowiada

słowo i staje się. Wystarczy słowo

Boga! Pokonane zostają wszelkie

moce! Dusza Łazarza została prze-

mieniona, jego serce umocnione.

Dzięki tej śmierci i narodzeniu na

nowo Łazarz jest przygotowany do

nadchodzących wydarzeń i do zada-

nia, które jemu powierza Jezus. On

rozumie więcej, on swoim pojmowa-

niem wchodzi w głąb. A jego miłość

jest dojrzalsza. Podobnie rzecz ma się

z Marią. W prawdzie to nie ona prze-

szła swoją własną śmierć, jednak

śmierć brata i ją przygotowała na mę-

kę i śmierć Jezusa. Pomogła jej bar-

dziej uwierzyć, mocniej zaufać.

A przede wszystkim, pokochać jesz-

cze więcej i dojrzalej. Wszyscy prze-

szli swego rodzaju metamorfozę swo-

jego patrzenia na Jezusa. Zobaczyli

kogoś, kto obdarzony jest mocą same-

go Boga, posiada władzę nad życiem

i śmiercią. A przecież to jest jedynie

cecha Boska. Tylko Bóg ma taką wła-

dzę! Dało im to dużo do myślenia.

Dzisiaj ty masz tę możliwość

spojrzenia na Jezusa po nowemu.

Zobacz w Nim tego, który może na

nowo wskrzesić twoją duszę, który

może ją odrodzić. Spójrz na Niego

jako na Boga pełnego mocy. Jako na

Boga wszechmocnego, który może

wszystko! Bez względu na to, w jakim

stanie jest twoja dusza, jak ją spo-

strzegasz, zejdź wraz z Łazarzem do

grobu. Pozwól umrzeć swojej pysze,

swojemu egoizmowi, swojej zazdro-

ści, swemu „ja”! Pozwól pogrzebać

twoje wyobrażenie o sobie i swojej

wierze, twoje wyobrażenie o Bogu i

Jego miłości. Pozwól, by Jezus zabrał

wszystko, co stare, wszelkie twoje

27

pragnienia i ambicje, a dał ci nowe -

swoje. Zgódź się na nowe oczy, nowe

uszy, nowe usta, nowe serce, nową

postawę, nowe myśli. Niech Jezus

ciebie odrodzi! Niech da ci nowe ży-

cie! Jego życie! Uklęknij przed Nim,

zamknij oczy i postaraj się być tylko

ty oraz Jezus. Sam na sam z Nim.

Otwórz serce i usłysz: Duszo wyjdź

z grobu! Poproś Go o ten dar nowego

życia. Wyraź wiarę, że On może ci je

dać. Zaufaj. A potem dziękuj. Poczuj

tę radość, jaka była udziałem Marii,

Marty i Łazarza. Oni rozpoczęli nowe

życie! To, co wydawało się, że legło

w gruzach, odrodziło się na nowo!

W dodatku czuli w sobie moc, siłę

wiary, bowiem Bóg w ich życiu do-

konał niemożliwego! Pokochali Jezu-

sa jeszcze większą miłością! I ty Go

pokochaj od nowa, jeszcze więcej.

Niech i w twoim życiu realizuje się

Jego plan Zbawienia. Niech pozwoli

ci być uczestnikiem tego dzieła.

Niech Bóg błogosławi nas. Niech

poprowadzi nas Duch Święty.

Poniedziałek, 7 kwietnia J 8,1-11

Wówczas Jezus podniósłszy się

rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są?

Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła:

«Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus:

«I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od

tej chwili już nie grzesz!». (J 8,10-11)

Postarajmy się dzisiaj wczuć

w sytuację kobiety opisanej w tym

fragmencie Ewangelii. Została przy-

prowadzona do Jezusa przez tłum

Żydów. Po tym, co zrobiła, wg prawa

mojżeszowego powinna zostać ukara-

na przez ukamienowanie. Oczywiście

Żydom wcale nie chodziło o tę kobie-

tę, czy o prawo, ale o to, by mieć ar-

gumenty na pojmanie Jezusa. Żydzi

robili wiele hałasu. Popychali kobietę,

krzyczeli, grozili, obrażali ją. Okazy-

wali niekiedy bardzo dosadnie swój

brak szacunku wobec niej. Postawili

ją przed Jezusem oczekując sądu.

Kobieta była przerażona. Żydzi

domagali się wyroku. To nie był ci-

chy, spokojny urząd sądowy. To ro-

zemocjonowany tłum, gdzie każdy

wykrzykiwał swoje racje. Gdzie moż-

na było spodziewać się wszystkiego.

W końcu po zadaniu pytania, co Jezus

sądzi na temat postępowania wobec

takich kobiet, mężczyźni ucichli.

W napięciu czekali na to, co powie

Jezus. Kobieta spuściła wzrok oczeku-

jąc najgorszego. Cisza przedłużała się.

Jezus nie powiedział nic. Pisał coś

palcem po ziemi. Po chwili niektórzy

Żydzi zaczęli się niecierpliwić. Pona-

wiali swoje pytanie. Wtedy Jezus

„podniósł się i rzekł do nich: Kto

z was jest bez grzechu, niech pierwszy

rzuci na nią kamień. I powtórnie na-

chyliwszy się pisał na ziemi”.

Jaką moc musiały mieć te słowa,

co takiego niosły w swej treści, że

Żydzi zmienili zupełnie swoją posta-

wę. Z tych pewnych siebie, wojowni-

czych, zagniewanych, żądających

kary, zamienili się nagle w przysło-

wiowe potulne baranki. Ta potulność

28

była pozorna. W sercu była złość, że

nie mogą osiągnąć zamierzonego celu.

Ale nie chcieli wystawiać siebie, wła-

snych sumień na konfrontację z Jezu-

sem. Obawiali się, że ich reputacja

mogłaby na tym ucierpieć. Wiedzieli

dobrze jacy są. Znali swoje grzechy

i grzeszki. Wcale nie byli w porządku

wobec prawa. A nieopatrzne zacho-

wanie mogłoby im zaszkodzić. Zaczę-

li się więc wycofywać. Powoli, z nie-

chęcią, powstrzymując się, by nie

zgrzytać zębami, odchodzili pełni

niezadowolenia. Znowu z tego spo-

tkania z Jezusem odchodzili pokonani.

To jeszcze bardziej wzbudzało ich

nienawiść.

W końcu „pozostał tylko Jezus

i kobieta, stojąca na środku. Wówczas

Jezus podniósłszy się rzekł do niej:

Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie

potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie!

Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie

potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie

grzesz!” To wydarzenie posłużyło

Jezusowi, by okazać miłosierdzie

jeszcze jednej zabłąkanej duszy, by

jeszcze jedna osoba doświadczyła

Bożej miłości, by miała szansę na

nawrócenie. Teoretycznie rzecz bio-

rąc, powinien zająć jakieś stanowisko

wobec tej kobiety, ponieważ publicz-

nie ukazano jej grzech naruszający

prawo, a Jego prowokowano do osą-

dzenia jej. Jednak Jezus nie daje się

wciągać w szatańskie intrygi, ale czy-

ni wszystko, by zatriumfowała miłość

i miłosierdzie. On jest Panem tej sytu-

acji i to On nią kieruje. Nie pomogą

żadne starania ludzkie, żadne zamysły

i plany. On panuje nad wszystkim.

A co z kobietą? To, co działo się

w jej sercu po odejściu Żydów, jest

nie do opisania. Początkowo jeszcze

z lękiem, cała skulona w sobie, ocze-

kiwała na wyrok Jezusa. Gdy usłysza-

ła Jego słowa z pytaniem i spojrzała

w Jego oczy, zobaczyła coś, co ją

zadziwiło i wzruszyło. W tych oczach

była łagodność i dobroć. Żadnej wro-

gości, czy nienawiści. W tych oczach

była miłość. Nieśmiało odparła, że

nikt jej nie potępił. Następne zdania

Jezusa były miodem na jej strwożone,

ściśnięte ze strachu serce: „I Ja ciebie

nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już

nie grzesz!” Upadła do stóp Jezusa,

a z jej piersi wydobył się długo tłu-

miony szloch. Razem ze łzami wyle-

wała cały swój ból, cierpienia swego

życia, wszystko co doprowadziło ją do

grzechu. W jej sercu było tyle

wdzięczności. To, co czuła, czego

doświadczała jej dusza, kierowało jej

myśli ku Bogu. Ona czuła wielką

wdzięczność wobec Boga! Nikt jej nie

powiedział przecież, że stoi przed

Synem Bożym. Jednak jej serce wy-

czuwało więcej. Wystarczyło to spoj-

rzenie Jezusa, by uznała swój grzech,

by otworzyła serce na łaskę miłosier-

dzia i doświadczyła wewnętrznej

przemiany, na co zamknięci byli ci, co

chcieli jej ukamienowania.

Z tego spotkania z Jezusem,

wbrew wcześniejszym intencjom,

ubogacona, przemieniona, niejako

z największą wygraną odchodzi ko-

29

bieta cudzołożna. Żydzi pogłębiają się

coraz bardziej w swojej zatwardziało-

ści. Grzech rodzi następny grzech. Ze

spotkań z Jezusem nie czerpią nicze-

go. Są tak zamknięci, że jeszcze bar-

dziej zwracają się w stronę zła. Kobie-

ta uznała swój grzech i upokorzyła się

przed Bogiem. Nie udawała nikogo,

kim nie jest. To spotkanie zmieniło

całe jej życie. Miłość i miłosierdzie

dokonują cudów. Przemieniają ludzi

i ich serca. Oczywiście, jeśli ludzie

otworzą się na nie.

Dzisiaj Bóg pragnie zaprosić nas

do stanięcia przed Jezusem. Naszym

grzechem cudzołóstwa jest niewier-

ność swojemu Bogu. Z tej niewierno-

ści biorą swój początek inne grzechy.

Wyznajmy przed Jezusem swój

grzech i usłyszmy Jego słowa prze-

pełnione dobrocią i łagodnością. „I Ja

ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej

chwili już nie grzesz!” Poczujmy, jak

na nasze serca spływa łaska Jego mi-

łosierdzia i upadając przed Nim na

twarz przyjmijmy Jego miłość. Zapra-

gnijmy żyć w wierności swemu Bogu

i uczyńmy takie postanowienie. Po-

prośmy Ducha Świętego, by uzdalniał

nas nieustannie do tego. Niech spo-

cznie na nas Boże błogosławieństwo.

Wtorek, 8 kwietnia J 8,21-30

A On rzekł do nich: «Wy jesteście

z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy

jesteście z tego świata, Ja nie jestem

z tego świata. (J 8,23)

Jezus jest światłością świata. Za-

uważmy, że nie mówi jedynie: świa-

tłością. Jezus mówi: światłością świa-

ta. Biorąc te słowa zupełnie dosłow-

nie, można by porównać do nich inne

źródła światła. Nie da się jednak po-

wiedzieć to jest żarówka świata, świe-

ca świata. Żarówka jest po prostu

żarówką, a świeca, świecą. Tam, gdzie

się je postawi, zawiesi, tam będą

świecić. Oświetlą pokój, jakąś jedną

przestrzeń. Nie są w stanie oświetlić

całego świata. Jezus jest w stanie

to uczynić. On już to czyni. Oczywi-

ście te słowa: światłość świata, należy

przyjmować w wymiarze Ducha.

I poprzez oczy duszy spróbować zo-

baczyć, by zrozumieć sercem, czym

jest Jego światło, które może rozjaśnić

wszystko.

Do czasu przyjścia Jezusa ludz-

kość chodziła w ciemnościach. Cho-

dzi tutaj o ciemności grzechu. Pogrą-

żona w nich nie była w stanie prze-

ciwstawić się grzechowi. Grzech na-

tomiast pociągnął za sobą straszne

konsekwencje. Najstraszniejszą jest

śmierć wieczna czyli potępienie. Nikt,

żaden człowiek nie był w stanie poko-

nać śmierci. Bowiem musiałby naj-

pierw obmyć się z wszelkiego grze-

chu. Musiałby uczynić siebie czystym,

nieskalanym. Musiałby dotrzeć do

korzeni, by oczyścić się z grzechu

pierworodnego. Dla człowieka jest to

niemożliwe. Nie może on zbawić

siebie i innych o własnych siłach.

Dlatego przez wieki całe ludzkość

nieustannie żyła w tej świadomości

30

ciążącego na niej grzechu, który za-

ciemnił obraz Boga i stworzonego

przez Niego świata. Człowiek nie miał

już tej jasności spojrzenia na wszyst-

ko, jasności rozumienia świata, jaką

miał przed grzechem pierworodnym.

Wszelkie rozumienie, poznawanie

przychodziło mu z trudem, często

poprzez cierpienie. A i tak jego po-

znanie było i jest tylko częściowe,

wypaczone poprzez swój fragmenta-

ryzm oraz nieodpowiednią perspekty-

wę z jakiej patrzył. Patrzył bowiem

tylko oczami ciała, z pozycji materii.

Tak więc stwierdzenie, iż czło-

wiek żył w ciemnościach ma swoje

głębokie uzasadnienie i wyjaśnienie.

Jezus przyszedł na świat, by przeciw-

stawić się siłom ciemności. Sam bę-

dąc światłością, a więc będąc czy-

stym, świętym, poza tym mając świa-

tło w sobie, czyli wszelką wiedzę,

wszelkie poznania, bo On sam jest

Poznaniem, przyniósł to światło ze

sobą na ziemię. Przyniósł zatem wy-

zwolenie z ciemności. Wyzwolenie

z grzechu, wyzwolenie ze śmierci,

jaką ten grzech wprowadził. Więcej,

On przyniósł objawienie Boga. Nowe

spojrzenie na Boga. Rozświetlił przed

człowiekiem Jego obraz, aby poznanie

ludzkie było bliższe prawdy. Jezus,

mimo, że opierał się na Pismach zna-

nych Żydom, ukazał człowiekowi na

nowo Boże oblicze. To była swego

rodzaju rewolucja dla nich. Chociaż

przez wieki Bóg dawał Izraelowi do-

wody swojej opieki, chociaż okazywał

ojcowską miłość i troskę, to naród

wybrany nie potrafił nawiązać tak

bliskiej relacji, nie potrafił otworzyć

się na Boga, który pragnie intymnej

więzi z pojedynczym człowiekiem.

Dla przeciętnego Izraelity Bóg był

Stwórcą, Władcą, Pasterzem narodu,

Obrońcą i Sędzią, był Tym, którego

imienia nie śmiano wypowiadać. Je-

zus mówił o Bogu jako o swoim Ojcu

i przedstawiał Jego miłość w sposób

czuły, bliski ludzkiemu sercu. Bóg

jawił się w Jego nauce jako zatroska-

ny, miłujący Ojciec pełen miłosierdzia

oczekujący na swoje zabłąkane dziec-

ko. Jako Pasterz, który zostawia

wszystko, by odnaleźć tę jedną, małą,

zagubioną owieczkę. W końcu po-

przez ofiarę na Krzyżu, Jezus daje

największe świadectwo o miłości

Boga do człowieka. To objawienie

Bożej miłości na Krzyżu jest dla nie-

których nie do „przejścia”. Nie rozu-

mieją tej miłości i nie przyjmują jej.

Jednak są i tacy, którzy otwierają

serca na to objawienie i przyjmują

światło do swego wnętrza. Jezus staje

się ich światłem. To On tym sercom

ukazuje Ojca, daje poznanie i czyni

ich życie nowym. Już nie chodzą w

ciemnościach. Jezus stał się ich świa-

tłością. Poprzez nowe spojrzenie na

Boga, poprzez przyjęcie Jezusa jako

swego Zbawiciela, rozpoczynają oni

od nowa swoje życie. Mają w sercu

nadzieję i ufność. Radość wypełnia

ich wnętrza. Zajaśniało nad nimi nowe

światło, które ukierunkowało ich ży-

cie, rozświetliło je, nadało sens. Już

widzą przed sobą nie to, co do tej

31

pory, a więc kres wędrówki ziemskiej,

ale szczęśliwą wieczność. Patrzą

ufnie w Niebo i widzą tam światłość,

a nie ciemności. Dzięki Jezusowi -

światłości świata - sami stali się

dziećmi światłości. Bowiem, kto

przyjmuje światłość do serca, sam

zaczyna tym światłem jaśnieć. Po-

przez serca dzieci światłości, Jezus -

światłość świata, dociera do innych

serc, które jeszcze żyją w ciemności.

Módlmy się byśmy otworzyli się

na objawienie Boga w osobie Jezusa.

Módlmy się, byśmy potrafili przyjąć

Światłość świata, byśmy zajaśnieli

Jego światłem. Aby Jezus mógł o nas

mówić: dzieci światłości. Módlmy się,

Bóg będzie nam błogosławił.

Środa, 9 kwietnia J 8,31-42

Wtedy powiedział Jezus do Ży-

dów, którzy Mu uwierzyli: «Jeżeli

będziecie trwać w nauce mojej, bę-

dziecie prawdziwie moimi uczniami

i poznacie prawdę, a prawda was

wyzwoli». (J 8,31-32)

„Jeżeli będziecie trwać w nauce

mojej, będziecie prawdziwie moimi

uczniami i poznacie prawdę, a prawda

was wyzwoli”. Jezus nieustannie na-

rażony był na ataki Żydów. Zarzucali

Mu głoszenie nieprawdy, bluźnier-

stwo. Zarzucali, że posługuje się mocą

szatańską. Twierdzili, że łamie Prawo,

że nie przestrzega tego Prawa i po-

zwala, by jego uczniowie też go nie

przestrzegali. Ich serca zamknięte na

prawdę, czując jednak jej obecność

i obawiając się o samych siebie, wy-

najdywały różne niby argumenty, by

tylko Jezusa poniżyć, umniejszyć Jego

autorytet i ukrócić narastającą popu-

larność wśród ludu. Jezus jednak nie

bał się ich słów. Po Jego stronie była

Prawda, bo On sam był Prawdą, bo

On sam z Prawdy pochodzi. I nauczał

wszystkich, którzy otwierali serca, iż

ta Prawda, którą jest On sam, którą im

przyniósł, ma moc wyzwolenia.

Prawda pochodząca od Niego, a więc

od samego Boga, może uczynić ich

wolnymi.

Żydzi inaczej pojmowali słowa

o wolności i twierdzili, że przecież są

wolnymi. Twierdzili, że są wolnym

potomstwem Abrahama i mają Boga

za Ojca. Nie dostrzegali swego znie-

wolenia grzechem. Nie przyjmowali

Jezusa jako tego, który ma moc od-

puszczania grzechów. Nie przyjmo-

wali Go, jako Zbawiciela. Spierali się

o to, kim jest, jakim prawem mówi

i czyni takie rzeczy. Oburzali się na

Niego za słowa o Bogu Ojcu. Nie

mogli zrozumieć, dlaczego Jezus po-

wołuje się na Boga jako swego Ojca,

jako swego Świadka. Jako tego, który

zaświadcza o Nim. Mimo, że sami są

przecież tylko ludźmi i Boga nigdy

nie widzieli, uzurpują sobie prawo

wydawania sądu o Jezusie. Nie

przyjmują do wiadomości Jego Bo-

skiego pochodzenia. Zarzucają Mu

kłamstwo, sami na kłamstwie się opie-

rając. Nie ma w nich Prawdy, a jedy-

nie fałsz. Jezus tłumaczy im, iż przy-

32

chodzi od Ojca. Mówi tylko to, co od

Ojca usłyszał. Jego wola zjednoczona

jest z Jego wolą. Zatem czyni i mówi

tylko to, co chce Ojciec. Zna Boga, bo

od Niego wyszedł i naucza tylko to,

co od Niego usłyszał i czego sam się

od Boga nauczył.

Niestety Żydzi nie przyjmują tej

nauki i nie uznają w Jezusie Bożego

Syna. Dopiero, gdy wywyższą Syna

Człowieczego, poznają, że jest Bo-

giem. Teraz mieli mu za złe, że nazy-

wa siebie określeniem Boga: Ja Je-

stem. Twierdzili nawet, że jest opęta-

ny przez złego ducha. Brak dobrej

woli objawia się w sercach wielu Ży-

dów. Cokolwiek by Jezus nie powie-

dział, wszystko było tłumaczone

opacznie, by świadczyło przeciwko

Niemu. Żydzi pogłębiają się w grze-

chu. Wchodzą coraz bardziej w ciem-

ność, choć przed nimi stoi Światłość

świata. Wybierają kłamstwo, chociaż

Jezus podaje im Prawdę. Trwają

w swoim zniewoleniu twierdząc, że są

wolnymi. Nie przyjmują do wiadomo-

ści podstawowej sprawy. Wolnym jest

tylko Bóg. I to w Bogu należy tej wo-

lości szukać. Jezus przyszedł od Boga.

Jezus sam jest Bogiem. Tak więc jest

wolnym i tę wolność przynosi lu-

dziom. Jezus jest tym, który uwalnia

z grzechu. Ten, kto przyjmuje samego

Jezusa, kto słucha Jego nauki i ją za-

chowuje, poznaje prawdę, żyje

w prawdzie. A uznanie tej prawdy,

otwarcie się na nią całym sercem,

przynosi człowiekowi zbawienie. To

było dla Żydów za trudne. Oni będąc

zaskorupiali w swoim pojmowaniu

świata, Prawa, Boga, nie potrafili

wyjść poza ten ściśle zamknięty krąg.

Nie potrafili zrezygnować chociaż na

moment ze swoich wyobrażeń, ze

swojego pojmowania świata, by otwo-

rzyć się na „nowe”.

To „nowe” nie oznacza, że dopie-

ro teraz Bóg postanowił dać człowie-

kowi zbawienie, że dopiero teraz go

pokochał, że teraz dopiero widzi jego

słabość i bezradność. Działo się to od

początku. Tylko człowiek po swojemu

tłumaczył wszelkie objawienie Boga.

Stąd wypaczony Jego obraz w sercu

ludzkim. Jezus przyszedł, by na nowo

objawić światu Boże oblicze, by po-

przez wypełnienie zapowiedzianych

proroctw, pokazać odwieczną miłość

Boga do człowieka, by dać dowód

tejże miłości. Żydzi tego nie rozumie-

ją, a wręcz nie chcą rozumieć. Sami

siebie skazują nadal na niewolę. W ich

sercach pojawia się coraz większa

zaciętość. Coraz bardziej zamykają się

na zbawienie. Nie otwierają drzwi na

Prawdę, stąd nie mogą zaznać wyzwo-

lenia. Zamykają się na to niebywałe

objawienie Boga w Jezusie, mimo, że

mają je niejako w zasięgu ręki. Są tak

blisko. Są przecież narodem wybra-

nym. Bóg im dał pierwszeństwo

w przyjęciu Prawdy. Odrzucili ją.

Zatem udał się do innych ludzi, do

pogan, by oni ciesząc się z objawienia

mogli zaznawać szczęścia wiecznego.

Módlmy się, byśmy nie prze-

oczyli przyjścia Jezusa do naszych

serc. Módlmy się, byśmy potrafili

33

otworzyć się na Prawdę i ją przyjąć.

Módlmy się, aby Prawda ta przyniosła

nam wyzwolenie. Módlmy się, aby-

śmy zrozumieli czym jest trwanie

w nauce Jezusa, czym jest Jego Praw-

da, kim jest Ten, który nam tę Prawdę

objawia. Módlmy się, Bóg będzie nam

błogosławił.

Czwartek, 10 kwietnia J 8,51-59

Abraham, ojciec wasz, rozrado-

wał się z tego, że ujrzał mój dzień -

ujrzał [go] i ucieszył się». Na to rzekli

do Niego Żydzi: «Pięćdziesięciu lat

jeszcze nie masz, a Abrahama widzia-

łeś?» (J 8,56-57)

Zauważmy, że Żydzi ciągle po-

wątpiewali w Jezusa. Stale zadawali

Mu podchwytliwe pytania. Nieustan-

nie chcieli pochwycić Go na błędnym

tłumaczeniu Pism, na nieznajomości

Prawa, na naruszaniu przykazań. Słu-

chali Jego nauki nie po to, by z niej

czerpać mądrość, wiedzę, poznanie,

ale by mieć punkt zaczepienia do dys-

kusji, do kontrargumentów. Wobec

Jezusa – Boga - Człowieka mieli czel-

ność powoływać się na Boga jako ich

jedynego Ojca. Jezus wyraźnie i ostro

przerywa ten sposób myślenia: „Gdy-

by Bóg był waszym Ojcem, to i Mnie

byście miłowali”.

Zostawmy teraz samych Żydów,

bowiem słowa te Jezus kieruje rów-

nież do nas, dzisiaj. „Gdyby Bóg był

waszym Ojcem, to i Mnie byście mi-

łowali”. Zastanówmy się nad nimi.

Czy nie wywołują drżenia serca? Wy-

daje się, że Jezus poddaje w wątpli-

wość fakt, iż uznajemy Boga jako

swojego Ojca. I na pewno nie czyni

tego bezpodstawnie. Dodaje, że gdyby

tak było, to i Jezusa byśmy miłowali.

Pomyślmy przez chwilę nad swoim

stosunkiem do Jezusa. Nad swoimi

uczuciami do Niego. Czy rzeczywi-

ście kochamy Jezusa? Pytanie niejed-

nego oburza. Budzi sprzeciw. Przecież

kochamy Go! Czy na pewno? „Kto

jest z Boga, słów Bożych słucha.”

Przeanalizujmy te słowa, jako swego

rodzaju wymiernik tego, czy praw-

dziwie przyjmujemy i uznajemy Boga

za swojego Ojca ponosząc tego kon-

sekwencje.

