Nasz Głos maj 2013

84
Nr 5 (194) Maj 2013 Miesięcznik katolickiego stowarzyszenia „civitas christianaNasz Głos Patron „Civitas Christiana” ISSN 1507–8426

description

Ostatni numer miesięcznika Nasz Głos. Poświęcony Prymasowi Tysiąclecia. Kardynał Stefan Wyszyński został patronem Katolickiego Stowarzyszenia Civitas Christiana.

Transcript of Nasz Głos maj 2013

Page 1: Nasz Głos maj 2013

Nr 5 (194) Maj 2013

Miesięcznik katolickiego stowarzyszenia „civitas christiana”

Nasz Głos

Patron „Civitas Christiana”

ISSN 1507–8426

Page 2: Nasz Głos maj 2013

Prymas Józef kardynał Glemp przyjaciel „Civitas Christiana”

Wizyta Prymasa Józefa Glempa w zakładach w Pruszkowie Członkowie Stowarzyszenia z prymasem Józefem Glempem podczas Mszy św. w archikatedrze Św. Jana w Warszawie 2003 r. z okazji 10. lecia Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”

Poświęcenie siedziby Stowarzyszenia przy ul. Nabielaka w Warszawie w 1998 r. Poświęcenie Sztandaru Stowarzyszenia w siedzibie Instytutu Wydawniczego „PAX” w 1997 r. podczas spotkania opłatkowego

Historyczne spotkanie 22 czerwca 1992 roku, rozpoczynające nowe relacje

Page 3: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �

spis treści

Layout: Radosław KieRyłowicz oKładKa: obraz zdzisława Pytla, Fot. adam wojnar

temat Numeru: prymasowski patroNat Nad kościołem i Narodem

Idea Przywództwa w ŻycIu KoścIoła I Narodu 2 Paweł boRKowsKi

Prymasostwo w NajNowszych dzIejach PoLsKI 5 zygmunt zielińsKi

Prymas o sPołeczNym obLIczu joanna m. olbeRt 8PotrafIł udźwIgNąć teN cIęŻar 11 Rozmowa z PRoF. janem żaRynem

byt Narodowy oPrzeć Na sKaLe łuKasz KudlicKi 14wychowawca Narodu anna małgoRzata PycKa 16oPIeKuN KaPłaNów RaFał natoRsKi 18PoLacy PamIętają o śwIętym PrymasIe adam wątRóbsKi 21sPadKobIerca I KoNtyNuator Paweł seRaFin 23gorLIwy Pasterz KataRzyna KaKiet 26

patroN „civitas christiaNa”zIarNo zostało zasIaNe 28 Rozmowa z PRzewodniczącym ziemowitem gawsKim

PatroN ładu moraLNego tadeusz KantoR 31maryjNość Prymasa tysIącLecIa andRzej taboRsKi 34NajwaŻNIejsza Posługa Prymasa Ks. bogdan czyżewsKi 38o Nowych LudzI PLemIę! maRiusz węgRzyn 41KuLtura fuNdameNtem toŻsamoścI Narodu Kamil sulej 45Prymasa tysIącLecIa zmagaNIa o zIemIe zachodNIe 47 andRzej tomaszewsKi

dzIecIństwo I młodość Prymasa tysIącLecIa 49 tadeusz żebRowsKi

bóg czuwał Nad Prymasem anna RastawicKa 51PIeLgrzymowaNIe z Prymasem tysIącLecIa izabela tyRas 55PrzyjacIeL „cIvItas chrIstIaNa ” tomasz RzymKowsKi 57

kościółsoborowe czuwaNIa Na jasNej górze o. jeRzy tomzińsKi 58z PosIewu Naszej KrwI ziemowit gawsKi 59uobecNIaNIe boga w śwIecIe Ks. bRonisław żołnieRczyK 61

historiaPowstaNIe styczNIowe jaKo szaNsa cywILIzacyjNa 64 PiotR KoRyś

woLNo Nam juŻ umrzeć dominiK RóżańsKi 67

społeczeństwoofe, czyLI emerytaLNa ruLetKa alicja dołowsKa 68

FelietoNyweKtory sługa ewaNgeLII 71 zbigniew boRowiK

mały PoradNIK wIerzącego o czym mówI ewaNgeLIzator 72 RobeRt Hetzyg

civitas christiaNasPotKaNIa z KsIąŻKą Na KuźNIczej miKołaj KamińsKi 73 aLterNatywa dLa wsPółczesNej szKoły? KRystyna Holly 74wręczoNo śLąsKą Nagrodę Im juLIusza LIgoNIa 76 tomasz RzymKowsKirodzINa I PoLItyKa adam maKsymowicz 77jubILeuszowa PIeLgrzymKa do grobu św wojcIecha 78 tomasz RzymKowsKiśP jaNusz macIejewsKI leszeK KoleśniK 80

Prymasostwo w najnowszych dziejach Polski Zygmunt Zieliński

Prymasostwo w Polsce związane było z archidiecezją gnieźnień-ską jako pierwszą polską metro-polią. Od śmierci Zygmunta Au-gusta w 1572 roku do 1764 w okre-sach bezkrólewia prymas pełnił funkcję interrexa. Posiadał więc władzę polityczną i obowią-zek zwoływania sejmu elekcyjnego oraz ogłaszania wyboru króla. Prymasowi przysługiwało też od 1451 roku prawo ko-ronowania króla i królowej Polski. Godność prymasa miała więc charakter polityczny, a władza jego bywała uruchomia-na w określonych okolicznościach, niezwykłej wagi dla bytu państwowego.

strona 5

Byt narodowy oPrzeć na skaleŁukasZ kudlicki

Rodzinę i ojczyznę, wiarę i kulturę chrześcijańską wskazywał Polakom kard. Stefan Wyszyński, jako funda-menty życia społecznego w czasach trudnych dla narodu. Nie chciał być politykiem, ale został zapamiętany, jako wybitny mąż stanu.

strona 14

sPadkoBierca i kontynuatorPaweŁ serafin

Prymas Polski kard. Józef Glemp nie miał zbyt wielu fanów w polskim Koście-le. Historia jednak pokazuje, że był do-brym kontynuatorem kard. Wyszyńskie-go. Tak jak on potrafił podejmować nie-popularne decyzje.

strona 23

ziarno zostało zasianeroZmowa Z Ziemowitem gawskim, PrZewodnicZącym katolickiego stowarZysZenia „civitas christiana”

Przyjęcie patronatu sługi bożego kard stefana wyszyńskie-go przez Katolickie stowarzyszenie „civitas christiana” to ważne, rzec można przełomowe, wydarzenie w życiu i dzia-łaniu tego środowiska jak twórca i przewodniczący „civitas christiana” postrzega to wydarzenie? jak ocenia drogę, którą to środowisko przebyło ku tej ważkiej decyzji?

Myślę, że słuszne i pożyteczne będzie spojrzeć na to wydarze-nie w porządku, nazwijmy to chronologicznym. Stowarzyszenie „Civitas Christiana” rodziło się na Jasnej Górze w 1993 r. Jeśli-by sięgnąć do moich wypowiedzi z tego czasu, to łatwo zauwa-żyć, że znajduje się tam wiele cytatów i odniesień do nauczania kard. Wyszyńskiego.

strona 28

najważniejsza Posługa Prymasaks. Bogdan cZyżewski

Najbardziej znaczącym wydarzeniem w długoletniej posłudze prymasowskiej księdza kard. Stefana Wyszyńskiego była tzw. Wielka Nowenna. Jej celem było cało-ściowe przygotowanie wiernych do prze-życia millenium chrztu Polski

strona 38

Page 4: Nasz Głos maj 2013

� nasz głos nr 5 | maj �0�3

Paweł Borkowski

„autorytet”, „hierarchia”, „przywództwo” – to słowa dzisiaj nielubiane, niechętnie słuchane, choć wciąż przecież potrzebne w życiu społecznym, eklezjalnym i politycznym. nie tyle zresztą o same słowa chodzi, ile o rzeczy czy idee, które one oznaczają

idea Przywództwa w życiu kościoła i narodu

moralnych, na jakiejś powadze osobistej, czasem wręcz na rozta-czanym wokół siebie majestacie. Skądinąd ten naturalny dar wy-myka się próbom precyzyjnej de-finicji, a mimo to całkiem realnie oddziałuje na otoczenie, wzbu-dzając w nim spontaniczny szacu-nek i posłuch.

Pasterz dla luduLudzie obdarzeni autorytetem

charyzmatycznym to urodzeni przywódcy. Dzisiaj zwykło się ra-czej mówić o liderach czy menad-żerach, a więc osobach predyspo-nowanych do roztropnego zarzą-dzania i organizowania, na przy-kład w ramach działalności jakie-goś stowarzyszenia, ruchu spo-łecznego czy przedsiębiorstwa. Ale przywódca to ktoś więcej niż sprawny organizator i zapobiegli-wy gospodarz – to również czło-wiek zdolny pociągnąć za sobą in-nych, umiejący niejako urzec ich zarówno własną osobowością, jak i wyznawanymi przez siebie war-tościami, wskazywanymi ideałami oraz proponowanymi celami do osiągnięcia.

Lider czy menadżer jest zazwy-czaj osobą wynajętą do sprawo-wania funkcji administracyjnych. W godzinie próby rezygnuje z wal-ki albo uchyla się od odpowie-

dzialności, ponieważ interesuje go przede wszystkim własne prze-trwanie i zabezpieczenie na przy-szłość. Wielu takich rzekomych przywódców, często zresztą kre-owanych przez naiwnych dzienni-karzy, widzieliśmy podczas wciąż trwającego kryzysu gospodar-czo-finansowego, który zwłaszcza w początkowej fazie ogarnął tak-że największe instytucje bankowe i fundusze inwestycyjno-powier-nicze. Ich prezesi i zarządcy ucho-dzili za geniuszy biznesu, dopó-ki trwała korzystna koniunktura. Gdy zaś pękła z hukiem bańka spekulacyjna, wtedy nie myśleli o ratowaniu cudzych oszczędno-ści, które zostały im powierzone, lecz ograniczyli się do pobrania obfitych wynagrodzeń „za zasłu-gi”, po czym salwowali się uciecz-ką na inne, bardziej komfortowe stanowiska, zgodnie z ewange-liczną charakterystyką najemnika: „Najemnik (…) i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzące-go wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; na-jemnik ucieka dlatego, że jest na-jemnikiem i nie zależy mu na ow-cach” (J 10, 12-13). Natomiast przy-wódca to ktoś, to czuje się mo-ralnie odpowiedzialny za los po-wierzonych mu osób i nie opusz-cza ich w momencie niepewności czy zagrożenia; postępuje zatem jak dobry pasterz, którego postać także charakteryzuje Ewangelia.

Skąd się biorą autorytety chary-zmatyczne? Greckie słowo charis-ma, od którego pochodzi ów przy-miotnik, oznacza łaskę, dar czy ta-lent (w sensie ewangelicznym). Z chrześcijańskiego punktu wi-dzenia powinniśmy przyznać, że wybitni przywódcy Kościoła i ca-te

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Najpierw przyjrzyjmy się idei przywództwa z naj-szerszej, pojęciowej per-spektywy. Dominikanin

Józef Maria Bocheński, znany lo-gik i historyk filozofii, twierdził, że istnieją dwa rodzaje autory-tetu – poznawczy i rozkazodaw-czy. Ten pierwszy ma wiedzę, dru-gi zaś władzę i z tego tytułu może dyktować innym ludziom, co po-winni myśleć albo robić, przynaj-mniej w pewnym zakresie, zwa-nym dziedziną autorytetu.

Tyle nam mówi osąd uczonego. Rzeczywistość społeczna jest jed-nak bogatsza i bardziej zróżnico-wana niż jej ujęcia naukowe, choć-by najbardziej precyzyjne. W ży-ciu publicznym, czy to świeckim, czy to kościelnym, mamy bowiem do czynienia z jeszcze innym ro-dzajem autorytetu, który można by określić przydawką „charyzma-tyczny”. Nie pochodzi on w pierw-szej kolejności ani z posiadanej erudycji w jakiejś dziedzinie, ani z otrzymanej prawnie możliwo-ści wydawania poleceń innym lu-dziom – aczkolwiek oczywiście takie właściwości, poniekąd ze-wnętrzne, mogą mu towarzyszyć. Natomiast istotą autorytetu cha-ryzmatycznego jest to, że opiera się on na wybitnych przymiotach charakterologicznych, zwłaszcza

Page 5: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 3

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

łego narodu są darem Bożym dla społeczności ludzkiej – krótko mówiąc, spadają nam z nieba. Po-twierdza to sam Pan Bóg ustami proroka Jeremiasza: „Dam wam pasterzy według mego serca, by was paśli rozsądnie i roztropnie” (Jr 3, 15). Historyczne dowody tych słów objawionych widzimy w wielkich przywódcach narodu wybranego – w postaciach Mojże-sza, Dawida, Salomona…

Interesujące, że jakieś przeczu-cie tej nadprzyrodzonej prawdy miał już starogrecki filozof Ary-stoteles, chociaż oczywiście wy-rażał je inaczej, posługując się jeszcze przedchrześcijańskimi kategoriami pojęciowymi. Twier-dził mianowicie, że pojawienie się wybitnych jednostek w pań-stwie, „nadzwyczajnie górujących cnotą”, wynika ze zrządzenia losu i nie może być wywołane ani spro-wokowane własnymi siłami spo-łeczności, a jedynie powinno być przez nią z wdzięcznością przyję-te, skoro już nastąpi. Podobnie, lecz już w ujęciu chrześcijańskim, rozumował bł. Antonio Rosmini-Serbati (1797–1855), włoski teo-log i filozof; w trudnym dla swo-jego kraju okresie zjednoczenia (Risorgimento), gdy w społeczeń-stwie ujawniały się silne prądy laickie i antyklerykalne, prosił Boga słowami: „Ześlij nam swo-ich bohaterów”.

Patronat nad życiem narodowym

Po tych ogólnych spostrzeże-niach, dotyczących istoty i genezy przywództwa w życiu publicznym, przyjrzyjmy się dokładniej sytua-cji polskiej, zarówno dawniejszej, jak i współczesnej. Nie miejsce tu, rzecz jasna, na jakieś dokładniej-sze analizy czy interpretacje hi-storyczno-socjologiczne – zresztą liczne grono specjalistów już się nimi zajmuje. Tutaj chodzi jedy-nie o to, aby nasz tok rozumowa-nia w jakiś sposób odnieść do re-aliów polskich, które przecież naj-bardziej nas interesują.

Dzieje naszego narodu i Koś-cioła ułożyły się w taki sposób, że wielkimi przywódcami, również w znaczeniu politycznym, byli u nas prymasi. Ich wiodąca rola publiczna zaznaczała się szczegól-nie wyraziście pod nieobecność monarchy bądź w okresie bezkró-lewia (interregnum), toteż pryma-sa nazywano „bezkrólem” (inter-reksem). Działo się tak pomimo oczywistego faktu, że sama w so-bie godność prymasowska miała zawsze charakter czysto kościel-ny, albowiem tytuł ten oznacza dosłownie „pierwszego biskupa w kraju” (Primas Regni).

Bardzo interesujące światło na tamte staropolskie obyczaje spo-łeczno-polityczne rzuca Zygmunt Gloger, na którego wiedzę i opinię

historyczną warto się w tym miej-scu powołać: „Prymas najpierw-szą po królu zajmował politycz-ną godność w państwie. (…) Zwo-ływał sejmy elekcyjne i przewod-niczył na nich, ogłaszał narodowi i koronował króla i królową. (…) Hetmaństwo i prymasostwo stoją obok Korony jako niezawisłe, sa-modzielne władze. (…) O niego wtedy opierało się wszystko, jak o króla i hetmana. Bez prymaso-stwa nie można rozumieć dawnej Polski. Prymasostwo i hetmań-stwo w gmachu Rzeczypospoli-tej stały się głównymi wiązadła-mi między tronem i wolnością. Cały naród znał prymasa i cześć mu oddawał”. Ta wyjątkowa po-zycja „pierwszego biskupa” była charakterystyczna dla I Rzeczypo-spolitej. Później, w dobie rozbio-rów, w czasach Księstwa Warszaw-skiego i Królestwa Kongresowe-go, prestiżowe i realne znaczenie prymasostwa znacznie osłabło – już nieodwracalnie, jak się wtedy mogło wydawać.

A jednak tamta rzeczywistość nie odeszła całkowicie w mro-ki przeszłości i po długich dzie-siątkach lat odsłoniła swoje nowe oblicze. Polityczne aspekty pry-masostwa, choć już nie w try-bie usankcjonowanym prawnie, w zaskakującej formie odrodzi-ły się w XX wieku, kiedy godność „pierwszego biskupa” przypad-ła kolejno trzem wybitnym po-staciom życia kościelnego i na-rodowego, kardynałom: Augusto-wi Hlondowi, Stefanowi Wyszyń-skiemu i Józefowi Glempowi. Każ-dy z nich stał się na swój sposób reprezentantem nie tylko ducho-wych potrzeb, lecz także politycz-no-narodowościowych aspiracji społeczeństwa polskiego, chociaż oczywiście w różnym wymiarze i stopniu, podyktowanym zmien-nymi uwarunkowaniami zewnętrz-nymi. Ze względu na bardzo nie-sprzyjające wydarzenia i procesy historyczne, które kolejno ogar-niały nasz kraj w minionym stule-ciu – II wojna światowa, stalinizm, PRL, ambiwalentna transformacja ustrojowa – każdy z tych trzech prymasów musiał niejako stać się „pierwszym politykiem drugiego obiegu”, a więc zastępczo wyrażać

bp stefan wyszyński, kard august hlond i ks antoni baraniak – później arcybiskup poznański

Page 6: Nasz Głos maj 2013

� nasz głos nr 5 | maj �0�3

i przeprowadzać te wielkie spra-wy społeczne, które oficjalna wła-dza z rozmysłem albo ignorowa-ła, albo spychała na margines za-interesowania, daleko poza głów-ny nurt życia publicznego.

Znamienne jest to właśnie, że ci najwyżsi hierarchowie nie tyl-ko otaczali troską Kościół – co od-bywało się w sposób naturalny z uwagi na ich godność eklezjalną i duszpasterskie powołanie – lecz także sprawowali swoisty patronat nad życiem społeczeństwa. Było to w najoczywistszy sposób przy-wództwo charyzmatyczne, nie-usankcjonowane żadnym oficjal-nym mandatem, a jednak najzu-pełniej realne, osadzone głęboko w ludzkich dążeniach, potrzebach i sercach. Niekiedy zresztą przyj-mowało ono wprost wyraz poli-tyczny. Podobno kard. Hlondowi (który już w 1932 roku został przez prezydenta Ignacego Mościckie-go odznaczony Orderem Orła Bia-łego za „wybitne zasługi położo-ne w pracy dla Państwa”) w 1939 roku składano propozycję objęcia najwyższych urzędów państwo-wych, szukając kogoś, kto udźwig-nąłby brzemię odpowiedzialno-ści za kraj wyniszczany klęską wrześniową. Zaktualizowałaby się zatem w wojennych realiach pol-skich sytuacja z natchnień proro-ka Izajasza, który opisuje despe-rackie próby znalezienia przy-wódcy w sytuacji ogólnonarodo-wej katastrofy: „Ty masz płaszcz, bądź naszym wodzem; weź w ręce tę ruinę!” (Iz 3, 6).

Promieniowanie ojcostwa

U Izajasza płaszcz oznacza szczególną godność jednostki, ale i osłonę, za którą lud może się schronić w obliczu powszechnego zagrożenia. Tak też dla przywódcy płaszcz jest nie tylko przywilejem, lecz także życiowym zobowiąza-niem, od którego w swoim sumie-niu i postępowaniu nie może się on uchylić. Dla tych moralnych ra-cji, a nie z koniunkturalnego wy-rachowania, przywódca staje na czele ludu, aby go chronić od za-kusów i ataków nieprzyjaciela.

Należy w tym kontekście uni-kać łatwych skojarzeń militarnych

lub politycznych, aby nie pomy-lić idei przywództwa z ideą do-wództwa wojskowego lub wodzo-stwa partyjnego. Przywódca chary-zmatyczny staje w obronie swoje-go ludu, ale nie po to, aby prowa-dzić go do walki przeciwko komuś. Kardynał Wyszyński podkreślał, że nie powinniśmy tworzyć podzia-łów na „swoich” i „wrogów”, po-nieważ wszyscy na równi jesteśmy dziećmi Boga, a naszym jedynym prawdziwym wrogiem jest Szatan, nigdy zaś drugi człowiek, choćby niechętny nam czy wrogi. W tym samym duchu wzywał mieszkań-ców naszego kraju prymas Glemp w pamiętnym dniu ogłoszenia przez władze PRL stanu wojenne-go 13 XII 1981 roku: „Kościół (…) w stanie wojennym będzie wołał, gdzie tylko może, o spokój, o za-niechanie gwałtów, o zażegnanie bratobójczych walk. (…) Dlate-go sam będę wzywał do rozsądku, (…) i będę prosił (…): nie podej-mujcie walki – Polak przeciwko Po-lakowi”. Na uwagę zasługuje pe-wien znamienny fakt: żaden z wy-mienionych trzech przywódców Kościoła polskiego świadomie nie czynił sobie nieprzyjaciół, nie pro-wokował antagonizmów społecz-nych i nie dążył do konfrontacji z władzami, a jednak każdy z nich sam stał się obiektem nienawiści i prześladowań ze strony reżymu, czy to nazistowskiego, jak w przy-padku kard. Hlonda, czy to ko-munistycznego, jak w przypadku dwóch kolejnych prymasów.

Idźmy w naszych rozważaniach o krok dalej. Postać przywód-cy, zwłaszcza duchownego, łatwo kojarzy nam się z figurą ojca ro-dziny. A jednak i w tym kontek-ście należy się wystrzegać na-zbyt uproszczonych asocjacji po-jęciowych z życiem rodzinnym, które rządzi się własnymi prawa-mi. Przywódca jest bowiem kimś większym i zarazem kimś mniej-szym niż ojciec. Owszem, wie-my o tym, że np. kard. Wyszyń-ski chętnie używał w stosunku do swoich słuchaczy i podopiecz-nych zwrotu „dzieci moje”, a oni sami tytułowali go „ojcem” czy nawet „tatą”. Często jednak do-dawał na początku swoich kazań i przemówień apostrofę: „umiło-

wane dzieci Boże”. Tym samym wskazywał na najwyższy rodzaj ojcostwa, któremu sam był pod-dany: chodziło o ojcostwo Boga samego, dla którego wszyscy je-steśmy dziećmi. Sam prymas tak to objaśniał podczas swojego in-gresu do katedry lubelskiej 26 V 1946 roku: „Czy mam prawo, was, najmilsi, tu zebranych, nazy-wać «dziećmi moimi», gdy widzę u wielu posiwiały włos? Zapewne w porządku przyrodzonym było-by to zuchwalstwem. Ale istnie-je inny jeszcze porządek na świe-cie, stokroć silniej łączący ludzi niż więzy krwi, nazwiska, narodu. To porządek łaski nadprzyrodzo-nej, ustanowiony na krzyżu przez Chrystusa Pana. W imię tego po-rządku staję dziś przed wami, jako wasz, z woli Boga i Stoli-cy Świętej, ojciec”. Ten przykład jasno pokazuje, że przywódca nie narzuca siebie jako najwyższej instancji czy nieomylnego auto-rytetu, ale zawsze pozostaje ot-warty na rzeczywistość transcen-dentną, na natchnienia i wska-zówki płynące „z góry, od Ojca świateł” (Jk 1, 17).

Przywódca-prymas jawił się w Polsce jako opiekun i wycho-wawca narodu, ale ta pedago-gia była wymagająca – inaczej niż u polityka, który za wszelką cenę poszukuje popularności, nierzad-ko połączonej z cynicznymi kom-promisami, tanimi pochlebstwa-mi czy zwykłym oszustwem. Przy-wódca w każdej sytuacji opowiada się po stronie prawdy, dlatego nie tylko staje w obronie praw swoje-go ludu, lecz także przypomina mu o jego obowiązkach względem bliźniego, Kościoła i ojczyzny. Nie łudzi nikogo iluzją beztroskie-go życia, lecz wszystkich rodaków wzywa i zagrzewa do walki, prze-de wszystkim duchowej, ale i pa-triotycznej. Kardynał Hlond przy-pominał o tym podczas audiencji udzielonej 16 VIII 1948 roku: Każ-dy z nas w tym boju ma wyznaczone stanowisko. Kto na wyznaczonym swo-im posterunku nie daje z siebie wszyst-kiego, jest zdrajcą sprawy Bożej i nara-ża na niebezpieczeństwo innych. Kto zaś z tej walki z wygodnictwa się usuwa, jest dezerterem z szeregów oficerskich Chry-stusa. lte

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Page 7: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 5

Zygmunt Zieliński

Prymasostwo w Polsce związane było z archidiecezją gnieźnieńską jako pierwszą polską metropolią. od śmierci zygmunta augusta w 1572 roku do 1764 w okresach bezkrólewia prymas pełnił funkcję interrexa. Posiadał więc władzę polityczną i obowiązek zwoływania sejmu elekcyjnego oraz ogłaszania wyboru króla. Prymasowi przysługiwało też od 1451 roku prawo koronowania króla i królowej Polski. godność prymasa miała więc charakter polityczny, a władza jego bywała uruchomiana w określonych okolicznościach, niezwykłej wagi dla bytu państwowego.

Prymasostwo w najnowszych dziejach Polski

tom gnieźnieńskim jakiejkolwiek in-gerencji w sprawy kościelne na te-renie swego zaboru. Prusy od chwili zaboru podjęły działania zmierzają-ce do zniesienia prerogatyw pryma-sowskich, a nawet uprawnień metro-politalnych Gniezna. Już w 1796 roku osobnym dekretem królewskim za-broniły abp. Ignacemu Krasickiemu używania tytułu prymasa. Nie była to decyzja specjalnie zaskakująca, gdyż w rozumieniu państw zabor-czych Polska już nie istniała, zatem nie istniał też tytuł Primas Regni Polo-niae et Magni Ducatus Lithuaniae.

Polityczny charakter prymasostwa w Polsce przedrozbiorowej nabrał w warunkach utraty niepodległości i podziału kraju przez trzy mocar-stwa szczególnej wymowy, przypo-minał bowiem o istnieniu autorytetu jednoczącego podzielony kraj i na-ród. Prusy, zwalczając konsekwen-tnie ideę prymasostwa, nie poszły śladem Austrii i Rosji, które posta-rały się o prymasostwa Galicji i Lo-

domerii oraz Królestwa Polskiego. Po bulli De Salute aminarum z 1821 roku nie było też w archidiecezjach gnieźnieńskiej i poznańskiej warun-ków sprzyjających jej ożywieniu. Nie uczynił tego również świadomie abp Leon Przyłuski, kiedy będąc w maju 1862 roku w Rzymie, wystąpił tam jako reprezentant 20 milionów Pola-ków. W Berlinie uznano to za uzur-pację godności prymasowskiej, bo-wiem taka liczba Polaków występo-wała w trzech zaborach. Aktywne po-litycznie koła polskie w nieco prze-sadny sposób rozgłaszały popar-cie Kościoła dla polskich aspiracji, a władze w Berlinie widziały w po-stawie Przyłuskiego jego zwrot ku polskiemu nacjonalizmowi. Prze-jaw tego upatrywano w zamanife-stowaniu w Rzymie przez arcybisku-pa swego prymasostwa. Wprawdzie nie uczynił tego bezpośrednio, ale sam fakt przywiązania do tego przez rząd pruski tak wielkiej wagi świad-czy o jego obawach przed odżyciem tradycji prymasowskiej.

