Prosta prawda - PL - cerkovchrista.com fileWszystko, co zostało opisane w tej książce, miało...

162
Prosta prawda Michail Palczej Użhorod – 2012 Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Transcript of Prosta prawda - PL - cerkovchrista.com fileWszystko, co zostało opisane w tej książce, miało...

Prosta prawda

Michail Palczej

Użhorod – 2012

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

2

Transcarpatian Church of God

P.O.BOX 31531

Raleigh, NC 27622, USA

Prosta prawda

Michail Palczej

Wszystkie prawa autorskie należą do Zakarpackiego Kościoła Bożego.

Powielanie dowolnej części tekstu bez pisemnej zgody jest zabronione.

Transcarpatian Church of God reserves all rights in this book.

No part of the text may be reproduced without written permission.

Copyright © 1998 Transcarpatian Church of God

All rights reserved

Wydrukowane na Ukrainie

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

3

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

4

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

5

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

6

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

7

PRZEDMOWA

Książka ta, napisana przez Michaila Palczeja, dedykowana jest jego

dzieciom, wnukom i krewnym, jak również mieszkańcom wsi, z której pochodził

oraz wszystkim tym, którzy znali go z Zakarpacia i innych regionów, w których

przebywał. Jednak wielu czytelników go nie znało. Książka ta pomoże przybliżyć

jego osobę oraz poznać jego życie.

Michail Palczej był przewodnikiem duchowym dla otaczających go ludzi.

Biblijne podejście jest jedną z metod poszukiwania sensu życia. Michail Palczej

znalazł sens nie tylko w swoim życiu, ale pomógł go znaleźć wielu sercom

wierzących z Zakarpacia, a także wszystkim tym, którzy go znali, aby także oni

dążyli do tego, do czego on dążył. Ale oni dążyli do lepszego, to znaczy do

niebieskiego, dlatego Bóg nie wstydzi się ich, nazywając siebie ich Bogiem.

Wszystko, co zostało opisane w tej książce, miało miejsce w rzeczywistości.

Wydarzenia, przeżycia i czyny uwarunkowane są przez osobowość Michaila

Palczeja oraz przez zasady, którymi kierował się w swoim życiu, a które są wieczne

i niezmienne we wszystkich pokoleniach. Dlatego książka ta będzie przydatna

wszystkim tym, którzy szukają w swoim życiu powodów do optymizmu,

umacniając swój światopogląd na realności świata, szukając najlepszego wyjścia

z zaistniałej sytuacji.

Dziękujemy wszystkim, którzy pomagali nam w wydaniu tej książki. Kiedy

Michail Palczej mieszkał w Zakarpaciu, wszyscy lubili słuchać o wydarzeniach,

które miały miejsce w jego życiu. Wielu chciało zachować pamięć o tych

wydarzeniach. Próbowali nagrywać jego opowieści na magnetofonie, ale mimo

wszystko nie udawało się doprowadzić tego zamiaru do końca. Po przyjeździe do

Ameryki Michail znalazł znacznie więcej wolnego czasu i zdecydował się napisać

książkę dotyczącą jego życia. Pierwszy rękopis, dyktowany przez Palczeja, został

spisany przez jego córkę Annę na Florydzie. Później do rękopisu dołączano

uzupełnienia oraz nanoszono poprawki, w rezultacie których powstała ta książka.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

8

Jednak Palczej nie doczekał jej publikacji. 3 sierpnia 1997 roku udał się do

wieczności, ale pozostawił po sobie dobre wspomnienia.

Niech Bóg błogosławi wszystkich czytelników tej książki, by i oni zostawili po

sobie dobre wspomnienia, tak jak zostawił je dla nas Michail Palczej.

Wnuk Michail Jurkiw

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

9

Rozdział 1

POCZĄTKI

Urodziłem się we wsi Rokosowo w 1910 roku. W tamtym odległym czasie

nasz region nosił nazwę Ruś Przykarpacka, znajdowała się ona pod rządami

Austro-Węgier. Był to piękny przyrodniczo region z niewysokimi, starymi

Karpatami, porosłymi lasem mieszanym. Po kamienistych, chłodnych, górskich

stokach spływały przejrzyste strumienie, niosąc wody na rozległe, jasne równiny,

gdzie zlewały się już za wsią, w dużą i bystrą Tisę.

Miejsca te były bardzo piękne, ale ludzie żyli tam w ciężkich warunkach.

Moi rodzice byli prostymi chłopami. Posiadali nieduży majątek – wtedy

podstawowym bogactwem była ziemia. Nasza rodzina posiadała kilka działek

gruntu w różnych częściach wsi, łącznie około hektara. To była burokamienista

ziemia, którą ciężko się uprawiało. Gleba wymagała nawożenia, a plon przynosiła

bardzo ubogi. Bywały lata, kiedy sadziliśmy dwa worki ziemniaków, a zbieraliśmy

tylko jeden i to bardzo lichy. Podstawowym pożywieniem była dla nas kukurydza.

To był nasz chleb, to było nasze bogactwo.

Mieliśmy też kryty słomą, nieduży, drewniany dom, o wymiarach około trzy

na cztery metry, z dwoma malutkimi okienkami. Wewnątrz domu mieściły się trzy

drewniane łóżka, na których leżała słoma, przykryta szorstkimi, konopnymi

prześcieradłami. W środku znajdował się też duży piec i stół. Podłoga w domu

była gliniana. Kiedy pojawiały się w niej doły, matka wypełniała je

czerwonobrązową, glinianą zaprawą.

Nie starczało odzieży i butów. Sami musieliśmy je robić. Aby wytworzyć

materiał do szycia ubrań, sadziliśmy konopie, które w złym gruncie nie chciały

rosnąć, i trzeba było nawozić je gnojem. Kiedy konopie wyrastały, wyrywano je

z ziemi, lecz nie wszystkie w tym samym czasie. Najpierw wyrywano wyższe,

jałowe łodygi, które nazywano białymi konopiami. Po upływie dwóch tygodni

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

10

wyrywano pozostałe, które zawierały nasiona. Nazywano je zielonymi konopiami.

Suszono konopie, które następnie trzeba było namoczyć w wodzie. Białe konopie

po suszeniu od razu wkładano do wody, by namokły, a z zielonych trzeba jeszcze

było wybić nasiona, po czym można je było umieścić w wodzie. Po tygodniu

konopie wyciągano z wody i znów suszono. Następnie rozcierano je na międlarce.

Było to specjalne urządzenie, zrobione z dwóch desek, między którymi

znajdowała się nieduża przestrzeń, gdzie mieściła się deska z ostrą krawędzią – to

właśnie ona poruszała się, rozcierając konopie. Po międleniu konopiana słoma

stawała się podobna do przędzy. Przędzę tę trzeba było jeszcze oczyścić

z twardych rdzeni – paździerzy, które znajdowały się w łodygach. Przędzę

oczyszczano na szczytii – desce, w której w równych rzędach były przybite

gwoździe.

Długie przędze, które odrywały się i miały około metra długości, nazywano

powis. To był pierwszy sort. Następnie przędzę wyciągano rękami. Ten rodzaj

przędzy nazywał się mykanica. Była ona drugiego sortu. Resztę przędzy, która

jeszcze pozostała na desce wyjmowano patyczkiem. Ta przędza nazywała się

klocza i była najgorszego sortu. Całą przędzę trzeba było przeprząść na sznurki.

Z włókien pierwszego i drugiego sortu robiono cienkie sznurki, z trzeciego –

grube. Następnie sznurki nawijano na kołowrotki w ósemki. Stamtąd ściągano je

ostrożnie, tak żeby nie poplątać, zawiązywano z dwóch stron, a następnie

wkładano do specjalnej beczułki, która nosiła nazwę zwarialnica. Beczułka miała

na dole otwór. Stawiana była na dużym, drewnianym naczyniu, które nazywało się

diejża. Kiedy beczka była cała wypełniona sznurkami, nakrywano ją

prześcieradłem. Na prześcieradło nasypywano popiołu drzewnego i polewano

z wierzchu wrzątkiem. Wodę, która wyciekała od spodu w diejżę, wlewano do

kotła, gotowano i ponownie wlewano do beczki – i tak przez cały dzień.

Następnego dnia obrobione w ten sposób sznurki prano w rzece, dzięki czemu

stawały się białe. Następnie suszono je i zwijano w kłębki. Cienkie sznurki

umieszczano na krośnie tkackim, gdzie umocowywano je w pionowej ramie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

11

Grube sznurki tkano w poprzek i w ten sposób powstawało płótno. Praca ta

wymagała umiejętności, cierpliwości, przysparzała niemało trudu i zajmowała

dużo czasu. Ponieważ wiosna, lato i jesień były zajęte przez prace

w gospodarstwie i na polu, to przędzeniem zajmowano się zimą. Pracę tę

wykonywały głównie kobiety, wieczorami przy słabym świetle kaganka. Kaganek

przygotowywano z surowego ziemniaka. Do niedużego zagłębienia, wyciętego

w ziemniaku wlewano olej oraz wkładano kawałek wełnianego materiału, który

powoli tlił się podczas długich, zimowych nocy, dając słabe światło. Czasami ludzie

zbierali się w grupy, w tyle osób, ile zmieściło się w czyimś domu. Wesoło kręciły

się wrzeciona, ubywało przędzy, rozbrzmiewały ludzkie głosy. W takie wieczory

można było pomówić o wielu sprawach, podyskutować, zaśpiewać. Przychodzili

ludzie starsi, znali oni wiele strasznych historii o wampirach, wiedźmach i innych

diabelskich siłach. Przychodzili również młodzi ludzie – posłuchać, pobawić się,

cieszyć się młodością i miłością. Pomimo że warunki życia były ciężkie, ludzie żyli,

budowali swój los.

Kiedyś mój ojciec pracował u Żyda, który miał za naszą wioską

kamieniołom. Tłuczono tam duże kamienie na drobny żwir. Potem żwir ten

ładowano do żelaznych koszy, a następnie na wagony kolejki wąskotorowej. Praca

była wyczerpująca i strasznie ciężka, ale za to można było coś zarobić.

Ludzi piśmiennych było bardzo niewielu, ale ojciec trochę umiał czytać

i pisać. Uczył się na diaka1 przez trzy lata w miejscowości Powcze. Pewnego razu

podczas nauki zobaczył, że nauczyciel, któremu nie wolno było się żenić, odwiedza

pewną kobietę. Któregoś razu, kiedy ojciec był sam na sam z nauczycielem

w kuchni, zapytał go:

– Ojcze panie! Czy wolno ci chodzić do kobiety?

1 diak – w prawosławiu pomocik kapłana, zna się na obrządku, naucza też w szkole parafialnej

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

12

Te słowa tak rozzłościły igumena2, że złapał gorącą patelnię, leżącą na piecu

i rzucił nią w ojca z siłą, która mogłaby go nawet zabić. Na szczęście ojciec zdołał

się uchylić, patelnia uderzyła w kamienną podłogę i rozpadła się na kawałki. Ojciec

wyskoczył na ulicę i uciekł. Nigdy już nie wrócił do nauki.

Nauka przyniosła ojcu pożytek, mimo że o mało nie przypłacił jej życiem.

Właściciel kamieniołomu uczynił go zarządcą całej produkcji. Ojciec prowadził

ewidencję wozów, które dostarczały kamień dla tłuczących oraz ewidencję

wagonów załadunkowych i innych prac, jakie tam wykonywano. Wszystkie swoje

wyliczenia przekazywał właścicielowi, a tamten obliczał wypłaty dla robotników.

Kiedy ojciec zaczął pracować w kamieniołomie, życie w naszej rodzinie stało się

trochę lepsze.

Mój starszy brat Piotr zaczął chodzić do szkoły. Miał dwie książki:

elementarz i czytankę, a także łupkową tabliczkę do pisania. Z tymi książkami

i łupkową tabliczką chodził do szkoły również mój starszy brat – Iwan.

Moi rodzice byli grekokatolikami, zwanymi inaczej unitami. Bardzo surowo

trzymali się swojego wyznania. Nas też wychowywali ściśle według wszystkich

zasad tej religii. Od wczesnego dzieciństwa uczyli nas modlić się i zabierali do

cerkwi. Życie było trudne i ciężkie, ale my modliliśmy się do Boga i wierzyliśmy, że

On da nam lepszy los.

Jednak było coraz gorzej. W 1914 roku zaczęła się Pierwsza Wojna Światowa

i mojego ojca wzięto na wojnę. Matka została sama z piątką dzieci. Najstarszy

Piotr miał czternaście lat, Iwan – dziesięć, Marijka – sześć, ja – cztery,

a najmłodsza siostra Anna – roczek. Nadszedł dla nas trudny, głodny czas. Żeby nie

umrzeć z głodu, trzeba było uprawiać ziemię. Zimą potrzebne było drzewo na

opał.

– Przynieście drzewo, a dam chleb. – mówiła matka. Wtedy biegliśmy do

lasu i przynosiliśmy po wiązce drzewa, a matka kroiła nam kawałek

2 igumen – w prawosławiu przełożony samodzielnego klasztoru lub domu zakonnego

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

13

kukurydzianego chleba. Nie wszyscy z nas mieli buty, więc nie wszyscy mogli

odchodzić daleko od domu, zwłaszcza gdy było dużo śniegu. Kto miał łapcie, ten

był szczęśliwy. Inne dzieci miały tylko buty z miękkiego drewna, na których

z wierzchu przybity był kawałek skóry o rozmiarze nogi. Zimą w tych butach

można było wybiec w razie potrzeby do ogrodu. Ale jeśli było dużo śniegu, to nogi

zamarzały. Matka miała szczególnie ciężko, zwłaszcza gdy zimą trzeba było

przepłukać ubrania w przeręblu. Brała ze sobą gorącą wodę i kiedy ręce sztywniały

od zimnej wody, rozgrzewała je w ciepłej. Po takim praniu ręce były czerwone jak

ogień. Tak na walce z trudnościami, głodem, chłodem mijał rok za rokiem.

Pod koniec wojny na krótki czas terytorium naszej wsi zajęło rumuńskie

wojsko. W ostatnim dniu przed odejściem chcieli spalić naszą wieś. Rumuńskie

wojsko miało wycofać się w nocy i właśnie wtedy chcieli tego dokonać. Jednak

kiedy przyszła noc, zaczęła się silna burza. Migotały błyskawice, grzmiały pioruny

i padał mocny deszcz. W tamtą noc urządzono stypę po pewnej kobiecie. I właśnie

wtedy, podczas stypy, błyskawica zabiła inną kobietę. Ręka Boża nie pozwoliła

rumuńskim wojskowym na dokonanie zbrodni. Rankiem już ich nie było.

W 1918 roku wojna się skończyła, ale ojciec nie wracał. Nasza Ruś Karpacka

przeszła pod czeskie rządy. Ojciec wrócił w 1920 roku. Podczas wojny trafił do

niewoli rosyjskiej. Wysłano go do pracy w Charkowie, do dużych zakładów

metalurgicznych. Tam przydarzyło mu się nieszczęście. Pewnego razu, kiedy wielki

dźwig podnosił jakiś ciężki, metalowy półfabrykat, ten zerwał się i upadł ojcu na

nogę. Oderwało mu dwa palce, do domu wrócił jako inwalida. W domu chorował

i osłabł na tyle, że prawie nie mógł pracować. Po powrocie ojca urodził się mój

młodszy brat Andriej. W domu ojciec przeżył około dwóch lat i zmarł. Wkrótce, już

po jego śmierci, urodziła się moja siostra Julia.

W tym czasie mój starszy brat Piotr rozpoczął pracę w kamieniołomie.

Zaczęliśmy lepiej żyć. Wkrótce po śmierci ojca moja starsza siostra zachorowała na

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

14

tyfus. Męczyła się z wysoką gorączką przez tydzień i umarła. Po zmarłej siostrze

zostały mi jej łapcie, w których później zacząłem chodzić do szkoły.

W naszej wsi w tamtym czasie były dwie szkoły. Jedna państwowa, a druga

cerkiewna. Poszedłem do cerkiewnej. Skończyłem wtedy dwanaście lat.

W cerkiewnej szkole uczył diak. Kiedy przyszedłem do szkoły, diak wypytał mnie

o imię, nazwisko i datę urodzenia.

– Masz elementarz? Na czym będziesz pisał? – zapytał.

Wyjąłem z torby łupkową tabliczkę i czytankę brata, brakowało okładek

i kilku kartek. Elementarza nie miałem. Diak popatrzył na mnie i powiedział:

– Masz dobrą tabliczkę, ale ta książka się nie nadaje.

– Mogę z niej czytać – odpowiedziałem.

– Zatem czytaj ten fragment – diak wskazał na pierwszą kartkę czytanki.

Zacząłem czytać.

– A! w tym miejscu wszystko umiesz na pamięć – przerwał mi diak. –

Otworzę ci w innym miejscu.

Otworzył środek książki. Zacząłem czytać.

– Wystarczy, usiądź – rzekł diak.

Ze wszystkich uczniów wybrano dwóch, którzy chodzili codziennie na

godzinę do cerkwi. Wraz z jednym kolegą z klasy zacząłem chodzić na czytanie

modlitwy „Wyznanie Wiary” i Listu do Filipian, rozdział czwarty. Potem wybrano

jeszcze dwóch uczniów, by chodzili do cerkwi. Naszą czwórkę zaczęto nazywać

„ministrami cerkiewnymi”. Podczas świąt ubierano nas w długą, białą odzież

z żółto-złotymi kołnierzami i przepasywano pasami tego koloru. Na głowach

mieliśmy czerwone, stożkowate czapki z krzyżami. We czwórkę, z płonącymi

świecami, szliśmy na przedzie. Za nami szedł diak z wielką Ewangelią w rękach.

Dalej szedł kapłan, a za nim reszta ludzi. Wychodziliśmy na plac i obchodziliśmy

cerkiew dokoła. W ciągu jednego okrążenia wszyscy zatrzymywali się trzy razy.

Podczas każdego postoju kapłan czytał dwa, trzy fragmenty Ewangelii, którą

trzymał diak. Potem wszyscy szli do cerkwi, a nasza czwórka wchodziła do pokoju

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

15

kapłana. Trzech z nas tam się przebierało i wychodziło, a ja zostawałem

z kapłanem. Wkładałem żar do kadzielnicy, rozdmuchiwałem go i dodawałem

kadzidło. Kapłan brał ode mnie kadzielnicę i wymachując nią, szedł pośród ludzi.

Z kadzielnicy wydobywał się dym o przyjemnym zapachu. Kapłan wchodził do

swojego pomieszczenia i oddawał mi kadzielnicę. Wysypywałem z niej węgielki

i odkładałem ją na swoje miejsce. Następnie kapłan brał kielich i wlewał do niego

wina, a ja dodawałem do wina trochę wody. Kapłan udzielał sobie tym winem

Komunii Świętej. Potem wnosił księgę do cerkwi, a ja niosłem przed nim świecę,

która nosiła nazwę „Trójca”. Kładł księgę na stół i wszyscy ludzie podchodzili po

kolei, aby ją ucałować.

Nadal chodziłem do szkoły, ale diak niczego nas nie uczył. Do klasy

przychodził pijany. Pochylał głowę nad stołem i mówił:

– Palczej, idź zadawać lekcje.

Szedłem do tablicy i pisałem zadania, a on w tym czasie zasypiał. Kiedy

wszystkie zadania były zapisane i spisane z tablicy, w klasie robił się szum. Diak

budził się i pytał:

– Co się dzieje?

– Gotowe, wszystkie zadania są napisane – odpowiadałem.

Diak widział, że wszystko już umiem i często posyłał mnie na pocztę do

sąsiedniej wsi Kopania. Szedłem tam cztery kilometry i z powrotem, a w tym

czasie zajęcia w szkole się kończyły. Trwało to pół roku.

Pewnego razu do naszej klasy przyszedł dyrektor dwóch naszych szkół.

Ponieważ siedziałem w pierwszej ławce, to poprosił mnie, bym czytał. Potem

zapytał jeszcze tabliczki mnożenia. Zacząłem szybko liczyć. Kiedy doszedłem do

mnożenia przez sześć, zatrzymał mnie.

– Wystarczy, wystarczy.

Potem zapytał też innych uczniów. A kiedy wychodził, powiedział do mnie:

– Zabierzesz wszystko, co masz i pójdziesz jutro do szkoły państwowej, do

drugiej klasy.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

16

W ten sposób w ciągu jednego roku skończyłem dwie klasy. Wszyscy

kończyli szkołę mając dwanaście lat, jednak jeśli ktoś chciał, to mógł chodzić do

szkoły jeszcze jeden rok. Ale ja nie chciałem, pragnąłem pracować.

W tym czasie mój brat Piotr zaczął pracować jako zarządca kamieniołomu,

tak jak nasz ojciec. Bardzo go prosiłem, by wziął mnie do siebie do pracy.

Początkowo Piotr nie chciał, ale potem się zgodził. W ten sposób, mając trzynaście

lat, zacząłem pracować w kamieniołomie. Kruszyć kamienie młotkiem mogłem na

równo z dorosłymi, dlatego brat podrzucał mi mniejsze kamienie. W tym czasie

wagony w kamieniołomie ładowano, używając drewnianych taczek. Nie mogłem

pchać pełnej taczki, dlatego ładowałem żwir tylko do połowy. Ładowanie

dwunastozębowymi widłami też sprawiało mi trudność. Na obiad jadłem kawałek

chleba kukurydzianego i cebulę, to musiało mi wystarczyć. Jeden starszy człowiek,

zobaczywszy, że mogę zarobić tyle, co on, przyszedł do mojego brata i mówi:

– Piotr, widzę, że jest mu bardzo ciężko ładować, ale możemy pracować we

dwójkę. On będzie kruszył, a ja mogę ładować.

Brat się zgodził i zacząłem pracować z tym starszym człowiekiem. Teraz

mogliśmy we dwóch zarobić tyle, ile zarabiali inni robotnicy kamieniołomu.

W kamieniołomie pracowałem dopóty, dopóki Piotr nie wyjechał do Francji

na zarobek. Z Francji wrócił po dwóch latach i chciał ożenić się z dziewczyną,

z którą od dawna się przyjaźnił. Ale matka nie chciała tego ślubu. Mówiła

Piotrowi, że ta dziewczyna choruje na gruźlicę. Brat znów wyjechał do Francji.

Poszedłem pracować do kamieniołomu, który położony był na drugim

brzegu Tisy, we wsi Kirajgazo. Tu pracowaliśmy we trzech przy załadunku jednego

wagonu. Kiedy pracowało z nami jeszcze dwoje ludzi, mogliśmy załadować dwa

wagony na dzień, dziesięć ton w każdym.

Chodziły słuchy, że na drogach można zarobić więcej i że jest lżej niż

w kamieniołomie. Zebraliśmy brygadę i poszliśmy pracować przy budowie dróg.

Tu naprawdę można było zarobić więcej, a praca była lżejsza. Tłukliśmy kamień

bezpośrednio na drodze i nie trzeba było go nigdzie wozić, a tylko usypać kupę do

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

17

oddania inżynierowi. Jeśli w kamieniołomie można było zarobić dwadzieścia koron

na dzień, to tu wychodziło po trzydzieści.

Wraz z nastaniem czeskiej władzy w naszym regionie, warunki życia ludzi

pod wieloma względami się poprawiły. Zaczęto budować drogi, mosty. Nawet

jeden czy dwa samochody na dzień zaczęły przejeżdżać po drodze za wsią.

W sklepach można było kupić ryż, cukier i inne produkty. Można było również

kupić odzież wytwarzaną w fabryce, sznurki, naftę do lamp i wiele innych rzeczy.

Zaczął nawet kursować pociąg osobowy, ale mało kto nim jeździł – ludzie

oszczędzali. Jeden przejazd do najbliższego miasta Chust kosztował jedną koronę.

Dlatego ludzie uważali, że lepiej iść piechotą do miasta, dziesięć kilometrów

w jedną stronę. W tamtym czasie za jedną koronę można było kupić kilogram

kukurydzy, krowa kosztowała tysiąc koron, a sześćdziesięcioarowa działka ziemi

kosztowała osiem tysięcy koron.

I tak w znoju, w walce o życie i byt dorastałem, nabierałem sił,

doświadczenia. Tak mijały lata mojego dzieciństwa i młodości.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

18

Rozdział 2

DOBRA NOWINA

Kiedy skończyłem dwadzieścia jeden lat postanowiłem zbudować sobie

dom o wymiarach osiem na cztery metry, z gankiem z przodu. Na dom potrzebny

był dąb. Wyliczyłem, że na mój dom trzeba stu dwudziestu dębowych bali

o długości czterech metrów i o co najmniej trzynastu centymetrach średnicy.

Mieliśmy swój własny las, ósmą część, daleko za wsią, obok cerkiewnego lasu.

Nasz las był bukowy, niektóre drzewa osiągały metr średnicy, ale na mój dom takie

drzewa się nie nadawały. Kiedy nadeszła zima, poszedłem przygotowywać drzewo

na dom do państwowego lasu. Trzeba było iść około dwóch kilometrów po

równym i jeszcze kilometr pod górę. Po tym jak zrąbałem drzewo, ściągałem

z jednej strony pnia korę, żeby lepiej ślizgało się po śniegu. Następnie wbijałem

klin na jednym końcu drzewa, zaczepiałem na nim łańcuch i ciągnąłem za sobą. Do

fundamentu domu potrzebne były duże drzewa po trzydzieści centymetrów

średnicy, nazywały się one protiosy, ponieważ trzeba je było ciosać z czterech

stron. Takiego drzewa nie mogłem sam ciągnąć i dlatego wołałem na pomoc

swoich przyjaciół. Później dla wszystkich, którzy mi pomagali, kupiłem samogonu

i ugościłem ich. W tamtym czasie ludzie byli bardzo gościnni i lubili sobie

nawzajem pomagać. Zawołasz dwóch, a zbierze się dziesięciu ludzi. W ciągu

jednej zimy naznosiłem kłód na cały dom. Wiosną wezwałem majstrów do

budowy. Kiedy szkielet z dachem był gotowy, to na podłogi, na pierwszą warstwę,

nazwoziłem kamienia, a z wierzchu przysypałem gliną. Tak powstał mój własny

dom.

W każdą niedzielę organizowałem zabawę w nowym domu. Zapraszaliśmy

kilku muzykantów, młodzież schodziła się potańczyć, przychodzili i starsi ludzie

nacieszyć się widokiem młodych. Przynosili gorzałkę i do późnej nocy dom huczał,

ludzie się bawili. Tak spędzaliśmy swoje niedzielne dni.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

19

W tamtym czasie życie zaczęło być bardziej aktywne i interesujące. Pojawiły

się gazety, było wiele partii politycznych.

W mieście Chust odbywały się mityngi i demonstracje, na których

komuniści wraz z socjaldemokratami krzyczeli:

– Żydzi precz! Czesi precz! Daj chleba! Daj pracy!

Bogaci i znani ludzie z miasta siedzieli na balkonach i tylko się uśmiechali,

patrząc na to wszystko. Odbywały się wybory do parlamentu. Kto umiał pisać

i czytać to wiedział, na jaką partię głosować. Analfabeci pytali innych na kogo

mają głosować. W czasie wyborów rozdawano po dwadzieścia dwie kartki

z kandydatami. Analfabeci zaginali róg kartki tego kandydata, na którego radzono

im głosować.

Kontynuowałem pracę na drodze. Mieliśmy swoją brygadę złożoną

z dziewięciu ludzi. Ze mną w brygadzie pracował sąsiad Nikolaj o nazwisku Pawlij.

Był moim rówieśnikiem i najlepszym przyjacielem. Nikolaj zdecydował się ożenić

z dziewczyną o imieniu Anna. Na ślub starsza siostra Anny podarowała jej

Ewangelię. Siostra Anny Wilma Galas wraz ze swoim mężem już czytali Biblię. A po

ślubie i żona Nikolaja zaczęła czytać Ewangelię. Czytała potajemnie, ukrywając to

przed mężem. Kiedy Nikolaj dowiedział się o tym, rozgniewał się bardzo na Annę

za to, że czyta jakąś amerykańską książkę. Chciał podrzeć książkę na kawałki, ale

Anna ją schowała. Nikolaj zaczął wymyślać żonie, nawet ją bił za to. Ponieważ

byłem najlepszym przyjacielem Nikolaja i jego najbliższym sąsiadem, to widząc tę

sytuację, popierałem i chwaliłem Nikolaja za surowość wobec żony:

– Słusznie Nikolaju robisz, na twoim miejscu postąpiłbym tak samo. Oni

chodzili do naszej cerkwi, a teraz porzucili swoją wiarę.

Wszystkich, którzy czytali Biblię osądzaliśmy bardzo surowo. Ale w 1932

roku zaczął czytać Ewangelię i sam Nikolaj, i jeszcze zaczął odwiedzać Wilmę. Ona

już sporo znała się na Ewangelii, powstała u nich malutka wspólnota, złożona

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

20

z kilku ludzi. Nikolaj był nowicjuszem w tej wspólnocie. Pewnego razu zdecydował

się i zwołał zebranie w swoim domu. Na to zebranie zaprosił i mnie. Ale kiedy

Nikolaj wyszedł, zebrałem się i od razu poszedłem do mojego drugiego sąsiada

Piotra. On także był moim przyjacielem.

Piotr był bardzo silnym i zdrowym chłopakiem, nikogo się nie bał w naszej

wsi i mógł pobić, kogo chciał. Przyszedłem do niego ze złośliwym planem

w głowie.

– Piotrze, ty wiesz, że u Nikolaja jutro będzie zgromadzenie, tam będą

wszyscy, którzy odeszli od naszej wiary. Chodźmy na to zgromadzenie i pokażmy

im, co to znaczy porzucać swoją cerkiew i wiarę. Piotr zgodził się, ale powiedział:

– Bójkę rozpoczniesz ty.

– Oczywiście, rozpocznę.

Na drugi dzień, kiedy wszyscy się zebrali, poszliśmy do domu Nikolaja. Tam

siedział już jeden z amerykańskich misjonarzy. Kiedy nas zobaczyli, wszyscy zaczęli

zapraszać nas bliżej do stołu, gdzie siedzieli mężczyźni. Obecni zaczęli śpiewać

z Psałterza. Zgromadzenie rozpoczęło się. Potem ktoś powiedział:

– Uklęknijmy i pomódlmy się.

Wszyscy uklękli do modlitwy. Tylko ja i Piotr nie wiedzieliśmy, co mamy

robić. Klękać nie chcieliśmy, ale i stać było wstyd. Po wahaniu uklękliśmy. Zebrani

zaczęli się modlić, ale nie za pomocą cerkiewnych modlitw, które wszystkie

znałem na pamięć. Kiedy modlitwa się skończyła, wszyscy wstali, ktoś przeczytał

ustępy z Biblii, a potem zaczął mówić misjonarz. Nie wiedziałem, co oni czytali, ale

zapamiętałem sobie takie słowa: Pytały go tłumy: Cóż więc mamy czynić? On im

odpowiadał: Kto ma dwie suknie, niech [jedną] da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni. Pytali go też i żołnierze: A my, co mamy czynić? On im odpowiadał: Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

21

Do tego momentu nigdy nie czytałem Biblii i słowa te słyszałem po raz

pierwszy. Misjonarz nauczał o tych słowach przez całą godzinę. Kiedy skończył,

powiedział:

– Będziemy się modlić.

I wszyscy znów uklękli do modlitwy. Pod koniec modlitwy misjonarz modlił

się takimi słowami:

– Boże, pobłogosław tych, którzy chcą zrobić nam krzywdę.

Po tych słowach opadły mi ręce, słowa te przyjąłem do siebie. Kiedy

modlitwa się skończyła, wszyscy zaczęli ze sobą rozmawiać. Piotr szturcha mnie

w bok:

– Zaczynaj bójkę.

Milczę. Po raz drugi trąca:

– Zaczynaj bójkę, na co czekasz?

– Wyjdziemy na zewnątrz, coś ci powiem.

– Ale ty nie przyszedłeś tu rozmawiać – odrzekł.

Wyszliśmy na zewnątrz.

– Nie mogę rozpoczynać bójki – słyszałeś, oni się za nas modlili.

Piotr splunął na ziemię, machnął ręką.

– Głupi jesteś, Michail – i poszedł do domu, a ja poszedłem do siebie.

Na drugi dzień, spotkawszy się z Nikolajem zacząłem mu bardzo wymyślać

i poniżać go różnymi wyzwiskami.

– Macie złą religię, nie uznajecie Papieża, a on siedzi na tronie Piotra

Apostoła. Naszych kapłanów też nie uznajecie, do naszej cerkwi nie chodzicie, nie

żegnacie się znakiem krzyża, nawet czapki nie ściągacie przed krucyfiksem.

Tak poprzez wiele dowodów, których byłem nauczony, starałem się wykazać

Nikolajowi błąd. Ale Nikolaj mi odpowiedział:

– Jeśliby twojego jedynego syna przybili do krzyża, to ty byś ten krzyż

ubóstwiał i kłaniał się mu?

– Nie chciałbym nigdy więcej tego krzyża widzieć.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

22

Dalej Nikolaj powiedział:

– Jestem analfabetą i jeszcze niedużo wiem z Pisma Świętego, i nie mogę ci

wszystkiego wyjaśnić. Ty przecież umiesz czytać i pisać, i znasz wszystkie

cerkiewne obrzędy, i mógłbyś udowodnić wiele każdemu. W następną niedzielę

będzie u nas duże zebranie w mieście Sewlusz i możesz tam ze mną pójść. Tam

będą nasi bracia i możesz im wszystkiego dowieść. Jeśli im dowiedziesz, to oni cię

posłuchają i zostawią tę wiarę.

Spór z Nikolajem kontynuowałem codziennie, ale kiedy przyszła niedziela,

zebraliśmy się i poszliśmy do miasta Sewlusz. To miasto znajdowało się szesnaście

kilometrów na zachód od naszej wsi. Zanim doszliśmy na piechotę, całe podwórze

było wypełnione ludźmi. Zgromadzenie rozpoczęło się od modlitwy. Następnie

jeden po drugim zaczęli mówić kaznodzieje. Nikolaj, od razu jak przyszliśmy,

podszedł do głównego z nich.

– Przyszedł tu ze mną jeden chłopak. On chce dowieść, że nasza wiara jest

niewłaściwa. Trzeba by z nim pomówić, żeby uwierzył. Jeśli uwierzy, pół naszej wsi

też uwierzy.

Prowadzący powiedział:

– Dobrze, po zebraniu podejdź do mnie proszę.

Kiedy pierwszy kaznodzieja zaczął wygłaszać kazanie, pomyślałem: Ten to

wie więcej, niż nasz pop. Mówił po nim drugi, jeszcze bardziej wykazawszy wiedzę

w mądrości słowa. Kiedy kaznodzieje mówili, zrozumiałem, że tym kaznodziejom

niczego nie zdoła dowieść i nasz kapłan. Kiedy zakończyło się zebranie, po cichu,

między ludźmi, zostawiwszy Nikolaja, wydostałem się na ulicę i poszedłem do

domu. Nikolaj szukał mnie, ale nie znalazł. Potem przyszedł do mnie do domu.

– Gdzie ty byłeś? Szukałem cię. Ci ludzie chcieli z tobą rozmawiać, a ty mnie

zostawiłeś.

– Nie zdołałbym z nimi mówić, są bardzo uczeni.

– I jak, dobrze oni mówili? – pyta Nikolaj.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

23

– Dla siebie mówili dobrze. Wzięli z Biblii wszystko to, co im pasuje, a co

nam pasuje – zostawili. Gdybym ja czytał Biblię, to bym im dowiódł.

– A ty chcesz czytać tę księgę?

– Tak, chcę.

Za około dwie minuty Nikolaj przynosi mi nowiutki amerykański Nowy

Testament.

– To podarunek dla ciebie, czytaj, a będziesz miał szczęście w życiu.

Pobiegłem do domu i przyniosłem kartki, które zostały po księdze ojca.

Chciałem sprawdzić, czy to rzeczywiście Ewangelia, czy nie ma różnic między nimi.

Nikołaj znalazł mi tamto miejsce, które było na mojej kartce i wtedy uwierzyłem,

że to rzeczywiście Pismo Święte. Zacząłem czytać Ewangelię. Czytałem ją nocami,

a w ciągu dnia pracowałem. Czytałem bardzo dużo, ale prawie niczego nie

rozumiałem. Pewnego razu Nikolaj przychodzi i pyta:

– Ile przeczytałeś?

– Czytam po piętnaście rozdziałów w ciągu wieczoru.

– Czytaj jeden rozdział piętnaście razy, wtedy pojmiesz.

Wyjaśniał mi wiele fragmentów, które znał i zacząłem więcej rozumieć.

Potem powiedział mi:

– Kiedy zaczniesz czytać, pomódl się, a Bóg pozwoli ci lepiej zrozumieć to,

co będziesz czytał.

Tak właśnie zacząłem robić, jak mi powiedział. Począłem modlić się

wszystkimi modlitwami, jakie znałem: „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo”, „Wyznanie

wiary” i inne. Im więcej czytałem, tym więcej zaczynałem pojmować i rozumieć

Pismo Święte.

Z początku mówiłem swojej matce o czym czytam i czego się nauczyłem.

Ale matka zaczęła mnie rugać:

– Ty chłopcze zostaw tę książkę, musisz najpierw się ożenić, a potem czytać

takie książki. Takie książki może czytać tylko duchowny, a prostym ludziom nie

wolno ich czytać.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

24

Moi przyjaciele z pracy też zaczęli robić mi wyrzuty. Brat Iwan i inni mówili

mi:

– Ty zostaw to wszystko.

Ale najbardziej ze wszystkich starała się mnie odwieść matka.

– Synu, przestań czytać tę książkę. Jeżeli duchowny się dowie, że ją czytasz,

to jak mu to wyjaśnisz?

Zastanowiłem się nad tymi słowami. Wiedziałem, że jeśli się dowie, że

czytam Ewangelię, to nasza przyjaźń się skończy. A byliśmy mocno zaprzyjaźnieni.

Wkrótce ożenił się mój brat Iwan. Jego żona miała na imię Anna.

Przeprowadzili się do innego domu.

Nadal urządzałem zabawy w moim nowym domu i starałem się zagłuszyć

swoje wewnętrzne udręczenie duszy tańcami, gorzałką i przyjaciółmi. Jakkolwiek

bym się starał wypędzić ten ciężar z duszy, on się nie zmniejszał, a na odwrót,

powiększał się. Zdecydowałem więc się ich pozbyć. Jakoś w niedzielę, kiedy moi

przyjaciele wybierali się na hulankę i jak zwykle przynieśli ze sobą butelkę wódki,

wyszliśmy na podwórze i rozlaliśmy wódkę do szklanek.

– Ty tu gospodarz, to tobie pierwszemu.

Lecz ja odpowiedziałem, że pić nie będę. Wszyscy natychmiast zapytali:

– Dlaczego, co się stało?

Z początku chciałem to ukryć.

– Nie jestem w nastroju.

– Jak wypijesz, to nastrój od razu się pojawi.

Wtedy zdecydowałem wszystko im powiedzieć.

– Czytam Nowy Testament, a tam jest napisane: Pijak Królestwa Bożego nie

odziedziczy.

Wszyscy zaśmiali się jednym głosem.

– Jesteś za młody by o królestwie myśleć, niech starzy o nim myślą, my

powinniśmy się bawić.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

25

Tego wieczoru już nie tańczyłem. Cały wieczór przesiedziałem, a kiedy

zabawa się skończyła, wstałem i rzekłem:

– Poszukajcie sobie innego domu, bo w moim domu tańców nigdy więcej

nie będzie.

Wiadomość ta przeleciała przez wieś niczym pożar. Wszyscy zaczęli mówić,

że czytam Nowy Testament. Ale do cerkwi chodziłem jeszcze przez długi okres

czasu. Nie mogłem rozstać się z kapłanem. Kapłan wiedział, że czytam, ale nic mi

nie mówił. Jednak wieść o tym, że w naszej wsi wiele ludzi zaczęło czytać Biblię

doszła do grekokatolickich misjonarzy. Pewnej niedzieli do naszej wsi przyjechał

grekokatolicki misjonarz o imieniu Skiba. Zebrał ludzi przed cerkwią i zaczął swoje

kazanie.

– Pewna wdowa miała syna i zawsze uczyła go czytać przed snem modlitwę

do Najświętszej Marii Panny „Pod Twoją Obronę”. Codziennie kazała mu się

modlić, dopóki nie podrósł. I pewnego razu syn wdowy rzecze: Mamo, pojadę

z przyjaciółmi na zarobek. Odrzekła: Jedź synku, tylko nie zapominaj się modlić

słowami „Pod Twoją Obronę”. Wyszedł z domu matki i znalazł sobie złych

przyjaciół. Pewnego razu dokonali zabójstwa. Schwytano ich i wsadzono do

więzienia, a potem skazano na karę śmierci. Na dzień przed egzekucją do

więzienia przyszedł kapłan, aby się wyspowiadali i przyjęli Komunię Świętą. Ale

syn wdowy nie chciał się spowiadać. Kapłan prosił go trzy razy, lecz on odmawiał.

Wtedy kapłan, wychodząc, rzekł: O! Ty przeklęty grzeszniku, pomódl się chociaż

„Pod Twoją Obronę”. Syn wspomniał na słowa matki i powiedział: Chcę się

wyspowiadać. Kiedy się wyspowiadał i przyjął Komunię Świętą, od razu zrobiło mu

się lżej. Na drugi dzień prowadzą ich wszystkich w pole na egzekucję. Syn wdowy

zobaczył ikonę Najświętszej Marii Panny i mówi do sędziego: Puśćcie mnie po raz

ostatni, bym pomodlił się przed ikoną Najświętszej Marii Panny. Kiedy poszedł

i zaczął się modlić, ikona go objęła i rzecze: Ojciec Mój ci wybaczył, Syn mój ci

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

26

wybaczył, i ja ci wybaczam. Sędzia usłyszał te słowa i mówi: Jeśli Bóg ci wybaczył,

Jezus i Matka Boża wybaczyli, to i my ci wybaczamy.

Po opowiadaniu tego misjonarza zrozumiałem, że to kłamstwo i mój

stosunek do cerkwi stał się jeszcze bardziej negatywny.

