Plyn Pod Prad nr 30

20
>>> Bezpłatny Magazyn Studencki ISSN 1507-210X Nr 30/grudzień 2008 www.podprad.pl 48 osób na km 2 Cyberspace Akademik Miasto Scena Przestrzeń

description

Zapraszamy do poznania ciekawej przestrzeni. Tematem przewodnim tego numeru jest trudno definiowalne określenie „przestrzeń”. Właściwie, jest to coś wokół nas, czasami i też w nas. Może być w sieci albo w akademiku. Stylizuje piękne wnętrze lub robi z niego kawał kiczu. Przeszkadza w rozwoju albo go napędza. Otaczająca nas przestrzeń często warunkuje nasze samopoczucie. Przeczytasz tu o Jerzym Grześkowiaku, który podgląda ptaki, możesz poczytać o Japonii i wywiad z kabaretem ŁowcyB.

Transcript of Plyn Pod Prad nr 30

>>> Bezpłatny Magazyn Studencki

issn

150

7-21

0xNr

30/g

rudz

ień 2

008

www.podprad.pl

48 osób na km2 Cyberspace Akademik Miasto Scena Przestrzeń

|www.podprad.pl2

Mam problemy z pociągiem. Boję się zasnąć. Strach przed rozwartą szczęką i cieknącą po brodzie stróżką śliny zabija perspektywę przyjemnej drzemki. Pozostaje wpatrywanie się w niewielką przestrzeń przedziału. Ukradkowe zerknięcia na wiercące-go się przede mną pana. Szturchanie się nogami z panią, która próbuje je gdzieś upakować. Zapatrzenie się w okno i nagle karcące spojrzenie siedzącej przy drzwiach pani, której beznamiętnie wgapiałam się w dzier-gany beret. Uciekam wzrokiem w kierunku uchwytu okna, przeskakuję na rączkę od ogrzewania, na klapę śmietnika, zatrzymuję się chwilę na firanie, której oberwały się zaczepy, składanym stoliku oraz kratowni-cy na bagaże. Jedyną ucieczką z tej klaustrofobicznej przestrzeni jest wy-obraźnia. Ostre hamowanie... Leci waliza... Trach! Wiercącego się pana miażdży jednym plaśnięciem. Mam nadzieję, że ty też tak masz...

Tematem przewodnim tego nu-meru jest trudno definiowalne okre-ślenie przestrzeni. Właściwie jest to coś wokół nas, też czasami i w nas. Może być w sieci albo w akademi-ku. Stylizuje piękne wnętrze lub robi z niego kawał kiczu. Przeszkadza w rozwoju albo go napędza. Otaczająca nas przestrzeń często warunkuje nasze samopoczucie.

Często zastanawiam się jadąc pociągiem, kto projektował tę prze-strzeń. Czy robił to tylko na kartce? Zawsze dochodzę do wniosku, że musiał przyjąć jakieś błędne założenia. Może myślał, że statystyczny Polak ma tylko jedna nogę? Albo pomyliły mu się jakieś cyferki? Jedno mnie pocie-sza. On też prawdopodobnie czasami korzysta z naszej kolei.

Miłej podróży życzę.

Kasia Michałowska [email protected]

foto: Natalia Balcer

foto: Ryszard Grzesiak

Minął rok, od kiedy na dobre zado-mowił się w virtualu. Poznał tam wielu wspaniałych ludzi, bez których nie po-trafił już żyć, nawet jeśli z niektórymi ni-gdy w życiu się nie spotkał. Okazało się bowiem, że sieć wcale nie musi służyć ukrywaniu tożsamości. Panująca w niej względna anonimowość sprzyja wręcz odkrywaniu własnego wnętrza i budo-waniu indywidualnego wizerunku. Nie przeszkadzały tam ani krzywe zęby, ani skrzekliwy głos, ani dziurawe buty.

Wszystko zaczęło się od wizyt w chat roomach na najpo-pularniejszych porta-lach. Chodził po nich przez kilka tygodni, szukając dla siebie czegoś ciekawego. Przy którejś wizycie w pokoju o nazwie Filozofia trafił na dyskusję, która go za-interesowała. Nie rozumiał całej meta-fizycznej terminologii, ale odważył się wtrącić do rozmowy i okazało się, że jego własne spostrzeżenia przedstawiają dla innych wartość.

Zaczął odwiedzać to miejsce częściej, ale mimo ciekawych rozmów, czuł róż-nicę poziomów wiedzy. Znajomi z roomu przesłali mu mnóstwo linków, a jeden pro-wadził do ogromnej biblioteki traktatów filozoficznych. Długo po niej błądził i prze-glądał e-booki. Ale kiedy zadomowił się w niej na dobre, nierzadko całe dnie spędzał na czytaniu, wychodząc tylko na kawę albo do toalety. A potem nocą dyskutował ze znajomymi o tym, co przeczytał.

Relacje online z ludźmi siedzącymi gdzieś daleko przed innym komputerem nie ograniczały się tylko do rozmów. Z niektórymi wychodził czasem pobawić się do jednego ze światów MMO [Mas-

sively Multiplayer Online Game (MMOG lub MMO)]. Tam mogli się spotkać pod postaciami swoich cyfrowych awatarów z setkami innych użytkowników we wspólnej grze.

Powiedziałem, że zadomowił się w virtualu. On tam żył. Szczerze mówiąc, mogę na palcach jednej ręki policzyć wieczory, których nie spędził przed kom-puterem. Zawsze, nawet o piątej nad ra-

nem, kiedy wracałem z drugiej części miasta, w oknie dawało się zauważyć niebieską poświatę monitora. W zależności od tego, jak szybko migotała, można było stwier-dzić, czy gra, czy też czyta. Choć mieszka-liśmy na kilku metrach kwadratowych to czę-sto wydawało się, że nie ma go w pokoju.

Obecny był jedynie ciałem, myśli żeglo-wały gdzieś daleko po nieznanym świe-cie. Jedynie odgłos klepania w klawiaturę i cichy warkot wiatraczków w kompu-terze pozwalały domyślić się, że jednak ciągle jest w swoim pokoju.

Na szczęście przyszedł moment, kie-dy zaproponowano mu spotkanie w re-alu. Z pierwszego wrócił lekko oszoło-miony, bo okazało się, że jego najlepszy kolega jest dziewczyną, która nawet nie zwróciła uwagi na wspomniane krzywe zęby. Spotykali się coraz częściej, w sta-le powiększającym się gronie (bo spora część znajomych wcale nie mieszkała tak daleko, jak przypuszczał). Z czasem zatłoczona kawiarnia czy pub przestały być problemem, jak to było na począt-ku. Chłopak nauczył się chyba, że nieza-leżnie od świata, w którym się porusza, może być sobą.

[email protected]

Świat alternatywy cyberprzestrzeni to w zasadzie pry-watny świat idealny, w którym każdy kontroluje ujaw-niane informacje. Nie zdradza się tu pełnej tożsamości, a dwie osoby są fizycznie od siebie oddalone.

Aaron Ben-Ze’ev, Miłość w sieci

Sieć wcale nie muSi Służyć

ukrywaniu tożSamości

CyBerSPACe

Dlaczego postanowiłeś założyć ▪swoją stronę?

Internet jest dla mnie najprostszą drogą, aby pokazać swoje fotografie większej ilości ludzi. Kiedy zaczyna-łem, byłem zbyt młody na spotkania w związku fotografów, a moje zdjęcia niekoniecznie nadawały się na wysta-wy. Własna strona dała mi możliwość publikacji efektów mojej pracy, a także poznania innych fotografów przyrody, którzy trafili na mój adres.

Czy nie żałujesz założenia tej ▪strony?

Nie! To był bardzo istotny krok w rozwoju mojej kariery. Moje zdjęcia mogły być oceniane, a ja przestałem być anonimowy dla fotografów z bran-ży. Dzięki poznanym przez moją stronę ludziom, trafiłem do grup dyskusyjnych, zrzeszających najlepszych w Polsce

WyjśCie z CieNiA

www.podprad.pl| 3

BlogzróB to SAMWyjśCie

Skrawek przestrzeni w sieci? To proste. Parę linijek kodu HTML skopiowanych z sa-mouczka i wrzuconych na serwer wystarczy, żeby stać się posiadaczem własnej strony. Założenie bloga wymaga jeszcze mniej wysiłku.

Pomysłowość blogerów jest niewyczerpana. Jednym wystarczą słowa, inni się-gają po grafikę, pliki muzyczne czy filmy. Są osobiste pamiętniki i takie blogi, których autor w ogóle się nie ujawnia. Jedne zawężone są do konkretnego tematu, którym może być polityka, sport, kino indyjskie czy komunikacja miejska. Inne traktują o wszyst-kim. Ktoś złośliwy dodałby, że najwięcej jest blogów o... niczym.

Być może i Ty chcesz mieć własny internetowy dziennik? Może moje doświad-czenie nie rzuca na kolana, ale w końcu bloguję już ponad trzy lata. Pozwól więc, że pobawię się w Wujka Dobrą Radę i udzielę Ci kilku wskazówek, które pomogą w prowadzeniu bloga, tak aby dawało Ci to satysfakcję, oraz aby czytelnicy odwie-dzali Twój skrawek sieciowej przestrzeni z prawdziwą przyjemnością.

Pisz w miarę regularnie (choć bez przesady). Zbyt długie przerwy spo-wodują, że znudzeni czytelnicy przestaną odwiedzać Twojego bloga. Po co wracać w miejsce, gdzie od miesięcy nic się nie dzieje? Z drugiej strony, nie narzucaj sobie z góry, że będziesz dodawać wpis np. codziennie, bo może Ci na przykład zabrak-nąć weny. A wymuszone pisanie jest straszliwą męką (a czytanie tego jeszcze więk-szą). Po kilku pierwszych notkach poznasz swoje twórcze możliwości. Uprzedź też czytelników, jeśli przez dłuższy czas (wakacje, praca, sesja...) nie będziesz mógł się zajmować blogiem.

Dyskutuj. Zamieszczaj komentarze u innych, dyskutuj i pobudzaj dyskusję u siebie. Korzystaj z wyszukiwarki blogów, popytaj znajomych – może oni też piszą. Nie usuwaj komentarzy niezgodnych z Twoimi poglądami, bo cenzura zniechęca czytelników. Raczej zapytaj o argumenty, spróbuj przekonać autora do swoich ra-cji. Ale jeśli to się nie uda – kulturalnie zakończ rozmowę. Możliwość swobodnej wymiany myśli to jedna z największych zalet Internetu. Wykorzystaj ją!

Zaskakuj. Człowiek jest tak zaprogramowany, że jeśli przez cały czas dostaje to samo, to w końcu zaczyna się zwyczajnie nudzić. Eksperymentuj z formą notek: jeśli piszesz prozą, to co jakiś czas zamieść fragment wiersza (pamiętając o prawach autorskich), wzbogacaj tekst o grafikę, napisz o czymś mało znanym. Nie zaszkodzi też co jakiś czas zmienić szablon. Zadowolony czytelnik to czytelnik stale zacieka-wiony.

Rzecz najważniejsza: dobre wychowanie. Nie obrażaj rozmówców, nie zaśmiecaj przestrzeni wulgaryzmami, nie KRZYCZ bez potrzeby, nie używaj uśmieszków w nadmiarze, nie rozsyłaj łańcuszków czy innego spamu. No, i oczy-wiście nie propaguj treści zakazanych przez prawo. O ortografii nie wspominam, bo skoro masz już bloga, to z zainstalowaniem Firefoksa z wbudowaną korektą pisowni, też sobie bez trudu poradzisz.