Prymasostwo zaniepokoiło władze pruskie ponownie, kiedy w czasie Soboru Watykańskiego I abp Mie-czysław Halka Ledóchowski zaj-mował miejsce między prymasami i podpisał się jako „prymas Polski”. Rząd zupełnie mylnie skomentował to jako gest polityczny i zwrot arcy-biskupa w kierunku narodowym, za-tem jako pójście śladem poprzedni-ka. Ledóchowski jednak był przeko-nanym legitymistą, a jego później-szy konflikt z rządem zupełnie inne miał przyczyny.

Prymasostwo wróciło niejako na wokandę w chwili odzyskiwania przez Polskę niepodległości. Od 1915 roku na stolicy arcybiskupiej w Gnieźnie i w Poznaniu zasiadał abp Edmund Dalbor (1869–1926). Jego działalność w sferze publicznej w czasie wojny

Po II rozbiorze Polski archidie-cezja gnieźnieńska znalazła się w granicach zaboru pruskiego. Prymasostwo miał więc spra-

wować hierarcha podlegający obcej władzy – króla pruskiego, którego stał się poddanym, choć historycznie ko-jarzony był z suwerennym państwem polskim, a po II rozbiorze konkretnie z jego resztką. Gdyby wówczas zawa-kował tron polski, powstałby nie lada problem natury politycznej. Należało go rozwiązać drogą ustawodawstwa państwowego. Sejm w Grodnie 23 XI 1793 roku podjął zatem wprost nie-bywałą decyzję, przenosząc godność prymasowską na metropolitę ma-jącej powstać w Królestwie Polskim metropolii, skoro tylko taka przez Stolicę Apostolską zostanie ustano-wiona. Jak wiadomo, nastąpiło to do-piero w 1818 roku.

Urząd prymasa wygasał jednak faktycznie stopniowo w miarę rozpa-dania się państwa polskiego. Austria w 1772 roku odmówiła metropoli-

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 8: Nasz Głos maj 2013

� nasz głos nr 5 | maj �0�3

i po jej zakończeniu wyraźnie wskazy-wała na jego świadomość zadań cią-żących na prymasie. Przede wszyst-kim interweniował on w sprawach kościelnych i politycznych w odnie-sieniu do obszaru całego kraju. On też zwołał do Gniezna w 1919 roku pierwszą ogólnopolską konferen-cję biskupów. Jednak prymasostwo w tym kształcie co w Polsce przed-rozbiorowej było nie do pomyślenia. Zresztą na tym tle trwał spór między Gnieznem a Warszawą, której metro-

polita Aleksander Kakowski nie re-zygnował z używania tytułu prymasa Królestwa Polskiego. Stolica Apostol-ska położyła kres tym nieporozumie-niom, znosząc dekretem z 5 II 1925 roku dotychczasowe tytuły pryma-sowskie – nie jurysdykcję, gdyż tako-wej nie było – ustanawiając tytuł pry-mas Polski przysługujący arcybisku-powi gnieźnieńskiemu.

W okresie prymasostwa kard. Au-gusta Hlonda (1926–1948) utrwali-ła się pozycja prymasa w episko-pacie polskim, któremu przewod-niczył. Ale był to autorytet moral-ny oraz pewna wyjątkowość pozycji prymasa, zarówno w łonie episko-patu, jak i w relacjach między Koś-ciołem a rządem i Stolicą Apostol-ską. Konkordat regulował wszystkie sprawy kościelne, stąd też rola pry-

masa na gruncie czysto jurysdykcyj-nym de facto nie istniała.

Sytuacja zmieniła się radykalnie po II wojnie światowej, kiedy Hlond, przenosząc swą siedzibę z Gniezna i Poznania do Warszawy i przyjmując w miejsce stolicy poznańskiej stoli-cę arcybiskupią warszawską, stał się na mocy specjalnych uprawnień Sto-licy Apostolskiej faktycznie zwierzch-nikiem Kościoła w Polsce. Określenie takie nie ma oczywiście nic wspól-nego z normą kanoniczną, ale wyra-

ża istniejący faktycznie stan rzeczy – wymuszony częściowo przez zerwa-nie przez rząd we wrześniu 1945 roku konkordatu, a generowany antykoś-cielną polityką władz państwowych. Śmierć Hlonda nastąpiła w momen-cie rozpoczynającej się epoki stali-nowskiej, ale dokonania jego na tzw. ziemiach odzyskanych jako prymasa działającego na zgoła innych, aniżeli historyczne, podstawach swego auto-rytetu, były decydujące dla zakorze-niania się tam Kościoła, a w znacznej mierze także polskiego władania.

Styl posługi Hlonda mającej na względzie dobro Kościoła i Narodu i łączącej te dwie wartości w spój-ne pojęcie Polski katolickiej prze-jął w całej rozciągłości następca – ar-cybiskup, następnie kardynał Ste-fan Wyszyński (1948–1981). Spełniał

to zadanie na swój sposób, zasadni-czo różny od tego, jaki widać w dzia-łaniu Hlonda. Nie miał złudnych na-dziei na rychły upadek komunizmu. Jako program przyjmował ocalenie Kościoła przed dezintegracją i nieza-wisłość dzieła ewangelizacji. Przewi-dział, iż w obu tych kierunkach pój-dzie atak na Kościół. Jego losy w tzw. demoludach poza Polską to potwier-dziły. Równoległy do wyżej przedsta-wionego cel to obrona suwerenno-ści Narodu w warunkach niesuweren-

nej państwowości. Prymas Wyszyń-ski gotów był akceptować wiele spo-łecznych przemian w Polsce powo-jennej. Stanowczo odrzucał kuratelę państwa nad Kościołem, co w rezul-tacie musiałoby prowadzić do mini-malizacji lub zgoła wygaśnięcia jego misji ewangelizacyjnej. Dlatego nie łamane przez państwo Porozumienie z 1950 roku, a jeden dekret z 9 II 1953 doprowadził do otwartej walki, w któ-rej Prymas nie ustąpił ani na krok.

Zatem ta nawet przez niektóre kręgi katolickie krytykowana nie-ustępliwość Prymasa zapobiegła grożącej schizmie, do której komu-niści dążyli, wyznając zasadę divide et impera. Trzeba było wielkiej odwa-gi i przenikliwości, żeby w Porozu-mieniu wyrzec się poparcia dla opo-zycji, zwłaszcza zbrojnej. Ale Pry-te

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Pierwsi po odzyskaniu niepodległości prymasi Polski kard edmund dalbor i kard aleksander Kakowski przywracali prymasostwu znany nam z okresu powojennego prestiż

Page 9: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �

mas świadom był tego, iż losy kraju i narodu rozstrzygną się nie w ogra-niczonej czasowo swoistej party-zantce politycznej, ale w walce ob-liczonej na dziesięciolecia, w któ-rej stawką będzie tożsamość Naro-du, a miejscem jej manifestacji po-zostanie Kościół. Nie było to odtrą-cenie dialogu z władzą komunistycz-ną, ale uświadomienie tej ostatniej jego ceny. Ze strony Kościoła była to zgoda na wszystko, co w programie komunistycznej władzy nie godzi-ło w istotne dla Kościoła i Narodu wartości. Był to program realistycz-ny, w pewnym sensie milcząco za-akceptowany pod koniec PRL przez jej przywództwo, ale na przestrzeni dziesięcioleci skazywał on Kościół i prymasa na nieustanną walkę.

Niekiedy walka ta sprawiała wra-żenie zmagań politycznych, a tym samym Prymas wchodził jak gdyby w rolę swych poprzedników z epo-ki Rzeczypospolitej Obojga Naro-dów. Tak było faktycznie, gdy w grę wchodziły takie wartości, jak prze-szłość Narodu i płynące z niej zo-bowiązania, jak obrona jego bytu materialnego i moralnego zagro-żonych przez komunizm. W tym sensie stał się Prymas przywódcą Narodu. Skądinąd jednak w jego działaniu znać było przyjęcie za swoją podstawy rozdziału Kościo-ła od państwa, co stanowiło natu-ralny bastion obronny przeciw za-kusom tego ostatniego.

Taki modus pasterzowania, nawet przy pewnym nalocie politycznym, miał jednak jako motyw przewodni budowanie religijnego oblicza Na-rodu. Najlepszym tego dowodem jest Wielka Nowenna przed No-wym Tysiącleciem. To było dzieło Prymasa dowodzące, iż źródła jego walki o duszę Narodu mieściły się nie sferze autorytetu i wpływów politycznych, ale w ewangelizacji z przełożeniem na praktykę życio-wą. Dzieło to, podobnie jak całe pasterzowanie Prymasa dowiod-ły, iż można się obyć bez konkor-datu, bez przywilejów i asysten-cji państwa, natomiast niezbędne jest budowanie życia z wiary.

Po Październiku dialog z władzą, jakiego namiastkę można obserwo-wać w pierwszych latach powojen-nych, właściwie się skończył. Wie-le na to złożyło się przyczyn dzia-

łających poza Kościołem, ale jedna była istotna: prymas Wyszyński po-stępował bez względu na dezyde-raty widoczne po stronie państwo-wej, według racji stanu, jaką upa-trywał dla Kościoła i katolickiego Narodu. Nie mogły tego zmienić apodyktyczne rządy Gomułki, po-rażka pozorowanej zresztą reformy życia publicznego zapowiadanej w 1956 roku, usuwanie religii ze sfe-ry publicznej, m.in. ze szkoły. Pry-mas szedł własną drogą, niekiedy sprawiając wrażenie, że nie zauwa-ża wrogiej sobie i Kościołowi infra-struktury publicznej. W rzeczy sa-mej zauważał każdy ukierunkowany przeciwko Narodowi gest władzy, reagując nań w postaci składanych protestów i propozycji. Nie pozwo-lił faktycznie wyprzeć Kościoła ze sfery życia publicznego, do czego władze systematycznie dążyły od zniesienia konkordatu. W tej aktyw-ności Prymasa priorytetem zdawa-ły się być sprawy Narody bardziej niż Kościoła.

Jeszcze jedno spostrzeżenie bę-dzie tu konieczne. Prymas nigdy nie zakładał destrukcji systemu uważanego słusznie za niewydolny. Najlepiej ujawniło się to tuż przed jego odejściem, w czasach „Solidar-ności”. Był przeciwko burzeniu cze-gokolwiek, jeśli nie byłaby gotowa konstrukcja nowego ładu. Wiedział, że nie była, dlatego wzywał do roz-wagi. Pod tym względem naraził się na krytykę ze strony środowisk nie-wiele mających ze sobą wspólnego, ale pod tym względem działających ręka w rękę. Wielu działaczy „Soli-darności” zewnętrznie przejawiało może nawet aż nazbyt pompatycz-ną religijność. Prymas był chyba ostatnim człowiekiem, który dałby się zwieść takiej mimikrze. Dlatego też unikał firmowania interesownej religijności, a to z kolei budziło wo-bec niego rezerwę wielu spośród opozycji. Łatwo było nawet o zarzu-ty z powodu rzekomego poparcia Prymasa dla reżimu. Krytyka, nie-co wcześniej się ujawniająca, przy-chodziła także z innej strony. Tu-taj głos zabierali katolicy z prawdzi-wego zdarzenia, ale zafascynowa-ni postępem czerpiącym swe źród-ła z II Soboru Watykańskiego. Para-doksem jest tu fakt, iż Prymas prze-ciwko tym, kierowanym na pewno

gorliwością, osobom musiał bronić się bodajże silniej aniżeli przeciw-ko agresji komunistów. A przecież niedługo trzeba było czekać, by się przekonać, iż proponowane przez nie reformy przywiodłyby Kościół w Polsce do podobnej dekompo-zycji, jak to się stało w wielu kra-jach zachodnich, a do czego dąży-li przez niemal pół wieku także ko-muniści w Polsce.

O prymasie Wyszyńskim mówi się jako o dobrym pasterzu, ale często także jako o mężu stanu. Są to określenia jednoznaczne, ale wymagają pewnego doprecy-zowania, gdyż jego sylwetka róż-ni się od wielu jej podobnych w dziejach Polski i Kościoła.

Prymas Wyszyński nie był z pew-nością politykiem w pospolitym zna-czeniu tego słowa, choć za takowego często jest uważany. Kompromis, na jaki niejednokrotnie się zdobywał, nigdy nie dotyczył wartości zasadni-czych. U polityka bywa inaczej.

Wydaje się, że ta właściwość Pry-masa budziła dlań respekt u prze-ciwników. Gomułka, obrzucając go niewybrednymi epitetami, dawał tym samym wyraz swej bezsilno-ści wobec jego postawy, a zwłasz-cza głoszonych przezeń wartości.

Prymas nie kwestionował ist-niejącej władzy, choć miał świa-domość nielegalności jej genezy i trwania. Postulował jednak nie-zmiennie lepsze jej sprawowanie, wiedząc, że nikt w istniejących wa-runkach nie może jej zastąpić.

Jedyną siłą zapewniającą cią-głość tradycji narodowej i dającą nadzieję na zmiany ustrojowe był w pojęciu Prymasa Naród, dlate-go tylko o jego substancję ideolo-giczną zabiegał.

To krzyżowanie się sfery kościel-nej z publiczną charakteryzowało całe pasterzowanie prymasa Stefana Wyszyńskiego. Miał on silne poczu-cie odpowiedzialności, jaka przynaj-mniej w założeniu musiała obciążać prymasa interrexa. Można też mnie-mać, iż mając świadomość swoistego braku legalności tej państwowości, jaką wygenerowały w Polsce II woj-na światowa i układ jałtański, Pry-mas podejmował wiele zadań i dzia-łań, jakie byłyby obowiązkiem pry-masów tempore interregni – czasu opu-stoszałego tronu. l

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 10: Nasz Głos maj 2013

� nasz głos nr 5 | maj �0�3

Joanna m. olBert

w tym roku minie 80 lat od powołania przez Prymasa Polski kard. augusta hlonda rady społecznej przy Prymasie Polski. w maju 1933 r. kard. hlond otrzymał zgodę na utworzenie i błogosławieństwo ojca świętego Piusa Xi, a we wrześniu tegoż roku powołał radę.

Prymas o sPołecznym oBliczu

na życie gospodarcze. Prawo włas-ności uznano za prawo wyłączno-ści w używaniu i nadużywaniu. Pra-cę ludzką potraktowano jako towar. Życie gospodarcze opanowała żą-dza zysku w sposób dotąd niezna-ny. Zatracono także prawdziwy po-gląd na społeczeństwo”.

W kolejnym dokumencie Rady znalazły się wytyczne w sprawie or-ganizacji zawodowej społeczeń-stwa. Była to wydana w 1937 roku „Deklaracja w sprawie stanu gospo-darczo-społecznego polskiej wsi”. Ostatnim oficjalnym dokumentem rady była „Deklaracja o uwłaszcze-niu pracy” z 1938 r. Podejmowa-ła ona stosunek Kościoła do relacji pomiędzy kapitałem a pracą, sta-wiała diagnozę ówczesnej sytuacji, przedstawiała środki zaradcze, któ-re należy podjąć, by uzdrowić sytu-ację społeczno-gospodarczą oraz proponowała pakiet reform, jakie należy wprowadzić. Rada wskazy-wała m.in. na tworzenie i popiera-nie związków zawodowych, wspie-ranie i pomoc w organizowaniu war-sztatów rzemiosła i drobnego ku-piectwa, podnoszenie zarobków i ograniczenie czasu pracy odpo-wiednio do rentowności przedsię-biorstwa i wydajności pracownika, umożliwianie zdobywania wielo-zawodowości pracownikom najem-nym, starania w kierunku częścio-wego usamodzielniania robotników przez tworzenie i umożliwianie im

dodatkowych źródeł zarobkowania. Ponadto autorzy Deklaracji, powo-łując się na słowa encykliki „Qudra-gesimo anno”, uważali, że należy dopuścić pracowników do udzia-łu w zarządzie, własności i zyskach przedsiębiorstwa.

Pięcioletnia, owocna działalność Rady Społecznej przy Prymasie Polski zakończyła się z chwilą wy-buchu. II wojny światowej.

Powołanie Rady Społecznej przez prymasa Augusta Hlonda, było przejawem jego zaangażowa-nia się w upowszechnianie i wcie-lanie w życie społeczeństwa pol-skiego katolickiej nauki społecz-nej i dowodem na wnikliwą obser-wację życia społecznego, gospo-darczego i politycznego naszej Oj-czyzny. Troska o sprawy społecz-ne, pracownicze, bytowe towarzy-szyła zresztą kard. Hlondowi już od wczesnych lat kapłańskich. Roz-liczne inicjatywy społeczne, które podejmował prymas Hlond wyra-żały jego duszpasterską troskę du-chową i materialną o ubogich, nie tylko młodych, ale wszystkich lu-dzi, zarówno tych wierzących, jak i niewierzących, co było wpisa-ne w charyzmat zgromadzenia za-konnego, do którego przynależał Ksiądz Prymas.

Już jako młody kapłan zaopieko-wał się Katolickim Związkiem Rę-kodzielników, któremu ułożył sta-tut, zaaprobowany przez namiest-nictwo we Lwowie w 1908 r.. Na I Au-striackim Zjeździe Opieki Społecz-nej, jako Radca Inspektorialny ks. Hlond wygłosił referat pt. „Kształ-cenie zawodowych opiekunów spo-łecznych”. Za zasługi na polu dzia-łalności cywilnej, a także za dzie-ło pomocy w czasie wojny otrzymał Krzyż Wojenny od cesarza Karola I, a od władz Wiednia Żelazny Medal Salvador.

Z pełnym zaangażowaniem, już jako Prymas Polski, w 1927 r. powo-łał do życia w Poznaniu Katolicką

Powołanie rady było wyra-zem wielkiej troski kard. Au-gusta Hlonda o kształt życia społecznego, gospodarczego

w naszej Ojczyźnie. Jej zaś celem było „popularyzowanie społecz-nej myśli Kościoła w polskim spo-łeczeństwie”, studiowanie proble-mów społecznych w świetle katoli-ckiej nauki społecznej.

Powstanie Rady nastąpiło dwa lata po ogłoszeniu encykliki Piu-sa XI „Quadragesimo anno – O od-nowie ustroju społecznego i dosto-sowaniu go do normy prawa Ewan-gelii”. Rada Społeczna wspomaga-ła Prymasa Polski w rozstrzyganiu trudnych i skomplikowanych za-gadnień społecznych. W skład jej wchodzili m.in. ks. prof. dr Antoni Szymański rektor KUL, prof. dr Le-opold Caro, ks. dr Edward Kozłow-ski, prof. dr Ludwik Górski, ks. bp Teodor Kubina, ks. prof. dr Andrzej Mytkowicz, ks. prof. dr Aleksan-der Wójcik, ks. Franciszek Marlew-ski, ks. dr Władysław Lewandowicz MIC, prof. dr Czesław Skrzeszewski. W 1938 r. kard. Hlond do Rady po-wołał ks. dr. Stefana Wyszyńskiego.

W 1934 r. Rada Społeczna przy Prymasie Polski wydała „Odezwę” dokument o charakterze programo-wym zawierający uzasadnienie ko-nieczności wypowiadania się Koś-cioła w sprawach społecznych i go-spodarczych. Czytamy tam: „Nastą-pił powrót do pogańskich poglądów te

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Page 11: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �

Szkołę Społeczną. Celem jej było pogłębienie „społecznej wiedzy katolickiej i przygotowanie do niej zastępów gorliwych i należycie wy-kształconych pracowników”. W roz-porządzeniu dot. utworzenia szko-ły kard. A. Hlond pisał: „Oby Bóg Wszechmogący sprawił, by to nowe dzieło przyczyniło się do zwięk-szenia chwały Bożej, wzmożenia gorliwości apostolskiej wśród du-chowieństwa i wiernych i do odro-dzenia zmartwychwstałej Ojczyzny w duchu katolickim”.

Do zadań Katolickiej Szkoły Spo-łecznej należało: 1) szerzenie i po-głębianie katolickich zasad społecz-nych oraz metod działania społecz-nego; 2) przygotowanie kierowni-ków i współpracowników społecz-nej akcji katolickiej; 3) popieranie katolickiego ruchu naukowego w tej dziedzinie; 4) utrzymywanie biblio-teki społecznej; 5) wydawanie cza-sopism i innych wydawnictw z dzie-dziny społecznej. Szkoła ta pod-legała kard. Augustowi Hlondowi, Arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu i Poznańskiemu.

Kard. Hlond był przez całe ży-cie wrażliwy na ludzką biedę. Każ-dy, kto zwrócił się do niego o po-moc, pomoc otrzymywał. O tę po-moc apelował, pisząc również odezwy, zarządzenia, wygłaszając przemówienia.

W 1929 r. w obliczu coraz bar-dziej narastającego ubóstwa, kard.

August Hlond w wystosował ode-zwę do duchowieństwa i wiernych w sprawie Katolickiej Akcji Dobro-czynnej. Prymas wystąpił z inicja-tywą i nawoływał, do tworzenia, za przykładem innych krajów katoli-ckich, organizacji określanej mia-nem Caritas, którą tworzyły zrzesze-nia dobroczynne wiernych, powo-łane do życia przez organy hierar-chii kościelnej. Zajmowała się ona badaniem przyczyn i objawów nę-dzy, szukającej środków zarad-czych, dążyła do racjonalnego sko-

ordynowania wszelkiej działalności katolickiej dobroczynności. W swej Odezwie pisał: „Taka celowa, ra-cjonalna akcja charytatywna jest za dni naszych tym silniejszym na-kazem sumienia katolickiego, że duch nowoczesnego laicyzmu sze-rzy hasła bezreligijnego humanita-ryzmu, który gubi się w doczesno-ści, nie uznając pobudek nadprzy-rodzonych. Posługując się wydatną pomocą kapitałów i potężnych or-ganizacji społecznych stojących na jego usługach, tenże laicyzm stwa-rza dzieła filantropijne, by je prze-ciwstawić Chrystusowej Caritas. Acz-kolwiek – pisze dalej Prymas – ta dobroczynność czysto świecka, sto-sowana z pobudek li tylko przy-rodzonych, nie jest we wszystkim godna potępienia, a nawet wie-le dobrego zdziałać może, nie jest ona jednak zgodna z duchem wia-ry, bo przy trosce o ciało i o mate-

rialny dobrobyt odwraca uwagę od tego, co najcenniejsze w człowieku, tj. od duszy”. W tej Odezwie zwrócił się Ksiądz Prymas do proboszczów o tworzenie w parafiach Wydziałów Parafialnych Caritas, dołączył statut tej organizacji. Równocześnie Epi-skopat Polski powierzył kard. Hlon-dowi, bp. Dymkowi, bp. Lisowskie-mu i bp. Wetmańskiemu pieczę nad powołaną Komisją Episkopatu do Spraw Dobroczynności. Do 1933 r. parafialne wydziały i diecezjalne związki Caritas zostały zorganizowa-ne w większości diecezji polskich.

W celu otoczenia opieką moralną i materialną Polaków na obczyżnie, w 1929 r. powołał do życia Stowarzy-szenie „Opieka Polska nad Rodaka-mi na Obczyźnie”, którego celem była opieka w duchu tradycji kato-lickich i narodowych, opieka spo-łeczna i moralna w czasie podróży i zagranicą, utrzymywanie łączno-ści duchowej, wsparcie materialne i moralne oparte o rodzimą kultu-rę i obyczaje. W Odezwie skierowa-nej do wiernych, kard. Hlond z oka-zji powołania stowarzyszenia pisał: „Czwarta część Narodu polskiego żyje poza granicami Rzeczypospo-litej, a rokrocznie unosi fala emigra-cyjna dalsze tłumy rodaków w cudze kraje. W tułaczce wśród obcych wy-chodźca traci często łączność z ma-cierzą, cierpi opuszczenie i niedo-statek, zapomina język i obyczaj oj-czysty, a nieraz wyrzeka się wiary i ginie w odmętach występku i prze-wrotu”. Rokrocznie kard. Hlond kie-rował do Polaków odezwy z okazji „Dnia Opieki Polskiej nad Rodaka-mi na Obczyźnie”. W odezwie z 1932 r. Prymas Polski pisał: „Siedem mi-lionów braci poza granicami ojczy-zny – to fakt, który powinniśmy so-bie głęboko uświadomić. Nikt nie może być obojętny na to, że czwar-ta część narodu żyje wśród obcych w trudnych i nienormalnych warun-kach, wydana częstokroć na wyzysk i nędzę, narażona na wynarodowie-nie i zdziczenie, zagrożona bezboż-ną i wywrotową propagandą. Zała-mują się tam i przepadają dusze polskie, pogrążone w opuszcze-niu i bezradności. Z dnia na dzień kurczy się polskość na obczyźnie i mnożą się polskie klęski. Gwał-townie wzmaga się kryzys dusz pol-skich poza krajem. Ratować braci

Kard august hlond rozdaje w warszawie w 1947 roku dary care

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 12: Nasz Głos maj 2013

�0 nasz głos nr 5 | maj �0�3

na wychodźstwie, to święty obowią-zek katolicki i polski”.

Stowarzyszenie to oraz Towarzy-stwo Ochrony Kobiet, pełniące tzw. Misje Dworcową polecał Prymas, jako instytucje, do których powin-ny się zgłaszać kobiety wyjeżdżają-ce za granicę. Zatroskany o ich losy, Prymas zarządzenie do duchowień-stwa, w którym apeluje o przestrze-ganie dziewcząt i kobiet, wyjeżdża-jących poza granice Polski m.in. przed oszustami, deprawatorami. W powyższym piśmie do duszpa-sterzy pisze: „Wielebne Ducho-wieństwo powinno także w tej dzie-dzinie spełnić swoje posłannictwo. Chodzi głownie o to, aby raz po raz w właściwej chwili i w właściwy spo-sób usilnie przestrzec dziewczęta wyjeżdżające z parafii, by się mia-ły na baczności przed nieznajomy-mi mężczyznami i kobietami. Nie powinny się z nimi wdawać, nie po-winny przyjmować od nich żadne-go pośrednictwa, ani oddawać im w przechowanie swych pieniędzy i papierów. Nie powinny przyjmo-wać zaofiarowanych im noclegów u nieznajomych. Przede wszystkim powinny odnosić się z niedowierza-niem do tych, którzy obiecują im ja-kieś nadzwyczajne zarobki w dale-kich krajach”.