W tym czasie moja młodsza siostra Anna wyszła za mąż za jednego

chłopaka z naszej wioski o imieniu Gawrilo. Zaczęli budować dom naprzeciwko

domu mojego wujka Wasilija. Poszedłem im pomagać. W tamtym czasie wujek był

pomocnikiem sołtysa wsi. Zobaczył, że pracuję u siostry, poszedł i zaprosił sołtysa

do siebie. Potem przyszli do nas tam, gdzie pracowaliśmy, i sołtys mówi:

– Michail, chcemy z tobą porozmawiać. Jesteś mądrzejszy niż twój ojciec?

– Nie.

– Jesteś mądrzejszy niż misjonarz Skiba? Słyszałeś wczoraj jego kazanie?

– Słyszałem nie kazanie, a bajkę!

– Uderz się w usta, zgrzeszyłeś!

Wtedy powtórzyłem im wszystko, co mówił Skiba, i pytam:

– Czy to prawda?

Sołtys nie wiedział, co odpowiedzieć, rzekł tylko:

– Przyjdź do cerkwi posłuchać innego misjonarza.

Wieczorem poszedłem do cerkwi. Drugi misjonarz tak zaczął swoje kazanie:

– Moi drodzy wierni. Dawniej bardzo dobrze było żyć, kiedy śmierć mówiła,

widziała i słyszała. Pewnego razu Bóg posłał śmierć do kobiety, która miała kilkoro

dzieci. Śmierć przyszła do domu tej kobiety i rzecze: Przyszłam zabrać żonę

mężowi i matkę dzieciom. Mąż z dziećmi usłyszeli słowa śmierci i zaczęli głośno

płakać, gorliwie prosząc śmierć: Zostaw nam naszą mamusię, jak my będziemy bez

niej żyć? Śmierć pożałowała dzieci i zostawiła im matkę. I powiedziała do samej

siebie: Bóg jest łaskawy i cierpliwy, wybaczy mi. Przyszła śmierć do Boga, a Bóg

pyta ją: Wypełniłaś moje polecenie? Śmierć odpowiada: Nie, gdyż dzieci bardzo

płakały. Wiem, żeś Ty łaskawy i cierpliwy, wybaczysz mi. Na to Bóg rzecze: Odtąd

będziesz niema, ślepa i głucha. – Misjonarz kontynuował. – Tak dzieje się

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

27

w naszych czasach. Kiedy ludzie w polu słyszą, jak dzwonią dzwony, pytają siebie

nawzajem: Kto umarł? Kto umarł? Nikt nie wie, gdyż śmierć nie trąbi, kogo gubi.

Do tego momentu słuchałem, a potem wyszedłem z cerkwi. Na drugi dzień

znów pracowałem u siostry. Przychodzi mój wuj z sołtysem i pytają:

– Co ty, Michail, powiesz na to kazanie?

– To także bajka. Ten misjonarz nie mówił z Biblii. Gdzie w Biblii jest

napisane to, co on mówił? – zapytałem ich.

Nie wiedzieli, co mi odpowiedzieć, a kiedy odchodzili, powiedzieli na

pożegnanie:

– Przepadłeś, Michaile!

Następnej niedzieli zgromadzenie powinno było być u Wilmy Galas i Nikolaj

mnie zaprosił. Przyszedłem na zgromadzenie. Z gości nie było nikogo.

Zgromadzenie rozpoczęto bez modlitwy. Od razu zaczęli czytać rozdział, w którym

było napisane: We wspólnocie Apostołów było wszystko wspólne. Następnie

fragment ten zaczęli rozważać. Na zgromadzeniu byli biedni i bogaci ludzie. Biedni

mówią:

– W naszej wspólnocie też wszystko powinno być wspólne.

A bogaci odpowiadają:

– Przepiliście swój majątek, a teraz uwierzyliście po to, żebyśmy się z wami

dzielili?

Rozgorzał spór. Siedzę i myślę: Więcej na ich zgromadzenie nie przyjdę,

jeżeli ich myśli rozdwajają się nad słowami Pisma Świętego. Następnie patrzę na

jednego człowieka, on milczy, nie mówi ani słowa, tylko patrzy na wszystko, co

dzieje się dookoła. Wtedy pomyślałem: A dlaczego ja nie mogę robić, jak on?

Będę przychodził i milczał, jak Sedak, z nikim się nie spierając. Następnie na

zebraniu zrobiono krótką przerwę. Mężczyźni wyszli na zewnątrz zapalić, potem

kontynuowali zgromadzenie. Takie były ich początkowe zgromadzenia.

Ale ja nie mogłem w żaden sposób się zdecydować, moje myśli były

podzielone. Trzeba było rozstać się z cerkwią, a szczególnie było mi żal rozstawać

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

28

się z moim przyjacielem kapłanem. Znałem na pamięć wszystkie psalmy

i wiedziałem, jak odprawiać wszystkie msze cerkiewne. Wraz z kapłanem

odprawialiśmy pogrzeby, procesje, msze żałobne oraz inne nabożeństwa,

i wszystko to bardzo mi się podobało.

Kontynuowałem czytanie Pisma Świętego i wiele z przeczytanego

zapamiętywałem. W 1934 roku Nikolaj zaprosił mnie na zgromadzenie do wsi

Kopania. Prezbiterem był tam jeden staruszek. Był w Ameryce i stamtąd wrócił

wierzący. Przyszliśmy na zgromadzenie, usiedliśmy i Nikolaj zaczął o czymś

dyskutować z prezbiterem. Nie słyszałem, o czym rozmawiali, ale prezbiter

zauważył, że jestem nowy w ich zgromadzeniu i z pewnością pytał Nikolaja

o mnie. Zgromadzenie się zaczęło, odśpiewano psalm, potem się pomodlono, po

modlitwie zaczęto czytać trzynasty rozdział z Ewangelii według św. Jana. Potem

jeden staruszek wstał na kazanie, następnie drugi, po czym prezbiter rzecze:

– A teraz powie kazanie młody chłopak z Rokosowa, Palczej.

Jak usłyszałem te słowa, chciałem stamtąd uciec. Do tej pory jeszcze nigdy,

nigdzie nie mówiłem kazania. Nawet o tym nie myślałem. Tak się zmieszałem, że

nie wiedziałem, co robić. Cały się spociłem, zakręciło mi się w głowie. Ale mimo

wszystko wstałem, nabrałem odwagi i przeczytałem trzydziesty czwarty i piąty

werset z rozdziału, który czytano na początku zebrania. Były tam napisane takie

słowa: Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali. Po tym

wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.

– I mimo że Bóg wcześniej swoim palcem napisał Dziesięć Przykazań na

dwóch tablicach, to jednak Chrystus dał jeszcze dodatkowe Nowe Przykazanie.

Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.

Powiedziałem jeszcze kilka wersetów o miłości i na tym zakończyłem.

Usiadłem i myślę: Koniec, więcej moja noga nie postanie na tych zgromadzeniach.

Po drodze do domu mówię do Nikolaja:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

29

– Koniec, więcej na wasze zgromadzenia chodzić nie będę! Ty wiesz, jak się

przestraszyłem? Spociłem się jak mysz i nawet nie wiem, co ja tam mówiłem.

– A słyszałeś prezbitera? Takiego kazania, jakie ty wygłosiłeś, nikt ze

starszych braci nie powiedział.

Tak spierając się przyszliśmy z Kopani do domu. Nie wiem w jaki sposób, ale

z Kopani rozniosła się wieść po całym regionie, że w Rokosowie uwierzył młody

chłopak i już mówi kazania.

Po tym, za jakiś miesiąc, we wsi Ardow miało być wesele. Nikolaj przyszedł

do mnie i mówi:

– Chodź, zobacz jak u nas wyprawiają ślub młodej parze.

Mimo że było to daleko, ponad dwanaście kilometrów od naszej wsi,

zgodziłem się. Zebrało się wielu ludzi, młodych i starych. Pragnąłem poznać cały

porządek ślubu. Kiedy przyszliśmy, wielu młodych ludzi chciało się ze mną

zapoznać, i odeszliśmy na stronę. Na ślub byli zaproszeni dwaj amerykańscy

misjonarze, którzy mówili kazanie. A potem prezbiter rzekł:

– Słowo Boże powie jeszcze brat z Rokosowa, Palczej!

Wystraszyłem się jeszcze bardziej, niż w Kopani, na całym ciele wystąpił mi

zimny pot, nie wiedziałem, gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Nie wiedziałem, co

będę mówił, co mówią u nich na ślubach. Ale odmówić po tym, jak wymieniono

moje nazwisko przed takim tłumem było dla mnie jeszcze większym

upokorzeniem. Tym bardziej, że ludzie już czekali, kiedy się pojawię. Zacząłem

przebijać się przez tłum do tego miejsca, które było przygotowane dla

kaznodziejów. Chociaż bardzo się bałem, Bóg mnie wzmocnił, włożył w moje usta

to, co trzeba było powiedzieć, dał mi odwagę.

Od tego czasu nie bałem się wygłaszać kazań. W naszej wsi jeszcze nikt nie

mówił kazania we wspólnocie wiejskiej, zgromadzenie odprawiano bez modlitwy.

Jeśli ktoś z gości przychodził na zgromadzenie, to jemu pozwalano wygłosić

kazanie. Pewnego razu do Nikolaja przyszedł brat kaznodzieja. Nikolaj począł go

prosić, żeby tamten napisał mu modlitwę, ale kaznodzieja odparł:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

30

– Modlitwy nie można pisać. Módl się o to, co chcesz otrzymać od Boga

i dziękuj za wszystko.

Lecz Nikolaj począł go prosić, żeby mu wszystko napisał. Kaznodzieja napisał

mu krótką modlitwę, której Nikolaj szybko się nauczył, przychodzi do mnie i mówi:

– Michaile, nauczyłem się modlitwy i teraz będziemy rozpoczynać i kończyć

zgromadzenie modlitwą.

Zgromadzenie było u Wilmy. Przed rozpoczęciem zgromadzenia Nikolaj

wstał i mówi:

– Bracia i siostry! Zgromadzenie będziemy rozpoczynać od modlitwy.

Chociaż była to wyuczona modlitwa, to została wypowiedziana podczas

tego zgromadzenia po raz pierwszy. Potem, jak zwykle, był odczytany rozdział

z Pisma Świętego, a po przeczytaniu tego rozdziału wywołano mnie do kazania. To

było moje pierwsze kazanie w naszej wsi. Na drugi dzień, w poniedziałek,

poszedłem do lasu po drzewo. Kiedy wspiąłem się na górę, wszedłem do gęstego

lasu, uklęknąłem do modlitwy:

– Boże, naucz mnie modlić się! Pragnę ci służyć przez wszystkie wieki!

Po tych słowach łzy potoczyły mi się jak grochy, a usta wypełniły się

słowami modlitwy. Podczas tej modlitwy czułem, że widzę przed sobą Boga. Nie

wiem jak długo trwała ta modlitwa, ale miałem tylko jedno pragnienie, by Bóg nie

zabrał ode mnie Swojej modlitwy. Wracając do domu, niosłem na sobie drwa,

myślałem tylko o modlitwie. W domu rzuciłem drwa i od razu poszedłem do

Nikolaja.

– Nikolaju, ja chcę się modlić!

– A kto cię nauczył, kto ci napisał modlitwę?

– Sam Bóg nauczył mnie się modlić!

Po tym w naszej wspólnocie Nikolaj zaczynał, natomiast ja kończyłem

zgromadzenie modlitwą. Czasami na odwrót: ja zaczynałem zgromadzenie od

modlitwy, a on kończył. Tak oto wspólnota zaczęła wzrastać duchowo. Przychodzili

nowi członkowie. Uwierzył mój brat Iwan wraz z żoną. W brygadzie, gdzie

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

31

pracowałem też wszyscy uwierzyli, prócz jednego człowieka. W miarę jak

powiększał się nasz kościół, rosła radość w naszych sercach.

Zaczęliśmy poznawać braci i siostry z innych wspólnot. We wsi Welikije

Łuczki, położonej ponad sześćdziesiąt kilometrów od naszej wioski, poznaliśmy

braci i siostry w Chrystusie. Ich wspólnota nosiła nazwę „Wolni Chrześcijanie”.

Wierzyli, że trzeba chrzcić się wodą. Nasza wspólnota nazywała się „Prorocze

Światło”. Nie uznawaliśmy chrztu wodą, umywania nóg, łamania chleba. Uczono

nas, że wszystko to należy rozumieć duchowo, a nie dosłownie. Chrzcić należy się

w duchowej wodzie, o której Chrystus mówił Samarytance, kiedy prosiła go

o wodę: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi

się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam,

stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. W tej wodzie

powinniśmy się chrzcić. O łamaniu chleba Chrystus powiedział: Ja jestem chlebem

żywym. Te słowa napisane są w Ewangelii i musimy otwierać Ewangelię tak, jak

łamiemy chleb. A co tyczy się umywania nóg, to ludzie wtedy chodzili boso po

piasku i błocie. Kiedy więc przychodzili do domu, wysłanego czystymi dywanami,

to, aby nie pobrudzić dywanów, musieli umywać nogi. Obecnie chodzimy

w butach i nie musimy umywać nóg, a jedynie oczyszczać obuwie. Z Nikolajem

długo rozważaliśmy i wiele myśleliśmy nad tymi pytaniami. Wszystkim się

interesowaliśmy i odwiedzaliśmy wiele innych wspólnot w naszym regionie.

Nikolaj był moim najszczerszym i najukochańszym przyjacielem, gdyż przez niego

Bóg wezwał mnie do pokuty. Ale był czas, kiedy mój przyjaciel ciężko zachorował

i nigdzie nie mógł ze mną chodzić. Zaczęło mi być trudno samemu.

W tym roku w mieście Sewlusz zebrała się konferencja. Byli na niej obecni

przedstawiciele każdej ze wspólnot naszego regionu. Tu wyjaśniano wiele spraw

z Pisma Świętego: jak powinniśmy je rozumieć, co powinniśmy robić, a czego nam

nie wolno. Siedziałem i wszystkiego słuchałem, a na koniec mówię:

– Ja też mam pytanie! Czy potrzebny nam jest chrzest wodą czy nie?

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

32

Jeden młody reprezentant wstał i zaczął wyjaśniać:

– Powinniśmy to rozumieć duchowo...

Objaśniał w sposób, w jaki nas nauczono. Ale po nim wstał jego rodzony

brat i mówi:

– Ty możesz to głosić między nami! A jak wyjaśnisz to temu ludowi, który

wie, że Jan chrzcił w wodzie nad Jordanem, gdzie od niego przyjął chrzest sam

Chrystus, że sami apostołowie nauczali chrztu? Nie powinniśmy zabraniać chrztu

wodą, kto chce, niech się chrzci!

Bardzo ucieszyłem się tą odpowiedzią.

Przyszedłszy do domu od razu wstąpiłem do Nikolaja, by podzielić się

radością. Opowiedziałem mu wszystko, co słyszałem na konferencji i co

konferencja zadecydowała: Kto chce przyjąć chrzest wodą, niech mu nie bronią.

Nikolaj też bardzo się tym ucieszył i mówi:

– Pragnę przyjąć chrzest, lecz nie mogę, ponieważ jestem ciężko chory.

Nikolaja bardzo rozpaliło to pragnienie. Zdecydowaliśmy wezwać jednego

prezbitera, Michaila Fied’kę i doradzić się w sprawie potrzeby Nikolaja. Kiedy

prezbiter przyszedł, opowiedzieliśmy mu wszystko. Pomodlił się i zadecydował

ochrzcić Nikolaja w dużym korycie w ciepłej wodzie. Nikolaj był w bardzo ciężkim

stanie. Po chrzcie prezbiter mówi:

– Trzeba dokonać łamania chleba.

– A czy ja mogę uczestniczyć w łamaniu – pytam go.

– Nie, ty jeszcze nie jesteś ochrzczony w wodzie.

– Też chcę przyjąć chrzest nad rzeką. Z Nikolajem wiele o tym myśleliśmy

i rozmawialiśmy.

Wtedy dopuścił i mnie. Obaj z Nikolajem uczestniczyliśmy w łamaniu

chleba. Nie myślałem wtedy, że ta „Wieczerza Pańska” z moim przyjacielem była

pierwszą i ostatnią. Za jakiś czas mój ulubiony przyjaciel udał się do wieczności.

Zostawił młodą, ukochaną żonę i malutką córkę Irę, która nie miała nawet trzech

lat. Na pogrzebie był wielki płacz po naszym zmarłym bracie. Płakałem i myślałem,

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

33

że poniosłem wielką stratę. Nikolaj był dla mnie jak ojciec, choć był tylko trzy lata

starszy. Powołał mnie do Chrystusa, na drogę zbawienia, tak jak kiedyś apostoł

Andrzej powołał swojego brata apostoła Piotra. Tak oto rozstaliśmy się na zawsze

z moim ukochanym przyjacielem.

Wkrótce po tym Bóg posłał do mnie drugiego przyjaciela – Wasilija Palczeja,

z którym pracowaliśmy w jednej brygadzie. Później Bóg powołał do zbawienia

moją siostrę Annę i jej męża Gawrilę. Ze swoim szwagrem utrzymywaliśmy bardzo

mocną przyjaźń.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

34

Rozdział 3

WYSIŁEK

Po Rewolucji Październikowej Rosję opuszczało wielu zamożnych,

wykształconych ludzi. Wyjeżdżali do różnych krajów świata. Niektórzy jednak

zostali w domach, mając nadzieję, że za panowania władzy radzieckiej zdołają

zrobić karierę. Ale przeżywszy pewien czas pod rządami radzieckimi zauważyli, jak

beznadziejne jest ich położenie. Mimo to niektórym trudno już było cokolwiek

zmienić. Inni, ryzykując życiem, potajemnie przekraczali granicę. Wszystko to, co

mieli na sobie było ich majątkiem. I tak, ratując się przed represjami ze strony

czerwonego terroru i sytuacją bez wyjścia, wielu Rosjan pojawiło się w naszych

stronach. Czeskie władze odnosiły się do Rosjan lojalnie, uznając ich wykształcenie

i gwarantując im prawa równe ze wszystkimi obywatelami Czech.

Pracowaliśmy w różnych miejscach naszego regionu, wszędzie tam, gdzie

budowano drogi. Pewnego razu zaczęliśmy pracę u rosyjskiego inżyniera

o nazwisku Jakuszew. Pracowaliśmy w mieście Chust. Było tu wielu robotników.

Woźnice wozili kamień na furmankach, a myśmy ten kamień kruszyli na żwir. Po

nas inni ten tłuczeń rozgarniali, ubijając i wyrównując drogę. Następnie wszystkie

nierówności na drodze przysypywano piaskiem, wałowano specjalnym wózkiem,

który ciągnął koń. Inny koń woził wodę w beczce, żeby polewać piasek do

ubijania. Tak oto wspólnymi siłami, pracą ludzi i zwierząt, budowano drogę. Nad

woźnicami inżynier postawił dwóch ludzi, żeby prowadzili ewidencję wozów

z kamieniem. Ale woźnice przynosili wódkę i zakąskę dla rewidentów, a ci zamiast

jednego wozu zapisywali im dwa. Tak powstawał nieporządek w pracy. Inżynier,

zauważywszy co się dzieje, kazał mi podpisywać każdy przywieziony wóz kamienia.

Tłukłem kamień i prowadziłem ewidencję wozów. Nam, tłuczącym, płacono od

kubika skruszonego kamienia. Robiliśmy nieduże, na metr wysokie kopce do

oddania inżynierowi. Przyjmował od nas te sterty inny inżynier, pomocnik naszego

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

35

głównego inżyniera, także Rosjanin. Raz utłukłem stertę kamienia na metr wysoką

i na trzy metry długą. Inżynier przyszedł po odbiór. Końce mojego kopca były

zrobione pod kątem, a inżynier nie zaczął mierzyć kopca od samego końca.

Zobaczyłem, jak dokonuje pomiaru i mówię:

– Tak jest nieprawidłowo.

– Nie! Prawidłowo – odparł. Więc się pokłóciliśmy. Jako że nie chciał się ze

mną zgodzić, poszedłem do głównego inżyniera. Wiedziałem, że w moim kopcu

były trzy kubiki, lecz według sposobu, w jaki mierzył inżynier, wychodziły tylko

dwa kubiki. Przyszedłem do głównego inżyniera, opowiedziałem, co się zdarzyło.

Ale on nie przyznał mi racji, tylko swojemu pomocnikowi. Wtedy powiedziałem

głównemu inżynierowi, że to nieprawda. Nie zgadzał się i pokłóciliśmy się. Na

koniec rozmowy powiedział:

– Od dzisiejszego dnia nie jest pan moim robotnikiem.

– A pan nie jest moim panem – odpowiedziałem.

Po tym zajściu zebrałem brygadę i poszliśmy pracować do wsi Czinadiewo,

ponad siedemdziesiąt kilometrów od naszej wsi. Tutaj też pracowaliśmy przy

budowie drogi, a na niedzielę wracaliśmy do domu. Popracowawszy jakiś czas,

jednej niedzieli poszedłem do wsi Kopania. Idę do domu z górki, a naprzeciw mnie

pędzi ciężarówka. Przejechawszy obok mnie ostro zahamowała, nawróciła,

wyskoczył z niej mężczyzna i zaczął do mnie krzyczeć. Obróciłem się i widzę, że to

inżynier Jakuszew. Kiedy podszedłem przywitaliśmy się. Mówi do mnie:

– Będzie pan u mnie pracował.

Lecz ja odparłem, że przeniosłem się do pracy do Czinadiewa. Zapytał, ile

tam zarabiam. Odpowiedziałem. Wtedy rzekł:

– Płacę panu dwa razy więcej.

Pomyślałem i zgodziłem się. Wtedy napisał mi kartkę i powiedział:

– Proszę pójść jutro do wsi Wilok, znaleźć tam pana Winnikowa

i powiedzieć mu, żeby przyjął pana do pracy. Proszę robić to, co panu powie.

Kiedy zacznie pan pracować, dowie się pan, w czym problem.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

36

Przyszedłem do pana Winnikowa i otrzymałem pracę. Dano mi łopatę,

poszedłem rozrzucać i rozgarniać glinę na drodze. Kiedy zacząłem pracować, od

razu zobaczyłem, w czym tkwi problem. Glinę na drogę woziły tylko dwa wozy,

a rozrzucało ją ponad dziesięciu ludzi. Rozrzuciwszy glinę robotnicy brali

drewniane ubijarki i szli tę glinę ubijać. Wszyscy udawali, że pracują. Na te dwa

wozy zupełnie wystarczyłoby dwóch ludzi. Lecz ja się nie mieszałem.

Wykonywałem to, co mówili mi, żebym zrobił. Po tym jak nawieźli wystarczająco

dużo gliny, woźnice zaczęli wozić kamień. Tu tkwił drugi problem. Na ich wozach

mieściły się dwie skrzynie, które stawiano jedna na drugą. Dwie takie skrzynie

liczyły się jako jeden kubik. Nabrawszy dwie pełne skrzynie kamienia, woźnice

przywozili go na drogę, a pan Winnikow zapisywał im jeden kubik. Następnie

woźnice wysypywali ten kamień z wozu. Górną skrzynkę wysypywali na drogę,

a dolną zostawiali pełną, nakrywali ją potem pustą skrzynką i znów udawali się na

załadunek. Ale nasz pan Winnikow niczego nie widział, liczył kubiki i patrzył

w papiery, ile kamienia jeszcze zostało do przywiezienia. I naliczał wypłatę

robotnikom. Gdzieś za około trzy dni przyjechał główny inżynier, pan Jakuszew.

Przyniósł poziomnik i zaczął sprawdzać stopień drogi. Patrząc na poziomnik, pisał:

pierwsza oś – tyle a tyle, druga oś – tyle a tyle. Tak przeszedł całą drogę, zapisał

wszystkie osie na kartce. Potem zawołał:

– Panie Winnikow! Proszę tu podejść. Pan rozumie, co tu jest napisane?

Pan Winnikow odpowiada:

– Panie inżynierze, ja wiem wszystko, jak powinno być na drodze, ale na

papierze nie wiem.

– Jest pan głupi – krzyczy pan Jakuszew i spluwa w jego kierunku. Następnie

woła jego pomocnika.

– Czy pan rozumie, co tu jest napisane?

– Tak w ogóle to rozumiem, ale nie na papierze.

– Jest pan głupi – krzyczy pan Jakuszew i spluwa w jego kierunku. Potem

woła mnie i mówi:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

37

– Widzicie wszyscy tego człowieka? Bez jego pozwolenia nie możecie nic

zrobić.

Tak oto główny inżynier powierzył mi zarządzanie pracą na drogach. Według

papierów za głównego kierownika był uważany pan Winnikow, ponieważ miał

dyplom inżyniera, lecz teraz to on mi pomagał. Wykonaną pracę powinniśmy byli

oddawać prywatnemu inżynierowi, panu Jakuszewowi, a od niego, z Pragi,

przychodził odbierać państwowy inżynier. Po kilku dniach, kiedy kamienia było

zwiezione tyle, ile potrzeba było według papierów, przyszedł prywatny oraz

państwowy inżynier, by odebrać drogę. Warstwa kamienia na drodze powinna

była mieć trzydzieści centymetrów grubości, lecz tu nie było nawet piętnastu.

Inżynier Winnikow zaczął się niepokoić, co teraz będzie.

– Niczego nie będzie. Pan ich zaprowadzi do gospody, a następnie ja będę

oddawał – mówię. Podszedłem do państwowego inżyniera i pytam:

– Co ile metrów będzie pan dokonywał pomiarów?

– Na każdej osi – odparł.

– Zatem przygotuję dołki do pomiarów.

– Proszę tak zrobić.

Pan Winnikow poszedł z panami do gospody, a ja z robotnikami zacząłem

kopać. Powiedziałem im, żeby na każdej osi kopali dołki o głębokości

pięćdziesięciu centymetrów. Kiedy jamy były wykopane i wypełnione kamieniem

na brzegach, poszedłem do gospody po panów.

– Wszystko gotowe, można iść odbierać.

Inżynier państwowy miał specjalną sondę-linijkę. Kładzie tę sondę do jamy

na trzydzieści centymetrów i idzie dalej. Mówię:

– Panie inżynierze, proszę głębiej mierzyć.

– Nie kazałem wam robić więcej. Będziemy płacić tylko za to, co powinno

być.

Tak oto państwowy inżynier odebrał całą drogę. Pan Winnikow nie

rozumiał, co się stało. Zdarzył się cud. Po tym wydarzeniu z Winnikowem

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

38

zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Ze mną pracował też mój szwagier Gawrilo. Nas

obu Winnikow bardzo szanował. On też był Rosjaninem i jakoś potajemnie

przekroczył granicę. W Rosji studiował inżynierię, ale nie skończył studiów.

Dopiero tu, w Czechach, zakończył edukację i zaczął pracować. Miał wiedzę

teoretyczną, ale w praktyce mało co rozumiał. Zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi

również z panem Jakuszewem. On także nielegalnie przekroczył z żoną granicę.

Opowiadał nam o tym. Jakuszew wraz z żoną przyszli do jednej wsi w pobliżu

granicy. Zebrał tu dzieci, rozdał im chorągiewki, dał słodyczy i powiedział:

– Jeśli ktokolwiek was zapyta, dokąd idziecie, odpowiecie: na wycieczkę,

a to nasi nauczyciele.

W ten sposób podszedł do granicy, dzieci wróciły do domu, a on z żoną

przekroczył granicę.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

39

Rozdział 4

CHRZEST WODĄ

W 1937 roku odbył się u nas pierwszy chrzest wodą nad rzeką Tisą. Chrzest

wodą przyjęło sześć osób: mój brat Iwan, jego żona Anna, Michail Galas i jego

żona, Wasilij Pogan i ja. Na drugi rok przyszło do nas pięć sióstr z Kopani, abyśmy

udzielili im chrztu wodą. Mówię do nich:

– Idźcie do swojego prezbitera i zapytajcie go, czy dopuszcza was do chrztu.

Jeśli tak, to przynieście od niego pozwolenie, i wtedy możecie u nas przyjąć

chrzest wodą.

Poszły do swojego prezbitera i powtórzyły wszystko, co im powiedziałem.

Ich prezbiter jeszcze wtedy nie wierzył w chrzest wodą, lecz kiedy one mu

wszystko przekazały, wzruszył się do łez i rzekł:

– Idźcie, ochrzcijcie się w imię Jezusa Chrystusa.

Kiedy nasi bracia w Chrystusie, z którymi się spotykaliśmy, dowiedzieli się,

że ochrzciliśmy się i inni zaczęli się u nas chrzcić, mówili mi:

– Zgubiłeś lud, wprowadziłeś ludzi w błąd. Trzeba nam iść naprzód, ty się

cofasz. Porzuciłeś duchowe, znalazłeś cielesne.

Kiedy odprawiano zgromadzenia, wywoływano mnie do kazania

i kontynuowałem temat „Chrzest wodą”. Za mną wstał inny kaznodzieja i zaczął

czytać Mateusza 13:3-8. Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał niektóre [ziarna]

padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedne stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne

trzydziestokrotny. Następnie kaznodzieja tłumaczył:

– Uczniowie nie rozumieli tej przypowieści, a Chrystus im wyjaśnia: tym,

który sieje dobre nasienie jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

40

są synowie królestwa, chwastem zaś synowie złego. Nieprzyjacielem, który posiał

chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Tak

właśnie jest u nas w obecnych czasach. Zasiewamy dobre, duchowe nasienie, lecz

potem przychodzą ci, którzy zanurzają ludzi w wodzie, wyjaśniają wszystko

dosłownie. Oni są jak tamte ptaki, wydziobują z serc naszych ludzi to dobre

nasienie.

Trzeba było znosić wiele wyrzutów. Mozolnie i z wielkim trudem

rozpowszechniał się chrzest wodą w naszym kraju. Lecz stopniowo Bóg otwierał

oczy i wielu się chrzciło. W ten sposób stopniowo wszyscy uwierzyli, że chrzest

w wodzie jest potrzebny.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

41

Rozdział 5

OŻENEK

Kiedy miałem 28 lat zdecydowałem się ożenić z pewną ładną, młodą

dziewczyną o imieniu Julia. Mieszkała we wsi Hetenia, trzydzieści kilometrów od

naszej wioski, na drugim brzegu Tisy. Gdy się pobraliśmy, Julia miała 19 lat.

W tamtym czasie wierzących było bardzo niewielu, a w Hetenii tylko parę rodzin.

Kiedy się pobieraliśmy, cała wieś przyszła popatrzeć jak odbywa się u nas ślub.

Wielu mówiło: co to za ślub, bez muzyki, bez tańców i bez alkoholu? Lecz wielu

chwaliło: to lepiej, niż u nas, ludzie przychodzą trzeźwi i wychodzą trzeźwi.

Ojciec mojej żony czytywał Ewangelię, a matka już była wierząca. Matka

mojej żony wszystkich dzieci miała siedem dusz, cztery dziewczynki i trzech

chłopców. Julia była najstarsza spośród dzieci i była wielką pomocą dla swojej

matki. Ale kiedy przeprowadziliśmy się, żeby mieszkać w Rokosowie, matka Julii

poważnie zachorowała i w ciągu czterech miesięcy po naszym ślubie umarła. Była

to dla nas wielka strata, zwłaszcza dla mojej żony. Wielokrotnie opłakiwała swoją

matkę. Ale we wszystkim była Boża wola. Wraz z żoną byliśmy obecni na różnych

zebraniach w naszym regionie, chodziliśmy pieszo wiele kilometrów, poza granice

wielu okręgów.

Pan Jakuszew miał brata, który pracował na kolei. W następnym roku zaczął

budować kolej wąskotorową z miasta Mukaczewo do miasta Chust. Jej długość

wynosiła ponad siedemdziesiąt kilometrów. To zamówienie było na kilka milionów

koron. Wraz z Winnikowem powinni byli poprowadzić te prace. Lecz ja miałem

tylko dwie klasy wykształcenia, i kiedy praca się kończyła, w zimie poszedłem się

uczyć. Z moim wykształceniem nie mogłem prowadzić takiej pracy. W przeciągu

jednej zimy skończyłem tę szkołę i zdałem egzaminy z ośmiu lat. Zakończywszy

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

42

szkołę przygotowywałem się do poważnej pracy, ale nie było pisane spełnić się

tym planom. Pewnego razu czekałem na pociąg na kolei we wiosce Korolewo,

kiedy wyszedł z niego minister naszego regionu, z którym się znaliśmy, podszedł

do mnie i powiedział:

– Wszystkie programy są zamykane, Niemcy zajęli Sudety, zaczęła się wojna.

Czesi zatrzymali finansowanie wszystkich programów i sami poczęli

wydostawać się z naszego regionu. Cześć regionu dostała się pod rządy Węgier,

a druga część otrzymała autonomię. Ponieważ pod rządami Węgier znalazła się

część z naszą stolicą Użhorodem, stołecznym miastem został Chust. Wkrótce

autonomiczna część naszego regionu stała się niepodległym państwem, które

nosiło nazwę Przykarpacka Ukraina. Pojawił się własny rząd z prezydentem

Augustynem Woloszynem na czele. Ale niedługo utrzymał się ten rząd. Ponieważ

Węgrzy byli w sojuszu z Niemcami, Hitler podarował im Przykarpacką Ukrainę.

Prezydent Woloszyn zmobilizował ochotników do obrony naszego państwa przed

Węgrami. Ochotnikami byli głównie studenci, seminarzyści i inni ludzie. Nazywali

siebie „siczowcami”. Wiosną 1939 roku „siczowcy” zagrodzili drogę regularnej

węgierskiej armii, z karabinami w rękach. Ale nie wszyscy „siczowcy” mieli

karabiny. Niedaleko za naszą wsią, koło rzeki Tisy miała miejsce nierówna walka.

Węgrzy puścili w ruch artylerię i czołgi, i przeszli do ofensywy. Opór został

złamany, wielu młodych studentów zginęło. Trzydziestu z nich zakopano w jednym

dole na cmentarzu na skraju naszego ogrodu. Węgrzy przejęli pod swoją kontrolę

terytorium Przykarpackiej Ukrainy.

W tym samym roku w naszej rodzinie urodziła się dziewczynka, którą

nazwaliśmy Marijka.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

43

Rozdział 6

WĘGIERSKA OKUPACJA

Wraz z przyjściem węgierskiej władzy życie naszych ludzi stało się ciężkie.

Węgrzy znęcali się nad naszymi ludźmi, zmuszali do mówienia po węgiersku,

niektórych nawet zabijali. Szczególnie zaczęli szykanować wierzących, którzy

organizowali po domach zgromadzenia. Kiedyś żandarmi przyszli do naszej wsi.

Całą naszą wspólnotę, kobiety i mężczyzn wezwali do kancelarii i zaczęli lżyć na

wszelkie sposoby:

– W naszym państwie są tylko trzy wolne wyznania: rzymskokatolickie,

greckokatolickie i sobot-keresten. Z tych trzech możecie wybrać dowolne i tam się

modlić. Jeśli będziecie odprawiać zgromadzenia w domach, to dom, w którym

będzie zgromadzenie obrzucimy granatami i wysadzimy razem z wami. Kto z was

chce iść do kościoła greckokatolickiego – proszę stanąć na prawo.

Lecz nikt się nie ruszył. Wtedy żandarm mówi:

– Na pewno nie zrozumieliście, co powiedziałem. Kto nie chce iść do

kościoła greckokatolickiego niech stanie na prawo.

Wtedy wszyscy jednomyślnie przeszli na prawo. W tym czasie przychodzi

pewien staruszek – Nikolaj Pop. Usłyszał, że wszystkich wierzących aresztowali

i przyszedł dowiedzieć się, czy to prawda. Kiedy otworzył drzwi, żandarm pyta

tłumacza:

– A któż to taki? Też wierzący?

– Nie, tylko jego żona jest wierząca – odpowiedział tłumacz.

Wtedy żandarm rozkazał mu:

– Wynoś się!

– Nie wyjdę, od dziś też będę wierzący, jak ci ludzie – odpowiada staruszek.

Żandarm rozzłościł się.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

44

– Jesteście jak szczury, im więcej ich zabijasz, tym bardziej się rozmnażają.

Wyjdźcie! Żebym was tu więcej nie widział! Módlcie się każdy w swoim domu, ale

żebyście razem zgromadzeń nie urządzali!

Zatem rozeszliśmy się do domów. Dotychczas urządzaliśmy zgromadzenia

w niedziele, we środy i piątki wieczorem, ale po tym zdarzeniu zaczęliśmy się

zbierać co wieczór. Zakrywaliśmy okna prześcieradłami, śpiewaliśmy psalmy

półgłosem, modliliśmy się i wygłaszaliśmy kazania.

Pewnego razu nasz brat Moszkola zaprosił naszą Wspólnotę Rokosowską do

siebie na niedzielne zgromadzenie. Mieszkał w innej wiosce o nazwie Szardy,

oddalonej o cztery kilometry od naszej. Jego dom znajdował się niedaleko od

greckokatolickiej cerkwi. To była głucha, daleka wioska w górach. Wszyscy

wiedzieli, że nie ma tam żandarmów i dlatego tam poszli. Na zgromadzenie

zaproszony był amerykański misjonarz Arthur Wright, który napisał wiele pieśni.

Zaproszeni byli też członkowie Wspólnoty Kopanskiej, a także bracia i siostry

z innych wsi. Nawet nie rozpoczęło się zgromadzenie, kiedy dom okrążyli ludzie.

Szli do greckokatolickiej cerkwi i gdy dowiedzieli się, że u Moszkoly jest

zgromadzenie wierzących, wzięli pały, kije i kamienie. Wielu z nich weszło do

domu, a ci, którzy byli na zewnątrz, krzyczeli:

– Wyrzućcie ich precz! My się tu z nimi rozprawimy!

Na wszystkich wierzących padł strach, a szczególnie wystraszony był Arthur

Wright .

– Co teraz będzie?

Lecz w tym momencie zjawił się sołtys wsi i mówi:

– Uczciwi ludzie! Idźcie do swojej cerkwi i bądźcie spokojni, ja się z nimi

rozprawię. Spiszę wszystkie nazwiska i podam do sądu. Wszystkich ich posadzą do

więzienia i wtedy poznają, co to znaczy gromadzić się w domach.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

45

Ludzie go posłuchali i poszli do swojej cerkwi, a on wszedł do domu i spisał

wszystkie nasze nazwiska i adresy. Kiedy zobaczył staruszków ze swojej wsi,

zapytał ich:

– A wy co tutaj robicie? Obok jest greckokatolicka cerkiew, a wy się tu

kręcicie. W imię węgierskiego prawa! Nakazuję wszystkim rozejść się stąd –

wykrzyknął.

Sołtys wyszedł z domu i udał się do swojej cerkwi, a my z modlitwą

rozpoczęliśmy zgromadzenie. Ledwie zdążyliśmy zakończyć zgromadzenie, jak

ludzie zaczęli wychodzić z cerkwi. Kiedy zobaczyli, że jeszcze się nie rozeszliśmy,

znów wzięli pałki, kamienie i podnieśli taki wrzask, że nie można było zrozumieć,

co krzyczeli. Jeden krzyczał jedno, drugi drugie, a młodzi chłopcy wpadli do środka

i chcieli nas wyrzucić z domu. Zaczęli od tych, którzy na zgromadzeniu siedzieli

z przodu. Zaczęli nastawać i mocno napierać na stół, przy którym siedzieliśmy.

Naciskali na stół z jednej strony, a myśmy z drugiej nie puszczali. Stół zaczął

trzeszczeć. Zrozumieliśmy, że dopadło nas nieszczęście. Lecz Bóg zachęcił mnie do

wstania.

– Dobrzy ludzie! Dajcie mi słowo! Proszę was! – krzyk ucichł.

– Wy jesteście chrześcijanami i my jesteśmy chrześcijanami. Wierzymy

w jednego Boga i w Jego Syna Jezusa Chrystusa. Możliwe, że my się mylimy, zatem

wy udowodnijcie nam, że się mylimy i wtedy wszyscy pójdziemy waszą poprawną

ścieżką. Wybierzcie jednego przedstawiciela, który mówiłby za was, my

wybierzemy jednego, który będzie mówił za nas.

– Słusznie! Udowodnimy wam. Piotrze! Ty będziesz mówił za nas. – Lecz

Piotr się nie zgodził.

– Iwan, ty będziesz! – Lecz i on odmówił.

– Zatem Wasilij, może ty? Lecz i Wasilij odmówił. Wśród nich był jeden

Cygan o imieniu Jowszko.

– Za nas będzie mówił Jowszko. On już czytał Ewangelię i wiele rozumiał.

– Będę – odrzekł Jowszko.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

46

Wybraliśmy spośród siebie przedstawiciela, prezbitera Andrieja Paliucha.

Lecz on do mnie rzecze:

– Jestem już stary, a ty, Michaile jesteś młody, mów proszę za mnie i za nas.

– Kto pierwszy będzie zadawał pytania? – zapytałem ich.

– My będziemy zadawać pytania, a wy będziecie odpowiadać – powiedział

Jowszko. Następnie otworzył Ewangelię według św. Mateusza, dwudziesty trzeci

rozdział, i zaczął czytać:

– Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc

i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Jak wy

to rozumiecie?

Zacząłem odpowiadać:

– Mojżesz był przywódcą narodu Izraela, napisał dobre prawa. Lecz prawa

te przejrzeli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Uczeni w Piśmie to ci, którzy czytają

wiele ksiąg, a kim są faryzeusze – zaraz wyjaśnię. W sklepie są sprzedawcy,

w kiosku papierosy sprzedaje kioskarz, na poczcie jest listonosz, w farze faryzeusz.

Wtedy kapłanów nazywano farami. Co każą oni zachowywać, zachowujcie, lecz

według ich spraw nie postępujcie, gdyż mówią dobrze, lecz źle robią. My tak to

rozumiemy, a wy jak?

– To dobrze rozumiecie – mówi Joszko. Następnie kontynuuje czytanie. –

Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami.