Nie rozpaczaj, jeśli masz mało komentarzy, nie jesteś zadowolony ze swoich notek albo nie masz czasu na zajmowanie się blogiem. To w końcu TYLKO blog. Zawsze możesz go skasować i więcej nie wracać do pisania. Albo też założyć nowego i nadal dzielić się z internautami swoimi przemyśleniami.

Na koniec: niezależnie od tego, jak dobrze by Ci było w wirtualnej przestrzeni, pamiętaj, że poza nią jest jeszcze real. I nie chodzi tu o sieć supermarketów.

Roman Czubiński (http://robmyswoje.wordpress.com/)

fotografów przyrody. Są one źródłem nieustającej inspiracji i wiedzy.

Czy strona pomogła ci coś osią- ▪gnąć?

Moje zdjęcia były wielokrotnie publi-kowane w książkach, czasopismach, ka-lendarzach. Wszyst-kie te publikacje zawdzięczam mojej stronie, na którą natrafili redaktorzy, szukający ciekawych fotografii. Jest ona moim portfolio, jak i kompleksową ofertą zdjęć. Poza tym do-staję wiele listów od internautów, którym podoba się to, co robię. Choć wiem, że solidna krytyka jest bardziej przydatna,

to pochlebna opinia jest zawsze przy-jemna.

Co byś poradził osobom, które ▪chcą założyć swoją stronę lub blo-ga?

Każdy, kto ma coś do pokazania, powinien mieć od-wagę się tym po-chwalić. W Interne-cie jest to łatwiejsze niż gdziekolwiek indziej. Poza tym, strona może być bodźcem do dalszej pracy, jak również doskonałym archi-wum naszych po-stępów i osiągnięć.

Strona

J. Grzesiaka: www.grzesiak.kei.pl/jurek

Jerzy Grzesiak jest jedną z osób, które

założyły stronę, by pokazać światu

swoje zdjęcia. Fotografowanie

przyrody jest jego pasją, a swój kunszt nieustannie rozwija.

Strona umożliwiła mu nie tylko pokazania

efektów ciężkiej pracy, ale również

poznanie wielu fascynujących osób, a także nawiązanie

kontaktów w świecie fotografii. Odnalazła

go w sieci Joanna Zimnoch.

Dzięki mojej Stronie trafiłem Do grup

DySkuSyjnych zrzeSzających najlepSzych fotografów

przyroDy

z CieNiA

|www.podprad.pl4

Mam 177 cm wzrostu i ważę niecałe 70 kilo, więc zajmuję nieco mniejszą przestrzeń niż słynny zawodnik sumo – Akebono Taro wraz z jego 203 cm wzrostu i blisko 240 kg żywej masy. Jednak ja i on to przecież jeszcze nie wszyscy. W moim mieście żyje ponad 450 tys. przedstawicieli ga-tunku homo sapiens. W kraju nad Wisłą jest nas więcej niż 38 milionów, a na całym bożym świe-cie grubo ponad 6 miliardów. A według wszelkich prognoz, w przyszłości ludzi ma być jeszcze więcej.

Może więc przyjdzie taki moment, gdy zaczniemy potykać się o siebie nawza-jem, a ziemia pod naszym ciężarem po-padnie w skrajną depresję. Może nasta-nie taka chwila, gdy zjemy już wszystko, co zjeść się dało, wypijemy wszystko, co było do wypicia zdatne i dotrzemy w ostatni nieznany zakątek naszej planety. Może przyjdzie taki dzień, że będziemy zmuszeni szukać dla siebie nowego miejsca w kosmosie. I po raz kolejny stwierdzimy, że źle nam w tym tłumie.

48

48 osób na km2 to średnia gęstość zaludnienia na świecie w 2006 r. podawana przez „Mały rocznik staty-styczny Polski 2008”

osób na km2

Akademik jest jak słoik pełen upcha-nych truskawek w krwistoczerwonej, słodkiej galaretce. Z jednej strony sło-dycz, a z drugiej mocno ściśnięte, so-czyste owoce. Jest to najpopularniejsze lokum wśród studentów. Tego miejsca nigdy się nie zapomina. To dzielenie po-koju z ludźmi, którzy stają się naszymi powiernikami i towarzyszami w niejed-nej wieloprocentowej podróży do gra-nic podświadomości.

inwigilacja?Wynajmując pokój w akademiku

musimy liczyć się z tym, iż nasza prze-strzeń życiowa będzie niewielka. Za-mieszkamy niby z jedną lub dwiema osobami w pokoju, ale tak naprawdę ze wszystkimi bywalcami budynku. Sta-niemy się częścią pewnej społeczności. A ponieważ wszyscy wszystko o wszyst-kich wiedzą, będziemy pod stałą obser-wacją. Na pewno nie poczujemy się jak w filmie braci Coen Tajne przez poufne,

wybierając Się na StuDia Do innego miaSta, można Doznać Szoku. opuSzcza-my Swój pokój, zamieniamy go na akaDemik i rozpo-czynamy prawDziwe życie

Słoik truSkAWekBo chyba nie jesteśmy ze sobą szczę-śliwi, skoro bezustannie obrzucamy się obelgami, szturchamy łokciami a w skrajnych, choć wcale nie tak rzad-

kich przypadkach, nie mogąc się dogadać, zaczynamy wywijać mieczami.

Jednak gdyby ko-mukolwiek z nas za-proponowano pusty kawałek przestrzeni tylko dla siebie – wła-

sny, luksusowy erem, czy znalazłby się jakiś chętny? Chętny na przeby-wanie samemu w ciszy, w której, nie daj Boże, można usłyszeć własne myśli. W ciszy, w której nie można uciec od pytań i jeszcze niechcący można zranić się odrobiną nieza-mierzonej samokrytyki. Nagle okaże się, że ludzie, którzy w jakiś sposób wypełniają naszą przestrzeń, wcale nie są tacy straszni. Przynajmniej jest o kim powiedzieć złe słowo. Nagle myślimy sobie, że Adam, póki miał wszystkie żebra, musiał być cholernie nieszczęśliwy. dominik

Źle nam w tym tłumie

foto: 123RF

Czy trudno jest Ci się przyzwy- ▪czaić do dzielenia z kimś swojej własnej przestrzeni?

Bardzo trudno, ponieważ przez ostatnie 10 lat mieszkałem sam w poko-ju, który był moim królestwem, moim terenem prywatnym. Mogłem się tam zamknąć i odciąć od świata. Miałem tam to, czego potrzebowałem – moją gitarę, keyboard i komputer. Teraz dzielę po-kój z kimś i muszę się liczyć z jego po-trzebami. Niełatwo jest zmieniać swoje nawyki, dostosowywać się do kogoś, docierać wzajemnie. Muszę pogodzić się z nawykami współlokatora, wobec których jestem bezsilny.

Łukasz, I rok filologii

Co uważasz za największą wadę, ▪a co za największą zaletę mieszka-nia w akademiku?

Trudno jest mi się przyzwyczaić do tego, że za każdym razem, kiedy wy-chodzę z pokoju, muszę pamiętać, aby zamknąć drzwi na klucz. To cały czas przypomina mi o tym, jak małą prze-strzeń mam dla siebie, a muszę ją jesz-cze z kimś dzielić. Jest to tylko niewielki pokój, a przecież tutaj staje się on dla mnie całym mieszkaniem. Jest jednak też kilka zalet związanych z mieszka-niem w akademiku, w szczególności, jeżeli mieszka się z osobą ze swojej grupy. Można wymieniać się notatkami, pomagać sobie wzajemnie. Poza tym tutaj zawsze mam towarzystwo.

Aneta, I rok Wywiady: Marta Frąszczak

ponieważ wszyscy gramy w jednej drużynie i poza małymi wyjątkami nikt nie będzie nikogo niepokoił. Możemy zatem prze-milczeć wszelkie niewygody na rzecz nieustannej, przyjaznej atmosfery.

prawo DżungliJeżeli chcemy jakoś przetrwać, musi-

my stać na straży prawa i z wyczuciem dbać o własny rewir. Czy tutaj zawsze wygrywa silniejszy? Tak i nie, dużo zale-ży od stopnia znajomości współlokato-rów. Do tego trzeba nauczyć się dzielić

swoją przestrzeń życiową z innymi. Mam na myśli również łazienkę, lo-dówkę, a nawet pudełko z herbatą. Po-dobnie jak podczas jazdy samochodem, w akademiku również obowiązuje nas zasada ograniczonego zaufania. Powin-niśmy się liczyć z pewnymi niedogod-nościami, częstymi wizytami znajomych znajomych i ich znajomych.

Szukanie SamotnościSchody zaczynają się podczas sesji

lub w momentach, gdy potrzeby sa-

motności czy intymności. Do wielu rzeczy w akademiku mamy prawo, ale na pewno nie do ciszy. Spokoju może-my poszukać w wielu ciekawych miej-scach. Jednym z doraźnych rozwiązań jest samotny spacer lub tylko położenie się na ławce w parku, zamknięcie oczu i chłonięcie otoczenia innymi zmysłami. Bowiem nie każdy może poczuć prze-strzeń.

Alicja Łoś

Słoik truSkAWek

foto: Robin http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/4ea07cc514e8d61b.html

akad

emik

www.podprad.pl| 5

|www.podprad.pl6

Prawda jak zwykle, i zupełnie stereoty-powo, leży po środku. Jak uświadomiła mi blondwłosa Kalifornijka, przeciętny Amerykanin nie potrafi wymówić żad-nego polskiego nazwiska, ale też dow-cipy o Polakach nie śmieszą go bardziej niż dowcipy o Francuzach (Ile jest dow-cipów o Francuzach? Jeden, pozostałe to prawda).

po europejSku i po polSku Jordan Myers, mieszkanka Santa Bar-bara o śnieżnobiałym uśmiechu, przy-jechała do Polski zachęcona cenami biletów lotniczych Ryanair. I zastała kraj w wielu aspektach tak samo europej-ski jak Wielka Brytania, gdzie obecnie studiuje, a przy tym wciąż intrygująco egzotyczny dla przybysza zza oceanu. W Krakowie nocowała więc we francu-skim hotelu, jadła w restauracji z pol-sko-włoską kuchnią fusion i kupowała pamiątki made in china. Z drugiej stro-ny, w zakopanym w śniegu i zalanym japońskimi turystami mieście dostrzegła ślady historii i tradycji, które sprawiają, że zamiast obywatelami Unii Europej-skiej, wciąż najbardziej czujemy się oby-watelami Polski.

kościuszko,

W jaki sposób znalazłeś się w Ja- ▪ponii?

Mój przyjaciel Mateusz pół żartem pół serio powiedział, że znalazł szesna-stodniową konferencje w Japonii i zapy-tał czy nie chcę jechać. Nie zastanawia-jąc się chwili, powiedziałem, że jadę.

Pierwsze spostrzeżenia... ▪Ludzie jacyś inni... Na początku nie

mogłem zrozumieć czym, poza wyglą-dem, różnią się od Polaków. Z zacie-kawieniem rozglądałem się dookoła, a oni wszyscy, jeżeli już gdzieś patrzyli, to na mnie. Aż było mi głupio... Z moich pierwszych obserwacji w pociągu wyni-kło, że ludzie nie rozmawiają ze sobą. Jedynym zajęciem było spanie albo słuchanie muzyki, albo pisanie smsów. Kompletna cisza. Każdy zajęty sobą, jakby był sam na świecie.

