Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy...

24
3 trybuna leśnika 9/2013 refleksja miesiąca Polityka miękka czy twarda? Wyjątek od reguły Na quadach można w lesie jeździć tylko po wyznaczonych trasach. Od tej reguły są jednak wyjątki, szczególnie gdy w grę wchodzi ludz- kie zdrowie i życie. Ratownicy z Beskidzkiej i Jurajskiej Grupy GOPR wy- korzystują quady, by dotrzeć do poszkodowanych turystów w trudno dostępnych miejscach lasu. Na zdjęciu - ratownik z Beskidzkiej Grupy GOPR w drodze po poszkodowanego turystę w Masywie Pilska. O quadach w lasach piszemy na str. 8-9. Fot. arch. Beskidzkiej Grupy GOPR Czy z quadami można żyć? W tym wydaniu „Trybuny” sugerujemy, że można, przynajmniej w Złotym Poto- ku czynione są udane próby „pokojo- wego współistnienia” leśników i qua- dowców. Czy taki model może się udać wszędzie, czy może tylko tam, lub jeszcze w kilku nadleśnictwach, jest możliwy? – życie pokaże. Co bowiem powiedzieć o takim zdarzeniu w Nadleśnictwie Ujsoły, gdzie niektóre urocze zakątki rezer- watu „Lipowskie”, rozjeździły qua- dy? Kierowcy quadów oraz motocy- kli dla chwilowej przyjemności do- Fragment Rezerwatu „Lipowskie” przed wjazdem quadów i... po. prowadzili do, być może, nieodwra- calnych zniszczeń (relacjonowała o tym Gazeta Wyborcza, o czym pi- szemy na str. 22). W tej sytuacji zastosowano bar- dziej radykalne rozwiązania. Regio- nalny Konserwator Przyrody oraz Nadleśnictwa w Węgierskiej Gór- ce i Ujsołach postanowili, że nale- ży w zdecydowany sposób chronić to miejsce przed zniszczeniem. W pro- gramie zadań ochronnych Natu- ry 2000 wpisano, że najskuteczniej- szą formą ochrony będzie stworze- nie tu systemu naturalnych zapór. Po prostu – wokół oczek wodnych, tam, gdzie widać ślady wjazdu qua- dów i motocykli, w poprzek leśnych dróg, zostaną zwalone drzewa, któ- re będą tarasować wjazd wandali. Można by rzec, stosując polityczno -wojskową nomenklaturę, w Ujso- łach przechodzimy od doktryny „po- kojowego współistnienia” do doktry- ny „elastycznego reagowania”. Edu- kacja edukacją, ale kłoda na trasie musi skuteczniej odstraszać. Zwłasz- cza w rezerwacie. Dzicy quadowcy, w odróżnieniu od tych cywilizowanych, działają w imię zasady – jak mnie nie złapiecie, to nie ma przestępstwa. Bo co w istocie może zrobić ktoś, kto spaceruje po lesie i wi- dzi, że z hukiem zbliżają się na nie- go rozpędzeni „wariaci” w kaskach? Może się tylko usunąć, i to szybko, na pobocze. Zamaskowani właściciele czterokołowców pozostawiają po so- bie tylko kurz.... Sam miałem niedaw- no taką „przygodę” w kobiórskim lesie. Chciałem coś zrobić, zidentyfikować motocyklistów, zadzwonić gdzieś, ale bezradnie schroniłem się w lesie cie- sząc się, że nie wpadłem pod koła tych beznadziejnych kopii słynnego Ivana Maugera, którym las pomylił się z to- rem żużlowym. Jesteśmy tuż po wakacjach i mamy jakieś świeże doświadczenia. Prob- lem jest bowiem szerszy i nie na qua- dach się kończy. One tylko wywołują całą masę zagadnień, które wiążą się z pytaniem, jaką właściwie politykę trzeba by stosować wobec oczekiwań społeczeństwa związanych ze świa- tem przyrody, uporczywego korzysta- nia z niej. Miękką, czy bardziej twar- dą? Dziś jeszcze chyba nie pozbyliśmy się pięknej myśli, że człowieka można edukacją skłonić do pożądanych za- chowań. Ale po takich przypadkach, jak w Ujsołach, myśli mogą być inne, że trzeba zaostrzyć kurs, twardo eg- zekwować prawo, nie czekać na po- wolne oświecenie kolejnych pokoleń. W numerze m.in.: Jubileuszowy po nowemu – 25. Rajd Leśnika na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu .............................................................................................. s. 4, 19 Ludzie są najważniejsi – rozmowa z emerytowanym nadleśniczym Romualdem Jurzykowskim ..................... s. 10-12 Eksperci z Bedonia – czym się zajmują w Biurze Ekspertyz i Techniki Leśnej ORWLP? ................................................. s. 12-13 Leśne ścieżki Radia eM – Maciej Gramatyka szuka „leśnych klimatów” ................................................................ s. 17 Świadek czasu – pamięci Powstania Styczniowego w Nadleśnictwie Koniecpol .................................................. s. 18 Ścigać się nie lubię... – rozmowa z podleśniczym Andrzejem Wojtasem o zabytkowych motocyklach .... s. 20-21 Rekordy z lasu – Krzyszkowiak biegał po lesie .................... s. 23 Zupa gulaszowa Urszuli Jaźwińskiej – co się gotuje w kwaterze myśliwskiej „Krystyna” w Nadleśnictwie Kluczbork? .................................................................................................. s. 26 III Turniej Skata o Puchar Nadleśnictwa Katowice ............. s. 27 Z głową w chmurach... – czy hubę można zjeść? ............. s. 28

Transcript of Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy...

Page 1: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

3

trybuna leśnika 9/2013

refleksja miesiąca

Polityka miękka czy twarda?

Wyjątek od reguły

Na quadach można w lesie jeździć tylko po wyznaczonych trasach. Od tej reguły są jednak wyjątki, szczególnie gdy w grę wchodzi ludz-kie zdrowie i życie. Ratownicy z Beskidzkiej i Jurajskiej Grupy GOPR wy-korzystują quady, by dotrzeć do poszkodowanych turystów w trudno dostępnych miejscach lasu. Na zdjęciu - ratownik z Beskidzkiej Grupy GOPR w drodze po poszkodowanego turystę w Masywie Pilska.

O quadach w lasach piszemy na str. 8-9.

Fot.

arc

h. B

esk

idzk

iej G

rup

y G

OP

R

Czy z quadami można żyć? W tym wydaniu „Trybuny” sugerujemy, że można, przynajmniej w Złotym Poto-ku czynione są udane próby „pokojo-wego współistnienia” leśników i qua-dowców. Czy taki model może się udać wszędzie, czy może tylko tam, lub jeszcze w kilku nadleśnictwach, jest możliwy? – życie pokaże.

Co bowiem powiedzieć o takim zdarzeniu w Nadleśnictwie Ujsoły, gdzie niektóre urocze zakątki rezer-watu „Lipowskie”, rozjeździły qua-dy? Kierowcy quadów oraz motocy-kli dla chwilowej przyjemności do-

Fragment Rezerwatu „Lipowskie” przed wjazdem quadów i... po.

prowadzili do, być może, nieodwra-calnych zniszczeń (relacjonowała o tym Gazeta Wyborcza, o czym pi-szemy na str. 22).

W tej sytuacji zastosowano bar-dziej radykalne rozwiązania. Regio-nalny Konserwator Przyrody oraz Nadleśnictwa w Węgierskiej Gór-ce i Ujsołach postanowili, że nale-ży w zdecydowany sposób chronić to miejsce przed zniszczeniem. W pro-gramie zadań ochronnych Natu-ry 2000 wpisano, że najskuteczniej-szą formą ochrony będzie stworze-nie tu systemu naturalnych zapór.

Po prostu – wokół oczek wodnych, tam, gdzie widać ślady wjazdu qua-dów i motocykli, w poprzek leśnych dróg, zostaną zwalone drzewa, któ-re będą tarasować wjazd wandali. Można by rzec, stosując polityczno-wojskową nomenklaturę, w Ujso-łach przechodzimy od doktryny „po-kojowego współistnienia” do doktry-ny „elastycznego reagowania”. Edu-kacja edukacją, ale kłoda na trasie musi skuteczniej odstraszać. Zwłasz-cza w rezerwacie.

Dzicy quadowcy, w odróżnieniu od tych cywilizowanych, działają w imię

zasady – jak mnie nie złapiecie, to nie ma przestępstwa. Bo co w istocie może zrobić ktoś, kto spaceruje po lesie i wi-dzi, że z hukiem zbliżają się na nie-go rozpędzeni „wariaci” w kaskach? Może się tylko usunąć, i to szybko, na pobocze. Zamaskowani właściciele czterokołowców pozostawiają po so-bie tylko kurz.... Sam miałem niedaw-no taką „przygodę” w kobiórskim lesie. Chciałem coś zrobić, zidentyfikować motocyklistów, zadzwonić gdzieś, ale bezradnie schroniłem się w lesie cie-sząc się, że nie wpadłem pod koła tych beznadziejnych kopii słynnego Ivana Maugera, którym las pomylił się z to-rem żużlowym.

Jesteśmy tuż po wakacjach i mamy jakieś świeże doświadczenia. Prob-lem jest bowiem szerszy i nie na qua-dach się kończy. One tylko wywołują całą masę zagadnień, które wiążą się z pytaniem, jaką właściwie politykę trzeba by stosować wobec oczekiwań społeczeństwa związanych ze świa-tem przyrody, uporczywego korzysta-nia z niej. Miękką, czy bardziej twar-dą? Dziś jeszcze chyba nie pozbyliśmy się pięknej myśli, że człowieka można edukacją skłonić do pożądanych za-chowań. Ale po takich przypadkach, jak w Ujsołach, myśli mogą być inne, że trzeba zaostrzyć kurs, twardo eg-zekwować prawo, nie czekać na po-wolne oświecenie kolejnych pokoleń.

W numerze m.in.:

Jubileuszowy po nowemu – 25. Rajd Leśnika na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu .............................................................................................. s. 4, 19

Ludzie są najważniejsi – rozmowa z emerytowanym nadleśniczym Romualdem Jurzykowskim ..................... s. 10-12

Eksperci z Bedonia – czym się zajmują w Biurze Ekspertyz i Techniki Leśnej ORWLP? ................................................. s. 12-13

Leśne ścieżki Radia eM – Maciej Gramatyka szuka „leśnych klimatów” ................................................................ s. 17

Świadek czasu – pamięci Powstania Styczniowego w Nadleśnictwie Koniecpol .................................................. s. 18

Ścigać się nie lubię... – rozmowa z podleśniczym Andrzejem Wojtasem o zabytkowych motocyklach .... s. 20-21

Rekordy z lasu – Krzyszkowiak biegał po lesie .................... s. 23

Zupa gulaszowa Urszuli Jaźwińskiej – co się gotuje w kwaterze myśliwskiej „Krystyna” w Nadleśnictwie Kluczbork? .................................................................................................. s. 26

III Turniej Skata o Puchar Nadleśnictwa Katowice ............. s. 27

Z głową w chmurach... – czy hubę można zjeść? ............. s. 28

Page 2: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

4

trybuna leśnika 9/2013

Od 1 sierpnia br. Krzysztof Janeczko jest pełniącym obowiązki zastęp-

cą dyrektora generalnego Lasów Państwo-wych ds. ekonomicznych. Przez dwa lata K. Janeczko był dyrektorem Departamen-tu Leśnictwa w Ministerstwie Środowiska. Ostatnio pracował w DGLP zajmując sta-nowisko naczelnika Wydziału Analiz Eko-nomicznych i Planowania.

25 Rajd Leśnika, organizowa-ny przez RDLP we Wrocławiu

w dniach 8-11 sierpnia, został przy-gotowany w inny sposób niż do-tychczasowe rajdy. Wszyscy uczestnicy zostali zakwaterowani w jednym miejscu – w koszarach Wyższej Szkoły Oficerskiej. Stamtąd, po śniadaniu, rozjeżdżali się na wy-brane trasy.

Wspólna baza dla wszystkich, to pomysł sa-mych rajdowiczów, który wypłynął na koniec zeszłorocznego spotkania. Stwierdzili wtedy, że skoro jadą na ogólnopolski zlot leśników, to chcieliby spotkać znajomych i spędzić z nimi jak najwięcej czasu, a nie, jak dotychczas, tylko jeden wieczór. Teren wrocławskich ko-szarów okazał się miejscem, które, po odpo-wiednim przygotowaniu, spełniło wymagania organizatorów.

Już samo przyjęcie i zakwaterowanie tysią-ca dwustu przybyłych rajdowiczów okazało się dużym wyzwaniem dla organizatorów. Wojsko udostępniło leśnikom cztery koszarowe budyn-ki. Dla tych, którzy nie załapali się na metalo-we piętrowe prycze, przygotowano miejsca w wojskowych namiotach. Warunki mało kom-fortowe, jak na dzisiejsze wymagania, ale na pewno wyjątkowe i z tak zwanym „klimatem”. Pikanterii dodawały wojskowe, z konieczności, koedukacyjne toalety. Ale grunt, że z pryszni-ców leciała woda i można było się odświeżyć po powrocie z rajdowych tras.

Program ułożono w taki sposób, że połowa grup w czwartek zwiedzała Wrocław, a po-zostali wyjeżdżali do nadleśnictw. W piątek zmiana.

Środa i czwartek to chyba najgo-rętsze dni tego lata. Nieznośny upał dokuczał w pierwszym dniu, zarów-no tym, którzy deptali po mieście,

jak i „terenowcom”. Ale to w końcu rajd, a nie wczasy „pod gruszą” – nikt nie obie-cywał, że będzie łatwo.

Leśnicy, jak zwykle, dali radę. Nawet w roz-grzanych niemal do czerwoności murach Wrocławia. Na pewno pomogło chłodne piwo na Rynku, ochłody dodawały wrocławskie fontanny, trochę było cienia pod drzewami i w wąskich uliczkach na Starówce. Mimo tro-pikalnych temperatur Wrocław okazał się bar-dzo urokliwym miastem, pełnym ciekawych miejsc i sympatycznych krasnali.

A w terenie? Dla każdego coś miłego. Mo-tocykliści wyruszyli na dość długą, ale niezwy-kle piękną trasę po Kotlinie Kłodzkiej. Miłośnicy „spływania” mieli okazję pokonać na kajakach spokojne wody uroczej Baryczy lub w ponto-nach, znacznie mniej spokojny nurt Nysy Kłodz-kiej. Dużym powodzeniem cieszyły się również piesze górskie wycieczki: Karkonosze, Góry Sowie, Stołowe, Masyw Śnieżnika z wejściem do wyjątkowej Jaskini Niedźwiedziej. Ale Dol-ny Śląsk, to nie tylko aspekty przyrodnicze, to także wiele interesujących obiektów historycz-nych. Rajdowicze odwiedzili Zamek w Książu, Zamek Czocha, twierdzę w Srebrnej Górze, kopalnie złota, a także tajemnicze obiekty z czasów II wojny światowej: podziemne mia-sto w Osówce, sztolnie walimskie oraz fabryki broni z tak zwaną „Muchołapką” w Ludwiko-wicach Kłodzkich.

Przeciwdziałanie sytuacjom kryzysowym na terenach leśnych na obszarze „Natura 2000” rzeki i dorzecza Małej Panwi było tematem konferencji, która odbyła się 22 sierpnia br. w Nadleśnictwie Zawadzkie.

Uczestnicy spotkania mogli zapoznać się z zasadami i problemami prowadzenia gospo-darki leśnej na terenach województwa śląskiego, szczególnie pod kątem szkód przemysło-wych oraz klęskowych zjawisk abiotycznych i biotycznych, które dotknęły region w ostat-nich latach. W trakcie konferencji zaprezentowano także inwestycje na terenie Nadleśni-ctwa Zawadzkie wykonane w ramach programu „Małej retencji” i charakterystykę obsza-rów objętych programem „Natura 2000”.

Po teoretycznym wprowadzeniu goście konferencji wzięli udział w kilkugodzinnym spły-wie kajakowym wodami Małej Panwi. Zwiedzili również Leśne Arboretum w leśniczówce Jaźwin oraz Letnią Leśną Izbę Edukacyjno-Turystyczną w Leśnictwie Dębie. W konferencji uczestniczyli m.in.: Zygmunt Łukaszczyk, wojewoda śląski, Bernard Błaszczyk, dyrektor Re-gionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Katowicach i Kazimierz Szabla, dyrektor RDLP w Katowicach, przedstawiciele samorządów oraz mediów. (AJ)

Jubileuszowy po nowemu

Sławomir Szewczyk, leśniczy w Nadleśnictwie Tuczno (RDLP w Pile), zaprezentował taki oto, oryginalny, rajdowy totem swojej jednostki.

Fot.

L. K

OŚC

IŃSK

A

dokończenie na str. 19

Przeciw kryzysom

Dotychczasowy zastępca Marcin Po-lak przeszedł na stanowisko nadleśniczego Nadleśnictwa Olkusz. Poprzedni nadleśniczy tej jednostki LP Romuald Jurzykowski prze-szedł na emeryturę.

Również 1 sierpnia br., po 33 latach peł-nienia funkcji nadleśniczego Nadleśnictwa Rudziniec, na emeryturę odszedł Tadeusz Mamok. Na tym stanowisku zastąpił go Jan Spałek, dotychczasowy zastępca nadleśni-czego w Nadleśnictwie Zawadzkie.

