Panowie Leszczyńscy

16

description

Hanna Malewska Panowie Leszczyńscy: Malewska w Panach Leszczyńskich zadaje niewygodne pytania, stawia trudne problemy, zastanawia się, jakich prawd o narodzie nie chcemy przyjąć, pokazuje, w jaki sposób ideał polskiej humanitas zostaje zaprzepaszczony. (…) Choć Panowie Leszczyńscy uważani byli za polemikę Malewskiej z Trylogią Sienkiewicza, należy zaznaczyć, że nie była ona zamierzeniem pisarki. Jak wspomina Andrzej Sulikowski, Malewska uważała Sienkiewicza za wielkiego erudytę, posiadającego również ogromne możliwości artystyczne, ale piszącego jednak poniżej górnego pułapu – prawdopodobnie, aby spełnić oczekiwania współczesnego mu czytelnika. Malewska nie chciała z nim jednak polemizować również dlatego, że stan badań, z którym miał do czynienia twórca Trylogii, był o wiele uboższy niż ten, z którego ona mogła korzystać. Jaki sens miałaby więc polemika z baśniową wizją? (…)

Transcript of Panowie Leszczyńscy

Page 1: Panowie Leszczyńscy
Page 2: Panowie Leszczyńscy
Page 3: Panowie Leszczyńscy

PANOWIELESZCZYŃSCY

wstępJanusz Tazbir

Wydawnictwo Znakkraków 2013

Hanna Malewska

Page 4: Panowie Leszczyńscy
Page 5: Panowie Leszczyńscy

Część pierwsza

Page 6: Panowie Leszczyńscy
Page 7: Panowie Leszczyńscy

21

I

Odległość Paryża od Leszna jest niezbyt wielka. Tej opi-nii było parę już pokoleń panów Leszczyńskich. Dobrymi końmi, na jakich nigdy im nie zbywało, mogli przebyć te jakieś dwieście pięćdziesiąt mil w sześć tygodni, a w ra-zie konieczności prędzej. Lecz oczywiście nigdy się tak nie śpieszyli, zwłaszcza w tamtą stronę, ale przeciwnie, zawadzali o Holandię, czasem o Włochy. W młodości zaś droga do Paryża zabierała im lata, bo studiowali na paru uniwersytetach niemieckich, włoskich, szwajcarskich.

– Ah, vous êtes son fils, du comte Raphaël, le voïévode de Lesna?

Gors damy raczej odsłonięty niż przesłoniony nieco poróżowiał różowością żyłkowanego marmuru. Jeżeli myliła tytuły i przekręcała wymowę, to na pewno pamię-tała, i dobrze pamiętała, osobę tego, kogo jej z twarzy czy z nazwiska przypomniał młody gość. Kreza jak skrzydełka na ramionach poruszyła się; markiza westchnęła. Młody Andrzej Leszczyński spojrzał, spuścił oczy, uśmiechnął się skromnie do siebie. Nic go nie zdziwiło ani nie zmar-twiło, że dama westchnęła, oczywiście rozczarowana.

Page 8: Panowie Leszczyńscy

Jasna rzecz, że nie mógł się mierzyć z ojcem i że poznać to było można od pierwszego spojrzenia.

– Przypominasz go w uśmiechu, jeune ami! Żałuję, że byłam na wsi, kiedy cię przedstawiano królowej i kardy-nałowi. Więc już wyjeżdżasz?

– Tak, pani. Będzie elekcja. Za dwa miesiące. – Musisz jechać?Dama jakby nie rozumiała wcale, co to jest elekcja

dla szlachcica. Ale również jej małżonek, pan de Lan-geac, ubrany w  jeszcze piękniejsze koronki tudzież ko-kardy, mało zapewne rozumiałby się na polskiej Rzeczy-pospolitej.

Młody Leszczyński właściwie czuł wielki lęk. Bezkró-lewie, nie wiadomo, co będzie, co się wydarzy. Napad po-gaństwa, intrygi Habsburgów, jezuitów? Zamach na wol-ności. Wszystko to mogło zagrozić. Musiał czym prędzej powracać.

Ojciec zapewne będzie wiedział, co należy robić. Jak egzekwować i warować prawem wszystko potrzebne. Bez-królewie ostatnie zdarzyło się na długo przed urodze-niem Andrzeja.

Page 9: Panowie Leszczyńscy

23

II

Wojewoda bełski zamknął cicho drzwi i otarł czoło; w po-koju chorego było bardzo gorąco. Chłodząc się czapką, przeszedł kilkadziesiąt kroków korytarzem, do drzwi ta-rasu wychodzącego na szeroką, wiosenną, mętną Wisłę.

