Nocny gość

22

description

Nocny gość, hipnotyczna powieść Fiony McFarlane, nie jest zwykłą historią o popełnionej zbrodni i rozwiązaniu jej zagadki. To historia, która wykracza poza swój suspens, by z wyjątkowym wdziękiem i wyczuciem opowiedzieć nam o starzeniu się, miłości, zaufaniu, zależności od drugiej osoby i o strachu; o procesach kolonizacyjnych; a także o rzeczach (i osobach), które znajdują się nie tam, gdzie powinny. Oto pisarka, która objawia nam się w pełni ukształtowana, czyniąc cuda z językiem i odnawiając naszą wiarę w moc literatury, w jej zdolność do opisywania tajemniczych wędrówek naszych umysłów. Jak film Hitchcocka, psychologiczne studium manipulacji z mistrzowsko rozłożonymi napięciami. Cudownie czytać powieści, które pozostawiają uczucie lekkiego zdenerwowania. „Marie Claire”

Transcript of Nocny gość

Page 1: Nocny gość
Page 2: Nocny gość

2

Page 3: Nocny gość

Fiona McFarlaneNocny goϾ

3WARSZAWSKIE WYDAWNICTWO LITERACKIE

MUZA SA

prze o y a

Katarzyna Bie kowska

F i o n a M c F a r l a n e

Page 4: Nocny gość

Tytu³ orygina³u: The Night GuestProjekt ok³adki: Pawe³ Panczakiewicz /PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redaktor prowadz¹cy: Ewa Orzeszek-SzmytkoRedakcja: Beata S³ama

Redakcja techniczna: Robert FritzkowskiKorekta: El¿bieta Stegliñska

Fotografie wykorzystane na ok³adce: Warren Goldswein/Shutterstock

taviphoto/Shutterstock

2013 by Fiona McFarlaneAll rights reserved

for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2014 for the Polish translation by Katarzyna Bieñkowska

ISBN 978-83-7758-712-6

Warszawskie Wydawnictwo LiterackieMUZA SA

Warszawa 2014

4

Page 5: Nocny gość

Moim Rodzicom

5

Page 6: Nocny gość

6

Page 7: Nocny gość

1

Ruth obudzi³a siê o czwartej nad ranem, a jej zm¹conyumys³ stwierdzi³: „Tygrys”. To by³o naturalne; œni³a. Alew domu rozlega³y siê jakieœ ha³asy, które us³ysza³a poprzebudzeniu. Dobiega³y z salonu. Coœ wielkiego ociera-³o siê o kanapê i o telewizor, a tak¿e, podejrzewa³a, o roz-k³adany fotel w pszenicznym kolorze. Dosz³y do tegojeszcze inne odg³osy: ziajanie i sapanie wielkiego zwie-rzêcia; gwa³towny oddech œwiadcz¹cy o potwornoœcii z³ych zamiarach; by³y charakterystyczne dla ssaka, naj-pewniej kocie, jak gdyby to jej w³asne koty uros³y doogromnych rozmiarów i swymi wielkimi nosami wêszy³yw poszukiwaniu jedzenia. Ale one spa³y na brzegu ³ó¿kaRuth, wiêc to by³o coœ innego.Le¿a³a i nas³uchiwa³a. Chwilami w domu zapada³a ci-

sza i s³ysza³a jedynie g³uchy odg³os w³asnej pulsuj¹cejkrwi. A potem znów odleg³y st³umiony jêk i po chwilibadawcze posapywanie. Koty obudzi³y siê, przeci¹gnê³y,chwilê patrzy³y i wreszcie, gdy to coœ, co by³o w salonie,wyda³o gwa³towne fukniêcie, zeskoczy³y z ³ó¿ka i podmi-nowane w³asnym strachem pobieg³y korytarzem dokuchni, by wymkn¹æ siê na zewn¹trz przez uchylone

7

Page 8: Nocny gość

kuchenne drzwi. Ten nag³y ruch sprawi³, ¿e w salonierozleg³o siê dziwne zduszone wycie, i to w³aœnie tendŸwiêk, po którym nast¹pi³o g³oœniejsze niuchanie, po-twierdzi³ przypuszczenie, ¿e intruz w salonie to tygrys.Ruth widzia³a kiedyœ jedz¹cego tygrysa w niemieckimzoo, wydawa³ dok³adnie takie odg³osy: g³oœne i mokre,a towarzyszy³ im niski, gard³owy pomruk oddechu, prze-rywany krótkim ostrzegawczym skowytem, jakby w ka¿-dej chwili móg³ zaryczeæ, tyle ¿e by³ zajêty jedzeniem.Tak, to brzmia³o w³aœnie tak, jak tygrys jedz¹cy jakieœwielkie krwiste cholerstwo, chocia¿ te odg³osy wydawa³ysiê zarazem czcze i bezmiêsne. Tygrys! Podekscytowanatym przypuszczeniem Ruth zapomnia³a, ¿e powinna siêbaæ, i musia³a na powrót nak³aniaæ siê do strachu. Tyg-rys znów wci¹gn¹³ chrapliwie powietrze, jakby równo-czeœnie siê œlini³. Obróci³ siê na swoich wielkich ³apach,jakby chcia³ siê wygodnie u³o¿yæ.Ruth odwa¿nie wyci¹gnê³a rêkê, ¿eby w ciemnoœci