Zmiany kadrowe nastąpiły również w Nadleśnictwie Koszęcin. Nadleśniczy Zdzisław Unglik 1 września br. przeszedł na emeryturę. Jego obowiązki przejął Krzysztof Lysik, który jako główny specjalista Zespo-łu ds. Programów Pomocowych pracował w biurze Regionalnej Dyrekcji Lasów Pań- stwowych w Katowicach. (d)

Ruch kadrowy

Page 3: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

5

trybuna leśnika 9/2013

Już po raz drugi Nadleśnictwo Zawadz-kie zostało finalistą Ogólnopolskiego Kon-kursu Modernizacja Roku 2012. 28 sierpnia br. podczas uroczystej gali na Zamku Kró-lewskim w Warszawie otrzymaliśmy wyróż-nienie w kategorii „Ochrona Środowiska” za Modernizację Kompleksu Stawów Plu-derskich Nr 1, 2 i 3 w Leśnictwie Piotrowi-

Zdzisław Siewiera, nadleśniczy w Nadleśnictwie Zawadzkie, przyjmuje wyróżnienie na Zamku Królewskim w Warszawie.

Pludry wyróżnione

Wydział Leśny Uniwersytetu Przyrodniczego w Po-znaniu na zlecenie Dyrekcji Generalnej Lasów Pań-stwowych realizuje w Beskidach projekt badaw-czy pt. „Występowanie nietoperzy w lasach w za-leżności od wieku, struktury przestrzennej i składu gatunkowego drzewostanów”. Do badań naukow-cy wykorzystują tzw. „BatCordery”, czyli automa-tyczne stacje samorejestrujące sygnały wysyłane przez nietoperze.

BatCordery są umieszczane w wybranych punk-tach lasu, po dwa na drzewie. Jedno urządzenie musi być zamontowane w koronie drzewa, a dru-gie znacznie niżej – około 3 m nad ziemią. Przez dwie kolejne noce urządzenia rejestrują dźwięki wydawa-ne przez nietoperze. Pierwsze nagrania zapowiada-ją interesujące wyniki, które wstępnie pozwalają są-dzić, że zdecydowanie większa aktywność nietope-rzy ma miejsce w koronach drzew.

W Beskidach występuje 25 gatunków nietoperzy. Wraz z wprowadzeniem programu „Natura 2000” ochroną objętych zostało 149 obszarów, na których występują te zwierzęta. Projekt jest realizowany na terenie siedmiu nadleśnictw krakowskiej RDLP. Pierw-sze wnioski badawcze zostaną zaprezentowane już jesienią tego roku. (mon)

W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to dobra wiadomość, dająca nadzieję na udane naturalne odnowienia, które uzupełnią planowe nasadzenia.

Nadleśnictwo Węgierska Górka nale-ży do najbardziej dotkniętych katastrofą rozpadu świerczyn w Beskidach. Od kilku lat trwają tu intensywne prace związane z przebudową drzewostanu – ze świer-kowego na mieszany jodłowo-bukowo-świerkowy. W Karpatach takie właśnie lasy stanowiły naturalne drzewostany regla dolnego. Leśnicy próbują ten stan przy-

We wrześniu w Nadleśnictwie Wisła rozpoczął się remont Izby Leśnej na Przysłupiu. Pra-

ce zostaną zrealizowane dzięki dofinansowaniu ze środków europejskich w ramach Programu Współ-pracy Transgraniczej Rzeczypospolita Polska-Repub-lika Słowacka 2007-2013. Wartość dofinansowania wynosi 28 509 euro.

Remont naPrzysłupiu

Izba Leśna na Przysłupiu – dużej polany w masy-wie Baraniej Góry – mieści się w najstarszym, drew-nianym budynku w Wiśle pochodzącym z 1863 roku. Od początku dom służył leśnikom – na przełomie XIX i XX wieku był siedzibą gajowni Habsburgów, w której zatrzymywali się myśliwi polujący na głuszce. Obec-nie mieści się tu Izba Leśna, w której można zoba-czyć okazy roślin i zwierząt charakterystyczne dla tej części Beskidów, trofea myśliwskie oraz dawne na-rzędzia leśne. W jednej z sal urządzono także ekspo-zycję związaną z turystyką i bezpieczeństwem w gó-rach. Przez polanę przebiegają najbardziej uczęsz-czane szlaki turystyczne w Beskidzie Śląskim, włącz-nie z Głównym Szlakiem Beskidzkim.

Pieniądze z unijnej dotacji zostaną wykorzystane na wzbogacenie i unowocześnienie ekspozycji. Po-wstanie makieta lasu, wystawa poświęcona historii Habsburgów, prezentacja gatunków chronionych występujących na terenie Beskidu Śląskiego. Leś-nicy przygotują też pokaz poświęcony rezerwato-wi pstrąga. Pieniądze w części zostaną przeznaczo-ne na zakup multimediów, by prowadzona na Przy-słupiu edukacja leśna odpowiadała współczesnym standardom. (mon)

Jak żyją nietoperze?

na. Wielkim sukcesem okazał się interne-towy plebiscyt Modernizacji Roku 2012, w którym Nadleśnictwo Zawadzkie zdo-było I miejsce!

Wszystkim, którzy oddali na nas głosy serdecznie dziękujemy.

Tekst i zdjęcie: AGNIESZKA JAMROZIK

INSPEKTORZy PRZESZKOLENI. 15 lipca br. na terenie Nad-leśnictwa Miękinia odbyło się szkolenie dla inspektorów Wojewódzkiego Inspek-toratu Transportu Drogowego we Wrocławiu, które prowadzili pracownicy biura Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu oraz Nadleśnictwa Mię-kinia. W części wykładowej leśnicy zapoznali inspektorów z gatunkami drzew, po-miarem, klasyfikacją i systemem odbioru drewna oraz dokumentacją przychodo-wą i rozchodową drewna, ze szczególnym uwzględnieniem dokumentacji, jaką powinien posiadać każdy przewoźnik transportujący drewno. W części terenowej inspektorzy mieli okazję „na żywo” nauczyć się rozpoznawania gatunków drzew oraz obejrzeć pomiar, klasyfikację, odbiór oraz załadunek surowca.

Jodłowo-bukowy urodzaj

wrócić, a rok nasienny jodły i buka to szan-sa nie tylko na naturalne odnowienia, ale w przyszłości na las bardziej odporny na szkodniki i warunki atmosferyczne.

Jodła i buk należą do najważniejszych gatunków lasotwórczych w Polsce. Oba drzewa charakteryzują się stosunkowo powolnym wzrostem. Owocować zaczy-nają dopiero po 50-60 latach w cyklach kilkuletnich. Nasiona buka to przysmak dla wielu mieszkańców lasu: dzików, je-leni, wiewiórek, popielic, koszatek, myszy leśnych oraz wielu ptaków, m.in.: dzię-ciołów, kowalików, sójek, grubodziobów i zięb. (mon)

aktualia

Page 4: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

6

trybuna leśnika 9/2013

W Nadleśnictwie Kluczbork trwa unikato-wy w skali kraju eksperyment związa-

ny ze wzbogaceniem bazy genowej jeleni. Na początku tego roku do specjalnej zagro-dy zostało przywiezione stado składające się z 19 sztuk tych królewskich zwierząt. Wczesną wiosną jelenie zostaną wypuszczone do ło-wiska w obwodzie nr 11, leżącego na terenie Borów Stobrawskich. Pierwsze efekty ekspery-mentu, w postaci bardziej okazałych zwierząt, są spodziewane za 7-8 lat.

Nadleśnictwo Kluczbork ma już w tej dziedzinie doświadczenia. Tutejszy Ośrodek Hodowli Zwie-rzyny w latach 2007-2010 realizował program poprawy osobniczej daniela. Jego celem była poprawa kondycji zdrowotnej danieli i odpor-ności tych zwierząt na czynniki chorobotwórcze. W tym okresie wpuszczono do obwodu nr 11 OHZ „Krystyna”: 8 byków, 10 cielnych łań, 5 łaniek i 4 byczki. Efekty okazały się zachęcające. Byki da-niela zaczęły osiągać zadowalającą wagę tuszy i trofealne poroża. Wyniki zainspirowały leśników z Kluczborka do przyjrzenia się populacji jeleni. Nadleśnictwo Kluczbork obejmuje swoim zasię-giem Bory Stobrawskie, gdzie największy wpływ na gospodarkę leśną ma jeleń.

Pierwotnie jelenia do introdukcji chciano sprowadzić z zagród w Polsce, które posia-dają czyste rasowo populacje. Okazało się jednak, że takie rozwiązanie, pozornie naj-prostsze w realizacji, blokuje ustawa o ochro-nie zwierząt.

– Chodzi o paragraf, zgodnie z którym nie wolno wpuszczać zwierząt hodowlanych do naturalnego  łowiska – tłumaczy P. Pypłacz. – W okresie ostatnich pięciu  lat  jelenie  i da-niele stały się zwierzętami gospodarczymi, co oznacza, że w praktyce każdy, kto chce może 

je hodować. Istnieje uzasadniona obawa, że w  przypadku  ich  wypuszczenia  mogłyby  zo-stać zawleczone do łowiska choroby i paso-żyty zwierząt hodowlanych.

Pojawił się zasadniczy problem – jak zdo-być dobry, potwierdzony materiał genetycz-ny, który jednocześnie nie pochodzi z hodow-li. Z tego powodu cały projekt stanął pod du-żym znakiem zapytania.

–  Najpierw  pomyśleliśmy  o  jeleniu  biesz-czadzkim,  który  by  nam  genetycznie  odpo-wiadał, bo go nigdy wcześniej  tu, w Borach Stobrawskich, nie było – kontynuuje opowieść nadleśniczy P. Pypłacz. –  Niestety,  Bieszcza-dy  nie  były  w  ubiegłym  roku  przygotowane na przeprowadzenie odłowu  jelenia. Szukali-śmy dalej i znaleźliśmy na… Słowacji. Okaza-ło się, że słowaccy leśnicy mają podobny do naszego ośrodek hodowli zwierzyny, który już wcześniej zajmował się odławianiem jeleni ze środowiska naturalnego i sprzedażą tych zwie-rząt w Europie.

Podpisano umowę na realizacje pięciolet-niego programu. W Nadleśnictwie Kluczbork ruszyły prace, by dla słowackich jeleni przy-gotować odpowiednią zagrodę.

– Nie mieliśmy żadnych doświadczeń. Wie-dzieliśmy, że zagroda nie może być zbudowa-na z siatki, którą wykorzystuje się do grodzenia upraw, bo ona ma nie wpuszczać dzikich zwie-rząt do środka, a nasza ma ich nie wypuścić na zewnątrz. Okazało się, że do budowy ogro-dzenia może być wykorzystany tylko jeden typ siatki, produkowany przez manufakturę w An-glii. Tę siatkę charakteryzuje zupełnie inny sy-stem węzłów łączących i inna gęstość oczek. W momencie, gdy uderzy w nią zwierzę, ona się odkształca i wraca do pierwotnego stanu. Zwierzę nie tylko nie ma szans się wydostać, 

Eksperyment „Jeleń”

Stado jeleni wprowadzonych do Kluczborka zachwyca sylwetkami zwierząt. Leśnicy mają nadzieję, że w wyniku zmieszania puli genowej równie okazałe zwierzęta będzie można za kilka lat podziwiać w Borach Stobrawskich.

Dla nadleśniczego Pawła Pypłacza (trzeci z lewej) i jego współpracowników program mieszania puli genowej jeleni to przysłowiowe oczko w głowie. Gospodarz tych lasów myślał o tym przedsięwzięciu znacznie wcześniej niż w Kluczborku wprowadzono program mieszania puli genowej u danieli.

–  Od  16  lat  wyceniam  trofea  myśliwskie w  Borach  Stobrawskich – mówi Paweł Py-płacz, nadleśniczy Nadleśnictwa Kluczbork. – Nie spotkałem byka, który osiągnąłby wagę poroża przekraczającą 8 kg . W związku z tym pojawił się pomysł, by zasilić świeżą krwią na-szą populację. Przygotowałem program, któ-ry spotkał się z przychylnym przyjęciem i ak-ceptacją  zarówno  Regionalnej  Dyrekcji  La-sów Państwowych w Katowicach,  jak  i Ge-neralnej Dyrekcji LP. Dostaliśmy również środ-ki na jego realizację.

Page 5: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

7

trybuna leśnika 9/2013

wzbogacanie stad

ale, co najważniejsze, wychodzi  z  tego  star-cia bez szwanku.

Zagroda, do której trafiły słowackie jelenie ma powierzchnię 26 ha. Zanim jednak uda-ło się wprowadzić zagranicznych lokatorów nie obyło się bez problemów. Planowano, że zwierzęta zostaną do Kluczborka przetrans-portowane w listopadzie ub. roku. W prakty-ce przyjechały do Polski dopiero pod koniec stycznia. 19 jeleni, wśród których były byki, łanie i cielęta, zostały przywiezione w spe-cjalnych skrzyniach. Byki miały obcięte poro-że, żeby się nie pokaleczyły. Zwierzęta dosyć szybko zaakceptowały nowe otoczenie. Już w Polsce urodziło się sześć cieląt poczętych jeszcze na Słowacji.

O sukcesie reintrodukcji przesądza przede wszystkim zaakceptowanie przez zwierzęta nowego otoczenia. Urodzenie młodych w no-wym środowisku ułatwia aklimatyzację. Wtedy matki zostają na miejscu i nie migrują.

– To oznacza, że matki akceptują teren. Nie ma zagrożenia od drapieżników – tłumaczy P. Pypłacz. – Zwierzęta kojarzą to bardzo prosto – tam jest dobrze, gdzie można urodzić i spokoj-nie wychować potomstwo. Liczymy na to, że po wypuszczeniu słowackiego stada, w efek-cie  naturalnego  krzyżowania,  uzyskamy  po-tomstwo o większej tuszy i mocniejszym poro-żu. Specjaliści mówią, że w środowisku natu-ralnym  genetyka  stanowi  zaledwie  30  proc. tego, co wpływa na rozwój potomstwa, resz-ta  to  przede  wszystkim  warunki  bytowe.  My zapewniamy te 70 proc., bowiem baza żero-wa na Opolszczyźnie jest bardzo urozmaico-na i obfita, a brak dużych drapieżników sprzy-ja rozwojowi populacji.

Po wypuszczenia słowackiego stada do ło-wiska prawdopodobnie pierwszy oddzieli się byk. Łanie będą spotykały się z innymi stadami tworząc chmary rodzinne. W maju od podsta-wowego stada odłączą się przyszłe matki, któ-re będą rodzić młode. W stadzie zostaną ze-szłoroczne cielęta i jałowe łanie. One będą się

Wygrzewające się na słońcu łanie to naprawdę rzadki widok, wart uwiecznienia na fotografii.

To jeleń „Michał” pochodzący z węgierskiej hodowli. Do stobrawskiego lasu trafi dopiero jego dzikie potomstwo, które nie będzie miało wcześniej kontaktu z człowiekiem.

– Realizacja programu będzie trwała pięć lat. Spodziewamy się, że za  jakieś 7-8  lat od jego zakończenia, wśród byków pojawią  się osobniki z porożem o wadze powyżej 8 kg i ła-nie ważące po 130 kg, a nie jak dotychczas po 100 – mówi P. Pypłacz. – Oczekujemy też, że mimo braku naturalnych drapieżników, będą to zwierzęta zdrowe i dorodne.

Powodzenie programu zwiększa sposób przygotowania łowisk: soczyste łąki śródleśne,

stanie stworzone polowe laboratorium. Na-ukowcy będą tu przeprowadzać podstawo-we testy pod kątem zdrowia i genetyki jeleni. Doświadczenia z programu będą na pewno cenną wskazówką i kolejnym krokiem do lep-szego poznania życia i zwyczajów tych kró-lewskich zwierząt.

Tekst: MONIKA MATlZdjęcia: arch. Nadl. Kluczbork

trzymały razem. W czerwcu z powrotem dołą-czą łanie z potomstwem, spośród których wy-łoniona zostanie licówka – przywódczyni sta-da. Chmara obejmie we władanie określony teren, który stanie się miejscem jego bytowa-nia. Na czas godów władcą chmary zostanie najsilniejszy byk, który swą dominację w tere-nie utrwali w walce.

cięcia zgryzowe, lizawki solne z mikroelemen-tami. Będą także wyznaczone rejony wyłączo-ne ze zbiorowych polowań.

Słowackie jelenie przed wypuszczeniem do łowiska będą zaopatrzone w nadajniki GPS. Pozwoli to na śledzenie migracji tych zwie-rząt i ich kontaktów z rodzimymi stadami je-leni. W zagrodzie w Kluczborku przygotowa-no również specjalną kwaterę, w której zo-

Page 6: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

8

trybuna leśnika 9/2013

To problem, z którym borykają się strażnicy leśni w różnych

zakątkach kraju, ale w górach i na obszarze Jury Krakowsko-Często-chowskiej występuje on z nasile-niem. Atrakcyjne ukształtowanie terenu stanowi bowiem dodatko-wy magnes dla zwolenników eks-tremalnej jazdy. Groźba manda-tu nie zawsze odstrasza, bo naj-częściej Straż Leśna jest bezrad-na, gdyż „quadowcy” – o nich tu mowa – zdążą uciec, a numery re-jestracyjne nie wszyscy mają.

Jeszcze niedawno, gdy odwie-dzaliśmy Złoty Potok, można było słyszeć od gospodarzy nadleśni-ctwa skargi na zachowania tych swoistych „jeźdźców bez głowy”, wykazujących ewidentny brak elementarnej wiedzy, co do wy-mogów bezpiecznego i zgodne-go z przepisami użytkowania ta-kich pojazdów. Moi rozmówcy podkreślali wtedy też, że koniecz-na jest szeroka kampania informa-cyjna, która powinna dotrzeć do amatorów „ostrej jazdy” i uświado-mić im prawne ograniczenia zwią-zane z ich hobby.

– Problem quadów nie zniknął – mówi Mirosław Unglik, nadleś-niczy Nadleśnictwa Złoty Potok. – Nasze  nadzieje  na  opanowanie tego zjawiska związane są z dwo-ma miejscami na terenie nadleśni-ctwa, gdzie posiadacze quadów mogą  się  swobodnie  poruszać, hasać do woli. To Pustynia Siedle-cka oraz tor w Biskupicach. Oka-zuje się jednak, że nie każdemu to odpowiada. Niektórzy wolą poha-sać na „dziko”. I rozjeżdżają drogi, po których potem trudno wjechać 

ciężkim sprzętem, albo wjeżdżają na uprawy. Dla tej osoby to być może atrakcja przejechać się po takim terenie, a dla nas, dla przy-rody  to  przede  wszystkim  niepo-wetowane szkody.