W obliczu coraz bardziej nara-stającego kryzysu gospodarczego, bezrobocia i nędzy kard. Hlond wydał odezwę pt. W sprawie prze-silenia gospodarczego (1931 r.). W tej odezwie zanalizował przy-czyny kryzysu i przesilenia go-spodarczego: „Chciała <<mamona niesprawiedliwości>> bez i mimo Boga dać światu szczęście na zasa-dach poziomych na kulturze mate-rialistycznej, przy zaniedbaniu kul-tury ducha, przy odtrąceniu dzie-dziny nadprzyrodzonej, z pomi-nięciem podstaw moralnych. Wy-parto prawo Boże z zakresu spraw ekonomicznych. Czego nie moż-na było złotem kupić, bo ducho-we i z materii się nie wywodzą-ce, to nie stanowiło wartości. Nie kto inny tylko wolnomyślne sfery wszechświatowych bogaczy, udra-powane zwykle w hasła postępu i wolnej ludzkości, narzuciły pęta najgorszego kapitalizmu rzeszom robotniczym, zamieniając je świa-domie w głodne falangi proleta-

riatu, wydanego na łaskę i nieła-skę apostołów wyzwolonego czło-wieka. Zdobywszy sobie to znacze-nie, dyktowały prawa rządom i za-stawiały pułapki na całe narody. Zanosiło się na niezawinioną nie-wolę państw o mniej rozwiniętej strukturze ekonomicznej, a finan-se poczęły odgrywać decydujący wpływ wewnętrznej i międzynaro-dowej grze politycznej”. W dalszej części Odezwy Prymas Polski pisał: „Rozgrywać się poczyna niebywała w dziejach ludzkości tragedia go-spodarcza i społeczna, wyrażają-ca się już na samym wstępie bra-kiem pieniędzy, niewypłacalnoś-cią, bankructwami, niedolą robot-nika i inteligenta, biedą, głodem, bezdomnością, i powszechną nie-pewnością ekonomiczną. Odsłania się przed nami przepaść, którą do-tąd sztucznie pokrywano złudnymi hasłami. Ubóstwione teorie i sy-stemy społeczne, walą się w gru-zy wśród zgiełku groźnych wstrzą-sów, a narody czują, że są ofiarami, fałszywych idei, epokowych błę-dów i wielkiej niesprawiedliwości mamony”.

Wobec takiej dramatycznej sytua-cji, w obliczu bezrobocia i ubożenia społeczeństwa polskiego, Prymas, wezwał wiernych do oszczędzania, ograniczania wydatków: „Nie łudź-my się, jakoby przesilenie już osiąg-nęło najwyższe napięcie lub jakoby rychło nastąpić mogło odprężenie. Przygotujmy się raczej na to, że kry-zys będzie się przewlekał”. Wskazy-wał też na potrzebę upraszczania go-spodarstw domowych, zaprowadze-nia dalszych oszczędności, ograni-czania wydatków, zwłaszcza tych, któ-re umniejszają majątek narodowy. Wzywał wszystkich tych, którzy mogą, aby dawali innym pracę. Zaapelował do wiernych, aby wspierali biednych i bezrobotnych w duchu miłosierdzia chrześcijańskiego jałmużną, odzieżą, opałem, tym co jest możliwe.

W celu zapewnienia pomocy tysią-com bezrobotnych i ich rodzinom, pod protektoratem Prymasa kard. Augusta Hlonda i naczelnych władz wielkopolskich powstał specjalny Komitet Wojewódzki pomocy bez-robotnym, którego siedzibą central-ną w Poznaniu był związek Caritas.

Corocznie organizowane Dni Ubogich, Tygodnie Miłosierdzia

oraz Pomocy zimowej dla bezro-botnych miały wielkie wsparcie ze strony Prymasa Polski. Ponad-to, od 1936 r. kard. Hlond wygła-szał przemówienia przed mikrofo-nem Polskiego Radia. W jednym z nich powiedział: „Czyż chrześci-jaństwo nie jest zasadniczo i istot-nie altruistyczne a altruistyczne tą czynną miłością bliźniego, bez której pusta jest miłość Boga i fał-szywa religijność? (…) Katolicyzm wygodny, miękki, ciasny, znudzo-ny prośbą ubogich, rozdrażnio-ny ich mnogością i uprzykrzaniem się, nie byłby wiernym i zupeł-nym wcieleniem ducha Chrystu-sowego. Renesans wiary musi się w dziedzinie społecznej zaznaczyć wzmożoną ofiarnością, zwiększo-nym poświęceniem, spotęgowaną wielkodusznością”.

Prymas August Hlond podkreślał, że warunkiem przezwyciężenia kryzy-su społecznego, gospodarczego, po-litycznego, kulturowego jest chrześ-cijańska odnowa moralna. W swoim słynnym Liście Pasterskim „O chrześ-cijańskie zasady życia państwowe-go” (1932 r.) kard. Hlond podkreśla, iż „Kościół głosi powrót do życia pań-stwowego od naturalizmu do Boga. Domaga się, aby schorzałe ustroje państwowe ratowano pierwiastkami Bożymi, które im odjęto, a bez któ-rych usychają. Woła, że władzę i pra-wa i myśl obywatelską oprzeć należy o podstawę odwiecznych zasad, któ-rymi się ludzkość rządzić powinna. To jest warunkiem uzdrowienia sko-łatanego życia państwowego”. Treść tego Listu Pasterskiego, spowodo-wała i wywołała sprzeciw ówczesnych władz, do tego stopnia, że usiłowa-no wywrzeć na Stolicy Apostolskiej zakaz ogłoszenia tego Listu. Papież Pius XI wyraził jednak osobiście zgo-dę na jego opublikowanie.

Na zakończenie Listu Pasterskie-go O chrześcijańskie zasady życia państwo-wego, Prymas Polski wzywa: „Wśród ogólnego przesilenia państwowo-ści, wśród ogólnego kryzysu sumie-nia politycznego, ty, Polsko, bądź wzorem chrześcijańskiego państwa. Bądź godną cząstką powszechne-go Królestwa Chrystusowego pod płaszczem opiekuńczym Najświęt-szej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, i za wstawiennictwem na-szych świętych Patronów”. lte

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Page 13: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

z prof. janem żarynem rozmawia Petar Petrović

w prowadzeniu rozmów z władza-mi komunistycznymi wobec zerwa-nia jeszcze w 1945 roku przez Tym-czasowy Rząd Jedności Narodowej konkordatu. To nie jest tak, że Pry-mas od samego początku wiedział, że jest wielki i wybitny...

my to wiemy dopiero z perspektywy, za-poznając się z jego poglądami, działal-nością, postawą i osiągnięciami

Dla Księdza Prymasa to było nie-zwykle trudne wyzwanie, ale od początku wiedział, że jest ono do udźwignięcia za sprawą głębokiej wiary i zawierzenia Matce Bożej. In-dywidualne zawierzenie nastąpiło w bardzo ciężkich dla niego warun-kach, gdy był internowany w Stocz-ku Warmińskim. Później zostało ono przez niego przeniesione na całą Polskę w związku z trzechsetną rocz-nicą ślubów lwowskich Jana Kazimie-rza. Tekst tych nowych ślubowań pi-sał jeszcze w Komańczy, a następnie zostały one odczytane na Jasnej Gó-rze. Później stanowiło to podstawę programu Wielkiej Nowenny przy-gotowującej naród do Roku Milenij-nego. Można powiedzieć, że okres ten to szczyt posługi prymasowskiej, której celem była z jednej strony odnowa religijna po okresie ateiza-cji stalinowskiej, z drugiej zaś odno-wa narodowa po burzeniu przez sta-linizm ciągłości między przeszłymi pokoleniami a teraźniejszością. Hi-storycy często powtarzają, że gdy-by nie Prymas Wyszyński, nie było-by Solidarności ‘80 i pokolenia tak uwrażliwionego na Kościół, na kato-licyzm, tak pożądającego Mszy św., np. w stoczniach i obecności kapła-na. Jego działalność stanowiła kład-kę międzypokoleniową. Te osiągnię-cia mogłyby stanowić nie tylko fun-dament wielkości, ale i zwieńczenie roli Prymasa, przez wielu nazywane-

go interrexem. On sam unikał tego określenia, nie chciał być postrzega-ny jako czynnik polityczny w kraju, jego ambicją było przede wszystkim służyć Kościołowi.

służąc Kościołowi, wpływał jednak na ob-licze polskiego społeczeństwa

Oczywiście, to przekładało się na służbę Polsce, gdyż Kościół stawał się depozytariuszem tych wszyst-kich wartości i dziedzictwa narodo-wego, które było nie tylko konte-stowane, ale zwalczane prze komu-nizm na poziomie zarówno symbo-licznym, edukacyjnym, jak i ideo-logicznym. Tym bardziej że władza dążyła do tego, by być wszędzie monopolistycznie obecna. To skut-kowało np. tym, że Kościół, świą-tynia stawały się miejscem alter-natywnego przekazu kulturowego, wpisującego się w ciągłość narodu.

ciągłość narodu to także spojrzenie w prze-szłość, szczególnie tę ukrywaną, margina-lizowaną przez władze komunistyczne

Stąd zaistnienie tablic upamięt-niających wydarzenia, które były cieniowane przez komunistów. A były one związane choćby z aktyw-nością Armii Krajowej, konkretnych ludzi, którzy byli w swojej działal-ności pomniejszani w pamięci ofi-cjalnej propagandy. Szczególnie na Jasnej Górze obecne były wąt-ki związane z Kresami, z Armią Kra-jową na Nowogródczyźnie, Wileń-szczyźnie – takie znaki upamiętnia-jące tamtych żołnierzy i oficerów nie istniały w przestrzeni publicz-nej. Kościół był nośnikiem pamię-ci o nich i polskości tamtych ziem. W kazaniach księży i oczywiście prymasa Wyszyńskiego odnajduje-my także wymowne znaki pamięci o rzeczywistym przebiegu Powsta-niu Warszawskiego. To wszystko, co nazywamy budowaniem postaw patriotycznych, wewnątrz Kościoła było upamiętniane, opowiadane.

Potrafił udźwignąć ten ciężar

wciąż wracamy do nauczania prymasa stefana wyszyńskiego, wciąż nie możemy wyjść z podziwu nad niezłomnością i har-tem ducha, jakimi cechował się podczas swojej posługi w czasach komunizmu

Była to rzeczywiście wielka postać, zarówno dla polskiego Kościoła, jak i wpisująca się w panteon najwybit-niejszych polskich osobowości XX wieku. A był to szczególny czas dla naszego narodu, tak wiele od niego wymagający – na szczęście mieliśmy wtedy nietuzinkowych przedstawi-cieli. Prymas Stefan Wyszyński objął władzę po nagłej i niespodziewanej śmierci kard. Augusta Hlonda w 1948 roku, jako najmłodszy członek epi-skopatu Polski. Był to bardzo trud-ny moment. Władze komunistyczne po likwidacji wcześniej „branych na warsztat” wrogów rozpoczęły bardzo ostrą walkę z Kościołem. To przy-spieszenie nastąpiło po tzw. zjed-noczeniu PPR-u z PPS-em w grud-niu 1948 roku, czyli niemal równo-legle z objęciem władzy prymasow-skiej przez Stefana Wyszyńskiego. Od tej pory Prymas stał przy sterze polskiego Kościoła aż do śmierci, do maja 1981 roku, posiadając bardzo rozległą władzę w ramach odzie-dziczonych po kard. Hlondzie, po-tem jeszcze kard. Adamie Sapiesze, który zmarł w 1951 roku, pełnomoc-nictw papieskich. Dawały mu one władzę legata papieskiego na tere-nie Polski, rozumianej szerzej, do-tyczyła ona bowiem także dawnych polskich Kresów. Była to więc wyjąt-kowa odpowiedzialność za kondycję Kościoła, katolicyzmu, nauczania re-ligii, społeczeństwa katolickiego, ale także obrządku greckiego, ormiań-skiego, funkcjonowania zgromadzeń zakonnych, za stabilizację na bardzo trudnym terenie ziem zachodnich i północnych. Prerogatywy wymaga-ły też wyjątkowego przygotowania

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 14: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

w jaki sposób działalność i postawa Księ-dza Prymasa wpływały na formację księży?

Kościół prymasa Wyszyńskiego to miejsce, w którym kapłani byli wy-chowywani, kształceni na wyższych seminariach duchownych w poczu-ciu bardzo mocnej więzi z przeszły-mi pokoleniami, z dziejami Kościoła w Polsce. Ta edukacja stanowiła dla nich odtrutkę na przekaz edukacyj-ny płynący ze świata zewnętrznego. Widać to w protokołach episkopatu Polski czy Rady Głównej Episkopa-tu Polski. Biskupi polscy w okresie PRL są ludźmi wolnymi – gdyż nie są zsowietyzowani. Oni mają siłę wy-pływającą z wiary, ale także z głębo-kiego rozpoznania swojego miejsca w długim szeregu pokoleń kierują-cych Kościołem. Oni wiedzą – a pry-mas Wyszyński to wielokrotnie po-wtarzał – że reprezentują polską ra-cję stanu. I chociaż komuniści dzier-żą teraz władzę, to wcale nie znaczy, że tak będzie na wieki wieków.

w tym roku obchodzimy 150 rocznicę wy-buchu Powstania styczniowego jaki był do niego, ale i do innych zrywów niepodległoś-ciowych stosunek prymasa wyszyńskiego?

Z racji tej rocznicy przypomnia-no polemikę, jaka miała miejsce między prymasem Wyszyńskim a Stanisławem Stommą, czyli de fac-to środowiskiem dominującym w Klubach Inteligencji Katolickiej, w szczególności w warszawskim, kra-kowskim i wrocławskim. Tam królo-wał pragmatyzm, czyli, jak to wtedy nazywano – neopozytywizm, zakła-dający konieczność podporządko-wania się realizmowi politycznemu. W pewnym sensie prymas Wyszyń-ski też był zwolennikiem szkoły re-alistycznej, ale niuans polegała na tym, że on polemikę z tym środowi-skiem w sprawie Powstania Stycz-niowego prowadził w nieco innym kierunku. Podkreślał, że nie można narodowi odbierać prawa do ma-rzeń o niepodległości. Pragmatyzm i realizm, które zabijają natural-ne prawo narodu do niepodległo-ści, stają się w jego odczuciu współ-uczestnikami zdrady, okupacji i za-borów. To jest ta „drobna” różnica między postawą Aleksandra Wielo-polskiego a postawą Białych i Czer-wonych (ówczesny Kościół był bar-dziej związany z tymi pierwszy-mi). To była polemika, która miała

w 1963 roku na bieżąco wpływać na zmianę jednokierunkowego myśle-nia, że mała stabilizacja czasów go-mułkowskich jest nie tylko zastana, ale od tej pory wiecznie żywa.

jakie cele stawiał prymas wyszyński przed Kościołem i społeczeństwem?

Celem głównym Kościoła było utrzymanie katolicyzmu w społe-czeństwie, zrobienie wszystkiego, by był on stale żywy, by niósł posłu-gę duszpasterską. Nie uprawianie polityki, ale tworzenie szeroko po-jętych projektów duszpasterskich, stanowiących podstawę do ciągłe-go, długiego trwania katolicyzmu z pokolenia na pokolenie, czyli: re-ligia, katecheza, pielgrzymowanie, projekty maryjne. To wszystko miało

być przekazywanym przez Kościół programem wychowawczym, edu-kacyjnym na rzecz trwałości wartości katolickich. Nie było to jednak pro-ste, gdyż prawo stanowione było an-tykatolickie, a ateizm propagowany przez państwo był bardzo agresyw-ny i dążył do zniszczenia moralno-ści opartej na chrześcijaństwie. Wi-dać to było choćby w odniesieniu do aborcji, do ustawy z 1956 roku, której się Kościół w swoim naucza-niu mocno przeciwstawiał. Celem Prymasa było również mocne zaan-gażowanie w zrozumienie zmienno-ści w samym Kościele. Mam tutaj na myśli nie tylko Sobór Watykański II, ale także umiejętność widzenia zna-ków czasu po ‘68 roku, kiedy wyrasta młode polskie pokolenie, do któ-

Prof jan Żaryn: Prymas stefan wyszyński, służąc Kościołowi, wpływał na oblicze narodu polskiegoFot. Dominik Różański

tem

at N

umer

u: p

rym

asow

ski p

atro

Nat

Nad

kośc

iołe

m i

Naro

dem

Page 15: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �3

rego trafia nowy program duszpa-sterski. W latach 70. mamy do czy-nienia z wybuchem oaz ks. Francisz-ka Blachnickiego, kapłana starsze-go pokolenia, ale świetnie nawiązu-jącego relacje z młodymi. Do tego dochodzą jeszcze tygodnie kultury chrześcijańskiej, sacrosongi, dusz-pasterstwo akademickie.

czyli Kościół nie tylko się bronił przed ata-kami władzy, ale też wychodził z własną inicjatywą?

Kościół jest nie tylko odbijającym piłeczki represji ze strony władz ko-munistycznych, ale także Kościo-łem żywym, twórczym. Nie tylko się broni, ale jest też aktywny i na tyle zwycięski, że papieżem w 1978 roku zostaje Polak – Jan Paweł II. Z racji, rzecz jasna, osobistych talen-tów, charakteru i wiary, ale prawdą jest też to, co powiedział Karol Woj-tyła, zwracając się do prymasa Wy-szyńskiego w pierwszych dniach po rozpoczęciu pontyfikatu, że nie by-łoby tego następcy św. Piotra, gdyby nie wiara Księdza Prymasa i okupio-na aresztowaniem obrona praw Koś-cioła. Adresował te słowa do Pryma-sa, ale miał też na myśli stan Koś-cioła – na który duży wpływ wywarła postawa Prymasa Tysiąclecia. Oczy-wiście ten tytuł należy rozumieć po-dwójnie: jest on Prymasem Tysiącle-cia, gdyż pełnił tę funkcję w rocznicę milenium, a też dzięki Prymasowi to Tysiąclecie zostało wypełnione. Po-mimo nacisku okupantów, a później władzy komunistycznej Kościół do-trwał do milenium swojej obecności na ziemiach polskich.

gdzie przebiegała granica kompromisu z władzami komunistycznymi, której pry-mas wyszyński nigdy nie przekroczył?

Właśnie z racji tego, że był reali-stą politycznym, Prymas wiedział, że układ pojałtański jest nie tylko wy-nikiem zmowy komunistów sowie-ckich z ich polskimi odpowiednika-mi, ale także rezultatem szerszego układu między Moskwą a Anglosa-sami. Realizm podpowiadał mu, że krew polska jest bardzo cenna. Wy-krwawiliśmy się w latach II wojny, a krew ta rozlewała się też po 1945 roku. Dlatego uważał, że nie ma po-wodu, żebyśmy ją tracili na rzecz ja-kichś obcych interesów, choćby były one skierowane przeciwko wspól-

nemu wrogowi, czyli Moskwie. Stąd prymas Wyszyński bardzo często w tych „polskich miesiącach” – kryzy-sowym czasie stawiał tamę aspira-cjom słusznym z perspektywy prawa do posiadania nadziei na niepodle-głość, ale niesłusznym z punktu wi-dzenia realnych możliwości uzyska-nia upragnionego finału. Mam na myśli m.in. październik 1956 – nie-wątpliwie powrót prymasa Wyszyń-skiego do Warszawy pomógł Go-mułce w utrzymaniu władzy bez dal-szych koncesji, gdyż szły one w kie-runku odzyskania niepodległości, a na to ani władza komunistyczna, ani tym bardziej Moskwa nie były goto-we. Prymas, niejako rozumiejąc te uwikłania Gomułki (choć nie akcep-tując ich), zdecydował się na niedo-puszczenie swoim autorytetem do wykonania jakiegoś gestu, który by spowodował podobne skutki, jakie można było zobaczyć na Węgrzech w 1956 roku. Podobnie zachowa się w sierpniu 1980 roku, gdy będzie przestrzegał „Solidarność” przed możliwością interwencji sowieckiej. Ona była motorem i motywem dzia-łań Prymasa na rzecz wytłumaczenia „Solidarności”, że „trzeba jeszcze tę władzę ścierpieć”. To słowo „ścier-pieć” jest słowem kluczowym.

co radził prymas wyszyński opozycji? jaki miał stosunek do kolejnych komunistycz-nych ekip?

Prymas tłumaczył, że nie ma jesz-cze warunków zewnętrznych, które by pozwoliły nam na realizację słusz-nych aspiracji niepodległościowych. W okresie „Solidarności” Prymas bar-dzo mocno podkreślał w rozmowach z jej przywódcami, że jest czas na zbudowanie struktur, instytucji nie-zależnych od nomenklaturowego sy-stemu. Mówił, że jak dwa, trzy lata „Solidarność” będzie funkcjonowa-ła na rzeczywistej mapie, to komu-nistom będzie bardzo trudno znisz-czyć ten twór, dlatego trzeba wal-czyć o jego zachowanie. Można dys-kutować, czy Prymas zawsze miał ra-cję w swoich wizjach i ocenie rzeczy-wistości politycznej, ale niewątpliwie opierała się ona na dwóch ważnych stałych filarach. Pierwszym była moż-liwość interwencji sowieckiej wynika-jąca z faktu, że układ jałtański nie jest bytem tylko i wyłącznie wspieranym przez zaniechanie, głupotę politycz-

ną, egoizm itd. świata zachodniego. A zatem są to te realia, których trzeba być świadomym. To rzutowało w ja-kiejś mierze na ocenę przez prymasa Wyszyńskiego poszczególnych ekip komunistycznych. Wydaje mi się, że najwięcej pewnego rodzaju szacun-ku miał prymas Wyszyński do ekipy Bieruta, którą chciał obdarzyć propo-zycją – przekonywał ich, że nie mu-szą kopiować w stu procentach ko-munizmu moskiewskiego, że mają szansę wyboru. Bierut z tej szansy nie skorzystał i to względne obdaro-wanie szacunkiem okazało się w dłu-gim trwaniu prymasostwa pewnym błędem, pomyłką, gdyż druga strona nie dorosła do tego daru, który otrzy-mała. Bez wątpienia najbardziej per-sonalnie Prymas rozumiał i czuł pew-ną sympatię ze strony Edwarda Gier-ka. To była ekipa, która szczególnie pod koniec lat 70., gdy znalazła się w trudnej sytuacji, oczekiwała i otrzy-mywała od Prymasa najwięcej da-rów w postaci proponowanego wy-chodzenia z negatywnych rzeczywi-stości, którą sama tworzyła. W stycz-niu 1979 roku prymas Wyszyński pró-bował pouczać Gierka, że nie moż-na opierać władzy na kłamstwie, na zdobywaniu dóbr materialnych, kie-dy dookoła coraz bardziej postępu-je bieda i kryzys ekonomiczny, że trzeba sememu się naprawić, żeby można było dalej funkcjonować jako władza, która powinna opierać się na autorytecie. Prymas nie był zwo-lennikiem pomniejszania autoryte-tu Gierka, mówił mu, że on sam swo-imi działaniami go umniejsza. Po-dobnie w roku ‘80 czy ’81, kiedy tłu-maczył Stanisławowi Kani, że to nie oni dają prawo, ono istnieje z natury rzeczy, jak prawo do wolnych związ-ków zawodowych lub łączenia się rol-ników indywidualnych. To nie Kania daje te prawa, on może jedynie nie dopuścić do realizacji w naturze ist-niejących praw. Oczywiście kolejne ekipy pouczane przez Prymasa nie chciały wyciągać z tych słów żadnych wniosków i same prędzej czy później prowadziły się do politycznego gro-bu. Faktem jest, że to nastawienie do komunistów było ewangeliczne, Pry-mas nie piętnował dla samego pięt-nowania, tylko dążył do tego, by za-wrócili z mylnej drogi. l

autor jest dziennikarzem Polskiego Radia

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 16: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

łukasZ kudlicki

rodzinę i ojczyznę, wiarę i kulturę chrześcijańską wskazywał Polakom kard. stefan wyszyński, jako fundamenty życia społecznego w czasach trudnych dla narodu. nie chciał być politykiem, ale został zapamiętany, jako wybitny mąż stanu.

Byt narodowy oPrzeć na skale

aktualnie brzmią słowa Kardynała Wyszyńskiego na temat konfronta-cji polskiej kultury chrześcijańskiej z czerwonym nihilizmem, który dzi-siaj przybiera szaty europejskie.

Prymas przekonywał Polaków, że nie mają powodu, aby wstydzić się swojej wiary, tradycji i dumnej hi-storii, a także własnej kultury. Te słowa są aktualne w naszych cza-sach, kiedy słyszymy, że powinni-śmy się wstydzić przegranych po-wstań, daremnych ofiar, że jeste-śmy jako naród współwinni okro-pieństw wojny. Prymas przekony-wał: Dziś, po dziesięciu wiekach nie mo-żemy zacząć budowania w „czystym polu”. Polska bowiem ma wspaniałą przeszłość, ma swoje dzieje, kulturę, literaturę, sztu-kę, rzeźbę. Musimy więc nieustannie na-wiązywać do przeszłości! Naród bez prze-szłości jest godny współczucia. Naród, któ-ry nie może nawiązać do dziejów, który nie może wypowiedzieć się ze swoją własną du-chowością – jest narodem niewolniczym. Naród, który odcina się od historii, któ-ry się jej wstydzi, który wychowuje mło-de pokolenie bez powiązań historycznych – to Naród renegatów. Nie wolno tworzyć „dziejów bez dziejów”; nie wolno zapomnieć o tysiącleciu naszej ojczystej i chrześcijań-skiej drogi, nie wolno sprowadzać Narodu na poziom „zaczynania od początku”, jak-by tu, w Polsce, dotąd nic wartościowego się nie działo; nie wolno milczeć, gdy na ostatni plan w wychowaniu młodego poko-lenia spycha się kulturę rodzimą, jej litera-turę i sztukę, jej moralność chrześcijańską oraz związek Polski z Kościołem rzymskim

i z przyniesionymi do Polski wartościami Ewangelii, Krzyża i mocy nadprzyrodzo-nych. Nasza godność narodowa wymaga, byśmy oparli się tej zarozumiałości, z jaką lekceważone jest wszystko, co polskie, na rzecz tak na nam obcego importu.

Polska jest zespolona – mówił kard. Wy-szyński – nie jednym więzłem, nie parcia-nym powrozem. Polska jest zespolona ser-cem wiary. Jej siłą jest wiara Chrystusowa!

Konieczność odbudowyPrymas stał na czele Kościoła

w okresie podnoszenia kraju z wo-jennych zniszczeń. Jest to wielka ta-jemnica Boża – mówił – Polacy są dziw-nym narodem. Właśnie wtedy, gdy im trudno, gdy mają wielkie przeciwności, zdobywają się na potężne wysiłki. W cza-sie beznadziejnej niewoli pojawiły się naj-piękniejsze postacie – wspaniała trójca wieszczów narodowych: Mickiewicz, Kra-siński, Słowacki, później Norwid, wresz-cie Sienkiewicz – potężne duchy, wyro-słe z bólu, męki i cierpienia Narodu. Jest coś w Narodzie polskim, że właśnie wte-dy, gdy mu ciężko, mobilizuje wszystkie siły i zwycięża.