Król jegomość powiedział wczoraj: – Jaki ten pokój we-soły. Nikt nie wie, jaki wesoły, ale nie wszyscy się w nim znajdujemy, cośmy powinni być. – Rano był nieprzytomny i budząc się, pytał o królową. Potem trochę płakał. Rafał Leszczyński, wojewoda bełski, miał zupełnie podniesioną swą skośną, lewą brew, dumając, czy rzeczywiście czło-wiek nie dowiaduje się za późno, co było dobre i wesołe? Król Zygmunt nie uchodził nigdy za człowieka wesołego. Sam jego nieprzenikniony wygląd budził w posłach sej-mowych podejrzliwość. Wojewoda zwykle wiedział dosko-nale, czego „król milczek” chce i odpowiednio postępował – to jest najczęściej przeciwdziałał. A swoją drogą można powiedzieć, że był mniej więcej przyjacielem nieprzystęp-nego króla – mimo wszystko. Król Zygmunt zdaje się wie-dział także, mniej lub więcej, co wojewoda myśli. W każ-dym razie pokazywał mu swoje nabytki przy urządzaniu

Page 10: Panowie Leszczyńscy

24

zamku, dał medalion własnej roboty, ryty modą włoską, grywał z nim w karty i słuchał muzyki. Bywała tu bardzo dobra muzyka. A rokoszanie swego czasu uważali za pa-skudny crimen, że „król w karty grawa”.

Pan dysydenckiego Leszna, wieloletni przywódca opo-zycji – nie najhałaśliwszej, ale najwytrwalszej – czuł pa-mięcią ociężałego w tej chwili, spotniałego ciała te różne sejmy kończone po ciemku, senne niby sny w gorączce, w pocie, w tumulcie, gdy król jegomość, stary, mały, siwy, dosiadywał, przesiadywał najuporczywszych, żeby choć trochę przeprowadzić swoje. Jedna świeca w ciemnej izbie paliła się przed marszałkiem. Wszyscy hałasowali, chcieli się rozejść i rozjechać. Nie pozwalali. W końcu wreszcie pozwalali coś niecoś i schrypnięty dyrektor izby szedł ca-łować na pożegnanie rękę królewską.

Była to starcza ręka o ładnym kształcie, lecz ze zgru-białymi już wiązaniami palców. Drżała ta dłoń, kiedy pół-siedząc w łóżku, Zygmunt zdjął czapeczkę z siwej głowy i  prosił obecnych, by Rzeczpospolita zaopiekowała się godnie jego potomstwem.

Panna Orszula stała z suchymi oczyma, ale roztrzę-sionymi, także już bardzo starymi wargami. Gdy król mówił bardzo cicho, powtarzała na głos. Król był spo-kojny, wojewoda miał wrażenie, że nie wzdraga się wcale przed śmiercią, co dla Leszczyńskiego było dziwne. Może zresztą zegar ciała nie alarmuje: to już, to teraz. Och-mistrzyni dworu patrzyła na umierającego, jak mogłaby patrzeć na położnicę: z troską, ale spokojnie. Panna Or-szula przyjechała trzydzieści parę lat temu z  królową Anną, została, była tak samo powiernicą królowej Kon-stancji. I króla, i dzieci, i Władysława, choć Władysław

Page 11: Panowie Leszczyńscy

25

źle się zgadzał z macochą, a czasem i z ojcem. Orszulę pamiętał wojewoda bełski różową, wdzięczną. Nie wie-rzył jednak, nawet gdy był młody i głupi, w to, co o „och-mistrzyni króla” opowiadali rokoszanie i inni. Po prostu bywał tu zbyt często, by nie wiedzieć, że królowi po-trzebna jest ta kobieta w obcym zamku, w obcym kraju. No, zamek nie był mu pewnie obcy, on sam go postawił i urządził. A kraj?

W przegrzanym pokoju – w „wesołym pokoju”, kiedyś królowej nieboszczki, został pan Kasper Denhoff, zmienił zapewne okład rumiankowy na nogach chorego i rozma-wiał z nim po niemiecku. Kasper Denhoff był naprawdę przyjacielem króla. Ale Rafał Leszczyński nie obawiał się pogwarek tych dwóch: umierającego i  jego przyjaciela starosty derptskiego, nie był w ogóle podejrzliwy, bo dużo wiedział. A między innymi wiedział taką rzecz. Gdy on, Rafał, w  dusznej komnacie czy w  dusznej izbie sejmo-wej ostatniego dnia, nieledwie omdlewając, miewał zwy-kle obraz winnic burgundzkich i równy stukot kół niósł go ze wzgórza na wzgórze, aż pokaże się iglica katedry w  Meaux, a potem Paryż – Luwr tuż nad wąską Sekwaną, królowa Maria Medycejska, tłusta, złota bogini, głupia, lecz otoczona prawdziwymi bóstwami... otóż wtedy Ka-sper Denhoff nie oglądał i nie chciał Paryża ani niczego innego, tylko chciał Rzeczypospolitej. Nie tanio też kupo-wali ci kurlandzcy panowie polski swój indygenat.

Na polach białokamieńskich i pod Cecorą, i w obozie chocimskim: wart był targu.

