pietrek całość treść A4.doc

313
“Non nobis, Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam” Moim dzieciom Ewie, Krzysztofowi i Kajetanowi Oraz Januszowi i wszystkim zakochanym w Ślęży

Transcript of pietrek całość treść A4.doc

Page 1: pietrek całość treść A4.doc

“Non nobis, Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam”

Moim dzieciom Ewie, Krzysztofowi i KajetanowiOraz

Januszowi i wszystkim zakochanym w Ślęży

Page 2: pietrek całość treść A4.doc

© Copyright Andrzej Krzysztof Puchalski 2011Historię zakończyłem w Cottingham w Wigilię Anno Domini 2011

2

Page 3: pietrek całość treść A4.doc

Słowo od autora

Masyw Ślężański wraz ze Ślężą i Radunią wznosi się ok. 30 kilometrów od Wrocławia i jest przedprożem Sudetów. Historia tego miejsca jest zadziwiająca. Tak kiedyś o Tym miejscu pisał mój przyjaciel Janusz Kuliński, który zaraził mnie „chorobą” zwaną Ślężnicą, albo Włostowicą„Jeden z najdziwniejszych, otoczony niezliczonymi mitami dzień a właściwie noc środka lata zwana ''Sobótką'', kojarzy mi się z tą górą od dzieciństwa. W opowieściach mojej mamy, która młode lata spędziła w Niemenczynie na Litwie, noc św. Jana była pełna magicznych ceremonii. Palono ogniska, najchętniej nad samą wodą, ponieważ woda posiada tej nocy cudowną siłę. Wstawiano beczki ze smołą do ognia, żeby odpędzić od inwentarza wszelkie złe moce. W Tym okresie zbierano zioła, które miały szczególną moc leczenia z wszelkich chorób. Dziewczyny puszczały wianki na wodę, aby znaleźć tego jedynego i umieszczały w nich świece aby widzieć drogę jaką przemierzą do ukochanego. Wszędzie było pełno światła i śpiewów. Na wodzie pływały łabędzie, za które przebierali się żołnierze z pobliskiej jednostki KOPU/Korpus Ochrony Pogranicza/. Jako mały brzdąc, zobaczyłem po raz pierwszy w życiu tego białego, przepięknego ptaka, w parku we Wrocławiu, na tzw. Ołbinie, miejscu gdzie w średniowieczu istniał klasztor wybudowany przez komesa Piotra Włosta. Dopiero później dowiedziałem się, że był on właścicielem góry Ślęży vel Sobótki oraz, że pochodził z najpotężniejszego, śląskiego rodu Łabędziów, zamieszkującego rejon świętego Olimpu plemienia Ślężan. Moje zainteresowanie górą wzrosło, kiedy wziąłem udział w nocnym poszukiwaniu kwiatu paproci, w noc św. Jana i poznałem ludzi znających historię i legendy opowiadające o tajemnicach Ślęży. Na pewno warto je poznać, bo są one, naszymi polskimi podaniami o królu Arturze i św. Graalu. Przypominają postać śląskiego Lohengrina - Rycerza Łabędzia, Piotra Włosta, którego życiorys mógłby być fabułą do nakręcenia filmu”

Opowieść, którą napisałem, nie ma nic wspólnego z historią, a przynajmniej niewiele. Nie jest to powieść historyczna, chociaż użyte są w niej historyczne miejsca czy występują historyczne nazwiska. Chociaż przez Ślężę przetoczyły się i plemiona Celtów wraz druidami, i Słowianie, i Czesi, Niemcy czy Polacy. Także i postać Pietrka, chociaż inspirowana Piotrem Włostem, nie jest prawdziwa. To wszystko mogło się przydarzyć wszędzie i każdemu.

Autor

CZĘŚĆ I

3

Page 4: pietrek całość treść A4.doc

Pietrek

4

Page 5: pietrek całość treść A4.doc

5

Page 6: pietrek całość treść A4.doc

Miserere mei, Deus, secundum magnam misericordiam tuam...1

...Auditui meo dabis gaudium et laetitiam:et exsultabunt ossa humiliata.Averte faciem tuam a peccatis meis:et omnes iniquitates meas dele.Cor mundum crea in me, Deus:et spiritum rectum innova in visceribus meis....I

- Pietrek, Pietrek – gdzież to się to chłopaczysko podziewa – Głos kobiety dobiegał z pomieszczeń kuchennych dużego drewnianego dworu aż na podwórze. Kobieta wytarła ręce umazane od ciasta chlebowego, które właśnie zagniatała, o fartuch i stanęła w drzwiach wyjściowych prowadzących z kuchni na zewnątrz. Promienie porannego słońca otoczyły jej postać zabawnie bawiąc się w jej długich jasnych włosach, wywołując ogniki pomiędzy włosami. W jej przepięknych niebieskich oczach widać było ciepło, które ogrzewało wszystko na co tylko spojrzała i topiło w mgnieniu oka skamieniałe serca.

- Co mnie podkusiło opuszczać moją ukochana Flandrię i zamieszkać w tym surowym kraju, na tej górze na której mieszają się wszystkie siły świata? – pomyślała – i jeszcze ten Pietrek którego zawsze wszędzie pełno a jak potrzeba to go nigdzie nie ma. Dopiero co krzyczało toto w plecionej kobiałce uwiązanej do belki pułapu na czterech sznurach łyczanych, a teraz znika gdzieś na długie godziny.

Odwróciła się, weszła do kuchni i wróciła do gniecenia ciasta, bo i to gotowe jeszcze przepaść. Dzieża wypełniona była do połowy pachnącym, błyszczącym gładkością ciastem. Nakryła ją lnianą szmatką i odstawiła na piecu do wyrośnięcia. Obmyła dłonie w wodzie i ruszyła w kierunku drzwi.

Dworzec zbudowany był na wzniesieniu z którego dobrze było widać wszystkie chaty w osadzie do której dostępu obcym broniła góra, i do tego gęsty, zbudowany z pali ostrokół uwieńczony pomieszczeniami dla straży nad bramą. Osada składała się z paru chat, w których mieszkali zwykli, ale jakże niezwykli ludzie, bo taki np. kowal Hanys, niby to wrota okuwa a najlepsze miecze Tylko spod jego ręki wychodzą, albo i ten stary druid co mieszka w najdalszym zakątku osady, cichy, nie rzucający się w oczy najczęściej przygotowujący swoje wywary i zioła, a na ranach zna się jak żaden inny. Dziwne to było dla niej miejsce, które wybrała dla swojego ukochanego. Ona, Pani z wielkiego domu.

- Ach - westchnęła – miłość nie wybiera – Narzuciła sobie nosidło na ramiona i podczepiła pod nie dwa cebrzyki – wody trza przynieść a to chłopaczysko po lasach się włóczy – jeszcze raz westchnęła i poszła w kierunku studni.

Studnia, duża, głęboka, ocembrowana kamieniem znajdowała się w centrum osady. Nad nią górowała figura wykuta z kamienia, ni to panny ni to smoka z wielkimi, znacznie przewyższającymi figurę skrzydłami. Figura ta stała tutaj od dawna, tak dawno że nawet najstarsi mieszkańcy osady nie pamiętali kto ją postawił i dlaczego, chyba że … Tylko stary druid mógł pamiętać bo on jak i ta figura był w osadzie od zawsze. Nikt nie wiedział ile on miał lat, ile zim przeminęło od jego urodzenia. Na brzuchu figury znajdował się wielki krzyż ale taki, na jakim to podobno ukrzyżowano świętego Andrzeja, z ramionami skierowanymi do dołu. Starzy ludzie

1 Zmiłuj się nade mną Boże w swojej łaskawości - Psalm 50 (51) - Biblia 1000-lecia

6

Page 7: pietrek całość treść A4.doc

opowiadali że to pieczęć, której Tykać nie wolno, bo może zmienić świat, a studnia jest wrotami. Dopóki pieczęć istnieje ta woda da orzeźwienie i nowe życie. Nie zastanawiała się nad Tymi opowieściami bo jej wiara, jej religia, nowa dla Tych wszystkich ludzi którzy wierzyli w Boga Słońce, nie dopuszczała innych myśli. Chrześcijaństwo było tu zakorzenione, lecz równocześnie stare pogaństwo kwitło niezniszczalnie żywe, jak gdyby na tej bogatej, mądrej doświadczeniem górze, dość było miejsca na wszystkie wiary i na wszystkie bogi. Gdy podeszła do studni, na wszelki wypadek pokłoniła się pani wody i podziemi z których ta woda wypływała. To nie jej miejsce, więc może Ci ludzie mówią prawdę? Oni tu żyją od wieków.

Zrzuciła cebrzyk z długa liną. Cebr uderzył w wodę i lina się naprężyła, powoli, zamyślona, zaczęła wyciągać to co się nabrało. Wyciągnęła cebr na powierzchnię, postawiła na cembrowinie żeby przelać i … krzyknęła z przerażenia. Cebr spadł z cembrowiny prosto jej pod nogi, Woda, która zaczęła wsiąkać w ziemię, mieniła się kolorem purpury, kolorem karminu – kolorem krwi. Podniosła wzrok i pierwsze co ujrzała to były oczy druida wpatrzone w to co się wylało. Po jego policzku spływała łza.Słońce już stało wysoko na niebie kiedy to od strony bramy dobiegły okrzyki straży i wysłannik biegł w jej kierunku.

- Co to za harmider tam przy tej bramie, co się stało? – zapytała posłańca kiedy ten już odzyskał oddech po szybkim biegu

- Goście jadą Pani, goście. Jakiś niewielki oddział konnych się zbliża, powoli wspinając się drogą

- Może to nasz Pan powraca? – zapytała niepewnie- Nie wiem Pani, ale orszak odziany jest w zbroje i stroje których tu wcześniej nie

widziano, a bywali tu już różni. Na tym odludziu każdy gość zawsze wywoływał sensację. Ludzie powychodzili z chat i zebrali się u bram żeby przywitać nieznajomych. Po chwili, której wszystkim oczekującym wydawała się wiecznością na moście przed bramą zatupotały końskie kopyta i orszak wjechał w granice osady, zaraz za nimi wbiegł do osady chłopiec, tak na oko 10 letni, rozwinięty ponad swój wiek. Podbiegł do kobiety i zawołał

- Matulu, matulu, ja za nimi już dosyć długo idę, chciałem podsłuchać o czym mówią, ale nie rozumiałem ich mowy, oni jacyś dziwni są.

Matka wzrokiem gospodarza ogarnęła przyjezdnych. Mężczyzna, który właśnie zsiadał z konia, wyglądał na rycerza z wysokiego rodu. Jego sprawne, kocie powiedziałoby się ruchy, wskazywały że niejedną bitwę odbył i z niejednego ogniska jadał. Jego potężna postać odziana w kolczugę i nakryta białą tuniką przepasaną szerokim pasem do którego przyczepiony był miecz skrywała potężną siłę i hart ducha. Na piersiach, na tunice, na czerwonym tle, rycerz miał wyhaftowanego pięknego białego łabędzia. Na ramiona zarzucony miał płaszcz spięty przepiękną spinką. Długie kręcone, jasne włosy opadały na ramiona i okalały twarz pooraną bruzdami blizn, ogorzałą od słońca i okadzoną niejednym bitewnym dymem. Twarz, która wyrażała spokój, jednak z jego oczu bił wielki smutek.

Mężczyzna, zsiadłszy z konia wyją coś z troków umieszczonych na grzbiecie konia, i ruszył w kierunku niewiasty. Stanąwszy przed nią ukląkł na prawe kolano i wyciągnął przed siebie na dwóch rękach umieszczony miecz. Kobieta od razu poznała darowany jej przedmiot. W uszach zaszumiał jej cały bór historii, przed oczyma pokazały się wszystkie gwiazdy nieba.

- Cicho, nie wolno – powiedziała do siebie i nagle jej postać wyprostowała się majestatycznie odbijając się na tle błękitnego nieba.

- Roger – wyszeptała

7

Page 8: pietrek całość treść A4.doc

- Witaj Pani – Przybyłem aby przekazać to co zostało mi przekazane. To o co prosił mnie mój wielki przyjaciel a twój mąż na łożu śmierci. Przyjmij o Pani ten jego miecz. – powiedział rycerz i z szacunkiem pochylił głowę.

Kobieta objęła oburącz miecz i odebrała go od rycerza. Dłuższą chwilę przypatrywała się mieczowi, z pięknie grawerowaną głowicą i klingą ozdobioną napisami. Podniosła go do góry i z cichą modlitwą opuściła.

- Powstań proszę, tu jest prosty dwór, surowe zasady, gdzie wszyscy są równi bo wszyscy to przyjaciele i powiernicy mojego zmarłego męża – zwróciła się do mężczyzny – byłeś do końca z nim? Do ostatniego oddechu oddanego Bogu? – zapytała

- Byłem, ducha oddał na moich rękach, pani, i to wtedy właśnie prosił mnie abym tu przybył. Masz pani pozdrowienia od ojca Twego, który to razem ze mną przysłał Tych dwóch oto zakonników regularnych. Wszyscy zostaliśmy poproszeni o to, aby zaopiekować się Wami i spełnić obowiązek rodzicielski wobec tego oto Petra, a przez niektórych Wszeborem zwanym, jako że nasz przyjaciel nie był w stanie tego dokonać. Nie pytaj się proszę o moją historię bo zobowiązałem się tajemnicy dochować, a przekazać ją Tylko mojemu uczniowi.

- Nie martwcie się panie, tajemnicę uszanuję, Wejdźcie proszę do dworca i rozgościcie się. Gość w dom Bóg w dom. – zwróciła się do pozostałych pielgrzymów – Mściwoju zajmijcie się proszę końmi przybyszy – spojrzała na mężczyznę stojącego opodal i z uwaga obserwującego całe zdarzenie – nakarmić, napoić i dać odpocząć im trzeba bo po długiej podróży są i strudzone wielce, ja natomiast zajmę się gośćmi.

- Matulu – nagle usłyszała słaby głos – to jak to tak? to Pan Ojciec już nie wrócą? – spojrzała w oczy wypełniające się łzami

- Nie synku, już nie wrócą, chociaż będzie zawsze z tobą, nie płacz bo nie przystoi. Teraz Ty jesteś mężczyzną i musisz dbać o dom – delikatnie przytuliła go do siebie. Pietrek wyrwał się z jej ramion i pobiegł w stronę zabudowań.

Sobótka

Pod opieką rycerza i mnichów Pietrek wyrósł na potężnego młodzieńca, który z równą swobodą władał mieczem co Łaciną. W siodle czuł się jakby się w nim urodził i z łatwością rozumiał się z koniem. Natura, która otaczała osadę, wybrała go sobie i odkrywała przed nim wszelkie swoje tajemnice. Dzięki druidowi poznał mowę wiatru, mowę ptaków czy innych zwierząt, dzięki rycerzowi poznał mowę miecza i strzały szybującej śmiglej niż niejeden ptak, a dzięki mnichom poznał mowę książek. Całą tą wiedzę od lat wbijano mu do głowy, czasami nawet przez siedzenie.Matka opuściła go już dawno, zaraz po tym jak rycerz i mnisi przywieźli wiadomość o śmierci ojca. Gdy umarła, odziali ją przepiękne szaty, tak aby spodobała się Bogu i została umieszczona na ołtarzu całopalnym, ozdobionym wszelkim kwieciem tej góry, która nie była jej lecz którą pokochała. Druid i mnisi przygotowali ją na spotkanie ze swoim ukochanym mężem za którym tak tęskniła. Razem wznosili modły i oddali jej doczesne ciało oczyszczającemu, świętemu, ogniowi by zabrał jej duszę do Boga.

Pietrek bardzo przeżył to rozstanie i gdyby nie pomoc przyjaciół to bardzo ciężka byłaby jego dola. Przyjaciele wypełniali mu całe dnie jednak on wyrywał się z grodu by w samotności w okolicznych borach spędzić czas na rozmyślaniu i rozmowie z Matką Naturą. Pewnego dnia rycerz Dormir zabrał go na targ do małej wsi u podnóża góry Sobótką zwanej. Długo jechali leśną drogą usłaną kamieniami, leśnie skrzaty i elfy o których opowiadał mu stary druid towarzyszyły im w tej podróży, jednak Piotr wyczuwał jeszcze kogoś , kogoś bardzo silnego, kogoś kto bardzo mu się przyglądał z oddali nie chcąc wystraszyć młodzieńca. Piotr

8

Page 9: pietrek całość treść A4.doc

obejrzał się szybko ale oprócz poruszających się gałęzi nikogo nie zobaczył. Mocniej tylko ścisnął miecz przytroczony do pasa i pogonił konia. Stanęli na skrzyżowaniu dróg gdzie pod kopytami końskimi zdudniła ziemia tak jakby pusta była. Miejsce to pradziadowie naznaczyli krzyżem, takim samym jaki był na posągu przy studni. Słońce wypływające znad drzew i oślepiło podróżnych swoim blaskiem

- Widziałeś to? – zapytał Pietrek opiekuna- Co? Co miałem widzieć? – odezwał się Dormir głosem takim, jakby przed chwilką ktoś

go wyrwał z głębokiej drzemki – nie,, nic nie widziałem- Nie widziałeś tej postaci co idzie za nami już od kręgu ? – zapytał Piotr- Nie, nie widziałem. Sen mara Bóg wiara – odparł mężczyzna – koniec tego odpoczynku

jedziemy dalej bo nas miesiąc zastanie i z targu nici pozostaną. Leśny dukt się skończył i wędrowcy wkroczyli na trakt łączący Sobótkę z Wrocławiem.

Chmara luda ciągnęła na targ. A to wozy z pszenicą i owsem, a to ktoś krowę poganiał. Piękne to było miejsce, jakże inne od tego na górze. Tutaj rozmigotane promienie słońca zdawały się tańczyć w każdym miejscu, krzyki i zawołania przekupek było już słychać z daleka. Ileż tutaj wszelkiego dobra, miecze, toporki, gwizdki, fujarki. Kuglarze na środku placu dziwne dawali widowisko Zapatrzył się Pietrek w to wszystko i nie mógł oczu nadziwić. Rzadko opuszczał swoje bory i zapędzał się do siedzib ludzkich bo to i czasu nie chwatało, tyle nauki było, a tu takie dziwy. Przypomniał sobie że to targ na świętego Jana dlatego tyle luda przybyło. W pobliskiej kaplicy Biskup wrocławski miał mszę odprawić, i dawał odpuszczenie. Tłum cisnął się do środka jakby to coś nowego było.

- Poczekaj Piotrze najpierw do karczmy gdzie konie ostawim – powiedział Dormir i skierował konia do okazałego budynku stojącego tuż przy samej drodze. Przed drzwi wyszedł karczmarz i już od progu zaczął wołać:

- Witamy, witamy szacownych gości, toż to sam młody Pan Piotr nas nawiedził, chwała niech będzie Panu Bogu najwyższemu że was przysłał w nasze skromne progi – kłaniając się nisko karczmarz wyrzucał z siebie potok słów – a nuże tam, końmi wielmożnego dziedzica i Pana Dormira się zająć a nakarmić mi je, napoić i wiechciem słomy przetrzeć, aby odpoczęły. Nakrywać ławy, bo pewnie Panowie głodni.Goście weszli do dużej przestronnej izby wypełnionej ławami zbitymi z bali drewnianych, przy których siedzieli strudzeni podróżni. Żona karczmarza szybko zebrała z ławy kubki i dzbany, robiąc miejsce dla szlachetnych gości. Przetarła ławę połą swojego fartucha i na ławach pojawiło się mięsiwo i miód.

Mężczyźni zajęli miejsca i naprędce posilając się, rozglądali się dookoła po twarzach siedzących mężczyzn. Ruch był wielki. Żona i córka karczmarza dwoiły się i troiły aby nadążyć z donoszeniem jadła i napojów, a coraz to nowi podróżni pojawiali się we drzwiach. Dziwne to były twarze. W większości umęczone długą podróżą aby spotkać się ze świętą górą i bogami zamieszkującymi na ich szczycie. W noc janową wszystko mogło się zdarzyć.

Dormir podniósł się ociężale po spożytym posiłku i wypiciu kilku głębszych garnców przedniego miodu. - Pora nam pozwiedzać kramy – powiedziałPietrek podniósł się z ochotą i zanim rycerz zdążył na cokolwiek zareagować, już go nie było. Rycerz rzucił karczmarzowi srebrnego dukata.

- To za opiekę nad naszymi końmi – powiedział, odwrócił się i opuścił karczmę. W promieniach słońca ruszyli na targ. Dzień w którym słońce było na niebie Tyle samo co schowane w dalekich ostępach borów i przepaści, dla okolicznej ludności był dniem radości, a i nowa religia przynosiła ten dzień jako dzień oczyszczenia i chrztu. Był to taki dzień gdzie na

9

Page 10: pietrek całość treść A4.doc

jednym straganie leżeli święci Pańscy razem z posążkami dawnych bogów i bogiń, czasami Tylko zamieniając się miejscami.

Pietrek ruszył przez plac z ochotą większą niżby się spodziewał. Wszędzie zachęcały go głosy do odwiedzenia któregoś kramu, że to niby najlepsze, że to niby jedyne. Nagle nawet nie wiedzieć czemu zatrzymał się przed wielkim kołem młyńskim. Obok koła siedział rzemieślnik. Ni to stary, ni to młody, ni duży ni mały, cały jakiś taki nijaki. Dormir zagubił się gdzieś wśród tłumu i Pietrek został sam.

- Witaj panie Piotrze – głos, który Pietrek usłyszał zaskoczył go. Wydobywał się niewiadomo skąd, silny, tubalny, lecz bardzo delikatny – zechcesz usiąść na chwilę? Czekam na Ciebie

Pietrek rozejrzał się dookoła lecz nie zauważył nikogo. Rzemieślnik od kamiennego koła nawet nie poruszył się, dalej wyglądał jakby spał.

- Proszę Piotrze, zatrzymaj się na chwile i usiać – dopiero teraz Piotr zauważył niewielką postać siedząca na zydelku przed kramem.

- Kim jesteś? Znam cię – zapytał Piotr, przyzwyczajony do różnych widziadeł, które spotykał na górze, w borze.

- Nie, nie znasz mnie ale ja znam Ciebie, znałem twojego, ojca i dziada, i dziada twojego dziada, a oni znali mnie. Usiądź proszę na chwilę – powiedział i podsunął Piotrowi zydelek

Cały harmider targu odpłyną i nagle Piotr poczuł że wznosi się razem z przybyszem. - Szeroka jest ziemia, szersza niż nam się wydaje. Kiedy wznosisz się nad nią i ogarniasz

ją całą to tak jakbyś czas zatrzymał. Wiesz co to jest czas? Czas biegnie i nie staje, a wszystkie zmiany są oznaką czasu. Słońce wstaje i zachodzi, noc rozwidnia się porannymi promieniami słońca, święty Dąb pomimo zimy, zmieniając kolor liści, jednak wielu ich nie gubi do czasu, dopóki nie odrosną nowe. Na wiosnę. Wszystko wibruje, drga, wszystko żyje. Czy można to zmienić? Można, Tylko trzeba zatrzymać czas. Czy można zatrzymać czas? Nie, ale można go zmienić.

Piotr otworzył szeroko oczy, dokoła ludzie przechadzają się koło kramów pełnych towarów. Dopiero teraz zrozumiał że stoi oparty o koło młyńskie i wpatruje się w kamieniarza, który z pochyloną głową drzemał sobie w ciepłych promieniach słońca.

- To wszystko mi się chyba przyśniło – powiedział głośno - Co, co? – kamieniarz podniósł głowę i spojrzał na Pietrka – Co mówiłeś synu?- Nie, nic, tak Tylko mi się coś zdawało – odpowiedział Piotr i ruszył powoli przed siebie.

Po kilku chwilach takiego ślepego marszu ujrzał w końcu przed sobą znajoma postać Dormira.- Jesteś w końcu, szukałem cię całe wieki – powiedział – Czy wiesz że … - nagle

zaniemówił Przed jego oczami znów stanął obraz całego świata, który widział z wysoka, z lotu ptaka

- I co ja mu powiem że latałem? Że widziałem ziemię? Że wszystko nie jest takie jakie nam się wydaje? – pomyślał

- Że co? – zapytał Dormir i uważnie przyjrzał się chłopcu – Widziałeś to. Już czas – powiedział po chwili Dormir i ruszył w powrotną drogę bez słowa, nie oglądając się na Pietrka. Pietrek posłusznie ruszył za nim. Podczas siodłania koni Pietrek przerwał milczenie.

- Co się stało? Dlaczego tak szybko opuszczamy targ? – przerwał ciszę zniecierpliwiony młodzian

- To nie czas i miejsce aby Ci to wszystko wyjaśniać – niecierpliwie odparł Dormir, nerwowo się rozglądając – Nie wiedziałem że to tak szybko nastąpi –mruczał pod nosem

- Co nastąpi?, Dowiem się wreszcie? – niecierpliwie dopytywał się z niecierpliwością, która jest domeną młodych ludzi.

10

Page 11: pietrek całość treść A4.doc

Rycerz zaciął usta, zaniemówił. Nie chciał, czy też raczej nie mógł sam wyjawić tajemnicy, która powoli zaczęła wychodzić sama na wierzch i nie można jej było dłużej trzymać a i też nie można było pozwolić na to, by zostawić chłopca samego z tajemnicą. Tyle lat im się to udawało, jednak zawsze nadchodzi czas na sprawdzian.

11

Page 12: pietrek całość treść A4.doc

Opowieści

- Dawno, dawno temu w czasach których nawet najstarsi ludzie nie pamiętają, wieść przechodziła z ust do ust – Swoją opowieść zaczął druid wpatrzony w płomienie niewielkiego ogniska – kiedy ziemia nie wyglądała tak jak teraz, a niebo nie było Tym czym jest teraz, istniało Tylko światło, bezkresne morze i krążący pod postacią łabędzia nad przepastną otchłanią, bóg Świętowit. Bogu dokuczała samotność. Spostrzegł jednak na wodzie swój cień. Postanowił więc oddzielić cień i ciało związane z cieniem. W ten sposób powstali bogowie Swaróg i Weles. – Druid na chwilę zawiesił głos. Światło ogniska oświetlało krąg w którym siedziały zasłuchane postaci. Cienie i blaski z ogniska tańczyły na kręgu zbudowanym z kamieni. Kręgu historii która ciągnęła się do dziś, kręgu życia.- Swaróg ze światła uplótł łódź i zamieszkał w niej, kołysząc się na falach. – kontynuował starzec - Weles zanurkował w głębiny i tam spędzał większość czasu. Jednakże obu bogom znudziła się monotonia morza i zapragnęli stworzyć stały ląd. Swaróg namówił Welesa, aby ten zanurkował aż na samo dno otchłani i przyniósł mu garść piasku. W czasie zbierania piasku Weles miał wypowiedzieć formułę z magicznych słów, która by zawierała ziarno współpracy. Weles miał wyrzec formułę "Z mocą Swaroga i moją". Weles dwukrotnie nurkował, ale nie mógł dosięgnąć dna bezkresnego morza. Dopiero przy trzeciej próbie, wypowiedziawszy poprawną formułę, udało mu się dosięgnąć dna otchłani i schwycić garść piasku. Jednakże Weles chciał stworzyć ziemię Tylko dla siebie, więc kilka ziaren piasku ukrył w ustach.

Po wynurzeniu się Weles wyciągnął dłoń ku Swarogowi. Swaróg wziął z jego dłoni kilka ziaren piasku i rozrzucił po powierzchni wody. Piasek po zetknięciu z wodą zamieniał się w suchy ląd i rósł. Również ziarenka piasku w ustach Welesa zaczęły rosnąć. Weles zmuszony był do wyplucia pęczniejących ziaren. Tam gdzie splunął zaczęły piętrzyć się góry. Kolebka świata stworzona przez bogów była niewielka. Na tej niedużej wysepce dwaj bogowie ledwie się mieścili. Samolubny Weles postanowił sam zapanować nad światem i postanowił zepchnąć Swaroga do morza i utopić w otchłani. Kiedy Tylko Swaróg zapadł w sen, Weles podniósł go i zaczął nieść go w kierunku brzegu. Ale gdy próbował zbliżyć się do brzegu, brzeg odsuwał się dalej w morze. Świat osiągał coraz to większe rozmiary w miarę tego, jak zdesperowany Weles niósł Swaroga do morza. W końcu zrezygnował.

Kiedy Swaróg obudził się, spostrzegł, że ląd się powiększył. Weles z radością przekazał mu wiadomość o Tym, że świat stale się powiększa. Na początku obaj byli zadowoleni, ale Swaróg po pewnym czasie zaczął się niepokoić, że niebo stanie się zbyt małe i nie będzie zdolne dłużej przykrywać lądu. Mimo że podzielił się z Welesem swoim niepokojem, ten nie chciał go słuchać i niczym się nie przejął. Swaróg zaczął więc podejrzewać, że Weles coś przed nim ukrywa i stworzył pszczołę, którą wysłał na przeszpiegi. Pszczoła siadła cicho na ramieniu Welesa i śledziła jego poczynania. A Weles z morskich fal stworzył kozła i zaczął z nim rozmawiać. Śmiał się z głupiego boga Swaroga, który nie potrafi powstrzymać rozrastania się świata. Weles opowiedział kozłowi, że wystarczy kijem wyznaczyć wszystkie strony świata, aby ten przestał się rozrastać.

Kiedy pszczoła wróciła do Swaroga i opowiedziała mu, co słyszała, ten skręcił z fal i ze światła kij, wyznaczył nim wszystkie strony świata i rzekł "Wystarczy Ziemi". Świat przestał się rozrastać i stał się takim, jakim go dzisiaj widzimy. Bogowie popatrzyli na siebie i zaczęli się kłócić o panowanie nad niebiosami. Doszło do wielkiej bitwy. Bogowie zaczęli miotać w siebie wielkimi głazami. Głazy ciskane z wielką siłą nienawiści rozpryskiwały się wszędzie i utworzyły te góry. Tej walki Świętowit nie mógł już ścierpieć. Zawołał Swaroga i Welesa do siebie i podzielił pomiędzy nich świat. Swaróg miał panować nad lądem, a Weles miał rządzić pod ziemią. Kiedy ten dowiedział się o tej decyzji rzekł kilka słów i w miejscu gdzie stał utworzył się

12

Page 13: pietrek całość treść A4.doc

wielki tunel, Droga pana podziemi, w którym po chwili zniknął. Swaróg w swojej nienawiści zasypał ten tunel. A sypał wiele, aż powstała Ślęża. W ten sposób krainy bogów zostały rozdzielone i Welesowi przypadła w udziale Nawia, kraina gdzie bóg mógł wypasać na łąkach dusze zmarłych ludzi. Swaróg zaś stał się bogiem ognia, słońca i ziemi2. Świętowit pod postacią łabędzia ciągle strzeże tego miejsca aby nigdy więcej nie zdarzyło się to co się stało pomiędzy dwoma braćmi – Starzec zakończył swoją opowieść i zwiesił głowę, tak jakby zasnął. Zapanowała cisza, nawet nocne życie boru tak jakby ucichło, zasłuchane w opowieść człowieka.

- Uczyliśmy cię wiele, ale nie wszystko przekazaliśmy – odezwał się Dormir – pozwól że ja teraz opowiem ci dalszą część tej historii. Nigdy nie opowiadaliśmy Ci historii twojego rodu, rodu Łabędzia. Pamiętasz pewnie jakem przybył z tą hiobową wiadomością o śmierci Twego rodzica? – Oczy rycerza próbowały przebić ciemności i zajrzeć głęboko w duszę młodzieńca.

Pietrek jak przez mgłę przypomniał sobie olbrzymią postać rycerza Rogera, zsiadającego z konia, gdy on kurczowo trzymał się sukmany matki. Na myśl o matce w jego oczach zaczęły kręcić się łzy.

- Dobrze że jest ciemno i oni tego nie widzą, to by mi się dostało – pomyślał – pamiętam – odpowiedział szeptem żeby się nie wydało jak bardzo drżał mu głos.

- Percewal był młodzieńcem takim jak Ty, gdyś ojca postradał – rozpoczął swoją opowieść Dormir – kiedy to i on utracił ojca i dwóch braci. Matka jego aby uchronić go przed okropnościami tego świata ukryła się wraz z nim w górach podobnych do tej, ale znacznie większych, w kraju zwanym Walią. Wiele trudu włożyła w to aby wychował się Tylko w obcowaniu z przyrodą i w zgodzie z prawami natury, i ukrywała przed nim otaczający go świat. Jednak pewnego pięknego dnia Percewal natknął się na rycerzy odzianych w złociste zbroje, podróżujących kniejami do zamku. Zachwyciły go zbroje, miecze i wszystko co łączyło się z rycerzami, zachwyciła go też opowieść o Królu Arturze. Tak bardzo pragnął poznać świat, że pomimo próśb matki uciekł z rycerzami na dwór Króla Artura. Nic nie było w stanie go powstrzymać.

Jego wyobrażenia o dworze nie były jednak Tym co tam zobaczył. Wychowany przez matkę naturę nie umiał dostosować się do zasad i reguł rządzących w Tym nieznanym dla niego świecie. Kiedy tak przechadzał się krużgankami, nagle zza załomu muru objawiła mu się postać młodej kobiety. Kobieta ta przepełniona była nienaturalnym światłem, Jedwabna błękitna suknia lekko falowała w porywach ciepłego wiatru. Jej długie, jasne włosy, skręcone w loki okalały przepiękną twarz z oczami koloru błękitu nieba w ciepły sierpniowy poranek i opadały na krągłe biodra.

- Zatrzymaj się na chwilę rycerzu – rzekła do niego niewiastaPercewal rozejrzał się dookoła czy to aby do niego były skierowane te słowa, bo przecież ni zbroi nie miał ni miecza, ani Tym bardziej manier dworskich

- Do mnie ta mowa? – zapytał zdziwiony- Do Ciebie – odrzekła niewiasta – kim jesteś nie wiem, ale wiem kim będziesz. Będziesz

wielkim rycerzem, strażnikiem Świętego Graala. Ucz się pilnie, i bądź zawsze prawy. Niech twa myśl będzie czysta – to powiedziawszy postać kobiety zniknęła zanim się obejrzał.

Percewal tak się zamyślił o Tym co go spotkało ze idąc nie zauważył zwalistej postaci rycerza, którego imienia już dziś nikt nie pamięta.

- Zejdź mi z drogi, psi synu – rycerz zamierzał odtrącić Percewala lecz ten zgodnie z nawykami nabytymi wśród gór i lasów walijskiej krainy uniknął ciosu – kręci się takie pomiotło po zamkowych zakamarkach, pewnie coś chce ukraść - zawołał tubalnym głosem.

2 Aleksander Gieysztor: Mitologia Słowian

13

Page 14: pietrek całość treść A4.doc

Percewal takiej obelgi znieść nie mógł, chwycił co miał pod ręką , a był to kij sękaty oparty o ściany krużganka. Jak nie sięgnie przez łeb zacietrzewionego rycerza, aż kości czaszki zatrzeszczały. Rycerz jak stał, tak runął jak długi na posadzkę.Kiedy się pozbierał, a trwało to chwilę, zerwał się z wielkim krzykiem

- Zabiję obwiesia, kijami obić każę, tego chłopskiego syna, pasami skórę drzeć ! – wołał i dobywszy miecza rzucił się na Percewala. Już, już miał go sięgnąć gdy jego miecz zatrzymał się na innym mieczu i jakaś postać stanęła pomiędzy nimi. Był to stary, doświadczony rycerz zwany Gornemant.

- Pohamuj się proszę, i nie rzucaj obelgami na rycerzy króla Artura, ja za niego ręczę że w nim krew szlachecka płynie, Tylko nieobyczajny naszych zwyczajów – uspokajał Gornemant.

- Jak on rycerz to niech w szranki staje, pola mi da, pieszo albo konno. Tą zniewagę Tylko krew zmyć może ! – wołał rozsierdzony rycerz – własny miecz i zbroję oddam jeśli mnie ten psubrat pokona.Słowa na wiatr rzucone czynami wracają, a nigdy nie spodziejesz się z której strony.Słysząc ten harmider i krzyki rycerza, dookoła krużganków pojawili się dworzanie króla, a i on sam się pojawił usłyszawszy co zaszło. Na podwórcu już miejsce robiono.

Na krużganki już fotel pięknie rzeźbiony w dwa lwy strzegące siedzącego wyniesiono dla króla. Gawiedź otoczyła plac kołem.Na placu naprzeciwko siebie stanęli obaj mężczyźni, Jeden rosły przewyższający prawie o głowę drugiego. Percewal wyglądał przy nim jak dziecko. Rycerz włożył na siebie swoją piękną, błyszczącą zbroję, marzenie Percewala, Na ręce powoli naciągał żelazne rękawice. Głowę przyozdobił w hełm, w lewą rękę chwycił tarczę a w prawą miecz.Percewala w zbroję oblekł Gornemant, który jemu również darował swój miecz i tarczę.

Obaj rycerze pokłonili się w stronę króla w oczekiwaniu pozwolenia. Artur Tylko kiwną głową. Mężczyźni powoli zaczęli krążyć wokół siebie, mierząc swoje siły jak dwa Tygrysy. Pierwszy natarł potężny rycerz, jednym ciosem w tarczę powalając Percewala. Ten zwinny jak kot powstał, przetoczył się pod nogi przeciwnika i jednym cięciem swojego miecza, ciąwszy go w pół pod tarczą zwalił go z nóg. Następnym cięciem odrąbał głowę, która potoczyła się pod nogi gawiedzi. Tłum zachłystnął się brawami. Pochwały na cześć Percewala popłynęły w powietrze. Percewal pochylił miecz i głowę przed królem, który oddawszy mu pokłon zniknął w ciemnościach komnat. Percewal zbliżył się do swojego obrońcy i dobroczyńcy zarazem Gornemanta.

- Dziękuję ci panie za wstawiennictwo i za użyczenie broni – powiedział Percewal zwracając miecz i tarczę – Teraz już mam swój, tego tam – wskazał zdobytym mieczem ciało zabitego.Szybkimi cięciami próbował miecza, przerzucając sobie go z ręki do ręki spojrzał w oczy swojego dobroczyńcy, szukając tam pochwał. Jednak bardzo się mylił. W oczach Starego człowieka znalazł Tylko smutek

- Niepotrzebna śmierć – rzekł stary rycerz i powoli oddalił się.Od tej pory Gornemant stał się opiekunem i nauczycielem Percewala, ucząc go rycerskiego obycia, które zwłaszcza polegało na oszczędzaniu i szacunku dla pokonanego przeciwnika, skromności w rozmowach, wiary w jednego boga i uczęszczaniu na msze święte, czy ochrony płci słabszej a jakże pięknej.

Nauki niedługo trwały bo Percewal był pojętnym uczniem – Dormir na chwilę przerwał swoją opowieść i uważnie przyjrzał się Pietrkowi a jego oczy wyrażały wielki podziw i miłość -podobnie jak Ty Pietrku, szybko nabył potrzebną mu wiedzę i umiejętności.

- Opowiadaj dalej – poprosił Pietrek zaciekawiony dalszymi losami Percewala. Jemu tez marzyło życie rycerskie, zamki, o czym wcześniej nasłuchał się w opowieściach Dormira.

14

Page 15: pietrek całość treść A4.doc

- Pewnego słonecznego dnia – Dormir podjął swoją opowieść - Gornemant spojrzawszy na Percewala, objął go i powiedział:

- Ukochałem ciebie jak syna, nauczyłem ciebie tego co sam umiem, teraz już nadeszła pora abyś znalazł swoje przeznaczenie.

- A ja ukochałem ciebie jak ojca, którego nie pamiętam, a jeżeli bym pamiętał to chciałbym żeby był taki jak Ty. Wiem to że muszę Ciebie opuścić, miałem sen w którym widziałem przepiękną kobietę objęta przez łabędzia. Chciałbym ją odnaleźć. Ona jest mi przeznaczona. Tylko ta jedyna. Jutro wyjeżdżam.

Ten wieczór spędzili razem, ojciec i syn.

Rano młodzieniec zebrał swój cały dobytek, który zmieścił się w jukach na koniu i wyruszył na poszukiwania swojej ukochanej. Odnalazł ją po kilku miesiącach tułaczki. Na imię miała Blanchfleur. Pokochali się od pierwszego wejrzenia, od pierwszego zatrzymanego rytmu serca. Percewal patrząc na swoją wybrankę nagle ujrzał twarz swojej matki, której nie widział już całe lata, a to że postanowił wziąć sobie Blanchfleur za żonę i potrzebował matczynego błogosławieństwa, postanowił wrócić do domu, jednak obiecał że powróci do swojej ukochanej. Po wielu przygodach, które nigdy go nie opuszczały, pewnego wieczoru Percewal szukając noclegu, znalazł się w domu Króla Rybaka (le Roi Pêcheur). Już od wejścia Percewal czuł się nijak. Jakaś dziwna energia panująca w tym domu powodowała że człowiek czuł jak mu się skóra kurczyła. Służący, którzy kręcili się po domu ubrali go w szkarłatne szaty i zaprowadzili do rozległej kwadratowej sali, na środku której Percewal zobaczył nieznanego mężczyznę ubranego w sobole.

- Witaj Panie, nie wiem czym żem sobie zasłużył aż na taką gościnność, ale bardzo bym chciał Ci Panie podziękować.- odezwał się Percewal pomny nauk Gornemanta

- Usiądź proszę Percewalu i racz wieczerzać ze mną – odpowiedział mężczyzna i wskazał miejsce za stołem.

Podczas rozmowy z nieznajomym, do sali wszedł bardzo dziwny korowód. Najpierw pojawił się sługa niosący promieniującą włócznię, włócznię o tyle dziwną że z końca jej ostrza, po drzewcu aż do ręki trzymającego ją sługi, ciekły stróżki krwi. Za nim kroczyło dwóch następnych służących niosąc dwa złote świeczniki i oświetlając drogę dwom pięknym młodym kobietom, ubranym w niebieskie suknie, które swoją lekkością mogły zadziwić każdego. Jedna z kobiet niosła kielich z czystego złota i ozdobionego pięknie mieniącymi się kamieniami a druga niosła tacę ze srebra. Osobliwy orszak przemieszczał się z jednego pomieszczenia do drugiego, podczas gdy przygotowywano wspaniałą wieczerzę. Przy każdym daniu, orszak ponownie pojawiał się z Graalem. Wydawało się, że pomocnicy w ogóle tego nie dostrzegają. Zaintrygowany Percewal zastanawiał się nad tym dlaczego wszyscy się tak zachowywali, jednakże, postępując wedle otrzymanych nauk, nie odważył się zapytać. Pamiętał dobrze o wskazówkach Gornement'a, który radził młodemu rycerzowi, aby dobrze zastanowił się przed rozpoczęciem rozmowy, jak również nie zadawał niedyskretnych pytań. Dlatego też, milczał.

Po posiłku, kasztelan, został odprowadzony do swojego pokoju przez czterech służących a Percewal udał się na odpoczynek. O świcie, budząc się, zastał pusty zamek. Na dodatek, poruszany przez niewidzialne ręce, zwodzony most obniżył się przed nim. Percewal ruszył w drogę. Myśl o tajemniczym orszaku, o Świętym Graalu nie opuszczała go. Postanowił odnaleźć świętego Graala. Poszukiwania trwały wiele lat. Percewal niepomny nauk Gornemant’a opowiedział o tym dziwnym spotkaniu na dworze Króla Artura i wielu rycerzy ruszyło w poszukiwania. Święty Graal miał moc przywracania życia, dawał wieczną młodość i nieśmiertelność. Wieść o tym rozeszła się po wszystkich kątach królestwa a nawet wyszła poza jego granice. Każdy chciał odnaleźć coś co da mu wieczną młodość. Pewnego dnia razem z

15

Page 16: pietrek całość treść A4.doc

dwójką swoich przyjaciół Galahadem i sir Borsem odnaleźli Graala. Znając tajemniczą moc, postanowili go ukryć a wiedzę o tym przekazywać tylko wybrańcom, żeby nie dostał się w złe ręce i nie został użyty w złych intencjach. Galahad przyrzekł strzec kielicha, Bors włóczni a Percewal srebrnej tacy.

Percewal tak jak obiecał, ożenił się z przepiękną Blanchfleur i miał dwóch synów, jednemu przekazał ziemie, a drugiemu, Lohengrinowi, tajemnicę Świętego Graala z przykazaniem aby strzegł tej tajemnicy. Pewnego dnia Lohengrin, jako rycerz Graala został wysłany do obrony pewnego królestwa, które już upadało a władała nim młoda księżniczka po śmierci swojego ojca. Lohengrin przybył na łodzi ciągnionej przez pięknego łabędzia.

Jedynym warunkiem jaki postawił Lohengrin przed księżniczką była tajemnica. Lohengrin był prawym człowiekiem, którego usta nie skalały się kłamstwem, zabronił więc księżniczce pytać się o to kim jest.Od czasu przybycia Lohengrina, królestwo powoli podnosiło się z upadku i rozkwitło tak jak nigdy jeszcze dotąd nie było. Lohengrin pokochał księżniczkę i ona jego, ale jego tajemnica bardzo ciążyła młodej kobiecie. Pewnej nocy, którą spędzili razem księżniczka niepomna warunków stawianych przez rycerza zapytała się o jego tajemnicę. Lohengrin wyjawił jej swoje imię, zdradził jej całą swoją tajemnicę.

Następnego dnia, kiedy księżniczka wstała nie zastała już u swego boku ukochanego mężczyzny. Nigdzie go nie było. Lohengrin opuścił królestwo, jednak coś po nim zostało. Nowe życie w łonie księżniczki. Dormir wstrzymał swoją opowieść i spojrzał na Pietrka, któremu wiele myśli przebiegało przez głowę, przewalając się jak tabun koni.

- I to był … - powoli odezwał się Pietrek- Tak – potwierdził Dormir nie czekając na dokończenie zdania – to był twój przodek.

Przodek Twojej Matki. Od tej chwili Tajemnica świętego Graala, tajemnica srebrnej tacy pozostawała w rodzie Łabędzia.

- A co się stało ze Srebrną Tacą? – zapytał Pietrek Zapanowała cisza. Rycerz, Druid i zakonnicy spojrzeli po sobie i skinęli głowami.Wszyscy wstali i zbliżyli się do płonącego kręgu. Druid i zakonnicy wznieśli swoje ręce i zawołali jednym głosem

- Boże wszelkiego stworzenia, Panie czterech żywiołów, ognia, wody, powietrza i ziemi pobłogosław temu młodemu człowiekowi, który stoi przed Tobą. O wielcy przodkowie ze wschodu – to mówiąc skierowali swoje twarze na wschód i złożyli pokłon – południa i zachodu – za każdym razem oddawali pokłon – przybywajcie aby stanąć z nami w świętym kręgu życia. Wasza wiedza i mądrość jest potrzebna temu oto młodemu człowiekowi, któremu przekażemy wszystkie wasze tajemnice. Bądźcie w swojej łaskawości jego nauczycielami i obrońcami tak jak byliście naszymi. Powietrze nad kręgiem zabarwiło się barwą krwi i zaczęło wirować. Drzewa które otaczały to miejsce nagle przemówiły, szelestem liści oddając pokłon. Bór wypełnił się wieloma głosami które wdzierały się do głowy Pietrka z wielką siłą tłumiąc jego własne myśli. Wiatr który się zerwał rozwiał jego długie włosy i zdawałoby się pieszcząc je uderzył w ognisko. Ogień wzniósł się na niebotyczna wysokość a polana wypełniła się duchami przodków, które jak cienie przeskakiwały z kamienia na kamień tam gdzie sięgało światło ogniska. Twarze kapłanów wypełniło złote światło które promieniowało dookoła ich głów.

Dormir podniósłszy coś z ziemi zbliżył się do Pietrka.- Piotrze – powiedział cicho – pochyl swoją głowę

16

Page 17: pietrek całość treść A4.doc

Kiedy Piotr uczynił to o co został poproszony, Dormir nałożył na niego tunikę. Tunikę z pięknie wyhaftowanym białym łabędziem na czerwonym tle. Następnie uklęknąwszy przed nim podał mu miecz

- To jest miecz twojego ojca, który służy rycerzom łabędzia do obrony tajemnicy, Tajemnicy Świętego Graala. Przyjmij go i niech Ci służy wiernie. Rycerz podniósł się i stanął koło Piotra.

- A teraz uklęknij i oddaj pokłon Bogu, który swoją Świętą Krwią wypełnił tę oto Srebrną Tacę na której spoczęła głowa Jana Chrzciciela. – To powiedziawszy Dormir wraz z Piotrem upadli na kolana. Kanonicy wznieśli do góry coś co błyszczało na niebie jak księżyc i nagle pojawiło się w ich dłoniach.

To wszystko trwało chwilę i nagle, tak nagle jak powstało, wszystko się uspokoiło. - Przysięgam że dochowam tajemnicy a wiedzę przekażę tylko jednemu swojemu

wybrańcowi aby krew i wiedza pozostały jednością. – Powiedział uroczycie Piotr. Na północno – wschodnim niebie Słońce właśnie zaczęło pokazywać swoją twarz.

17

Page 18: pietrek całość treść A4.doc

18

Page 19: pietrek całość treść A4.doc

ANNO A BINCARNACIONEDNI M·C

Jeszcze nie przeminęły echa ciężkich walk o panowanie w kraju tak poszarpanym i zlanym krwią jakim był Śląsk. Walk bratobójczych, gdzie synowie stanęli przeciwko ojcu i pozbawili go władzy. Panował tutaj młodziutki książę Bolesław który z nadania otrzymał te ziemie od swego ojca Hermana. Po wygnaniu palatyna Sieciecha z kraju, pomimo ciągłego wrzenia jego zwolenników, książę objeżdżał swoje włości. Rok wcześniej będąc w Žatcu, podpisał pokój z Czechami gdzie został miecznikiem swego wuja Brzetysława, księcia Czech, i za pełnioną funkcję Bolesław miał otrzymywać zapłatę w wysokości 100 grzywien srebra i 10 talentów złota rocznie z trybutu ojca na rzecz Czech (chodziło o ziemie Śląska, za które Herman płacił daninę) Śląsk dla młodego Bolesława był krainą nieznaną, którą wcześniej niepodzielnie rządził Sieciech i jego poplecznicy. Słyszał tylko że jest to dziwny kraj, pełen ludów żyjących wedle starej wiary, wedle starych zwyczajów, ale też kraj w którym stare mieszało się z nowym. Kraina pełna zwierza w borach i wszelakiego dobra, które ziemia skrywała.

Zima tego Bożego Narodzenia Roku Pańskiego 1100, była sroga i przyniosła tyle śniegu że kopyta końskie zapadały się w niego jak w puch. Pokrył on ciepłą pierzyną ogromne połacie lasów i pól. Mróz tworzył ogromne malowidła na drzewach i łąkach okalających Ślężę. Zwierzyna pochowała się głęboko w borach i okolicznym mieszkańcom zaczęło już brakować żywności aby przetrwać zimę.Bolesław podróżujący konno z niewielkim odziałem jeźdźców, zatrzymał się w niewielkiej osadzie zwanej Sulistrowice. Słońce już dawno skryło się za horyzontem a i koniom trza było dać odpocząć. Nikt już nie pamiętał skąd pochodzi ta nazwa, czy od celtyckiego boga Sulisem zwanego czy od miejsca gdzie dobrze gości przyjmowano. Jako że w osadzie gospody nie było oddział podjechał do największej chałupy i zapukano w drzwi.

- A kogo to tam po nocy bogowie prowadzą? – zza zamkniętych wierzei dobiegł tubalny głos.

- Pozwólcie panie na noc zostać i koniom dać odpocznienie – zawołał pachołek walący do drzwi – zziębnięci jesteśmy i zdrożeni a tu noc nas zastała. Konie dalej nie pociągną a i wilcy watahami szaleją.

- A ktoście wy? - Słudzy księcia Bolesława i dobrzy chrześcijanie, wpuśćcie nas gospodarzu i dajcie

miejsca przy ogniu.Za drzwiami zapanował harmider, słychać było jak od drzwi odstawiane są zasuwy i nagle na podwórcu światło wycięło krąg w ciemnościach. Drzwi otwarły się i w nich pojawiła się zwalista postać gospodarza trzymającego pochodnię w jednej a miecz w drugiej ręce. O framugę drzwi stała oparta włócznia.

- Ilu was? Podejdźcie bliżej światła niech was obaczę, a nie skrywać się w ciemnościach. - Nie bójcie się gospodarzu, my spokojni podróżni i zwady z nikim nie szukamy, o trochę

ognia prosim.- jeźdźcy pozsiadali z koni i zbliżyli się do światła – ten oto Bo … - pachołek spojrzał na Bolesława w którego oczach zobaczył gniew – Bożydar – szybko się zmiarkował – trochę nam w podróży osłabł.

19

Page 20: pietrek całość treść A4.doc

Mężczyzna spojrzał na twarz młodzieńca na oko wyglądającego na 14 – 15 wiosen. Postać z której już teraz promieniowała siła, spod czapki na ramiona opadały długie jasne włosy, stała przed nim, dumnie wznosząc głowę. Oczy wyrażały siłę ale również i prawość.

- Toż to wilija Narodzenia Pańskiego i nie godzi się trzymać gości na podwórcu – po chwili namysłu rzekł gospodarz - zachodźcie proszę i zajmijcie miejsca przy ogniu – ejże tam, niech no który się ruszy i zajmie się końmi, a paszy i wody im dać, niech i one odsapną.

Na te słowa na podwórcu niewiadomo skąd pojawili się ludzie poukrywani w mrokach przylegających budynków.

- Niech będzie pochwalony pan nasz JezuChrist. Dziękujemy ci dobry gospodarzu, jak was zwą? - odezwał się jeden z podróżnych, człowiek już w sile wieku, o twarzy ogorzałej od słońca i pokrytej bliznami, który przepuściwszy przed sobą młodzieńca, wchodził do domu zdejmując czapę z baraniej skóry.

- Mnie zwą Jaromir a ten młodzian to mój bratanek. Wracamy z Czech gdzie bawiliśmy u mojego brata, sługi księcia Brzetysława, jednak zackniło się nam za domem rodzinnym i postanowiłem wracać. Ech długo by opowiadać – To mówiąc Jaromir zdejmował skóry z grzbietu i otrzepywał nogi od śniegu.

- Mnie zwą Suligost – odezwał się gospodarz – zachodźcie proszę zaraz jadło podadzą, jeszcze ciepłe od wieczerzy. Nie za wiele tego bo i rok był ciężki ale bogu dziękować jest jeszcze czym się dzielić.Goście wkroczyli do izby wypełnionej blaskiem kaganków i ogniem do którego właśnie dołożono drew. Ciepło ognia rozpływało się powoli po całym pomieszczeniu ogarniając wędrowców. Długa dębowa ława ustawiona pod ścianą zajmowała dużo miejsca, jednak pozwalała na swobodne zajecie miejsca.

- A zajęliście się tam naszymi towarzyszami? – zapytał Jaromir – to wolni ludzie choć nie z bogatych rodów, wiernie służyli naszemu księciu Bolesławowi w wyprawach na Sieciecha – Jaromir baczni obserwował twarz gospodarza jakie wrażenie słowa te wywarły na nim.

- Nie troskajcie się Jaromirze, i ich jadło i spanie nie ominie – Dobrosławo a podaj nam miodu na rozgrzewkę i mięsiwo, a i chleba nakrój bo goście zdrożeni i głodni – zawołał w głąb domu – a Sieciech, ech natłukł i on naszych ludzi. Twardą ręką rządził. I tutaj też chciał jeno nasz opiekun, Piotr ze Ślęży nie pozwolił mu na to.

W progu pojawiła się niewiasta, ni stara ni młoda, niosąca dzbaniec i kubki.- Za chwilę podam, niech się no zagrzeje, bo ziąb na dworze – odrzekła i opuściła izbę.- Piotr? – nagle odezwał się „Bożydar” – gdzieś słyszałem to imię – legendy o nim

opowiadają że bogaty to pan i dobry.- Dobry to Pan, prawda to, ludziom swoim nie da krzywdy zrobić, choć okrutny dla

wrogów, a jeszcze okrutniejszy to ten rycerz, co ciągle przy nim stoi. Ten jednym zamachem swego miecza i wołu potrafi łeb odrąbać. O Piotrze powiadają że podczas swoich wędrówek po lasach okalających świętą górę na wielki skarb natrafił. On tu z dziada, pradziada prym wodzi, i wszyscy do niego po radę się udają. Mądry to pan i zacny. - Dałby Bóg aby za przyjaciela, a nie za wroga mieć takiego człowieka – odezwał się Jaromir – pora wypocząć bo dalsza droga przed nami a i śniegi wysokie.

- W święta nie powinniście jechać, to czas który trzeba spędzić z bliskimi aby radować się przyjściem naszego Pana, a nie po lasach się włóczyć – odezwał się Suligost – uczyńcież nam panowie ten honor i ostańcie naszymi gośćmi na ten czas. Jutro udamy się do chramu w Górce, gdzie to Pan Piotr nowe wprowadził zwyczaje i kanonicy mszę odprawiają. A może i nam przyjdzie samego Piotra spotkać?

20

Page 21: pietrek całość treść A4.doc

- Jutro obaczym – odezwał się Bożydar – Bóg wam zapłać gospodarzu za dobre słowo i dar gościny – powiedział szykując legowisko na ławie blisko ognia. Gospodarz opuścił izbę a mężczyźni rozłożyli się wygodnie na ławach wpatrzeni w ogień, który strzelał na sosnowych polanach a bukowe i dębowe dawały ciepło. Oczy same się zaczęły zamykać, i powoli mężczyźni odpływali w krainę snu. Cisza zapadła w całym gospodarstwie, nawet ogień jakby wiedział, ciszej i spokojniej spowijał polana, dając wytchnienie wędrowcom.

Ślężański niedźwiedź

Dzień wstał przepiękny. Promienie słońca skrzyły się w śniegu niczym gwiazdy na czystym sierpniowym niebie. W gospodarstwie zaczął się normalny ruch, jak co dzień, trochę wcześniej, bo i pora świąteczna i czas do bożnicy pojechać.

Podróżni obudzili się wcześniej. Bożydar i Jaromir przyzwyczajeni do wojennego życia, wyszli na podwórze do studni aby zmyć z siebie pozostałości nocnych snów. Woda wyjęta ze studni wydawała się być grzaną gdy na powietrzu panował skrzypiący mróz. Bożydar zanurzył ręce w cebrzyku i następnie obmył twarz

- Lej – powiedział do Jaromira. Ten niewiele się zastanawiając wziął cebr i całą zawartość wylał na kark Bożydara. Ani pisnął, tylko otrzepawszy się zaczął się ocierać gałganem. Cała ceremonia powtórzyła się z Jaromirem.

- O Panie Jezu Przenajświętszy, jaka zimna – rzekł Jaromir – od tego domowego ciepła już mi się kości zastały

- Nie martw się, jeszcze jest wiele do zrobienia, jeszcze zdążą się rozruszać – Bożydar spojrzał na swojego opiekuna z wdzięcznością i ciepły uśmiech rozpromienił jego twarz – zobacz jaka to piękna ziemia.Obydwaj rozejrzeli się dookoła. Za chatami ustawionymi niedaleko siebie rozciągały się pola poprzecinane połaciami lasu, w oddali, jak leżąca panna wznosił się szczyt Ślęży. Wszystko to przykrywała biel śniegu. Góra wyglądała jak opatulona w ciepłą pierzynę dziewica, śpiąca teraz spokojnym snem.

- Piękna jest – cicho powiedział Bożydar i wszedł do chaty, gdzie już ludzie się krzątali.- Niech będzie pochwalony – zawołał do gości Suligost, widząc ich przekraczających

próg sieni – Już Panowie wstali, a dał i Bóg odpocznienie i piękny dzień. - Na wieki wieków – odpowiedział Jaromir i szeroko się uśmiechnął – wczora tośmy za

wiele nie widzieli bo noc nas zastała w drodze choć oko wykol i gdyby nie wasza gościnność Suligoście to pewnie byśmy dziś z zimna zębami szczękali. Wdzięczni wam jesteśmy za to.

- Ech nie ma o czym rozpowiadać – siadajcież proszęKiedy mężczyźni zajmowali miejsca za ławą Bożydar nagle skierował wzrok w kierunku drzwi. Zza futryny, z wielką ciekawością, wpatrywała się w gości para oczu, która tak nagle jak się pojawiła tak szybko zniknęła, kiedy tylko Bożydar w nie spojrzał i w głębi domu zatupotały dziecięce nóżki.

- A to i pisklęta są w waszym domu? – uśmiechnął się Bożydar – wczora spały pewnikiem nie zbudzone naszym larum, które żeśmy uczynili

- Dał Bóg na ostatek syna, wcześniej i czasu nie było i sposobności, różni ludzie nas nawiedzali, a i Czesi i Niemi złupić i spalić potrafili. Teraz to się chociaż Pana Piotra boją, bo ten ostatnim kazał ręce poucinać i puścił wolno to się wieść rozniesła. Temu małemu to już siódma zima idzie i czas na postrzyżyny. Chodźże tu smarku a i pokłoń się szlachetnemu panu – zawołał do chłopca który ciągle obserwował gości zza drzwi.Chłopiec niepewnie podszedł do ojca chowając się za jego nogami przed bacznym wzrokiem przybyszów. Jednak ciekawość była większa od strachu. Wzrok chłopca utkwił tylko w jednym

21

Page 22: pietrek całość treść A4.doc

przedmiocie leżącym na stole przed gościem, a był to miecz pięknie zdobiony z głownią zdobioną głową ptaka który na jelcu rozwijał swoje skrzydła do lotu.

- Podejdź bliżej, podoba ci się żołnierskie rzemiosło? – powiedział Bożydar do chłopca – czas na ciebie aby cię uczyć bo każde ręce będą potrzebne – Bożydar pogłaskał głowę chłopca i wstał od stołu – jak mamy jechać to jedźmy gospodarzu, nie ma co zwlekać.

- Ano jedźmy, sanie już zaprzężone – odrzekł gospodarz. Waszmościów serdecznie zapraszam

- My do siodła zwyczajni i w saniach nam ni jak, konno pojedziem – odezwał się Jaromir, podając konia Bożydarowi, a następnie sam dosiadł swojego. W saniach miejsce zajęli gospodarz, gospodyni i ich synek, który opatulony w skóry ciągle nie mógł się napatrzeć gościom. Za saniami podążał orszak jezdnych, jak żołnierska garda. Droga wiła się pod wzgórzami, to oddalając się to przybliżając do Ślęży na granicy lasów. Śnieg skrzypiał pod kopytami koni, i skrzył się a to mienił w oczach.

Po kilku stajaniach, od strony lasów ślężańskich podróżnym okazał się niesamowity widok. Na małym wzgórku stał przepiękny jeleń z dumnie wzniesionym porożem i tak jakby czekał na podróżnych, kusząc ich w głąb lasu.

W młodzieńcu krew zawrzała, bo o pożywienie tej zimy trudno było. Spiął konia i zanim ktokolwiek się obejrzał, ruszył z kopyta. Jeleń stał niewzruszony tak jakby tylko na to czekał patrząc z daleka w postać jeźdźca. Dopiero kiedy ten zbliżył się na odległość rzutu oszczepem jeleń odskoczył i schował się w leśnej gęstwinie. Zaczął się szaleńczy wyścig myśliwego i zwierzyny poprzez bukowy las. Jeleń to zwalniał to przyspieszał tak jakby ciągnął myśliwego w jakieś konkretne miejsce, a ten zapatrzony tylko w cel nieświadomie podążał za nim. Nagle byk gdzieś zginał z oczu jeźdźca. Ten niewiele myśląc odnalazł jego tropy i podążał za nimi. Las rzedniał, Przed oczami Bolka ukazała się polana z wielkim starym dębem co tu chyba stał od wieków. Rozłożyste konary na których jeszcze wisiały pożółkle liście dawały schronienie, i zdawały się obejmować to miejsce. Niedaleko dębu stał jeleń i spokojnie wyłuskiwał pożywienie spod śniegu. Bolko zsiadł z konia, nakazawszy mu zostać na miejscu coby zwierzyny nie spłoszył ruszył z włócznią w kierunku zwierzyny. Leciutki wiatr przyniósł mu zapach zwierza – to dobrze, wiatr od zwierza idzie to i mnie nie poczuje – pomyślał Bolko i skrywając się powoli zbliżał się do środka polany. Kiedy już był blisko gwałtownie podniósł się i cisnął oszczepem. Oszczep wyrzucony z potężna siłą minął cel wbił się w ziemię za jeleniem. Ten poderwał swój wielki łeb, odbił się z czterech nóg zawirował i uskoczył w knieje.

- Ot i po polowaniu – pomyślał Bolko i ruszył w kierunku oszczepu, gdy coś, go zaniepokoiło. Nie potrafił określić co to jest, jakiś dziwny szmer, dźwięk, czy tylko wrażenie. Gdy zbliżał się do dębu nagle zrozumiał. Zza dębu wyszedł jemu naprzeciwko potężny niedźwiedź, który o tej porze powinien sobie smacznie spać w swoim barłogu, a jednak nie spał. Stał teraz zapatrzony w oczy człowieka. Szybkie myśli kłębiły się w głowie Bolka, uciekać nie miał jak i gdzie, koń pozostał daleko, żeby dojść do oszczepu musiałby przejść koło niedźwiedzia. Nie pozostało mu nic innego jak dobyć noża i czekać.Niedźwiedź podniósł się na dwie łapy i zaryczał zwycięsko. Jego ryk niósł się daleko po kniei wzbijając w powietrz stada wron, które już zwietrzyły łup. Nie miało znaczenia czy będzie to człowiek czy zwierz. Człowiek i niedźwiedź zaczęli odwieczny taniec śmierci, mierząc swoje siły, zaglądali sobie głęboko w oczy. Niedźwiedź uzbrojony w potężne łapy zakończone pazurami ostrymi jak damasceńska stal i zęby gotowe wbić się w ciało człowieka, człowiek tylko w nóż i siłę własnego umysłu. Krok za krokiem zbliżali się do siebie, wyczekując odpowiedniego momentu na atak

- Teraz albo nigdy – pomyślał Bolko i ruszył. Dopadł zwaliste ciało niedźwiedzia i już miał zagłębić ostrze noża w miękkie futro gdy potężne uderzenie łapy dosięgło jego głowy. Świat

22

Page 23: pietrek całość treść A4.doc

zawirował mu przed oczyma, które zalała krew. Jego własna krew. Uderzenie było tak mocna że odrzuciło jego ciało na znaczną odległość. Nóż wypadł mu z dłoni. Padł na śnieg znacząc miejsce gdzie upadł na czerwono. Świat pociemniał i ostatni widok jaki zobaczył to był zbliżający się łeb zwierzęcia.

- Boże przebacz mi – pomyślał i ogarnęła go ciemność

XXX

Dzień wstawał prześliczny. Słońce powoli wschodząc na firmament niebieski, rozświetlało promieniami gród, i przedzierało się przez zamknięte okiennice. Piotr otworzył oczy i wydobył się spod skór którymi był okryty.

- Gody, ach te gody – zawołał - ależ to hucznie wczoraj było – przeciągną się takj mocno że wszystkie kości zachrzęściły - Jeszcze mi we łbie huczy jak wiatr we studniPodniósł się z leża i podszedł do skrzyni pięknie zdobionej w różne koła i kwiaty, na której to stał dzban z wodą i misa. Szybko nalał wody z dzbana do misy i obmył twarz. Płomień już huczał w kominku ocieplając izbę. Woda znacznie go orzeźwiła zmywając ostatnie ślady wczorajszej zabawy. Oj bywało to bywało.

We dworze już ruch to wielki był od samego rana, jadło szykując i pod kierunkiem mnichów i rycerza Dormira przygotowywali się do drogi do Górki gdzie Pan Piotr na miejscu starego chramu kaplicę kazał wybudować i kanonicy tam Bogu cześć oddawać mogli. Piotr wypadł na dwór jak wiatr, nie czekając na nikogo. Za nim wyszedł Dormir.

- Zobacz jaki piękny jest świat na te nowe Gody, Swaróg już to pod postacią słońca coraz dłużej na niebie zostanie, radować nam się trzeba a nie smucić.Dormir z miłością spojrzał na Piotra. Jeszcze nie tak dawno mały Pietrek walczył drewnianym mieczykiem, kiedy to on po śmierci jego rodzica przejął, rodzicielskie obowiązki ucząc go wszystkiego co sam potrafił. Teraz to ten mały Pietrek nacierał swoje potężne ciało, gdzie spod skóry wyzierał każdy mięsień i widać było jak się napina przy każdym ruchu, aby je zahartować tak jak hartuje się żelazo do dobrego miecza. Jego długie, jasne jak snop żyta, włosy opadały daleko na ramiona, przytrzymane tylko na głowie opaską. Stary Druid ich opuścił, chociaż ciągle jego duch i pamięć o nim ciągle tkwiła w ich sercach. Jego nauki ciągle tkwiły głęboko zakorzenione.

- Piotrze, ileż Ci tłumaczyć trza że to nie Gody teraz a Dzień Narodzenia Pańskiego? – z politowaniem spojrzał na Piotra – Jakże to ludzie mają przyjąć nowe, kiedy Ty, ich sędzia, dobroczyńca i opiekun o starym zapomnieć nie możesz?

- Nie frasujcie się Dormirze, dobrze będzie, oj dobrze.- Żony już czas Wam poszukać, a nie zaszyłeś się w tym borze i świata innego poza nim

nie widzisz. We Wrocławiu wszystkie panny oczy za Tobą wyślepiają, a ty jak wiatr po polach. Nic statku w Tobie, chociaż już ci na dwadzieścia zim poszło. A, powiedzże mi coś ty tam umyślił we Wrocławiu? Słuchy mnie doszły że Bratanica Biskupa Piotra parol na ciebie zagięła i nie bardzo odpuścić chce.

- Eee tam, gadanie. Widziałem ja się z Biskupem Piotrem i we mszy świętej uczestnicząc z Panem Bogiem pojednaniem uczynił. Na wyspie Piasek tej co to święty gaj i chram na sobie nosiła i trakt bursztynowy do samej Romy biegnie, postanowilim Dom Boży postawić. Ta ziemia do ludu należy i dla ludu być powinna. Kościół, podobno, już myto za przejście przez jego tereny brać zamierza, to jakże to, ludzie za spotkanie z Panem Bogiem płacić zmuszeni będą? Nie godzi się to, nie godzi.

23

Page 24: pietrek całość treść A4.doc

Mężczyźni wrócili do dworca gdzie już na stole wylądowały mięsiwa, grzane piwo i chleb złocisty, przed świętami świeżo upieczony. Mnichów już od dawna nie było, udawszy się do kaplicy w Górce, gdzie im Pan Piotr stary chram przysposobił, i teraz tam spowiedzi słuchają, aby ci co chcą, dzień Pański z komunią zaczęli.

Piotr z Dormirem nie przerwawszy konwersacji, konsumować zaczęli, o modlitwie zapominając. Braci Kanoników zabrakło. Gdy śniadać zakończyli Piotr wstał nagle i krzyknął – konia siodłać – zaczął skóry na siebie wciągać i szykować się do drogi.

- Coś się stało? Gdzież to cię ta Twoja szalona głowa niesie? Na msze mieliśmy się udać do Górki, gdy Kanonicy obaczom że nas nie ma to dopiero nam bobu dadzą – zawołał Dormir

- Nie martw się zdążę, tylko wiatru w płuca nabiere – Odkrzyknął Piotr, wskoczył na konia i ruszył z galopa. Końskie kopyta zastukotały na mostku przed bramą i tyle go widzieli.

Pędził tak w dół góry w kierunku przełęczy, którą zwą Tąpadła, to tam wściekły na cały świat diabeł tupnął nogą aż górę wcisną w ziemię. Wiatr szumiał mu we włosach, zimno wyciskało łzy z oczu. Trakt, prowadzący przez gęstą dąbrowę, to wznosił się to opadał, naznaczony porozrzucanymi w walce o prym nad światem przez poprzednich bogów. Zwolnił trochę, dając koniowi odsapnąć. Las przeszedł w drzewa wymieszane, gdzie buczyny było najwięcej. Dobre stare drzewa, które skrywały niejedną tajemnicę. Spod kopyt końskich wyprysną bielak chowając się w pobliskich chaszczach.

- Ani łuku ani choć oszczepu nie zabrałem – pomyślał – co mnie tak szybko wyrwało z ciepła domowego ogniska?Zatrzymał konia, bo coś przykuło jego uwagę, coś niezwykłego, coś czego nie rozumiał. W otaczającym go lesie panowała złowroga cisza. Nawet gałązka, obciążona czapą śniegową nie zaskrzypiała. A jednak w tej ciszy było coś niepokojącego. Koń strzygł uszami jakby odbierał niesłyszalne dla człowieka dźwięki, rozwarł chrapy łapiąc w nie dolatujące zapachy.Nagle z drzew zerwały się stada wron, gdy niedaleko rozległ się niedźwiedzi ryk. Ryk taki jakiego jeszcze nigdy nie słyszał.

- Niedźwiedź w zimie? I to takiej srogiej? To nie może być zwyczajny niedźwiedź – pomyślał Piotr i ruszył w kierunku nadchodzących odgłosów. Do tego miejsca prowadziła ścieżka wydeptana przez zwierzęta. Kiedy staną na skraju polany jego oczom ukazał się przerażający widok. Niedaleko stojącego na środku polany świętego dębu, na ziemi leżał człowiek zbroczony krwią. Śnieg dookoła jego głowy znaczył się na czerwono, odcinając się znacznie barwą od reszty. Na dwóch łapach, potężny jak na ślężańskie lasy, stał niedźwiedź. Głowę wzniósł do góry, przednie łapy rozpostarł szeroko w geście tryumfu i głośno zaryczał. Niedźwiedź zaczął się zbliżać do leżącego mężczyzny aby dokończyć swojego dzieła zniszczenie.

Piotr niewiele się zastanawiając rzucił konia w cwał w kierunku niedźwiedzia. Przypomniał sobie że nie miał innej broni przy sobie oprócz noża za pasem. Jego jedyną bronią teraz była prędkość i zaskoczenie. Z siodła konia krzyczał w kierunku zwierzęcia aby go odstraszyć jednak ten odwrócił się tylko w kierunku nowego przeciwnika i czekał.

Koń wraz z jeźdźcem wpadli wielkim impetem w potężnego zwierza. W tym samym momencie niedźwiedź machnął potężnymi łapami w konia rozpruwając mu trzewia. Siła tego uderzenia była tak wielka że odrzuciła i niedźwiedzia i jeźdźca wraz z koniem na parę metrów. Niedźwiedź przetoczył się kilka obrotów i podniósł się gotowy do wałki. Ruszył w kierunku zapachu świeżej krwi, która rozpalała mu zmysły.

Piotra uderzenie wyrwało z siodła ale jego upadek zamortyzowała warstwa puszystego śniegu. Jego ulubiony Bachmat, niewielki a jakże wierny, zwinny i odporny na ciężkie warunki pogodowe panujące na Ślęży koń, leżał teraz na śniegu z wyprutymi trzewiami, i drgał na ostatek, oddając ducha. Piotr zerwał się na równe nogi i dobył noża. Chyba wściekłość odebrała mu zmysły bo rzucił się na zbliżającego się niedźwiedzia jak bestia rządna krwi. Dwa potężne cielska

24

Page 25: pietrek całość treść A4.doc

zwarły się w żelaznym uścisku. Niedźwiedź kilka razy sięgnął człowieka, zrywając mu skórę z pleców i rozpruwając bok. Piotr czuł jak ostrze jego noża zanurza się w ciepłym włochatym futrze. Na karku przy uchu czuł jego oddech i charczenie. Ciepła posoka spływała mu po ręku. Niedźwiedź zaryczał, tym razem z bólu. Piotr jednak nie przestawał,, wyrwał nóż i jeszcze raz wraził je w ciało niedźwiedzie, prosto w serce, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Nagle osłabł, czuł jak ziemia osuwa mu się spod nóg, krew zalewa mu oczy, a ciemność je zasłania. Czuł jak zwala się na ziemię razem z niedźwiedziem, spleceni jak dwaj tancerze, w śmiertelnym uścisku. Dookoła zapanowała ciemność i grobowa cisza.

XXX

Jaromir, który ze zbrojnymi ruszył w ślad za księciem Bolesławem. Po długiej jeździe dopiero teraz znalazł książęcego konia. Stał uwiązany do drzewa. Po księciu tylko ślady na śniegu zostały. Przedarł się przez krzaki i jego oczom ukazał się obraz śmiertelnego pola walki. Wszędzie dookoła zdeptany śnieg, wymieszany z czarną ziemią. Ciała leżące na ziemi jakby otulone gałęziami wielkiego dębu całe zbroczone krwią. Rozpoznał księcia i szybko podjechał do leżącego. Delikatnie podniósł ciało Bolka, ten wydał z siebie cichy jęk.

- Żyje – zawołał z radością – dawać mi tu natychmiast sanie bo nijak ich ruszać. Pan nasz w głowę ugodzon tylko przytomność stracił. - Oddawszy księcia wojom pochylił się nad ciałami nieznanego człowieka i niedźwiedzia

- Boże, co tu się stać mogło? – cicho wyszeptał słowa które poszybowały jak wiatr, który nagle ustał.

- Jeszcze dycha – rzekł Jaromir podnosząc głowę znad ciał niedźwiedzia i człowieka – ale bardzo źle z nim, nieźle go niedźwiedź poharatał. Obu, i księcia i tego oto człowieka do chałupy zabrać trzeba i chleba z pajęczyną zagnieść, ale temu to i niewiele pomóc może.Sanie z trudem podjechały bliżej. Ludzie ułożyli na nich trzy ciała, dwa ludzkie z iskrą ducha i trzecie, potężnego króla tego lasu, który oddał swoje życie w ciężkiej walce okupionej krwią, która powoli wsiąkała w ziemię przepłynąwszy przez śnieżnobiały śnieg.

- O Jezusie Nazareński, co tutaj się działo – lamentowała Dobrosława – tyle krwi, tyle krwi

- Uspokójże się kobieto, jużeś zapomniała jak wszystko we wsi krwią było naznaczone? Do dom trzeba ich brać, i opatrzyć bo szybko ducha wyzioną. Bożydar to tylko przez łeb sieczon, i rozumowanie na chwilę postradał ale ten drugi. Z nim jest dużo gorzej. Któż to jest? - zastanawiał się Suligost.

Konie ruszyły stępa a za lasem, tam gdzie tylko mogły przechodziły w kłus aby za bardzo rannych nie urazić.W domu już szybko rozebrali poharatanych mężczyzn, wody nagrzano i obmyto ich ciała aby opatrzyć rany. Kiedy zdjęto odzienie z rannego nieznajomego oczom ich ukazał się przepiękny medalion zawieszony na szyi mężczyzny. Medalion z łabędziem.

- Toż to sam Pan Piotr ze Ślęży – zawołał Suligost – o Jezusie Nazareński, trza gród powiadomić bo jak nam zemrze to tragedia będzie. Bolko odzyskał przytomność i rozejrzał się dookoła.

- Co się stało, gdzie jeleń? – zapytał się słabym głosemLedwie mógł mówić bo na policzku aż do ust wielka rana otwarta była.

- Czekajże, nie ruszaj się bo opatrzyć trzeba, szrama zostanie szalona głowo – powstrzymywał go Jaromir. Chleba zagnietłem z pajęczyną a teraz obłożyć to trza. Całego we krwi Ciebie znaleźli a obok ten to nieborak szczepiony z niedźwiedziem bez ducha leżał.

25

Page 26: pietrek całość treść A4.doc

Do Bolesława nagle obrazy wracać zaczęły jak zaczarowane, Zobaczył nad sobą zbliżający się wielki pysk niedźwiedzi

- … i tak właśnie ogarnęły mnie ciemności – kończył swoją opowieść – i pewnie ten potwór by mi ducha odebrał gdyby nie ten mężny człek. Toż to on mi życie uratował, zróbcież wszystko aby go do żywych powrócić. To ja jestem jemu winien. Czy wiecie któż on zacz?

- Tak Panie – odezwał się Suligost – to Pan Piotr ze Ślęży, po znaku łabędziam go poznał, tak jak i Ciebie Panie po twoim mieczu, którego imię sławne w całym świecie – Grus. Nikt nie ma takiego tylko wy Panie. Do dworu jużem posłał umyślnego aby ich o zdarzeniach powiadomić. Piotra ciało Stara Kupicha opatrzyła, okładając rany chlebem z pajęczyną i niedźwiedzim łojem smarując aby się zasklepiły. Teraz nam tylko czekać czy aby przetrzyma. Leży on bez ducha, ciało ma postrzępione, ale młody jest, silny – westchnął z nadzieją w głosie.

Dzień toczył się w opowieściach o dziwnych splotach wypadków, które się właśnie zdarzyły.I wizyta Bolesława, i jeleń i Piotr i w końcu ten ogromny niedźwiedź w środku zimy. Ogień wesoło huczał w kominku ale nikomu więcej nie było do śmiechu. Losy Pana Piotra ważyły się właśnie. Czy jego młody, silny organizm przetrzyma to spotkanie z duchem ślężańskich borów?

W naszych życiach jednak nie ma przypadków, każda napotkana na naszej drodze energia jest naszym przewodnikiem na dalszą drogę. Czasu nie można zatrzymać ale można go zmienić a umysł - lękliwy, zawistny i zachłanny - odkryć może coś, co go przerasta? Widzi on jedynie własne projekcje - wyobrażenia, wierzenia i wnioski, w których jest uwięziony. Na podwórcu nastał wielki rumor, który wyrwał wszystkich z zamyślenia. Cisza pękła jak bańka mydlana gdy do sieni wpadł wielki rycerz i od progu wołał

- Gdzież on jest? jak się czuje? – wołał tur już od progu- Miarkuj się waści rycerzu, bo nie wiesz przed kim stoisz – zawołał Jaromir – w cudzym

domu jesteś i hamuj waćpan trochę emocyje swoje.- Raczcie wybaczyć wszyscy, a szczególności Pan domu tego, jam jest Dormir, opiekun i

przyjaciel Piotra. Przybyłem natychmiast gdy mnie tylko wieść doszła co się stało – Dormir trochę się uspokoił – dycha jeszcze? Mówże proszę bo nie zdzierżę – rycerz stał w progu izby z oczami pełnymi łez.

- Wejdźże proszę i drzwierze zamknij bo chłód na dworze –odezwał się Suligost - Pan Piotr dycha jeszcze ale jest z nim bardzo źle. Uratował on życie temu oto rycerzowi przed niedźwiedziem ale sam odniósłszy ciężkie rany mało ducha nie wyzionął. Leży teraz w łożu a Stara Kupicha siedzi przy nim, opatrzywszy jego rany. My nic więcej zrobić nie możem. Pójdźże ze mną, pokażę.

Mężczyźni opuścili izbę i poszli w głąb chaty.Weszli do mniejszej izby gdzie na łożu w niedźwiedzich skórach leżał Piotr. Przy nim siedziała kobieta, której wiek trudno było określić, z rozwichrzonymi włosami wplecionymi w nie liśćmi dębu szeptała cicho zaklęcia i prośby. Na małym podstawku tliły się zioła które Kupicha podstawiała do wąchania Piotrowi. Dym dawał spokojny zapach, który Powoli roznosił się po całym domu. Dormir pochylił się nad Piotrem i chwycił jego dłoń w swoje

- Rozpalony jest, ale walczy – westchnął – dziękuję Ci gospodarzu za opiekę, i za ratunek a wam Kupicho za dobre słowo. Mam tu ja maści, które w pośpiechu zabrawszy, przywiozłem ze sobą. Zostały przyrządzone przez kanoników na Świętej Górze i one na pewno pomogą zasklepić rany.

To mówiąc powoli zaczął oddzielać bandaże od ciała z którego jeszcze sączyła się krew. Powoli z namaszczeniem zaczął smarować każdą rankę, od tych największych do najmniejszego zadrapania.

26

Page 27: pietrek całość treść A4.doc

- Widzę żeście nasmarowali go niedźwiedzim sadłem, to dobrze, to dobrze –mówił sam do siebie.- dużo krwi z niego uszło ale wszystko będzie dobrze, będzie dobrze – powtarzał tak jakby sam chciał się upewnić w tym co mówi.