„Kto jest z Boga, słów Bożych

słucha”. Co to znaczy, że ktoś jest

z Boga. Być z Boga, to od Niego po-

chodzić. Być z Boga, to powstać

z Niego. To być stworzonym z Niego

samego. Czyli posiadać w sobie Jego

cząstkę, która dała zaczyn pod całego

człowieka. Jednak to jeszcze nie

wszystko, ponieważ być z Boga, to

stale powracać do swego źródła ist-

nienia. Niejako stale dotykać istoty tej

Boskiej cząstki w człowieku, by jak

najpełniej poznać, zrozumieć swoje

pochodzenie. „Kto jest z Boga, słów

Bożych słucha”. Ta próba docierania

do swego prawdziwego „ja” w Bogu

wiąże się z pragnieniem zbliżenia do

Boga, bycia blisko, otwarcia się na

Niego, słuchania Go. I tutaj nie chodzi

o słuchanie dla samego słuchania. To

słuchanie jest czymś głębszym. Bo-

34

wiem dusza słuchając otwiera się na

opisywaną rzeczywistość Ducha.

Przyjmuje tę rzeczywistość, jako swo-

ją. Zaczyna się z nią identyfikować.

Wchodzi w nią coraz bardziej. Żyje

w niej. Słuchać tutaj oznacza żyć

w zgodzie z tym, co się słyszy. To

wypełniać słowa Boga. To karmić się

tym słowem. Czynić je swoim. Nosić

je w sobie. To życie w zjednoczeniu

ze Słowem, a więc z Bogiem. Kiedy

tak pojmuje się słuchanie Boga, kiedy

w ten sposób prawdziwie się Go słu-

cha, to rzeczywiście uznaje się całym

sercem, iż Bóg jest Ojcem. Przyjmuje

się wszelkie konsekwencje tego faktu.

A w tym, m.in. iż Jezus jest Synem

Bożym. Miłując zatem Boga, miłuje

się Syna. Słucha się Boga Ojca i słu-

cha się Boga Syna. Słuchając zaś,

zachowuje się Jego naukę, czyli

przyjmuje się ją i stara realizować w

życiu. Ta realizacja pociąga za sobą

następstwa - życie wieczne dla duszy!

Pozwólmy, że jeszcze raz zada-

my pytanie: Czy rzeczywiście kocha-

my Jezusa? Czy prawdziwie Bóg jest

naszym Ojcem? Czy nasze serca

przyjmują ten fakt? Czy godzą się na

wszystko, co wiąże się z tym stwier-

dzeniem, iż Bóg jest naszym Ojcem?

Czy jesteśmy z Boga? Czy słuchamy

Jego słów? W omawianym dzisiaj

znaczeniu! Można przecież słuchać,

ale nie słyszeć. Można wiedzieć, ale

nie dążyć do poznania i go nie do-

świadczać. Bo poznać, znaczy spo-

tkać, przyjąć, utożsamić się, żyć. Po-

znanie, to nie wiedza umysłu. Pozna-

nie to stan otwartego serca, które zo-

stało przeniknięte Stwórcą! Może się

to dokonywać powoli, latami, a może

też dokonać się w mgnieniu oka.

I serce należy już do Boga. Rozważ-

my dzisiaj stan naszych serc. Na ile są

otwarte, na ile słuchają, na ile poznają.

I módlmy się. Módlmy się o wejście

w głębszą relację z Bogiem. Módlmy

się o otwarcie się na Słowo. Módlmy

się o przyjęcie Słowa do samej głębi

naszego jestestwa i połączenie się

z nim. Módlmy się, abyśmy potrafili

karmić się tym Słowem. Módlmy się,

aby stało się ono prawdziwie naszym:

naszym rdzeniem, naszym życiem,

naszym tchnieniem. Módlmy się, Bóg

będzie nam błogosławił.

Piątek, 11 kwietnia J 10,31-42

Wielu przybyło do Niego, mó-

wiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił

żadnego znaku, ale że wszystko, co

Jan o Nim powiedział, było prawdą.

I wielu tam w Niego uwierzyło.

(J 10,41-42)

„Wielu przybyło do Niego, mó-

wiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił

żadnego znaku, ale wszystko, co Jan

o Nim powiedział, było prawdą.

I wielu tam w Niego uwierzyło”. Jan

Chrzciciel był prorokiem. Był tym,

który poprzedzał przyjście Jezusa.

O samym Jezusie mówił jako o kimś

wielkim, któremu on nie jest godzien

odwiązać rzemyka u sandała. Zapo-

wiadał Jego wielką godność nadaną

35

Mu przez Boga oraz misję. Dawał

świadectwo Prawdzie, którą wyjawił

mu sam Bóg. Życie Jana było też

świadectwem służenia Prawdzie. Był

bezkompromisowy. Odróżniał biel od

czerni i nie przyjmował szarości. Wie-

le osób słuchało jego słów, przyjmo-

wało chrzest i miało pragnienie zmia-

ny swego życia. W momencie ze-

tknięcia z Jezusem osoby te widziały

związek między tym, co usłyszały od

Jana, a co zobaczyły na własne oczy.

Jedno drugie potwierdzało. Jednocze-

śnie było to także utwierdzenie ich

w wewnętrznym przekonaniu o Jezu-

sie jako wielkim proroku, jako posła-

nym przez Boga, jako Synu Bożym,

jako Mesjaszu. Każdy na swój sposób

i wedle swej świadomości przyjmował

Jezusa. Tym, co skłoniło ich serca, co

je przygotowało, były słowa i życie

Jana.

Zauważmy, iż Jan Chrzciciel

odegrał ważną rolę. Zapowiedział,

przygotował i sprawił, że ludzkie ser-

ca były na tyle gotowe, aby przyjąć

Jezusa, aby w Niego uwierzyć. Jan

wypełnił swoje powołanie. Czynił

dokładnie to, czego oczekiwał od

niego Bóg. Dzięki temu wiele, wiele

dusz było gotowych na przyjście Je-

zusa, a potem na uwierzenie w Niego.

Jan zrealizował plan nakreślony ręką

Boga. Uczynił to perfekcyjnie nic od

siebie nie dodając. To jedynie zmniej-

szyłoby niejako siłę jego działania,

ograniczyłoby moc daną od Boga. Bo

zamiast Bożego, byłoby działaniem

człowieka, a ten przecież jest jedynie

słabością. Każdy człowiek powołany

jest do jakiegoś zadania. Są one różne,

ale mają wspólny mianownik- zba-

wienie duszy. Dusze najmniejsze

również powołane są do tego, by dą-

żyć do zbawienia własnych dusz, ale

i do tego, by swoim życiem przyczy-

niać się do nawrócenia innych.

Wspólnota prowadzona jest przez

samego Ducha Świętego, my zaś ma-

my wiernie realizować Boże wskaza-

nia. I chociaż nie jesteśmy jak Jan -

wielkimi duchem, to na swoją miarę

możemy przygotować drogę Panu,

zarówno do swojego serca, jak i do

serc swoich bliskich, znajomych, do

serc innych ludzi. Chodzi tylko o to

byśmy poddali się Bożemu prowadze-

niu, byśmy dążyli do doskonałego

pełnienia Jego woli, bo tylko wtedy na

sto procent Bóg może zrealizować

swój plan wobec nas i innych dusz.

Tylko wtedy droga dla Jezusa będzie

przygotowana i On sam przyjdzie do

ludzkich serc, które przyjmą Go

z radością.

Jan swoim życiem, słowem, po-

stawą świadczył o Prawdzie, której

służył. Nasłuchiwał w swoim sercu

głosu Boga i Jego wskazania realizo-

wał. Realizował dokładnie to, czego

oczekiwał Bóg. To nie było własne

widzimisię, własne pragnienia, ambi-

cje, plany. To była wola Boga. Do

Jana ściągały tłumy. Tysiące dusz

było przygotowywanych na przyjście

Jezusa. W chwili, gdy pojawił się

Jezus, Jan stwierdza: Potrzeba, by On

wzrastał, a ja się umniejszał. Jego

36

uczniowie poszli do Jezusa. On ich

nie zatrzymywał przy sobie, ale cie-

szył się. Znał swoje miejsce w Dziele

Zbawienia. Gdy pojawia się Bóg,

człowiek musi ustąpić miejsca. Bo nie

dla siebie, ale dla chwały Boga czyni

wszystko, dla Jego dusz, które kocha

ponad miarę. Dopiero wtedy pełni

doskonale Jego wolę. Jan wypełnił ją

do końca, po własną śmierć. Patrząc

oczami przeciętnego człowieka -

przegrał. Tyle się natrudził dla Jezusa,

a Ten nawet nie wstawił się za nim

u Heroda, by go obronić. Jest to jed-

nak spojrzenie typowo cielesne. Nasze

ma być duchowym. Jan do końca sta-

wał po stronie Prawdy. Do końca był

wierny głoszonej Prawdzie. Do końca

wypełniał wolę Boga, słuchał Jego

głosu w sercu i nie uląkł się nawet

umrzeć za to, czemu poświęcił całe

swoje życie. On żył wolą Boga, żył

Bogiem. Nie potrafiłby się Go wy-

rzec!

W przypadku Jana była to nie-

prawdopodobna jedność między du-

szą, a Duchem. Do tego stopnia, że

dzięki temu miał głębsze poznanie

istoty stworzenia, głębsze zrozumienie

natury, kontakt z nią bliższy niż każdy

inny człowiek. A przede wszystkim

rozumiał konieczność przygotowania

się na przyjście Mesjasza. Przygoto-

wania serca, duszy. Konieczność

oczyszczenia. My też mamy tę świa-

domość konieczności oczyszczenia

duszy przed bliskim już spotkaniem

z Jezusem. Mamy świadomość, jakie-

go typu to przygotowanie - napełnia-

nie się miłością, życie nią. Rozumie-

my też, że serca nie napełnione miło-

ścią, nie zdołają, nie będą w stanie

przyjąć Jezusa. Bo ta Miłość jest

wielka, doskonała, czysta. Serce brud-

ne w zetknięciu z nią nie zniesie tej

przepaści dzielącej je od Miłości.

Widząc tę nieskończoną różnicę po-

między czystością, a grzechem,

umrze z rozpaczy, z bólu. Stąd to za-

danie dla dusz. Stąd to powołanie.

Dusze najmniejsze mają żyć miłością,

by powoli, stopniowo stawały się one

udziałem innych i przygotowywały

ich na przyjście Jezusa. Ale my mamy

starać się czynić to doskonale, słuchać

woli Boga i posłusznie ją realizować.

Nie według swego wyobrażenia, ale

według polecenia Bożego. Jak Jan.

Wtedy nasza misja zostanie wypeł-

niona doskonale. Wprawdzie my rów-

nież nie uczynimy znaku jak Jan, ale

inni zobaczą Prawdę i uwierzą w Je-

zusa. Módlmy się, byśmy potrafili

poddać się prowadzeniu Ducha Świę-

tego i wypełniali wolę Boga. Niech

Bóg błogosławi nas na czas tych roz-

ważań.

Sobota, 12 kwietnia J 11,45-57

Wówczas jeden z nich, Kajfasz,

który w owym roku był najwyższym

kapłanem, rzekł do nich: «Wy nic nie

rozumiecie i nie bierzecie tego pod

uwagę, że lepiej jest dla was, gdy je-

den człowiek umrze za lud, niż miałby

zginąć cały naród». (J 11,49-50)

37

„Lepiej jest dla was, gdy jeden

człowiek umrze za lud, niż miałby

zginąć cały naród”. Kajfasz wypowia-

dając te słowa nie zdawał sobie spra-

wy, że mówi rzecz niezmiernie istotną

i prawdziwą, która już niedługo miała

się spełnić. A objęła sobą nie tylko

naród żydowski, jak to miał na myśli

Kajfasz, ale całą ludzkość na prze-

strzeni wszystkich wieków.

Arcykapłani i faryzeusze byli

bardzo zaniepokojeni znakami i cu-

dami czynionymi przez Jezusa. Coraz

bardziej oczywistym stawało się to, iż

za Jezusem idą tłumy. Lud prosty Go

kocha. Uznają Go za proroka, wiel-

kiego nauczyciela, a nawet za Mesja-

sza. Jeszcze trochę, a okrzykną Go

królem. Tego zupełnie faryzeusze nie

chcieliby. Mieli dość upokorzeń, ja-

kich doświadczali w związku z Jego

osobą i nauką, z Jego działalnością.

Wielu z nich nosiło w sercu osobisty

uraz do Jezusa. Czuło się dotkniętym

z powodu słów skierowanych bezpo-

średnio do faryzeuszy i uczonych

w Piśmie. Denerwowały ich oznaki

miłości, jakie otrzymywał od ludzi.

Czuli, że ich pozycja jest zachwiana.

Chcieli koniecznie przywrócić daw-

niejszy porządek. Należało Jezusa

uciszyć. Najlepiej, jakby zniknął. Zgi-

nął! A śmierć powinna być na tyle

hańbiąca, aby żaden Żyd nie miał

ochoty wstawiać się za nim, ani ubo-

lewać nad nim, żałować go.

„Tego więc dnia postanowili Go

zabić”. Ta decyzja miała zamknąć na

zawsze usta Jezusowi, a sprawiła, że

Jezus przemawia do ludzi już od wie-

ków. Miała całkowicie spowodować

wymazanie z pamięci Jego postaci,

a uczyniła Go wiecznie żywym

w sercach ludzkich. Ale najważniejsze

jest to, iż Jego śmierć dała życie

wszystkim ludziom na ziemi, ratując

ich od śmierci wiecznej. Jezus praw-

dziwie umarł za całą ludzkość przy-

wracając jej synostwo Boże. Zamiar

Kajfasza oczywiście był inny, ale Bóg

realizuje swoje plany bez względu na

to, czy człowiek przyjmuje je, czy się

im przeciwstawia. To, co Bóg zamie-

rza wobec człowieka jest dobrem

i wyrazem największej Jego miłości.

Plan zbawienia urzeczywistnił się

w Jezusie i nadal urzeczywistnia.

Do tego planu Bóg zaprasza du-

sze. Każdy z nas może w dziele tym

uczestniczyć żywo, świadomie, może

to dzieło przyjąć otwartym sercem.

Wtedy zbawienie stawać się będzie

już za życia jego udziałem. Może też

wybrać inną drogę. Jak faryzeusze

może starać się zagłuszać głos Jezusa

w sercu. Jednak najpierw niech się

zastanowi, czy takie postępowanie ma

sens. Bóg zrealizuje swój plan zba-

wienia do końca. Ciebie już zbawił, ty

możesz przyjąć lub nie dar Boga. Ale

bez względu na to, czy ty przyjmiesz,

czy nie, Bóg dla otwartych serc już

przygotował mieszkania w niebie.

Zaprasza, by w nich zamieszkać.

Zbawienie staje się udziałem wielu

dusz. Tak było dwa tysiące lat temu

i tak jest teraz. Faryzeusze trwali

twardo przy swoim zdaniu. Nie do-

38

puszczali do siebie Dobrej Nowiny.

Możesz na ich wzór głosić swoją

prawdę lub też przyjąć tę jedyną

Prawdę o Jezusie Zbawicielu. Możesz

na siłę udowadniać, że masz rację,

udawać, że nie słyszysz, nie widzisz,

ale mimo to, Jezus już na Krzyżu za-

wisł i z Krzyża ofiaruje tobie życie

wieczne. Jeśli ty zamkniesz się na

Niego całkowicie niejako uciszając

Go na zawsze w swoim sercu, wiedz,

że prawdziwie na zawsze dla ciebie

stanie się On nieosiągalnym. Odcina-

jąc się od źródła życia wiecznego,

zadajesz sam sobie wieczną śmierć.

Oczywiście twoje zachowanie nie

jest tak drastyczne jak faryzeuszy

i arcykapłanów. Jednak jest coś

w twoim zachowaniu z ich czynu,

bowiem jako dusza stworzona przez

Boga nosisz Go w sobie. Żyjesz dzię-

ki Jego życiu w tobie. Jego tchnienie

daje tobie oddech. Jego miłość powo-

łała ciebie do istnienia. Stałeś się dla

Boga duszą szczególnie umiłowaną

niczym jedyny Syn. Inaczej nie po-

święciłby życia swego Pierworodnego

za ciebie. A On tak zrobił. Zatem jeśli

ty odrzucasz taką miłość, odrzucasz

Boga, ranisz Go tym boleśnie do ta-

kiego stopnia, w jakim On ciebie ko-

cha. A kocha ciebie nieskończoną,

wieczną miłością. Więc Jego cierpie-

nie jest nieskończenie wielkie. Wiesz

o tym, że cierpienie psychiczne, ból

spowodowany np. odejściem bliskiej

osoby potrafi być tak ogromny, że

osoba nie potrafi żyć, popada w roz-

pacz, depresję, pragnie umrzeć. Nie

umie się z odejściem pogodzić. Nie

widzi sensu życia. Boże cierpienie jest

nieskończenie wielkie, bo umiłował

nieskończenie większą miłością. Za-

dajesz niejako śmierć Bogu w swojej

duszy. Ale jest to raczej śmierć zadana

sobie. Bóg z wielkim bólem godzi się

z twoją wolą, cierpi, ale nie zadaje

gwałtu twojej duszy i nie pozostaje

w niej wbrew tobie. To wielki ból

Boga, ale też wielki dramat człowieka.

Skazuje sam siebie na śmierć. Mając

w zasięgu ręki zbawienie, życie

wieczne, wybiera wieczne potępienie,

śmierć.

Módlmy się, aby Duch Święty

przekonał nas do przyjęcia tego naj-

większego daru jakim jest zbawienie.

Módlmy się, abyśmy szczególnie umi-

łowali Krzyż, przez który to zbawie-

nie staje się naszym udziałem. Módl-

my się, abyśmy pojęli tę głęboką mą-

drość Bożej miłości, która oddaje

życie swoje nam. Módlmy się, Bóg

będzie nam błogosławił.

Niedziela, 13 kwietnia Niedziela Męki Pańskiej

Procesja: Mt 21,1-11 Stało się to, żeby się spełniło sło-

wo Proroka: Powiedzcie Córze Syjoń-

skiej: Oto Król twój przychodzi do

Ciebie łagodny, siedzący na osiołku,

źrebięciu oślicy. (Mt 21,4-5)

W naszych rozważaniach powoli

zbliżamy się do męki Jezusa. Zanim

do niej doszło, miało miejsce inne

ważne wydarzenie - uroczysty wjazd

39

do Jerozolimy. Fragment ten ukazuje

nastrój euforii, jaki zapanował wśród

uczniów i zwolenników Jezusa. Sięga-

jąc myślą dalej, zwróćmy uwagę na

kruchość wszelkich ludzkich przeko-

nań i bardzo częste kierowanie się

przez człowieka emocjami. Prze-

śledźmy wspólnie ten fragment

Ewangelii.

Jezus wysłał dwóch uczniów do

wsi po oślicę i źrebię. Dokładnie

określił, gdzie będą znajdowały się

zwierzęta. Uprzedził ich też, że na

pytanie: „Co robią?”, mają odpowie-

dzieć: „Pan ich potrzebuje, a zaraz je

puści”. Jezus dokonuje kolejnego

znaku. Uczniowie we wsi znaleźli

oślicę ze źrebięciem tak, jak mówił

i tak jak zapowiadał, reagowali ludzie.

Wszystko potoczyło się według Jego

słów. Jezus wsiadł na osiołka. To

kolejny znak. Tak o Mesjaszu powie-

dział w Księdze Zachariasza prorok.

Uczniów ogarnęła euforia. W sercach

mieli wielką radość. Położyli swoje

płaszcze na ośle, a Jezus usiadł na

nim. Tłumy otaczały Go, wyprzedzały

i postępowały za Nim. Wszyscy wiel-

bili Boga. Uczniowie cieszyli się. Ich

Jezus jest uznawany! Tyle ludzi przy-

łączyło się do pochodu! Ktoś zaczął

krzyczeć: „Hosanna Synowi Dawida!”

Inni to podjęli - wołali to samo. Po-

sługując się słowami z Pisma Św.,

oddawali cześć Jezusowi jako Mesja-

szowi. Nie wszyscy byli w pełni

świadomi znaczenia tych słów. Nie-

którzy nawet nie zdawali sobie spra-

wy, jak bardzo są prorocze. Ludzi

ogarnął wielki entuzjazm. Radość

porywała serca. Słali swoje płaszcze

pod Jego stopy, rzucali też gałązki

z drzew, machali palmami i nieustan-

nie krzyczeli: „Hosanna Synowi Da-

wida! Błogosławiony Ten, który przy-

chodzi w imię Pańskie! Hosanna na

wysokościach!”

Jednak należy zaznaczyć, że

działała tutaj w dużej mierze tak zwa-

na psychologia tłumu. Pierwsze

okrzyki podyktowane były sercem.

Inni podjęli je, bowiem ogarnęła ich

radość; bo wszyscy wokół krzyczeli.

Dali się ponieść tej rozszerzającej się

jak lawina euforii. W tłumie nie było

nikogo, kto by się sprzeciwiał. Radość

jednych rozniecała ją w następnych.

Zarażali się nią wzajemnie, podsycali

entuzjazm. Wydawało im się, że ko-

chają Jezusa ogromnie, że gotowi są

pójść z Nim nawet w ogień. Gdyby

On chciał, mógłby wykorzystać tę

sytuację do tego, by okrzyknięto Go

Królem. Bowiem już dało się słyszeć

i takie okrzyki.

Jezus wjeżdżając do Jerozolimy,

wiedział, co Go czeka. Znał dusze

i serca, przenikał je na wskroś. Wie-

dział jak słabe są, jak zmienne emocje

nimi targają. Wzrokiem sięgał do

Jerozolimy z Wielkiego Czwartku

i Piątku. I smucił się.

Oto wypełniały się słowa proro-

ka: „Powiedzcie Córze Syjońskiej:

Oto król twój przychodzi do ciebie,

łagodny, siedzący na osiołku, źrebię-

ciu oślicy”. Jezus dawał do zrozumie-

nia, Kim jest. Jakże niewielu to rozu-

40

miało! Miało to jednak ogromne zna-

czenie, bowiem już po zmartwych-

wstaniu, gdy apostołowie głosili

Ewangelię, powracano do tego uro-

czystego, niemalże królewskiego

wjazdu do Jerozolimy. I powołując się

na Pisma, wykazywano zgodność

życia Jezusa z zapowiedziami doty-

czącymi Mesjasza.

Teraz doświadczał od ludzi

uwielbienia, okazywano Mu szacunek,

miłość. Uczniowie byli tak pełni emo-

cji, że wielu z nich uważało, iż to

kwestia naprawdę krótkiego czasu,

a zostanie okrzyknięty Królem. Już

snuli plany, co będzie dalej. Znamy to

uczucie, gdy człowiek niesiony jakąś

radosną wieścią, pełen nadziei zaczy-

na rozmyślać nad przyszłością. Wtedy

myśli pędzą jedna za drugą, rodzą się

nowe pomysły. Nie zawsze są one

rozsądne, odpowiednie do otaczającej

rzeczywistości. Pod wpływem silnych

emocji, człowiek postrzega inaczej

i nie ocenia właściwie rzeczywistości.

Jedynie Jezus bardzo dobrze

zdawał sobie sprawę z tego, co się

działo. On znał przyszłość. Sercem

„widział” Wielki Czwartek i Piątek.

Wiedział, jak ulotne są te ludzkie za-

chwyty i zapały, jak szybko zmienią

się u jednych w strach, u innych w

nienawiść, która popchnie ich aż do

zbrodni. Dlatego spokojnie przyjmo-

wał wszystkie oznaki hołdu i czci. Jak

zawsze był łagodny i pełen miłości.

Tylko nieliczni potrafili dojrzeć

w Jego wzroku smutek. Nie bardzo

rozumieli dlaczego, skoro wokół taki

entuzjazm, skoro zdobył serca tylu

ludzi. Myśleli, iż teraz na pewno

wszystko potoczy się pomyślnie. Nie

zastanawiali się zbyt długo nad smut-

kiem Jezusa, poddając się nastrojowi.

My jednak pozostańmy przy Nim

i zastanówmy się nad zmiennością

ludzkich emocji, poglądów, uczuć,

nad ich kruchością. Wzorem Jezusa

nie dajmy się porwać emocjom

w sytuacjach, gdy doświadczamy od

innych dowodów szczególnego uzna-

nia. Niech to nie karmi naszej pychy

i próżności. Pamiętajmy, że po tym

uroczystym wjeździe, po Palmowej

Niedzieli następuje bardzo szybko

Wielki Czwartek i Wielki Piątek. Dla-

tego bądźmy nieustannie wierni Jezu-

sowi. Trwajmy w pokoju Jego Serca

i tylko Jemu ufajmy. Jedynie Jego

miłość jest wierna, stała. Tylko On

jest gotowy dla nas poświęcić swe

życie. To On daje się nam cały na

Ołtarzu. Zgodził się na takie uniżenie,

by pozostać z nami aż do skończenia

świata. Tylko w Nim jest wierność,

prawda, miłość i pewność stałości.

Jego Słowo nigdy nie zawodzi.

Dlatego módlmy się, rozważając

ten fragment, by Duch Święty poma-

gał nam zawsze zachowywać pokój

wobec przeróżnych kolei losu w na-

szym życiu. Niech obdarza nas wiarą

i ufnością w nieskończoną miłość

Boga i Jego miłosierdzie. Tylko

w Bogu pokładajmy nadzieję.

Niech nas błogosławi Bóg Oj-

ciec, Syn Boży i Duch Święty.

41

Msza św.: Mt 26,14-27,66

Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch

synów Zebedeusza, począł się smucić

i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do

nich: «Smutna jest moja dusza aż do

śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze

Mną!» (Mt 26,37-38)

Rozpoczyna się już bezpośrednie

przygotowanie do męki. Czas bardzo

trudny dla Jezusa. Miało dokonać się

coś niezmiernie istotnego. Jezus miał

oddać siebie, dokonać bezkrwawej

ofiary, zapoczątkować sprawowanie

Eucharystii. Pragnął pouczyć aposto-

łów, choć wiedział, że oni na razie nie

będą tego pojmowali. Zrozumieją

dopiero po Jego zmartwychwstaniu.