Właściwie nie było nikogo, kogo by się w tej chwili wo-jewoda bełski obawiał, czy to dla rodu Leszczyńskich, czy dla ewangelików.

Page 12: Panowie Leszczyńscy

26

Może był jeden taki ktoś: on sam. Jeżeli w swoim wieku odważy się znowu na trudną grę, inną niż sejmy.

O coś takiego bodaj że go już podejrzewa młody pod-skarbi nadworny. Przywitał się cicho w korytarzu, spytał, jak z  królem; poruszył młodym wąsikiem przystrzyżo-nym na modłę angielską, zakręcił się i odszedł. Pana Je-rzego Ossolińskiego mianował król Zygmunt podskarbim tu, dopiero co: po to oczywiście, aby dopomagał królewi-czom. Zapewne jest on poinformowany, że wojewoda beł-ski nie zawsze ograniczał się do mów sejmowych w obro-nie współwyznawców oraz wolnej elekcji.

Ale to już stare dzieje.Kasper Denhoff wyszedł z pokoju, aby też zaczerpnąć

tchu. Spojrzał na Rafała, jakby zapomniał, że widzieli się przed chwilą. Oprzytomniał, lecz nadal trwał z wysunię-tymi wargami, z namaszczonym namysłem na swej kwa-dratowej, inflanckiej, niemieckiej twarzy.

Na śniadawej, suchej, błękitnookiej twarzy Rafała tak wyraźnie noszącej to, co ludzie nie nazywali może, ale czuli jako „piętno pierworodztwa”, półuśmiech zjawił się tylko w  spojrzeniu: życzliwym, ciekawym, obojętnym. Wszyscy, nie tylko tak bliscy jak Denhoff, zwyczajnie mnie-mali, że króla Zygmunta, choć jest milczek, nietrudno przeznać. A jednak Denhoff dziwi się może, że widzi tu Rafała Leszczyńskiego, przy królewskim łożu śmierci, po-śród paru zaufanych.

Lecz czy nie dziwne także, że najbliższy, prawdziwie swój jest tutaj – luteranin Kasper Denhoff? Któremu król pozwala przewijać sobie odleżyny i wysłuchiwać szeptane chęci. Heretyk, jak i Leszczyńscy, którego jednak król Zyg-munt kochał i kocha. Zdaje się z tego powodu, że Denhoff

Page 13: Panowie Leszczyńscy

go kocha; jakiż to w istocie trudny warunek politycznych wpływów. Denhoff zapewne wie wszystko to, co wie umie-rający jego przyjaciel. Być może niepokoi się, co będzie z bezkrólewiem. Jak zwykle Rzeczpospolita nie była na nie przygotowana. (Tak jakby stary, uparty i tak uparcie zwalczany – okropny doprawdy – król miał jednakowoż trwać wiecznie).

Lecz Denhoff, jak i król Zygmunt, nie obawia się wo-jewody bełskiego, bo nie wierzy, aby wykroczył on poza pewne granice.

Rozsądek, który dla pana Rafała był zawsze czujnym sługą czekającym na pierwsze skinienie, zdawał się cze-kać u tych drzwi, drzwi wesołego kiedyś pokoju królew-skiego, i zapewniał go, że jak Wisła po świętojance, tak i Rzeczpospolita zawsze zwykła powracać w swoje uto-rowane łożysko.

Oraz że kto oglądał szmat przeszłości i niekiedy czuje, że już prędko obsuwa się w dół, bynajmniej nie jest przez to lepiej poinformowany o przyszłości.

Pieczętujący ostatnią wolę pana, króla Zygmunta (który, jak się zdaje, nauczył się pod starość coś niecoś Rzplitej) – kanclerz biskup Zadzik był w samą miarę właśnie zmar-twiony, spokojny, namaszczony i zadumany. Gdyby z tą pieczęcią – parę lat wcześniej – stał tu nieboszczyk Wac-ław, może by płakał z pijaństwa i desperował z powodu bezkrólewia. Wojewoda bełski nie mógł nie spostrzec, że jego stary i  tym gwałtowniejszy, że skryty resenty-ment do brata, do nieboszczyka Wacława Leszczyńskiego z Leszna, jest w nim dotąd silniejszy niż różne „gryzy”, o jakie tymi i dawniejszymi czasy przyprawiał go umiera-jący teraz król. Może nierozumny, ale silniejszy.

Page 14: Panowie Leszczyńscy
Page 15: Panowie Leszczyńscy

Spis treści

Janusz Tazbir, Wstęp  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5

Część pierwsza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  19

Część druga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  125

Część trzecia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  219

Część czwarta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  273

Część piąta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  437

Zamiast epilogu: Spowiedź w Saint-Germain-des-Prés . . .  501

Tłumaczenie zwrotów obcojęzycznych . . . . . . . . . . . . . . .  525

Page 16: Panowie Leszczyńscy