Uświadamianie to niewątpliwa konieczność, ale i w sferze przepi-sów prawa normujących tę sferę nie wszystko jest dopracowane.

–  Zgodnie  z  prawem  pojazd zwany quadem jest zaliczany do pojazdów  mechanicznych  i  po-winien  być  zarejestrowany.  I  wi-nien  poruszać  się  po  drogach, gdzie poruszają się pojazdy me-chaniczne. W związku z tym, każ-dorazowy  wjazd  takiego  pojaz-du na tereny leśne to łamanie ar-tykułu 161 Kodeksu Wykroczeń – przypomina Stanisław Stępień, ko-mendant posterunku Straży Leśnej w tym nadleśnictwie.

Quad powinien mieć tablicę rejestracyjną, pod warunkiem, oczywiście, że ma właściwą ho-mologację. Rejestruje go właści-wy terytorialnie wydział komunika-cji przy starostwach powiatowych. W homologacji jest kilka warun-ków, które te quady powinny speł-niać. A z informacji, które posiada-ją strażnicy leśni wynika, że quady niektórych marek takich homolo-gacji nie mają. W związku z tym nie mogą być zarejestrowane.

– Na naszym rynku pojawiło się mnóstwo  tzw.  „chińczyków,  czy-

li quadów produkcji chińskiej  i te pojazdy w ogóle nie spełniają wy-maganych parametrów – konty-nuuje komendant SL. – Słyszeliśmy od osoby, która prowadzi serwis, że te pojazdy ulegają szybkiemu zużyciu albo poważnym awariom. Polegają one na tym, że wygina-ją się stalowe koła, rozchodzą nie-które elementy itp.

Pytany o zmiany w przepisach, jakie jego zdaniem powinny jesz-cze zostać wprowadzone, by ułatwić leśnikom i w ogóle całe-mu społeczeństwu koegzysten-cję z „quadowcami”, by zahamo-wać ich samowolę, komendant odpowiada:

– Przede wszystkim te pojazdy winny  mieć  homologację  i  być zarejestrowane.  Proponował-bym  też  odpowiednie  katego-rie prawa jazdy w zależności od wieku i od tego trzeba by uzależ-nić moc pojazdu. Byłoby też do-brze, gdyby w naszym kraju po-jawiło się więcej ośrodków szko-lenia, a tam rodzice zobaczyliby na czym polega  jazda na qua-dzie. Wtedy niejeden rodzic, gdy-by  zobaczył  jakie  ryzyko  niesie z sobą quad, odstąpiliby od ku-powania takich prezentów swo-im dzieciom. 

Na dziś, na szczęście więcej jest tych zarejestrowanych, bo jak tłu-maczy komendant, dużo osób przemieszcza się takimi pojazdami

na drogach publicznych, co niesie za sobą różne konsekwencje.

– Jak czytamy w publikacjach prasowych  czy  na  forach  inter-netowych, dużo jest przypadków kolizji drogowych z udziałem qua-dów, więc ubezpieczenie jest po-trzebne. Poza tym, organizowane są imprezy masowe różnego typu z  udziałem  takich  właśnie  pojaz-dów. Dwa lata temu, też taką im-prezę mieliśmy, w Częstochowie, dokąd  ludzie  przyjechali  z  całej Polski,  a  potem  przemieścili  się na  tor  w  Biskupicach  i  na  Pusty-nię Siedlecką. Warunkiem uczest-nictwa  było  właśnie  posiadanie homologacji, pojazdy musiały być zarejestrowane, wszyscy też mieli kamizelki odblaskowe.

Czyli, można wnioskować, że są i dobrzy „quadowcy”, a nie tyl-ko tacy, którzy pojawiają się ni stąd, ni zowąd, przejeżdżają cros-sem przez las, nie bacząc na nic i nikogo, posługując się nie ozna-kowanym pojazdem i najczęściej umykają przed prawnymi restryk-cjami, bo takiego delikwenta zła-pać nie łatwo.

Leśnicy ze Złotego Potoku przy-znają, że akcja informacyjna pro-wadzona od kilku przez LP, a na-wet i przez samych „quadowców”, przynosi efekty. Poprzez ich stowa-rzyszenia zmieniają się obyczaje: lu-dzie odchodzą od tych skrajnych zachowań i strażnicy leśni notują

W Nadleśnictwie Złoty Potok można mówić o złotym środku, bo miłośnicy jazdy na quadach i innych pojazdach, mogą wyszaleć się tam do woli na torze w Biskupicach – legalnie, nie narażając się na interwencje strażników leśnych. Jeśli się ma do dyspozycji takie piaskowe wzniesienia (na Pustyni Siedleckiej), to po co jeździć po lesie i niszczyć przyrodę? N/z: komendant posterunku Straży Leśnej Stanisław Stępień (z prawej) i strażnik Tomasz Jędrzejewski podczas patrolu.

W Złotym Potoku znaleziono… złoty środek?

Z quadami można żyć

Page 7: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

9

trybuna leśnika 9/2013

więcej pozytywnych spotkań z tymi ludźmi niż aktów wandalizmu. Czy zatem można już mówić głośno, że problem w Złotym Potoku opano-wano, czy jeszcze za wcześnie?

–  Może  za  wcześnie,  ale  nie-wątpliwie  odnotowujemy  coraz mniej  przypadków  nielegalnego poruszania  się  takimi  pojazdami na terenach leśnych – odpowia-da St. Stępień. – Zdarzają się jed-nak i takie pojedyncze przypadki, że np. ktoś, komu nie wystarczyła jazda po legalnym torze w Biskupi-cach, chce się przemieścić przez las do Częstochowy i zarazem ma-rzy o dodatkowej dawce adrenali-ny – jak się mu uda, to fajnie, a jak nie, to zostanie zatrzymany przez strażników leśnych.

Nadleśnictwo Złoty Potok prze-ciw takim „jeźdźcom bez głowy” wzmogło siły i od 1 maja br. poste-runek Straży Leśnej działa w obsa-dzie trzyosobowej, komendant St. Stępień ma do dyspozycji dwóch strażników: Przemysława Sabo-czyńskiego i Tomasza Jędrzejew-skiego. Rozmnożyły się też zapo-ry-szlabany. Stanęły one wszędzie tam, gdzie się pojawiali nielegal-ni zmotoryzowani, we wszystkich newralgicznych miejscach rozpo-znanych w oparciu o obserwację SL. Strażnicy nie od zawsze i nie od razu karzą, często ograniczają się do rozmowy. Pouczenia o walo-rach przyrody, o obszarach Natura 2000, zdaje się procentować.

Jest jeszcze coś, co u Stanisła-wa Stępnia wyzwala optymizm. Otóż leśnicy ze Złotego Potoku mają bardzo przyjazne koleracje z częstochowskim Stowarzysze-niem Off-roadowców, kierowa-nym przez Piotra Żmudę. Zdaniem komendanta stanowią oni bardzo dobry przykład dla użytkowników

Quady w lesie są już faktem, pytanie tylko jaką wobec tej plagi wybrać strategię postępowania.

Komendant Stanisław Stępień mówi, że jeśli szlabany nie odstraszą, to monitoring na pewno…

innych pojazdów: quadów, mo-tocykli itp.

– Współpraca ta ma szeroki za-kres  działania.  Latem,  w  okresie wzmożonego  zagrożenia  prze-ciwpożarowego, nigdy nie spot-kaliśmy się, by ci panowie odmó-wili nam pomocy – chwali komen-

dant SL. – Współpraca  ta  pole-gała  na  popołudniowo-wieczo-rowym, a nawet nocnym, patro-lowaniu  terenów  zagrożonych bądź też już na pożarzysku. Syg-nalizują nam też np. próby prze-jazdu  pojazdu  mechanicznego przez  las  czy  jakieś  irracjonalne zachowania osób, które coś nio-sły, a nagle, na widok samocho-du, odrzucały to na bok. W okre-sie  zimowym  członkowie  tego stowarzyszenia  dzwonili  do  nas z ofertą pomocy w zakresie do-wozu karmy dla zwierząt, gdy za-

legały  wysokie  warstwy  śniegu. Pomagają  nadleśnictwu  także sprzątać śmieci w  lesie, zgłasza-ją się do nas po worki. W 2012 r. wspólnie przeprowadziliśmy akcję sprzątania Jury pod nazwą „Znów Zielona… Góra” (Zielona Góra to nasze Leśnictwo).

By nie być gołosłownym, straż-nicy zapraszają mnie na wyjazd w teren, właśnie do miejsc wy-znaczonych do legalnych har-ców na dwu i czterech kółkach. Tor w Biskupicach (otwarty cały rok), to teren 34 ha w byłej pia-skowni, teren prywatny, ale do-stępny za opłatą dla wszystkich. Panują tu iście pustynne warun-ki, z podjazdami i zjazdami, na-wet o 50-procentowym nachyle-niu, 25-metrowe skarpy, a wszyst-ko to w otoczeniu sosnowego lasu. Chętni mają do dyspozy-

cji 20 km tras o zróżnicowanym stopniu trudności i tu rzeczywi-ście można się wyżyć.

– Żyjemy w dobrych relacjach z  zarządcą  tego  obiektu,  na wszystkich  imprezach masowych ich  uczestnicy  są  informowani o zasadach bezpieczeństwa, i my też uczestniczymy w tej akcji – mó-wią strażnicy.

Druga „mekka” dla miłośni-ków harców na quadach, i tym podobnych pojazdach, to tak-że teren byłej kopalni piasku, na terenie gminy Janów, zwany Pu-stynią Siedlecką. Rzeczywiście, krajobrazy jakby żywcem wzię-te z Bliskiego Wschodu bądź Afry-ki. Nie ma tu wyznaczonych szla-ków, można gnać do woli, korzy-stając z uroków pustyni, bez żad-nych opłat.

Już w drodze powrotnej do sie-dziby nadleśnictwa komendant St. Stępień informuje, o współ-pracy z policją i o wspólnej ak-cji patrolowej pod kryptonimem „Quad i motocykl”, pod egidą ko-mendanta wojewódzkiego poli-cji, przeprowadzonej 10-11 sierp-

nia br., a mającą na celu rozpro-pagowanie idei bezpiecznej jaz-dy i poszanowania przyrody. Ta-kie akcje przynoszą pożądane skutki, bo…

–  Niejednokrotnie  jesteśmy  in-formowani przez osoby, które wy-poczywają na terenach leśnych, że np. pojawiły się jakieś quady. Ludzie  dzwonią  i  proszą,  byśmy coś  zrobili,  ponieważ  chcą  bez-piecznie odpocząć. 

Tekst i zdjęcia:

JERZY MACHURA

Page 8: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

10

trybuna leśnika 9/2013

Ludzie są najważniejsi

– Patrząc z perspektywy 44 lat pracy w La-sach Państwowych – co jest dla Pana najważ-niejszym problemem związanym z zarządza-niem ludźmi?

– Sądzę, że czasami brakuje nam otwarto-ści, tej zwykłej ludzkiej otwartości w relacjach przełożonego z podwładnym. Ten, który jest szefem nie musi tego podkreślać, on nim i bez tego jest. Chodzi o to, aby rozmawiać, wyłusz-czać swoje racje, przekonywać się wzajem-nie do najlepszych pomysłów. Nie jest prze-cież dobre, gdy zanim coś wykonamy myśli-my – co powie na to szef? I wtedy najczęś-ciej w ogóle nie podejmujemy żadnych dzia-łań, trawi nas nuda, szarzyzna, jakiś wewnętrz-ny klincz, który nas krępuje. Z czego to wyni-ka? To jest trudny problem. Może z własnych kompleksów, jakichś psychicznych zahamo-wań, blokad, nieufności wobec ludzi. A prze-cież zdecydowane i efektywne zarządzanie nie musi wiązać się z siłą pokazywaną wobec

las, który chcemy mieć. Jednocześnie, pod-czas studiów, bardzo inspirujące były zajęcia z ekologii – tam poszerzałem swój horyzont dostrzegając sprawy wykraczające poza ru-tynowe rozumienie gospodarki leśnej.

– Wreszcie otrzymał Pan dyplom i zaczęła się konfrontacja teorii z praktyką.

– Po pierwsze, na przełomie lat 60. i 70. ub. wieku nie było problemu z pracą. Trafiłem na 3 lata do Nadleśnictwa Świerklaniec, a potem do Wydziału Zagospodarowania Lasu Okrę-gowego Zarządu LP w Katowicach. Po dru-gie, spotkałem – w obu wypadkach – rzetel-nych leśników i wspaniałych ludzi. W Świer-klańcu pracowałem z nadleśniczym Janem Gorczycą – wysyłał mnie w teren, potem zda-wałem mu relacje z moich obserwacji, a on mnie słuchał. A potem mówił mi, jakie ma swo-je wnioski. Traktował mnie, tak sądzę do dziś, po partnersku, te nasze rozmowy kończyły się w sumie wspólnymi planami działań. Z ko-lei w biurze OZLP trafiłem na naczelnika Bo-nifacego Hanaka. Pamiętam taką sytuację – pracowałem krótko, wywiązała się dysku-sja nad pielęgnacją młodników w Nadleśni-ctwie Kłobuck. Nie znałem zasady pielęgnacji młodników sosnowych poprzez wykonywanie cięć schematycznych. Miałem inne zdanie niż pan naczelnik, gdyż uważałem, że powin-no się dokonywać pozytywnej selekcji, a nie wycinać całych pasów. B. Hanak następne-go dnia, poświęcając swój czas, wziął mnie do Kłobucka i pokazał, o co chodzi w tej pie-lęgnacji. Byłem dla niego nowicjuszem, a po-traktował mnie poważnie. Niewielu takich lu-dzi spotkałem w życiu.

– Jednak nie zagrzał Pan miejsca w biurze. Po 7 latach od studiów przyszło pierwsze po-ważne wyzwanie – funkcja nadleśniczego te-renowego w Kobiórze.

Romuald Jurzykowski – w Leśnictwie Żurada w Nadleśnictwie Olkusz, tereny rekultywacyjne po eksploatacji piasku.

Były nadleśniczy R. Jurzykowski i podleśniczy – Mirosław Osuch z Leśnictwa Golczowice.

Rozmowa z Romualdem JuRzykowskim, byłym nadleśniczym nadleśnictw: katowice, Pszczyna i olkusz

współpracowników. Sądzę, że można dobrze wykonywać postawione przed sobą zadania zawodowe, a jednocześnie uczciwie stawiać sprawy przed ludźmi. Oni to najczęściej do-ceniają i mówią potem – twardy był, wyma-gający, wiedział, czego chce, ale był w po-rządku, nie mamy pretensji.

– Od kilku dni jest Pan na emeryturze. Spójrzmy więc w przeszłość. Jak się to wszyst-ko u Pana zaczęło?

– Pochodzę z Chorzowa, samo centrum aglomeracji przemysłowej, a jednak miałem jakiś ciąg do przyrody. Wybrałem więc w kla-sie maturalnej leśnictwo w Wyższej Szkole Rol-niczej w Krakowie. Ojciec nie był przeciw, a – jak się później dowiedziałem – spełniłem jego własne marzenia o pracy leśnika. W Krakowie

to były czasy, gdy jeszcze miałem okazję słu-chać wykładów takich m. in. profesorów, jak Fabijanowski, Myczkowski, Rutkowski, Chodzi-cki. Egzaminy były rozmowami, podczas któ-rych wiele jeszcze się nauczyłem. Profesorowie widzieli w nas przyszłych partnerów w zawo-dzie. Wtedy, i podczas całej pracy zawodo-wej, najbardziej fascynowała i cieszyła mnie hodowla lasu – począwszy od nasienia, szkół-karstwa poprzez pielęgnowanie, oczywiście także ochronę, żeby jak najmniej się zmarno-wało, aż do końcowego etapu – wprowadza-nia nowego pokolenia lasu. To jest ogromna kuźnia wiedzy – co zrobić, żeby wyhodować

Fot.

J. D

EREK

Fot.

J. D

EREK

Page 9: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

11

trybuna leśnika 9/2013

– Dyrektor OZLP Bronisław Braczkowski po-wiedział mi: „Ty się tu marnujesz”. Trafiłem do Kobióra. Tam spotkałem wielu wspania-łych ludzi, zwłaszcza gajowych, m. in. Łuca w Mokrem, Blauta w Nowym Dworze – oni uczyli mnie tej roboty, a mnie to interesowa-ło. Nie chciałem być kontrolerem, ale współ-pracownikiem. Nie panem nadleśniczym, ale partnerem.

– To są świetne zasady, ale z ludźmi różnie bywa. Czy każdy dorasta do partnerstwa?

– Oczywiście, miałem takie sytuacje np. podczas kontroli, gdy leśniczy dwa razy za-prowadził mnie na tą samą powierzchnię. To były jednak tylko przypadki, a nie system „roz-prowadzania” mnie. Nie dawałem żadnych sygnałów, że można mi wejść na głowę. Jed-nocześnie, jako nadleśniczy terenowy, wozi-łem do lasu szpadle, paliwo i zupy regene-racyjne dla robotników leśnych. W ten spo-sób budowałem relacje wzajemnego zaufa-nia i pomocy.

wiam się, że nastąpi dalsze oddalenie się nad-leśniczego od leśniczych, że odpowiadając całościowo za stronę ekonomiczną i finanso-wą – a moralny obowiązek nakaże mi to ro-bić najlepiej jak potrafię – uwstecznię się pod względem czysto zawodowym”.

