Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

8
Egzemplarz bezpłatny 1 Październik 2009 | Generacja Tpl | Kochani Czytelnicy, spójrzcie za okno. Czy nie macie wrażenia, że Norwegia opanowa- ła nie tylko Teatr Polski? Chłód, zimno i porywisty wiatr aż zachęcają do tego, by w przytulnych ścianach Sceny im. Jerzego Grzegorzewskiego zatopić się w świat norweskiego teatru. „Strefa: Norwegia” i Wszechnica Teatralna ruszyły, a wraz z nimi ciekawe wykłady, projekcje i dyskusje. Pogoda i długie wieczory zachęcają też do lektury. Proponujemy Shakespeare’a, Sen nocy letniej, by już dziś przygotować się na nową interpretację klasyki – tym razem za sprawą Moniki Pęcikiewicz. Reżyser- ka rozpoczęła właśnie pracę nad tą sztuką największego stratfordczyka. Przygotowaliśmy też reminiscencje z festiwalu Dialog-Wrocław. Jest co wspominać. Kierunek Norwegia Projekt Teatru Polskiego „Strefa: Norwegia” wykroczył już poza ramy strefy. To już norweskie miasto w mieście, a w czerwcu roku 2010, kiedy to we Wrocławiu ruszy festiwal norweski, będzie to już państwo w państwie, norweskie państwo w państwie polskim. Już dziś w projekt zaangażowane są Ministerstwo Kultury i Ambasada Norweska. Dyrekcja teatru zaprosiła nawet do Wrocławia norweską księżniczkę Martę Luizę. Jeśli Jej Książęca Mość odpowie pozytywnie i uświetni swoją osobą inaugurację festiwalu, nikt już nie będzie miał wątpliwości, że inicjatywa Teatru Polskiego we Wrocławiu i Grusomhetens Teater w Oslo jest unikatem na skalę międzynarodową. Dwa teatry. Z południowego zachodu kraju, gdzie jego biegun ciepła, i Grusomhetens z dalekiej północy, gdzie wierzchołki gór ochładza morze. Dwie strefy odległe, a łączy je sztuka. Kultura Norwegii przedstawia we Wrocławiu swoją historię, swoich dramaturgów i współczesnych artystów. Specjaliści od skandynawistyki w Polsce opowiadają o dziejach dramatu, teatru, o tym, co się dzieje na norweskich scenach. Sami artyści zaś zaprezentują swoje widzenie teatru przez spektakle. Uczestnicy Wszechnicy Teatralnej wiedzą już co nieco o historii teatru norweskiego, przyjrzeli się z bliska zakamarkom Oslo dzięki fotografiom i posłuchali brzmienia języka norweskiego. Więcej o spotkaniu z 17 października 2009 na stronie 3. Przed nami pierwsze czytanie współczesnego dramatu norweskiego. 23 listopada 2009 aktorzy Teatru Polskiego zaprezentują Wernisaż Cecilie Løveid. Reżyserka czytania Maria Spiss oraz tłumaczka Ewa Partyga intensywnie pracują nad tekstem. Autorka osobiście sprawdzi wynik tej pracy. Przyjęła zaproszenie i będzie z nami 23 listopada na Scenie Kameralnej o godzinie 19:00. W ramach projektu przeczytamy jeszcze dwie sztuki: Jespera Halle oraz Ariego Behna. Pierwszą w lutym 2010, a ostatnią podczas czerwcowego festiwalu. W styczniu i kwietniu 2010 w ramach Wszechnicy proponujemy wykłady o Henriku Ibsenie i właśnie współczesnym norweskim dramacie. Czyli troszkę teorii, a później już tylko przyjemność. Festiwal rozpoczniemy 23 czerwca 2010 prezentacją spektaklu Górski ptak z Grusomhetens Teater w reżyserii Larsa Øyno, w kolejnych dniach przeczytamy tekst Ariego Behna i obejrzymy film En folkefiende na podstawie dramatu Ibsena Wróg ludu w reżyserii Erika Skjoldbjærga. Przyjrzymy się kooperacji twórców polskich i norweskich. Będą oni pracowali na tekstach największego dramaturga północy, Ibsena. Reżyserować będą Norwegowie. Podczas festiwalu nastąpi prezentacja ich działań. Zobaczymy Panią z morza w zupełnie nowej adaptacji w reżyserii Piotra Chołodzińskiego i Dom lalki – performera Rolfa Alme. Bente Kahan zaprosi na swój recital do Synagogi pod Białym Bocianem, a dyskusja panelowa, której gośćmi będą oczywiście Norwegowie, podsumuje cały projekt. Do czerwca daleko. My zapraszamy już dziś. Ada Stolarczyk Nr 7 (10)/2009 (październik) miesięcznik młodych miłośników Teatru (Polskiego we Wrocławiu) W numerze: Co w Polskim? Czytania czas zacząć – strona 2 „Strefa: Norwegia” – strona 3 Szekspir jest jak cały świat, jak życie rozmowa z Moniką Pęcikiewicz – strona 4 Dialog festiwal – strona 5 Dobre/Niedobre Dobre, bo polskie – strona 6 Odpowiedź znajdź sam – strona 7 Odkurzacz krytyczny – strona 8 Krzyżówka – strona 8 Bente Kahan, fot. Ada Stolarczyk

description

Kochani Czytelnicy, spójrzcie za okno. Czy nie macie wrażenia, że Norwegia opanowała nie tylko Teatr Polski? Chłód, zimno i porywisty wiatr aż zachęcają do tego, by w przytulnych ścianach Sceny im. Jerzego Grzegorzewskiego zatopić się w świat norweskiego teatru. „Strefa: Norwegia” i Wszechnica Teatralna ruszyły, a wraz z nimi ciekawe wykłady, projekcje i dyskusje.

Transcript of Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

Page 1: Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

Egzemplarz bezpłatny

1Październik 2009 | Generacja Tpl |

Kochani Czytelnicy,spójrzcie za okno. Czy nie macie wrażenia, że Norwegia opanowa-

ła nie tylko Teatr Polski? Chłód, zimno i porywisty wiatr aż zachęcają do tego, by w przytulnych ścianach Sceny im. Jerzego Grzegorzewskiego zatopić się w świat norweskiego teatru. „Strefa: Norwegia” i Wszechnica Teatralna ruszyły, a wraz z nimi ciekawe wykłady, projekcje i dyskusje.

