"Historia ma być dla (...)(cystersów) mistrzynią życia, ale nie panią,
Nie kończąca się historia
description
Transcript of Nie kończąca się historia
Nie kończąca sięhistoria
Michael Ende
o
Nie kończąca sięhistoria
Michael Ende
przełożył
Sławomir Błaut
WYDAWNICTWO ZNAK
KR AKÓW 2010
o
-54-
III
Prastara Morla
C zarny centaur Chairon, ledwie ucichł stukot kopyt konia Atreju,
osunął się na posłanie z miękkich skór. Wysiłek bardzo go wy-
czerpał. Kobiety, które nazajutrz znalazły go w namiocie Atreju,
obawiały się o jego życie. Gdy po kilku dniach wrócili łowcy, centaur
czuł się niewiele lepiej, ale bądź co bądź zdołał im wyjaśnić, dlaczego
Atreju wyjechał i że nieprędko się tu pokaże. A ponieważ wszyscy lu-
bili chłopca, chodzili z poważnymi minami i myśleli o nim z niepoko-
jem. Zarazem jednak byli też dumni, że Dziecięca Cesarzowa właśnie
jemu powierzyła Wielkie Poszukiwanie – chociaż nikt nie mógł tego
w pełni zrozumieć.
Stary Chairon nigdy zresztą nie wrócił do Wieży z Kości Słoniowej.
Nie umarł jednak i nie został u Zielonoskórych w Morzu Traw. Los
miał go poprowadzić zupełnie inną, w najwyższym stopniu nieoczeki-
waną drogą. Ale to już inna historia i opowiemy ją innym razem.
Atreju jeszcze tej nocy dotarł do podnóży Srebrzystych Gór.
Nad ranem zarządził postój. Artaks skubał trawę i chłeptał wodę
-55-
P R A S T A R A M O R L A
z czystego górskiego strumienia. Atreju owinął się purpurowym płasz-
czem i spał parę godzin. Lecz gdy wzeszło słońce, byli już ponownie
w drodze.
Pierwszego dnia przeszli Srebrzyste Góry. Znali tu każdą drogę
i każdą ścieżkę, więc raźno posuwali się naprzód.
Gdy chłopiec poczuł głód, zjadł kawałek suszonego bizoniego mię-
sa i dwa małe placki z ziaren trawy, które przechowywał w sakwie
u siod ła – właściwie z myślą o swoim polowaniu.
– A właśnie! – powiedział Bastian. – Od czasu do czasu człowiek
musi po prostu coś zjeść.
Wyciągnął kanapkę z teczki, rozpakował, starannie przełamał na
dwoje, jeden kawałek na powrót zawinął i schował. Drugi zjadł.
Pauza skończyła się, Bastian zastanawiał się, na co teraz przyjdzie
kolej w klasie. Ach, racja, na geografię z panią Karge. Trzeba wyliczać
rzeki i ich dopływy, miasta i liczby mieszkańców, bogactwa naturalne
i gałęzie przemysłu. Bastian wzruszył ramionami i czytał dalej.
O zachodzie słońca mieli Srebrzyste Góry za sobą i znów zatrzy-
mali się na odpoczynek. Tej nocy Atreju śnił o purpurowych bizonach.
Widział je w oddali, jak przemierzały Morze Traw, i starał się do nich
zbliżyć konno. Ale na próżno. Pozostawały wciąż jednakowo dalekie,
choćby nie wiem jak popędzał swojego konika.
Drugiego dnia jechali przez Krainę Śpiewających Drzew. Każde
z nich miało inny kształt, inne liście, inną koronę, ale przyczyną,
dla której tak tę krainę nazywano, było to, że słyszało się, jak ros-
ły, ich łagodna muzyka rozbrzmiewała z bliska i z daleka, zespala-
jąc się w potężną całość, której piękna nie dało się porównać z ni-
czym innym w Fantazjanie. Uważano, że jazda przez tę okolicę nie
jest wolna od niebezpieczeństw, bo już niejeden podróżny siadał jak
zaczarowany i zapominał o wszystkim. Atreju również odczuwał
-56-
N I E K O Ń C Z Ą C A S I Ę H I S T O R I A
potęgę tych cudownych dźwięków, ale oparł się pokusie i nie przy-
stanął.