Miał uczynić dużo znaków, wypowie-

dzieć wiele słów, które dopiero

w świetle zmartwychwstania staną się

jasne. Wszystkie zaś będą rozważane

przez następne pokolenia. Był to czas,

w którym Jezus chciał przygotować

siebie, ale i apostołów do nadchodzą-

cych wydarzeń.

Jego Serce coraz bardziej ogar-

niał smutek. Patrzył na uczniów, któ-

rzy niewiele z tego wszystkiego ro-

zumieli. Nie wiedzieli, że to już tej

nocy zacznie się wszystko. Nadcho-

dząca noc i następny dzień zaważą nie

tylko na ich życiu, ale także na historii

wszystkich ludzi na całym świecie. Ta

noc i dzień będą najtrudniejszymi,

najboleśniejszymi dla Jezusa. Jak miał

im to powiedzieć? Jak miał powie-

dzieć, że zwątpią, rozpierzchną się, że

nawet Go zdradzą? Jak miał ich przy-

gotować na to, co będą oglądać pełni

przerażenia; na tę trwogę, jaka ogarnie

ich serca? W jaki sposób miał im po-

wiedzieć o zdrajcy? Jak miał to uczy-

nić? Jak powiedzieć o tym swej Mat-

ce, która i tak już ostatnio ze łzami

w smutnych oczach patrzyła na Niego,

przeczuwając nadchodzące wypełnie-

nie się Pism. Jak się samemu przygo-

tować, by nie ugiąć się pod tym cięża-

rem, by wytrwać do końca?

Jezus modlił się. Ciągle, nie-

ustannie trwał w łączności z Ojcem.

Jeszcze nauczał, jeszcze pomagał

ludziom, odpowiadał na pytania, ale

już wewnętrznie trwał w Ojcu, przy-

gotowując się do najważniejszych

wydarzeń. Polecił dwóm ze swoich

uczniów, by przygotowali Paschę.

Nikt nie zdawał sobie sprawy, że bę-

dzie ona nie tylko wspomnieniem,

upamiętnieniem wyjścia z niewoli. Ta

Pascha stanie się prawdziwym wy-

zwoleniem z niewoli grzechu. Tak jak

wówczas czyniono przygotowania w

pośpiechu, tak i teraz bardzo szybko

zabiją Baranka - Jezusa. Będzie to

najpełniejsza i jedyna taka ofiara zło-

żona raz na zawsze, obejmująca cały

świat od początku jego istnienia aż po

koniec. Dokona się to z udziałem ka-

płanów, tak jak do tej pory. A obmyty

zostanie Jezus we własnej Krwi. I tak

jak na ofiarne zwierzęta składano

wszystkie swoje grzechy, tak teraz On

weźmie na siebie prawdziwie całą

ludzką nędzę, słabości, przewinienia

i zbrodnie. Jak wypędzano kozły

42

ofiarne na pustynię, tak Jego wyrzucą

poza mury miasta. Podobnie jak na

pustyni dzikie zwierzęta, rozrywały to

ofiarne, tak na Jezusa umęczonego,

ukrzyżowanego ujadać będą, niczym

wilki na jagnię, tłumy całe - faryze-

usze, uczeni w Piśmie, kapłani i pro-

sty lud, mimo że doznał przecież od

Niego tyle dobra. Będzie to ofiara

całkowita, bowiem bez reszty Jezus da

siebie ludziom.

Wszystko to stanie się przebłaga-

niem za grzechy. On odtąd stawać

będzie między człowiekiem a Bogiem

Ojcem, aby nieustannie nakłaniać

Jego Serce do przebaczenia. Ciało,

Krew, Pot, Łzy Jezusa - wyjednywać

będą u Boga w Niebie Miłosierdzie.

A Ojciec, widząc tę totalną ofiarę,

nieustannie przebaczać będzie ludzko-

ści, pomagać, umacniać, uzdrawiać,

odradzać. Odtąd na wieki ustanowiona

zostanie Ofiara Bezkrwawa, która

jako wielkie Boże Miłosierdzie rozja-

śniać będzie mroki ludzkiego życia.

Ponawiana będzie ona nieustannie nie

tylko jako pamiątka tej Jedynej, praw-

dziwej. Moc jej będzie ta sama, bo-

wiem za każdym razem Jezus odda

swe życie za nas.

Znakiem zaś tego Nowego Przy-

mierza będzie Krzyż - dotąd znak

hańby i odrzucenia, teraz znak przyję-

cia do Bożego Królestwa, usynowie-

nia ludzkości i złożenia na nowo

w ramiona Ojca. To znak łączący

Niebo z ziemią. Krzyż, który dla Jezu-

sa jest bólem i cierpieniem, dla ludzi

stanie się ukojeniem i uzdrowieniem.

To wielka nauka miłości i jej symbol.

Znak ten ocali ludzkość.

Jezus modlił się. Powierzał siebie

Ojcu, by On wypełnił całkowicie swo-

ją wolę w Nim. Zawierzał uczniów,

by nie upadli w trwodze, ale przetrwa-

li wszystko i pełni ufności oczekiwali

zmartwychwstania. Prosił za swoją

Matkę, aby Bóg Ojciec dał Jej siły do

współuczestniczenia w tej strasznej

męce, by napełnił wiarą i ufnością

oraz nadzieją zmartwychwstania. Je-

zus modlił się. Chociaż był Bogiem,

na czas męki niejako odsunął na bok

swoją Boską naturę, by jako człowiek

przyjąć na siebie całe ludzkie brzemię;

jako człowiek wycierpieć wszystko.

Nie korzystał ze swej Boskości, aby

ułatwić sobie ziemskie życie. Również

teraz, gdy zbliżała się męka, niejako

ukrył naturę Boga, by mogło dokonać

się to co zapowiedziane, co miało

zbawić wszystkich.

Módlmy się, byśmy jak Jezus

powierzali siebie Bogu Ojcu, byśmy

ofiarę swoją składali przez ręce

Współodkupicielki. Pamiętajmy, że

codzienna Bezkrwawa Ofiara - Msza

Święta - to ta sama co sprzed dwóch

tysięcy lat. Korzystajmy zatem z mo-

cy Nieba, jaka spływa na nas podczas

każdej Eucharystii. Zanurzajmy się

w Ranach i Zdrojach Miłosiernych

Jezusa, wszak cały On należy do nas.

Módlmy się, byśmy nie ulegli poku-

sie, bowiem człowiek jest słaby

z natury i nie może być pewien o so-

bie niczego. Starajmy się dostrzec

w Jezusie owego Baranka Paschalne-

43

go zabijanego na ofiarę oraz analogię

między rzeczywistością Wielkiego

Czwartku i Piątku, a świętem rok-

rocznie przeżywanej Paschy. Prośmy

o łaskę, abyśmy zobaczyli w Krzyżu

znak i zapewnienie miłości prawdzi-

wej - jedynej, największej, najdosko-

nalszej, ofiarnej. Módlmy się, byśmy

nie ulegli pokusie, ale wytrwali, mimo

nawałnic zła.

Niech Bóg błogosławi nas na

czas rozważań. Prośmy, by to Duch

Święty poprowadził nas.

Poniedziałek, 14 kwietnia

J 12,1-11 Maria zaś wzięła funt szlachetne-

go i drogocennego olejku nardowego

i namaściła Jezusowi nogi, a włosami

swymi je otarła. A dom napełnił się

wonią olejku .(J 12,3)

Czyn Marii - namaszczenie Jezu-

sa, pozostanie już na zawsze zapamię-

tany i będzie wspominany przez poko-

lenia. Mówią o tym zresztą Mateusz

i Marek w swoich Ewangeliach cytu-

jąc słowa Jezusa. Dlaczego jest tak

ważny? Jakie ma znaczenie, że zapi-

sany w Piśmie św. służy jako swego

rodzaju przykład?

Otóż czyn ten ma być dla każdej

duszy wzorem postawy wobec Boga.

Ma pokazywać, jakie jest miejsce

duszy przed Bogiem. Dusza powinna

nieustannie uniżać się wobec swego

Stwórcy. Powinna uznawać swoją

nicość wobec Jego wszechmocy. Ma

czuć się Jego poddaną. Stąd to bycie

twarzą przy ziemi. Aby wytrzeć wło-

sami nogi Jezusa, Maria musiała się

pochylić i swoją głowę trzymać przy

samej ziemi. Ona całkowicie uznała

swoją nicość. Do wytarcia Jego nóg

mogła przecież użyć ścierki, szmaty,

ręcznika. Ona użyła cząstki siebie -

swoich włosów. W ten sposób jeszcze

bardziej oddała Mu cześć, uznając

Jego wyższość, panowanie i przyjmu-

jąc brak jakiegokolwiek znaczenia

swojej osoby. Siebie zdeptała zupeł-

nie, zdegradowała do roli nic niezna-

czącego przedmiotu. Do namaszcze-

nia użyła bardzo drogiego olejku nar-

dowego. Dla przeciętnego, ubogiego

Żyda był on niedostępny ze względu

na swoją wysoką cenę. Maria wylała

całą zawartość na Jezusa. Dla Niego

użyła czegoś, co jest synonimem bo-

gactwa, co było używane tylko przez

zamożną część Izraelitów, co podkre-

ślało rangę Jezusa, niejako ukazując

Go, jako osobę niezwykle ważną,

osobę, której Maria się poddaje cał-

kowicie, osobę, którą uznaje za swego

Pana, za władcę. Siebie zaś czyni

niewolnikiem, którego traktuje się jak

przedmiot, z którym można zrobić

wszystko. Właściciel niewolnika jest

panem jego życia i śmierci. Jednak

w całej tej postawie najważniejsze są

przesłanki, dla których Maria postępu-

je właśnie w ten sposób. To one nada-

ją tej scenie taką wagę.

Otóż Maria czyni to wszystko

z miłości i z wielkiej wdzięczności

wobec Jezusowej miłości i miłosier-

dzia. W swoim życiu dotknęła dna.

44

Żyła w wielkim grzechu. Mimo bo-

gactwa była bardzo nieszczęśliwa.

Rodzina, choć starała się, nie potrafiła

jej pomóc. Zresztą ona sama zacho-

wywała się tak, jakby tej pomocy nie

chciała i odrzucała ją. Dopiero spo-

tkanie z Jezusem odmieniło jej życie.

Jej serca dotknęła prawdziwa, czysta,

doskonała Miłość. Dotyk tej Miłości

przemienił wszystko. Wydobył z niej

niezwykłą godność jaką Bóg dał każ-

demu człowiekowi jako Jego stworze-

niu. Do tej pory ona sama nie szano-

wała siebie. Inni zatem również po-

stępowali wobec niej tak, jak ona wo-

bec samej siebie. A w sercu rosło

wielkie cierpienie. Poraniona dusza

„jęczała” w niej wołając o ratunek.

Jezus był tym, który usłyszał i dobrze

odczytał sygnały płynące z wnętrza

Marii Magdaleny. Jednym spojrze-

niem pełnym miłości miłosiernej

otworzył jej serce, obmył je, opatrzył

rany, uzdrowił i uczynił nowym. Do-

konał czegoś, co współcześnie próbują

niekiedy robić psycholodzy, terapeuci,

ale niestety trwa to bardzo długo i nie

przynosi aż takich efektów, tak rady-

kalnej przemiany. Jezus przebaczył

Marii i na nowo przywrócił jej szacu-

nek do samej siebie. On ukazał jej, iż

Boża miłość jest ponad ludzki grzech,

ludzką słabość, niedoskonałość, nę-

dzę, nicość. Bóg nadal ją kocha i dla

Niego ona jest bardzo ważna. On na

nią czeka. On ją czyni swoim dziec-

kiem, mimo iż ona sama potraktowała

siebie w tak straszny sposób, bez sza-

cunku, bez godności, jak przedmiot.

On nie zdegradował jej do roli przed-

miotu.

Maria pokochała Jezusa. Jej serce

przepojone wdzięcznością za okazaną

miłość i miłosierdzie, nieustannie

pragnęło tę wdzięczność wyrażać.

Stąd to poświęcenie bardzo drogiego

olejku, stąd to namaszczenie nóg Je-

zusa i wycieranie własnymi włosami,

stąd czynienie tego nie raz, a wielo-

krotnie. Życie Marii Magdaleny zmie-

niło się radykalnie. Od tej pory żyła

miłością do Boga i Jemu pragnęła

wszystko poświęcić. Służyła Jezusowi

tak, jak potrafiła, jak pozwalał jej stan

majątkowy. Dom Marii, Marty i Łaza-

rza był również domem Jezusa,

o czym wiele razy się przekonywał.

Dlatego powracał do niego z przyjem-

nością. Szczególnie, gdy chciał odpo-

cząć po trudach swoich wędrówek, po

nauczaniu. W tym domu znajdował

przyjaźń, miłość, zrozumienie, odda-

nie i wierność.

Postawa Marii jest wskazówką

dla dusz najmniejszych. Choć dla

niektórych z nas może się wydać nie-

właściwym to porównanie, to spró-

bujmy spojrzeć na siebie, jako na du-

sze niewierne Bogu, dusze podobne

do Marii. Często Izrael nazywany był

oblubienicą Boga, która zdradzała Go.

Wtedy Bóg mówił o nim bardzo moc-

ne słowa i okazywał swoje niezado-

wolenie, a nawet gniew. Dusza, która

nie służy swemu Bogu, a idzie za

przyjemnościami tego świata, nie jest

w niczym różna od duszy Marii. Bo-

wiem ona również nie okazuje sza-

45

cunku samej sobie. Bóg nadał jej

wielką godność dziecka Bożego,

a dusza tę godność szarga, depcze

ulegając grzechowi. Źle się prowadzi.

Zdradza w ten sposób siebie i samego

Boga. Jakże ją nazwać? Czyż określe-

nia nadawane Izraelowi, nadawane

Marii Magdalenie, nie są nader traf-

nymi? Spójrzmy na siebie w ten spo-

sób. Ulegając swoim słabościom,

zdradzamy Boga! Stworzył nas dla

siebie. Powołał do życia w miłości

doskonałej - swojej, Boskiej! A my

folgujemy miłości własnej, własnej

pysze, własnym zachciankom, pożą-

daniom! Nie szanujemy tej niezwykłej

godności dziecka Bożego, jaką naby-

liśmy powtórnie dzięki Jezusowi!

Sami siebie depczemy, sami na siebie

plujemy! Wiem, że są to mocne sło-

wa. Ale jakże miałyby być delikat-

niejsze wobec tak wielkiej Miłości

Boga do człowieka! Odrzucenie tej

Miłości, a zwrócenie się ku temu, co

ziemskie, co jest marnością, co jest

grzechem nie da się inaczej, delikat-

niej nazwać! To zdrada swego Czło-

wieczeństwa nadanego przez Boga.

To zdeklasowanie godności nadanej

człowiekowi przez Boga do zwykłego

przedmiotu bez duszy, bez ducha!

W dodatku człowiek czyni to wła-

snymi rękami wobec samego siebie!

Czyż nie można wtedy duszy przy-

równać do grzesznej, rozwiązłej ko-

biety wystającej na rogach ulic? Czyż

nie przypomina Izraela, który oddawał

cześć innym bożkom? Jednak spoj-

rzenie Jezusa pełne miłości miłosier-

nej oczyszcza duszę. Staje się ona na

powrót czystą oblubienicą Boga. I tak,

jak Maria Magdalena, może i powinna

oddawać Bogu cześć, uznawać Jego

bezwzględne panowanie nad sobą,

służyć Mu całą sobą, swoim życiem

i Jemu wszystko poświęcać. I tak nic

nie może równać się z Jego miłością.

Więc jej poświęcenie będzie niczym

wobec okazywanej człowiekowi Bo-

skiej miłości i miłosierdzia. A to uni-

żenie, namaszczanie Jezusa i wyciera-

nie własnymi włosami, powinna dusza

okazywać codziennie duchowo.

Wszystko zaś z miłości, a nie z przy-

musu.

Niech Bóg błogosławi nas na

czas tych rozważań.

Wtorek, 15 kwietnia J 13,21-33.36-38

Rzekł do Niego Szymon Piotr:

«Panie, dokąd idziesz?» Odpowiedział

mu Jezus: «Dokąd Ja idę, ty teraz za

Mną pójść nie możesz, ale później

pójdziesz». (J 13,36)

„Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną

pójść nie możesz, ale później pój-

dziesz”. Tak mówił Jezus do Piotra

przed męką. Słowa mogą się wydawać

tajemnicze. Wypowiadał podobne już

wcześniej do Żydów. Co miał na my-

śli mówiąc: „Dokąd Ja idę…” Dla-

czego Piotr nie może tam iść teraz?

Co znaczy, że pójdzie później?

Jezus powracał do Ojca. Jednak

Jego powrót odbywał się niejako

przez bramę Krzyża. To jedyna droga

46

powrotu do Boga Ojca, do Stwórcy.

Jezus wracał do Tego, z którego wy-

szedł, z którym był zjednoczony,

z którym tworzył jedno. Specjalnie

przyszedł na ziemię, by pokazać ludz-

kości tę drogę. By najpierw samemu

ją przejść czyniąc ją możliwą do

przejścia dla człowieka. Jest pewna

różnica. Jezus przez cały czas pobytu

na ziemi był tym, Który Jest. Był Bo-

giem mimo, ze wcielił się w naturę

ludzką. Niczego nie został pozbawio-

ny przez ten fakt. Człowiek zaś wy-

szedł od Boga jako doskonałe stwo-

rzenie, ale grzech skaził jego naturę,

przez co nie mógł on o własnych si-

łach powrócić do źródła tejże dosko-

nałości. Potrzebował kogoś doskona-

łego - samego Boga, aby mu utorował

drogę. I Jezus właśnie po to przyszedł.

Teraz Jezus powracał do Ojca. Przy-

gotowywał się do tego najważniejsze-

go momentu. I przygotowywał też

uczniów. Wyjaśniał im, że teraz nie

mogą iść razem z Nim, ale z czasem

pójdą, tą samą drogą do Boga. Powró-

cą do Źródła swego istnienia. Naj-

pierw On musi przejść granicę śmierci

i ją pokonać. Musi pokonać szatana.

Sam! Człowiek tego nie uczyni! Ale

potem, gdy już tego dokona, każdy

człowiek będzie miał otwartą drogę

powrotu.

Bramą będzie Krzyż. To zasta-

nawiające: na czym ma polegać przej-

ście przez tę bramę. Krzyż jest symbo-

lem cierpienia. Rzeczywiście, czło-

wiek nie uniknie cierpienia w swoim

życiu, a jeśli go przyjmie świadomie,

łatwiej mu będzie iść za Jezusem.

Krzyż jest również symbolem zba-

wienia. Zatem ten, kto chce być zba-

wionym, musi przejść przez tę bramę.

Nic innego tego zbawienia człowie-

kowi nie przyniosło. Krzyż to również

symbol miłości doskonałej, ofiarnej.

I tutaj zatrzymajmy się dłużej.

Jeśli chcesz wejść do wiecznej

szczęśliwości w Niebie, jeśli chcesz

połączyć się ze Stwórcą, musisz

przejść przez bramę miłości. A więc

sam musisz zacząć tak kochać. Sam

musisz zamienić się w taką miłość.

Dlaczego? Podamy nam pewne po-

równanie. Woda z wodą połączy się

w jedno tak, że nie odróżnimy, która

jej część, skąd pochodziła. Ale woda

i kamień pozostaną oddzielnie. Zatem

ty musisz zamienić się w miłość, aby

móc połączyć się z Miłością. Inaczej

nie powrócisz do swego Źródła. Nie

połączysz się z Nim. Nie zlejesz się

w jedno. Musisz upodobnić się do

Tego, z którego zostałeś stworzony.

Wewnętrznie, istotowo musisz być

tym samym. Musisz dążyć do prze-

miany w miłość.

Krzyż przywodzi od razu na myśl

Jezusa. Rzeczywiście, trzeba Go przy-

jąć jako swego Pana, swego Zbawicie-

la, swego Boga. Bez wiary w Jezusa,

bez przyjęcia Go całym sercem, nie

można się zbawić. To On jest przecież

zbawieniem. Piotr przeszedł przez tę

bramę. Przez bramę cierpienia, bramę

miłości ofiarnej, przyjął zbawienie

dane przez Jezusa, którego uznał swo-

im Panem i Bogiem. Przed każdym

47

człowiekiem stoi otwarta ta brama.

Bóg zaprasza, aby przez nią przecho-

dzić. Jezus wyraźnie powiedział, że

idzie do Ojca przygotować miejsce

każdej duszy. Trzeba tylko przyjąć

Krzyż i to, co on oznacza.

Kiedy Jezus mówił o swojej dro-

dze, Piotr jeszcze nie wiedział, o czym

jest mowa. I jak to on, zapewniał Je-

zusa, że pójdzie za Nim wszędzie,

a nawet odda za Niego życie. On nie

znał jeszcze bramy do Nieba. On jej

nie rozumiał. Zaczął przez nią prze-

chodzić wraz z męką Jezusa. Musiał

doświadczyć na sobie, by zrozumieć,

czym jest. By świadomie chcieć przez

nią przejść. Dopiero, gdy doświadczył

cierpienia związanego z jednej strony

z wyparciem się Jezusa, a z drugiej

strony z samym Jezusem i Jego męką,

dopiero, gdy doświadczył samego

siebie i prawdy o sobie, podjął decy-

zję przejścia przez Bramę. I pozwolił

się poprowadzić Duchowi Świętemu

do końca, aż po śmierć męczeńską.

Dzisiaj również każdemu z nas

Jezus mówi: „Dokąd Ja idę, ty teraz za

Mną pójść nie możesz, ale później

pójdziesz”. To wręcz zapewnienie, że

tam, gdzie idzie Jezus, jest również

miejsce dla ciebie. Zauważ, że tak jak

apostołom, tak i tobie Jezus nie wyty-

ka słabości każąc się ich pozbyć. On

mówi, że w Niebie jest miejsce rów-

nież dla ciebie. Jeśli chcesz, będziesz

mógł je zająć. Jezus już przygotował

bramę. Już sam tę drogę przebył. Te-

raz kolej na ciebie. Pomyśl, czego

pragniesz, jakie są twoje oczekiwania,

co jest sensem i celem twego życia.

Podejmij decyzję. Niech będzie ona

świadoma. Przyjmij konsekwencje

swoich kolejnych kroków. Czy pra-

gniesz być tam, gdzie Jezus? Czy

zatem zgodzisz się przyjąć Krzyż?

Czy zgodzisz się na tę bramę do Nie-

ba? Pamiętaj, że nie ma innej. Nikt

wcześniej, ani później nie wysłużył

człowiekowi innego sposobu osią-

gnięcia powtórnie Raju. Zaproś do

swojego rozmyślania Ducha Święte-

go. Poproś o wiarę i ufność, poproś

o odwagę. Poproś o mądrość. Módl

się, abyś umiał podjąć właściwą decy-

zję i być konsekwentnym do końca.

Jezus sam ci błogosławi na czas tego

rozważania.

Środa, 16 kwietnia Mt 26,14-25

Wtedy jeden z Dwunastu, imie-

niem Judasz Iskariota, udał się do

arcykapłanów i rzekł: «Co chcecie mi

dać, a ja wam Go wydam». A oni wy-

znaczyli mu trzydzieści srebrników.

(Mt 26,14-15)

Ten fragment wprowadza smu-

tek. Judasz - jeden z Dwunastu. Wy-

brany spośród wielu, którzy chcieli

chodzić z Jezusem i być z Nim tak

blisko. Kochany był w sposób szcze-

gólny, bowiem Jezus od początku znał

jego przeznaczenie. Traktowany

z większą cierpliwością niż pozostali.

Jezus okazywał mu swe miłosierdzie,

starał się być wobec niego bardziej

wyrozumiały. Obdarzał go łaską swej

48

miłości ofiarnej już teraz, gdy przez

trzy lata przebywał z apostołami. Za-

pewne dziwi nas to. Dlaczego tak

postępował?

Przez cały okres swojej nauczy-

cielskiej działalności Jezus miał przy

sobie Judasza. Wiedział jakim on jest

i kim zostanie. Nie da się wyrzucić

z pamięci tak straszliwej rzeczy,

o której wiemy, że ma się dokonać.

Jednak Jezus nie czuł gniewu ani zło-

ści, nie musiał hamować się, by tych

uczuć nie okazywać. Uczyńmy tu

pewne porównanie, chociaż nie jest

ono zbyt trafne. Trudno jednak zna-

leźć w takim przypadku podobień-

stwo. Dziecko, które sprawia dużo

problemów nam jako rodzicom.

W jego zachowaniu widzimy zadatki

na późniejszą złą drogę życia. Kocha-

jąc je, martwimy się, co z niego wyro-

śnie. Poświęcamy mu więc szczegól-

nie dużo czasu. Wiele tłumaczymy.

Chwytamy się różnych sposobów, by

zmienić coś na lepsze. Modlimy się za

nie więcej i gorliwiej niż za inne dzie-

ci. Dlaczego? Bo je kochamy, tak

samo jak pozostałe. A ponieważ wy-

maga większej uwagi, więc mu ją

dajemy. Im kto bardziej chory, tym

większej pomocy, opieki potrzebuje.

Jeśli czynimy to wszystko z miłością,

nasze działania przynoszą zazwyczaj

spodziewane efekty. Chociaż może się

i tak zdarzyć, że rezultaty nie będą

dokładnie takie, o jakie nam chodziło.

Jednak naszym zadaniem jako rodzi-

ców, opiekunów, wychowawców,

nauczycieli jest zrobić wszystko co

w naszej mocy, by temu dziecku po-

móc.