wymacaæ telefon na nocnym stoliku. Wcisnê³a przyciskzaprogramowany do wybrania numeru swojego synaJeffreya, który zapewne teraz, jak przysta³o na osobêtak rozs¹dn¹ jak on, spa³ w swoim domu wNowej Zelan-dii. Telefon zadzwoni³. Us³ysza³a chrz¹kniêcie Jeffreya,gdy odebra³, ale nie mia³a najmniejszych wyrzutów su-mienia.– S³yszê ha³asy – oznajmi³a przyciszonym, natarczy-

wym g³osem, jakiego rzadko u¿ywa³a w rozmowachz synem.– Co? Mama? – Zosta³ wyrwany ze snu. Jego ¿ona te¿

siê zaraz obudzi; zaniepokojona przekrêci siê na ³ó¿kui zapali lampê.

8

Page 9: Nocny gość

– S³yszê tygrysa, nie ryczy, ale dyszy i prycha. Trochêjakby jad³, ale te¿ skupia³ siê na czymœ ze wszystkichsi³. – Wiedzia³a jakoœ, ¿e to samiec, co by³o pocieszaj¹ce;samica tygrysa wydawa³a siê groŸniejsza.Teraz g³os Jeffreya zabrzmia³ szorstko.– Która godzina?– Pos³uchaj… – powiedzia³a Ruth. Oddali³a s³uchawkê

od ucha, wysunê³a j¹ w noc, ale zdrêtwia³a jej rêka, wiêcprzy³o¿y³a s³uchawkê z powrotemdo ucha. – S³ysza³eœ to?– Nie – odpar³ Jeffrey. – Czy to koty?– To coœ du¿o wiêkszego ni¿ kot. Ni¿ z w y k ³ y kot.– Chcesz powiedzieæ, ¿e co? ¯e masz w domu tygrysa?Ruth nic nie odpowiedzia³a. Nie mówi³a, ¿e w domu

jest tygrys; mówi³a, ¿e s³yszy tygrysa. Ta ró¿nica wyda-wa³a siê wa¿na, skoro ju¿ siê obudzi³a i Jeffrey siê obu-dzi³, i jego ¿ona te¿, a do tej pory pewnie równie¿ i dzieci.– Oj, mamo. Nie ma tam ¿adnego tygrysa. To albo

koty, albo sen.– Wiem – odpar³a Ruth. Wiedzia³a, ¿e w domu nie

mog³o byæ tygrysa, ale nie mia³a pewnoœci, ¿e to by³ sen.Przecie¿ ju¿ nie spa³a. I bola³y j¹ plecy, a to siê nigdy niezdarza³o w snach. Ale teraz spostrzeg³a, ¿e ha³asy usta³y.Z zewn¹trz dobiega³ j¹ tylko zwyk³y szum morza.– Chcesz tam pójœæ i sprawdziæ? – zapyta³ Jeffrey. – Bê-

dê ca³y czas przy telefonie. – Jego g³os zdradza³ spokojneznu¿enie; Ruth podejrzewa³a, ¿e z zamkniêtymi oczamikrêci w³aœnie g³ow¹, ¿eby zapewniæ ¿onê, ¿e wszystkow porz¹dku, ¿e to tylko jedna z tych chwilowych s³aboœcijego matki. Gdy j¹ odwiedzi³ przed kilkoma tygodnia-mi, na Wielkanoc, Ruth zauwa¿y³a u niego now¹ czujn¹cierpliwoœæ, odruch zaciskania ust, ilekroæ powiedzia³a