Następnej nocy znów śniły mu się purpurowe bizony. Tym razem
był pieszo, a one przeciągały obok niego w wielkim stadzie. Były jed-
nak poza zasięgiem jego łuku, a gdy chciał podkraść się bliżej, spo-
strzegł, że jego stopy były jak wrośnięte w ziemię i nie dały się po-
ruszyć. Od wysiłku, żeby je wyrwać, obudził się. Było jeszcze przed
wschodem słońca, ale natychmiast ruszył w dalszą drogę.
Trzeciego dnia zobaczył Szklane Wieże w Eribo – mieszkańcy tych
stron chwytali w nie i gromadzili światło gwiazd. Robili z niego wspa-
niale zdobione przedmioty, prócz nich samych nikt jednak w Fantazja-
nie nie wiedział, do czego one właściwie służą.
Spotkał nawet kilku tych ludzi, małe postacie, które same wyglą-
dały jak wydmuchane ze szkła. Zaopatrzyli go nadzwyczaj przyjaźnie
w jedzenie i picie, ale gdy spytał, kto mógłby wiedzieć coś o chorobie
Dziecięcej Cesarzowej, zapadli w smutne i bezradne milczenie.
Kolejnej nocy Atreju ponownie śniło się, że przeciąga obok niego
stado purpurowych bizonów. Widział, jak jedno ze zwierząt, wyjąt-
kowo duży, okazały buhaj, odłączyło się od pozostałych i ruszyło ku
niemu, powoli, nie okazując strachu czy wściekłości. A jak wszyscy
prawdziwi łowcy również Atreju potrafił u każdego stworzenia od razu
dostrzec miejsce, w które trzeba trafić, aby zwierzę upolować. Purpu-
rowy bizon ustawił się nawet tak, że stanowił dla niego wymarzony
cel. Atreju założył strzałę i ze wszystkich sił napiął gruby łuk – ale
nie zdołał wystrzelić. Jego palce były jakby zrośnięte z cięciwą i nie
puszczały jej.
I tak lub podobnie wiodło mu się w snach przez wszystkie następne
noce. Zbliżał się coraz bardziej do purpurowego bizona – był to aku-
rat ten, którego w rzeczywistości chciał upolować, poznał go po białej
łacie na czole – ale z jakiegoś powodu nie mógł wysłać śmiercionośnej
strzały.
-57-
P R A S T A R A M O R L A
Za dnia jechał dalej, wciąż dalej, nie wiedząc dokąd i nie znajdując
nikogo, kto by mógł mu doradzić. Złoty amulet, jaki nosił, budził sza-
cunek wszystkich spotykanych istot, ale żadna nie znała odpowiedzi
na jego pytanie.
Pewnego razu dostrzegł z daleka płomienne ulice miasta Brousz,
gdzie mieszkały stwory z ognia, ale wolał tam nie wstępować. Przemie-
rzył rozległą wyżynę Sassafranów, którzy rodzą się starzy i umierają,
gdy staną się oseskami. Odwiedził puszczańską świątynię Muamath,
w której wznosi się w niebo wielka kolumna z kamienia księżycowego,
i rozmawiał z zamieszkałymi tam mnichami. Ale i stamtąd musiał ru-
szyć dalej, nie uzyskawszy upragnionej informacji.
Prawie już tydzień błąkał się to tu, to tam, gdy siódmego dnia i na-
stępnej po nim nocy przeżył dwie zupełnie różne rzeczy, które zmieniły
gruntownie jego wewnętrzną i zewnętrzną sytuację.
Opowieść Chairona o straszliwych zdarzeniach, do jakich doszło we
wszystkich częściach Fantazjany, wywarła co prawda na nim wrażenie,
ale dotychczas wszystko to było dla niego tylko relacją. Siódmego dnia
jednak miał je zobaczyć na własne oczy.
Koło południa jechał przez gęsty, ciemny las, złożony z nadzwyczaj
ogromnych, sękatych drzew. Był to ów Dziwobór, w którym jakiś czas
temu spotkali się czterej posłowie. W tej okolicy, o czym wiedział Atre-
ju, żyli korowi trolle. Byli to, jak mu opowiadano, ogromni osobnicy
i osobniczki, którzy sami wyglądali jak sękate pnie drzew. Kiedy, jak
to mieli w zwyczaju, zastygali w bezruchu, można było nawet wziąć
ich rzeczywiście za drzewa i przejechać obok nieświadomie. Tylko kie-
dy się poruszali, widać było, że mają gałęziopodobne ręce i krzywe,
korzeniopodobne nogi. Mieli co prawda niebywałą siłę, ale nie byli
niebezpieczni – co najwyżej lubili od czasu do czasu płatać figle zbłą-
kanym wędrowcom.
