„Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

46
Prospołeczny rozwój Polski Niemała destabilizacja (finansowa) Dlaczego islam uwodzi USA nr 19 (70) WIOSNA 2016 cena 15 zł (w tym 5% vat)

description

Pismo na rzecz sprawiedliwości społecznej.

Transcript of „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Page 1: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Prospołeczny rozwój PolskiNiemała destabilizacja (finansowa)Dlaczego islam uwodzi

USA

nr 19 (70)WIOSNA 2016

cena 15 zł(w tym 5% vat)

19 (70) · WIO

SNA

2016

Page 2: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka
Page 3: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Zmienił się rząd, zmienił parlament, zmieniają ob-sady instytucji publicznych. Czy zmieni się Pol-

ska? Jak się zmieni? Czy przeciętni Polak i Polka będą za rok czy kilka lat mogli z przekonaniem powiedzieć, że żyje im się lepiej? Czy tak powiedzą również ci z nich, którzy nie popierają rządzącej opcji politycz-nej? To najważniejszy sprawdzian.

Bo w Polsce niezmiennym trendem, bez względu na przemijające rządy i ulotne obietnice, było lekce-ważenie ludzi. Tych szarych, zwykłych, bez wielkich pieniędzy, znajomości, takich czy innych „dojść” itp. Choć ogromną większość społeczeństwa stanowią pracownicy najemni, przez lata i dekady słyszeliśmy głównie narrację pracodawców i przedsiębiorców. Jeśli mówili ci ostatni, to zazwyczaj prezesi wielkich firm i środowisk lobbystycznych, nie właściciel(ka) straganu czy punktu naprawy AGD. Choć mamy mi-lionowe masy konsumentów, trudno szukać ich głosu w mediach, pełno jest tam natomiast reklam i opinii tych, którzy coś im sprzedają. Zwykły człowiek ma płacić podatki – procentowo znacznie wyższe niż płacone przez zamożnych – i siedzieć cicho. Gdy chce pracy – jest „roszczeniowy”. Gdy nie ma pracy i chce zasiłku – jest „leniem” albo „cwaniakiem”. Gdy nie idzie na wybory – jest nieodpowiedzialny. Gdy głosuje nie na tych, którzy akurat rządzą, jest – do wyboru, do koloru – „ciemniakiem”, „populistą”, „le-mingiem”. I tak dalej.

To nie jest kraj dla zwykłych ludzi. Dlatego 2 mi-liony Polaków wyjechały za granicę, a przyrost natu-ralny mamy jeden z najniższych w Europie. Dlatego prawie 70% Polaków nie działa w żadnej organizacji społecznej. Dlatego frekwencje wyborcze są mizer-ne. Bo skoro mamy siedzieć cicho, to siedzimy. Bo czujemy, że niewiele od nas zależy, że nikt nas nie słucha, nikogo nie obchodzimy. Tymczasem nie bę-dzie Polski bez Polaków. Czy to miałaby być Polska

„moherowa” czy „lemingowa”, a może jeszcze jakaś inna, musi to być Polska, która oprze się na barkach swoich obywateli, przekonanych, że ich wysiłki mają

sens i są doceniane, a oni sami mają nie tylko płacić podatki i siedzieć cicho. W przeciwnym razie będzie to Polska wyjeżdżająca, wymierająca czy obojętnie-jąca coraz bardziej.

O tym m.in. piszemy w bieżącym numerze. Roz-mowa z dr Sylwią Urbańską poświęcona jest losom Polek-emigrantek – kobiet, które uciekły przed bie-dą, brakiem perspektyw, przemocą i obojętnością czy bezradnością instytucji. W ich losach skupia się wszystko to, co było w naszym kraju najgorsze – taka forma państwa, z której nic dobrego nie wynika dla zwykłych ludzi. Podobne wnioski wyłaniają się z rozmowy z dr. Adamem Mrozowickim o losach – co za niemodny termin – klasy robotniczej po roku 1989: zdradzonej, lekceważonej, pozbawionej głosu, zapomnianej. Z kolei analiza Marcina Malinowskie-go przedstawia plan takiego rozwoju Polski, który uwzględniłby interesy szerokich rzesz obywateli w perspektywie długofalowej i związanej z wieloma aspektami rzeczywistości, w tym takimi, na które elity rzadko zwracają uwagę. O taką tematykę zaha-cza także kilka innych tekstów – o transporcie pu-blicznym, nierównościach społecznych, potrzebie odzyskania państwa.

Oczywiście przygotowaliśmy także wiele innych materiałów. W dziale historycznym pokazujemy, jak przeciwko niesprawiedliwościom walczono dawniej w Polsce i na świecie. Przedstawiamy po-zytywne przemiany w Boliwii, ale także tamtejsze lekceważenie najsłabszych ze słabych. Pokazujemy, jak z kolan wstają chińscy robotnicy i jak intelektuali-ści z dawnych kolonii zrywają z perspektywą silnych i możnych w opisie przeszłości ich ojczyzn. Piszemy o problemach z GMO i o kryzysie światowego syste-mu ekonomicznego. I o jeszcze kilku sprawach. A na koniec Andrzej Muszyński zabiera nas w świat isla-mu i pokazuje jego wymiar, który nijak ma się do tego, czym w ostatnich miesiącach bombardują nas media. Zapraszam do lektury!.

EDYTORIAL

Ludzie są najważniejsiRemigiusz Okraska

1

Page 4: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

6 Matka Polka wyjechałaZ DR SYLWIĄ URBAŃSKĄ ROZMAWIA KRZYSZTOF WOŁODŹKO

18 Rozwój naprawdę zrównoważonyMARCIN MALINOWSKI

Dobre państwo to takie, z którego obywa-tele nie emigrują i które nie ma problemów z demografią, ponieważ istnieją tam dobry rynek pracy, rzetelne zabezpieczenia socjalne, solidna publiczna służba zdrowia, edukacja, przedszkola, żłobki czy usługi komunalne. To państwo, które konkuruje nie tylko tanią siłą roboczą, lecz przede wszystkim produkcją zaawansowanych technologii opatentowa-nych przez rodzime podmioty gospodarcze. Troszczy się o swoje środowisko natural-ne, ekologię, lasy, rzeki i jeziora, o piękno architektoniczne, ma sprawną armię, solidną policję i inne służby. To państwo o stabil-nych finansach, z bezpiecznym prywatnym i publicznym długiem oraz oszczędnościami obywateli zarządzanymi zgodnie z interesem narodowym, posiadające dość rezerw, aby móc aktywnie reagować na nieprzewidziane szoki i kryzysy.

30 Niemała destabilizacjaZ PROF. JANEM TOPOROWSKIM ROZMAWIA MARCELI SOMMER

38 Blaski i cienie upraw GMO – doświadczenia amerykańskie DR HAB. KATARZYNA LISOWSKA, MAGDALENA GUDYKA

44 Małe banki – wielkie korzyści STACY MITCHELL

W ciągu ostatnich siedmiu lat zniknął w USA co czwarty bank lokalny (community bank). Tych małych, miejscowych instytucji finansowych mamy dziś o 1971 mniej niż na początku 2008 r. To niepokojący trend, który z kilku powodów powinniśmy traktować jako przejaw ogólnonarodowego kryzysu. W 1995 r. megabanki, czyli banki z aktywami przekra-czającymi 100 miliardów dolarów, kontrolo-wały 17% ogółu aktywów. W roku 2005 ich udział sięgnął 41%, a dziś jest to aż 59%.

wywiad

wywiad

SPIS TREŚCI

30

6

38

Wiele efektów upowszechniania się biotechnologii rolniczej nie było dotychczas przedmiotem systema-tycznych naukowych badań i ocen. Wśród nich są przede wszystkim zagadnienia społeczne i ekono-miczne. Liczne dane z Ameryki Południowej wska-zują, że upowszechnianie się upraw GMO może mieć niekorzystny wpływ na kondycję drobnych gospo-darstw, prowadząc do wzrostu bezrobocia i ubożenia społeczeństwa. Wiele korzyści przewidywanych przez nauki ekonomiczne nie zostało udokumentowanych. Podobnie niewiele jest badań dotyczących tego, w jaki sposób zwiększenie koncentracji rynku dostawców nasion wpływa na wydajność plonów, różnorodność genetyczną upraw, dostępność określonych odmian i ceny nasion. Na wiele kluczowych pytań wciąż nie ma zatem odpowiedzi, a wiele obaw związanych z GMO pozostaje nierozstrzygniętych.

Oprócz motywacji ekonomicznych wyjazdów istotne są inne przyczyny – przemoc wobec kobiet w Polsce. W Brukseli po jakimś czasie zrozumiałam, że zamiast opowieści o macierzyństwie na odległość, słucham historii o problemach polskich żon. W większości wywiadów kobiety mówiły, że wyjazd był dyktowa-ny nie tylko potrzebami ekonomicznymi. To były ucieczki przed kilkoma formami przemocy: psychicz-ną, fizyczną, ekonomiczną i gwałtem małżeńskim. Skala tego zjawiska wśród badanych przeze mnie migrantek była uderzająca.

Zarówno decydenci polityczni i gospodarczy, jak i część środowisk lewicowych, przeceniają rolę zmian, które zachodzą na rynkach finansowych. Tymczasem rynki finansowe nie są ani sednem naszego problemu, ani kluczem do jego rozwiązania. Żeby prawidłowo zareagować na kryzys gospodarczy, trzeba zrozumieć mechanizmy, które odpowiadają za koniunkturę i roz-wój, a te znajdują się poza światem finansów, w realnej gospodarce, a konkretniej w inwestycjach sektora prywatnego. Kryzysy kapitalizmu biorą się ze zbyt niskiego poziomu inwestycji.

2

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 5: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

50 Opuszczona klasaZ DR. ADAMEM MROZOWICKIM ROZMAWIA KACPER LEŚNIEWICZ

Trudno wskazać partię polityczną, która realnie odwoływałaby się po 1989 roku do doświadczeń robotników. Nie było wrażliwości na głosy płynące z dołu. W sytuacji, w której miały one ograniczone przełożenie na proces polityczny, głosy pracowników nie były po prostu słyszalne. Takich dramatycznych momentów było wiele. Związkowczyni z jednego z wrocławskich zakładów opowiadała mi, że siedziała na zebraniu rady pracowniczej, gdy głosowali decyzję o komercjalizacji, i płakała, bo widziała, że ten zakład się rozpada. Mamy do czynienia z potężną konfrontacją z maszyną transformacji, która nie dawała w zakładach pracy szans osobom bez wsparcia w postaci armii prawników i ekspertów. Transformacja była tragedią dla zbiorowego sprawstwa robotników.

57 Przebudzenie obywatelskie, emancypacja Indian, nowa polityka. Problemy społeczne BoliwiiMARCIN RZEPA

Za największy sukces Moralesa oraz rządzącej partii Movimiento al Socialismo (MAS) po-wszechnie uznaje się politykę społeczną. Wielu Boliwijczyków zostało wyciągniętych z ubóstwa, polepszyły się wskaźniki dostępu do edukacji i ochrony zdrowia. Gospodarka jako całość od-czuła przy tym stabilny wzrost, co przełożyło się na poprawę sytuacji ludności. Co jednak najważ-niejsze, obywatele uzyskali wpływ na proces podejmowania decyzji. Tradycyjnie marginali-zowane grupy zwiększały swoją reprezentację na arenie politycznej. Z drugiej strony, Boliwia idzie tą samą niebezpieczną drogą, co wszyst-kie lewicowe rządy w regionie. Powszechnie krytykuje się w tym kraju koncentrację wła-dzy, zwiększanie uprawnień partii rządzącej, nadmierną władzę przywódcy oraz postępującą zależność od przemysłu wydobywczego.

wywiad 67 Dwa w jednym – ruch robotniczy w dzisiejszych ChinachWILLIAM HURST

Czy pracownicy będą kiedyś w stanie grupo-wo zmobilizować się pomimo dzielących ich różnic? To kluczowe dla chińskiej polityki i społeczeństwa pytanie, na które odpowiedź poznamy w nadchodzących latach. Zasięg ich ruchu i mobilizacja zwiększają się, a ich krzywdy, taktyki i żądania stają się coraz bar-dziej podobne do siebie. Jeżeli obok zbieżnych interesów pracowniczych będą szły podobne sposoby działania, całkiem możliwe jest, że ruch robotniczy zmieni kształt chińskiej poli-tyki i społeczeństwa. Chińscy przywódcy będą musieli zacząć dbać o robotników, a także roz-winąć bardziej zrównoważoną formę rządów, czyli taką, która byłaby mniej zależna od swojej przymusowej funkcji, a mocniej zakorzeniona w reakcjach społecznych i legitymacji, jaką dostaje od ludu.

74 Transport publiczny – cywilizacja potrzebna od zarazZ DR. HAB. ANDRZEJEM SZARATĄ ROZMAWIA KRZYSZTOF WOŁODŹKO

Wszędzie działa mechanizm, który powoduje, że jeśli rozbudujemy układ drogowy, to on się zapełni samochodami. To mechanizm niejako naturalny, oparty na tym, że wpuszczamy do ruchu kolejnych ludzi, którzy spostrzegli, że przez chwilę zrobiło się nieco więcej miejsca. To, co robiliśmy w Polsce przez ostatnich dwadzie-ścia lat, było nadganianiem zapóźnień i zaległo-ści z czasów wcześniejszych. Dwadzieścia lat temu ta dysproporcja między nakładami na transport indywidualny a zbiorowy była ogromna, oczywiście na niekorzyść tego drugiego, a o rowerach w ogóle nie było mowy. Teraz coraz więcej myśli się o infrastrukturze rowerowej, o transporcie zbiorowym, włodarze miast dostrzegają takie potrzeby, widzą, że powinny one być czymś standardowym. Nasyciliśmy nasz układ drogowy do takiego stopnia, że jest on wystarczający.

wywiad

3

Page 6: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

84 Miasto słońca. O odwiecznym marzeniu i pierwszej rewolucjiDR HAB. JAROSŁAW TOMASIEWICZ

Osamotniony w klasach posiadających, musiał poszukać sobie sojuszników w warstwach dotąd nieobecnych na arenie politycznej – wśród niewolników i wolnej biedoty. Tłumom zrewolto-wanych niewolników, wyrobników, wieśniaków, półdzikich górali potrzebny był sztandar, wokół którego by się skupili, idea zapewniająca im mo-tywację do walki. Dynastyczne rozgrywki takim hasłem być nie mogły. Sama obietnica nadania wolności to środek doraźny. Tu mamy zaś do czynienia z zalążkiem rewolucyjnej ideologii, formułującej utopijny ideał społeczny. Stoickie marzenie o królestwie sprawiedliwości społecz-nej, idealnym państwie rządzonym przez Wielkie Powszechne Prawo, zaczęło przeobrażać się z abs-trakcyjnego teorematu w program polityczny.

92 „Socjalizm” powstańców listopadowych. Rzecz o Gromadach Ludu PolskiegoPIOTR KULIGOWSKI

Wówczas to spod pióra polskich emigrantów przebywających w angielskim Portsmouth wy-szła odezwa adresowana „do Emigracji Polskiej”. Rozpoczynała się od słów: Obywatele! Polska upadła egoizmem, poświęceniem jedynie zmar-twychwstać zdoła. Polska upadła – a z jej śmiercią rozpoczął się dla ludzkości nowy wiek poświe-ceń i męczeństw. Tym sposobem w ówczesnym polskim życiu publicznym powstał wyłom, przez który przenikały zupełnie nowe idee. Gromady Ludu Polskiego, funkcjonujące w środowisku emigracji polskiej w latach 1835–1846, sformuło-wały bowiem program radykalnego rozliczenia z przeszłością Polski szlacheckiej oraz zapropo-nowały wizję egalitarnej Polski Ludowej.

100 O powrót państwaDR HAB. RAFAŁ ŁĘTOCHA

Tam, gdzie państwo zaczęło zanikać, w sferach, z których zaczęło być wypierane, nie powstał wca-le – wbrew optymistycznym prognozom piewców liberalizmu – obszar dla nieskrępowanej prywatnej inicjatywy czy aktywności obywatelskiej. W tym pustym miejscu pojawiły się transnarodowe korporacje i międzynarodowe instytucje finanso-we, narzucające rozwiązania korzystne dla siebie i kierujące się wyłącznie zasadą zysku. Z olbrzy-mim zapleczem finansowym, technologicznym i intelektualnym stały się potęgą przewyższającą niejedno państwo, zyskały możliwość wpływania na politykę poszczególnych krajów, uciekania się do szantażu wobec niewystarczająco spolegliwych rządów, doprowadzenia do zagrożenia ich suwe-renności i bezpieczeństwa ekonomicznego.

SPIS TREŚCINOWY BYWATEL NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Redakcja, zespół i stali współpRacownicy

Remigiusz Okraska (redaktor naczelny)

Rafał Bakalarczyk, Mateusz Batelt, Joanna Duda-Gwiazda, Bartłomiej Grubich, Jarosław Górski, Magdalena Komuda, dr hab. Rafał Łętocha, dr hab. Sebastian Maćkowski, Konrad Malec, Bartłomiej Mortas, Krzysztof Mroczkowski, Bartosz Oszczepalski, Michał Sobczyk, Marceli Sommer, Szymon Surmacz, dr Joanna Szalacha-Jarmużek, Piotr Świderek, dr hab. Jarosław Tomasiewicz, Karol Trammer, Magdalena Warszawa, Piotr Wójcik, Michał Wójtowski

Rada HonoRowadr hab. Ryszard Bugaj, Jadwiga Chmielowska, prof. Mieczysław Chorąży, Piotr Ciompa, prof. Leszek Gilejko , Andrzej Gwiazda, dr Zbigniew Hałat, Grzegorz Ilka, Bogusław Kaczmarek, Jan Koziar, Marek Kryda, Bernard Margueritte, Mariusz Muskat, dr hab. Włodzimierz Pańków, dr Adam Piechowski, Zofia Romaszewska, dr Zbigniew Romaszewski , dr Adam Sandauer, dr hab. Paweł Soroka, prof. Jacek Tittenbrun, Krzysztof Wyszkowski, Marian Zagórny, Jerzy Zalewski, dr Andrzej Zybała, dr hab. Andrzej Zybertowicz

nowy obywatelul. Piotrkowska 5, 90–406 Łódź, tel./fax 42 630 22 18propozycje tekstów: [email protected], kolportaż: [email protected] nowyobywatel.pl

issn 2082–7644nakład 1300 szt.

wydawcaStowarzyszenie „Obywatele Obywatelom”ul. Piotrkowska 5, 90–406 Łódź

Redakcja zastrzega sobie prawo skracania, zmian stylistycznych i opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do druku. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Nie wszystkie publikowane teksty odzwierciedlają poglądy redakcji i stałych współpracowników. Przedruk materiałów z „Nowego Obywatela” dozwolony wyłącznie po uzyskaniu pisemnej zgody redakcji, a także pod warunkiem umieszczenia pod danym artykułem informacji, że jest on przedrukiem z kwartalnika „Nowy Obywatel” (z podaniem konkretnego numeru pisma), zamieszczenia adresu naszej strony internetowej (nowyobywatel.pl) oraz przesłania na adres redakcji 2 egz. gazety z przedrukowanym tekstem.

spRzedaż„Nowy Obywatel” jest dostępny w prenumeracie zwykłej i elektronicznej (nowyobywatel.pl/prenumerata), można go również kupić w sieciach salonów prasowych Empik i RUCH oraz w sprzedaży wysyłkowej.

skład, opRacowanie gRaficzne

okłaDkaRemigiusz Okraska, Magda WarszawaKooperatywa.org

dRuk i opRawa Drukarnia READ ME w Łodzi92–403 Łódź, Olechowska 83druk.readme.pl

z polski Rodem

Page 7: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

110 O Trzecim Świecie w pierwszej osobieDAMIAN TEMIMI

Jako Europejczycy przywykliśmy do postrzega-nia świata z perspektywy rozwiniętego Zachodu, patrzącego protekcjonalnie na pozostałe części globu. Pomysł, aby spróbować zmienić punkt widzenia – ze wszystkimi idącymi za tym kon-sekwencjami – wydaje się irracjonalny czy może nawet zupełnie abstrakcyjny. Szukanie analogii między historią Polski a przeszłością byłych kolonii może wydawać się niedorzeczne. Ale czy na pewno? W dyskusji nad zrewidowaniem podejścia do badań nad najnowszymi dziejami naszego kraju padło już kilka poważnych głosów sugerujących zastosowanie w tym celu teorii postkolonialnej.

