Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem...

9
„ Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem znaleźć swojego przystanku na chociażby pół dnia odpoczynku. Przemierzałem tysiące kilometrów, odwiedzając najskrytsze zakątki na całym świecie. Każde miejsce zachwycało mnie czymś zupełnie innym. Na północy mym sercem zawładnęły bogactwa sztuki, na południu najpiękniejsze poematy stworzone przez człowieka. Gdzie indziej zaś kompozycje najwybitniejszych artystów, które nie pozwalały na wyrwanie się z błogiego snu. Przychodził, gdy tylko pierwsze nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały się do ciał wrażliwych na beztroskie życie. Wszystko było dla mnie idealne. Wychwalałem każde nowe kotliny, szczeliny i lodowce, które swą objętością przechodziły moje najśmielsze wyobrażenia o nich samych. Cieszyłem się, że Bóg pozwolił mi na tak wspaniałe i wieczne rozkosze, ale w moim sercu panowała pustka. Pragnąłem czegoś więcej. Chciałem zobaczyć swoją wymarzoną krainę, którą codziennie sobie wyobrażałem nie tyle w snach, co w malowidłach. W swojej wyobraźni malowałem obrazy bez żadnej skazy, bez żadnego nieprzemyślanego pociągnięcia pędzlem. Dla mnie nie było zła. Wszystko wydawało się uporządkowane i pozbawione dziwactw, jakie do tej pory odkrywałem. Ludzie tym jednak gardzili. Zaszywali się pod maskami i zbrojami, aby pokazać swą potęgę, która tak naprawdę ich osłabiała. Oddalała ich samych od swojego własnego obrazu. Odrzucali człowieczeństwo, a przyjmowali jedynie swoje cienie pozbawione wrażliwości. Moim marzeniem było zatrzymanie się w tym odległym domu, który sam sobie zbudowałem. Miałem dość spoglądania na mordujących się ludzi trzymających w dłoniach szable i wykrzykujących okrzyki zagrzewające do walki zupełnie bezbronne osoby. Nie taką wizję świata sobie wyobrażałem przez minione stulecia. Chciałem oglądać zakochane pary, które pod wpływem miłości i wszelkiej radości siedziały na pagórku pokrytym przeróżnymi kwiatami i porostami, spoglądających na zachodzące Słońce uwieńczonym purpurowym kolorem Nieba, mojego najwierniejszego przyjaciela. Chciałem dostrzegać wdzięczność i zrozumienie wśród różnych gatunków Zwierząt, swoich dalekich krewnych, z którymi prowadziłem rozmowy na nurtujące tematy. Ciekawiła mnie każda drobnostka. Nawet taka, która zupełnie nie miała znaczenia dla Ziemi, mojej siostry, która z

Transcript of Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem...

Page 1: Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem ...zegluganaklo.nazwa.pl/files/obrazy_malowane_wiatrem.pdf · nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały

„ Obrazy malowane wiatrem ”

Przez siedem dni nie mogłem znaleźć swojego przystanku na chociażby pół dnia odpoczynku. Przemierzałem tysiące kilometrów, odwiedzając najskrytsze zakątki na całym świecie. Każde miejsce zachwycało mnie czymś zupełnie innym. Na północy mym sercem zawładnęły bogactwa sztuki, na południu najpiękniejsze poematy stworzone przez człowieka. Gdzie indziej zaś kompozycje najwybitniejszych artystów, które nie pozwalały na wyrwanie się z błogiego snu. Przychodził, gdy tylko pierwsze nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały się do ciał wrażliwych na beztroskie życie. Wszystko było dla mnie idealne. Wychwalałem każde nowe kotliny, szczeliny i lodowce, które swą objętością przechodziły moje najśmielsze wyobrażenia o nich samych. Cieszyłem się, że Bóg pozwolił mi na tak wspaniałe i wieczne rozkosze, ale w moim sercu panowała pustka.

Pragnąłem czegoś więcej. Chciałem zobaczyć swoją wymarzoną krainę, którą codziennie sobie wyobrażałem nie tyle w snach, co w malowidłach. W swojej wyobraźni malowałem obrazy bez żadnej skazy, bez żadnego nieprzemyślanego pociągnięcia pędzlem. Dla mnie nie było zła. Wszystko wydawało się uporządkowane i pozbawione dziwactw, jakie do tej pory odkrywałem. Ludzie tym jednak gardzili. Zaszywali się pod maskami i zbrojami, aby pokazać swą potęgę, która tak naprawdę ich osłabiała. Oddalała ich samych od swojego własnego obrazu. Odrzucali człowieczeństwo, a przyjmowali jedynie swoje cienie pozbawione wrażliwości. Moim marzeniem było zatrzymanie się w tym odległym domu, który sam sobie zbudowałem.