– Niestety, relacje czasu pracy w biurze i tere-nie nie zmieniły się. Nadleśniczy musi także speł-niać funkcje reprezentacyjne, trzeba być do-brze przygotowany do tematu w danym dniu, nie można improwizować. To jest korzystne dla Lasów, jeśli nadleśniczy wypowiada się kompe-tentnie. Czy wraz z wyższym stanowiskiem czło-wiek się oddala od zawodu? I tak i nie. Wiele zależy od własnego wyboru. To sprawa indy-widualna, choć oczywiście obiektywnie pra-ca w biurze pochłania masę czasu.

– Jakie są skutki autorytarnego zarządza-nia pracownikami?

– A np. takie, że ludzie nie czują się odpo-wiedzialni za powierzone zadania, gdyż nad-leśniczy o wszystkim decyduje.

nie ręki, rozmowa. Dlaczego mam przycho-dzić do pracy tylko z przymusu ekonomicz-nego? Z uśmiechem można przecież wię-cej zdziałać.

– Wiele zmieniał Pan w obsadzie współpra-cowników?

– Generalnie bardzo niewiele. Mam prze-świadczenie – i z mojej praktyki to wynika – że ludzie mają niewyczerpane pokłady dobrej woli, ale trzeba stworzyć warunki wzajemne-go zaufania. Dam taki prozaiczny przykład – na wyjazd na targi do Niemiec wysłałem leśni-czego. Niektórzy się dziwili, że nadleśniczy nie jedzie. Pojechał leśniczy. Zawsze ten czynnik ludzki odgrywał u mnie sporą rolę. W Lasach naprawdę pracują ludzie, którzy chcą dobrze pracować, i – nie waham się tego powiedzieć, chociaż nie jest to dziś trendy – w większości są miłośnikami tej pracy.

– A jak zdarzają się tzw. trudne przypadki, nie ma porozumienia, trudno dojść do wspól-nego mianownika?

– Spisujemy protokół różnic. Wtedy intere-suje mnie tylko jedna rzecz – czy podwładny rozumie uzasadnienie moich decyzji? Ludziom trzeba poświęcić czas. Wykładamy na stół ar-gumenty i się przekonujemy. Oczywiście, gdy nie jestem przekonany, podwładny wykonuje zadania zgodnie z moją koncepcją lub musi przejść na inne stanowisko. W mojej długolet-niej pracy miałem może 2-3 takie ostatecz-ne rozwiązania. Ludzie są racjonalni, można dojść do kompromisu gwarantującego do-brze wypełnioną pracę.

– Co najbardziej cenił Pan u pracowni-ków?

– Otwartość. Do pracy przynosi się siłą rze-czy różne problemy osobiste. Nie można o nie pytać, ale one istnieją. Jeśli jest wola rozmo-wy to zawsze byłem na nią gotowy. Proszę bardzo, siadamy, rozmawiamy, szukamy roz-wiązania. Tylko w drastycznych przypadkach wzywałem pracowników, z reguły zaprasza-łem. I przy kawie dalej toczyła się rozmowa. Jak się nie rozmawia to w głowach tworzą się różne mity. A przecież najważniejsze pyta-nie zawodowe jest – dlaczego Pan zrobił tak, a nie inaczej, dlaczego ten młodnik jest taki, a nie inny, mi się on nie podoba, ale może jest w tym działaniu jakaś koncepcja, proszę mi to wytłumaczyć.

– Pracownicy często mają wrażenie, że są niepotrzebni, że od nich nic nie zależy.

– Bo nikt im nie wyjaśnia, że coś zrobili źle, trzeba to poprawić, albo że coś zrobili dobrze i tak trzeba trzymać. Czy lepiej się rządzi w ta-kiej mgle? Chyba nie.

– Są widać różne techniki sprawowania władzy. Poza tym ludzie źle odbierają kry-tykę.

– Oczywiście, wtedy praca nie ma sensu. Ty mówisz komuś o jakichś błędach, życzliwie, a on się obraża. I zastanawia się – dlaczego ja go atakuję. To jakaś choroba.

– Czyli zarządzać trzeba demokratycznie, ale co to znaczy?

– Demokratycznie nie w tym sensie, że na decyzję wpływa przewaga głosów. Dyskusja między pracownikami służy wypracowaniu ja-kiejś koncepcji, każdy może się odezwać, ale ostateczną decyzję podejmuje nadleśniczy.

– Przyszło powołanie do Pszczyny. Jak się przychodzi do załogi, której się nie zna, róż-ne są myśli, w każdym razie jakaś bariera się pojawia. Może wtedy nawet lepiej ściągnąć jakichś swoich, lojalnych ludzi.

– Tego nie robiłem. Uważałem, że z pracow-nicy, których mam do dyspozycji, są wartoś-ciowi. Chciałem żeby się poczuli odpowie-dzialni za to, co robią i wiedzieli, że mają waż-ną rolę do wykonania. Ja byłem tylko „spina-czem” tych relacji. Poza tym sprawy czysto ludzkie są bardzo ważne – uśmiech, poda-

sylwetki leśników

Leśnictwo Smoleń, przy skale „Oczko” leśniczy Wojciech Mik w dyskusji z R. Jurzykowskim nad odnowieniami jodłowymi z udziałem buka.

– Idźmy w retrospektywie dalej. Wreszcie objął Pan funkcję nadleśniczego. Jak wspo-mina Pan pracę w Nadleśnictwie Katowice?

– Tamten czas pamiętam, jako etap ugrun-towywania przekonania leśniczych, że nie chodzi o to, aby posadzić cokolwiek, byle było zielono. Tam przecież są żyzne siedliska. Dla mnie była to nauka pracy na stanowisku nadleśniczego.

– W „TL” w 1990 roku mówił Pan m.in.: „wiem, że w terenie spędzam w ciągu roku 10-32 proc. czasu pracy, przy szkodach gór-niczych 4-13 proc., biuro pochłania aż 45-75 proc. Bardzo bym chciał, aby projektowane zmiany organizacyjno-ekonomiczne umożli-wiły mi zmianę tych relacji. Żebym w nowym układzie mógł się poczuć gospodarzem nad-leśnictwa, a nie administratorem. Do zawodu poszedłem przecież z zamiłowania. (...) Oba- dokończenie na str. 12

Fot.

J. D

EREK

Fot.

J. D

EREK

Page 10: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

12

trybuna leśnika 9/2013

– Wreszcie, ostatnie lata spędził Pan w Olkuszu. W wieku 62 lat raczej człowiek gdzieś się „dekuje”, a nie szuka nowych wyzwań i staje do konkursu.

– Po okresie pracy w Wydziale Kon-troli katowickiej RDLP miałem ochotę na zmianę.

– 23 lata temu mówił Pan – „ja nie tylko biernie słucham wymiany zdań na wybra-ny temat, ale żądam odpowiedzi, jeszcze rozpalam dyskusję, aby zebrać argumen-ty do podjęcia decyzji. Znam wtedy ska-lę opozycji wobec własnych postanowień, wagę poszczególnych racji. Sądzę, że się wówczas specjalnego błędu nie popełni. A im się jest wyżej, tym częściej i uważniej trzeba słuchać”.

– Nic bym dziś nie zmienił, powiem wię-cej – w szczególnie trudnych sprawach stosowałem nawet zasadę adwokata diabła, czyli nawet gdy się zgadzałem ze współpracownikami, to rzucałem ar-gumenty na „nie”, aby lepiej uzasadnili prezentowane stanowisko, czy mamy ja-kiś fundament.

– Często zmieniał Pan miejsca pracy. Czy to los tak chciał, okoliczności, czy też może niespecjalnie Panu te zmiany prze-szkadzały?

– Większość zmian była wymuszona oko-licznościami. Nie żałuję jednak tego czasu, spotkałem bardzo różnych i ciekawych lu-dzi, poznałem – zwłaszcza w Olkuszu – zróż-nicowane podejście do spraw zagospo-darowania. Jak się pracuje całe życie za-wodowe w jednym miejscu to oczywiście widać efekty pracy leśnika. Przecież moim, i kolegów po fachu, priorytetem w pracy były udane uprawy i młodniki, hodowla lasu zgodna z typem drzewostanu. Mamy satysfakcję, że po nas nic nie ginie, chy-ba że zdarzą się klęski. Ja przede wszyst-kim naprawdę kocham las i wszystko to, co się z nim wiąże.

– A ludzie?

– Ludzie są najważniejsi.

– Co się więc liczy najbardziej?

– Zdanie środowiska, nie pojedynczych ludzi. Każdy patrzy z jakiegoś punktu wi-dzenia, są różne zależności, podległości. Jednak opinia, na pierwszy rzut oka nie-uchwytna, niejasna, istnieje i nie podlega chwilowym modom, koniunkturalizmowi.

– Jaką radę by Pan dał młodszym ko-legom, którzy wchodzą dopiero na ścież-ki awansu zawodowego?

– Żeby zwracali uwagę na sprawy ludz-kie. Nadleśniczowie lepiej radzą sobie z la-sem niż z ludźmi. Nie mamy często wyczu-cia spraw ludzkich, brakuje nam wiedzy psychologicznej. Brakuje też pokory. Mar-twi rozluźnienie więzów „rodziny leśnej”. Trzeba ratować integrację. Nie podda-wajmy się.

Rozmawiał: JACEK DEREK

dokończenie ze str. 11 Ośrodek Rozwojowo-Wdrożeniowy Lasów Państwowych w Bedoniu to

jednostka, która wykonuje ekspertyzy i testy w wielu dziedzinach związanych z leśnictwem. Biuro Ekspertyz i Techniki Leśnej to serce tej działalności. Od jej wyników zależy, z czego będą uszy-te mundury leśników, które narzędzia i maszyny zostaną dopuszczone do pra-cy w lesie i jak będzie wyglądał nowy katalog norm czasu dla prac leśnych.

Zanim powstał ORWLP w Bedoniu w powojennej strukturze Lasów Pań-stwowych działała komórka postępu technicznego, potem Stacja Oceny Maszyn i Narzędzi Leśnych, z której jesz-cze po kilku zmianach wyłonił się zna-ny dziś Ośrodek. Od początku jego istnienia ważnym elementem działal-ności były kwestie związane z oceną maszyn i narzędzi wykorzystywanych w leśnictwie.

Na początku, w latach 60., była to przede wszystkim ocena pilarek zagra-nicznych. W Bedoniu były testowane podzespoły, np. każdy łańcuch, który miał być używany w Lasach Państwo-wych. Przed zakupem wszystko musia-ło być przetestowane, czy sprawdzi się w polskich lasach. Wraz z postępem techniki doszły oceny maszyn.

nazwę „Zakładu Mechanizacji i Normowania Prac Leśnych”.

– Od normowania zaczęła się nasza działal-ność ekspercka – kontynuuje opowieść Ł. Bo-jarski. – To były przede wszystkim normy zwią-zane  z  zależnościami  między  stosowanymi urządzeniami  a  czasem  potrzebnym  do  wy-konania danej pracy przy ich użyciu. Na pod-stawie  opracowanych  przez  nas  norm  moż-na było planować prace  i  rozliczać robotni-ków  leśnych. Normowanie było  realizowane w oparciu o obowiązującą instrukcję, a pod-stawową metodą był pomiar czasu rzeczywi-stego  pracy.  W  praktyce  wyglądało  to  tak, że obok robotnika leśnego stał człowiek, który z zegarkiem w ręku mierzył czas potrzebny do wykonania określonego zadania. To dzielono dodatkowo na czas przygotowawczy, uzupeł-niający i czas rzeczywisty potrzebny na wyko-nanie danej czynności.

Metoda, którą wtedy stosował ówczesny ZMiNP została opisana naukowo i była wcześ-niej z powodzeniem wykorzystywana przede wszystkim w przemyśle. W warunkach Lasów Państwowych musiała jednak zostać zmody-fikowana, bo prac leśnych nie da się tak opi-sać, jak cykli przemysłowych, chociażby ze względu na bardzo dużą zmienność warun-ków zewnętrznych, które mają istotne znacze-nie. Normowanie prac leśnych zapoczątko-wało tworzenie obowiązujących do dziś ka-talogów norm czasu dla prac leśnych. Ostat-nie takie opracowanie powstało 10 lat temu. Przy jego tworzeniu zastosowano głównie tzw. model ekspercki polegający na analizie wy-

Terenowe testy sprzętu leśnego to nadal podstawowa działalność Biura Ekspertyz i Techniki Leśnej w Bedoniu. Mimo że projektowane maszyny są coraz nowocześniej-sze, ciągle wymagają doskonalenia.

– Praktycznie testowaliśmy wszystkie maszy-ny, które były wprowadzone w Lasach Pań-stwowych  – mówi Łukasz Bojarski, kierownik Biura Ekspertyz i Techniki Leśnej ORWLP w Be-doniu. – Do roku 2000 głównie sprawdzaliśmy urządzenia  wykorzystywane  w  szkółkarstwie i zagospodarowaniu lasu. W tamtych czasach polskich firm, które produkowały urządzenia na potrzeby lasów było zaledwie kilka. Duża część sprzętu była sprowadzana z zagranicy. Wiele wykorzystywanych wtedy urządzeń było uno-wocześnianych na podstawie wniosków rea-lizatorskich zgłaszanych przez robotników leś-nych oraz służby nadzoru i wynikało z praktycz-nych doświadczeń.

Obecnie, oprócz testowania dużo bardziej za-awansowanego sprzętu, np. siewników do sie-wu punktowego, opryskiwaczy czy rozdrabnia-czy BEiTL nadal sprawdza w terenie podstawo-we narzędzia dla pilarzy. W ostatnim czasie Biuro przeprowadziło także inwentaryzację i ewiden-cję sprzętu będącego w posiadaniu Lasów Pań-stwowych i zakładów usług leśnych.

– Wyniki są optymistyczne. Zakłady usług leś-nych są coraz lepiej wyposażone. Śmiało moż-na powiedzieć, że polskie leśnictwo niewiele odstaje pod tym względem od krajów Europy Zachodniej.  Od  2006  roku  znacząco,  bo  aż 10-krotnie wzrosła liczba forwarderów i harwe-sterów – wylicza Ł. Bojarski. – Wyrównały się na-sze możliwości, jeśli chodzi o technologie i me-chanizację pozyskiwania drewna.

W wyniku przekształceń w latach 70. dzisiej-sze Biuro Ekspertyz i Techniki Leśnej otrzymało

Eksperci z Bedonia

Page 11: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

13

trybuna leśnika 9/2013

kazów płac i częściowo pomiarów, które je weryfikowały.

–  Niestety,  musiano  też  dokonać  dużych ujednoliceń, co spowodowało duży zakres błę-du, mimo że twórcy katalogu dokonali podzia-łu np. na trudność spowodowaną przez różni-ce w ukształtowaniu terenu – wyjaśnia Ł. Bo-jarski. – Niedoskonałość tego katalogu spowo-dowała potrzebę opracowania nowego. Pra-ce nad nim trwają. Wróciliśmy do sprawdzonej, naukowej metody chronometrażu i fotografii dnia pracy. W praktyce wygląda to tak, że każ-dą czynność, która znajdzie się w nowym ka-talogu wykonuje kilka osób w różnych, losowo wybranych regionach kraju – chodzi o to by mieć odpowiednią skalę porównawczą i błę-dy możliwie jak najbardziej rozproszone. To po-zwala w efekcie uzyskać najbardziej miarodaj-ny, uśredniony wynik. Dodatkowo metodą fo-tografii dnia pracy dokumentuje się strukturę dnia, by określić czasy przygotowawcze i uzu-pełniające. W przyszłym roku pomiary i oblicze-nia powinny zostać zakończone. 

Nad całym zagadnieniem pracuje obecnie sztab ludzi: około 70. specjalnie przeszkolonych pracowników na terenie całego kraju. Wyni-ki prac będą miały wpływ nie tylko na plano-wanie czasu prac w leśnictwie. Katalog norm jest bowiem stosowany również przy rozlicze-niach z zakładami usług leśnych. Wyjątkiem zarówno w planowaniu, jak i w rozliczeniach są tzw. warunki specjalne, związane np. z klę-skami żywiołowymi.

Od 2007 roku Biuro Ekspertyz i Techniki Leś-nej organizuje także pokazy bezpieczeństwa i jakości. Idealnym tłem do tego typu działań są imprezy targowe, takie jak w Rogowie czy w Świebodzinie. Celem pokazów jest zwróce-nie uwagi na stosowanie bezpiecznych, no-woczesnych technologii poprawiających ja-kość i efektywność pracy w lesie.

– Podczas tych pokazów w sposób suge-stywny  chcemy  przemówić  do  wyobraźni osób  odwiedzających  targi,  np.  pokazuje-my  dlaczego  podczas  prac  leśnych  trzeba nosić kask, demonstrując, jaki może być tra-

giczny skutek upadku niewielkiego kawałka drewna imitującego spadającą gałąź z wy-sokości 4 m na głowę – opowiada Ł. Bojarski. – Wielu pilarzy komentuje  ten pokaz, odno-sząc się do własnych doświadczeń, na zasa-dzie: „odkąd uderzyła mnie gałąź, nie wcho-dzę  do  lasu  bez  kasku”.  Podczas  pokazów prezentujemy  też  właściwości  materiałów antyprzecięciowych.  Dużym  powodzeniem wśród pracowników zakładów usług leśnych cieszy się symulator przeżynki drewna pod na-prężeniami,  który  w  prosty  sposób  pozwala przekonać się, jakich błędów należy unikać. 

leśników zgłaszają się do BEiTL po świadectwo zgodności. Jednocześnie ciągle trwają prace nad ulepszeniem mundurów, szczególnie te-renowych. W ubiegłym roku zostały wprowa-dzone zmiany w postaci nowych materiałów. Uwzględniono uwagi leśników, by np. mate-riały na koszule miały w składzie więcej baweł-ny. Zostały także wprowadzone nowe buty do munduru wyjściowego oraz nowy materiał na mundur terenowy.

W 2010 roku Biuro zorganizowało przetarg dla cały Lasów Państwowych na dostarcze-nie systemu elektronicznej informacji prawnej,

w której można znaleźć obecnie obowiązujące akty prawne: ustawy, rozporządzenia itp.