Zacząłem objaśniać:

– Uczeni w Piśmie i faryzeusze uczą ludzi, żeby nie kraść, nie zabijać

i wypełniać wszystkie Boże przykazania, ale kiedy ludzie porzucają grzech, uważają

innych ludzi za dwa razy od siebie gorszych. My tak rozumiemy, a wy?

– Dobrze rozumiecie – odpowiedział Jowszko.

Na wiele pytań odpowiadałem, a Jowszko zawsze mówił: dobrze

rozumiecie. A kiedy skończył zadawać pytania, mówię:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

47

– Teraz my wam zadamy choćby jedno pytanie!

Lecz on bardzo się wystraszył, podniósł ręce do góry.

– Dobrzy ludzie! Oni dobrze rozumieją, jeśli my byśmy tak rozumieli, byłoby

świetnie! Zostawcie ich, niech sobie idą do domu.

Ludzie posłuchali Jowszka i opuścili dom. Wezwałem wszystkich do

modlitwy.

– Podziękujmy Bogu za to, że pomagał nam do tego momentu, a także

poprośmy Boga, żeby pomagał nam dalej.

Pomodliliśmy się. Po modlitwie mówię:

– Wy, siostry, będziecie szły z przodu, a my, bracia, z tyłu. Jeśli będą krzyczeć

lub coś mówić, nic nie odpowiadajcie. Jeśli będą nas nawet bić, nie biegnijcie,

gdyż wszyscy chrześcijanie cierpieli bicie. Idąc drogą witajcie ich słowami: „Chwała

Jezusowi Chrystusowi”.

Zatem wyszliśmy z domu i poszliśmy drogą. Kiedy szliśmy obok nich, nic nie

mówili, a kiedy przeszliśmy troszkę dalej, nabrali w ręce kamieni i zaczęli rzucać,

ale nie w nas, tylko w ogrodzenie, które znajdowało się niedaleko od nich. Kiedy

zobaczyli, że nie uciekliśmy, zawrócili i poszli do domu, a myśmy spokojnie dotarli

do siebie.

Za Węgrów bardzo trudno było dokonywać religijnych posunięć, które nie

wychodziłyby od ich władzy. Jeśli ktoś umarł, trzeba było iść do kancelarii po

pozwolenie na pogrzeb. Tam informowano według jakich przepisów powinien

odbywać się pogrzeb. Nad wszystkim mieli władzę – jednemu dawali pozwolenie

od razu, a drugiemu dopiero po trzech dniach. Zdarzyło się, że naszym

przyjaciołom w wiosce Czerna umarło małe dziecko. Ponieważ w ich wsi prawie

nie było wierzących, zaprosili Wspólnotę Rokosowską, by pochowała dziecko. Na

pogrzebie zebrało się bardzo dużo osób z wielu wiosek naszego regionu. Ojca

dziecka nie było w domu, już rankiem poszedł do kancelarii po pozwolenie. Kiedy

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

48

przyszliśmy, zobaczyliśmy w domu matkę i martwe dziecko, które leżało

w łóżeczku.

– Dlaczego dziecko jest w łóżeczku? – Zapytałem matkę.

– Nie ma trumny – odpowiedziała.

– A macie deski?

– Są, ale nie ma kto zrobić trumny.

Zawołałem wtedy brata z naszej wsi – Wasilija Pogana, on do tej pory robił

trumny dla wierzących w naszej wsi. Wraz z Wasilijem szybko zrobiliśmy trumnę,

siostry ją przystroiły, złożyły w niej martwe dziecko, i rozpoczęliśmy zgromadzenie.

Myśleliśmy, że zanim ojciec przyjdzie z pozwoleniem, odprawimy zgromadzenie.

Zgromadzenie trwało bardzo długo. Lecz ojca się nie doczekaliśmy i byliśmy

zmuszeni zakończyć zgromadzenie. Bracia zaczęli zastanawiać się co robić

z ciałem. Zgromadzenie odprawiliśmy, ale zgody nie ma, i kto wie, kiedy ona

będzie. Dlatego postanowiliśmy, że rozejdziemy się po domach, a dziecko

zostawimy w domu. Jutro przyjdzie dwoje czy troje braci i pochowają ciało.

– A ty jak myślisz, Michail? – pytają mnie.

– Lepiej by było pochować dziecko, ponieważ wezwano nas tutaj, byśmy

odprawili pogrzeb.

– A jeśli w drodze spotkają nas żandarmi i zabronią chować?

– Będziemy prosić Boga o pomoc. Jeśli spotkamy żandarmów to powiemy

im, że chcemy pochować dziecko, a jeżeli zabraniają, to my go zostawiamy, i niech

robią z nim co chcą.

Bracia zgodzili się. Tak właśnie zrobiliśmy. Wszyscy wyszli na ulicę.

Śpiewając Psalm Dawidowy, kondukt żałobny ruszył w stronę cmentarza. Ludzie

usłyszeli śpiewających i zaczęli wychodzić z domów na ulicę. Ludzie zdejmowali

czapki, mimo że była zima i było bardzo zimno. Wszyscy podążyli za nami. Na

cmentarzu wywołano mnie do kazania. Ludzie słuchali z dużą uwagą, wielu

płakało. Tak oto pochowaliśmy dziecko, a późnym wieczorem ojciec przyniósł

pozwolenie na pogrzeb.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

49

Mimo że czas był bardzo trudny, Bóg chronił i pomagał, dając powodzenie

w naszych sprawach. W tamtym czasie nawet pracę ciężko było znaleźć. Zacząłem

pracować w naszym miejscowym kamieniołomie, lecz bardzo obniżyli zarobki, tak

że byłem zmuszony porzucić tę pracę. Pracę znalazłem we wsi Tiaczewica,

siedemdziesiąt kilometrów od naszej wioski. Tu trzeba było tłuc kamień na

remont drogi. Mieliśmy brygadę złożoną z dwudziestu ludzi, dziesięciu z nich było

wierzących. W wiosce od razu znaleźliśmy rodzinę wierzących, która dała nam

miejsce do spania. Była to bogobojna rodzina, bardzo lubili słuchać Słowa Bożego.

Mieli siedemnastoletnią córkę Cylię, ona też przychodziła słuchać Słowa Bożego,

modlić się i śpiewać z nami psalmy. W ten sposób spędzaliśmy wieczorny czas. Od

nich dowiedzieliśmy się, że we wsi mieszka wielu wierzących ludzi, posiadają

nawet swój dom modlitwy. Ich sąsiad też miał siedemnastoletnią córkę, która też

miała na imię Cylia. Pewnego wieczoru przyszliśmy z pracy wcześniej niż w inne

dni, zapytałem Cylię:

– Czy twoja sąsiadka też jest wierząca, czy tylko jej rodzice?

– Tak, ona też jest wierząca – odpowiedziała Cylia.

– A czemu ty jej do nas nie zapraszasz?

– Ponieważ ona ze mną nie rozmawia. Jesteśmy od dawna skłócone.

– A czemu się ze sobą nie pogodzicie?

– Z nią nie da się pogodzić.

– Odpowiadaj za siebie. Chcesz się pogodzić?

– Z nią nie da się pogodzić.

– Cylio, ja ciebie pytam, chcesz się pogodzić? – mówię po raz trzeci. –

Odpowiadaj tylko za siebie.

– Tak, chcę – odrzekła.

Zatem poszedłem do sąsiadów. Wchodzę na podwórko, Cylia siedzi na

krześle i robi na drutach. Pozdrowiłem ją i mówię:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

50

– Wiesz, że mieszkamy u waszego sąsiada i jesteśmy wierzący?

– Wiem.

– A dlaczego ty nie przychodzisz do nas? Każdego wieczoru modlimy się,

śpiewamy psalmy, rozważamy słowo Boże.

– Cylia złości się na mnie.

– Musicie się pogodzić, przecież obie jesteście chrześcijankami.

– Z nią nie da się pogodzić.

– A ty chcesz się z nią pogodzić?

– Nas już przychodził godzić prezbiter z okręgu, ale nic z tego nie wyszło,

z nią nie da się pogodzić.

– A na zgromadzenia chodzicie?

– Chodzimy, ale kiedy idę wcześniej od niej na zgromadzenie i ona mnie

zobaczy, to zostaje w domu. Kiedy ona wcześniej pójdzie na zgromadzenie, to ja

zostaję w domu. My na siebie nawet patrzeć nie możemy.

– Tak nie da się żyć. Koniecznie musicie się pogodzić.

– Ona się ze mną nie chce pogodzić.

– Ja teraz pytam ciebie. Chcesz się z nią pogodzić?

– Ja chcę, ale ona się ze mną nigdy nie pogodzi.

– Chodźmy do nich do domu.

Zgodziła się. Kiedy zaszliśmy do domu, oni byli w mieszkaniu. Cylia usiadła

daleko od Cylii. Zebrałem wszystkich moich przyjaciół, wstałem i mówię:

– Mamy bardzo ważną sprawę. Sami nie damy rady jej rozwiązać, lecz jest

w niebiosach pełen mądrości Doradca, który podpowie, jak mamy postąpić.

Ponieważ, gdziekolwiek nie wzywałyby Go dzieci Jego, nikomu nie odmawiał.

Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

51

Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy

się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Teraz

pomyślmy, bracia i siostry. Gdyby oni nie zaprosili Jezusa Chrystusa na ślub, byłby

tam wielki niedostatek, gospodarzowi byłoby strasznie wstyd. Dlatego teraz

uklękniemy i wezwiemy do tego domu naszego Jezusa Chrystusa, pełnego

mądrości doradcę, i powierzymy Mu wszystkie nasze sprawy. Uklękniemy

i będziemy się modlić.

Po modlitwie mówię:

– Chcę przytoczyć pewien przykład. Było dwóch braci w Chrystusie, chodzili

na jedno zgromadzenie. Lecz się pokłócili i znienawidzili wzajemnie tak, że nawet

nie chcieli ze sobą przebywać. I trwało to długi czas. Lecz jednemu bratu przyszło

na myśl, że żyjąc w ten sposób nie osiągną Królestwa Bożego. I poszedł do

drugiego brata i rzekł: Obaj chcemy osiągnąć Królestwo Niebieskie, a długi czas

jesteśmy pokłóceni. Jezus Chrystus powiedział – pogódź się ze swoim

przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze. A Paweł apostoł mówi – niech

nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! Nie jesteśmy w stanie się pogodzić,

możemy jeszcze bardziej się pokłócić, pójdźmy do prezbitera, niech on nas

pogodzi. Brat zgodził się i przyszli do staruszka prezbitera. Staruszek był

bogobojny i sprawiedliwy. Pyta ich – chciałbym wiedzieć, który z was jest winny?

Pierwszy rzecze: nie jestem winny. I drugi rzecze: nie jestem winny. Wtedy

prezbiter zwrócił się do obydwu. – Nie mogę was pogodzić dopóty, dopóki Bóg

wam nie odkryje, kto z was jest winny. Idźcie do domu, módlcie się, aby Bóg

odkrył wam, kto jest winny. Ja też będę się za was modlił. I tak rozeszli się do

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

52

domów. Obydwaj modlili się. Położyli się spać, lecz sen do nich nie przychodził.

Nad ranem Bóg odkrył obojgu. Jeden z nich wstaje i idzie powiedzieć drugiemu, że

to on jest winny. Lecz w połowie drogi spotyka drugiego brata, i tamten rzecze: to

ja jestem winny. Kiedy zrozumieli, że Bóg odkrył każdemu z nich, że oboje są

winni, objęli się, zapłakali i poszli do prezbitera. Prezbiter powiedział do nich:

podajcie sobie nawzajem ręce i przyznajcie się przed sobą. Razem uklękli i zaczęli

prosić Boga o wybaczenie za to, że tak długo żyli skłóceni ze sobą. Potem

podziękowali Panu za pogodzenie i w radości rozeszli się do domów.

Kiedy zakończyłem te słowa, obie Cylie wstały i biegnąc jedna do drugiej,

mówią:

– To ja jestem winna.

– Nie, to ja jestem winna.

Obie płakały, uklękły i zaczęły prosić Boga o przebaczenie i dziękować Mu za

możliwość pogodzenia się. My wszyscy z radością także dziękowaliśmy Bogu za

pomoc i miłość do nas. Tamtego wieczoru Cylie nie mogły się rozstać z radości.

Kiedy przyszła niedziela, siostry ubrały się w jednakowe sukienki i razem poszły do

domu modlitwy. Bracia, zobaczywszy dwie Cylie razem, pytali jeden drugiego:

– Co to za zmiana? Nasze Cylie idą razem do domu modlitwy? Kto was

pogodził?

– Przyjechali do nas wierzący ludzie tłuc kamień na drogę. To Bóg przysłał

ich do naszej wsi, żeby poprzez nich pogodzić nas ze sobą.

Kiedy stałem się wierzący, miałem wielkie pragnienie i zamiłowanie, by

głosić kazania i prowadzić innych do zbawienia. Posiadałem rower i często

jeździłem nim do innych wsi, by głosić prawdę o Jezusie Chrystusie i Jego

zbawieniu.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

53

Pewnego razu jechałem do miasta Sewlusz. Przejechałem połowę drogi

i widzę, że przede mną idzie dziewczyna. Zrównałem się z nią, zatrzymałem się

i zagadnąłem:

– Dzień dobry.

– Dobry – odrzekła.

– A skąd pani jest?

Surowo popatrzyła na mnie.

– Po co panu wiedzieć, skąd jestem? – szorstko odparła.

– Czego się pani obawia? Powiem pani, skąd jestem. Jestem z wioski

Rokosowo.

Wtedy złagodniała.

– A ja z Bukowoje.

– Czy w waszej wsi są ludzie, którzy czytają Biblię i nie chodzą do cerkwi? –

zapytałem ją.

– Są u nas dwie takie rodziny.

– A co pani może powiedzieć o tych ludziach?

– To mogę powiedzieć o nich: nie chodzą do naszej cerkwi, zbierają się

w domach, nie żegnają się, przed krzyżem nie ściągają czapek.

– A jak żyją między sobą?

– Żyją ze sobą jakby dobrze: nie kłócą się, nie upijają.

Zacząłem z nią rozmawiać na tematy związane z Pismem Świętym.

Rozmawialiśmy przez całą drogę, aż doszliśmy do miasta, a tam pożegnałem się

z nią i odszedłem.

Kolejnej niedzieli dziewczyna ta przyszła do Kopani na zgromadzenie do

swoich znajomych. Ja też byłem tam zaproszony, ale jej nie poznałem. Trzy

tygodnie później znów byłem w Kopani na zgromadzeniu. Po zakończeniu

zgromadzenia podeszła do mnie dziewczyna i mówi:

– Pan mnie nie poznaje?

– Nie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

54

– Jestem tą dziewczyną, z którą pan rozmawiał, kiedy jechał pan do miasta

Sewlusz. Od tamtego czasu stałam się wierząca.

Innym razem jechałem na rowerze z Chustu, kiedy zobaczyłem idące przede

mną dwie kobiety. Dogoniwszy je, rozpoznałem kobietę z naszej wsi i jej córkę.

Zatrzymałem się i poszedłem piechotą wraz z nimi, rozmawiając o zbawieniu.

Mimowolnie zauważyłem, że dziewczynka idzie boso, niosąc buty w rękach,

chociaż była już późna jesień i lekki mróz.

– Dlaczego ona idzie boso? – zapytałem jej matkę.

– Buty ją cisną, nie może w nich iść – odpowiedziała matka.

– Mogę ją odwieźć do domu – zaproponowałem.

Matka bardzo się ucieszyła. Zatem posadziłem ją na rower i pojechałem.

Lecz kiedy podjeżdżałem do naszej wioski, na drodze stali żandarmi, zatrzymali

mnie i mówią:

– Naruszył pan prawo – i zaczęli pisać protokół. – Za naruszenie prawa

powinien pan odsiedzieć trzy doby w więzieniu.

Więc odsiedziałem trzy doby w Sewluszskim więzieniu, ale nie

pożałowałem tego, ponieważ kobieta ta i cała jej rodzina stali się wierzący.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

55

Rozdział 7

WIEDZA DUCHOWA

W 1940 roku urodziła się nam druga córka, którą nazwaliśmy Julia.

W tamtym czasie życie było bardzo ciężkie – była wojna. W 1941 Niemcy napadli

na ZSRR. W tym czasie wezwali do wojska naszego brata Michaila Galasa.

Odmówił przyjęcia broni, za co posadzili go do więzienia w mieście Debreczyn.

Jego żona była w sądzie i tam poznała pewną wierzącą z Debreczyna. Po procesie

Michailowi i Wilmie wyznaczono widzenie i pozwolono na przekazanie paczki.

Postanowiłem odwiedzić brata i wraz z Wilmą poszedłem na widzenie. Moja żona

przygotowała dla brata paczkę, Wilma spakowała walizkę i poszliśmy. Pociąg

przyjechał do Debreczyna w nocy. Weszliśmy do budynku dworca, żeby

przeczekać tam do rana. Lecz żandarmi wyganiali stamtąd wszystkich, oprócz

pasażerów tranzytowych.

– Dokąd pójdziemy nocą w obcym mieście? Wilma przestraszyła się i mówi:

– Chodźmy do miasta.

– Zostaw rzeczy przy mnie, a sama idź między ludzi i nie martw się.

Uklęknąłem obok rzeczy i zacząłem się modlić, by Bóg uchronił nas od

wszelkiego zła i bezpiecznie doprowadził nas do celu. Wszystkich ludzi dookoła

żandarmi wyganiali precz, a mnie obchodzili, jak gdyby nie widzieli. Wilma trochę

pochodziła, a potem wróciła i przesiedzieliśmy na ławeczce do rana – nikt nam

nawet słowa nie powiedział. Rano przyszliśmy do Michaila do więzienia,

pozwolono nam na godzinne widzenie. Dużo rozmawialiśmy, modliliśmy się, czas

przeleciał bardzo szybko. Na koniec przekazali mu paczkę, którą przynieśliśmy ze

sobą. Lecz nie mógł zabrać wszystkiego od razu, a nie pozwolono mu chodzić dwa

razy.

– Może oddać komuś z więźniów to, co nam zostało? – zaproponowałem.

Lecz Wilma sprzeciwiła się.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

56

– Mam w tym mieście jedną znajomą, biedną wierzącą kobietę, odnieśmy

to jej.

Kiedy przyszliśmy do tamtej kobiety, bardzo się ucieszyła i przygotowała dla

nas posiłek. Zaczęliśmy się modlić o błogosławieństwo posiłku. Najpierw

pomodliłem się ja, potem zaczęła modlić się gospodyni. Modliła się po węgiersku

i wszystko rozumiałem, ale potem zaczęła modlić się w jakimś nieznanym mi

języku. Bardzo się wystraszyłem kiedy to usłyszałem. Usiedliśmy do stołu, ale nie

chciało mi się już jeść, zacząłem wypytywać gospodynię.

– Co to za język, dlaczego poczułem strach i jakąś siłę?

I zaczęła wyjaśniać mi za pomocą węgierskiej Biblii, drugiego rozdziału

z Dziejów Apostolskich: zstąpił na nich Duch Święty i mówili językami. Następnie

znalazła ósmy rozdział Dziejów, gdzie jest powiedziane: kiedy Apostołowie

w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do niej Piotra i Jana, którzy przyszli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego. Bo na żadnego z nich jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Wtedy więc wkładali [Apostołowie] na nich ręce, a oni otrzymywali

Ducha Świętego. Otworzyła dziesiąty rozdział, gdzie było napisane, że cały dom

Korneliusza został ochrzczony Duchem Świętym, tam nie było konieczne

nakładanie rąk na ludzi. Oni słuchali Piotra, mówiącego o zbawieniu nie tylko

Izraelitów, ale i pogan. Kiedy Piotr jeszcze mówił o tym, Duch Święty zstąpił na

wszystkich, którzy słuchali nauki. Otworzyła jeszcze jedno miejsce

z dziewiętnastego rozdziału Dziejów: Paweł przeszedł okolice wyżej położone,

przybył do Efezu i znalazł jakichś uczniów. Zapytał ich: Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy przyjęliście wiarę? A oni do niego: Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty. Jaki więc chrzest przyjęliście? – zapytał. A oni odpowiedzieli: Chrzest Jana. Jan udzielał chrztu nawrócenia, przemawiając do ludu, aby uwierzyli w Tego, który za nim idzie, to jest Jezusa – powiedział Paweł. Gdy to usłyszeli, przyjęli chrzest w imię Pana Jezusa. A kiedy Paweł włożył na nich ręce, Duch Święty zstąpił na nich. Mówili też językami i prorokowali.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

57

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, pożegnaliśmy się i poszliśmy.

Przyjechawszy do domu dokładnie przeczytałem wszystkie te fragmenty, ale nie

nadałem temu żadnego znaczenia.

Bratu Michailowi dano dwa lata więzienia. W czasie wojny ten wyrok nie

był taki surowy, lecz dla niego pozbawienie wolności stało się wielką tragedią.

Wkrótce jego żona Wilma zachorowała na tyfus. Nikt nie mógł jej pomóc i zmarła

na tę straszną chorobę, zostawiwszy czwórkę dzieci, które rozmieściliśmy po

domach.

Na początku wojny na front zabrano naszego brata, Michaila Andrejewicza

Palczeja. Szybko został otoczony i przez sześć tygodni nikt już nic o nim nie

wiedział. Po sześciu tygodniach, kiedy się uwolnił, napisał króciutki list na korze

brzozowej do swojej żony Marty. Otrzymała list i od razu zaczęła przygotowywać

paczkę. Nie wiedziałem nic o tym. Tej samej nocy miałem sen: przyszedł do mnie

staruszek i mówi – idź do Marty i powiedz jej, żeby nie przygotowywała paczki,

gdyż jej mąż przyjdzie do domu. Rano obudziłem się i zapomniałem o tym śnie.

Od czasu do czasu zajmowałem się stolarką i moje narzędzia znajdowały się u

Marty. Przychodzę do Marty po narzędzia, a ona trzyma na rękach dziecko

i płacze.

– Dlaczego płaczesz? – pytam ją.

– Jakże mam nie płakać, teraz tak ciężko o towary, a spaliła mi się cała

blacha ciastek. Otrzymałam od męża list i przygotowywałam mu paczkę.

Wtedy przypomniałem sobie sen.

– Marto, nie wysyłaj paczki Michailowi, bo on przyjdzie do domu.

Zaśmiała się.

– Jak on może przyjść do domu, skoro przez sześć tygodni nie otrzymałam

od niego listu.

Wtedy opowiedziałem jej swój sen. Wówczas zapłakała.

– Mimo wszystko przygotuję paczkę, a jeśli on przyjdzie, to zwołamy

zgromadzenie i z tej przesyłki urządzimy Wieczerzę Miłości.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

58

Wziąłem narzędzia i poszedłem do domu. To było rankiem.

Po obiedzie Marta wzięła paczkę i zaniosła ją na stację kolejową, żeby

przekazać ją do wagonu pocztowego. Wagon pocztowy był pierwszy w składzie.

Kiedy podchodziła do tego wagonu, z drugiego wagonu wychodzi jej mąż. Kiedy ją

zobaczył, głośno krzyknął: Marto! Marto! Z zaskoczenia Marcie paczka mało nie

wypadła z rąk. Ze stacji przyszli razem, opowiedziała Michailowi o moim śnie. Od

razu dali mi znać, że sen rzeczywiście pochodził od Boga. Rzuciłem robotę

i pobiegłem do nich. Z radości nie pamiętałem jak zjawiłem się u nich, czy to

przyszedłem czy przyleciałem. Zwołaliśmy zgromadzenie dziękczynne. Marta tak,

jak obiecała, urządziła Wieczerzę Miłości. Dziękowaliśmy za sen, który był

rzeczywiście od Boga, a potem rozeszliśmy się po domach.

W tamtym czasie ciężko było z pracą, była wojna, i mimo że linia frontu

znajdowała się daleko na wschód od naszego regionu, to czasem w naszej wiosce

zatrzymywały się na krótko niemieckie wojska. Przenocują noc, pobędą dobę

i odchodzą dalej na wschód. W końcu znalazła się praca u jednego tiacziwskiego

bogacza. Z naszej wioski zebrała się nieduża brygada robotników i poszliśmy

pracować do Tiacziwa. Przystąpiliśmy do pracy i zaczęliśmy tłuc kamień na drogę.

Któregoś razu przyszedł nasz szef i pyta, czy nie ma wśród nas strzałowego. Ja

miałem papiery strzałowego.

– Mogę pracować jako strzałowy.

Wówczas zawiózł mnie do kamieniołomu. Tu czekałem na jego pomocnika.

Lecz nieoczekiwanie pojawił się problem. Zatrudnili inżyniera, a ten wybrał

pieniądze, nie rozliczając się z pracownikami, i uciekł. Przyszedł pomocnik, gruby,

piegowaty mężczyzna. Podszedł do sporego kamienia, ściągnął czapkę, ze złością

uderzył nią w kamień i mówi:

– Ziemio się rozstąp, nie można znaleźć człowieka, który poprowadziłby tę

robotę.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

59

– Co pan takiego mówi, na pewno nie chcecie płacić, dlatego nie ma

takiego człowieka.

– Płacimy dobrze. Ile zażąda, tyle zapłacimy.

– Mogę znaleźć człowieka, jeśli będziecie mu płacili czterysta pengő na

miesiąc.

– Zapłacimy, proszę przyprowadzić tego człowieka.

– To jestem ja.

Wsiadłem z nim na motocykl z przyczepką i przewiózł mnie po drodze, którą

miałem robić. Droga biegła między górami, motocykl ryczał, echo odpowiadało,

a on w biegu pokazywał mi palcem, gdzie najbliżej drogi szukać kamieniołomów,

gdzie będą mosty. Przejechawszy całą drogę naliczyliśmy dwadzieścia dwa mosty.

Powiedział, żebym szukał robotników, a sam sobie poszedł.

Budowa drogi nie była dla mnie dużą trudnością, ale tu trzeba było

budować drogę na terytorium Rumunii, w obcej okolicy. Nie znałem języka

rumuńskiego, a trzeba było szukać robotników i wyjaśniać im, co należy robić.

Zacząłem szukać najbliższych kamieniołomów, woźniców, robotników do tłuczenia

kamienia i innych pracowników. Znalazłem siedemdziesięciu ludzi. Prowadząc

prace uczyłem się języka rumuńskiego, i w ten sposób robota szła. Główny szef

nazywał się Botezij. Obiecał mi, że da do pomocy księgowego. Lecz

przepracowaliśmy cały sezon, a księgowy się nie pojawił. Wszystkie obliczenia

wynagrodzeń robotników robiłem sam. I sam też wypłacałem robotnikom

pieniądze. Ale praca szła do przodu. I tak od wiosny do jesieni zostały zrobione

dwadzieścia dwa mosty. Z panem Botezijem zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Po

tym, jak prace na drodze zostały zakończone, uczynił ze mnie dostawcę.

Nabywałem jabłka i wysyłałem je na Węgry. Bywały dni, że wysyłałem po kilka

wagonów z jabłkami na dzień. Jabłka były różnego rodzaju. Przy pierwszym sorcie

jabłek trzeba było prześcielać każdą warstwę, i wtedy praca szła wolniej.

Kupowałem jabłka u ludzi, wysyłałem wagony, opłacałem robotników. Praca szła

bez żadnych problemów.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

60

Z panem Botezijem bardzo się przyjaźniliśmy, ufał mi we wszystkich

sprawach. Chciał mi nawet pomóc w zakupie majątku z dużym sadem. Po kilku

sezonach zakup sadu, jak i całego majątku mógł się zwrócić. Lecz naradziliśmy się

z żoną i zdecydowaliśmy nie wchodzić tak głęboko w powszednie troski. Po tym

miałem jeszcze jedną możliwość wzbogacenia się. Pan Botezij miał przyjaciela,

zamożnego Żyda. Kiedy było wiadomo, że naziści wyniszczą Żydów, zdecydował

wyjechać z naszego regionu. Szukał człowieka, któremu mógłby zostawić swój

majątek. Pan Botezij zaproponował mu mnie. Całe swoje bogactwo, dom, ziemię

zaproponował mi do bezpłatnego użytku, ale pod warunkiem, że po jego

powrocie zwrócę mu połowę mienia. Lecz i w tym przypadku naradziliśmy się

z żoną i zdecydowaliśmy nie brać majątku Żyda.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

61

Rozdział 8

NADEJŚCIE WŁADZY RADZIECKIEJ

Po pewnym czasie nasz region wyzwoliły oddziały Armii Czerwonej. Wielu

ludzi żyło wtedy nadzieją, że za rządów Rosjan zaczniemy żyć lepiej niż za

wszystkich innych władz. Przecież oni są prawie jak nasi. Wielu witało żołnierzy

chlebem, słoniną i innymi produktami, czym kto miał. Lecz bardzo szybko oczy

nam się otworzyły i zobaczyliśmy, czym jest władza radziecka. Gdybym miał duży

majątek lub gospodarstwo, mógłbym pójść za to na Syberię. Ale skończyło się na

odebraniu nowego wozu konnego. Podczas wycofywania się Węgrzy, za naszą

wsią, wysadzili trzy mosty kolejowe. Rosjanie przejęli w swoje ręce władzę

w naszym regionie, co wielu bardzo ucieszyło, ponieważ marzyli o wolności

i lepszym życiu. Myśleliśmy, że za władzy radzieckiej będziemy mogli swobodnie

głosić Ewangelię, swobodnie służyć Bogu. Tak właśnie było przez cały rok.

Zbieraliśmy się na zgromadzenia, nikt nam nawet słowa nie powiedział. Rosjanie

szanowali wierzących, gdyż nie odrzucaliśmy żadnej brudnej pracy. To wszystko, co

zniszczyli Węgrzy trzeba było wyremontować. Radzieccy urzędnicy zwołali

zebranie w radzie wsi.

– Wasza wieś musi wybudować na nowo trzy mosty kolejowe.

Mnie wybrano starszym i dano do pomocy czterech brygadzistów.

W każdej brygadzie było po dwanaście lub trzynaście osób. Każdy

mieszkaniec naszej wsi zdolny do pracy powinien był odpracować nie mniej niż

piętnaście dni przy budowie mostów. Po czterdziestu dniach mosty były

wybudowane. Pracy nie przerywano nawet na jeden dzień. Wszyscy pracowali

chętnie, sumiennie, ponieważ Rosjanie uwolnili nas od Węgrów.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

62

Jednak wkrótce nastąpiły zmiany. Zaczęto zapisywać do kołchozów, na co

ludzie niezbyt się zgadzali. Następnie przydzielono normę na każdego mieszkańca

wsi, aby narąbać po dwa kubiki drew. Ponieważ nie chciałem wstępować do

kołchozu, musiałem rąbać drzewo w lesie, dopóki nie zakończą się prace na

terenie wsi. Wywieziono nas ponad czterdzieści kilometrów w las. Tam

przepracowałem dwa dni. Przywieziono nas do domu w sobotę wieczorem na

dzień wolny. Tej nocy miałem sen:

Przychodzę do rady wsi zapytać, kiedy zawiozą nas do pracy w lesie. Ale

w drodze spotykam zastępcę przewodniczącego rady wsi, który mówi: dokąd

idziesz, Michaile? Odpowiadam: idę zapytać się rady wsi kiedy zawiozą nas do

pracy w lesie. Odparł: nie będziesz więcej rąbał z ludźmi drew, będziesz budował

fundamenty.

Obudziłem się i rozważam z żoną, co znaczyłby ten sen. W poniedziałek

rano poszedłem do przewodniczącego rady wsi zapytać, kiedy odwiozą nas do

pracy. A on rzecze:

– Samochód już wyjechał po pana z Chustu, proszę się pospieszyć i iść do

domu po rzeczy, żeby się nie spóźnić.

Wyszedłem z rady wiejskiej i spotkałem zastępcę przewodniczącego.

– Dokąd się spieszysz, Michaile?

– Po rzeczy do domu. Samochód z Chustu już wyjechał po nas.

– Więcej do lasu nie pojedziesz, będziesz budował fundamenty. Idź i zapytaj

przewodniczącego, bo najwyraźniej już zapomniał.

Poszedłem do przewodniczącego i przekazałem mu, co powiedział mi jego

zastępca. Uderzył się dłonią w czoło i powiedział:

– A zgadza się, więcej do lasu nie pojedziesz, będziesz budował fundamenty

przy klubie. Zbudowałem te fundamenty i więcej nie posyłano mnie do lasu.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

63

W 1947 roku, udając wierzących, przyjechali do nas ważni goście z Moskwy.

Byli to dwaj urzędnicy: Karejew i Andrejew. Wezwali wszystkich wierzących

Obwodu Zakarpackiego do domu modlitwy w miejscowości Mukaczewo. Kiedy

tam przyszedłem, dom modlitwy był pełen ludzi, usiadłem z tyłu przy samych

drzwiach. Pastorem regionu był u nas wtedy Piotr Semenowicz. Urzędnicy ci

poprosili Semenowicza do katedry. On zobaczył, że siedzę z tyłu i wysłał prezbitera

Mukaczewskiego, żeby ten poprosił mnie, bym usiadł z przodu. Kiedy wszyscy

zakarpaccy przedstawiciele przybyli, zaczęła się konferencja. Na początku wstał

Karejew i mówi:

– Przybyliśmy z Moskwy, aby objaśnić wam radzieckie prawa. W naszym

Związku Radzieckim dozwolone jest wierzyć w Boga i służyć Mu. Trzeba się tylko

zarejestrować. Zarejestrować można się w kościele prawosławnym, u

adwentystów lub u Ewangelikalnych Chrześcijan-Baptystów. Należy podać spis

swoich kościołów pełnomocnikowi do spraw kultów religijnych regionu. Jeśli

zgadzacie się na rejestrację, to teraz wybierzcie czterech przedstawicieli, którzy

podpiszą się, że wszystkie wspólnoty obwodu zgadzają się na rejestrację. Trzech

ludzi wybierzecie wy, a czwartego wybierzemy my. To będzie Michail Palczej. Jeśli

się zgadzacie, podnieście ręce.

Wszyscy podnieśli ręce. Wtedy wstałem i mówię:

– Nie mogę podpisywać się za okręg, nawet za swoją wspólnotę nie mogę

się podpisać. Najpierw muszę poradzić się członków mojego zboru.

Wtedy Kariew wstał i oświadczył:

– Co z pana za prezbiter, jeśli panem baby rządzą! Pan powinien nimi

rządzić!

Mimo wszystko odmówiłem podpisania się.

– A może nikt nie chce podpisać się za rejestracją? – zapytał. Oddalimy się

na piętnaście minut, a wy zdecydujecie między sobą, czy chcecie rejestracji, czy

nie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

64

Wyszli z domu modlitwy, a my zostaliśmy. Przedstawiciele Okręgu

Zakarpackiego zadecydowali przyjąć rejestrację. Tylko ja jeden zdecydowałem się

odmówić. Po piętnastu minutach wrócili Karejew i Andrejew, zająwszy swoje

miejsca, pytają mnie:

– No jak, Palczej, zdecydował pan?

– Zdecydowałem pozostać poza rejestrem!

– Co? Nie będzie pan podpisywał się za Zakarpaciem?

– Nie.

Wtedy zamiast mnie wybrano innego przedstawiciela. Ale tamtego dnia

mimo wszystko nikt nie złożył podpisu. Na drugi dzień zebrano tylko baptystów

i spośród nich też wybrano pięciu przedstawicieli. Lecz i oni tamtego dnia się nie

podpisali. Trzeciego dnia mieli się zebrać wszyscy, wolni chrześcijanie i baptyści,

żeby razem złożyć podpis. Kiedy wszyscy się zebrali, Karejew rzecze:

– Jesteśmy teraz podobni do świecy, zapalonej z obu stron, kiedy płomień

zapłonął po obu stronach, nie ma już podziałów. Więc i my zebraliśmy się razem

i ogień miłości nas połączył.

Zaczęto wzywać tych, którzy mieli się podpisywać. Mnie wezwano jako

pierwszego. Odmówiłem. Odmówiłem, gdyż wszystko to działo się na rozkaz partii

komunistycznej. Pełnomocnik do spraw kultów religijnych okręgu był komunistą,

który oczywiście w Boga nie wierzył. Lecz dziesięciu przedstawicieli wyszło

i podpisało się pod wszystkim, co przedłożyli im Karejew i Andrejew. Tak

zakończyła się konferencja i rozeszliśmy się po domach. Mimo że odmówiłem

podpisania się i byłem przeciwny rejestracji, to zaczęto mi przysyłać co miesiąc

czasopismo „Wiestnik”. Potem przysłano dwóch przedstawicieli z Moskwy, aby

wyświęcić mnie na prezbitera. Odmówiłem, więc pojechali do Moskwy. Po tym

nie przysyłano mi już czasopism. Raz zaprosił mnie do siebie prezbiter okręgu

i mówi:

– Michail, jeśli nie przyjmiesz rejestracji, to cię aresztują.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

65

Po tym zaczęto mnie prześladować. Co tydzień, raz lub dwa razy wzywano

mnie do KGB i mówiono jedno i to samo: jeżeli nie zarejestrujesz kościoła,

będziesz aresztowany. Potem zaczęto mnie wzywać do okręgu i proponować: jeśli

zarejestrujesz kościół, to uczynimy cię nauczycielem w szkole podstawowej

okręgu. Lecz ja odmówiłem. Wtedy otworzyli mi Biblię – trzynasty rozdział Listu

do Rzymian i zaczęli czytać: Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym

rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga. A ja

im odpowiedziałem:

– Jeśli władza jest od Boga, to Bóg jest wyżej od władzy.

I od razu wyrzucono mnie z gabinetu. A było to o godzinie dwunastej

w nocy. Nic już nie jeździło i musiałem iść z Chustu na nogach. Lecz Bóg pomagał

mi we wszystkim. Później wezwano mnie do okręgowego KGB w Użhorodzie. Tam

też mnie długo namawiano, a potem zaczęto grozić. Kiedy odmówiłem,

wyrzucono mnie, dobrze, że nie nocą.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

66

Rozdział 9

POCZĄTEK RUCHU DUCHOWEGO W ZAKARPACIU

W 1948 roku do regionu Tiaczewskiego, do wsi Niagowo przyjechała

pracować jako nauczycielka młoda rosyjska dziewczyna. Wprowadziła się do

mieszkania jednych wierzących – staruszka i staruszki. Często słyszeli jej modlitwy

w innych językach. Lecz niedługo popracowała jako nauczycielka, zaledwie dwa

miesiące. Kiedy władze dowiedziały się, że jest wierząca, odesłali ją do domu.

W tamtej właśnie wiosce mieszkała pewna młoda kobieta, która służyła w armii

ochotniczej. Lecz w wojsku mocno się przeziębiła i zachorowała na gruźlicę.

Ponieważ nie można było jej tam wyleczyć, wysłano ją do szpitala rejonowego na

leczenie i zwolniono z wojska. W szpitalu spędziła jeden miesiąc. Lekarze

wiedzieli, że w niczym jej nie zdołają pomóc i wypisali ją do domu, by umarła.

Przyjechawszy do domu czuła się coraz gorzej i gorzej. Poszła do prawosławnego

duchownego i mówi:

– Umieram, lecz chcę zbawienia duszy. Co mam robić, by się zbawić?

– Daj pieniądze na procesję i mszę żałobną, a potem przyjdziesz

wyspowiadać się z grzechów, przyjmiesz Komunię Świętą i będziesz zbawiona –

odrzekł jej kapłan.

Ta odpowiedź jej nie zadowoliła. Wiedziała, że w ich wsi są jeszcze jacyś

wierzący starcy. Poszła do nich i pyta staruszka:

– Co mam robić, aby się zbawić? Z każdym dniem czuję się coraz gorzej

i gorzej, żyć dłużej nie będę.

A staruszek rzecze do niej:

– Nawet nie wiem, co ci powiedzieć. Jest już za późno, byś myślała

o zbawieniu. Aby być zbawionym, trzeba być ochrzczonym Duchem Świętym.

– Jakże to? Nie rozumiem – pyta.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

67

– Ty już nie możesz zostać ochrzczona Duchem Świętym, gdyż potrzeba do

tego postów i modlitw, a ty nie masz siły nawet rozmawiać.

Wtedy poszła do domu. Ale zadecydowała o sobie: tak czy siak nie będę

żyła, zatem zacznę pościć, może Bóg przyjmie mój post, zostanę zbawiona i łatwiej

umrę. I zaczęła pościć siedem dni z rzędu – nie jadła, nie piła, a jedynie co sił

modliła się do Boga o zbawienie. Siódmego dnia, podczas modlitwy poczuła

odrodzenie i siłę. Zaczęła mówić w innych językach i prorokować. Było jej tak

powiedziane: „Jestem Bóg twój, Jam cię uzdrowił.” Zaczęła skakać ze szczęścia.

Potem pobiegła do staruszków, aby podzielić się z nimi swoją radością. Weszła do

ich domu i mówi:

– Uklęknijcie ze mną, pomodlimy się.

Staruszkowie bardzo się zdziwili, ponieważ oni sami nie byli ochrzczeni

Duchem Świętym, a słyszeli jedynie o chrzcie Duchowym od nauczycielki, która

mieszkała w ich domu. Wtedy zaczęła się modlić, początkowo w swoim języku,

a następnie, napełniwszy się Duchem Świętym, w innych językach. Potem

nastąpiło proroctwo i zostały wypowiedziane te oto słowa: „Jam Bóg twój, jam

ciebie uzdrowił.” Kiedy staruszkowie usłyszeli te słowa, zaczęli płakać z radości

i dziękować Bogu. Wiadomość ta rozniosła się po całym Zakarpaciu. Odległość od

Niagowa do naszej wsi wynosi około sześćdziesięciu kilometrów, lecz usłyszeliśmy

tę nowinę i w naszej wiosce. Kiedy usłyszałem o tym, zapłonąłem pragnieniem, by

pojechać i zobaczyć tę kobietę. Przyszedłem do staruszków i pytam ich:

– Czy to prawda, że u was jest jedna ochrzczona Duchem Świętym?

Wszystko mi opowiedzieli i zaprosili tę kobietę do siebie. Gdy przyszła,

zaczęliśmy się modlić. Początkowo modliła się w naszym języku, a potem po

rumuńsku, i zostało powiedziane: „Kop ziemię, bo inaczej umrzesz!”

