Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

14
Philippa Foot SPÓR O ABORCJĘ I DOKTRYNA PODWÓJNEGO SKUTKU (przełożył Marek Wichrowski) Przyznać czy nie przyznać płodowi tych samych praw, co dzieciom i osobom dorosłym, to jedno z istotniejszych pytań związanych z problemem aborcji. Kiedy rozważamy zagadnienie istoty ludzkiej, która ma przyjść na świat, niedorzeczną jawi nam się myśl, że minuty, czy godziny miałyby radykalnie zmienić status tej istoty. Gdy jednak analizujemy rozwój płodu od najwcześniejszych stadiów, ogarniają nas coraz większe wątpliwości dotyczące z jednej strony ewentualnego człowieczeństwa embriona, z drugiej zaś traktowania go jak narodzonego już człowieka. Niewątpliwie jest to zasadnicze, chociaż nie jedyne źródło dylematu moralnego. Trudności sprawia także ogólne pytanie odnośnie działania bądź zaniechania w sytuacji konfliktu interesów różnych ludzkich istot. Posiadamy mocne intuicje moralne rozstrzygające niektóre wątpliwości. Na przykład jesteśmy przekonani, że działania powodujące wzrost wykształcenia naszego społeczeństwa są pożądane, chociaż statystyki wskazują na równoległe zwiększenie liczby samobójstw. Uważamy też za moralnie złe śmiercionośne doświadczenia na ludziach niedorozwiniętych psychicznie, chociaż przyspieszyć by mogły badania nad nowotworami złośliwymi. Trudno jednak określić zasady moralne kryjące się za owymi rozstrzygnięciami. Nieco światła na aborcyjny spór rzucić mogą przedstawione poniżej paralelne przykłady odnoszące się do dorosłych i dzieci. Podejmiemy tam zagadnienie "równych praw", co pomoże nam lepiej ów spór zrozumieć. Nie jest moim zamiarem omawianie wszystkich zasad, które odnoszą się do konfliktu interesów. Rozważania swe ograniczam wyłącznie do analizy teorii znanej jako "doktryna podwójnego skutku". Dla katolików stanowi ona narzędzie teoretyczne

description

abortion, ethics, bioethics

Transcript of Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

Page 1: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

Philippa Foot

SPÓR O ABORCJĘ  I  DOKTRYNA  PODWÓJNEGO SKUTKU

(przełożył Marek Wichrowski)

Przyznać czy nie przyznać płodowi tych samych praw, co dzieciom i osobom

dorosłym, to jedno z istotniejszych pytań związanych z problemem aborcji. Kiedy

rozważamy zagadnienie istoty ludzkiej, która ma przyjść na świat, niedorzeczną jawi

nam się myśl, że minuty, czy godziny miałyby radykalnie zmienić status tej istoty. Gdy

jednak analizujemy rozwój płodu od najwcześniejszych stadiów, ogarniają nas coraz

większe wątpliwości dotyczące z jednej strony ewentualnego człowieczeństwa embriona,

z drugiej zaś traktowania go jak narodzonego już człowieka. Niewątpliwie jest to

zasadnicze, chociaż nie jedyne źródło dylematu moralnego. Trudności sprawia także

ogólne pytanie odnośnie działania bądź zaniechania w sytuacji konfliktu interesów

różnych ludzkich istot. Posiadamy mocne intuicje moralne rozstrzygające niektóre

wątpliwości. Na przykład jesteśmy przekonani, że działania powodujące wzrost

wykształcenia naszego społeczeństwa są pożądane, chociaż statystyki wskazują na

równoległe zwiększenie liczby samobójstw. Uważamy też za moralnie złe śmiercionośne

doświadczenia na ludziach niedorozwiniętych psychicznie, chociaż przyspieszyć by

mogły badania nad nowotworami złośliwymi. Trudno jednak określić zasady moralne

kryjące się za owymi rozstrzygnięciami. Nieco światła na aborcyjny spór rzucić mogą

przedstawione poniżej paralelne przykłady odnoszące się do dorosłych i dzieci.

Podejmiemy tam zagadnienie "równych praw", co pomoże nam lepiej ów spór zrozumieć.

Nie jest moim zamiarem omawianie wszystkich zasad, które odnoszą się do

konfliktu interesów. Rozważania swe ograniczam wyłącznie do analizy teorii znanej jako

"doktryna podwójnego skutku". Dla katolików stanowi ona narzędzie teoretyczne

wspierające stanowisko Kościoła w sporze o aborcję, chociaż pojawia się także w innych

kontekstach. Jako argument w kontrowersji aborcyjnej zasada podwójnego skutku jest

dla niekatolików czystym sofizmatem. Krótko rozprawił się z nią profesor Hart w ostatnim

numerze Oxford Review (1). Nadal jednak, zdaniem wielu katolików i niekatolików,

doktryna owa stanowi skuteczny środek obrony przed decyzjami nie do zaakceptowania.

Zrozumienie jej przybliży nam istotę konfliktu racji moralnych, jeśli w ogóle można go

rozstrzygnąć.