Dlaczego się Tobie przyglądali? ▪Chodziło o moje niebieskie oczy i

długie blond włosy. Japończycy tego zazdroszczą europejczykom. Wpadają na tym punkcie w szał i robią wszystko, by posiadać takie cechy. Farbują się, ale niestety ich ciemne włosy po przefar-bowaniu na blond wyglądają jak rude. Zawsze wzbudzałem zainteresowanie swoją osobą, we wszystkich publicznych miejscach.

Czy Japończycy znają Polskę? ▪Pewien policjant, gdy dowiedział się,

że jestem z Polski, zapytał czy byłem w Gdańsku i czy słysza-łem o Lechu Wałęsie. Zaskoczyło mnie to całkowicie, zwłaszcza że studiuję w Gdańsku. Po-czułem się przez chwilę jakby świat był napraw-dę mały. Pan opowiadał, że dla niego Wałęsa jest ikoną solidarności. To największy i godny na-śladowania człowiek o jakim słyszał.

A co jadłeś? ▪Różne rzeczy. Owoce morza, glo-

ny, ryż bez soli a do tego zimna zielona herbata bez cukru. Wszystko smakowa-ło znakomicie, poza pewną rzekomo zdrową zupą, która pachniała jakby ktoś wymoczył w niej tydzień noszone skarpetki. Ciekawe jest to, że jedliśmy pałeczkami siedząc na podłodze. Kręgo-słup zaczyna boleć po pięciu minutach.

Największe zaskoczenie? ▪W Japonii pierwszy raz z życiu, zo-

baczyłem jak ludzie mieszkają w karto-nach. Bezdomni opanowują Tokyo po dwudziestej drugiej, gdy zamykane są sklepy i biurowce. O tej porze ujrza-

łem cały przekrój społeczeństwa. Od ludzi chorych i starych, po młodych zdrowych. Spali wszędzie na ławkach,

na trawie, w namio-tach. Niektórzy mieli swój cały dobytek na wózkach i rowerach, inni wyglądali, jakby przyszli, tam odpo-cząć. Jedyna pomoc, jaka była zapewniona tym ludziom, to wy-budowane w paru miejscach łazienki,

gdzie mogli się umyć. Kilkoro z nich py-tałem, czemu tak żyją, bo nie wyglądali ani na narkomanów, ani na pijaków. Większość odpowiadała, że nie stać ich na opłacanie mieszkań, ponieważ żyją z pracy dorywczej, a opłaty za mieszkanie są bardzo wysokie.

Praca w Japonii... ▪Bardzo dużo słyszałem o tym, że pra-

ca jest potrzebna, że trzeba pracować. Podkreślano, że czas to pieniądz i jeśli nie będziemy pracować, to nic nie osiągnie-my. Ważne są pieniądze, awans i praca. Mówiono o tym, że cały czas trzeba myśleć o pracy, w pracy, w restauracji, na imprezie, przy obiedzie, wtedy się osią-gnie sukces...

Specjalne podziękowania dla Koła Naukowego Mechanik działającego na Wydziale Mechanicznym na Politechnice Gdańskiej, dr inż. Sylwii Sobieszczyk opiekun koła oraz ówczesnemu dziekanowi ds. studenckich dr inż. Jerzemu Niegodzie za dofinansowanie wyjazdu na konferencję.

w pociągu wSzyScy patrzyli tylko na

mnie

My o NiChZ Cyprianem Fijało studentem Mechaniki i Budowy Maszyn, Wydziału Mechanicznego, Politechni-ki Gdańskiej, o japońskiej egzotycznej przestrzeni rozmawiała Katarzyna Michałowska.

windyi stereotypy

www.podprad.pl| 7

truDne Dziękuję Przede wszystkim zadziwił Jordan ję-zyk polski. Bo choć biegle posługuje się francuskim i arabskim, to wymowa naszego języka okazała się przeszkodą nie do pokonania. Podstawowe zwroty, takie jak dziękuję czy proszę brzmiały w jej ustach jak nazwy chińskich miejscowo-ści i okazywały się mało pomocne w komunikacji. Język polski potrafi być dla Amerykanina również zabawny, zwłasz-cza, gdy okazuje się, że polskie i angiel-skie słowa o identycznej pisowni mają zupełnie inne znaczenie. I tak w hotelo-wym holu Jordan zaniepokoiła się, gdy dostrzegła napis windy (ang. wietrznie) czekając na windę, która miała zawieźć ją na wyższe piętra…

lekcje hiStorii Fascynująca okazała się również pol-ska historia, a zwłaszcza piętno, jakie odcisnęła nie tylko na krajobrazie (śre-dniowieczne zamki i wieżowce z beto-nowej płyty), ale także w mentalności ludzi. Z jednej strony Jordan była więc zachwycona świadomością historyczną i polityczną Polaków (pani sprzedająca zimowe czapki godzinami opowiada-

kościuszko,

ła o wizycie Papieża w Krakowie, a pan rozdający zaproszenia na wieczorny kon-cert agitował za rządem Tuska). Z drugiej jednak, w krakowskich piwnicach, nad kuflem piwa, wiele słyszała o niespeł-nionych marzeniach pokoleń dorasta-jących przed 1989 rokiem i rozgory-czeniu dzisiejszą postkomunistyczną rzeczywistością.

Dużo i tłuStoPomimo stereotypu, że amerykańskie jedzenie to wyłącznie fast foody typu McDonald’s (założyciel, Raymond Kroć, był polskiego pochodzenia), po wizycie w USA tamtejszą kuchnię wy-chwalał niejeden europejski smakosz. Jordan z kolei zajadała się pierogami, barszczem, kapuśniakiem i gołąbkami. Całkowitym zaskoczeniem był również kefir, który podobno w Nowym Jorku jest sprzedawany pod nazwą continen-tal natural yoghurt (pol. kontynentalny jogurt naturalny). Jedynie smalec ze skwarkami okazał się nie do przełknię-cia dla dbającej o linię Amerykanki wy-chowanej w kulturze fitness.

O.M. Ladrowska

windyoNi o NAS

walerij, 26 lat, litwaWybrałem Polskę ze względu na

pochodzenie. Moja mama jest Polką. O wyborze waszego kraju zdecydo-wało również stypendium, które gwa-rantuje mi niezależność. Dzięki temu, będąc jeszcze nastolatkiem – i to tak daleko od domu – mogłem poczuć się naprawdę samodzielny i wolny. Naj-bardziej śmieszą mnie i moich kolegów wasze słowa: kaloryfer i helikopter. Pol-ska wymowa jest dla Litwinów dziwna – wiele jest rz, czy sz, dlatego na Pola-ków mówimy żartobliwie Pszeki.

Sergiej, 20 lat, białoruś Mogłem studiować w Estonii, ale

zdecydowałem się na Polskę ze względu na podobny język i obyczaje. Tutaj jest mi po prostu łatwiej. Polacy mają bar-dzo dziwną wymowę – słychać te ą, ę. Podoba mi się wasza otwartość i pozy-tywne nastawienie do ludzi. No i macie łatwiejszy dostęp do używek.

pierwszy raz usłyszałam piosenkę My-slovitz Długość dźwięku samotności. Nie wierzyłam, że istnieje taki język! Tak bardzo mnie to zafascynowało, że postanowiłam studiować polonistykę i sla-wistykę. W tej chwili jestem na ostat-nim roku i przyjechałam do Polski, aby poprawić swoją wymowę. Najbardziej zaskoczyło mnie słowo katar, ponieważ w moim języku, mówi się tak, gdy ktoś jest pijany lub ma kaca. W waszym kraju poznałam swojego chłopaka.

ying, 22 lata, chiny O Polsce wiele wiedziałam z historii.

Jestem tutaj, ponieważ otrzymałam sty-pendium na wyjazd do waszego kraju. Bardzo podoba mi się to, że studiuję nad morzem. Nie znam języka – ak-cent i gramatyka są wyjątkowo trudne. Studiuję angielski i nim posługuję się bę-dąc w Polsce. Bardzo polubiłam polską czekoladę.

katherina, 25 lat, niemcy Europa wschodnia jest dla mnie bar-

dzo ciekawa, ponieważ tutejsza kultura różni się od niemieckiej. Ludzie w Polsce są spokojniejsi niż w Niemczech. Zdecy-dowałam się studiować język polski, po-nieważ lubię ten kraj i wasze miasta.

Literatura polska jest w Niemczech prawie nieznana i to mnie fascynuje. Chciałabym odkryć coś nowego. Na razie odkryłam ptasie mleczko.

Olga Kupicz w krótkiej sondzie przepytała obcokrajowców z róż-nych stron świata. Wiele ich dzieli, jedno łączy – mieszkają w na-szym kraju. Przeczytajcie dlaczego są w Polsce, co ich u nas zaska-kuje lub bawi i czy mamy coś, na czym szczególnie im zależy.

Jak postrzegani są Polacy w Ameryce? Opty-miści przypominają historyczne zasługi Ko-ściuszki i Pułaskiego. Pesymiści wspominają z kolei o stereotypie nierozgarniętego Pola-ka z tzw. Polish jokes (Różnica pomiędzy pol-skim ślubem a pogrzebem? Na weselu jest o jednego pijanego więcej).

i stereotypy ojcz

yzna

anna-liSa, 22 lata, belgiaZaczęłam się uczyć polskiego, gdy

foto

: Olga

Kup

icz

|www.podprad.pl8

Teraz po wnętrzach Elektrociepłowni na Oło-wiance, nie krzątają się już usmoleni robotnicy, uzbro-jeni w nauszniki, odgradza-jące ich od przenikliwego świstu turbin parowych. Nie ma też półprzytomnych ze zmę-czenia palaczy, sprawujących pieczę nad rozgrzanymi do czerwoności piecami czy też kotłami drgającymi i zgrzytający-mi od mocy w nich uwięzionej, z któ-

rych co kilka chwil z przeraźliwym sy-kiem wydobywały się białe obłoki pary. Ucichły także krzyki ludzi, próbujących mimo wszystko porozumieć się w tym nigdy niekończącym się chaosie.

hAlA turBiN

Dziś nie ma już robot-ników i maszyn. Znik-nęli, by ustąpić miejsca wspaniałej idei. Surowe

wnętrze zostało odnowione z wielkim polotem i wyobraźnią – nie szczędzono ludzkiej pracy, a tym bardziej pieniędzy sponsorów. Wszystko po to, by stworzyć coś niepowtarzalnego w swym klimacie.

Kilka razy w tygodniu odwiedzają to miej-sce wytwornie ubrane osoby, świadome celu swej wizyty. Chcące choć przez te kilkadziesiąt minut przebywać w innym świecie, którego zaczątkiem jest abso-lutna cisza wypełniającą salę koncertową. Zamykamy na chwilę oczy i wsłuchu-jemy się w subtelne dźwięki płynące z instrumentów – wydobywane przez naj-

Stylistyka wnętrza, której głownym motywem, jest kute żelazo oraz nieotynko- ▪wana cegła, przypomina nam, o industrialnej przeszłości budynku.

Tych z nas, którzy zdecydują się na spacer, a nie dojazd samochodem- ▪wita Muzyczna Fontanna. O tej porze roku pozbawiona już niestety wody.

A szkoda.

Pomimo wszystkich atrakcji, jakie zapewnia nam budynek FB, to muzycy ▪zawszę pozostają najważniejsi.

www.podprad.pl| 9

To zwykły paradoks losu, by zaniedbany budynek (dawano temu hala turbin) stra-szący swym okropnym wyglądem, z cza-sem przerodził się w prawdziwą perłę...

Słowa gra lub aktorstwo łatwo ▪możemy połączyć z kłamstwem i oszustwem. W pewnym sensie, stojąc na scenie, pokazujesz coś, czego tak naprawdę nie ma. Nie razi cię to?

