„Człowiek i dzieło- Ernest Hemingway i >> Stary człowiek i morze
Nitka o nacjonalizmie - Stary XPortal
-
Upload
tomasz-wisniewski -
Category
Documents
-
view
428 -
download
3
description
Transcript of Nitka o nacjonalizmie - Stary XPortal
Xportal.plWyspa światła pośród nieprzeniknionych mroków wolności wypowiedzi
Idee - Nacjonalizm
Adam Danek - 20 Wrzesień 2011, 17:48Temat postu: Nacjonalizm
Kwestia, wokół której było wiele dyskusji.
Niejednokrotnie pytano mnie "Jaki masz stosunek do nacjonalizmu?" albo "Czy jesteś nacjonalistą?",
uzależniając od tego ocenę moich poglądów, a z tych pytań w ogóle nie wynikało, o co tak naprawdę
pyta pytający. Osobiście, o ile pamiętam, w odniesieniu do problemu "Nacjonalizm - tak czy nie?"
najpierw uważałem się za konserwatywnego nacjonalistę, potem za konserwatystę niechętnego
nacjonalizmowi, a ostatnio coraz bardziej skłaniam się do stanowiska pośredniego.
Nie da się dokonać prostej klasyfikacji nacjonalizmu na żadnej osi idei politycznych. Przykład: czy
nacjonalizm jest prawicowy, czy lewicowy? Odpowiedź na to pytanie zależy właściwie w całości od
konkretnego przypadku (wyklucza możliwość uogólnień); np. p. prof. Bartyzel w swojej 'próbie
teoretyzacji pojęcia prawicy' zalicza nacjonalizm Akcji Francuskiej, hiszpański "narodowy katolicyzm",
konserwatywny nacjonalizm państw romańskich (hiszpański frankizm, integralizm luzytański, włoskie
"niebieskie koszule"), nacjonalizm polskich "młodoendeków" do autorytarnej prawicy prawicy, włoski
nacjonalizm neogwelficki oraz myśl nacjonalistów republikańskich (Barres, Dmowski, Karel Kramar,
Eamon de Valera) do umiarkowanego centrum prawicy, wczesną endecję (Popławski, Balicki) do
demokratycznej lewicy prawicy, wreszcie narodowy rewolucjonizm (rewolucja konserwatywna,
hiszpańscy falangiści, "synarchiści" z Meksyku, "integraliści" z Brazylii, belgijski Rex, rumuńska Żelazna
Gwardia, romantyzm faszystowski i włoscy neofaszyści, niemiecki "nacjonalizm żołnierski" i narodowy
bolszewizm, włoscy neofaszyści, historyczne ONR i RNR, terceryści, NOP, Trzecia Pozycja) do skrajnej
lewicy prawicy.
http://www.legitymizm.org/teoretyzacja-prawica
Konstruowanie zaś osi "nacjonalizm-antynacjonalizm", w czym celują bystrzaki z "ruchu", nie ma sensu
bez ustalenia wcześniej, co właściwie należy rozumieć przez "nacjonalizm". W obrębie nie tylko obozu
narodowego, liczącego kilka pokoleń, ale nawet samej endecji występowały różne od siebie ujęcia
narodu, a inne wersje nacjonalizmu prezentowały OZN, Zadruga, ludowcy czy narodowi monarchiści.
O ile wiem, jeden z obiecujących autorów młodego pokolenia Prawicy - który też głowi się nad
nacjonalizmem od dobrych paru lat - opublikuje niedługo ciekawie zapowiadający się tekst o tym, czy
należy być nacjonalistą, a jeżeli tak, to dlaczego i co to właściwie znaczy. Uprzedzając nieco pojawienie
się tej wypowiedzi, można przedstawić własne, szczątkowe, intuicje na ten temat.
Mi się wydaje, że w poszczególnych odmianach nacjonalizmu powtarza się w różnych konfiguracjach
skończony zbiór elementów, które da się z nich wyabstrahować. Podstawą wyróżnienia poszczególnych
elementów składowych jest wskazywany przez nie czynnik, który konstytuuje naród, łączy ludzi we
wspólnotę narodową. Tymi elementami - Weberowskimi "typami idealnymi" - byłyby wówczas:
1) nacjonalizm obywatelski (demokratyczny) - tym, co wiąże ludzi w naród, jest wspólna podmiotowość
polityczna ("suwerenność ludu"); to koncepcja narodu z lat 1789 i 1848;
2) nacjonalizm etniczny - tym, co wiąże ludzi w naród, są wspólny język oraz podobieństwo fenotypu
(wyglądu zewnętrznego);
3) nacjonalizm kulturowy (historyczny) - tym, co wiąże ludzi w naród, jest ukształtowana przez wieki
historii kultura narodowa; najlepszy przykład to nacjonalizm Akcji Francuskiej;
4) nacjonalizm chtoniczny - tym, co wiąże ludzi w naród, jest przede wszystkim związek z ziemią, z
określonym terytorium geograficznym; ten kierunek w nacjonalizmie zazwyczaj mocno dowartościowuje
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
1 z 95 2012-10-06 15:06
też to, co rodzi się ze styku człowieka z ziemią, a więc "rolniczy" paradygmat cywilizacyjny, "wiejskość",
kulturę ludową, pozostałości kulturowe z okresu archaicznego;
5) nacjonalizm państwowy - zwany przez prof. Romana Bäckera statokratyzmem. Jego przedmiotem jest
państwo, nie etnos; tym, co łączy ludzi w naród (polityczny), są wspólna przynależność do państwa i
wspólna tradycja państwowa; naród ma więc charakter polityczny a nie etniczny, jednak nie w takim
sensie, jak w nacjonalizmie obywatelskim; nacjonalizm państwowy ma wersję monarchistyczną: naród
to wspólnota poddanych tej samej monarchii;
6) nacjonalizm biologiczny - zradykalizowana wersja nacjonalizmu etnicznego; tym, co wiąże ludzi w
naród, są cechy somatyczne (cielesne) i w ogóle biologiczne; często przechodzi w rasizm.
Zaznaczam, że żaden z wymienionych elementów nie występuje samodzielnie, tj. poszczególne nurty
nacjonalizmu z reguły stanowią połączenie dwóch lub kilku z tych elementów. Na przykład, krytykowany
przez konserwatystów "nacjonalitaryzm" to połączenie elementów 1 i 2; Maurice Barres w swoim
nacjonalizmie łączył elementy 3, 4 i 5, zahaczając też miejscami o pozostałe; nacjonalizm faszystów
włoskich zasadniczo opierał się na elementach 2, 3 i 5, przy czym u początków przejawiał się w nim
także element 1, z czasem wyeliminowany.
Osobiście skłaniałbym się do nacjonalizmu łączącego elementy 4 i 5.
Oczywiście proszę nie traktować powyższego wyliczenia jako zamkniętego i dopracowanego modelu - to
zupełnie luźne intuicje. Do punktu dojścia jeszcze daleko. Będę Państwu wdzięczny za wszelkie
krytyczne uwagi (dzięki nim może bardziej wyklaruje mi się to zagadnienie) tudzież inne typologie
nacjonalizmu.
Staatsfreund - 20 Wrzesień 2011, 19:38
Ciekawy post, dobrze, że się pojawił, bo zawiera wiele interesujących spostrzeżeń (można by rozwinąć
go w artykuł). Ostatnimi czasy wśród niektórych reakcjonistów zapanowała swego rodzaju moda na
tępienie nacjonalizmu w jakiejkolwiek postaci, tak jakby nacjonalizm integralny itp. nie istniały.
Osobiście skłaniam się ku typom 5, 3, 4 (w kolejności od najistotniejszego).
Michał Prokopowicz - 21 Wrzesień 2011, 00:41
Czy powyższe zestawienie nie skłania się ku wnioskowi, że nacjonalizm jest w zasadzie pewnym
stopniem, natężeniem, potencjałem danego prądu? Po wyabstrahowaniu nacjonalizmu mamy przecież
kolejno: demokrację liberalną, identytaryzm, konserwatyzm, ruchy ludowe, autorytaryzm, rasizm. Każda
z tych doktryn (a także np. komunistyczna) może przybrać odcień nacjonalizmu lub odcinać się od niego
i zwalczać tenże u swych przeciwników.
Z kolei klasyfikacja prof. Bartyzela mimo wszystko wskazuje na transcendentne umocowanie Prawicy i jej
pojęcia nacjonalizmu, co w połączeniu z pewnymi koncepcjami stawiającymi w opozycji konserwatywną
rewolucję (jako front tradycji i nowoczesności, archaizmu i "niedokończonej" moderny) oraz
postmodernizm przemawia do mnie jakoś bardziej.
P.S. Powoli nieodparta staje się też pokusa stworzenia negatywnej definicji nacjonalizmu:
nacjonalizmem nie jest to, co nie przeraża śmiertelnie telewizyjnych i gazeciarskich "elit".
Tankomaster - 21 Wrzesień 2011, 09:23
P.S. Powoli nieodparta staje się też pokusa stworzenia negatywnej definicji nacjonalizmu:
nacjonalizmem nie jest to, co nie przeraża śmiertelnie telewizyjnych i gazeciarskich "elit".
No to przecież o tym pisał Junger.
Co do klasyfikacji prof Bartyzela, to jednak ma ona liczne wady.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
2 z 95 2012-10-06 15:06
-Przy "autorytarnej (reakcyjnej) <<prawicy prawicy>>" mamy wymienioną Unię Polityki Realnej.
-Na lewicy prawicy wymienia rożnego rodzaju chadeckie ścierwa, neokonserwatyzm i PiS, które w tej
klasyfikacji jest uznane za bardziej prawicowe od takiego RNRu czy REXu.
Zatem jeśli tak ma wyglądać klasyfikacja prawicy, to chyba pora odciąć się od tego pojęcia...
Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 10:41
Nacjonalizm ostatnio uznaję - przy całej dowolności tego, co uważa się za naród i jakie mogą być tego
kryteria - za przeniesioną w sferę postulatów politycznych świadomość narodową. W jednym państwie
jak i w jednym narodzie może występować wiele, nawet ze sobą kolidujących odmian nacjonalizmu
(zwłaszcza, jeśli tyczą się odmiennych grup).
Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 11:24
Nacjonalizm integralny oczywiście istniał - i nie sprawdził się, jest dla nas nauczką!
Jacek Skup - 21 Wrzesień 2011, 11:35
W jakim sensie się nie sprawdził?
Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 11:46
Ale mówimy konkretnie o Akcji Francuskiej? No tak po prostu, nie podchodzi mi. Zależy kto co uznaje za
cele.
Adam Czapliński - 21 Wrzesień 2011, 11:46
Ja także cieszę się z postu kol. Danka. Mam nadzieję, że przemówi do rozsądku osobom żyjącym pustą
nienawiścią do nacjonalizmu.
Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 11:51
Żebyś od tej nienawiści nie umarł!
Co z tego, jeśli nawet zaakceptuję któryś z tych nacjonalizmów, a może nawet osobiście popierał? Można
postrzegać narody jako odmienne kulturowo, językowo, przywiązane do tej lub innej ziemi i jakoś je pod
tymi względami wartościować - ale nigdy nie uczyniłbym żadnego z tych paradygmatów doktryną dla
państwa. Czyli - nigdy nie dążyć do nacjonalizacji struktur i instytucji, do urzędowego wyniesienia jednej
nacji kosztem drugiej, do obrócenia państwa w narzędzie jakiegoś narodu o jakichś interesach, jakichś
emocjach i jakichś oczekiwaniach. Kwestie stosunków między etniami w obrębie państwa należy spychać
jak najniżej - do relacji towarzyskich, rodzinnych, gminnych, samorządowych.
Tankomaster - 21 Wrzesień 2011, 13:58
Nacjonalizm integralny oczywiście istniał - i nie sprawdził się, jest dla nas nauczką!
Legitymizm się sprawdził?
Jacek Skup - 21 Wrzesień 2011, 14:02
Gdyby "skuteczność" idei była jakimkolwiek kryterium oceny ich słuszności, to najlepiej byłoby przestać
zaprzątać sobie głowę czymkolwiek, wbić się w garnitur, głupio się uśmiechać i zapisać się do dowolnej
partii.
Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 14:48
Nie sprawdził się, bo rozminął się z legitymizmem, podłożył się ekskomunice, został wyrolowany przez
ks. Orleańskiego, wreszcie rozpadł się na ileś skłóconych trve-odłamów.
Adam Danek - 21 Wrzesień 2011, 15:22
Reaktor napisał/a:Czyli - nigdy nie dążyć do nacjonalizacji struktur i instytucji, do
urzędowego wyniesienia jednej nacji kosztem drugiej, do obrócenia państwa w narzędzie
jakiegoś narodu o jakichś interesach, jakichś emocjach i jakichś oczekiwaniach. Kwestie
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
3 z 95 2012-10-06 15:06
stosunków między etniami w obrębie państwa należy spychać jak najniżej - do relacji
towarzyskich, rodzinnych, gminnych, samorządowych.
Nieuważnie czytasz. Jedno z podstawowych pytań w temacie brzmi: czy naród należy utożsamiać z
etnosem?
Odrowąż - 21 Wrzesień 2011, 16:07
5) nacjonalizm państwowy - zwany przez prof. Romana Bäckera statokratyzmem. Jego
przedmiotem jest państwo, nie etnos; tym, co łączy ludzi w naród (polityczny), są wspólna
przynależność do państwa i wspólna tradycja państwowa; naród ma więc charakter
polityczny a nie etniczny, jednak nie w takim sensie, jak w nacjonalizmie obywatelskim;
nacjonalizm państwowy ma wersję monarchistyczną: naród to wspólnota poddanych tej
samej monarchii;
Sam nie wiem. Wydaje mi się, że o nacjonalizmie w tym wypadku można by mówić tylko jeśli uznać
państwotwórczą rolę narodu. Jeśli państwo tworzy naród, lub są współzależne?
Można by się wtedy czuć nacjonalistą np. Rzeczpospolitej Trojga Narodów i popierać ich interes przed
innymi, ale czy nie wystarczy na takie sformułowanie patriotyzm? Albo "nacjonalizm wielkobrytyjski"?
Tankomaster - 21 Wrzesień 2011, 16:15
podłożył się ekskomunice, został wyrolowany przez ks. Orleańskiego, wreszcie rozpadł się
na ileś skłóconych trve-odłamów.
Wyjąwszy ekskomunikę (kontrowersyjną z wiadomych powodów) to w sumie to samo można by odnieść
do legitymizmu (nie wyrolowany co prawda przez ks. Orleańskiego, ale za to przez paru innych tak - o
jak jesteśmy przy papiestwie i ekskomunikach to można by wspomnieć o ralliement Leona XIII ).
Adam Danek - 21 Wrzesień 2011, 16:48
Odrowąż napisał/a:Sam nie wiem. Wydaje mi się, że o nacjonalizmie w tym wypadku
można by mówić tylko jeśli uznać państwotwórczą rolę narodu.
A mi się wydaje, że w tym przypadku eksponuje się raczej narodotwórczą rolę państwa. ;]
Można by się wtedy czuć nacjonalistą np. Rzeczpospolitej Trojga Narodów i popierać ich
interes przed innymi, ale czy nie wystarczy na takie sformułowanie patriotyzm?
Nie. Tu warto przywołać rozróżnienie Jana Ludwika Popławskiego. Patriotyzm to uczucie, coś niczym
chmury - bez konkretnego kształtu i granic. Wszędzie tam, gdzie pojawia się natomiast refleksja
teoretyczna, której przedmiotem jest naród, mamy do czynienia już nie z patriotyzmem, a z
nacjonalizmem.
Albo "nacjonalizm wielkobrytyjski"?
O, to już bliżej.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
4 z 95 2012-10-06 15:06
Odrowąż - 21 Wrzesień 2011, 17:21
Patriotyzm to uczucie, coś niczym chmury - bez konkretnego kształtu i granic. Wszędzie
tam, gdzie pojawia się natomiast refleksja teoretyczna, której przedmiotem jest naród,
mamy do czynienia już nie z patriotyzmem, a z nacjonalizmem.
Ogólnie mi chodzi o to, że tacy ludzie (mówiący właśnie o narodotwórczej roli państwa) zazwyczaj nie
uważali się za nacjonalistów(po za takimi wyjątkami jak Doboszyński). Owszem można mówić o
"nacjonalizmie statokratycznym", tylko po prostu nie wydaje mi się żeby to miało pokrycie w realiach.
W II RP taka refleksja dotycząca wszak narodu, ale uznająca państwo za "dobro wyższe" i wzywający do
federacji uznawali się bodajże za konserwatystów. I dlatego patriotyzm jako właśnie uczucie/stosunek
wydaje mi bardziej odpowiedni.
Adam Danek - 21 Wrzesień 2011, 17:40
Odrowąż napisał/a:Ogólnie mi chodzi o to, że tacy ludzie (mówiący właśnie o
narodotwórczej roli państwa) zazwyczaj nie uważali się za nacjonalistów(po za takimi
wyjątkami jak Doboszyński). Owszem można mówić o "nacjonalizmie statokratycznym",
tylko po prostu nie wydaje mi się żeby to miało pokrycie w realiach.
Owszem ma, np. w Rosji, gdzie wyróżnia się dwa osobne poziomy identyfikacji: Russkij (członek etnosu
rosyjskiego) i Rossijanin (członek wspólnoty państwowej), czy we Francji, gdzie ugruntowaną tradycję
ma pojęcie État-nation utożsamiające naród z państwem; w światowych naukach społecznych
zdominowanych oczywiście przez wzorce anglosaskie na porządku dziennym jest pisanie o nation-state.
W Templum Novum był na ten temat b. ciekawy artykuł pióra - horribile dictu - Aleksandra Dugina.
W Polsce taką teorię narodu propagował np. Stanisław Bukowiecki (w jednym państwie jest tylko jeden
naród polityczny), który przez 20 lat swojego życia działał w ND.
Reaktor - 22 Wrzesień 2011, 10:02
Nacjonalizm jest niedopuszczalny, ponieważ jego poziom świadomości narodowej domaga się, aby jakiś
naród był politycznym podmiotem, żeby jego wola kreowała urządzenie świata polityki. Nie mogę się na
to zgodzić, stoję tutaj po stronie państwa, w którym upatruję religijnej roli powstrzymywania ludzkich
zakusów.
Co do typologii nacjonalizmów na chtoniczne, etniczne, polityczne etc. Nie pochodziłbym do tego bez
zastrzeżeń. Powiedziałbym raczej, że można mówić o zasadach/czynnikach chtonicznym, etnicznym,
politycznym etc., które w jakimś stopniu zorganizowały dany nacjonalizm. Chyba nigdy nie zdarzyło się,
żeby któryś z nich reprezentował czysty taki czy inny typ.
Siedzę ostatnio w książce K. Jaskułowskiego Nacjonalizm bez narodów, autor opisuje tam rozmaitość
perspektyw badawczych "Anglosasów" zajmujących się naukami społecznymi. Po dokonaniu jakiegoś
bilansu cech etnosymbolizmu i modernizmu (odrębnych poglądów na nacjogenezę) Jaskułowski dochodzi
do propozycji ujęcia nacjonalizmu bez narodów, czyli perspektywy antropologicznej, stawiającej sobie za
cel wyjaśnienie, kiedy jakaś grupa w swojej przynajmniej opinii staje się narodem. Istnienie narodu nie
jest tu oczywiste, w toku badań porównawczych stawia się więc pytania o granice i wyznaczniki samego
pojęcia i funkcjonowania "narodowości". To tak w skrócie. Mam taki ujmujący przykład:
Należy zrezygnować z pojęcia „naród”, gdyż posługując się nim mamy skłonność do myślenia w
kategoriach trwałych grup społecznych, którym przypisujemy tożsamość, sprawczość, wspólne interesy
czy zdolność do kolektywnego działania. Za pojęciem „naród” nie stoi żaden trwały społeczny byt, lecz
zbiór symboli, rutynowe działania społeczne, procesy nadawania znaczenia, a także jego negocjowania i
kontestowania. Nie oznacza to, rzecz jasna, całkowitego zaprzeczania realności narodów, lecz odmienną
konceptualizację tej realności i inny zestaw pytań badawczych. Przedmiotem badań winien być nie tyle
naród jako taki, jego atrybuty, geneza, istota, lecz to, jak wykorzystywana jest w praktyce kategoria
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
5 z 95 2012-10-06 15:06
„naród”, narodowe symbole i mity, przez kogo i z jakim skutkiem. Jak i dlaczego naród „zdarza się” w
tym a nie innym momencie, dlaczego kategorie, dyskursy, mity czy symbole skoncentrowane na
narodzie są skutecznie przywoływane w danym miejscu i czasie przez określone podmioty.
Wiąże się to nieco z postmodernizmem (jak i jednym ze scholiów Bogotanina - rzuciło mi się dziś w oczy
w tekście Adama o nim jako archaiście); naród nie jest tu danym tekstem, lecz sposobem jego
odczytania. To jedna z równoprawnych narracji. Jaskułowski pytał m.in., czemu to tożsamość narodowa
została obecnie wybita na pierwszy plan, spychając tożsamości klasowe, religijne itd.
Tankomaster - 22 Wrzesień 2011, 18:07
Nacjonalizm jest niedopuszczalny, ponieważ jego poziom świadomości narodowej domaga
się, aby jakiś naród był politycznym podmiotem, żeby jego wola kreowała urządzenie
świata polityki. Nie mogę się na to zgodzić, stoję tutaj po stronie państwa, w którym
upatruję religijnej roli powstrzymywania ludzkich zakusów.
A gdzie tu przeciwieństwo między narodem a państwem?
Adam Czapliński - 22 Wrzesień 2011, 19:09
Rejczi napisał/a:Nacjonalizm jest niedopuszczalny, ponieważ jego poziom świadomości
narodowej domaga się, aby jakiś naród był politycznym podmiotem (...)
To nacjonalitaryzm. Wiem, że uznasz to pewnie za subiektywizm sformułowany na potrzeby Akcji
Francuskiej, ale moim zdaniem to trafna definicja, bo nie każdy nacjonalizm uznaje suwerenność narodu.
Adam Czapliński - 22 Wrzesień 2011, 19:13
Swoją drogą, czy Endecję też możnaby przypisać do nacjonalitaryzm? Przecież uznawała ona naród za
podmiot polityczny...
Adam Danek - 22 Wrzesień 2011, 19:23
Adam Czapliński napisał/a:Swoją drogą, czy Endecję też możnaby przypisać do
nacjonalitaryzm? Przecież uznawała ona naród za podmiot polityczny...
Sądzę, że to zależy od okresu w jej historii. Na przykład krytyka konserwatystów przez Dmowskiego na
początku XX wieku formułowana była z pozycji ewidentnie nacjonalitarystycznych. Prof. Bartyzel
opublikował kiedyś artykuł zatytułowany Nacjonalitaryzm, czyli demokracja narodowa, który skądinąd
ukazał się we wszechpolskiej "Nudzie Narodowej".
Co do odpowiedzi na Twoje pytanie, pomocny może okazać się ten oto szkic prof. Bartyzela, który
zawiera też dużo cennych uwag na temat zasadniczy, czyli o nacjonalizmie w ogóle:
http://www.endecja.pl/historia/artykul/10
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak na marginesie, to ND miała pecha do ludzi. Marian Bohusz zmarł pod sam koniec XIX wieku,
Popławski w 1908 r., Balicki w 1913 r. i w rezultacie duchowym oraz politycznym przywódcą już na
trwałe został Dmowski, który ze wszystkich przywódców ND był ponoć najsłabszy intelektualnie.
Należy zrezygnować z pojęcia „naród”, gdyż posługując się nim mamy skłonność do
myślenia w kategoriach trwałych grup społecznych, którym przypisujemy tożsamość,
sprawczość, wspólne interesy czy zdolność do kolektywnego działania. Za pojęciem „naród”
nie stoi żaden trwały społeczny byt, lecz zbiór symboli, rutynowe działania społeczne,
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
6 z 95 2012-10-06 15:06
procesy nadawania znaczenia, a także jego negocjowania i kontestowania. Nie oznacza to,
rzecz jasna, całkowitego zaprzeczania realności narodów, lecz odmienną konceptualizację
tej realności i inny zestaw pytań badawczych. Przedmiotem badań winien być nie tyle
naród jako taki, jego atrybuty, geneza, istota, lecz to, jak wykorzystywana jest w praktyce
kategoria „naród”, narodowe symbole i mity, przez kogo i z jakim skutkiem. Jak i dlaczego
naród „zdarza się” w tym a nie innym momencie, dlaczego kategorie, dyskursy, mity czy
symbole skoncentrowane na narodzie są skutecznie przywoływane w danym miejscu i
czasie przez określone podmioty.
Postmodernistyczny bełkot "dekonstrukcjonizmu". Spalić
Zoetrope - 22 Wrzesień 2011, 20:24
Adam Danek napisał/a:Tak na marginesie, to ND miała pecha do ludzi. Marian Bohusz
zmarł pod sam koniec XIX wieku, Popławski w 1908 r., Balicki w 1913 r. i w rezultacie
duchowym oraz politycznym przywódcą już na trwałe został Dmowski, który ze wszystkich
przywódców ND był ponoć najsłabszy intelektualnie.
Wedle artykułu Bartyzela, który podesłałeś :
Nacjonalitarystą par excellence był zwłaszcza (i do końca swojego żywota) najstarszy z grona twórców
doktryny narodowo-demokratycznej, Jan Ludwik P o p ł a w s k i – szczególnie niechętny szlachcie i
„pańskiemu klerykalizmowi” , rozgraniczający „naród pański” i „naród chłopski” , „ludoman”, stawiający
„nade wszystko interesy ludu” i opierający się na „jego poczuciu plemienności, na samorodnych,
swojskich podstawach naszego bytu” . W nieco tylko mniejszym natężeniu dotyczy to jednak również
Zygmunta Balickiego i Romana D m o w s k i e g o w pierwszej fazie rozwoju ich koncepcji narodu.
(...)Jednak przełom w myśleniu Dmowskiego w kierunku nacjonalizmu „nienacjonalitarnego” rozpoczął
się dopiero po podróży do Japonii(...)
Kresem tej ewolucji była jednak dopiero tzw. katolicko-narodowa faza w myśli Dmowskiego,
zainaugurowana pracą Kościół, Naród i Państwo (1927), a jej owocem – w pełni już tradycjonalistyczny
nacjonalizm tzw. młodej endecji w latach 30. Zarówno etniczne rozumienie narodu, jak i
demokratyczna zasada „suwerenności narodu”, zostały odrzucone dopiero przez takich
teoretyków „młodoendeckiego” nacjonalizmu polskiego, jak sympatyk karlizmu i salazaryzmu –
Jędrzej Giertych, „imperialista idei” – Stanisław Piasecki, przeciwstawiający idei jednorodnego państwa
narodowego (która, „wzięta zbyt dosłownie [...] zaszkodziła nam w latach 1918-21” ) koncepcję
Wielkiego Narodu – Adam Doboszyński, czy zwolennik monarchii i tradycji Świętego Cesarstwa – Karol
Stefan Frycz, podczas gdy „starzy” endecy, jak Stanisław Grabski, Marian Seyda, czy Wacław
Komarnicki, pozostali na pozycjach demokratycznych, więc nacjonalitarnych.
Pomimo rzekomego mniejszego potencjału intelektualnego to jednak m.in. właśnie Dmowski
przeprowadził ND z pozycji nacjonalitarystycznej na pozycję nacjonalistyczną. "Starsi" endecy nie
przejawiali takich skłonności. Zastanawiam się w takim razie czy to pech czy może szczęscie?
Adam Czapliński - 22 Wrzesień 2011, 22:28
Dziękuję za odpowiedź, ta sprawa wydaje się być jasna. Endecja od Popławskiego aż po wczesnego
Dmowskiego to nacjonalitaryzm, jednak poglądy Dmowskiego radykalizują się, co wynika po trosze z
rozczarowania demokracją, czerpaniem z faszyzmu itp. i przechodzi on na pozycje bliższe
nacjonalizmowi. [quote="Adam Danek"]
Tak na marginesie, to ND miała pecha do ludzi. Marian Bohusz zmarł pod sam koniec XIX wieku,
Popławski w 1908 r., Balicki w 1913 r. i w rezultacie duchowym oraz politycznym przywódcą już na
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
7 z 95 2012-10-06 15:06
trwałe został Dmowski, który ze wszystkich przywódców ND był ponoć najsłabszy intelektualnie.
Hmm, to ciekawe... Zawsze miałem Dmowskiego za "proroka", wybitnego intelektualistę i wspaniałego
geopolityka Myślę, że to niejako sztucznie rozciągnięta aura wokół tej postaci "narzucona"
narodowcom/prawicowcom, która wynika z przereklamowania Dmowskiego przez MW i podmioty im
pokrewne, ale może wyciągam zbyt daleko idące wnioski.
Ronald..Lasecki - 22 Wrzesień 2011, 23:56
Mnie najbliższe z podanych tu wariantów są czwarty, drugi i szósty. Brakuje mi trochę zaznaczenia
sakralnych, mitologicznych i niekiedy nawet mistycznych treści pojawiających się zazwyczaj w ramach
archaicznego rozumienia etnosu, które tutaj należałoby skojarzyć z opcją czwartą. W ogóle byłbym
zwolennikiem posługiwania się raczej pojęciami takimi jak "etnos", "wspólnota" czy "rasa" w miejsce
terminu "naród", gdyż ten ostatni niesie ze sobą zbyt wiele treści politycznie upodmiotawiających,
zarazem zaś jest zbyt inkluzywny wobec obcych i pozostaje w zbyt dużej ambiwalencji wobec pojęcia
"jednostki". Chodzi natomiast o to, by w ramach nacjonalizmu zacząć postulować stworzenie warunków
zabezpieczających trwanie i rozwój wspólnot organicznych i integralnie anty-indywidualistycznych,
światoogląd których w naturalny sposób byłby uwarunkowany przez życie w określonym środowisku
przyrodnicznym, krajobrazowym, ale także rasowym (przez co należy rozumieć ochronę wykształconego
w danych warunkach fenotypu). Duchowość takiej wspólnoty byłaby efektem nakładania się elementów
uniwersalnych na dane tło geofizyczne i biologiczno-rasowe. Mielibyśmy więc do czynienia z
rozpoznaniem rozmaitych regionalnych wariantów odczytania Tradycji - jednych bardziej jej wiernych,
innych mniej. Kładziono by nacisk na dopuszczanie tylko możliwie powolnych i umiarkowanych zmian
środowiska życia danej wspólnoty. Oznaczałoby to więc choćby blokowanie migracji, dewastacji
krajobrazu kulturowego, dewastacji przyrody, zapobieganie masyfikacji, zbytniej mobilności pionowej i
przestrzenej, i ochronę rozmaitych "ojczyzn fizycznych" (franc. patries charnelles). (Na ten przykład
stosunkowo blisko Warszawy jeszcze przed pięćdziesięciu laty byl jeden z najsilniejszych ośrodków
kultury ludowej na Mazowszu. Region kołbielski posiadał własną gwarę regionalną, zwyczaje, strój,
folklor, podania, zachowane jeszcze z czasów pogańskich sakralne centra etc. Wszystko to zniknęło
dopiero w efekcie "społecznej urbanizacji" forsowanej przez komunę, a pełną parą postępującej za
demoliberalizmu). Zupełnie wyeliminowana zostaje natomiast kwestia politycznego upodmiotowienia
wspólnoty, będąca największym obciążeniem nacjonalizmów integralnego i statokratycznego. Osobiście
jestem przeciwnikiem państwa narodowego jako najwyższej formy politycznego zorganizowania
wspólnoty, toteż wspomniane wersje nacjonalizmu są dla mnie zupełnie nieinteresujące. Z kolei
legitymizm monarchiczny oderwany całkowicie i wyabstrahowany od "kraju i ludu" jest koncepcją
abstrakcyjną i przez to ahistoryczną i fałszywą. Od czasów legend arturiańskich wiadomo przecież, że
"król i kraj to jedność". Rozumienie nacjonalizmu, o którym wspomniałem, nie jest natomiast przeciwne
roli historycznych rodów wyrastających z danego kraju i wspólnoty, i spajających je oraz im
przewodzących. W przywołanym tu regionie kołbielskim taką rolę odegrali na przykład Zamoyscy. Gdy
jeden z nich zmarł pod koniec XIX wieku, okoliczni chłopi zebrali się w nocy z pochodniami na stacji
kolejowej gdzie przewieziono zwłoki dziedzica, by tam oddać mu hołd. Na okolicznym uroczysku złożono
natomiast dary pod użytkowaną na pogański sposób chrześcijańską kapliczką, dla przebłagania
pośmiertnej łaski dla zmarłego pana. I o coś takiego właśnie by chodziło. O odwrócenie układu pomiędzy
zagadnieniami etnosu i państwa, które to państwo powinno być oczywiście rozumiane na sposób
"solarny", tak więc "odgórnie", zarazem jednak zaś w ścisłej łączności z krajem i zamieszkującym go
ludem ("ludem" w rozumieniu etnicznym, nie klasowym czy obywatelskim). Jednocześnie uniknęłoby się
przeciwstawiania sobie monarchii, legitymizmu oraz czynnika narodowego, co cechuje często rozmaitych
niedojrzałych intelektualnie (ale często przy tym metrykalnie dorosłych...) monarchistów.
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 00:36
Ronald..Lasecki napisał/a:Zupełnie wyeliminowana zostaje natomiast kwestia politycznego
upodmiotowienia wspólnoty, będąca największym obciążeniem nacjonalizmów integralnego
i statokratycznego.
Upodmiotowienie ludu to cecha konstytutywna nacjonalizmu obywatelskiego (1). W porównaniu do niego
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
8 z 95 2012-10-06 15:06
nacjonalizm państwowy (5) proponuje odmienny etos narodowy. O ile w przypadku 1 podstawą etosu
narodowego jest wspólna podmiotowość polityczna (etos obywatelski/demokratyczny), to w drugim
przypadku podstawą etosu jest wspólna (i chwalebna) służba państwu czy też ośrodkowi władzy, który
stanowi centrum i źródło mocy politycznej. Wspólna służba ośrodkowi władzy wytwarza więź narodową, a
budowana w ten sposób potęga państwa jest źródłem historycznej chwały, rozlewającej się na tych,
którzy przyczyniają się do jej umacniania.
Nacjonalizm obywatelski bazuje na wzorcu aktywnego obywatela, który ciągle domaga się czegoś
wspólnie z innymi i w ten sposób rodzi się "wola narodu". Nacjonalizm państwowy bazuje na idei służby
państwowej, a ideałem jego etyki politycznej jest "cnota dumnego posłuszeństwa", jak nazywali ją
niektórzy myśliciele ze środowiska "Stańczyka". Nacjonalizm obywatelski jest sprzężony z republikańską
formą państwa i ustrojem demokratycznym, zaś nacjonalizm państwowy z niedemokratycznymi formami
państwa.
W rezultacie mamy tu do czynienia z kierunkami przeciwstawnymi. Nie jestem pewien, ale wydaje mi
się, że gdyby spojrzeć na te zagadnienia przez pryzmat ramoty pt. "teoria cywilizacji Konecznego", to
wyszłoby, że nacjonalizm obywatelski jest typowy dla "cywilizacji łacińskiej/zachodniej", a "nacjonalizm
państwowy" dla cywilizacji bizantyńskiej i turańskiej. :)
W nowożytności mieliśmy, jak mi się wydaje, do czynienia z dwoma próbami realizacji nacjonalizmu
państwowego, przy czym zakończyły się klęską, z powodu domieszania do niego konkurencyjnego
elementu. Pierwszy przypadek - nacjonalizm państwowy realizowało Imperium Brytyjskie, za co chwalił
je w swoich pismach niewątpliwy statokrata Stanisław Cat-Mackiewicz. Brytyjski błąd polegał na
połączeniu go z nacjonalizmem obywatelskim. Drugi przypadek - nacjonalizm państwowy realizowały
Prusy. Pruski etos państwowy i towarzysząca mu filozofia były jednymi z nielicznych osiągnięć kultury
pruskiej rzeczywiście godnymi pochwały. Pruski błąd polegał na połączeniu go z nacjonalizmem
biologicznym i upadkiem w materializm.
A co do państwa narodowego, to temat na odrębną dyskusję. Koncepcji państwa narodowego nie można
łączyć ze wszystkimi wymienionymi powyżej nacjonalizmami, ponieważ naród utożsamia się w niej z
etnosem, jest to koncepcja państwa opartego na podstawie etnicznej, czy ściślej mówiąc
monoetnicznego. A cała dyskusja jest wokół tego, czy aby na pewno należy redukować naród do etnosu.
Stąd ja też nie jestem zwolennikiem państwa narodowego.
Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 01:02
[quote="Adam Danek"]
Wspólna służba ośrodkowi władzy wytwarza więź narodową, a budowana w ten sposób
potęga państwa jest źródłem historycznej chwały, rozlewającej się na tych, którzy
przyczyniają się do jej umacniania.
Ale w ten sposób zupełnie pominięte zostają czynniki takie jak tradycja, kultura, rasa, ziemia, przyroda,
wspólnoty pierwotne. Kompletna definicja nacjonalizmu powinna zaś zostać sformułowana tak, by
przynajmniej korespondować z tymi punktami odniesienia każdego człowieka. Są one wszystkie
przyrodzone człowiekowi i bliskie mu "fizycznie", zatem pierwotnie to przez ich pryzmat się on
identyfikuje. Skoro tak, to przyjmując przedstawione przez Ciebie skojarzenie narodowej potencji z
odniesieniem do państwa, będzie się dążyć do zorganizowania w państwo każdej wspólnoty
poczuwającej się do bycia narodem. Z drugiej strony, nacjonalizm zainteresowany tylko lojalnością
państwową, a marginalizujący wszystko to, co jest właściwą treścią wspólnoty pierwotnej (w tym
przypadku narodu - język, wygląd fizyczny etc.), stojący na stanowisku że "każdy może być Polakiem,
byleby tylko był katolikiem i służył królowi", zupełnie lekceważy faktycznie istniejące grupy etniczne i
faktyczne równice między nimi. Szkoci, Walijczycy, Anglicy, Irlandczycy nie byli wszyscy jednym
narodem. Podobnie narody zamieszkujące "pierwszą" Rzeczypospolitą. I koncepcja nacjonalistyczna musi
tego rodzaju faktom wychodzić naprzeciw. Odzielenie zatem pojęcia "poddanego" od kategorii
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
9 z 95 2012-10-06 15:06
etnonarodowościowych byłoby tu krokiem we właściwą stronę.
Reaktor - 23 Wrzesień 2011, 13:24
Destrukcjonizm wobec absolutyzowanych pojęć odnoszących się do doczesności, oznaczających rzekome
wcielenia ducha, pomaga nam wydostać się z nowoczesności. Wartość postmodernizmu jest taka, że już
nie jest on moderną.
Jeśli nacjonalizm nie jest politycznym upodmiotowieniem narodu, to czym jest? Można być jakimś
życiowym etnocentrystą - przykładowo w stosunkach osobistych preferować ludzi jakiejś narodowości
kosztem innej - ale nie jest to jakimś nacjonalizmem podpierającym się kategoriami kulturowymi czy
politycznymi.
Tankomaster napisał/a:A gdzie tu przeciwieństwo między narodem a państwem?
Naród to pielęgnowanie więzi naturalnych, chtonicznych - państwo z kolei służy ich przecięciu,
dowolnemu zorganizowaniu w sposób taki, by zasady życia w wykreowanym przez nie społeczeństwie
odpowiadały wymogom dóbr transcendentnych.
Adam Danek napisał/a:Koncepcji państwa narodowego nie można łączyć ze wszystkimi
wymienionymi powyżej nacjonalizmami, ponieważ naród utożsamia się w niej z etnosem,
jest to koncepcja państwa opartego na podstawie etnicznej, czy ściślej mówiąc
monoetnicznego. A cała dyskusja jest wokół tego, czy aby na pewno należy redukować
naród do etnosu. Stąd ja też nie jestem zwolennikiem państwa narodowego.
W takim razie najpierw odpowiedzmy sobie czym w ogóle jest nacjonalizm i naród, bo póki co wyszedłeś
od klasyfikacji odmian tego pierwszego. Jeśli będziemy mieć te pojęcia za realną oczywistość, to ja
najpoważniejszą ostatnio erupcję nacjonalizmu widzę w Sekcie Smoleńskiej - mówią i o etnosie, i o
ziemi, i o kulturze i o państwie. Nacjonalizm kompletny? Ultranacjonalizm? Czy wcielą Ducha Narodu w
RP przy okazji następnych wyborów?
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 14:12
Ronald..Lasecki napisał/a:Ale w ten sposób zupełnie pominięte zostają czynniki takie jak
tradycja, kultura, rasa, ziemia, przyroda, wspólnoty pierwotne.
Dlatego ja preferowałbym nacjonalizm łączący element państwowy z elementem chtonicznym.
Skoro tak, to przyjmując przedstawione przez Ciebie skojarzenie narodowej potencji z
odniesieniem do państwa, będzie się dążyć do zorganizowania w państwo każdej wspólnoty
poczuwającej się do bycia narodem.
Nie, w żadnym wypadku, raczej odwrotnie. Państwo tworzy naród, nie naród tworzy państwo. Istnienie
ośrodka siły i tradycji państwowej musi więc wyprzedzać istnienie narodu.
Z drugiej strony, nacjonalizm zainteresowany tylko lojalnością państwową, a
marginalizujący wszystko to, co jest właściwą treścią wspólnoty pierwotnej (w tym
przypadku narodu - język, wygląd fizyczny etc.), stojący na stanowisku że "każdy może
być Polakiem, byleby tylko był katolikiem i służył królowi", zupełnie lekceważy faktycznie
istniejące grupy etniczne i faktyczne równice między nimi.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
10 z 95 2012-10-06 15:06
Hy hy, Ronald nacjonalitarystą.
A pisząc już poważnie, to nie tyle je lekceważy, co raczej wbudowuje w w szerszą wspólnotę. Ja mocnej
strony nacjonalizmu państwowego upatruję właśnie w tym, że stawia on wspólnotę narodową ponad
partykularyzmami etnicznymi, a do pewnego stopnia także ponad partykularyzmami kulturowymi, co
nadaje nacjonalizmowi charakter ekspansywny, a państwu pozwala zmierzać ku formie imperialnej.
Podana przez Ciebie przykładowa formuła "każdy może być Polakiem, byleby tylko był katolikiem i służył
królowi" jest więc w dużej mierze trafna. Ja bym nawet dodał, że niekoniecznie musi być katolikiem: na
przykład ustanowiona w Królestwie Polskim (tym z I wojny światowej), które było katolickim państwem
wyznaniowym, urzędowa przysięga na wierność Królowi i Państwu Polskiemu oraz ceremonia jej
składania były przysięgą i ceremonią religijną, dlatego miały szereg wariantów w zależności od wyznania
zaprzysięganego urzędnika: osobny dla katolików, dla prawosławnych, dla protestantów, dla żydów i
może dla kogoś jeszcze, nie pamiętam w tej chwili (automatycznie wykluczało to od sprawowania funkcji
publicznych osoby areligijne). Tak też pisał wspomniany przeze mnie Bukowiecki: w państwie polskim
może istnieć tylko jeden naród, rozumiany politycznie - naród polski, co nie przeszkadza być jego
pełnoprawnymi członkami etnicznym Białorusinom, Ukraińcom, Niemcom itd., nie wspominając o
członkach wspólnot regionalnych w rodzaju Mazurów, Ślązaków, Kaszubów, Górali etc. Za Studnickim i
Barresem można z kolei dodać, że te mniejsze wspólnoty w obrębie państwa i narodu, związane z
mniejszymi terytoriami, są instytucjonalnie zorganizowane w prowincje w strukturze państwa.
Podobnie narody zamieszkujące "pierwszą" Rzeczypospolitą.
Bynajmniej. Jak trafnie zauważył jeden z autorów ze środowiska "Arcanów", błędem jest modne dziś
mówienie, że przedrozbiorowa Rzeczpospolita była państwem "wielonarodowym", bo żył w niej jeden
naród (polityczny właśnie); błędem jest również modne dziś twierdzenie, że był to naród
"wielokulturowy", bo kultura wspólnotowa na poziomie państwowym była jedna - był to co najwyżej
naród wieloetniczny. Co raz jeszcze przemawia za odróżnieniem narodu od etnosu. Tragedia Rusi, która
doprowadziła do osłabienia i upadku państwa (Chmielnicczyzna itd.) była spowodowana właśnie tym, że
Lachy krótkowzrocznie odmówiły przyjęcia Kozaków i Cerkwi do narodu.
Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 14:21
[quote="Reaktor"]
Jeśli nacjonalizm nie jest politycznym upodmiotowieniem narodu, to czym jest?
Poczuciem tożsamości z grupą pierwotną (narodowościową), w której się urodziliśmy. Stąd dążenie do
jej trwania, możliwie stabilnego balansu pomiędzy ciągłością a zmiennością jej form, do jej rozwoju.
Można być jakimś życiowym etnocentrystą - przykładowo w stosunkach osobistych
preferować ludzi jakiejś narodowości kosztem innej
Taką postawę stwierdzono empirycznie i eksperymentalnie na gruncie psychologii społecznej. Choćby w
krajach imigranckich, gdzie ludzie podobnego fenotypu trzymają się na ogół razem, a małżeństwa
mieszane rasowo są rzadkością. To właśnie naturalna reakcja nacjonalistyczna, mająca za punkt wyjścia
subiektywnie odczuwane, ale i obiektywnie istniejące więzi krewniacze.
- ale nie jest to jakimś nacjonalizmem podpierającym się kategoriami kulturowymi czy
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
11 z 95 2012-10-06 15:06
politycznymi.
Kultura koewoluuje z biologią, pozostając podobnie jak ona w zależności wynikowej od geografii.
Otwartym pytaniem pozostaje, czy biologię i kulturę łączą jakieś zależności wynikowe. Badania w tej
dziedzinie rozwijane są raczej dyskretnie - z powodu bariery poprawności politycznej. Przykładowo
projekt badania zróżnicowania genomu ludzkiego został w Stanach przed kilku laty zarzucony po
protestach organizacji indiańskich. Niezależnie jednak od ewentualnego znaczenia rasy, zróżnicowanie
geograficzne sprawia, że ludzie różniący się od siebie biologicznie, różnią się też zazwyczaj pod
względem sposobów życia, myślenia, kulturą. Tak więc nacjonalizm powinien rozpoznawać również faktor
kulturowy. Natomiast zupełnie powinno się odrzucić jego warstwę polityczną. (z zastrzeżeniem, że winna
zostać rozwinięta nacjonalistyczna filozofia prawa, zapodmiotawiająca status prawny jednostki nie w niej
samej, lecz w grupie etnohistorycznej, do której taka jednostka należy).
Naród to pielęgnowanie więzi naturalnych, chtonicznych - państwo z kolei służy ich
przecięciu, dowolnemu zorganizowaniu w sposób taki, by zasady życia w wykreowanym
przez nie społeczeństwie odpowiadały wymogom dóbr transcendentnych.
No właśnie państwo nie powinno służyć "przecięciu", tylko zabezpieczeniu tych więzi. W nich bowiem
adekwatny do danego środowiska i do danego kontekstu historycznego wyraz znajduje uniwersalna
Prawda. Nigdy nie rozumiałem tych, którzy przeciwstawiają sobie czynnik nadprzyrodzony i jego
materialne historyczne konkretyzacje w postaci różnych kultur, narodowości i nacjonalizmów.
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 14:27
Destrukcjonizm wobec absolutyzowanych pojęć odnoszących się do doczesności,
oznaczających rzekome wcielenia ducha, pomaga nam wydostać się z nowoczesności.
Wartość postmodernizmu jest taka, że już nie jest on moderną.
Emo-głupstwa. "Postmodernizm" jest łajnem, przede wszystkim - jest ideologią, a nie opisem
rzeczywistości.