9

Page 10: Nocny gość

coœ, co uzna³ za niecodzienne. Tak wiêc wiedzia³a, dziêkikrzywemu zwierciad³u twarzy Jeffreya, ¿e wesz³a ju¿w okres, gdy jej synowie martwi¹ siê o ni¹.– Nie, kochanie, nie trzeba – powiedzia³a. – Jestem

niem¹dra! Przepraszam. Œpij dalej.– Jesteœ pewna? – zapyta³ Jeffrey, ale wydawa³ siê

pó³przytomny; ju¿ j¹ porzuci³.Zlekcewa¿enie sprawy przez Jeffreya sprawi³o, ¿e

Ruth poczu³a przyp³yw odwagi. Wsta³a z ³ó¿ka i przesz³aprzez pokój, nie zapalaj¹c œwiat³a. Patrzy³a na swoje bia-³e stopy krocz¹ce po wy³o¿onej dywanem pod³odze, a¿dosz³a do drzwi sypialni; tam przystanê³a i zawo³a³a:– Halo? – Nie by³o odpowiedzi, ale na d³ugim korytarzuunosi³ siê, Ruth by³a tego pewna, roœlinny zapach, a po-wietrze przywodzi³o na myœl wnêtrze kontynentu i niepasowa³o do tego domu nad morzem. Ta parna noc by³azdecydowanie za gor¹ca jak na maj. Ruth zaryzykowa³akolejne „Halo?” i równoczeœnie wyobrazi³a sobie nag³ó-wek: „Australijka zjedzona przez tygrysa w swoim w³as-nym domu”. A mo¿e raczej: „Tygrys dok³ada emerytkêdo listy dañ”. To j¹ zachwyci³o, ogarnê³o j¹ tak¿e inneuczucie, ca³kiem nowe, któremu poœwiêci³a wiêcej uwa-gi: œwiadomoœæ nadmiernej donios³oœci tej chwili. Dzia³osiê z ni¹ coœ wa¿nego, ale nie by³a pewna, co w³aœciwieo tym stanowi³o: tygrys czy sama œwiadomoœæ wagi chwi-li. Jedno i drugie zdawa³o siê ze sob¹ powi¹zane, jednakowo poczucie donios³oœci by³o nieproporcjonalne do fak-tycznych wydarzeñ tej nocy, na które sk³ada³y siê prze-cie¿ z³y sen, bezsensowny telefon i parê kroków do drzwisypialni. Czu³a, ¿e coœ wychodzi jej na spotkanie, coœwielkiego, nic rzeczywistego, ma siê rozumieæ, nie by³a

10

Page 11: Nocny gość

a¿ tak szalona – ale jakiœ kszta³t, czy w ka¿dym raziecieplejsze powietrze. Wywo³a³o to dziwne wrzenie w pier-si. W domu panowa³a cisza. Ruth przy³o¿y³a rêkê do te-go czu³ego miejsca w swojej piersi; zamknê³a drzwi sy-pialni i id¹c w œlad za w³asnymi stopami, wróci³a do³ó¿ka. G³owê przepe³ni³y jej myœli, przetoczy³y siê i znówzm¹ci³y. Tygrys pewnie teraz œpi, pomyœla³a Ruth, wiêcona te¿ zasnê³a i obudzi³a siê dopiero póŸnym rankiem.Salon, kiedy Ruth wesz³a do niego przy dziennym

œwietle, by³ niegroŸny. Wszystkie meble sta³y na swoichmiejscach, grzeczne, schludne, niemal jakby zabiega³yo jej uznanie, jakby sprzeciwi³y siê jej wczeœniej w jakiœsposób i teraz czeka³y na wybaczenie, ubrane w najlep-sze stroje. Ruth poczu³a siê przyt³oczona t¹ przymiln¹poufa³oœci¹. Podesz³a do okna i dramatycznym gestemrozsunê³a firanki. Ogród przed domem wygl¹da³ dok³ad-nie tak jak zwykle – grewilla wymaga³a przystrzy¿enia– ale na koñcu podjazdu Ruth dostrzeg³a ¿ó³t¹ taksówkê,na wpó³ zakryt¹ przez kazuaryny. Wydawa³a siê takasamotna, taka niepotrzebnie jaskrawa. Pewnie kierowcazab³¹dzi³ i chcia³, ¿eby mu wskazaæ drogê; to siê od czasudo czasu zdarza³o na tym pozornie pustym odcinku wy-brze¿a.Ruth raz jeszcze rozejrza³a siê po pokoju. – Ha! – powie-

dzia³a, jakby rzucaj¹c mu wyzwanie, ¿eby j¹ przestraszy³.Gdy tego nie zrobi³, opuœci³a go z pewnego rodzaju odra-z¹. Posz³a do kuchni, podnios³a ¿aluzje i popatrzy³a namorze. Czai³o siê tu¿ za ogrodem i chocia¿ nie by³a w sta-nie zejœæ nad brzeg – wydma by³a zbyt stroma, a jej krêgo-s³up nazbyt nieprzewidywalny – jego obecnoœæ podzia³a-³a na ni¹ koj¹co w pewien nieokreœlony sposób, podobnie