– Jemu teraz spokój potrzebny i odpocznienie – powiedział zakończywszy smarowanie i owinąwszy ciało powrotem w kupichowe bandaże – nie mogę go zabrać dzisiaj a chciałbym z min spędzić tę noc. Czy znajdzie się dla mnie jeszcze miejsce gospodarzu?

- Miejsca ci u nas dostatek a i garniec miodu się znajdzie – Suligost po opuszczeniu izby gdzie leżał Piotr wskazał miejsce przy ławie – nie martwcie się, wszystko będzie dobrze

- Nieźle go ten niedźwiedź poharatał – oderwał się Dormir kiedy już osączył garniec przedniego trojaka – a i was widzę także zahaczył, pozwólcie obejrzeć i opatrzeć ranę, a moją maścią posmarować. Szybciej się zagoi – zwrócił się do Bożydara.

- Szybko się zagoi – powiedział gdy już ukończył opatrywanie rany – ale szpetna szrama zostanie, zostałeś naznaczony przez śląskiego niedźwiedziaW domu zaczęła się normalna krzątanina, pomimo najazdu tylu gości, tylu ważnych gości. Wydarzenia całego dnia całego dnia odsunęły w dal radość ze świąt, ale jakże zbliżyły wielu ludzi. Ciepło domowego ogniska, i kilka garnców miodu rozluźniło atmosferę.

Przepiękne jezioro, które rozprzestrzeniało swe wody daleko hen poza horyzont dawało życie wielu stworzeniom. Wody osiągając barwę błękitu nieba, łuszczyły się lekko od południowej bryzy. Wiele wysp, które wyrastały z wody jak pieczarki na łące zamieszkane były przez wiele rodzajów ptaków. Żuraw, który dumnie brodził przy brzegach jeziora, niepodzielnie panował nad wszystkimi wodami. Nawet nad tymi z północy. Na południowym krańcu jeziora, swoje gniazdo miał przepiękny biały łabędź, który wielokrotnie wspólnie z Żurawiem, oblatywał jezioro w poszukiwaniu lepszych miejsc żerowania. Byli jak przyjaciele, jak bracia, jeden stojący za drugim.. Czasami wody jeziora były mącone przez wiatry północne, które pustoszyły tamtejsze wyspy, lub wiatr ze wschodu, szarpiący trzcinowiska i niszczący spokój tych wód, jednak Żuraw i Łabędź potrafili zadbać o wody przybrzeżne. Łabędź zawsze nadstawiał swoją wielką silną pierś aby osłonić Żurawia. Jednak przyszedł dzień kiedy Żuraw szykował się w daleką podróż. Pieczę nad jeziorem pozostawił czterem orłom, podzieliwszy je wcześniej na pięć części a Łabędziowi nakazał opiekę nad orłami. Orły chociaż pochodziły z jednego gniazda, nie zgadzały się z decyzją Żurawia, bo najstarszy twierdził że to jemu należy się władza nad całym jeziorem, i rozpętała się wielka walka na niebie. Orły to wznosząc się to pikujący wyczyniały śmiertelny taniec. Zerwał się wielki wiatr, który wyrywał drzewa na wyspach, podniósł taka wielka fale że linie brzegowe zaczynały zanikać, Wiele ptaków zginęło. Tę walkę wygrał najstarszy, a młodsze pochowały się w swoich częściach stawu. Łabędź wierny Żurawiowi, nigdy nie pogodził się z przebiegiem spraw, które rozgrywały się na jeziorze, i swoją mocą wsparł młodsze orły. Dowiedział się o tym najstarszy orzeł, który za karę uderzył w gniazdo łabędzia i porwał go uwięził na swoich terenach. Oszalały z zemsty, niepomny na wolę żurawia kazał go oślepić. Łabędzia opanowała głęboka ciemność, i czuł jak spada i spada i spada …

- Nie ! – z izby gdzie leżał Piotr dobiegł wszystkich ogromny, pełen bólu krzykPierwszy zerwał się Dormir i dobiegł do łoża chorego

– Cichaj synku, cichaj, to tylko sen – powiedział z ojcowską czułościąDobrosława przyniosła wody w miednicy, i gałganem szmat stary rycerz ocierał zroszone kroplami potu czoło Piotra. Gorączka opanowała ciało rannego , wstrząsając nim od czasu do czasu jak wiatr gruszą pełną ciężkich, dojrzałych owoców. Ale i wiatr z czasem musi ustąpić. Kupicha naparzyła ziół, na małym talerzyku rozpaliła niewielki ogień którego odym podsyłała pod nos chorego, szepcząc przy tym słowa modlitwy i zaklęć. Piotr zapadł w głęboki zdrowy sen.

27

Page 28: pietrek całość treść A4.doc

- Będziesz ty zdrów oj będziesz – z zadowoleniem powiedziała Kupicha czystym. aksamitnym głosem zupełnie nie pasującym do jej wyglądu – pożyjesz ty jeszcze, pożyjesz, chociaż nie łatwo Ci będzie.

Dormir spędził tę noc przy łożu swojego ukochanego wychowanka, którego traktował jak syna, przykrywając go i ocierając zroszone czoło. Zioła Kupichy działały.

Dzień wstał zimny lecz słoneczny, niektórym nowy rok a niektórym nowe życie przynosząc. Dormir widząc że zioła zielarki, jej zaklęcia i modlitwy a w szczególności maść, którą przygotowali mnisi na Ślęży, działa doskonale i Piotr czuje się na tyle dobrze ze może zostać przewieziony do grodu, wysłał umyślnego po powody. I Bolesławowi rana się pięknie zagoiła przez jedną noc. Bolesław odwinąwszy bandaże krzyknął zdziwiony:

- Toż to cud mości Dormirze, tak pięknie wasza maść zadziałała. To wbrew naturze aby tak szybko rana się zarosła. Pan Bóg chyba Was kocha i czuwa nad wami

- Cuda nie zdarzają się wbrew naturze – odrzekł Dormir – lecz w brew naszego jej pojmowaniu. Szrama została, która wam usta wykrzywiła, ale cieszcież się żeście z życiem uszli.

Przed domem już czekały powody, aby zabrać Piotra i Dormira na Ślężę. - Poczekajcie jeszcze – zawołał Bożydar i podszedł do leżącego Piotra. Delikatnie

wziąwszy jego rękę nałożył mu swój sygnet zdjęty właśnie z palca. Piękny srebrny sygnet z brodzącym żurawiem - Powiedzcież mu, jak się obudzi, że Książę Bolesław jest jego bratem i przyjacielem, że jest mu dłużnikiem. Życie za życie, krew za krew.Dormir spojrzał na Bolesława, ale nie wyglądał na zdziwionego.

- Jak powiedziałeś Panie – odrzekł – obyś tylko w trudnych chwilach nie zmienił zdania, bo nie wiem czy bezpieczniej jest być ci bratem czy wrogiem – wyszeptawszy końcówkę odwrócił się i podniósłszy Piotra na własnych ramionach zaniósł go do sań i nakrył grubymi skórami.

- Gospodarzu dziękować Wam chciałem za opiekę nade mną, jak i nad tą gorącą głową – powiedział Dormir zwracając się do Suligosta - pozwólcie pożegnać się na ten czas, jemu do dom pilno, i podkurować go biedaka trza. Tam mnisi się nim zajmą, a w układach z bogiem to i szybko wróci do zdrowia.

- To ja wam dziękuję Dormirze, miałem to właśnie prosić Pana Piotra aby to on dokonał starego zwyczaju postrzyżyn mego syna, ale to wszystko sprawiło że Piotr niemocą w łożu zległ i nie może tego dokonać. Może to wyroki boskie sprawiły? Pewnikiem taka była wola boża aby tak się nie stało. Pewnikiem ma ważniejsze cele, ale to on was sprowadził w progi moje i Zatom mu wdzięczny – oderwał się Suligost – jedźcie w spokoju niech bogowie nad Wami czuwają i przywiodą Piotra do zdrowia. Dobry to Pan i mocny.Dormir wsiadł na sanie i strzelił z bata. Konie ruszyły w kierunku grodu na Ślęży odprowadzane przez liczne pary oczu z domostwa.Kiedy już wszystko ucichło Bolesław przerwał ciszę, która zapanowała, wypełniając jakąś dziwna pustkę

- A kiedyż to chcielibyście ostrzyc swojego syna Suligoście?- Wczora właśnie minęło mu dziesięć zim i czas to był ale to wszystko sprawiło że

odwlekło się trochę tradycji naszych dziadów. Nie wiem kiedy teraz Pan Piotr do przytomności wróci, i będzie w pełni sił aby tego dokonać – Odrzekł Suligost, jednak nie potrafił ukryć smutku w swoim głosie.

- Nie frasujcież się, a mogę to ja ostrzyc Waszego wychowanka? – Zapytał Bolesław z uwaga obserwując gospodarza

- Wy Panie? – Suligost ze zdziwienia aż zamarł – Sam książę chce być opiekunem mego syna? Nie miałem takiej śmiałości o to prosić – To wykrzyknąwszy, rzucił się na kolana przed Bolesławem

28

Page 29: pietrek całość treść A4.doc

- Dobrze już dobrze, wstańcie, nie pora na takie fanaberyje - Bolesław, lekko się uśmiechnąwszy chwycił Suligosta za ramiona i podniósł z kolan. – Wielką mi przyjemność sprawicie pozwalając opieką obdarzyć to co macie najcenniejszego, wasze dziecię, i wykształcić go i wyszkolić. Dokonam tego pod jednym warunkiem, że zaraz po postrzyżynach pozwolicie ochrzcić waszego syna tak aby wychował się w nowej religii i stał się wyznawcą jednego Boga Wszechmogącego. Taka jest moja wola – To mówiąc Bolesław spojrzał głęboko w oczy Suligosta niemalże sięgając dna jego duszy.Na twarzy Suligosta zamajaczył na chwilę cień niepewności

- Jakże to tak? A bogowie naszych ojców i dziadów? – Pomyślał – A co one na to, kiedy wymrą w pamięci, kiedy datków nie dostaną czy nie będą się gniewać? A może ten Nowy Bóg jest silniejszy od naszych starych? – Wątpliwości zaczęły ogarniać wszystkie myśli ojca, który jak najlepiej chciał dla swego syna.

- A niechże tam – Odpowiedział Suligost – Słońce i tak wstawać będzie każdego ranka, a kłaść się spać wieczorem, zastąpione na niebie przez księżyc i gwiazdy. Ziarno będzie wschodzić, aby na podatną ziemię trafiło, drzewa rosnąć nie przestaną, a ptaki śpiewać na chwałę bożą. Jakież to ma znaczenie jak bóg ma na imię? Wasza wola Panie, niech się więc tak stanie. Aby ten brzdąc wierzył w cokolwiek a tradycji i pamięci swoich przodków nie zabaczył. – Zgodził się Suligost. Wieczerzę szykować trza i gości sprosić.

Kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi w Sulistrowicach zapanował rejwach. Wielu gości zjechało się poznać i powitać Księcia Bolesława, bo chociaż był młody wiekiem jego sława już rozeszła się po wszystkich granicach Śląska. A teraz jeszcze będzie uczestniczył w starodawnym zwyczaju przejęcia opieki przez ojca nad synem, który od tego momentu właśnie zaczyna wkraczać w dorosłe, męskie życie. Matka wykonała swoją pracę teraz przyszedł czas na ojca . Wszyscy obecni zgromadzili się na środku izby a matka przed ojcowskie oblicze przywiodła ubranego w lnianą koszulę syna. Jasne, słomiane włosy opadały chłopcu na ramiona, a na jego twarzy malowało się skupienie. Gniewko schylił głowę przed ojcem oddając się w ten sposób pod jego pieczę. Suligost ujął w palce włosy chłopca, które zsunęły się zasłaniając czoło chłopca.

- Niech imię twoje będzie Bogusław... Niech sławę ci ono przyniesie i przychylność bogów... i abyś Ty, na chwałę bogów nie zapomniał o tym co tu zaszło. - Z powagą ojciec odciął spory pukiel włosów i z należytym szacunkiem poświecił go płomieniom ogniska. Włosy zaskwierczały cicho i wzlatując wysoko chwilowo rozświetliły się jaśniejszym płomieniem.

- Niech wasze dłonie to samo uczynią, a usta wypowiedzą imię, które od dziś mój syn nosić będzie... - Zwrócił się Suligost do Bolesława, przekazując jemu nożyce.

- Przez cztery żywioły jakimi są powietrze i ziemia, ogień i woda, przez ten kosmyk włosów składany płomieniom w ofierze, los twój Bogu powierzamy - Z powagą równą ojcowskiej, Bolesław kontynuował ceremonię postrzyżyn. - Bądź wierny sobie i dumnie podążaj w swe przyszłe życie. Niech będzie ono prawe i podoba się Bogu... Niech imię twoje będzie Bogusław...Następnie obaj wykonali nad głową chłopca stary znak, znak krzyża, mający zapewnić chłopcu dobrobyt i przychylność losu. Kolejno teraz podchodzili do Suligosta pozostali goście, z których każdy odcinał pasemko włosów i wypowiadając życzenia ciskał je w żar płomieni. Po dokonaniu postrzyżyn, którym długo jeszcze towarzyszyły obrzędowe pieśni, Bolesław podszedł do Suligosta.

29

Page 30: pietrek całość treść A4.doc

- Suligoście, syn twój posiądzie włości na wschód od Góry Ślęży za to, coście dla nas uczynili, dając nam opiekę i schronienie w domu Waszym, to będzie moja darowizna – Głośno rzekł Bolesław, aby wszyscy zgromadzeni słyszeli jego słowa. Poprzez zgromadzonych przeszedł pomruk zdziwienia.

- Czas i bogom ofiary złożyć, do świętego dębu czas ruszać, do dębu gdzie Bolesław Krzywoustym się stał – ktoś zawołał

- Do dębu – Reszta gości podchwyciła zawołanie i wszyscy ruszyli na polanę.W domu pozostała tylko Dobrosława, która usiadłszy przy ławie objęła dłońmi swoją głowę

- I co teraz będzie? Jak to teraz będzie? – Zadała pytanie, zagłębiwszy się w ciszę, która ogarnęła całą osadę. Łzy pojawiły się w jej oczach jak dwie perły i powoli spływając po policzkach spadały na ławę.

W grodzie na Ślęży kanonicy zajęli się Piotrem tak dobrze że ten, obudziwszy się na chwilę, i posiliwszy się trochę, zapadł znów w głęboki sen gdy nagle jego usta zaczęły coś mówić.

Dormir usiadł na brzegu łoża i zaczął się wsłuchiwać w słowa wypowiadane prze Piotra.- Bogusław, niech twoje imię będzie Bogusław – Powtórzył jeszcze raz Piotr i zapadł w

głęboki leczniczy sen. Boże Narodzenie Anno Domini 1100 dobiegało końca. Nad Ślężą oprócz Wielkiej i Małej Niedźwiedzicy na ciemne niebo w wielkim swoim blasku, wypłynął złożony z gwiazd Łabędź, tworząc wielki krzyż na niebie.

30

Page 31: pietrek całość treść A4.doc

Śmierć, jednemu żal, drugiemu miłość przynosiGdy oczy wypłakać trzebaWysłany dla innego po żonęSam miłość odnalazł, Rośnij lubczyku na miłość na śmiechSerce nie sługa, choć czasami grzech

Lato roku 1114 chyliło się ku końcowi. W Krakowie, po ciężkich bojach w bohemskiej krainie, Książę Bolesław odpoczywał przy swojej chorej żonie. Iluż już tu medyków się przewinęło, ile dobra nabrali, lecz żaden nie dawał nadziei. Zbysławy życie powoli dogasało jak wypalona świeca, życie które trwało zaledwie niecałe trzydzieści lat, z których jedną z trzech części spędziła przy boku swojego ukochanego męża. Wydała mu dwoje dzieci na świat przeżywszy wielką tragedię swojego życia gdy jedno z nich odeszło. Choć Bolesław nie był wzorem męża i ojca, bardzo go kochała. Teraz już sama wiedziała że czas się pożegnać. W łożu boleści i choroby leżąc, szczególnie z wieczora, gdy gorączka się wzmagała, przekraczała próg miejsca, które ciężko już było odróżnić od jawy. Czasami wędrowała po przepięknych kamiennych ogrodach otoczona wonnościami kwiatów, a trawa delikatnie uginała się pod ciężarem dotyku jej stóp, czasami wznosiła się ponad wszystko i niczym ptak szybowała w przestworzach, pochłaniając głębię tego świata, który ją otaczał. Jednej nocy, kiedy wróciła ze swoich podniebnych podróży nagle obudziła się z krzykiem – O Jezu Miłosierny, nie dopuść do tego.Krzyk ten rozniósł się szerokim echem po zamkowych komnatach. Służka, która czuwała przy niej, dorzuciła drew do ognia, wznieciła światło i spojrzała na postać Zbysławy. Ta usiadłszy na łożu, odrzucając nakrycia z wielką rozpaczą szukała czegoś lub kogoś tak jakby chciała go objąć. W jej niewidzących oczach, płonących teraz jak żagiew pojawił się strach.

- Już czas na mnie, już czas, jeszcze chwila, daj się pożegnać – powiedziała słabym głosem.Do jej komnaty zbiegli się wszyscy, nawet Książę Pan, który usiadł na brzegu łoża i delikatnie objął swoją żonę. Medycy przepychali się jeden przez drugiego z dobrymi radami a to z miksturami, których nawarzyli wcześniej. Wszyscy chcieli przypodobać się Bolesławowi, albo też nie chcieli narazić się na gniew jego.

- Cichaj, już cichaj – łagodnie odezwał się do swojej żony, gładząc ją po ręku. Ze zroszonego czoła Zbysławy strużkami spływał pot, zalewając oczy i spływał na delikatną długą szyję. Jej ciało było rozpalone.

- Panie, trza jej krwi upuścić bo … - jeden z medyków chciał coś powiedzieć, lecz spojrzawszy w oczy księcia natychmiast zamilkł.

- Wszyscy won, won co do jednego – wrzasnął Bolesław – i zrobił gwałtowny ruch głową, ukrywając swoją twarz tak, aby nikt nie zauważył toczącej się w dół po policzku łzy – wynoście się wszyscy.

W przebywających w komnacie jakby grom z jasnego nieba strzelił, w pośpiechu zaczęli opuszczać komnatę. W takich chwilach nikt nie chciał narażać się księciu ustępując jemu z oczu. Zapanowała cisza, cisza w której słychać było ciężki oddech Zbysławy i jeszcze coś czego nikt nie potrafił określić. Coś jakby stłumiony płacz dziecka. Bolesław delikatnie przytulił swoją twarz do jej dłoni, i wpatrywał się w jej rozpalone oczy szukając tam choćby promyczka nadziei.

- Podejdź proszę – słabym głosem odezwała się kobieta

31

Page 32: pietrek całość treść A4.doc

- Jestem przecież, jestem przy tobie – szeptem odpowiedział Bolesław, lecz skierował swój wzrok tam gdzie wpatrywały się oczy jego żony. W kącie, cicho siedząc i chlipiąc siedział mały chłopiec, wycierając łzy rękawem koszuli i delikatnie pociągając nosem. Kolana miał schowane pod długą koszulą, o którą mało się nie przewrócił podchodząc do matki. W świetle kaganków widać było strach, który się czaił w tych dziewięcioletnich oczach. Delikatnie przybliżył się do łoża, chwilę stał w niepewności patrząc na ojca, jednak to było silniejsze od niego

- Matulu, nie zostawiajcież mnie – rozpłakał się w głos- Nie płacz, ja odchodzę w kolorowe ogrody wypełnione zapachem kwiatów. Tam będąc,

zawsze będę przy tobie, bacząc abyś ty był zdrowy. Tam, w górze skąd będę patrzeć na Ciebie jak dorastasz, jak stajesz się mężczyzną, nikt i nic mi w tym nie przeszkodzi. Przychodzimy na ten świat nieproszeni, a odchodzimy gdy nas potrzebują. Spotkam się tam z twoim małym braciszkiem i razem będziemy czekać na was. Czas się już przestanie liczyć, nikt nie będzie zapisywał nam dni, miesięcy, czy pór roku, a jedno życie będzie jak mgnienie oka, no nie płacz już – mówiła tuląc syna do piersi. Oczy jej złagodniały, tak jakby cała boleść odeszła. Oddech jej się wyrównał.

- Nie płacz kiedy jutro już mnie nie będzie, odejdę szczęśliwa wiedząc że ty jesteś zdrów, idź już proszę do swojej komnaty i połóż się spać, ja tu jeszcze z Panem ojcem trochę zostanę.Nie wiadomo skąd, jak duch, pojawiła się niania i objąwszy dłoń dziecka poprowadziła go w czeluści zamkowe.

Gdy już oboje zniknęli za drzwiami, Zbysława opadła na puszyste poduchy, które podtrzymywały jej słabe ciało. Była zmęczona, słaba, oczy jej się same zamykały.

- To jeszcze nie wszystko – odezwała się słabym głosem – gdym tak leżała dzisiaj, miałam sen. Latałam jak ten obłok na niebie widząc całą ziemię. Moim oczom ukazało się jezioro a nad nim walczyły cztery dorodne orły. Obiecaj mi że zadbasz o Naszego syna, o swojego Pierworodnego, o twoją krew z krwi. Złóż śluby na mym łożu śmierci że nie dasz go skrzywdzić – spojrzała głęboko Bolesławowi w oczy, mocniej zaciskając palce na jego dłoni.

- Ależ … - Bolesław zawahał się przez chwilę- Obiecaj – powtórzyła swoją prośbę- Obiecuję – W ciszy komnaty, którą przerywały tylko trzaski z palących się brewion, ten

głos zabrzmiał jak głos wydobywający się z głębi serca, z głębi duszy. Usłyszawszy odpowiedź głowa kobiety opadła na poduszki, ostatni raz spojrzała w okno za którym właśnie pojawiały się pierwsze promienie słońca i zamknęła oczy.

- Dziękuję, kocham cię – Ostatnie słowa, które wydostały się z jej ust, uleciały wraz z ostatnim jej oddechem. Dzwony z pobliskiego kościoła rozdzwoniły się na jutrznię, odprowadzając jej oddech w nowy, lepszy dzień.

… benedictus Deus Israhel quia visitavit et fecit redemptionem plebi suae ...… ad dandam scientiam salutis plebi eius in remissionem peccatorum eorum ..

XXX

- Piotrze, dobrze że przybyłeś – powiedział książę do potężnego mężczyzny, ubranego z prostotą, po rycersku, lecz schludnie – dawnom cię nie widział i już posyłać po Ciebie miałem, aby cię trochę wyrwać z tego Wrocławia i objęć Biskupa Żyrosława. Doszły mnie słuchy że nie łatwą masz tam dolę z Czechami i Niemcami, co pustoszą przygraniczne ziemie. Jeszcze mi

32

Page 33: pietrek całość treść A4.doc

żałoba nie minęła po śmierci mojej żony, a i z dworu ciężko się ruszyć bom obietnicę niebodze na łożu śmierci złożył że się małym Władysławem zajmę. Nie czas to dla mnie w domowych pieleszach siedzieć, ale cóż, śmierć nie wybiera – uśmiechną się jedną stroną twarzy, gdyż pamiątka po ślężańskich lasach nie pozwoliła mu na więcej, a i do śmiechu mu wcale nie było.

- Ano lekko nie jest – odrzekł Piotr – nałupilim my ich, wszelkiego dobra i jeńców nabrawszy, teraz oni nas od czasu do czasu nachodzą. Ech taka to już nasza codzienność – machnął ręką – dzisiaj my ich jutro oni nas

- Chciałbym cię o pewna sprawę prosić aleś ty pewnie zdrożon i jakiegoś wytchnienia potrzebujesz. Zanim ci Twoją komnatę przygotują może przejdziemy się po podwórcu zamkowym?

- Twoja prośba jest dla mnie rozkazem, mój Panie – odrzekł Piotr ze zwykłą dla niego swobodą i swawolą ukrytą w głosie

- A przestałbyś już się naigrywać, życiem Ci winien i tego nigdy nie zapomnę.- Próżno by wspominać, dawno to było, a w bojach nie raz i nie dwa Ty mnie ratowałeś, a

jakem to wrócił z Ziemi Świętej com był Panu Jezusowi za to że mnie do życia przywrócił podziękować, a tu Czesi aż do Wrocławia podeszli? A wcześniej Niemce co podbić chcieli nasze zachodnie granice. Takie to już nasze żołnierskie życie, bez chwili oddechu.

Mężczyźni jeszcze nie upuścili krużganków gdy za nimi rozległ się tupot małych nóg. Piotr obrócił się w kierunku skąd dochodził ten miły dla jego ucha dźwięk i zobaczył jak za nimi biegnie mały chłopiec i wymachując drewnianym mieczykiem woła:

- Broń się, jeżeli potrafisz, inaczej posiekam na talarki – Dobiegłszy do mężczyzn skierował swoją małą broń w kierunku Piotra.

- Oszczędź mnie panie, nie zabijaj – Piotr prosił z udanym strachem – przecież ja niczemu nie winien. Okupię się może, tedy ocalę moje życie.

- A co mi dasz? – chłopiec nagle zatrzymał się i z dziecięca ciekawością wpatrywał się w mężczyznę.

- Hmmm – pomyślał rycerz, marszcząc poprzecinane bruzdami i ogorzałe od słońca czoło – cóż ja dać ci mogę? – w jego niebieskich oczach zabłysły ogniki uśmiechu a przy oczach pokazały się dwie zmarszczki – czymże ja mógłbym się okupić u takiego znacznego pana, jedynie chyba to tylko może zrównoważyć moje życie – Powiedział Piotr i powoli z za pazuchy wyjął przepięknie zdobiony mały sztylet schowany w ozdobnej pochwie.Chłopcu aż zaświeciły się oczy na widok noża.

- To dla mnie? – zawołał – prawdziwy sztylet? Dziękuję ci, dziękuję – z prędkością błyskawicy pochwycił przedmiot aby jeszcze, nie daj Boże, darczyńca się nie rozmyślił i zaczął przypinać sobie do pasa.

- Władysławie, Władysławie, gdzież to się podziewałeś – z dali dobiegł ich głos niani. Wracaj tutaj szybko i nie przeszkadzaj Panu Ojcu

Bolesław z czułością objął syna i delikatnie odwrócił w kierunku dobiegającego głosu – Uciekaj teraz do niani, a zważaj aby sobie lub komu innemu krzywdy nie zrobić tym

sztyletem - krzyknął za oddalającym się chłopcem.Nikt jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy jak prorocze były to słowa.

Mężczyźni wyszli z zamku i udali się na mury w kierunku Wisły. Kiedy stanęli ich oczom ukazał się krajobraz jak z bajki. Wisła, która wiła się jak niebieski smok, swoim ciałem oplatając miasto, żyła swoim własnym życiem. Flisacy spławiający drzewo, barki które wiozły towary do rodzinnego miasta Bolesława, do Płocka. Na wzgórzu wawelskim właśnie trwała budowa nowej katedry.

- Widzisz, ruszyć się stąd nie mogę - odezwał się Bolko po chwili zadumy - a pozostać tutaj nie chcę, tyś mi jak brat, tobie tylko zaufać mogę

33

Page 34: pietrek całość treść A4.doc

- Jak brat? - Piotr spojrzał z uwagą na księcia. W jego głowie wszystkie znaki wołały o ostrożność - wolałbym być Ci Panie przyjacielemBolko spojrzał na Piotra z uwagą

- Odpokutowałem już moje winy i sam tego czynu żałuję każdej nocy. Nie wracaj proszę do tego tematu, bo zdzierżyć trudno. Czterdzieści dni żem pościł, udałem się z pielgrzymką do świętego Idziego w węgierskiej ziemi, i opłaciłem się mocno kościołowi, gdym odwiedziwszy Gniezno i świętego Wojciecha o zmiłowanie błagał. Tedy ekskomunika została zdjęta i zostałem przywrócony do Kościoła. Zrobiłem com musiał dla dobra tego kraju, który się rozpościera przed Tobą, a trzeba zrobić jeszcze więcej. Zobacz na te barki, które do Płocka płyną. Morze to nasze bogactwo i tam trzeba wyruszyć, bo i Prusowie bardzo handel blokują. Łupią mi tam bardzo kupców, którzy wędrują do Romy szlakiem bursztynowym. To również i ciebie dotyczy bom słyszał że kościół na wyspie Piasek chcesz postawić, a tam właśnie biegnie owy szlak. Pomorze przeciwstawia się naszej władzy, Niemce pustoszą nasze zachodnie granice, Czesi, jak sam wiesz, południowe, a od czasu choroby i śmierci Zbysławy, od Rusinów nijakiej pomocy nie ma. Tam coś się będzie szykować. Od śmierci mego teścia, Światopełka, którego Pan wezwał do siebie na rok przed śmiercią Zbysławy wiele się tam zmieniło. Władzę po nim objął Włodzimierz Monomach. Wprawdzie dotrzymują traktatów, ale już nie tak chętnie a i czasami wymigują się tłumacząc swoimi walkami z Połowcami. Z Czechami już umocniłem pokój, który da Ci trochę wytchnienia, ale nadszedł czas na Prusów. Skarbimir radzi aby uderzyć na Pomorze i opanować trakt wiślany, tylko nie wiem co z Rusią, czy dotrzymają traktatów.

Piotr słuchał w milczeniu. Niewiele wiedział o sytuacji w kraju. Od czasu jak go Ślężański niedźwiedź w łożu złożył najeździł się po świecie. Wiele bogactw ze sobą przywiózł, wróciwszy na ojcowiznę, ale i tam się wiele zmieniło. Gród już jakiś taki pusty się wydawał, pomimo obecności przyjaciół. Dopiero tutaj, ten dziecięcy śmiech przypomniał jemu o tym czego jemu brakuje. To dziwne uczucie samotności, które czasami jego ogarniało, próbował pokryć żarliwą modlitwą, która zbliżała go do Boga, tego nowego Boga z którym już zdążył się zaprzyjaźnić. Wyczuł taką właśnie nutkę samotności w słowach Bolesława, chociaż ten mówił o sprawach państwa.

- Matki mu potrzeba - powiedział na głos i sam się przeraził, że wyraża swoje myśli niekontrolowanie.

- Jak to matki? - zdziwił się Bolko - komu? Skarbimirowi? - Wybacz Panie, nie myślę o Skarbimirze, myślę o Tobie. Nasz kraj jest jak nasz dom.

Prochy naszych przodków pozostawiane są w każdym zakątku, a jeżeli w domu rządzi kilka osób, nikt nie dba o wychowanie tych, którzy przejmą naszą schedę. Dziecku matki i ojca trzeba. Najpierw porządek i spokój zapanować musi dookoła nas, żeby ten wzór przenieść na większe sprawy. Musisz Panie wypełnić pustkę, która nastała po odejściu Zbysławy. O młodym Władysławie myślę. Jemu to matki trzeba, a tobie odpocznienia.

- Jemu już dziewiąty rok idzie i zgodnie ze starym obyczajem, on już wychowaniu ojca oddany być powinien. Jaromir już go szkoli w walkach jednak, czasami widzę jak dziecię płacze za miłością matczyną, a jemu już to nie przystoi. Mężczyzną stać się musi - Bolesław na chwilę zamilkł, łapiąc myśli, które w głowie mu się kłębiły - jest jedna na to rada. Pojedziesz w posły na Ruś Kijowską, a oczy otworzysz i uszy nastawisz na wszystkie sprawy które się tam dzieją. Zrobisz to dla mnie? Tylko tobie mogę zaufać.

- Zrobię Panie - odpowiedział po chwili Piotr, chociaż wiedział że misja ta trudna i niebezpieczna być może. O swoje życie nie dbał, ale z tym człowiekiem który teraz głęboko zaglądał mu w oczy łączyło go coś więcej niż przyjaźń. Łączyła ich śmierć, która ominęła ich o włos.

34

Page 35: pietrek całość treść A4.doc

- Porozmawiamy o tym wszystkim w najbliższym czasie, jak obmyślę plany, a ty odpoczniesz i przygotujesz się do podróży. Parę dni to pewnie potrwa, a i ludzi dobrać trzeba wiernych takich, którzy za ciebie patrzeć będą - to powiedziawszy Bolko odwrócił się i ruszył w kierunku zamku zagłębiając się w swoich myślach.Piotr ruszył za nim nie zwlekając.

W refektarzu już czekało na nich mięsiwo na półmiskach i dzbany z winem i piwem na zbożu ważonym. Zapach ciemnego chleba świeżo upieczonego mieszał się z zapachem dziczyzny. Mężczyźni zasiedli do posiłku, który to już spożyli w milczeniu.

- Co zamierzasz teraz robić Piotrze? - zapytał książę kiedy już służba posprzątała ze stołu- Teraz? Jeszcze nie wiem, dawnom nie był w Krakowie i chciałbym się przyjrzeć temu

miastu, które dzięki Twojej szczodrobliwości się rozwija. Budowa katedry na wzgórzu wawelskim bardzo się posunęła jak widzę i pod kierunkiem Biskupa Maura posuwa się do góry.

- A tak, to prawda. Biskup Maurus, który zasiadł na tronie biskupim cztery lata temu przykłada wielkie starania i jak powiedział w przyszłym roku chciałby już zakończyć pierwszy etap budowy i poświęcić dolny kościół. Może niedługo poznasz księdza Biskupa. Oj ciężki to benedyktyn i wierny sługa boży. Musisz jeno pamiętać że o zmroku bramy zawierają a klucze do mości wojewody oddają i nijak już aż do świtu rozwarte nie zostaną. Opowiadać się byś musiał i mnie po nocy budzić - uśmiechnął się książę - a gdzież to bywa twój dzielny przyjaciel Dormir?

- A został w Górce gospodarstwa pilnować. Znudziło mi się na Ślęży, bliżej ludzi trzeba a i on na mnie naciska, abym jakaś białogłowę sobie pozyskał, jak twierdzi 34 rok mi już idzie i na starość starym kawalerem zostanę, i nie znajdzie się nikt kto o mnie innym opowie a inna prawda to człowiek nie roślina, żeby w miejscu tkwił - odpowiedział Piotr, uśmiechając się do swoich wspomnień o wiernym druhu i przyjacielu - na szczycie teraz kanonicy królują. Książę wstał, a Piotr zaraz za nim.

- Pozwól Piotrze że nie dotrzymam Ci towarzystwa, ale ważne sprawy mnie wzywają. Dałeś mi dobrą myśl i teraz tylko realizacji potrzeba. Wszystko wyjaśnię ci w swoim czasie. Dziękuję Ci za wszystko.Takie słowa w ustach księcia były rzadkością. Wielkim poważaniem i szacunkiem u Bolesława cieszył się Piotr, czy to za sprawą uratowania życia, czy też dlatego że był jaki był. Prawdomówny, szczery, otwarty i odważny. Nikt jednak tak naprawdę tego nie wiedział.

Piotr opuścił zamek przez nikogo nieniepokojony. Kraków w owym czasie rozrastał się do dużej metropolii. Wawel, który górował nad miastem zbudowany na wypiętrzonej, skalnej górze tak jakby z góry obserwował życie, które tętniło w dawnym podgrodziu zwanym Okół i rozmieszczonych na północnej stronie, na rozległym tarasie wciętym w Dolinę Wisły, podgrodziach. Teraz to wszystko łączyło się w jeden wielki organizm.

Wjechawszy nad rzekę łapał w płuca jej zapach. Dukt który go prowadził jak we śnie, nagle się skończył a Piotr stanął przed rotundą kościoła. Niewielki to był kościółek. Obejrzał się za siebie gdzie w oddali zobaczył mury miasta. Ciszę nagle zburzył terkot kół wozu zaprzężonego w dwa woły. Na wozie, oprócz snopków zboża, siedział starszy mężczyzna. Jego twarz ozłocona promieniami jesiennego słońca wyglądała jakby drzemał, w spracowanych rękach trzymał wodze.

- Stój - zawołał Piotr Mężczyzna drgnął i otworzył oczy.

- Cóż to za kościół? - zapytał Piotr

35

Page 36: pietrek całość treść A4.doc

- A toć to naszego Księdza Biskupa Stanisława kościół, szlachetny panie, w tym to miejscu Książę Bolesław3, nie zważając na religię JezuChrysta, ubić go kazał i rozczłonkować jego ciało, to i później kościół biskupowi tutaj postawiono.

- Jakże to tak? Książę Biskupa pozbawić życia kazał i do tego rozczłonkować jego ciało? A za cóż to taka okrutna kara go spotkała? Chłop spojrzał na rycerza zastanawiając się co odpowiedzieć bo i straszna była to historia.

- Nie bójże się, opowiadaj, żadna kara cię nie sięgnie, a jak opowiadanie się spodoba to i nagroda Cię nie ominie

- A było to szlachetny panie już wiele zim temu kiedy to Pan nasz Bolesław z rycerzami na Rusi wojował. W domu pozostały i żony i matki i dzieci. Wiele z nich nie dotrzymało wierności swoim mężom i książę kazał je za to ukarać. Biskup Stanisław wstawił się za nimi bo skoro - jak twierdził mój dziad - rycerze wybaczyli to dlaczegóż ich książę miał karać? Za to wstawiennictwo Książę Bolesław, jako za zdradę, kazał go życia pozbawić a jego ciało rozczłonkować, ale jak tam było naprawdę to ja nie wiem, Tylem usłyszał od dziada mojego. Ja chłop prosty, który codziennie rano się modli aby Bóg zdrowie dał i siły.

Piotr zasłuchał się w opowieść. - Ruś i żony - to coraz częściej przychodziło mu do głowy. Sięgnął do sakiewki i wyjął srebrny krążek. Obejrzał go dokładnie z dwóch stron. Na jednej stronie widniał książę, zabijający włócznią smoka, a z drugiej zaś krzyż z okrągłymi zakończeniami a pomiędzy ramionami kropki i cztery gwiazdy. Wokół znajdowała się potrójna, perełkowa obwódka. Dopiero co mennica książęca w Krakowie zaczęła bić te monety.II

- Naści denara, podobała mi się twoja opowieść - powiedział Piotr i rzucił w kierunku chłopa. Ten złapawszy monetę rzucił się do nóg rycerza aby mu podziękować, lecz Piotr spiął już konia i ruszył stępa w kierunku kościoła.

Zsiadł z konia i ruszył w kierunku drzwi, stanąwszy przy ciężkich wrotach nacisnął klamkę, która po pokonaniu lekkiego oporu opadała i drzwi z piskiem się otworzyły. Z wewnątrz otulił go przyjemny chłód. Przekroczył próg świątyni. Panował tutaj półmrok, światło, które wpadało przez niewielkie okienka okładało na posadzce dziwne wzory. Zbliżył się do ołtarza umieszczonego w okrągłym prezbiterium które było oświetlone tylko przez malutkie podłużne okienko umieszczone wysoko nad ołtarzem. Pomiędzy nawą główną a prezbiterium na belce stał duży drewniany krzyż, z którego Jezus błogosławił wiernym. Po prawej i lewej stronie dwie absydy, razem z wieżą tworzyły krzyż z wielkim okręgiem nawy głównej. Empory umieszczone na filarach pięknie zdobionych, dawały wrażenie czegoś nieosiągalnego, czegoś co jednak istnieje i jest ukryte przed wieloma oczami.

Nagle przed oczami Piotra ukazała się przepiękna twarz młodej kobiety. Jej ciemne długie włosy splecione w dwa warkocze opadające aż do pasa, na głowie spięte były opaską. Spod ciemnych brwi, z figlarną minką spoglądały na Piotra oczy ciemne jak dwa węgielki. Kobieta była tak piękna że Piotrowi aż serce zaczęło bić mocniej. Wzdrygnął się a twarz kobiety znikła. Rozejrzał się zdumiony, tak jakby jeszcze miał ją gdzieś zobaczyć. Nigdzie jej nie było, w kościele był sam i żaden dźwięk nie zdradzał obecności innej osoby. Od ścian tylko odbijał się głos mocno bijącego serca. Jego serca.

Piotr zrobił znak krzyża i zagłębił się w modlitwie.- Panie, czy to jest jakiś znak dla mnie? Cóż to wszystko znaczy? Ty, który zdradzon

zawisłeś na krzyżu, nie umarłeś lecz pozostałeś tam gdzieś w błękicie nieba. I ty święty Stanisławie, który broniłeś zdradzające żony. Bo czymże jest miłość? Miłość jest wybaczeniem. Mężowie im wybaczyli więc Ty zginąłeś w imię miłości. Zmiłuj się nade mną i wstaw się tam za mną u Pana Naszego, cokolwiek by ty nie znaczyło.

3 Bolesław Szczodry

36

Page 37: pietrek całość treść A4.doc

Piotr wstał z klęczek i wyszedł ze świątyni. Zmrużył oczy gdy promienie słońca zaczęły mu się wdzierać pod powieki. Jeszcze czuł się wypełniony mocą tego miejsca, a jego modlitwy krążyły wokół nawy wznosząc się ponad empory i dotykając krzyża na sklepieniu ulatywały w górę, gdzieś tam w górę do adresata.Dosiadł konia i szybko ruszył w kierunku miasta.

Kraków tętnił życiem, które powoli układało się na spoczynek. Przekupki oczyszczały towar ze swoich straganów, płatnerz zbierał zbroje i broń, a rybacy ocinali płetwy niesprzedanym rybom. Chłopi którzy przywieźli zwierzęta na targ, powoli wracali do swoich domostw. Tylko karczmy tętniły życiem weselszym i głośniejszym niż rano. Piotr nie mogąc zapomnieć o kobiecie, którą zobaczył w kościele nie zważał już na ruch w mieście. Ruszył prosto w kierunku zamku, aby tam w ciszy i spokoju rozważyć to co się wydarzyło.

XXX

- Cisza ! - Potężny głos Bolesława wstrząsną salą rycerską tak że nawet mury zadrżały. Cisza jaka po tym nastąpiła nieprzerywana była nawet lotem muchy, która usiadła na stole.

- Zebraliśmy się tu aby radzić a nie na jatki - spokojniejszym już głosem powiedział Bolesław położywszy swe dłonie na głowach dwóch lwów pięknie wyrzeźbionych w książęcej stolicyIII tak jakby stały na straży - znacie dobrze sytuację, kto i z której strony nam zagraża. A co o tym wszystkim sądzicie wy mości biskupie?

Książę skierował swój wzrok w kierunku Biskupa MaurusaIV siedzącego po jego lewicy. Ten, odziany w szkarłaty, z wielkim złotym krzyżem na piersiach i ręką opartą na pastorale, powoli odwrócił swoją oliwkową twarz od powaśnionego rycerstwa i zwrócił ja w kierunku Bolesława. Jego ciemne oczy pilnie wypatrywały zdania, które może się kryć w duszy człowieka tak zacnego jak Bolesław, jednak nic tam nie znalazł.

- Mości książę, na sprawach wojskowych ja się nie wyznaję, a i politykę uważam za zbędną, albowiem wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga. Jeno zważ proszę na to ze Bóg zabronił zawierać sakramentów, a takim jest małżeństwo, pomiędzy ludźmi jednej krwi. Przypomnij sobie jako żeś prosił o dyspensę u papieża na twój ślub ze Zbysławą. Ojciec jej, Światopełk, wszak z Piastów a więc i z Twojej krwi się wywodził. Matką jego była Gertruda Mieszkówna, która swą duszę oddała Bogu nie dalej jak sześć roków temu. To już lepiej Salomea z Bergu. Ma ona dwie siostry, Rycheza została żoną księcia czeskiego Władysława, a Zofia jeszcze w tym roku żoną Ottona. Takie koligacje mogłyby przynieść spokój i niejakie korzyści z ich strony.

- Niemra? Nigdy - znów podniosła się wrzawa - Mało to oni nam krwi napsuli? Mało ziem nałupili o władzę nad nami sięgając? - rozognione głowy wojewodów, rycerzy i doradców książęcych parowały nienawiścią.

- Do Kijowa trza nam swatów słać, z Niemrami to tylko mieczem rozmawiać. Wredny to i zdradliwy naród, który sobie i tylko sobie chce przywłaszczyć wszystkie ziemie i narody.

- Do Kijowa - zawtórowali inni Jak nigdy, rycerze i doradcy byli jednomyślni. Tylko nie Salomea z Bergu. Starali się przekrzyczeć jeden przez drugiego jakie to korzyści mogą z małżeństwa z Marią, córką Światosława i Oleny, córki Tugor Khana wypłynąć, sami jednak nie pojmując co dla wielu, a między innymi i dla nich byłoby najlepsze. Nienawiść zalewała im oczy. Rozsierdzone, czerwone twarze wyrażały dezaprobatę już na samo wspomnienie słowa Niemiec.

Piotr stał w cieniu, ukryty przed niepotrzebnym wzrokiem. Nie odzywał się bo i takowej potrzeby nie było. Zaufanie jakim obdarzył Bolesława nie pozwoliło mu zająć jakiegokolwiek

37

Page 38: pietrek całość treść A4.doc

stanowiska. Nie żywił urazy do Niemców, bo i on dobrym za nadobne odpłacał. Miał on między niemi i wrogów i przyjaciół. Pojedzie tam gdzie zostanie posłany i wypełni swoje zadanie. Całość tej sytuacji, tego rozgardiaszu, tego targowego przekupstwa i krzyków jednak nie docierała do niego. Ciągle przed oczyma widział twarz kobiety, która sprawiła że serce jego biło szybciej, znacznie szybciej niż tego mógł oczekiwać. Już na sama myśl o niej dostawał wypieków na twarzy. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie czuł - czary to czy znak boży?, kimże ona jest? - zadawał sam sobie pytanie, na które nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Jeszcze nie potrafił jej znaleźć.

Książę podniósł rękę wymagając ciszy. Tym razem towarzystwo uspokoiło się szybko i nie trzeba było podnosić głosu.

- Dobrze, niech tak zatem się stanie. Postanowiliśmy słać posłów na Ruś, aby to oni omówili warunki nowego przymierza - wstał i powoli, w pełni swojego majestatu, opuścił salę rycerską wraz z biskupem Maurusem.

W sali zapanowała cisza, aby nagle wybuchnąć nową wrzawą. Zwolennicy i przeciwnicy zaczęli się przekrzykiwać nawzajem i mało do rąbaniny nie doszło gdyby nie Skarbimir z rodu Adwańców, wojewoda książęcy.

- Cisza panowie. Spokój - zawołał donośnym głosem - Waśnie tylko do rozłamów prowadzą, musimy się trzymać razem, jak jedna myśl, dopiero wtedy możemy stworzyć silne państwo, pod panowaniem Krzywoustego - oczy wszystkich skierowały się na mówiącego - albo innego władcy - dodał już ciszej tak, aby nie wszyscy słyszeli, jednak to doleciało i do Piotra uszu - Rurykowicze to potężny ród, który zapewni nam spokój i bezpieczeństwo na wschodzie. Musimy ruszać na północ, na Pomorze i na Prusów, do wiary świętej ich przekonać. Pogaństwo się tam szerzy. Jedno obiecują a inne robią . Barki nasze i flisy atakują grabiące doszczętnie. A da Bóg to i łupy dostatnie będzie można przywieźć. Przyszłość pokaże mości panowie, że racja po mojej stronie była. Piotr cicho opuścił salę.

XXX

- Jego Ekscelencjo, poświęć mi proszę trochę czasu, musimy zamienić dwa słowa na osobności - Bolesław zwrócił się do biskupa Maurusa kiedy opuścili salę rycerską - przejdźmy się chwilę.Ruszyli po krużgankach okalających dziedziniec zamkowy

- To o czym chcę z Waszą Ekscelencją porozmawiać nie może dotrzeć do niepowołanych uszu. Ta rozmowa musi pozostać pomiędzy nami. Jego Ekscelencja słyszał co się dzieje w duszach tych zawistnych i zagorzałych przeciwników Niemców, jednak, tak jak Ekscelencja raczył wspomnieć i dla mnie i dla państwa będzie to najlepszym rozwiązaniem. Kiedym jeszcze bawił w Płocku, kapelanem naszej rodziny i kanclerzem był Otton z Bambergu. Po wyjeździe dostąpił on godności biskupa Bambergu. Czy byłoby możliwe poprzez ręce waszej świątobliwości przekazać list, który ja skreślę ?

- Niezbadane są wyroki boskie i drogi, którymi on nas prowadzi. Co planujesz książę że to aż takiej tajemnicy wymaga? - biskup krakowski stąpając krok w krok obok Bolesława zaczął mu się przyglądać jakby go pierwszy raz zobaczył.

- Otton z Bambergu już nie raz przysłużył się naszej rodzinie. Teraz nie mam nikogo, kogo posłać bym mógł do Bergu by przygotować rozmowy dotyczące ślubu. On byłby dobrym pośrednikiem i mediatorem.

38

Page 39: pietrek całość treść A4.doc

- Chcesz się sprzeciwić woli rady? - Rady? Sam widziałeś że oni tylko kłócić się umieją. Nie raz to, kiedym wracał z

wyprawy bez pozwolenia opuszczali szeregi by łupy i brańców do rodzinnych majątków rozwieść. Nie są oni jeszcze gotowi na większe sprawy, niźli ich własne grody. Państwo musi być jak ciało człowieka, dwie ręce do pracy, dwoje oczu do patrzenia, dwoje uszu do słuchania czy w końcu dwie nogi aby mogło poruszać się do przodu, ale tym wszystkim zarządza tylko jedna głowa. To ona decydować powinna w którym kierunku ma się poruszać, chociaż jakby ciało ręce straciło czymże by się wtedy bronić miało? Da Bóg to cała ta ziemia i jemu kiedyś pokłon złoży.

- Dziki to kraj i dziwni ludzie, w których to stara tradycja, stare prawa, spłatają się z nowymi a te pierwsze mieczem trzeba wykorzeniać i silną ręką trzymać - biskup w zamyśleniu objął dłonią złoty krzyż co mu na piersiach zwisał tak jakby tam szukał rady i rozwiązania.

Popołudniowe promienie słońca rozjaśniły jego oliwkową cerę. Cienie, które filary rzeźbionych w kamieniu krużganków kładły się na posadzkę, wiele spraw skrywać a inne wystawiać na światło jesiennego słońca zaczęły. Na dziedzińcu zamkowym, poniżej nich toczyło się normalne życie. Turkot wozów, które właśnie dostarczały beczki pełne wina, pokrzykiwania kucharzy, głosy warty stojącej u bram. Stukot końskich kopyt odjeżdżających wojewodów. Wszystko to powoli się wyciszało razem z wydłużającymi się cieniami, aby w końcu wypełnić zamek ciszą, gdy bramy się zatrzasnęły. Tylko zawołania straży i pochodnie przecinały ten spokojny wydawałoby się sen. Tylko gdzieś w dalekich Czechach płynęła pieśń, którą bardowie przekazywali sobie z ust do ustBolesławie, Bolesławie, ty przesławny Książę [...]Godny jesteś i królewskiej, i cesarskiej władzy.Gdy z twą garstką tłumy wrogów tak trzymasz na wodzy.[...]On prowadzi dozwolone wojny z poganami,my wzbronioną walkę wiedziem tu z chrześcijanami;dlatego też Bóg poszczędził mu walkę zwycięską,a nas słusznie za zadane krzywdy karze klęską.4

Dzień wstał już typowo jesienny. Ciemne chmury, które pokryły niebo grubym kożuchem nie przeszkodziły Piotrowi wstać wcześniej, dużo przed innym. Nie wysypiał się w tych zamkowych pieleszach, przyzwyczajony do otwartych przestrzeni i nieba upstrzonego gwiazdami nad głową. To już cały miesiąc od kiedy tu przybył i ciągle, na prośbę księcia tkwił w Krakowie. Zaczynał tęsknić za Sobótką, za borami Ślęży, gdzie zawsze mógł się wtopić w żyjącą naturę. Tutaj, gwar miejski już go męczył. Poznał już robotę bednarzy, garncarzy, smolarzy czy snycerzy, którzy wystawiali swoje towary na rynku. Książę dbał o jego wygody, chociaż nie miał za dużo czasu zajęty rozmowami. Piotr usiadł na krześle i z przyzwyczajenia swój miecz ostrzyć zaczął gdy do izby wszedł posłaniec.

- Książę pragnie ciebie widzieć Panie - oddawszy pokłon zakomunikował - czeka na ciebie w refektarzu bo raczył wyrazić życzenie śniadać z Tobą.

- Dobrze, już idę - odpowiedział Piotr a posłaniec zniknął za drzwiamiPiotr nałożywszy pas i przypiąwszy do niego miecz ruszył w kierunku drzwi. Zamek zaczynał się budzić z nocnego snu, brama już stała otworem - ech wskoczyć na konia i uciec stąd -

4 Kroniki Galla Anonima

39

Page 40: pietrek całość treść A4.doc

pomyślał. Dwóch członków straży otworzyło przed nim drzwi refektarza i zaraz za nim drzwi się zamknęły. Przy stole już siedział Bolesław oczekując go.

- Siadaj proszę i racz zjeść ze mną śniadanie - odezwał się Książę nie czekając na słowa powitania - jakem Ci już wspomniał mam dla Ciebie zadanie

- Ja właśnie miałem Cie prosić abyś pozwolił mi wrócić do Wrocławia, ckni mi się za domem

- Za domem? Czy ty aby czegoś nie ukrywasz przede mną? Może tam na Ciebie jaka dziewka czeka a ty tu mury zamkowe oglądasz - Książę z uwagą spojrzał na Piotra

- Nie - żachnął się Piotr - żadna białogłowa na mnie nie czeka, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, tęskno mi jedynie do przestrzeni i do lasów. Nie dla mnie to zamkowe życie bez nieba nad głową.Piotr zajął miejsce za stołem. Służba opuściła refektarz cicho zamykając drzwi. Zostali sami.

- Musisz coś dla mnie zrobić - Bolko patrzył gdzieś w dal powoli ważąc słowa - z poselstwem Cię poślę na Ruś abyś prowadził rozmowy dotyczące mojego małżeństwa z Marią - Bolesław na chwile przerwał wsłuchując się w ciszę która zapanowała. Piotr pomny wcześniejszej rozmowy czekał na dalszy rozwój sytuacji, próbując nie utracić ani jednego słowa.

- Będziesz tam moimi oczami i uszami co jest najważniejsze, o losy pertraktacji się nie martw. Przedłużaj rozmowy najdłużej jak się da.

- Jakże to, mam kłamać? - zapytał Piotr- Kłamać? Nie, nie Ty będziesz kłamać, jeżeli ktokolwiek będzie kłamał to ja. Biorę na

siebie ten grzech. Niestety nastały takie czasy, kiedy otwarte przyłbice kapturami zastąpić trzeba. Tylko Tobie mogę ufać, a misja ta trudna i niebezpieczna być może. Możesz za to głową przypłacić. Jadąc tam też się nie śpiesz, i zbieraj informacje po drodze. Ja rozpuszczę wieści żeś mój poseł, glejty potrzebne dostaniesz i list do Włodzimierza Monomacha, który to teraz opiekunem jest Marii. Weź ze sobą niewielki oddział zbrojnych. Dobierz sobie samych zaufanych a szkolonych w walce. Zabierzesz ze sobą dary, abyś się mógł w łaski wkupić i na dworze trochę dłużej zostać. Sama podróż zajmie Ci ze dwadzieścia dni, a wieści będą że z podarkami jedziesz, tedy uważaj i nie daj się zabić bo misja fiasko przynieść może.

- Czyli rozumieć mogę że nie zależy Ci na tym aby poślubić Marię, a raczej zależy ci na tym żeby jej nie poślubić, a jednak utrzymać dobre kontakty z Kniaziem Kijowskim? Czyż nie o to Ci chodzi?

- I dlatego właśnie Ciebie posyłam. Sam słyszałeś co się działo na radzie.- Ano słyszałem - odpowiedział Piotr odstawiając półmisek - słyszałem znacznie więcej

niźli powinienem, a może właśnie słyszałem to co powinienem usłyszeć dla Twojego dobra. - A cóż tam jeszcze szczekały te psy? - książę podniósł głowę- Skarbimir, postać to osobliwa - Piotr opowiedział Bolesławowi wszystko co usłyszał w

sali rycerskiej - nie opowiedział się jawnie przeciwko tobie bo to by mu śmiercią groziło, ani też nie podważył Twego słowa, ale w jego głosie było coś co kazało mi zwrócić Twoją uwagę.

- O Skarbimira się nie martw, dobry z niego żołnierz i wierny sługa. Wsławił się on znacznie w bitwie z Sieciechem i dlatego też to on, nie kto inny przejął obowiązki Książęcego Palatyna. Wszebor - zawsze walczący? - Bolesław z uśmiechem spojrzał na Piotra - Trzymam ja Skarbimira krótko ale dziękuję Ci za czujność Twoją, tego teraz właśnie od Ciebie oczekuję. Pojedzieszli na Ruś?

- Pojadę - krótko odpowiedział Piotr - kiedy mam wyruszać?- Listy i glejty na jutro będą gotowe, dobierz sobie ludzi i konie a jutro jeszcze przed

południem wyruszysz. Skarbnik wyda ci kosztowności i materiały na podarki. O swojej misji z nikim nie rozmawiaj, a wieści będziesz słał przez ludzi których Kanclerz Michał ci wskaże. Masz jeszcze pierścień z żurawiem, który onego dnia Ci podarowałem? - nie czekając na odpowiedź

40

Page 41: pietrek całość treść A4.doc

kontynuował - On będzie znakiem dla innych. On wszystkim powie że to ja Cię posyłam. Idź się zatem szykować do podróży, a jeszcze cały dzień przed tobą.Mężczyźni wstali od stołu i ruszyli w kierunku drzwi.

- Nareszcie skończą się me męki w tych kamiennych murach - pomyślał Piotr - Muszę poszukać Bogusława. Ten mały brzdąc któremu Bolesław nadał imię wyrósł już na prawdziwego mężczyznę, zabiorę go ze sobą.

Bogusława znalazł z bibliotece z pewnym benedyktynem, który na dwór książęcy przybył z Węgier ale w jego głosie słychać było prowansalski akcent5. Za poleceniem imć pana kanclerza Michała Adwańca został książęcym skrybą i spisywał historię dla potomnych.

- Pan Piotr - młodzian ucieszył się na widok znajomej postaci - jakże się cieszę. Doszły mnie słuchy że będziecie się udawali z poselstwem na Ruś. Ech wyrwał ja bym się z tych murów bo mnie ten oto mnich księgami zamęczy.

- Ja właśnie w tej sprawie - uśmiechnął się Piotr - ale patrząc z drugiej strony to szybko się tutaj wieść rozchodzi. Nawet mury mają uszy. Bracie benedyktynie zabiorę tego oto młodego człowieka ze sobą na chwilę - zwrócił się do mnicha skrzętnie kaligrafującego literki w wielkiej księdze.Ten tylko machną ręką, nawet nie spojrzawszy na obcego i powrócił do zapisywania historii.

- Wiem że nie powinienem ciebie odrywać od nauk - rozpoczął rozmowę Piotr - bo nauki są przyszłością tego kraju, tylko ludzie wykształceni i młodzi mogą kontynuować to przez nas, i naszych przodków rozpoczęte dzieło. Tylko jasny, niczym niezmącony, umysł może doprowadzić do szczytnych celów, do rozwiązania wielu tajemnic tego świata, ale teraz ja potrzebuję ciebie przy sobie. Ty znasz język Rusinów?

- O tak Panie Piotrze, znam bardzo dobrze. Jeszcze jak żyła nieboszczka Księżna uczyła mnie tego języka, czasami również bajdy i klechdy opowiadając czy pieśni śpiewając. Piękny to język i melodyjny. Po prawdzie podobny do naszego ale nie wiele.

- I o to chodzi, i o to chodzi - odpowiedział Piotr - bądź jutro przed południem gotów do drogi.

Bolesław usiadł, chwilę się zastanowiwszy, zaczął pisać:„Swemu panu i ojcu najukochańszemu Ottonowi, dostojnemu biskupowi, Bolesław, wódz Polaków pokorne ślubowanie braterskiej uległości.Ponieważ wspomniałem twoje przebywanie w okresie twojej młodości z właściwą tobie szlachetnością u mojego ojca, a obecnie także Pan jest z Tobą umacniając cię i błogosławiąc ci na wszystkich twoich drogach. Jeśli to nie uwłacza twojej godności, pragnę odnowić z tobą więzi i korzystać z twojej rady i pomocy dla większej chwały Boga, za wsparciem jego łaski. Wiesz bowiem - jak mniemam - w jaki sposób nieokrzesany kraj barbarzyński Pomorzan został poskromiony nie moją lecz Bożą mocą i prosi o dopuszczenie do społeczności Kościoła przez chrztu obmycie. Lecz oto, przez trzy lata staram się i nikogo odpowiedniego do tego dzieła a mnie bliskiego nie mogę pozyskać spośród biskupów albo kapłanów. Stąd ponieważ jest rozpowiadana twoja niestrudzona świętość, skora do wszelkiego szlachetnego dzieła, zgodnie z naszym pragnieniem błagamy, najdroższy ojcze, niech nie wzbudzi niezadowolenia propozycja przyjęcia tego rodzaju pracy dla chwały Bożej i wzrostu twego własnego uświęcenia. A także i ja po ojcowsku oddany ci sługa, pokryję wszystkie wydatki twoje i twoich towarzyszy podróży i tłumaczy języka i kapłanów pomocniczych i wszystko cokolwiek byłoby potrzebne dostarczę, tylko ty najdroższy ojcze, zechciej przybyć.”V

Przeczytawszy jeszcze raz, skrzętnie owiną to sznurem i wezwał kanclerza.

5 Mowa tu o Gallu Anonimie

41

Page 42: pietrek całość treść A4.doc

- Opieczętujcie to pieczęcią i dostarczcie to do biskupa Maurusa - powiedział, podawszy list kanclerzowi. Roztopiony ołów scalił dwa końce sznura, a uderzenie młotka wytłoczyło na nim księcia stojącego z proporcem a na drugiej stronie świętego Wojciecha błogosławiącego jedną ręką ziemie polskie a drugiej ręce trzymającego pastorał. Wszyscy już widzieli, jak się jaskółki zbierają w kupy do odlotu, obsiadując gęstym wiankiem kaletę i brzegi dachu. Gdy one wiodły rady koło domu, bociany sprawiły swój sejm bociani na łęgach, to kołując w błękitnym powietrzu z rozpostartymi nieruchomo skrzydłami, to opadając na ziemię. Potem równie jak żurawie, kaczki, gęsi, z wielkim klangorem i klekotem odleciały na południe, by dopiero wiosną wrócić. Nikt nie troszczył się o to, dokąd lecą, jak nie przychodzi nikomu na myśl pytać, gdzie lęgnie się zorza i dokąd zima odchodzi.Następnego dnia oddział dziesięciu zbrojnych jeźdźców z wozem i luźnymi końmi ruszył w kierunku wschodzącego słońca, drogą którą już raz, wojska Bolesława Chrobrego przeszły i wróciły zwycięsko.

XXX

Kijów, gród prastary, mocno historyczny i arcysłowiański, Derewian Horod Latopiśców Ruskich, gniazdo i siedziba dnieprowych Polanów, później siedziba Rurykowiczów i Wielkiego Księstwa Kijowskiego, serce dawnej normandzkiej południowej Rusi i jej duchowe religijne ognisko6 rozciągał się w swojej okazałości nad wielką wodą Dnieprem zwaną. Kijów od dawna związany był z tą tajemniczą rzeką. Poprzecinane niezliczonymi jarami, górujące nad rozlewiskiem Dniepru wzgórza, okazały się idealnym miejscem na założenie osady. Nie brakowało tu zwierzyny, grzybów i jagód, gdyż średniowieczny Kijów leżał na skraju ogromnej poleskiej puszczy. Rzeka dostarczała ryb, odgradzała od nieprzyjaciół i służyła jako trakt komunikacyjny, łączący stolicę Rusi ze światem.Pod panowaniem Światopełka, który na chrzcie otrzymał imię Michał urodziła się Maria. Czasy w których się urodziła, jak czas dla wszystkich Słowian, był czasem walk, śmierci, zdrady ale także czynów rycerskich, pieśni, zmian. Jej szczęściem, urodziła się na dworze książęcym jako córka władcy Kniazia Kijowskiego Światopełka i jego drugiej żony Oleny, córki Khana Tugora. Nie miała ona łatwego życia w tych kniaziowych murach. Lubiła przestrzeń, wiatr we włosach, który delikatnie pieszcząc rozplatał jej warkocze. Jej oczy jak węgielki rozświetlały każde miejsce gdzie tylko weszła. Jednak śmierć jej ojca odebrała jej całą radość życia. Przesunięta wraz z braćmi w najdalsze komnaty zamku, jako najstarsza wypełniała obowiązek rodzicielski dzieląc troski z rodzeństwem. Pewnego dnia gdy tak przechadzała się po korytarzach zamkowych posłyszała rozmowę

- … trzeba ją za mąż wydać, bo już w leciech jest- No to prawda, chyba już osiemnasty jej idzie. Rok jak Światopełk nie żyje. Wielu się o

nią starało, ona zawżdy rzekła nie. Doszły nas słuchy że Bolesław, mąż zmarłej jej siostry Zbysławy zamierza się i o Marię upomnieć, podobno swaty już wysłał. A gdzież to ona jest?

- Jeno Bóg raczy wiedzieć. Lata jak czajka nad dunajskimi jarami. Woli na zające i jelenie polować niźli w zamku siedzieć. Jej bratu już też ósmy rok idzie i czas będzie na nauki go słać.

6 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich Tom IV z 1883 roku

42

Page 43: pietrek całość treść A4.doc

- A co on mnie obchodzi? Dwadzieścia lat walczyłem Światopełkiem o prawo do stolicy w Kijowie, to jest moje miejsce, nie tych bękartów. Dobrze się stało że zmarł, bo do wojny domowej dojść mogło. Wydam ją za pierwszego lepszego, który się o nią upomni, nie bacząc czy coś zapłaci czy nie. Najlepiej by było pozbyć się ich wszystkich, tyle że nie politycznie z hanem zadzierać.Maria zatrwożyła się. Zacisnęła pięści aż na knykciach pojawiły się białe plamy. Ciałem jej wstrząsnął gniew i bezsilność, która jak wielka drzazga wdzierała jej się do serca.

- Przy ojcu nigdy byś tak nie powiedział - pomyślała Po cichu uciekła. Łzy zaczęły zbierać się w oczach a jakaś dziwna siła ściskać gardło.

- Jak on tak może, przecież to kuzyn ojca, to rodzina - myśli zaczęły się kłębić jak runo - za mąż tak od razu, zaraz? Nigdy mnie nie dostaną. NigdyBiegła tak przez cały zamek aż wybiegła na dziedziniec zamkowy, wpadająd po drodze do swojej komnaty i zabierając zgrabny łuk, i strzały. Jesienny wiatr rozwiewał jej włosy. Z rozpędem wpadła do stajni.

- Konia - krzyknęła, zaplatając warkocze na głowie w kształcie korony. Kiedy przyprowadzono jej konia, łuk z kołczanem przerzuciła przez plecy i wskoczyła na grzbiet. Ruszyła z galopa rozganiając gapiów na zamkowym podwórcu, minęła bramy, przejechała przez podgrodzie rozpędzając przekupki i wypadła na otwartą przestrzeń. Kiedy znalazła się na wolnej przestrzeni pogoniła konia, ten przeszedł w cwał wyciągając długą szyję. Jak wicher wpadła pomiędzy drzewa poleskiej puszczy.

XXX

- To już trzy niedziele Panie, jak jesteśmy w drodze, koniom i ludziom wytchnienie trza dać - odezwał się Bogusław.Piotr jakby nie słyszał słów. Jego myśli gdzieindziej krążyły. Czuł jakby zbliżał się do swojego przeznaczenia, jakby duchy praprzodków nagle się obudziły i prowadziły go w nieznane. Zapomniał już tego uczucia. To wracało tylko jak był na Ślęży. Tam czasy dzieciństwa odbijały się echem od każdego drzewa. Teraz coś się z nim działo takiego, czego nie rozumiał. Ostrość umysłu, poprzez lata zatarła się i trudno było jemu czytać we własnych odczuciach - na dobre to czy na złe - powiedział głośno

Bogusław spojrzał na niego z niezrozumieniem- Jak to na dobre czy na złe? Odpocząć? To chyba tylko po śmierci - zamruczał pod

nosem - Ja mówię o obozie, do Kijowa już tylko pół dnia drogi więc wypadałoby zatrzymać się na popas aby w zamku nie pokazać się jak nieoczekiwani goście.

- Dobrze więc, poszukajcie miejsca na nocleg, ale tak żeby wóz dobrze ukryć przed ludzkim wzrokiem. Zapolować nam trzeba bo i żołądek o swoje się upomina. Dobra wieczerza zawsze doda sił.Wyjechali na polanę, na skraju puszczy, która przytulała się, jak dziecko, do wielkiej wstęgi Dniepru. Szybko zakręcili się przygotowując obozowisko. Piotr razem z Bolesławem ruszyli na poszukiwanie zwierzyny, której pełno było w tych lasach. Piękna łania która stała na wzgórku popatrzyła na nich i ruszyła w gęstwinę. Piotr aż uśmiechnął się na myśl o takiej zdobyczy. Skradając się za łanią wyszli na niewielką polanę, gdy usłyszeli wrzawę. Na polanę wypadł w cwale jeździec, który gonił już konia resztką sił. Ze zdenerwowaniem oglądał się za siebie. Wielkie białe plamy piany odrywały się od boków konia, mieszając się z krwią która ciekła w

43

Page 44: pietrek całość treść A4.doc

miejscu gdzie wystawały groty strzał, i z wiatrem opadały na ziemię. Za jeźdźcem podążało trzech następnych odzianych w skóry włosiem na wierzch. W rękach ich topory i młotki były. Jeden z nich raz po raz wypuszczał strzały z małego łuku w kierunku uciekającego jeźdźca.

- Cóż tam się dzieje? Musimy jemu pomóc - powiedział Piotr spojrzawszy na Bogusława - Ubiją nieboraka jak nic, jego koń ledwie zipie

- Nie nasza to sprawa Panie, ale boskie przykazania nakazują nieść pomoc ludziom będącym w potrzebie, a ten to chyba jest w potrzebie.Bogusław szybko nałożył strzałę na cięciwę łuku i naciągnął, nie mierząc za długo, wypuścił ją. Ta z cichym chichotem poszybowała w kierunku łucznika i z plaskiem wraziła się w jego ciało. Łucznik zachwiał się, rozłożył ręce wypuszczając łuk i zwalił się jak długi z konia. Jego lewa noga zaplątała się w strzemię i tak martwego koń wlókł za sobą nie zwalniając biegu. Mężczyźni wyjęli miecze i z krzykiem, w pełnym galopie, uderzyli na zdziwionych prześladowców. Ci jednak nie dali im pola walki. Zobaczywszy wielkiego rycerza, który wydawał im się potworem. Z wzniesionym mieczem, gorejącymi oczami i wielkim rykiem jakoby li potwór jaki podążał w ich kierunku. Ze strachu zawrócili konie nie dbając nawet o ciało swojego kompana powleczone przez konia, zniknęli gdzieś w gęstwinie leśnej.

Koń z uciekającym jeźdźcem zatrzymał się o stajanie dalej. Jeździec leżał bez ducha, przytulony do końskiej szyi z rękoma wplecionymi w grzywę. Z jego pleców wystawał bełt strzały.

Zmrok zapadał szybko. Na polanę wytoczył się piękny owal księżyca.Piotr zbliżył się do konia, i cicho przemawiając uspokajał go. Zwierzę pod wpływem

jego głosu powoli zaczęło się uspakajać. Bogusław chwycił za uzdę a Piotr delikatnie chwycił bezwładne ciało w potężne ramiona i zdjął z konia.

- Jakiś on lekki taki - powiedział ni to sam do siebie ni to do Bogusława - Opatrzyć by go trzeba bo jako słyszę dycha jeszcze. Pomocy tu pewnie z nikąd oczekiwać należy, do obozu przyjdzie nam go zabrać zamiast kolacji. To młodzian jakiś, ale z bogatego rodu, patrząc na rząd koński, i na konia. Piękny kary ogier. Piotr ułożywszy młodzieńca na ziemi, chwycił bełt strzały i ułamał go w połowie, tak żeby za bardzo nie przeszkadzał a następnie zbliżył się do konia. Delikatnie, niemal pieszcząc go, przeciągnął ręką po jego karku i grzbiecie. Skóra konia była cała mokra i drżała pod jego dotykiem. Wszystkie mięśnie drżały jak liście osiki na wietrze. Piotr poczuł lepką maź pod swoją dłonią. Zbliżył ją do swoich oczu. Była cała czerwona od krwi. Nagle koń z cichym westchnieniem zwalił się na przednie kolana. Bogusław, który wciąż trzymał uzdę, chciał pomóc zwierzęciu się podnieść lecz ten to obalił się już na bok. Chrapy wydawały ostatnie oddechy. Jeszcze, jakby ostatni raz, próbował podnieść głowę i spojrzeć w kierunku leżącego młodzieńca. Z wielkich, dobrych, końskich oczu potoczyły się łzy. Piotr pogłaskał konia po wyciągniętej szyi

- Ciiii - szeptem wymruczał - dobry był z ciebie przyjaciel i wierny, a teraz odejdź w spokoju, cichutko - dalej pieścił jego szyję i głowę - On już jest bezpieczny.Koń spojrzał w oczy Piotra jakby szukał potwierdzenia, tak jakby rozumiał co ten do niego mówi. Jego głowa opadła na ziemię a chrapy ostatni raz się rozwarły wydając cichy jęk. Wszystko się uspokoiło.W tej ciszy rycerzy dobiegł odgłos łamanych gałęzi. Ktoś zbliżał się w ich stronę, i nie był to jeździec. Odskoczyli w cień pobliskich krzaków, obawiając się że pogoń wróciła, ale na polanie w blasku księżyca pojawiła się postać kobiety z laską w ręku i twarzą ukrytą pod kapturem. Kobieta zbliżyła się do martwego konia.

- Nie zdążyłam, nie zdążyłam, gdzieżeś ty pisklę moje - W głosie kobiety słychać było rozpacz.

44

Page 45: pietrek całość treść A4.doc

- Uspokójcie się kobieto, on żyw jeszcze chociaż przytomność stracił i wiele krwi - powiedział Piotr wychyliwszy się z cienia - ktoście?Kobieta drgnęła i spojrzała w kierunku skąd dochodził głos. Jej oczom ukazała się postać oświetlona promieniami księżyca, poły peleryny rozwiane na wietrze jak skrzydła otaczały mężczyznę a na piersiach z dumą na czerwonym tle siedział biały łabędź tak jakby promieniał księżycowym światłem.

- Na duchy przodków moich, na bogów naszych dziadów - zawołała - Łybid- Uspokójże się babo i grzecznie odpowiadaj jak się pytają - odpowiedział Bolesław w jej

języku - Bo kijem obiję i pognam na cztery wiatry- Ludzie wołają mnie Jarucha, ale z grodu mnie wygnano bo wiedźmą mnie okrzyknięto.

Mieszkam tu w lesie, niedaleko - Jarucha nagle ujrzała ciało spoczywające na ziemi - Moje małe pisklę, ptaszyna maleńka - rzuciła się w kierunku ciała. Przyłożyła młodzieńcowi dłoń do czoła, a ucho do piersi - dycha jeszcze, do chaty zabrać trzeba. Tam zioła i maści mam, pomagitie Pan - błagała

Jeszcze nie przekonani wysuwali obawę przed wiedźmą-tęsknicą, co na dalekiej obczyźnie ludziom serca zżera i leku na nią nie masz. Podobno od wstrzykniętej przez nią słabości cień własny opuszcza człowieka i wraca w rodzinne strony. A wiadomo, co wart jest człowiek bez cienia! Prędko sam cieniem się staje. Rycerze spojrzeli po sobie. Z wiedźmichą zawsze to nic nie wiadomo, a to urok czy czar rzucić potrafi ale jak trzeba to i uzdrowić umie. Nie ma innej drogi jak jej posłuchać.Piotr, wziął ciało na ręce, a Bogusław konie połapał.

- Prowadź - rzekłJarucha zadowolona odwróciła się i ruszyła w gęstwinę. Ten dziwny korowód ruszył za nią. Po jakimś czasie dotarli do chaty w lesie, tak ukrytej, że nie sposób zobaczyć jej z traktu. Drewniana chata o dwóch otworach okiennych przykryta była słomą przez którą u szczytu powoli sączył się dym. Chata otoczona była kołem ułożonym z kamieni, a przed drzwiami na kijach powbijane ludzkie czaszki, które patrzyły w kierunkach czterech wiatrów. Na ścianie pod okapem suszyły się zioła. Piotr zawahał się.

- Chodźcie Panie, chodźcie. Nie obawiajcie się, dla was one nie są groźne - powiedziała nie odwróciwszy się starucha i otworzyła drzwi chaty. Światło ogniska wypłynęło przez nie tak, jakby ścieląc złoty dywan prosto pod nogi przybyłych. Na środku nad paleniskiem wisiał kocioł z wodą. Dookoła ścian, na półkach znajdowały się suszące się zioła. W garncach maści różne wydzielały swoista woń której chyba nikt by nie powtórzył. W rogu chaty stało łoże a obok niego stół i ławy.

- Tu ją połóżcie - powiedziała Jarucha wskazując łoże. Zaraz opatrzę jaskółkę moją- Ją? - zdziwił się Piotr, dopiero teraz bliżej przyglądając się twarzy tego co niósł na

rękach całą drogę. Twarz ta, choć umazana krwią, była piękna. Tak piękna, jakiej nigdy nie widział, chyba tylko w snach swoich. Warkocze, które były wcześniej spięte na głowie, odczepiły się i lekko opadły w kierunku ziemi. Serce mu zarżało - Toż to kobieta - powiedział ze zdziwieniem - piękna kobieta - pomyślał i położył bezwładne ciało na skórach którymi przykryte było łoże, tak delikatnie jak tylko umiał żeby nie urazić.Jarucha z wielką wprawą zdjęła z rannej skurzany kaftan i zaczęła zdejmować jej odzienie aż pokazała się biała, jedwabista skóra. Przepiękne, jędrne piersi wypadły z ubioru jak dwa wielkie dojrzałe jabłka, pachnące wiatrem i słońcem. Mężczyźni stali zdziwieni i oczarowani widokiem. Pierwszy zmiarkował się Piotr

- Co się gapisz jak wół w malowane wrota? - zdzielił kułakiem Bogusława - nie godzi nam się widoków takich zażywać. Nie politycznie to i grzech - sam ledwie mając siłę aby wzrok

45

Page 46: pietrek całość treść A4.doc

odwrócić, wypchnął Bogusława za drzwi. Na zewnątrz chłodne powietrze trochę ostudziło rozgrzane głowy.

- Co mi się dziwicie? - zapytał Bogusław - Samiście wyglądali, jabyście to pierwszy raz ciało nagiej dziewki widzieli. Dobrze że Wam muchy do gardła nie wleciały bo rozdziawiliście się ze zdziwienia jak wielka jama na Ślęży. Nie może ujrzeć tych wdzięków bezkarnie, każdego porazi miłość...

- Ta długa podróż ze mną chyba ci zmysły pomieszała - uśmiechną się Piotr - za dużo sobie pozwalasz. Ale co prawda to prawda, przeżyłem ja wiele, w wielu krajach bywałem alem takiej piękności na swojej drodze jeszcze nie spotkał. Jako i widzisz, trzydziesty czwarty rok już mi idzie a ja bez żony w domu - zapadł w zadumę - Trzeba nam wracać do obozu bo pewnie się zamartwiają o nas

- Teraz? Po ciemnicy? Że i oko wykol, nic nie widać. Miesiąc właśnie schował się za chmurami a nie zapowiada się żeby szybko wyszedł. Jakże to miły Panie chcecie tam trafić?

- Jaruchy trza się spytać ona pewnie coś poradzi - powiedział Piotr, odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi

- Ot i masz - powiedział do siebie Bogusław - jak miły Bóg na niebie, strzałą Kupidyna ranion, prosto w serce, tak mocno że i nawet lubczyku nie potrzeba .Piotr udawał że tego nie dosłyszał, otworzył drzwi.

- Dobrze że jesteś, pomoc Twoja potrzebna - odezwała się Jarucha, kończąc oblekać ciało w śnieżnobiałą koszulę. Twarz dziewczyny, obmyta z krwi i ziemi jeszcze piękniejsza się Piotrowi wydała. Wyglądała, jakby spała - ten bełt coście go ułamali, na drugą stronę przebić trzeba, a ja już w moich starych rękach i siły i wprawy nie mam. Obmacałam ciało, kości całe, jeno to ścierwo wyjąć trzeba. Umiecie przecie. Ręce wasze do wojaczki przyzwyczajone, a i nie jednemu już rany opatrywały.

- Umiem, alem nigdy tego kobiecie nie robił- No to teraz to zróbcie, pierwszy raz kiedyś musi nastąpić - powiedziała Jarucha i

ustąpiła Piotrowi miejsca .Piotr delikatnie chwycił ją za ramiona od tyłu przymierzając się do złamanego bełta. To co poczuł w dotyku jeszcze nigdy go nie spotkało. Ciepło, aksamit skóry, który wyczuwał pod palcami sprawia że ręce zaczynały mu drżeć. Na skroni wystąpiły kropelki potu.

- Jakże to tak ja mam zadać ból takiemu pięknemu aniołowi, zesłanemu na moją drogę przez Boga, jakże to ja mogę uczynić? - myśli jak burza przewala lały mu się przez głowę

- Nie bójże się, nic nie będzie mojemu pisklęciu, Ból nie zawsze zły być może, nasze życie zaczyna się od bólu i płaczu, chociaż i ono się bólem kończy. Gdybyś bólu nie znał nie potrafił byś rozpoznać szczęścia, a nie każdy kto ból zadaje jest twoim wrogiem. Miłość to nie tylko radość ale i bólem jest gdy serce płacze. Taki ból jaki zadasz to nic. Dałam ja jej ziół aby lżej było mojej ptaszynie.

Piotr przyciągnął lewą ręką ciało kobiety do siebie a prawą wbił mocno ostrze strzały. Weszło jak w masło aby pokazać się na drugiej stronie. Chwycił jego drugi koniec i szybko wyciągnął z ciała. Krew znów zaczęła płynąć z otwartej rany. Jarucha, nie zważając na obecność obcego sięgnęła do miseczek, które rozstawiła na ławie ustawionej koło łoża. Z jednej wyjęła, już wcześniej przygotowaną maź i zaczęła nią nacierać rany. Obłożyła to liśćmi podbiału i zawinęła w czyste szmaty. Delikatnie ułożyła dziewczynę i wzięła następną miseczkę. Podeszła do ognia, wyjęła maleńki kawałek żarzącego się drewienka i wrzuciła do miseczki. Z miseczki zaczął wydobywać się dym o lekko mdławym zapachu. Starucha wzięła w jedną rękę miseczkę a w drugą, zdjęte z półki otaczającej ścianę, skrzydło kruka. Najpierw pokłoniwszy się czterem kierunkom świata zaczęła przywoływać:

46

Page 47: pietrek całość treść A4.doc

- Duchy naszych przodków, przybywajcie. Połączcie się w świętym kręgu życia, bo ja, strażniczka waszej pamięci was proszę. Machając skrzydłem nad miseczką kierowała dym w kierunku leżącej dziewczyny. Dymu było coraz więcej i więcej. Nagle zaczęła mówić w języku, który Piotrowi wydawał się znajomy. Dźwięki te wywołały obraz z dzieciństwa i nagle zobaczył twarz druida, swojego druida ze Ślęży. W głowie zaczęło mu się kręcić. Obrazy zaczęły przemieszczać się z prędkością błyskawicy. Dym nagle się rozwiał, niebo stało się przejrzyste a na nim jak dwa piękne żaglowce, z rozpiętymi skrzydłami jak żagle, żeglowały dwa białe łabędzie. Nie miało znaczenia dla nich w którym kierunku zmierzają, najważniejsze było to, że były razem.

- Coś mu wiedźmo zrobiła - wrzasnął Bogusław gdy się wdarł do chaty, a zobaczywszy leżącego Piotra na łożu obok dziewczyny dopadł do staruchy - Łeb ci obetnę jak go zabiłaś

- Nie denerwuj się młodzieńcze, uspokój swoją gorącą krew - powiedziała spokojnie Jarucha - Dymu się nawdychał, com rany mojej ptaszyny leczyła i teraz zasnął sobie. Wielki to pan i wielkie dzieła robić będzie. On mojej ptaszynie przez bogów przeznaczon. Jarucha, spokojnie usiadła sobie blisko paleniska i zapatrzyła się w ogień.