Miałem dość spoglądania na mordujących się ludzi trzymających w dłoniach szable i wykrzykujących okrzyki zagrzewające do walki zupełnie bezbronne osoby. Nie taką wizję świata sobie wyobrażałem przez minione stulecia. Chciałem oglądać zakochane pary, które pod wpływem miłości i wszelkiej radości siedziały na pagórku pokrytym przeróżnymi kwiatami i porostami, spoglądających na zachodzące Słońce uwieńczonym purpurowym kolorem Nieba, mojego najwierniejszego przyjaciela.

Chciałem dostrzegać wdzięczność i zrozumienie wśród różnych gatunków Zwierząt, swoich dalekich krewnych, z którymi prowadziłem rozmowy na nurtujące tematy. Ciekawiła mnie każda drobnostka. Nawet taka, która zupełnie nie miała znaczenia dla Ziemi, mojej siostry, która z

Page 2: Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem ...zegluganaklo.nazwa.pl/files/obrazy_malowane_wiatrem.pdf · nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały

nową porą roku wydawała na świat coś innego. Nagle się zatrzymałem. Moje myśli się rozwiały. Rozchyliłem swe

powieki, wytężyłem wzrok i dostrzegłem coś, w co nie potrafiłem uwierzyć. Pod mym własnym obliczem rozciągał się las z wysokimi, dostojnymi i kolorowymi koronami drzew. Dokładnie takimi, jakie sobie wyobrażałem. Na chwilę wstrzymałem swój oddech. Nie mogłem oprzeć się pokusie, więc zleciałem nieco niżej, mocno wydmuchując zalegające powietrze w zdrowych płucach. Zaróżowiałym policzkiem otarłem o gałązkę brzozy, która po kilku sekundach zawładnęła zmysłem węchu. Zapach świerku zapanował nad umysłem, przez co sparaliżował moje ciało. W myślach zacząłem wędrówkę po swoich najdoskonalszych obrazach. Były tak bardzo podobne z rzeczywistością, w której się teraz znajdowałem, że zapragnąłem odkryć jeszcze więcej.

Postanowiłem odwiedzić odległą wieżę, była bowiem w zasięgu wzroku. Przeleciałem zwinnie pomiędzy pniami drzew, obserwując niemalże każdy listek ich ubioru. Jedne były żółte, drugie czerwone, a jeszcze inne przybierały dwa kolory naraz. Na me ciało padały promienie słońca, a do mych uszu dotarły pierwsze odgłosy innych istot, poza mną.

Pierwszy odezwał się skowronek. Jego melodia była plątaniną różnych uczuć. Przypominała radość matki, która odzyskała swoje dziecko, a jednocześnie ukazywały się w niej oznaki strachu. Właśnie takiego, gdy pierwsi jeźdźcy najeżdżali na bezbronne wioski i bez większego namysłu pozbawiali ludzi ich majątków, posiadłości, a nawet życia.

Do jego pieśni dołączył dzięcioł. Zaczął nadawać pewien rytm, a stukanie dziobem o korę drzewa przepięknie komponowało się z pozostałymi odgłosami najprzeróżniejszych ptaków. Słowik także potrafił wywrzeć na mnie niesamowite wrażenie. Jego ćwierkanie przypominało mi matczyny śpiew Pani Lussie, która śpiewała swojej rocznej córce kołysankę, gdy ta nie mogła zasnąć. Nigdy nie byłbym w stanie jej zapomnieć…

Posłałem im ciepły uśmiech i poleciałem dalej. Moim oczom ukazał się domek. Chatka była wykonana z drewnianych bali przyozdobionej w jarzębinę. Wyglądała bajecznie, jakbym ponownie widział przed swoimi oczyma obraz namalowany w swojej wyobraźni kilka dni temu, podczas długiej i bezowocnej wędrówki przepełnionej zmęczeniem.