Wstaliśmy od modlitwy i zacząłem rozważać, co by to miało znaczyć? To nic

innego jak to, że muszę przygotowywać się do chrztu Duchowego. Kiedy

przyjechałem do domu, nasi bracia i siostry już na mnie czekali, ciekawi tego, co

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

68

im powiem. Kiedy opowiedziałem na zgromadzeniu o tym, co widziałem

i słyszałem, jedna siostra rzekła:

– Niech i my pościmy tylko dwa dni w tygodniu.

Wszyscy zgodzili pościć i modlić się te dwa dni. Było to na początku grudnia

1948 roku. Jedna siostra z wsi Wielkie Komiaty, usłyszawszy, że w Rokosowie

poszczą i modlą się o chrzest Duchowy, sama zaczęła pościć i modlić się. I przez

dwa tygodnie siostrę Galas Bóg chrzcił Duchem Świętym. Pościliśmy nadal do

1949 roku. Jednej niedzieli zebraliśmy się na zgromadzenie we wsi Kriwa. Kiedy

zgromadzenie dobiegło końca, uklękliśmy do modlitwy, prosić Boga

o błogosławieństwo na drogę. Lecz w tym czasie Bóg nawiedził Duchem Świętym

jedną siostrę z naszego zgromadzenia – Annę Kudrun. Otrzymała ona chrzest

Duchowy i zaczęła mówić językami. W poniedziałek wieczorem zebraliśmy się u

niej w domu na modlitwę. Ledwie uklękliśmy, mam widzenie:

Przede mną stoi ogromne drzewo – całe w złocie. Jego gałęzie są cienkie

i długie, opuszczone w dół, jak u wierzby. Na gałązkach jest wiele liści, po trzy listki

razem. Patrzyłem w górę na to drzewo, kiedy nagle powiał lekki wiaterek i liście

zaczęły padać na moją głowę. Poczułem jakby prąd elektryczny przebiegł przez

moje ciało, od głowy do nóg. Następnie widzę dwie kobiety klęczące i modlące się

w innych językach.

Kiedy wstaliśmy od modlitwy, opowiedziałem widzenie i wszyscy bardzo się

ucieszyli. Byliśmy pewni, że Bóg chce ochrzcić nas Duchem Świętym. Tego

wieczoru dwie siostry Marta Gozdok i Maria Pop przyszły nocować do naszego

domu. Moja żona rozesłała łóżka na nocleg, lecz nikt nie mógł zasnąć. Wiele

rozmawialiśmy o Słowie Bożym i klękaliśmy do modlitw. Tak spędziliśmy czas do

rana. Rankiem całe zgromadzenie zebrało się w naszym domu i wspólnie

uklękliśmy do modlitwy. Podczas tej modlitwy Bóg nawiedził Duchem Świętym

siostrę Martę, a potem siostrę Marię. Następnie Bóg ochrzcił Duchem Świętym

mojego brata Iwana i jego żonę Annę, która otrzymała proroctwo. Zostało

powiedziane: „Bóg uczynił ten dom domem Korneliusza, kto wejdzie do niego

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

69

w ciągu trzech dni, będzie ochrzczony Duchem Świętym.” Potem została

ochrzczona czwarta siostra – nasza sąsiadka Maria Pawlij. Ona też otrzymała

proroctwo. Poprzez nią było wtedy powiedziane: „Wy, narodzie Mój, powinniście

rozróżniać czysty pokarm od nieczystego. Nie powinniście kalać się nieczystym

pokarmem. Czytajcie Izajasza 66, wiersze 15, 16, 17.”

Następnie została ochrzczona moja żona oraz siostra Julia Terpaj. Do obiadu

tegoż dnia było ochrzczonych Duchem Świętym dziewięć dusz. Kiedy córka

Wasylego Romana, Anna usłyszała, że w naszym domu zgromadzono się na

modlitwę i już ochrzczonych zostało dziewięć dusz, rzuciła pracę i od razu

pobiegła do nas. Po drodze rozmyślała: Nie jestem godna wejść do środka, stanę

w progu i będę się modlić.

Kiedy przyszła i uklękła przy progu, Bóg od razu ochrzcił ją Duchem

Świętym, zaczęła mówić językami i prorokować. Poprzez nią zostały powiedziane

takie słowa: „I ty, Mój narodzie, powinieneś uważać sobotę za błogosławiony,

chwalebny, święty dzień. I nie czynić w dzień sobotni żadnej pracy, a nabożnie

odprawiać zgromadzenie.”

Te słowa głęboko mnie zmartwiły, gdyż byłem bardzo stanowczo

przekonany, że sobota jest nie dla nas. W naszym regionie było kilku sobotników

i mówili mi o sobocie. Lecz ja byłem wielkim przeciwnikiem soboty, nawet słyszeć

o niej nie chciałem. Mówiłem, że sobota jest dla Żydów, a nie dla nas. Lecz teraz,

kiedy zostało wypowiedziane to proroctwo, głęboko zamyśliłem się i zacząłem

dokładnie badać Pismo Święte.

Wziąłem Biblię i otworzył mi się 56 rozdział księgi proroka Izajasza, od

czwartego do siódmego wersetu. Tak bowiem mówi Pan: „Rzezańcom, którzy

przestrzegają moich szabatów i opowiadają się za tym, co Mi się podoba, oraz trzymają się mocno mego przymierza, dam miejsce w moim domu i w moich murach oraz imię lepsze od synów i córek, dam im imię wieczyste i niezniszczalne. Cudzoziemców zaś, którzy się przyłączyli do Pana, ażeby Mu służyć i ażeby miłować imię Pana i zostać Jego sługami – wszystkich zachowujących szabat bez

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

70

pogwałcenia go i trzymających się mocno mojego przymierza, przyprowadzę na moją Świętą Górę i rozweselę w moim domu modlitwy. Całopalenia ich oraz ofiary będą przyjęte na moim ołtarzu, bo dom mój będzie nazwany domem

modlitwy dla wszystkich narodów”.

Przeczytawszy te wersety zrozumiałem, że sobota nie jest dana tylko

Narodowi Izraelskiemu, ale i poganom. Przeczytałem jeszcze 58 rozdział Izajasza,

od trzynastego do czternastego wiersza. Następnie z uwagą zacząłem studiować

Nowy Testament. Znalazłem w Dziejach Apostolskich fragmenty 13:42-45

i przekonałem się, że Apostołowie też świętowali sobotni dzień, a poganie prosili

ich, by nauczali także w kolejną sobotę. Następnie znalazłem w Dziejach wersety

16:13-16 oraz 17:2, 18:4 i na tym wersecie w szczególności się zatrzymałem. Tu

było napisane: A co szabat rozprawiał w synagodze i przekonywał tak Żydów, jak

i Greków. I otworzył mi Bóg oczy i zrozumiałem, dlaczego Bóg nie napisał na

papierze czy na desce Dziesięciorga Bożych Przykazań, a na kamiennych płytach.

A teraz Bóg napisał Dziesięcioro Przykazań na tablicach naszych serc. Tamtego

dnia gdy nadchodził wieczór, zebrało się w naszym domu mnóstwo ludzi,

mężczyzn i kobiet z dziećmi. I do rana wszyscy, którzy znajdowali się w naszym

domu, byli ochrzczeni Duchem Świętym. Nasze cztery dziewczynki też zostały

ochrzczone Duchem Świętym. Maria miała wtedy jedenaście lat, Julia dziesięć,

Malwina pięć, a Anna dwa latka. Następnego dnia rano po całej wsi rozniosła się

wieść, że u Michaila Palczeja dzieje się cud. I zebrali się wszyscy ludzie z naszej

wioski, wierzący i niewierzący, wszystkie władze wsi. Nikt nie poszedł do pracy.

Rada wiejska, szkoła, kołchoz były nieczynne. Wszyscy ludzie zebrali się wokół

naszego domu. Dom otoczony był przez drewniany płot i drzewa ogrodowe.

Ludzie, napierając na siebie połamali płot i drzewa, żeby tylko zobaczyć co dzieje

się wewnątrz domu. Przewodniczący rady wsi, przewodniczący kołchozu,

nauczyciele szkolni też tu byli. Zdecydowali wezwać milicję i KGB, żeby rozpędzić

ludzi i wysłać ich do pracy. Przybyła milicja i pracownicy KGB, i zaczęli rozpędzać

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

71

ludzi. Lecz ludzie płakali i nie chcieli się rozejść. Wszyscy myśleli, że nastał koniec

świata. Potem wezwali mnie i mówią:

– Rozprosz ludzi.

– Ja ich nie wezwałem i przeganiać nie będę. Wezwano was do

przywracania porządku, więc to róbcie – odpowiedziałem im.

– No dobra, Palczej, niech pan powie jak długo będzie to trwało?

– Łącznie trzy dni – odpowiedziałem.

Tam też znajdowali się lekarze, mąż i żona. Przewodniczący rady wsi zwraca

się do lekarza:

– Może oni stracili rozum. Proszę iść ich sprawdzić.

– Ja nie pójdę, niech żona idzie – odparł lekarz.

Podeszła do drzwi, które były otwarte i zobaczyła jedną kobietę, też lekarkę,

tamta śpiewała duchową pieśń w obcym języku. Kiedy zobaczyła tę śpiewającą

kobietę, stanęły jej w oczach łzy i wróciła się. Mąż pyta ją:

– To prawda, że oni postradali rozum?

– Chciałabym tak samo stracić rozum – odpowiedziała cicho.

Mąż zawstydził się przed przewodniczącymi, wziął ją za rękę i poszli do

domu.

Okna, drzwi w domu były otwarte. Ludzie z ulicy patrzyli przez okna, starali

się zobaczyć, co się dzieje w środku. Sekretarz rady wsi też patrzył z podwórka

przez kuchenne okno. W kuchni były same dzieci. Dzieci stały w kręgu i śpiewały

duchowe pieśni, a jeden dziesięcioletni chłopiec stał w środku i machał rękami jak

dyrygent chóru. Było dla nas wielkim zaskoczeniem, że dzieci tak pięknie śpiewają.

Kiedy sekretarz zobaczył dzieci, powiedział:

– Ciekawe, kto mógł nauczyć te dzieci tak wspaniale śpiewać. Przecież one

mają od dwóch do czternastu lat i wszystkie śpiewają. O starszych można

pomyśleć, że się nauczyły, ale kto mógł nauczyć te małe? Tu rzeczywiście była moc

Boża.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

72

Trwało to przez trzy dni, jak mówiło proroctwo. Ktokolwiek by wszedł do

domu, niewierzący czy wierzący – kajał się, wylewał łzy i był chrzczony Duchem

Świętym. Wszyscy czuli strach Boży. Po trzech dniach zaczęła się praca w radzie

wsi, kołchozie, szpitalu, dzieci poszły do szkoły. Lecz wieść ta rozniosła się po

całym Zakarpaciu. Wielu ludzi przyjeżdżało do Rokosowa żeby tylko popatrzeć,

lecz kajali się i Bóg chrzcił ich Duchem Świętym. Wielu otrzymywało pieśni i dary

duchowe. Trwało to cały 1949 rok, codziennie. Wielu otrzymywało uzdrowienie.

Zaczęto mnie coraz bardziej prześladować, gdyż odbywały się publiczne

zgromadzenia, chrzty wodą. Takie zgromadzenia miały u nas miejsce w 1949 roku

trzy razy. Za pierwszym razem zostało ochrzczonych w wodzie sto czterech ludzi,

drugim razem chrzciło się dziewięćdziesiąt sześć osób, a za trzecim razem –

osiemdziesiąt ludzi. Chrzest wodą odbywał się nad rzeką Tisą.

W tamtym czasie Bóg pouczał nas i odkrywał nam to, co się zdarzy, i to się

spełniało. Pewnego dnia, kiedy zebraliśmy się na zgromadzenie, przychodzi do

naszego domu naczelnik rejonowego urzędu skarbowego z naszym

przewodniczącym rady wsi i jeszcze z jednym finansistą. Lecz dom był wypełniony

ludźmi i nie mogli wejść. Wtedy wywołali mnie na zewnątrz i pytają:

– Czy pan jest gospodarzem domu?

– Tak.

– Jaką macie muzykę? Orkiestrę dętą, gitary, akordeon, czy coś jeszcze?

– Nie mamy żadnych instrumentów muzycznych. To lud Boży śpiewa.

– Co mnie pan okłamuje, słyszeliśmy, że macie instrumenty muzyczne

wszelkiego rodzaju.

– Dlaczego to zatajacie i nie chcecie powiedzieć prawdy? – upierał się

przewodniczący.

– Proszę wejść do domu i zobaczyć, co tam jest, a czego nie ma –

odpowiedziałem.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

73

Do domu nie weszli, ale poszli do domu mojego brata Iwana. Tam

sporządzili protokół i nałożyli podatek na cztery domy: na nasz dom, na dom

Andreja Pawlija, na dom Stiepana Koguta i Wasilija Romana. Na każdy dom po

tysiąc dwieście rubli. Kiedy przysłano płatność, pojechałem do przewodniczącego

komitetu rejonowego, z którym się znałem. Kiedy wszedłem do jego gabinetu,

zamknął drzwi na klucz, żeby nikt nie przeszkadzał nam w rozmowie.

– Niech pan mówi, w jakiej sprawie pan do mnie przyszedł.

– Po pomoc. Na nasze domy nałożono duży podatek, po tysiąc dwieście

rubli na rodzinę.

– W tej sprawie nie mogę panu pomóc – odpowiedział. – Chyba że

wyciągnę pieniądze ze swojej kieszeni i dam panu, ponieważ radzieckie prawa są

takie, że to, co napisane piórem, wołem nie wyciągniesz.

Była u nas jedna wierząca Rosjanka, lekarka. I jej się pytałem, gdzie napisać,

żeby anulowano podatek. Odpowiedziała dokładnie tak, jak przewodniczący

komitetu rejonowego, jakby się umówili. Byłem przekonany, że nikt nam nie

pomoże. Ponieważ nie mieliśmy jak zapłacić, wierzący z innego regionu przynieśli

nam pieniądze. W ciągu trzech dni trzeba było zapłacić podatek. Lecz wieczorami,

jak dawniej, zbieraliśmy się na modlitwę. I oto poprzez siostrę Marię Pawlij

następuje proroctwo: „Nie obawiajcie się, nie będziemy płacić ani kopiejki.” Ale

mieliśmy wielkie wątpliwości. Nie wiedzieliśmy, czy wierzyć temu, co zostało

powiedziane, czy nie. Nocą miałem sen, usłyszałem głos: „Musisz iść do władz

obwodu.” Obudziłem się. Rankiem mówię do żony:

– Muszę iść do władz obwodu, do Użhorodu.

Użhorod był ponad sto kilometrów od naszej wsi. Zabrałem wszystkie

płatności i poszedłem. Pomyślałem, żeby wstąpić do przewodniczącego komitetu

obwodowego. W centrum miasta pytam ludzi:

– Gdzie znajduje się komitet obwodowy?

– A do kogo chce pan iść?

– Do przewodniczącego.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

74

– Nie puszczą pana do niego, tam policja wpuszcza tylko z przepustkami.

Lecz ja poszedłem i nikogo przed sobą nie zobaczyłem. Nie wiem jak, ale

znalazłem się w gabinecie. Przywitałem się. Przewodniczący pyta mnie:

– W jakiej sprawie pan przyszedł?

– Przyszedłem z rejonu Chustskiego. Obciążono nas podatkiem po tysiąc

dwieście rubli, a ja nawet nie wiem za co.

– To niemożliwe – mówi. – Tu jest napisane, że ma pan po czterdzieści

tysięcy rocznego dochodu, i od tych czterdziestu tysięcy powinien pan zapłacić

tysiąc dwieście rubli podatku. Proszę powiedzieć, czym się pan zajmuje?

– Jestem zwykłym robotnikiem.

Pokiwawszy głową, długo mnie wypytywał czym się zajmuję. A potem

rzecze:

– To za to, że jest pan pastorem.

– Jeżeli rzeczywiście za to, że jestem pastorem, to dlaczego taki sam

podatek nałożono na te trzy domy? – i pokazuję mu płatności.

– A tego to ja już nie wiem.

– Nie otrzymuję od nikogo ani jednej kopiejki. Mam to, co zapracuję swoimi

rękami.

– A za co pan pełni posługę? – przerwał mi.

– Grobu Chrystusowego żołnierze pilnowali za pieniądze. Judasz nosił

sakiewkę, a potem się powiesił. A ja chcę żyć i służyć Chrystusowi.

Kontynuowaliśmy jeszcze rozmowę, po czym on rzecze:

– Proszę pójść na koniec tego korytarza, tam znajduje się okręgowy urząd

skarbowy i tam pan wszystko opowie tak, jak mi.

Zanim doszedłem do tego urzędu, on zadzwonił do nich i wszystko

opowiedział. Otwieram drzwi, a oni pytają mnie:

– Po co pan do nas przyszedł?

Zacząłem im opowiadać.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

75

– Dobrze, wszystko wiemy. Proszę napisać skargę na niesprawiedliwe

opodatkowanie i proszę ją do nas przynieść.

– Mogę od razu napisać?

– Za siebie pan może napisać, a za innych kto napisze? Proszę iść do domu,

jutro pan przyjdzie.

Przyjechałem do domu, napisałem skargi na niesprawiedliwe

opodatkowanie, a cała czwórka je podpisała. Na drugi dzień przyniosłem te skargi

do okręgowego urzędu skarbowego. Kiedy wszedłem do gabinetu, człowieka,

z którym rozmawiałem wczoraj nie było, a na jego miejscu siedział inny człowiek,

który zapytał mnie, po co przyszedłem. Mówię, że przyniosłem skargi, lecz

człowieka, któremu powinienem je oddać, nie widzę.

– Niech pan je da tutaj, położę je na stole pod szkłem, a jutro on tu będzie

i rozpatrzy pańskie skargi.

Sprzeciwiłem się. – Jutro już będzie za późno – powiedziano nam, że jeśli

jutro nie zapłacimy podatku, to sprzedadzą nasze domy.

– Proszę spokojnie iść do domu, nikt nie sprzeda waszych domów, a jeśli

przyjdą po pieniądze, to proszę powiedzieć, że był pan w okręgowym urzędzie

skarbowym.

Wróciłem do domu i nikt nas więcej o te pieniądze nie pytał. Minęły dwa

tygodnie i wezwano mnie do rejonowego urzędu skarbowego. Jak tylko tam

zaszedłem, od razu na mnie krzyknięto:

– To pan był w okręgowym urzędzie skarbowym?

– Byłem.

– To nic, podejdziemy pana z innej strony! Jest pan wolny!

Byliśmy bardzo wdzięczni Bogu za to, co powiedział i uczynił.

Z braćmi i siostrami w Chrystusie ze wsi Kusznica mieliśmy bliskie, dobre,

chrześcijańskie stosunki. Mimo że wieś ta znajdowała się daleko od naszej wioski,

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

76

wśród karpackich gór, nie było to jednak przeszkodą dla Ewangelicznej Nowiny.

W tej wsi wielu przyjęło Chrystusa jako osobistego Zbawiciela. Wielu było

ochrzczonych Duchem Świętym. Tutaj Bóg także przejawiał się w chwale i mocy

Ducha Świętego. W tej wiosce była jedna kobieta, opętana nieczystym duchem.

Kuszniccy bracia wezwali nas, żeby modlić się za nią. Z naszego zgromadzenia

przyszło troje osób: ja, Anna Roman i Wasilij Pawlij, którzy nie byli jeszcze żonaci.

Przyszliśmy i zebraliśmy się na modlitwę w domu brata Iwana Grecko. Bracia

wyszli, żeby zaprosić tę kobietę na modlitwę. Lecz ona nie chciała przyjść, i wtedy

bracia przyprowadzili ją siłą. Demon bardzo ją męczył. Odbierał jej rozum, nie

mogła wykonywać żadnej pracy. Uklękliśmy do modlitwy, lecz ona nie chciała

uklęknąć, a zaczęła podchodzić do każdego z braci, próbując dwoma palcami

wykłuć im oczy. Kiedy zobaczyliśmy, co chce zrobić, poprosiliśmy braci, by wyszli

do drugiego pokoju. Zostało nas tylko troje, i z nami ona uklękła. Zaczęliśmy

usilnie się modlić i wzywać imienia Jezusa Chrystusa lecz demon mówił: „Nie

wyjdę.” Znów zaczęliśmy się modlić, wzywaliśmy imienia Jezusa Chrystusa, ale

demon znów odpowiadał: „Nie wyjdę.” Wstaliśmy od modlitwy, żeby trochę

odpocząć i zaczęliśmy czytać fragmenty z Pisma Świętego o tym, jak Chrystus

wypędzał demony. Przeczytaliśmy ustęp, gdzie Chrystus po swoim

zmartwychwstaniu powiedział do uczniów: w imię moje złe duchy będą wyganiać,

nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie.

Znów uklękliśmy i zaczęliśmy się modlić. Ona także uklękła z nami.

Zaczęliśmy wzywać imienia Jezusa Chrystusa, nakazując demonowi, by wyszedł.

Kiedy to kontynuowaliśmy, demon pyta:

– A dokąd mam iść?

– Idź na miejsce bezludne! – mówimy.

Wtedy demon rzucił nią o ziemię. Kiedy wstała, zaczęła płakać i dziękować

Bogu za oczyszczenie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

77

Wkrótce po tym zdarzeniu, w sobotni dzień, dwoje wierzących, mąż i żona

przyprowadzili do nas do domu opętanego. Powiedzieli, że szatan bardzo go

męczy. Wraz z nimi i żoną zaczęliśmy modlić się i wzywać imienia Jezusa

Chrystusa. Demon rzecze: „Odchodzę.” Podziękowaliśmy Bogu, myśląc, że demon

odszedł. Mąż i żona poszli nocować do naszych sąsiadów, a ten człowiek został u

nas. Później przyszedł do nas jeszcze jeden gość na nocleg. Moja żona posłała mi

i jemu na poddaszu, a człowiekowi, za którego się modliliśmy, w innym miejscu –

na strychu na siano. Nie zdążyliśmy jeszcze zasnąć, kiedy demon zaczął muczeć jak

krowa, rżeć jak koń, kwiczeć jak świnia, szczekać jak pies, miauczeć jak kot. Do

tego tak głośno, że sąsiedzi dookoła nie mogli spać. Mój brat Iwan, który mieszkał

obok nas, bardzo się wystraszył i mówi do żony:

– Chodź ze mną do Michaila, powiemy, żeby przegonił tego opętanego

z podwórka. Bo jeśli do rana on u niego zostanie, to Michaila posadzą do

więzienia.

Wraz z bratem przyszliśmy do tego opętanego i zacząłem go prosić, by

zszedł ze strychu na siano, lecz on nie chciał. Zaczęliśmy go usilnie prosić i w końcu

zszedł. I od razu demon rzucił nim o ziemię. Zobaczyłem, że cała jego twarz była

we krwi. Moja żona szybko przyniosła wody, żeby się umył. Ale ze strachu

zapomniała przynieść ręcznik. Pobiegła po ręcznik, a on spostrzegł to i zbiegł

w dół do naszego ogrodu. A my za nim, żeby nic sobie nie zrobił. Tam demon

znów rzucił nim o ziemię, a potem uwolnił go. Wtedy zaczął płakać i dziękować

Bogu za uzdrowienie. Po tym wielokrotnie do nas przyjeżdżał i zawsze dziękował

za oczyszczenie.

W tym właśnie czasie nasza krewna została wystawiona na pokuszenie. Była

bardzo bogobojna, ochrzczona Duchem Świętym, lecz kiedy sama modliła się,

usłyszała głos do niej mówiący: „Nie wierz w Boga i Chrystusa, jeśli będziesz

wierzyć, przygotuj się na śmierć.” Początkowo nikomu niczego nie mówiła,

a zaczęła przygotowywać się do śmierci. Uszyła sobie nowe ubranie, przyszła do

nas i rzecze:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

78

– Umrę, cały czas do ucha mówi mi głos: „Nie wierz w Boga i Chrystusa, jeśli

będziesz wierzyć, przygotuj się na śmierć.” Już się przygotowałam. Lepiej umrę,

ale będę wierzyć.

– Siostro, nie wierz temu głosowi – mówię do niej.

Uklękliśmy i zaczęliśmy się modlić. Było nas troje: moja żona, ja i nasza

krewna. Podczas modlitwy podniosła wielki krzyk, tak że przestaliśmy się modlić.

Zwracam się do niej:

– Ty, siostro, nie krzycz, tylko wierz, że podczas tej modlitwy Bóg cię oczyści

i uzdrowi.

Znów zaczęliśmy się modlić, wzywając Jezusa Chrystusa na pomoc, a ona

oczyściła się i wyzdrowiała. Byliśmy bardzo wdzięczni naszemu Bogu. W naszej

wspólnocie była jeszcze jedna siostra, której głos powiedział przy modlitwie:

„Zamilcz, nie módl się.” Za każdym razem, kiedy przychodziła na zgromadzenie,

chciała ogłosić w zborze, żeby modlono się za nią. Lecz zgromadzenie się kończyło

i wszyscy rozchodzili się do domów, a ona dopiero w domu przypominała sobie

o swojej potrzebie. Ale tamtego razu po zgromadzeniu została u nas w domu.

Kiedy wszyscy się rozeszli, przypomniała sobie o swojej potrzebie i wszystko nam

opowiedziała.

– To nic, że wszyscy rozeszli się, najważniejsze, żeby nasz Bóg był z nami –

mówię do niej. – Musisz tylko uwierzyć, że podczas tej modlitwy Jezus Chrystus

przyjdzie do naszego domu i cię oczyści.

Uklękliśmy i wezwaliśmy Jezusa Chrystusa, i ona wyzdrowiała. Wszyscy

byliśmy bardzo wdzięczni naszemu Bogu. Wiele rzeczy Bóg uczynił nad nami,

zaszczepiając w sercach wiarę i nadzieję na nasze zbawienie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

79

Rozdział 10

ARESZTOWANIE

Co wieczór zbieraliśmy się na modlitwę. Podczas jednego z takich

wieczorów Rakuszcziniec, przewodniczący rady wsi, i jego sekretarz Tesliczko

chcieli przeszkodzić w naszym zgromadzeniu. Podszedłszy do naszego domu

słyszeli śpiew, modlitwę, rozmowy. A do domu w żaden sposób wejść nie mogli,

z powodu wielkich ciemności zupełnie nie potrafili znaleźć drzwi. Dopadł ich

strach i odeszli od domu. I mimo że mieszkali niedaleko od nas, to parę razy

przysiadali, żeby odpocząć. Po tym zdarzeniu Rakuszcziniec odmówił bycia

przewodniczącym. Opowiedział to wszystko w komitecie rejonowym.

Przewodniczący komitetu rejonowego zdecydował sam sprawdzić. Przyjechał

pewnego razu do naszej wsi, wziął Rakuszczińca i Tesliczkę, i razem przyszli do

naszego domu. Kiedy weszli, u nas odbywało się zgromadzenie. W tym czasie

Wasilij Palczej wstał do kazania. Przewodniczący komitetu rejonowego wyciągnął

rękę, żeby dosięgnąć Wasilija, lecz jego ręka zesztywniała i krzyknął:

– Ja się wam odpłacę za moją rękę! Skończcie to!

Ale myśmy kontynuowali zgromadzenie. Kiedy zobaczyli, że ich nie

słuchamy, zebrali się i wyszli. Potem znów wezwali Rakuszczińca do komitetu

rejonowego i powiedzieli:

– Proszę wybrać jedno z dwojga: albo dalej będzie pan przewodniczącym,

albo posadzimy pana do więzienia.

Tak oto Rakuszcziniec został przewodniczącym wsi. Kilka dni po tym wraz

z Rakuszczińcem jechaliśmy pociągiem do Chustu. Usiadł obok mnie i wszystko mi

opowiedział. Był dobrym człowiekiem, ale bał się też władzy. Wielokrotnie

napominał, że mnie aresztują, lecz ja nikomu o tym nie mówiłem. A poprzez

siostrę Marię Pawlij zostało powiedziane przez Ducha Świętego: „Michaile, ciebie

aresztują, będziesz tam cierpiał, i my tu będziemy cierpieli.” I tak prawie na każdej

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

80

modlitwie było to samo proroctwo. Już do tego przywykłem i nawet zacząłem

lekceważyć. Wreszcie mnie samemu zostało powiedziane poprzez własne usta:

„Ci, którzy cię aresztują, teraz znajdują się w tej wsi.” Tamtego dnia wybraliśmy się

w gości do wioski Kusznica, ponad pięćdziesiąt kilometrów od Rokosowa. Było

tam wyznaczone na niedzielę łamanie chleba. Pojechaliśmy tam jeszcze we

czwartek, żeby wziąć udział w trzydniowym poście, przygotować się do łamania

chleba. Był to rok 1950. Tam także znajdowały się osoby, chcące przyjąć chrzest

wodą. Modliliśmy się, żeby zostało powiedziane, kto powinien udzielić chrztu,

a kto powinien udzielić łamania chleba. I zostało wyjawione, że brat Iwan Radi

powinien udzielić chrztu, a ja powinienem dokonać łamania chleba.

Dwadzieścioro nas poszło nad rzekę, a reszta została na miejscu i kontynuowała

modlitwy. Kiedy chrzest się zakończył, wyszliśmy z wody i uklękliśmy na brzegu.

Podczas modlitwy miałem widzenie: ukazani byli ci, którzy mnie aresztują, bardzo

dobrze ich zapamiętałem – młodszy to porucznik KGB, a drugi w cywilu. Byłem

przekonany już na sto procent, że zostanę aresztowany. Wróciwszy na

zgromadzenie, wstałem i zacząłem mówić o umywaniu nóg, a Bóg znów ukazuje

mi widzenie: tego, komu będę umywał nogi. Zakończyłem kazanie, wziąłem

ręcznik, przepasałem się, nalałem wody do miednicy dla mężczyzn, a potem dla

kobiet. Kiedy wróciłem, brat Jura Kostraba, który ukazał mi się w widzeniu, już

siedzi, i jego nogi są w miednicy. Bardzo się uradowałem, że to, co zostało mi

ukazane, spełniło się. Kontynuowałem zgromadzenie. Zacząłem czytać Łukasza

rozdział 22:15. Wtedy rzekł do nich: Gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami,

zanim będę cierpiał. Jezus Chrystus po raz ostatni wraz z uczniami spożywał tę

Paschę, tak i ja z wami ostatni raz połamię ten chleb, przed moją męką. Wielu

zaczęło płakać, a niektórzy szeptali i nie uwierzyli. Kiedy łamanie chleba się

skończyło, jeden brat zaprosił nas do siebie na nocleg. Zaczął mnie bardzo

piętnować, mówiąc:

– Wszystko było w porządku, lecz nie trzeba było mówić, że przed twoim

cierpieniem, nie będziesz więcej łamał z nami chleba. A jeśli nie osądzą cię

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

81

w ciągu roku albo w ciągu dwóch lat, to nie będziesz mógł z nami uczestniczyć

w Pamiątce.

– Jak powiedziałem, tak właśnie się stanie. Gdy tylko pojadę do domu,

aresztują mnie – mówię mu.

Spędziliśmy tamtą noc w Kusznicy, a rano pojechaliśmy do domu. W domu

nie zdążyliśmy się z żoną przebrać, nie minęło pięć minut jak przychodzi posłaniec

z rady wsi i rzecze:

– Was trzech: Pawlija Andrija, Iwana – twojego brata i ciebie wzywają do

rady wsi.

Kiedy przyszliśmy do rady wsi, od razu poznałem tych dwóch, których

ujrzałem w widzeniu. Potem przyszedł sekretarz i mówi:

– Wezwaliśmy was przez pomyłkę. Idźcie do domu.

Wyszliśmy, a za nami przewodniczący, sekretarz i ci dwaj. Szliśmy z przodu,

a oni z tyłu, w odległości pięciu metrów. Iwan zapytał:

– Dokąd tych czworo idzie?

– Aresztować mnie – mówię.

Lecz Iwan nie uwierzył. Potem zobaczyliśmy stojącą na drodze ciężarówkę.

– Tym samochodem mnie zabiorą – powiedziałem.

Lecz Iwan zaśmiał się. Kiedy weszliśmy na naszą ulice, ci czworo dogonili

nas i zaczęli pytać, kto gdzie mieszka. Kiedy podeszli do mojego domu, znów

pytają:

– A tu kto mieszka?

– Tu mieszkam ja – mówię.

– Wstąpimy do pana.

– Proszę wejść do domu.

– Proszę pozwolić na przeprowadzenie rewizji, gdyż posiada pan broń.

Broni nie znaleźli, lecz znaleźli dwie wielkie Biblie, nie pamiętam już ile

Nowych Testamentów, śpiewniki i czasopisma. Potem razem związali całą tę

literaturę, a do mnie mówią:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

82

– Jest pan aresztowany.

– Pozwólcie mi pomodlić się z żoną i dziećmi – poprosiłem.

– Dostatecznie już się pan modlił – odpowiedzieli.

Żona i dzieci zaczęli bardzo płakać. Więc pożegnałem się ze swoją ukochaną

i czterema córkami, i zabrano mnie.

Doprowadzili mnie do samochodu, który stał na drodze. Tutaj też

przyprowadzili Annę Roman, młodą dziewczynę, i Michaila Czuchrjalię, młodego

chłopaka. Tym samochodem przywieziono nas do Chustu, do rejonowego

więzienia. Spędziliśmy tam jedną noc, a rankiem odwieziono nas do Użhorodu.

Wprowadzono do gabinetu naczelnika więzienia i naczelnika KGB. Tam

przeprowadzono rewizję. W mojej kieszeni znaleźli Nowy Testament i dwadzieścia

pięć rubli, które dała mi żona. Pozostałe dwadzieścia pięć zostawiła sobie. To

wszystko, co mieliśmy. Nowy Testament mi odebrali, a pieniądze oddali

młodszemu porucznikowi, żeby przekazał mojej żonie. Potem mnie rozebrali,

ubrania włożyli do mojego worka i nago zaprowadzili do celi. Wystraszyłem się, że

będę musiał przebywać nago. Kiedy wszedłem do celi, wszyscy ludzie byli tam

ubrani. Ludzie ci powiedzieli mi:

– Nie bój się, oni zanieśli twoje ubranie do wyparzenia.

Po jakimś czasie przyniesiono moje ubranie. Było na tyle gorące, że nie dało

się go wziąć do rąk. Zacząłem ubierać się, lecz wszystkie guziki z ubrania były

oderwane. Pierwszą więzienną noc spędziłem spokojnie. Drugiej nocy wzięto

mnie na przesłuchanie. Zapisali nazwisko, imię, adres. Zaczęli pytać, jakiej jestem

wiary. Następnie śledczy zapytał:

– Czy wasza wspólnota jest zarejestrowana w wydziale do spraw kultów

religijnych?

– Nie.

Następnie śledczy mówi:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

83

– Palczej, jeśli Amerykanie będą nacierać na Związek Radziecki, weźmie pan

broń do ręki? – spytał następny śledczy.

– Nie mam wrogów, a jeżeli bym miał, to trzeba by było się za nich modlić.

– Chce pan modlić się za tych, którzy odbierają pana dom i ogród?

– Nikt nie zabiera mi ani domu ani ogrodu.

– Trzeba pana posłać do Ameryki, tam pan zdechnie, jak pies, nie ma tam co

jeść, ludzie umierają z głodu, wielu żyje tylko trawą, jak bydło. Jest pan

antyradzieckim propagandystą – splunął na podłogę, potarł nogi. – Trzeba was

tępić, jak robaki.

Podczas dwóch godzin wiele mnie pytał i zapisywał. Potem eskorta

odprowadziła mnie do celi. Tyle co rozebrałem się i położyłem, za piętnaście

minut znów przychodzi eskorta i prowadzi mnie do śledczego. Jeszcze dwie

godziny rozmowy. Potem wypuścili na piętnaście minut i znów zabrali na dwie

godziny do śledczego. Trwało to całą noc. Takie noce miałem przez sześć tygodni.

W ciągu dnia znajdowałem się w celi, ale nie wolno było wtedy spać. Jeśli kogoś

znajdowano leżącego za dnia, to zamykano go w zimnej izolatce. Opadłem z sił,

bardzo osłabłem. Co dziesięć dni prowadzono nas do bani. Przychodzi naczelnik

więzienia i pyta:

– Kto odmówił bani?

– Ja.

– A dlaczego?

– Jestem wierzącym chrześcijaninem, zachowuję święty dzień sobotę

i żadnej pracy w sobotę nie wykonuję.

– Za to otrzymasz pięć dób karceru.

I wyszedł. Więźniowie powiedzieli mi, że to był naczelnik , i że to, co powie,

zostanie wykonane. Czekałem dzień, drugi, ale nie posłano mnie do karceru.

Codziennie prowadzono więźniów na piętnastominutowy spacer. Ja też

zawsze chodziłem na spacer, lecz kiedy nadeszła sobota, nie wyszedłem. Przyszła

straż i siłą wyciągnięto mnie na zewnątrz. Postawiono przy ścianie, która cała była

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

84

podziurawiona kulami. Tu postałem piętnaście minut i potem odwieziono mnie do

celi. Kiedy nadeszła kolejna sobota, zapytano mnie tylko:

– Palczej, będziesz wychodził na spacer?

– Nie.

Wszystkich jak zwykle prowadzono na spacer, a mnie zostawiano w celi

i zamykano drzwi. W tym czasie przyjechali świadkowie na konfrontację. Posłano

za mną straż, żeby doprowadzić mnie do śledczego. Przychodzi konwojent,

otwiera drzwi i znajduje mnie modlącego się na kolanach. Konwojent mówi,

żebym wstał. Lecz ja kontynuowałem modlitwę i nie wstałem. Wtedy wziął mnie

za kurtkę i zaczął potrząsać. Zobaczywszy, że mam zamknięte oczy i że

wypowiadam jakieś słowa, bardzo się przestraszył i pobiegł po lekarza. Kiedy

przyszła lekarka, skończyłem się modlić i już siedziałem. Weszła do celi.

– Dzień dobry! – powiedziałem.

– Dzień dobry.

– Co się stało? – pyta mnie. – Konwojent mówił, że miał pan zamknięte oczy

i nie chciał pan wstawać.

– Modliłem się i rozmawiałem z moim Bogiem. Teraz rozmawiam

z lekarzem.

Poklepała mnie po ramieniu i rzecze:

– Dobrze pan mówi, zuch.

I wyszła.

Siedzieliśmy w dwójkę w jednej celi z bratem Jurą Samorygą i śpiewaliśmy

półgłosem psalm. Strażnik otwarł okienko na drzwiach i zapisał nasze nazwiska.

Rankiem wezwano naczelnika więzienia i skazano mnie na trzy doby, a Samorygę

na pięć dób izolatki. Posadzili go w jednej izolatce, a mnie w drugiej. Przynoszą mi

szklankę zimnej wody, sto gram czarnego chleba i mówią:

– To dla ciebie na dobę.

Wypiłem wodę, a chleb położyłem na zimny grzejnik. W izolatce osoba

powinna stać cały dzień. Nie można oprzeć się o ścianę, bo jest zimna jak lód.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

85

Podłoga jest z betonu. Na noc do izolatki cztery osoby przynoszą ciężkie,

drewniane łóżko, jak pryczę. Łóżko bez materaca i bez żadnej pościeli – jedynie

gołe deski. Do rana na tym łożu można leżeć albo siedzieć. O szóstej wynoszą ten

leżak. Potem przynoszą kawałek czarnego chleba i szklankę zimnej wody. Strażnik

zauważył, że nie zjadłem chleba.

– Dlaczego nie zjadł pan chleba? – pyta.

– Nie jestem głodny – odparłem.

Wziąłem drugi kawałek chleba i położyłem na grzejniku. Trzeciego dnia

strażnik przyszedł z oficerem. Zobaczyli dwa kawałki chleba.

– Dlaczego nie je pan chleba? – pytają.

– Nie jestem głodny.

Wtedy jeden do drugiego mówi:

– Już trzecią dobę niczego nie je.

Gdy przyszedł wieczór, odprowadzono mnie do celi.

W celi było nas dziesięć osób. I dziewięcioro paliło. Znajdował się tam

duchowny Kościoła Prawosławnego, redaktor gazety, naczelnik stacji kolejowej,

dyrektor szkoły dla głuchoniemych, przewodniczący komitetu rejonowego, i inni.

Wszyscy chcieli mnie poczęstować papierosem. Odmówiłem, a oni dziwili się,

czemu nie palę. Odpowiadałem im:

– Bóg rzekł do Mojżesza: Uczyń sobie kadzielnicę, włóż do niej rozżarzone

węgle i wsyp przyjemnych wonności [kadzideł]. A poprzez proroków Bóg mówił:

Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu – mimo że okadzano kadzielnicą w świątyni.

Apostoł Paweł mówi: Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży

mieszka w was? Skoro Bogu było obrzydliwością palenie wonności w świątyni, to

czy dla Boga jest korzystne, że palimy ohydne rzeczy, które przynoszą szkodę

naszemu zdrowiu.

I mimo że wielu z siedzących w celi było grekokatolikami, wszyscy rzucili

palenie. Mówiłem wiele z Pisma Świętego. Ponieważ był z nami duchowny, pytali

go:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

86

– Dobrze Misza mówi?

– Tak, tak jest napisane w Biblii – potwierdzał kapłan.

Wszyscy bardzo lubili słuchać tego, co napisane w Biblii. Lecz kiedy śledztwo

kończyło się, wezwano mnie na konfrontację z przewodniczącym naszej wsi,

Rakuszczińcem i sekretarzem Tesliczką. Kiedy konwojowany wszedłem do

gabinetu śledczego, kazano mi jak zwykle usiąść w kącie z rękami do tyłu. Śledczy

spytał naszego przewodniczącego oraz sekretarza:

– Czy pan zna tego człowieka?

– Jakże mam nie znać, był u nas przykładnym człowiekiem.

Śledczy zapytał:

– Co pan może powiedzieć o Palczeju?

Pierwszy zabrał głos sekretarz.