– Przy tej okazji postanowiono także urucho-mić systemem wewnętrznej  informacji praw-nej zawierający np.  rozporządzenia dyrekto-ra generalnego LP, zarządzenia regionalnych dyrekcji i poszczególnych nadleśnictw – wyjaś-nia Ł. Bojarski. – Udało nam się w ten sposób stworzyć bazę danych z możliwością hiperłą-czy między nimi oraz tworzeniem odnośników do obowiązującego prawa. Centralny zakup powszechnie  używanego  oprogramowania poszerzonego o dodatkowe  funkcje pozwo-lił na znaczne oszczędności. 

Dużym zainteresowaniem wśród leśników i drzewiarzy cieszą się organizowane przez Biu-ro Ekspertyz od połowy lat 90. kursy brakarskie. Przedmiotem kursów jest klasyfikacja i manipula-cja surowca drzewnego. Jest to bardzo trudna działka wiedzy leśnej, ale niezwykle ważna, gdyż każdy błąd może skutkować obniżeniem zysku ze sprzedanego drewna lub reklamacją.

Biura Ekspertyz i Techniki Leśnej nie byłoby bez wysokiej klasy specjalistów: Mai Bartczak, Kata-rzyny Krawczyk, Iwony Węgrzynowskiej, Henry-ka Nowińskiego, Wojciecha Sarzyńskiego i Ra-fała Selwakowskiego. To dzięki zaangażowaniu i profesjonalizmowi poprzedników i obecnych pracowników Biuro może wykonywać różnorod-ne zadania spełniając oczekiwania klientów.

MONIKA MATlZdjęcia: arch. ORWlP w Bedoniu

W latach 70. eksperci z Bedonia sprawdzali w terenie przede wszystkim maszyny sprowadzane z zagranicy. Ulepszenia i nowe konstrukcje, które potem były realizowane w krajowych zakładach, opierały się w dużej mierze na wynikach tych doświadczeń.

Ten dyplom przyznawany przez BEiTL w Bedoniu to gwarancja sukcesu rynkowego. Leśny Znak Ja-kości dostają producenci maszyn i urządzeń sprawdzonych w terenie, pozytywnie zaopiniowanych i ocenionych przez specjalną komisję oraz codziennych użytkowników.

Przeżynka to jedno z najniebezpieczniejszych zadań do wykonania, szczególnie, gdy trze-ba usunąć poklęskowe złomy i wywroty. Wte-dy nie można uczyć się na błędach, bo kon-sekwencje mogą być tragiczne.

Dział, którym kieruje Łukasz Bojarski zajmuje się również oceną zgodności sortów munduro-wych, szytych z obowiązującym w LP wzorem umundurowania. Firmy produkujące odzież dla

technika w leśnictwie

Page 12: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

14

Ależ katorga!

Leśna drużyna przed startem, jeszcze w śnieżno-białych koszulkach… Od lewej: Andrzej Kubacki z Nadleśnictwa Lubliniec, Romuald Woźniak z Nadleśnictwa Świerklaniec, Piotr Król z Nadleśnictwa Krzeszowice i Paweł Kosin z Nadleśnictwa Daleszyce.

Najważniejsze to nie zgubić butów. Wzorem zawodowych komandosów, biorących udział w biegu, Andrzej Kubacki dodatkowo mocuje buty taśmą izolacyjną.

Salwa startowa i wszyscy uczestnicy z impetem ruszyli do zimnej wody …

17 miejsce na 34 sklasyfiko-wane drużyny zajął team leśni-ków w IX Biegu Katorżnika, któ-ry 16 i 17 sierpnia odbył się w la-sach Nadleśnictwa Lubliniec. Organizatorem biegu był Woj-skowy Klub Biegacza działają-cy przy jednostce komandosów w Lublińcu. Zawody miały praw-dziwie ekstremalny charakter i były wyzwaniem nawet dla za-wodowych żołnierzy. Idea Bie-gu Katorżnika jest oparta na te-stach selekcyjnych żołnierzy do jednostek specjalnych i wyma-ga nie tylko tężyzny fizycznej, ale przede wszystkim dużej od-porności psychicznej. Dla leśnej drużyny udział w biegu był de-biutem, tym bardziej cieszy wy-soka lokata. Gratulujemy!

Bieg Katorżnika to wyzwanie nie tylko dla silnych mężczyzn. Trasę z sukcesem, choć nie bez wyrzeczeń i trudu, pokonały także kobiety.

Błotniste rowy, wąskie kanały, dno najeżone przeszko-dami – takie niespodzianki czekały na uczestników biegu już na pierwszym kilometrze. Dalej było tylko…gorzej. Piotr Król wkrótce się o tym przekona.

Page 13: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

15

trybuna leśnika 9/2013

Półmetek 13-kilometrowej trasy. Tutaj zawodnicy nie mieli łatwego zadania, bo trasa biegła rurami meliora-cyjnymi. Ubłocony po uszy Paweł Kosin w geście zwycięstwa po pokonaniu tego jednego z „najbrudniejszych” etapów.

Jedno z ostatnich wyzwań na trasie. Wspiąć się po kilkumetrowej, sznuro-wej drabince na pomost molo.

Na samym finiszu na zawodników czekał jeszcze tor przeszkód, jaki podczas ćwiczeń pokonują zawo-dowi komandosi. Tutaj nie tyle przydawała się kondy-cja, co odporność psychiczna. Paweł Kosin nie dał się „złamać” na ostatnich metrach przed metą.

Romuald Woźniak i Andrzej Kubacki wspierali się na całej trasie i razem dobiegli do mety.

Leśna drużyna po biegu. Już w nie tak białych koszulkach, za to z 3,5-kilogramowymi medalami godnymi prawdziwych katorżników…

w obiektywie TL

MONIKA MATl

Page 14: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

16

trybuna leśnika 9/2013

Na pierwszym planie kilkunastoletni dąb czerwony wyznaczony do wycięcia.

Każdy leśnik z pewnością nosi w sobie duszę przy-rodnika i dobro lasu jako całości jest bliskie jego

sercu. Obowiązkiem pracowników terenowych jest wyznaczanie i wykonywanie cięć pielęgnacyjnych, które mają na celu wyhodowanie pięknego, zdrowe-go i stabilnego drzewostanu, z którego będzie moż-na pozyskać wartościowy surowiec. Rzadko jednak zastanawiamy się, jakie te zabiegi mają wpływ na pozostałe elementy ekosystemu leśnego, a wpływ ten jest bezsprzeczny.

Wydawać by się mogło, że wszelka ingerencja w drzewostan jest negatywna z punktu widzenia ochrony przyrody. Jednak ocena taka nie jest wca-le taka oczywista, a wiele zależy od wartości przy-rodniczych danego miejsca oraz sposobu wyko-nania zabiegu, co do którego zasady hodowli lasu dopuszczają dość dużą swobodę. Rozważmy kil-ka aspektów cięć pielęgnacyjnych w kontekście ochrony przyrody.

cych na ich terenie gatunków roślin, zwierząt (także bezkręgowców) i grzybów.

Usuwając drzewa o niekorzystnym z ekono-micznego punktu widzenia pokroju – „dwójki”, „trójki” czy widlasto rozgałęzione, pozbywamy się miejsc dogodnych do gniazdowania pta-ków. Tego na szerszą skalę nie da się uniknąć, ale często zalecane jest pozostawienie drzew o ciekawym pokroju wzdłuż dróg, a zwłaszcza szlaków turystycznych. Pamiętać jednak należy, że tu pierwszeństwo mają kwestie bezpieczeń-stwa ludzi poruszających się tymi trasami.

Wycinając rozpieracze i przerosty zmniejsza-my możliwości gniazdowania, zwłaszcza więk-szym ptakom, możemy także eliminować w ten sposób z drzewostanu genotypy, które warunku-ją najszybszy wzrost. Z drugiej strony, zmniejszając liczbę drzew, przyspieszamy ich wzrost na gru-bość, dzięki czemu szybciej pojawiają się konary mogące unieść duże gniazda. Także w tej kwe-stii znów można wykonać ukłon w stronę przyro-dy i pozostawić kilka tego typu drzew, zwłasz-cza gatunków domieszkowych.

W kontekście ochrony przyrody nie można pominąć kwestii pozostawiania tzw. martwe-go drewna w lesie. Jednak i tu mamy swo-bodę – możemy sobie pozwolić, by zarówno na etapie czyszczeń, jak i trzebieży pozosta-wić pewną masę martwych drzew (o czym nie wszyscy leśnicy w praktyce pamiętają), a niedobór miejsc dogodnych na dziuple zrekompensować choć częściowo budka-mi lęgowymi, zarówno tymi dla ptaków, jak i nietoperzy.

Niewątpliwym plusem dla naturalności na-szych lasów jest możliwość usuwania obcych gatunków drzewiastych, nierzadko także inwa-zyjnych. Powinniśmy więc usuwać, oczywiście z zachowaniem rozsądku, dęba czerwonego, czeremchę amerykańską, robinię akacjową, klon jesionolistny, jesiona pensylwańskiego czy introdukowane mieszańce topól. Możemy też nieco wpłynąć na dynamikę inwazyjnych ro-ślin zielnych, ograniczając do minimum cięcia nad miejscami, gdzie rośnie np. rdestowiec czy obce gatunki niecierpków.

Pozostawienie „dwójek” lub drzew z większą ilością rozgałęzień stwarza warunki do gniazdowania wielu pokoleń ptaków.

Właściwie wykonana trzebież może umożliwić naturalne odnowienie, które jest niewątpliwie korzystniejsze, choć-by ze względu na zachowanie miejsco-wych genotypów drzew (zakładając, że są one historycznie miejscowe, a co za tym idzie dostosowane do siedliska).

Z powyższego wywodu wynika, że pozornie proste decyzje, ile drzew usu-wać i które konkretnie wyznaczyć, nio-są za sobą poważne i długotrwałe kon-sekwencje. Dobre decyzje na pew-no ułatwią znajomość zasad funkcjo-nowania i dynamiki lasu, jako całości oraz wymagań poszczególnych ga-tunków zarówno flory, jak i fauny. War-to jest więc zastanowić się nad skutka-mi swoich działań i nieustannie posze-rzać swoją wiedzę.

Tekst i zdjęcia: TOMASZ KRUPA

Inwazyjny niecierpek drobnokwiatowy, który dotarł do nas w XIX w. z Azji, wypiera ze swoich stanowisk niecierpka pospolite-go oraz inne, rodzime gatunki roślin.

Pielęgnowanie lasu a ochrona przyrody

szkodzimy czy pomagamy?Niewątpliwie sam proces wycinania drzew

z nieodłącznym hałasem i spalinami nie dzia-ła na korzyść zamieszkujących las organi-zmów. Pamiętać jednak trzeba, że pracuje-my dla pozyskania odnawialnego i przyjazne-go środowisku surowca energetycznego i bu-dowlanego.

Zwiększony dostęp światła do podszytu i runa może także polepszyć warunki wielu rzadkich i chronionych gatunków, zwłaszcza w takich zbiorowiskach jak ciepłolubne buczyny, czy świetliste dąbrowy. Przykładem mogą być tu niektóre storczyki – jak choćby obuwik pospoli-ty czy – dla wielu wciąż „cieniolubny” – cis po-spolity. Gwałtowna zmiana warunków świet-lnych i wilgotnościowych może być dla każde-go gatunku szokiem, jednak największym za-grożeniem, zwłaszcza dla małych płatów roślin-ności, są fizyczne uszkodzenia podczas zrywki i ścinki. Dlatego ważny jest wybór pory wyko-nywania zabiegów (najmniej zniszczeń w runie jest oczywiście przy pokrywie śnieżnej). Ważne jest też, by leśnicy znali ekologię występują-

Page 15: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

17

trybuna leśnika 9/2013

Maciej Gramatyka z synem Frankiem na wieży obserwacyjnej w Nadleśni-ctwie Rudy Raciborskie.

Fot.

arc

h. N

ad

l. R

ud

y R

ac

ibo

rski

e

W ramach cyklu „Poza mia-stem”, w minione wakacje, od-wiedziłem nadleśnictwa w: Ru-dach Raciborskich, Katowicach, Wiśle, Koszęcinie i Kobiórze. Każ-de z tych miejsc jest niezwykłe i w każdym można znaleźć coś interesującego. Można by się za-stanawiać, po co jechać, po co oglądać? Przecież taki cykl móg-łby powstać w studiu. Tak, móg-łby, ale, moim zdaniem, nie od-dawałby klimatu tego, co chcia-łem przybliżyć słuchaczom i, jak się okazuje, Czytelnikom.

Pierwsze na mojej trasie było Nadleśnictwo Katowice, które po-wstało w 1974 roku. Moim prze-wodnikami byli Grzegorz Skur-czak, rzecznik prasowy tego nad-leśnictwa oraz Bolesław Bobrzyk, inżynier nadzoru. To, co zaskaku-je, to fakt, iż katowickie lasy znaj-dują się pomiędzy dużymi miasta-mi. I, jak mówił G. Skurczak: „Po-mimo, że jesteśmy na terenie mia-sta, to jesteśmy w lesie. I to w ja-kim lesie? Bardzo ciekawym, ta-jemniczym, pełnym zwierząt i róż-nych przyrodniczych ciekawo-stek”. I rzeczywiście – sama sie-dziba nadleśnictwa, to już inny świat, w którym w małym stawie – oczku wodnym – pływają jesio-try i pstrągi. W dwóch pozosta-łych oczkach – płocie i karasie. Zobaczyć tu można leśną salę dydaktyczną, która została uzu-pełniona ścieżką dydaktyczną i zagospodarowaniem edukacyj-nym przy budynku nadleśnictwa. Obszar ten został zaprojektowa-ny w taki sposób, że zmieniają-cy się mikroklimat sprzyja wystę-powaniu owadów, płazów, cie-kawej roślinności. Znaleźć tu moż-na m.in. ul pokazowy, do które-go można zajrzeć i zobaczyć, jak wygląda życie pszczół wewnątrz. Niedaleko Nadleśnictwa jest pa-sieka. Wszystkie ekspozycje zosta-ły przygotowane tak, aby każda grupa wiekowa mogła tu znaleźć coś dla siebie.

To nadleśnictwo jest ciekawym miejscem dla poszukiwaczy skar-bów. Jest tu realizowany program „Zabawy z mapą i kompasem”, czyli poszukiwanie skarbów znaj-dujących się na terenie nadleś-nictwa. Zachęcam wszystkich do spróbowania swoich sił i do odwie-dzenia miejsca poza miastem, ale jednak w mieście.

Kolejnym miejscem, które od-wiedziłem było Nadleśnictwo

Leśne ścieżki Radia eMRudy Raciborskie, o którym wie-le osób słyszało za sprawą poża-ru w 1992 roku. To zielona wyspa pomiędzy wielkimi aglomeracja-mi: Rybnikiem, Gliwicami, Kędzie-rzynem Koźle i Raciborzem. Pierw-szymi gospodarzami tych terenów byli bracia cystersi, którzy tu zało-żyli swoją siedzibę i klasztor. Wni-kliwy obserwator może zobaczyć efekty ich działalności na tym ob-szarze leśnym także dziś. Nadleś-nictwo jest pełne atrakcji, które mogą być magnesem dla tury-stów. Wśród nich: ścieżka eduka-cyjna we wsi Szymocice i rezerwat przyrody „Łężczok” – perła na ma-pie przyrodniczej województwa

m.in. Ośrodek Edukacji Ekologicz-nej w Istebnej z ogrodem roślin, Karpacki Bank Genów z wyłusz-czarnią szyszek i innymi obiektami edukacji leśnej, takimi jak Muzeum Świerka. Zachwyciła mnie Woliera Pokazowa Głuszców, która została wybudowana po to, aby goście mogli oglądać te płochliwe pta-ki przez lustra weneckie, nie na-rażając głuszców na niepotrzeb-ny stres. O głuszcach wie wszyst-ko Zenon Rzońca, zastępca nad-leśniczego Nadleśnictwa Wisła, który pierwsze ptaki w postaci jaj przywiózł z Białorusi w 2002 roku i od tamtego czasu zajmuje się ich hodowlą.

Historia Nadleśnictwa Koszęcin sięga roku 1810, a poznawałem ją dzięki uprzejmości Jarosława Mielczarka, sekretarza nadleśni-ctwa. Po ciekawych miejscach oprowadzali mnie i opowiada-li o nich Zdzisław Unglik, nadleś-niczy i Michał Sobala, pracownik nadleśnictwa.

Na koniec moich wypraw poza miasto wybrałem się do Nad-leśnictwa Kobiór. Moim pierw-szym przewodnikiem po Puszczy Pszczyńskiej była Elżbieta Wójto-wicz, kierownik Ośrodka Hodow-li Żubrów i Edukacji Leśnej Nad-leśnictwa Kobiór, z którą zwiedzi-łem Zagrodę Żubrów w Jankowi-cach. O żubrach opowiadał mi również Wojciech Tęsiorowski, leś-niczy Leśnictwa Międzyrzecze. Żu-bry na terenie Puszczy Pszczyń-skiej żyją od 150 lat. W rezerwa-cie mieszka 38 sztuk tych zwie-rząt, które stanowią stado zaro-dowe. Zwierzęta wysyłane są do innych ośrodków, gdzie hodo-wane są żubry. W zagrodzie po-kazowej mieszka 6 żubrów, które zobaczyć mogą wszyscy, którzy odwiedzą to miejsce.

Według E. Wójtowicz „każdy za-kątek puszczy pszczyńskiej jest in-spirujący, ciekawy i godny zoba-czenia”. Trudno się nie zgodzić. W leśniczówce z 1905 roku znaj-duje się multimedialna sala edu-kacyjna. Można tu także przejść ścieżką przyrodniczą, która w pi-gułce pokazuje lasy pszczyńsko-kobiórskie.