- To co się stało, stać się musiało, to co się stanie to przeznaczenie. Przeznaczenie nikogo nie omija, prowadząc nas po różnych duktach na drogi innych sprowadza. A historia kołem się toczy. Był już kiedyś taki Pan co na Łabędziu przypłynął i była już kiedyś Pani co w Łabędzia się zmieniała. Łabędzie gdy się poznają, aż do śmierci obojga sobie wierni pozostają. Tak po cichu rozprawiając Jarucha zapadła w drzemkę. Bogusław sprawdziwszy że Piotr jeno śpi również ułożył się pod ścianą i zasnął. Stara kobieta całą noc przy obojgu czuwała ocierając pot z czoła dziewczyny w którą gorączka wstąpiła. To wstawała to drzemała budząc się na każdy dźwięk.

- Dobrze będzie, wszystko będzie dobrze, mój czas pobytu tutaj dobiega końca. Spełniłam swoje przeznaczenie - wyszeptała i zasnęła.Piotr i Bogusław zbudzili się jeszcze przed wschodem słońca. Jarucha krzątała się przygotowując posiłek i napar z mięty osłodzonej miodem do picia.

- Naści posilcie się trochę przed drogą bo wiele niespodzianek was czeka. Ciężkie dni, ciężkie dni - powiedziała stawiając parujące pierogi nadziewane kaszą.

- O czym ty babo bajasz, jeszcześ się nie obudziła od wczoraj i cos tam śnisz - powiedział Bogusław z ustami pełnymi pierogówPiotr stanął nad śpiącą dziewczyną i delikatnie odgarnął kosmyk włosów spadający jej na twarz.

- Moja ty będziesz i tylko moja - wyszeptał wpatrzony w tą piękna twarz, gdy nagle dziewczyna chwyciła jego dłoń. Palce delikatnie zaciskały się nie mogąc objąć jego całej dłoni. Powieki podniosły się i oczom Piotra ukazały się dwa czarne węgielki, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech

- Twoja ja była zawsze, twoja i tylko twoja - cicho wyszeptała i powieki znowu opadłyPiotr zdziwiony zabrał swoją rękę.

- W drogę nam ruszać pora - powiedział- Już? Tak nagle? Jeszczem jeść nie skończył a tu trzeba ruszać - westchnął Bogusław i

wpychając w usta ostatniego pieroga, wstał od stołu- Starucho, opiekuj się nią a nagroda cię nie minie - powiedział Piotr i wskoczył na konia.

Piotr prowadził, jechał tak jakby dobrze znał drogę. Jakby już tutaj wcześniej bywał i teraz tylko powrócił w stare strony. Kiedy dojechali do obozu słońce pokazywało pierwsze promienie, a oczom ich ukazał się straszny widok. Porozrzucane ciała żołnierzy leżały tam gdzie upadły. Miejsce obozu całe zbryzgane krwią, a z wozu już tylko dymiące szczątki zostały.

- Jezusie nazareński, a tutaj co się stało - krzyknął Bogusław - toż to straszna bitwa być musiała, wszystkich naszych usiekli, towary zrabowali.

47

Page 48: pietrek całość treść A4.doc

- Opuściłem ja w potrzebie towarzyszy moich, misja z którą posłan zostałem, jakże ukończyć ją mogę - zawołał Piotr i chwycił się za głowę.Obozowisko poryte śladami końskich kopyt, włócznie wystające z ciał poległych rycerzy i napastników, ognisko rozniesione walką - sprawdź czy jeszcze ktoś dycha, może pomocy potrzeba.Mężczyźni poznosili ciała zabitych. Wszystkich ośmiu posiekanych jak mięso na wrocławskiej jatce. Nikt żyw nie ostał, nawet i ciała ograbione zostały. Piotr miotał się po obozowisku z rozpaczą niegodną rycerza. Wielki miał żal do siebie że ich zostawił samopas.

- Prędzej mi zginąć przy nich niż teraz samemu wstydem i hańbą okryty żyć, jakżem mógł ich zostawić, na śmierć ich z domów wyciągnąłem. Pochować ich trzeba będzie aby ich ciał wilcy nie rozwlekli. Gdy tak prawił nagle na miejscu pobojowiska pokazał się oddział zbrojnych w barwach Księcia Kijowskiego. Już mieli się rzucić do walki, myśląc że to zbóje, gdy dowodzący jednym słowem powstrzymał wojów

- Stać i nie ruszać się. Najpierw rozpytać kto zacz dopiero potem rezać - a do Piotra zawołał - Kto jesteś?

- Jam jest Piotr z Wrocławia i posłuję do Wielkiego Kniazia Kijowskiego od Pana naszego Bolesława Krzywoustym zwanego. Moi ludzie napadnięci i poszlachtowani zostali jak bydło w rzeźni, a dary, które wiozłem dla Kniazia skradzione zostały. A z kimże ja mam przyjemność?

- Jestem Borzywoj i służę mojemu panu Kniaziowi Władymirowi jako dowódca roty. Wysłano nas aby sprawdzić co się dzieje bo chłopi donieśli że tu jatka jakaś. I niewiele się pomyli - powiedział Borzywoj rozglądając się dookoła - dobrze się bronili, dzielni wojacy z was Lachy - pochwalił - a żywo mi z koni zsiadać i te truchła pozbierać i zakopać aby zwierzyna się od nich nie zatruła. Jednegośmy znaleźli zaplątanego w strzemiono ze strzałą w piersi, to wasza? - zwrócił się do Piotra pokazując mu wyrwaną z ciała zabitego strzałę.

- Nasza, broniliśmy napadniętego gdy go ubić chcieli, dwóm zbiec się udało. Konia mu ubili, którego pozostawić na drodze musielim - Piotr pokrótce opowiedział zdarzenia zeszłej nocy nie wdając się w szczegóły. Borzywoj spojrzał na jednego ze swoich. Temu widocznie nic mówić nie trzeba było, bo wskoczył na konia i pognał w las.Kiedy skończyli roboty z trupami rzezimieszków, ciała zabitych rycerzy zostały przymocowane do siodeł koni i ta smutna kawalkada ruszyła w kierunku Złotych Wrót Kijowa, w które Bolesław Chrobry walił swoim mieczem a nad którymi górowały złote kopuły soboru Michajłowskiego. Znad pięknego Dniepru wraz z zapachem wody nadpłynęła dumka, którą opowiadał stary bard, dziadem tutaj zwanym: Wichrze bystry, szumny wichrze,Gadasz z wód błękitem,Obudź fale, wstrząśnij faleI morza zapytaj,Co miłego na swym grzbiecieNieraz kołysało,Czy w dalekie gdzieś krainyMiłego zabrało?Jeśli druha zatopiło,Rozbij morze sine,Pójdę, pójdę, by odnaleźćSzczęście me jedyne.W morzu gorzki ból utopię,

48

Page 49: pietrek całość treść A4.doc

Rusałką się stanę -Będę szukać w czarnej toni,Dna morza dostanę.Do miłego się przytulę,Z szczęścia oniemieję -Nieś mnie, morze, z moim lubym,Kędy wicher wieje!Jeśli miły mój za morzem,Ty znasz, morski wichrze,Jego drogi i noclegi;I myśli najskrytsze.Gdy on płacze - i ja płaczę,Wspólne nasze śpiewy,I ja ginę, kiedy ginieMiły czarnobrewy.Przenieś, wichrze, duszę mojąTam, gdzie zginął miły,Niech kaliną kwitnie kraśnąU jego mogiły.Lżej mu będzie, sieroteńce,W posępnej mogile,Kiedy nad nim, ukochana -Kwiatem się pochylę.Będę kwitnąć mad 'nim kwiatemI gronami kalin,By go nie paliło słonko,Ludzie nie deptali.O zachodzie się posmucę,Przed świtem zapłaczę.Wzejdzie słonko - łzy obetręI nikt nie zobaczy.Wichrze bystry, szumny wichrze,Gadasz z wód błękitem.Obudź fale, wstrząśnij faleI morza zapytaj!7

XXX

Przekroczyli bramy Kijowa. Ten pochód śmierci wywoływał powszechny strach i szacunek. Ludzie rozstępowali się na boki robiąc szerokie przejście. Kłaniali się śmierci i robili znak krzyża dziwnie składając palec środkowy i wskazujący z kciukiem.

- Pamiłuj Boh - towarzyszyło im przez całą drogę.

7 Taras Szewczenko - Dumka (1883)

49

Page 50: pietrek całość treść A4.doc

Na książęcym zamku zostali przyjęci ze wszystkimi honorami należącymi się dzielnym rycerzom którzy oddali swoje życie za dobrą wojnę, Ciała żołnierzy zostały złożone w zamkowej kaplicy. Mnisi już zajęli się przygotowaniem do pochówku.

- Panie - powiedział posłaniec - Kniaź zaprasza do siebiePiotr spojrzał jak oniemiały. Jeszcze wiele do niego nie docierało. Wydarzenia ostatniej nocy, piękna kobieta, której nawet imienia nie zna a już poprzysięgli sobie miłość, strata ludzi i podarków dla kniazia.

- Jak to wszystko wytłumaczyć? Jak uratować swój honor? - myślał -To wszystko jest za trudne do połączenia. Jego rycerskie pojmowanie ogarniało tylko proste tak, lub proste nie. Wierność, uczciwość, prawdomówność. Czasami jest tak trudno dokonać wyboru tego co ważne. Czasami pozostaje odwaga, którą trudno odróżnić od głupoty. Piotr uczynił znak krzyża i podążył za posłańcem.W Sali Rady zebrała już się cała rada. Kniaź Władymir siedział na pięknie rzeźbionym tronie. Drzwi otworzyły się i odźwierny zaanonsował

- Poseł Księcia Bolesława, władcy Polaków - cofnął się i zrobił przejściePiotr wszedł do sali. Szedł dumnie wyprostowany z wysoko podniesioną, odkrytą głową. Szedł jak mężczyzna, który nigdy nie okazuje lęku, choć postać jego wyrażała szacunek. Ubrany w kolczugę z siatki żelaznej, kolan sięgającą, z rękawem okrywającym dłoń aż po końce palców. Pod kolczugą kaftan skórzany. Nogawice z siatki lżejszej nieco niż kolczuga. Na piersi, na jego białej tunice, pysznił się piękny biały łabędź na czerwonej tarczy. Na tunice rycerski pas złoty a do niego przypięty, potężny nagi miecz, ma którym położył lewą dłoń. Z drugiej strony mizerykordia wdzięcznie wisiała. Ten potężny w barach mężczyzna, wzbudzał postrach.

- Łybid - lotem błyskawicy rozeszło się po sali, i nagle wszyscy jak jeden mąż, zaczęli robić potrójny znak krzyża. Twarz książęca ledwo co drgnęła, ale w swojej dumie nie wyrażała żadnego innego wyrazu.

- Przybywam panie z poselstwem od pana mojego i przyjaciela Bolesława, którego Krzywoustym zwą - rozpoczął Piotr, pochylając z szacunkiem głowę - Pan mój wysłał mnie z zapytaniem i troska o traktaty które podpisane były z kuzynem waszym Kniaziem Światopełkiem. Raczył skreślić listy do was Wielki Kniaziu, jednak wszystko utracone zostało w napadzie na poczet poselski pod waszą stolicą. Razem z moimi ludźmi i darami, które dla was Książę Bolesław przywieźć kazał. Nie zwyczajnym jest do takiego traktowania posła, ale wdzięczny jestem że tak szybko zechciałeś mnie przyjąć.

- I my radzi jesteśmy, że książę Bolesław o nas pamiętać raczył. O traktatach nam prawić trzeba, to prawda, bo wielkie zmiany na Rusi nastały. Skrzywdzono Cię panie pod moim nosem i obiecuję że krzywdy twoje pokryte zostaną, a winni ukarani.

- Mości książę, życia moich ludzi nic już nie wróci, a skreślić listy muszę do Księcia Bolesława i sytuację zreferować.

- Panie pośle, o dary się nie martw one do nas wrócą, a i na nich nam tak nie zależy jak na dobrym słowie Księcia Bolesława. Stosunki dobrosąsiedzkie są nam miłe. Dobrze mości panie pośle, udaj się zatem do swojej komnaty, która dla ciebie przygotowana będzie, posil się, odpocznij i mam nadzieję że na wieczerzy się znowu spotkamy, a pojutrze zgodnie ze zwyczajem, pogrzebiemy twoich towarzyszy - książę dał znak że posłuchanie skończone. Piotr, pokłoniwszy się, odwrócił się i wyszedł. Poprowadzony do swojej komnaty, został sam. Odpiął swój pas rycerski i usiadł na łożu. Głowa sama schowała się w dłoniach.

Bogusław, który miał więcej swobody w poruszaniu się po mieście, nie omieszkał z tego skorzystać. Jego młode ciało szybko zapominało o zmęczeniu czy trudach podróży. Zobaczywszy

50

Page 51: pietrek całość treść A4.doc

że Piotr zniknął w czeluściach zamku, szybko się zawinął i ruszył na zwiedzanie miasta a i przy okazji pisma do Księcia wysłać o sytuacji, w której się znaleźli. Nie omieszkał też opowiedzieć o zjawisku, które ujrzeli z Piotrem, a w którym to imć Piotr zadurzył się niemiłosiernie, a jak mniemał i z wzajemnością. Pamiętając o naukach, które wziął od mości Kanclerza jeszcze przed wyjazdem, wybrał się poza miasto do osady nad samym Dnieprem. Kiedy stanął na naddnieprzańskim wzgórzu jego oczom okazała się osada nie warowna a jakże bogata, bezpiecznie się czująca u boku Kijowa. Nazywała się Podił. Urządzenia portowe, nabrzeże i najważniejsze, Dniepr, pozwalały na dogodne i bogate transakcje handlowe i zaopatrywanie kniaziowych spiżarni we wszystko w co tylko sobie wymarzył. W samym centrum był majdan, na którym składowano towary jak miód, ryby, skóra, zwoje sukna lub jedwabiu sprowadzane z zamorskich krain. Kupowano i sprzedawano kłócąc się przy tym o cenę. Przy majdanie gospoda o wdzięcznej nazwie Журавель była celem jego podróży. Duża, drewniana, kryta słomą , a przed wejściem podcień. Nad nim znajdowały się pokoje gościnne. Okna z otwartymi teraz okiennicami, wpuszczały światło do środka. Nie była trudna do znalezienia. Widoczny z daleka żuraw, który pysznił się brodząc, podwieszony w podcieniu, od razu zdradził miejsce.

Otworzył drzwi, w nozdrza uderzył go zapach pieczonego mięsa. W środku panował tłok, jakiego nawet w Krakowie nie widział. Karczmarzyna uwijała się dzielnie pomiędzy kupcami dobijającymi targu, czy raczącymi się miską kaszy, kiszką czy pierogami. Po kątach w cieniach, pochowane różne twarze, które raczej nie chciały być widoczne. Gospodyni, widząc dobrego gościa, ubranego w szlachetne materiały, rozglądającego się za miejscem, zawołała męża i wskazała go głową. Ten szybko przyskoczył i zwalając jednego śpiącego ze stołu, zrobił mu miejsce.

- Siadajcież wielmożny pan, Jakież to dobre bogi przysłały waszmości tutaj ? Co podać mam? Pewnie jadła, boście zdrożeni a i od kurzu w gardle wam zaschło ?

- Na początek to garniec piwa przedniego, bo i faktycznie w gardle wyschło a i kiszki bym zjadł - odparł Bogusław, z ciekawością acz ostrożnie rozglądając się po twarzach.

- Jest ci u nas kiszka najlepsza na całej Ukrainie, kaszą i krwią nadziewana, nigdzie Panie takiej nie znajdziecie, już biegnę przygotować a żona zaraz miodu przyniesie - gospodarz już zamierzał odejść gdy Bogusław powstrzymał go jednym gestem - Czy to was zwą Andriej ? Pozdrowienia przywożę od żurawia - powiedział ledwie słyszalnym głosemKarczmarz głęboko spojrzał w oczy gościowi

- Żurawi dużo po różnych stronach Panie, a mnie Mikołaj na chrzcie dano - odpowiedział, odwrócił się i wrócił do szynku. Odpowiedź była prawidłowa. Po chwili na stole pojawił się garniec z piwem i gliniany kubek. Bolesław nalał sobie ciemnego napoju pachnącego słodem. Pierwszy łyk zawsze smakował najlepiej. Spłukał zmęczenie ostatnich przeżyć. Pił powoli delektując się. Karczmarz przyniósł parującą kiszkę i chleb i położył na stole. W gospodzie nikt na nich nie zwracał uwagi.

- Dotarło do nas wasze nieszczęście, listy odpowiednie posłałem - powiedział gospodarz- Jeszcze te trzeba wysłać. Pan Piotr został na zamku u kniazia w gościnie - Bogusław,

ukradkiem przekazał listy do wysłania - nie wiem jak długo ta wizyta potrwa ale przypuszczam że jeszcze będziesz potrzebnyBogusław spojrzał w przeciwległy kąt sali. Z cienia wyłoniła się twarz, którą zdawało się , Bogusław już gdzieś widział. Twarz naznaczona długą blizną, ciągnącą się od oka w dół po policzku aż do mocnej szczęki.

- O Matko Boska, toż to jeden z tych co nam na polowaniu umknął - cicho powiedział i głową wskazał przeciwległy kąt. Poślij wiadomość Panu Piotrowi ja udam się za nim, albo nie, poślij kogoś do dowódcy książęcej roty Borzywoja i zdaj relację.

51

Page 52: pietrek całość treść A4.doc

Karczmarz oddalił się od Bogusława i zza szynku przyjrzał się z uwagą nieznajomemu. Ten z błogim wyrazem twarzy spijał następny kubek miodu.Już się zmierzchało gdy do gospody wszedł jego kompan, kiwnąwszy głową wyszedł. Nieznajomy podniósł się, ciężko się przeciągnął i również wyszedł. Bogusław odczekał chwilkę i ruszył za nimi. Nieznajomi dosiedli koni uwiązanych przy gospodzie i ruszyli w kierunku Dniepru. Bogusław, rad nie rad, ruszył za nimi.

Koń niósł go w kierunku stepu, podążając ślad w ślad za dwoma jeźdźcami, szerokim gościńcem. Krajobraz zmieniał się, wzgórza z polami, z których już dawno zdjęto złote zboża i przygotowano pod nowy zasiew, zamieniły się w las, gdy nagle o mało co nie pominął ledwo widocznej ścieżki skręcającej w kierunku Dniepru. Stanął na wzgórzu. Jego oczom ukazał się obraz jak z opowiadań starych ludzi. Błękitna wstęga Dniepru wiła się tworząc zakola i wyrzucając biały piach, łachy pełne różnorodnego ptactwa. Na wodzie śmigały szybkie czajki i łodzie rybaków wracających z wieczornych połowów. Zachodzące słońce malowało błękit wody czerwienią i mieniło się barwami tęczy, jak łuski pstrąga świeżo wyjętego z wody. W dali, jak piegi na twarzy dziecka malowały się ostrowy, porośnięte drzewami i krzewami, na których kiedyś stare bogi się skrywały. Zsiadł z konia i powoli zbliżył się do brzegu. Długo nie mógł napatrzeć się widokowi, który się przed nim rozpostarł. Z zadumy wyrwał go dźwięk rozmowy.

- … on całkowicie oszalał - męski głos mówił ze strachem w głosie - żeby napadać na polskich posłów. Wasiłka powiedz że to nie prawda, wtedy gdy nas ten diabeł wcielony gonił wiedziałem że z tego nieszczęście będzie. Jak nas Kniaź odnajdzie to każe ze skóry obedrzeć i na pal powbijać.

- Eee, nie dowie się - odezwał się głos tak chropowaty że Bogusławowi nieprzyjemnie się zrobiło - bo i skąd, świadków nie zostało, temu co nas widział, strzała w plecach utkwiła i pewnie nie przeżył. Łupy tak przednie że na długo starczy. Ludzi nam tylko narezali niemiłosiernie. Alosza powiedział że łupy podzieć trzeba i na jakiś czas zaszyć się głęboko w puszczy i nosa nie wychylać. Jak te Lachy wyjadą to sprawa przyschnie i wszystko się uspokoi. Kniaź rychło zapomni. Nie raz i nie dwa my ludzi pobili i grody spalili i co? I ciągle żyjemy.

- Ale to poseł, a dary dla kniazia były- Listy my popalili, ślady zatarli, nikt o nas wiedzieć nie będzie

Tak rozprawiając mężczyźni schodzili w dół urwiska po ledwo widocznej ścieżce, prowadząc konie.Bogusław ostrożnie wystawił głowę z krzaków i spojrzał w dół. W dole, na dnie jaru zobaczył obozowisko, w którym ledwo widoczne światło dawały małe ogniska. Naliczył piętnastu chłopa, razem z tymi dwoma.

- Co robić? co robić? - pytał się sam siebie - Pana Piotra trzeba powiadomić, sam im rady nie dam.

Powoli wycofał się, starając się nie poruszyć nawet liścia. Wsiadł na konia i ruszył w kierunku gościńca. Na Gościnu panowała pustka tylko w oddali od ciemnego nieba odcinały się szyszaki cerkiew, jeszcze w ostatnich promieniach słońca, błyszczały na trzech wzgórzach. Kiedy zbliżył się do miasta Złota Brama otwarła się i wyjechał z niej zbrojny oddział. Bogusław rozpoznał barwy książęce i jadącego na przedzie Borzywoja.Odział zatrzymał się przy Bogusławie

- Jakoś nie możemy się rozstać - uśmiechnął się Borzywoj - właśnie miałem się udać na wieczerzę gdy jakieś chłopstwo rabanu narobiło że ta banda się znalazła, co wam ludzi pobiła. Jako żywom na koń wskoczył i ludzi poderwał.

- Ano odnalazła się, odnalazła. Jechałem za jednym z tych co nam na polowaniu zbieżali i natrafiłem na wszystkich. Osiedli obozem w jarze i pewnie rano będą chcieli gdzieś się ukryć w

52

Page 53: pietrek całość treść A4.doc

puszczy. Jest ich piętnastu, z tego co udało mi się ich naliczyć, ale może ich być więcej - Bogusław pokrótce opowiedział zdarzenia sprzed ostatnich chwil

- niezły oddziałek, ale i nam krwi napsuli a grodów napalili. Czas rozprawić się z nimi, i ukrócić te łupiestwa i samowolę - Borzywoj skierował konia w kierunku z którego właśnie Bogusław przybył. Ten dołączył do oddziału i cała grupa zniknęła w mroku.

XXX

- Ciała twoich ludzi zostały złożone kaplicy zamkowej ale przeniesione do Cerkwi Dziesięcinnej i tam na cmentarzu zostaną pochowane - powiedział podkanclerzy gdy spotkali się z Piotrem na krużganku zamkowym.

- Dziesięcinna? Dziwna nazwa. U nas kościoły mają swojego opiekuna czy patrona, a tu dziesięcinna - zdziwił się Piotr

- może się przejdziemy do tego ostatniego miejsca ich spoczynku, to tutaj, niedaleko a po drodze opowiem wam trochę historii mojego miasta - zaproponował podkanclerzy.

Piotr bardzo się ucieszył, bo i gnuśno mu było w komnacie siedzieć, i o Bogusława się martwił, a i miejsca pochówku chrześcijańskiego, było nie było, swoich wojów był ciekaw. Szybko się zgodził.

Gdy opuścili mury zamkowe niedaleko nich stała cerkiew, kwadratowa, o czterech okrągłych, wysmukłych, mniejszych wieżyczkach umieszczonych na rogach, i jednej najwyższej i największej po samym środku. Wszystkie one zakończone były dachem w kształcie szyszaka rycerskiego. Wyglądały one tak jakby Pan Jezus siedział w środku i pouczał swoich ewangelistów co pisać mają.

- A widzisz to Panie Piotrze, dawno temu gdy nasz kniaź Włodzimierz, Wielkim zwany chrzest w Korsuniu przyjął, przyjechał on do Kijowa w towarzystwie swojej żony Anny, całym dworem i księżmi korsuńskimi, którzy z Bizancjum przyjechali. Byli też z nim metropolita Michał, który przybył z cesarzówną z Konstantynopola, protojerej ojciec Atanazy, wiozący do Kijowa relikwie męczennika św. Klemensa i św. Tytusa (Fiwa), ikony cerkiewne, naczynia oraz księgi liturgiczne. Na wzgórzu tym postać Peruna stała, któremu nasi pradziadowie hołd i ofiary składali. Gdy to kniaź obaczył, Peruna kazał kijami obić i podczepiwszy do końskiego ogona po całym Kijowie włóczyć aż do Dniepru i tam z wodą puścić. Rozkazał przy tym, by pilnowano, aby Perun nie przypłynął do brzegu, póki nie minie porohów na Dnieprze. Porohami zowią szeregi granitowych skał, ciągnące się w poprzek rzeki od brzegu do brzegu kilku ustępami, na kształt schodów. Przez te ustępy czyli ławy, spada woda z ogłuszającym szumem i roztrąca się o skały sterczące nad wodą. Jakkolwiek porohy zagradzają całą szerokość rzeki, jednakże nie tamują zupełnie żeglugi; albowiem w każdym porohu jest przez samą naturę utworzone pewne zaklęśnięcie, ponad którem przepływająca woda ma większą głębokość i tędy to przemykają się łodzie w czasie wysokiego stanu wód. Zaklęśnięcia te nazywają starą czyli kozacką drogą. Szeregi skał zaś, niezagradzające całego łożyska rzeki, lecz ciągnące się do jego połowy lub nieco dalej i pozostawiające tym sposobem z jednego brzegu wolne przejście, zowią się przegrodami albo zaporami8. Porohy te znajdują na stepowych rubieżach Ukrainy, graniczące z ziemiami Pieczyngów. Takoż i samo kniaź postapił z innymi starymi bogami. Powiadano, że niektórzy bożkowie bronili się krzykiem wielkim, wypływaniem na brzeg, a Perun topiony w Nowo-grodzie Wielkim w rzece Wołogow przemówił głosem ludzkim i płynął pod prąd, a gdy rzucano w niego

8 M. Pawliszczew „O progach dnieprowych“ w Bibl. Warsz. 1847

53

Page 54: pietrek całość treść A4.doc

kijami, złapał kij i cisnął w zgromadzonych na moście uderzając niektórych boleśnie.9 Na miejscu gdzie stał Perun kniaź nakazał tą cerkiew wybudować a była ona pierwsza, jako murowana w Kijowie. Nadał on jej patronkę Bogurodzicę, ale że przyobiecał dziesiątą część swoich dochodów na ta cerkiew oddawać, ludziska nazwali ją Dziesięcinną. I takoż pozostało do dnia dzisiejszego.

- To u nas stare bogi tak źle nie miały - pomyślał Piotr - żeby je kijami okładać i przyczepione do końskiego zada po mieście ciągać a potem w wodzie topić

- Ciekawie prawicie mości podkanclerzu, bywałem ja już w świecie i w Ziemi Świętej byłem pokłonić się Panu Jezusowi za życie uratowane, widziałem dachy podobne, jeno jeszcze mnie u Was nie było. Historyję jeno znam z opowieści dziadów co to powiadali jak to nasz książę Bolesław potem Chrobrym nazwany, swój miecz na waszej Złotej Bramie wyszczerbił, co też ten fakt temu mieczowi imię jako Szczerbiec nadał - Piotr dopiero teraz pomiarkował że historię, którą opowiada, znał podkanclerzy ale nie była ona miła dla niego do słuchania - a jako to pogrzeb sprawiacie? Bo nie chciałbym żeby moi wojowie zapukawszy do niebios bram , wpuszczeni nie zostali - szybko zmienił temat

- O tym to najlepiej chyba wam Batiuszka Nikałaj opowie, to on jest od łączności z Bogiem i nie chciałbym wchodzić w jego kompetencje - uśmiechnął się podkanclerzy, nacisnął wielką klamkę w cerkiewnych wrotach i weszli do środka. Znaleźli się w ciemnym przedsionku, ale światło padające z głównej nawy wystarczyło.

Jakaż inna ona była od kościoła jaki znał Piotr. Pierwsze co go zdziwiło to to, że ławek nie było. Wierni podczas mszy stać musieli. Okna umieszczone w środkowej wieży wpuszczały dużo światła, które zataczało krąg na posadzce. Stanął przed ołtarzem, który ustawiony był na wschodniej ścianie świątyni dokładnie naprzeciw kierunku z którego weszli. Twarze świętych zerkające na niego z Ikonostasu ustawionego za ołtarzem, przyglądały się przybyszom. W centralnym miejscu był Jezus. W ołtarzu widać było tron, siedmiokątny, marmurowy, przykryty jedwabną chustą z obrazem składanego do grobu Chrystusa, w którą wszyte były święte relikwie.Piotr ukląkł i zaczął się modlić. Długo trwał w milczeniu gdy po raz wtóry oczom jego ukazała się twarz kobiety, która się do niego uśmiechała. Te same oczy co w Krakowie i … te same oczy, które zobaczył w chacie Jaruchy. Serce znów mu żywiej zabiło na wspomnienie tej twarzy. Zdał sobie sprawę że uczucie które ogarnęło jego serce nie było przypadkiem, a jakimś planem Bożym. Jeszcze żarliwiej zaczął się modlić o zdrowie dla wybranki swojego serca, której on jeszcze nie znał a już serce bolało.

Drzwi cerkwi cicho się otworzyły i wszedł kapłan. Krokiem jakby płyną zbliżył się do modlących się mężczyzn. Nie chcąc im przeszkadzać, sam zrobił znak krzyża i czekał aż skończą. Pierwszy zauważył go podkanclerzy i wstał z klęczek. Ruch ten wyrwał Piotra z odległych krain i przywrócił na ziemię światu.

- Sława Bohu - przywitał się podkanclerzy- Na wiki wików - odparł Batiuszka Nikałaj- Nasz dzielny przyjaciel o swoich wojów się martwi i zastanawia się czy aby do

właściwego nieba trafią u nas pochowani - z uśmiechem zwrócił się do popa, co po polsku po prostu ksiądz znaczy.

- Nie martwcie się wielmożny Panie, niebo takie same u was jak i u nas. I Bóg Ojciec ten sam, i Syn Boży, Jezus Chrystus ten sam. I u nas Duch Święty, który od Boga Ojca pochodzi stępuje na ziemię do ludzi. To dopiero siedemdziesiąt lat jak nasze religie się rozdzieliły, kiedyś jednością będąc. To że zwracamy się do Boga różnymi językami wcale nie znaczy że on jednych

9 Teologia Tradycyjna Cyrylometodiańska w Państwie Kijowskim Włodzimierza I Wielkiego - Tadeusz Karbowicz

54

Page 55: pietrek całość treść A4.doc

rozumie a innych nie. W jego oczach jesteśmy tacy sami, i tą samą miarą na sądzie ostatecznym nas będzie mierzył.Mężczyźni, pokłoniwszy się Bogu, opuścili jego świątynię.

- Takoż to jest że wszyscy mamy tę sama drogę do przejścia, trudną ale możliwą. Wojowie wasi w ostatniej posłudze, już obmyci zostali a odzież ich wyprana i wysuszona, aby brudu do nieba nie wnosić. Ubrani w swoje barwy, z mieczem w dłoni, sawanem owinięci zostali i w trumnie złożeni. Tam przy modlitwach psalmów, dwa dni oczekiwać muszą, Jako Pan nasz Jezus Chrystus od piątku do niedzieli w grobie leżał. Po tych dniach trumny tu do cerkwi zostaną przyniesione i ceremonie pogrzebowe będę odprawiał, a pochowani zostaną w grobach przy murze świątyni.

- Dziękuję Bogu że was na mojej drodze postawił i tak dobrze obeszliście się z moimi przyjaciółmi, pewnie wiecie że ograbiono nas ze wszystkiego i teraz nijakiej ofiary złożyć za ich szczęście nie mogę, ale obiecuję że wszystko zostanie Wam zapłacone.

- Nie o taką zapłatę ja się modlę a o zmiłowanie Pana Boga naszego proszę. Chociaż każdy dar się przyda na chwałę bożą wydany. - Bóg ci zapłać księże dobrodzieju, ja swoim rycerskim honorem przysięgam, że Waszej dobrodziejki Bogurodzicy nagroda nie minie, a przez to pewnie i wam będzie to w niebie policzone.Piotr pokłonił się Batiuszce Nikałajowi i oddalili się w kierunku zamku a tu gwar i ruch wielki powstał. Na radę i wieczerzę sproszoną przez kniazia, goście się zjeżdżali. A zjeżdżali się z różnych stron.

- Ten to w tych sobolich skórach to Wołodar - podkanclerzy pokazywał i opowiadał o gościach, wskazując na jeźdźca otoczonego licznymi sługami - kniaź Ruski, młodszy brat Ruryka a starszy brat Wasyla, a i od zdaje się dwudziestu lat, książę przemyski, Wasz sąsiad. Wasyl oślepion w roku pańskim 1097 takoż i żyje w ciemności.

- Ciężki to los człowieka, który napatrzywszy się na wszystkie piękności tego świata został pozbawion tych darów bożych i do ciemności wrzucon. To tak jakby jedną nogą już po drugiej stronie stanął. Aż dziw że tyle lat on z tym żyje. Ja pewnie nie potrafiłbym, i dałby Bóg żebym nigdy nie musiał tego sprawdzać. Piotr przyglądał się gościom. Różnobarwne korowody rozeszły się po komnatach zamkowych, a duża ich część w gospodach Peczerska i Podiłu została. Na podwórcu zamkowym dalej trwał harmider i pokrzykiwania kucharzy, którzy nie chcąc życia postradać największe przysmaki przygotowywali. W komnacie ogień płonął w kominku rozniecając ciepło w całym pomieszczeniu. Piotr odpiąwszy pas, zdjął kolczugę i w samym skórzanym kaftanie pozostawszy wyjrzał przez okno. Piękne to były widoki w promieniach zachodzącego słońca. Dniepr, północna siła, Boristenes. Tak jakby już to kiedyś widział. Przypomniał mu się widok Odry, która opływa Wyspę Piaskową, czy nawet Wisła zaglądająca w okna na Krakowskim zamku. Żadna z nich taka wielką nie była.

- Jakże ja ją odnajdę? - cisnęło mu się na myśl, twarz którą widział już tyle razy. Serce wyrywało się na wolność, wołać i krzyczeć chciało, lecz żebra nie puszczały i tylko jak ptaszek w klatce tłukło się od kąta do kąta. To niebożątko gdzieś tam w chałupie Jaruchy bez ducha leży a na niego uczta czeka. A i Bogusław bez słuchu zaginął.

- Gdzież to się ten szałaput po obcym mieście włóczy, jeszcze gotów się w jakąś kabałę wpakować

XXX

55

Page 56: pietrek całość treść A4.doc

Gości zjechało się co niemiara. Książęta, władyki wraz ze swymi doradcami ze wschodnich i zachodnich krańców Ukrainy. Byli też i sąsiedzi Polaków. To właśnie dlatego Piotr znalazł się w Kijowie. Wielka Sala Rady została przygotowana na przyjęcie takiej ilości gości. Stoły poustawiane w wielką podkowę dookoła sali, uginały się pod dostatkiem mięsiwa, kaszy, pierogów i , co najważniejsze antałków z miodem i lekkim, jasnym o zielonkawym kolorze musującym piwem. Znalazło się też i wino z Grecji sprowadzane. Na stole znalazły się dziki pieczone w całości, ptactwo łowne a między nimi i bażanty. Książę zajmował poczesne miejsce, obok z jednej strony patriarcha Kijowa, z drugiej zaś, jako zaszczytnego gościa Piotra posadzono. Obok Piotra usiadł Wołodar, wcześniej już opisany Piotrowi przez podkanclerzego. Przed stołami „w środku podkowy” muzykanty i śpiewacy uprzyjemniali czas zabawy, a i tańców było nie mało. Słodki i mocny miód zrobił swoje.

- Widzicie mości pośle jak się u nas bawią? - odezwał się kniaź do Piotra - wierzę że tej zniewagi godności posła zapomnicie

- Ja zapomnieć zniewagi mogę, bo i czasy takie, ale ludzi nie zapomnę bo oni tu zostaną a ja wracać będę musiał. Jest jeszcze jedna sprawa której zapomnieć się nie da - odpowiedział Piotr, twarz ukrywając w wielkim kawałku mięsa, aby go oczy nie zdradziły

- Co ja mogę zrobić żebyś zapomniał? - kniaź wnikliwie przyglądał się twarzy posła chcąc odgadnąć co ten miał na myśli - czegoż ci trzeba? Ziemi? Złota? Klejnotów?

- Tegoż wszystkiego u mnie dostatek - ze smutkiem w głosie rzekł Piotr - zawszem myślał że bogactwa szczęście przynoszą ale dopierom tutaj, na obcej, a jakże bliskiej ziemi obaczył że to nie wszystko. Widziałem piękność, która w serce wraziła jak strzała kupidyna i wyleźć nie chce

- Dziewka twoje serce trapi? - zdziwił się kniaź - hahahaha, wiele tu takowych, pięknych, rumianych jak bochen chleba, bierz którą tylko zechcesz, bo nam zmarniejesz do końca.

- Ja nie chcę dziewki, ja chcę tą jedyną, tę którą spotkałem, tę która mi po nocach się śni. Widziałem jej twarz w kościele, jakem się modlił przed podróżą do Kijowa, i dzisiaj ją żem widział w cerkwi Bogurodzicy. Jakże ja ją odnaleźć mogę jak ja nawet imienia jej nie pamiętam? Pamiętam jeno że u staruchy Jaruchą zwanej, ją zostawiłem. Nawet nie wiem czy przeżyła nieboga.Na dźwięk tego imienia twarz kniazia stężała, tak jakby włączyły się jakieś wspomnienia

- Jarucha - powtórzył imię kniaź - stare 10to dzieje. Żyła ona na książęcym dworze i nianią dla Światopełkówny była, jeno ponoć magią się zajmowała i ją z grodu wygnano. Kiedyś przepowiedziała że Maria na łabędziu odleci, a łabędź u nas to część naszej historii. Ej, died zaśpiewaj starą dumkę - krzyknąłTowarzystwo się uciszyło. Z rogu sali, gdzieś z cienia jakby z ciemności dziejów wydobył się głos, na początku jakby słaby, lecz z każdą nutką przybierający na sile. Po chwili wielu dołączyło do starca, a muzyka płynęła jak Dniepr, z początku powoli i spokojnie, aby gdzieś tam za Kijowem przyspieszyć.

Tu, w czasach naszych dziadówU nich Perun rządził

10 Zeus porywa Ledę - ze zbiorów British Museum

56

Page 57: pietrek całość treść A4.doc

Siedli na trzech wzgórzach Bracia WaregowieA z nimi i siostra była Nad Chryszczatem i DniepremGród wielki założyliRazem pracowali i we dnie i w nocyEcho niosło pieśń błogąA bogi im sprzyjałyLudzie podziwiali ślady wielkiej mocy

Choryw jedno zajął wzgórzeZakon wprowadził nowyEnergia ognia z niego płynieKyj najstarszy, prym wodził A pamięć nie zaginie

- Książę ,powiedzieliście że łabędź to część waszej historii, jakoż i u mnie jak widzisz łabędź jest bardzo ważny - Piotr zasłuchany w opowieść starego barda, zwrócił się do kniazia.

- Siostra o której opowiada pieśń nazywała się Łybid i czekając na swojego ukochanego, co noc zamieniając się w pięknego łabędzia odlatywała. Pływa smutna po wodach do dzisiaj, nie założywszy gniazda. Ludzie mówią, że czasami można ją spotkać wieczorową porą jak wpatrzona w słońce wypatruje swojego ukochanego.

- To jest opowieść o tym że każde szczęście ma odrobinę smutku. Nie można mieć wszystkiego. Piękny gród powstał lecz Łybid nie znalazła w nim szczęścia. Puste, nawet najpiękniejsze gniazdo nie stworzy domu - Piotr z czułością pomyślał o Ślęży i Sobótce. Tam właśnie był jego wspaniały lecz pusty dom.

Wypity miód i piwo robiły swoje. Nigdy się tak nie czuł. Tyle razy wyjeżdżał, zjechał wiele krajów, od zawsze był w podróży lecz tęsknota nigdy nie powracała z taką siłą.

Nagle wielkie wrota do sali otworzyły się i blask ognia oświetlił postać kobiecą, która w niej stanęła. Światło pod jej stopami rozłożyło się jak miękki, utkany z mgły dywan, a kobieta ubrana w jasno niebieską, obcisłą suknię uszytą z jedwabiu, szła w kierunku miejsca gdzie kniaź i Piotr prowadzili rozmowę. Jej postać wyglądała jakby płynęła po delikatnych falach cieni rozkładających się na posadzce, jak fale rzeki, delikatnie zmarszczone lekką poranną bryzą. Jej twarz promieniała jasnością, a włosy, długie i lekkie jak wiatr. Upięte opaską powiewały za nią układając się na plecach jak delikatny biały puch śniegu padającego w zimowy poranek. Na jej piersi wisiał piękny medalion z Łabędziem.

Słowa dumki zamarły w połowie, zapatrzone w postać i zdawały się nigdy jej wcześniej nie widzieć. Piotr zaniemówił z wrażenia, a postać jego znieruchomiała. Serce biło jak oszalałe, a cała krew uderzyła mu do głowy. Na czoło wyszły kropelki potu a ręce zaczęły drżeć. Medalion, który miał ukryty na piersiach zaczął dziwnie drżeć tak jakby ożył.

- Ech, za starych bogów zostałaby moją żoną, ten nowy zabrania mieć więcej niż jedną - z żalem w głosie odezwał się Wołodar wpatrzony, jak każdy w tej sali, w zjawisko które się nagle pojawiło. Jego głos docierał do Piotra jakby z zaświatów.

- To ta, której przysiągłem moją miłość - wyszeptał Piotr - jest jak… jest jak … - zabrakło mu słów żeby opisać to co widziałZa nią szła postać okryta płaszczem a twarz miała schowaną w głębokim szarym kapturze. Postać nagle zaczęła wirować jak wrzeciono, snując tajemnicze słowa jak sieć, która oplatała wszystkich biesiadników. Jedno słowo opanowało salę - Łybid, Łybid - powtarzane szeptem wzrosło do mocy gromu Peruna.

57

Page 58: pietrek całość treść A4.doc

- Baju, baju, przepowiednio miła, tak jak powiedziałaś, wszystko się spełniłoBiałe, jak skrzydła Łabędzia światło rozświetliło salę, by nagle, tak jak się pojawiło zniknąć. Wszystko się uspokoiło.

- Szlachetny kniaziu, pojmaliśmy ich - krzyknął goniec, który właśnie wbiegł do sali i padł przed kniaziem na kolana

Na dziedzińcu zamkowym rozległy się stuki kopyt końskich i w blasku pochodni widać było korowód jeźdźców, a za końmi na postronkach uwiązanych na gardłach i z rękoma związanymi z tyłu wleczono złodziei.

XXX

- Otoczyliśmy jar po cichu i w ciemnościach - kontynuował swoją opowieść Bogusław - niczego się nie spodziewali, już chcieliśmy po cichu zdjąć straże gdy jeden kamień strącony przez nierozwagę spowodował larum. Wszyscy się pobudzili i rozpoczęła się walka. To było straszne. Chcieliśmy ich zaskoczyć a zrobiła się rzeźnia. Trup ścielił się gęsto. I wtedy przyszedł mały zajączek i zjadł wszystkich - Bogusław patrzył na Piotra i na chwilę przerwał swoją opowieść. Piotr, nieobecny myślami, nagle jakby coś zauważył zdziwił się.

- Zajączek? Pozjadał? Co pozjadał? - spojrzał z niedowierzaniem na Bogusława- A nie, nic, coś mi się pomyliło, nie było żadnych zajęcy, tylko herszt z częścią swoich

ludzi uciekli do wody, ale tych właśnie powyjmowaliśmy jak ryby z sieci, na postronek i przywiedliśmy ich na zamek. Ten Borzywoj to wojownik jakich mało na tym świecie. Sam własnoręcznie utłukł chyba z czterech - ciągle podniecony wydarzeniami ostatniej nocy opowiadał Bogusław - Co z nimi teraz będzie?

- Pewnie kniaź kazał ich obwiesić, na przedpolach już budują szubienicę. - Piotr wyjrzał przez okno

Do jego uszu dobiegały pokrzykiwania cieśli i zebranej gawiedzi, która z ciekawością, równą ciekawości dziecka przyglądała się ich pracy. Za murami miasta wyrastała szubienica na okrągłym podeście, tak żeby skazani byli dobrze widoczni. Wieść rozchodziła się z prędkością błyskawicy. Mieszkańcy już wiedzieli że banda, która od wielu lat gnębiła i paliła okoliczne grody została złapana i zostanie ukarana. Oddana w ręce kata.

- Rozkoszować się tym będziemy później. Czy znaleziono listy książęce?- Eee. Gdzieżby tam, trochę darów odzyskaliśmy i tyle. Listy spalili. Długośmy się

namęczyli zanim wydali gdzie to wszystko ukryli, ale w końcu powiedzieli - z szelmowskim uśmiechem powiedział Bogusław, tak jakby to jego było zasługą.

- Niedługo zaczynają się uroczystości pogrzebowe i powinniśmy się udać do cerkwi- Przecież to byli …- Non Oby In Patria Sed Aby In Patriam11. To byli dzielni wojowie i należy im się godny

rycerza pogrzeb - ze zniecierpliwieniem w głosie Piotr podniósł rękę ucinając całą dyskusję - Załatwiłeś sprawy z karczmarzem?

- Tak, wszystko jest załatwione. Dobrze że zjechało się tutaj tylu ludzi, nie musimy jechać gdzie indziej.Droga w kierunku kaplicy zamkowej zaczynała się wypełniać ludźmi. Mężczyźni weszli do kaplicy gdzie już wierni modlili się za dusze poległych. Batiuszka Nikałaj, bo to on odprawiał

11 Nie w Ojczyźnie, ale dla Ojczyzny

58

Page 59: pietrek całość treść A4.doc

mszę, okadził otwarte trumny. Trumny zostały złożone na wozy i cała procesja ruszyła do cerkwi dziesięcinnej gdzie Nikałaj rozpoczął Panichidę.

Kto przebywa w pieczy Najwyższego i w cieniu Wszechmocnego mieszka, mówi do Pana: Ucieczko moja i Twierdzo, mój Boże, któremu ufam. Bo On sam cię wyzwoli z sideł myśliwego i od zgubnego słowa. Okryje cię swymi piórami i schronisz się pod Jego skrzydła: Jego wierność to puklerz i tarcza. W nocy nie ulękniesz się strachu ani za dnia - lecącej strzały, ani zarazy, co idzie w mroku, ni moru, co niszczy w południe. Choć tysiąc padnie u twego boku, a dziesięć tysięcy po twojej prawicy: ciebie to nie spotka.12

Kapłan stojący twarzą do ołtarza, twarzą do tronu na którym zasiada Jezus, modlił się. - Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za Twoją łaskawość i

wierność!13 Odpuść Panie wszystkie grzechy tym zmarłym i wpuść ich do królestwa niebieskiego. Chwała i moc Twego imienia jest wielka a nie zbadane są Twoje wyroki. Ty w swej chwale wezwałeś ich do Siebie aby stanęli przed Tobą i Tobie służyli. Diakoni zamknęli wieka od trumien a te zostały wyniesione na przycerkiewny cmentarz i tam złożone do grobów.

Kapłan pokropił trumny wodą święconą, wziął garść ziemi i sypnął na trumny robiąc kształt krzyża

- Do Pana należy ziemia i to, co ją napełnia, świat i jego mieszkańcy14

Krypta grobowa została zamknięta.Uroczystości pogrzebowe zakończyły się. Czuć już było pierwszy powiew zimy. Właśnie spadł pierwszy śnieg. Puszyste płatki śniegu ochładzały twarz, zatrzymywały się na gałęziach drzew, pokrywając je śnieżną pierzyną.

Wąską uliczką ruszyli w stronę bram miasta. Tam właśnie przygotowywano miejsce na egzekucję dla złodziei, oczywiście dla tych co przeżyli atak straży pod dowództwem Borzywoja. Spacer był Piotrowi potrzebny po przeżyciach wczorajszego wieczora. Kobieta, którą ujrzał była kobietą z jego snów, i z jego jaźni. Jeszcze do teraz nie wiedział czy to co wczoraj widział było jawą czy snem. Czy ona naprawdę się wczoraj zjawiła w sali gdzie wieczerzał zamiast leczyć się w domu Jaruchy.

- Jarucha - powiedział głośno - muszę się z nią zobaczyć, uschnę z tęsknoty jak jej nie zobaczę

- Kogo? Jaruchy? - Bogusław spojrzał z niedowierzaniem na Piotra, jakby się zastanawiał czy też to on o zdrowych zmysłach czy ta Jarucha aby na niego jakiego czaru nie rzuciła

- Czyś ty się szaleju najadł? - Do Piotra jakby dopiero teraz dotarło co powiedział - nie Jaruchy a panny cośmy ja u niej zostawili. Zjawiła się wczoraj na wieczerzy, ale nie wiem czy to jawa czy sen była. Objawiła się w błękitnej obcisłej sukni jak przepiękna zjawa, ale wtedy właśnie goniec przybył z wiadomością od was i wszystko znikło. Może za dużo miodu wypiłem?

W ciszy minęli bramę i wyszli na przedpole. Tutaj, przy gościńcu panował niezwyczajny ruch. Ludzie rozładowywali furmanki z drewnem przeznaczonym na budowę szubienicy. Na okrągłym podeście, wysoko umieszczono już ramę i pomocnicy kata miejskiego już przymierzali długość łańcuchów na których mieli zawisnąć złodzieje.

12 Psalm 91 Biblia 1000-lecia

13 Psalm 115 werset 1 Biblia 1000-lecia

14 Psalm 24 werset 1 Biblia 1000-lecia

59

Page 60: pietrek całość treść A4.doc

- Ależ będzie widowisko - Bogusław stał wpatrzony w pracę cieślów - na łańcuchach dłużej będą umierać bo im karków nie zerwą a jeno dechu im zabraknie. Tak ze cztery pacierze umierać będą zanim ducha oddadzą. Ale tylko trzy? Czterech, razem z hersztem ujelim.

- Dla herszta kniaź pewnie inne atrakcje przygotował. Ten tam już ładny kołek ciosa, to pewnie dla herszta, żeby sobie na świat z wysoka popatrzył. Wracamy do zamku.Odwrócili się od gawiedzi i ruszyli w płatkach padającego śniegu w kierunku zamku.

XXX

Oddziałek wyruszył w kierunku puszczy w to zimowe popołudnie. - Borzywoj, ale ty wiesz gdzie mieszka Jarucha, bo mi pana Piotra żal, tak się zagryza

nieboraczek - dwóch jeźdźców jadących z przodu rozmawiali jak para starych przyjaciół- Wiem, nie martw, się bywałem tam już nie raz, chociaż … - Borzywoj na chwilę

wstrzymał głos - kniaź zakazał. - Zakazał? To chyba normalne, kto o zdrowych zmysłach odwiedza wiedźmę? Jeszcze

jaki czar lub urok rzuci i co wtedy? Sam za pierwszym razem się bałem, ta jej chata to straszna. Jakieś żaby, skrzydła nietoperza, rośliny, wszystko tam było. Wrrr - wstrząsnął się na samą myśl o tym - a teraz tam jeszcze raz sam się pcham, na własne życzenie, w gardło smoka.

- Nie martw się, przecież wiesz że jestem ci winien, życie. Tam w Jarze uratowałeś mnie od niechybnej śmierci. Gdyby nie ty to już pewnie dzisiaj byśmy nie rozmawiali. Jeszcze ci za to nie podziękowałem.

- I nie rób tego - Bogusław się uśmiechnął - nie ma o czym mówić, wczoraj ja tobie jutro ty mnie możesz uratować życie. Nawet nie wspominaj o tym proszę.

Podróżni wjechali do puszczy. Biały puch, który pokrył gałęzie drzew pokrył również i krzewy i drogę i wszystko dookoła. Cisza jaka zapanowała była prawie doskonała. Słychać było padające płatki śniegu. Bogusław wciągnął mroźne powietrze w płuca.

- O czym tak rozprawiacie? - zapytał Piotr kiedy do nich dołączył - Daleko jeszcze ? Pamiętam że chata nie była widoczna z traktu, ale przy tych śniegach to chyba zobaczymy jakieś ślady?

- Nie musimy, ja wiem doskonale gdzie to jest i was poprowadzę. Tu zjeżdżamy. Borzywoj nagle zboczył z traktu i zginał gdzieś w chaszczach. Tylko słychać było chrzęst łamanych przez konia gałęzi. Skręcili za nim. Po kilku stajaniach w nos uderzył ich zapach dymu i na małej polanie ukazała się chata. Jakże inna niż ta którą zapamiętali. W dziennym świetle i bez takich wielkich przeżyć już nie wyglądała tak strasznie.

Borzywoj zsiadł z konia i podszedł do drzwi. Piotr i Bogusław za nim, gdy nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich Jarucha.

- Czekałam na was- Witaj matko, dawno Cię nie widziałem Słowa Borzywoja wywołały niemałe zamieszanie w głowach przybyłych. Matko? Jak to?- Tak, to prawda - odpowiedziała starucha na nikogo nie zadane pytanie - Borzywoj to

mój syn, o którym nikt nie wie, ale chyba nie po to przybyliście aby wysłuchiwać tajemnic z życia wiedźmy? - Jarucha cicho się zaśmiała

- Tak, nie po to - pierwszy oprzytomniał Piotr - wiesz czego a właściwie kogo szukamJarucha podeszła do ognia i zaczęła się w niego wpatrywać, Płomienie niespotykanie

zaczęły tańczyć tak jakby opowiadały jej jakąś historię.

60

Page 61: pietrek całość treść A4.doc

małe płomienie wodę goTująwiększe komnatę ogrzewAjąpożar pożreć wioski chCeczas wypełniA życie

gdy się Kocha jeogień pRawdę powieogień praWdę skryjeprzed ogniem nIc się nie ukryje

Twoje serce w zamku schowaneKrew Królewska płynie Łabędzie pisklę odchowaneBól jej nie ominie

Kiedy łabędź kochaKocha aż do śmierci

Idźcie już - wyczerpana Jarucha cicho poprosiła - nic więcej nie powiem. Moja misja już się zakończyła, niedługo was opuszczę, nie,, nie tak, niedługo zostanę z wami na zawsze. A teraz już idźcie. Synku, opiekuj się nią, ja pobłogosławiłam ich zaręczyny. Piotrze zostań na chwilę, chcę cię o coś prosić.Młodzieńcy wyszli.

- Obiecaj mi jedno, zanim wyjedziecie pochowasz mnie według starych zwyczajów. Spalisz moje ciało i przywrócisz je czterem żywiołom. Obiecasz mi to?Piotr spojrzał na Jaruchę jakby ją pierwszy raz ujrzał. W jej starej, pomarszczonej twarzy, zobaczył piękno młodej kobiety. Ciepło i dobro, które wypływało z jej oczu wypełniało jego serce.

- Nie pytaj się o nic, tylko obiecaj- Obiecuję - odpowiedział Piotr, a jego gardło ścisnęła niezrozumiała rozpacz.

Wracali w ciszy do miasta. Wrażenia, które wywarł na nich pobyt u Jaruchy nie pozwoliły wypowiedzieć ani jednego słowa. Kopyta końskie zatupotały na zamkowym moście. Straż Zamkowa zwróciła uwagę na jeźdźców, ale rozpoznawszy ich, wpuściła bez zadawania zbędnych pytań.

Piotr położył się na łożu jednak sen nie przychodził. Ogień w kominku wesoło pląsał po kawałkach drewna, w rytm strzelających iskier.

- Twoje serce w zamku schowane. Co Jarucha chciała przez to powiedzieć?. Gdzież jest to moje serce?. Czemóż to wróżby nigdy nie są proste ?. Nigdy nie powiedzą co trzeba zrobić, gdzie iść, jak szukać. Dawniej życie było prostsze, człowiek wiedział, którego boga o co poprosić. Jeden był od deszczu, drugi od ognia i wojny, a jeszcze inny od miłości. Teraz wiele się dzieje bez nich, a nie ma nikogo do kogo wołać w potrzebie?. Teraz tylko jeden Bóg jest od wszystkiego. Czy to on na mnie zesłał to uczucie? Tę gorąc, która mnie zalewa gdy tylko o niej pomyślę? Te drżenie rąk, mocniejsze bicie serca, krew wrzącą w żyłach i występującą na twarz jak czerwone płatki róży? Kiedyż to ta panna zdążyła mi podać lubczyk do picia, że nie mogę o niej zapomnieć?. A może miłość to nie tylko lubczyk i czary? Może jest czymś więcej, czymś co jest w nas i tylko ktoś inny może to obudzić? Czyjaś obecność, czyjeś spojrzenie, czyjś dotyk i delikatny szept wiatru w wypowiadanych słowach? Złota i srebra mi nie brak, więc dlaczego do

61

Page 62: pietrek całość treść A4.doc

tej pory czułem niczym niewypełnioną pustkę? Ganiałem po świecie. Brałem udział w wielu bitwach, przelewałem swoją i cudzą krew. Omnia ad honorem - przypomniały mu się słowa wyryte wewnątrz medalionu - a miłość? Czymże ona jest, opiewana w pieśniach i opisywana w rymach?

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.

Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość.15

Powieki Piotra delikatnie opadły, a on sam odpłynął po tafli jeziora delikatnie zmarszczonej wieczorną bryzą w kierunku zachodzącego słońca.

XXX

Dzień wstał słoneczny lecz bardzo zimny. Śnieg odbijał promienie słoneczne, które zaglądały do komnaty Piotra. Przetarł oczy i wyskoczył z łoża. Chłodną wodą obmył resztki snu. Wiadomości od księcia nie nadchodziły i trzeba było wracać.

- Co robić? - pomyślał - Boże daj radę. Mojej miłości nie znalazłem, o rękę Mari dla Bolesława jeszcze nie poprosiłem, ludzi wytraciłem. Co robić?

Dylematów i pytań powstawało coraz więcej a rozwiązanie nie przychodziło. W refektarzu już podawano śniadanie gdy wszedł przez drzwi.

- O Piotrze, dobrze że jesteś - zawołał Wołodar wyraźnie ucieszony na widok Piotra - Kniaź na dzisiaj zaplanował nam rozrywkę, pokaże nam jak się postępuje ze zbójami, którzy na posłów napadają. Idziecie popatrzeć?

- Chciałbym im i ja w oczy spojrzeć, chociaż nie lubię jak ktoś patrzy na mnie z góry. Tym razem chyba na to pozwolę, jeno wcześniej trochę się posilę.

Szybko przełknął ostatni kęs i popił go piwem. Smakowało wyśmienicie. Konie już stały przygotowane. Zajęli miejsca w siodłach i ruszyli spokojnym truchtem.

15 1 list do Koryntian 13:1-13, Biblia Tysiąclecia

62

Page 63: pietrek całość treść A4.doc

Miasto tak jakby jeszcze nie obudziło się ze snu, chociaż słońce już stało wysoko na niebie, kiedy jednak przekroczyli miejskie bramy zobaczyli gdzie się podziała cała ludność.

Gawiedź z niecierpliwością oczekiwała spektaklu, który miał się niebawem zacząć. Dla kniazia i jego gości przygotowano specjalne miejsce na podwyższeniu aby mogli wszystko bacznie obserwować.

Przyjechali w odpowiednim momencie. Właśnie podjechał wóz zaprzęgnięty w konia na którym jechali więźniowie. W klatce, z nogami zakutymi w łańcuchy, odarci z odzieży. Ciała ich zdradzały ślady tortur, które przeszli podczas przepytywania o skradzione rzeczy. Szare, pełne strachu oczy wiedziały co ich czeka. Miejski kat, który już przygotowywał się do egzekucji. Wóz zatrzymał się w pobliżu podestu.

- Najpierw tych trzech, herszta na potem zostawić - polecił kat pachołkom miejskim.Wprowadzili ich na platformę i zdjęli łańcuchy z nóg. Więźniowie stali i patrzyli tępo w tłum, który coraz bardziej stawał się niecierpliwy.

- Powiesić ich, powiesić - tłum wrzał - za nasze rodziny, za nasze dzieci, powiesićStamtąd nie mogli oczekiwać ratunku. Spojrzeli z nadzieją w kierunku kniazia. Ten, niewzruszony, dał znak ręką.

- Zaczynać- Z rozkazu i wyroku Wielkiego Kniazia Wszechrusi, ci oto tutaj za napad na posła

polskiego, zamordowanie i ograbienie orszaku, zostali na śmierć skazani i na widoku publicznym obwieszeni zostaną. Stanie się to ku przestrodze innych, którzy tego fachu chcieliby się imać - herold odczytał treść wyroku - a Alosza, który tym ludziom przewodził, zostanie na pal nadziany.

Herold zwinął ukaz w rulon i zszedł z podestu.Więźniów po kolei wprowadzano na drewniane stołki a kat zakładał im łańcuchy na szyjach powoli dopasowując ich długość. Skazańcy chcieli się wyrywać, wołać o zmiłowanie, nikt jednak ich nie słuchał. Tłum wołał - obwiesić, obwiesić. Kat wytrącił stołki spod nóg. Tłum na chwilę wstrzymał oddech, patrząc na drgające w śmiertelnych konwulsjach ciała by po chwili znów z wielkim krzykiem zawołać o ostatniego. Tego najgorszego z najgorszych.

- Aloszka, masz napij się przed śmiercią, dobrze ci zrobi - pomocnik kata podał skazanemu kubek z wywarem z dzikich jagód i mięty. Ten pił to pomału, jakby chcąc odwlec tą straszną chwilę, która i tak niechybnie miała nastąpić. Klatka otworzyła się i pachołkowie miejscy wyciągnęli go na twardą, zmarzniętą ziemię. Powlekli go w kierunku kata, który już stał z przygotowanym dla herszta, nie za bardzo zaostrzonym palem. Jeńca ułożono na brzuchu a kat rozwarł mu lędźwie najmocniej jak tylko mógł. Nogi uwiązano do dwóch wołów, które nanizać go miały jak królika na rożno. Kat najpierw naciął i powiększył otwór, co to każdy człowiek tam gdzie kończą się plecy a zaczynają nogi i przyłożył pal. Jeniec wrzasnął ogromnym bólem jednak za chwilę zaczął złorzeczyć kniaziowi

- Ej ty, kniaź, szczo by ty ze mnoju na jednym palu strytył - wrzeszczał- Naciągać - kat krzyknął. Woły powoli ruszyły a on prowadził ostrożnie palik wzdłuż

kręgosłupa, starannie omijając ostrzem ważne narządy wewnętrzne.- Krywo idet, punc mistru - wołał Alosza jakby bólu żadnego nie czuł albo jakby go tylko

kto w ciasny bot obuwał.Kiedy kat skończył, pal ustawiono na sztorc i wkopano w zmarzniętą ziemię. Alosza jeszcze z góry złorzeczył. Gawiedź powoli rozchodziła się do swoich codziennych zajęć. Dla nich przedstawienie się zakończyło, tylko dla herszta, zwanego Aloszą, będzie trwało jeszcze ze trzy dni. Kat był mistrzem w swoim fachu.Kniaź wraz z dworem wracał do zamku. Piotr dołączył do orszaku.

- No i jakże ci u nas w gościnie panie Piotrze?

63

Page 64: pietrek całość treść A4.doc

- Jesteś zbyt łaskaw dla mnie Kniaziu. Dobrze mi tu z wami i bardzo ciekawie. Ciągle się coś dzieje.

- A tą wybrankę twego serca znalazłeś? Bo słuchy chodzą że z miłości usychasz- Nie jeszcze, ale jak ją znajdę to zaraz się ożenię. Na mnie już czas, i ciężko tak bez serca

chodzić. Przysięgliśmy sobie miłość, ale bo to ja wiem czy ona jeszcze pamięta? Może to w malignie mówiła? Ech, nie ma o czym mówić. Jak ją znajdę to was o błogosławieństwo poproszę bo nie mam ja nikogo innego.

- Znajdziesz ty ją, znajdziesz, nie martw się, a wesele ci takie wyprawię że długo będziesz pamiętał.

- Daj Boże, daj Boże - westchnął Piotr- Nawet nie wiem za co ja cie tak lubię, chociaż twoja rycerska sława i do Kijowa dotarła.

I sława o twoim bogactwie i wierności Bolesławowi również. Podobnież życie żeś mu uratował.- Eee, dawne to dzieje i nie ma o czym wspominać - Piotr lekko się zawstydził - ubiłem

niedźwiedzia i tyle, jak to na polowaniu.- Na polowaniu powiadasz ? - kniaź się zamyślił - no to może i my jutro zapolujemy.

Masz ochotę ?- Z wielką chęcią bo mi już w tych murach zamkowych duszno i wysiedzieć trudno.- PostanowioneKopyta zastukały na dziedzińcu zamkowym, po chwili wszystko się uspokoiło.

Maria

Otworzyła oczy gdy słonko już stało wysoko na niebie. Powoli wodziła wzrokiem po półkach z ustawionymi karafkami, pudełkami z ziołami i wieloma innymi rzeczami, których przeznaczenia nawet się nie domyślała. Utkwiła wzrok w ciemnej od dymu powale chaty. Odgłosy jednak nie dawały jej spokoju i spojrzała w kierunku ognia. Stała tam znajoma postać. Jarucha krzątała się w koło ogniska, różne maści i wywary przygotowując. W moździerzu ugniatała zioła na nowy opatrunek.

- Matko, jak długo ja tu leżę? - zapytała słabym głosem- Wczoraj z wieczora my ciebie nieprzytomną przywieźli i na łożu złożyli - Jaruchna nie

przestała ziół ugniatać - ale cichaj moje dziecko bo poczywać musisz. Zioła muszę zagnieść aby ci opatrunek zmienić.

- My to znaczy kto? Nie pamiętam nic z wczorajszego wieczora - W jej głosie słychać było usilne próby przypomnienia sobie zaistniałych zdarzeń

Jarucha podeszła do Marii, delikatnie pomogła jej usiąść i dała jej ziół do picia.- Co ci do głowy strzeliło, wybierać się samotnie na przejażdżki, opowiedz teraz co się

stało.- Przechodziłam korytarzem zamkowym i usłyszałam jak kniaź odgrażał się że wyda

mnie za pierwszego, który się o mnie upomni. Moja matka potrzebuje opieki, ja nie mogę wyjść za maż za pierwszego lepszego. Wsiadłam na koń i pognałam bo nie mogłam łez powstrzymać. Gdy tak gnałam, usłyszałam odgłosy strasznej bitwy. Zobaczyłam jak dożynają ludzi odzianych w nie znane mi barwy, więc uciekłam. Ruszyła za mną pogoń. Chcieli mnie zabić bym nikomu nie rzekła com widziała. Nagle gorąco mi się zrobiło i chyba straciłam przytomność bo nic więcej nie pamiętam - Maria piła powoli wywar sącząc go przez zęby - A potem zdarzyło się coś dziwnego. Wielki biały łabędź uniósł mnie w powietrze. Czułam się tak jak … jak … - Maria szukała

64

Page 65: pietrek całość treść A4.doc

odpowiedniego słowa - jak nigdy dotąd. Bezpiecznie. Wtuliłam się w jego puszyste ciało i razem szybowaliśmy w przestworzach. Jego potężne skrzydła dawały tak wielką moc że nie potrafiłam się oprzeć wrażeniu że to miłość. Tak jakby on był mój od zawsze. Maria opowiadała to z taką energią że Jarucha aż się obruszyła

- Leż spokojnie bo ci się rana otworzy. Kiedy cię znalazłam w lesie leżącą bez ducha, myślałam że mi rozum odjęło. Dwóch wojów uratowało cię przed rzezimieszkami a potem przynieśli cię do chaty. Rano, skoro świt odjechali, i tylem ich widziała. Naści napij się teraz tego - Starucha podała następny mały gliniany kubek - to ci sen leczniczy przyniesie, i będziesz mogła na zamek wrócić

- A muszę ? - Maria zamknęła oczy i wtopiła się we własne myśli, powoli zapadając w letarg w którym czuła jak Jarucha zdejmuje opatrunki i zakłada nowe a potem ją delikatnie kładzie. Nie mogła ruszyć ani ręką ani nogą, nie czuła bólu, było jej błogo. Czuła jak odpływa gdzieś, gdzie nigdy nie była, albo była ale bardzo dawno temu.Jarucha z miłością spojrzała na twarz śpiącej Marii.

- Jest piękna - pomyślała - z tego pisklęcia wyrósł piękny łabędźOdwróciła się i sięgnęła na jedną z wielu półek. Chwyciła niewielką szkatułkę, prostą, drewnianą z otwieranym wieczkiem. Starła delikatnie drobiny kurzu i otworzyła wieczko. W szkatułce znajdował się medalion z kroczącym łabędziem. Otworzyła medalion i oczom jej ukazał się napis MIRIAM, co znaczy Maria. Długo czekał aż ponownie zobaczył światło dzienne.

XXX

Już dobrze miało się ku wieczorowi kiedy Maria ponownie otworzyła oczy. Jarucha już czekała na nią ubrana w jakieś dziwne szaty, których Maria nigdy wcześniej nie widziała.

- Ubierz się w tę suknię - to mówiąc Starucha podała Marii piękną jasnoniebieską suknię z jedwabiu. Maria wstała, obmywszy się zauważyła że ślady po strzale już się zagoiły. Powoli zaczęła się ubierać w to co podała jej Jarucha. Suknia pasowała na nią tak jakby specjalnie dla niej była szyta. Usiadła na zydelku a Jarucha rozczesała jej długie miękkie jak runo baranka włosy. Na głowę założyła jej przepaskę z pięknym rubinem na środku

- To dla mnie? - zapytała zaniepokojona

65

Page 66: pietrek całość treść A4.doc

- To dla wybranej - Jarucha delikatnie ujęła ją za ramiona i oddaliła się na długość wyciągniętych rąk. Przyglądała się jej z uwagą - Ty jesteś tą wybraną, czekałam na to tyle lat, wiedziałam że to stać się kiedyś musi

- Ale co? Mów jaśniej matko- Cichaj, nic nie mów tylko słuchaj. Mam coś dla ciebie. To jest medalion przekazywany

z pokolenia na pokolenie, który czekał aż do dzisiaj by zawisnąć na szyi wybrankiPowoli jeszcze raz otworzyła szkatułkę. Wyjęła medalion zawieszony na rzemyku i jeszcze raz mu się przyglądając zaczęła szeptać słowa, których Maria nie mogła zrozumieć. Szept zamieniał się w powiew wiatru. Najpierw uderzył w ognisko, wzniecając większe płomienie i iskry rozsypały się z trzaskiem dookoła paleniska, potem zaczął krążyć wokół chaty. Jarucha pokłoniwszy się wszystkim kierunkom świata zaczęła wzywać przodków do świętego kręgu. Chata zaczęła wypełniać się głosami i cieniami obiegającymi ściany.

- Duchy naszych przodków, dotrzymałam tajemnicy, oto czas nadchodzi, kiedy krew musi dalej krążyć i zebrać się na tacy dziejów. Królewskie łabędzie krążą nad wodami świata poprzez ludzką zawiść niosą dar miłości. Ciało do ciała krew do krwi.Jarucha wrzuciła w płomienie garść ziół i założyła Marii medalion. Dym spowił ciała kobiet delikatną mgłą. Maria poczuła że unosi się w powietrzu. Obrazy zaczęły się kręcić jak kogut na dachu podczas silnego wiatru. Płynęła w przestworzach aby znaleźć się na wieczerzy w zamku. W swojej błękitnej sukni zdawała się płynąć w powietrzu i stanęła przed twarzą mężczyzny, w której zobaczyła wielką miłość. Serce jej zadrgało. Energia płynąca przez jej ciało wypełniła całą salę. Gdzieś z oddali dobiegł ją głos Jaruchy

- Baju, baju, przepowiednio miła, tak jak powiedziałaś, wszystko się spełniło.Medalion na jej szyi nagle zaczął świecić przepięknym białym światłem i wszystko tak jak się pojawiło nagle znikło. Maria otworzyła oczy, ciągle była w chacie Jaruchy, lecz to co widziała było takie realne i rzeczywiste. Te niebieskie oczy, które widziała. Tyle w nich było miłości. Nikt nigdy tak na nią nie patrzył. Ciarki przeszły przez plecy na somo wspomnienie tego wzroku, a gdzieś w okolicy żołądka zaczęły latać motylki. Serce przyspieszyło swój rytm. Spojrzała na Jaruchę, Ta z rozłożonymi rękoma, głową odchyloną do tyłu wyglądała tak jakby krążyła gdzieś daleko, gdy nagle wyszeptała - Dziękuję - i tak jak stała tak zwaliła się na podłogę. Maria przestraszona podbiegła do niej

- Matko, co wam się stało, Matko - wołała tuląc starszą kobietę do siebie - obudźcie się, otwórzcie oczy, proszę.Maria miała łzy w oczach gdy usłyszała

- Czego płaczesz? Jeszcze nie umarłam, jeszcze trochę pożyję chociaż mój czas się kończy. Wiedza jest w tobie. Daj mi garść ziarna z worka - poprosiłaMaria sięgnęła do worka i wyciągnęła garść zboża i przesypała ja na wyciągniętą dłoń Jaruchy. Ta zaczęła powoli przesypywać z dłoni do dłoni. Odlecisz stąd ptaszyno i to niedługo, życie będziesz miała pełne miłości i owocem będzie troje dzieci. Córce przekażesz to co w tobie najcenniejsze. Widzę nieszczęście pod koniec twojego życia ale nie martw się, wiedza przetrwa. Weź teraz to ziarno wróżebne i wrzuć do ognia. Ogień oczyści. Ogień wszystko oczyści. Teraz musisz wracać na zamek. Zaraz przyjedzie Borzywoj i cię zabierze. Pamiętaj, przed twym odjazdem jeszcze mnie odwiedź. Jeszcze jedna ceremonia przed tobą. Obiecaj proszę

- Jak to przed odjazdem ? Ja nie chcę - Maria wycierała łzy- Nie płacz, tak trzeba. Wszystko musi się wypełnić - Jeszcze nie skończyła mówić gdy

ktoś zawalił w drzwi- Matko, to ja. Wzywałaś mnie - powiedział Borzywoj gdy wszedł do środka- Tak, chcę abyś odwiózł Marię na zamek ale tak żeby nikt nie zauważył.

66

Page 67: pietrek całość treść A4.doc

- Dobrze się składa, bo właśnie pojmaliśmy tych bandytów i wieziem na zamek. Nikt nie zauważy. No to jedziemy bo nie mam za dużo czasu.Borzywoj zbliżył się do Jaruchy i ucałował jej dłonie - Bądź zdrowa matko - powiedział i opuścił izbę. Maria ruszyła za nim, wsiadła na konia przyprowadzonego przez Borzywoja i razem odjechali w mrok, w kierunku zamku.

- Gdzieś ty była całą noc i cały dzień? - Olena chodziła nerwowo po komnacie - co ty sobie wyobrażasz?

- Nikt i tak tego nie zauważył oprócz ciebie matko - Maria odpowiedziała z uśmiechem tak jasnym, że Olena aż się zdziwiła. Nigdy jej takiej nie widziała. Zawsze w swoim zachowaniu bardziej podobna do chłopaka, twarda, starająca się nie okazywać uczuć teraz aż promieniująca kobiecością.

- Co ci się stało? - z uwaga spojrzała w oliwkowe, lekko skośne oczy Marii - Jesteś jakaś inna, odmieniona

- Nic się nie stało, noc i dzień spędziłam z nianią, musiałam trochę odpocząć. Uciekłam jak usłyszałam że kniaź chce mnie wydać za pierwszego, który upomni się o moją rękę. On tak strasznie nienawidził ojca, że to wszystko przelało się na nas. On chce się mnie pozbyć z zamku. To już nie jest ważne, mamo ja … - Maria nie potrafiła zebrać swoich myśli w słowa - ja … Olena nagle zobaczyła inną Marię, inną jej córkę, która dla niej zawsze zostanie dzieckiem. Dopiero teraz zauważyła że to już nie jest mała dziewczynka biegająca po korytarzach zamkowych z mieczykiem i krzycząca - nigdy się nie poddam. W jej oczach pojawiło się coś zupełnie nowego. Coś o wielkiej sile, wywołujące wielkie emocje.

- Córuś, czy ty aby nie … - nie dokończyła myśli - Męża się nie wybiera, małżeństwo jest polityką. Nikt z nas nie chce źle dla ciebie. Ja chciałabym zabezpieczyć ci przyszłość i wydać cię za kogoś bogatego. Nie myślałam tak naprawdę o twoim ożenku ale czas o tym pomyśleć.

- Mamo, ale ja …- Zakochałaś się? Kimże on jest? Mów jaśniej bo nic nie rozumiem - Olena wyraźnie

zaniepokojona patrzyła uważnie w oczy Marii tam szukając odpowiedzi- Myślę że tak i tylko za niego wyjdę za maż, albo mi w klasztor przyjdzie do końca

spędzić moje życie. Tylko on i nikt więcej.- Kimże jest wybranek twego serca?- Nie wiem, widziałam go jak mi przytomność odjęło, w malignie. Jarucha mi go

pokazała we śnie. - Maria opowiedziała wszystko Olenie, wszystko co jej się przydarzyło ze wszystkimi szczegółami. Kiedy skończyła nastała cisza, w której słychać jeszcze było słowa opowieści odbijające się od ścian komnaty.

- To jakże to tak, serce oddałaś sennej zjawie i obiecałaś jej miłość aż do śmierci? - zapytała zatrwożona Olena - i tutaj upatrzyłaś sobie swoje szczęście? Zastanów się jeszcze raz, a dobrze się zastanów. Sen, mara, Bóg wiara. A może to jest ktoś nierealny, może to tylko twoja wyobraźnia i pożądania twojej kobiecości? Może to …

- Nie matko - Maria szybko przerwała potok niepewności wypływający z Oleny - Nie, on istnieje, jest realny jako ja i ty. Czułam przecież jego siłę, jego ciepło, jego dotyk. Widziałam go na wieczerzy jako żywo.

- Na wieczerzy? - Nagle dotarło do matki to co długo dotrzeć nie mogło - kniaź ma gościa z zachodu i dziś właśnie wieczerzali razem, ale to było przed twym przybyciem. Nie mogłaś tam być a jednak byłaś - czoło Oleny zmarszczyło się jakby chciała zatrzymać myśl, która tak nierealna stawała się prawdziwą - Ci co byli obecni na wieczerzy opowiadali o cudach, które zdarzyły się na wieczerzy, opowiadali o tym że sama Łybid tam się znalazła ale … - Kobieta

67

Page 68: pietrek całość treść A4.doc

dopiero teraz zauważyła medalion na piersi Marii, medalion z łabędziem - Na wszystkich świętych , to nie może być prawdą - zawołała z przerażeniem - to ty jesteś Łybid? Odrodziła się w tobie?

Olena nie mogła uwierzyć w to co czuła. Jej pojmowanie nie mogło ogarnąć tego że to jej córka jest właśnie ta wybraną, Łybid, która kiedyś spełni przepowiednię.

- Matulu, nie wiem czy cieszyć się czy płakać, tyle we mnie jest uczuć, których nie potrafię ogarnąć. Nie wiem co się dzieje z moim ciałem, z moimi myślami. Tyle niepewności mnie ogarnia. Jednego jestem pewna, tego że on żyje i gdzieś jest

- Nie gdzieś tylko w zamku, w kniaziowej gościnie - cicho powiedziała Olena, tak cicho aby Maria tego nie dosłyszała - Jutro porozmawiamy o tym wszystkim teraz pora położyć się spać. Przespać to wszystko. Nowy dzień przyniesie nowe radości i nowe smutki, ale też i nowe rady - przytuliwszy Marie dała znak że rozmowa zakończona i skierowała się w kierunku łoża. Maria z czułością, aczkolwiek z niedosytem rozmowy odwróciła się , podeszła do drzwi i otwierając je jeszcze raz spojrzała na matkę która właśnie uklękła do wieczornej modlitwy. Cicho zamknęła drzwi za sobą i poszła do swojej sypialni.

Ciepła kąpiel już na nią czekała. Gorąca woda parowała z wielkiej balii i pachniała ziołami. Odzienie zsunęło się na posadzkę. Delikatnie wsuwając najpierw stopy a potem całe ciało, oddała się ciepłu wody i zapachów. Jej nagie ciało chłonęło wilgoć a woda zmywała przeżycia ostatniej nocy. Blizna po strzale cudownie zniknęła, nie pozostawiając nawet śladu na jej alabastrowej skórze. Krople wody powoli spływały w dół pozostawiając wilgotny ślad na jej twarzy, potem po szyi ciągnęły się aż do jej jędrnych piersi aby gdzieś tam połączyć się z oceanem, który wypełniał balię. Wszystkie kropelki mieniły się w blasku ognia tak jak miliony gwiazd na letnim niebie. Wyciągnęła w ciepłej wodzie całe ciało. Opanowała ją błogość i wielkie szczęście, tak wielkie że nigdy wcześniej takiego nie czuła. Powoli przesuwając dłońmi po swym ciele czuła jakby miliony mrówek tam właśnie zrobiły sobie miejsce przemarszu. Każdy mięsień jej ciała zaczął drżeć, dreszcze z prędkością błyskawicy przechodziły wzdłuż kręgosłupa a fala gorąca opanowała jej ciało. Każdy dotyk wibrował w umyśle siłą burzy i wywoływał obrazy jakich nie śniła nawet w swoich najskrytszych snach. Jej ciało nagle wyprostowało się jak struna wyciągając do przodu stopy, podwinęły się pod spód. W zamkniętych oczach zobaczyła snop iskier zamieniających się w gwiazdy rozlokowane na ciemnogranatowym niebie w bezchmurną noc. Grad dreszczy, który przebiegł od początku do końca jej ciało, gdzieś w okolicy żołądka uwolnił rój motyli, które odlatywały w różnych kierunkach pozostawiając wrażenie wielkiej mocy przeżyć jej umysłu. Niespodziewanie dla siebie nie mogła opanować szlochu, który cicho zaczął wyrywać się z jej gardła. Wszystkie te uczucia po chwili zaczęły zwalniać tempo. Ciało powoli się uspokajało. Otworzyła oczy. W sypialni była sama, nikt nie widział tego co działo się z jej ciałem.

-To chyba jakaś magia - pomyślała - ktoś rzucił na mnie urok? Czary?Maria powoli wycierała ciało. Każdym skrawkiem skóry jeszcze czuła to co przed chwila

się zdarzyło. Pragnęła żeby to uczucie trwało wiecznie. Szybko wskoczyła do łoża i zamknęła oczy. Sen przyszedł bardzo szybko. Tak szybko że nie zauważyła kiedy odpłynęła w krainę marzeń.

Dwa następne dni minęły Marii na marzeniach które spędziła w zamkowych komnatach. Wprawdzie kniaź zapewnił rozrywkę swoim gościom poprzez publiczną egzekucję ludzi którzy napadli na polskiego posła ale ona nie miała ochoty patrzeć na te okrutne czynności, szczególnie teraz, kiedy radość wypełniała jej serce. Cicha, milcząca, kontemplowała to co jej się przydarzyło w ostatnich dniach. Nie rozumiała tego za wiele. Z matką rozmowa jakoś się nie kleiła, do

68

Page 69: pietrek całość treść A4.doc

Jaruchy nie było jak się wyrwać więc pozostawała sama ze swoimi przemyśleniami. Nawet głód przestała odczuwać i na posiłki zachodziła tylko czasami, więcej z obowiązku niż z potrzeby.

- Córeczko, nie możesz tak się zamartwiać i siedzieć całymi dniami w komnacie - Olena weszła do komnaty Marii i przyglądała się swojemu dziecku - kochasz go?

- Nawet nie wiecie matko jak bardzo, widziałam go wczoraj jak z Borzywojem z miasta wyjeżdżał i myślałam że mi serce wyskoczy. Rozpoznałam go od razu, wiedziałam że to jest ten jedyny, ten wybrany, ale on pewnie nawet nie wie że ja istnieję. Jakże ja mam mu o tym powiedzieć? Nie wypada pannie do męża uśmiechów zalotnych słać, a co dopiero rzeknąć żem ja go wybrała.