Doktryna podwójnego skutku opiera sie na rozróżnieniu pomiędzy tym, co

człowiek uznaje za skutki swoich czynów, a tym, do czego rzeczywiście zmierza. W

Page 2: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

istocie jednak świadomy zamiar obejmuje zarówno cele, jak i środki do nich wiodące. Te

ostatnie same w sobie mogą być godne potępienia, a jednocześnie pożądane jako

prowadzące do dobrego celu. Na przykład izoluje się chorych psychicznie, jeśli są

niebezpieczni dla otoczenia. Teoria podwójnego skutku utrzymuje natomiast, że człowiek

swoją intencją nie obejmuje wszystkich przewidywanych następstw czynu, o ile nie są

one środkami pozwalającymi osiągnąć ważny cel, ani celami samymi w sobie. Nie jest

przy tym istotne, czy rzeczywiście pojęcie "intencji" możemy odnieść do jednych i

drugich. Jeremy Bentham nauczał o "intencji pośredniej" (oblique intention) i

przeciwstawiał ją "bezpośredniej" (direct intention), która zakłada pełną wiedzę o

środkach i celach danego czynu. Dystynkcje Benthama, podobnie jak pojęcia z

omawianej doktryny, stanowić mogą punkt wyjścia w analizie istoty działania. Winniśmy

zrozumieć, iż rozróżnienia pojęciowe przeprowadza się na wiele sposobów, i właśnie

jeden z nich stanowi podstawę doktryny podwójnego skutku. Termin "podwójny skutek"

określa dwa możliwe następstwa czynu: świadomie zamierzony cel działania oraz

zdarzenie niepożądane, lecz przewidywane jako konsekwencja czynu. Interesująca nas

teoria zakłada, moim zdaniem, że istnieją sytuacje, w których nie wolno kierować się

intencją bezpośrednią, dopuszczalne zaś jest działanie pod wpływem intencji pośredniej.

Zwolennicy doktryny stosują ją do rozwiązywania pewnego rodzaju dylematów

moralnych. Na przykład operacja wycięcia macicy (histerektomia) u kobiety ciężarnej

zakłada zniszczenie płodu. Śmierć płodu jest jednak niezamierzoną, chociaż

przewidywaną konsekwencją histerektomii. Inne operacje, które powodują to samo

następstwo, a którym towarzyszy bezpośredni zamiar zniszczenia płodu, są

morderstwem ludzi niewinnych, za jakich uważa się nienarodzonych. Przytoczone

rozumowanie spowodowało bardzo ostrą reakcję ze strony środowisk nie związanych z

kościołem katolickim. Jeśli bowiem ktoś wyraża zgodę na zabicie dziecka,

argumentowano, nie gra roli metoda uzasadniania tego czynu. Doktryna podwójnego

skutku służy także do rozwiązywania innych dylematów. Nakazuje zaniechać operacji

odmóżdżania płodu (kraniotomia) w przypadku, gdy tylko ona może uratować życie

ciężarnej. Należy powstrzymać się przed operacją, a tym samym - pozwolić kobiecie

umrzeć. Śmierć matki jest przewidywaną, ale nie zamierzoną konsekwencją zaniechania

operacji, podczas gdy zmiażdżenie czaszki dziecka oznaczałoby bezpośredni zamiar

odebrania mu życia.(2)

Ostatnie zastosowanie doktryny podwójnego skutku krytykuje profesor Hart,

który twierdzi, że śmierć dziecka nie jest środkiem służącym ratowaniu życia matki, lecz,

jeśli przyjmiemy podział intencji na bezpośrednią i pośrednią, może być uznana za

niezamierzony, ale przewidywany skutek obrony życia kobiety ciężarnej. Taka

interpretacja podwójnego skutku, dopuszczalna logicznie, wskazuje na całkowitą

niedorzeczność doktryny. Jedno zdarzenie jawi się jako zamierzone bądź niezamierzone

- w zależności od interpretacji tej samej doktryny. Nie możemy przecież danego

Page 3: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

zdarzenia postrzegać w postaci dwóch odrębnych faktów, z których jeden jest

zamierzony, a drugi niezamierzony. Wszelako obrońcy doktryny starają się udowodnić,

że w przypadku kraniotomii rzeczywiście zachodzą dwa zdarzenia: zmiażdżenie czaszki

dziecka i jego smierć. Bliskość, niemalże tożsamość tych zdarzeń, wyklucza

zastosowanie wobec nich doktryny podwójnego skutku. Aby dostrzec do jakich absurdów

doktryna prowadzi, spróbujmy przez jej pryzmat opisać doskonale znaną filozofom

historię grubasa blokującego wylot jaskini. Wracająca na powierzchnię grupa

speleologów nieroztropnie zezwoliła, aby prowadził człowiek wyjątkowo gruby.