11

Page 12: Nocny gość

– wyobra¿a³a sobie – muzyka Mozarta mo¿e dzia³aæ naroœliny. By³ przyp³yw, woda zalewa³a pla¿ê. Koty wy³oni³ysiê z porastaj¹cych wydmy traw; przystanê³y w progu,tr¹caj¹c powietrze wewn¹trz domu podejrzliwymi nosami,a¿ wreszcie – nagle uspokojone – wesz³y do œrodka. Ruthnasypa³a im do miseczek suchej karmy i patrzy³a, jakjedz¹ bez przerwy, dopóki karma nie zniknê³a. W ichsposobie jedzenia by³o coœ biblijnego, uzna³a; coœ, co przy-wodzi³o na myœl plagê.Teraz Ruth zaparzy³a herbatê. Usiad³a w swoim fotelu

– jedynym, w którym jej krêgos³up móg³ wytrzymaæ do-wolnie d³ugo – i jad³a na œniadanie pestki dyni. Ten fotelby³ drewnianym kolosem, odziedziczonym po rodziniejej mê¿a; na czymœ takim móg³by huœtaæ siê wiktoriañ-ski pastor podczas pisania kazañ. Mebel dawa³ oparcieplecom Ruth, wiêc trzyma³a go obok sto³u w jadalni, przyoknie z widokiem na ogród, wydmê i pla¿ê. Siedzia³aw swoim fotelu, pi³a herbatê i analizowa³a to nowe uczu-cie – tê przesadê, tê donios³oœæ – które ogarnê³o j¹ w nocyi które wci¹¿ jej towarzyszy³o. Niew¹tpliwie by³o jak zesnu; rozwiewa³o siê jak sen. Wiedzia³a, ¿e do obiadu mo-¿e ca³kiem o nim zapomnieæ. To uczucie nios³o ze sob¹pewn¹ witalnoœæ – przypomina³o jej nie tyle sam¹ m³o-doœæ, ile gwa³townoœæ m³odoœci – i chcia³a zatrzymaæ jejak najd³u¿ej. Ju¿ od jakiegoœ czasu mia³a nadziejê, ¿ekres jej ¿ycia bêdzie równie niezwyk³y jak pocz¹tek.Równoczeœnie rozumia³a, jak ma³o to prawdopodobne.By³a wdow¹ i mieszka³a sama.Pestki dyni, które Ruth jad³a na œniadanie, by³y jedn¹

z niewielu rzeczy w spi¿arni. Wysypa³a je na lew¹ d³oñ,a praw¹ po dwie unosi³a do ust. Jedna musia³a trafiæ na

12

Page 13: Nocny gość

lew¹ stronê, do tylnych zêbów; druga na praw¹. Podobnietraktowa³a te¿ swoje codziennie za¿ywane pastylki; bêd¹lepiej dzia³aæ, jeœli po³knie je z nale¿yt¹ skrupulatnoœci¹.Poprzez tê symetriê – zawsze zaczyna³a wchodziæ po scho-dach lew¹ nog¹, zawsze koñczy³a praw¹ – nadawa³a porz¹-dek swoim dniom. Jeœli zd¹¿y przygotowaæ kolacjê przedwiadomoœciami o szóstej, obaj jej synowie przyjad¹ naBo¿e Narodzenie. Jeœli ten kierowca taksówki nie zadzwo-ni do frontowych drzwi, bêdzie mog³a posiedzieæ w swoimfotelu przez dwie godziny. Patrzy³a na morze i obserwo-wa³a cykl fal: jeœli przed kolejn¹ du¿¹ bêdzie mniej ni¿osiemma³ych, wymiecie piasek z ogrodowej œcie¿ki. Wy-miatanie piasku ze œcie¿ki by³o kar¹ bosk¹, syzyfow¹prac¹, wiêc Ruth zastawia³a na siebie pu³apki, ¿eby prze-s¹dziæ tê sprawê. Nienawidzi³a zamiataæ, nienawidzi³atakich bezsensownych zajêæ; nienawidzi³a œcieliæ ³ó¿ka,by znów je rozœcielaæ wieczorem. Dawno temu wpoi³awagê tych domowych obowi¹zków synom i wtedy samaw ni¹ wierzy³a. A terazmyœla³a: Jeœli w ci¹gu najbli¿szychdziesiêciu minut po pla¿y przejdzie jedna osoba, w moimdomu noc¹ jest tygrys; jeœli przejd¹ dwie, tygrys nie zro-bi mi krzywdy; jeœli trzy, ten tygrys mnie wykoñczy. Taostatnia ewentualnoœæ wywo³a³a jeden z owych przelot-nych, niekontrolowanych dreszczy, Ruthmia³a wra¿enie,¿e zaczynaj¹ siê w g³owie, a wychodz¹ poprzez pode-szwy stóp.– Ju¿ prawie zima – powiedzia³a na g³os, patrz¹c na

opadaj¹ce morze; zbli¿a³ siê odp³yw. – Ju¿ prawie cho-lerna zima.Ruth chcia³aby znaæ inny jêzyk, do którego mog³aby