Pogoda i długie wieczory zachęcają też do lektury. Proponujemy Shakespeare’a, Sen nocy letniej, by już dziś przygotować się na nową interpretację klasyki – tym razem za sprawą Moniki Pęcikiewicz. Reżyser-ka rozpoczęła właśnie pracę nad tą sztuką największego stratfordczyka. Przygotowaliśmy też reminiscencje z festiwalu Dialog-Wrocław. Jest co wspominać.

Kierunek NorwegiaProjekt Teatru Polskiego „Strefa: Norwegia”

wykroczył już poza ramy strefy. To już norweskie miasto w mieście, a w czerwcu roku 2010, kiedy to we Wrocławiu ruszy festiwal norweski, będzie to już państwo w państwie, norweskie państwo w państwie polskim. Już dziś w projekt zaangażowane są Ministerstwo Kultury i Ambasada Norweska. Dyrekcja teatru zaprosiła nawet do Wrocławia norweską księżniczkę Martę Luizę. Jeśli Jej Książęca Mość odpowie pozytywnie i uświetni swoją osobą inaugurację festiwalu, nikt już nie będzie miał wątpliwości, że inicjatywa Teatru Polskiego we Wrocławiu i Grusomhetens Teater w Oslo jest unikatem na skalę międzynarodową.

Dwa teatry. Z południowego zachodu kraju, gdzie jego biegun ciepła, i Grusomhetens z dalekiej północy, gdzie wierzchołki gór ochładza morze. Dwie strefy odległe, a łączy je sztuka. Kultura Norwegii przedstawia we Wrocławiu swoją historię, swoich dramaturgów i współczesnych artystów. Specjaliści od skandynawistyki w Polsce opowiadają o dziejach dramatu, teatru, o tym, co się dzieje na norweskich scenach. Sami artyści zaś zaprezentują swoje widzenie teatru przez spektakle.

Uczestnicy Wszechnicy Teatralnej wiedzą już co nieco o historii teatru norweskiego, przyjrzeli się z bliska zakamarkom Oslo dzięki fotografiom i posłuchali brzmienia języka norweskiego. Więcej o spotkaniu z 17 października 2009 na stronie 3.

Przed nami pierwsze czytanie współczesnego dramatu norweskiego. 23 listopada 2009 aktorzy Teatru Polskiego zaprezentują Wernisaż Cecilie Løveid. Reżyserka czytania Maria Spiss oraz tłumaczka Ewa Partyga intensywnie pracują nad tekstem. Autorka osobiście sprawdzi wynik tej pracy. Przyjęła zaproszenie i będzie z nami 23 listopada na Scenie Kameralnej o godzinie 19:00. W ramach projektu przeczytamy jeszcze dwie sztuki: Jespera Halle oraz Ariego Behna. Pierwszą w lutym 2010, a ostatnią podczas czerwcowego festiwalu.

W styczniu i kwietniu 2010 w ramach Wszechnicy proponujemy wykłady o Henriku Ibsenie i właśnie współczesnym norweskim dramacie. Czyli troszkę teorii, a później już tylko przyjemność.

Festiwal rozpoczniemy 23 czerwca 2010 prezentacją spektaklu Górski ptak z Grusomhetens Teater w reżyserii Larsa Øyno, w kolejnych dniach przeczytamy tekst Ariego Behna i obejrzymy film En folkefiende na podstawie dramatu Ibsena Wróg ludu w reżyserii Erika Skjoldbjærga. Przyjrzymy się kooperacji twórców polskich i norweskich. Będą oni pracowali na tekstach największego dramaturga północy, Ibsena. Reżyserować będą Norwegowie. Podczas festiwalu nastąpi prezentacja ich działań. Zobaczymy Panią z morza w zupełnie nowej adaptacji w reżyserii Piotra Chołodzińskiego i Dom lalki – performera Rolfa Alme. Bente Kahan zaprosi na swój recital do Synagogi pod Białym Bocianem, a dyskusja panelowa, której gośćmi będą oczywiście Norwegowie, podsumuje cały projekt.

Do czerwca daleko. My zapraszamy już dziś.Ada Stolarczyk

Nr 7 (10)/2009 (październik)

miesięcznik młodych miłośników Teatru (Polskiego we Wrocławiu)

W numerze:

Co w Polskim? Czytania czas zacząć – strona 2

„Strefa: Norwegia” – strona 3

Szekspir jest jak cały świat, jak życie – rozmowa

z Moniką Pęcikiewicz – strona 4 Dialog festiwal – strona 5 Dobre/Niedobre Dobre, bo polskie – strona 6 Odpowiedź znajdź sam – strona 7

Odkurzacz krytyczny – strona 8

Krzyżówka – strona 8

Bent

e Kah

an, fo

t. Ad

a Sto

larcz

yk

Page 2: Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

Czytania czas zacząć!Zaczął się już czwarty sezon czytań w ramach cyklu „Czynne poniedziałki”. We wrześniu i październiku 2009 publiczność tłumnie przybyła

na Scenę Kameralną, aby wysłuchać aż trzech tekstów. W związku z siedemdziesiątą rocznicą śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza prze-czytany został jego dramat Nadobnisie i koczkodany. Kolejne czytania odbyły się w ramach trwającej we Wrocławiu „Juliuszady” – obchodów 200-lecia urodzin Juliusza Słowackiego. Był to Horsztyński w reżyserii Karoliny Maciejaszek oraz Samuel Zborowski w reżyserii znanego widzom naszego teatru Wiktora Rubina. Po czytaniu Samuela Zborowskiego odbył się panel dyskusyjny zatytułowany „Przepisywanie klasyki”, w którym udział wzięli: Jolanta Kowalska (krytyk teatralny), Marzena Sadocha (krytyk teatralny, dramaturg), Krzysztof Biliński (historyk literatury), Paweł Demirski (dramaturg), Sebastian Majewski (dramaturg, reżyser) oraz Wiktor Rubin.