- Powiem ci jedną prawdę, szczęście nie zawsze przychodzi samo, czasami trzeba mu pomóc. Kniaź na polowanie jutro rusza, ale broń cię Panie Boże żebyś się z nimi wybierała. Z tego co widziałam to Borzywoja z Bogusławem, tym co z panem Piotrem przyjechał, jakowaś zażyłość łączy i wygląda na to że przyjaźń się wywiązała. Mam nadzieję że ci do głowy żadna głupia myśl nie przyjdzie - Olena z gniewem na twarzy spojrzała na Marię, jednak gdy się tylko odwróciła, tak że Maria tego widzieć nie mogła, jej twarz rozpromieniła się uśmiechem.

Na samo słowo „polowanie” Maria drgnęła. Jej oczy się rozszerzyły i myśli zaczęły krążyć bardzo szybko. To jest możliwość żeby go spotkać, żeby go zobaczyć, żeby go …

- Nie, nie martw się, nic mi do głowy nie przyjdzie głupiego - Maria przytuliła się do matki - dziękuję ci - wyszeptała, ale myślami była już zupełnie gdzie indziej.Borzywoja znalazła w pomieszczeniach straży.

- Musisz mi pomóc, przecież zawsze byłeś przy mnie gdy cię potrzebowałam, a ja potrzebuję cię teraz

- Nie ma mowy, nie ma takiego rozwiązania żebyś mogła pani jechać z nami. Polowanie to męskie zajęcie, a pyzatym kniaź nigdy nie wyrazi na to zgody

- A myślisz dlaczego przychodzę do ciebie a nie do kniazia? Przecież wiem o tym. Miałam nadzieję że coś wymyślisz

- A co ja mogę wymyśleć? Gdybyś pani była mężczyzną to jeszcze może coś by się dało zrobić, a tak co? Ty wiesz ile ja ryzykuję, własną głowę. Gdyby się kniaź dowiedział kazałby mnie o głowę skrócić

- Ale ja muszę go zobaczyć, ja muszę być blisko niego. Jedna matka nas wykarmiła, jedna wychowała. Nie jestem dla ciebie panią, a siostrą, a ty nie jesteś służącym a bratem. Pomóż mi proszę i zabierz mnie ze sobą

- Zbyt dobrze wiem kim jesteś pani i zbyt dobrze wiem co ryzykuję. Ryzykuję twoje życie.

- Przecież będziesz się mną opiekował, będę w twoim oddziale w przebraniu, będziesz mógł mieć nade mną pieczę przez cały czas. Zgódź się, proszę.Borzywoj jeszcze nie mógł uwierzyć w to co sam czyni. Było to bezwiednie i niezależne od niego. Była mu siostrą i tylko jej szczęście się liczyło.

- Bądź przed wschodem słońca u mnie, zanim wyruszymy musimy ciebie przebrać , co nie będzie takie proste. Przecież nie znajdę takiego małego ubioru. W straży są ludzie jak dęby. Jakże ja mam cię przebrać? Idź już proszę pani, muszę pomyśleć.XXX

- Piękna pogoda na polowanie, wiele osób się wybiera bo każdy chce się przypodobać kniaziowi - Bogusławowi od rana nie zamykały się usta. Był w doskonałym humorze - trzeba ci imć panie Piotrze konia przyszykować i broń jakowąś. Na jakie zwierze zamierzasz zapolować?

69

Page 70: pietrek całość treść A4.doc

Jeżeli na drobną zwierzynę to łuk ale jakby na jakiegoś grubego zwierza to i oszczep trzeba będzie zabrać. Zamierzasz włożyć kolczugę czy tylko skurzany kaftan?

- zwierz nie ma zbroi wiec nie przystoi w takiej przeciwko niemu występować, zabiorę miecz i oszczep, mam nadzieję zapolować na coś konkretnego. Czy są jakieś wieści od księcia Bolesława?

- A to prawda, zapomniałem ci powiedzieć, w nocy nadeszły. Książę nakazał czynić co czynimy i było jeszcze coś czego nie rozumiem. Pisał że biskup Maurus już posłał listy do Bambergu i Otton przyjął propozycję pośrednictwa w rozmowach, żebyś się nie martwił i wysłał już umyślnym dary. Za parę dni powinny być. Wreszcie kończy się koszmar, bo i ciężko byłoby wrócić bez złamanego dukata przy duszy. Trzeba by się żywić tym co się upoluje, spać w różnych dziwnych miejscach

- Przestałbyś narzekać, mężczyźnie nie przystoi. Nawykły do wygód traci ducha i staje się przeszkodą w boju. - Piotr uśmiechnął się - te zamkowe zwyczaje zrobiły z ciebie leniwca, chociaż nie tak wielkiego abyś się miał nie przydać.

- Eee przestałbyś sobie dworować ze mnie. Książę Bolesław najpierw starodawnym zwyczajem nadał imię, potem kazał mnie ochrzcić. Wychował mnie na dobrego chrześcijanina, nauczył władać mieczem a i odwagi mi nie brakuje, jeno lubię dobrze zjeść, spać w cieple i wygodzie. Co w tym dziwnego? Czyżem to ja zwierz jaki aby ciągle w lesie czy na polu spać? Człowiekowi dano dobro aby z niego korzystał. Czy ty Piotrze złoto trzymasz w Ślęży, ukryte przed innymi czy też wydobywać je kazałeś i korzystasz z dobrodziejstw, które ono daje?

- Dobrze już dobrze - Piotr z rozbawieniem przerwał wywody Bogusława -Widzę że informacje o tym że będziemy mieli pieniądze podróżne wprawiła cię w dobry nastrój i to że będziemy mogli niedługo wracać

- A bo to Boże Narodzenie się zbliża a to wolałbym spędzić w domu z bliskimi a nie w obcym kraju. Gdyby nie książę nie wiadomo jak długo byśmy tu jeszcze tkwili

- Czas się zbierać bo już się gwar zrobił na dole i jeszcze gotowi ruszyć bez nasMężczyźni zeszli na dół na podwórze zamkowe, gdzie już czekały na nich konie. Na placu zamkowym pojawił się kniaź i cała reszt świty, która chcąc nie chcąc brała udział w polowaniu. Wszyscy wsiedli na konie i ruszyli. Kniaź zrobił gest zaproszenia w kierunku Piotra. Ten nie czekając na powtórne zaproszenie dołączył do kniazia.

- Witam cię kniaziu i dziękuję za zaproszenie na polowanie. To pomoże rozprostować moje zastałe kości

- I nam brakowało już rozrywki, nie licząc wczorajszego dnia. Szkoda że tak zimno bo ten nikczemnik co na palu zawisł jeszcze by dychał. Myślimy że na jakiś czas będziemy mieli spokój z bandami, które kupców na naszych drogach rabują a i nie wahają się na grody pomniejsze napadać. Nie ma co wspominać. Czy znalazłeś już tą co ci serce skradła? - Kniaź obrócił się w siodle i spojrzał na twarz Piotra z ciekawością równą ciekawości człowieka życzliwego

- Nie panie, bo i czasu jakoś nie było a i sposobność się nie nadarzyła. Z Wołodarem większość czasu spędzałem na omawianiu dobrosąsiedzkich stosunków przy dobrym garncu miodu, który dzięki gościnności Waszej Książęcej mości, wychylić nam przyszło. Mam nadzieję że niedługo przyjdą dukaty od Księcia polskiego, którego o naszym nieszczęściu, jakowo i o waszej wielkiej gościnności powiadomić musiałem i prosić o pomoc w takim przypadku. Ciężko byłoby rycerzowi wracać taki szmat drogi bez dukata przy duszy. W szczególności po obcych krajach, gdzie nieszczęścia zdarzyć się mogą.

- Tak ci źle w naszej gościnie że już wracać chcesz? - kniaź uśmiechnął się do Piotra, dając mu wyraźne znaki sympatii

70

Page 71: pietrek całość treść A4.doc

- Och nie wasza miłość - żachnął się Piotr - Czuję się tutaj jak we własnym domu, wszystkich których poznałem są bardzo gościnni i nieba by mi chcieli przychylić, a i wielki sentyment mam do Kijowa, który to użyczył miejsca na ostatni spoczynek moich ludzi. Gdyby mi przyszło wyjechać wielka część mojego serca tu pozostanie.

- O pannie myślisz co?- A myślę, wżarła się w moje serce niczym strzała i ni jak wyleźć nie chce. Byłem już

nawet u Jaruchy aby tajemnicę zdradziła, ale ta więcej tajemnic dodała. W zamku, powiada, swoje serce znajdziesz. A jak nie znajdę? Przyjdzie mi chyba rycerski stan na duchowny zamienić i zaszyć się w jakimś klasztorze, bom jej przyrzekł moją miłość aż po grób.Znów na wspomnienie samego imienia „Jarucha” coś w Kniaziu się zagotowało ale nie dał tego poznać po sobie. Widzialnych wrogów się nie bał ale czary? Z tym trudno się mierzyć i kiedyś będzie musiał zrobić z tym porządek.

- Jarucha wymusiła na mnie jeszcze jedną przysięgę - kontynuował Piotr - przed moim wyjazdem mam jej pochówek urządzić

- To ona zmierza umrzeć? - zdziwił się kniaź - I dobrze, przynajmniej jeden problem z głowy. Nie lubiłem tej staruchy bo mi gusła pod Kijowem siała i wiarę prawdziwą podważała, ale nie na tyle aby mi szkodzić, więc ją przy życiu ostawić kazałem. A co do panny to się nie martw, jak jest w zamku, to jak wrócimy nakażę cały zamek przeszukać od lochów aż po komnaty na wieżach, jeżeli tylko to może ci szczęście przynieść. Jeżeli jest na zamku ukryta to ją odnajdziem. Na podróż powrotną listy uwierzytelniające każę spisać aby nic ci się już więcej nie stało na ziemiach naszych i podróż powrotną w spokoju odbyć będziesz mógł.W Piotra nowa nadzieja wstąpiła.

- Dziękuję ci panie, za twą łaskawość. Mój książę będzie wielce rad z dobrej waszej woli tak zacnie okazanej jego rycerzowi i wiernemu przyjacielowi. Tak sobie gwarząc wszyscy dojechali do granic puszczy i powoli wtapiali się w jej nienasycone piękno. Bogusław, który został sam po tym jak kniaź wezwał Piotra do siebie, rozejrzał się dookoła za znajoma twarzą. Dostrzegł Borzywoja w niewielkim oddziale straży przybocznej Kniazia i ruszył w jego kierunku.

- Witaj serdecznie przyjacielu - Borzywoj uśmiechną się z daleka do zbliżającego się Bogusława - Dawnom cię nie widział i brak mi twojego towarzystwa

- Toż nie dalej jako wczoraj garnce osuszalim a ten mi tu teraz niegrzeczności sugeruje jakobym o tym kijowskim niedźwiedziu zapomniał - Bogusław uśmiał się, i serdecznie przywitał Borzywoja - tak zacny z ciebie kompan że ni jak nie mogłem zrezygnować z twojej kompaniji. I do wypitki i do wybitki. Tak krótki to czas a wiele razem już przeszliśmy

- I pewnie niedługo przyjdzie się nam rozstać co? Już wiadomo kiedy wracacie?- Nie, jeszcze nic nie wiadomo. Piotr za duchem panny się ugania, tej co mu serce skradła

i nijak jej znaleźć nie może. Spać biedaczysko przez ową pannę nie może i ciągle o niej opowiada. Tak mu za skórę zalazła. Jej piękne oliwkowe oczy, powiada, po nocy mi się śnią, a dotyk jej skóry ciągle czuję na moich dłoniach. Już coś wspominał że jak jej nie odnajdzie to chyba do klasztoru pójdzie, bo żyć nijak nie będzie mógł, a rycerskiego słowa nie złamie. Szkoda by było aby taki wielki majątek w ręce kościoła poszedł. Wprawdzie na chwałę bożą aleć to zawsze mężczyzny szkoda Jakiś dziwny ruch zrobił się za jego plecami gdy tak opowiadał o Piotrze i koń jeźdźca, który jechał zaraz za nim nagle się potknął popychając konia Bogusława.

- A ty co się tak rozpychasz, kmiotku miejsca ci mało? - Bogusław z gniewem spojrzał na jeźdźca, odzianego w książęce barwy, który jako żywo chciał nie uronić ani jednego słowa z ich rozmowy - Co to za zwyczaje w twojej straży, aby rozpychać się na gościńcu

71

Page 72: pietrek całość treść A4.doc

- Wracaj do szeregu - warknął Borzywoj do jeźdźca - Nie gniewaj się na niego mój przyjacielu, to nie to że podsłuchiwał ze złej woli ale taki on ciekawy świata że czasami trudno go powstrzymać. Ale to dobry człowiek i … mój bratanek - dodał po chwili

- Bratanek? A toś nic nie wspominał że masz brata - Bogusław z uwagą przyglądał się twarzy jeźdźca, który w szybkim tempie wrócił do szeregu w znacznej odległości. Spod wielkiej czapy, a znad tarczy, którą jeździec próbował twarz osłonić spoglądały na niego duże, oliwkowe oczy, pełne wesołych ogników - mikry on jakiś i chyba jeszcze dzieciuch. To teraz dzieci do straży przyjmujecie?

- Eee nie, ale tak bardzo błagał żebym go ze sobą na polowanie zabrał że nawet mowy nie było abym odmówił. Cóż było robić? W łuku nie ma lepszego strzelca, chociaż to młodzik, więc pomyślałem że może się przydać więc się zgodziłem. Przyodziałem go w nasze barwy i teraz jest z nami. Mam nadzieję że …

- Nie martw się mnie tam nic do tego. Tęgi z ciebie wojownik i pewnie wiesz co robisz, musisz go jeszcze podszkolić w żołnierskiej dyscyplinie bo tak nie może być żeby na prowadzącego wpadał.

- Już ja mu skórę wygarbuję gdy tylko wrócimy - Borzywoj krzyknął tak głośno aby te słowa dotarły do właściwych uszu

- Ostaw go proszę, tylko do rozumu mu przemów, bo to w różnych sytuacjach znaleźć się może, ale wiesz co, ja te oczy chyba już gdzieś widziałem, czy aby nie na zamku?

- Na zamku to pewnie nie, bo on razem ze swoją matką w najdalszym skrzydle przebywa i nie pokazuje się gościom na oczy, a czy to możliwe żeby gdzie indziej? Pewnie nie, bo i gdzie byś mógł go zobaczyć?Uczucie znajomości nie dawało jednak Bogusławowi spokoju

- No właśnie, gdzie ja mogłem widzieć już tego młokosa? - pomyślał - z budowy przypomina … O Jezusie nazareński, przecież on przypomina ta pannę cośmy z Piotrem uratowali i u Jaruchy zostawili. Eee chyba nie, to przecież nie jest możliwe

- Oj, Borzywoj, ty tu coś kręcisz z tym twoim bratankiem bo mi on raczej na bratanicę a nie na bratanka wygląda i ja już chyba wiem gdzie te oczy widziałem.W Borzywoja jakby piorun z jasnego nieba strzelił. Aż mu ciarki po plecach przeszły na sama myśl co by się stało gdyby cała prawda się wyjawiła.

- Nie ma o czym wspominać, trzeba ruszać bo Kniaź się zatrzymał na wzgórku i pewnie coś by chciał powiedzieć. Musimy przyspieszyć - szybko zmienił temat rozmowy - ale nie zdradzaj proszę tego cos obaczył bo mnie topór katowski by czekał.

- Nie martw się, nie zdradzę tajemnicy, jakom już wcześniej obiecał. Masz we mnie wiernego przyjaciela.Kniaź rzeczywiście zatrzymał się na wzgórku gdzie wszyscy myśliwi zatrzymali się przed jego obliczem, a było ich nie mało.

- Nie będę dużo rozpowiadał się bo i czasu szkoda i zwierzyna ucieka. Tutaj się rozstajemy, każdy poluje według uznania. Nagonka idzie od północy więc uważać trzeba bo zwierz wystraszon będzie i przez to bardziej niebezpieczny. Ogłaszam że tego który najpiękniejszego zwierza upoluje nagroda nie ominie

- Niech żyje kniaź - łowcy zakrzyknęli Kniaź spiął konia i zaszył się w gęstwinę, Borzywoj wraz ze swoim małym oddziałkiem ruszył za nim. Bogusław skierował konia w kierunku Piotra, jeszcze raz spojrzawszy na niewielką postać w oddziale Borzywoja. Ta jakoś dziwnie ociągając się zostawała w tyle za całym oddziałem. - ot dzierlatka - pomyślał

72

Page 73: pietrek całość treść A4.doc

- Ruszamy na poszukiwanie zwierza, mam nadzieję coś dziś upolować, ale przy tylu dzielnych ludziach będzie trudno - Piotr spojrzał na Bogusława - a tyś co ducha obaczył bo całe rano gęba ci się nie zamykała a teraz cicho siedzisz?

- Już ranom cie prosił abyś sobie przestał ze mnie dworować. Na polowaniu jesteśmy a tu ciszę i ostrożność trzeba zachować by nas jaki zwierz wcześniej nie wypatrzył i nie uciekł

- Ty coś ukrywasz przede mną, ale nich ci tam ruszajmy.Powolnym truchtem zagłębiali się w gęstwinę wypatrując śladów zwierzyny. Na leżącym

dookoła śniegu było ich pełno. A to trop zająca ścieżkę przecinał, a to ślad racic łani która przechodziła tędy zawczoraj. Bogusław jakoś nie potrafił się skupić na celu pobytu w puszczy, na polowaniu. Myślał o tym co mu powiedział Borzywoj. O tej pannie co tak Piotrowi dziegciu za skórę zalała. Przecież takich dzierlatek mógł mieć na kopy, po różnych grodach i zamkach panny się za nim oglądały i nadskakiwały ze wszystkich stron, a on żadnej nie wziął. Dziwny to człowiek, tajemniczy. Wielki jak dąb a serce miękkie jak puch jagnięcia. Ojciec mu kiedyś opowiadał jak to Piotr niedźwiedzia ubił w ślężańskich lasach samym nożem, i mało sam życia przy tym nie postradał ale to były inne czasy. On sam jeno pacholęciem był i ledwo co pamiętał tamto zdarzenie, ale dzięki temu właśnie książę Bolesław prawa mu nadał i potem ze sobą do Krakowa zabrał. O Piotrze potem słuch zaginął na długie lata. Podobno do grobu pańskiego z krzyżowcami ruszył podziękować za uratowanie życia, i tam też swojej krwi, swojej drugiej połówki jabłka szukał ale jej nie znalazł. Ludzie, ci co z nim w boju byli mówili że straszny jest, jak niedźwiedź i niemiłosierny dla wrogów, jednak dla maluczkich był opiekunem i wybawicielem. Był dziwakiem i odludkiem ale nie można było spotkać go i być obojętnym. Albo się go nienawidziło albo kochało. Opowiadali że moc wielką ma i skarby które gdzieś schowane w Ślęży trzyma, nie mają granic. I jeszcze ten jego opiekun, Roger, bo takie ponoć jest jego prawdziwe imię straszny jest, milczący.

- Piotrze - odezwał się Bogusław, przerywając ciszę - Ludzie powiadają żeś widział grób święty i w świętej ziemi bywałeś. Prawda li to? Piotr jak wyrwany ze snu spojrzał ze zdziwieniem na Bogusława.

- A co tobie teraz po głowie chodzi? Jakieś zamierzchłe dzieje- Ale powiedz proszę, czyż jest to prawdą. W Krakowie opowiadali że wiele rycerstwa

dla obrony wiary chrześcijańskiej tam pojechało, ale niewielu z naszych i o wieści trudno. Świat jest ciekawy, a być u chrystusowego grobu to chwała.

- No nie ma za wiele do opowiadania. Jak wiesz niedźwiedź mnie pokiereszował na Ślęży i dość długo wracałem do zdrowia. Już w czasie mojej choroby postanowiłem podziękować Bogu za ocalenie i wyruszyć do Ziemi Świętej. Kanonicy, co to zamieszkują na szczycie przekazali mi wieści że rycerstwo się rusza aby bronić naszej świętej wiary, więc ruszyłem i ja. Razem ze mną Dormir. Kanonicy powiadali że najkrótsza droga prowadzi przez Rzym i potem drogą morską.

- To i w Rzymie byłeś? I papieża widziałeś?- Nie - Uśmiechnął się Piotr - Do Rzymu nie dotarłem ominęliśmy go aby dotrzeć na

południowe wybrzeże Italii. Piękny to kraj i pełen słońca. Piękne kobiety oj piękne. Jeno mi piwa i miodu brakowało bo oni takich napitków nie znają

- Nie znają? To co oni pijają? - Bogusław aż zaniemówił z wrażenia wsłuchany w opowieść Piotra

- Tam do posiłków wino podają, a uderza do głowy jak piękna kobieta. I inne potrawy i owoce mają niż my tutaj w naszej krainie. Słońce tam mocniej dogrzewa i dłużej jest na niebie, przeto i owoce te co zimna nie lubią mogą sobie rosnąć. Latem, jakieś pięć roków temu dotarliśmy z Dormirem na Sycylię, to taka duża wyspa u brzegów Italii, bo ludzie mówili że tam krzyżowcy z kraju Waregów stacjonują i siły zbierają przed wyruszeniem na wyprawę. Dowódcą był ich król SigurdVI. Młody on jest, nie przymierzając chyba w wieku naszego księcia Bolesława,

73

Page 74: pietrek całość treść A4.doc

ale odważny i w boju szalony. Zamustrowaliśmy się na ich okręty i morzem już, walcząc z bogami wód, burzy wichrów i wszelkich przeciwności, po wielu miesiącach żeglugi na wiosnę roku następnego dotarliśmy w końcu do portu zwanego Akka, i ruszyliśmy marszem w kierunku Jerozolimy. Gdy się o nas król Baldwin zwiedział zaprosił nas do siebie. Ponoć w żyłach jego brata, Gotfryda z Bouillon , który święć Panie nad jego duszą , ducha Bogu oddał w tymże samym roku co mnie Niedźwiedź poszarpał, ta sama krew co i w żyłach mojej rodzicielki płynęła. Król przyjął nas z wielką czcią bo każdy miecz dla niego był na wagę złota, królestwo bowiem otoczone było przez niewiernych, i na każdym kroku do walk dochodziło. Obdarował nas wielkimi bogactwami. Za to ruszyliśmy z nim na wyprawę nad rzekę Jordan. Wspólnie z Wenecjanami dowodzonymi przez Olderafo Faliero zdobyliśmy po długim oblężeniu miasto Sydon. Krwawe to i ciężkie były walki. Wielu naszych towarzyszy poległo za wiarę. Po jego zdobyciu król Sigurd zdecydował się wracać. Ja również miałem już dość widoku krwi, a i tęskno mi się za domem zrobiło więc wracałem z nimi. Wypłynęliśmy z Akki i dopłynęliśmy do Cypru. Sigurd zdecydował że dalszą drogę powrotną pokonamy lądem. Tam odpoczęliśmy trochę, uzupełniliśmy zapasy i ruszyliśmy do greckiego portu Elgisnes. W Elgisnes zatrzymaliśmy się na dłuższy postój oczekując pomyślnych wiatrów umożliwiających wpłynięcie do Bizancjum. Kiedy w końcu dotarliśmy do Konstantynopola uzyskaliśmy zgodę na wpłynięcie do portu, zostaliśmy przyjęci przez cesarza Aleksego. Muszę ci powiedzieć że pojawienie się floty Waregów wzbudziło ogromne zainteresowanie wśród mieszkańców miasta. Wielu o nas mówiło wielu chciało nas zobaczyć. W Bizancjum Sigurd oddał wszystkie swoje okręty za co od cesarza otrzymaliśmy konie i w dalszą drogę powrotną ruszyliśmy lądem. Przemierzyliśmy wiele krajów, Bułgarię, Węgry, trwało to niemalże trzy lata zanim wrócili do domu. Król skierował się na Szwabię a ja się rozstałem z nimi i ruszyłem przez Czechy na Śląsk do Wrocławia. Ot i cała historia. W bojach tych Dormir mocno okaleczon został i na zdrowiu szwankuje przeto ostał on teraz w Sobótce bo ciężko mu już na szczyt Ślęży się wspinać. Ale dość gadania bo nam zwierz ucieknie - zakończył szybko swoją opowieść - jeno proszę nie rozpowiadaj nikomu bo i nie ma o czymBolesław zasłuchany w opowieść Piotra chłonął każde słowo.

- Jezusie Nazareński to świat taki wielki pełen cudów, ale będziesz miał Piotrze do opowiadania wnukom. Toż te twoje wspomnienia ktoś spisać powinien

- Czy ty mnie słuchasz czy ja na próżno język strzępię? Mówiłem żeby nikomu nie rozpowiadać ani ty ani ja bo i nie ma o czym. Jeżeli tak ma być to więcej ci niczego nie powiem

- O nie panie Piotrze, przysięgam na mój honor że pary z gęby nie puszczę, ale poopowiadasz potem jeszcze o tych krajach zamorskich coś widział?

- Może kiedyś, teraz czas się zwierzyną zająć bo i niedaleko nas już innych harcowników słychać Przed nimi słychać było trzask łamanych gałęzi i jakiś wielki zwierz przedzierał się przez gęstwinę i wybiegł prosto na nich. Wielki odyniec stanął i spojrzał na jeźdźców. Z jego boku wystawał bełt strzały. Ranne zwierzę z wielka nienawiścią rzuciło się w kierunku niczego nie spodziewających się myśliwych. Koń pod Piotrem padł z rozciętymi ostrymi szablami odyńca, trzewiami. Bogusław nie mógł swojego uspokoić aby przygotować się do wypuszczenia strzały. Piotr szybko zerwał się na nogi i dobywszy miecza ruszył na oślepionego krwią odyńca. Zanim jednak się spotkali w powietrzu, niewiadomo skąd rozległ się świst strzały która z cichym klapnięciem wbiła się ciało dzika, po chwili następna ugrzęzła prosto w jego sercu. Piotr doskoczył do ciała i dla pewności jeszcze wbił z całą mocą miecz. Dzik leżał martwy.

- Uff - Bolesław otarł pot z czoła, który mu wystąpił bardzo szybko - ale blisko był. Twego konia rozharatał jak rzeźnik na jatce. Mało brakowało a byłoby nieszczęście

74

Page 75: pietrek całość treść A4.doc

- Tak właśnie się zdarza gdy człowiek zajmuje się czymś innym niż powinien. Rozproszyła mnie ta cała opowieść i zapomniałem gdzie jestem. Ale czyje to strzały uratowały moje ciało przed spotkaniem z tym olbrzymem? - Piotr z niedowierzaniem rozglądał się dookoła. Niedaleko nich, pomiędzy drzewami, dostrzegł postać łucznika w książęcych barwach. Jeszcze cięciwa drgała na wyciągniętym do przodu łuku. Zanim Piotr zdążył zareagować, łucznik wskoczył na koń i zniknął w gęstwinie.Mężczyźni stali jak oniemieli. Duch jakiś czy co? Dopiero co Piotrowi skórę uratował i ciężką przeprawę z odyńcem i uciekł.

- Czy widziałeś to? - Piotr ciągle zaskoczony nie wierzył własnym oczom- Tak mi się wydaje że widziałem, ale bełty głęboko w odyńca wbite są dowodem tego co

tu zaszło - Bogusław podszedł do martwego konia - no i konia stracilim- Nie my tylko ja, przez głupią nieuwagę - Piotr był wyraźnie zdenerwowany całą

sytuacją - a jeszcze ten tam, chciałem mu podziękować a on uciekł.- Eee ten to się pewnie znajdzie. W barwach straży kniaziowskiej był, więc daleko nie

uciekł. Pewnie się odnajdzie niedługo. Coś musimy zrobić bo pewnie polowanie dla nas się skończyło. Trzeba by zabrać tego odyńca, szkoda że to nie nasza zdobycz bo niezły jest, mogłaby nas nagroda nie ominąć a tak to co?

- Ty tylko o nagrodzie. Trzeba gałęzi naciąć i do konia przytroczyć. Pomieścimy się razem na jednym koniu.

- Żeby to potem jakimś symbolem nie zostało - uśmiechnął się Bogusław - dwóch jeźdźców na jednym koniu

- Ciebie to żart się trzyma, zobaczysz, kiedyś przyjdzie taki czas że i ciebie ktoś weźmie na drugiego. A teraz żerdzie trzeba przygotować.Tak rozprawiając myśliwi przygotowali odyńca do transportu. Piotr wyszarpnął z jego martwego ciała trzy strzały. Bełty różniły się od siebie. Ta która pierwsza utkwiła w odyńcu prawdopodobnie pochodziła od innego strzelca niż te dwie następne, które zakończyły jego żywot.

- Ciekawe - powiedział Piotr - dwaj różni strzelcy. Ten co zranił dzika i ten co go zabił. Ten, któregośmy widzieli jakiś dziwny był nie sądzisz? Ja już gdzieś widziałem podobną postać, w podobny sposób na koniu siedziała …, eee to nie możliwe - gadał tak jakby do Bogusława i do siebie.

- Ja też tak myślałem, ale co nie możliwe, dla tego co o tym nie wie, staje się możliwe - mrucząc odpowiedział Bogusław

- Co mówisz? - Piotr jakby dopiero teraz usłyszał słowa Bogusława - Ty wiesz coś czego ja nie wiem?

- Ja? Ależ w życiu, przecież dziele się z Toba każdą informacją , którą posiadam. Każdą co dotrze do moich uszu. Po co komu próżna nadzieja?

- Jak nadzieja? O czym ty do mnie gadasz? Mówże szybciej bo nie zdzierżę i cię tym drągiem przez łeb prasnę. Może wtedy rozum do kupy pozbierasz i jaśniej będziesz powiadać.

- O proszę jaki nerwowy, jak o pannę chodzi. To wszystko nie takie proste, jakby wydawać by się mogło. Mnie też się dzisiaj wydawało żem tę pannę, cośmy u Jaruchy zostawili, widział, ale może tylko mi się zdawało?

- Panie Boże ty słyszysz mowę tego młokosa i nie grzmisz? Mówże proszę bo mi zaraz serce wyskoczy.

- A bo to szlachetny panie Piotrze tak było - Bolesław opowiedział Piotrowi jako to rano jeden ze straży kniazia wpadł na niego i powtórzył rozmowę z Borzywojem

- Czy to być może? Czemuż by miała to zrobić? Czemuż miałaby przebierać się w męski strój i na polowanie jechać? I teraz mi skórę uratowała? Anioł stróż?

75

Page 76: pietrek całość treść A4.doc

- Też tak sobie myślałem, i nawet chciałem się Borzywoja zapytać ale czasu nie wystarczyło i ujechał za kniaziem. Myślę że prędzej czy później i tak się dowiemy. Borzywoj prosił aby nie zwracać uwagi kniazia, bo grozi mu za to skrócenie.

- Skrócenie? Ty dzisiaj jakoś dziwnie gadasz, jakbyś się czego opił- No skrócenie, o głowę, jego głowę, a on pewnie nie za bardzo lubi się z nią rozstawać.

Bolesław zdjął uprząż z zabitego konia i wrzucił razem z dzikiem na prowizoryczne nosidło, które umocowali do siodła stojącego konia. Wskoczyli na grzbiet i ruszyli w drogę powrotną. Słońce już zaczynało zmieniać swój bieg i chylić się ku zachodowi. Żerdzie za koniem zostawiały głębokie koleiny. Dwóch jeźdźców na jednym koniu poruszało się zgodnie jak jeden organizm w kierunku skąd właśnie dochodził głos rogu głoszący zakończenie polowania.

- Piękne trofea - kniaź był zadowolony z wyników polowania. - ale ten upolowany przez naszego gościa odyniec robi wrażenie.

- Ech, nie jest to moją zasługą, chociaż mojego konia poharatał- Jak to nie twoją, z czyjąż to zatem? - Tego jeszcze nie wiem, ale mam nadzieję dowiedzieć się wkrótce. Jeden bełt, który z

niego wydobyłem już tkwił w boku zanim ducha stracił. Upolowaną zwierzynę wrzucono na wozy. Dorodny byk, którego ubił kniaź, kilka łani i odyniec od Piotra. Piękne zdobycze.

- Same nieszczęścia się ciebie trzymają w naszej ziemi Piotrze. Najpierw ludzi, teraz konia straciłeś. Dam ci najlepszego z mojej stajni, abyś miał na czym do domu wrócić bo widzę jak z tęsknoty usychasz

- To wszystko nie jest takie proste jakby się wydawało. Ja wolę życie proste. Ten wróg, ten przyjaciel. Za Boga i wiarę. Przejechałem pół świata, różnie bywało, raz na wozie, raz pod wozem. Wielu moich przyjaciół odeszło do Boga. Dotykałem drzazgi z chrystusowego krzyża, którą Baldwin darował Sigurdowi. Tyle śmierci widziałem ale nie pamiętam żeby coś takiego mi się przytrafiło. Muszę dużo spraw przemyśleć. Czas mi wracać. I tak dłużnikiem ci jestem za pomoc i gościnę. To nie jest proste dla mnie i nienaturalne, korzystać z czyjejś gościny bez zapłaty.

- Piotrze, polubiłem ciebie a sława twoja znacznie rozniosła się po całej Rusi Kijowskiej żeś dzielny i prawy rycerz. Wiedział dobrze książę Bolko kogo w posły słać. A co zamierzasz z panną uczynić?

- Obiecałeś panie w poszukiwaniach dopomóc, ale wydaje mi się że Bolesław razem z Borzywojem mają jakieś informacje. Jeśli nie to jutro wracam, za twoim pozwoleniem.

- Niech i tak się stanie, jesteś wolnym człowiekiem, ale jeszcze dziś zechciej wieczerzać z nami.Myśliwi ruszyli w kierunku zamku. Drogę otaczały lekko tańczące na wietrze płatki śniegu i bieliły wzgórza i jary nad Dnieprem. Wiatr niósł smutną pieśń wojów o starych czasach, które przeminęły bezpowrotnie.

- Borzywoj, powiesz mi co tu się dzieje? - Bogusław podjechał do dowódcy straży- Nic takiego co mogłoby cię martwić przyjacielu - Borzywoj uśmiechnął się pełna twarzą- No wiesz, mnie nie ale Piotra. Możesz mi to wyjaśnić? - podał Borzywojowi jedną ze

strzał wyjętą z boku odyńca- Nie za bardzo mam co wyjaśniać bo i nic nie wiem na ten temat. Ja znam te strzały -

Borzywoj nie mógł uwierzyć w to co widzi. To nie była strzała łucznika ze straży- No pewnie że powinieneś znać bo to jeden z twoich wypuścił z łuku- Co ty mówisz, ktoś do was strzelał? Wszyscy byli przy mnie cały czas

76

Page 77: pietrek całość treść A4.doc

- Nie do nas a do dzika. Te strzały właśnie go ubiły ratując Piotra i już teraz się nie wykręcisz. Poprosiłem Piotra żeby nie wspominał o tym co się stało kniaziowi tylko ze względu na ciebie. Ta twoja bratanica, jeżeli ją jest w rzeczywistości, zamiast być przy tobie, uprawia sobie swoje własne polowania.

- Nic o niej nie wiesz, nie wiesz kim jest i chyba będzie lepiej dla wszystkich że tak zostanie. Uratowaliście jej życie i za to jestem wam bardzo wdzięczny.

- Skąd o tym wiesz? Przecież nie rozpowiadaliśmy o tym za wiele, wiedziała o tym tylko Jarucha. Prawda, zapomniałem że Jarucha to twoja matka. Ona ci wszystko powiedziała.

- Tak, powiedziała ale i ja wiem swoje. W tą noc co ujęliśmy tych co napadli na waszych ludzi, w drodze powrotnej odwiedziłem matkę i zabrałem to dziewczę na zamek. Ona swoje już w życiu wycierpiała. Nie chciałbym aby ktoś ją zranił. Wy wczoraj przyjechaliście i jutro odjedziecie, a ona co? Będzie musiała tu zostać i tutaj żyć. Mam nadzieję że kniaź wyda ją za któregoś z władyków i będzie miała dostatnie życie.

- Dostatnie życie? Czy tylko o pieniądze w życiu chodzi?- Taka jest rola kobiety. Dom, dzieci, i najważniejsze żeby im w życiu niczego nie brakło.

To jest najlepsze co może ją spotkać. - Czy jesteś pewien że to że nie chodzi głodna, ma co na siebie włożyć to jest wszystko?

Nikt z nas nie jest zwyczajny uczuć, nikt z nas nie jest zwyczajny miłości, ale gdzież byśmy dzisiaj byli gdyby tej miłości nie było? Zastanów się. Cóż wart mężczyzna sam, bez kobiety? Może sprawiać cuda, ale największe cuda sprawia miłość. Nawet nasz pan Jezus Chrystus ukochał Marię, Marię Magdalenę. To przecież do niej pierwszej wrócił żeby ją pocieszyć. Myślisz że bez miłości można żyć? Można, ale co to za życie kiedy miłość wypełnia ci wszystkie myśli? Nie możesz się na niczym skupić?

- Ty myślisz że ja tego nie wiem? Że jestem z innego świata? Wiem, i to nawet nie wiesz jak bardzo. Matka całe życie mi powtarzała że miłość mamy we krwi. Że krew to życie a życie to miłość. Jesteśmy więc tylko naczyniem życia, które musimy przekazywać dalej. Matka opowiadała legendę o Łabędziach. Jak się dwa łabędzie spotkają i krew wypełni naczynie, otworzą się wrota wiedzy. I tego wszystkiego właśnie się boję. Przecież ona już mi mówiła że go kocha. A jak to co jej się wydaje że czuje nie będzie tym co czuje naprawdę?

- Kiedy tak naprawdę będziesz wiedział? Przed czy po? Zanim nie sprawdzisz to się nie dowiesz. Moim zdaniem musimy im pomóc bo tak to nie może być, żeby obydwoje usychali nie mogąc się spotkać.

- Kniaź mnie zabije, ale co mi tam. Już dzisiaj ryzykowałem swoje życie to i mogę jeszcze raz. Ale jak nie wyjdzie wyjedziecie stąd i już nie wrócicie. Obiecujesz?

- Za siebie mogę obiecać ale za Piotra? Mogę obiecać że mu nic więcej niż musi wiedzieć nie powiem. Gdyby jej nie poznał, gdyby to nie było to nie będzie wiedział kogo szukać. To będzie chyba najlepsze co możemy zrobić.

- Masz rację. Już mam nawet jeden pomysł, ale musimy trochę poczekać. No i jakoś wpłynąć na Kniazia. Muszę z kimś porozmawiać. Kopyta końskie zadudniły na moście roznosząc się echem po przykrytym śniegiem dziedzińcu zamkowym. Gwar, który zapanował, przerwał rozmowę. Borzywoj zniknął w czeluściach zamku.Bogusław odnalazł wzrokiem Piotra. Kończył właśnie rozmowę z kniaziem.

- Jutro wyruszamy w drogę powrotną, postanowione. - Piotr z wyraźnym bólem w oczach opowiedział rozmowę z kniaziem - obiecał mi że wyśle kogoś kto pomoże mi przeszukać zamek w poszukiwaniu mojej miłości a jeżeli się to nie uda, wracamy. Nie mogę tu usiedzieć. Wszystko mi ją przypomina. Nawet ten śnieg co pada z nieba.

- Ale go wzięło - pomyślał Bogusław - Wiesz co? - powiedział głośno - Może ją jeszcze znajdziesz. Jeżeli jesteście przeznaczeni sobie to więcej niż pewne że się spotkacie. Tylko

77

Page 78: pietrek całość treść A4.doc

czasami można uniknąć przeznaczenia, a jeżeli się jemu pomaga to prawie pewne że się spełni. Tylko tak naprawdę musimy być pewni tego co chcemy i dążyć do tego. Swojego szczęścia trzeba poszukać i iść odważnie we wszystkie przeciwności losu. Ich kroki zadudniły na korytarzach zamkowych

- A czego mi brakuje? Odwagi? - Odwagi? Nie, tego na pewno ci nie brakuje, ale brakuje ci myśli o sobie. Robisz

wszystko dla innych. Poświęcasz swoje życie, a gdzie w twoim życiu jest miejsce dla ciebie? Dla twojego szczęścia? Zjeździłeś cały świat, byłeś u grobu świętego. Czy znalazłeś tam szczęście?

- Szczęście? A cóż to znaczy? Ty chyba za bardzo uczony chyba jesteś. Gdzie i kto opiewał szczęście? Miłość jest opiewana od wieków ale szczęście?

- Szczęście i miłość idą w parze. Szczęście można osiągnąć tylko wtedy kiedy możemy się nim dzielić, a miłość przynosi ból kiedy nie możesz jej dzielić.

- Panie Piotrze, panie Piotrze - jakaś postać szła korytarzem i wołała za nimi - Kniaź mnie wysłał aby pomóc ci panie odnaleźć twoją zgubę - uśmiechnął się gdy do nich dołączył - znam ten zamek i ludzi jak nikt inny

- No to chodźmy Wszyscy trzej zaczęli przemierzać komnaty zamkowe.

Borzywoj zapukał w drzwi komnaty i otworzył drzwi.- Wybacz kniazini że przeszkadzam ale mam bardzo pilną i ważną sprawę. Chodzi o

Marię. - Wejdź Borzywoj i opowiadaj co się stało - Olena wyraźnie była zaniepokojona słowami

woja.- Wiesz dobrze jak bardzo zależy mi na waszym szczęściu. W szczególności na szczęściu

Marii. Moja matka wykarmiła nas oboje i ona jest dla mnie jak siostra. - Wiem dobrze kim ona jest dla ciebie, razem żeście się wychowywali. Dużo ją

nauczyłeś. Opowiadaj co się stało bo ona nie za dużo mi opowiada, a chodzi jak struta. Komuś serce oddała ale chyba bez wzajemności. Obiecała że nie popełni żadnych głupstw ale myślę że sama nakierowałam ją na to co ma robić. Pokazałam jej posła.

- No właśnie. I ruszyła z nami na polowanie. I zostawiła swoje strzały w ciele odyńca, ale uratowała Piotra. Teraz on jej szuka po całym zamku. Bogusław mówił że kocha jak nikt, ale czy można mu wierzyć? A może tylko chwały i majątku szuka? Przecież ona on Rurykowiczów pochodzi, to splendor wielki. Nie znam jego zamiarów, chociaż Bogusławowi, nie wiadomo czemu daję wiarę.

- Więc co radzisz? Kniaź odgrażał się że wyda ją za pierwszego, który się o nią upomni. Ja też pragnę jej szczęścia chociaż ono samo z czasem przyjść może.

- Po dzisiejszym polowaniu pewnie ucztować będą, może Maria by się tam pojawiła? Jeżeli są sobie przeznaczeni serca ich nie zmylą, ale jest jeden warunek. W przebieraniu się ma wprawę więc i niech tym razem tak będzie. Niech się przebierze w odzienie służby. To tylko moja prośba i rada pani. Nie chciałbym stać jej na przeszkodzie ale i nie chciałbym aby szczęście ją ominęło.

- A co będzie jak ją kniaź rozpozna? Przecież on zna jej głos, może ją rozpoznać. Wścieknie się i możemy to życiem przypłacić.

- No właśnie. O wszystkim trzeba będzie mu powiedzieć. On chyba lubi przyjezdnego, skoro pomaga szukać zagubionej miłości. Nie często to się u niego zdarza, ale i dla niego to ważnym być może. Skoro Piotr będzie chciał wziąć za żonę biedaczkę to znaczy że na skarbach i zaszczytach mu nie zależy. A skoro się ożeni to Maria szybko wyjedzie.

78

Page 79: pietrek całość treść A4.doc

- Pewnie masz rację. Postaram się z kniaziem porozmawiać na ten temat. Nie wiem na ile mi się uda go przekonać. Nie wiem co on zamierza z nami zrobić. Ja nic nie wiem, ale spróbuję. Dla niej.

- No to chyba byłoby wszystkie zakamarki naszego zamku - przewodnik zatrzymał się w miejscu w którym zaczęli. - Nic więcej chyba nie mogę pomóc

- Dziękuję za pomoc - Piotr wyraźnie zawiedziony efektem poszukiwań nie mógł przestać myśleć. - Gdzie jesteś schowana? Cały zamek obszedłem i cię nie znalazłem. Czyż mam się poddać? A może to tylko urojenia? A może to tylko czary? Może to nigdy się nie zdarzyło? - szeptał głos w jego głowie - Uwierz w siebie, uwierz w swoje uczucia, uwierz w siebie - szeptał drugi - Komu uwierzyć?Nawet nie zauważył że wypowiedział te słowa na głos

- O czym mówisz? - Bogusław wyglądał tak jakby niedosłyszał - powtórz proszę bo nie dosłyszałem coś powiedział

- Nic specjalnego, tak mi się wyrwało. Wiele myśli siedzi w mojej głowie, to wszystko nie takie proste. Te duchy, które widzę, a właściwie tylko ten jeden. Ja już nie wiem co jest z tego a co z tamtego świata.

- Z którego świata? O czym mówisz? Ja chyba nigdy nie zrozumiem tych twoich opowieści.

- Nie zawsze to co widzimy jest takim na jakie wygląda i nie zawszę to że czegoś nie widać oznacza że to nie istnieje. - Piotr mówił jakby nic innego do niego nie docierało. W tym samym czasie wydawało mu się że stracił ostatnia nadzieję i wszystko mówiło mu że nadzieja zawsze istnieje. - Chodźmy już. Nie ma tu co stać i tak nic nie wystoimy. Czas na wieczerzę, nie pozwólmy kniaziowi na nas czekać.Doszli do drzwi za którymi już było słychać odgłosy uczty. Drzwi się przed nimi otworzyły i wkroczyli w krąg światła płonących pochodni i ognia. Miejsca przy stołach były dla nich gotowe. Stoły zastawione mięsiwem i dzbanami z miodem.

- I co? Znalazłeś to coś zagubił? - rubasznym głosem zawołał kniaź - Nalej sobie miodu to świat od razu stanie się ładniejszy i łatwiejszy. Nie wiem co bym zrobił bez tego boskiego napoju

- Faktycznie, trudno bez niego wytrzymać. W zamorskich krainach pijano wino, młode bardzo szybko uderza do głowy.

- hahahah - zaśmiał się siedzący obok Piotra Wołodar - to tak jak kobieta. Młoda zawsze szybko uderza do głowy.- Ty Wołodar nic nie mów o młodych, masz zonę, jedną żonę, a dawne czasy się

skończyły kiedy to wolno było mieć ich więcej- Eee, i z jedną trudno wytrzymać, napić się trzeba, Jutro wracamy kniaziu ale dzisiaj

niech nam muzyka gra. Bawić się trzeba. Za kniazia - krzyknął gromkim głosem- Za kniazia - jak echo odpowiedziała sala i wszyscy wychylili swoje gliniane kubki do

dna.Muzyka wypełniła całą salę. Mężczyźni rozochoceni dźwiękami i miodem rozchodzącym się w żyłach zaczęli śpiewać pieśni o czynach rycerskich i długim opowiadaniom nie było końca. Nagle drzwi się otworzyły, muzyka umilkła. Przy drzwiach zrobiła się cisza i wszystko zamarło. Przez środek sali szła piękna kobieta, ubrana w satynowe szaty. Zdawałoby się że płynęła. Jej głowa spowita była w niebieską chustę spiętą na czole opaską. - Kniazini - szept potoczył się jak lawina dookoła sali. Za nią wdzięcznym krokiem poruszała się inna, równie piękna lecz znacznie młodsza kobieta. Podeszły do miejsca gdzie siedział kniaż. Mężczyźni natychmiast zrobili miejsce koło kniazia i kobiety siadły za stołem.

79

Page 80: pietrek całość treść A4.doc

- Wybacz panie Piotrze że dopiero teraz mogę cię przedstawić jeszcze dwóm kobietom, które zamieszkują zamek, a których zapewne nie miałeś okazji poznać.

- Olena - Wyszeptał Piotr wpatrzony w postać kobiety - Wdowa po Światopełku. Witaj Pani. Twoja piękność obiegła ziemię po której chodzimy i do Krakowa dotarła Olena z uwagą przyglądała się Piotrowi. Głęboko spojrzała w jego niebieskie oczy szukając tam odpowiedzi na niezadane pytania. Delikatnym wzrokiem omiotła jego postać.

- Witaj panie Piotrze. Nasłuchałam się o twojej odwadze i przeżyciach, i szczęśliwa jestem że mogłam ciebie poznać. Tę przyjemność uprzejmości Kniazia zawdzięczam. Córka moja, Maria chciała mocno ciebie zobaczyć i poznać tak sławnego rycerza - Uśmiechnęła się do Piotra i wskazała na młodszą kobietę która z nią przyszła. Piotr drgnął. To właśnie po jej rękę wysłał go Bolesław, ale dał do zrozumienia że to tylko pretekst. Ja do polityki mam za słabą głowę - pomyślał

- Witaj i ty piękna pani, oczów nacieszyć nie mogę tak niebiańskim widokiem. - Piotr spojrzał w jej niebieskie, prawie błękitne oczy - wcale mi nie dziwno że książę Bolesław rozważał ślub z tobą i już chciał o rękę się starać

- A to nowina dla nas - odezwał się kniaź - jakże to, chciał a teraz nie chce?- Wybacz mi panie, pewnie nadal chce ale papież, jako wysłannik chrystusowy zabronił

jako że ojciec jej, Światopełk Michałem zwany w bezpośredniej linii z Piastów się wywodzi jako i Bolesław a małżeństwa w jednej krwi zabronione. Wprawdzie raz już wyraził wcześniej zgodę na ślub ze Zbysławą, zbaw proszę panie jej duszę, która go obumarła ale tym razem oświadczył że już drugi raz zgody nie wyrazi.

- Ech ten twój książę, klechy się boi. A co tam taka cisza nastała, grać i śpiewać - krzyknął w głąb sali. Natychmiast rozległy się nuty muzyki. Gwar głosów znów wypełnił ciszę, która nagle nastała po wejściu kobiet. Piotr wzniósł kubek

- Pozwól Kniaziu że za zdrowie tych oto dwóch pięknych kobiet wypiję. Ech gdybym nie obiecał serca innej zaraz bym do nóg waszmości upadł i o rękę tej oto pięknej Marii prosił. A tak jeno zdrowie tego niebiańskiego piękna wypić zostało.

- Zdrowie - rozniosło się po sali - I do moich uszu dotarło o twojej zgubie - Olena spojrzała na Piotra z jakimś dziwnym

uczuciem w oczach, które Piotr wziął za współczucie - Jakże to tak? Tak mocno kochasz że żadna inna być nie może?

- Miłościwa pani, wybacz proszę moje grubiaństwo, obdarzyłaś swoją córkę niespotykanym pięknem, ale serce nie oczu sługa, samo wybiera. A jak ściśnie to już żadna siła tego zmienić nie może.Gdy Piotr wypowiadał te słowa, dziewczyna przynosząca nowe dzbany zawahała się, tak jakby nie chciała uronić ani jednego słowa z toczącej się rozmowy. Ubrana w zgrzebne szaty z chustą na głowie owiniętą tak że i pół twarzy nie było widać, starała ukryć się w cieniu.

- Kocham ją tak jak nikogo na świecie i tylko ona zostanie moją żoną - kontynuował Piotr - Ona albo żadna. Jeśli jej nie odnajdę to oddam się w ręce Boga. Ręce dziewczynie coraz mocniej drżały. Nie potrafiła ukryć zdenerwowania, gdy nagle, zapatrzywszy się na Piotra, jeden z dzbanów wyleciał jej z rąk, wylał zawartość na stoły i rozbił się o posadzkę. Piotr zerwał się z ławy. Dziewczyna z wielkim strachem spojrzała na Piotra i zaczęła wycierać rozlany miód połą fartucha. Piotra coś tknęło. Serce waliło mu jak młotem tak jakby chciało wyskoczyć z piersi. Ręce zaczęły drżeć

- Jezu Miłościwy, co się ze mną dzieje? Czy ten miód aby nie za mocno uderzył mi do głowy? - pomyślał. Jedną ręką chwycił dłoń dziewczyny wycierającą stół a drugą, podłożywszy pod brodę podniósł jej głowę. Zza chusty patrzyły na niego oliwkowe oczy pełne strachu ale i

80

Page 81: pietrek całość treść A4.doc

jeszcze czegoś co wydawał się Piotrowi bardzo znajome. Pod swoją ręką czuł jak jej dłoń drży. Cały świat w jego głowie zaczął wirować i nie chciał się zatrzymać. Dla niego wszystko ucichło i słyszał tylko głośne bicie własnego serca. Medalion na jego szyi zaczął się dziwnie zachowywać, czuł jak drży i chciałby się wyrwać spod koszuli. Delikatnie zdjął jej chustę z głowy. Jej włosy spięte w warkocze rozsypały się po ramionach i delikatnie opadły na plecy. Jej piękna twarz promieniała jasnym światłem szczęścia i strachu.

- To ty … - Piotr nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa ze wszystkich tych co mu się cisnęły do ust - Odnalazłem cię. Szukałem i odnalazłem tą co mi serce skradała.

- Ja byłam przy tobie, tylko ty mnie nie widziałeś - jej głos w uszach Piotra zabrzmiał jak anielskie chóry.Olena stała oniemiała i patrzyła na kniazia. Ten patrzył na tą parę jakby pierwszy raz ich zobaczył. Oni pasowali do siebie pomimo różnic które dzieliły ich światy.

- Kim jesteś, powiedz proszę, jakie jest twoje imię?- Ja … - dziewczyna nie mogła wyksztusić z siebie żadnego rozsądnego słowa. Jej twarz

zrobiła się czerwona, jak kwiat róży w pełnym rozkwicie. Oczy błyszczały jak gwiazdy.Piotr nie mógł oderwać oczu. Delikatnie wziął ją na ręce i zaniósł przed kniazia i Olenę, którzy ciągle nie mogli uwierzyć w to co się stało.

- kniaziu, za twoim pozwoleniem, to jest ta kobieta, której oddałem moje serce. Jeżeli pozwolisz tę właśnie kobietę za żonę bym chciał pojąć.

- O to nam się zrękowiny trafiły, ale powiedz szczerze bo nie rozumiem twego zachowania. Przecież nic o niej nie wiesz. Toż to służka Oleny, sierota, która nic nie ma.

- Szlachetny kniaziu, Jeżeli nic nie ma to tym lepiej. Łatwiej ci będzie się z nią rozstać. Czy ja tobie powiedziałem że ja bogactwa i tytułów szukam, czy serca które zgubiłem? Nie na bogactwie i tytułach mi zależy a na złocie którym jest czyjeś głębokie uczucie. Jak już wspominałem, doczesnych bogactw mi nie braknie, tych mam wystarczająco na tyle że z innymi mam co dzielić, jeno czego mi brakło a nie wiedziałem to tych oczu, tych dłoni, tego uśmiechu.

Dziewczyna, która w jego ramionach wyglądała jak niewielkie pisklę, wtuliła się w jego szeroką, męską pierś.Kniaź i Olena spojrzeli na siebie. Między nimi było jakieś milczące porozumienie.

- Panie, obiecywałeś że wydasz mnie za pierwszego, który się o mnie upomni - niespodziewanie odezwała się dziewczyna wyplątawszy się z objęć Piotra - spełnij proszę swoją obietnicę i bądź mi ojcem na moim ślubie z tym rycerzem. Proszę - dodała prawie szeptem, który odbił się wielkim echem o ściany Sali tak głośno że zapanowała całkowita cisza.

- A więc dobrze, skoro tego chcecie. To jej uratowałeś życie owej pamiętnej nocy. To ona skrywana była przed tobą na zamku, w końcu to jej strzały ugodziły w odyńca. Niech i tak się stanie. Ogłaszam zaręczyny tego oto dzielnego rycerza z kraju Polan, Piotrem zwanym i … - na chwilę zawiesił swój głos - Marią, córką Światopełka i Oleny.

Tylko ogień w kominku teraz szeptał jakiekolwiek słowa. Nikt nie potrafił wypowiedzieć słowa. Za oknem było słychać opadające płatki śniegu. Białe jak pióra łabędzia. Po sali rozszedł się szept, który urósł do siły gromu.

- Łybid, Łybid - Niech żyje kniaź Włodzimierz, syn Wsiewołoda, Monomach - Sala wibrowała od

wiwatów. Dzbany, kubki czy rogi co raz to wznoszone w górę opadały z hukiem. Zabawy nie było końca.Piotr i Maria siedzieli naprzeciw siebie nie odzywając się wpatrywali się sobie w oczy jakby chcieli przeniknąć swoje dusze.

- Naprawdę chciałeś wziąć za żonę biedną dziewkę i sierotę?

81

Page 82: pietrek całość treść A4.doc

- Ja nie chciałem wziąć za żonę majątku czy biedoty, ja chciałem wziąć za żonę ciebie. To przecież ciebie szukałem przez całe moje życie.Ich ręce splecione w uścisku coraz bardziej się zaciskały. Jej dłonie zniknęły wewnątrz dłoni rycerza. - kocham cię - wyszeptała i cały świat zawirował w zwariowanym tańcu.

Zachodzące słońce mieniło się w zamarzniętych kryształkach lodu. Czworo jeźdźców opuszczało bezpieczne mury Kijowa. Kopyta końskie uderzyły o deski mostu, a potem ten odgłos zamienił się w głuchy tętent na trakcie. Jeźdźcy przez kilka stajań trzymali się traktu by za chwilę skręcić w stronę puszczy. Śnieg wypryskiwał spod kopyt, pozostawiając ślady na zmarzniętym gruncie. Rozpoczynała się wigilia święta przez kościół zwanym festum omnium sanctorum VII . To święto miało również inną nazwę. Przez starego druida ze Ślęży nazywane było Samhain. Bycie samotnym lub opuszczonym w tym dniu oznaczało wystawienie duszy na zagubienie w bezładnych Zaświatach. Był to najbardziej magiczny dzień w roku, w tym dniu śmierć nie istniała. Podczas nocy, wielka tarcza Skathach ochraniająca świat żywych zostawała opuszczana, pozwalając aby zanikła bariera pomiędzy dwoma światami i żeby siły chaosu wtargnęły do ludzkiej rzeczywistości. Jeźdźcy podjechali do chaty ukrytej w lesie, zsiedli z koni i weszli do chaty.

- Matko jesteśmy tak jak sobie życzyłaś- Matko? - Żadnej odpowiedzi nie było Po chacie roznosił równy odgłos bębenka, wykonanego z koziej skóry naciągniętej na

dębową okrągłą ramę. Mała kość wibrowała w rękach Jaruchy, uderzając rytmicznie z coraz to większą siłą w skórę. Jej rozwiane włosy spięte tylko skórzaną opaską na czole rozwiewane były niewidzialną siłą, która otaczała jej ciało. Mruczała słowa w starym przez nikogo już nie pamiętanym języku w rytmie wybijanej muzyki. Przyzywała przeszłość, przyzywała pokolenia, aby ją zwolniły od tajemnicy. Dotrzymała swojego przeznaczenia i teraz mogła w spokoju odejść. Wnętrze pokoju wypełniło się cieniami wirującymi pod powałą, szepty odbijały się echem od ścian by po chwili powrócić w wirujący tan z cieniami. Jej ciało wyprężyło się, wychyliło do tyłu, wzniosło się ponad podłogą z rozłożonymi ramionami i zawisło. Wydobywające się z jej piersi jasne światło uderzyło w niebo i zgasło. Ciało Jaruchy powoli opadło.

- Matko - Borzywoj podbiegł do ciała matki i chwycił ją za rękę- Zbliżcie się - słabym głosem poprosiła Jarucha - Na polanie przy świętym dębie jest

ułożony stos. Tam złóżcie moje ciało i pochowajcie zgodnie ze starym zwyczajem. Kończy się stare nadchodzi czas na nowe. Was dwoje łączy coś najwspanialszego na świecie. Ogromna tajemnica życia. Miłość. Nie zmarnujcie tego, a swoją wiedzę przekażcie dalej. Krew jest życiem. Pamiętajcie.

Jarucha zamknęła oczy i zdawało się że zasnęła. Ostatni oddech cicho wyleciał z jej piersi.Maria umyła ciało Jaruchy i przyoblekła ją w najlepsze suknie, które leżały przygotowane. Borzywoj z Piotrem owinęli ciało białym płótnem i złożyli w kolebce umieszczonej pomiędzy końmi. Kawalkada ruszyła w kierunku srebrnej tarczy księżyca. Gdzieś w oddali wzniosła się łuna z płonącego stosu. Wyróżniał się z niej snop jasnego światła, który podążał w stronę nieba.

Nastała cisza, słychać było tylko szum łabędzich skrzydeł rozcinających powietrze i odlatujących w nieznaną przyszłość.

82

Page 83: pietrek całość treść A4.doc

83

Page 84: pietrek całość treść A4.doc

CZĘŚĆ II

Piotr

84

Page 85: pietrek całość treść A4.doc

Non nobis Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam!16

- Zdrada, mości książę, to zdrada - w Sali Rady wrzało jak w ulu.- Jakże to tak? Sam wżenił się w książęcą rodzinę tobie chcąc mocą dorównać.- na szafot z nim, jako zdrajcę oślepić i dopiero wtedy niech się cieszy młodą

małżonką. - HańbaTakich obelg Piotr nigdy jeszcze nie znosił, lecz teraz z pokorą klęczał przed

księciem Bolesławem. Opuściwszy głowę nawet nie był w stanie spojrzeć mu prosto w oczy. Tylko dłoń mocno zaciskała się na rękojeści miecza barwiąc do białości palce.

- Najważniejsze że Marii nic nie grozi - z czułością pomyślał o swojej młodej, świeżo poślubionej małżonce, którą przywiózł z Kijowa, aby odgonić te wszystkie czarne myśli i oszczerstwa, które tak bezlitośnie padały. Maria, klęcząc obok swojego ukochanego błagalnie spoglądała to na Bolesława to na biskupa Maurusa, który zasiadał obok księcia.

Książę Bolesław coraz mocniej zaciskał dłonie na lwich łbach strzegących stolicy.- Spokój - warknął - Czy ja jestem głową państwa czy kurnika jakiegoś w którym

to koguty do oczu sobie skacząc, próbują znaleźć miejsce na wyższej grzędzie? Jeżeli wy nie potraficie zadbać o nasze granice to muszę zrobić to sam. Nie czas teraz o ożenku Piotra prawić a o granicy z Czechami. Książę czeski pustoszy nasz Śląsk a wy tutaj o ożenku Piotra radzić chcecie? Któż jest tedy większym zdrajcą? Wy którzy zamiast ratować państwo, w Krakowie siedzicie i rozprawiacie o babach czy on, który swe życie ryzykując, posłował w imieniu moim do Kijowa? Mości księże biskupie, co sądzicie o zdradzie takowej? - Bolesław spojrzał na biskupa Maurusa

- Jakom i wiele razy powtarzał, polityka obca mi jest, jam od spraw boskich, a za taką i miłość uznać trzeba. Już apostoł Paweł w swoich listach pisał o miłości jako dziele bożym. A kto przeciwić się tym słowom waży ten od czci i wiary wyklęty być może i jako wróg kościoła okrzyknięty zostanie. - moc słów biskupa odbiła się głuchym, potężnym echem od ścian zamku.

Powiało grozą. W sali zapanowała cisza. Maurus spojrzał na księcia a ten delikatnie skiną głową na przyzwolenie.

16 Nie dla nas Panie nie dla nas, lecz na chwałę Twojego imienia - Psalm 115 Biblia 1000-lecia

85

Page 86: pietrek całość treść A4.doc

- Powstańcie zatem - kontynuował Maurus - ci co wiernie służycie i Bogu i waszemu księciu, któremu sprawy boskie nie są obce. Ja was tedy błogosławię potwierdzając przyczynę bożą W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. A jako podziękę za opiekę nad wami do Mari, twojej imienniczki drogie dziecko , powinniście się udać.

- Dziękuję ci książę, i wam księże biskupie - odezwał się Piotr - Tutaj, przy obecności tylu świadków, i Boga biorąc na świadka, przysięgam uroczyście wierność Bogu Wszechmogącemu i wam książę aż do ostatnich dni moich.

Książę wstał z tronu i podszedł do młodej pary. Chwyciwszy Piotra za ramiona spojrzał mu głęboko w oczy.

- Dziękuję ci Piotrze i twoją przysięgę z wielką radością przyjmuję. Wielką masz siłę w swoich przyjaciołach, którzy wiernie za tobą stawali, Bogusławie i Borzywoju. Teraz jeżeli zechcesz, zostań proszę bo o ważnych wojennych sprawach radzić nam trzeba, a dla twojej małżonki komnaty przygotowane zostały.

- Zostanę książę - powiedział Piotr i kiwną głową na małżonkę i swoich przyjaciół- Dobrze zatem, straż wskaże im komnaty aby po podróży odpocząć mogli a nam

wracać trzeba do sprawy Śląska. - Bolesław wrócił i usiadł na tronie- Postanowiliśmy nie płacić Czechom trybutu za Śląsk, który zgodnie z wolą

Cesarza HenrykaVIII do Polski jako ziemie lenne należy, jeno nam płacenie trybutu nakazał. - kontynuował Bolesław po wyjściu Mari, Bogusława i Borzywoja - Rocznie 500 grzywienIX srebra i 30 grzywien złota. Jest to opłata nie mała, ale radźcie czy wojsko na Śląsk nam słać potrzeba czy rozmowy prowadzić. Sobiesław, który nas o pomoc prosił w odzyskaniu utraconych należnych jemu praw do tronu czeskiego i przywilejów z tym związanych, naciska na nas aby posłów słać po tym wielkim jak Kłodzko spalone zostało a i wiele grodów i wsi w Czechach. Jego młodszy brat, Władysław który tron ten zagarnął, po sromotnej klęsce gdzie życie swoje wraz z wrogiem naszego państwa a moim bratem rodzonym, zbaw Panie duszę jego, Zbigniewem, w ucieczce ratował, do rozmów będzie skory i pokój zawrzeć chętny będzie.

- Mości książę, skoro nas o radę pytasz to moim zdaniem miecz najlepiej przemówić może - Skarbimir17 jako pierwszy zabrał głos. W jego głosie jednak czuć było wściekłość i zazdrość, jako że Piotr po małżeństwie z Marią stał się szwagrem książęcym i mógł mu zagrozić w jego pozycji na dworze książęcym - Uderzyć trzeba całą potęgą na Czechy jak to nie raz bywało. Nie dalej jak kilka miesięcy temu wróciliśmy stamtąd, jednak jak widać, Władysław lekcji zapomniał.

- Na Czechy, bić psubratów - podniosły się głosy niepomne już sprawy „zdrady” Piotra.

- Znam ja bohaterstwo twoje mości wojewodo i nieustraszoność w bitwie. Piotrze, a jaka jest twoja rada? - Wszystkie oczy, jeszcze niedawno wrogo nastawione do Piotra, teraz wpatrywały się w niego uważnie oczekując odpowiedzi.

- Jeżeli już panie o moją radę pytasz to i odpowiem. Jak wiesz nie boję ja się w polu z nagim mieczem stanąć. W obronie honoru i czci stawałem nie raz. Na Śląsku są moje dobra, moi ludzie, którzy wiernie przy tobie stoją i na jedno twoje słowo uderzą w

17 Skarbimir z rodu Awdańców (zm. przed 1132) – możnowładca polski, wychowawca, a następnie doradca i palatyn Bolesława III Krzywoustego.

86

Page 87: pietrek całość treść A4.doc

obronie własnych domów i rodzin. Sam mogę pokaźną armię wystawić. Zanim mości książę, wojsko się tutaj zbierze i na Śląsk wyruszy dużo wody upłynie. Można by na granicy stanąć i rozmowy rozpocząć, da to trochę czasu na zebranie wojska i walne uderzenie, ale żadna wojna pokoju trwałym nie uczyni. Traktaty i pakta dają moc większą niźli miecz bo są na prawach i w Boga imieniu. A poza wszystkiem czas Narodzin Pana naszego Jezusa Chrystusa się zbliża, wypada w domu spędzić i radować się a nie smutkiem wypełniać straty dobrych chrześcijan, ojców i synów. Będzie to dobry czas na rozmowy.

- Dobrze prawi - gdzieniegdzie odezwały się głosy, lecz szybko zanikły pod czujnym i groźnym spojrzeniem Skarbimira i jego popleczników.

Bolesław jednym ruchem ręki uciszył gwary.- Dobrze więc, wyprawę na Czechy na dwa tygodnie po dniu Bożego Narodzenia

przygotować należy, natomiast ty Piotrze do czasu tego wzmocnisz naszą granicę ze swoimi ludźmi. Na dziś skończymy te próżne mielenie ozorami, bo nam działać trzeba a i czasu wiele nie zostało. Wiele spraw przemyśleć musimy i na twardych podwalinach państwo nasze i nasze władanie osadzić. Państwo nasze jednością być musi i jako jeden organizm się bronić. Mądrzy ludzie powiadają że palec obetniesz, a cała ręka boli. Tako i my bronić będziemy naszych ziem i naszego dziedzictwa. W ten czy w inny sposób.

Bolesław wstał i ruszył w kierunku drzwi, które otworzyły się z rozmachem. Biskup i Piotr ruszyli za nim.

- Jak się ten pies w łaski księcia wkradł i w książęcą rodzinę się wżenił? Ona mnie była obiecana i przeznaczona. Ubiję jak psa, a truchło po polu wilkom na pożarcie rozrzucić karzę - Skarbimir nie mógł się jeszcze uspokoić i rzucał obelgami gdy książę opuścił salę.

- On teraz a nie ty mości wojewodo krakowski najbliższym sercu i doradcą Bolesława stać się może. Niebezpieczny to przeciwnik i mocny. Radziłbym uważać na słowa bo i zamki uszy miewają. Jeno z dobrego serca ta rada.

Wszyscy opuścili salę i rozeszli się po zamku dyskutując nad tym co przed chwilą się wydarzyło.

Piotr szybkim krokiem przemierzał krużganki krakowskiego zamku. Słońce schodzić zaczęło już z firmamentu niebieskiego i świeciło jasno ogrzewając jego ściany resztkami ciepła. W powietrzu już wisiała zbliżająca się nieuchronnie zima.

- Panie Piotrze, książę prosi do siebie - głos gońca wyrwał go z zamyślenia.- Wskaż drogę - Piotr bez słowa zawrócił z obranego kierunku i ruszył za gońcem.

Bolesława zastał siedzącego za wielkim mahoniowym stołem skrobiącego coś na papierze wielkim gęsim piórem.

- Dobrze że jesteś. Posłałem po ciebie bom jeszcze nie zdążył podziękować ci za dobrze wypełnione zadanie w Kijowie. Jest znacznie lepiej niż mogłem przypuszczać.

Bolesław zasypał starannie suchym piaskiem literki naniesione inkaustem. Zwinął w rulon pismo, odłożył na bok i wstał, aby przywitać się z Piotrem. W komnacie byli sami.

87

Page 88: pietrek całość treść A4.doc

- Wiem że naraziłem ciebie na duże niebezpieczeństwo, ale wybrnęliśmy z tego lepiej niż kiedykolwiek mogłem przypuszczać. Jak widzisz posłowanie i pisma to okrutna broń ale mniej krwawa niż wojny, chociaż i te być muszą by skarbiec zapełnić. Pan Bóg i kościół też wielkich wymaga ofiar. Polityka nie jest prostą sprawą, ale konieczną.

- Nie w ojczyźnie a dla ojczyzny, książę.- Jeszcze nie raz staniesz przed wielkimi wyborami, Ty czy dobro ojczyzny. Będą

to bardzo trudne wybory i nie zawsze zostaną uznane. Ja za swoje czyny musiałem się Bogu, kościołowi i ludziom okupić. Jeżeli będziesz mi wierny, podobny los może i ciebie spotkać. Droga do wielkiego państwa nie jest drogą prostą i łatwą. Wielu będzie ci zazdrościć powodzenia i wielu będzie chciało cię pogrążyć. Wrogów spodziewaj się wszędzie, nawet wśród przyjaciół.

- Dał Pan nasz Jezus Chrystus wrogów, to da i przyjaciół. Ja, książę wiernie Bogu i ojczyźnie służę, jako i ty, a więc będę stał u twego boku.

- Sprawiasz mi wielką radość swoimi słowami. Gdybym miał dziesięciu takich wiernych przyjaciół jak ty i takich wojów, to Polska byłaby od morza do morza, bezpieczna i wolna od wojen, ale niestety jesteś tylko jeden. A skoro jesteś tylko jeden, większość obowiązków tamtych dziesięciu musi przypaść tobie. Na razie wracaj do Wrocławia i odpoczywaj. Naciesz się swoją młodą małżonką. Tak długo jak tylko możesz. Teraz będziesz mi potrzebny aby zapewnić południowe nasze południowe granice. Wzmocnisz straże w grodach i narobisz hałasu że zbieramy się do ataku całą naszą mocą, tak aby te wszystkie informacje doszły do uszu księcia czeskiego. Kiedy zamierzasz wracać?

- Tak też i uczynię. Myślałem aby już jutro ze świtaniem ruszyć, jeżeli oczywiście nie jestem tobie tu potrzebny.

- Zatem ruszaj jutro. Wszystko będzie przygotowane. Książę dał znak że rozmowa zakończona. Piotr pochyliwszy z szacunkiem głowę,

odwrócił się i wyszedł.

Dnia następnego, w ten zimowy, śnieżny, aczkolwiek bardzo słoneczny poranek, orszak opuścił gościnne mury zamku w Krakowie i ruszył w kierunku Wrocławia. Wóz za wozem zaprzęgniętym w konie ciągnął się na długiej przestrzeni gościńca, niczym wąż. Za orszakiem i przed jechała konna straż przydzielona przez Księcia, a i było czego strzec. Na wozach, oprócz Marii, jechała jej matka Olena, po Polsku Barbarą zwana, dworzanie i dworki do posługi księżniczce kijowskiej i skarby wielkie, dane jej jako wiano.

„Osiemnaście kielichów, sześć złotych, dwanaście pozłacanych.

Dziesięć kandelabrów ze srebra.

Pięć trybularzy srebrnych, jeden pozłacany, jeden brązowy.

Dziesięć pucharów i pięć srebrnych miednic.

Koronę ze złota.

88

Page 89: pietrek całość treść A4.doc

Dwie ciężkie korony ze srebra.

Dwie szkatuły zamykające się wiekiem złotym, trzy z wiekiem srebrnym.

Stół składany złoty, dwa srebrne, cztery mozaikowe.

Trzy krucyfiksy złote, wielkie, ciężkie, bardzo kosztowne, wysadzane szmaragdem i ametystem.

Podstawy pod wizerunki krzyża, dwa złote, dwa miedziane.

Naczynie srebrne dla przechowywania wina, rurkę srebrną do toczenia trunków z kadzi.

Puszkę złotą dla świętych hostii.

Kubki złote i srebrne, sztuk dwanaście z jednego i dwanaście z drogiego kruszcu.

Cztery rogi bawole z pokrywą srebrną.

Cenne łupieże z kun, soboli, wyder i lisów, tkaniny, pawłoki, szuby, hełmy i kołpaki, ozdobione drogimi kamieniami i guzami.

Chorągiew Bogarodzicy — Theotokos, całą wyszywaną haftem. Tuziny kobierców, makat i dywanów.

Beczki i baryłki z monetami ze wszystkich krajów świata: bizantyjskie, arabskie, ruskie, greckie i rzymskie.

Zastawę stołeczną, roztruchany, misy i talerze, patery, tace i kryształy.

Tron wielkoksiążęcy władców Kijowa: karło z cedrowego drzewa o poręczach srebrnych, ze złotym lwem nad oparciem głowy.18”

I to pewnie jeszcze nie wszystko co znajdowało się na wozach. Piotr nie mógł opanować swojego szczęścia. Siedział obok ukochanej kobiety, która mu cały świat przysłoniła, i wracał do rodzinnego grodu na Ołbinie, do wiernego dowódcy straży, Dormira, do Ślęży.

18 Kronika Maura - Stanisław Helsztyński - Nasza Księgarnia Warszawa 1975 rok

89

Page 90: pietrek całość treść A4.doc

Omnia ad maiorem Dei gloriam,

ut magnificetur nomen eius!19

W owym czasie Wrocław rozrastał się do wielkiej potęgi na Śląsku i był jego stolicą gospodarczą i kulturalną. Gród należący do Piotra na OłbinieX wcale nie ustępował wielkością i przepychem (oprócz wałów i murów obronnych) grodowi książąt Piastowych. Oba o rzut kamieniem jeden od drugiego. Na Wyspie Tumskiej nad okolicą górowała bazylika. Kamienna budowla z trzema nawami i krótkim transeptem. Pod jednonawowym prezbiterium zamkniętym apsydą wybudowano trójnawową kryptę. Jak podawały przekazy, budowla ta zastąpiła kościół, który ufundował Piast Bolesław zwany Chrobrym, a zniszczona została przez pogan Roku Pańskiego 1038. Z Piotrowego dworca na Ołbinie doskonale była widoczna granatowa góra, od której wszystko się zaczęło. Ślęża. Ślęg był na tej górze to i Śląsk taką nazwę od niej przejął. Tam też główne włości Piotrowe były. I góra z sześcioma kamieniołomami granitu i różnego surowca z którego słynne koła młyńskie wyrabiano i w daleki świat wysyłano, nawet do Haithabu koło Szlezwiku, wioski przyległe takie jak Soboth (dzisiaj Sobótką zwana), Strzegomiany, Chwałków, Strzelce, Biała, Zebrzydów, Mysłaków, Górka, Strzeblów, Tupadły, Wino i inne, jak Wiry czy Cieszkowice. To wszystko w rodzinie Piotra było od dawien dawna. Przechował Piotr w pamięci odwieczną wieść, iż przodkowie jego, siedzący pierwotnie i władający niezależnie na wyspie, zwanej dziś Tumską, gdzie stoi, katedra i gród książęcy, byli władykami całej ślężańskiej ziemi. Gdy po upadku państwa wielkomorawskiego, przed wielkimi królami Piastów, ziemią tą zawładnęli na pewien okres czasu Czesi, zajęli przemocą gród warowny władyków na rzece Odrze, i zepchnęli dotychczasowych władaczy ziemi tej i szczepu z grodu w środku rzeki na jego przedpola, do Ołbina. Jako byli naczelnicy i ofiarnicy pogańskiego szczepu, władali jednak nadal nad górą Ślężą i jej okolicą, zajmując do dzisiaj sąsiednie jej osady i opola.

19 Wszystko dla większej chwały Boga, aby sławione było imię jego!

90

Page 91: pietrek całość treść A4.doc

Książę Bolesław wracając z Bergu wraz ze swoją młodą, dopiero co poślubioną małżonką i całym dworem zatrzymał się w swoich włościach na Wyspie Tumskiej. Kwiecień tego Roku Pańskiego 1115 był przepiękny i zapowiadał gorące lato.

- Mój książę, powiedz mi proszę czyj to dwór mijaliśmy po drodze? - Salomea, piętnastoletnia kobieta poślubiona Bolesławowi jako przypieczętowanie pokoju zawartego nad Nysą Kłodzką, nie mogła opanować się wrażeniu jaki wywarł na niej dwór we wsi Ołbin - dorównuje wielkością i przepychem a to ty chyba jesteś władcą tej ziemi. Nie mogę tego zrozumieć, u nas w Bergu coś takiego nie miałoby miejsca

- To jest gród dawnych właścicieli i opiekunów tej ziemi i mojego przyjaciela i powiernika, Piotra. Nie wiem w jaki sposób Piastowie weszli w posiadanie części tych ziem, ale najważniejsze że dwa potężne rody żyją w zgodzie koło siebie.

- A nie boisz się że kiedyś będą chcieli odzyskać te ziemie? Że kiedyś, jak powiedziałeś potężny ród, będzie chciał zawładnąć w całości tą krainą?

- Kto? Piotr? - Bolesław aż się zachłystną pitym właśnie winem, które zostało specjalnie dla niego sprowadzone ze słonecznej Italii - Wierniejszego woja, doradcy i przyjaciela nigdy nie miałem i mieć prawdopodobnie nie będę. Będziesz miała jeszcze okazję żeby go poznać.

- Zastanawia mnie jednak jedna rzecz, oba grody, podobne przepychem i wielkością, jednak gród na Ołbinie nie jest tak warowny jak ten nasz, czyżby Piastowie bali się napaści jakowej, która to nie może spotkać Ołbina?

- Piastowie tutaj są od niepamiętnych czasów i nie obawiamy się niczego, ale bezpieczeństwo władców tego kraju jest bardzo ważne. Tak o to zadbali moi przodkowie i tak zostanie. Ten gród tutaj dla wojewody wrocławskiego jest przeznaczony. Poczekaj jak Kraków zobaczysz - Książę uśmiechnął się do swojej młodej żony.

Salomea nie była zadowolona z odpowiedzi. Uczucia te były widoczne na jej młodej twarzy. Nie potrafiła ich ukryć. Jak to jest możliwe że jakiś tam władyka ma gród dorównujący wielkością grodowi książęcemu?

Bolesław spojrzał na swoją nową żonę z wyraźnym politowaniem - ech babskie gadanie - pomyślał.

91

Page 92: pietrek całość treść A4.doc

- Poznacie się już wkrótce - powiedział głośno - zaprosiłem Piotra z jego nowopoślubioną księżniczką ruską Marią do nas. Czas Zmartwychwstania Pańskiego przyjdzie nam tutaj spędzić to i czasu będzie sporo żebyście się lepiej poznać mogli.Słońce już pięknie przygrzewało. Kwiecień zapowiadał gorące lato, które miało wkrótce nadejść. Drzewa i łąki pokryły się kwieciem a ich zapach wypełniał powietrze tak że zapierało dech w piersiach.

Trzy dzwony, odlane przez mnichów z ordo monasticusXI i zawieszone w kamiennej dzwonnicy zbudowanej przed katedrą, pięknie zagrały anielską melodię wzywając na mszę świętą zwaną Jutrznią. Zagrały ostatni raz przed niedzielą i zostały obwiązane, od teraz tylko drewniane kołatki będą obwieszczać wieści. Ludność zebrana przed świątynią oczekiwała przybycia pary książęcej. Nikt nie ośmielił się przekroczyć progu kościoła przed księciem. Biskup wrocławski, Żyrosław, wraz z kapitułą, wszyscy odziani w odświętne szaty i przygotowani do Tidiuum Paschalnego, oczekiwał gości z niecierpliwością. Wielki Czwartek rozpoczynał trzy dni modlitw i uroczystości. Kończył się okres Wielkiego Postu i zaczynał się czas zabawy i radości ze Zmartwychwstania Pańskiego. Dla książęcej pary, ustawione w prezbiterium zostały krzesła przykryte baldachimem.

Nagle tłum rzemieślników, zamieszkujących podgrodzie zafalował i rozstąpił się dając wolną drogę kroczącej parze książęcej i dworowi. Za parą książęcą podążał Piotr z Marią a przy jego boku wierny Dormir. Wierzeje kościoła otwarły się i wszyscy za książęcą parą przekroczyli próg świątyni. Biskup wraz z diakonami i kapitułą stanął przed ołtarzem i zaczął się modlić

- Chlubimy się krzyżem naszego Pana Jezusa Chrystusa; w nim jest nasze zbawienie, życie i zmartwychwstanie, przez niego jesteśmy zbawieni i oswobodzeni.20

Wszechmogący, wieczny Boże, obchodzimy pamiątkę najświętszej Wieczerzy, † podczas której Twój Jednorodzony Syn mając się wydać na śmierć pozostawił Kościołowi nową wiekuistą Ofiarę i Ucztę swojej miłości; spraw, abyśmy z tak wielkiego misterium czerpali pełnię miłości i życia. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, † który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków.