Można powiedzieć, że Judasz był

takim dzieckiem, które bardzo potrze-

bowało pomocy. Choć cechy jego cha-

rakteru wcale nie przypominały małe-

go, niewinnego dziecka. Swoim za-

chowaniem, postawą, poglądami

wzbudzał niechęć, wzburzenie, złość,

gniew. Dziecko można jeszcze ukształ-

tować, w dorosłym bardzo trudno jest

dokonać zmian. Niemniej jednak Jezus

postępował z nim trochę jak z dziec-

kiem. Pouczał, tłumaczył. Dawał zada-

nia do wykonania, by czynił dobro,

nawet jeśli nie zawsze miał na to ocho-

tę. Chodziło zazwyczaj o datki dla

ubogich. Jezus niejako stwarzał takie

sytuacje, by go jeszcze czegoś na-

uczyć, dać mu szansę na zbieranie

zasług. Chciał, aby z czasem to dobro

zaprocentowało i uratowało Judasza,

jeśli nie przed czynem zdradzieckim,

to przed samobójstwem.

Przez te trzy lata wspólnego ży-

cia Jezus ukazywał mu swoje miło-

sierdzie. Nauczając w synagogach, na

placach, na łąkach, często z myślą

o nim opowiadał pewne historie

i podkreślał miłość Ojca. Powiedzieli-

śmy na początku, że okazywał Juda-

szowi swoją miłość ofiarną. Przez trzy

lata działalności Jezus doznawał cier-

pienia nie tylko od faryzeuszy. Wielki

ból sprawiał Mu codzienny kontakt

właśnie z tym uczniem. Znał go na

wskroś. Widział jego zachłanność.

Wiedział o wszystkich oszustwach,

których się dopuszczał. Bolała Go

49

niezmiernie jego obłuda, zakłamanie.

Cierpiał, widząc jak się wywyższa nad

pozostałych uczniów, jak z pogardą na

nich patrzy. Ogromnym bólem był

również jego stosunek do kobiet, my-

śli nieczyste. Sposób w jaki wypowia-

dał się - obłudne, zakłamane wywody,

tłumaczenia, krytyka innych - były dla

Jezusa prawdziwą męką.

Judasz miał jeszcze jedną wadę,

która w dużym stopniu przyczyniła się

do dokonania zdrady - chęć zaistnie-

nia, pragnienie bycia kimś znaczącym,

poważanym, najlepiej na ważnym

stanowisku. Uważał siebie za kogoś

lepszego od innych. Współtowarzy-

szami pogardzał, choć zazwyczaj sta-

rał się to ukryć. W sytuacjach konflik-

towych niekiedy to wychodziło na

jaw. Był wykształcony, majętny. Pra-

gnął zająć ważną pozycję społeczną.

Widział taką możliwość przy Jezusie.

Jego nauka zjednywała ludzi. Uzdro-

wienia, różne znaki, które czynił,

przyciągały tłumy. Ludzie Go kochali,

szanowali, podziwiali. Nazywano Go

Prorokiem, Mistrzem, Nauczycielem.

Od czasu do czasu padały słowa „Me-

sjasz, Pomazaniec Boży”. W dysku-

sjach z faryzeuszami i uczonymi

w Piśmie zawsze był „górą”. To

szczególnie podobało się wielu pro-

stym ludziom.

Toteż Judasz snuł plany co do Je-

zusa i, oczywiście, co do własnej oso-

by u Jego boku. Starał się „naprowa-

dzić” Go na swój sposób myślenia.

I denerwował się, że Jezus nie chce

czynić tego, co on proponował. My-

ślał, iż „gdyby tylko Jezus dał sobą

pokierować, on - Judasz uczyniłby Go

znaczną osobistością, a sam byłby

Jego prawą ręką. Co tam inni ucznio-

wie. Oni nie nadają się na takie sta-

nowiska. Brak im ogłady i mądrości,

sprytu i przebiegłości. Ale on - Ju-

dasz! Ma wykształcenie, ogładę towa-

rzyską, spryt, układy - a to się liczy.

Wie, co i z kim można załatwić. Jeśli

trzeba schowa do kieszeni swoją dumę

i ukryje niechęć, aby tylko pozyskać

to, o co mu chodzi”. Tak myślał Ju-

dasz. Dziwił się tylko, że Jezus nie

chciał skorzystać z nadarzającej się

okazji, by wziąć ster w swoje ręce,

wykorzystać teraz to poparcie tłumów

i „zaistnieć”, a nawet sięgnąć po wła-

dzę. Jezus zwrócił Judaszowi uwagę

przy wszystkich. To go dotknęło,

uważał, iż został potraktowany jak

mały chłopiec. Poczuł się urażony.

Denerwowała Go taka postawa.

„Wiecznie łagodny, wiecznie pogod-

ny. Ciągle rozdaje, a sam sobie nie

bierze. O sobie nie myśli. On, Judasz,

zrobiłby z tym porządek. Przy nim

Jezus osiągnąłby o wiele więcej. Był-

by naprawdę kimś!”

Takie myśli - podsuwane przez

szatana - stale nurtowały Judasza.

W dodatku zauważył on, że faryze-

usze coraz bardziej okazują swoją

niechęć, wrogość, a chwilami niena-

wiść do Jezusa. Dzięki swoim „infor-

matorom” dowiedział się, że spiskują

przeciw Niemu. Judasz myślał szyb-

ko. Pozycja Jezusa mogła okazać się

niepewna, tym bardziej, ze On wcale

50

o nią nie zabiega. Wizja własnego

wybicia się przy Nim oddalała się.

Mogło nawet dojść do niebezpiecznej

sytuacji, gdy pochwycą Jezusa i wrzu-

cą do więzienia. Wtedy los Jego

uczniów może być podobny. Lepiej

byłoby zawczasu znaleźć sobie jakąś

„furtkę”, poparcie u przeciwników

Jezusa. Judasz wpadł na pomysł, by

udawać przyjaźń względem faryze-

uszy i kapłanów. Postanowił wydać

im Mistrza. Jeżeli przy Nim nie uda

się zyskać sławy, to zdobędzie dobre

stanowisko i poważanie dzięki pomo-

cy, jakiej udzieli faryzeuszom w po-

chwyceniu Go. Jeśli zaś Jezus wy-

mknie się, to cała zdrada zostanie

w ukryciu i Judasz nadal będzie Jego

uczniem. Może wtedy Jezus zrozumie

swój błąd i sięgnie po władzę. A Ju-

dasz już się postara, by być najbliżej

i jak najwięcej na tym skorzystać.

Takie było jego myślenie. Trzy lata

chodzenia z Jezusem, trzy lata słucha-

nia o miłości, miłosierdziu, służeniu,

nie wynoszeniu się nad innych. Trzy

lata... A serce pozostało zamknięte!

Judasz nie zmienił swoich poglądów,

nie zrezygnował z pragnień, nadal żył

swoimi pożądaniami. To doprowadzi-

ło go do strasznej zdrady, której kon-

sekwencje były przeogromne.

Zwróćmy uwagę tę ważną sprawę.

Można przebywać z Jezusem, a nie

zmieniać się, nie otwierać swego serca

- nie poddawać się działaniu łaski.

Judasz jest tego przykładem.

Dzisiejszy fragment Ewangelii

jest trudny do rozważania. Mówi o

niebywałej miłości Jezusa do wszyst-

kich, nawet do Judasza. Ukazuje cier-

pienie, które Jezus trzy lata „znosił”

cierpliwie i z miłością traktował swe-

go przyszłego zdrajcę. Mówi też o

tym, że można mieć serce zamknięte

na łaskę do tego stopnia, że mimo

długiego przebywania z Bogiem,

człowiek nie dozna przemiany, nie

nawróci się, trwać będzie w grzechu.

W pewnym stopniu to zamknięcie się

jest udziałem każdej duszy. Dotyczy

również tych najmniejszych, które z

racji swej ogromnej słabości ciągle

upadają, tkwiąc w pewnych grze-

chach. Niekiedy z uporem nie chcą

dostrzec przychodzącego z łaską

oczyszczenia Jezusa.

Módlmy się, abyśmy zawsze sta-

rali się zrozumieć i realizować plany

Boga, a nie swoje. Byśmy dostrzegali

własne słabości i starali się z nich

oczyszczać w Miłosiernych Zdrojach

Jezusa. Módlmy się, aby pycha, próż-

ność i ambicje nie przesłoniły nam

Boga. Byśmy nigdy nie byli powodem

Jego cierpienia. By przebywał wśród

nas z radością, a nie z bólem.

Niech Bóg błogosławi nas na

czas tych rozważań.

Czwartek, 17 kwietnia

Msza Wieczerzy Pańskiej: J 13, 1-15

Dałem wam bowiem przykład,

abyście i wy tak czynili, jak Ja wam

uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, po-

wiadam wam: Sługa nie jest większy

51

od swego pana ani wysłannik od tego,

który go posłał.

(J 13,15-16)

„Sługa nie jest większy od swego

pana. Dałem wam przykład, abyście

i wy tak czynili, jak Ja wam uczyni-

łem”. Słowa te stanowią istotną część

ekonomii miłości, której nas uczy

Jezus. Jezus jest naszym Nauczycie-

lem. My mamy czynić tak, jak nas

uczy Nauczyciel. A uczy nas praw-

dziwej miłości. Miłości służebnej,

choć nie służalczej. Uczy nas miłości

ofiarnej, miłości do końca. Jezus żył

trzy lata z apostołami, z uczniami, żył

wśród ludzi od swojego narodzenia w

Betlejem. Co to oznacza? Oznacza to,

iż przez czas swojego przebywania na

ziemi zgodził się na przyjęcie czło-

wieczeństwa w pełni. Wszystko, co

wiąże się z tym, wszelkie tego konse-

kwencje przyjął na siebie. Jezus -

Doskonały, wszedł między zaprzecze-

nie tej doskonałości. Jezus - Czystość,

zbliżył się do tego, który jest brudem.

Chociaż Jezusa - Boga i ciebie- czło-

wieka, dzieli przepaść, On zgodził się

ją przejść i narazić na wszystko, co

wiąże się ze skażeniem twojej natury.

Przyszedł z miłością. Nie, aby sądzić,

karać, czy zabijać, ale by ratować,

pocieszać, uzdrawiać, by zbawić. To-

też nie okazywał nigdy wyższości

swojej, ale cały czas zwracał się do

ludzi z miłością.

Jezus jest Miłością. Miłością

osobową. Cokolwiek czynił, było

i jest Miłością. Cokolwiek mówił,

płynęło z Miłości. Dlatego wzbudzał

tyle emocji, bowiem ludzie spragnieni

prawdziwej miłości pierwszy raz

w życiu mieli z nią do czynienia.

Pierwszy raz czuli sercem, że ktoś ich

kocha, mówi z miłością, uzdrawia

z miłości, poucza z miłości. Po raz

pierwszy poczuli się zaakceptowani

w pełni mimo swoich braków, słabo-

ści, niedociągnięć, chorób, biedy.

Mimo swego prostactwa, życia do-

tychczas w poniżeniu, życia poza

marginesem społeczeństwa. Pierwszy

raz widzieli kogoś, kto daje im siebie

całego, poświęca swój czas, wysiłek

i nie chce w zamian niczego. Nie

oczekuje zapłaty chociażby za uzdro-

wienia. Obdarza miłością, jest dobry

i nie poniża ich, mimo, że wygląd

postaci, mowa, wiedza sugerowałyby,

iż pochodzi z wyższej warstwy spo-

łecznej. Nikt z wyższych warstw

z taką życzliwością do nich się nie

odnosił.

Starajmy się dobrze zrozumieć

postawę Jezusa wobec człowieka.

Starajmy się na niej wzorować. Ta

postawa bowiem, jest prawdziwie

miłością. Nie jedynie jej pozorami,

jak często bywa u ludzi. Dlatego Jezus

umył apostołom nogi, a więc wykonał

czynność, którą wykonuje sługa, aby

i oni, i każdy z nas dobrze zrozumiał,

czym jest prawdziwa miłość. Abyśmy

mieli ten czyn w pamięci codziennie,

każdego dnia. Abyśmy o tym pamięta-

li w różnych sytuacjach i zdarzeniach,

w różnych relacjach między sobą.

Abyśmy służyli sobie nawzajem

z pokorą. Aby nikt się nie wynosił

52

ponad innych pamiętając, że jedynym

Panem jest Bóg, my wszyscy zaś Je-

mu służymy.

Jakże często w sercach naszych

znajduje się krytyka i niechęć, selek-

cja wobec kogo i w jakiej sprawie

przyjmujemy postawę sługi, a wobec

kogo okazujemy swoją wyższość,

wyższość swego rozumu, wyższość

swojej wiary, swego katolicyzmu.

Jezus nie wybierał, nie miał względu

na osoby, na pozycję społeczną, na

opinię ludzką. Jezus służył wszystkim.

Kochał wszystkich. To ludzie doko-

nywali wyboru, czy chcą Go przyjąć,

Jego miłość, dar uzdrowienia, czy też

nie.

Istnieje jednak pewne niebezpie-

czeństwo i to również starajmy się

dostrzec w nas, iż traktujemy swoją

siostrę, swego brata tak, jakby się nam

należała od nich pomoc, zrozumienie,

jakby był on zobowiązany do okazy-

wania nam miłości również w gestach,

w uczynności, we wszelkiej pomocy.

I zamiast poprosić o coś, zapytać

o coś, my zachowujemy się tak, jakby

było oczywistym, że to się nam należy

i że druga osoba musi się tak zacho-

wać, jak tego oczekujemy. To brak

miłości oraz kultury z naszej strony.

Miłość to nie tylko służba, ale rów-

nież takt i delikatność, gdy oczekuje-

my jakiejś formy pomocy. To nie

postawa roszczeniowa, ale pełna po-

kory.

Patrzmy na Jezusa. Nie przycho-

dził do nikogo z żądaniem. Przycho-

dził z otwartymi rękami, otwartym

sercem, by dawać miłość. Gdy w za-

mian również ją otrzymywał, z rado-

ścią i wdzięcznością przyjmował. Ale

były i takie przypadki, gdy w zamian

otrzymywał niechęć, podejrzliwość,

nienawiść. Nigdy nie żądał wdzięcz-

ności. Miłość tego nie czyni. Miłość

zakłada oddanie siebie całkowicie

drugiej osobie, bez oczekiwania wza-

jemności. Wtedy jest to dar absolutny,

dar prawdziwy, do końca. Gdy się

czegoś oczekuje w zamian, staje się to

transakcją wiązaną. Nie jest już na

pewno miłością. Bowiem ona jest

bezinteresowna.

Módlmy się, aby Duch Święty

dał nam pełne zrozumienie, co ozna-

cza, iż „sługa nie jest większy od swe-

go pana”. Módlmy się, byśmy potra-

fili zmienić swoje myślenie o sobie,

swoje patrzenie na siebie. Byśmy

potrafili nakłonić nasze serca do

prawdziwej - bezinteresownej miłości

i nie oczekiwali wzajemności. Módl-

my się, aby rzeczywiście nasza po-

stawa była służbą w każdej sytuacji

i wobec każdej osoby, aby nie wycho-

dziła z nas postawa, w której będzie-

my pouczać innych i oczekiwać ich

przemiany. Tę zaczynajmy zawsze od

siebie.

Niech Bóg błogosławi nas na

czas tych rozważań.

53

Piątek, 18 kwietnia J 18,1-19,42

Zabrali zatem Jezusa. A On sam

dźwigając krzyż wyszedł na miejsce

zwane Miejscem Czaszki, które po

hebrajsku nazywa się Golgota.

(J 18,16a-17)

Bóg jest Miłością. W Nim nie ma

nic innego prócz Miłości. Wszystko,

cokolwiek czyni, robi z Miłości. Cały

wyraża się w Miłości. Bo jest Miło-

ścią samą. Zatem reakcja Boga na

ludzkie zachowanie wobec Niego

nawet podczas Drogi Krzyżowej

i Ukrzyżowania była pełna Miłości.

Człowiek tego nie rozumiał i nie ro-

zumie nadal. Gdyby bowiem zrozu-

miał wielkość i potęgę Bożej Miłości,

szczególnie objawiającej się w Krzy-

żu, w jednej sekundzie nawróciłby się.

Bóg jest Miłością. Nieustannie pro-

mieniuje Miłością. Człowiek poprzez

swoją słabość stara się sobie Boga

wyobrazić nadając kształty ludzkie.

Na ziemię przyszedł w tej właśnie

postaci. Jednak musimy pamiętać, że

na Krzyżu wisiał Bóg - Człowiek.

Chociaż fizycznie, materialnie przyjął

postać człowieka, to nadal był Bo-

giem. Jako Bóg ma niematerialną

postać, która cała jest Miłością. Kto

zbliża się do Boga, zbliża się do Miło-

ści. I wchodzi niejako w jej krąg. To

też jest nieprecyzyjne określenie, bo-

wiem wszyscy, cały wszechświat

znajduje się we wnętrzu Boga, bo

poza Bogiem nic nie istnieje. „Ja Je-

stem” oznacza, że jest wszędzie. Nie

ma takiego miejsca, gdzie by Boga nie

było. Wtedy nie mógłby powiedzieć

o sobie „Ja Jestem”.

Jednak dla potrzeb dzisiejszego

rozważania mówić będziemy, że du-

sza zbliżając się do Boga, zbliża się

do Miłości. Wchodzi w jej otoczenie.

W szczególne jej oddziaływanie. Mi-

łość, którą jest Bóg, czyni Go „nie-

wolnikiem” Jego istotności. To kolej-

ne nieprecyzyjne określenie. Chodzi

o to, że z faktu, iż Bóg jest Miłością

wynika, że nie może On inaczej re-

agować, jak tylko odpowiadać na

wszystko Miłością. Jednak to Boga

nie zniewala, ale stanowi Jego wybór.

Bóg chce, On kocha Miłością dosko-

nałą. Gdyby odpowiadał nienawiścią

na nienawiść, nie byłby Miłością.

Skoro „Ja Jestem” oznacza ciągłość,

zatem Bóg nie może na chwilę prze-

stać „być”, aby po chwili znowu stać

się Miłością. Bóg jest zawsze Miło-

ścią.

Z tej Miłości po wieczność wyni-

ka dla nas cudowny wniosek: Bóg

kocha nas bez względu na to, co czy-

nimy, co uczynimy w przyszłości i co

zrobiliśmy w przeszłości. Największa

zbrodnia nie zmniejsza Bożej Miłości.

Wisząc na Krzyżu i ciągle doświad-

czając szyderstw, ciągle będąc obra-

żanym, a przy tym cierpiąc niewy-

obrażalny ból fizyczny, On kochał,

emanował Miłością, rozlewał ją na

otoczenie. To jest niepojęty wymiar

Miłości! To jej szczyt. Kto go osią-

gnie, jest świętym. Dramatem zaś

tych, którzy jej doświadczali, było

54

odrzucenie Miłości. Dramatem był nie

tyle czyn, jakiego się dopuścili, ale

całkowite zamknięcie się ich serc na

Bożą łaskę tak obficie wylewaną tego

dnia.

Człowiek może popełnić różne

złe czyny, może popełnić najgorsze

zbrodnie świata, jeśli jednak otworzy

swoje serce na łaskę Bożej Miłości

Miłosiernej - jest zbawiony. Zauważ-

my istotę. Nie wielkość grzechu, ale

przyjęcie lub nie przyjęcie, otwarcie

się lub nie, na łaskę decyduje o zba-

wieniu. Jaka jest w tym mądrość Bo-

ga, który zna doskonale słabość ludz-

ką i wie, że nikt by się nie zbawił,

gdyby o zbawieniu decydowała

grzeszna ludzka natura.

To nauka dla nas, dusz najmniej-

szych. To radosna wieść, jaką dzisiaj

Bóg pragnie nam głosić. Bóg jest Mi-

łością. Miłością samą! I pragnie na-

szego zbawienia. Już pokonał grzech,

Zmartwychwstał, a nam zostało jedy-

nie podjąć decyzję o przyjęciu łaski

zbawienia lub odrzuceniu jej. Z po-

wodu nieskończoności Bożej Miłości,

otrzymujemy w darze pokój serca

zapewniający nas, iż Boża Miłość do

nas nigdy się nie skończy. A nasze

słabości i ciągłe uleganie im nie

zmniejszają Bożego uczucia do nas.

Możemy nawet powiedzieć więcej.

nasza słabość, słabość naszej natury,

bezradność rozczula Boskie Serce,

które z tym większą Miłością pochyla

się nad słabą duszą w pokorze przy-

znającą się do swojej grzeszności.

Zatem, co zadziwiające, cieszmy się,

bowiem dzięki temu, że jesteśmy słabi

i mali, potrzebujemy Boga! Wycią-

gajmy jak najczęściej do Niego ręce,

szczególnie w chwilach słabości, aby

On mógł z radością i tkliwością wziąć

nas w ramiona. Bo Bóg tego pragnie!

Niepojęta jest Boża Miłość! Nie-

skończona, potężna i niewyobrażalnie

wielka! Prośmy, a będzie nam dana.

Bo Bóg chce nam ją dawać! Módlmy

się, a Bóg dotknie naszych serc

i otworzy je na swoją łaskę. Trwajmy

pod Krzyżem przed Nim, abyśmy

znaleźli się w najbliższym otoczeniu

tego najwyższego wymiaru Miłości

ofiarnej. Niech i nas obejmuje stale

Miłość Miłosierna, bo i nasze dusze

jej potrzebują! Nie patrzmy na nasze

słabości! Patrzmy na wielkość Bożej

Miłości. Na nieograniczone Jego Mi-

łosierdzie! Nigdy nie dopuszczajmy

wątpliwości, co do Bożej Miłości. To

najbardziej rani Boga, który dał wła-

sne życie za nas, a więc okazał naj-

większy dowód Miłości. Módlmy się,

abyśmy prawdę o Bożej miłości

przyjmowali codziennie od nowa ser-

cem otwartym. Abyśmy nie mierzyli

Jego Miłości miarą własnych słabości.

Abyśmy przestali ograniczać Jego

doskonałość swoją niedoskonałością.

Módlmy się, aby Bóg udzielił nam

łaski nowych oczu, nowego poznania

i przyjęcia Boga takim jakim jest

w rzeczywistości, a nie takim, jakim

wyobrażają Go sobie nasze słabe,

ograniczone serca i umysły. Módlmy

się, a Bóg będzie nam błogosławił.

55

Sobota, 19 kwietnia Mt 28,1-10

Po upływie szabatu, o świcie

pierwszego dnia tygodnia przyszła

Maria Magdalena i druga Maria

obejrzeć grób. (Mt 28,1)

To ostatni rozdział Ewangelii

według św. Mateusza, opisujący wy-

darzenia po zmartwychwstaniu Jezu-

sa. Był to czas początkowo jeszcze

pełen niepewności i trwogi, ale potem

piękny i pełen nadziei. Spróbujmy

sobie wyobrazić to, co kryło się

w sercach osób bliskich Jezusowi.

Postarajmy się wczuć w ich dusze.

Niewiasty cały poprzedni dzień

przygotowywały maści i wonności, by

wcześnie rano po szabacie przyjść do

grobu i namaścić Jezusa. Wprawdzie

uczyniły to w piątek, jednak w po-

śpiechu, dlatego chciały teraz nama-

ścić Jego Ciało jeszcze raz. Wykazały

się wielką odwagą, mimo iż przepeł-

niał je lęk, bowiem krążyły po mieście

pogłoski o aresztowaniach zwolenni-

ków Jezusa. Ogólnie panował strach.

Ludzie, którzy kochali Jezusa, dozna-

wali wielkiego smutku. Męka ich

Nauczyciela była straszna i nie potra-

fili jeszcze się z niej otrząsnąć. W ich

sercach zrodziło się tyle wątpliwości.

Trudno było im wierzyć

w zmartwychwstanie. Poza tym ta

nienawiść z jaką spotkał się ich

Mistrz, te wszystkie zarzuty, chociaż

nieprawdziwe i chwilami absurdalne,

jednak stale powtarzane, nie były im

obojętne.

Jeżeli człowiek słyszy coś nie-

prawdziwego raz - nie wierzy. Ale

jeśli powtarzane to będzie ciągle przez

wiele osób, jeśli wypowiadać się będą

autorytety, osoby wykształcone - to

w końcu, choćby to była największa

nieprawda, coś wręcz absurdalnego -

zaczyna się nad tym zastanawiać,

a potem wierzyć w to. W przypadku

Jezusa szatan mącił bardzo w sercach

ludzkich.

W mieście panował strach przed

rzekomo mającymi nastąpić dalszymi

aresztowaniami. W niewiastach zwy-

ciężyła miłość do Jezusa i poczucie

obowiązku. Wzięły zatem przygoto-

wane maści, wonności i mimo obaw,

z bólem poszły do grobu. Po drodze

z trwogą rozglądały się, czy nie spo-

tkają kogoś, kto by im w tym prze-

szkodził. Zastanawiały się również,

czy w ogóle dostaną się do wnętrza

grobu. Kamień, który zastawiał wej-

ście był bardzo duży, nie do porusze-

nia przez niewiasty. Gdy dochodziły

na miejsce nastąpiło trzęsienie ziemi.

To dodatkowo napełniło je strachem.

U grobu zastały zadziwiający widok.

Kamień był odsunięty. Siedział na

nim anioł. Strażnicy zaś nie byli

w stanie ruszyć się z miejsca. Tylko

oczy ich wyrażały strach. Anioł prze-

mówił do niewiast, by uspokoić je.

Wskazując pusty grób, powiedział, że

Jezus zmartwychwstał.

Kobiety bardzo przejęte tym co

zobaczyły i usłyszały, niezwykłością

postaci, która im to oznajmiła, nawet

dokładnie nie obejrzały miejsca, gdzie

56

przedtem leżał Jezus. Z wielką rado-

ścią pobiegły przekazać nowinę Jego

uczniom. W ich sercach mieszała się

radość ze zdziwieniem, niepokój i mi-

łość do Jezusa, chęć zobaczenia Go. To

czego doświadczały, było niespotyka-

ne, niezwykłe, zadziwiające, szokują-

ce. Biegły szybko. O, jak bardzo chcia-

ły przekazać tę nowinę uczniom. Pa-

miętały dokładnie każde słowo anioła.

Pamiętały wygląd jego lśniących szat.

Teraz chciały podzielić się tą dobrą

nowiną: Jezus żyje! Jezus zmartwych-

wstał! W dodatku spotka się z nimi.

