S KOMENT ł owo Miłości - malenkadroga.plmalenkadroga.pl/pdf/Slowo Milosci - kwiecien 2014.pdf ·...
Transcript of S KOMENT ł owo Miłości - malenkadroga.plmalenkadroga.pl/pdf/Slowo Milosci - kwiecien 2014.pdf ·...
KOMENTARZE DO EWANGELII NA KAŻDY DZIEŃ
Kwiecień 2014, Nr 6/IV.2014
Droga Krzyżowa (Jerozolima)
S łowo Miłości dla dusz najmniejszych
Rok duszpasterski: Wierzę w Syna Bożego
Materiały formacyjne Wspólnoty Dusz Najmniejszych
Olsztyn – 2014 r.
2
http://www.malenkadroga.pl/
Sątoczno – ost. piątek m-ca Czerwińsk – I sobota m-ca
Szczytno – II czwartek m-ca
Różanystok – II sobota m-ca
Gietrzwałd – III sobota m-ca
Ostrów Wlkp. – II poniedziałek m-ca
3
Słowo Miłości
kwiecień 2014 nr 6/IV.2014
Wspólnota dusz najmniejszych
Komentarze do Ewangelii na każdy dzień
dla dusz najmniejszych
Wyrażamy wielką wdzięczność Bogu za dar świątobliwego
kierownika duchowego wielu dusz najmniejszych,
ks. Józefa Gregorkiewicza (+2006).
Niech ziarno Miłości zasiane przez tego nieutrudzonego
Zwiastuna Orędzia Miłości Serca Jezusa do świata
wyda owoc obfity
Materiały formacyjne dla Wspólnoty
Olsztyn 2014 r.
4
Opracowanie tekstu – ks. Tadeusz Pawluk, moderator wspólnoty,
przy współpracy Małgorzaty Pyśk i Zofii Bobrowskiej
Pełna treść komentarzy do czterech Ewangelii zamieszczona została
na stronie internetowej Wspólnoty Dusz Najmniejszych:
http://www.malenkadroga.pl/. Strona jest własnością Katolickiego Stowarzyszenia
„Konsolata”, którego działalność oparta jest na Statucie zatwierdzonym
przez władze kościelne (Olsztyn, 17.11. 2010 r.).
STOWARZYSZENIE „KONSOLATA” 11-041 Olsztyn, ul. Hozjusza 2.
KRS: 0000338099; REGON: 280450105; NIP: 739-37-68-798
Nr konta: 09 1540 1072 2107 5000 3110 0001
- www.konsolata.pl
„Ten obrazek przedstawia, jakby żywo zuchwałość Konsolaty i zawierzenie
Boskiemu Sercu, jakbym siebie widziała, tak, że nie mogłam powstrzymać się,
by go nie wkleić do zeszytu.”
(z Dziennika S. M. Konsolaty Betrone)
kontakt: e-mail: [email protected]
5
Wielkanoc – Rok: Wierzę w Syna Bożego
A l l e l u j a !
Jezus Zmartwychwstał! To znaczy,
pokonał zło i śmierć. Zwyciężyła miłość
i życie. Zwyciężyła prawda i dobro.
Zwyciężył Bóg. Bóg jest Zwycięzcą
i Jego zwycięstwo jest również w na-
szym życiu - może odnosić się do każ-
dej sfery naszego życia. Stąd cieszmy
się, ponieważ Bóg obdarza nas swoim zwycięstwem. Tym zwycięstwem
obdarza naszą codzienność, uczynił możliwym pokonywanie w naszej co-
dzienności wszystkiego, co ma znamiona zła, co ma znamiona bólu, cier-
pienia, co ma znamiona braku miłości.
Zwycięstwem Jezusa zostaliśmy obdarowani i to zwycięstwo jest
w nas. A więc każdy z nas może w swoim życiu tego zwycięstwa doświad-
czać na każdym kroku, w różnych sytuacjach. Dlatego radujmy się! Pamię-
tajmy o tym zwycięstwie, które w tajemnicy Zmartwychwstania Jezusa jest
nowym życiem danym nam już teraz.
Życzę więc Wam wszystkim, byście od momentu Zmartwychwstania
Jezusa postrzegali każdą życiową sytuację jako nową, bo przepełnioną
zwycięstwem Boga. Życzę, by każdy z Was - pomimo tego, iż wydaje się,
że uczestniczy nadal w tym samym życiu, w tych samych obowiązkach,
w tym samym trudzie - miał w swoim sercu ZWYCIĘSTWO; miał w swo-
im sercu MIŁOŚĆ, która pokonała wszystko.
Niech każdy żyje tą Miłością, niech każdy żyje Triumfem Miłości
w najzwyklejszej, szarej sytuacji. Niech Miłość nadal zwycięża w drobia-
zgach, a życie każdego z Was stanie się ZWYCIĘSTWEM BOGA w Wa-
szych sercach, w sercach bliskich Wam osób, w Waszym otoczeniu. Po-
zwólcie, by Zmartwychwstanie Jezusa i Jego Zwycięstwo na stałe zagościło
w Was i w Waszych rodzinach.
Niech Króluje Jezus Zmartwychwstały! Alleluja!
Ks. Tadeusz Pawluk
moderator Wspólnoty
Olsztyn, Wielkanoc 2014 r.
6
„Pragnęli, by w nich wypełniła się doskonale wola Boża!” Już za kilka dni papież Franciszek na Placu św. Piotra w Rzymie ogło-
si świętymi; papieża Jana XXIII i naszego rodaka papieża Jana Pawła II, papieża Wielkiego. Obaj pragnęli, tak jak Matka Najświętsza, jak wielu
Świętych, cali należeć do Boga. Pragnęli, by w nich wypełniała się dosko-nale Boża wola. W których życiu i pontyfikacie święta Boża obecność
uczyniła ich dusze świętymi na trwałe, na zawsze. W tym czasie i my, dusze najmniejsze, ofiarujemy przez Najświętszą
Dziewicę Maryję Bogu, swoje serca z wielką prośbą, aby je ukształtował, uformował tak, jak sam tego chce - co zrealizowało się tak doskonale
w życiu Jana XXIII i Jana Pawła II. Ofiarujemy się z prośbą, aby Bóg po-mógł nam, swoim maleńkim dzieciom, zrozumieć tę jedną prawdę, że tylko
przyjęcie Bożej woli, tylko jej realizacja da nam szczęście. Iż tylko wtedy doskonale przeżyjemy swoje życie, gdy posługiwać się będziemy wszyst-
kim tym, co otrzymaliśmy od Boga. Iż tylko wtedy zbliżymy się do Niego.
Tylko wtedy Bóg napełni nas swoim światłem. Tylko wtedy nasze światło, pochodzące od Boga rozjaśni Kościół. Tylko wtedy! Ofiarujemy się z proś-
bą, by Bóg pomógł nam, najmniejszym zrozumieć, że nie da nam szczęścia spełnianie własnych pragnień, marzeń wyobrażeń o sobie, o swojej rodzi-
nie, o swojej pracy, o swoim otoczeniu, o swojej przyszłości, ale prawdziwe szczęście przyjdzie, gdy nasłuchiwać będziemy Boga w swoim sercu, gdy
wyrazimy zgodę na to co Bóg daje, co płynie z Bożego Serca. Ofiarowuje-my się Bogu z prośbą, by pomógł nam dokładnie żyć tym, co od Niego
pochodzi, co daje szczęście duszy, co doskonale nas uformuje, co nas uświęci, co zbliży do Boga, do Niego upodobni, w końcu wyniesie do
chwały Nieba. Uczestnicząc w uroczystości kanonizacyjnej obu Papieży powinniśmy
zauważyć, iż często, nie rozumiejąc tej prawdy jaką jest potrzeba przyjęcia woli Bożej, szarpiemy się w swoim życiu, zabiegamy o wiele, pragniemy
osiągnąć różne cele, denerwujemy się, cali w stresie przeżywamy różne frustracje, załamania, czasem tragedie, dramaty. A przecież, chociażby za
przykładem Jana Pawła II, wystarczy tylko iść drogą, którą Jezus daje każ-
dej duszy, którą Jezus wytycza jej osobiście, na której spotyka wszystko co
7
uświęca duszę. Bo na tej drodze Bóg daje swoje drogowskazy, swoje wska-zówki. Bo na tej drodze dusza spotyka każdą potrzebną pomoc do zreali-
zowania siebie, swego powołani, swego życia. Bo może czerpać z Boga to, co potrzebne jest do zrealizowania tego powołania. Tak jak śpiewakowi
potrzebny jest doskonały słuch i głos, do tego by był śpiewakiem, tak dusza żeby zrealizować powołanie, które dał jej Bóg ma posługiwać się tym co
On jej daje po drodze. Przecież śpiewak nie będzie doskonałym rzeźbia-rzem, bo mając dobry słuch i głos do śpiewu nie przekaże tego w rzeźbie,
nie jest jej to potrzebne. Tak samo dusza, która chce robić coś innego, na-wet posługując się tym co dał jej Bóg, w taki sposób nie będzie dążyć do
doskonałości. Śpiewak nie będzie rzeźbiarzem, a rzeźbiarz śpiewakiem jeśli nie otrzymał ku temu predyspozycji od Boga.
Pomóż, Panie Jezu, nam najmniejszym - przez wstawiennictwo św. Ja-na Pawła II, w którego życiu doskonale wypełniła się Twoja wola, - zoba-
czyć Twoją wolę w każdym dniu, w każdym wydarzeniu, w każdej osobie.
Pomóż każdemu z nas przyjmować Twoją wolę i żyć nią. Pomóż nam po-sługiwać się wszystkim co dajesz, by zrealizować Twoje plany. Pomóż też
nam zobaczyć to, co jest tylko naszym własnym dążeniem, co jest tylko ludzkim marzeniem, planami wynikającymi z naszego egoizmu i pychy.
Pomóż, by każdy z nas porzucił i zrezygnował z tego co nasze. Jezu, Ty jesteś doskonałością, Ty możesz człowiekowi dać wszystko. Ty możesz
każdego z nas poprowadzić dając łaskę, zapewniając wszystko, aby dążył do świętości, a potem samą świętość. Dopomóż nam realizować Twoje
zamiary, Twoje plany, Twoje powołanie, które Ty Jezu dajesz. Pomóż każ-demu z nas godzić się z tym co w sercu słyszy, co jest Twoim głosem.
Otwórz oczy duszy, by zobaczyły w codziennych wydarzeniach, w różnych sytuacjach Twoją wolę, co czasami jest niezmiernie trudne. Niech Twoja
obecność w Eucharystii, Chryste, da nam siłę, da wiarę, da ufność, wręcz pewność powołania, którego nam udzielasz, pewność drogi, którą nas pro-
wadzisz. Niech Twoja święta obecność da pewność duszy, że oto właśnie słyszy Twój głos.
Bądź uwielbiony, Jezu, w każdej duszy najmniejszej. Bądź uwielbiony
poprzez poddanie się Twojej woli. Niech każda dusza najmniejsza uwielbia Ciebie pełnieniem Twojej woli, posłuszeństwem wobec Boga, zgodą na to
co od Ciebie pochodzi, oddaniem się Tobie. Bądź uwielbiony, Panie! Amen.
Ks. Tadeusz Pawluk
8
W sposób doskonały odzwierciedlał Chrystusa
Jan Paweł II – Świętym!
Jezus zmartwychwstały niesie nam bło-
gosławieństwo pokoju, czyniąc nasze serca
nowymi, czyniąc nasze serca odważnymi
w wyznawaniu wiary i w dawaniu świadec-
twa o Bogu, który zwycięża. Teraz i my bę-
dziemy dawać świadectwo o Bogu, który
zwycięża w ludzkich sercach poprzez miłość,
który zwycięża poprzez dusze święte, dusze,
które pełniąc wolę Bożą realizują Jego dzie-
ło. Dusza, która oddaje się Jezusowi, która
stara się, zgodnie z tym, co czuje w sercu
realizować, a więc Boże plany, zamiary wo-
bec niej, powołanie, jakie jej Bóg dał, praw-
dziwie kroczy ku świętości. Ona nie jest
tylko sama dla siebie i nie czyni tylko dobra dla siebie. Taka święta dusza
staje się świadkiem Jezusa, staje się świadectwem miłości, staje się świa-
tłem, które rozjaśnia mroki ciemności w różnych miejscach na kuli ziem-
skiej. Takim światłem, jest nasz rodak papież św. Jan Paweł II. Doświad-
czony poprzez cierpienie, poprzez cierpienie ukształtowany, uformowany
w sposób doskonały odzwierciedlał samego Chrystusa. Te bolesne uderze-
nia dłuta jakie Bóg czynił wobec jego duszy były konieczne, by był w sta-
nie zrealizować powołanie, jakie otrzymał. Bez tych doświadczeń nie byłby
tym, kim potem został.
Człowiek często buntuje się i nie przyjmuje tego, co, jak mówi, zsyła
los. Nie zgadza się to z jego pragnieniem, z jego wyobrażeniem o przyszło-
ści. Nie godzi się na rzeczywistość, która go otacza, a przez to zaprzecza
temu, kim go Bóg stworzył. Nie godząc się na siebie samego i na życie,
jakie mu Bóg daje przestaje realizować powołanie, a realizuje swoją wolę,
nie wykorzystuje całego potencjału, jaki Bóg składa w nim, przez co nie
doskonali się, bowiem wszelkie kształtowanie idzie nie w tym kierunku, co
potrzeba.
Prawdziwy rzeźbiarz potrafi zobaczyć w kawałku zwykłego drewna
już tę właściwą rzeźbę. Prawdziwy rzeźbiarz doskonale wie do czego ten
9
konkretny kawałek drewna się nadaje. Znając gatunek drzewa wie, co może
rzeźbić, widząc kształt tego kawałka wie, co najlepiej może mu wyjść
z niego, jaka powstanie rzeźba. Ten, kto dopiero próbuje rzeźbić, uczy się
nie zna się na gatunkach drewna, ale również nie potrafi spojrzeć właściwie
i zobaczyć w klocku już przyszłej rzeźby. Stąd popełnia wiele błędów, a to,
co powstaje nie jest sztuką, jest dopiero próbą, nauką i jeszcze sporo czasu
upłynie zanim stanie się rzeźbiarzem.
My jesteśmy początkującymi rzeźbiarzami, a jakże często pragniemy
sami wziąć do ręki dłuto, młotek i wyrzeźbić swoją duszę po swojemu.
A nie mamy w tym kierunku żadnej wiedzy, doświadczenia, umiejętności,
ani odpowiedniego spojrzenia. Trzeba umieć spojrzeć, a to potrafi tylko
Bóg. Poprzez Jego spojrzenie ta dusza przecież powstała. I On, stwarzając
ją, stworzył do konkretnego zadania, dał predyspozycje do zrealizowania
konkretnego powołana, o czym często dusza sama nie wie i nie będzie wie-
działa, jeśli nie posłucha Boga, jeśli będzie chciała realizować swoje zamia-
ry.
Św. Papież Jan Paweł II poddał się działaniu Boskiego dłuta. I chociaż
doświadczenia życiowe, jakie go dotknęły, tak po ludzku, mogą wydawać
się zbyt bolesne, zbyt ciężkie - kolejna śmierć bliskich osób, wojna. Nieje-
den człowiek buntuje się w takim przypadku, popada w rozpacz. Jednak
Papież współpracuje z łaską, którą otrzymuje od samego początku. Błogo-
sławieństwo Boże otacza jego rodzinę, jego rodziców, brata i Karola. Śro-
dowisko, w którym żył - to środowisko nasączone Bożym błogosławień-
stwem, to dusze, które przyjmują to błogosławieństwo i nim żyją. Dzięki
temu i dusza Karola mogła to błogosławieństwo przyjmować. Hartowana,
formowana powstaje niczym szczere złoto, niczym doskonały diament,
najszlachetniejszy, by w pewnym momencie mogła zajaśnieć nad innymi,
by dawać światło, wskazywać właściwą drogę.
Dusze święte są światłami Chrystusa i takim światłem jest św. Jan Pa-
weł II. Jest świadkiem, którego powinniśmy słuchać nieustannie, w którego
nauczanie powinniśmy stale się zagłębiać. Powinniśmy sercem odczytywać
słowa, które wypowiadał. Kierował je również do nas. I nie są to słowa
tylko na tamten czas. Są to słowa, które mają swoje znaczenie ponad cza-
sem, są aktualne. Święty nie wypowiada słów od siebie, zatem nie dotyczą
one tylko tej konkretnej sytuacji i nie tylko w tej konkretnej się sprawdzają.
Słowa świętego, to słowa Boga, a Słowo Boga jest wieczne. Święty wypo-
10
wiada prawdy, które ma w sercu, a które złożone zostały przez Boga
w duszy ludzkiej. Prawdy, które sam Bóg duszy ludzkiej pokazuje. Praw-
dy, które są dla świętej duszy oczywiste, które święta dusza rozumie i któ-
rymi żyje. Prawdy te duszę prowadzą, a więc mówi ona również na pod-
stawie swojego życia o tych prawdach, nie są to puste słowa, nie poparte
niczym, są to słowa, które biorą się z życia tej świętej duszy, ona doświad-
cza ich, ona żyje nimi, one się sprawdzają w jej życiu. Ona niejako daje
świadectwo o tych prawdach całą sobą.
Św. Jan Paweł II całym swoim życiem dał wielkie świadectwo praw-
dzie. Wielkie świadectwo o istnieniu Boga, o istnieniu Boga pełnego miło-
sierdzia. Dał świadectwo o tym, iż miłość doskonała, to miłość ofiarna. Dał
świadectwo o tym, iż miłość prawdziwa najpełniej wyraża się poprzez cier-
pienie. On dał świadectwo swoim życiem, postawą o prawdziwości wypo-
wiadanych słów, o swojej wierze. Jego życie i wiara - to była jedność. Nie
było ani odrobiny różnicy, rozejścia się życia i wiary. W sposób doskonały
zrealizował swoje życie wierząc. W każdym momencie ufając, nieustannie
wpatrując się w Boga, nieustannie nasłuchując w swoim sercu Jego głosu.
Zauważmy, że do tego również i my jesteśmy prowadzeni, zapraszani.
Na taką drogę jesteśmy wprowadzani. Starajmy się sercem wsłuchiwać się
w głos tego świętego Papieża. Chociaż już w Niebie, jednak to, co pozo-
stawił po sobie jest wielkim bogactwem całego Kościoła. Jest też bogac-
twem dla nas. Ogromnie się cieszę, że tę drogę realizuje jego następca.
Zatem jego następcy słuchajmy całym sercem. Czy zauważamy, że idziemy
jedną drogą? I że nauczanie współczesnego papieża doskonale jedna się
z drogą naszej Wspólnoty? To jest ta sama droga, bo ten sam Duch nas
prowadzi. Módlmy się, byśmy potrafili słuchać nauczania współczesnych
papieży, byśmy nie puszczali mimo uszu wszelkich wskazań, zaleceń,
wszelkiej nauki. Módlmy się, byśmy nie lekceważyli niczego, co słyszymy.
Uroczystość kanonizacji jest również wielką uroczystością dla świata
duchowego. I świat duchowy cały w niej uczestniczy. Tak więc miejmy tę
świadomość, że tego dnia, o tej godzinie cały świat ducha otoczy nas
i wielkie rzesze świętych zstąpią pośród nas. Aniołowie wyśpiewywać będą
najpiękniejsze pieśni, wychwalając Boga za Jego dobroć, za to, że kolejną
duszę przyjmuje. Św. Jan Paweł będzie obecny pośród nas, a dzień Jego
kanonizacji jest dniem, kiedy za jego wstawiennictwem możemy wiele
wyprosić. Przede wszystkim jednak dziękujmy, dziękujmy Bogu, uwiel-
11
biajmy Go, bo każda dusza święta jest błogosławieństwem dla całego Ko-
ścioła, jest mocą dla Kościoła, jest kolejnym światłem, jest pomocą. Ten
Święty jest szczególnie potrzebny na ten czas. I jego możemy prosić o pro-
wadzenie dzieła, w którym uczestniczymy. I jego możemy prosić w spra-
wach trudnych. Bóg, poprzez Jego serce i Jego duszę, zwyciężał za Jego
ziemskiego życia i czynić tak będzie nadal, gdy jest w Niebie. Zauważmy,
że św. Jan Paweł II realizował jedynie swoje powołanie. Nie był typem
wielkiego działacza walczącego zbrojnie. On swoje serce oddał Bogu i Bóg
poprzez to serce walczył o zwycięstwo miłości i miłosierdzia i Bóg doko-
nywał zwycięstw.
Prośmy więc św. Jana Pawła II o wstawiennictwo. Prośmy, by poma-
gał nam zrozumieć naszą drogę, by tę drogę uczynił łatwiejszą, by pokony-
wał trudności, jakie się będą pojawiać. By rozjaśnił nasze serca, wyprasza-
jąc światło Bożej mądrości.
Mamy wielkiego orędownika w Niebie. Serca nasze niech nieustannie
dziękują Bogu, nieustannie Go wielbią, niech wielka wdzięczność płynie
z naszych serc ku Niebu. Będzie to wielkie wydarzenie, wydarzenie
w świecie ducha ogromne. Aby przyniosło owoce w naszym życiu duchem,
sercem mamy je przeżywać, a nie zewnętrznie, ale wewnątrz swojej duszy.
Żeby nie stało się tak, jak dzieje się z wieloma katolikami, którzy bardzo
zewnętrznie pojmowali nauczanie św. Jana Pawła II, przyjmowali głownie
umysłem, dopasowując jego naukę do swoich teorii, do swojego patrzenia
na świat, do swoich potrzeb. I teraz nic z tego nauczania nie pozostało. My
potraktujmy je jako nauczanie płynące z Serca Bożego i starajmy się swoje
serca otworzyć, by to nauczanie pojmować i by je zrozumieć, by je pojąć
właściwie, by nie zatracić tego, co Bóg dał poprzez tę osobę, tego świętego.
By nie zaprzepaścić tej wielkiej łaski danej całemu światu ku odrodzeniu.
Bądźmy tymi, w których to ziarno zasiane przez Boga ręką św. Jana Pawła
II zaczęło kiełkować, by znalazło właściwą glebę, potem, by wydało wiel-
kie owoce na całym świecie.
W sercach niech pozostanie pokój. I z tym pokojem dążmy do tego
wydarzenia najważniejszego, na które czekamy.
Ks. Tadeusz Pawluk
12
(Dzieje Duszy – Rozdział VIII. Fragmenty)
Myślałam o duszach, które oddają się na ofiarę
Sprawiedliwości Bożej, aby odwrócić kary od innych
a ściągnąć je na siebie; ofiara ta wydała mi się wielka
i wspaniałomyślna, ale nie miałam najmniejszej ocho-
ty jej złożyć. "Mój Boże! - zawołałam z głębi serca -
czyż jedynie Twojej Sprawiedliwości mają się dusze
oddawać na ofiarę?... Czyż Twoja Miłość Miłosierna
nie potrzebuje ich także?... Jest ona powszechnie za-
poznana i odrzucona. Oto serca, którym pragniesz jej
udzielić, zwracają się do stworzeń i u nich żebrzą
szczęścia i nędznego uczucia, zamiast rzucić się w Twoje ramiona i przyjąć
Twą nieskończoną Miłość... Boże mój! czyż ta Miłość wzgardzona ma po-
zostać w Twym Sercu? Sądzę, że gdybyś znalazł dusze oddające się na
całopalne Ofiary Twej Miłości, [Twój ogień] strawiłby je natychmiast;
zdaje mi się, że czułbyś się szczęśliwy, nie będąc już więcej zmuszonym
tłumić w sobie przypływów nieskończonej czułości... Jeżeli nawet Twoja
Sprawiedliwość lubi się udzielać, ona, która rozciąga się tylko na ziemię,
o ileż bardziej Twoja Miłość Miłosierna pragnie ogarnąć dusze, skoro Two-
je Miłosierdzie wznosi się aż do Nieba... (40) O mój Jezu! niech ja stanę się
tą szczęśliwą ofiarą, niech ogień twej Boskiej Miłości strawi złożone Ci
całopalenie!..."
Ty, droga Matko, która pozwoliłaś mi ofiarować się w ten sposób Do-
bremu Bogu, ty wiesz, jakie strumienie, a raczej oceany łaski zalały mą
duszę... Od tego szczęśliwego dnia zdaje mi się, że Miłość mnie przenika
i ogarnia; zdaje mi się, że w każdej chwili ta Miłość Miłosierna odnawia
mnie i oczyszcza moją duszę ze wszelkiej skazy grzechowej, tak, że już nie
jestem w stanie obawiać się czyśćca. Wiem, że sama z siebie nie zasłuży-
łam nawet na to, by dostać się do owego miejsca ekspiacji, gdzie dostęp
mają tylko dusze święte, ale wiem również i to, że Ogień Miłości uświęca
skuteczniej od płomieni czyśćcowych, wiem, że Jezus nie może pragnąć dla
nas cierpień bezowocnych i że nie wzbudzałby we mnie tych pragnień,
gdyby nie miał zamiaru ich spełnić...
Źródło: www.karmel.pl
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus (1873-1897)
Ofiarować się Miłości Miłosiernej
13
Sł. B. s. M. Konsolata Betrone (1903-1946)
Uczynić ze swojego życia nieustanny akt miłości
Siostra Maria Konsolata uczy nas, że świętym nie zo-
staje ten, kto pochyla się nad sobą, ale ten, kto otwiera się z
ufnością na Boga i z miłością – na braci. Pewnego dnia
Jezus powiedział Siostrze Marii Konsolacie: „Nie myśl
więcej o samej sobie, o swojej doskonałości, o świętości,
którą masz osiągnąć, o twoich wadach, o twojej nędzy. Nie.
Ja myślę o twoim uświęceniu, o twej świętości. Ty myśl
tylko o Mnie i o duszach. O Mnie, by Mnie kochać i o du-
szach, by je ratować”. To właśnie jest prawdą, że świętość
nie jest naszym dziełem, ale dziełem Boga, tego Boga, który
w tym momencie działa w naszym życiu, jeśli tylko jesteśmy dyspozycyjni,
gotowi i otwarci na Jego działanie.
Siostra Maria Konsolata zaprasza nas do uczynienia z naszego życia
nieustannego aktu miłości: zdawałoby się to czymś najprostszym, lecz mo-
że w rzeczywistości jest najtrudniejsze. Jezus jej mówi: „Konsolato, mów
duszom, że wolę akt miłości i Komunię miłości, niż cokolwiek innego, co
mogłyby Mi ofiarować”. „Tak, – mówi jeszcze Jezus – akt miłości, ponie-
waż pragnę miłości”. „Dziś, – mówi Głos – jak wczoraj i jak jutro, od Mo-
ich biednych stworzeń – którymi jesteśmy my – oczekuję zawsze i tylko
miłości”. Z pewnością nasze życie jest Panu Bogu miłe i jest przed Nim
wielkie, ale nie tyle dzięki temu, co czynimy, ile przez miłość, z jaką to
wykonujemy. I my, cóż niezwykłego dziś uczyniliśmy? Pozornie nic, jak
zawsze! Jednakże ten nasz dzień jest wielki w oczach Bożych, ponieważ
wzbogaciliśmy miłością każde nasze działanie i każde nasze spotkanie. To, co miłe jest Ojcu w ofierze Jezusa, to nie ogrom bólu, jaki On wy-
cierpiał, lecz bogactwo miłości Jego ukrzyżowanego Serca, które wypo-
wiada: „Ojcze, w Twoje ręce, powierzam mojego ducha” (Łk 23, 46)
i: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.” (Łk 23, 34). To jest głę-
bią wielkości chwili Krzyża Jezusa: ból przeżyty z miłością i w miłości;
w całkowitej ufności wobec Ojca, nawet, jeśli pełnej ciemności, jak każde
ludzkie cierpienie. Jezus mówi Siostrze Marii Konsolacie: „Miłość daje
światło, miłość daje siłę, miłość daje radość”. Oto biegła umiejętność zba-
wiania świata, bo Bóg jest Miłością: oto także źródło, które ofiarowuje nam
Miłość, byśmy mogli dawać ją innym. Źródło: http://www.kapucynkiostrow.pl/
14
1. Błagaj Maryję, Matkę Pięknej Miłości, by nauczyła cię kochać prawdzi-
wie, by sama kochała Jezusa w tobie i przez ciebie.
2. Proś Świętych by orędowali za tobą upraszając ci miłość. Wpatruj się w
ich przykład i naśladuj ich.
3. Wykorzystaj każde rekolekcje, by więcej Jezusa poznać i ukochać.
4. Wykorzystaj każdy dzień skupienia, czyniąc go przedłużeniem Wieczer-
nika rekolekcyjnego.
5. Każdej niedzieli znajdź choć pół godziny, a lepiej całą godzinę na głębo-
ką refleksję - jak zrealizowałeś w ostatnim tygodniu swój regulamin życia,
jak śpiewałeś swoją Pieśń Miłości
6. Dwie pierwsze godziny dnia czyń przedłużeniem Wieczernika rekolek-
cyjnego, każdy dzień zaczynając Jak pierwszy na drodze świętości, jak
ostatni w życiu.
7. Ze szczególną troską ofiaruj Jezusowi pierwsze chwile dnia: wstanie,
znak krzyża, uśmiech, akt miłości.
8. Od rana trwaj w obecności Bożej i w aktach miłości nie dopuszczając
niepotrzebnych myśli.
9. Jak najprędzej do kaplicy, by mieć czas na akt wiary, miłości, oddanie
Maryi.
10. Pod każdą modlitwę podkładaj myśl i serce.
11. W czasie rozmyślania odnawiaj swoje główne pragnienia i postanowie-
nia.
12. Składaj je Jako dar ołtarza w czasie Przenajświętszej Ofiary.
13. W czasie przeistoczenia błagaj o łaskę wierności Duchowi Świętemu.
14. Po Komunii św. zatapiaj główne postanowienia w Najświętszych Ra-
nach Zbawiciela.
15. Naznaczony Bożym błogosławieństwem śpiesz do obowiązków. Czu-
waj, by stale pomnażać płomień miłości, a nigdy nie umniejszać.
16. Pomnażaj przez częste akty miłości, życie obecnością Bożą, wierne
Z Testamentu Duchowego ks. Józefa Gregorkiewicza
- Jak wzrastać w miłości -
15
spełnianie każdego obowiązku w najczystszej intencji ze szlachetną do-
kładnością, przez czyny ofiarnej miłości bliźniego, przez ukochanie krzyża,
konsekrując miłością każdy ból i cierpienie.
17. A potem wracaj do kaplicy, aby trwać przed Najświętszym Sakramen-
tem.
18. Odnów te postanowienia w czasie szczegółowego rachunku sumienia,
by z większą gorliwością przeżyć drugą połowę dnia.
19. Kończ dzień u stóp Jezusa. On wszystko naprawi, co ci się nie udało.
20. Każdą niewierność wynagradzaj większą gorliwością i naprzód bez
przygnębienia i smutku.
21. Błagaj, byś jutro więcej ukochał Jezusa niż dotąd kiedykolwiek.
22. Nie zapominaj, że Maryja jest Twoją Mistrzynią na drodze zjednocze-
nia z Jezusem. Z Nią omawiaj sytuacje trudne czy wątpliwe i pamiętaj:
"Kto sam potrafi mało, z pomocą Maryi może rzeczywiście wszystko."
Amen.
____________________________________
MODLITWA
Ojcze wszelkiego miłosierdzia, Ty wzbudziłeś
wśród nas Twoją służebnicę, siostrę Konsolatę
Betrone, aby rozpowszechniać na świecie nie-
ustanną miłość ku Twemu Synowi Jezusowi na
prostej drodze zawierzenia i miłości. Spraw,
abyśmy i my, kierowani przez Ducha Świętego,
byli gorliwymi świadkami Twojej miłości,
i w Twojej niezmierzonej dobroci udziel nam za
Jej wstawiennictwem łask, których potrzebu-
jemy ... Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. 1.
Imprimatur: Pier Giorgio Micchardi Bp pomocniczy Turynu (11.03.1995 r.) 2.
3.
4. Źródło: www.kapucynkiostrow.pl
16
Wtorek, 1 kwietnia J 5,1-3a.5-16
Potem Jezus znalazł go w świąty-
ni i rzekł do niego: «Oto wyzdrowia-
łeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się
coś gorszego nie przydarzyło». Czło-
wiek ów odszedł i doniósł Żydom, że
to Jezus go uzdrowił. (J 5,14-15)
W dzisiejszym fragmencie zwra-
cają uwagę dwie rzeczy. Pierwsza, to
słowa Jezusa: „Nie grzesz już więcej,
aby ci się coś gorszego nie przydarzy-
ło”. I druga: „Człowiek ów odszedł
i doniósł Żydom, że to Jezus Go
uzdrowił”. Zastanówmy się nad zna-
czeniem tych słów. Jezus uzdrowił
człowieka chorego od wielu, wielu lat.
Pragnął on uzdrowienia, dlatego wraz
z innymi chorymi przebywał nad sa-
dzawką Owczą mając nadzieję, że
kiedyś w końcu uda mu się jako
pierwszemu dotrzeć do poruszonych
jej wód, by zostać uzdrowionym. Na
pytanie Jezusa, czy chce stać się
zdrowym, on skarży się, że nie ma
nikogo, kto by mu pomógł szybko,
jako pierwszemu dotrzeć do sadzawki.
W słowach tego biedaka wyczuć
można ból, smutek, żal, pretensje do
losu. Jezus widział jego serce. Zajął
się całym człowiekiem. Uzdrowił nie
tylko ciało. Jezus uzdrowił duszę
i serce. To, co czyni Jezus jest o wiele
ważniejsze, niż zwykłe uzdrowienie
z choroby ciała, ponieważ Jezus zna-
jąc każdego do końca, wiedząc
wszystko o człowieku, może dotknąć
swoją mocą, swoją miłością i miło-
sierdziem zarówno sfery fizycznej, jak
i psychicznej oraz duchowej. Jezus
będąc Bogiem przenika człowieka do
głębi jego istoty. To niepojęte, jak
Bóg zna swoje stworzenie. Lekarz
mając wszakże sporą wiedzę medycz-
ną, do dyspozycji różną aparaturę,
próbuje zbadać i postawić diagnozę.