Nieszczęśnik zaklinował się w kominie jaskini, odcinając jedyne wyjście. Oczywiście

najprostszym dla towarzyszy rozwiązaniem byłoby czekanie, aż grubas schudnie i zdoła

wydostać się z opresji. Niemniej układający scenariusz filozofowie zadecydowali, że

jaskinię zaleje woda. Szczęśliwym (?) zbiegiem okliczności zamknięci w pułapce

speleologowie dysponowali laską dynamitu, przy pomocy której, wysadzając grubasa w

powietrze, mogli otworzyć sobie drogę. Stanęli przed wyborem: albo grubasa odstrzelą

dynamitem, albo zaniechają wszelkiego działania. W jednej z wersji scenariusza głowa

zawalidrogi znajduje się wewnątrz jaskini, utonie więc, jeśli nie zostanie wysadzony. W

innej przeżyje, gdyż głowa wystaje poza krawędź (3). Mamy zatem do czynienia z

dylematem: czy dopuszczalne jest użycie dynamitu? W dalszej części artykułu

przedstawię przypadki zbliżone do opisanego. Teraz przytaczam historię grubasa, by

oderwać się nieco od kwestii teoretycznych tudzież pokazać, jak niedorzeczna jest jedna

z wersji doktryny podwójnego skutku. Przypuśćmy, że członkowie wyprawy

przeprowadzą takie oto wnioskowanie: śmierć grubasa można potraktować jako

przewidywaną konsekwencję wysadzenia go w powietrze ("Nie chcemy wcale zabijać

grubasa - mowią - lecz tylko rozwalić go na drobne kawałeczki lub, innymi słowy, usunąć

go na zewnątrz jaskini".). Z całą pewnością zwolennicy doktryny podwójnego skutku nie

wyrażą zgody na egzekucję grubasa, chociaż trudno im będzie ustalić granicę pomiędzy

czynem i następstwem. Jak mianowicie określić kryterium ich "bliskości"? Kiedy coś, co

znajduje się "bardzo blisko" zamierzonego celu działania, staje się częścią tego

działania?

Odłóżmy ów problem i powróćmy do argumentów za i przeciw doktrynie,

zakładając przy tym, że jest ona lepiej skonstruowana i skuteczniej broniona.

Adekwatne jej ujęcie powinno zawierać rozróżnienie intencji "bezpośredniej" i

"pośredniej". Tylko wtedy unikniemy kłopotów opisanych w poprzednim akapicie.

Intelektualna uczciwość nakazuje, abyśmy uświadomili sobie, iż nie jest prawdą,

jakoby doktryna zawsze zezwalała na złe skutki naszych czynów, o ile te nie są

zamierzone, choć przewidywane. Przypomnijmy autentyczną historię nikczemnych

kupców, który sprzedawali trujący olej spożywczy, świadomi skutków swego czynu -

śmierci niewinnych ludzi. Wyobraźmy sobie także grupę sfrustrowanych bezrobotnych

grabarzy, którzy rozprowadzali ten sam olej z zamiarem zabicia ludzi niewinnych, żeby

Page 4: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

otrzymać zamówienia na usługi pogrzebowe. Grabarze w ścisłym sensie (bezpośrednio)

zmierzali do spowodowania śmierci, podczas gdy kupcy mogliby utrzymywać, że śmierći

niewinnych nie planowali. Prawo i etyka w tych dwóch przypadkach są zgodne w ocenie:

zarówno kupcy, jak i grabarze odpowiadają za spowodowanie śmierci. Teoretycy

podwójnego skutku nie mają żadnych wątpliwości czyniąc i kupców, i grabarzy winnymi

zbrodni. Doktryna usprawiedliwia czynienie zła tylko w pewnych określonych

przypadkach i wyłącznie wtedy, gdy jest przewidywane, ale nie stanowi obiektu intencji

bezpośredniej. Oczywiście zarabianie pieniędzy kosztem ludzkiego życia nie należy do

takich przypadków, niezależnie od tego, jakim rodzajem intencji objęta jest śmierć

niewinnych. W pewnych sytuacjach, głosi doktryna, dopuszczalne jest świadome

popełnienie czynów, których w żadnym razie nie wolno obejmować intencją

bezpośrednią.

Najwyższy czas uzasadnić, dlaczego powinniśmy traktować tę doktrynę

poważnie, niezależnie od niedorzecznej formy, powikłań wynikających z podstawowych

rozróżnień pojęciowych oraz dziwacznych wniosków w aborcyjnym sporze. Siła jej polega

głównie na tym, że sami krytycy często hołdują argumentom nie do obrony. Ostry spór

toczy się wokół przypadków zbliżonych do opisanych poniżej. Wyobraźmy sobie najpierw

sędziego, na którego napiera tłum domagający się ukarania sprawcy ciężkiej zbrodni.

Jeśli sędzia natychmiast nie spełni żądań, motłoch dokona krwawej zemsty na grupie

zakładników. Tymczasem rzeczywisty zbrodniarz pozostaje nieuchwytny, a sędzia

dochodzi do wniosku, że zapobiegnie jatce skazując na śmierć człowieka niewinnego.