W Galilei! O, gotowe były już iść, biec

tam, by zobaczyć swego Pana, Mistrza!

Ileż nadziei obudziło się w ich sercach!

Jak bardzo pragnęły Go zobaczyć. Na

nowo ożyły wszystkie wspomnienia.

Znowu mogły myśleć o Nim z rado-

ścią. Bardzo chciały jak najszybciej

przekazać tę wiadomość, cudowną

nowinę!

Bóg pragnie, abyśmy również

i my w Dzień Zmartwychwstania Pań-

skiego odczuli tę wielką radość, że

Jezus żyje! Zmartwychwstał! Byśmy

mogli przeżywać ten czas świąteczny

w ogromnej radości z Bożej obecności

pośród nas - żywej obecności! Aby

poranek wielkanocny był prawdziwie

powstaniem z martwych naszych serc,

które odrzucą smutek i przyjmą nowe

życia.

Ale by tak się stało musimy

przedtem starać się zjednoczyć z Jezu-

sem cierpiącym, umęczonym, biczo-

wanym, niosącym Krzyż, krzyżowa-

nym. By móc przeżyć rzeczywiście,

w pełni poranek Zmartwychwstania,

należy najpierw wraz z Jezusem umie-

rać na Krzyżu, razem z Maryją skła-

dać Jego martwe Ciało do grobu,

a potem wraz z Nią cierpieć, modląc

się dzień i noc, adorując mękę Boga

i Jej współcierpienie. Dopiero wtedy

będziemy mogli prawdziwie doświad-

czyć radości Zmartwychwstania, od-

rodzenia, pokonania grzechu, zwycię-

stwa Dobra nad złem, radości nowego

życia.

Módlmy się, byśmy potrafili jak

Maryja trwać nieustannie przy Jezusie.

Prośmy, by Ona sama w nas adorowała

to biedne, cierpiące Ciało. Niech Duch

Święty prowadzi nas w tych rozważa-

niach. Módlmy się, abyśmy mieli od-

wagę niewiast narażających się na

niebezpieczeństwo, byśmy dawali

świadectwo swojej miłości do Jezusa,

nie lękali się, ale zawsze ufali Jego

Słowom i z wiarą oczekiwali ich wy-

pełnienia wobec nas. Prośmy, by Bóg

posłał anioła, który oznajmi nam, iż

Jezus żyje! I abyśmy uwierzyli w tę

cudowną nowinę. By ona w nas stano-

wiła niewyczerpane źródło radości,

wiary, ufności, miłości. Niech dzięki

tej nowinie nasze życie odrodzi się,

nabierze nowego blasku, tchnienia.

Niech rzeczywiście Jezus zmar-

twychwstanie w nas, w naszym życiu,

w sercach naszych bliskich i stanie się

dla nas najważniejszy. Niechaj stanowi

największą wartość, skarb naszego

serca, duszy.

Módlmy się, by Prawda o Zmar-

twychwstaniu Jezusa była głoszona

57

z mocą po całym świecie. My sami

stańmy się apostołami Zmartwych-

wstałego Pana. Naszym życiem, po-

stawą, słowem, czynem dawajmy

świadectwo o niepojętej Bożej miłości

i miłosierdziu, o zwycięstwie Jezusa

nad śmiercią, o Jego ciągłej obecności

pośród nas.

Niech Bóg błogosławi nas na

czas tych rozważań.

Niedziela, 20 kwietnia Niedziela Wielkanocna

J 20,1-9 Nadszedł potem także Szymon

Piotr, idący za nim. Wszedł on do

wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna

oraz chustę, która była na Jego gło-

wie, leżącą nie razem z płótnami, ale

oddzielnie zwiniętą na jednym miej-

scu. (J 20,6-7)

Piotr biegł do grobu pełen niepo-

koju. Spieszył się. Droga, chociaż

niezbyt długa, teraz wydawała daleka.

Chciał jak najszybciej zobaczyć na

własne oczy grób Nauczyciela.

W końcu przybiegł na miejsce. Rze-

czywiście kamień był odsunięty!

Szybko zajrzał do środka. Ciała nie

było. Pozostały jedynie płótna! Piotr

czuł, że słowa niewiast nabierają co-

raz bardziej realnego kształtu. Jednak

trudno było w to uwierzyć.

Czyżby Jezus rzeczywiście zmar-

twychwstał? Myśl ta kołatała się

w jego głowie, rosła, coraz bardziej

wypełniała umysł, na bok odsuwała

wszelkie logiczne przeciwne jej ar-

gumenty. Jakże pragnął tego. Jedno-

cześnie wydawało się to nie do poję-

cia! Ta wielka Tajemnica uobecniała

się właśnie teraz! Nie mogło się to

pomieścić w jego umyśle. Jezus zmar-

twychwstał! To prawda, mówił im coś

na ten temat! Maryja przez te dni

oczekiwania cały czas powracała do

tego. Ale jemu wydawało się to raczej

próbą wytłumaczenia sobie tej strasz-

nej boleści, próbą pocieszenia, próbą

ratowania ich od obłędu z powodu

straty Mistrza! Owszem miał chwile,

gdy wierzył, ale potem dopadały go

wątpliwości i jak zgraja psów nie

pozwalały spokojnie czekać na bieg

wydarzeń. Wprowadzały niepokój,

budziły na nowo ból i sprawiały, że

jeszcze bardziej cierpiał sądząc, iż

wszystko stracone. Jednak powracał

do tej myśli, jak do liny ratowniczej.

Chciał, bardzo chciał wierzyć, by nie

załamać się, by ten szaleńczy bieg

myśli nie doprowadził go do obłędu.

O, jak bardzo chciał, aby to, co mówi-

ły niewiasty okazało się prawdą. Wi-

dok pustego grobu, porzuconych płó-

cien budził nadzieję. Nieśmiało otwie-

rał serce, jakby bał się oszukania.

Dopuszczał tę ewentualność zmar-

twychwstania. Serce drżało bojąc się

wierzyć, a jednocześnie pragnęło,

bardzo pragnęło tej cudownej Prawdy.

Nie mógł już dłużej hamować swoje-

go serca. Ono już radowało się, już

cieszyło się. Piotr stał jakiś czas

u wejścia do grobu i rozważał. Potem

powoli wrócił do domu rozmyślając

58

nieustannie nad tym, co się wydarzy-

ło.

Jakże często w naszych sercach

pojawiają się podobne uczucia. Jakże

często brak wiary wprowadza w nas

niepokój, lęk. Jakże często doprowa-

dza nas to do „gonitwy myśli”. Żyje-

my pełni obaw. Przeżywamy frustra-

cje, stresy. Dopuszczamy coraz więcej

wątpliwości. Gdy przychodzi próba

wiary, załamujemy się. Odsuwamy na

bok tę cudowną prawdę o zmar-

twychwstaniu, a myślimy o śmierci.

Nasze myśli całe są przez nią pochło-

nięte. Nie tak być powinno. Nasze

serca powinny nieustannie myśleć

o Bogu. Powinny uczestniczyć w tej

radości zmartwychwstania. Powinny

stale się otwierać na prawdę o życiu,

o pokonaniu śmierci, o zwycięstwie

nad grzechem, nad złem!

A my schodzimy nieustannie do

poziomu wyznaczanego przez szatana.

To nie on ma sterować naszym ży-

ciem. Przewodnikiem ma być Bóg!

Teoretycznie nie jest naszym celem

poddawać się złu. Teoretycznie pra-

gniemy żyć z Bogiem. Teoretycznie

dążymy do zjednoczenia. W praktyce

jednak okazuje się, że to nie jest takie

proste dla duszy, by trwała nieustan-

nie w Bogu wierząc i ufając pomimo

przeciwności. Łatwiej jest duszy skło-

nić się ku wątpliwościom, ku temu, co

wydaje się namacalne, widoczne, co

dzieje się właśnie teraz. A teraz przy-

chodzi wieść przyniesiona przez nie-

wiasty, iż Jezusa nie ma w grobie! W

dodatku aniołowie mówią, że zmar-

twychwstał! Tak, jak wcześniej zapo-

wiadał!

Jak to się ma do twojego życia,

do konkretnej sytuacji w twoim ży-

ciu? Ja to się ma do problemów, które

przeżywasz? Jak to się ma do cierpie-

nia, które tak bardzo dotyka ciebie

i rodzinę? Otwórz szeroko serce, abyś

zobaczył ten związek. Jezus zmar-

twychwstał! Pokonał śmierć. Zwycię-

żył szatana! W związku z tym On

również jest Panem wszystkiego, co

jest konsekwencją grzechu! On może

tobie pomóc! Bo jest Panem! W każ-

dej sytuacji możesz patrzeć na pro-

blemy przez pryzmat zwycięstwa

Jezusa lub przez pryzmat śmierci! Od

tego, jaką przyjmiesz postawę zależy

twój odbiór rzeczywistości, sposób

myślenia o przyszłości, nadzieja

i ufność. Od tego zależy stan twojego

serca. Albo będzie w pokoju oczeki-

wało wypełnienia woli Bożej albo

będzie w wielkim niepokoju i stresie

patrzeć na bieg wydarzeń i widzieć

w nich przesądzony los.

Dusze najmniejsze! Uwierzmy

w Zmartwychwstanie Jezusa!

Uwierzmy, że Jezus żyje! To On jest

Panem naszego życia! To On jest

Królem całego świata! To On jest

władcą, który ma moc czynić wszyst-

ko. Nie lękajmy się człowieka! Bo

Jezus jest Bogiem żywym! Bo On ma

moc zmieniać bieg historii, uwalniać

od problemów i leczyć! On jest

wszechmocny! Nic Go nie pokona!

A jeśli Jezus jest naszym Panem, to

któż przeciwko nam?! Należy jedynie

59

uwierzyć w Zmartwychwstanie! Nale-

ży uwierzyć w Zmartwychwstałego

Jezusa i przyjąć Go za swojego Pana!

Porzucić lęki! Odsunąć wątpliwości!

Nabrać odwagi! I z radością spojrzeć

w Niebo! Naszym Panem Bóg! Mamy

potężnego Władcę, Opiekuna, Ojca,

Brata i Przewodnika! Niech serca

uniosą się w hymnie dziękczynienia!

Niech serca wyśpiewują pieśń uwiel-

bienia! Bo Bóg jest naszym Królem!

Módlmy się, aby światło Ducha

Świętego rozjaśniło nasze dusze

i udzieliło łaski poznania tej Prawdy,

przyjęcia jej i życia nią. Bóg będzie

nam błogosławił.

Poniedziałek, 21 kwietnia Poniedziałek w oktawie

Wielkanocy

Mt 28,8-15 A gdyby to doszło do uszu na-

miestnika, my z nim pomówimy i wy-

bawimy was z kłopotu». Ci więc wzięli

pieniądze i uczynili, jak ich pouczono.

(Mt 28,14-15)

Rozważamy dzisiaj fragment,

wydawać by się mgło, niepozorny,

mało znaczący. A jednak opisane tu

wydarzenia zaważyły na tym, jak

Żydzi przyjęli fakt pustego grobu

Jezusa. Ta noc i poranek były trudne

dla wielu osób.

Matka Boża oczekiwała w napię-

ciu. Nie spała przez ostatnie noce.

Tyle bólu, cierpienia zaznawało Jej

Serce! Musiała pokonywać własne

wątpliwości, a w dodatku pocieszać

i podtrzymywać na duchu innych.

Jednak Jezus umocnił Ją. Zapewnił

w widzeniu duchowym, że o poranku

zmartwychwstanie i przyjdzie do Niej.

Prosił, by Go oczekiwała.

Również niewiasty przez minione

dwie noce nie mogły spać. Zbolałe,

zatrwożone o los najbliższych opie-

kowały się Matką Najświętszą, bojąc

się, jakie skutki może mieć dla Niej to

niepojęte przeżycie. Uczniowie ukry-

wali się w okolicy. Grupkami lub

samotnie błąkali się, zmieniali często

miejsca swego pobytu, obawiając się,

że ktoś ich odkryje i wyda w ręce

faryzeuszy. W swojej posiadłości

czekał Łazarz, tak jak polecił mu Je-

zus przed śmiercią, aby teraz na nowo

zgromadzić rozproszonych uczniów,

a potem wspólnie modlić się. Powoli

zwolennicy Jezusa schodzili się do

jego domu. Tam mieli schronienie,

doznawali pocieszenia i czekali

wspólnie na zmartwychwstanie Pana.

Przybyli też nawróceni podczas męki

Jezusa żołnierze, między innymi Kas-

sius i Abenadar. Teraz przychodzili do

Maryi, aby zapewnić Ją o swojej mi-

łości do Niej i Jej Syna. Oferowali

swoją pomoc w różnych sytuacjach.

Był też Jan - umiłowany uczeń, który

do końca wytrwał przy swoim Zbawi-

cielu. Nagrodą za tę wytrwałość, od-

wagę, miłość do Jezusa i Jego Matki

było długie życie i naturalna śmierć,

w przeciwieństwie do innych, którzy

ginęli w sposób męczeński.

Żołnierze uczestniczący w krzy-

żowaniu Jezusa, również przeżyli

60

niespokojnie te noce. W związku ze

służbą musieli utrzymać porządek

w mieście bardzo niespokojnym,

wręcz niebezpiecznym. Poza tym

przeżycia związane z Jezusem pozo-

stawiły ślad w ich sercach. Ci, którzy

w Ogrodzie Oliwnym brali udział

w pojmaniu, dotknięci mocą Boga,

stawali się powoli zwolennikami Je-

zusa, aby z czasem nawrócić się. Nie-

którzy nawet porzucili służbę. Inni,

którzy w jakikolwiek sposób uczestni-

czyli w męce, widząc niebywałą cier-

pliwość i łagodność Jezusa, Jego mi-

łość do wszystkich, nawet do żołnie-

rzy, zastanawiali się, kim jest ten

Człowiek. Męka na Krzyżu, wydarze-

nia z chwili śmierci - wszystko to

sprawiało, że ich serca doznawały

przemiany. A ogromna godność Jezu-

sa, Jego Matki oraz otaczających Ją

osób jeszcze bardziej przyczyniały się

do nawrócenia żołnierzy.

W końcu strażnicy przy grobie.

Ci zastanawiali się nad sensownością

swej służby. Widząc co się dzieje, nie

podejrzewali, że ktoś ośmieliłby się

zakraść do grobu, odsunąć kamień

i wykraść Ciało. Tym bardziej, że

miasto było niespokojne, krążyły po-

głoski, które budziły strach. W związ-

ku z tym wśród zwolenników Jezusa

brakowało tak odważnych, którzy

byliby skłonni uczynić coś takiego.

Jednak żołnierze pełnili swoją służbę,

jak im nakazano. Dyskutowali tylko

między sobą, opowiadając przeróżne

historie, w tym również i to co słyszeli

o samym Jezusie, Jego działalności

nauczycielskiej, zdolnościach uzdra-

wiania, czynienia różnych znaków

i cudów.

Były też inne osoby, które przy-

czyniły się do ukrzyżowania Jezusa.

Piłat i Herod w wieczór piątkowy stali

się przyjaciółmi. Zbliżyła ich wspólna

sprawa osądzenia Jezusa. Potem

z trwogą patrzyli na przerażające zja-

wiska. Niestety, nie przyczyniły się

one do ich nawrócenia. Faryzeusze,

uczeni w Piśmie okazali się najtward-

szymi głazami, których nie skruszyła

nawet śmierć Jezusa. Ci ludzie doko-

nali największej zbrodni świata. Pod-

nieśli rękę na Boga. W sposób obłud-

ny, kłamliwy doprowadzili do procesu

i skazania. Potem uczestniczyli

w męce, sami ją jeszcze zwiększając

swymi bluźnierczymi okrzykami oraz

przekupując innych, by czynili po-

dobnie.

Czas od śmierci Jezusa i złoże-

nia Go do grobu był pełen napięcia,

lęku, niespokojnego oczekiwania na

dalsze wydarzenia. Ci, którzy przy-

czynili się do Jego skazania, nie od-

czuwali aż takiej satysfakcji, jakiej się

spodziewali. Mimo, że osiągnęli to, do

czego dążyli, serca ich były dziwnie

niespokojne. Niejeden z nich był zły

na Jezusa, że jeszcze po śmierci „nie

daje im spokoju”. Nie zdawali sobie

sprawy, jak prorocze są ich myśli.

Kiedy w poranek niedzielny

wschodziło słońce, wydarzyło się coś,

co zmieniło ostatecznie losy świata.

Wpłynęło również na życie wielu

mieszkańców Jerozolimy. Naraz za-

61

trzęsła się ziemia. Strażnicy u grobu

zostali jakby porażeni piorunem. Znie-

ruchomieli i nie byli w stanie się ru-

szyć. Nagle zjawił się anioł i odsunął

kamień. W tym momencie przybyły

niewiasty do grobu. Były tym wszyst-

kim bardzo strwożone. Spotkanie

z aniołem, a potem z samym Jezusem

Zmartwychwstałym bardzo je umoc-

niło, dało nadzieję i radość sercom.

Nie wszystko było widoczne dla oczu

strażników. Dość długo trwali jak

sparaliżowani, potem zaś pobiegli

i powiadomili arcykapłanów, o tym

czego doświadczyli. Byli bardzo prze-

jęci wszystkim, co widzieli i czuli.

Arcykapłani ze starszymi zebrali

się, „a po naradzie dali żołnierzom

sporo pieniędzy”. Zauważmy, ludzie ci

nie zastanawiali się nad Prawdą, jaką

niosły te wydarzenia. Oni od razu

chcieli ją ukryć. Bali się, że ludzie

dowiedzą się o wszystkim, uznają Je-

zusa co najmniej za Proroka i będą

mieli pretensje do nich, że Go zabili.

Co za obłuda władała ich sercami, jak

bardzo fałsz omotał ich dusze, skoro

nawet wobec takiego wydarzenia nie

stanęli w prawdzie, a jeszcze bardziej

brnęli w kłamstwa. Ceną były ich du-

sze oddane szatanowi.

Żołnierze przyjęli pieniądze

w zamian za milczenie o Prawdzie.

Jednak ich serca były niespokojne. Te

przeżycia, zetknięcie z dziwną mocą

i potęgą, która uczyniła ich na pewien

czas bezwolnymi, stale do nich wraca-

ły. Trudno im było zachować milcze-

nie wobec tak niepojętych wydarzeń.

Żydzi uwierzyli w szerzone

kłamstwa i pozostali w uporze dalsze-

go oczekiwania na Mesjasza. Od tam-

tej pory naród ich doświadcza bole-

snych konsekwencji nie przyjęcia

Jezusa jako Syna Bożego.

Poranek Wielkanocny powinien

być dla wierzących bardzo radosnym.

Bowiem jest on dowodem pokonania

przez Jezusa śmierci, króla ciemności

- szatana, zmycia z ludzkości skazy

grzechu. Tysiące lat człowiek czekał

na to wydarzenie. A gdy się dokonało,

wielu było takich, którzy nie uwierzy-

li. Módlmy się, abyśmy całym sercem

przyjęli wieść o zmartwychwstaniu

Jezusa i otworzyli swe dusze na Jego

zwycięski powrót. Niechaj Jego Serce

zjednoczone z Sercem Maryi zatrium-

fuje w nas. Byśmy doświadczyli na-

szego zmartwychwstania, odrodzenia

życia, uzdrowienia serca. By Bóg sam

przyszedł do nas i oznajmił tę cudow-

ną nowinę o pokonaniu szatana, wy-

zwoleniu z jarzma niewoli grzechu.

Niech odmieni się przez to nasze ży-

cie, abyśmy od tej pory żyli radością

zmartwychwstania Jezusa, wolnością

od grzechu, od śmierci. Módlmy się,

aby Bóg mógł wypowiadać w nas tak

ważne słowa, które skierował do apo-

stołów: „Pokój wam”. Niech ten pokój

zagości na zawsze w nas i prowadzi

ku prawdziwemu zmartwychwstaniu

ciał i dusz. Módlmy się. Bóg zaś bę-

dzie nam nieustannie błogosławił.

62

Wtorek, 22 kwietnia J 20,11-18

Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto,

czemu płaczesz? Kogo szukasz?» Ona

zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powie-

działa do Niego: «Panie, jeśli ty Go

przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go

położyłeś, a ja Go wezmę». (J 20,15)

W Ewangelii wg św. Jana w pro-

stych, ale jakże pięknych słowach

opisane jest spotkanie Marii Magdale-

ny z Jezusem. Kiedy pełna bólu zasta-

nawiała się, gdzie jest Jezus, naraz za

sobą usłyszała głos: „Niewiasto, cze-

mu płaczesz? Kogo szukasz?” Obej-

rzała się za siebie. Zobaczyła postać

w jasnych szatach stojącą lekko za

drzewem. Myśląc, ze to ogrodnik,

prosiła, żeby pokazał jej, gdzie leży

teraz ciało Jezusa. W pierwszym mo-

mencie nie poznała swego Pana. Jed-

nak, gdy Jezus wypowiedział jej imię:

„Mario!” naraz jej serce się otworzy-

ło i rozpoznało umiłowanego Jezusa.

Zapomniała o wszystkim, zapomniała

o otaczającej rzeczywistości i upadła

do nóg, jak to czyniła wielokrotnie

wcześniej. W sercu miała tyle miłości.

Tak wielka radość, miłość, czułość,

tkliwość ogarniały ją! Nie posiadała

się ze szczęścia. Powtarzała tylko:

„Rabbuni. Rabbuni”. Były to czułe

słowa. O wiele czulsze niż np. rabbi.

A wypowiadane z taką miłością

świadczyły o niezmiernym umiłowa-

niu. Z twarzą przy ziemi wyrażała

swoją miłość, oddanie, cały ból spo-

wodowany śmiercią Jezusa, ból nie-

pewności oczekiwania na Zmar-

twychwstanie. O, ileż łez wylała! Ale

teraz gotowa była na wszystko. Mogła

czekać jeszcze i tysiąc lat na Jezusa,

wiedząc, że żyje, że Zmartwychwstał!

Łzy szczęścia płynęły po jej twarzy.

Serce drżało, dusza ulatywała z niej ze

szczęścia. Kochała tak bardzo. Tak

bardzo! Nic się nie liczyło, tylko Je-

zus! Jezus zaś pełen miłości uśmiech-

nął się i rzekł: „Nie zatrzymuj Mnie,

jeszcze, bowiem nie wstąpiłem do

Ojca”.

Bóg w tym rozważanym frag-

mencie pragnie zwrócić naszą uwagę

na fakt, że Jezus ukazał się Marii

Magdalenie zanim jeszcze wstąpił do

Boga Ojca. On widział jej ogromny

ból, On zdawał sobie sprawę z jej

cierpienia. Ukazał się jej, bo widział

jej wielką miłość, jaką darzyła Go

w swoim sercu. Była to niejako na-

groda za jej wielkie umiłowanie, od-

danie, za jej szczerość, za skruchę

okazywaną, za jej towarzyszenie Mu

w czasie męki. Potem dodał: „Nato-

miast udaj się do moich braci i po-

wiedz im: Wstępuję do Ojca mego

i Ojca waszego oraz do Boga mego

i Boga waszego”. Te słowa są rów-

nież bardzo ważne. Jezus potwierdza

w nich po raz kolejny dziecięctwo

człowieka wobec Boga. Czyni to teraz

specjalnie, by zaznaczyć wagę tego

faktu, który poprzez Jego śmierć

i Zmartwychwstanie się właśnie urze-

czywistnia. Jezus przywrócił człowie-

ka Bogu, przywrócił mu synostwo

Boże. Jednocześnie Jezus nazywa

63

uczniów, apostołów swoimi braćmi.

Mówi przecież: „Udaj się do moich

braci”. Nie mówi tu tylko o swoich

kuzynach. Jezus mówi o wszystkich.

Jezus nazywa nas swoimi braćmi.

Te słowa mówią o bliskości Jezu-

sa. O tym, że On sam czuje tę bliskość

w stosunku do ludzi i jako sobie bli-

skich traktuje. Poza tym Jezus wypo-

wiedział te słowa z czułością i miło-

ścią. Prawdziwie kochał swoich

uczniów i myślał o nich. Chciał, by

nie czuli już osamotnienia, bólu.

Chciał, aby uwierzyli i zaufali.

W Ewangelii według Mateusza opisa-

ne jest spotkanie Jezusa z niewiasta-

mi. Je poprosił, aby przekazały

uczniom, iż zobaczą się w Galilei. Nie

starajmy się dochodzić kolejności tych

zdarzeń, czy też zgodności opisanych

wydarzeń z autentycznymi, które mia-

ły miejsce dwa tysiące lat temu. To

nie jest ważne. Istotne jest, co innego.

W tych opisanych fragmentach ważna

jest miłość. Bóg chciałby abyśmy ją

dojrzeli zarówno w postawie niewiast,

jak i w samym Jezusie.

Miłość kazała niewiastom iść do

grobu, by namaścić Ciało Jezusa, mi-

mo strachu, lęku przed ewentualnymi

aresztowaniami, przed rozruchami

w mieście. Miłość wyciskała im

z oczu łzy w trakcie Jego męki i po

śmierci. Miłość sprawiała, że tęskniły

za Nim i bardzo chciały wierzyć w

Jego Zmartwychwstanie. Czepiały się

kurczowo tej myśli, mimo wielu wąt-

pliwości i podszeptów szatana. Całą

sobotę przygotowywały maści i won-

ności dla Jezusa. Czyniły to z miłości.

Jezus zaś ukochał bardzo wszystkich

ludzi. Tych, z którymi żył przez te

trzy lata swojej działalności szczegól-

nie. Dlatego im się ukazuje i przeka-

zuje słowa pociechy, słowa zapewnie-

nia, że się spotkają.