Często potrzeba kilku specjalistów, bo
sprawa wydaje się bardziej zawiła,
obejmuje więcej jednostek chorobo-
wych. Nierzadko do lekarzy zajmują-
cych się stroną fizyczną dołączają
psycholodzy lub psychiatrzy. Strona
psychiczna bowiem jest bardzo po-
wiązana ze sferą cielesną i jedna na
drugą ogromnie wpływa. Mimo połą-
czonych sił, nierzadko lekarze rozkła-
dają ręce, drogą prób i błędów stosują
takie czy inne leki, metody , środki.
To, co u jednego pacjenta sprawdzało
się prawie w stu procentach, u drugie-
go okazuje się nie działać prawie wca-
le. I chociaż medycyna stoi na wyso-
kim poziomie, a specjaliści dokonują
niemalże cudów wykonując niezwykłe
operacje, to nadal człowiek jest za-
gadką.
Trudno jest poznać, zrozumieć
całego człowieka. Trudno jest w wielu
przypadkach pomóc mu na 100%.
KOMENTARZE DO EWANGELII NA KAŻDY DZIEŃ OD 1 DO 28 LUTEGO
17
Lekarze rozkładają ręce. Jedynie Bóg
może pomóc. I Jezus tak właśnie czy-
ni. Uzdrowił całego człowieka. Jego
przeszłość i teraźniejszość. Dał mu
nowe życie, jasną przyszłość. Dał
nadzieję na nią. Dał radość, pokój.
I człowiek ten faktycznie czuł się jak
nowonarodzony. On nie rozumiał, nie
wiedział jak wielką łaską został obda-
rzony. Niestety wokół otaczali go
słabi ludzie. I on sam też był tylko
słabością. Więc, gdy usłyszał oskar-
żenia, że przecież w szabat nie wolno
nosić swojego łoża, kto mu na to po-
zwolił, kto go uzdrowił i kazał iść
niosąc swoje łoże, jego serce ogarnęły
znowu słabości. Obawa o siebie, chęć
odwrócenia uwagi od swojej osoby,
od oskarżeń, były silne i przewyższały
wielokrotnie wdzięczność, jaką odczuł
na początku do Jezusa. Poza tym nie
był wolny od innych swoich słabości.
Toteż Jezus przestrzega go: „Nie
grzesz już więcej, aby ci się coś gor-
szego nie przydarzyło”. Jezus zwraca
mu uwagę, że to kalectwo, które tak
bardzo zniszczyło mu życie, jest jesz-
cze niczym wobec tego, co może mu
się przydarzyć, jeśli będzie żył w
grzechu. Grzech może być przyczyną
choroby ciała, choroby duszy, choro-
by psychiki. Ale, co najważniejsze,
grzech może być przyczyną śmierci
wiecznej i to jest najstraszniejsza kon-
sekwencja grzechu. Za swoje grzechy
człowiek ten już sporo wycierpiał.
Przeszedł coś w rodzaju czyśćca na
ziemi. Reszty oczyszczenia dokonał
Jezus. Jednak powrót do grzechu mo-
że skończyć się jeszcze czymś gor-
szym. Choroba ciała przy tym jest
niczym.
Druga sprawa, która zwraca na-
szą uwagę, to fakt, że „Człowiek ów
odszedł i doniósł Żydom, że to Jezus
Go uzdrowił”. Zastanawiające jest to,
że po takim uzdrowieniu, człowiek ten
donosi na Jezusa. Widzi przecież
wrogi stosunek Żydów do Niego,
a mimo to czyni coś tak złego. Smutne
to i przerażające. Jezus odczuł to za-
chowanie bardzo boleśnie. Wiedział,
że tak będzie, a mimo to podszedł do
tego człowieka i przestrzegał go przed
powrotem do grzechu. W sercach
wielu z nas jest oburzenie i brak zro-
zumienia dla takiego postępowania.
Wydaje się nam, że w naszym przy-
padku nic takiego by się nie przyda-
rzyło. Chciałbym nas przestrzec przed
stawianiem tak rygorystycznych
stwierdzeń. Bowiem nie znamy sa-
mych siebie. A sytuacje, w jakich
możemy się znaleźć, mogą być tak
stresujące, mogą tak mocno na nas
oddziaływać, że zdeterminują nasze
zachowanie i postąpimy nie tak, jak
byśmy chcieli, ale jak pokieruje nami
nasz słaby umysł, słabe serce, nasze
ogólne słabości, nasze lęki, nasz ego-
izm, nasza pycha. I zranimy Jezusa
swoją odpowiedzią na Jego bezwa-
runkową miłość, na nieskończone
Jego miłosierdzie. A potem trudno
nam będzie spojrzeć do lustra na sa-
mych siebie. Gdybyśmy się dobrze
przyjrzeli swemu życiu, dostrzegliby-
śmy właśnie takie niewdzięczne za-
18
chowanie w stosunku do swojego
Zbawiciela.
A jeśli nawet nic takiego nie mia-
ło miejsca, to tylko dlatego, że Bóg
nas od tego uchronił. Tym bardziej
należy Mu się nasza wdzięczność,
nasza miłość i oddanie. Dziękujmy
zatem za to, że Bóg nie dopuścił do
nas takiej pokusy, która by skłoniła
nas do bolesnego zranienia Jezusa.
Módlmy się, by Bóg strzegł nas przed
wszelką pokusą, by chronił nas przed
grzechem. Byśmy, mając świadomość
ogromu naszych słabości, mimo
wszystko im nie ulegali. Byśmy zda-
jąc sobie sprawę, iż Bóg nieustannie
zapobiega naszym upadkom, chroni
nas od nich, czuli wielką wdzięczność
i ją odpowiednio wyrażali. Módlmy
się, bowiem nasze słabości są ogrom-
ne i tylko Jezus może nas z nich wy-
dobyć.
Niech Bóg błogosławi nas na
czas tych rozważań.
Środa, 2 kwietnia J 5,17-30
Podobnie jak Ojciec ma życie w
sobie, tak również dał Synowi: mieć
życie w sobie samym. Przekazał Mu
władzę wykonywania sądu, ponieważ
jest Synem Człowieczym. (J 5,26-27)
„Nie macie także słowa Jego
trwającego w was, bo wyście nie
uwierzyli w Tego, którego On posłał”.
Dość trudne są te słowa Jezusa dla
współczesnego człowieka. Trudne
i drażniące były dla wielu Żydów.
Uważali oni siebie za tych, którzy
czytają Pisma i je znają. Nieustannie
powoływali się na nie. A teraz przy-
szedł człowiek, który powołując się na
te same Pisma dowodzi im, że jest
Synem Boga, a więc jest równy Bogu.
To jeszcze nie wszystko. Jezus wyka-
zywał brak znajomości Pism, brak
odpowiedniego ich rozumienia i inter-
pretowania. A co najważniejsze, brak
zgodności ich życia z głoszonymi
prawdami, zafałszowanie.
Jezus ukazuje swoją jedność
z Ojcem. Pokazuje to, że od Ojca wy-
szedł, od Ojca otrzymał pełną władzę,
a to, co czyni, jest wolą Ojca. Moc,
która jest w nim, jest mocą pochodzą-
cą od Boga. Nie przyjmowanie Jezusa,
jest odrzucaniem Ojca. Kto nie wierzy
w Jezusa, nie może mówić, że wierzy
w Ojca. I nie pomogą całe wieki
związku narodu wybranego z Bogiem,
jeśli każdy człowiek indywidualnie
nie przyjmie Jezusa i tego, co czyni
z Bożego zamysłu, z woli Ojca. Aby
uwierzyć Jezusowi wystarczy wsłu-
chać się w świadectwo o Nim, jakie
dawał Mojżesz, jakie znaleźć możemy
na kartach Pisma Świętego u wielu
proroków, jakie wydał o Nim Jan
Chrzciciel. Czyny Jezusa, znaki, cuda
są tym świadectwem samego Boga,
bowiem człowiek nie jest w stanie
dokonywać tak wielkich rzeczy. Jezus
trwa w swoim Ojcu. A Ojciec trwa
w Nim. Dlatego są tak zgodni, dlatego
wszystko, co Jezus czyni, jest wolą
Jego Ojca.
19
W dodatku Jezus podkreśla, iż
Jego świadectwo jest większe od Ja-
nowego. Jego świadectwem będzie to,
czego dokona, do czego został przez
Ojca powołany. To wielkie dzieło,
jakiego ma dokonać, przetrwa wieki.
Nie skończy się wraz ze śmiercią tak,
jak świadectwo Jana ucichło, po jego
śmierci. Jego misja zakończona, świa-
dectwo wydane, powołanie wypełnio-
ne. Świadectwo Jezusa trwać będzie
wiecznie i jego skutki odczuwać bę-
dzie ludzkość przez wieczność. Bo-
wiem jest to świadectwo samego Bo-
ga. Słowo, które wypowiada nie idzie
w próżnię. Ono stwarza, staje się,
trwa, ono jest. Ucieleśnia się w Jezu-
sie. Sam Jezus jest świadectwem Oj-
ca, Ojciec wydaje świadectwo o Synu.
Słowo wypowiedziane przed wiekami,
zapowiedzi dawane przez proroków,
wypełniają się. Kto otwiera serce,
sercem przyjmuje Prawdę.
Módlmy się, Bóg będzie nam
błogosławił.
Czwartek, 3 kwietnia J 5,31-47
Ja mam świadectwo większe od
Janowego. Są to dzieła, które Ojciec
dał Mi do wykonania; dzieła, które
czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec
Mnie posłał.
(J 5,36)
Mądrość zawarta w Pismach, nie
jest mądrością ludzką, ale boską. To-
też nie umysł trzeba na nią otworzyć,
ale serce i duszę. Kto prawdziwie
przyjmuje Boga, trwa w Prawdzie
zawartej w Piśmie. Kto nie w fałszu,
ale w Prawdzie odnajduje siebie
i przeżywa swoje życie, ten ma Słowo
żyjące w nim. Słowo trwa w nim, żyje
w nim, kształtując go i jego życie.
I w pewnym momencie bardzo jasno
odczytuje przyjście Jezusa, jako wy-
pełniające się Słowo Boga. Bowiem
trwając w Słowie, jest mu Ono bliskie,
znane. Nie jest obce, więc je rozpo-
znaje. Ten zaś, kto nie żyje Prawdą
Słowa, chociaż może o tym dużo mó-
wić, nie jest w stanie rozpoznać Go
w Jezusie. Bo tak naprawdę nie zna
Słowa i nim nie żyje. Tak więc Jezus,
który jest Słowem Boga, nie jest mu
znany, jest mu obcy.
Jezus otrzymał od Ojca pełną
władzę. Wszystko przekazał Mu Jego
Ojciec. Ma prawo sądzić. Niezrozu-
miałe to prawo dla zwykłego człowie-
ka, bowiem nadane Jezusowi mocą
Jego Posłuszeństwa Ojcu do końca,
otrzymane na mocy ukrzyżowania,
oddania swego życia za życie każdego
człowieka. Wypełniając wolę Ojca,
wolę Miłości Miłosiernej, Jezus nieja-
ko nabył prawo władzy nad ludzko-
ścią. Jako Bóg, miał ją zawsze, jako
Syn posłuszny Ojcu ma ją niejako
podwójnie. Ceną było Jego życie.
Jednak ta władza przejęta poprzez
Krzyż będący wyrazem i świadec-
twem samej Miłości i samego Miło-
sierdzia, nie jest właściwie rozumiana
przez człowieka. Bowiem człowiek
ma swoje zwykłe, ludzkie wyobraże-
nie władzy. I niestety zazwyczaj nie
20
wiąże się ono z miłością. Władza Bo-
ga, to władza Miłości Miłosiernej.
Miłości, która umarłych powołuje do
życia. Miłości, która daje nowe życie.
Która nie wykorzystuje swoich pod-
danych, ale swoim podanym daje całą
siebie. Warunkiem jest jej przyjęcie.
Przyjęcie Miłości Miłosiernej, wiara
w nią. A dzieje się to poprzez przyję-
cie Jezusa jako Boga, Syna Bożego,
Odwiecznego Jego Słowa.
Dzisiejszy fragment, chociaż
trudny w swej wymowie, jednak
przedstawiający istotną prawdę o Je-
zusie jako Synu Bożym. A świadec-
two o Nim dają prorocy narodu wy-
branego. Szkoda tylko, że w ostatecz-
ności naród ten nie rozpoznał w Jezu-
sie zapowiadanego Mesjasza. Szkoda,
że żyjąc w takiej bliskości z Bogiem,
naród wybrany nie zdołał otworzyć się
na Jego Słowo, nie przyjął Go jako
swojego. Módlmy się, aby historia
narodu wybranego nie powtórzyła się
w naszym życiu. Prośmy Ducha Świę-
tego, by prowadził nasze serca i dusze
ku otwarciu się na Słowo, byśmy po-
trafili rzeczywiście w tym Słowie
trwać, a Ono by trwało w nas. Módl-
my się, aby Miłość Miłosierna obja-
wiająca się w Jezusie, została przez
nas przyjęta z wielką otwartością.
Módlmy się, Bóg będzie nam błogo-
sławił.
Piątek, 4 kwietnia J 7,1-2.10.25-30
A Jezus, ucząc w świątyni, zawo-
łał tymi słowami: «I Mnie znacie,
i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie
przyszedłem sam od siebie; lecz
prawdziwy jest Ten, który Mnie po-
słał, którego wy nie znacie. Ja Go
znam, bo od Niego jestem i On Mnie
posłał». (J 7,28-29)
„Moja nauka nie jest moją, lecz
Tego, który Mnie posłał. Jeśli kto
chce pełnić Jego wolę, pozna, czy
nauka ta jest od Boga, czy też Ja mó-
wię od siebie samego. Kto mówi we
własnym imieniu, ten szuka własnej
chwały. Kto zaś szuka chwały Tego,
który go posłał, ten godzien jest wiary
i nie ma w nim nieprawości”. Wpraw-
dzie Jezus mówi tutaj o sobie, jednak
słowa te możemy również odnieść do
każdego człowieka. Powołaniem
człowieka jest Miłość, dążenie do
Miłości, zjednoczenie z Miłością.
Żeby to mogło się dokonywać, czło-
wiek musi dać miejsce Miłości we
własnym sercu. Inaczej ona nie będzie
mogła go posiąść. Człowiek nie żyje
po to, by hołdować swoim zachcian-
kom, by spełniać swoje pragnienia, by
oddawać chwałę sobie samemu.
Człowiek żyje, by kochać, by powoli
doskonaląc się w miłości, w nią się
zamieniać. Im niejako bardziej za-
awansowana będzie ta przemiana, tym
lepiej będzie przygotowany do wiecz-
ności. Bowiem w wieczności pozosta-
nie tylko miłość. Tylko ona będzie
21
miała rację bytu. Tylko ona jest nie-
skończona, tylko ona jest wieczna.
Zatem to, co miłością nie jest, nie
będzie istnieć.
Już na ziemi człowiek może po-
znać w jakim stopniu przygotował się
do wieczności. Patrząc na jego miłość,
wiarę, na jego postawę można stwier-
dzić czy w tej miłości się wydoskona-
lił, czy może jeszcze potrzebuje czasu.
Swego rodzaju miarą doskonałości,
przygotowania do Nieba jest procent
miłości własnej w sercu człowieka. Im
większy procent, tym więcej przygo-
towań potrzebuje dusza. Bowiem im
więcej miłości własnej, tym mniej
Boga w sercu. Uczynić Boga Panem
swego serca - to zadanie każdego.
Skoro On jest Tym, który jest, który
był i który będzie, zatem jeśli dusza
pragnie szczęścia wiecznego, to po-
winna zwrócić się do Tego, który to
szczęście zapewnia, który jest wiecz-
ny, który jest Wiecznością. Trudno
bowiem oczekiwać, by po odrzuceniu
Boga, On sam na siłę starał się nas
uszczęśliwiać sobą. On tak nas uko-
chał, tak szanuje naszą wolę, że nie
zniewala nikogo. Zaprzeczyłby sam
sobie, gdyby przymuszał kogoś do
miłości.
Zatem dążenie do miłości jest za-
daniem człowieka. Dążenie do umi-
łowania Boga całym sercem, całą
duszą, całym swoim jestestwem. Du-
sza może sama w sobie zaobserwo-
wać, na ile kocha rzeczywiście
i prawdziwie. Pomocą w tym mogą
być słowa dzisiejszego fragmentu
z Ewangelii według św. Jana. „Kto
mówi we własnym imieniu, ten szuka
własnej chwały. Kto zaś szuka chwały
Tego, który go posłał, ten godzien jest
wiary i nie ma w nim nieprawości”.
Szukanie własnej chwały to sygnał dla
duszy, by zmieniła cel swoich dążeń,
by zastanowiła się nad swoimi pra-
gnieniami, by zadbała o czystość in-
tencji. Niestety pycha i egoizm są
obecne w życiu człowieka. Na ile
człowiek pozwoli im dojść do głosu,
na tyle szukać będzie własnej chwały.
Ktoś mógłby powiedzieć, że słowa
Jezusa bardziej odnoszą się do tych,
którzy głoszą słowo Boże, do kapła-
nów, misjonarzy, zakonników. Jednak
to nie jest prawda. Bowiem człowiek
całym swoim życiem ma głosić chwa-
łę Boga, czy to świecki, czy konse-
krowany. Swoją postawą powinien
Bogu oddawać cześć i dziękować
nieustannie za niezliczone łaski.
Wszystko do Niego odnosić uznając
swoje poddanie wobec Stwórcy. Sko-
ro od Boga wszystko pochodzi, skoro
On jest dawcą wszystkiego, zatem
Jemu należy się chwała i podziękowa-
nie oraz podziw.
Ten, kto głosi swoją chwałę, jest
złodziejem chwały Boga, bo tylko
Jemu się ona należy. Nie jest godzien
wiary. Kiedy człowiek staje się takim
złodziejem? Niestety jest nim nie-
ustannie. Jeśli nad sobą się nie zasta-
nawia, jeśli sprawa wiary nie jest
u niego na pierwszym miejscu, wtedy
często czyni to nie do końca świado-
mie. Jednak osoba wierząca, która
22
przeszła katechizację w swoim życiu
i stała się dojrzałym, pełnoprawnym
członkiem Kościoła, nie może twier-
dzić, iż była nieświadoma swej za-
chłanności dotyczącej chwały. Od
najmłodszych lat bowiem, dziecko
uczone jest wiary, wprowadzane
w życie Kościoła, poznaje relację Bóg
- człowiek. Ta relacja opiera się na
miłości, na świadomym przyjmowa-
niu przez człowieka prawdy o sobie,
kim jest wobec Stwórcy. Niestety
słabości biorą górę i człowiek upada.
Jednak chodzi o to, by będąc ich
świadomym, pracować usilnie nad
nimi. By się im nie poddawać. By
stale powstawać i zwracając się do
Bożego miłosierdzia z wielką ufnością
prosić o siły do kroczenia dalszą dro-
gą ku doskonałości.
Człowiek może czynić bardzo
dużo dla innych, dla Boga. Może być
spostrzegany przez otoczenie jako
dusza niemalże święta, bliska święto-
ści. Jednak ważne jest jakie są jej
intencje. Bowiem to czystość intencji
oddaje Bogu chwałę. Posługując się
swoimi zdolnościami danymi przez
Stwórcę może rzeczywiście nawracać
tysiące. Jednak, jeśli miesza się w to
próżność, pycha, głoszenie własnej
chwały - nie oddaje swoim życiem
chwały Bogu. Jest jej złodziejem.
Niekiedy trudno jest szczególnie oso-
bom nie do końca dojrzałym w wie-
rze, oddzielić służbę Bogu z szuka-
niem własnej chwały. A i kapłanom
się to zdarza, szczególnie tym, którzy
obdarzeni przez Boga darami, zdolno-
ściami, posługując się nimi, tracą po-
czucie tej granicy pomiędzy szuka-
niem swojej chwały a oddawaniem
chwały Bogu. Ta granica jest bardzo
delikatna, może być niezauważona.
Wtedy następuje przerost formy nad
treścią. Przejawiać się to może np.
w pięknie przygotowanych nabożeń-
stwach rekolekcyjnych, które faktycz-
nie porywają serca na chwilę, ale
wierni wychodząc z Kościoła, chwalą
kapłana, a nie Boga. W ich sercach
jest podziw dla kapłana. O Bogu my-
ślą mniej. Z takich rekolekcji w duszy
nie pozostaje zbyt wiele, bo nie zaszła
istotna zmiana. Pamięta ona głównie
swój podziw dla kapłana, ale jej sto-
sunek do Boga nie zmienił się. Nie
wzrosła jej miłość do Boga. Dzieje się
tak, ponieważ kapłan ten głosił swoją
chwałę, a nie chwałę Boga. Ma to
również miejsce wśród ludzi świec-
kich. Każdy narażony jest na ataki
szatana, który wykorzystuje ludzkie
słabości, by tylko przerwać więź mię-
dzy człowiekiem a Bogiem. A szcze-
gólnie, by w umysłach ludzkich zmie-
nić te właściwe proporcje, jakie są
między wielkością i wszechmocą
Boga, a nicością i słabością ludzką.
Karmiąc ludzką pychę bardzo szybko
fałszuje Prawdę w świadomości ludz-
kiej i doprowadza człowieka do upad-
ku.
Módlmy się, byśmy zawsze wi-
dzieli właściwe proporcje między
Bogiem a człowiekiem. Byśmy zaw-
sze głosili chwałę Boga i mieli we
23
wszystkim czyste intencje oddawania
Mu czci.
Sobota, 5 kwietnia J 7,40-53
A wśród słuchających Go tłumów
odezwały się głosy: «Ten prawdziwie
jest prorokiem». Inni mówili: «To jest
Mesjasz». «Ale - mówili drudzy - czyż
Mesjasz przyjdzie z Galilei?
(J 7,40-41)
Dzisiaj zwracamy uwagę na nie-
życzliwość z jaką spotyka się Jezus
nie tylko ze strony obcych, ale i ze
strony osób z Nim spokrewnionych.
Ta nieżyczliwość brała się stąd, że nie
rozumieli, nie wierzyli, ulegali wła-
snym słabościom. Nie otwierali serca,
ale zamknięci na łaskę, snuli własne
domysły, ulegali własnej wyobraźni,
dawali posłuch podszeptom złego.
Patrząc na nich, wydaje się, że czyn-
nie nie krzywdzili Jezusa, a więc nie
czynili nic takiego złego. Jednak zło
przyjmuje różne oblicza i stosuje róż-
ne formy działania. Często działa
skrycie. Zatruwa wnętrze człowieka
niszcząc je. Na zewnątrz człowiek
sprawia pozory przyzwoitości, prawo-
ści, sprawiedliwości. W środku - brak
miłości, zgnilizna, śmierć. Może wy-
dawać się nam, że słowa te są zbyt
ostre. Ale gdy chwilę z Bogiem roz-
ważymy je, zgodzimy się z nimi.
Każdy człowiek doświadcza
w swym sercu niechęci do jednych
osób, a do innych życzliwości. Serce
do jednych lgnie podświadomie, in-
nych odrzuca. Człowiek ulega swoim
odczuciom, emocjom dając temu wy-
raz w słowach i czynach. Czyni to
często bez zastanowienia. Można by
rzec - nieświadomie, ale nie jest to do
końca prawda. Człowiek jest przecież
istotą rozumną. Ma tę możliwość,
a nawet obowiązek posługiwania się
darem, jaki otrzymał od Boga - rozu-
mem. Ma też obowiązek kierowania
swoim postępowaniem, odnoszeniem
się do siebie i otaczającego świata tak,
by nie krzywdzić nikogo, a szanować,
budować, tworzyć, pomnażać dobro.
Mimo to, człowiek nie zawsze kieruje
się miłością, a raczej niechęcią, bar-
kiem życzliwości do innych. Bez
względu na to, jakie są powody od-
czuwania niechęci do drugiej osoby,
stosunkiem dusz najmniejszych do
innych powinna kierować miłość.
Pielęgnując w sobie niechęć i wyraża-
jąc ją na zewnątrz czynimy zło wobec
innych dusz, ale i wobec swojej wła-
snej duszy. Zło nie działa w jednym
kierunku. To broń obosieczna. Rani
cel, ale i źródło, z którego zostało
wysłane. Niekiedy dokonuje ogrom-
nych zniszczeń w duszy, w której się
zrodziło. Jeśli dusza nie broni się
przed nim, potrafi zamienić ją
w zgliszcza. Często człowiekowi wy-
daje się, że to drobnostka, taki nie-
przychylny stosunek do niektórych
osób. Tym bardziej, że usprawiedli-
wiony ich postępowaniem, niecieka-
wym charakterem, może złem wyrzą-
dzonym innym. Ta „drobnostka” za-
korzenia się bardzo mocno w duszy
24
człowieka. Jest niczym perz w ogro-
dzie. Trudno ją potem wyplenić. Po-
nieważ jej korzenie rozrosły się
wzdłuż i wszerz, a także w głąb. Nie
da się tak prosto wyrwać tego zła
z duszy, jak nie da się łatwo wyrwać
perzu i usunąć go zupełnie. Bowiem
jego korzenie obejmują nieraz swoim
zasięgiem cały ogród, a i do sąsiada
się przedostały. Zachwaszczony ogród
nie przyniesie korzyści ogrodnikowi.
Nie zbierze on plonów, bo jego rośli-
ny zagłuszone będą przez perz. Wyda-
je się, że cóż, taka mała roślina perzu
może wobec ogrodnika, jego narzędzi
i przeróżnych środków naturalnych
i chemicznych chroniących rośliny,
wspierających ich wzrost, rozwój.
A jednak potrafi ona zdziałać wiele
złego, jeśli w porę się jej nie usunie.
Spójrzmy na nasze serca. Zaob-
serwujmy nasz stosunek do bliźnich.
Posłuchajmy własnych słów, posta-
rajmy się skontrolować sposób odno-
szenia się do nich i intencje zachowań.
Prześledźmy własne myślenie. Jeśli
uczynimy to szczerze, odważnie, jeśli
staniemy w prawdzie sami przed sobą,
zauważymy, jak mało miłości jest
w naszym postępowaniu, a jak wiele
egoizmu, wygody i pychy. Jakże czę-
sto realizujemy własne cele, mamy na
uwadze własne korzyści, a nie dobro
drugiej osoby. Poza tym, jakże często
ulegamy emocjom, nie próbując nawet
ich kontrolować. Nie tak postępuje
dusza należąca do Boga. Nie tak po-
stępować ma dusza maleńka. Dusza
najmniejsza we wszystkich stara się
dostrzegać Boga. Zdając sobie sprawę
z tego, że każdy człowiek został po-
wołany do życia przez Stwórcę z mi-
łości, że każdy jest umiłowanym
dzieckiem Boga, niemalże nie ma
odwagi traktować drugiej osoby bez
miłości. Dla każdej stara się znaleźć
wytłumaczenie jej postępowania,
a swoje ewentualne odczucia, czy
niechęci tym bardziej depcze zastępu-
jąc je aktem miłości, wolą czynienia
dobra, spełnianiem dobrych uczynków
wobec niej, mając na uwadze
w pierwszej kolejności jej potrzeby
i pragnienia, a dopiero potem swoje.
Pamiętając, że służąc drugiemu czło-
wiekowi służą Bogu, dusze najmniej-
sze starają się jak najlepiej tę służbę
wypełniać, bo w każdym widzą Boga.
Ze względu na miłość do Jezusa go-
towe są ponosić ofiary, cierpieć nie-
zrozumienie, zapomnieć zupełnie
o sobie. W ich sercu króluje Jezus, na
tronie zasiada Jezus, pierwszą osobą
jest Jezus. I to Jego miłość dla nich
jest najważniejsza. Ta miłość daje im
sił, by wierzyć, ufać, kochać aż po
heroizm. Nie w wielkich sprawach,
bohaterskich wyczynach, ale w co-
dzienności, w zwykłym, szarym ży-
ciu. W nim idą drogą miłości stając
się dla Jezusa bohaterami w miłości.
Ukryci, niepozorni, niczym się niewy-
różniający, spełniają heroicznie przy-
kazanie miłości wobec każdej napo-
tkanej duszy. A im mniej ta dusza jest
doskonała, tym większą miłością ją
otaczają.
25
Módlmy się, aby Duch Święty
poprowadził nas w samo serce tego
heroizmu wiary, nadziei i miłości.
Módlmy się, byśmy dobrze, z miło-
ścią wypełniali swoje powołanie.
Niech Bóg błogosławi nas na czas
tych rozważań.
Niedziela, 6 kwietnia J 11,1-45
Siostry zatem posłały do Niego
wiadomość: «Panie, oto choruje ten,
którego Ty kochasz». Jezus usłyszaw-
szy to rzekł: «Choroba ta nie zmierza
ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby
dzięki niej Syn Boży został otoczony
chwałą». (J 11,4-5)
„Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”
Oczom zebranych ukazał się zmarły
Łazarz cały powiązany opaskami
i z chustą na twarzy. To, co niemożli-
we, stało się możliwym. Żydzi ujrzeli
wszechmoc Boga.
Sytuacja wydawała się jedno-
znacznie przesądzona. Łazarz umarł
i nie było już dla niego ratunku.
Świadczą o tym słowa obu sióstr:
„Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie
umarł”. Jedna i druga tak przywitały
Jezusa. One wierzyły, że Jezus mógł
uzdrowić chorego. Ale śmierć była
taką granicą, przez którą nikt nie prze-
chodził, by wrócić z powrotem. Nikt
nie miał takiej władzy, takiej mocy,
by to uczynić. Zatem i siostry uznały,
że nic już nie da się zrobić w tej kwe-
stii. Ból wypełniał ich serca. Jezus
jednak pragnie zobaczyć miejsce po-
chówku. Wzruszony łzami, cierpie-
niem sióstr i przyjaciół, sam zapłakał
nad Łazarzem. Potem natomiast roz-
kazał odsunąć kamień. Marta nie ro-
zumiejąc sprzeciwia się temu. Ciało
się rozkłada, bo leży już cztery dni w
grobie. Sprzeciwia się, mimo, że znała
Jezusa. Przebywał chętnie w ich do-
mu, tak otwartym, tak gościnnym dla
wszystkich, a szczególnie dla Niego.
A jednak Marta nie potrafi nawet po-
myśleć, że przecież Jezus może Łaza-
rza ożywić. Takiej myśli nie dopusz-
cza do siebie. To jest ponad jej wiarę,
ponad jej miłość do Jezusa. Ona
wprawdzie wierzy w zmartwychwsta-
nie, ale w dniu ostatecznym. Nato-
miast teraz, już - to niemożliwe! Tego
nie bierze pod uwagę. Jezus każe od-
sunąć kamień, potem modli się dzię-
kując Bogu za wysłuchanie prośby
i karze Łazarzowi wyjść z grobu. To,
co zobaczyli, przeszło wszelkie ludz-
kie wyobrażenia! Żywy Łazarz cały
w bandażach wyszedł z grobu! Dużo
widzieli znaków, jakie czynił Jezus.
Jednak ten cud przeszedł wszystkie!
Zburzył ponownie ich sposób myśle-
nia o Jezusie. Kazał od nowa zastana-
wiać się, kim jest Ten, Który wskrze-
sza?
Sam Łazarz również przechodzi
metamorfozę. Grób, bandaże są swego
rodzaju symbolicznym obrazem tego
wszystkiego, co dzieje się w sercach
wszystkich biorących udział w tym
wydarzeniu. Jest też symbolem tego,
co warto, aby przeszedł każdy czło-
26
wiek, by rozpocząć życie od nowa
i po nowemu.
Prawdziwe spotkanie z Jezusem
nie pozostaje bez echa w sercu czło-
wieka. Z takiego spotkania dusza wy-
chodzi odmieniona. W zależności od
duszy mogą to być różne zmiany
i w różnym stopniu nasilenia. Jednak
dusza jest poruszona. Nie przechodzi
do codzienności prosto, ot tak sobie,
jakby się nic nie stało. Łazarz i jego
siostry byli przyjaciółmi Jezusa. Bar-
dzo bliskimi przyjaciółmi. Jezus mi-
łował ich. Wydaje się, że ta miłość
powinna sprawić, iż będą wierzyć,
ufać, a ich serca rozumieć będą więcej
i lepiej. To prawda. Miłość tak czyni,
to sprawia. Jednak człowiek musi
przejść swoistą śmierć wszystkiego,
co jest jego wnętrzem, co jest jego
życiem, by zacząć na nowo żyć, nie-
jako od nowa patrząc, doświadczając,
czując, rozumiejąc. Tym zaś, który go
na nowo powoła do życia, jest sam
Jezus. To Jezus musi wypowiedzieć
słowa: Duszo, wyjdź z grobu. Zrzuć
z siebie to, co jeszcze ciebie oplątuje:
wszystkie bandaże oraz chusty zasła-
niające twoją twarz! Nikt nie jest
w stanie tego zrobić! Tylko Jezus! Bo
to On wie o wszystkim, zna twoje
wnętrze. To On posiada tę moc.
Zauważmy, że wystarcza słowo
Jezusa: Łazarzu wyjdź! Jezus nie musi
dotykać, czynić specjalnych znaków,
siłować się, mocować. On wypowiada
słowo i staje się. Wystarczy słowo
Boga! Pokonane zostają wszelkie
moce! Dusza Łazarza została prze-
mieniona, jego serce umocnione.
Dzięki tej śmierci i narodzeniu na
nowo Łazarz jest przygotowany do
nadchodzących wydarzeń i do zada-
nia, które jemu powierza Jezus. On
rozumie więcej, on swoim pojmowa-
niem wchodzi w głąb. A jego miłość
jest dojrzalsza. Podobnie rzecz ma się
z Marią. W prawdzie to nie ona prze-
szła swoją własną śmierć, jednak
śmierć brata i ją przygotowała na mę-
kę i śmierć Jezusa. Pomogła jej bar-
dziej uwierzyć, mocniej zaufać.
A przede wszystkim, pokochać jesz-
cze więcej i dojrzalej. Wszyscy prze-
szli swego rodzaju metamorfozę swo-
jego patrzenia na Jezusa. Zobaczyli
kogoś, kto obdarzony jest mocą same-
go Boga, posiada władzę nad życiem
i śmiercią. A przecież to jest jedynie
cecha Boska. Tylko Bóg ma taką wła-
dzę! Dało im to dużo do myślenia.
