Prawo Głosu.

6
Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 8.7 – Prawo głosu. Wiecie, jest taka zasada, na wskroś humanizmem ociekająca, że się w domu wisielca o sznurze nie opowiada, że się kalekiemu wady nie wytyka. Słuszne to i sprawiedliwe, zaprawdę powiadam. Tylko tak jakoś człowieka czasami coś nachodzi, jakaś taka w duszy się lęgnie potrzeba, diabli wiedzą, skąd coś takiego i dlaczego w tej duszy ono tak popiskuje, że człowiek takiemu tam, co to się z tym swoim kalectwem obnosi, by takiemu wygarnął. Wiadomo, jak się taki czymś niekompletnym pokazuje, to nic, morda w kubeł, trzeba i uszanować, i przepuścić, i wózek pomóc pociągnąć, to wiadomo, to i podobne do człowieczeństwa ogólnego należy, się rozumie. Albo na swojej drodze człek spotka chorobą zmogłego, tak cieleśnie pokręconego w każdym niemożliwym kierunku - to trzeba z powagą i ostrożnie się spytać, czy nie wspomóc w kłopocie, czy ręki bratniej nie podać - też wszystko jasne po całości. Tylko, widzicie, jest dylemat logiczny, takie zakłopotanie się po umyśle ciągnie, kiedy w okolicy się na jakiego takiego rozumnie i logicznie upośledzonego człowiek napatoczy, osobiście albo takoż i przekazem telewizyjnym potrąci. Nie, nie o psychicznego tu chodzi, to się stanem innym objawia. Takim politykiem, na ten przykład lub podobnie. Dziennikarzyną jaką telewizyjną, mianowicie. Niby, powiecie, to taka norma dzisiejsza, banalność pospolita, ale przez to kulturalnego narodu nie obchodząca. - Niby tak, niby swój ogląd prawidłowo formujecie w zdania. Ale coś jakoś nie tak się to wydaje, w tym jakaś taka nuta fałszu się kryje. No bo to jest taki polityk K., albo dziennikarzyna O., panienka w słusznym już wieku zawodowym. Niby, powiecie, to takie tam, można machnąć i splunąć, to takie już od urodzenia. No, i macie rację, w temacie ogólnie macie rację. Problem tylko w tym, widzicie, że to się pokazuje, to rzuca słowem, a nawet to rzuca wnioskiem w tej i innej sprawie. A publika, rozumiecie, słucha, publika ogląda, no i wnioski wyciąga. A jakie ta publika wnioski ma wyciągnąć, kiedy w głowę jej polityk K. i owa dziennikarzyna O. swoje uwagi względem świata oraz ogólnej rzeczywistości upychają? Jak ta publika się w realności naszej może rozeznać, jak na coś takiego skazana jest po wszystkiemu? Sami powiedzcie, jak? Pracuje publika od rana do tej mrocznej godziny, siada dla oddechu robotniczego przez ekranem i w twarzyczkę polityka oraz tej O. się wpatruje, to jakie może mieć o wszechświatowym zachodzeniu wiadomości? No, jakie? Pytanie, przyznacie, takie generalnie retoryczne ono jest, całkiem zbędne ono jest, to oczywista oczywistość jest. Nie, ja nie kieruję te zdania tak w pustkę, nie tylko po to, żeby się słownictwem wyszukanym poprzerzucać - sprawa się za tym kryje. Może i z tych poważniejszych, filozoficznych nawet.