Przedstawmy też inny przypadek. Pilot sterujący uszkodzonym samolotem decyduje się

skierować spadającą maszynę na tereny o rzadkiej zabudowie. Aby uczynić analogię

jeszcze bardziej przejrzystą wyobraźmy sobie również motorniczego w pędzącym

tramwaju. Nie jest w stanie wyhamować pojazdu, a trasa rozgałęzia się na dwa tory w

tunelach. Na jednym torze pracuje pięć osób, na drugim - jedna. Niechybnie każdy, kto

znajdzie się na trasie wybranej przez motorniczego, zginie. Napierający na sędziego tłum

z pierwszej historii przetrzymuje pięciu zakładników, zatem i sędzia, i motorniczy

pozornie wydają się znajdować w obliczu podobnego dylematu: czy w zamian za śmierć

jednego człowieka wolno ocalić pięciu innych. Problem w tym, że o ile bez wahania

zalecalibyśmy skierowanie tramwaju na tor, gdzie przebywa jeden człowiek, większość z

nas przeciwstawi się idei skazania na śmierć niewinnego. Wyjaśniając różnicę w ocenie,

można dodatkowo wskazać na istotny rys przypadku pierwszego - korupcja wymiaru

sprawiedliwości. Jeśli nawet pominiemy zgadnienie korupcji, a sędziego uznamy za

prywatną osobę, która świadomie skazuje przypadkowego człowieka, wówczas także

pozostanie moralna odraza wobec samej w sobie idei zabicia niewinnego. Doktryna

podwójnego skutku proponuje nam następujące rozwiązanie problemu: przewidywana,

ale nie zamierzona śmierć jednego człowieka na torach tramwajowych różni się

zasadniczo od świadomego i zaplanowanego zabójstwa. Co więcej, istnieje jeszcze inny

Page 5: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

ważny aspekt tej sprawy. W realnym świecie nigdy nie moglibyśmy orzec z całą

pewnością, że człowiek na torach zginie. Niewykluczone, że nie tracąc równowagi zdoła

przywrzeć do ściany tunelu, a tramwaj nie uderzy w jego ciało. Wszak motorniczy nie

zamierza wyskoczyć i zabić go łomem. Natomiast sędzia potrzebuje śmierci niewinnego

jako warunku realizacji dobrych moralnie celów. Jeśli ofiara nie zostanie powieszona,

znajdzie się inny rodzaj egzekucji. Wybranie przez sędziego rozwiązania polegającego

na poświęceniu niewinnego człowieka oznacza, iż zło zdarzy się z całą pewnością.

Śmierć jest zatem z góry przesądzona w ogólnym rachunku dobra i zła. Rozróżnienie

intencji bezpośredniej i pośredniej w tym przypadku ma znaczenie kluczowe, podobnie

zresztą jak w całym naszym pełnym niepewności i trwogi świecie. Pomimo opisanych

zalet, doktryny podwójnego skutku na gruncie moralnym nie sposób wybronić. Problem

sprowadza się do pytania, czy różnica pomiędzy intencją bezpośrednią i pośrednią jest

rzeczywiście istotna przy podejmowaniu decyzji moralnych. Natomiast powiązanie obu

rodzajów intencji z zagadnieniem stopnia pewności skutku przy przeprowadzaniu

rachunku dobra i zła jest kwestią drugoplanową. Warto podkreślić, że w stanowiącej

przedmiot mojego artykułu analizie sposobów zastosowania doktryny podwójnego skutku

w aborcyjnym sporze, stopień pewności osiągany w opisie następstw poszczególnych

zabiegów medycznych jest często niezwykle wysoki. Przeto nie z przyczyn filozoficznych

odłożyłam problem niepewności rachunku dobra i zła, a na podstawie przykładów

rozwijam krytykę doktryny podwójnego skutku. Dlaczego zatem uznajemy, że przypadek

motorniczego kolejki różni się zasadniczo od przypadku sędziego?

Sięgnijmy po następną parę kazusów ilustrujących podobny problem.

Wyobraźmy sobie, że zamierzamy właśnie podać pacjentowi potężną dawkę pewnego

leku. Uratujemy życie chorego, ale spowodujemy wyczerpanie zapasów medykamentu.

Tymczasem do szpitala przybywa kolejnych pięciu pacjentów, a każdy z nich, aby

przeżyć, potrzebuje zaledwie piątą część wspomnianej dawki. Jest zrozumiałe, iż nie

możemy zużywać całego lekarstwa na potrzeby jednego pacjenta, podobnie jak nie

wolno koncentrować wysiłku personelu medycznego na jednym ciężko chorym, gdy

właśnie karetki pogotowia zwożą do szpitala liczne ofiary katastrofy komunikacyjnej.

Czujemy się moralnie zobowiązani do przyzwolenia na śmierć jednego pacjenta, jeśli jest

to jedyny sposób, by uratować wielu, a inne rozwiązania nie istnieją. Dlaczego zatem

jednoznacznie potępiamy zabijanie ludzi w eksperymentach, które pozwalałyby odkryć

skuteczne środki przeciwko nowotworom? Dlaczego nie pozwalamy zabijać w celu

uzyskania organów na przeszczepy? Przypuśćmy, że życie wielu ciężko chorych

zostałoby uratowane, gdybyśmy zabili jednego człowieka, wyprodukowali z jego ciała

serum, po czym podali je potrzebującym. (Przykłady te nie są bynajmniej przesadnie

oderwane od praktyki, jeśli wźiąć pod uwagę rozgrywający się obecnie spór o sens

przedłużania życia śmiertelnie chorym i pobieranie od nich narządów.) Dlaczego

wnioskowania, jakim kierujemy się wobec braku cennego leku, nie wolno nam odnieść do

Page 6: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

sytuacji poświęcenia czyjegoś życia w imię ważnych celów medycznych? Co różni te

przypadki? Po raz kolejny doktryna podwójnego skutku daje nam odpowiedź: tylko w

pewnych przypadkach dopuszczalne jest świadome poświęcenie życia człowieka

niewinnego.