Biskup zajął miejsce misternie rzeźbionym krześle, które swoim bogactwem ornamentów mogło dorównywać książęcej stolicy, a jeden z diakonów otworzył wielką księgę i zaczął czytać:

(1) Pan powiedział do Mojżesza i Aarona w ziemi egipskiej:(2) Miesiąc ten będzie dla was początkiem miesięcy, będzie pierwszym miesiącem roku!(3) Powiedzcie całemu zgromadzeniu Izraela tak: Dziesiątego dnia tego miesiąca niech się każdy postara o baranka dla rodziny, o baranka dla domu.(4) Jeśliby zaś rodzina była za mała do spożycia baranka, to niech się postara o niego razem ze swym sąsiadem, który mieszka najbliżej jego domu, aby była odpowiednia

20 Por. Ga 6, 14

92

Page 93: pietrek całość treść A4.doc

liczba osób. Liczyć je zaś będziecie dla spożycia baranka według tego, co każdy może spożyć.(5) Baranek będzie bez skazy, samiec, jednoroczny; wziąć możecie jagnię albo koźlę.(6) Będziecie go strzec aż do czternastego dnia tego miesiąca, a wtedy zabije go całe zgromadzenie Izraela o zmierzchu.(7) I wezmą krew baranka, i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą go spożywać.(8) I tej samej nocy spożyją mięso pieczone w ogniu, spożyją je z chlebem niekwaszonym i gorzkimi ziołami.(11) Tak zaś spożywać go będziecie: Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w waszym ręku. Spożywać będziecie pośpiesznie, gdyż jest to Pascha na cześć Pana.(12) Tej nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła i odbędę sąd nad wszystkimi bogami Egiptu - Ja, Pan.(13) Krew będzie wam służyła do oznaczenia domów, w których będziecie przebywać. Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdy będę karał ziemię egipską.(14) Dzień ten będzie dla was dniem pamiętnym i obchodzić go będziecie jako święto dla uczczenia Pana. Po wszystkie pokolenia - na zawsze w tym dniu świętować będziecie.21

(1) Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. (2) W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, (3) wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, (4) wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. (5) Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. (6) Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? (7) Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. (8) Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. (9) Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. (10) Powiedział do niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. (11) Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. (12) A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? (13) Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. (14) Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi.

21 Księga Wyjścia 12 - Biblia 1000-lecia

93

Page 94: pietrek całość treść A4.doc

(15) Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem.22

Do prezbiterium wniesiono misy i dzbany z wodą. Biskup podszedł do pary książęcej, obmył im stopy a następnie je osuszył. To samo zrobił Piotrowi i Marii. Książę wstał z krzesła, to samo uczynili Piotr i Maria i to samo uczynili najbiedniejszym mieszkańcom podgrodzia, specjalnie na tą okazję wybranych i podprowadzonych. Tradycji stało się zadość.

Po tej ceremonii biskup poświęcił wodę, krzyżmo święte do namaszczania, przykrył kielich i odstawił go na bok. Ołtarz obmył winem i wodą, podniósł kielich z widocznym śladem obecności Jezusa i ruszył wraz z kapitułą, z procesją dookoła kościoła. Za nim książę Bolesław z Salomeą i Piotr z Marią. Kiedy katedra została okrążona trzy razy, kielich został złożony w niewielkiej drewnianej kaplicy świętego Idziego postawionej niedaleko katedry i postawiono tam straże.

Na ten moment właśnie czekały rzesze biedoty zamieszkującej podgrodzia. Z wozów książęcych i Piotrowych posypały się prezenty. A było tego, oj było. I jajka, pięknie kraszone, i chleb biały wypiekany na zakwasie, i mięsiwa wszelkiego. Wszystkie te dary w świąteczną niedzielę zostaną poświęcone i dopiero wtedy spożyte na chwałę Zmartwychwstałego Chrystusa.

Po niedzielnej mszy Piotr, Maria i nieodłączny Dormir, dołączyli do orszaku księcia i na piastowski gród ruszyli. Przekroczyli wały ziemne, i bramę twardo osadzoną w ostrokole, ułożonym na kształt koła. Wewnątrz duży drewniany dwór otwierał swe podwoje dla gości. Straże stojące na wieżach zamknęły wrota.

Stoły zastawione jak na wielkie święta przystało. Na stole jajek ozdobionych jako świadectwo nowego życia były pełne misy. Biskup, dla którego nie mogło zabraknąć miejsca przy książęcym, świątecznym stole zrobił znak krzyża i rozpoczął modlitwę:

Pater noster qui es in caelis,23

sanctificetur nomen tuum;adveniat regnum tuum;fiat voluntas tua sicut in caelo et in terra;Panem nostrum quotidianum da nobis hodie;et dimitte nobis debita nostra, sicut et nos dimittimus debitoribus nostris;Et ne nos inducas in tentationem;sed libera nos a malo.[Quoniam tibi est regnum et potestas et gloria in saecula saeculorum.]Amen.

Amen - jak chór zawtórowały mu głosy z całego dworu, i wszyscy zgodnie z dostojeństwem zajęli wyznaczone miejsca.

22 Jan 13:1-15 - Biblia 1000-lecia

23 Ojcze nasz, który jesteś w niebie …

94

Page 95: pietrek całość treść A4.doc

- Widzisz Piotrze, nowe czasy nastały - książę odziany w świąteczne odzienie, usiadłszy za stołem pociągnąwszy spory łyk przedniego miodu, przerwał ciszę która zapanowała w izbie - w styczniu pokój z księciem czeskim Władysławem podpisany został, i umocnił nasze południowe granice. Wprawdzie Kłodzko w czeskich rękach zostało ale potwierdziliśmy przynależność Śląska do Polski a miejscowością graniczną została Wartha24 która w Górach Bardzkich nad przełomem Nysy Kłodzkiej leży. Biskup z Bambergu do tego rękę przyłożył i nie dość że nasze granice umocnił to jeszcze trzy rodziny połączył. Bo to jedna siostra mojej młodej żony Rycheza żoną Władysławową jest a druga Zofia, Ottona. Na razie w rodzinie pewnie spokój będzie.

- Ach to mości książę, różnie to w rodzinie bywa. Ale faktycznie, to jest czas na zmiany. I na rozbudowę - Piotr z szacunkiem spojrzał na Bolesława - U nas przeszłość jeszcze głęboko zakorzeniona. Nie dalej jak trzy niedziele temu ludność marzannę - ducha zimy, w Odrze topiła. Ciężkie wyzwanie przed tobą. Ludności nam przybywa, grody przebudować trzeba. Życie przenosi się na Wyspę Piaskową i na lewy brzeg Odry. Kupcy, co to z bursztynem do Rzymu ciągną miejsca nie mają na spocznienie.

- Ty się grodami zajmujesz, ale ja to się musze całym państwem zająć. Marzy mi się wielkie i potężne państwo, z dostępem do morza. Siedzisz spokojnie w swoim grodzie, możesz budować, ja muszę budować większe rzeczy. Teraz, kiedy na południu pokój czas ruszyć na północ, wzdłuż Wisły. Zdobyć ziemie Prusów a potem Pomorze Gdańskie. Tam ciągle niepokoje a i nie ma jak towarów morzem słać.

- Szlachetny książę, to i Boską sprawą być musi - wtrącił biskup ocierając ociekające tłuszczem ale i odziane w pierścienie dłonie - Heretycy z Pomorza zagrażają naszej świętej wierze i całe to szaleństwo bałwochwalców rozprzestrzenić się może na nasze ziemie. Nie ugruntowała się wiara w Twoich ziemiach, a światło Pana Naszego Jezusa Chrystusa nieść trzeba wszystkim ludom po krańce ziemi. Krucjaty dla ratowania Chrześcijaństwa do grobu Pańskiego ruszyły, Jerozolima pełna jest obrońców wiary, jednak i tutaj jest ważną nasza misja. Można by ściągnąć rycerstwo tak jak do Jerozolimy i za walkę z pogaństwem mieliby szansę królestwa niebieskiego dostąpić.

- Sprawy nasze są naszymi i niech takimi pozostaną. Jeżeli nie damy rady własnymi siłami to wtedy będziemy prosić innych o pomoc. Czasami prosić obcych o pomoc to tak jakby lisowi otworzyć drzwi do kurnika i jeszcze go prosić żeby wszedł. Ech, gdybym miał zastep takich wojów jak ty Piotrze to nie martwiłbym się o pomoc.

- Jesteś wielce łaskawy, książę. Ja dla siebie nic więcej nie potrzebuję, ponadto co już posiadam. Jednak zawsze myślę o przyszłości.

Zaczął się czas zabaw. Piotr szczęśliwy przy boku swojej żony opuścili piastowy gród i ruszyli w kierunku Ołbina.

- Choć pokażę ci coś - nagle odezwał się Piotr i kroki skierował w innym kierunku niż powinien. Spokojnym spacerkiem weszli na mostek oddzielający świat kościelny od świata miejskiego. Księżyc, który w pełni oświetlał ich drogę i srebrną łuską znaczył spokojne wody Odry, wszedł na niebo i w pełni pokazał swoją twarz. Tuż nad Ślężą, wyglądał tak jakby otulał ją do snu, tak jakby to tam schował swoją tajemnicę istnienia.

- Spójrz w niebo

24 Dzisiaj Bardo

95

Page 96: pietrek całość treść A4.doc

- Patrzę i nadziwić się nie mogę nad tym jak to wielki nasz Ojciec sprawił że tyle gwiazd powiesił na niebie. Wszystkie są tak blisko, a zarazem daleko. Już by się zdawało że możesz je sięgnąć i ściągnąć z nieba a jednak chociażby człowiek próbował nigdy mu się to nie uda. Niedoścignione marzenia.

- Marzenia - Piotr przytulił mocno Marię - Marzenia są oczami naszej duszy, a wszystkie mają swojego strażnika. Ten wielki krzyż na niebie, widzisz go? - Piotr wyciągnął rękę w kierunku nieba - To jest Łabędź, on jest strażnikiem Ślęży, a ty córko Łabędzia jesteś moim - Delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy.- od dziś po wsze czasy ten mostek mostkiem miłości zwać się będzie. Jest jeszcze jedna wielka tajemnica.

Przeszli mostkiem na wyspę zwaną Piasek i zatrzymali się.Niewielki drewniany kościółek rzucał cień na ziemie w świetle księżyca, otoczony

świętym gajem dawnych ludów.- Tutaj kiedyś zbuduję kościół na chwałę Naszej Pani, której i ty nosisz imię. Za

trzydzieści osiem zim, tam na niebie Wenus, która jest Przedsionkiem Nieba, spotka się ze swoim oblubieńcem, Słońcem, i tak będzie ustawiony ten kościół. Twój kościół.

Maria wyszeptała tylko jedno, a jakże gorące słowo - Dziękuję - i wtuliła się w potężne ramiona Piotra.

- Czas wracać - Powiedział Piotr i odwrócił się chcąc poszukać wzrokiem Dormira. Ten, jakby czytał w jego myślach już podprowadził podwody. Konie ruszyły w kierunku Ołbina.

96

Page 97: pietrek całość treść A4.doc

Albowiem tak jak świętych mężów czci się dla ich dobrych dzieł i cudów,tak królowie ziemscy i książęta zawdzięczają sławę zwycięskimwojnom i tryumfom25.

W karczmie u Żyda AnzelmaXII ustawionej przy trakcie prowadzącym do Wrocławia od zachodniej strony, zrobiło się tłoczno. Stąd już niedaleko było do Piaskowej Wyspy i kupcy z całej okolicy zatrzymali się tam przed drogą na wrocławski targ, gdzie moc cudów można było zobaczyć, kupić czy sprzedać. I towary zamorskie i złoty Jantar, który z Gdańska wędrował. Przy jednaj z ław zebrał się tłumek słuchaczy. Starzec, ze srebrną, długa brodą co chwilę pociągając z garnca dla zroszenia zaschłego od gadania gardła ciągnął swoją opowieść.

- Teraz Wrocław to już nie ten sam co kiedyś. Dzisiaj to on już swoimi granicami oba brzegi Odry objąwszy, trzyma ją jak w kleszczach. Jedne to biskupie, drugie miejskie i każde chcą dla siebie coś uszczknąć. I myto na mostach płacić trzeba i cła handlowe, tako i Biskup i książę się bogacą. Drzewiej to lud pod osłoną Pana Piotra stawszy nie bał się o swoje żywota, ale wróćmy do Księcia Bolesława, którego to Pan Piotr przyjacielem i powiernikiem będąc wiele razy z opresji ratował. Tego roku kiedy urodziło się pierwsze dziecię księcia, książę wraz z wielką siłą hufców na Prusów uderzył. Szedł przez ich ziemie gołocąc z bogactw i paląc do żywego. A strachu w nim nie było żadnego. Ponoć z siłą sześćdziesięciu jeźdźców tylko, rozbił wielką armię Pomorzan co na niego naskoczyła w czasie polowania. Ponoć trzy razy przez jej środek się przebił wyżynając wielką jej część.

Jeden z młodzieniaszków wsłuchany w opowieść starca nagle się wzdrygnął- A po cóż to księciu aż do morza było jeździć? Swojego miał mało? Młoda żonka

na pokuszenie doma zostawiona a ten to się po świecie włóczył.Cichy śmiech rozszedł się po sali.- Oj głupiś ty głupi - Anzelm, który właśnie nowe dzbany postawił na ławie z

politowaniem spojrzał na młodzieńca - twój wzrok tylko do twojej kabzy sięga, nigdzie dalej. Dziad mój opowiadał jak to ojciec Bolesława, Herman Żydów przyjmował i pozwoleństwo na zapuszczenie korzeni dawał. Jakżeby wam kupcom byłoby z krajami zamorskimi handlować? Widziałeś ty w swoim życiu Wisłę? Pewnieś tam jeszcze nie dotarł bo tu bywając i dla ciebie to starcza. Ale nie wszyscy tak myśleli.

- Ano widzisz smyku, taka to i właśnie polityka. Odra, wielka rzeka i do morza prowadzi, ale Wisła jest większą bo nad nią grody książęce leżą. Kraków i Płock gdzie Bolesław na ten ziemski padół przybył. Z Krakowa do Odry daleka droga a i Niemce mocno ją dzierżą u ujścia, tedy jedyna droga to Wisła, którą Prusowie w swoich rękach mieli. Za nimi i Pomorcy i każdemu opłacić się trzeba było. Pogańskie to ludy i nigdy wiary im dać nie można, bo i na kupców napadali i spływy palili, grabiwszy ich do

25 „Kronika polska” Galla Anonima Część III

97

Page 98: pietrek całość treść A4.doc

gołego. Przeszedł książę przez ich ziemie z pomocą boską, ale gdy już na Pomorzu pod Gdańskiem był, jego wojewoda i palatyn, Skarbimir z rodu Adwańców, co wielkim wspomożeniem i dowódcą wojsk książęcych wcześniej bywał, bunt wywołał i rękę na Bolesława podniósł.

Starzec na chwilę przerwał opowieść sprawdzając wzrokiem wrażenie jakie wywołały jego słowa. Pociągnął duży łyk miodu i kontynuował swoją opowieść

- Nikt nigdy nie zapisał czemu Skarbimir przeciwko księciu wystąpił, i teraz już się pewnie nikt nie dowie bo oślepion zapadł w swoich pieleszach, nikogo widzieć nie chce. Ludzie powiadali że podburzony przez Wołodara, księcia przemyskiego większej władzy zapragnął bo ta oddaliła się znacznie od niego, kiedy to Bolesławowi drugi sukcesor na świat przyszedł. Pamiętał książę jak że to on ze swoim Bratem o władzę walczyli i chciał od tego chronić swoich potomków. Powiedział o swoich planach co pewnikiem i Skarbimir usłyszał. Ludzie także powiadają że wielką żałość miał do Bolesława za to że ten nic sobie robił z jego skarg na naszego Piotra, bo to ponoć on chciał się wżenić w rodzinę książąt ruskich tylko do Pan Piotr ubiegł. Jak to tam naprawdę było jeno sam Pan Bóg, który jest w niebiesiech wie a nam tego chyba roztrząsać jak łajna na polu, nie trzeba. Zdrajca, który rękę na Państwo Polskie podniósł oślepion został i tyle. Na jego miejsce honoru palatyna dostąpił Nasz Piotr jako i szwagrem książęcym był. Książę trzy razy na Pomorze ruszał z całą armią a w tym czasie Wołodar południowe granice palił i o Kraków chciał się upomnieć, bo to z Przemyśla do Krakowa droga niedaleka. Na dwa końce trudno było Bolesławowi walki prowadzić bo siły które na Pomorzu stały musiałby podzielić i osłabiwszy się w ten sposób sprawę, ważną dla niego i dla całej ojczyzny mógł przegrać. I znów przyszło naszemu Piotrowi ratować Bolesława, bo to i jego obowiązek i służba taka. Wojewoda w zastępstwie władcy gdy tego zabrakło, armię do boju prowadził. Ale jakąż armię kiedy wszyscy na północy zostali? No to bez armii porwał Wołodara i przed Bolesława postawił.

- Bez armii? Samego księcia przemyskiego? - zdziwienie opanowało słuchaczy, i cichy szept przetoczył się przez salę - Nie może to być. Opowiadjcież jak to było bo się końca historyi doczekać nie możem

Starzec zamilkł na chwilę, wlepił wzrok w powałę jakby tam natchnienia szukał, pociągnął spory łyk z kubka i zaczął opowieść. Słowa toczyły się przez ściany, docierając do zasłuchanej gawiedzi w ogromnej ciszy, która zapanowała w anzelmowej gospodzie.

98

Page 99: pietrek całość treść A4.doc

Po mszy porannej i po przyjęciu komunii świętej Bolesław spotkał się ze swoimi wojewodami w namiocie rady.

- Mam dla was wieści, i nie są to radosne wieści. - Bolesław spojrzał po twarzach wojów, którzy niedawno jeszcze dzielnie w boju stawali. - Dotarły one z południa. Książę przemyski Wołodar pustoszy nasze południe grabiąc i paląc grody, uprowadzając bydło. Całe nasze siły skupiliśmy tutaj, na pomorskiej ziemi, i tamtych nie ma kto bronić.

- Trudna sytuacja. Można by wysłać oddziały na południe i uciszyć go na zawsze, ale wtedy Pomorcy odbiorą to cośmy zdobyli. Najpierw tutaj trzeba naszą władzę umocnić. Południe się obroni. Kraków to mocne mury, które wszystkim atakom dadzą radę.

- Tak, ale straty duże być mogą, i w murach i w podgrodziach i w ludziachW namiocie zapanował gwar jakiego dawno nie było. Ilu doradców tyleż zdań

było, ale żadnego rozwiązania. Piotr przysłuchiwał się wszystkim uważnie, rozważał wszelkie ewentualności i szybko podjął decyzję. Wstał, uniósł ręce aby uciszyć towarzystwo i odezwał się mocnym, zdecydowanym głosem.

- Posłuchajcie mnie, a dokonam czynu, który pozostanie w pamięci z pokolenia na pokolenie dla dzieci naszego narodu.26 Żeby potwora ubić, głowę odciąć od reszty ciała należy, tako i trzeba Wołodara uwięzić, aby dalszemu rozlewowi krwi zapobiec.

Włodarze aż zaniemówili z wrażenia, jakie na nich wywarły słowa Piotra.- A któż tego czynu ma dokonać? Gdzie znajdziesz takiego odważnego i

jednocześnie głupiego, aby samemu się w paszczę potwora pchać? W namiocie zapanowała cisza. Wszystkie oczy skierowane były na Piotra i

czekały odpowiedzi.- A choćby i ja - Piotr odpowiadał spokojnie - Z walką jestem obyty, teren znam a

co najważniejsze znam i samego Kniazia Wołodara, i jako żywo na postronku go przywlekę i postawię przed Twoje oblicze książę, dla osądu za gwałty na naszej ojczyźnie dokonane.

- Czyż to jest możliwe?

26 Słowa Judyty ks. Jud 8;32 Biblia 1000-lecia

99

Page 100: pietrek całość treść A4.doc

- Wierzę w Boga i dzięki wstawiennictwu Matki naszej Marii przenajświętszej to udać się może. Wezmę ze sobą odział sześćdziesięciu konnych, co o bezpieczeństwo misji dbać będą, a do zachowania tajemnicy o zamiarach moich wszystkich jako tu jesteśmy do przysięgi pozywam, aby wieść się nie rozeszła i misja fiaskiem stać się miała.

- Robię to z niechęcią wielką ale w takiej sytuacji pozwolenie na to szaleństwo daję i twoją ofiarę przyjmuję - Bolesław patrzył z nadzieją prosto w oczy Piotra - Co cię nie zabije to cię wzmocni, a jeśli polegniesz, staniesz się legendą, a wy wszyscy przysięgać na ten Święty Krzyż Pański że żadne słowo z naszej rozmowy poza ten namiot nie wyjdzie. Jeśli jednak znalazłby się taki co przysięgi by nie dochował tego dosięgnie w niedościgłym locie mój Żuraw - Bolesław podniósł do góry swój nagi miecz, trzymając go za brzytew.

Przed takim dictum wielu z obecnych zadrżało serce. Wszyscy upadli na prawe kolano i wznosząc prawicę do góry zakrzyknęli chórem, jak jeden mąż - przysięgamy.

- Dziękuję wam wszystkim za lojalność i wierność. Lepiej dla was i dla Polski będzie kiedy wszystkich szczegółów znać nie będziecie, bo to i o napaść nie trudno a na torturach kłamstwo nawet przez rozcięte gardło przejść nie chce.

Rycerstwo uznało rozmowy za zakończone i opuściło namiot. Pozostał tylko Piotr wpatrzony gdzieś w dal. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego do czego się zobowiązał. Dopiero teraz poczuł że w tym co zamierzał zostanie zupełnie sam. W namiocie zapanowała cisza. Gdzieś tak jakby z oddali dobiegł do niego głos Bolesława.

- Masz jakiś plan? Cóż ty zamierzasz gorąca głowo?- Mój książę, wiesz że znam Wołodara jeszcze z dawnych czasów, a i jak

mniemam, on mnie pamięta. Po moim wyjeździe rozpuścisz plotkę że w obozie bunt się zaczął, a ty wykrywszy spisek pojmać mnie kazałeś. Ja jakobym cię zdradził, zwiedziawszy się o twoich planach samoczwart z obozu uciekłem, poharatawszy straże które mnie zatrzymać chciały. Oddział mój wcześniej pod dowództwem Mściwoja wyślij z jakimś zadaniem aby z obozu wyszli bez jakichkolwiek podejrzeń tak żeby nikt się zwiedział z jaką siłą żołnierza się poruszam. Oni w lesie zapadną i oczekiwać będą na mnie.

- Jezu Przenajświętszy, czy ty wiesz na co się skazujesz? Na wieczne potępienie, klątwy, i złe języki. Toż twoje dobre imię na które tak ciężko pracowałeś w pył się obróci i wyklęty od czci i wiary zostaniesz. Nie mogę od ciebie tak wielkiej ofiary żądać. Przyjacielem tyś mi i bratem. Ciężko mi będzie słuchać jak miano zdrajcy do ciebie przywrze i jak rzep psiego ogona czepi.

Bolesław chodził nerwowo po namiocie, nie mogąc sobie miejsca spoczynku znaleźć.

- Pro publico bono - Powiedział cicho Piotr - nie ma innego wyjścia aby sprawa się za wcześnie nie wydała, bo jakby się tak stało to postradam życie wiernych ci ludzi i swoje własne. Jakby się o tym Wołodar zwiedział to kazałby moją skórę pasami drzeć a głowę na pal nadziać i przed swoimi wojskami, jako przykład, prowadzić. Ciężka to będzie sprawa i niewdzięczna, ale ktoś to musi zrobić żeby pokój na wschodzie

100

Page 101: pietrek całość treść A4.doc

zapanował. Obiecaj mi jedno - jeżeli nie wrócę to zaopiekujesz się moją żoną i Beatrycze tak żeby im się żadna krzywda nie stała.

- Takoż uczynię - Bolesław spojrzał na Piotra i uścisnął go mocno w ramionach - Czas na nas.

Piotr opuścił namiot rady i udał się prosto do namiotu księdza, który im w wyprawie towarzyszył i codziennie ranne msze odprawiał.

- Ojcze, jesteś tam? - Piotr cicho rzucił w głąb namiotu, i delikatnie z szacunkiem wszedł do namiotu. Ujrzał starca pogrążonego w cichej modlitwie.

- Ojcze - Piotr cicho starał się zwrócić na siebie uwagę - proszę abyś mnie wyspowiadał i dał odpuszczenie moich grzechów.

Postać starca drgnęła. Mnich zakończywszy modlitwę znakiem krzyża, powoli wstał z klęczek i spojrzał z uwagą na Piotra.

- Wyspowiadać się przyszedłeś? - uważnie wpatrywał się w niebieskie oczy Piotra - oczy są bramą duszy, a twoja dusza jest czystą. Znam cię nie od dzisiaj mości Piotrze ale twą spowiedź przyjmę i wysłucham. Podejdź bliżej i uklęknij przed majestatem Boga.

Mnich wiedział, że Piotr nie łamałby zasad gdyby nie miał pilnej potrzeby i nie zadawał zbędnych pytań.

Spowiedź Piotra wstrząsnęła kapłanem. Czyn, który zamierzał popełnić był czynem złym, niegodnym chrześcijanina, ale godnym Polaka.

- Niech Dobry Bóg odpuści ci twoje grzechy mój synu. Wiem że to co chcesz zrobić nie wynika z chęci zysku czy złych zamiarów, a gotowym na śmierć być trzeba. Twoje słowa, jako tajemnica spowiedzi umrą wraz ze mną. Niech cię Bóg prowadzi I Jezus syn jego a Duch Święty niech natchnie ciebie światłością. - Mnich wykonał nad Piotrem znak krzyża - Ja z woli Pana odpuszczam ci grzechy i błogosławię dla dobra ojczyzny naszej. A panienka Przenajświętsza niech nad tobą czuwa. Odejdź w pokoju.

- Dziękuję ci Ojcze przewielebny - Piotr podniósł się z klęczek, chciał ucałować rękę zakonnika, lecz ten wyrwawszy ją zdecydowanym ruchem, odwrócił się i złożył ręce do modlitwy.

- Nie mnie całować należy a rany Chrystusa, który dla naszego zbawienia swoje życie poświęcił. Idź już proszę a ja modlić się będę za tobą i o wstawiennictwo prosić.

Piotr opuścił namiot mnicha i ruszył w kierunku swojego. Przed jego namiotem stały straże złożone z wiernych mu żołnierzy. Kazał wołać Mściwoja.

- Szykuj się do drogi. Niedługo książę cię wezwie i wyśle z zadaniem. Teraz już dobierz oddział składający się z 6 dziesiątek, ale dobieraj uważnie. Dobierz samych takich, którym możesz zaufać że najcięższych chwilach nie cofną się przed niczym. Zadanie będzie trudne i wymagające wiele odwagi, sprytu i poświęcenia. Jak książę cię wyśle wyruszysz z oddziałem z wielkim hukiem, ale po kilku stajaniach totalna cisza i zapadniesz w lasach tak żeby nikt nawet nie wiedział że tam jesteś.

Mściwoj stał wpatrzony w Piotra nie wiedząc co ma czynić. Skąd nagle takie dziwne polecenia. Piotr zauważył jego wahania.

- Wierzysz mi? - zapytał - Czy ja tobie mogę ufać? Sprawa jest bardzo niebezpieczna i musisz mi kompletnie i całkowicie ufać. Nawet wtedy gdy do ciebie dojdą dziwne słuchy. Masz mi zawsze i bezgranicznie ufać.

101

Page 102: pietrek całość treść A4.doc

- Ufam ci - jednym słowem skwitował Mściwoj i uśmiech zagościł na jego twarzy.- No to ruszaj gotować się do drogi.Mściwoj obrócił się i wyszedł.W namiocie zapanowała cisza. Piotr usiadł wpatrzony w ogień. Tysiące myśli,

które cisnęły mu się do głowy nagle wybuchły wielkim krzykiem. - Kto ci dał prawo zmuszać innych do postawienia na szalach życia ich honor, rycerskie słowo? Jakim prawem narażasz ich życie dla osiągnięcia korzyści? - To wszystko huczało mu w głowie wielkim wodospadem którego nie potrafił zagłuszyć - Przecież nie robie tego dla siebie - odpowiadał sam sobie - To mnie wyklną z ambony. Szalony ten czyn i niebezpieczny zwłaszcza gdy się nie powiedzie, dla przyszłości mojej krwi, bo wygnany i odsądzony od czci i wiary będę nikim. Zwycięzców nikt nie osądza. - Przecież muszę to zrobić - Nawet nie zauważył że krzyczał na cały głos - Jezu, który siedzisz sobie w niebiesiech i patrzysz na nas z wysoka, dodaj mi sił i wytrwałości abym dotrzymał mojego słowa, już teraz wiem że nawet jakbym wygrał to przegram. Piotr skrył twarz w dłoniach i zapadł w cichej modlitwie.

Z letargu wyrwał go harmider panujący w obozie. Szczęk broni na łękach siodeł, tupot kopyt o ubitą ziemię świadczył wyraźnie że już nie może się wycofać. Czas ruszać w drogę.

Słońce ledwie wstawało, rozpraszając unosząca się mgłę nad obozem gdy krzyki zerwały wszystkich na nogi.

- Zdrada, zdrada - Te słowa z prędkością błyskawicy roznosiły się po obozie. - Jezusie nazareński, co się dzieje? Atakują nas? Do broni - Stary rycerz wypadł z

namiotu z zaspaną twarzą, tylko w hajdawerach z wielkim mieczem w ręce- Nikt nas nie atakuje, ale podobno Piotr zdradził, Chciał porwać księcia

Bolesława i przed oblicze Wołodara zawieść, ale podstęp się nie udał, bo go straż spłoszyła.

- Jak to Bolesława porwać? Kto? Piotr?- A tak to? Ponoć Wołodar obiecał mu za ten postępek oddać Małopolskę i Śląsk

we władanie, włącznie z Krakowem. Imaginujesz to sobie waćpan? Taki łasy na tytuły, książęcego Palatyna mu było mało i szwagra chciał porwać, a że zaufanie miał u Księcia to i sprawa się łatwą zdała. Żeby nie przypadek to może i by mu się udało. Że też ta święta ziemia takich zdrajców nosi.

Obóz wrzał jak w celtyckim tyglu. Wieść grzmiała pomrukiem zła i wszelakiego plugastwa rzucanego za Piotrem.

- A gdzież to podział się ten zdrajca? Na pal go nanizać a wcześniej oślepić i język wyciąć aby złorzeczyć nie mógł i piękności tego świata za swojego żywota nie oglądał, choćby i tych kilka chwil co mu zostały.

- Powiesim go, powiesim, jak tylko go pojmiem, bo jak sól na ukropie przepadł w ciemnościach nocy.

Gorąca atmosfera powoli opadała razem z poranną mgłą. Obóz wracał do codzienności, jednak słowa jak wiatr powoli zaczęły rozchodzić się po ziemi.

102

Page 103: pietrek całość treść A4.doc

Grupa zbrojnych siedziała cicho dookoła małych ognisk, oczekując niewiadomego. Mściwoj podniósł się i zaczął wsłuchiwać się w nocny tryb życia lasu. Jakieś dźwięki, które dobiegały jego wyczulonych uszu nie harmonizowały z tętnem życia lasu. Powoli z tej muzyki zaczął wyławiać tupot kopyt końskich.

- Jadą - cicho rzucił w głąb oddziału. Nastało poruszenie, gdy z ciemności wyłoniło się pięciu jeźdźców.

- Jesteście gotowi? - Cicho zapytał Piotr nie zsiadając nawet z konia- Na życie i śmierć - padła odpowiedź- To w drogęPiotr ściągnął cugle i ruszył w mrok. Oddział w milczeniu ruszył jego śladem i

tylko niewielkie pozostałości po ogniskach świadczyły o bytności człowieka. Las wrócił do swojego niczym nie zakłóconego rytmu nocnego życia.

Non oby in Patria sed aby in Patriam27

27 Nie w ojczyźnie, lecz dla ojczyzny

103

Page 104: pietrek całość treść A4.doc

Zbrojni poruszali się bocznymi drogami, czasami przemykając lasami tak żeby wieść za bardzo się nie rozniosła o ich liczbie. Piotr znał się na metodach polowania na zwierzynę, i teraz jak zwierzyna, która ucieka przed myśliwym zapadając gdzieś na krótko w jarach i leśnych odstępach, przemykał się na południe. Na popas stawali krótko, tak aby koniom dać trochę wytchnienia i ruszali dalej. Lato tego roku przypominało najpiękniejsze dni dzieciństwa Piotra kiedy to biegał po zboczach Ślęży zaglądając do każdej pieczary. Górzysty, zalesiony teren świadczył o tym że zbliżają się do celu podroży. Do oddziału dotarły już wieści o zdradzie Piotra co z początku wprowadziło niemały zamęt. Razem z Piotrem mogli zostać okrzyknięci renegatami. Piotr z usposobienia srogi, lecz znany z poczucia humoru człowiek, stał się milczącym. Jego szara twarz, bez wyrazu, w którą nie raz i nie dwa wpatrywały się oczy wojów, nie wyrażała żadnego uczucia. Wieczór już dobrze ogarnął polanę na której się zatrzymali. Wojowie posiliwszy się upolowana zwierzyną, której tu było w bród, oczekiwali czegoś co niechybnie musiało nastąpić. Nikt nie znał celu wyprawy, a spalone osady, czasami jeszcze z dymiącymi resztkami chałup świadczyły o niespokojnym miejscu i niespokojnych czasach. Mściwoj, Borzywoj, Zbysław i Bogusław zajęli miejsca blisko Piotra.

- Jesteśmy już niedaleko. Tutaj, w kraju Wiślan i Polan o waleczności Celtów którzy osiedli na tych terenach dawno temu, będziemy musieli się rozstać. Nie mówiłem wam jak niebezpieczna jest to wyprawa. Czeka was nie tylko śmierć, która może spotkać rycerza w każdej chwili, na to jesteśmy przygotowani, ale co gorsza, gdyby się nie udała, czeka was niesława i wyklęcie z kościoła. Już pewnie wieść do was doszła jakobym chciał porwać Bolesława i przed oblicze Wołodara postawić - jego cichy głos mieszał się z odgłosami leciutkiego podmuchu wiatru w bukowych drzewach i mrugał światłem ogniska. Nikt ze słuchaczy mu nie przerywał oczekując w napięciu tego co będzie dalej. - To zostało specjalnie przygotowane na to co was czeka. Jesteśmy dwa dni drogi od Przemyśla, wołodarowego grodu, bo tam właśnie jest cel naszego marszu. Nie wiemy gdzie obecnie Wołodar przebywa, paląc i rabując polskie ziemie. Dzisiejsza noc jest naszą ostatnią nocą spędzoną wspólnie. Jutro skoro tylko słońce wstanie, rozdzielimy się. Oddział podzielimy na trzy mniejsze, po dwudziestu ludzi każdy. Każdy z was weźmie jedną dwudziestkę i zapadnie o jeden dzień drogi od Przemyśla, tak żeby nikt nie podejrzewał obecności oddziału ale i też tak żeby was można było łatwo znaleźć. Nadstawiajcie ucha i wytrzeszczajcie oczy, na to co dzieje się dookoła. Każdy ze swoim oddziałem pozostanie w miejscu przez 5 dni, po tym czasie, nawet jeżeli słuch po mnie zaginie, udacie się do księcia Bolesława. Zbysławie ty weźmiesz jeden oddział i staniesz niedaleko drogi na Czerwień, ty Mściwoju ze swoimi ludźmi przy drodze na Sandomierz zapadniesz, a ty Bogusławie przy drodze na Biecz. Borzywoj, ty udasz się ze mną jako że mowa Rusinów będzie bardzo potrzebna.

- Jezu miłosierny, co ty zamierzasz że każesz mi się pchać w gniazdo szerszeni? - Borzywoj już domyślał się co Piotr zamierza uczynić - Czyś ty aby o zdrowych zmysłach? Wprawdzie Wołodar w podeszłym już wieku, na siedemdziesiątkę mu idzie

104

Page 105: pietrek całość treść A4.doc

lubo i tą już przekroczył ale to silny i twardy orzech do zgryzienia. Można na nim zęby połamać.

- Myślisz że o tym nie wiem? - Piotr odezwał się głosem w którym czuć było desperacje człowieka. Myślisz że bez potrzeby bym waszą i moją cześć narażał gdyby to można było inaczej załatwić? Wołodar korzystając z okazji nasze ziemie łupi, i jak nasza wyprawa fiaskiem się obędzie, książę Bolesław Pomorców odstąpić będzie zmuszon i z całą siłą wrócić na południe, dla ratowania ziem naszych. Mnie, książęcemu Palatynowi prawo nakazuje w czas wojny księcia zastępować. Cała odpowiedzialność za ten czyn na moich barkach spocznie. To nie ciebie a mnie, zanim wszystko się dokonało zdrajcą okrzyknięto i zła sława lotem błyskawicy czarną plamę na moim honorze zostawia. Sprawa nie wydaje się trudna bo mnie w Przemyślu także wojewodą zwą i mam u nich poważanie. Zawarłem ja kiedyś z Wołodarem przymierze braterskie i teraz Bogu dane słowo muszę złamać. - Piotr na chwilę zawiesił głos - Non oby in Patria sed aby in Patriam. - dodał cicho. Siedział zapatrzony w płomienie ogniska, które delikatnie lizały krewiona. Niezmącona niczym cisza ogarnęła siedzące przy ognisku postaci. Nagle tę ciszę przeszył głos nawołującego puszczyka.

- Nie wróży to najlepiej - pomyślał Piotr - Czas poczywać - powiedział głośniej. Jutro ciężkie zadanie i długa droga przed nami. Nikt nie odezwał się ani jednym słowem. Rycerze położyli się dookoła ognia i zapadli w lekką drzemkę. Aby do świtu.

Mściwoj otworzył oczy, na wschodzie ciemne niebo rozświetlały pierwsze

promienie słońca. Rozejrzał się dookoła ale nic nie zwróciło jego szczególnej uwagi. Już miał wracać w objęcia Morfeusza, gdy spojrzał w kierunku gdzie powinien spać Piotr. Miejsce było puste. Borzywoja też już nie było. Ich konie znikły. Mściwoj powstał i ogłosił pobudkę. Straże doniosły że Piotr z Borzywojem opuścili obozowisko już jakiś czas temu.

- Czas i nam ruszać - pomyślał - Boże uchowaj nas od złego - zrobiwszy znak krzyża szykował się do drogi.

Słońce już było dobrze na niebie kiedy trzy oddziały ruszyły, każdy w swoją stronę. W milczeniu, w ciszy, w zadumie.

Wyjechali na połoniny. W oddali ich oczom ukazał się duży warowny gród. Ponad mury obronne z osadzonymi na rogach wieżami, wznosiła się wieża przysadzistej rotundy i monasterium ustawionej na wzgórzu, a obok niej dach trzynawowej bazyliki. Budowle te wykonane były z kamienia  piaskowcowego, drobnoziarnistego , płytowego związanego zaprawą wapienno-piaskową , pochodzącego z pobliskich kamieniołomów na Kruhelu.

105

Page 106: pietrek całość treść A4.doc

2828 Przemyśl - Wzgórze Zamkowe 1 - preromańska rotunda z IX wieku, 2 - preromańskie monasterium z IX wieku, 3 - romańska bazylika trzynawowa z X wieku, 4 - Teatr "Fredreum" - pozostałości gotyckiego zamku z XIV wieku, 5 - relikty kwadratowej wieży - rysunek według J.T.Frazik.I Spraw, bym usłyszał radość i wesele: niech się radują kości, któreś skruszył! Odwróć oblicze swe od moich grzechów i wymaż wszystkie moje przewinienia! Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego! - Psalm 50 (51) 10-12 Biblia 1000-lecia

IV Maurus, także Maur (zm. 5 marca 1118), biskup który kontynuował rozpoczętą przez Władysława Hermana, budowę katedry wawelskiej. Pierwszy etap zakończył w 1115

pozamałżeński syn króla Norwegii Magnusa III Bosego (panował 1093-1103) i nieznanej z imienia matki (prawowitą żoną Magnusa III była Małgorzata Fredkulla, córka króla Szwecji Inge I z rodu Stenkila, jednak wszystkie dzieci Magnusa III pochodziły ze związków pozamałżeńskich). Jego przyrodnimi braćmi byli Eystein I, Olaf i Harald IV Gille. W roku 1107 przypiął krzyż krzyżowców i wyprawił się ze swoją flotą w podróż morską

106

Page 107: pietrek całość treść A4.doc

XXX

- Zaczynamy nasz teatr, w którym stawką jest nasze życie. Jesteś gotów na śmierć? - Piotr spojrzał na Borzywoja bez wyrazu, nie oczekując odpowiedzi. Już i tak było za późno żeby się wycofać. Słowa, które dał dwóm osobom wzajemnie się wykluczały. Wołodar przeciwko Bolesławowi. Nawet gdyby wygrał to już przegrał.

do Ziemi Świętej. W tymże roku przybył do Portugalii, gdzie wziął udział w walkach z Maurami, następnie popłynął do Ziemi Świętej, gdzie w 1110 jego flota pomogła królowi Baldwinowi I zdobyć miasto Sydon.

VII Tradycja Wszystkich Świętych albo Święto Zmarłych ma swój początek w starym celtyckim święcie „Samhain”. Samhain (śmierć ciała) oznaczał dla naszych przodków początek nowego roku. Jeśli dziwi, że początek roku zaczynał się 1 listopada, należy sobie uświadomić, że Celtowie byli rolnikami i dla nich żniwa zaczynały się sianiem ozimin, czyli obdarowaniem zaczątkiem życia gleby śpiących jeszcze pól.

Ponadto wszyscy obchodzą to święto dokładnie lub mniej więcej w tym samym dniu, w którym według sprawozdania Mojżeszowego rozpoczął się potop, tzn. siedemnastego dnia drugiego miesiąca - miesiąca odpowiadającego w przybliżeniu naszemu listopadowi. Tak, więc w rzeczywistości początek temu świętu dało składanie hołdu ludziom, którzy zginęli w kataklizmie potopu. przeniesione przez papieża Grzegorza III w roku 731 z 15 maja na 1 listopada

VIII W 1041 roku cesarz Henryk III, jako lenny zwierzchnik księcia czeskiego, zatwierdził zabór Śląska dokonany przez Brzetysława. Dlatego w 1046 roku, mimo wyświęcenia nowego biskupa wrocławskiego – Hieronima, Brzetysław, mając oparcie w cesarzu, nie uznał tego wyboru i nie dopuścił biskupa Hieronima do zarządzania diecezją. Proces ponownego łączenia poszczególnych ziem polskich trwał długo. Kazimierz, nazwany przez historyków Odnowicielem, zdołał odzyskać prawie cały Śląsk dopiero około 1050 roku. Taki stan rzeczy musiał jeszcze oficjalnie zatwierdzić władca Cesarstwa. Ówczesny cesarz Henryk III uczynił to na zjeździe w Kwedlinburgu w 1054 roku. Uznał powrót Śląska do Polski, ale jednocześnie nakazał Kazimierzowi Odnowicielowi płacenie na rzecz Czechów trybutu z tej ziemi.

IX Grzywna - Średniowieczna jednostka wagowo-pieniężna stosowana od poł. XI w., o ciężarze ok. 210 g. Nazwa "grzywna" wywodzi się od naszyjnika bądź też wiązki skórek pełniących przez XII w. funkcję środka płatniczego. Początkowo z grzywny bito 240 denarów Kazimierz Wielki reformując monetę krajową wprowadził podział grzywny na 48 tzw. szerokich groszy. (za: info.kalisz.pl) Grzywna = 16 łutów wrocławskich = ok. 210

107

Page 108: pietrek całość treść A4.doc

Jeźdźcy mocniej naciągnęli kaptury opończy na czoła, spięli konie i ruszyli stępa w kierunku bram miasta.

W bramach zostali zatrzymani przez straże. - Z koni - warknął strażnik i skierował grot rohatyny w kierunku jeźdźców.

Słychać było chrupot zaciskanych na drzewcu palców. Strażnicy otoczyli mężczyzn. Ich twarze nie wróżyły nic dobrego.

- Kim jesteście? - głos dowódcy straży nie znosił sprzeciwu. Borzywoj uważnie rozejrzał się dookoła. Na murach pojawiły się ciekawskie oczy

innych strażników, ich głowy okrywały szyszaki a w rękach zaciskali łuki gotowe go strzału.

- Nikim panie, my zwykli pielgrzymi, szukający schronienia na noc - Głos Borzywoja brzmiał pokornie, tak jakby chciał uspokoić sytuację.

- Pielgrzymi? - Dowódca nieprzekonany uważnie przyglądał się przybyszom - Ty, Rusin, a od Polaków jedziecie? Z koni i zdejmijcie kaptury - W tym momencie jeden ze strażników zbliżył się do Piotra chcąc ściągnąć go z konia. Reakcja Piotra była natychmiastowa. Wyrwał stopę ze strzemienia i odepchnął strażnika. Jego szybka dłoń sięgnęła ukrytego pod opończą miecza. Brzeszczot świsnął w powietrzu i strażnik cięty przez ramię aż do połowy korpusu padł martwy barwiąc belki mostu na czerwono krwią.

- Żywcem brać - Zawołał donośnym głosem dowódca. Strzelcy z murów opuścili łuki i przyglądali się rozwojowi sytuacji na moście. Z bram wybiegło więcej strażników. Piotr poczuł uderzenie obuszkiem w głowę. Zrobiło mu się gorąco. Świat, pomimo stojącego wysoko słońca oblekł się ciemnością i wydawało mu się że spada w dół przepaści.

Żołnierze rzucili się na przybyszów z potężną siłą. Ich ciała przydusiły nieznajomych. Odebrano im broń, zerwano z głowy kaptury, ręce powiązano i powleczono ich w głąb strażnicy.

gram (od miary wagi łut pochodzi powiedzenie łut szczęścia)

X Ołbin to obecnie osiedle we Wrocławiu, a jego nazwa wywodzi się z bardzo starego, praindoeuropejskiego słowa albho, czyli ‘biały’. Z tego źródła powstało prasłowiańskie olb- o tym samym znaczeniu, a na tej podstawie jeszcze w języku prasłowiańskim uformowało się słowo olbąć / olbądź ‘łabędź’ (wyraz ten występował na obszarze słowiańszczyzny w wielu wariantach). Właśnie od tego wyrazu wywodzi się nazwa Ołbin. - Jan Grzenia - Poradnia Językowa PWN

XI Tak w okresie średniowiecza nazywano Zakon Benedyktynów. Słowo „benedyktyn" do polszczyzny literackiej wprowadził ks. Piotr Skarga. W 1579 r. przetłumaczył on „Żywot Św. Woyciecha od jego rówieśnika, mnicha-benedyktyna bardzo uczenie napisany".

XII Najstarsza macewa żydowska (fragment) odnaleziona w roku 1929 pomiędzy domami przy obecnej ul. Kiełbaśniczej 5 i przy Rynku 6 we Wrocławiu pochodzi z roku 1174, z nagrobka rabbiego Aarona, syna Abrahama

108

Page 109: pietrek całość treść A4.doc

- Obwiesić ich - głosy rozchodzące się po strażnicy nie wróżyły nic dobrego. Dowódca straży wysłał umyślnego do zamku z wiadomością o dwóch obcych, próbujących dostać się do miasta.

- Ech, poderżnąłbym ci ja gardło jak psu, gdyby mi pozwolono - jeden ze strażników, potężny Rusin, chwycił Piotra za włosy i głęboko zajrzał mu w oczy - ale mój czas przyjdzie.

Krew cieknąca stróżkami z rozbitej głowy zalewała Piotrowi oczy, oblepiając dłoń Rusina. Ten powoli obejrzał swoją dłoń i z niesmakiem wytarł ją o koszulę Piotra. Wykonując ten ruch nagle wyczuł coś, co było ukryte przed wzrokiem ludzkim. Rozerwał Piotrową koszulę i na piersi ukazał się medalion. Medalion z Łabędziem. Już miał go zerwać z szyi Piotra gdy zza jego pleców wydobył się rozkaz przeszywający do szpiku kości

- Stój - Rusin wyprężył się jak struna a głos wyraźnie go sparaliżował. Dowódca osobistej straży księcia Wołodara odepchnął Rusina stojącego mu na

drodze i zbliżył się do Piotra.- Łybid - Powiedział trzymając medalion w dłoniach i patrząc w zalane krwią

oczy Piotra. Chwycił go za ramiona i pomógł mu wstać. Jednym ruchem rozciął krępujące go więzy. - Uwolnić tego drugiego - rzucił w głąb strażnicy - zabieram ich przed oblicze księcia.

- Ale … - dowódca straży próbował coś protestować, jednak wzrok przybysza osadził go na miejscu bez słowa - Słyszałeś co powiedziałem - głos wysączony przez zęby jak syk węża zmroził wszystkich obecnych. Rozkaz został bez szemrania wykonany.

Podprowadzono konie. Jeńcy, bo takimi chyba byli na chwilę obecną, choć wolni, z trudem zajęli miejsca w siodłach i w otoczeniu straży ruszyli w kierunku dworu książęcego. Ciszy tego korowodu towarzyszył pomruk zebranych oddziałów. Ruch wojska, który świadczył o przygotowaniach, zamarł i wzrok wszystkich utkwił w dwóch nieznanych jeźdźcach. Cisza powoli zaczęła przemieniać się w pomruk burzy przechodzącej gdzieś daleko.

- Łybid, Łybid - pomruk przetoczył się nad trasą przejazdu korowodu. Wprowadzono ich do drewnianego dworu gdzie już oczekiwał ich Wołodar i jego

młodszy brat Wasylko. - Witam szanownego mości wojewodę w moich skromnych progach - Wołodar,

starszy mężczyzna siedzący na ozdobnym tronie patrzył na przybyszy z ciekawością. W jego głosie dała się wyczuć złośliwość. Mężowie poczuli uderzenie w plecy, które powaliło ich na kolana

- Na kolana psy - cichy warkot strażnika przeszył powietrze- Cóż cię sprowadza, jacyż to bogowie, dobrzy czy źli poprowadzili cię drogą na

Ruś?Piotr chciał się podnieść z kolan, jednak potężne uderzenie ponownie powaliło go

na kolana. - Wielmożny książę, niewiele mam do powiedzenia, skoro przybywam do ciebie

jako przyjaciel, a ty mnie na kolana rzucasz, znając mnie mojego rycerskiego honoru nie szanujesz.

109

Page 110: pietrek całość treść A4.doc

- Jako przyjaciel? Siekając moich ludzi? Czy tak postępuje przyjaciel? Czy rycerz, który swój honor ceni ponad wszystko ukrywa twarz swoją w czeluściach kaptura i jak szczur chce się przesmyknąć pomiędzy strażami?

- Miałem ja swoje osobiste powody takiego postępowania, o których tutaj, w tak szerokim towarzystwie wspominać nie będę. Czyń co ci serce nakazuje.

- Dlatego jeszcze żyjesz że mamy chęć ciebie wysłuchać, dla naszych starych zażyłości. Mów więc albo oddasz ducha na męczarniach, jako zdrajca.

- Uciekłem od Bolesława i w twoje ręce chciałem się oddać. Na twoją służbę - z dumą w głosie powiedział Piotr - Ten pies chciał mnie okraść ze wszystkiego co posiadam. Chciał pozbawić mnie godności wojewody.

W sali zapadła cisza. Nikt nie ważył się odezwać, wszystkie oczy skierowały się na Wołodara. Jego twarz ogorzała od słońca, okolona brodą i wąsami teraz była bez wyrazu, tylko jego ciemne oczy wskazywały światło życia.

- I myślisz że my przyjmiemy cię jak swojego?- Tak panie - pewnie odpowiedział Piotr - Skoro proponowałeś bogactwa i

dostojeństwa Skarbimirowi, to co dopiero mnie, związanemu z tobą krwią mojej żony Marii, księżniczki kijowskiej, lubo związanemu z tobą braterstwem krwi, które to dokonało się wiele lat temu?

- Hardy jesteś i pewny siebie, jednak w twoim głosie słychać siłę i pewność tego co robisz - Wasylko pierwszy raz od czasu przybycia jeńców się odezwał. Jego twarz skierowała puste oczodoły w kierunku skąd dochodził głos Piotra. - Doszło uszu naszych że chciałeś porwać Bolesława i przed nasze oblicze przywieść li to prawda jest?

- Prawda, jeno same chęci wystarczyć tu nie mogą. Czyny się liczą. - A ten co jest z tobą? Któż to jest?- To Borzywoj, były dowódca straży Kniazia Władymira co na kijowskim dworze

siedzi. Darowany on mi został kiedym to Marię za żonę dostał. Rusin to i wierny sługa, a co najważniejsze wielki żołnierz.

Wołodar przyglądał się uważnie twarzom Piotra i Borzywoja, szukając jakiegoś fałszywego znaku. Nic w nich nie znalazł, nawet strachu o własne życie.

- Odprowadzić ich, nakarmić i trzymać w zamknięciu nim podejmiemy decyzję co z nimi począć - szybko zdecydował i machną ręką na znak zakończenia rozmowy.

Jeńcy wstali, oddali pokłon kniaziom i wyszli poprowadzeni przez straże. Reszta bojarów29 także opuściła salę.

- Co z nimi chcesz zrobić? - zapytał Wasylko, kiedy zostali sami- Co ja chcę zrobić? - Wołodar spojrzał na brata - jeszcze nie wiem. Nie czas nam

bawić się w rozmowy jeno na Polaków ruszać, póki Bolesław na północy siedzi. - No właśnie o tym też i ja mówię, decyzję trzeba podjąć szybko. Piotr to dobry

rycerz i tęgi wojownik. Legendy o jego sile bardowie śpiewają. Dobrze by było go mieć po naszej stronie.

- Jest to prawdą, a z jego śmierci albo Bolesław cieszyć się będzie, jeśli prawdą li jest to że porwać go zamierzał, albo się wścieknie i z całą mocą na nas uderzy za śmierć

29 Bojarzy (z bułgarskiego boliare, boliarin) – w średniowiecznej Bułgarii (do XIV wieku), Wołoszczyźnie, Mołdawii i później na Rusi - wyższa szlachta feudalna, magnaci, wielcy właściciele ziemscy.

110

Page 111: pietrek całość treść A4.doc

jego wojewody. A ani jednego, ani drugiego nie chcemy. Nie boję ja się Bolesława, ale chcę ocalić moje grody przed pożogą i rabunkiem, bo to niechybnie by je czekało.

- Nie łatwa to sprawa, nie łatwa. Wołodar nerwowo chodził po izbie. - i tak źle, i tak nie dobrze - myśli

przelatywały przez głowę nie pozwalając podjąć żadnej rozsądnej decyzji. - A jakby śluby na wierność nam złożył? - Wasylko nieśmiało zaproponował bratu

- rozpuścilibyśmy wieść że wojewoda Bolesława nam śluby złożył i jest z nami. Przeciągnęłoby to na naszą stronę wielu jego zwolenników i łatwiej by nam poszło z Bolesławem. Może nawet o Kraków byśmy mogli zawalczyć? Wielki to pan i ma u swoich poważanie na Śląsku szczególnie. Wielkie zamieszanie wywołałaby taka informacja w szeregach Bolesława i osłabiłaby jego siły.

- A jak nie zechce ślubów złożyć?- To na cóż on nam wtedy potrzebny? Na pal go nadziejesz jak przestępcę i

zdrajcę. Będzie miał Bolesław uciechę i tyle. - Ha, tokoż i uczynim, jest to dobre rozwiązanie, bo szkoda postradać taką wielką

moc jaka ma Piotr, ale jak sam nas do tego zmusi nie zawaham się go stracić.

XXX

Piotr obmył swoją twarz z zakrzepłej krwi. Zimna woda ochłodziła rozszalałe zmysły. Na głowie od obuszka utworzył się już strup krwi, który posklejał mu włosy. Każdy dotyk sprawiał mu ból.

- Jeszcze żyjemy - powiedział bezgłośnie - to chyba i tak sukces, bo mogli nas uśmiercić od razu.

- Jezu, jakżeś wyjął miecz i ciął tego strażnika na odlew już wtedy myślałem że umrzemy, że posiekają nas na drobne kawałki a ścierwa psom dadzą na pożarcie - Borzywoj starał się doprowadzić do ładu, pocierając bolesne, posiniaczone miejsca którymi ozdobione było jego ciało. - To wszystko nie takie proste jakby się wydawało

- Wszystko jest prostsze niż nam się wydaje, i jednocześnie tak bardzo skomplikowane, bardziej niż możesz to sobie wyobrazić - Piotr nabrał powietrza w płuca - przed nami jeszcze daleka droga, a czasu niewiele. Czy zwróciłeś uwagę na ilość wojska w grodzie? Pewnie się znów wybierają na jakąś wyprawę, aby złupić południe. I to pewnie niedługo. Wszystko teraz zależy od rozwoju sytuacji. I tak postawiliśmy na szali nasze życia, cóż więcej możemy stracić?

- Wiele, ale na razie nie chce mi się o tym nawet myśleć. Ty masz więcej do stracenia niż ja. Ty masz żonę, rodzinę, majątek. Mogą ci wszystko odebrać. Całą przyszłość twojego rodu.

- I tak to kiedyś zrobią, ja to wiem już od dawna, ale chcę przeżyć moje życie najlepiej jak tylko umiem, oddawszy swoją duszę w ręce Boga. Jemu jestem wierny.

Na dworze już dobrze się zmierzchało gdy drzwi izby się otworzyły i strażnik zawołał

111

Page 112: pietrek całość treść A4.doc

- Książę pan was wzywa, przebierzcie się - to powiedziawszy rzucił na ławę nowe szaty, w które mieli się przebrać. Drzwi za nim się zamknęły.

- Nie jest to wór pokutny, ani też szata przedśmiertna, to może oznaczać że żyć będziemy - Borzywoj powoli wkładał białą, lnianą koszulę. - Jestem ciekaw co teraz wymyślą?

Wprowadzono ich do przestrzennej izby w której zgromadzili się wszyscy ruscy bojarowie podlegli Wołodarowi. Stoły uginały się od zastawy i mięsiwa. Piwo i wino, sprowadzone z Bizancjum lało się jak woda w strumieniu. Wołodar i Wasylko siedząc na poczesnym miejscu objadali się pieczonym dzikiem jakby to miał być ich ostatni posiłek. Po obu ich stronach było wolne miejsce, tak jakby na kogoś czekało. Wołodar oderwał wzrok od stołu i spojrzał na doprowadzonych mężczyzn. Podniósł dłoń. Gest ten uciszył całe zebrane towarzystwo.

- Mości wojewodo, tu oto są przygotowane dwa miejsca przy moim stole - Głos Wołodara niósł się szerokim echem poza dwór - ale czy je zajmiesz wraz ze swoim towarzyszem zależy tylko od Ciebie. W naszej łaskawości postanowiliśmy przyjąć cię do naszego towarzystwa pod jednym warunkiem. Złożysz nam ślubowanie i przysięgniesz na Święty Krzyż i rany Pana naszego Jezusa Chrystusa, wierność i posłuszeństwo.

Piotra zmroziła ta propozycja. - Jużem raz przysięgał tobie braterstwo i wierność, to mało? Wołodar wstał z ławy i wyszedł zza stołu. Powoli wyjął miecz i stanął przed

mężczyznami. - Wybór należy do ciebie brzeszczot czy głownia? Tu i teraz padnij na kolana

przed twoim władcą i poprzysiąż na tę rękojeść w kształcie krzyża wierność i posłuszeństwo, lubo spotkasz się z drugą stroną rękojeści, brzeszczotem - głos Wołodara nie pozostawiał żadnych złudzeń. Nie pozostawiał wyboru.

Piotr upadł na prawe kolano i pochylił głowę przed majestatem książęcym. Borzywoj uczynił to samo.

- Na krzyż święty, tu i teraz, przysięgam ci mój panie wierność i posłuszeństwo moje. Tak mi dopomóż Bóg i Panienka Najjaśniejsza. - Piotr wyciągnął złożone jak do modlitwy dłonie w kierunku Wołodara. Ten objął oburącz dłonie Piotra, chwilę popatrzywszy na Piotra z dumą, odpowiedział - przysięga twoja i poddaństwo przyjęte zostają. Chodź i zajmij miejsce przy moim stole.

- Przysięgam - Borzywoj i powtórzył bezwiednie czynności Piotra. Dla niego też znalazło się miejsce przy książęcym stole.

Sala wybuchła salwami radości. Wielu znało Piotra osobiście, a jeszcze więcej słyszało o jego bohaterskich czynach. Woleli mieć go po swojej stronie niźli za wroga, bo okrutny wojownik z niego był.

- Dokonałeś słusznego wyboru, mości wojewodo, bo tak tytuł i u mnie dostajesz. Szkoda by mi było tak dzielnego wojownika i brata, bo nie zapomniałem o dawnych przyrzeczeniach.

Z Piotra powoli opadały emocje. To co zrobił już się stało i się nie odstanie. Cokolwiek by teraz nie uczynił będzie złe.

112

Page 113: pietrek całość treść A4.doc

- Mości książę Panem ty mi i bratem. Do kogo miałem że się udać z moja krzywda i skargą? Kogo o schronienie prosić? Nie łatwa to była decyzja jednak konieczna. Bolesław chrapki na moje ziemie nabrał, okrutnik jeden i śmiercią mi groził. Cóżem miał czynić?

- Nie było nikogo kto by miał cię bronić, to ja ci miejsca przy moim stole ustąpiłem.

Piotr chwycił kawał mięsa ukrywając swoje uczucia. Skierował swój wzrok na brata księcia, Wasylka. Z uwagą mu się przyglądał. - nie chciałbym tak jak on, już tyle lat bożego świata nie widzieć - pomyślał - a to groziłoby mi jako zdrajcy, gdyby się nie udało. Nie darowaliby mi - Zmienił kierunek myśli bo ciarki przeszły mu przez plecy. Głos Wołodara wyrwał go z zadumy

- Niedługo będziesz miał okazję udowodnić swoją wierność - rubasznie zawołał Wołodar. Jego lisi uśmiech nie wróżył nic dobrego - Wkrótce ruszamy na Lachów, tobie jako głowy Ślężan i pana w śląskim kraju nie sprawi to pewnie żadnego problemu. Piastowie to nasz wspólny wróg, którego tępić należy.

- Napsuli oni krwi przodkom moim kiedy nową wiarę wprowadzać zaczęli. Wyrugowali ich z Ostrowa, świątynię budując, starych bogów nie uszanowali. To na naszych terenach, na Ostrowiu właśnie ich przodek Mieszko dał się ochrzcić czeskim kapłanom. Teraz znów chcieli mi odebrać to co pozostawili mi przodkowie - w jego głosie słychać było złość i pretensje

- Jedz i pij mości wojewodo, nie martw się, nie damy ci krzywdy zrobić. Ciesz się dzisiaj z nami.

Zabawa rozgorzała na całego, wielu chciało się z Piotrem bratać i piwa napić. Wielu z nich wiedziało że jest to ostatnia taka uczta, że wielu z nich może już takiej nie dostąpić.

XXX

- Piotrze, Piotrze, obudź się. Coś się dzieje na podwórcu - Głosi szarpanie Borzywoja wyrwało go z głębokiego snu. Odsypiał właśnie wrażenia wczorajszego wieczora kiedy jasne promienie słońca wiszącego tuż nad widnokręgiem wdarły się bezlitośnie pod jego powieki. Zerwał się z posłania i spojrzał przez okno. Przez podwórze przewijały się rzesze uzbrojonych ludzi. Nagle ktoś zakołatał do drzwi i wszedł do izby. Uzbrojony wysłannik Wołodara pojawił się w drzwiach.

- Mości wojewodo, książę zaprasza do udziału w mszy porannej przed wyprawą.- Przed wyprawą? - zdziwienie Piotra nie miało granic - Nic mi o tym nie

wspominał podczas wczorajszej uczty. Już idziemy.Woj zniknął w drzwiach. Mężczyźni szybko ogarnęli się i przebrali w dostojne

szaty dostarczone przez służbę Wołodara. Szaty były godne pozycji wojewody, jakim mianował go Wołodar. Promienie słoneczne wdzierały się z bólem pod powieki. Piotr przysłonił oczy. Tłum wojowników gromadził się dookoła bazyliki, pozostałości po benedyktyńskim opactwie zaadoptowanym na kościół bizantyjski. Towarzystwo rozstąpiło się robiąc miejsce przybyłym.

113

Page 114: pietrek całość treść A4.doc

W bazylice panował półmrok, rozproszony tylko światłem wpadającym przez niewielkie okienka w ścianach i trzech apsydach. Rozpoczęło się nabożeństwo, które skończyło się błogosławieństwem wszystkich idących na wyprawę. Piotr już chciał wychodzić gdy nagle przy ołtarzu zrobił się jakiś ruch. Na środek wystąpił Wołodar.

- Dzisiaj, gdy w imię Jezusa i Matki naszej Rusi wyruszamy na wyprawę aby dodać jej chwały - Jego gromki głos odbijał się szerokim echem od ścian świątyni - wiemy już że ta wyprawa pomyślną być musi i Matka nasza królować będzie po wsze granice. Pan w swojej łaskawości przysłał do nas wielkiego sprzymierzeńca. Tego oto mości wojewodę, którego wielu z was widziało a większość z was słyszała o jego wojennych dokonaniach. Ten oto miecz - Wołodar uniósł w górę … miecz Piotra - darowujemy jemu aby mu przyniósł jeszcze więcej chwały i wielkie bogactwa. Uklęknij.

Piotr niepewnie rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Już wiedział jak wielki jest to podstęp i co zaplanował Wołodar. Śluby w obliczu Boga, w Jego Domu. Spuścił głowę i ukląkł na prawe kolano.

- Czy ślubujesz nam wierność i posłuszeństwo, tutaj w obliczu Boga?- Ślubuję - bezgłośnie odpowiedział Piotr. W tym miejscu ciężko było mu

wypowiadać te słowa. Cały świat zawirował.- Przyjmij zatem ten miecz w naszej łaskawości aby służył ci wiernie. - Wołodar

położył miecz na wyciągniętych ramionach Piotra. Ten, wstawszy przypiął go do pasa. Wiwatom tłumu nie było końca. Podprowadzono konie, Wołodar wskoczył na grzbiet i ruszył w otoczeniu wojowników. Kiedy armia przekraczała bramy miasta słońce już dobrze stało na niebie. Kiedy zniknął ostatni żołnierz, straże miasta zawarły wrota. Ich odgłos potoczył się po wyludnionym grodzie w którym pozostali tylko starcy kobiety i dzieci, bronione przez niewielki odział straży.XXX

Bogusław ze swoim odziałem cicho siedział przy drodze na Biecz. W powietrzu coś wisiało , coś czego nie potrafił wyjaśnić. Po skromnym posiłku zjedzonym w warunkach leśnych dopadły go wątpliwości. - Jezu Miłosierny, odpuść mi moje winy, te których się dopuściłem i te o których jeszcze nie wiem. Odpuść też winy Piotrowi, bo dobry to chrześcijanin, i dobry człowiek. Racz wejrzeć na niego swoim łaskawym okiem - Cicha modlitwa sama cisnęła się na wargi - Mario, opiekunko łabędzi weź go pod swoje skrzydła.

- Bogusławie, zwiady wróciły - głos wyrwał go z zadumy. - Dawać ich natychmiast - wstał, nerwowo oczekując wieści. - cóżeście widzieli?- Zbliżyliśmy się aż do murów grodu i na podgrodziu zasięgnęliśmy języka - Woj

O twarzy poprzecinanej bliznami referował sprawę - Okazuje się że Piotr miał rację, coś się szykuje. Wielkie ilości zbrojnych zebrane w grodzie świadczą o zbliżającej się wyprawie. Podobno na Lachów, ale tego nikt nie wie na pewno. Podobno na Biecz idą. O panie Piotrze tylko tyle że strażników poharatał na bramie i do niewoli wzięty został. Czy żyje nie wiadomo, ale jakby go usiekli to głośno by było dookoła grodu.

- Czy ktoś został na miejscu aby baczyć dalej?

114

Page 115: pietrek całość treść A4.doc

- Tak, zostawiłem Żmisława, młodzian to jeszcze ale bystry i rozumny. Tego do piekła po informacje słać można to nie dość że diabła oszuka to jeszcze mu z kotła ucieknie.

- Dobrześ się sprawił. Posil się i poczywaj. Czekać nam trzeba tak jak Piotr nakazał.

Ciężko mu było tak siedzieć i nic nie robić.- Ludzie się rozleniwią - pomyślał - Co mnie czynić, co czynić? - Bezczynność go paraliżowała.- Ludziom trzeba znaleźć zajęcie, bo mi gotowi pouciekać.- Decyzja przyszła szybko. Ćwiczenia i wysiłek fizyczny wszystkim wyszedł na dobre

Noc minęła bez żadnych niespodzianek, gdy tuż po wschodzie słońca do obozu wpadł jak burza Żmisław.

- Mości Bogusławie - bez pardonu wołał z daleka - Wołodar na Biecz rusza i pana Piotra ze sobą zabiera.

- Pewnali to informacja? - Bogusław spojrzał niepewnie na zwiadowcę.- Jak mi Bóg na niebie - Żmisław zaprzysięgał się na wszystko - niedaleko drogi

napotkałem ślepca co to wędruje od miasta do miasta i śpiewaniem na chleb zarabia. Od niego dużom się dowiedział, ale to nie czas na rozprawianie o błahych sprawach. Przebrałem się, gębę błotem ubrudziwszy razem z nim do grodum się dostał. Oooo, jakie tam dziwy były, ilu ludzim widział. Wszyscy na wojnę gotowi, po karczmach pijali.

- Mówże z sensem jakowym bo ni jak pojąć nie mogę o czym ty rozprawiasz. Jakżeś to do grodu się dostał?

- No przecie prawię że pod przebraniem - Żmisław zniecierpliwiony że Bogusław mu przerywa, żachnął się - No to jakem się tam już dostał to i posłuchać było czego. Widziałem pana Piotra, żyw on i cały, jeno łeb mu obuszkiem rozwalili, to i trochę krwi utoczyli. Słuchy chodziły że to niby pan Piotr śluby wierności Wołodarowi złożył i Bolesława się wyrzekł. Uwierzyć nie mogłem aż do rana kiedym to Piotra i Borzywoja w nowych strojach nie zobaczył. Wyraźniem słyszał jak przed Bogiem mu wierność przysięgał. Jakżem to usłyszał to zarazem uciekł i tę smutna więc tu przyniosłem. Cóże nam teraz czynić wypadnie? - z nadzieją patrzył w Bogusława jak w wyrocznię.

- Dobrześ się sprawił, nagroda na pewno cie nie minie. Skoroś się tak pilnie sprawił czeka cię jeszcze jedno zadanie. Pojedziesz do Księcia Bolesława, i wszystko mu przekażesz, ale musisz jechać co duch wyskoczy nie mieszkając nigdzie. Informacja to ważna i Książę Pan wiedzieć o tym powinien. Jeno pamiętaj, z nikim innym jak z księciem nie rozprawiaj o tym cóżeś usłyszał. Zapamiętaj wszystko co ci przekazałem, pamiętaj, z nikim innym jak z księciem nie rozmawiaj. Ty Sobiesławie co koń wyskoczy, goń z wiadomością do Mścisława. Niech ruszy ku nam, może być potrzebny. Jeżeli mam rację to Piotr chce porwać Wołodara, tylko odpowiednie miejsce trzeba znaleźć. Mściwoj potrzebny będzie aby bronić drogi ucieczki. Wołodar z całą siłą na Biecz rusza, to i pogoń mocna być może. Wszebor - zawołał starego woja, który pierwszy wiadomości przyniósł - weźmiesz kilku ludzi i przy gościńcu zasiądziesz a będziesz moimi oczami i uszami. Jak główne siły przejdą ruszymy po cichu za nimi.

115

Page 116: pietrek całość treść A4.doc

W obozowisku ruch się zrobił, jakby kto kij w mrowisko wetknął. Ogniska szybko wygaszone zostały, aby ich zapach dymu nie zdradził. Wszyscy ożyli jakby im kto złoto i bogactwa obiecywał. Lepsze to było od lenistwa.

XXX

Odziały Rusinów szybko podążały naprzód. Tereny pogórza nie ułatwiały marszu jednak widoki które się rozpościerały, ilość zwierzyny łownej w lasach umilały czas przemarszu. Po ślubowaniu w świątyni wydawało się że Wołodar całkowicie uwierzył w wierność Piotra pozostawiając mu swobodę poruszania się, jednak do jego „ochrony” przydzielił dwóch rosłych Rusinów, którzy nie oddalali się od niego na krok. Więcej swobody miał Borzywoj, który dzięki swojemu pochodzeniu i znajomości języka, który wyssał z mlekiem matki, poruszał się swobodnie między oddziałami. Na postojach starał się niepostrzeżenie przekazywać Piotrowi wszystkie informacje jakie zebrał tu i ówdzie. Pewnego wieczora przysiadł przy Piotrze wpatrzonym w niewielkie ognisko.

- Bogusław idzie za nami oddalony o pół dnia drogi - odezwał się szeptemPiotr drgnął - Domyślił się - pomyślał- Dobrze, to bardzo dobrze. Rozmawiałeś z nimi?- Nie za wiele bo nie byliśmy sami. Pytali się co zamierzasz i co im czynić trzeba.

Już słyszeli o twoich ślubach ale nadal są ci wierni. Niepewność jednak wdarła się w szeregi. Ucieczka od Bolesława to jedno, ale śluby złożone Wołodarowi w Domu Bożym to rzecz święta.

Piotr wyglądał tak jakby nie słuchał tego o czym Borzywoj prawi. Powoli wszystko układało się w jego głowie. Przestał myśleć o konsekwencjach, które go czekają.

- Wkrótce wjedziemy na ziemie Lechitów, tam dyscyplina oddziałów się rozluźni - głośno myślał - to będzie dobra okazja. Odziały rozproszą się po całej ziemi w poszukiwaniu łupów i zdobyczy. Wołodar, chociaż trzyma ich twardą ręką nie będzie mógł tego opanować, bo chęć zdobycia bogactwa będzie silniejsza. To już czuć w ludziach, a co dopiero jak im się wodzy popuści. Zaraz jak wiedziemy na ziemie krakowską mają być gotowi. Niech się trzymają blisko, ale tak żeby ich nikt nie zwęszył. Ty też trzymaj się blisko mnie na nocnych postojach. To się może wkrótce wydarzyć.

- Zostawię im wiadomość. Myślisz że to już? - Borzywoj nie potrafił usiedzieć na miejscu. Coś w nim zagrało.

- Wkrótce - odpowiedział Piotr i znów zanurzył się w swoich myślach. Borzywoj zniknął w pobliskich zaroślach.

Przewidywania Piotra się sprawdziły. Po wkroczeniu na ziemie zamieszkałe przez plemiona Lachów a będące pod panowaniem księcia Bolesława oddziały Wołodara rozproszyły się. Każdy z bojarów chciał na własna rękę grabić i palić. Łupy zdobyte cieszyły ich oczy i rozpalały rządze. Łuny pożarów rozświetlały wieczorne niebo. Na wieczór stanęli w niewielkim lecz warownym grodzie, który wcześniej został złupiony do

116

Page 117: pietrek całość treść A4.doc

cna a mieszkańcy wybici do ostatniego. Pozostawiono jeno młodych, których na targu sprzedać było można. Książę wszedł do zabudowań.

- Dobrze sobie tu Lachy żyją, i my też tu odpoczniemy. Pewnie już doniesiono Bolesławowi o naszej tutaj obecności, ale zanim tu przybędzie my będziemy gotowi. Dzisiaj tutaj spędzimy noc i rano trzeba będzie ruszać dalej.

- Ludziom trza dać odpocząć, bo paść gotowi, dobrze by było podjazdy wypuścić i choć dzień tu zabawić - Piotr usiadł za ławą w grodziszczu.

- Zabawimy tu nie jeden dzień a znacznie dłużej, zabawimy tu lata - Wołodar odpiął swój miecz i położył na ławie. Służba wniosła baraninę upieczoną na ogniu rozpalonym na środku podwórca. - A to co ? - zapytał Wołodar kiedy zaczęto mu nalewać złocistego płynu do kubka.

- W piwniczce trochę miodu znaleźlim, i przed resztą uchronić się udało- Ech te psiejuchy, niech używają, bo niedługo i sam Bolesław się zjawi.

Przeszkodziłem ja mu w wyprawie na Pomorzan, ech przeszkodziłem. Napsuł i on mojej krwi, Skarbimira oślepił. Jak cię dorwie to i ty stracisz swoje, bo już cię pewnie zdrajcą okrzyknięto.

- Ano okrzyknięto, ale wierząc w miłosierdzie boskie i w ciebie że mi i mojej rodzinie krzywdy zrobić nie dasz. Braterskie przymierze zobowiązuje - Piotr nie podnosząc oczu z nad stołu, próbował uspokoić swoje nerwy. - Wyjdę ja trochę na powietrze, popatrzę na niebo i straże sprawdzę bo licho nie śpi.

Piotr wyszedł przed zabudowania. Niebo, usłane niezliczoną ilością gwiazd, wisiało złowróżbnie nad głową. Na horyzoncie rozświetlane łunami pożarów.

- A to sobie harcowniki poczynają - pomyślał - niech się to wszystko już skończy bo nie zdzierżę. I hańby i wstydu.

Zwrócił swoje kroki w kierunku ogniska. Odział się posilał i popijał z antałków. Na widok Piotra nastąpiła cisza, lecz po chwili znów nastał gwar. Nagle, nie wiadomo skąd w świetle ognia pojawił się Borzywoj i dał Piotrowi znak. Piotr powoli wycofał się poza krąg światła.

- Piotrze, nasi są w pogotowiu, blisko zapadli. Znalazłem małe drzwi w palisadzie w kierunku wody. Pewnie ich nikt inny nie odkrył bo straży tam nie postawili. To jest dobre miejsce. Radź Piotrze co robić bo czasu niewiele

Szybka myśl, szybka decyzja.- Doma radzić będziemy to czynów trza. Wyślij Bogusława tam gdzie Stobnica z

Wisłokiem się zbiega. Tam niech z końmi czekają. Tu niech ostawi jeno dwóch i niech łodzie przyszykują. To ślad pogoni zmyli. Ty dopilnuj aby wszyscy się dobrze popili i zasnęli, Razem ze strażami.

Borzywoj zniknął w ciemnościach. Piotr wrócił do domostwa.- Ciemna noc, nawet księżyc nie wychylił swojej twarzy. W tych ciemnościach

wszystko zdarzyć się może.Twarz Wołodara, pocięta zmarszczkami odwróciła się w jego kierunku. Pierwszy

raz Piotr ujrzał w jego oczach błysk podejrzliwości. Ręka Wołodara bezwiednie podążała w kierunku miecza gdy jego głowy dosięgną obuszek. Wołodar spadł z ławy bez ducha.

117

Page 118: pietrek całość treść A4.doc

Piotr doskoczył szybko aby w razie potrzeby usta mu zatkać by żaden dźwięk nie wydostał się z jego gardła. Na dłoni poczuł lepkie ciepło krwi.

- Dycha - pomyślał. Szybko powiązał go jak barana. Sprawdził czy ktoś zwrócił uwagę na łomot spadającego ciała. W chacie trwała cisza, tylko na zewnątrz słychać było odgłosy pijaństwa i zabawy. Prym w tym wszystkim wodził Borzywoj.

- Chyba trochę za szybko to się wydarzyło, bo nic nie jest gotowe. Nie daj Boże żeby kto przyszedł do tego psa, bo krew się poleje - pomyślał. Usiadł ciężko na ławie. Czas mijał tak wolno że Piotrowi wydawał się wiecznością kiedy odgłosy na zewnątrz zaczęły przycichać. Wołodar obudził się. Próbował zerwać więzy i wołać pomocy, jednak założony knebel dławił każdy dźwięk wydobywający się z jego gardła. Z wściekłości tylko mógł warczeć jak pies, który nie może ugryźć. Ciszę przerwało delikatne pukanie do okna. Piotr otworzył okno i zobaczył jednego z ludzi Bogusława.

- Jesteśmy gotowi - ten cicho wyszeptał- Dobra, zabieramy tego wieprza i znikamyPiotr zbliżył się do kniazia i podniósł go na barki jakby nic nie ważył. Wołodar

zaczął wierzgać jak nieoswojony źrebak. Piotr mocniej go ścisnął i zaczął podawać go przez okno.

- Ucisz go bo ja nie zdzierżę - warknął przez zęby.Woj niewiele się zastanawiając zdzielił potężnym kułakiem w wystający łeb.

Ciało Wołodara zwiotczało. Piotr sprawnie wyskoczył przez okno za wyciągniętym ciałem. Podnieśli ciało i cicho zniknęli w ciemnościach.

Poranne promienie słońca rozświetliły mroki nocy. Straż budziła się z ciężkiego snu po pijanej nocy. Suchość w gardle, ból głowy gdy nagle po grodzie rozszedł się krzyk

- Książę porwany.- Wołodar zniknął a razem z nim ten polski pies- Szukać psubratów, nie powinni być dalekoLudzie szybko wskakiwali na koń i niewielkim oddziałami, z wściekłością na

ustach, rozpoczęli poszukiwania.

XXX

Ciemność otuliła uciekinierów jak matka swoje dziecko podczas snu. Szybko i cicho poruszali się wśród nadrzecznych chaszczy. Wkrótce dotarli do niewielkiej rzeczki zwanej Stobnicą. Łódź stała przygotowana do drogi. Wrzucili ciało Wołodara na dno łodzi i już zamierzali odbić od brzegu gdy zatrzymał ich odgłos biegu.

- Poczekajcie na mnie - Borzywoj wyłonił się z krzaków. Zalegli w łodzi i cicho odepchnęli się od brzegu. Płynęli spokojnym nurtem aż do miejsca gdzie rzeczka wpadała do Wisłoka. Tam już czekał Bogusław.

- O Jezusie przenajświętszy, aleś nas wystraszył Piotrze. Dobrze cię widzieć całym i zdrowym

- I ja też się cieszę że cie widzę, obrzydł mi już ten kniaziowski miód. Szybko, na koń i ruszamy na Tarnów, a potem do Krakowa. To dwa dni drogi, jeno koniom trzeba

118

Page 119: pietrek całość treść A4.doc

dać wypocząć po drodze. Tam uzyskamy schronienie. Mocny to gród i warowny. Mściwoj jest tutaj?

- Jest gdzieś za nami o dzień drogi.- Wyślij posłańca aby, co koń wyskoczy na Tarnów się kierował. Polecenia Piotra natychmiast zostały wypełnione. Ciało Wołodara przytroczone

do siodła i wszyscy ruszyli galopem w ciemność. Kiedy pierwsze promienie słońca rozświetliły drogę oddział był już daleko. Niepokój Piotra powoli opadał. Wiatr rozwiewał jego długie włosy. Dobrze się czuł w siodle i w towarzystwie swoich wiernych druhów. Już czuł się bezpieczny.

119

Page 120: pietrek całość treść A4.doc

120

Page 121: pietrek całość treść A4.doc

Panie, nie jestem godzienTwojej karylecz jeśli ma być wymierzonaniechaj dosięgnie tylko mnie. (Ryszard Krynicki)

Starzec zakończył swoją opowieść a karczma, w której z początku cisza zapanowała zaczęła huczeć jak w barci latem. Opowieść starca o porwaniu Księcia przemyskiego Wołodara wywoływała wiele emocji, dzieląc biesiadników na zwolenników i przeciwników.

- Palatyn książęcy w samoczwart Wołodara porwał i za łeb na zamek krakowski go przywiódł, toż to bohater jakich mało ta święta ziemia nosi - mężczyzna z podchmieloną czupryną i sumiastymi wąsami walił pustym kubkiem w ławę.

- Bohater ? To zdrajca naszej wiary najświętszej i niegodny miana rycerza. Pierwej to przywłaszczył sobie wybrankę Bolesława, Marię księżniczkę kijowską i sam ją za żonę pojąwszy majątku wielkiego się dorobił, a teraz złamał wszelkie swoje śluby dane przed ołtarzem. Dla niego cel uświęca środki, nic dla niego świętym nie jest, nawet rycerski honor zszargał - zawołał jego oponent siedzący po przeciwnej stronie ławy.

- Bajdy powiadacie mości Michale, jakże to? Księżniczkę ruską siłą wziął? Kniazia kijowskiego przekupił ? Miałżeli on więcej złota niż nasz książę pan? Nie. Ponoć Bogusław, który towarzyszył mu w tej wyprawie prawił że byli oni sobie pisani, że przepowiednia tak mówiła. Wielki żar miłości ich ogarnął a cóże jest większe od miłości?