118 O nierównościach chłodno i gorącoKRZYSZTOF MROCZKOWSKI

Nierówności życiowe, a więc te związane z życiem ludzi, ich zdrowiem i zdolnością do funkcjonowania, ustabilizowały się w XX wieku, lecz ostatnio mają tendencję do zwiększania się. Autor przywołuje dość dobitne przykłady z ba-dań brytyjskich. Różnica długości życia między mieszkańcami bogatych rejonów Kensington and Chelsea w Londynie a rejonem Tottenham Garden wynosi 17 lat, czyli tyle, ile między Wielką Brytanią a Birmą. Różnica między długo-ścią życia w dwóch dzielnicach Glasgow – Calton i Lenzie, wynosi 28 lat, czyli tyle, ile między Wielką Brytanią a Haiti, trzy piąte populacji Brazylijczyków żyje zaś na wyższym poziomie niż najuboższa jedna piąta Amerykanów.

126 Misja Franciszka – misja niemożliwa?KRZYSZTOF WOŁODŹKO

W związku z pontyfikatem Franciszka doszło w naszym kraju do wymownych i wyrazistych przeobrażeń w obrębie tradycyjnych podziałów debaty wewnątrz i wokół Kościoła. Na lewicy widać życzliwe zainteresowanie tymi aspektami Franciszkowego przekazu, które harmonijnie współbrzmią z wątkami socjaldemokratycznymi, ekologicznymi, spółdzielczymi, alterglobali-stycznymi czy kwestiami dotyczącymi zrówno-ważonego rozwoju. Konwergencja zachodząca między Franciszkiem a lewicą społeczną jest dla rodzimych liberalnych konserwatystów kolejnym dowodem na „lewacką” tożsamość głowy Kościoła. W bardzo niewielu prawico-wych środowiskach pojawił się w trakcie tego pontyfikatu samokrytyczny namysł, że wy-padałoby się raczej wsłuchać w argumentację papieża niż przeciwstawiać mu swoje wizje ładu społeczno-gospodarczego.

Recenzja

Recenzja

132 AmezriANDRZEJ MUSZYŃSKI

Po południu jeszcze gdzieś za górą zawarczał silnik, ucichł, przybrał mocy, znów ucichł i w końcu przechylona beżowa maska kamaza wyłoniła się zza skały. Z samochodu wyskaki-wali wąsaci Berberowie ubrani w beżowe swetry z wzorkami i mokasyny z łuskami, i zmierzali do swoich rodzin. Wieczorem bordowe, ale lekkie chmury rozproszyły nasycone, miedziane światło, wyciągając z roślinności zupełnie nieziemski odcień. Ponad wioską rozpostarła się wielka tęcza. Niewykluczone, że w podobnych okolicznościach Mahomet doznał objawienia, bo stało się to w czasie wędrówek po górach. Uroczyście ubrani i pachnący ludzie wyszli z domów. W naszym kierunku zmierzał stary człowiek odziany w śnieżnobiałą szatę. Zanim przywitał się z ciepłym, niepojęcie serdecznym uśmiechem, kilka młodych osób ucałowało go w rękę. Wszyscy ściskali się i pozdrawiali, rzucając w naszą stronę błyski raz oczu, raz zębów. To właśnie wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, by przejść na islam.

5

Page 8: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

czyli jak ochronić polskie zasoby naturalne i strategiczną infrastrukturę przed pazernością globalnego kapitału

Marcin Malinowski

W moich poprzednich tekstach („Niech znów ruszą maszyny”, „Szczepionka na neoliberalizm” i „Od-zyskać państwo”) bardzo się starałem, aby nie wychodzić poza ramy narodowego, publicznego i społecznego interesu Polski i Polaków. Uznałem, że poruszane w nich tematy nie są ani „lewackie”, ani „prawicowo-oszołomskie”, ani antyklerykalne czy prokościelne. Sytuują się raczej na styku rela-cji większości polskiego społeczeństwa z „resztą”, czyli szeroko pojętą globalizacją, szkodliwym neoli-beralnym światopoglądem, częścią oderwanych od

rzeczywistości polskich elit politycznych oraz ego-istycznych elit finansowych. Polska nie jest dużym graczem na scenie międzynarodowej, dlatego ma ograniczone pole manewru, choć ono rzecz jasna istnieje. Należy tym bardziej uzmysłowić sobie jego granice i możliwości, które się z nim wiążą, ponie-waż determinują one przyszły los polskiej wspólno-ty, a więc nas.

Temat ochrony polskich zasobów naturalnych i  strategicznej infrastruktury, czyli zrównoważo-nego rozwoju, również warto poruszać, dążąc do

Rozwój naprawdę zrównoważony,

18

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 9: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Rozwój naprawdę zrównoważony,

mianownika wspólnego dla Polaków – chociaż jest to już ćwiczenie trudniejsze, ponieważ niektóre składowe tego zagadnienia, np. stosunek do zmian klimatycznych, energii odnawialnej, nuklearnej, wy-dobycia gazu łupkowego czy do samej definicji zrów-noważonego rozwoju, mogą budzić duże emocje.

Co rozumiem przez zrównoważony rozwój? To zintegrowane i skuteczne prowadzenie różnych po-lityk, służące długoterminowym celom i interesom państwa oraz jego obywateli bez narażania interesu przyszłych pokoleń.

Państwo dobre, czyli jakie?Dobre państwo to, moim zdaniem takie, z którego obywatele nie emigrują i które nie ma problemów z demografią, ponieważ istnieją tam dobry rynek pra-cy, rzetelne zabezpieczenia socjalne, solidna publicz-na służba zdrowia, edukacja, przedszkola, żłobki czy usługi komunalne.

To państwo, które konkuruje nie tylko tanią siłą ro-boczą, lecz przede wszystkim produkcją zaawanso-wanych technologii opatentowanych przez rodzime podmioty gospodarcze. To także zróżnicowana eko-nomia, z silnym krajowym kapitałem w sektorach

finansowym, telekomunikacyjnym, handlowym, z produkcją zawansowanych i średniozaawansowa-nych, ale innowacyjnych produktów, sprawnym rol-nictwem i sektorem produkcji żywności.

To państwo, które umiejętnie kontroluje konieczne monopole oraz dba o konkurencyjność na rynkach. Troszczy się o swoje środowisko naturalne, ekolo-gię, lasy, rzeki i jeziora, o piękno architektoniczne, ma sprawną armię, solidną policję i inne służby. To państwo o stabilnych finansach, z bezpiecznym pry-watnym i publicznym długiem oraz oszczędnościami obywateli zarządzanymi zgodnie z interesem naro-dowym, posiadające dość rezerw, aby móc aktywnie reagować na nieprzewidziane szoki i kryzysy.

Przede wszystkim to jednak organizm, który sam jest w stanie określić, co jest dobre i realne dla jego obywateli, bez bezmyślnego kopiowania zagranicz-nych wzorów, często niewpisujących się w nasz spe-cyficzny kontekst kulturowy i geopolityczny.

Oznacza to konieczność istnienia bardzo spraw-nych instytucji i systemu politycznego zdolnego do zarządzania tymi wszystkimi elementami.

Obecność pięciu poniższych obszarów stanowi, moim zdaniem, minimum konieczne do zaistnienia zrównoważonego rozwoju.

Zasoby naturalneKontrola nad polskimi zasobami naturalnymi i za-rządzanie nimi w sposób zrównoważony stanowi jedną z podstaw przyszłego dobrobytu Polski. Zarzą-dzanie tego typu zawsze było powodem konfliktów międzypaństwowych, co widać na przykładzie ropy czy gazu. Również obecnie toczy się o nie brutal-na gra między państwami a grupami kapitałowy-mi. Miliardy dolarów ukryte w rajach podatkowych wracają stamtąd, by zostać ulokowane m.in. w za-sobach naturalnych, także w  Polsce. Konieczne jest wypracowanie takich strategii i polityk, które zapewnią zrównoważoną i dobrze przemyślaną ich eksploatację, zasilenie polskiego systemu socjalnego (a nie dywidend wielkiego kapitału), a dodatkowo wezmą pod uwagę interes przyszłych pokoleń oraz będą przyjazne środowisku naturalnemu.

Wszystkie poniższe obszary są ze sobą powiązane, np. wydobywanie złóż mineralnych na obszarach Natura 2000 wpływa na stan tych terenów, nawo-żenia ziemi – na jakość wody pitnej, oddziaływanie wydobycia gazu łupkowego – na wody podziemne itd. Dlatego wszystkie strategie powinny brać pod uwagę istniejące między nimi współzależności.

a) Woda pitnaPolska jest terenem stepowiejącym i nieposiadają-cym wielkich zasobów wody pitnej. Tegoroczna su-sza sprawiła, że wiemy już, co oznacza jej niedobór.

bna Geoff Livingstone, flickr.com/photos/geoliv/17755702344

19

Page 10: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Można także zauważyć, że coraz częściej pojawiają się gwałtowne opady powodujące powodzie – ale również długie okresy bezdeszczowe.

Dlatego należy, po pierwsze, zapewnić strategicz-ną kontrolę państwa nad odpowiednią ilością zaso-bów wody pitnej oraz zdecydowanie uniemożliwić ich przejmowanie przez wielki kapitał. Po drugie, stworzyć i wdrożyć plan ograniczający kurczenie się jej zasobów, poczynając od wód podziemnych. Po trzecie, rozbudować systemy przeciwpowodziowe (wały, poldery itd.), gdyż ich brak będzie powodo-wał ogromne straty finansowe powodowane coraz częstszymi powodziami. Trzeba także rozbudo-wać systemy ograniczające straty w  czasie suszy (zbiorniki wodne), poprawić czystość zasobów wód powierzchniowych i w ten sposób rozszerzać ich dostępność. Obecnie tylko 1 proc. zasobów to woda I klasy czystości.

b) Ziemia rolnaPaństwo powinno mieć taką kontrolę nad strategicz-nie konieczną ilością ziemi rolnej, aby w razie po-trzeby było w stanie zapewnić samowystarczalność żywnościową Polski. Rynki produktów rolnych są poddane manipulacjom spekulacyjnym, ceny mogą gwałtownie się zmieniać, a potencjalne przyszłe kon-flikty – doprowadzić do gwałtownych niedoborów żywnościowych.

Należy więc wdrożyć, wzorem niektórych krajów Europy Zachodniej, mechanizmy, które uniemoż-liwią Polsce i polskiemu kapitałowi utratę kontroli nad ziemią rolną, a więc spekulację tą ziemią, gdyż, wbrew poglądom neoliberałów, nie powinna być ona traktowana jako zwykły towar. Należy też pilnować, aby Art. 23. Konstytucji RP był właściwie przestrze-gany. Brzmi on: Podstawą ustroju rolnego państwa jest gospodarstwo rodzinne. Warto zadbać o odpo-wiednie normy ekologiczne zapobiegające erozji zie-mi oraz zanieczyszczaniu gleb i wód, np. z powodu używania nawozów.

c) LasyW wyniku zawirowań historycznych polskie lasy są w większości własnością państwową i tak powinno zostać, gdyż leży to w interesie społecznym. Taka forma własności promuje swobodny dostęp do nich (chociażby w czasie grzybobrania), zabezpieczenie drzewostanu przed nadmiernym wyrębem, ochronę pięknych krajobrazów, zwierząt czy ostatnich dzi-kich ostępów leśnych. Wystarczy popatrzeć na nie-które zachodnie państwa – tam własność prywatna oznacza grodzenie. Lasy regulują również korzyst-nie ilość wody i klimat. Istnieją zakusy różnych grup, aby na własność przejąć polskie lasy, co jest sprzecz-ne z naszym interesem.

Warto więc wzmocnić konstytucyjnie państwową własność terenów leśnych, aby nie dało się dokonać przekształceń własnościowych na drodze ustawo-wej za pomocą zwykłej większości w  sejmie. Na szczęście, zgodnie z polskim interesem narodowym i społecznym, 27 października 2015 r. Prezydent RP zawetował zmianę ustawy o lasach. Haczyk tkwił w  podkreślonym fragmencie, który umożliwiałby sprzedaż gruntów leśnych:

Art.1.1.2. Lasy stanowiące własność Skarbu Pań-stwa mogą być zbywane wyłącznie w przypadkach określonych w  ustawie w  celu zachowania trwale zrównoważonej gospodarki leśnej lub realizacji celu publicznego w rozumieniu przepisów o gospodarce nieruchomościami.

Konstrukcja tego zapisu jest podobna do ustępu konstytucyjnego o  ograniczeniu zadłużenia pu-blicznego, który pozwala na manipulację metody wyliczania długu publicznego za pomocą zwykłej ustawy. Jak to działa w praktyce, okazało się przy nacjonalizacji prywatnych pieniędzy z OFE. Jeśli np. IKEA czy jakiś fundusz spekulacyjny zaproponowa-liby „trwale zrównoważony” projekt zarządzania 100 tys. hektarów lasów, to mogliby kupić taki obszar od Państwa, bo weryfikację projektu przeprowadzałoby Ministerstwo Ochrony Środowiska. Wygląda to więc na rezultat profesjonalnego lobbingu, którego celem była możliwości obejścia Konstytucji.

Należy również zwiększać poziom ochrony i obszar parków narodowych czy krajobrazowych i poprawić jakość państwowych instytucji zarządzających lasami.

d) Złoża kopalin energetycznych i nieenergetycznychZdecydowałem się umieścić oba typy kopalin obok siebie, gdyż są podobne pod wieloma względami. Różnica jest taka, że kopaliny energetyczne są dodat-kowo kluczowe dla bezpieczeństwa energetycznego

– mówimy tu np. o węglu kamiennym i brunatnym, gazie konwencjonalnym, gazie łupkowym, metalach żelaznych i  nieżelaznych, kryształach, pierwiast-kach ziem rzadkich, surowcach budowlanych.

Zasoby wszelkich kopalin to kapitał Polaków na przyszłość. Odpowiednia strategia i jej systematyczne wdrażanie mogą być jedną z podstaw zmiany obecne-go neokolonialnego modelu rozwoju Polski na model podmiotowy, taki, jakim cieszą się Szwecja czy Ko-rea Południowa. Mówiąc inaczej, zyski z wydobycia kopalin mogą zasilać budżet państwa, strategiczne inwestycje w technologie czy zabezpieczenia socjalne, edukację i przedszkola. Mogą również – jeśli sprawy nie zostaną dopilnowane – być transferowane z Polski w postaci dywidendy dla zagranicznych właścicieli. Obecnie nie ma żadnej solidnej strategii zrównowa-żonego rozwoju pozyskania kopalin. Firmy takie jak KGHM odprowadzają miliardy podatku CIT do

20

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 11: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

państwowej kasy. Mimo to ich rozwój jest zagrożony przez ciągłe kłopoty budżetowe, które powodują cza-sami zbytni nacisk podatkowy ze strony rządzących.

Różne polskie organizacje, np. Polska Platforma Technologiczna Surowców Mineralnych, od lat alar-mują o zaniechaniach rządów na tym polu oraz pro-mują propozycje strategii politycznych. Koncepcja taka powinna być długoterminowa i brać pod uwa-gę spore wahania cenowe surowców na światowych giełdach. Niepoważnym postępowaniem jest przeja-danie sporych zysków w okresie krótkotrwałej hossy oraz zamykanie kopalń przy wahnięciach cenowych w dół, jak to ma miejsce obecnie. Wydobycie, zwłasz-cza złóż rzadkich, opłaca się długoterminowo, ale trzeba realizować je w ramach polskiego interesu, a nie w imię zysków wielkiego kapitału.

Państwo powinno inwestować w  badania geo-logiczne, aby uzupełniać mapy polskich zasobów kopalnych. Analizy te muszą być wykonywane przez podmioty zależne od polskich instytucji, aby utrzymywać kontrolę nad cennymi informacjami. Niektóre zidentyfikowane złoża można klasyfiko-wać według odpowiednio zdefiniowanych kryte-riów, np. jako kluczowe dla interesu publicznego, i tym samym chronić je przed takim użytkowaniem gruntów, które uniemożliwiłoby ich późniejsze wydobycie. Równolegle powinno się inwestować w rozwój technologii geologicznych pozwalających na badania na coraz większych głębokościach.

Warto także wydawać środki na badania i rozwój technologii wydobywczych, co zmniejszy tech-nologiczne uzależnienie od zagranicy oraz ułatwi potencjalny dostęp do cennych złóż na większych głębokościach, równocześnie niwelując zagroże-nia ekologiczne. Państwo powinno też promować rozwój polskich firm wydobywczych, aby mogły czerpać zyski (uczciwie odprowadzając podatki do kasy państwowej) i oferować solidne miejsca pracy. Równolegle można ułatwiać im zagraniczną eks-pansję, jak ma to miejsce w przypadku KGHM. Przy-znawanie koncesji wydobywczych powinno zostać ulepszone zgodnie z polskim interesem narodowym, publicznym oraz społecznym, i powiązane z długo-terminową strategią wydobywczą. Pewne kopaliny są rzadkie i jest na nie globalny popyt, stąd można je eksploatować szybko, w sposób rabunkowy albo rozsądnie zarządzać wydobyciem, biorąc pod uwagę wahania globalnej koniunktury. Tym samym ważne jest systematyczne analizowanie globalnych ryn-ków surowcowych w celu neutralizowania wahań i baniek spekulacyjnych, aby zapewnić rozsądną długoterminową kontrolę nad zrównoważonym wydobyciem. Niektóre złoża są już nieopłacalne pod względem eksploatacji albo będą opłacalne wraz z postępem technicznym za np. 30 lat – takie szacunki powinny stać się elementem planowania i być zsynchronizowane z postępem w badaniach nad rozwojem lepszych technologii górniczych.

bn Ministry of Foreign Affairs of the RP, www.flickr.com/photos/polandmfa/14416151849/

21

Page 12: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Równolegle proces przyznawania koncesji należy powiązać z wymaganiami dotyczącymi planowa-nych kopalń sformułowanymi z punktu widzenia ochrony środowiska oraz z obowiązkowym konsen-susem z  lokalnymi społecznościami, by uniknąć konfliktów społecznych i ustalić korzyści płynące dla nich z wydobycia. Tu wzorem są takie kraje, jak Szwecja, Finlandia czy Kanada.

Prawo geologiczne i górnicze powinno być dopa-sowane do realiów, gdyż obecnie do nich nie przy-staje i nie realizuje właściwie polskiego interesu. Przede wszystkim nie jest odporne na rabunkową gospodarkę surowcową, na spekulacje rynkowe oraz na te inwestycje zagranicznego kapitału, które są niepotrzebne i nieopłacalne dla Polski. Przepisy powinny wspierać zarządzanie wydobyciem kopa-lin, uwzględniając cały cykl wydobywczy – zaczy-nając od mapowania geologicznego, a kończąc na zarządzaniu odpadami górniczymi i rehabilitacji terenów pogórniczych. Niektóre właściwie przero-bione odpady górnicze nadają się do powtórnego umieszczenia w ziemi i z czasem staną się warto-ściową kopaliną. Dzięki odpowiedniej konserwacji terenów pogórniczych mogą powstać obszary war-tościowe przyrodniczo lub społecznie, np. jeziora w byłych kamieniołomach lub rezerwaty przyrody.

Warto rozwijać przemysł recyklingu i związane z nim prawo i technologie, gdyż jego znaczenie ro-śnie. Z milionów zużytych samochodów, pralek, tele-fonów komórkowych, telewizorów da się w rentowny sposób odzyskać cenne surowce, które ograniczą po-pyt na eksploatację złóż. Istotny z tego punktu wi-dzenia jest także rozwój przemysłu hutniczego, może on bowiem wytwarzać kolejne zyski, przetwarzając surowce na materiały o wysokiej wartości dodanej.

Strategia zarządzania kopalinami powinna wy-biegać nawet o 100 lat do przodu i bazować na za-rządzaniu polskimi kopalinami oraz na wydobyciu zagranicznym, jak w przypadku chilijskiej inwestycji KGHM. Zagraniczne spółki doradcze nie powinny peł-nić wiodącej roli w tworzeniu tego typu programów, a  zlecanie audytu spółek węglowych niemieckiej firmie doradczej, jak to miało miejsce, jest przynaj-mniej nieświadomym działaniem na szkodę Skarbu Państwa ze względu na konflikt interesów. Zagranicz-ne firmy wydobywcze są konkurencją firm polskich w dostępie do rentownych kopalin w naszym kraju.

Inteligentna infrastruktura (poza miastami)Infrastruktura energetyczna, transportowa i tele-komunikacyjna (w tym Internet) ma strategiczne znaczenie i jako taka powinna podlegać ochronie konstytucyjnej, jak dzieje się np. w  Niemczech. Tamtejsza Konstytucja w artykule 87e stwierdza, że

koleje żelazne, wraz z opisem chronionych funkcji, są własnością państwa. Również inne strategicz-ne usługi, takie jak poczta, transport powietrz-ny i telekomunikacja, są chronione odpowiednio w artykułach 87d i 87f. Tym samym skandaliczna i  lekkomyślna prywatyzacja PKP Energetyka nie mogłaby się tam zdarzyć. Nie warto nawet wspo-minać o „prywatyzacji” Telekomunikacji Polskiej przez sprzedanie jej państwowej telekomunikacyj-nej spółce francuskiej.