Zwróćmy też uwagę na fakt, że

chociaż Jezus miał uczniów - męż-

czyzn, i to oni stali się potem Jego

głosicielami, apostołami Jego miłości,

jednak to niewiasty pokonały swój

lęk, by iść do grobu, to one towarzy-

szyły Mu w czasie męki. To prawda,

iż w tej kulturze mężczyzna miał bar-

dziej decydujący głos w wielu spra-

wach i to mężczyzna brał udział

w życiu publicznym, mógł sprawować

urząd nauczycielski, kapłański. Kobie-

ta była niejako ukryta w zaciszu do-

mowego ogniska. W o wiele mniej-

szym stopniu uczestniczyła w wyda-

rzeniach społecznych, politycznych

narodu. Jednak to kobiety wykazały

się większą odwagą płynącą z umiło-

wania niż mężczyźni. Dlatego Jezus

właśnie im się ukazuje jako pierw-

szym i to niewiasty są pierwszymi,

które mają przekazać światu tę cu-

downą nowinę o Zmartwychwstaniu

i życiu Jezusa.

Módlmy się, byśmy tak bardzo

ukochali, iż nic nie będzie się liczyło,

tylko Jezus. Módlmy się, byśmy tak

bardzo umiłowali, iż biec będziemy

o świcie w Niedzielę Wielkanocną, by

spotkać Jezusa Zmartwychwstałego.

Módlmy się o taką miłość w naszych

sercach, która sprawi, iż będziemy

64

zdolni poświęcić Jezusowi wszystko.

Módlmy się, by On nazywał nas swo-

imi braćmi i siostrami, by Jego słowa

miłości brzmiały w naszych sercach,

by Jego zapewnienie spotkania z Nim

dotarło do naszych dusz, byśmy w to

zapewnienie uwierzyli i z niecierpli-

wością czekali.

Módlmy się by miłość królowała

w naszym życiu, by ona kierowała

naszymi czynami, myślami, słowami.

Módlmy się. A Bóg będzie nam bło-

gosławił.

Środa, 23 kwietnia

Łk 24, 13-35 Tak przybliżyli się do wsi, do któ-

rej zdążali, a On okazywał, jakoby

miał iść dalej. Lecz przymusili Go,

mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się

ku wieczorowi i dzień się już nachy-

lił». Wszedł więc, aby zostać z nimi.

(Łk 24,28-29)

„Czy serce nie pałało w nas, kie-

dy rozmawiał z nami w drodze i Pi-

sma nam wyjaśniał?” Uczniowie nie

rozpoznali w towarzyszu podróży

Jezusa. To dziwne, bo, przecież znali

Jezusa, a jednak nie poznali Go od

razu. Dopiero, gdy zasiedli do stołu,

a Jezus odmówił błogosławieństwo,

połamał chleb i dał im, wtedy Go

poznali, jednak Jezus zniknął im

z oczu. Poruszeni uczniowie wrócili

do Jerozolimy, by tę niebywałą wieść

przekazać apostołom.

„Czy serce nie pałało w nas, kie-

dy rozmawiał z nami w drodze i Pi-

sma nam wyjaśniał?” Czy serce w nas

nie pałało? Uczniowie sami stwierdza-

ją, iż serca czuły bliskość Jezusa. Ser-

ca wyczuwały obecność Boga. Spo-

tkanie i rozpoznanie nastąpiło nie na

poziomie intelektualnym. Uczniowie

wprawdzie chętnie słuchali nieznajo-

mego, ale ich oczy były jak zamknię-

te. Niczego nie rozpoznali. Pamięć,

jakby uśpiona nie pomogła w rozpo-

znaniu Jezusa. Nie wydobyła ze swej

głębi obrazu tego Jezusa, bowiem

miała w sobie jedynie Jezusa naucza-

jącego, cierpiącego, konającego

i umarłego. A przed nimi stał Zmar-

twychwstały! W uwielbionym ciele!

A tego w pamięci nie mogło być!

Tylko serce od razu wyczuło bliskość

Boga! Zauważmy, jak bardzo ograni-

czony jest umysł. On wydobywa

z pamięci to, co wcześniej doświad-

czył, czego doznał, co w jakiś sposób

zostało zakodowane w nim.

A przecież spotkanie duszy z Bogiem,

to nie jest spotkanie towarzyskie,

gdzie zmysłami ciała: wzrokiem, słu-

chem poznajemy drugą osobę, zapa-

miętujemy i od tej pory już ją znamy.

Boga nikt nigdy nie widział! Jak za-

tem rozpoznać Jego obecność!? Do-

konuje się to na płaszczyźnie serca.

Owszem teolog „włącza” od razu

wszystkie „szufladki” w swoim umy-

śle, w którym pochowane ma dane,

wiadomości, całą wiedzę o Bogu.

Tylko, czy spotka się wtedy z Bo-

giem? Przecież poziomy intelektualne

człowieka i Boga są nieporównywalne

i nie da się na tych płaszczyznach

65

spotkać Boga. Będą to tylko intelektu-

alne roztrząsania, dochodzenia, co,

gdzie, kiedy, w jaki sposób. Intelektu-

alne! Toteż nie dojdzie do prawdzi-

wego spotkania! By takie mogło mieć

miejsce, człowiek musi otworzyć ser-

ce! Serce jest tym „wymiarem”, który

pozwala duszy spotykać się z Bogiem.

Często człowiek mówi, iż czuje, że

powinno być tak, a nie inaczej, czuje,

że powinno się inaczej postąpić, wy-

czuwa w sercu te, czy inne zamiary

drugiej osoby, czuje sercem, że ktoś

ma inne intencje, niż to głośno pod-

kreśla itp. Również w sercu dochodzi

do spotkania z Bogiem. Bóg przycho-

dzi do człowieka poprzez jego serce.

Oczywiście człowiek to wszystko

opisuje, stara się usystematyzować,

określić intelektualnie. I do pewnego

momentu mu się to udaje. Ale gdy

Bóg pragnie bliżej obcować z jakąś

duszą, okazuje się, że nie potrafi ona

precyzyjnie opowiedzieć, co takiego

dokonuje się podczas spotkania z Bo-

giem, jak wygląda to spotkanie? Po-

nieważ wszystko odbywa się w sferze

duchowej, nie materialnej. W materii

łatwiej jest określić wielkość, kształt,

kolor. Jeśli zaś chodzi o Ducha, to już

są zupełnie inne wymiary. Potrzebne

by było inne słownictwo. A tego za-

czyna brakować. Bowiem trudno jest

tworzyć pojęcia na coś, co czuje się

sercem, a co jednak przekracza moż-

liwości intelektualnej interpretacji, co

jest zgoła zupełnie różne od tego, co

spotyka się, na co dzień, co nie jest

uchwytne zmysłami ciała. Dusza czu-

je, serce jej wie, iż jest to Bóg, za-

chwyca się Nim, doznaje zachwytu

Jego pięknem, Jego miłością, Jego

dobrocią, Jego wielkością, Jego miło-

sierdziem! Dusza zostaje uniesiona ku

Światłu, które nie jest zwykłym świa-

tłem słonecznym. Wprowadzana jest

w bliskość Boga, przenikana jest Jego

świętością. Przeżywa ogrom szczę-

ścia! Wypełnia się cała miłością

i pragnie, o jakże pragnie pozostać

w tym stanie. Jednak Bóg mówi, iż to

dopiero przedsionek Nieba. Niech

okaże cierpliwość, a w przyszłości

wprowadzona zostanie w samą głębię

istoty Boga. I powraca dusza do ziem-

skiego życia, bogatsza o to nowe po-

znanie. Zakosztowawszy słodyczy

Boskiej miłości, zaczyna pragnąć jej

nieustannie i dążyć do niej poświęca-

jąc wszystko, a przede wszystkim

samą siebie. Jej serce należy do Boga.

Żyjąc z Nim w ustawicznej bliskości

wyczuwa każde Jego pochylenie się

nad nią, każde czułe dotknięcie, każde

spojrzenie pełne miłości. Jednak, gdy

przychodzi jej opisać ten stan, ma

pewne trudności. Ona czuje to sercem.

Umysł znajduje się jakby nieco na

uboczu. Jej serce drży doświadczając

bliskości Nieosiągalnego, omdlewa

tęskniąc, pragnąc i nie mogąc zaspo-

koić tych pragnień. Jej serce trwa

w uniżeniu przy samej ziemi przed

Wszechmocnym, przed Panem Nieba

i Ziemi.

I chociażby chciała zgłębić tę

niepojętą Tajemnicę, umysł jest zbyt

mały. Miesza się wobec tego wszyst-

66

kiego, co tak piękne, a tak trudne, by

nazwać, określić, opisać. I może jedy-

nie powtarzać za uczniami parafrazu-

jąc ich słowa: Czyż serce moje nie

drży, nie jest poruszane, gdy Pan jest

tak blisko? Czy serce moje nie dozna-

je radości, zachwytu w Jego obecno-

ści? Czyż nie odczuwa rozkoszy, sło-

dyczy przebywając w Jego ramio-

nach?

Pozwólmy swoim sercom poczuć

obecność Boga. Otwórzmy je na nią.

Niech zaznają poruszenia, niech za-

chwycą się Jego pięknem, niech za-

drżą przed majestatem. Niech nasze

serca zatęsknią za Bogiem, niech pra-

gną Go aż po cierpienie. Niech poczu-

ją słodycz Jego miłości. Niech Bóg

błogosławi nas na czas tych rozważań

Czwartek, 24 kwietnia Łk 24,35-48

Popatrzcie na moje ręce i nogi:

to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie

i przekonajcie: duch nie ma ciała ani

kości, jak widzicie, że Ja mam».

(Łk 24,39)

Apostołowie widząc Jezusa

Zmartwychwstałego byli zatrwożeni,

wylęknieni. Wydawało im się, że wi-

dzą ducha. Ten fragment pokazuje

nam, iż Apostołowie byli ludźmi po-

dobnymi do nas. Nie byli od początku

świętymi, mocarzami, męczennikami

idącymi z radością w sam wir niebez-

pieczeństwa. To byli zwykli ludzie.

Tacy jak my. Przeżyli z Jezusem wie-

le. Towarzyszyli Mu przez trzy lata

nieustannie. Widzieli więcej niż inni,

doświadczyli i doznali więcej. Jezus

ich pouczał i wyjawiał to, czego nie

mówił innym. To z nimi zasiadł do

Ostatniej Wieczerzy sprawując pierw-

szą w dziejach historii Kościoła Eu-

charystię. Mimo to, byli zatrwożeni

widząc Zmartwychwstałego. Niedo-

wierzali. W sercach budziły się wąt-

pliwości. Byli mali, słabi, byli po pro-

stu zwykłymi ludźmi.

Często istnieje w sercach ludz-

kich taka pokusa, by traktować tych,

co już przeszli swoją ziemską drogę

i weszli do chwały Nieba, jako kogoś

innego niż siebie. Wydaje się nam, że

święci byli mocni w wierze, silni w

ufności, kochali od początku Boga

gorącą miłością, doświadczali w swo-

im życiu cudów, byli wyróżnieni wie-

loma łaskami, darami. Zatem ich życie

różne było od naszego, droga inna.

A gdzieś tam w głębi serca powstaje

nawet i taka myśl, że przez te liczne

„cudowności” towarzyszące im, po

prostu mieli łatwiej. Gdyby to nam się

przytrafiło doświadczać w swoim

życiu takich znaków Bożej opieki

i Bożego działania w nas, to też kro-

czylibyśmy drogą świętości pewnie

i wytrwale.

Nic bardziej złudnego i fałszy-

wego. Znaki i cuda, dary i charyzmaty

okupione są najczęściej cierpieniem

danej duszy. Często otoczenie nawet

nie podejrzewa, ile duszę taką kosztu-

je wierna służba Bogu w pokorze

i uniżeniu, w przyjmowaniu cierpie-

nia, w ofiarowaniu się za inne dusze.

67

A cuda, dary, choć są wielką łaską

Boga, stają się też Krzyżem danej

duszy. Wiele dusz prosi Boga o za-

branie widocznych znaków Bożego

działania w nich. Często Bóg zabiera,

choć nie zawsze. Nieraz czyni to tylko

na pewien czas, by dusza lepiej przy-

gotowała się do ich przyjęcia. By

w ten sposób lepiej mogła Mu służyć.

Są dusze, które od dzieciństwa wyka-

zują większą skłonność ku Bogu, a są

i takie, które dopiero w dorosłym ży-

ciu dochodzą do umiłowania Boga, do

odkrycia Jego wielkiej miłości, za

którą idą potem wiernie po kres swo-

jej ziemskiej wędrówki. Miejmy jed-

nak świadomość, że dusze te są nam

podobne. I tak jak my przeżywały

troski, kłopoty, rozterki. Tak jak my

doświadczały własnych upadków

i płakały nad swoją wielką słabością

i bezradnością wobec grzechu.

Apostołowie są również tego

przykładem. Święty Piotr, już wielo-

krotnie przez nas wspominany nawet

podczas swej apostolskiej misji po

rozesłaniu doświadczał własnych sła-

bości i przyznawał się do nich. Apo-

stołowie razem z Jezusem w czasie

wspólnie spędzonych trzech lat two-

rzyli wspólnotę. Sam Jezus ich pro-

wadził. Był ich nauczycielem, opie-

kunem. Jednak nie od początku byli

wspólnotą niczym prawdziwa, idealna

Rodzina, ciągle wychodziły na jaw ich

słabości. Jezus karcił ich. Oni sami

siebie nawzajem również pouczali

i strofowali. Ileż to razy poróżniły ich

zdania, co do jakiejś kwestii. Szcze-

gólnie Judasz był osobą „ćwiczącą”

ich swoim zachowaniem w cierpliwo-

ści. Dziś są świętymi. (Oprócz jedne-

go).

I nas Bóg zgromadził we Wspól-

nocie. Nas również poucza, a gdy

zachodzi taka potrzeba – strofuje. Nie

jesteśmy ani gorsi ani lepsi od Apo-

stołów. Jesteśmy tacy sami. Zostali-

śmy powołani jako dusze najmniejsze

do apostołowania w codzienności

niosąc w sercach Bożą miłość miło-

sierną. To służba - trudna, wymagają-

ca wytrwałości, wiary, ufności. A tego

nam brakuje. Stąd nasze wzloty

i upadki. Jezus umocnił Apostołów

swoim Duchem. I nam Go udziela.

Sytuacja Apostołów i pierwszych

chrześcijan wydaje się nawet trudniej-

sza, bowiem Kościół dopiero powsta-

wał. Tworzyły się jego ramy organi-

zacyjne, często pojawiały się spory na

ważne tematy związane z wiarą. Teraz

posiadamy bogactwo nauki Kościoła,

podane są prawdy wiary, przyjęte

dogmaty. Możemy korzystać

z doświadczenia wielu świętych.

Czerpać z ich nauki. Toteż nie musi-

my tracić czasu na dochodzenie do

prawd wiary, nie musimy sami do-

chodzić do jakiejś duchowości.

Wszystko mamy podane na wycią-

gnięcie ręki. Tylko czerpać i uświęcać

się.

Jednak i my jesteśmy zwykłymi

ludźmi. I my podlegamy grzechowi.

I my doświadczamy niemocy wobec

niego. Bo taka jest ludzka natura.

Jednak pośród nas staje Chrystus mó-

68

wiąc: Pokój wam. Pośród nas staje

sam Bóg mówiąc: Nie lękajcie się.

Dlaczego się trwożycie, a w sercach

budzą się wątpliwości? Przecież to Ja

jestem. Zatem spróbujmy popatrzeć na

apostołów i innych świętych jako na

swoich braci i swoje siostry, którzy

byli nam podobni, szli przed nami

torując nam drogę. Podlegali podob-

nym pokusom i mieli podobne wąt-

pliwości. Przeżywali troski codzien-

ności i z nimi się zmagali. Nieśli swój

krzyż, który nieraz wydawał im się

zbyt ciężki. A jednak z miłości do

Jezusa podejmowali go ciągle na no-

wo. Z miłości do Jezusa, pokochali

ten krzyż. Z miłości do Jezusa gotowi

byli na wszystko. Z miłości do Jezusa

rezygnowali ze wszystkiego, wyrzeka-

li się samych siebie, by tylko należeć

do Niego i Jemu służyć. I nadal prze-

żywali swoje słabości, walczyli z ni-

mi, ale tym bardziej powstawali, aby

nie zasmucać Boga jeszcze więcej

trwaniem w grzechu. A Bóg nagradzał

ich upór, z jakim stale próbowali po-

wstawać. Nagradzał ich ciągłe próby

trwania przy Jezusie. Rozczulony

miłością ich serc, nadawał wielką

rangę ich małym czynom. I czynił

prawdziwie wielkimi, udzielając

w zamian ogromnych łask.

To Bóg jest sprawcą wszystkie-

go. To Bóg czyni duszę świętą, a jej

małym wysiłkom daje wielkie owoce.

Nie łudźmy się, że jakakolwiek dusza

sama doszła do świętości. Że uczyniła

to własnym wysiłkiem i pracą. Nie ma

takiej duszy, która sama pokonałaby

skłonność własnej natury do grzechu

i żyła świątobliwie. Każda dusza kro-

cząca drogą do świętości dźwiga

krzyż własnych grzechów. Każda

zmaga się ze swoją słabością. I każda

otrzymuje od Boga pomoc na tej dro-

dze krzyżowej. Przy każdej staje Jezus

i niesie Krzyż razem z nią. By w koń-

cu donieść go do celu. Jeśli dusza

pozwala, zostaje wraz z Jezusem

ukrzyżowana, współcierpi z Nim

i bierze udział w wielkim Jego Dziele

Zbawczym. Ale to Jezus jest Zbawi-

cielem, to On jest dawcą świętości

duszy, On ją uświęca, On pomaga jej

iść ku tej świętości. On nadaje wielkie

znaczenie jej wysiłkom i ciągłym

zmaganiom ze sobą w tej, wydawać

by się mogło, syzyfowej pracy. On

w końcu nagradza jej upór, wytrwa-

łość, cierpienie i obdarowuje święto-

ścią.

Pomyślmy czasem o apostołach

i innych świętych, jako o zwykłych

ludziach nam podobnych. Nie zazdro-

śćmy im, ale naśladujmy ich. Szcze-

gólnie w tym uporze i wytrwałości

dążenia do celu - do świętości. A Bóg

nam udzieli tego, czego pragniemy

i do czego dążymy całe życie - świę-

tości. Niech Bóg błogosławi nas na

czas tych rozważań.

Piątek, 25 kwietnia J 21,1-14

Powiedział więc do Piotra ów

uczeń, którego Jezus miłował: «To jest

Pan!» (J 21,7)

69

Apostołowie w większości nie

byli „wysoko” wykształconymi ludź-

mi. Wiedzieli i rozumieli to, co prze-

ciętny Żyd w tamtych czasach wie-

dział i rozumiał z Pism. Życie

z Jezusem nie dało pełni poznania ich

sercom i umysłom. Były zbyt za-

mknięte. Potrzebowali Ducha Święte-

go. Jezus przed Wniebowstąpieniem

oświecił ich umysły, aby rozumieli

Pisma. Jednak, by głosić Ewangelię

na całym świecie potrzebowali mocy

z wysoka, bowiem sami byli zbyt

słabi. Zauważmy, jak dużo potrzeba,

by stać się apostołem. Samemu trzeba

przejść przemianę, nawrócenie. Trze-

ba żyć z Jezusem - żyć Ewangelią.

Prosić o moc z wysoka, a gdy Duch

Święty będzie dany, iść i głosić na-

wrócenie i odpuszczenie grzechów

wszystkim ludziom. Dawać świadec-

two słowem i życiem. Na ile spełnia-

my te warunki?

Niejednemu z nas wydaje się, że

jest przecież nawrócony. Wierzy,

praktykuje, a nawet uczestniczy bar-

dziej aktywnie w życiu Kościoła, bo

na przykład jeździ na Wieczerniki.

A Jezus nam mówi: Nawracajcie się!

Proces nawrócenia nie jest jednora-

zowym, to ciągły proces. Człowiek

nie przestaje ulegać swoim licznym

słabościom po jednym postanowieniu

pójścia za Jezusem, chociażby, dlate-

go, że jeszcze żyje w nim stary czło-

wiek. Dlatego, że nie wie o sobie

wszystkiego. Dlatego, że nadal są w

nim jego stare przyzwyczajenia, dąże-

nia, pragnienia, toteż nadal upada. Za

każdym upadkiem powinien następo-

wać proces nawrócenia, tyle, że bar-

dziej świadomy przyczyny upadku,

z mocnym postanowieniem nie po-

wracania do grzechu oraz z głęboką

świadomością zranienia, zasmucenia

Jezusa, co powinno poruszać nasze

serce, bardziej świadomy wielkiego

Bożego Miłosierdzia wobec duszy.

Każde kolejne nawrócenie powinno

przybliżać nas do Jezusa, powinno

ubogacać duszę w miłość, jaką Jezus

ją darzy. Powinno rozradować duszę

łaską przebaczenia i wzbudzić w niej

wielkie pragnienie miłowania Jezusa

tak, jak nikt na świecie. Powinno być

świętem, dziękczynieniem i uwielbie-

niem Boga. Czy jest tak w istocie?

Jeśli tak, następuje w nas powolna

przemiana, trwała przemiana. Odwra-

camy się od grzechu, brzydzimy się

nim i staramy się do niego nie wracać.

Przyjmujemy „czynną” postawę,

czujną postawę, by zawczasu przygo-

tować się do obrony przed złem.

By być apostołem należy żyć

Ewangelią, a to oznacza poznawanie

życia Jezusa i czynienie wysiłków, by

w tym życiu uczestniczyć. To ciągłe

próby jednoczenia się z Jezusem, to

nieustanne powracanie poprzez karty

Nowego Testamentu do wydarzeń

z życia Jezusa i otwieranie serca na

Jego pouczenia. Pouczenia, które są

nadal aktualne i cenne we współcze-

snym świecie. Podobnie jak aposto-

łowie, żyjemy razem z Jezusem, bie-

rzemy udział w Jego codzienności,

zachwycamy się tym, co widzimy,

70

niejednokrotnie jesteśmy zadziwieni

znakami czynionymi, jednak tak jak

apostołowie mamy serca i dusze zbyt

zamknięte. Jezus daje się poznać na

kartach Ewangelii, ale nasza otwartość

na Niego jest za mała, słabość naszych

oczu tak wielka. Nie jesteśmy w sta-

nie sami, bez pomocy, przyjąć obja-

wienia Nowego Testamentu będącego

wypełnieniem Starego. Do tego po-

trzebujemy Ducha Świętego, Jego

światła. Jezus oświecił umysły aposto-

łów, dał im rozumienie Pism. Jednak

potrzebowali mocy z wysoka, by to,

co zostało im dane, głosić po całym

świecie. Toteż trwali w jedności na

modlitwie oczekując obiecanego Po-

cieszyciela. Dopiero po zesłaniu Du-

cha Świętego stali się w pełni aposto-

łami. Nie oznacza to, że teraz nie po-

siadali słabości i im nie ulegali. Mimo

to, starali się być wierni Ewangelii,

przestrzegać przykazań, a szczególnie

przykazania miłości i z całą gorliwo-

ścią głosić światu dobrą nowinę

o zbawieniu. Wyznawali wiarę

w Zmartwychwstałego Jezusa, Syna

Bożego, za którego przyczyną zostały

ludziom odpuszczone grzechy.

Jako apostołowie Jezusa my

również mamy obowiązek głoszenia

światu dobrej nowiny o Bożej miłości

i o Jego miłosierdziu. My również

mamy dawać świadectwo o Zmar-

twychwstałym Jezusie całym swoim

życiem. Czy rzeczywiście tak robimy?

Czy staramy się tak postępować?

Każdy może zostać apostołem.

Dusze najmniejsze są również do tego

powołane. Módlmy się, aby nasze

kolejne nawrócenia były prawdziwy-

mi krokami ku świętości, a nie jało-

wym marszem w miejscu. Módlmy

się, byśmy potrafili żyć Ewangelią.

Prośmy Ducha Świętego, by pomógł

nam poprzez rozważanie Pisma Świę-

tego stawać się uczestnikami życia

Jezusa. Prośmy o Ducha Pocieszycie-

la, by sercom, które już doświadczyły

obecności Jezusa, które w jakimś

stopniu poznały i uwierzyły oraz sta-

rają się żyć dobrą nowiną

o zmartwychwstaniu, udzielił swej

mocy do głoszenia orędzia Miłości

Jezusa do każdego człowieka. By

swoją postawą dawały o niej świadec-

two. Módlmy się, a Bóg będzie nam

błogosławił.

Sobota, 26 kwietnia Mk 16,9-15

W końcu ukazał się samym Jede-

nastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzu-

cał im brak wiary i upór, że nie wie-

rzyli tym, którzy widzieli Go zmar-

twychwstałego. (Mk 16,14)

Dzisiejszy fragment jest również

ważną nauką dla dusz najmniejszych.

Nasze postawy bowiem często przy-

pominają reakcje bliskich Jezusa na

wieść o Jego zmartwychwstaniu.

Kiedy Maria Magdalena spotkała

Zmartwychwstałego Pana, doznała

ogromnego wzruszenia. Jej szczęście

nie miało granic. Wracała do pozosta-

łych pełna radości, wiary i ufności.

Cierpienie jakie przeżyła przez ostat-

71

nie godziny, chociaż ogromne, teraz

już się nie liczyło. Biegła, aby oznaj-

mić Maryi tę cudowną wieść. Chciała

też jak najprędzej powiedzieć o tym

apostołom. Nogi same niosły ją. Serce

śpiewało ze szczęścia. Nawet nie wie-

działa, kiedy dotarła do miejsca, gdzie

pogrążeni w smutku przyjaciele Jezu-

sa nadal rozpamiętywali Jego mękę.

Rozentuzjazmowana opowiedziała

wszystkim, Kogo spotkała. Cały czas

powtarzała, że widziała Pana, że On

żyje, zmartwychwstał, rozmawiał

z nią, zawołał ją po imieniu!