wracaæ w chwilach wielkiej frustracji. Zapomnia³a hindi,

13

Page 14: Nocny gość

który zna³a, gdy jako dziecko mieszka³a na Fid¿i.Ostatnio przeklinanie – któremu oddawa³a siê w ³agod-ny, dziewczêcy sposób – by³o jej drugim jêzykiem. Na-liczy³a siedem ma³ych fal, co oznacza³o, ¿e bêdzie mu-sia³a pozamiataæ œcie¿kê, wiêc powiedzia³a: – Cholera– ale nie ruszy³a siê z fotela. Tego ranka tankowiecczeka³ na skraju œwiata, a dalej na zatoce, blisko mia-sta, Ruth mog³a dostrzec surferów. P³ynêli na falach,które st¹d mia³y wielkoœæ falek w wannie, zrobionychprzez dziecko bawi¹ce siê w k¹pieli. I widok ten by³w ka¿dym sensie zwyczajny, poza tym, ¿e w jej stronêsz³a potê¿na kobieta, zupe³nie jakby wy³oni³a siê pro-sto z morza. Mozolnie wdrapywa³a siê na wydmê nawprost domu, wlok¹c za sob¹ walizkê, któr¹ w koñcupozostawi³a wœród traw. Ta zsunê³a siê kawa³ek w dó³zbocza. Kiedy kobieta dotar³a wreszcie na szczyt wy-dmy, z nie mniejsz¹ determinacj¹ ruszy³a przez ogród.Z ka¿dym krokiem przes³ania³a trochê wiêcej nieba.Jej roz³o¿ystoœæ, ciep³y odcieñ skóry i ciemny po³yskprostowanych niew¹tpliwie w³osów wyda³y siê Ruthfid¿yjskie; podnios³a siê z fotela, by powitaæ goœciaw kuchennych drzwiach. Krêgos³up nie dokucza³ jej,gdy wstawa³a; ten fakt, a tak¿e domniemana narodo-woœæ kobiety sprawi³y, ¿e Ruth z optymizmem pod-chodzi³a do spotkania z ni¹. Wysz³a do ogrodu i za-skoczy³a tamt¹, która bez swojej walizki przywodzi³ana myœl rozbitka; by³a wyczerpana wspinaczk¹ podgórê, mia³a na sobie cienki szary p³aszcz, a za sob¹cienki szary pas morza. Mo¿e naprawdê by³a rozbit-kiem albo zosta³a tu wysadzona na l¹d i pozostawionana pastwê losu.

14

Page 15: Nocny gość

– Pani Field! Jest pani w domu! – wykrzyknê³a kobie-ta i podesz³a do Ruth z beztrosk¹ energi¹, która sprawi-³a, ¿e przesta³a wygl¹daæ na rozbitka.– Jestem – odpar³a Ruth.– We w³asnej osobie – doda³a tamta i wyci¹gnê³a przed

siebie z³o¿one rêce, jakby w³aœnie z³apa³a w nie dokuczli-w¹muchê. Ruth musia³a odwzajemniæ ten gest i podaæ jejswoje d³onie; zrobi³a to; tamta chwyci³a je i dobr¹ chwilêtrzyma³a w pewnym, mocnym uœcisku; sta³y tak w ogro-dzie, jakby to w³aœnie stanowi³o cel wizyty tej kobiety.Czubek g³owy Ruth nie siêga³ nawet do ramienia niespo-dziewanego goœcia.– Musi mi pani wybaczyæ – powiedzia³a tamta. –Strasz-

nie siê zmacha³am. Martwi³am siê o pani¹! Zapuka³amdo drzwi frontowych, a kiedy pani nie otworzy³a, pomyœ-la³am, ¿e spróbujê od ty³u. Nie wiedzia³am, ¿e to takagóra! Puff! – powiedzia³a, jakby naœladowa³a dŸwiêk od-leg³ego wystrza³u.– Nie s³ysza³am pukania.– Nie? – Kobieta zmarszczy³a czo³o i spojrza³a na swo-

je d³onie, jakby j¹ zawiod³y w jakiœ sposób.– Czy ja pani¹ znam? – spyta³a Ruth. To by³o szczere

pytanie; byæ mo¿e naprawdê j¹ zna³a. Mo¿e ta kobietaby³a kiedyœ ma³¹ dziewczynk¹ siedz¹c¹ na kolanachmatki Ruth. Mo¿e matka tej kobiety zachorowa³a na ja-k¹œ niegroŸn¹ chorobê, akurat tak¹, która sprowadzi³aj¹ do przychodni ojca Ruth. W przychodni zawsze by³ydzieci; bawi³y siê i wyg³upia³y, garnê³y siê do ka¿dego,kto siê akurat napatoczy³, i zawsze wychodzi³y razemze swoimi rodzinami. Mo¿e ta kobieta wywodzi³a siêz tamtych dawnych czasów, mia³a do przekazania jak¹œ