Te zadania wymagają dobrej koordynacji. O wiele łatwiej i taniej jest chociażby otrzymać pozwolenia, przygotować projekt i wybudować autostradę wraz z linią szybkich kolei, sieciami energetycznymi i po-łożeniem kabli światłowodowych niż w przypadku wykonawstwa tych wszystkich prac z osobna. Pla-nowanie takich inwestycji powinno być uzgadniane

22

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 13: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

z MON, aby np. w przypadku konfliktu zbrojnego mo-sty czy autostrady nadawały się do szybkiego przerzu-tu wojsk. Obecnie taka koordynacja nie jest wdrożona.

Warto zwrócić uwagę na kilka istotnych elemen-tów. Po pierwsze, inwestycja w infrastrukturę wy-maga sporych wydatków na technologie – a zatem trzeba rozwijać strategie badania, rozwoju i wdraża-nia polskich technologii w celu częściowego unieza-leżnienia się od ich importu – oraz rozwoju polskiego przemysłu wytwarzającego zaawansowane techno-logicznie produkty, poczynając od technologii ener-getycznych i  maszyn budowlanych, a  kończąc na pociągach czy komponentach elektronicznych. Po drugie, trzeba wziąć pod uwagę syndrom NIMBY (an-gielski skrót od frazy „nie w moim ogródku”), czyli typową postawę w przypadku takich inwestycji. Za-istnieć więc powinny rozsądne procedury decyzyjne,

gwarantujące odpowiednie konsultacje społeczne i rekompensaty dla właścicieli terenów, na których powstaje infrastruktura.

Warto wspierać rozwój polskich firm, które – w  miarę możliwości – powinny budować, remon-tować i rozwijać inwestycje tego typu, a z czasem mogłyby podjąć zagraniczną ekspansję. Działania te przyczynią się do zwiększenia bezpieczeństwa i po-ziomu zatrudnienia.

Niestety, z powodu coraz bardziej gwałtownych zmian pogodowych katastrofy naturalne, takie jak upały, susze, gwałtowne wiatry i powodzie, będą w Polsce coraz częstszym zjawiskiem. Dlatego war-to zrobić przegląd norm technicznych, zgodnie z  którymi buduje się strategiczną infrastrukturę, aby zwiększyć jej wytrzymałość. Zagraniczny ka-pitał specjalizuje się w jej wykupie, ponieważ jest

bna Nuno Neves, flickr.com/photos/nunoneves13/14593189689

23

Page 14: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

bardzo dochodowa i w zasadzie gwarantuje mono-polistyczną rentę. Odpowiednie prawo powinno to uniemożliwić i stworzyć strategię ponownego prze-jęcia kontroli nad bezmyślnie sprzedanymi obcemu kapitałowi aktywami o wartości strategicznej. To bardzo ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski. Być może warto zastanowić się, jak wykorzy-stywać do tego oszczędności zgromadzone w OFE i inne oszczędności Polaków – takie inwestycje mogą być bardzo dochodowe.

Należy brać pod uwagę także interes społeczny, czyli dostępność tej infrastruktury w  regionach, w których nie jest możliwa jej rentowność, ale jej istnienie jest konieczne ze względów społecznych. Warto spojrzeć na zyski w perspektywie szerszej niż tylko bilansowa. Na przykład szybka kolej podmiej-ska może zwiększyć zatrudnienie w miejscowościach podmiejskich i zarazem zmniejszyć liczbę klientów

pomocy społecznej, co jest ogromną korzyścią, choć nie widać jej w bilansie spółki przewozowej.

Produkcja i dystrybucja energiiTen temat jest bardzo istotny, gdyż tani prąd stanowi podstawę gospodarki i jej konkurencyjności. Dostęp do taniej energii jest w interesie społecznym. Gdy go zabraknie, rozwija się tzw. ubóstwo energetyczne.

Bezpieczeństwo energetyczne jest ściśle powiąza-ne z dostępnością surowców energetycznych i z jako-ścią sieci przesyłowej prądu, których topologia zależy od rodzaju źródeł. Sieci przystosowane do obsługi rozproszonych źródeł odnawialnych są o wiele droż-sze w budowie i w utrzymaniu od tych rozprowadza-jących prąd z kilkunastu wielkich elektrowni. Warto uświadomić sobie, że dostosowanie sieci do obsługi energii odnawialnej jest dużo droższe niż samo wy-stawienie wiatraków czy paneli, i że koniec końców

bd Greenpeace Polska, flickr.com/photos/greenpeacepl/12507343843

24

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 15: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

koszt takich inwestycji odbije się na cenie prądu, o czym oficjalnie się nie mówi. Nie powinno się też zapominać, że zmiana mieszanki energetycznej, np. wykluczenie używania węgla, to koszmarnie drogi, 30- czy 40-letni proces inwestycyjny. Przyjrzyjmy się poniżej różnym źródłom energii elektrycznej.

Główną zaletą węgla brunatnego i kamiennego jest to, że mamy ich ogromne złoża, co wpływa na nasze bezpieczeństwo energetyczne.

Słabością tego źródła energii jest zaś to, że jego spalanie przyczynia się do emisji CO2, przez co jest ono na cenzurowanym. Polska ma problem, ponie-waż z jednej strony w naszym narodowym interesie jest zapewnienie sobie bezpieczeństwa energetycz-nego, a z drugiej rośnie międzynarodowa presja na ograniczanie spalania węgla. Poniższa tabela poka-zuje, że nasz rząd nie popisał się w negocjacjach kli-matycznych. Polska emituje zaledwie 40 proc. CO2

na osobę w porównaniu z emisjami Luksemburga i 83 proc. w przypadku Niemiec, a mimo to jesteśmy po-strzegani jako „brudny producent energii”. Również Belgia, Holandia, Finlandia, Czechy i Estonia emitują więcej CO2 na głowę niż Polska.

Rozwiązaniem dla Polski wydają się inwestycje w nowe technologie energetyczne. Obecnie średnia wydajność naszych przestarzałych elektrowni węglo-wych to około 33 proc., podczas gdy nowe technologie pozwalają na zwiększenie jej do nawet 50 proc. Gdy dodamy kolejne 10-15 proc. z kogeneracji [czyli jed-noczesnej produkcji prądu i ciepła – przyp red. NO],

KrajEmisja CO2 w tonach na osobę w 2013 r.

Emisja CO2 w kilotonach na kraj w 2013 r.

Luksemburg 20,9 10 832

Australia 16,9 390 000

Arabia Saudyjska 16,6 490 000

USA 16,6 5 300 000

Kanada 15,7 550 000

Estonia 14 18 650

Korea Pd 12,7 630 000

Rosja 12,6 1 800 000

Japonia 10,7 1 360 000

Czechy 10,4 109 486

Finlandia 10,2 54 767

Niemcy 10,2 840 000

Holandia 10,1 168 007

Belgia 8,8 97 766

Polska 8,5 320 000

Austria 7,8 65 203

Wielka Brytania 7,5 480 000

Chiny 7,4 10 330 000

UE 7,3 3 740 000

Dania 7,2 40 377

Włochy 6,4 390 000

Afryka Pd. 6,2 330 000

Szwecja 5,5 52 145

Francja 5,7 370 000

Iran 5,3 410 000

Meksyk 3,9 470 000

Indonezja 2,6 510 000

Brazylia 2,4 480 000

Indie 1,7 2 070 000

Emisja CO2 na kraj i osobę w 2013 r. (Źródła: Bank Światowy i Wikipedia. Dotyczy tylko emisji CO2 ze spalania paliw kopalnych i produkcji cementu).

25

Page 16: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

będzie można istotnie zmniejszyć emisje CO2 bez ograniczania bezpieczeństwa energetycznego.

Sporo się słyszy o sekwestracji dwutlenku węgla – wyłapywaniu go i  składowaniu pod ziemią. Od-radzam ten proces z co najmniej dwóch powodów: technologia ta zużywa bardzo dużo energii i de facto wymaga budowy dodatkowej elektrowni. Ponadto składowanie CO2 pod ziemią nie jest certyfikowane jako bezpieczne – skompresowany dwutlenek węgla to trucizna.

Kolejnym źródłem energii jest gaz konwencjonal-ny. Polska wydobywa go dużo mniej, niż zużywa, co uzależnia nas od importu z Rosji. Z punktu widze-nia bezpieczeństwa energetycznego to spore ryzyko, dlatego warto inwestować w konkurencyjne źródła zaopatrzenia w gaz, choćby w celu zdobycia lepszej pozycji negocjacyjnej. Krokami w dobrym kierunku są budowa gazoportu w celu umożliwienia importu skroplonego gazu oraz rozbudowa połączeń gazo-wych z Czechami, Słowacją i Niemcami, co zapew-ni więcej alternatyw w  przypadku problemów na wschodzie. Ciekawą opcją jest też gazyfikacja węgla.

Następnym potencjalnie ważnym źródłem energii jest gaz łupkowy. To zapewne ciekawa możliwość zwiększenia naszego bezpieczeństwo energetycznego. Sporo mówi się o sukcesie wydobywczym w Stanach Zjednoczonych. Jest tylko jedno ale: obecne techno-logie nie są bezpieczne dla zasobów wody. Biorąc pod uwagę opisane wyżej problemy ze zmniejszającą się dostępnością wody pitnej w Polsce, nie powinniśmy się spieszyć z takim wydobyciem, możemy natomiast inwestować w badania i  rozwój lepszych technolo-gii wydobywczych, które nie degradują środowiska. Ponadto nie zabezpieczono procesu koncesyjnego przed wrogim przejęciem i  wiele koncesji zostało wykupionych przez naszego wschodniego sąsiada – w przyszłości trzeba unikać tak oczywistych błędów w tworzeniu i wdrażaniu kluczowych strategii.

Ważnym źródłem energii stanie się energia ze źródeł odnawialnych. Pozyskiwanie jej ma wielu zwolenników, co wynika z faktu, że w czasie dys-kusji o tym sposobie pozyskiwania energii zwraca się uwagę tylko na brak emisji CO2 i ograniczenie wydobycia węgla. Sprawa nie jest jednak tak prosta. Z punktu widzenie cyklu życia produktu wygląda to zupełnie inaczej. Masowa produkcja tych techno-logii również wykorzystuje mnóstwo kopalin oraz powoduje zużycie energii, a więc emisję dwutlenku węgla. Ich instalacja (zwłaszcza wiatraków) jest ob-ciążająca dla środowiska, sąsiedztwa i zwyczajnie niszczy piękno krajobrazu. Recykling, szczególnie paneli słonecznych, jest bardzo trudny, jeśli nie nie-możliwy. Warto więc kalkulować wszystkie korzyści i straty, a nie tylko ich wąski wycinek zgodny z do-minującą ortodoksją.

Produkcja energii odnawialnej wymaga całkowitej modernizacji sieci dystrybucji energii elektrycznej. Liczne rozproszone źródła energii oraz zmienność wiatru czy nasłonecznienia powodują, że sieci trze-ba naszpikować gigantyczną ilością drogiej elektro-niki, aby zarządzać niestabilnymi dostawami prądu. Dodatkowo należy budować rezerwowe elektrownie gazowe, które uruchamia się w okresie niedoboru wiatru lub słońca. Produkcja i odpady po zużyciu się technologii stanowić będą dodatkowe obciążenie dla środowiska, wliczając emisję CO2. To oczywi-ście ogromne dodatkowe koszty inwestycji, których obecnie nie bierze się pod uwagę.

Na zastosowaniu tych technologii zarabiają zwłaszcza ich producenci, stąd można zrozumieć zaangażowanie np. Niemiec w ich promocję, gdyż dla tego kraju oznacza ona nowe rynki eksportowe. Polska również powinna inwestować w ich rozwój.

Trochę inną kwestią są elektrownie wodne, wyma-gające sztucznych zbiorników, których budowa ma zazwyczaj fatalne następstwa dla okolicznego eko-systemu. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę rosnące zagrożenia powodziowe oraz problemy z rezerwami wody pitnej, jest to alternatywa warta rozważenia.

Ciekawą opcją jest geoenergia. Jej ewentualna po-pularyzacja powinna bazować na wynikach badań geologicznych. Warto pamiętać, że np. Islandia po-zyskuje z tego źródła większość energii.

Energia ze spalania śmieci nie jest najbardziej ekologiczną formą wytwarzania, ale alternatywę stanowi składowanie odpadów na wysypiskach. W Skandynawii istnieje sporo takich spalarni, więc to opcja warta rozważenia

Nie jestem zwolennikiem produkcji energii z ro-ślin, jeśli ogranicza ona obszary rolne służące produkcji żywności. Chyba że mówimy o biogazow-niach wykorzystujących odpady z produkcji roślin spożywczych, np. słomę z żyta czy pszenicy. Jest to na pewno temat wart uwagi.

Elektrownie atomowe trudno ocenić jednoznacz-nie. Przyjrzyjmy się kilku minusom. Po pierwsze, w razie problemów elektrowni atomowej nie da się wyłączyć. Co to oznacza, dowiedzieliśmy się w Czar-nobylu i Fukushimie. Argument producentów tych technologii, mówiący, że teraz są one już bardziej za-awansowane, jest mylący, bo zawsze istnieje pewne ryzyko, za które producent nie bierze odpowiedzial-ności, a skutki i koszty ponosi społeczeństwo. Poza tym Polska zapewne musiałaby importować uran, co niekoniecznie poprawi nasze bezpieczeństwo ener-getyczne. Budowa takiej elektrowni to ogromna emisja CO2 (beton, cement itd.), czyli uzasadnienie odwołujące się do niskoemisyjności elektrowni ato-mowych z punktu widzenia cyklu życia jest nie do końca prawdziwy.

26

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 17: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

W przypadku konfliktu międzynarodowego taka elektrownia to wymarzony cel ataku rakietowego lub terrorystycznego. Być może problem ten można by przekuć w zaletę, gdyby taką elektrownię zbu-dować w województwie lubuskim, blisko granicy z Niemcami. Byłaby to dobra odpowiedź na rurociąg Nordstream.

Odpady nuklearne są znacznym ryzykiem dla śro-dowiska. Na przykład Francja składuje je na swoich wyspach na Pacyfiku, co stwarza potencjalne zagro-żenie, lecz zwykle nie jest brane pod uwagę w rozwa-żaniu wad energii nuklearnej.

Wśród plusów wymieńmy przede wszystkim fakt, że warto mieć grupę specjalistów od kwestii nuklear-nych, która będzie dysponowała odpowiednią wiedzą o produkcji technologii tego typu, w razie gdyby sy-tuacja geopolityczna jej wymagała. To także zawsze pewna dywersyfikacja źródeł zaopatrzenia w energię.

Infrastruktura transportowa Kolejnym zagadnieniem jest transport drogowy, ko-lejowy, rzeczny i lotniczy. Obecnie rzuca się w oczy brak zintegrowanego rozwoju sieci transportowej. Tworzy się wspólne strategie, aby zoptymalizować całą sieć, np. kontenery najlepiej przewozić koleją, a  dowóz węgla z  południa na północ mógłby być wykonywany za pomocą transportu rzecznego. Poza tym rozwój sieci transportowej powinien być inte-growany z sieciami telekomunikacyjnymi i energe-tycznymi (gaz, ropa, prąd).

Szybka kolej, jako forma transportu najbardziej przyjazna środowisku, powinna być priorytetem. Dotyczy to zarówno transportu osobowego, jak i towarowego. Proces usprawniania kolei musi być zintegrowany z badaniami i rozwojem polskich tech-nologii, aby ten ogromny rynek stał się kołem zama-chowym dla polskich producentów pociągów czy zasilania energetycznego, a także firm budujących i utrzymujących infrastrukturę. Większość tranzytu towarowego przez Polskę powinna być transporto-wana koleją, aby odciążyć drogi.

Rozwój sieci drogowej jest strategicznie istotny. Nie jestem zwolennikiem niekorzystnego dla Polaków systemu opłat – powinny go zastąpić przynajmniej kilkumiesięczne winiety, co jest formą podatku re-gresywnego: osoby zamieszkałe w Polsce często ko-rzystające z płatnych dróg płacą relatywnie mniej, a osoby mieszkające za granicą relatywnie więcej.

Transport rzeczny jest sferą niedoinwestowaną, mimo korzystnej sieci rzek północ-południe i ponie-mieckiej infrastruktury na Odrze.

W kwestii transportu lotniczego od lat widać nad-mierną ambicję polityki regionalnej, aby w każdym mieście było lotnisko, co jest nieekonomiczne i na-raża państwo na marnotrawienie środków. Polsce

wystarczy tylko kilka lotnisk pasażerskich, ważne jest połączenie ich z  szybką koleją, aby zapewnić sprawny dowóz pasażerów.

Infrastruktura telekomunikacyjnaSprzedaż Telekomunikacji Polskiej państwowej spół-ce francuskiej jest przykładem patologii obecnego systemu i braku rozwagi decydentów. Kontrola pań-stwa nad siecią telekomunikacyjną jest jednym z jego celów, a polityka ta powinna być zintegrowana z pró-bą odbudowy polskiej produkcji tych technologii oraz z ochroną przed cyberterroryzmem czy cyberwojną. Również utrzymanie i rozwój tej infrastruktury mu-szą być prowadzone przez polskie spółki kontrolowa-ne przez państwo, gdyż ma to znaczenie strategiczne.

Inteligentne miastaZnaczna część Polaków mieszka w miastach, stąd miejsca te stanowią specjalne wyzwanie, jeśli chodzi o rynek pracy i wykorzystywanie zasobów. Spójrzmy na nie z punktu widzenia zużycia zasobów w budyn-kach, w transporcie, przy utylizacji śmieci oraz w ka-nalizacji, oświetleniu itp.

b Trevor Butcher, flickr.com/photos/27888428@N00/5024062378/

27

Page 18: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Budynki zużywają sporo energii (prąd, gaz, olej opałowy itd.) i  wody. Warto więc inwestować w oszczędzanie tych zasobów. W przypadku ogrze-wania należy zacząć od właściwego docieplenia, a dopiero w drugiej kolejności zainwestować w in-stalacje technologii regulującej używanie oświetle-nia, klimatyzacji, ogrzewania, wody czy generujące prąd z energii słonecznej, np. na szybach czy na po-wierzchniach dachowych.

Transport w miastach zużywa sporo energii oraz zanieczyszcza otoczenie szkodliwymi wyziewami i hałasem. Warto inwestować w transport elektrycz-ny, taki jak tramwaje, elektryczne autobusy czy me-tro, a także promować w aglomeracjach miejskich auta elektryczne. Trzeba jednak pamiętać, że ba-terie obsługujące elektryczne auta robione są mię-dzy innymi z litu, który wydobywa zaledwie kilka państw na świecie. Oznacza to kolejne uzależnienie od importu surowców.

Proces ten powinien być wspierany przez dobrze przemyślany system opłat parkingowych, limitowa-ną liczbę pozwoleń na poruszanie się autami w tłocz-nych centrach czy darmową (lub tanią) komunikację. Skutkiem będzie zmniejszenie poziomu hałasu (sa-mochody elektryczne są ciche) oraz kosztów opieki

zdrowotnej (transport elektryczny nie wydziela trujących emisji powodujących np. choroby dróg oddechowych). Warto inwestować w szybką kolej podmiejską, jak robią to Niemcy, aby podmiejskim społecznościom bardziej się opłacało dojeżdżać do pracy w miastach kolejką niż samochodami. Ważnym zadaniem jest tworzenie infrastruktury komunikacji rowerowej. Planowanie różnych typów infrastruktu-ry transportowej powinno być zintegrowane.

Oszczędzanie wody, stacje jej uzdatniania, kanali-zacja i oczyszczalnie ścieków są ważną infrastruktu-rą konieczną do ochrony niewielkich zasobów wody pitnej w Polsce. Miasta zużywają również na miej-skie oświetlenie ogromne ilości prądu. Inwestując w nowoczesne systemy oświetleniowe, można sporo oszczędzić.

Ważne budynki, np. elektrownie, serwerownie itd., są potencjalnym celem ataków terrorystycznych i mi-litarnych w przypadku wojny. Ponieważ ich działanie jest kluczowe dla państwa, należy inwestować w tech-nologie, które zabezpieczą je przed takim ryzykiem.

Inteligentne sieci elektryczne, doprowadzające prąd do domów (tzw. ostatnia mila), również mają spory potencjał oszczędności energii. W mniejszych miejscowościach istnieje dodatkowo możliwość

bna Daniel Kulinski, flickr.com/photos/didmyself/4001042920/

28

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 19: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

rozwoju lokalnego generowania prądu. Liczne za-kłady produkcyjne zużywają sporo energii i wody. Odpowiednie normy i zachęty powinny wspierać ich oszczędzania, np. poprzez zamknięty obieg wody lub zmianę silników diesla obsługujących maszyny na silniki elektryczne.