Przepisywanie klasykiTemat, który przysparza wielu emocji i do którego cały czas

powracamy z racji coraz to nowszych i śmielszych adaptacji literatu-ry w teatrze. Teatr wciąż pozostaje „więźniem w okowach literatury”

i nie jest traktowany jako całkowicie autonomicz-na dziedzina sztuki. Wielu krytyków skupia się głównie na zastanawianiu się, czy tekst był zgodny z oryginałem, ile wątków zostało wyciętych, a ile postaci pominiętych, oraz rozpacza nad szerzą-cą się profanacją klasyki. Zapomina się, że jeszcze w XVIII wieku przepisywanie tekstów klasycznych było na porządku dziennym, a Shakespeare zmienia-ny i przerabiany wielokrotnie. Dopiero wiek XIX wziął autorów pod ochronę i opatrzył statusem nietykal-nych.

Adaptacja to przetworzenie lub przeróbka dzie-ła sztuki za pomocą innego środka przekazu, niż

to planowano pierwotnie. Już sama definicja dopuszcza wzbogaca-nie o elementy odautorskie przetwórcy. Dzieła mogą być tworzone „na podstawie” i kreowane jako nowe. Reżyser nie jest wysłannikiem autora, który ma za zadanie ukazać jego intencje. Uczciwie informuje się o tym widzów, zastrzegając to już na afiszu. Idąc na Lalkę Rubina, idziemy na spektakl „na motywach powieści Bolesława Prusa”. Reży-ser opowiada swoją historię, używając tekstu Prusa, czerpie inspira-cje z różnych źródeł, poszukuje nowych kontekstów, reinterpretuje. Ożywia język Lalki przez zderzenie jej z inną literaturą. Pojawiają się fragmenty Dziadów Mickiewicza czy Traktatu o manekinach Schulza.

Tekst jest jednym z elementów spektaklu. Oprócz literatury w teatrze są też scenografia, aktorzy, reżyser, muzyka, światła, gesty niewerbalne, spojrzenia. Często jeden obraz mówi więcej niż setki stron tekstu. Dystans do postaci, ironia, groteskowość nadają mu atrakcyjności, staje się on przewrotny i ciekawy.

Jan Klata pytany o granice ingerencji w tekst autora mówi, że „reżyser może to robić, jak chce, ale musi z tego powstać dobry spektakl”. Jego praca z tekstem to rodzaj remiksu, przypomina metodę samplingu stosowaną w muzyce. Przepracowuje on i łączy pewne tematy, wykorzystuje ważne kody popkulturowe. Podczas poniedziałkowego spotkania Sebastian Majewski opowiadał, czym się kierował, przygotowując adaptacje Trylogii i Ziemi obiecanej. Naj-ważniejsze – według niego – przy pisaniu scenariusza jest myślenie obrazami scenicznymi, tekst musi być bowiem napisany nie literacko,

a teatralnie. Słowo jest materią uruchamiającą maszynerię teatral-ną. Kolejną ważną sprawą jest nieoczywistość tekstu, poszukiwanie nowych sensów i interpretacji. Liczy się także ekonomika spektaklu, kilka wątków łączy się w jeden i skupia wokół tego samego bohatera. Liczba postaci musi zostać zredukowana, czasem jeden aktor wciela się w kilka ról. Ziemia obiecana to powieść wielowątkowa i mająca bardzo dużą liczbę bohaterów. Niemożliwe byłoby przeniesienie wszystkich na deski teatru – tłumaczył dramaturg.

Na listopad w Teatrze Dramatycznym im. J. Szaniawskiego w Wałbrzychu, gdzie dyrektorem artystycznym jest Sebastian Majewski, zaplanowana została premiera Zemsty Aleksandra Fredry w reżyserii Weroniki Szczawińskiej. Kolejny miesiąc będzie próbą zmierzenia się z mitem Czterech pancernych i psa realizowanym przez duet Demirski&Strzępka. W Teatrze Polskim we Wrocławiu już rozpoczęły się próby Snu nocy letniej Shakespeare’a w reż. Moniki Pęcikiewicz. Jak widać, mimo kontrowersji reżyserzy chętnie sięga-ją po teksty klasyczne, które z jednej strony są oczywiste i głęboko zakorzenione w naszej kulturze, a z drugiej dają wiele możliwości reinterpretacji.

Milada Świrska

2 | Generacja Tpl | Październik 2009

Samu

el Zb

orow

ski, f

ot. A

da St

olarcz

yk

Horsz

tyńsk

i, fot

. Ada

Stola

rczyk

Page 3: Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

Krótka historia teatru... norweskiego Podczas październikowej Wszechnicy Teatralnej mieliśmy okazję

wysłuchać wykładu dr Marii Sibińskiej z Uniwersytetu Gdańskiego na temat historii dramatu i teatru w Norwegii. Większości z nas kultu-ra norweska kojarzy się głównie z Ibsenem. Ale co się działo w Nor-wegii przed pojawieniem się tego wybitnego dramaturga? Spójrzmy w ciemną otchłań historii.

Po zakończeniu unii kalmarskiej Norwegia została związana w 1536 roku unią personalną z Danią i przestała być suwerennym królestwem, stając się prowincją Korony Duńskiej. Całą duńsko- -norweską monarchię zwano Królestwem Danii, gdyż w związku obu państw zdecydowanie dominowała Dania. Stolicą była Kopenhaga, przez którą szły główne szlaki handlowe i większość norweskiego importu. W tej sytuacji zanikał język norweski, a językiem kultury i polityki stał się duński. Dlatego tak mało jest tekstów literackich z tamtej epoki pisanych po norwesku. Bergen i Christiania (obecnie Oslo) od początku były głównymi ośrodkami teatralnymi w Norwegii. W drugiej połowie XVI wieku wystawiano w Bergen dramaty szkolne, a w XVII potrzebę teatru zaspokajały niemieckie i duńskie wędrowne trupy teatralne. Popularna była twórczość pisarza Ludviga Holberga, z pochodzenia Norwega, lecz piszącego po duńsku. Nazywany jest on ojcem teatru duńskiego, był także twórcą dramatu narracyjnego. Pierwszą stałą wreszcie norweską scenę, Comediehuset, otwarto w roku 1800 w Bergen, a pierwszy teatr grający po norwesku w 1827 (Teatr Christianii).