Maryja przyjęła tę wieść spokoj-

nie, bowiem Ona już wiedziała. Jej

Jezus ukazał się wcześniej, niejako

w tajemnicy przed wszystkimi. Poza

tym wierzyła Mu, a przecież obiecał

Jej to. Ona Sercem czuła już Jego

obecność. Ucieszyła się jednak, że

teraz Jezus daje tę łaskę innym. Dzię-

kowała Bogu za dar zmartwychwsta-

nia, za zbawienie całej ludzkości.

Jednak pozostali z niedowierzaniem

potraktowali słowa Marii Magdaleny.

Sądzili nawet, że z bólu pomieszały

jej się zmysły. Toteż uspokajali ją,

pojednawczo przytakiwali, ale zacho-

wywali dystans do tej wiadomości.

Pewien niepokój wprowadziła w ich

serca kolejna relacja dwóch uczniów,

którym Jezus również ukazał się na

drodze. Ci podobnie opowiadali o tym

pełni entuzjazmu, zapału, emocji

i radości. Jednak im także nie uwie-

rzono. To co mówili, było tak niesa-

mowite i trudne do zrozumienia, do

ogarnięcia ludzkim umysłem, że od-

noszono się do nich bardzo ostrożnie.

Dopiero kiedy sam Jezus przyszedł do

nich, z wielkim zdumieniem, ale

i niepojętą radością przyjęli wiado-

mość o zmartwychwstaniu. Teraz i oni

stali się jak Maria Magdalena, jak ci

dwaj uczniowie - chcieli dzielić się

tym szczęściem ze swoimi bliskimi,

z pozostałymi uczniami Jezusa, którzy

wciąż opłakiwali Jego śmierć.

Zauważmy, jak nieskore do wiary

są ludzkie serca. Nawet do swoich

apostołów Jezus musiał przyjść sam,

osobiście, aby uwierzyli. Potrzeba

było, by stanął przed nimi, pokazał im

swoje przebite dłonie, przemówił,

posilił się tak jak dawniej, by zaczęli

się przekonywać, że to właśnie On, że

rzeczywiście zmartwychwstał. Czło-

wiekowi bardzo trudno jest wyjść

poza krąg poznania zmysłowego, poza

własną wiedzę, doświadczenie, poglą-

dy, przyjęte opinie. Najlepiej czuje

się, gdy już coś zna, sprawdził to;

kiedy osobiście może zobaczyć, usły-

szeć, dotknąć. Jeśli coś odbiega od

jego wyobrażeń i wymaga ufności,

w tej zupełnie nowej rzeczywistości,

której nie zna, czuje się jak zawieszo-

ny w próżni. Nie może znaleźć sobie

oparcia, czegoś pewnego. Brakuje mu

poczucia bezpieczeństwa, jakie dają

rzeczy dobrze znane, przeżyte wcze-

śniej sytuacje, wyuczone zachowania

w pewnych okolicznościach. I patrzy

właśnie w takich kategoriach - nie

myśli o Prawdzie, lecz o tym czy mo-

że daną sprawę zweryfikować. Jeśli

nie - trudno mu to przyjąć. Człowiek

72

przez skażenie grzechem zatracił

otwartość na Ducha w takim stopniu,

jak było to zaraz po stworzeniu. Na

pierwszym miejscu stanęła po prostu

jego cielesność, nie duchowość. Dla-

tego, według niego, to co sprawdzalne

jest zmysłami ciała, bez wątpienia

istnieje, wszystko inne natomiast

trudne jest do przyjęcia. Jezus, który

zmartwychwstał, był postacią „nie

z tego świata”. Trudno zatem było

apostołom uwierzyć w to. Bardzo

dobitnie wyraził to apostoł Tomasz:

„Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę

śladów gwoździ i nie włożę palca

mego w miejsce gwoździ i nie włożę

ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”

(J 20,25). To jest właśnie natura czło-

wieka. Ta odpowiedź dotyczy każde-

go z nas. To my, dusze maleńkie, tak

właśnie odpowiadamy Bogu na Jego

słowa, czyny, znaki i cuda w naszym

życiu. Zawsze chcemy sprawdzić,

wciąż nie dowierzamy, wątpimy, po-

trzebujemy potwierdzenia.

O ileż łatwiej byłoby apostołom,

gdyby uwierzyli Jezusowi już wtedy,

kiedy zapowiadał swoją mękę i zmar-

twychwstanie. Cierpieliby o wiele

mniej po Jego śmierci, a teraz - sły-

sząc wieści przyniesione przez Marię

Magdalenę, potem dwóch uczniów –

z radością oczekiwaliby Pana. Wtedy

jednak nie rozumieli słów Jezusa,

dlatego i teraz wszystko było dla nich

za trudne. Trwali przy swojej wiedzy,

doświadczeniu. Nie zrozumieli jesz-

cze, iż jeśli chodzi o Boga, nie liczy

się poznanie zmysłowe, ale miłość,

z której płyną wiara i ufność. Miłość

może pokonać śmierć, zrodzić nowe

życie i odmienić losy każdego. Po-

dobnie my - dusze maleńkie - o ileż

szybciej kroczylibyśmy do świętości,

gdybyśmy całym sercem otwierali się

na wszystkie pouczenia Nieba płynące

do nas w różnej formie. Jeśli każde

słowo przyjmowalibyśmy do swojego

życia jako Prawdę, w bardzo szybkim

tempie ziemia zamieniłaby się w raj.

Wszyscy bowiem staliby się wierzą-

cymi. Ci, którzy wierzyli od dawna,

udoskonaliliby się w gorliwości, a inni

poszliby za nimi, widząc bowiem

cuda w ich życiu, zapragnęliby tego

samego. Niestety, takie doświadczenie

jest udziałem nielicznych, którzy wy-

trwale dążą do świętości, wykazując

wielką wiarę i ufność. Potrzeba przy

tym wielkiego uporu w kroczeniu do

celu pomimo wichrów i burz. Bóg

jednak udziela swej łaski. Nie byłby

Ojcem, gdyby tego nie czynił. On

w każdym z nas już złożył swego

Syna w momencie naszego ofiarowa-

nia się. To właśnie Jezus Chrystus jest

tą niepojętą Łaską. Jego obecność

w naszej duszy - to dar, błogosławień-

stwo, dobro, siła, moc, poznanie...

Powinniśmy żyć tą Obecnością i ra-

dować się z tego faktu! Powinniśmy

nieustannie adorować Go w swoim

sercu!

Bardzo często traktujemy słowa

pouczeń i wskazań jak piękne opo-

wiadania, pełne porównań i przenośni,

które niekoniecznie muszą się spraw-

dzić. Można ich posłuchać, wzruszyć

73

się, przeżyć cudowne chwile, ale po-

tem trzeba powrócić do rzeczywisto-

ści i żyć dalej swoim życiem. Kiedy

słyszymy świadectwa innych, odno-

simy się do nich sceptycznie. Nawet

jeśli dopuszczamy możliwość inge-

rencji Boga w ich życiu, trudno nam

wierzyć, iż może się to przydarzyć

również nam. Dlatego Pan pragnie

dzisiaj nakłonić nas do wiary i ufności

w cudowną obecność Jezusa w sercu

każdego z nas. Nasze uczynione ofia-

rowanie się Bogu, nie było tylko in-

dywidualnym przeżyciem. Dokonane

zostało w imieniu wszystkich dusz

najmniejszych. Bóg zapragnął tego,

a Matka Najświętsza przygotowała

nas. Bez względu na to czy uczestni-

czyłeś w tym w sposób fizyczny, czy

też nie, jeśli utożsamiasz się z dusza-

mi maleńkimi, czuj się zaproszony do

udziału w wielkim wydarzeniu, jakim

jest złożenie przez Boga nowego życia

w twojej duszy. To Jezus Chrystus

zagościł na nowo w naszych sercach.

I rozpoczęliśmy kolejny etap na Ma-

leńkiej Drodze Miłości - życie dusz

w bliskości Jezusa, wzrastanie w tej

cudownej Obecności i nabieranie Jego

cech, poprzez coraz większe utożsa-

mianie się z Nim. Przyjmij tę radosną

nowinę z wiarą i ufnością! Codziennie

ponawiaj swoje ofiarowanie się przez

Niepokalane Serce Maryi. Proś Ją, by

ciągle ci o tym przypominała i poma-

gała kroczyć naprzód już po nowemu

- ze świadomością życia w twej duszy

samego Boga. Staraj się być radosnym

- jak Maryja nosząca w sobie Jezusa.

W Jej Sercu nieustannie kwitła radość,

chociaż zewnętrzne warunki nie zaw-

sze były sprzyjające. Ale Ona podda-

wała się woli Boga i przyjmowała

wszystko jako Jego łaskę.

Prośmy dzisiaj o dar wiary i uf-

ności w dokonujące się wielkie rzeczy

w naszej Wspólnocie. Módlmy się,

abyśmy niczego nie przeoczyli przez

własną opieszałość i nieufność; byśmy

nie zmarnowali ani jednej łaski. Niech

Bóg błogosławi nas na czas tych roz-

ważań.

Niedziela, 27 kwietnia Niedziela Miłosierdzia

J 20,19-31 Ale Tomasz, jeden z Dwunastu,

zwany Didymos, nie był razem z nimi,

kiedy przyszedł Jezus. Inni więc

uczniowie mówili do niego: «Widzieli-

śmy Pana!» Ale on rzekł do nich: «Je-

żeli na rękach Jego nie zobaczę śladu

gwoździ i nie włożę palca mego

w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki

mojej do boku Jego, nie uwierzę».

(J 20,24-25)

Jezus, który Zmartwychwstał -

był postacią „nie z tego świata”.

Trudno zatem wierzyć tym, którzy

mówili, ze Go widzieli. Bardzo dobit-

nie określił to apostoł Tomasz: „Jeżeli

na rękach Jego nie zobaczę śladów

gwoździ i nie włożę palca mego

w miejsce gwoździ i nie włożę ręki

mojej do boku Jego, nie uwierzę”.

W tych słowach wyraża się człowiek.

To nie jest tylko odpowiedź Tomasza.

74

To odpowiedź każdego z nas. To my,

dusze maleńkie, tak właśnie odpowia-

damy Bogu na Jego słowa, czyny,

znaki, cuda w naszym życiu. Zawsze

chcemy sprawdzić. Zawsze potrzebu-

jemy potwierdzenia, zawsze niedo-

wierzamy, zawsze budzą się w nas

wątpliwości.

O ileż łatwiej żyłoby się chociaż-

by apostołom, gdyby uwierzyli sło-

wom Jezusa, gdy dopiero zapowiadał

mękę, ale i zmartwychwstanie. O wie-

le mniej cierpieliby, gdyby słysząc

wieści przyniesione przez Marię

Magdalenę, potem dwóch uczniów, od

razu uwierzyli i z radością oczekiwali

na Zbawiciela. To było jednak dla

nich za trudne. Trwali przy swojej

wiedzy, poznaniu, doświadczeniu. Nie

zdawali sobie sprawy, iż jeśli chodzi

o Boga, nie liczy się poznanie zmy-

słowe, doświadczenie fizyczne, tylko

miłość, z której płynie wiara i ufność.

Wtedy jeszcze nie rozumieli, że mi-

łość może pokonać śmierć, przekro-

czyć granicę między ciałem a duchem,

zrodzić nowe życie, odmienić los

każdego z nich.

O ileż my - dusze maleńkie,

szybciej kroczylibyśmy do świętości,

gdybyśmy całym sercem przyjmowali

wszystkie pouczenia z Nieba płynące

w różnej formie. Gdybyśmy każde

słowo brali jako Prawdę do swojego

życia, to w bardzo szybkim tempie

ziemia zamieniłaby się w raj, bo

wszyscy staliby się bardzo wierzący-

mi. Ci którzy wierzyli od dawna, sta-

liby się bardziej gorliwi, a ci, którzy

wcześniej nie wierzyli, widząc przy-

kład tych pierwszych, poszliby za

nimi. Zobaczyliby bowiem cuda w ich

życiu. Zapragnęliby takiego samego

doświadczenia.

Niestety takie doświadczenie jest

udziałem nielicznych, którzy uparcie

dążą do świętości, którzy wykazują

się wielką ufnością i wiarą. Potrzeba

przy tym ogromnej wytrwałości, upo-

ru w dążeniu do celu, pomimo wi-

chrów i burz. Bóg jednak udziela nam,

duszom maleńkim, swej łaski. Nie

byłby naszym Ojcem, gdyby tego nie

czynił. On w każdym z nas już złożył

swego Syna w momencie naszego

ofiarowania się. To Syn - Jezus Chry-

stus jest tą Łaską. Jest niepojętą Ła-

ską! Jego obecność w każdym z nas

jest darem, błogosławieństwem, do-

brem, siłą, mocą, poznaniem, prawdą.

Powinniśmy żyć tą Obecnością Jezusa

w nas! Powinniśmy żyć radośnie cie-

sząc się z tego faktu! Powinniśmy

nieustannie adorować Go w swoim

sercu! Powinniśmy z niecierpliwością

czekać na narodziny Małego Dzie-

ciątka!

Bardzo często przyjmujemy sło-

wa pouczenia, wskazania jako piękne

opowiadania, piękne porównania,

przenośnie, które niekoniecznie muszą

się sprawdzić. Można ich posłuchać,

wzruszyć się, przeżyć cudowne chwi-

le, ale potem trzeba powrócić do rze-

czywistości i żyć dalej swoim życiem.

Gdy słyszymy świadectwa innych,

nastawimy się do nich sceptycznie.

Nawet, jeśli dopuszczamy możliwość

75

ingerencji Boga w ich życiu, to trudno

nam wierzyć, iż może się to przyda-

rzyć również nam. Jednak Bóg pra-

gnie dzisiaj, pragnie podczas całego

Adwentu nakłaniać nas do wielkiej

wiary i ufności w cudowną obecność

Jezusa w sercu każdego z nas. Ofia-

rowanie dusz Bogu w Gietrzwałdzie

nie było tylko indywidualnym wyda-

rzeniem uczestników dni skupienia,

czy Wieczernika. Oni byli przedstawi-

cielami całej Wspólnoty. To ofiaro-

wanie się dokonane zostało w imieniu

wszystkich dusz najmniejszych. Bóg

zapragnął tego dla nas, Matka Naj-

świętsza nas zaprosiła, przygotowała

i dokonała ofiarowania maleńkich

dusz Bogu. Bez względu na to, czy

byłeś tego uczestnikiem w sposób

fizyczny, czy też nie, jeśli utożsamiasz

się z duszami najmniejszymi, czuj się

zaproszony do uczestnictwa w tym

wielkim wydarzeniu, jakim jest złoże-

nie przez Boga nowego życia w twojej

duszy.

Tym nowym życiem jest sam Je-

zus Chrystus. To On zagościł w na-

szych sercach. Na nowo! By na nowo

rozpoczął się kolejny etap na maleń-

kiej drodze miłości. To życie naszych

dusz w bliskości Jezusa, którego no-

simy pod sercem. To wzrastanie na-

szej duszy w tej cudownej obecności

samego Jezusa. To nabieranie Jego

cech poprzez coraz większe utożsa-

mianie się z Nim, z Jego Miłością.

Przyjmij tę radosną nowinę z wiarą

i ufnością. Codziennie ponawiaj swoje

ofiarowanie przez Niepokalane Serce

i Przeczyste ręce Maryi. Proś Ją, by

ciągle ci o tym przypominała i poma-

gała kroczyć już po nowemu ze świa-

domością posiadania w duszy samego

Boga. Ze świadomością dokonującej

się przemiany twojej duszy w duszę

całkowicie Jezusową. Staraj się żyć

radośnie, jak radośnie żyła oczekując

swego Syna Jego Matka. Chociaż

zewnętrzne warunki nie zawsze były

sprzyjające, to w Jej Sercu była nie-

ustanna radość, ciągłe poddawanie się

woli Boga i przyjmowanie wszystkie-

go jako Jego łaski.

Módlmy się dzisiaj o dar wiary

i ufności w dokonujące się wielkie

rzeczy w naszej Wspólnocie. Módlmy

się, byśmy niczego nie przeoczyli

przez własną opieszałość i nieufność.

Módlmy się, byśmy nie zmarnowali

ani jednej łaski. Niech Bóg błogosławi

nas na czas tych rozważań.

Poniedziałek, 28 kwietnia

J 12, 24-26; Zaprawdę, zaprawdę, powiadam

wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy

w ziemię nie obumrze, zostanie tylko

samo, ale jeżeli obumrze, przynosi

plon obfity. (J 12,24)

„Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy

w ziemię nie obumrze, zostanie tylko

samo, ale jeżeli obumrze, przynosi

plon obfity. Ten, kto kocha swoje ży-

cie, traci je, a kto nienawidzi swego

życia na tym świecie, zachowa je na

życie wieczne.” Dzisiaj rozważymy

sprawę naszego podejścia do swojego

76

życia, do wszystkiego, co nas dotyczy,

co jest naszym. Zwrócimy też uwagę

na sens istnienia, na jego cel.

Otóż, pięknym jest to porównanie

naszego życia, nas samych do ziarna

pszenicy. Słowa Jezusa wyrażają

wielką głębię, istotę życia duszy. Du-

sza żyć będzie prawdziwie tylko wte-

dy, gdy umrze dla samej siebie. Czym

bowiem ma być życie duszy? Skoro

została stworzona z wnętrza Bożego

Serca, skoro jest wynikiem i konse-

kwencją nieskończonej miłości, skoro

posiada w sobie pierwiastek Boski,

a jej celem jest powrót do pierwotne-

go swego stanu życia w zjednoczeniu

doskonałym ze Stwórcą, to życie jej

ma być na wzór życia Bożego. To zaś

życie wyraża się w miłości. Miłość

natomiast jest ciągłym dawaniem

siebie, ciągłym rodzeniem, ciągłą

ofiarą i ciągłym tworzeniem. Ziarno

pszenicy, by rodzić, musi obumrzeć

w ziemi. By dać siebie, musi pozwo-

lić, by je zmieliły żarna, starły, aby

potem można było upiec chleb. Tak,

czy inaczej następuje niejako śmierć

tej podstawowej formy ziarna. Ale to,

co dzięki temu otrzymuje człowiek,

jest dobrem, wielkim dobrodziej-

stwem dla niego. Otrzymuje pokarm -

chleb powszedni karmiący człowieka,

dający mu życie. Z jednego ziarna

wyrasta jedno tylko źdźbło, ale za-

kończone kłosem z wieloma ziarnami.

Dzięki śmierci tego jednego, narodziły

się inne. Te, jeśli obumrą w ziemi,

każde przyniesie kolejnych kilkana-

ście. W szybkim tempie to jedno ziar-

no przyniesie obfity plon.

Dusza, by upodobnić się do Bo-

ga, by zbliżyć się do Niego, musi

zgodzić się na własną śmierć. Umrzeć

musi jej miłość własna, jej „ego”,

pycha, jej pragnienia, jej ambicje, jej

zainteresowania, to, co stanowi opar-

cie dające poczucie bezpieczeństwa.

Wszystko to, co stanowi o odrębności

tej duszy, co jest jej, co ją wyraża

i określa. Musi niejako przestać w ten

sposób zaznaczać własną odrębność,

by stopić się z Bogiem. Pozornie wy-

daje się to śmiercią duszy, która prze-

staje być sobą. Dusza zdaje się tracić

samą siebie. Jednak tak naprawdę

dusza dopiero wtedy zaczyna praw-

dziwie żyć. Ponieważ powraca do

swego Stwórcy. Jednoczy się ze swo-

imi korzeniami, jednoczy ze źródłem

swego istnienia, istotą swego bytu.

Dopiero wtedy zaczyna być tym,

czym w zamierzeniach Bożych miała

być od początku: Miłością. Miłością,

której cechą jest rodzenie, tworzenie.

I dusza taka rodzi nowe dusze. Na jej

gruncie otrzymują nowe życie kolejne

dusze. Z tych dusz - następne i na-

stępne. Jest to cudowne zjednoczenie

z Bogiem w Miłości czego konse-

kwencją są kolejne narodziny. Dusza

ta w doskonały sposób wypełnia swo-

je powołanie, a mianowicie jest Miło-

ścią! I chociaż pozornie wydaje się, że

straciła na tym, bo umarła dla samej

siebie, nie realizuje swoich pragnień

i dążeń, to jednak ona w pełni realizu-

je siebie, swoje człowieczeństwo,

77

swoje powołanie, żyje pełnią darów

otrzymanych na Chrzcie św. Jest

szczęśliwa. Dopiero wtedy jest speł-

niona. Czuje, że jej życie ma sens.

Staje się duszą ofiarną. Pozwala ze-

trzeć siebie na żarnach miłości, by

w postaci chleba dać siebie innym, by

stać się dla innych pokarmem, źró-

dłem życia.

Jezus mówi, iż „ten, kto kocha

swoje życie, traci je, a kto nienawidzi

swego życia na tym świecie, zachowa

je na życie wieczne”. Ten, kto kocha

niemądrze, straci. Nienawiść zaś

oznacza nie przywiązywanie się do

tego, co człowiek uznaje za swoje

życie, oznacza dystans do wszystkie-

go, co je stanowi w tym rozumieniu

ludzkim, w odniesieniu do tego, co

swoją stroną materialną tak wiąże

człowieka. Należy niejako przerzucić

ciężar słowa kochać z „życia” na

„Boga”. To z Bogiem człowiek ma

być związany, to w Niego ma być

wpatrzony, w Nim ma widzieć sens

i cel istnienia. Jeśli w ten sposób bę-

dzie pojmował swoje życie, że cały

należeć będzie do Boga, a to życie

ziemskie, różne jego strony, aspekty

przestaną mieć dla niego tak duże

znaczenie, jak niestety mają dla więk-

szości, to wtedy zyska nowe życie -

życie wieczne. Jezus powiedział: „za-

chowa je na życie wieczne”. Zachowa,

ponieważ w rzeczywistości zostało

ono nam już ofiarowane. Każdy z nas

otrzymał od Jezusa dar życia wiecz-

nego. Jedynie od naszej postawy zale-

ży, czy je zachowamy, czy nie.

Módlmy się, byśmy dobrze zro-

zumieli wymowę dzisiejszego frag-

mentu Ewangelii. Prośmy o światło

Ducha Świętego, by zrozumieć sens

swego istnienia, by pojąć jego cel.

Módlmy się, byśmy potrafili stawać

się ziarnem godzącym się na obumar-

cie i pragnącym przynieść plon.

Módlmy się, byśmy zapragnęli w ten

sposób być darem dla innych, poprzez

ofiarę z siebie dającym im nowe ży-

cie. Módlmy się o głębokie przeżywa-

nie istoty swego istnienia, o zrozu-

mienie oraz o odwagę pójścia za tym

zrozumieniem, by Bóg dokonał zjed-

noczenia. Prośmy o nasz powrót do

Źródła i stopienie się z Nim, byśmy

stali się według zamysłu Bożego samą

Miłością. Módlmy się, Bóg będzie

nam błogosławił.

Wtorek, 29 kwietnia Mt 11, 25-30;

W owym czasie Jezus przemówił

tymi słowami: «Wysławiam Cię, Oj-

cze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te

rzeczy przed mądrymi i roztropnymi,

a objawiłeś je prostaczkom.

(Mt 11,25)

Ten fragment mówi o nas i do

nas Bóg go kieruje. Ten fragment nie

tylko skierowany był do ówcześnie

żyjących Żydów. Słowa te Jezus wy-

powiada nieustannie. Wielbi On swe-

go Ojca za Jego Boską mądrość, cu-

downą Bożą logikę, ekonomię, prze-

nikliwość i roztropność. Bóg wie,

komu siebie objawiać. Bóg wie, kto

78

sercem przyjmuje prawdę. Bóg wie,

kto nie będzie gardził Jego słowem,

kto je uszanuje, kto się na nie otwo-

rzy.

To piękny fragment przeznaczo-

ny dla dusz najmniejszych, dla nas

kroczących maleńką drożyną miłości.

Dla nas, którzy uznajemy własną nę-

dzę, małość i nicość. W słowach tych

jest głębia Bożej mądrości. Bóg prze-

cież słowa swoje wypowiada jawnie,

nie skrycie. Czyni to wobec wszyst-

kich. Jednak słowo niosące Bożą

prawdę, Bożą mądrość, Boże pozna-

nie nie jest przez wszystkich rozumia-

ne jednakowo. Ta prawda nie jest

przez wszystkich jednakowo pojmo-

wana. Od czego to zależy? Dlaczego

tak się dzieje?

Otóż, zależy to od serca. Jezus

wypowiada słowa z jednej strony peł-

ne miłości, ale z drugiej bardzo suro-

we: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie

nieba i ziemi”. Starajmy się wyczuć

w tych słowach miłość Jezusa do Bo-

ga Ojca? To są słowa pełne uwielbie-

nia dla Bożej mądrości, dla Bożej

logiki przepojonej miłością. Poczujmy

w tych słowach uniesienie, zachwyt

Ducha Jezusa nad Bożą prawdą, Bo-

żym objawieniem, Bożą ekonomią

miłości. Następne słowa są również

pełne miłości dla jednych i surowości

dla drugich, bowiem mówi: „…że

zakryłeś te rzeczy przed mądrymi

i roztropnymi, a objawiłeś je pro-

staczkom”. Tutaj słowo „prostacz-

kom” Jezus wypowiada z wielką mi-

łością i czułością.

Za tamtych czasów Jezus miał na

myśli swoich uczniów, ludzi szukają-

cych u Niego pokrzepienia, pociesze-

nia, uzdrowienia. To byli zazwyczaj

ludzie prości, niewykształceni, biedni,

żyjący często bardzo skromnie. Ale tę

skromność mieli również w sercach.