Warto te procesy sprzęgnąć z rozwojem polskich technologii, odpowiednimi normami i umiejętnym definiowaniem zamówień publicznych, aby duże in-westycje generowały dodatkowy rozwój w regionach.

Inteligentne łańcuchy dostawcze produktów, ich recykling i opakowaniaUżytkowane na co dzień produkty, np. auta, ma-szyny, AGD, telewizory, komputery, klimatyzato-ry, serwery itd. zużywają sporo energii i surowców w procesie produkcyjnym, a po zużyciu lądują za-zwyczaj na śmietnisku. Dodatkowym problemem ekologicznym są wszechobecne plastikowe opako-wania. Można temu zaradzić.

Większość tych produktów jest importowanych lub jedynie składanych w Polsce. Tym samym można się zastanowić, jak obligatoryjnie wydłużyć ich gwaran-cje, aby producenci byli zmuszeni do produkcji trwal-szych wersji. Oczywiście podniosłoby to ich cenę, ale byłyby dłużej sprawne i zmniejszyłoby się zużycie za-sobów naturalnych potrzebnych do ich produkcji. Ist-nieje wiele obowiązkowych norm minimalizujących zużycie prądu, ale niekoniecznie są one skuteczne z punktu widzenia klienta i środowiska naturalnego.

Warto inwestować w odzyskiwanie surowców ze zużytych technologii, które są prawdziwą kopalnią zasobów obejmujących całą tablicę Mendelejewa. To rosnący sektor, stopniowo generujący ogromne zapotrzebowanie na nowe technologie do wyłuski-wania surowców ze zużytych sprzętów. Technologie te można rozwijać także w Polsce.

Koszmarem dla środowiska są plastikowe opa-kowania. Warto znajdować prawne rozwiązania i wprowadzić obowiązek używania bardziej ekolo-gicznych materiałów.

Inteligentne finansowaniePowyższe inwestycje w zrównoważony rozwój wy-magają dużych zasobów pieniężnych. Sektor finan-sowy powinien więc być zachęcany do tworzenia odpowiednich produktów finansowych, które ten proces wesprą.

Warto analizować, jak oszczędności Polaków – bankowe czy emerytalne – mogłyby zostać użyte, oczywiście z należnym zyskiem dla ich właścicieli, do finansowania tych koniecznych i dochodowych inwestycji oraz do wykupienia strategicznej infra-struktury, które została nierozważnie sprzedana zagranicznym inwestorom. W tym kontekście jasny

staje się sens postulatów przemyślanej repolonizacji sektora bankowego. Zagraniczny kapitał nie ma inte-resu we wchodzeniu w konflikt z kapitałem ze swoich krajów, zainteresowanych zwiększaniem udziału na polskich rynkach strategicznej infrastruktury. Po-dobnie warto rozważać, jak można byłoby użyć ka-pitału zgromadzonego w OFE. Równocześnie trzeba ograniczać rozwój finansowych, spekulacyjnych instrumentów pochodnych, jeśli nie służą intere-sowi społecznemu czy publicznemu. Można tego dokonać np. przez niewielki podatek obrotowy od każdej transakcji. Niektóre z tych instrumentów są korzystne tylko dla instytucji finansowych, wyko-rzystujących je do spekulacji na rynkach, np. energii.

PodsumowanieMożna pokusić się o kilka ogólnych wniosków.

Po pierwsze, państwo powinno zachować lub od-zyskać kontrolę nad strategicznymi zasobami na-turalnymi i kluczową infrastrukturą energetyczną, telekomunikacyjną i transportową.

Po drugie, umiejętne zarządzanie zasobami natu-ralnymi i ważną infrastrukturą może stanowić pod-stawę dofinansowania ochrony zdrowia, edukacji, badań i rozwoju czy mieszkalnictwa komunalnego.

Po trzecie, we wszystkich tych obszarach rośnie zapotrzebowanie na nowoczesne technologie. Popyt ten powinien być w miarę możliwości zaspokajany przez polskich naukowców i producentów, co wpły-nie na jakość rynku pracy i zamożność regionów.

Po czwarte, większość zasobów naturalnych jest konsumowana w  miastach. Dlatego warto inwe-stować w  koncepcje inteligentnych miast w  celu oszczędnego zużywania tych surowców.

Po piąte, należy wpływać na całe łańcuchy produk-cyjne, aby oszczędnie zużywały zasoby naturalne. Obowiązkowa dłuższa gwarancją na takie produkty, uzupełniona o recykling zużytych, wydaje się do-brym kierunkiem.

Po szóste, warto pracować nad rozwojem inteli-gentnych instrumentów finansowych, wspierają-cych zrównoważony rozwój Polski i pomnażających oszczędności Polaków. Zapewne jedną z opcji jest wspieranie repolonizacji sektora bankowego czy wy-kupu infrastruktury strategicznej.

Po siódme, w związku z gwałtownymi zmianami pogodowymi, warto zrobić przegląd norm strategicz-nej infrastruktury w celu zwiększenie jej odporności na coraz silniejsze wiatry, częstsze powodzie i susze oraz wyższe temperatury.

Po ósme, powstać powinna zintegrowana strategia zrównoważonego rozwoju w zakresie zasobów natu-ralnych i kluczowej infrastruktury na nadchodzące 20-30 lat. Jej wdrażanie winno się odbywać na pod-stawie kilkuletnich planów inwestycyjnych.

29

Page 20: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Niemała destabilizacjaz prof. Janem Toporowskimrozmawia Marceli Sommer

30

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 21: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

– W swojej pracy naukowej zajmuje się Pan m.in. me-chanizmami systemu finansowego, które powodują destabilizację i przyczyniają się do kryzysów go-spodarczych. Czy obserwując problemy, z jakimi boryka się światowa gospodarka w ostatnich latach, miał Pan poczucie, że na naszych oczach realizują się scenariusze już od dawna wyjaśnione i opisa-ne (m.in. przez polskich ekonomistów, takich jak Michał Kalecki czy Oskar Lange, którymi się Pan inspiruje), czy może coś – jakieś nowe zjawiska, me-chanizmy – Pana zaskoczyło?

– Prof. Jan Toporowski: Zaskoczył mnie początkowo sam wybuch kryzysu. A później – pokutujące do dziś

– przekonanie o jego wyjątkowości i przełomowym charakterze. Pamiętam, że w 2007 r. rozmawiałem o tym, co dzieje się na rynkach finansowych, z jed-nym z czołowych lewicowych ekonomistów w Oks-fordzie, Andrew Glynem. Widoczne już wówczas turbulencje traktowałem jako zjawisko sezonowe. Od lat śledząc sytuację na rynkach wiedziałem, że w lecie rynki w Anglii i – do pewnego stopnia – w Sta-nach Zjednoczonych zmagają się z  brakiem płyn-ności. Ludzie wyjeżdżają na wakacje i nikt nie chce robić wtedy większych operacji na akcjach czy ob-ligacjach. Tak też powiedziałem Glynowi. Okazało się, że to było trochę więcej niż przejściowy brak płynności [śmiech].

Ale jednocześnie, wbrew dość wówczas na lewi-cy rozpowszechnionemu przekonaniu, że mamy do czynienia z „ostatecznym krachem systemu kapita-listycznego” – wobec którego byłem dość sceptycz-ny – moja diagnoza nie była wcale bardzo odległa od rzeczywistości.

– Bardzo rozpowszechnione do dziś jest przekonanie, że kryzys wywołany został przez fałszerstwa i inne patologiczne zachowania bankierów i finansistów, związane z operacjami na tak zwanych Collaterali-zed Debt Obligations (obligacji zabezpieczonych dłu-giem), czyli stosowanych przez instytucje finansowe instrumentach pochodnych opartych na długu, oraz przez kredyty subprime (kredyty wysokiego ryzyka, przyznawane osobom o niskiej zdolności kredyto-wej). Inni twierdzili lub twierdzą, że źródłem kry-zysu był nadmierny poziom zadłużenia prywatnego.

W rzeczywistości było jednak inaczej. Głównym problemem naprawdę był brak płynności. Pierwsza reakcja banków centralnych na kryzys po upadku Lehman Brothers była dość standardowa – uwolnienie rezerw, które miały ustabilizować rynki. I te metody przyniosły zamierzony efekt. Gdy płynność została przywrócona dzięki działaniom banków centralnych, rynki wróciły do stanu równowagi, a amerykańska Rezerwa Federalna, która w ramach programu anty-kryzysowego skupiła sporo aktywów uważanych za

„toksyczne”, ostatecznie na tym zarobiła! Racji nie miała także lewica, która utożsamiła cały

system finansowy z lichwą i twierdziła, że kryzys wynikł z tego, iż biedna klasa robotnicza w Stanach kompensowała niskie zarobki życiem na kredyt, ge-nerując zadłużenie, którego nie była potem w stanie obsłużyć. W  rzeczywistości przytłaczająca więk-szość skumulowanego zadłużenia amerykańskich gospodarstw domowych dotyczyła klasy średniej

– rodzin, które mają pewne zabezpieczenie i w razie niewypłacalności mogą po prostu sprzedać dom i kupić sobie mniejszy.

Niemała destabilizacja

bnd Scott Beale, flickr.com/photos/laughingsquid/14313066998/

31

Page 22: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Na początku lat 90. przeprowadzono w USA takie badanie, w  którym sprawdzono prawdopodobień-stwo niewypłacalności. Intuicyjnie oczywiste wyda-je się, że ono musi być związane z dochodem: że ci, którzy mają wyższy dochód, są mniej zagrożeni, a ci, którzy mają niższy – bardziej. Tymczasem z badania rynku wynikło, że jest wręcz odwrotnie – że to ci, którzy zarabiają najwięcej, najczęściej rezygnują ze spłacania swoich długów, a najbiedniejsi najrzadziej.

– Jak to możliwe? – Dla kogoś, kto – tak jak ja – pochodzi z biednej rodzi-ny, to wcale nie jest tak bardzo zaskakujące. Weźmy przypadek amerykański. Ubodzy w USA mieszkają często na osiedlach kontenerowych, w takich blasza-nych przyczepach. I ta przyczepa stanowi wszystko, co taki człowiek ma. On będzie harował po 24 godzi-ny na dobę, żeby tylko spłacić kredyt, bo inaczej nie będzie miał nic. Sytuacja zmienia się diametralnie, jeśli mówimy o kredycie na kupno któregoś z kolei domu. Jeśli ktoś zamożny stwierdza, że chce prze-stać go spłacać, to po prostu przestaje, przepisując wcześniej majątek na innego członka rodziny. Bank zajmuje niespłacony dom, kredytobiorca nie traci dobytku, i wszyscy są zadowoleni.

Każdy przypadek zajęcia domu najuboższych przez bank jest tragedią, ale jeśli tylko rynek bankowy jest odpowiednio uregulowany, to skala tego zjawiska jest marginalna. Banki nie chcą kłopotów i zazwyczaj są skłonne do renegocjacji warunków spłaty długów, obniżają oprocentowanie albo przesuwają termin uregulowania danej raty, dzięki czemu, ostatecznie rzecz biorąc, większość kredytów osób niezamoż-nych jest spłacana. Większości lewicy rzeczywiste

mechanizmy działania systemu finansowego wydają się jednak nie interesować i trzyma się ona anachro-nicznej diagnozy o świecie finansów jako wielkiej pijawce przyssanej do świata pracy.

– Degradacja materialna znacznej części klasy śred-niej chyba jest jednak faktem.

– To prawda, ale źródłem tej degradacji nie jest zadłuże-nie, lecz liberalizacja rynku pracy. Tymczasowa, nisko płatna praca zagościła na dobre w sektorach, w któ-rych pracuje klasa średnia – na co dzień obserwuję to np. w szkolnictwie wyższym. Innym problemem, który dotyka klasę średnią, jest sytuacja na rynku nie-ruchomości i z pokolenia na pokolenie coraz marniej-sze perspektywy na uzyskanie własnego mieszkania.

Warto podkreślić, że te problemy nie są tak do koń-ca nowe. Czterdzieści lat temu, gdy przyjechałem do Londynu, na mieszkanie też trzeba było przeznaczać połowę pensji.

– Rodzi się pytanie: czy zmiany społeczne i klasowe, które obserwujemy, to narodziny nowego porządku, czy kolejny wariant tego samego porządku, a może nawet swoisty „powrót do przeszłości” i  zjawisk znanych z poprzednich epok, z innej fazy cyklu?

– Bliskie mi jest myślenie o kapitalizmie w kategoriach cykliczności i wydaje mi się, że całkiem sporo pro-blemów, z którymi się dziś zmagamy, jest „starych”.

– Przyjemniej jednak myśleć, że spotykamy się z zu-pełnie nowymi jakościowo wyzwaniami niż o tym, że nie potrafimy sobie dobrze poradzić z czymś, co jest po prostu powtórką z  pewnej fazy cyklu go-spodarczego.

bnd

G C

acak

ian,

flic

kr.c

om/p

hoto

s/fm

g200

8/51

4868

8605

/

32

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 23: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

– Każde pokolenie przeżywa to po raz pierwszy i myśli, że to coś nowego. Trzeba uważnych studiów nad hi-storią rozwoju kapitalistycznego i jego mechaniką, żeby to zrozumieć.

Pamiętam, że gdy jeszcze studiowałem w  Bir-mingham, jeden z wykładowców wytłumaczył mi cykliczność kapitalizmu na kanwie historii miasta. Społeczeństwo było tam tradycyjnie rozwarstwione nie tylko klasowo, ale także pod względem pocho-dzenia. W czasie, kiedy tam mieszkałem, bardzo wyraźnie było widać na przykład, że „arystokracja klasy robotniczej” składała się z Anglików i Irland-czyków. Irlandczycy przybyli tam w XIX w. i wtedy to oni byli najbardziej pogardzanymi i wyzyskiwa-nymi przez rodowitych Anglików nisko wykwalifi-kowanymi robotnikami. Później przyjechali Żydzi i to oni weszli w role zajmowane wcześniej przez Irlandczyków. Miejsce Żydów zajęli Polacy z powo-jennej emigracji – w tym moi rodzice. W latach 60. pojawili się Hindusi, a po nich – imigranci z Kara-ibów. Za każdym razem, gdy pojawiała się nowa grupa przybyszów, ta na dnie czuła ulgę, bo ktoś nareszcie był w hierarchii niżej od nich.

– Tak opisana historia Birmingham jest jednak histo-rią postępu społecznego, a degradacja nieźle prospe-rującej w pierwszych dekadach powojennych klasy robotniczej do rangi mieszkającej w blaszakach pod-klasy albo upadek klasy średniej to – niezależnie od przyczyn tych zjawisk – przykłady społecznego re-gresu. Gdzie tu cykl?

– Niepewność zatrudnienia może się wydawać czymś względnie nowym we współczesnej Europie i Sta-nach Zjednoczonych, gdzie po wojnie zapanował ład społeczny oparty na interwencjonizmie i stabilnym stosunku pracy. To temu ładowi zawdzięczaliśmy postęp społeczny i stopniową poprawę statusu ko-lejnych grup na rynku pracy.

Sukces reform zapoczątkowanych w  latach 30. przez Roosevelta wynikał z panicznej obawy przed deflacją. Dziś takiej obawy nie mamy. Banki cen-tralne potrafią wręcz chwalić się tym, że ceny spa-dają i twierdzić, że wszyscy mamy więcej pieniędzy. Rzecz jednak w tym, że nie wszyscy.

Demontaż państwa dobrobytu i regres społeczny wzajemnie się nakręcają. Napływowi taniej siły ro-boczej oraz tanich towarów z gospodarek opartych na taniej pracy towarzyszy coraz to większa deregu-lacja i obniżanie powszechnych standardów zatrud-nienia. W największym stopniu dotknęło to ludzi z dołu drabiny społecznej – pracowników tymcza-sowych, mniejszości, imigrantów. Ale ten wyścig do dołu nie może trwać wiecznie. Liberalizacja – choć trwa już od przeszło trzydziestu lat – jest zjawiskiem przejściowym.

– Trudno jednak siedzieć z założonymi rękami i cze-kać na powrót welfare state.

– Oczywiście, lewica polityczna i ruch związkowy po-winny być aktywne. Przy czym wydaje mi się bardzo ważne, żeby lewica nie postawiła na potencjalnie popularny w związku z trwającym kryzysem migra-cyjnym protekcjonizm i odwoływanie się do anty-imigranckich uprzedzeń. Wobec starych problemów należy natomiast sięgnąć do innych znanych i spraw-dzonych rozwiązań: przywrócenia i wzmocnienia regulacji rynku pracy, obowiązkowych świadczeń społecznych oraz systematycznie waloryzowanych płac minimalnych.

W dalszej kolejności musi zaś dążyć do przebudo-wy instytucji – stworzenia nowych instrumentów wpływu na prywatny kapitał, które umożliwią pro-wadzenie długoterminowego planowania gospodar-czego. Wolna przedsiębiorczość – tak, ale potrzebne są takie regulacje, które zapewnią dostęp do kapitału dla tych inwestycji i przedsiębiorstw, które stanowią priorytet z punktu widzenia przyjętej przez państwo strategii rozwoju społeczno-gospodarczego.

Musimy zrozumieć, że polityka społeczno-gospo-darcza nie może opierać się ani na wolnorynkowej ideologii, zakładającej samorzutny rozwój na bazie sumy decyzji podejmowanych w sektorze prywatnym,

Jan Toporowski (ur. 1950) – profesor ekonomii i finansów, do 2012 r. dziekan Wydziału Ekono-mii Szkoły Studiów Orientalnych i Afrykańskich (SOAS) Uniwersytetu Londyńskiego, znawca problematyki rynków finansowych i bankowo-ści międzynarodowej, autor m.in. książek „The Economics of Financial Markets and the 1987 Crash” (1993), „The End of Finance: Capital Mar-ket Inflation, Financial Derivatives and Pension Fund Capitalism” (2000), „Theories of Financial Disturbance: An Examination of Critical Theories of Finance from Adam Smith to the Present Day” (2005), „Dlaczego gospodarka światowa potrzebu-je krachu finansowego” (2010, wyd. polskie 2012) oraz „Michal Kalecki: An Intellectual Biography. Volume 1 Rendezvous in Cambridge 1899–1929”.

topo ROW ski

ba

Grz

egor

z G

ołęb

iow

ski,

com

mon

s.w

ikim

edia

.org

/wik

i/Fi

le%

3AJa

n_To

poro

wsk

i_20

15.jp

g

33

Page 24: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

ani na samych inwestycjach publicznych (to ostatnie oznaczałoby groźbę inflacji). Potrzebne są instytucje, które będą regulować rynek kapitałowy i dostarczać kapitału tam, gdzie jest potrzebny.

– Jak te rozpoznania mają się do kryzysu europejskie-go, który według obiegowych opinii związany jest z problematyką finansów publicznych i nadmierne-go zadłużenia krajów Eurostrefy?

– Kryzys strefy euro nie jest wynikiem nadmiernego zadłużenia ani błędnych decyzji politycznych na poziomie poszczególnych krajów czy instytucji UE. To kryzys źle zaprojektowanego modelu instytu-cjonalnego.

Zasady, według których stworzono struktury Eurostrefy, były skrajnie monetarystyczne: bank centralny jest tu odpowiedzialny za emisję pienią-dza i  jest niezależny od jakichkolwiek czynników politycznych. Z kolei europejskie państwa nie mają banków centralnych, które mogłyby spełniać stabili-zującą funkcję, zapewniając obrót i płynność obliga-cji rządowych. Nie uwzględniono w należyty sposób faktu, że obrót pieniądza odbywa się dziś nie tylko w gospodarce realnej, ale również na rynkach finan-sowych, i zapewnienie obrotu pieniądza na rynkach finansowych jest w obecnym systemie światowym niezbędne dla zapewnienia stabilności waluty.

Doskonale rozumieją to Amerykanie. W Europie wciąż bierze jednak górę strach przed inflacją, bo rozumienie zasad działania rynków finansowych jest wciąż na dość niskim poziomie. Dobrze ure-gulowany rynek obligacji rządowych powinien być fundamentem nowego europejskiego systemu finansowego. Elementem całego tego dysfunk-cjonalnego układu jest irracjonalny strach przed długiem publicznym, oparty na charakterystycz-nym wyobrażeniu – rozpowszechnianym m.in. przez Leszka Balcerowicza – że to jest zadłużenie zewnętrzne, działające na zasadzie zero-jedynko-wej. Podkreśla się np., że wyemitowanie obligacji skarbowych oznacza zaciągnięcie przez państwo pewnego zobowiązania, ale jednocześnie pomija się fakt, że wiążą się one ze znacznym dochodem dla ich nabywców, którzy stanowią część krajowej gospodarki i którzy część zarobionych pieniędzy od-dają budżetowi państwa.