Jeśli nacjonalizm nie jest politycznym upodmiotowieniem narodu, to czym jest?
Nacjonalizm to polityka prowadzona dla dobra wspólnego narodu oraz myśl polityczna ją postulująca.
Spór toczy się o identyfikację narodu i jego dobra wspólnego. Rozumny nacjonalizm w ogóle nie wymaga
zamieniania narodu w demokratyczny podmiot polityczny. Może on kierować się następującymi
maksymami:
Wszystko dla ludu, nic przez lud! - Buonaparte.
Dla Polaków można czasem coś zrobić, z Polakami - nigdy. - margrabia Wielopolski.
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 14:32
Ronald..Lasecki napisał/a:Nigdy nie rozumiałem tych, którzy przeciwstawiają sobie czynnik
nadprzyrodzony i jego materialne historyczne konkretyzacje w postaci różnych kultur,
narodowości i nacjonalizmów.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
12 z 95 2012-10-06 15:06
Kłamczuch, kłamczuch... Ja dobrze pamiętam czasy, kiedy sam głosiłeś takie właśnie poglądy na temat
nacjonalizmu.
Reaktor - 23 Wrzesień 2011, 14:38
Ronald..Lasecki napisał/a:Poczuciem tożsamości z grupą pierwotną (narodowościową), w
której się urodziliśmy.
Czyli faworyzowaniem więzi narodowych kosztem religijnych, lokalnych, klasowych. Czemu tak a nie
inaczej?
Piszesz Ronald o naturalności "reakcji nacjonalistycznej", ale czy to potrzebuje przeniesienia na poziom
doktryny politycznej?
Co do przecięcia więzi - powstanie państw zawsze łączy się z poskromieniem organicznych plemion,
wprowadzeniem racjonalnej, kreowanej przez ośrodek władzy administracji, wprowadzaniu
wypracowanych zasad poza-/ponadnaturalnych. Niemożliwym jest dla mnie, żeby losowo i instynktownie
rozwijająca się grupa ludności mogła samodzielnie w sposób poprawny materialnie skonkretyzować
czynnik nadprzyrodzony. Jego pierwociny zostają zawsze zapoznane, dlatego konieczna jest budowa
państwa według zasad Objawienia Ostatecznego i doprowadzenia jego społeczeństwa do zbawienia,
wobec trwających już czasów ostatecznych.
Panowanie więzi naturalnych - to mi się kojarzy ze stanem szlachetnego dzikusa. Tu zresztą leżał błąd
Eliadego, absolutyzującego słuszne przecież intuicje ludów prymitywnych jako wzór bycia człowieka
archaicznego, pozbawiając go etycznego kontekstu.
Adam Danek napisał/a:Emo-głupstwa. "Postmodernizm" jest łajnem, przede wszystkim -
jest ideologią, a nie opisem rzeczywistości.
Może jest ideologią, może jest epoką. Postrzegam go podobnie jak feudalizm krystalizujący z
plemiennych praw Germanów na gruzach Ekumeny. Z nami będzie podobnie.
Adam Danek napisał/a:Nacjonalizm to polityka prowadzona dla dobra wspólnego narodu
oraz myśl polityczna ją postulująca. Spór toczy się o identyfikację narodu i jego dobra
wspólnego. Rozumny nacjonalizm w ogóle nie wymaga zamieniania narodu w
demokratyczny podmiot polityczny.
Czy w dbałości o dobro wspólne musi paść kategoria "narodu", która niesie określone implikacje
ideologiczne? Poszukuję drogi do wyminięcia tego.
Nie ignoruję czynnika etnicznego w ogóle, ale wzdragam się przed uznaniem go za wiodący.
Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 15:08
[quote="Adam Danek"]
wbudowuje w w szerszą wspólnotę.
...którą nazwać można po prostu "poddanymi cesarza", nie zaś "narodem imperialnym". Model taki ma tą
zaletę, że pozwala ominąć konfuzję towarzyszącą wskazywaniu "narodu wiodącego" i ustaleniu jego
pozycji wobec pozostałych grup zamieszkujących regnum/imperium. Kolejną korzyścią jest nieistnienie
warunków dla wytworzenia się poczucia politycznej podmiotowości członków "narodu politycznego". Było
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
13 z 95 2012-10-06 15:06
to słabością wszystkich w zasadzie monarchii europejskich, gdzie rycerstwo/szlachta uznawała się za
współtwórcę i współgospodarza państwa, wraz z monarchą. Model, który proponuję, to taki, w którym
tożsamość danego człowieka współtworzą "tutejszość", "bycie poddanym króla/cesarza" i ewentualnie
"plemienność". Tak właśnie wyglądało to w Rosji do czasów wojen napoleońskich (konstruowanie
rosyjskiej "świadomości narodowej" w tym okresie opisuje Tołstoj na kartach Wojny i pokoju), gdzie
"narodu imperialnego" nie było, a wszyscy mieszkańcy mówili o sobie "poddany cara".
Ja mocnej strony nacjonalizmu państwowego upatruję właśnie w tym, że stawia on
wspólnotę narodową ponad partykularyzmami etnicznymi, a do pewnego stopnia także
ponad partykularyzmami kulturowymi,
Ale po co to? Tego rodzaju tożsamość jest konstruktem, co sam przyznajesz. Z historycznego
doświadczenia wiadomo też, że na pewnym etapie rozwoju powoduje anihilację odrębności etnicznych,
które ma przezwyciężać. Prowadzi więc do uniformizacji w obrębie jednego państwa, to natomiast tworzy
potencjalne napięcia - zarówno na liniach międzynarodowych jak i na linii monarcha-naród państwowy.
Lepszy jest system, w którym Imperium reprezentuje uniwersalną, solarną Zasadę, podczas gdy
powinnością poddanych jest mu służyć na sposób właściwy przyrodzonej czy historycznie ukształtowanej
naturze swojej wspólnoty (powiedzmy, górale jako pasterze, Kurpiowie jako drwale, Kaszubi jako rybacy,
żydzi jako handlarze lub drobni rzemieślnicy itp.).
co nadaje nacjonalizmowi charakter ekspansywny,
Ale po co ekspansywny nacjonalizm? Nie mam nic przeciwko ekspansji określonych etnosów kosztem
innych, bo jest to zjawisko historycznie naturalne. Etnosy posiadają własny rytm i cykl życiowy, zatem
mogą też przestrzennie i liczebnie wzrastać lub obumierać. Są też kolektywnymi organizmami, zatem
mogą konkurować o zasoby i przestrzeń życiową. Tylko że monarcha reprezentujący Sprawiedliwość
powinien takimi procesami administrować i pilnować by w ich ramach urzeczywistniana była zasada
bonnum communae. Można zatem przykładowo podpisać dwustronną umowę z Niemcami na temat
zorganizowanej i planowej kolonizacji dawnej NRD przez Polaków. Na poziomie politycznym podmiotem
ekspansji powinno być jednak państwo (regnum/imperium), działające przede wszystkim w myśl
wskazówek geopolityki.
a państwu pozwala zmierzać ku formie imperialnej. Podana przez Ciebie przykładowa
formuła "każdy może być Polakiem, byleby tylko był katolikiem i służył królowi" jest więc w
dużej mierze trafna.
Ale prowadzi do dwóch równocześnie szkodliwych konsekwencji: 1) rozmycia etnosu polskiego wśród
innych etnosów, oraz 2) poczucia krzywdy członków odmiennych niż polski etnosów (którzy dopiero
zabiegać muszą o przyjęcie do takiego "upolitycznionego" narodu). Tymczasem wewnętrzna
różnorodność państwa, jeśli jest ono we właściwy sposób spojone odpowiednią teologią polityczną, jest -
czysto socjologicznie ujmując - wartością samą w sobie, gdyż dynamizuje taką zbiorowość
(intelektualnie, gospodarczo etc).
Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 15:53
[quote="Reaktor"]
Czyli faworyzowaniem więzi narodowych kosztem religijnych, lokalnych, klasowych. Czemu
tak a nie inaczej?
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
14 z 95 2012-10-06 15:06
"Klasy" w ogóle ontologicznie nie istnieją, zaś "świadomość klasowa" i "więzi klasowe" są albo rezultatem
ideologicznej indoktrynacji, albo pojawiają się na gruncie wtórnych i subiektywnie tylko dających się
legitymizować kontekstów gospodarczych. Lokalność czy regionalność - moim zdaniem - pozostaje na
tym samym poziomie co etnos. Kultura przecież i etnos powstają pomiędzy ludźmi wchodzącymi ze sobą
w relacje, czyli wyrastają, albo raczej nakładają się na zróżnicowanie regionalne czy lokalne. Jak pojedzie
się do niektórych mazowieckich wsi, to okazuje się czasem, że każdy z mieszkańców jest potomkiem
jednego z kilku zamieszkujących tam rodów i nosi jedno z kilku używanych tam nazwisk (tak jest na
przykład do dziś w Karczewie, gdzie przybysze dopiero w drugim pokoleniu przestają być nazywani
"przybłędami"). Co do religii, to przezwycięża ona oczywiście tożsamości "fizyczne", więc rozpatrywać by
ją należało na innym planie. Zresztą, w przeciwieństwie do wymienionych ma charakter "odgórny".
Piszesz Ronald o naturalności "reakcji nacjonalistycznej", ale czy to potrzebuje
przeniesienia na poziom doktryny politycznej?
Nie wiem, jak rozumieć to pytanie. W pewnym sensie potrzebuje, ale nie tak, jak wyobrażają to sobie
nacjonaliści w Polsce. Widzę na przykład potrzebę stworzenia ram odpowiednich do trwania kultury,
języka czy gwary, rozmaitych form wytwórczości materialnej, szczególnej architektury. Wchodzi więc
tutaj pewnie jakaś reglamentacja imigracji, zagospodarowania przestrzeni, języka. Generalnie, widzę
potrzebę zabezpieczenia stanu, w którym dany etnos funkcjonuje we własnej ekumenie przyrodniczej i
kulturowej. Pojawienie się w Polsce znaczącej (dającej się zauważyć, mającej wpływ na postrzeganie
przez społeczeństwo samego siebie) liczby imigrantów - na przykład Arabów lub nawet mniej różniących
się od nas Ukraińców - mogłoby poważnie zaburzyć równowagę kulturową czy społeczną. Takie rzeczy
zresztą obserwowano na przeciągu historii; na przykład po napływie do Królestwa "kongresowego" z
Rosji właściwej tzw. "litwaków". W latach 90-tych ubiegłego wieku z kolei, miał podobno miejsce ostry
konflikt pomiędzy autochtonicznymi polskimi Cyganami, a Cyganami napływowymi z Rumunii, którzy
należeli większości do jednego z niżej poważanych plemion. Te zasady oczywiście należałoby też
przenieść na poziom stosunków regionalnych; na Mazowszu i w okolicach dominował przykładowo styl
"dworkowy" w budownictwie. W pewnym momencie wykorzeniona warszawska burżuazja zaczęła sobie
masowo budować domki w stylu "zakopiańskim". Efekt estetyczny i kulturowy nietrudno sobie
wyobrazić.
Co do przecięcia więzi - powstanie państw zawsze łączy się z poskromieniem organicznych
plemion, wprowadzeniem racjonalnej, kreowanej przez ośrodek władzy administracji
Państwa powstają poprzez włączanie określonych ziem w swoje granice i pozyskanie lojalności elit tych
krajów. Nie trzeba tu nic przekształcać ani "racjonalnie organizować". W wyniku rozmaitych organicznych
procesów, przenikania kulturowego, demograficznego, powstawania nowych więzi gospodarczych, jakieś
tam przemiany oczywiście się dokonają, ale odbędzie się to powoli i w sposób naturalny i organiczny. W
tym sensie jestem uczniem Edmunda Burke'a
Niemożliwym jest dla mnie, żeby losowo i instynktownie rozwijająca się grupa ludności
mogła samodzielnie w sposób poprawny materialnie skonkretyzować czynnik
nadprzyrodzony. Jego pierwociny zostają zawsze zapoznane, dlatego konieczna jest
budowa państwa według zasad Objawienia Ostatecznego i doprowadzenia jego
społeczeństwa do zbawienia, wobec trwających już czasów ostatecznych.
A dlaczego "rozwijająca się instynktownie i losowo"? Ja widzę raczej elementy ciągłości pomiędzy
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
15 z 95 2012-10-06 15:06
regnum a społecznością niepaństwową. Organiczne państwo jest przecież oparte na lojalnościach
osobistych, prawie prywatnym, w dużej części też na wspólnotach pierwotnych. Z kolei społeczność
przedpaństwowa też ma własne elity, wyodrębnione rody czy też klany, przy większej liczbie i wyższym
poziomie zaawansowania gospodarczego wydzielony stan rycerski itp.
Panowanie więzi naturalnych - to mi się kojarzy ze stanem szlachetnego dzikusa.
Nigdy czegoś takiego nie było. "Szlachetny dzikus" jest mitem pozytywnym dla części postmodernistów i
sentymentalistów, natomiast mitem negatywnym dla modernistów (choćby TFP), ale prawda jest taka,
że jest on wyłącznie ideologicznym konstruktem, który empirycznie nie istnieje, ani nigdy nie istniał.
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 16:25
Ronald..Lasecki napisał/a:Z historycznego doświadczenia wiadomo też, że na pewnym
etapie rozwoju powoduje anihilację odrębności etnicznych, które ma przezwyciężać.
Lepszy jest system, w którym Imperium reprezentuje uniwersalną, solarną Zasadę,
podczas gdy powinnością poddanych jest mu służyć na sposób właściwy przyrodzonej czy
historycznie ukształtowanej naturze swojej wspólnoty (powiedzmy, górale jako pasterze,
Kurpiowie jako drwale, Kaszubi jako rybacy, żydzi jako handlarze lub drobni rzemieślnicy
itp.).
Na poziomie politycznym podmiotem ekspansji powinno być jednak państwo
(regnum/imperium), działające przede wszystkim w myśl wskazówek geopolityki.
Ale prowadzi do dwóch równocześnie szkodliwych konsekwencji: 1) rozmycia etnosu
polskiego wśród innych etnosów, oraz 2) poczucia krzywdy członków odmiennych niż polski
etnosów (którzy dopiero zabiegać muszą o przyjęcie do takiego "upolitycznionego"
narodu). Tymczasem wewnętrzna różnorodność państwa, jeśli jest ono we właściwy sposób
spojone odpowiednią teologią polityczną, jest - czysto socjologicznie ujmując - wartością
samą w sobie, gdyż dynamizuje taką zbiorowość (intelektualnie, gospodarczo etc).
Wszystkie Twoje wątpliwości wynikają z redukowania narodu do etnosu, tymczasem żaden historyczny
naród nie dawał i nie daje się sprowadzić do materiału etnicznego. Zagrożeń, które sugerujesz, nie
będzie; właśnie dla uniknięcia dywagacji o ewentualnym "rozmyciu", wynikających z przyjęcia
niedostatecznie przejrzystej siatki pojęciowej, międzywojenni teoretycy tego zagadnienia w Polsce
postulowali rozróżnienie dwóch pojęć: narodu i narodowości (co do wściekłości i wrzasku doprowadzało
endeków). Naród w państwie jest jeden; narodowości może być wiele i tworzą wówczas Herderowski
ogród, wzajemnie się ubogacając. Nie ma tu zagrożenia homogenizacji, o ile państwo świadomie nie
wejdzie na tory takiej polityki (znana nam rusyfikacja, germanizacja, "turkizacja" w cesarstwie
otomańskim, a także później w Turcji republikańskiej itd. - przecież tego by nie było, gdyby nie
"sztuczne" decyzje polityczne o ich wprowadzeniu), kierując się postulatami zamiany go w państwo
(mono)etniczne. I tożsamość taka, oparta na wspólnocie państwowej, wcale nie jest "konstruktem"
(chyba, że za "konstrukt" uznać wszystko, co kształtuje się historycznie) - podałem powyżej jej
przykłady. Ja też uważam, że zachowanie wewnętrznej różnorodności jest korzystne dla państwa, więc
uznaję monolityczną koncepcję narodu za chybioną.
Postrzegam go podobnie jak feudalizm krystalizujący z plemiennych praw Germanów na
gruzach Ekumeny. Z nami będzie podobnie.
Postmodernizm jest uskrajnioną postacią indywidualizmu i atomizmu, toteż jego konsekwencją może być
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
16 z 95 2012-10-06 15:06
tylko "liberalniejsza i demokratyczniejsza" liberalna demokracja ze zmaksymalizowaną i wciąż rosnącą
liczbą "mniejszości" i ich oficjalnie uznanych "praw". W gruncie rzeczy jest to kontynuacja
demoliberalnej koncepcji Johna Stuarta Milla.
Wydaje mi się, że do roli sojuszników tradycjonalistów w walce z tym, co mamy obecnie,
predestynowane są raczej co bardziej zapyziałe kierunki modernistyczne, przejawy "niedokończonego
modernizmu", jak się powyżej wyraził jeden z kolegów - bo tzw. "postmodernizm" to właśnie
nowoczesność doprowadzona do swoich skrajnych konsekwencji.
Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 16:47
Ale dla mnie przedmiotem troski jest w tym miejscu właśnie etnos/narodowość. Do rozpoznania
wiążących się z nim problemów nadaje się zaś właśnie nacjonalizm, bez którego z kolei można sobie
doskonale poradzić wskazując pryncypia, na jakich winno opierać się teologia polityczna legitymizująca
państwo. Z kolei żadna inna koncepcja niż nacjonalizm, do podniesienia zagadnienia etnosu/narodowości
się nie nadaje. Stąd uważam, że nacjonalizm powinien zostać związany z tym właśnie poziomem
rzeczywistości.
Nacjonalizm integralny był koncepcją teoretyczną stworzoną przed stu (z okładem) laty, na potrzeby
ówczesnego wyzwania, jakim było ustosunkowanie się ruchów kontrrewolucyjnych wobec kwestii
narodowej. Ale dziś warunki zewnętrzne diametralnie się zmieniły, kontrrewolucja sczezła w sensie
społecznym i doktrynalnym, tradycjonalizm zaś musi ustosunkować się do rzeczywistości zbudowanej na
nowym paradygmacie, mianowicie do Postmoderny. I tutaj bardziej przydatne są kierunki
"volkistowskie", wyraźniej korespondujące z procesami "glokalizacji".
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 17:06
Ronald..Lasecki napisał/a:Ale dla mnie przedmiotem troski jest w tym miejscu właśnie
etnos/narodowość. Do rozpoznania wiążących się z nim problemów nadaje się zaś właśnie
nacjonalizm, bez którego z kolei można sobie doskonale poradzić wskazując pryncypia, na
jakich winno opierać się teologia polityczna legitymizująca państwo. Z kolei żadna inna
koncepcja niż nacjonalizm, do podniesienia zagadnienia etnosu/narodowości się nie
nadaje. Stąd uważam, że nacjonalizm powinien zostać związany z tym właśnie poziomem
rzeczywistości.
Z tym, że uwypuklenie czynnika etnicznego (ekskluzywnego) w nacjonalizmie prowadzić będzie do tego,
że:
a) jeśli w państwie jest więcej niż jedna narodowość, a siły są porównywalne, nacjonalizm będzie je
prowokować do wzajemnego konfliktu;
b) jeżeli w państwie jest wiele narodowości, ale jedna dominuje, albo jest jedna narodowość i mniejsze
etniczne grupy nie-narodowościowe, jak dawni "tutejsi" czy Poleszucy na Ziemiach Wschodnich,
nacjonalizm będzie podjudzał dominującą narodowość do agresywnego postępowania z tymi
mniejszościami, czy wręcz dążenia wyprania ich z ich rożsamości i przerobienia na siebie.
A to już grozi destabilizacją państwa.
Dlatego wydaje mi się, że naród i nacjonalizm należy pojmować na sposób inkluzywny, nie ekskluzywny.
Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 17:25
[quote="Adam Danek"]
Z tym, że uwypuklenie czynnika etnicznego (ekskluzywnego) w nacjonalizmie prowadzić
będzie do tego, że:
a) jeśli w państwie jest więcej niż jedna narodowość, a siły są porównywalne, nacjonalizm
będzie je prowokować do wzajemnego konfliktu;
b) jeżeli w państwie jest wiele narodowości, ale jedna dominuje, albo jest jedna
narodowość i mniejsze etniczne grupy nie-narodowościowe, jak dawni "tutejsi" czy
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
17 z 95 2012-10-06 15:06
Poleszucy na Ziemiach Wschodnich, nacjonalizm będzie podjudzał dominującą narodowość
do agresywnego postępowania z tymi mniejszościami, czy wręcz dążenia wyprania ich z ich
rożsamości i przerobienia na siebie.
A to już grozi destabilizacją państwa.
Właśnie z tego powodu, postuluję oparcie polityki państwa na zasadzie innej niż narodowa, równocześnie
jednak postuluję, aby władza uznawała podlegające jej etnosy za coś, co powinno trwać i się rozwijać,
zatem dostrzegała ten czynnik i brała go pod uwagę jako jedną ze zmiennych.
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 18:46
Ronald..Lasecki napisał/a:Właśnie z tego powodu, postuluję oparcie polityki państwa na
zasadzie innej niż narodowa, równocześnie jednak postuluję, aby władza uznawała
podlegające jej etnosy za coś, co powinno trwać i się rozwijać,
Ja się z tym zgadzam. Chodzi mi o wypracowanie takiego nacjonalizmu, który z jednej strony czyni dla
wszystkich tych etnosów (czy innych grup, np. wyznaniowych) wspólne państwo czymś cennym, i
rzeczywiście wspólnym tj. łączącym je ponad wzajemnymi różnicami (przy ich zachowaniu i
respektowaniu), a z drugiej strony potrafi mobilizować owe grupy do konstruktywnej służby państwowej.
Jako ilustrację przytoczę słowa Stanisława Cata-Mackiewicza z jego książki z 1945 r.:
Propagowałem od 1922 w Polsce tezę, że skutkiem odzyskania własnego państwa winna być zmiana
charakteru nacjonalizmu polskiego. Za czasów zaborów miał on z natury rzeczy charakter defensywny,
broniliśmy polskości, nie mogliśmy jej zasięgu powiększać. Teraz natomiast, gdyśmy odzyskali własne
państwo, powinniśmy w niem rządzić tak, aby było ono potrzebne i Ukraińcom i Białorusinom, a tylko w
ten sposób możemy uzyskać asymilację wpierw państwową, a potem, być może, nawet narodową,
naszych słowiańskich mniejszości narodowych. Obóz narodowy w Polsce był bardzo daleki od tego
sposobu rozumowania i stawiał zawsze znak równania pomiędzy mniejszością nieterytorjalną, której
słusznie asymilować nie chciał a mniejszościami terytorjalnemi, jak o tem piszę w swej "Historji" w
rozdziale p.t. "największy błąd stronnictwa narodowego".
Dla bystrzaków z "ruchu" nie do pojęcia jest, że polemika Cata-Mackiewicza, Bukowieckiego czy Adolfa
Bocheńskiego z ND była polemiką o kształt polskiego nacjonalizmu, a nie przeciw polskiemu
nacjonalizmowi.
Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 19:28
[quote="Adam Danek"]
Propagowałem od 1922 w Polsce tezę, że skutkiem odzyskania własnego państwa winna
być zmiana charakteru nacjonalizmu polskiego. Za czasów zaborów miał on z natury rzeczy
charakter defensywny, broniliśmy polskości, nie mogliśmy jej zasięgu powiększać. Teraz
natomiast, gdyśmy odzyskali własne państwo, powinniśmy w niem rządzić tak, aby było
ono potrzebne i Ukraińcom i Białorusinom, a tylko w ten sposób możemy uzyskać
asymilację wpierw państwową, a potem, być może, nawet narodową, naszych słowiańskich
mniejszości narodowych. Obóz narodowy w Polsce był bardzo daleki od tego sposobu
rozumowania i stawiał zawsze znak równania pomiędzy mniejszością nieterytorjalną, której
słusznie asymilować nie chciał a mniejszościami terytorjalnemi, jak o tem piszę w swej
"Historji" w rozdziale p.t. "największy błąd stronnictwa narodowego".
- autor występuje z pozycji Polaka-gospodarza swojego państwa
- Białorusini i Ukraińcy są tutaj "elementem dodanym"
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
18 z 95 2012-10-06 15:06
- jako stan pożądany traktowana jest możliwa asymilacja narodowa
W mojej interpretacji natomiast:
- członkowie narodu liczebnie przeważającego winni być takimi samymi poddanymi suwerena, jak
narodów mniej licznych. Grupy te mogą oczywiście różnić się pozycją prawną lub przywilejami, ale nie
powinno to wynikać stąd iż jedna z nich uznawana jest za "gospodarza w państwie", zaś państwo za jej
wytwór. "Gospodarzem" musi być bowiem nie konkretny naród, ani nawet nie szlachta tego narodu,
tylko wyrażający uniwersalną Zasadę suweren.
- państwo może znajdować swoją narodowościową bazę przede wszystkim w jednym narodzie, ale
powinno przy tym na pierwszym miejscu reprezentować principium ponadnarodowe, tak więc
rozróżnienie na "naród przyjmujący" i "narody goszczące" nie powinno mieć miejsca
- jak wspomniałem wcześniej, różnorodność narodowa jest rezultatem zróżnicowania warstwy fizycznej
świata oraz pewnego rodzaju "nieoznaczoności" i "przypadkowości" rozwoju wydarzeń historycznych.
Ujednolicenie nie powinno być zatem treścią forsowanej polityki (chociaż pewna dyfuzja pomiędzy
narodami może rzecz jasna zachodzić - byle w sposób naturalny). Koncepcja "One-World", niezależnie
czy miałby być on wypełniony przez "restauracje" McDonald's, przez gotyckie katedry, czy przez
socrealistyczne blokowiska, jest koszmarną dystopią, na dodatek niemożliwą do urzeczywistnienia.
Bliższy więc byłby mi model państwa ideokratycznego i etnodyferencjalistycznego niż nacjonalistycznego
w tym rozumieniu, w jakim opisuje nacjonalizm cytat. Przy czym w obrębie takiego uniwersalnego
Imperium mogłyby sobie istnieć politycznie ustrukturowane calości narodowe, ale właśnie jako subiekty,
jako partykularyzmy.
Dla bystrzaków z "ruchu" nie do pojęcia jest, że polemika Cata-Mackiewicza,
Bukowieckiego czy Adolfa Bocheńskiego z ND była polemiką o kształt polskiego
nacjonalizmu, a nie przeciw polskiemu nacjonalizmowi.
Poza pewną techniką myślenia o stosunkach międzynarodowych (właśnie międzynarodowych - nie
międzypaństwowych czy międzysuwerennych) i koncepcjami organicznikowskimi, Narodowa Demokracja
jest nurtem całkowicie bezwartościowym.
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 19:50
Ronald..Lasecki napisał/a:- jako stan pożądany traktowana jest możliwa asymilacja
narodowa
Ale naród =/= etnos tutaj. Chodziło o rezygnację przez Ukraińców i Białorusinów (i innych) z dążeń do
"samostanowienia" podejmowanych (czy choćby deklarowanych) przeciw państwu polskiemu, a
wprzęgnięciu ich w polską państwowość.
Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 20:28
Polska jest tu dość uciążliwym punktem odniesienia, bo w języku polskim nie wykształciło się
rozróżnienie pomiędzy "narodem politycznym"a etnosem. Obydwie różniące się przecież od siebie
zbiorowości określa się mianem "Polaków", co staje się powodem pewnej poznawczej konfuzji i
terminologicznego zamętu. Już nie wspominając, że czyni mocno skomplikowanym utożsamienia się
jakiegokolwiek innego narodu z państwem polskim, imperium polonicum, czy wręcz postrzegania jako
szansy "stania się Polakami". Lepsza sytuacja panuje pod tym względem rzeczywiście między innymi w
UK i w Rosji, gdzie przynależność narodowa i przynależność państwowa zyskują odrębne określenia.
Natomiast w cytowanym fragmencie Cat-Mackiewicz pisze ewidentnie mieszając dwa rozumienia narodu
(etniczne lub kulturowe i polityczne), skoro najpierw pisze o "obronie poskości", później o natomiast o
uzyskaniu dla niej "własnego państwa".
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
19 z 95 2012-10-06 15:06
Koncepcja państwa narodowego dla Polaków rozumianych jako etnos i zarazem naród polityczny nie jest
oczywiście zła, tyle że niesposób później się dziwić, że Ukraińcy nie czują się nobilitowani możliwością
"stania się Polakami" (nawet jeśli z naszego punktu widzenia byłoby dobrze, gdyby się czuli).
Strukturalnie stabilniejszym rozwiązaniem byłoby już polskie państwo etniczne wpisane w porządek
imperialny (np. europejski).
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 21:01
Ronald..Lasecki napisał/a:Poza pewną techniką myślenia o stosunkach międzynarodowych
(właśnie międzynarodowych - nie międzypaństwowych czy międzysuwerennych) i
koncepcjami organicznikowskimi, Narodowa Demokracja jest nurtem całkowicie
bezwartościowym.
A ja ostatnio doszedłem do odwrotnego wniosku, mianowicie, że żaden z większych nurtów w historii
polskiej myśli politycznej nie może być uznany za całkowicie bezwartościowy - ani ludowcy, ani
socjaliści, ani pozytywiści, ani ND, nawet, jeśli z zasadniczymi punktami ich programów nie można się
zgodzić. Sądzę, że trzeba raczej rozgrzebać każdy z tych nurtów i, poniekąd po Gabisiowsku, wyciągnąć
z niego to, co jest przydatne czy wartościowe.
Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 21:05
Adam Danek napisał/a:
A ja ostatnio doszedłem do odwrotnego wniosku, mianowicie, że żaden z
większych nurtów w historii polskiej myśli politycznej nie może być uznany
za całkowicie bezwartościowy - ani ludowcy, ani socjaliści, ani pozytywiści,
ani ND, nawet, jeśli z zasadniczymi punktami ich programów nie można się
zgodzić. Sądzę, że trzeba raczej rozgrzebać każdy z tych nurtów i, poniekąd
po Gabisiowsku, wyciągnąć z niego to, co jest przydatne czy wartościowe.
Nie ma co się grzebać w demoliberalnym bagienku. Równie dobrze można by "rozgrzebywać po
gabisiowsku" AWS, PO, PiS, PSL, UP, UPR a nawet "republikanów".
Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 21:38
Ronald..Lasecki napisał/a:Nie ma co się grzebać w demoliberalnym bagienku.
A no właśnie wcale nie wszystkie koncepcje tych ruchów pasują do demoliberalizmu.
Do współczesnych politykierów nie ma w ogóle porównania. Uderzyło mnie to swego czasu, kiedy na
potrzeby wystąpienia na jakiejś konferencji naukowej siedziałem nad przedwojenną prasą polityczną
(zwłaszcza, że sam zawsze wyrażałem się entuzjastycznie o maglowaniu w Brześciu Litewskim itd.).
Zasadnicza różnica polega choćby na tym, że tamci ludzie byli in gremio patriotami - jakkolwiek mogli
się spierać o kierunek polityki, to jednak zasadniczo obchodziła ich racja stanu, dobro państwa i narodu.
Popieranie polityki polegającej na służalczym realizowaniu przez Polskę celów innego państwa dla
żadnego z tych obozów było nie do pomyślenia, tymczasem wymienione przez Ciebie partie kartelowe
spierają się w zasadzie tylko o to, czy należy wysługiwać się USA, czy Rosji, czy może Niemcom. Nie
wspominając o tym, że przedwojenny organ prasowy głupich chadeków czy ludowców stał na poziomie
intelektualnym, jakiego dziś nie uświadczy się w żadnej gazecie.
Co zaś do Cata, to właśnie bracia Mackiewiczowie są przedstawicielami takiego kierunku, o jakim myślę.
Konsekwentnie oponowali przeciw etnocentrycznej, "polonizacyjnej" polityce, realizowanej na Ziemiach
Wschodnich (czy raczej ich resztce, jaką Polska pozostawiła sobie w traktacie ryskim) zarówno pod
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
20 z 95 2012-10-06 15:06
dyktando ND, jak i po 1926 r. przez sanację. Brali (zwłaszcza Józef Mackiewicz) stronę praktycznie
każdego, kto był przez tę krótkowzroczną politykę tłamszony: Cerkwi, lokalnych społeczności Żydów,
białoruskich "tutejszych", rybaków z Wileńszczyzny itd. Cat był zwolennikiem opanowania przez Polskę
na Wschodzie bodaj całości ziem Rzeczypospolitej sprzed 1772 r., a Ukraińców i Białorusinów postrzegał
jako "mniejszości terytorialne", a więc trwale związane z określonymi częściami tych ziem, toteż nie
deprecjonował ich bynajmniej do roli "elementu dodanego"
Bartosz Bekier - 24 Wrzesień 2011, 15:30
W przedmiocie dyskusji o kształcie nacjonalizmu dla mnie największym autorytetem pozostaje B.
Piasecki. Jego 'ideologia wielkiego narodu' tym różniła się od koncepcji endeckich, czy wczesnych
narodowo-radykalnych (Wasiutyński), że nie opowiadał się za forsowną, czy jakąkolwiek inną
jednostronną asymilacją słowiańskich mniejszości, lecz "obopólną asymilacją" w ramach coraz bardziej
zacieśniającej się federacji, wychodząc z przesłanki że 1) państwo wytwarza i kształtuje naród, a nie
odwrotnie, 2) Polska związana z Rusią istniała przez długi okres czasu jako odrębny fenomen
cywilizacyjny (zerwanie z Konecznym) i należałoby do tego stanu powrócić, rozpoczynając od silnych
związków politycznych, które z czasem miałyby przekształcić się w coś na kształt federacji w ramach
której etnosy wytworzyłyby życie kulturowe nowego typu. Uważam, że tylko w takiej sytuacji mogłoby
nastąpić "uwolnienie" tożsamości regionalnych, tych wszystkich Kaszubów, Hucułów, Górali, Łemków,
Tatarów podlaskich i krymskich, Bojków itd., które obok większych etnosów wytwarzałyby nowy rodzaj
cywilizacji, której matrycą byłoby wspólne, wielkie państwo.
Co się natomiast tyczy współczesnych polskich wspólnot regionalnych w ramach państwa narodowego (w
obecnych granicach nie ma sensu rozważać jakiejkolwiek innej jego formuły), to ich istnienie powinno
być traktowane jako tożsamość innego szczebla, aniżeli tożsamość narodowa. Pielęgnowanie lokalnych
tradycji nigdy nie powinno odbywać się w opozycji do fundamentalnej wspólnoty jaką jest naród, zaś ów
patriotyzm lokalny powinien rozwijać się jako dopełnienie szerszej tożsamości narodowej. Każdorazowe
pojawienie się głębszego poczucia regionalnej odrębności, zejście na poziom zarezerwowany dla
wspólnoty narodowej, powinno być traktowane jako tendencja odśrodkowa i odpowiednio wygaszane.
Ronald..Lasecki napisał/a:Polska jest tu dość uciążliwym punktem odniesienia, bo w języku
polskim nie wykształciło się rozróżnienie pomiędzy "narodem politycznym"a etnosem.
Wszystkiemu, jak zwykle, zawiniły Rozbiory. W XVII-XVIII wieku określenie "Rzeczpospolita" pełniło
mniej więcej taką samą funkcję jak UK, więc gdyby nasza państwowość nie została gwałtownie
przerwana, lub odrodziła się w początkach XIX wieku, to może pojawiłoby się również wyraźnie
rozróżnienie językowe określające naród polityczny. Pisarz D. Spychalski spekuluje, że mogłoby chodzić o
Rzeplitów :) Nazwą państwową, która nie zniechęcałaby przywołanych przez Ciebie wcześniej Ukraińców,
mogłaby być właśnie Rzeczpospolita, Rzeczpospolita Obojga Naród - lub, żeby problematycznie nie
uściślać ilości zamieszkujących ją narodów, analogicznie do Wielkiej Brytanii - Wielka Rzeczpospolita. W
dzisiejszej Polsce nie ma, rzecz jasna, odpowiedniej siły politycznej która mogłaby operować tego
rodzaju optyką, ale z teoretycznego punktu widzenia jest to wykonalna akrobacja.
Ronald..Lasecki - 24 Wrzesień 2011, 20:39
[quote="Bartosz Bekier"]
W przedmiocie dyskusji o kształcie nacjonalizmu dla mnie największym autorytetem
pozostaje B. Piasecki. Jego 'ideologia wielkiego narodu' tym różniła się od koncepcji
endeckich, czy wczesnych narodowo-radykalnych (Wasiutyński), że nie opowiadał się za
forsowną, czy jakąkolwiek inną jednostronną asymilacją słowiańskich mniejszości, lecz
"obopólną asymilacją" w ramach coraz bardziej zacieśniającej się federacji, wychodząc z
przesłanki że 1) państwo wytwarza i kształtuje naród, a nie odwrotnie, 2) Polska związana
z Rusią istniała przez długi okres czasu jako odrębny fenomen cywilizacyjny (zerwanie z
Konecznym) i należałoby do tego stanu powrócić, rozpoczynając od silnych związków
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
21 z 95 2012-10-06 15:06
politycznych, które z czasem miałyby przekształcić się w coś na kształt federacji w ramach
której etnosy wytworzyłyby życie kulturowe nowego typu. Uważam, że tylko w takiej
sytuacji mogłoby nastąpić "uwolnienie" tożsamości regionalnych, tych wszystkich
Kaszubów, Hucułów, Górali, Łemków, Tatarów podlaskich i krymskich, Bojków itd., które
obok większych etnosów wytwarzałyby nowy rodzaj cywilizacji, której matrycą byłoby
wspólne, wielkie państwo.
W sumie, takie naturalne i organiczne przenikanie się etnosów jest czymś rzeczywiście zachodzącym w
historii i z kolei rodzajem inżynierii społecznej byłoby zapobieganie mu za wszelką cenę. Trochę na
podobnej zasadzie u zarania państwowości polskiej przenikały i oddziaływały na siebie wzajemnie
etnosy, powiedzmy Wiślanie, Lędzice, Goplanie, czy jakieś ludy śląskie w rodzaju Opolan lub Golęczyców.
Czynnikiem spajającym powinna być tu dynastia panująca i rozmaite formy jej obecności (na przykład
posiadane ziemie) na terenach rożnych plemion. Przy czym trudno wyobrazić sobie powrót do takiego
stanu rzeczy współcześnie. Był on charakterystyczny dla społeczności premodernistycznych.
Najbliższymi rozpoznaniu wlaściwego porządku rzeczy spośród modernistycznych koncepcji
konstytucyjnych (przy poprawce na ogólnie fałszywy charakter Moderny) były "organiczny federalizm"
przypisywany "drugiej" Rzeszy i powojenny federalizm asymetryczny, którego modelowym przykładem
są Włochy (podobną acz bardziej "dynamiczną" formułę posiada Rosja, za to zupełnie nie sprawdziła się
ona w Hiszpanii). Z jednej strony mamy tutaj prawne wyodrębnienie podmiotów faktycznie różniących
się od reszty kraju, z drugiej strony rozdział pomiędzy prerogatywami rządu centralnego a
kompetencjami władz prowincjonalnych różni się w zależności od przypadku i nie jest mechanistyczną
abstrakcją, jak w klasycznym federalizmie lub w podziale kompetencji pomiędzy władzą centralną a
władzami terenowymi w państwach unitarnych. Można natomiast zastanawiać się nad charakterem tych
kompetencji, czy na przykład ograniczenie prawa osiedlania się osób spoza danej prowincji nie byłoby
czymś sensowniejszym, niż samorząd gospodarczy (zazwyczaj stwarzający tendencje separatystyczne)
lub własny parlament (forum na którym gardłować mogą do woli różni szaleńcy). Dobrym wzorem byłyby
tu sprawnie zarządzane północnokaukaskie republiki związkowe Rosji, rządzone zazwyczaj przez jakiegoś
namaszczonego przez Kreml "lennika" (czasem jak w Czeczenii nawet przez rodzimą "dynastię"), który z
kolei ma grono własnych "klientów".
Co się natomiast tyczy współczesnych polskich wspólnot regionalnych w ramach państwa
narodowego (w obecnych granicach nie ma sensu rozważać jakiejkolwiek innej jego
formuły), to ich istnienie powinno być traktowane jako tożsamość innego szczebla, aniżeli
tożsamość narodowa. Pielęgnowanie lokalnych tradycji nigdy nie powinno odbywać się w
opozycji do fundamentalnej wspólnoty jaką jest naród, zaś ów patriotyzm lokalny powinien
rozwijać się jako dopełnienie szerszej tożsamości narodowej. Każdorazowe pojawienie się
głębszego poczucia regionalnej odrębności, zejście na poziom zarezerwowany dla
wspólnoty narodowej, powinno być traktowane jako tendencja odśrodkowa i odpowiednio
wygaszane.
Ja natomiast jestem zwolennikiem widzenia wspólnot prowincjonalnych jako poszczególnych organów
całości organizmu państwowego. Natomiast zaznaczające się na niższym szczeblu instynkty etniczne i
rasowe - za miejscowy wyraz nacjonalizmu calości etnicznej jako takiej. Składa się ona z poszczególnych
ludów i plemion, których odruch ksenofobiczny - nawet jeśli skierowany jest w danej sytuacji przeciw
krewniaczej grupie etnicznej - jest po prostu mniej czy bardziej uświadomionym pragnieniem
zachowania czystości rasy. Nie musi to być ostrzeżeniem przed secesjonizmem, gdyż dla zwartej,
spójnej, wyraźnie zaznaczającej swą tożsamosć wspólnoty organicznej, czymś zupełnie naturalnym,
czego domaga się sama struktura takiej wspólnoty, jest partycypacja w porządku wyższego rzędu. Tak
więc rodziny w klanie, klanu w plemieniu, plemienia w narodzie, narodu w superetnosie, superetnosu
wreszcie w Imperium. Taki wyższy porządek wówczas ich nie tłasi, lecz obejmuje.To wszystko nie
zmienia faktu, że członkowie danej rodziny mogą czuć uzasadnioną niechęć przed krzyżowaniem się z
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
22 z 95 2012-10-06 15:06
członkami innej rodziny, mieszkańcy jakiejś prowincji mogą zaś nie życzyć sobie napływu i osiedlania się
w swoim kraju mieszkańców innej ziemi. W politologii anglojęzycznej nazywa się to chyba "grass-root
nationalism".
Oczywiście, we współczesnej Polsce rozważania takie mają w odniesieniu do większości regionów
charakter czysto akademicki; kilka kataklizmów dziejowych, które przewaliły się przez nasze ziemie z
drugą wojną światową na czele, zupełnie zniszczyły organiczne i zakorzenione populacje autochtoniczne,
zrywając zupełnie historyczną, materialną i majątkową, wreszcie zaś duchową i kulturową ciągłość.
Najlepszym przykładem jest tu Warszawa, której autochtoniczna populacja (i nie mam tu na myśli
Żydów) została doszczętnie unicestwiona.
Wszystkiemu, jak zwykle, zawiniły Rozbiory. W XVII-XVIII wieku określenie
"Rzeczpospolita" pełniło mniej więcej taką samą funkcję jak UK, więc gdyby nasza
państwowość nie została gwałtownie przerwana, lub odrodziła się w początkach XIX wieku,
to może pojawiłoby się również wyraźnie rozróżnienie językowe określające naród
polityczny. Pisarz D. Spychalski spekuluje, że mogłoby chodzić o Rzeplitów :) Nazwą
państwową, która nie zniechęcałaby przywołanych przez Ciebie wcześniej Ukraińców,
mogłaby być właśnie Rzeczpospolita, Rzeczpospolita Obojga Naród - lub, żeby
problematycznie nie uściślać ilości zamieszkujących ją narodów, analogicznie do Wielkiej
Brytanii - Wielka Rzeczpospolita. W dzisiejszej Polsce nie ma, rzecz jasna, odpowiedniej
siły politycznej która mogłaby operować tego rodzaju optyką, ale z teoretycznego punktu
widzenia jest to wykonalna akrobacja.
Mam alergię na pojęcia "naród polityczny", "republika" i tym podobne. To takie "polskie" i takie
anarchiczne. Zaraz pojawiają się sejmy, konfederacje, rokosze, przywileje, wolności, prawa etc. Bardziej
zawsze podobały mi się odniesienia takie jak starożytny Egipt, państwo Inków, Japonia. Tak więc
bardziej "chtoniczne", ale paradoksalnie też bardziej "solarne" i monarchiczne określenia w rodzaju
"Synowie Słońca", "solarna rasa", "rasa Wielkiej Japonii" etc. W Europie taki mit rasowy rozbudziła na
nowo "trzecia" Rzesza, ale - jak slusznie zarzucali przywódcom tego państwa tradycjonaliści - naziści
zupełnie nie rozpoznali solarnej (ponadnarodowej) zasady Państwa, co też ostatecznie ich zgubiło.
Adam Danek - 24 Wrzesień 2011, 21:23
Ronald..Lasecki napisał/a:Mam alergię na pojęcia "naród polityczny", "republika" i tym
podobne. To takie "polskie" i takie anarchiczne.
Republikanizm nie jest polski. To bajka konstruowana na własne potrzeby przez różne "Arcana" i
"Pressje". Republikanizm jest kosmopolityczny i jest rakiem w każdej historycznej wspólnocie
politycznej.
Co zaś do narodu, to, jak pisałem, statokratyzm otwiera korzystną perspektywę właśnie dlatego, że
rozpoznaje więź narodową jako więź polityczną (państwową), ale zarazem oczyszcza ją z momentów
demokratycznych i republikańskich.
Tankomaster - 24 Wrzesień 2011, 21:37
Najbliższymi rozpoznaniu wlaściwego porządku rzeczy spośród modernistycznych koncepcji
konstytucyjnych (przy poprawce na ogólnie fałszywy charakter Moderny) były "organiczny
federalizm" przypisywany "drugiej" Rzeszy
Litości, a germanizacja Polaków, Duńczyków w Holsztynie, Alzatczyków? Do tego Kulturkampf i ogólnie
skażenie biologistyczne i szowinistycze o czym Adam wspominał...
Adam Danek - 24 Wrzesień 2011, 22:05
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
23 z 95 2012-10-06 15:06
Ronald..Lasecki napisał/a:Oczywiście, we współczesnej Polsce rozważania takie mają w
odniesieniu do większości regionów charakter czysto akademicki; kilka kataklizmów
dziejowych, które przewaliły się przez nasze ziemie z drugą wojną światową na czele,
zupełnie zniszczyły organiczne i zakorzenione populacje autochtoniczne, zrywając zupełnie
historyczną, materialną i majątkową, wreszcie zaś duchową i kulturową ciągłość.
Niestety, to prawda. Wyrazem politycznej i intelektualnej jałowości "ruchu narodowego" był fakt, że swą
tożsamość "ideową" usiłował on tworzyć przez nieustanne deklarowanie niechęci do nieistniejących od
dawna jako zagadnienie społeczne Żydów i "mniejszości narodowych".
Ostatnio zaś co bardziej "światli" luminarze "ruchu", chcąc go "ucywilizować", coraz skuteczniej wpajają
mu inną tożsamość "ideową", polegającą na fetowaniu w kółko podziemia zbrojnego z II wojny
światowej.
Ewolucja od martwoty do martwoty.
Niemniej, wydaje mi się, że Polska powinna zbudować dla siebie jakąś "siłę atrakcyjną", pozwalającą jej
przyciągać życzliwe zainteresowanie państw regionu i przekładać je na polityczne konkrety - polski
nacjonalizm również musi więc przyjąć sprzyjającą temu formułę, zarówno "na zewnątrz", jak i "na
wewnątrz".