Ważki argument przytaczany przez zwolenników doktryny mówi, iż jej

odrzucenie pociąga za sobą poddanie się władaniu ludzi złych moralnie. Jako przykład

niech posłuży historia tyrana, który obiecał, że zamęczy pięciu ludzi, jeśli my nie zrobimy

tego z jednym. Jeśli tyran powiedział prawdę, czyż obowiązkiem naszym będzie

torturowanie wybranej osoby, by ratować pozostałe? Jeśli zgodzimy się na propozycję

okrutnika, wówczas każdy, kto chce nas skłonić do zła, zawsze mógł będzie powiedzieć:

czyń co każę, gdyż w innym wypadku ja zrobię rzecz straszniejszą. Dotrzymujący

obietnic szalony morderca mógłby, posługując się groźbą zabicia dwóch niewinnych

osób, zmusić nas do pozbawienia życia jednej. Co więcej, czulibyśmy się zobowiązani do

wykonania tego niegodziwego zadania. Jednak broni nas przed tym po raz kolejny

doktryna podwójnego skutku. Odrzucając propozycje tyrana i szalonego mordercy

przewidujemy wprawdzie, iż więcej osób zostanie zabitych, ale celowo do morderstwa

nie zmierzamy. To nie my, lecz tyran i morderca bezpośrednio dążą do śmierci

niewinnych ludzi.

Kiedyś sądziłam, że argumenty obrońców doktryny podwójnego skutku są

uzasadnione, ostatnio jednak nabrałam przekonana, iż istnieje inne rozwiązanie sporu.

Siła teoretyczna doktryny polega na rozróżnieniu pojęciowym czynów świadomych

(utożsamianych z intencją bezpośrednią) i tych, do których dopuszczamy (w sensie

intencji pośredniej). Co ciekawe, spierający się wykazują przede wszystkim skłonność do

rozważania, czy, podobnie jak odpowiadamy za zdarzenia powodowane intencją

bezpośrednią, winniśmy być odpowiedzialni za zdarzenia, do których pośrednio

dopuszczamy (4). Już samo takie ujęcie jest jednak kontrowersyjne. Wszak rozróżnienie

pojęciowe tego, co sami uczyniliśmy świadomie i tego, do czego dopuściliśmy, nie jest

tożsame z podziałem na intencję bezpośrednią i pośrednią. Wystarczy zauważyć

możliwość rozmyślnego przyzwolenie na coś, co stanowi cel sam w sobie, bądź też jest

środkiem wiodącym do innego celu. Na przykład pewien człowiek chce śmierci drugiego

i celowo pozwala mu umrzeć. Z drugiej strony, ktoś inny rozmyślnie popełnia czyn

wcześniej nie zamierzony - jak ów motorniczy najeżdżający na człowieka w tunelu.

Istnieje także duża klasa czynów, które mogą być wynikiem dwóch rodzajów intencji oraz

działania rozmyślnego lub przyzwolenia. Wszak nietrudno sobie wyobraźić, że

spowodowanie śmierci w morzu człowieka, któremu daliśmy nieszczelną łódź, mogło być

zarówno wyrazem intencji pośredniej, jak i bezpośredniej.

Niezależnie od związków z doktryną podwójnego skutku pojęcie przyzwolenia

jest samo w sobie warte analizy na tle sporu o aborcję. Pomijając szczególną funkcję

Page 7: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

pojęcia w kontekście idei władzy, koncentruję się na dwóch głównych kategoriach

przyzwolenia, które zdają się obejmować wszystkie interesujące nas przypadki. Po

pierwsze więc, wyróżniamy przyzwolenie, które oznacza zgodę na niedopuszczenie do

jakiegoś działania. Sytuacja ma miejsce, gdy człowiek, mając możliwość pozytywnie

wpłynąć na bieg wydarzeń, nie czyni tego. Na przykład nie ostrzega przed

niebezpieczeństwem, pomimo, że mógłby to zrobić. Mógłby nakarmić głodne zwierzę, ale

pozwala mu umrzeć; mógłby zatamować dopływ wody, ale pozwala jej płynąć. Drugi

rodzaj przyzwolenia to właściwie umożliwienie i polega na usunięciu pewnych przeszkód,

które blokują ciąg zdarzeń. Ktoś na przykład wyrywa zatyczkę i pozwala przedostać się

wodzie. Otwiera drzwi i pozwala wyjść zwierzęciu. Ktoś inny zwraca wierzycielowi

pieniądze, a tym samym pozwala mu odzyskać dług.

Pierwszy rodzaj przyzwolenia realizuje się w formie zaniechania. Nie istnieją

inne ogólne powiązania pomiędzy zaniechaniem a przyzwoleniem z jednej oraz czynem

a działaniem bezpośrednim z drugiej strony. O aktorze, który spóźnił się do teatru nie

mówimy, że przyzwolił na zawalenie przedstawienia, lecz że przedstawienie po prostu

zawalił. Wspominam o rozróżnieniu czyn - zaniechanie, ponieważ w dalszej części nie

zamierzam już tego problemu rozważać.