Drzwi domku się lekko uchyliły, a w progu stanął niewielki, bardzo ładnie ubrany borsuk. Od pasa w dół przyodziany był w jasnobrązowe spodenki, które posiadały niewielkie plamki. Jego sweterek mienił się

Page 3: Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem ...zegluganaklo.nazwa.pl/files/obrazy_malowane_wiatrem.pdf · nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały

kolorem beżu, co idealnie tworzyło harmonię barw. Na swoich dwóch przednich łapach trzymał prawdopodobnie swojego potomka, które niczym dziecko ssało butelkę. Przystanąłem nieco bliżej, aby móc zamienić kilka słów z pierwszą istotą w tym lesie. - Czy to twe dziecię? - zapytałem, stając naprzeciwko borsuka. Zdziwiony na mnie spojrzał, a następnie przyjaźnie się uśmiechnął. Skinął lekko głową, aby dać mi jakąś odpowiedź. Podszedłem jeszcze bliżej, aby móc dogłębniej przyjrzeć się małemu stworzeniu. Jego czarne oczy niczym kawałki węgla idealnie kontrastowały się z ciemnobrązową karnacją i niebieskim ubranku z pszczółką pośrodku. - Kim jesteś? - spojrzał na mnie z zaciekawionym spojrzeniem. - Jestem Wiatrem, który ciągle szuka swojego miejsca, aby się zatrzymać i odpocząć - niechętnie odchrząknąłem, gdyż miałem dość nieustannych prób osiedlenia się w jakimś miejscu na stałe.

Spojrzenie mojego nowego znajomego lekko się rozpogodziło, po czym na jego twarzy zagościł miły uśmiech. - Miło mi ciebie poznać, Wietrze. Może chciałbyś wypić ze mną szklaneczkę soku klonowego? – zapytał, stając w progu swojego domu.

Nareszcie dostałem od kogoś zaproszenie. Każda rozmowa, którą zaczynałem, kończyła się niepowodzeniem. Zawsze ktoś był w stanie nam przeszkodzić. Uliczni chuliganie, którzy gnębili młodsze dzieci, starsze osoby, byli tak zawzięci, że nawet moja ingerencja była bezużyteczna. W końcu mogłem zamienić z kimś więcej niż kilka zdań. To było coś wspaniałego. - Z ogromną przyjemnością, drogi przyjacielu - odrzekłem po namyśle. Wszedłem za nim do chatki, po czym on oddał dziecię swojej żonie, odzianej w piękną, niebieską sukienkę, a ja stwierdziłem, że przed wybraniem się na ową wieżę powinienem najpierw poznać okolicę do której przybyłem.

Podał mi swoją łapę, po czym się przedstawił i pokazał, abym spoczął na krześle przy dość dużym, szarym stole. Zrobiłem tak, jak mi zasugerował i zacząłem przyglądać się wszystkiemu, co napotykał mój wzrok. Jego mieszkanie było przyozdobione różnymi darami Ziemi. Przy oknie wisiał wianek z polnych kwiatów, a tuż obok niego, po prawej stronie, stał przeźroczysty dzbanuszek z kasztanami. Na samą myśl o jesieni, która teraz trwała, aż się uśmiechnąłem. - Mam nadzieję, że będzie ci smakować - głos Burnusa sprowadził mnie z powrotem na ziemię. - Świeżo robiony - szczerze się uśmiechnął i sam upił

Page 4: Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem ...zegluganaklo.nazwa.pl/files/obrazy_malowane_wiatrem.pdf · nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały

spory łyk. Gdy posmakowałem trunku, którym zostałem poczęstowany, olśniło

mnie. Dokładnie taki sam smak sobie wyobrażałem, gdy stwarzałem najwyśmienitsze produkty z naturalnych składników. Sok klonowy zaczął wypełniać każdy zakamarek mego ciała, a myśli ponownie stały się beztroskie. - Bardzo pyszny - w końcu mruknąłem, spoglądając na właściciela. - Mógłbyś mi coś opowiedzieć o tym lasku? Kto go zamieszkuje? Są tu jakieś inne, równie uprzejme, jak ty, stworzenia? - zapytałem, czując narastającą w swoim ciele ekscytację. - Ależ oczywiście! - niemalże krzyknął, uderzając kuflem o stół. - Są tu lisy o przebiegłych jak i uczciwych charakterach, tygrysy, które pod żadnym pozorem nie stwarzają zagrożenia dla niewinnych stworzeń. Jego głos z każdą kolejną sekundą nasycony był niesamowitą energią, która zaczęła udzielać się także i mnie. - Sarny, jelenie i małpy, które przybyły niedawno integrują się z każdym, kogo napotkają na swojej drodze bez żadnego problemu - zaakcentował, unosząc swoje łapy w górę. -Niedźwiedzie i żyrafy zawsze udzielają najlepszych porad. Jest też Tubik, czyli jeden z najstarszych dinozaurów na świecie. Uniósł palec wskazujący, po czym na chwilę zamilkł. - Ale i tak największą atrakcją są tutejsze konie - zaśmiał się, ponownie wyrzucając przednie kończyny w powietrze.

Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Słuchając jego słów, wszystko sobie wyobrażałem. Byłem w stanie namalować każdy obraz przy pomocy pędzla i kilku farb, które akurat w tej chwili dominowały nad moim umysłem. - W takim razie ruszam na zwiedzanie! - zerwałem się z krzesła, po czym podszedłem do swojego nowego przyjaciela i go przytuliłem, mówiąc mu, jak bardzo byłem mu wdzięczny za okazanie zrozumienia i chęci do poznania mojej osoby.

Życzył mi udanej wędrówki, a na odchodnym jego żona Leslie podarowała mi słoiczek miodu. Bardzo serdecznie jej podziękowałem i schowałem szklany pojemnik do swojego plecaka. Pomachałem im i wzbiłem się na niewielką odległość od podłoża. Miałem zamiar dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć, aby dojrzeć aksamitność i delikatność tego miejsca.

Po kilku minutach przyjemnego lotu dostrzegłem lisy, które wygrzewały się w ciepłych promieniach słońca. Wyglądały na

Page 5: Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem ...zegluganaklo.nazwa.pl/files/obrazy_malowane_wiatrem.pdf · nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały

zrelaksowane. Nie dziwiłem im się, gdyż moja przyjaciółka swoimi promieniami potrafiła poskromić nawet najbardziej przygnębioną osobę. Już chciałem do nich podlecieć, lecz mój wzrok przykuł tygrys walczący z sarną. Nie mogłem sobie wyobrazić zakończenia, jakie miało za chwilę nastąpić. - Zostaw ją! - krzyknąłem, zbliżając się do dwóch walczących zwierząt. Oba stworzenia wpatrywały się we mnie jak osłupiałe, po czym pytająco na mnie spojrzały, przysuwając się do siebie, jakby były dwójką najwspanialszych przyjaciół na świecie. - Kim jesteś i dlaczego miałbym zostawić Marę? - zapytał lis o bardzo żywych kolorach i ufnych, szkarłatnych oczach.

Przyglądałem mu się przez dłuższą chwilę i doszedłem do wniosku, że wcale nie chciał skrzywdzić tej małej i bezbronnej sarenki, która stała teraz obok niego i wręcz wtulała się w jego aksamitną sierść. - Wybacz, źle odebrałem wasze zachowanie - delikatnie się uśmiechnąłem i powolnymi krokami zbliżyłem się do nich. - Jestem Wiatr - wyciągnąłem swoją dłoń, a sarna jak i jej towarzysz podali mi swoje łapy.

Kolik, bo tak właśnie nazywał się mój nowy przyjaciel, zaczął opowiadać mi o swoich zabawach z różnymi stworzeniami w tym lesie. Lubił przekomarzać się z Marą, jej o cztery lata starszą siostrą Pegi, a każde z małych klaczy zabawiał swoim długim ogonem. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Ich niesamowite poczucie humoru zaczęło udzielać się także i mnie, dzięki czemu łatwiej było mi przyswoić sobie ich zachowania.

Razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi zacząłem przechadzać się po brzegu rzeki. Na powierzchni wody pływały kolorowe liście, gdzieniegdzie pojawiały się też kaczki w towarzystwie mew. Ślad jaki po sobie pozostawiały był zupełnie inny od tych, które widywałem w innych krajach. Już chciałem coś powiedzieć, gdy mój wzrok spoczął na parze łabędzi. Ich biel była zniewalająca. Patrząc na nie dostrzegałem w swoim umyśle obraz, namalowany kilkanaście dni temu. Nie mogłem przestać się wpatrywać w dwójkę pięknych osobników, które zrobili serce ze swoich dziobów, wyznając sobie w ten sposób miłość. - Wietrze, poznaj naszą matkę - lis szturchnął moje ramię, po czym odwróciłem się w jego stronę i powróciłem myślami do rzeczywistości.