– Często podnosi się także, iż problemem jest poło-wiczny charakter integracji gospodarczej strefy euro i uwolnienie polityki finansowej od nadzoru politycznego.

– Zgadzam się. Niestety kryzys generuje przede wszystkim reakcje typu nacjonalistycznego, co powoduje, że nie ma woli politycznej budowy no-wych instytucji lub przebudowy starych. To było

podstawowe doświadczenie byłego greckiego mi-nistra finansów Janisa Varoufakisa, któremu wyda-wało się na początku, że wystarczy stworzyć projekt reform, który będzie sensowny z punktu widzenia całego systemu – i wytłumaczyć go Europejczykom. Zwyciężyło jednak przekonanie, że problem został wygenerowany na poziomie poszczególnych państw i na tym poziomie trzeba go rozwiązać. Nie zważano na to, że państwom strefy euro odebrano wcześniej instrumenty, które mogłyby im to umożliwić.

– W drugiej połowie lat 80. opublikował Pan jeden ze swoich najgłośniejszych artykułów – który, notabe-ne, przypłacił Pan utratą ówczesnej posady w lon-dyńskim City – „Dlaczego gospodarka światowa potrzebuje krachu finansowego?”. Od tego czasu mieliśmy już parę poważnych załamań na rynkach finansowych, ale pozytywnych zmian trudno się chyba dopatrzeć.

– Krach finansowy to forma rozładowania narastającej nierównowagi. Moja teza była taka, że kryzysy są nie-zbywalną częścią naszego systemu, jako forma jego samoregulacji. Ale to nie znaczy, że konsekwencje załamań finansowych są pozytywne ani że nie na-leży starać się ich powstrzymywać. Zdecydowanie lepsza od krachu byłaby reforma systemu – taka, któ-ra zmierzyłaby się z mechanizmami stanowiącymi o sednie i naturze kapitalizmu od niemal dwustu lat.

– Czy od upadku słynnego Lehman Brothers znaleźli-śmy się bliżej wypracowania takiej reformy i zmie-rzenia się z przyczynami światowych kryzysów?

– Jednym z głównych problemów, które leżały u źró-deł ostatniego kryzysu finansowego, było sprowa-dzenie polityki gospodarczej do polityki pieniężnej, prowadzonej przez niezależne banki centralne. Nie-stety, po 2008 r. przekonanie o wiodącej roli ban-ków jeszcze się umocniło – i to po wszystkich niemal stronach politycznego sporu. Jako podmiot zdolny do załatwienia wszelkich światowych problemów

– od rozwoju gospodarczego, przez zmianę naucza-nia ekonomii i  bezrobocie, po zmiany klimatycz-ne – sam się przedstawia np. Bank of England. Albo weźmy przypadek kryzysu europejskiego, określa-nego też mianem kryzysu zadłużenia lub kryzysu strefy euro. Rządy państw członkowskich są bez-władne, nie mogą sobie poradzić z kryzysem, i tylko jeden Draghi [szef Europejskiego Banku Centralne-go – przyp. redakcji NO] zawsze ma rozwiązanie. Tym rozwiązaniem jest – według niego – wykupie-nie przez EBC długoterminowych obligacji zadłu-żonych krajów eurostrefy. W praktyce jednak skup obligacji ożywi rynki finansowe i zmieni strukturę zadłużenia w gospodarce, ale nie wywrze wpływu na realną gospodarkę.

34

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 25: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

– Chodzi o to, że kluczowym problemem, który stoi za kryzysem, jest nadmierne rozdęcie świata finanso-wego względem realnej gospodarki, a proponowa-ne rozwiązania oznaczają wpompowanie w te rynki jeszcze większych pieniędzy i  tylko ten problem spotęgują?

– Nie do końca. Myślę, że zarówno decydenci politycz-ni i gospodarczy, jak i część środowisk lewicowych, przeceniają rolę zmian, które zachodzą na rynkach finansowych. Bankierzy i wsłuchani w nich politycy chcą pompować pieniądze na światowe giełdy, żeby podtrzymywać krążenie pieniądza. Z kolei część lewi-cy proponuje ograniczenie spekulacji jako panaceum na wszystkie problemy współczesnych gospodarek. Tymczasem rynki finansowe nie są ani sednem na-szego problemu, ani kluczem do jego rozwiązania.

Żeby prawidłowo zareagować na kryzys gospo-darczy, trzeba zrozumieć mechanizmy, które od-powiadają za koniunkturę i rozwój, a te – w moim przekonaniu – znajdują się poza światem finansów, w realnej gospodarce, a konkretniej w inwestycjach sektora prywatnego. To rozpoznanie, które zawdzię-czam takim myślicielom, jak Michał Kalecki, Róża

Luksemburg czy niektórzy lewicujący keynesiści: kryzysy kapitalizmu biorą się ze zbyt niskiego po-ziomu inwestycji. A to, co dzieje się na rynkach finan-sowych, dotyczy głównie samych finansistów. Świat finansów jest bardzo mocno skupiony na sobie i wy-daje mu się, że dotykające go wahania to niewyobra-żalny kataklizm, z którego biorą się wszystkie inne. To naturalne – mówimy przecież o ludziach, którzy z rynków czerpią gigantyczne dochody. Trudno im zrozumieć, że nie są pępkiem świata ani nawet naj-ważniejszym sektorem kapitalizmu.

Tymczasem, choć prawdą jest to, że stosowane na rynkach finansowych instrumenty mają coraz bar-dziej złożony i spekulacyjny charakter, finanse nie są istotą współczesnego kapitalizmu.

– I nikt tego nie rozumie? – Jest coraz więcej ludzi w świecie nauki i w sektorze eksperckim, którzy mają świadomość, że problem tkwi w sektorze prywatnym i w jego niechęci do in-westowania. Ale większości z nich wciąż się wydaje, że możliwe jest ożywienie tej koniunktury klasycz-nymi instrumentami polityki pieniężnej czy fiskalnej.

bna

Cor

alle

Mer

cier

, flic

kr.c

om/p

hoto

s/ko

alie

/257

6431

44/

35

Page 26: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

– A nie jest? – Nie. To jest immanentny problem kapitalizmu: ten system gospodarczy podlega cyklom rozwojowym, które są ściśle uzależnione od poziomu prywatnych inwestycji. Kiedy sektor prywatny stawia na oszczę-dzanie, a nie na inwestycje, zaczyna się stagnacja. Żeby przełamać stagnację, potrzebne jest podnie-sienie poziomu inwestycji, ale sektor prywatny nie chce wprowadzać środków na rynek, kiedy nie wiąże się to z wystarczająco atrakcyjnymi zyska-mi. I nie istnieją mechanizmy, żeby te inwestycje

– w skali, która byłaby konieczna do pobudzenia roz-woju – wygenerować.

Keynesiści twierdzą, że można pobudzić „ruch w gospodarce” poprzez odpowiednią politykę fiskal-ną, a przede wszystkim zwiększenie wydatków pu-blicznych. O ile to wydaje się wykonalne na dużych rynkach, takich jak amerykański, to kraje europej-skie – nawet tak potężne, jak niemiecki – są na to za małe i polityka inwestycji publicznych musiałaby się tam skończyć inflacją. A np. Niemcy panicznie boją się inflacji. Z kolei w takim kraju jak Polska zwięk-szenie deficytu odbiłoby się negatywnie na handlu zagranicznym.

Z polityką keynesowską eksperymentował w la-tach 70. François Mitterrand, ale jej efektem było lawinowe narastanie deficytu w sektorze publicz-nym i wysoki poziom inflacji, a bezrobocie pozostało na wysokim poziomie. Z kolei konserwatywny bry-tyjski minister finansów Nigel Lawson próbował zmierzyć się z problemem inwestycji poprzez ulgi dla prywatnych przedsiębiorstw, ale doprowadziło to do powstania bańki spekulacyjnej. Poziom in-westycji faktycznie się podniósł, ale nie był to typ inwestycji, który zapewniłby stabilny długofalowy wzrost gospodarczy.

Inwestycje publiczne mogłyby zadziałać jako pod-stawa polityki gospodarczej na poziomie europej-skim – zresztą istnieje przecież europejski system koordynacji polityki makroekonomicznej. Barierą pozostają tu jednak zasady zapisane w traktatach z  Maastricht, które jedynym w  zasadzie celem wspólnej polityki gospodarczej UE czynią walkę z inflacją. Resztę – zarówno wzrost gospodarczy, jak i zatrudnienie – zawierza się sektorowi prywatne-mu i „niewidzialnej ręce rynku”. Tymczasem ostatni kryzys bardzo wyraźnie wykazał, że sektor prywat-ny sam sobie z załamaniem inwestycyjnym nie pora-dzi – bo jest to poza horyzontem jego bezpośrednich interesów i możliwości.

– I tu wracamy do postulatu interwencji państwa po-przez rynek kapitałowy i planowania gospodarczego?

– Polityka antykryzysowa musi mieć charakter sys-temowy. Ze względu na uwarunkowania, o których

mówiłem, nie obejdzie się bez instytucji, które zapew-nią nam realny wpływ na kierunki inwestycji i, co za tym idzie, rozwoju gospodarczego. Inaczej mówiąc, państwo musi prowadzić aktywną politykę przemy-słową.

– Jak taka polityka mogłaby wyglądać w praktyce i czy dałoby się w obecnych realiach międzynarodowych prowadzić ją na poziomie jednego państwa?

– W mniejszych państwach, takich jak Grecja czy Por-tugalia, byłoby to zapewne trudne, ale w kraju takim jak Polska – jak najbardziej.

– Tylko że hasło planowania gospodarczego spotka się zapewne ze znaczącymi chrząknięciami i sugestia-mi, że ktoś chce powrócić do skompromitowanych rozwiązań rodem z „realnego socjalizmu”.

– Ale przecież polityka przemysłowa i  planowanie były elementami wielu gospodarek rynkowych! Do pewnego stopnia do dziś funkcjonują one zresztą w Niemczech czy w Austrii, która w kilku gałęziach swojej gospodarki – takich jak przemysł metalur-giczny – prowadzi politykę przemysłową, o jakiej mówię, niemal od zarania kapitalizmu. Mówimy więc o wdrożeniu na szerszą skalę rozwiązań, które są znane od co najmniej 120 lat. Ich przejawami są np. Centralny Okręg Przemysłowy Eugeniusza Kwiat-kowskiego czy projekty infrastrukturalne, takie jak np. tunel kolejowy, który łączy Anglię z Francją, albo koleje transkontynentalne w Ameryce Północnej.

– Jest Pan związany z tradycją myślenia o ekonomii, w którą istotny wkład mieli m.in. polscy ekonomiści, tacy jak Michał Kalecki, Oskar Lange czy Tadeusz Kowalik. Po 1989 r. wiele ich podstawowych tez – do-tyczących m.in. roli, jaką państwo ma do odegrania w gospodarce – zostało uznanych przez główny nurt świata nauki, polityki i mediów za herezje. Jak widzi Pan przyczyny marginalizacji tego nurtu ekonomii zarówno w świecie akademickim, jak i w wymiarze wpływu na politykę gospodarczą?

– Jeszcze w  okresie międzywojennym w  toczonej w Polsce debacie o ekonomii panował pewien plu-ralizm. Niestety, po wojnie rządy komunistyczne ograniczyły możliwości dyskusji o różnych mode-lach polityki gospodarczej i zaprzęgły naukę w służ-bę ideologii. Polski dyskurs ekonomiczny nigdy się z tego upadku nie podźwignął. Dominujące tenden-cje zmieniały się w ślad za polityką – po 1989 r. wpły-wy amerykańskie wyparły radzieckie, ale ekonomia uprawiana na łamach prasy i na uczelniach pozosta-ła tandetna, prowincjonalna i silnie spolityzowana, daleka pod względem poziomu i zróżnicowania od dyskusji toczonych choćby pomiędzy ekonomista-mi amerykańskimi.

36

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 27: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

– Z  dzisiejszej perspektywy wydaje się jednak, że okres PRL wcale nie był dla debaty ekonomicznej

– przynajmniej tej, która toczyła się na uniwersytec-kich seminariach czy na łamach niszowych publika-cji – taki najgorszy.

– To prawda. Gdy porównuje się poziom dzisiejszych dyskusji medialnych o ekonomii do tych, które to-czyły się na łamach krajowej „Polityki” czy emi-gracyjnej „Kultury” w latach 70. czy 80., to można odnieść wrażenie, że po 1989 r. prowincjonalizm myślenia jeszcze się w Polsce pogłębił.

Nie wiem, jak na nowo otworzyć polskie media i uniwersytety na poważną debatę o ekonomii. Sze-rokość horyzontów i rozmach w myśleniu o gospo-darce Kaleckiego, Langego, Kowalika czy Kazimierza Łaskiego wynikały m.in. z systemowego podejścia, przekraczania ograniczeń prowincjonalnej per-spektywy i  podejmowanych systematycznie prób zrozumienia, jak działa kapitalizm w  skali global-nej. Świadomość peryferyjnego charakteru polskiej gospodarki prowadziła ich do rozważań w katego-riach globalnych zależności i mechanizmów rozwoju, a przede wszystkim do autentycznego zainteresowa-nia światem. Odróżniało i odróżnia ich to od wsobnej polskiej ekonomii, która – zarówno w okresie PRL, jak i po 1989 r. – zajmowała się niemal wyłącznie lokal-nymi problemami, a w dyskusjach teoretycznych po-wtarzała bezrefleksyjnie to, co było akurat „na czasie” i zgodne z polityczną poprawnością. Oczywiście ten prowincjonalizm w myśleniu o ekonomii nie dotyczy tylko Polski ani tylko krajów peryferyjnych. Większo-ści amerykańskich czy brytyjskich ekonomistów też takiego szerszego systemowego spojrzenia brakuje.

– Być może w  Polsce – bardzo powoli, ale jednak – zmienia się koniunktura dla gospodarczych „he-rezji”. Mówię to z pewnym wahaniem, bo przyzwy-czailiśmy się już do zasady, że „ktokolwiek by Polską nie rządził, w gospodarce i tak rządzi Balcerowicz”, ale choć o  Kaleckim usłyszeć wciąż niełatwo, to w  świecie polityki zagościły projekty i  postulaty, które do niedawna piętnowano jako heretyckie bądź

„populistyczne”. W ostatniej kampanii wyborczej wszystkie bodaj strony politycznego sporu mówi-ły o problemach peryferyjności, „pułapce średnie-go rozwoju i niskich płac”, a nowy rząd zapowiada m.in. opodatkowanie aktywów bankowych, walkę z unikaniem opodatkowania, rozbudowaną politykę przemysłową i inwestycyjną oraz podnoszenie płacy minimalnej. Co doradziłby Pan tym lub przyszłym reformatorom polskiej gospodarki?

– Wszystkie zmiany, które wspomniano, idą w dobrym kierunku i są potrzebne. Ale, choć może to zdziwi czytelników, uważam, że trzeba wprowadzać je bar-dzo ostrożnie i zabezpieczyć odpowiednią polityką

finansową i  fiskalną. W  innym przypadku może się okazać, że wprowadzenie – dajmy na to – wyż-szej płacy minimalnej wywoła panikę na rynkach finansowych i w efekcie chwilowy brak płynności spowoduje wycofanie się rządu z wszelkich ambit-niejszych planów. Reform, o których mówimy, nie można w dzisiejszych realiach przeprowadzić bez spokoju na rynkach.

Trzeba mieć zatem względnie konserwatywny program finansowania dla swoich projektów, żeby możliwe było zrealizowanie ich bez radykalne-go wzrostu deficytu budżetowego. Nie można też oprzeć kosztownych reform na hipotetycznych przy-chodach państwa, np. pochodzących z podatków, które dopiero mają zostać wprowadzone, bo może się potem okazać, że prywatne przedsiębiorstwa znajdą sposób na uniknięcie ich płacenia.

W średnim okresie konieczne jest wprowadzanie zmian instytucjonalnych, które zapewnią państwu pewną dozę kontroli nad rynkami. Polska, podobnie jak inne kraje UE, ma departament długu publicz-nego w ministerstwie finansów, ma instytucje zaj-mujące się emisją papierów wartościowych. Można działalność tych urzędów rozszerzyć tak, żeby były w stanie regulować płynność na rynkach finanso-wych. Koniunktura dla tego typu zmian jest dziś w Europie nienajgorsza.

Słowem, powodzenie reform wymaga dobrze przy-gotowanej strategii. Samo złożenie projektów w par-lamencie, powiedzenie: wprowadzamy to, to i  to, z pewnością wywoła ogromną awanturę, natomiast niekoniecznie będzie skuteczne. Ten problem był bardzo widoczny w Grecji. Radykalni reformatorzy mają skłonność, by myśleć o rządzie w sposób wolun-tarystyczny, wierzyć, że jeśli rząd ma odpowiednie zaplecze w parlamencie, to może zrobić wszystko. Niestety, tak nie jest. Rząd jest tylko cząstką w skom-plikowanym systemie społeczno-gospodarczym, składającym się z różnych klas społecznych, silniej-szych i słabszych grup wpływu.

Nie ma sensu łudzić się, że jakakolwiek, najsensow-niejsza nawet władza zdoła w ciągu 4 lat radykalnie przebudować strukturę społeczną. Niektórzy polity-cy greckiej Syrizy wyobrażali sobie, że wyprowadzą swój kraj ze strefy euro – i jednym skokiem wypro-wadzą lud grecki na wolność. A przecież wiadomo, co by się stało, gdyby Tsipras zrealizował zapowiedzi

„grexitu” – wolny lud grecki odebrałby mu władzę. I nie byłaby to tylko wina bankierów czy Międzyna-rodowego Funduszu Walutowego, lecz także pokłosie społecznych konsekwencji zbyt radykalnej decyzji.

– Dziękuję za rozmowę. Warszawa, 19 listopada 2015 r.

37

Page 28: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

– Zajmował się Pan strategiami życiowymi polskich robotników po 1989 roku. To był okres głębokich zmian, przekształcała się dotychczasowa rzeczy-wistość, a normy z nią związane traciły moc, two-rzyły się zręby nowego systemu. Poświęcił Pan wiele godzin na rozmowy z  robotnikami, którzy zostali wrzuceni w zupełnie nowy świat. Mieli oni za sobą określone doświadczenia, a  przed sobą – konieczność stworzenia nowych projektów życio-wych. Wzrost znaczenia niestandardowych form

zatrudnienia, dezindustrializacja i  ograniczone możliwości związków zawodowych – to tylko niektó-re przejawy nowego porządku. Jak robotnicy radzili sobie z dominującą narracją o nowym człowieku, który miał myśleć racjonalnie i  ekonomicznie? Gdzie szukali pomocy, jakie punkty orientacyjne były dla nich najważniejsze?

– Adam Mrozowicki: Na podstawie wywiadów, które przeprowadziłem z robotnikami, mogę powiedzieć, że człowiek wrzucony w  tę nową rzeczywistość

Opuszczona

klasa

z dr. Adamem Mrozowickim rozmawia Kacper Leśniewicz

bnd Andrzej Szymański, flickr.com/photos/madpole/15735450253/

50

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 29: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

zwracał się często ku sobie i zaczynał myśleć w kate-goriach indywidualistycznej walki o przetrwanie. Na początku zawsze trzeba było sobie radzić samemu. Z drugiej strony mieliśmy tych, którzy już na starcie poszukiwali w tej rzeczywistości wspólnotowych punktów oparcia. Mogły się one wywodzić z zaso-bów wyniesionych z  poprzedniej rzeczywistości społecznej, z tradycji grup zawodowych, społecz-ności lokalnych.

– W  książce, która jest efektem Pańskich badań, można przeczytać, że zebrany materiał dostarczył argumentów na rzecz tezy o negocjowanej podmio-towości robotników. Wspomniał Pan o  pewnych zasobach, które wykorzystywali oni, ale szuka-nie dla siebie miejsca odbywało się w określonym otoczeniu społecznym. Zakładam, że pomyślenie o sobie jako o obywatelu, robotniku, osobie, której przysługuje godność, musiało być związane z walką. Jak wykuwała się podmiotowość tej grupy?