description

Kosmos, wszechświat, ewolucja, czasoprzestrzeń, czas, przestrzeń, kwant, kwanty, fizyka, atom, foton, komórka, elektron, rozum, człowiek, świat, NIC, COŚ, zmiana, ruch, umysł, kwantologia, kultura, nauka, filozofia, kosmologia, wielki wybuch, osobliwość, czarne dziury, bezkres, nieskończoność, wieczność, promieniowanie, widmo promieniowania, układ okresowy, światło, religia, etyka, polityka, biologia, brzeg, granica, geometria, wielowymiarowość, język, matematyka, logika, zmysły, szósty zmysł, telepatia, obcy, planeta, słońce, gwiazda, obce cywilizacje, kosmici, historia, nauka, zabobon, magia, przesąd, abstrakcje, pojęcia, byt, los, przypadek, statystyka, sfera, pole energii, energia, próżnia, zero, jedynka, nicość, zjawiska, stres, psychologia, świadomość, podświadomość, próg, nieoznaczony, zakres, podprogowy, symetria, analogia, harmonia sfer, cząstka, elementarny, jawa, sen, dusza, materia, przyrząd, obserwator, jednostka, zbiór, mózg, precyzyjne dostrojenie, prędkość, punkt, węzeł, rzeczywistość, ja, państwo, społeczeństwo, naród, kraj, klimatKosmos, wszechświat, ewolucja, czasoprzestrzeń, czas, przestrzeń, kwant, kwanty, fizyka, atom, foton, komórka, elektron, rozum, człowiek, świat, NIC, COŚ, zmiana, ruch, umysł, kwantologia, kultura, nauka, filozofia, kosmologia, wielki wybuch, osobliwość, czarne dziury, bezkres, nieskończoność, wieczność, promieniowanie, widmo promieniowania, układ okresowy, światło, religia, etyka, polityka, biologia, brzeg, granica, geometria, wielowymiarowość, język, matematyka, logika, zmysły, szósty zmysł, telepatia, obcy, planeta, słońce, gwiazda, obce cywilizacje, kosmici, historia, nauka, zabobon, magia, przesąd, abstrakcje, pojęcia, byt, los, przypadek, statystyka, sfera, pole energii, energia, próżnia, zero, jedynka, nicość, zjawiska, stres, psychologia, świadomość, podświadomość, próg, nieoznaczony, zakres, podprogowy, symetria, analogia, harmonia sfer, cząstka, elementarny, jawa, sen, dusza, materia, przyrząd, obserwator, jednostka, zbiór, mózg, precyzyjne dostrojenie, prędkość, punkt, węzeł, rzeczywistość, ja, państwo, społeczeństwo, naród, kraj, klimat, pogoda, prognoza, ziemia, opoka, powierzchnia, powłoka, warstwa, szybkość, ciężar, siła, grawitacja, niepodzielny, prosta, płaszczyzna, rytm, reguła, wzór, odległość, upiorne oddziaływanie, skończoność, pustka, symetria, oś symetrii, życie, śmierć, zbiór, jednostka, całość, część, masa, koniec, początek, największe, najmniejsze, środek, struktura, konstrukcja, wieloświat, strumień świadomości, zapaść, horyzont, horyzont zdarzeń, zdumienie, uczucie, częstotliwość, drgania, wibracje, dotyk, wzrok, słuch, smak, ciało, prostota, aktualność, czas absolutny, absolut, przestrzeń absolutna, idee, duch, miasto, samoświadomość, dziś, chwila, odczucia, osobowość, starość, zegar, melodia, promieniowanie reliktowe, ciepło, zimno, zagęszczenie, ciężar, wybuch, wewnętrzny, zewnętrzny, skwantowany

Transcript of Prawo Głosu.

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 8.7 – Prawo głosu.

Wiecie, jest taka zasada, na wskroś humanizmem ociekająca, że się w domu wisielca o sznurze nie opowiada, że się kalekiemu wady nie wytyka. Słuszne to i sprawiedliwe, zaprawdę powiadam.

Tylko tak jakoś człowieka czasami coś nachodzi, jakaś taka w duszy się lęgnie potrzeba, diabli wiedzą, skąd coś takiego i dlaczego w tej duszy ono tak popiskuje, że człowiek takiemu tam, co to się z tym swoim kalectwem obnosi, by takiemu wygarnął. Wiadomo, jak się taki czymś niekompletnym pokazuje, to nic, morda w kubeł, trzeba i uszanować, i przepuścić, i wózek pomóc pociągnąć, to wiadomo, to i podobne do człowieczeństwa ogólnego należy, się rozumie. Albo na swojej drodze człek spotka chorobą zmogłego, tak cieleśnie pokręconego w każdym niemożliwym kierunku - to trzeba z powagą i ostrożnie się spytać, czy nie wspomóc w kłopocie, czy ręki bratniej nie podać - też wszystko jasne po całości.