15

Page 16: Nocny gość

wiadomoœæ albo pozdrowienia. Chocia¿ by³a pewnie zam³oda, ¿eby nale¿eæ do tamtych dzieci – Ruth ocenia³aj¹ na tu¿ po czterdziestce, mia³a g³adk¹ twarz i wyraŸniedba³a o wygl¹d. By³a bez makija¿u, ale natura obdarzy³aj¹ ciê¿kimi powiekami, które zawsze wydawa³y siê po-malowane na delikatny br¹z.– Przepraszam, przepraszam. – Kobieta puœci³a d³o-

nie Ruth, jednym ramieniem opar³a siê o œcianê domui oznajmi³a: – Wcale mnie pani nie zna. – Po czym przy-bra³a profesjonalny ton: – Nazywam siê Frida Youngi jestem tu po to, ¿eby siê pani¹ zaopiekowaæ.– Och, nie mia³am pojêcia! – wykrzyknê³a Ruth, jak-

by zaprosi³a kogoœ na imprezê towarzysk¹, a potem zu-pe³nie o tym zapomnia³a. Wysunê³a siê z cienia wspar-tej o œcianê Fridy Young. Niepewnym, zdziwionym,niemal zalotnym tonem spyta³a: – Czy ja wymagamopieki?– Nie przyda³aby siê pani pomoc w domu? Gdyby

ktoœ stan¹³ w moich frontowych drzwiach – kuchen-nych drzwiach – i zaproponowa³, ¿e siê mn¹ zaopiekuje,ca³owa³abym go po rêkach.– Nie rozumiem – powiedzia³a Ruth. – Czy to moi sy-

nowie pani¹ przys³ali?– Przys³a³a mnie opieka spo³eczna – odpar³a Frida,

która zdawa³a siê radoœnie pewna wyników ich poga-wêdki: zsunê³a buty – tenisówki, z których wyjêto sznu-rowad³a – i rusza³a palcami w piaszczystej trawie. – By³apani na naszej liœcie oczekuj¹cych i w³aœnie zwolni³o siêmiejsce.– Na co? – Zadzwoni³ telefon. – Czy ja za to p³acê?

– zapyta³a Ruth, podenerwowana ca³ym zamieszaniem.

16

Page 17: Nocny gość

– Nie, kochanieñka! Za wszystko p³aci pañstwo. Nie-z³y interes, co?– Przepraszam – powiedzia³a Ruth, wchodz¹c do

kuchni. Frida ruszy³a za ni¹.Ruth podnios³a s³uchawkê i bez s³owa przy³o¿y³a j¹

do ucha.– Mama? – odezwa³ Jeffrey. – Mama? To ty?– Oczywiœcie, ¿e ja.– Chcia³em tylko sprawdziæ. Upewniæ siê, ¿e nie zo-

sta³aœ w nocy po¿arta. – Jeffrey pozwoli³ sobie na po-b³a¿liwy chichot, jakiego swego czasu u¿ywa³ jego oj-ciec w chwilach pe³nej czu³oœci irytacji.– To nie by³o konieczne, kochanie. Wszystko ze mn¹

w porz¹dku – powiedzia³a Ruth. Frida zrobi³a ruch, któ-ry Ruth odczyta³a jako proœbê o szklankê wody; kiwnê-³a g³ow¹, daj¹c do zrozumienia, ¿e zaraz siê tym zajmie.– Pos³uchaj, kochanie, jest u mnie ktoœ teraz.Frida krz¹ta³a siê po kuchni, otwiera³a szafki, zajrza³a

do lodówki.– Och! W takim razie nie bêdê przeszkadza³.– Nie, Jeff, chcia³am ci powiedzieæ, ¿e mam tu swego

rodzaju pomoc domow¹. – Ruth zwróci³a siê do Fridy.– Przepraszam, ale kim pani w³aœciwie jest? Pielêg-niark¹?– Pielêgniark¹? – zdziwi³ siê Jeffrey.– Opiekunk¹ spo³eczn¹ – sprostowa³a Frida.To okreœlenie bardziej siê Ruth spodoba³o.– Jest opiekunk¹ spo³eczn¹, Jeff, i twierdzi, ¿e przyje-

cha³a, ¿eby mi pomóc.– ¯artujesz – powiedzia³ Jeffrey. – Jak ciê znalaz³a?

Co to w ogóle za osoba?