- Przepowiednia? To gusła i przeciwienie się naszej wiary Jezusa Chrystusa. To stare bogi, które powinny odejść w zapomnienie. To czary i magia, które odprawiała stara jędza. Piotr je popiera. Do dzisiaj chodzą słuchy że na Ślęży pomimo zakonników, których to właśnie Piotr tam ulokował, jakieś pogańskie obrzędy odprawiane bywają. Oddał ziemię że to niby nie on, a kościół na to zezwala.Powietrze w karczmie na wspomnienie czarów nagle jakby zamarzło. Strach zajrzał w oczy słuchaczom, żeby przez przypadek złe moce wywołane nie zostały i bronić się nie przyszły.

- Ech, Michale przestałbyś prawić o takich rzeczach, co by złego nie wywołać. Nam słuchać o tym nawet nie wolno - Słabe i ciche głosy odezwały się dookoła. Słuchacze ze strachem, dla obrony przed złymi mocami uczynili znak krzyża

- A co do porwania księcia przemyskiego - swoje wywody kontynuował Michał - to wielce opłaciło się wojewodzie Piotrowi. Jak zapisał w swoich księgach jego osobisty dziejopis, benedyktyn, którego Maurem zwą, za ten czyn Piotr otrzymał znaczne majątki bo w udziale książę Bolesław darował mu wioski położone wokół grodów Skrzynna, bogate opola na granicy Małopolski i Mazowsza, między dolną Pilicą i Radomką, a i drugi kompleks włości z ośrodkiem w Książu Wielkim, w okolicach Brzeźnicy i Mie-chowa. Setki i tysiące poddanych, rządzonych surowo przez włodarzy, pracuje w pocie czoła w tych włościach, płacąc dziesięciny, daniny w zbożu, pogłowiu i trzodzie, w

121

Page 122: pietrek całość treść A4.doc

miodzie, grzybach, wosku, skórach zwierzyny, przyczyniając bogactwa swemu panu30. To wszystko razem z bogactwem, które we wianie otrzymał za Marię, żonę swoją, omalże równym z Bolesławem go czyni.

- Czyż to aby nie zazdrość, która jest równie wielkim grzechem jak łamanie słowa, przez was przemawia? - Mężczyzna podkręcił wąsa - a ja wam prawię że wielki to człowiek i dla ojczyzny oddany. Wierny on przyjaciel pana naszego Bolesława. Skoro ten mu wybaczył podebranie panny to co nam do tego? Zaliż mamy prawo oceniać czyn ten skoro nas on nie dotyczy? A czyjeż to ziemie, czyich ludzi Wołodar od prawowitej władzy ogniem i mieczem odciągał? Twoich? Przecie że nie twoich, bo jakby to twoje włoście były, jakby to tobie pustka do kabzy zajrzała to pewnie inaczej byś teraz śpiewał. Jednym śmiałym czynem sprawił on że wojska Wołodara do dom wróciły, książę Bolesław mógł wiarę chrześcijańską na całe Pomorze przynieść a skarby, które jako okup za Wołodara wpłacone zostały, zasiliły skarbiec książęcy. Pan Piotr zrzekł się tego dobrodziejstwa. Ponoć tego tak wiele było że omalże nie doprowadzili do upadku całego księstwa przemyskiego. Wołodar pomarł niedawno, świeć Panie nad jego duszą, a jego brat Wasylko razem z księciem Wołodymikiem, bratankiem swoim, długo ręki na księcia Bolesława nie podniosą. Jak Herakles, przy pomocy Joloaosa, odrąbał nieśmiertelny łeb hydrze i nadzieję mam że te łby już nigdy odrastać nie będą. Do dziś wszyscy możni tego świata spierają się co z Piotrem zrobić. Sprawa tak głośna jest że aż o Rzym się oparła i wszyscy czekają na decyzję legata papieskiego, benedyktyna, Gilles z Tuskulum, z polska Idzim zwanego. Nie naszym zadaniem jest planów boskich się czepiać.

Takie dysputy jeszcze długo trwały w anzelmowej karczmie i końca ich nikt długo znaleźć nie umiał. Starzec z siwą brodą, który wzburzył swoją opowieścią to karczemne życie spokojnie oparł głowę o ścianę. Nikt z dyskutantów nie zwracał już na niego uwagi. Oczy same się zamykały czy to ze zmęczenia czy starość do drzwi zastukała. Sen powoli ogarnął jego ciało a dusza wypełniła się anielską muzyką.

XXX

Zimna posadzka kościoła, któremu to patronował święty Wincentego na Ołbinie, wrażała się tysiącem igieł w obolałe i okrwawione ciało leżącej krzyżem postaci odzianej w wór pokutny utkany ze zgrzebnego płótna. Mrok, rozświetlany jedynie niewielkimi strumieniami światła bijącymi od migotliwych płomieni dwóch świec, ustawionych koło ołtarza dodawał temu widokowi więcej bólu i cierpienia. Więcej niż może zauważyć ludzkie oko. Pod płótnem na ciele mężczyzny widniały rany od bicza, którym umartwiał swoje ciało. Każda jedna nitka szorstkiego materiału zadawała ból. W świątyni brzmiała niczym nie zmącona cisza. Pokutnik rozpalone, zroszone potem czoło przytulił do chłodnej posadzki. Bezgłośnie poruszał ustami w cichej, pełnej bólu modlitwie.

- Czemuż mnie, wiernego sługę Twego tak ciężko doświadczasz? Nie godzien jestem aby przebywać w domu Twoim, poprzez czyny moje ale Boże, Panie mój, Ty

30 Kronika Maura - Stanisław Helsztyński (Nasza Księgarnia 1973 rok)

122

Page 123: pietrek całość treść A4.doc

jedyny znasz mnie od podszewki. Widzisz czyny moje i słyszysz moje myśli. Obarczyłeś mnie odpowiedzialnością o lud, który to w ręce moje złożył losy swoje. To już lata mijają jakżem słowo dane przed Twoim ołtarzem złamał i ciężkie kary ponoszę. Nie maż większej kary jak głos własnego sumienia, które o wybaczenie woła, lecz nigdzie znaleźć go nie może. Niegodzien jestem, aby przed Tobą stawać i o zmiłowanie prosić już nie dla mnie a dla przyjaciół moich, którzy to przeze mnie i za moją sprawą, grzechu ciężkie znamię noszą.

Ojcze nasz któryś jest w niebiesiech przyjmij na ofiarę cierpienie moje i odpuść winy tych, których złe języki ranią do żywego.

Mario, Ty która ukochałaś Pana naszego Jezusa Chrystusa nad życie swoje, zerknij proszę na imienniczkę Twoją, a moją żonę i wstaw się za nią, aby czyny moje nie spadły karą na jej żywot. Ona wierną zawsze była i umiłowała Cię tak bardzo że sobie Ciebie jako wzór postawiła. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa31.

Pierwsze promienie wstającego słońca zaczęły przedzierać się przez niewielkie okienko w apsydzie gdy nagle pokutnik usłyszał głos, który się rozniósł wielkim echem.

- Zbudujesz mój KościółMężczyzna z trwogą podniósł głowę znad posadzki i na tyle na ile mógł rozejrzał

się. Jego oczy starały się przebić mroki czy aby nikt z ludzi się tam nie czai, jednak nie ujrzał nic podejrzanego.

- Zbudujesz mój Kościół - głos zabrzmiał ponownie- Panie, nie godzien jestem słuchać głosu Twego, ale skoro jest taka Twoja wola

przemawiać do mnie na twarz padam przed Tobą. Nie jeden kościół zbuduję a siedemdziesiąt siedem na Twoją chwałę i cześć, aby anieli święci wraz z Twoim ludem mogły wychwalać Twoją wielkość i chwałę.

Ma pokutnika spłynął wielki spokój. Błogość i wielka radość, która go nagle wypełniła sprawiła że wydawało mu się że jego ciało wznosi się powoli w powietrze i delikatnie opada. Wszystkie rany na ciele zabliźniły się i jutowy wór nie sprawiał już cierpienia.

Mężczyzna podniósł się na klęczki, rozłożył ręce i wzniósł je do Boga.- Panie wielka jest Twoja chwała i potęga na wieki. Wstał i powolnym krokiem opuścił świątynię.

W palatium już zaczynał się codzienny ruch. Piotr zajrzał do sypialni żony. Już nie spała. Siedziała wpatrzona gdzieś w dal tak jakby była nieobecna. Jej twarz, teraz oświetlona porannymi promieniami słońca jaśniała jak gwiazda na niebie. Jeżeli tylko to było możliwe to wydała się Piotrowi jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Podszedł do małżonki i mocno przytulił.

Maria w jego ramionach drgnęła, tak jakby dopiero teraz zauważyła jego obecność.

- Kocham cię - Wyszeptał

31 Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina (łac)

123

Page 124: pietrek całość treść A4.doc

- Ja ciebie też bardzo kocham, mój panie mężu. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - wtuliła się bardzo mocno w ramiona męża.

Poczuła ciepło bijące z jego ciała i jakaś dziwną siłę. Siła ta wypełniła ją całkowitym zaufaniem i dawała poczucie bezpieczeństwa.

- Wyglądasz inaczej - przyjrzała się z uwagą jego twarzy. Zobaczyła w niej coś czego od lat już nie widziała. Zamiast bólu, który przez ostatnie lata pociął jego twarz zmarszczkami zobaczyła radość.

- Pan do mnie przemówił - Piotr, widząc jej zdziwiony wzrok, starał się wyprzedzić jej pytania - Nakazał kościół postawić.

- To ja ci też coś powiem. - Tajemniczo zaczęła Maria, tuląc swoją twarz to jego silnych piersi - W nocy przyśniła mi się Nasza Pani i także nakazała mi kościół postawić. Tam na tej wyspie Piaskową zwaną, gdzieżeś mi kiedyś łabędzia zawieszonego na niebie pokazywał. Mówiła że zakonnikom, którychś na Ślęży ostawił, wilgoć i wiatry strasznie męczą i choroby co rusz to nowe się szerzą.

- Postawimy tyle kościołów aby głos z nich rozchodził się po całej ziemi.Piotr jeszcze mocniej przytulił żonę i poddał twarz promieniom słonecznym.

Po porannej mszy odprawionej w pobliskim kościele, w sali jadalnej palatium podano do stołu. Piotr jadł niewiele. Jego myśli były daleko. W pamięci swojej szukał najlepszych architektów i budowniczych, rzeźbiarzy i kamieniarzy do wykonania wielkiego dzieła, którego się zobowiązał, gdy otworzyły się drzwi i stanął w nich Roger, postawny dowódca straży grodowej, który na służbę stawił się przed laty wraz z wiadomością o śmierci starego Włosta. Wiekiem już podeszłym i głową przyprószoną siwizną jednak jeszcze silnym mężczyzną, który wywoływał strach u wrogów. Dormirem jego tutaj zwano.

- Panie, posłaniec z Krakowa przybył i pilnie o posłuchanie prosi - zwrócił się do Piotra z głosem pełnym szacunku

- Zaprowadźcie go do kuchni i nakarmcie bo pewnie zdrożon, niech odpocznie chwilę/ Przyjmę go za chwilę.

Dormir tak jak się po cichu pojawił tak po cichu zniknął zamykając za sobą drzwi.- Pewnie książę Bolesław mnie do Krakowa wzywa na sąd, który chcą nade mną

odprawić. Ciągnie to się lata całe. Ponoć Salomea, za to żem Władysława u siebie chował i wielką miłość mam do niego, na Bolesława naciska, aby mnie stanowiska wojewody pozbawić. Sprawa grzechu mojego ponoć aż do Rzymu dotarła wraz z listami Biskupów i legat papieski przybywa na ich prośbę aby o czynach rozsądzić.

Maria podniosła głowę znad stołu i z miłością spojrzała ma męża.- Bóg w swojej łaskawości i wielkim miłosierdziu odpuści ci twoje grzechy i

przewiny. Ludzie zaś, w szczególności kiedy przez nich zazdrość i pycha przemawiają, nigdy. Nawet tego coś nie przeciw nim a przeciw Bogu uczynił.

W jej głosie słychać było skrzętnie ukrywaną obawę o życie swojego ukochanego mężczyzny.

124

Page 125: pietrek całość treść A4.doc

Listy od księcia, tak jak Piotr przypuszczał, zawierały prośbę a zarazem polecenie pilnego stawienia się przed jego obliczem, jeno nie w Krakowie a w Gniezdnie, gdzie legat papieski Idzi a także biskup Otton z Bambergu, który przybył na zaproszenie księcia Bolesława, aby misję chrystianizacji Pomorza odprawić, oczekują jego wizyty.

XXX

Gniezdno oblegane było przez rzesze ludzi. Sam Otton z Bambergu, znając mentalność pogańskich Pomorzan, nie powtórzył błędu swojego poprzednika, Bernarda Hiszpana, który pieszo przybył na misję w ubogich szatach i boso i z tego powodu został wyśmiany, a wkrótce i pobity. Otton przyjechał na misję w asyście duchownych niemieckich i polskiego oddziału zbrojnego dowodzonego przez kasztelana santockiego Pawlika. Była też liczna służba diakonów i biskupów, towarzysząca legatowi papieskiemu, Idziemu.

Piotr stawił się, zgodnie z pismem księcia, który otrzymał będąc jeszcze w swoim palatium na Ołbinie. Wśród tłumów chciał stać się osobą anonimową, jedną z wielu odwiedzających w tym czasie arcybiskupstwo, jednak przez wielu rozpoznawany nie potrafił sobie znaleźć miejsca. Sława jaką się okrył porywając Wołodara, kroczyła przed nim. W głowie ciągle huczały mu słowa żony - „Bóg ci wybaczy twoje przewiny, ludzie nigdy”

W zabudowaniach Arcybiskupstwa Piotr poczuł przyjemny chłód, który dawał ulgę jego rozpalonym zmysłom. Odebrano mu miecz, który miał przypięty do pasa i został wprowadzony do wielkiej sali gdzie za długą ławą siedzieli już ci to go sądzić mają. Czuł się bezbronny, nagi przy wszystkich tych dostojnikach ubranych w purpurę, z licznymi pierścieniami na palcach. Wielkie, złote krzyże, wysadzane drogimi kamieniami, zwisające na piersiach sprawiały wrażenie jakby ich szyje uginały się pod ich ciężarem.

Piotra poprowadzono na sam środek i pozostawiono samego. Stał z dumnie wzniesiona głową, wyprostowany lecz z pokorą w oczach.

- Mości wojewodo - odezwał się jeden z biskupów - pewnie wiesz z jakiej to przyczyny zostałeś postawiony przed nasze oblicze, a co za tym idzie i oblicze Boga. My w naszej łaskawości postanowiliśmy wysłuchać twojej opowieści, i sprawdzić czyż to nie aby zły przemawiał poprzez czyny twoje. Wysłannik samego papieża, który zasiada na Piotrowym tronie i w imieniu Jezusa sprawia władzę nad tym światem, z boska pomocą określi twoje przewiny i pokutę twoją. Jeśli jednak okaże się, żeś opętam jest przez złego egzorcyzmy odprawione będą a ty jako narzędzie szatana, zgładzonym zostaniesz. Zostałeś oskarżony o złamanie boskich przykazań i składanie ślubów przed obliczem Pana, które potem, podstępnie złamałeś z myślą o korzyściach własnych. Czy przyznajesz się do winy?

Oczy wszystkich skierowały się na Piotra, oczekując jego zaprzeczenia. Jednak ten bez wahania odpowiedział

125

Page 126: pietrek całość treść A4.doc

- Tak, przyznaję się do złamania przysięgi danej Kniaziowi przemyskiemu, jeno nie dla własnych korzyści jam to uczynił a dla kraju mojego. - jego odpowiedź wywołała wielkie poruszenie.

- Zmilcz hardy człowiecze, nie wiesz co prawisz - biskup aż podniósł się z ławy - czy wiesz czym to grozi? Czy świadom jesteś słów swoich?

Po sali przebiegł szept grzmotem błyskawicy. - Cóż za hardy to człowiek co przed Bogiem ukorzyć się nie umie? - Szatan go opętał i przemawia przez niego

- Czyż nie prawdą jest że za czyn ten dostałeś wielkie majątki z wziętego okupu od brata porwanego, Wasylka? - biskup, który widocznie pełnił rolę oskarżyciela, aż poczerwieniał ze złości

- Nie jest to prawdą - odpowiedział Piotr - świadkiem słów moich może być sam książę Bolesław, na rzecz którego zrzekłem się wszelkich dóbr i korzyści z okupu. Jeno nie wiem czy w swojej łaskawości wielkiej potwierdzić raczy.

- Nie wciągamy tutaj ziemskich rzeczy, a o boskich przykazaniach prawimy - biskup zmienił ton - Pan na Jezus Chrystus powiedział w swojej ewangelii:

Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi..32 Jakże nam rozumieć te słowa w powiązaniu z czynem twoim? Mości wojewodo, ponad prawo boskie, postawiłeś prawo ziemskie.

Piotr spojrzał na swojego oskarżyciela. Chwila ciszy która zapadła wzmocniła jego słowa, powoli wysączane z ust

- A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie - ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. Nie mam nic na swoją obronę, jeno …

- Zamilcz - wołał biskup - po trzykroć zamilcz, jeszcze grzech pychy przechodzi przez usta twoje. Jakże ty, człek świecki, chcesz nas, co przez Boga wybrani zostalim do posługi Jemu, pouczać o słowach Jego? Szatan przez ciebie przemawia.

- Nie jest moim zamiarem o sprawach boskich na tak szacownym gremium prawić. Ja, jako zwykły człowiek i wierny poddany księcia Bolesława, ziemskimi sprawami się zajmuję, boskie zostawiając tak wielkim i światłym osobom, jakimi i wy jesteście.

Biskup z Banbergu pochylił się do ucha legata i cichym tonem powiedział- Rozmawiałem ja z księciem Bolesławem i on sam potwierdził słowa wojewody.

Okupu zrzekł się on na rzecz książęcego skarbu, jednak, książę w uznaniu zasług jego, sam z własnych włości jego obdarował. Powiedział też książę że to właśnie za przyczynkiem tego czynu, niesienie światła naszej wielkiej wiary do pogańskiego kraju pomorskiego, możliwym stać się mogło. Dlatego też i moja obecność tutaj, aby wiarę tę ugruntować. I takoż i prośba nasza, którą wysłałem do ojca świętego, aby wyprawę tę równą wyprawom świętym do grobu pańskiego uznać i uczestnikom odpuszczenie grzechów darować.

32 Mt 5:33-37 Biblia 1000-lecia

126

Page 127: pietrek całość treść A4.doc

Legat skinął głową i podniósł dłoń przerywając tyrady biskupa-oskarżyciela. Ten natychmiast zamilkł. Oczy zebranych wpatrywały się w legata, oczekując jego wyroku.

- Wysłuchaliśmy tu wielu słów o uczynkach waszych. - Legat wyszedł z za stołu, wziął w ręce krzyż co na nim stał i stanął tuż przed Piotrem. Podniósł krzyż w górę i zawołał

- Czy wyrzekasz się szatana, który to mógł w chwili dokonywania uczynków twoich zawładnąć tobą jako słabą istotą ludzką?

- Wyrzekam się - gorliwie zapewnił Piotr- Czy wierzysz w Boga Ojca, i Jezusa Chrystusa Pana naszego? Piotr padł na kolana- Wierzę szczerze- Czy żałujesz za swe grzechy?- ŻałujęLegat odwrócił się i odstawił krzyż na stół. - Z prawa nadanego nam przez samego Boga, uznaję cię winnym popełnienia

grzechu złamania przysięgi.- Słowa te wywołały tak wielkie poruszenie że trudno było zachować ciszę na sali. Gwar został dopiero uciszony przez wzniesiona dłoń legata. - Jako że czyn ten niegodnym jest rycerza i wyznawcy naszej świętej wiary nakładamy na ciebie ekskomunikęXIII, do czasu pomiarkowania uczynków swoich i zadośćuczynienia. Jako pokutę pielgrzymkę odbędziesz do świętego Idziego, po którym i ja imię noszę. Sanktuarium to znajduje się w Saint-Gilles w Prowansji. Święty ten od spraw trudnych jest a w szczególności od trudnych spowiedzi, jakoż i twoją znajdujemy. Pielgrzymka ta pozwoli wrócić ci do naszego Kościoła a wszystkie przewiny zostaną wymazane. - gestem ręki wskazał posłuchanie, i decyzja, która została podjęta jest decyzją ostateczną, Piotr wstał i posłusznie opuścił salę.

- Wracając do tego listu, biskupie - legar zwrócił się do Ottona, Ojciec Święty wie, o waszych poczynaniach i zamiarach - kontynuował jakby ta właśnie sprawa była ważniejsza od spraw doczesnych - Sprawa nawrócenia kraju Pomorzan, dla Kościoła naszego jest sprawą, której na później nie można odłożyć.

Ciepło popołudniowego słońca otuliło jego twarz i docierało głęboko pod skórę. Ciężkie, drewniane drzwi arcybiskupstwa zatrzasnęły się za nim z łoskotem. Podprowadzono konia. Piotr delikatnie poklepał go po karku i przeciągnął ręką wzdłuż grzywy.

- Wykluczony, ale żyw - powiedział ni to do siebie ni do konia - tylko ty mnie rozumiesz wierny przyjacielu, tylko ty.

Wskoczył na grzbiet i ruszył galopem w kierunku siedziby księcia. Wieść o karze a w szczególności ekskomunice, nałożonej przez legata papieskiego na Piotra, rozeszła się lotem błyskawicy po wszystkich grodach i siołach. Rozeszła się szybciej niż czarna

XIII Ekskomunika, Anatema - słowo oznaczające klątwę, wyłączenie ze społeczności. Anatema uważana jest zawsze jako sankcja czasowa, której zadaniem jest przywrócenie błądzącego do jedności ze wspólnotą Kościoła (1 Kor 5,5; 1 Tm 1,20)

127

Page 128: pietrek całość treść A4.doc

zaraza, która zabija. Drzwi wszystkich kościołów, wszystkich, oprócz wyznaczonego w pokucie powinny zostać przed nim zamknięte.

Pokora jest zaiste wielką cnotą świętych, pod warunkiem że jest szczera i dyskretna.33

Krainy przez które przyszło podróżować Piotrowi w jego pielgrzymce do groty świętego Idziego w Prowansji wrzały. Pielgrzymka wiodła go przez tereny, które już kiedyś widział. Już raz wędrował tą drogą. Alpy, które przywitały ich ostrą burzą i ciętym śniegiem, i gdyby nie opat klasztoru Kanoników Regularnych, gdzie regułę świętego Augustyna stosowano, który nad górą i przełęczą Monte JovisXIV pobudowany został. Ledwo ich wtedy zakonnicy odratowali, znalazłszy ich śniegiem zasypanych, do klasztoru przywiedli. Pamiętał jak dziś, że śnieżyca była tak wielka że bramy klasztornej by nie znaleźli gdyby nie zakonnicy, choć na wyciągnięcie ręki była. Było to czternaście lat temu, kiedy to zdecydował się udać do Ziemi Świętej. Ciężkie to były czasy. Były to

33 Słowa św. Bernarda z Clairvaux zamieszczone w liście do opata Aelreda

128

Page 129: pietrek całość treść A4.doc

czasy kiedy nowe mieszało się ze starym, ale i on młodszym będąc, złakniony cudów świata był.

Wjechawszy już w rejon Doliny Rodanu, jego wierni towarzysze podróży Borzywoj i Bogusław nie mogli się nadziwić cudom, które stworzyła natura. Łakomi też opowieści Piotra ciągle zadawali pytania.

Pewnego wieczora niewielki oddziałek rozbił się obozem. Pielgrzymi rozpalili niewielki ogień, posilili się i Bogusław zaczął męczyć Piotra pytaniami.

- Piotrze, a ta świątynia gdzie jedziemy to … a tak właściwie to kim był święty Idzi że wszystkich tam odsyłają? Bo to właśnie za jego sprawą, począł się nasz książę Bolesław.

Piotr zapatrzył się w ogień.- Niewiele ja wiem na ten temat, ale tą historie w swoich kronikach zapisał

benedyktyn, u którego ciebie zastałem. To ty wiedzieć powinieneś, boś z nim pracował.- Ach, już pamiętam - rozpromieniona twarz Bogusława, jaśniejsza była niż

księżyc, który właśnie wzszedł ponad horyzont. - Pisał on tak o tamtych zdarzeniach - Bogusław na chwilę zapadł we własnych myślach i zaczął recytować:Z daru Boga narodzony,Modły świętego IdziegoPrzyczyna narodzin jego.W jaki sposób sie to stało,Jeśli Bogu tak sie zdało,Możemy wam opowiedzieć,Skoro chcecie o tym wiedzieć.Doniesiono raz rodzicom,Którym brakło wciąż dziedzica,By ze złota dali odlaćCo najrychlej ludzką postać.Niech ślą posła do świętegoNa intencje szczęścia swego,Śluby Bogu niech składająI nadzieję silną maja.Co prędzej złoto stopionoI posażek sporządzono,Który za syna przyszłegoDo świętego ślą Idziego.

XIV Przełęcz Wielka Świętego Bernarda, przełęcz w Alpach Zachodnich, na granicy Włoch i Szwajcarii, pomiędzy masywem Mont Blanc a Alpami Pennińskimi. Wysokość 2469 m n.p.m. Przechodzą przez nią droga i kolej (tunel) łączące dolinę Rodanu na północy i dolinę Dora Baltea na południu. Przełęcz znana jest z przemarszu wojsk Napoleona w 1800 oraz z klasztoru Augustianów (z X w.) powstałego dla ratowania zagubionych podróżnych. Od przełęczy wzięła nazwę rasa psów tzw. lawinowych - bernardynów. Słynie z tego, że na wiosnę 1780 r. przekracza Napoleon z czterdziestotysięczną armią Wielką Przełęcz Świętego Bernarda.

129

Page 130: pietrek całość treść A4.doc

Złoto, srebro, płaszcze cenneOraz różne dary inne;Posyłają święte szatyI złoty kielich bogaty.Wnet posłowie sie wybraliPrzez kraje, których nie znali;Kiedy Galie juz przebyli,Do Prowansji wnet trafili.Posłowie dary oddaja,Mnisi dzięki im składają;Cel podróży swej podajaOraz prośby przedstawiają.Wtedy mnisi trzy dni całePościli na Bożą chwalę;A za postu ich przyczynaMatka wnet poczęła syna!Wiec posłom zapowiedzieli,Co w swym kraju zastać mieli.Zostawiwszy mnichów z złotemWysłańcy śpieszą z powrotem.Minąwszy burgundzka ziemieWrócili, gdzie polskie plemię.Przybyli z twarzą promienna,Księżnę zastając brzemienna!Takie były narodzinyOwego właśnie chłopczyny,Nazwanego Bolesławem,Ojciec zwał sie Władysławem.Matka zaś Judyt imieniemZa dziwnym losu zrządzeniem.Tamta Judyt kraj zbawiła,Gdy Holoferna zabiła -Ta zaś porodziła syna,Który wrogom karki zgina.Spisać dzieje tego księciaTo cel mego przedsięwzięcia34.

Kiedy zakończył nikt nie śmiał przerwać ciszy, która nastąpiła. Pierwszy odezwał się Borzywoj

- Ludzką postać? Całą ze złota? Toż to majątek cały- A ileż wart jest potomek? Czyż nie każdą cenę? Na cóż nam wszystkie bogactwa

tego świata kiedy uśmiechu na twarzy dziecka by zabrakło? Na cóż ci majątki, których

34 Kronika Polska rozdz. I - Gall Anonim

130

Page 131: pietrek całość treść A4.doc

przekazać komu nie ma? Do królestwa niebieskiego idziesz tak jakżeś przybył na ten ziemski padół, nic ze sobą nie zabierając jeno twoje dobre lub złe uczynki. Stając przed panem Bogiem On nie zapyta się co masz, jeno zapyta się jak żyłeś. - Piotr zamyślił się - może i tym zrządzeniem losu, kara, nagrodą się stanie i ja wyproszę u świętego Idziego tego, który będzie krwią z mojej krwi i kością z moich kości. W moim domu jedynie śmiech Władysława, którego Salomea na bok odsuwała hołubiąc swoje potomstwo, czasami pochmurny dzień rozświetlał.

- Prawda, to już dziesięć lat jak poślubiłeś Marię, a potomka nie widać. Może i ty ulejesz posąg ze złota i dasz go świętemu Idziemu?

- Ten posąg co to go książę Herman za Bolesława ofiarował, nie był wielkości dorosłego człowieka a raczej, jako niemowlę wielkością było. Ponoć palatyn księcia Hermana Sieciech również tam był i opowiadał po powrocie że widział tą figurkę, dużą czcią otoczoną w świątyni.

- Kimże on jest że tyle osób do niego pielgrzymuje? - Borzywoj nadziwić się nie mógł - znam wielu świętych, ale tego nie.

- Kto? Święty Idzi? - Piotr spojrzał na Borzywoja z niedowierzaniem - Myślę że powinniśmy się spać położyć, ale taka dziwna dzisiaj noc, że spać mi się nie chce. Księżyc tak jakby srebrną nić tkał, zamieniał ja w ciepłe płótno i rozścielał na drogach i lasach. Opowiem wam kim był święty Idzi. Dawno, dawno temu - zaczął swoją opowieść - za górami i morzami, w kraju Grecją zwanym, urodził się w bogatej rodzinie chłopiec. Dorastał jak każdy normalny chłopiec. Rodzice dbali o to aby dostał dobre wykształcenie. Kiedy zmarli jego rodzice, Teodor i Pelagia, święty Idzi rozdał cały swój majątek ubogim i powędrował w świat. Ten hermita został wielkim mędrcem i przywędrował, poprzez Rzym właśnie do miejsca, do którego my teraz się udajemy. W czasie swojej wędrówki za jego sprawą, wiele cudów się dokonało. Rodziły się dzieci gdzie wszyscy już nadzieję stracili czy chorzy, którym medycy śmierć bliską wróżyli, nagle ozdrawiali. Tam, gdzie my zmierzamy, w owym czasie, jeszcze nic nie było tylko ostępy leśne i jego grota w której mieszkał. Codziennie przychodziła do niego łania i karmiła go własnym mlekiem. Pewnego dnia, król Wizygotów, Flawiusz Wampa, urządził polowanie. Psy zaczęły gonić łanię, która uciekła do pustelni św. Idziego i położyła się u jego stóp. Psy nie mogły podejść bliżej niż na rzut kamieniem. Jakaś ogromna siła broniła dostępu i od łani i do mędrca. Dla króla cała sprawa wydała się niezwykła. Obawiał się że to czary jakie bo lasy pełne były różnych złych mocy. Posłał więc po biskupa, by ten sprawę zbadał. Gdy biskup przybył zaczęto sarny szukać, by jej tropem dotrzeć do pustelni. Jednakże łania uciekła w zarośla. Jeden z myśliwych by ją wypłoszyć wystrzelił za nią strzałę, która trafiła świętego Idziego w udo. Gdy Flawiusz z biskupem i pozostałymi myśliwymi dotarli do niego i dowiedzieli się co się stało, postanowili medyka sprowadzić by ten wyleczył pustelnika, jeno święty się na to nie zgodził. Modlił się i prosił Pana Boga by rana zastała do końca jego życia, pomagając mu w przezwyciężaniu swoich słabości. Prośba św. Idziego została wysłuchana. Król tedy zobaczył, jak święty to człek i po jego śmierci, w tych odstępach leśnych kazał świątynię wybudować. Potem, dookoła świątyni gród powstał nazwany jego imieniem, Saint-Gilles. Do dzisiaj ludzie, którzy są w potrzebie modlą się do niego i o wstawiennictwo proszą. Wzywany jest w razie braku

131

Page 132: pietrek całość treść A4.doc

potomstwa i przeciw chorobom różnym. Jest patronem karmiących matek, rybaków, myśliwych, pasterzy, handlarzy końmi, rozbitków, epileptyków, chorych, rannych, grzeszników, łuczników, żebraków, zbłąkanych, czy właśnie takiej sprawie jak moja, trudnej i dobrej spowiedzi.

- Patron karmiących matek? Wszystko inne zrozumieć mogę, ale dlaczego matek karmiących? Toż on ani żony nie miał, ani potomstwa nie zostawił. Pojąć tego nie mogę - Bogusław aż zachodził w głowę jakże to stać się mogło

- A bo widzisz, mój drogi Bogusławie, dawno, dawno temu, kiedym to ja jeszcze pacholęciem był, słuchałem opowieści co mi matula prawili. Ponoć gdzieś tutaj, właśnie w miejscu do którego zmierzamy, swoje stopy na ziemi postawiła Maria Magdalena.

Brzmienie tego imienia poruszyło słuchaczy tak wielce że od westchnień powstrzymać się nie mogli.

- Maria Magdalena? Ta od Grobu Pańskiego? Jakże to, opowiadaj, bo to różnie o niej prawiono.

- Nie, już nie dzisiaj, bo to czas wypocząć przed dalszą drogą. Jutro, skoro świt wstać nam trzeba i ruszać w dalszą drogę. - Powiedział Piotr i zaczął się układać do snu, dając tym znak że i prośby i błagania nic tu nie pomogą. Bogusław z Borzywojem niesyci opowieści Piotra spać się ułożyli. We śnie przeżywali jeszcze raz przygody i życie świętego, ale najwięcej trapiło ich to wypowiedziane imię, Maria Magdalena.

Na takich to opowieściach mijała im droga poprzez słoneczne winnice Prowansji. Pielgrzymi podziwiali różne zwyczaje i jadło którego w ich kraju nie było. Wprawdzie, smak wina poznali sięgając do zapustnych piwniczek Piotra, lecz tamto wino innym było, inny smak miało bo i z innych, wschodnich krain pochodziło, jednakowoż tak samo do głowy szybko uderzało. Czasami tylko Bogusław wspominał dobre zimne piwo, czy miód którym to raczył się nie raz w długie jesienne wieczory, a którego tutaj nie uświadczysz. Na drogach i traktach ruch widać było znaczny rycerzy, oddziałów, czy całych wypraw z wozami, co świadczyło już o zbliżającym się celu i o drogę nie trza było pytać jeno podążać za karawaną, która też i w tamtym kierunku się udawała. Od klasztoru ojców benedyktynów, który na grobie świętego Idziego wybudowanym został do Marsylii gdzie na statki konie i ludzie ładowani byli jeno chwila galopem była. Ostatni to był bastion przed długą, morską podrożą do ziemi świętej a i pierwszy zarazem, dla tych co z niej powracali.

Ciężko było odnaleźć nocleg w tym wielkim tłumie zbrojnych, ich giermków i służby. Miasto tętniło życiem, tak mocno że zachwyciło to Bogusława i Borzywoja, którzy we świecie niebywali niewiele cudów widzieli. W końcu udało się znaleźć nocleg i miejsce dla koni, które wielce zdrożone wypoczynku potrzebowały. Piotr postanowił nie mieszkając do klasztoru się udać i świętemu Idziemu się pokłonić.

- Zdałoby się zabrać ze sobą zbroje i hełmy, uciążliwe w długą drogę, w czas upału, ale tu mogły być przydatne . Jakoż to obcy poznać mają, że rycerze pasowani jadą? - Bogusław z cichym wstydem spoglądał na wygląd Piotra.

Ten, odziany w lekką zbroję, niecałkowitą, jak u Chrobrowych bywało. Zamiast pancerza kolczuga z siatki żelaznej, kolan sięgająca, z rękawem okrywającym dłoń aż po

132

Page 133: pietrek całość treść A4.doc

końce palców. Na niej rycerski pas srebrny. Hełm krągły, spiczasty, z lambrami po bokach i siatką osłaniającą kark i potylicę. Miecz goły, szeroki u pasa. Mizerykordia na piersi, Pod kolczugą kaftan skórzany. Nogawice z siatki lżejszej nieco niż kolczuga. Nie wyróżniał się zbytnio z podążających tłumów, a i na jego wygląd nikt nie zważał.

- nie na pokaz my tu przyjechali ani na bitwę jaką żeby się pokazywać. Nie zapomnij że z pielgrzymką do świętego Idziego modlić się o odkupienie moich grzechów tu przybyłem. To i umiar w odzieniu zachowany być powinien.

Tak dyskutując stanęli przed kościołem braci Benedyktynów. Piotr aż zaniemówił z wrażenia. Widział już wiele kościołów i dużych i małych, jednak portal, który otaczał bramy kościoła Saint Gilles wprawił go w zdumienie. Wprawdzie jeszcze nie był skończony, jeszcze trwały prace kamieniarskie, wszędzie było słychać uderzenia młotka i zgrzyt dłuta które wywoływało z surowego kamienia twarze świętych i dzieła ich życia.

Na tympanonie niepodzielnie królował Jezus, siedząc na tronie niebiańskim otoczony przez cztery zwierzęta Lwa, Orła, Wołu i Człowieka, przez które to można wejść do domu Bożego, zdawał się wołać: „Tylko przeze mnie wejdziesz do królestwa ojca Mego”. Wierzeje otoczone różnymi postaciami świętych i motywami z ich życia poruszyły Piotra do żywego. Na froncie stały dwie kolumny, tak jak w świątyni Salomona.

Na głowicach, które były na szczycie kolumn, były sploty na wzór sieci lub też misternie wykonane ogniwa roboty łańcuchowej: sploty na jednej i na drugiej głowicy. Kolumny te stały przy sieni

głównej budowli. Kolumnie postawionej po prawej stronie nadał imię Jakin, a kolumnie postawionej po lewej stronie nadał imię Boaz. A na wierzchu tych kolumn był kształt lilii. Tak została wykończona robota tych kolumn.35

Mrok panujący w świątyni dodawał wrażeń i sprawiał wrażenie innego świata. Piotr padł na twarz przed ołtarzem i modlił się żarliwie. Trwało to czas jakiś, jednak wystarczająco długo, aby zwrócić na siebie uwagę krzątającego się mnicha. Jego długi szary habit przepasany skórzanym paskiem i na to zarzucony szkaplerz z kapturem przykrywał bose stopy. Jego twarz świadczyła o wielkich przeżyciach w czasach młodości, bo nie był to już młody człowiek. Krzyż na piersi świadczył o jego pozycji w klasztorze, a był to nie kto inny a sam opat. Powoli zbliżył się do Borzywoja i Bogusława, pogrążonych w modlitwie w niewielkim oddaleniu od Piotra, i przysłuchiwał się wypowiadanym słowom. Wyglądał tak jakby te słowa wywołały w jego głowie zagubione gdzieś wspomnienia.

Bogusław zakończył swoje modlitwy i niespokojnie rozglądał się po przybytku Bożym. Wyglądał jakby czegoś szukał, jakby coś chciał znaleźć. Nie mogąc zobaczyć tego czego szukał zwrócił się do zakonnika płynna łacina poznaną na dworze Księcia Bolesława i jego kronikarza.

35 Biblia 1000-lecia I Kronika Królewska rozdz. 7

133

Page 134: pietrek całość treść A4.doc

- Ojcze przewielebny, wy pewnie znacie historię tego kościoła, szukam figurki złotej co to o niej pisał jeden benedyktyn kronikarz księcia naszego Bolesława, ale jej najść nie mogę.

Benedyktyn uśmiechnął się do Bogusława.- Znam ja historię księcia, znam i pamiętam ojca jego jak to przybywszy do

świętego Idziego z prośbą o potomka, złotą figurkę wielkości niemowlęcia mu darował. Zdaje się z kraju Wiślan i Polan pochodził i Hermanem go zwano, jeżeli mnie moja starcza pamięć nie zwodzi

- A jednak to prawda co kronikarz zapisał - aż zaniemówił z wrażenia Bogusław i gęba mu się zamknąć nie mogła jak już zaczął opowiadać w rozmowie z tak światłym człowiekiem z kim to on przybył, dlaczego i po co.

- Z Ołbina powiadasz? - benedyktyn spojrzał teraz uważniej na twarz Bogusława - Łabędź? Wielkież to dziwy prawisz człowieku o tym rycerzu łabędzia, z chęcią poznam go bliżej. Wobec tego na noc mam nadzieję że moją gościnę przyjmie, a teraz pozwólcie że się oddalę miejsce dla was przyszykować a mam jeszcze jednego świątobliwego gościa w moich progach. Opat klasztoru z Clairvaux przybył wczoraj w oczekiwaniu na swojego wuja i przyjaciela Andrzeja de MontbardXV. Opat zrobiwszy znak krzyża w kierunku Piotra cicho go pobłogosławił i wyszedł z kościoła.

Już się zmierzchać miało gdy pielgrzymi zapukali do klasztornej furty. Bramę otworzył im brat odźwierny i wpuścił ich na teren klasztorny poinformowany o ich przybyciu. Konie do stajni odprowadzone zostały a pielgrzymi do zabudowań, gdzie w refektarzu już na nich z posiłkiem czekano.

Przy stole oprócz opata klasztoru w którym właśnie przebywali siedział inny zakonnik, w habicie białym jak śnieg przepasanym skórzanym pasem i na to narzuconym czarnym szkaplerzem z kapturem. Benedyktyn przedstawił sobie obu mężczyzn, a jako rówieśnicy szybko znaleźli nić porozumienia, rozprawiając o sprawach doczesnych i Boskich.

Piotr opowiedział dlaczego tu przybył i jakie były jego motywy. Opowiedział także o tym co słyszał leżąc w kościele świętego Wincentego, na Ołbinie. Bernard popatrzył na niego i rzekł

- Trzej są, z którymi będziemy musieli pojednać się: ludzie, aniołowie i Bóg; z ludźmi przez widzialne dzieła, z aniołami przez tajemnicze znaki, z Bogiem przez czystość serca. Ponieważ o dziełach, które przed ludźmi powinniśmy dokonywać jest napisane: "Tak, niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie"36. O aniołach powiedział Dawid: "Będę śpiewał Ci wobec aniołów"37. Tajemniczymi znakami są westchnienia, jęki,

36 Biblia 1000-lecia Mat. 5:16

37 Biblia 1000-lecia Ks. Ps. 137:1

XV Andrzej de Montbard (mistrz zakonu Templariuszy 1153 - 17 stycznia 1156) - brat matki Bernarda z Clairvaux - Alety de Montbard. Z Bernardem z Clairvaux oprócz więzów pokrewieństwa łączyła go także przyjaźń znajdująca odzwierciedlenie w wymienianej przez nich korespondencji. Był jednym z dziewięciu pierwszych braci i służył w zakonie

134

Page 135: pietrek całość treść A4.doc

używanie włosienicy i podobne wskazówki o pokucie, które podobają się aniołom. Dlatego powiedziane jest: "Radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca"38. Lecz, aby się z Bogiem pojednać, nie potrzebujemy ani dzieł, ani znaków, ale czystości i prostoty serca. To mianowicie jest napisane: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą".39 I podobnie: "Jeżeli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle"40. (41)

- Nauka to piękna i zapamiętania warta, matka moja, która to ponoć z Flandrii pochodziła wiele mi opowiadała o mądrości zakorzenionej w tym ludzie. Na górze Ślęży osadziłem ja zakonników regularnych, którzy to po śmierci ojca mego z wiadomością przybyli, ale skarżą się oni na ślęg i ciężką pogodę co to tam im dokucza. Jest ich niewielu, a małżonka moja sen miała jakoby to Maria Magdalena jej się przyśniła i nakazała zadbać o onych. Ja ich wyposażę, włości nadam, klasztor pobuduję jeno tak naprawdę to nie ma dla kogo.

- Znam ja takich co to pomocy potrzebują. W latach w których się urodziliśmy powstało opactwo w Arrovaise. Wspominał mi coś opat Gerwazy że filie chce zakładać, a miejsce z tego co prawisz Piotrze to dla kanoników niełatwym będzie wyzwaniem. Jeśli tylko taka twoja wola to przyślę ci od niego zakonników i twojej pieczy powierzę.

- Piotrze - Borzywoj, który przysłuchiwał się rozmowie skromnie się odezwał - obiecałeś nam że opowiesz o Mari Magdalenie

Piotr spojrzał na Bernarda, ten kiwnął głową z przyzwoleniem- Po Wniebowstąpieniu Chrystusa, mianowicie 14 lat po męce Pańskiej,- Piotr

rozpoczął opowieść - gdy Żydzi dawno już zabili Szczepana, a pozostałych uczniów wypędzili poza granice Judei, ci rozeszli sie po różnych krainach, aby tam siać słowo Boże. W tym czasie z apostołami był św. Maksyminus, jeden z 72 uczniów Pańskich, którego opiece św. Piotr polecił Marię Magdalenę. Gdy więc uczniowie Pana rozproszyli się po świecie, św. Maksyminus, Maria Magdalena, brat jej Łazarz, siostra Marta ze swą służącą Martillą a także św. Cedoniusz, ślepy od urodzenia, lecz uzdrowiony przez Pana, wszyscy wraz z wieloma innymi chrześcijanami zostali przez niewiernych załadowani na okręt i zepchnięci na morze bez żadnego steru, oczywiście w tym celu, aby wszyscy razem potonęli. Moc Boża jednak doprowadziła ich do Marsylii. Tam nie znaleźli nikogo, kto przyjąłby ich gościnnie, zostali więc w portyku przylegającym do pewnej świątyni pogańskiej należącej do plemienia tego kraju. Maria Magdalena zaś ujrzawszy, że lud schodzi do świątyni, aby składać ofiary bożkom, podniosła się z twarzą łagodna i pogodna i poczęła w przekonywających słowach odwodzić ich od kultu bożków, a

38 Biblia 1000-lecia Łk. 15:10

39 Biblia 1000-lecia Mt. 5:8

40 Biblia 1000-lecia Łk. 11:34

41 Sentencja św. Bernarda z Clairvoux

przez około trzydzieści lat, piastując najwyższe urzędy. Około 1149 roku został seneszelem zakonu. Zmarł wkrótce po wyborze na wielkiego mistrza.

135

Page 136: pietrek całość treść A4.doc

jednocześnie z wielka wytrwałością opowiadała im o Chrystusie. W końcu wszystkich oczarowała jej postać, zarówno jak wymowa i łagodność jej słów. Nic też dziwnego, że usta, które pobożnym i słodkim pocałunkiem dotknęły stóp Zbawiciela, bardziej niż inne tchnęły urokiem słowa Bożego.

Następnie przybył do owej świątyni książę tego kraju wraz z żoną i chciał złożyć ofiarę bożkom, aby u nich uprosić sobie potomstwo. Jemu też Maria Magdalena opowiedziała o Chrystusie i odradzała składanie ofiary. A po kilku dniach Magdalena ukazała się w widzeniu owej niewieście i rzekła: Dlaczego opływając sami w dostatku pozwalacie, aby święci Boży umierali z głodu i zimna? Zagroziła jej też, że jeśli nie namówi swego męża aby ratował świętych od nędzy, wówczas ściągnie na siebie gniew Boży. Kobieta jednak lękała się opowiedzieć mężowi o swoim widzeniu. Następnej więc nocy Magdalena znowu jej sie ukazała powtarzając to samo, lecz ona nie wyjawiła swojemu mężowi. Po raz trzeci tedy zjawiła się Magdalena w ciszy głębokiej nocy, drżąca z gniewu, z twarzą tak płonącą, jak gdyby cały dom sie palił, i rzekła: Ty śpisz, tyranie, nasienie twego ojca szatana, wraz z twą małżonką żmiją, która nie chciała ci oznajmić moich słów? Odpoczywasz, wrogu krzyża Chrystusowego, nasyciwszy żarłoczność twego brzucha rozmaitymi przysmakami, a świętym Bożym pozwalasz ginąć z głodu i pragnienia? Leżysz w pałacu owinięty w jedwabie, widzisz, że oni tam samotni nie maja gospody, i nie troszczysz sie o to? Ale nie wymkniesz sie, niegodziwcze, nie ujdzie ci to bezkarnie, że tak długo zwlekałeś z dobrodziejstwami dla nich!. To rzekłszy Maria Magdalena odeszła. Niewiasta zaś, zbudziwszy się drżała i wzdychała, a wreszcie rzekła do męża, który też zdradzał objawy niepokoju: Panie mój, czy widziałeś tę zjawę, która mnie sie ukazała? On zaś odparł: Widziałem i ciągle jeszcze pełen jestem zdumienia i lęku. Cóż teraz zrobimy? Lepiej będzie - odpowiedziała mu żona - posłuchać jej, niż narażać sie na gniew Boga, o którym ona naucza. Przyjęli zatem świętych w gościnę i zaspokoili wszystkie ich potrzeby42.

- Czy to prawda czy legenda jeno? - Bogusław aż uwierzyć nie mógł w to co usłyszał i kręcił z niedowierzaniem głową.

- Któż to wie, któż to wie - powtórzył Bernard tajemniczo - ale na dziś wystarczy tych bajań. Jutro też jest dzień i świecić będzie słońce. Teraz pora na spoczynek się udać.

Po chwili było słychać jak zamykają się drzwi jego dormitorium43.Płomień jeszcze długo po ich wyjściu spokojnie lizał brewiona i wydzielając

ciepło zasłuchał się w opowieść, która odbijała się o ściany refektarza.

Następny dzień przyniósł jeszcze więcej wrażeń. Piotr przechadzając się po wirydarzu44 widząc wiarę i ciężka pracę jaką wykonywali zakonnicy podjął już decyzję - Takie właśnie opactwo i ja postawię na Ołbinie. - pomyślał - jeno architekta znaleźć muszę co to podejmie się tej pracy. Przepiękne ogrody i zielniki rozpościerały wiele

42 Legenda na dzień św. Marii Magdaleny - Złota legenda (legenda aurea- Jakub de Voragine) w tłumaczeniu Janiny Pleziowej. Instytut Wydawniczy PAX 1983

43 Dormitorium - klasztorna sypialnia

44 Wirydarz - wewnętrzny dziedziniec klasztorny, z ogrodem

136

Page 137: pietrek całość treść A4.doc

przyjemnych zapachów. Piotr wciągnął głęboko powietrze w płuca. - Tutaj jest coś co sprawia że chce się żyć - myśli niczym nie rozproszone przebiegały przez głowę wraz z zapachami. U furty rozległ się dzwonek. Kiedy brama otworzyła się, pojawił się w niej potężny rycerz. Jego szerokie barki i dumnie wzniesiona głowa świadczyły o dużej sile, jaka niewątpliwie posiadał. Pomimo swojego wieku jak kot zeskoczył z konia. Jego biały habit, narzucony na kolczugę, przepasamy pasem do którego przypięty był potężny miecz, opadł prawie do stóp ukazując tylko stopy obute w buty i przypięte do nich ostrogi. Na piersi zakonnika widniał naszyty duży czerwony krzyż, i taki też był na jego płaszczu, zarzuconym na ramiona. Jego sprężysty krok i kocie ruchy wskazywały na duże wyszkolenie bojowe, które niechybnie uzyskał. - takiego to lepiej za przyjaciela, niźli za wroga mieć - pomyślał Piotr. Przybysz miał przez ramię przerzuconą torbę podróżną.

- Ave Maria - zawołał opat Bernard od progu - Chwała niech będzie Naszej Pani za to że w końcu przyprowadziła cię w moje ramiona Andrzeju.

- Chwała niech będzie Panu, Bernardzie żem cię w dobrym zdrowiu znalazł. Długie to lata jak mnie tu nie było, ciągle Panu służąc w ziemi świętej.

- Chodź i odpocznij trochę. Mamy wiele spraw do omówienia a i ciebie i mnie czas goni. I ty też panie Piotrze, chodź z nami, bo i ciebie to dotyczy - dodał do zbliżającego się Piotra.

Gość spojrzał na opata ze zdziwieniem.- To jest Piotr, rycerz łabędzia - powiedział Bernard i zniknął w zabudowaniach

klasztornych.- Strażnik? - Andrzej aż nie potrafił ukryć zdziwienia - Niezbadane są drogi

Pańskie i plany Jego - rzekł po cichu i obydwaj podążyli za Bernardem. W refektarzu, przesiąkniętym zapachem ziół, które wyrosły na prowansalskiej

ziemi w zielniku benedyktynów Andrzej został nakarmiony. Kiedy skończył, mężczyźni przenieśli się armarium45

- Ojcze opacie - Bernard zwrócił się do opata bernardynów, który właśnie przeglądał jakieś zwoje drobno pokryte literkami - dopilnuj proszę aby nam nikt nie przeszkadzał.

Opat podniósł głowę znad zwojów i kiwną głową.- Zaniosę to do skryptorium46

Kiedy mnich wyszedł Bernard zbliżył się do półek z książkami i zwojami w ścianie i coś nacisnął. Słychać było uruchomienie się mechanizmu i półka odsunęła się odsłaniając przejście do dalszych pomieszczeń. Bernard ruszył przodem, Korytarz, którym podążali, oświetlony był lampkami oliwnymi, schody prowadziły w dół. W końcu dotarli do … końca korytarza. Piotr rozglądał się z niedowierzaniem. Czyżby to był koniec? Bernard zdjął swój krzyż i włożył jego dłuższy koniec do niewidocznego otworu w ścianie. Coś zachrobotało, bernard przekręcił krzyż i nagle ściana się odsunęła ukazując następne pomieszczenie. Przecisnęli się przez niewielki otwór i bernard zapalił pochodnie aby rozświetlić ciemności, które tu panowały. Oczom Piotra ukazały się półki ze zwojami pism, pod ścianami stały poustawiane skrzynie z wszelkim bogactwem.

45 Armarium - pomieszczenie w klasztorze do przechowywania ksiąg. - biblioteka

46 Skryptorium - osobne pomieszczenie przeznaczone dla mnichów, którzy przepisywali teksty.

137

Page 138: pietrek całość treść A4.doc

- Wiedzy starożytnych nie należy niszczyć. Należy ją poznać i zrozumieć - powiedział Bernard czując na sobie zdziwiony wzrok Piotra - Pewnie się dziwisz, dlaczego powierzamy ci tajemnicę naszą. - Bernard odwrócił swoją twarz do Piotra - Ale my jej tobie nie powierzamy, ona jest w tobie. Ta tajemnica to twoja krew. Krew Merowingów. Twoja matka była spadkobierczynią tego królewskiego rodu i w twoich żyłach płynie ich krew. Jest jeszcze coś. Łabędzie są strażnikami …

- Srebrnej Tacy - cicho, z pełnym namaszczeniem dokończył Piotr - Części Świętego Graala. Pamiętam ją z moich młodzieńczych czasów. Zakonnicy na Ślęży jej pilnie strzegą.

- Oto jest kielich Galahada - Powiedział Andrzej i ze swej przewieszonej przez ramię torby, wyjął niewielki, niepozorny kielich i odstawił na stojaku stojącym w samym centrum pomieszczenia. - Jak wiesz przebywam w ziemi świętej. Wraz z innymi ośmioma sławnymi rycerzami postanowiliśmy żyć zgodnie z boskim prawem i strzec pielgrzymów przed napaściami.

- Wiem jak tam jest, byłem tam ponad dziesięć lat temu.- To i prawić ci nie muszę. Jako miejsce pobytu dostaliśmy miejsce gdzie

wcześniej przebywali Zakonnicy Regularni i tych też regułę przyjęliśmy, ale czas na naszą, własną, którą to Bernard pisze. Bo jakże to , zakonnik z mieczem śmierć zadaje?. Nazywamy się Ordo Supremus Militaris Templi Hierosolymitani47, bo na gruzach świątyni Salomona powstał. A ten krzyż czerwony, który mam nadzieję, zatwierdzon będzie odróżnia nas od Zakonu Szpitalników świętego Jana. Oni takowyż mają jeno biały. Oni pomagają w cierpieniu i chorobie my zaś w drodze, aby pielgrzymi bezpiecznie dotrzeć mogli do Pana Naszego Jezusa Chrystusa.

- Rycerze Chrystusa, mogą bez trwogi walczyć orężem w obronie Pana, nie lękając się grzechu, gdy zabiją wroga, ani potępienia, jeśli sami polegną. Czy dotknie ich śmierć, czy zadadzą ją innym, zawsze będzie to śmierć w imię Chrystusa; nie ma ona w sobie nic występnego, jest bardzo chwalebna. W jednym wypadku służy Chrystusowi; w drugim pozwala dotrzeć do samego Chrystusa, ten bowiem pozwala pomścić go zabijając wrogów i sam z tym większą ochotą niesie rycerzowi otuchę. Tak więc jak mówiłem, rycerz Chrystusa może zadawać śmierć bez obaw, a umierać z jeszcze większą pewnością, gdyż osobiście odnosi korzyść z własnej śmierci, a Chrystus ze śmierci, którą on zadaje. […]

Rycerz Chrystusowy to krzyżowiec, który prowadzi podwójną walkę: z ciałem i krwią oraz mocami piekielnymi [...]. Idzie śmiało naprzód, czujnie spoglądając na prawo i lewo. Swoją pierś przyoblekł w kolczugę, a duszę okrył pancerzem wiary. Z tą podwójną zbroją nie obawia się już ani człowieka, ani szatana. Idźcie zatem, rycerze, śmiało naprzód, idźcie z sercem nieustraszonym przepędzić wszystkich wrogów Krzyża Chrystusowego! A tę pewność miejcie, że ani śmierć, ani życie nie odłączą was od chrystusowej miłości. [...]. Jakże chwalebny jest powrót rycerza po zwycięskim boju! A jak błogosławiona jego męczeńska śmierć w walce48. - Bernard rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem dookoła - mam ja dla was miejsce - zwrócił się do Andrzeja -

47 Najwyższy Zakon Rycerski Świątyni Jerozolimskiej - Templariusze

48 Święty Bernard z Claivaux - Pochwała Nowego Rycerstwa - wydana w 1130 roku

138

Page 139: pietrek całość treść A4.doc

Miejsce to nazywa się Chartres. Na miejscu studni, gdzie świętą figurkę Naszej Pani brzemienną będąc, odnaleziono. Stoi tam niewielki, drewniany kościółek i szkoła pod moją pieczą, ale wy tam wielką katedrę postawicie. Katedrę Naszej Pani - Notre Dame

Czas w podziemiach klasztoru Saint-Gilles dla Piotra nie istniał, zatrzymał się gdzieś w niewiadomym punkcie i zawisł w niezmierzonych polach Eteru. Kiedy wyszli na zewnątrz było już zupełnie ciemno. W Piotra głowie działo się coś czego zrozumieć nie potrafił, a jednak coś co kiedyś znał i zapomniał. Przed oczami stawił mu się stary druid ze Ślęży. Piotr spojrzał w niebo. Nad wieżami kościoła błyszczała swoją chwałą Wenus.

XXX

Zima otuliła puchową pierzyną pola okalające Ołbin. W dali słuchać było jak mróz skuwa silnymi okowami wody Odry. Dormir, dowódca straży grodu nie mógł zasnąć. Noc ukryła już wszystkie szczegółu horyzontu, cisza panowała dookoła jednak coś było w powietrzu, coś co nie pozwalało mu zamknąć oczu. Nagle, potężne walenie w bramę wyrwało go z zadumy.

- Kogóż tam diabli po nocy niosą - krzyknął w dół do strażników, gdy trzask i chrobot otwieranej bramy rozciął barwy nocy.

- Wracają, wracają - krzyki niosły się po całym grodzie - Pan wojewoda wraca, zdrów i cały.

Maria wyskoczyła z łóżka. Oblekła się w cieplejsze szaty i wyszła na dziedziniec. Jak najszybciej chciała podzielić się ze swoim ukochanym mężem tą najwspanialszą nowiną, która ich spotkała.

Światła pochodni rozświetliły dziedziniec, na którym ruch i gwałt się dział. Służebni konie odbierali, światła palili i jadło szykowali.

Piotr zeskoczył z konia i podbiegł do żony oczekującej go w progu. Jego serce chciało wyskoczyć i opuścić jego ciało na ten piękny widok. Dopadł żony i schował ją w swoich wielkich ramionach, tuląc tak mocno, jakby tylko w ten sposób mógł zatrzymać swoje serce.

- Tak mocno cię kocham, jak nikt nie potrafi kochać - powiedział Piotr- Nawet ty sam? - odpowiedziała tajemniczo Maria, kiedy już wydostała się z

potężnego, niedźwiedziego uścisku- Jak to ja sam, skoro to moja miłość? - Piotr zauważył jakieś zmiany na twarzy

Mari - czy to tęsknota czy rozłąka sprawiła że jeszcze piękniejszą się wydajesz niżem cię zostawił?

139

Page 140: pietrek całość treść A4.doc

- To za sprawą Boga, za wstawiennictwem pewnie Świętego Idziego mnie pobłogosławił a za twoją sprawą brzemienną jestem. Dam ja ci potomka, krew z krwi, kość z kości twoich - Maria na powrót ukryła twarz na wielkiej piersi Piotra.

Piotr oniemiał. Szczęście, które go ogarnęło było niedopisania. Jego modlitwy i prośby zostały wysłuchane. Pan odpuścił mu jego winy i spełnił swoje obietnice, teraz czas na niego. Delikatnie wziął na ręce białogłowę, która teraz mocno wtulała się w jego ciało tak jakby byli jednością, i wniósł ją do pomieszczeń. Drzwi grodu zamknęły się, sen, który tak nagle został przerwany, szybko powrócił i spokojem owinął cały Ołbin. Dwa niedźwiedzie, kręcące się w kole gwiezdnego zodiaku zerkały na Ślężę, a nad wszystkim czuwał wspaniały Łabędź.

Ciemność ciała co zostałaNożem Wygnańca poczętaNiewidomego, nie ślepca stworzyła

140

Page 141: pietrek całość treść A4.doc

Lata mijały Piotrowi i Marii na ciężkiej pracy. Po jego pielgrzymce do Prowansji, za wstawiennictwem Świętego Idziego, Bóg obdarzył ich potomstwem, które rozświetlało ich każdy dzień. Ich śmiech ciągle dźwięczał w uszach Piotra, a zwłaszcza córki, którą to on BeatryczeXVI, jako przynosząca szczęście po świętej Beatrycze z Sens a Maria Agafią zwała. Dzieciom postanowili wspólnie imiona nadawać, tradycję zachować. On nadawał imiona świętych pańskich, ona tradycyjne słowiańskie. W ten sposób w jednej osobie łącząc teraźniejszość i przeszłość, aby kiedyś w przyszłości, jedne i drugie ważnymi będąc zaowocowały. Najmłodszy Idzim - Świętosławem był zwany. Maria teraz prawie codziennie odwiedzała wyspę Piasek, gdzie to za jej wstawiennictwem rosły mury kościoła Najświętszej Mari Panny i budynki klasztorne dla Augustianów, których to za wstawiennictwem Bernarda z Clairvaux, sprowadził Piotr z Arrovaise i osadził w swoim palatium w Górce, a i to przystosowawszy do Bożych posług. To ona wybrała architekta i ściągnęła go z kraju swoich ojców. Powstawała tam świątynia na wzór bizantyjskich stawiana, pod pilnym okiem architekta ślężański granit zamieniał się w mury co to każdemu dadzą radę. Ślężański granit także i w Ołbinie wielkimi górami zalegał, gdzie Piotr zachwycony pracą Benedyktynów, opactwo dla nich wybudował na wzór tego, które w Saint-Gilles zwiedzał, pod doradztwem architekta, powiernika i przyjaciela Bernarda, magistra AchardusaXVII, który swego doświadczenia i rad budowniczym opactwa udzielał. Wszystko w oczach rosło ciesząc pańskie oko.

W całej tej radości domowych pieleszy, burza którą toczył Bolesław ciągnęła i za sobą Piotra. Prawie nie było roku aby na jaką wyprawę się nie szykował, albo i z niej powrócił. Bolesław, po zhołdowaniu Pomorza, co przy pomocy Ottona z Bambergu owocna była i hołd złożony przez Księcia Pomorskiego Warcisława przyniosła. Potem Bolesław na ziemie Węgierskie ruszył. Nie przewidział on że przeciw niemu siły połączone, Węgrów, Czechów, Niemców i niewielkiej ilości Rusinów idą. W bitwie nad rzeką Sajó, gdzie nie było ani zwycięzców ani pokonanych, jeno pole trupów zostało, Bolesław powrócić postanowił. Dopiero podczas powrotu, wielkie straty poniósł, podstępnie atakowany. Zajęty wysyłaniem posiłków dla swojego duńskiego zięcia Magnusa, nie mógł odeprzeć licznych i niszczących najazdów Czechów na Śląsk. Nawet Kanonicy, którzy w Sobótce mieszkali do niewykończonych jeszcze, lecz bezpieczniejszych murów klasztoru Na Piasku, przed Sobiesławem się schowali pod bezpieczne skrzydła Ołbina. Bolesław który nie tylko o polskie ziemie ale i polski kościół

XVI Beatrycze - imię żeńskie pochodzenia łacińskiego. Wywodzi się od słowa beatrix, które oznacza: "przynosząca szczęście". Powstało zapewne na bazie rdzenia beatus - "błogosławiony". Polskie imię to Beata.

XVII Achard z Clairvaux SOCist (zm. ok. 1170) – błogosławiony, uczeń i współpracownik Świętego Bernarda z Clairvaux, architekt i budowniczy kilku opactw cysterskich m.in w Himmerod nieopodal Trewiru. Prawdopodobnie odwiedził Polskę w związku z fundacją cystersów w Jędrzejowie.

141

Page 142: pietrek całość treść A4.doc

w Gniezdnie walczył zmuszony do układów został i Ziemie Pomorskie, niedawno zdobyte w lenno cesarzowi Lotarowi oddał.

Czas nie czekał, a pchał naprzód ten rydwan Boga, zaprzężony w 4 uskrzydlone zwierzęta. Lwa, Orła, Wołu i Anioła. Życie, choć tak krótkie pełne jest niespodzianek na które nie zawsze możemy się przygotować. Ta jedna właśnie zmieniła i całkowicie przewróciła życie Piotra.

Październik tego roku już zapowiadał mroźną zimę. Głuchą noc rozdarły ostre dźwięki walenia do wrót grodu. Zaspany strażnik wychylił się przez palisadę

- Kto tam? - zagrzmiał z góry. Pod bramą zauważył trzech jeźdźców.- Z pilną wiadomością od księżnej Salomei do pana wojewody, otwieraj a chyżo -

padła odpowiedź z ciemności. - Budzić tam dowódcę straży - wrzasną strażnik w ciemność - Już bramę

otwieramy.Dormir wyrwany ze sny szybko przyoblekł swoje szaty i zbiegł na dół po

drewnianych schodach. Otworzył małe okienko w niewielkich drzwiach bramy. - Sam tu - krzyknął - pokażże się niech twoje oblicze obaczę Jeden z jeźdźców podjechał bliżej- Otwieraj mości Dormirze, bo wiadomość pilna, a jeszcze do Krakowa nam

trzeba jechać z wiadomością do Władysława. - Otwieraj - zawołał Dormir, kiedy rozpoznał jednego z ludzi Bolesława.Ich przybycie pobudziło cały dwór i stało się tak jasno jak w noc sobótkową.

Jeźdźcy zostali wprowadzeni do pomieszczeń sąsiadujących z sypialnią Piotra, ten zbudzony wcześniejszym rozgardiaszem już czekał.

Jego twarz zmieniała się w trakcie czytania listu.- Oddział z dwudziestu ludzi niech będzie gotowy przed jutrznią do wymarszu -

słowa te wróżyły coś złego - A zbudzić mi Maura, niech uda się do opata i mszę zamówi na intencję… - Piotr na chwilę zawiesił głos - na intencję co nas zmusza do tak pilnej podróży.

Posłowie nakarmieni zostali i choć na chwilę wskazano im miejsce do spoczynku.W drzwiach pojawił się mnich w habicie benedyktyna, którego Maurem zwano.

Był on osobistym pisarzem komesa.- Miałem już biegać do mojego opata i budzić go po nocy, ale żeście panie Piotrze

nic nie wspomnieli o intencji na jaką msza ma być odprawiona. Toć mnie opat zbeszta i przepędzi w noc czarną

- Na intencję zdrowia księcia Bolesława, jeno to tajemnica, którą niech tylko braciszkowie znają żeby paniki po grodzie i w okolicy nie siać. Pisze mi księżna Salomea, że zdrowie Bolesława tak bardzo podupadło, że Bolesław chce mnie obaczyć jeszcze przed śmiercią. I wy też abyście rano do drogi gotowi byli. Może zapisać co przyjdzie to potrzebny będziesz.

O świcie orszak ruszył na Trzebnicę, potem przez Kalisz, Łęczycę, potem wzdłuż Bzury do Sochaczewa, gdzie złożony chorobą, leżał w konwencie Benedyktynów pod pilną opieką medyków. Posłowie księżnej, po przespanej resztce nocy, która im została ruszyli w stronę Krakowa, aby zawieść tę nieszczęsną wiadomość pierworodnemu

142

Page 143: pietrek całość treść A4.doc

synowi Bolesława, Władysławowi, który tam od lat już przebywał, ożeniwszy się w rok po powrocie Piotra z pielgrzymki, z Agnieszką Babenberg. Była to bardzo energiczna kobieta, dumna ze swojego pochodzenia i pokrewieństwa z cesarzem niemieckim Henrykiem IV, który to był bratem rodzonym jej matki. Młoda i ambitna całkowicie sterowała postępowaniem Władysława, nawet do tego stopnia że zażyłość jaka go łączyła z Piotrem gasła jak wypalająca się świeca. Żądza władzy i zazdrość spowodowała że nienawidziła ona Piotra z całych sił.

- Co to będzie, gdy, uchowaj Panie Boże i zachowaj księcia w dobrym zdrowiu - Dormir zadawał głośno pytanie, które dręczyło wszystkich - nasz Pan zejdzie z tego świata i zapuka do wrót Piotrowych?

- Uchowaj Boże - powtórzył Piotr - toż to człek młody, sześć lat młodszy ode mnie to i nic takowego stać się nie może. Ojcze Maurze, módl się za nim, a jak Pan wysłucha próśb twoich to i wielka nagroda nie ominie twojego konwentu - zwrócił się do Maura, który pozostawał lekko w tyle

- Mam ja w jukach drakwie i zioła, w które mnie nasz opat zaopatrzył dla księcia Bolesława i pouczył że jak mało będzie to mam szybko słać wiadomość to więcej przyśle

- Ja nawet myśleć nie chcę co się stanie. Władysław pierworodnym jest, ale nawet do piet nie dorasta i w boju i w polityce swemu ojcu. Jeno na polowania jeździ i zabawia się, wszystko w rękach tej Niemry pozostawiając. Toż ona, jak amen w pacierzu pod niemieckie rządy nas odda.

- Przestań tak prawić bo i słuchać hadko jako to narzekasz na Władysława, który to jest twym władcą. Darował mu przecie Bolesław władać nad całym Śląskiem, jako książę. Modlić nam się trzeba i prosić Pana Boga, aby to się nie stało.

Zniecierpliwiony Piotr ponaglił konia, odskoczywszy przed cały oddział, aby skryć swoje obawy.

Kiedy przekroczyli Wartę i wjechali do Spicymierza, niewielkiego gródka podległego arcybiskupowi gniezdnieńskiemu, gospodarza nie zastali. Ten, opuściwszy gródek dwa dni temu udał się do łoża chorego księcia, do Sochaczewa, a wraz z nim wszyscy wielmożowie z okolicy. Niepokój, który panował w okolicznych grodach udzielił się i ślężanom, którzy przyspieszywszy kroku chcieli jak najszybciej znaleźć się w Sochaczewie, bo to różnie ludzie powiadali. Wieść niosła że oto zbliża się kres życia księcia i wszystkie poczty rycerzy, komesów i opatów kierowane są nad Bzurę, po drugiej stronie rzeki.

Na prawym brzegu rzeki rozkwitł obóz namiotów, który aż roił się od rycerstwa, orszaków, służebnych i mnichów, jednak zamiast tętnić życiem w obozie panowała śmiertelna cisza. Na wzgórzu całe szeregi klęczących zakonników, prostoty i zbrojnych odprawiały modły za zdrowie księcia Bolesława. Kaptury na głowach i gromnice w dłoniach pogłębiały stan trwogi.

W klasztorze ledwo się dopchali do pomieszczeń zajmowanych przez zległego chorobą księcia i jego małżonkę Salomeę, jednak zrezygnowali z wejścia. Wszyscy jeszcze czekali na przybycie pierworodnego Władysława, Księcia Śląskiego, z Krakowa. Dzień i noc trwały modlitwy i zawodzenia tłumu miotanego niepokojami o losy władcy.

143

Page 144: pietrek całość treść A4.doc

Książę, wraz ze swoją małżonką Agnieszką i trójką ich dzieci, na trzeci dzień tuż przed jutrznią przybył od strony Łowicza. Razem z nim przybył liczny i strojny poczet drużynników i panów Ziemi Krakowskiej i Śląskiej. Piotr razem z Dormirem wyruszyli mu na spotkanie.

- Jakieś pocieszające wieści o moim ojcu? - Władysław, pomijając wszystkie grzecznościowe formy powitania zapytał Piotra bez ogródek

- Przykro mi - odpowiedział Piotr - dycha jeszcze ale jego chwile są policzone, tak medycy twierdzą. Sam, bez wezwania nie wchodziłem do komnat jego. Jest przy nim Salomea, ale wiadomo że czeka na ciebie i ciebie wciąż przyzywa

- A czy teść już testament ogłosił? - Agnieszka wlepiła swój zimny wzrok w Piotra.

Piotr pominął to pytanie milczeniem, tak jakby tego niedosłyszał. - Jakże tak, teraz w takiej chwili o majątku można myśleć? - pomyślał - zimna ona

jest i wyrachowana. Oj ciężko będzie, ciężko gdy to ona do władzy się dostanie. Chociaż i po pierwszeństwie Władysławowi się władza należy, ona to a nie Władysław będzie berło dzierżyć. Tak to już jest w dzisiejszym świecie że mężczyzna majątek po ojcu a kobieta przy mężu zdobywa.

Cały pochód ruszył do zabudowań klasztornych.

W izbie panował półmrok, rozświetlony jedynie gromnicami stojącymi przy łóżku chorego Bolesława. Takiego Bolesława Piotr się nie spodziewał. Z człowieka dużego, pełnego werwy i sił teraz na łożu zostało tylko pół. Twarz o kolorze wosku pszczelego wyrażała jeno ból, a z zamglonych oczu już uchodziło życie. Izba była pełna ludzi. Po prawicy księcia Władysław stanął wraz z żoną i dziećmi, Bolesławem, Mieszkiem i Konradem a za nimi komesi krakowscy i śląscy, gdzie i Piotr zajął swoje miejsce. Po lewicy zaś Salomea trzymająca na rękach niemowlę - KazimierzaXVIII z synami - Bolesławem, o włosach pokręconych jak baranie runo, który to lat 13 ukończył, o rok młodszy Mieszko, Henryk, jeszcze dziecko bo liczący lat 6. Ochmistrz ustawiał wszystkich wedle kolejności i starszeństwa , a małe córeczki księstwa za braćmi ustawiła piastunka. Za całą ta dziatwą ustawili się wielmożowie Mazowsza, Kujaw, Wielkopolski, Ziemi Sieradzkiej i Łęczyckiej oraz Sandomierszczyzny. Wszyscy oni patrzeli jakby z góry na dużo mniejszy poczet stojący po stronie księcia Władysława, który to i oprawą i liczebnością był znacznie mniejszy.

Bolesław otworzył oczy, jakby teraz dopiero zauważył Władysława. Na twarzy pojawił się słaby uśmiech. Wzrok jego zaczął błądzić po twarzach przybyłych. Nieznacznie wzniósłszy prawicę i kreśląc znak krzyża pobłogosławił wszystkich przybyłych. Odszukawszy wzrokiem biskupa Jakuba ze Żnina, tego u którego to zatrzymał się Otton z Bambergu przed wyprawą na Pomorze w roku 1124 kiedy to Piotr na sąd wezwany został do Gniezdna, dał znak aby ten zaczął. Biskup Jakub, odebrawszy

XVIII Ostatni, najmłodszy z synów Bolesława Krzywoustego, Kazimierz II Sprawiedliwy prawdopodobnie urodził się tuż przed śmiercią Bolesława lub był już pogrobowcem co jest mniej możliwe.

144

Page 145: pietrek całość treść A4.doc

zwinięty dokument oprawiony pieczęciami z rąk komesa Henryka z Głogowa głosem donośnym i czystym zaczął czytać:

49

- My Bolesław, książę całej Polski - biskup zawiesił na chwilę głos - czując zbliżający się kres dni wędrówki naszej na tej ziemi poleciliśmy naszą ostatnią wolę spisać.

Wolą naszą jest następstwo po nas zostawić czterem synom, wyznaczając granice dzielnic w taki sposób że przy najstarszym ma pozostawać władza w dzielnicy krakowskiej, ze stolicą Małopolski Krakowem, w której skład wchodzą Małopolska, ziemie sieradzka i łęczycka, Kujawy z Kruszwicą, ziemie kaliską, gniezdnieńską z Gniezdnem i Pomorze z Gdańskiem. Ustanawiam również pryncypat, który to przy władcy tych ziem zostaje. Natomiast gdy ten umrze, zawsze starszeństwo wieku i prawo primogenituryXIX ma rozstrzygać rzecz o następstwo tronu. - Biskup na chwilę przerwał czytanie aby wiadomości dotarły do słuchających - Prawa te Władysławowi jako najstarszemu przysługują, włączając w to ziemie śląskie z Wrocławiem i ziemię lubuską, które to otrzymał od nas w darze ślubnym, i jego też jako Princepsem seniorem ustanawiamy.

Bolesławowi ziemie mazowieckie ze stolicą w Płocku, gdzie kości przodków naszych spoczywają, wraz z wschodnią częścią Kujaw pod opiekę i rządy dajemy.

Mieszko nasze zachodnie granice wraz z Poznaniem otrzymuje, a najmłodszemu Henrykowi, nasze wschodnie granice z Sandomierzem aż po Bug ku północy i wschodowi pozostawiamy.

Jako oprawę wdowią żonie mojej Salomei część ziemi sieradzko-łęczyńskiej pozostawiamy. - Biskup zakończył czytanie i zwinął rulon. W izbie panowała cisza.

- Władysławie, zbliż się - słaby głos księcia rozległ się głuchym echemWładysław przypadł na klęczki przy łóżku chorego i całując jego dłoń rzekł- Jestem ojcze

49 „Śmierć Bolesława III” - obraz J. Peszka (1800-1820)

XIX Primogenitura – pierworództwo, prawo pierwszeństwa dziedziczenia tronu przysługujące najstarszemu synowi lub najstarszemu potomkowi w linii prostej; stosowane w feudalizmie przy następstwie tronu i w dziedziczeniu; sposób dziedziczenia dóbr szlacheckich mający na celu zachowanie ich niepodzielności (majorat, seniorat).

145

Page 146: pietrek całość treść A4.doc

- To dobrze, to dobrze - cicho powiedział Bolesław i przykrył drugą dłonią dłoń Władysława - Do ciebie jako seniora należy pełnia władzy nad wojskiem i sądownictwo w całym państwie, prawo mianowania komesów grodowych w dzielnicach juniorów, prawo inwestytury biskupów w całym kraju, a także część danin i wspólna dla całego kraju moneta. Jedynie ty jako senior będziesz miał prawo wypowiadania wojny i zawierania układów, ale też i do ciebie jako najstarszego należy opieka nad małoletnimi książętami naszego rodu.

Tak szczegółowe określenie praw seniora wywołało delikatny uśmiech na twarzy Władysława, który przebił się przez łzy cisnące się do oczu. Nawet Agnieszka wydawała się być zadowolona z takiego obrotu sprawy.

Bolesław puścił dłonie Władysława i głowę swoją skierował w kierunku małżonki. Ta widząc jego ochotę rozmowy z nią zbliżyła się do łoża chorego, obok niej małoletni książęta upadli na kolana i zbliżyli się z twarzami zalanym łzami, aby ucałować dłonie ojca.

- Nie mógłbym umrzeć w spokoju - cicho powiedział Bolesław, patrząc w oczy Salomei - gdybym ciebie, moja kochana małżonko, za to żeś mnie potomkami obdarzyła i szczęściem, bez oprawy wdowiej zostawił. Korzystaj z niej do końca życia mając przy sobie Henryka i tego tu Kazimierza zanim do swych lat nie dojdą i nie posiądą dziedzictwa po tobie, swej matce. Wszystkich was tutaj zgromadzonych - zwrócił się do wszystkich przybyłych do niego wielmożów - na świadków biorę testamentu mego, i abyście tak jak przy mnie na straży stali, tak i stańcie na straży mego rodu. Zaklinam was, którzy staliście wiernie u mojego boku, stójcie też i tak przy bokach mych następców. Piotrze, zwłaszcza ty, któryś mi za życia przyjacielem był i dla mnie jako comes pallatinus w mej pamięci pozostaniesz. Tobie powierzam opiekę nad moją ostatnią wolą, tak jak wielokrotnie ty składałeś swoje życie w moje ręce. Nie jest moim zamiarem dzielić ziemie a połączyć je wszystkie pod jednym panowaniem seniora, po śmierci sukcesorów. Wolą moją jest nie dopuścić do walk i zatargów pomiędzy braćmi, uniknąć wojny domowej, która po śmierci mojej wybuchnąć by mogła.

Bolesław opadł wyczerpany na łoże. Po wymęczonej i wychudzonej chorobą twarzy płynęły łzy. Książę Władysław, a za nim wodzowie, komesi, możnowładcy po kolei podchodzili do łoża chorego i całowali w bezwładną dłoń władcy i wychodzili. Piotr zbliżył się do Bolesława, upadł na kolana i chwycił jego dłoń, przyciągając ją z szacunkiem do swoich ust. Dłoń ta zacisnęła się na jego dłoni a z ust Bolesława wyleciał cichy szept - Żegnaj mój przyjacielu - Po twarzy Piotra, pierwszy raz od niepamiętnych czasów stoczyła się jedna łza. Jedna, wielka, gorzka łza, którą przełknął po cichu.

W izbie pozostał tylko biskup Jakub i Salomea z dziećmi, jednak krańcowe wyczerpanie ceremonią nakazało odesłać dziatwę i wezwano medyków do chorego.

Jeszcze tej samej mroźnej nocy, dwudziestego ósmego dnia października Roku Pańskiego 1138 Bolesław oddał swojego ducha Bogu. Rano, jeszcze przed jutrznią,

146

Page 147: pietrek całość treść A4.doc

wszystkie dzwony i wywieszona czarna flaga na zamkowej wieży obwieściła zebranemu ludowi o śmierci władcy.

Księżna Salomea zadecydowała że Bolesław złożon w Płocku zostanie obok swego ojca Władysława Hermana, jeno bazylika dzięki staraniom i fundacji biskupa Aleksandra z Malonne rosła dopiero w górę, budowana z równych granitowych ciosów na Wzgórzu Tumskim. Stara, co to ją Władysław ufundował podupadła znacznie i rozebrana została. Na miejscu nie byłoby i okazji i miejsca na dokonanie uroczystości żałobnych więc wszystko to odbyć się miało w opactwie Marii Panny w Łęczycy, gdzie to księżna modrzewiowy dwór zajmowała. Zwłoki, po usunięciu wszystkich wnętrzności zabalsamowane zostały, natarte solą i wonnościami, odziane w najlepsze książęce szaty których by i sam cesarz się nie powstydził na szkarłatach w trumnieXX złożone na wozie zostały. Korowód żałobników, orszaki komesów, wojewodów, możnowładców wyruszył następnego dnia rano wśród milczącej z trwogi gawiedzi i pospólstwa, którym to bite brakteaty z podobizną księcia Bolesława i świętego Wojciecha rozdawano.

Piotr ze swoim oddziałem dołączył do orszaku Księcia Władysława. Po dotarciu do Łęczycy Księżna wdowa zajęła swój dwór, Władysław razem z możnowładcami krakowskimi i śląskimi gród zajął, jednak Piotr, czuł że był osobą niepożądaną w tym towarzystwie, znalazł nocleg w podgrodziu zwanym Emaus.

Wcześnie, skoro świt dzwony zadzwoniły na egzekwie. Ciało o twarzy bladej jak śmierć, w otwartej przepięknie rzeźbionej trumnie umieszczono na katafalku nogami do przodu w kierunku ołtarza. Arcybiskup spojrzał w te oczy teraz schowane za zamkniętymi powiekami. Dłonie splecione na piersi zaciśnięte były na jego wiernym Żurawiu, mieczu z którym wszystkie zwycięstwa i nieliczne klęski ponosił. Blask otaczających go świec dodawał sprawiał wrażenie jakby Bolesław dopiero co pogrążył się w spokojnym śnie i niedługo miał wstać, odziany w czarny pokutny habit wedle jego woli.