Tylko, widzicie, jest dylemat logiczny, takie zakłopotanie się po umyśle ciągnie, kiedy w okolicy się na jakiego takiego rozumnie i logicznie upośledzonego człowiek napatoczy, osobiście albo takoż i przekazem telewizyjnym potrąci. Nie, nie o psychicznego tu chodzi, to się stanem innym objawia. Takim politykiem, na ten przykład lub podobnie. Dziennikarzyną jaką telewizyjną, mianowicie.Niby, powiecie, to taka norma dzisiejsza, banalność pospolita, ale przez to kulturalnego narodu nie obchodząca. - Niby tak, niby swój ogląd prawidłowo formujecie w zdania. Ale coś jakoś nie tak się to wydaje, w tym jakaś taka nuta fałszu się kryje.

No bo to jest taki polityk K., albo dziennikarzyna O., panienka w słusznym już wieku zawodowym. Niby, powiecie, to takie tam, można machnąć i splunąć, to takie już od urodzenia. No, i macie rację, w temacie ogólnie macie rację. Problem tylko w tym, widzicie, że to się pokazuje, to rzuca słowem, a nawet to rzuca wnioskiem w tej i innej sprawie. A publika, rozumiecie, słucha, publika ogląda, no i wnioski wyciąga. A jakie ta publika wnioski ma wyciągnąć, kiedy w głowę jej polityk K. i owa dziennikarzyna O. swoje uwagi względem świata oraz ogólnej rzeczywistości upychają? Jak ta publika się w realności naszej może rozeznać, jak na coś takiego skazana jest po wszystkiemu? Sami powiedzcie, jak? Pracuje publika od rana do tej mrocznej godziny, siada dla oddechu robotniczego przez ekranem i w twarzyczkę polityka oraz tej O. się wpatruje, to jakie może mieć o wszechświatowym zachodzeniu wiadomości? No, jakie?Pytanie, przyznacie, takie generalnie retoryczne ono jest, całkiem zbędne ono jest, to oczywista oczywistość jest.

Nie, ja nie kieruję te zdania tak w pustkę, nie tylko po to, żeby się słownictwem wyszukanym poprzerzucać - sprawa się za tym kryje. Może i z tych poważniejszych, filozoficznych nawet.

Widzicie, żył sobie na tej naszej codziennej planecie człowiek, a co, żył. I zdarzyła się mu nieprzyjemna przygoda okolicznościowa. Znaczy się, wypadek pojazdowy ze skutkiem spowodował. Wiadomo, coś po ulicy pędzi, coś po ulicy chodzi, to te pędzące z tym pieszym w jakimś punkcie się musi spotkać. A że to duża masowość jest taki w sobie pojazd mechaniczny, to i skutek owego spotkania wiadomy. Co się telewizyjny ekran uruchomi, co się radiową puszkę nastawi, to o czymś takim gadają.No i ten człowiek to spotkanie na drodze publicznej wykonał, no i skutek, wiadomo, był. I dalsze też wiadome, czyli sprawa. Sąd swój komentarz do tego wygłosił, tyle a tyle padło. Wszystko się normą w tej nienormalnej okoliczności odbyło.

Tylko że, widzicie, tak to w ten czas szło, że coś wyborczego się w naszym pięknym kraiku czyniło. Tu albo tam się coś wybierało, co i jak to zupełnie w temacie sprawa nieważna, to zawsze tak się pod okresem wyborczym dzieje.No więc, rozumiecie, o owym fakcie dramatycznym się polityk K., no i to dziennikarskie O. zwiedzieli. Coś, gdzieś, jakoś, rozumiecie, się zwiedzieli. I sprawa się zrobiła, i sprawa człowieka poszła w publikę. Że tak, że owak, że mało sąd przyklepał, że szkoda się w społecznym zasobie stała, to trzeba ciężarem przydusić i niech ten taki owaki, żeby go, pokutuje. Słowem, że trzeba człowieka od nowa zasądzić i pognębić. Bo od tego, rozumiecie, ogólnego dobrobytu w przestrzeni tutejszej się naprodukuje, że ho-ho-ho.