Następny przystanek na mo-jej trasie to środek pszczyńskie-go lasu, Osada Leśna „Osowiec”, w której m.in. o rogach myśliw-skich i sygnałach opowieść snuł Witold Brągiel, emerytowany leś-niczy do spraw łowieckich.

Aby przygotować cykl waka-cyjnych audycji Radia eM „Poza miastem” przejechałem ponad 500 kilometrów, rozmawiałem z kilkunastoma osobami, nagra-łem kilka godzin rozmów, odgło-sów zwierząt i sygnałów myśliw-skich. Nie byłoby to możliwe gdy-by nie pomoc leśników. Szczegól-nie dziękuję Krzysztofowi Choje-ckiemu, rzecznikowi RDLP w Kato-wicach oraz wszystkim tym, którzy podzielili się ze słuchaczami Ra-dia eM swoją wiedzą o lasach.

MACIEJ GRAMATYKASzef Anteny Radia eM

śląskiego, doskonałe miejsce dla osób, które lubią obserwować ży-cie ptaków i roślinność. Ja wdra-pałem się także na szczyt wieży przeciwpożarowej a także zoba-czyłem kapliczkę św. Marii Mag-daleny, która znajduje się w środ-ku lasu.

Lasy Nadleśnictwa Rudy Raci-borskie są miejscem odpoczyn-ku i wytchnienia dla mieszkań-ców aglomeracji, stąd też wiele w nich ścieżek rowerowych. Mo-imi przewodnikami byli: Robert Pabian, zastępca nadleśnicze-go i Gabriel Tworuszka, specja-lista ochrony lasu, którzy zapra-szają serdecznie do odwiedza-nia tych lasów.

Trzecim nadleśnictwem na mo-jej mapie było Nadleśnictwo Wi-sła. Po jego części oprowadza-ła mnie Aleksandra Młynarczyk, leśniczy do spraw szkółkarskich tej jednostki LP. Można tu zwiedzić

Odwiedziłem także Nadleśni-ctwo Koszęcin, które znajduje się w północnej części województwa śląskiego. Od miasta odpocząć tam można, m.in. w miejscu na-zywanym Uroczysko Potępowe. Są tam zadaszenia, ławki, miej-sce na ognisko. A chwilom relak-su towarzyszy śpiew ptaków. War-to tu odwiedzić 3 ścieżki edukacyj-ne. Wśród nich szczególnie wyróż-nia się ścieżka „Kuczowska”, która ma 4700 m długości, znajduje się pomiędzy Kaletami a Kuczowem. Można ją przebyć pieszo lub rowe-rem. Fragment został poprowa-dzony po chodniku, dzięki czemu skorzystają z niej także osoby jeż-dżące na rolkach czy na desko-rolce. Jest ona także przystosowa-na do uprawiania nordic walking, na poszczególnych etapach wę-drówki znajdują się tablice infor-macyjne z propozycjami ćwiczeń. Doskonałe miejsce dla wypoczyn-ku dla całej rodziny.

Page 16: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

18

trybuna leśnika 9/2013

Moment składania wiązanki kwiatów przez leśników.

Jak wynika z licznych rela-cji historycznych i zapisków cza-sów powstańczych w tym okre-sie doszło do około 1200 poty-czek. Niejednokrotnie to właś-nie lasy był miejscem krwawych bitew. Stawały się schronieniem dla walczących o wolny kraj. Wie-lu zmierzało do niego w poszuki-waniu ostoi, dla innych był miej-scem ostatniego spoczynku. Nie brak miejsc związanych z wal-ką polskiego narodu o niepod-ległość, nierzadko natrafimy na krzyż, czasem obok niego uda nam się odnaleźć tabliczkę z na-pisem, a czasem jedynie usypa-ny kopczyk.

Do naszej polskiej historii, w so-botę 27 lipca br., dołączył jesz-cze jeden świadek. Na terenie lasów zarządzanych przez Nad-leśnictwo Koniecpol odsłonięto obelisk upamiętniający 150. rocz-nicę bitwy Powstania Styczniowe-go – pod Rudnikami i Zarogiem. Wspólna inicjatywa, Koła Łowie-ckiego „Jenot” w Częstochowie i Nadleśnictwa Koniecpol, przy-pomniała o trudzie, jak włoży-li nasi przodkowie w budowanie niepodległej Polski.

W uroczystości udział wzięli leśnicy, myśliwi, przedstawiciele władz samorządowych, ucznio-wie, nauczyciele, duchowień-stwo i mieszkańcy pobliskich miej-scowości.

Słowa powitalne, do wszystkim zgromadzonych, skierował sta-rosta powiatu włoszczowskiego Zbigniew Matyśkiewicz, który ofi-cjalnie odsłonił obelisk. Jego po-

Świadek czasu

święcenie przez księdza Mariusza Kwaśniewskiego z parafii św. Ka-tarzyny i Jana Ewangelisty w Se-ceminie rozpoczęło ceremo-nię składania kwiatów i pełnych uniesienia przemówień. Znamie-nici goście, a wśród nich: Jaro-sław Mikołajczyk, przewodniczą-cy Zarządu Okręgowego Polskie-go Związku Łowieckiego w Kiel-

Szczególnie mocnym i wyjątkowo silnym świadectwem miłości do Oj-czyzny, bezinteresowności i heroizmu było Powstanie Styczniowe 1863-1864. To najdłużej trwający zryw niepodległościowy w epoce porozbio-rowej. Brali w nim udział przedstawiciele wszystkich warstw społeczeń-stwa uformowani w oddziały, początkowo słabo wyposażone, ale skła-dające się z dojrzałego pokolenia, które czuło się odpowiedzialne za przyszłość naszego kraju.

Wspólne zdjęcie uczestników spotkania pod obeliskiem upamiętniającym walki Powstania Styczniowego na terenie Nadleśnictwa Koniecpol.

cach, łowczy okręgowy, Stani-sław Twardoch, przedstawiciel śląskiego Urzędu Wojewódzkie-go w Katowicach, Henryk Kasiu-ra, radny powiatu częstochow-skiego, Janusz Łach, przedsta-wiciel Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego, Adam Albertusiak, główny spe-cjalista Zespołu ds. Łowiectwa

i Gospodarki Rybackiej w Re-gionalnej Dyrekcji Lasów Pań-stwowych w Katowicach, Sła-womir Krzysztofik, wójt gminy Se-cemin, Jan Skrzyniarz, nadleś-niczy Nadleśnictwa Koniecpol, Sławomir Starczewski, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Ko-niecpol oraz reprezentanci braci myśliwskiej z kół łowieckich Okrę-gu Częstochowskiego, wzboga-cili spotkanie swoimi wystąpie-niami. Oprawę artystyczną za-pewnili: Miłosz Kościelniak-Mar-szał, łowczy Koła Łowieckiego „Jenot” oraz Zbigniew Antczak, jego prezes.

„Każda epoka ma swe włas-ne cele, I zapomina o wczo-rajszych snach...” – pisał przed laty Adam Asnyk, który bezpo-średnio brał udział w Powstaniu Styczniowym. Uczniowie Szkoły Podstawowej w Rudnikach po-kazali jednak, że ślady przeszło-ści nie są im obojętne i pamięć o powstańcach nie może zostać zaprzepaszczona. Przygotowa-ny przez nich program artystycz-ny przeniósł wszystkich na karty historii zapisane wydarzeniami z 1863 roku.

Wspólne odśpiewanie hymnu państwowego zwieńczyło wznio-słe uroczystości. Nadszedł czas na chwile refleksji, zatrzymania się przy obelisku i wsłuchania się w tętniące, w pobliskich leśnych ostępach, historyczne okrzyki: Gloria victis!

Tekst i zdjęcia:URSZUlA GÓRAlCZYK

historia w lesie

Page 17: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

19

trybuna leśnika 9/2013

Jubileuszowy...

dokończenie ze str. 4

Rajdowicze z ogromnym entuzjazmem przystąpili do konkursu na rajdową piosenkę.

Fot.

M. Z

IĘBA

Fot.

M. Z

IĘBA

Kandydatki w konkursie na Miss Rajdu 2013 prezentowały się niezwykle efektownie Zgłoszone do konkursu totemy.

Fot.

L. K

OŚC

IŃSK

A

Uczestnicy rajdu odwiedzili m.in. Muzeum Militarne na terenie Nadl. Jugów. W tle budowla, którą podczas ostatniej wojny Niemcy prawdopodobnie wykorzystywali, jako obiekt pionowego startu.

Po powrocie do koszar obowiązkowe spotka-nie przy talerzu wojskowej fasoli z kiełbasą, zim-nym piwie i innych domowych trunkach, wycią-ganych „zza pazuchy”. Na scenie muzyka na żywo, pod sceną duża grupa pląsających leś-ników... skąd oni jeszcze mają na to siły?

Burza, która nagle rozpętała się nad Wrocła-wiem, została przyjęta z dużą radością i entu-zjazmem. Wreszcie zrobiło się chłodniej, a efek-ty specjalne w postaci błyskawic i grzmotów, tylko podkręciły nocną zabawę. Oj, niewiele pospaliśmy tej nocy...

Piątek był już pochmurny, deszczowy i znacz-nie chłodniejszy. Wieczorem, po powrocie z raj-dowych tras, wszyscy cisnęli się pod parasolami. Piwo nie miało już takiego wzięcia, jak poprzed-niego wieczoru. Potrzebne było coś na roz-grzewkę. Ale chętnych na tańce przed sceną, w deszczu i błocie, również nie brakowało.

Sobotni ranek przywitał zmęczonych, ale ciągle radosnych rajdowiczów, deszczem i chłodem, ale już po śniadaniu zza chmur za-częło wyglądać słońce. Oficjalne zakończe-nie rajdu, z udziałem m.in.: dyrektorów RDLP we Wrocławiu, przedstawicieli władz Wrocła-

wia, duszpasterza leśników biskupa Edwarda Janiaka, odbyło się już w ciepłych, słonecz-nych promieniach.

Zapowiadaną wcześniej niespodzianką oka-zał się ogromny tort, którym obdzielono wszyst-

Zatem do zobaczenia za rok. Tym razem wszystkie drogi będą prowadziły do Gdańska.

lENA KOŚCIŃSKANadleśnictwo Jugów

kich obecnych – słodki akcent z okazji 25. „uro-dzin” Rajdu Leśnika.

Potem przyszła kolej na rozstrzygnięcie rajdo-wych konkursów, rywalizacji, oczekiwany wy-stęp znanego kabaretu. Ostatni wspólny wie-czór, ostatnie rozmowy, wymiany koszulek, nu-merów telefonu... i w drogę – szczęśliwi ci, któ-rzy przyjechali z kierowcami. Mogli trochę ode-spać, zanim dojechali do domu.

Opinie uczestników o tegorocznym raj-dzie były różne. Ale niech ktoś spróbuje do-godzić trzem Polakom, a co dopiero kilku-nastu setkom. Pewnie, że prycze mogły być szersze, śniadania smaczniejsze, zupa mniej słona, a pogoda mniej ekstremalna. Zawsze można znaleźć dziurę w całym i mieć kufel w połowie pusty. Ale czy tak naprawdę o to chodzi w takich spotkaniach? Nastrój zale-ży od ludzi i ich nastawienia. W dobrym to-warzystwie, to i fasolę z kiełbasą da się prze-łknąć, a i burza z piorunami nie przeszkadza w zabawie.

Page 18: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

20

trybuna leśnika 9/2013

– Motocykl to marzenie nie tyl-ko młodego chłopaka, ale nie-rzadko dorosłego mężczyzny…

– W mojej rodzinie motocykle to rodzinna pasja. Ojciec miał kil-ka motorów, dużo czasu przy nich spędzał. Od najmłodszych lat jeź-dziłem z rodzicami. To była jawa 250, czerwona, z chromowanym zbiornikiem paliwa. Rodzice bra-li mnie do środka, między siebie. Pierwszy własny motor kupiłem mając kilkanaście lat. To był moto-rower marki komar. Sam go wyre-montowałem. Potem była jawka, junak i avo simpson. Wtedy, w la-tach 80., nie było motocykli za-chodnich typu yamaha czy suzu-ki. Były rosyjskie, czeskie albo, co najwyżej, niemieckie. Wybór nie-wielki. Na szczęście Śląsk zawsze należał do bogatszych regionów kraju. Ludzie trzymali po szopach i stodołach różne stare motocykle, często po dziadkach, rodzicach. Za niewielkie pieniądze można było taki model zdobyć do remon-tu. I tak się zaczęła moja miłość do zabytkowych motocykli.

– Wierne musiało być to uczu-cie skoro nie przegrało z miłością do lasu…

– Można tak powiedzieć. Do lasu jeździłem na ciężkim, rosyj-skim motocyklu M 72 z silnikiem bo-xera o pojemności 750 cm sześć. Lubiłem na nim przemierzać leś-ne ścieżki, wtedy było jeszcze wol-no… I tak jakoś las z motocyklami zaczął być równie ważny. W efek-cie pracuję w lesie, pokochałem zawód leśnika, a motocyklom po-święcam każdą wolną chwilę.

– Mieć motocykl i zbierać mo-tocykle to jednak duża różnica.

– Zaczęło się od rosyjskiego M 72, tego samego, na którym za-cząłem jeździć do lasu. Ta maszy-na tak mnie zafascynowała swo-ją konstrukcją i wyglądem, że za-cząłem szukać innych, podob-nych motocykli. Myszkowałem, chodziłem po złomach, rozpyty-

wałem znajomych. Jednocześnie zaczęły mnie też interesować czę-ści do starych motocykli. Z cza-sem uzbierałem dużo różnych rze-czy i lepiej poznałem środowisko ludzi, którzy mieli taką samą pa-sję. Metodą wymiany i kupna za-cząłem budować swoją kolek-cję. Miałem np. bardzo rzadki sil-nik niemieckiej produkcji NSU 500

super sport z wałkiem królewskim. Tych motocykli wyprodukowano może wszystkich tysiąc egzempla-rzy. Ja tylko sam ten silnik wymie-niłem z innym kolekcjonerem na kompletny motocykl moto guzzi. Obecnie w swojej kolekcji mam 10 zabytkowych motocykli, ale kil-ka stron w zeszycie mógłbym za-pisać nazwami, które przewinęły się przez mój dom. No i marzy mi się jeszcze jakiś amerykański mo-tocykl z silnikiem widlastym.

– Zbiera Pan wszystkie stare mo-tocykle. Czy kolekcja jest ukierun-kowana na jakiś określony okres historii?

– Fascynują mnie lata 30. i 40. ubiegłego stulecia. Maszyny z tego okresu ujmują mnie przede wszyst-kim tym, że wszystko w nich jest efektem pracy ludzkich rąk. To jest naprawdę doskonałe rzemiosło. To się czuje w każdej części, że ludzie składający te motocykle wkłada-li w nie własną pracę, ale i serce. Nie było wtedy żadnego plastiku, wszystko było solidne, ciężkie. Jak się po remoncie taki motocykl od-pali, przejedzie nim kawałek, to momentalnie wraca atmosfera i duch tamtej epoki.

– Czy to jest jednoznaczne z tym, że motocykle z tego okre-su są po prostu wygodne?

Zundapp KS 750 robi wrażenie, szczególnie gdy właścicielowi towarzyszą wierni pasażerowie: żona Dorota z do-mowym pupilem.

Motory z rodziny moto guzzi to chluba właściciela kolekcji. Wszystkie gotowe do jazdy.

Ścigać się nie lubię…Rozmowa z podleśniczym aNdRzeJem woJTasem

z leśnictwa Pierściec w Nadleśnictwie ustroń

Page 19: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

21

trybuna leśnika 9/2013

– Dla kierowcy na pewno tak. Gorzej z pasażerem. Siodełko jest mniejsze, tył bardziej sztywny, bez amortyzatorów. Za to są ciekawe rozwiązania, np. pasażer nie miał potrzeby obejmowania kierowcy by nie spaść w czasie jazdy, bo w wielu modelach montowano specjalne uchwyty.

– Każda z tych maszyn musi mieć swoją niepowtarzalną hi-storię. Interesują Pana losy mo-tocykli, które są częścią Pana kolekcji?

– Bywa, że losy tych maszyn przypominają ludzkie biografie. Jeden z moich motocykli nale-żał do właściciela zamku w Za-torze k/Oświęcimia. Atmosfe-ra tuż przed wybuchem II wojny światowej była taka, że ów czło-wiek postanowił opuścić Polskę

montować. Stoi na własnych ko-łach, ale jeszcze trzeba w niego włożyć dużo pracy.

– Ma Pan swojego faworyta w kolekcji. Takie oczko w głowie, którym można się pochwalić?

– Moim ulubieńcem, który zresztą sporo mnie kosztował, jest zundapp KS 750. To był ciężki, woj-skowy motocykl z wózkiem produ-kowany tylko na potrzeby Wer-machtu. Mój miał trafić na front wschodni, stąd jego kolorystyka dostosowana jest do warunków stepowych.

– Tworzenie kolekcji to lata przemyślanych zakupów, wy-mian i pewnie trochę szczęścia. Ile razy wyjątkowa okazja prze-szła Panu „tuż pod nosem”?

– Takich okazji było mnóstwo, ale jedna do dziś trochę mnie

pasje leśników

Angielski Panter 100 z wózkiem to bardzo rzadki okaz. Kiedyś miał status motocykla ro-dzinnego, którym można było zabrać najbliższych na niedzielną przejażdżkę w luksusowych warunkach. Wózek ma nie tylko okna, ale nawet rozsuwany szyberdach.