Aktor nie powinien grać, powinien być – przynajmniej tak ktoś mi kiedyś powiedział. Po prostu nie można uda-wać, bo kłamstwo, oszustwo, to całe udawanie wychodzi na scenie jako tzw. słabe aktorstwo. Ale w momencie, kiedy ktoś naprawdę wejdzie w swoją postać, wykreuje ją sobie, stworzy całą osobowość, wtedy myślę, że nie ma mowy o oszustwie.

Gdy przebywasz na scenie, jesteś ▪po prostu Bartkiem Błaszczyń-skim?

Zasada jest taka, że kiedy idziesz do teatru na Romea i Julię, to nie oglądasz Romea i Julii tylko tych aktorów, któ-rzy to grają, ale też nie ich prywatnie. Grając, dajesz coś od siebie tak, jakbyś filtrował postać, którą tworzysz. Trzeba tę postać w pewnym stopniu wypełnić sobą. Świetnie przedstawił to Wasilij O. Toporkow w książce Na próbie u Stani-sławskiego. Od reformy Stanisławskiego teatr stał się naprawdę bardziej praw-dziwy i przystępny. Stał się po prostu rzeczywistością.

Co może być dla ciebie przeszko- ▪dą? Jakiej roli byś się obawiał?

Mam taką… nie no, nie myślę o tym w ten sposób, że bym czemuś tam nie

podołał. Na pewno za każdym razem jest tak samo trudno. Za każdym razem zaczynasz od początku, od zera. W tym zawodzie wszyscy chcieliby spróbować wszystkiego, dlatego trudno jest powie-dzieć nie podołałbym. Nawet jeśli byłby jakiś problem, każdy chciałby przekro-czyć granicę swoich możliwości i od-kryć takie rzeczy, których nigdy w sobie nie zauważał.

Jakie cechy charakteru pomaga- ▪ją, a jakie przeszkadzają w pracy na scenie?

(śmiech) Na pewno przeszkodą jest, gdy człowiek jest zamknięty w sobie. Ja taki bywam – to zależy od dnia. Mówią, że bardzo pomaga wrażliwość. Wydaje mi się, że największy problem mam z tym, że nie do końca potrafię przekazać to, co dzieje się we mnie, w środku. Bo można pokazywać, ale to nie chodzi o to. Jeśli masz zagrać ból serca, nie wy-krzywiaj się, nie łap sie za klatkę piersio-wą. To nie o to chodzi.

Ucząc się swojej postaci, nie czu- ▪jesz się jak psycholog?

Trzeba zrozumieć psychologiczny aspekt postaci. Po psychologii wiedział-bym więcej. Tutaj jest to bardziej intu-icyjne. Taka psychologia podwórkowa. Trzeba siedzieć na przystanku, chodzić po ulicach, obserwować ludzi. Jak to mówi moja pani profesor wszystko zbie-ramy do plecaczków, by potem w odpo-wiednim momencie to wyjąć.

Aktor PoWiNieN ByĆ

Z Bartłomiejem Błaszczyńskim studentem drugiego roku Szkoły Teatralnej w Łodzi, o przemianie jaka zachodzi

w aktorze w trakcie spektaklu i o tym jak zapobiec nierealności na scenie rozmawia Karolina Jaciubek.

wrażliwsze ruchy dłoni światowej klasy muzyków. Siedząc w bardzo wygodnych fotelach i słuchając tonów płynących ze sceny, przechodzi się w stan błogości... Taki dziwny i niespotykany w naszym co-dziennym, szarym, zabieganym życiu.

Jest to filharmonia, wyczarowana także dla Ciebie! Możesz nie być me-lomanem, ale kto Ci zagwarantuje, że to pierwsze prawdziwe spotkanie z tego typu muzyką nie zmieni Twoich

muzycznych upodobań… Odsłuchiwa-nie nagrań audio, bądź oglądanie kon-certów w telewizji jest jedynie lizaniem cukierka przez szybę. Jeżeli więc twoja lepsza połowa nie przejawia wrogości do Mozarta, Brahmsa i całej reszty to-warzystwa, to musicie koniecznie za-brać Ją w to niecodzienne miejsce. Tym bardziej, że bilet dla studenta, można mieć już od 5zł (plus ewentualnie koszt biletu kolejowego do Gdańska).

tekst i foto: Marcin Hołowiński

scen

a

Przerwa, w pracy. Pan sprawujący pieczę nad akustyką, ma dziś spotkanie ▪z Robertem Ludlumem.

foto

: Rom

an C

zubi

ński

|www.podprad.pl10

Wydajesz się być osobą pogodną, ▪jak to robisz?

To zasługa moich rodziców i ich miłości do mnie, dali mi poczucie bez-pieczeństwa. Mam też fantastycznych przyjaciół. Każdy z nas, a szczególnie osoba niepełnosprawna, potrzebuje akceptacji otoczenia. Lubimy czuć, że ktoś nas darzy sympatią, że jesteśmy dla kogoś ważni.

Jak odnajdowałaś ▪się w przestrzeni stu-denckiej?

Przestrzeń, to nie tylko budynki, w któ-rych likwiduje się barie-ry architektoniczne, to przede wszystkim ludzie ją tworzący. Z własnego doświadczenia wiem, że mimo iż chodziłam o kulach, nie było prze-szkodą, by wybrać się z kolegami i kole-żankami do kina, teatru, czy też do pubu na piwo. Nawet jeśli lokal nie posiadał barierek, żadne schody nie stanowiły problemu.

Wiem, że brałaś udział w wypra- ▪wie wspinaczkowej ...

Na piątym roku studiów nawiązałam kontakt ze studentami z innych uczelni. Ludzie ci od wielu lat uprawiali wspinacz-kę skałkową, a także posiadali doświad-czenie w pracy z niepełnosprawnymi. Pojechałam z grupą do Podlesic (Jura Kra-

kowsko-Częstochowska), gdzie każdego dnia wspinałam się na inną skałę. Kiedy po raz pierwszy wchodziłam na ścianę skalną, z jednej strony czułam paniczny strach, a z drugiej niesamowitą radość. Zdarzały się chwile zwątpienia, szczegól-nie, gdy ręce były już bardzo zmęczone, a nogi odmawiały posłuszeństwa.

Pływałaś też kajakiem... ▪Tak, z łezką w oku wspominam stu-

denckie spływy kajakowe Czarną Hańczą, podczas których na równi z inny-mi wiosłowałam. Dużym przeżyciem była dla mnie wyprawa wodna do Ku-drynek. Jest to miejsco-wość położona niedaleko białoruskiej granicy. Auto-karem trasę tę można po-konać w godzinę, kajakami płynęliśmy prawie siedem.

W tym czasie nie myślałam, ani o prze-nikliwym chłodzie, ani o potwornym wysiłku. Moje serce rozpierała duma.

Dlaczego wszyscy nie są tak ak- ▪tywni jak ty?

Myślę, że ludzie niepełnosprawni, nie robią tego z obawy przed lękiem odrzucenia, boją się aktywnie uczestni-czyć w życiu akademickim, czują się wy-alienowani, a czasami wystarczy jedynie zasygnalizować: słuchajcie mam problem, pomóżcie i kłopoty znikają, jak za dotknię-ciem czarodziejskiej różdżki. K.M.

SerCe WyPełNioNe duMą

nawet, jeśli lokal nie poSiaDał barierek,

żaDne SchoDy nie Stanowiły

problemu

Ania Obuchowicz jest z natury ciepłą i pełną radości osobą. Ukończy-ła studia polonistyczne na Uniwersytecie Gdańskim a kilka lat później uzyskała tytuł doktora nauk humanistycznych na Uniwersytecie War-mińsko-Mazurskim w Olsztynie. Mówi o sobie, że jest żywym dowo-dem na to, jak można, pomimo różnorakich problemów, zrealizować swoje plany życiowe.

Trzy lata temu, w Warszawie, miała miejsce akcja Miasto bez barier. Na jeden dzień młodzi architekci, w ramach warsz-tatów, przesiedli się na wózek inwalidzki. Zakosztowali życia z perspektywy niższej o co najmniej pięćdziesiąt centymetrów. I nagle okazało się, że punkt widzenia za-leży od punktu siedzenia.

wc, proSta Sprawa?Przyjrzyjmy się toaletom stworzonym

specjalnie dla ludzi na wózkach. Niby duże, jest w nich przestrzeń, bo wje-chać, owszem, można. Ale wyjechanie stanowi już problem. Jak tego dokonać, skoro nie sposób zrobić w nich obrót na wózku?

Osoba niepełnosprawna wjeżdżając do toalety uśmiecha się promiennie: wi-dzi uchwyty i sedes zainstalowany na od-powiedniej wysokości. Jednak jej uśmiech natychmiast zamienia się w grymas, gdy dostrzega, że wodę w toalecie może spuścić wyłącznie za pomocą... nogi. Przycisk-spłuczka nie jest wmontowany w podłogę, jak w większości toalet, ale w ścianę na wysokości stopy, by ułatwić korzystanie. Wymyślono, że skoro osoba niepełnosprawna nie może samodzielnie zejść z wózka, to uniesienie np. sparaliżo-wanej nogi nie będzie już problemem.

a jeDnak DySkryminacjaKatarzyna Górska-Lis, koordynatorka

zespołu edukacyjnego Amnesty Inter-national na Pomorzu, twierdzi, że czę-ste niezrozumienie problemów osób z niepełnosprawnością prowadzi do ich dyskryminacji. Uprzedzonym urzędni-kom i architektom nierzadko brakuje wyobraźni i dobrej woli, powstają przez to absurdy architektoniczne i przeszkody prawne. Urzędnicy, niejednokrotnie po-siadając fundusze, nie wykazują chęci, by pomóc – czasem jeden podpis zdaje się być dla nich męką.

Kasia jest trenerką praw człowieka – prowadzi szkolenia w różnych placów-kach z ramienia Amnesty International: szkołach, uniwersytetach, firmach – uświadamia i uwrażliwia ludzi, ukazuje, jak niewiele potrzeba, by pomóc i jak krzywdząca jest taka dyskryminacja. Chodzi tutaj również o nastawienie ludz-kie – niektórzy sądzą, że ludzi niepełno-sprawnych nie ma, bo przecież nie widać ich w życiu społecznym. A prawda jest

niezaprzeczalna: jest ich ponad pięć mi-lionów. Tutaj rodzi się pytanie: gdzie oni wszyscy są?

gDzie oni Są?Otóż większość z nich (około 80%)

mieszka w blokach wybudowanych przed 1994 rokiem, w którym to dopie-ro weszła ustawa zobowiązująca do bu-dowania obiektów przystosowanych dla ludzi z niepełnosprawnością. Tutaj należy zaznaczyć, że to nie tylko ci poruszający się na wózkach inwalidzkich – są to także niewidomi, niemi, niesłyszący… Często mieszkają na czwartym piętrze; w kamie-nicy, w której nie ma windy; w mieszka-niu z wysokimi progami i zbyt wąskimi przejściami. A kiedy już im wszystkim uda się wydostać z domu nieprzystosowane-go do życia, wychodzą na ulicę również do tego nieprzystosowaną: wysokie kra-wężniki, przejścia dla pieszych w więk-szości bez sygnałów dźwiękowych, ostre podjazdy do budynków (jeżeli się bardzo dobrze rozpędzą, to nawet uda im się wjechać), zakaz wprowadzania zwierząt do sklepów (w tym również psów-prze-wodników). Przeszkodą w dostępie do wiedzy nie jest niepełnosprawność, ce-cha fizyczna, ale rząd schodów prowa-dzących do biblioteki.