- Nikt nie zna dnia ani chwili - Biskup Jakub ze Żnina rozłożył ręce - kiedy do Bożej posługi nie tu lecz na tamtym świecie wezwie go Pan - Biskup na chwilę zawiesił głos, powiódł wzrokiem po zgromadzonych w świątyni w Łęczycy na uroczystościach pogrzebowych. Nie dało się ukryć wrażenia że pod jednym dachem Domu Bożego w nawach znajdują się dwa różne, wrogie sobie obozy. W jednym księżna Salomea

XX W średniowieczu ciało nieboszczyka w dniu w którym umarł kładziono na marach w domu, owijano mu głowę całunem z odsłoniętą twarzą. Następnego dnia przychodził kapłan, który odmawiał egzekwie, a następnie kondukt żałobny wyruszał do kościoła. Towarzyszyli mu zakapturzeni znajomi zmarłego (bowiem w średniowieczu na znak żałoby czy uroczystości pogrzebowych zakrywano głowę kapturem w czarnym kolorze) trzymając w rękach świece. W kościele przekładano ciało do trumny, którą zamykano. Liturgia katolicka bowiem zabraniała odprawiania mszy pogrzebowej przy otwartym wieku trumny, za wyjątkiem ciała zmarłego papieża.

147

Page 148: pietrek całość treść A4.doc

przewodziła, w drugim zaś tym mniejszym prym wiodła Agnieszka, żona Księcia Władysława.

- W sile wieku - kontynuował biskup - nagle i niespodziewanie, tak jak za wstawiennictwem świętego Idziego Pan powołał go do służby w tym świecie tak i niespodziewanie powołał go do służby na tamtym. Teraz stoi tutaj, przed obliczem Boga i zdaje sprawy ze swojego życia. A bo i ma z czego.

Życie jego całe ojczyźnie i Bogu poświęcone było. Jednakowoż zwycięstwa i pokuty znosił, jako i po oślepieniu brata „widzieliśmy na własne oczy — wołał głośno arcybiskup — tak znakomitego męża, tak potężnego księcia, tak lubego młodzieńca, jak przez dni czterdzieści pościł publicznie, leżąc wytrwale na ziemi w popiele i włosiennicy, wśród strumieni łez i łkań, jak wyrzekł się obcowania i rozmowy z ludźmi, mając ziemię za stół, trawę za ręcznik, czarny chleb za przysmaki, a wodę za nektar.

Prócz tego biskupi, opaci i kapłani wspierali go każdy wedle sił mszami świętymi i postami, a przy każdym większym święcie lub przy konsekracji kościołów odpuszczali mu cokolwiek z pokuty na mocy swej władzy kanonicznej. On sam ponadto starał się o to, by co dzień odprawiano msze za grzechy i za zmarłych, by śpiewano psałterz, i z wielkim miłosierdziem niósł pociechę nędzarzom, karmiąc ich i odziewając.

A co najważniejsze ponad to wszystko i co za główną rzecz w pokucie się uważa, to to, że wedle nakazu Pańskiego uczynił zadość bratu swemu i otrzymawszy przebaczenie pogodził się z nim.

Jeden jeszcze nader godny zyskał Bolesław owoc swej pokuty, który dla "wszystkich pokutników może uchodzić za wzór, ile że tu chodziło o tak potężnego księcia. Mianowicie, mimo że sprawował rządy nie nad [jakimś] księstwem, lecz nad wspaniałym królestwem i że niepewny był pokoju ze strony różnych wrogich chrześcijańskich i pogańskich ludów, to jednak powierzył siebie i swe królestwo w obronę potędze Bożej i przy sposobności zjazdu [z królem węgierskim Kolomanem], wta-jemniczywszy w to tylko szczupłe grono osób, z największą pobożnością odbył pielgrzymkę do św. Idziego i św..Stefana Króla [w Białogrodzie na Węgrzech].

I przez wszystkie czterdzieści dni owego postu [od 19 lutego do 5 kwietnia Roku Pańskiego 1113] byłby pościł, poprzestając na posiłku samego tylko chleba i wody, gdyby ze względu na wielki trud [pielgrzymki], roztropność i miłość biskupów i opatów odprawiających zań msze święte i modlitwy nie zmuszała go nakazem posłuszeństwa do łamania owego postu. Co dzień też z miejsca noclegu tak długo szedł pieszo, a niejedno-krotnie (boso, wraz z biskupami i kapelanami, aż skończył godzinki o Najświętszej Pannie, godziny kanoniczne tego dnia oraz siedem psalmów pokutnych z litanią, a częstokroć po wigiliach za zmarłych dodawał też część psałterza.

A taką pobożność i gorliwość okazywał również w obmywaniu nóg ubogim i dawaniu jałmużny, że nikt potrzebujący, który prosił o wsparcie, nie odchodził bez tego wsparcia.

148

Page 149: pietrek całość treść A4.doc

A ilekroć północny książę przybywał do jakiejś siedziby biskupiej lub opactwa, czy też prepozytury, to miejscowy biskup, opat czy prepozyt, a kilkakrotnie sam król węgierski Koloman, wychodzili mu naprzeciw z procesją. Bolesław zaś wszędzie pewne dary składał kościołom, ale w owych główniejszych miejscowościach ofiarowywał tylko złote i [cenne] tkaniny.

I jak przez całe Węgry biskupi, opaci i prepozyci przyjmowali go pobożnie, tak z okazałością i wielką pilnością przygotowywali dlań posługę świecką, a on ich obdarowywał i sam od nich otrzymywał dary. [...]

Z taką to pobożnością duchową i świeckimi objawami czci powrócił Bolesław ze swej pielgrzymki, jednakże [nawet] wróciwszy do swego królestwa nie wyrzekł się od razu pokutniczego trybu życia i stroju pielgrzyma, lecz wytrwał w tym samym zamiarze pielgrzymowania aż [do chwili przybycia] do grobu świętego Wojciecha męczennika, gdzie miał obchodzić uroczystość Wielkiej Nocy.

A im bardziej z dniem każdym zbliżał się do stolicy świętego męczennika [do Gniezna], tym pobożniej wśród łez i modlitw wędrował boso. Gdy zaś przybył do miasta i grobu świętego męczennika, jakże wielkie rozdał jałmużny ubogim, ileż to ozdób złożył w kościele i na ołtarzach! Dowodem tego jest dzieło złotnicze, które Bolesław kazał sporządzić na relikwie świętego męczennika jako świadectwo swojej pobożności i po-kuty. Trumienka owa bowiem zawiera w sobie 80 grzywien najczystszego złota, nie licząc pereł i kosztownych kamieni, które zapewne dorównują wartością złotu.

W stosunku zaś do swoich biskupów, książąt, kapelanów i niezliczonych rycerzy tak okazale i hojnie obchodzono ową świętą i chwalebną Wielkanoc [6 kwietnia R. P. 1113], że każdy z możniejszych, a niemal że i pomniejszych otrzymywał od księcia kosztowne szaty. Odnośnie zaś kanoników świętego męczennika, stróżów i sług kościelnych oraz mieszkańców samego miasta wydał zarządzenia tak szczodre, że wszystkich bez wyjątku uczcił szatami lub końmi czy innymi darami, stosownie do godności stanowiska każdego.50"

Wzruszył żałobników tą mową arcybiskup. Niejeden cichcem, rękawem wycierał cieknącą po policzku łzę. Arcybiskup wspominał zasługi Bolesława, które dokonał przez całe swoje życie łącznie z tym że to dzięki niemu w Gniezdnie arcybiskupstwo pozostało, które swoimi skrzydłami objęło kościoły i klasztory na ziemiach bolesławowych, które to bulla protekcyjna z 7 lipca Roku Pańskiego 1136 potwierdziła.

- Jeszcze to trzy roki do tyłu - wspominał arcybiskup - ten dzielny rycerz w Merseburgu51XXI przed cesarzem Lotarem jako władca samodzielnego państwa miecz nosił i z należytymi honorami został przyjęty jeno lenno musiał złożyć z zachodnich Ziem Pomorskich a kościoły które tam powstawały do arcybiskupstwa w Dziewinie52

50 Fragment z Kroniki Polskiej Galla Anonima

51 Mowa tutaj o Zjeździe w Merseburgu, który się odbył 15 sierpnia 1135 roku.

52 Polska nazwa Magdeburga

149

Page 150: pietrek całość treść A4.doc

przypisane zostały za sprawą Ottona z Bambergu. Dziękujmy Bogu za to że zesłał nam tego dzielnego władcę i opłakujmy naszą stratę, skoro Bóg Ojciec zdecydował powołać go do siebie.

Arcybiskup zawiesił głos. W świątyni zaległa cisza, rozproszona tylko hamowanym szlochem. Poddani powoli, pojedynczo zbliżali się do trumny zmarłego aby go osobiście pożegnać w tej ostatniej drodze. Kiedy tłum już się przewinął wieko trumny spadło z hukiem, który odbił się wielkim echem o ściany kościoła i zostało zabite wielkimi gwoździami. Powietrze rozdarł niepohamowany płacz. Salomea dopiero teraz wybuchła płaczem wcześniej mocno tłumionym.

XXI Zjazd w Merseburgu (niem. Hoftag in Merseburg) – spotkanie Bolesława Krzywoustego z niemieckim cesarzem Lotarem III w Merseburgu, 15 sierpnia 1135. Bezpośrednią przyczyną zjazdu w Merseburgu, było wmieszanie się polskiego księcia Bolesława Krzywoustego, w sprawy dynastyczne na Węgrzech, oraz nieuznawanie pretensji archidiecezji magdeburskiej do zwierzchności kościelnej nad całą Polską i projektowanymi diecezjami pomorskimi.

Przed rozpoczęciem zjazdu w Merseburgu - Bolesław Krzywousty skłonił Racibora I, księcia pomorskiego - do konfliktu zbrojnego, skierowanego przeciw Danii. Racibor I, w tym czasie przebywał na dworze księcia Bolesława. Miała to być swoista demonstracja sił wobec cesarza Lotara III. 650 łodzi (po 44 wojów i 2 konie) skierowano na bogate, norweskie miasto portowe Konungahelę. Wyprawa zakończona sukcesem - spowodowała u cesarza, zmianę stosunku politycznego wobec Polski. Bolesław do Merseburga przybył w przeddzień ustalonego zjazdu, tj. 14 sierpnia 1135. Honory oddawane polskiemu księciu na rozkaz Lotara III, świadczone jedynie niezależnym władcom, oddały w pełni charakter pozytywnego stosunku cesarza do Krzywoustego.

W przebiegu zjazdu należy wyróżnić następujące sprawy: spór z Belą II Ślepym, węgierskim dynastą i Sobiesławem I, księciem czeskim, oraz kwestię stosunku cesarskiego do sprawy pomorskiej[12]. Zjazd i hołd był przygotowany według ówcześnie obowiązującego prawa. W ceremoniale składania hołdu musiały być uwzględnione następujące elementy: włożenie dłoni poddającego się rygorom lennym, w dłonie seniora; złożenie przez seniora pocałunku w usta wasalowi na znak pokoju; klęczenie na wprost siebie i złożenie obustronnej przysięgi. Tak też mógł wyglądać ceremoniał hołdowniczy w Merseburgu.

Podczas ceremoniału - cesarz uznał lenne prawa Polski, nie tylko do Pomorza, ale także do Rugii. Bolesław zgodził się na poddanie wasalne z Pomorza Zachodniego, Rugii oraz ziem polskich, ponadto zapłacić trybut z ziem pomorskich, w wysokości 6 tys. grzywien srebra. Polska strona wyraziła także zgodę, na zawarcie pokoju z Węgrami (uznanie Beli na Węgrzech). Przypieczętowano to przyszłym (niedoszłym) mariażem córki Bolesława - Judyty, z synem Beli II - Gejzą II. Inaczej przedstawiała się sprawa polsko-czeskiego sporu. Polski książę nie godził się na żadne pojednawcze załatwienie problemu, przez sąd

150

Page 151: pietrek całość treść A4.doc

- Ale ta się mocno drze - Piotr stojący za plecami Władysława usłyszał szept Agnieszki - Dobrze że teść zdążył testament spisać bo ta jędza gotowa była wszystko zagarnąć i twoich synów należnych praw pozbawić. - W głosie Agnieszki słychać było nieskrywaną nienawiść do księżnej-wdowy. - Zobaczysz że jeszcze przez nią wiele problemów i waśni będzie.

- Zmilcz kobieto chociaż w tym świętym miejscu - Książę warkną na żonę aby pohamować jej zapędy.

Ta ze względów na obce uszy jeno zaprzestała jazgotać, gdyż zmiarkowała że słychać ją dookoła.

Trumna została wyniesiona z kościoła i złożona na wozie. Pochód żałobników ruszył w kierunku Płocka, rozciągając się na drodze jak wielki wąż. Orszak prowadził oddział stu konnych stanowiący straż przyboczną księcia, stacjonujący w Łęczycy, za trumną Książę Śląski i senior, Władysław pierworodny Sym Bolesława jako symbol ciągłości rodu i władzy książęcej, otoczony rycerzami i możnymi tego kraju, a wśród nich Piotr z Dormirem i benedyktynem Maurem, który to skrzętnie notował wszystkie zdarzenia.

- Ciężkie to będą czasy, pełne sporów i waśni pomiędzy braćmi, a w szczególności pomiędzy tymi dwiema silnymi kobietami, które swoich mężczyzn w garści trzymają.

- Jakże to? - Maur zdziwiony spojrzał na Piotra - toż mężczyzna jest głową rodziny i to on prym ma wodzić. Jak napisane jest w Piśmie:

„… kobiety - w skromnie zdobnym odzieniu, niech się przyozdabiają ze wstydliwością i umiarem, nie przesadnie zaplatanymi włosami albo złotem czy perłami, albo kosztownym strojem, lecz przez dobre uczynki, co przystoi kobietom, które się przyznają do pobożności. Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się.

cesarski. Krzywousty doszedł do wniosku, że nie można traktować suwerennego władcy, za jakiego się uważał, na równi z lennikiem cesarskim, jakim był Sobiesław I, książę czeski. Lotar III nie mogąc dojść do porozumienia, zaproponował tymczasowy rozejm i przeniesienie sprawy, na późniejszy termin.

Zjazd zakończył się majestatycznym przepychem, uroczystościami kościelnymi, podczas których Krzywousty niósł przed sobą cesarski miecz (był to zaszczyt przyznawany jedynie suwerennym władcom). Pośrednim sukcesem polskiej dyplomacji było unieważnienie przez papieża Innocentego II poprzedniego wyroku (bulli z 1133), uznającego metropolitalne prawa Gniezna (synod w Pizie - 1135). Natomiast 7 lipca 1136, w bulli protekcyjnej (łac.) Ex commisso nobis a Deo. - zawarto potwierdzenie wyłącznej i później nigdy niekwestionowanej zwierzchności Gniezna nad diecezjami polskimi.

Polska wchodząc do obozu cesarskiego unormowała swoje stosunki z Czechami, na zjeździe książąt w Kłodzku w 1137 (tzw. pokój kłodzki). Jednak szczegóły zawartego tam porozumienia - nie są znane. Węzły przyjaźni umocniono w grodzie Niemczy, gdzie podczas uroczystości Władysław II, najstarszy syn Krzywoustego trzymał do chrztu Wacława, syna Sobiesława I.

151

Page 152: pietrek całość treść A4.doc

Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo. Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; [będą zbawione wszystkie], jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu - z umiarem.”53

- Ech bracie, tylko w tych swoich świętych księgach siedzisz i o świecie prawdy nie znasz? Czyż Paweł Apostoł co te słowa do Tymoteusza kreślił pomylić się nie mógł? Czyjaż krew ważniejszą jest? Mężczyzny czy kobiety? Czyż to nie Bóg stworzył człowieka - Mężczyznę i Kobietę, a więc przez to stawiając ich na równych prawach? Jeno mężczyzna wszystko poświęci dla swojej ukochanej, o czym ta wie dobrze i wykorzystać tę naszą słabość potrafi. Zatem pewnie mądrzejszą jest, gdyż to ona sprawia że mężczyznom się wydawa iż to oni rządzą, co prawdą jest, jeno rządzą tak jak kobieta pragnie. Ot i cała prawda o rządzeniu.

Na takich rozprawach, wypełnionych wieloma obawami minęła im podróż do Płocka, gdzie ciało Bolesława zostało złożone obok ciała jego ojca.

XXX

Książę Władysław od wczesnych lat młodzieńczych, jako pierworodny Bolesława, do sztuki rycerskiej i do sprawowania rządów, które w przyszłości miał objąć po ojcu, był przygotowywany. Zapoznawany z historią ziemi, którą władał Bolesław jednak niewiele się kwapił do nauki i rozrywki stawiał ponad wszystko, a już wiele się zmieniło kiedy to obumarła mu matka, Zbysława, pozostawiwszy ledwo co dziewięcioletnie pacholę w objęciach macochy, Salomei z Bergu, drugiej żony Bolesława. Tej jednak nie w smak było pilnować aby Władysław wyrósł na nowego władcę, mając na myśli własne dzieci, które miały narodzić się z tego małżeństwa. Ciężkie to były czasy dla Władysława. Bolesław zajęty ciągłymi utarczkami i wyprawami nie poświęcał zbyt wiele uwagi na jego wykształcenie. Więcej też czasu młody książę spędzał z Piotrem niźli na swoim dworze. On też nauczał go polowania, rozumienia mowy natury, a Salomea sukcesywnie

oddzielała go od spraw państwowych. Roku Pańskiego 1125 na polecenie Bolesława poślubił Agnieszkę, czternastoletnią córkę margrabiego Austrii, przyrodnią siostrę cesarza niemieckiego, Konrada III. Małżeństwo to miało bowiem pozyskać Polsce kontakty z opozycją niemiecką, potrzebne w okresie konfliktu z cesarzem Lotarem z Supllinburga. W prezencie ślubnym otrzymali we władanie Śląsk, którego nazwa od góry Ślęży pochodzi. Pomimo swojego młodego wieku była kobietą niezwykle energiczną, przepełniona butą, dumą ze

53 1 List do Tymoteusza 2:9-15, Biblia Tysiąclecia

152

Page 153: pietrek całość treść A4.doc

swoich więzów krwi i niezwykle ambitną. Tak ambitną, że polowania stały się dla Władysława miejscem spokoju i ucieczki od rzeczywistości coraz bardziej wypełnionej niemieckimi zwyczajami, niemiecką mową i niemiecką służbą. Już w dwa lata po ślubie obdarowała Władysława synem, któremu na imię Bolesław, po jego dziadzie dano jako i pierworodny syn Salomei i Bolesława, jeno 6 lat starszy od swego bratanka. Jakże się wielka rywalizacja pomiędzy tymi kobietami o prym rozwinęła, że i legendy na ten temat krążyć zaczęły. Każda bowiem o przyszłości własnych dzieci myśląc nie zważała na drugą, kołki ciosając na głowach mężów, o swoje walczyła, a nienawiść kobiety równa jest z desperacją lwicy broniącej swojego gniazda, która uderzy wtedy kiedy nikt się nie spodziewa.

Po uroczystościach pogrzebowych książę Władysław z Agnieszką i całym dworem wróciwszy do Krakowa całej litanii wysłuchać musiał.

- A widziałeś to jak się ONA puszyła, piórka strosząc? - Agnieszka wylewała całą żółć na męża - Bolesław władzę Tobie ostawił a ona prym wodzić chciała. Zobaczysz że ciebie mój książę, od tronu odsunie a wraz z Tobą krew z krwi Twojej. Jak kokosza jaka swe bękarty pod skrzydła chowała, a ty jak półksiążę, któremu nadzieję dano a plecy żelazo chcą wrazić. Nic jeno zmilczeć chcesz te okropieństwa.

Władysław dla świętego spokoju jeno przytakiwał na takie gadanie ale jak stara prawda rzecze - kropla wody skały drąży, tak i słowa Agnieszki nie na wiatr rzucane były.

Piotr chciał jak najdalej trzymać się od tych waśni rodzinnych, jednak jako wykonawca ostatniej woli zmarłego księcia Bolesława, musiał utrzymywać poprawne stosunki z każdą ze zwaśnionych stron. Swą pobożnością, mądrością i roztropnością, teraz w tych trudnych dla wszystkich czasach wielkie poważanie wśród możnych zyskał. Stał się ostoją sprawiedliwości zaszywszy się w swoim Ołbinie.

Piotr nerwowo chodził po gościnnej izbie Palatium w Górce. Rozejrzał się dookoła. Nie był tutaj od czasów przeprowadzki zakonników do nowych zabudowań na wyspie Piasek. Teraz palatium stało w ciszy od czasu do czasu wypełnione modlitwą wiernych. Przeor postanowił zastąpić ten mały kościółek co na miejscu starego chramu stał i właśnie tutaj, w miejscu gdzie osadził ich Piotr, chwalić Pana. - Trzeba załatwić wszystko formalnie bo jeszcze gotowi są wszystko odebrać - ni to do siebie ni to do kogoś kogo tylko on widział wyszeptał Piotr .W głowie kłębiła się nieskończona liczba myśli. - Gdybyśmy całą swoja energię, którą skierowaliśmy do walki z innymi ludźmi, zamienili na miłość do bliźniego to bylibyśmy znacznie dalej... bylibyśmy znacznie lepsi... ale przez tysiące lat jedyne co nam wychodziło to niszczenie słabszych by nadymać własne Ego... a wszystko co dobre dla człowieka zostało mocno schowane, zakazane, utajnione i przemilczane.... szkoda ... zmarnowała się ogromna moc.. Wszystko co czynię, czynię nie dla siebie a dla innych, dla tych co po mnie przyjdą. Ciężkie czasy idą, ciężkie - z jego piersi wyrwał się ciężki oddech. Napięcie które w nim wzrastało aż do niebotycznych granic nie dało mu usiedzieć na miejscu. Jakiś nieracjonalny niepokój ogarnął jego ciało i jakaś siła zmusiła go do biegu. Wybiegł

153

Page 154: pietrek całość treść A4.doc

z palatium trzasnąwszy drzwiami, wskoczył na konia i ruszył z kopyta. Za nim został tylko krzyk przerażonego Dormira, który myślał że jakiś zły Piotra opętał i wołał o pomoc do nieba.

Nadchodziły ciężkie czasy, które potem i opisać trudno było.

XXX

Rok 1145 nie był łatwym rokiem dla ziem, które pod panowaniem Księcia Bolesława jedność stanowiły, po jego śmierci natomiast pomiędzy braci podzielone zostały. Po śmierci Salomei bracia się za łby wzięli i mocować, a wyrywać sobie prawa przez ojca nadane. Latem tegoż roku po bitwie nad Pilicą rozejm zawarli, jednak prynceps Władysław jego warunków dotrzymać ani zamiaru nie miał. Przygotowania do nowej wojny poczyniał. Gdy Wsiewołod Olegowic, zajęty tłumieniem buntu książąt dzielnicowych u siebie, nie mógł zapewnić mu pomocy, chociaż Władysław wziął czynny udział w wyprawie przeciw wrogowi Wsiewołoda, Włodzimierzowi Halickiemu, i oblegał go w Żwinogrodzie, umyślił przyzwać posiłki z Prus i Jaćwieży, które też rychło zaczęły napadać i pustoszyć Ziemię Mazowiecką. Nie zadowoliwszy się wzięciem w posiadanie Sieradza, Łęczycy i dwóch innych grodów, przez co wbił klin między posiadłości Bolka Kędzierzawego i Mieszka Starego, posuwał się w głąb ich księstw i powołując się na testament ojca, że ma prawo mianować dowódców załóg w ich grodach, oblegał je, zajmował i ustanawiał grododzierżców. A nie czynił tego modlitwą i pokojem a gwałtami, grabieżą, ogniem i mieczem, nawet kościołów w spokoju nie ostawiwszy.

- Kościół i pomieszczenia dla Kanoników na Piasku już na ukończeniu i biskup KonradXXII, kiedy to konsekruje ołtarz główny w Lubinie, zamierza i ten konsekrować. Księcia Władysława prosić trza będzie aby na tę uroczystość przybył - Ciepły głos Marii rozwiał się po komnacie i wypełnił serce Piotra jak balsam, który łagodzi wszelkie rany .

- Nie uśmiecha mi się to wcale z nim rozprawiać. Dosyć się nasłuchałem kiedym to z Magdeburga wrócił i zamiast dobrego słowa same łajaniam usłyszał. To pewnie za sprawą Agnieszki, po tym com jemu na polowaniu powiedział. - W Piotrze jeszcze na samo wspomnienie krew wrzała jak w tyglu kucharki, a ponoć krew nie woda.

- A bo ty języka w gębie utrzymać nie możesz, i to co w myślach to u ciebie na języku - Maria uśmiechnęła się do męża najcieplejszym spojrzeniem na jaki tylko strach jej pozwolił. Czuła tę ciężką sytuację, która nie mogła wróżyć nic dobrego.

- A dlaczego się Ciebie czepia? Jenom mu pięknym za nadobne zapłacił. Niewiele o tym Dobku wiadomo, mnie się na pewno wydaje Niemcem, choć on i za naszego brata uchodzić może, i sprzedawać się umie. Za młodu pono dostał się na ziemie nasze, żył i tu, powracał do Niemiec, chleba kosztował wszelkiego, jest tym, kim mu być potrzeba. U księżnej Agnieszki on wszechmocnym, marszałkuje u niej, u króla nadwornemu rycerstwu hetmani, trzyma od skarbca klucze, jest pierwszym doradcą - a reszty możesz się sama domyślać, bo mi się mówić nie godzi. Nosi się to pańsko i rycersko, strojny aż do zbytku jakby na dzień świąteczny, choć i jest powszedni, jakby się chciał sobą

154

Page 155: pietrek całość treść A4.doc

chwalić i popisywać. Oblicze ma wesołe, rumiane, oczy jasne, ale jakby szklane, nie mówiące nic. Mężczyzn i kobiety czasem natura takimi na świat wydaje, jakby ich na szyderstwo tworzyła; da im wszystko, co potrzeba, by pięknymi byli, tylko w nich duszy nie włoży. I chodzą te istoty, jakby złote latarnie, w których światła nie zażegnięto. Pamiętam jako to o naszą Beatrycze chciał się upomnieć w małżeństwo i wiano, aleć tom mu powiedział że prędzej na sośnie żołędzie rosnąć będą niż on należeć do naszej rodziny. Ślub naszej Agafii nam trzeba na gody szykować i to też nie mała przeprawa będzie. Dobrzem jej męża wybrał bo z książęcego rodu - Piotr uśmiechną się do swoich myśli o młodym Jaksie. Pasował mu ten młodzieniec, dumny, zadziorny i swego pilnował jak nikt, a przy tym i wielki chrześcijanin.

- Oj uważaj Panie na niego, oj uważaj, bo on jak żmija, cicho siedzi w ukryciu a nagle ukąsić potrafi. Wielkie on ma poważanie u Księżnej Agnieszki i wielkie jej poparcie, a ta znaczny wpływ na naszego Księcia Władysława.

Piotr na dźwięk tego głosu odwrócił się w kierunku drzwi i spojrzał na mężczyznę który w nich stał.

- Ooo, Dormir, chodzisz cicho jak kot na polowaniu, że do różnych przypadłości człowieka możesz doprowadzić. Usiądź z nami na chwilę i dobrego miodu się napij niech ci ciepło po starych kościach rozleje. Sama mądrość przez ciebie prawi jeno do głowy mi nawet nie przychodzi aby na majątek nasz czy też życie nasze mógł nastawać. Za mały on aby nos tu wścibiać.

XXII Konrad (zm. 2 marca 1146 r.) - biskup wrocławski w latach 1142-1146. Biskup Konrad nie jest wymieniany w żadnym katalogu biskupów wrocławskich. Znany jest z nekrologów klasztorów benedyktyńskich NMP (św. Wincentego) we Wrocławiu oraz NMP w Lubinie. W tym drugim w 1145 r. konsekrował ołtarz główny. W źródłach występuje bez podania diecezji. O identyfikacji stolicy biskupiej przesądzają związki z Wrocławiem, brak możliwości powiązania z inną diecezją i czas występowania, który wypełnia lukę pomiędzy przeniesionym do Krakowa biskupem Robertem II a Janem II. Bulla papieża Celestyna III z 9 kwietnia 1193 zatwierdzająca posiadłość opactwa NMP na Piasku stwierdza że kościół NMP był konsekrowany przez biskupa Piotra:

„Anno domini 1090 fundata est ecclesia beatae Virginis in Arena Wratislaviae a Petro comite Corek et consecrata a Petro Wratislaviensi episcopo octavo, praesente Vladislao duce Poloniae et uxore eius Agnete, Henrici quarti imperatoris filia et Maria Wlosconissa Petri comitis uxore et Swentoslao filio eius”

„Roku pańskiego 1090 ufundowany został kościół NMP na Piasku we Wrocławiu przez komesa Piotra Korka i konsekrowany przez Piotra, ósmego biskupa wrocławskiego, w obecności Władysława, księcia Polski i żony jego Agnieszki, córki cesarza Henryka IV i Marii Wloskonissy, żony komesa Piotra, i jego syna Świętosława”. Ósmym biskupem Wrocławia był Robert II, który został przeniesiony w roku 1142 do Krakowa przez Księcia Władysława Wygnańca i zmarł 11 kwietnia 1143 roku.

155

Page 156: pietrek całość treść A4.doc

- Jeno dobrej rady posłuchaj Panie, bardzo o to proszę. Tym żeś zwrócił uwagę Władysławowi żeby przyjrzał się Dobkowi, który to czas z Księżną Agnieszką miło spędza kiedy ten na polowaniach bywa jeno zapewne kij w mrowisko wsadziłeś. Książę wprawdzie uśmiał się z takich przypuszczeń, ale Agnieszka tego ci nie daruje.

- Bo to i żartem powiedziane było, skoro on mi każe Mari pilnować, która swój czas z biskupem Janikiem spędza. Janik to rodzina i duchowny czym zapewne Dobek nie jest dla Agnieszki.

- On i pewnie tak pojął, ale spróbuj to kobiecie wytłumaczyć, która to, zwłaszcza gdyby i to prawdą było, będzie swojej tajemnicy pilnować i honoru. Podjudzić męża może i ten nastawać na Twoje życie będzie, a to już nie żarty będą. A ja przyszedłem z wiadomością. Jedzie do nas magister Achardus, który to właśnie zakończył prace w Brzeźnicy przy opactwie cystersówXXIII, które zwać będą Mirimondem mniejszym na cześć rodzimego opactwa z Francji i chce zobaczyć nasze opactwo. Umyślnego przysłał aby nie zjawiać się niespodzianie.

- Jakże się cieszę że go ponowie obaczę - Piotr aż uśmiechnął się do długich godzin spędzonych na rozmowach o wszystkich tajemnicach tego świata z wielkim architektem Bernarda z Clairvaux - Janik tam dobrze prac doglądał i tereny, które od Księcia Bolesława w podzięce za Wołodara otrzymałem razem z Brzeźnicą i Miechowem na wiano dla Beatrycze przeznaczyłem, jeno Janik nimi na moje polecenie zadysponował by Cystersom opactwo sprawić i podarować im osiem przyległych wiosek. Boga Jedynego tylko proszę żeby się nikt nie zwiedział że to ode mnie i zobowiązałem tajemnicą spowiedzi aby to się nie wydało. Pewnie i w tym roku opactwo Janik będzie konsekrował. Jakże wiele do zrobienia, bo i ślub córki naszej na gody uszykować trzeba. Czasu nie ma żeby sobie głowę problemami innych zaprzątać. Gdyby nie Ty mój stary przyjacielu to nie wiem jakby się to wszystko skończyło. Wiele ci zawdzięczam i bardziej Ty mi rodzicem niż wiernym sługa jesteś, Ojcem, którego we wczesnych leciech mi zabrakło.

- Wielceż dla mnie szczobrotliwy jesteś, Panie Piotrze, ale i o to mnie prosił wasz Ojciec, więc ostatnia wolę zmarłego spełniam. Nie wspominajmy o tym więcej.

Dormir odwrócił się na pięcie i tak cicho jak się pojawił tak cicho zniknął w głębi dworca by przygotować pomieszczenia na przyjęcie szlachetnego i tajemniczego gościa.

Wieczorne promienie kończyły lizać szczyty Ślęży i Wieżycy barwiąc je kolorem czerwieni. Czerwieni jakiej dawno nie widziano. Ciepły, delikatny wietrzyk rozwiewał

XXIII Brzeźnica, dzisiejszy Jędrzejów, pierwsze opactwo cysterskie na terenie Polski. To prawdopodobnie moment przekazania kluczy do tego opactwa cystersom przez Piotra Włostowica, w momencie konsekracji przez Biskupa Janika ukazał Jan Matejko w obrazie z 1888 roku pod tytułem „Piotr Włost sprowadza cystersów do Polski” Obraz ten znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Jan Długosz w swojej kronice pisał że sam Bernard z Clairvaux chciał wizytować klasztor w Jędrzejowie, „jednak w czasie tej podróży kiedy przybył do Spiry, ciężka choroba udaremniła urzeczywistnienie jego zbożnego zamiaru, mającego przynieść korzyść zarówno klasztorowi, dla którego uporządkowania wybrał się w drogę, jak i Polakom”

156

Page 157: pietrek całość treść A4.doc

rozpuszczone włosy jeźdźców przeplatając je przez swoje palce. Śpiewnie szeptał w gałęziach dąbrowy w którą właśnie wjechali, zjeżdżając z utartego szlaku. Za sobą pozostawili Górkę i stare palatium, które to pan tych ziem dawno temu podarował Kanonikom na dobrą posługę ludziom i Bogu, i poruszali się niewidoczną ścieżynką wydeptaną przez leśną zwierzynę. Po prawej ręce rozpościerały się połacie wrzosu który w promieniach zachodzącego słońca sprawiał wrażenie pokrytego krwią. Głuchy odgłos końskich kopyt o ślężański grunt roznosił się po lesie i wracał odbity od porozrzucanych skał.

- Dajmy chwilę wypocząć koniom - Odezwał się jeden z jeźdźców - tutaj, nie daleko jest potrójne źródełko i tam napoimy konie. Chwilę odpoczniemy. Nie o każdej porze można się tam dostać.

Był to potężnie zbudowany mężczyzna, z twarzą okoloną brodą na której już czas pozostawił swoje znaki, spod mysiurki na plecy rozlewał się wodospad włosów. Ciepły lecz bardzo mocny i zdecydowany głos świadczył o potężnej sile tego człowieka. Zdradzał stanowczy charakter, a w jego niebieskich oczach, pomimo średniego wieku, lśniła siła młodości. Do boku przypięty potężny miecz lekko się kołysał w rytm kroków konia. Wyjechali na niewielką polanę i puścili konie wolno aby mogły wypocząć.

- Dormir, pomóż magistrowi Achardusowi, bo niewprawny w rycerskim rzemiośle, jeno sługą on kościoła i słowem a piórem wojuje a nie mieczem. - mężczyzna skierował wzrok na niewielkiego wzrostem cystersa, odzianego w biały habit z narzuconym czarnym szkaplerzem i przepasanym pasem, który niewprawnie siedział w siodle i widać było że długa wycieczka z Ołbina zostawiła swoje znaki na jego ciele.

Dormir, pomimo swojego podeszłego wieku, dziarsko zeskoczył ze swojego gniadego i przytrzymawszy za uzdę konia zakonnika, pomógł mu z niego zejść.

- Skrzesać ognia? - Dormir spojrzał na Piotra pełnymi oddania oczami, czekając tylko na przyzwolenie.

- Tak - Bezgłośnie odpowiedział Piotr - Dobrze wiesz co robićDormir pozbierał chrustu i oczyścił wielki Kamień leżący pośrodku polany, obrośnięty mchem. W miejscu na kamieniu, które wskazywało na wielokrotne palenie tam ognia ułożył mały stosik i skrzesał ognia. Z jego ust popłynęła cicha pieśń, która Piotrowi przywróciła wspomnienia :

małe płomienie wodę goTująwiększe komnatę ogrzewAjąpożar pożreć wioski chCeczas wypełniA życie

gdy się Kocha jeogień pRawdę powieogień praWdę skryjeprzed ogniem nIc się nie ukryje

Twoje serce w zamku schowaneKrew Królewska płynie

157

Page 158: pietrek całość treść A4.doc

Łabędzie pisklę odchowaneBól jej nie ominie

Kiedy łabędź kochaKocha aż do śmierci

Ogień w rytm pieśni to wzmagał się to znów opadał by po chwili się uspokoić- Odpoczniemy tylko chwilę bo niedługo księżyc wzejdzie. Wprawdzie do miejsca

gdzie się udajemy niewiele drogi pozostało ale i czasu za wiele na odpoczynek nie mamy. Jeno trochę kości rozprostować i zaczerpnąć sił z potrójnego źródełka. Ono daje życiodajną wodę tylko w określone dni.

Piotr skierował się w kierunku małej grupy skałek, reszta towarzystwa ruszyła za nim. Oczom ich ukazało się niewielkie źródło które wypływało jakby cudem ze skał i swoje nurty dzieliło na trzy strony świata. Piotr zatrzymał się i odwrócił w kierunku młodego, dwudziestopięcioletniego mężczyzny, który podążał za nim jak ślepiec, który wierzy swojemu przewodnikowi. Cysters i Dormir stanęli obok. Piotr chwycił go za ramiona w potężnym uścisku i głęboko spojrzał w oczy, które pomimo zapadającego mroku błyszczały ciekawością.

- Jaksa - Cichy głos przeszył serce młodzieńca jak strzała wypuszczona z łuku wytrawnego strzelca. Na swojej skórze poczuł dreszcz emocji przeciskający się przez wszystkie pory od pięt aż do czubka głowy - Od tej chwili wszystko co usłyszysz, zobaczysz i poczujesz musisz zostawić dla siebie, i w odpowiednim czasie przekazać to następcy. Czy zobowiązujesz się do tego?

Jaksa, jakby potężną siłą zwalony, padł na kolana. Siła ta zgięła mu kark i kazała pochylić głowę przed nieznanym a potężnym.

- Na Krew i Rany, Pana Naszego Jezusa, który to przez to że umarł żyje wiecznie - Jaksa drżącym głosem wyszeptał przysięgę.

Przez gałęzie drzew zaczęło prześwitywać światło wschodzącego właśnie księżyca i oświetlać twarze zebranych. Każdy z uczestników tego dziwnego widowiska ustawił się na jednym z brzegów strumienia, tak że wody ich rozdzielały. W środku Piotr z zakonnikiem a Jaksa i Dormir po bokach. Piotr i cysters rozłożyli ręce tak jakby chcieli górę objąć w ramionach i zawołali:

- Ojcowie nasi przybywajcie bo czas nastał po temu.Wiatr tak jakby się wzmógł i odpowiedział głosem liści, poruszył gałęziami starych dębów.

- Ojcowie nasi przybywajcie bo czas nastał po temu - powtórzyli mężowieTym razem to już nie był wiatr który się zerwał i poruszał drzewami, to były odgłosy, które Jaksa znał, albo mu się wydawało że znał, od bitew do płaczu dziecka w komnacie. Obraz zaczął mu wirować, starał się utrzymać na miękkich kolanach.

- Ojcowie nasi przybywajcie bo czas nastał po temuGdy trzeci raz zabrzmiało wezwanie puszcza jakby ożyła, drzewa zaczęły przemawiać, przemieszczać się z miejsca na miejsce i Jaksa niespodziewanie usłyszał odpowiedź

- Jesteśmy

158

Page 159: pietrek całość treść A4.doc

Wszystko ucichło i uspokoiło się. Jaksa otworzył oczy, które wcześniej zacisnął tak mocno że w kącikach ukazały się dwie łzy. Zobaczył jak postacie wychodzące z boru krokiem, który więcej niż krok ludzki przypominały okręt na spokojnym morzu stają w kręgu dookoła strumienia.Cysters nabrał wody z każdego ze strumieni i zlał je do jednej czary.

- Pobłogosław Panie w trójnasób W imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego. Matko naszych przodków - Achardus wziął garść popiołu z dopalającego się ogniska, pochylił się w kierunku Ślęży i wrzucił do czary - jako i prochu powstaliśmy i prochem do ciebie wrócimy pozwól nam zobaczyć to co jest ukryte, następnie wsypał szczyptę soli - jak jest napisane To Wy jesteście solą tej ziemi. - Po tych słowach Cysters dolał do czary wina - Krew z krwi, kości z kości Twoich, przyjmij ofiarę naszą, jako i my Twoją na barki swoje wziąć pragniemy. 54

Czara jakby na ogniu postawiona w jego dłoniach zaczęła wrzeć i gotować się zmieniając kolory. Achardus podał czarę Piotrowi, ten wzniósłszy ją w górę powiedział:

- Racz oczyścić myśli nasze - i pociągnął spory łyk z zawartości. Po Piotrze wszyscy dokonali tej ceremonii. Gdy Jaksie wydawało się że nic więcej się nie zdarzy, nagle skały rozstąpiły się i wskazały niewielka ścieżkę wiodącą do starych, niedostępnych kamieniołomów, których używali ci co to złączyli się z nimi w magicznym kręgu. Korowód ruszył. Nagle przed dużą skałą się zatrzymał a tajemnicze postaci zginęły gdzieś w skale. Piotr podszedł, zdjął z piersi medalion z łabędziem, który od dziecka nosił i przyłożył do niewielkiego wgłębienia w skale. Coś zachrobotało, zazgrzytało i skała odsunęła się ukazując wędrowcom niewielki korytarz prowadzący w głąb góry, który teraz oświetlony pełnią księżyca odkrywał swoje tajemnice.

Wędrowcy zniknęli wewnątrz a na polanie nastała cisza i tylko Księżyc przy wdzięcznym wtórze wiatru śpiewał swoją odwieczną pieśń

Nieboskłon wozem przemierzamMały ja Katon pisząc dla Homera.Jest bowiem Piotra opokaNad wierszy miarę wysoka.Niech wyśpiewuje stuwierszemPiotrowi wiecznie krąg wieszczów.Kuleje metrum każde,Nie zmieści Piotra żadne.Człowieka poznać chcesz blisko,Niebieskie przejrzyj kolisko.Spojrzyj na tamtych na ziemi,On sam bez zdrady się mieni.Słodkości zdroju pełny,Słońce niebiańskie wdzięczne,Gwiazdy jasnością gwiezdny,

54 Woda Gregoriańska - jedna z 4 rodzajów wody święconej w kościele katolickim. pochodzi od papieża Grzegorza IX, który nakazał jej stosowanie podczas konsekracji kościoła.

159

Page 160: pietrek całość treść A4.doc

Nektaru słodkością słodki.Niedobrze się oceniasz,Gdy zewnątrz dobra szukasz.We wszystko w obfitościBogatyś w swojej jaźni.Ciebie ród wynosi, sławi stan, władza ubogaca,Zacniej cię cnota twoja umacnia55

Wędrowcy przemieszczali się bez słowa, korytarzem wykutym w litej skale, na tyle wysokim że mogli się swobodnie poruszać. Ciemności, które ich ogarnęły, rozświetlane tylko przez pochodnie sprawiały niesamowite wrażenie. Jaksie wydawało się że w cieniach i zaułkach korytarza ktoś się chowa, idzie za nimi, obserwuje a raczej ich pilnuje. Pomimo tego że przeżył w swoim życiu wiele, nie raz w boju zaglądał śmierci w oczy, zimny pot wystąpił mu na czoło a wzdłuż kręgosłupa przebiegł dreszcz. Stęchłe powietrze wypełniało mu płuca do tego stopnia że trudno mu było oddychać. Piotr, który prowadził ten pochód nagle się zatrzymał.

- Jaksa, podejdź - zawołał, a głos odbił się echem od mokrych ścian. Dormir i cysters zrobili przejście i młodzieniec stanął koło Piotra. Chciał jeszcze zrobić jeden krok, gdy ten nagle go zatrzymał jednym szarpnięciem.

- Spójrz - Piotr pochylił pochodnię w kierunku jednej ze ścian. Z ciemności wyłonił się szkielet człowieka. Jaksa odruchowo się cofnął.

- Widzisz te dwa znaki? - Piotr wskazał na znaki wyryte w skale - ten oznacza niebezpieczeństwo, a ten „ idź w lewo”

- Jakże iść w lewo jak korytarz prosto prowadzi? - Jaksa zdziwiony rozejrzał się dookoła po twarzach zgromadzonych.

- Chodź pokażę ciGdy zbliżyli się do lewej ściany korytarza nagle oczom Jaksy ukazało się

niewielkie przejście, które dotąd było ukryte przed wzrokiem ludzkim. Piotr przecisnął się a za nim reszta towarzystwa.

- Pamiętaj, oczy mogą mylić, tam skarb Twój gdzie serce Twoje - Piotr uśmiechnął się do swoich myśli.

Prowadził wszystkich w mrok od czasu do czasu zbliżając się do jednej ze ścian i wtedy gdzieś w głębi, pod nogami czy też za ścianą słychać było dźwięki jakby dusz wyjących, jakby chrobot metalu czy przesuwanych bloków skalnych. Droga już nie była taka łatwa jak była na początku. To schodziła w dół, to pięła się w górę zawijając to w lewo to w prawo. Czasami się rozdzielała, ale za każdym razem przewodnik stawał i pokazywał młodzieńcowi znaki, które jak gwiazdy w ciemności wskazywały prawidłową drogę. Nagle korytarz zaczął się rozszerzać i zamienił się w wielką komorę w kształcie jaja, o ścianach tak gładkich jak skóra młodej niewiasty. Z komory wychodził niewielki przedsionek prowadzący do mniejszej komory. Czuć było powiew świeżego powietrza, a płomienie pochodni lekko zadrgały. Mężczyźni zatrzymali się, Dormir zapalił pochodnie które wisiały na ścianach wypełnionych jakimiś dziwnymi znakami. Na środku stał posąg istoty nie przypominającej nic co żyło na ziemi wykuty z kamienia. Istota przypominała

55 Wincenty Kadłubek - Kronika

160

Page 161: pietrek całość treść A4.doc

smoka, stała na dwóch mocnych łapach a pomiędzy skrzydłami umieszczony był jakiś dysk przypominający tacę. Na środku czoła tej istoty był diadem z wielkim Diamentem. Od tacy odbijało się światło pochodni i opierało się na naściennych malowidłach. Na piersiach tej istoty wyryty był krzyż a pomiędzy ramionami umieszczone były cztery kamienie wielkości pięści dziecka - krwisto-czerwony, ciepły jak ogień Rubin , Zielony jak Ziemia Szmaragd, Niebieski jak woda Szafir i Oliwin zwany Kamieniem Słońca . Wyglądało tak jakby ktoś już wcześniej w czasach praojców przygotował tę drogę i pozostawił SŁOWO dla wędrowca znającego tajemnicę. Rysunki opowiadały tajemniczą drogę słońca po nieboskłonie. Można tam było znaleźć wszystkie zwierzęta niebiańskiego lasu, człowieka który stał na lądzie i wlewał wodę do oceanu tak jakby miał zapanować nad obydwoma światami czy wagę, na której ważyły się losy tych światów.

- To pewnie Słońce - pomyślał Jaksa ale dalej w ciszy przyglądał się tej dziwnej ceremonii opisanej malunkami na ścianach komory z zapartym tchem.

Piotr zbliżył się do Jaksy, położył mu rękę na ramieniu i głęboko spojrzał w zdziwione, pełne strachu i ciekawości oczy.

- Pewnie dziwisz się temu wszystkiemu i zadajesz sobie pytanie dlaczego tutaj ciebie przyprowadziłem. To wszystko nie jest takie proste i takie łatwe jakbyś myślał. Zostałeś wybrany przez naszych przodków do strzeżenia tajemnicy przekazywanej od najdawniejszych czasów. Zostałeś strażnikiem tajemnicy krwi Łabędzia, tajemnicy życia. Mój czas nadchodzi, nie mogę dłużej pełnić obowiązków bo staje się to niebezpieczne i muszę je przekazać mojemu następcy. Niedługo stracę wszystko to co mi pozostanie. Książęta tego świata nastawać będą na moje życie, życie mojej rodziny i mój majątek, ty musisz strzec tego co jest najcenniejsze.

Jaksa na te słowa poruszył się jakby chciał przerwać Piotrowi. Chciał go zapewnić że życie za niego odda, ale żaden głos nie mógł mu wydostać się z zaciśniętego gardła. Piotr podniósł dłoń czym przerwał natychmiast starania Jaksy.

161

Page 162: pietrek całość treść A4.doc

- Nie przerywaj tylko słuchaj - głosem nieznoszącym sprzeciwu Piotr uciął wszystkie myśli kłębiące się w głowie Jaksy - stara bajka mówi: - kontynuował Piotr

Garnek, który zderzy się z kamieniem,Z pierwszym pęknie uderzeniem,Głaz zwycięski się nie zlęknie,Garnek zada cios — i pęknie.

Tak to wojować ze skałąSkorupie się nie udałoXXIV

Nie masz się co o mnie martwić, nie pora na to i nie miejsce. W tym miejscu, którego nie pamiętają najgłębsze zakątki pamięci ludzi nie godzi się o sprawach ziemskich rozmawiać. To miejsce jest jak nasze życie, pełne tajemnic i skarbów, które i przeliczyć trudno, i ogarnąć umysłem niemożliwe. Żeby się tu dostać musiałeś przejść drogą ciemną, rozświetloną tylko nikłym kagankiem, usianą pułapkami i tylko dzięki znakom osiągnąłeś cel. Wejdź do tamtej komory i powiedz mi co widzisz - Komes wskazał na szerokie wejście.

Jaksa z przejęciem wszedł do komory którą wskazał Piotr. Ileż tam bogactwa było. Skrzynie wypełnione kosztownościami, złotem i drogimi kamieniami, artefakty o których Jaksie nawet się nie śniło w najpiękniejszych snach. Z jego płuc tylko wydarł się okrzyk oniemienia. To wszystko kusiło, mamiło swoim blaskiem i krzyczało: „Weź mnie, będę ci służyć aż do końca”. Jaksa ledwie się powstrzymał by nie paść na kolana i nie zanurzyć swoich dłoni w tym bogactwie. - Apage Satanas - pomyślał w duchu, zrobił znak krzyża, odwrócił się na pięcie i wyszedł z dziwnym wrażeniem że to nie koniec tajemnic.

- To co tam widziałeś - kontynuował Piotr - to nic przed tym co teraz zobaczysz. Opowiem ci o Historii Krwi, której od teraz będziesz strzegł, strażniku.

Palatyn podszedł do figury i z namaszczeniem wciskał kamienie nucąc pieśń o ogniu, ziemi, wodzie i powietrzu, następnie zdjął z szyi medalion i umieścił go w środku krzyża. Z diamentu na czole figury wypłynął strumień białego światła i uderzył w ścianę. Coś zazgrzytało i nagle ściana, która wydawała się być całością ustąpiła i jeden blok skalny odsunął się ukazując niewielkie wejście do ukrytej komnaty.

Wędrowcy przekroczyli próg komnaty. Jakże różniła się od poprzedniej. Wyciosana ręką ludzką w kształcie kwadratu rozświetlona blaskiem kaganków umieszczonych w dwóch ścianach po bokach. Na ścianie po prawej ręce Jaksa rozpoznał sceny z życia Jezusa, Matkę Przenajświętszą i Marię Magdalenę umieszczoną wśród uczniów. Na przeciwległej ścianie Pysznił się przepiękny biały łabędź ciągnący wielką

XXIV Wincenty Kadłubek - Kronika - Tłumaczenie Zofii Abramowicz. Przypuszczalna trawestacja jedenastej bajki Awiana (Fabulae ad Theodosium) o dwóch garnkach, jednym z metalu i drugim z gliny, gdzie jest jednak zupełnie inny morał, nie zmieniony również w przeróbkach Awiana z końca XII w. (np. Aleksandra Neckama); L. Hervieux, Les fabulistes latins depuis le siecle d'Auguste jusqu'a la fin du Moyen Age, t. III, Paris 1894, s. 270, 476.

162

Page 163: pietrek całość treść A4.doc

łódź po tafli wody, obok sceny rycerskie, i … Król, który zdawał się być Rybakiem. Na ścianie przed nimi widniał krwawy krzyż a pod nim napisana sentencja:

Rycerz Chrystusowy to krzyżowiec, który prowadzi podwójną walkę: z ciałem i krwią oraz mocami piekielnymi. Idzie śmiało naprzód, czujnie spoglądając na prawo i lewo. Swoją pierś przyoblekł w kolczugę, a duszę okrył pancerzem wiary. Z tą podwójną zbroją nie obawia się już ani człowieka, ani szatana. Idźcie zatem, rycerze, śmiało naprzód, idźcie z sercem nieustraszonym przepędzić wszystkich wrogów Krzyża Chrystusowego! A tę pewność miejcie, że ani śmierć, ani życie nie odłączą was od chrystusowej miłości. Jakże chwalebny jest powrót rycerza po zwycięskim boju! A jak błogosławiona jego męczeńska śmierć w walce.

W rogach krwawego krzyża widniały rzeźby, jakby wychodzące ze ściany, Lwa, Orła, Wołu i Anioła. Pomiędzy rogami Wołu umieszczona była srebrna taca. Biła od niej jakaś potężna siła, której Jaksa nie rozumiał ale poczuł całym sobą. Dookoła ścian stały wielkie regały i skrzynie wypełnione księgami i zwojami pism. Czuł jak jej energia wlewa się w niego i wypełnia jego serce.

- Wiedza, to jest prawdziwy skarb - powiedział Piotr - zapamiętaj, tam skarb Twój gdzie serce Twoje. Piotr wzniósł w górę laskę zakończoną ręką trzymającą żelazny pierścień i wtedy ściany zdawały się wirować.

- Czuwaj Henilu, czuwaj - zawołałXXV

"Veni, Creátor Spíritus, - rozpoczął pieśń cysters, a reszta mu zawtórowała -

XXV Ręka z pierścieniem oznaczała opiekę, laska zaś w ten sposób zakończona symbolizowała w wierzeniach pogańskich bóstwo sprawujące tę opiekę. Henil był bogiem pogańskim, którego symbolizowała wspomniana laska. Spierano się w nauce co do charakteru tego boga. Już J.J. Hannusch, Die Wissenschaft des slavischen Mythus, 1842, s. 369 i nn. uważał go za słowiańskiego boga pasterzy, występującego u Czechów i Serbów pod nazwą Honidlo, Honilo, Gonidło i odpowiadającego litewskiemu Goniglis. W święto owego boga pasterze i pasterki obchodzą wszystkie domy i otrzymują podarki od mieszkańców, po czym urządzają zabawy i tańce na cześć bóstwa. Podczas tego trzody pasą się wolno, bez żadnego dozoru. Na podobny zwyczaj wskazał A. Kuhn, Märkische Sagen und Märchen, Berlin 1843, s. 330 w wioskach słowiańskich w Starej Marchii. J. Grimm, Deutsche Mythologie, 4 wyd. 1878, s. 625, łączył nazwę tego boga z „Hajnal" i polskim „hejnał", oznaczających: w pierwszym wypadku zorzę poranną, w drugim pieśń budzącą na cześć wschodzącego słońca. T. Siebs, Beiträge zur deutschen Mythologie, Zeitschr. f. deutsche Philol. 24 (1892), s. 148, uważa nazwę Henil za zdrobnienie nazwy Henno, która oznaczała pierwotnie boga śmierci, potem boga budzącego się światła i wiosny, równoznacznego z Wotanem. Tę wykładnię przyjmuje R. Holtzmann wyd. Kroniki, s. 484, uw. 2. Opis Thietmara w jego Kronice nie potwierdza jednak koncepcji T. Siebsa i przemawia raczej za dawniejszą koncepcją Hannuscha i Grimma. Obchodzenie domów przez owego pasterza przypomina żywo ich obchodzenie gromadne, o którym mówi J.J.Hannusch. Ucztowanie w relacji Thietmara jest również echem praktykowanych tam zabaw na cześć boga. Okrzyk:,.Henilu, czuwaj!" jest rodzajem zaklęcia, które oddaje istotną funkcją bóstwa: opiekę nad trzodami pasterzy.

163

Page 164: pietrek całość treść A4.doc

Mentes tuórum vísita,Imple supérna grátiaQuae tu creásti péctora.Qui Paráclitus díceris,Donum Dei altíssimi,Fons vivus, ignis cáritas,Et spiritális únctio.Tu septifórmis múnere,Déxterae Dei tu Dígitus,Tu rite promíssum Patris,Sermóne ditans gúttura.Accénde lumen sénsibus,Infúnde amorem córdibus,Infirma nostris córporisVirtúte firmans pérpeti.Hostem repéllas lóngius,Pacémque dones prótinus,Ductóre sic te praévioVitémus omne nóxium.Per Te sciámus da Patrem,Noscámus atque Fílium,Teque utriúsque SpíritumCredámus omni témpore.Deo patri sit glória,Et Fílio, qui a mórtuisSurréxit, ac Paráclito,In saeculórum saécula.Amen."XXVI

Pomimo tego że zebrani zakończyli swój śpiew, pieśń dalej brzmiała w skałach góry Ślęży. Jaksa padł na kolana i zawołał:

XXVI Veni Cerator, Spiritus - Hymn do Ducha Świętego - "O Stworzycielu, Duchu, przyjdź, Nawiedź dusz wiernych Tobie krąg. Niebieską łaskę zesłać racz Sercom, co dziełem są Twych rąk. Pocieszycielem jesteś zwan I najwyższego Boga dar. Tyś namaszczeniem naszych dusz Zdrój żywy, miłość, ognia żar. Ty darzysz łaską siedmiokroć, Bo moc z prawicy Ojca masz, Przez Ojca obiecany nam, Mową wzbogacasz język nasz. Światłem rozjaśnij naszą myśl, W serca nam miłość świętą wlej, I wątłą słabość naszych ciał, Pokrzep stałością mocy swej. Nieprzyjaciela odpędź w dal I twym pokojem obdarz wraz. Niech w drodze za przewodem Twym, Miniemy zło, co kusi nas Daj nam przez Ciebie Ojca znać, Daj, by i Syn poznany był, I Ciebie, jedno Tchnienie Dwóch, Niech wyznajemy z wszystkich sił. Niech Bogu Ojcu chwała brzmi, Synowi, który zmartwychwstał, I Temu, co pociesza nas, Niech hołd wieczystych płynie chwał. Amen." - Tłumaczenie Adam Mickiewicz

164

Page 165: pietrek całość treść A4.doc

- Weź mnie, będę Ci służył aż do końca - i zapłakał ze szczęścia.

Już dobrze dniało kiedy czterech jeźdźców, gnało od Ślęży w kierunku Wrocławia, wzniecając kurz na pustych bezdrożach.

XXX

Karczma u starego Anzelma jak zwykle wypełniona tłumem wędrowców huczała. Wzrok słuchających utkwił w potężnym mężczyźnie z twarzą okoloną siwą brodą spod której ledwie widoczne były czerwone wypieki ze złości. Ze złości walił pięścią w dębowe ławy tak że piwo ulewało się z pełnych dzbanów, a ściany karczmy drżały od jego potężnego głosu.

- Ledwie siedem lat minęło od śmierci księcia Bolesława a te niemieckie pomioty rozgrabiają naszą ojcowiznę i nastawiają braci przeciwko sobie. Jedna w zeszłym roku opuściła ten ziemski padół ale ta najgorsza została i naszą krew burzy i marnuje. Z naszego Wrocławia chce drugi Babenberg zrobić i z Niedźwiedziem wespół niszczą wszystko co nasze. Na największe świętości i świętych ludzi się porywa, więżąc ich i krew ich przelewa. Ja właśnie z jej łap się wyrwawszy cudem z lochu wyszedłszy o pomstę i ratunek was proszę. Podstępem naszego Pana Piotra porwała łapami pachołka Dobka, z którym to podobno mile czas spędzała kiedy to Książę Władysław na polowaniach bywał, i śmierć niechybna go czeka jeżeli nic nie zrobimy.

- Jakże to porwała? - przez karczmę przetoczył się okrzyk przerażenia i zapadła grobowa cisza. Wszystkie oczy skierowały się na starca z wyczekiwaniem opowieści, która zmroziła krew w żyłach.

- Ja uczynię wszystko, aby krzywdy nasze odpłacone zostały. Do samego Rzymu się udam jeżeli taka potrzeba zajdzie. Jakże to tak? Wielki Pan, który tyle kościołów, tyle dobrego dla chrześcijaństwa zrobił teraz nie po chrześcijańsku więzionym był? Wszyscy go zostawili, nawet Ci za którymi u Władysława się wstawiał, a teraz samotnie w ciemnicy siedzi, a Agnieszka na jego życie nastawa. Pamiętacie jak to panowie z Mazowsza, z Płocka czy Poznania do niego w łaskę przyjeżdżali, kiedy to Władysław swoimi ludźmi grody i kasztelanie obsadzać zaczął wielki gwałt przy tym czyniąc? Czas chciał przeskoczyć, wolę zmarłego Świętej Pamięci Bolesława przyspieszyć i mieczem swoich praw dochodzić zaczął. Nawet Pan Mikora, co to po sąsiedzku na Ołbinie siedzi i na weselu swego krewnego Jaksy w domu Pana Piotra był nic nie zrobił. Czy wyście już o tym zapomnieli? - Oj biada, nam biada bracia moi kiedy to niemieckie rządy ogniem i mieczem w słowiańskim kraju są wprowadzane, a zdrada to i trucizna głównym narzędziem chrześcijan być zaczynają.

165

Page 166: pietrek całość treść A4.doc

- Powoli, Mości Dormirze, powoli, jakże to tak wielkiego Pana można bez kary porywać i w lochach osadzić, opowiadajże po kolei. …

XXX

Dzień słoneczny wstawał i wielkie koło czerwonego słońca wyłaniać się zaczęło zza horyzontu. Czerwone słońce z rana nie wróżyło nic dobrego. Straż powoli rozbudzała się ze snu który niemiłosiernie opuszczał powieki podczas nocnej zmiany. Maćko, co to stał na wieży u wrót, oczy przecierać zaczął gdy z daleka w promieniach słonecznych zobaczył wzbijający się kurz ponad drogą.

- Budzić wszystkich - krzyknął - jakiś oddział ku nam gna a i widać bardzo mu się spieszy.

Zanim skończył Dormir już stał przy nim i przyglądał się kawalkadzie. Powóz zaprzężony w cztery konie i otoczony niewielkim oddziałem zbrojnych zbliżał się niechybnie do dworca na Ołbinie. Konie zdrożone jakby całą noc gnały bez wytchnienia.

- Ależ komuś się spieszy, na złamanie karku gnają jakby się paliło - mruknął pod nosem. Z daleka rozpoznał barwy wielkopolskich oddziałów - Jezu przenajświętszy - pomyślał - aby nie z taką hiobową wiadomością jak o śmierci Bolesława ostatnio przybyli. Zrobiwszy znak krzyża zszedł na dół do bramy i wyszedł małym przejściem razem z dwoma strażnikami w pełnej gotowości aby w razie czego bronić dworca.

Pierwszy podjechał posłaniec i z daleka krzycząc że to Arcybiskup Jakub ze Żnina jedzie do Pana Piotra zażądał otwarcia bramy. Jeden gest Dormira wystarczył i wielkie wrota rozchyliły się jak płatki tulipana ukazując wolną drogę do dworca.

Piotr z Marią właśnie szykowali się na jutrznię, którą to odprawiać mieli braciszkowie w opactwie, gdy dobiegła go wiadomość o nadjeżdżającym gościu. Wyszedł na podwórze aby osobiście gościa powitać bo i zacniejszego gościa trudno było szukać. Arcybiskup gniezdnieński sam we własnej osobie dom jego nawiedza a to znaczyło że i wizyta ot taką zwykłą przyjacielską nie była.

- Ave Maria, jakże się cieszę widząc waszą świątobliwość - powiedział Piotr i klęcząc całował wedle zwyczaju wielki biskupi pierścień na wyciągniętej bezceremonialnie przez Jakuba dłoni - Dał Pan nasz Jezus Chrystus jeszcze moje oczy nacieszyć widokiem waszym i czerpać przyjemność z waszym obcowaniem. Zaraz stoły każę nakrywać a ugościć was jak na prawdziwego chrześcijanina przystało. Byłem wędrowcem a ugościliście mnie, tak powiedział nasz Pan Jezus Chrystus a więc zgodnie z tym nakazem postępować nam trzeba.

Jeszcze Piotr nie skończył powitalnej mowy, gdy z powozu wyłoniły się nowe osoby, w których to rozpoznał komesa Wszebora, który to w dniu śmierci Bolesława był zaproszon na czytanie ostatniej woli i Aleksandra, biskupa płockiego, który to mszę za Bolesława sprawował, oddając mu ostatnią posługę i kładąc jego doczesne szczątki obok ojca Władysława Hermana w płockiej katedrze.

- Wstań Piotrze, bo nie przystoi abyś ty przede mną jako przed człowiekiem klęczał - Arcybiskup objął Piotra jak brata. - Nie w gościnę i po zaszczyty my przyjechali a po radę i pomoc w ważnej sprawie ale i obecność nasza w tajemnicy zachowana być

166

Page 167: pietrek całość treść A4.doc

powinna. Książę Władysław ma uszy wszędzie, a nasza obecność tutaj jako zdrada może być traktowana.

- Szanowni goście skoro tak, a wyczuwam w waszym głosie i ból i trwogę, jedno co mogę zrobić na ten czas to prosić was abyście razem ze mną poszli pokłonić się Panu Bogu naszemu, Ojcu w Trójcy Przenajświętszej, jako że udawam się do opactwa braci benedyktynów na jutrznię, a po mszy zapewne i miejsce dla nas braciszkowie znajdą abyśmy mogli w pokoju i przy pomocy Boskiej Wasze sprawy omówić. Wiem że zdrożeni wielce jesteście, ale przed ciałem duch stoi, który to dobrej rady nie poskąpi w potrzebie. Braciszkowie zapewnią nam strawę dla obu części naszego żywota i dla ducha i dla ciała coś się znajdzie, a mury opactwa dość grube są to i żadne wiadomości wypłynąć stamtąd nie mogą.

Piotr skinął na osobę duchowną, którą tu Maurem zwano, a która zjawiła się przy Piotrze jak duch jakowy albo zjawa i szepnął mu coś na ucho. Ten pokłoniwszy się biskupom zniknął gdzieś za furtą, tak cicho jak się pojawił w kierunku opactwa, a za nim Piotr i wielebni goście, po cichu prowadząc dysputy. Z wież kościoła wystających ponad mur okalający opactwo rozległy się dzwony wzywające na poranne nabożeństwo.

XXX

Kraków, który był siedzibą pryncepsa jakby trochę zszarzał i zwolnił w rozkwicie co za sprawą Władysława Hermana a potem jego syna Bolesława się rozpoczął. Strzeliste wieże katedry i innych kościołów wybudowanych w tamtych czasach z daleka były widoczne dla każdego wędrowca zbliżającego się do bram miasta ale samo miasto jakby porzuconym się wydawało. Władysław, który związany ze Śląskiem był bardziej niż z Krakowem, nie wiele serca w tym mieście zostawił. Blisko pół wieku przeżywszy, na twarzy jeno wyryte miał jakby zobojętnienie do życia; spokój i łagodność jej graniczyły z odrętwieniem. Oczyma rzucał i poglądał tak, jakby go to, co widział, niewiele zajmowało ani radowało, ni smuciło. Rysy już nieco rozlane nie piękne były ani brzydkie, strój nie objawiał dbałości o powierzchowność i okazałość. Suknie na nim leżały tak, jak mu je dano i włożono, nie troszczył się o nie wiele56. Największą jego rozrywką, przypominającą knieje i odstępy wrocławskich lasów, było polowanie, na które zawsze czas miał, rządy na zamku pozostawiając pod nadzorem żony swojej, Agnieszki. Ta natomiast pełnym zaufaniem obarczywszy Dobiesława, bez którego nic tu się nie działo, jedno o zaszczytach, które to mogłyby ją spotkać na niemieckiej ziemi a ominęły ze względów małżeńskich w tych zapadłych słowiańskich dziurach. Aby pozbyć się tych złych wrażeń na krakowskim zamku coraz częściej słychać było ten niemiecki, twardy i chropowaty język zamiast słowiańskiej śpiewnej mowy. W ubiorach wielka panowała rozmaitość i przepych, tu i ówdzie słychać było nawoływanie tytułami różnymi, oznajmiającymi o nieznanych jakichś urzędach i urzędnikach dworu księżnej, jakby na cesarskim mnogich a obco brzmiących, tak że jakby kto obcy stanął na krużgankach a niemczyzny nie znający to i do ładu by nie doszedł kto kim był, a przed kim z ważną

56 Opis Władysława przez I. Kraszewskiego - Historia prawdziwa Petrka Własta zwanego Duninem

167

Page 168: pietrek całość treść A4.doc

sprawą stanąć. Jako że imię Marszałka - Dobek, najczęściej rozbrzmiewało w murach zamkowych, tako i wszyscy najpierw do niego ze wszystkim się zwracali a on albo sam decyzję podejmował a co ważniejsze referował księżnej Agnieszce. Wielkie miał wpływy na dworze księżnej ten człowiek, który nie wiadomo skąd pochodzi, w jakiej rodzinie się urodził ani tez gdzie leżą prochy przodków jego. Wielką on nienawiścią pałał do Piotra za odmowę ręki Piotrowej córki, Beatrycze, która wkrótce za Jaksę wyjść miała. O majątkach Piotra niejedne legendy chodziły, o skarbach ukrytych, za które to Piotr najwspanialsze na ówczesne czasy opactwo na Ołbinie postawił, a gród jego dorównywał jak nie przewyższał książęce grodziszcze na wrocławskim Ostrowiu. Nie dość tego wszystkiego to jeszcze kościoły po miastach stawiał jakby zaznaczyć chciał swoje miejsca. Dobek już dawno parol zagiął na te bogactwa, jeno nie wiedział jak się do nich dobrać. Już na samo wspomnienie imienia Piotr krew wrzała w jego żyłach. Jedynym i najskuteczniejszym sprzymierzeńcem jakiego mógł znaleźć była księżna, która również nienawidziła Piotra chociaż z zupełnie innych pobudek. Nią powodowała czysta rządza władzy, zazdrość i prosty strach o przyszłość jej i jej potomstwa. Wychowana w książęcych salonach chciała czegoś więcej dla swoich dzieci. Również nienawidziła Marii, chociaż z tą spotykały się od czasu do czasu, podczas pobytów na Ostrowiu Tumskim ale nawet wtedy w każdym jej słowie słychać było zazdrość. Obie księżniczki, jednak Agnieszka, pomimo tego że była żoną księcia czuła się upokorzona pięknością, elegancją, pełnej wytwornej dumy rodowej Marii. Spokój Marii, jej szlachetność i dobroć, która wybijała w każdym calu wyprowadzała Agnieszkę z równowagi. Jej mąż, książę Władysław, chociaż siostrzeniec Marii i przez Marię i Piotra wychowany nie miał tego w sobie, co on mieli. Ta zazdrość doprowadzała ją do szału.

Dzień chylił się ku końcowi, cienie na krużgankach kładły się długim płaszczem przykrywając kamienną posadzkę a głosy flisaków spławiających towary wzdłuż Wisły roznosiły się daleko po wodzie. Barki przycumowane do nabrzeża tętniły jeszcze wieczornym przygotowaniem do snu i gdzie niegdzie tylko było słychać wieczorne śpiewy bardów, które rzewnymi tonami wspominały o czynach herosów i bohaterów, i niosły się ze spokojnym nurtem rzeki. Drzewa jesiennym rytuałem gubiły już liście, szykując się do snu zimowego w ciszy przyglądały się zdarzeniom które miały nastąpić, dając tylko znać nadbrzeżnym szuwarom że czas nie stoi, że czas nie czeka przynosząc raz radość a raz nieszczęście człowieka.

Przyportowa tawerna, postawiona dla dobra rzecznych wędrowników tętniła jednak życiem ukrywając w swoich ścianach mroczne dzieje i opowieści żeglarzy którzy wrócili lub wybierali się z towarem do Gdańska przez niebezpieczne wody Prusów, lub bliżej, do Płocka gdzie legły prochy dwóch budowniczych Krakowa. Słychać było opowieści jak to za dawnych czasów zamiast do Gdańska zawijało się do osady zwanej TrusoXXVII, skąd dalej droga prowadziła przez Zalew Wiślany do zamorskich krajów, ale teraz po wielu pożarach osada upadła i Wisła wiodła wprost do Gdańska. Ogień i piwo, które tu litrami zlewane w gardła spracowanych ludzi rozgrzewało krew, sprzyjało snuciu opowieści. Półcień, który panował w pomieszczeniach pomagał ukryć się przed niechcianym wzrokiem ludzkich oczu, a harmider i głośnie rozmowy pomagały ukryć słowa przed niepowołanymi uszami.

168

Page 169: pietrek całość treść A4.doc

W rogu sali, przy dębowym stole, siedział niewielki mężczyzna z twarzą ukrytą w cieniach błąkających się po ścianach tawerny i powoli sączył piwo po sutym posiłku. Wzrok wbity gdzieś w przeszłość sprawiał wrażenie jakby był nieobecny jednak to tylko były pozory. Siedział sam, jednak uważny obserwator mógł się domyśleć że na kogoś czeka. Karczmarz z uwagą lecz dyskretnie przyglądał się przybyszowi tak jakby czegoś szukał. W końcu znalazł to czego szukał. Niewielkie znamię na dłoni w kształcie złamanego krzyża. Nalał dzban piwa i podszedł do nieznajomego.

- Grüß GottXXVIII - cicho się przywitał i postawił dzban na stole - Gość na którego czekacie panie kazał przekazać że musicie trochę poczekać, niech ten dzban chociaż trochę umili czas oczekiwania. Dam wam znać - w głosie karczmarza słychać było twardy, niemiecki akcent jak z resztą u wielu mieszkańców ówczesnego Krakowa, którzy przybyli tutaj za dworem księżnej Agnieszki. Przybysz tylko lekko skinął głową nie odwracając wzroku od miejsca w które się wpatrywał, tak jakby było tam coś takiego czego nie chciałby utracić. Przy sąsiednim stole siedziało dwóch gości, mających już dobrze w czubie i prawiących tak głośno że każde słowo dolatywało do uszu przybysza.

- Widziałem dzisiaj orszak książęcy - chwalił się jeden- E tam, też mi nowina - wydął wargi drugi - Książę pan często przez miasto ze

swoją sforą i łowczymi przez miasto przejeżdża, bo to pewnie jego jedyna radość w życiu te polowania, bo mu Agnieszka życie zatruwa. Woli towarzystwo zwierząt i duchów w

XXVII Truso - nazwa istniejącego od końca VIII do początku XI w. portu bałtyckiego i portowej miejscowości handlowej w okolicy ujścia Wisły opisanej przez anglosaskiego podróżnika Wulfstana, który dotarł tam z portu Hedeby (Dania) ok. 890 roku. Opis podróży, portu, obyczajów zamieszkujących w okolicy Aestiów (Prusów) został umieszczony w "Chorografii" Orozjusza przełożonej na język staroangielski przez króla Alfreda Wielkiego. Dokładne położenie Truso było przez długi czas nieznane, pomimo że źródła wskazują dosyć precyzyjnie na okolice ujścia Wisły do Zalewu Wiślanego. Jednak zmiany topograficzne Żuław Wiślanych utrudniły rekonstrukcję geografii tych ziem w X wieku. W ramach akcji "Archeologiczne Zdjęcie Polski" archeolog dr Marek Jagodziński rozpoczął w latach 80 badania archeologiczne na wschodnim brzegu jeziora Druzno, na wysokości wsi Janów, kilka kilometrów na południe od Elbląga. Odkrycia dra Marka Jagodzińskiego dowiodły, że Truso stanowiło część systemu handlowego na Bałtyku i wykorzystywało lokalizację pomiędzy plemionami pruskimi i słowiańskimi a morzem. Obraz archeologiczny osady jawi się jako duży port handlowy, z osadą rzemieślniczą i kupiecką. Rozmiary Truso były porównywalne do największych ówczesnych nadbałtyckich osad portowych, takich jak Hedeby, Birka, czy Wolin. Handlowa rola Truso zmalała w X wieku, na co miały wpływ pożary i działania wojenne, prawdopodobnie na tle zmian politycznych w państwie pierwszych Piastów. Z czasem rolę Truso przejął założony w drugiej połowie X wieku Gdańsk.

XXVIII Grüß Gott - Chwalcie Boga. Grüß Gott jest formą stosowaną dzisiaj na powitanie w rejonach Szwajcarii, Bawarii, Frankonii, Szwabii i Austrii a więc rejonów „podległych” rodzinie Babenberg z której pochodziła Agnieszka, żona Władysława. Pochodzi od dłuższej formy tego pozdrowienia Grüße dich Gott i Grüße euch Gott - Niech Bóg cię (ci) błogosławi.

169

Page 170: pietrek całość treść A4.doc

leśnych odstępach niż z tą … - Przybysz przestał przysłuchiwać się rozmowie pijanych mężczyzn. Oni nawet nie zdawali sobie sprawy jak byli bliscy pozbawienia języka.

Nie wiedział jak dugo siedział w takim odrętwieniu, za oknami już pewnie dawno mrok zszedł na ziemię otulając ciemnicą cały boży świat, gdy z tego stanu wyrwał go głos karczmarza.

- Już jest, pójdźcie za mną.Nieznajomy podniósł nieprzytomny wzrok i otrząsnął się. - Chyba zasnąłem - pomyślał i ciężko podniósł się z ławy. Daleka droga którą przebył bez wytchnienia dopiero teraz dawała znać o sobie.

Na zapleczu, w niewielkim pomieszczeniu, daleko od wzroku ludzkiego przy stole siedział sam marszałek Dobiesław, co to u dworu książęcego służy.

- Siadaj i mów, cóż to takiego ważnego że mnie po nocy wyrywasz? - A bo to i ważne i niebezpieczne wieści mości marszałku. Sami wiecie jak wielki

to pan i ilu popleczników ma. Wszędzie uszy i oczy co mu o wszystkim donoszą, a on ze swego grodu ruszać się nie musi by człowieka dosięgnąć. Strach z nim w oko w oko stanąć, chociaż i lata ma swoje i siły już nie te.

W Dobka jakby piorun z jasnego nieba strzelił, krew się zagotowała i wypłynęła czerwieniem na twarzy.

- To po to ja po nocy jeżdżę żeby hymnów pochwalnych na jego cześć wysłuchiwać? - wrzasnął - jeszcze jedno słowo a do ciemnicy zamknę, skórę pasami drzeć każę a język obetnę żebyś już nigdy takiego peanów nie wyśpiewywał.

Na przybysza srogi padł strach, bo u marszałka nader często takie słowa w czyn się przeradzały. Był człowiek i nagle znikał, a słuch o nim ginął gdzieś w zamkowych piwnicach.

- Wybacz Panie moje słowa, ale wiadomość z którą przybywam, ani chwili zwłoki czekać nie może, bo i ważna dla dworu i cenną jest, wartą mieszka. - przybysz zawiesił głos jakby na coś czekał. Miał jeno nadzieję że to nie będzie kat miejski w zamkowych lochach.

- Mów a ja ocenię czyś tego mieszka wart. Zmęczonyś bo z Wrocławia do Krakowa daleka droga, i te twoje niesprawne gadanie na tego karby położę, ale jak będziesz dłużej zwlekał to niechybnie spotkasz się z katem. - Dobiesław już trochę się uspokoił i ten nagły wybuch nerwów zastąpiła ciekawość.

- A bo to widzicie mości marszałku, we Wrocławiu, u Piotra cos niecnego się szykuje, posłowie przyjeżdżają i wyjeżdżają w różnych kierunkach - przybysz w konfidencji relacjonował swoje spostrzeżenia, które marszałek jednym ruchem przerwał.

- Rejwach się robi bo i do ślubu się szykują nic w tym dziwnego że i gości spraszają. Jaksa już był na zamku na wesele prosić - Dobek siedział niewzruszony

- To nie to mój Panie, chyba jakiś przewrót szykują bo jeden ze straży Ołbina mi doniósł że ważni goście tam się stawiają jak do udzielnego księcia albo i króla nawet. To już nie zwykłe przygotowania do ślubu.

- Ważni goście? - to już zaciekawiło marszałka, który podniósł głowę, zmarszczył brwi i spojrzał w oczy posłańca - a któż to taki tam się pojawił?

170

Page 171: pietrek całość treść A4.doc

- A widzicie Panie, gnałem co koń wyskoczy, nie mieszkając, nigdzie nawet na popas się nie zatrzymawszy, bo wiadomość tak ważna jest. Sam arcybiskup Jakub ze Żnina wespół z Komesem Wszeborem, którego to jeszcze świętej pamięci księżna Salomea na strażnika swoich dzieci wybrała i płocki biskup Aleksander przybyli. Myślisz Panie że już na wesele się zjechali? W tajemnicy wielkiej, z małym tylko oddziałkiem bocznymi drogami się przedzierali po to by uszanowanie Piotrowemu zięciowi złożyć? Ooo nie mój panie, to nie o wesele chodzi.

- Co? - Dobiesław aż się złością zachłystnął - a to pies przebiegły, siły zbiera. Wiesz o czym rozprawiali?

- Nie mój panie, bo za szczelnymi murami opactwa benedyktyńskiego się zamknęli, a stamtąd żadne wieści nie wypływają.

Dobiesław podniósł się dając znać że rozmowa zakończona. Spod pazuchy okrycia, które kryło jego faktyczną osobę wyjął sporej wielkości mieszek wypełniony brzęczącymi monetami i rzucił na stół w kierunku szpiega.

- Naści, zapracowałeś - powiedział i zniknął w ciemnościach opuszczając tawernę tylnym wyjściem niezauważony.

Ciszę nocy rozcinał tętent końskich kopyt tłumiony tylko przez podmokłe łąki. Jeździec gnał na złamanie karku w kierunku murów zamkowych, zatrzymał się i nagle zniknął, jakby mur go wchłonął i wypluł po drugiej stronie. Pokonując zakątki zamku, omijając nocne straże, niezauważony zniknął w alkowie księżnej Agnieszki.

XXX

- Ważne to są sprawy, o których prawicie, wasza świątobliwość i rozwiązanie ich czekać nie może. Cóż że mnie czynić, biednemu słudze Pańskiemu? - Piotr zanurzył swoją głowę w spracowanych, lecz pomimo 65 wiosen dalej silnych dłoniach - po raz kolejny przyjdzie mi sprawy tak wielkiej wagi, ponad własną prywatę postawić, bo od tego i losy kraju a i losy jego mieszkańców zależą. Wprawdzie ja i tak solą w oku Władysława jestem, wrzodem na jego sumieniu wyrosłym, bom przeciw jego żonie uwagi robił, ale nie raz własne życie poświęcałem stojąc przy boku ojca jego a mojego wiernego przyjaciela Bolesława za jego pragnienia o wielkim i mocnym państwie, zjednoczonym w jednym ręku. Tym razem, zamiast mieczem, gałązką oliwną przyjdzie mi wojować o ostatnią wolę świętej pamięci Bolesława, której to mnie strażnikiem wyznaczył. Nie łatwe to zadanie, a i odpowiedzialność wielka, którą zarówno książę Bolesław, jak i wy teraz na moje barki kładziecie, ale skoro krzywda się dzieje synowcom jego i to ręką ich brata, pryncepsa, to ja zmilczeć nie mogę. Prawo mam i obowiązek o tych sprawach głośno z księciem Władysławem mówić i napomnieć głosem rodziciela ojca, który w płockiej katedrze prochy swoje złożył, a doczesne zmartwienia mi przekazał. Przyjdzie mi przeto przygotowania do ślubu odłożyć i w drogę do Krakowa wraz z wami się udać. Skoro taka jest wola Pana naszego jedynego Jezusa Chrystusa - z jego piersi wydarło się ciężkie powietrze, tak ciężkie że wszyscy to odczuli jako własne -

171

Page 172: pietrek całość treść A4.doc

każdy z nas musi swoje zadanie na tym ziemskim padole wykonać aby słowo się wypełniło. Szykujmy się zatem do drogi. Dzień wyznaczonego spotkania już niedługo, a więc czasu jedynie na podróż zostało. Z poselstwem młodszych braci Władysława pewnie już pod Krakowem się spotkamy.