Dzisiaj ty masz tę możliwość
spojrzenia na Jezusa po nowemu.
Zobacz w Nim tego, który może na
nowo wskrzesić twoją duszę, który
może ją odrodzić. Spójrz na Niego
jako na Boga pełnego mocy. Jako na
Boga wszechmocnego, który może
wszystko! Bez względu na to, w jakim
stanie jest twoja dusza, jak ją spo-
strzegasz, zejdź wraz z Łazarzem do
grobu. Pozwól umrzeć swojej pysze,
swojemu egoizmowi, swojej zazdro-
ści, swemu „ja”! Pozwól pogrzebać
twoje wyobrażenie o sobie i swojej
wierze, twoje wyobrażenie o Bogu i
Jego miłości. Pozwól, by Jezus zabrał
wszystko, co stare, wszelkie twoje
27
pragnienia i ambicje, a dał ci nowe -
swoje. Zgódź się na nowe oczy, nowe
uszy, nowe usta, nowe serce, nową
postawę, nowe myśli. Niech Jezus
ciebie odrodzi! Niech da ci nowe ży-
cie! Jego życie! Uklęknij przed Nim,
zamknij oczy i postaraj się być tylko
ty oraz Jezus. Sam na sam z Nim.
Otwórz serce i usłysz: Duszo wyjdź
z grobu! Poproś Go o ten dar nowego
życia. Wyraź wiarę, że On może ci je
dać. Zaufaj. A potem dziękuj. Poczuj
tę radość, jaka była udziałem Marii,
Marty i Łazarza. Oni rozpoczęli nowe
życie! To, co wydawało się, że legło
w gruzach, odrodziło się na nowo!
W dodatku czuli w sobie moc, siłę
wiary, bowiem Bóg w ich życiu do-
konał niemożliwego! Pokochali Jezu-
sa jeszcze większą miłością! I ty Go
pokochaj od nowa, jeszcze więcej.
Niech i w twoim życiu realizuje się
Jego plan Zbawienia. Niech pozwoli
ci być uczestnikiem tego dzieła.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech
poprowadzi nas Duch Święty.
Poniedziałek, 7 kwietnia J 8,1-11
Wówczas Jezus podniósłszy się
rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są?
Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła:
«Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus:
«I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od
tej chwili już nie grzesz!». (J 8,10-11)
Postarajmy się dzisiaj wczuć
w sytuację kobiety opisanej w tym
fragmencie Ewangelii. Została przy-
prowadzona do Jezusa przez tłum
Żydów. Po tym, co zrobiła, wg prawa
mojżeszowego powinna zostać ukara-
na przez ukamienowanie. Oczywiście
Żydom wcale nie chodziło o tę kobie-
tę, czy o prawo, ale o to, by mieć ar-
gumenty na pojmanie Jezusa. Żydzi
robili wiele hałasu. Popychali kobietę,
krzyczeli, grozili, obrażali ją. Okazy-
wali niekiedy bardzo dosadnie swój
brak szacunku wobec niej. Postawili
ją przed Jezusem oczekując sądu.
Kobieta była przerażona. Żydzi
domagali się wyroku. To nie był ci-
chy, spokojny urząd sądowy. To ro-
zemocjonowany tłum, gdzie każdy
wykrzykiwał swoje racje. Gdzie moż-
na było spodziewać się wszystkiego.
W końcu po zadaniu pytania, co Jezus
sądzi na temat postępowania wobec
takich kobiet, mężczyźni ucichli.
W napięciu czekali na to, co powie
Jezus. Kobieta spuściła wzrok oczeku-
jąc najgorszego. Cisza przedłużała się.
Jezus nie powiedział nic. Pisał coś
palcem po ziemi. Po chwili niektórzy
Żydzi zaczęli się niecierpliwić. Pona-
wiali swoje pytanie. Wtedy Jezus
„podniósł się i rzekł do nich: Kto
z was jest bez grzechu, niech pierwszy
rzuci na nią kamień. I powtórnie na-
chyliwszy się pisał na ziemi”.
Jaką moc musiały mieć te słowa,
co takiego niosły w swej treści, że
Żydzi zmienili zupełnie swoją posta-
wę. Z tych pewnych siebie, wojowni-
czych, zagniewanych, żądających
kary, zamienili się nagle w przysło-
wiowe potulne baranki. Ta potulność
28
była pozorna. W sercu była złość, że
nie mogą osiągnąć zamierzonego celu.
Ale nie chcieli wystawiać siebie, wła-
snych sumień na konfrontację z Jezu-
sem. Obawiali się, że ich reputacja
mogłaby na tym ucierpieć. Wiedzieli
dobrze jacy są. Znali swoje grzechy
i grzeszki. Wcale nie byli w porządku
wobec prawa. A nieopatrzne zacho-
wanie mogłoby im zaszkodzić. Zaczę-
li się więc wycofywać. Powoli, z nie-
chęcią, powstrzymując się, by nie
zgrzytać zębami, odchodzili pełni
niezadowolenia. Znowu z tego spo-
tkania z Jezusem odchodzili pokonani.
To jeszcze bardziej wzbudzało ich
nienawiść.
W końcu „pozostał tylko Jezus
i kobieta, stojąca na środku. Wówczas
Jezus podniósłszy się rzekł do niej:
Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie
potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie!
Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie
potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie
grzesz!” To wydarzenie posłużyło
Jezusowi, by okazać miłosierdzie
jeszcze jednej zabłąkanej duszy, by
jeszcze jedna osoba doświadczyła
Bożej miłości, by miała szansę na
nawrócenie. Teoretycznie rzecz bio-
rąc, powinien zająć jakieś stanowisko
wobec tej kobiety, ponieważ publicz-
nie ukazano jej grzech naruszający
prawo, a Jego prowokowano do osą-
dzenia jej. Jednak Jezus nie daje się
wciągać w szatańskie intrygi, ale czy-
ni wszystko, by zatriumfowała miłość
i miłosierdzie. On jest Panem tej sytu-
acji i to On nią kieruje. Nie pomogą
żadne starania ludzkie, żadne zamysły
i plany. On panuje nad wszystkim.
A co z kobietą? To, co działo się
w jej sercu po odejściu Żydów, jest
nie do opisania. Początkowo jeszcze
z lękiem, cała skulona w sobie, ocze-
kiwała na wyrok Jezusa. Gdy usłysza-
ła Jego słowa z pytaniem i spojrzała
w Jego oczy, zobaczyła coś, co ją
zadziwiło i wzruszyło. W tych oczach
była łagodność i dobroć. Żadnej wro-
gości, czy nienawiści. W tych oczach
była miłość. Nieśmiało odparła, że
nikt jej nie potępił. Następne zdania
Jezusa były miodem na jej strwożone,
ściśnięte ze strachu serce: „I Ja ciebie
nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już
nie grzesz!” Upadła do stóp Jezusa,
a z jej piersi wydobył się długo tłu-
miony szloch. Razem ze łzami wyle-
wała cały swój ból, cierpienia swego
życia, wszystko co doprowadziło ją do
grzechu. W jej sercu było tyle
wdzięczności. To, co czuła, czego
doświadczała jej dusza, kierowało jej
myśli ku Bogu. Ona czuła wielką
wdzięczność wobec Boga! Nikt jej nie
powiedział przecież, że stoi przed
Synem Bożym. Jednak jej serce wy-
czuwało więcej. Wystarczyło to spoj-
rzenie Jezusa, by uznała swój grzech,
by otworzyła serce na łaskę miłosier-
dzia i doświadczyła wewnętrznej
przemiany, na co zamknięci byli ci, co
chcieli jej ukamienowania.
Z tego spotkania z Jezusem,
wbrew wcześniejszym intencjom,
ubogacona, przemieniona, niejako
z największą wygraną odchodzi ko-
29
bieta cudzołożna. Żydzi pogłębiają się
coraz bardziej w swojej zatwardziało-
ści. Grzech rodzi następny grzech. Ze
spotkań z Jezusem nie czerpią nicze-
go. Są tak zamknięci, że jeszcze bar-
dziej zwracają się w stronę zła. Kobie-
ta uznała swój grzech i upokorzyła się
przed Bogiem. Nie udawała nikogo,
kim nie jest. To spotkanie zmieniło
całe jej życie. Miłość i miłosierdzie
dokonują cudów. Przemieniają ludzi
i ich serca. Oczywiście, jeśli ludzie
otworzą się na nie.
Dzisiaj Bóg pragnie zaprosić nas
do stanięcia przed Jezusem. Naszym
grzechem cudzołóstwa jest niewier-
ność swojemu Bogu. Z tej niewierno-
ści biorą swój początek inne grzechy.
Wyznajmy przed Jezusem swój
grzech i usłyszmy Jego słowa prze-
pełnione dobrocią i łagodnością. „I Ja
ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej
chwili już nie grzesz!” Poczujmy, jak
na nasze serca spływa łaska Jego mi-
łosierdzia i upadając przed Nim na
twarz przyjmijmy Jego miłość. Zapra-
gnijmy żyć w wierności swemu Bogu
i uczyńmy takie postanowienie. Po-
prośmy Ducha Świętego, by uzdalniał
nas nieustannie do tego. Niech spo-
cznie na nas Boże błogosławieństwo.
Wtorek, 8 kwietnia J 8,21-30
A On rzekł do nich: «Wy jesteście
z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy
jesteście z tego świata, Ja nie jestem
z tego świata. (J 8,23)
Jezus jest światłością świata. Za-
uważmy, że nie mówi jedynie: świa-
tłością. Jezus mówi: światłością świa-
ta. Biorąc te słowa zupełnie dosłow-
nie, można by porównać do nich inne
źródła światła. Nie da się jednak po-
wiedzieć to jest żarówka świata, świe-
ca świata. Żarówka jest po prostu
żarówką, a świeca, świecą. Tam, gdzie
się je postawi, zawiesi, tam będą
świecić. Oświetlą pokój, jakąś jedną
przestrzeń. Nie są w stanie oświetlić
całego świata. Jezus jest w stanie
to uczynić. On już to czyni. Oczywi-
ście te słowa: światłość świata, należy
przyjmować w wymiarze Ducha.
I poprzez oczy duszy spróbować zo-
baczyć, by zrozumieć sercem, czym
jest Jego światło, które może rozjaśnić
wszystko.
Do czasu przyjścia Jezusa ludz-
kość chodziła w ciemnościach. Cho-
dzi tutaj o ciemności grzechu. Pogrą-
żona w nich nie była w stanie prze-
ciwstawić się grzechowi. Grzech na-
tomiast pociągnął za sobą straszne
konsekwencje. Najstraszniejszą jest
śmierć wieczna czyli potępienie. Nikt,
żaden człowiek nie był w stanie poko-
nać śmierci. Bowiem musiałby naj-
pierw obmyć się z wszelkiego grze-
chu. Musiałby uczynić siebie czystym,
nieskalanym. Musiałby dotrzeć do
korzeni, by oczyścić się z grzechu
pierworodnego. Dla człowieka jest to
niemożliwe. Nie może on zbawić
siebie i innych o własnych siłach.
Dlatego przez wieki całe ludzkość
nieustannie żyła w tej świadomości
30
ciążącego na niej grzechu, który za-
ciemnił obraz Boga i stworzonego
przez Niego świata. Człowiek nie miał
już tej jasności spojrzenia na wszyst-
ko, jasności rozumienia świata, jaką
miał przed grzechem pierworodnym.
Wszelkie rozumienie, poznawanie
przychodziło mu z trudem, często
poprzez cierpienie. A i tak jego po-
znanie było i jest tylko częściowe,
wypaczone poprzez swój fragmenta-
ryzm oraz nieodpowiednią perspekty-
wę z jakiej patrzył. Patrzył bowiem
tylko oczami ciała, z pozycji materii.
Tak więc stwierdzenie, iż czło-
wiek żył w ciemnościach ma swoje
głębokie uzasadnienie i wyjaśnienie.
Jezus przyszedł na świat, by przeciw-
stawić się siłom ciemności. Sam bę-
dąc światłością, a więc będąc czy-
stym, świętym, poza tym mając świa-
tło w sobie, czyli wszelką wiedzę,
wszelkie poznania, bo On sam jest
Poznaniem, przyniósł to światło ze
sobą na ziemię. Przyniósł zatem wy-
zwolenie z ciemności. Wyzwolenie
z grzechu, wyzwolenie ze śmierci,
jaką ten grzech wprowadził. Więcej,
On przyniósł objawienie Boga. Nowe
spojrzenie na Boga. Rozświetlił przed
człowiekiem Jego obraz, aby poznanie
ludzkie było bliższe prawdy. Jezus,
mimo, że opierał się na Pismach zna-
nych Żydom, ukazał człowiekowi na
nowo Boże oblicze. To była swego
rodzaju rewolucja dla nich. Chociaż
przez wieki Bóg dawał Izraelowi do-
wody swojej opieki, chociaż okazywał
ojcowską miłość i troskę, to naród
wybrany nie potrafił nawiązać tak
bliskiej relacji, nie potrafił otworzyć
się na Boga, który pragnie intymnej
więzi z pojedynczym człowiekiem.
Dla przeciętnego Izraelity Bóg był
Stwórcą, Władcą, Pasterzem narodu,
Obrońcą i Sędzią, był Tym, którego
imienia nie śmiano wypowiadać. Je-
zus mówił o Bogu jako o swoim Ojcu
i przedstawiał Jego miłość w sposób
czuły, bliski ludzkiemu sercu. Bóg
jawił się w Jego nauce jako zatroska-
ny, miłujący Ojciec pełen miłosierdzia
oczekujący na swoje zabłąkane dziec-
ko. Jako Pasterz, który zostawia
wszystko, by odnaleźć tę jedną, małą,
zagubioną owieczkę. W końcu po-
przez ofiarę na Krzyżu, Jezus daje
największe świadectwo o miłości
Boga do człowieka. To objawienie
Bożej miłości na Krzyżu jest dla nie-
których nie do „przejścia”. Nie rozu-
mieją tej miłości i nie przyjmują jej.
Jednak są i tacy, którzy otwierają
serca na to objawienie i przyjmują
światło do swego wnętrza. Jezus staje
się ich światłem. To On tym sercom
ukazuje Ojca, daje poznanie i czyni
ich życie nowym. Już nie chodzą w
ciemnościach. Jezus stał się ich świa-
tłością. Poprzez nowe spojrzenie na
Boga, poprzez przyjęcie Jezusa jako
swego Zbawiciela, rozpoczynają oni
od nowa swoje życie. Mają w sercu
nadzieję i ufność. Radość wypełnia
ich wnętrza. Zajaśniało nad nimi nowe
światło, które ukierunkowało ich ży-
cie, rozświetliło je, nadało sens. Już
widzą przed sobą nie to, co do tej
31
pory, a więc kres wędrówki ziemskiej,
ale szczęśliwą wieczność. Patrzą
ufnie w Niebo i widzą tam światłość,
a nie ciemności. Dzięki Jezusowi -
światłości świata - sami stali się
dziećmi światłości. Bowiem, kto
przyjmuje światłość do serca, sam
zaczyna tym światłem jaśnieć. Po-
przez serca dzieci światłości, Jezus -
światłość świata, dociera do innych
serc, które jeszcze żyją w ciemności.
Módlmy się byśmy otworzyli się
na objawienie Boga w osobie Jezusa.
Módlmy się, byśmy potrafili przyjąć
Światłość świata, byśmy zajaśnieli
Jego światłem. Aby Jezus mógł o nas
mówić: dzieci światłości. Módlmy się,
Bóg będzie nam błogosławił.
Środa, 9 kwietnia J 8,31-42
Wtedy powiedział Jezus do Ży-
dów, którzy Mu uwierzyli: «Jeżeli
będziecie trwać w nauce mojej, bę-
dziecie prawdziwie moimi uczniami
i poznacie prawdę, a prawda was
wyzwoli». (J 8,31-32)
„Jeżeli będziecie trwać w nauce
mojej, będziecie prawdziwie moimi
uczniami i poznacie prawdę, a prawda
was wyzwoli”. Jezus nieustannie na-
rażony był na ataki Żydów. Zarzucali
Mu głoszenie nieprawdy, bluźnier-
stwo. Zarzucali, że posługuje się mocą
szatańską. Twierdzili, że łamie Prawo,
że nie przestrzega tego Prawa i po-
zwala, by jego uczniowie też go nie
przestrzegali. Ich serca zamknięte na
prawdę, czując jednak jej obecność
i obawiając się o samych siebie, wy-
najdywały różne niby argumenty, by
tylko Jezusa poniżyć, umniejszyć Jego
autorytet i ukrócić narastającą popu-
larność wśród ludu. Jezus jednak nie
bał się ich słów. Po Jego stronie była
Prawda, bo On sam był Prawdą, bo
On sam z Prawdy pochodzi. I nauczał
wszystkich, którzy otwierali serca, iż
ta Prawda, którą jest On sam, którą im
przyniósł, ma moc wyzwolenia.
Prawda pochodząca od Niego, a więc
od samego Boga, może uczynić ich
wolnymi.
Żydzi inaczej pojmowali słowa
o wolności i twierdzili, że przecież są
wolnymi. Twierdzili, że są wolnym
potomstwem Abrahama i mają Boga
za Ojca. Nie dostrzegali swego znie-
wolenia grzechem. Nie przyjmowali
Jezusa jako tego, który ma moc od-
puszczania grzechów. Nie przyjmo-
wali Go, jako Zbawiciela. Spierali się
o to, kim jest, jakim prawem mówi
i czyni takie rzeczy. Oburzali się na
Niego za słowa o Bogu Ojcu. Nie
mogli zrozumieć, dlaczego Jezus po-
wołuje się na Boga jako swego Ojca,
jako swego Świadka. Jako tego, który
zaświadcza o Nim. Mimo, że sami są
przecież tylko ludźmi i Boga nigdy
nie widzieli, uzurpują sobie prawo
wydawania sądu o Jezusie. Nie
przyjmują do wiadomości Jego Bo-
skiego pochodzenia. Zarzucają Mu
kłamstwo, sami na kłamstwie się opie-
rając. Nie ma w nich Prawdy, a jedy-
nie fałsz. Jezus tłumaczy im, iż przy-
32
chodzi od Ojca. Mówi tylko to, co od
Ojca usłyszał. Jego wola zjednoczona
jest z Jego wolą. Zatem czyni i mówi
tylko to, co chce Ojciec. Zna Boga, bo
od Niego wyszedł i naucza tylko to,
co od Niego usłyszał i czego sam się
od Boga nauczył.
Niestety Żydzi nie przyjmują tej
nauki i nie uznają w Jezusie Bożego
Syna. Dopiero, gdy wywyższą Syna
Człowieczego, poznają, że jest Bo-
giem. Teraz mieli mu za złe, że nazy-
wa siebie określeniem Boga: Ja Je-
stem. Twierdzili nawet, że jest opęta-
ny przez złego ducha. Brak dobrej
woli objawia się w sercach wielu Ży-
dów. Cokolwiek by Jezus nie powie-
dział, wszystko było tłumaczone
opacznie, by świadczyło przeciwko
Niemu. Żydzi pogłębiają się w grze-
chu. Wchodzą coraz bardziej w ciem-
ność, choć przed nimi stoi Światłość
świata. Wybierają kłamstwo, chociaż
Jezus podaje im Prawdę. Trwają
w swoim zniewoleniu twierdząc, że są
wolnymi. Nie przyjmują do wiadomo-
ści podstawowej sprawy. Wolnym jest
tylko Bóg. I to w Bogu należy tej wo-
lości szukać. Jezus przyszedł od Boga.
Jezus sam jest Bogiem. Tak więc jest
wolnym i tę wolność przynosi lu-
dziom. Jezus jest tym, który uwalnia
z grzechu. Ten, kto przyjmuje samego
Jezusa, kto słucha Jego nauki i ją za-
chowuje, poznaje prawdę, żyje
w prawdzie. A uznanie tej prawdy,
otwarcie się na nią całym sercem,
przynosi człowiekowi zbawienie. To
było dla Żydów za trudne. Oni będąc
zaskorupiali w swoim pojmowaniu
świata, Prawa, Boga, nie potrafili
wyjść poza ten ściśle zamknięty krąg.
Nie potrafili zrezygnować chociaż na
moment ze swoich wyobrażeń, ze
swojego pojmowania świata, by otwo-
rzyć się na „nowe”.
To „nowe” nie oznacza, że dopie-
ro teraz Bóg postanowił dać człowie-
kowi zbawienie, że dopiero teraz go
pokochał, że teraz dopiero widzi jego
słabość i bezradność. Działo się to od
początku. Tylko człowiek po swojemu
tłumaczył wszelkie objawienie Boga.
Stąd wypaczony Jego obraz w sercu
ludzkim. Jezus przyszedł, by na nowo
objawić światu Boże oblicze, by po-
przez wypełnienie zapowiedzianych
proroctw, pokazać odwieczną miłość
Boga do człowieka, by dać dowód
tejże miłości. Żydzi tego nie rozumie-
ją, a wręcz nie chcą rozumieć. Sami
siebie skazują nadal na niewolę. W ich
sercach pojawia się coraz większa
zaciętość. Coraz bardziej zamykają się
na zbawienie. Nie otwierają drzwi na
Prawdę, stąd nie mogą zaznać wyzwo-
lenia. Zamykają się na to niebywałe
objawienie Boga w Jezusie, mimo, że
mają je niejako w zasięgu ręki. Są tak
blisko. Są przecież narodem wybra-
nym. Bóg im dał pierwszeństwo
w przyjęciu Prawdy. Odrzucili ją.
Zatem udał się do innych ludzi, do
pogan, by oni ciesząc się z objawienia
mogli zaznawać szczęścia wiecznego.
Módlmy się, byśmy nie prze-
oczyli przyjścia Jezusa do naszych
serc. Módlmy się, byśmy potrafili
33
otworzyć się na Prawdę i ją przyjąć.
Módlmy się, aby Prawda ta przyniosła
nam wyzwolenie. Módlmy się, aby-
śmy zrozumieli czym jest trwanie
w nauce Jezusa, czym jest Jego Praw-
da, kim jest Ten, który nam tę Prawdę
objawia. Módlmy się, Bóg będzie nam
błogosławił.
Czwartek, 10 kwietnia J 8,51-59
Abraham, ojciec wasz, rozrado-
wał się z tego, że ujrzał mój dzień -
ujrzał [go] i ucieszył się». Na to rzekli
do Niego Żydzi: «Pięćdziesięciu lat
jeszcze nie masz, a Abrahama widzia-
łeś?» (J 8,56-57)
Zauważmy, że Żydzi ciągle po-
wątpiewali w Jezusa. Stale zadawali
Mu podchwytliwe pytania. Nieustan-
nie chcieli pochwycić Go na błędnym
tłumaczeniu Pism, na nieznajomości
Prawa, na naruszaniu przykazań. Słu-
chali Jego nauki nie po to, by z niej
czerpać mądrość, wiedzę, poznanie,
ale by mieć punkt zaczepienia do dys-
kusji, do kontrargumentów. Wobec
Jezusa – Boga - Człowieka mieli czel-
ność powoływać się na Boga jako ich
jedynego Ojca. Jezus wyraźnie i ostro
przerywa ten sposób myślenia: „Gdy-
by Bóg był waszym Ojcem, to i Mnie
byście miłowali”.
Zostawmy teraz samych Żydów,
bowiem słowa te Jezus kieruje rów-
nież do nas, dzisiaj. „Gdyby Bóg był
waszym Ojcem, to i Mnie byście mi-
łowali”. Zastanówmy się nad nimi.
Czy nie wywołują drżenia serca? Wy-
daje się, że Jezus poddaje w wątpli-
wość fakt, iż uznajemy Boga jako
swojego Ojca. I na pewno nie czyni
tego bezpodstawnie. Dodaje, że gdyby
tak było, to i Jezusa byśmy miłowali.
Pomyślmy przez chwilę nad swoim
stosunkiem do Jezusa. Nad swoimi
uczuciami do Niego. Czy rzeczywi-
ście kochamy Jezusa? Pytanie niejed-
nego oburza. Budzi sprzeciw. Przecież
kochamy Go! Czy na pewno? „Kto
jest z Boga, słów Bożych słucha.”
Przeanalizujmy te słowa, jako swego
rodzaju wymiernik tego, czy praw-
dziwie przyjmujemy i uznajemy Boga
za swojego Ojca ponosząc tego kon-
sekwencje.
„Kto jest z Boga, słów Bożych
słucha”. Co to znaczy, że ktoś jest
z Boga. Być z Boga, to od Niego po-
chodzić. Być z Boga, to powstać
z Niego. To być stworzonym z Niego
samego. Czyli posiadać w sobie Jego
cząstkę, która dała zaczyn pod całego
człowieka. Jednak to jeszcze nie
wszystko, ponieważ być z Boga, to
stale powracać do swego źródła ist-
nienia. Niejako stale dotykać istoty tej
Boskiej cząstki w człowieku, by jak
najpełniej poznać, zrozumieć swoje
pochodzenie. „Kto jest z Boga, słów
Bożych słucha”. Ta próba docierania
do swego prawdziwego „ja” w Bogu
wiąże się z pragnieniem zbliżenia do
Boga, bycia blisko, otwarcia się na
Niego, słuchania Go. I tutaj nie chodzi
o słuchanie dla samego słuchania. To
słuchanie jest czymś głębszym. Bo-
34
wiem dusza słuchając otwiera się na
opisywaną rzeczywistość Ducha.
Przyjmuje tę rzeczywistość, jako swo-
ją. Zaczyna się z nią identyfikować.
Wchodzi w nią coraz bardziej. Żyje
w niej. Słuchać tutaj oznacza żyć
w zgodzie z tym, co się słyszy. To
wypełniać słowa Boga. To karmić się
tym słowem. Czynić je swoim. Nosić
je w sobie. To życie w zjednoczeniu
ze Słowem, a więc z Bogiem. Kiedy
tak pojmuje się słuchanie Boga, kiedy
w ten sposób prawdziwie się Go słu-
cha, to rzeczywiście uznaje się całym
sercem, iż Bóg jest Ojcem. Przyjmuje
się wszelkie konsekwencje tego faktu.
A w tym, m.in. iż Jezus jest Synem
Bożym. Miłując zatem Boga, miłuje
się Syna. Słucha się Boga Ojca i słu-
cha się Boga Syna. Słuchając zaś,
zachowuje się Jego naukę, czyli
przyjmuje się ją i stara realizować w
życiu. Ta realizacja pociąga za sobą
następstwa - życie wieczne dla duszy!
Pozwólmy, że jeszcze raz zada-
my pytanie: Czy rzeczywiście kocha-
my Jezusa? Czy prawdziwie Bóg jest
naszym Ojcem? Czy nasze serca
przyjmują ten fakt? Czy godzą się na
wszystko, co wiąże się z tym stwier-
dzeniem, iż Bóg jest naszym Ojcem?
Czy jesteśmy z Boga? Czy słuchamy
Jego słów? W omawianym dzisiaj
znaczeniu! Można przecież słuchać,
ale nie słyszeć. Można wiedzieć, ale
nie dążyć do poznania i go nie do-
świadczać. Bo poznać, znaczy spo-
tkać, przyjąć, utożsamić się, żyć. Po-
znanie, to nie wiedza umysłu. Pozna-
nie to stan otwartego serca, które zo-
stało przeniknięte Stwórcą! Może się
to dokonywać powoli, latami, a może
też dokonać się w mgnieniu oka.
I serce należy już do Boga. Rozważ-
my dzisiaj stan naszych serc. Na ile są
otwarte, na ile słuchają, na ile poznają.
I módlmy się. Módlmy się o wejście
w głębszą relację z Bogiem. Módlmy
się o otwarcie się na Słowo. Módlmy
się o przyjęcie Słowa do samej głębi
naszego jestestwa i połączenie się
z nim. Módlmy się, abyśmy potrafili
karmić się tym Słowem. Módlmy się,
aby stało się ono prawdziwie naszym:
naszym rdzeniem, naszym życiem,
naszym tchnieniem. Módlmy się, Bóg
będzie nam błogosławił.
Piątek, 11 kwietnia J 10,31-42
Wielu przybyło do Niego, mó-
wiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił
żadnego znaku, ale że wszystko, co
Jan o Nim powiedział, było prawdą.
I wielu tam w Niego uwierzyło.
(J 10,41-42)
„Wielu przybyło do Niego, mó-
wiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił
żadnego znaku, ale wszystko, co Jan
o Nim powiedział, było prawdą.
I wielu tam w Niego uwierzyło”. Jan
Chrzciciel był prorokiem. Był tym,
który poprzedzał przyjście Jezusa.
O samym Jezusie mówił jako o kimś
wielkim, któremu on nie jest godzien
odwiązać rzemyka u sandała. Zapo-
wiadał Jego wielką godność nadaną
35
Mu przez Boga oraz misję. Dawał
świadectwo Prawdzie, którą wyjawił
mu sam Bóg. Życie Jana było też
świadectwem służenia Prawdzie. Był
bezkompromisowy. Odróżniał biel od
czerni i nie przyjmował szarości. Wie-
le osób słuchało jego słów, przyjmo-
wało chrzest i miało pragnienie zmia-
ny swego życia. W momencie ze-
tknięcia z Jezusem osoby te widziały
związek między tym, co usłyszały od
Jana, a co zobaczyły na własne oczy.
Jedno drugie potwierdzało. Jednocze-
śnie było to także utwierdzenie ich
w wewnętrznym przekonaniu o Jezu-
sie jako wielkim proroku, jako posła-
nym przez Boga, jako Synu Bożym,
jako Mesjaszu. Każdy na swój sposób
i wedle swej świadomości przyjmował
Jezusa. Tym, co skłoniło ich serca, co
je przygotowało, były słowa i życie
Jana.
Zauważmy, iż Jan Chrzciciel
odegrał ważną rolę. Zapowiedział,
przygotował i sprawił, że ludzkie ser-
ca były na tyle gotowe, aby przyjąć
Jezusa, aby w Niego uwierzyć. Jan
wypełnił swoje powołanie. Czynił
dokładnie to, czego oczekiwał od
niego Bóg. Dzięki temu wiele, wiele
dusz było gotowych na przyjście Je-
zusa, a potem na uwierzenie w Niego.
Jan zrealizował plan nakreślony ręką
Boga. Uczynił to perfekcyjnie nic od
siebie nie dodając. To jedynie zmniej-
szyłoby niejako siłę jego działania,
ograniczyłoby moc daną od Boga. Bo
zamiast Bożego, byłoby działaniem
człowieka, a ten przecież jest jedynie
słabością. Każdy człowiek powołany
jest do jakiegoś zadania. Są one różne,
ale mają wspólny mianownik- zba-
wienie duszy. Dusze najmniejsze
również powołane są do tego, by dą-
żyć do zbawienia własnych dusz, ale
i do tego, by swoim życiem przyczy-
niać się do nawrócenia innych.
Wspólnota prowadzona jest przez
samego Ducha Świętego, my zaś ma-
my wiernie realizować Boże wskaza-
nia. I chociaż nie jesteśmy jak Jan -
wielkimi duchem, to na swoją miarę
możemy przygotować drogę Panu,
zarówno do swojego serca, jak i do
serc swoich bliskich, znajomych, do
serc innych ludzi. Chodzi tylko o to
byśmy poddali się Bożemu prowadze-
niu, byśmy dążyli do doskonałego
pełnienia Jego woli, bo tylko wtedy na
sto procent Bóg może zrealizować
swój plan wobec nas i innych dusz.
Tylko wtedy droga dla Jezusa będzie
przygotowana i On sam przyjdzie do
ludzkich serc, które przyjmą Go
z radością.
Jan swoim życiem, słowem, po-
stawą świadczył o Prawdzie, której
służył. Nasłuchiwał w swoim sercu
głosu Boga i Jego wskazania realizo-
wał. Realizował dokładnie to, czego
oczekiwał Bóg. To nie było własne
widzimisię, własne pragnienia, ambi-
cje, plany. To była wola Boga. Do
Jana ściągały tłumy. Tysiące dusz
było przygotowywanych na przyjście
Jezusa. W chwili, gdy pojawił się
Jezus, Jan stwierdza: Potrzeba, by On
wzrastał, a ja się umniejszał. Jego
36
uczniowie poszli do Jezusa. On ich
nie zatrzymywał przy sobie, ale cie-
szył się. Znał swoje miejsce w Dziele
Zbawienia. Gdy pojawia się Bóg,
człowiek musi ustąpić miejsca. Bo nie
dla siebie, ale dla chwały Boga czyni
wszystko, dla Jego dusz, które kocha
ponad miarę. Dopiero wtedy pełni
doskonale Jego wolę. Jan wypełnił ją
do końca, po własną śmierć. Patrząc
oczami przeciętnego człowieka -
przegrał. Tyle się natrudził dla Jezusa,
a Ten nawet nie wstawił się za nim
u Heroda, by go obronić. Jest to jed-
nak spojrzenie typowo cielesne. Nasze
ma być duchowym. Jan do końca sta-
wał po stronie Prawdy. Do końca był
wierny głoszonej Prawdzie. Do końca
wypełniał wolę Boga, słuchał Jego
głosu w sercu i nie uląkł się nawet
umrzeć za to, czemu poświęcił całe
swoje życie. On żył wolą Boga, żył
Bogiem. Nie potrafiłby się Go wy-
rzec!
W przypadku Jana była to nie-
prawdopodobna jedność między du-
szą, a Duchem. Do tego stopnia, że
dzięki temu miał głębsze poznanie
istoty stworzenia, głębsze zrozumienie
natury, kontakt z nią bliższy niż każdy
inny człowiek. A przede wszystkim
rozumiał konieczność przygotowania
się na przyjście Mesjasza. Przygoto-
wania serca, duszy. Konieczność
oczyszczenia. My też mamy tę świa-
domość konieczności oczyszczenia
duszy przed bliskim już spotkaniem
z Jezusem. Mamy świadomość, jakie-
go typu to przygotowanie - napełnia-
nie się miłością, życie nią. Rozumie-
my też, że serca nie napełnione miło-
ścią, nie zdołają, nie będą w stanie
przyjąć Jezusa. Bo ta Miłość jest
wielka, doskonała, czysta. Serce brud-
ne w zetknięciu z nią nie zniesie tej
przepaści dzielącej je od Miłości.