Nawet kościoły, które powinny jedno-czyć, dzielą. Duża ilość schodów unie-możliwia uczestniczenie we mszy ludzi na wózkach. Przyglądając się polskim kolejom, również można odnieść wraże-nie, że podróżowanie nie wszystkim jest dane. Wąskie przejścia w przedziałach zmuszają ludzi na wózkach, by przeby-wali całą podróż przy wejściu do pocią-gu, gdzie jest więcej przestrzeni. Przez to innym trudno przejść, gdyż osoby nie-pełnosprawne zajmują cały korytarz. Po takich zajściach proponuje się im podróż w wagonie towarowym.

jeSt naDziejaW mediach coraz więcej mówi się o

pełnosprawnych w pracy… Nagle okazuje się, że pomoc w przejściu niewidomemu na drugą stronę ulicy jest zwykłą ludzką życzliwością, a wybudowanie podjazdu do kościoła czy biblioteki nie jest żad-nym wysiłkiem. Człowiek człowiekowi bliźnim, a przecież z bliźnim się można zabliźnić.

Natalia Filipiak

CzłoWiek CzłoWiekoWiW naszym kraju jest ponad pięć milionów niepełnosprawnych. Dlacze-go nie widać ich na ulicy? Czy to na pewno ich wybór? A może jednak ktoś zadecydował za nich.

www.podprad.pl| 11

Jestem w brzuchu szpitala. Rury, ja-rzeniówki, nieduża sala. Zielone ściany. Odcień? Szpitalny. Moje ciało jest bez czucia, ale ja czuję się świetnie. Prowa-dzę konwersację i się śmieję. Nie po-doba mi się, że chcą mi zakryć widok prześcieradłem. Chcę wiedzieć, co ze mną robią. Wykręcam głowę, ale uda-je mi się zobaczyć tylko krew. Dostaję burę. Nie, nie boję się. Jest mi wesoło i chcę wiedzieć, co tam się dzieje.

nie chcęPewnie, że ja wiem, że to dla mo-

jego dobra. Tylko, że tak mi się strasz-nie nie chce. Bo jest czerwiec, sesja, ciepło. Dzisiaj będą puszczać sztuczne ognie na Starówce. A pani Lusia nawija. Mówi i mówi. O tym, gdzie są najlep-sze spływy, i dlaczego kajaki są lepsze niż żagle. Jak jej syn potknął się i ude-rzył głową o stół. Albo jak pasteryzo-wała powidła i pękł słoik. Na szczęście była w jeansach, więc się nie oparzyła. Albo o tym, że zawsze wstaje wcześnie rano, żeby nie marnować czasu, tylko korzystać z życia. Bo takie marnowanie czasu nikomu nie wychodzi na dobre, bo nigdy nie wiadomo, kiedy coś się za-wali i będzie za późno. Co na przykład? No, choroba jakaś, albo coś…

StrachPani Danuta i pani Ania są opero-

wane tego samego dnia. Obie mają raka piersi. Pani Ania przyjechała tu aż z Tych, bo tak jej polecano. Pani Danu-ta zostawiła firmę w Suwałkach i teraz zarządza nią przez telefon. Pani Danuta strasznie się boi, ale nikomu o tym nie mówi. Boi się w samotności, po cichu. W smutny i zmęczony sposób. A na ze-wnątrz tryska energią, chodzi i zawiera znajomości.

grzebień kogutaBardzo mnie denerwuje gruby ośmio-

latek, dzielący ze mną pokój w pierw-szych dniach. Na kolanach ma laptopa, z którego na cały oddział niesie się Scooby Doo czy jakiś inny Kubuś Puchatek. Do chłopca przychodzi mała, brzyd-ka dziewczynka i razem oglądają te puchatki. Czasem przychodzi też pielęgniarka, żeby zmie-nić wielki opatrunek na jego głowie (ten opatru-nek wygląda jak grzebień koguta). Kiedy dzieci słyszą zbliżającą się siostrę, chowają się za drzwiami, a chło-piec płacze.

pan janekCzasami do sali przyjeżdża na wózku

pan Janek, dla którego szpital od kil-kunastu miesięcy jest drugim domem.

Trafił tu po tym, jak spadła mu na głowę szafka, która wisiała tuż nad kuchenką gazową. Stracił przytomność, a jego ubranie zapaliło się od włączonego pal-nika. Mówi, że przeszczepiono mu nie tylko skórę, ale też mięśnie i kości.

jutroCodziennie rano na obchodzie, py-

tam lekarza, czy dziś będę mogła wstać. Codziennie słyszę, że jutro to już na pewno, a jak wstanę dzisiaj, to wszystko na nic, cała operacja zmarnowana. Moje życie niepokojąco zawęża się do roz-miarów łóżka. Mogę usiąść i wiercić się, ale nie wolno mi opuszczać nóg. Nawet

wózek inwalidzki jest zakazany. W chwilach intymności po prostu zasłaniam biały para-wanik i już jesteśmy sami… tylko ja i ba-sen. Z lewej strony mam okno, przez które widać niebo i płaski dach budyn-

ku obok. Z prawej są dwa łóżka, ale nie mają stałych właścicielek. Po zabiegach kobiety trafiają do sali pooperacyjnej, a zanim wrócą, ich miejsca zajęte są przez następne pacjentki.

Jutro pan Janek wychodzi ze szpi-tala. Prosi panią Lusię o pożyczenie telefonu komórkowego, żeby mógł

zadzwonić do swojego dawnego szefa. Szef przyjedzie po niego aż ze Szczecina, bo podobno jest dobrym człowiekiem. Bo pan Janek nie ma nikogo innego, kto by mógł po niego przyjechać.

niewiaDomaKtóregoś dnia pani Lusia zostaje

wypisana, a na jej miejsce wsuwa się może trzydziestoletnia, tęga kobieta. Nieśmiało stawia walizki na podłodze i kładzie się na samym brzegu łóżka. W ogóle się nie odzywa. Żal mi jej, bo nawet nie tyka śniadania. Jem jaj-ko na twardo, a ona z uporem oglą-da spis treści jakiejś gazetki. Idę spać, a gdy się budzę, ona wciąż patrzy na tę samą stronę. Obok niej siedzi mąż. Też nic nie mówi, trzyma tylko rękę na kołdrze.

Nagle drzwi otwierają się i wbie-ga lekarz. – Ma pani niewiarygodne szczęście. Ten guz jest niezłośliwy, mam wstępne wyniki badań! Może się pani pakować i wracać do domu. Małżeństwo wybucha płaczem, więc szybko odwracam wzrok. Już w progu zatrzymują się i słyszę pierwsze słowa z ust tej kobiety – Życzę zdrowia! Po-wodzenia. To samo mówi każdy, kto opuszcza szpital.

olga w.

zaSłaniam biały parawanik i już jeSteśmy Sami… tylko ja i baSen

PoWodzeNiA,

Czas nadszedł. – Wypij to! Pewnie jest pyszne – myślę. Piję. Wstrętne. Czekam. Ma się kręcić w głowie. Nie kręci się. Jadę długim zielonym korytarzem, potem windą w dół, coraz niżej i niżej. Myślę, że to tam, gdzie obcym wstęp wzbroniony.

zdroWiA żyCzę! (nie

)moc

foto

: Teo

dor J

eske

-Cho

ińsk

i

|www.podprad.pl12

Targi Banków III, to inicjatywa, która odbyła się w Łodzi, na wydziale Ekono-miczno – Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego, w dniach 19 – 20 listopa-da 2008 roku. Odbyły się 2 panele: warsztaty i szkolenia z zakresu finansów i bankowości oraz spotkanie ze znanymi osobistościami ze świata finansów. Projekt organizowany był przez Studenckie Koło Naukowe PROGRESS, a jego celem było wdrożenie młodych i ambitnych ludzi w świat bankowości oraz za-prezentowanie możliwości, jakie niesie one dzisiejszej gospodarce i podmiotom w niej uczestniczącym. Projekt został stworzony biorąc pod uwagę zainteresowania studen-tów kierunków ekonomicznych i spotkał się z aprobatą tych, którym bankowe aspekty rynku nie są obce i które pragną posze-rzać swoją wiedzę w tym właśnie zakresie.

poSmakuj obcego języka!W dniach 17 - 23 listopada odbyły się w Krakowie Europejskie Dni Języków (European Day of Languages – w skrócie EDL). Jest to coroczna impreza orga-nizowana przez Europejskie Forum Studentów AEGEE Kraków, adresowana do uczniów, studentów oraz wszystkich osób zainteresowanych językami obcymi i dialogiem międzykulturowym. Można było wysłuchać wykładów na temat języ-ków obcych, różnic kulturowych i obyczajowych w różnych krajach. Pooglądać pokazy tańców międzynarodowych i projekcje filmów (we współpracy z krakow-skimi kinami) oraz spróbować międzynarodowej kuchni. Uczestnicy mieli moż-liwość poznać kulturę innych narodów oraz mniejszości narodowych w Polsce, które zostały zaprezentowane podczas Wioski Językowej 20 listopada w Klubie Studio. AEGEE-Kraków jest jedną z największych organizacji studenckich w Kra-kowie. Głównymi celami naszej organizacji jest promowanie idei zjednoczonej Europy, wspierania kontaktów i współpracy między studentami różnych krajów, przez co przyczynianiu się do budowania otwartego i tolerancyjnego społeczeń-stwa. Dotychczas organizowaliśmy wiele projektów o randze międzynarodowej m.in.: Public Relations European School (kwiecień-maj 2006), Kongres Studencki Network Meeting (16-18 listopada 2007), Symulację obrad Rady Bezpieczeń-stwa ONZ (16-17 marca 2008), dziewięć uniwersytetów letnich (corocznie w latach 2000-2008) oraz liczne wymiany międzynarodoweCotygodniowe spo-tkania ogólne odbywają się w każdy czwartek o godz.20:00 na Rynku Głównym 34 w sali 33. Więcej szczegółowych informacji na stronie internetowej organizacji www.aegee.krakow.pl Krystyna Dul

W dniach 22-23 listopada odbył się w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie cykl szkoleń pod nazwą Expert 2008. Tematy wykładów i warsztatów dotyczy-ły miedzy innymi efektywnego zarządzania relacjami, sprawnej komunikacji, oddziaływania na otoczenie, a także kształtowania własnej osobowości. Jak zarządzać sobą, czasem, ludźmi, jak mówić, jak się zachowywać i jak wyglądać – to tylko niektóre z umiejętności, które wielu uczestników konferencji mogło podszlifować.