W XIX wieku rozgorzały dyskusje na temat charakteru kultury norweskiej, nad tym, czy ma ona powstawać w języku duńskim czy norweskim. Zwyciężyła opcja norweska, czego wyrazem było m.in. utworzenie w 1850 Teatru Norweskiego w Bergen, który w 1876 przekształcił się w Scenę Narodową. W teatrze tym, od 1851, dzia-łał jako dramatopisarz i reżyser Henrik Ibsen. Jego pierwsze utwo-ry można zaliczyć do nurtu narodowego romantyzmu – były one inspirowane historią Norwegii, pisarz wykorzystywał dawne baśnie, sagi i wierzenia ludowe. Po konflikcie między Danią a Prusami autor porzucił na zawszę tematykę narodową, skupiając się na bardziej uniwersalnych tematach. Ukazywał sylwetki nieprzystosowanych do świata indywidualistów, kreślił głębokie portrety psychologicz-ne swoich postaci. Głównym zainteresowaniem Ibsena był człowiek i jego próby szukania własnego „ja” we współczesnym świecie. Dlatego jego dramaty nigdy nie straciły na aktualności i wciąż są wystawiane na deskach teatru na całym świecie.

W latach 1873–77 rozwijał się także Teatr Christianii, w którym pracował Bjørnstjerne Bjørnson, bardziej popularny w tamtych czasach od Ibsena norweski pisarz i reżyser. W 1899 roku został dyrektorem nowo otwartego Teatru Narodowego, a w roku 1903 otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Przed I wojną światową powstał Teatr Norweski w Oslo, grający w drugim z oficjalnych języków Norwegii, nowonorweskim.

W latach 60. i późniejszych nastąpił okres świetności teatru w Norwegii, zapraszano do współpracy wybitnych twórców z zagra-nicy, m.in. Henryka Tomaszewskiego czy Krystynę Skuszankę. W roku 1985 Teatr Norweski zyskał nową siedzibę, jedną z najnowocześ-niejszych w Europie. Pojawili się nowi autorzy dramatów. W 1990, w Teatrze Narodowym w Oslo, zapoczątkowana została tradycja Mię-dzynarodowego Festiwalu Ibsenowskiego, który odbywa się do dziś.

Kolejnym elementem wszechnicy 17 października 2009 w Teatrze Polskim było spotkanie z Bente Kahan, norweską pio-senkarką i aktorką żydowskiego pochodzenia, która od kilku lat mieszka we Wrocławiu. Opowiadała o swoich wspomnieniach z Norwegii oraz zaśpiewała nam po norwesku: od piosenek ludowych

zaczęła, a na hymnie narodowym Norwegii skończyła. W tym czasie Łukasz Braun prezentował swoje fotografie Oslo. Na koniec uczestni-cy Wszechnicy obejrzeli film Erika Poppe Hawaje, Oslo, opowiadający historię kilku osób, których ścieżki życiowe krzyżują się podczas naj-gorętszego dnia w roku w Oslo. Nie bez powodu film ten był nomino-wany do Oscara jako najlepszy film nieanglojęzyczny.

O tym, jak wyglądał teatr czasu Ibsena, a także co dziś dzieje się na scenach i w dramatach norweskich, dowiemy się z kolejnych wszechnicowych spotkań, na które zaproszenia przyjęli prof. Lech Sokół i dr Ewa Partyga.

Milada Świrskafot. Ada Stolarczyk (na zdjęciu Bente Kahan i Łukasz Braun)

3Październik 2009 | Generacja Tpl |

Page 4: Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

4 | Generacja Tpl | Październik 2009

(...,......)

Szekspir jest jak cały świat, jak życie – roz-mowa z Moniką Pęcikiewicz

Aleksandra Kowalska: Szekspirem zajmuje się pani od zawsze. Jeszcze na studiach przygotowała pani etiudę z fragmentów Romea i Julii. Monika Pęcikiewicz: Reżyserzy zawsze będą intereso-wać się Szekspirem, nawet jeśli nie realizują jego tekstów w formie spektakli, na scenie. Jego dramaty są podstawą, towarzyszą nam przez całe życie, są elementarnym mate-riałem, do którego zawsze możemy się odwołać. Materia-łem niezwykle bogatym, pozwalającym na głęboką ana-lizę ludzi, tego, co się w nich dzieje, mechanizmów nimi rządzących. Jest nieustającą inspiracją. Intrygują mnie nie tylko te teksty Szekspira, których nie wystawiałam, ale również te, które już zrealizowałam. Bardzo możliwe,

że jeszcze do nich wrócę, by znaleźć w nich nowe tematy.

A.K.: Co w Szekspirze, tak bardzo już ogranym, jest jeszcze do powiedzenia?M.P.: To samo można powiedzieć o życiu. Co w życiu, które jest już tak znajome nam wszystkim i ograne, jest ciekawego? Samo życie jest ciekawe. Szekspir jest jak cały świat, jak życie. Ma w sobie wszystkie tematy. Możliwość ciągłego opowiadania rzeczywistości na nowo nigdy się nie wyczerpuje.A.K.: Sen nocy letniej robiło już wielu: Swinarski, Grzegorzewski, ostat-nio Kleczewska. Nie obawia się pani porównań?M.P.: Nie. Każdy spektakl przygotowuje grupa artystów: sce-nografów, kompozytorów, aktorów przede wszystkim i reżyser.