Widząc tę nieskończoną różnicę po-
między czystością, a grzechem,
umrze z rozpaczy, z bólu. Stąd to za-
danie dla dusz. Stąd to powołanie.
Dusze najmniejsze mają żyć miłością,
by powoli, stopniowo stawały się one
udziałem innych i przygotowywały
ich na przyjście Jezusa. Ale my mamy
starać się czynić to doskonale, słuchać
woli Boga i posłusznie ją realizować.
Nie według swego wyobrażenia, ale
według polecenia Bożego. Jak Jan.
Wtedy nasza misja zostanie wypeł-
niona doskonale. Wprawdzie my rów-
nież nie uczynimy znaku jak Jan, ale
inni zobaczą Prawdę i uwierzą w Je-
zusa. Módlmy się, byśmy potrafili
poddać się prowadzeniu Ducha Świę-
tego i wypełniali wolę Boga. Niech
Bóg błogosławi nas na czas tych roz-
ważań.
Sobota, 12 kwietnia J 11,45-57
Wówczas jeden z nich, Kajfasz,
który w owym roku był najwyższym
kapłanem, rzekł do nich: «Wy nic nie
rozumiecie i nie bierzecie tego pod
uwagę, że lepiej jest dla was, gdy je-
den człowiek umrze za lud, niż miałby
zginąć cały naród». (J 11,49-50)
37
„Lepiej jest dla was, gdy jeden
człowiek umrze za lud, niż miałby
zginąć cały naród”. Kajfasz wypowia-
dając te słowa nie zdawał sobie spra-
wy, że mówi rzecz niezmiernie istotną
i prawdziwą, która już niedługo miała
się spełnić. A objęła sobą nie tylko
naród żydowski, jak to miał na myśli
Kajfasz, ale całą ludzkość na prze-
strzeni wszystkich wieków.
Arcykapłani i faryzeusze byli
bardzo zaniepokojeni znakami i cu-
dami czynionymi przez Jezusa. Coraz
bardziej oczywistym stawało się to, iż
za Jezusem idą tłumy. Lud prosty Go
kocha. Uznają Go za proroka, wiel-
kiego nauczyciela, a nawet za Mesja-
sza. Jeszcze trochę, a okrzykną Go
królem. Tego zupełnie faryzeusze nie
chcieliby. Mieli dość upokorzeń, ja-
kich doświadczali w związku z Jego
osobą i nauką, z Jego działalnością.
Wielu z nich nosiło w sercu osobisty
uraz do Jezusa. Czuło się dotkniętym
z powodu słów skierowanych bezpo-
średnio do faryzeuszy i uczonych
w Piśmie. Denerwowały ich oznaki
miłości, jakie otrzymywał od ludzi.
Czuli, że ich pozycja jest zachwiana.
Chcieli koniecznie przywrócić daw-
niejszy porządek. Należało Jezusa
uciszyć. Najlepiej, jakby zniknął. Zgi-
nął! A śmierć powinna być na tyle
hańbiąca, aby żaden Żyd nie miał
ochoty wstawiać się za nim, ani ubo-
lewać nad nim, żałować go.
„Tego więc dnia postanowili Go
zabić”. Ta decyzja miała zamknąć na
zawsze usta Jezusowi, a sprawiła, że
Jezus przemawia do ludzi już od wie-
ków. Miała całkowicie spowodować
wymazanie z pamięci Jego postaci,
a uczyniła Go wiecznie żywym
w sercach ludzkich. Ale najważniejsze
jest to, iż Jego śmierć dała życie
wszystkim ludziom na ziemi, ratując
ich od śmierci wiecznej. Jezus praw-
dziwie umarł za całą ludzkość przy-
wracając jej synostwo Boże. Zamiar
Kajfasza oczywiście był inny, ale Bóg
realizuje swoje plany bez względu na
to, czy człowiek przyjmuje je, czy się
im przeciwstawia. To, co Bóg zamie-
rza wobec człowieka jest dobrem
i wyrazem największej Jego miłości.
Plan zbawienia urzeczywistnił się
w Jezusie i nadal urzeczywistnia.
Do tego planu Bóg zaprasza du-
sze. Każdy z nas może w dziele tym
uczestniczyć żywo, świadomie, może
to dzieło przyjąć otwartym sercem.
Wtedy zbawienie stawać się będzie
już za życia jego udziałem. Może też
wybrać inną drogę. Jak faryzeusze
może starać się zagłuszać głos Jezusa
w sercu. Jednak najpierw niech się
zastanowi, czy takie postępowanie ma
sens. Bóg zrealizuje swój plan zba-
wienia do końca. Ciebie już zbawił, ty
możesz przyjąć lub nie dar Boga. Ale
bez względu na to, czy ty przyjmiesz,
czy nie, Bóg dla otwartych serc już
przygotował mieszkania w niebie.
Zaprasza, by w nich zamieszkać.
Zbawienie staje się udziałem wielu
dusz. Tak było dwa tysiące lat temu
i tak jest teraz. Faryzeusze trwali
twardo przy swoim zdaniu. Nie do-
38
puszczali do siebie Dobrej Nowiny.
Możesz na ich wzór głosić swoją
prawdę lub też przyjąć tę jedyną
Prawdę o Jezusie Zbawicielu. Możesz
na siłę udowadniać, że masz rację,
udawać, że nie słyszysz, nie widzisz,
ale mimo to, Jezus już na Krzyżu za-
wisł i z Krzyża ofiaruje tobie życie
wieczne. Jeśli ty zamkniesz się na
Niego całkowicie niejako uciszając
Go na zawsze w swoim sercu, wiedz,
że prawdziwie na zawsze dla ciebie
stanie się On nieosiągalnym. Odcina-
jąc się od źródła życia wiecznego,
zadajesz sam sobie wieczną śmierć.
Oczywiście twoje zachowanie nie
jest tak drastyczne jak faryzeuszy
i arcykapłanów. Jednak jest coś
w twoim zachowaniu z ich czynu,
bowiem jako dusza stworzona przez
Boga nosisz Go w sobie. Żyjesz dzię-
ki Jego życiu w tobie. Jego tchnienie
daje tobie oddech. Jego miłość powo-
łała ciebie do istnienia. Stałeś się dla
Boga duszą szczególnie umiłowaną
niczym jedyny Syn. Inaczej nie po-
święciłby życia swego Pierworodnego
za ciebie. A On tak zrobił. Zatem jeśli
ty odrzucasz taką miłość, odrzucasz
Boga, ranisz Go tym boleśnie do ta-
kiego stopnia, w jakim On ciebie ko-
cha. A kocha ciebie nieskończoną,
wieczną miłością. Więc Jego cierpie-
nie jest nieskończenie wielkie. Wiesz
o tym, że cierpienie psychiczne, ból
spowodowany np. odejściem bliskiej
osoby potrafi być tak ogromny, że
osoba nie potrafi żyć, popada w roz-
pacz, depresję, pragnie umrzeć. Nie
umie się z odejściem pogodzić. Nie
widzi sensu życia. Boże cierpienie jest
nieskończenie wielkie, bo umiłował
nieskończenie większą miłością. Za-
dajesz niejako śmierć Bogu w swojej
duszy. Ale jest to raczej śmierć zadana
sobie. Bóg z wielkim bólem godzi się
z twoją wolą, cierpi, ale nie zadaje
gwałtu twojej duszy i nie pozostaje
w niej wbrew tobie. To wielki ból
Boga, ale też wielki dramat człowieka.
Skazuje sam siebie na śmierć. Mając
w zasięgu ręki zbawienie, życie
wieczne, wybiera wieczne potępienie,
śmierć.
Módlmy się, aby Duch Święty
przekonał nas do przyjęcia tego naj-
większego daru jakim jest zbawienie.
Módlmy się, abyśmy szczególnie umi-
łowali Krzyż, przez który to zbawie-
nie staje się naszym udziałem. Módl-
my się, abyśmy pojęli tę głęboką mą-
drość Bożej miłości, która oddaje
życie swoje nam. Módlmy się, Bóg
będzie nam błogosławił.
Niedziela, 13 kwietnia Niedziela Męki Pańskiej
Procesja: Mt 21,1-11 Stało się to, żeby się spełniło sło-
wo Proroka: Powiedzcie Córze Syjoń-
skiej: Oto Król twój przychodzi do
Ciebie łagodny, siedzący na osiołku,
źrebięciu oślicy. (Mt 21,4-5)
W naszych rozważaniach powoli
zbliżamy się do męki Jezusa. Zanim
do niej doszło, miało miejsce inne
ważne wydarzenie - uroczysty wjazd
39
do Jerozolimy. Fragment ten ukazuje
nastrój euforii, jaki zapanował wśród
uczniów i zwolenników Jezusa. Sięga-
jąc myślą dalej, zwróćmy uwagę na
kruchość wszelkich ludzkich przeko-
nań i bardzo częste kierowanie się
przez człowieka emocjami. Prze-
śledźmy wspólnie ten fragment
Ewangelii.
Jezus wysłał dwóch uczniów do
wsi po oślicę i źrebię. Dokładnie
określił, gdzie będą znajdowały się
zwierzęta. Uprzedził ich też, że na
pytanie: „Co robią?”, mają odpowie-
dzieć: „Pan ich potrzebuje, a zaraz je
puści”. Jezus dokonuje kolejnego
znaku. Uczniowie we wsi znaleźli
oślicę ze źrebięciem tak, jak mówił
i tak jak zapowiadał, reagowali ludzie.
Wszystko potoczyło się według Jego
słów. Jezus wsiadł na osiołka. To
kolejny znak. Tak o Mesjaszu powie-
dział w Księdze Zachariasza prorok.
Uczniów ogarnęła euforia. W sercach
mieli wielką radość. Położyli swoje
płaszcze na ośle, a Jezus usiadł na
nim. Tłumy otaczały Go, wyprzedzały
i postępowały za Nim. Wszyscy wiel-
bili Boga. Uczniowie cieszyli się. Ich
Jezus jest uznawany! Tyle ludzi przy-
łączyło się do pochodu! Ktoś zaczął
krzyczeć: „Hosanna Synowi Dawida!”
Inni to podjęli - wołali to samo. Po-
sługując się słowami z Pisma Św.,
oddawali cześć Jezusowi jako Mesja-
szowi. Nie wszyscy byli w pełni
świadomi znaczenia tych słów. Nie-
którzy nawet nie zdawali sobie spra-
wy, jak bardzo są prorocze. Ludzi
ogarnął wielki entuzjazm. Radość
porywała serca. Słali swoje płaszcze
pod Jego stopy, rzucali też gałązki
z drzew, machali palmami i nieustan-
nie krzyczeli: „Hosanna Synowi Da-
wida! Błogosławiony Ten, który przy-
chodzi w imię Pańskie! Hosanna na
wysokościach!”
Jednak należy zaznaczyć, że
działała tutaj w dużej mierze tak zwa-
na psychologia tłumu. Pierwsze
okrzyki podyktowane były sercem.
Inni podjęli je, bowiem ogarnęła ich
radość; bo wszyscy wokół krzyczeli.
Dali się ponieść tej rozszerzającej się
jak lawina euforii. W tłumie nie było
nikogo, kto by się sprzeciwiał. Radość
jednych rozniecała ją w następnych.
Zarażali się nią wzajemnie, podsycali
entuzjazm. Wydawało im się, że ko-
chają Jezusa ogromnie, że gotowi są
pójść z Nim nawet w ogień. Gdyby
On chciał, mógłby wykorzystać tę
sytuację do tego, by okrzyknięto Go
Królem. Bowiem już dało się słyszeć
i takie okrzyki.
Jezus wjeżdżając do Jerozolimy,
wiedział, co Go czeka. Znał dusze
i serca, przenikał je na wskroś. Wie-
dział jak słabe są, jak zmienne emocje
nimi targają. Wzrokiem sięgał do
Jerozolimy z Wielkiego Czwartku
i Piątku. I smucił się.
Oto wypełniały się słowa proro-
ka: „Powiedzcie Córze Syjońskiej:
Oto król twój przychodzi do ciebie,
łagodny, siedzący na osiołku, źrebię-
ciu oślicy”. Jezus dawał do zrozumie-
nia, Kim jest. Jakże niewielu to rozu-
40
miało! Miało to jednak ogromne zna-
czenie, bowiem już po zmartwych-
wstaniu, gdy apostołowie głosili
Ewangelię, powracano do tego uro-
czystego, niemalże królewskiego
wjazdu do Jerozolimy. I powołując się
na Pisma, wykazywano zgodność
życia Jezusa z zapowiedziami doty-
czącymi Mesjasza.
Teraz doświadczał od ludzi
uwielbienia, okazywano Mu szacunek,
miłość. Uczniowie byli tak pełni emo-
cji, że wielu z nich uważało, iż to
kwestia naprawdę krótkiego czasu,
a zostanie okrzyknięty Królem. Już
snuli plany, co będzie dalej. Znamy to
uczucie, gdy człowiek niesiony jakąś
radosną wieścią, pełen nadziei zaczy-
na rozmyślać nad przyszłością. Wtedy
myśli pędzą jedna za drugą, rodzą się
nowe pomysły. Nie zawsze są one
rozsądne, odpowiednie do otaczającej
rzeczywistości. Pod wpływem silnych
emocji, człowiek postrzega inaczej
i nie ocenia właściwie rzeczywistości.
Jedynie Jezus bardzo dobrze
zdawał sobie sprawę z tego, co się
działo. On znał przyszłość. Sercem
„widział” Wielki Czwartek i Piątek.
Wiedział, jak ulotne są te ludzkie za-
chwyty i zapały, jak szybko zmienią
się u jednych w strach, u innych w
nienawiść, która popchnie ich aż do
zbrodni. Dlatego spokojnie przyjmo-
wał wszystkie oznaki hołdu i czci. Jak
zawsze był łagodny i pełen miłości.
Tylko nieliczni potrafili dojrzeć
w Jego wzroku smutek. Nie bardzo
rozumieli dlaczego, skoro wokół taki
entuzjazm, skoro zdobył serca tylu
ludzi. Myśleli, iż teraz na pewno
wszystko potoczy się pomyślnie. Nie
zastanawiali się zbyt długo nad smut-
kiem Jezusa, poddając się nastrojowi.
My jednak pozostańmy przy Nim
i zastanówmy się nad zmiennością
ludzkich emocji, poglądów, uczuć,
nad ich kruchością. Wzorem Jezusa
nie dajmy się porwać emocjom
w sytuacjach, gdy doświadczamy od
innych dowodów szczególnego uzna-
nia. Niech to nie karmi naszej pychy
i próżności. Pamiętajmy, że po tym
uroczystym wjeździe, po Palmowej
Niedzieli następuje bardzo szybko
Wielki Czwartek i Wielki Piątek. Dla-
tego bądźmy nieustannie wierni Jezu-
sowi. Trwajmy w pokoju Jego Serca
i tylko Jemu ufajmy. Jedynie Jego
miłość jest wierna, stała. Tylko On
jest gotowy dla nas poświęcić swe
życie. To On daje się nam cały na
Ołtarzu. Zgodził się na takie uniżenie,
by pozostać z nami aż do skończenia
świata. Tylko w Nim jest wierność,
prawda, miłość i pewność stałości.
Jego Słowo nigdy nie zawodzi.
Dlatego módlmy się, rozważając
ten fragment, by Duch Święty poma-
gał nam zawsze zachowywać pokój
wobec przeróżnych kolei losu w na-
szym życiu. Niech obdarza nas wiarą
i ufnością w nieskończoną miłość
Boga i Jego miłosierdzie. Tylko
w Bogu pokładajmy nadzieję.
Niech nas błogosławi Bóg Oj-
ciec, Syn Boży i Duch Święty.
41
Msza św.: Mt 26,14-27,66
Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch
synów Zebedeusza, począł się smucić
i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do
nich: «Smutna jest moja dusza aż do
śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze
Mną!» (Mt 26,37-38)
Rozpoczyna się już bezpośrednie
przygotowanie do męki. Czas bardzo
trudny dla Jezusa. Miało dokonać się
coś niezmiernie istotnego. Jezus miał
oddać siebie, dokonać bezkrwawej
ofiary, zapoczątkować sprawowanie
Eucharystii. Pragnął pouczyć aposto-
łów, choć wiedział, że oni na razie nie
będą tego pojmowali. Zrozumieją
dopiero po Jego zmartwychwstaniu.
Miał uczynić dużo znaków, wypowie-
dzieć wiele słów, które dopiero
w świetle zmartwychwstania staną się
jasne. Wszystkie zaś będą rozważane
przez następne pokolenia. Był to czas,
w którym Jezus chciał przygotować
siebie, ale i apostołów do nadchodzą-
cych wydarzeń.
Jego Serce coraz bardziej ogar-
niał smutek. Patrzył na uczniów, któ-
rzy niewiele z tego wszystkiego ro-
zumieli. Nie wiedzieli, że to już tej
nocy zacznie się wszystko. Nadcho-
dząca noc i następny dzień zaważą nie
tylko na ich życiu, ale także na historii
wszystkich ludzi na całym świecie. Ta
noc i dzień będą najtrudniejszymi,
najboleśniejszymi dla Jezusa. Jak miał
im to powiedzieć? Jak miał powie-
dzieć, że zwątpią, rozpierzchną się, że
nawet Go zdradzą? Jak miał ich przy-
gotować na to, co będą oglądać pełni
przerażenia; na tę trwogę, jaka ogarnie
ich serca? W jaki sposób miał im po-
wiedzieć o zdrajcy? Jak miał to uczy-
nić? Jak powiedzieć o tym swej Mat-
ce, która i tak już ostatnio ze łzami
w smutnych oczach patrzyła na Niego,
przeczuwając nadchodzące wypełnie-
nie się Pism. Jak się samemu przygo-
tować, by nie ugiąć się pod tym cięża-
rem, by wytrwać do końca?
Jezus modlił się. Ciągle, nie-
ustannie trwał w łączności z Ojcem.
Jeszcze nauczał, jeszcze pomagał
ludziom, odpowiadał na pytania, ale
już wewnętrznie trwał w Ojcu, przy-
gotowując się do najważniejszych
wydarzeń. Polecił dwóm ze swoich
uczniów, by przygotowali Paschę.
Nikt nie zdawał sobie sprawy, że bę-
dzie ona nie tylko wspomnieniem,
upamiętnieniem wyjścia z niewoli. Ta
Pascha stanie się prawdziwym wy-
zwoleniem z niewoli grzechu. Tak jak
wówczas czyniono przygotowania w
pośpiechu, tak i teraz bardzo szybko
zabiją Baranka - Jezusa. Będzie to
najpełniejsza i jedyna taka ofiara zło-
żona raz na zawsze, obejmująca cały
świat od początku jego istnienia aż po
koniec. Dokona się to z udziałem ka-
płanów, tak jak do tej pory. A obmyty
zostanie Jezus we własnej Krwi. I tak
jak na ofiarne zwierzęta składano
wszystkie swoje grzechy, tak teraz On
weźmie na siebie prawdziwie całą
ludzką nędzę, słabości, przewinienia
i zbrodnie. Jak wypędzano kozły
42
ofiarne na pustynię, tak Jego wyrzucą
poza mury miasta. Podobnie jak na
pustyni dzikie zwierzęta, rozrywały to
ofiarne, tak na Jezusa umęczonego,
ukrzyżowanego ujadać będą, niczym
wilki na jagnię, tłumy całe - faryze-
usze, uczeni w Piśmie, kapłani i pro-
sty lud, mimo że doznał przecież od
Niego tyle dobra. Będzie to ofiara
całkowita, bowiem bez reszty Jezus da
siebie ludziom.
Wszystko to stanie się przebłaga-
niem za grzechy. On odtąd stawać
będzie między człowiekiem a Bogiem
Ojcem, aby nieustannie nakłaniać
Jego Serce do przebaczenia. Ciało,
Krew, Pot, Łzy Jezusa - wyjednywać
będą u Boga w Niebie Miłosierdzie.
A Ojciec, widząc tę totalną ofiarę,
nieustannie przebaczać będzie ludzko-
ści, pomagać, umacniać, uzdrawiać,
odradzać. Odtąd na wieki ustanowiona
zostanie Ofiara Bezkrwawa, która
jako wielkie Boże Miłosierdzie rozja-
śniać będzie mroki ludzkiego życia.
Ponawiana będzie ona nieustannie nie
tylko jako pamiątka tej Jedynej, praw-
dziwej. Moc jej będzie ta sama, bo-
wiem za każdym razem Jezus odda
swe życie za nas.
Znakiem zaś tego Nowego Przy-
mierza będzie Krzyż - dotąd znak
hańby i odrzucenia, teraz znak przyję-
cia do Bożego Królestwa, usynowie-
nia ludzkości i złożenia na nowo
w ramiona Ojca. To znak łączący
Niebo z ziemią. Krzyż, który dla Jezu-
sa jest bólem i cierpieniem, dla ludzi
stanie się ukojeniem i uzdrowieniem.
To wielka nauka miłości i jej symbol.
Znak ten ocali ludzkość.
Jezus modlił się. Powierzał siebie
Ojcu, by On wypełnił całkowicie swo-
ją wolę w Nim. Zawierzał uczniów,
by nie upadli w trwodze, ale przetrwa-
li wszystko i pełni ufności oczekiwali
zmartwychwstania. Prosił za swoją
Matkę, aby Bóg Ojciec dał Jej siły do
współuczestniczenia w tej strasznej
męce, by napełnił wiarą i ufnością
oraz nadzieją zmartwychwstania. Je-
zus modlił się. Chociaż był Bogiem,
na czas męki niejako odsunął na bok
swoją Boską naturę, by jako człowiek
przyjąć na siebie całe ludzkie brzemię;
jako człowiek wycierpieć wszystko.
Nie korzystał ze swej Boskości, aby
ułatwić sobie ziemskie życie. Również
teraz, gdy zbliżała się męka, niejako
ukrył naturę Boga, by mogło dokonać
się to co zapowiedziane, co miało
zbawić wszystkich.
Módlmy się, byśmy jak Jezus
powierzali siebie Bogu Ojcu, byśmy
ofiarę swoją składali przez ręce
Współodkupicielki. Pamiętajmy, że
codzienna Bezkrwawa Ofiara - Msza
Święta - to ta sama co sprzed dwóch
tysięcy lat. Korzystajmy zatem z mo-
cy Nieba, jaka spływa na nas podczas
każdej Eucharystii. Zanurzajmy się
w Ranach i Zdrojach Miłosiernych
Jezusa, wszak cały On należy do nas.
Módlmy się, byśmy nie ulegli poku-
sie, bowiem człowiek jest słaby
z natury i nie może być pewien o so-
bie niczego. Starajmy się dostrzec
w Jezusie owego Baranka Paschalne-
43
go zabijanego na ofiarę oraz analogię
między rzeczywistością Wielkiego
Czwartku i Piątku, a świętem rok-
rocznie przeżywanej Paschy. Prośmy
o łaskę, abyśmy zobaczyli w Krzyżu
znak i zapewnienie miłości prawdzi-
wej - jedynej, największej, najdosko-
nalszej, ofiarnej. Módlmy się, byśmy
nie ulegli pokusie, ale wytrwali, mimo
nawałnic zła.
Niech Bóg błogosławi nas na
czas rozważań. Prośmy, by to Duch
Święty poprowadził nas.
Poniedziałek, 14 kwietnia
J 12,1-11 Maria zaś wzięła funt szlachetne-
go i drogocennego olejku nardowego
i namaściła Jezusowi nogi, a włosami
swymi je otarła. A dom napełnił się
wonią olejku .(J 12,3)
Czyn Marii - namaszczenie Jezu-
sa, pozostanie już na zawsze zapamię-
tany i będzie wspominany przez poko-
lenia. Mówią o tym zresztą Mateusz
i Marek w swoich Ewangeliach cytu-
jąc słowa Jezusa. Dlaczego jest tak
ważny? Jakie ma znaczenie, że zapi-
sany w Piśmie św. służy jako swego
rodzaju przykład?
Otóż czyn ten ma być dla każdej
duszy wzorem postawy wobec Boga.
Ma pokazywać, jakie jest miejsce
duszy przed Bogiem. Dusza powinna
nieustannie uniżać się wobec swego
Stwórcy. Powinna uznawać swoją
nicość wobec Jego wszechmocy. Ma
czuć się Jego poddaną. Stąd to bycie
twarzą przy ziemi. Aby wytrzeć wło-
sami nogi Jezusa, Maria musiała się
pochylić i swoją głowę trzymać przy
samej ziemi. Ona całkowicie uznała
swoją nicość. Do wytarcia Jego nóg
mogła przecież użyć ścierki, szmaty,
ręcznika. Ona użyła cząstki siebie -
swoich włosów. W ten sposób jeszcze
bardziej oddała Mu cześć, uznając
Jego wyższość, panowanie i przyjmu-
jąc brak jakiegokolwiek znaczenia
swojej osoby. Siebie zdeptała zupeł-
nie, zdegradowała do roli nic niezna-
czącego przedmiotu. Do namaszcze-
nia użyła bardzo drogiego olejku nar-
dowego. Dla przeciętnego, ubogiego
Żyda był on niedostępny ze względu
na swoją wysoką cenę. Maria wylała
całą zawartość na Jezusa. Dla Niego
użyła czegoś, co jest synonimem bo-
gactwa, co było używane tylko przez
zamożną część Izraelitów, co podkre-
ślało rangę Jezusa, niejako ukazując
Go, jako osobę niezwykle ważną,
osobę, której Maria się poddaje cał-
kowicie, osobę, którą uznaje za swego
Pana, za władcę. Siebie zaś czyni
niewolnikiem, którego traktuje się jak
przedmiot, z którym można zrobić
wszystko. Właściciel niewolnika jest
panem jego życia i śmierci. Jednak
w całej tej postawie najważniejsze są
przesłanki, dla których Maria postępu-
je właśnie w ten sposób. To one nada-
ją tej scenie taką wagę.
Otóż Maria czyni to wszystko
z miłości i z wielkiej wdzięczności
wobec Jezusowej miłości i miłosier-
dzia. W swoim życiu dotknęła dna.
44
Żyła w wielkim grzechu. Mimo bo-
gactwa była bardzo nieszczęśliwa.
Rodzina, choć starała się, nie potrafiła
jej pomóc. Zresztą ona sama zacho-
wywała się tak, jakby tej pomocy nie
chciała i odrzucała ją. Dopiero spo-
tkanie z Jezusem odmieniło jej życie.
Jej serca dotknęła prawdziwa, czysta,
doskonała Miłość. Dotyk tej Miłości
przemienił wszystko. Wydobył z niej
niezwykłą godność jaką Bóg dał każ-
demu człowiekowi jako Jego stworze-
niu. Do tej pory ona sama nie szano-
wała siebie. Inni zatem również po-
stępowali wobec niej tak, jak ona wo-
bec samej siebie. A w sercu rosło
wielkie cierpienie. Poraniona dusza
„jęczała” w niej wołając o ratunek.
Jezus był tym, który usłyszał i dobrze
odczytał sygnały płynące z wnętrza
Marii Magdaleny. Jednym spojrze-
niem pełnym miłości miłosiernej
otworzył jej serce, obmył je, opatrzył
rany, uzdrowił i uczynił nowym. Do-
konał czegoś, co współcześnie próbują
niekiedy robić psycholodzy, terapeuci,
ale niestety trwa to bardzo długo i nie
przynosi aż takich efektów, tak rady-
kalnej przemiany. Jezus przebaczył
Marii i na nowo przywrócił jej szacu-
nek do samej siebie. On ukazał jej, iż
Boża miłość jest ponad ludzki grzech,
ludzką słabość, niedoskonałość, nę-
dzę, nicość. Bóg nadal ją kocha i dla
Niego ona jest bardzo ważna. On na
nią czeka. On ją czyni swoim dziec-
kiem, mimo iż ona sama potraktowała
siebie w tak straszny sposób, bez sza-
cunku, bez godności, jak przedmiot.
On nie zdegradował jej do roli przed-
miotu.
Maria pokochała Jezusa. Jej serce
przepojone wdzięcznością za okazaną
miłość i miłosierdzie, nieustannie
pragnęło tę wdzięczność wyrażać.
Stąd to poświęcenie bardzo drogiego
olejku, stąd to namaszczenie nóg Je-
zusa i wycieranie własnymi włosami,
stąd czynienie tego nie raz, a wielo-
krotnie. Życie Marii Magdaleny zmie-
niło się radykalnie. Od tej pory żyła
miłością do Boga i Jemu pragnęła
wszystko poświęcić. Służyła Jezusowi
tak, jak potrafiła, jak pozwalał jej stan
majątkowy. Dom Marii, Marty i Łaza-
rza był również domem Jezusa,
o czym wiele razy się przekonywał.
Dlatego powracał do niego z przyjem-
nością. Szczególnie, gdy chciał odpo-
cząć po trudach swoich wędrówek, po
nauczaniu. W tym domu znajdował
przyjaźń, miłość, zrozumienie, odda-
nie i wierność.
Postawa Marii jest wskazówką
dla dusz najmniejszych. Choć dla
niektórych z nas może się wydać nie-
właściwym to porównanie, to spró-
bujmy spojrzeć na siebie, jako na du-
sze niewierne Bogu, dusze podobne
do Marii. Często Izrael nazywany był
oblubienicą Boga, która zdradzała Go.
Wtedy Bóg mówił o nim bardzo moc-
ne słowa i okazywał swoje niezado-
wolenie, a nawet gniew. Dusza, która
nie służy swemu Bogu, a idzie za
przyjemnościami tego świata, nie jest
w niczym różna od duszy Marii. Bo-
wiem ona również nie okazuje sza-
45
cunku samej sobie. Bóg nadał jej
wielką godność dziecka Bożego,
a dusza tę godność szarga, depcze
ulegając grzechowi. Źle się prowadzi.
Zdradza w ten sposób siebie i samego
Boga. Jakże ją nazwać? Czyż określe-
nia nadawane Izraelowi, nadawane
Marii Magdalenie, nie są nader traf-
nymi? Spójrzmy na siebie w ten spo-
sób. Ulegając swoim słabościom,
zdradzamy Boga! Stworzył nas dla
siebie. Powołał do życia w miłości
doskonałej - swojej, Boskiej! A my
folgujemy miłości własnej, własnej
pysze, własnym zachciankom, pożą-
daniom! Nie szanujemy tej niezwykłej
godności dziecka Bożego, jaką naby-
liśmy powtórnie dzięki Jezusowi!
Sami siebie depczemy, sami na siebie
plujemy! Wiem, że są to mocne sło-
wa. Ale jakże miałyby być delikat-
niejsze wobec tak wielkiej Miłości
Boga do człowieka! Odrzucenie tej
Miłości, a zwrócenie się ku temu, co
ziemskie, co jest marnością, co jest
grzechem nie da się inaczej, delikat-
niej nazwać! To zdrada swego Czło-
wieczeństwa nadanego przez Boga.
To zdeklasowanie godności nadanej
człowiekowi przez Boga do zwykłego
przedmiotu bez duszy, bez ducha!
W dodatku człowiek czyni to wła-
snymi rękami wobec samego siebie!
Czyż nie można wtedy duszy przy-
równać do grzesznej, rozwiązłej ko-
biety wystającej na rogach ulic? Czyż
nie przypomina Izraela, który oddawał
cześć innym bożkom? Jednak spoj-
rzenie Jezusa pełne miłości miłosier-
nej oczyszcza duszę. Staje się ona na
powrót czystą oblubienicą Boga. I tak,
jak Maria Magdalena, może i powinna
oddawać Bogu cześć, uznawać Jego
bezwzględne panowanie nad sobą,
służyć Mu całą sobą, swoim życiem
i Jemu wszystko poświęcać. I tak nic
nie może równać się z Jego miłością.
Więc jej poświęcenie będzie niczym
wobec okazywanej człowiekowi Bo-
skiej miłości i miłosierdzia. A to uni-
żenie, namaszczanie Jezusa i wyciera-
nie własnymi włosami, powinna dusza
okazywać codziennie duchowo.
Wszystko zaś z miłości, a nie z przy-
musu.
Niech Bóg błogosławi nas na
czas tych rozważań.
Wtorek, 15 kwietnia J 13,21-33.36-38
Rzekł do Niego Szymon Piotr:
«Panie, dokąd idziesz?» Odpowiedział
mu Jezus: «Dokąd Ja idę, ty teraz za
Mną pójść nie możesz, ale później
pójdziesz». (J 13,36)
„Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną
pójść nie możesz, ale później pój-
dziesz”. Tak mówił Jezus do Piotra
przed męką. Słowa mogą się wydawać
tajemnicze. Wypowiadał podobne już
wcześniej do Żydów. Co miał na my-
śli mówiąc: „Dokąd Ja idę…” Dla-
czego Piotr nie może tam iść teraz?
Co znaczy, że pójdzie później?
Jezus powracał do Ojca. Jednak
Jego powrót odbywał się niejako
przez bramę Krzyża. To jedyna droga
46
powrotu do Boga Ojca, do Stwórcy.
Jezus wracał do Tego, z którego wy-
szedł, z którym był zjednoczony,
z którym tworzył jedno. Specjalnie
przyszedł na ziemię, by pokazać ludz-
kości tę drogę. By najpierw samemu
ją przejść czyniąc ją możliwą do
przejścia dla człowieka. Jest pewna
różnica. Jezus przez cały czas pobytu
na ziemi był tym, Który Jest. Był Bo-
giem mimo, ze wcielił się w naturę
ludzką. Niczego nie został pozbawio-
ny przez ten fakt. Człowiek zaś wy-
szedł od Boga jako doskonałe stwo-
rzenie, ale grzech skaził jego naturę,
przez co nie mógł on o własnych si-
łach powrócić do źródła tejże dosko-
nałości. Potrzebował kogoś doskona-
łego - samego Boga, aby mu utorował
drogę. I Jezus właśnie po to przyszedł.
Teraz Jezus powracał do Ojca. Przy-
gotowywał się do tego najważniejsze-
go momentu. I przygotowywał też
uczniów. Wyjaśniał im, że teraz nie
mogą iść razem z Nim, ale z czasem
pójdą, tą samą drogą do Boga. Powró-
cą do Źródła swego istnienia. Naj-
pierw On musi przejść granicę śmierci
i ją pokonać. Musi pokonać szatana.
Sam! Człowiek tego nie uczyni! Ale
potem, gdy już tego dokona, każdy
człowiek będzie miał otwartą drogę
powrotu.