Adam Danek - 24 Wrzesień 2011, 22:07
Tankomaster napisał/a:
Najbliższymi rozpoznaniu wlaściwego porządku rzeczy spośród
modernistycznych koncepcji konstytucyjnych (przy poprawce na ogólnie
fałszywy charakter Moderny) były "organiczny federalizm" przypisywany
"drugiej" Rzeszy
Litości, a germanizacja Polaków, Duńczyków w Holsztynie, Alzatczyków? Do tego
Kulturkampf i ogólnie skażenie biologistyczne i szowinistycze o czym Adam wspominał...
Ronaldowi chodziło, jak sądzę, o rozwiązania prawno-ustrojowe, które faktycznie w całkiem udany
sposób godziły autonomię poszczególnych monarchii związkowych ze spójnością i sterownością państwa
na poziomie federalnym. Przykład niemiecki zapładniał w Polsce myśl ustrojową Studnickiego, zwłaszcza
jego projekt konstytucji decentralistycznej z 1929 r., dedykowany Piłsudskiemu.
Ronald..Lasecki - 24 Wrzesień 2011, 23:44
[quote="Adam Danek"]
Niestety, to prawda. Wyrazem politycznej i intelektualnej jałowości "ruchu narodowego"
był fakt, że swą tożsamość "ideową" usiłował on tworzyć przez nieustanne deklarowanie
niechęci do nieistniejących od dawna jako zagadnienie społeczne Żydów i "mniejszości
narodowych".
...podobnie jak do szeregu zupełnie zdezaktualizowanych już zagadnień historycznych o charakterze
niekoniecznie tyczącym się kwestii narodowościowych (np. Piłsudski) lub posługując się równie
zdezaktualizowanymi historycznymi clichés (przysłowiowe "Niemcy, Rosja i kwestia polska"), poprzez
które próbowano budować zupełnie przez to zafalszowany obraz współczesnej rzeczywistości.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
24 z 95 2012-10-06 15:06
Ostatnio zaś co bardziej "światli" luminarze "ruchu", chcąc go "ucywilizować", coraz
skuteczniej wpajają mu inną tożsamość "ideową", polegającą na fetowaniu w kółko
podziemia zbrojnego z II wojny światowej.
To w gruncie rzeczy przedłużenie tego, o czym napisałem wyżej, tylko w wersji bardziej "politycznie
poprawnej".
Ewolucja od martwoty do martwoty.
Da się zauważyć jeszcze jeden nurt: próbę stworzenia w Polsce czegoś w rodzaju nacjonalizmu
trzecioświatowego, a w każdym razie splecionego strategicznie z nacjonalizmami pozaeuropejskimi i
antyzachodnimi. Koncepcja niby jest atrakcyjna i sam nawet sporo ostatnio na jej temat czytam, chociaż
osobiście nie jestem pewien, czy przenoszenie jej do Polski tu i teraz nie jest przypadkiem też
rzutowaniem pewnej cliché, tyle że wymyślonej w Europie Zachodniej przed około pięćdziesięciu laty.
Konkretnie, to nie jestem pewien (w dosłownym tych słów znaczeniu), czy w Polsce istnieje społeczno-
ekonomiczna baza pod rozwój takiego nacjonalizmu. Sam nie mam raczej styczności z ewentualnie
istniejącymi gorzej materialnie sytuowanymi grupami, i prawdę powiedziawszy to nie wiem, czy
rzeczywiście one istnieją, jeżeli zaś tak, to jak bardzo podatne mogłyby być na hasła rewolucyjne (nawet
"wyborczo rewolucyjne") i nacjonalistyczne. Intuicyjnie wydaje mi się jednak, że nasze czasy
materializującej się gdzieś od dwudziestu lat Postmoderny, raczej dezaktualizują program budowania
masowego ruchu politycznego lub nawet wysuwania tzw. "kwestii społecznej". Ilustracją są tu państwa
obecnie pogrążone w długach i trawione kryzysem (czy nawet zapaścią) gospodarczym, tak więc Grecja,
Hiszpania, Irlandia, Cypr, Włochy, do pewnego stopnia Izrael, potencjanie Belgia. Wszędzie tam
dochodzi do pokojowych protestów ulicznych lub nawet do zajść, ale nigdzie na fali tych niepokojów i
ewidentnego strukturalnego kryzysu nie powstało (ani nie rozwinęło się już istniejące) zorganizowane
ugrupowanie rewolucyjne lub populistyczne. Fala bliskowschodnich rewolucji rozbiła się u wybrzeży
Europy. Innymi słowy, wydaje mi się, że żyjemy w "epoce powszechnej apolityzacji i neutralizacji", gdy
przedmiotem sporów są już co najwyżej "wartości postmaterialistyczne" ("prawa człowieka", pedalstwo
itp). Czyli szanse działania leżą raczej w sferze "wojen sieciowych" (tworzenia pewnej siatki pojęć) i
"struktur sieciowych", ale w szczegółach to w sumie sam jeszcze nie wiem.
Niemniej, wydaje mi się, że Polska powinna zbudować dla siebie jakąś "siłę atrakcyjną",
pozwalającą jej przyciągać życzliwe zainteresowanie państw regionu i przekładać je na
polityczne konkrety - polski nacjonalizm również musi więc przyjąć sprzyjającą temu
formułę, zarówno "na zewnątrz", jak i "na wewnątrz".
Ja natomiast całkiem poważnie wspomniałem w którymś momencie o dwustronnej umowie dotyczącej
kolonizacji przez polski etnos niemieckich obszarów przygranicznych. Jeszcze sto kilkadziesiąt lat temu
takie umowy były czymś oczywistym. Izrael do dziś prowadzi taką politykę w okupowanej przez siebie
części Palestyny, Chiny Ludowe w Tybecie i (podobno) w Mongolii oraz na przygranicznych obszarach
rosyjskiego Dalekiego Wschodu, Brazylia i Peru podobno we własnym interiorze. Do tego bardzo dobrym
pomysłem byłoby podjęcie zagadnienia "Karty Polaka". Tym bardziej, że tego rodzaju kroki akurat z
powodzeniem poczyniły w ostatnim roku Węgry. Jest też sprawa Polaków na Wileńszczyźnie i na
Ukrainie. Skoro rząd potrafi przepraszać za wydanie przez Prokuraturę Generalną władzom białoruskim
danych dotyczących przekazywanych na konto "demokratycznego opozycjonisty" łapówek (informacje
przekazano to zgodnie z obowiązującą dwustronną umową polsko-białoruską), to mógłby odpowiednio
stanowczo zareagować na antypolską politykę Wilna. Możliwości są, choćby przez udziały w Ignalinie i w
ogóle obecność Orlenu, przez udział lotnictwa polskiego w zabezpieczaniu litewskiej przestrzeni
powietrznej, rozmaite kontakty gospodarcze etc. W ostateczności można by nawet zerwać umowę o
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
25 z 95 2012-10-06 15:06
sąsiedztwie i współpracy z Wilnem.
Adam Danek - 25 Wrzesień 2011, 00:10
Ronald..Lasecki napisał/a:Sam nie mam raczej styczności z ewentualnie istniejącymi
gorzej materialnie sytuowanymi grupami,
Jak to nie masz? A absolwenci kierunków humanistycznych na wyższych uczelniach?
Ronald..Lasecki - 25 Wrzesień 2011, 00:25
Adam Danek napisał/a:
Ronald..Lasecki napisał/a:Sam nie mam raczej styczności z ewentualnie
istniejącymi gorzej materialnie sytuowanymi grupami,
Jak to nie masz? A absolwenci kierunków humanistycznych na wyższych uczelniach?
Może to kwestia życia w mieście, ale większość mi znanych osób jakoś tam skończyła; najwięcej okupuje
posadki w Ministerstwie Infrastruktury, ktoś tam w Ministerstwie Gospodarki, jeszcze jeden bodaj w
jakimś centralnym urzędzie celnym, jedna dziewczyna w UOKiK, jeden typ w Royal Bank of Scotland,
parę osób jest za granicą, a jedna znajoma została luksusową prostytutką w Szwajcarii
Bartosz Bekier - 26 Wrzesień 2011, 03:50
Ronald..Lasecki napisał/a:Mam alergię na pojęcia "naród polityczny", "republika" i tym
podobne. To takie "polskie" i takie anarchiczne. Zaraz pojawiają się sejmy, konfederacje,
rokosze, przywileje, wolności, prawa etc. Bardziej zawsze podobały mi się odniesienia takie
jak starożytny Egipt, państwo Inków, Japonia.
Myślę, że można by się kłócić odnośnie tego, czy w czasach o których pisałem, słowo "Rzeczpospolita"
kojarzyło się nieodłącznie z ustrojem republikańskim. Termin ten może budzić jedynie lingwistyczne
zakłopotanie (choć dosłownie "Res publica" nie inklinuje w zasadzie żadnego ustroju), zaś historycznie
jest określeniem wspólnego państwa Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Chodziło o Commonwealth, a nie Republic. Znajomy Francuz nie kojarzący tej subtelności pytał się mnie
kiedyś, cóż my to mieliśmy za republikę, skoro na jej czele stał król. Nie ma też sensu popadać w
kompleksy z powodu naszej <<polskiej>> skłonności do rokoszy, walk o przywileje itd. Nie znam się na
Japonii i państwie Inków, ale starożytny Egipt do którego odniesienia, jak twierdzisz, bardziej Ci się
podobają, to nieprzerwana historia zmagań faraonów z możnowładcami, zbuntowanymi prowincjami,
rozgrywającymi kapłanami, nie płacącymi podatków warchołami pochodzącymi niekiedy z samej rodziny
królewskiej... Kiedy pozycja władcy lekko się chwiała, Egipt rozpadał się na tyle "państw", ilu było
nomarchów. Anarchizm rodzący się z wybujałego partykularyzmu to raczej kwestia ogólnej ułomności
charakteru człowieka, aniżeli wada jakoś szczególnie przypisana do konkretnego narodu.
To, że ustrój Rzeczpospolitej był relatywnie "słaby", chyba najsłabszy w naszej części świata w tamtym
okresie, jest raczej kwestią niewłaściwego, anachronicznego ustroju terytorialnego, który wymuszał na
królu ustępstwa. Decentralizacja, "etnopluralizm", odrębne "organicystyczne" prawa dla każdej
wspólnoty i niemalże każdej prowincji - czyli mniej więcej to, co proponujesz kilka postów wyżej -
doprowadziło do sytuacji, w której monarcha był zakładnikiem setek, jak dzisiaj byśmy powiedzieli, grup
wpływu, natomiast każda jego decyzja musiała być poprzedzona kampanią wewnętrznych targów. W ten
oto sposób Polska w XVI-XVII wieku przeżywała de facto rozbicie dzielnicowe, zaś suma prywatnych
armii stacjonujących (i walczących niekiedy między sobą) w jej granicach przewyższała liczebnie wojska
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
26 z 95 2012-10-06 15:06
monarchy.
Jakkolwiek idea Imperium będąca próbą odzwierciedlenia boskiego ładu na ziemi brzmi bardzo
atrakcyjnie, to każdy zbliżony do niej "technicznie" projekt się nie powiódł, a wewnętrznie skłócona
Rzesza, Święte Cesarstwo Rzymskie, czy imperium Habsburgów, są tego najlepszymi przykładami. Idea
Imperium, taka jaką widzę w niektórych wypowiedziach, pokłada zbytnią wiarę w ludzi - tworzy
partykularyzmy, zakładając, że będą wiernymi poddanymi Cesarza, nie wezmą się wzajemnie za łeb,
bądź do gromady za monarchę, nie zaczną tworzyć wewnętrznych koalicji w celu szantażu dla uzyskania
praw czy wolności w jakiejś tam sprawie - lecz że będą niczym chorały anielskie orbitować w idealnym
Ładzie ku chwale Imperium, jako boskie odzwierciedlenie mitycznego Porządku i solarnej Zasady.
Obawiam się, że gdyby wprowadzić ów system w skali każdego wieloetnicznego państwa (gdzie
podmioty/etnosy faktycznie coś by znaczyły, a nie były jedynie ciekawostką etnograficzą), czy nie daj
Boże, kontynentu, nie mielibyśmy do czynienia z Porządkiem, a z permanentnym Chaosem. Cały projekt
zakończyłby się tak, jak każda z gruntu grzeszna, bo wynikająca z pychy, ludzka próba naśladowania
Boga - upadkiem Wieży Babel. Koncepcja "Europy Stu Flag", proponowana przez niektórych
zachodnioeuropejskich nacjonalistów, czy pod pewnymi względami podobna idea Imperium, która w tym
względzie opiera się na metafizyce i teologii, nie zaś "prawie narodów do samostanowienia", jest w
zasadzie prostą drogą do bałkanizacji Europy.
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 06:19
Przyczyną degeneracji i rozkładu państwowości polskiej było wykztałcenie się szlacheckiego "narodu
politycznego", uznającego się za podmiot równoważny królowi i uprawniony do stawiania mu żądań.
Narzędziami do tego prowadzącymi były sejm, przywileje prawne i gospodarcze, "prawo do oporu" i
pozostałe elementy składające się na republikańską i wolnościową kulturę polityczną "pierwszej"
Rzeczypospolitej. Przekształcenie monarchii w rzeczpospolitą, czyli stanowe państwo szlachty,
spowodowało zupełny rozkład w nim władzy, która od monarchy przeszła do szlacheckiego "narodu
politycznego" sprawującego ją poprzez sejm, sejmiki ziemskie i konfederacje. Król stał się zaledwie
jednym ze "stanów sejmujących". W XVII wieku przeważyły natomiast tendencje do oligarchizacji -
zarówno majątkowej jak i politycznej. Pierwotnie jednak władza w Polsce, jak i na Litwie, nie była wcale
więcej zanarchizowana, niż wynikałoby to z ówczesnych niedostaków administracyjnych i
ekonomicznych.
Porządek republikański, oparty o taką czy inną formę partycypacji obywateli, opiera się na cnocie.
Zauważył to Monteskiusz. Zakładanie jednak powszechnego panowania cnoty, na dodatek
podtrzymywanej dobrowolnie i bez przymusu zewnętrznego przez samą zbiorowość w której miałaby być
ona zapodmiotowiona, jest socjologicznie i antropologicznie niezbyt realistyczne. Dziś bredzą o tym
"PiS-owcy intelektualiści" prorokujący "moralne odrodzenie wspólnoty narodowej" spojonej "mitem
smoleńskim" i kultem Lecha Kaczyńskiego. Nic takiego się oczywiście nie wydarzy, gdyż republikanizm
jest koncepcją opartą o nieprawdziwe założenia i wobec tego fałszywą i szkodliwą.
Ustrojem stabilnym ma więc szansę stać się ten, w którym dokona się całkowite unicestwienie jednostki
i wtórnych asocjacji międzyludzkich o charakterze politycznym. Zatem ustrój organiczny, którego
kompletną i "domkniętą" formą jest Imperium. Porządek taki może też oczywiście realizować się na
poziomie cząstkowym, w wymiarze ograniczonym do podmiotów międzynarodowych, narodowych lub
nawet krajowych - subnarodowych (np. Państwo Papieskie). Z perspektywy organicznej jest to jedna
zawsze jedynie porządek cząstkowy. Odmowa zaś uczestniczenia przez taki podmiot we wspólnocie
wyższego rzędu dowodzić może co najwyżej niekompletnego rozpoznania swej organicznej natury. Jest
równie absurdalna jak odmowa posłuszeństwa przez dzieci rodzicom, bunt prowincji przeciwko państwu,
lub odmowa uczestniczenia we wspólnocie narodowej. Ukonstytuowanie się na nowo Porządku będzie z
samej swej istoty tożsame ze świtem nowego Imperium, gdyż tylko ono wyraża Prawdę. Będzie ono
wobec tego porządkiem - jak byśmy powiedzieli dzisiejszym językiem - "ideokratycznym".
Co do niedostatków różnych historycznych wcieleń Imperium - kolejnych inkarnacji Zasady Słonecznej,
to wynikały one oczywiście z rozmaitych czynników historycznych z niedorozwojem kultury materialnej i
organizacyjnej na czele (stworzenie odpowiednio ustrukturowanego zarządu, wystarczająca dla jego
utrzymania produkcja i dystrybucja żywności, transport i łączność). Poza tym, dochodziły czynniki w
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
27 z 95 2012-10-06 15:06
rodzaju epidemii, wojen, klęsk żywiołowych, naturalnych w miarę upływu czasu degeneracji, obniżania
witalności i obumierania dynastii, arystokracji i etnosów, nawet zmiany klimatyczne, hydrograficzne czy
cykle klimatyczne i astronomiczne. Nic na ziemi nie trwa wiecznie, nic co ludzkie nie może być doskonałe
i wszystko ma swój kres.
Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 09:33
Tak na marginesie, Beynar-Jasienica w swojej książce Polska anarchia pokazał, że poziom anarchii w
Rzeczypospolitej w epoce nowożytnej nie był wcale wyższy, niż w Niemczech, Anglii, Francji czy
Włoszech.
"Anarchiczne skłonności narodu polskiego" to nie żaden fakt historyczny, lecz ideologiczny wymysł z
jednej strony rozmaitych "wolnościowców"/demokratów/republikanów/liberałów, opiewających je (już
przez cały XIX wiek) z aprobatą, z drugiej strony komunistycznych propagandzistów, potakujących im z
przeciwstawnych pozycji.
Reaktor - 26 Wrzesień 2011, 09:47
Cholera, zgubiłem wątek.
Bartosz Bekier - 26 Wrzesień 2011, 10:11
Pisanie o "monarchii, która przekształciła się w rzeczpospolitą" jest historycznie nieścisłe, o czym
pisałem już wyżej. Określenie Rzeczpospolita było już na dobre używane za Władysława Jagiełły, jako
określenie wspólnego państwa Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Początkowo
przywileje nadawane szlachcie nie odstawały wiele od swobód nadawanych stanowi rycerskiemu w
innych częściach Europy, natomiast o początkach "stanowego państwa szlachty" możemy mówić dopiero
od przywilejów cerekwicko-nieszawskich, czy nawet konstytucji nihil novi. To, że nasi niektórzy rodzimi
historycy robią wszystko by udowodnić, że Polska jest jedną z pierwszych, zapomnianych (chlip chlip)
ojczyzn demokracji i niemalże od początku państwowości pielęgnowała wartości republikańskie ple ple
ple, nie znaczy że należy to bezkrytycznie kupować i powtarzać gdzieś poza bankietem u Ambasadora
USA. W stawianym przez Ciebie za wzór Świętym Cesarstwie Niemieckim władza pochodziła de facto z
elekcji już w czasach, gdy w Polsce panujący monarcha straciłaby bez procesu każdego śmiałka, który
głośno zakwestionowałby prawo jego pierworodnego syna do tronu.
Umacnianie się "wolności" i przywilejów dla polskiej szlachty związane jest właśnie z decentralizacją
ustroju terytorialnego, a co za tym idzie, stworzeniem wielu podmiotów zdolnych do wywierania razem,
bądź osobno nacisków na centralny aparat państwowy w osobie monarchy i jego dworu - co pod wieloma
względami upodobniło system do tego który przez wieki wykrwawiał podzielony, skłócony deutsche Volk.
W "ideokratycznym" ustroju Sacrum Imperium, Cesarz który opuszczał na parę dni Rzeszę, chociażby w
celu odbycia podróży do Rzymu, musiał się liczyć z tym, że nie ma już do czego wracać - wewnętrzna
opozycja wykorzystywała każdą okazję by pozbawić go tronu. Walki wybuchały niekiedy tuż po samej
elekcji, jak było na przykład z pierwszym Ludolfingiem. W inferiorze, do którego z pewnością zaliczają się
materialne aspekty polityki, decentralizacja zawsze będzie wiązała się z rozprężeniem. W życiu narodów i
społeczności coś takiego jak "naturalna, nienaruszalna hierarchia" której każdy będzie przestrzegał, bo to
intuicyjne i prawe, nie istnieje. Cóż z tego, że występek przeciwko w ten sposób urządzonemu
Porządkowi, to obiektywnie jak "bunt dzieci przeciwko rodzicom", skoro: "I wyda brat brata na śmierć, a
ojciec syna; i powstaną dzieci przeciwko rodzicom, i będą je zabijać" Mk13:12. Występek leży w naturze
człowieka; tak jak absurdem jest twierdzenie Moteskiusza, że rządy można oprzeć na cnocie obywateli,
podobnie naiwne wydaje się liczenie na to, że władzę w ponadnarodowym, transkontynentalnym
imperium będzie można oprzeć na podmiotach które "kompletnie rozpoznały swą organiczną naturę".
Całkowite zniesienie asocjacji międzyludzkich nie wydaje się możliwe, bo człowiek który nie jest
wykorzeniony, rodzi się w określonej wspólnocie, która przynależy do określonego etnosu, co zawsze
będzie rodziło doniosłe konsekwencje polityczne i "asocjacje międzyludzkie", także na poziomie
biologicznym. Nie bez przyczyny każde imperium które widział nasz świat, posiadało jeden dominujący
etnos - bez względu na jego miejsce w oficjalnym ustroju państwa - to samo da się zaobserwować w
starożytnym Rzymie, Egipcie, Świętym Cesarstwie, Imperium Rosyjskim, czy nawet w Zjednoczonym
Królestwie. Ba, nawet Związek Radziecki, w którym podjęto bodaj największą próbę zerwania asocjacji
międzyludzkich i wykorzenienia jednostki tak, żeby mogła odpowiednio dobrze i kompletnie rozpoznać
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
28 z 95 2012-10-06 15:06
swą organiczną naturę klasową, był czerwoną projekcją wielkorosyjską - projekcją, która po pierwszych
próbach decentralizacji rozpadła się jak domek z kart.
Koncepcja wielkiego, transkontynentalnego Imperium, w które zostaną zaprzęgnięte setki etnosów by
pokojowo współistnieć w ramach (ekskluzywnej) Idei, przypomina trochę marzenia uczestników Wiosny
Ludów, którzy sądzili że po 'wyzwoleniu' zapanuje powszechne braterstwo umocowane na fundamencie
prawd nowej wiary. Miliardy istnień ludzkich, przynależące do nie dającego się ogarnąć panteonu
narodów, grup etnicznych, a nawet różnych ras, koegzystujące ze sobą w ramach jednego Imperium,
jednego systemu na czele którego stałaby jedna Osoba - to wizja, która może zrealizować się dopiero po
wydarzeniach opisanych w Apokalipsie św. Jana. Ktoś, kto pragnąłby ustanowić podobny ład w
przestrzeni inferioru, czyli nieuchronnie będący przedrzeźnianiem Absolutu, musiałby działać
powodowany wielką wiarą w gatunek ludzki i jego zdolność recypowania prawd transcendentalnych, lub
z pobudek satanistycznych. Dużo jest w tym zresztą postmodernizmu - możliwości intelektualnego
wyalienowania się ze swojej wspólnoty, na rzecz przyszłej, nieistniejącej jeszcze wspólnoty, w której ta
prawdziwa zostałaby sprowadzona do małego trybiku w wielkim, obcym, zarządzanym gdzieś z daleka
organizmie.
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 13:46
Nie było nigdy czegoś takiego jak "Święte Cesarstwo Niemieckie". W okresie, gdy idea ta miała
najbliższy Tradycji charakter, mówiono o nim po prostu "Cesarstwo". Z upływem czasu dodano
określenie "rzymskie" i doprecyzowano, że jest ono "święte" (w normalnych warunkach to drugie wynika
z samej istoty Cesarstwa i nie wymaga odrębnego podkreślania), a w okresie ostatecznego upadku tej
idei wreszcie dodano i określenie "narodu niemieckiego". Natomiast "wcielenie" czy też "zstąpienie" idei
Cesarstwa w historycznej rzeczywistości europejskiej nigdy nie odbyło się w sposób satysfakcjonujący i
ja sam nie uznaję jej materialnej postaci w żadnym okresie za wzór do naśladowania. Wypadałoby się
raczej zgodzić z dowcipnym spostrzeżeniem Woltera, że Cesarstwo w Europie nie było "ani rzymskie, ani
święte, ani nie było Cesarstwem". Moim prywatnym zdaniem, miało to swoje przyczyny w geopolityce,
mianowicie w rzeczywistym podziale Europy na strefy geopolityczne o granicach wyznaczanych
równoleżnikowo, konkretnie zaś wzdłuż linii Alp i Bałkanów pomiędzy regionem śródziemnomorskim a
regionem Niziny Śródkowoeuropejskiej. Różnice klimatyczne, florystyczne, etniczne, w zakresie
możliwości gospodarowania, były na tyle znaczące, że przy ówczesnym poziomie rozwoju techniki,
gospodarki i zarządzania niemożliwe było równoczesne zarządzanie tymi dwoma światami z jednego
ośrodka decyzyjnego. Stąd właśnie dezorganizacja władzy cesarskiej naprzemiennie w Italii lub w
Niemczech i anarchizacja tych krajów, a co za tym idzie rozkład Cesarstwa. Po prostu ówczesna Europa
nie była glebą odpowiednią do samodzielnego podniesienia zasad tradycyjnego porządku. Nośnikiem
cesarskiej Zasady było wówczas śródziemnomorskie Bizancjum, przeciwko władzy którego zbuntowali się
zachodni monarchowie i papieże.
Na marginesie tylko dodam, że Cesarstwo na Zachodzie nie zawsze było "feudalną anarchią"; rzutuje się
tu na ogół w ahistoryczny sposób w przeszłość stan rzeczy tolerowany i popierany pod władzą
Habsburgów (jedna z najmniej "udanych" dynastii europejskich), pomija natomiast fakt, że panowanie
Hohenstaufów czy wcześniej Ludolfingów i Karolingów to okres heroicznych prób przezwyciężenia przez
Cesarstwo oporu materii i zaprowadzenia Jedności. Większe osiągnięcia w tej dziedzinie miały oczywiście
"solarne" państwa pozaeuropejskie, od starożytnego Egiptu, Babilonii i Persji począwszy, na Japonii,
Chinach czy państwach Inków i Azteków skończywszy. Przy czym oczywiście żadne z nich nie było
immunizowane na kryzysy wynikające z niepoddawania się materii społecznej i przyrodniczej
formowaniu przez zastępujących Boga na ziemi imperialnych monarchów. Ale podobna podatność na
opór materii dotyczy nie tylko Cesarstwa ale każdej w ogóle formy zorganizowania rzeczywistości przez
człowieka. Co nie zwalnia go z obowiązku podejmowania takich prób. Imperator kreuje Porządek w
poddanych sobie krajach na podobieństwo Boga stwarzającego przed wiekami świat z chaotycznej i
bezkształtnej materii.
Imperium będzie wznosiło na wyższy poziom świadomości etnosy, rasy i wspólnoty terytorialne
organizując je w zbiorową kulturosobowość, na podobnej zasadzie jak zbiorową kulturosobowość formują
prowincje i etnosy tworzące na materialnym poziomie rzeczywistości treść królestwa. Wszystkie one
zabrzmią w chóralnej sławiacej Boga imperialnej "osobowości symfonicznej", która swym kształtem
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
29 z 95 2012-10-06 15:06
odbijać będzie na ziemi hierarchię niebiańską (poszczególne stany, ludy i prowincje jako odpowiedniki
chórów anielskich adorujących Boga). Rozróżnienie na "moje" i "twoje", "indywidualne" i "zbiorowe",
"święte" i "świeckie" straci na znaczeniu, indywidualizm i partykularyzm zostaną unicestwione, a zasada
osobowej realizacji człowieka osiągnie swój najwyższy poziom sublimacji i urzeczywistnienia w
kolektywnej osobowości symfonicznej Imperium. Będzie ono rzeczywiście miało charakter
eschatologiczny i apokaliptyczny wpisując się w historię świętą i dzieje odkupienia człowieka. Rządzone
przez kastę poświęconych Imperium Końca ma przecież poprzedzać bezpośrednio oczekiwany przez nas
niecierpliwie Koniec Świata, dokonanie się dziejów i następującą po tym Paruzję.
Prawdą jest natomiast, że idea Imperium pozostaje w opozycji do idei republiki.* Ta druga wyrasta z
arystotelesowkiej koncepcji regimen commixtum, gdzie państwo jest dobrem wspólnym wszystkich
swoich obywateli - w tym i samego króla, jeśli republika ma formę monarchiczną. Republika to ustrój, w
którym król pospołu z poddanymi służą dobru wspólnemu w postaci państwa. Król jest obok szlachty i
ludu jednym z podmiotów zobowiązanych do służby dobru wspólnemu. Na dobro to składają się w
równej mierze dobro króla, dobro szlachty i dobro ludu, które powinny być odpowiednio zbalansowane i
w sytuacji gdy jeden z tych podmiotów uzyska zbyt dużą przewagę nad pozostałymi, powinna ona zostać
odpowiednio powściągnięta i ograniczona. Zasada ta przybiera postać wiążących się z republikanizmem
zasad umiarkowania i "złotego środka". Rokosz przeciwko królowi nadużywającemu swych prerogatyw i
nastąjącemu na prawa, przywileje i wolności poddanych jest w republice dopuszczany. O kierunku
polityki państwa współdecydują wszystkie stany, zaś stabilność zapewnia uprzeciętniona i uśredniona
intelektalnie i majątkowo klasa średnia. To właśnie system polityczny dawnej Rzeczypospolitej - system
władzy Sejmu tworzonego pospołu przez króla, arystokrację i szlachtę, gdzie stabilność polityczną miała
zapewniać dominująca pozycja ustrojowa względnie jednolitej majątkowo i kulturalnie szlachty,
spełniającej w tym przypadku rolę arystotelesowskiej klasy średniej. Sięgający około 10 procent udział
szlachty w społeczeństwie upodabniał ten ustrój do klasycznej demokracji antycznej, gdzie demos był
podobnie zuniformizowany i w podobny sposób ekonomicznie i politycznie wyzyskiwał ujarzmione masy
ludowe. Jest to system, którego stabilność zasadza się na utopii, czyli na przekonaniu o kierowaniu się
przez obywateli i przez sejmowy tłum cnotą, umiarkowaniem i rozumem. Już Le Bon wykazał, jak
głęboko fałszywe jest takie przekonanie. Republika jest zatem systemem szkodliwym i niebezpiecznym;
powoduje rozkład wspólnoty politycznej niezależnie od stopnia jej scentralizowania lub decentralizacji -
do dezorganizacji i rozkładu dochodzi nawet w przypadku skrajnego wewnętrznego zuniformizowania
wspólnoty (zresztą przez republikanizm powodowanego). Republika i republikanizm nadają się tylko na
historyczny śmietnik.
W to miejsce zasada Imperium wyprowadzana jest z filozofii idealistycznej; idea nie jest tam
zapodmiotowiona w materii jak w arystotelizmie, lecz ma charakter transcendentny. To właśnie w tą
transcendentną zasadę wpatruje się i ku niej zwrócone jest Imperium. Jak wspomniałem wcześniej, jego
porządek wewnętrzny odbija hierarchię chórów anielskich w swym harmonijnym śpiewie sławiących
Boga. Rzeczywistość nie ma charakteru ontologicznie pluralistycznego, lecz jest ontologiczną Jednością -
istnieje jedna Zasada, acz widziana z różnych stron, w różnym stopniu i z różną dokładnością. Zasadę tą
reprezentuje Cesarz, będący zastępcą Boga na ziemi, synem Boga lub niekiedy doczesną inkarnacją
Boga. Imperium nie jest oddolnym wytworem rozumnie zabiegających o dobro wspólne obywateli. Ma
charakter ezoteryczny i elitarystyczny: rządzi nim poświęcona kasta wtajemniczonych, którzy poprzez
ryty inicjacyjne i podniesienie na wyższy poziom swej osobowości i istnienia uzyskali pełnię wglądu w
Prawdę. Idea cesarska łączy się zatem z zagadnieniami ezoteryzmu, wtajemniczenia i ukrytych przed
oczami profanów zakonów politycznych. Łączy się z tradycyjną (a nieobecną już w katolicyzmie, gdzie
zakony zdegenerowąły się do egzoterycznych kongregacji dobroczynnych, ewangelizacyjnych lub
kontemplacyjnych) ideą zakonu jako kustosza świętej wiedzy, strażnika świętego pisma, ogólnie jako
"służących Świątyni". Imperium wyrasta z tradycji platońskiej i poprzedzających ją tradycji magicznych i
sakralnych (starożytny Egipt), poprzez podtrzymujące go ezoteryczne zakony przenosi depozyt
Objawienia i utrzymuje duchową łączność z tradycyjnymi centrami sakralnymi (europejski Zakon
Świątyni i wyprawy krzyżowe do będącej takim centrum Jerozolimy, łączność zakonów azjatyckich z
Tybetem i legendarnym Królestwem Aggarthy - kolebką rasy aryjskiej). W ten sposób Imperium jest
prawdziwym katechonem - "tym, co powstrzymuje" (czy raczej spowalnia) postępującą kosmiczną
entropię.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
30 z 95 2012-10-06 15:06
* widoczne to jest nawet w kulturze popularnej, gdzie w filmie "Gwiezdne wojny" głównymi
przeciwnikami imperium galaktycznego są pogrobowcy dawnej zanarchizowanej republiki. Widać to też
we współczesnej politologii, choćby w pracy M. Hardta i A. Negriego Imperium, gdzie ci dwa marksiści
przeciwstawiają zasadzie imperialnej republikańską zasadę "Rzeszy".
Reaktor - 26 Wrzesień 2011, 14:02
Opanujcie się, kiedy ja to przeczytam?
Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 14:05
Rządzone przez kastę poświęconych Imperium Końca ma przecież poprzedzać
bezpośrednio oczekiwany przez nas niecierpliwie Koniec Świata, dokonanie się dziejów i
następującą po tym Paruzję.
Ronald, jesteś millenarystą?
Ta druga wyrasta z arystotelesowkiej koncepcji regimen commixtum, gdzie państwo jest
dobrem wspólnym wszystkich swoich obywateli - w tym i samego króla, jeśli republika ma
formę monarchiczną. Republika to ustrój, w którym król pospołu z poddanymi służą dobru
wspólnemu w postaci państwa. Król jest obok szlachty i ludu jednym z podmiotów
zobowiązanych do służby dobru wspólnemu.
A co w tym złego? Przecież w takim ujęciu państwo, społeczeństwo, naród stanowią dobra wyższe od
dążeń poszczególnych grup, stanów, czy jednostek. To chyba dobrze? Wątpię tez aby istniała
alternatywa, której realnie nie groziło by stoczenie się w otchłań jakichś partykularyzmów.
Reaktor - 26 Wrzesień 2011, 14:07
Przeca to gnostycyzujący heglista, co wyszło na wierzch już w Metapolityce sojuszu ekstremów.
Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 14:12
Ostatnio, uznał się za volkistę.
Michał Prokopowicz - 26 Wrzesień 2011, 14:16
Albo odpowiadacie merytorycznie albo schylacie głowy z szacunkiem.
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 14:42
[quote="Tankomaster"][
Ronald, jesteś millenarystą?
Tradycjonalizmowi, w każdym razie temu prawdziwemu, towarzyszy zawsze poczucie, że "z tym światem
coś jest nie tak" oraz oczekiwanie na powrót pierwotnej Harmonii, Jedności i Porządku. Dlatego
tradycjonaliści podąrzający "ścieżką lewej ręki" pozostają w niezgodzie ze światem; są rewolucjonistami
lub "duchowymi anarchami" nie mogącymi się pogodzić z fałszywą rzeczywistością. Zwróć uwagę, że
aktor grający główną rolę w filmie "Matrix" ani razu się tam nie uśmiecha. Tak jak Rycerze Templariusze,
Fryderyk II Hohenstauff czy baron von Ungern-Sternberg. To obecna wśród elit wszystkich kultur
tradycyjnych (tak więc zupełnie obca naiwno-optymistycznej cywilizacji amerykańskiej z jej
obowiązkowym głupawym "How are you? - I'm good !") świadomość tragizmu istnienia.
Jeden z najwybitniejszych współczesnych badaczy tradycjonalizmu prof. Joscelyn Godwin w swojej
książce Arktos: Polar Myth in Culture, Science and cośtam kojarzy to z archaicznymi (lub
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
31 z 95 2012-10-06 15:06
tradycjonalistycznymi) mitami wiążącymi istnienie Raju z czasami, gdy rzekomo nachylenie osi wokół
której obraca się Ziemia wobec płaszczyzny orbity po której obiega ona Słońce było prostopadłe.
Odmienny charakter cyklów astronomicznych (a w zasadzie ich brak w dzisiejszym rozumieniu - na
przykład stan permanentnej wiosny, jednostajne oświetlenie tych samych regionów Ziemi) rzeczywiście
mogłyby stwarzać warunki dla zupełnie odmiennego typu życia. Tradycjonaliści łączą wygnanie z Raju z
jakiegoś rodzaju kataklizmem astronomicznym, który miałby zupełnie zmienić działanie i wpływ
grawitacji w Układzie Słonecznym na losy świata. Koniec Świata też będzie zapewne miał charakter
jakiejś astronomicznej katastrofy, choćby związanej z cyklem życia gwiazd.
Zoetrope - 26 Wrzesień 2011, 14:52
Reaktor napisał/a:Opanujcie się, kiedy ja to przeczytam?
Ciesz się, że takie dyskusje są w ogóle prowadzone. Ja mam w środę egzamin, ale czytam zawzięcie!
Może się mój prymitywny łepek trochę dokształci w tej materii.
A jak ktoś nie chce czytać to zapraszam na konserwatyzm.pl - tam się właśnie odbywa debata "dlaczego
w reklamach wisi baner Polskiej Partii Pracy?"
Michał Prokopowicz - 26 Wrzesień 2011, 14:52
Zaraz sypną się oskarżenia o materializm, więc ja dopowiem, że Evola pisze o czymś podobnym w
"Rivolto...", sugerując nawet nie tyle, że było to wynikiem przemian w planie niematerialnym, ale wręcz
doprowadziło do oddzielenia planów materialnego i metafizycznego. W tym samym fragmencie jest też
jakoś bardzo pobieżnie wspomniane, że owa "materializacja" mogła być rozciągnięta w (chyba dopiero co
się zaczynającym?) czasie.
Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 15:43
Albo odpowiadacie merytorycznie albo schylacie głowy z szacunkiem.
Ja go staram się tylko podpuszczać do wynurzeń.
Koniec Świata też będzie zapewne miał charakter jakiejś astronomicznej katastrofy, choćby
związanej z cyklem życia gwiazd.
Hmm, czy tych wszystkich teorii spiskowych o Nibiru/Planecie X itd. nie można traktować właśnie jako
pewnych pozostałości szczątkowych po opisanym przez Ciebie tradycyjnym poglądzie?
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 16:38
Michał Prokopowicz napisał/a:Zaraz sypną się oskarżenia o materializm, więc ja dopowiem,
że Evola pisze o czymś podobnym w "Rivolto...", sugerując nawet nie tyle, że było to
wynikiem przemian w planie niematerialnym, ale wręcz doprowadziło do oddzielenia
planów materialnego i metafizycznego. W tym samym fragmencie jest też jakoś bardzo
pobieżnie wspomniane, że owa "materializacja" mogła być rozciągnięta w (chyba dopiero
co się zaczynającym?) czasie.
Zagadnienie czasu jest tu bardzo ciekawe; oś wokół której obraca się Ziemia jest nachylona w stosunku
do płaszczyzny orbity bodaj o 23,5%. Powoduje to, że Ziemia nie tylko obraca się wokół własnej osi i
obiega Słońce po orbicie eliptycznej, ale że również porusza się ruchem precesyjnym ("kiwający się"
biegun północny zakreśla okrąg na przeciągu kilkudziesięciu tysięcy lat). Orbita Ziemi także zmienia
swój mimośród w cyklach liczących sobie odpowiednio ok 100 tyś. lat i ok. 400 tyś. lat stając się
odpowiednio bliższą swoim kształtem okręgowi (o małym mimosrodzie) lub elipsie (o dużym
mimośrodzie). Wszystko to wpływa na oświetlenie rozmaitych partii globu i powoduje występowanie
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
32 z 95 2012-10-06 15:06
cyklów pór roku (zima-lato, pora deszczowa-pora sucha) oraz cyklów klimatycznych (zlodowacenia-
ocieplenia klimatu). W sytuacji zerowego mimośrodu i prostopadłego nachylenia osi obrotu Ziemi do
płaszczyzny orbity znikają warunki do wyodrębnienia się tych cyklów przyrodniczych, które stanowią
podstawę dla pojawienia się u ludzi świadomości upływającego czasu. Znikają też wówczas cykle życia
roślin, mogących obradzać nieustannie, jedynie przy ograniczonym wpływie księżycowego rytmu pływów
i podziale doby na dzień i noc. Istnieje więc złudzenie wieczności i braku upływu czasu. Zmiany
następują wraz z oddalaniem się od równika w kierunku biegunów, czemu towarzyszy stale
zmniejszająca się dzienna porcja światła słonecznego. Stan ten odpowiada więc mitycznemu Rajowi czy
też Złotemu Wiekowi w historii ludzkości, gdy żyje ona w niezmiennej i ahistorycznej "wieczności".
Niezależnie czy coś takiego kiedykolwiek historycznie istniało (współczesny stan badań nic takiego nie
potwierdza), fakt istnienia w świadomości i w (urojonej?) pamięci ludów archaicznych takiego modelu
dowodzi, jak naturalnym jest wyobrażenie harmonii, jedności, symetrycznego układu wspartego na
jednej Zasadzie. W tym przypadku przejawia się to w harmonii sfer niebieskich, tak silnie podkreślanej
przez przednowożytną świętą astronomię (babilońską, aztecką, chińską). Jeśli świat jest księgą zapisaną
przez znaki symboliczne, jest pełen krzyży, mandali, swastyk, to być może nie jest tylko przypadkową
zbieżnością, że galaktyki przypominają swoim kształtem właśnie swastykę - niekończący się obrót rzeczy
wokół jednego Środka czy jednej Zasady. Historia też może być cyklem Wiecznego Powrotu a dzieje
ludzkości być wpisane w nieustanny "rewolucyjny" obrót Ducha dążącego do odzyskania utraconej
Jedności.
Juliusz Słowacki w swoim poemacie Genesis z ducha opisuje właśnie "gnostycką" rozumianą
etymologicznie "rewolucję" Ducha Globowego, który utraciwszy Jedność czy też Tożsamość, nieustannie
poszukuje dróg do odzyskania Pierwotnej Harmonii. Odzyska ja dopiero w Końcu Czasów oczywiście.
Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 16:51
Ronald..Lasecki napisał/a:Natomiast "wcielenie" czy też "zstąpienie" idei Cesarstwa w
historycznej rzeczywistości europejskiej nigdy nie odbyło się w sposób satysfakcjonujący i
ja sam nie uznaję jej materialnej postaci w żadnym okresie za wzór do naśladowania.
Innymi słowy, owo "cesarstwo" jest tym samym, co "wolny rynek" libertarian: wiadomo, że nigdy
nigdzie w historii nie istniało, ale mimo to jest pożądane i kiedy już się pojawi, nastanie raj na ziemi. :>
Nośnikiem cesarskiej Zasady było wówczas śródziemnomorskie Bizancjum, przeciwko
władzy którego zbuntowali się zachodni monarchowie i papieże.
Uzasadnienie tego stwierdzenia brzmi prawdopodobnie "bo tak napisał Dugin w którejś tam swojej
książce". Mam pytanie. Czy wiesz, kto wymyślił ten pogląd i kiedy? Innymi słowy - od kogo Dugin go
wziął?
Na marginesie tylko dodam, że Cesarstwo na Zachodzie nie zawsze było "feudalną
anarchią"; rzutuje się tu na ogół w ahistoryczny sposób w przeszłość stan rzeczy
tolerowany i popierany pod władzą Habsburgów (jedna z najmniej "udanych" dynastii
europejskich),
O ile wiem, najbliższy stworzenia katolickiego (czyli, znaczeniowo, "powszechnego") imperium
światowego był właśnie dom Habsburgów w osobie cesarza Karola V.
Łączy się z tradycyjną (a nieobecną już w katolicyzmie, gdzie zakony zdegenerowąły się do
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
33 z 95 2012-10-06 15:06
egzoterycznych kongregacji dobroczynnych, ewangelizacyjnych lub kontemplacyjnych)
ideą zakonu jako kustosza świętej wiedzy, strażnika świętego pisma, ogólnie jako
"służących Świątyni".
Stwierdzenie to wydaje się sugerować u swego autora braki w znajomości historii monastycyzmu i
katolickiej duchowości monastycznej.
Tradycjonalizmowi, w każdym razie temu prawdziwemu, towarzyszy zawsze poczucie, że "z
tym światem coś jest nie tak" oraz oczekiwanie na powrót pierwotnej Harmonii, Jedności i
Porządku.
Prof. Marian Zdziechowski ujął to nieco inaczej, pisząc, że najszlachetniejszym duchom w tym (tj.
ziemskim) świecie zawsze czegoś brakuje - stan ten jest nieusuwalny i to ich popycha do realizacji ich
powołania.
Zwróć uwagę, że aktor grający główną rolę w filmie "Matrix" ani razu się tam nie uśmiecha.
Tak jak Rycerze Templariusze, Fryderyk II Hohenstauff czy baron von Ungern-Sternberg.
To obecna wśród elit wszystkich kultur tradycyjnych (tak więc zupełnie obca naiwno-
optymistycznej cywilizacji amerykańskiej z jej obowiązkowym głupawym "How are you? -
I'm good !") świadomość tragizmu istnienia.
Czyli żaden z Ciebie tradycjonalista - kiedy mówisz, uśmiechasz się przez cały lub prawie cały czas.
Tragiczne nie jest istnienie, lecz egzystencja.
Juliusz Słowacki w swoim poemacie Genesis z ducha opisuje właśnie "gnostycką"
rozumianą etymologicznie "rewolucję" Ducha Globowego,
Zapewne dlatego poglądy tam zawarte zostały potępione przez Stolicę Świętą.
Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 17:05
to być może nie jest tylko przypadkową zbieżnością, że galaktyki przypominają swoim
kształtem właśnie swastykę
Prawdziwe jest to chyba tylko dla galaktyk spiralnych. Są jeszcze eliptyczne, soczewkowate i
nieregularne.
Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 17:42
Na marginesie, ja zgadzam się, że istniało coś takiego, jak "idea polska", stanowiąca dziejowe
posłannictwo naszego narodu i manifestująca się lepiej lub gorzej w naszej historii, przy czym nie był nią
żaden republikanizm, "wolność" i tym podobne bzdety (co zgodnie głoszą zarówno "intelektualiści" z
think-tanków PiS, jak i UPR z przyległościami); był nią katolicyzm - jego szerzenie oraz integralna
realizacja w porządku ziemskim (pogląd m.in. Józefa Szujskiego, Zmartwychwstańców, Krasińskiego czy
Norwida). Odpowiedzialność ta uległa wzmocnieniu z chwilą rozpadu chrześcijaństwa w Niemczech w
XVI wieku, co uczyniło z Polski główny ośrodek katolicyzmu w Europie Środkowej i Wschodniej. Coraz
dalej idące sprzeniewierzenie się tej misji spowodowało słabnięcie, a następnie rozpad Rzeczypospolitej.
To oczywiście przyczyna na poziomie "historiozoficznym" (czy, mówiąc ściślej, na poziomie metafizyki
historii), na którym działa Opatrzność - narzędzia, jakie posłużyły do spowodowania tego na poziomie
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
34 z 95 2012-10-06 15:06
"historycznym" (politycznym) to odrębna sprawa.