Kolekcjonowanie zabytkowych motocykli to pasja dla cierpliwych i wytrwałych. Oryginal-nych części zamiennych trzeba poszukiwać latami, a czas spędzony w garażu jest zupełnie niewspółmierny do tego na szosie.

i motocykl podarował swojemu służącemu. Ten jednak długo się nim nie nacieszył, ponieważ nie-mieckie władze okupacyjne nie pozwalały posiadać Polakom dużych motocykli. Nowy właści-ciel rozebrał więc motocykl na części i zakopał. Potem przeniósł go w inne miejsce, bo bał się, że odbiorą mu go Rosjanie. W koń-cu w latach 50., w czasie odwil-ży, kupił go jeden z moich kuzy-nów. U niego – ciągle w częś-ciach – motocykl przez ponad 20 lat leżał w kanale samocho-dowym. W latach 80. trafił do mnie. Zacząłem go składać, re-

boli. Tutaj, w okolicy mojego domu, był motocykl BMW R 12 z 1938 roku, który długo stał op-arty o płot w ogrodzie, przykryty folią i rdzewiał. O tydzień się spóź-niłem, żeby go kupić.

– Znaleźć wymarzony moto-cykl, potem go kupić – to dopie-ro początek drogi do tego wycze-kiwanego momentu, kiedy moż-na się na nim przejechać.

– Na odrestaurowanie sta-rego, zabytkowego motocy-kla trzeba przeznaczyć kilka lat. I to nie tylko dlatego, że jest to duży wydatek – szczególnie, gdy

w grę wchodzi kapitalny remont silnika, skrzyni biegów, malowa-nie i chromowanie. Latami szu-ka się brakujących części i ele-mentów. Silniki moich maszyn-powierzam od lat zaprzyjaźnio-nemu fachowcowi, który spe-cjalizuje się w zabytkowych mo-tocyklach.

– Z tych 10 motocykli, które ak-tualnie są w Pana kolekcji, ile po-czuło asfalt pod kołami?

– Jeżdżę na trzech egzempla-rzach: moto guzzi falcone, zun-dapp KS 750 i panther M 100. Pozostałe siedem stoi w gara-żu i czeka na remont. Nie ukry-wam, że najwięcej przyjemności daje mi jazda i udział w zlotach, na których spotykają się pasjo-naci tych maszyn. Okazuje się, że świat kolekcjonerów zabyt-

kowych motocykli jest w Polsce całkiem duży. Mam znajomych od morza po góry. Wśród nich są też leśnicy. Czasem podczas rozmowy o motocyklach przy-padkiem okazuje się, że to kole-ga po fachu.

– Jak najbliższa rodzina patrzy na Pana pasję? Nie dość, że kosz-towna, to jeszcze czasochłonna.

– Na szczęście nie mam z tym problemu. Żona od lat jeździ ze mną na zloty. Syn również złapał motocyklowego bakcyla.

– Pozwala Pan najbliższym usiąść za kierownicą?

– Aż tak to nie! Kluczyki zdecy-dowanie trzymam ja. Mimo, że są to ciężkie maszyny, to jedno-cześnie bardzo delikatne i trze-ba wiedzieć, jak się z nimi ob-chodzić, tym bardziej, że szu-kanie części zamiennych trwa latami.

– Czym Pan jeździ na co dzień?

– Motocyklem nie jeżdżę. Żal by mi było tych maszyn. Do pra-cy jeżdżę tarpanem honkerem. Też nuta minionej epoki, bo jest to samochód z lat 90., więc pra-wie zabytek, ale doskonale spisu-je się w lesie.

– Można określić charakter mężczyzny patrząc, jakim moto-cyklem jeździ?

– Coś w tym jest… Te motocy-kle, które mnie pociągają są na

pewno dla dużych, silnych face-tów. Kawał chłopa trzeba, że by ten motocykl pchać, jak się ze-psuje. I nerwy trzeba mieć sta-lowe, bo ciągle trzeba w nim grzebać.

– I nie kusi Pana by w tej ko-lekcji stał, choć jeden, nowiutki, na który można w każdej chwili wsiąść i pomknąć przed siebie?

– Ja na „japończyka” bym nie wsiadł. Nie muszę pędzić 150 czy 200 km/h. Wystarczy mi tych 70-80 km/h i muzyka silnika.

Tekst i zdjęcia: MONIKA MATl

Page 20: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

trybuna leśnika 9/2013

Pakiety biurowe22 z informatyką na „ty”

W dzisiejszych czasach trudno sobie wyobrazić zakład pracy bez komputerów. Przede wszyst-kim są wykorzystywane do sterowania procesami przemysłowymi, urządzeniami diagnostycz-nymi, analizami itd., jednak najpowszechniej możemy spotkać się ze stwierdzeniem, że kom-puter jest sprzętem biurowym. Obecność komputerów w biurach nie byłaby tak duża, gdyby nie grupy programów tzw. pakietów biurowych.

Są one zbiorami aplikacji, najczęściej insta-lowanymi wspólnie, pozwalającymi na szereg funkcjonalności przydatnych w biurze. Dostęp-ne pakiety mają oprogramowanie komercyj-ne, rozwijane oraz wspierane przez określoną firmę, jak i oprogramowanie „wolne”, darmo-we rozwijane np. przez różnego rodzaje fun-dacje, stowarzyszenia, wolontariuszy. Które rozwiązania są lepsze? Nie ma jednoznacz-nej odpowiedzi, wszystko zależy od zastoso-wań. Jednakże zarówno jedne, jak i drugie rozwiązanie zawierają zbliżone podstawowe funkcjonalności.

Najczęściej używanym programem jest edy-tor tekstu (np. Word, Writer). Edytor tekstu po-zwala zarówno na tworzenie prostych nota-tek, dokumentów, jak i na pisanie całych opra-cowań, książek, wraz z ilustracjami, automa-tycznie tworzonymi spisami treści, bibliogra-fiami. Najczęściej zawiera opcje autoforma-towań, autouzupełnień wprowadzania zna-ków, symboli niedostępnych na tradycyjnej klawiaturze itp.

Kolejnym składnikiem praktycznie każdego pakietu biurowego jest arkusz kalkulacyjny (np. Excel, Calc). Obecne arkusze obliczeniowe są zaawansowanymi narzędziami analitycznymi, pozwalają na wprowadzanie formuł, tworze-nie wykresów, analiz, współpracują z zewnętrz-nymi bazami danych. Tworzenie i wykorzysty-

wanie szablonów do przeprowadzania ruty-nowych obliczeń jest już codziennością, pod tym względem arkusz kalkulacyjny jest znacz-nie szybszy i przejrzystszy od tradycyjnego kal-kulatora, ma także możliwość tworzenia staty-styk, filtrowania itp.

W składzie aplikacji pakietu biurowego mo-żemy także spotkać oprogramowanie pozwa-lające na tworzenie prezentacji (np. PowerPo-int, Impress ). Programy te pozwalają na szyb-kie i proste utworzenie prezentacji multimedial-nych, także zawierających animację i różnego typu efekty specjalne. Informacje przedstawio-ne w ten sposób często są bardziej przejrzyste i przyswajalne aniżeli tradycyjny tekst.

Popularnym oprogramowaniem, jaki może-my spotkać w pakiecie biurowym, jest także program graficzny do przeglądania, prostej edycji zdjęć lub obrazów (przykładowo Office-Picture Manager, Draw). Programy te nie po-zwalają na zaawansowaną obróbkę graficz-ną, jednakże ich rolą jest edycja prostej „biu-rowej” grafiki.

Narzędziem, w które czasami są „zaopatry-wane” pakiety biurowe jest także aplikacja bazodanowa (np. Access, Base). Aplikacje bazodanowe, są profesjonalnymi narzędzia-mi pozwalającymi na tworzenie baz danych oraz zarządzanie nimi. Najczęściej posiada-ją narzędzia do tworzenia tabel, zapytań, ra-

portów, kwerend, projektowa-nia formularzy, tworzenia rela-cji i wiele innych.

Wymienione rodzaje aplikacji są aplikacja-mi najczęściej spotykanymi w pakietach biu-rowych. W zależności od pakietu możemy tam znaleźć także innego rodzaju oprogramowania np. programy pozwalające na obsługę poczty elektronicznej, edytory równań matematycz-nych, różnego rodzaju kalendarze, organize-ry, oprogramowanie pozwalające na tworze-nie publikacji prasowych, schematów, komu-nikatory internetowe i inne. Zasadniczą zaletą aplikacji zebranych w pakiet biurowy jest ich wzajemna współpraca. Dane, wykresy, zdję-cia, obrazy, tabele i inne możemy przekopio-wywać i przenosić pomiędzy programami. Możliwe jest także wykorzystanie danych two-rzonych przez inny program z danego pakietu. Posiadając pakiet biurowy mamy gwarancję, że aplikacje pakietu pracują na zgodnych ze sobą wzajemnie formatach danych.

Przenosząc dokumenty z jednego pakietu biurowego na inny musimy zwracać uwagę na format pliku; pakiety biurowe nie zawsze obsługują formaty plików powiązane z inny-mi aplikacjami. Przykładem mogą być cho-ciażby dokumenty tworzone w nowszych wer-sjach komercyjnego pakietu MS Office z rozsze-rzeniem docx, które nie były „rozpoznawane” przez wcześniejsze wersje Office’a. Rozwiąza-niem problemu było zainstalowanie bezpłat-nego konwertera.

W Lasach Państwowych wykorzystuje się zarówno oprogramowanie komercyjne, jak i niekomercyjne (np. na potrzeby Stanowi-ska Leśniczego).

TOMASZ ZARYCHTA

Dziennikarka miesięcznika „Nasze Katowice” (bezpłat-

ny informator miejski wydawa-ny przez UM Katowice) zapyta-ła Bolesława Bobrzyka, inży-niera nadzoru w Nadleśnictwie Katowice: – Dzikie dziki grasują w cywilizowanych Katowicach… Będzie wojna?

– Nie sądzę! Myślę, że cywi-lizacja niekoniecznie jest zwią-zana z wojną z dzikami. Można mówić o ucywilizowanych Ka-towicach, w których występu-je dzika przyroda i ona – tak jak my wkraczamy w jej teren, tak i ona wychodzi do nas. Styk dzikiej przyrody i człowieka, to rzecz naturalna, i to od począt-ku świata. To, że dzika zwierzy-na wychodzi w tereny miejskie, nie jest niczym nienormalnym. A w Katowicach? Problem jest już coraz mniejszy.

I dalej inżynier nadzoru odpo-wiada na pytanie o ilość tych dzi-ków: – Kilkaset. Na terenie ca-łego nadleśnictwa, a więc od Za-brza po zbiornik dziećkowicki, od Chorzowa, Czeladzi po trasę do Oświęcimia. Czasem nadmier-

nie się rozmnażają. Ponieważ nie mamy naturalnych drapieżni-ków, jedynym sposobem jest go-spodarka łowiecka i polowanie (…) Powiem pani ciekawostkę: kiedyś wartość lasu wyceniano wedle tego, ile świń na terenie lasu można było wyhodować. To była wartość lasu dębowego!

Quady zniszczyły rezerwat

przyrody w Beskidzie Żywie-ckim – zaalarmowała „Gaze-ta Wyborcza” (wydanie kato-wickie z 23 sierpnia br.). Cho-dzi o szczyt i stoki Lipowskiej. Jak poinformowała Małgorza-ta Zielonka, rzeczniczka Regio-nalnej Dyrekcji Ochrony Środo-wiska w Katowicach, z zachowa-nych śladów wynika, że spraw-cami zniszczeń byli kierowcy quadów i motocykli. W tej sytu-

acji – czytamy dalej – regional-ny konserwator przyrody oraz szefowie nadleśnictw w Węgier-skiej Górce i Ujsołach zdecydo-wali, że konieczne jest podjęcie działań chroniących ten nie-zwykle cenny teren przed dal-szą dewastacją. Ze względu na jego lokalizację, utrudniającą interwencję służb leśnych i po-licji, uznano, że najskuteczniej-szym sposobem będzie stworze-nie systemu naturalnych zapór. Powstaną one wokół oczek wod-nych oraz w miejscach poten-cjalnego wjazdu pojazdów na te-ren rezerwatu, w szczególności od strony schronisk turystycz-nych, z wyciętych i przewróco-nych na tę potrzebę drzew. Aby zarządca terenu mógł wykonać te zabiegi, regionalny dyrektor ochrony środowiska w Katowi-cach ustanowi zadania ochron-ne dla rezerwatu.

Już w październiku, odwie-dzający Park Śląski w Chorzo-wie, będą mogli spacerować po nowoutworzonej ścieżce dendro-logicznej, miedzy budynkiem dy-

rekcji a Rosarium – informuje o tym „Gazeta Parkowa”. Pro-jekt w dużej mierze finansowa-ny jest przez WFOŚiGW.

Jak mówi Aleksander Sto-dółka, dyrektor działu zieleni w Parku Śląskim: Na ścieżce dendrologiocznej znajdą się za-równo gatunki egzotyczne jak i rodzime. Wśród najciekaw-szych będą: metasekwoja chiń-ska, ambrowiec amerykański, magnolia parasolowata, cis, lim-ba, kosówka, grójecznik, tulipa-nowiec, miłorząb dwuklapowy. Na prawie kilometrowym od-cinku – od budynku dyrekcji, przez mokrą łąkę, ogród japoń-ski aż do przedpola Rosarium zostaną zostaną ustawione tab-lice, a na nich znajdą się infor-macje dokładnie opisujące drze-wa, także mapy ich występowa-nia i fotografie.

– Nie zabraknie ciekawostek. Zamierzamy również wyekspo-nować różnice między konkret-nymi gatunkami – informuje na łamach „Gazety Parkowej” dyrek-tor Stodółka.

Wybrał: MACH

Page 21: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

trybuna leśnika 9/2013

23

Rekordy z lasu

Dawnych wspomnień czar na zdjęciach Centralnej Agencji Fotograficznej, czyli słynni polscy dłu-godystansowcy. Od lewej: Kazimierz Zimny, Zdzisław Krzyszkowiak i Jerzy Chromik (biegnie jako trzeci od lewej).

Wymienieni sportowcy przy-gotowali programy treningowe z myślą o osobach pragnących poprawić swoją sprawność, kon-dycję i sylwetkę. Filmy instrukta-żowe z lasu, porady sportowców oraz komentarze do ćwiczeń z ry-sunkami znaleźć też można w za-kładce „Trenuj w lesie” na stronie internetowej LP.

Choć akcja skierowana jest przede wszystkim do amatorów sportu, a nie wyczynowych spor-

„Trenuj w lesie” to nowa akcja Lasów Państwowych, która ma zachęcić, zgodnie z nazwą, do spor-towej aktywności pośród leśnych drzewostanów. Akcję wspierają znani sportowcy: MATEUSZ MASTER-NAK, mistrz Europy w boksie zawodowym oraz JOLANTA STUDZIENNA, była reprezentantka Polski w siat-kówce, a obecnie trenerka drużyny Legionovia Legionowo.

towców, to godzi się przypomnieć, zwłaszcza młodszym Czytelnikom, że trening w lesie to nic nowego, ale został jakby zapomniany w do-bie trenowania wedle komputero-wych wskaźników. Gdy przeczyta-łem o akcji „Trenuj w lesie”, przy-pomniało mi się moje spotkanie ze Zdzisławem Krzyszkowiakiem, nieżyjącym już mistrzem olimpij-skim z Rzymu (1960 r.). Otóż, Pan Zdzisław jesienią 1999 r. przeby-wał w Mysłowicach, jako gość ho-norowy Memoriału Jerzego Chro-mika (innego wielkiego polskie-go biegacza). I wtedy, dla po-trzeb redakcji katowickiego „Wie-czoru” przeprowadziłem wywiad z Mistrzem. Właśnie Pan Zdzisław, odpowiadając na moje pytanie o genezę polskiej potęgi w bie-gach długodystansowych na prze-łomie lat 50. i 60. tamtego stulecia, powiedział m.in., że „z Janem Mu-lakiem dużo trenowali w lesie”. Że nie ograniczali się do bieżni, do stadionów i hal.

Młodym czytelnikom „TL” nale-ży się tu jeszcze kilka dodatkowych informacji. Otóż, we wspomnia-nych latach, w co być może trud-no uwierzyć, to nie biegacze z Ke-nii i Etiopii dominowali na długich dystansach w najbardziej presti-żowych zawodach lekkoatletycz-nych, ale Polacy.

Wspomniany Jan Mulak, to tre-ner naszych znakomitych biega-czy, twórca tzw. polskiej szkoły biegania. I właśnie by przybliżyć nieco tę „szkołę” sięgnąłem do książki Jana Mulaka „Narodziny Wunderteamu” (tak wtedy świat nazywał polską reprezentację lek-koatletów).

Oto fragment z tej książki: …na-silenie krajoznawstwa, a zwłaszcza lasoznawstwa wśród lekkoatletów, jest nieporównywalne i górowało nad każdą  inną grupą sportową czy społeczną. Nie dawaliśmy się zamknąć  w  wąskim  kręgu  najle-piej  zagospodarowanych  ośrod-ków  sportowych.  Te  same  trasy, podobne lasy, powtarzane z sezo-nu na sezon prowadziłyby do ruty-ny. Zawodnicy zaczynali wówczas traktować trening jak pracę przy taśmie.  Trenerzy,  którzy  znają  na pamięć dukty, ścieżki i dróżki co-raz  niechętniej  wychodzą  w  te-ren.  Zanika  duch  odkrywczy,  za-wodnicy nie muszą rozpoznawać terenu,  zapamiętywać  tras,  aby nie zgubić się i znaleźć drogę do miejsca zakwaterowania. Zmniej-sza  się  przez  to  aktywność  umy-słowa w czasie treningu, odpada umiejętność przystosowania się do nie znanego terenu.