Zaraz po Jutrzni z Ołbina wyruszył orszak bez zbrojnej straży w kierunku Krakowa. Jesień tego roku była zupełnie inna niż zazwyczaj bywało. Brak było ciepła, babiego lata a jeno mróz i śnieg szybko przyszły razem z wiatrami silnemi i nie wróżyły nic dobrego. Wiatr szalał po polach tak potężny, że stare drzewa wyrywał z korzeniami i rzucał nimi o ziemię, grube konary od pni oddzierał i pozostawiał na poniewierkę. Nawet niebiański łabędź, który do tej pory na niebie rozwijał swoje skrzydła zniknął, robiąc miejsce wojowniczemu Orionowi. Stara Jarucha odeszła już dawno w kijowskim kraju, Kupicha w ślężańskim borze też już ducha oddała i nie został już nikt, kto by znaki te przeczytać umiał.

W Krakowie ruch wielki na zamku trwał, przygotowując się do przyjęcia posłów. Każdy, od zauszników książęcych po koniuszych i służbę czekał w napięciu co też te posły przyniosą, jakie zmiany uczynią, czy zmiękczą władysławowe serce co kraj podatkami uciska.

Dobiesław podszedł do drzwi komnaty i straż co przed nimi stała otworzyła je przed nim.

- Mości Książę, posłowie przybyli i na posłuchanie czekają - rzekł kłaniając się Władysławowi i nieznacznie zerkając na Agnieszkę - Razem z nimi przybył Piotr z Wrocławia, bo i widziany był pomiędzy niemi.

- A nie mówiłam? - Agnieszka z wyrzutem spojrzała na męża - A ostrzegałam że ten władyka sprzymierzy się z twymi wrogami i przeciw Tobie pójdzie. Ty mnie nie chcesz słuchać. On chciałby na Twoim tronie zasiąść a prawowitych następców, dzieci nasze, w niwecz obrócić i z kraju ojców wygnać. Ty jemu ślepo wierzysz, a tu masz, wyszło szydło z worka, kto z kim trzyma. Toż to jawna zdrada, on przeciw Twej władzy występuje.

- Obaczym z czym przychodzą - z ciężkim sercem wzdychnął Książę - nie łatwo mi w jego zdradę uwierzyć boć on mnie wychował i w moich żyłach krew jego żony a siostry mej rodzicielki płynie, ale i czasy i ludzie zmienić się mogą.

- Okaż się władcą swojego kraju, a nie łowczym w lasach, który jeno od drzewa do drzewa hasa a po krzakach się ukrywa. W moim kraju pospólstwo twardą się ręką trzyma aby głowy znad kolan nie podnosiło. Ty we własnym domu ani władzy ani poszanowania nie masz a co dopiero w kraju całem. - Agnieszka, jaki lisica podkradała się do męża a widząc zniecierpliwienie na twarzy Władysława nie przestawała burzyć jego krwi a w głowie mieszać.

- Dosyć - zawołał Książę - Mości marszałku każ prowadzić do sali audiencyjnej i tam niech czekają, a nie zapomnij straży przy drzwiach postawić jakby co miało się wydarzyć.

172

Page 173: pietrek całość treść A4.doc

Dobek cicho opuścił komnatę i drzwi się za nim zamknęły. Władysław rozpoczął nerwowy marsz po komnacie aby trochę ukoić nerwy i nie okazać słabości przed posłami braci.

Posłowie zostali wprowadzeni do sali audiencyjnej a wierzeje się za nimi zawarły. Przed drzwiami, jak i za drzwiami stanęły straże co wywołało niemałe poruszenie.

- A cóż to za zwyczaje posłów więzić ? Czyże wolności pozbawieni zostaliśmy? Czyż na nasz żywot Władysław chce nastawać? - Komes z Mazowsza nie potrafił ukryć wzburzenia i już za miecz chciał chwytać, gdy go płocki biskup Aleksander uspokajać zaczął

- Pax Panowie Pax, póki nie wiemy co się stać mogło nie ma co gwałtu wszczynać i rwetesu poczynać. Rola posłów rzecz święta i taką traktowana być musi. Nie poważy się Władysław na nasze głowy nastawać, a gdyby i poważył się rękę na nas podnieść to zdawać sprawę będzie przed całym Kościołem Świętym, bo to tak samo jakby i na niego swoją rękę podniósł.

Nagle drzwierza się rozwarły i wkroczył Książę Władysław w otoczeniu straży przybocznej. Posłowie rozstąpili się jak wody Morza Czerwonego przed Mojżeszem i pokłonili głowy przed władcą. Ten, niczym dumny paw przemierzył salę audiencyjną i

wspiąwszy się po stopniach zasiadł na stolicy. Nawet siedząc z góry spoglądał na przybyłych tak jakby chciał się równać Bogu bo ponad biskupy sięgał. Za pozwoleniem książęcym i prośbą posłów jako pierwszy głos zabrał Biskup Aleksander co to w katedrze płockiej posługi sprawiał i jako pierwszy nad młodym jeszcze wtedy Władysławem pieczę sprawiał w grodzie jego dziada i wielkiego władcy Hermana. Toć on jako pierwszy w dziecko prawa ludzkie i boskie wpajał to i

teraz Władysław ze względu na urząd jego i wspomnienie przodków lepiej go wysłucha i żale w sprawie jego owczarni przyjmie.

- Mości Ksiażę - w te słowa rozpoczął swą przemowę biskup - w sześć dni Pan nasz Bóg Jedyny, który jest w niebiesiech świat stworzył i ciężka to była praca bo w siódmym dniu poczywać musiał, ale wszystko co stworzył dobrym się wadawać było. Wszystko pięknie ułożył, drzewa rosną w pobliżu mocne i niezdobyte bory tworząc, ptaki, które granic nie mają, najpierw się pary, potem w większe stada zbierają by razem przeżyć czas trudny, nawet wilcy w lesie watahą polują gdzie każde z nich mama swoje zadanie do spełnienia. Szóstego dnia stworzył On człowieka i nakazał ziemię poddaną sobie czynić. Opowiem Ci panie jedną historię, a było to tak:

Przepiękne jezioro, które rozprzestrzeniało swe wody daleko hen poza horyzont dawało życie wielu stworzeniom. Wody osiągając barwę błękitu nieba, łuszczyły się lekko od południowej bryzy. Wiele wysp, które wyrastały z wody jak pieczarki na łące zamieszkane były przez wiele rodzajów ptaków. Żuraw, który dumnie brodził przy brzegach jeziora, niepodzielnie panował nad wszystkimi wodami. Nawet nad tymi z północy. Na południowym krańcu jeziora, swoje gniazdo miał przepiękny biały łabędź,

173

Page 174: pietrek całość treść A4.doc

który wielokrotnie wspólnie z Żurawiem, oblatywał jezioro w poszukiwaniu lepszych miejsc żerowania. Byli jak przyjaciele, jak bracia, jeden stojący za drugim.. Czasami wody jeziora były mącone przez wiatry północne, które pustoszyły tamtejsze wyspy, lub wiatr ze wschodu, szarpiący trzcinowiska i niszczący spokój tych wód, jednak Żuraw i Łabędź potrafili zadbać o wody przybrzeżne. Łabędź zawsze nadstawiał swoją wielką silną pierś aby osłonić Żurawia. Jednak przyszedł dzień kiedy Żuraw szykował się w daleką podróż. Pieczę nad jeziorem pozostawił czterem orłom, podzieliwszy je wcześniej na pięć części a Łabędziowi nakazał opiekę nad orłami. Orły chociaż pochodziły z jednego gniazda, nie zgadzały się z decyzją Żurawia, bo najstarszy twierdził że to jemu należy się władza nad całym jeziorem, i rozpętała się wielka walka na niebie. Orły to wznosząc się to pikujący wyczyniały śmiertelny taniec. Zerwał się wielki wiatr, który wyrywał drzewa na wyspach, podniósł taka wielka fale że linie brzegowe zaczynały zanikać, wiele ptaków zginęło. Tę walkę wygrał najstarszy, a młodsze pochowały się w swoich częściach stawu. A staw zaczął dziczeć i marnieć. Tako i ty czynisz z ojcowizną twoją. O książęta i wodzowie! Więcej dbacie o łupienie ubogich niż o wasze pożytki; za krzywdę sobie poczytujecie, jeśli ubogi coś swego posiada; myślicie, że to strata wasza, gdy coś należy do innego.

Przecież świat został stworzony dla wszystkich, a wy go sobie samym przywłaszczyć usiłujecie. Jużcić, bo nie tylko ziemską posiadłość, lecz i samo niebo, powietrze, morze i wszystko, co w nich żyje i porusza się, uważacie za przeznaczone dla was. Czy aniołowie mają przydzielone sobie przestwory niebieskiego raju, abyście i wy ziemię swoimi granicami przedzielali? Ptak przyłącza się do ptaka, na koniec niezmierne gromady wzbijają się ponad chmury; zwierz za zwierzem goni i zbija się w wielką trzodę; ryba nie odstręcza się od ryby, lecz tworzą ogromną ławicę, co i obronę, i ochotę w nich budzi pospólną. A tylko człowiek człowiekowi staje się wrogiem.

Władysław zasłuchał się w opowieść biskupa Aleksandra i zaczynał już rozumieć o czym on prawi. Twarz jego złagodniała i lekki uśmiech na niej zawitał gdy drzwi sali się rozwarły i jak burza wpadła do niej księżna Agnieszka. Bezceremonialnie zbliżyła się do podestu na którym ustawiony był tron, wspięła się po schodach i stanęła obok męża, szepcąc mu gorzkie słowa na ucho. Kiedy skończyła wyprostowała się dumnie i stojąc po prawicy męża znacznie go przewyższała. Posłowie, żeby w twarz jej zajrzeć mocno musie głowy zadzierać. We Władysława jakby diabeł wstąpił, twarz znów mu w gniewie stężała, z oczu posypały się skry niczym w piekielnym ogniu. Z ust jego ściśniętych tak mocno że aż białe się zrobiły jak śnieg bo cała krew z nich uszła wydobył się jeden jeno warkot

- Niech opuszczą swoje dzielnice synowcy Salomei i precz uchodzą, to może wtedy im życie daruję.

Słowa te zmroziły wszystkich uczestników posłuchania lecz biskup niezrażony Władysławową nienawiścią i pozbawiony strachu, a wypełniony bożą odwagą w te słowa zwrócił się do Księcia

- O przewrotności kobiet! Iluż ludzi ginie, jeno by się niewiast dogodziło woli! Niewiasta tobie, o książę, narzuca każde swoje zdanie, niewiasta nakazuje, co masz mówić nam, dostojnym mężom; niewiasta, o książę, wymaga od ciebie takich

174

Page 175: pietrek całość treść A4.doc

dostatków, aby sama w rozległych przechadzała się komnatach, aby sama pijała z kosztownych kielichów, aby na srebrnym odpoczywała łożu, aby złotem obwieszała ramiona, a szyję klejnotami, aby ona jedna królowała, a prawdziwi i prawni dziedzice zostali wygnani z państwa. Już lennikom twoim zaciężnym kazała dobra brać i grabić, pustoszyć i palić, już ich nie za braci, lecz za zdrajców poczytała. Już wydala wyrok na twe, o książę, panowanie!

Nie czekając na odpowiedź, biskup uderzył trzykrotnie pastorałem w podłogę, odwrócił się od księcia i wyszedł powolnym krokiem z komnaty, zostawiając w przerażeniu świeckich wielmożów dzielnicowych i na ich czele komesa Piotra.

Ten widząc czerwone ze wściekłości wypieki na twarzy pryncepsa, sytuacje chcąc ratować i gniew ten uśmierzyć, stanął na miejscu gdzie przed chwilą biskup Aleksander przemawiał, zgiął kolano przed księciem i po chwili milczenia zabrał głos.

- Miłościwy Książę - odezwał się głosem poważnym - póki ja będę żyw, nie wyjdzie mi z pamięci ów dzień i godzina, które i dla Miłości Waszej pewnie pamiętne bardzo być muszą. Pomnicie, Książę, ów smutny dzień jesieni, gdyśmy to oba razem stali u tego łoża, na którym król mój, pan mój, ojciec mój, a wasz też rodzic konał otoczony biskupy, wśród modlitw naszych i języków. Nie wyszła wam z pamięci ta twarz boleściwa wielkiego rycerza, co życie całe przewojował, a miał więcej blizn niż lat - gdy na tę, którą wdową miał zostawić, patrzał, na maluchnego swojego Kaźmierza, dla którego ziemi nie stało, na ledwo dorastających książąt, bracie waszą, Henryka, Bolesława i Mieczysława. Ja to do dziś dnia jeszcze słyszę, jako modlitwę ledwie odmówiwszy ostatnią, polecać wam począł sieroty. Będziecież wy z dziećmi i wyrostki wojowali i gnębili je? Nie, nie Miłościwy Panie! Lepsze błogosławieństwo ojca zza mogiły niż korona! Ja, co pomnę wieczór ten, posłusznym głosowi pana być muszę. Bo zwrócił się do mnie miłościwy pan i rzekł: "Wy ojcowie duchowni, pasterze, ty Piotrze, wierny mój sługo, wy wojewodowie, strzeżcie woli mej, aby się dzieciom krzywda nie działa.

W smutku pogrążeni przychodzimy do ciebie, pryncepsie, prosić o utracony pokój. Postaraj się zapobiec klęsce. Oto upada już państwo aż nadto zhańbione. Jeśli ty go nie podeprzesz, wnet postrada całą siłę. Najbardziej w tej chwili, miłościwy książę, potrzeba zdrowej rady. Poradź tedy, książę, błagam cię o to, aby państwo nie popadło w jeszcze większe niebezpieczeństwo. Zaklinam cię, odmień swoje zamiary. Wszak nieraz cię napominałem, abyś raczej przeciwko wrogom Chrystusa, przeciw Prusom i Jaćwieży obrócił oręż i przygotowania wojenne, przestał prześladować swoich braci, dokuczać im nielitościwie, abyś krwi chrześcijańskiej nie przelewał, albowiem bracia twoi, których wojną nękasz, na nic takiego nie zasłużyli, owszem tobie posłuszeństwo okazywali, poważanie, słowem, wszystką powinna miłość oddawali.

Wybacz mi, wspaniałomyślny książę, bo szczerą prawdę mówię. W przeciwnym razie słusznie podniosą bracia oręż, aby bronić siebie i swoich praw po ojcu. Z nimi przeciwko tobie walczyć będzie sama pobożność, sprawiedliwość i szczera wierność. Za tobą wymienione cnoty bynajmniej nie przemawiają, dlatego na próżno podejmujesz swe wysiłki. Czy sądzisz, że każdy nie połączy się raczej z nimi niżeli z tobą? Któż siebie

175

Page 176: pietrek całość treść A4.doc

samego ochoczo za nich na śmierć nie narazi? Tobie zaś, książę, może nieszczęśliwie powinąć się noga.

Przypomnij sobie, jak za twego ojca, wielkiego Bolesława, cała Polska kwitnęła, jak całe królestwo było silne i potężne. Aliści z chwilą, kiedy wcisnęła się niezgoda, wszystko się rozpada, dawna sława marnieje. Winieneś żałować narodu twego, tak ze wszech stron zwaśnionego. Rodzic twój napominał cię, abyś praw ściśle przestrzegał i wszystko państwo utrzymywał w dobrym pokoju. Ty zdajesz się czynić przeciwko rozkazom ojcowskim, nawet krwi swojej nie ochraniasz, choć powinieneś jej bronić.

Błagam cię, mój książę, błaga cię o to całe grono panów świeckich, dziś tu u ciebie zgromadzone. Zaniechaj swego gniewu i okaż nam łaskawe oblicze. Koniec wojny jest zawsze wątpliwy, a trudy jej uczestników niewymowne. Miej przed oczyma Boga, który sprawiedliwie oddaje każdemu według czynów jego. Karcącej jego dłoni żadna złość nie ujdzie.

- Co ja chcę, co kto chce, co ojciec żądał, nie znaczy tu wiele. Pomyślcie no, Piotrze, nie o sierotach, a o ziemi tej sierocej, którą nieboszczyk jak placek dla głodnych pokrajał. I nie on sam ją dzielił, ale wdowa Salomea uprosiła biskupów, a ci jej pomagali, aby im rządzić łacniej było samym i panować. Nie my tu już książętami, ani oni, i sprawa to nie króla nieboszczyka, ale ich. Dawnom, Piotrze, uważał twe słowa za zdradne, lubo* aż dotąd milcząc to ukrywałem; wszelako nie są mi tajne knowania, jakie w mym państwie wszędzie uprawiasz, podając przeróżne rady mym wrogom. Ale byś mnie zrozumiał dokładniej, uważam za pewnik, żeś ty jedyną przeszkodą, by bracia się nam poddali. Bacz przeto by cała ta siła z którą tutaj przemawiasz przeciwko tobie się nie obróciła.

Gniew Władysława był tak wielki, jakiego nikt jeszcze z obecnych nie widział. Zerwał się z tronu i zgrzytając zębami jak czort jaki, mieląc w nich słowa przekleństw opuścił komnatę pozostawiając towarzystwo bez słowa. Agnieszka dumnie podnoszą głowę, każdemu spojrzawszy w oczy, opuściła salę za mężem.

Po wyjeździe posłów Kraków jakby nagle opustoszał. Powietrze, chociaż jeszcze nie zima, zmrożone szronem, kładło się po polach a nad miastem na złowieszczą wróżbę krążyły stada kruków i wron.

XXX

- Od czasu powrotu z Krakowa pan Piotr jakby odmieniony chodził - Kontynuował swoją opowieść Dormir w karczmie u starego Anzelma - Jakkolwiek nigdy nie szczędził datków na biednych i kościół, tak teraz jakby coś go opętało. Rozdawał majątek na lewo i prawo. W szczególności na zbożne cele. Kościoły stawiał po wszystkich swoich ziemiach, te darowując klasztorom i bliskim. Czas przygotowania do ślubu mości Jaksy, księcia co to w jego żyłach krew Serbów płynęła i swojej ukochanej córeczki Beatrycze, którą czule Agaphią nazywał powinien być dla niego najweselszym czasem, tak jednak się nie stało. Jakby coś wiedział, jakby przewidywał, to co się niechybnie stać miało i to co się wydarzyło. Nie słuchał moich ostrzeżeń aby Władysławowi, a w szczególności tej Niemrze i jej zausznikowi Dobiesławowi nie ufać,

176

Page 177: pietrek całość treść A4.doc

uciekać i schronić się u Juniorów, gdzie przecież i tam miał swoje włości, opuścić Ołbin aż to wszystko nie przyschnie jak rana na ciele która z czasem się zarasta. On jednak za nic miał te moje słowa, i ani słuchać o tym nie chciał. - Nie będę mieszał się pomiędzy braci, zrobiłem wszystko com mógł, aby Kainowemu grzechowi zapobiec i nie rozlewać krwi braterskiej, aleć widać to rodzinne przeznaczenie, aby tak się stało. Ja nie będę uciekał przed moim i na ziemi moich przodków ostanę - mawiał i zmilczeć mi kazał abym więcej o wyjeździe nie wspominał. Na śluby Władysław nie przybył chociaż i on miał zaproszenie, ale wysłał Dobiesława.

- Dobiesława? Jakże to tak? I co? Pan Piotr posadził tego zdrajcę przy swoim stole? Tego który się o rękę Beatrycze starał i szarą polewkę dostał? - ludzie w karczmie nie mogli wyjść z podziwu nad wielkodusznością komesa.

- Eee, to pewnie nie o Dobka chodziło a o osobę księcia Władysława, którego to on zastępował, bo do tego, pomimo jego gróźb Pan Piotr wielki czuł szacunek i Dobiesława na honorowym miejscu posadził, ale nie o tym prawić miałem, bo ten pies, ten zdrajca i lis wiatrem i zdradą podszyty inne miał zamiary co się tuż po nowym roku okazało. Od godów aż do nowego roku zabawy trwały, szlachetnych gości było co niemiara, życzeń i pieśni a nawet pokazów rycerskich było tyle że każdy zapomniał o zimie, o czarnych chmurach, które gromadzić się zaczęły nad grodem Piotrowym, jeno on chyba nie zapomniał. Tuż po nowym roku goście się rozjechali dziękując za gościnę i poczęstunek, nawet młodzi, dopiero co poślubieni sobie małżonkowie wyjechali do Miechowa, i nikt nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie dopuszczał myśli tego co się stać miało - Dormir na chwilę wstrzymał głos i pociągnął spory łyk z garnca - Już wieczór dobrze osiadł na ziemi kiedy ten zdrajca dwór opuścił mówiąc że Książę pan zbliża się do swoich włości na Ostrowiu Tumskim i przyzywa go do siebie. Jakoś to i dziwne mi było bo żaden goniec nie przybył to i skąd ten lis przebiegły mógł powziąć te wiadomość ale że i szatan różnymi ścieżki chodzi i swoje ma sposoby, to żem się słowem nie odezwał a i odrzwia dworu przed nim otworzył żeby się go pozbyć jak najszybciej. Cisza wielka i spokój zapanował w Ołbińskim dworcu i jużem lżej oddychał i po skończeniu swoich obowiązków spać się położył, gdy jak mi się zdało że głowę żem złożył jeno chwilę temu gdy straże mnie ze snu wyrwały powiadając że Dobiesław pod brama stoi i wpuszczenia żąda gdyż Książę Pan chce natychmiast Pana Piotra widzieć. Ledwiem zdążył drzwi bramy otworzyć, bom rozpoznał psubrata, gdy mnie chmara opadła i anim zipnął gdy związany jak baran leżałem z gałganem wetkniętym w gębę. Wpadła ta szarańcza do grodu, wielu moich z bełtów raniąc z góry ich pościągali. Widziałem Dobiesława jako szatan prowadzący swoich pomocników wpadł do dworu i tylko darł się jak samo LichoXXIX - Żywcem brać, żywcem.

Wyciągnęli Pana Piotra z domowych pieleszy i jak woła na rzeź na postronku prowadzili, tak jak stał, w samej koszuli jeno. Zaraz za nim najmłodsze jego dziecię Świętosława, co to przy rodzicach jeszcze był. Wrzucili nas na wóz i w ciemność ku Ostrowiu powieźli. U komesa nawet wtedy wielkość człowieka było widać, bo ani o wolność nie błagał, ani nie skomlał jak stłuczony pies o życie, jeno siedział wyprostowany ze związanymi kończynami, bez słowa, wpatrzony gdzieś w ciemność. Nie mogłem z nim słowa zamienić bo mi szmata w gębie przeszkadzała głęboko w gardło

177

Page 178: pietrek całość treść A4.doc

wetknięta. Szczekał jeno ten pies Dobek, że to niby Książę Pan zlecił i to na jego polecenie Piotr pojmanym został a jego dobra odebrane, za zdradę. W Książęcym grodzie, gdy zatrzasnęły się wierzeje, zrzucono nas z wozów na środku podwórca jak wory i zawleczono do chlewu gdzie pośród świń nas zamknięto. Przez drzwi widać już było pierwsze promienie słońca i słychać było ruch wielki. Ktoś wjeżdżał, ktoś wyjeżdżał, rejwach taki jak na świętym odpuście, ale i nam spokoju nie dane było zażyć wśród tych świń. Drzwi rozwarły się na oścież całą i pojawiła się zjawa jakaś i wyła tak głośno że nawet pojąć nie mogłem w czym jest rzecz. Jużem myślał że to sama śmierć po nas przyszła i napawa się naszym widokiem, odartych ze wszystkiego, z odzienia, wiary i honoru, utaplanych w świńskim łajnie.

- Nareszcie jesteś we właściwym miejscu - krzyczała Agnieszka, bo to ona w drzwiach stanęła i ze skrami w oczach patrzyła na pana Piotra - Tyś myślał że ponad ludźmi stoisz? Że prawić wszystko możesz a kara cię nie spotka? Że wolno ci bezkarnie oszczerstwa przeciw mnie mojemu mężowi rzucać? - miotała się w drzwiach - Nawet gdyby to prawda była nie może coś takiego ujść ci płazem. Gdzież teraz twoja buta, malutki człowiecze? Jednym moim butem mogę cię zgnieść jak robaka. Fortuna na pstrym koniu jeździ mości palatynie od świńskiego stada, a kara za cię nie ominie. Pan Bóg nierychliwym jest ale za to sprawiedliwym, oddając cie w moje ręce. - Odwróciła się na pięcie i wyszła na podwórze - Dobiesław - zawołała. Ten jak duch zaraz pojawił się

XXIX Licho, było złośliwym demonem lubującym się w niszczeniu wszelkiego szczęścia oraz dobra. Niewiele osób widziało Licho na własne oczy, ci zaś którzy tego doświadczyli opowiadali o strasznej, brzydkiej kobiecie z jednym tylko okiem, które to oko psuło wszystko na co tylko spojrzało. Licho wędrowało po całym świecie, szukając miejsc w których ludziom się dobrze wiedzie aby sprowadzić na nich głód, biedę i choroby. Najczęściej zwyczajnie podkładało ogień pod ich dobytek ale zdarza się też, że zostaje z ludźmi na dłużej, męcząc gospodarzy mniej lub bardziej uciążliwymi psotami. Sprowadzało wtedy parchy na warzywa a na owoce czarne plamy, otrząsało liście z drzew i obejmując je z całych sił powodowało usychanie, maltretowało zwierzęta hodowlane strasząc kury, wiążąc kotom ogony a koniom plotąc grzywy. Niszczyło też ludzki dobytek - naczynia, narzędzia, zapasy na zimę. Nierzadko nastawało nawet na ludzkie życie i zdrowie, nadłamując szczeble w drabinie, obluzowując ostrza siekier na toporzysku i tym podobne.

Rzeczą z której Licho było najlepiej znane to kuszenie. Szukało ono ludzi szlachetnych i prawych aby sprowadzić ich na złą drogę i w ten sposób zniszczyć. Szeptało do nich różne kłamstwa, w dzień i w nocy, tak że człowiekowi zdawało się, że rozmawia ze swoimi myślami i że rozważa własne pomysły, podczas gdy w rzeczywistości słuchał jedynie zgubnych podszeptów Licha.

Licho nigdy nie spało, stale węszyło gdzie by tylko więcej szkód wyrządzić. Tym, którzy na cudzą szkodę działają chętnie pomagało ale zaraz potem ich samych niszczyło, tak że często nie zdążyli się nawet nacieszyć skutkami własnych postępków.

Na Licho nie było innego sposobu jak tylko cierpliwie znosić psoty i niewzruszenie trwać w cnocie uczciwości aż w końcu demon widząc, że nic tu nie zdziała sam odejdzie. Czasem trzeba było na to czekać latami a czasem już po kilku tygodniach Licho wiedziało, że nic nie poradzi wobec niezachwianej ludzkiej woli trwania przy tym, co dobre i odstępowało, zanim jeszcze narobiło poważniejszych szkód.

178

Page 179: pietrek całość treść A4.doc

przy niej. - Jego głowę na tacy chcę widzieć abym mogła objadać w jego towarzystwie. Taka jeno kara może być sprawiedliwą za to co mi zrobił.

- O HerodiadaXXX przebrzydła - pomyślałem - nienawiść kobiety od wszystkich złych mocy gorszą jest i pewnikiem jesteśmy zgubieni. I nam przyjdzie gardła nadstawić - spojrzałem na Pana Piotra, ale ten niewzruszony siedział, żadnych emocji nie ukazując. On wyglądał tak jakby wiedział co się stanie i pogodzony teraz z pokorą znosił wszystkie zniewagi.

- Moja Pani - Dobiesław z głosem zbitego psa piszczał do swojej Herodiady - Książę Pan zakazał, gardła dam gdy to uczynię a i na tobie jego złość skupić się może. Jego wolą było żywym go przed jego oblicze ostawić.

W Agnieszce jakby wszystko się zagotowało, pomna na wolę Władysława, z czerwona od wściekłości twarzą w dworcu się zamknęła.

Dormir na chwilę zakończył swoja opowieść rozglądając się po przerażonych twarzach słuchaczy. W Karczmie panowała taka cisza że słychać było skrzydła muchy, która właśnie siadała na stole, a stukot jej nóg o drewno krokami śmierci wydawać się mógł.

- Jezusie Nazareński - Benedyktyn Maur co to był wśród zebranych i z zapartym tchem opowieści słuchał zrobił znak krzyża jakby od złych duchów chciał się opędzić i miał obawy że sama opowieść może je przywołać - Żadnej świętości dla tej nieczystej kobiety nie ma, na tak świętego człowieka się porwała. Widzi Pan Nasz Jezus Chrystus jej uczynki i sprawiedliwa ją za to kara czeka. Naści zwilżyj jeno trochę swoje gardło i opowiadaj dalej, jakżeś to mości Dormirze cudem z łap tej wiedźmy się wyrwał?

- Cudem powiadacie mości kanoniku? Może to i prawdą jest, bo jeno cud chyba sprawił że biskup Janik jeszcze po weselu z Wrocławia nie wyjechał a gościł się u biskupa wrocławskiego. To jemu i jego poręczeniu zawdzięczam pozorną wolność moją. Szczęściem moim blask skarbów i mamony zaślepiła dręczycieli. Gdym tak leżał na świńskim łajnie wywleczono mnie na podwórze, potem obmyć mnie kazali i odziać abym smrodu do dworca nie wnosił i postawiono mnie przed marszałkiem.

- Dzielnyś rycerzem mości Dormirze - powiada - i sława twoja daleko sięga. Wolą Pana naszego Księcia Władysława jest abyś nam swoim ramieniem służył i mądrością

XXX Herodiada (ur. ok. 15 p.n.e., zm. po 39) – wnuczka Heroda Wielkiego. Siostra Heroda Agryppy I. Była najpierw żoną Heroda III (Heroda Boethosa, Heroda Filipa I), którego później porzuciła, aby poślubić jego brata Heroda Antypasa, tetrarchę Galilei i Perei. Małżeństwo to, jako niezgodne z żydowskim prawem, wywołało powszechne oburzenie. Herodiada doprowadziła do stracenia Jana Chrzciciela, otwarcie potępiającego ten związek. W 39 roku, gdy jej drugi mąż został pozbawiony tetrarchii, udała się z nim na wygnanie. Z pierwszego małżeństwa miała córkę Salome III. Jak podają Ewangelia według świętego Mateusza i Ewangelia według świętego Marka małżeństwo Herodiady i Heroda Antypasa jako niezgodne z prawem krytykował Jan Chrzciciel. Antypas, pod wpływem żony, kazał uwięzić proroka. Herodiada pragnęła go zgładzić, jednak na to jej mąż nie przystał. Uległ dopiero w dniu urodzin, kiedy oczarowany tańcem Salome III zgodził się spełnić każde jej życzenie. Salome po konsultacji z matką zażądała głowy Jana Chrzciciela. Herod Antypas kazał ściąć Jana Chrzciciela. Według Dawnych dziejów Izraela Józefa Flawiusza tetrarcha Galilei i Perei obawiał się, że Jan Chrzciciel może pociągnąć lud do buntu. Kazał go uwięzić w twierdzy Macheront na wschodnim wybrzeżu Morza Martwego i tam stracić.

179

Page 180: pietrek całość treść A4.doc

siwej głowy dobre rady dawał - Dormir przeciągnął dłonią po swoich włosach, mocnych silnych i długich, które czas srebrnym szronem pomalował - Jeno jeden jest warunek, abyś się Piotra wyrzekł i zdradził nam gdzież to on swoje skarby skrywa. Nie poskąpi ci nasz pan nadań, majątków i zaszczytów które przy nim osiągnąć możesz.

- Jakże to tak? Mam mego życia się wyrzec? - pomyślałem - Tego komum wiernie tyle lat służył? Na to jedynie świętego Piotra stać było aby się swego nauczyciela wyprzeć, a że ja jako i wszyscy wiecie świętym nie jestem tedy rzekłem mu tak

- Pomyślna fortuna związała mnie z komesem Piotrem, tedy i teraz nieszczęście nie jest w stanie mnie z nim rozdzielić. Cokolwiek się memu panu przytrafi to i ja będę przy nim wiernie stać i honorem to znosić. Wolę żebrać po chałupach lubo i pod kościołem w worze pokutnym prosić niźli wasze bogactwa i dostojeństwa nosić z twarzą przyobleczoną w hańbę.

- Skoro nie chcesz wyrzec się Piotra, swoją wolność pieniędzmi okupić musisz, bo spotka cię coś znacznie gorszego niźli twego pana - Wrzasnął Dobek i już zacierał ręce na bogactwa, które z mojej wolności spłynąć na niego mają. Sama ta myśl osłodziła mu porażkę, ale i dla niego bogactwa, a dla Władysława słowo ważnem było.

- Jeśli już tak ma być koniecznie - powiedziałem - nie chcę aby ze mnie dla pieniędzy skórę pasami darto. Życie warte każdych pieniędzy, jeno proszę aby mi zwłoka udzielona była na zebranie potrzebnej sumy i podana wysokość okupu a ja pieniądze zbiorę, ale i tak do komesa Piotra powrócę. - Dobrze więc, skoro taka wola. Pięćset grzywien zapłacić musisz. Książę Pan jedynie oczekuje dziesięciu osób aby za ciebie poświadczyli majątkiem swojem i dostaniesz czas aby potrzebna fortunę zebrać.

- Ha - pomyślałem - ja i pięciu nie mam a wszystko com miał odłożone rozkradzione zostało. Dano mi tedy papier, pióro i inkaust abym mógł lista napisać i pierwej tych dziesięciu poręczycieli zebrać, tedy pierwszą osoba do której skierowałem me słowa był nie kto inny jak biskup Janik. Ten to zebrał dostojników i za mnie poświadczył przed Władysławem. Kiedy to już się dokonało zostałem zwolniony, i musiałem opuścić mojego pana w nieszczęściu ale tylko po to aby dla niego ratunek znaleźć. Kiedy uwolnionym na Ołbin się udał aby się pani Mari pokłonić i zdać jej relację z tegom co widział, na Ołbinie już pachołki Dobiesława panoszyły się po wszystkich zakątkach, rozgrabiając to co jeszcze rozgrabionym nie było.

Nagle ktoś przerażonym głosem zawołał - Pożar, Ołbin płonieWszyscy rzucili się do okien aby tę pożogę co to po wieczornym niebie się rozlała

krwistą czerwienią, gdy drzwi karczmy się otwarły i wbiegł przez nie jeden ze strażników z Piotrowego dworca, który to pod Dormirem wcześniej służył

- Dormirze - zawołał - Dworzec splądrowany i do cna spalony, Pan Piotr do Krakowa wzięty a miłościwa pani Maria z całym swoim dworem za swoim mężem do córki swojej wyjechała, do Miechowa, aby bliżej męża i syna się znaleźć w potrzebie - pachołek ledwie powietrze łapał i nie mógł słowa więcej wypowiedzieć.

Dormir zerwał się z ławy niczym okręt który właśnie potężny wiatr w żagle złapał, chwycił za wielki miecz co leżał obok niego na ławie i wypadł przed karczmę.

180

Page 181: pietrek całość treść A4.doc

- O niedoczekanie ich, psie krwie. Zemsta będzie krwawa. W drogę mi czas panowie, w drogę, mój pan ratunku czeka

Z wprawą młodzika wskoczył na siodło swojego karego konia i pognał w ciemność. Łuny dopalającego się grodziszcza jeszcze długo oświetlały mu drogę.

XXX

Ściany ciemnicy były wilgotne i zimne. Wzrok przyzwyczaił się do ciemności i rozróżniał już różne szczegóły otoczenia. Wiedział że nie jest tutaj sam. Gdzieś w oddali słyszał ciężkie oddechy i delikatne jęczenie innych, niewidocznych osób ukrytych za załomem muru. Zgrzebny wór w który go przyodziano boleśnie ranił ciało. Żelazne bransoletki, którymi przykuty był do ściany obtarły skórę aż do krwi. Piotr siedział skulony na ziemi wyściełanej słomą, zimno wdzierało się do każdego kawałka jego ciała, sięgając kości. Labirynt podziemnych korytarzy w których go zamknięto przynosił dźwięki z najdalszych końców. Słyszał kucie metalu, czuł każde uderzenie młota o kowadło, każdy wydech miecha tchnięty w płomień paleniska, krzyki więźniów przypalanych żelazem i łamanych kołem. Tajemnice o których wcześniej nie wiedział, tajemnice krakowskiego podziemia otwarły przed nim swoją wiedzę. Wiedzę bólu i cierpienia, wiedzę drogi innej niż dotychczas szedł na spotkanie ze śmiercią.

- Ojcze - modlił się bezgłośnie zziębniętymi wargami - jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten kielich, jednak zważ Panie że nie moja lecz Twoja wola niech się stanie. Wybacz mi Panie bo zgrzeszyłem przeciw Tobie, jeno spójrz swym łaskawym okiem na dziecię moje umęczone. On niczemu nie jest winien.

Głowa opadła mu na piersi. Nie czół bólu, czy strachu - śmierć każdemu z nas pisana - jak mawiał - i prędzej czy później z nią spotkać się każdemu przypadnie. Ileż to dni już tutaj siedzi? Dwa? Trzy? Czy może tydzień? Nie potrafił tego zliczyć, dopiero teraz czuł się stary, tak stary jak ziemia. Brakowało mu uśmiechu żony, którą kochał jak tylko może kochać człowiek. Tylko ona potrafiła dodać mu sił, przezwyciężyć każdą swoją słabość i ta myśl właśnie dodawała mu sił. Nigdy jeszcze tak bardzo nie czuł się samotny. W tych ciemnościach wszystkie inne zmysły wyostrzyły się do nieprzeciętnych rozmiarów. Czuł każdy powiew powietrza, słyszał myszy jak w słomie przemierzają swoje drogi, a gdy powieki mocniej zacisnął widział słońce na niebiańskich łąkach, słyszał śpiew anieli i szum ślężańskiego boru.

Jeszcze ciemna noc panowała w komnacie , gdy Agnieszka zerwała się z wielkim krzykiem z łoża, jakby co się paliło li tylko jakie nieszczęście ją spotkało. Władysław poderwawszy się, chwycił za niewielki sztylet schowany w zakamarkach łoża, straż która stała przy drzwiach wtargnęła do komnaty.

- Co się stało? - zapytał, gdy nie potrafił znaleźć niebezpieczeństwa i kiwnął na straż że nic się nie stało.

- Diabeł mi się przyśnił - Agnieszka cała roztrzęsiona jeszcze nie mogła z siebie słowa wydobyć - Stał nade mną i się śmiał szyderczo, patrzył mi w twarz bezwstydnie i pływał po całej komnacie, ja zatykałam uszy żeby tego nie słyszeć, ale ten śmiech

181

Page 182: pietrek całość treść A4.doc

wdzierał się wszędzie - rozdygotana rozglądała się wokół czy zjawa jeszcze jest gdzieś w pobliżu - chciałam uciec przed tym śmiechem ale nie mogłam, z każdego miejsca naszego domu, w które uciekłam, dobiegał do mnie ten śmiech i jego twarz, ta okropna twarz, pogubiłam gdzieś buty, te nowe od Ciebie i dopiero jak uciekłam z domu wszystko się skończyło, obudziłam się zlana potem. To było straszne.

- Jaki bies się może Tobie śnić? Sen, mara, to tylko zły sen.- Ale to był on, ja wiem że to był on - Agnieszka nigdy jeszcze nie okazywała tak

wielkiego strachu jak teraz.- Jaki on? Mów składniej bo i pojąć nie mogę

- To był Dormir, ten sługa Piotra co to żeś go na wolność wypuścił za pięćset grzywien. Ale przecie on takiej sumy nie ma i mieć nie będzie to i słowa nie dotrzyma. Zabić go trza było, zabić ich obydwu, głowę na srebrnej tacy niech złożą, to i wtedy sny się skończą i Ty panie i ja spokoju zaznamy.- Nie godzi się komesa Piotra żywota pozbawiać bo i czynów bohaterskich dokonał i był ojca mojego wiernym przyjacielem a i mnie we wczesnych latach opiekunem. Cóż mnie biednemu teraz czynić? Panowie za nim w drzwi walą garścią całą, biskupi się upominają o niego okup chcąc płacić. Wrzawa się wielka podniesie jak życie odda, ale i bez kary za jego zdrady też ostać się nie może, bo gdzież wtedy zajdzie kraj gdy król szanowanym nie jest?- Na swoje nieszczęście i swoją zgubę żywym go ostawisz. Ten czyn przeciwko Tobie się odwróci, bo każdy dobry uczynek ukaranym będzie, pamiętaj. On przeciw Tobie z Salomei synowcami stanie.- Skoro już tak na jego krew nastawasz - Władysław po chwili milczenia spojrzał na żonę - to mu oczy metalem każ wypalić i jako zdrajcę na poniewierkę wygnaj, poza nasze ziemie - jak Piłat wyrok wydał i ręce umywszy, opuścił komnatę.Ledwie Władysław zniknął za drzwiami, gdy w nich jak zły duch pojawił się Dobiesław.

- Słyszałeś? Jest twój, czyń co powinieneś - z wściekłością wysyczała jak żmija i gestem nakazała mu odejść.

Usta Piotra wciąż składały się do modlitwy.- Ojcze nasz Któryś jest w niebiesiech …- szeptał gdy cichy szept rozległ się

gdzież tuż przy nim- Kniaź - słaby głos szeptał - Ej, kniaź, ty wielki pan i szczodry był, nie boj sa.

Niszto nie mów jeno słuszaj - mężczyzna delikatnie poruszył się szurając słomą - Dobek szuka kogoto aby ci aczki wyrzezać i nikto nie choczet. Nikto nie choczet ruki na tjebia podniesi, ja etawo zdiełaju. Mene śmiert i tak żdiot.

- Kim jesteś? - Piotr chciał się odwrócić, ale tylko dotknął dłoni mężczyzny. Była silna, cała pokryta starymi ranami i świeżymi strupami, szorstka, a jednak ciepła.

- Tisze, Kniaź, tisze - mężczyzna chciał wyrwać dłoń ale silny uścisk dłoni Piotra trzymał ją jak w kleszczach - Ty prasti mene, kak ty budiesz z Bohom gawarit, skażi jemu sa mene horosze sława, tolko kriczi, kriczi kak budu eto diełaty, eto dla mene i tebe, kriczi. Prasti mene kniaź, mnie para, słyszysz? - mężczyzna na chwilę zawiesił głos - idu

182

Page 183: pietrek całość treść A4.doc

- … I odpuść nam nasze winy, jako i my odmyszamy naszym winowajcom - kończył modlitwę komes, a Rusin, tak cicho jak się pojawił tak cicho zniknął.

W korytarzach podziemia gwar się zrobił. Pachołkowie z pochodniami w rękach pospiesznie przemierzali labirynt by znaleźć się przy Piotrze. Zza ich pleców wyłoniła się postać Dobiesława.

- Brać go - warknąłPachołkowie zdjęli żelaza z jego rąk i rzucili go na ziemię. Znowu założyli sznury

na ręce i powlekli korytarzem na niewielkie podwórze otoczone wysokim murem ścian. Biały śnieg w promieniach słońca był taj jasny że Piotr musiał zamknąć oczy aby przyzwyczaić się do światła. Oczy, trzymane w ciemnicy teraz aż bolały. Zimny śnieg łagodził rany na jego ciele. Oczy zdołał otworzyć dopiero na środku podwórza gdy silne ręce pachołków chwyciły go tak że ani ręką ani głową ruszyć nie mógł. Podniósł wzrok do góry i w jednym z otwartych okien zobaczył Agnieszkę z dumą na twarzy przyglądającą się wyrokowi. Piotr zamknął oczy.

- Przebacz im Panie, bo nie wiedzą co czynią - modlił się - Zdrowaś Mario, łaskiś Pełna, Pan z Tobą … - poczuł ciepło zbliżające się do twarzy i usłyszał szept - Kriczi

W pierwszym momencie nic nie bolało, tylko w powietrzu rozszedł się smród palonej skóry i włosów. Zacisnął zęby.

- Kriczi Łybit - wołał głos - Kriczi, bo mene ubijutPotworny ból wraził się w głowę jak gwóźdź wbijany w drewno. Poraził

wszystkie członki, chciał się wyrwać ale potężne ręce pachołków na to nie pozwoliły. Przez ten ból przebijał się głos - Łybit … Kriczi

Piotr uwolnił powietrze zatrzymywane w piersiach i jego głos bólu wzniósł się ponad Kraków i rozszedł się po całej ziemi. Stada wron, które z wież zamkowych przyglądały się egzekucji od tego krzyku poderwały się do lotu i krążyły nad miastem. Agnieszka z zadowoleniem na twarzy odwróciła się na piecie i zniknęła w głębi komnaty. Pachołkowie zakładali już opatrunek ze szmaty na poparzone oczy, gdy rozległ się krzyk Dobieslawa.

- Jeszcze język mu wyrwać aby więcej ten pies nie szczekał Ogromne kleszcze chwyciły za język i wyciągnęły go z drętwych ust. Świst noża i

buchnęła krew, która zalała piersi Piotra. Kat jednak wiedział co robi, nie cały obciął, jeno tyle żeby krew trysnęła. Piotr osunął się na ręce pachołków bez ducha. Dobiesław zadowolony z siebie zniknął za swoją Księżną. Pachołkowie wrzucili bezwładne ciało na wóz i wywieźli poza bramy miasta.

Tego nieszczęsnego Januara Anno Domini 1146 śniegi były wysokie jak nigdy przedtem a mróz skuwał oddech w kryształki lodu. Sanie zaprzężone w czwórkę koni sunęły gładko z cichym gwizdem w kierunku strzelistych wież kościołów Krakowa, widzianych już w oddali. Pasażerowie owinięci szczelnie w skóry aby wiatr nie wywiał resztki ciepła z ich ciał siedzieli w milczeniu. Niewielki oddział konnych, który poruszał się tuż za saniami niósł barwy pana na Miechowie, Jaksy. Cały korowód poruszał się w ciężkiej ciszy, nikomu nie było łatwo. Myśli Marii były bardzo daleko, po raz kolejny będzie musiała stanąć przed siostrzeńcem, ukorzyć się i prosić o życie męża i syna. Jej

183

Page 184: pietrek całość treść A4.doc

myśli były przy nich i tylko myśl że jeszcze żyją dodawała jej sił. Oczy już dawno wyschły z braku łez.

- Stój - głos przewodnika nagle wszystkich poraził jak grzmot burzy - i wszyscy stanęli jak wryci. Przed saniami ukazały się dwie bose postacie odziane w zgrzebne wory powoli idące w ich kierunku. Młodzik prowadził starego ślepca poprzez wysokie śniegi na gościńcu. Starzec, z oczami przepasanymi brudną szmatą na karku zawieszoną miał pustą pochwę od miecza mocno trzymał się ramienia przewodnika.

- Jezusie Nazareński, toż to … - jeździec jeszcze nie skończył mówić gdy Maria zeskoczyła z sań i biegła w kierunku wędrowców.

- Piotrze, o Mario Królowo … To mój mąż i syn - dopadła do wędrowców i mocno się do nich przytuliła. Starzec wycieńczony osunął się na śnieg.

Następnego dnia z Miechowa wszyscy wyruszyli w kierunku Rusi, zgodnie z wolą Władysława.

Dwa Łabędzie kończyły swój lot.

184

Page 185: pietrek całość treść A4.doc

Katharsis Nie kraty tworzą więzienie

Jeszcze śniegi dobrze nie zeszły z pól gdy Władysław wypowiedział wojnę braciom. Wczesną wiosną okoliczności wróżyły zwycięstwo raczej seniorowi niż juniorom gdyż temuż to bez problemów udało się zająć Mazowsze jednak Władysława zawiodły spodziewane posiłki z Kijowa, gdzie rozgorzały walki o tron między Olegowicami i ich wrogami, pośpieszył więc do cesarza Konrada. Na Wielkanoc 31 marca 1146 spotkał go w Kayne pod Altenburgiem w Saksonii i otrzymał przyrzeczenie pomocy za cenę złożenia mu hołdu lennego. Hordy Prusów i Jadźwingów szerzyły popłoch i grabiły ziemie juniorów od wschodu. Zaciężne oddziały Władysława, ruszywszy od Krakowa, wyzyskując powodzenie niespodziewanego natarcia, stoczyły trzy pomyślne potyczki z oddziałami juniorów. Coraz liczniejsze grody otwierały swe bramy i przyjmowały załogi seniora.

Główne jednak wojska Bolesława Crispusa i Mieszka zamknęły się w grodzie poznańskim. Oblegając ich, senior pewien był swej przewagi. Chociaż wały, fosy, palisady i baszty grodu poznańskiego nad Wartą i Cybiną, pamiętające czasy Chrobrego, były szerokie i wysokie, choć wśród oblężonych mężnie poczynał sobie szczególnie młodszy książę Mieszko, wyczerpanie się żywności groziło nieuchronnie zdaniem się na łaskę zwycięzcy.

Dwa - a raczej trzy - wydarzenia uratowały juniorów. Pierwsze to klątwa rzucona na Władysława przez arcybiskupa Jakuba ze Żnina. Nieulękły starzec, prałat świadomy swej powagi, wjechał na wozie przed oblicze seniora, zgromił go za sprowadzenie zagonów pogańskich na kraj i wydanie go na ich pastwę. Przypadek czy podstęp woźniców sprawił, iż odjeżdżający wóz zawadził kołem czy piastą o słup pionowy polowego namiotu, który obalając się przygniótł księcia nieomal na śmierć, wywołując zabobonne przerażenie w oczach wojska jako znak i skutek rzuconej klątwy.

Decydujący stał się wreszcie dzień, kiedy oddziały odwodowe wojsk należących do juniorów, błąkające się po okolicznych lasach wokoło grodu poznańskiego, porozumiały się z oddziałami Bolka i Mieszka wewnątrz grodu, czyniąc to za pomocą tarczy trzykrotnie opuszczanej z wieży kościoła. Uzgodniwszy w ten sposób dzień i godzinę natarcia, uderzyły z tyłu, równocześnie z nagłym .wypadem załogi zza murów.

Wojska pryncepsa, zaskoczone podczas wydawania posiłku, bez broni zostawionej w namiotach, uległy panice i poszły w rozsypkę. Władysław ratował się sromotną ucieczką. Z wyżyn nadziei, prawie pewności zwycięstwa, spadł na samo dno klęski.

Nie znalazł w tym żałosnym momencie oparcia we własnej dzielnicy na Śląsku i w Małopolsce, gdzie teraz działalność buntowniczego Rogera, dowódcy ongi straży dworskiej na Ołbinie, obecnie jednego z głównych wodzów powstania przeciw seniorowi, wydała pożądane owoce.

185

Page 186: pietrek całość treść A4.doc

Porozumiawszy się z juniorami, grododzierżca Głogowa, Jerzy, oraz komes z krakowskiej ziemi Jan, syn Mikołaja, jak i liczne grono panów, wielmożów, komesów, stronników rodu Łabędziów, zwolenników oślepionego Piotra, otwierali grody wojskom Bolesława Crispusa i Mieszka, gromadnie przechodząc na ich stronę.

Nawet kronikarze w ościennych krajach, opisujący ostatnią fazę walk juniorów przeciw seniorowi, podkreślają z naciskiem olbrzymią rolę, jaką w tej walce odegrał wsławiony męstwem i przebiegłością Roger, zwolennik, uczeń i przyjaciel komesa Piotra.

Księżna Agnieszka mimo dzielnej obrony grodu wawelskiego została zmuszona do opuszczenia murów i udania się na wygnanie do Altenburga w Saksonii, skąd nigdy do Polski nie wróciła.

W sierpniu tego R. P. 1146 wyruszył na pomoc siostrze i jej mężowi cesarz Konrad III. Nie zdołał jednak sforsować zasieków i przeszkód na Odrze. Musiał

zadowolić się układami i przyrzeczeniem przyjazdu juniorów na jego dwór. Wycofał się już w sierpniu z niefortunnej wyprawy. Seniorem krakowskim został Crispus, przyłączając do swych obszarów również Śląsk. Książę Władysław i Agnieszka umarli na wygnaniu i po-chowani zostali w klasztorze w Pforcie, księżna w R. P. 1157, książę w 1159.

Dla brata Henryka, liczącego już lat 14, wydzielił Crispus część Ziemi Sandomierskiej i przeznaczył .mu od R.

P. 1146 Wiślicę jako siedzibę. Zamieszkał z nim również Kazimierz, zwany w przyszłości Sprawiedliwym, który podczas licznych podróży i nieobecności księcia Henryka wdrażał się w zarządzanie jego grodem i ziemią.

Piotr ze swoją rodziną wrócił jeszcze tego Roku Pańskiego 1146 z wygnania i zamieszkał w Ołbińskim klasztorze, gdzie braciszkowie za jego całe życie i wszelkie darowizny którymi ich obdarowywał znaleźli mu godne miejsce. Wszelkie honory i dobra odebrane mu przez Władysława zostały zwrócone. Cztery lata później obumarła mu żona. Piotr poczekał jeszcze trzy lata i Roku Pańskiego 1153 pożegnał się z tym ziemskim padołem a prochy jego zostały złożone obok doczesnych szczątków jego ukochanej żony w Ołbińskim klasztorze i tylko mała czerwona książeczka spisana parę lat później przez Maura opowiadała o losach tego wielkiego człowieka.

186

Page 187: pietrek całość treść A4.doc

NOTA KOŃCOWA - Tchnienie Boga57

Bóg, jakkolwiek go nie zwać, to jest tym samym Bogiem, do którego od tysiącleci modli się Ludzkość. To jest ta sama Energia, której szukają w swoich medytacjach ci co nie wierzą w Jego istnienie. Tak różne formy, które On przyjmuje, sprawiają że wypełnia się Jego Imię „Jestem Który Jestem”. Lecz jakże często człowiek dla sławy i bogactwa zapomina o nim schodząc z właściwie obranej drogi przez przodków.

Ślężę poznałem w 2009 roku podczas moich internetowych poszukiwań prawdy. Takim moim mentorem i przewodnikiem był, i nadal jest Janusz Kuliński. To on pierwszy zaraził mnie historią tego miejsca, dopóki sam nie poznałem tego miejsca w 2010 roku.

W roku 1017 kronikarz niemiecki Thietmar, biskup merseburski, przy okazji oblężenia grodu niemczańskiego pisał:

„Gród ten leży w kraju śląskim (in pago Silensi), który tę nazwę otrzymał niegdyś od pewnej wielkiej i bardzo wysokiej góry. Owa góra doznawała wielkiej czci u wszystkich mieszkańców z powodu swego ogromu oraz przeznaczenia, jako że odprawiano na niej przeklęte pogańskie obrzędy”.

Kronikarz nie pozostawia żadnych złudzeń. Ta góra była ważna w życiu okolicznych Ślężan i nie tylko bo z wiadomości zawartych w tzw. Dokumencie Praskim z roku 1098 prawdopodobnie dowiadujemy się że Ślężanie tworzyli związek ponadplemienny wraz z Dziadoszanami, a także z Bobrzanami i Trzebowianami. Ponad sto lat później, po kronikarzu Thitmarze, za sprawą Piotra Włostowica, na górę, na jej szczyt trafiają zakonnicy. Nikt nie jest pewny kto był pierwszy., ale jedno co zostało upamiętnione w późniejszych Aktach, na górze pojawili się Kanonicy Regularni. Z tradycji klasztornych wynika że był to rok 1108 jednak z innych dokumentów wiemy że nie mogli to być Augustianie z Arrovaise. Jak wykazał Schulte, opactwo macierzyste w Arrovaise powstało dopiero w 1090 r., a swoich braci do zakładania filii mogło skierować dopiero za rządów opata Gerwazego (1121-1147). Nie jest zatem możliwa ich działalność misyjna już na przełomie XI i XII wieku. Pierwsza pochodząca od niego kolonia filialna powstała dopiero w roku 1123, stąd też w zagadnieniu początków klasztoru kanoników regularnych na górze Ślęży przyjmowano od długiego czasu ustalony terminus post quem fundacji – ok. 1121 r.9 Wydaje się za słuszne przyjęcie daty założenia na lata 1128-1138, jakie były wysuwane przez wielu badaczy, jak np. Silnicki, Likowski czy Deptuła. Kto więc zamieszkał w zamku Włosta w roku 1108? Piotr Włostowic - Peter Vlostides, jak podaje mistrz Wincenty Kadłubek a siostrzeniec komesa, w swoich kronikach ) urodził się w roku 1080. O jego pochodzeniu, a w szczególności o jego rodzicach nie wiemy, a właściwie to ja nie wiem, prawie nic. Jedyne co można wywnioskować to, to że jego ojciec Nazywał się Vlost. Dlaczego? No właśnie od kronikarza Kadłubka. Vlostides znaczy syn Vlosta. Tak drzewiej bywało, ojciec – głowa rodziny - Jan, jego żona Janowa, córka Janówna, a syn Janowy albo Jana. Liczył się ojciec. Ojcem Piotra Włostowica był Włost i

57 Pozwoliłem sobie wykorzystać w tej nocie pracę Ks. Mieczysława Koguta pt. Śląski Klasztor

187

Page 188: pietrek całość treść A4.doc

to na jego zamek zostali sprowadzeni zakonnicy. Potwierdziła to bulla papieża Celestyna III z 9 kwietnia 1193 zatwierdzająca posiadłość opactwa NMP na Piasku. Bulla ta stwierdza, że opactwo otrzymało od Piotra dziesięciny z posiadłości, które prawnie odziedziczył po ojcu i dziadku. Tak więc co najmniej od dwóch pokoleń przodkowie Piotra mieli majętności w okolicach Wrocławia, na Ślęży. Ta sama bulla stwierdza:„Anno domini 1090 fundata est ecclesia beatae Virginis in Arena Wratislaviae a Petro comite Corek et consecrata a Petro Wratislaviensi episcopo octavo, praesente Vladislao duce Poloniae et uxore eius Agnete, Henrici quarti imperatoris filia et Maria Wlosconissa Petri comitis uxore et Swentoslao filio eius”

„Roku pańskiego 1090 ufundowany został kościół NMP na Piasku we Wrocławiu przez komesa Piotra Korka i konsekrowany przez Piotra, ósmego biskupa wrocławskiego, w obecności Władysława, księcia Polski i żony jego Agnieszki, córki cesarza Henryka IV i Marii Wloskonissy, żony komesa Piotra, i jego syna Świętosława”

Informację tę powtórzyła dokładnie Kronika o Piotrze, spisana na początku XVI w. w klasztorze św. Wincentego na Ołbinie, przy czym wyraźnie zaznaczono pochodzenie przekazu z archiwaliów opactwa NMP. Falsyfikat klasztoru na Piasku sporządzony w XIV w. względnie na początku XV, wystawiony rzekomo przez Henryka Brodatego i opatrzony datą 1209 r. łączy wiadomość o konsekracji ze sprawą nadania opactwu posiadłości we Wrocławiu, która per Petirkonem Wlast [...] et suos fratrem in fundacione ecclesie seu monasterii [...] fuerat collata [...] et per Petrum pontificem egregium Wratislaviensis ecclesie octavum in consecratione ecclesie supradicte confirmata. Patrząc na te zapisy mam nieodpartą chęć powiedzieć że to nie Piotr Włostowic był fundatorem a jego ojciec Petrikonem Wlast, przecież komes Piotr Włostowic w AD 1090 miał 10 lat. Jednak mogę się mylić. Gdy pisana była bulla, komes już dawno nie żył bo zmarł Roku Pańskiego 1153.

O wiele obszerniejszą relację przyniosła nam Kronika opatów klasztoru NMP:„ ut colligitur ex actis et productis in causa Vortret nuncupata pro parte monasterii, anno domini MXC. (alibi dicitur MCVIII, et verius videtur) currenti [...] dominus Petrus Wlast cum domina Maria conthorali sua, Swentoslao ac Beatrice filiis suis, nec non cum fratribus suis [...] ecclesiam et monasterium prope Wratislaviam cum prepositura in Gorka [...] fundavit [...] Quam ecclesiam cum prepositura [...] dominus Petrus, Wratislaviensis episcopus VIII [...] in presentia cujusdam L. Ducis Slezie et uxoris sue, filie Henrici quinti imperatoris, et multorum primatum, et nobilium et [...] Petri Wlast, fundatoris et suorum consecravit [...] anno domini MC et decimo, IX. die Januarii.”

(„Roku pańskiego 1090 [...] pan Piotr Włast, komes Śląska, z panią Marią – swoją małżonką, Świętosławem i Beatrycze, swoimi dziećmi [...] ufundował kościół i klasztor koło Wrocławia z prepozyturą w Górce pod wezwaniem NMP i fundację dotował [...] pan wrocławski biskup VIII [...] w obecności L [tj. Ladysława czyli Władysława] – księcia Śląska

188

Page 189: pietrek całość treść A4.doc

i jego żony, córki cesarza Henryka IV [...] wspomnianego Pana Piotra Własta fundatora i konsekrował i uczynioną donację [...] potwierdził w roku pańskim 1110, 9 dnia stycznia”)Co do obu tekstów, jest wiele wątpliwości a wręcz powiedziałbym nieprawdziwych informacji w nich zawartych. Jedyne co wydaje się prawdziwe to osoba konsekratora i data dzienna 9 stycznia. Na zboczach Ślęży, niedaleko Panny z Rybą i ślężańskiego niedźwiedzia, archeolodzy w latach 1908-1910 odnaleźli szczątki tablicy. Po wielu dyskusjach i przemyśleniach została złożona.

Na popękanej kamiennej tablicy odtworzony przez G. Lustiga23 tekst pisany romańską majuskułą informował:

ANNO ABINCARNATIONED[omi]NI M·C.

„Roku od wcielenia Pańskiego (Boże Narodzenie??) 1100”.Trudno tu rozstrzygnąć, czy po cyfrze „C” występowały jeszcze dalsze, czy też nie.

Większość badaczy zgodnie przyjmowało, że końcowe liczby rzymskie są jedynie początkiem daty rocznej i odnosili to do jakiegoś, bliżej nie ustalonego, etapu rozwoju instytucji kościelnych na Ślęży. Niektórzy, jak Trawkowski uznali ją za pewną datę fundacji arrowezyjskiej na górze Ślęży. To tłumaczenie tych tekstów do mnie nie przemawia. Bo jeżeli przyjąć że po dacie M.C następowała data dzienna to dlaczego autor tablicy nie napisał w jednym słowie AB tylko podzielił je na A – BINCAR - NACIONE? Chyba że ty był błąd wykonawcy, który umiał rzeźbić w kamieniu, natomiast nie umiał pisać, i tablica została rozbita kiedy to zleceniodawca sprawdzał wykonanie.

Kanonicy Regularni nie posiedzieli za długo na szczycie Ślęży. Już w roku 1148 (lub po tym roku) przenieśli się do Wrocławia na Wyspę Piasek ze względu na trudne i specyficzne warunki atmosferyczne panujące na tej górze. Mikroklimat jest specyficzny.

Tak naprawdę nikt nie wie jakie były motywy sprowadzenia zakonników. Wart podkreślenia jest fakt, że fundacja kanonii przez przedstawicieli możnowładztwa polskiego w tym okresie nie jest rzeczą wyjątkową. Wręcz przeciwnie, z całym przekonaniem możemy stwierdzić, że było to wówczas zjawisko typowe, tyle tylko że dotyczyło kanonii świeckich, a nie regularnych. Dlatego nie dziwi tego typu inicjatywa, zwłaszcza ze strony tak znaczącego wielmoży, jakim był Piotr, który uzyskał znaczącą pozycję w ostatnich latach panowania Bolesława Krzywoustego. W roku 1117 Piotr został książęcym Palotynem. Omawiając kwestię celu fundacji, należy wziąć także pod uwagę funkcje spełniane przez samych kanoników regularnych, w tym tych konkretnych z Arrovaise. Przede wszystkim ograniczała się ona do dwóch podstawowych zadań: sprawowania „officium divinum” - służba boża, boża powinność i prowadzenia „cura animarum” – opieki duszpasterskiej. Co do pierwszej nie mam żadnych zastrzeżeń, spełnianie bożej powinności, a więc odprawianie nabożeństw na Ślęży nie budzi żadnych wątpliwości, jakkolwiek kościółek na szczycie miał charakter prowizoryczny, natomiast

189

Page 190: pietrek całość treść A4.doc

wątpliwości jednak wzbudza wypełnienie drugiego zadania – opieki duszpasterskiej. Wykonanie tego zadania było znacznie utrudnione ze względu na odległość. Co jednak mogłoby potwierdzić sprowadzenie jakichś mnichów przez ojca Piotra lub co również jest bardzo prawdopodobne, za jego nieodzowną zgodą w roku 1108.

Po śmierci Włostowica, wytworzyła się walka na dokumenty fałszowane przez wszystkich związanych z tym majątkiem.

Sprawa lokalizacji ślężańskiego kościoła budziła najwięcej wątpliwości i w ślad za tym poświęcono jej najwięcej badań i uwagi. Najstarszą wzmiankę o usytuowaniu kościoła ślężańskiego zawiera bulla Eugeniusza III z 1148 r., adresowana do Arnulfa, opata ecclesie sancte Marie de monte Silencii. Dokument biskupa wrocławskiego Waltera z 1149/50 r., podobnie określał położenie opactwa, lokując je in monte Silencii lub nazywając kościół klasztorny górskim, montana ecclesia. Tzw. fragment dokumentu sprzed 1193 r. wyraźnie mówił o kościele klasztornym z góry Ślęży, na górze Ślęży czy wręcz nazywają go kościołem górskim ecclesia Montana lub sancte Marie ad montem. Informacje na temat położenia kościoła ślężańskiego pojawiły się dopiero w XV i na początku XVI w. Kronika opatów klasztoru NMP na Piasku we Wrocławiu, powołując się na Cronica Polonorum et ducum Silesie, przekazywała, że komes Piotr wzniósł klasztor kanoników regularnych in ipso monte Silencii. Jeszcze dokładniej położenie klasztoru opisują Spominki wrocławskie podając, że najpierw mnisi mieszkali in monte Silencii (...) ubi Petrus comes in vertice ipsius suum habebat castrum.Przedstawione powyżej informacje wyraźnie stwierdzają, że kościół usytuowany był na samym wierzchołku góry Ślęży. Tego kościółka i zamku Włostów poszukiwała fundacja Światowit razem z „wizjonerką” Lucyną Łobos. Doprowadziła do wykopów w obecnym kościele na szczycie Ślęży i zamknięcia go na cztery spusty. Pewnie ten stan rzeczy będzie trwał jeszcze długo, bo fundacja nie ma pieniędzy na posprzątanie gruzu składowanego po południowej stronie kościoła i doprowadzenie go do stanu pierwotnego. Najciekawsze jest to że Projekt Cheops twierdził że o zamku i kościele z tamtych czasów, nikt nie wiedział. Nawet naukowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego współpracujący z Projektem. To jedynie może świadczyć o tym że Projekt Cheops nie miał dostępu do powyższych materiałów, i nawet nie mógł przypuszczać że coś tam jest ukryte pod posadzką kościoła. Wprawdzie wcześniejsze badania bodajże georadarem nie wykazały żadnych anomalii czy pustych miejsc, ale możliwości były 50/50. Uda się albo nie.

Czytając te materiały miałem jedno wrażenie. Nazwa góry w języku łacińskim jest tak bliska CISZY. Monte Silencii, Monte Silencio. Góra MILCZENIA. Sancte Marie de monte Silencio – Święta Maria Na Górze Milczenia.

Z górą tą osobiście spotkałem się dopiero całkiem niedawno. W czerwcu 2010 roku zostałem niejako zmuszony do odwiedzenia starego kraju, jakim jest dla mnie Polska i zadecydowałem że miastem tym będzie Wrocław. Wycieczkę na Ślężę wcześniej planowałem już czterokrotnie, ale jakoś się nie udawało opuścić mojej wyspy. Oczywiście wszystko zaplanował i pomógł w realizacji nieoceniony Janusz. W przepiękny słoneczny

190

Page 191: pietrek całość treść A4.doc

dzień, w trakcie przewalającej się przez Polskę, powodzi, powtórki 1997 roku z wielkimi obawami wylądowałem we Wrocławiu.

Z Januszem umówiliśmy się na starym mieście, gdzie pozałatwiałem wszystko co musiałem w ciągu pół godziny. Poszwędaliśmy się po Wrocławiu i po jakimś czasie wspólnie ze znajomymi Janusza - Marzeną i Zbyszkiem wylądowaliśmy w Sobótce. Niewielkiej miejscowości położonej u podłuża Ślęży. O pierwszym zapisie nazwy tej miejscowości dowiadujemy się z nadania księcia Władysława II Wygnańca. Klasztor na Ślęży użytkował w tym czasie w okolicach Ślęży zaginioną wieś Bezdada oraz tajemniczą Abrinicoy. Tenże książę wspólnie z ojcem (a więc przed 1138 r.) dokonał wówczas obejścia i wyznaczenia posiadłości kanonickich. W jej granicach znajdowały się Biała (Biała), Cescouici (czyli część Mysłakowa), Wiry (Wiri), Zebrzydów (Syuridow), Strzelce (Strelec), której nazwa pochodziła od mieszkających w niej myśliwych klasztornych, następnie Chwałków z młynem (villa ad molendinum), targ w Sobótce, (forum in Soboth) oraz Strzegomiany (villa Stregomane).

Pomimo upływającego czasu, a minęło już prawie jedno millenium, w Sobótce jest czuć ducha tamtych czasów wymieszanego z latami doświadczeń. Sobótkowy Grzyb, czy lew, które leżą sobie koło Kościoła świętej Anny, czy następny lew umieszczony w ścianie kościoła świętego Jakuba doskonale pokazują ciągłość trwania w tym świętym miejscu. Będąc w tamtym miejscu nie mogłem oprzeć się jakiejś dziwnej historii dwóch braci, która inkarnowała się w nowych postaciach. Przy kościele świętej Anny „widziałem” dwóch braci walczących na rusztowaniu. W całej tej szamotaninie zapomnieli o bezpieczeństwie i jeden z braci spadł. Nim dotknął ziemi … zniknął. Może zamienił się w ptaka?

Po przespaniu nocy u Pani Krystyny Tyszkowskiej (za co jestem jej bardzo wdzięczny) następnego dnia wyruszyliśmy na spotkanie ze Ślężą. Do przełęczy Tąpadła podjechaliśmy wysłużonym mercedesem o przepięknym klasycznym klangu silnika diesla, którego właścicielem i kierowcą był znajomy pani Krysi. Niestety imienia nie pamiętam i mam nadzieję że On i potomni mi to wybaczą. Powoli pokonywaliśmy tą niewielką dla pojazdu a jakże długą drogę dla pieszego. Wiele bólu i warstw naszych podeszew nam zaoszczędzono, za co również byliśmy wdzięczni.

Na parkingu w Tąpadłach nawet w ten pierwszy dzień tygodnia, jeszcze przed końcem roku szkolnego panował ruch. Cos co mnie zachwyciło, to wycieczka mijających nas dzieci. Rozmawiali w mieszaninie polsko-niemieckiej i jak widać doskonale się rozumieli. Dlaczego my, czy nasi ojcowie, czy ojce naszych ojców, nie mogli tego samego? Może Wieki naszych historii nas czegoś nauczyły, chociaż bardzo w to wątpię. Góra wchłonęła nas całych witając przyjemnym chłodem i cieniem. Myślę że mnie polubiła, chociaż nie chciała zdradzić wszystkich swoich tajemnic. Generalnie nie mam problemów z określeniem kierunków świata jednak to właśnie zdarzyło się na Ślęży. Może się za bardzo sugerowałem za mało otwarłem? Uważam że przypadków nie ma. Nie znalazłem się właśnie w tamtym miejscu i o tamtym czasie przez przypadek. Góra nie pozwoliła mi zrobić jednego. Dokumentacji w zapiskach. Wszystkie moje instrumenty,

191

Page 192: pietrek całość treść A4.doc

które zawsze w takich wycieczkach mam przy sobie, tzn. cyrkiel, kątomierz, ekierka, linijka, ołówek, mapa, notatnik i co najważniejsze wahadełko, (taki malutki Karnak) zniknęły u Zbyszka i Marzeny. Nikt przed wyprawą nie mógł ich znaleźć. Znalazły się następnego dnia.

Podchodząc pod szczyt, znowu spotkałem się z historią dwóch braci. Tylko tym razem ta historia była dużo starsza od tamtej. Siadłem sobie gdzieś w jakiejś formacji skał i oczom moim ukazały się ich posągi. Jeden, ten usytuowany od południa wyglądał tak jakby był przewrócony, a ten od północy wbity w ziemię. W miejscu w którym siedziałem widziałem ognisko i druidów próbujących pogodzić zwaśnionych. Ślęża wyglądała jak po jakiejś dziwnej bitwie, gdzie ślady pracy ludzkich rąk zostały porozrzucane na setki metrów jak by to był zamek z klocków lego. Dwie potężne energie zwarły się nad Ślężą, a ta, jak dobra oblubienica, która nie mogła żadnego wybrać wchłonęła obydwie miłości. Dobrą i złą. Ona kochała obydwóch. Ponieważ nie mogła wybrać żadnego, nie wypowiedziała ani słowa, Monte Silencio – zaklęta w głaz. Tylko strażnik, który chodzi po Ślęży, pilnuje aby żadna z sił nie przeważyła.

Kiedy wydostaliśmy się na szczyt to tutaj naprawdę czuć tę bliskość Boga. Tego Boga o którym napisałem na początku. Boga opisywanego w kartach Tory, Ewangelii, Koranu, czy wielu innych książkach. Boga nazywanego energią czy wibracją przez zwolenników Nowej Ery. Energią Stwórczą i Sprawczą. Pewnie wielu zapyta się a skąd pewność że Bóg istnieje?

To ja się zapytam, a skąd niewidomi od dziecka wiedzą że istnieje świat dookoła nich?A skąd, zamykając oczy i wystawiając dłoń, wiemy że osoba ukochana jest blisko nas i zaraz chwyci nas za dłoń? Skąd wiemy że to na pewno ukochana osoba?A będąc na Ślęży ja to jeszcze widziałem.

Moim marzeniem jest wybudować drewniany dom, ukryty gdzieś w zboczach Świętej Góry. Dom otwarty dla wszystkich, taką oazę spokoju przed cywilizacją. Miasto Ucieczki, Sychem, gdzie tylko rządzą prawa Natury, Prawa Boskie i zasady współżycia. Pustelnia na odludziu, po to żeby uczyć ludzi jak radzić sobie z nadchodzącymi zmianami. Nauczyć jak przetrwać w tym i odnaleźć się w tamtym świecie. Bez zdobyczy cywilizacji, tylko wiedza i wiara. Jak rozbudzić w sobie Instynkt, przepływające energie, Jak Poczuć tchnienie Boga.Czy marzenia się spełniają? Czy jest coś takiego jak przeznaczenie? Dla mnie jest. Ja odkryłem swoje przeznaczenie.

"Na słowiańskiej góry szczyciepod jasną nadziei gwiazdązapisuję wróżby słowawróci -- wróci w stare gniazdostare prawo, stara mowa

192

Page 193: pietrek całość treść A4.doc

i natchnione Słowian życie"

- wpis dokonany w 1848 r. przez polskiego poetę Romana Zmorskiego do księgi gości schroniska na szczycie Ślęży

Piotr Włostowic, fundator 77 kościołów,XXXI zmarł 16 lub 17 kwietnia 1153 roku i został pochowany obok swojej żony w opactwie benedyktynów na Ołbinie, w kościele świętego Wincentego . Nekrolog lubiński zwie go tylko komesem wrocławskim; mógł więc wojewoda krótko przed zgonem zamienić swój urząd, co pozwoliło mu uniknąć uciążliwych podróży. Następnym wojewodą był Jaksa, wymieniany zawsze na pierwszym

XXXI Oto są zabytki budowli Dunina dotąd w całości lub w części dotrwałe: W Starym Skrzynnie nad Wieniawką, pierwszej majętności przez Boleslawa Krzywoustego Duninowi nadanej; kościół parafialny, w którym mam być dotad zachowany wizerunek Matki Boskiej, a przed Jej ołtarzem podług legendy miał on wzrok i mowę odzyskać. W Kijach, wsi milę od Chmielnika położonej, podobnyż kościół, który pomimo przerobienia, dochował w całości kształtną z owej fundacyi dzwonnicę z ciosu. W Rudzie o, ćwierć mili od Wielunia, kościół farny; w Strzelnie, w Kujawach, kościół i klasztor Panien Norbertanek w r. 1133 założony, niegdyś wielce zamożny, gdzie tylko ściany z polnych granitów z pierwotnej budowy zostały. W Czerwińsku, o siedem mil od Warszawy, kościół z klasztorem Kanoników Regularnych na górze w kształcie zamku wymurowany, a dotad najwyborniej, bez uszkodzenia zachowany: szacowny zabytek mocy, trwałości, i gruntownej pracy ówczesnych budowniczych. Jest on cały z ciosu lub, jak go Bielski nazywa, z kwadratu; długości 66 łokci a szerokości 30 mający: z dwoma czworobocznemi wieżami na stóp 108 wysokości i piękna facjatą; zewnatrz kwadratowe filary wspierają sklepienie w łuki wybornej roboty, niegdyś sutemi ozdobami ubrane, a w XVII wieku na nowożytne przerobione; ściany atoli główne bez żadnej zmiany dotąd w pierwotnym stanie dotrwałe, są z obciosanych w kwadrat kamieni, bez mieszania cegieł wystawione. Kościół ten, szczyci się nadto pomiędzy Wielą pięknemi obrazami, starożytnym wizerunkiem fundatora z wyrażeniem 1117 roku jako czasu założenia tej świątyni. W Mstowie w Powiecie Lelowskim, kościół pod wezwaniem S. Stanisława. W Kłobucku, w tymże powiecie, kościół parafialny. W Koninie, o siedm mil od Kalisza, kościoł farny pt. Ś. Piotra z nader wspaniałym wnętrzem. W kawnicy, wsi obok Konina, kościół parafialny; w Wrocławiu, na Szlązku, Kościół S. Wincentego w całości dochowany, założony w r. 1139 a w r. 1149 ukończony. Tamże kościoły Ś. Wojciecha, Ś. Aegiusza, Ś. Michała, Ś. Marcina i Naświetszej Panny na piasku, do fundacyi Dunina doliczają - Na ostatek liczbę tę podług Długosza, Bielskiego i Jaroszewicza (Matka świętych polskich) dopełniaja dziś zanikłe lub przebudowane kościoły w Krakowie: 1) Ś. Jędrzeja 2) Ś. Salwatora na Zwierzyńcu. 3) Panny Maryi na Piasku. 4) Ś. Marcina. 5) Ś. Michała. 6) Ś. Wawrzyńca na Kazimierzu. 7) Ś. Ducha; 8) Ś. Jana; 9) w Chełmnie; 10) Łęczycy; 11) w Nowym Skrzynnie; 12) Żarnowie; 13) Chełmnicy; 14) Pajęcznie (wątpliwy, o nim Bielski); 15) w Starym Świerzu; 16) Worczycowie; 17) Tyńcu; 18) Kościelcu w Kujawach; 19) Chlewiskach; 20) Włostowie; 21) Opatowie; 22) w Nissie na Szlązku; 23) Kozłowie; 24) Rabinie; 25) Czerwonym Koscielcu; 26) Jeżowie; 27) Rambinie; 28) Krobi; 29) Gieczu; 30) Kotowie; 31) Kaliszu, kościół pod wezwaniem Ś. Wawrzyńca; 32) Naumburgu na Śzląsku; 33) Chełmcu; 34) Wierczycowie; 35) Tulczach; 36) Pkanowie; 37) Lawinie;38) Lignicy, na Szlązku, kaplica Ś. Benedykta; 39) Kaplica na górze Zobten pod Wrocławiem; 40) w Górce; 41) Chalinie klasztor; 42) Streblen na Szlązku; 43) Kłobniku; 44) w Leżowie. Dodawszy wyżej wymienionych piętnaście kościołów, ogółem tedy znaleźliśmy pięćdziesiąt dziewięć, których założenie Duninowi Przypisują; pozostałe zaś szesnaście do zupełnej liczby podania, być może iż także z czasem wynajdą się; a tym sposobem sprawdzi się

193

Page 194: pietrek całość treść A4.doc

miejscu wśród polskich wielmożów w dokumentach. On też kontynuował dzieło rozpoczęte przez Piotra w strzeżeniu i pogłębianiu tajemnicy. „ Rocznik kapitulny krakowski” (za nim powtarza „Rocznik miechowski”) zapisuje pod rokiem 1162, i tę datę należy przyjąć za bezsporną, wyprawę Jaksy do Ziemi Świętej. Zresztą wyprawa ta podkreślała więzi łączące tego księcia z chrześcijaństwem i miała miejsce w okresie względnego bezpieczeństwa Kopnika. Przez następne cztery wieki tajemnica była bezpieczna, aż do czasu kiedy to niemieccy protestanci zatrzeć chcieli całkowitą pamięć o polskości tych ziemi i polskim Komesie, tak jak zacierali i dalej zacierają ślady słowiańskości Berlina.

Pod pretekstem najazdu Turków, 14 października 1529 rozpoczęła się pospieszna rozbiórka opactwa benedyktynów na Ołbinie, w którym został pochowany Piotr Włost. Obawiano się, że zabudowania klasztorne mogą stać się punktem oparcia dla najeźdźców. Zakonnikom przekazano klasztor pofranciszkański przy kościele św. Jakuba we Wrocławiu. Prace wyburzeniowe trwały 4 tygodnie. Materiał uzyskany z rozbiórki posłużył m.in. do wybrukowania Nowego Targu we Wrocławiu i budowy domu Heinricha Rybischa. Fragmenty rzeźbiarskie w 1529 wmurowano w fasadę szpitala Wszystkich Świętych i wieżę Bramy Mikołajskiej. W 1546 portal z opactwa umieszczono w

szczególne zjawisko średniowiecznej historyi budownictwa kościelnego w Polsce - Wiadomości Historyczne o sztukach w dawnej Polsce, zebrał i wydał F. M. Sobieszczański, Warszawa, 1847 s.66

Bibliografia

1) Stanisław Helsztyński - Kronika Maura - Nasza Księgarnia 1973

2) Józef Ignacy Kraszewski - Historia Prawdziwa o Petrku Właście, palatynie, którego zwano Duninem - Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1968

3) Gall Anonim - Kronika Polska

4) Jan Długosz - Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego

5) Wincenty Kadłubek - Kronika Polska

6) Ks. Mieczysław Kogut - Śląski Klasztor

7) F. M. Sobieszczański - Wiadomości Historyczne o sztukach w dawnej Polsce, Warszawa, 1847

8) M. Pawliszczew „O progach dnieprowych“ w Bibl. Warsz. 1847

9) www.wikipedia.pl

194

Page 195: pietrek całość treść A4.doc

południowej elewacji kościoła św. Marii Magdaleny we Wrocławiu, gdzie znajduje się do dziś. Tylko jego piękno, wyrazistość przekazu może nam dziś uświadomić wielkość i

piękno opactwa. W tym też roku lub na początku następnego powstał nowy projekt herbu Wrocławia gdzie w centralnym punkcie została umieszczona taca z głową Jana Chrzciciela.Pretekstem do rozwiązania zakonu Templariuszy było oskarżenie o heretyzm. Przyglądając się historii tamtych czasów, ówczesnemu królowi Francji pasowało wymordować templariuszy, ponieważ skarb państwa był pusty a

z zakonem związane były wielkie majątki ziemskie, tym bardziej, że oskarżenia te wcale nie były tak bezpodstawne - ponoć templariusze oddawali hołd przeróżnym głowom

- wg niektórych te głowy symbolizowały głowę Jana Chrzciciela.

W posiadaniu wrocławskiego biskupstwa są święte relikwie. W 1997 w katedrze wystawione zostały relikwie św. Stanisława, który we Wrocławiu czczony jest jako ten chroniący ludzi przed katastrofami. Wtedy to kardynał Gulbinowicz rozpoczął tradycję corocznych procesji w tej intencji. Dzisiaj pragnę za to podziękować kardynałowi, ponieważ dzięki tym modlitwom Wrocław w 2010 obronił się przed wielką wodą - mówił prezydent Dutkiewicz, ale wypadałoby zadać pytanie:Czy we Wrocławiu, dzięki Piotrowi Włostowi, później zwanym Duninem, oraz jego Matki, żony i córki - Rodu Łabędzia - nie została ukryta tajemnica Świętego Graala?

(1) Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (2) Ono było na początku u Boga. (3) Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. (4) W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, (5) a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.

195

Page 196: pietrek całość treść A4.doc

PRZYPISY KOŃCOWE

196