Wiadomo, sąd sądem, ale sprawiedliwość po stronie polityka musi po całemu być. No i tej O., dziennikarzyny jednej.Gadali tak z tydzień i dłużej, swoje prawo głosu do wnioskowania w świat prezentowali, no i się domagali. Wiadomo, sąd sądem, ale na okoliczność masowego wystąpienia szerokiego społeczeństwa, takie w codzienności szerzone uwagi merytoryczne, na coś takiego sąd jako on sąd - na to nie da się ucha nie nadstawić. No i sąd nadstawił. I wniosek wyciągnął. Sami rozumiecie. Sprawa poszła od nowa, sprawa się tym razem okazała niezwykle i głęboko poważna, zagrażała, tak po całości zagrażała. Cóż powiedzieć, przez dwa i pół poprzednie ustalenia sądowe się na koniec tego odcinka dziejowego przemnożyły. Niby nic, powiecie, to w życiorysie i tak niewiele. Ale w tym jakaś taka nuta fałszująca sobie pobrzmiewa, coś tu nie tak, przyznacie.

Cóż, odsiedział człowiek swoje przemnożone przez dwa i pół, nawet niespecjalnie się w odosobnieniu społecznym rzucał w oczy osobom funkcyjnym, można powiedzieć, że go izolacja życiowo nie zepsuła. A to, przyznacie, takie częste nie jest. No i wrócił był na łono świata, do naszej normalności ponownie był w całości zawitał. Niby trochę w czasie przerwy się zadziało, niby w rodzinie poszło nie tak, bo żona inaczej urozmaicać życie chciała - niby mieszkanie też już nie było jego, wszak wyrzutek społeczny na lokum nie zasługuje, ale kto by tam drobiazgami się przejmował, kto w dobrostan byłego i złego zaglądać chciał. Swoje przebąkał, i niech się cieszy.

Sami widzicie, że wszystko do tego momentu układało się z normą i przewidywalnie. Żadnego w tym zdarzenia, które by machinę z trybu wytrąciło, czy sygnał dało.

Ale jednego procedura nie przewidziała: że człowiek spojrzy sobie kiedyś tam w ekran telewizyjny – no i coś w nim, w tym człowieku, się zadzieje. Słowem, że emocjonalnie się powichruje. Lata byłe w nim takiego spustoszenia nie zrobiły, jak jeden telewizyjny obraz, jak jedna chwila informacyjna.

Co, spytacie, tak człowieka z nurtu przewidywalnego wytrąciło, co się stało? A jak myślicie, kogo człowiek zobaczył na swoje takie i owakie szczęście? Zgadliście, polityk K. z dziennikarzyną O. swoje mądrości życiowe i wszelakie publice podawali i młotkiem jeszcze w czerepy upychali. Sami rozumiecie, że to musiało człowieka mocno z poczucia stabilnego wytrącić. Można powiedzieć, że bardzo mocno. I to aż po jego brzegi osobowe tak poszło.Co tu dużo mówić, człowiek w ten to czas się zupełnie wykoleił, po prostu w umysłową chorobę popadł.

Nie można powiedzieć, że to była chorobliwość medyczna, aż tak się w sobie człowiek nie pomieszał, w końcu to stabilna osobowość była i mogła wiele odmian losu przetrzymać. To tak ogólnie, tak ideą z gatunku fix mu poszło. Czyli chciał się szczerze za lata niedoli, może i nawet zasłużonej, odwzajemnić. Trzeba wam wiedzieć, że przed całym faktem człowiek był z wiedzą o tym i innym technicznym zapoznanym, nawet z osiągnięciami, więc w myśleniu o należytej odpłacie podstawy teoretyczne posiadał. No i w kierunku zaczął plany robić. Swój głos, rozumiecie, w sprawie i ogólnie, chciał pokazać. Wiadomo, każdy równe prawo posiada, może swój demokratyczny głos rzucać w publikę.

Pytacie, jak człowiek swoje zdolności i swoją przeszłość w sprawie spełnienia wykorzystał? Powiem wam, to warto sobie ku pamięci, tak na stałe zapisać. Przecież każdy z nas może swoje prawo głosu dla dobra wykorzystać, demokracja mu to zapewnia.Otóż, widzicie, człowiek się w sobie zebrał, no i partię założył, z możliwości systemowej postanowił skorzystać. Daje rzeczywistość polityczna taką szansę, daje, partie ku czemuś tam można powołać i sprawami kierować, można, trzeba mieć jakie co do tego, nie trzeba – słowem, człowiek wszelkie kryteria urzędowe spełniał, to i swoją partię założył.