17

Page 18: Nocny gość

– Stoi tu¿ obok.– Daj mi j¹.Ruth poda³a s³uchawkê Fridzie, która wziê³a j¹ ocho-

czo i przytrzyma³a ramieniem przy uchu. To by³ staro-œwiecki telefon, s³uchawka by³a du¿a i ciê¿ka, w kszta³-cie pó³ksiê¿yca, kremowa i po³¹czona z aparatem naœcianie wyj¹tkowo d³ugim bia³ym kablem, dziêki cze-mu Ruth mog³a z ni¹ chodziæ po ca³ym domu.– Jeff – odezwa³a siê Frida i teraz Ruth s³ysza³a je-

dynie pomruk g³osu syna. Frida przedstawi³a siê:Frida Young. – Powiedzia³a: – Oczywiœcie. – A potemjeszcze: – Program pañstwowy. Jej nazwisko by³ow naszych rejestrach i w³aœnie zwolni³o siê miejsce.– Ruth nie podoba³o siê, ¿e mówi siê o niej w trzeciejosobie. Czu³a siê jak pods³uchiwacz. – Na pocz¹tek go-dzinê dziennie. To bardziej ocena sytuacji, chodzi o to,¿eby zobaczyæ, jakie s¹ potrzeby, i od tego zaczniemy.Tak, tak, zajmê siê tym wszystkim. – I wreszcie: – Pañ-ska matka jest w dobrych rêkach, Jeff – i Frida odda³as³uchawkê Ruth.– To mo¿e byæ wspania³a sprawa, mamo – odezwa³ siê

Jeffrey. – To mo¿e byæ dok³adnie to, czego nam trzeba.Ale¿ œwietny, naprawdê œwietny u¿ytek z pieniêdzy po-datników.– Zaczekaj – powiedzia³a Ruth. Koty, zaciekawione,

obw¹chiwa³y palce stóp Fridy.– Ale chcê zobaczyæ dokumenty, dobrze? Zanim co-

kolwiek podpiszesz. Pamiêtasz, jak dzia³a faks taty?– Chwileczkê – powiedzia³a Ruth, zarówno do Fridy,

jak i do Jeffreya, po czym z wstydliwym poœpiechem, jak-by odczuwa³a piln¹ potrzebê oddania moczu, popêdzi³a

18

Page 19: Nocny gość

do salonu i stanê³a przy oknie. ¯ó³ta taksówka wci¹¿ by³awidoczna na koñcu podjazdu.– Teraz jestem sama. – Zni¿y³a g³os i przyciska³a usta

do s³uchawki. – No wiêc nie jestem do tego przekonana.Radzê sobie nie najgorzej.Ruth nie czu³a siê dobrze, rozmawiaj¹c o tym z sy-

nem. Uw³acza³o jej to i zawstydza³o j¹. Pewnie powinnabyæ wdziêczna za jego mi³oœæ i troskê, ale mia³a poczu-cie, ¿e jeszcze za wczeœnie; nie by³a stara – nie nazbyt,mia³a dopiero siedemdziesi¹t piêæ lat. Jej w³asna matkaprzekroczy³a osiemdziesi¹tkê, zanim tak naprawdê za-czê³y siê k³opoty. I ¿e to siê akurat zdarzy³o dzisiaj, kie-dy by³o jej g³upio, ¿e zadzwoni³a do Jeffreya w œrodkunocy z powodu tego ca³ego bzdurnego tygrysa. Zastana-wia³a siê, czy wspomnia³ coœ o tym Fridzie.– Radzisz sobie wspaniale – odpar³ Jeffrey, a Ruth

wzdrygnê³a siê na te s³owa, plecy dr¿a³y jej trochê, wiêcwyci¹gnê³a lew¹ rêkê, ¿eby siê przytrzymaæ parapetu.Dok³adnie to samo powiedzia³, gdy podczas swoichostatnich odwiedzin poruszy³ temat wioski dla emery-tów albo sta³ej opieki w domu. – Frida jest tam tylko poto, ¿eby oceniæ twoj¹ sytuacjê. Prawdopodobnie przej-mie jedynie czêœæ prac domowych, a ty sobie odpocz-niesz i bêdziesz mog³a siê odprê¿yæ.– Jest Fid¿yjk¹ – powiedzia³a Ruth, g³ównie dla w³as-

nego pokrzepienia.– No widzisz, coœ was ³¹czy. A jeœli nie bêdziesz zado-

wolona, jeœli jej nie polubisz, to pomyœlimy o innym roz-wi¹zaniu.– Tak – odpar³a Ruth z wiêkszym pow¹tpiewaniem,

ni¿ faktycznie czu³a; jego s³owa podnios³y j¹ na duchu,

19

Page 20: Nocny gość

chocia¿ wiedzia³a, ¿e Jeffrey traktuje j¹ protekcjonalnie;jednak zna³a zasiêg w³asnej niezale¿noœci, jej dok³adnegranice, i zdawa³a sobie sprawê, ¿e nie jest ani bezradna,ani szczególnie dzielna; znajdowa³a siê gdzieœ poœrodku;ale wci¹¿ zachowa³a autonomiê.– Zawiadomiê Phila. Poproszê go, ¿eby do ciebie za-