– Wiemy co o nim powiedzieć. W naszej wsi nie ma człowieka, na którego

bardziej można by się było zdać. On bardzo wiele pomagał w naszej wiosce we

wszystkich pracach, jakie tylko mu proponowano. Po zakończeniu wojny, gdy

Węgrzy wycofywali się i wysadzili trzy mosty kolejowe, rada wsi wybrała go, by

zarządzał budową tych mostów. Codziennie posyłaliśmy po pięćdziesięciu ludzi na

budowę. I w ciągu czterdziestu dni pod jego kierownictwem praca ta była

wykonana.

Śledczy zaprzestał pytać przewodniczącego i mówi:

– Dzięki mu za to, że jest dobrym człowiekiem; tak wiele uczynił dla waszej

wsi, dzięki mu za to również. A za to, że nie rejestruje kościoła, nie chce pracować

w sobotę i modli się w różnych językach – za to będziemy go sądzić. Jeśli teraz

przed panem złoży obietnicę, że się wyrzeka tego wszystkiego, zarejestruje

kościół, jak zrobili to wszyscy inni, to my od razu go uwolnimy, i z panem wróci do

domu.

– Bóg wezwał mnie do siebie nie po to, żebym się Go wyrzekał, a po to,

żebym Mu służył i odziedziczył to, co przygotował – odpowiedziałem.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

87

Potem do gabinetu wezwano starszego śledczego KGB, i ten przez długi czas

przekonywał mnie, żebym się zgodził. Lecz ja odmawiałem. Wtedy mówi:

– Powinien pan podpisać, że jest pan antyradzieckim propagandystą.

– Nie jestem żadnym propagandystą, jestem chrześcijaninem i podpisywać

nie będę.

– Modli się pan „Ojcze Nasz”?

– Tak, gdyż tę modlitwę Chrystus pozostawił wszystkim, by się modlili.

– Zatem jest pan antyradzieckim propagandystą. Mówi pan „Bądź wola

Twoja”, a my chcemy, żeby wola była nasza. Mówi pan: „Przyjdź królestwo Twoje”,

a my chcemy, by królestwo było nasze, a nie Boże.

– Nie wiedziałem, że ludzie, którzy modlą się „Ojcze Nasz” są

antyradzieckimi propagandystami.

Potem przynosi stertę papierów i pokazuje mi.

– W pana sprawie toczy się śledztwo od 1934 roku, od czasu, kiedy stał się

pan wierzący.

Następnie zaprowadzono mnie do innego gabinetu, sfotografowano

i chciano jeszcze pobrać odciski palców. Lecz odmówiłem. Wtedy dwoje

konwojentów chwyciło mnie od tyłu za ręce i zaczęło ciągnąć, dopóki nie upadłem

na podłogę. Potem wsparli się kolanami o moją pierś i zaczęli dusić. Była tam

lekarka. Zobaczyła, że długo mnie duszą i powiedziała:

– Dosyć. Podnieście go.

Podnieśli mnie, bo sam nie mogłem wstać. Potem jeden złapał mnie za rękę

powyżej łokcia, drugi poniżej i zaczęli tak ściskać, że ręka stała się nieruchoma.

W ten sposób zdjęli odciski palców i położyli moją rękę na protokole. I mówią do

mnie:

– Mimo wszystko złożył pan odciski palców.

– Nie ja złożyłem, a wy – odparłem.

– Protokoły na śledztwie pan podpisał?

– Nie podpisałem ani jednego protokołu.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

88

– A dlaczego? – pyta.

– Kiedy mojego Pana Jezusa Chrystusa skazano na śmierć, nie podpisywał

protokołów, ja też nie podpisałem.

Po tym odprowadzono mnie do celi. Było to we wtorek. Z powodu

przemocy konwojentów moje ręce i wszystkie wnętrzności bolały dwa tygodnie.

Za trzy dni, to znaczy w piątek, otrzymałem z domu porządną paczkę.

Wszystko, co w niej było, odłożyłem do worka. Lecz wieczorem przychodzi

konwojent do mojej celi i mówi:

– Palczej, zabieraj swoje rzeczy i wychodź.

Wyszedłem, ale bez rzeczy.

– A rzeczy? – pyta.

– Nie noszę rzeczy w sobotni dzień, a teraz już nastała sobota.

– Zabieraj swoje rzeczy! – powtórzył dwa razy.

Lecz ja nie brałem.

– Ręce do tyłu, naprzód marsz! – rozkazał.

Poszliśmy korytarzem i weszliśmy do gabinetu, gdzie siedzieli już dwaj

oficerowie KGB. Popatrzyli na mnie i pytają:

– Gdzie są twoje rzeczy?

– Dziś jest sobota, w święty dzień sobotni nie noszę rzeczy.

Kazali konwojentowi odprowadzić mnie po nie. Przyprowadził mnie do

mojej celi i pyta:

– Gdzie są twoje rzeczy?

Wskazałem na worek i powiedziałem:

– Dziś nie będę go nosił.

Kilka razy próbował mnie zmusić, bym go niósł, lecz ja odmówiłem. Wtedy

wziął worek za sznurek i sam poniósł. Kiedy weszliśmy do gabinetu i oficerowie

zobaczyli, że konwojent niesie worek, zaczęli się bardzo śmiać.

– Dlaczego ty przyniosłeś jego rzeczy?

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

89

– Rozumiesz – odpowiada konwojent – jest sobotnikiem, nie wolno mu

dzisiaj nosić.

Pytali, pisali, a potem kazali mi wstać.

– Zabieraj rzeczy i wychodź!

– Ja ich tutaj nie niosłem i stąd ich nie będę zabierał – odpowiedziałem.

Wtedy konwojent wziął worek i wyszliśmy na zewnątrz. Tam czekał na mnie

samochód więzienny. Konwojent rzucił mój worek do innych pięciu worków, które

już tam leżały. Wszystkim nam kazano usiąść na podłodze plecami do rzeczy i nie

rozmawiać. Po jakimś czasie przywieziono nas do innego więzienia. Samochód się

zatrzymał, rozkazano nam:

– Zabierajcie rzeczy i wychodźcie.

Każdy wziął swoje rzeczy, a moje zabrał konwojent, i poszliśmy. Zaprowadził

nas do pomieszczenia i przekazał innemu konwojentowi. Potem każdego z nas

posadzono do kabiny z desek o wysokości człowieka i szerokości osiemdziesięciu

centymetrów. Spędziliśmy tam około godziny, następnie przychodzą po nas

z więzienia. Wszyscy zabrali swoje rzeczy, a ja wyszedłem bez. Konwojent mówi:

– Zabieraj rzeczy!

– Nie noszę rzeczy w dzień sobotni.

– A kto je tu przyniósł? – pyta.

– Konwojent.

Wtedy wziął moje rzeczy, przyprowadził nas i posadził każdego do

oddzielnego karceru. Byłem w karcerze do soboty popołudnia. Przyszedł

konwojent i mówi:

– Zabieraj rzeczy, wychodź!

Wyszedłem, ale bez rzeczy. Temu konwojentowi też powiedziałem, że nie

noszę rzeczy w sobotę. Bez zastanowienia wziął je i zaprowadził mnie do innego

konwojenta, który przeprowadzał rewizję. Ten konwojent, kiedy usłyszał, że

jestem sobotnikiem i w sobotę nie noszę rzeczy, nie zaczął mnie przeszukiwać,

a wziął mój worek i zaprowadził mnie do gabinetu, gdzie siedziało kilkoro z KGB.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

90

Kiedy zobaczyli konwojenta z workiem na ramieniu, głośno się roześmiali,

a następnie pytają:

– Co jest, dlaczego przyniosłeś jego worek?

– On nie może w sobotę, rozumiecie, a dziś sobota, i powinniśmy nosić za

nim.

– To nic, stąd sam poniesie – odpowiedzieli.

Kiedy byłem u nich na przesłuchaniu słońce już zaszło i sobota się

skończyła. Lecz ja nic im nie mówiłem. A kiedy chcieli mnie wysłać do celi, wezwali

jeszcze jednego konwojenta. Na moim worku był długi sznurek. Jeden z nich wziął

worek i trzymał za mną, a drugi tym sznurkiem przywiązał go do mnie,

przeplatając sznurek przez każdą dziurkę u marynarki. Kiedy worek był dobrze

przywiązany, rozkazali:

– Ręce w tył, naprzód marsz!

Konwojent doprowadził mnie do celi, gdzie znajdowało się jedenaście osób.

Kiedy tam wszedłem, wszyscy skierowali na mnie spojrzenia. Pomyśleli, że konwój

przyprowadził do nich jakiegoś obłąkanego. Odwiązałem worek, ukląkłem

i modlitwą zakończyłem sobotni dzień. Ci ludzie nie spuszczali ze mnie wzroku.

Kiedy się pomodliłem, rozwiązałem worek i zacząłem rozdzielać po równo

wszystko, co tam miałem. A miałem czerwoną paprykę, ciastka i ziarna orzechów

włoskich. Wszystko to rozłożyłem na szafkach nocnych, podszedłem do swojej,

pomodliłem się stojąc i zacząłem jeść. Obok mnie było łóżko jakiegoś oficera. Pali

i patrzy na mnie. Póki jadłem, nic do mnie nie mówił. A potem zaczął zadawać

pytania:

– Dlaczego nie żegnacie się ręką?

– My, wierzący, rękami się nie żegnamy.

Zaproponował papierosa.

– Wierzący nie palą – powiedziałem.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

91

I tak cały wieczór mówiłem z nim o Piśmie Świętym. Położyliśmy się spać.

Łóżko oficera od mojego dzieliła szafka nocna, a swoje łóżko dzieliłem z innym

człowiekiem. I ten człowiek szepcze mi do ucha:

– Więcej niech pan nie rozmawia z tym oficerem, gdyż wszystkich nas już

bił. Nawet zwierzchnictwo nie przychodzi do naszej celi, bo wszystkich bije.

Wszyscy się go boją. Czekaliśmy, aż zacznie bić pana i nas. Ale jutro się pan nie

uchowa, żeby pana nie pobił.

Rano, kiedy wstaliśmy i umyliśmy się, oficer ten podszedł i usiadł na moim

łóżku obok mnie. Pomyślałem, że przyszedł mnie bić. Lecz on mówi:

– Tej nocy miałem cudowny sen. Może mi pan go objaśnić?

– Nie mam takiego daru, by objaśniać sny – odpowiedziałem. – Taki dar

miał prorok Daniel, który objaśniał sny królowi Nabuchodonozorowi. Dokładnie

opowiedziałem mu o Danielu tak, jak zostało napisane. Potem opowiedziałem mu

o Józefie, kiedy był zamknięty w lochu, a następnie, jak wyjaśniał sny egipskiemu

faraonowi, po czym stał się wielkim człowiekiem w Egipcie. Lecz kiedy

skończyłem, mówi do mnie:

– Jaki z pana wierzący, skoro nie może mi pan wyjaśnić snu? Ja sam coś

rozumiem, ale nie wszystko.

– Proszę powiedzieć – mówię – jaki miał pan sen?

– Widziałem we śnie, że znajduję się w kajucie bez okien, bez drzwi, bez

sufitu, w błocie po kolana. Mam jedno zajęcie: biorę obiema rękami jedną nogę

i wyciągam ją z błota, potem biorę drugą i robię to samo. Ale kiedy wyciągnę

drugą nogę, pierwsza zapada się w błoto. Takie mam zajęcie, w żaden sposób nie

mogę wyciągnąć nóg z błota. Bardzo się zmęczyłem. Potem patrzę w górę i widzę

kobietę, stojącą nad tą kajutą. Ona pyta mnie: Pragniesz wyjść z tego błota?

Mówię: Tak, ale jak mogę wyjść z takiego głębokiego błota? Kobieta rzecze do

mnie: Wyciągnij ręce do góry. Wzięła mnie za obie ręce i wyciągnęła w górę.

Potem zaprowadziła mnie do dwóch rzek, i była tam łódka. Mówi: Wsiądź do

łódki. I podała mi wiosło. A teraz: wiosłuj!. Popłynąłem rzeką i obudziłem się. Ja

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

92

rozumiem w ten sposób: głęboka kajuta to moje położenie bez wyjścia. Błoto po

kolana – moje grzechy. Tamta kobieta, która wyciągnęła mnie z błota – to wasz

Bóg posłał pana do mnie, żeby uwolnić mnie od grzechu. Lecz nie rozumiem, co

oznaczają te dwie rzeki i łódka.

– Dwie rzeki to dwa Testamenty: Nowy i Stary. A łódka – to kościół. Kiedy

Bóg uwolni pana z więzienia, powinien pan dołączyć do prawdziwego Kościoła

Bożego i płynąć z Bożym prądem. Wstał i znów usiadł.

– A kiedy się pan modli? – zapytał. – Kiedy chodzi pan spać, wstaje i je?

– Kiedy chcę spać – odpowiedziałem – to modlę się, żeby Bóg

pobłogosławił mnie na tę noc i dziękuję za przeżyty dzień. Rano dziękuję Bogu za

minioną noc i proszę Boga o błogosławieństwo na nadchodzący dzień. Dziękuję

Bogu za pokarm i proszę Go o błogosławieństwo pokarmu.

– Proszę nauczyć mnie modlić się – poprosił.

– Jeśli trzeba byłoby panu o coś poprosić naczelnika, to czy pytałby pan

kogokolwiek, jak należy zapytać?

– Wiem jak prosić naczelnika, jednak modlić się nie potrafię.

– Nasz Bóg jest taki – mówię mu – czego ci trzeba, proś Go o to.

Wstał, poszedł w kąt, podniósł ręce do góry i zaczął się modlić. Modlił się

długo, a kiedy wstał, podchodzi do mnie, bierze mnie i obejmuje obiema rękami,

cały we łzach.

– Bracie, Bóg nauczył mnie się modlić.

Wszyscy ludzie w celi milcząc patrzyli na nas z wielkim zdziwieniem. Potem

oficer podszedł do swojej szafki, która cała była zawalona papierosami i mówi do

jednego człowieka:

– Iwanie Iwanowiczu, zabieraj papierosy!

– Jasne, ja zabiorę a ty potem mi mordę obijesz? – odpowiada tamten.

– Od teraz nie będę bił nikogo i dopóki tu jestem w mojej szafce nie będzie

papierosów.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

93

Spędziliśmy tylko tydzień razem w jednej celi. I w ciągu tego czasu nie

odstępował mnie na krok. Dniem i nocą chciał słuchać Pisma Świętego. W końcu

wezwano mnie do miasta Berehowo na sąd. Sądzono nas pięcioro: mnie, Michaila

Czuchrialię, Annę Roman z Rokosowa, Iwana Griecko, Jurę Samorygę z Kusznicy.

Wezwano dwudziestu świadków, których długo przepytywano, próbując wydusić

z nich jakiś zarzut przeciwko nam. Lecz wszyscy świadkowie, prócz jednego,

mówili w naszej obronie. Co prawda nikt na to nie zwracał uwagi. Ogłoszono

wyrok – rozstrzelanie dla wszystkich pięciorga! Potem wyrok zamieniono na

dwadzieścia pięć lat zesłania do obozów i pięć lat pozbawienia praw wraz

z konfiskatą majątku. W Beherowie była też moja żona. Konwój nie dopuszczał do

nas blisko ludzi. Lecz moja żona widziała samochód, którym nas przywieziono,

zdobyła się na odwagę i podbiegła do mnie. Pocałowała mnie na pożegnanie

i powiedziała:

– Niech Bóg cię błogosławi! Mężniej i módl się.

Tak oto moja żona została sama z czterema córkami, które trzeba było

ubierać, karmić i wychowywać. Nie było gdzie podjąć pracy. We wsi znajdował się

tylko jeden kołchoz, gdzie zaczęła pracować od świtu do zmierzchu, zostawiając

dzieci same w domu. Dla mojej rodziny rozpoczęło się bardzo trudne życie. Ucisk

był ze wszystkich stron. Radość mieli tylko w Bogu. Moja żona bardzo lubiła się

modlić i kochała ludzi bogobojnych. Obok nas mieszkała Maria Pawlij, która miała

dar prorokowania, i moja żona wraz z nią spędzała dużo czasu na modlitwach. Bóg

poprzez Marię często ją pouczał, pocieszał, wskazywał. Miała jeszcze bliską

koleżankę, żonę brata Julię Mondicz. Obie pracowały w kołchozie i były sobie

bardzo bliskie. Lecz brat pojechał na Sachalin do pracy i za jakiś czas ściągnął żonę

z dziećmi do siebie. Tam zaczął pracować w kopalni, dobrze mu płacono. Ale Jona,

brat mojej żony, nie zapominał o swojej siostrze i dzieciach. Wraz z żoną wysyłał

paczki z materiałami, które można było sprzedać i uszyć odzież dla dzieci. Moja

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

94

żona umiała szyć dla innych, czym mogła coś zarobić na utrzymanie. Inni wierzący

też starali się pomóc mojej rodzinie w tym trudnym, głodnym czasie. Ojciec

Michaila Czuchriali, którego syna sądzono wraz ze mną, nie omijał mojego domu,

a często wysyłał swoich dwóch synów, by pomogli mojej żonie przy jakichś

męskich zajęciach. Moja żona była bardzo pracowita i sama starała się robić

wszystko, co tylko mogła. Wychowując dzieci przyuczała je do pracowitości

i bogobojności. Często wstawała nocą i modliła się sama. Dzieci budziły się i pytały

ją:

– Mamo, dlaczego ty płaczesz?

– Ja nie płaczę, dzieci, rozmawiam z Bogiem – odpowiadała.

Bóg często ostrzegał ją w snach. Otrzymała od Niego dar pieśni duchowych,

z których czerpała wielką radość. Czasami śpiewała po dwie, trzy godziny, klęcząc

na kolanach. Dzieci bardzo lubiły sąsiadkę Browdikę, którą nazwały babcią. Była

wdową, ale starała się pomagać wszystkim potrzebującym, oddając swoją ostatnią

rzecz. Cieszyła się, że moje dzieci ją kochają, że są bogobojne.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

95

Rozdział 11

OBÓZ W WORKUCIE

Po procesie przywieziono mnie z powrotem do więzienia okręgowego,

gdzie spędziłem jeszcze kilka tygodni. Po tym zebrano nas w celi przejściowej,

gdzie spędziliśmy dwa dni. Tu też nie przestawałem mówić o zbawieniu Bożym.

Jeden człowiek poprosił, że chciałby coś powiedzieć.

– Widziałem wielu wierzących i rozmawiałem z nimi, ale takiego wierzącego

jak ten, co był ze mną w celi, jeszcze nie spotkałem. Co ma nastąpić jutro, Bóg mu

we śnie objawia, a on opowiada nam rano. I to, co powie, spełni się. Kiedyś rano

wstał i mówi do nas: Moskwa osądziła mnie zaocznie, dali mi dziesięć lat. Kiedy po

południu u drzwi dał się słyszeć szum, mówi: To do mnie idą odczytać wyrok. Tak

dokładnie się stało, odczytali mu wyrok: dziesięć lat zsyłki w obozie! I wyszli. A on

poszedł w kąt i ze łzami w oczach zaczął się modlić i dziękować Bogu, także my

wszyscy – wierzący i niewierzący zaczęliśmy się modlić wraz z nim. Widzieliśmy, że

z nim przebywa Bóg.

Zapytałem tego człowieka:

– A jego nazwiska nie zna pan przypadkiem?

– Tak! Znam, Rodion Iwan Iwanowicz.

Na te słowa przeszył mnie dreszcz. Z radości pojawiły mi się łzy w oczach,

przecież to ten sam oficer, z którym spędziłem tydzień w jednej celi. Więcej go nie

widziałem, dopiero teraz o nim usłyszałem.

Potem odwieziono nas do Lwowa do punktu tranzytowego. Przybyliśmy

tam po południu i posadzono nas w dużej celi z gołą, betonową podłogą. Jak

zawsze zacząłem rozmawiać z ludźmi o Piśmie Świętym. Ale jeden Ukrainiec

przybiegł do mnie i mówi:

– Ja ci zaraz pokażę, porzuciłeś naszą wiarę ukraińską i głosisz sobotnicką.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

96

Sam nie wiedział, co mówi, bo nie ma wiary ukraińskiej. Wiara jest tylko

jedna – Boża. Kiedy zamierzył się, by mnie uderzyć, pewien bogobojny Ukrainiec,

wziął go za rękę i mówi:

– Co ty robisz? Ten człowiek mówi całkowitą prawdę, a ty niczego nie

rozumiesz. Słuchałbyś i milczał.

I w nic się więcej nie mieszał. Potem zaczęli częstować mnie papierosami,

lecz ja powiedziałem, że wierzący nie palą i zacząłem im o tym mówić odwołując

się do Biblii.

– Jeśli zaproponowanoby wam talerz jedzenia, zmieszanego z papierosami,

jedlibyście to?

– Nie.

– A dlaczego?

– Ponieważ to nie jest czyste jedzenie.

Kontynuowałem z nimi rozmowę. Następnie tamten człowiek, który wstawił

się za mną, mówi:

– Do tej pory paliłem, bo nie wiedziałem, że to plugastwo, ale od teraz nie

będę więcej palił.

Miał na imię Nikolaj Palianica.

Gdy nadeszła noc, przyniesiono nam drewniane tablice. Konwojent

wydawał każdemu po kolei, ale gdy przyszła moja kolej, mówi:

– Koniec, nie ma więcej tablic.

Milcząc, odszedłem od drzwi, myśląc, że przyjdzie przestać całą noc. Lecz

kiedy wszyscy ułożyli się na swoich deskach, Nikolaj Palianica mówi do

współmieszkańca swojej wsi:

– Złóżmy swoje tablice razem i śpijmy w trójkę, bokiem, bo temu

człowiekowi nie dano tablic.

Tak oto spędziliśmy tamtą noc. Na drugi dzień przeniesiono nas do innej

celi, gdzie były podwójne prycze. Tam można już było usiąść i odpocząć. W tej celi

spotkałem dziesięciu duchownych kościoła greckokatolickiego. Wśród nich

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

97

znajdował się też prawosławny duchowny, z którym byłem w jednej celi

w Użhorodzie. Wszystkim opowiedział o mnie. Gdy przyszedł wieczór, duchowni

odprawili zgromadzenie. Kiedy ich zgromadzenie się skończyło, mówią do nas:

– Wy także możecie odprawić swoje zgromadzenie.

Wstaliśmy, odśpiewaliśmy krótki psalm Dawida, następnie uklękliśmy,

pomodliliśmy się. Po modlitwie Jura Samoryga wstał do kazania, ja po nim,

i modlitwą zakończyliśmy zgromadzenie.

Wszystkich nas w celi było około stu osób. Spędziliśmy tam kilka dni. Po tym

odwieziono nas na stację kolejową i zaczęto ładować do wagonów towarowych,

jak bydło. Cały eszelon. W każdym wagonie były dwupiętrowe prycze z gołymi

deskami. Jechaliśmy bez przesiadek jedenaście dób. W każdym wagonie było tak

wiele ludzi, że na pryczach mogli spać tylko bokiem i to nie wszyscy. Co stację do

wagonu wchodził konwojent, dniem czy nocą, każdego człowieka rozbierał

i obszukiwał. Pewnego razu miałem sen z nazwą miasta, do którego nas wiozą,

wstałem i chciałem zapisać nocą, ale ponieważ nie było na czym, to zapisałem na

kawałku mydła. Rano nawiązała się rozmowa o tym dokąd nas wiozą, wymieniano

różne miasta. Powiedziałem, że wiem dokąd i pobiegłem po mydło, jednak ktoś

już go używał i nazwa się starła. Potem jeden człowiek wymienił miasto Workuta,

przypomniałem sobie i powiedziałem: Tak, Workuta. Nasz eszelon wysłano na

wschód do miasta Workuta.

Jednej z tych nocy miałem sen: wisiała nade mną torba, a w niej dwanaście

jabłek. Jedne jabłka są dojrzałe, czerwone, a drugie – zielone. I był głos mówiący

do mnie: „Tam, dokąd jedziesz spotkasz dwunastu wierzących braci.” Następnie

widzę kolej jadącą po zamkniętym okręgu i na niej wagon-platformę, na której się

znajduję. Wokół nie było ani jednego drzewa, same krzaki.

Jedenastej doby nasz eszelon przybył do Workuty. Odwieziono nas do

obozu, gdzie znajdowali się już inni więźniowie. My troje – ja, Michail Czuchrialia

i Jura Samoryga trafiliśmy do jednej celi. Niebawem przychodzi do nas trzech

wierzących braci z tego obozu i pytają:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

98

– Jest pośród was syn Abrahama?

Bardzo się ucieszyłem.

– Tak, są trzej synowie Abrahama.

Niewierzący nie zrozumieli, o czym my mówimy.

– Wśród was są jeszcze wierzący? – zapytałem.

– Tak, są, ale ilu, nie wiemy dokładnie.

– Bóg mi objawił, że was, wierzących jest tu dwanaścioro.

– Jutro się dowiemy, Bóg ci objawił, albo był to tylko sen.

Na drugi dzień, zaraz po pobudce, przybiega jeden z tych braci i mówi:

– Rzeczywiście, Bóg objawił ci, że nas jest tu dwanaścioro. Do tej pory nie

wiedzieliśmy, ilu nas tu jest.

Byliśmy bardzo wdzięczni Bogu za sen. Potem zapytałem tego brata czy nie

ma kawałka papieru. Dał mi go z worka cementowego. Na tym papierze

napisałem oświadczenie do naczelnika obozu:

„My, troje wierzący – Michail Gawrilowicz Palczej, Michail Wasil’ewicz

Czuchrialia, Jurij Juriewicz Samoryga – przybyliśmy do pańskiego obozu. Zgodnie

ze swoimi przekonaniami nie będziemy pracować w soboty.”

Pod tym oświadczeniem podpisaliśmy się wszyscy troje. Zaniosłem je do

gabinetu naczelnika obozu. Wziął je i położył na stole pod szkło. Wróciwszy do

swojego baraku zobaczyłem konwojenta, który mówi:

– Zbierajcie się na śniadanie!

Zaprowadził nas do punktu wydawania posiłków, bo jadalni nie mieli, była

tylko kuchnia i nieduży punkt wydawania posiłków. Dano nam pierwsze danie –

jeden talerzyk na dwóch, oraz drugie – dwie łyżki owsa. W punkcie nie wolno było

jeść, wchodziło tam tylko po dwoje ludzi, którzy dostawali swoją rację i zanosili ją

do baraku. Kiedy wychodzili z punktu, podniósł się tak silny wiatr, że pierwszego

dania w talerzu nie dało się donieść, jedynie drugie. Zjedliśmy po łyżce owsa,

kiedy przyszedł konwojent:

– Wszyscy wychodzą na walkę ze śniegiem!

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

99

Było to pod koniec maja. Śnieg padał tak mocno, że wszystkie pociągi

stanęły. Kiedy wyszliśmy na tory, podszedłem do konwojenta i zapytałem:

– Przepraszam, dokąd ta droga prowadzi?

– Do Workuty – odpowiedział.

– A stamtąd?

– Również z Workuty.

– Czy są dwie Workuty?

– Nie. Workuta jest jedna, tylko kolej idzie po zamkniętym okręgu.

Wtedy zrozumiałem swój sen. Idę wzdłuż tej kolei, gdzie dookoła nie ma ani

jednego drzewa, tylko same krzaki. Spędziliśmy osiem godzin na walce ze

śniegiem, potem zaprowadzono nas do obozu i poszliśmy na kolację. Na kolację

dano barszcz z przemarzniętymi, czarnymi ziemniakami. Mimo że barszcz był

bardzo gorący, wszyscy starali się go wypić na miejscu, a drugie nieśli do baraku

i dopiero tam jedli.

Następnego dnia po śniadaniu odwieziono nas na budowę, też na osiem

godzin. Wieczorem przywieziono z powrotem do obozu. Posiłki były tu dwa razy

dziennie. Był piątek przed nadejściem soboty. Wszyscy poszli na kolację, a my

troje zostaliśmy. W sobotę rano po śniadaniu przychodzi rozporządzający i mówi:

– Zbierajcie się do wyjścia!

Wszyscy wyszli, a my troje siedzieliśmy. Rozporządzający podszedł do nas

i mówi:

– Dlaczego nie wychodzicie do pracy?

– My nie pracujemy w soboty – odpowiedziałem.

– Ja nie wiem nic o żadnej sobocie. – Podszedł i pociągnął mnie za rękę.

– Wychodź!

Potem wrócił po drugiego i też pociągnął go za rękę. W tym czasie ja

usiadłem na swoje miejsce. Poszedł po trzeciego, ale wtedy drugi usiadł na swoim

miejscu. Zobaczył, że nie poradzi nic z nami, a ludzie stoją przy bramie, czekają.

Splunął i zostawił nas. Wszystkich więźniów wzywają na kontrolę kartek. Idzie od

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

100

razu po pięć osób, trzymając się za ręce z powodu wielkiej burzy śnieżnej, która

może unieść ostatniego. Było wiele przypadków, gdy ludzie ginęli przez burzę.

Kiedy rozporządzający wzywa według kartki, za bramą na każdego więźnia

czekają konwojenci z psami i odczytują zarządzenie: Krok w tył lub krok w przód –

będziemy strzelać. Wszyscy powinni milcząc iść do kopalni albo na budowę, gdzie

kto się nadaje. Kiedy rozdysponowano wszystkich do pracy, zebrała się cała

administracja obozowa na wartę, i tam nas wezwano. Szedłem z przodu, za mną

Jura, zaraz za nim Michail. Zapytano mnie pierwszego:

– Dlaczego nie wyszedłeś do pracy?

– Dziś jest święty dzień – sobota, a Bóg powiedział: Sześć dni pracuj

i wykonuj wszelkie zajęcia, a siódmego dnia, w sobotę, nie wykonuj żadnej pracy –

odpowiedziałem.

Po mnie zapytano Jurę. Odpowiedział jak ja. Po nim Michaila – powtórzył te

same słowa. Wtedy jeden z oficerów mówi:

– Popatrz, jaki młody i też wie, co odpowiadać.

Trochę z nami porozmawiali, a potem mówią:

– Chłopcy, tu, w obozie, zmusimy was do pracy, ponieważ żadnego wolnego

tu nie było i nie będzie!

– Róbcie z nami, co chcecie – odpowiedzieliśmy – ale my w sobotę

pracować nie będziemy!

Wtedy jeden z nich wstał.

– No to co z nimi zrobimy?

– Rozstrzelać jak psy! – powiedział naczelnik więzienia.

– Szkoda radzieckiej kuli na takich łajdaków.

Następnie pytają innego:

– A pan co proponuje z nimi zrobić?

– Powiesić na tym sznurku – odparł.

– Nie, szkoda sznura na takie bydlęta.

– A co pan jeszcze zaproponuje? – znów go pytają.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

101

– Do psiarni. Niech ich psy porozrywają.

– Słusznie! – krzyknęli wszyscy.

Wezwali konwojenta i ten odprowadził nas do psiarni. Znajdowała się dosyć

daleko w polu. Było tam wiele silnych, złych owczarków. Konwojent przekazał nas

innemu, który zajmował się psami. Ten zaprowadził nas na plac.

– Za jakie przewinienie przyprowadzono was tutaj na tak ciężką śmierć? Co

zrobiliście? Opowiedziałem mu wszystko dokładnie.

– Macie w domu żony, dzieci? – pyta.

– Tak, mamy, ja i Jura, Michail nie jest żonaty.

– Czy nie jest wam żal swoich żon, dzieci, rodziców? A wy sami wydajecie

się na taką ciężką śmierć? Wiecie co to takiego psy? Żal mi was. Oto kupa żużlu,

przyniosę wam łopatę, rozrzucicie go, a ja zadzwonię, że pracujecie i was

uniewinnią.

Powiedziałem, że pracować nie będziemy, lecz on nie zwrócił na to uwagi,

pobiegł i przyniósł łopatę. Dał mi ją do rąk, lecz ja nie wziąłem. Wtedy oparł ją

o mnie, ale ja odsunąłem się i łopata upadła. Następnie tak uczynił z każdym, lecz

nikt nie tknął łopaty. Poszedł do budki telefonicznej i wszystko opowiedział.

Wróciwszy, zaczął nas bardzo namawiać. Lecz myśmy powiedzieli mu:

– Proszę nas nie namawiać. Jesteśmy gotowi pójść na śmierć w święty dzień

– sobotę.

Wtedy wszedł do psów, wybrał jednego, ubrał mu kaganiec. Potem zapiął

mu duży łańcuch i przywiązał do pnia na placu. Znajdowaliśmy się w takiej

odległości, że pies nie mógł nas dosięgnąć. Pies rwał się z łańcucha, szczekał, cały

się spocił, lecz nie mógł nas dosięgnąć. Byliśmy bardzo lekko odziani, jeszcze

w swoim ubraniu i butach. W ten sposób przestaliśmy w jednym miejscu dwie

godziny, na czterdziestostopniowym mrozie. Nasze nogi przymarzły, oczy pokryły

się szronem, nie mogliśmy niczego zobaczyć. Łzy lały się z oczu i zastygały

w postaci sopli. Kiedy konwojent zobaczył, że niczego się nie boimy, odwiązał psa

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

102

i odprowadził go do innych. Potem wezwał konwojenta, który nas przyprowadził

do psiarni. Tamten wydał rozkaz:

– Ręce do tyłu, naprzód marsz!

Próbowaliśmy iść, lecz nasze nogi się nie poruszały. Pomalutku, po dziesięć

centymetrów próbowaliśmy przestawiać nogi. Przez długi czas tak szliśmy, dopóki

nasze nogi nie uzyskały zdolności normalnego poruszania się. Konwojent

zaprowadził nas do chłodnej izolatki. Lecz kiedy weszliśmy tam, wydało nam się,

że jest tam gorąco, mimo że ściany izolatki były białe od mrozu. Były tam prycze

z desek. Przyszedł naczelnik więzienia, a my śpiewamy.

– No i co, będziemy pracować? – pyta nas.

– Nie!

– Jedliście, a pracować nie chcecie.

– W soboty nie jemy, gdyż to przygotowuje się w sobotę. W piątek wszystko

przygotowujemy na sobotę, jak na święto. Gdyż jest to Przykazanie Boże.

– Dobrze – powiedział i wyszedł.

Rano konwojent otwiera drzwi izolatki i pyta:

– Dziś do pracy pójdziecie?

– Tak – odpowiedzieliśmy.

Odprowadził nas na śniadanie, a potem na budowę. Wieczorem przyszliśmy

do obozu. Przychodzi naczelnik zapisywać, kto co może zrobić.

– Są wśród was zduni?

– Ja umiem robić piece – powiedziałem.

Namawiałem moich przyjaciół, żeby też zapisali się jako zduni, lecz zapisał

się tylko Michail i jeszcze jakichś dwóch. Na drugi dzień odprowadzono nas do

kopalni, żeby zbudować dwa piece. Nam dwóm dano do zrobienia piec w jednym

baraku, a tamtym drugim kazano zrobić piec w innym. Przyszedł kierownik,

pokazał gdzie powinien być piec, dał kółka, płytę. Potem pokazał, skąd brać

materiał i wyszedł. Wraz z Miszą zaczęliśmy pracować; on podawał mi cegły,

zaprawę, a ja robiłem piec. Kiedy był gotowy, trochę przepaliliśmy w nim, żeby

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

103

obsechł. Potem otynkowaliśmy go, a kiedy tynk obsechł, pobieliliśmy. W baraku

zrobiło się ciepło i usiedliśmy, żeby odpocząć. Siedzieliśmy długo, aż w końcu

przyszedł kierownik. Spojrzał na piec i na nas:

– Zuchy, macie wszystko gotowe. Jesteście dobrymi zdunami.

Potem poszedł do drugiego baraku, ale piec nie był tam zrobiony nawet do

połowy, a cegła na cegle leżała bez wiązania. Kopnął piec, a ten się rozpadł. Ci

dwaj, którzy zapisali się jako zduni myśleli, że będą pracować z nami, ale sami nie

wiedzieli, jak zbudować piec. Kierownik powiedział do nich:

– Idźcie zobaczcie kto jest prawdziwym zdunem.

Potem zadzwonił do konwojenta, żeby odprowadził nas do obozu. Na drugi

dzień dano nam nowe ubranie robocze i odprowadzono do kopalni, byśmy

budowali piece. Pod koniec dnia pracy, kiedy szliśmy do obozu, naprzeciw nam

wyszedł naczelnik więzienia.

– Ten sufit trzeba otynkować. Dacie radę to zrobić? – zapytał.

– Spróbujemy, zostawcie nas jutro w obozie, a my otynkujemy.

– Nie mogę was zostawić, sami widzicie, że nie ma zdunów, a jesteście

bardzo potrzebni w kopalni. Lepiej byście to zrobili po pracy. Tam przygotujcie

zaprawę i sankami tu przywieźcie.

Na drugi dzień szybko zrobiliśmy piec, przygotowaliśmy zaprawę

i przywieźliśmy ją do obozu. Do tynkowania mieliśmy kielnię i packę. Zaczęliśmy

rzucać zaprawę na deski, na których była przybita kratka. Michail lubił pracować,

ale tynkować nie umiał. Zacząłem pracować w jednym rogu, a on w drugim. Cała

zaprawa, którą Michail rzucał na sufit, upadała. Cały był w zaprawie, a nauczyć go

nie było kiedy. Kiedy skończyliśmy, przyszedł kierownik i powiedział:

– Wszystko jest dobrze, więcej nie trzeba tynkować. Widzę, że pracować

chcecie, tylko nie w sobotę. W następną sobotę będziecie mieli wolne.

Przepracowaliśmy tydzień, lecz gdy nadeszła sobota, konwojent wygonił nas

do pracy. Odmówiliśmy. Za to posadził nas do izolatki. Izolatka znajdowała się

obok wartowni. Rozdzielała je tylko przegroda z desek. Zaczęliśmy się modlić,

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

104

śpiewać pieśni, a konwojenci słyszeli to wszystko. Za dwie godziny przyszedł

naczelnik więzienia. Przywitał się z nami i zaczął przepraszać, że posadzono nas do

izolatki:

– Więcej się to nie powtórzy – powiedział. – Lecz dziś już pocierpicie, gdyż

nie mogę zmienić dzisiejszego dnia. Dziś spóźniłem się, a naczelnik obozu wydał

już postanowienie, i mimo że jestem naczelnikiem więzienia, tego postanowienia

zmienić nie mogę.

Potem wszedł do wartowni, a konwojenci mówią do niego:

– Przenieś ich do zimnej izolatki, oni tu krzyczą, śpiewają. Swoim śpiewem

przeszkadzają nam pracować.

– Nigdzie nie będę ich przenosił, dzisiejszy dzień pobędziecie z nimi. I niech

się modlą i śpiewają, dzisiaj to jest ich zadanie.

Przez deski słyszeliśmy tę rozmowę. Nazajutrz rano wypuszczono nas

z izolatki. Cały tydzień spokojnie pracowaliśmy aż do nadejścia soboty. Kiedy

przyszła sobota, pojawił się rozporządca i jak zwykle krzyknął:

– Ustawcie się do wyjścia, za wyjątkiem Palczeja, Samorygi i Czuchriali.

Mają dziś wolne, w soboty nie będą pracowali, a będą modlili się za nas.

Po tych słowach cały obóz zawył. Do tego dnia nikt nie miał żadnego

wolnego w obozach. Kiedy więźniowie – zielonoświątkowcy usłyszeli, że

sobotnikom dano dzień wolny, to oni w niedzielę też nie wyszli do pracy. Zarząd

więzienia, usłyszawszy o tym zebrał się i zaczął wzywać zielonoświątkowców

pojedynczo. Wezwali pierwszego i pytają:

– Dlaczego nie wyszedłeś do pracy?

– Dziś jest niedziela, nie wolno mi pracować.

– Kiedy trafiłeś do obozu? – pytają go.

– Miesiąc temu.

– A dotychczas pracowałeś w niedzielę?

– Tak.

– Tak czy owak nie trafisz do raju – powiedzieli.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

105

I w ten sposób każdego przepytano, i do każdego powiedziano:

– I tak nie pójdziesz do raju.

Potem posadzono ich do karceru, powiedziawszy:

– Będziecie siedzieli dopóty, dopóki nie zechcecie pójść do pracy.

– Jakie to jest niesprawiedliwe, trzem sobotnikom daliście wolny dzień,

a nam dwunastu nie chcecie dać?

– Daliśmy im wolne w sobotę, gdyż oni także w domu świętowali ten dzień

i nigdy tego nie naruszali. To ludzie wierni swojemu wyznaniu. Byli gotowi iść za

sobotę na śmierć. A wy do tego czasu naruszaliście niedzielę, a teraz chcecie

świętować!

Kiedy przetrzymano ich trochę w karcerze, zaczęli rozmawiać między sobą.

– Niepotrzebnie siedzimy w karcerze, bo nigdzie w Piśmie Świętym nie jest

napisane, że w niedzielę nie wolno pracować lub należy święcie ją czcić.

Wśród nich doszło do sporu, jedni twierdzili, że w niedzielę można

pracować, a drudzy się temu sprzeciwiali. Usłyszał to konwojent i otworzył drzwi:

– Chłopcy, może zmieniliście zdanie? Pójdziecie do pracy?

Wtedy sześć osób wstało i poszło pracować, a pozostałe sześć zostało

w izolatce do rana. Kolejnej niedzieli już wszyscy zielonoświątkowcy bez

zmuszania poszli pracować. Z tymi braćmi mieliśmy zawsze przyjacielskie stosunki

i miłość Chrystusową.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

106

Rozdział 12

ŻYCIE OBOZOWE

Niedaleko od naszego obozu znajdował się obóz kobiecy, ale nikt tam nie

mieszkał. Kobiety przesiedlono do innego miejsca, a obóz był zapuszczony: brama

zepsuta, okna wybite, piece rozwalone, w ogóle wszystko połamane. W naszym

obozie zwerbowano specjalistów do remontu tego obozu. Każdemu dano

narzędzia i wysłano na delegację, lecz pościel zostawiliśmy w swoim obozie. Tu

wydano nam tylko po kocu. Ponieważ okna były wybite, burza śnieżna naniosła

śniegu do środka baraków, gdzie wszystko zamarzło. Wszyscy zaczęli pracować –

kuć kilofami i wyrzucać łopatami lód. Cieślom przywieziono zamarznięte deski, by

budowali prycze. Dla mnie – cegły, piasek, glinę, ale wszystko zamarznięte. Mimo

że bardzo ciężko jest robić piec w takich warunkach, zrobiłem, jak się dało.