Prymas dodawał Polakom otu-chy, gdy po ludzku wydawało się, że naród i kraj są na krawędzi znisz-czenia. Cały Naród przyzwyczajony jest do gruzów. Ale my się gruzów nie lęka-my, nie załamujemy nad nimi rąk. Prze-ciwnie, widok gruzów wyzwala w nas nowe potężne siły i gorące pragnienie walki o lepsze, odbudowane jutro. Ten obowią-zek odbudowy wyzwala w nas nowe siły. Jesteśmy Narodem młodym, prężnym, o kulturze starej, szlachetnej i wspaniałej. To, że musimy odbudowywać, nie jest na-szą klęską. Jest naszą szkołą! Jest organi-zowaniem i mobilizowaniem energii, jest naszą ciągłą młodością, bo nie pozwala się nam zestarzeć.

Miłość do OjczyznyPrymas był jednym z sześcior-

ga dzieci Stanisława i Julianny Wy-szyńskich. Matka umarła w wieku 33 lat, po narodzeniu najmłodsze-

Wybierając kapłaństwo nie założył rodziny, aby dla całego narodu stać się oj-cem. Podczas ingresu do

stolicy, jako nowo mianowany me-tropolita warszawski, gnieźnieński i Prymas Polski, zastrzegał: Nie je-stem ani politykiem, ani dyplomatą, nie jestem działaczem ani reformatorem. Je-stem natomiast ojcem waszym duchowym, pasterzem i biskupem dusz waszych, je-stem apostołem Jezusa Chrystusa.

Czy to z Pałacu Prymasowskiego, czy z uwięzienia, przez ponad 30 lat pełnienia misji, jako głowa pol-skiego Kościoła, kard. Stefan Wy-szyński każdego dnia potwierdzał, że najpoważniej traktuje zadanie bycia ojcem Narodu, który znalazł się w dramatycznej sytuacji. Pod-dany naciskom, dyskredytowany wobec społeczeństwa, prześlado-wany i więziony, odważnie i zdecy-dowanie wypełniał swoje zadanie, deklarując: Na każdym progu walczyć będziemy o to, aby Polska – Polską była! Aby w Polsce – po polsku się myślało! Aby w Polsce – polski duch Narodu chrześci-jańskiego czuł się w swobodzie i wolności.

Polacy silni Bogiemi tradycją

W czasach terroru i opresji bez-bożnego komunizmu, który chciał zerwać z wszelką tradycją, stojący na czele polskiego Kościoła Prymas twardo przypominał o związkach narodu z wiarą i kulturą chrześci-jańską. Zaskakujące jest jednak, jak te

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Page 17: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �5

go dziecka. Stefan miał wtedy 9 lat. Matka została jego tęsknotą i mi-łością do końca życia.

W rodzinie przyszły Prymas na-uczył się wiary, modlitwy, miło-ści do Polski, pragnienia wolno-ści i szacunku dla człowieka. Pa-triotyzm był w jego rodzinie spra-wą naturalną. Nocą chodził z oj-cem naprawiać krzyże powstańców styczniowych w okolicznych lasach. Wieczorami, w domu ojca-organi-sty, zbierali się sąsiedzi i śpiewa-li pieśni patriotyczne.

Wezwanie Prymasa, aby Polacy byli wierni zarówno Bogu, jak i Oj-czyźnie, pozostaje niezwykle ak-tualne dzisiaj, gdy jesteśmy pod-dani poprawnej politycznie, kos-mopolitycznej propagandzie „eu-ropejskiej”, która w gruncie rzeczy jest wroga chrześcijaństwu. Wsłu-chajmy się w słowa Kard. Wyszyń-skiego: „Dla nas po Bogu, najwięk-sza miłość to Polska! Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie i naro-dowej kulturze polskiej. Będziemy kochali wszystkich ludzi na świe-cie, ale w porządku miłości. Po Bogu, więc, po Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej, po całym ła-dzie Bożym, nasza miłość należy się przede wszystkim naszej Oj-czyźnie, mowie, dziejom i kultu-rze, z której wyrastamy na polskiej ziemi. I chociażby obwieszczono

na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszyst-kich ludów i narodów, nie będzie-my temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kul-turą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców”.

Prawda przeciw ideologiiPropagandzie służącej władzy

Prymas przeciwstawiał prawdę o człowieczeństwie: Musi się w nas rozpocząć głębokie szukanie prawdy prze-de wszystkim w naturze człowieka. Po-znać naturę człowieka, poznać ją głębo-ko i całkowicie, zrozumieć kim jest właści-wie człowiek – to wielki ratunek dla świa-ta współczesnego.

Człowiek czy społeczeństwo, które z za-łożenia rezygnuje z obrony swych praw do prawdy, sprawiedliwości, miłości i po-koju czy służby – odstępuje od podsta-wowych wartości osoby ludzkiej, w wyni-ku czego wartości te zostają przyhamowa-ne, albo też zanikają i przestają funkcjo-nować. Taki człowiek i takie społeczeństwo ulega zahamowaniu, nie rozwija się. Je-śli zaś społeczeństwo liczy wielu symulan-tów moralnych, społecznych, ekonomicz-nych, czy politycznych to z kolei i Na-ród, i państwo dochodzą do alienacji. Nie są już tym, co można by nazwać naro-dem czy państwem, jeśli się chce to czynić szczerze. Stają się ich parodią. Gdy czło-wiek zajmie postawę, że lepiej się nie wy-

silać, nie narażać, nie wychylać, godzi się tym samym na ograniczenia własnej god-ności i rezygnuje z jej obrony.

Młode pokolenie ostrzegał Pry-mas przed grożącą mu pułapką, za-stawianą przez współczesną, nihi-listyczną cywilizację: Swoistą postacią zniewolenia współczesnego człowieka jest narzucanie mu gwałtem niewiary, ateiza-cja – mówiąc po polsku – bezbożnictwo.

Uratuje nas rodzinaTroska o trwałość rodziny – ko-

lebki życia i rozwoju człowieka w wierze, miłości i sile moralnej – to, według kardynała Wyszyńskie-go, najważniejsze zadań stojących przed Polakami.

Prymas przekonywał: Bez mocnej, czystej, zwartej, zespolonej rodziny nie masz Narodu! Jeśli ktoś chce pracować nad umocnieniem i zjednoczeniem Naro-du, musi pracować przede wszystkim nad umocnieniem i zjednoczeniem każdej ro-dziny. To jest ten wielki program, który ma znaczenie niewątpliwie religijnie, bo-wiem Bóg zapragnął na tej ziemi rodziny. Ale ma to również znaczenie narodowe.

Ratunkiem przed lękiem samot-ności człowieka we współczesnym, materialistycznym świecie, jest, według Prymasa Tysiąclecia, właś-nie wspólnota rodziny. „Stajemy na żywym kamieniu chrześcijań-skiego ładu społecznego. Po Bogu Ojcu najwięcej zawdzięczamy na ziemi rodzicom. W Prawie Bożym najpierw wiążemy uczuciami czci z Bogiem, zaraz po Nim – z rodzica-mi. Obok więzi z Bogiem, najwięk-sza jest więź z rodzicami i rodziną. Stąd przyrodzony porządek spo-łeczny na świecie umacniany jest z pomocą rodzin i życia rodzinne-go. Wszak rodzina jest kolebką Na-rodu! Słusznie Ojczyznę nazywa-my Rodziną Rodzin”.

Na zakończenie, przywołajmy jeszcze jedno wezwanie Prymasa Tysiąclecia: Jesteśmy w tak trudnym położeniu, że często nie wiemy, jak ubez-pieczyć nasz byt narodowy, jakich sił szu-kać, na jakiej skale się oprzeć. Jesteśmy wśród lotnych piasków zmieniających się sytuacji i koniunktur i nie znajdziemy ani dla naszego bytu narodowego, ani dla kultury chrześcijańskiej innego oparcia, jak tylko zdrową rodzinę. Rodzice! Wasza godzina w Polsce nadeszła. Nie myślcie, że kto inny uratuje nasz Naród. Nas ura-tuje zdrowa rodzina katolicka. l

Procesja na placu zamkowym w warszawie podczas obchodów milenijnych w 1966 roku Fot. Instytut Prymasa Wyszyńskiego

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 18: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

anna małgorZata Pycka

spuścizna Prymasa tysiąclecia jako „dziennikarza i redaktora” niewielu dziś jest znana. a szkoda, bo był publicystą mądrym, pewnym wagi swych argumentów, podejmującym refleksję na tematy stale aktualne.

wychowawca narodu

wnikliwego obserwatora dynamicznie zmieniającej się sytuacji II Rzeczpo-spolitej. Dziennikarstwo rozumiał on przede wszystkim jako służbę społe-czeństwu, pojedynczemu człowieko-wi, a nie dogodny sposób promowa-

nia własnych przekonań. Jak zauważył abp Bronisław Dąbrowski, „owa pasja publicystyczna nie była jednak tylko publicystyką, była duszpasterskim formowaniem postaw intelektualnych i moralnych społeczeństwa polskie-go, była informowaniem o niebezpie-czeństwach grożących ze strony błęd-nych koncepcji etycznych, zwłaszcza w dziedzinie etyki społecznej”.

Analiza artykułów publikowanych w „Ateneum Kapłańskim” pozwala są-

dzić, iż ks. Wyszyński żywo zaintere-sowany był bieżącymi wydarzeniami, zarówno w wymiarze globalnym, jak i lokalnym. Dowód rzetelności i do-ciekliwości dziennikarskiej dawał, ko-rzystając z wielu źródeł, uczestnicząc w spotkaniach, kongresach i bezpo-średnich kontaktach z ludźmi. Publi-cystykę cechują bezpośrednie zwro-ty do czytelnika, a czasem wypowia-danie się w jego imieniu. Zadaniem publicysty jest kształtowanie świa-domości odbiorców, nakłanianie do określonych zachowań, postaw, sta-nowisk. Kiedy dziś sięgamy do tych tekstów, ze zdziwieniem odkrywa-

my ich aktualność, bo mimo odmie-nionej sytuacji polityczno-społecznej ich najważniejszą cechą jest uwrażli-wienie na człowieka i wartości, które mimo zmieniających się okoliczności stale pozostają tak samo ważne.

Człowiek – istotą nieznaną?

Takie pytanie postawił ks. Wyszyń-ski w jednym ze swych publikowanych tuż po wojnie artykułów. Refleksja nad

O swoim doświadczeniu dzien-nikarskim i redaktorskim kard. Stefan Wyszyński wypowiadał się wielokrotnie. Tę cześć jego

działalności najlepiej wydają się stresz-czać słowa: „Znam się nieco na sztuce dzien-nikarskiej. Od młodości bowiem byłem redakto-rem najrozmaitszych pism. Tak mnie jakoś Pan Bóg «urządził»”. Początków jego pracy re-daktorskiej szukać należy we wczes-nych klasach gimnazjalnych. Kolej-ne zetknięcie z publicystyką następu-je w seminarium. Po jego ukończeniu, od 1924 do 1946 roku regularnie publi-kuje na łamach wielu katolickich czaso-pism. Po roku 1946, kiedy został ordy-nariuszem diecezji lubelskiej, jego ak-tywność dziennikarska zmalała. Ksiądz Witold Kujawski, autor monografii zaty-tułowanej „Włocławskie dzieje Pryma-sa” podkreśla jednak: Ciągle trzymał pió-ro w ręku i pomimo nawału zajęć administracyj-no-duszpasterskich, ukazywały się jego artykuły w pismach kościelnych, mówiące przede wszyst-kim o roli rodziny w społeczeństwie, oraz książ-ka »Duch pracy ludzkiej« owoc jego przemyśleń nad encyklikami społecznymi ostatnich papieży i kontaktów osobistych ze światem robotniczym.

Najdłużej ks. Wyszyński współpraco-wał z wydawanym we Włocławku cza-sopismem teologiczno-naukowym za-tytułowanym „Ateneum Kapłańskie”. W roku 1932 został jego redaktorem naczelnym. Funkcję tę pełnił do wy-buchu wojny. Podejmował tematykę społeczną (bezrobocie, ochronę praw robotnika), pastoralną (zadania dusz-pasterskie w kontekście ówczesnej sytuacji polityczno-społecznej), mo-ralną (ochrona życia poczętego, wy-chowanie młodzieży). Artykuły ks. Wy-szyńskiego pozwalają widzieć w nim

w ważnych dla Kościoła i narodu momentach kazania prymasa wyszyńskiego przyciągały tłumy, na zdjęciu Prymas głosi kazanie w katedrze warszawskiej Fot. Archiwum

tem

at N

umer

u: p

rym

asow

ski p

atro

Nat

Nad

kośc

iołe

m i

Naro

dem

Page 19: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

człowiekiem prowadzona z perspek-tywy globalnej katastrofy zwraca uwa-gę na paradoksy, które do tej katastrofy doprowadziły. Zarówno filozofowie, jak i politycy pierwszej połowy XX wieku chcieli w człowieku widzieć Boga, przy-pisując mu moc tworzenia nowego po-rządku społeczno-gospodarczego, a na-wet moralnego, z drugiej jednak strony stosowali najróżniejsze metody w kon-sekwencji prowadzące do uprzedmio-towienia go.

Postęp techniczny, będący przeja-wem obiecywanego raju na ziemi, boski świat odsunął w nieznane. „Nowym bo-giem człowieka – jak podkreślał ks. Wy-szyński – stała się technika, produkcja, pieniądz, rasa, itp. Byle nie Bóg żywy”. Mianując człowieka absolutnym wład-cą świata, pozbawiono go podstawo-wych praw. W tej sytuacji ks. Wyszyński dostrzegał naglącą potrzebę przywróce-nia człowiekowi – wynikającego z jego natury – miejsca w społeczeństwie, po-nieważ „na gruzach Europy padły nie tylko niewzruszone, zdawałoby się po-tęgi polityczne, ale i całe systemy go-spodarcze, co więcej, wygórowane sądy o «nadludzkości» i humanitaryzmie”. W obliczu tego chaosu widział koniecz-ność uporządkowania nauki o człowie-ku, a w szczególności o jego społecznej naturze, godności i prawach. Analizując człowieka, ks. Wyszyński podkreślał, iż nawet jeśli jest on istotą mocno zindy-widualizowaną, pozostaje istotą spo-łeczną. Żadne czynniki zewnętrzne nie są w stanie zmienić jego naturalnej ot-wartości na drugiego człowieka: „dłoń ludzka szuka łączności z drugą. (…) Wzrok nasz szuka wzroku braci. (…) Jest naszą potrzebą dzielić się z otoczeniem myślami, wiedzą, uczuciem”.

Społeczna natura człowieka przeja-wia się przede wszystkim w dążeniu do założenia rodziny, ale także w przy-wiązaniu do ojczyzny, konkretnego na-rodu (języka, historii, kultury). Każda z tych relacji zakłada konieczność sa-modoskonalenia. Zdaniem ks. Wyszyń-skiego Europa współczesna zatraciła dawną fi-lozofię społeczną, wypracowaną przez chrześci-jaństwo, przeszła stopniowo do myślenia indy-widualistycznego we wszystkich niemal dziedzi-nach: religijno-moralnej, filozoficznej, społecz-no-gospodarczej, politycznej. Objawiało się to oderwaniem od społeczeństwa, rodzi-ny, Kościoła, czy innych więzi, na rzecz tzw. rozwoju osobistego, wolności i nie-zależności. Jedną z niedoli naszych czasów jest – wg ks. Wyszyńskiego – zmaterializowa-

nie naszych myśli, uczuć, najświętszych spraw. Materia jest niemal bóstwem. Człowiek stra-cił nad sobą władzę, oddawanie go na pa-stwę techniki i maszyny jest nową erą niewol-nictwa”. Jedną z najpilniejszych potrzeb, dostrzeżonych przez ks. Wyszyńskiego na powojennych zgliszczach, było wy-chowanie społeczeństwa. Człowiek współ-czesny powinien być wszechstronnie wychowa-ny: i dla siebie, i dla Boga, i dla państwa, i dla narodu czy społeczeństwa. Wychowanie powinno dotyczyć całej osoby ludzkiej, to znaczy ma ob-jąć jego charakter osobisty i społeczny. Podkre-ślał, iż w człowieku należy wzbudzić wolę indywi-dualnego postępu duchowego, wolę przekształca-nia społeczeństwa przez potęgowanie swych oso-bistych wartości.

Dramatyczne momenty w historii na-szego narodu dowodzą, jak ważną rolę w kształtowaniu wspólnoty pełni toż-samość kulturowa. Ks. Wyszyński wie-lokrotnie apelował o większy wkład w kształcenie narodu. Wierzył, iż zada-nie to powinny pełnić środowiska aka-demickie, ponieważ to „dzięki rozumo-wi jesteśmy powołani do kierowania ziemią i do współpracy z Bogiem”. Za-troskany słabym rozwojem kultury umy-słowej w Polsce zachęcał do zdobywa-nia wiedzy, umiejętności, a tym samym poznawania własnych praw i pojmowa-nia mechanizmów rządzących światem. W tym celu apelował do różnych śro-dowisk. Pisał i przemawiał do rolników, uczył robotników w Uniwersytecie Ro-botniczym, głosił wykłady na Zjazdach Inteligencji Katolickiej oraz Akcji Kato-lickiej. Największą troską było dla nie-go kształcenie młodzieży, która jedynie dzięki starannemu uformowaniu inte-lektualnemu i moralnemu mogła budo-wać zdrowy i mądry naród.

Artykuły ks. Wyszyńskiego dowo-dzą, jak wielkim niepokojem napawa-ło go zanieczyszczanie polskiej kultu-ry obcymi, zwłaszcza komunistyczny-mi wpływami. Po wyzwoleniu spod nie-mieckiej okupacji komunistyczny rząd postanowił zapanować nad chaosem przez wprowadzenie odgórnych dyrek-tyw, najczęściej przetestowanych już przed wojną w ZSRR. Twórcy nowego systemu szczególną pieczą objęli kul-turę. Po IV zjeździe Związku Literatów Polskich w Szczecinie (20–23 stycznia 1949 roku) socrealizm stał się jedynym kryterium wartościowania sztuki, dzieło oceniano podług zaangażowania w bu-dowę socjalizmu. Nie tylko pisarze, ale też instytucje kultury i wyższe uczelnie, zamiast bronić kulturowego dziedzi-

ctwa, tradycji, przejmowały obcą men-talność. „Nasuwa się wątpliwość, któ-rej trudno nie wyrazić – stwierdza, jak-by przeczuwając nadchodzące czasy, ks. Wyszyński w roku 1930 – co może być wart obiektywizm naukowy, który peda-gogiczną kulturę pogańskich Chin, Japo-nii, Egiptu, Afganistanu, Rosji Bolszewi-ckiej, wyżej ceni, niż pedagogiczną kul-turę katolickiej Polski?” Przestrzegając zdominowane przez wschodnią propa-gandę społeczeństwo polskie, przeko-nywał: „posiadamy nie tylko odmienny ustrój społeczny, ale inny świat kultural-ny, moralny, religijny, mamy swój włas-ny świat, z którego zrezygnować ani mo-żemy, ani chcemy, mamy swoje własne cele i doczesne i ostateczne, tak odręb-ne od celów świata bolszewickiego”.

Rola inteligencji katolickiej w tworzeniu cywilizacji

chrześcijańskiejW pierwszej połowie XX wieku Kościół

napotykał na wiele trudności w pełnie-niu swojej misji. Prowadzona na wielką skalę (również za pomocą środków spo-łecznego przekazu) propaganda antyre-ligijna rodziła coraz bardziej wrogie po-stawy antyklerykalne. W kontekście an-tykościelnego oraz antyklerykalnego na-stawienia społeczeństwa coraz większe znaczenie zaczęto przypisywać działal-ności katolików świeckich. Szczególne zasługi w tej dziedzinie położyła Akcja Katolicka powołana w roku 1870. Był to czas szczególnie trudny dla chrześcijan zmagających się z postępującą laicyza-cją i presją zaborców. Po I wojnie świato-wej, na fali entuzjazmu z powodu odzy-skania niepodległości, społeczeństwo coraz bardziej zaczęło się koncentrować na dobrach materialnych, żądza władzy i tytułów spychała na margines wartości i zasady.

Ogólne obniżenie obyczajowości, przejawiające się, jak wyliczał ks. Wy-szyński, „w braku poszanowania władzy ojcowskiej a także nieprzyjazny stosu-nek pana i sługi, lekceważenie wierno-ści i obowiązków małżeńskich (…), nie-pokój wewnętrzny, nieprzyjaźń, niezgo-da”, zachęcały do podjęcia apostolstwa świeckich. W okresie II Rzeczpospolitej Akcję Katolicką ks. Wyszyński rozumiał jako „udział świeckich w hierarchicz-nym apostolstwie dla obrony zasad re-ligijnych i moralnych, rozwoju zdrowej akcji społecznej pod kierunkiem hie-rarchii kościelnej, poza i ponad partia-mi politycznymi, celem odrodzenia ży-

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 20: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

rafał natorski

w historii radomskiego kościoła Prymas tysiąclecia zapisał się jako dobry ojciec i opiekun kapłanów, którzy musieli się zmagać z komunistycznymi władzami.

oPiekun kaPłanów

cia katolickiego w jednostce, rodzinie i społeczeństwie”. Zadania Akcji spro-wadzały się nie tylko do obrony Kościo-ła przed błędnymi i szkodliwymi ideo-logiami, ale w myśl encykliki Rerum no-varum papieża Leona XIII obejmowały również zaangażowanie w rozwój spo-łeczny. Wierni świeccy, pracując i żyjąc w środowiskach robotniczych, kulturo-wych, rodzinnych, mają okazję do two-rzenia szerokiej przestrzeni dla wartości chrześcijańskich.

Zaangażowanie w propagowanie war-tości katolickich stanowiłoby rodzaj apostolstwa od wewnątrz, polegającego na cichym, ale skutecznym nawracaniu osób z najbliższego otoczenia, przez dawanie osobistego świadectwa. Apo-stolskie zaangażowanie laikatu stano-wiłoby skuteczną zaporę przed silnymi wpływami laicyzmu ateistycznego. Ks. Wyszyński uważał ponadto, że inteli-gencja katolicka może również skutecz-nie przyczyniać się do rozpowszechnia-nia wiedzy, nauki katolickiej, zwłaszcza o tematyce społecznej. Apel ks. Wyszyń-skiego do wyzbycia się wszelkiego zobojętnie-

nia na sprawy, wydarzenia doczesne i aktualne miał się przyczynić do rozpowszechnie-nia w społeczeństwie chrześcijańskiej kultury w miejscach pracy, w życiu pub-licznym i codziennym.

W artykule „Katolicy wszystkich kra-jów, łączcie się” ks. Stefan Wyszyński wskazał na potrzebę umiędzynarodo-wienia Akcji Katolickiej. Pierwsze roz-mowy na ten temat pojawiły się na ob-chodach Międzynarodowego Dnia Ak-cji Katolickiej (28 sierpnia – 3 wrześ-nia 1933 roku) w Berlinie. Nawiązując do wypowiedzi bpa Wilhelma Kettle-ra, podkreślał, iż w zaistniałych oko-licznościach, tj. w obliczu walki klaso-wej, nienawiści i dyskryminacji raso-wej, świeccy mogą zdziałać wiele do-brego, głównie przez świadectwo ży-cia chrześcijańskiego, przełamywa-nie uprzedzeń ideowych, narodo-wych, kulturowych i społecznych. Ich zaangażowanie może obejmować róż-ne dziedziny życia społecznego – po-czynając od rodziny, kończąc na orga-nizacjach o charakterze państwowym i międzynarodowym.

Oceniając z dzisiejszej perspekty-wy oddziaływanie przekazu dzien-nikarskiego ks. Wyszyńskiego, nale-ży przyznać, iż przyczyniło się ono do umocnienia społecznej świado-mości kultury chrześcijańskiej. Jed-nym z ważniejszych osiągnięć Koś-cioła w okresie międzywojennym było zawarcie konkordatu (konsty-tucji szanującej wartości chrześci-jańskie), wprowadzenie nauki reli-gii do szkół, poprawę sytuacji ko-biet, większe uprawnienia dla śro-dowiska robotniczego (prawo do ur-lopów, umowy zbiorowe). Nie było-by to możliwe bez zaangażowania Akcji Katolickiej, Chrześcijańskich Związków Zawodowych, dziennika-rzy i publicystów katolickich. Ks. Wyszyński apelował: Apostolstwo świe-ckich wciąż jest zagadnieniem o pierwszo-rzędnej doniosłości. Należy mu poświęcać wiele uwagi i skrzętnie zbierać dotychczaso-we doświadczenia, gdziekolwiek bądź w roz-woju Akcji Katolickiej poczynione, a naj-lepsze z nich dostosowywać do naszych wa-runków i potrzeb. l

Choć od śmierci Prymasa Tysiąc-lecia minęło już ponad 30 lat, jego postać jest nadal ważna dla mieszkańców ziemi radom-

skiej. W nabożeństwach, wykładach, pokazach filmów i koncertach pod-czas Tygodnia Społecznego poświę-conego kard. Stefanowi Wyszyńskie-mu wzięło udział wielu radomian.

Zwieńczeniem tygodnia była uro-czysta Msza św. w kościele św. Stefa-na. Wierni modlili się w intencji bea-tyfikacji kard. Wyszyńskiego. Wybudo-wana na terenie radomskiej dzielnicy Idalin świątynia jest swoistym pomni-

kiem wielkiego prymasa oraz wotum wdzięczności za jego prymasowską po-sługę. Architekci projektujący obiekt wzorowali się na rzymskiej Bazylice Najświętszej Maryi Panny na Zatybrzu – tytularnym kościele prymasa Polski.

Patronem parafii został św. Stefan, którego pamięć obchodzimy 3 sierp-nia. Ten dzień jest dniem urodzin i imienin, a także rocznicą przyję-cia święceń kapłańskich w 1924 roku przez kard. Wyszyńskiego.

Ze świątynią wiąże się również idea „ołtarza ojczyzny”, który ma nawiązy-wać do historii polskiego Kościoła, tak

ważnej w życiu i nauczaniu kard. Wy-szyńskiego. W ubiegłym roku w cen-tralnej części prezbiterium umieszczo-no tabernakulum wykonane z brązu i mosiądzu, z krzyżem z czarnego dębu pochodzącego sprzed ponad 2000 lat. Wokół krzyża rozmieszczono prosto-kątne, złocone szkatułki z relikwiarza-mi przygotowanymi na relikwie pol-skich świętych i błogosławionych.