Atreju wypatrzył właśnie polanę, przez którą wił się strumyczek,
i zeskoczył z siodła, żeby pozwolić Artaksowi napić się wody i popaść,
-58-
N I E K O Ń C Z Ą C A S I Ę H I S T O R I A
gdy raptem w zaroślach za plecami posłyszał potężny łomot i trzask
i odwrócił się.
Z lasu szli ku niemu trzej korowi trolle, na których widok dreszcz
przebiegł mu po plecach. Pierwszemu brakowało nóg i podbrzusza, tak że
musiał iść na rękach. Drugi miał ogromną dziurę w piersiach, przez którą
można było patrzeć na wylot. Trzeci skakał na jedynej prawej nodze, bo
postradał całą lewą połowę, jakby został przez środek przecięty na dwoje.
Dojrzawszy amulet na piersi Atreju skinęli sobie nawzajem głowami
i wolno podeszli bliżej.
– Nie bój się! – powiedział ten, co szedł na rękach, a jego głos
brzmiał jak skrzypienie drzewa. – Nasz widok z pewnością nie jest zbyt
piękny, ale w tej części Dziwoboru nie ma już prócz nas nikogo, kto by
cię mógł ostrzec. Dlatego przyszliśmy.
– Ostrzec? – spytał Atreju. – Przed czym?
– Słyszeliśmy o tobie – wystękał ten z przedziurawioną piersią –
i opowiadano nam, po co wybrałeś się w drogę. Nie wolno ci jechać
tędy dalej, bo będziesz zgubiony.
– Bo przytrafi ci się to samo, co nam się przytrafiło – westchnął
przepołowiony. – Przyjrzyj się nam! Chciałbyś tego?
– A co wam się przytrafiło? – dopytywał się Atreju.
– Zniszczenie rozprzestrzenia się – jęknął pierwszy – rośnie i rośnie,
z każdym dniem staje się większe, jeśli o n i c o ś c i można powiedzieć,
że się zwiększa. Wszyscy inni w porę uciekli z Dziwoboru, ale my nie
chcieliśmy opuszczać ojczystych stron. I wtedy zaskoczyło nas we śnie
i zrobiło to, co teraz widzisz.
– Bardzo to was boli? – spytał Atreju.
– Nie – odrzekł drugi troll, ten z dziurą w piersi – nic się nie czu-
je. Tylko coś tracisz. I to z każdym dniem więcej, jak już cię dopadnie.
Niedługo w ogóle przestaniemy istnieć.
– A gdzie jest to miejsce w lesie – zapytał Atreju – w którym się
zaczęło?
-59-
P R A S T A R A M O R L A
– Chcesz je zobaczyć? – Trzeci troll, z którego została już tylko
połowa, spojrzał pytająco na swych towarzyszy niedoli. Gdy kiwnęli
głowami, ciągnął dalej: – Zaprowadzimy cię tak daleko, żebyś mógł to
zobaczyć, ale musisz przyrzec, że nie podejdziesz bliżej. Bo nieodpar-
cie cię przyciągnie.
– Dobrze – powiedział Atreju – przyrzekam wam. Wszyscy trzej
odwrócili się i ruszyli w stronę lasu. Atreju wziął Artaksa za uzdę i po-
dążył za nimi. Przez krótki czas kluczyli między olbrzymimi drzewa-
mi, aż stanęli przed nadzwyczaj grubym pniem. Nie objęłoby go chyba
pięciu dorosłych mężczyzn.
– Postaraj się wdrapać możliwie jak najwyżej – powiedział bezno-
gi troll – a potem patrz w stronę wschodu słońca. Tam to zobaczysz,
a raczej n i e zobaczysz.
Atreju wspiął się po sękach i wypukłościach pnia. Potem dosięgnął
najniższych gałęzi. Podciągnął się na następne, podążał coraz wyżej
i wyżej, aż stracił z oczu to, co było w dole. Wdrapywał się dalej, pień
ścieniał, coraz liczniejsze były poprzeczne gałęzie, tak że szło mu co-
raz łatwiej.