Rozpalili w piecu, a on zaczął tak dymić, że dym wygryzał oczy. Rura cała była

zapchana śniegiem, dlatego tak dymiło, a śnieg tajał bardzo powoli. Mimo że na

dworze był wielki chłód, byliśmy zmuszeni otworzyć okna z powodu silnego dymu.

Dopiero późno wieczorem przestało dymić i napaliliśmy mocniej w piecu,

i zamknęliśmy okna. Ale prycze były z zamarzniętych desek, ściany zimne,

i w baraku tak czy inaczej było zimno. Kładliśmy się po dwóch, żeby się rozgrzać.

Rano dano nam worki, do których nasypaliśmy wióry w oddziale stolarskim. Lecz

wiórów dawano każdemu niedużo, dlatego że w oddziale stolarskim wszystko

robiono ręcznie i mało było wiórów. Te worki wykorzystaliśmy jako materace. Tak

oto odbudowaliśmy cały ten obóz, a kiedy wróciliśmy do swojego, była już tam

zbudowana jadalnia.

Nadal pracowałem jako zdun, a mojego młodego przyjaciela wzięto do

pracy w trzynastej kopalni. Lecz znajdowaliśmy się razem w jednym obozie. Kiedy

nadeszła sobota, Michaila zaczęto zmuszać do pracy, lecz on odmówił. Wtedy

przyszło po niego kilku ludzi i siłą wyniesiono go za bramę do innych więźniów.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

107

Potem wraz z nimi odwieziono do pracy, przesiedział tam czas pracy, a wieczorem

przywieziono go z powrotem do obozu. Tak oto przyszło mu samemu walczyć

o Bożą Prawdę.

A ja bardzo się rozchorowałem. Do tego czasu często chorowałem,

postawiono mi diagnozę: choroba żołądka. Pewnego razu wieczorem, kiedy

wszystkie baraki były zamknięte, a ludzie położyli się spać, zacząłem mieć silny

atak. Całą noc tarzałem się po podłodze – nie mogłem wstać, żeby podnieść się na

pryczę. Rano, kiedy otworzono barak, od razu odwieziono mnie do szpitala.

Lekarza jeszcze nie było, dyżur miał felczer. Dano mi gorący termofor na bolące

miejsce, ale zrobiło mi się jeszcze gorzej. Kiedy przyszedł lekarz i zbadał mnie,

natychmiast wezwał konwój i woźnicę z saniami. W tamtym czasie w tych

okolicach nie było szosy, funkcjonowała tylko kolej. W naszym obozie nie było

chirurga, dlatego wysłano mnie do dziewiętnastej kopalni. Każda kopalnia

posiadała swoje baraki z więźniami. Położono mnie do sań, narzucono na mnie

koce, lecz woźnica nie mógł siedzieć w saniach, bo było bardzo zimno. Konik

pojechał ze mną sam, a woźnica i konwojent szli z tyłu. Lecz konik powolutku

uszedł spory kawałek, idąc po torach. Współtowarzysze nagle zauważyli, że

naprzeciw nas pędzi pociąg. Zaczęli krzyczeć, gwizdać do mnie, a kiedy

otworzyłem oczy, zobaczyłem przed sobą pociąg. Chwyciłem za lejce i zawróciłem

konia z torów. Ledwie zjechaliśmy na bok, pociąg przemknął obok. Koń zatrzymał

się. Podbiegł do mnie woźnica z konwojentem, bardzo się ucieszyli.

– Ręka Boża jest nad tobą. Gdybyś nie skręcił, zginąłbyś wraz z koniem,

a nas by sądzono.

Woźnica nie był więźniem. Więcej nie zdecydowali się iść piechotą. Woźnica

usiadł z przodu, a konwojent w saniach z tyłu i w ten sposób przyjechaliśmy do

szpitala. W szpitalu dyżurni zapytali, czy dam radę sam pójść, czy mają mnie

odwieźć. Powiedziałem, że dam radę sam. Wzięli mnie pod ręce i natychmiast

odprowadzili do łaźni. Tam nie miałem nawet sił się rozebrać. Pamiętam jeszcze,

jak puścili wodę, a dalej już niczego nie pamiętam, co się ze mną działo.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

108

Przyszedłem do siebie, kiedy położono mnie na zimnej celofanowej folii na stole

operacyjnym. Otworzyłem oczy, a wokół mnie ludzie w białych fartuchach

z opaskami na twarzach. Powiedzieli:

– Teraz zrobimy panu zastrzyk.

I zaczęli ciąć. Kiedy mnie cięto nie czułem bólu, lecz kiedy zaczęli wyciągać

żołądek, poczułem silny ból.

– Żołądek jest zdrowy – powiedzieli. I dali mi narkozę, wtedy po raz

pierwszy usłyszałem to słowo.

Przystawili mi do nosa bandaż i powiedzieli, żebym liczył. Zacząłem liczyć,

ale nie pamiętam, dokąd doliczyłem, potem zadzwoniło mi w uszach i więcej

niczego nie pamiętam. Rozcinali prawą stronę podżebrza. Znaleźli w woreczku

żółciowym dwa ostre kamienie o wielkości orzecha laskowego. Ale ponieważ

woreczek żółciowy miał silne zapalenie i zaropiał, usunęli go całkiem. Na drugi

dzień na sali odzyskałem świadomość. Znajdowałem się w tak ciężkim stanie, tak

że żaden z lekarzy nie miał nadziei na moje życie. Otworzyłem oczy, obejrzałem

siebie, widzę, że z mojego brzucha sterczy rurka, której koniec włożony był do

przyczepionej do łóżka butelki. Trzeciego dnia felczer wraz z lekarzem przyszli

zrobić mi opatrunek. Wziął szczypczykami gazę i szarpnął tak, że wraz z nią wyrwał

też rurkę. Wtedy stojący obok niego lekarz powiedział:

– Ukatrupiłeś człowieka.

Ten lekarz robił mi operację. Podszedł do mnie bliżej pogłaskał po głowie.

– Nic nic, wszystko będzie w porządku – powiedział.

Lecz po dwóch dniach zacząłem mieć silne bóle w żołądku. Zrobili mi drugi

opatrunek. Ale lekarz zauważył, że z każdym dniem mam coraz większe bóle.

Nawet nie mogłem rozmawiać i oddychać. Wtedy znów zawieziono mnie na stół

operacyjny i położono obok mnie szklaną miednicę. Lekarz sam rozciął szwy i cała

ropa wylała się stamtąd do miednicy. Więcej rany nie zaszywali. Nacięli stos

bandaży, zamoczyli je w jakichś lekarstwach i położyli z obu stron pod skórę.

Potem dwoma szczypczykami ściągnęli skórę do siebie i skleili plastrem

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

109

opatrunkowym. Ten zabieg wykonywali co drugi dzień, póki rana się nie zrosła.

Lecz było mi coraz gorzej. Na ranie zaczęło wyrastać czerwone mięso. To miejsce

tak bardzo bolało, że nie mogłem zamknąć oczu ani za dnia ani w nocy. Trzymałem

koszulę w rękach, żeby nie dotykała bolącego miejsca.

Podczas obchodu lekarz podniósł moją koszulę, popatrzył i szybko wyszedł

z sali. Po jego poleceniu wzięto mnie natychmiast na stół operacyjny – już trzeci

raz. Sanitariusze zaczęli przywiązywać mi ręce, a kiedy ich zapytałem:

– Dlaczego mnie wiążecie?

– Dlatego, że pan nie wytrzyma. Będzie bardzo bolało, a zastrzyku

przeciwbólowego nie wolno panu dawać.

– Nie, nie trzeba mnie wiązać, wytrzymam – powiedziałem.

I odwiązano mnie. Lekarz wziął krótki nóż i zaczął ciąć, a ja chwyciłem się

obiema rękami za stół, na którym leżałem. W czasie, kiedy ciął, myślałem: „Kiedy

Jezusa Chrystusa przybijano do krzyża, wbijano mu gwoździe do rąk i miał

cierniową koronę na głowie. I podczas tych cierpień podawano Mu ocet. O, jakże

Go to bolało! Jak owca przed tymi, którzy ją strzygą, zamilkł.”

Ja również się nie odzywałem. Kiedy lekarz wyciął całe czerwone mięso,

miejsce to posmarował lapisowym ołówkiem. Po zakończeniu operacji lekarz

mówi do mnie:

– Wiele w swoim życiu wykonywałem operacji, spotykałem różnych ludzi,

ale z tym się jeszcze nie spotkałem, żeby podczas tak bolesnej i długiej operacji

człowiek nie powiedział słowa, to zdumiewające. Jest pan zuchem Michaile

Gawrilowiczu.

Odwieziono mnie do sali. Przeleżałem w łóżku cały miesiąc. Nie mogłem się

przeciągnąć. Lecz pewnego razu przychodzi lekarz i mówi:

– Wystarczy, Michaile Gawrilowiczu, leżenia, trzeba też troszkę posiedzieć.

Opuścił moje nogi na ziemię i przesiedziałem z dziesięć minut, potem

położył mnie z powrotem na łóżko. Taki zabieg wykonywał ze mną przez cały

tydzień dwa razy dziennie. Po tygodniu wziął trzech zdrowych chłopów, którzy

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

110

ostrożnie zdjęli mnie z łóżka i postawili na nogi. Potem dwóch trzymało mnie pod

ręce, a trzeci z tyłu pchał moje nogi. Tak uczyli mnie chodzić. Ten zabieg

wykonywali ze mną dwa razy dziennie, póki nie zacząłem sam stawać na nogi.

Kiedy nabrałem sił, wysłano mnie do obozu. Nigdy nie zapomnę drogiego lekarza

Polonskiego, któremu Jezus dał rozum i miłość do mnie.

Przywieziono mnie do naszego obozowego szpitala, gdyż byłem jeszcze

bardzo słaby. Całe moje ciało zrobiło się żółte, zaczęła się żółtaczka. Obok mnie

leżał Ukrainiec ze złamaną nogą. Zapytał mnie skąd pochodzę.

– Z Zakarpacia – odpowiedziałem.

– Miałem w kopalni młodego kolegę z Zakarpacia. Porzucił naszą wiarę

ukraińską, został sobotnikiem. Nazywał się Michail Czuchrialia. Głosił swoją

sobotnicką wiarę, za co chciałem go zabić. Gdyby nie ten wypadek, nie byłoby go

już na świecie. Powystrzelałbym wszystkich sobotników. Karmiłbym ich igłami.

Och, jak ja ich nienawidzę!

Przemilczałem i nie powiedziałem mu, że Michail to mój przyjaciel. Było to

akurat przed świętem Piotra i Pawła. Na środku naszej sali stał długi stół, a wokół

niego długie ławki. Przy stole zebrali się wszyscy znajdujący się w szpitalu, żeby

uczcić święto. Jeden Ukrainiec, który dobrze mnie znał, mówi:

– Michaile, mógłby pan siąść wraz z nami i powiedzieć coś z okazji święta.

Zebrałem całe swoje siły, poszedłem i usiadłem za stołem. Na początku

mówiłem o Piotrze, opowiedziałem, że był prostym rybakiem. I jak Chrystus

wybrał go na apostoła. Jak Bóg dokonywał wielkich cudów rękami Piotra.

Opowiedziałem im jak Piotr z Janem szli do świątyni w porze modlitwy, a był tam

człowiek chromy od urodzenia. Przynoszono go i codziennie sadzano u drzwi

świątyni, przy tak zwanej Pięknej Bramie, i tam żebrał. Piotr z Janem popatrzyli na

niego i Piotr powiedział: Spójrz na nas. A on patrzył na nich oczekując od nich

jałmużny. Nie mam srebra ani złota – powiedział Piotr – ale co mam, to ci daję: w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! Ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach. Zerwał się

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

111

i stanął na nogach, i chodził, i wszedł z nimi do świątyni, chodząc, skacząc i wielbiąc Boga.

Potem opowiedziałem jeszcze o Piotrze, jak jego rękami Bóg uzdrowił

chromego Eneasza, a także o Tabicie, którą poprzez Piotra Bóg wskrzesił ze

zmarłych. I jeszcze wiele innych rzeczy opowiadałem im o Piotrze. Następnie

zacząłem opowiadać o Pawle, jak Chrystus wybrał go na apostoła, mimo że

prześladował Kościół Chrystusowy. O Pawle też im wiele opowiedziałem. Było już

późno kiedy wstąpili do nas lekarz z felczerem i usiedli przy brzegu stołu.

Posiedzieli trochę i lekarz cichutko powiedział do felczera:

– Powiedzmy im, że trzeba kończyć i kłaść się spać.

Felczer powiedział i wszyscy poszliśmy spać. Każdy wyrażał mi swoją

wdzięczność, a ja im odpowiadałem:

– Dzięki Bogu.

Kiedy położyliśmy się spać, znów zwróciłem się do rozmówcy: Gdyż tak jest

napisane: Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was,

i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.

Kiedy mógł już chodzić o kuli, wyszedł na ulicę i zaczął mówić o sobocie,

wokół niego zebrali się ludzie, by posłuchać. A potem mówią do niego:

– Stiepan, ty nie powinieneś żyć. Zdeptałeś swoją wiarę.

Znienawidzili go. Stefan Czernenko był bardzo zdolnym człowiekiem, co raz

usłyszał, powtórzył to dosłownie. Wkrótce wypisano go ze szpitala i więcej się

z nim nie spotkałem. W międzyczasie na tyle zaniemogłem, że już nie chciałem

jeść. Początkowo noszono mi jedzenie i kładziono na moją szafkę, a gdy zobaczyli,

że nie jem, przestali nosić. Czekali, kiedy umrę. Co wieczór po pracy przychodził

do mnie Michail Czuchrialia. Posiedział, zobaczył, że nie rozmawiam, zalał się

łzami i wychodził. Też myślał, że umrę. Na mojej szafce znajdowała się tylko

szklanka wody i pałeczka, na którą był nawinięty bandaż. Moczyłem ten bandaż

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

112

w szklance i tym chłodziłem wargi. Pewnego razu, kiedy zupełnie źle się czułem,

przyszedł do mnie do szpitala wierzący chłopiec, Ukrainiec. Podszedł do mnie

i mówi:

– Michaile, przyniosłem ci prezent.

Ledwie dosłyszalnie powiedziałem:

– Nie mogę jeść, nie trzeba mi niczego zostawiać.

Lecz on na to nie zwrócił uwagi – wyjął kawałek rafinowanego cukru,

namoczył go w wodzie i siłą podał mi go do ust. Kiedy cukier rozpuścił się

w ustach przełknąłem go i od razu poczułem, jak moje wnętrzności odnawiają się.

Chłopak chwilę posiedział, a następnie powtórnie namoczył kawałek cukru i podał

mi do ust. Kiedy przełknąłem drugi kawałek cukru, poczułem ozdrowienie

i zacząłem pomalutku z nim rozmawiać. Następnie wziął obwarzanka, rozłamał go

na pół, namoczył w wodzie i podał mi jedną połowę, a potem drugą i wyszedł,

zostawiwszy mi kilka kawałków cukru i parę obwarzanków. To było rano,

a wieczorem sam poprosiłem o jedzenie – pojawił mi się apetyt. Przyszedłem do

siebie. Wszyscy się dziwili, jak to się stało, że umierał, a nagle zaczął chodzić. Teraz

to szybko wypiszą ze szpitala. W końcu nie dowiedziałem się nazwiska tamtego

chłopaka, którego Jezus Chrystus posłał do mnie do szpitala, żebym wyzdrowiał

i pozostał przy życiu.

Kiedy wypisano mnie ze szpitala, dano mi drugą grupę inwalidzką na okres

sześciu miesięcy. Ostrzeżono mnie, żebym nie podnosił więcej jak osiem

kilogramów. Kiedy przyszedłem do baraku, wokół mnie zebrało się wielu

wierzących i niewierzących. Wszystkim chciało się rozmawiać. Mimo że

chodziłem, przeciągnąć się nie mogłem. Chodziłem zgięty. Jeden brat z Kijowa

przyszedł i mówi:

– Michaile, będziesz chodził prosto, tylko posłuchaj się mnie. Zrobię ci laskę,

a ty podpieraj się o nią ręką i nie zwracaj uwagi na żadne bóle, a zawsze się

prostuj. Kiedy ta laska zrobi się za krótka, zrobię ci większą.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

113

Nie minęło nawet sześć miesięcy, a kierownictwo, zobaczywszy, że chodzę

prosto, wezwało mnie do gabinetu naczelnika obozu. Mówią do mnie:

– Michaile Gawrilowiczu, wiemy, że pan nie może pracować, że jest pan

zdunem, lecz prosimy pana o jedną rzecz – mamy konia, który jest wart więcej niż

pozostałe dziewięć. Nie możemy go powierzyć nikomu, prócz pana. Nie będzie

pan musiał dźwigać niczego ciężkiego, weźmie pan lejce i dokąd pana poślą, tam

proszę pojechać. Załadują pana, rozładują, a pan będzie tylko siedział i jechał.

– Mój ojciec nie miał koni, ja też nie miałem – odpowiedziałem. – Nie wiem

jak obchodzić się z koniem. Jak go zaprzęgać, wyprzęgać?

– O to niech się pan nie martwi. Mamy koniuszego i on się będzie tym

zajmował.

Zgodziłem się.

Rzeczywiście, mój koń był piękny, zdrowy i dużo wyższy ode mnie. Ile by mu

ładowano, wszystko mógł przenieść. Na mój wóz ładowano cztery razy więcej niż

na inne. Bardzo zaprzyjaźniłem się z koniem. Był posłuszny i uważny. Ani raz go nie

uderzyłem, gdyż na to nie zasłużył.

Pewnego razu dano mi polecenie, by pojechać na stację – dostarczyć

ziemniaki do obozu. Każdy woźnica zaprzęgał swojego konia, a mój ciągle stoi,

gdyż z jakiegoś powodu koniuszy przepadł. Beze mnie nie mogą iść, bo mój koń

zawsze szedł z przodu. Poszedłem do stajni. Uprząż leżała przed koniem. Wziąłem

jarzmo do rąk, a koń sam ukląkł na przednie nogi, żebym mógł ubrać mu jarzmo

i pozostałą uprząż. Bardzo się ucieszyłem, pogłaskałem go po głowie

i wyprowadziłem do furmanki. Wszystkie ziemniaki trzeba było przewieźć na plac

obozowy. Myśmy wozili, inni więźniowie ładowali, rozładowywali. Na placu

obozowym rozkładano je warstwą o grubości trzydziestu centymetrów. Ziemniaki

powinny były tak leżeć trzy dni przy czterdziestostopniowym mrozie. Kiedy

wszystkie ziemniaki przemarzną, składowano je w kupę i pokrywano śniegiem.

Potem z tej sterty brano ziemniaki do kuchni. Przed ich przygotowaniem

oblewano je wrzątkiem, żeby skórka łatwo schodziła. Potem krojono je do

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

114

barszczu, ale nie przypominały ziemniaków. Stawały się czarne i na tyle

śmierdzące, że nie dało się ich jeść. Zawsze tak przechowywano ziemniaki.

Więźniowie nigdy nie jedli dobrych ziemniaków.

Pojawiła się u mnie możliwość wielu rozmów z ludźmi. My wszyscy, ilu nas

było wierzących, co wieczór zbieraliśmy się na modlitwę. Podczas modlitwy nie

było u nas różnic wyznania. Większość wierzących była ochrzczona Duchem

Świętym, i często prorokowali. Wśród nas byli dwaj Niemcy. Mówili, że są

ochrzczeni Duchem Świętym. Ponieważ kiedy byli chrzczeni, chrzczący ich

powiedział: „Chrzci cię sługa Boży w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.”

– A otrzymaliście dar języków?

– Tak, bo do chrztu mówiliśmy słowa świeckie, a teraz wychwalamy Boga.

Nigdy się nie kłóciliśmy, żyliśmy w przyjaźni i miłości ze sobą. Jakoś

wieczorem poszliśmy się modlić do nowego baraku, gdzie jeszcze nikt nie

mieszkał. Wśród nas był jeden chłopak o imieniu Juchim. Został napełniony

Duchem Świętym i zaczął modlić się w innych językach. Ci dwaj Niemcy zaczęli

gorliwie płakać. Kiedy zakończyliśmy modlitwę, brat Andrzej, Niemiec, mówi:

– Juchim, ty wiesz o co się modliłeś?

– Skąd mogę wiedzieć, skoro nie było wyjaśniającego.

– Modliłeś się w naszym niemieckim języku, powiedział Andriej. Modliłeś

się za nas do Boga. Teraz zrozumieliśmy i przyznajemy się przed Bogiem, że nie

byliśmy ochrzczeni Duchem Świętym.

Byliśmy bardzo wdzięczni Bogu, że ujawnił to im samym. Inny brat Niemiec

– Fiodor, pracował wewnątrz obozu i często klękał do modlitwy. Po jakimś czasie

Bóg ochrzcił Fiodora Duchem Świętym. Andriej pracował jako brygadzista za

strefą, i tam nie było z kim uklęknąć do modlitwy. Bardzo żałował, że nie może tak

często modlić się o chrzest Duchem Świętym. Lecz oto jakoś zachorował i zabrano

go do szpitala. Tam miał dużo wolnego czasu na modlitwę, a kiedy go wypisano,

był już ochrzczony Duchem Świętym.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

115

Jednego dnia po obiedzie do naszego obozu przyjechał transport – około

trzynastu osób. Kiedy transport przyjeżdża, wszystkie baraki są szczelnie

pozamykane, żeby nikogo nie było na placu. Lecz ludzie patrzą z okien, ciekawi czy

zobaczą znajomego albo krajana? Wyszedłem na korytarz, gdzie były duże drzwi

z desek o szerokich szparach. Też patrzyłem przez szpary, czy nie zobaczę kogoś

znajomego. Nagle głos wewnętrzny mówi mi: „Popatrz, wierzący brat.” Zacząłem

na niego uważnie patrzeć, żeby zapamiętać. Przybyłych znowu odprowadzono do

pustego baraku i zamknięto, a pozostałe baraki otwarto. W baraku władze

zapisywały, kto z nich może pracować. Z korytarza poszedłem do swojego baraku,

gdzie było ze mną jeszcze czworo wierzących. Mówię do nich:

– Bracia, w transporcie przyjechał jeden wierzący.

– Twój znajomy? – pytają mnie.

– Nie, ale wiem, że jest wierzący.

– Cóż to, miał na plecach napisane?

– Tak! Bóg mi objawił. Kiedy się z nim spotkamy, pokażę go wam.

– Wtedy się dowiemy, czy Bóg ci to objawił, czy po prostu tak sobie

wymyśliłeś.

Tyle co ucichliśmy po tej rozmowie, konwojent prowadzi tego brata do

naszego baraku.

– To on – powiedziałem do braci. I od razu zaprosiłem go do naszego stołu.

– Proszę usiąść. Pan z drogi, proszę się napić herbatki.

Nie odmówił. Nalałem mu herbaty, położyłem kawałek cukru i kawałek

chleba.

– Proszę, niech pan pije.

Lecz on wstał, zdjął czapkę i po cichutku się pomodlił. Kiedy dopił herbatę,

pytam go:

– Jest pan wierzący?

– Tak, jestem baptystą.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

116

Z radości wzruszyłem się aż do łez. Wszyscy bracia przekonali się wtedy, że

Bóg mi to objawił. Zapoznaliśmy się z nim. Opowiedział, że jest z Wolgodonu,

z miasta Plius, a nazywa się Ilia Il’czaninow.

– A od dawna jest pan wierzący? – pytam go.

– Tak, od dawna. Aresztowano mnie za to, że byłem prezbiterem przez

dziesięć lat.

– A u was w Wolgodonie są ochrzczeni Duchem Świętym?

– Powiem prawdę, o takich nawet nie słyszałem.

On bardzo się zainteresował. Kiedy zacząłem mu wyjaśniać, że ochrzczeni

Duchem Świętym mają znamię – dar obcego języka, to on rzecze:

– Chciałbym pomodlić się z takimi ludźmi i słuchać ich.

Modliliśmy się z nim, ale ponieważ był budowniczym, to na drugi dzień

przeniesiono go do innego baraku. Na budowę wychodził za strefę. Raz z Jurą

Samorygą wstąpiliśmy do niego do baraku i mówimy:

– Chodźmy, będziemy się modlić.

Żeby nikt nam nie przeszkadzał, poszliśmy w takie miejsce, gdzie nikogo nie

było. Kiedy zaczęliśmy się modlić i napełniwszy się Duchem Świętym zaczęliśmy

mówić w innych językach, on poczuł, że przez jego ciało przeszedł jakby prąd

elektryczny i ciepło. Przy tym doświadczył wielkiej radości. Dał sobie słowo, że

będzie pościł dopóty, dopóki Bóg nie ochrzci go Duchem Świętym. Lecz nie

powiedział nam o tym. Po modlitwie rozeszliśmy się do baraków. Nastał wieczór,

położył się na pryczę. Dookoła byli więźniowie. Nakrył głowę kocem i usilnie, ze

łzami, prosił Boga o chrzest Duchem Świętym. Bóg dotknął jego ust i tejże nocy

otrzymał dar języków. Rano szybko wstał i przyszedł do naszego baraku. Wszedł

i mówi:

– Radujcie się ze mną, gdyż znalazła się zaginiona owieczka.

Cały zalał się łzami, odwrócił się i wyszedł. Od razu zrozumiałem, że Bóg

ochrzcił go Duchem Świętym. Udałem się za nim. Wyszedł po schodach na strych,

i ja także. Tam, na żużlu, uklękliśmy. I od razu został napełniony Duchem Świętym

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

117

i zaczął mówić w innych językach. I poprzez niego nastąpiło proroctwo: „Jak Bóg

uczynił dom Korneliusza, jak uczynił dom Palczeja, tak i uczyni twój dom.” Ten brat

stał się wzorcem dla nas wszystkich wierzących. Nigdy nie lubił paplać. Ale bardzo

lubił umoralniać się Słowem Bożym i był bardzo bogobojny.

Pracowałem jako woźnica i miałem wiele czasu wolnego na modlitwę,

w szczególności zimową porą. Czasu wtedy było dużo, gdyż tylko jeden miesiąc

jest w tym regionie ciepły. Przez ten czas wiele osób zostało ochrzczonych

Duchem Świętym. Kiedy nastało lato, wygoniono nas do sianokosów. Jedni kosili,

drudzy zbierali w kupy, a myśmy wozili na wozach. Zimą wszystkie drogi są równe,

natomiast latem – bardzo kiepskie. Trochę popracowałem jako woźnica i zaczęły

mnie boleć zrosty. Poszedłem do lekarza i on powiedział do mnie:

– Panu nie wolno teraz pracować jako woźnica.

I wypisał mi zwolnienie lekarskie. Nie poszedłem do pracy. Wezwał mnie

naczelnik więzienia i pyta:

– Dlaczego nie poszedł pan do pracy?

Powiedziałem mu, że zachorowałem i pokazałem zwolnienie lekarskie.

Wziął je i od razu poszedł do lekarza.

– Co pan zrobił? Dał pan zwolnienie człowiekowi, bez którego nie możemy

się obejść, w szczególności teraz przy sianokosach. Ma przedniego konia.

Nazywamy go sobotnikiem. Kiedy przychodzi kontrola z okręgu i widzi stojącego

w sobotę konia, to pytają dlaczego ten koń nie pracuje? Odpowiadamy, że ten koń

to sobotnik. Ma woźnicę sobotnika i dlatego odpoczywa, a powierzyć konia

nikomu prócz niego nie możemy. Proszę go wezwać i powiedzieć mu, że myślał

pan, że pracuje jako ładowacz, dlatego dał mu panu zwolnienie, natomiast jako

woźnica może powoli pracować.

Lekarz mnie wezwał i tak wszystko powiedział. Lecz ja poczułem się źle i na

drugi dzień nie wyszedłem do pracy. W tamtych dniach we wszystkich obozach

odbywał się strajk i zaliczono mnie do strajkujących. Nocą wysłano mnie do obozu

karnego. Tam prowadzono nas pod strażą na śniadanie, potem zamykano

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

118

w baraku i nigdzie nie wypuszczano. Spędziłem tam jedną noc, a nazajutrz rano

przyszedł strażnik:

– Michaile Gawrilowiczu Palczeju! Wyjdź z rzeczami. Wszyscy zaczęli mi

mówić, że na pewno uznali cię za organizatora tego strajku.

Poszedłem ze strażnikiem do naczelnika obozu karnego, a u niego

w gabinecie siedział jeden po cywilnemu. Zapytano mnie:

– Jako kto pan pracuje?

– Pracowałem początkowo jako zdun, ale potem bardzo chorowałem,

zostałem inwalidą i zacząłem pracować jako woźnica. W zimie mogłem pracować,

ale latem drogi są bardzo złe i zachorowałem, lecz uznano mnie za strajkującego.

Ten, który był po cywilnemu, mówi:

– Zarządzam kuchnią i jadalnią. Wszystkie nasze piece dymią i codziennie

trzeba je bielić. Przyniosą panu rozrobione wapno i będzie pan jedynie bielił

piece. To cała pańska praca. Będziemy pana żywić i nie będzie pan mieszkał

w obozie karnym.

Bardzo się ucieszyłem, że nie oskarżono mnie o organizację strajku, o czym

mówili mi pozostali więźniowie.

– Proszę odnieść rzeczy do baraku i przyjść do kuchni.

Przyszedłem do kuchni, a on zaprowadził mnie do składu. A tam wszelkie

dobra: mrożone ryby, kiszona kapusta, dobre ziemniaki i wszelkie produkty.

Znalazłem duże kartonowe pudło, rozerwałem je i przyniosłem do kuchni.

Zarządca zobaczył i pyta:

– Po co to panu?

– Żeby nie obryzgać podłogi – odpowiedziałem. Przyłożyłem karton równym

końcem do ściany i zacząłem bielić. Zarządca patrzy, uśmiechnął się i mówi:

– Zuch, po panu już nie trzeba sprzątać.

Kiedy wychodziłem z kuchni, dał mi dwa kawałki cukru i dwie bułeczki,

mówiąc:

– Kiedy zechce pan zjeść kapusty lub rybę, proszę brać śmiało.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

119

Mimo że pozwolił mi brać, to ani raz nie wziąłem niczego sam.

Codziennie chodziłem do kuchni bielić. Kiedy trochę popracowałem zaczęto

mnie puszczać bez strażnika. Pewnego razu przed kolacją jak zwykle się modliłem.

Zobaczył to jeden Ormianin i zaczął czekać, aż dokończę jeść. Wychodzę, a on

mnie pyta:

– Jesteś wierzący czy nie?

– Tak, jestem.

Wtedy wziął mnie za rękę i wyprowadził z jadalni.

– Chcę wiedzieć, czy jesteś prawdziwie wierzący, czy nie. Jeśli jesteś

wierzący, to będę się z tobą witał. Niech Bóg mi objawi.

Uklękliśmy na trawie i zaczęliśmy się modlić. Zostało powiedziane przez

Ducha Świętego: „To syn Mój, przywitaj go!” Wtedy pocałunkami pozdrowił mnie

i bardzo się cieszył ze spotkania ze mną. Ja też bardzo się cieszyłem, że i tu

znalazłem brata w Chrystusie. Lecz ta radość nie trwała długo. Zbadano moją

sprawę i zobaczono, że nie jestem strajkującym. Po tygodniu przyszedł po mnie

konwojent z woźnicą i odwieziono mnie do innego obozu. Nie trafiłem do

tamtego obozu, w którym byłem wcześniej, a do innego, który znajdował się na

siódmej kopalni. Tu także spotkałem się z Dziećmi Bożymi, których była tu

czwórka. Wśród nich był staruszek, doktor nauk Wasilij Petrowicz Ostrowskij.

Razem często rozmawialiśmy i klękaliśmy do modlitwy. Pewnego razu mówi do

mnie:

– Michaile, tu jest pewien komunista. Jest lotnikiem, oficerem, to bardzo

dobry człowiek. Chciałbym, żebyś z nim porozmawiał.

– A pan z nim rozmawiał?

– Nie mam dostępu do niego.

– To ja tym bardziej nie mam.

– Mimo wszystko chcę cię z nim poznać.

Poszliśmy razem. Kiedy weszliśmy do baraku tego oficera, Ostrowskij

przywołał mnie do siebie i mówi:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

120

– Poznajcie się Michaile, to Fiodor Ul’janow.

Zapoznaliśmy się, poprosił nas, byśmy usiedli i pyta mnie:

– Skąd pan jest?

– Z Obwodu Zakarpackiego.

– A za co pana sądzono?

Zacząłem dokładnie mu opowiadać, że jestem wierzącym chrześcijaninem,

że mówiłem z ludźmi o skrusze, że w moim domu wielokrotnie schodzili się ludzie

i wielu pokutowało, i właśnie za to mnie osądzono. Potem on opowiedział, za co

go osądzono.

– Służyłem jako lotnik, pewnego razu trochę wypiłem i postanowiłem

przelecieć się swoim samolotem. Co mi strzeliło do głupiej głowy, nie wiem. Lecz

złapano mnie i osądzono. Powiedzieli, że chciałem przelecieć przez granicę. Ja

o tym w ogóle nie myślałem, lecz mimo wszystko mnie wsadzono.

Kiedy zaczęliśmy się z nim żegnać, mówi:

– Proszę do mnie częściej przychodzić, pogadamy, zostaniemy przyjaciółmi.

Zacząłem często go odwiedzać i mówić mu o wielkich dziełach Bożych,

o Chrystusie, o Jego śmierci i zmartwychwstaniu. W ciągu krótkiego czasu mocno

się zaprzyjaźniliśmy, on mnie bardzo polubił i zaufał Chrystusowi. Pewnego razu

mówi do mnie:

– Byłem komunistą, moja żona też jest komunistką, o Bogu nic nie

wiedzieliśmy. Teraz uwierzyłem i napiszę do żony, że wierzę w Boga.

– Droga żono, jak dotychczas jestem zdrów i żyw, za co chwała Bogu –

doradziłem mu co napisać.

To było już po śmierci Stalina i listów można było pisać, ile się chciało. Tak

właśnie napisał do żony, jak mu powiedziałem. Żona zaczęła czytać list, doszła do

tego miejsca, gdzie napisał o Bogu i natychmiast usiadła pisać odpowiedź.

Fiodorze – pisała – zdziwiłam się twoim listem, ty nigdy nie wspominałeś o Bogu,

a teraz o Nim napisałeś. Czyżbyś wierzył w Boga? Napisz do mnie szczerze, jeśli

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

121

wierzysz w Boga, to i ja będę. Kiedy otrzymał list, od razu zawołał mnie

i przeczytał go na głos.

– I co teraz napisać?

– Napisz wszystko szczerze. O tym, że uwierzyłeś w Jezusa Chrystusa

i przyjąłeś go do swojego serca jako Zbawiciela.

Kiedy jego żona otrzymała list to od razu poszła do mniszki.

– Nauczy mnie siostra jak wierzyć w Boga i co należy robić?

– Najpierw daj pieniądze na mszę i my będziemy się za panią modlić. Damy

pani modlitewnik i będzie się pani modliła – odpowiedziała mniszka.

Kobieta dała pieniądze i napisała do męża list: Fiodorze, ja też wierzę

w Boga. Dałam już pieniądze na mszę i parastas, a mniszka podarowała mi

modlitewnik i czytam modlitwy.

Kiedy Fiodor otrzymał od niej list, niczego jej nie wyjaśniał i wezwał do

siebie na widzenie.

W nowym obozie rozpatrzono moje dokumenty, zobaczyli, że jestem

zdunem i wezwali naczelnika obozu.

– Będzie pan u nas pracował jako zdun – powiedział. – Mamy w obozie

dwóch zdunów, ale nie ma ani jednego pieca, w którym drzwiczki by się nie

chwiały, a kafle nigdzie nie grzeją. Będziemy panu dawać wszystko, co trzeba, żeby

nie było panu trudno.

Tak z Bożą pomocą zacząłem robić piece. W istniejących nie trzeba było

niczego przebudowywać. Brałem obręcze i umocowywałem je na drzwiczkach

z jednej i drugiej strony. Potem robiłem mocną zaprawę z solą, nanosiłem, i moje

drzwiczki nigdy się nie chybotały. Po zamontowaniu drzwiczek zacząłem zakładać

kafle. Z tym trzeba było więcej popracować. Kiedy piec zacznie im dymić, biorą

łom, wyłamują przegrody, żeby dym szedł bezpośrednio. Dlatego też kafle nie

grzały. Kiedy założyłem wszystkie kafle, wszystko na nowo zaczęło dobrze grzać.

Znów miałem dużo wolnego czasu. Minęło pół roku i remontu nigdzie nie trzeba

było robić. Wszystko było w porządku i dniem czy nocą mówiłem o Słowie Bożym.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

122

Podczas zebrania, gdzie znajdowało się całe obozowe kierownictwo, dozorca

mówi:

– Kiedy byli u nas dwaj zduni, to codziennie śmiecili, przywiązywali drutem

drzwiczki, a one mimo wszystko zawsze się chwiały. Wszystkie kafle poniszczyli

i codziennie pracowali. A teraz, kiedy przyszedł mały zdun, to już sześć miesięcy

jest porządek w moich barakach. Wszystkie drzwiczki są mocne, jak stal,

i wszystkie kafle grzeją.

Po tym zaprosił mnie naczelnik obozu i mówi:

– Słyszałem, że jest pan dobrym zdunem, a my do tej pory nie mamy w bani

łaźni parowej. Mimo że ją wybudowano, to nie działa.

Nigdy nie widziałem łaźni parowej. Lecz on powiedział do mnie :

– Idź, tam jest łaziebny, on ci wszystko pokaże.

Poprosiłem Boga o błogosławieństwo i powodzenie w pracy, i przyszedłem

do łaziebnego.

– Gdzie tu jest łaźnia parowa? – zapytałem. Mówi do mnie:

– Panu trzeba najpierw pokazać łaźnię czy piec?

– Najpierw piec – mówię. Zaprowadził mnie do pieca

– O co chodzi? – zapytałem.

Wskazał w łaźni na duże drzwiczki i mówi:

– W piecu znajdują się ruszta, na nich leżą kamienie, kiedy w piecu się pali,

kamienie rozgrzewają się. Wtedy zamyka się zasuwka, na kamienie leje się woda

i cała para powinna iść do łaźni. A tutaj wszystko jest na odwrót, cała para

wychodzi do przewodu kominowego.

Od razu zrozumiałem, że wszystko zależy od zasuwki.

– A gdzie jest zasuwka? – zapytałem.

Pokazał mi ją i wziąłem się do pracy. Na tamtym miejscu, gdzie była

zasuwka, wszystko rozebrałem, złożyłem na nowo, umieściłem zasuwkę na swoim

miejscu. Wszystko, co rozebrałem, złożyłem ponownie na miejscu, zatynkowałem

i mówię do łaziebnego:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

123

– Niech pan spróbuje zapalić w piecu.

Rozpalił trochę drewnem i kamienie stały się gorące. Zamknąłem zasuwkę,

a on chlusnął kubeł wody na kamienie i cała para poszła do łaźni. Od razu pobiegł

do naczelnika.

– Ten mały zdun w ciągu godziny wszystko zrobił, łaźnia parowa działa.

Tak Bóg we wszystkim dawał mi powodzenie. Po tym naczelnik wezwał

mnie do siebie i mówi:

– Jest pan dobrym zdunem, jeślibyśmy pana, Michaile Gawrilowiczu,

wypuścili do wioski bez straży, uciekłby pan?

– Dokąd mam uciekać? I tak mnie złapiecie i będziecie sądzić.

– A może we wsi rozprzestrzeniłby pan swoją wiarę i zrobiłby pan tam dom

modlitwy?

– Zrobiłbym, gdybyście mi dali dwóch milicjantów i siłą oręża zmusili

wierzyć w Boga. A tak to będę mówił na próżno, nikt mnie nie posłucha. Komu

przeznaczone jest być wierzącym, ten i będzie, a tak – bez Boga szeroka droga.

– Może pan być wolny.

Następnego dnia wezwano mnie z narzędziami na wartę.

– Proszę iść do piekarni, trzeba tam wyremontować piec.

– A gdzie straż? – zapytałem.

– Nie ma. Pójdzie pan bez straży.

Wystraszyłem się, że idę bez konwojenta. Więźniowie opowiadali, że jeśli

kogoś chcą zlikwidować, to puszczają go bez straży. Potem zastrzelą od tyłu

i sporządzą protokół: Przy próbie ucieczki... Pomyślałem, że może i ze mną chcą

tak zrobić. Po drodze zacząłem się modlić, żeby Bóg, jeśli przyjdzie mi cierpieć, dał

siłę i męstwo, aby to znieść. Lecz nie zdążyłem skończyć modlitwy, jak podszedłem

do piekarni. Strażnik krzyknął z wieży:

– Stój, dokąd idziesz?

– Do piekarni remontować piec – odparłem.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

124

Wtedy otworzył mi bramę i wszedłem w strefę piekarni. Piekarze zapytali

mnie, po co przyszedłem. Powiedziałem po co, wtedy mówią do mnie:

– Proszę z nami usiąść. Proszę się napić kwasu, spróbować naszego chleba.

Niech pan odpocznie, bo piec jest jeszcze gorący.

Odpocząłem chwilę. Porozmawiałem z nimi i wziąłem się do pracy. Kiedy

wszystko było gotowe, jeden z piekarzy wziął bochenek chleba, rozciął go na pół

i oddał mi. Całego bochenka nie można było wnosić do strefy, a połowę tak, jeśli

dadzą. Przyszedłem do wartowni i liczyłem na rewizję, lecz strażnik bez słowa

wpuścił mnie do strefy. Tak jakby nie widział, że niosę w ręce chleb. Po tym

chodziłem bez strażnika i bez żadnych dokumentów wszędzie tam, gdzie było

trzeba. Obok obozu znajdowała się część wojskowa i często chodziłem tam

remontować piece. Znałem się z wieloma ludźmi.