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 18:51
[quote="Adam Danek"]
Innymi słowy, owo "cesarstwo" jest tym samym, co "wolny rynek" libertarian: wiadomo, że
nigdy nigdzie w historii nie istniało, ale mimo to jest pożądane i kiedy już się pojawi,
nastanie raj na ziemi. :>
Przecież wskazałem przykłady pozaeuropejskie i starożytne. Spodziewam się jednak za chwilę
przeczytać, że tak naprawdę to nie były prawdziwe imperia, bo przecież dało się zauważyć wiodący etnos
i w Babilonii, i w Asyrii, i w Egipcie, i w starożytnych Chinach, i w Persji, a pewnie i w Państwie Wielkiego
Mogoła, a na dodatek przecież wszystkie te państwa upadły, więc znaczy to że nie miały solidnych
fundamentów etc. W podobny sposób (że były nietrwałe) można jednak "załatwić" w zasadzie każdego
typu państwo; subnarodowe, narodowe, wielonarodowe, ponadnarodowe czy antynarodowe. Z kolei
przygladając się strukturze imperiów nie sposób nie zauważyć wewnętrznego uwarstwienia ich populacji
w obrębie której można wskazać nadetnosy (superetnosy), etnosy właściwe (narody) i całości
podetniczne (plemienne, regionalne). Nietrudno też zauważyć, że uwarunkowania geopolityczne wiążą ze
sobą rozmaite często niezwiązane ze sobą pochodzeniem całości etniczne formując z nich
schicksalgemeinschaft - kroczącą wspólnie przez historię wspólnotę dziejowego przeznaczenia (tworzą ją
na przykład narody i ludy zamieszkujące Europę). To właśnie o takie całości opiera się Imperium, bo
przecież ani peruwiańscy Synowie Słońca, ani tym bardziej choćby rasa Babilonii lub Egiptu nie byli
jednolitymi narodami w takim sensie jak dzisiejsi Niemcy lub Litwini.
Uzasadnienie tego stwierdzenia brzmi prawdopodobnie "bo tak napisał Dugin w którejś
tam swojej książce". Mam pytanie. Czy wiesz, kto wymyślił ten pogląd i kiedy? Innymi
słowy - od kogo Dugin go wziął?
Z żadnej ksiązki Dugina; czytałem kiedyś pracę Teokracja bizantyjska Stevena Runcimana, która bardzo
mi się spodobała i stąd wyprowadziłem taką właśnie ocenę.
O ile wiem, najbliższy stworzenia katolickiego (czyli, znaczeniowo, "powszechnego")
imperium światowego był właśnie dom Habsburgów w osobie cesarza Karola V.
Ale to już były czasy nowożytne, więc jego władztwo nie miało charakteru archaicznego i sakralnego,
stąd nie traktowałem go jako punktu odniesienia. Acz osoba tego władcy i jego próby utrzymania
jedności Christianitas przeciwko protestantom i partykularyzmowi Walezjuszy były oczywiście godne
pochwały i to właśnie w nim manifestowała się wówczas zasada cesarska.
Co do "idei polskiej", to w różnych okresach historycznych miała ona różną treść (Antemurale
Christianitas, wehikuł latynizmu w Europie Środkowej, ośrodek nowej syntezy kulturalnej), w pewnych
momentach Polska sprzeniewierzyła się też swojemu dziejowemu posłannictwu (porzucenie
Słowiańszczyzny Zachodniej tak więc Pomorza, Śląska, Łużyc, ujścia Odry, innym razem zaniechanie unii
z Moskwą, obecnie atlantyzm i odrzucenie kierunku europejskiego), ale nie wydaje mi się, by Opatrzność
jakoś szczególnie wyróżniła akurat Polaków w obowiązkach wobec wiary. Zbyt bliskie wydaje się to być
wywodom o "Papieżu-Polaku"i trąci etnolatrią. Natomiast rzeczywiście w planie dziejowym w pewnych
momentach to właśnie Polacy brali na siebie rolę obrońcy i promotora katolicyzmu - to nie podlega
wątpliwości.
Bartosz Bekier - 26 Wrzesień 2011, 19:04
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
35 z 95 2012-10-06 15:06
Koncepcja Imperium wydaje się całkowicie ignorować opór materii, a baśnie o harmonijnym,
organicystycznym ułożeniu wielomiliardowej, ekstremalnie zróżnicowanej zbiorowości na kształt
niebiańskiej hierarchii chórów anielskich, jest gnostycznym poglądem religijnym, a nie politycznym. O
tak rozumianym Imperium nie można rozmawiać na niższym poziomie abstrakcji, niż klimat Apokalipsy i
Paruzji. Jak poucza zresztą Pismo, Drugie Przyjście nastąpi by zmieść ziemskie imperium Antychrysta,
nie zaś w celu odebrania hołdu od nawróconej ludzkości pokornie naśladującej Pana. Próba odwzorowania
boskiego ładu w przestrzeni inferioru przez istoty skażone grzechem pierworodnym musi zakończyć się
przedrzeźnianiem Stwórcy, co jest bodaj najbardziej charakterystycznym symptomem demoniczności.
Jak twierdził Heraklit, człowiek jest śmiertelnym Bogiem, a Bóg nieśmiertelnym człowiekiem, jednak
ograniczenia wynikające z zakończenia Złotej Ery, wygnania ludzi z Edenu i nastania niepowstrzymanego
przepływu czasu, to brak zdolności całościowego naśladowania Stworzyciela i Jego Dzieła. Jedyne, co
może zrobić człowiek w dążeniu do doskonałości, to przestrzeganie boskiego kodeksu, oraz czynienie
sobie ziemi poddaną, a więc praca dla chwały swojej wspólnoty i ojczyzny. Przypominam, że
zapoczątkowana tutaj dyskusja dotyczy nacjonalizmu.
Zakładając jednak, że każda Idea w świecie materii, profańskim inferiorze, urzeczywistnia się dość
trywialnie, to możemy jednak zejść na niższy poziom abstrakcji. Parafrazując Woltera, Cesarstwo w
Europie nie było "ani rzymskie, ani święte, ani nie było Cesarstwem", ale z całą pewnością było
niemieckie. Nawet w ramach tak abstrakcyjnego, elekcyjnego projektu, zaistniał przede wszystkim jeden
etnos, który za pośrednictwem tejże idei dążył do podporządkowania sobie większego obszaru, po
uprzednim zjednoczeniu własnej substancji. Dzieje ziemskich imperiów to historia stosunkowo krótkich
przebłysków ontologicznych, kiedy to jeden etnos, za pośrednictwem bogactwa posiadanej materii, lub
błyskotliwej struktury organizacyjnej, dokonywał podboju i rozszerzał stan swojego posiadania. Zawsze
istniał jednak podział na podbijających i podbitych, dlatego koncepcja transkontynentalnego Imperium
jest bardzo atrakcyjna z perspektywy niemieckiej i rosyjskiej, ale zupełnie nie do przyjęcia dla kogoś, kto
myśli kategoriami polskimi, lub na poważnie utożsamia się z losem swojego etnosu. Z powodu
uosobienia określonego etnosu "panującego" z każdym istniejącym w dziejach imperium, wynika również
przyczyna ich upadku, czynnik który uniemożliwia skupienie miliardów istnień ludzkich przynależących
do ogromnej ilości etnosów, szczepów i ras w jednym, harmonijnym Imperium*. Wewnętrzna imigracja
biologiczna i kulturowa jest w ogromnym organizmie nieunikniona.
*Odwołując się do polskiej "kultury popularnej" z końca XIX wieku, pozwolę sobie zacytować B. Prusa z
powieści "Faraon": "Rodowici Egipcjanie mieli barwę skóry miedzianą, czym chełpili się gardząc
jednocześnie czarnymi Etiopami, żółtymi Semitami i białymi Europejczykami. Ten kolor skóry,
pozwalający odróżnić swojego od obcego, przyczyniał się do utrzymania narodowej jedności silniej aniżeli
religia, którą można przyjąć, albo język, którego można się wyuczyć. Z biegiem czasu jednak, kiedy
państwowy gmach zaczął się rozrastać i pękać, do kraju coraz liczniej napływały obce pierwiastki.
Osłabiały one spójność, rozsadzały społeczeństwo, a nareszcie zalały i rozpuściły w sobie pierwotnych
mieszkańców kraju."
Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 19:10
O tak rozumianym Imperium nie można rozmawiać na niższym poziomie abstrakcji, niż
klimat Apokalipsy i Paruzji. Jak poucza zresztą Pismo, Drugie Przyjście nastąpi by zmieść
ziemskie imperium Antychrysta, nie zaś w celu odebrania hołdu od nawróconej ludzkości
pokornie naśladującej Pana.
Dlatego też pytałem Ronalda o stosunek do millenaryzmu/chiliazmu, czyli tysiąc lat Królestwa Bożego
(Imoperium?) na ziemi, a potem od razu Antychryst i Paruzja.
Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 20:05
Ronald..Lasecki napisał/a:Przecież wskazałem przykłady pozaeuropejskie i starożytne.
Wszystkie przykłady pozaeuropejskie i starożytne, przy całej swojej wartości, dzieliły wspólną ułomność:
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
36 z 95 2012-10-06 15:06
opierały się na fałszywych religiach. To Papież zastępuje Najwyższego w świecie doczesnym, jest - wedle
ustalonych określeń teologicznych - "widzialną głową Kościoła" (niewidzialną jest sam Zbawiciel),
"namiestnikiem Chrystusowym na ziemi" oraz "aktualnym św. Piotrem", a w ujęciu niektórych teologów
nawet "aktualnym Chrystusem". Jak w swoim znakomitym eseju pokazał D. Madejski, w
pregregoriańskiej teologii politycznej obowiązywała formuła: Cesarz pochodzi od Papieża, podobnie jak w
łonie Trójcy Świętej Syn pochodzi od Ojca. Papież przeciw nikomu się nie "buntował", bo nikomu na
ziemi nie był winien posłuszeństwa.
Z żadnej ksiązki Dugina; czytałem kiedyś pracę Teokracja bizantyjska Stevena Runcimana,
która bardzo mi się spodobała i stąd wyprowadziłem taką właśnie ocenę.
Według mojej wiedzy pogląd, iż praprzyczyną zwycięstwa Rewolucji w Europie było uniezależnienie się
papiestwa od cesarstwa wschodnio-rzymskiego, po raz pierwszy został wyartykułowany przez rosyjskiego
poetę i dyplomatę Fiodora Tiutczewa. Tiutczew wyłożył go w teście La papaute et la question Romaine au
point de vue de St. Petersbourg, par un diplomate Russe, opublikowanym w styczniu 1850 r. na łamach
prestiżowego francuskiego pisma "Revue des deux Mondes". Nie trzeba dodawać, że u podstaw tej tezy
leżały "typowo rosyjska" patologiczna nienawiść do katolicyzmu oraz potrzeba podbudowania
ówczesnego programu międzynarodowo-politycznego cesarza Mikołaja I. Krytykę poglądów Tiutczewa
przeprowadził polski zakonnik O. Hieronim Kajsiewicz, współzałożyciel zakonu Zmartwychwstańców, w
ważnym eseju Papiestwo i sprawa rzymska z punktu widzenia petersburskiego przez dyplomatę
rosyjskiego. Wywodził w nim m.in., że jeśli postulaty Tiutczewa zostaną zrealizowane, w Rosji zapanuje
komunizm. Przewidział nadejście sowieckiego komunizmu już w połowie XIX wieku.
Ale to już były czasy nowożytne, więc jego władztwo nie miało charakteru archaicznego i
sakralnego,
E, nie było tak źle. Zwróć uwagę na ryt koronacyjny Karola V i całą symboliczno-obrzędową stronę jego
panowania.
nie wydaje mi się, by Opatrzność jakoś szczególnie wyróżniła akurat Polaków w
obowiązkach wobec wiary.
Zasygnalizowałem powyżej ściślejszy kontekst historyczno-geograficzny. Szerszego uzasadnienia
polecam szukać u wymienionych autorów, zwł. u Szujskiego (twórca krakowskiej szkoły historycznej),
Zmartwychwstańców i polskich ultramontanów.
Zbyt bliskie wydaje się to być wywodom o "Papieżu-Polaku"i trąci etnolatrią.
"Słowiańskiego papieża" wyprorokował nie kto inny, jak przywoływany przez Ciebie w tym wątku Juliusz
Słowacki.
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 20:09
[quote="Bartosz Bekier"]
Koncepcja Imperium wydaje się całkowicie ignorować opór materii, a baśnie o
harmonijnym, organicystycznym ułożeniu wielomiliardowej, ekstremalnie zróżnicowanej
zbiorowości na kształt niebiańskiej hierarchii chórów anielskich, jest gnostycznym
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
37 z 95 2012-10-06 15:06
poglądem religijnym, a nie politycznym.
Na podobnej zasadzie można odrzucić każdą koncepcję polityczną; państwo narodowe, bo stanowiąc
formę dominacji jednego etnosu nad innymi stwarza wewnętrzne napięcia, które muszą je rozsadzić od
środka albo ograniczyć jego przestrzenny zasięg na tyle, że nie stanie się możliwe odegranie przez niego
znaczniejszej roli w historii. Państwo podnarodowe (na przykład Królestwo Obojga Sycylii) można z kolei
krytykować, że nie obejmuje swoimi granicami całego terytorium zamieszkanego przez dany etnos,
zatem jest stale narażone na nacjonalistyczną irredentę z zewnątrz. W każdym z tych przypadków w
zarzutach tych będzie sporo prawdy, ale w odniesieniu do Imperium pojawia się dodatkowy argument, w
moim przekonaniu rozstrzygający: transcendentne umocowanie metafizyczne i odwzorowywanie
boskiego porządku rzeczy. Czyli coś, w czym zarówno państwa narodowe jak i mniejsze podmioty
terytorialne uczestniczyć w pełni mogą tylko partycypując w jedności Imperium.
koncepcja transkontynentalnego Imperium jest bardzo atrakcyjna z perspektywy
niemieckiej i rosyjskiej, ale zupełnie nie do przyjęcia dla kogoś, kto myśli kategoriami
polskimi, lub na poważnie utożsamia się z losem swojego etnosu.
Zdajesz się zapominać o istniejącym współcześnie kontekście międzynarodowym: mianowicie w
konsekwencji rozwoju cywilizacji, technologii, gospodarki, ogólnego materialnego skoku ludzkości, której
rozwój w tej dziedzinie przewyższa swoim dynamizmem wszystko co było wcześniej nie mając żadnych
historycznych analogii, stale też w niektórych dziedzinach (technologia) rośnie w tempie wykładniczym,
nie ma już na świecie miejsca dla małych państw. Aktualne to zresztą było w całej historii, z tą tylko
różnicą że dawniej niedostatki materialne czyniły wiele krajów de facto od siebie izolowanymi
uniemożliwiając ekspansję i trwałe panowanie nad odległymi ziemiami (choćby sprzedaż USA przez
Rosję niemożliwej do zarządzania z Sankt Petersburga Alaski, podobne sprzedaże wysp posiadanych
przez Szwecję czy Danię na Morzu Karaibskim itp.), dziś natomiast bariery przyrodnicze czy ekologiczne
nie odgrywają już takiej roli. Tak więc z jednej strony okrzepnąć próbuje nieterytorialna superstruktura
globalistyczna, częściwo zapodmiotowiona terytorialnie w USA ale w pewnym stopniu też w
międzynarodowej nieterytorialnej biurokracji różnych globalistycznych instytucji i podmiotów
gospodarczych oraz w transnarodowych ruchach społecznych, z drugiej strony - częściowo w jej obrębie
a częściowo wbrew niej - dokonują się wtórne polityczne i ekonomiczne krystalizacje regionalnych quasi-
imperiów o charakterze na miarę epoki Postmoderny. Tak więc tego rodzaju struktura wyłania się wokół
Pacyfiku, rozmaite formuły integracyjne (ODKB, Unia Celna, Szanghajska Organizacja Współpracy)
prowadzą do stopniowego materializowania się ugrupowania eurazjatyckiego, w Ameryce trwa spór
pomiędzy zwolennikami integracji całej zachodniej półkuli pod hegemonią USA a rzecznikami
"alternatywy bolivariańskiej", oprócz tego zaś pojawia się też kilka mniejszych i o znaczeniu tylko
regionalnym zagęszczeń geopolitycznych. Na tym tle narody europejskie - będę się przy tym upierał -
dzielące swój historyczny los i przeznaczenie, mają do wyboru albo roztopić się w zarządzanej z Nowego
Jorku wspólnocie zachodniej (atlantyckiej) ufundowanej na zaprzeczeniu wartości tradycyjnych, albo
wejść w skład swojego własnego Imperium, które rozsadziłoby wspólnotę zachodnią i zorganizowało
alternatywny porządek światowy na zasadach innych niż mondialistyczne. Trzeciego wyjścia nie ma.
Żadne bowiem subkontynentalne konstelacje międzynarodowe ("międzymorskie", aneksjonistyczne,
prorosyjskie) nie gromadzą pod władzą jednego ośrodka decyzji politycznej potencjału wystarczającego
do prowadzenia Wielkiej Polityki i tym samym decydowania o własnym losie. Problemem w Europie jest
oczywiście brak wyraźnego "bieguna inicjacji" czy też "ośrodka wiodącego" ale mniej więcej równe
rozłożenie potencjału pomiędzy różne państwa. To czyni przedsięwzięcie integracyjne dużo trudniejszym
bo zależnym od skoordynowanego działania co najmniej kilu biegunów, ale tym bardziej uwrażliwiać
powinno na kwestię wyłonienia "geopolitycznego kręgosłupa". Naturalnymi kandydatami są tu oczywiście
Niemcy, zastępowane w obszarze śródziemnomorskim przez Francję, w obszarze Europy Środkowej i
Wschodniej wspomagane natomiast przez Polskę. Na tym polega nasze dzisiejsze posłannictwo dziejowe.
*Odwołując się do polskiej "kultury popularnej" z końca XIX wieku, pozwolę sobie
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
38 z 95 2012-10-06 15:06
zacytować B. Prusa z powieści "Faraon": "Rodowici Egipcjanie mieli barwę skóry miedzianą,
czym chełpili się gardząc jednocześnie czarnymi Etiopami, żółtymi Semitami i białymi
Europejczykami. Ten kolor skóry, pozwalający odróżnić swojego od obcego, przyczyniał się
do utrzymania narodowej jedności silniej aniżeli religia, którą można przyjąć, albo język,
którego można się wyuczyć. Z biegiem czasu jednak, kiedy państwowy gmach zaczął się
rozrastać i pękać, do kraju coraz liczniej napływały obce pierwiastki. Osłabiały one
spójność, rozsadzały społeczeństwo, a nareszcie zalały i rozpuściły w sobie pierwotnych
mieszkańców kraju."
Ale ja nie zaprzeczam, że Imperium jako najwyższa forma zorganizowania życia zbiorowości ludzkich
ulega z czasem entropii. Moja koncepcja etnodyferencjonalistyczna jest propozycją rozwiązania mającego
zapobiegać, w każdym razie zaś spowalniać mieszanie się etnosów i towarzyszące temu rozprzężenie. Z
kolei koncepcja nacjonalizmu chtonicznego w typie "volkistowskim", którą uważam za najsensowniejszy i
najbardziej optymalny typ nacjonalizmu, ma uniemożliwiać wykorzenienie i powstawanie
wynarodowionych mas, podobnie jak odarcie nacjonalizmu z treści mistycznych, przed czym nie chronią
w podobnym stopniu inne doktryny nacjonalistyczne.
Skądinąd scenariusz opisany w cytowanym fragmencie w pełnym zakresie między innymi poprzez
politykę imigracyjną zrealizowały dzisiejsze europejskie państwa narodowe, Polska zaś - gdyby nie jej
względna pod tym względem izolacja geopolityczna - również by go zrealizowała. Stało się to nie jako
konsekwencja Imperium, ale ze względu na jego brak (myślenie nie geopolitycznymi, ale cząstkowymi,
partykularnymi i krótkookresowymi kategoriami).
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 20:47
[quote="Adam Danek"]
Wszystkie przykłady pozaeuropejskie i starożytne, przy całej swojej wartości, dzieliły
wspólną ułomność: opierały się na fałszywych religiach. To Papież zastępuje Najwyższego
w świecie doczesnym, jest - wedle ustalonych określeń teologicznych - "widzialną głową
Kościoła" (niewidzialną jest sam Zbawiciel), "namiestnikiem Chrystusowym na ziemi" oraz
"aktualnym św. Piotrem", a w ujęciu niektórych teologów nawet "aktualnym Chrystusem".
Jak w swoim znakomitym eseju pokazał D. Madejski, w pregregoriańskiej teologii
politycznej obowiązywała formuła: Cesarz pochodzi od Papieża, podobnie jak w łonie Trójcy
Świętej Syn pochodzi od Ojca. Papież przeciw nikomu się nie "buntował", bo nikomu na
ziemi nie był winien posłuszeństwa.
A ja jestem zdania, że brak technicznej możliwości efektywnej kontroli przez Cesarstwo równocześnie
Italii i Germanii (nie wspominając już o innych krajach) i spowodowane tym polityczne usamodzielnienie
się między innymi Papiestwa (ale też miast włoskich i krajów niemieckich), oraz idące za nim polityczne
wyłączenie Kościoła z Cesarstwa przez reformę kluniacką, były głównym politycznym czynnikiem upadku
Imperium w Europie, powodując na jego ziemiach polityczny chaos (dwóch niemal stale
skonfliktowanych ze sobą suwerenów) i krusząc jego teologię polityczną. Na poziomie filozoficznym
gwelfizm był zaś pierwszą i poprzedzającą tomizm rewolucją przeciwko sacrum. Historia zresztą
przyznała rację gibelinom, bo nieimperialny i pozbawiony najwyższego centrum decyzyjnego porządek
chrześcijańskiej konfederacji monarchów i republik, którego moralnym zwierzchnikiem miał być biskup
Rzymu, okazać się musiał i rzeczywiście się okazał skrajnie niestabilny, podatny na wewnętrzne
konflikty, wrażliwy na anarchię i co za tym idzie nietrwały. Brak zaś instytucjonalnych obramowań
powstrzymujących przed ekspresją tkwiącego w człowieku zła (potępienia papieskie nie miały
odpowiedniej mocy, a sami papieże nie mieli przysłowiowych "dywizji" by wobec kogokolwiek móc
realnie egzekwować swoje decyzje), musiały otworzyć drogę do coraz to bardziej dojmujących
paroksyzmów rewolucyjnych. Zabrakło katechona.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
39 z 95 2012-10-06 15:06
Według mojej wiedzy pogląd, iż praprzyczyną zwycięstwa Rewolucji w Europie było
uniezależnienie się papiestwa od cesarstwa wschodnio-rzymskiego, po raz pierwszy został
wyartykułowany przez rosyjskiego poetę i dyplomatę Fiodora Tiutczewa. Tiutczew wyłożył
go w teście La papaute et la question Romaine au point de vue de St. Petersbourg, par un
diplomate Russe, opublikowanym w styczniu 1850 r. na łamach prestiżowego francuskiego
pisma "Revue des deux Mondes". Nie trzeba dodawać, że u podstaw tej tezy leżały
"typowo rosyjska" patologiczna nienawiść do katolicyzmu oraz potrzeba podbudowania
ówczesnego programu międzynarodowo-politycznego cesarza Mikołaja I. Krytykę poglądów
Tiutczewa przeprowadził polski zakonnik O. Hieronim Kajsiewicz, współzałożyciel zakonu
Zmartwychwstańców, w ważnym eseju Papiestwo i sprawa rzymska z punktu widzenia
petersburskiego przez dyplomatę rosyjskiego. Wywodził w nim m.in., że jeśli postulaty
Tiutczewa zostaną zrealizowane, w Rosji zapanuje komunizm. Przewidział nadejście
sowieckiego komunizmu już w połowie XIX wieku.
Nie lubię rosyjskich słowianofilów i Tiutczewa, między innymi za ich faktyczny jednostronny
antykatolicyzm, antyromanizm i antyeuropeizm. W odniesieniu do Polski natomiast, to zainteresowałem
się niedawno panslawizmem, który wydaje się względnie najbardziej pasować do moich "koncepcji
volkistowskich".
E, nie było tak źle. Zwróć uwagę na ryt koronacyjny Karola V i całą symboliczno-obrzędową
stronę jego panowania.
Chodziło mi o absolutystyczne i biurokratyczne zniekształcenia ówczesnej monarchii hiszpańskiej i nie
tylko hiszpańskiej, które były głównym terytorialnym oparciem dla panowania Karola V. Pod koniec życia
zrezygnował on zresztą z tronu i podzielił swoje dominium nie będąc w stanie poradzić sobie z jego
monstrualną biurokracją. Warto wspomnieć, że biurokrację tą jeszcze bardziej rozdął jego syn i następca
na tronie hiszpańskim Filip II.
Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 20:56
Żadne bowiem subkontynentalne konstelacje międzynarodowe ("międzymorskie",
aneksjonistyczne, prorosyjskie) nie gromadzą pod władzą jednego ośrodka decyzji
politycznej potencjału wystarczającego do prowadzenia Wielkiej Polityki i tym samym
decydowania o własnym losie.
Europa (bez Rosji) gromadzi natomiast?
W każdym z tych przypadków w zarzutach tych będzie sporo prawdy, ale w odniesieniu do
Imperium pojawia się dodatkowy argument, w moim przekonaniu rozstrzygający:
transcendentne umocowanie metafizyczne i odwzorowywanie boskiego porządku rzeczy.
Dlaczego Imperium ma monopol na transcendentne umocowanie metafizyczne? Zwłaszcza, ze póki co, w
formie postulowanej przez Ciebie nie istniało...
Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 21:04
Ronald..Lasecki napisał/a:Zabrakło katechona.
Rzecz idzie - tak jak szła w sporach cesarsko-papieskich - o kształt relacji między Papieżem a Cesarzem.
Ja w sumie nie miałbym nic przeciwko urzeczywistnieniu wizji Władimira Sołowjowa, w której Rosja
nawraca się na katolicyzm, a w rezultacie Europa jednoczy się pod duchową zwierzchnością Papieża i
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
40 z 95 2012-10-06 15:06
polityczną katolickiego już cara. Ale nad Cesarzem jako zasada patronalna musi być Papież. Sytuacja, w
której miejsce na szczycie duchownej piramidy zajmuje ktoś inny, jest wykluczona. To schizma lub
herezja, antykatolicyzm właśnie.
W odniesieniu do Polski natomiast, to zainteresowałem się niedawno panslawizmem, który
wydaje się względnie najbardziej pasować do moich "koncepcji volkistowskich".
A jak wyobrażasz sobie owe "polskie koncepcje volkistowskie"? Rozumiem, że jest to nazwa umowna,
ponieważ historyczny volkizm dążył do zamiany chrześcijaństwa w monolatrię narodową, czyli właśnie w
etnolatrię, którą powyżej wspominasz z niesmakiem.
Z kolei koncepcja nacjonalizmu chtonicznego w typie "volkistowskim", którą uważam za
najsensowniejszy i najbardziej optymalny typ nacjonalizmu, ma uniemożliwiać
wykorzenienie i powstawanie wynarodowionych mas, podobnie jak odarcie nacjonalizmu z
treści mistycznych, przed czym nie chronią w podobnym stopniu inne doktryny
nacjonalistyczne.
Z lżejszych tematów - przyszło mi do głowy, że u paru przedstawicieli polskiej poezji możnaby odnaleźć
intuicje "volkistowskie", przy całej świadomości, że to określenie użyte jest sztucznie. Na przykład Jerzy
Pietrkiewicz, poeta związany z obozem narodowym, który w młodości opublikował poemat regionalny z
różnymi słowiańskimi Dadźbogami, Swarożycami i Jaszami. Dalej Wojciech Skuza (1908-1942), chłopski
poeta i jednocześnie działacz poganizującego Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici"; w niektórych jego
utworach (np. Zielony Bóg) przejawiają się wątki przyrodniczo-panteistyczne. Wreszcie, klimat
rodzimych łąk, gajów, mokradeł, polnych ścieżek genialnie oddawał (czy też kreował) w swoich tomach
poetyckich zaludniający polski krajobraz duchami i duszkami Bolesław Leśmian (skądinąd z pochodzenia
Żyd). Wątki takie można też odnaleźć w szeregu dzieł znanego niepodległościowca-prometeisty
Tadeusza Micińskiego.
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 21:30
[quote="Tankomaster"][
Europa (bez Rosji) gromadzi natomiast?
Ja tu się akurat zgadzam z Leszkiem Sykulskiem, że trwale strukturalnie stabliny były tylko Blok
Kontynentalny, czyli Europa+Rosja i okolice+kraje śródziemnomorskie. W dalszej kolejności naturalnym
dopełnieniem Bloku Kontynentalnego (fukcjonującego na zasadzie federacji "wielkich przestrzeni")
stałaby się Afryka, a o jego globalnej preponderancji przesądziłby związek z Ameryką Romańską wraz z
Quebeckiem, Akadią i Luizjaną. Tym niemniej, aby wchodzić w bliższe kontakty z Rosją w pozycji innej
niż na kolanach lub pełzającej, należałoby najpierw wytworzyć jednolity ośrodek władzy w Europie
mający do dyspozycji potencjał całego Kontynentu (w sytuacji idealnej wraz z całą Ukrainą i Białorusią
oraz połaczoną z Europą sojuszem Gruzją w obecnych granicach de facto).
Dlaczego Imperium ma monopol na transcendentne umocowanie metafizyczne? Zwłaszcza,
ze póki co, w formie postulowanej przez Ciebie nie istniało...
Imperium zawsze istniało i dziś także istnieje jako obiektywna rzeczywistość idei. To tylko ludzie jej nie
dostrzegają, buntują się przeciwko niej, albo nie są w stanie podołać uporządkowaniu materii podług jej
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
41 z 95 2012-10-06 15:06
wzorca. Imperium odwzorowuje porządek boski i ma najpełniejsze umocowaie metafizyczne, ponieważ
reprezentuje całość w przeciwieństwie do państw narodowych i podnarodowych, które w normalnej i
zdrowej sytuacji są jego subjektami składowymi. Nie mogą one mieć podobnej rangi jak Imperium,
analogicznie jak partia nie może nigdy reprezentować całości wspólnoty państwowej.
Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 21:34
Imperium odwzorowuje porządek boski i ma najpełniejsze umocowaie metafizyczne,
ponieważ reprezentuje całość w przeciwieństwie do państw narodowych i podnarodowych,
które w normalnej i zdrowej sytuacji są jego subjektami składowymi. Nie mogą one mieć
podobnej rangi jak Imperium, analogicznie jak partia nie może nigdy reprezentować
całości wspólnoty państwowej.
Dobra, ale to implikuje państwo światowe (w jakim innym wypadku Imperium może być kompletne?),
czyli projekt nigdy nie zrealizowany. Co więcej, o czym pisał już Bartek, sprzeczne z Bożym
postanowieniem (wieża Babel).
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 22:08
[quote="Adam Danek"]
Rzecz idzie - tak jak szła w sporach cesarsko-papieskich - o kształt relacji między
Papieżem a Cesarzem. Ja w sumie nie miałbym nic przeciwko urzeczywistnieniu wizji
Władimira Sołowjowa, w której Rosja nawraca się na katolicyzm, a w rezultacie Europa
jednoczy się pod duchową zwierzchnością Papieża i polityczną katolickiego już cara. Ale
nad Cesarzem jako zasada patronalna musi być Papież. Sytuacja, w której miejsce na
szczycie duchownej piramidy zajmuje ktoś inny, jest wykluczona. To schizma lub herezja,
antykatolicyzm właśnie.
Ja bym za to zaakceptował całkowite zniesienie godności cesarskiej i bezpośrednie rządy papieskie z
biskupami jako feudałami duchownymi i zakonami jako kongregacjami "uczestniczącymi w polityce".
Wszystko mi jedno, czy rządził będzie jednoosobowo Papież, czy Cesarz. Chodzi mi natomiast o
odrzucenie "doktryny dwóch mieczy", którą uważam za antytradycyjną, protoliberalną i dogłębnie
anarchizującą. Jestem przede wszystkim mon-archistą. Historycznie jednak, Papieże nie domagali się na
ogół dla siebie pełni władczych prerogatyw, politologicznie zaś nie mieli nigdy środków ani narzędzi ich
wykonywania (nawet gdyby takie prerogatywy sobie przypisywali). Walka Papiestwa toczyła się o
wyłączenie Kościoła z Cesarstwa i desakralizację tego drugiego, tak więc miała charakter odśrodkowy i
rozbijancki. Stąd moje sympatie zdecydowanie leżą po stronie gibelinizmu, teokracja zaś bizantyjska
wydaje mi się bardzo atrakcyjnym wzorem.
A jak wyobrażasz sobie owe "polskie koncepcje volkistowskie"? Rozumiem, że jest to
nazwa umowna, ponieważ historyczny volkizm dążył do zamiany chrześcijaństwa w
monolatrię narodową, czyli właśnie w etnolatrię, którą powyżej wspominasz z niesmakiem.
Jako mniej więcej taki rodzaj świadomości, jaki opisano w tym artykule o Kolskim, który Ci kiedyś
wysłałem. Jako nasycony mistycyzmem, organiczny, chtoniczny nacjonalizm zakorzeniający człowieka w
zamieszkiwanej przez niego ekumenie.
Z lżejszych tematów - przyszło mi do głowy, że u paru przedstawicieli polskiej poezji
możnaby odnaleźć intuicje "volkistowskie", przy całej świadomości, że to określenie użyte
jest sztucznie. Na przykład Jerzy Pietrkiewicz, poeta związany z obozem narodowym, który
w młodości opublikował poemat regionalny z różnymi słowiańskimi Dadźbogami,
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
42 z 95 2012-10-06 15:06
Swarożycami i Jaszami. Dalej Wojciech Skuza (1908-1942), chłopski poeta i jednocześnie
działacz poganizującego Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici"; w niektórych jego utworach
(np. Zielony Bóg) przejawiają się wątki przyrodniczo-panteistyczne. Wreszcie, klimat
rodzimych łąk, gajów, mokradeł, polnych ścieżek genialnie oddawał (czy też kreował) w
swoich tomach poetyckich zaludniający polski krajobraz duchami i duszkami Bolesław
Leśmian (skądinąd z pochodzenia Żyd). Wątki takie można też odnaleźć w szeregu dzieł
znanego niepodległościowca-prometeisty Tadeusza Micińskiego.
Ja jestem świeżo po lekturze tomu Cyganeria Warszawska bedącego antologią twórczości mazowiecko-
warszawskiej romantycznej frenezji (Seweryn Grzegorz Filleborn, Włodzimierz Dionizy Wolski, Seweryn
Zenon Sierpiński, Aleksander Niewiarowski i inni - patronował im nie kto inny jak znany i lubiany
Edward Dembowski) . Przeczytałem też niemal wszystkie utwory (nie ma ich znów tak wiele)
najwybitniejszego autora tej grupy, mianowicie Romana Zmorskiego. To właśnie takie zanurzenie się w
folklor, w lokalność, w etnos, w to wszystko co z francuska nazywa się patrie charnelle. Są tam
południce, topielcy, dziwożony, duchy mazowieckich książąt i piastowskich wojów, wodniki, wampiry,
kwiaty paproci, przechadzający się polnymi ścieżkami osobnicy niewiadomej natury i pochodzenia,
rozstajne drogi, polne kapliczki, ruiny zwalonych zamków i zaklęta w nich pamięć przeszłości, moce
piekielne, diabły, czarownice i klątwy, nad wszystkim tym zaś unosi się chrześcijański Bóg, lub w
każdym razie ustylizowany na niego Absolut. Do tego jeszcze u Zmorskiego da się zauważyć coś w
rodzaju intucji "rewolucyjno-konserwatywnych" (krwawa zagłada zepsutej rzeczywistości jako droga do
odrodzenia sprawiedliwego Ładu). Stylistycznie jest to fenomen bardzo podobny do szkoły ukraińskiej
polskiego romantyzmu, geograficznie zaś przedmiotem swojego zainteresowania twórcy tej szkoły czynią
natomiast nie kozaczyznę i mimo wszystko odrębne od Polski narodowościowo kraje ukrainne, lecz
obszar rdzennie polski, mianowicie Mazowsze. Trochę jak Teofil Lenartowicz, ale w przeciwieństwie do
niego w manierze nie sielankowej, lecz frenetycznej i utrzymanej w stylistyce czarnego romantyzmu.
No i dochodzi jeszcze oczywiście najciekawszy obok Orzeszkowej autor polskiego realizmu, czyli
Adolf Dygasiński z jego genialnym utworem Gody Życia. Jest to swoista mitologia przyrody
wyprowadzona ze starożytności słowiańskich i z mitów aryjskiej Persji, utwór napisany w stylistyce
radoisnej pochwały życia, Słońca i witalnych sił natury. Zawiera uwagi prekursowrskie poniekąd wobec
ekologii.
Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 22:22
Ronald..Lasecki napisał/a:Chodzi mi natomiast o odrzucenie "doktryny dwóch mieczy",
którą uważam za antytradycyjną, protoliberalną i dogłębnie anarchizującą. Jestem przede
wszystkim mon-archistą.
Ale Twoje poglądy na temat "doktryny dwóch mieczy" są całkowicie nieuzasadnione właśnie z
tradycyjnego punktu widzenia (w tym z punktu widzenia tych rzeczy, na które sam się powołujesz, jak
platonizm czy teologia wschodnia), co starałem się naświetlić w paru uwagach tutaj:
http://xportal.pl/viewtop...t=2609&start=30
Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 22:22
[quote="Tankomaster"]
Dobra, ale to implikuje państwo światowe (w jakim innym wypadku Imperium może być
kompletne?), czyli projekt nigdy nie zrealizowany. Co więcej, o czym pisał już Bartek,
sprzeczne z Bożym postanowieniem (wieża Babel).
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
43 z 95 2012-10-06 15:06
No, w założeniu Imperium ma być porządkiem uniwersalnym i sięgać tak daleko, jak sięga uznanie dla
Boga i jego praw przekazywanych pod postacią doktryny religijnej. Za jego granicami "żyją już tylko
smoki". Racją istnienia Imperium jest stwarzanie materialnych warunków dla życia ludzi podług praw
bożych i umożliwianie im zabiegania o zbawienie. W praktyce oczywiście, każde mocarstwo aspirujace do
bycia Imperium musi liczyć się z materialnym wymiarem rzeczywistości, tak więc tolerować w swych
granicach wspólnoty odmienne wyznaniowo, opierać swoje władztwo o geopolityczne granice naturalne
(dla Europy są to Sahara, obszary arktyczne i pasma górskie okalające od południa Heartland),
prowadzić politykę elastyczną, pragmatyczną i wyważoną. "Raz cios cepem, a raz poker przy zielonym
stoliczku" jak by powiedział Tomasz Gabiś.
Bartosz Bekier - 27 Wrzesień 2011, 01:32
Ronald Lasecki napisał/a:Zdajesz się zapominać o istniejącym współcześnie kontekście
międzynarodowym: mianowicie w konsekwencji rozwoju cywilizacji, technologii,
gospodarki, ogólnego materialnego skoku ludzkości, której rozwój w tej dziedzinie
przewyższa swoim dynamizmem wszystko co było wcześniej nie mając żadnych
historycznych analogii, stale też w niektórych dziedzinach (technologia) rośnie w tempie
wykładniczym, nie ma już na świecie miejsca dla małych państw.
Moim zdaniem ulegasz tej samej iluzji, której ulega Gabiś pisząc o tym, że świat poprzez rozwój
technologiczny, a w konsekwencji militarny ("nie można strzelać z armaty do muchy") i komunikacyjny
(względne zmniejszenie odległości, szybki przepływ informacji), nieuchronnie zmierza ku wyodrębnieniu
się kilku ośrodków siły o zasięgu globalnym, które zgrupują wszystkich dotychczasowych graczy w
wielkich, kontynentalnych i transkontynentalnych blokach. Ten rodzaj myślenia zrodził się mniej więcej
w 1945r. i obowiązywał praktycznie do końca lat '80. Kolejna dekada nie pozostawiła natomiast
najmniejszych złudzeń, że bicentryczny świat pozostał jedynie wspomnieniem. Niektórzy "marzyciele"
zza Atlantyku wieszczyli wówczas, że jesteśmy u progu ery monocentrycznej, ze Stanami Zjednoczonymi
na czele "wolnego świata" demokracji liberalnych. Następna dekada i tutaj nie pozostawiła żadnych
złudzeń.
W tym wypadku błąd myślenia gabisiowskiego polega na błędnym, anachronicznym rozpoznaniu
rzeczywistości - w myśl tych założeń, świat wciąż się integruje. Wystarczy jednak trochę się rozejrzeć,
by nabrać przekonania, że jest dokładnie odwrotnie - we współczesnym świecie dominują tendencje
dezintegrujące. Tylko za naszego życia, w samej tylko Europie, powstało kilkadziesiąt państw, a kilka
nowych jest "w drodze". Wszystkie konflikty zbrojne które miały miejsce w ostatnich dekadach, poza
paroma akcjami "policyjnymi" ostatniego, dogorywającego zresztą mocarstwa, to walki wynikające z
fragmentacji większych całości w mniejsze. Jeśli na obecnym etapie da się wyszczególnić jakikolwiek
kierunek, w którym zmierza świat, to byłoby to konstelacja ekstremalnie policentryczna, w której
największą rolę będą odgrywać subkontynentalne porozumienia międzynarodowe w rodzaju
"międzymorza". Rzeczoną tendencję możemy zaobserwować już dziś przyglądając się słabnącemu
znaczeniu wciąż jeszcze największego sojuszu wojskowego, oraz Europie, która powstałą w ten sposób
pustkę w swym systemie zbiorowego bezpieczeństwa wypełnia tworzeniem regionalnych grup szybkiego
reagowania, posiadających odrębne, lokalne dowództwa.
Ronald..Lasecki - 27 Wrzesień 2011, 04:42
No chyba nie bierzesz na poważnie "pluralizacji i demokratyzacji stosunków międzynarodowych", którym
zachwyca się między innymi profesor Kuźniar?
Czy w ostatnich stu kilkunastu latach doszło do fragmentacji politycznej globu? Tak! Czy rozpadły się
wielkie, oparte na "władzy relacyjnej" (określenie prof. Staniszkis) podmioty geopolityczne (imperia
kolonialne, Związek Sowiecki)? Tak! Czy władza stała się bardziej usieciowiona? Tak! - przecież mamy do
czynienia z internalizacją rozmaitych instytucji międzynarodowych w wewnętrznych systemach
poszczególnych państw oraz równoczesną intrernacjonalizacją szeregu kwestii pozostających dotychczas
domeną polityki wewnętrznej. Czy dekonstrukcji ulegają kluczowe kategorie stosunków
międzynarodowych czasów Moderny jak suwerenność, państwo narodowe, wojna i pokój? Też - przecież
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
44 z 95 2012-10-06 15:06
żyjemy w "później nowoczesności", czy raczej u początku krzepnącej na naszych oczach Postmoderny.
Geniusz Gabisia i podobnych mu politycznych makiawelistów polega jednak na tym, że będąc
świadomymi działania pewnych uniwersalnych i zawsze aktualnych praw i regularności świata polityki,
patrzą na wszystkie wymienione procesy i tendencje z uwzględnieniem istnienia owych praw. Czyli
"sięgają pod powierzchnię zjawisk", co pozwala im stawiać trafne diagnozy i wysnuwać na ogół słuszne
prognozy. Gabiś dokonał swego czasu świetnej autocharakterystyki w tekście Stańczyk jako
konserwatywny intelektualista - jeszcze niedawno był on do znalezienia w sieci.
Wracając natomiast do istoty problemu, to formalna pluralizacja, fragmentacja i decentralizacja
stosunków międzynarodowych nie przekreśla oczywiście aktualności i znaczenia podstawowej w nich
kategorii: der macht. Imperia wciąż istnieją, ale nie są to już ani organiczno-feudalne imperia
charakterystyczne dla świata przedmodernistycznego i archaicznego, ani scentralizowane i unitarne
imperia w stylu czasów nowożytnych (wzorem było tu oczywiście kolonialne imperium brytyjskie), ale
"niewidzialne imperia" maskujące się jako "wspólnoty międzynarodowe", "ugrupowania integracyjne",
"unie gospodarcze" i tym podobne. Istnieje dość zagmatwany, dynamiczny i wielokształtny system
globalistyczny, silnie wewnętrznie schierachizowany, z nakładającymi się na siebie kilkoma kręgami
decyzyjnymi o różnym stopniu otwartości i przepuszczalności. Poza tym centrum, które można z
pewnym uproszczeniem utożsamiać z Zachodem i jego wszystkimi instytucjami (NATO, UE, WTO,
NAFTA, Bank Światowy, Bilderberg, różne "organizacje pozarządowe") istnieją światowe peryferia i
półperyferia. Są to obszary słabiej zorganizowane i kontrolowane. Istnieją też wewnętrzne napięcia w
systemie globalistycznym, choćby pomiędzy UE i USA lub wewnątrz UE. Niektóre "prowincje" globalnego
Systemu z różnych powodów zachowują względną autonomię lub nawet emancypują się od
waszyngtońsko-nowojorskiego centrum decyzyjnego. System ten znajduje się też w dość trudnym do
określenia stadium rozwoju; bez wątpienia jego prowincja metropolitarna w Stanach Zjednoczonych ma
już mniejszą przewagę nad resztą świata niż miała wcześniej, ale z drugiej strony "upadek
amerykańskiej hegemonii" mający rzekomo nastąpić "już za chwilę" wieszczony jest mniej więcej od lat
70-tych i dotychczas jeszcze nie nastąpił. Nie stawiałbym zatem na projekcie mondialistycznym
przedwcześnie krzyżyka. Natomiast mnogość i wysyp nominalnie suwerennych państw, wraz z ich
subregionalnymi sojuszami, porozumieniami i koalicjami, wpisuje się jak najbardziej w projekt
globalistyczny, gdyż zapewnia jego dalsze trwanie nie dopuszczając do jakichkolwiek mogących go
zdezaktualizować krystalizacji i zagęszczeń geopolitycznych (szczególnie widoczne jest to w świecie
arabskim i w Europie). Zapowiedzią "zarządzania chaosem" w systemie globalistycznym była "doktryna
Monroe" nominalnie nakierowana na zachowanie niepodległości de iure państw amerykańskich, w
rzeczywistości zaś konstytuująca pierwsze w historii "imperium nowego typu" Stanów Zjednoczonych w
zachodniej hemisferze. W rezultacie wojennej porażki Rzeszy Niemieckiej i Japonii, imperium to zostało
rozciągnięte na Bliski Wschód i Europę Zachodnią. Upadek Związku Sowieckiego - "największa katastrofa
geopolityczna" od czasów załamania zachodnioeuropejskich imperiów kolonialnych - pozwolił z kolei
rozciągnąć je na obszar Europy Środkowej. Z drugiej strony umocnienie takich państw jak Abchazja,
Osetia Południowa, Górny Karabach, iracki Kurdystan, Kosowo lub Sudan Południowy to przecież nie
żaden dowód pluralizacji rzeczywistości międzynarodowej, lecz rozciągania stref wpływów przez różne
mocarstwa, dostosowujące formy swojej ekspansji do realiów Postmoderny.
Międzymorze w wersji projektowanej przez amerykańskich "pundytów" (i polskich neoendeków) ma być
czymś w rodzaju klina wbitego w środek Europy i uniemożliwiającego wyłonienie się niezależnego od
USA ośrodka siły. Międzymorze w wersji piłsudczykowskiej jest rzutowaniem na współczesne realia
koncepcji sprzed blisko stu lat, które na dodatek nawet wówczas się nie sprawdziły, będąc oparte nie
diagnozie sytuacji sprzed około czterystu lat. Prowadzenie przez Polskę równocześnie antyniemieckiej i
antyrosyjskiej polityki doprowadziło przed wojną i doprowadzić musiałaby dzisiaj do międzynarodowej
izolacji Polski wśród państw wskazywanych przez zwolenników tej koncepcji jako przyszli sojusznicy,
obok tego zaś do nieuchronnej politycznej porażki. Dziś można by dodać, że również do
instrumentalizacji polityki polskiej przez Stany Zjednoczone, silniejszego związania Polski z systemem
mondialistycznym, w najczarniejszym scenariuszu mogłaby zaś zakończyć się tak, jak "polityka równych
odległości" ministra Becka przed wojną.