– Zasoby, na których opierały się różne formy robotni-czego sprawstwa, nie były czymś całkowicie nowym. Na poziomie zbiorowym opierały się one na kapi-tale organizacyjnym, społecznym i  kulturowym, a w pewnym sensie też politycznym, wyniesiony-mi z realnego socjalizmu, a często również z okre-su przedwojennego, z długoletnich tradycji ruchu zawodowego. Z czasem były one dostosowywane do nowych realiów, w których – na przykład – for-malna wolność związkowa była zagwarantowana, ale możliwości organizowania się były ograniczane już nie przez państwo, lecz przez kapitał prywatny i pracodawców z sektora publicznego. Na poziomie indywidualnym robotnicze sprawstwo w pierwszej fazie transformacji bazowało również na rodzin-nych i  indywidualnych zasobach z  okresu przed 1989 rokiem. Obserwacja taka była zresztą bardzo powszechna wśród socjologów badających procesy dostosowawcze w społeczeństwie polskim w latach 90. Osobiście uważam jednak, że – wbrew tezom części badaczy – zasoby te nie mogą być interpre-towane jako „niechciane dziedzictwo socjalizmu” albo bariera transformacji, rozumiałbym je raczej jako podstawę budowy środkowoeuropejskiego czy polskiego modelu kapitalizmu.

– W dyskusjach na temat związków zawodowych i ro-botników jako ważny punkt odniesienia dla tych środowisk podaje się często Kościół i różne autory-tety. Czy takie stwierdzenia znalazły potwierdzenia w Pana rozmowach?

– Zdziwiło mnie, że podczas rozmów nie pojawiały się odniesienia do religii czy Kościoła. Nie było także od-wołań do autorytetów z obszaru polityki. Nie widzia-łem w tych wywiadach żadnego fundamentalizmu.

Spotkałem pojedyncze osoby, które mówiły języ-kiem mesjanistycznym, ale podobnie marginalnie występowały również osoby mówiące językiem kon-fliktu klasowego. Przypisywany często robotnikom fundamentalizm, autorytaryzm, myślenie w kate-goriach oczekiwania silnej władzy, która wszystko uporządkuje – tego wszystkiego nie było. Ocena klasy politycznej była bardzo negatywna, ale robotnicy nie tęsknili za silną ręką kogoś, kto „zrobi porządek”. Ich życie toczyło się po prostu obok władzy.

– W debacie publicznej w tamtym okresie często po-wtarzano, że przed społeczeństwem stoi wyzwanie związane z wielką zmianą, dzięki której Polska może się zbliżyć do Zachodu. W tej narracji podkreślano, że jedną z barier stojących na drodze do lepszego świata jest część obywateli i ich nawyki, postawy. Według intelektualistów to właśnie wspomniane podejście odpowiadało za wytwarzanie postaw rosz-czeniowych. Czy potrafi Pan odpowiedzieć na pyta-nie, jak konfrontowali się z taką narracją robotnicy?

Trudno odpowiedzieć na pytanie o konfrontację tych ludzi z dyskursami, bo oni oczywiście nie kon-frontowali się bezpośrednio z językiem elit. Przede wszystkim zderzyli się z  materialnością, czyli z tym, co się wokół nich zaczęło szybko zmieniać, a w pierwszym okresie te zmiany były dla nich nie-korzystne. Ten proces konfrontowania się z mode-lem nowego człowieka odbywał się moim zdaniem przez praktyki materialne, czyli przez zderzenie z nowymi sposobami zarządzania. Robotnicy, jesz-cze w  PRL funkcjonujący gdzieś na peryferiach

dr Adam Mrozowicki – badacz związków za-wodowych, socjolog w Zakładzie Socjologii Ogólnej Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Przewodniczący Sekcji Socjologii Pracy Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, wiceprzewodniczą-cy Research Committee 44 on Labour Movements. Współpracuje z Europejskim Instytutem Związków Zawodowych. Autor książki „Coping with Social Change. Life Strategies of Workers in Poland’s New Capitalism” (Leuven University Press 2011).

Mro zowICKI

51

Page 30: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

środowisk robotniczych, jako pierwsi wypadli z nich na początku lat 90., po prostu tracąc pracę. Tutaj roz-czarowanie musiało być olbrzymie, a transformacja doświadczana była jako fatum. Nowy i stary system funkcjonowały gdzieś obok nich, a jeśli oni mówili o tej zmianie, to w kategoriach czegoś zewnętrznego, niekontrolowanego. Ci natomiast, którzy byli wete-ranami postsolidarnościowymi na poziomie zakła-dów pracy, byli rozczarowani, że zabrano im kontrolę nad przemianami w ich miejscach pracy.

– Konfrontacja ze zmieniającą się materią życia była procesem skomplikowanym poznawczo i nierzadko bolesnym. Przeprowadzony bez znieczulenia zabieg przeniesienia ze świata, który był jakoś przewidy-walny, w rzeczywistość pozbawioną punktów orien-tacyjnych, mógł wywoływać dezorientację. Czy na to, jak robotnicy radzili sobie w nowej sytuacji i jakie strategie życiowe stosowali, miało wpływ ich usytu-owanie klasowe?

– Tak, siłą rzeczy w początkowym okresie wiele zale-żało od tego, co wynieśli z okresu realnego socjali-zmu, w sensie zasobów, które można wykorzystać do radzenia sobie w nowej rzeczywistości. Można podać przykład poczucia fachowości: ten fachowiec, który miał silną pozycję w zakładzie pracy w PRL, na początku mógł czuć, że jego kompetencje nie są

doceniane. Był zmuszany do tego, żeby nieustannie dostosowywać się do rzeczywistości, zmieniać kwa-lifikacje itd. Jednak niekoniecznie musiał postrzegać tę sytuację jako coś całkiem nowego. Dla wielu ludzi konieczność pracy na wielu stanowiskach to było coś, co znali jeszcze z poprzedniego ustroju. Gdy zasoby zawodowe okazywały się zbyt słabe w  nowej rze-czywistości, to często sposobem radzenia sobie było szukanie oparcia we wspólnocie, którą stanowiła np. szeroka rodzina. Wycofanie w  rodzinę, we wspól-notę wielokrotnie pojawiało się w moich badaniach jako coś w rodzaju sieci bezpieczeństwa. Nierzadko w tamtym okresie pojawiały się opinie o wyuczonej bezradności, a ja powiedziałbym raczej o wyuczonej zaradności. Wiele osób wyniosło z PRL instytucjonal-ną zaradność, która wynikała z tego, że w gospodar-ce niedoboru trzeba było radzić sobie na wszystkie dostępne sposoby. Potransformacyjna przedsiębior-czość stanowiła w pewnym sensie kontynuację nie-których strategii przetrwania w PRL, choć oczywiście większość prywatnych przedsiębiorców nie prze-trwała w warunkach ostrej konkurencji lat 90.

– Mówi Pan o wyuczonej zaradności robotników, ale początek lat 90. to w mediach i w debacie publicz-nej okres największej popularności, stosowanego z nonszalancją, pojęcia homo sovieticus. Mieliśmy do czynienia z zachętą do społecznej marginalizacji licznej grupy obywateli.

– To pojęcie w pewnym sensie zamroziło obraz robot-nika – obraz, który mijał się z rzeczywistością. Nie zdawano sobie zupełnie sprawy z tego, że zasoby, które na co dzień wykorzystujemy do mierzenia się z otaczającym nas światem, nie mają znaczenia przypisanego z góry. W nowych realiach kolekty-wizm mógł być równie ważny w codziennym radze-niu sobie jak indywidualizm. Od początku to pojęcie było problematyczne, ponieważ zakładało, że wiele cech mentalnych ukształtowanych w realnym so-cjalizmie było właściwościami specyficznymi dla tego okresu. U podstaw kolejnych interpretacji tego pojęcia leżało błędne założenie o realnie uprzywi-lejowanej pozycji robotników. Tymczasem w bada-niach z końcowego okresu PRL pojawia się raczej obraz wieloaspektowego braku uprawnień robot-ników. Począwszy od szans edukacyjnych dzieci, przez kwestie partycypacji, a kończąc na tym, jak robotnicy byli postrzegani przez inne warstwy i klasy społeczne. Ryszard Kapuściński w jednym z  reportaży wspomina, że gdy rozpoczął się Sier-pień ‘80, dla wielu inteligentów było to pomiesza-nie porządków – no bo jak to, robol, który wynosi śrubki z fabryki, nagle okazuje swoją podmiotowość i sprawczość, mówiąc przy tym własnym językiem. Pozytywna rewaluacja pojęcia „robotnik” nigdy b

nd

J.A

.G.A

, flic

kr.c

om/p

hoto

s/j_a

_g_a

/835

1266

600/

52

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 31: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

w pełni nie nastąpiła, ciągle jakoś ciążyła na nim kultura postfeudalna. Nieustannie, również w PRL, były obecne elementy folwarcznej organizacji pra-cy. Transformacja to okres, który kulturowo konty-nuował obecny także w Polsce Ludowej podział na oświecone elity i nieoświecone masy.

– W tym miejscu warto wspomnieć o procesie powiela-nia pojęć negatywnie wartościujących, oprócz homo sovieticus były bowiem jeszcze inne. Profesor Piotr Sztompka w jednym ze swoich tekstów wskazywał na robotników jako nosicieli mentalnych nawyków, które stanowią barierę dla procesu demokratyzacji.

– Wydaje się, że podczas analizowania procesów związanych z  transformacją zaniechano solidnej socjologii porównawczej, która zestawiałaby klasę robotniczą na Wschodzie i  na Zachodzie. Jeśli na przykład mówi się, że górnicy są w Polsce wyjątkowo roszczeniowi, bo palą opony podczas demonstracji, to zapomina się, że trudno wskazać górników w ja-kimkolwiek kraju, którzy działają inaczej podczas wystąpień zbiorowych. I trudno nazywać to ich cy-wilizacyjną niekompetencją. Jest to element trady-cyjnej proletariackiej kultury protestu. Kolejnym błędem był brak głębi historycznej, czyli brak cof-nięcia się przed okres PRL i zobaczenia, jak niektó-re cechy przypisywane PRL są pewną kontynuacją tego, co się ukształtowało w  okresach wcześniej-szych. Nieufność wobec państwa, to, co nazywamy brakiem kapitału społecznego, jest efektem nie tylko PRL – w Polsce państwo było postrzegane jako obce dużo wcześniej.

– Przedstawiciele nauk społecznych byli uodpornieni na tego typu dociekliwość poznawczą. Konsekwen-cje stosowania upraszczających i stygmatyzujących schematów wydają się jednak poważne.

– Te schematy w  jakimś stopniu przekładały się na sposób uprawiania polityki. Można powiedzieć, że liberalne elity w pewnym sensie opuściły robotni-ków i stworzyły grunt pod serię konserwatywnych zwrotów w polityce. Oczywiście nie można zapomi-nać też o tym, że obóz konserwatywno-narodowy w podobny sposób instrumentalizuje robotników. Kwestie ekonomiczne są podporządkowane pewnej agendzie narodowej, mamy do czynienia z  wizją solidaryzmu narodowego. Problem pojawia się, gdy pewne grupy wyłamują się z tej skonstruowanej po-litycznie solidarności narodowej, z wizji podporząd-kowania własnych interesów klasowych interesom narodu zdefiniowanym przez elity – wówczas inte-resy tych grup nie są adekwatnie reprezentowane. Wystarczy sobie przypomnieć protesty pielęgniarek w Białym Miasteczku w 2007 r. i paniczną reakcję na nie rządu Prawa i Sprawiedliwości.

– Liberalne i konserwatywne elity instrumentalnie traktują robotników, ale co ze społecznym spraw-stwem i zdolnością do oporu robotników? Robotnik, który pracuje w branży poddanej restrukturyzacji, zaczyna sobie powoli uświadamiać skalę katastrofy.

– Opór jest wielowątkowy, sprawstwo słabych nieko-niecznie musi się objawiać w zbiorowej kontestacji opartej na wyjściu na ulice czy w protestach pracow-niczych. W pierwszej dekadzie transformacji silna

bd

Dar

iusz

Sie

czko

wsk

i, fli

ckr.c

om/p

hoto

s/si

eczu

/137

0146

3213

/

53

Page 32: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

fala protestów miała miejsce w latach 1992–1993, po-tem długo, długo nic i dopiero w latach 2005–2007 obserwujemy ich wyraźny wzrost, ale potem znów ich natężenie bardzo spadło. Naturalnie pojawia się pytanie, co się działo pomiędzy i czy to były momen-ty, gdy nie było protestów i oporu. Moim zdaniem przybierały one inne formy. W  instrumentarium socjologii przemysłu te różne formy są opisywane w kategoriach pozazwiązkowych form wyrażania niezadowolenia. Na przykład w momencie, gdy po 2007 roku spadła liczba protestów, wzrosła skala ta-kich form, jak indywidualne skargi do Państwowej Inspekcji Pracy. Najbardziej spektakularną formą sprzeciwu były i  pozostają zagraniczne migracje, których znaczenia nie da się zredukować tylko do czynników czysto ekonomicznych. Te ostatnie są oczywiście ważne, ale to, dlaczego ludzie za granicą zostają, to już nie tylko kwestia pieniędzy, lecz często także jakości życia i pracy poza Polską.

– Wybranie drogi emigracji jest nierzadko trudnym osobistym przeżyciem, ale rodzi się pytanie o to, czy po tej masowej wyprowadzce nastąpi jakaś forma kontestacji, jakiegoś rodzaju mobilizacja społeczna?

– Formą obserwowaną obecnie jest głosowanie przez protest, ale nie jest to jedyny przejaw niezadowolenia społecznego. Kilka lat temu pojawiły się kampanie związków zawodowych dotyczące np. krytyki umów cywilnoprawnych czy jakości pracy w  Polsce. To wszystko jest dla mnie pewnym przejawem odcza-rowywania mitu rynku. Pytanie, jak to niezadowo-lenie zostanie zagospodarowane. Czy kontrruchem będzie narodowy protekcjonizm, czy to jest coś

przejściowego i będziemy mieli do czynienia z posze-rzeniem pola o nowych aktorów społecznych. W mo-ich badaniach na początku roku 2001 było widać w odniesieniu do kontrruchów i oporu społecznego, że część rozmówców zaczynała redefiniować związki zawodowe. Zaczęła się pojawiać kwestia aktywizmu związkowego, która zupełnie nie odpowiadała wizji pasywności i wycofania robotników ze sfery publicz-nej. Wizja aktywizmu związkowego była podparta pracą tożsamościową.

– Można powiedzieć, że działalność związkowa była pozytywnie wartościowana przez samych zainte-resowanych?

– Podczas moich rozmów z osobami, które zakładały związki w supermarketach jeszcze przed wejściem Polski do UE, wynikało, że te osoby bardzo wierzyły w to, co robią, postrzegając swoją aktywność jako proces cywilizowania stosunków pracy. Poza tym w niektórych narracjach wyraźnie obecna była ak-tywność w społecznościach lokalnych, która także stanowiła formę oporu. Większość ludzi powtarzała, że na poziomie ich małych, lokalnych społeczności jest kompletna beznadzieja, że w wyniku masowej emigracji, między innymi ze Śląska Opolskiego do Niemiec, powstała pustynia społeczna, by użyć kategorii Winicjusza Narojka. Aby się temu prze-ciwstawić, część z nich zaczęła organizować się na poziomie parafii czy stowarzyszeń i zajmować misją ożywiania swoich lokalnych społeczności.

– Taki typ działania wpisuje się w rolę animatora spo-łecznego – otrzymujemy obraz związkowca, który

bd

Dar

iusz

Sie

czko

wsk

i, fli

ckr.c

om/p

hoto

s/si

eczu

/167

1737

6869

/

54

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 33: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

jest organizatorem życia na poziomie lokalnym. To zupełne przeciwieństwo powielanego w mediach wizerunku człowieka skupionego na egoistycznych interesach.

– Tak, wprawdzie ci ludzie nie posiadali przygotowa-nia, ale taką rolę odgrywali. W  tradycyjnych śro-dowiskach robotniczych, hutniczych i górniczych związek zawodowy nigdy nie był typem związku, który skupia się wyłącznie na obronie interesów ekonomiczno-socjalnych. To było miejsce akultu-racji, socjalizacji, gdzie ludzie kultywowali swoją tożsamość nie tylko robotniczą, ale też tożsamość związaną z kulturą przemysłową regionu. Dla mnie momentem kontestacyjnym w tych biografiach jest obrona fachowości, znaczenia robienia czegoś, co – pomimo że w publicznym dyskursie jest przedsta-wiane jako praca „robola” – ma głęboki sens, bo jest elementem tworzenia rzeczy ważnych dla całego społeczeństwa. Fachowość wpływała także na po-czucie samorealizacji, ponieważ coś istotnego można przekazać kolejnym pokoleniom.

– Jeśli takie pokolenia będą i będzie komu przekazać swoją wiedzę…

– To była jedna z tragedii tych fachowców. Oni mieli poczucie, że w związku z dezorganizacją i zamyka-niem zakładów nie mają komu przekazać tej wiedzy, którą zdobyli, a jednocześnie mieli świadomość, że ich praktyczna wiedza jest potężna. To, co obecnie mówi się na temat dziury pokoleniowej w szkolnic-twie zawodowym, jest echem tego, co się działo na początku lat dwutysięcznych w tych biografiach. Moi rozmówcy mówili wtedy, że dokładnie coś takiego się wydarzy. Zdawali sobie z tego sprawę w momen-cie, gdy nie mogli przekazywać młodym ludziom swojej wiedzy, bo ich zakłady się kurczyły, bo przy-chodzili menedżerowie, którzy mieli inną wizję tego, jak powinna wyglądać praca robotnika. To nowe wy-obrażenie było oparte na procedurach, kontroli jako-ści, importowanych systemach zarządzania, a nie na wiedzy praktycznej. Cały kapitał kulturowy, który oni nagromadzili, zaczął się w efekcie dewaluować.

– Mit o samoregulującym się rynku zaczyna upadać. Przykład marnowania kulturowego dorobku zwią-zanego z konkretnym zawodem jest przejawem bru-talności wolnego rynku.

– Wydaje mi się, że tak, chociaż nasi rozmówcy nieko-niecznie tym językiem to wyrażali. Jeżeli przyjmie-my wizje samoregulującego się rynku, to w gruncie rzeczy kwestionujemy znaczenie instytucji społecz-nych potrzebnych do tego, żeby ten rynek w ogóle istniał. Taką instytucją były właśnie m.in. kultury zawodowe, w  ramach których istniały reguły for-malne zawierające możliwość przyuczenia kogoś do

zawodu. Gdy mówimy współcześnie o deregulacji za-wodów, to jest ona taka liberalna, ponieważ zakłada, że zawód jest czymś, czego można się bardzo szybko nauczyć i konkurować z innymi. Robotnicy tak nie myśleli, nawet ci, którzy wykonywali proste prace, np. kasjerki – również u nich pojawiała się myśl, że aby dobrze pracować, trzeba umieć coś więcej niż obsługiwać kasę fiskalną

– Bezpośrednie obserwowanie procesów związanych z przemianami w świecie pracy, dostrzeżenie zmian, które za moment unieważnią dużą część ludzkiego doświadczenia, mogło stanowić przyczynek do kry-tycznej refleksji. Tymczasem obawami o przyszłość można było się podzielić z  samym sobą – trudno o większe poczucie osamotnienia.

– Poczucie takiego osamotnienia, czy pewnej styg-matyzacji, było obecne w  moich rozmowach i  to niezależnie od strategii życiowych. Trudno wska-zać partię polityczną, która realnie odwoływałaby się po 1989 roku do doświadczeń robotników. Nie było wrażliwości na głosy płynące z dołu. Niektó-rzy socjologowie nawet nie uznawali związków za-wodowych za część społeczeństwa obywatelskiego. W sytuacji, w której miały one ograniczone przeło-żenie na proces polityczny, głosy pracowników nie były po prostu słyszalne.

– Zaraz po 1989 roku związki zawodowe zostały pod-dane w przestrzeni publicznej zabiegom dyscypli-nującym. Opinie stawiające związkowców do pionu były wpisane w opowieść o wielkiej zmianie.

– Część związków zakładowych kupiła rolę pośrednika między pracownikami a wielkim projektem moder-nizacyjnym. Wiele działań podejmowanych na dole, które potem przekładały się na to, co na górze, to były sytuacje, gdy związkowcy zostali wpuszczeni w sy-tuację, w której nie do końca potrafili sobie poradzić. Związkowcy często próbowali odgrywać role odpo-wiedzialnych uczestników procesów prywatyzacji i  restrukturyzacji. Jeżeli stali przed sytuacją ban-kructwa zakładu, widzieli, że się sypie, że technolo-gicznie przegrywa, to zaczynali szukać prywatnego inwestora. Często nie widzieli wyjścia, bo słyszeli: prywatyzujemy albo likwidujemy.