Przecież, zauważcie, wszelkie kwalifikacje na kierującego posiadał i je skutecznie w życie wdrażał. Znajomość ze społeczeństwem, tak to można powiedzieć, osobiście zawarł, w końcu odosobnienie trochę trwało i lud wszelaki się w otoczeniu przewinął. Porozumiewać się z owym społecznym aktywem potrafił? Jak najbardziej, każdemu wedle potrzeb wszystko i wszędzie potrafił obiecać, co mu to szkodziło. Na mechanizmach wpływania też się wyznawał, nie warto nawet tego w opisie podnosić, wszak przetrwać w odosobnieniu bez szwanku mało kto potrafi, to wyższa szkoła jazdy. I tak dalej. Słowem, rozumiecie, polityk z niego od razu pierwsza liga się tak

po wszystkiemu zrobił i poparcie też się od razu głosami pojawiło. A jak poparcie, to i spotkania z tym i owym. I tamtą. Rozumiecie, dziennikarzyna O. go do siebie w celu spotkania przed kamerą, tak po pewnym czasie, zawezwała. No bo jak, poparcie jest, a w okienku i przed widownią człowiek jeszcze się nie pokazał. Trzeba było to w trybie wyborczym przeprowadzić.

Oczywiście człowiek się łaskawie na wywiadowanie zgodził, należnie przygotował. Czyli w pamięci odświeżył doznania i doświadczenia, z całej przeszłości swojej, z nakierowaniem szczególnym na pobywanie w odosobnieniu i tam podpatrzonych działań zawodowców.

W telewizorni, jak to w telewizorni. Początkowo dziennikarzyna O. stare swoje chwyty uprawiała. A to o to zagadnie, a to o tamto, w sprawie dalekosiężnych poglądów kandydata na polityka zagadywała. Aż, tak gdzieś w połowie, o dawniejsze życie człowieka zahaczyła, o latach wyjętych ze społecznego kontekstu napomknęła.Nic to, człowiek się wizyjnie nie pomieszał - choć, rozumiecie, w nim aż od energetycznego napięcia buzowało. Wyjaśniał i raportował odpowiednio dobranymi słowami. Z minutę wyjaśniał.

A później, jak nie wyprowadzi słownie lewego prostego, że panienka dziennikarzyna współpracowała, a prawym słowem poprawił, że brała i nadal za to bierze odpowiednie kwoty - chwyt podpatrzony zastosował i dowodził, że owe pieniężne zarobki po różnych światowych kontach chowa przez opodatkowaniem – jak nie zawinie się grubo określeniem, że blond rozumność niczego z rzeczywistości nie rozumie – jak nie dopasuje zgrabnie zdaniem, że prawdziwe dziennikarstwo nie tylko i nawet nie głównie na pustych pytaniach polega, ale że wymaga nawet wiedzy z tego i owego – jak nie nadmieni obrazowo, że paniusia się źle publicznie i rodzinnie prowadzi, że nie stosuje i nie uprawia w obiektach odpowiednich zachowań duchowo pożądanych – jak na jej całościową moralność odpowiednim cytatem nie siądzie...

Słowem, po wszystkiemu dziennikarzynę O. zjechał kulturalnie, tak językowo odpowiednio, bez emocjonalnych ekscesów. Tak do końca już audycji mówił, mówił, mówił. W publikę młotkiem odpowiednim swoje poglądy polityczne wbijał, a nawet pięścią sugestywnie to jeszcze, co by się dobrze ubiło, poprawiał. Wszystko w tonacji, wizyjnie i z oddaniem pod adresem blond kwiatuszka i publiki kierował. No i w końcówce sukces ogólnie polityk osiągnął.

Nawet nie warto się w temacie dziennikarzyny O. rozwodzić, sprawa teraz poszła szybko. Czyli następnej audycji z jej udziałem już w ekranowej przestrzeni nie było. Za to jej osobowością pokręconą i stanem zasobów wszelakich odpowiednie organa zainteresowały, mocno się, dodajmy, zainteresowały. Przecież organa, zrozumiałe, słuch w sprawach społecznie i politycznie nośnych mają wyostrzony, nic im z obiegu lokalnie światowego nie umyka z uwagi. Jak już odpowiedni cel upatrzą, to swoje zrobią, wiadomo.No i, trzeba to powiedzieć, dziennikarzyna O. przestała pełnić, a nawet się udzielać - a nawet, poza murami bywać, rozumiecie. Tylko do końca, blond bidulka o rozumku dziennikarzyny, nie pokumała, że

to ona i jej metody do transformacji człowieka w polityka walnie i skutecznie się przyczyniły - nijak do niej nie dotarło, że polityk to jej produkt całościowo i detalicznie. Cóż, wiadomo, to kiepska osobowość była, ta cała O.