Adam Danek - 27 Wrzesień 2011, 09:34
Ronald..Lasecki napisał/a:Strukturalnie stabilniejszym rozwiązaniem byłoby już polskie
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
45 z 95 2012-10-06 15:06
państwo etniczne wpisane w porządek imperialny (np. europejski).
W takiej wizji nie ma nic porywającego. Nuda. Polska zdegradowana do roli jednostki samorządu
terytorialnego w strukturze jakiegoś sztucznego ulepu to nie jest cel wart dążenia. "Polska będzie albo
wielka, albo nie będzie jej wcale."
Naturalnymi kandydatami są tu oczywiście Niemcy, zastępowane w obszarze
śródziemnomorskim przez Francję, w obszarze Europy Środkowej i Wschodniej
wspomagane natomiast przez Polskę. Na tym polega nasze dzisiejsze posłannictwo
dziejowe.
Z całą pewnością "posłannictwo dziejowe" Polski nie polega na realizacji polityki Niemiec w regionie.
Wszystkie wymienione przez Ciebie samego wcześniej przykłady polskiego "posłannictwa dziejowego"
były możliwe do realizacji pod warunkiem posiadania przez Polskę pozycji możliwie samodzielnego
ośrodka.
Ha, żeby się zaraz się okazało, że laureat niemieckiej nagrody im. Karola Wielkiego, jego paladyni -
dzielny agent brytyjskiego wywiadu i psychiatra finansowany przez Fundację Schumana oraz jego Merlin
- potężny szaman o imieniu "profesor", wspólnie "eksportujący demokrację i prawa człowieka" na
Białoruś i do Libii, to rycerze Imperivm, nad którymi "powiewają niewidzialne sztandary". Te same, które
łopoczą nad agentami polskiego wywiadu, pobudzającymi "demokratyczną opozycję" na Białorusi ramię
w ramię z "imperialnym" BND.
Tym niemniej, aby wchodzić w bliższe kontakty z Rosją w pozycji innej niż na kolanach lub
pełzającej,
Ale trzeba również podjąć kroki, które pozwolą wchodzić w bliższe kontakty z Niemcami w pozycji innej
niż na kolanach lub pełzającej, a w tym celu Polska musiałaby zbudować wokół siebie pewien niezależny
potencjał.
Prowadzenie przez Polskę równocześnie antyniemieckiej i antyrosyjskiej polityki
Nikt tu takiej nie postuluje. Prymat powinny mieć działania obliczone na zacieśnienie współpracy i
docelowo integrację państw regionu. No, chyba, że za "antyniemiecką i antyrosyjską" należy uznać każdą
politykę, która nie jest pokorną realizacją dyrektyw z Berlina i Moskwy.
Jako mniej więcej taki rodzaj świadomości, jaki opisano w tym artykule o Kolskim, który Ci
kiedyś wysłałem.
A co to ma wspólnego z wywołanym przez Ciebie panslawizmem?
Ronald..Lasecki - 27 Wrzesień 2011, 11:14
[quote="Adam Danek"]
W takiej wizji nie ma nic porywającego. Nuda. Polska zdegradowana do roli jednostki
samorządu terytorialnego w strukturze jakiegoś sztucznego ulepu to nie jest cel wart
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
46 z 95 2012-10-06 15:06
dążenia. "Polska będzie albo wielka, albo nie będzie jej wcale."
Państwo narodowe w ogóle jest "nudne", bo nie jest podmiotem właściwym do prowadzenia Wielkiej
Polityki. Co może być "porywającego" w wykłócaniu się z Czechami o Śląsk Cieszyński albo w ględzeniu
że "wykupią nas Niemcy"? To rzecz właśnie na miarę polityki w skali prowincjonalnej. "Politykę z
rozmachem" mogą prowadzić rozległe przestrzennie mocarstwa, co w warunkach europejskich (i w
każdych innych zresztą) oznacza wzniesienie się ponad poziom własnej wspólnoty narodowej. Taka
Wielka Polityka może być mitem mobilizującym, natomiast polityka państwa narodowego - prowadzona
w naszych warunkach "tu i teraz" - nie dość że musiałaby być teatrem złudzeń w sytuacji niemożliwego
wówczas uwolnienia się od wpływów USA, to jeszcze szczytem swoich ambicji musiałaby uczynić
powiedzmy porozumienie się z Litwą w przedmiocie posługiwania się dwujęzycznymi tablicami. Nuda.
Powiedziałbym nawet "typowo wszechpolska" nuda. Bo gdzie tu wielka przestrzeń, gdzie rozległy świat?
Z całą pewnością "posłannictwo dziejowe" Polski nie polega na realizacji polityki Niemiec w
regionie. Wszystkie wymienione przez Ciebie samego wcześniej przykłady polskiego
"posłannictwa dziejowego" były możliwe do realizacji pod warunkiem posiadania przez
Polskę pozycji możliwie samodzielnego ośrodka.
Ale taka sytuacja ("samodzielna pozycja" Polski) jest w normalnych warunkach nie do utrzymania.
Władztwo Jagiellonów rozwinęło się w szczególnych okolicznościach, jakim była fragmentacja Niemiec
(do czasu zaś też Rosji). W sytuacji istnienia państwa zarówno niemieckiego jak i rosyjskiego, marzenie
o polskiej mocarstwowości zbudowanej przeciwko tym dwóm ośrodkom, tak drastycznie rozmija się z
istniejącym realnie układem politycznym, że musi skończyć się druzgocącą porażką. Chyba, że mówimy
o byciu amerykańskim cordon sannitaire mającym storpedować europejskie projekty zjednoczeniowe, ale
to jest bodaj jeszcze mniej atrakcyjna perspektywa niż uczynienie horyzontem swoich mocarstwowych
ambicji "odzyskania Lwowa".
Ha, żeby się zaraz się okazało, że laureat niemieckiej nagrody im. Karola Wielkiego, jego
paladyni - dzielny agent brytyjskiego wywiadu i psychiatra finansowany przez Fundację
Schumana oraz jego Merlin - potężny szaman o imieniu "profesor", wspólnie "eksportujący
demokrację i prawa człowieka" na Białoruś i do Libii, to rycerze Imperivm, nad którymi
"powiewają niewidzialne sztandary". Te same, które łopoczą nad agentami polskiego
wywiadu, pobudzającymi "demokratyczną opozycję" na Białorusi ramię w ramię z
"imperialnym" BND.
Unia Europejska w sensie geopolitycznym jest rodzajem projektu imperialnego, równocześnie będąc
częścią systemu globalistycznego (imperium amerykańskiego). Obiektywnie patrząc, rozszerza ona
swoje strefy wpływów i zabiega o swoje interesy. Niekoniecznie natomiast jej obecna tożsamość
międzynarodowa musi nam odpowiadać, zatem tez niekoniecznie musimy się utożsamiać z jej celami
cząstkowymi i poszczególnymi działaniami. Podobnie jak niekoniecznie musi nam odpowiadać tożsamość
międzynarodowa państwa polskiego i jego obecna polityka zagraniczna.
Ale trzeba również podjąć kroki, które pozwolą wchodzić w bliższe kontakty z Niemcami w
pozycji innej niż na kolanach lub pełzającej, a w tym celu Polska musiałaby zbudować
wokół siebie pewien niezależny potencjał.
Niemcy nie różnią się oczywiście od innych państw jeśli chodzi o charakter swojej polityki zagranicznej,
ale w tym przypadku poprawkę należy brać na obecność w jednym z Niemcami "imperium in statu
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
47 z 95 2012-10-06 15:06
nascendi". Czyli należałoby zabiegać o pozycję państwa polskiego w relacjach z Niemcami, także o
znaczenie etnosu polskiego czy szerzej słowiańskiego wobec etnosu niemieckiego (wspomniałem o tym
wcześniej przy okazji ewentualnej umowy dotyczącej kolonizacji obszarów nadgranicznych, dochodzi zaś
choćby sprawa łużyckich Serbów, słowiańskich starożytności w Niemczech i polskiej diaspory w tym
kraju), ale mając na względzie ścisły związek geopolityczny Polski z tym państwem. Innymi słowy,
wszelkie antyniemieckie koalicje mające przeciwdziałać zacieśnieniu wspólnoty państw
środkowoeuropejskich z francusko-niemieckim rdzeniem Europy uważam za: 1) szkodliwe 2) niemożliwe
do urzeczywistnienia. Generalizując zaś, oczywiście Polska w stosunkach wewnątrzeuropejskich może
występować na rzecz swoich interesów wobec innych państw (choćby rewizja rażąco niesymetrycznej
umowy o sąsiedztwie i przyjaźni z Niemcami byłaby zupełnie naturalna - traktat ten został podpisany
rzeczywiście "z pozycji pełzającej", bo odchodzi od cechującej wszystkie tego typu umowy
dwustronności, choćby w zakresie praw mniejszości narodowych), ale powinno się to odbywać na
podobnej zasadzie jak zabieganie o interesy wojewódzkie w państwie narodowym - czyli mając na
względzie dobro wspólne Europy jako wspólnoty wyższego rzędu.
Nikt tu takiej nie postuluje. Prymat powinny mieć działania obliczone na zacieśnienie
współpracy i docelowo integrację państw regionu. No, chyba, że za "antyniemiecką i
antyrosyjską" należy uznać każdą politykę, która nie jest pokorną realizacją dyrektyw z
Berlina i Moskwy.
Jeśli miałoby się to odbyć poprzez rugowanie wpływów niemieckich, to spotkać by się musiało z taką
samą reakcją jak reakcja Rosji na próby rugowania jej wpływów w Europie Wschodniej. Natomiast próby
budowania antyeuropejskiego sojuszu państw środkowoeuropejskich uważam za pozbawione sensu,
skazane na niepowodzenie i co za tym idzie szkodliwe dla Polski. Takie "wymachiwanie szabelką" na
złość sąsiadom, byleby poczuć się (pozornie) silnym.
A co to ma wspólnego z wywołanym przez Ciebie panslawizmem?
Pokazuje chtoniczny model zakorzenionej terytorialnie wspólnoty, której duchowość i stan świadomości
zbiorowej odpowiada mniej więcej temu, co należałoby skojarzyć z proponowanym przeze mnie
"modelem volkistowskim" nacjonalizmu (gdyby miał on być wprowadzony w życie w kontekście
niemodernistycznym i niepostmodernistycznym - czyli premodernistycznym lub
postpostmodernistycznym).
Adam Danek - 27 Wrzesień 2011, 19:47
Ronald..Lasecki napisał/a:Chodziło mi o absolutystyczne i biurokratyczne zniekształcenia
ówczesnej monarchii hiszpańskiej i nie tylko hiszpańskiej, które były głównym
terytorialnym oparciem dla panowania Karola V. Pod koniec życia zrezygnował on zresztą z
tronu i podzielił swoje dominium nie będąc w stanie poradzić sobie z jego monstrualną
biurokracją. Warto wspomnieć, że biurokrację tą jeszcze bardziej rozdął jego syn i
następca na tronie hiszpańskim Filip II.
Raczej nie sądzę, by rozmiary "biurokracji" w przednowożytnych Chinach domów Sung czy Tang, albo
starożytnym Egipcie czy Babilonie u szczytu rozwoju były mniejsze, niż w cesarstwie Karola V.
Swoją drogą, to zawsze mi przeszkadzał ten negatywny ładunek emocjonalny, jaki zwykło się dodawać
do określenia "biurokrata", oznaczającego po prostu wyspecjalizowanego funkcjonariusza administracji
(państwowej). Służba publiczna powinna być postrzegana jako honor. Tymczasem jeżdżenie po
biurokratach to ulubiona narracja wszelkiej maści "wolnościowców" i liberałów, a także demokratów i
(neo)republikanów, histeryzujących, że "władza w państwie przechodzi z rąk obywateli w ręce
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
48 z 95 2012-10-06 15:06
urzędników nie pochodzących z wyboru!" itp. Na pohybel temu towarzystwu. Od dłuższego czasu mam
ochotę napisać tekst o biurokracie jako figurze państwowej mocy politycznej oraz potrzebie odrodzenia
stanowego etosu urzędniczego i wysłać go do jakiegoś statokratycznego publikatora.
Tankomaster - 27 Wrzesień 2011, 21:37
Służba publiczna powinna być postrzegana jako honor.
Przywracamy urzędy piastowane bezpłatnie (względnie, z pewnymi jedynie zwrotami kosztów
sprawowania funkcji - bez pensji jako takiej).
Tymczasem jeżdżenie po biurokratach to ulubiona narracja wszelkiej maści
"wolnościowców" i liberałów, a także demokratów i (neo)republikanów, histeryzujących, że
"władza w państwie przechodzi z rąk obywateli w ręce urzędników nie pochodzących z
wyboru!" itp. Na pohybel temu towarzystwu. Od dłuższego czasu mam ochotę napisać
tekst o biurokracie jako figurze państwowej mocy politycznej oraz potrzebie odrodzenia
stanowego etosu urzędniczego i wysłać go do jakiegoś statokratycznego publikatora.
Prawda. Ale upadkowi szacunku dla służby publicznej w znacznej mierze jest winna ona sama - skoro
urzędnik stał się synonimem darmozjadasiedzącego na stołku i przybijającego pieczątki w jakiś
absurdalnych kwestiach (za publiczne pieniądze) ...
Adam Danek - 27 Wrzesień 2011, 22:46
Ronald..Lasecki napisał/a:Państwo narodowe w ogóle jest "nudne", bo nie jest podmiotem
właściwym do prowadzenia Wielkiej Polityki. Co może być "porywającego" w wykłócaniu się
z Czechami o Śląsk Cieszyński albo w ględzeniu że "wykupią nas Niemcy"? To rzecz
właśnie na miarę polityki w skali prowincjonalnej. "Politykę z rozmachem" mogą prowadzić
rozległe przestrzennie mocarstwa, co w warunkach europejskich (i w każdych innych
zresztą) oznacza wzniesienie się ponad poziom własnej wspólnoty narodowej. Taka Wielka
Polityka może być mitem mobilizującym, natomiast polityka państwa narodowego -
prowadzona w naszych warunkach "tu i teraz" - nie dość że musiałaby być teatrem złudzeń
w sytuacji niemożliwego wówczas uwolnienia się od wpływów USA, to jeszcze szczytem
swoich ambicji musiałaby uczynić powiedzmy porozumienie się z Litwą w przedmiocie
posługiwania się dwujęzycznymi tablicami. Nuda. Powiedziałbym nawet "typowo
wszechpolska" nuda. Bo gdzie tu wielka przestrzeń, gdzie rozległy świat?
Wypada przestrzec przed kompleksem prowincjusza, który jest tu, a chciałby być tam - w "wielkim
świecie", i w związku z tym łasi się na "wielkoduszne" oferty: ty się nam będziesz wysługiwać, a my ci
się pozwolimy uważać za "obywatela wielkiego świata". To model realizowany obecnie przez Warszawę,
(również) w stosunkach z Waszyngtonem. To, co własne, nigdy nie jest nudne - właśnie dlatego, że jest
własne. Ta "wielka polityka" byłaby prowadzona nie przez nas, lecz przez kogo innego, a Polska byłaby
jej przedmiotem; to tak, jakby, powiedzmy, przekonywać Burów do ulegnięcia Imperium Brytyjskiemu
argumentem, że po tym dobroczynnym podboju będą mogli jarać się faktem, że Imperium Brytyjskie
pierze i eksploatuje jakieś tam ludy w Chinach czy Azji Środkowej. Wizja, za którą nie warto nic
oddawać. Teraz Polska też ma taki "mit mobilizujący", bo przecież "nasi dzielni chłopcy" na piaskach
dalekiej Libii wykonują dla hegemona operacje wywiadowcze (a być może i wojskowe operacje
specjalne) oraz wożą broń dla "bojowników o wolność" pod ogniem dział krwawego satrapy. :>
Ale taka sytuacja ("samodzielna pozycja" Polski) jest w normalnych warunkach nie do
utrzymania.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
49 z 95 2012-10-06 15:06
Narracja dobrze znana. "Polska musi mieć protektora" (prof. Wielomski), który będzie za nią myślał, za
nią wyznaczał cele i generalnie mówił jej, co ma robić, tylko w zależności od preferencji mówiącego
zmienia się ten protektor. Skądinąd, polityka zagraniczna Republiki Okrągłego Stołu opiera się właśnie
na tym założeniu.
Unia Europejska w sensie geopolitycznym jest rodzajem projektu imperialnego,
równocześnie będąc częścią systemu globalistycznego (imperium amerykańskiego).
Obiektywnie patrząc, rozszerza ona swoje strefy wpływów i zabiega o swoje interesy.
Niekoniecznie natomiast jej obecna tożsamość międzynarodowa musi nam odpowiadać,
zatem tez niekoniecznie musimy się utożsamiać z jej celami cząstkowymi i poszczególnymi
działaniami. Podobnie jak niekoniecznie musi nam odpowiadać tożsamość międzynarodowa
państwa polskiego i jego obecna polityka zagraniczna.
Różnica polega jednak na tym, że państwo polskie jest kalekie chyba pod każdym względem
(ustrojowym, militarnym, ekonomicznym), rządzone od dawna głupio, przez klasę polityczną wyjątkowo
niskiej jakości, ale mimo to jest państwem polskim. Dopóki państwo polskie istnieje i posiada choćby tę
resztkę państwowej substancjalności, zadania polskiej (a nie niemieckiej, brukselskiej, francuskiej,
amerykańskiej itd.) polityki należy upatrywać w ochronie tej substancjalności i dążeniu do jej odbudowy.
Tzn. do wzmocnienia państwa polskiego, polegającego na uzyskiwaniu przez nie niezależnych (własnych)
instrumentów wpływania na otoczenie strategiczne. Nie do "wzmocnienia" polegającego na lokajstwie
wobec innego ośrodka i chwaleniu się, jacy jesteśmy silni, bo stoi za nami "wielki brat". Kto sam oferuje
swoje lokajstwo, jest bezwartościowy w oczach wszystkich. Dobrze ilustruje to polityka obecnego rządu
III RP, który stręczy się jednocześnie Waszyngtonowi, Berlinowi i Moskwie, w rezultacie czego przez
wszystkich jest wykorzystywany jako służący, ale przez nikogo widziany jako partner. Przy całej swojej
ułomności państwo polskie jest nasze. Unia Europejska nasza nie jest - jest to obcy twór, służący
cudzym interesom.
Niemcy nie różnią się oczywiście od innych państw jeśli chodzi o charakter swojej polityki
zagranicznej, ale w tym przypadku poprawkę należy brać na obecność w jednym z
Niemcami "imperium in statu nascendi".
Od dłuższego czasu mnożą się prognozy przewidujące rozpad tego tworu w perspektywie 10-15 lat, więc
możemy mieć raczej do czynienia z quasi-federatio in statu moriendi. I na taki scenariusz należałoby się
(również) przygotować.
powinno się to odbywać na podobnej zasadzie jak zabieganie o interesy wojewódzkie w
państwie narodowym - czyli mając na względzie dobro wspólne Europy jako wspólnoty
wyższego rzędu.
Prowincjonalni staniemy się właśnie wtedy, kiedy damy z siebie zrobić cudzą prowincję.
Jeśli miałoby się to odbyć poprzez rugowanie wpływów niemieckich, to spotkać by się musiało z taką
samą reakcją jak reakcja Rosji na próby rugowania jej wpływów w Europie Wschodniej.
Nie no oczywiście, powinniśmy je konserwować i być ich narzędziem. "Trzeba myśleć przyszłościowo:
oficjalnie nie będzie wam wolno prowadzić żadnej samodzielnej polityki obronnej, handlowej i w ogóle
zagranicznej, a wzamian będzie wam u nas bardzo dobrze, i to będzie dla was bardzo korzystne." To już
w historii przerabialiśmy, kiedy byliśmy w unii sowieckiej, więc powtórka wydaje się czymś z pewnością
niegodnym dążenia. Skoro wpływy niemieckie i polskie w regionie są konkurencyjne, to trzeba starać się
tworzyć instrumenty konkurencji, zamiast kwękać "lepiej od razu dajmy za wygraną, bo jesteśmy tacy
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
50 z 95 2012-10-06 15:06
słabi i Niemcy i tak nas wydmuchają". Nie jesteśmy sami. Zostać cudzym lokajem zawsze będzie czas.
Natomiast próby budowania antyeuropejskiego sojuszu państw środkowoeuropejskich uważam za
pozbawione sensu, skazane na niepowodzenie i co za tym idzie szkodliwe dla Polski. Takie
"wymachiwanie szabelką" na złość sąsiadom, byleby poczuć się (pozornie) silnym.
Pokazuje chtoniczny model zakorzenionej terytorialnie wspólnoty, której duchowość i stan
świadomości zbiorowej odpowiada mniej więcej temu, co należałoby skojarzyć z
proponowanym przeze mnie "modelem volkistowskim" nacjonalizmu (gdyby miał on być
wprowadzony w życie w kontekście niemodernistycznym i niepostmodernistycznym - czyli
premodernistycznym lub postpostmodernistycznym).
Ale co to ma wspólnego z panslawizmem? Panslawizm postulował niwelację narodów słowiańskich i
zlanie ich w jedną masę plemienną; był propagandową maską dla rosyjskiego ekspansjonizmu.
Ronald..Lasecki - 28 Wrzesień 2011, 01:33
[quote="Adam Danek"]
to tak, jakby, powiedzmy, przekonywać Burów do ulegnięcia Imperium Brytyjskiemu
argumentem, że po tym dobroczynnym podboju będą mogli jarać się faktem, że Imperium
Brytyjskie pierze i eksploatuje jakieś tam ludy w Chinach czy Azji Środkowej. Wizja, za
którą nie warto nic oddawać. Teraz Polska też ma taki "mit mobilizujący", bo przecież "nasi
dzielni chłopcy" na piaskach dalekiej Libii wykonują dla hegemona operacje wywiadowcze
(a być może i wojskowe operacje specjalne) oraz wożą broń dla "bojowników o wolność"
pod ogniem dział krwawego satrapy. :>
Różnica jest dość zasadnicza; mianowicie republiki burskie chciano zasiedlić obcymi górnikami i poddać
ich zasoby naturalne eksploatacji na potrzeby imperium brytyjskiego. Moja koncepcja to udział Polski w
formowaniu porządku wyższego rzędu, przy zachowaniu podmiotowości i wewnętrznej suwerenności
państwa polskiego. Natomiast warto pamiętać, że po zniesieniu reżymu okupacyjnego na terenie byłych
republik burskich, ich elity i mieszkańcy poparły nową republikę południoowoafrykańską i jej obecność w
imperium brytyjskim. Burscy oficerowie z czasów wojny z Brytyjczykami, mianowicie Ian Smuts i Louis
Botha odegrali istotną rolę w czasie Wielkiej Wojny i po jej zakończeniu.
Narracja dobrze znana. "Polska musi mieć protektora" (prof. Wielomski), który będzie za
nią myślał, za nią wyznaczał cele i generalnie mówił jej, co ma robić, tylko w zależności od
preferencji mówiącego zmienia się ten protektor. Skądinąd, polityka zagraniczna Republiki
Okrągłego Stołu opiera się właśnie na tym założeniu.
Po prostu małe państwa nie mają geopolitycznego sensu. Prawdziwie suwerenne i samowystarczalne
mogą być tylko wielkie przestrzenie.
Różnica polega jednak na tym, że państwo polskie jest kalekie chyba pod każdym
względem (ustrojowym, militarnym, ekonomicznym), rządzone od dawna głupio, przez
klasę polityczną wyjątkowo niskiej jakości, ale mimo to jest państwem polskim. Dopóki
państwo polskie istnieje i posiada choćby tę resztkę państwowej substancjalności, zadania
polskiej (a nie niemieckiej, brukselskiej, francuskiej, amerykańskiej itd.) polityki należy
upatrywać w ochronie tej substancjalności i dążeniu do jej odbudowy. Tzn. do wzmocnienia
państwa polskiego, polegającego na uzyskiwaniu przez nie niezależnych (własnych)
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
51 z 95 2012-10-06 15:06
instrumentów wpływania na otoczenie strategiczne.
... drogą do osiągnięcia tego wszystkiego jest zaś podmiotowe uczestnictwo i współtworzenie Imperium
Europaeum.
Unia Europejska nasza nie jest - jest to obcy twór, służący cudzym interesom.
Zewnętrzne mogą być wpływy odmiennych ośrodków państwowych, natomiast UE jest projektem
międzypaństwowym, współkształtowanym przez państwa członkowskie. Tak więc jest "nasza", podobnie
jak jest czymś "własnym" dla wszystkich państw członkowskich.
Od dłuższego czasu mnożą się prognozy przewidujące rozpad tego tworu w perspektywie
10-15 lat, więc możemy mieć raczej do czynienia z quasi-federatio in statu moriendi. I na
taki scenariusz należałoby się (również) przygotować.
Rozumna strategia rozważa rozmaite scenariusze, chociaż warto też pamiętać, że "rozpad socjalistycznej
UE" różne Korwiny i Adamy Słomki wieszczyli już od końca lat 90-tych i miał on nastąpić rzekomo na
przeciągu kilku lat, a nie nastąpił. Trochę podobnie jak z rzekomo mającym "już-zaraz" nastąpić
upadkiem USA i demokracji liberalnej albo bankructwem ZUS-u.
Nie no oczywiście, powinniśmy je konserwować i być ich narzędziem. "Trzeba myśleć
przyszłościowo: oficjalnie nie będzie wam wolno prowadzić żadnej samodzielnej polityki
obronnej, handlowej i w ogóle zagranicznej, a wzamian będzie wam u nas bardzo dobrze, i
to będzie dla was bardzo korzystne." To już w historii przerabialiśmy, kiedy byliśmy w unii
sowieckiej, więc powtórka wydaje się czymś z pewnością niegodnym dążenia. Skoro
wpływy niemieckie i polskie w regionie są konkurencyjne, to trzeba starać się tworzyć
instrumenty konkurencji, zamiast kwękać "lepiej od razu dajmy za wygraną, bo jesteśmy
tacy słabi i Niemcy i tak nas wydmuchają". Nie jesteśmy sami. Zostać cudzym lokajem
zawsze będzie czas.
Rozumne zabieganie o własne interesy nie jest wcale tożsame, jak zdajesz się sugerować, z
wymachiwaniem szabelką i szarżowaniem na kasztance z okrzykiem "Urraaa! Na Moskali!" Całe pokolenia
polityków polskich pracowały na rzecz dobra wspólnoty narodowej i zabiegały o polskie interesy w
ramach organizmów politycznych splecionych z innymi w większe całości. Można by wskazać Księstwo
Warszawskie, Galicję, "kongresowe" Królestwo Polskie, wreszcie Królestwo restaurowane przez państwa
centralne. Prawda jest bowiem taka, że suwerenne państwo narodowe, ani nawet państwo narodowe w
ogóle, nie jest konieczne dla życia danej wspólnoty w sprawiedliwym porządku społecznym, ani dla jej
dobrostanu. Państwo narodowe to nowożytny fetysz polityczny nacjonalistów i demokratów. Samo w
sobie w określonych okolicznościach może być prawowitym i przydatnym, ale nie jest żadnym
absolutem. Ciekawiło mnie też zawsze, jakimi argumentami chciałbyś przekonać do poparcia polskich
projektów mocarstwowych inne narody, skoro uczestniczenie w większych konstelacjach geopolitycznych
kosztem własnego suwerennego państwa jest dla Ciebie niedopuszczalne? Skoro państwo polskie nie
może prowadzić skoordynowanej z Niemcami polityki zagranicznej, to dlaczego koordynować swoją
politykę z Polską (lub wręcz zgodzić się na wcielenie własnego kraju do "imperium polskiego") miałyby
się godzić elity litewskie, białoruskie lub ukraińskie? To klasyczny paradoks subiektywistycznego
nacjonalistycznego "imperializmu".
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
52 z 95 2012-10-06 15:06
Ale co to ma wspólnego z panslawizmem? Panslawizm postulował niwelację narodów
słowiańskich i zlanie ich w jedną masę plemienną; był propagandową maską dla
rosyjskiego ekspansjonizmu.
Polski panslawizm nie miał charakteru rosyjskocentrycznego. Przydatny jest ze względu na wskazywanie
na faktycznie istniejące pokrewieństwo narodów słowiańskich, a zatem też zwraca uwagę na łączące je
związku kulturowe i potrzebę pewnej solidarności.
Bartosz Bekier - 28 Wrzesień 2011, 18:30
Ronald..Lasecki napisał/a:Imperia wciąż istnieją, ale nie są to już ani organiczno-feudalne
imperia charakterystyczne dla świata przedmodernistycznego i archaicznego, ani
scentralizowane i unitarne imperia w stylu czasów nowożytnych (wzorem było tu
oczywiście kolonialne imperium brytyjskie), ale "niewidzialne imperia" maskujące się jako
"wspólnoty międzynarodowe", "ugrupowania integracyjne", "unie gospodarcze" i tym
podobne.
Obawiam się, że zbytnio zaufałeś paradygmatowi neoliberalnemu w stosunkach międzynarodowych i
wszelkim "wspólnotom międzynarodowym", "uniom gospodarczym" i tym podobnym nadajesz odrębną
osobowość kształtowaną horyzontalnie przez ogół państw członkowskich, a nawet utożsamiasz je z
imperiami. Ja natomiast jestem przekonany, że więcej racji w tym sporze mają neorealiści, którzy
uznają, że organizacje międzynarodowe mogą dysponować narzędziami wpływu na określone obszary,
ale z reguły za tego typu naciskami stoją najsilniejsze podmioty które je współtworzą, a które posiadają
własne interesy realizowane właśnie za pośrednictwem wszelkich projekcji w rodzaju "unii
międzynarodowych". Moje obawy zdaje się potwierdzać Twoje późniejsze stwierdzenie, że "Unia
Europejska jest tak samo nasza, jak i innych państw członkowskich które ją współtworzą", które wydaje
mi się szczególnie naiwne. Na tym polu dogadałbyś się z fundacją Rosatiego.
Ronald..Lasecki napisał/a:Prawda jest bowiem taka, że suwerenne państwo narodowe, ani
nawet państwo narodowe w ogóle, nie jest konieczne dla życia danej wspólnoty w
sprawiedliwym porządku społecznym, ani dla jej dobrostanu.
Gdyby podobnie do Ciebie założyć, że suwerenne państwo nie jest potrzebne, a szczytem polskich
ambicji powinien być porządek społeczny narzucony przez obce mocarstwo i "pełna micha" w zestawie,
należałoby chyba popełnić narodowe seppuku. Nabieram coraz głębszego przekonania, że Twoje
stanowisko ma więcej wspólnego z Postmoderną, aniżeli z Prawicą, na którą się powołujesz - Twoją
prawdziwą ojczyzną jest fetysz ze świata fantazji, a nie wspólnota z której wyrosłeś. Myślę, że to główny
powód, dla którego nie możemy się w tym aspekcie zrozumieć.
Ronald..Lasecki napisał/a:Skoro państwo polskie nie może prowadzić skoordynowanej z
Niemcami polityki zagranicznej, to dlaczego koordynować swoją politykę z Polską (lub
wręcz zgodzić się na wcielenie własnego kraju do "imperium polskiego") miałyby się godzić
elity litewskie, białoruskie lub ukraińskie? To klasyczny paradoks subiektywistycznego
nacjonalistycznego "imperializmu".
Nie ma w tym nic absurdalnego, bo rzeczą oczywistą jest, że optyka jest subiektywnie zdeterminowana
przez konkretne współrzędne - z polskiej perspektywy przekonywanie elit litewskich, białoruskich i
ukraińskich do bliskich związków z Rzeczpospolitą leży w naszym żywotnym interesie, tak jak w interesie
niemieckim czy rosyjskim leży przekonywanie elit Mitteleuropy, że suwerenne państwo nie jest
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
53 z 95 2012-10-06 15:06
konieczne dla ich dobrostanu, zaś wyrzeczenie się go otwiera drogę do świata "Wielkiej Polityki". Skoro
Ty to kupiłeś, to dlaczego nie mieliby tego kupić inni?
Ronald..Lasecki napisał/a:Prowadzenie przez Polskę równocześnie antyniemieckiej i
antyrosyjskiej polityki doprowadziło przed wojną i doprowadzić musiałaby dzisiaj do
międzynarodowej izolacji Polski wśród państw wskazywanych przez zwolenników tej
koncepcji jako przyszli sojusznicy, obok tego zaś do nieuchronnej politycznej porażki
Ja nie jestem zwolennikiem "międzymorza" jako wspólnoty utrzymującej równy dystans pomiędzy
wszystkimi graczami w konstelacji geopolitycznej, tudzież klina wbitego w Europę przez czynniki zza
Oceanu. Jestem natomiast przekonany, że możliwe jest sprzężenie koncepcji międzymorza z ideami
panslawizmu, czy europeizmu.
W tym pierwszym zestawieniu, bardziej fantastycznym niż drugie, polskim posłannictwem byłoby
utworzenie bloku państw środkowoeuropejskich jako zachodniej awangardy słowiańskiego bloku
kontynentalnego, stanowiącym zaporę, a także częściowo "okcydentalny" katalizator sygnałów z
pogrążającej się w ideowej, kulturowej degeneracji i niepokojach społeczno-religijnych, Europy
Zachodniej. Rosja zmuszona jest przenieść środek ciężkości swej polityki na bogaty w surowce, lecz
także problemy Kaukaz i Daleki Wschód, podczas gdy międzymorze zabezpiecza jej zachodnią flankę, a
Polska jako jego naturalny lider uzyskuje status regionalnego mocarstwa i prowadzi w tym obszarze
stosunkowo niezależną grę.
W drugim zestawieniu, Polska jako element projektu europejskiego, w którym utrwala się naturalny
proces fragmentaryzacji i "różnych prędkości", staje się ambasadorem interesów Europy Środkowej
("Grupa Wyszehradzka"), a z czasem również Ukrainy ("Partnerstwo Wschodnie"), co skutkuje jej
awansem do decycjonistycznego klubu de facto zarządzającego Europą ("Trójkąt Weimarski"), gdzie
reprezentuje wschodni fragment bloku europejskiego. Nazwy instytucji podałem oczywiście z pewną
dozą ironii, nie kierując się tym, czym one rzeczywiście są, ale czym mogłyby być, gdyby w Polsce
rządzili ludzie nie posiadający kompleksów, a posiadający odpowiednio dalekie horyzonty. W wersji
bardziej idealistycznej (bez zdegenerowanych, demokratyczno-liberalnych afiliacji z UE), można
posługiwać się tymi terminami, jako umownymi wyznacznikami pewnych obszarów zainteresowania.
Obydwie te koncepcje łączy sprzężenie idei międzymorskiej z imperialną, z Polską jako bytem
suwerennym, czy nawet czymś co moglibyśmy w typologii Organskiego nazwać regionalnym
mocarstwem. Jest to sytuacja zupełnie inna, niż proste poprowadzenie przez Polskę osi "Berlin-Moskwa",
gdzie faktycznie moglibyśmy być tylko jedną z prowincji, politycznym trupem.
Ronald..Lasecki - 28 Wrzesień 2011, 21:34
[quote="Bartosz Bekier"]
Ja natomiast jestem przekonany, że więcej racji w tym sporze mają neorealiści, którzy
uznają, że organizacje międzynarodowe mogą dysponować narzędziami wpływu na
określone obszary, ale z reguły za tego typu naciskami stoją najsilniejsze podmioty które
je współtworzą, a które posiadają własne interesy realizowane właśnie za pośrednictwem
wszelkich projekcji w rodzaju "unii międzynarodowych".
Może nieprecyzyjnie się wyraziłem; miałem na myśli, że zarówno wysyp na świecie niepodległych
państewek począwszy od lat 60-tych (w Europie już w okresie "systemu" wersalskiego) jak i organizacje
międzynarodowe są dostosowanymi do rzeczywistości Postmoderny formami ekspansji i panowania
największych i najsilniejszych państw. Ewentualnie, koalicjami mającymi się przeciwstawić takiej
ekspansji i panowaniu i zorganizować konkurencyjny ośrodek siły. Tak więc pisząc o "imperiach" miałem
w tym przypadku na myśli bardziej zestawienie z europejskimi imperiami kolonialnymi, niż z Imperium
w tradycyjnym i przednowożytnym tego słowa znaczeniu.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
54 z 95 2012-10-06 15:06
Inaczej ujmując, chodziło mi o to, że choćby rozbicie naddunajskiej monarchii habsburskiej w 1918 r.
nie było żadnym dowodem "zwycięstwa zasady narodowościowej" i "defragmentacji międzynarodowego
rozłożenia sił", ale decyzją podyktowaną interesami politycznymi ówczesnych mocarstw (Włochy,
Francja), których elity polityczne i gospodarcze starały się zabezpieczyć sobie w ten sposób swobodę
rozciągnięcia władzy własnej finansjery i kapitału, a także wpływów politycznych, w krajach dawniej
podporządkowanych pod tymi względami Niemcom. Podobny charakter mają dzisiaj wszelkie koncepcje
podziału Europy na "nową" i "starą" snute przez amerykańskich planistów i "pundytów".
Koncepcja międzymorska w ogóle zaś nie istnieje w myśli strategicznej innej niż polska. Podnoszą ją
środowiska neopiłsudczykowskie (zaliczam tutaj PiS) i neoendeckie (zaliczam tu współczesną Młodzież
Wszechpolską), licząc że "sprzedadzą" ją geostrategom amerykańskim, wkupią się w łaski
waszyngtońskiej elity imperialnej i uzyskają dla siebie status najpewniejszych gwarantów interesów USA
w tej części świata.
Polska ma w myśl tej koncepcji odgrywać w (nienazywanej tak) polityce imperialnej Stanów
Zjednoczonych rolę środkowoeuropejskiego odpowiednika Izraela. USA ma jej dostarczać
najnowocześniejsze technologie wojskowe, uczynić z niej terytorialne oparcie dla swojej obecności
militarnej w Europie i lokować tu swoje inwestycje. Prestiż stacjonującej w naszym kraju w dużej liczbie
armii amerykańskiej ma zabezpieczać Polskę przed ewentualną napaścią Rosji, zaś wiarygodność
sojusznicza i poparcie przez dyplomację polską polityki zagranicznej USA na forum ONZ i innych
organizacji międzynarodowych ma ułatwić budowanie prestiżu Polski w amerykańskim Kongresie i
sferach ekspercko-planistycznych, co z kolei ma owocować zaprzężeniem dyplomacji amerykańskiej dla
realizacji (wrogiej wobec Rosji) polskiej polityki wschodniej i (wrogiej wobec Europy) polityki polskiej na
forum UE. PiS i wspierający tą partię intelektualiści mają być tutaj najbardziej politycznie wiarygodną dla
Amerykanów częścią polskiej elity politycznej. W koncepcjach neoendeckich, po załamaniu się PiS, w roli
tej wystąpić ma rzekomo intelektualnie i kadrowo lepiej przygotowany bliżej jeszcze niedookreślony
amalgamat republikańsko-wszechpolski.
Innymi słowy, współczesna postać idei międzymorskiej wpisuje się w amerykańskie koncepcje
klientelizacji państw naszej części Europy. Jej słabość (z perspektywy jej zwolenników) polega natomiast
na tym, że amerykańskie elity polityczne i strategiczno-planistyczne pozostają na głosy z Polski zupełnie
głuche. Amerykańscy stratedzy zdają sobie bowiem sprawę z tego, co niemożliwe do przyjęcia okazuje
się dla zaślepionych narodową megalomanią i snami o mocarstwowej potędze polskich ideologów
Miedzymorza: Polska - nawet połączona ścisłymi więzami sojuszniczymi z Ukrainą i innymi państwami
regionu - nie jest i przez długi czas (jeżeli w ogóle kiedykolwiek) nie będzie w stanie stać się żadną
geopolityczną ani geostrategiczną przeciwwagą dla Rosji, lub dla osi fracusko-niemieckiej. Dlatego
właśnie poza propagandystami piszącymi najprawdopodobniej z polecenia zwierzchników nastawione na
pozyskanie polskich elit pseudoanalizy, gdzie snuje się wizje zbudowanej w oparciu o sojusz z USA
polskiej mocarstwowości, nikt w Stanach Zjednoczonych nie podnosi kwestii oparcia dominacji
amerykańskiej nad Europą na wpływach na państwo inne niż naturalny tej Europy potencjalny hegemon,
czyli na obecności amerykańskiej w Niemczech. Scenariusz popierania przez Stany Zjednoczone Polski
przeciwko Niemcom, Francji i Rosji jest z perspektywy amerykańskiej skrajnie niekorzystny, gdyż
musiałby oznaczać utratę kontroli nad Unią Europejską i w dalszej perspektywie wyrugowanie wpływów
USA z Europy (bo połączone sojuszem Francja, Niemcy i Rosja z łatwością poradziłyby sobie z
wepchniętym między nie "klinem").
Dla Stanów Zjednoczonych najkorzystniejszym wariantem jest obecność Polski w Unii Europejskiej
zorganizowanej jako wspólna przestrzeń gospodarcza (co zabezpieczałoby stabilne warunki pod
ekspansję amerykańskiego kapitału w Europie) i jako sieć instytucji zabezpieczających demoliberalny
konsens ideologiczny i ustrojowy (co zapobiegałoby destabilizacji Europy i możliwości wyłonienia się w
niej rządów zagrażających zwiazkom swych państw z USA). Dla elit amerykańskich najkorzystniejsze
jest, by Polska utrzymywała bliskie i przyjazne stosunki z Niemcami, popierając w ich sferach
decyzyjnych zwolenników atlantyzmu, przeciwdziałając natomiast orientacji kontynentalnej (zacieśnianiu
związków z Rosją, realizacji wzmocnionej integracji z Francją w ramach "Europy dwóch prędkości") i
nadaniu UE charakteru mocarstwa politycznego i wojskowego, wyposażonego w jednolitą władzę
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
55 z 95 2012-10-06 15:06
imperialną.
Moje obawy zdaje się potwierdzać Twoje późniejsze stwierdzenie, że "Unia Europejska jest
tak samo nasza, jak i innych państw członkowskich które ją współtworzą", które wydaje mi
się szczególnie naiwne. Na tym polu dogadałbyś się z fundacją Rosatiego.
W sferze postulowanej Unia Europejska ma być tworem ponadpaństwowym, na którego decyzje
oddziaływać będą państwa wchodzące w jej skład. Mogą one mieć mniejszy lub większy wpływ na
poszczególne decyzje i być dopuszczanym do współdecydowania w różnych sprawach (zależeć to będzie
od sprawności służb i skuteczności polityki danego państwa na forum UE), ale tak czy inaczej formalnie
pozostaną podmiotami systemu decyzyjnego. Inaczej sprawa przedstawia się ze stosunkami
międzypaństwowymi o charakterze asymetrycznym, gdzie podmiot słabszy jest formalnie wyłączony z
mechanizmu decyzyjnego podmiotu silniejszego i może na niego wpływać jedynie kanałami
pozaformalnymi lub nieformalnymi. Czyli znajduje się w słabszej wyjściowo pozycji, niż uczestnik
podmiotu ponadpaństwowego.
Gdyby podobnie do Ciebie założyć, że suwerenne państwo nie jest potrzebne, a szczytem
polskich ambicji powinien być porządek społeczny narzucony przez obce mocarstwo i
"pełna micha" w zestawie, należałoby chyba popełnić narodowe seppuku.
Podstawowymi wytycznymi dobra każdej wspólnoty są istnienie-bezpieczeństwo-rozwój (prof. Józef
Kukułka). Przy dalej idącej konkretyzacji możemy wskazać na preferowany porządek społeczny, w
najlepszy sposób spełniający te trzy warunki. Nacjonalizm jest zaś koncepcją podkreślającą powinności
człowieka wobec wspólnoty narodowej, do której należy. Jeśli zatem organizacja polityczna innego
rodzaju niż państwo narodowe stwarza i utrzymuje odpowiedniego rodzaju porządek życia zbiorowego
danej wspólnoty, to z perspektywy nacjonalistycznej wsparcie takiej formy politycznej jest jak
najbardziej zasadne. Dlatego właśnie można być nacjonalistą i regionalistą, a równocześnie pozostawać
lojalnym wobec państwa szerszego niż własna wspólnota narodowa. Na takiej zasadzie Józef Mackiewicz
mógł nie przestając być Polakiem i patriotą swojej regionalnej patrie charnelle w okresie
międzywojennym sprzeciwiać się przyłączeniu Wilna do państwa polskiego, w to miejsce postulując
restaurację Wielkiego Księstwa Litewskiego z Wilnem jako jego stolicą (skądinąd była to koncepcja już
wówczas utopijna).
Nabieram coraz głębszego przekonania, że Twoje stanowisko ma więcej wspólnego z
Postmoderną, aniżeli z Prawicą, na którą się powołujesz - Twoją prawdziwą ojczyzną jest
fetysz ze świata fantazji, a nie wspólnota z której wyrosłeś. Myślę, że to główny powód, dla
którego nie możemy się w tym aspekcie zrozumieć.
Bynajmniej nie wypieram się swojego powinowactwa z postmodernizmem i nigdy tego nie robiłem.
Postmodernę uważam natomiast za pewien obiektywny etap rozwoju społeczności ludzkich, posiadający
swój własny paradygmat, który począwszy od lat 90-tych XX wieku krzepnie na naszych oczach
zastępując rozsadzany przez siebie paradygmat Moderny. Jestem zresztą zdania, że wszyscy tu piszący
jesteśmy intelektualnymi dziećmi "późnej nowoczesności", choćby z tego powodu, że dla wszystkich z
nas czymś w praktyce niesłychanie obcym i egzotycznym jest myślenie zgodne z paradygmatem
archaicznym (premodernistycznym), nawet jeśli niektórzy bardzo często się na niego powołują.
Co do różnic natomiast w tej konkretnej sprawie, to ja po prostu rozdzielam zagadnienie wspólnoty
narodowej od zagadnienia państwa. Wspólnotę narodową widzę też jako chtoniczną i przynależącą do
materialnego porządku rzeczy, natomiast państwo postrzegam jako twór o charakterze solarnym i
"odgórnym", tak więc przynależnym do zupełnie innego poziomu rzeczywistości. Państwo (dynastia
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
56 z 95 2012-10-06 15:06
panująca) jest materializacją zasady transcendentnej i do niej przede wszystkim powinno posiadać
odniesienie, podczas gdy etnos jest przedmiotem, tworzywem czy surowcem (bardzo zgrabne
porównanie wysunięte przez moją ulubioną profesor na studiach, gdy omawiała z nami system wiedeński
w stosunkach międzynarodowych), z którego monarcha na podobieństwo Demiurga formuje Ład.
Stosunek między monarchą (państwem, Imperium) a ludem można by porównać do relacji między
Niebem a Ziemią: Niebo przy pomocy światła słonecznego i deszczu czyni Ziemię płodną i sprawia, że
obradza ona życiem. Innym porównaniem mógłby też być stosunek między mężczyzną a kobietą, w
którym mężczyzna reprezentuje zasadę solarną i podmiotową, zaś kobieta zasadę chtoniczną i
przedmiotową. Tak jak też w relacji małżonków, związek między monarchą a ludem powinien być
wypełniony Miłością.
Nie ma w tym nic absurdalnego, bo rzeczą oczywistą jest, że optyka jest subiektywnie
zdeterminowana przez konkretne współrzędne - z polskiej perspektywy przekonywanie elit
litewskich, białoruskich i ukraińskich do bliskich związków z Rzeczpospolitą leży w naszym
żywotnym interesie, tak jak w interesie niemieckim czy rosyjskim leży przekonywanie elit
Mitteleuropy, że suwerenne państwo nie jest konieczne dla ich dobrostanu, zaś
wyrzeczenie się go otwiera drogę do świata "Wielkiej Polityki". Skoro Ty to kupiłeś, to
dlaczego nie mieliby tego kupić inni?