Kilka tygodni temu złożono tam relik-wie św. Zygmunta Szczęsnego Felińskie-go, arcybiskupa warszawskiego, którego bezkompromisowa postawa wobec re-presji władz zaborczych oraz wierność Kościołowi w okresie Powstania Stycz-niowego stały się przyczyną dwudzie-stoletniego wygnania. Relikwie abp. Fe-lińskiego spoczęły obok relikwii bł. Jana Pawła II i bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

Uwolnienie jasnogórskiego obrazuKościół św. Stefana nie jest jedynym

radomskim pomnikiem kard. Wyszyń-tem

at N

umer

u: p

rym

asow

ski p

atro

Nat

Nad

kośc

iołe

m i

Naro

dem

Page 21: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

Kopię przewieziono do Radomia. 18 czerwca 1972 roku wzruszony kard. Wy-szyński wspólnie z kard. Wojtyłą wy-nieśli obraz na ramionach. Na placu przed katedrą zgromadziło się kilka-dziesiąt tysięcy osób. Jak ludzie zobaczy-li obraz w ramach, zaczęli klękać, machać chu-steczkami i płakać – opowiada ks. Wójcik.

Komuniści musieli wydać cichą zgodę na dalszą peregrynację obra-zu, by nie wywoływać nowego kon-fliktu z Kościołem.

Konflikt w WierzbicyW regionie radomskim posługę

duszpasterską pełnio wielu niepokor-nych kapłanów, którzy mieli na pieńku z ówczesnymi władzami. Każdy z nich mógł liczyć na wsparcie Prymasa Ty-siąclecia. Jednym z nich był bp Piotr Gołębiowski, administrator diecezji sandomierskiej.

Ogniskiem zapalnym okazała się parafia w Wierzbicy, gdzie doszło do konfliktu między wikarym a pro-boszczem. Część mieszkańców, pod-burzana przez SB, opowiedziała się przeciwko decyzjom personalnym bp. Gołębiowskiego. Doszło do tego, że hierarcha został siłą wyciągnięty z budynku kurii i wywieziony w kie-runku Wierzbicy. Korowód samocho-dów zatrzymała milicja. Jeden z funk-cjonariuszy wspominał później, że bp Gołębiowski leżał na podłodze auta z głową na wycieraczce, przyciś-nięty butami pozostałych pasażerów. W ręku ściskał różaniec i modlił się.

Konflikt postanowiono wykorzystać do walki z Kościołem. Na początku 1963 roku został zarejestrowany zwią-

zek wyznaniowy o nazwie „Niezależna Samodzielna Parafia Rzymsko-Katoli-cka w Wierzbicy”. Między grupami pa-rafian dochodziło do kłótni, bójek na kamienie i kłonice. Płonęły stodoły.

Rzeczywistą skalę zagrożenia epi-skopat uświadomił sobie na początku 1964 roku, gdy dotarł do niego przeciek z tajnego referatu dyrektora Departa-mentu IV płk. Stanisława Morawskiego, wygłoszonego na naradzie resortowej. Zalecał on SB podsycanie i wykorzysty-wanie konfliktów parafialnych.

Sprawa stawała się coraz poważniej-sza, ponieważ w 1964 roku powstały dwie nowe, wzorowane na Wierzbicy, niezależne parafie: w Kamionce Wiel-kiej (diecezja tarnowska) i w Gądkowie Wielkim (diecezja gorzowska).

W maju 1964 na obchody Bożego Ciała do Wierzbicy przyjechał kard. Wyszyński. Swoją obecnością chciał umocnić zwolenników bp. Gołębiow-skiego. Konflikt udało się stłumić.

Prymas Tysiąclecia bardzo cenił bp. Gołębiowskiego. Po jego śmierci Pry-mas napisał: Był człowiekiem wielkiej służ-by i zdecydowanej walki w obronie wolności Kościoła (...). Wyrządzoną krzywdę przez małych polityków – Bóg Biskupowi Piotrowi hojnie nagrodzi. Był mężem Bożym, w du-chu pokory i głębokiej pobożności.

Walka o kaplicęKard. Wyszyński wspierał również

działalność innego niepokornego ka-płana związanego z regionem radom-skim – ks. Czesława Sadłowskiego, z inicjatywy którego powstał w wio-sce Zbrosza Duża Komitet Samo-obrony Chłopskiej – co wielu history-

Pomnik Prymasa przed katedrą radomską Fot. Rafał Natorski

skiego. Od 11 lat przed katedrą Opie-ki Najświętszej Maryi Panny stoi rzeźba przedstawiająca Prymasa Tysiąclecia, trzymającego na piersiach obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Na cokole wid-nieją słynne słowa kard. Wyszyńskiego: Rodzinie polskiej, narodowi polskiemu, Kościo-łowi potrzebna jest Matka.

Pomnik zaprojektowany przez Do-minika Wdowskiego został odsłonię-ty w 30. rocznicę niezwykłej akcji ra-domskiego ks. Józefa Wójcika, której po cichu patronował Prymas – uwol-nienia kopii jasnogórskiego obrazu.

W 1957 roku kard. Wyszyński zawiózł do Watykanu wykonaną przez prof. Leonarda Torwirta replikę cudowne-go obrazu, która została poświęcona przez papieża Piusa XII. Po uroczy-stościach maryjnych na Jasnej Górze 28 sierpnia 1957 roku obraz rozpoczął wędrówkę po Polsce. Miał odwiedzić wszystkie diecezje i parafie.

Jednak entuzjazm wiernych i tłu-my witające obraz w każdym miejscu, gdzie się zjawiał, wywołały niepokój władz komunistycznych. 20 czerwca 1966 roku kopia została siłą zatrzyma-na przez milicję w drodze z Frombor-ka do Warszawy, gdzie zaplanowano centralne uroczystości milenijne.

Obraz najpierw zamknięto w archi-katedrze warszawskiej, a później prze-wieziono na Jasną Górę. Przez kolej-ne lata parafie nawiedzała tylko sym-boliczna, pusta rama. W czerwcu 1972 roku miała dotrzeć do Radomia. Wów-czas ks. Józef Wójcik, wikariusz radom-skiej katedry, postanowił „uwolnić” obraz. Pojechałem do prymasa Wyszyńskiego i opowiedziałem, co chcę zrobić. Ksiądz Prymas stwierdził, że byłaby to nadzwyczajna rzecz, gdyby się udało – wspomina w rozmowie z „Echem Dnia”. Lecz gdyby ci się nie udało, to ja jako prymas oświadczam ci, że ty już z wię-zienia nie wyjdziesz – dodał wtedy kard. Wy-szyński. W końcu powiedział tylko jedno słowo: spróbuj – relacjonuje ks. Wójcik.

Ekipa, w której oprócz niego znaj-dował się ks. Roman Siudek z Czę-stochowy oraz dwie siostry zakonne, skrupulatnie przygotowała się do re-alizacji zadania. 13 czerwca 1972 roku dorobionym kluczem księża otworzyli kraty kilka minut przed godziną 6.00, gdy fanfary obwieszczają odsłonięcie obrazu w kaplicy Matki Bożej Czę-stochowskiej. W tłoku i zamieszaniu na drodze do kaplicy nikt nie zwrócił uwagi na księży niosących przedmiot przykryty pokrowcem.

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 22: Nasz Głos maj 2013

�0 nasz głos nr 5 | maj �0�3

ków uważa za początek zorganizowa-nej opozycji na polskiej wsi.

W latach 50. i 60. mieszkańcy Zbro-szy toczyli walkę o budowę kapli-cy. W 1968 roku ks. Sadłowski, wika-riusz z pobliskiego Jasieńca, zorga-nizował tymczasowe miejsce modli-twy w oborze. Kaplicę miał poświę-cić kard. Wyszyński, który doskona-le znał trudną sytuację mieszkańców okolicznych wsi. Jego ojciec przez 30 lat był organistą w sąsiedniej parafii we Wrociszewie.

Komunistyczne władze podjęły kontratak. Robotnicy w asyście mili-cjantów wyburzyli kaplicę. Sprzęty li-turgiczne zostały załadowane na cię-żarówkę i wywiezione.

Zastanawiam się nad tym, co na takim zbrojnym najeździe na spokojnych ludzi zy-skuje Rząd i Partia. Przecież myśmy tych lu-dzi uspokoili i budzili zaufanie do praworząd-ności w Polsce sami. Władcy nasi dali nam odpowiedź, że nie wolno im wierzyć i ufać.

Stwarzają sytuację, że rodzi się bunt przeciw-ko władzy, dla łajdactw, do których są zdolni ci ludzie, bez sumienia i szacunku dla oby-wateli. Już im MO i ORMO można rządzić Polską. Nie możemy ich przekonać, że nale-ży obrać inną drogę dla społecznego ładu – pisał zdenerwowany sytuacją w Zbro-szy prymas Wyszyński w liście do bp. Bronisława Dąbrowskiego, sufragana warszawskiego.

Dopiero w 1974 roku udało się przełamać urzędniczy opór i Ksiądz Prymas poświęcił nowy kościół po-święcił kard. Wyszyński.

Śmierć ks. KotlarzaOsobistą tragedią Prymasa Ty-

siąclecia była śmierć ks. Romana Kotlarza, z którym po raz pierwszy spotkał się w 1959 roku w Koprzy-wnicy koło Sandomierza, gdzie nie-złomny kapłan przez kilka miesięcy pełnił posługę proboszcza miejsco-wej parafii.

Ks. Kotlarz chciał, żeby kard. Wy-szyńskiego powitały dzieci. Jednak władze w tym samym czasie „całko-wicie przypadkowo” zorganizowa-ły dla nich obowiązkową wycieczkę. Zginął Herod, zginął Hitler. Biada każde-mu, kto z Bogiem walczy – skomentował w kazaniu ks. Kotlarz. Po interwencji UB kapłan stracił prawo nauki religii za „szerzenie złośliwych dygresji pod adresem ustroju”.

Jeszcze kilkakrotnie musiał zmie-niać parafie. Ostatnią okazał się podradomski Pelagów. 25 czerwca 1976 roku ks. Kotlarz przyjechał do Radomia i stał się świadkiem robot-niczego protestu. Ze stopni kościoła Świętej Trójcy błogosławił tłum de-monstrantów zmierzających w kie-runku siedziby Komitetu Wojewódz-kiego PZPR.

Pod wpływem tych wydarzeń na-pisał list do prymasa Wyszyńskiego. Przez kilka chwil, w sutannie, maszerowa-łem środkiem ulicy, raz po raz pozdrawiano mnie: Niech będzie pochwalony Jezus Chry-stus! Dziękujemy księdzu! Bóg zapłać! Od-powiadałem: Na wieki wieków! Szczęść Boże! – relacjonował ks. Kotlarz.

Kiedy radomski protest został bru-talnie spacyfikowany przez oddzia-ły MO i ZOMO, kapłan w pelagow-skiej parafii wraz z wiernymi modlił się za pobitych, aresztowanych i usu-wanych z pracy robotników. W swych kazaniach bezkompromisowo do-magał się szacunku dla człowieka i jego pracy, piętnował kłamstwo i niesprawiedliwość.

Nocami plebanię zaczęli odwie-dzać „nieznani sprawcy”. Ks. Kotlarz został kilkakrotnie brutalnie pobity. Ostatni najazd esbeków miał miejsce w sierpniu 1976 roku. Kilka dni póź-niej kapłan umarł.

Już po paru tygodniach kard. Wy-szyński zlecił przygotowanie raportu na temat śmierci ks. Kotlarza. Opra-cowujący go Wojciech Ziembiński nie miał wątpliwości, że proboszcz z Pe-lagowa został zamęczony.

Po zalegalizowaniu „Solidarności” w 1980 roku o. Hubert Czuma zgłosił przestępstwo w radomskiej proku-raturze. Udało się zebrać wiarygod-ne relacje o bestialskim traktowaniu ks. Kotlarza. Jednak w stanie wojen-nym prokuratura umorzyła śledztwo. W październiku 1990 roku dochodze-nie zostało wznowione, ale ponownie umorzono je w czerwcu 1991. lte

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Kościół św stefana w radomiu Fot. Rafał Natorski

Page 23: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

Polacy Pamiętają o świętym Prymasie

stytut Prymasa Wyszyńskiego) – wielo-krotnie wychodził obronną ręką z opre-sji, odpowiadając dobrem na zło, któ-re czasem przybierało niezwykle boles-ne dla niego postaci. Działalność Bożej łaski widać wielokrotnie w życiu Pryma-sa, choćby w tym, że z serca wybaczył ks. prał. Hieronimowi Goździewiczowi, który został złamany przez aparat bez-pieczeństwa i skłoniony do współpra-cy, mało tego: gdy dowiedział się o dra-macie swego osobistego sekretarza, po-zostawił go przy sobie. Bożą mądrość można też odkryć w ostatnich chwilach życia kardynała, wspominanych w filmie przez jego następcę, prymasa Józefa Glempa. Mówiąc o Wyszyńskim, zmarły niedawno arcybiskup metropolita war-szawski wyraził przekonanie, że „Pry-mas nie spodziewał się stanu wojenne-go i myślę, że dla niego największą tra-gedią byłby stan wojenny. Ja myślę, że Pan Bóg mu tego oszczędził”.

W 2008 roku Telewizja Polska wyemi-towała film Pawła Woldana pod tytułem „Jan Paweł II i prymas Stefan kardynał Wyszyński” (http://www.youtube.com/watch?v=WQgrz6cKMwY) przedstawia-jący temat, który zasługuje na dłuższą chwilę refleksji. Możemy dzięki niemu przyjrzeć się raz jeszcze relacji dwóch apostołów współczesności, dwóch świętych dających nadzieję Kościołowi w Polsce i na świecie. Prymas miał do-skonałą świadomość, że wybór Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową pozbawia Kościół polski wyjątkowego arcypaste-

rza, nie miał jednak o to żalu do Boga – wiedział, że jego rodak potrzebny jest w miejscu, z którego będzie mógł le-piej służyć całemu Kościołowi. Z rela-cji świadków wynika zresztą, że kardy-nał Wyszyński jeszcze przed konklawe przewidział jego wynik.

Zanim jednak nastał rok 1978, mię-dzy dwoma oddanymi Matce Bożej hie-rarchami nawiązała się głęboka przy-jaźń w niezwykły sposób umacniająca Kościół w Polsce. Władzy komunistycz-nej nigdy, mimo podejmowanych sta-rań, nie udało się złamać jedności mię-dzy nimi. Liczni świadkowie wspomina-jący współdziałanie świętego duetu jas-no dają w tym filmie do zrozumienia, że jedność Kościoła polskiego nie została naruszona.

Wzruszające są sceny filmu pokazują-ce pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski, szczególnie te, gdy Papież i Pry-mas wychodzą razem na balkon pała-cu biskupiego w Krakowie przy ul. Fran-ciszkańskiej. Dzięki reżyserowi jeszcze raz możemy zobaczyć głęboką, serdecz-ną, braterską więź łączącą dwóch wiel-kich Polaków, która jakby rozlewała się na tłum zgromadzonych wiernych.

Ponieważ film nie pokazuje tej sce-ny w całości, warto ją przypomnieć, jest ona bowiem bardzo wymowna, pozwala dostrzec, że kapłani są z ludu wzięci i dla ludu dani. Papież i Prymas stoją na balkonie pałacu biskupów, na ulicy zgromadzony tłum macha chorą-giewkami. Papież: Coś muszę powiedzieć do Księdza Prymasa. Prymas: Mnie nie ma. Papież intonuje pieśń: I pójdź ze mną od-nawiać świat. Wierni skandują wielokrot-nie: Niech żyje Papież! Niech żyje Papież!. Prymas: Nie mam możności zgasić... Wier-ni: Niech żyje! Niech żyje! Sto lat!. Prymas daje na migi znaki, aby dano mu dojść do głosu, wreszcie zwraca się do Pa-pieża: Ale Ojciec Święty się rozbujał, bi-skupi chwilę rozmawiają półgłosem. Wierni śpiewają radośnie: Sto lat, sto lat. Wreszcie Prymas zabiera głos, w żar-tobliwy sposób udając, że czyni Pa-pieżowi zarzut: Ojcze Święty, bardzo dzię-

adam wątróBski

jan Paweł ii nazwał go „olbrzymem”, służby specjalne Prl nadały mu kryptonim „prorok”. Postać Prymasa stała się po 1989 roku inspiracją do zrealizowania kilku cennych filmów dokumentalnych, sztuki teatralnej, a także pełnometrażowego filmu fabularnego. do wielu z nich mamy dziś dostęp za pośrednictwem internetu.

Wśród filmowych dokumen-tów warto zwrócić uwagę na obraz Anny Teresy Pietra-szek „Zawód: Prymas Pol-

ski”, z 2007 roku (http://www.youtube.com/watch?v=GeCmPvOC1xk). Poka-zana tutaj historia koncentruje się na przeszkodach stawianych przed kar-dynałem w pełnieniu posługi paster-skiej i sile ducha Bożego wypełniają-cej jego serce. Bezpieka nieustannie i na różne sposoby inwigilowała śro-dowisko skupione wokół ojca Kościo-ła polskiego, a on pozbawiony dostę-pu do środków masowego przekazu, systematycznie obserwowany i szyka-nowany, słowem głoszonym na ambo-nie i przykładem własnego heroiczne-go życia wskazywał drogę do chrześci-jańskiego ideału. Chociaż nie ma w fil-mie przesadnej skrupulatności chro-nologicznej, jego zaletą jest przedsta-wienie dużej części posługi biskupiej prymasa Wyszyńskiego, od momen-tu internowania, aż do ostatnich dni. Posługa ta przedstawiona została jako ciągła walka z siłami zła dążącymi do zniszczenia Kościoła polskiego.

Oglądając film, z pozoru można od-nieść wrażenie, że Bóg jest w nim nie-obecny. Owszem, nie jest On na pierw-szym planie, ale działanie Opatrzności daje się zauważyć. „Ojciec” – jak czę-sto nazywały Wyszyńskiego jego bli-skie współpracowniczki, konsekrowa-ne kobiety tworzące Instytut Świecki Pomocnic Maryi Niepokalanej (dziś In-

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 24: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

kuję Ci, żeś tak rozruszał młodzież, że mam oczywisty dowód, który zamieni się za chwi-lę w moją prośbę. Mianowicie, sam widzia-łeś, że gdy prosiłem młodzież, ażeby przesta-ła, nie posłuchała mnie. Wierni śmieją się i biją brawo, skandując na przemian: „Niech żyje Papież! Niech żyje Pry-mas!” Papież w aktorskim, lecz natu-ralnym geście załamuje ręce, Prymas kładzie palec na ustach. Po chwili Pry-mas mówi: „I ten dowód raz jeszcze się potwierdził. Jako ostatnią deskę ratunku, czy rzeczywiście nadal będą mnie słuchać, czy już nie, proponuję, zaśpiewajmy: Góralu...” i odchodzi od mikrofonu. Papież macha ręką. Wier-ni podejmują „...czy ci nie żal...”, po chwili razem z nimi śpiewa: „...odcho-dzić od stron ojczystych, świerkowych lasów i hal, i tych potoków srebrzy-stych?”. Jak widać radość wypływają-ca z głębokiej przyjaźni między dwo-ma wielkimi Polakami nie gasła nawet w najtrudniejszych czasach.

Obok filmów dokumentalnych war-te wspomnienia są fabularyzowane obrazy pokazujące kardynała w najbar-dziej dramatycznym czasie jego po-sługi biskupiej – sztuka Teatru Telewi-zji „Prymas w Komańczy” (2009) w re-żyserii Pawła Woldana (http://gloria.tv/?media=188513) i pełnometrażowy film „Prymas – trzy lata z tysiąclecia” (2000) w reżyserii Teresy Kotlarczyk (http://pl.gloria.tv/?media=286240). Chociaż oba pokazują Prymasa w okresie uwię-zienia, są to dwa bardzo różniące się od siebie relacje. Sztuka Woldana po-kazująca czas przygotowania Polski do złożenia ślubów prymasowskich (1956) na Jasnej Górze w 300-letnią rocznicę ślubów króla Jana Kazimierza jest bar-dzo pogodna, optymistyczna, spokoj-na emocjonalnie. Owszem, nie zabrakło w niej scen trudnych i bolesnych, ale nawet funkcjonariusze aparatu władzy wydają się ludzcy, ugodowi, pozbawie-ni złośliwości. Sceny, często plenero-we, wypełnione pięknem natury, prze-pełnione jasnym światłem pokazują Prymasa twardo i roztropnie stąpające-go po ziemi, rzeczowo rozmawiającego z własnym ojcem, biskupami, paniami z instytutu prymasowskiego. Słowa wy-powiadanych w filmie modlitw są pro-stolinijne i przepełnione nadzieją, Pry-mas jest przepełniony pokorą w stosun-ku do Boga, z której wypływa odwaga i prostota w relacjach międzyludzkich. Prymas, nawet jeśli się waha w sprawie tekstu ślubów jasnogórskich, to nie jest

ków, cenzurują korespondencję, próbu-ją go złamać na wszelkie możliwe spo-soby. Nie ma pewności, czy przedsta-wiony w filmie plan wykorzystania so-bowtóra Prymasa rzeczywiście był bra-ny przez UB pod uwagę, brakuje w tej sprawie dokumentów, a w filmie dopeł-nia on czary goryczy. Wiadomo, że wizja artystyczna pozostawia pole interpre-tacji dla twórcy. Jednak czy w tym wy-padku mamy do czynienia z kontrower-sją? Warto wyrobić sobie własne zdanie i obejrzeć film choćby po to, by zdać so-bie sprawę, że kardynała Wyszyńskiego nie tylko trzeba pamiętać, lecz pamię-tać go takim, jakim był.

Dlaczego na Wyszyńskiego mówiono Prymas Tysiąclecia? Jan Paweł II odpo-wiadał na to pytanie, że wcale nie dlate-go, że za czasów posługi Prymasa wypa-dało milenium Polski, lecz dlatego, że taki prymas zdarza się raz na tysiąc lat. Skoro tak, to pogłębianie wiedzy o nim jest konieczne dla zachowania naszej tożsamości. l

Kadr z filmu teresy Kotlarczyk „Prymas – trzy lata z tysiąca”

to wyraz bezradności, lecz efekt roztrop-ności, która wymaga czasu, aby wydać owoc w postaci właściwej decyzji. Jest całkowicie spójny, bez skazy, jak posta-ci świętych przedstawiane na ikonach.

Film Teresy Kotlarczyk przedstawia uwięzienie Prymasa w zupełnie inny sposób. Akcja skupia się na wydarze-niach w Stoczku Warmińskim, a więc w dużej mierze w 1954 roku. Dominu-ją sceny celowo niedoświetlone, w ma-łych pomieszczeniach, surowa sceno-grafia tworzy minorowy nastrój. Prymas na modlitwie „woła z głębokości” roz-dartego serca, głęboko cierpiąc, szuka ukojenia. Jego rozdrażnienie, rozedrga-nie dają o sobie znać w relacjach z ludź-mi, bywa albo nieprzystępny, albo wy-buchowy, w stosunku do UB zachowu-je się bardzo ostro. Bezpieka przedsta-wiona jest jednoznacznie, to ludzie po-zbawieni zdrowych odruchów, perfidnie wykorzystujący swą przewagę nad Pry-masem. Inwigilują go nieustannie, przez podsłuchy, tajnych współpracowni-te

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Page 25: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �3

Paweł serafin

Prymas Polski kard. józef glemp nie miał zbyt wielu fanów w polskim kościele. historia jednak pokazuje, że był dobrym kontynuatorem kard. wyszyńskiego. tak jak on potrafił podejmować niepopularne decyzje.

sPadkoBiercai kontynuator

szym odsetku osób korzystających co niedzielę z sakramentu Eucharystii.

Zagorzali krytycy powtarzają, że Kościół w czasach Glempa odcinał je-dynie kupony płynące z pontyfikatu bł. Jana Pawła II. A prymas rządził Koś-ciołem w Polsce siłą bezwładu i rozpę-du, który nadał mu kard. Wyszyński.

Takie sądy są niesprawiedliwe. I choć posługa kard. Glempa nie mia-ła zbyt wielu entuzjastów, to z bie-giem lat historia oddaje mu należy-ty honor. Potrafił się bowiem zacho-wać na ostrych i trudnych zakrętach historii. A pojawiające się po 90. roku szanse duszpasterskie potrafił do-skonale wykorzystać. Wystarczy spoj-rzeć tylko na budownictwo sakralne. W ponaddwóchsetletniej historii ar-chidiecezji warszawskiej nigdy nie było takiego dynamicznego rozwo-ju struktur parafialnych oraz budowy nowych kościołów. Niektórzy mówią nawet, że kard. Wyszyński podniósł warszawskie kościoły z powojennych ruin, a prymas Glemp budował świą-tynie tam, gdzie nigdy ich nie było. Tylko na terenie archidiecezji war-szawskiej (sprzed reformy diecezjal-nej w 1992 roku) za jego kadencji wy-budowano aż 165 nowych kościołów.

Spór politycznyJednak główna oś sporu nt. pryma-

sostwa kard. Glempa nie dotyczy re-ligijności Polków lub spraw czysto duszpasterskich. Najgorętsza debata toczy się wokół kwestii politycznych, a zwłaszcza postawy kard. Glempa podczas stanu wojennego.

Symbolem niesprawiedliwych sądów jest chuligański wybryk kogoś, kto na ogrodzeniu domu arcybiskupów war-szawskich przy ul. Miodowej napisał: „zdrajca tysiąclecia!” Hasłowe przeciw-stawienie Prymasa Glempa z Pryma-sem Tysiąclecia było dla niego bardzo bolesne i krzywdzące. Gdy spojrzymy na historię tych dwóch prymasów, zo-baczymy, z jakim oddaniem prymas Glemp kontynuował linię, którą nie-gdyś wyznaczył kard. Wyszyński.

Stan wojenny został ogłoszony zale-dwie kilka miesięcy po tym, gdy stosun-kowo młody biskup Glemp został mia-nowany przez Papieża na prymasa Pol-ski. Komuniści doskonale zdawali sobie sprawę, że nowy prymas nie zdążył jesz-cze wyrobić sobie wśród Polaków autory-tetu. Trudności przysparzał również fakt, że obejmował rządy nad polskim Koś-ciołem po wielkim Prymasie Tysiąclecia.

Ranek 13 grudnia 1981 roku był wiel-kim wstrząsem zarówno dla zwykłych Polaków, jak i dla prymasa Glem-pa, a także dla Jana Pawła II. – Ojciec Święty był w trudniejszej sytuacji niż biskupi w Polsce. My widzieliśmy, jak sytuacja wygląda na miejscu, a on wie-dzę musiał czerpać z innych źródeł – wspominał w 2002 roku kard. Glemp.

W dekrecie Rady Państwa o stanie wo-jennym stwierdzono, że przepisy o zawie-szeniu organizacji oraz odbywaniu zgro-madzeń nie dotyczą Kościołów i związ-ków wyznaniowych. W swym porannym wystąpieniu gen. Jaruzelski oświadczył, że doceniamy patriotyczne stanowisko Kościoła. Jak można przypuszczać, była to z jednej strony pochwała i jednocześnie sygnał, że w zamierzeniu władz Kościół katoli-cki będzie tą instytucją, którą stan wo-jenny oszczędzi. Jednak z drugiej strony dawano do zrozumienia, że władze nie spodziewają się aktywnego sprzeciwu ze strony biskupów.