Dlatego obozy treningowe od-bywały się w ciągle innych miej-

scach. Chwaląc walory Spały J. Mulak pisał: położenie w centrum Polski, różnorodne lasy – od zwar-tych  bloków  iglastych  na  piasz-czystych górkach do podmokłych elastycznych duktów trawiastych w nisko położonych lasach olszy-nowych. Najwięcej zgrupowań odbywało się w górach, w Kar-konoszach, Tatrach i Beskidach. Z pięknego ośrodka „Startu” w Wi-śle wybiegaliśmy z grupą (…) na trasy prowadzące na Kubalonkę, do Istebnej i, rzadziej, na Czanto-rię. Mulak przyznaje, że zawsze na miejsce zgrupowania szukał miej-scowości, z jednej strony otoczo-nej lasami, a z drugiej posiadają-cej pofałdowane tereny. Ale bie-gacze  zaglądali  i  w  Zielonogór-skie,  gdzie  mistrzem  w  zbieraniu grzybów  był  długodystansowiec Stanisław  Ożóg,  łączący  trening biegowy z wypatrywaniem boro-wików. Natomiast Wałcz, dla po-trzeb lekkoatletów, „odkrył” ma-ratończyk Winand Osiński, leś-nik z zawodu, nadleśniczy lasów miejskich.

Cóż, obserwując „mizerię” dzi-siejszego stanu polskich, długich dystansów, może by tak zastano-wić się nad… powrotem biega-czy do lasów?

JERZY MACHURA

Igrzyska Olimpijskie: zło-ty medal w biegu na 3 km z przeszkodami (Rzym 1960) – Zdzisław Krzysz-kowiak; brązowy medal na 5 km (Rzym 1960) – Kazi-mierz Zimny

Mistrzostwa Europy (mi-strzostw świata wtedy nie rozgrywano): złote medale na 5 i 10 km (Sztokholm 1958) – Zdzisław Krzyszko-wiak; złoty medal na 3 km z przeszk. (Sztokholm 1958) – Jerzy Chromik; srebrne medale na 5 km (Sztokholm 1958 i Belgrad 1962) – Ka-zimierz Zimny.

J. Chromik trzykrotnie bił rekordy świata na 3 km z przeszkodami, a Z. Krzysz-kowiak dwukrotnie, na tym samym dystansie. Chromik ustanowił także rekord Eu-ropy na 2 mile. Do między-narodowej czołówki w tam-tym okresie należeli też inni polscy biegacze jak: Stani-sław Ożóg czy Marian Joch-man, potwierdzając swą moc także w modnych wtedy me-czach międzypaństwowych, nawet w konfrontacji z taką potęgą jak USA.

las z innej strony

Page 22: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

24

trybuna leśnika 9/2013

Drzewo

życia

Alpejskie kwiaty i nie tylko

Od tysięcy lat las nie tylko chro-nił przed najeźdźcami, dawał schronienie, karmił swymi owoca-mi i leczył ziołami, ale był również źródłem inspiracji dla twórców. Ar-tyści nieraz szukali i nadal poszu-kują natchnienia w nieprzebranym skarbcu przyrody, który szczegól-nie oddziałuje na wyobraźnię, wy-cisza niepokoje i ułatwia koncen-trację. Aby przybliżyć społeczeń-stwu kulturotwórczą rolę lasu zro-dziła się idea powstania Festiwalu Kultury Leśnej „Drzewo Życia”, imprezy, która wpisze się na trwałe w kulturalną mapę Opol-szczyzny. Organizatorem Festiwalu był dyrek-tor Biblioteki i Centrum Kultury w Kolonowskiem JóZEF KOTyŚ oraz Nadleśnictwo Zawadzkie.

Kilkaset osób wzięło udział w Festiwalu, któ-ry odbył się 24-25 sierpnia br. W sobotę, zapro-szeni goście mieli okazję posłuchać interesują-cego wykładu dr. Krzysztofa Spałka na temat walorów przyrodniczych, w które obfituje gmi-na Kolonowskie. W niedzielę, uroczystemu ot-warciu Festiwalu towarzyszyła muzyka myśliw-ska w wykonaniu Zespołu Sygnalistów Myśliw-skich „Waltornia” z Nadleśnictwa Zawadzkie. Sygnaliści w czasie swego występu przybliży-li licznie zgromadzonej publiczności kulturę ło-

wiecką. Opowiedzieli o bogatej symbolice ko-lejno prezentowanych sygnałów myśliwskich oraz towarzyszyli w czasie uroczystego sadze-nia symbolicznego Drzewa Życia – buka zwy-czajnego odmiany „Pendula” połączonego z podpisaniem aktu przekazania sadzonki. Ze strony przekazującego akt podpisali: nadleśni-czy Nadleśnictwa Zawadzkie Zdzisław Siewiera, leśniczy Leśnictwa Jaźwin Robert Piątek i leśni-czy Leśnictwa Kolonowskie Krzysztof Sawczuk, a ze strony przejmującego dyrektor Bibliote-ki i Centrum Kultury J. Kotyś. Podczas Festiwa-lu Nadleśnictwo Zawadzkie przygotowało dla mieszkańców Kolonowskiego oraz gości wiele atrakcji. W czterech namiotach swoje prace zaprezentowali malarze, rzeźbiarze, fotografi-

cy i pisarze, którzy natchnienie czerpali właśnie z piękna otaczającej przyrody. Wielu z nich to właśnie leśnicy, pracownicy Nadleśnictwa Za-wadzkie: leśniczy R. Piątek, który w czasie Fe-stiwalu podpisywał swoją książkę, podleśniczy Grzegorz Michna, tworzący przepiękne rzeźby w drewnie, podobnie jak emerytowany leśniczy Andrzej Wrzodak. Na zaproszenie Nadleśnicze-go Z. Siewiery odpowiedział również pracownik Nadleśnictwa Kędzierzyn Arkadiusz Mańczyk, od urodzenia związany z Kolonowskiem i ma-lujący leśne pejzaże tej okolicy. Na najmłod-szych czekało Leśne Koło Fortuny i liczne kon-kursy plastyczne z nagrodami.

Tekst i zdjęcie: AGNIESZKA JAMROZIK

wilnych i wojskowych. U nas – 21. Brygady Strzelców Podhalańskich. Kocia łapka, jak niekiedy nazywa-ją szarotkę na Podhalu, jest pod ścisłą ochroną nie tylko w naszym kraju, również w Szwajcarii, Słowe-nii, Rumunii i na Słowacji.

W 2008 roku, na kolejnym znacz-ku, Austriacy „wyhaftowali” go-ryczkę alpejską czyli gencjanę – roślinę o leczniczych właściwoś-ciach, charakteryzującą się efek-townym, granatowym kwiatem. Również ta roślina jest pod ścisłą ochroną nie tylko w Polsce.

Jakby tego było mało, w 2010 roku wszedł do obiegu następ-

Austria przoduje w Europie w zaskakiwaniu filatelistów nie-zwyczajnymi znaczkami. Kulmina-cja takich wydań nastąpiła pod-czas piłkarskiego Euro 2008, orga-nizowanego wspólnie ze Szwaj-carią. Ukazały się wówczas: zna-czek w kształcie piłki, wykonany z tego samego materiału (poliure-tan) co piłka, którą grano na mi-strzostwach, znaczek z 4 niewielki-mi kryształami, ozdabiającymi pu-char dla zwycięzcy mistrzostw oraz pierwszy na świecie „znaczek w ru-chu”, pokazujący trzysekundową fazę strzelanie gola przez austria-ckiego piłkarza.

Wcześniej, w 2005 roku, poczta austriacka wpadła na pomysł, by znaczek wyhaftować. Znalazła się na nim szarotka alpejska, uznawa-na za symbol czystości i niewin-ności ze względu na swoje bia-łe kwiaty. Do dziś jest ona rów-nież symbolem kilku instytucji cy-

leśna

filatelistyka

ny austriacki znaczek pocztowy, a właściwie bloczek, z wyhafto-waną, kolorową aplikacją przed-stawiającą różę.

KRZYSZTOF TRAWIŃSKI

Siedzi góral na drzewie.Przechodzący turyści wołają:– Gazdo, zejdźcie z drzewa, bo spadniecie!– Eee, nie spadnym!– Zejdźcie, bo się wam coś złego stanie – wołają turyści.W pewnym momencie słychać, jak góral leci z drzewa i uderza w ziemię!– A mówiliśmy wam, prosiliśmy was, żebyście zeszli i widzicie...– Eee, nic sie nie stało, dyć jo już mioł prawie schodzić.

na wesoło...

Page 23: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

25rozmaitości

trybuna leśnika 9/2013

Fot.

arc

h. T

L

Litery w polach z kółeczkami utworzą hasło – myśl św. Tomasza z Akwinu (ok. 1225-1274) – włoskiego filozofa i te-ologa, doktora Kościoła, twórcy tomizmu. Wśród czytelników, którzy nadeślą treść hasła na adres redakcji w ter-minie do 20 października 2013 r., rozlosujemy atrakcyjne nagrody książkowe.

Hasło z numeru 6/2013 brzmiało: „CHWILA POZNANIA SWEGO BEZTALENCIA JEST BŁYSKIEM GENIUSZU”. Nagrody wylosowali: Magdalena Grzybała (Świerzowa Polska), Paulina Nier (Boronów), Karol Taszkowski (Libusza).

Krzyżówka z wrzosem

Nr 9 / 502

58. rok wy daw ni czy

Redakcja:JA CEK DE REK

(re dak tor naczelny), MONIKA MATl, JERZY

MA CHU RA (dzien ni ka rze)

Rada Pro gra mo wapod prze wod nic twem

KRZYSZ TO FA CHO JEC KIE GO(RDlP K-ce – public relations)

Nakład: 3600 egz.Cena: 14,18 zł (w tym VAT 5%) 3,68 zł (w tymVAT 5%) dla odbiorców spoza RDlP Katowice

Adres Re dak cji:40-543 Katowi ce, ul. Św. Hu-

berta 43/45, tel/fax: 32 6094515, 32 2517251 (centr.) wew. 692

E-mail:try bu na@ ka to wi ce.lasy.gov.pl

Strony internetowe:www. ka to wi ce.lasy.gov.pl

Wydawca: Re gio nal na Dy-rek cja la sów Pań stwo wych w Ka to wi cach, adres: 40-543 Ka-to wi ce, ul. Św. Hu ber ta 43/45 tel. 32 2517251.

Realizacja wy daw ni cza:Drukarnia Archidiecezjalna,

40-042 Katowice,ul. Wita Stwosza 11,

tel.: 32 2513880DTP: BIl-PROJEKT,

BOżENA BIlIŃSKA-SMOlEŃtel. 697273833

Zamówienia na pre nu me ra-tę, ogłoszenia i re kla my przyj-mu je sekretariat redakcji:

KRYSTYNA MI TRĘ GA, tel. 32 6094515

© copyright by RDlP Katowice, 2013

Redakcja nie zwraca ma te ria-łów nie zamówionych, oraz za-strze ga so bie pra wo skra ca nia, opra co wa nia re dak cyj ne go tek-stów i zmia ny tytułów. Nie od-po wia da za treść za miesz cza nych re klam i ogło szeń.

Zdjęcie na okładce:MONIKA MATl

IX Bieg Katorżnika w Nadl. lubliniec

Tytuł indeksowanyprzez lIBREX-AGRO

Nr in dek su 379484

Mie sięcz nik le śni ków i mi ło śni ków lasu

– do stęp ny w pre nu me ra cie re dak cyj nej i „RUCH” S.A. na ob sza rze ca łe go kra ju.

Zamówienia na prenumeratę można składać na stronie

www.prenumerata.ruch.com.pl

WRZOS to bardzo dekoracyjne krzewinki należące do rodziny wrzosowatych o różnej wielkości i pokroju. Najmniejsze z nich nie prze-kraczają kilku centymetrów wysokości, a najwyższe osiągają nawet 50 cm. Nazwa Calluna pochodzi od słowa „zamiatać”, co wią-że się z dawnym jego zastosowaniem do produkcji mioteł. Wrzos zwyczajny, to jedyny gatunek rodzaju Calluna, pochodzący z Euro-py i obszarów Azji Mniejszej, charakteryzujący się krzaczastym pokrojem. Zdrewniałe pędy są pokryte małymi, łuskowatymi, szarozie-lonymi liśćmi. Kwiaty małe, dzwonkowate w barwach (zależnie od odmiany) od bieli, różu, purpury i czerwieni. Można również spot-kać odmiany o odmiennych kolorach liści (odcienie czerwieni, złota, srebra).

Wrzosy to rośliny lecznicze. Do celów zielarskich stosuje się kwiaty i ziele, ścinane na początku kwitnienia. To również rośliny miodo-dajne; miód wrzosowy uważany jest za jeden z najcenniejszych pod względem walorów smakowych.

Page 24: Polityka miękka czy twarda? - Lasy Państwowe · W Nadleśnictwie Węgierska Górka leś-nicy zaobserwowali obfite owocowanie jodły i buka. Nasienny rok tych dwóch gatunków to

26

trybuna leśnika 9/2013

w kuchni leśników

Zupa gulaszowa Urszuli Jaźwińskiej

Składniki (proporcje na 4-6 osób):

1,5 kg chudej karkówki

1 opakowanie przyprawy do gyrosa

2 cebule

3 ząbki czosnku

2 czerwone papryki

1 żółta papryka

1 opakowanie zupy cebulowej w proszku

1 opakowanie gotowego sosu cygańskiego w słoiku

2 duże serki topione śmietankowe ewent. kilka łyżek dobrej śmietany

Urszula Jaźwińska od 23 lat prowadzi kuch-nię w kwaterze myśliwskiej „Krystyna” w Nad-leśnictwie Kluczbork. Myśliwi, którzy tu przy-jeżdżają, często nad polowanie przedkłada-ją delicje serwowane przez szefową kuch-ni. W środowisku krąży nawet żart o tym, że do Kluczborka przyjeżdża się strzelić jednego byka i przytyć 10 kg.

Umiejętności gospodyni „Krystyny” to praw-dziwy talent, bo pani Urszula nie jest zawodo-wą kucharką. Jej zawodowe losy są po czę-ści konsekwencją pasji męża Henryka Jaź-wińskiego, emerytowanego dziś leśniczego i jednocześnie zapalonego myśliwego, który w Nadleśnictwie Kluczbork przez lata kiero-wał Ośrodkiem Hodowli Zwierzyny. Pani Urszu-la, jak to w rodzinach leśników bywa, szuka-ła pracy tam, gdzie dostał ją mąż. Akurat był wakat w kuchni w kwaterze myśliwskiej „Kry-styna”. Nasza bohaterka do dziś wspomina pierwszy obiad, jaki wtedy wydała. Nie mógł być inny, jak śląski: rolada z kluskami i modrą kapustą. Ale, że pierwsi goście, których mu-siała nakarmić gościli w „Krystynie” tydzień, to jadłospis do tego odświętnego, znanego z rodzinnego domu dania, nie mógł się ogra-niczyć. I tak zaczęło się poszukiwanie recep-tur, które z czasem pani Urszula doprowadziła do perfekcji. Nie jest tajemnicą, że np. fran-cuscy myśliwi chwalą sobie sałaty przyrządza-ne przez szefową kuchni. Niewątpliwie osiąg-nięciem jest także przekonanie zagranicznych gości do najbardziej charakterystycznej dla polskiej kuchni potrawy, którą jest bigos. Dla stałych bywalców z Europy to przysmak, któ-ry pani Urszula przygotowuje bez względu na porę roku i temperaturę otoczenia. Ekspe-rymentowanie z nowymi przepisami to pa-sja naszej bohaterki, która jednocześnie idzie

w parze z tradycyjnym podejściem do stołu. Jej częścią jest przekonanie, że obiad składa się z zupy i drugiego dania. Jedną z popiso-wych zup pani Urszuli jest eklektyczne danie oparte na tradycyjnych recepturach wielkich europejskich kuchni: węgierskiej, francuskiej i niemieckiej. Zupa, na którą podajemy prze-pis to potrawa doskonale wpisująca się w je-sienny krajobraz straganów uginających się pod ciężarem różnokolorowej papryki. Moż-na ją potraktować jako wstęp do obiadu, ale równocześnie z powodzeniem zastąpi ciepłą kolację, tym bardziej, że wrześniowe wieczo-ry poganiają do domu jesiennym chłodem i nierzadko słotą.

Tekst i zdjęcia: MONIKA MATl

Karkówkę  pokroić  w  cienkie  pa-seczki, posypać przyprawą do gyro-sa i zostawić na noc. Na drugi dzień na odrobinie oleju podsmażyć mię-so. Przełożyć do garnka, w którym bę-dzie się gotowała zupa. Zalać ugo-towaną wcześniej, zgodnie z przepi-sem na opakowaniu,  zupą cebulo-wą i dusić na wolnym ogniu. Osobno poddu-sić posiekaną cebulę z czosnkiem i dodać do mięsa. Następnie podsmażyć paprykę pokro-joną w paseczki i również dodać do gotującej się zupy. Po kilkudziesięciu minutach dolać sos cygański, chwilę gotować na wolnym ogniu. Pod  koniec  dodać  serki  topione,  ewentual-nie dolać wody, jeśli zupa jest za gęsta. Moż-na również zupę wzmocnić odrobiną dobrej śmietany. W zasadzie zupy nie trzeba dopra-wiać dodatkowo solą i pieprzem, wystarcza-jąca ich ilość znajduje się w składnikach: przy-prawie gyros, sosie cygańskim, zupie cebulo-wej  i serkach topionych. Jeśli zupę potraktu-jemy jako samodzielne danie, to dobrym do-datkiem będzie koszyk z pieczywem - razowym chlebem lub chrupiącą bagietką.

JESZCZE O MIODACH…

W czerwcowym numerze „TL” pisali-śmy o miodach pitnych. Podany przez nas przepis autorstwa ks. Mikołaja Ska-wińskiego to oczywiście, zgodnie z na-desłanymi uwagami wnikliwego Czy-telnika, receptura na miodówkę, a nie klasyczny miód pitny. W tekście zacho-waliśmy jednak nazwę trunku, której używa zwyczajowo bohater rubryki za-kładając, że nasze kuchenne rozważa-nia są nie tylko poświęcone kulinariom, ale przede wszystkim ludziom związa-nym z lasem. Do miodów pitnych jesz-cze wrócimy, gdyż wśród leśnej braci nie brakuje osób, które kontynuują tra-dycję wyrabiania tego staropolskiego, szlacheckiego trunku. (mon)