Pewnego dnia poszedłem sprawdzić piece w domu odwiedzin. Znajdował

się on obok wartowni. Kiedy tam byłem, przyszła pewna kobieta i strażnik pyta ją:

– Do kogo pani przyszła?

Powiedziała do kogo, ale strażnik rzecze:

– Ten człowiek jest w pracy i dopóki nie przyjdzie, nie możemy pani wpuścić

do domu odwiedzin.

Zaczęła go błagać.

– Przyszłam z daleka i bardzo przemarzłam, proszę, niech pan mnie wpuści.

Słyszałem to wszystko, podchodzę do strażnika i mówię:

– Proszę wpuścić kobietę. Widzi pan, jak przemarzła.

– A będzie pan za nią odpowiadał? – mówi do mnie strażnik.

Odpowiadam za nią.

Wtedy strażnik otworzył drzwi i wpuścił ją do wspólnej sali. Zapytałem ją

skąd pochodzi.

– Z Donbasu.

– A do kogo pani przyjechała?

– Do brata.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

125

– A wierzy pani w Boga?

– Jestem wierzącą chrześcijanką – odpowiedziała.

I zaczęła mi opowiadać jak gdyby znała się ze mną od dawna.

– Wczoraj byłam w Workucie na zgromadzeniu. Było bardzo radośnie

i interesująco. Tam spotkałam dwie kobiety, które przyjechały do swoich mężów

z trzynastej kopalni. Jedna z nich była z Rosji, druga z Ukrainy. Ta, która pochodziła

z Rosji była od dawna wierząca, lecz nie została ochrzczona Duchem Świętym.

I kiedy usłyszała, że jej mąż jest ochrzczony to zapragnęła, żeby się za nią

modlono. Tam właśnie w zborze została ochrzczona Duchem Świętym i wszyscy

bardzo się cieszyli. A druga kobieta z Ukrainy, nawet zapisałam jej nazwisko, żona

Il’ji Iwanowicza Palianicy. I opowiedziała bardzo interesującą historię:

– Byłam bezbożnicą. Pewnego razu przyjechałam do męża na widzenie.

Kiedy się spotkaliśmy, otworzyłam walizkę i zaczęłam rozkładać produkty, które ze

sobą przyniosłam. A mój Nikolaj wstał, wzniósł ręce i zaczął się modlić. Zapytałam

go: Dlaczego się nie żegnasz? A on mi mówi: Bóg nie potrzebuje rąk człowieczych.

Następnie pytam go: Nikolaju, kto cię odwiódł z drogi naszej ukraińskiej wiary?

A on rzecze: Kiedy znajdowałem się we Lwowie w punkcie tranzytowym, był tam

pewien człowiek niewysokiego wzrostu i on skierował mnie na drogę zbawienia,

na drogę prawdy. Mówię mu: Gdybym spotkała tego człowieka, rozerwałabym go

na pół. Zebrałam do walizki wszystkie produkty, które przyniosłam i mówię:

Więcej nie będę z tobą żyła. I nie pożegnawszy się z mężem, wyszłam.

Przyjechałam do domu niezadowolona, zła, położyłam się spać, i miałam sen.

Przyszedł do mnie pewien człowiek i mówi: Chodź za mną, ja ci pokażę, gdzie się

znajdujesz, a gdzie twój mąż. Zaprowadził mnie do jednych drzwi, otworzył je,

a tam ciemno, smród, śmieci, tak, że nie ma gdzie stanąć, i mówi: Tu znajdujesz

się ty. A teraz pokażę ci, gdzie znajduje się twój mąż. I poprowadził mnie dalej

korytarzem, otwiera inne drzwi, a tam – jasno, czysto, aromatyczny zapach, pokój

lśni niewypowiedzianym pięknem, a on rzecze: Oto gdzie znajduje się twój

Nikolaj. I obudziłam się. W sąsiedztwie mieszkała kobieta, która umiała objaśniać

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

126

sny. Pobiegłam do niej i opowiedziałam swój sen. I proszę ją: Wyjaśnij mi co

znaczy ten sen? A ona odpowiada: Tu nie ma czego wyjaśniać. Znajdujesz się

w grzechach, a twój mąż jest na drodze prawdy. Wstałam i mówię: Od tej godziny

w niczym, nigdy pani nie uwierzę, to wszystko kłamstwo. Mój mąż zostawił

ukraińska wiarę, nie żegna się ręką, a pani mówi, że jest na prawdziwej drodze.

Odpowiada: Ja nic nie wiem, wyjaśniłam ci tylko sen. Przyszłam do domu, ale

spokoju nie znalazłam. Poszłam do koleżanki, sąsiadki, wszystko jej

opowiedziałam, a ona do mnie mówi: Pojedźmy do twojego męża i zobaczymy,

jaką przyjął wiarę. Kiedy przyjechałyśmy do Nikolaja do Workuty, zaprowadził nas

na zgromadzenie, gdzie było wielu kaznodziei. Kiedy usłyszałyśmy kazania

o Jezusie Chrystusie, o Jego cudach, śmierci, zmartwychwstaniu, o Jego chwale,

zaczęłyśmy płakać i tam właśnie okazałyśmy skruchę. Modlił się za nas cały kościół

i dziękował Bogu. Ja też nie przestanę dziękować Bogu za to, że nie pozostawił

mnie w tamtym smrodzie, a przywiódł mnie na drogę prawdy i czystości. Teraz,

mówi, chciałabym zobaczyć tego człowieka, który skierował mojego męża na

ścieżkę prawdy, a poprzez niego mnie i moją przyjaciółkę. Poprosiłabym go

o wybaczenie. Wszyscy w kościele płakali i cieszyli się. Kiedy ta kobieta

opowiadała, ja też płakałam z radości. Uklękłyśmy i dziękowałyśmy Bogu.

Potem powiedziałem jej, że to ja jestem tamtym człowiekiem, poprzez

którego Bóg wezwał tych ludzi na drogę zbawienia. I opowiedziałem jej dokładnie

o Nikolaju i o Il’ji. Kiedy z kopalni przyszedł jej brat, pomodliliśmy się z nim

i poszedłem.

W drodze do baraku spotkała mnie lekarka i położywszy mi rękę na ramię,

mówi:

– Wieczorem, Michaile Gawrilowiczu, proszę przyjść na wizytę. Weźmie pan

ze sobą kubek, łyżkę i ręcznik.

Od razu zrozumiałem, że chce położyć mnie do szpitala, lecz mówię do niej:

– Nie jestem chory.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

127

– Lecz pan umrze bez choroby, bo na panu jest sama skóra i kości. Ile pan

waży?

– Trzydzieści pięć kilogramów – odpowiedziałem.

– Nie rozumiem, dlaczego pan jest taki słaby?

– Bo na stołówce nie mogę jeść, tam jest samo nieczyste jedzenie.

– Umieścimy pana w szpitalu nie jako chorego, ale jako pracownika. Będzie

pan chodził w swoim ubraniu, tylko fartuch panu damy. Będzie pan pomagał

pielęgniarce. Szpital mamy duży, chorych jest wielu, a pielęgniarka tylko jedna.

Będzie pan roznosił chorym lekarstwa, a my nakarmimy pana tym, co panu Bóg

pozwala jeść.

Zgodziłem się. Wieczorem zebrałem się i poszedłem na wizytę. Na wizytę

przyszło wielu ludzi. I wzywano do lekarza od razu po troje. Kiedy wszedłem tam,

dano mi biały fartuch i zaznajomiono z pracą. Tak oto pozostałem w szpitalu. Jeść

mi dawano prawie wszystko mleczne i smaczne, i trochę nabrałem wagi. Rano

rozdawałem lekarstwa i do wieczora byłem wolny.

W naszym obozie w tamtym czasie znajdował się jeden uczony z Estonii,

profesor medycyny, Pietrow. Miałem wielką ochotę porozmawiać z nim, lecz nie

było możliwości. Przy nim zawsze zbierali się uczeni ludzie i każdy chciał z nim

porozmawiać. Lecz pewnego słonecznego dnia wziąłem koc i wyszedłem

odpocząć na trawie, czytałem tam książkę. Podszedłem do niego, przywitałem się

i mówię:

– Można pana o coś zapytać?

– Proszę – odpowiada.

– Niech pan powie, Biblia to dobra książka, czyż nie?

– Biblia to jedyna książka, która nie podlega żadnej poprawie, to

prawdziwa, szczera księga. Prawami biblijnymi posługują się nawet w sądach.

– Mam jedno pytanie. Co pan powie o Bogu? Bóg jest, czy Go nie ma?

– Dlaczego zadał pan takie pytanie? – pyta.

– Wielu uczonych mówi, że Boga nie ma.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

128

– To nieprawda, gdyż wszyscy uczeni wiedzą, że Bóg istnieje. Tak mówią

niedouczeni albo przeuczeni, a ludzie uczeni wiedzą, że Bóg jest.

Ledwo zakończyliśmy rozmowę, a wokół niego już zebrało się wiele osób,

i wyszedłem.

Miałem teraz dużo wolnego czasu. Mogłem chodzić po barakach i szpitalu,

rozmawiać z ludźmi o Jezusie Chrystusie, o zbawieniu. Nawet miałem możliwość

częstego wychodzenia za strefę i odwiedzania przyjaciół. Pewnego razu

zapragnąłem pojechać do trzynastej kopalni, gdzie mieszkali moi przyjaciele,

wśród których był Il’ja Il’czanowicz i Nikolaj Palianica. Odległość pomiędzy siódmą

a trzynasta kopalnią to około dwadzieścia kilometrów. Pewnego niedzielnego

poranka szybko rozdałem lekarstwo i poszedłem do wartowni. Strażnik zapytał

mnie:

– Dokąd idziesz?

– Na stację autobusową – odpowiadam. – Chcę pojechać do trzynastej

kopalni.

Otworzył mi drzwi i powiedział:

– Powodzenia.

Przyjechawszy do trzynastej kopalni zacząłem pytać:

– Gdzie tu mieszka Nikolaj Palianica?

Powiedziano mi, że jest na wolnym zakwaterowaniu i pokazano jego dom.

Podchodzę do tego domu, a tam akurat kończy się poranne zgromadzenie. Nikolaj

zobaczył mnie, pobiegł i z radością się przywitaliśmy.

– Zaraz zawołam żonę. Mieszkamy z naszymi dwoma synami na wolnym

zakwaterowaniu.

Potem przyprowadza do mnie swoją rodzinę i przedstawia żonie:

– To ten brat, poprzez którego uwierzyłem w Chrystusa.

A ona złożyła ręce i mówi:

– Wybacz mi, bracie – zgrzeszyłam przeciwko tobie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

129

– Jak mogłaś zgrzeszyć przeciwko mnie, jeśli cię widzę pierwszy raz? Bóg ci

wybaczył, kiedy wezwał do siebie.

– Dziękuje Bogu, że mąż stał się wierzący dzięki tobie, a poprzez niego i ja.

Kiedy zakończyliśmy rozmowę, wszyscy znajomi zaczęli podchodzić do

mnie, by się witać. Podchodzi do mnie Il’ja Il’czaninow i pytam go:

– A gdzie twoja żona?

– Ona tu była na widzeniu, otrzymała chrzest Duchem Świętym i pojechała

do domu.

Żona Nikolaja przygotowała poczęstunek, pożegnaliśmy się i rozeszliśmy.

Wróciwszy do swojego obozu znalazłem w szpitalu pewnego wierzącego

inżyniera o nazwisku Moskwicz Iwan Iwanowicz. Poznaliśmy się i często dzieliliśmy

się Słowem Bożym. Po kilku dniach przyniesiono na noszach jednego

sparaliżowanego Estończyka. Był rosłym człowiekiem, lecz trzeba było go

obsługiwać jak małe dziecko. Lekarz wezwał wszystkie osoby, które nie były

bardzo chore i silniejsze fizycznie. Zebrało się dziesięć osób. Następnie felczer

sporządził spis. Byłem dziesiąty na liście. Z tego spisu wszyscy po kolei mieli

obsługiwać chorego Estończyka – każdy w ciągu doby. Lekarze myśleli, że on długo

nie pożyje, lecz dziesiątej doby przyszła i moja kolej. Obsługiwałem go chętnie,

myśląc, że nie będzie ciężko robić to raz na dziesięć dób. Lecz kiedy jedenastej

doby przyszła kolej na pierwszego w spisie, tamten odmówił. Felczer poszedł do

drugiego, trzeciego i tak do dziewiątego, wszyscy odmówili:

– Lepiej wypiszcie nas ze szpitala, ale my obsługiwać go nie będziemy.

Wtedy lekarz wezwał mnie i mówi:

– Michaile Gawrilowiczu, nie śmiem pana prosić. Nie liczyłem na pana

i dlatego zamieściłem pana na spisie jako dziesiątego. Myśleliśmy, że więcej niż

pięć dób nie przeżyje. A teraz wszyscy odmówili. Proszę nam pomóc chociaż jedną

dobę, póki nie znajdziemy zastępstwa.

Obsłużyłem go jedną dobę, trzecią dobę, a zastępstwa jak nie było, tak nie

ma. Tak oto został przy mnie. Obsługiwałem tego sparaliżowanego około siedmiu

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

130

miesięcy. Kiedy to robiłem, jego krajanie – Estończycy, przechodząc obok patrzyli

w drugą stronę.

Tymczasem nasz obóz rozdzielono na dwie części. W jednej byli więźniowie

z krótkim wyrokiem, a w drugiej – z długim. Ponieważ miałem długi wyrok, to

przeniesiono mnie do drugiej części, gdzie też umieszczono mnie w szpitalu.

Spędziłem tam dwa dni i dostałem ataku serca, silnej palpitacji. Lekarz w tym

szpitalu nie wiedział, jakich lekarstw mi potrzeba na serce. Wtedy wezwał

strażnika i powiedział:

– Odwieź go do lekarza, do innego szpitala, a potem przywieź z powrotem.

Kiedy przyszedłem do lekarza w tamtym szpitalu, ten bardzo się ucieszył

i mówi:

– Więcej pan stąd nigdzie nie wyjdzie.

A zwracając się do strażnika i woźnicy:

– Jesteście wolni, chory zostaje tutaj. – Potem mówi do mnie – nasz chory,

od kiedy pan odszedł, nie je i nie przyjmuje lekarstw. Nie wiemy już co z nim robić.

Potem lekarz posłał felczera do sparaliżowanego, żeby tamten dał mu

lekarstwo. Lecz chory zamknął usta i oczy, i odwrócił się. Tak samo zrobił, gdy

podeszła do niego pielęgniarka. Potem przyszedł do niego sam lekarz:

– Błagam pana, proszę wziąć lekarstwo.

Lecz on nawet nie popatrzył w jego stronę. Następnie lekarz mówi:

– Michaile Gawrilowiczu, proszę podejść bliżej.

Jak tylko chory to usłyszał, od razu otworzył oczy i usta. Wziął lekarstwo,

pokarmiłem go, przebrałem. Wszyscy w szpitalu dziwili się temu. Potem mówi do

mnie:

– Wiedziałem, że przyjdziesz. Wszyscy ci ludzie są źli jak psy. Biją mnie, a ty

jesteś dobry. Czekałem na ciebie.

Znów zacząłem go pielęgnować. W szpitalu często odwiedzał mnie Wasilij

Petrowicz Ostrowskij. Pewnego razu przyszedł i wyszliśmy razem na ulicę. Była

tam długa ławka. Usiedliśmy na jednym końcu, a na drugim siedział Łotysz

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

131

z naszego więzienia. Opuścił głowę na kolana i myśleliśmy, że śpi. Wasilij

Pietrowicz był z zielonoświątkowców i zaczął mówić, że wierzyć tak, jak on, jest

prawidłowo, a soboty świętować nie należy. Niczemu nie zaprzeczałem. Lecz

Łotysz podniósł głowę i mówi:

– Ja panu coś powiem – i zwrócił się do Wasilija Pietrowicza. – Jeśli chce

pan wiedzieć, czyja wiara jest słuszna, to proszę iść do szpitala i spytać wszystkich

ludzi. Oni panu powiedzą, bo wiara sprawdza się poprzez uczynki. Michail

Gawrilowicz już siedem miesięcy obsługuje chorego Estończyka, którego trzeba

rozebrać, wymyć, ubrać w czyste, nakarmić. Kiedy to robi, krajanie Estończycy

wstydliwie patrzą w drugą stronę, a on to czyni dobrowolnie. Dlatego, kiedy mówi

z Biblii, to wszyscy go słuchają z uwagą. Gdyż dobre uczynki to klucz do życia

wiecznego.

Po tym Ostrowskij więcej nie nawiązywał rozmów na sporne tematy.

W tym czasie wyszedł dekret Komitetu Centralnego o uwolnieniu

inwalidów. Lekarz sporządzał dokumenty i puszczano ich do domu. Czekałem na

swoją kolej. Potem przyszedłem do lekarza i pytam:

– A dlaczego mnie nie wypuszczacie? Myślałem, że wypuścicie mnie

w pierwszej kolejności. Czekałem, nie doczekałem się i sam przyszedłem do was.

– A co będziemy robić z chorymi bez pana?

Lecz na moje szczęście przyszedł rozkaz – wszystkich chorych przewieźć do

innego obozu, a z tego zrobić wolne zakwaterowanie. Wtedy lekarz wezwał mnie

do siebie i zaczął sporządzać moje dokumenty. Ale i tak nie doczekałem się

uwolnienia. Przeniesiono mnie do innego obozu, który znajdował się ponad

trzysta siedemdziesiąt kilometrów od Workuty w stronę Siwej Maski. Kiedy mnie

tam przywieziono, to też umieszczono mnie w szpitalu, jako chorego. Lecz kiedy

naczelniczka jednostki sanitarnej przejrzała moje dokumenty to zobaczyła, że

jestem zdunem. Wezwała mnie:

– Michaile Gawrilowiczu, jest pan zdunem?

– Byłem zdunem, kiedy byłem zdrowy, teraz jestem inwalidą.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

132

– Wiem, że jest pan chory – mówi. – Ale ja panu dam jednego człowieka, on

będzie pracował, a pan mu będzie tylko pokazywał.

Zgodziłem się. Miałem napisane w dokumentach, że jestem bez straży.

Mogłem śmiało chodzić dokąd chciałem i głosić Dobrą Nowinę. W tym szpitalu

spędziłem trzy miesiące. Potem mnie wypisano i umieszczono w baraku, gdzie

znajdowali się inwalidzi niezdolni do pracy. Byli to rozpustni ludzie. Odrzucali

Słowo Boże. Nie chcieli słuchać, śmiali się. Lecz jeden mężczyzna przyjął słowo

w swoim sercu i bardzo je cenił. Chciał słuchać dzień i noc, przyjął zbawienie

poprzez Jezusa Chrystusa. Nazywał się Bordiakow. W tym baraku spędziłem

również trzy miesiące.

Jednego dnia przychodzi posłaniec i wzywa mnie do naczelnika obozu.

Wszedłem do gabinetu i naczelnik mówi do mnie:

– Chcemy pana uczynić zarządzającym szwalni.

– Jakiż ze mnie krawiec, skoro nawet szyć nie umiem?

– To nic – powiedział.

Zaprowadzono mnie do szwalni, dano klucze i powiedziano: rób, co umiesz.

Do tej pory mieli zarządzającego szwalnią. Pił czaj i go wyrzucono. Lecz

zarządzającym byłem też tylko tydzień.

Znów przyszedł posłaniec i wzywa mnie do naczelnika obozu. Tyle co

otwarłem drzwi, a on mi mówi:

– Michaile Gawrilowiczu, chce pan iść na wolność?

– Jak nie? Oczywiście, że chcę.

Naczelnik daje mi do rąk kartę obiegową i mówi:

– Niech pan idzie, szybko się rozlicza i przychodzi do mnie.

Wziąłem kartę obiegową i najpierw wstąpiłem do baraku brata, który

uwierzył, i mówię mu:

– Jestem wolny.

– Nie miałeś żadnego objaśnienia? Snu albo czegoś?

– Niczego takiego nie miałem. Miałem sen, ale nieznaczący.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

133

– Opowiedz sen.

Zacząłem opowiadać.

– Znajduję się jak gdyby w ogromnym pomieszczeniu i mam w rękach wóz

o sześciu kołach i z bardzo ciężkim ładunkiem. Nagle ta furmanka sama z siebie

ruszyła do przodu i uderzyła przodem o mur. Mur upadł i wóz wydostał się

z pomieszczenia.

– Ile spędziłeś czasu w obozie?

– Sześć lat.

– Sześć kół to sześć lat – mówi – a że ładunek był ciężki, to jest cały ciężar,

który zniosłeś.

Kiedy obszedłem wszystkich, których trzeba było obejść z kartą obiegową,

to przyszedłem do naczelnika. Dał mi dokumenty o zwolnieniu z więzienia,

pieniądze na bilet i mówi:

– Trzeba pana dziś odesłać.

Pożegnałem się z naczelnikiem, potem ze wszystkimi w baraku,

a szczególnie z bratem Bordiakowem. Pomodliłem się z nim ostatni raz

i pojechałem na stację kolejową. Lecz wziąłem bilet nie do domu, do Zakarpacia,

a do Workuty. Chciałem pożegnać się ze wszystkimi moimi przyjaciółmi, z którymi

w ciągu sześciu lat miałem radość w Panu. Wszyscy znajdowali się na wolnym

zakwaterowaniu. Musiałem przejechać trzysta siedemdziesiąt kilometrów. Kiedy

przybyłem do Workuty, poszedłem po torach na stację autobusową. Nagle

zauważyłem tam Fiodora Ul’janowa. Kiedyśmy się zobaczyli, zaczęliśmy biec

z radości naprzeciw siebie. Tak bardzo cieszyliśmy się ze spotkania, że aż się

popłakaliśmy. Fiodor mówi do mnie:

– Jak to jest! Wspominaliśmy ciebie z żoną, a ty przyjechałeś. Bóg cię tu

przysłał, bo moja żona tak chciała cię zobaczyć. Często jej o tobie opowiadałem,

o tym jak pokutowałem i przyjąłem Jezusa Chrystusa. Ona teraz mieszka tu z córką

na wolnym zakwaterowaniu. Też przyjęła Zbawiciela do swojego serca. Nie mogę

teraz zostawić pracy. A ty idź prosto po torach i zobaczysz po prawej stronie dom,

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

134

przed którym leży sterta długich drzew. Na nich siedzi moja żona z córką. Robią

sweter na drutach. Podejdziesz i powiesz im: Fiodor przysłał mnie do was, bo

jestem tym, kogo chciałyście widzieć.

Kiedy przyszedłem do nich i powiedziałem tak, jak kazał mi Fiodor,

natychmiast wstały i zaprosiły mnie do domu. Od razu uklękliśmy

i podziękowaliśmy Bogu za spotkanie, a ona szczególnie za to, że Bóg spełnił jej

pragnienie. Spędziliśmy razem dość dużo czasu, a potem odprowadziły mnie na

stację autobusową. Tam się pożegnaliśmy i pojechałem autobusem do moich

przyjaciół, razem z którymi byłem sądzony, do Michaila Czuchrialii, Jury Samorygi.

Oni też bardzo cieszyli się ze spotkania, gdyż ich również uwolniono. Lecz Michail

nie czekał na nas, a od razu po uwolnieniu pojechał do domu. Samoryga został ze

mną.

Co wieczór zbieraliśmy się na zgromadzenie, za każdym razem w innym

domu i w innej kopalni. W siódmej kopalni był prorok Boży Andriej Wolokitin

i wraz z nim poszliśmy do tundry i uklękliśmy do modlitwy. Poprzez niego zostało

mi powiedziane: „Wyzwoliłem cię, gdyż wasza wspólnota upadła duchowo. Chcę

poprzez ciebie podźwignąć mój naród!”

Wiele zostało powiedziane, ale więcej nie pamiętam. Potem pojechaliśmy

do czwartej kopalni do domu brata Iwana Charlampowicza Gruszewskiego. Jego

żona Irina z córką Nadią też mieszkały na wolnym zakwaterowaniu. Siostra Irina

miała dar widzenia. Kiedy uklękliśmy, otrzymała widzenie: Otwartą Biblię i głos

mówiący – niech Michail przeczyta fragment z Zachariasza 4:9. Ręce Zorobabela

położyły fundamenty tego domu i jego ręce go dokończą. Po tym poznacie, że Pan

Zastępów posłał mnie do was. Radowaliśmy się z nimi, pożegnaliśmy się

i poszliśmy dalej z bratem Samorygą. W ciągu jedenastu dób obszedłem

wszystkich braci we wszystkich kopalniach Workuty, aby spotkać się, radować,

a także się pożegnać. Po jedenastu dobach rozstaliśmy się i pojechaliśmy do

domu.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

135

Rozdział 13

WYZWOLENIE

Michail Czuchrialia, przyjechawszy do domu powiedział mojej żonie, że

wkrótce powinienem się zjawić. Codziennie wychodziła na pociąg, by mnie

przywitać. Lecz ponieważ nie było mnie długo, to pewnego dnia nie wyszła na

pociąg.

Kiedy wysiadłem na stacji w Rokosowie, wiele osób z naszej wsi, którzy byli

tam w tym czasie, witało mnie. A niektórzy pobiegli obwieścić radość mojej żonie.

Tę radosną nowinę zaniosła do mojego domu Anna Kudrun. Moje starsze córki

Maria i Julia w tym czasie były na zarobku w Okręgu Połtawskim. Malwinę, naszą

średnią córkę żona wysłała do sklepu. W domu była nasza najmłodsza Ania, która

miała dziewięć lat. Kiedy powiedziano żonie, że ja idę, od razu pobiegła mi

naprzeciw. Chwilę się zatrzymałem rozmawiając z ludźmi. Gdzieś w połowie drogi

spotyka mnie żona. Malwina szła z tyłu i myślała, że to jej ojciec z drewnianą

walizeczką, lecz nie ośmieliła się podejść. Ale kiedy zobaczyła matkę, która mnie

witała, to i ona powitała. Znajdując się w otoczeniu ludzi nawet nie zauważyłem,

kto mnie witał. Kiedy podeszliśmy do naszego domu, zapytałem żony:

– A gdzie są nasze dzieci?

– Wszystkie są tu – mówi.

Lecz ja ich nie poznałem. Potem przyszli mnie witać moja matka, siostry,

żona brata i wszyscy sąsiedzi.

W domu zebraliśmy całą naszą wspólnotę, żeby dziękować Bogu za moje

wyzwolenie. Uklękliśmy i zacząłem się modlić pierwszy. Potem modlitwę przejęła

moja żona, i więcej już nikt jej nie przejął. Po czym dopadła mnie wątpliwość.

W Workucie zostało powiedziane: „Bóg chce podźwignąć swój naród.” A tutaj nikt

nie zabrał głosu do modlitwy. Widać było, że potrzeba tu pracy duchowej, a mnie

od razu spotkały materialne problemy. Przez sześć lat więzienia nie przyniosłem

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

136

do domu nawet rubla. Żona pracowała w kołchozie od świtu do zmierzchu,

otrzymując mizerną zapłatę, za którą nawet nie mogła wykarmić dzieci. Nasz dom

był drewniany, a w nim gliniane podłogi i pojawił się grzyb. Zniszczył w domu

ściany na wysokość metra i przez niego nie było w środku czym oddychać. Kiedy

się pobraliśmy, mojej żonie dano w posagu nowe meble do sypialni, teraz

wszystko to zniszczył grzyb. Nie było się na czym przespać. Wróciłem do domu

jako inwalida drugiej grupy, lecz renty żadnej nie otrzymywałem, ponieważ

miałem wyrok pięciu lat pozbawienia praw. Ciężkiej pracy nie mogłem

wykonywać. Lecz z rodziną zdecydowaliśmy, że trzeba brać się do roboty. Ziemię

z podłóg na osiemdziesiąt centymetrów wyrzuciliśmy, a zamiast niej nawieźliśmy

tłucznia. Ze ścian zdarliśmy tynk i oczyściliśmy drewno. Przybiliśmy nowe dranki

i na nowo otynkowaliśmy. Tynk nie wysychał przez długi czas i znów pojawił się na

nim grzyb. Wierzący zebrali nam krótkie deski i zrobili drewniane podłogi. Lecz za

rok grzyb i je zniszczył. Zmuszeni byliśmy znów żyć bez podłóg na tłuczniu.

Pewnego razu przyjechał do nas z wioski Zariecz’je młody chłopak Sakson

i mówi:

– Michaile, mój ojciec prosi, by przyjechał pan do nas.

– Po co? – pytam go.

– Nie powiem panu po co, ojciec panu powie.

Kiedy przyszliśmy do nich to zobaczyłem, że stary dom wyburzyli i zaczęli

układać fundamenty pod nowy. Fundamenty ktoś już zrobił i nawet były od góry

położone dwa rzędy kamienia.

– Michaile, wezwałem cię, żebyś wybudował nam dom – powiedział mi

ojciec Saksona.

– Ale ja nie mogę, bo nie wolno mi podnosić ciężarów.

– Mam dwóch synów i zięcia. Położą każdy kamień tam, gdzie im powiesz.

Będziesz tylko kierował.

Z Bożą pomocą zaczęliśmy budować. Popracowawszy kilka dni, na sobotę

przyjechałem do domu. Brat Sakson dał mi awansem pięćdziesiąt rubli. Kiedy

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

137

przyniosłem te pięćdziesiąt rubli do domu i oddałem żonie, to z radości zapłakała

i dziękowała Bogu, że w domu mamy już pięćdziesiąt rubli. Kontynuowałem pracę

u brata, a na sobotę przyjeżdżałem do domu i co piątek przynosiłem pieniądze.

Kiedy skończyliśmy fundamenty to poprosili mnie, bym wystawił mury. Za tę

pracę u brata Saksona dobrze mi zapłacono.

Następnie zacząłem pracować w organizacji budowlanej. Lecz tu zaczęły się

prześladowania z powodu soboty. Powiedziano nam, że jeśli nie będziemy

pracowali w sobotę, to nas zwolnią. Nas, sobotników było w tej organizacji kilka

brygad i wszyscy byli dobrymi budowniczymi. Zebrało się kierownictwo i zaczęto

decydować. Jedni mówili – zwolnić, a drudzy byli przeciwni.

– Jeśli ich zwolnimy, to z pozostałymi robotnikami niczego nie zbudujemy.

Zdecydowano nie zwalniać.

Kiedy w Punkcie Budowlanym naczelnika Gorbunkowa zastąpił Kupar,

wszystko zmieniło się na lepsze. Nam w tym czasie urodziła się piąta córka, którą

nazwaliśmy Marta. Kierownictwo dowiedziało się o moim trudnym położeniu, że

urodziła się nam córka, że nasz dom się rozpada i nie mamy gdzie żyć, i pozwolono

mi sprowadzać z organizacji materiały po najniższej cenie, cement, deski, szyfer

i wszystko, co potrzebne było do domu.

Wyburzyliśmy stary dom i na jego miejscu zaczęliśmy budować nowy.

W tym czasie dwie nasze córki już były zamężne. Maria wyszła za mąż za Stiepana

Romoczewskiego ze wsi Il’nica, a Julia za Michaila Radię ze wsi Kusznica. Mąż Julii

miał swój dom i oni przeprowadzili się, żeby mieszkać w Kusznicy. A Stiepan

znalazł pieniądze i wybudowali dom na końcu naszego ogrodu. Stiepan również

bardzo mi pomagał w budowie naszego nowego domu. Kiedy wznosiliśmy

fundamenty, żona z dziećmi robiła gliniane cegły na mury. W pracy dano mi wolne

na miesiąc. W ciągu tego miesiąca wraz z żoną i dziećmi zbudowaliśmy nasz nowy

dom.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

138

Rozdział 14

ODRODZENIE DUCHOWE

W 1960 roku urodziło nam się szóste dziecko – chłopczyk, nazwaliśmy go

Wiktor. W materialnej sferze bardzo się u nas poprawiło, ale i w duchowej nie

staliśmy w miejscu. W ciągu tego czasu, kiedy byłem w więzieniu, wielu z naszej

wspólnoty straciło dar języków, widzenia. Zaczęliśmy więcej trwać na modlitwach,

postach i Bóg zaczął odnawiać to, co utracone. Na zgromadzenia w czasie postów

często zbieraliśmy się we wsi Kopania u brata Andrieja Czejpiesza. Matka jego

żony posiadała dar prorokowania i Bóg poprzez nią często nas pouczał, ukazywał

nam, pocieszał. Zbieraliśmy się na modlitwę także u brata Taficzuka.

Kiedy nasz syn Wiktor miał cztery miesiące, bardzo zachorował

i nieprzerwanie płakał. Zawsze, gdy ktoś zachorował, najpierw prosiliśmy Boga

o uzdrowienie. Lecz wtedy w naszym domu znajdowała się pewna biedna kobieta

z innego rejonu. Kobieta ta często przyjeżdżała do Rokosowa, gdyż nasi wierzący

lubili pomagać biednym ludziom. Zatrzymywała się w naszym domu, gdyż moja

żona była bardzo gościnna. Ta kobieta mieszkała u nas kilka dni, a kiedy

przyniesiono jej wszystkiego tyle, że ledwie mogła unieść, wtedy szła do domu.

W obecności tej kobiety nie chcieliśmy się modlić, ponieważ do modlitwy

potrzebne są swobodne warunki. Jako że dziecko nie przestawało płakać, to

zdecydowaliśmy się modlić przy niej. Żona trzymała dziecko na rękach. Podczas

modlitwy słyszę wewnętrzny głos: „Weź dziecko na ręce.” Gdy je wziąłem, zaczęło

patrzeć w sufit i przestało płakać. Wtedy oddałem je matce, lecz ono znów zaczęło

płakać. Żona widzi, że płacze, i ponownie oddaje mi dziecko. Kiedy je wziąłem,

przestało płakać, zamknęło oczy i zasnęło. Podziękowaliśmy Bogu za uzdrowienie,

położyłem dziecko do łóżka i do rana się nie obudziło. Ta kobieta, zobaczywszy co

Bóg uczynił w naszym domu, wszędzie i każdemu o tym opowiadała. Kiedy

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

139

powiedziała o tym zdarzeniu we wsi Hetenia, brat Jurij Czerwak przyszedł do nas

dowiedzieć się, czy to prawda.

W 1961 roku naszej córce Marii urodził się syn, którego nazwali Iwan. Kiedy

już siedział, matka dała mu zabawki, a sama coś robiła w kuchni. Ja ze Stiepanem

poszedłem do jego rodzonego brata Fiodora, by pomagać przy budowie.

Popracowaliśmy tam około pół godziny, gdy przybiega Maria z dzieckiem na

rękach i mówi:

– Co robić? Do przychodni nie zdążymy dobiec, bo dziecko już zsiniało

i zaraz umrze.

– Szybko chodźmy do naszego domu – mówię.

Kiedy przyszliśmy, od razu uklękliśmy do modlitwy. Maria trzymała dziecko

na rękach, a wszyscy modlili się. Ale kiedy dziecko przestało oddychać, oddała go

matce, a sama szlochając, wybiegła do drugiego pokoju myśląc, że dziecko

umarło. Ciągle jeszcze się modliliśmy. Następnie moja żona mówi:

– Wstawajcie, dziecko umarło, nie oddycha. Wystarczy modłów.

Wtedy wewnętrzny głos mówi mi: „Weź dziecko na ręce twarzą w dół.”

Kiedy je przekręciłem, to wypadł mu z ust kawałek buraka ćwikłowego i znów

zaczęło oddychać. Jego blada twarzyczka zaczęła czerwienieć. Oddałem dziecko

żonie, a ona krzyczy do córki:

– Marijko, chodź tutaj! Iwanko żyje!

Lecz ona nie uwierzyła. Kiedy więc zobaczyła, że dziecko jest naprawdę

żywe, upadła na kolana i głośno zaczęła wychwalać Boga.

W tamtych dniach Bóg dokonywał wielu dzieł dzięki naszej modlitwie

i wierze. Mój przyjaciel Michail Pop, który mieszkał obok prawosławnej cerkwi,

miał czterech synów i dwie córki. Pewnego razu przyszedł do nas i mówi:

– Michaile, weź ze sobą przybory i przyjdź do nas ostrzyc moich synów.

Wziąłem pudło z przyborami do strzyżenia i poszliśmy. Kiedy przyszliśmy,

położyłem je na stole, a Michail wskazuje mi na swojego dziewięcioletniego syna

Maftodia, który bardzo płacze.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

140

– Popatrz, już trzeci dzień płacze. Tak zwiniętą nogę trzyma w rękach trzy

dni. Nie śpimy i my, i on. Noga go tak boli, że dotknąć nie można.

Podszedłem do jego syna, wziąłem nogę obiema rękami, rozciągnąłem.

– Boli? – pytam.

– Nie – następnie zeskoczył z łóżka i zaczął krzyczeć. – Noga już nie boli!

Jestem zdrowy!

Jego ojciec i matka Anna wraz z resztą dzieci uklękli. Zaczęliśmy gorąco

dziękować Bogu za uzdrowienie. Ono nastąpiło dzięki ich wierze. Kiedy Michail

mnie zapraszał to wiedział, po co mnie zaprasza, lecz nic mi o tym nie powiedział.

Miał silną wiarę w to, że jeśli dotknę chorej nogi jego syna, to on wyzdrowieje.

Ten brat w wielu przypadkach miał głęboką wiarę i bardzo lubił się modlić. Czasem

nawet w nocy przychodził do nas modlić się. Bywało, że wszystko pozamykamy

przed snem, a on puka w okno lub drzwi. Żona do mnie mówi:

– Michail Pop przyszedł się pomodlić.

Chociaż nie mieszkał blisko nas, mimo wszystko przychodził na modlitwę.

Jakoś wieczorem, kiedy zebranie odbywało się u Miszy Pawlija, wszyscy się

zgromadzili, a Popa nie ma. Zaczęliśmy zgromadzenie, gdy nagle wzywają mnie na

korytarz. Tam czeka na mnie Pop. Miał całą górną wargę spuchniętą od ropienia.

Mówi do mnie:

– Michaile, chodźmy pomodlić się u twojej córki w domu. Tak bardzo boli

mnie warga, że wytrzymać nie mogę. Wierzę, że jeśli ty pomodlisz się za mnie, to

będę zdrów.

Dom mojej córki Marii był obok, po sąsiedzku. Weszliśmy na korytarz

i zaczęliśmy się modlić. Kiedy skończyliśmy modlitwę, wziął mnie za palec prawej

ręki, położył na bolące miejsce i mówi:

– Chrystus mnie uzdrowił!

Znów podziękowaliśmy Bogu i poszliśmy na zgromadzenie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

141

W 1964 roku w naszej rodzinie urodził się jeszcze jeden syn. Był siódmy

i nazwaliśmy go Misza. Gdy zaczął mówić, począł przysłuchiwać się co mówią

dorośli i bardzo wiele zapamiętywał. Pamiętał wiele wydarzeń z Biblii. Opowiadał

z pamięci o tym, jak Bóg stworzył wszechświat, o Jonaszu i wielorybie, o Józefie,

Danielu i o wielu innych fragmentach Biblii. Śpiewał też pieśni. Szczególnie lubił

śpiewać pieśń „Wielka Szkoła”. Kiedyś leżałem w naszym wiejskim szpitalu i moja

żona często przynosiła go ze sobą do mnie. Kiedy chorzy dowiadywali się, że on

przyjdzie, to wychodzili z sal i witali go jak dorosłego. Nie wstydził się, mimo że

trochę jeszcze seplenił. Mówił głośno, powoli i wszyscy go rozumieli. Każdy był

ciekawy jak dziecko opowiada ustami z Biblii.

Ze Sachalinu wrócił brat mojej żony, Iwan. Przyjechał do domu z piątką

dzieci, lecz bez żony Julii. Umarła na Sachalinie, a on w kopalni został inwalidą. Ich

dom był niedaleko od naszego. Jego starsza córka Irina otrzymała na Sachalinie

wyższe wykształcenie. Kiedy przyjechała do Zakarpacia, to zaczęła szukać pracy.

Zaproponowano jej posadę naczelnika dworca kolejowego. Wypełniła wszystkie

dokumenty i na drugi dzień miała przystąpić do pracy. Przyszedłszy do domu,

głęboko się zamyśliła, bo w tej pracy musiałaby pracować w soboty. Jej ojciec

w tym czasie mieszkał w Użhorodzie, a ona mieszkała w starym domu obok nas ze

swoją siostrą Julią. One często przychodziły do nas, do swojej cioci – mojej żony.

Irina lubiła rozmawiać o Biblii. W ten wieczór ona pomyślała – pójdę do szwagra

i nic mu nie będę mówiła, a powiem tylko, że wypełniłam dokumenty o pracę.

Jeśli zapyta mnie o sobotę, to wtedy pójdę i od razu zabiorę papiery. Przyszła do

nas i powiedziała, że przyjęli ją do pracy jako naczelnika stacji kolejowej, i że praca

tam jest bardzo dobra.

– A ze sobotą jak tam będzie? – pytam ją.

Popłakała się.

– Co mi proponujesz bym zrobiła?

– Jeśli chcesz wypełniać przykazania Boże, to idź na budowę –

powiedziałem jej.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

142

W tym czasie już nie pracowałem, a byłem na rencie inwalidzkiej, lecz moje

córki i zięciowie pracowali w organizacji budowlanej. Z władzami tego punktu

byłem w bardzo dobrych stosunkach. Kiedy budowali magazyny w naszej wsi,

przyjeżdżali po mnie samochodem i ja wykonywałem im plany pod magazyny.

Pracować nie mogłem, ale zebrałem brygadę, wyznaczyłem brygadzistę i zaczęli

budować. W tym czasie wykonywali fundamenty pod magazyn i pracowała tam

moja córka Anna. Mówię do Iriny:

– Idź do Ani na budowę.

– Kiedy? – pyta mnie.

– Jutro możesz rozpocząć pracę.

Tamtego wieczoru był u nas w domu Michail Pop. Słuchał i łzy płynęły mu

z oczu.

– Irino, o sobocie już pomówiliśmy, co powiesz o Duchu Świętym? –

zapytałem ją.