Takich dramatycznych momentów było wiele. Związkowczyni z jednego z wrocławskich zakładów opowiadała mi, że siedziała na zebraniu rady pra-cowniczej, gdy głosowali decyzję o komercjalizacji, i  płakała, bo widziała, że ten zakład się rozpada. Mamy do czynienia z  potężną konfrontacją z  ma-szyną transformacji, która nie dawała w zakładach pracy szans osobom bez wsparcia w postaci armii prawników i ekspertów. Transformacja była trage-dią dla zbiorowego sprawstwa robotników. Pierwszą

55

Page 34: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

tragedią, pierwszym uderzeniem i  rozbiciem ich sprawstwa był stan wojenny i jego konsekwencje dla wzbudzenia niewiary i rozczarowania działaniem zbiorowym, a drugim była pułapka transformacyj-na, w przypadku której kapitał organizacyjny, sym-boliczny i zasoby związkowe były niewystarczające, aby bez wsparcia elit mogły zbudować znaczącą po-zycję w nowym systemie.

– Zabrakło fachowej pomocy, bez której niewiele można zrobić w kwestii rozpoznania sytuacji, o sa-mej zmianie nie wspominając. W tak niesprzyjają-cych okolicznościach robotnicy nie byli w stanie poradzić sobie z efektami zmiany systemowej. To również miało duże znaczenie dla ich działania podmiotowego i zdefiniowania przez nich intere-sów zbiorowych.

– Zabrakło przychylnego państwa, neoliberalna trans-formacja nie odbyła się w sposób oddolny. To był projekt polityczny i ten projekt realizowało państwo. Gdy dzisiaj rozmawiam ze związkowcami na temat branżowych układów zbiorowych pracy i pytam, dla-czego ich w Polsce nie ma, to jednym z podawanych powodów jest to, że państwo od początku było nie-przychylne temu, żeby dać taką siłę związkom za-wodowym. Formalnie to jest zapisane w prawie, ale właściwie nie ma zachęt dla pracodawców, żeby za-wierać takie układy. Dyskusja o protestach związków zawodowych w procesie transformacji jest skompli-kowana. Narracja o tym, jak to związki zawodowe zdradziły robotników, przyjmując kurs neoliberalny i wierząc bezgranicznie w mit wolnego rynku, wyda-je mi się jednak dużym uproszczeniem.

– Państwo stało z  boku, gdy walec transformacji miażdżył i unieważniał część biografii i dokonań robotników. Musiało to odcisnąć ślad na tym, jak zaczęło być ono postrzegane. Co robotnicy myśleli na jego temat?

– W zebranych przez nas biografiach bardzo wyraźnie widać było trwanie tego, co Stefan Nowak w latach 70. nazwał próżnią socjologiczną, brakiem solidnych punktów odniesienia pomiędzy poziomem codzien-nych mikropraktyk i wartości rodzinnych a pozio-mem – odświętnych – wartości narodowych. To nie jest w sytuacji polskiej coś zupełnie nowego. Pań-stwa, które mogłoby być punktem pozytywnej iden-tyfikacji dla szerokich rzesz obywateli, brakowało przez większą część polskiej historii. Odzyskane po 1989 roku również nie wygenerowało takich silnych pozytywnych identyfikacji – oczywiście, trwały i rozwijały się identyfikacje narodowe, ale nie udało się chyba przezwyciężyć poczucia opozycji między

„narodem” a „państwem”, co zresztą stało się narzę-dziem mobilizacji w czasie niedawnych wyborów.

– Chciałbym jeszcze wrócić do wątku szeroko pojęte-go sprawstwa i jego związku z potencjalnym oporem. Biorąc pod uwagę otoczenie społeczne, w jakim żyli na co dzień robotnicy, w jaki jeszcze sposób przeja-wiała się ich sprawczość?

– Jeżeli mówimy o sprawstwie w kategoriach oporu, to widzimy tylko część historii. Sprawstwo może być tak-że czymś, co pojawia się niekoniecznie jako kontestacja rzeczywistości. Sprawstwo to także próba założenia małego sklepu spożywczego w swojej miejscowości. Ciekawe są przykłady oporu na poziomie mikro, które wiążą się z tym, że ludzie w zakładzie pracy robią sobie przerwę i obchodzą imieniny. To są sytuacje, w któ-rych mamy do czynienia z próbami uczynienia czegoś, co nie do końca wpisuje się w dominujące w danym przedsiębiorstwie procedury, normy. Humor w pracy – pamiętam taką historię młodych pracowników, którzy w jednym z zakładów motoryzacyjnych na początku obecnego stulecia zaczęli na różne sposoby domagać się tego, żeby mogli słuchać radia przy stacji roboczej. To wszystko są strategie zakładające zakorzenienie we wspólnocie, w grupie, w rodzinie, w różnych katego-riach zbiorowości społecznych…

– Mamy koniec 2015 roku. Wielu zapowiada karna-wał manifestacji i  strajków. Jednak obserwując obywatelską aktywność i potencjalny opór, można dojść do wniosku, że najbardziej aktywne są media. Chciałbym zapytać o ocenę sprawstwa i gotowości do działania samych obywateli. Czy dostrzega Pan związek między pedagogiką zawstydzania związ-kowców i ich protestów w poprzednich dekadach a obecnym potencjałem sprzeciwu?

– Myślę, że będziemy obserwować dalszą polaryzację protestów, przy czym nie sądzę, aby związki zawo-dowe gremialnie poparły politykę obecnego obozu władzy. Po pierwsze, ich baza członkowska jest bar-dzo zróżnicowana politycznie. Po drugie, związki zawodowe wiedzą, że zbyt silny mariaż z obozem władzy zawsze kończył się dla nich dużymi strata-mi wizerunkowymi. Sądzę, że związki zawodowe będą starały się zachować sporą autonomię w obec-nej sytuacji, popierając selektywnie reformy pro-pracownicze. Co do mobilizacji pozazwiązkowej, to myślę, że tutaj prym wieść będzie nowa klasa średnia, a prędzej czy później dojdzie do konfrontacji na tle kulturowym i ustrojowym ze środowiskiem konser-watywnym. Jeśli do nich dojdzie, dla klasy średniej będzie to pierwsze doświadczenie dużych, zbioro-wych protestów. Sam jestem ciekaw, czy będą one miały miejsce i jak będą wyglądały.

– Dziękuję za rozmowę. Grudzień 2015 r.

56

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 35: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

1 Zapłacisz aż 10 zł taniej za kolejne cztery numery – prenumerata roczna to koszt 50 zł, zaś cena 4 numerów pisma wynosi 60 zł.

2 Wesprzesz finansowo nasze inicjatywy (pośrednicy pobierają nawet do 50% ceny pisma!).

3 Będziesz mieć pełny dostęp do internetowego archiwum kwartalnika.

4 Masz szansę otrzymania ciekawych upominków.

5 Prenumerata to wygoda – „Nowy Obywatel” w Twojej skrzynce pocztowej.

6 W formatach epub i mobi.

7 Bez zabezpieczeń DRm.

8 Najtaniej.

50 zł

Więcej o prenumeracie można przeczytać tutaj:nowyobywatel.pl/prenumerata

Opłać prenumeratę w banku lub na poczcie i czekaj, aż „Nowy Obywatel” sam do Ciebie przywędruje :). Możesz też skorzystać z naszego sklepu wysyłkowe-go, dostępnego na stronie nowyobywatel.pl/sklep

Wpłat należy dokonywać na rachunek: Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” Bank Spółdzielczy Rzemiosła ul. Moniuszki 6, 90–111 Łódź Numer konta: 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001

Prenumeratę można rozpocząć od dowolnego numeru.

W tym kwartale do prenumeratorów trafi wywiad-rzeka z Joanną i Andrzejem Gwiazdami pt. „Gwiazdozbiór w »Solidarności«”. Nagrodę otrzymują:

Jan Akonom, Warszawa

Krzysztof Kędziora, Łódź

Maciej Woliński, Warszawa

25 zł

147

Page 36: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Dr hab. Jarosław Tomasiewicz

Lubimy patrzeć na przeszłość przez współczesne okulary, przypisy-wać przodkom nasze motywacje, poglądy i pojęcia, doszukiwać się w mrokach dziejów swoich ideowych antenatów. Nieważne, że na ogół to anachronizm, wpasowywanie zupełnie odmiennej rzeczywistości w schematy z innej epoki.

MIASTO SŁOŃCAO odwiecznym marzeniu i pierwszej rewolucji

84

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 37: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Lewica nie jest tu wyjątkiem. Za swego protoplastę uznała Spartakusa – przywódcę powstania niewol-ników z I wieku przed Chrystusem. Gladiator z Tra-cji stał się patronem zarówno protokomunistycznej frakcji Róży Luksemburg, jak i jednej z trockistow-skich grupek, wsławionej obroną pedofilii. Obecnie zewłok zbuntowanego niewolnika przeżuwa ame-rykańska popkultura, produkując kiczowate seria-le łączące wulgarny erotyzm i sadyzm z polityczną poprawnością. Trudno dziś wszakże ocenić, na ile Spartakus – niewątpliwie dzielny wojownik i zdolny

wódz – rzeczywiście nadaje się na świętego lewicy. W jego ruchu nie można dostrzec wizji Lepszej Przy-szłości – buntownicy nie zamierzali zmieniać ustroju, ich celem była osobista wolność, którą chcieli zdobyć, opuszczając Italię i wracając do swych krajów.

Takie zjawiska nie były rzadkością. Anarchiczne ruchy uciskanych nazbyt często sprowadzały się do ślepego odwetu. Nie szło tu o sprawiedliwy ład, ale o zamianę ról. Z czasów egipskiego Średniego Państwa pochodzą tzw. Nauki Ipuwera – dokument opisujący powstanie ludowe prawdopodobnie ok. XIX wieku p.n.e. Kraj obrócił się jak koło garncarskie. Biedni stali się bogaczami, bogacze biedakami… Pa-nowie, którzy mieli mnóstwo strojów, chodzą teraz w łachmanach, a ten, kto nie tkał dla siebie, stał się właścicielem cienkiego płótna… Ludzie zależni stali się panami innych ludzi… Kto służył do posyłek, teraz posyła innego… dzieci osób wysokiego rodu rozbito o ściany murów… W Chinach ludowy ruch Czerwo-nych Brwi w 23 roku obalił cesarza Wang Manga, po czym ogłosił Synem Niebios przedstawiciela wcześniej panującej dynastii Han (Liu). Trzynaście wieków później żebrak i sługa klasztorny Czu Jüan-

-czang stanął na czele chłopskiej armii Czerwonych Turbanów, wypędził z kraju Mongołów i jako cesarz, założyciel dynastii Ming, doprowadził feudalne im-perium chińskie do szczytu potęgi.

Bywały też odmienne przypadki. Niektórzy wład-cy reprezentowali typ (jak paradoksalnie by to nie zabrzmiało) reakcyjnego reformatora. W XXIV wie-ku p.n.e. w sumeryjskim mieście Lagasz doszedł do władzy Urukagina, który próbował odrodzić „prawo boskie”, tzn. prastare prawo zwyczajowe wspólnot rodowych. Obejmowało ono zmniejszenie danin, przywrócenie „majątku bogów” (własność gminną) i roztoczenie opieki nad masami ludowymi, a także, co ciekawe, walkę z obecnymi w życiu rodzinnym arystokracji przejawami matriarchatu. W III wieku p.n.e. Agis, król Sparty, postanowił odnowić ustrój ustanowiony przez legendarnego Likurga: wspólno-tę równych obywateli, którzy uprawiali jednakowej wielkości działki i razem spożywali posiłki. W tym celu chciał znieść wszystkie długi i przeprowadzić nowy, sprawiedliwy podział ziemi. W Rzymie w II wieku p.n.e. bracia Tyberiusz i Gajusz Grakchowie, skądinąd wywodzący się ze środowiska arystokra-tycznego, usiłowali przeprowadzić egalitarne re-formy (parcelacja gruntów państwowych między bezrolnych, roboty publiczne), które miały prze-ciwdziałać postępującemu rozwarstwieniu mająt-kowemu społeczności Rzymu i zarazem utrzymać obywatelski charakter armii rzymskiej. Charaktery-styczne przy tym, że egalitaryzm Tyberiusza zamykał się w obrębie Rzymu – w stosunku do ludów zależ-nych podtrzymywał on imperialistyczne stanowisko.

b Carlo Mirante, flickr.com/photos/crocieristi/16105867340

85

Page 38: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Tym niemniej tragiczna śmierć Grakchów otwarła drogę do oligarchizacji republiki, a  później do je-dynowładztwa cezarów; zarazem dochody płynące z grabieży podbitych prowincji sprawiły, że rzymska biedota przeistoczyła się w pasożytniczy proletariat.

Retrospektywna utopia złotego wieku, odgórna rewolucja – to jednak też nie jest ideał lewicy. Lewica chciałaby oddolnego ruchu ludowego występujące-go z ideologiczną wizją lepszego jutra. Poszukajmy takiego.

Zjawisko tego typu mogło zaistnieć dopiero wte-dy, gdy pojawiła się grecka filozofia – przejaw myśli opartej na rozumowej spekulacji, a więc niezależnej od religijnych tradycji.

Polityczno-filozoficzne spekulacje Hellenów szły w różnych kierunkach. Sofiści reprezentowani przez Kaliklesa zbliżali się do swoistego protofaszyzmu (lub przynajmniej socjaldarwinizmu), głosząc natu-ralną nierówność ludzi, uznając prawo silniejszego do ujarzmiania i wykorzystywania słabszych, po-chwalając wojnę. Platon antycypował totalitarne państwo komunistyczne, łączące kastową hierarchię i  pełną kontrolę życia obywateli ze wspólną wła-snością dóbr i zniesieniem rodziny. Podobną wizję społeczeństwa Panchajczyków (która zdaniem M. Beera była wyidealizowanym obrazem faraońskiego Egiptu) przedstawił Euhemer z Messyny: Zasadą jest bowiem, iż nikomu nie wolno posiadać nic więcej niż dom i ogród; wszelkie wytwory i dochody zabierają kapłani i dzielą sprawiedliwie, każdemu odpowiednią rację… Cyników jako prekursorów anarchizmu pre-zentowałem jeszcze w latach 80. na łamach „Azoto-xu Porannego”, fanzina wydawanego przez zespół Dezerter: Ich odpowiedź na pytanie – jak żyć w nowej rzeczywistości, była surowa, skrajnie anarchistyczna, nie pozbawione elementów katastrofizmu. Brzmiała ona: żyć własnym życiem, kształtować swą osobowość bez oglądania się na formy licencjonowane przez pań-stwo. Najwyższą wartością w życiu człowieka jest jego szczęście. Szczęście polega na cnocie, ta zaś na życiu zgodnym z  naturą. […] Natura identyfikowała się z przyrodą; naturalne potrzeby człowieka stanowi to, co mu absolutnie niezbędne. Był to program minimali-zmu życiowego, kult prostoty życia i ascezy – rozkosze cywilizacji utrudniają życie zgodne z naturą. Ideałem cyników był Diogenes, o którym legenda mówiła, że żył w beczce i odziewał się tylko jednym płaszczem. Skraj-ny indywidualizm i minimalizm, a także pochwała życia na łonie przyrody prowadziły cyników do od-rzucenia krępujących konwencji społecznych; nie do przyjęcia, bo niezgodnych z naturą. Byli w związku z tym przeciwni państwu. […] Państwo jest złem, bo stanowi twór nienaturalny. Idea bezpaństwowości, połączona z tezą, że człowiek ma tylko jedną ojczy-znę, a tą jest cały świat, wiązała się w ruchu cyników

z daleko posuniętym „prymitywizmem”, m.in. apro-batą całkowitej swobody obyczajowej.

Nas jednak szczególnie zainteresuje dziś stoicyzm. Założyciel szkoły, Zenon z Kition, miał być zwolen-nikiem wszechludzkiego braterstwa, równości płci i wspólnoty dóbr. Materialistyczna filozofia stoików uznawała jedność wszechświata, będącego organicz-nym bytem – żywym, celowym, rozumnym – który jest po prostu Bogiem. Z tej panteistycznej wizji wy-nikała stoicka etyka postulująca życie zgodne z na-turą, z powszechną harmonią kosmosu, z Logosem. Etyka Stoi – racjonalistyczna, optymistyczna, uni-wersalistyczna – w życiu społecznym ujawniała ce-chy ascetyzmu i kolektywizmu: człowiek jest istotą społeczną i ma obowiązki wobec współtworzonych przez siebie zbiorowości, od rodziny do ludzkości (oikoumene). Przeniesiona na grunt polityki wyda-wała różne owoce: mogła to być idea globalnego im-perium i oświecony absolutyzm Marka Aureliusza, ale też koncepcje egalitarnych reform społecznych. Spartańscy królowie-rewolucjoniści Agis i Kleome-nes pozostawali pod wpływem Sfajrosa, ucznia Zeno-na z Kition. Wychowawcą i przyjacielem Tyberiusza Grakchusa był Gajusz Blossiusz z Cumae, uczeń sto-ickiego filozofa Antypatra z Tarsu.

Antagonizmy i niesprawiedliwości zaprzeczające stoickiemu ideałowi harmonii najbardziej jaskrawe były na półperyferiach ówczesnego systemu, takich jak egejska wyspa Delos – największy targ niewolni-ków, gdzie sprzedawano czasami nawet 10 tysięcy ludzi dziennie. Jak szokująco by to nie zabrzmia-ło – niewolnictwo było w swoim czasie instytucją postępową; wcześniej (a  także później – choćby w państwie Azteków) jeńców po prostu mordowa-no. Faktem jest też, że położenie niewolników było zróżnicowane – inna była sytuacja niewolnika w ko-palni, inna służby domowej; byli i tacy wśród niewol-nych, którzy jako zausznicy pana zyskiwali większe dochody i znaczenie niż wolni obywatele. Jednak oczywiście warunki życia olbrzymiej większości niewolników były nieludzkie i wyzute z wszelkiej nadziei. Byli piętnowani, aby łatwiej można było ich ująć w razie ucieczki. Wypędzano ich do pracy batami, a za najmniejsze przewinienie okrutnie ka-rano. Ciężka praca wypełniała im cały czas, na noc zamykano ich w  ergastulach przypominających więzienia. Pokarmu dostawali tylko tyle, żeby nie umrzeć z głodu. Katon Starszy w „Traktacie o go-spodarstwie wiejskim” pisał, że niewolnika warto trzymać dopóki może pracować, a gdy się zestarzeje lub zachoruje – trzeba się go pozbyć jak chorego by-dła. Niewolnicy na ogół nie mieli rodzin, ich potom-stwo było własnością pana. Plutarch podkreślał, że w ich środowisku trzeba stale podtrzymywać spory i waśnie. Odmawiano im w ogóle człowieczeństwa.

86

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 39: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Rzymski pisarz Warron w swym podręczniku rol-nictwa podzielił narzędzia na nieme (np. wozy), wy-dające nieartykułowane dźwięki (woły) i mówiące (niewolnicy).

Warto pochylić się nad słowami Tadeusza Borow-skiego, które znajdujemy w  opowiadaniu „U  nas, w Auschwitzu”: Jaką potworną zbrodnią są piramidy egipskie, świątynie i greckie posągi! Ile krwi musiało spłynąć na rzymskie drogi, wały graniczne i budowle miasta! Ta starożytność, która była olbrzymim kon-centracyjnym obozem, gdzie niewolnikowi wypalano znak własności na czole i krzyżowano za ucieczkę. Ta starożytność, która była wielką zmową ludzi wolnych przeciw niewolnikom! Pamiętasz, jak lubiłem Platona. Dziś wiem, że kłamał. Bo w rzeczach ziemskich nie od-bija się ideał, ale leży ciężka, krwawa praca człowieka. A potem: Nie ma piękna, jeśli w nim leży krzywda czło-wieka. Nie ma prawdy, która tę krzywdę pomija. Nie ma dobra, które na nią pozwala.

Nieopodal Delos, w  Azji Mniejszej, leżał Perga-mon. To hellenistyczne państewko powstało wo-kół… skarbca, którego nadzorca, eunuch Filetajros, wykorzystując zamęt wojny domowej, uniezależ-nił się od króla Macedonii. Jego następcy Attalidzi umocnili niezależność Pergamonu, przekształcając go w liczący się ośrodek gospodarczy i kulturalny (Biblioteka Pergamońska!). Polityka ścisłego soju-szu z Rzymem, głównym mocarstwem ówczesne-go świata, pozwoliła Attalidom znacznie poszerzyć

granice państwa, które jako powiernik rzymskiej potęgi stało się lokalnym hegemonem. Ekonomicz-nym fundamentem potęgi Pergamonu było rolnic-two – władcy posiadali rozległe majątki ziemskie uprawiane przez przypisanych do ziemi chłopów (tzw. ludzi królewskich). Ważną rolę odgrywały też wielkie warsztaty rzemieślnicze (ergasterie), zwłaszcza tkackie i  ceramiczne, oparte na pracy niewolniczej. Znaczne dochody przynosiła również eksploatacja kopalń. Na peryferiach świata helleni-stycznego podziały społeczne często pokrywały się z kulturowymi: elity były zhellenizowane lub zgo-ła greckiego pochodzenia, a masy ubogiej ludności (zwłaszcza w odległych regionach kraju) pozosta-wały przy swej tubylczej mowie, obyczajach i wie-rzeniach, choć nieraz mieszały je z importowaną kulturą grecką.