Studenckie Koło Naukowe Psychologii Zarządzania

zaprojektuj na Dobre! projektor – wolontariat StuDenckiLudzie PROJEKTORA wiedzą, że warto działać. Wyjazdy w najdalsze zakątki

Polski, przyjaźń, radość, zabawa i wyzwania! To tylko niektóre z korzyści bycia wo-lontariuszem.

projektor… a więc o co choDzi?„PROJEKTOR - wolontariat studencki” to przestrzeń dla Twojego twórczego

działania, miejsce, w którym swoją energię i zainteresowania możesz zamie-nić na kreatywne projekty edukacyjne. Celem Programu jest dotarcie do dzieci i młodzieży z małych miejscowości z aktywnością i wiedzą studentów, którzy przekazują pozytywne wzorce osobowe i swoją postawą zachęcają uczniów do dalszego rozwoju. Chcesz do nas dołączyć? To proste! Wystarczy zareje-strować się w elektronicznej bazie projektów na projektor.org.pl, zebrać grupę, opracować projekt i… wyruszyć!

nie tylko pracą…Na co dzień wolontariusze Programu realizują projekty edukacyjne w ma-

łych miejscowościach. Tworząc autorskie scenariusze zajęć, oparte na własnych zainteresowaniach, sprawiają, że najmłodsi stawiają na rozwój. To jeszcze nie wszystko! PROJEKTOR nie samą nauką żyje. Co roku Program włącza się i reali-zuje szereg akcji, np. Międzynarodowe Targi Wolontariatu przy OFF Festiwalu czy też Letnią Akademię PROJEKTORA z udziałem Przyjaciela Programu, profesora Jerzego Buzka. „PROJEKTOR – wolontariat studencki” to program Polsko-Ame-rykańskiej Fundacji Wolności realizowany przez Stowarzyszenie KLANZA.

projektor.org.pl

Wolontariusze PROJEKTORA na nagraniu Szymon Majewski Show. ▪

www.podprad.pl| 13

Motyl i skafander to tytuł filmu opar-tego na autobiografii francuskiego dziennikarza Jeana-Dominique’a Bau-by’ego. Autobiografii niezwykłej, przez samego autora określonej jako dziennik z nieruchomej podróży rozbitka na wy-brzeżu samotności. Jean-Do – tak na-zywali go bliscy i przyjaciele albo raczej ludzie, których za takich uważał – miał 42 lata, kiedy w wyniku udaru popadł w stan określony przez lekarzy, jako syndrom zamknięcia. Został całkowi-cie sparaliżowany, ze sprawną jedynie lewą powieką. Niezdolny do wydania najmniejszego dźwięku ani wykonania ruchu, a zarazem całkowicie świado-my swojego ograniczenia. Skazany na szpitalne łóżko, pełne współczucia spojrzenia i widok poruszanej przez nadmorski wiatr firanki w oknie, przez które światło padło czasem na przy-klejone do ściany zdjęcia z przeszłości.

W filmie nie brak pięknych i mądrych scen, poruszających tym bardziej, że są próbą oddania rzeczywistych do-świadczeń. Świat ukazany został z per-spektywy Bauby’ego. Słysząc jego my-śli i podążając za jego wzrokiem, choć w niewielkim wymiarze, pojąć można bezsilność targającą nieruchomym cia-

łem. Wydaje mi się, że całe moje życie było serią małych niepowodzeń. Kobie-ty, których nie potrafiłem kochać. Oka-zje, których nie wykorzystałem. Chwile szczęścia, które mi umknęły. Wyścig, którego wynik znamy, ale nie możemy postawić na zwycięzcę. Czy potrzeba było nieszczęścia, bym uświadomił sobie swoją prawdziwą naturę? – słysząc te słowa, relację z podróży w głąb siebie, widz obserwuje spadające do oceanu bryły topniejącej góry lodowej oraz mętną toń, z której wyłania się niewy-raźna postać mężczyzny uwięzionego w skafandrze...

Jean-Do podjął walkę ze swoim ograniczeniem, choć był w stanie ko-munikować się ze światem jedynie poprzez mrugnięcia powieką przy odpowiedniej literze z wymawianego przez drugą osobę alfabetu. Nie po-godził się z zamknięciem w cielesnym skafandrze, zapragnął opuścić go tak, jak motyl, który zostawia swój kokon. I wygrał! Owocem tego zwycięstwa jest podyktowana przez niego książka, po którą po prostu musiałem sięgnąć zaraz po obejrzeniu filmu.

Wspomniałem, że próba spojrzenia na świat oczami osoby dotkniętej ogra-

niczeniem pozwala w pewien sposób uzmysłowić sobie jej ból. Jednak czy jest to naprawdę możliwe? Od momentu, kiedy kilka lat temu z powodu udaru odeszła moja babcia, razem z rodzicami opiekujemy się dziad-kiem. Doświadcza on jakby zamknięcia w bezsilności swoje-go umysłu. Cierpi na chorobę Alzhaimme-ra. Dopiero niedaw-no uświadomiłem sobie, jak przez te lata choroba prze-chodziła w kolejne stadia, czyniąc coraz większe spustoszenie w umyśle mojego dziadka oraz ile poświęcenia kosztowa-ło to naszą rodzinę. Z trudem szukam słów, by opisać to, co przeżywaliśmy i przeżywamy, bo wiem, że ktoś, kto sam tego nie doświadczył, nie będzie w stanie tego zrozumieć.

Nie brak było moich pytań do Boga. Czy to musiało się stać? Skąd taka pró-ba? A przede wszystkim, jaki sens ma takie życie dla chorego? Dziś nie mogę powiedzieć, że zostałem bez odpo-wiedzi. Bo jestem świadomy jednego:

Bóg przez cały ten czas był, jest i bę-dzie z nami! Tak, jak obiecał w Swoim Słowie, nie dopuści, aby nas doświad-czano ponad siły (I Kor. 10;13), a Jezus, który sam przeszedł przez cierpienie

i próby, może pomóc tym, którzy przez próby przechodzą (Hebr. 2;18). Gdy-by nie to doświad-czenie, nie byłbym tym, kim jestem. Widzę, ile pokory, cierpliwości, radości z pozornie małych rzeczy i dystansu do świata się na-

uczyłem. Bóg daje pokój i siłę w trud-nych chwilach. Wystarczy mu zaufać i, chociaż nie zrozumie się wszystkie-go, polegać na Jego planie.

Nie wiem, co dzieje się w umyśle człowieka zamkniętego w swoim ogra-niczeniu, jak w skafandrze, nie mo-gącego o własnych siłach wstać i nie-zdolnego do najprostszych czynności. Ale wiem, że istnieje Bóg otwierający nowe perspektywy i tylko z Nim moż-na pokonać duchową bezsilność.

Mariusz Podsiadły

próba Spojrzenia na świat oczami oSoby Dotkniętej ograniczeniem

pomaga uzmySłowić Sobie jej ból

dusz

a

Poczucie bezsilności i ograniczenia. Czy nie tak brzmiałaby najczęściej słyszana od-powiedź na pytanie o to, co najgorszego może spotkać człowieka? Bo skąd czerpać nadzieję i radość, kiedy utraci się wpływ na własne życie?

foto

: 123

RF

|www.podprad.pl14

Istnieliście zaledwie kilka mie- ▪sięcy. Pojechaliście na PAKĘ i wy-graliście. Co się zmieniło od tego czasu?

Całe nasze życie się zmieniło. Oka-zało się po PACE, że kabaret to będzie nasza praca. To jest megazmiana, jak się nagle okazuje, że pracujesz nie w tym zawodzie, którego się uczyłeś na stu-diach, tylko w tym, który pokazałeś na PACE.

Publiczność na waszych wystę- ▪pach świetnie się bawi. Ciekawa jestem, jak wy sami się bawicie podczas występu. To dla was tylko praca, czy forma rozrywki?

Przede wszystkim robimy to, bo to lubimy, kochamy. Każdy z nas chciał być związany z estradą. Co zresztą mówi nasz kierunek studiów: animacja spo-łeczno-kulturalna. Pin już wcześniej śpie-wał w zespole. Góra do tej pory gra na perkusji. Mariusz występował w teatrze. My mieliśmy kabaret z Gajdą za cza-sów liceum. To jest nasza praca, ale też i przyjemność. Myślę, że będziemy istnieć, dopóki będzie nam to dawało jakąś radość i będziemy z tego czerpać satysfakcję.

Jaka publiczność jest dla was ide- ▪alna? Taka, która obrzuca was kwia-tami czy krytyczna, niebojąca się po-

kazać swojego niezadowolenia?Ten, kto przychodzi, ma prawo

pokazać, że mu się nie podoba. Jeżeli ktoś przyjdzie na nasz spektakl i wyj-dzie sobie w połowie, co prawda tak się nie zdarzyło nigdy, ale...

Czy spotkaliście się kiedyś z ne- ▪gatywną opinią lub brakiem zrozu-mienia waszych skeczy?

Wydaje mi się, że są pewne reguły, które powinny obowiązywać na wystę-pach. Jeśli się komuś podoba, to fajnie, niech się śmieje, cieszy i raduje. A jeśli nie niech nie rzuca pomidorami, nie gwiżdże tylko po występie przyjdzie i powie, co było nie tak, bo przez takie zachowanie podczas występu przeszkadza innym.

A sama nazwa kabaretu skąd się ▪wzięła? Kto ją wymyślił i dlaczego właśnie taka?

Nazwę wymyślił nasz znajomy ze Stanów – George Clooney. Ja mu tro-chę pomogłem w tym wszystkim. Na-zwa związana jest generalnie z pewny-mi wydarzeniami, które miały miejsce siedem lat temu gdzieś w środkowej Polsce. Dokładnie nie mogę powie-dzieć – gdzieś koło Sieradza, tak na prawo bardziej. Tak na północ jadąc je-dynką. Po prostu jesteśmy łowcami pod każdym względem. Jesteśmy stworzeni do tego, żeby łowić.

Za co lubicie samych siebie? ▪Ja lubię Sławka…Ale ty nie masz na imię Sła- ▪

wek…Aaa... Za co lubimy siebie, tak? Ja

lubię siebie za to, że jestem fajny. Po prostu lubię przebywać w swoim to-warzystwie.

Chyba nie masz wyboru. ▪No nie mam wyboru, ale zawsze

mogę skończyć ze swoim życiem, sam sobie je odebrać. Ale nie robię tego, bo lubię przebywać w swoim towarzystwie. Lubię siebie za wrażliwość.

Proszę zdradź- ▪cie na koniec wa-sze plany na przy-szłość.

Mariusz: W pla-nach mam wycho-wanie mojej córeczki na dobrą obywatelkę tego kraju i jeszcze oprócz tego mam taki plan, że muszę przejść bardziej na warzywa z mięsa, bo jem za dużo mięsa, a mało warzyw. I robią mi się takie białe na tym… na paznokciach. To jest brak witamin.

Bartek: To jest szadź.

Mariusz: A niech to! Zostanę jednak przy mięsie, bo okazało się, że to szadź i popiół z petów. Także przepraszam – pomyliło mi się.

Bartek: Chcemy robić dalej to, co robimy.

Maciek: W ostatnim czasie wydali-śmy płytę DVD.

Sławek: Udało nam się nagrać do-bry występ, bo śmieszny, czyli że lu-dzie się śmiali. Premiera będzie pod koniec listopada. W okresie przed-świątecznym, więc każdy będzie mógł

kupić naszą nor-malną płytę, a nie z YouTube, skecze skądś tam ściągnię-te. I tutaj apelujemy właśnie do wszyst-kich ludzi, którzy przychodzą na na-sze występy, pro-szę nie nagrywajcie i nie wrzucajcie! Serdecznie zapra-szamy do kupna naszej płyty, z na-

szymi najlepszymi skeczami. Jest też parę dodatków, które mogą cieszyć oko i ucho oglądających to DVD.