Ból sterroryzowanego narodu

Kard. Glemp odnalazł się w roli me-diatora i to zarówno pomiędzy wła-

Kiedy na początku lat 50. kard. Wyszyński wszedł do pokoju młodego kleryka Józefa Glem-pa, nie przypuszczał, że ten sła-

biutki młodzieniec kiedyś będzie jego następcą. Wręcz przeciwnie, Prymas za-stał młodego alumna chorego na grypę z wysoką gorączką. – Popatrzył na talerz nietkniętej kaszy. Zmieszałem się nie-co, a kardynał Wyszyński tak po prostu zachęcił mnie do jedzenia. Powiedział , że muszę być zdrowy – wspominał po latach kard. Józef Glemp.

To spotkanie wywarło bardzo moc-ny wpływ na młodym kleryku. Glemp bał się nawet, że z powodów słabego zdrowia nie zostanie dopuszczony do święceń. – Prymas patrzył na mnie jak-by z wątpliwością, czy nadaję się na księdza!

Rządca dusz Po 60 latach od tamtego spotkania,

nikt nie ma już wątpliwości, że kleryk Glemp nadawał się na księdza. To on bowiem przeprowadził Kościół przez burzliwe czasy ostatniej dekady Pee-relu, przemian ustrojowych, a później wypracował model funkcjonowania w społeczeństwie pluralistycznym.

Jeżeli miernikiem posługi pryma-sa Glempa miałaby być religijność Po-laków, to zdał ten egzamin lepiej, niż przypuszczano jeszcze na początku lat 90. Kościoły nadal są pełne, a nieznacz-ny spadek uczestniczących we Mszach św. rekompensuje ponaddwukrotnie większa liczba osób deklarujących się jako głęboko wierzące. Opinia ta znaj-duje odzwierciedlenie w znacznie więk-

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 26: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

dzą a opozycją, jak i w łonie samego Episkopatu, którego nastroje musiał studzić. Gdy 15 grudnia w Warszawie zebrała się Rada Główna Episkopatu, biskupi stwierdzili, że ich ból jest bólem narodu sterroryzowanego przez siłę wojsko-wą, zwracali się także z gorącym apelem o zachowanie pokoju i panowanie nad na-miętnościami i gniewem. W dalszej czę-ści żądali wolności dla internowa-nych i przywrócenia związkom zawo-dowym, a zwłaszcza „Solidarności” możliwości działania. Były to swego rodzaju postulaty polityczne, które czyniły wypowiedź biskupów jedną z najbardziej zaangażowanych poli-tycznie od sierpnia 1980 roku.

Propozycje te mogły wydawać się nierealne, zakładały bowiem cofnię-cie zasadniczych decyzji władz stanu wojennego w stosunku do „Solidarno-ści”. Tak się jednak nie stało. 17 grud-nia na „kategoryczną prośbę” gen. Ja-ruzelskiego, prymas Glemp odstąpił od zamiaru odczytania tekstu komu-nikatu w kościołach. Na decyzji pry-masa zaważył fakt, że dzień wcześ-niej na Śląsku, w kopalni „Wujek”, podczas pacyfikacji zginęło dziewię-ciu górników.

Kościół broni każdego życia, a więc w sta-nie wojennym będzie wołał, gdzie tylko może, o spokój, o zaniechanie gwałtu, o zażegnanie bratobójczych walk. Nie ma większej warto-ści nad życie ludzkie, dlatego sam będę wo-łał o rozsądek nawet za cenę narażenia się na zniewagi i będę prosił, nawet gdybym miał iść boso i na kolanach błagać: nie podejmuj-cie walki Polak przeciwko Polakowi! – mó-wił prymas.

Jego apel o zachowanie spokoju i za-niechanie bratobójczej walki nadany został przez telewizję obok przemó-wienia gen. W. Jaruzelskiego. Propa-ganda komunistyczna sugerowała, że prymas kolaboruje z władzą i popiera stan wojenny. Wkrótce potem pojawi-ły się epitety: „Tow. Glemp” i „Kola”, czyli kolaborant. Stonowane wystą-pienie było wynikiem konsultacji abp. Glempa z abp. Bronisławem Dą-browskim, sekretarzem Episkopatu, i z przedstawicielami Prymasowskiej Rady Społecznej, którzy zalecali pry-masowi łagodzenie nastrojów.

Analogie historyczneDopiero z perspektywy lat można

ocenić, że prymas miał rację. Pola-cy z wojskiem gen. Jaruzelskiego nie mieli żadnych szans. Ale czy ta po-

stawa była zgodna z linią prymasa Wyszyńskiego?

Odpowiedź na to pytanie moż-na znaleźć, sięgając 30 lat wcześniej, gdy kard. Wyszyński w 1950 podpi-sał porozumienie z władzami komu-nistycznymi. Wówczas krytykowało go nie tylko podziemie antykomuni-styczne, ale początkowo dokument nie znalazł uznania nawet w Watyka-nie. Stolica Apostolska myślała, że Wyszyński układa się z ateistycznym totalitaryzmem.

Prymas Polski, były kapelan AK, podpisał wówczas dokument, w któ-rym za zagwarantowanie nauczania re-ligii w szkołach i funkcjonowanie Ka-tolickiego Uniwersytetu Lubelskie-go Kościół „uznał granice Ziem Odzy-skanych Polski Ludowej” oraz potępił „zbrodniczą działalność band podzie-mia”. W dokumencie czytamy również, że Kościół zobowiązał się do piętno-wania i karania konsekwencjami kanonicz-nymi duchownych, winnych udziału w jakiej-kolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej.

Dopiero zderzenie tych dwóch po-staw historycznych rzuca światło na posługę obydwu prymasów. Wyszyń-ski doskonale wiedział, że naród Pol-ski nie jest w stanie dłużej walczyć. Podczas II wojny światowej Polacy stracili zbyt wiele krwi. Kontynuowa-nie akcji zbrojnej mogłoby doprowa-dzić do wojny domowej oraz zagraża-ło biologicznemu bytowi narodu.

Z perspektywy ponad 30 lat wy-raźnie widać jedno: że idea prymasa Glempa stanowiła wyraźną kontynua-cję linii prymasa Wyszyńskiego, któ-ry za wszelką cenę dążył do ocale-nia biologicznej tkanki narodu. Kard. Glemp nie mógł z tą tradycją zerwać i, co więcej, wziąć odpowiedzialności za przelew krwi w Polsce. A trzeba pa-miętać, że w stanie wojennym łatwo było wywołać bratobójcze walki.

Również postawa Kościoła w 1950 roku początkowo nie znalazła zrozu-mienia. Porozumienie było rozwią-zaniem precedensowym w krajach „bloku wschodniego” i bardzo trud-ne do zrozumienia. – Mimo tego czas pokazał, że była to decyzja bardzo dobra. Żaden z krajów komunistycz-nych nie miał uregulowanych stosun-ków z Kościołem. Trzeba pamiętać, że Polska nie miała wówczas ani kon-kordatu, ani konstytucji. Panowała więc duża prawna, a raczej bezpraw-na dowolność – wspomina Anna Ra-

stawicka, świadek życia i działalności pasterskiej Prymasa Tysiąclecia.

Prymas Wyszyński uważał, że istot-ną misją Kościoła jest uobecnianie Boga w świecie, głoszenie słowa Bo-żego i sprawowanie sakramentów. Zdawał sobie sprawę, że najważniej-sze jest umacnianie wiary w narodzie. Zabiegał więc przede wszystkim o to, aby kościoły były otwarte, a w nich ludzie mogli się modlić. Wiedział, że jeżeli naród będzie silny wiarą, to Kościół i tak będzie ważnym odnie-sieniem w życiu społecznym.

Jeśli zestawimy taką ocenę posłu-gi kard. Wyszyńskiego z postawą pry-masa Glempa podczas stanu wojen-nego, to widoczna jest zbieżność. Tu również chodziło o autonomię Koś-cioła oraz otwartą działalność dusz-pasterską. Ludzie nie odwrócili się od Kościoła w czasie stanu wojen-nego. Wręcz przeciwnie. Do świątyń przychodzili nawet niewierzący. Koś-ciół okazał się parasolem, pod któ-rym Polacy szukali osobistej i spo-łecznej wolności. Historia pokazała, że właśnie w Kościele ją odnaleźli.

Nie dbał o popularnośćOczywiście sytuacja była inna w 1950

roku od tej w 1981. Dopiero od pew-nego czasu dowiadujemy się o komu-nistycznych zbrodniach okresu sta-linowskiego. Odkrywane są mogiły, w których potajemnie chowano boha-terów podziemia komunistycznego. Na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wie-ku krwawy terror był codziennością. W tym zestawieniu ofiar stanu wojen-nego było stosunkowo mało. Nie ozna-cza to jednak, że tak musiało być. Wy-starczyło zaprószyć iskrę, aby doszło do spotęgowania agresji i by polała się krew. Z dokumentów IPN wiemy, że ko-muniści byli na taki wariant gotowi. Na-wet płk Ryszard Kukliński, gdy zdradził Amerykanom zamiary wprowadzania stanu wojennego w Polsce, przestrze-gał ich przed ujawnianiem tego opinii publicznej. Bał się tego, że rodacy nie dadzą się wówczas zaskoczyć i staną do walki. Według Kuklińskiego ujaw-nienie planów Jaruzelskiego spowodo-wałoby rozlew krwi.

W odróżnieniu od Wyszyńskiego kard. Glemp miał o wiele większe wsparcie moralne i duchowe. Odzie-dziczony po Prymasie Tysiąclecia Kościół, na którego czele stał Jan Pa-weł II, był o wiele silniejszy niż ten te

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Page 27: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �5

z lat 50. I choć kard. Glemp nie ujaw-nił nigdy treści rozmów z Janem Pa-włem II, to dziś wiemy, że Papież wie-lokrotnie zapewniał kard. Glempa i innych biskupów polskich, że ta li-nia, choć boleśnie racjonalna, jest słuszna. Słowa papieskie przytaczali zresztą później biskupi na posiedze-niach Rady Stałej Episkopatu (steno-gramy znajdują się w aktach IPN). Wy-nika z nich jednoznacznie, że Jan Pa-weł II był zdania, iż „Glemp to ten sam duch, co Wyszyński” i ważne jest, że kontynuuje jego strategię wobec ko-munistów, „nie dopuszczając, by na-ród poszedł na drogę samobójstwa”.

Prymasowska strategia w stanie wo-jennym była więc linią całego Kościoła, zgodnie z założeniem, że Kościół musi szukać maksymalnego dobra w takich warunkach, jakie w danej chwili istnie-ją, troszcząc się o ludzkie życie. Prymas wykazał wtedy dalekowzroczność i re-alizm historyczny. Jego dramat polegał tylko na tym, że na siebie wziął całą od-powiedzialność, co skutkowało doraź-ną utratą popularności. Podobne kon-trowersje, co stan wojenny, przez całe lata budziła postawa prymasa wobec ks. Popiełuszki. Co więcej – sam kard. Glemp miał wyrzuty sumienia, że nie udało mu się – jak wyznał publicznie w przejmującym rachunku sumienia Kościoła w 2000 r. – ocalić życia Księ-

dza Jerzego, mimo działań podejmo-wanych w tym kierunku.

Przemiany ustrojowe przyniosły nowe problemy i wyzwania. Rzeczy-wistość po 1990 roku odbiegała za-równo od marzeń kard. Glempa, jak i Jana Pawła II. Szczególnie w latach 90. byli oni krytykami polskiej wolno-ści. Prymas często powtarzał, że opo-zycja demokratyczna oraz cały obóz postsolidarnościowy zdradzili swoje ideały, które wywieszali na sztanda-rach w latach 90. Mówił, że ci sami lu-dzie zachłysnęli się wolnością i zapo-mnieli o moralności.

– W nauczaniu Prymasa Wyszyń-skiego bardzo mocno podkreśla-na jest wolność. Chciałbym ten te-mat kontynuować, ale w innych oko-licznościach. Dlatego nie mówię już o wolności politycznej, o którą wal-czył kard. Wyszyński, ale o wolno-ści moralnej, która dziś jest potrzeb-na. A więc umiejętności wyboru do-bra i ciągłego opowiadania się za godnością ludzką, która ma być god-nością dziecka Bożego – mówił kard. Glemp w 2001 roku.

Czy Wyszyński „namaścił” Glempa?

Na koniec wróćmy na początek lat 50. i pierwszego spotkania kard. Wy-szyńskiego i kleryka Glempa. Nie-

stety kilka lat później prymas został uwieziony przez komunistów i świe-ceń kapłańskich udzielił klerykowi biskup poznański.

Był to okres ingerencji władz pań-stwowych w wewnętrzne sprawy Koś-cioła, także gdy chodziło o obsa-dę stanowisk kościelnych. Ks. Józef Glemp nie otrzymał zgody na podję-cie pracy w wyznaczonej przez władzę kościelną parafii i w związku z tym po-magał duszpastersko w rodzinnej pa-rafii św. Jakuba w Mogilnie.

Po kilku latach kapłaństwa został skierowany przez kard. Wyszyńskie-go na studia specjalistyczne do Rzy-mu. Po powrocie do rodzimej diece-zji kontakty ks. Józefa Glempa z pry-masem były coraz częstsze. Pełnił funkcję sekretarza w Prymasowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie i notariusza w Kurii Me-tropolitalnej Gnieźnieńskiej. W 1967 roku rozpoczął pracę w Sekretariacie Prymasa Polski w Warszawie, stając się jednym z najbliższych współpra-cowników i domowników kard. Stefa-na Wyszyńskiego.

Jako kapelan i sekretarz prymasa to-warzyszył mu podczas wielu uroczy-stości kościelnych na terenie Polski, a także w licznych podróżach do Rzy-mu – uczestniczył w audiencjach u pa-pieża Pawła VI, mógł z bliska obserwo-wać prace synodów biskupów w Rzy-mie i brał udział w wielu ważnych roz-mowach z przedstawicielami rządu PRL. W 1975 roku ks. dr Józef Glemp został powołany na stanowisko sekre-tarza Komisji Episkopatu Polski do spraw instytucji polskich w Rzymie.

Prymas Wyszyński już wcześniej chciał go mianować ordynariuszem kilku wakujących diecezji. Jednak według ówczesnego prawa musia-ły się na to zgodzić również władze PRL. Tej zgody długo nie było. Uda-ło się to dopiero w 1979 roku, gdy pa-pieżem był już Jan Paweł II. Wów-czas ks. dr Glemp został biskupem warmińskim.

Prymas Glemp zaprzeczał donie-sieniom, jakoby kard. Wyszyński jego wybrał na swojego następcę. Mówił, że ostatecznego wyboru dokonał Jan Paweł II. Wyszyński nie wskazał kon-kretnego kapłana na prymasostwo. – To nie mieściło się w jego teologii Kościoła – podkreślał kard. Glemp. – Jednak wśród wymienianych kandy-datów było też moje nazwisko. l

Kard wyszyński nadaje sakrę biskupią bp józefowi glempowi

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 28: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

katarZyna kakiet

arcybiskup jan łaski prymas Polski, wcześniej kanclerz wielki koronny dobrze zasłużył się kościołowi i państwu. dał się poznać jako dobry organizator diecezji, pomnażający majątek arcybiskupi, mecenas sztuki . w gnieźnie wybudował kaplicę św. stanisława i rozpoczął budowę zamku arcybiskupów, w rodzinnym łasku ufundował i uposażył kolegiatę

gorliwy Pasterz

Urodził się w średnioszla-checkiej rodzinie. Nie była ona ani zamożna, ani wpły-wa, nie mógł więc liczyć na

wsparcie i protekcję krewnych. Nie odbył też studiów uniwersyteckich – wszystkiego musiał się nauczyć w praktyce, zdobyć ciężką i wytrwałą pracą. Mimo to osiągnął najwyższe godności państwowe i kościelne, a w historii Polski zasłużył się jako autor urzędowego zbioru praw Kró-lestwa Polskiego – pierwszego pol-skiego kodeksu.

Jan Łaski, bo o nim mowa, przy-szedł na świat najprawdopodob-niej w marcu 1456 roku w miejsco-wości Łask (położonej 35 kilome-trów od Łodzi). Ojcem jego był An-drzej z Łasku herbu Korab, a mat-ką nieznana z imienia Skocka her-bu Nowina lub Barbara z Rembie-szowa (badacze nie są w tej kwestii zgodni). O jego dzieciństwie i latach młodzieńczych wiemy niewiele. W wieku siedmiu lat otrzymał z rąk arcybiskupa gnieźnieńskiego Jana Gruszczyńskiego sakrament bierz-mowania i niższe święcenia. Na-uki natomiast pobierał u Andrzeja Góry z Mikołajewic, później profe-sora Akademii Krakowskiej, kanoni-ka krakowskiego i archidiakona ku-rzelowskiego. Brak jednak śladów, aby studiował na uniwersytecie w Krakowie czy w innej zagranicznej szkole – nie ma dowodów na imma-trykulację, ponadto Łaski nigdy nie posługiwał się tytułem magistra czy

okresu. Na pewno jednak prócz ty-powej pracy urzędnika podejmował się również poselstw – w 1490 roku w Wiedniu jako sekretarz królew-ski zapoznawał Stefanię Zapolyę z kandydaturą Jana Olbrachta na tron węgierski, w 1493 roku, będąc de-legatem królewskim (już króla Jana Olbrachta) do kapituły gnieźnień-skiej, zalecał wybór na arcybiskupa Fryderyka Jagiellończyka, a w 1494 jako wysłannik Kurozwęckiego udał się do Rzymu w celu uzyskania dla swego protektora prekonizacji.

Kanclerz wielki koronnyPo objęciu tronu przez króla Alek-

sandra Jagiellończyka (1501 rok) ka-riera Jana Łaskiego rozkwitła. Szan-są dla niego stała się podróż na Li-twę, podczas której w zastępstwie kanclerza Krzesława Kurozwęckie-go i podkanclerzego Macieja Drze-wickiego towarzyszył parze kró-lewskiej, dając się poznać od naj-lepszej strony. W 1502 roku, jesz-cze przed tą podróżą, Łaski został awansowany na sekretarza królew-skiego (tym samym stał się kierow-nikiem kancelarii i zarządcą przy-bocznej kasy). Rok później na sej-mie w Lublinie otrzymał kolej-ny awans – powierzono mu kan-clerstwo wielkie koronne, najwyż-szy urząd państwowy, wakujący po śmierci Kurozwęckiego. W rękach Łaskiego znalazła się cała polityka wewnętrzna i zagraniczna państwa.

Jako kanclerz Łaski zajmował się spisywaniem i pieczętowaniem dokumentów, edyktów, manda-tów, listów i innych pism królew-skich, udzielał odpowiedzi w imie-niu króla, utrwalał na piśmie i ogła-szał publicznie uchwały senatu oraz postanowienia i orzeczenia króla i sejmu, rozsądzał spory. Odpowia-dał też za sprawy finansowe Króle-stwa – przez jego ręce przechodzi-ły znaczne sumy pieniędzy skar-bowych pochodzących z docho-dów publicznych, a także prywat-nych dochodów królewskich. Był on „okiem, uchem i ręką króla, tłuma-czem jego woli i myśli”. Swe obo-wiązki Łaski traktował bardzo po-

choćby bakałarza. Ścieżka jego ka-riery była inna i opierała się na wy-kształceniu praktycznym, przeciw-stawnym do uniwersyteckiego – te-oretycznego, scholastycznego.

W wieku 18 lat Jan Łaski został notariuszem konsystorza poznań-skiego, rozpoczynając tym samym praktykę kancelaryjną (w począt-kach XVI w. jedynie ok. 29% zna-nych w Polsce notariuszy studiowa-ło na Uniwersytecie Krakowskim; możliwe, że taką ścieżkę kariery Ła-ski wybrał świadomie – jako że wy-dział prawa na Akademii Krakow-skiej był słabo rozwinięty lub też przyszły prymas nie mógł sobie po-zwolić na studia ze względów finan-sowych). Jego kreacji na notariusza dokonał Mikołaj de Sobotha. Przez minimum cztery kolejne lata (1474–1478) Jan Łaski uczył się w praktyce urzędniczego fachu, zgłębiając taj-niki prawa. Jego sumienność i by-strość umysłu zostały docenione przez Krzesława Kurozwęckiego – sekretarza króla Kazimierza Jagiel-lończyka. W 1480 roku Łaski, uzy-skawszy święcenia kapłańskie, roz-począł pracę u niego w kancelarii. Swemu opiekunowi zawdzięczał nie tylko posadę, ale również swo-je pierwsze beneficja. Gdy w 1484 roku Kurozwęcki został kanclerzem koronnym, Łaski jako 28-latek tra-fił na dwór królewski. Mało wiado-mo o początkach jego służby u kró-la – tylko dwa razy jego nazwisko pojawia się na dokumentach z tego te

mat

Num

eru:

pry

mas

owsk

i pat

roNa

t Na

d ko

ścio

łem

i Na

rode

m

Page 29: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

ważnie – podjął się prac usprawnia-jących działanie kancelarii królew-skiej (w tym m.in. dokonał pierw-szej inwentaryzacji Archiwum Ko-ronnego). Nie zdecydował się jed-nak na uregulowanie pracy jej per-sonelu (określenie zakresu obo-wiązków poszczególnych pracowni-ków). Bezpośrednio wpływał na po-litykę państwa. Zredagował usta-wy przyjęte w 1504 roku przez sejm piotrkowski mające charakter an-tymagnacki (zakazano w nich, aby jedna osoba posiadała kilka god-ności państwowych oraz zabronio-no zastawiania królewszczyzn). W polityce zagranicznej był zwolen-nikiem unifikacji terytorialnej Kró-lestwa (inkorporacji Prus, Mazow-sza i Pomorza Zachodniego; unii z Litwą). W 1505 roku uczestniczył w sejmie radomskim. Podczas jego obrad przyjęto konstytucję Nihil novi, która formalnie kończyła okres formowania się w Polsce dwuizbo-wego sejmu, król Aleksander Ja-giellończyk przyjął dokument po-twierdzający złożenie przez nie-go przysięgi zachowania praw (pra-wo stało odtąd zawsze ponad kró-lem), a ponadto na prośbę posłów ziem i miast zarządził przygotowa-nie urzędowego zbioru obowiązują-cych w Królestwie Polskim statutów (nie można również wykluczyć ini-cjatywy samego kanclerza). Kodyfi-kacją prawa polskiego zajął się Jan Łaski. W roku 1506 w Krakowie, w nowo otwartej oficynie drukarskiej Jana Hallera wydano drukiem Com-mune incliti Poloniae Regni privilegium – dokument znany pod nazwą Sta-tut Łaskiego, będący pierwszym w

Polsce kodeksem prawa powszech-nego. Zawierał on statuty i dekre-ty królewskie, konstytucje sejmo-we, traktaty międzynarodowe, dwa spisy prawa zwyczajowego ziemi krakowskiej, a także źródła prawa obowiązującego w miastach: Zwier-ciadło saskie, Prawo miejskie magdebur-skie, fragmenty prawa lubeckiego i feudalnego oraz Summę obojga praw. Na początku zbioru znalazła się Bo-gurodzica uznana za hymn Królestwa Polskiego.

Arcybiskup gnieżnieński, prymas Polski

Po śmierci Kazimierza Jagiel-lończyka rola Łaskiego na dwo-rze królewskim zaczęła słabnąć – w siłę natomiast rośli współpra-cownicy nowego króla, Zygmunta Starego. Funkcję kanclerza Łaski pełnił do 1510 roku, kiedy to po śmierci arcybiskupa gnieźnień-skiego Andrzeja Boryszewskie-go, będąc jego następcą na tronie prymasowskim, zrzekł się tytułu kanclerza (Łaski już w 1508 roku został podniesiony bullą papie-ża Juliusza II do godności koadiu-tora, czyli biskupa z prawem na-stępstwa). Pieczęć wielką koronną przejął dotychczasowy podkan-clerzy Maciej Drzewicki.

Uroczystości konsekracji arcybi-skupa odbyły się 26 maja 1510 roku w katedrze wawelskiej, natomiast jego ingres do archikatedry gnieź-nieńskiej odbył się dnia następne-go. Warto podkreślić, że Łaski ob-jął siedzibę prymasowską, mimo iż wcześniej nie piastował godności biskupa innej diecezji, co w epoce jagiellońskiej było zjawiskiem wy-jątkowo rzadkim. Potwierdził nato-miast inną prawidłowość, polegają-cą na tym, że na stolcu arcybisku-pim zasiadały osoby mające wcześ-niej doświadczenie w służbie pań-stwu (które pełniły funkcje kancler-skie czy podkanclerskie).

Gorliwy pasterz diecezjiŁaski okazał się gorliwym paste-

rzem swej diecezji dążącym do re-formy polskiego Kościoła. Zwołał ogółem dziesięć synodów prowin-cjonalnych i pięć archidiecezjal-nych (najwięcej spośród dotychcza-sowych prymasów). Były one po-święcone m.in. naprawie życia du-

chowego kleru (w czasach Łaskie-go widoczne było rozprężenie oby-czajowe duchownych – żalono się, że kler nosi świeckie szaty, nie za-chowuje celibatu, rozpija się, po-dejmuje się świeckich zajęć), refor-mie liturgii i szkolnictwa oraz tema-towi czystości wiary (podjęto walkę z luteranizmem). Niektóre posta-nowienia statutów synodalnych do-tyczyły też ogółu wiernych – naka-zywały wstrzemięźliwość w piciu na przyjęciach, broniły cudzołożnikom piastowania urzędów publicznych, zakazywały lichwy, czarnoksięstwa, a w niedzielę i święta organizowa-nia targów. Łaski doprowadził rów-nież do nałożenia na kler obowiąz-ków podatkowych względem pań-stwa. Podjął się także zadania ko-dyfikacji prawa kościelnego – ogło-sił m.in. w 1525 roku Statua nova pro-vinciae Gnesnensis. Ponadto wydał mszał, brewiarz i rytuał.

W latach 1513–1515 Łaski brał udział w Soborze Laterańskim, pod-czas którego przedstawił plan kru-cjaty europejskiej przeciwko Turcji i Moskwie. Dla siebie i swoich na-stępców na tronie prymasa uzyskał tytuł legata urodzonego oraz odpo-wiednie przywileje.

Należy również wspomnieć, że prymas Łaski nie był jednoznacznie oceniany przez mu współczesnych, jak i później przez historiografów. Zarzuca mu się rozrzutność, intere-sowność, nepotyzm, a także wygó-rowane ambicje. Niewątpliwie gro-madził liczne beneficja, utrzymy-wał iście królewski dwór, udzielał wsparcia swojej rodzinie, ambitnie dążył do wszelkich awansów. Jed-nak, jak pisze ks. Stanisław Tymosz, żywe w nim było poczucie dobra społecznego. Nie szczędził ofiar na rzecz państwa i Kościoła. Dał się poznać jako dobry organizator die-cezji pomnażający majątek arcybi-skupi. Zasłużył się również jako me-cenas sztuki – w Gnieźnie wybudo-wał kaplicę św. Stanisława i rozpo-czął budowę zamku arcybiskupów, natomiast w rodzinnym Łasku ufun-dował i uposażył kolegiatę.