Bramą będzie Krzyż. To zasta-
nawiające: na czym ma polegać przej-
ście przez tę bramę. Krzyż jest symbo-
lem cierpienia. Rzeczywiście, czło-
wiek nie uniknie cierpienia w swoim
życiu, a jeśli go przyjmie świadomie,
łatwiej mu będzie iść za Jezusem.
Krzyż jest również symbolem zba-
wienia. Zatem ten, kto chce być zba-
wionym, musi przejść przez tę bramę.
Nic innego tego zbawienia człowie-
kowi nie przyniosło. Krzyż to również
symbol miłości doskonałej, ofiarnej.
I tutaj zatrzymajmy się dłużej.
Jeśli chcesz wejść do wiecznej
szczęśliwości w Niebie, jeśli chcesz
połączyć się ze Stwórcą, musisz
przejść przez bramę miłości. A więc
sam musisz zacząć tak kochać. Sam
musisz zamienić się w taką miłość.
Dlaczego? Podamy nam pewne po-
równanie. Woda z wodą połączy się
w jedno tak, że nie odróżnimy, która
jej część, skąd pochodziła. Ale woda
i kamień pozostaną oddzielnie. Zatem
ty musisz zamienić się w miłość, aby
móc połączyć się z Miłością. Inaczej
nie powrócisz do swego Źródła. Nie
połączysz się z Nim. Nie zlejesz się
w jedno. Musisz upodobnić się do
Tego, z którego zostałeś stworzony.
Wewnętrznie, istotowo musisz być
tym samym. Musisz dążyć do prze-
miany w miłość.
Krzyż przywodzi od razu na myśl
Jezusa. Rzeczywiście, trzeba Go przy-
jąć jako swego Pana, swego Zbawicie-
la, swego Boga. Bez wiary w Jezusa,
bez przyjęcia Go całym sercem, nie
można się zbawić. To On jest przecież
zbawieniem. Piotr przeszedł przez tę
bramę. Przez bramę cierpienia, bramę
miłości ofiarnej, przyjął zbawienie
dane przez Jezusa, którego uznał swo-
im Panem i Bogiem. Przed każdym
47
człowiekiem stoi otwarta ta brama.
Bóg zaprasza, aby przez nią przecho-
dzić. Jezus wyraźnie powiedział, że
idzie do Ojca przygotować miejsce
każdej duszy. Trzeba tylko przyjąć
Krzyż i to, co on oznacza.
Kiedy Jezus mówił o swojej dro-
dze, Piotr jeszcze nie wiedział, o czym
jest mowa. I jak to on, zapewniał Je-
zusa, że pójdzie za Nim wszędzie,
a nawet odda za Niego życie. On nie
znał jeszcze bramy do Nieba. On jej
nie rozumiał. Zaczął przez nią prze-
chodzić wraz z męką Jezusa. Musiał
doświadczyć na sobie, by zrozumieć,
czym jest. By świadomie chcieć przez
nią przejść. Dopiero, gdy doświadczył
cierpienia związanego z jednej strony
z wyparciem się Jezusa, a z drugiej
strony z samym Jezusem i Jego męką,
dopiero, gdy doświadczył samego
siebie i prawdy o sobie, podjął decy-
zję przejścia przez Bramę. I pozwolił
się poprowadzić Duchowi Świętemu
do końca, aż po śmierć męczeńską.
Dzisiaj również każdemu z nas
Jezus mówi: „Dokąd Ja idę, ty teraz za
Mną pójść nie możesz, ale później
pójdziesz”. To wręcz zapewnienie, że
tam, gdzie idzie Jezus, jest również
miejsce dla ciebie. Zauważ, że tak jak
apostołom, tak i tobie Jezus nie wyty-
ka słabości każąc się ich pozbyć. On
mówi, że w Niebie jest miejsce rów-
nież dla ciebie. Jeśli chcesz, będziesz
mógł je zająć. Jezus już przygotował
bramę. Już sam tę drogę przebył. Te-
raz kolej na ciebie. Pomyśl, czego
pragniesz, jakie są twoje oczekiwania,
co jest sensem i celem twego życia.
Podejmij decyzję. Niech będzie ona
świadoma. Przyjmij konsekwencje
swoich kolejnych kroków. Czy pra-
gniesz być tam, gdzie Jezus? Czy
zatem zgodzisz się przyjąć Krzyż?
Czy zgodzisz się na tę bramę do Nie-
ba? Pamiętaj, że nie ma innej. Nikt
wcześniej, ani później nie wysłużył
człowiekowi innego sposobu osią-
gnięcia powtórnie Raju. Zaproś do
swojego rozmyślania Ducha Święte-
go. Poproś o wiarę i ufność, poproś
o odwagę. Poproś o mądrość. Módl
się, abyś umiał podjąć właściwą decy-
zję i być konsekwentnym do końca.
Jezus sam ci błogosławi na czas tego
rozważania.
Środa, 16 kwietnia Mt 26,14-25
Wtedy jeden z Dwunastu, imie-
niem Judasz Iskariota, udał się do
arcykapłanów i rzekł: «Co chcecie mi
dać, a ja wam Go wydam». A oni wy-
znaczyli mu trzydzieści srebrników.
(Mt 26,14-15)
Ten fragment wprowadza smu-
tek. Judasz - jeden z Dwunastu. Wy-
brany spośród wielu, którzy chcieli
chodzić z Jezusem i być z Nim tak
blisko. Kochany był w sposób szcze-
gólny, bowiem Jezus od początku znał
jego przeznaczenie. Traktowany
z większą cierpliwością niż pozostali.
Jezus okazywał mu swe miłosierdzie,
starał się być wobec niego bardziej
wyrozumiały. Obdarzał go łaską swej
48
miłości ofiarnej już teraz, gdy przez
trzy lata przebywał z apostołami. Za-
pewne dziwi nas to. Dlaczego tak
postępował?
Przez cały okres swojej nauczy-
cielskiej działalności Jezus miał przy
sobie Judasza. Wiedział jakim on jest
i kim zostanie. Nie da się wyrzucić
z pamięci tak straszliwej rzeczy,
o której wiemy, że ma się dokonać.
Jednak Jezus nie czuł gniewu ani zło-
ści, nie musiał hamować się, by tych
uczuć nie okazywać. Uczyńmy tu
pewne porównanie, chociaż nie jest
ono zbyt trafne. Trudno jednak zna-
leźć w takim przypadku podobień-
stwo. Dziecko, które sprawia dużo
problemów nam jako rodzicom.
W jego zachowaniu widzimy zadatki
na późniejszą złą drogę życia. Kocha-
jąc je, martwimy się, co z niego wyro-
śnie. Poświęcamy mu więc szczegól-
nie dużo czasu. Wiele tłumaczymy.
Chwytamy się różnych sposobów, by
zmienić coś na lepsze. Modlimy się za
nie więcej i gorliwiej niż za inne dzie-
ci. Dlaczego? Bo je kochamy, tak
samo jak pozostałe. A ponieważ wy-
maga większej uwagi, więc mu ją
dajemy. Im kto bardziej chory, tym
większej pomocy, opieki potrzebuje.
Jeśli czynimy to wszystko z miłością,
nasze działania przynoszą zazwyczaj
spodziewane efekty. Chociaż może się
i tak zdarzyć, że rezultaty nie będą
dokładnie takie, o jakie nam chodziło.
Jednak naszym zadaniem jako rodzi-
ców, opiekunów, wychowawców,
nauczycieli jest zrobić wszystko co
w naszej mocy, by temu dziecku po-
móc.
Można powiedzieć, że Judasz był
takim dzieckiem, które bardzo potrze-
bowało pomocy. Choć cechy jego cha-
rakteru wcale nie przypominały małe-
go, niewinnego dziecka. Swoim za-
chowaniem, postawą, poglądami
wzbudzał niechęć, wzburzenie, złość,
gniew. Dziecko można jeszcze ukształ-
tować, w dorosłym bardzo trudno jest
dokonać zmian. Niemniej jednak Jezus
postępował z nim trochę jak z dziec-
kiem. Pouczał, tłumaczył. Dawał zada-
nia do wykonania, by czynił dobro,
nawet jeśli nie zawsze miał na to ocho-
tę. Chodziło zazwyczaj o datki dla
ubogich. Jezus niejako stwarzał takie
sytuacje, by go jeszcze czegoś na-
uczyć, dać mu szansę na zbieranie
zasług. Chciał, aby z czasem to dobro
zaprocentowało i uratowało Judasza,
jeśli nie przed czynem zdradzieckim,
to przed samobójstwem.
Przez te trzy lata wspólnego ży-
cia Jezus ukazywał mu swoje miło-
sierdzie. Nauczając w synagogach, na
placach, na łąkach, często z myślą
o nim opowiadał pewne historie
i podkreślał miłość Ojca. Powiedzieli-
śmy na początku, że okazywał Juda-
szowi swoją miłość ofiarną. Przez trzy
lata działalności Jezus doznawał cier-
pienia nie tylko od faryzeuszy. Wielki
ból sprawiał Mu codzienny kontakt
właśnie z tym uczniem. Znał go na
wskroś. Widział jego zachłanność.
Wiedział o wszystkich oszustwach,
których się dopuszczał. Bolała Go
49
niezmiernie jego obłuda, zakłamanie.
Cierpiał, widząc jak się wywyższa nad
pozostałych uczniów, jak z pogardą na
nich patrzy. Ogromnym bólem był
również jego stosunek do kobiet, my-
śli nieczyste. Sposób w jaki wypowia-
dał się - obłudne, zakłamane wywody,
tłumaczenia, krytyka innych - były dla
Jezusa prawdziwą męką.
Judasz miał jeszcze jedną wadę,
która w dużym stopniu przyczyniła się
do dokonania zdrady - chęć zaistnie-
nia, pragnienie bycia kimś znaczącym,
poważanym, najlepiej na ważnym
stanowisku. Uważał siebie za kogoś
lepszego od innych. Współtowarzy-
szami pogardzał, choć zazwyczaj sta-
rał się to ukryć. W sytuacjach konflik-
towych niekiedy to wychodziło na
jaw. Był wykształcony, majętny. Pra-
gnął zająć ważną pozycję społeczną.
Widział taką możliwość przy Jezusie.
Jego nauka zjednywała ludzi. Uzdro-
wienia, różne znaki, które czynił,
przyciągały tłumy. Ludzie Go kochali,
szanowali, podziwiali. Nazywano Go
Prorokiem, Mistrzem, Nauczycielem.
Od czasu do czasu padały słowa „Me-
sjasz, Pomazaniec Boży”. W dysku-
sjach z faryzeuszami i uczonymi
w Piśmie zawsze był „górą”. To
szczególnie podobało się wielu pro-
stym ludziom.
Toteż Judasz snuł plany co do Je-
zusa i, oczywiście, co do własnej oso-
by u Jego boku. Starał się „naprowa-
dzić” Go na swój sposób myślenia.
I denerwował się, że Jezus nie chce
czynić tego, co on proponował. My-
ślał, iż „gdyby tylko Jezus dał sobą
pokierować, on - Judasz uczyniłby Go
znaczną osobistością, a sam byłby
Jego prawą ręką. Co tam inni ucznio-
wie. Oni nie nadają się na takie sta-
nowiska. Brak im ogłady i mądrości,
sprytu i przebiegłości. Ale on - Ju-
dasz! Ma wykształcenie, ogładę towa-
rzyską, spryt, układy - a to się liczy.
Wie, co i z kim można załatwić. Jeśli
trzeba schowa do kieszeni swoją dumę
i ukryje niechęć, aby tylko pozyskać
to, o co mu chodzi”. Tak myślał Ju-
dasz. Dziwił się tylko, że Jezus nie
chciał skorzystać z nadarzającej się
okazji, by wziąć ster w swoje ręce,
wykorzystać teraz to poparcie tłumów
i „zaistnieć”, a nawet sięgnąć po wła-
dzę. Jezus zwrócił Judaszowi uwagę
przy wszystkich. To go dotknęło,
uważał, iż został potraktowany jak
mały chłopiec. Poczuł się urażony.
Denerwowała Go taka postawa.
„Wiecznie łagodny, wiecznie pogod-
ny. Ciągle rozdaje, a sam sobie nie
bierze. O sobie nie myśli. On, Judasz,
zrobiłby z tym porządek. Przy nim
Jezus osiągnąłby o wiele więcej. Był-
by naprawdę kimś!”
Takie myśli - podsuwane przez
szatana - stale nurtowały Judasza.
W dodatku zauważył on, że faryze-
usze coraz bardziej okazują swoją
niechęć, wrogość, a chwilami niena-
wiść do Jezusa. Dzięki swoim „infor-
matorom” dowiedział się, że spiskują
przeciw Niemu. Judasz myślał szyb-
ko. Pozycja Jezusa mogła okazać się
niepewna, tym bardziej, ze On wcale
50
o nią nie zabiega. Wizja własnego
wybicia się przy Nim oddalała się.
Mogło nawet dojść do niebezpiecznej
sytuacji, gdy pochwycą Jezusa i wrzu-
cą do więzienia. Wtedy los Jego
uczniów może być podobny. Lepiej
byłoby zawczasu znaleźć sobie jakąś
„furtkę”, poparcie u przeciwników
Jezusa. Judasz wpadł na pomysł, by
udawać przyjaźń względem faryze-
uszy i kapłanów. Postanowił wydać
im Mistrza. Jeżeli przy Nim nie uda
się zyskać sławy, to zdobędzie dobre
stanowisko i poważanie dzięki pomo-
cy, jakiej udzieli faryzeuszom w po-
chwyceniu Go. Jeśli zaś Jezus wy-
mknie się, to cała zdrada zostanie
w ukryciu i Judasz nadal będzie Jego
uczniem. Może wtedy Jezus zrozumie
swój błąd i sięgnie po władzę. A Ju-
dasz już się postara, by być najbliżej
i jak najwięcej na tym skorzystać.
Takie było jego myślenie. Trzy lata
chodzenia z Jezusem, trzy lata słucha-
nia o miłości, miłosierdziu, służeniu,
nie wynoszeniu się nad innych. Trzy
lata... A serce pozostało zamknięte!
Judasz nie zmienił swoich poglądów,
nie zrezygnował z pragnień, nadal żył
swoimi pożądaniami. To doprowadzi-
ło go do strasznej zdrady, której kon-
sekwencje były przeogromne.
Zwróćmy uwagę tę ważną sprawę.
Można przebywać z Jezusem, a nie
zmieniać się, nie otwierać swego serca
- nie poddawać się działaniu łaski.
Judasz jest tego przykładem.
Dzisiejszy fragment Ewangelii
jest trudny do rozważania. Mówi o
niebywałej miłości Jezusa do wszyst-
kich, nawet do Judasza. Ukazuje cier-
pienie, które Jezus trzy lata „znosił”
cierpliwie i z miłością traktował swe-
go przyszłego zdrajcę. Mówi też o
tym, że można mieć serce zamknięte
na łaskę do tego stopnia, że mimo
długiego przebywania z Bogiem,
człowiek nie dozna przemiany, nie
nawróci się, trwać będzie w grzechu.
W pewnym stopniu to zamknięcie się
jest udziałem każdej duszy. Dotyczy
również tych najmniejszych, które z
racji swej ogromnej słabości ciągle
upadają, tkwiąc w pewnych grze-
chach. Niekiedy z uporem nie chcą
dostrzec przychodzącego z łaską
oczyszczenia Jezusa.
Módlmy się, abyśmy zawsze sta-
rali się zrozumieć i realizować plany
Boga, a nie swoje. Byśmy dostrzegali
własne słabości i starali się z nich
oczyszczać w Miłosiernych Zdrojach
Jezusa. Módlmy się, aby pycha, próż-
ność i ambicje nie przesłoniły nam
Boga. Byśmy nigdy nie byli powodem
Jego cierpienia. By przebywał wśród
nas z radością, a nie z bólem.
Niech Bóg błogosławi nas na
czas tych rozważań.
Czwartek, 17 kwietnia
Msza Wieczerzy Pańskiej: J 13, 1-15
Dałem wam bowiem przykład,
abyście i wy tak czynili, jak Ja wam
uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, po-
wiadam wam: Sługa nie jest większy
51
od swego pana ani wysłannik od tego,
który go posłał.
(J 13,15-16)
„Sługa nie jest większy od swego
pana. Dałem wam przykład, abyście
i wy tak czynili, jak Ja wam uczyni-
łem”. Słowa te stanowią istotną część
ekonomii miłości, której nas uczy
Jezus. Jezus jest naszym Nauczycie-
lem. My mamy czynić tak, jak nas
uczy Nauczyciel. A uczy nas praw-
dziwej miłości. Miłości służebnej,
choć nie służalczej. Uczy nas miłości
ofiarnej, miłości do końca. Jezus żył
trzy lata z apostołami, z uczniami, żył
wśród ludzi od swojego narodzenia w
Betlejem. Co to oznacza? Oznacza to,
iż przez czas swojego przebywania na
ziemi zgodził się na przyjęcie czło-
wieczeństwa w pełni. Wszystko, co
wiąże się z tym, wszelkie tego konse-
kwencje przyjął na siebie. Jezus -
Doskonały, wszedł między zaprzecze-
nie tej doskonałości. Jezus - Czystość,
zbliżył się do tego, który jest brudem.
Chociaż Jezusa - Boga i ciebie- czło-
wieka, dzieli przepaść, On zgodził się
ją przejść i narazić na wszystko, co
wiąże się ze skażeniem twojej natury.
Przyszedł z miłością. Nie, aby sądzić,
karać, czy zabijać, ale by ratować,
pocieszać, uzdrawiać, by zbawić. To-
też nie okazywał nigdy wyższości
swojej, ale cały czas zwracał się do
ludzi z miłością.
Jezus jest Miłością. Miłością
osobową. Cokolwiek czynił, było
i jest Miłością. Cokolwiek mówił,
płynęło z Miłości. Dlatego wzbudzał
tyle emocji, bowiem ludzie spragnieni
prawdziwej miłości pierwszy raz
w życiu mieli z nią do czynienia.
Pierwszy raz czuli sercem, że ktoś ich
kocha, mówi z miłością, uzdrawia
z miłości, poucza z miłości. Po raz
pierwszy poczuli się zaakceptowani
w pełni mimo swoich braków, słabo-
ści, niedociągnięć, chorób, biedy.
Mimo swego prostactwa, życia do-
tychczas w poniżeniu, życia poza
marginesem społeczeństwa. Pierwszy
raz widzieli kogoś, kto daje im siebie
całego, poświęca swój czas, wysiłek
i nie chce w zamian niczego. Nie
oczekuje zapłaty chociażby za uzdro-
wienia. Obdarza miłością, jest dobry
i nie poniża ich, mimo, że wygląd
postaci, mowa, wiedza sugerowałyby,
iż pochodzi z wyższej warstwy spo-
łecznej. Nikt z wyższych warstw
z taką życzliwością do nich się nie
odnosił.
Starajmy się dobrze zrozumieć
postawę Jezusa wobec człowieka.
Starajmy się na niej wzorować. Ta
postawa bowiem, jest prawdziwie
miłością. Nie jedynie jej pozorami,
jak często bywa u ludzi. Dlatego Jezus
umył apostołom nogi, a więc wykonał
czynność, którą wykonuje sługa, aby
i oni, i każdy z nas dobrze zrozumiał,
czym jest prawdziwa miłość. Abyśmy
mieli ten czyn w pamięci codziennie,
każdego dnia. Abyśmy o tym pamięta-
li w różnych sytuacjach i zdarzeniach,
w różnych relacjach między sobą.
Abyśmy służyli sobie nawzajem
z pokorą. Aby nikt się nie wynosił
52
ponad innych pamiętając, że jedynym
Panem jest Bóg, my wszyscy zaś Je-
mu służymy.
Jakże często w sercach naszych
znajduje się krytyka i niechęć, selek-
cja wobec kogo i w jakiej sprawie
przyjmujemy postawę sługi, a wobec
kogo okazujemy swoją wyższość,
wyższość swego rozumu, wyższość
swojej wiary, swego katolicyzmu.
Jezus nie wybierał, nie miał względu
na osoby, na pozycję społeczną, na
opinię ludzką. Jezus służył wszystkim.
Kochał wszystkich. To ludzie doko-
nywali wyboru, czy chcą Go przyjąć,
Jego miłość, dar uzdrowienia, czy też
nie.
Istnieje jednak pewne niebezpie-
czeństwo i to również starajmy się
dostrzec w nas, iż traktujemy swoją
siostrę, swego brata tak, jakby się nam
należała od nich pomoc, zrozumienie,
jakby był on zobowiązany do okazy-
wania nam miłości również w gestach,
w uczynności, we wszelkiej pomocy.
I zamiast poprosić o coś, zapytać
o coś, my zachowujemy się tak, jakby
było oczywistym, że to się nam należy
i że druga osoba musi się tak zacho-
wać, jak tego oczekujemy. To brak
miłości oraz kultury z naszej strony.
Miłość to nie tylko służba, ale rów-
nież takt i delikatność, gdy oczekuje-
my jakiejś formy pomocy. To nie
postawa roszczeniowa, ale pełna po-
kory.
Patrzmy na Jezusa. Nie przycho-
dził do nikogo z żądaniem. Przycho-
dził z otwartymi rękami, otwartym
sercem, by dawać miłość. Gdy w za-
mian również ją otrzymywał, z rado-
ścią i wdzięcznością przyjmował. Ale
były i takie przypadki, gdy w zamian
otrzymywał niechęć, podejrzliwość,
nienawiść. Nigdy nie żądał wdzięcz-
ności. Miłość tego nie czyni. Miłość
zakłada oddanie siebie całkowicie
drugiej osobie, bez oczekiwania wza-
jemności. Wtedy jest to dar absolutny,
dar prawdziwy, do końca. Gdy się
czegoś oczekuje w zamian, staje się to
transakcją wiązaną. Nie jest już na
pewno miłością. Bowiem ona jest
bezinteresowna.
Módlmy się, aby Duch Święty
dał nam pełne zrozumienie, co ozna-
cza, iż „sługa nie jest większy od swe-
go pana”. Módlmy się, byśmy potra-
fili zmienić swoje myślenie o sobie,
swoje patrzenie na siebie. Byśmy
potrafili nakłonić nasze serca do
prawdziwej - bezinteresownej miłości
i nie oczekiwali wzajemności. Módl-
my się, aby rzeczywiście nasza po-
stawa była służbą w każdej sytuacji
i wobec każdej osoby, aby nie wycho-
dziła z nas postawa, w której będzie-
my pouczać innych i oczekiwać ich
przemiany. Tę zaczynajmy zawsze od
siebie.
Niech Bóg błogosławi nas na
czas tych rozważań.
53
Piątek, 18 kwietnia J 18,1-19,42
Zabrali zatem Jezusa. A On sam
dźwigając krzyż wyszedł na miejsce
zwane Miejscem Czaszki, które po
hebrajsku nazywa się Golgota.
(J 18,16a-17)
Bóg jest Miłością. W Nim nie ma
nic innego prócz Miłości. Wszystko,
cokolwiek czyni, robi z Miłości. Cały
wyraża się w Miłości. Bo jest Miło-
ścią samą. Zatem reakcja Boga na
ludzkie zachowanie wobec Niego
nawet podczas Drogi Krzyżowej
i Ukrzyżowania była pełna Miłości.
Człowiek tego nie rozumiał i nie ro-
zumie nadal. Gdyby bowiem zrozu-
miał wielkość i potęgę Bożej Miłości,
szczególnie objawiającej się w Krzy-
żu, w jednej sekundzie nawróciłby się.
Bóg jest Miłością. Nieustannie pro-
mieniuje Miłością. Człowiek poprzez
swoją słabość stara się sobie Boga
wyobrazić nadając kształty ludzkie.
Na ziemię przyszedł w tej właśnie
postaci. Jednak musimy pamiętać, że
na Krzyżu wisiał Bóg - Człowiek.
Chociaż fizycznie, materialnie przyjął
postać człowieka, to nadal był Bo-
giem. Jako Bóg ma niematerialną
postać, która cała jest Miłością. Kto
zbliża się do Boga, zbliża się do Miło-
ści. I wchodzi niejako w jej krąg. To
też jest nieprecyzyjne określenie, bo-
wiem wszyscy, cały wszechświat
znajduje się we wnętrzu Boga, bo
poza Bogiem nic nie istnieje. „Ja Je-
stem” oznacza, że jest wszędzie. Nie
ma takiego miejsca, gdzie by Boga nie
było. Wtedy nie mógłby powiedzieć
o sobie „Ja Jestem”.
Jednak dla potrzeb dzisiejszego
rozważania mówić będziemy, że du-
sza zbliżając się do Boga, zbliża się
do Miłości. Wchodzi w jej otoczenie.
W szczególne jej oddziaływanie. Mi-
łość, którą jest Bóg, czyni Go „nie-
wolnikiem” Jego istotności. To kolej-
ne nieprecyzyjne określenie. Chodzi
o to, że z faktu, iż Bóg jest Miłością
wynika, że nie może On inaczej re-
agować, jak tylko odpowiadać na
wszystko Miłością. Jednak to Boga
nie zniewala, ale stanowi Jego wybór.
Bóg chce, On kocha Miłością dosko-
nałą. Gdyby odpowiadał nienawiścią
na nienawiść, nie byłby Miłością.
Skoro „Ja Jestem” oznacza ciągłość,
zatem Bóg nie może na chwilę prze-
stać „być”, aby po chwili znowu stać
się Miłością. Bóg jest zawsze Miło-
ścią.
Z tej Miłości po wieczność wyni-
ka dla nas cudowny wniosek: Bóg
kocha nas bez względu na to, co czy-
nimy, co uczynimy w przyszłości i co
zrobiliśmy w przeszłości. Największa
zbrodnia nie zmniejsza Bożej Miłości.
Wisząc na Krzyżu i ciągle doświad-
czając szyderstw, ciągle będąc obra-
żanym, a przy tym cierpiąc niewy-
obrażalny ból fizyczny, On kochał,
emanował Miłością, rozlewał ją na
otoczenie. To jest niepojęty wymiar
Miłości! To jej szczyt. Kto go osią-
gnie, jest świętym. Dramatem zaś
tych, którzy jej doświadczali, było
54
odrzucenie Miłości. Dramatem był nie
tyle czyn, jakiego się dopuścili, ale
całkowite zamknięcie się ich serc na
Bożą łaskę tak obficie wylewaną tego
dnia.
Człowiek może popełnić różne
złe czyny, może popełnić najgorsze
zbrodnie świata, jeśli jednak otworzy
swoje serce na łaskę Bożej Miłości
Miłosiernej - jest zbawiony. Zauważ-
my istotę. Nie wielkość grzechu, ale
przyjęcie lub nie przyjęcie, otwarcie
się lub nie, na łaskę decyduje o zba-
wieniu. Jaka jest w tym mądrość Bo-
ga, który zna doskonale słabość ludz-
ką i wie, że nikt by się nie zbawił,
gdyby o zbawieniu decydowała
grzeszna ludzka natura.
To nauka dla nas, dusz najmniej-
szych. To radosna wieść, jaką dzisiaj
Bóg pragnie nam głosić. Bóg jest Mi-
łością. Miłością samą! I pragnie na-
szego zbawienia. Już pokonał grzech,
Zmartwychwstał, a nam zostało jedy-
nie podjąć decyzję o przyjęciu łaski
zbawienia lub odrzuceniu jej. Z po-
wodu nieskończoności Bożej Miłości,
otrzymujemy w darze pokój serca
zapewniający nas, iż Boża Miłość do
nas nigdy się nie skończy. A nasze
słabości i ciągłe uleganie im nie
zmniejszają Bożego uczucia do nas.
Możemy nawet powiedzieć więcej.
nasza słabość, słabość naszej natury,
bezradność rozczula Boskie Serce,
które z tym większą Miłością pochyla
się nad słabą duszą w pokorze przy-
znającą się do swojej grzeszności.
Zatem, co zadziwiające, cieszmy się,
bowiem dzięki temu, że jesteśmy słabi
i mali, potrzebujemy Boga! Wycią-
gajmy jak najczęściej do Niego ręce,
szczególnie w chwilach słabości, aby
On mógł z radością i tkliwością wziąć
nas w ramiona. Bo Bóg tego pragnie!
Niepojęta jest Boża Miłość! Nie-
skończona, potężna i niewyobrażalnie
wielka! Prośmy, a będzie nam dana.
Bo Bóg chce nam ją dawać! Módlmy
się, a Bóg dotknie naszych serc
i otworzy je na swoją łaskę. Trwajmy
pod Krzyżem przed Nim, abyśmy
znaleźli się w najbliższym otoczeniu
tego najwyższego wymiaru Miłości
ofiarnej. Niech i nas obejmuje stale
Miłość Miłosierna, bo i nasze dusze
jej potrzebują! Nie patrzmy na nasze
słabości! Patrzmy na wielkość Bożej
Miłości. Na nieograniczone Jego Mi-
łosierdzie! Nigdy nie dopuszczajmy
wątpliwości, co do Bożej Miłości. To
najbardziej rani Boga, który dał wła-
sne życie za nas, a więc okazał naj-
większy dowód Miłości. Módlmy się,
abyśmy prawdę o Bożej miłości
przyjmowali codziennie od nowa ser-
cem otwartym. Abyśmy nie mierzyli
Jego Miłości miarą własnych słabości.
Abyśmy przestali ograniczać Jego
doskonałość swoją niedoskonałością.
Módlmy się, aby Bóg udzielił nam
łaski nowych oczu, nowego poznania
i przyjęcia Boga takim jakim jest
w rzeczywistości, a nie takim, jakim
wyobrażają Go sobie nasze słabe,
ograniczone serca i umysły. Módlmy
się, a Bóg będzie nam błogosławił.
55
Sobota, 19 kwietnia Mt 28,1-10
Po upływie szabatu, o świcie
pierwszego dnia tygodnia przyszła
Maria Magdalena i druga Maria
obejrzeć grób. (Mt 28,1)
To ostatni rozdział Ewangelii
według św. Mateusza, opisujący wy-
darzenia po zmartwychwstaniu Jezu-
sa. Był to czas początkowo jeszcze
pełen niepewności i trwogi, ale potem
piękny i pełen nadziei. Spróbujmy
sobie wyobrazić to, co kryło się
w sercach osób bliskich Jezusowi.
Postarajmy się wczuć w ich dusze.
Niewiasty cały poprzedni dzień
przygotowywały maści i wonności, by
wcześnie rano po szabacie przyjść do
grobu i namaścić Jezusa. Wprawdzie
uczyniły to w piątek, jednak w po-
śpiechu, dlatego chciały teraz nama-
ścić Jego Ciało jeszcze raz. Wykazały
się wielką odwagą, mimo iż przepeł-
niał je lęk, bowiem krążyły po mieście
pogłoski o aresztowaniach zwolenni-
ków Jezusa. Ogólnie panował strach.
Ludzie, którzy kochali Jezusa, dozna-
wali wielkiego smutku. Męka ich
Nauczyciela była straszna i nie potra-
fili jeszcze się z niej otrząsnąć. W ich
sercach zrodziło się tyle wątpliwości.
Trudno było im wierzyć
w zmartwychwstanie. Poza tym ta
nienawiść z jaką spotkał się ich
Mistrz, te wszystkie zarzuty, chociaż
nieprawdziwe i chwilami absurdalne,
jednak stale powtarzane, nie były im
obojętne.
Jeżeli człowiek słyszy coś nie-
prawdziwego raz - nie wierzy. Ale
jeśli powtarzane to będzie ciągle przez
wiele osób, jeśli wypowiadać się będą
autorytety, osoby wykształcone - to
w końcu, choćby to była największa
nieprawda, coś wręcz absurdalnego -
zaczyna się nad tym zastanawiać,
a potem wierzyć w to. W przypadku
Jezusa szatan mącił bardzo w sercach
ludzkich.
W mieście panował strach przed
rzekomo mającymi nastąpić dalszymi
aresztowaniami. W niewiastach zwy-
ciężyła miłość do Jezusa i poczucie
obowiązku. Wzięły zatem przygoto-
wane maści, wonności i mimo obaw,
z bólem poszły do grobu. Po drodze
z trwogą rozglądały się, czy nie spo-
tkają kogoś, kto by im w tym prze-
szkodził. Zastanawiały się również,
czy w ogóle dostaną się do wnętrza
grobu. Kamień, który zastawiał wej-
ście był bardzo duży, nie do porusze-
nia przez niewiasty. Gdy dochodziły
na miejsce nastąpiło trzęsienie ziemi.
To dodatkowo napełniło je strachem.
U grobu zastały zadziwiający widok.
Kamień był odsunięty. Siedział na
nim anioł. Strażnicy zaś nie byli
w stanie ruszyć się z miejsca. Tylko
oczy ich wyrażały strach. Anioł prze-
mówił do niewiast, by uspokoić je.
Wskazując pusty grób, powiedział, że
Jezus zmartwychwstał.
Kobiety bardzo przejęte tym co
zobaczyły i usłyszały, niezwykłością
postaci, która im to oznajmiła, nawet
dokładnie nie obejrzały miejsca, gdzie
56
przedtem leżał Jezus. Z wielką rado-
ścią pobiegły przekazać nowinę Jego
uczniom. W ich sercach mieszała się
radość ze zdziwieniem, niepokój i mi-
łość do Jezusa, chęć zobaczenia Go. To
czego doświadczały, było niespotyka-
ne, niezwykłe, zadziwiające, szokują-
ce. Biegły szybko. O, jak bardzo chcia-
ły przekazać tę nowinę uczniom. Pa-
miętały dokładnie każde słowo anioła.
Pamiętały wygląd jego lśniących szat.
Teraz chciały podzielić się tą dobrą
nowiną: Jezus żyje! Jezus zmartwych-
wstał! W dodatku spotka się z nimi.
W Galilei! O, gotowe były już iść, biec
tam, by zobaczyć swego Pana, Mistrza!
Ileż nadziei obudziło się w ich sercach!
Jak bardzo pragnęły Go zobaczyć. Na
nowo ożyły wszystkie wspomnienia.
Znowu mogły myśleć o Nim z rado-
ścią. Bardzo chciały jak najszybciej
przekazać tę wiadomość, cudowną
nowinę!