Rozmawiała Natalia Walkowiak Zdjęcia: Aleksander Piórkowski

to, Co luBiMyŁowcy.B to kabaret z Cieszyna. Tworzą go studenci Uniwersytetu Śląskiego. Prezentują oni absurdalny humor z przewagą pantomimy nad komunikatami werbalnymi. W 2003 roku kabaret Łowcy.B zwyciężył w Przeglądzie Kabaretów PAKA. W latach 2004-2006 dwa razy wygrał Ogólnopolski Festiwal Piosenki Kabaretowej O.B.O.R.A. W skład kabaretu wchodzą: Bartek Góra – Góra, Bartek Gajda – Prymus, Sławek Szczęch – Zlew, Paweł Pindur – Zakleszcz, Maciek Szczęch – Maćkowy Potwór, Mariusz Kałamaga – Basen.

po proStu jeSteśmy łowcami

poD każDym wzglęDem. jeSteśmy

Stworzeni Do tego, żeby

łowić

roBi

My

www.podprad.pl| 15

to, Co luBiMy

kicz

e

kiCze

Ul. Zachodnia - wizytówka miasta. ŁÓDŹ ▪The doors. ŁÓDŹ ▪

Skansen w środku blokowiska. Czemu nie? ŁÓDŹ ▪

Pół okna. ▪ PszczynaNa ruinach miasta zostało ich dwóch. Który zwycięży? P.S. tramwaj został pobazgrany legalnie. ŁÓDŹ ▪

Był dom - nie ma domu. ŁÓDŹ ▪ Od przybytku głowa nie boli. ŁÓDŹ ▪

Była „brzydka” kamienica, jest ▪„ładny” blok. ŁÓDŹ

Spokojnie, to tylko... apteka. ŁÓDŹ ▪fo

to M

ariu

sz P

odsia

dły

foto

Mar

iusz

Pod

siadł

yZ

djęc

ia n

ie p

odpi

sane

Rom

an C

zubi

ński

architektoniczne

|www.podprad.pl16

Przestrzeń naszych miast wypełniają ulice, place, budynki, parki czy lasy. Każdego dnia bywamy w wielu różnych miejscach – korzystamy z miejskiej komunikacji, mijamy kolejne ulice i skrzyżowania. Można powiedzieć, że przestrzeń miejska jest przestrzenią naszej codzienności. Ale czy na pewno ją dobrze znamy?

dzin stawali się młodymi powstańcami, roznosili meldunki i organizowali akcje przeciwko okupantowi. Tutaj również uczniowie mogli poznać lepiej historię stolicy i utożsamić się z walczącymi o jej wolność.

Nieco zapomnianą historię Ło-dzi wskrzeszają z kolei zapaleńcy ze Stowarzyszenia Inicjatyw Miejskich Topograf ie. W dwóch grach promo-wali wiedzę o dawnej Łodzi. Wiosną, w zabawie pt. Łap złodzieja! namawiali do złapania Ślepego Maksa, legendar-nego przedwojennego przestępcy. A tej jesieni zachęcali do zmotania fabryki, czyli przenieśli łodzian w erę burzliwego rozwoju miasta, gdy jego ojcowie założyciele budowali swoje bawełniane imperia. Podczas tej gry mieszkańcy mieli na przykład okazję spotkać się z żydowskim fabrykantem, który pozostawił im zakodowane wska-zówki w… gazecie z tamtego okresu!

I właśnie o to w grach w miejskich cho-dzi. Uczestnicy szukają różnych miejsc,

rozwiązują zagadki, odpowiadają na py-tania napotkanych postaci, nierzadko przebranych w stro-je z epoki. Wyniki są zazwyczaj ogłasza-ne w Internecie.

W taki oto sposób miasto i jego przestrzeń są wykorzystywane w sposób twórczy i oryginalny. A na dodatek realizowane są różnorakie cele: edukacyjne, wycho-wawcze, patriotyczne czy promocyjne. Korzystają na tym wszyscy. Miasto, bo tanim kosztem uzyskuje niebanalną promocję. Organizatorzy, bo uczą się wielu nowych rzeczy i rozwijają swoją kreatywność. Wreszcie uczestnicy, któ-rzy nierzadko przecierają oczy ze zdu-mienia i mówią, że nie wiedzieli, że ich miasta kryją w sobie tyle tajemnic.

Piotr NiedzielskiGry miejskie w Internecie:www.gramiejska.plwww.zmotajfabryke.plwww.old.partyzantz.comwww.infopraga.com.pl/gra.html

W grzeA czy próbowaliście kiedykolwiek

spojrzeć na miasto z nieco innej per-spektywy, a mianowicie jako na... planszę do gry? W ostatnich latach w naszym kraju coraz większą popular-nością cieszą się tzw. gry miejskie. Ich idea oparta jest na prostym założeniu: miasto to teren gry, po którym poru-szają się gracze rywalizujący o zwycię-stwo. Gry mają oswajać graczy z mia-stem, przybliżać przestrzeń miejską, budować więź z miejscem zamieszka-nia. Rodzajów gier jest conajmniej kilka. Można np. wyróżnić te o charakterze historycznym, bądź tematycznym.

W grach miejskich biorą zwykle udział kilkuosobowe zespoły, które mają do rozwiązania szereg zagadek, niekiedy naprawdę trudnych i wyma-gających od grających bystrości, inteli-gencji i niemałej wiedzy. Liczy się zgra-nie ekipy i szybkość w podejmowaniu decyzji.

Grę można zorganizować wszę-dzie. Wśród miast, w których można było pograć, znalazły się już m.in. Poznań, Trójmiasto, Warsza-wa czy Łódź. Każ-da z gier miała inny charakter. I tak na przykład w stolicy Wielkopolski w 2006 r. przygotowano spe-cjalne rozgrywki w celu upamiętnienia 50. rocznicy wydarzeń z czerwca 1956 r. Uczestnicy wcielili się w rolę robotników walczących o swoje prawa, a w czasie zabawy musieli nawet walczyć z od-działami milicji! Nie trzeba chyba do-dawać, że było to szczególnie atrakcyj-ne dla młodych poznaniaków, którzy historię poznają na co dzień głównie z podręczników. Warto nadmienić, że w Poznaniu tradycja gier miejskich jest wyjątkowo długa, bo są one tam orga-nizowane już od 9 lat.

Na popularyzowanie historii po-stawiono też w Muzeum Powstania Warszawskiego. W ciągu ostatnich lat zorganizowano kilka gier przeno-szących młodzież w czasy Powstania Warszawskiego. Gracze na kilka go-

uczeStnicy mówią, że nie wieDzieli,

że ich miaSta kryją w Sobie tyle

tajemnic

grA W M i A S t oM i A S t o

foto: Roman Czubiński, Bielsko-Biała

www.podprad.pl| 17

Na jesieni do miejscowości Sierako-wice na Pomorzu z różnych stron Polski przybyło wielu śmiałków, chcących zmie-rzyć się z własnymi słabościami i poznać swoją wytrzymałość fizyczną i psy-chiczną. Miała tam miejsce trzydziesta szósta edycja amatorskich zawodów sportowych łączących elementy mara-tonu i biegu na orientację.

Rajd Harpagan dzieli się na trzy kon-kurencje: pieszą, rowerową i mieszaną. Uczestnicy trasy pieszej w ciągu jednej doby mają do pokonania 100 km, ro-werzyści w czasie dwa razy krótszym muszą pokonać 200 km, natomiast trasa mieszana łączy w sobie przejście 50 km i przejechanie 100 km w 18 go-dzin. Największą popularnością cieszy się co roku trasa piesza, w której wy-startowało trzystu dziewięćdziesięciu zawodników. 290 osób próbowało swoich sił na trasie rowerowej i 41 na trasie mieszanej.

Trasa rajdu przebiegała tak, by mogli ją przejść jedynie nieliczni. Zadaniem zawodników było dotarcie do punktów zaznaczonych na mapie i podbicie tam karty startowej. Trasa dojścia na punkty była dowolna i zawodnicy sami decy-dowali, jaką drogą chcą dotrzeć do tzw. punktów kontrolnych. W związku z tym większość zawodników pokonywała trasę dłuższą niż przewidziana przez organizatorów, by iść drogą pewniej-szą. Duża część zawodników zdawała się jednak na kompas, mapę i zdolność orientacji w terenie by trasę pokonać szybciej. Start imprezy miał miejsce o godz. 21:30. Chwilę wcześniej za-

wodnicy dostali mapy i mieli zaledwie minutę na zapoznanie się z nią. Każdy zabrał na trasę prowiant według uzna-nia. Z racji, że marszruta przebiegała głównie przez lasy a podróż rozpoczęła się w godzinach nocnych, uzupełnienie zapasów było trudne, każdy musiał za-brać ze sobą jedzenie, picie i ubranie na nocne godziny. W połowie trasy przewidziany był punkt w szkole, gdzie można było chwilę odpocząć.

Miałem przyjemność wziąć udział w tej imprezie jako członek team’u Kumple. Zdążyłem doświadczyć tru-dów wędrówki a także poznać wielu ciekawych ludzi i spisać ich relacje. – Kiedyś trzeba zdo-być ten tytuł. Teraz się nie udało, ale jak mówią: do trzech razy sztuka – ko-mentuje swój udział w imprezie Marcin Wójciuk – infor-matyk z Warszawy, który biegł w Har-paganie po raz drugi. – Miałem ambicję, żeby przejść całość. Wiedziałem, jak to wygląda i wydawało się realne, ale się nie udało. W trakcie trasy bywają trudne momenty. Cza-sem nie wytrzymuje organizm, czasem psychika. Chwilami bywa tak, że chce się siąść nawet w zimnym rowie i nie iść dalej. Tylko znajomi mogą wtedy zmotywować do wstania – podsumo-wuje Marcin. Jego kolega Tomasz Wło-darczyk opowiada o swojej obecności – Przyjechałem pod wpływem chwili.

Kolega przyszedł i powiedział, że wy-biera się na Harpagan. Nie chciałem, żeby jechał sam. Poza tym lubię takie imprezy. Fakt, że ta wymęczyła mnie bardzo, ale za tydzień będę wypoczęty i mógłbym iść jeszcze raz. Mam nawet na oku jeden rajd 50-kilometrowy. Mi-chał Ludwicki – matematyk z Leszna wspomina – Myślałem, że to będzie ten raz. Było blisko, ale jednak dobrze schowane punkty, jeden znaczny błąd w odczytywaniu mapy i kontuzja kolana uniemożliwiły ukończenie rajdu. Impreza była wspaniała. Mam nadzieję, że za rok znowu wystartuję i spotkam starych zna-jomych. Uważam, że w takich impre-

zach niekoniecznie chodzi o przejście całości, ale bardziej o poznawanie siebie, swoich słabości i wy-trzymałości w ekstre-malnych sytuacjach. Wśród uczestników znacznie przeważali mężczyźni, co nie znaczy, że kobiet nie

było. Magdalena Czarnecka, studentka Pedagogiki z Warszawy – Uważam, że impreza wcale nie jest przeznaczona jedynie dla mężczyzn. Po prostu nie każdą dziewczynę coś takiego kręci. Mnie owszem. Chciałam przejść Har-pagona i umrzeć z honorem. Niestety umarłam bez honoru – żartuje Mag-da, która zajęła pozycję w pierwszej połowie uczestników. – Bardzo mi się podobało i mam zamiar przyjeżdżać do skutku. Brałam już udział w przygodo-

wych biegach na orientację, gdzie, poza trasami pieszymi, były etapy rowero-we, kajakowe oraz przeprawy linowe. Nic jednak nie wymęczyło mnie tak, jak ten rajd. Polecam go miłośnikom tury-styki, jednak przypominam, że to forma ekstremalna, trudniejsza niż spacer po górach – podsumowuje.

Spośród uczestników rajdu pieszego pierwszą pętlę – 50,5 km, pokonało 275 osób, a na drugą ruszyło już za-ledwie 95. Trasę udało się pokonać dwudziestu sześciu osobom, które zdobyły tytuł Harpagana. Zwycięzca-mi zostali Bogdan Rycerski i Mariusz Pleciński, którzy pokonali trasę w 16 godzin i 26 minut. Mi udało się przejść 67 km, co dało mi 79 miejsce. Na drugą pętlę wyruszyłem samodzielnie i przekonałem się, że bez znajomych u boku, którzy mobilizują, dużo ciężej jest pokonać trasę. Także dlatego, że nie pozwalają zasnąć. Trasy mieszanej i rowerowej w całości nie pokonał ża-den z zawodników.