Arcybiskup gnieźnieński, prymas Polski Jan Łaski zmarł 19 maja 1531 roku w Kaliszu w wieku 75 lat. Po-chowany został w Gnieźnie, w wy-budowanej przez siebie kaplicy grobowej. l

Prymasowi janowi łaskiemu bliskie było poczucie dobra wspólnego

temat Num

eru: prymasow

ski patroNat Nad kościołem i Narodem

Page 30: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

patr

oN „

civi

tas

chri

stia

Na”

rozmawiamy z ziemowitem gawskim, przewodniczącym katolickiego stowarzyszenia „civitas christiana”

ziarno zostało zasiane

masa jest w sposób rzec można natu-ralny, rozciągnięty w czasie. Dokony-wał się przez nasze pielgrzymowanie, modlitwy, pracę wydawniczą prowa-dzoną w naszym Instytucie Wydawni-czym PAX. Wspomnę tu choćby czte-rotomową edycję „Życie, twórczość i posługa Prymasa Tysiąclecia” Maria-na Romaniuka i tzw. białą serię pry-

masowską, która zawiera ważne dla Jego nauczania teksty. Wreszcie co-dzienne działania, modlitwy, ducho-we wzrastanie całej organizacji.

To wszystko prowadziło w natu-ralny sposób do faktu stania się kard. Stefana Wyszyńskiego patro-nem naszego Stowarzyszenia.

Pozwoli Pan Przewodniczący na pytanie tro-chę osobiste, jak u Pana rodziła się idea patronatu?

Przyznam, że myślałem o tym już w latach 90. Wtedy nie znaj-dowało to większego zrozumie-nia, nazwijmy to w kręgach koś-cielnych. A i ja sam obawiałem się i nadal zresztą się obawiam, czy jako Stowarzyszenie dorośli-śmy do przyjęcia tak zobowiązu-jącego patronatu.

Na Walnym Zebraniu na Jasnej Górze w czerwcu ubiegłego roku nasza najwyższa władza statutowa przyjęła uchwałę zobowiązującą do zwrócenia się do Instytutu Pryma-sowskiego o zgodę na to, aby Pry-mas Wyszyński stał się patronem

naszego Stowarzyszenia.W realizacji tej uchwa-

ły skierowałem prośbę do Instytutu Prymasowskiego Kardynała Stefana Wyszyń-skiego. Niebawem otrzyma-liśmy odpowiedź pani Sta-nisławy Grochowskiej Od-powiedzialnej General-nej, która w imieniu Insty-tutu wyraziła zgodę na to, aby Stowarzyszenie mia-ło za Patrona kard. Stefana Wyszyńskiego.

Można zatem powiedzieć, że od strony prawa kościel-nego ten patronat jest już faktem.

dlaczego zatem dopiero w maju mamy go przyjąć?

Wydawało mi się, że nie może to być akt tylko czysto formalno-prawny, stwier-

dzenie, że mamy takiego Patrona. Sądziłem, że należy się do takiego wydarzenia należycie przygotować.

wszak to wyjątkowo zobowiązujący patronat Jest zobowiązujący ze względu na

historię, dokładniej, korzenie na-szego środowiska.

W aktach zawierzenia składanych przez nas na Jasnej Górze w latach 90. mówiliśmy, że środowisko, z któ-rego po części wyrastamy przyspo-

Przyjęcie patronatu sługi bożego kard ste-fana wyszyńskiego przez Katolickie sto-warzyszenie „civitas christiana” to ważne, rzec można przełomowe, wydarzenie w ży-ciu i działaniu tego środowiska jak twórca i przewodniczący „civitas christiana” postrze-ga to wydarzenie? jak ocenia drogę, którą to środowisko przebyło ku tej ważkiej decyzji?

Myślę, że słuszne i pożyteczne będzie spojrzeć na to wy-darzenie w porządku, na-zwijmy to chronologicznym. Stowarzyszenie „Civitas Christiana” rodziło się na Jasnej Górze w 1993 r. Jeśli-by sięgnąć do moich wypo-wiedzi z tego czasu, to ła-two zauważyć, że znajduje się tam wiele cytatów i od-niesień do nauczania kard. Wyszyńskiego.

Było tak dlatego, że nasze Stowarzyszenie pielgrzymo-wało na Jasną Górę w roczni-cę śmierci Prymasa Tysiącle-cia, dziś Sługi Bożego. Piel-grzymowaliśmy do Jasnogór-skiego Domu Matki, ale też w intencji wyniesienia na oł-tarze Sługi Bożego Stefa-na Kardynała Wyszyńskiego oraz, jak się wtedy modlili-śmy, o przemianę serc i su-mień ludzi tak, aby mogli zrozumieć jego nauczanie i przesłanie.

był to zatem rozciągnięty w czasie proces do-rastania naszego środowiska do nauczania, duchowości i społecznego funkcjonowania głoszonego przez wielkiego Prymasa

Tak, proces naszego zbliżania się do całego depozytu myśli, duchowo-ści, działań pozostawionych Kościo-łowi w Polsce i całej naszej wspólno-cie narodowej przez Wielkiego Pry-

ziemowit gawski: Proces naszego zbliżania się do depozytu myśli, duchowości i działań pozostawionych Kościołowi w Polsce i naszej wspólnocie narodowej przez Prymasa tysiąclecia jest rozciągnięty w czasie Fot. Dominik Różański

Page 31: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

patroN „civitas christiaNa”rzyło kard. Wyszyńskiemu wiele bólu, cierpienia, trosk. Nadto zaś wielkość Jego Osoby i nauczania sta-nowi zobowiązanie szczególne do jego poznania, praktykowania w ży-ciu i działaniu naszej organizacji.

Jeśli by tego miało zabraknąć, to lepiej byłoby tego patronatu nie przyjmować.

dlatego przygotowanie do przyjęcia patrona-tu ma tak szczególne znaczenie w życiu orga-nizacji i dokonuje się, jako proces rozciągnięty w czasie, wyrażający dojrzewanie na-szej wspólnoty do tego wydarzenia

Uroczyste przyjęcie patro-natu postanowiliśmy poprze-dzić swego rodzaju nowen-ną, na którą składa się osiem stacji okręgowych i dziewiąta finalna na Jasnej Górze.

Wybraliśmy osiem tema-tów, które wydają się szcze-gólnie ważne dla poznania nauczania Prymasa Tysiąc-lecia, ale także ważne dla ich aplikacji w życiu Stowa-rzyszenia tak, aby stawały się pomocne w rozwiązywa-niu wielu spraw i podejmo-waniu konkretnych działań praktycznych.

Te osiem tematów oczy-wiście nie wyczerpuje na-uczania Prymasa Tysiącle-cia, ale dotyka, jak mi się wy-daje, głównych kwestii, któ-re powinny być zauważone w pierwszej kolejności.

Osiem stacji okręgowych było pomyślane, jako spot-kania z przedstawicielami Stowarzyszenia z okręgu i rozmo-wy o nauczaniu Prymasa, ale tak-że, jak to nauczanie może być spo-żytkowane w życiu i działaniach Stowarzyszenia.

spróbujmy wskazać, choć to może niełatwe z tak niewielkiej perspektywy czasowej na owoce tych spotkań, na których dojrzewanie trzeba będzie zapewne jeszcze poczekać

Wartością samą w sobie był fakt uczestniczenia w nich świadków ży-cia i posługi Księdza Prymasa. Prze-de wszystkim Anna Rastawicka przez wiele lat Główna Odpowiedzialna Instytutu Prymasowskiego, ale także Iwona Czarcińska, obie panie dały osobiste świadectwo, kim był Pry-mas Wyszyński dla nich i jakie jest

jego znaczenie w ich życiu osobi-stym i duchowym, a także jak może być to ich doświadczenie spożytko-wane przez Stowarzyszenie. To świa-dectwa bardzo piękne i budujące.

wymiar praktyczny tych spotkań może się okazać szczególnie ważny i owocny?

Te spotkania stanowiły zachę-tę do powstawania zespołów for-macyjno-zadaniowych związanych z myślą, nauczaniem i działaniem Prymasa Tysiąclecia. Będą one mo-

gły podejmować różne zagadnienia praktyczne związane z potrzebami środowisk lokalnych.

używając ewangelicznej metaforyki moż-na powiedzieć, że ziarno zostało rzucone

… i jak w Ewangelii napisano, na różną glebę padło, i albo obumrze, wzrośnie i wyda plon, albo zostanie przydeptane.

oby spełniło się to pierwsze Tak, bo chodzi o to, by Stowa-

rzyszenie stawało się coraz bliższe ideałom katolicyzmu społecznego, którego wybitnym znawcą i twórcą był kard. Wyszyński.

Myślę, że tylko wtedy nasze Sto-warzyszenie mające zapisane w do-

kumentach programowych swoją misję, cele i zadania będzie mogło je realizować w zgodzie z naucza-niem społecznym Kościoła. Przed-miotem zaś naszej szczególnej tro-ski jest zdolność do aplikowania tego nauczania do polskiej rzeczy-wistości. I to jest zapewne najważ-niejsze zadanie, które jest przed nami.

jakich zatem postaw i działań uczy Patron stowarzyszenia?

Myślę, że od Prymasa Wy-szyńskiego trzeba prze-de wszystkim się uczyć po-kornej służby Kościołowi i Narodowi.

Na wszystkich spotkaniach okręgowych mówiłem, że kluczem do zrozumienia li-nii postępowania Pryma-sa i całego Episkopatu była na tamtym etapie historycz-nym idea obrony Kościoła w Narodzie i Narodu w Koś-ciele. Prymas mówił wprost: nie da się utrzymać Kościoła bez Narodu, ponieważ Koś-ciół działa w Narodzie, jest w nim obecny. Ale też nie da się uratować Narodu bez Kościoła, ponieważ Kościół jest nosicielem i nauczycie-lem jedynej, prawdy o czło-wieku, życiu społecznym, na-rodzie, państwie i jest głosi-cielem prawdziwej wolności i prawdziwej służby.

Zapewne nie wszyscy to ro-zumieli i nie wszyscy chcieli to zrozumieć.

czas, w którym żył i działał kard wyszyński na-zywamy realnym socjalizmem, więc i odniesie-nia były do tamtych okoliczności jakie to były okoliczności i o jaką obronę wtedy chodziło?

Chodziło o oderwanie Narodu polskiego od chrześcijańskich ko-rzeni i zastąpienie tego obrazobur-czym poglądem, że człowiek po-przez rozwiązania techniczne i na-ukowe będzie zdolny do tak ogrom-nego postępu i dokonania tak wiel-kich dzieł, że Bóg nie będzie mu potrzebny.

Komuniści głosili, że wszystko, co z Panem Bogiem jest związane, jest obskurantyzmem, ciemnogrodem. I trzeba to zwalczać. To dlatego była ta wojna marksizmu w sowie-

Pismo Instytutu Prymasa wyszyńskiego o nadaniu Katolickiemu stowarzyszeniu „civitas christiana” patronatu Prymasa tysiąclecia

Page 32: Nasz Głos maj 2013

30 nasz głos nr 5 | maj �0�3

ckim wydaniu z chrześcijaństwem w ogóle, a w Polsce z Kościołem katolickim w szczególności.

dziś mamy czasy inne, ale głoszona doktryna wydaje się być gałęzią tego samego drzewa

Z tamtego systemu zostaliśmy, można powiedzieć, w cudowny sposób wyzwoleni, bez przele-wu krwi i wielkich ofiar. Popadamy jednak w większą niewolę, spowo-dowaną złym rozumieniem wolno-ści i niezdolnością do zrozumie-nia prawdy obiektywnej. Ogłoszo-no już tryumf prawdy subiektyw-nej suflowanej ludziom przez róż-ne ośrodki propagandy krajowej i międzynarodowej.

Dwa zaś panujące obecnie nurty ideowe wyrosły oczywiście z tego samego pnia: jeden zmieniał świat na drodze rewolucji, bagnetów, gi-lotyny, więzień, łagrów, komór gazo-wych, drugi robi to samo w białych rękawiczkach, ukazując ten „nowy wspaniały świat”, jako łatwy, zaba-wowy, bezproblemowy. Człowiek powinien do niego dążyć, bo to rzekomo jedyny sposób wyzwole-nia człowieka.

W tamtym czasie historycznym było starcie, którego stawką była istota życia Narodu i oderwanie go od jego tożsamości historycznej i chrześcijańskiej. Dziś jest to reali-zowane w inny sposób. Ale cel po-zostaje ten sam: oderwanie nas od kodu kulturowego, w którym od po-nad tysiąca lat żyjemy.

Prymas o tym mówił i to okaza-ło się prorocze w jego nauczaniu. Przypomnę tu jego dwie znamien-ne rozmowy. Jest rok 1953. Pry-mas miał długą i trudną rozmowę z Franciszkiem Mazurem, polskim komunistą ówczesnym wicemar-szałkiem Sejmu, upoważnionym do tej rozmowy przez władze PRL. W tej rozmowie Ksiądz Prymas sta-rał się przekonać Franciszka Mazu-ra, żeby polscy komuniści zatrosz-czyli się o Polskę, a nie poddawali się wpływom masonerii i nie pozo-stawali na jej usługach. Mówił wte-dy prymas Wyszyński, że Kościół ma rozeznanie i wie, że masoneria chce wykorzystać komunistów do zniszczenia Kościoła ich rękoma. - Jesteście wynajęci przez masone-rię do zniszczenia Kościoła. Wy-daje się wam, że niszcząc Kościół

osiągniecie swój cel – mówił Pry-mas i wzywał, aby polscy komuni-ści nie pozwolili na to.

Franciszek Mazur pewnie niewie-le z tego zrozumiał albo i nie chciał zrozumieć. Ale proszę zważyć – lu-dzi poznajemy po ich stosunku do wiary i moralności chrześcijańskiej. Powraca tu stara zasada: jeśli ktoś chce zniszczyć Naród, niszczy naj-pierw ducha Narodu.

I druga rozmowa Prymasa. Opo-wiedział mi o niej jeden z wybit-nych kapłanów diecezji gnieź-nieńskiej. Był rok 1972. Kard. Wy-szyński wezwał go, jako młode-go kapłana do swojej rezyden-cji Gnieźnie i patrząc z jej okna na prymasowską bazylikę mówił: synu, czy widzisz przed sobą tę bazylikę, skoro tak, zważ, że za-kończyliśmy właśnie bój o Na-ród poprzez obchody Milenium Chrztu Polski. A teraz będzie wal-ka na obszarze kultury. A tu – mó-wił Prymas, wskazując na bazyli-kę – jest sama kultura. I powie-dział, że wysyła go na KUL na stu-dia z historii sztuki.

Ta scena świadczy, że Kościół roz-poczynał wielki bój o kulturę w kon-tekście zbliżającego się tysiąclecia męczeńskiej śmierci św. Wojciecha. Kard. Wyszyński już w 1972 r. mówił o przypadającym w 1997 roku ty-siącleciu śmierci św. Wojciecha, Pa-trona Polski. Zdawał sobie bowiem sprawę, że zasadniczy spór będzie miał miejsce na obszarze kultury i musimy się do tej batalii dobrze przygotować.

dzisiaj widać jasno, że mamy z tym do czynienia

Tak. Mamy przecież walkę dwóch światów, z których jeden stanowi o naszej tysiącletniej historii i toż-samości, a drugi chce to z preme-dytacją zniszczyć.

ta sytuacja pociąga za sobą konieczność za-angażowania po jednej ze stron tego sporu, stanięcia po jednej ze stron barykady

Jeżeli tak na to patrzymy, to na-sze Stowarzyszenie, które w swo-im programie formacyjnym i w pro-gramie działania w poprzedniej i w tej kadencji, za obszar najważ-niejszy uznaje kulturę rozumia-ną, jako sposób bycia, istnienia w różnych aspektach, to Stowarzy-

szenie musi uczynić wysiłek od-czytania myśli Prymasa w tych no-wych czasach.

I to jest wielkie wyzwanie czasów, w których żyjemy Nie sposób tu nie dostrzec aktual-ności nauczania Prymasa tysiąclecia

I dlatego każdy członek naszego Stowarzyszenia i cała nasza zbioro-wość musi nieustannie zadawać so-bie pytanie: czy do tego patrona dorastamy? Czy przypadkiem nie podejmujemy działań i nie prezen-tujemy zachowań, które temu pa-tronatowi mogłyby ubliżyć, albo go umniejszyć?

to wielkie wyzwanie, które rodzi pytanie, czy uniesiemy tę powinność?

…Na to jest jedna odpowiedź: trzeba trwać w wielkiej i pokornej modlitwie. Przez Prymasa, przez Maryję Bogu samemu służyć! To jest zgodne z jego prymasowskim wezwaniem: Per Mariam soli Deo.

Musimy wymodlić i beatyfika-cję, i to, żeby Stowarzyszenie się zmieniało.

Ponieważ jest to moja bodaj ostatnia z Pa-nem rozmowa, jako przewodniczącym „civi-tas christiana” pozwolę sobie postawić jesz-cze jeden problem: od ostatniego walne-go zebrania znacznie przyspieszony został proces przejmowania odpowiedzialności za program, pełnienie misji i działanie stowa-rzyszenia, i wielu jego agend przez młod-sze pokolenie jest to proces naturalny, po-zytywny i nieunikniony ale czy uczyniono to w momencie właściwym, bez nadmiernego pospiechu i taktycznych przesłanek, czy mo-ralna siła „civitas christiana” jest już taka, że te nowe perspektywy, o których mówili-śmy, mogą być realizowane przez nowych ludzi, często niezbyt jeszcze przygotowa-nych do realizacji zarówno spraw małych, kiedy trzeba i wielkich, kiedy można zadań stowarzyszenia?

Odwagi! Trzeba wbrew wszyst-kiemu ufać i mieć nadzieję, że Pan dziejów i historii prowadzi nas dro-gami, których nie znamy albo któ-rych nie rozumiemy. „Idzie no-wych ludzi plemię” – idą nowe cza-sy, wymagają nowego spojrzenia na świat i otaczającą nas rzeczywistość – „idźmy, znów Bóg postąpił czasu krokiem” jak pisze Juliusz Słowacki.

dziękuję za rozmowęZdzisław Koryśpa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 33: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 3�

tadeusZ kantor

historyczna wielkość człowieka wynika z niezłomnych zasad, jakie wyznaje, połączonych z elastycznością w działaniu wynikającą z umiejętności przewidywania, z wyobraźni, z przymiotów umysłu.

Patron ładu moralnego

Wszystko to wiąże się z głę-boką wiarą. Tymi cecha-mi charakteryzowali się św. Stanisław i kardynał

prymas Stefan Wyszyński. Ich ży-cie i dzieło są integralnie związane z opozycją moralną wobec zła, które działo się w Polsce

Przed drugą wojną światową ks. Stefan Wyszyński pisał: „Brak norm etycznych uznaje się za podstawowe źródło kryzysu”. I Stanisław, i kard. Wyszyński zetknęli sie z tym prob-lemem. Wprawdzie dzieli ich prawie 900 lat, lecz zbliża sprawa i problemy, przed którymi stanęli.

Stanisław urodził się zapewne w la-tach 40. XI wieku i być może był spo-krewniony z królem Bolesławem Śmiałym, co się przyczyniło do powo-łania go na biskupa Krakowa, stolicy państwa. W chwili objęcia biskupstwa był człowiekiem młodym, wykształco-nym, dbającym o czystość obyczajów, surowym i sprawiedliwym duszpaste-rzem. Mała liczba źródeł nie pozwa-la jednoznacznie określić przebie-gu wypadków, które zakończyły się umęczeniem Stanisława i wygnaniem króla Bolesława Śmiałego oraz utratą korony królewskiej przez Polskę.

Bolesław był synem Kazimierza Odnowiciela i księżniczki Dobronie-gi Marii, córki władcy i apostoła Rusi Włodzimierza Wielkiego. Urodził się ok. 1043 roku. Tron książęcy objął w 1058 roku, w wieku 15 lub 16 lat. W 1076 roku w Gnieźnie przyjął ko-ronę królewską. Był silną indywidu-alnością. Odznaczał się zdolnościami kierowniczymi, odwagą i szlachetny-

Rok 1079 to rok śmierci bp. Sta-nisława. Wedle tradycji został zabi-ty na Skałce przez wojowników kró-lewskich. W zabójstwie miał uczest-niczyć sam król. Bezpośrednią przy-czyną królewskiej zemsty, wedle re-lacji mistrza Wincentego, miała być ekskomunika rzucona przez biskupa na króla za jego okrucieństwa wobec poddanych. Dwa lata po śmierci Sta-nisława papież Grzegorz VII uzasad-niał teoretyczne prawo nie tylko pa-pieża, ale i biskupów do ekskomuni-kowania władców świeckich. Doktry-na ta musiała być powszechnie zna-na. Przypomnę tylko, że kanoniza-cja bp. Stanisława nastąpiła w 1253 roku.

Kardynał prymas Stefan Wyszyński często uczestniczył w dorocznych uro-czystościach poświęconych św. Stani-sławowi w Krakowie. Pragnę przyto-czyć fragmenty jego homilii, ponie-waż w nich wyraża się znaczenie św. Stanisława dla Kościoła w Polsce.

W 1975 roku w homilii wygłoszo-nej podczas krakowskich uroczysto-

ści Prymas mówił m.in.: „...Stanisław bronił prawa wolności Kościoła, chociaż groził mu miecz, nie uląkł się. Albowiem ważniej-szy jest miecz ducha niż miecz żelaza. Stani-sław bronił nie tylko wolności Kościoła i jego nauki, lecz także zdrowych zasad moralnych (...) Kościół włączył się od zarania naszej hi-storii w nurt dziejowy narodu, trwa w nim wytrwale przez 10 wieków i nie opuścił go ani na chwilę. Dzięki temu Polska zasłużyła so-

mi działaniami. Zdradzał jednak ob-jawy braku równowagi psychicznej.

Kronikarz Wincenty Kadłubek pi-sał o śmierci bp. Stanisława: gdy prze-świetny biskup krakowski Stanisław nie mógł odwieść go od tego okrucieństwa, naj-pierw grozi mu zagładą królestwa, wresz-

cie wyciąga ku niemu miecz klątwy. Ato-li on, jak był zwrócony w stronę nieprawości w dziksze popada szaleństwo (...) Rozkazuje więc przy ołtarzu pośród infuł, nie ukazując uszanowania ani dla stanu, ani dla miejsca, ani dla chwili – porwać biskupa... Wszak ty-ran, lżąc ich z wielkim oburzeniem, sam pod-nosi świętokradcze ręce, sam odrywa paste-rza od owczarni. Sam zabija ojca (...) bisku-pa niewinnego.

patroN „civitas christiaNa”

zabójstwo św stanisława, obraz jana matejki

Page 34: Nasz Głos maj 2013

3� nasz głos nr 5 | maj �0�3

bie na miano: „Polonia semper fidelis” – Pol-ska zawsze wierna (...) Stanisław zginął nie w innej sprawie, tylko w obronie porządku moralnego, w obronie praw moralnych, które w Narodzie mają znaczenie dla maluczkich i dla wielkich, i obowiązują zarówno tych, co rządzą, jak i tych, co są rządzeni.

I dalej mówił Prymas: Między Kościo-łem a każdą inną społecznością może dojść do konfliktu, ilekroć społeczność ta nie uzna-je duchowych, nadprzyrodzonych warto-ści, które Kościół daje, albo też, jeśli warto-ści nadprzyrodzone, Boże, są zwalczane lub usuwane z życia ludzkiego. Wtedy niewątpli-wie może dojść do konfliktu. Podobnie jak za czasów św. Stanisława, który powiedział od-ważnie temu, co piastował władzę za jego cza-sów: Nie godzi się tego czynić (...) My bisku-pi polscy, głosimy krucjatę społeczną miłości i rodzącą się z tej miłości – krucjatę o prawdę. Mówcie prawdę jedni drugim, chociażby to kosztowało wiele, jak kosztowało to św. Stani-sława. Mógł on przemilczeć zło, mógł przewi-dzieć co go czeka, jakie będą następstwa od-wagi. A jednak nie zawahał się. Dał życie swoje za prawdę.

W 1977 roku prymas Wyszyński w czasie tych uroczystości mówił: Przed 10 wiekami naród nasz został ochrzczo-ny. Przez wieki pokolenia Polaków wszcze-piały się coraz żywiej w światło Boże, a ży-cie moralne coraz bardziej jednoczyło, zespa-lało i podnosiło Naród wzwyż. Pouczeni tym doświadczeniem rozumiemy, że działający w Polsce Kościół Jezusa Chrystusa ma naro-dowi i jego dzieciom nieść ewangelię miłości, sprawiedliwości i pokoju. (...) Ojczyzna nasza musi być chrześcijańska. Dotyczy to również naszej kultury narodowej, która w Polsce za-wsze utożsamiała się z kulturą chrześcijań-ską. Pragnęlibyśmy, aby zasadnicze elemen-ty tej kultury, a więc nasz język, literatura, dzieje i obyczaje przechowywane w chrześci-jańskich rodzinach, przekazywane były mło-demu pokoleniu. (...) Z nauki głoszonej przez męczenników polskich Polska musi czerpać wolę życia. Nie wolno jest zatem głosić żad-nych doktryn, które uczą zabijać. (...) Polska z Ewangelii Chrystusowej musi czerpać du-cha rodzinnego. Taki przykład dała nam Ro-dzina święta z Nazaretu. Kościół też jest ro-dzinny. Umacnia życie rodzinne, bo w rodzi-nie kształtuje się zmysł społeczny. (...) Praw-dziwa wrażliwość na potrzeby człowieka ce-chowała właśnie św. Stanisława. On przypo-mniał królowi, że ma szanować każdego czło-wieka i bronić go przed krzywdą, wyzyskiem i niesprawiedliwością. (...) Jak za czasów Sta-nisława trzeba było przypomnieć o tym kró-lowi Bolesławowi, władcy Polski, tak i dzisiaj trzeba nieustannie przypominać, że obywa-

tel w Ojczyźnie ma prawo do sprawiedliwo-ści i miłości.

Tak łączył stare i nowe czasy pry-mas Stefan Wyszyński, ta druga oso-ba polskiego dramatu, moralnego oporu wobec zła czynionego przez władzę – władzę inną, różną od kró-lewskiej. Szczególna rola kardynała prymasa Wyszyńskiego polegała na tym, że przez ponad 30 lat uosabiał polską wielkość historyczną, nawią-zując nieustannie do naszej tradycji katolickiej i narodowej i przeciwsta-wiając je wszelkim próbom podważa-nia polskiej tożsamości chrześcijań-skiej i narodowej. Nigdy nie pozosta-wiał cienia wątpliwości, że należymy kulturalnie do zachodu, do Europy, wyznając katalog wartości przynależ-nych temu fragmentowi świata. Dla-tego stał się jednym z największych Polaków XX wieku jako duchowny, a nie polityk. Nie chcąc być człowie-kiem politycznym i zawsze odcina-jąc się od uprawiania polityki, stał się Prymas nie tylko księciem Kościoła, ale także polskim mężem stanu.