Jeśli badamy pierwszy rodzaj przyzwolenia ( zgoda na niedopuszczenie do

czegoś), powinniśmy przymyśleć, czy istnieje moralna różnica pomiędzy działaniem a

przyzwoleniem. Wydaje się oczywistym fakt, iż jedno i drugie prowadzi w wielu

wypadkach do złych następstw, co zgodnie potwierdzają prawnicy i etycy. Zabijemy

człowieka przyzwalając na jego śmierć z głodu, zabijemy też podając mu truciznę.

Oskarżenie o zbrodnię będzie uzasadnione w obu sytuacjach. Istnieją jednak stany

rzeczy wymagające głębszego namysłu. Większość z nas przyzwala na śmierć głodową

ludzi w Indiach i Afryce - i rzeczywiście źle się dzieje, gdy do tego dopuszczamy. Trudno

jednak udawać, że tylko w świetle prawa zgoda na śmierć głodową ludzi w dalekich

krajach różni się od wysłania tam zatrutej żywności. Od dawna w naszych systemach

moralnych rozróżniamy powinność pomocy bliźnim i powinność nie wtrącania się w ich

sprawy. W dziele Jurisprudence J.Salmond w następujący sposób ujmuje tę subtelną

różnicę:

Pozytywne prawo koresponduje z pozytywnym obowiązkiem. Podmiot na którym

spoczywa obowiązek, powinien działać na rzecz osoby uprawnionej. Negatywne prawo

koresponduje z negatywnym obowiązkiem. Chroni osobę uprawnioną przed działaniami,

które mogłyby przynieść jej uszczerbek. Pierwsze jest prawem do otrzymania jakiegoś

dobra, drugie - prawem zakazującym krzywdzenia (5).

Ta uniwersalna formuła praw i obowiązków, chociaż przydatna dla naszych

celów, nie jest ścisła, bowiem nie każdy czyn musi być koniecznie powiązany z

korzyścią lub krzywdą. Negatywny obowiązek oznacza na przykład ochronę przed takimi

Page 8: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

czynami jak zabijanie, czy obrabowanie. Pozytywny obowiązek nakazuje opiekę nad

dziećmi i ludźmi starymi. Słuszne też będzie rozszerzenie zakresu pozytywnego

obowiązku na dobroczynność. Niektóre akty dobroczynności czy miłosierdzia daleko

wykraczają jednak poza powinność pomocy bliźnim. W rozstrząsaniach moich nie stosuję

się do ściśłego znaczenia tych terminów.

Sprawdźmy teraz, czy podział na negatywne i pozytywne obowiązki pomoże

nam wyjaśnić, dlaczego z moralnego punktu widzenia istnieje poważna różnica pomiędzy

działaniem motorniczego, a czynem sędziego, pomiędzy decyzją lekarzy odmawiających

deficytowego leku jednemu tylko pacjentowi, a działaniem lekarzy odbierających życie

chorym dla dobra medycyny i wreszcie - pomiędzy torturowaniem jednej osoby, by kilka

innych wybawić od katuszy, a zaniechaniem wszelkiego działania. W każdym przykładzie

znajdujemy konflikt obowiązków. Problem polega na tym z jakimi ich rodzajami mamy do

czynienia i czy za każdym razem winniśmy skrupulatnie badać proporcje pomiędzy nimi.

Motorniczy staje wobec konfliktu pomiędzy dwoma obowiązkami negatywnymi:

nie powinien zranić pięciu osób, źle też, gdy zrani jedną osobę. W danej sytuacji nie jest

jednak zdolny spełnić dwóch negatywnych obowiązków. W wyborze słusznie kieruje się

zasadą jak najmniejszej krzywdy. Z kolei sędzia zmierzy się z konfliktem pomiędzy

obowiązkiem unikania krzywdy, a powinnością udzielania pomocy. Chciałby uwolnić

zagrożonych śmiercią zakładników, ale ceną musi być skazanie niewinnego. Ponieważ

obowiązki udzielania pomocy i niekrzywdzenia są ogólnie rzecz biorąc równoważne, na

drodze wnioskowania zapożyczonego z przykładu motorniczego nie ustalimy, co sędzia

powinien zdecydować. Interesujące, że nawet gdy obowiązek udzielenia pomocy

występuje w mocnej wersji, nie jest przecież silniejszy od obowiązku negatywnego. Nie

wolno na przykład zamordować dorosłego, aby zdobyć pożywienie dla głodującego

dziecka. Wybór moralny pomiędzy krzywdą jednego człowieka, a złem uczynionym wielu

jest prosty - decyduje racjonalna analiza rozmiarów wyrządzanej szkody. Jeśli natomiast

wybieramy między pomocą kosztem jednostkowej krzywdy, a odmową pomocy, by owej

krzywdy uniknąć, sytuacja staje się bardziej skomplikowana. Dlatego nie będzie

niekonsekwencją, gdy powiemy, że motorniczy winien wjechać na tor, gdzie pracuje

jeden człowiek, ale sędziemu nie wolno skazywać na śmierć jednej osoby niewinnej, aby