dzwoni³. I pogadamy jeszcze o tym w niedzielê – powie-dzia³ Jeffrey. Niedziela by³a dniem, w którym zwyklerozmawiali, o czwartej po po³udniu: pó³ godziny z Jeffre-yem, piêtnaœcie minut z jego ¿on¹, po dwie minuty z ka¿-dym z dzieci. Nie dzielili czasu w ten sposób rozmyœlnie,tak jakoœ wychodzi³o. Dzieci trzyma³y telefon za bliskoust: „Czeœæ, babciu” – sapa³y jej do ucha i by³o jasne, ¿eprawie j¹ zapomnia³y. Widzia³a siê z nimi na Bo¿e Naro-dzenie i wtedy j¹ uwielbia³y; up³ywa³ kolejny rok i stawa³asiê anonimowym g³osem, charakterem pisma w liœcie,dopóki znów nie zjawia³y siê pod jej udekorowanymi œwi¹-tecznie drzwiami; ten rytm trwa³ ju¿ od trzech czy czte-rech lat, ustali³ siê, gdy opad³y szaleñcze emocje po œmier-ci jej mê¿a. M³odszy syn Ruth, Phillip, by³ inny: zdarza³osiê, ¿e gada³ z ni¹ przez telefon dwie albo i trzy godzinyi potrafi³ tak j¹ rozbawiæ, ¿e a¿ parska³a ze œmiechu. Aleon dzwoni³ tylko co kilka tygodni. Gromadzi³ wszystkieszczegó³y swego weso³ego, intensywnego ¿ycia (uczy³ an-gielskiego w Hongkongu, mia³ w³asnych synów, rozwiód³siê i powtórnie o¿eni³, lubi³ windsurfing); zasypywa³ j¹nimi, po czym znika³ na kolejny miesi¹c.Jeffrey zakoñczy³ rozmowê z tak¹ serdecznoœci¹, ¿e

Ruth po raz pierwszy naprawdê zaczê³a siê o siebie mart-wiæ. Ta jego czu³oœæ by³a obezw³adniaj¹ca. Ruth trochêsiê ba³a synów. Ba³a siê, ¿e zostanie zdemaskowana

20

Page 21: Nocny gość

przez ich m³odzieñczy autorytet. Kiedy by³a m³oda, udanerodziny, których ka¿dy cz³onek jest pe³en ¿ycia, atrak-cyjny i towarzyski, wprawia³y j¹ w zdenerwowanie, a te-raz sama by³a matk¹ takich synów. Ich g³osy mia³y pew-n¹ wagê.Ruth wróci³a po kablu telefonu do kuchni i zasta³a tam

Fridê siedz¹c¹ przy stole, pij¹c¹ wodê ze szklanki i czyta-j¹c¹ wczorajsz¹ gazetê. Zdjê³a szary p³aszcz, wisia³ terazbez ¿ycia, niczym zrzucona skóra, na oparciu krzes³a.Pod spodem mia³a bia³e spodnie i bia³¹ bluzkê; mo¿eniezupe³nie strój pielêgniarki, ale prawie. Torebkê, scho-wan¹ przedtem pod p³aszczem, mia³a przewieszon¹przez ramiê, zrzucone tenisówki le¿a³y przy drzwiach.Nogi trzyma³a wyci¹gniête pod sto³em. Nagie palce opar-³a na niskiej poprzeczce krzes³a naprzeciwko, przedra-mionami przyciska³a gazetê do sto³u. Czyta³a, wci¹¿zmieniaj¹c wyraz swojej szerokiej twarzy. Brwi mia³awyskubane w tak cieniutkie kreseczki, ¿e powinny nada-waæ jej wyraz wiecznego zdziwienia; tymczasem wy-olbrzymia³y jeszcze ka¿dy jej grymas niby wprawnympoci¹gniêciem pêdzla. Jej twarz by³a jedn¹ wielk¹ eks-presj¹: znieruchomia³a mog³aby znikn¹æ w swej w³asnejg³adkoœci.– Niech pani tylko pos³ucha tego – powiedzia³a. – Facet

w Kanadzie, tak? Na wózku inwalidzkim. Pewnej nocyodciêli mu pr¹d, przez przypadek, pomylili domy, a onzamarz³ do rana. Umar³ z zimna.– Ojej! – Ruth uœmiechnê³a siê bezmyœlnie. Zauwa¿y-

³a, ¿e Frida rozci¹ga samog³oski, ale spó³g³oski wyma-wia wyraŸnie i dobitnie. – To okropne. Bez problemuznalaz³a pani wodê?

21

Page 22: Nocny gość