Gdy usiadł wreszcie na czubku korony, skierował wzrok w stronę
wschodu słońca i oto zobaczył:
Korony pobliskich drzew były zielone, natomiast listowie tych, któ-
re rosły dalej, zatraciło jakby wszelką barwę, było szare. A jeszcze
trochę dalej wydawało się w osobliwy sposób rozrzedzone, mgliste,
a ściślej mówiąc, po prostu coraz bardziej nierzeczywiste. A dalej nie
było już nic, absolutnie nic. Nie było to miejsce ogołocone, nie była
to ciemność, nie była to też jasność, było to coś nieznośnego dla oczu,
sprawiającego wrażenie, że człowiek oślepł. Bo żadne oko nie może
wytrzymać patrzenia w zupełną nicość.
Atreju zasłonił twarz dłonią i omal nie spadł ze swojej gałęzi. Przy-
trzymał się mocno i czym prędzej zszedł z powrotem na dół. Widział do-
syć. Teraz dopiero pojął w pełni przerażenie, jakie ogarniało Fantazjanę.
N I E K O Ń C Z Ą C A S I Ę H I S T O R I A
Gdy znalazł się u stóp olbrzymiego drzewa, trzej trolle już zniknęli.
Atreju wskoczył na swego konika i wyciągniętym galopem popędził
w kierunku przeciwnym tej z wolna, ale niepowstrzymanie rozprze-
strzeniającej się nicości. Dopiero kiedy zapadł zmrok, a Dziwobór zo-
stał daleko w tyle, zatrzymał się na odpoczynek.
A tej nocy czekało go drugie przeżycie, które jego Wielkiemu Po-
szukiwaniu miało nadać nowy kierunek.
Śnił mu się bowiem – jeszcze dużo wyraźniej niż dotąd – wielki
purpurowy bizon, którego chciał upolować. Tym razem Atreju stał na-
przeciw niego bez łuku i strzały. Czuł się maleńki, a zwierzęca zjawa
zapełniała całe niebo. I słyszał, że bizon mówi do niego. Nie wszystko
mógł zrozumieć, ale zwierzę powiedziało mniej więcej tak:
– Gdybyś mnie zabił, byłbyś teraz łowcą. Lecz ty zrezygnowałeś
z tego i oto ja mogę ci pomóc, Atreju. Posłuchaj! Jest w Fantazjanie
istota starsza od wszystkich istot. Daleko, daleko stąd na północy leżą
Bagna Smutku. Pośród tych Bagien wznosi się Rogowa Góra. Tam
mieszka Prastara Morla. Szukaj Prastarej Morli!
Po tych słowach Atreju obudził się.
SPIS TREŚCI
Antykwariat. Właściciel: Karol Konrad Koreander 5
I. Fantazjana w opresji 19
II. Powołanie Atreju 35
III. Prastara Morla 53
IV. Ygramul, czyli mrowie 69
V. Samowtóry 81
VI. Trzy bramy magiczne 93
VII. Głos ciszy 109
VIII. W krainie motłochu 125
IX. Miasto Nawiedzone 139
X. Lot ku Wieży z Kości Słoniowej 155
XI. Dziecięca Cesarzowa 169
XII. Starzec z Wędrownej Góry 183
XIII. Perelin, Las Nocy 199
XIV. Goab, Pustynia Barw 213
XV. Graograman, Kolorowa Śmierć 227
XVI. Srebrne Miasto Amarganth 239
XVII. Smok dla bohatera Hynreka 259
XVIII. Acharaje 279
XIX. Współtowarzysze 295
XX. Widząca dłoń 311
XXI. Gwiezdny klasztor 331
XXII. Bitwa o Wieżę z Kości Słoniowej 349
XXIII. Miasto Starych Cesarzy 371
XXIV. Pani Aiuola 393
XXV. Kopalnia obrazów 411
XXVI. Wody Życia 425
Najpiękniejsza baśń wszech czasów.Klasyka literatury dziecięcej.
Bastian Baltazar Buks wchodzi przypadkiem do antykwariatu,
gdzie znajduje starą zakurzoną księgę zatytułowaną Nie Kończąca Się Historia. Czytając ją, przenosi się do cudownej
krainy fantazji pożeranej przez tajemniczą Nicość. Dzieje
się tak, ponieważ ludzie nie wierzą już w marzenia. Bastian
przestaje być zwyczajnym chłopcem i staje się bohaterem tej
opowieści. To właśnie on może uratować Cesarzową oraz
powstrzymać zagładę całej Fantazjany…
Cena detal. 39,90 zł