powstrzymać masakrę. Rozpatrzmy dwa następne przykłady: aplikowanie ostatniej partii

leku oraz odebranie życia człowiekowi dla dobra innych. Znów dają o sobie znać dwa

rodzaje obowiązków: nakazy niekrzywdzenia i udzielania pomocy. Decyzja o

zaprzestaniu podawania deficytowego leku jednemu pacjentowi, aby uratować życie kilku

innym, jest przykładem rozstrzygnięcia konfliktu w ramach tego samego obowiązku

udzielania pomocy. Lekarze decydują kogo leczyć. Z zabiciem człowieka w celu

wykorzystania jego ciała łączy się inny konflikt. Następuje starcie obowiązku udzielenia

pomocy z obowiązkiem niekrzywdzenia. Sytuację tą możemy w ciekawy sposób

zmodyfikować. Wyobraźmy sobie, że miast zabijać, pozwalamy po prostu człowiekowi

Page 9: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

umrzeć. Mogliśmy, powiedzmy, nakarmić głodującego włóczęgę, ale decydujemy, że

jego ciało przydatne jest do badań naukowych. Zezwalając włóczędze na śmierć,

zarazem świadomie do niej dążymy. Przypuszczalnie jednak bylibyśmy skłonni

postrzegać nasze przyzwolenie w kategoriach pogwałcenia obowiązku negatywnego, nie

zaś pozytywnego. Jeśli nasze rozumowanie jest bezbłędne, dostrzeżemy, dlaczego

moralna analiza dwóch ostatnich przypadków nie prowadzi do tego samego wniosku, co

przykład deficytowego leku.

Wyborem między torturowaniem jednego, a torturowaniem pięciu ludzi rządzi ta

sama zasada, którą przedstawiliśmy na kanwie ostatnich kazusów. Jeśli niesiemy pomoc

(np. wyzwalamy ludzi torturowanych przez tyrana), powinniśmy w miarę możnośći

udzielić jej większej, nie zaś mniejszej grupie osób. Nie oznacza to zaangażowania w

czynienie krzywdy, która jest warunkiem koniecznym uratowania zagrożonych. Należy

opierać się złym ludziom, którzy groźbami próbują przymusić nas do występków

moralnych. Obowiązek unikania zła w działaniu jest mocniejszy od nakazu ochrony

przed krzywdą. Co oczywiście nie oznacza, iż ten ostani wolno lekceważyć.

Wnioski płynące z analizowanych przykładów pokrywają się z wyprowadzanymi

przy pomocy doktryny podwójnego skutku. Ułomności i błędy doktryny ukażę w pełni

dopiero teraz. Wyobraźmy więc sobie, że uratowanie pięciu chorych zależy od

wyprodukowania pewnego gazu. Jednak szkodliwe wyziewy przenikną do sali pacjenta,

którego z pewnych przyczyn nie można przenieść do innego pomieszczenia. Śmierć tego

człowieka będzie ubocznym skutkiem wyprodukowania gazu i nie została bezpośrednio

zamierzona. Zatem jaka cecha różni tą sprawę od przypadku deficytowego leku, jeśli i tu,

i tu przewidujemy tylko śmierć pacjenta, nie zmierzając do niej bezpośrednio. Różnica

jest istotna. Krewni zagazowanego pacjenta bez trudu wygraliby proces wytoczony

szpitalowi. Niewykluczone, że w pierwszej chwili protest budzi sam fakt przedmiotowego

użycia człowieka dla dobra medycyny i rzeczywiście owo instrumentalne traktowanie

osoby może determinować oceny, ale nie ono przecież jest najważniejsze. Główna teza

naszego rozumowania głosi tedy: nie wolno udzielać pomocy kosztem krzywdy.

Konkludując, warto podkreślić drugoplanowe znaczenie rozróżnienia na

intencję bezpośrednią i pośrednią w ocenie przypadków dylematycznych. Kluczowa rolę

odgrywa tam różnica pomiędzy obowiązkiem niekrzywdzenia i udzielenia pomocy.

Oczywiście daleka jestem od sugerowania, że inne zasady nie istnieją. Istotne wszak,

czy mamy do czynienia rzeczywiście z obowiązkiem pozytywnym, czy raczej z aktami

miłosierdzia lub dobroczynności wykraczającymi poza zakres obligacji moralnej.

Obowiązek to karmienie własnych dzieci, akt miłosierdzia - wysyłanie żywności dzieciom

z odległych krajów. Znaczący będzie fakt, czy osoba skazana na cierpienie nie

uczestniczyła w zdarzeniach, które do nieszczęścia doprowadziły, czy też przeciwnie,

ponosi za nie winę. W wielu przypadkach trudno zdobyć się w ogóle na jednoznaczną

Page 10: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

ocenę, nie sadzę również, iż w każdej sytuacji, niezależnie od rachunku dobra i zła, nie

wolno krzywdzić przy okazji udzielania pomocy. Nie uważam teorii podwójnego skutku za

niezbędną. Twierdzę, że nawet jeśli ją odrzucimy, nie będziemy skazani na zło jako

konieczny czynnik rozstrzygania niektórych dylematów..