Przed swoimi oczyma ujrzałem żyrafę. Spoglądała na mnie ze szklistymi oczyma, a na jej tułowiu spoczywały trzy leniwce, które najwidoczniej uwielbiały wylegiwać się na ciele tej pięknej damy. - Witaj mój przyjacielu - schyliła ku mnie swoją długą szyję, a zaraz po chwili jej język przyległ do mojego ramienia, wywołując niesamowite

Page 6: Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem ...zegluganaklo.nazwa.pl/files/obrazy_malowane_wiatrem.pdf · nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały

łaskotki. Zacząłem się śmiać i prosić ją, aby przestała, lecz najwidoczniej ona

nie miała takiego zamiaru. Dopiero głośny ryk lwa przyprowadził ją do porządku. Siedząc na trawie, spojrzałem przed siebie. Byłem jeszcze bardziej zaskoczony niż przed ujrzeniem matki.

Grzywa lwa była tak olśniewająca, że chciało się w nią po prostu wtulić. W blasku słońca zyskała kolor bursztynu. Przełknąłem ślinę, która zaległa w moim gardle w efekcie zaniemówienia. Uniosłem ponownie swoje spojrzenie na najpotężniejsze zwierzę w tym lesie i padłem na kolana, wysuwając w jego stronę dłoń. - Jestem Gryfas, Wietrze - położył swoją masywną łapę na mojej dłoni. - Witaj w Nusfiks - uśmiechnął się, po czym odsunął na niecałe dwa metry.

Wstałem, otrzepałem kolana z błota i rozejrzałem się wokoło siebie. Na gałęziach drzew i krzewów siedziały wiewiórki w towarzystwie ptaków różnego gatunku, na pagórku roiło się od młodych i starych saren, przy stawie siedziało kilka koni z młodym potomstwem, a naprzeciwko mnie znajdowała się para: Król i Królowa tego lasu, Gryfas i Klera. - Wietrze, zostań u nas już na zawsze - usłyszałem piskliwy głos jednej z saren, która do mnie podbiegła.

Pogłaskałem ją i zacząłem rozmyślać nad jej słowami. Tutaj było idealnie, słońce, piękne krajobrazy, świeże powietrze i najczystrza woda, jaką kiedykolwiek widziałem. Tak, chciałem tutaj zostać. Miałem dość poszukiwania odpowiedniego miejsca dla siebie. To tutaj był mój kawałek świata, który właśnie w tej chwili ukazał mi swoje naturalne oblicze. Ponownie podszedłem do króla i ukłoniłem się przed nim. - Królu, proszę, pozwól mi tutaj zostać i cieszyć się z wami tym pięknym życiem, które każdy z nas dostał w prezencie od Boga - powiedziałem w miarę pewnym głosem, lecz czułem, że się jąkałem. - Wietrze, możesz z nami zostać - jego małżonka poklepała mnie po ramieniu, a zaraz potem w całym lesie rozległa się przecudowna melodia.

Ptaki śpiewały, konie szalały, niedźwiedzie dzieliły się z borsukami jedzeniem, a żyrafa i lew spoczęli pod drzewem. Uśmiechałem się i radowałem razem z pozostałymi zwierzętami w tym lesie.

Już w oddali można było dostrzec zmieżające ku nam dinozaury uznawane przez ludzkość za wyginione. To była kolejna rzecz, jaką musiałem sobie przyswoić. W powietrzu latały znienane mi dotąd gatunki najprzeróżniejszych osobinków na całej ziemi. Dopiero tutaj dostałem szansę, aby zaznajomić się z tajemnicami i niespodziankami, jakie skrywał

Page 7: Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem ...zegluganaklo.nazwa.pl/files/obrazy_malowane_wiatrem.pdf · nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały

dla mnie ten świat. Mieszkańcy Nusfiks wywarli na mnie niesamowite wrażenie. Cieszyli

się razem ze mną, czułem ich radość. Nie odrzucili mnie, wręcz przyjęli jak brata. Odnalazłem u nich swoje szczęście. Odnalazłem swój dom o którym zawsze marzyłem. Już na zawsze.

Łabędzie w rzece Omba

Page 8: Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem ...zegluganaklo.nazwa.pl/files/obrazy_malowane_wiatrem.pdf · nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały

Najpotężniejszy dinozaur o imieniu Nevil

Destiny i jej przyszłe maleństwa

Page 9: Obrazy malowane wiatrem ” Przez siedem dni nie mogłem ...zegluganaklo.nazwa.pl/files/obrazy_malowane_wiatrem.pdf · nuty wygrywane na pianinie, skrzypcach lub wiolonczelach wdzierały

Roko i Poko – potomkowie Nevila