Nie ma co mówić, polityk swojego dopiął. Publika swoje głosy mocno na niego oddawać zaczęła, zaufanie swoim postępowaniem zdobył, a w nieodległych wyborach nawet władzę. Przecież każdy prawo głosu ma, swoje demokratyczne przekonanie na sobie bliską osobowość może tak po uważaniu wyrazić w głosowaniu po wszystkiemu tajnym, a co. Może? No, może. I więcej wam powiem, polityk władzę zdobył i nawet potrafił ją ku swojej chwale odpowiednio prowadzić. Siadał sobie co dnia, albo i kilka razy w ekranowej przestrzeni, no i ubijał publikę słowem i swoja siłą przekonywania. Skutecznie ubijał, nie można niczego na przeciw powiedzieć. I to tak trwa, rozumiecie.Więcej też o polityku, który kiedyś człowiekiem był, już mówić nie będziemy. Bo to, rozumiecie, ubijanie pięścią jakoś tak poza naszą potrzebą się znajduje. Ale trzeba podkreślić, że sukcesy są, że to skutecznie się tak ubija. Ubija, Ubija, Ubija...

Pytacie, po co taka opowiastka, może tam i z morałem? Jaki związek ma to z kwantologią stosowaną, pytacie. Gdzie tu racja, oraz czyja ona jest, pytacie. Gdzie wyższość filozofii albo też fizyki?Widzicie, powyższa sprawa, powierzchniowo człowiecza i polityczna, takie pogłębione znaczenie posiada, życiowe kwanty pokazuje, a też i zależności.

Bo to, widzicie, człowiek po to reguły świata poznaje, żeby z nich korzystać, żeby sobie życie polepszyć. Niby proste stwierdzenie, a mało w przytomności umysłu używane. Tenże świat tak się kwantami w każdym kierunku zmienia, że zawsze w tym reguła się odbija, bo się inaczej to nie może dziać. Niby dwa plus dwa to cztery, ale z tego płyną wnioski podstawowe. Że można tak sobie po jednej stronie swe życiowe szlaki ustawić, tak w nich cegiełki poukładać, tak sprawę nakierować, że kiedy znajdzie się w chwili "teraz", to tak chwila ta się gdzieś tam kwantowo i głęboko zadzieje, że po drugiej, tej dla nas przyszłościowej stronie, że tam będzie tak, jak sobie to w planach założyliśmy. Świata, widzicie, samym zachceniem zmienić w kierunku odpowiednim się nie da, to oczywistość. Ale przygotować i wdrożyć zamiar można, krok po kroku można, kwant po kwancie można, rozumiecie?

Trafi się, na ten przykład, na waszej ścieżce życiowej jaka taka i owaka blond rozumność, no i co, płakać, siedzieć i czekać? Nie, to można filozoficznie i fizycznie przeprowadzić, czasoprzestrzeń tak przebudować detalami kwantowymi, że za pewien czas zawirowanie się w owej główce wyprostuje. Trzeba ze swojego prawa do głosowania, do swojego działania w świecie skorzystać, po co zaraz się wieszać, z tej to tam desperacji? Po co kryminalnie kwanty rzeczywistości tam i siam przerzucać, lepiej od razu po regułę światową sięgnąć i jej rytm zastosować, rozumiecie?

W końcu człowiek prawdę po to ustala, kwanty tej prawdy wykrywa w każdym zdarzeniu, żeby na każdym poziomie z tego korzystać. I o to w tym wszystkim chodzi. Prawo głosu kwantowego każdemu jest dane, demokratycznie, warto z tego skorzystać. Bez dwu zdań, warto.

Żeby nie trzeba było na koniec milczeć. Bo wisielec tam dynda na sznurze.

cdn.

Janusz Łozowski