Wróćmy teraz do problemu aborcji, przenosząc nasze rozważania na grunt

związanych z nią przypadków medycznych.

Na początek zbadajmy następujący kazus: nie jest możliwe uratowanie

jednocześnie kobiety ciężarnej oraz jej dziecka. Albo umrze płód i kobieta, albo życie

kobiety zostanie uratowane kosztem zabicia nienarodzonego. Nasuwa się tutaj analogia

z sytuacją niewinnego grubasa tkwiącego w wylocie jaskini. Grotołazi umrą wraz z

grubasem, jeśli nie podejmą stosownych działań. Przyjmując, że ocena położenia

wyprawy jest właściwa, nie istnieje poważny konflikt interesów, gdyż każde rozwiazanie

prowadzi do śmierci zawalidrogi. Racjonalne wyjście polega więc w opisanych

okolicznościach na działaniu, a nie na zaniechaniu. Poważny błąd czynią ci, którzy

utrzymują, że bezpośredni zamiar odebrania życia niewinnemu jest zawsze

nieusprawiedliwiony - także w wypadku grubasa z naszej historyjki. Katolickie poglądy na

temat aborcji są sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem większości racjonalnie myślących.

Niezależnie od metody uzasadniania, powinniśmy usprawiedliwić przeprowadzenie

operacji, bowiem, tak jak w przypadku histerektomii, tutaj także śmierć dziecka nie jest

bezpośrednio zamierzona, lecz stanowi przewidywane następstwo działania. Nie ma

przecież moralnego znaczenia technika i tak śmiertelnej dla dziecka operacji.

Wyobraźmy sobie kolejny przypadek: operacja zabije matkę ratując dziecko,

bądź zabijając dziecko uratuje matkę. Paralelą tej sytuacji jest tratwa rozbitków, którzy

wierzą, iż wyrzucenie jednego z nich za burtę uratuje pozostałych. W innym wariancie

marynarze Dudley i Stephens, dryfujący na morzu bez pożywienia, zabili chłopca

okrętowego, po czym zjedli jego ciało. Konflikt interesów nie zachodził, dopóki nie

zdecydowano kogo zabić. Jeszce raz trzeba stwierdzić, że działanie w takich

okolicznościach jest rozsądne, o ile oczywiście zainteresowni nie odrzucają kanibalizmu z

przyczyny odrazy, bądź mogą liczyć na bliski ratunek. W świecie rzeczywistym więcej

może się zdarzyć, niż w opowiadaniach filozofów: Dudley i Stephens zostali uratowani

wkrótce po straszliwym posiłku. Jeśli jednak dysponujemy pewnością absolutną, jak w

naszym przypadku aborcyjnym, lepiej jest uratować jednego człowieka, niż zrezygnować

z dwóch. Prawdopodobnie powinniśmy ratować życie matki, poświęcając nienarodzone

dziecko. Co ciekawe, może kilka lat później podjęlibyśmy odmienną decyzję.

Trzeci i ostatni przypadek z tej serii zawiera dylemat najtrudniejszy. Uratowanie

matki oznacza nieuchronne zabicie dziecka, na przykład w wyniku zgniecenia jego

czaszki; zaniechanie działania spowoduje śmierć ciężarnej, dziecko zaś przeżyje.

Doktryna podwójnego skutku zaleca powstrzymanie się od działania - w przypadku

Page 11: Przekład tekstu Ph.Foot - Spór o aborcję i doktryna podwójnego skutku

wykonania operacji śmierć dziecka byłaby świadomie zamierzona. W intencji lekarza,

który nie interweniuje, nie leży zgon matki. Jeśli porównamy ten kazus z innymi, nie

dotyczącymi nowonarodzonych, konkluzja doktrynalna wydaje się prawidłowo

wyprowadzona. Problem polega na tym, że przytoczone przesłanki rozumowania są

błędne. Wyobraźmy sobie, że poród odbył się prawidłowo, lecz w przyszłości dziecko z

jakiejś przyczyny stało się zagrożeniem dla życia matki. Z pewnością nie

usprawiedliwialibyśmy wtedy ocalenia matki poprzez zabicie dziecka, bowiem, ogólnie

rzecz biorąc, nie akceptujemy poświęcania jednego niewinnego dla ocalenia drugiego.

Inaczej, gdy rzecz dotyczy większej ilości ludzi. Obrońcy praw dziecka nienarodzonego

rozumują więc prawdopodobnie, że jeśli śmierć groźi wystarczająco dużej liczbie osób,

można poświęcić niewinną jednostkę. Ponieważ wystarczająco dużą liczbą osób są

dzieci nienarodzone, niewinną jednostką powinna być matka. Oczywiście, wielu ludzi nie

myśli w tych kategoriach i nie uważa, by płodowi przysługiwały prawa właściwe

narodzonym. Próbując ukazać obiegowe poglądy, na których wspierają się oba

stanowiska, nie zwalczałam tutaj żadnej z postaw. Lekkość prezentowanych przykładów

nie miała na celu urażenia kogokolwiek.