Ale właśnie polityka służyć powinna nie interesom partykularnym, lecz rozpoznaniu ponadpartykularnych
zasad Sprawiedliwości i uporządkowaniu podług nich świata.
Dobrze ujął to kiedyś Jacek Bartyzel; na jednej z konferencji, w jakiej wziął udział, na której zaś ja
byłem słuchaczem, zapytany o władców Francji, których najbardziej lubi i ceni, odpowiedział, że wcale
nie są to ci, którzy najbardziej rozszerzyli francuskie granice i powiększyli stan posiadania monarchii,
lecz ci, którzy najwierniej w swoim panowaniu realizowali naukę społeczną Kościoła.
W naszym przypadku, należałoby wskazać taki paradygmat organizacji społecznej, w ramach którego
najpełniej zabezpieczone byłyby warunki dla realizacji transcendentnego powołania człowieka. Taki
paradygmat tworzą tradycjonalizm, monarchizm i nacjonalizm w wersji przeze mnie tu opisywanej.
Ja nie jestem zwolennikiem "międzymorza" jako wspólnoty utrzymującej równy dystans
pomiędzy wszystkimi graczami w konstelacji geopolitycznej, tudzież klina wbitego w
Europę przez czynniki zza Oceanu.
Czyli "polityka równowagi" Piłsudskiego i Becka, która przed siedemdziesięciu laty doprowadziła do
upadku państwa polskiego, materialnego wyniszczenia kraju oraz takiegoż demograficznego i
społecznego wyniszczenia wspólnoty narodowej. Pamiętam, jak kiedyś wspólnie wybrzydzaliśmy na
głupotę i totumfackość tej polityki, zgodnie twierdząc że Polska powinna się wówczas przymierzyć z
Niemcami.
W tym pierwszym zestawieniu, bardziej fantastycznym niż drugie, polskim posłannictwem
byłoby utworzenie bloku państw środkowoeuropejskich jako zachodniej awangardy
słowiańskiego bloku kontynentalnego, stanowiącym zaporę, a także częściowo
"okcydentalny" katalizator sygnałów z pogrążającej się w ideowej, kulturowej degeneracji i
niepokojach społeczno-religijnych, Europy Zachodniej. Rosja zmuszona jest przenieść
środek ciężkości swej polityki na bogaty w surowce, lecz także problemy Kaukaz i Daleki
Wschód, podczas gdy międzymorze zabezpiecza jej zachodnią flankę, a Polska jako jego
naturalny lider uzyskuje status regionalnego mocarstwa i prowadzi w tym obszarze
stosunkowo niezależną grę.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
57 z 95 2012-10-06 15:06
Czyli powtórka z Układu Warszawskiego, tylko że bez komunizmu. Koncepcja ta ma jedną zasadniczą
wadę: stawia Rosję na z góry przegranej wobec Zachodu pozycji. Niewydolność gospodarcza komunizmu
nie była jedyną, a najprawdopodobniej nawet nie najważniejszą przyczyną zwycięstwa Zachodu. Gdyby
blok wschodni odszedł od komunizmu, też najprawdopodobniej nie podołałby blokowi atlantyckiemu,
choć zapewne konfrontacja trwałaby dłużej. Strukturalne przyczyny bowiem takiego a nie innego
rozstrzygnięcia zimnej wojny miały charakter geopolityczny. Po prostu Rosja jest i zawsze będzie wobec
Europy peryferią. Za to potencjał możliwy do zgromadzenia w Europie Środkowej jest relatywnie dość
niski i ustępuje zarówno zachodnioeuropejskiemu, jak i rosyjskiemu traktowanym każdy z osobna. Nawet
w XIX wieku środkowoeuropejskie Austro-Węgry były jednym z najsłabszych mocarstw europejskich,
ustępując zarówno Rosji jak i Niemcom. Dlatego najinteligentniejsi stratedzy i geopolitycy podkreślali
zawsze, że Rosja może zagrozić Zachodowi jedynie w ścisłym sojuszu z Niemcami, w których powinny
wówczas dominować Prusy. Stabilność i bezpieczeństwo Rosji uwarunkowane są sojuszem z Niemcami,
podobnie jak siła Niemiec zależy od uzyskania przestrzeni na Wschodzie. Rozumiał to Bismarck i
współcześni mu carowie i rozumie to też Putin i dzisiejsza elita polityczna Rosji (a także niemieccy
socjaldemokraci).
W drugim zestawieniu, Polska jako element projektu europejskiego, w którym utrwala się
naturalny proces fragmentaryzacji i "różnych prędkości", staje się ambasadorem interesów
Europy Środkowej ("Grupa Wyszehradzka"), a z czasem również Ukrainy ("Partnerstwo
Wschodnie"), co skutkuje jej awansem do decycjonistycznego klubu de facto
zarządzającego Europą ("Trójkąt Weimarski"), gdzie reprezentuje wschodni fragment bloku
europejskiego.
Przecież coś takiego właśnie proponuję; Polska jako wschodnia marchia Imperium, konsolidująca wokół
siebie różne ziemie i ludy, w szczególności te współtworzące dawniej państwo polsko-litewskie,
działająca w oparciu o ścisły strategiczny związek z Niemcami, w imieniu Imperium jako całości i z
namaszczenia imperialnej elity (frazeologia "imperialna" oczywiście ma charakter umowny). W sensie
geopolitycznym byłoby to zatem podjęcie misji powierzonej Mieszkowi I przez cesarza Ottona I podczas
zjazdu gnieźnieńskiego - zjednoczenie słowiańszczyzny i zaprowadzenie Ładu (wówczas chrześcijaństwa)
w Europie Środkowej i Wschodniej.
poprowadzenie przez Polskę osi "Berlin-Moskwa"
Geopolitycznie, Europa nigdy nie stanie się pierwszym mocarstwem świata nie wchodząc w ścisłe związki
z Rosją, na podobnej zasadzie jak sojusz łączący Prusy i Rosję od czasu Kongresu Wiedeńskiego.
Adam Danek - 28 Wrzesień 2011, 23:33
Ronald..Lasecki napisał/a:... drogą do osiągnięcia tego wszystkiego jest zaś podmiotowe
uczestnictwo i współtworzenie Imperium Europaeum.
Owo "imperium" oznaczałoby rozpuszczenie polskiej państwowości w europejskim "superpaństwie", do
czego drogę obserwujemy od kilku lat w postaci wyzbywania się (programowo - na zawsze) kolejnych
kompetencji (wliczając w to najbardziej kluczowe, jak choćby prowadzenie własnego handlu
zagranicznego) na rzecz instytucji unijnych... które, co też obserwujemy, realizują wolę "republiki
bońskiej".
Zewnętrzne mogą być wpływy odmiennych ośrodków państwowych, natomiast UE jest
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
58 z 95 2012-10-06 15:06
projektem międzypaństwowym, współkształtowanym przez państwa członkowskie. Tak
więc jest "nasza", podobnie jak jest czymś "własnym" dla wszystkich państw
członkowskich.
Unia Europejska jest strukturą służącą polityce "republiki bońskiej", która nawet w zupełnie poprawnych
politycznie opracowaniach określana jest szczerze mianem "hegemona integracyjnego". Wyrażenie
"interes europejski", którym z jawnym cynizmem przy każdej okazji szermują niemieccy politycy, jest
synonimem polityki niemieckiej, czego zresztą sami zainteresowani nie starają się specjalnie ukrywać.
Toteż nie, nie jest "nasza" - w zupełności kręcą nią "oni".
"Orientacja imperialna Gabisia, czyli orientacja proniemiecka", jak trafnie wyraził się kiedyś x. Trytek.
Rozumna strategia rozważa rozmaite scenariusze, chociaż warto też pamiętać, że "rozpad
socjalistycznej UE" różne Korwiny i Adamy Słomki wieszczyli już od końca lat 90-tych
Należałoby dodać: i "różni Laseccy", jeśli dobrze pamiętam naszą ostatnią rozmowę. Tego rodzaju
ekscentrycznym postaciom mimo woli wtórują zresztą sami rzecznicy "integracji europejskiej" - zarówno
politycy, jak ideolodzy i reżimowi analitycy - bijący od pewnego czasu na alarm z powodu nasilającego
się kryzysu strukturalnego UE. Jest to widoczne nawet dla tzw. zwykłych ludzi: od nieszczęsnego
rozszerzenia z 2004 r. triumfalizm i propaganda sukcesu w oficjalnych wypowiedziach różnych ważnych
"federastów" powoli, acz zauważalnie zamierają.
Rozumne zabieganie o własne interesy nie jest wcale tożsame, jak zdajesz się sugerować,
z wymachiwaniem szabelką
No tak, odmienianie przez wszystkie przypadki frazesu o "szabelce" to chyba najbardziej rozpoznawalna
cecha języka tej kolaboranckiej wielomszczyzny; zapewne zaraz zostanę nazwany sympatykiem PiS.
Tymczasem jednak nie rozumiem, dlaczego praca nad wzmocneniem własnych instytucji państwowych,
odbudowa armii czy uporządkowanie gospodarki w celu zwiększenia potencjału ekonomicznego Polski -
wszystko po to, by następnie móz używać tych instrumentów w polityce zagranicznej - miałoby być
naganne jako "wymachiwanie szabelką"? "Bo Niemcy się zezłoszczą!"? A być może ich zezłoszczenie
ściągnie na siebie każda próba podnoszenia Polski z kolan. Spełnienie tych postulatów to warunek
wstępny przystąpienia przez Polskę do realizacji jakiegokolwiek większego projektu w polityce
zagranicznej (i tu z kolei przydałby się pewien nawrót do "pozytywistycznego" myślenia o "pracy
organicznej"). Aby Polska mogła wchodzić z kimkolwiek, również z Niemcami, w kontakty z pozycji
podmiotowej, zależności, jakimi oplątują nas same Niemcy od 20 lat, muszą ulec możliwie daleko
idącemu przecięciu. Jak sam wcześniej zauważyłeś, od swoich początków polityka III RP wobec Niemiec
prowadzona jest na kolanach i dla uzyskania przez Polskę podmiotowości konieczne będzie zdecydowane
odejście od takiej polityki. Ty jednak na wezwania właśnie do uzyskania podmiotowości przez Polskę
reagujesz krzykiem, że to "szabelka", "konfrontacja" itd.
i szarżowaniem na kasztance z okrzykiem "Urraaa! Na Moskali!"
Akurat od orientacji "imperialnej", czyli po prostu bońskiej, zdecydowanie wolałbym orientację
prorosyjską. Rosja jako potencjalny "asymetryczny partner" ma przynajmniej tę zaletę, że w
przeciwieństwie do brukselskiego "imperium" nie jest światowym rozsadnikiem demoliberalizmu i
prawoczłowieczyzmu. Którym UE pod przewodnictwem NRF jest w niemniejszym stopniu i z nie mniejszą
zaciekłością, niż USA (a lewactwo w swojej sferze szerzy nawet bardziej zaciekle - USA bądź co bądź nie
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
59 z 95 2012-10-06 15:06
wydają rezolucji-pogróżek, każących podporządkowanym sobie państwom jak najszybciej zadbać o
"prawdziwe równouprawnienie" pederastów). Jakkolwiek porozumienie Polski z Rosją dobrze byłoby
zrównoważyć wcześniejszym porozumieniem Polski z innymi państwami regionu zainteresowanymi
zacieśnieniem współpracy z Rosją.
W takim wypadku należałoby faktycznie wypracować jakąś ideową spójnię między tymi państwami i
zarazem Rosją - rodzaj nie tyle nowego panslawizmu, co raczej nowego słowianofilstwa, zrewidowanego
w swoim stosunku do katolicyzmu. Pozostałe z trzech wymienionych przez Ciebie cech, czyli
"antyeuropeizm i antyromanizm", jak najbardziej podzielam. :-)
Ciekawiło mnie też zawsze, jakimi argumentami chciałbyś przekonać do poparcia polskich
projektów mocarstwowych inne narody, skoro uczestniczenie w większych konstelacjach
geopolitycznych kosztem własnego suwerennego państwa jest dla Ciebie niedopuszczalne?
Skoro państwo polskie nie może prowadzić skoordynowanej z Niemcami polityki
zagranicznej, to dlaczego koordynować swoją politykę z Polską (lub wręcz zgodzić się na
wcielenie własnego kraju do "imperium polskiego") miałyby się godzić elity litewskie,
białoruskie lub ukraińskie? To klasyczny paradoks subiektywistycznego nacjonalistycznego
"imperializmu".
Różnica byłaby chyba dość istotna. Polityka niemiecka polega na tym, że NRF kupuje (dosłownie - bierze
na pensje) demoliberalne elity państwa X i w ten sposób nakłania je do prowadzenia polityki niezgodnej
z racją stanu X. Dalej (albo jednocześnie) przejmuje jego system bankowy (zaciskając tym samym łapę
na sercu gospodarki) i podporządkowuje sobie rynek medialny, aby na końcu już zupełnie otwarcie np.
wycinać całe gałęzie gospodarki tego państwa, które stanowią konkurencję dla gospodarki niemieckiej.
Tak właśnie wygląda "koordynowanie naszej polityki z Niemcami". Nie widzę powodu, dla którego Polska
miałaby uprawiać podobne gangsterstwo wobec swoich sąsiadów.
siła Niemiec zależy od uzyskania przestrzeni na Wschodzie. Rozumiał to Bismarck i
współcześni mu carowie i rozumie to też Putin i dzisiejsza elita polityczna Rosji (a także
niemieccy socjaldemokraci).
Rozumiał to też cesarz Aleksander III i dlatego rozprawił się z niemiecką agenturą wpływu na rosyjskim
dworze. Taki sojusz od Fryderyka II po Ribbentropa miał jeden warunek wstępny: zniszczenie Polski - i
niebyt Polski był też warunkiem jego trwałości. W tym sensie należy zgodzić się z Twoim wywodem, że
"zachowanie samodzielności Polski" uniemożliwia "powstanie europejskiego imperium".
Już lepsze byłoby sprzymierzenie się Rosji przeciw dziadowi Samowi z Chinami i realizacja w ten sposób
wielkiej panazjatyckiej idei księcia Uchtomskiego. Jeżeli już, to tam jest miejsce dla imperium i wielkiej
przestrzeni, a nie na "tym upierdliwym przylądku", jak wyraził się o Europie przewodniczący Mao. W
takim wypadku rzeczywiście należałoby zadbać o zorganizowaną kolonizację wschodniej części "republiki
bońskiej" przez ludność polską, a nawet o utworzenie jakiejś nowej NRD, ale tym razem co najmniej
współrządzonej przez Polskę. :-) Mielibyśmy "ungernowski" blok od Łaby do Pacyfiku.
Bartosz Bekier - 29 Wrzesień 2011, 03:23
Ronald Lasecki napisał/a:Tak więc pisząc o "imperiach" miałem w tym przypadku na myśli
bardziej zestawienie z europejskimi imperiami kolonialnymi, niż z Imperium w
tradycyjnym i przednowożytnym tego słowa znaczeniu.
Oznacza to, że wbrew temu co za Gabisiem pisałeś w głównym nurcie dyskusji, postęp technologiczny w
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
60 z 95 2012-10-06 15:06
dziedzinie komunikacji i sztuki wojennej nie determinuje "zblokowania" i konkurencji między imperiami
kontynentalnymi i transkontynentalnymi, ale że wraz z zakończeniem zimnej wojny, świat powrócił do
rywalizacji bardziej przypominającej starcie pomiędzy "europejskimi imperiami kolonialnymi", a więc
uległ dezintegracji, a nie pogłębionemu "zblokowaniu".
Na marginesie: zgoda co do tego, że dezintegracja i wyłanianie w jej wyniku nowych podmiotów, a w
zasadzie przedmiotów międzynarodowej gry, może być i najczęściej jest świadomą ingerencją sił trzecich
w ramach realizacji ich własnych interesów. Nie zmienia to jednak faktu, że są one ośrodkami, które
zawsze będą dążyły do większej niezależności (po to, w ich mniemaniu, powstały), a z czasem, przy
sprzyjających warunkach, mogą się nawet do pewnego stopnia "usuwerennić" (np. Słowacja za Meciara).
Samo ich powstanie anarchizuje i komplikuje scenę choćby przez sam fakt, że mogą stać się obiektem
licytacji pomiędzy mocarstwami walczącymi o wpływy. Oczywiście, nie piszę tu o takich kompletnych
kalekach jak np. Abchazja.
Ronald..Lasecki napisał/a:Czyli "polityka równowagi" Piłsudskiego i Becka, która przed
siedemdziesięciu laty doprowadziła do upadku państwa polskiego, materialnego
wyniszczenia kraju oraz takiegoż demograficznego i społecznego wyniszczenia wspólnoty
narodowej. Pamiętam, jak kiedyś wspólnie wybrzydzaliśmy na głupotę i totumfackość tej
polityki
No i ja to swoje stanowisko podtrzymałem stwierdzając, że nie jestem zwolennikiem "międzymorza",
które miałoby utrzymywać równy dystans pomiędzy wszystkimi graczami w konstelacji geopolitycznej -
musiałeś niedokładnie przeczytać.
Ronald..Lasecki napisał/a:Przecież coś takiego właśnie proponuję; (...) W sensie
geopolitycznym byłoby to zatem podjęcie misji powierzonej Mieszkowi I przez cesarza
Ottona I podczas zjazdu gnieźnieńskiego - zjednoczenie słowiańszczyzny i zaprowadzenie
Ładu (wówczas chrześcijaństwa) w Europie Środkowej i Wschodniej.
I tutaj doszlibyśmy do porozumienia, jeśli oczywiście chodzi Ci o zjazd gnieźnieński w którym
uczestniczył Otton I i Bolesław Chrobry, a nie Mieszko I. Doszlibyśmy, ale nie dojdziemy, bo to co
proponujesz nie jest przypisaniem Polsce roli wyznaczonej na tamtym pamiętnym Zjeździe, lecz -
analogicznie - rozerwaniem jej między cesarstwo 'niemieckie' i bizantyjskie. Nie zgodzę się też z tym, że
Imperium Europaeum nie posiada wystarczającego potencjału by obyć się bez Rosji. Jedyną rzeczą,
jakiej mu brakuje, to w istocie surowce, których może przecież szukać w basenie Jeziora Śródziemnego,
czyli tam gdzie obecnie USA - przy czym ma zdecydowanie bliżej i może odgrywać tam rolę
zdecydowanie lepszej alternatywy dla powszechnie znienawidzonego "Wuja Sama".
Przyłączenie Rosji do bloku europejskiego byłoby natomiast nie tylko tragiczne w skutkach dla Polski, ale
także dla samego bloku. Dopóki strefy wpływów Niemiec i Rosji pozostają we względnym oddaleniu, ich
współpraca wydaje się wręcz naturalna. Kiedy jednak wektory ich nacisku zaczynają się wzajemnie
stykać (najczęściej nad naszymi głowami), dochodzi do rywalizacji, a w konsekwencji konfliktu. Tak jak
Polacy są narodem przyzwyczajonym przez ostatnie 250 lat do pozycji klęczącej, tak znalezienie się
Berlina i Moskwy w jednym organizmie oznacza nieuniknioną konfrontację i walkę o dominację w
kierowaniu całym projektem.
Podobnie ma się rzecz z blokiem słowiańskim i polskim "międzymorzem" jako jego awangardą, tym
razem na zachodniej flance imperium. W wypadku przyłączenia do tej konstelacji Niemiec, podważone
zostają jej dwa zasadnicze filary - "słowianofilskość", oraz rola "międzymorza", jaka miałaby się w nią
wpisywać. Co więcej, tak jak w wyżej omawianym przypadku, doszłoby do zawiązania szkodliwej dla nas
w każdej konstelacji osi "Berlin-Moskwa". Nawet w ramach bloku sowieckiego, gdy w 1947r. nadarzyła
się potencjalna okazja do przerwania okupacji zachodnich Niemiec przez aliantów, przeprowadzenia
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
61 z 95 2012-10-06 15:06
"demokratycznych" wyborów, a następnie pozyskania i stalinizacji całych Niemiec, ZSRS dla
wylicytowania sympatii Niemców gotowy był do do ogromnych ustępstw kosztem Polski, w tym rewizji
granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej - dopiero w konsekwencji klęski polityki wciągnięcia całych Niemiec
powstał kadłubowy NRD, który tę granicę uznał. Przykład ten wiele obrazuje w kontekście naszej
dyskusji. Wracając jednak do koncepcji potencjału bloku słowiańskiego, to warunkiem jego powstania
jest przecież kryzys Europy Zachodniej, jej kompletne rozłożenie w dekadencji i niepokojach społeczno-
religijnych. W takiej sytuacji blok słowiański, bogaty w surowce, wielkie przestrzenie i stabilne rządu
autorytetu byłby dla USA mocnym konkurentem.
Tankomaster - 29 Wrzesień 2011, 11:26
Nie zgodzę się też z tym, że Imperium Europaeum nie posiada wystarczającego potencjału
by obyć się bez Rosji. Jedyną rzeczą, jakiej mu brakuje, to w istocie surowce, których
może przecież szukać w basenie Jeziora Śródziemnego, czyli tam gdzie obecnie USA - przy
czym ma zdecydowanie bliżej i może odgrywać tam rolę zdecydowanie lepszej alternatywy
dla powszechnie znienawidzonego "Wuja Sama".
Tylko, że takie rozwiązanie doprowadziłoby zapewne do powstania sojuszu amerykańsko-rosyjskiego, z
udziałem Wielkiej Brytanii zapewne. Czyli okrążenia Europy, i niejako powtórki z II Wojny. Co więcej,
powstały sojusz, miałby miażdżącą przewagę militarną (tak w broni konwencjonalnej, jak i jądrowej) nad
Europą.
Adam Danek - 29 Wrzesień 2011, 12:06
Tankomaster napisał/a:Tylko, że takie rozwiązanie doprowadziłoby zapewne do powstania
sojuszu amerykańsko-rosyjskiego, z udziałem Wielkiej Brytanii zapewne.
Ale dlaczego? A dlaczego nie sojusz Rosji i Chin (i ewentualnie islamu) przeciw USA, a potem zabiegi o
przeciągnięcie do tego obozu również Indii, jak postulują dziś niektórzy rosyjscy geopolitycy?
Byłoby tu w sumie urzeczywistnienie myśli modnego amerykańskiego neokonserwatysty Roberta
Kagana, według którego światu grozi podzielenie się na Ligę Demokracji (obóz euratlantycki) i Ligę
Autokracji (Rosja, Chiny i wspierane przez nie "reżimy"), czyli krok w dobrą stronę. :-)
USA ma jej dostarczać najnowocześniejsze technologie wojskowe
Akurat jeśli chodzi o zaopatrywanie się w broń, to nie należałoby a priori wykluczać jej zakupu również
od USA, o ile tylko byłby dla nas opłacalny. Broń nie ma ojczyzny. Tu moglibyśmy brak przykład z
państw Afryki podczas zimnej wojny, które kupowały broń od obu bloków, nie oglądając się na względy
ideologiczne. Efekt jest taki, że na chwilę obecną co najmniej parę państw afrykańskich ma silniejsze siły
zbrojne od Polski.
Ciekawiło mnie też zawsze, jakimi argumentami chciałbyś przekonać do poparcia polskich
projektów mocarstwowych inne narody, skoro uczestniczenie w większych konstelacjach
geopolitycznych kosztem własnego suwerennego państwa jest dla Ciebie niedopuszczalne?
A, jeszcze jedno w tym temacie. Rozważania o nacjonalizmie opartym na elemencie państwowym i
budowaniu narodu państwowego ponad podziałami etnicznymi mogą się oczywiście przydać kiedyś w
przyszłości, ale w warunkach obecnych mają walor czysto teoretyczny, jak zwrócił uwagę Bartosz. Dla
Polski w obecnych granicach i z obecną strukturą ludnościową (państwo właściwie monoetniczne)
statokratyzm widziałbym w pierwszej kolejności, na "już", jako styl myślenia politycznego, który mocno
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
62 z 95 2012-10-06 15:06
dowartościowuje państwo i koncentruje się na dążeniu do jego wzmocnienia. A właśnie dlatego, by nie
był on zbyt pusty normatywnie i "techniczny", należałoby go uzupełnić nacjonalizmem chtonicznym,
zakorzeniającym wspólnotę polityczną w "ziemi - tej ziemi" i związanych z nią archaicznych archetypach.
Ronald..Lasecki - 29 Wrzesień 2011, 14:57
[quote="Adam Danek"]
Owo "imperium" oznaczałoby rozpuszczenie polskiej państwowości w europejskim
"superpaństwie", do czego drogę obserwujemy od kilku lat w postaci wyzbywania się
(programowo - na zawsze) kolejnych kompetencji (wliczając w to najbardziej kluczowe, jak
choćby prowadzenie własnego handlu zagranicznego) na rzecz instytucji unijnych
Koncepcja Imperium Europaeum zakłada oczywiście pozycję Polski w tak ukształtowanym porządku jako
pozycję prowincji Imperium - to raczej oczywiste. Prerogatywy władzy imperialnej dotyczyłyby zresztą
nie tylko handlu zagranicznego i ceł (Imperium tworzyłoby jeden obszar gospodarczy), ale przede
wszystkim polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, jak zaś dowodzą ostatnie wydarzenia, konieczna też
byłaby ogólna kontrola polityki budżetowej i finansowej. Autonomię prowincje zachowałyby na przykład
w dziedzinie polityki podatkowej czy inwestycyjnej, żeby pozostać przy gospodarce.
"Orientacja imperialna Gabisia, czyli orientacja proniemiecka", jak trafnie wyraził się kiedyś
x. Trytek.
Odkąd to ksiądz Rafał stał się autorytetem w dziedzinie integracji europejskiej i stosunków
międzynarodowych?
Poważnie zaś, to oczywiście że poparcie dla Zjednoczonej Europy wiąże się z orientacją na Niemcy; ze
względu na swoje położenie, potencjał ludnościowy i wielkość gospodarki są one państwem, bez którego
jakkolwiek pojęta integracja europejska jest nie do pomyślenia. Zjednoczona Europa nie będzie przecież
zbudowana wokół Szwecji, Niderlandów lub Słowenii.
Należałoby dodać: i "różni Laseccy", jeśli dobrze pamiętam naszą ostatnią rozmowę.
Nie wykluczam wcale możliwości rozpadu UE i dostrzegam pewne czynniki, ze względu na które taki
scenariusz może się zrealizować. Unia Europejska może mieć sens jedynie jako twór ponadpaństwowy,
czyli jako imperium. Zagrożenie dla euro spowodowane kryzysem zadłużeniowym kilku państw i
upadkiem gospodarki Grecji, dowodzi że dla utrzymania tej waluty potrzebne jest powołanie
europejskiego rządu gospodarczego, uprawnionego do kontroli nad polityka finansową (np. kredytową) i
budżetową państw "eurolandu". W przeciwnym razie państwa uboższe będą się nadal zadłużać na koszt
wszystkich pozostałych. Dostrzegają to zresztą finansiści i politycy francuscy (w tym sam prezydent
Sarkozy), a przypuszczam że taki właśnie zamysł (wymuszenie zjednoczenia politycznego) leżał też u
źródeł koncepcji wprowadzenia euro. Natomiast niepodjęcie tego zadania i suplementowanie wspólnego
zarządu gospodarczego półśrodkami w rodzaju emisji papierów wartościowych przez EBC na rynku
wtórnym, jest przenoszeniem zadłużenia na kolejny, wyższy poziom, czyli powtarzaniem
pseudorozwiązań zastosowanych wobec kryzysu zadłużeniowego z 2008 r. (wówczas państwa
kredytowały upadłe podmioty prywatne, obecnie zaś ponadnarodowe banki i mocarstwa ekonomiczne
kredytować by miały upadłe państwa). Albo w Europie zostanie zaprowadzona dyscyplina budżetowa i
finansowa i skończy się z rozdawnictwem (nie istniejącego na ogół fizycznie) kapitału, albo unia
gospodarcza się rozpadnie, bo wobec skurczenia się rynków państw uboższych, państwom
zamożniejszym skończą się korzyści z eksportu (gospodarka Niemiec opiera swój wzrost w zasadzie na
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
63 z 95 2012-10-06 15:06
eksporcie w obrębie "eurolandu") i przestaną mieć powody by finansować państwa niezamożne.
kolaboranckiej wielomszczyzny
To trochę niezwiązane z tematem, ale od dawna już nasuwa mi się spostrzeżenie, że Adam Wielomski
reprezentuje po prostu prorosyjskie poglądy na politykę zagraniczną. Jest to jeden z możliwych
wariantów tej polityki (obok proamerykańskiego, europejskiego, międzymorskiego, trzecioświatowego
etc.) i nie ma sensu go wyzywać tylko za to, że jest prorosyjski i niechętny wariantom konkurencyjnym.
Jest wiele argumentów za tym, żeby nie mieć dobrej opinii o Adamie Wielomskim, ale ten jeden
niekoniecznie się do nich zalicza.
Tymczasem jednak nie rozumiem, dlaczego praca nad wzmocneniem własnych instytucji
państwowych, odbudowa armii czy uporządkowanie gospodarki w celu zwiększenia
potencjału ekonomicznego Polski - wszystko po to, by następnie móz używać tych
instrumentów w polityce zagranicznej
A czy ktoś kwestionuje wyłożone tu cele? I czy zaliczają się one do przedmiotu polityki zagranicznej?
Wszystkie je zaliczyć by można do wewnętrznych obiektywnych uwarunkowań polityki zagranicznej czy
polityki bezpieczeństwa państwa. Zwolennicy każdego ze wskazanych przeze mnie kierunków polityki
zagranicznej zapewne zgodziliby się z potrzebą jak najkorzystniejszego ukształtowania tych zmiennych.
Zgodziłby się zapewne nawet profesor Wielomski.
Kontrowersje rodzą się dopiero przy określaniu celów polityki zagranicznej (stanu rzeczy w otoczeniu
zewnętrznym państwa, do którego powstania lub utrzymania państwo dąży), zatem również jej kierunku
i struktury, których przedmiotem są uwarunkowania zewnętrzne obiektywne (np. pozycja państwa w
systemie ról i stosunków międzynarodowych) i zewnętrzne subiektywne (np. międzynarodowa percepcja
danego państwa i narodu oraz oczekiwania i żądania stawiane mu przez inne ośrodki), czyli właśnie owo
środowisko zewnętrzne państwa.
Zwolennicy "pobrzękiwania szabelką" krytykowani są na ogół za przypisywanie państwu do wykonania
roli, której nie będzie ono w stanie podołać, lub za wyznaczanie szkodliwych celów jego działań w
przestrzeni międzynarodowej.
zdecydowanie wolałbym orientację prorosyjską. (...) Jakkolwiek porozumienie Polski z
Rosją dobrze byłoby zrównoważyć wcześniejszym porozumieniem Polski z innymi
państwami regionu zainteresowanymi zacieśnieniem współpracy z Rosją.
W takim wypadku należałoby faktycznie wypracować jakąś ideową spójnię między tymi
państwami i zarazem Rosją - rodzaj nie tyle nowego panslawizmu, co raczej nowego
słowianofilstwa, zrewidowanego w swoim stosunku do katolicyzmu. Pozostałe z trzech
wymienionych przez Ciebie cech, czyli "antyeuropeizm i antyromanizm", jak najbardziej
podzielam. :-)
Ja natomiast uważam słowianofilstwo za rosyjski odpowiednik endeckości, natomiast w latynizmie widzę
wiele dobrego; sprzeciwiać się należy uniwersalistycznym uroszczeniom niektórych co bardziej
prymitywnych łacinników, ale kultura łacińska jako taka ma swoje miejsce w Europie i wywarła
pozytywny wpływ w Polsce.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
64 z 95 2012-10-06 15:06
Rozumiał to też cesarz Aleksander III i dlatego rozprawił się z niemiecką agenturą wpływu
na rosyjskim dworze.
"Car-demokrata", który zamienił rosyjskie Cesarstwo w nacjonalistyczne państewko Wielkorusów, w ten
sposób stwarzając podstawy dla przyszłego separatyzmu na obcoplemiennych krańcach państwa. Gdy
jeden z urzędników rosyjskich poskarżył się Mikołajowi I na zbyt duże jego zdaniem wpływy bałtyckich
Niemców i "zbyt mało rosyjski" charakter władzy, został zdymisjonowany za podjudzanie do waśni na tle
narodowościowym. I na tym właśnie polega polityka monarchiczna i imperialna.
Taki sojusz od Fryderyka II po Ribbentropa miał jeden warunek wstępny: zniszczenie
Polski - i niebyt Polski był też warunkiem jego trwałości.
W okresie Sejmu Wielkiego w 1790 r. stanął traktat przymierza pomiędzy Prusami a Polską, skierowany
przeciwko Austrii. Z kolei już w XX wieku państwo polskie zostało odbudowane w 1916 r. przez Niemcy.
Orientacja eurazjatycka Niemiec związana jest z ich obecnością nad Bałtykiem, tak więc w Prusach i w
Inflantach. Tymczasem sukcesorem terytorialnym zlikwidowanego w 1947 r. państwa pruskiego
pozostaje dziś Polska. Kształt jej granic sadowi ją solidnie nad brzegami Bałtyku. Komunikacyjnymi
węzłami stały się bałtyckie Szczecin i Gdańsk oraz "kontynentalna" Warszawa. Zmalała zarazem rola
"papistowsko-łacińskiego" i tradycyjnie antywschodnio zorientowanego Krakowa. Stąd prosty wniosek, że
współcześnie silnemu związkowi Niemiec z Rosją będzie sprzyjał jeszcze silniejszy związek Niemiec z
Polską. Polska w tym układzie weszłaby w rolę napisaną dla niej w roku 1790, czyli w rolę jednego z
"dworów północnych" i kraju zastępującego w geopolityce niemieckiej dawne państwo pruskie - byłaby
kotwicą zarzuconą przez Niemcy na Wschodzie i wiążącą to państwo z orientacją kontynentalną. Samo
państwo polskie w naturalny sposób powinno akcentować silniej niż robi to obecnie, swoje nachylenie
bałtycko-arktyczne.
Już lepsze byłoby sprzymierzenie się Rosji przeciw dziadowi Samowi z Chinami i realizacja
w ten sposób wielkiej panazjatyckiej idei księcia Uchtomskiego. Jeżeli już, to tam jest
miejsce dla imperium i wielkiej przestrzeni, a nie na "tym upierdliwym przylądku", jak
wyraził się o Europie przewodniczący Mao. W takim wypadku rzeczywiście należałoby
zadbać o zorganizowaną kolonizację wschodniej części "republiki bońskiej" przez ludność
polską, a nawet o utworzenie jakiejś nowej NRD, ale tym razem co najmniej
współrządzonej przez Polskę. :-) Mielibyśmy "ungernowski" blok od Łaby do Pacyfiku.
Ale orientacja azjatycka (realizowana na przykład przez premiera i ministra spraw zagranicznych
Eugeniusza Primakowa w latach 1996-1999 oraz przez Putina w latach 2000-2001 i po 2003 r.) jest dla
Rosji niewykonalna, geopolitycznie, ekonomicznie, ani surowcowo.
Przede wszystkim ze względu na strukturę handlu zagranicznego, którego wielkość w odniesieniu do
Europy trzykrotnie przewyższa wielkość obrotów z Azją. Dynamika wzrostu obrotów z Europą przewyższa
też dynamikę wzrostu obrotów z Azją. Atrakcyjność cenowa Europy przewyższa dla Rosji atrakcyjność
cenową Azji. Podobnie rzecz ma się z infrastrukturą już istniejącą i gotowością kontrahentów do
współfinansowania zarówno transportu towarów jak i ułatwień w ich wytwarzaniu przez Rosję. Rozmijają
się też oczekiwania państw azjatyckich i Rosji odnośnie struktury handlu; Chiny na przykład oczekują
sprzedaży nowoczesnej broni, technologii uzbrojenia jak i udziału we współwytwarzaniu systemów
uzbrojenia, na co z kolei nie godzi się Rosja. Rosja celowo ogranicza dostawy ropy i jej pochodnych (czy
nawet drewna) do Chin w stosunku do oczekiwań tego państwa, by zanadto nie wzmacniać jego
gospodarki i nie uzależniać się od rynku chińskiego. Nie bez powodu dla planowanego ropociągu WSTO
do Azji wybrano trasę Tajszet-Skorowodino-Pierewoznaja nakierowaną przede wszystkim na eksport do
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
65 z 95 2012-10-06 15:06
Japonii i Korei, posiadającego zaś tylko odgałęzienie do Chin (czyli przeciwnie, niż oczekiwały tego
Chiny). Nierównowaga gospodarcza obydwu państw wynosi 4:1 na korzyść Chin, a nierównowaga
ludnościowa jeszcze więcej. Na rosyjskim Dalekim Wschodzie przebywa kilkaset tysięcy chińskich
imigrantów, a gospodarka tego regionu uzależniona jest od handlu przygranicznego z Chinami, nie zaś
od wewnętrznych powiązań z resztą Rosji. Obydwa państwa rywalizują o wpływy w Azji Centralnej, zaś
Chiny bynajmniej nie popierają rosyjskiego stanowiska przeciwko USA (np. sprawa Kosowa, Abchazji i
Osetii Południowej) i nie dążą do konfrontacji z tym państwem, ilekroć w takiej konfrontacji znajdzie się
Rosja. Materialnym dowodem na nierównowagę i zarazem niezbieżność interesów obydwu mocarstw była
delimitacja granicy pomiędzy nimi w 2004 r. gdy Rosja zgodziła się przekazać Chinom wyspy Tarabarow
i Wielikij Ussurijskij. Podsumowując więc, związek z Chinami oznaczałby dla Rosji 1) redukcje do roli
słabszego partnera 2) ustąpienie w szeregu spraw spornych i zagrożenie dla własnych interesów.
Ponadto jest technicznie niewykonalny z powodu struktury dotychczasowych powiązań obydwu państw
(mutualizm gospodarki chińskiej i amerykańskiej oraz silne związki gospodarki rosyjskiej z europejską).
Naturalny dla Rosji jest udział w eurazjatyckiej konfederacji z Unią Europejską, ktora oznaczałaby unię
gospodarczą, swobodny przepływ ludzi, współpracę w dziedzinach kultury, technologii i nauki, oraz
koordynację polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa. Coś na podobnej zasadzie jak unia Polski z
Litwą w latach 1385-1569. Trochę pisał o tym rosyjski profesor Sergiusz Karaganow w lipcu 2009 r.
Ronald..Lasecki - 29 Wrzesień 2011, 15:37
[quote="Bartosz Bekier"]
Oznacza to, że wbrew temu co za Gabisiem pisałeś w głównym nurcie dyskusji, postęp
technologiczny w dziedzinie komunikacji i sztuki wojennej nie determinuje "zblokowania" i
konkurencji między imperiami kontynentalnymi i transkontynentalnymi, ale że wraz z
zakończeniem zimnej wojny, świat powrócił do rywalizacji bardziej przypominającej starcie
pomiędzy "europejskimi imperiami kolonialnymi", a więc uległ dezintegracji, a nie
pogłębionemu "zblokowaniu".
Przecież europejskie imperia kolonialne właśnie tworzyły wielkie bloki geopolityczne o skali globalnej.
Blok brytyjski zajmował na przykład bodaj 1/10 całego globu. Były to przy tym całości zwarte
gospodarczo - ekonomiczne wielkie przestrzenie otoczone własnymi barierami celnymi i koordynujące
politykę gospodarczą między innymi w zakresie podziału produkcji, alokacji kapitału, przepływów
technologii i transferów siły roboczej. Podobną rolę odgrywa dziś na przykład ASEAN lub Unia Celna czy
ALBA.
Nie zmienia to jednak faktu, że są one ośrodkami, które zawsze będą dążyły do większej
niezależności (po to, w ich mniemaniu, powstały), a z czasem, przy sprzyjających
warunkach, mogą się nawet do pewnego stopnia "usuwerennić" (np. Słowacja za Meciara).
Samo ich powstanie anarchizuje i komplikuje scenę choćby przez sam fakt, że mogą stać
się obiektem licytacji pomiędzy mocarstwami walczącymi o wpływy. Oczywiście, nie piszę
tu o takich kompletnych kalekach jak np. Abchazja.
Pomocne może być tu odwołanie się do rzeczywistości Rzeszy czasów średniowiecznych; mnożenie
zwalczających się nawzajem i szachujących małych państewek jest na rękę najwyższemu suwerenowi. W
rezultacie ci na samym dole są naturalnymi sojusznikami tych na samej górze. UK i USA popierały
powstawanie małych państewek w Ameryce Południowej i zwalczały tam panowanie hiszpańskie, bo
łatwiej im było zdominować ekonomicznie i interweniować zbrojnie w nic nie znaczących choć formalnie
niepodległych republikach, niż zmagać się z kontynentalnym blokiem imperialnym zakotwiczonym w
europejskim mocarstwie. Z podobnych powodów UK popierało w XIX wieku wszystkie ruchy
secesjonistyczne w Europie (np. w Grecji, w Belgii), zaś na paryskiej konferencji pokojowej w 1919 r.
Francja, Włochy, USA i UK zgodnie domagały się rozbicia Austro-Węgier. Z tych samych powodów
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
66 z 95 2012-10-06 15:06
Niemcy i państwa anglosaskie pośpiesznie uznawały w latach 90-tych XX wieku niepodległość republik
związkowych Jugosławii, zaś w latach 60-tych i 70-tych Związek Sowiecki i USA niepodległość
europejskich kolonii. Dzisiejsze rozbicie świata na małe państewka nie zapobiega, lecz zwiększa siłę i
skuteczność globalistycznej uniformizacji i amerykanizacji. Tym mógłby zapobiec tylko podział globu na
kilka zamkniętych i samowystarczalnych ekonomicznie i strategicznie imperiów - wielkich przestrzeni.
I tutaj doszlibyśmy do porozumienia, jeśli oczywiście chodzi Ci o zjazd gnieźnieński w
którym uczestniczył Otton I i Bolesław Chrobry, a nie Mieszko I. Doszlibyśmy, ale nie
dojdziemy, bo to co proponujesz nie jest przypisaniem Polsce roli wyznaczonej na tamtym
pamiętnym Zjeździe, lecz - analogicznie - rozerwaniem jej między cesarstwo 'niemieckie' i
bizantyjskie.
Napisałem o tym piętro wyżej; geopolityczną rolę Polski wobec Niemiec widzę trochę na podobieństwo
roli Prus w Niemczech przed 1945 r. Albo lepiej - roli Niderlandów wobec Zjednoczonego Królestwa: jako
kotwicy w określonym regionie Europy i państwa, którego interesy pokrywałyby się z interesami
silniejszego sojusznika.
Nie zgodzę się też z tym, że Imperium Europaeum nie posiada wystarczającego potencjału
by obyć się bez Rosji. Jedyną rzeczą, jakiej mu brakuje, to w istocie surowce, których
może przecież szukać w basenie Jeziora Śródziemnego, czyli tam gdzie obecnie USA - przy
czym ma zdecydowanie bliżej i może odgrywać tam rolę zdecydowanie lepszej alternatywy
dla powszechnie znienawidzonego "Wuja Sama".
Przyłączenie Rosji do bloku europejskiego byłoby natomiast nie tylko tragiczne w skutkach
dla Polski, ale także dla samego bloku. Dopóki strefy wpływów Niemiec i Rosji pozostają we
względnym oddaleniu, ich współpraca wydaje się wręcz naturalna. Kiedy jednak wektory
ich nacisku zaczynają się wzajemnie stykać (najczęściej nad naszymi głowami), dochodzi
do rywalizacji, a w konsekwencji konfliktu. Tak jak Polacy są narodem przyzwyczajonym
przez ostatnie 250 lat do pozycji klęczącej, tak znalezienie się Berlina i Moskwy w jednym
organizmie oznacza nieuniknioną konfrontację i walkę o dominację w kierowaniu całym
projektem.
Ale ja nigdzie nie pisałem o włączeniu Rosji do UE. Nikt poważnie nie rozważa takiej możliwości. Pisałem
o konfederacji Imperium Europaeum (UE) i Eurazji (Rosja+Kazachstan+Armenia+Abchazja+Osetia
Południowa) na zasadach podobnych jak polsko-litewska unia w Krewie. Innymi słowy o utworzeniu
przez te dwa podmioty Bloku Kontynentalnego. Pozostałymi jego podmiotami byłyby państwa
śródziemnomorskie.
Podobnie ma się rzecz z blokiem słowiańskim i polskim "międzymorzem" jako jego
awangardą, tym razem na zachodniej flance imperium. W wypadku przyłączenia do tej
konstelacji Niemiec, podważone zostają jej dwa zasadnicze filary - "słowianofilskość", oraz
rola "międzymorza", jaka miałaby się w nią wpisywać.
Ale ja nie jestem zwolennikiem Międzymorza. Europę Środkową widziałbym raczej w konstelacji
Mitteleuropy, czyli wspólnie z Niemcami. Koncepcja międzymorska zakłada natomiast budowę
środkowoeuropejskiego bloku z wyłaczeniem i wbrew Niemcom, co moim zdaniem nie jest możliwe.
Panslawizm postrzegam natomiast raczej na płaszczyźnie kulturowej i etniczno-demograficznej, niż
politycznej.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
67 z 95 2012-10-06 15:06
W takiej sytuacji blok słowiański, bogaty w surowce, wielkie przestrzenie i stabilne rządu
autorytetu byłby dla USA mocnym konkurentem.
Właśnie problem w tym, że państwa słowiańskie i w ogóle środkowoeuropejskie nie mają żadnych
własnych surowców naturalnych (jest to jeden z powodów niewielkiej sensowności koncepcji
międzymorskich). Ma je tylko Rosja.
Ronald..Lasecki - 29 Wrzesień 2011, 15:46
[quote="Adam Danek"]
Akurat jeśli chodzi o zaopatrywanie się w broń, to nie należałoby a priori wykluczać jej
zakupu również od USA, o ile tylko byłby dla nas opłacalny. Broń nie ma ojczyzny. Tu
moglibyśmy brak przykład z państw Afryki podczas zimnej wojny, które kupowały broń od
obu bloków, nie oglądając się na względy ideologiczne. Efekt jest taki, że na chwilę obecną
co najmniej parę państw afrykańskich ma silniejsze siły zbrojne od Polski.
Zakupy uzbrojenia mają charakter strategiczny, gdyż trwale wiążą państwo-nabywcę z państwem-
producentem. To właśnie dlatego zakupowi wielozadaniowego myśliwca dla polskiej armii towarzyszyły
te wszystkie spory. Z tego samego powodu, od początku było pewne, że polskie władze zadecydują o
zakupie amerykańskich F-16. Wchodzą tu przecież w grę znajomość technologii, dostawy części
zamiennych, uzbrojenia, amunicji, modernizacja itp. Na przykład premier brytyjski Blair przyznał
którymś razem, że Zjednoczone Królestwo nie byłoby w stanie samodzielnie (bez pomocy USA)
prowadzić dziś wojny. Podczas wojny o Malwiny rzeczywiście flota brytyjska mogła dopłynąć na miejsce i
wykonać zadanie tylko dzięki dostawom sprzętu i paliwa przez siły amerykańskie.
Tankomaster - 29 Wrzesień 2011, 17:15
Ale dlaczego? A dlaczego nie sojusz Rosji i Chin (i ewentualnie islamu) przeciw USA, a
potem zabiegi o przeciągnięcie do tego obozu również Indii, jak postulują dziś niektórzy
rosyjscy geopolitycy?
W wariancie proponowanym, przez Bartka? Czyli mamy Europę jako w pełni oddzielny i konkurencyjny
wobec Rosji podmiot, dążący do zdobycia wpływów w obszarach zainteresowań zarówno USA jak i Rosji.