Harpagan jest jedną z najbardziej znanych imprez tego typu w Polsce, ale nie jedyną. Podobne rajdy odbywają się na terenie całego kraju. Więcej informa-cji o imprezach można uzyskać na stro-nie www.harpagan.pl, www.napieraj.pl lub www.pttk.pl. Gorąco polecam ten rodzaj aktywnego wypoczynku, jako okazję do rozruszania mięśni, poznania i poczucia mięśni, z których istnienia nie zdawaliśmy sobie sprawy, a także dla poznania i sprawdzenia siebie.

Przemysław Zyra

w trakcie traSy bywają truDne

momenty. czaSem nie wytrzymuje

organizm, czaSem pSychika

Ponad 700 osób wzięło udział w organizowa-nym na Pomorzu eks-tremalnym biegu na orientację Harpagan.

rozryWkA odpo

czyn

ekekStreMAlNA

Zmarł jeden z najcięższych ludzi na świecie. Meksykanin Jose Luis Garza (47 lat) ważył 450 kg. Pracownicy po-gotowia musieli wyburzyć ścianę domu, w którym mieszkał, by móc załadować jego zwłoki na ciężarówkę. Ciężko to skomentować. Polska The Times, dodatek Męska rzecz

W Wielkiej Brytanii przeprowadzono sondaż, w którym zapytano rodziców, jak często oszukują dzieci. Okazało się, że przeciętny Brytyjczyk jako dziecko słyszy nawet 3 tys. nieprawdziwych wyjaśnień nurtujących go problemów. Najbardziej rozpowszechnione jest oszustwo o św. Mikołaju. Ankietowani przyznali, że historyjki, które opowiada-ją swoim dzieciom, kiedyś usłyszeli od własnych rodziców. A tobie jakie kity wciskała mama do spółki z tatą? Dziennik

Pewien 80-letni Norweg ma rogów-kę oka, liczącą sobie... 123 lata. Jak to możliwe? Otóż przeszczepiono mu ją pół wieku temu, a dawcą był mężczyzna urodzony w 1885 r. Jest to najstarsza znana część ludzkiego ciała, która dzia-ła do dziś, choć właściciel przeszczepu narzeka... że nie widzi już tak dobrze, jak kiedyś. Rzeczpospolita

Czy wiecie, że odtwarzacz MP3 może być niebezpieczny? I nie chodzi wcale o uszkodzenie słuchu. Według staty-styk brytyjskiej firmy ubezpieczeniowej osoby poruszające się po ulicach ze słuchawkami w uszach spowodowały wzrost liczby wypadków z udziałem pieszych. Metro

40-letnia Włoszka otrzymała mandat w wysokości 104 euro, gdyż prowadząc samochód, rozmawiała równocześnie przez dwa telefony komórkowe, a kie-rownicą kręciła za pomocą kolana. Cie-kawe, czym zmieniała biegi... Gazeta.pl

W Milwaukee pewien czternastolatek został sprasowany wraz ze śmieciami w śmieciarce, nie odnosząc większych obrażeń. W śmieciarce znalazł się po tym, jak uciekając z parawojskowego obozu dla nastolatków, schował się w koszu do recyklingu papieru. Na pew-no stał się bohaterem lokalnej prasy. Onet.pl

PreSSóWkADo czego służy w komputerze port USB? Na pewno odpowiecie: do podłą-

czenia drukarki, pamięci PenDrive czy aparatu cyfrowego do komputera. Ale czy to koniec jego zastosowań? Oczywiście, że nie. USB, czyli Universal Serial Bus – uniwersalna magistrala szeregowa, był zaprojektowany jako uniwersalny port do wszystkiego. I tak właśnie jest. To, co za jego pomocą można podłączyć do komputera ogranicza chyba tylko ludzka wyobraźnia.

zaSilany z portu uSb, grający na perkuSji mikołaj. Aby umilić sobie święta w pracy można nabyć takiego oto mikołaja. Wygrywa jedną z 5 melodyjek i dodatkowo bębni w takt muzyki.

pSzczółka maSażyStka. Ulżyj swym przemęczonym i obolałym

mięśniom! Kup pszczółkę masażystkę! Zasila-na z portu USB masażystka szybko uśmierzy ból

i stres, sprawiając, że uśmiech zagości na Twojej twarzy.

biegający chomik na uSb. Realistycznie wyglądający chomik pozwoli Wam prze-trwać najgorszy nawet dzień spędzany w biurze. Ten zasilany z gniazdka USB gadżet po prostu po-wala śmiechem. Szybkość z jaką chomik biega w swojej karuzeli zależy od szybkości waszej klawiatu-ry. Im szybciej piszesz – tym szybciej on biegnie!

akwarium uSb. Jesteś zestresowany? Pooglądaj sobie

plastikowe tropikalne rybki pływające w tym akwa-rium. Poczuj jak całe napięcie mija. Wbudowane kolorowe diody led tworzą niepowtarzalne oświe-tlenie. Bardzo sympatyczny gadżet, idealny na długie

zimowe wieczory i szare dni.

kameleon na uSb.

Po podłączeniu go do gniazdka USB - zacznie on od czasu do czasu

poruszać swoimi wybałuszonymi oczkami i wystawiać jęzor.

poDgrzewane rękawiczki poD uSb.

Wymyślone i zaprojektowane by Twoim palcom było cieplej! Każda z rękawiczek posiada 2 grzejące wkład-ki. Temperatura rękawiczek podnosi się o 10°

w ciągu 5 minut.

niSzczarka Dokumentów.

Nie pozwólmy obcym osobom wygrzebać ze śmietnika naszych detali bankowych ani innych ważnych

dokumentów. Używanie niszczarki to dobra zabawa i praktyczna konieczność. Urządzenie to posiada również

funkcję otwierania kopert!Masz pomysł na gadżet? Napisz do mnie! Łukasz Wysocki [email protected] Opisy i zdjęcia zaczerpnięte z: www.2future.pl, www.usbtoys.pl www.gadzeter.pl, www.ministerstwogadzetow.com

gAdżetoMANiA

www.podprad.pl| 19

W przeczytanym tekście ogólnie chodziło o to, że na Zachodzie każdy klub jest trochę inny, zaspokaja inne potrzeby konsumenta, dlatego nasi są-siedzi w ciągu jednej nocy odwiedzają kilka miejsc. Klub jest, jak sama nazwa wskazuje – czytał Pokrętek – instytucją zrzeszająca pasjonatów. Niezależnie od tego czy jest to muzyka, sztuka, li-teratura, czy niezależne koło gospodyń wiejskich, zrzesza on ludzi odbierających te same fale [sic!] i nasta-wiających się na odbiór podobnych wrażeń es-tetycznych*. Pokrętek jak najbardziej utożsa-mił się z tym opisem. Bary piwne, które od-wiedzał co najmniej raz w tygodniu, jak najbardziej pasowały do opisu in-stytucji zrzeszającej pasjonatów.

Pokrętek jakoś poczuł sympatię do DJ’a, który tak bardzo chciał zmienić polską kulturę klubową. Zdecydował więc, że już od tego piątku nie będzie

CluBoWA PrzeStrzeń

Stojąc w kolejce po poranne piwo Pokrętek przeczytał artykuł o clubbingu. Długo nie potrafił załapać o co tak naprawdę chodzi, ale udzie-liła mu się pasja autora.

siedział cały wieczór w jednym miej-scu, ale do rana odwiedzi kilka.

Zaczął od Słoneczka. Wypił kilka piw i zaczął się zbierać. Koledzy byli nie-zwykle zaskoczeni, bo myśleli, że chce już iść do domu. Zaczął im tłumaczyć ideę clubbingu i kilku nawet udało mu się przekonać. Już w siedmiu poszli do Dziupli.

Zajęli sześcioosobowy stolik (je-den clubber gdzieś im się po drodze zapodział) i zaczęli porównywać Sło-neczko i Dziuplę. Rzeczywiście oba bary zaspokajały inne potrzeby by-walców. Właściciel

Słoneczka poszedł raczej w tanie piwo, a w Dziupli stawiano na wystrój wnę-trza (na ścianach wisiało wiele bardzo, ale to bardzo ciekawych plakatów).

Do kolejnego klubu dotarł Pokrętek z trzema kolegami (dwóch zostało w Dziupli, żeby kontynuować ożywioną

dyskusję z barmanem na temat zawar-tości H2O w piwie). Boryna to chyba najstarszy bar w dzielnicy. Trudno było jednym zdaniem określić jego charak-ter. Przychodziło się do niego raczej ze względu na stałych bywalców. Z całą pewnością można powiedzieć, że spo-tykało się tutaj ludzi odbierających te same fale i nastawiających się na odbiór podobnych wrażeń estetycznych. Naj-więcej fal i wrażeń estetycznych można było doświadczyć w WC. Po kilku ko-lejnych piwach Pokrętek już sam opu-ścił bar (tym razem nie miał pojęcia co się stało z kolegami, miał tylko niejasne wrażenie, że pod stolikiem jest czarna dziura). Na dalszy clubbing nie miał już, niestety, ani sił, ani środków.

W następny piątek Pokrętek nie od-wiedzał już barów. Zniechęcił się. Prze-czytał kolejny artykuł, w którym pisano, że prawdziwy clubber nosi ze sobą kosmety-ki i ubranie na zmianę i prosto z ostatniego klubu idzie do pracy. A skąd on miał wziąć nagle pracę? [email protected]

najwięcej fal i wrażeń eStetycznych można było

DoświaDczyć w wc

okiem czachora

Magazyn Studencki, copyright © płyń POD PRĄDWszelkie prawa zastrzeżone

www.podprad.pl

aDreS reDakcji:ul. Pilotów 19A/480-460 Gdańsk

tel./fax 058 710 82 [email protected]łaD reDakcji:

reDaktor naczelna: Katarzyna Michałowska; zeSpół reDakcyjny:

Dominik Pietrzak, Małgorzata Olędzka, Łukasz Rudziński, Bartłomiej

Serkowski, Natalia Filipiak, Natalia Balcer, Olga Kupicz, Maciej Badowicz,

Jakub Kupracz, Marcin Hołowiński, Anita Niemczyk, Tomasz Zdunek;

korekta: Małgorzata Olędzka, Łukasz

Rudziński, Katarzyna Pelplińska, Milena Ważny, Monika Penkol, Anita

Niemczyk, Natalia Filipiak.

jeśli chceSz zaangażować Się w tworzenie gazety – napiSz:

[email protected]

zapytanie o reklamę: [email protected]

SkłaD i projekt okłaDki: Sylwester Gigoń

oDDziały w polSce:Kraków: Agnieszka Sitek,

[email protected], 503 490 351; Łódź: Marcin Kołton,

[email protected], 663 224 487; Poznań: Ewelina Haliżak,

[email protected], 663 224 546; Warszawa: Anita Niemczyk,

[email protected], 663 224 480.

Magazyn jest tworzony m.in. przez studentów z Ruchu Akademickiego

Pod Prąd z pięciu głównych miast aka-demickich Polski. Skupia on katolickich

i protestanckich studentów, którzy pragną żyć w przyjaźni z Bogiem i

inspirować do tego innych.

różn

ości

* Cytat ze strony www.topdj.pl, autor Adam Novy.

www.komikskc.ocom.pl

foto:123RF