To są zawsze inne spektakle, zawsze inne tematy poruszają i w pewnym sensie zawsze opowiadają inne historie.A.K.: Nie po raz pierwszy reżyseruje pani w Teatrze Polskim. Ale kolejny raz zaprosiła pani do współpracy Annę Ilczuk, Ewę Skibińską, Adama Cywkę.M.P.: Są różne typy reżyserów. Ja jestem takim, który najbardziej ma-rzyłby o tym, żeby pracować z tak zwanymi „swoimi” aktorami. Jest to szansa na pogłębianie pewnych tematów, na pogłębianie relacji, na coraz lepszą wspólną pracę i coraz większą przygodę. Nie jestem zamknięta na nowe osoby. I Ewa Skibińska, i Adam Cywka też kiedyś byli „nowi”. Między aktorem i reżyserem tworzy się taka niezwykła relacja na płaszczyźnie, powiedziałabym, ludzkiej i to ona stwarza warunki dla jeszcze lepszych rezultatów.A.K.: W swoich spektaklach nie skupia się pani na opowiadanej historii, a na postaciach, często z postaci teoretycznie drugoplano-wych czyniąc podstawę spektaklu. Czy w takim razie sam człowiek jest ciekawszy niż opowiadana przez niego historia?M.P.: Rzeczywiście, nie tworzymy teatru lektur, w którym widz ma poznać fabułę. Zakładam, że widzowie znają ją doskonale. To, co mnie interesuje, to możliwość porozmawiania o tym, jakie tentekst „wyrzuca” z siebie tematy. Najciekawsze jest to, co ludzie o czymś myślą. W tej sytuacji fabuła staje się kwestią drugorzędną. Trudno się przejąć historią, której finał znamy. Znając zakończenie, trudniej o emocje. Opowiadanie fabuły jest ważne w przypadku teks-tów nowych. Film jest zawsze oparty na fabule, wszystkie historie w filmie są nowe, nawet jeśli są oparte na znanych tekstach. A teatr jest raczej miejscem do prowadzenia rozważań niż do oglądania fabuły. Choć są oczywiście i takie teatry, i takie spektakle, gdzie opo-wiadanie fabuły jest najważniejsze – na przykład farsa. Idziemy wtedy obejrzeć historię, pośmiać się. Przygotowując Szekspira, muszę zakła-dać, że moi widzowie go znają, bo inaczej wszyscy zanudzilibyśmy się na śmierć.A.K.: To który utwór Szekspira będzie następny?M.P.: Tego nie wiem. Nigdy nie wiem, co będzie dalej.

Rozmawiała Aleksandra Kowalskafot. Katarzyna Pałetko (Hamlet, reż. Monika Pęcikiewicz)

Page 5: Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

5Październik 2009 | Generacja Tpl |

Święto teatru i DialoguO tym, że Wrocław jest miastem teatru, wiadomo

nie od dziś. W tym roku udowodniono to aż trzykrot-nie – na przełomie marca i kwietnia podczas uroczy-stości Europejskiej Nagrody Teatralnej, w czerwcu w czasie festiwalu „Świat miejscem prawdy” oraz ostatnio dzięki piątej, jubileuszowej edycji Międzyna-rodowego Festiwalu Teatralnego Dialog-Wrocław.

Dialog, jak w skrócie mówi się o festiwalu, to marka, która przyciąga nie tylko wrocławian, ale i ludzi z całej Polski. Dialog staje się dla nich oknem

na światowy teatr, który mogą zobaczyć u siebie, na wyciągnięcie ręki. Sprzedano 6850 biletów, a wielu chętnych do ostatniej chwili przed spektaklami oczekiwało na wejściówki. Co ciekawe, najwięk-szym zainteresowaniem cieszyły się nie spektakle światowe, ale te rodzime – warszawskie: Między nami dobrze jest i T.E.OR.E.M.A.T. w reżyserii Grzegorza Jarzyny.

Przed festiwalem zapowiadano uszczuplenie programu ze względu na ogólnoświatowy kryzys finansowy. Tymcza-sem podczas Dialogu pokazano aż 15 spektakli – 5 polskich i 10 zagranicznych. Były one niezwykle różnorodne – każdy mógł znaleźć coś dla siebie; ja znalazłam. Obejrzałam 9 spektakli – wszyst-kie polskie oraz 4 zagraniczne. Festiwal pozwolił mi zobaczyć coś zupełnie innego niż to, co widziałam dotychczas. Grzegorz Jarzyna przywiózł swoje dwie najnowsze realizacje – Między nami dobrze jest Doroty Masłowskiej oraz T.E.O.R.E.M.A.T. inspirowany twórczością Piera Paola Pasoliniego. Pierwszy spektakl to dobrze zagrana i nad-zwyczaj trafna analiza polskiego społeczeństwa XXI wieku w świetnej oprawie audiowizualnej. Drugi to doskonała pod każdym względem, niezwykle dojrzała próba znalezienia dowodów na istnienie Boga.

Z polskich pozycji festiwalowych na uwagę zasługuje jesz-cze Kaspar Petera Handkego w reżyserii Barbary Wysockiej. Wraz z aktorami Współczesnego i choreografem Maćkiem Prusakiem reżyserka stworzyła świetne przedstawienie, pozbawione dłużyzn czy niepotrzebnych elementów. Kaspar to jednak sztuka dla wybra-nych, głównie dla miłośników słowa i myślowych łamigłówek, któ-ra, jak zauważyła jedna z krytyczek teatralnych, dzięki angielskim

napisom wyświetlanym w trakcie spektaklu podczas festiwalu, nabie-ra zupełnie nowego brzmienia.

Cieszy, że w tegorocznym programie znalazł się Woyzeck na wyżynie Highveld Handspring Puppet Company z RPA, czyli gratka dla miłośników teatru lalek. Jest to ciekawe spojrzenie na oryginalny tekst Georga Büchnera i zarazem jedno z lepszych widowisk lalko-wych, jakie widziałam.

Hitem festiwalu było monumentalne i multimedialne rea-lity-theatre-show Tragedie rzymskie w wykonaniu Toneelgroep Amsterdam. Podczas spektaklu publika mogła jeść, pić, siedzieć na kanapach i stale obserwować toczącą się akcję przedstawie-nia. Widowisko, które Krystyna Meissner obejrzała w Awinio-nie, zrobiło furorę i we Wrocławiu. Widzowie chętnie korzystali z dobrodziejstw wymyślonych przez reżysera Iva van Hovego, częściej wybierając kanapy na scenie niż krzesła na widowni,

z których, z bezpiecznej odległości, mogliby obserwować akcję trwa-jącego prawie 6 godzin spektaklu!

Trochę rozczarował mnie Troilus i Kresyda uwielbianego w Polsce Luka Percevala. Podobnie Riesenbutzbach. Stała kolonia w reżyserii Christopha Marthalera. W obu przypadkach drażniła nadekspresja gry aktorskiej. Nie przeszkadza to jednak w uznaniu całego festiwalu za niezwykle udany. Po solidnej dawce różnorodnego teatru czuję się naładowana na najbliższe dwa lata, które pozostały do kolejnej edycji festiwalu Dialog-Wrocław. Niestety, w świetle możliwego zwolnienia Krystyny Meissner z obowiązków dyrektorki Wrocławskiego Teatru Współczesnego nie wiadomo, czy, gdzie i pod czyją dyrekcją odbę-dzie się kolejna edycja. Oby we Wrocławiu i z Krystyną Meissner!