– Chciałabym otrzymać, ale jeszcze nie otrzymałam.

– A wierzysz, że Bóg da ci Ducha Świętego?

– Wierzę – odpowiedziała i zapłakała.

Uklękliśmy, zaczęliśmy się modlić i nie minęły dwie minuty jak zaczęła

mówić w innych językach. Podziękowaliśmy Bogu. Szczególnie była wdzięczna Mu

za to, że objawił jej sobotę, a potem ochrzcił Duchem Świętym. Na drugi dzień

zabrała dokumenty, a po południu poszła pracować na budowie. Po jakimś czasie

Irina wyszła za mąż za syna mojego przyjaciela Jurija Kostrabę. Ślub był we wsi

Lisiczewo. Wynajęliśmy autobus i całą Rokosowską wspólnotą pojechaliśmy tam.

Po wyjeździe do Lisiczewa Michail Pop bardzo zachorował. Zamiast moczu lała mu

się krew. Przez noc mocno się wykrwawił. Nie mógł mówić, sam wstać albo usiąść.

Żółty jak wosk, leżał i czekał na śmierć. Jego żona mówi do niego:

– Michaile, może chcesz zawołać braci, żeby się pomodlili za ciebie?

Cichutko odpowiedział.

– Zawołaj Michaila i Gawrilę, męża mojej siostry.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

143

Od razu pobiegła. Najpierw wstąpiła do Gawrily, żeby nie wyjechał do pracy,

lecz nie zdążyła. Gawrily nie było już w domu. Potem przyszła z płaczem do nas

i mówi:

– Mój mąż umiera i chce, żebyście się z Gawrilą pomodlili za niego.

Szybko się zebrałem i poszliśmy razem. Kiedy wszedłem do domu to

myślałem, że już po wszystkim. Leży blady jak wosk, nic nie mówi, dzieci płaczą.

Podszedłem do jego łóżka, wszyscy uklękliśmy i zaczęliśmy się modlić. Kiedy

skończyliśmy modlitwę, bierze mnie za prawą rękę i kładzie na swój brzuch

i zaczyna mówić.

– Chrystus mnie uzdrowił! – powiedział.

Znów uklękliśmy, a on podniósł ręce do góry i zaczął dziękować Bogu. Żona

i dzieci z radości, że ich ojciec pozostał przy życiu, podnieśli wielki płacz. Kiedy

opowiedział na zgromadzeniu, jakiego cudu dokonał Bóg w jego domu, wszyscy

nabrali otuchy i zaczęli bardziej ufać Bożym czynom.

Znów zaczął się u nas Ruch Duchowy. W tym czasie moja córka Malwina

wyszła za mąż za Michaila Jurkiwa i Bóg poprzez niego rozpoczął ten ruch.

Najpierw nasza młodzież została ochrzczona Duchem Świętym. Potem otrzymała

Chór Duchowy, a także widzenia, następnie zaczęła przyjeżdżać z różnych miejsc –

prawie wszyscy młodzi, i ktokolwiek by przyjechał, wszyscy byli chrzczeni Duchem

Świętym. Nasz dom znajdował się blisko drogi i często zbieraliśmy się na modlitwę

w domu mojej córki Malwiny.

Pewnego razu bardzo zachorowałem i leżałem w łóżku cztery tygodnie nie

wstając. Wezwałem zięcia Stiepana, żeby mnie ogolił. Kiedy popatrzyłem na siebie

w lustrze, to zobaczyłem, że wyrosła mi broda.

– Julio, co powiesz, jeśli zostawię brodę – mówię do żony.

– Zostaw – odpowiedziała.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

144

Pomyślałem, że tak czy owak długo żyć nie będę, a kiedy umrę, wtedy i tak

mnie ogolą. Lecz nocą miałem sen: myję się, a następnie śpiewam Duchowe

Pieśni i całą noc mam pełną radości. Głośno zaśpiewałem, a moja żona wzięła

długopis i zapisała. To były słowa pieśni „Prawda”.

„On chce, byście pragnęli, i przyszli do niego prosić, I On da wam, i On da

wam, i On da wam Ducha, by was prowadzić; Ducha, żeby was prowadzić”.

I obudziłem się. Rano żona opowiedziała to każdemu dziecku. Wszystkie się

zeszły i usilnie modliły się, prosząc Boga o moje uzdrowienie. Wstałem na nogi

i zacząłem chodzić. Od tej pory nie goliłem brody.

Mój brat Iwan nie był ochrzczony, gdyż nie ufał Bogu tak, jak my. Lecz jego

żona i dzieci były ochrzczone Duchem Świętym, i zawsze z nim rozmawiali.

Widział, jak wielu ludzi Bóg chrzcił Duchem Świętym w domu Malwiny i jak

wszyscy ci ludzie otrzymywali wielką radość. Do tego zawsze mówił – jestem

ochrzczony przez Ducha, ale nie miał śmiałości powiedzieć: Pomódlcie się za

mnie. Pewnego razu mówi do żony:

– Idę do Malwiny, może potrzebują cebuli.

Zebrał się i poszedł, a żona za nim, domyślała się już po co idzie. Rankiem

siostra Kudrunka miała widzenie: Iwan będzie ochrzczony o piątej godzinie.

Przyszła do nas, lecz nikogo nie było w domu. Zatem idzie do Malwiny

i w ogrodzie spotyka moją żonę. Bała się mówić o swoim widzeniu, gdyż sama nie

całkiem dowierzała, lecz opowiedziała mojej żonie. Żona mówi jej:

– On już siedzi u Malwiny w domu.

Mijała modlitwa za modlitwą, a on niczego nie mówił tylko patrzył, słuchał

i rozważał. Lecz gdzieś około piątej godziny poprosił:

– Pomódlcie się za mnie. Też chcę być ochrzczony Duchem Świętym.

Wszyscy zaczęli się za niego modlić i dokładnie o piątej godzinie został

ochrzczony i otrzymał dar języków. Po tym nie dane mu było długo żyć. Wkrótce

zmarł.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

145

Raz musiałem przenieść stare drzwi z jednego miejsca na drugie. Moja żona

chwyciła za drzwi z przodu, a ja z tyłu. Donieśliśmy je do furtki w ogrodzie i tu

drzwi uderzyły o słup, na którym zawieszona była furtka. Mocno uderzyłem się

w brzuch o róg drzwi i pękła mi dwunastnica. Położyłem drzwi i dałem jeszcze

radę dojść do domu. Do łóżka już nie doszedłem, upadłem. Żona bardzo się

wystraszyła, wszystko stało się tak nagle. Pobiegła do pielęgniarki, która mieszkała

po sąsiedzku. Siostra przyszła, zrobiła mi zastrzyk i wezwała pogotowie. Wzięto

mnie na nosze i odwieziono do Chustskiego szpitala rejonowego. Pojechała ze

mną żona i zięć Stiepan. Dzieci zostały w domu i bardzo się modliły. Sąsiedzi,

którzy widzieli jak mnie zanoszono do karetki, mówili: „Taki jest przypadek

śmierci.” Kiedy dzieci się modliły, poprzez mojego zięcia Michaila Jurkiwa zostało

powiedziane Duchem Świętym: „Nie bójcie się, on nie umrze, gdyż Anioł Pański

towarzyszy mu i będzie go chronił.” Przywieziono mnie do szpitala wieczorem i od

razu położono na stół operacyjny. Podano narkozę, i gdy mnie rozcięli, w tym

momencie w szpitalu zgasło światło. Co robić? Okno sali operacyjnej wychodziło

na podwórko na parterze. Zatem pod okno podstawiono samochód i dopóki

trwała operacja cały czas świecono światłami. A trwała trzy godziny. Zaszyto mnie,

zabandażowano i jak martwego odwieziono do sali. Żona z zięciem stała przy

drzwiach sali operacyjnej i gdy lekarz wychodził, żona spytała go o moje

samopoczucie.

– Przeprowadziliśmy operację. Ale czy będzie żył czy nie – Bóg jeden wie.

Powinien żyć – odpowiedział.

Trzy dni leżałem na sali i nie dawano mi jeść. Trzeciego dnia była zmiana

opatrunku. Doktor z pielęgniarką przyszedł do mnie na obchód na moją salę.

Siostra zdjęła ze mnie bandaż, a lekarz, jak zobaczył szew, pyta:

– Kto go zszywał? Czy tak się zaszywa żywego człowieka! – wziął nożyce

i rozciął wszystkie szwy. Potem czymś mnie przetarł i więcej nie zaszywał.

Ponieważ po operacji nie wolno jeść, to trzymano mnie pod kroplówką. Poprzez

zięcia Jurkiwa było powiedziane: „Anioł Pański przynosił mu pokarm.” Powiedział

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

146

o tym mojej żonie i innym naszym wierzącym sąsiadom. Kiedy moja żona przyszła

do mnie rano, to pierwsze jej słowa brzmiały:

– Jurkiwowi zostało powiedziane, że Anioł Pański wzmocnił cię pokarmem.

Zapłakałem i mówię:

– Tak, Anioł Pański przynosił mi już jedzenie i picie, tylko go nie widziałem.

Musiałem jedynie otworzyć usta, i jedzenie zostało mi podane. Tak pysznego

jedzenia to nie ma na świecie. Przełknąłem je i od razu poczułem uzdrowienie. Nic

mnie nie bolało i zacząłem rozważać, co to takiego? Potem została podana mi

woda. Napiłem się jej i od razu nabrałem otuchy. Znów nikogo nie widziałem,

musiałem tylko otworzyć usta.

Po tym wielu podchodziło do mnie i pytało: prawdziwie było to proroctwo?

Każdemu odpowiadałem:

– Dokładnie tak było. Prawda Boża.

Za jakiś czas przychodzą dwie siostry z Bukowoje – Margaret i Nadia

Czejpiesz. Nie weszły na salę, ponieważ w tym czasie obok mnie znajdował się

lekarz. Drzwi sali były ze szkła i one widziały, jak pielęgniarka zmieniała mi

bandaże. Lekarz mówi do pielęgniarki:

– Patrz staruszek. Jedną noga byłeś na tamtym świecie.

Potem mnie zabandażowano i oni wyszli. A siostry, jak zobaczyły niezaszytą

ranę, mówią do siebie:

– Koniec, umrze nasz brat. – Potem wchodzą do mnie do sali ze łzami

w oczach. – Jak się czujesz?

– Jestem zdrowy – odpowiadam.

Pomyślały na początku, że straciłem świadomość przez wysoką gorączkę.

Chwilę porozmawialiśmy. Zobaczyły, że ze mną jest w porządku, pomodliliśmy się

wspólnie i poszły z radością do domu. Lekarze, kiedy zobaczyli, że nie umarłem,

zaczęli codziennie robić mi opatrunek. Lekarz na dyżurze, zobaczywszy moją ranę,

która tak szybko się goiła, powiedział:

– Stanąłeś dziadku obiema nogami na Bożym świecie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

147

Lekarz, który był codziennie obecny przy robieniu opatrunku powiedział

o mnie głównemu lekarzowi. Obaj przyszli rano na obchód. I lekarz salowy mówi

do głównego:

– Popatrz, ten dziadek umknął śmierci.

Dla wszystkich to był cud, że rana tak szybko się goi. Pewnego razu do

naszej sali weszła starsza siostra i podeszła do pracownika KGB, który leżał

w naszej sali.

– Wielu u was umiera? – zapytał ją.

Wskazała na mnie palcem i mówi:

– O Palczeju nikt nie myślał, że będzie żył. Jakaś Boża siła uratowała go od

śmierci, i oto żyje. Wkrótce go wypiszemy.

Wróciłem ze szpitala i znów zaczęła się praca duchowa. Lecz trudzić się było

lżej, gdyż wiele zrobił nasz zięć Jurkiw. Zajmował się pracami zrębowymi w krajach

nadbałtyckich i Rosji, ale często bywał w domu i trudził się nad pracą duchową

w naszym regionie i za jego granicami. Moi zięciowie jakiś czas pracowali na

Łotwie przy wyrębie. Tam poznali wierzących i chodzili do nich na zgromadzenia.

Pewien brat z Rygi postanowił się budować i my, dwanaście osób, poszliśmy

budować mu dom. Znaliśmy się z bratem Banadą, któremu Bóg dał dar

uzdrawiania. Często modliliśmy się wspólnie.

Pewnego razu Siergiej Tankiewicz zaprosił całą naszą brygadę do siebie

w gości. Zanim poszliśmy tam, modliliśmy się i zostało powiedziane poprzez brata

Banadę: „Idźcie, będziecie mieli radość.” Brat Tankiewicz miał ciotkę staruszkę

z uschniętą nogą. Dwa lata nie wstawała z łóżka. Nie myśleliśmy nawet o jej

uzdrowieniu. Kiedy tam przyszliśmy, brat Banada zaczął pytać tę staruszkę i ona

pokazała swoją uschniętą nogę, cienką, jak dwa palce. Mówi do nas wszystkich:

– Będziemy się modlić o jej uzdrowienie.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

148

Kto mógł ten uklęknął do modlitwy, a inny modlił się stojąc, gdyż

pomieszczenie było bardzo małe. Brat Banada podszedł, wziął tę staruszkę za rękę

i mówi:

– W imię Jezusa Chrystusa! Wstań i chodź!

Stanęła na drżących nogach i zaczęła chodzić. Gorąco dziękowała Bogu za

uzdrowienie. Po tym żyła jeszcze osiem lat.

Moja żona jakiś czas pracowała przy wyrębie w Obwodzie Kirowskim. Tu

pracowała brygada naszych wierzących z Zakarpacia. Ścinali drzewo, a moja żona

z synem Wiktorem i córką Martą zbierali na kupę pozostałe gałązki drzew. Potem

palili to wszystko. Na początku lata, kiedy lato nie było jeszcze gorące i ziemia była

jeszcze wilgotna, każda sterta paliła się osobno. Lecz lato zrobiło się gorętsze,

wyschła ziemia i stosów zebrało się dużo. I pewnego dnia, kiedy podpalili jedną

taką kupę, zajął się cały teren. Ogień zaczął zbliżać się do wiaduktu, gdzie leżało

wiele kubików ściętego drzewa. Żona bardzo się wystraszyła. Ze łzami zaczęli się

szczerze modlić. Podczas tej modlitwy wielkie drzewo upadło na ziemię wraz

z korzeniami i zagrodziło drogę ogniowi. Szum padającego drzewa przeszkodził im

w modlitwie. Gdy zobaczyli, jaki cud Bóg uczynił, to zaczęli się jeszcze gorliwiej

modlić, wychwalając Boga za wielką łaskę, jaką im okazał.

Pewnego razu poszliśmy odwiedzić jednego wierzącego brata – Iwana

Janika, który mieszkał we wsi Rososz. Wiele braci i sióstr z Zakarpacia odwiedzało

go, ponieważ był ślepy. Był bardzo bogobojnym i oczytanym w Piśmie Świętym

człowiekiem. Miał dwóch żonatych braci, lecz ani jego ojciec, ani matka nie żyli.

Pojechało nas sześć osób: Wasilij Taficzuk z żoną, Andriej Czejpiesz z żoną, Nadia

Czejpiesz i ja. Kiedy weszliśmy do domu tego brata, siedzieli już tam inni

odwiedzający. Przywitaliśmy wszystkich i pomodliliśmy się. Zacząłem mówić

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

149

o wspaniałych czynach Bożych, których On dokonywał i dokonuje. Trzeba mu tylko

zawierzyć. W naszej wiosce wielokrotnie widzieliśmy nad sobą rękę Bożą, gdy Bóg

uzdrawiał poprzez jednego brata. Nie chciałem mówić otwarcie o tym bracie. Lecz

kiedy mówiłem o uzdrowieniu, jedna siostra wstała i mówi:

– Gdyby ten brat przyszedł tutaj, to byłabym zdrowa. Choruję już długi czas

i lekarze niczym nie mogą mi pomóc.

– Siostro, ten brat nie uzdrawia, nikt z ludzi nie może tego zrobić.

Uzdrowienia dokonują się przez imię Jezusa. On znajduje się tu. Jeśli tylko

wierzysz, wezwiemy naszego uzdrowiciela i w Jego imię będziesz zdrowa – mówię.

Uklękliśmy, a ta siostra zaczęła krzyczeć.

– Chwała tobie, Jezusie, że przyszedłeś tu uzdrowić mnie! Jezu Chryste!

Dziękuję ci za moje uzdrowienie!

Wstaliśmy od modlitwy, jeszcze chwilę porozmawialiśmy i wyszliśmy.

Po tym zdarzeniu pewna staruszka ze wsi Kopania zachorowała. Odwieziono

ją do szpitala. Poszła ją odwiedzić siostra Malwina Czejpiesz. Zapytała ją

o samopoczucie. A tamta mówi:

– Czuję się bardzo źle. Jeśli przyjdzie do was brat Michail to proszę mu

powiedzieć, niech się za mnie pomodli, a będę uzdrowiona.

Często bywałem na zgromadzeniu w Kopanii, w Bukowoje, i ona wiedziała,

że jeśli nie w sobotę, to będę tam w niedzielę. W niedzielę w tych wsiach zawsze

było postne zgromadzenie. Kiedy tam przyszedłem, Malwina opowiedziała mi

o prośbie siostry. Uklękliśmy i z wiarą modliliśmy się. Kiedy siostra Malwina poszła

do szpitala do tamtej siostry, to staruszka była już zdrowa. Na drugi dzień

wypisano ją ze szpitala.

Zdarzyło się, że Malwinie Czejpiesz zachorowało dziecko, a my zebraliśmy

się u nich na zgromadzenie. Malwina mówi:

– Bracie, ja wierzę, że jeśli weźmiesz dziecko na ręce, to ono będzie zdrowe.

Dała mi dziecko na ręce. Zaczęliśmy szczerze się modlić o jego uzdrowienie

i Bóg je uzdrowił.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

150

Pewnego razu ich córki poznały się z dziewczętami ze Wsi Poliana i zaprosiły

je do siebie na sobotę. W niedzielę miało być postne zgromadzenie, dlatego

poliańskie dziewczęta zdecydowały się zostać u nich także na niedzielę. Poszły

nocować do sąsiadów, tam też mieszkały dwie wierzące dziewczyny. Lecz nocą

jedna z poliańskich dziewcząt bardzo się rozchorowała. W niedzielę zebraliśmy się

na zgromadzenie. Do rozpoczęcia pozostawało już mało czasu, a z sąsiedniego

domu, gdzie nocowały te dziewczęta, nikt nie przychodził. Malwina poszła się

dowiedzieć, co się stało. Gospodyni domu mówi jej:

– Nocą jedna z dziewcząt rozchorowała się na żołądek. Ma wysoką

temperaturę. Nie spaliśmy całą noc i nie wiemy, co z nią będzie. Teraz boję się ją

zostawić.

Malwina wróciła się do domu i zawołała mnie na korytarz. Poszliśmy razem

do chorej dziewczynki. Podszedłem do niej i mówię:

– Ty, siostro, wierzysz, że jeśli wezwiemy imienia Jezusa Chrystusa

i będziemy się za ciebie modlić, to wyzdrowiejesz?

– Tak – odrzekła cichym głosem.

Uklękliśmy, pomodliliśmy się i Bóg ją uzdrowił. Potem wszyscy razem

poszliśmy na zgromadzenie. Tamtego dnia obie poliańskie dziewczyny zostały

ochrzczone Duchem Świętym.

Jakoś w piątek przyjechały do naszej wioski cztery młode siostry ze wsi

Rososz. Chciały zostać ochrzczone Duchem Świętym, lecz nie znały naszego

adresu. Wtedy zadecydowały między sobą – idziemy gdzie nas Bóg poprowadzi.

W tamtym czasie w naszej wiosce zaczęto prześladować wierzących za sobotni

dzień. Szczególnie dzieci w szkole zmuszano do chodzenia na zajęcia w sobotę. Te

młode siostry nie chciały nikogo pytać, żeby nikt się nie dowiedział, że jacyś obcy

wierzący przyjechali do naszej wsi. Mówią – pójdziemy ulicami, może Bóg nam

wskaże. Wysiadły z autobusu i doszły do rozwidlenia. Jak mamy teraz iść – na

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

151

prawo czy prosto? Zadecydowały – idziemy prosto, i poszły. Szły powoli,

zaglądając na każde podwórko. Nagle widzą jednego chłopczyka na podwórku,

modlącego się z uniesionymi rękoma, to był ktoś z moich synów lub wnuków. Nie

widzieliśmy tego, bo przygotowywaliśmy się do soboty. Lecz te siostry śmiało

weszły na podwórze ze łzami w oczach. Chłopiec przybiega do nas i krzyczy:

– Przyszli do nas wierzący goście!

Jedna z sióstr pomyślała, kiedy wchodziła przez furtkę: „Kiedy wejdę do ich

domu, uklękniemy i zostanę ochrzczona Duchem Świętym.”

Moja żona przygotowała jedzenie i wstaliśmy, żeby się pomodlić. Kiedy

skończyliśmy modlitwę, pytam:

– Siostry, jesteście ochrzczone Duchem Świętym?

– Nie – odpowiadają. – Z tego powodu przyszłyśmy tutaj.

Jedna z nich rzecze:

– Podczas tej modlitwy zostałam ochrzczona.

Opowiedziała nam co sobie pomyślała, kiedy do nas wchodziła. Zjedliśmy

i podziękowaliśmy Bogu za pokarm, a także za chrzest siostry. Podczas tej

modlitwy Bóg ochrzcił też drugą siostrę. Zanim poszliśmy na wieczorne

zgromadzenie, modliliśmy się jeszcze i Bóg ochrzcił wszystkie pozostałe siostry. Po

tym często przychodziły do nas w gości. Przyjeżdżały w piątek po południu

i zostawały na sobotę i niedzielę – na postne zgromadzenie.

W jeden z piątków przyjechały do nas trzy siostry, też ze wsi Rososz. To była

matka z córką i jej koleżanką. Wieczorne zgromadzenie było u brata Wasilija

Palczeja, mieszkającego z nami po sąsiedzku. Kiedy zgromadzenie się skończyło,

starsza siostra podeszła do mnie i mówi:

– Przyprowadziłam te dziewczynki ze sobą, gdyż one pragną chrztu Duchem

Świętym.

Była już późna pora i nie chciałem ludziom sprawiać kłopotu. Mówię do

niej:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

152

– Jutro będzie u nas zgromadzenie, a w niedzielę będzie postne, będziemy

się modlić i siostrzyczki zostaną ochrzczone.

Tak myślałem i tak powiedziałem. Lecz Boże myśli – nie nasze myśli. Moja

żona zaprosiła te siostry do nas na nocleg. Pojedliśmy, i kiedy żona

przygotowywała łóżka, porozmawialiśmy jeszcze trochę z siostrami o Chrzcie

Duchowym. Przed pójściem spać uklękliśmy do modlitwy. Myślałem, by krótko się

pomodlić i położyć się spać. Lecz jedną z tych młodych sióstr Bóg pobudził do

modlitwy o Ducha Świętego. We łzach zaczęła się modlić i otrzymała chrzest

Duchem Świętym. Podziękowaliśmy Bogu za siostrę i wstaliśmy od modlitwy.

Potem zaczęliśmy rozmawiać o wspaniałych czynach Bożych. Lecz druga siostra

nie chciała czekać i uklękła, a my wraz z nią. I ona również była ochrzczona

Duchem Świętym. W sobotę na zgromadzeniu opowiedzieliśmy o tym zdarzeniu

i wszyscy dziękowali Bogu.

W jedną z sobót, kiedy przyszedłem do Kopanii na zgromadzenie, siedział

tam już brat prowadzący Wasilij z Winogradowskiego rejonu. To było wczesnym

rankiem przed zgromadzeniem. Brat ten rzecze:

– Trzeba mi brata Banady, nałożyłby na mnie ręce i byłbym zdrowy.

– Bracie Wasilij – odpowiadam mu – to nie Banada uzdrawia a Jezus

Chrystus. On jest naszym uzdrowicielem. Uklękniemy i będziemy Go prosić

o uzdrowienie. Zaczęliśmy się modlić, a on mówi:

– Chrystus mnie uzdrowił.

Nasz zięć Jurkiw pewnego razu poznał się z Żydówkami, które potem

przyjęły Chrystusa do swojego serca. To była matka i córka. Matka miała na imię

Liuba, a córka Roza. Roza pracowała jako dyrektor hotelu. Nasz zięć zaprosił je

w gości do Zakarpacia i one przyjechały na miesiąc odpocząć. Bardzo im się u nas

podobało i myśmy serdecznie się z nimi zaprzyjaźnili. Często modliliśmy się

wspólnie. Kiedy moja żona modliła się w innych językach, Liuba zapytała ją:

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

153

– Julio, ty rozumiesz, co się modlisz się w innym języku?

– Jak mam rozumieć? – odpowiada.

– Ty modlisz się w naszym żydowskim języku – mówi jej Liuba.

Zaczęła opowiadać o co modliła się moja żona, która mówiła: „Nie zostawię

was, przygarnę was, jak ptak przygarnia swoje pisklęta pod swoje skrzydła. Was,

córki wasze, synów waszych i wnuków waszych.”

Te słowa powtarzały się wielokrotnie przy każdej modlitwie. Liuba zawsze

tłumaczyła. Powtarzało się to wiele razy, tak że zacząłem wątpić, może mówi to,

by nam dogodzić, gdyż mieszkają u nas. Moja żona raz powiedziała, że ma

dobrych znajomych – Żydów w mieście Chust. Ich nazwisko to Princ. Poszły do

nich w gości. Tam gospodyni podała poczęstunek i zaprosiła je do stołu. Żydówki

mówią mojej żonie:

– Julio, pomódl się nad jedzeniem.

Żona zaczęła się modlić, a potem chwilę pomodliła się w innym języku.

Kiedy usiadły do stołu, gospodyni mówi do mojej żony:

– Nawet nie wiedziałam, że też jesteś Żydówką.

– Ale ja nie jestem Żydówką – odpowiada.

– A gdzie się nauczyłaś mówić po żydowsku?

– Ja po żydowsku nie umiem – mówi żona. – To Bóg mi podarował poprzez

Ducha Świętego nieznany język.

Wtedy Żydówka mówi:

– Dziękowałaś za chleb, za napoje, za warzywa i za wszystko, co dzięki Bogu

wyrosło.

Pewnego razu nasze siostry Żydówki chciały pojechać do miasta

Mukaczewo, tam mieszkali nasi wierzący znajomi. Nasz zięć wynajął taksówkarza,

żeby je tam odwieźć. Kiedy przyszły z taksówkarzem, myśmy jeszcze jedli.

Taksówkarzem był młody Żyd, zapytałem go:

– Pan kiedykolwiek czytał Biblię?

– Nigdy nie widziałem Biblii – powiedział.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

154

Wtedy znalazłem kilka fragmentów w Biblii i dałem mu do przeczytania.

A on mówi:

– Chcę czytać od początku.

I czytał dopóty, dopóki jedliśmy. Przed wyruszeniem w drogę uklękliśmy,

żeby poprosić Boga o błogosławieństwo na drogę. Podczas modlitwy moja żona

zaczęła się modlić w innych językach. Kiedy wstaliśmy od modlitwy, Roza zapytała

taksówkarza:

– Pan rozumiał to, co Julia mówiła podczas modlitwy?

– Jakże bym nie rozumiał swojego ojczystego języka – odpowiedział. –

Modliła się, żeby Bóg błogosławił i chronił nas w drodze, i że będzie przyjemne

spotkanie. A o czymś innym powiem wam w samochodzie.

Dużo nam jeszcze opowiadał, tyle że wszystkiego teraz nie pamiętam. Kiedy

przyjechaliśmy na miejsce, nasi przyjaciele zobaczyli nas przez okno i wyszli na

ulice, radośnie nas witając.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

155

Rozdział 15

EMIGRACJA

W 1975 roku przez wiele państw, w tym i przez ZSRR została podpisana

Konwencja Helsińska. Tam właśnie była podpisana Deklaracja Praw Człowieka,

w której zapisano, że każdy człowiek może opuścić swój kraj i swobodnie do niego

wrócić. Przeczytawszy tę deklarację uwierzyliśmy, że to nie jest stwierdzone tylko

na papierze, ale i w praktyce. Napisaliśmy podania do KC KPZR skierowane do

Breżniewa o wyjazd za granicę do dowolnego kraju niekomunistycznego, gdzie

uznają Boga na szczeblu państwowym. Zaczęliśmy się przygotowywać do wyjazdu,

oczekując na pozwolenie. Sprzedaliśmy domy, ale otrzymaliśmy odmowę.

Ponownie napisaliśmy podania, lecz znów otrzymaliśmy odmowę. Kiedy

zobaczyliśmy, że nas nie wypuszczą, to oddaliśmy ludziom pieniądze za domy,

a oni nam domy. Przestaliśmy już pisać podania, lecz zaczęto nas wielokrotnie

wzywać do rejonu na rozmowę. Te podania przyniosły nam bardzo dużo kłopotów.

Podczas rozmowy wielokrotnie nam mówiono, że jeśli nie zrezygnujemy z tego,

będą nas sądzić. Zaczęto śledzić naszego zięcia Jurkiwa. Jego też namawiano, żeby

zrezygnował, ale ponieważ się nie godził, to go aresztowano. Śledztwo trwało

dziewięć miesięcy. Chciano przypisać mu defraudację w pracy. Był sąd. I mimo że

udowodnił, że żadnej defraudacji nie dokonał, to i tak go osądzono. Osądzono,

ponieważ uznano go za organizatora wyjazdu za granicę. Zanim nastąpił sąd moja

żona miała widzenie: wirująca wstęga – i na niej były napisane liczby od jeden do

dziesięciu. Kiedy przyszła liczba dziesięć, wstęga przerwała się.

Naszemu zięciowi dadzą dziesięć lat – powiedziała moja żona. Wielu

mówiło, że więcej jak dwa – trzy lata mu nie dadzą. Lecz sąd się skończył

i zasądzono mu trzynaście lat z konfiskatą majątku. Jednak złożył wniosek

o ponowne rozpatrzenie sprawy i ujęto mu trzy lata.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

156

Naszego syna Wiktora wzięto do wojska. Nie zdążył wrócić, jak zwerbowano

drugiego syna – Miszę. Nasza młodsza córka Marta wyszła za mąż za Fomina

Witalija, pojechali mieszkać do Rygi. Tak złożyły się okoliczności naszego życia, że

moja żona wiele martwiła się, tęskniła i zachorowała – stwierdzono u niej

cukrzycę. Długo nie szła do lekarza i bardzo podwyższył się jej cukier. Kiedy

przyszła do lekarki, to ta się wystraszyła i od razu wypisała jej skierowanie do

szpitala. W szpitalu spędziła jedną noc, a rano ją sparaliżowało, straciła władzę

w całej prawej stronie. Nie mieliśmy nadziei, że będzie żyła. Na jej sali leżało

pięcioro kobiet i wszystkie one umarły, tylko jedna przeżyła. Modliliśmy się i Bóg

dał jej zdolność mówienia i chodzenia o kuli. Po sześciu tygodniach wypisano ją do

domu ze szpitala, lecz potrzebowała stałej opieki. Taka była wola Boża.

Odwiedzało nas wielu wierzących i ona ze wszystkich się cieszyła. Zawsze

modliliśmy się za nią. Sama wstawała w godzinach nocnych do modlitwy i zawsze

starała się święcie zachowywać przykazania Boże.

Po obozie często chorowałem i w 1980 roku zachorowałem ponownie. Takie

było moje życie – jak pisze Eklezjasta – wszystko to marność i pogoń za wiatrem.

Moje dzieci z wnukami przyszły się za mnie modlić. Leżałem trzy doby w łóżku

i palpitacje serca przez ten czas się utrzymywały. Kiedy zdarzał mi się taki atak,

potrzebowałem pełnej ciszy. Oni poszli się modlić z dala ode mnie, a ja modliłem

się w łóżku. Modlili się cicho, a moje wnuki: Witka, Tamarka i Marijka modliły się

z płaczem. Kiedy byli żarliwi przy tej modlitwie, Bóg ochrzcił Tamarkę Duchem

Świętym. Przy drugiej modlitwie była ochrzczona Witka i Marijka, a mnie Bóg

uzdrowił i postawił na nogi. Te datę zapamiętaliśmy, bo było to akurat ósmego

marca.

Pewnego razu zacząłem budować stodołę. Wstałem rano i poszedłem

obejrzeć gliniane cegły, bo zaczął się deszcz. Szedłem po fundamentach, niechcący

nastąpiłem na kamień i spadłem w dół lewą stroną ciała na kamienie. Uszkodziłem

płuco w okolicach serca. Córki wezwały pogotowie i odwieziono mnie do Chustu

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

157

do przychodni. Tam zrobiono zdjęcie i od razu odwieziono do szpitala. W szpitalu

zbadał mnie lekarz i mówi córkom:

– W szpitalu go nie położymy. Po co ma zostawać na trzy dni?

Dał do zrozumienia, że więcej jak trzy dni nie przeżyję. Przepisał jakieś

lekarstwo i powiedział:

– Proszę położyć mu pod głowę trzy poduszki, żeby leżał wysoko

i przewiążcie jego pierś prześcieradłem.

Przyszedłem do domu, przewiązali mnie i zaczęli usilnie się za mnie modlić.

I ja, dzięki Bożej łasce zostałem uzdrowiony.

Dalej trudziłem się nad sprawą Bożą. W naszej wsi zbierało się wiele

młodzieży na chrzest Duchem Świętym. Zaczęli gromadzić się w naszym domu

w niedziele, a w środy wieczorem na modlitwę. W krótkim czasie Bóg zaczął

chrzcić Duchem Świętym. Na początku 1988 roku w ciągu kilku miesięcy zostało

ochrzczonych dwadzieścia sześć osób. Mimo że praktycznie wszyscy, którzy chcieli,

byli ochrzczeni Duchem Świętym, i tak nadal zbierali się wieczorami na modlitwę.

Potem wszyscy razem dokonywaliśmy Wieczerzy Miłości. Było to bardzo radosne

wydarzenie.

Latem lubiliśmy siedzieć na zewnątrz w cieniu winorośli. Po zgromadzeniu

odwiedzało nas wielu gości – naszych braci i sióstr w Panu. Pewnego sobotniego

dnia przyszły do nas młode siostrzyczki w wieku trzynastu lub czternastu lat.

– Siostrzyczki, przyszłyście się modlić? – pytam je.

– Tak.

Weszliśmy do domu, pomodliliśmy się, porozmawialiśmy i one poszły.

Drugiej soboty znów przyszły. Pytam je:

– Chcecie się modlić?

– Tak, chcemy i wierzymy, że zostaniemy ochrzczone Duchem Świętym.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

158

Weszliśmy do domu i one z płaczem zaczęły wzywać Boga. I na tej

modlitwie wszystkie sześć zostały ochrzczone. Otrzymały taką radość, że pragnęły

przychodzić co wieczór na modlitwę.

W 1989 roku zaczęła się druga fala emigracji, nastało więcej swobody

i jeszcze raz zdecydowaliśmy się emigrować. Mieliśmy izraelskie zaproszenia

i zaczęliśmy załatwiać dokumenty na pobyt stały w Izraelu. Sprzedaliśmy domy,

zmuszono nas do zrzeczenia się obywatelstwa, za co zapłaciliśmy po siedemset

rubli od każdej osoby, i po tym wydano nam izraelskie wizy. Kupiliśmy bilety do

Izraela i na dzień przed wylotem Jurkiw poszedł do ambasady izraelskiej, by

wydano wizy dla wszystkich naszych rodzin. Dla swojej rodziny otrzymał wizę, lecz

kiedy podał nasze dokumenty to zobaczyli, że nie jesteśmy Żydami i odmówili nam

wszystkim wiz. Jego wizę też zabrano z powrotem i napisano: wiza anulowana.

A jego rodzina z walizkami już była w Moskwie. Przyszło się wrócić do domu do

Zakarpacia. Po odmowie wiz do Izraela wypełniliśmy formularze w amerykańskiej

ambasadzie na stały pobyt w Ameryce. I zaczęliśmy czekać. W domu sprzedaliśmy

wszystko, zostało jedynie to, co było w walizkach, za pół roku przyszła nam

odpowiedź i wezwano nas na rozmowę do ambasady amerykańskiej. Po rozmowie

przyznano nam status uchodźca i czekaliśmy jeszcze pół roku, dopóki w Ameryce

znajdzie się dla nas sponsor. W ciągu tego czasu nie przestawali nas odwiedzać

nasi przyjaciele w Chrystusie. Po sześciu miesiącach znalazł się sponsor w stanie

Floryda. Na 18 listopada 1990 roku wyznaczono nam bilet z Moskwy do Nowego

Jorku. Przyjaciele z różnych miejsc przyszli się z nami żegnać. Wielu z nich

wyrażało swoje życzenia. Wielu płakało. W środę wieczorem przed odjazdem nasz

dom był wypchany po brzegi. Żegnałem się z każdym tak, jakby na zawsze.

Prosiliśmy się nawzajem o wybaczenie. Za nasze życie, być może ktoś żywił do nas

urazę. Potem wspólnie uklękliśmy i prosiliśmy Boga o błogosławieństwo na drogę.

Tej ostatniej nocy nie spaliśmy. Ludzie rozeszli się dopiero nad ranem. Rano dwaj

młodzi bracia – nasi sąsiedzi Misza i Sierioża odwieźli nas do Mukaczewa na

pociąg. Tam wsiedliśmy do pociągu do Moskwy. W pociągu spotkaliśmy naszych

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

159

przyjaciół w Chrystusie. Był to brat Iwan Griga z siostrami, jechali do Lwowa. Do

Moskwy jechaliśmy trochę ponad dobę. Do Moskwy przyjechali nas żegnać zięć

Stiepan, syn Wiktor i córki Malwina i Julia. Pożegnaliśmy się z nimi i o 11:30 rano

wsiedliśmy do samolotu. O 9:30 wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Tam

przenocowaliśmy, a rano wsiedliśmy do drugiego samolotu i polecieliśmy na

Florydę, do West Palm Beach. Tam nas witali nasi sponsorzy i nasza córka Marta,

ona przyleciała do Ameryki trochę wcześniej od nas. Kiedy moją żonę sadzano na

wózek inwalidzki, wysiadłem z samolotu i nagle zobaczyłem dwóch moich

wnuków – Witalija i Rusłana. Pomyślałem, że to sen. Później przyjechała nasza

córka z rodziną. Wszystkich nas przyjechało do Ameryki i osiedliło się na Florydzie

czternaście osób.

Mojej żonie nie było dane długo mieszkać w Ameryce. Po

dziewięćdziesięciu sześciu dniach odeszła do wieczności. Jak Bóg powiedział

Ezechielowi: Synu człowieczy, oto zabieram ci nagle radość twych oczu, ale nie

lamentuj ani nie płacz, ani nie pozwól, by płynęły ci łzy. Te słowa zostały

powiedziane jak gdyby i dla mnie. Moja żona bardzo lubiła śpiewać psalmy: 20,

23, 80 i 103, a także wszystkie pieśni „Prawdy”. Które napisał Artur Wright. Lubiła

także śpiewać pieśni pielgrzyma, a szczególnie „Oczekiwanie”. Zawsze śpiewaliśmy

z nią tą pieśń:

Czekam na królestwo, gdzie pokój znajdę,

Tam od prześladowań wolny się stanę.

Szukam pomocy, tej potęgi wielkiej,

Która zaprowadzi swój pokój we mnie.

Czekam na dom skarbami wypełniony,

Który będzie przez Boga przywrócony.

Zobaczę w nim Ciebie, Odkupicielu,

I usłyszę Twój głos pośród raju.

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

160

Czekam, by spotkać wszystkich świętych

Tych męczenników na świecie cierpiących,

Co mają nadzieję w królestwie chwały

I tutaj pokonali wrogie siły.

Ta nadzieja jest mi pocieszeniem

Da mi serca pokrzepienie

I bierze mnie z domeny śmierci,

Wzbudzając we mnie prorockie wieści.

Cóż to, jeśli drogę cierniem zagradza,

I życie moje bólem otacza.

Lata płyną i bliskie jest królestwo,

W którym otrzymam wieczną szczęśliwość.

Ostatnie słowa, które nam powiedziała: „Żyjcie ze sobą w miłości.”

Kończąc krótką historię mojego materialnego i duchowego życia chcę

powiedzieć: Nie napisałem jej dlatego, żeby rozsławiać siebie, lecz pragnę sławić

naszego kochającego, dobrego Boga. I żeby wielu śpiących snem wiecznym

przebudziło się na chwałę Bożą. I ci, co martwi są w grzechach, by

zmartwychwstali i aby pobłogosławił ich Chrystus. Gdyż u Pana jest miejsce dla

każdego grzesznika, kajającego się za grzechy. On wzywa wszystkich: Przyjdźcie do

Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię

(Mateusz 11:28-29).

Amen!

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

161

SPIS TREŚCI

PRZEDMOWA .......................................................................................... 7

POCZĄTKI ................................................................................................ 9

DOBRA NOWINA ................................................................................... 18

WYSIŁEK ................................................................................................ 34

CHRZEST WODĄ .................................................................................... 39

OŻENEK ................................................................................................. 41

WĘGIERSKA OKUPACJA ......................................................................... 43

WIEDZA DUCHOWA............................................................................... 55

NADEJŚCIE WŁADZY RADZIECKIEJ .......................................................... 61

POCZĄTEK RUCHU DUCHOWEGO W ZAKARPACIU ................................. 66

ARESZTOWANIE .................................................................................... 79

OBÓZ W WORKUCIE .............................................................................. 95

ŻYCIE OBOZOWE ................................................................................. 106

WYZWOLENIE ..................................................................................... 135

ODRODZENIE DUCHOWE .................................................................... 138

EMIGRACJA ......................................................................................... 155

SPIS TREŚCI ......................................................................................... 161

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Prosta prawda

162

Literacko-artystyczne wydanie

Michail Palczej

"Prosta prawda " Opowiadanie

Do publicznej wiadomości

(po rosyjsku)

Redakcja:

Anna Palczej

Michail Jurkiw

Nakład 1000 egz.

EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

Informacje dotyczące zamówienia książki proszę wyslać na email: [email protected]

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)