Przytoczyć warto opis Pergamonu autorstwa Anny Świderek. Jak pisała, miasto z równiny nadrzecznej zdawało się wstępować powoli na wysokie wzgórze wznoszące się między dwoma głębokimi wąwozami. Właściwie były tu jakby trzy oddzielne miasta. W naj-niższym, najuboższym mieszkali głównie azjatyccy poddani Attalidów. Ponad nim rozkładało się obszer-nymi tarasami miasto greckie z trzema gimnazjona-mi, stadionem, świątyniami Hery i Demeter. Z wysoka panował nad wszystkim wspaniały akropol ze świę-tym okręgiem Zeusa… Na samym szczycie stał pałac królewski. I dalej: Im jaśniej błyszczały marmurem

b Ken Mayer, flickr.com/photos/ken_mayer/5680468960

87

Page 40: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

górne tarasy dumnego Pergamonu, […] tym boleśniej odczuwali swe upośledzenie żyjący w dole u stóp kró-lewskiego wzgórza nędzarze.

Ostatni z władców Pergamonu, Attalos III Filome-tor (Kochający Matkę), prawdopodobnie był szalony. Chorobliwie podejrzliwy, żył zamknięty w swym pa-łacu, opustoszałym i na wpół wymarłym, nie poka-zując się poddanym. Nie golił brody ani nie obcinał włosów (zapewne nie ufając balwierzom), odziewał się niechlujnie. Czas poświęcał badaniom nauko-wym z zakresu zoologii i botaniki (interesowały go szczególnie zioła trujące), tudzież modelowaniu i od-lewaniu z brązu rozmaitych posągów. Israel S. Clare w swej „Library of Universal History” napisał: Pięć lat jego rządów było panowaniem terroru. Filometor wymordował wielu krewnych i przyjaciół swego ojca i stryja oraz ich domowników, jego ofiarą padła też… matka. Gdy latem 133 roku p.n.e. sporządzał własno-ręcznie jej pomnik, doznał porażenia słonecznego i  po siedmiu dniach choroby zmarł bezpotomnie. Państwo uważano ówcześnie za osobistą własność władcy, który mógł nim dowolnie dysponować, tym niemniej powszechne było zdumienie, gdy okaza-ło się, że ostatni z Attalidów w swym testamencie obdarzył wolnością Pergamon i inne greckie miasta, a resztę kraju zapisał… Rzymowi. Mocarstwo znad Tybru stanęło w Azji mocną stopą.

Możni oraz greckie mieszczaństwo zaaprobowali taki rozwój sytuacji. Wielki sojusznik, i tak od lat będący faktycznym hegemonem w regionie, zdawał się gwarantem ich osobistego i klasowego status quo. Sprzeciwił się jedynie przyrodni brat Attalosa z nie-prawego łoża, bękart poprzedniego władcy Eumene-sa II, zrodzony przez cytrzystkę z Efezu. Aristonikos uważał, że tron Pergamonu należy się właśnie jemu z racji płynącej w jego żyłach królewskiej krwi i na znak tego przyjął imię Eumenesa III.

Niewielu znalazł zwolenników. Pergamon i inne miasta (za wyjątkiem Fokai) zatrzasnęły przed nim swoje bramy. Pretensje do tronu musiał ogłosić w niewielkim porcie Leukaja, gdzie na jego stronę przeszła część floty i armii. Niebawem wierna mu flotylla została rozgromiona przez marynarkę Efezu w bitwie morskiej pod Kyme, co zepchnęło rebelian-tów z wybrzeża w głąb interioru. Mniej więcej w tym samym czasie, prawdopodobnie na początku 132 roku p.n.e., w obozie Aristonika znalazł się uchodźca z Italii, wspominany tu już Blossiusz z Cumae. To, co zaczęło się jako próba pałacowego przewrotu, przy-jęło zgoła odmienną postać.

Aristonik, osamotniony w klasach posiadających, musiał poszukać sobie sojuszników w warstwach dotąd nieobecnych na arenie politycznej – wśród niewolników i wolnej biedoty. Jak napisał rzymski historyk Strabon: Skierował się wówczas [Aristonik]

88

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 41: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

ba Sarah Murray, flickr.com/photos/sarah_c_murray/4955616045

89

Page 42: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

do wnętrza kraju i zebrał pospiesznie mnóstwo ludzi wolnych i niewolników przyciągniętych obietnicą wol-ności, nazwał ich heliopolitami.

Zwróćmy uwagę na to ostatnie słowo. Heliopoli-ta to obywatel Heliopolis, Miasta (czy też Państwa) Słońca. Dlaczego buntownicy za swego patrona przy-jęli podrzędne bóstwo z greckiego panteonu, dalece ustępujące Zeusowi, Posejdonowi czy Atenie? Za-pewne słyszymy tu echo poglądów stoika Kleantesa, według którego Słońce jest rozumem świata, władcą wymierzającym sprawiedliwość, bogiem obdarzają-cym wszystkich jednakowo swym światłem. Tade-usz Wałek-Czarnecki widział tu raczej wpływ utopii Jambulosa, opisującego idealne społeczeństwo żyją-ce na odległej południowej Wyspie Słońca. Zwróćmy

jednak uwagę na jeszcze jeden trop. Helios mógł być bliski powierzchownie zasymilowanym masom jako bóstwo solarne, powszechnie występujące w azja-tyckich religiach – to hellenistyczny odpowiednik Mitry. Według Mircei Eliadego w II i I stuleciu p.n.e. na Bliskim Wschodzie popularność zyskują apokalip-tyczne idee powszechnego upadku, nadejścia króla mesjasza i ostatecznej bitwy, wyrażane np. w anty-rzymskiej „Przepowiedni Hystaspesa”: kiedy Zło wy-daje się zwyciężać, bóg wysyła solarnego boga Mitrę (Heliosa), który panuje w siódmym tysiącleciu.

Tłumom zrewoltowanych niewolników, wyrobni-ków, wieśniaków, półdzikich górali potrzebny był sztandar, wokół którego by się skupili, idea zapewnia-jąca im motywację do walki. Dynastyczne rozgrywki

bd Hans Splinter, flickr.com/photos/archeon/14874994382

90

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Page 43: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

takim hasłem być nie mogły. Sama obietnica nadania wolności to środek doraźny. Tu mamy zaś do czynie-nia z zalążkiem rewolucyjnej ideologii, formułującej utopijny ideał społeczny. Stoickie marzenie o kró-lestwie sprawiedliwości społecznej, idealnym pań-stwie rządzonym przez Wielkie Powszechne Prawo, zaczęło przeobrażać się z abstrakcyjnego teorematu w program polityczny. Mamy tu zarazem do czynie-nia z działaniem „prawa retrospekcji przewrotowej”, sformułowanego przez Kazimierza Kelles-Krauza, które mówi o Przeszłości splatającej się z Przyszło-ścią w opozycji do Teraźniejszości. W pamięci spo-łeczeństw epoki hellenistycznej kołatała się jeszcze pamięć wspólnoty pierwotnej i plemiennej demokra-cji wiecowej, lecz stawała się coraz bardziej mglista, dlatego łatwo ulegała idealizacji i przemianie w uni-wersalny utopijny model ustrojowy.

Powstanie rozgorzało od Hellespontu na północy po Karię na południu. Heliopolici opanowali znacz-ne obszary Myzji i Lidii, Aristonik zdobył Apollonis, Tyatejrę i Kolofon. Pod jego rozkazy oddawały się liczne statki pirackie. Niepokoje ogarnęły niewolni-ków na wyspach Delos i Samos. Echa rewolty dało się słyszeć nawet po drugiej stronie Morza Egejskiego, gdzie zbuntowali się niewolnicy pracujący w kopal-niach srebra w attyckim Laurion. Armii Heliopolis nie udało się jednak zdobyć Smyrny ani Pergamonu, któremu w ostatniej chwili przyszedł z odsieczą król Pontu, Mitrydates. W opozycji do rewolucji uderza-jącej w same fundamenty ładu społecznego uformo-wała się szeroka koalicja lokalnych władców, którzy nie ośmielili się wykorzystać okazji wyzwolenia od Rzymu. Przywołajmy znów Strabona: polis [wolne greckie miasta] wysłały przeciwko niemu licznych żołnierzy, przyszedł im z pomocą [król] Nikomedes Bityńczyk jak również królowie Kappadokijczyków. Następnie przybyło pięciu legatów rzymskich, potem wojsko z konsulem Publiuszem Krassusem.

Rzym postanowił zrobić wreszcie porządek w zbun-towanej prowincji. Do Pergamonu udał się osobiście jeden z dwóch konsulów, a więc najważniejszych dy-gnitarzy Republiki, Publiusz Krassus, znany ze swych bogactw i wykształcenia. Gdy wiosną 130 roku p.n.e. obległ kolebkę rebelii, Leukaję, losy wojny wydawały się przesądzone. Przypomnijmy, że kilkadziesiąt lat wcześniej rzymskie legiony, rozgramiając w bitwie pod Pydną (168 rok p.n.e.) falangę macedońską, za-pewniły sobie nimb niezwyciężonej armii. Jednak tym razem Aristonik nadciągnął niespodziewanie z głębi lądu i rozbił Rzymian. Gdy ci wycofywali się w nieładzie ku wybrzeżu, Krassus dostał się do nie-woli. Niewola pana świata u niewolników – większej hańby wyobrazić sobie nie można! Legenda głosi, że upokorzony Krassus wykłuł oko żołnierzowi eskortu-jącemu go do Aristonika, by szybciej umrzeć.

Zwycięstwo pod Leukają było apogeum rewolucji heliopolickiej. Rzym uznał, że nie może dłużej lek-ceważyć buntowników i wysłał przeciw nim dwóch kolejnych konsulów: Marka Perpernę, a potem Ma-niusza Akwiliusza. Perperna przybył do Azji ze świe-żymi siłami, zebrał i zreorganizował pozostałych żołnierzy Krassusa, ściągnął posiłki od lokalnych sojuszników. Natychmiast przystąpił do planowej ofensywy przeciw heliopolitom. Nie trzeba było długo czekać, by ujawniły się wszystkie słabości rewolucyjnej armii: brak wyszkolenia, uzbrojenia, organizacji, dyscypliny. Niekarne gromady wieśnia-ków i niewolników poszły rychło w rozsypkę pod ciosami legionistów. Aristonik i Blossiusz z resztka-mi sił wycofali się do silnie ufortyfikowanej Stra-tonikei. Rzymianom nie udało się zdobyć fortecy szturmem, ale wzięli ją głodem. Blossiusz popełnił samobójstwo, Aristonik jako jeniec został wysłany do Rzymu.

Pomimo śmierci wodza powstanie trwało nadal. Akwiliusz, który po niespodziewanej śmierci Perper-ny przejął dowództwo sił rzymskich, jeszcze przez długie miesiące musiał potykać się z heliopolitami. Ich ostoją stały się trudno dostępne górzyste masywy Myzji na północy i Karii na południu, gdzie popie-rające Heliopolis plemiona prowadziły walkę party-zancką. Rzymianie zdobywali górskie punkty oporu jeden po drugim, w walce z nieuchwytnym wrogiem posunęli się do zatruwania studni i źródeł. Wreszcie w 129 roku p.n.e. Akwiliusz mógł przystąpić do orga-nizacji rzymskiej prowincji Azja.

Rewolucja heliopolitów stała się na poły zapomnia-nym epizodem historii. W odróżnieniu od powstania Spartakusa, które odbywało się w centrum ówcze-snego świata (używając dzisiejszego języka – nieomal w błysku fleszy), na temat dłuższej pod względem czasowym, rozleglejszej terytorialnie i dojrzalszej ide-ologicznie rewolty w Azji Mniejszej po prostu brakuje nam źródeł, musimy więc uzupełniać je domysłami. Jednak jeśli nawet przyjmiemy, jak czynią to sceptycz-ni historycy, że Aristonik nie był szczerym wyznaw-cą ideologii heliopolickiej, a jedynie żądnym władzy awanturnikiem, który – nie mając szans na poparcie ze strony możnych – posłużył się ideą Państwa Słońca dla pozyskania mas, nie zmieni to faktu, że uruchomił potężny ruch społeczny. Odwieczna ludzka tęsknota za lepszym bytem, za sprawiedliwym ładem uosobiła się w idei państwa sprawiedliwości społecznej. Jako wizja świetlistego Miasta na Górze przetrwała w Ta-borze husytów i Nowym Syjonie münsterskich ana-baptystów, w „Utopii” św. Tomasza Morusa i „Mieście Słońca” Campanelli, w „Słonecznym Jeruzalem” Sło-wackiego i Ikarii Cabeta. Próby jej urzeczywistnienia raz po raz przynosiły gorzkie rozczarowania, lecz żyje ona w człowieku po dziś dzień.

91

Page 44: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

NOWY BYWATEL · NR 19 (70) · WIOSNA 2016

Przyświecają nam następujące wartości:Samorządność, czyli faktyczny udział obywateli w procesach de-

cyzyjnych we wszelkich możliwych sferach życia publicznego. (Re)animacja społeczeństwa. Sprzeciwiając się zarówno omnipo-

tentnemu państwu, jak i liberalnemu egoizmowi, dążymy do odtwo-rzenia tkanki inicjatyw społecznych, kulturalnych, religijnych itp., dzięki którym zamiast biernych konsumentów zyskamy aktywnych obywateli.

„Demokracja przemysłowa”. Dążymy do zwiększenia wpływu obywateli na gospodarkę, poprzez np. akcjonariat pracowniczy, ruch związkowy, rady pracowników. ⅓ życia spędzamy w pracy – to zbyt wiele, aby nie mieć na nią wpływu.

Sprawiedliwe prawo i praktyka jego egzekwowania, aby służyło społeczeństwu, nie zaś interesom najsilniejszych grup.

Media obywatelskie, czyli takie, które w wyborze tematów i spo-sobów ich prezentowania kierują się interesem społecznym zamiast oczekiwaniami swoich sponsorów.

Wolna kultura. Chcemy takiej ochrony własności intelektualnej, która nie będzie ograniczała dostępu do kultury i dorobku ludzkości.

Rozwój autentyczny, nie pozorny. Kultowi wskaźników ekono-micznych i wzrostu konsumpcji, przeciwstawiamy dążenie do pod-niesienia jakości życia, na którą składa się m.in. sprawna publiczna służba zdrowia, powszechna edukacja na dobrym poziomie, warto-ściowa żywność i czyste powietrze.

Ochrona dzikiej przyrody, która obecnie jest niszczona i lekcewa-żona w imię indywidualnych zysków i prymitywnie pojmowanego postępu. Jeśli mamy do wyboru nową autostradę i nowy park naro-dowy – wybieramy park.

Solidarne społeczeństwo. Egoizmowi i  uznaniowej filantropii przeciwstawiamy społeczeństwo gotowe do wyrzeczeń w imię sys-temowej pomocy słabszym i wykluczonym oraz stwarzania im real-nych możliwości poprawy własnego losu.

Sprawiedliwe państwo, czyli takie, w którym zróżnicowanie ma-jątkowe obywateli jest możliwie najmniejsze (m.in. dzięki prospo-łecznej polityce podatkowej) i wynika z różnicy talentów i pracowi-tości, skromne dochody nie stanowią bariery w dostępie do edukacji, pomocy prawnej czy opieki zdrowotnej.

Gospodarka trójsektorowa. Mechanizmom rynkowym i własności prywatnej powinna towarzyszyć kontrola państwa nad strategicz-nymi sektorami gospodarki, sprawna własność publiczna (ogólno-krajowa i komunalna) oraz prężny sektor spółdzielczy. Nie zawsze prywatne jest najlepsze z punktu widzenia kondycji społeczeństwa.

Gospodarka dla człowieka – nie odwrotnie. Zamiast pochwał „glo-balnego wolnego handlu”, postulujemy dbałość o regionalne i lokalne systemy ekonomiczne oraz domagamy się, by państwo chroniło in-teresy swoich obywateli, nie zaś ponadnarodowych korporacji i „za-granicznych inwestorów”.

Przeszłość i różnorodność dla przyszłości. Odrzucamy jałowy konserwatyzm i sentymenty za „starymi dobrymi czasami”, ale wie-rzymy w mądrość gromadzoną przez pokolenia. Każdy kraj ma swoją specyfikę – mówimy „tak” dla wymiany kulturowej, lecz „nie” dla ślepego naśladownictwa. b

n a

 Tam

urel

lo, h

ttp:

//ww

w.fl

ickr

.com

/pho

tos/

trav

ellin

gwit

hout

mov

ing/

5608

8286

/

Page 45: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

NOWEGO OBYWATELA POLECAJĄ

„Nowy Obywatel” to jedno z niewielu pism w kraju, które rzetelnie i wnikliwie zajmuje się najważniejszy-mi tematami społeczno-gospodarczymi, ale tymi przede wszystkim, które na ogół są pomijane lub trywializowane w debacie publicznej. Skupia wokół siebie ludzi ideowo przekonanych, że pogłębianie

świadomości życia społecznego jest warunkiem rozwoju naszego kraju. Na łamach „Nowego Obywatela” wypowiadają się ludzie ma-jący za sobą różne doświadczenia ideowe czy nawet polityczne, ale mają jedną cechę wspólną – zależy im na tym, aby ich teksty wnosi-ły wartość dodaną do krajowej publicystyki.

JERZY KŁOSIŃSKI, redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność”

Nie musimy się zgadzać, musimy myśleć i wymieniać poglądy. Dla wymiany poglądów została w naszej rzeczywistości bardzo okrojona przestrzeń medialna. „Nowy Obywatel” to właśnie fragment tej wolnej przestrzeni, miejsce, gdzie nie ulegając „poprawności”, modom czy partykularnym

interesom różnych lobby możemy wymieniać nasze autentyczne poglądy. Chwała mu za to.

ZBIGNIEW ROMASZEWSKI (1940–2014), działacz KOR, b. wicemarszałek Senatu

nowyobywatel.pl/rekomendacje

DR HAB. RYSZARD BUGAJ • DR HAB. TOMASZ G. GROSSE • JOANNA I ANDRZEJ GWIAZDOWIE • JERZY KŁOSIŃSKI • DR HAB. EWA LEŚ • BERNARD MARGUERITTE • PROF. DR HAB. ANDRZEJ MENCWEL

• ANDRZEJ MUSZYŃSKI • PROF. LEOKADIA ORĘZIAK • ADAM OSTOLSKI • PIOTR PAŁKA • BARTŁOMIEJ RADZIEJEWSKI • PAWEŁ ROJEK • ZOFIA ROMASZEWSKA • ZBIGNIEW ROMASZEWSKI

• DR HAB. PAWEŁ SOROKA • MISZA TOMASZEWSKI • DR KRZYSZTOF WIĘCKIEWICZ • RAFAŁ WOŚ • MARIAN ZAGÓRNY • DR HAB. ANDRZEJ ZYBERTOWICZ

Page 46: „Nowy Obywatel” 19(70) Wiosna 2016 - zajawka

Jan WolskiWYZWOLENIE. Wybór pism spółdzielczych z lat 1923–1956Wybór i opracowanie Remigiusz Okraska i Adam Benon Duszyk

Pierwsze w dziejach zbiorowe wydanie najważniejszych tekstów Jana Wolskiego – działacza spółdziel-czego, teoretyka i organizatora kooperacji pracy, wieloletniego orędownika wyzwolenia pracowników najemnych i tworzenia alternatyw gospodarczych poza etatyzmem i kapitalizmem, najdłużej żyjącego ucznia Edwarda Abramowskiego, jednego z nestorów demokratyczno-lewicowej opozycji wobec PRL.

W 40-lecie śmierci Jana Wolskiego ukazuje się pierwszy wybór jego tekstów poświęconych kooperacji pracy, spółdzielczości, samorządowi pracowniczemu, alternatywom wobec kapitalizmu i „centralnemu planowaniu”. Prawie 700 stron i najważniejsze rozprawy Wolskiego: broszury wydane w latach 20. i 30., nigdy dotychczas niepublikowany rękopis z początku lat 20., maszynopisy z czasów okupacji hitlerow-skiej, teksty zablokowane przez komunistyczną cenzurę.

Całość opatrzona obszernym posłowiem prezentującym życie i dorobek Wolskiego.

Cena: 49 zł · ebook 25 zł · Zamówienia: [email protected] Stowarzyszenia „Obywatele Obywatelom” nr 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001 (z dopiskiem „Wolski”)Książka dostępna w naszym sklepie internetowym: nowyobywatel.pl/sklep

19 (70) · WIO

SNA

2016