Karolina Babij, fot. archiwum festiwalu Dialog

d ia log

Page 6: Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

6 | Generacja Tpl | Październik 2009

Dobre, bo polskieDorota Masłowska napisała Między nami dobrze jest na zlece-

nie berlińskiego teatru Schaubühne. Przedstawienie mistrzowsko wyreżyserowane przez Grzegorza Jarzynę miało swo-ją prapremierę 26 marca 2009 w Berlinie, gdzie zosta-ło zaprezentowane na Międzynarodowym Festiwalu Dramatopisarzy „Digging Deep and Getting Dirty”. Wrocławianie musieli czekać pół roku na obejrzenie go podczas festiwalu Dialog-Wrocław. Warto było.

Postacie dramatu Masłowskiej są narysowane grubą kreską, stereotypowe do bólu, ale tutaj ten zabieg buduje, a nie jak to często bywa, rozmydla i umniejsza tekst. Mamy Polaków żyjących poniżej średniej krajowej, wstających za wcześnie i chodzą-cych spać za późno z powodu codziennej harówki w Tesco, a także „młodych, zdolnych” żywiących

się niewyobrażalnie drogim winem i kokainą, wylegujących się na kanapach z Ikei – według ich polskiej miary – symbolu nowobogactwa, grzebiących w hałdzie z pikseli i robiących „hops do swojej pościółki w prosiaczki i chra-pśśśś, chra-pśśśś”. Tych pierw-szych widzimy w akcie I, gdzie trzy postacie: Osowiała Staruszka (Danuta Szaflarska), Halina (Magdalena Kuta) oraz Mała Metalo-wa Dziewczynka (Aleksandra Popławska) tworzą swoisty tryptyk pokoleniowy. Babcia żyje wspomnieniami przedwojennymi i cały czas je przywołuje. Matka, pracownica Tesco, oszczędna do granic możliwości, potrafi zrobić wszystko z niczego i skrzętnie kolekcjonuje kubeczki po kefirze. Dziewczynka, reprezentująca współczesne czasy, jest tu i teraz, czasy wojenne i PRL-u jej nie obchodzą, ściąga nieznane słowa z Internetu. Jest ironiczna, w swoich wypowiedziach profanuje ubiegłe czasy, w których żyły jej matka i babka, aczkolwiek to ona sta-nowi trzon spektaklu. Mała Metalowa Dziewczynka jest teraźniejszoś-cią. Tamte czasy już minęły, po co więc nimi żyć? Słowem-kluczem dramatu jest „brak”. Halina rozkazuje Małej Metalowej Dziewczynce: „Marsz do swojego braku pokoju!”, ze śmietnika wyciąga gazetę „NIE Dla Ciebie”, „Nigdzie, stare dobre nigdzie. Wszystkie wspomnienia mam właśnie stamtąd” – rozmarzają się Halina i Bożena vel Gruba Świnia (Maria Maj), rozmawiając o wakacjach, na które znów nie po-jadą. Wszystko to miesza się w ironicznym sosie. Według nich wszyst-ko jest „dobre, bo polskie”, bo innego świata poza Polską bohaterki dramatu Masłowskiej po prostu nie znają.

W II akcie bohaterki poprzedniego aktu siedzą z boku i stano-wią tło dla „młodych, zdolnych”: reżysera filmu Koń, który jeździł konno (Adam Woronowicz), który tworzy historie wyciskające łzy, by spłacić kredyt; naćpanego aktora-bohatera filmu (Rafał Maćko-wiak); dziennikarki, którą bardziej obchodzi „co pan robi, że pan tak dobrze wygląda”, niż kariera zawodowa aktora, z którym przeprowa-dza wywiad (Agnieszka Podsiadlik). Scenariusz filmu Koń, który jeździł konno to absurdalne, ponakładane na siebie katastrofalne sceny, rze-komo obrazujące polską biedotę. „Młodzi, bogatsi” reagują na film płaczem i mokrymi majtkami, siedzące z boku rzeczywiste przedsta-wicielki biedoty komentują natomiast niektóre sceny, chociaż filmu i tak nie widziały.

Koniec dramatu jest zaskakujący – ubrane identycznie (w sukienki w różyczki, związane z przedwojennymi historiami Sta-ruszki, o których ciągle opowiadała) Osowiała Staruszka i Mała Me-talowa Dziewczynka stają się bohaterkami końcówki filmu Koń, który jeździł konno. Znajdują się w zrujnowanej Warszawie i jak się okazuje, pod gruzami odnajduje się Staruszka, czyli nigdy nie mogło być Hali-ny, a także Dziewczynki. Czyli wszechobecny b r a k.

Oszczędna scenografia ze świetnymi wizualizacjami nie prze-szkadza najlepszemu i najdojrzalszemu tekstowi Masłowskiej, a wręcz działa na wyobraźnię widza i pozwala uważnie śledzić każ-dą grę słowną, zabawy z aktualnymi kontekstami społecznymi i politycznymi. Jarzyna w wybitnie ironicznym dramacie Masłow-skiej odnalazł poetykę i nawet stosując zabawne chwyty (np. gdy Bożena vel Gruba Świnia wchodzi do pomieszczenia i wszystko pod-nosi się o 40 cm, u Jarzyny wizualizacja faktycznie to przedstawia),

nie czyni dzieła „łatwiejszego”. Tekst sceniczny nie różni się niczym od dramatu Masłowskiej. Reżyser i reszta zespołu oprawili go w ramy sceniczności, dzięki dopracowanej scenografii, grze świateł, kostiumom i przede wszystkim grze aktorów. Grze-gorz Jarzyna kolejny raz udowodnił, że jest utalentowanym reżyserem i razem z Dorotą Masłowską potrafią stworzyć coś o Polakach, co nas, Polaków, rzeczywiście dotyka i co najważniejsze, jest doceniane za granicą.

Asia Witkowska, fot. Kuba Dąbrowski

Page 7: Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

7Październik 2009 | Generacja Tpl |

dialogOdpowiedź znajdź sam

Wtorkowy wieczór. Na zewnątrz iście zimowa temperatura. Mimo to pod Operą Wrocławską gromadzi się spory tłum oczekujących na wejściówki na T.E.O.R.E.M.A.T. w reżyserii Grzegorza Jarzyny, grany we Wrocławiu w ramach V Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Dialog-Wrocław. Nazwisko Jarzyny działa jak magnes. Bilety na wrocławskie prezentacje jego przedstawień rozeszły się już w kilka godzin po rozpoczęciu sprzedaży.