Ludzi tych zazwyczaj cechowała po-

kora i uległość. Często „życie” tak

przygięło ich kark, że zupełnie wyrzu-

ciło pychę z ich serca. To właśnie oni

są tymi prostaczkami, o których Jezus

mówi z taką miłością. To szczególnie

do nich przyszedł na ziemię, dla nich

opuścił Niebo. Dlaczego? Bo to oni

Go szczególnie wyczekiwali, bo ich

serca szczerze ufały Jego słowom. Bo

otwierają się na każde słowo chwyta-

jąc „łapczywie”, jak ryba wyjęta

z wody otwierając pyszczek chwyta

powietrze. Bo to oni każde słowo do

nich wypowiedziane pamiętają, za-

chowują, rozważają. Bo to oni z wiel-

ką wiarą i ufnością przyjmują słowa

Jezusa i odpowiadają z miłością. Bo

oni szczerze kochają Go i często nie

śmią marzyć o tym, by, choć spojrzał

na nich. Oni chwytają każdy Jego

uśmiech, każdą kroplę miłości płynącą

wraz ze słowami. Każde pouczenie

odnoszą do siebie i starają się żyć tak,

jak Jezus im nakazuje.

Są jednak słabi. Upadają często.

I w tym również przejawia się ich

małość. Ta słabość ich natury, nędza

materialna, proste, szczere serca naj-

bardziej ujmują Jezusa, wzruszają

i budzą kolejne przypływy coraz

większej miłości. Dlatego Jezus im

79

szczególnie udziela łaski rozumienia

słowa. Ale to nie wszystko, by pojąć,

dlaczego to właśnie ci ludzie, a nie

wykształceni faryzeusze i uczeni

w Piśmie doświadczają cudu objawie-

nia się Boga. Otóż, sprawa dotyczy

głębi serca i miłości. To w głębi swe-

go jestestwa człowiek musi być po-

korny. To w tej głębi musi szczerze

pragnąć Jezusa. To z tej głębi ma pły-

nąć prawdziwa, czysta, pokorna mi-

łość, a nie wyrachowanie. Wtedy ta

miłość spotka się z miłością słów

Jezusa.

Dopiero spotkanie na płaszczyź-

nie miłości Boga i człowieka daje

rozumienie Bożej Prawdy. Nośnikiem

jest miłość. Jedna - Miłość Boża -

przekazuje „drugiej” miłości - czło-

wieczej słowo Boga. „Odbiornikiem”

jest serce ludzkie. I ono przyjmie sło-

wo. I ono najlepiej je pojmie. Bo naj-

więcej i najlepiej człowiek duchowy

poznaje sercem. Rozum dobry jest do

rachunków i bilansów. Serce przezna-

czone jest do miłości i pojmowana

Miłości.

Teraz, spójrzmy na siebie. Na ile

my należymy do „prostaczków”. To,

że uważamy siebie za najmniejszych,

bo obraliśmy tę drogę duchowości, nie

oznacza mechanicznie, że należymy

do „prostaczków” w rozumieniu Jezu-

sa. Przyjrzyjmy się, na ile nasze serca

są pokorne i uniżone. Na ile szczerze

i bez żadnych dyskusji przyjmują

słowo Jezusa. Na ile wierzą i ufają

w Jego moc uzdrowienia, moc

oczyszczenia, moc pocieszenia. Na ile

nasze serca czekają z tęsknotą na Je-

zusa i Jego słowo. Na ile chłoną to

słowo, na ile je przyjmują. Czy po-

dobni jesteśmy w tym przyjmowaniu

Jezusa do tamtych „prostaczków”-

biednych, pokornych ludzi? Dobrze

przyjrzyjmy się swoim sercom. Czy

spotkanie z Jezusem, z Jego słowem

raduje nasze serca, czy niesie nam

szczęście? A może już przywykliśmy

do tej obecności Słowa i nie robi ono

na nas większego wrażenia. Może nie

ma dla nas takiego znaczenia.

Czy skłonny byłbyś przejść kil-

kanaście kilometrów piechotą, by

posłuchać Jego Słowa? Nawet nie

zobaczyć z bliska Jezusa, a tylko po-

słuchać? Jeśli nie… Pomyśl, w jakiej

grupie znalazłbyś się. Czy w tej, któ-

rej Bóg siebie objawia? Czy może

w tej, która przedkłada własną mą-

drość i pychę nad Słowo z Nieba pły-

nące? Bóg upodobał sobie w tym, co

jest „śmieciem” w oczach świata,

„głupstwem” i „nędzą”. Módl się,

abyś ty mógł znaleźć się wśród tego,

co sobie Bóg upodobał. Módl się, by

świat nie otumanił twego serca bły-

skotkami, kłamstwami, pychą i nie-

czystością. Módl się, abyś mógł być

„prostaczkiem”.

Niech Bóg błogosławi nas na

czas tych rozważań.

Środa, 30 kwietnia J 3, 16-21;

Tak bowiem Bóg umiłował świat,

że Syna swego Jednorodzonego dał,

80

aby każdy, kto w Niego wierzy, nie

zginął, ale miał życie wieczne.

(J 3,16)

„Aby każdy, kto w Niego wierzy

miał życie wieczne.” Dzisiaj zatrzy-

mamy się dłużej nad tymi słowami.

To zdanie, mimo, że wszystkim nam

znane i nieustannie powtarzane, jed-

nak nie jest przyjmowane tak, jak

powinno. Zastanówmy się, czym jest

życie wieczne. Otóż wiecznym jest

tylko Bóg. Tylko On posiada życie

wieczne. Sam z siebie jest wieczny.

Wszystko, co zostało stworzone dla

człowieka, a więc otoczenie, ziemia,

kosmos - mają swój początek i swój

kres. Zatem nie są wieczne. Jeśliby

rozpatrywać człowieka, jako jedynie

związek ciała z psychiką, to jest on

podobnie jak inne stworzenia - śmier-

telny. Sam z siebie nie jest wiecznym.

Jednak nie byłaby to prawdziwa mi-

łość, gdyby Bóg nie udzielił człowie-

kowi czegoś ze swej nieśmiertelności.

Świadomość, że żyje się tylko ok.

70 lat na ziemi, by potem zamienić się

w proch, a w końcu zupełnie przestać

istnieć, wpędzałaby ludzkość w depre-

sję i bardzo szybko doprowadziłaby

do jakiejś formy samounicestwienia,

bo nie widziano by sensu istnienia.

Jednak człowiek nie jest jak inne

stworzenia na ziemi, nie jest jak zwie-

rzęta czy rośliny, skały, czy gleba.

Bóg stworzył z miłości cud - duszę

ludzką. I podarował ją człowiekowi.

Dusza zaś jest niczym innym jak

pierwiastkiem samego Boga, Jego

maleńką cząstką. Ją Bóg uczynił naj-

piękniejszą cząstką człowieka. Czło-

wiek nie zdaje sobie sprawy, jak pięk-

ną jest dusza, gdy obmyta wodą

chrzcielną, wstępuje do wspólnoty

Kościoła. Jest czysta jak lilia. Woń jej

czystości unosi się do tronu Boga

i obejmuje Go czule, jej świętość ra-

duje Boże serce, jej piękno cieszy

oczy. Bóg pełen zachwytu daje jej

nowe - swoje życie. I tutaj jest naj-

ważniejsze. Nie wielu z nas zastana-

wia się, czym jest to nowe życie. Bóg

udziela duszy swego życia!

Wypowiedz na głos i usłysz te

słowa! Bóg udziela tobie swojego

życia! A jakie jest to życie? Nieśmier-

telnym!!! W tobie - ochrzczonym,

Bóg złożył nieśmiertelność - swoje

życie! Podarował ci najcenniejszy

skarb - swoje życie! Czy do twojego

umysłu dociera ta niezwykła, fascynu-

jąca prawda!? W tobie już jest życie

Boga! Zostało ci dane na samym po-

czątku twego ziemskiego bytu, abyś

mógł ku niemu się rozwijać i dojrze-

wać. Jednak dar darem, ale ważnym

też jest przyjęcie tego daru lub odrzu-

cenie. Co zrobisz z tak niepojętym

podarunkiem? Można otrzymać wspa-

niały prezent, a nawet go nie rozpa-

kować! Można zachwycić się na po-

czątku, a potem odłożyć gdzieś w kąt

i zapomnieć. Można też świadomie go

zniszczyć. Co ty zrobisz z takim pre-

zentem od Boga?

Warunkiem, byś to życie wieczne

miał, byś go nie zatracił, jest wiara

w Bożego Syna. To On ci to życie

przyniósł. Bóg na to Go posłał, abyś

81

ty mógł żyć wiecznie! Tak więc, zre-

widuj swoją postawę, pomyśl, czy

wierzysz prawdziwie? W jaki sposób,

ta wiara może się przejawiać? Otóż

życie w zgodzie z prawda, jaką obja-

wia ci Bóg. Nie wystarczy powie-

dzieć: Tak, wierzę w Jezusa Chrystu-

sa, a potem dalej prowadzić swoje

stare życie. Wierzyć oznacza słuchać,

przyjmować naukę i starać się ją reali-

zować w swoim życiu. Oznacza życie

w zgodzie z Jezusem, w Jego świetle.

Oznacza przyjęcie bez lęku światła,

jakie wnosi Jezus w ciemności twojej

nędzy, twoich słabości, twojego cier-

pienia, wysiłku, trudu. Przyjęcie

i próbę życia w tym świetle i z tym

światłem, choć jawnym się wtedy

stają twoje brudy, twój grzech, twoja

nicość. To nie jest wybór łatwiejszego

życia. To wybór trudu, wysiłku, wal-

ki. To decyzja na ciągłą pracę nad

sobą. Jednak z perspektywą jakże

wspaniałą - życia wiecznego!

Słowa Jezusa są wyraźne: Jeśli

się ktoś nie narodzi powtórnie, nie

może ujrzeć królestwa niebieskiego.

Cóż oznaczają te powtórne narodziny?

Śmierć! Żeby powtórnie się narodzić,

trzeba najpierw umrzeć. Zrezygnować

ze starego życia. Tylko wtedy te naro-

dziny mają sens. Gdy poddasz „prze-

świetleniu” swoje życie, gdy zrezy-

gnujesz ze starego, gdy zgodzisz się

umrzeć dla świata, dla siebie, wtedy

dopiero narodzisz się prawdziwie dla

Boga. I tutaj dusze najmniejsze po-

winny znaleźć swoją drogę. Rezygna-

cja ze wszystkiego, co nasze, by

wszystkim stał się nam Bóg! Wielkie

bogactwo w całkowitym ogołoceniu,

wyzbyciu się wszystkiego, zrezygno-

waniu zupełnym z tego, co wiąże się

ze starym życiem, ze starym światem.

To wejście do nowego świata - gdzie

rządzą prawa Ducha i poddanie się im.

To nieustanne uśmiercanie własnego

„ja”, własnej pychy, egoizmu, próżno-

ści, własnych pragnień, własnych

marzeń, dążeń, własnej wygody, pla-

nów, woli. Całkowite i totalne zrezy-

gnowanie, zapomnienie o sobie, by

przyjąć życie Boga i tylko tym życiem

żyć. Mieć Jego pragnienia, wolę, dą-

żenia, a przede wszystkim Jego miło-

ścią kochać wszystkich, zdając sobie

sprawę, z tego, że to, co własne, jest

małe i niewystarczające. Tak więc

i miłość człowieczego serca też jest

niczym. Taka postawa oznacza prze-

mianę duszy w Jezusową. Do tego

należy dążyć. O to prosić Ducha

Świętego. Matce Najświętszej powie-

rzać prowadzenie ku takiemu życiu.

Wyznawać wiarę w Jezusa Zmar-

twychwstałego i prosić Go, by poka-

zał nam Ojca.

Módlmy się o wielkie światło dla

nas, wielki wylew Ducha na nas, by-

śmy rzeczywiście i prawdziwie naro-

dzili się dla królestwa niebieskiego.

Niech Bóg błogosławi nas na czas

tych rozważań.

82

__________________

Informujemy Wspólnotę Dusz Najmniejszych

i wszystkich uczestników Wieczerników Modlitwy,

prowadzonych przez naszą Wspólnotę, że tegoroczny

odbędzie się

w Wigilię Zesłania Ducha Świętego,

w Sanktuarium Maryjnym w Różanymstoku

Program:

Piątek, 6 czerwca:

godz. 20:00 - Msza św. i czuwanie modlitewne,

Sobota, 7 czerwca:

godz. 10:00 – przywitanie uczestników spotkania,

10:30 – modlitwa różańcowa,

11:00 – Adoracja Najświętszego Sakramentu,

12:00 – uroczysta Eucharystia

14:30 – koncert uwielbieniowy

83

22 – 30 czerwca 2014 r

Cena bez nocnego przejazdu:

600 ZŁ + 180 EURO

(noclegi w Medjugorje –

w sąsiedztwie kościoła)

Trasa przejazdu:

Polska (Olsztyn) - Czechy - Austria –

Słowenia - Chorwacja ŚWIADCZENIA: Transport autobusem klimatyzowanym, komfortowym (lotnicze siedzenia,

barek, video) 6 noclegów w kwaterach prywatnych w pokojach 2, 3, 4 i 5 osobowych 6 śniadań kontynentalnych i 6 obiadokolacji

Ubezpieczenie KL, NW i OC Opieka duchowa kapłana Opieka pilota

CENA NIE ZAWIERA: Ubezpieczenia od następstw chorób przewlekłych – należy dodatkowo się

ubezpieczyć.

tel. 32 24 22 390

(od poniedziałku do piątku od 12:00-14:00) tel./faks: 32 24 26 833

(od 7:00 do 10:00 i od 17:00 do 22:00) tel. kom. +48 601 471 527; +48 698 967 995; +48 602 401 492

*

e-mail: [email protected] lub [email protected] strona internetowa: www.halina.com.pl

84

Radio Dusz Najmniejszych

Radia można słuchać ze strony:

http://www.konsolata.pl/radio/

8.oo - Powtórzenia

9.oo - Koronka do Ducha Świętego

10.oo – Różaniec, Słowo na dziś –

Ewangelia wg. św. Jana

12.oo - Anioł Pański

13.oo- Konferencje

15.oo - Godzina Miłosierdzia

16.oo - Powtórzenia

19.oo – Różaniec, Słowo na dziś –

Ewangelia wg. św. Jana

21.oo - Apel Jasnogórski

22.oo - Pasmo nocne (powtórzenia)

_______________________________

Program dla słuchaczy w USA 3.oo - Koronka do Bożego Miłosierdzia

Powtórzenia Wieczerników

85

Słowo Boże na każdy dzień - kwiecień 1.IV

Wtorek Wtorek. Dzień powszedni. Ez 47, 1-9. 12; Ps 46 (45), 2-3. 5-6. 8-9 (R.: 8); por. J 4, 42. 15; J 5, 1-3a. 5-16;

2.IV Środa

Środa. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Franciszka z Pauli, pustelnika. Iz 49, 8-15; Ps 145 (144), 8-9. 13cd-14. 17-18 (R.: por. 8a); J 11, 25a. 26; J 5, 17-30;;

3.IV Czwartek

Czwartek. Dzień powszedni. Wj 32, 7-14; Ps 106 (105), 19-20. 21-22. 23 (R.: por. 4a); Ez 18, 31; J 5, 31-47;

4.IV Piątek

Piątek. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Izydora bisku-pa i doktora Kościoła. Mdr 2, 1a. 12-22; Ps 34 (33), 17-18. 19-20. 21 i 23 (R.: por. 19a); J 6, 63b. 68b; J 7, 1-2. 10. 25-30;

Dzień skupienia Czerwińsk od 17:30

5.IV Sobota

Sobota. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Wincentego Ferreriusza, prezbitera. Jr 11, 18-20; Ps 7, 2-3. 9bc-10. 11-12 (R.: por. 2a); J 3, 16; J 7, 40-53;

Wieczernik Czerwińsk od 10:30

6.IV Niedziela

Piąta Niedziela Wielkiego Postu. Ez 37, 12-14; Ps 130 (129), 1-2. 3-4. 5-7a. 7bc-8 (R.: por. 7); Rz 8, 8-11; J 11, 25a. 26; J 11, 1-45 (krótsza: J 11, 3-7. 17. 20-27. 33b-45);

7.IV Poniedziałek

Poniedziałek. Wspomnienie św. Jana Chrzciciela de la Salle, prezbitera. Dn 13, 41-62; Ps 23 (22), 1-2ab. 2c-3. 4. 5. 6 (R.: por. 4ab); Ez 33, 11; J 8, 1-11;

8.IV Wtorek

Wtorek. Dzień powszedni. Lb 21, 4-9; Ps 102 (101), 2-3. 16-18. 19-21 (R.: por. 2); J 8, 21-30;

9.IV Środa

Środa. Dzień powszedni. Dn 3, 14-20. 91-92. 95; Dn 3, 52. 53-54. 55-56; J 3, 16; J 8, 31-42;

10.IV Czwartek

Czwartek. Dzień powszedni. Rdz 17, 3-9; Ps 105 (104), 4-5. 6-7. 8-9 (R.: por. 8a); Ps 95 (94), 8ab; J 8, 51-59;

Wieczernik Szczytno od 17:00

11.IV Piątek

Piątek. Dzień powszedni. Jr 20, 10-13; Ps 18 (17), 2a-3. 4-6a. 7 (R.: por. 7); J 6, 63b. 68b; J 10, 31-42;

Dzień skupienia

Różanystok od 18:00

12.IV Sobota

Sobota. Dzień powszedni. Ez 37, 21-28; Jr 31, 10. 11-12ab. 13 (R.: por. 10d); Ez 18, 31; J 11, 45-57;

Wieczernik Różanystok,

od 10:30

13.IV Niedziela

Szósta Niedziela Wielkiego Postu Niedziela Palmowa. Mt 21, 1-11; Iz 50, 4-7; Ps 22 (21), 8-9. 17-18a. 19-20. 23-24 (R.: 2a); Flp 2, 6-11; Flp 2, 8-9; Mt 26, 14 – 27, 66 (krótsza: Mt 27, 11-54);

14.IV Poniedziałek

Wielki Poniedziałek. Iz 42, 1-7; Ps 27 (26), 1. 2. 3. 13-14 (R.: 1a); J 12, 1-11;

Wieczernik Ostrów Wlkp.

od 18:00

15.IV Wtorek

Wielki Wtorek. Iz 49, 1-6; Ps 71 (70), 1-2. 3-4a. 5-66ab. 15 i 17 (R.: por. 15); J

86

13, 21-33. 36-38;

16.IV Środa

Wielka Środa. Iz 50, 4-9a; Ps 69 (68), 8-10. 21-22. 31 i 33-34 (R.: por. 14c); Mt 26, 14-25;

17.IV Czwartek.

ŚWIĘTE TRIDUUM PASCHALNE MSZA WIECZERZY PAŃSKIEJ Wj 12, 1-8. 11-14; Ps 116B (115), 12-13. 15-16bc. 17-18 (R.: por. 1 Kor 10, 16); 1 Kor 11, 23-26; J 13, 34; J 13, 1-15;

18.IV Piątek

Wielki Piątek Męki Pańskiej. Iz 52, 13 – 53, 12; Ps 31 (30), 2 i 6. 12-13. 15-16. 17 i 25 (R.: Łk 23, 46); Hbr 4, 14-16; 5, 7-9; Flp 2, 8-9; J 18, 1 – 19, 42;

19.IV Sobota

Wielka Sobota WIGILIA PASCHALNA W WIELKĄ NOC Ez 36, 16-17a. 18-28; Ps 42 (41), 2-3; Ps 43 (42), 3. 4 (R.: por. Ps 42 (41), 3) lub Iz 12 lub Ps 51 (50), 12-13. 14-15. 18-19 (R.: 12); Rz 6, 3-11; Ps 118 (117), 1-2. 16-17. 22-23; Mt 28, 1-10;

20. IV Niedziala

Niedziela Wielkanocna Zmartwychwstania Pańskiego. MSZA W DZIEŃ Dz 10, 34a. 37-43; Ps 118 (117), 1-2. 16-17. 22-23 (R.: por. 24); Kol 3, 1-4 lub 1 Kor 5, 6b-8; 1 Kor 5, 7b-8a; J 20, 1-9;

21.IV Poniedziałek

Poniedziałek w oktawie Wielkanocy. Dz 2, 14. 22-33; Ps 16 (15), 1-2a i 5. 7-8. 9-10. 11 (R.: por. 1); Ps 118 (117), 24; Mt 28, 8-15;

22.IV Wtorek

Wtorek w oktawie Wielkanocy. Dz 2, 36-41; Ps 33 (32), 4-5. 18-19. 20 i 22 (R.: por. 5b); Ps 118 (117), 24; J 20, 11-18;

23.IV Środa

Środa w oktawie Wielkanocy. Dz 3, 1-10; Ps 105 (104), 1-2. 3-4. 8-9 (R.: Ps 33 (32), 5b); Ps 118 (117), 24; Łk 24, 13-35;

24.IV Czwartek

Czwartek w oktawie Wielkanocy. Dz 3, 11-26; Ps 8, 2 i 5. 6-7. 8-9 (R.: por. 2ab); Ps 118 (117), 24; Łk 24, 35-48;

25.IV Piątek

Piątek w oktawie Wielkanocy. Dz 4, 1-12; Ps 118 (117), 1 i 4. 22-23. 24-25 (R.: por. 22); Ps 118 (117), 24; J 21, 1-14;

Wieczernik Sątoczno od 16:30

26.IV Sobota

Sobota w oktawie Wielkanocy. Dz 4, 13-21; Ps 118 (117), 1 i 14. 15-16. 18 i 21 (R.: por. 21a); Ps 118 (117), 24; Mk 16, 9-15;

Spotkanie dla

animatorów

27.IV Niedziela

Druga Niedziela Wielkanocna czyli Miłosierdzia Bożego. Dz 2, 42-47; Ps 118 (117), 1 i 4. 13-14. 22 i 24 (R.: por. 1a); 1 P 1, 3-9; J 20, 29; J 20, 19-31;

28.IV Poniedziałek

Poniedziałek. Uroczystość św. Wojciecha, biskupa i męczenni-ka, Głównego Patrona Polski.Dz 1, 3-8; Ps 126 (125), 1-2ab. 2cd-3. 4-5. 6 (R.: por. 5); Flp 1, 20c-30; J 12, 26; J 12, 24-26;

29.IV Wtorek

Wtorek. Święto św. Katarzyny Sieneńskiej, dziewicy i doktora Kościoła.1 J 1, 5 – 2, 2; Ps 103 (102), 1-2. 3-4. 8-9. 13-14. 17-18 (R.: por. 1a); Por. Mt 11, 25; Mt 11, 25-30;

30.IV Środa

Środa. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Piusa V, papie-ża. Dz 5, 17-26; J 3, 16; J 3, 16-21;

87

Medjugorje

Gietrzwałd Różanystok

Czerwińsk

FORMACJA DUCHOWA

- Zapraszamy na comiesięczne dni skupienia w piątki poprzedzające Wieczerniki Modlitwy.

Dom rekolekcyjny w Czerwińsku, Różanymstoku, Gietrzwałdzie i Sadowiu-Golgocie.

Początek o godz. 18.00

- Zapraszamy również na coroczne rekolekcje wprowadzające na Maleńką Drogę Miłości - podczas wakacji letnich. Domy rekolekcyjne w Czerwińsku,

w Różanymstoku, w Gietrzwałdzie i Sadowiu-Golgocie. Rozpoczęcie w poniedziałek o godz. 18:00, zakończenie w sobotę o godz. 10:00

Kontakt: Czerwińsk, tel. 23 622 29 48; Różanystok, kom. 512 175 414; Gietrzwałd, kom. 501 573 879; Sadowie-Golgota, kom. 662 910 914

PIELGRZYMKI

W organizowaniu pielgrzymek Stowarzyszenie KONSOLATA współpracuje z Biurem Pielgrzymkowo

– Turystycznym „ HALINA” z Rudy Śląskiej. www.halina.com.pl kom. 601 471 527

Sadowie-Golgota

Rzym-Watykan Ziemia Święta Sanktuaria Europy

88

KATOLICKIE STOWARZYSZENIE „KONSOLATA”

W ramach Wspólnoty Dusz Najmniejszych, działa Kato-lickie Stowarzyszenie KONSOLATA, które stanowi jej zaplecze organizacyjne i logistyczne. Jest organizatorem rekolekcji, dni skupienia, pielgrzymek i Wieczerników Modlitwy. Prowadzi sprzedaż pism, płyt, książek i innych publikacji. Stowarzyszenie liczy ok. 200 członków.

Stowarzyszenie podejmuje patronat nad internetowym radiem dla dusz najmniejszych – RADIO KONSOLATA. -

www.konsolata.pl/radio/

Stowarzyszenie podjęło się budowlanego remontu domu dusz najmniejszych, który został pozyskany dla całej naszej Wspólnoty i zaprasza wszystkich jej członków do współuczestnictwa w pracach poprzez; - pomoc duchową (modlitwa i wyrzeczenia), - pomoc materialną (materiały budowlane i ogrodzeniowe oraz wsparcie finansowe). Wpłat można dokonać na konto Stowarzyszenia z dopiskiem „DOM”. Ofiarodawców zapewniamy o naszej nieustannej modlitwie i wyra-żamy ogromną wdzięczność – Bóg zapłać!

Działalność Katolickiego Stowarzyszenia „KONSOLATA” oparta jest na STATUCIE zatwierdzonym przez władze kościelne.

STOWARZYSZENIE „KONSOLATA” 11-041 Olsztyn, ul. Hozjusza 2. KRS: 0000338099; REGON: 280450105; NIP: 739-37-68-798

Nr konta: 09 1540 1072 2107 5000 3110 0001 - www.konsolata.pl

PIELGRZYMKA DO MEDJUGORJE 33 Rocznica Objawień

22 – 30 czerwca 2014 Stowarzyszenie „Konsolata” przy współpracy Biura

Pielgrzymkowo-Turystycznego HALINA z Rudy Śląskiej organizuje autokarową pielgrzymkę do Medjugorje na 33 Rocznicę Objawień; 22 – 30 czerwca 2014 r.

Program: http://www.halina.com.pl/ Zgłoszenia w Biurze Halina: tel. 601 471 527