Bóg pragnie, abyśmy również
i my w Dzień Zmartwychwstania Pań-
skiego odczuli tę wielką radość, że
Jezus żyje! Zmartwychwstał! Byśmy
mogli przeżywać ten czas świąteczny
w ogromnej radości z Bożej obecności
pośród nas - żywej obecności! Aby
poranek wielkanocny był prawdziwie
powstaniem z martwych naszych serc,
które odrzucą smutek i przyjmą nowe
życia.
Ale by tak się stało musimy
przedtem starać się zjednoczyć z Jezu-
sem cierpiącym, umęczonym, biczo-
wanym, niosącym Krzyż, krzyżowa-
nym. By móc przeżyć rzeczywiście,
w pełni poranek Zmartwychwstania,
należy najpierw wraz z Jezusem umie-
rać na Krzyżu, razem z Maryją skła-
dać Jego martwe Ciało do grobu,
a potem wraz z Nią cierpieć, modląc
się dzień i noc, adorując mękę Boga
i Jej współcierpienie. Dopiero wtedy
będziemy mogli prawdziwie doświad-
czyć radości Zmartwychwstania, od-
rodzenia, pokonania grzechu, zwycię-
stwa Dobra nad złem, radości nowego
życia.
Módlmy się, byśmy potrafili jak
Maryja trwać nieustannie przy Jezusie.
Prośmy, by Ona sama w nas adorowała
to biedne, cierpiące Ciało. Niech Duch
Święty prowadzi nas w tych rozważa-
niach. Módlmy się, abyśmy mieli od-
wagę niewiast narażających się na
niebezpieczeństwo, byśmy dawali
świadectwo swojej miłości do Jezusa,
nie lękali się, ale zawsze ufali Jego
Słowom i z wiarą oczekiwali ich wy-
pełnienia wobec nas. Prośmy, by Bóg
posłał anioła, który oznajmi nam, iż
Jezus żyje! I abyśmy uwierzyli w tę
cudowną nowinę. By ona w nas stano-
wiła niewyczerpane źródło radości,
wiary, ufności, miłości. Niech dzięki
tej nowinie nasze życie odrodzi się,
nabierze nowego blasku, tchnienia.
Niech rzeczywiście Jezus zmar-
twychwstanie w nas, w naszym życiu,
w sercach naszych bliskich i stanie się
dla nas najważniejszy. Niechaj stanowi
największą wartość, skarb naszego
serca, duszy.
Módlmy się, by Prawda o Zmar-
twychwstaniu Jezusa była głoszona
57
z mocą po całym świecie. My sami
stańmy się apostołami Zmartwych-
wstałego Pana. Naszym życiem, po-
stawą, słowem, czynem dawajmy
świadectwo o niepojętej Bożej miłości
i miłosierdziu, o zwycięstwie Jezusa
nad śmiercią, o Jego ciągłej obecności
pośród nas.
Niech Bóg błogosławi nas na
czas tych rozważań.
Niedziela, 20 kwietnia Niedziela Wielkanocna
J 20,1-9 Nadszedł potem także Szymon
Piotr, idący za nim. Wszedł on do
wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna
oraz chustę, która była na Jego gło-
wie, leżącą nie razem z płótnami, ale
oddzielnie zwiniętą na jednym miej-
scu. (J 20,6-7)
Piotr biegł do grobu pełen niepo-
koju. Spieszył się. Droga, chociaż
niezbyt długa, teraz wydawała daleka.
Chciał jak najszybciej zobaczyć na
własne oczy grób Nauczyciela.
W końcu przybiegł na miejsce. Rze-
czywiście kamień był odsunięty!
Szybko zajrzał do środka. Ciała nie
było. Pozostały jedynie płótna! Piotr
czuł, że słowa niewiast nabierają co-
raz bardziej realnego kształtu. Jednak
trudno było w to uwierzyć.
Czyżby Jezus rzeczywiście zmar-
twychwstał? Myśl ta kołatała się
w jego głowie, rosła, coraz bardziej
wypełniała umysł, na bok odsuwała
wszelkie logiczne przeciwne jej ar-
gumenty. Jakże pragnął tego. Jedno-
cześnie wydawało się to nie do poję-
cia! Ta wielka Tajemnica uobecniała
się właśnie teraz! Nie mogło się to
pomieścić w jego umyśle. Jezus zmar-
twychwstał! To prawda, mówił im coś
na ten temat! Maryja przez te dni
oczekiwania cały czas powracała do
tego. Ale jemu wydawało się to raczej
próbą wytłumaczenia sobie tej strasz-
nej boleści, próbą pocieszenia, próbą
ratowania ich od obłędu z powodu
straty Mistrza! Owszem miał chwile,
gdy wierzył, ale potem dopadały go
wątpliwości i jak zgraja psów nie
pozwalały spokojnie czekać na bieg
wydarzeń. Wprowadzały niepokój,
budziły na nowo ból i sprawiały, że
jeszcze bardziej cierpiał sądząc, iż
wszystko stracone. Jednak powracał
do tej myśli, jak do liny ratowniczej.
Chciał, bardzo chciał wierzyć, by nie
załamać się, by ten szaleńczy bieg
myśli nie doprowadził go do obłędu.
O, jak bardzo chciał, aby to, co mówi-
ły niewiasty okazało się prawdą. Wi-
dok pustego grobu, porzuconych płó-
cien budził nadzieję. Nieśmiało otwie-
rał serce, jakby bał się oszukania.
Dopuszczał tę ewentualność zmar-
twychwstania. Serce drżało bojąc się
wierzyć, a jednocześnie pragnęło,
bardzo pragnęło tej cudownej Prawdy.
Nie mógł już dłużej hamować swoje-
go serca. Ono już radowało się, już
cieszyło się. Piotr stał jakiś czas
u wejścia do grobu i rozważał. Potem
powoli wrócił do domu rozmyślając
58
nieustannie nad tym, co się wydarzy-
ło.
Jakże często w naszych sercach
pojawiają się podobne uczucia. Jakże
często brak wiary wprowadza w nas
niepokój, lęk. Jakże często doprowa-
dza nas to do „gonitwy myśli”. Żyje-
my pełni obaw. Przeżywamy frustra-
cje, stresy. Dopuszczamy coraz więcej
wątpliwości. Gdy przychodzi próba
wiary, załamujemy się. Odsuwamy na
bok tę cudowną prawdę o zmar-
twychwstaniu, a myślimy o śmierci.
Nasze myśli całe są przez nią pochło-
nięte. Nie tak być powinno. Nasze
serca powinny nieustannie myśleć
o Bogu. Powinny uczestniczyć w tej
radości zmartwychwstania. Powinny
stale się otwierać na prawdę o życiu,
o pokonaniu śmierci, o zwycięstwie
nad grzechem, nad złem!
A my schodzimy nieustannie do
poziomu wyznaczanego przez szatana.
To nie on ma sterować naszym ży-
ciem. Przewodnikiem ma być Bóg!
Teoretycznie nie jest naszym celem
poddawać się złu. Teoretycznie pra-
gniemy żyć z Bogiem. Teoretycznie
dążymy do zjednoczenia. W praktyce
jednak okazuje się, że to nie jest takie
proste dla duszy, by trwała nieustan-
nie w Bogu wierząc i ufając pomimo
przeciwności. Łatwiej jest duszy skło-
nić się ku wątpliwościom, ku temu, co
wydaje się namacalne, widoczne, co
dzieje się właśnie teraz. A teraz przy-
chodzi wieść przyniesiona przez nie-
wiasty, iż Jezusa nie ma w grobie! W
dodatku aniołowie mówią, że zmar-
twychwstał! Tak, jak wcześniej zapo-
wiadał!
Jak to się ma do twojego życia,
do konkretnej sytuacji w twoim ży-
ciu? Ja to się ma do problemów, które
przeżywasz? Jak to się ma do cierpie-
nia, które tak bardzo dotyka ciebie
i rodzinę? Otwórz szeroko serce, abyś
zobaczył ten związek. Jezus zmar-
twychwstał! Pokonał śmierć. Zwycię-
żył szatana! W związku z tym On
również jest Panem wszystkiego, co
jest konsekwencją grzechu! On może
tobie pomóc! Bo jest Panem! W każ-
dej sytuacji możesz patrzeć na pro-
blemy przez pryzmat zwycięstwa
Jezusa lub przez pryzmat śmierci! Od
tego, jaką przyjmiesz postawę zależy
twój odbiór rzeczywistości, sposób
myślenia o przyszłości, nadzieja
i ufność. Od tego zależy stan twojego
serca. Albo będzie w pokoju oczeki-
wało wypełnienia woli Bożej albo
będzie w wielkim niepokoju i stresie
patrzeć na bieg wydarzeń i widzieć
w nich przesądzony los.
Dusze najmniejsze! Uwierzmy
w Zmartwychwstanie Jezusa!
Uwierzmy, że Jezus żyje! To On jest
Panem naszego życia! To On jest
Królem całego świata! To On jest
władcą, który ma moc czynić wszyst-
ko. Nie lękajmy się człowieka! Bo
Jezus jest Bogiem żywym! Bo On ma
moc zmieniać bieg historii, uwalniać
od problemów i leczyć! On jest
wszechmocny! Nic Go nie pokona!
A jeśli Jezus jest naszym Panem, to
któż przeciwko nam?! Należy jedynie
59
uwierzyć w Zmartwychwstanie! Nale-
ży uwierzyć w Zmartwychwstałego
Jezusa i przyjąć Go za swojego Pana!
Porzucić lęki! Odsunąć wątpliwości!
Nabrać odwagi! I z radością spojrzeć
w Niebo! Naszym Panem Bóg! Mamy
potężnego Władcę, Opiekuna, Ojca,
Brata i Przewodnika! Niech serca
uniosą się w hymnie dziękczynienia!
Niech serca wyśpiewują pieśń uwiel-
bienia! Bo Bóg jest naszym Królem!
Módlmy się, aby światło Ducha
Świętego rozjaśniło nasze dusze
i udzieliło łaski poznania tej Prawdy,
przyjęcia jej i życia nią. Bóg będzie
nam błogosławił.
Poniedziałek, 21 kwietnia Poniedziałek w oktawie
Wielkanocy
Mt 28,8-15 A gdyby to doszło do uszu na-
miestnika, my z nim pomówimy i wy-
bawimy was z kłopotu». Ci więc wzięli
pieniądze i uczynili, jak ich pouczono.
(Mt 28,14-15)
Rozważamy dzisiaj fragment,
wydawać by się mgło, niepozorny,
mało znaczący. A jednak opisane tu
wydarzenia zaważyły na tym, jak
Żydzi przyjęli fakt pustego grobu
Jezusa. Ta noc i poranek były trudne
dla wielu osób.
Matka Boża oczekiwała w napię-
ciu. Nie spała przez ostatnie noce.
Tyle bólu, cierpienia zaznawało Jej
Serce! Musiała pokonywać własne
wątpliwości, a w dodatku pocieszać
i podtrzymywać na duchu innych.
Jednak Jezus umocnił Ją. Zapewnił
w widzeniu duchowym, że o poranku
zmartwychwstanie i przyjdzie do Niej.
Prosił, by Go oczekiwała.
Również niewiasty przez minione
dwie noce nie mogły spać. Zbolałe,
zatrwożone o los najbliższych opie-
kowały się Matką Najświętszą, bojąc
się, jakie skutki może mieć dla Niej to
niepojęte przeżycie. Uczniowie ukry-
wali się w okolicy. Grupkami lub
samotnie błąkali się, zmieniali często
miejsca swego pobytu, obawiając się,
że ktoś ich odkryje i wyda w ręce
faryzeuszy. W swojej posiadłości
czekał Łazarz, tak jak polecił mu Je-
zus przed śmiercią, aby teraz na nowo
zgromadzić rozproszonych uczniów,
a potem wspólnie modlić się. Powoli
zwolennicy Jezusa schodzili się do
jego domu. Tam mieli schronienie,
doznawali pocieszenia i czekali
wspólnie na zmartwychwstanie Pana.
Przybyli też nawróceni podczas męki
Jezusa żołnierze, między innymi Kas-
sius i Abenadar. Teraz przychodzili do
Maryi, aby zapewnić Ją o swojej mi-
łości do Niej i Jej Syna. Oferowali
swoją pomoc w różnych sytuacjach.
Był też Jan - umiłowany uczeń, który
do końca wytrwał przy swoim Zbawi-
cielu. Nagrodą za tę wytrwałość, od-
wagę, miłość do Jezusa i Jego Matki
było długie życie i naturalna śmierć,
w przeciwieństwie do innych, którzy
ginęli w sposób męczeński.
Żołnierze uczestniczący w krzy-
żowaniu Jezusa, również przeżyli
60
niespokojnie te noce. W związku ze
służbą musieli utrzymać porządek
w mieście bardzo niespokojnym,
wręcz niebezpiecznym. Poza tym
przeżycia związane z Jezusem pozo-
stawiły ślad w ich sercach. Ci, którzy
w Ogrodzie Oliwnym brali udział
w pojmaniu, dotknięci mocą Boga,
stawali się powoli zwolennikami Je-
zusa, aby z czasem nawrócić się. Nie-
którzy nawet porzucili służbę. Inni,
którzy w jakikolwiek sposób uczestni-
czyli w męce, widząc niebywałą cier-
pliwość i łagodność Jezusa, Jego mi-
łość do wszystkich, nawet do żołnie-
rzy, zastanawiali się, kim jest ten
Człowiek. Męka na Krzyżu, wydarze-
nia z chwili śmierci - wszystko to
sprawiało, że ich serca doznawały
przemiany. A ogromna godność Jezu-
sa, Jego Matki oraz otaczających Ją
osób jeszcze bardziej przyczyniały się
do nawrócenia żołnierzy.
W końcu strażnicy przy grobie.
Ci zastanawiali się nad sensownością
swej służby. Widząc co się dzieje, nie
podejrzewali, że ktoś ośmieliłby się
zakraść do grobu, odsunąć kamień
i wykraść Ciało. Tym bardziej, że
miasto było niespokojne, krążyły po-
głoski, które budziły strach. W związ-
ku z tym wśród zwolenników Jezusa
brakowało tak odważnych, którzy
byliby skłonni uczynić coś takiego.
Jednak żołnierze pełnili swoją służbę,
jak im nakazano. Dyskutowali tylko
między sobą, opowiadając przeróżne
historie, w tym również i to co słyszeli
o samym Jezusie, Jego działalności
nauczycielskiej, zdolnościach uzdra-
wiania, czynienia różnych znaków
i cudów.
Były też inne osoby, które przy-
czyniły się do ukrzyżowania Jezusa.
Piłat i Herod w wieczór piątkowy stali
się przyjaciółmi. Zbliżyła ich wspólna
sprawa osądzenia Jezusa. Potem
z trwogą patrzyli na przerażające zja-
wiska. Niestety, nie przyczyniły się
one do ich nawrócenia. Faryzeusze,
uczeni w Piśmie okazali się najtward-
szymi głazami, których nie skruszyła
nawet śmierć Jezusa. Ci ludzie doko-
nali największej zbrodni świata. Pod-
nieśli rękę na Boga. W sposób obłud-
ny, kłamliwy doprowadzili do procesu
i skazania. Potem uczestniczyli
w męce, sami ją jeszcze zwiększając
swymi bluźnierczymi okrzykami oraz
przekupując innych, by czynili po-
dobnie.
Czas od śmierci Jezusa i złoże-
nia Go do grobu był pełen napięcia,
lęku, niespokojnego oczekiwania na
dalsze wydarzenia. Ci, którzy przy-
czynili się do Jego skazania, nie od-
czuwali aż takiej satysfakcji, jakiej się
spodziewali. Mimo, że osiągnęli to, do
czego dążyli, serca ich były dziwnie
niespokojne. Niejeden z nich był zły
na Jezusa, że jeszcze po śmierci „nie
daje im spokoju”. Nie zdawali sobie
sprawy, jak prorocze są ich myśli.
Kiedy w poranek niedzielny
wschodziło słońce, wydarzyło się coś,
co zmieniło ostatecznie losy świata.
Wpłynęło również na życie wielu
mieszkańców Jerozolimy. Naraz za-
61
trzęsła się ziemia. Strażnicy u grobu
zostali jakby porażeni piorunem. Znie-
ruchomieli i nie byli w stanie się ru-
szyć. Nagle zjawił się anioł i odsunął
kamień. W tym momencie przybyły
niewiasty do grobu. Były tym wszyst-
kim bardzo strwożone. Spotkanie
z aniołem, a potem z samym Jezusem
Zmartwychwstałym bardzo je umoc-
niło, dało nadzieję i radość sercom.
Nie wszystko było widoczne dla oczu
strażników. Dość długo trwali jak
sparaliżowani, potem zaś pobiegli
i powiadomili arcykapłanów, o tym
czego doświadczyli. Byli bardzo prze-
jęci wszystkim, co widzieli i czuli.
Arcykapłani ze starszymi zebrali
się, „a po naradzie dali żołnierzom
sporo pieniędzy”. Zauważmy, ludzie ci
nie zastanawiali się nad Prawdą, jaką
niosły te wydarzenia. Oni od razu
chcieli ją ukryć. Bali się, że ludzie
dowiedzą się o wszystkim, uznają Je-
zusa co najmniej za Proroka i będą
mieli pretensje do nich, że Go zabili.
Co za obłuda władała ich sercami, jak
bardzo fałsz omotał ich dusze, skoro
nawet wobec takiego wydarzenia nie
stanęli w prawdzie, a jeszcze bardziej
brnęli w kłamstwa. Ceną były ich du-
sze oddane szatanowi.
Żołnierze przyjęli pieniądze
w zamian za milczenie o Prawdzie.
Jednak ich serca były niespokojne. Te
przeżycia, zetknięcie z dziwną mocą
i potęgą, która uczyniła ich na pewien
czas bezwolnymi, stale do nich wraca-
ły. Trudno im było zachować milcze-
nie wobec tak niepojętych wydarzeń.
Żydzi uwierzyli w szerzone
kłamstwa i pozostali w uporze dalsze-
go oczekiwania na Mesjasza. Od tam-
tej pory naród ich doświadcza bole-
snych konsekwencji nie przyjęcia
Jezusa jako Syna Bożego.
Poranek Wielkanocny powinien
być dla wierzących bardzo radosnym.
Bowiem jest on dowodem pokonania
przez Jezusa śmierci, króla ciemności
- szatana, zmycia z ludzkości skazy
grzechu. Tysiące lat człowiek czekał
na to wydarzenie. A gdy się dokonało,
wielu było takich, którzy nie uwierzy-
li. Módlmy się, abyśmy całym sercem
przyjęli wieść o zmartwychwstaniu
Jezusa i otworzyli swe dusze na Jego
zwycięski powrót. Niechaj Jego Serce
zjednoczone z Sercem Maryi zatrium-
fuje w nas. Byśmy doświadczyli na-
szego zmartwychwstania, odrodzenia
życia, uzdrowienia serca. By Bóg sam
przyszedł do nas i oznajmił tę cudow-
ną nowinę o pokonaniu szatana, wy-
zwoleniu z jarzma niewoli grzechu.
Niech odmieni się przez to nasze ży-
cie, abyśmy od tej pory żyli radością
zmartwychwstania Jezusa, wolnością
od grzechu, od śmierci. Módlmy się,
aby Bóg mógł wypowiadać w nas tak
ważne słowa, które skierował do apo-
stołów: „Pokój wam”. Niech ten pokój
zagości na zawsze w nas i prowadzi
ku prawdziwemu zmartwychwstaniu
ciał i dusz. Módlmy się. Bóg zaś bę-
dzie nam nieustannie błogosławił.
62
Wtorek, 22 kwietnia J 20,11-18
Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto,
czemu płaczesz? Kogo szukasz?» Ona
zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powie-
działa do Niego: «Panie, jeśli ty Go
przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go
położyłeś, a ja Go wezmę». (J 20,15)
W Ewangelii wg św. Jana w pro-
stych, ale jakże pięknych słowach
opisane jest spotkanie Marii Magdale-
ny z Jezusem. Kiedy pełna bólu zasta-
nawiała się, gdzie jest Jezus, naraz za
sobą usłyszała głos: „Niewiasto, cze-
mu płaczesz? Kogo szukasz?” Obej-
rzała się za siebie. Zobaczyła postać
w jasnych szatach stojącą lekko za
drzewem. Myśląc, ze to ogrodnik,
prosiła, żeby pokazał jej, gdzie leży
teraz ciało Jezusa. W pierwszym mo-
mencie nie poznała swego Pana. Jed-
nak, gdy Jezus wypowiedział jej imię:
„Mario!” naraz jej serce się otworzy-
ło i rozpoznało umiłowanego Jezusa.
Zapomniała o wszystkim, zapomniała
o otaczającej rzeczywistości i upadła
do nóg, jak to czyniła wielokrotnie
wcześniej. W sercu miała tyle miłości.
Tak wielka radość, miłość, czułość,
tkliwość ogarniały ją! Nie posiadała
się ze szczęścia. Powtarzała tylko:
„Rabbuni. Rabbuni”. Były to czułe
słowa. O wiele czulsze niż np. rabbi.
A wypowiadane z taką miłością
świadczyły o niezmiernym umiłowa-
niu. Z twarzą przy ziemi wyrażała
swoją miłość, oddanie, cały ból spo-
wodowany śmiercią Jezusa, ból nie-
pewności oczekiwania na Zmar-
twychwstanie. O, ileż łez wylała! Ale
teraz gotowa była na wszystko. Mogła
czekać jeszcze i tysiąc lat na Jezusa,
wiedząc, że żyje, że Zmartwychwstał!
Łzy szczęścia płynęły po jej twarzy.
Serce drżało, dusza ulatywała z niej ze
szczęścia. Kochała tak bardzo. Tak
bardzo! Nic się nie liczyło, tylko Je-
zus! Jezus zaś pełen miłości uśmiech-
nął się i rzekł: „Nie zatrzymuj Mnie,
jeszcze, bowiem nie wstąpiłem do
Ojca”.
Bóg w tym rozważanym frag-
mencie pragnie zwrócić naszą uwagę
na fakt, że Jezus ukazał się Marii
Magdalenie zanim jeszcze wstąpił do
Boga Ojca. On widział jej ogromny
ból, On zdawał sobie sprawę z jej
cierpienia. Ukazał się jej, bo widział
jej wielką miłość, jaką darzyła Go
w swoim sercu. Była to niejako na-
groda za jej wielkie umiłowanie, od-
danie, za jej szczerość, za skruchę
okazywaną, za jej towarzyszenie Mu
w czasie męki. Potem dodał: „Nato-
miast udaj się do moich braci i po-
wiedz im: Wstępuję do Ojca mego
i Ojca waszego oraz do Boga mego
i Boga waszego”. Te słowa są rów-
nież bardzo ważne. Jezus potwierdza
w nich po raz kolejny dziecięctwo
człowieka wobec Boga. Czyni to teraz
specjalnie, by zaznaczyć wagę tego
faktu, który poprzez Jego śmierć
i Zmartwychwstanie się właśnie urze-
czywistnia. Jezus przywrócił człowie-
ka Bogu, przywrócił mu synostwo
Boże. Jednocześnie Jezus nazywa
63
uczniów, apostołów swoimi braćmi.
Mówi przecież: „Udaj się do moich
braci”. Nie mówi tu tylko o swoich
kuzynach. Jezus mówi o wszystkich.
Jezus nazywa nas swoimi braćmi.
Te słowa mówią o bliskości Jezu-
sa. O tym, że On sam czuje tę bliskość
w stosunku do ludzi i jako sobie bli-
skich traktuje. Poza tym Jezus wypo-
wiedział te słowa z czułością i miło-
ścią. Prawdziwie kochał swoich
uczniów i myślał o nich. Chciał, by
nie czuli już osamotnienia, bólu.
Chciał, aby uwierzyli i zaufali.
W Ewangelii według Mateusza opisa-
ne jest spotkanie Jezusa z niewiasta-
mi. Je poprosił, aby przekazały
uczniom, iż zobaczą się w Galilei. Nie
starajmy się dochodzić kolejności tych
zdarzeń, czy też zgodności opisanych
wydarzeń z autentycznymi, które mia-
ły miejsce dwa tysiące lat temu. To
nie jest ważne. Istotne jest, co innego.
W tych opisanych fragmentach ważna
jest miłość. Bóg chciałby abyśmy ją
dojrzeli zarówno w postawie niewiast,
jak i w samym Jezusie.
Miłość kazała niewiastom iść do
grobu, by namaścić Ciało Jezusa, mi-
mo strachu, lęku przed ewentualnymi
aresztowaniami, przed rozruchami
w mieście. Miłość wyciskała im
z oczu łzy w trakcie Jego męki i po
śmierci. Miłość sprawiała, że tęskniły
za Nim i bardzo chciały wierzyć w
Jego Zmartwychwstanie. Czepiały się
kurczowo tej myśli, mimo wielu wąt-
pliwości i podszeptów szatana. Całą
sobotę przygotowywały maści i won-
ności dla Jezusa. Czyniły to z miłości.
Jezus zaś ukochał bardzo wszystkich
ludzi. Tych, z którymi żył przez te
trzy lata swojej działalności szczegól-
nie. Dlatego im się ukazuje i przeka-
zuje słowa pociechy, słowa zapewnie-
nia, że się spotkają.
Zwróćmy też uwagę na fakt, że
chociaż Jezus miał uczniów - męż-
czyzn, i to oni stali się potem Jego
głosicielami, apostołami Jego miłości,
jednak to niewiasty pokonały swój
lęk, by iść do grobu, to one towarzy-
szyły Mu w czasie męki. To prawda,
iż w tej kulturze mężczyzna miał bar-
dziej decydujący głos w wielu spra-
wach i to mężczyzna brał udział
w życiu publicznym, mógł sprawować
urząd nauczycielski, kapłański. Kobie-
ta była niejako ukryta w zaciszu do-
mowego ogniska. W o wiele mniej-
szym stopniu uczestniczyła w wyda-
rzeniach społecznych, politycznych
narodu. Jednak to kobiety wykazały
się większą odwagą płynącą z umiło-
wania niż mężczyźni. Dlatego Jezus
właśnie im się ukazuje jako pierw-
szym i to niewiasty są pierwszymi,
które mają przekazać światu tę cu-
downą nowinę o Zmartwychwstaniu
i życiu Jezusa.
Módlmy się, byśmy tak bardzo
ukochali, iż nic nie będzie się liczyło,
tylko Jezus. Módlmy się, byśmy tak
bardzo umiłowali, iż biec będziemy
o świcie w Niedzielę Wielkanocną, by
spotkać Jezusa Zmartwychwstałego.
Módlmy się o taką miłość w naszych
sercach, która sprawi, iż będziemy
64
zdolni poświęcić Jezusowi wszystko.
Módlmy się, by On nazywał nas swo-
imi braćmi i siostrami, by Jego słowa
miłości brzmiały w naszych sercach,
by Jego zapewnienie spotkania z Nim
dotarło do naszych dusz, byśmy w to
zapewnienie uwierzyli i z niecierpli-
wością czekali.
Módlmy się by miłość królowała
w naszym życiu, by ona kierowała
naszymi czynami, myślami, słowami.
Módlmy się. A Bóg będzie nam bło-
gosławił.
Środa, 23 kwietnia
Łk 24, 13-35 Tak przybliżyli się do wsi, do któ-
rej zdążali, a On okazywał, jakoby
miał iść dalej. Lecz przymusili Go,
mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się
ku wieczorowi i dzień się już nachy-
lił». Wszedł więc, aby zostać z nimi.
(Łk 24,28-29)
„Czy serce nie pałało w nas, kie-
dy rozmawiał z nami w drodze i Pi-
sma nam wyjaśniał?” Uczniowie nie
rozpoznali w towarzyszu podróży
Jezusa. To dziwne, bo, przecież znali
Jezusa, a jednak nie poznali Go od
razu. Dopiero, gdy zasiedli do stołu,
a Jezus odmówił błogosławieństwo,
połamał chleb i dał im, wtedy Go
poznali, jednak Jezus zniknął im
z oczu. Poruszeni uczniowie wrócili
do Jerozolimy, by tę niebywałą wieść
przekazać apostołom.
„Czy serce nie pałało w nas, kie-
dy rozmawiał z nami w drodze i Pi-
sma nam wyjaśniał?” Czy serce w nas
nie pałało? Uczniowie sami stwierdza-
ją, iż serca czuły bliskość Jezusa. Ser-
ca wyczuwały obecność Boga. Spo-
tkanie i rozpoznanie nastąpiło nie na
poziomie intelektualnym. Uczniowie
wprawdzie chętnie słuchali nieznajo-
mego, ale ich oczy były jak zamknię-
te. Niczego nie rozpoznali. Pamięć,
jakby uśpiona nie pomogła w rozpo-
znaniu Jezusa. Nie wydobyła ze swej
głębi obrazu tego Jezusa, bowiem
miała w sobie jedynie Jezusa naucza-
jącego, cierpiącego, konającego
i umarłego. A przed nimi stał Zmar-
twychwstały! W uwielbionym ciele!
A tego w pamięci nie mogło być!
Tylko serce od razu wyczuło bliskość
Boga! Zauważmy, jak bardzo ograni-
czony jest umysł. On wydobywa
z pamięci to, co wcześniej doświad-
czył, czego doznał, co w jakiś sposób
zostało zakodowane w nim.
A przecież spotkanie duszy z Bogiem,
to nie jest spotkanie towarzyskie,
gdzie zmysłami ciała: wzrokiem, słu-
chem poznajemy drugą osobę, zapa-
miętujemy i od tej pory już ją znamy.
Boga nikt nigdy nie widział! Jak za-
tem rozpoznać Jego obecność!? Do-
konuje się to na płaszczyźnie serca.
Owszem teolog „włącza” od razu
wszystkie „szufladki” w swoim umy-
śle, w którym pochowane ma dane,
wiadomości, całą wiedzę o Bogu.
Tylko, czy spotka się wtedy z Bo-
giem? Przecież poziomy intelektualne
człowieka i Boga są nieporównywalne
i nie da się na tych płaszczyznach
65
spotkać Boga. Będą to tylko intelektu-
alne roztrząsania, dochodzenia, co,
gdzie, kiedy, w jaki sposób. Intelektu-
alne! Toteż nie dojdzie do prawdzi-
wego spotkania! By takie mogło mieć
miejsce, człowiek musi otworzyć ser-
ce! Serce jest tym „wymiarem”, który
pozwala duszy spotykać się z Bogiem.
Często człowiek mówi, iż czuje, że
powinno być tak, a nie inaczej, czuje,
że powinno się inaczej postąpić, wy-
czuwa w sercu te, czy inne zamiary
drugiej osoby, czuje sercem, że ktoś
ma inne intencje, niż to głośno pod-
kreśla itp. Również w sercu dochodzi
do spotkania z Bogiem. Bóg przycho-
dzi do człowieka poprzez jego serce.
Oczywiście człowiek to wszystko
opisuje, stara się usystematyzować,
określić intelektualnie. I do pewnego
momentu mu się to udaje. Ale gdy
Bóg pragnie bliżej obcować z jakąś
duszą, okazuje się, że nie potrafi ona
precyzyjnie opowiedzieć, co takiego
dokonuje się podczas spotkania z Bo-
giem, jak wygląda to spotkanie? Po-
nieważ wszystko odbywa się w sferze
duchowej, nie materialnej. W materii
łatwiej jest określić wielkość, kształt,
kolor. Jeśli zaś chodzi o Ducha, to już
są zupełnie inne wymiary. Potrzebne
by było inne słownictwo. A tego za-
czyna brakować. Bowiem trudno jest
tworzyć pojęcia na coś, co czuje się
sercem, a co jednak przekracza moż-
liwości intelektualnej interpretacji, co
jest zgoła zupełnie różne od tego, co
spotyka się, na co dzień, co nie jest
uchwytne zmysłami ciała. Dusza czu-
je, serce jej wie, iż jest to Bóg, za-
chwyca się Nim, doznaje zachwytu
Jego pięknem, Jego miłością, Jego
dobrocią, Jego wielkością, Jego miło-
sierdziem! Dusza zostaje uniesiona ku
Światłu, które nie jest zwykłym świa-
tłem słonecznym. Wprowadzana jest
w bliskość Boga, przenikana jest Jego
świętością. Przeżywa ogrom szczę-
ścia! Wypełnia się cała miłością
i pragnie, o jakże pragnie pozostać
w tym stanie. Jednak Bóg mówi, iż to
dopiero przedsionek Nieba. Niech
okaże cierpliwość, a w przyszłości
wprowadzona zostanie w samą głębię
istoty Boga. I powraca dusza do ziem-
skiego życia, bogatsza o to nowe po-
znanie. Zakosztowawszy słodyczy
Boskiej miłości, zaczyna pragnąć jej
nieustannie i dążyć do niej poświęca-
jąc wszystko, a przede wszystkim
samą siebie. Jej serce należy do Boga.
Żyjąc z Nim w ustawicznej bliskości
wyczuwa każde Jego pochylenie się
nad nią, każde czułe dotknięcie, każde
spojrzenie pełne miłości. Jednak, gdy
przychodzi jej opisać ten stan, ma
pewne trudności. Ona czuje to sercem.
Umysł znajduje się jakby nieco na
uboczu. Jej serce drży doświadczając
bliskości Nieosiągalnego, omdlewa
tęskniąc, pragnąc i nie mogąc zaspo-
koić tych pragnień. Jej serce trwa
w uniżeniu przy samej ziemi przed
Wszechmocnym, przed Panem Nieba
i Ziemi.
I chociażby chciała zgłębić tę
niepojętą Tajemnicę, umysł jest zbyt
mały. Miesza się wobec tego wszyst-
66
kiego, co tak piękne, a tak trudne, by
nazwać, określić, opisać. I może jedy-
nie powtarzać za uczniami parafrazu-
jąc ich słowa: Czyż serce moje nie
drży, nie jest poruszane, gdy Pan jest
tak blisko? Czy serce moje nie dozna-
je radości, zachwytu w Jego obecno-
ści? Czyż nie odczuwa rozkoszy, sło-
dyczy przebywając w Jego ramio-
nach?
Pozwólmy swoim sercom poczuć
obecność Boga. Otwórzmy je na nią.
Niech zaznają poruszenia, niech za-
chwycą się Jego pięknem, niech za-
drżą przed majestatem. Niech nasze
serca zatęsknią za Bogiem, niech pra-
gną Go aż po cierpienie. Niech poczu-
ją słodycz Jego miłości. Niech Bóg
błogosławi nas na czas tych rozważań
Czwartek, 24 kwietnia Łk 24,35-48
Popatrzcie na moje ręce i nogi:
to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie
i przekonajcie: duch nie ma ciała ani
kości, jak widzicie, że Ja mam».