Grzegorz Jarzyna w sezonie 2008/2009 powrócił na polską scenę dwoma niezwykle udanymi, w opiniach krytyków, spektaklami – Między nami dobrze jest Doroty Masłowskiej i T.E.O.R.E.M.A.T.-em, inspirowanym filmem Teorema Piera Paolo Pasoliniego. Realizacje te przyniosły Jarzynie kolejną w karierze Nagrodę im. Konrada Swinarskiego, przyznawaną przez redakcję miesięcznika „Teatr”. Między nami dobrze jest jest spektaklem, w którym nie brakuje nowinek językowych i nawiązań do popkultury, niewątpliwie trafia więc w gusta zwłaszcza młodej publiczności.

T.E.O.R.E.M.A.T. wydaje się powrotem Jarzyny do czasów, kiedy jako młody chłopak (jeszcze przed studiami reżyserskimi) studiował teologię. Spektakl jest bowiem niezwykle dojrzałą próbą odnalezienia dowodów na istnienie Boga. W uporządkowane, wręcz rutynowe życie pewnej włoskiej rodziny wkracza Gość. Wchodząc ze wszystkimi domownikami w bliższe, niekiedy erotyczne relacje, determinuje zmiany w ich życiu – jego urokowi nie pozostaje obojętna nawet służąca Emilia. Wyjazd Gościa powoduje szereg komplikacji w rodzinie i początek jej rozkładu. Jedynie Emilia wie, gdzie szukać Gościa, i podąża jego śladami. Prawdopodobnie trafia za nim... Właśnie, gdzie? Czy trafia do Nieba? Kim jest Gość, który odwraca do góry nogami na pozór „porządną” rodzinę? Bogiem, diabłem, aniołem? Jarzyna nie podaje gotowych odpowiedzi na tacy, każdy z nas musi sam znaleźć klucz do rozwiązania zagadek, podobnie jak w spektaklu próbuje znaleźć go Paolo, głowa rodziny. Nie potrafi on jednoznacznie odpowiedzieć, czy jest wierzący. Widz czuje jednak, że w świadomości bohatera zachodzi pewna zmiana – Bóg istnieje, mimo iż Paolo sam nie jest jeszcze tego pewien.

Spektakl Jarzyny nie jest przegadany. To dojrzała, pozbawiona ozdobników i zbędnych słów wypowiedź sceniczna, w której ograno ciszę i w której napięcie budują dopasowana muzyka, blackouty oraz wybitni aktorzy. Mawia się, że nawet minuta ciszy jest zabójstwem dla spektaklu. T.E.O.R.E.M.A.T. przeczy tej teorii, tu cisza nie nudzi; wzbudza w widzu skupienie, pobudza do nieustannego myślenia, wprowadza atmosferę mistyczności, zasiewa w publice nutę niepewności i oczekiwania na kolejne wydarzenia. Te obwieszcza posłaniec Angiolino, brawurowo grany przez Rafała Maćkowiaka. Aktor, epizodycznie pojawiający się w spektaklu, swoją energię i radość roztaczał na całą przestrzeń sceniczną, wyglądem przywodząc na myśl Małego Księcia. Nietrudno tu o wybitne role – zachwycali uwodzicielska Danuta Stenka jako Lucia czy prześmieszny Jan Dravnel jako Pietro. Nie sposób nie wspomnieć o Paolu kreowanym przez Jana Englerta oraz Gościu, w którego wcielił się Sebastian Pawlak. To oni są najważniejszymi postaciami spektaklu i to poniekąd w nich tkwi jego siła.

T.E.O.R.E.M.A.T. Jarzyny to świeże spojrzenie na świat. Wszystkie jego elementy tworzą spójną całość. Całość, która w każdym z nas powinna zasiać lekką nutkę niepewności i zachęcić do poszukiwania

nie tyle wiary, ale własnej tożsamości, bo jak mawiał bohater spektaklu, „nasze istnienie jest tylko szalonym utożsamianiem się z istnieniem innych...”.

Karolina Babij, fot. Stefan Okołowiczprzedruk z portalu gpunkt.pl

Page 8: Nr 7 (10)/2009 (październik) - 1212 Generacja Tpl

8 | Generacja Tpl | Październik 2009

Wrocławski Tpl jako scena otwarta, poszuku-jąca i modelująca nowe środki wyrazu artystyczne-go jest właściwym gruntem pod zaprezentowanie niezwykle ważnej postaci w dziejach twórczości i edukacji teatralnej. Wybitny artysta polskiego teatru i kina, który swoją miłość do sztuki przelewał na podopiecznych jako ceniony pedagog i spo-łecznik. Oddany swojej pracy, wciąż dostrzegający nowe cele, nieznający rzeczy niemożliwych. Per-fekcjonista o niewzruszonym optymizmie i radości

życia. Dusza towarzystwa o zwierzęcej witalności. Przede wszyst-kim wyważony kabotyn i krętacz. Powtarzając za Leonem Schil-lerem, wybitny indywidualista, obdarzony wyjątkową charyzmą i wielkim instynktem artystycznym, który z jednej strony podsycał w nim pragnienie reform i projektował kształt działań nowatorskich, a z drugiej nakazywał szanować i czerpać z teatru starego i środków już przebrzmiałych. Ta korelacja przeszłości z tonami jeszcze niezna-nymi, wydzieranymi przyszłości, ogniskowała się w umyśle tylko jed-nego człowieka – Aleksandra Zelwerowicza.