Do tego dochodzi kwestia chińska (Rosja mogła by być dla USA przeciwwagą dla CHRLD w regionie)
Byłoby tu w sumie urzeczywistnienie myśli modnego amerykańskiego neokonserwatysty
Roberta Kagana, według którego światu grozi podzielenie się na Ligę Demokracji (obóz
euratlantycki) i Ligę Autokracji (Rosja, Chiny i wspierane przez nie "reżimy"), czyli krok w
dobrą stronę. :-)
Tylko, ze my bylibyśmy wówczas (jako część Europy) w lidze demokratycznej
Zakupy uzbrojenia mają charakter strategiczny, gdyż trwale wiążą państwo-nabywcę z
państwem-producentem. To właśnie dlatego zakupowi wielozadaniowego myśliwca dla
polskiej armii towarzyszyły te wszystkie spory. Z tego samego powodu, od początku było
pewne, że polskie władze zadecydują o zakupie amerykańskich F-16. Wchodzą tu przecież
w grę znajomość technologii, dostawy części zamiennych, uzbrojenia, amunicji,
modernizacja itp.
Nie do końca. Tak naprawdę znajomość tych wszystkich rzeczy zdobywa się dopiero po uzyskaniu licencji
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
68 z 95 2012-10-06 15:06
(pełnej) od producenta. Czyli wszystkie plany, kody źrodłowe, dostep do ludzi znających pełen cykl
produkcyjny etc. Obecnie to my np. bez zgody i wsparcia Amerykanów nie możemy zintegrować sobie z
naszymi F-16 dodatkowych rodzajów uzbrojenia, które nie były zakupione w pakiecie z samolotami.* W
przypadku zakupu myśliwców wybór zresztą był ograniczony: główny konkurent 16 czyli Grippen, lata na
amerykańskim (licencyjnym silniku). W związku z tym Szwedów obowiązują pewne ograniczenia
eksportowe. To jest jeszcze kolejna kwestia, bowiem w USA każda sprzedaż broni za granicę musi
uzyskać zgodę Senatu. W wypadku jeśli nie ma podpisanej umowy z pełną licencją, to w dalszym ciągu
pozostaje się (mówimy tu o bardziej zaawansowanych technicznie rodzajach uzbrojenia) zależnym od
państwa producenta, które poprzez odmowę pomocy w serwisowaniu (a wszelkie bardziej poważne prace
należny prowadzić już w zakładach wytwórcy) może doprowadzić do unieszkodliwienia danego rodzaju
broni. Już o hipotetycznych "kill switchach" nie wspomnę...
. Na przykład premier brytyjski Blair przyznał którymś razem, że Zjednoczone Królestwo
nie byłoby w stanie samodzielnie (bez pomocy USA) prowadzić dziś wojny. Podczas wojny
o Malwiny rzeczywiście flota brytyjska mogła dopłynąć na miejsce i wykonać zadanie tylko
dzięki dostawom sprzętu i paliwa przez siły amerykańskie.
Powiem więcej: obecnie potencjał atomowy Zjednoczonego Królestwa opiera się na amerykańskich
pociskach Trident D-5.
*Próby modernizacji na własną rękę zaś, bez udziału producenta potrafią być b. ryzykowne co pokazał
przykład rumuńskiego Lancera - modernizacji leciwych MiGów-23, podjętej wspólnie z Izraelem, bez
wsparcia OKB Mikojana i Guriewicza. Nie wyszło najlepiej - usterki i wypadki stały się plagą tego
programu.
Ronald..Lasecki - 29 Wrzesień 2011, 19:15
[quote="Tankomaster"]
główny konkurent 16 czyli Grippen, lata na amerykańskim (licencyjnym silniku).
Był jeszcze francuski Mirage i o ile pamiętam ówczesne komentarze, to właśnie ewentualne przyjęcie tej
oferty było traktowane jako "stwarzające większe zagrożenie dla stosunków transatlantyckich" niż oferta
szwedzko-brytyjska.
W wypadku jeśli nie ma podpisanej umowy z pełną licencją, to w dalszym ciągu pozostaje
się (mówimy tu o bardziej zaawansowanych technicznie rodzajach uzbrojenia) zależnym od
państwa producenta, które poprzez odmowę pomocy w serwisowaniu (a wszelkie bardziej
poważne prace należny prowadzić już w zakładach wytwórcy) może doprowadzić do
unieszkodliwienia danego rodzaju broni.
Tak, właśnie to miałem na myśli w swoim poprzednim wpisie; znowu posłużyłem się być może
niezrozumiałym skrótem myślowym.
Adam Danek - 7 Październik 2011, 17:19
Ronald..Lasecki napisał/a:Autonomię prowincje zachowałyby na przykład w dziedzinie
polityki podatkowej czy inwestycyjnej, żeby pozostać przy gospodarce.
...no i to by było na tyle, gdy idzie o międlenie o "podmiotowej pozycji Polski w UE". Możnaby jeszcze
przypomnieć osławione unijne "kwoty", czyli zmuszanie np. Polski do marnotrawstwa wytworzonych
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
69 z 95 2012-10-06 15:06
towarów, które możnaby z zyskiem eksportować, bo zabroniły tego Niemcy (czasem Francja), bo to by
zezłościło jakieś ich wewnętrzne lobby zawodowe produkujące analogiczny towar.
Odkąd to ksiądz Rafał stał się autorytetem w dziedzinie integracji europejskiej i stosunków
międzynarodowych?
A odkąd w ogóle trzeba być autorytetem, żeby coś trafnie zauważyć i podsumować?
Zagrożenie dla euro spowodowane kryzysem zadłużeniowym kilku państw i upadkiem
gospodarki Grecji,
...wykorzystanym przez Niemcy do zupełnie nieskrywanego "przejęcia" tego państwa (co każe
zastanowić się, w jakim stopniu upadek ten mógł zostać wywołany z premedytacją)...
To trochę niezwiązane z tematem, ale od dawna już nasuwa mi się spostrzeżenie, że Adam
Wielomski reprezentuje po prostu prorosyjskie poglądy na politykę zagraniczną. Jest to
jeden z możliwych wariantów tej polityki (obok proamerykańskiego, europejskiego,
międzymorskiego, trzecioświatowego etc.) i nie ma sensu go wyzywać tylko za to, że jest
prorosyjski i niechętny wariantom konkurencyjnym. Jest wiele argumentów za tym, żeby
nie mieć dobrej opinii o Adamie Wielomskim, ale ten jeden niekoniecznie się do nich
zalicza.
"Wielomszczyzna" to w tym przypadku nie poglądy prorosyjskie (jak widzisz, nie mam wcale nic
przeciwko nim, o ile nie towarzyszy im wazeliniarskie, natrętne moskalofilstwo), ale sposób ich
prezentacji, tj. uprawiana z rozmysłem gloryfikacja postaw poniżających (dla siebie samego, czy też dla
własnego państwa/narodu), w połączeniu z chamstwem wobec polemistów oraz przypisywaniem ich
poglądów, których nie wyznają. Gdyby nie te dwa ostatnie elementy konstytutywne, to można by było
powiedzieć, że "wielomszczyznę" w wersji proamerykańskiej uprawia p. Adamski z Frajerondy.
Zwolennicy "pobrzękiwania szabelką" krytykowani są na ogół za przypisywanie państwu do
wykonania roli, której nie będzie ono w stanie podołać, lub za wyznaczanie szkodliwych
celów jego działań w przestrzeni międzynarodowej.
Frazes o "szabelce" wykorzystywany jest raczej przez zwolenników wazeliniarstwa wobec danego
państwa do zbywania tych, którzy opowiadają się za polityką odmienną. Zazwyczaj towarzyszą mu uwagi
o tym, że brak wazeliniarstwa przecież "zantagonizowałby" nasze stosunki z tym państwem i w związku
z tym "ściągnąłby na nas poważne niebezpieczeństwo". Ten zaś argument jest bezwartościowy,
ponieważ kwestionuje w ogóle sens prowadzenia przez nasze państwo własnej polityki zagranicznej,
ponieważ to drugie państwo zapewne będzie "złościł" każdy krok, który nie jest wymyślony przez nie,
tylko przez nas samych, który wcześniej nie został z nim "uzgodniony" czyt. nie wystąpiono do niego
uprzednio o łaskawe pozwolenie na jego powzięcie, odstępując od niego natychmiast w wypadku braku
jego uzyskania. Jeżeli chcielibyśmy podążać za tymi światłymi napomnieniami, powinniśmy więc
rozwiązać MSZ, a jego kompetencje scedować na warszawską ambasadę tego państwa.
Ja natomiast uważam słowianofilstwo za rosyjski odpowiednik endeckości,
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
70 z 95 2012-10-06 15:06
Słowianoflistwo mieszasz z panslawizmem, który powstał w wyniku jego rozkładu. Słowianofile bazowali
na poglądzie o wyjątkowo wysokiej wartości kultury (wschodnio)słowiańskiej, nie interesując się w ogóle
etnicznością czy tym bardziej rasą (w przeciwieństwie do panslawistów i endeków). Słowianofilstwo
miało treść tradycjonalistyczną, a endecja - modernistyczną. Albo, mówiąc terminami francuskiego
romantyka P. Ballanche'a, słowianofile byli "archeofilami", a endecy "neofilami".
natomiast w latynizmie widzę wiele dobrego; sprzeciwiać się należy uniwersalistycznym
uroszczeniom niektórych co bardziej prymitywnych łacinników, ale kultura łacińska jako
taka ma swoje miejsce w Europie i wywarła pozytywny wpływ w Polsce.
"Wartość spuścizny dziejowej" Polski (mówiąc słowami prof. W. Konopczyńskiego) leży w tym, że
próbowała ona wytworzyć nową cywilizację. "Latynocentryzm" zarówno w wersji konserwatywnej, jak i w
wersji oświeceniowo-liberalnej to postacie okcydentalizmu, a okcydentalizm trzeba ciąć. Największą
wartość ma to, co nas różnicuje od Zachodu, a nie to, co nas do niego upodabnia.
"Car-demokrata",
A skądże znowu. Podjął reformy, które miały odwrócić liberalne reformy jego nieszczęsnego poprzednika
Aleksandra II i prowadzić do odbudowy społeczeństwa stanowego. Aleksander III upodobania miał nie
demokratyczne, lecz reakcyjne. Dość przypomnieć jego słynny toast na bankiecie dyplomatycznym na
Zachodzie, kiedy poproszony wzniesienie toastu powiedział przy różnych koronowanych głowach, że pije
zdrowie księcia Czarnogóry, "mojego jedynego sojusznika w całej Europie" (Czarnogóra byłą wówczas
najbardziej archaicznym krajem kontynentu, a przynajmniej za taki uchodziła).
W okresie Sejmu Wielkiego w 1790 r. stanął traktat przymierza pomiędzy Prusami a
Polską, skierowany przeciwko Austrii.
Nabranie się Polski na projekt przymierza polsko-pruskiego spowodowało II rozbiór. Znany jest nie od
dziś pogląd sformułowany przez znakomitych historyków, głoszący, iż ten projekt był tylko przynętą
mającą spowodować taki właśnie a nie inny bieg zdarzeń i zakończyć się nowymi nabytkami
terytorialnymi dla Prus. Inaczej mówiąc, to przymierze polsko-pruskie w XVIII wieku spełniło tę samą
rolę, co w XX wieku brytyjskie i francuskie "gwarancje" niepodległości Polski.
Z kolei już w XX wieku państwo polskie zostało odbudowane w 1916 r. przez Niemcy.
Ha, no ja bym raczej powiedział, że to Niemcy dbali o to, żeby Królestwo Polskie pozostało bezwolnym
kadłubem w ich rękach, blokując wszystkie inicjatywy ukierunkowane na nadanie mu realnej subtancji,
podejmowane w latach 1916-1917 przez Austro-Węgry. Tak czy siak, postawienie Królestwa Polskiego
nastąpiło w sytuacji konfliktu między Niemcami a Rosją - i to jest sytuacja dla Polski korzystna -
natomiast niewątpliwie nie nastąpiłoby nigdy w sytuacji rosyjsko-niemieckiego przymierza, które jest dla
Polski mordercze. Nic innego wcześniej nie napisałem. To zresztą pogląd nie mój, tylko Adolfa
Bocheńskiego i innych polskich geopolityków.
Orientacja eurazjatycka Niemiec związana jest z ich obecnością nad Bałtykiem, tak więc w
Prusach i w Inflantach. Tymczasem sukcesorem terytorialnym zlikwidowanego w 1947 r.
państwa pruskiego pozostaje dziś Polska.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
71 z 95 2012-10-06 15:06
Nie bardzo. Jeżeli już, to jest nim Rosja, która kontroluje ośrodek pruski (były Królewiec).
Komunikacyjnymi węzłami stały się bałtyckie Szczecin i Gdańsk oraz "kontynentalna"
Warszawa. Zmalała zarazem rola "papistowsko-łacińskiego" i tradycyjnie antywschodnio
zorientowanego Krakowa.
Nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi. Jeżeli "antywschodnio" ma znaczyć "antyrosyjsko", to "tradycyjnie
antywschodnio" (czy raczej antysowiecko) zorientowane były Lwów i (zwłaszcza) Wilno. Kraków
natomiast był motorem dynamicznej polityki wschodniej, czyli właśnie takiej, jaką Polska prowadzić
powinna. To tzw. w podręcznikach "małopolscy możnowładcy" byli głównym czynnikiem politycznym unii
polsko-litewskiej (czyli tego, co stanowi główny historyczny butthurt rzeczników zachodniactwa i
"łacińskiego szowinizmu") i w ogóle ekspansji Królestwa Polskiego na Wschód. Pokazał to dobrze
nacjonalista prof. Zygmunt Wojciechowski w ciekawej skądinąd pracy geohistorycznej Dwa ośrodki
państwotwórcze w Polsce na przestrzeni dziejów i ich zasięg geograficzny.
Stąd prosty wniosek, że współcześnie silnemu związkowi Niemiec z Rosją będzie sprzyjał
jeszcze silniejszy związek Niemiec z Polską. Polska w tym układzie weszłaby w rolę
napisaną dla niej w roku 1790,
...i zrealizowaną w 1793.
Samo państwo polskie w naturalny sposób powinno akcentować silniej niż robi to obecnie,
swoje nachylenie bałtycko-arktyczne.
A tutaj akurat się zgadzam.
Trochę pisał o tym rosyjski profesor Sergiusz Karaganow w lipcu 2009 r.
Zapadnik i antytradycyjny perukarz. Do wora.
Ronald..Lasecki - 7 Październik 2011, 23:59
[quote="Adam Danek"]
...wykorzystanym przez Niemcy do zupełnie nieskrywanego "przejęcia" tego państwa (co
każe zastanowić się, w jakim stopniu upadek ten mógł zostać wywołany z premedytacją)...
Co potwierdza jedynie moja tezę, że małe (narodowe, subnarodowe) państwa nie mające sensu
geopolitycznego - a taki mogą mieć jedynie samowystarczalne strategicznie i gospodarczo wielkie
przestrzenie - nigdy nie były, nie są dziś i nigdy trwale nie będą suwerenne i niepodległe de facto.
Wyjąwszy sytuacje przejściowego chaosu towarzyszącego upadkowi danego systemu międzynarodowego
i narodzinom nowego, mogą istnieć jedynie albo jako podmioty większej całości, albo być
przedmiotowymi uczestnikami stosunków międzynarodowych - poddanymi władzy innych politycznych
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
72 z 95 2012-10-06 15:06
lub niekiedy nawet gospodarczych ośrodków siły.
uprawiana z rozmysłem gloryfikacja postaw poniżających (dla siebie samego, czy też dla
własnego państwa/narodu)
To można jednak odczytywać w bardzo różny sposób. Sam chwaliłeś w jednym ze swych tekstów
austriackiego agenta, zwolennicy atlantyzmu mają swojego Kuklińskiego, germanofile mają Feliksa
Burdeckiego i podobnych mu kolaborantów itp. Niby wiadomo, o co chodzi, ale praktycznie bardzo
trudno jest przeprowadzić tutaj granicę.
w połączeniu z chamstwem wobec polemistów oraz przypisywaniem ich poglądów, których
nie wyznają.
Napisał ten, który wyzywa i bluzga na endeków przy kazdej dosłownie okazji
Ja mam tutaj w pewnym stopniu "uprzywilejowaną" pozycję, bo doktryny, z którymi sympatyzuję, w
tradycji polskiej nie były reprezentowane w zasadzie w ogóle. Stąd też przypatruję się trochę z boku
choćby kłótniom "bertyzelian" i "wielomskistów" i szczerze pisząc - na podstawie wpisów czynionych
przez obydwie strony w różnych miejscach i na portalach społecznościowych, nie uważam wcale, by racja
w tej kłótni i jakaś kolosalna różnica w kulturze polemicznej przemawiała wyraźnie na korzyść jednej ze
stron.
Słowianoflistwo mieszasz z panslawizmem, który powstał w wyniku jego rozkładu.
Słowianofile bazowali na poglądzie o wyjątkowo wysokiej wartości kultury
(wschodnio)słowiańskiej, nie interesując się w ogóle etnicznością czy tym bardziej rasą (w
przeciwieństwie do panslawistów i endeków). Słowianofilstwo miało treść
tradycjonalistyczną, a endecja - modernistyczną. Albo, mówiąc terminami francuskiego
romantyka P. Ballanche'a, słowianofile byli "archeofilami", a endecy "neofilami".
Słowianofilstwo było nurtem, który po uwłaszczeniu chłopów rozsadzać zaczął rosyjskie Cesarstwo po
liniach narodowościowych. Był to nurt odśrodkowy i przez to antypaństwowy i antymonarchiczny.
"Wartość spuścizny dziejowej" Polski (mówiąc słowami prof. W. Konopczyńskiego) leży w
tym, że próbowała ona wytworzyć nową cywilizację. "Latynocentryzm" zarówno w wersji
konserwatywnej, jak i w wersji oświeceniowo-liberalnej to postacie okcydentalizmu, a
okcydentalizm trzeba ciąć. Największą wartość ma to, co nas różnicuje od Zachodu, a nie
to, co nas do niego upodabnia.
Jak pisałem wcześniej, sprzeciwiam się co bardziej prymitywnym łacinnikom wyznającym któreś z
poniższych twierdzeń, bądź ich kombinację:
1) chrześcijaństwo jest tożsame z kulturą łacińską (ewentualnie "cywilizacją" łacińską)
2) kultura łacińska jest jedyną kultura prawdziwą i jako jedyna posiada jakąkolwiek wartość. Spoza
kultury łaciśńkiej nie może pochodzić nic dobrego.
3) wszystko, co wartościowe w kulturze polskiej, miało swoje pochodzenie na łacińskim Zachodzie,
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
73 z 95 2012-10-06 15:06
kultura polska zaś powinna zostać utożsamiona z obecnymi w niej treściami łacińskimi.
Są to oczywiście stwierdzenia nieprawdziwe, zakłamujące rzeczywistość i chyba tylko TFP-owcy, co
bardziej poczciwi "tradycjonaliści katoliccy" i wielbiciele twórczości Feliksa Konecznego są gotowi bronić
tak karkołomnych tez.
Natomiast wpływy łacińskie, rzymskie, oddziaływujace głównie za pośrednictwem Kościoła, wniosły w
Polsce wiele dobrego; przede wszystkim organizację, co było niezwykle ważne we wczesnym
Średniowieczu, ponadto wpływy architektoniczne, literackie, kulinarne, w dziedzinie obyczajów, pismo,
wzorce poetyckie, w dziedzinie sztuki itp. Ja bardzo wysoko oceniam kulturę śródziemnomorsko-łacińską,
pozytywnie też patrzę na jej wpływ w Polsce i w ogóle w Europie Środkowej (a za pośrednictwem Polski
też w Europie Wschodniej).
Co wszystko nie zmienia faktu, że kulturę europejską składa się też dziedzictwo niemieckie, greckie,
słowiańskie, skandynawskie, celtyckie a nawet ugrofińskie i turańskie, które wniosły niekiedy nawet
bardziej wartościowe treści, niż spuścizna zachodniorzymska (choćby kojarzone na ogół z dziedzictwem
Germanów monarchia, rycerstwo, honor, pojedynek). Również w Polsce mamy kilka dających się wskazać
czynników historycznych odmiennych od lacińskiego, które ukształtowały zbiorową kulturosobowość
narodową, tak więc należałoby je odpowiednio docenić. Natomiast zamiar odcięcia Polski od świata
łacińskiego (którego zresztą jest częścią) i zaprzeczenia wpływu kultury romańskiej w Polsce zupełnie do
mnie nie przemawiają i jestem im przeciwny.
Nabranie się Polski na projekt przymierza polsko-pruskiego spowodowało II rozbiór. Znany
jest nie od dziś pogląd sformułowany przez znakomitych historyków, głoszący, iż ten
projekt był tylko przynętą mającą spowodować taki właśnie a nie inny bieg zdarzeń i
zakończyć się nowymi nabytkami terytorialnymi dla Prus. Inaczej mówiąc, to przymierze
polsko-pruskie w XVIII wieku spełniło tę samą rolę, co w XX wieku brytyjskie i francuskie
"gwarancje" niepodległości Polski.
Sojusz zdezaktualizował się szybko w konsekwencji niekorzystnego obrotu spraw w Austrii i Imperium
Ottomańskim. Przed tym miał jednak konkretne umocowanie w sytuacji międzynarodowej.
Ha, no ja bym raczej powiedział, że to Niemcy dbali o to, żeby Królestwo Polskie pozostało
bezwolnym kadłubem w ich rękach, blokując wszystkie inicjatywy ukierunkowane na
nadanie mu realnej subtancji, podejmowane w latach 1916-1917 przez Austro-Węgry.
Autro-Węgry co najmniej od czasu nieodnowienia traktatu o Trójprzymierzu nie były podmiotowym
uczestnikiem stosunków międzynarodowych, tylko satelitą Niemiec. Z tego powodu stawianie na Wiedeń
przeciwko Berlinowi było wówczas nonsensem.
Nie bardzo. Jeżeli już, to jest nim Rosja, która kontroluje ośrodek pruski (były Królewiec).
Pomorze Szczecińskie, dawne Prusy Zachodnie, Śląsk, Poznańskie, część Brandenburgii i połowa Prus
Wschodnich znajdują się dziś w granicach Polski. Na początku XIX wieku może jakaś 1/5 Prus leżała na
zachód od Odry.
Nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
74 z 95 2012-10-06 15:06
Galicyjskie elity konserwatywne w XIX weku były antyrosyjskie, katolickie, łacińskie, antyprawosławne i
antyrusińskie. Do dziś zresztą tak jest, bo przecież krakowski OMP z wykładającym na UJ prof. Nowakiem
jest piłsudczykowski, konserwatywny i antyrosyjski. Na lewicy antywschodnio był i jest nastawiony
choćby wydawany w Krakowie "Tygodnik Powszechny".
A tutaj akurat się zgadzam
.
Ja przez to rozumiem infrastrukturalne, transportowe i gospodarcze, generalnie funkcjonalne,
zacieśnienie kontaktów z Danią, Skanią, Meklemburgią, które geopolitycznie "dopełniają" polskie
Pomorze, poza tym złym pomysłem nie jest "dywersyfikacja" źródeł nośników energii z Morza Północnego
i budowanie połączeń infrastrukturalnych z Warszawy do Sankt-Petersburga (żeby wreszcie kiedyś
powstała łącząca dwa miasta autostrada przez państwa nadbaltyckie). Polska ma też tradycje obecności
naukowej i sportowej na Szpicbergenie i rybackiej w Arktyce. Pozostaje też turystyka i krajoznawstwo -
wszyscy czytali książki o Indianach, ale czy ktoś wie coś konkretnego o Lapończykach?
Bartosz Bekier - 8 Październik 2011, 16:00
Ronald..Lasecki napisał/a:Dzisiejsze rozbicie świata na małe państewka nie zapobiega, lecz
zwiększa siłę i skuteczność globalistycznej uniformizacji i amerykanizacji. Tym mógłby
zapobiec tylko podział globu na kilka zamkniętych i samowystarczalnych ekonomicznie i
strategicznie imperiów - wielkich przestrzeni.
Mógłby zapobiec, ale nie zapobiega, bo świat ulega fragmentaryzacji, zaś w miejsce procesów
integracyjnych pojawiły się procesy dezintegracyjne. Dyskusja o tym, czyim to służy interesom w
szerszej perspektywie, to inny problem. Według teorii anarchii w stosunkach międzynarodowych, ilość
aktorów, choćby o skrajnie nierównych potencjałach, zawsze komplikuje stosunki i poszerza margines
nieprzewidywalności. Współczesna uniformizacja i globalizacja to raczej wynik minionej ery "wielkich
przestrzeni", którą zwyciężył blok demoliberalny, co przekłada się na jego współczesną dominację
kulturową w większej części globu.
Pomocne może być tu odwołanie się do rzeczywistości Rzeszy czasów średniowiecznych;
mnożenie zwalczających się nawzajem i szachujących małych państewek jest na rękę
najwyższemu suwerenowi.
Odwołanie się do rzeczywistości Rzeszy faktycznie jest pomocne, ale dla strony która pragnie udowodnić,
iż mnożenie ośrodków wpływu, choćby w pojedynkę słabych i "kalekich", nie jest na rękę najwyższemu
suwerenowi. To najwyższy suweren (Cesarz) był zakładnikiem różnych wewnętrznych koalicji, które
przybierały najróżniejsze formy i konstelacje, byle tylko Cesarz był jak najdalej od osiągnięcia realnej
władzy w Imperium. Gdyby było inaczej, to rozwiązanie problemu, dajmy na to, Związku Wieleckiego,
byłoby kwestią 5-letniej kampanii, nie zaś wielu wieków zmagań, prowadzonych zresztą ze zmiennym
szczęściem.
Jeśli dla współczesnego, pogrążonego w mrokach demokracji świata, cywilizacji iPhonów i "praw
człowieka", nadejdzie kiedyś apokalipsa w postaci Imperium, to na jego czele nie będzie stał Cesarz
szanujący "jedność w różnorodności", municypalizm i pluralizm, lecz jednostka odwołująca się do
totalnych rządów autorytetu. W świecie powszechnego wykorzenienia, a w konsekwencji przeminięcia
wszelkiej tradycyjnej wspólnotowości, powrót Średniowiecza nie jest możliwy, bo nie jest już możliwy
żaden organiczny porządek - materia, organizm do której miałby się on odwoływać, już nie istnieje.
Jedyne, co można zrobić, to za pośrednictwem totalitarnej inżynierii społecznej i strukturalnej
(państwowej) wybudować na zgliszczach przemijającej ery przejściowej Nowy Świat, będący częściowo
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
75 z 95 2012-10-06 15:06
aposterioryczną, częściowo aprioryczną projekcją analogiczną do dawno minionego Starego Świata.
Imperium, ale bez proponowanych "wspólnot drwali", flisaków itd., których zastąpi korporacyjny system
uporządkowania wolnych zawodów i powszechna organizacja społeczno-państwowa o strukturze
wertykalnej.
Europę Środkową widziałbym raczej w konstelacji Mitteleuropy, czyli wspólnie z Niemcami.
Koncepcja międzymorska zakłada natomiast budowę środkowoeuropejskiego bloku z
wyłaczeniem i wbrew Niemcom, co moim zdaniem nie jest możliwe.
Jest możliwe, w oparciu o Rosję. By jednak mogło do tego dojść, Rosja musiałaby przewartościować
swoją politykę względem Europy Środkowo-Wschodniej poprzez "zakotwiczenie" się w regionie za
pośrednictwem Polski i jej lokalnych sojuszników/członków międzymorskiej federacji, oraz zwrócenie
głównego wektora swej polityki na coraz bardziej zagrożony Kaukaz i Daleki Wschód. Mieliby w tym
czasie spokój na zachodniej flance, no i mogliby liczyć na polskie kontyngenty 'obstrzelane' w misjach
stabilizacyjnych )
Bardziej prawdopodobny, tak jak zresztą pisałem wcześniej, jest scenariusz międzymorza powiązanego z
Niemcami (tak obecnie interpretuję Mittleuropę), z Polską będącą kotwicą Republiki Federalnej Niemiec
w Europie Środkowej, realizującą częściowo własną (zależnie od woli Berlina), częściowo "europejską"
politykę, co czasem pozwoli (a czasem nie) na realizację polskiej racji stanu. W tej sytuacji śmiertelnym
zagrożeniem dla Polski byłaby jakakolwiek forma zrzeszenia się Rosji z funkcjonującym na tych zasadach
Imperium Europaeum - profity z tej współpracy zbijaliby Niemcy, natomiast Polska w dalszym ciągu
ponosiłaby konsekwencje wynikające z ich polityki wschodniej. Jest chyba tylko jedna okoliczność, która
mogłaby nieco odmienić tradycyjnie tragiczną "polską kartę" w tej konstelacji - Rosja musiałaby w
przymierzu z Europą stać się taka, jakiej chcą obecnie Europejczycy - demoliberalna, "wykastrowana". W
takim układzie będzie stopniowo, lecz nieuchronnie tracić kontrolę nad wszystkim, co jest za Uralem, a
Polska za wstawiennictwem Niemiec i reszty Europy, mogłaby ją rozgrywać nawet na Ukrainie i Białorusi.
Tankomaster - 8 Październik 2011, 17:53
Jedyne, co można zrobić, to za pośrednictwem totalitarnej inżynierii społecznej
Ronald na czele Lebensbornu? Byłoby epicko...
Adam Danek - 8 Październik 2011, 18:20
Ronald..Lasecki napisał/a:Zakupy uzbrojenia mają charakter strategiczny, gdyż trwale
wiążą państwo-nabywcę z państwem-producentem.
Pytanie, czy jest to nieuniknione, tzn. czy nie da się wybierać takich ofert, by nie zakładać sobie cudzej
smyczy na szyję. Skoro udaje się to takiej Nigerii (z całym szacunkiem dla jej mieszkańców), to dlaczego
nie miałoby udawać się Polsce? Do tej pory polityka zbrojeniowa Republiki Okrągłego Stołu wygląda tak,
jak piszesz: kupujemy stary złom (jak ten amerykański myśliwiec), żeby wejść w tyłek państwu
pochodzenia - i to bez względu na to, czy rządzi akurat "eurazjatycki Tusk" czy "euratlantycki
Kaczyński", czy jeszcze ktoś inny ich pokroju - ale, jak wspomniałem, przykład różnych państw, wcale
nie zawsze mocniejszych od Polski, pokazuje, że nie działa tu żaden nieunikniony determinizm.
A w sprawie myśliwca faktycznie chyba najlepsza była oferta francuska. Francja jako jedno z nielicznych
państw posiada własny przemysł zbrojeniowy z prawdziwego zdarzenia, stworzony przez de Gaulle'a
rozmyślnie po to, by uniezależnić w tych kwestiach Francję od USA.
Napisał ten, który wyzywa i bluzga na endeków przy kazdej dosłownie okazji
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
76 z 95 2012-10-06 15:06
Naprawdę? Ostatnio to chyba Ty nazwałeś ND "ruchem całkowicie bezwartościowym", z czym ja się nie
zgadzam. Spójrz za to lepiej na cysterny śliny i błota, które wyrzucasz z siebie "przy każdej dosłownie
okazji" na zwolenników orientacji proamerykańskiej i/lub rzeczywistych i urojonych sympatyków PiS.
A skoro już mowa o tychże, to jednym z ciekawszych epizodów w polityce zagranicznej Republiki
Okrągłego Stołu była polityka prowadzona przez p. Fotygę w pierwszym gabinecie PiS (tym z
Marcinkiewiczem): prób zbliżenia do Rosji i jednocześnie zdystansowania się do "republiki bońskiej".
Eksperci-komentatorzy określali ją wprost jako "politykę neoendecką".
Tankomaster - 8 Październik 2011, 18:44
A w sprawie myśliwca faktycznie chyba najlepsza była oferta francuska. Francja jako jedno
z nielicznych państw posiada własny przemysł zbrojeniowy z prawdziwego zdarzenia,
stworzony przez de Gaulle'a rozmyślnie po to, by uniezależnić w tych kwestiach Francję od
USA.
Fakt, że tutaj zasługi de Gaulle'a sa wielkie. Najlepiej widac to w dziedzinie broni nuklearnej gdzie
Francja doszła do tego w zasadzie sama, w odróżnieniu od Brytyjczyków, uzależnionych od USA. A jak
interesują Cię takie sprawy (zakupy uzbrojenia a polityka etc.) to polecam Twojej uwadze Finlandię,
która również podczas Zimnej Wojny prowadziła politykę "równego dystansu" tj. kupowania broni
zarówno ze Wschodu jak i Zachodu.
Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 02:21
[quote="Bartosz Bekier"]
Według teorii anarchii w stosunkach międzynarodowych
W warstwie deskryptywnej, mianowicie w zakresie w jakim tego rodzaju teorie dociekają przyczyn i
natury charakteru stosunków międzynarodowych w określonym miejscu i czasie, mają one pewne
zastosowanie, natomiast zupełnie nietrafione są wszelkie próby tworzenia na tej bazie teorii pozytywnej
(doktryny, programu), tak więc rozmaite koncepcje świata jako "uporządkowanej anarchii" lub jako
"poliarchii". Ignorują one zupełnie warstwę fizyczną (geograficzną) rzeczywistości międzynarodowej i
działające także w pomiędzy państwami prawo doboru naturalnego i przetrwania najlepiej
przystosowanych. W wolnej chwili może zajmę się krytyczną recenzją teorii prof. Skarzyńskiego na ten
temat.
Osobiście uważam natomiast, że współczesny stan stosunków międzynarodowych najtrafniej opisują
geopolityka, teoria systemowa, teoria zależności Johana Galtunga, teoria systemu światowego
Wallersteina i teoria globalnego imperium Michaela Hardta i Antonia Negriego (w Polsce jako pierwszy
zauważył ją Tomasz Gabiś) - to na ich styku trzeba szukać odpowiedzi o charakter dzisiejszej
rzeczywistości międzynarodowej.
Jedyne, co można zrobić, to za pośrednictwem totalitarnej inżynierii społecznej i
strukturalnej (państwowej) wybudować na zgliszczach przemijającej ery przejściowej Nowy
Świat, będący częściowo aposterioryczną, częściowo aprioryczną projekcją analogiczną do
dawno minionego Starego Świata. Imperium, ale bez proponowanych "wspólnot drwali",
flisaków itd., których zastąpi korporacyjny system uporządkowania wolnych zawodów i
powszechna organizacja społeczno-państwowa o strukturze wertykalnej.
Nic innego nigdy nie twierdziłem. Należy natomiast identyfikować pewne rzeczywiście zachodzące
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
77 z 95 2012-10-06 15:06
procesy społeczne i pewne faktycznie występujące powtarzalne prawidłowości, tak więc ustosunkować
się jakoś do zagadnień etnosu, środowiska, wspólnot naturalnych, w które człowiek ma skłonność się
łączyć i które wobec tego w takiej czy innej, mniej czy bardziej zdefektowanej formie (choćby poprzez
takie fora jak niniejsze) będą się zawiązywały. Stąd właśnie wyszedłem w tej dyskusji (a formalnie wyjdę
na łamach jednego z periodyków w formie artykułu) z koncepcją "neo-volkizmu", który w moim
przekonaniu stanowi dosyć obiecujący kierunek poszukiwań.
Natomiast ilustracje danego twierdzenia analogiami historycznymi są o tyle przydatne, że łatwiej się
przy ich pomocy dokonuje obrazowania określonych tez. Na zasadzie takiego obrazowania można by
napisać, że budowanie nowego porządku będzie miało charakter przypominający kreowanie ładu ex
nihilo przez monarchów wczesnośredniowiecznych, choćby chrystianizację i przyłączenie Germanii przez
Karola Wielkiego. Czyli bedzie to "inżynieria społeczna" o charakterze "konstruktywistycznym" i
"totalitarnym", żeby posłużyć się współczesnym słownictwem.
Jest możliwe, w oparciu o Rosję.
Europa Środkowa (to, co pomiędzy Niemcami a dzisiejszymi zachodnimi granicami Rosji), nawet
poszerzona o kraje jugo-słowiańskie do wybrzeży Adriatyku, nie posiada potencjału równoważącego
rosyjski.
Europa Środkowa nie tworzy również pod żadnym względem jedności i w związku z tym jest skrajnie
mało prawdopodobne uformowanie jej w odrębny i przy tym spójny i jednolity blok. Sudety i Karpaty
oddzielają historyczne Węgry od Polski, które to dwa kraje nigdy nie tworzyły trwałej i rzeczywiście
funkcjonalnie zespolonej całości. Z kolei Dunaj zawsze łączył i do dziś łączy kraje austriackie i
południowoniemieckie z krajami węgierskimi, więc rozerwanie tych zależności byłoby arbitralne i
stwarzało układ nienaturalny i przez to niestabilny. Bliższy rzeczywistości, choć niepozbawiony wad
(skąd granica wschodnia akurat na granicy polsko-białoruskiej - Polesie polskie i białoruskie to przecież
ta sama kraina geograficzna, pewną granicę naturalną tworzą dopiero bagna środkowej Białorusi) jest
już taki oto obrazek:
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
78 z 95 2012-10-06 15:06
W tej sytuacji śmiertelnym zagrożeniem dla Polski byłaby jakakolwiek forma zrzeszenia się
Rosji z funkcjonującym na tych zasadach Imperium Europaeum - profity z tej współpracy
zbijaliby Niemcy, natomiast Polska w dalszym ciągu ponosiłaby konsekwencje wynikające z
ich polityki wschodniej.
Dlatego też uważam, że powinno się dążyć do zintegrowania w ramach UE zarówno Białorusi jak i
Ukrainy w dzisiejszych ich granicach. Jakieś formy luźniejszej konfederacji powinny też objąć Gruzję (bez
Abchazji i Osetii Południowej). Sytuacja na Ukrainie zresztą zdaje się w tej sprawie rozwijać we
właściwym kierunku, bo Janukowycz nalega na stowarzyszenie Ukrainy z Unią Europejską i wyklucza
możliwość wejścia tego państwa do Unii Celnej skupiającej Rosję, Białoruś i Kazachstan, zaś Putin w
swojej ostatniej wypowiedzi na temat planowanej "unii eurazjatyckiej" wymienił jako jej państwa
założycielskie Rosję, Białoruś, Kazachstan, następnie zaś Kirgistan i Tadżykistan. Członkostwo
zaoferować miano by następnie Armenii, Abchazji i Osetii Południowej, Ukraina zaś pojawiła się tylko
jako ewentualny kandydat "w dalszym planie". Tak więc Rosja zaczyna powoli godzić się z trwałym
oderwaniem od niej Ukrainy. Pytaniem jest oczywiście, czy nie będzie się starała sprowokować oderwania
się jakiejś części tego państwa.
Barierą stojącą na przeszkodzie dalszemu zintegrowaniu Ukrainy z UE są natomiast jednostronnie
prorosyjska orientacja w Niemczech i Francji, oraz bariery ideologiczne w samej UE (czepianie się
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
79 z 95 2012-10-06 15:06
procesu Tymoszenko).
Jest chyba tylko jedna okoliczność, która mogłaby nieco odmienić tradycyjnie tragiczną
"polską kartę" w tej konstelacji - Rosja musiałaby w przymierzu z Europą stać się taka,
jakiej chcą obecnie Europejczycy - demoliberalna, "wykastrowana".
Ja natomiast uważam, że "tragiczną europejską kartę" da się odwrócić tylko w przypadku ideologicznego
przede wszystkim, ale następnie też proceduralnego, przezwyciężenia demoliberalizmu. I że ewentualne
skonfliktowanie się UE z USA oraz równoczesne zbliżenie z Rosją i państwami arabskimi musiałoby
spowodować pewnego rodzaju redefinicję tożsamości ideowej i międzynarodowej UE, bo nie da się
równocześnie zwalczać światowego rozsadnika demoliberalizmu wespół z dyktaturami i "semi-
dyktaturami", a zarazem samemu wierzyć w uniwersalność i moralną wyższość demoliberalizmu.
Na przykładzie Ukrainy, o czym wspomniałem już wyżej, i jeszcze wyraźniej na przykładzie Białorusi,
widać, jak szkodliwym obciążeniem dla polskiej polityki zagranicznej i dla UE jako całości, jest
demoliberalizm i poważne traktowanie "standardów demokratycznych".
W takim układzie będzie stopniowo, lecz nieuchronnie tracić kontrolę nad wszystkim, co
jest za Uralem,
Niekorzystne by było, gdyby Rosja utraciła Syberię i Daleki Wschód, a także gdyby rozerwano trwale jej
związki z Kazachstanem, ponieważ Rosja reprezentuje wobec Azji kulturę europejską i chrześcijańską.
Każde zatem poszerzenie panowania i wpływów Rosji w Azji jest dla nas korzystne i powinniśmy je
popierać.
Przy okazji też wrócę do swojej idee fixe, mianowicie do tezy o Kazachstanie jako państwie w organiczny
sposób związanego z Rosją, przez to zaś pośrednio i z Europą. Mniej więcej połowa mieszkańców
Kazachstanu to Europejczycy, językiem powszechnie używanym jest rosyjski, infrastrukturalnie i
gospodarczo Kazachstan związany jest z uralskim i nadwołżańskim ośrodkami przemysłowymi w Rosji,
państwo to popiera wreszcie, czy raczej inicjuje, wszystkie inicjatywy eurazjatyckie w przestrzeni
posowieckiej. Z pewnością zatem w planie przyszłej Wielkiej Europy (konfederacji UE i Rosji "od Lizbony
do Władywostoku") musi się znaleźć miejsce dla Kazachstanu.
Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 03:04
Czy Nigeria (...) ma własną flotę albo liczące się lotnictwo?
Chyba jednak nie ma: http://www.rp.pl/artykul/...ikaliowiec.html
Tankomaster - 9 Październik 2011, 09:27
Na zasadzie takiego obrazowania można by napisać, że budowanie nowego porządku
będzie miało charakter przypominający kreowanie ładu ex nihilo przez monarchów
wczesnośredniowiecznych, choćby chrystianizację i przyłączenie Germanii przez Karola
Wielkiego. Czyli bedzie to "inżynieria społeczna" o charakterze "konstruktywistycznym" i
"totalitarnym", żeby posłużyć się współczesnym słownictwem.
Inżynieria społeczna we wczesnym średniowieczu? Była w ogóle możliwa w sytuacji gdy aparat
wypracowany potem przez państwo nowożytne nie istniał? Mógłbyś rozwinąć? Śmiejesz się z ludzi
piszących, że Cesarstwo Rzymskie upadło przez socjalizm, a samemu uprawiasz nie lepszy prezentyzm.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
80 z 95 2012-10-06 15:06
Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 12:39
[quote="Tankomaster"]
O_O Inżynieria społeczna we wczesnym średniowieczu? Była w ogóle możliwa w sytuacji
gdy aparat wypracowany potem przez państwo nowożytne nie istniał? Mógłbyś rozwinąć?
Śmiejesz się z ludzi piszących, że Cesarstwo Rzymskie upadło przez socjalizm, a samemu
uprawiasz nie lepszy prezentyzm.
No, jak dla mnie wybicie sporej części populacji, obrócenie kolejnej części w niewolników, niszczenie
dotychczasowych miejsc kultu, wytworów kultury, rozbijanie starych struktur społecznych, narzucanie
nowej religii, nowego języka, zabudowa kraju nowego typu budownictwem, narzucenie nowego typu
organizacji społecznej i politycznej, to są elementy "iżynierii społecznej", chociaż oczywiście rzutowanie
tego terminu w przeszłość może trochę razić.
Tankomaster - 9 Październik 2011, 15:20
No, jak dla mnie wybicie sporej części populacji, obrócenie kolejnej części w niewolników,
niszczenie dotychczasowych miejsc kultu, wytworów kultury, rozbijanie starych struktur
społecznych, narzucanie nowej religii, nowego języka, zabudowa kraju nowego typu
budownictwem, narzucenie nowego typu organizacji społecznej i politycznej, to są
elementy "inżynierii społecznej", chociaż oczywiście rzutowanie tego terminu w przeszłość
może trochę razić.
W przypadku państw średniowiecznych pojawia się kwestia bariery technologicznej i skuteczności
aparatu władzy wraz z siłami zbrojnymi. Skoro często przeprowadzenie długotrwałego oblężenia jednej
twierdzy było problemem, to kwestia pacyfikacji danego obszaru i przeprowadzenia na nim "inżynierii
społecznej tym bardziej" - vide przykład, wspominanego już w dyskusji Połabia. Dalej trzeba pamiętać o
tym, że zmiany co do organizacji społecznej i politycznej odbywały się zazwyczaj stopniowo.
Chrześcijańscy monarchowie wczesnośredniowieczni bynajmniej nie kreowali ładu "ex nihilo" jak piszesz
- bazowali oni zwykle nad tym co poprzednie pogańskie jeszcze pokolenia wypracowały. Kłania się tu
rodzimy przykład ziem państwa Gnieźnieńskiego, w których rozwój państwowy (budowa grodów etc.)
jest wyraźnie uprzedni (koniec IX i początek X w. ) w stosunku do chrystianizacji.
Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 17:36
[quote="Tankomaster"]
W przypadku państw średniowiecznych pojawia się kwestia bariery technologicznej i
skuteczności aparatu władzy wraz z siłami zbrojnymi. Skoro często przeprowadzenie
długotrwałego oblężenia jednej twierdzy było problemem, to kwestia pacyfikacji danego
obszaru i przeprowadzenia na nim "inżynierii społecznej tym bardziej" - vide przykład,
wspominanego już w dyskusji Połabia. Dalej trzeba pamiętać o tym, że zmiany co do
organizacji społecznej i politycznej odbywały się zazwyczaj stopniowo. Chrześcijańscy
monarchowie wczesnośredniowieczni bynajmniej nie kreowali ładu "ex nihilo" jak piszesz -
bazowali oni zwykle nad tym co poprzednie pogańskie jeszcze pokolenia wypracowały.
Kłania się tu rodzimy przykład ziem państwa Gnieźnieńskiego, w których rozwój
państwowy (budowa grodów etc.) jest wyraźnie uprzedni (koniec IX i początek X w. ) w
stosunku do chrystianizacji.
No wiem, że to się odbywało stopniowo, ale mimo wszystko, na ile coś tam słyszałem o chrystianizacji
Germanii, to polegała ona na podboju i przeoraniu tamtejszego społeczeństwa. Nie inaczej zresztą było
chyba na ziemiach polskich; ilekroć wyjeżdżam gdzieś poza Warszawę i czytam o jakimś okolicznym
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
81 z 95 2012-10-06 15:06
grodzisku, to zazwyczaj trafiam na informację, że był gród niewielki, który spłonął lub został zburzony w
X-XI w., następnie zaś nie był już odbudowywany, albo na jego miejscu postawiono nowy-większy; tym
razem związany z władzą centralną.
Tankomaster - 9 Październik 2011, 18:01
Nie inaczej zresztą było chyba na ziemiach polskich; ilekroć wyjeżdżam gdzieś poza
Warszawę i czytam o jakimś okolicznym grodzisku, to zazwyczaj trafiam na informację, że
był gród niewielki, który spłonął lub został zburzony w X-XI w., następnie zaś nie był już
odbudowywany, albo na jego miejscu postawiono nowy-większy; tym razem związany z
władzą centralną.
Spalony przez kogo? W tym okresie było sporo wojen, nie koniecznie musiała dokonywać tego "władza
centralna" wobec własnych poddanych. Nie mówiąc już o czymś takim jak reakcja pogańska - czyli
proces dokładnie odwrotny do opisywanego przez Ciebie.
Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 18:55
No właśnie wszędzie (również w książkach historycznych - np. Jerzy Wyrozumski) piszą, że tu chodziło o
likwidację materialnego oparcia dla samodzielnych plemion, na jej gruzach zaś o budowę takiegoż
oparcia dla władzy książęcej. To by tłumaczyło likwidację tych grodów w zasadzie w jednym niemal
czasie (tzn. na przeciągu ok. wieku), który pokrywał się z czasem powstawania monarchii
wczesnopiastowskiej. No i fakt budowy bardziej regularnej sieci solidniejszych grodów, acz rozłożonych
luźniej i w mniejszej liczbie.
Tankomaster - 9 Październik 2011, 19:29
No właśnie wszędzie (również w książkach historycznych - np. Jerzy Wyrozumski) piszą, że
tu chodziło o likwidację materialnego oparcia dla samodzielnych plemion, na jej gruzach
zaś o budowę takiegoż oparcia dla władzy książęcej. To by tłumaczyło likwidację tych
grodów w zasadzie w jednym niemal czasie (tzn. na przeciągu ok. wieku), który pokrywał
się z czasem powstawania monarchii wczesnopiastowskiej.
Bo też grody miały znaczenie przede wszystkim administracyjno-wojskowe. Ich ludność stanowiła niły %
ogółu mieszkańców. Zatem ciężko ich niszczenie uznawać za przejaw jakiejś "inżynierii społecznej".
Bartosz Bekier - 10 Październik 2011, 00:02
Ronald..Lasecki napisał/a:Ignorują one zupełnie warstwę fizyczną (geograficzną)
rzeczywistości międzynarodowej i działające także w pomiędzy państwami prawo doboru
naturalnego i przetrwania najlepiej przystosowanych.
Teoria "anarchii" w stosunkach międzynarodowych trafnie opisuje pewien fragment rzeczywistości do
którego się odniosłem, nie widzę zatem powodu dla którego nie miałaby zostać przytoczona w rzeczonym
kontekście. Jest ona również kompatybilna z darwinizmem międzynarodowym, na który zdajesz się
powoływać - każdy organizm walczy o przetrwanie i zaspokajanie swoich indywidualnych potrzeb, a
zatem każdy utworzony na nowo, literą prawa międzynarodowego, lub de facto, "organizm", komplikuje
scenę międzynarodową. Grupa słabszych organizmów może podjąć doraźną, lub bardziej trwałą
współpracę dla obrony przed zakusami organizmu silniejszego.
Europa Środkowa (to, co pomiędzy Niemcami a dzisiejszymi zachodnimi granicami Rosji),
nawet poszerzona o kraje jugo-słowiańskie do wybrzeży Adriatyku, nie posiada potencjału
równoważącego rosyjski.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
82 z 95 2012-10-06 15:06
Nigdzie nie pisałem o równoważeniu potencjału rosyjskiego, czy też prowadzeniu polityki równowagi w
oparciu o międzymorze, ale o podjęcie z Rosją (bądź z Niemcami) współpracy w oparciu silniejszą
pozycję Polski wynikającą z utworzenia bloku państw Europy Środkowej. Odwołując się do wcześniejszej,
"darwinowskiej" narracji, grupa słabszych organizmów podejmując współpracę dla obrony przed atakiem
organizmu silniejszego nie musi dysponować realną przewagą fizyczną, ale taką, która zniechęci
drapieżnika do konfrontacji. Polska pełniąca funkcję "adwokata" i "ambasadora" Europy Środkowej, może
dysponować bardziej niezależną pozycją negocjacyjną względem Rosji (lub Niemiec), lecz również być
lepszym partnerem.
Ja natomiast uważam, że "tragiczną europejską kartę" da się odwrócić tylko w przypadku
ideologicznego przede wszystkim, ale następnie też proceduralnego, przezwyciężenia
demoliberalizmu. I że ewentualne skonfliktowanie się UE z USA oraz równoczesne zbliżenie
z Rosją i państwami arabskimi musiałoby spowodować pewnego rodzaju redefinicję
tożsamości ideowej i międzynarodowej UE, bo nie da się równocześnie zwalczać
światowego rozsadnika demoliberalizmu wespół z dyktaturami i "semi-dyktaturami", a
zarazem samemu wierzyć w uniwersalność i moralną wyższość demoliberalizmu.
To całkowicie błędne założenie. Ów rozsadnik demoliberalizmu jeszcze nie tak dawno sam powoływał
różne dyktatury i semi-dyktatury, co całkowicie nie przeszkadzało mu w podkreślaniu na każdym kroku
uniwersalności i moralnej wyższości demoliberalizmu. Błędne jest założenie, że w XXI wieku Europa jest
demoliberalna, bo demoliberalne są Stany Zjednoczone. Z perspektywy Brukseli, USA to agresywne
imperium, którego elekcyjny imperator prowadzi wojny nie licząc się z opinią międzynarodową, zaś
prawdziwy kaganek praw człowieka i liberalnej demokracji tli się w Parlamencie Europejskim. Nawet
gdyby Stany Zjednoczone zapadły się w tej chwili pod Ocean, lub z tych, czy innych przyczyn, wycofały
się z aktywnej polityki globalnej, Europa jest następna w kolejce do odgrywania roli rozsadnika
demoliberalizmu. W tej chwili nie robi tego dlatego, że 1) nie byłaby w stanie militarnie podołać roli
demoliberalnego żandarma, 2) traktuje "demokratyczne standardy" jeszcze bardziej serio niż USA, co
przekłada się na preferowanie koncyliacyjnych i polubownych metod rozwiązywania konfliktów i
pokojowego wymuszania reform "umacniających demokrację".
Ronald..Lasecki - 10 Październik 2011, 01:27
[quote="Bartosz Bekier"]
Teoria "anarchii" w stosunkach międzynarodowych trafnie opisuje pewien fragment
rzeczywistości do którego się odniosłem, nie widzę zatem powodu dla którego nie miałaby
zostać przytoczona w rzeczonym kontekście. Jest ona również kompatybilna z
darwinizmem międzynarodowym, na który zdajesz się powoływać - każdy organizm walczy
o przetrwanie i zaspokajanie swoich indywidualnych potrzeb, a zatem każdy utworzony na
nowo, literą prawa międzynarodowego, lub de facto, "organizm", komplikuje scenę
międzynarodową. Grupa słabszych organizmów może podjąć doraźną, lub bardziej trwałą
współpracę dla obrony przed zakusami organizmu silniejszego.
Rozumiem, o co chodzi, ale osobiście jestem bardziej przekonany do jakiejś formy zmieszania
wymienionych wcześniej geopolityki i teorii neomarksistowskich. Innymi słowy uważam, że rozproszenie
siły pomiędzy rzeszę zajmujących się głównie sobą nawzajem i swoimi lilipucimi problemami
uczestników SM , w sytuacji równoczesnego istnienia jednego ośrodka siły o randze supermocarstwa,
rodzą sytuację gdzie powstają rozmaite ekonomiczne i funkcjonalne zależności na liniach centrum-
peryferie, większość globu zdolna technicznie uczestniczyć w gospodarce światowej staje się częścią
systemu-świata organizowanego prze globalizację w coś na podobieństwo układu imperialnego, ale tym
razem takiego, jakim opisywali go Hobson, Lenin i Mao - czyli z eksploatacją, eksportem kapitału dla
zażegniania wewnętrznych sprzeczności w ośrodkach kapitalistycznych, pozyskiwaniem surowców i siły
roboczej, oraz jak opisują to Hardt i Negri (a w cześniej bodajże Horkheimer?) z globalistyczną
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
83 z 95 2012-10-06 15:06
superstrukturą instytucjonalną.
Anarchia jest tylko na obszarach nieobjętych globalistycznym systemem-światem; na pewno w Afryce
subsaharyjskiej, może na Bałkanach Zachodnich.
Ów rozsadnik demoliberalizmu jeszcze nie tak dawno sam powoływał różne dyktatury i
semi-dyktatury, co całkowicie nie przeszkadzało mu w podkreślaniu na każdym kroku
uniwersalności i moralnej wyższości demoliberalizmu.
Znalazło to nawet swój wyraz quasi-formalny w doktrynie ogłoszonej przez neokonserwatywną
ambasador USA przy ONZ w latach 80-tych Jeane Kirkpatrick. W 1982 r. ukazał się jej esej Dictatorships
and Double Standards: Rationalism and Reason in Politics, w którym skądinąd całkiem przytomnie
zauważyła, że autorytaryzmy nie tworzą żadnej własnej ideologii, która mogłaby stać się konkurencyjną
wobec amerykanizmu, tak więc w przeciwieństwie do komunizmu nie stanowią zagrożenia, mają
charakter komisaryczny lub charyzmatyczny i muszą w dłuższej perspektywie ewoluować w kierunku
demokracji liberalnej. Zatem, jeśli są antykomunistyczne i antysowieckie, Stany Zjednoczone powinny je
popierać. To samo tyczy się dyktatur prawicowych, których ideologia utraciła swoją socjalną bazę i które
zatem są jedynie reliktami, realnie nie zagrażając USA. Demoliberalizm nie został tu więc w żaden
sposób zrelatywizowany, ale po prostu realnie oceniono, że jest on mniej groźnym przeciwnikiem niż
mający pewien potencjał mobilizacyjny komunizm.
Błędne jest założenie, że w XXI wieku Europa jest demoliberalna, bo demoliberalne są
Stany Zjednoczone. Z perspektywy Brukseli, USA to agresywne imperium, którego
elekcyjny imperator prowadzi wojny nie licząc się z opinią międzynarodową, zaś prawdziwy
kaganek praw człowieka i liberalnej demokracji tli się w Parlamencie Europejskim. Nawet
gdyby Stany Zjednoczone zapadły się w tej chwili pod Ocean, lub z tych, czy innych
przyczyn, wycofały się z aktywnej polityki globalnej, Europa jest następna w kolejce do
odgrywania roli rozsadnika demoliberalizmu. W tej chwili nie robi tego dlatego, że 1) nie
byłaby w stanie militarnie podołać roli demoliberalnego żandarma, 2) traktuje
"demokratyczne standardy" jeszcze bardziej serio niż USA, co przekłada się na
preferowanie koncyliacyjnych i polubownych metod rozwiązywania konfliktów i pokojowego
wymuszania reform "umacniających demokrację".
Ale pod wpływem zmieniajacego się układu sił, państwa niekiedy zmieniają też swoją tożsamość
ideologiczną; tak się stało w Chinach Ludowych, w "czarnej" RPA (ostatnio niewpuszczono tam
Dalajlamy), w azjatyckich państwach posowieckich. Wersja demoliberalizmu istniejąca w Europie jest tak
absurdalna, zaś państwa w jej otoczeniu tak od niej dalekie, że zwyczajny proces politycznej adaptacji
powinien tu zadziałać. Obecnie nie działa, z powodu istnienia mocnego "rusztowania" amerykańskiego i
demoralizującego wpływu NATO-wskiego parasola ochronnego.
Adam Danek - 26 Październik 2011, 13:57
Do uwag Bartosza i Ronalda jeszcze się odniosę, ale to będzie wymagać ze trzech godzin pisania, więc
uczynię to, kiedy takowe wygospodaruję.
A tymczasem - typologia nacjonalizmu znaleziona na wspominanej tu gdzieniegdzie stronie:
http://polskakarta.blogsp...cjonalizmy.html
Socjal Patriota - 10 Listopad 2011, 08:16
Adam Danek napisał/a:Do uwag Bartosza i Ronalda jeszcze się odniosę, ale to będzie
wymagać ze trzech godzin pisania, więc uczynię to, kiedy takowe wygospodaruję.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
84 z 95 2012-10-06 15:06
A tymczasem - typologia nacjonalizmu znaleziona na wspominanej tu gdzieniegdzie
stronie:
http://polskakarta.blogsp...cjonalizmy.html
Pozwolę się wtrącić w waszą dysputę. Nie wiem czy wiecie ale za "Polska Kartą" stoi sam i nie kto inny
jak... KK. Non-stop wysyła mi linki do artykułów pytając czy trzeba coś zmienić, pomimo iż ja nie mam
nic wspólnego z tą jego inicjatywą polskiego NS.
Dezintegracja - 10 Listopad 2011, 09:54
Nietrudno się domyśleć kto promuje polski katolicki NS
NarodowyNR - 10 Listopad 2011, 12:13
Dezintegracja napisał/a:Nietrudno się domyśleć kto promuje polski katolicki NS
Daruś, zajmij się sobą i swoim blogiem.
Adam Danek - 10 Listopad 2011, 12:45
FalangaNY napisał/a:Pozwolę się wtrącić w waszą dysputę. Nie wiem czy wiecie ale za
"Polska Kartą" stoi sam i nie kto inny jak... KK.
Wiemy. Nic w tym złego.
pomimo iż ja nie mam nic wspólnego z tą jego inicjatywą polskiego NS.
Moim zdaniem jest to jedna z ciekawszych koncepcji w "trzecim obiegu" politycznym i mam nadzieję, że
będzie się pomyślnie rozwijać.
Daruś, zajmij się sobą i swoim blogiem.
Ale Panowie, sugerowałbym jednak dyskutować tu kwestie merytoryczne, a nie personalne.
Nawiasem mówiąc, czytam również blog "Dezintegracja Systemu" i ciekaw jestem, w jakim kierunku
pójdzie dalej.
Socjal Patriota - 15 Listopad 2011, 09:56
Adam Danek napisał/a:Wiemy. Nic w tym złego.
Oczywiście że nie, jedynie nadmieniłem autorstwo rzeczonych rewelacji . Koncepcja polskiego NS
jest ciekawa, jednakże warto by zdefiniować czym dokładnie jest (ma być?) owy polski NS. Koncepcja
państwa narodowego z gospodarką planowaną jest jak najbardziej pasująca do siebie; wszak obie drogi
myśleniowe uwalniają dany naród z kajdan ucisku.
NarodowyNR - 15 Listopad 2011, 17:01
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
85 z 95 2012-10-06 15:06
FalangaNY napisał/a:
Adam Danek napisał/a:Wiemy. Nic w tym złego.
Oczywiście że nie, jedynie nadmieniłem autorstwo rzeczonych rewelacji . Koncepcja
polskiego NS jest ciekawa, jednakże warto by zdefiniować czym dokładnie jest (ma być?)
owy polski NS. Koncepcja państwa narodowego z gospodarką planowaną jest jak
najbardziej pasująca do siebie; wszak obie drogi myśleniowe uwalniają dany naród z
kajdan ucisku.
Zauważ ze idea Polskiego NS nie jest ideą unitarną, każda partia NS miała w różnych kw inne zdanie na
dany temat, np. Kowal Lipiński był za monarchią, Partia Narodowych Socjalistów za demorkacją a NSPR
za dyktaturą. Tak samo dotyczy to wiele innych kw. Współczesny Polski NS jest wybraniem najlepszych
opcji ideowych z danych programów i ujednolicenie go.Trzeba go jednak "napisać". To jednak trochę
potrwa
Socjal Patriota - 16 Listopad 2011, 01:09
Mam nadzieję że polski NS nie zakończy przygody na katechonie Szczerskim i Honorze , jak i nie
pójdzie błędną drogą pewnych dzisiejszych organizacji "narodowo-radykalnych".
NarodowyNR - 16 Listopad 2011, 09:22
FalangaNY napisał/a:Mam nadzieję że polski NS nie zakończy przygody na katechonie
Szczerskim i Honorze , jak i nie pójdzie błędną drogą pewnych dzisiejszych organizacji
"narodowo-radykalnych".
Jeśli coś to na Sztormie68 i Ofensywie :-P
Wrzuce twój link z FB
http://wiadomosci.wp.pl/t...,wiadomosc.html
"Ruch" się "Rucha"
Reaktor - 13 Styczeń 2012, 23:30
Świadomość narodowa nie powstaje poprzez mechaniczne przelanie jej treści, takimi,
jakimi są u aktywnych członków narodu, na tych, którzy doń jeszcze nie należą. Korzenie
patriotyzmu, korzenie poczucia wspólności i solidarności z większą, wszystkich ogarniającą
całością, leżą w tym kompleksie uczuciowym, który najlepiej oddaje niemiecki termin:
Heimatliebe czy Heimatgefühl. Ojczyzna to przede wszystkim sentyment dla swojego
miejsca rodzinnego, przywiązanie do swego otoczenia; to zadowolenie z tych form
bytowania, w których się tkwi i spędza życie. Te małe ojczyzny, stanowiące świat przeżyć
najkonkretniejszych i najistotniejszych, uczą kochać wielką. Gdyż ta wielka ojczyzna,
pojmowana jako wielka wspólnota kulturalna, łączy ludzi w naród tylko wówczas, gdy
rzutując w nią swoje lokalne i najbardziej własne wartości kulturalne, podnoszą je do
godności wartości narodowych i w ten sposób włączają je w schemat większy, potężniejszy
i wspanialszy. tak więc Heimatliebe i Heimatgefühl są najżywotniejszymi rezyduami
ideologii narodowej: są one tymi irracjonalnymi impoderabiliami, bez których nie może być
chyba mowy o ojczyźnie szerszej ani o świadomości narodowej.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
86 z 95 2012-10-06 15:06
J. Obrębski, Problem etniczny Polesia, w: tenże, Dzisiejsi ludzie Polesia i inne eseje, Warszawa
2005, s. 109-110.
Apfelbaum - 14 Styczeń 2012, 13:11
Konstruowanie zaś osi "nacjonalizm-antynacjonalizm", w czym celują bystrzaki z "ruchu", nie ma sensu
bez ustalenia wcześniej, co właściwie należy rozumieć przez "nacjonalizm". W obrębie nie tylko obozu
narodowego, liczącego kilka pokoleń, ale nawet samej endecji występowały różne od siebie ujęcia
narodu, a inne wersje nacjonalizmu prezentowały OZN, Zadruga, ludowcy czy narodowi monarchiści.
Osobiście nie martwiłbym się z potrzebą definicji „Narodu”. Różne narody można różnie definiować, a
nawet można mówić o nacjonalizmie cywilizacyjnym, czy rasowym i szukać innych niż „Naród” podstaw
nacjonalizmu. Subkultury mogą przekształcać się w neoplemiona o których pisał Michel Maffesoliw w
pracy „Czas plemion”, którą mam zamiar przeczytać. Ważniejsze jest ustalenie jakie relacje między
jednostką, a „Narodem” zmieniają zwykłe uczestnictwo w życiu tego narodu w nacjonalizm. Czy
wspólnota narodowa ma być uznana za najważniejszą i uczestnictwo w narodzie ma być najwyższą
wartością? Chyba nie skoro istnieją nacjonalizmy, które wyżej cenią relację z Bogiem, oraz wspólnotę
religijną jaką jest Kościół. Może chodzi tylko o wykluczenie z państwa tych, którzy nie należą do naszego
„Narodu”? Też chyba nie gdyż R. Rybarski, W Grabski sprzeciwiali się dyskryminacji ekonomicznej Żydów
przez państwo, żądając od nich w zamian całkowitej ślepej lojalności wobez państwa. Chciałbym, więc
wiedzieć jaka jest praktyka polityczna nacjonalistów w dążeniu do realizacji „celów” „Narodu” nie
mieszając się w, to czym „Naród” dla nacjonalisty ma być. Tak stworzona definicja nacjonalisty mogłaby
wyraźnie wskazać czym charakteryzuje się nacjonalizm. Na ile jest to pogląd możliwy do akceptacji przez
konserwatystę i katolika.
Socjal Patriota - 19 Styczeń 2012, 00:37
Reaktor napisał/a:
Świadomość narodowa nie powstaje poprzez mechaniczne przelanie jej
treści, takimi, jakimi są u aktywnych członków narodu, na tych, którzy doń
jeszcze nie należą. Korzenie patriotyzmu, korzenie poczucia wspólności i
solidarności z większą, wszystkich ogarniającą całością, leżą w tym
kompleksie uczuciowym, który najlepiej oddaje niemiecki termin:
Heimatliebe czy Heimatgefühl. Ojczyzna to przede wszystkim sentyment dla
swojego miejsca rodzinnego, przywiązanie do swego otoczenia; to
zadowolenie z tych form bytowania, w których się tkwi i spędza życie. Te
małe ojczyzny, stanowiące świat przeżyć najkonkretniejszych i
najistotniejszych, uczą kochać wielką. Gdyż ta wielka ojczyzna, pojmowana
jako wielka wspólnota kulturalna, łączy ludzi w naród tylko wówczas, gdy
rzutując w nią swoje lokalne i najbardziej własne wartości kulturalne,
podnoszą je do godności wartości narodowych i w ten sposób włączają je w
schemat większy, potężniejszy i wspanialszy. tak więc Heimatliebe i
Heimatgefühl są najżywotniejszymi rezyduami ideologii narodowej: są one
tymi irracjonalnymi impoderabiliami, bez których nie może być chyba mowy
o ojczyźnie szerszej ani o świadomości narodowej.
J. Obrębski, Problem etniczny Polesia, w: tenże, Dzisiejsi ludzie Polesia i inne
eseje, Warszawa 2005, s. 109-110.
Czy dzisiejsza sytuacja na Śląsku nie przeczy tej teorii?
Reaktor - 19 Styczeń 2012, 00:44
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
87 z 95 2012-10-06 15:06
Wręcz przeciwnie, potwierdza ją. Nowocześniacka "polskość" odcięła się od swoich autentycznych,
lokalnych korzeni. Historycznie, mentalnie, politycznie tożsamość śląska/ślązacka ma bardzo mało
wspólnego z generalną świadomością polską (tu polecam przyjrzeć się twórczości Twardocha). Ta
ostatnia stała się amorficznym potworem prześladującym pozostałe jeszcze okruchy tożsamości
lokalnych, niemal każdą z nich traktując jako inspirowanego z zewnątrz konkurenta.
Socjal Patriota - 19 Styczeń 2012, 01:48
Reaktor napisał/a:Wręcz przeciwnie, potwierdza ją. Nowocześniacka "polskość" odcięła się
od swoich autentycznych, lokalnych korzeni. Historycznie, mentalnie, politycznie
tożsamość śląska/ślązacka ma bardzo mało wspólnego z generalną świadomością polską
(tu polecam przyjrzeć się twórczości Twardocha). Ta ostatnia stała się amorficznym
potworem prześladującym pozostałe jeszcze okruchy tożsamości lokalnych, niemal każdą z
nich traktując jako inspirowanego z zewnątrz konkurenta.
To koncepcja "lokalnego patriotyzmu", idea tego że naród tworzą "autonomiczne regionalizmy" które się
do całości jako część poczuwają bądz i nie. Bardzo niebezpieczna sprawa jeżeli chodzi o jedność narodu.
Lepszą koncepcją jest ta forsowana od wielu stuleci w naszym regionie, mianowicie zwalczanie
regionalizmów i forsowanie idei "jednego narodu". Na Śląsku dzieje się to co się dzieje właśnie przez
niedokładną politykę polonizacji tego regionu. Winę ponoszą ludzie którzy "nie wiedzieli" czy Ślązacy to
Polacy, Niemcy czy "opcja samodzielna". Zamiast wyzywać Ślązaków od Niemców i tępić w prymitywny
sposób ich śląskość należało wzmocnić politykę promocji polskości w tym regionie. No ale komarki
przynajmniej próbowały a elyty III RP mają Śląsk kompletnie głęboko gdzieś dlatego uważam że kwestią
czasu jest pwostanie takiej śląskiej ETY czy IRY... RAŚ można olewać - do czasu.
Reaktor - 19 Styczeń 2012, 08:45
Nie ma żadnego "jednego narodu", bo to wyrasta z dołu. Scentralizowany ersatz to mentalna papka dla
idiotów. Problemem jest to, że większość ludności tego kraju to Déracinés mocno - a Ślązy więzi takie
zachowali, co odbija się Polaczkom srogim butthurtem. I dobrze. Taki naród nie zasługuje na istnienie,
poza tym że narody w ogóle nie zasługują na istnienie, jak i cała ludzkość, etc. etc.
NarodowyNR - 19 Styczeń 2012, 11:40
Reaktor napisał/a:Nie ma żadnego "jednego narodu", bo to wyrasta z dołu.
Scentralizowany ersatz to mentalna papka dla idiotów. Problemem jest to, że większość
ludności tego kraju to Déracinés mocno - a Ślązy więzi takie zachowali, co odbija się
Polaczkom srogim butthurtem. I dobrze. Taki naród nie zasługuje na istnienie, poza tym że
narody w ogóle nie zasługują na istnienie, jak i cała ludzkość, etc. etc.
Polaczkowie mówią: centralizacja - ok
Nekromantik - 19 Styczeń 2012, 12:13
Reaktor ahistorycznie przeniósł cechy jakiegoś niemieckiego lokalnego patriotyzmu z XVIII wieku i
przywiązania do swojego "Heimat" z uwzględnieniem całej ówczesnej specyfiki i ichnych procesów do
Polski XXI wieku wyrosłej w zupełnie innych warunkach
Andrev - 19 Styczeń 2012, 12:37
O ile Twardoch wspomniał, że jego korzenie od końca XVIII wieku zamykają się w granicy okręgu o
promieniu 15km, to ile takich rodzin może być na Śląsku? Sam mówił, że miał inne "doświadczenia
historyczne" niż mieszkańcy Gliwic, którzy pochodzili z ziem wschodnich.
Jak wobec śląskości winni odnosić się Ci Polacy? Czy może jak już żyją w trzecim pokoleniu to już są
pełnoprawnymi Ślązakami? Coś na ten temat Twardoch mówił/pisał ?
gazda - 19 Styczeń 2012, 13:13
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
88 z 95 2012-10-06 15:06
Reaktor napisał/a:Nie ma żadnego "jednego narodu", bo to wyrasta z dołu.
Scentralizowany ersatz to mentalna papka dla idiotów. Problemem jest to, że większość
ludności tego kraju to Déracinés mocno - a Ślązy więzi takie zachowali, co odbija się
Polaczkom srogim butthurtem. I dobrze. Taki naród nie zasługuje na istnienie, poza tym że
narody w ogóle nie zasługują na istnienie, jak i cała ludzkość, etc. etc.
Jak bym czytał forum KPP.
Reaktor - 19 Styczeń 2012, 13:14
Tekst nie odnosi się do żadnych niemieckich hajmatówz XVIII, tylko pochodzi z eseju o tożsamości
Poleszuków po II WŚ. Jak widać, niemieckie kategorie są tutaj najodpowiedniejsze dla uchwycenia
niuansów.
Centralizacja ok, ale w oparciu o natchnioną wolę, a nie fanaberię jakiegoś zakompleksionego szczepu.
Dopóki ekspatriowani Galicjanie nie wyniszczą Ślązaków rdzennych (albo jedni czy drudzy w jakiś sposób
się nie asymilują) to ich krew nie będzie miała prawa do tej ziemi. Właśnie wyniszczenia swojej kultury
obawiają się Ślązacy. Syf i urawniłowka, tylko tyle im proponujecie. To z zazdrości, że istnieją jeszcze
grupy ze świadomością i autentycznym kultywowaniem swoich historycznych korzeni.
Takie "tworzenie" "polskości" ~ jakobinizm.
Reaktor - 19 Styczeń 2012, 13:21
gazda napisał/a:Jak bym czytał forum KPP.
Oczywiście, zapewne w jakimś stopniu myślenie marksistowskie pokrywa się z moim. Postawiony przez
komunistów problem był zasadny. To robotnicy zostali poszkodowani pierwsi - przez burżuazję, która
powyciągała ich ze wsi, stłoczyła w miastach, i zagoniła do pracy, wraz z każdym z tych działań
pozbawiając ich korzeni.
Tu musielibyśmy przejść do społecznej szkodliwości samych miast. Pol Pot wiedział, jak sobie z tym
poradzić.
Rewolucje socjalistyczne/komunistyczne powybuchały w reakcji na tę szkodę, lecz zapoznając właściwy
problem, skupiły się na materialistycznym wymiarze egzystencji proletariatu.
Niestety, dzisiaj nie mamy co liczyć na masowe powstania uciskanych ludów tubylczych. Może w
przyszłości entropia dojdzie do tego stopnia, że wykreowane w jej procesie mniejszości uznają
tożsamości narodowe za zgubną fasadę i rozmontują cały ten syf.
Odrowąż - 19 Styczeń 2012, 15:34
W sumie Reaktor, pomijając semantyczną papkę, w znacznej mierze ma rację. Popieranie miłości do
wyabstrahowanego od wspólnoty "narodu"(z olaniem wspólnot lokalnych), jest niczym innym jak
indywidualizmem, który szuka oparcia w jakiejś "idei". Tylko, że musi okazać się, że sam naród,
definiowany jako wspólnota krwi i ziemi jest obecnie pustą koncepcją. Bo czy indywidualiści
nacjonalistyczni nie odrzucają właśnie realnie istniejących związków, jak wspólnoty lokalne i regionalne?
Reaktor - 19 Styczeń 2012, 18:08
Nowoczesne narody są produktem masowej "kultury" i rozbudowanych struktur urzędniczych. Wyprane z
lokalnej treści, są balonami obitymi pustymi sloganami.
Bo co niby zawiera w sobie czyjaś polskość i w czym lepsza jest od śląskości?
Odrowąż - 20 Styczeń 2012, 18:45
Bo co niby zawiera w sobie czyjaś polskość i w czym lepsza jest od śląskości?
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
89 z 95 2012-10-06 15:06
jeśli nie rozumiesz co zawiera w sobie polskość, to wracaj to szkoły, a nie durnie trolluj.
Reaktor - 20 Styczeń 2012, 18:49
Do szkoły wracam ustawicznie.
Polska = Katyń, bigos i Mickiewicz. Takiemu Twardochowi to nie komputuje. A Mickiewicza
przywłaszczyliście sobie zresztą.
Tankomaster - 20 Styczeń 2012, 20:58
Problemem jest to, że większość ludności tego kraju to Déracinés mocno - a Ślązy więzi
takie zachowali, co odbija się Polaczkom srogim butthurtem.
??? Masz świadomość, że obecna ludność Śląska to w dużej mierze element napływowy po II wojnie?
Bo co niby zawiera w sobie czyjaś polskość i w czym lepsza jest od śląskości?
W czym jest lepsza śląskość od polskości?
Polska = Katyń, bigos i Mickiewicz. Takiemu Twardochowi to nie komputuje. A Mickiewicza
przywłaszczyliście sobie zresztą.
Bez komentarza... Zwłaszcza jeśli student historii wypisuje takie rzeczy
Reaktor - 20 Styczeń 2012, 21:06
Tankomaster napisał/a:??? Masz świadomość, że obecna ludność Śląska to w dużej mierze
element napływowy po II wojnie?
To przecież piszę o rdzennych Ślązakach, których odróżniłem od ekspatriowanych Galicjan.
Tankomaster napisał/a:W czym jest lepsza śląskość od polskości?
Zastanawiam się właśnie czy takie postawienie tematu jest uczciwe. Pomijając treści tych tożsamości,
chodzi tu o poziom. Lokalność vs narodowość państwowo-historyczna.
Destrukcję transmisji polskości i obecne kompletne pomieszanie tradycji, genetyczną niekompatybilność
i losowe dobranie schematów myślenia uważam za najpoważniejszy problem; próba rozwiązania go
automatycznie lokowałaby takiego próbującego jako którąś ze stron sporu, dlatego też wolę kompletnie
się zdystansować.
Staatsfreund - 20 Styczeń 2012, 21:11
Reaktor napisał/a:Polska = Katyń, bigos i Mickiewicz.
Śląsk = węgiel, kluski i górnicy.
Reaktor napisał/a:A Mickiewicza przywłaszczyliście sobie zresztą.
To czyj jest Mickiewicz? Współcześnie "przywłaszczają" go sobie aż trzy narody dawniej złączone w
Rzeczypospolitej, czy jest w tym coś dziwnego?
Reaktorze, wydaje mi się, że rozczarowawszy się polskością, na siłę próbujesz odnaleźć jakąś
alternatywę, co przejawia się czasem w germanofilstwie (co jest dziwne, bo na podstawie teraźniejszych
obserwacji odrzucasz polskość, wzdychając jednocześnie do dawnych Prus, podczas gdy współczesne
Niemcy są o wiele bardziej zdegenerowane a ich mieszkańcy z wojowniczych Germanów stali się jakimiś
gównoludźmi gorszymi od polaczków z wielkich miast) a czasem w popieraniu ruchu "autonomistów",
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
90 z 95 2012-10-06 15:06
którzy w imię własnego egoizmu (tak, nie w celu zachowania swojej kultury, tylko z powodów czysto
ekonomicznych, w dodatku być może inspirowani są przez obce ośrodki siły) chcą oderwać się od
większej wspólnoty.
Nie piszę tego złośliwie, podobają mi się nawet niektóre Twoje odpały ideowe, ale obawiam się, że to
może być 3. rozdział historii wiadomo o kim. :>
Tankomaster - 20 Styczeń 2012, 21:13
To przecież piszę o rdzennych Ślązakach, których odróżniłem od ekspatriowanych Galicjan.
No dobrze, ale przecież to nie jest przykład Kosowa, tylko mamy tu dwie grupy mieszające się.
Zastanawiam się właśnie czy takie postawienie tematu jest uczciwe. Pomijając treści tych
tożsamości, chodzi tu o poziom. Lokalność vs narodowość państwowo-historyczna.
Zgadzam się. I dlatego nie ma za bardzo czego tu porównywać. Chociaż procesy degeneracji obu
tych poziomów tożsamości, pod wieloma względami są zbliżone.
Destrukcję transmisji polskości i obecne kompletne pomieszanie tradycji, genetyczną
niekompatybilność i losowe dobranie schematów myślenia uważam za najpoważniejszy
problem;
Prawda, ale podobne procesy występują i u lokalnych wspólnot, o czym wspominałem wyżej.
Reaktor - 20 Styczeń 2012, 21:22
Nie, nie popieram nikogo. Pruskości nie afirmuję, co próbowałem kiedyś wyjaśnić przy okazji pewnego
tekstu. Nowoczesny naród polski postrzegam jako mentalny konstrukt bez autentycznego oparcia.
Ciekaw jestem losów jego starcia ze wspólnotą niższego rzędu, która pragnie stać mu się równa. Jakoś
tak mam, że popieram zwyczajowe autonomie mniejszości, a że w epoce Rewolucji nastąpiła
centralizacja i glajchszaltung, to na najoczywistszą, najbardziej szokową (bo to dokonanie poziomego
rozgraniczenia jest ich właściwym celem) odpowiedź ze strony mniejszości coraz bardziej wyrasta
separatyzm. Po prostu nie sprzeciwiam się upływowi historii przynajmniej w tym względzie, i dobrze
wiem że żadna konfiguracja życia wspólnotowego nie jest ani stała ani absolutna, i kiedyś w końcu
przeminą wszystkie. No i chciałbym ujrzeć podobne zmiany w czasie rzeczywistym gdzieś w pobliżu.
Ctrl - 21 Styczeń 2012, 00:45
Cała gadanina o narodzie śląskim to typowy "balon obity pustymi sloganami". Próba małpowania tej
wyszydzanej przez Ciebie "jakobińskiej polskości" (czy jakiejkolwiek formy nowożytnej narodowości) i
przeniesienie tego na poziom regionalny.
Jeśli cokolwiek zagraża owej śląskości, która gdzieś tam się jeszcze ostała, to właśnie różni szaleńcy z
RAŚ-u (który stał się typowo demoliberalną organizacją) czy ZLNŚ, którzy próbują polityzować
pozostałych Ślązaków i sprzedać im swój prymitywny ersatz , zabierając lokalną treść o ile jeszcze się
ostała. To samo oferują przeciętnym mieszkańcom wielkiej aglomeracji, których ani polskość, ani
śląskość specjalnie nie rusza - tępą, pustą gadaninę w stylu "jesteście Ślązakami, to jest super".
Ponadto antagonizują lokalną społeczność (zamiast pomagać konsolidować i nakierowywać na jakiś
sensowny cel). Przy okazji tego konfliktu w dużo większych ilościach zaczyna się też pojawiać
prymitywna narodowo-demokratyczna propaganda i coraz więcej osób zainteresowanych sprawami
regionalnymi (czy też zwykłych mieszkańców) zamiast angażować się w np. próby jakiejś sensownej
rekultywacji, zajmuje się promowaniem bzdur i tępą agitką oraz zwalczaniem wyimaginowanych wrogów
polskości/śląskości, szukaniem prawdziwych "hanysów" i złowrogich "goroli" (PiS/MW vs. RAŚ itp). Oto
tak interesujące Cię losy starcia debilizmu niższego rzędu z debilizmem wyższego rzędu. Jeszcze w II RP
to miało sens, bo za ruchem polskim czy ślązakowskim stały społeczności dość głęboko w tożsamości
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
91 z 95 2012-10-06 15:06
zatopione, dziś w obliczu totalnej dekompozycji wszystkiego trzeba szukać innych rozwiązań, być może
jakiejś syntezy...
A rdzenni Ślązacy to żyją jeszcze, niedobitki, gdzieś na wsiach takich jak ta Twardocha. W pozostałych
przypadkach nie da się rozpoznać, odróżnić rdzennego Ślązaka od ekspatriowanego Galicjana. Ci drudzy
wpierw w większości ulegli asymilacji po czym dzieci wszystkich uległy massmedialnej polonizacji i
totalnemu wynarodowieniu. Rdzenno-ślunskie morze wyróżniające się spośród pozbawionej tożsamości
bezkształtnej masy z terenów reszty kraju to mit.
Dzięcioł Czarny - 21 Styczeń 2012, 11:19
To koncepcja "lokalnego patriotyzmu", idea tego że naród tworzą "autonomiczne
regionalizmy" które się do całości jako część poczuwają bądz i nie. Bardzo niebezpieczna
sprawa jeżeli chodzi o jedność narodu.
Znakomicie. Tym bardziej należy ją zatem popierać.
Nie ma żadnego "jednego narodu", bo to wyrasta z dołu. Scentralizowany ersatz to
mentalna papka dla idiotów. Problemem jest to, że większość ludności tego kraju to
Déracinés mocno - a Ślązy więzi takie zachowali, co odbija się Polaczkom srogim
butthurtem. I dobrze. Taki naród nie zasługuje na istnienie, poza tym że narody w ogóle
nie zasługują na istnienie, jak i cała ludzkość, etc. etc.
Niestety póki wyrabiamy normę dziesięciu sprawiedliwych na powiat to eksterminacja nam nie grozi
Reaktor ahistorycznie przeniósł cechy jakiegoś niemieckiego lokalnego patriotyzmu z XVIII
wieku i przywiązania do swojego "Heimat" z uwzględnieniem całej ówczesnej specyfiki i
ichnych procesów do Polski XXI wieku wyrosłej w zupełnie innych warunkach
Powiedzmy sobie szczerze Polska XXI wieku wyrosła w takich warunkach i w taki kształt się oblekła, że
nie ma co nad nią dyskutować. Wypalić i budować od nowa. A warunki XVIII wiecznego niemieckiego
Heimatu wydają mi się do tego całkiem zacne.
Centralizacja ok, ale w oparciu o natchnioną wolę, a nie fanaberię jakiegoś
zakompleksionego szczepu.
Mam przedziwne wrażenie, że większość natchnionych woli, które nam w ostatnich wiekach promowały
projekty centralizacyjne były natchnione przez tego samego ducha co Sobór Watykański II
Tu musielibyśmy przejść do społecznej szkodliwości samych miast. Pol Pot wiedział, jak
sobie z tym poradzić.
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
92 z 95 2012-10-06 15:06
No tak przy zniwelowaniu ludności Polski do 10 milionów głów to spokojnie by się 90% z nich z
kołchozów utrzymała. Pol Pot wiedział co robi nie ma co... Ale jednakowoż mam to dziwne wrażenie, że
jakkolwiek zdaję sobie sprawę, że miasta to syf generujący więcej syfu i to wykładniczo, to
eksterminacja ludności jako metoda zapobiegawcza wydaje mi się niezbyt hmmm... odpowiednia.
Tudzież moralna.
Do szkoły wracam ustawicznie.
Polska = Katyń, bigos i Mickiewicz. Takiemu Twardochowi to nie komputuje. A Mickiewicza
przywłaszczyliście sobie zresztą.
Nu nie przesadzajmy. Fakt, że Mickiewicz był etnicznym Rusinem którego Heimatem była Litwa nie
oznacza, że kultura polska nie ma do niego prawa. Ma jak najbardziej bo pomijając tworzenie w tej
kulturze i w jej zbiorze archetypów (w odróżnieniu od Krwawego Hegemona, który tworzy po polsku ale
na odmiennych toposach i motywach) to w praktyce razem z kolegą Julkiem i ich odpowiednikami w
innych krajach to romantycy byli epigonami nacjonalizmu. Co prawda bardziej lucyferyczno-
mesjanistycznymi, niż biurokratycznymi, ale taka już naturalna kolej rzeczy co prorok obmyśli, co król
nakaże to namiestnicy wprowadzać będą...
W czym jest lepsza śląskość od polskości?
Niczym. Podobnie polskość nie jest lepsza od niemieckości, rosyjskości, japońskości czy śląskości.
No dobrze, ale przecież to nie jest przykład Kosowa, tylko mamy tu dwie grupy mieszające
się.
Genetyczne mieszanie się nie musi pociągać za sobą mieszania kultur.
Executor - 21 Styczeń 2012, 12:24
Dzięcioł Czarny napisał/a:Niestety póki wyrabiamy normę dziesięciu sprawiedliwych na
powiat to eksterminacja nam nie grozi
Czy ci z Siloe byli większymi od nas grzesznikami?
Dzięcioł Czarny napisał/a:Powiedzmy sobie szczerze Polska XXI wieku wyrosła w takich
warunkach i w taki kształt się oblekła, że nie ma co nad nią dyskutować. Wypalić i
budować od nowa. A warunki XVIII wiecznego niemieckiego Heimatu wydają mi się do
tego całkiem zacne.
I dobrze. A nawet XV wiecznego, bo u nas nie ma takich napięć religijnych.
Dzięcioł Czarny napisał/a:Ale jednakowoż mam to dziwne wrażenie, że jakkolwiek zdaję
sobie sprawę, że miasta to syf generujący więcej syfu
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
93 z 95 2012-10-06 15:06
Raczej go skupiający. Syf rozproszony mniej śmierdzi. Ale jego ilość zależy odpopulacji, nie urbanizacji.
Dzięcioł Czarny napisał/a:Podobnie polskość nie jest lepsza od niemieckości, rosyjskości,
japońskości czy śląskości.
Pytanie, czy tę ostatnią możemy w ogóle wrzucać do tej grupy.
Odrowąż - 21 Styczeń 2012, 12:27
rdzennego Ślązaka od ekspatriowanego Galicjana.
Fajne rozróżnienie, skoro większość "rdzennych Ślązaków" to Galicjanie z fali XIX wiecznej.
Dzięcioł Czarny - 21 Styczeń 2012, 13:01
Czy ci z Siloe byli większymi od nas grzesznikami?
A Siloeńcy to jakiś osobny naród był
I dobrze. A nawet XV wiecznego, bo u nas nie ma takich napięć religijnych.
Ano.
Raczej go skupiający. Syf rozproszony mniej śmierdzi. Ale jego ilość zależy odpopulacji,
nie urbanizacji.
Skupianie syfu sprzyja jego szybszemu rozrodowi.
Pytanie, czy tę ostatnią możemy w ogóle wrzucać do tej grupy.
Jako formę tożsamości grupowej jak najbardziej. Zaś jaki poziom osiągnie to już inna betka.
Executor - 21 Styczeń 2012, 21:27
Dzięcioł Czarny napisał/a:Skupianie syfu sprzyja jego szybszemu rozrodowi.
Owszem, ale również wzmaga nań reakcję - podobnie jak w ekosystemach obfitujących w choroby i
trucizny jest masa odpornych organizmów. Tak więc nie byłbym pewien efektu per saldo.
Reaktor - 26 Styczeń 2012, 19:08
„Nacjonalizm – to w zasadzie nieuleczalna patologia nowożytnego rozwoju historycznego, równie
nieuchronna jak indywidualne «neurozy», równie jak one dwuznaczna co do swej istoty, z podobną
łatwością obracająca się w demencję; zakorzeniona w dylematach bezradności wobec świata (społeczny
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
94 z 95 2012-10-06 15:06
odpowiednik infantylizmu)”
- Tom Nairn, szkocki historyk neomarksistowski.
Adam Czapliński - 26 Styczeń 2012, 20:45
Reaktor napisał/a:szkocki historyk neomarksistowski.
Reaktor - 26 Styczeń 2012, 20:53
Do tego to człowiek przychylny nacjonalizmom.
Staatsfreund - 26 Styczeń 2012, 22:47
Potwierdza to tylko tezę, że jak marksiści zabierają się za pisanie prac naukowych, to wychodzi bełkot.
Ronald..Lasecki - 27 Styczeń 2012, 00:32
Ja tam się w dużej mierze zgadzam z "Reaktorem", o czym zresztą pisałem wcześniej w tym wątku.
Podzielam też jednak negatywną ocenę RAŚ. Bo przecież nie jest wcale tak, że współczesne państwo
polskie prowadzi politykę wynarodowienia tamtejszych autochtonów. W każdym razie prowadzi w nie
większym stopniu, niż wynika to z jego kosmopolitycznego i demoliberalnego charakteru. Zarówno
jednak w Polsce socjalistycznej, jak i w Polsce demoliberalnej, istniały i istnieją regionalizmy
nieseparatystyczne. Funkcjonują sobie w najlepsze regionalizm kaszubski, regionalizm podhalański, sam
swego czasu dość dokładnie zwiedziłem Kurpie i Puszczę Zieloną doświadczając na własne oczy i uszy
osobliwości tamtejszego dialektu i zwyczajów (niestety bardzo ładna dziewczyna mówiąca miejscową
gwarą, z którą się bliżej zapoznałem, okazała się być "kobietą upadłą" i pomimo dość młodego wieku,
poczęła już bękarta wychowywanego przez jej babcię - ohyda). Nawet podwarszawski region kołbielski
posiada swoją już nawet nie regionalną, ale lokalną specyfikę ze szczególnym strojem, zdobieniami i
wykończeniami budynków i przedmiotów codziennego użytku, obrzędami na Boże Ciało, dającymi się
wciąż odnaleźć miejscami sakralnymi i magicznymi, a nawet gwarą: http://www.folklor.bartni...id=60&
Itemid=69
Zresztą nawet fryzjer, do którego chodzę się strzyc, mówi czymś w rodzaju stołecznej gwary i ma gadkę
typowego "warszawskiego cwaniaka". Innymi słowy, jest możliwy regionalizm bez separatyzmu.
Inną sprawą jest, że same założenia - i rzeczywiście, wyjątkowo szkodliwą rolę spełniają tu różne
"sieroty po Modernie" w rodzaju PiS i MW - na jakich oparte jest państwo polskie odgrywają tu rolę
negatywną. Polska powinna stać się państwem zregionalizowanym i policentrycznym. Podobna powinna
być wewnętrzna geopolityka prowincji i regionów. Dobry przykład jest tu: http://www.cnu.org/sites
/...iles/polska.pdf No i do tego "neovolkizm" w takim kształcie, jakim opisałem go na wcześniejszych
stronach tego wątku. Jako zaś że "volkizm" kojarzy się negatywnie, ponadto zaś nie można być przecież
niewolnikiem przebrzmiałej terminologii ani historycznych dziś już koncepcji, więc potrzebna będzie
jakaś nowa, neutralnie brzmiąca nazwa - może na przykład "państwo tożsamościowe" lub "państwo
symfoniczne"?
Staatsfreund - 27 Styczeń 2012, 17:53
Ciekawy jest przypadek Chorwacji, gdzie występuje silne zróżnicowanie regionalne, wynikające z
uwarunkowań geograficznych i wpływu różnych kręgów kulturowych (środkowoeuropejski,
śródziemnomorski i turecki), a jednocześnie widać tam silne przywiązanie do tożsamości narodowej,
zapewne ze względu na ciągłe zagrożenie zewnętrzne.
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...
95 z 95 2012-10-06 15:06