(Łk 24,39)
Apostołowie widząc Jezusa
Zmartwychwstałego byli zatrwożeni,
wylęknieni. Wydawało im się, że wi-
dzą ducha. Ten fragment pokazuje
nam, iż Apostołowie byli ludźmi po-
dobnymi do nas. Nie byli od początku
świętymi, mocarzami, męczennikami
idącymi z radością w sam wir niebez-
pieczeństwa. To byli zwykli ludzie.
Tacy jak my. Przeżyli z Jezusem wie-
le. Towarzyszyli Mu przez trzy lata
nieustannie. Widzieli więcej niż inni,
doświadczyli i doznali więcej. Jezus
ich pouczał i wyjawiał to, czego nie
mówił innym. To z nimi zasiadł do
Ostatniej Wieczerzy sprawując pierw-
szą w dziejach historii Kościoła Eu-
charystię. Mimo to, byli zatrwożeni
widząc Zmartwychwstałego. Niedo-
wierzali. W sercach budziły się wąt-
pliwości. Byli mali, słabi, byli po pro-
stu zwykłymi ludźmi.
Często istnieje w sercach ludz-
kich taka pokusa, by traktować tych,
co już przeszli swoją ziemską drogę
i weszli do chwały Nieba, jako kogoś
innego niż siebie. Wydaje się nam, że
święci byli mocni w wierze, silni w
ufności, kochali od początku Boga
gorącą miłością, doświadczali w swo-
im życiu cudów, byli wyróżnieni wie-
loma łaskami, darami. Zatem ich życie
różne było od naszego, droga inna.
A gdzieś tam w głębi serca powstaje
nawet i taka myśl, że przez te liczne
„cudowności” towarzyszące im, po
prostu mieli łatwiej. Gdyby to nam się
przytrafiło doświadczać w swoim
życiu takich znaków Bożej opieki
i Bożego działania w nas, to też kro-
czylibyśmy drogą świętości pewnie
i wytrwale.
Nic bardziej złudnego i fałszy-
wego. Znaki i cuda, dary i charyzmaty
okupione są najczęściej cierpieniem
danej duszy. Często otoczenie nawet
nie podejrzewa, ile duszę taką kosztu-
je wierna służba Bogu w pokorze
i uniżeniu, w przyjmowaniu cierpie-
nia, w ofiarowaniu się za inne dusze.
67
A cuda, dary, choć są wielką łaską
Boga, stają się też Krzyżem danej
duszy. Wiele dusz prosi Boga o za-
branie widocznych znaków Bożego
działania w nich. Często Bóg zabiera,
choć nie zawsze. Nieraz czyni to tylko
na pewien czas, by dusza lepiej przy-
gotowała się do ich przyjęcia. By
w ten sposób lepiej mogła Mu służyć.
Są dusze, które od dzieciństwa wyka-
zują większą skłonność ku Bogu, a są
i takie, które dopiero w dorosłym ży-
ciu dochodzą do umiłowania Boga, do
odkrycia Jego wielkiej miłości, za
którą idą potem wiernie po kres swo-
jej ziemskiej wędrówki. Miejmy jed-
nak świadomość, że dusze te są nam
podobne. I tak jak my przeżywały
troski, kłopoty, rozterki. Tak jak my
doświadczały własnych upadków
i płakały nad swoją wielką słabością
i bezradnością wobec grzechu.
Apostołowie są również tego
przykładem. Święty Piotr, już wielo-
krotnie przez nas wspominany nawet
podczas swej apostolskiej misji po
rozesłaniu doświadczał własnych sła-
bości i przyznawał się do nich. Apo-
stołowie razem z Jezusem w czasie
wspólnie spędzonych trzech lat two-
rzyli wspólnotę. Sam Jezus ich pro-
wadził. Był ich nauczycielem, opie-
kunem. Jednak nie od początku byli
wspólnotą niczym prawdziwa, idealna
Rodzina, ciągle wychodziły na jaw ich
słabości. Jezus karcił ich. Oni sami
siebie nawzajem również pouczali
i strofowali. Ileż to razy poróżniły ich
zdania, co do jakiejś kwestii. Szcze-
gólnie Judasz był osobą „ćwiczącą”
ich swoim zachowaniem w cierpliwo-
ści. Dziś są świętymi. (Oprócz jedne-
go).
I nas Bóg zgromadził we Wspól-
nocie. Nas również poucza, a gdy
zachodzi taka potrzeba – strofuje. Nie
jesteśmy ani gorsi ani lepsi od Apo-
stołów. Jesteśmy tacy sami. Zostali-
śmy powołani jako dusze najmniejsze
do apostołowania w codzienności
niosąc w sercach Bożą miłość miło-
sierną. To służba - trudna, wymagają-
ca wytrwałości, wiary, ufności. A tego
nam brakuje. Stąd nasze wzloty
i upadki. Jezus umocnił Apostołów
swoim Duchem. I nam Go udziela.
Sytuacja Apostołów i pierwszych
chrześcijan wydaje się nawet trudniej-
sza, bowiem Kościół dopiero powsta-
wał. Tworzyły się jego ramy organi-
zacyjne, często pojawiały się spory na
ważne tematy związane z wiarą. Teraz
posiadamy bogactwo nauki Kościoła,
podane są prawdy wiary, przyjęte
dogmaty. Możemy korzystać
z doświadczenia wielu świętych.
Czerpać z ich nauki. Toteż nie musi-
my tracić czasu na dochodzenie do
prawd wiary, nie musimy sami do-
chodzić do jakiejś duchowości.
Wszystko mamy podane na wycią-
gnięcie ręki. Tylko czerpać i uświęcać
się.
Jednak i my jesteśmy zwykłymi
ludźmi. I my podlegamy grzechowi.
I my doświadczamy niemocy wobec
niego. Bo taka jest ludzka natura.
Jednak pośród nas staje Chrystus mó-
68
wiąc: Pokój wam. Pośród nas staje
sam Bóg mówiąc: Nie lękajcie się.
Dlaczego się trwożycie, a w sercach
budzą się wątpliwości? Przecież to Ja
jestem. Zatem spróbujmy popatrzeć na
apostołów i innych świętych jako na
swoich braci i swoje siostry, którzy
byli nam podobni, szli przed nami
torując nam drogę. Podlegali podob-
nym pokusom i mieli podobne wąt-
pliwości. Przeżywali troski codzien-
ności i z nimi się zmagali. Nieśli swój
krzyż, który nieraz wydawał im się
zbyt ciężki. A jednak z miłości do
Jezusa podejmowali go ciągle na no-
wo. Z miłości do Jezusa, pokochali
ten krzyż. Z miłości do Jezusa gotowi
byli na wszystko. Z miłości do Jezusa
rezygnowali ze wszystkiego, wyrzeka-
li się samych siebie, by tylko należeć
do Niego i Jemu służyć. I nadal prze-
żywali swoje słabości, walczyli z ni-
mi, ale tym bardziej powstawali, aby
nie zasmucać Boga jeszcze więcej
trwaniem w grzechu. A Bóg nagradzał
ich upór, z jakim stale próbowali po-
wstawać. Nagradzał ich ciągłe próby
trwania przy Jezusie. Rozczulony
miłością ich serc, nadawał wielką
rangę ich małym czynom. I czynił
prawdziwie wielkimi, udzielając
w zamian ogromnych łask.
To Bóg jest sprawcą wszystkie-
go. To Bóg czyni duszę świętą, a jej
małym wysiłkom daje wielkie owoce.
Nie łudźmy się, że jakakolwiek dusza
sama doszła do świętości. Że uczyniła
to własnym wysiłkiem i pracą. Nie ma
takiej duszy, która sama pokonałaby
skłonność własnej natury do grzechu
i żyła świątobliwie. Każda dusza kro-
cząca drogą do świętości dźwiga
krzyż własnych grzechów. Każda
zmaga się ze swoją słabością. I każda
otrzymuje od Boga pomoc na tej dro-
dze krzyżowej. Przy każdej staje Jezus
i niesie Krzyż razem z nią. By w koń-
cu donieść go do celu. Jeśli dusza
pozwala, zostaje wraz z Jezusem
ukrzyżowana, współcierpi z Nim
i bierze udział w wielkim Jego Dziele
Zbawczym. Ale to Jezus jest Zbawi-
cielem, to On jest dawcą świętości
duszy, On ją uświęca, On pomaga jej
iść ku tej świętości. On nadaje wielkie
znaczenie jej wysiłkom i ciągłym
zmaganiom ze sobą w tej, wydawać
by się mogło, syzyfowej pracy. On
w końcu nagradza jej upór, wytrwa-
łość, cierpienie i obdarowuje święto-
ścią.
Pomyślmy czasem o apostołach
i innych świętych, jako o zwykłych
ludziach nam podobnych. Nie zazdro-
śćmy im, ale naśladujmy ich. Szcze-
gólnie w tym uporze i wytrwałości
dążenia do celu - do świętości. A Bóg
nam udzieli tego, czego pragniemy
i do czego dążymy całe życie - świę-
tości. Niech Bóg błogosławi nas na
czas tych rozważań.
Piątek, 25 kwietnia J 21,1-14
Powiedział więc do Piotra ów
uczeń, którego Jezus miłował: «To jest
Pan!» (J 21,7)
69
Apostołowie w większości nie
byli „wysoko” wykształconymi ludź-
mi. Wiedzieli i rozumieli to, co prze-
ciętny Żyd w tamtych czasach wie-
dział i rozumiał z Pism. Życie
z Jezusem nie dało pełni poznania ich
sercom i umysłom. Były zbyt za-
mknięte. Potrzebowali Ducha Święte-
go. Jezus przed Wniebowstąpieniem
oświecił ich umysły, aby rozumieli
Pisma. Jednak, by głosić Ewangelię
na całym świecie potrzebowali mocy
z wysoka, bowiem sami byli zbyt
słabi. Zauważmy, jak dużo potrzeba,
by stać się apostołem. Samemu trzeba
przejść przemianę, nawrócenie. Trze-
ba żyć z Jezusem - żyć Ewangelią.
Prosić o moc z wysoka, a gdy Duch
Święty będzie dany, iść i głosić na-
wrócenie i odpuszczenie grzechów
wszystkim ludziom. Dawać świadec-
two słowem i życiem. Na ile spełnia-
my te warunki?
Niejednemu z nas wydaje się, że
jest przecież nawrócony. Wierzy,
praktykuje, a nawet uczestniczy bar-
dziej aktywnie w życiu Kościoła, bo
na przykład jeździ na Wieczerniki.
A Jezus nam mówi: Nawracajcie się!
Proces nawrócenia nie jest jednora-
zowym, to ciągły proces. Człowiek
nie przestaje ulegać swoim licznym
słabościom po jednym postanowieniu
pójścia za Jezusem, chociażby, dlate-
go, że jeszcze żyje w nim stary czło-
wiek. Dlatego, że nie wie o sobie
wszystkiego. Dlatego, że nadal są w
nim jego stare przyzwyczajenia, dąże-
nia, pragnienia, toteż nadal upada. Za
każdym upadkiem powinien następo-
wać proces nawrócenia, tyle, że bar-
dziej świadomy przyczyny upadku,
z mocnym postanowieniem nie po-
wracania do grzechu oraz z głęboką
świadomością zranienia, zasmucenia
Jezusa, co powinno poruszać nasze
serce, bardziej świadomy wielkiego
Bożego Miłosierdzia wobec duszy.
Każde kolejne nawrócenie powinno
przybliżać nas do Jezusa, powinno
ubogacać duszę w miłość, jaką Jezus
ją darzy. Powinno rozradować duszę
łaską przebaczenia i wzbudzić w niej
wielkie pragnienie miłowania Jezusa
tak, jak nikt na świecie. Powinno być
świętem, dziękczynieniem i uwielbie-
niem Boga. Czy jest tak w istocie?
Jeśli tak, następuje w nas powolna
przemiana, trwała przemiana. Odwra-
camy się od grzechu, brzydzimy się
nim i staramy się do niego nie wracać.
Przyjmujemy „czynną” postawę,
czujną postawę, by zawczasu przygo-
tować się do obrony przed złem.
By być apostołem należy żyć
Ewangelią, a to oznacza poznawanie
życia Jezusa i czynienie wysiłków, by
w tym życiu uczestniczyć. To ciągłe
próby jednoczenia się z Jezusem, to
nieustanne powracanie poprzez karty
Nowego Testamentu do wydarzeń
z życia Jezusa i otwieranie serca na
Jego pouczenia. Pouczenia, które są
nadal aktualne i cenne we współcze-
snym świecie. Podobnie jak aposto-
łowie, żyjemy razem z Jezusem, bie-
rzemy udział w Jego codzienności,
zachwycamy się tym, co widzimy,
70
niejednokrotnie jesteśmy zadziwieni
znakami czynionymi, jednak tak jak
apostołowie mamy serca i dusze zbyt
zamknięte. Jezus daje się poznać na
kartach Ewangelii, ale nasza otwartość
na Niego jest za mała, słabość naszych
oczu tak wielka. Nie jesteśmy w sta-
nie sami, bez pomocy, przyjąć obja-
wienia Nowego Testamentu będącego
wypełnieniem Starego. Do tego po-
trzebujemy Ducha Świętego, Jego
światła. Jezus oświecił umysły aposto-
łów, dał im rozumienie Pism. Jednak
potrzebowali mocy z wysoka, by to,
co zostało im dane, głosić po całym
świecie. Toteż trwali w jedności na
modlitwie oczekując obiecanego Po-
cieszyciela. Dopiero po zesłaniu Du-
cha Świętego stali się w pełni aposto-
łami. Nie oznacza to, że teraz nie po-
siadali słabości i im nie ulegali. Mimo
to, starali się być wierni Ewangelii,
przestrzegać przykazań, a szczególnie
przykazania miłości i z całą gorliwo-
ścią głosić światu dobrą nowinę
o zbawieniu. Wyznawali wiarę
w Zmartwychwstałego Jezusa, Syna
Bożego, za którego przyczyną zostały
ludziom odpuszczone grzechy.
Jako apostołowie Jezusa my
również mamy obowiązek głoszenia
światu dobrej nowiny o Bożej miłości
i o Jego miłosierdziu. My również
mamy dawać świadectwo o Zmar-
twychwstałym Jezusie całym swoim
życiem. Czy rzeczywiście tak robimy?
Czy staramy się tak postępować?
Każdy może zostać apostołem.
Dusze najmniejsze są również do tego
powołane. Módlmy się, aby nasze
kolejne nawrócenia były prawdziwy-
mi krokami ku świętości, a nie jało-
wym marszem w miejscu. Módlmy
się, byśmy potrafili żyć Ewangelią.
Prośmy Ducha Świętego, by pomógł
nam poprzez rozważanie Pisma Świę-
tego stawać się uczestnikami życia
Jezusa. Prośmy o Ducha Pocieszycie-
la, by sercom, które już doświadczyły
obecności Jezusa, które w jakimś
stopniu poznały i uwierzyły oraz sta-
rają się żyć dobrą nowiną
o zmartwychwstaniu, udzielił swej
mocy do głoszenia orędzia Miłości
Jezusa do każdego człowieka. By
swoją postawą dawały o niej świadec-
two. Módlmy się, a Bóg będzie nam
błogosławił.
Sobota, 26 kwietnia Mk 16,9-15
W końcu ukazał się samym Jede-
nastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzu-
cał im brak wiary i upór, że nie wie-
rzyli tym, którzy widzieli Go zmar-
twychwstałego. (Mk 16,14)
Dzisiejszy fragment jest również
ważną nauką dla dusz najmniejszych.
Nasze postawy bowiem często przy-
pominają reakcje bliskich Jezusa na
wieść o Jego zmartwychwstaniu.
Kiedy Maria Magdalena spotkała
Zmartwychwstałego Pana, doznała
ogromnego wzruszenia. Jej szczęście
nie miało granic. Wracała do pozosta-
łych pełna radości, wiary i ufności.
Cierpienie jakie przeżyła przez ostat-
71
nie godziny, chociaż ogromne, teraz
już się nie liczyło. Biegła, aby oznaj-
mić Maryi tę cudowną wieść. Chciała
też jak najprędzej powiedzieć o tym
apostołom. Nogi same niosły ją. Serce
śpiewało ze szczęścia. Nawet nie wie-
działa, kiedy dotarła do miejsca, gdzie
pogrążeni w smutku przyjaciele Jezu-
sa nadal rozpamiętywali Jego mękę.
Rozentuzjazmowana opowiedziała
wszystkim, Kogo spotkała. Cały czas
powtarzała, że widziała Pana, że On
żyje, zmartwychwstał, rozmawiał
z nią, zawołał ją po imieniu!
Maryja przyjęła tę wieść spokoj-
nie, bowiem Ona już wiedziała. Jej
Jezus ukazał się wcześniej, niejako
w tajemnicy przed wszystkimi. Poza
tym wierzyła Mu, a przecież obiecał
Jej to. Ona Sercem czuła już Jego
obecność. Ucieszyła się jednak, że
teraz Jezus daje tę łaskę innym. Dzię-
kowała Bogu za dar zmartwychwsta-
nia, za zbawienie całej ludzkości.
Jednak pozostali z niedowierzaniem
potraktowali słowa Marii Magdaleny.
Sądzili nawet, że z bólu pomieszały
jej się zmysły. Toteż uspokajali ją,
pojednawczo przytakiwali, ale zacho-
wywali dystans do tej wiadomości.
Pewien niepokój wprowadziła w ich
serca kolejna relacja dwóch uczniów,
którym Jezus również ukazał się na
drodze. Ci podobnie opowiadali o tym
pełni entuzjazmu, zapału, emocji
i radości. Jednak im także nie uwie-
rzono. To co mówili, było tak niesa-
mowite i trudne do zrozumienia, do
ogarnięcia ludzkim umysłem, że od-
noszono się do nich bardzo ostrożnie.
Dopiero kiedy sam Jezus przyszedł do
nich, z wielkim zdumieniem, ale
i niepojętą radością przyjęli wiado-
mość o zmartwychwstaniu. Teraz i oni
stali się jak Maria Magdalena, jak ci
dwaj uczniowie - chcieli dzielić się
tym szczęściem ze swoimi bliskimi,
z pozostałymi uczniami Jezusa, którzy
wciąż opłakiwali Jego śmierć.
Zauważmy, jak nieskore do wiary
są ludzkie serca. Nawet do swoich
apostołów Jezus musiał przyjść sam,
osobiście, aby uwierzyli. Potrzeba
było, by stanął przed nimi, pokazał im
swoje przebite dłonie, przemówił,
posilił się tak jak dawniej, by zaczęli
się przekonywać, że to właśnie On, że
rzeczywiście zmartwychwstał. Czło-
wiekowi bardzo trudno jest wyjść
poza krąg poznania zmysłowego, poza
własną wiedzę, doświadczenie, poglą-
dy, przyjęte opinie. Najlepiej czuje
się, gdy już coś zna, sprawdził to;
kiedy osobiście może zobaczyć, usły-
szeć, dotknąć. Jeśli coś odbiega od
jego wyobrażeń i wymaga ufności,
w tej zupełnie nowej rzeczywistości,
której nie zna, czuje się jak zawieszo-
ny w próżni. Nie może znaleźć sobie
oparcia, czegoś pewnego. Brakuje mu
poczucia bezpieczeństwa, jakie dają
rzeczy dobrze znane, przeżyte wcze-
śniej sytuacje, wyuczone zachowania
w pewnych okolicznościach. I patrzy
właśnie w takich kategoriach - nie
myśli o Prawdzie, lecz o tym czy mo-
że daną sprawę zweryfikować. Jeśli
nie - trudno mu to przyjąć. Człowiek
72
przez skażenie grzechem zatracił
otwartość na Ducha w takim stopniu,
jak było to zaraz po stworzeniu. Na
pierwszym miejscu stanęła po prostu
jego cielesność, nie duchowość. Dla-
tego, według niego, to co sprawdzalne
jest zmysłami ciała, bez wątpienia
istnieje, wszystko inne natomiast
trudne jest do przyjęcia. Jezus, który
zmartwychwstał, był postacią „nie
z tego świata”. Trudno zatem było
apostołom uwierzyć w to. Bardzo
dobitnie wyraził to apostoł Tomasz:
„Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę
śladów gwoździ i nie włożę palca
mego w miejsce gwoździ i nie włożę
ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”
(J 20,25). To jest właśnie natura czło-
wieka. Ta odpowiedź dotyczy każde-
go z nas. To my, dusze maleńkie, tak
właśnie odpowiadamy Bogu na Jego
słowa, czyny, znaki i cuda w naszym
życiu. Zawsze chcemy sprawdzić,
wciąż nie dowierzamy, wątpimy, po-
trzebujemy potwierdzenia.
O ileż łatwiej byłoby apostołom,
gdyby uwierzyli Jezusowi już wtedy,
kiedy zapowiadał swoją mękę i zmar-
twychwstanie. Cierpieliby o wiele
mniej po Jego śmierci, a teraz - sły-
sząc wieści przyniesione przez Marię
Magdalenę, potem dwóch uczniów –
z radością oczekiwaliby Pana. Wtedy
jednak nie rozumieli słów Jezusa,
dlatego i teraz wszystko było dla nich
za trudne. Trwali przy swojej wiedzy,
doświadczeniu. Nie zrozumieli jesz-
cze, iż jeśli chodzi o Boga, nie liczy
się poznanie zmysłowe, ale miłość,
z której płyną wiara i ufność. Miłość
może pokonać śmierć, zrodzić nowe
życie i odmienić losy każdego. Po-
dobnie my - dusze maleńkie - o ileż
szybciej kroczylibyśmy do świętości,
gdybyśmy całym sercem otwierali się
na wszystkie pouczenia Nieba płynące
do nas w różnej formie. Jeśli każde
słowo przyjmowalibyśmy do swojego
życia jako Prawdę, w bardzo szybkim
tempie ziemia zamieniłaby się w raj.
Wszyscy bowiem staliby się wierzą-
cymi. Ci, którzy wierzyli od dawna,
udoskonaliliby się w gorliwości, a inni
poszliby za nimi, widząc bowiem
cuda w ich życiu, zapragnęliby tego
samego. Niestety, takie doświadczenie
jest udziałem nielicznych, którzy wy-
trwale dążą do świętości, wykazując
wielką wiarę i ufność. Potrzeba przy
tym wielkiego uporu w kroczeniu do
celu pomimo wichrów i burz. Bóg
jednak udziela swej łaski. Nie byłby
Ojcem, gdyby tego nie czynił. On
w każdym z nas już złożył swego
Syna w momencie naszego ofiarowa-
nia się. To właśnie Jezus Chrystus jest
tą niepojętą Łaską. Jego obecność
w naszej duszy - to dar, błogosławień-
stwo, dobro, siła, moc, poznanie...
Powinniśmy żyć tą Obecnością i ra-
dować się z tego faktu! Powinniśmy
nieustannie adorować Go w swoim
sercu!
Bardzo często traktujemy słowa
pouczeń i wskazań jak piękne opo-
wiadania, pełne porównań i przenośni,
które niekoniecznie muszą się spraw-
dzić. Można ich posłuchać, wzruszyć
73
się, przeżyć cudowne chwile, ale po-
tem trzeba powrócić do rzeczywisto-
ści i żyć dalej swoim życiem. Kiedy
słyszymy świadectwa innych, odno-
simy się do nich sceptycznie. Nawet
jeśli dopuszczamy możliwość inge-
rencji Boga w ich życiu, trudno nam
wierzyć, iż może się to przydarzyć
również nam. Dlatego Pan pragnie
dzisiaj nakłonić nas do wiary i ufności
w cudowną obecność Jezusa w sercu
każdego z nas. Nasze uczynione ofia-
rowanie się Bogu, nie było tylko in-
dywidualnym przeżyciem. Dokonane
zostało w imieniu wszystkich dusz
najmniejszych. Bóg zapragnął tego,
a Matka Najświętsza przygotowała
nas. Bez względu na to czy uczestni-
czyłeś w tym w sposób fizyczny, czy
też nie, jeśli utożsamiasz się z dusza-
mi maleńkimi, czuj się zaproszony do
udziału w wielkim wydarzeniu, jakim
jest złożenie przez Boga nowego życia
w twojej duszy. To Jezus Chrystus
zagościł na nowo w naszych sercach.
I rozpoczęliśmy kolejny etap na Ma-
leńkiej Drodze Miłości - życie dusz
w bliskości Jezusa, wzrastanie w tej
cudownej Obecności i nabieranie Jego
cech, poprzez coraz większe utożsa-
mianie się z Nim. Przyjmij tę radosną
nowinę z wiarą i ufnością! Codziennie
ponawiaj swoje ofiarowanie się przez
Niepokalane Serce Maryi. Proś Ją, by
ciągle ci o tym przypominała i poma-
gała kroczyć naprzód już po nowemu
- ze świadomością życia w twej duszy
samego Boga. Staraj się być radosnym
- jak Maryja nosząca w sobie Jezusa.
W Jej Sercu nieustannie kwitła radość,
chociaż zewnętrzne warunki nie zaw-
sze były sprzyjające. Ale Ona podda-
wała się woli Boga i przyjmowała
wszystko jako Jego łaskę.
Prośmy dzisiaj o dar wiary i uf-
ności w dokonujące się wielkie rzeczy
w naszej Wspólnocie. Módlmy się,
abyśmy niczego nie przeoczyli przez
własną opieszałość i nieufność; byśmy
nie zmarnowali ani jednej łaski. Niech
Bóg błogosławi nas na czas tych roz-
ważań.
Niedziela, 27 kwietnia Niedziela Miłosierdzia
J 20,19-31 Ale Tomasz, jeden z Dwunastu,
zwany Didymos, nie był razem z nimi,
kiedy przyszedł Jezus. Inni więc
uczniowie mówili do niego: «Widzieli-
śmy Pana!» Ale on rzekł do nich: «Je-
żeli na rękach Jego nie zobaczę śladu
gwoździ i nie włożę palca mego
w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki
mojej do boku Jego, nie uwierzę».
(J 20,24-25)
Jezus, który Zmartwychwstał -
był postacią „nie z tego świata”.
Trudno zatem wierzyć tym, którzy
mówili, ze Go widzieli. Bardzo dobit-
nie określił to apostoł Tomasz: „Jeżeli
na rękach Jego nie zobaczę śladów
gwoździ i nie włożę palca mego
w miejsce gwoździ i nie włożę ręki
mojej do boku Jego, nie uwierzę”.
W tych słowach wyraża się człowiek.
To nie jest tylko odpowiedź Tomasza.
74
To odpowiedź każdego z nas. To my,
dusze maleńkie, tak właśnie odpowia-
damy Bogu na Jego słowa, czyny,
znaki, cuda w naszym życiu. Zawsze
chcemy sprawdzić. Zawsze potrzebu-
jemy potwierdzenia, zawsze niedo-
wierzamy, zawsze budzą się w nas
wątpliwości.
O ileż łatwiej żyłoby się chociaż-
by apostołom, gdyby uwierzyli sło-
wom Jezusa, gdy dopiero zapowiadał
mękę, ale i zmartwychwstanie. O wie-
le mniej cierpieliby, gdyby słysząc
wieści przyniesione przez Marię
Magdalenę, potem dwóch uczniów, od
razu uwierzyli i z radością oczekiwali
na Zbawiciela. To było jednak dla
nich za trudne. Trwali przy swojej
wiedzy, poznaniu, doświadczeniu. Nie
zdawali sobie sprawy, iż jeśli chodzi
o Boga, nie liczy się poznanie zmy-
słowe, doświadczenie fizyczne, tylko
miłość, z której płynie wiara i ufność.
Wtedy jeszcze nie rozumieli, że mi-
łość może pokonać śmierć, przekro-
czyć granicę między ciałem a duchem,
zrodzić nowe życie, odmienić los
każdego z nich.
O ileż my - dusze maleńkie,
szybciej kroczylibyśmy do świętości,
gdybyśmy całym sercem przyjmowali
wszystkie pouczenia z Nieba płynące
w różnej formie. Gdybyśmy każde
słowo brali jako Prawdę do swojego
życia, to w bardzo szybkim tempie
ziemia zamieniłaby się w raj, bo
wszyscy staliby się bardzo wierzący-
mi. Ci którzy wierzyli od dawna, sta-
liby się bardziej gorliwi, a ci, którzy
wcześniej nie wierzyli, widząc przy-
kład tych pierwszych, poszliby za
nimi. Zobaczyliby bowiem cuda w ich
życiu. Zapragnęliby takiego samego
doświadczenia.
Niestety takie doświadczenie jest
udziałem nielicznych, którzy uparcie
dążą do świętości, którzy wykazują
się wielką ufnością i wiarą. Potrzeba
przy tym ogromnej wytrwałości, upo-
ru w dążeniu do celu, pomimo wi-
chrów i burz. Bóg jednak udziela nam,
duszom maleńkim, swej łaski. Nie
byłby naszym Ojcem, gdyby tego nie
czynił. On w każdym z nas już złożył
swego Syna w momencie naszego
ofiarowania się. To Syn - Jezus Chry-
stus jest tą Łaską. Jest niepojętą Ła-
ską! Jego obecność w każdym z nas
jest darem, błogosławieństwem, do-
brem, siłą, mocą, poznaniem, prawdą.
Powinniśmy żyć tą Obecnością Jezusa
w nas! Powinniśmy żyć radośnie cie-
sząc się z tego faktu! Powinniśmy
nieustannie adorować Go w swoim
sercu! Powinniśmy z niecierpliwością
czekać na narodziny Małego Dzie-
ciątka!
Bardzo często przyjmujemy sło-
wa pouczenia, wskazania jako piękne
opowiadania, piękne porównania,
przenośnie, które niekoniecznie muszą
się sprawdzić. Można ich posłuchać,
wzruszyć się, przeżyć cudowne chwi-
le, ale potem trzeba powrócić do rze-
czywistości i żyć dalej swoim życiem.
Gdy słyszymy świadectwa innych,
nastawimy się do nich sceptycznie.
Nawet, jeśli dopuszczamy możliwość
75
ingerencji Boga w ich życiu, to trudno
nam wierzyć, iż może się to przyda-
rzyć również nam. Jednak Bóg pra-
gnie dzisiaj, pragnie podczas całego
Adwentu nakłaniać nas do wielkiej
wiary i ufności w cudowną obecność
Jezusa w sercu każdego z nas. Ofia-
rowanie dusz Bogu w Gietrzwałdzie
nie było tylko indywidualnym wyda-
rzeniem uczestników dni skupienia,
czy Wieczernika. Oni byli przedstawi-
cielami całej Wspólnoty. To ofiaro-
wanie się dokonane zostało w imieniu
wszystkich dusz najmniejszych. Bóg
zapragnął tego dla nas, Matka Naj-
świętsza nas zaprosiła, przygotowała
i dokonała ofiarowania maleńkich
dusz Bogu. Bez względu na to, czy
byłeś tego uczestnikiem w sposób
fizyczny, czy też nie, jeśli utożsamiasz
się z duszami najmniejszymi, czuj się
zaproszony do uczestnictwa w tym
wielkim wydarzeniu, jakim jest złoże-
nie przez Boga nowego życia w twojej
duszy.
Tym nowym życiem jest sam Je-
zus Chrystus. To On zagościł w na-
szych sercach. Na nowo! By na nowo
rozpoczął się kolejny etap na maleń-
kiej drodze miłości. To życie naszych
dusz w bliskości Jezusa, którego no-
simy pod sercem. To wzrastanie na-
szej duszy w tej cudownej obecności
samego Jezusa. To nabieranie Jego
cech poprzez coraz większe utożsa-
mianie się z Nim, z Jego Miłością.
Przyjmij tę radosną nowinę z wiarą
i ufnością. Codziennie ponawiaj swoje
ofiarowanie przez Niepokalane Serce
i Przeczyste ręce Maryi. Proś Ją, by
ciągle ci o tym przypominała i poma-
gała kroczyć już po nowemu ze świa-
domością posiadania w duszy samego
Boga. Ze świadomością dokonującej
się przemiany twojej duszy w duszę
całkowicie Jezusową. Staraj się żyć
radośnie, jak radośnie żyła oczekując
swego Syna Jego Matka. Chociaż
zewnętrzne warunki nie zawsze były
sprzyjające, to w Jej Sercu była nie-
ustanna radość, ciągłe poddawanie się
woli Boga i przyjmowanie wszystkie-
go jako Jego łaski.
Módlmy się dzisiaj o dar wiary
i ufności w dokonujące się wielkie
rzeczy w naszej Wspólnocie. Módlmy
się, byśmy niczego nie przeoczyli
przez własną opieszałość i nieufność.
Módlmy się, byśmy nie zmarnowali
ani jednej łaski. Niech Bóg błogosławi
nas na czas tych rozważań.
Poniedziałek, 28 kwietnia
J 12, 24-26; Zaprawdę, zaprawdę, powiadam
wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy
w ziemię nie obumrze, zostanie tylko
samo, ale jeżeli obumrze, przynosi
plon obfity. (J 12,24)
„Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy
w ziemię nie obumrze, zostanie tylko
samo, ale jeżeli obumrze, przynosi
plon obfity. Ten, kto kocha swoje ży-
cie, traci je, a kto nienawidzi swego
życia na tym świecie, zachowa je na
życie wieczne.” Dzisiaj rozważymy
sprawę naszego podejścia do swojego
76
życia, do wszystkiego, co nas dotyczy,
co jest naszym. Zwrócimy też uwagę
na sens istnienia, na jego cel.