Na barwność tej postaci wpłynęło wiele czynników: młodość spędzona w Rosji, warszawskie studia handlowe, a następnie rocz-ny pobyt w Genewie, który ukształtował w nim dość nietypową jak na XIX wiek postawę internacjonalisty, otwartego na multinarodo-wość. Szybko (choć całkiem przypadkowo) odkryty talent sprawdził się pod rządami Józefa Kotarbińskiego, Ludwika Solskiego i Arnol-da Szyfmana w najwspanialszych zespołach łódzkich, krakowskich i warszawskich. Poczucie autonomii i świadomość własnych celów artystycznych popchnęły go dość wcześnie do podjęcia odważnej i ryzykownej decyzji utworzenia teatru dramatycznego w Łodzi, a więc w przestrzeni robotniczej (tak realistycznie oddanej w Ziemi obiecanej Władysława Reymonta czy Gawędach o dawnej Łodzi Hele-ny Duninówny), zupełnie pozbawionej sztuki wysokiej. Osobny ślad pozostawił także w rodzinnej Warszawie: wraz z Leonem Schillerem i Wilamem Horzycą zinstytucjonalizował tam kuźnię nowych form widowiskowych (Teatr im. W. Bogusławskiego), a co najważniejsze – powołał Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej, pierwszą polską nowoczesną uczelnię kształcącą aktorów i reżyserów, nawiązującą do szczytnych tradycji Wojciecha Bogusławskiego, Emiliana Deryn-ga i Anastazego Trapszy (po wojnie reaktywował ją jako Państwową Wyższą Szkołę Teatralną z pełnią praw akademickich; dziś Akademia Teatralna nosząca jego imię). W sztuce aktorskiej uczył realizmu, miał nosa do wyławiania talentów, spod jego wychowawczej ręki wyszły całe pokolenia znakomitych artystów, m.in. Nina Andrycz, Danuta Szaflarska, Hanka Bielicka, Jan Kreczmar, Marian Wyrzykowski, Irena

Eichlerówna, Ignacy Gogolewski czy Zbigniew Zapasiewicz. Poka-zywał, czym są wielkie idee i jak ciężko wybitne jednostki walczyły o ich realizację. Hartował do zmagań z wymagającą Melpomeną. Ceniony i ukochany przez swoich podopiecznych, często powracał w ich wspomnieniach i publikacjach (patrz: Zapasowe maski Zbi-gniewa Zapasiewicza czy Eichlerówna. Szlachetny demon teatru Augusta Grodzickiego). Równolegle do pracy dydaktycznej pozo-stawał aktywny twórczo – grał i reżyserował, dyrektorował kolejnym placówkom, współpracował z największymi: Stefanem Jaraczem, Józefem Węgrzynem, Juliuszem Osterwą, Jerzym Leszczyńskim, Kazimierzem Junoszą-Stępowskim i Wincentym Rapackim. Wreszcie toczony postępującym paraliżem nóg przedwcześnie ustąpił miejsca kolejnym pokoleniom, mając jeszcze wiele do zaoferowania.

Na swoiste spotkanie z Zelwerowiczem zaprasza nas pośmiertnie wydana, ciekawa i zabawna autobiografia artysty pt. Gawędy starego komedianta, która obok zbioru jego arty-kułów tematycznych i zasobnej korespondencji stanowi istot-ne źródło wiedzy o teatrze i mentalności społecznej (w dużo mniejszym stopniu wiedzy historycznej czy politycznej) czasów mu współczesnych. Niniejsza publikacja pozbawiona jest szczegól-nych walorów literackich (co skromnie podkreśla sam autor), pisana stylem banalnym i groteskowym, naszpikowana mnóstwem rozbu-janych opisów i wypowiedzi przypomina raczej niedociągniętą rea-lizację barokową. O jej wartości decydują inne elementy: to historia życia artysty opowiedziana gawędami, śmiesznymi przypowiastka-mi, które znakomicie obrazują nam jego osobowość. W ten sposób dowiadujemy się, dlaczego smarowanie ciała smalcem może oka-zać się kluczem do sukcesu, kto jest ideałem szefa teatru albo który z żywiołów natury towarzyszył „Zelwerowi” na każdym kroku i co z tego wynikało. Autor przybliża sylwetki wielkich nestorów pol-skiej sceny, nakreśla tradycję warszawskich teatrów ogródkowych, historię Zielonego Balonika czy Reduty Osterwy. Opowiada o swojej rodzinie, zdaje relacje z podróży po Europie, wreszcie omawia swoją wielką miłość do... Jugosławii.

Dawniej zawód aktora nie był poważany. W ogólnej opinii cechował nieudaczników i ludzi niestabilnych życiowo. Dopiero usil-na praca wielu pokoleń twórców przywróciła mu należny szacunek i wyniosła na piedestał potrzebnych społecznie zajęć artystycznych. Wspomnienia Zelwerowicza są próbą rehabilitacji tych, którym przyszło zmagać się z nieprzychylnym nastawieniem publicznym. To ważny dokument. Warto do niego sięgnąć.

Aleksander Zelwerowicz, Gawędy starego komedianta, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1981.

Mariusz Cisowski

ZELWER!

„1212 Generacja Tpl”[email protected]

Redakcja:Karolina Babij, Aleksandra Kowalska, Agnieszka Michalska, Ada Stolarczyk, Milada Świrska, Joanna Witkowska, Mariusz Cisowski

Grafika:Marta Streker, Dawid Krawczyk,Michał Matoszko

1. Nazwisko odtwórcy roli Charliego w Szajbie 2. Imię postaci granej przez Paulinę Chapko w Ziemi obiecanej 3. Nowy projekt Teatru Polskiego 4. W tym roku jubileuszowa edycja festiwalu...5. Nazwisko współautorki adaptacji Lalki oraz Czą-stek elementarnych6. Nazwisko jednego z grafików naszej gazety 7. Farsa ekonomiczna Strzępki i Demirskiego, grana w Teatrze Polskim – Śmierć... 8. Zwycięski film tegorocznego FPFF w Gdyni, w obsadzie którego znalazł się Marcin Czarnik 9. Nazwisko reżysera 1794 10. Przygotowuje projekt W stronę Jelinek

Krzyżówka

Odgadnięte hasło prosimy przesłać na adres: [email protected]śród poprawnych odpowiedzi wylosujemy 3 zwycięskie.Nagrodami będą zaproszenia na spektakl Teatru Polskiego. Nazwiska zwycięzców w następnym numerze.

Rozwiązanie poprzedniej krzyżówki: Ziemia obiecanaNagrodzeni: Monika Stopczyk, Katarzyna Szponar, Rafał Witczak.Po odbiór podwójnych zaproszeń na spektakle Teatru Polskiego zapraszamy do działu marketingu.

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10