Otóż, pięknym jest to porównanie
naszego życia, nas samych do ziarna
pszenicy. Słowa Jezusa wyrażają
wielką głębię, istotę życia duszy. Du-
sza żyć będzie prawdziwie tylko wte-
dy, gdy umrze dla samej siebie. Czym
bowiem ma być życie duszy? Skoro
została stworzona z wnętrza Bożego
Serca, skoro jest wynikiem i konse-
kwencją nieskończonej miłości, skoro
posiada w sobie pierwiastek Boski,
a jej celem jest powrót do pierwotne-
go swego stanu życia w zjednoczeniu
doskonałym ze Stwórcą, to życie jej
ma być na wzór życia Bożego. To zaś
życie wyraża się w miłości. Miłość
natomiast jest ciągłym dawaniem
siebie, ciągłym rodzeniem, ciągłą
ofiarą i ciągłym tworzeniem. Ziarno
pszenicy, by rodzić, musi obumrzeć
w ziemi. By dać siebie, musi pozwo-
lić, by je zmieliły żarna, starły, aby
potem można było upiec chleb. Tak,
czy inaczej następuje niejako śmierć
tej podstawowej formy ziarna. Ale to,
co dzięki temu otrzymuje człowiek,
jest dobrem, wielkim dobrodziej-
stwem dla niego. Otrzymuje pokarm -
chleb powszedni karmiący człowieka,
dający mu życie. Z jednego ziarna
wyrasta jedno tylko źdźbło, ale za-
kończone kłosem z wieloma ziarnami.
Dzięki śmierci tego jednego, narodziły
się inne. Te, jeśli obumrą w ziemi,
każde przyniesie kolejnych kilkana-
ście. W szybkim tempie to jedno ziar-
no przyniesie obfity plon.
Dusza, by upodobnić się do Bo-
ga, by zbliżyć się do Niego, musi
zgodzić się na własną śmierć. Umrzeć
musi jej miłość własna, jej „ego”,
pycha, jej pragnienia, jej ambicje, jej
zainteresowania, to, co stanowi opar-
cie dające poczucie bezpieczeństwa.
Wszystko to, co stanowi o odrębności
tej duszy, co jest jej, co ją wyraża
i określa. Musi niejako przestać w ten
sposób zaznaczać własną odrębność,
by stopić się z Bogiem. Pozornie wy-
daje się to śmiercią duszy, która prze-
staje być sobą. Dusza zdaje się tracić
samą siebie. Jednak tak naprawdę
dusza dopiero wtedy zaczyna praw-
dziwie żyć. Ponieważ powraca do
swego Stwórcy. Jednoczy się ze swo-
imi korzeniami, jednoczy ze źródłem
swego istnienia, istotą swego bytu.
Dopiero wtedy zaczyna być tym,
czym w zamierzeniach Bożych miała
być od początku: Miłością. Miłością,
której cechą jest rodzenie, tworzenie.
I dusza taka rodzi nowe dusze. Na jej
gruncie otrzymują nowe życie kolejne
dusze. Z tych dusz - następne i na-
stępne. Jest to cudowne zjednoczenie
z Bogiem w Miłości czego konse-
kwencją są kolejne narodziny. Dusza
ta w doskonały sposób wypełnia swo-
je powołanie, a mianowicie jest Miło-
ścią! I chociaż pozornie wydaje się, że
straciła na tym, bo umarła dla samej
siebie, nie realizuje swoich pragnień
i dążeń, to jednak ona w pełni realizu-
je siebie, swoje człowieczeństwo,
77
swoje powołanie, żyje pełnią darów
otrzymanych na Chrzcie św. Jest
szczęśliwa. Dopiero wtedy jest speł-
niona. Czuje, że jej życie ma sens.
Staje się duszą ofiarną. Pozwala ze-
trzeć siebie na żarnach miłości, by
w postaci chleba dać siebie innym, by
stać się dla innych pokarmem, źró-
dłem życia.
Jezus mówi, iż „ten, kto kocha
swoje życie, traci je, a kto nienawidzi
swego życia na tym świecie, zachowa
je na życie wieczne”. Ten, kto kocha
niemądrze, straci. Nienawiść zaś
oznacza nie przywiązywanie się do
tego, co człowiek uznaje za swoje
życie, oznacza dystans do wszystkie-
go, co je stanowi w tym rozumieniu
ludzkim, w odniesieniu do tego, co
swoją stroną materialną tak wiąże
człowieka. Należy niejako przerzucić
ciężar słowa kochać z „życia” na
„Boga”. To z Bogiem człowiek ma
być związany, to w Niego ma być
wpatrzony, w Nim ma widzieć sens
i cel istnienia. Jeśli w ten sposób bę-
dzie pojmował swoje życie, że cały
należeć będzie do Boga, a to życie
ziemskie, różne jego strony, aspekty
przestaną mieć dla niego tak duże
znaczenie, jak niestety mają dla więk-
szości, to wtedy zyska nowe życie -
życie wieczne. Jezus powiedział: „za-
chowa je na życie wieczne”. Zachowa,
ponieważ w rzeczywistości zostało
ono nam już ofiarowane. Każdy z nas
otrzymał od Jezusa dar życia wiecz-
nego. Jedynie od naszej postawy zale-
ży, czy je zachowamy, czy nie.
Módlmy się, byśmy dobrze zro-
zumieli wymowę dzisiejszego frag-
mentu Ewangelii. Prośmy o światło
Ducha Świętego, by zrozumieć sens
swego istnienia, by pojąć jego cel.
Módlmy się, byśmy potrafili stawać
się ziarnem godzącym się na obumar-
cie i pragnącym przynieść plon.
Módlmy się, byśmy zapragnęli w ten
sposób być darem dla innych, poprzez
ofiarę z siebie dającym im nowe ży-
cie. Módlmy się o głębokie przeżywa-
nie istoty swego istnienia, o zrozu-
mienie oraz o odwagę pójścia za tym
zrozumieniem, by Bóg dokonał zjed-
noczenia. Prośmy o nasz powrót do
Źródła i stopienie się z Nim, byśmy
stali się według zamysłu Bożego samą
Miłością. Módlmy się, Bóg będzie
nam błogosławił.
Wtorek, 29 kwietnia Mt 11, 25-30;
W owym czasie Jezus przemówił
tymi słowami: «Wysławiam Cię, Oj-
cze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te
rzeczy przed mądrymi i roztropnymi,
a objawiłeś je prostaczkom.
(Mt 11,25)
Ten fragment mówi o nas i do
nas Bóg go kieruje. Ten fragment nie
tylko skierowany był do ówcześnie
żyjących Żydów. Słowa te Jezus wy-
powiada nieustannie. Wielbi On swe-
go Ojca za Jego Boską mądrość, cu-
downą Bożą logikę, ekonomię, prze-
nikliwość i roztropność. Bóg wie,
komu siebie objawiać. Bóg wie, kto
78
sercem przyjmuje prawdę. Bóg wie,
kto nie będzie gardził Jego słowem,
kto je uszanuje, kto się na nie otwo-
rzy.
To piękny fragment przeznaczo-
ny dla dusz najmniejszych, dla nas
kroczących maleńką drożyną miłości.
Dla nas, którzy uznajemy własną nę-
dzę, małość i nicość. W słowach tych
jest głębia Bożej mądrości. Bóg prze-
cież słowa swoje wypowiada jawnie,
nie skrycie. Czyni to wobec wszyst-
kich. Jednak słowo niosące Bożą
prawdę, Bożą mądrość, Boże pozna-
nie nie jest przez wszystkich rozumia-
ne jednakowo. Ta prawda nie jest
przez wszystkich jednakowo pojmo-
wana. Od czego to zależy? Dlaczego
tak się dzieje?
Otóż, zależy to od serca. Jezus
wypowiada słowa z jednej strony peł-
ne miłości, ale z drugiej bardzo suro-
we: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie
nieba i ziemi”. Starajmy się wyczuć
w tych słowach miłość Jezusa do Bo-
ga Ojca? To są słowa pełne uwielbie-
nia dla Bożej mądrości, dla Bożej
logiki przepojonej miłością. Poczujmy
w tych słowach uniesienie, zachwyt
Ducha Jezusa nad Bożą prawdą, Bo-
żym objawieniem, Bożą ekonomią
miłości. Następne słowa są również
pełne miłości dla jednych i surowości
dla drugich, bowiem mówi: „…że
zakryłeś te rzeczy przed mądrymi
i roztropnymi, a objawiłeś je pro-
staczkom”. Tutaj słowo „prostacz-
kom” Jezus wypowiada z wielką mi-
łością i czułością.
Za tamtych czasów Jezus miał na
myśli swoich uczniów, ludzi szukają-
cych u Niego pokrzepienia, pociesze-
nia, uzdrowienia. To byli zazwyczaj
ludzie prości, niewykształceni, biedni,
żyjący często bardzo skromnie. Ale tę
skromność mieli również w sercach.
Ludzi tych zazwyczaj cechowała po-
kora i uległość. Często „życie” tak
przygięło ich kark, że zupełnie wyrzu-
ciło pychę z ich serca. To właśnie oni
są tymi prostaczkami, o których Jezus
mówi z taką miłością. To szczególnie
do nich przyszedł na ziemię, dla nich
opuścił Niebo. Dlaczego? Bo to oni
Go szczególnie wyczekiwali, bo ich
serca szczerze ufały Jego słowom. Bo
otwierają się na każde słowo chwyta-
jąc „łapczywie”, jak ryba wyjęta
z wody otwierając pyszczek chwyta
powietrze. Bo to oni każde słowo do
nich wypowiedziane pamiętają, za-
chowują, rozważają. Bo to oni z wiel-
ką wiarą i ufnością przyjmują słowa
Jezusa i odpowiadają z miłością. Bo
oni szczerze kochają Go i często nie
śmią marzyć o tym, by, choć spojrzał
na nich. Oni chwytają każdy Jego
uśmiech, każdą kroplę miłości płynącą
wraz ze słowami. Każde pouczenie
odnoszą do siebie i starają się żyć tak,
jak Jezus im nakazuje.
Są jednak słabi. Upadają często.
I w tym również przejawia się ich
małość. Ta słabość ich natury, nędza
materialna, proste, szczere serca naj-
bardziej ujmują Jezusa, wzruszają
i budzą kolejne przypływy coraz
większej miłości. Dlatego Jezus im
79
szczególnie udziela łaski rozumienia
słowa. Ale to nie wszystko, by pojąć,
dlaczego to właśnie ci ludzie, a nie
wykształceni faryzeusze i uczeni
w Piśmie doświadczają cudu objawie-
nia się Boga. Otóż, sprawa dotyczy
głębi serca i miłości. To w głębi swe-
go jestestwa człowiek musi być po-
korny. To w tej głębi musi szczerze
pragnąć Jezusa. To z tej głębi ma pły-
nąć prawdziwa, czysta, pokorna mi-
łość, a nie wyrachowanie. Wtedy ta
miłość spotka się z miłością słów
Jezusa.
Dopiero spotkanie na płaszczyź-
nie miłości Boga i człowieka daje
rozumienie Bożej Prawdy. Nośnikiem
jest miłość. Jedna - Miłość Boża -
przekazuje „drugiej” miłości - czło-
wieczej słowo Boga. „Odbiornikiem”
jest serce ludzkie. I ono przyjmie sło-
wo. I ono najlepiej je pojmie. Bo naj-
więcej i najlepiej człowiek duchowy
poznaje sercem. Rozum dobry jest do
rachunków i bilansów. Serce przezna-
czone jest do miłości i pojmowana
Miłości.
Teraz, spójrzmy na siebie. Na ile
my należymy do „prostaczków”. To,
że uważamy siebie za najmniejszych,
bo obraliśmy tę drogę duchowości, nie
oznacza mechanicznie, że należymy
do „prostaczków” w rozumieniu Jezu-
sa. Przyjrzyjmy się, na ile nasze serca
są pokorne i uniżone. Na ile szczerze
i bez żadnych dyskusji przyjmują
słowo Jezusa. Na ile wierzą i ufają
w Jego moc uzdrowienia, moc
oczyszczenia, moc pocieszenia. Na ile
nasze serca czekają z tęsknotą na Je-
zusa i Jego słowo. Na ile chłoną to
słowo, na ile je przyjmują. Czy po-
dobni jesteśmy w tym przyjmowaniu
Jezusa do tamtych „prostaczków”-
biednych, pokornych ludzi? Dobrze
przyjrzyjmy się swoim sercom. Czy
spotkanie z Jezusem, z Jego słowem
raduje nasze serca, czy niesie nam
szczęście? A może już przywykliśmy
do tej obecności Słowa i nie robi ono
na nas większego wrażenia. Może nie
ma dla nas takiego znaczenia.
Czy skłonny byłbyś przejść kil-
kanaście kilometrów piechotą, by
posłuchać Jego Słowa? Nawet nie
zobaczyć z bliska Jezusa, a tylko po-
słuchać? Jeśli nie… Pomyśl, w jakiej
grupie znalazłbyś się. Czy w tej, któ-
rej Bóg siebie objawia? Czy może
w tej, która przedkłada własną mą-
drość i pychę nad Słowo z Nieba pły-
nące? Bóg upodobał sobie w tym, co
jest „śmieciem” w oczach świata,
„głupstwem” i „nędzą”. Módl się,
abyś ty mógł znaleźć się wśród tego,
co sobie Bóg upodobał. Módl się, by
świat nie otumanił twego serca bły-
skotkami, kłamstwami, pychą i nie-
czystością. Módl się, abyś mógł być
„prostaczkiem”.
Niech Bóg błogosławi nas na
czas tych rozważań.
Środa, 30 kwietnia J 3, 16-21;
Tak bowiem Bóg umiłował świat,
że Syna swego Jednorodzonego dał,
80
aby każdy, kto w Niego wierzy, nie
zginął, ale miał życie wieczne.
(J 3,16)
„Aby każdy, kto w Niego wierzy
miał życie wieczne.” Dzisiaj zatrzy-
mamy się dłużej nad tymi słowami.
To zdanie, mimo, że wszystkim nam
znane i nieustannie powtarzane, jed-
nak nie jest przyjmowane tak, jak
powinno. Zastanówmy się, czym jest
życie wieczne. Otóż wiecznym jest
tylko Bóg. Tylko On posiada życie
wieczne. Sam z siebie jest wieczny.
Wszystko, co zostało stworzone dla
człowieka, a więc otoczenie, ziemia,
kosmos - mają swój początek i swój
kres. Zatem nie są wieczne. Jeśliby
rozpatrywać człowieka, jako jedynie
związek ciała z psychiką, to jest on
podobnie jak inne stworzenia - śmier-
telny. Sam z siebie nie jest wiecznym.
Jednak nie byłaby to prawdziwa mi-
łość, gdyby Bóg nie udzielił człowie-
kowi czegoś ze swej nieśmiertelności.
Świadomość, że żyje się tylko ok.
70 lat na ziemi, by potem zamienić się
w proch, a w końcu zupełnie przestać
istnieć, wpędzałaby ludzkość w depre-
sję i bardzo szybko doprowadziłaby
do jakiejś formy samounicestwienia,
bo nie widziano by sensu istnienia.
Jednak człowiek nie jest jak inne
stworzenia na ziemi, nie jest jak zwie-
rzęta czy rośliny, skały, czy gleba.
Bóg stworzył z miłości cud - duszę
ludzką. I podarował ją człowiekowi.
Dusza zaś jest niczym innym jak
pierwiastkiem samego Boga, Jego
maleńką cząstką. Ją Bóg uczynił naj-
piękniejszą cząstką człowieka. Czło-
wiek nie zdaje sobie sprawy, jak pięk-
ną jest dusza, gdy obmyta wodą
chrzcielną, wstępuje do wspólnoty
Kościoła. Jest czysta jak lilia. Woń jej
czystości unosi się do tronu Boga
i obejmuje Go czule, jej świętość ra-
duje Boże serce, jej piękno cieszy
oczy. Bóg pełen zachwytu daje jej
nowe - swoje życie. I tutaj jest naj-
ważniejsze. Nie wielu z nas zastana-
wia się, czym jest to nowe życie. Bóg
udziela duszy swego życia!
Wypowiedz na głos i usłysz te
słowa! Bóg udziela tobie swojego
życia! A jakie jest to życie? Nieśmier-
telnym!!! W tobie - ochrzczonym,
Bóg złożył nieśmiertelność - swoje
życie! Podarował ci najcenniejszy
skarb - swoje życie! Czy do twojego
umysłu dociera ta niezwykła, fascynu-
jąca prawda!? W tobie już jest życie
Boga! Zostało ci dane na samym po-
czątku twego ziemskiego bytu, abyś
mógł ku niemu się rozwijać i dojrze-
wać. Jednak dar darem, ale ważnym
też jest przyjęcie tego daru lub odrzu-
cenie. Co zrobisz z tak niepojętym
podarunkiem? Można otrzymać wspa-
niały prezent, a nawet go nie rozpa-
kować! Można zachwycić się na po-
czątku, a potem odłożyć gdzieś w kąt
i zapomnieć. Można też świadomie go
zniszczyć. Co ty zrobisz z takim pre-
zentem od Boga?
Warunkiem, byś to życie wieczne
miał, byś go nie zatracił, jest wiara
w Bożego Syna. To On ci to życie
przyniósł. Bóg na to Go posłał, abyś
81
ty mógł żyć wiecznie! Tak więc, zre-
widuj swoją postawę, pomyśl, czy
wierzysz prawdziwie? W jaki sposób,
ta wiara może się przejawiać? Otóż
życie w zgodzie z prawda, jaką obja-
wia ci Bóg. Nie wystarczy powie-
dzieć: Tak, wierzę w Jezusa Chrystu-
sa, a potem dalej prowadzić swoje
stare życie. Wierzyć oznacza słuchać,
przyjmować naukę i starać się ją reali-
zować w swoim życiu. Oznacza życie
w zgodzie z Jezusem, w Jego świetle.
Oznacza przyjęcie bez lęku światła,
jakie wnosi Jezus w ciemności twojej
nędzy, twoich słabości, twojego cier-
pienia, wysiłku, trudu. Przyjęcie
i próbę życia w tym świetle i z tym
światłem, choć jawnym się wtedy
stają twoje brudy, twój grzech, twoja
nicość. To nie jest wybór łatwiejszego
życia. To wybór trudu, wysiłku, wal-
ki. To decyzja na ciągłą pracę nad
sobą. Jednak z perspektywą jakże
wspaniałą - życia wiecznego!
Słowa Jezusa są wyraźne: Jeśli
się ktoś nie narodzi powtórnie, nie
może ujrzeć królestwa niebieskiego.
Cóż oznaczają te powtórne narodziny?
Śmierć! Żeby powtórnie się narodzić,
trzeba najpierw umrzeć. Zrezygnować
ze starego życia. Tylko wtedy te naro-
dziny mają sens. Gdy poddasz „prze-
świetleniu” swoje życie, gdy zrezy-
gnujesz ze starego, gdy zgodzisz się
umrzeć dla świata, dla siebie, wtedy
dopiero narodzisz się prawdziwie dla
Boga. I tutaj dusze najmniejsze po-
winny znaleźć swoją drogę. Rezygna-
cja ze wszystkiego, co nasze, by
wszystkim stał się nam Bóg! Wielkie
bogactwo w całkowitym ogołoceniu,
wyzbyciu się wszystkiego, zrezygno-
waniu zupełnym z tego, co wiąże się
ze starym życiem, ze starym światem.
To wejście do nowego świata - gdzie
rządzą prawa Ducha i poddanie się im.
To nieustanne uśmiercanie własnego
„ja”, własnej pychy, egoizmu, próżno-
ści, własnych pragnień, własnych
marzeń, dążeń, własnej wygody, pla-
nów, woli. Całkowite i totalne zrezy-
gnowanie, zapomnienie o sobie, by
przyjąć życie Boga i tylko tym życiem
żyć. Mieć Jego pragnienia, wolę, dą-
żenia, a przede wszystkim Jego miło-
ścią kochać wszystkich, zdając sobie
sprawę, z tego, że to, co własne, jest
małe i niewystarczające. Tak więc
i miłość człowieczego serca też jest
niczym. Taka postawa oznacza prze-
mianę duszy w Jezusową. Do tego
należy dążyć. O to prosić Ducha
Świętego. Matce Najświętszej powie-
rzać prowadzenie ku takiemu życiu.
Wyznawać wiarę w Jezusa Zmar-
twychwstałego i prosić Go, by poka-
zał nam Ojca.
Módlmy się o wielkie światło dla
nas, wielki wylew Ducha na nas, by-
śmy rzeczywiście i prawdziwie naro-
dzili się dla królestwa niebieskiego.
Niech Bóg błogosławi nas na czas
tych rozważań.
82
__________________
Informujemy Wspólnotę Dusz Najmniejszych
i wszystkich uczestników Wieczerników Modlitwy,
prowadzonych przez naszą Wspólnotę, że tegoroczny
odbędzie się
w Wigilię Zesłania Ducha Świętego,
w Sanktuarium Maryjnym w Różanymstoku
Program:
Piątek, 6 czerwca:
godz. 20:00 - Msza św. i czuwanie modlitewne,
Sobota, 7 czerwca:
godz. 10:00 – przywitanie uczestników spotkania,
10:30 – modlitwa różańcowa,
11:00 – Adoracja Najświętszego Sakramentu,
12:00 – uroczysta Eucharystia
14:30 – koncert uwielbieniowy
83
22 – 30 czerwca 2014 r
Cena bez nocnego przejazdu:
600 ZŁ + 180 EURO
(noclegi w Medjugorje –
w sąsiedztwie kościoła)
Trasa przejazdu:
Polska (Olsztyn) - Czechy - Austria –
Słowenia - Chorwacja ŚWIADCZENIA: Transport autobusem klimatyzowanym, komfortowym (lotnicze siedzenia,
barek, video) 6 noclegów w kwaterach prywatnych w pokojach 2, 3, 4 i 5 osobowych 6 śniadań kontynentalnych i 6 obiadokolacji
Ubezpieczenie KL, NW i OC Opieka duchowa kapłana Opieka pilota
CENA NIE ZAWIERA: Ubezpieczenia od następstw chorób przewlekłych – należy dodatkowo się
ubezpieczyć.
tel. 32 24 22 390
(od poniedziałku do piątku od 12:00-14:00) tel./faks: 32 24 26 833
(od 7:00 do 10:00 i od 17:00 do 22:00) tel. kom. +48 601 471 527; +48 698 967 995; +48 602 401 492
*
e-mail: [email protected] lub [email protected] strona internetowa: www.halina.com.pl
84
Radio Dusz Najmniejszych
Radia można słuchać ze strony:
http://www.konsolata.pl/radio/
8.oo - Powtórzenia
9.oo - Koronka do Ducha Świętego
10.oo – Różaniec, Słowo na dziś –
Ewangelia wg. św. Jana
12.oo - Anioł Pański
13.oo- Konferencje
15.oo - Godzina Miłosierdzia
16.oo - Powtórzenia
19.oo – Różaniec, Słowo na dziś –
Ewangelia wg. św. Jana
21.oo - Apel Jasnogórski
22.oo - Pasmo nocne (powtórzenia)
_______________________________
Program dla słuchaczy w USA 3.oo - Koronka do Bożego Miłosierdzia
Powtórzenia Wieczerników
85
Słowo Boże na każdy dzień - kwiecień 1.IV
Wtorek Wtorek. Dzień powszedni. Ez 47, 1-9. 12; Ps 46 (45), 2-3. 5-6. 8-9 (R.: 8); por. J 4, 42. 15; J 5, 1-3a. 5-16;
2.IV Środa
Środa. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Franciszka z Pauli, pustelnika. Iz 49, 8-15; Ps 145 (144), 8-9. 13cd-14. 17-18 (R.: por. 8a); J 11, 25a. 26; J 5, 17-30;;
3.IV Czwartek
Czwartek. Dzień powszedni. Wj 32, 7-14; Ps 106 (105), 19-20. 21-22. 23 (R.: por. 4a); Ez 18, 31; J 5, 31-47;
4.IV Piątek
Piątek. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Izydora bisku-pa i doktora Kościoła. Mdr 2, 1a. 12-22; Ps 34 (33), 17-18. 19-20. 21 i 23 (R.: por. 19a); J 6, 63b. 68b; J 7, 1-2. 10. 25-30;
Dzień skupienia Czerwińsk od 17:30
5.IV Sobota
Sobota. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Wincentego Ferreriusza, prezbitera. Jr 11, 18-20; Ps 7, 2-3. 9bc-10. 11-12 (R.: por. 2a); J 3, 16; J 7, 40-53;
Wieczernik Czerwińsk od 10:30
6.IV Niedziela
Piąta Niedziela Wielkiego Postu. Ez 37, 12-14; Ps 130 (129), 1-2. 3-4. 5-7a. 7bc-8 (R.: por. 7); Rz 8, 8-11; J 11, 25a. 26; J 11, 1-45 (krótsza: J 11, 3-7. 17. 20-27. 33b-45);
7.IV Poniedziałek
Poniedziałek. Wspomnienie św. Jana Chrzciciela de la Salle, prezbitera. Dn 13, 41-62; Ps 23 (22), 1-2ab. 2c-3. 4. 5. 6 (R.: por. 4ab); Ez 33, 11; J 8, 1-11;
8.IV Wtorek
Wtorek. Dzień powszedni. Lb 21, 4-9; Ps 102 (101), 2-3. 16-18. 19-21 (R.: por. 2); J 8, 21-30;
9.IV Środa
Środa. Dzień powszedni. Dn 3, 14-20. 91-92. 95; Dn 3, 52. 53-54. 55-56; J 3, 16; J 8, 31-42;
10.IV Czwartek
Czwartek. Dzień powszedni. Rdz 17, 3-9; Ps 105 (104), 4-5. 6-7. 8-9 (R.: por. 8a); Ps 95 (94), 8ab; J 8, 51-59;
Wieczernik Szczytno od 17:00
11.IV Piątek
Piątek. Dzień powszedni. Jr 20, 10-13; Ps 18 (17), 2a-3. 4-6a. 7 (R.: por. 7); J 6, 63b. 68b; J 10, 31-42;
Dzień skupienia
Różanystok od 18:00
12.IV Sobota
Sobota. Dzień powszedni. Ez 37, 21-28; Jr 31, 10. 11-12ab. 13 (R.: por. 10d); Ez 18, 31; J 11, 45-57;
Wieczernik Różanystok,
od 10:30
13.IV Niedziela
Szósta Niedziela Wielkiego Postu Niedziela Palmowa. Mt 21, 1-11; Iz 50, 4-7; Ps 22 (21), 8-9. 17-18a. 19-20. 23-24 (R.: 2a); Flp 2, 6-11; Flp 2, 8-9; Mt 26, 14 – 27, 66 (krótsza: Mt 27, 11-54);
14.IV Poniedziałek
Wielki Poniedziałek. Iz 42, 1-7; Ps 27 (26), 1. 2. 3. 13-14 (R.: 1a); J 12, 1-11;
Wieczernik Ostrów Wlkp.
od 18:00
15.IV Wtorek
Wielki Wtorek. Iz 49, 1-6; Ps 71 (70), 1-2. 3-4a. 5-66ab. 15 i 17 (R.: por. 15); J
86
13, 21-33. 36-38;
16.IV Środa
Wielka Środa. Iz 50, 4-9a; Ps 69 (68), 8-10. 21-22. 31 i 33-34 (R.: por. 14c); Mt 26, 14-25;
17.IV Czwartek.
ŚWIĘTE TRIDUUM PASCHALNE MSZA WIECZERZY PAŃSKIEJ Wj 12, 1-8. 11-14; Ps 116B (115), 12-13. 15-16bc. 17-18 (R.: por. 1 Kor 10, 16); 1 Kor 11, 23-26; J 13, 34; J 13, 1-15;
18.IV Piątek
Wielki Piątek Męki Pańskiej. Iz 52, 13 – 53, 12; Ps 31 (30), 2 i 6. 12-13. 15-16. 17 i 25 (R.: Łk 23, 46); Hbr 4, 14-16; 5, 7-9; Flp 2, 8-9; J 18, 1 – 19, 42;
19.IV Sobota
Wielka Sobota WIGILIA PASCHALNA W WIELKĄ NOC Ez 36, 16-17a. 18-28; Ps 42 (41), 2-3; Ps 43 (42), 3. 4 (R.: por. Ps 42 (41), 3) lub Iz 12 lub Ps 51 (50), 12-13. 14-15. 18-19 (R.: 12); Rz 6, 3-11; Ps 118 (117), 1-2. 16-17. 22-23; Mt 28, 1-10;
20. IV Niedziala
Niedziela Wielkanocna Zmartwychwstania Pańskiego. MSZA W DZIEŃ Dz 10, 34a. 37-43; Ps 118 (117), 1-2. 16-17. 22-23 (R.: por. 24); Kol 3, 1-4 lub 1 Kor 5, 6b-8; 1 Kor 5, 7b-8a; J 20, 1-9;
21.IV Poniedziałek
Poniedziałek w oktawie Wielkanocy. Dz 2, 14. 22-33; Ps 16 (15), 1-2a i 5. 7-8. 9-10. 11 (R.: por. 1); Ps 118 (117), 24; Mt 28, 8-15;
22.IV Wtorek
Wtorek w oktawie Wielkanocy. Dz 2, 36-41; Ps 33 (32), 4-5. 18-19. 20 i 22 (R.: por. 5b); Ps 118 (117), 24; J 20, 11-18;
23.IV Środa
Środa w oktawie Wielkanocy. Dz 3, 1-10; Ps 105 (104), 1-2. 3-4. 8-9 (R.: Ps 33 (32), 5b); Ps 118 (117), 24; Łk 24, 13-35;
24.IV Czwartek
Czwartek w oktawie Wielkanocy. Dz 3, 11-26; Ps 8, 2 i 5. 6-7. 8-9 (R.: por. 2ab); Ps 118 (117), 24; Łk 24, 35-48;
25.IV Piątek
Piątek w oktawie Wielkanocy. Dz 4, 1-12; Ps 118 (117), 1 i 4. 22-23. 24-25 (R.: por. 22); Ps 118 (117), 24; J 21, 1-14;
Wieczernik Sątoczno od 16:30
26.IV Sobota
Sobota w oktawie Wielkanocy. Dz 4, 13-21; Ps 118 (117), 1 i 14. 15-16. 18 i 21 (R.: por. 21a); Ps 118 (117), 24; Mk 16, 9-15;
Spotkanie dla
animatorów
27.IV Niedziela
Druga Niedziela Wielkanocna czyli Miłosierdzia Bożego. Dz 2, 42-47; Ps 118 (117), 1 i 4. 13-14. 22 i 24 (R.: por. 1a); 1 P 1, 3-9; J 20, 29; J 20, 19-31;
28.IV Poniedziałek
Poniedziałek. Uroczystość św. Wojciecha, biskupa i męczenni-ka, Głównego Patrona Polski.Dz 1, 3-8; Ps 126 (125), 1-2ab. 2cd-3. 4-5. 6 (R.: por. 5); Flp 1, 20c-30; J 12, 26; J 12, 24-26;
29.IV Wtorek
Wtorek. Święto św. Katarzyny Sieneńskiej, dziewicy i doktora Kościoła.1 J 1, 5 – 2, 2; Ps 103 (102), 1-2. 3-4. 8-9. 13-14. 17-18 (R.: por. 1a); Por. Mt 11, 25; Mt 11, 25-30;
30.IV Środa
Środa. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Piusa V, papie-ża. Dz 5, 17-26; J 3, 16; J 3, 16-21;
87
Medjugorje
Gietrzwałd Różanystok
Czerwińsk
FORMACJA DUCHOWA
- Zapraszamy na comiesięczne dni skupienia w piątki poprzedzające Wieczerniki Modlitwy.
Dom rekolekcyjny w Czerwińsku, Różanymstoku, Gietrzwałdzie i Sadowiu-Golgocie.
Początek o godz. 18.00
- Zapraszamy również na coroczne rekolekcje wprowadzające na Maleńką Drogę Miłości - podczas wakacji letnich. Domy rekolekcyjne w Czerwińsku,
w Różanymstoku, w Gietrzwałdzie i Sadowiu-Golgocie. Rozpoczęcie w poniedziałek o godz. 18:00, zakończenie w sobotę o godz. 10:00
Kontakt: Czerwińsk, tel. 23 622 29 48; Różanystok, kom. 512 175 414; Gietrzwałd, kom. 501 573 879; Sadowie-Golgota, kom. 662 910 914
PIELGRZYMKI
W organizowaniu pielgrzymek Stowarzyszenie KONSOLATA współpracuje z Biurem Pielgrzymkowo
– Turystycznym „ HALINA” z Rudy Śląskiej. www.halina.com.pl kom. 601 471 527
Sadowie-Golgota
Rzym-Watykan Ziemia Święta Sanktuaria Europy
88
KATOLICKIE STOWARZYSZENIE „KONSOLATA”
W ramach Wspólnoty Dusz Najmniejszych, działa Kato-lickie Stowarzyszenie KONSOLATA, które stanowi jej zaplecze organizacyjne i logistyczne. Jest organizatorem rekolekcji, dni skupienia, pielgrzymek i Wieczerników Modlitwy. Prowadzi sprzedaż pism, płyt, książek i innych publikacji. Stowarzyszenie liczy ok. 200 członków.
Stowarzyszenie podejmuje patronat nad internetowym radiem dla dusz najmniejszych – RADIO KONSOLATA. -
www.konsolata.pl/radio/
Stowarzyszenie podjęło się budowlanego remontu domu dusz najmniejszych, który został pozyskany dla całej naszej Wspólnoty i zaprasza wszystkich jej członków do współuczestnictwa w pracach poprzez; - pomoc duchową (modlitwa i wyrzeczenia), - pomoc materialną (materiały budowlane i ogrodzeniowe oraz wsparcie finansowe). Wpłat można dokonać na konto Stowarzyszenia z dopiskiem „DOM”. Ofiarodawców zapewniamy o naszej nieustannej modlitwie i wyra-żamy ogromną wdzięczność – Bóg zapłać!
Działalność Katolickiego Stowarzyszenia „KONSOLATA” oparta jest na STATUCIE zatwierdzonym przez władze kościelne.
STOWARZYSZENIE „KONSOLATA” 11-041 Olsztyn, ul. Hozjusza 2. KRS: 0000338099; REGON: 280450105; NIP: 739-37-68-798
Nr konta: 09 1540 1072 2107 5000 3110 0001 - www.konsolata.pl
PIELGRZYMKA DO MEDJUGORJE 33 Rocznica Objawień
22 – 30 czerwca 2014 Stowarzyszenie „Konsolata” przy współpracy Biura
Pielgrzymkowo-Turystycznego HALINA z Rudy Śląskiej organizuje autokarową pielgrzymkę do Medjugorje na 33 Rocznicę Objawień; 22 – 30 czerwca 2014 r.
Program: http://www.halina.com.pl/ Zgłoszenia w Biurze Halina: tel. 601 471 527