Zawsze bronił praw Kościoła, praw ludzkich i praw narodu do niezawi-słości, co w naturalny sposób musiało go prowadzić do konfrontacji z syste-mem, który zagroził wszystkim tym prawom i wartościom.

Jeszcze przed II wojną światową ks. prof. Stefan Wyszyński pisał: Brak norm etycznych uznaje się za podstawowe źródło kryzysu. (...) Kościół zwalcza socja-lizm dlatego, że wypacza on całkowicie po-gląd na naturę społeczeństwa, jego celowość oraz celowość i charakter społeczny człowie-ka, który przedstawia niezgodnie z prawdą chrześcijańską.

Już po nominacji na biskupa lubel-skiego, pod pseudonimem dr Ste-fan Zuzelski, w publikacji pt. „Stolica Apostolska a świat powojenny” kła-dzie nacisk na to, że w przekonaniu Stolicy Apostolskiej nowy ustrój musi się opierać na wolności religii i Koś-cioła, na poszanowaniu sprawiedli-wości społecznej, zaprzestaniu łama-nia wolności, na bezpieczeństwie in-nych narodów i przeciwstawianiu się wojnie totalnej. Podstawą nowego ustroju ma być nierozerwalny zwią-zek prawa i moralności.

Po nominacji na prymasa w jego działalności dominowała walka o wol-ność Kościoła i Narodu. Jako rzecznik katolickiej nauki społecznej był na komunizm niejako uodporniony, znał

go i nie mógł mieć wobec niego złu-dzeń. Nigdy nie cofał się przed mó-wieniem prawdy, ale zawsze starał się wyrażać jednocześnie umiar i roz-sądek. Ponieważ w oczach społeczeń-stwa powojenna władza polityczna była władzą narzuconą, Prymas, nie-zależnie od swej woli, stawał się co-raz bardziej postacią polityczną i wy-razicielem najtajniejszych i najgłęb-szych tęsknot społeczeństwa. Osobi-ście chciał być tylko pasterzem swo-jego narodu, faktycznie stał się sym-bolem jego dążeń duchowych i prag-nienia niezawisłości. Uważał, że mi-sji religijnej, którą uznawał za posłan-nictwo dane mu od Boga, nie można oderwać od misji historycznej. Czuł się ojcem. Realizując to nadprzyro-dzone ojcostwo w określonych wa-runkach historycznych, w sytuacji, gdy naród czuł się pozbawiony nie-zależnej władzy, stawał się coraz bar-dziej wyrazicielem jego pragnień.

Stalinizm godził nie tylko w oso-bę ludzką, ale we wszelkie więzi spo-łeczne, w polską odrębność ducho-wą, kulturalną i narodową. A te war-tości najpełniej wyrażał właśnie Koś-ciół. To w Polsce mówiło się więcej o godności, wolności i prawach czło-wieka niż w jakimkolwiek innym kra-ju bloku wschodniego. Przełom lat 1948/1949 to zaostrzenie kursu sta-linowskiego. W tym czasie Kościół w Polsce bronił praw do chrześcijań-skiego wychowania, do świętości ży-cia. Postulował, by domy polskie pro-mieniowały cnotą skromności, praco-witości, uczciwości, pobłażliwości, pięknych tradycji religijnych i naro-dowych (List pasterski z 23 września 1948 roku).Takie stanowisko stanowi-ło dla stalinowców pretekst do walki z Kościołem i prób jego rozbicia.

14 kwietnia 1950 roku podpisa-no Porozumienie pomiędzy rządem a Kościołem w Polsce. Było ono świa-tową sensacją jako pierwsze w dzie-jach porozumienie Kościoła katoli-ckiego z rządem komunistycznym. Wobec braku konkordatu, nielicze-nia się przez rząd z przedwojenną konstytucją państwa, nie mówiąc już o prawie kanonicznym, porozumie-nie to stało się jedynym argumentem biskupów w walce o prawa Kościoła.

Obciążenie hierarchów zarzutem „agenturalności” na rzecz obcego im-perializmu mogło w okresie stalinow-skim zakończyć się masowymi aresz-pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 35: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 33

towaniami biskupów. Ataki tego typu mnożyły się w prasie. Ponieważ Epi-skopat bronił praw religii, zarzucano mu nietolerancyjność, klerykalizm, średniowieczny fanatyzm itp. Nieraz kończyło się to procesami i skazywa-niem na uwięzienie księży zaanga-żowanych w walkę światopoglądową. Walka była nieunikniona, bo rządzą-cy dążyli do państwa ideologicznego, materialistycznego, totalistycznego.

Mimo to episkopat unikał zaost-rzania konfrontacji, a Prymas my-ślał o dalszym unormowaniu relacji Kościół – państwo. Myślał o porozu-mieniu, o jakimś modus vivendi z rzą-dem. Zdawał sobie również sprawę z tego, że porozumienie ma prze-ciwników i w Episkopacie. Przewidy-wał konflikt między katolicyzmem a materializmem komunistycznym. Chciał jednak zyskać na czasie i przy-gotować Kościół do przetrwania tej konfrontacji.

15 sierpnia 1952 roku w czasie uro-czystości maryjnych w Częstochowie, w kazaniu Kardynał Prymas mówił w kazaniu o prawach człowieka, naro-du i Kościoła: „Przypominamy prawa człowieka: prawo do bytu i życia, pra-wo do Boga, prawo do prawdy, pra-wo do miłości – Przypominamy prawa rodziny: prawo do wolności, wyboru stanu, powołania, prawo do pokoju domowego, prawo do własności, pra-wo do wychowania dzieci i do wyboru szkoły – Przypominamy prawa naro-du: prawo do wolności Ojczyzny, do wierności Ojczyźnie, do miejsca w Oj-czyźnie, do dziejów, języka, kultury – wreszcie synteza i moc ochronna tych praw – Kościół, który ugruntował kul-turę europejską opartą o zachowanie tych praw wziętych z Chrystusa. Koś-ciół ma prawo do głoszenia Ewange-lii przez ambonę, prasę, książki; Koś-ciół ma prawo do wolności wychowa-nia i do szkoły katolickiej”.

9 lutego 1953 roku władze wydały dekret o obsadzaniu stanowisk koś-cielnych za zgodą władz. Stanowiło to istotną ingerencję władz w życie Kościoła. Na to zgody być nie mogło. W piśmie skierowanym do Bieruta prymas Stefan Wyszyński pisał: Pój-dziemy za głosem apostolskiego naszego po-wołania i kapłańskiego sumienia, idąc z we-wnętrznym spokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy najmniejszego powodu, że cierpienie staje się naszym udzia-łem nie za co innego, lecz tylko za sprawę

Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza składać nam nie wolno. Non possumus.

Prymas uważał, że Kościół ma tyle siły duchowej, iż może współistnieć z ustrojem komunistycznym. Ale wo-bec zaistniałej sytuacji woli więzienie niż przywileje, gdyż cierpiąc w wię-zieniu, będzie po stronie prześlado-wanych. 25 września 1953 roku został aresztowany.

Narodziny programu obchodów 1000 Chrztu Polski

W Stoczku Warmińskim 8 grudnia 1953 roku Prymas dokonał aktu oso-bistego oddania się w niewolę Maryi za wolność Kościoła i Polski. Na po-czątku 1956 roku natomiast zrodzi-ła się koncepcja oddania całej Pol-ski w niewolę Matce Bożej. Akt ten nawiązywał do historycznej roli Pol-ski jako przedmurza chrześcijaństwa w Europie. Niegdyś chodziło o przed-murze w walce orężnej, natomiast w owych warunkach – o przedmurze w sensie moralnym, o przedmurze kultury europejskiej wyrosłej z gleby grecko-rzymskiej i treści chrześcijań-skich. W koncepcji tej odezwały się też echa i tradycje polskiego roman-tyzmu, a nawet mesjanizmu. Każdy naród ma jakieś poczucie swojego historycznego posłannictwa. W idei maryjnej Prymasa wchodziły w grę nie tylko wydarzenia sprzed trzy-stu lat (obrona Jasnej Góry), nie tyl-ko tradycje szczególnego posłanni-ctwa chrześcijańskiej Polski, ale tak-że aktualne warunki bezpośredniego zagrożenia wiary i kultury narodowej przez system totalitarny. W 300-le-cie ślubów Jana Kazimierza we Lwo-wie Prymas postanawia przygotować naród na Milenium Chrztu Polski. 16 maja 1956 roku w Komańczy ukła-da tekst Ślubów Jasnogórskich. Zo-stał on odczytany w Częstochowie 26 sierpnia 1956 roku, jeszcze bez obec-ności prymasa Wyszyńskiego, któ-ry odzyskał wolność 28 października 1956 roku.

W 1957 roku powtórzono akt ślubo-wania. We wszystkich parafiach lu-dzie ślubowali Matce Bożej żyć w ła-sce, po Bożemu wychowywać dzie-ci i młodzież, zachować wierność Bogu i Kościołowi. Miało to ogrom-ną siłę oddziaływania moralnego i re-ligijnego. Kto nie rozumie religijne-go sensu ślubowań jasnogórskich,

ich powtarzania w parafiach i potem w Wielkiej Nowennie Tysiąclecia, ten nie zrozumie fenomenu zapełnio-nych świątyń w Polsce i siły polskie-go katolicyzmu.

W 1958 roku prymas Stefan Wy-szyński do pisarzy i redaktorów prasy katolickiej mówił o służeniu prawdzie przez słowo: ...musimy być podporą; siłą, światłem i pociechą dla wszystkich cierpią-cych, udręczonych, kuszonych i chwiejących się. W rozmowach z władzami poru-szał sprawę sytuacji demograficznej Polski i sztucznych poronień. W 1965 roku przyczynił się do napisania Li-stu episkopatu Polski do episkopatu niemieckiego. 14 kwietnia 1966 roku celebrował w Gnieźnie uroczystości Milenium Chrztu Polski.

Bez względu na to, kto w Polsce rzą-dził, prymas Wyszyński głosił zawsze te same zasady porozumienia, uza-leżniał je od tych samych warunków, zachowując jednocześnie maksymal-ny realizm. Uznawał istniejące pań-stwo, a nawet jego związki sojuszni-cze, był natomiast niezłomny w obro-nie zasad wolnościowych. Umiał łą-czyć elastyczność z niezłomnością.

Jego wielkość nie wynika z samej gotowości do męczeństwa. Wyszyń-ski umiał być nie tylko męczenni-kiem. Zasad swych nie zmienił nigdy, ale potrafił przewidywać kierunki roz-woju. Był mężem stanu. Bez niezłom-nej wiary i zasad nie odegrałby takiej roli. Gdyby zaś nie umiał przewidy-wać i elastycznie reagować na zmia-ny sytuacji, Kościół w Polsce straciłby swego pasterza już w 1950 roku.

W latach 60. i 70. XX wieku prymasa Stefana Wyszyńskiego zaczęto przed-stawiać jako zatwardziałego konser-watystę, który nie może sprostać wy-mogom ery odprężenia i odnowy so-borowej. Godząc rzekomo tylko w za-chowawczość Prymasa, w rzeczywi-stości dążono do przymusowej lai-cyzacji i materialistycznej indoktry-nacji społeczeństwa oraz dalszego ograniczania praw Kościoła. Jednak pod koniec ery Edwarda Gierka na-wet władze państwowe, szukając po-parcia, podkreślały zasługi Prymasa, jego patriotyzm i zrozumienie pol-skiej racji stanu. l

tekst referatu wygłoszonego na spotkaniu regionalnym w Kra-kowie przygotowującym do przyjęcia przez Katolickie stowa-rzyszenie „civitas christiana” za patrona sługi bożego stefa-na kard. wyszyńskiego.

patroN „civitas christiaNa”

Page 36: Nasz Głos maj 2013

3� nasz głos nr 5 | maj �0�3

andrZeJ taBorski

życie, postawę nieugiętego świadka wiary i gorliwego patrioty, myśl teologiczną i społeczną, działalność pasterską sługi Bożego Prymasa tysiąclecia można analizować pod wieloma aspektami

maryjność Prymasa tysiąclecia

Edmund Dalbor, zwłaszcza zaś bez-pośredni poprzednik na stolicy pry-masowskiej, sługa Boży kard. August Hlond. Kard. Wyszyński tę maryjność nazywał nawet świętym atawizmem Pry-masów Polski, którzy rozumieli, że Polska jest mocna, pewna i spokojna tylko pod opieką swej dziedzicznej Królowej z Jasnej Góry. Cieka-we jest to określenie Maryi „dziedzicz-ną Królową”, wypowiedziane być może w kontekście czasu PRL, kiedy próbo-wano nas oderwać od chrześcijańskie-go dziedzictwa Polski, ale też od histo-rii tak bardzo ugruntowanej jako króle-stwo dynastii Piastów, Jagiellonów czy potem władców elekcyjnych, gdzie in-terreksami byli Prymasi Polski. I właś-nie jedynie Maryja, jako „Dziedzicz-na Królowa”, mogła symbolizować nie-przerwaną ciągłość naszych dziejów.

W tej nowej powojennej rzeczywi-stości, w której próbowano Narodo-wi narzucić ateizm, prymas Hlond na łożu śmierci błagał: Odwagi! Nie rozpa-czajcie, nie upadajcie na duchu! Walczcie pod opieką Matki Najświętszej. Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny. Prymas Wyszyński uznał, że jego powinnością jest teraz wypeł-nić ten testament kard. Hlonda, któ-rego ten nie zdążył zrealizować.

Prócz tych wątków rodzinnych czy osobistych należy podkreślić wąt-ki narodowe – zarówno te współczes-ne Księdzu Prymasowi, jak i z odle-głej historii Polski i Kościoła w Polsce. Nie tylko więc dostrzegał szczególne opiekuństwo Maryi nad naszą Ojczy-zną i polskim narodem, ale też trwa-jącą przez wieki wyjątkową pobożność

maryjną Polaków. Ale też odkrył, że kult Maryi w naszych dziejach rozwijał się jeszcze przed „Bogurodzicą”, która to pieśń była tak naprawdę przez wie-ki naszym hymnem narodowym.

Jako siedemnastoletni chłopak cie-szył się odzyskaniem przez Polskę nie-podległości. Nic dziwnego, że w póź-niejszym życiu często nawiązywał do walk o wyzwolenie Ojczyzny oraz do roku 1918 roku i widział przemożną opiekę Maryi nie tylko w chwalebnych, ale nawet w najtrudniejszych chwilach naszych dziejów. Wśród faktów histo-rycznych wymieniał Odsiecz Wiedeń-ską. Cud nad Wisłą, jaki miał miejsce w przeddzień święta Wniebowzięcia NMP oraz Oddanie Polski Matce Bo-żej dokonane 20 lipca 1920 roku na Jas-nej Górze przez Episkopat utwierdziły młodego Wyszyńskiego w maryjności. Wydarzenia historyczne były dla Nie-go namacalnymi znakami opieki Matki Bożej nad naszą Ojczyzną.

Bardzo ważną inspirację maryjną czerpał z Biblii, zwłaszcza z Ewange-lii, z nauczanie Ojców Kościoła, ofi-cjalnej doktryny Urzędu Nauczyciel-skiego Kościoła. Choć ewangelicz-nych śladów maryjnych w gruncie rzeczy nie ma aż tak wiele, to z każ-dego szczegółu potrafił wyprowadzić bardzo głęboką teologię, ale i wie-le praktycznych wniosków dla życia Kościoła, jak i każdego wierzącego.

Natomiast ideę oddania się w macierzyńską niewolę Maryi prze-jął z pism św. Ludwika Marii Grignion de Montfort (1673–1716). Wpraw-dzie tamta adresowana była do fran-cuskich elit społecznych, ale Ksiądz Prymas specjalnie dla warunków pol-skich niejako ją „uludowił”.

Jest jeden fakt historyczny, który nie tylko umocnił Księdza Prymasa w prze-konaniu o szczególnej opiece Maryi nad Polską, ale stał się dlań niekwe-stionowanym „argumentem”, by Jasną Górę z jej Cudownym Obrazem Mat-ki Boskiej Częstochowskiej uznać za miejsce wyjątkowe, skąd ta opieka pły-

Wydaje się jednak, że swe-go rodzaju fundamentem, tych wszystkich aspektów jest maryjność.

Maryjne inspiracje duchowe Prymasa Wyszyńskiego

Z domu rodzinnego – jak sam Pry-mas mówi – wyniósł wspomnienia serdeczniej pobożności maryjnej. A była to jakże polska pobożność, bo łączyła Jasną Górę (tam zwykł piel-grzymować Jego ojciec) z Ostrą Bra-mą, gdzie pielgrzymowała matka.

Ksiądz Prymas wspomina: Urodziłem się w domu rodzinnym pod obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, i to w sobotę, żeby we wszystkich planach Bożych był ład i po-rządek. Całe moje życie tak wyglądało.

Chyba tylko w perspektywie wiary można rozważać po ludzku niezrozu-miały fakt, że dwaj tak wybitni Polacy i czciciele Maryi, Karol Wojtyła i Stefan Wyszyński, stracili swoje matki, w wie-ku 9 lat. I właśnie ta przedwczesna śmierć matki dla późniejszego Pryma-sa Polski stała się jednym z fundamen-tów maryjności. Wspominając zaś swo-ją decyzję odprawienia na Jasnej Gó-rze Mszy św. prymicyjnej w dniu Mat-ki Bożej Śnieżnej, powiedział: Pojecha-łem na Jasną Górę, aby mieć Matkę, która nie umiera, aby stanęła przy każdej mojej Mszy, jak stanęła przy Chrystusie na Kalwarii.

Jednakże na jego pobożność ma-ryjną wpłynęły także wybitne posta-cie z przeszłości Kościoła w Polsce, jak św. abp Zygmunt Szczęsny Feliński, św. abp Józef Bilczewski, św. abp Józef Se-bastian Pelczar, a także prymasi: kard. pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 37: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 35

nie. Zrozumiał to najpierw podczas dłu-gich miesięcy internowania w Prudni-ku Śląskim, gdy czytając „Potop” Sien-kiewicza uświadomił sobie, że znajdu-je się w pobliżu miejsca, gdzie przed 300 laty król Jan Kazimierz oraz prymas Leszczyński zastanawiali się, jak obro-nić ojczyznę przed zalewem szwedz-kim. Bohaterska obrona Jasnej Góry przez garstkę rycerstwa i zakonników pod wodzą o. Kordeckiego, a potem lwowskie śluby Jana Kazimierza dały impuls Księdzu Prymasowi do pono-wienia tychże ślubów. A potem, 10 li-stopada 1955 roku, gdy jego miejscem internowania była Komańcza, pomysł ślubów na tyle dojrzał, że pisał do ge-nerała paulinów: Jak ongiś mrowie wojsk najeźdźczych, tak dziś szturmują „polską Jas-ną Górę” istne „potopu świata fale”, wdzierając się w mury duszy Narodu nienawiścią Imienia Bożego, pasją grzechu i potwornych nałogów. (…) Stokroć to groźniejszy potop od szwedzkie-go. (...) Nie wystarczy więc wyspowiadać piel-grzymów, należy wyspowiadać Naród, by do-konać w nim nowej obrony Jasnej Góry.

Tym razem miało to być nie tyle od-nowienie ślubów kazimierzowskich, co raczej ich uzupełnienie czy wręcz wy-pełnienie w kształcie Jasnogórskich Ślubów Narodu oraz Wielkiej Nowen-ny połączonej z peregrynacją Kopii Cu-downego Obrazu Matki Boskiej Czę-stochowskiej przed 1000-leciem Chrztu Polski. Nie bez racji cała ta inicjatywa została później nazwana Publicznym

Wyznaniem Wiary Polaków. Tym razem nie król w imieniu narodu, ale cały na-ród miał ślubować. Prymas mówił: dzie-więcioletnie przygotowanie do milenium winno całą Polskę przeobrazić wewnętrznie. Los ko-munizmu rozstrzygnie się w Polsce. Jak się Pol-ska uchrześcijani, stanie się wielką siłą moral-ną, komunizm sam przez się upadnie.

Święceń kapłańskich nie mógł przy-jąć ze współseminarzystami w kate-drze włocławskiej. Właśnie tego dnia trafił do szpitala. Udzielił mu ich po-nad miesiąc później – jak później wspomina – chory, ledwie trzymający się na nogach bp Owczarek – w kapli-cy Matki Bożej Częstochowskiej w ka-tedrze włocławskiej. Fakt otrzymania sakramentu kapłaństwa u stóp Mat-ki Bożej Częstochowskiej uznał za szczęśliwą okoliczność. Modlił się do Niej, by choć przez rok mógł odpra-wiać Mszę św.

Czyż można się dziwić, że Mszę św. prymicyjną pojechał odprawić na Jas-nej Górze, a potem wszystkie naj-ważniejsze momenty własnego ży-cia, jak wydarzenia o charakterze na-rodowym czy kościelnym tam właśnie przeżywać?

Jak bardzo był wyczulony na to działanie Maryi, niech świadczy fakt, że gdy o nominacji na biskupa lubel-skiego dowiedział się w Poznaniu od kard. Hlonda w dzień Zwiastowania NMP, natychmiast wydarzenie to na-zwał „zwiastowaniem”. Od razu po-

stanowił, że w herbie biskupim (któ-ry nazywał „tarczą biskupią” – co w la-tach obrony przed programową ate-izacją kraju było jak najbardziej za-sadne) umieści wizerunek Matki Bo-żej Jasnogórskiej, która – jak dodał – będzie mu przewodziła. Zresztą herb to dla niego nie tylko znak czy ozdoba, ale program biskupiej po-sługi. Maryjny maj wybrał jako mie-siąc dla swej sakry biskupiej. Otrzy-mał ją z rąk ks. kard. Augusta Hlonda 12 maja 1946 roku – zgodnie ze swym życzeniem: na Jasnej Górze. Poprze-dził je tam odbytymi rekolekcjami.

Bulla nominacyjna na arcybiskupa Gniezna i Warszawy, a więc Prymasa Polski, została podpisana przez Piu-sa XII w dniu 16 listopada, w uroczy-stość Matki Bożej Ostrobramskiej – Matki Miłosierdzia. Ingres do katedry gnieźnieńskiej odbył 2 lutego 1950 roku, w dzień Oczyszczenia NMP (Matki Boskiej Gromnicznej).

Maria Okońska, wieloletnia współ-pracownica Księdza Prymasa i założy-cielka Instytutu Świeckiego Pomocnic Maryi Jasnogórskiej, Matki Kościoła (obecnie Instytut Prymasowski) wspo-mina, że na kilka miesięcy przed swo-im internowaniem jakby przeczuwał, co może się zdarzyć, gdyż dochodzi-ło do swoistego apogeum w stosun-kach państwo – Kościół. I właśnie wte-dy najbliższemu swojemu otoczeniu oświadczył: Wszystko postawiłem na Ma-ryję – i to Jasnogórską. Podkreślił, że wiel-ką zasługą tegoż Instytutu jest, iż uda-ło się jego, „opornego człowieka, sku-tecznie i ostatecznie doprowadzić do Matki Bożej”.

Jak skutecznie i ostatecznie zbli-żył się do Maryi, okaże się już niedłu-go, gdy władze komunistyczne „zabio-rą mu” trzy lata z życiorysu, internując Go w Rywałdzie Królewskim, Stoczku Warmińskim, Prudniku Śląskim i Ko-mańczy. Choć – zwłaszcza w Stoczku – nie wiedział, gdzie jest więziony i że do klasztornych murów, w których jest przetrzymywany, przylega świątynia, a w niej łaskami słynący obraz Matki Pokoju, 8 grudnia 1953 roku wypowia-da „Akt osobistego oddania się Mat-ce Bożej w macierzyńską niewolę”. Jak wspominał, kiedy cały dom był pilno-wany przez wojsko i tajną policję, ot-warta była tylko droga do Matki Bo-żej. A 10 października 1956 roku zapi-suje w Komańczy: Choćbym miał umrzeć nie wysłuchany przez Ciebie, Matko, to jeszcze

patroN „civitas christiaNa”

Kard wyszyński jako Prymas był na jasnej górze 136 razy – tu podczas peregrynacji cudownego obrazu matki bożej częstochowskiej Fot. Instytut Prymasa Wyszyńskiego

Page 38: Nasz Głos maj 2013

3� nasz głos nr 5 | maj �0�3

będę uważał za największą łaskę życia to, żem mógł do Ciebie mówić.

Wielkim motywem do refleksji te-ologicznej był dla Prymasa Wyszyń-skiego wybór Jana Pawła I w dniu 26 sierpnia 1978 roku, a więc w uroczy-stość Matki Boskiej Częstochowskiej. A jeszcze większym fakt, że tak szyb-ko osierocił on Kościół. Widocznie Bóg potrzebował takiego znaku, by pokazać, że do Maryi trzeba iść przez krzyż. Prymas uznał to za prawdziwe misterium.

Nie trzeba chyba tu wspominać o być może najszczęśliwszym w życiu Pryma-sa Tysiąclecia wydarzeniu – wyniesie-niu na stolicę Piotrową jego najbliż-szego współpracownika, kard. Wojty-ły. Można powiedzieć bez przesady, że Jan Paweł II nie tylko nieustannie pod-kreślał rolę Księdza Prymasa dla Koś-cioła polskiego i dla Narodu, ale sam pełną garścią czerpał z maryjności Pry-masa. Jakże podobnie brzmiało też jego zawołanie: Totus Tuus, Maryjo. Prymas cieszył się z Papieża Maryjne-go. Wspomina, że jadąc na konklawe, wziął bardzo dużo obrazków Matki Bo-skiej Częstochowskiej. Po wyborze Pa-pieża-Polaka obaj powiedzieli: To Jej dzieło! Wierzyliśmy w to mocno! Można też twierdzić, że w osobie Papieża-Polaka spełniły się wszystkie najskrytsze ma-rzenia Prymasa.

Również na Jasnej Górze Jan Paweł II dokonał Aktu zawierzenia Matce Bo-żej Kościoła i rodziny ludzkiej – było to potwierdzenie polskiej milenijnej dro-gi maryjnej i dopełnienie tego, o co prosili polscy biskupi jeszcze Pawła VI. A w 1983 roku Jan Paweł II uczestniczył w obchodach 600-lecia Jasnej Góry. I było to wypełnienie testamentu Pry-masa Tysiąclecia, choć bez jego fizycz-nej obecności.

20 maja 1981 roku leżącego na łożu śmierci Prymasa odwiedziła wędrują-ca po Polsce Matka Boża Częstochow-ska. Mówił do Niej: Dziękuję Ci, Matko, że przyszłaś do mnie. Tyle razy przychodzi-łaś do mnie, zwłaszcza na Jasnej Górze. Ale i ja przychodziłem do Ciebie. Dziękuję Ci, że 20 lat chodziłaś ze mną po Polsce. Byłaś za-wsze dla mnie największą Łaską, Światłem, Nadzieją i Programem mojego życia. Wiem, że nie jestem tego godzien od samego począt-ku, ale Ty byłaś zawsze zachętą, aby wszyst-ko postawić na Ciebie. Była to modlitwa tym szczersza, że w tym samym cza-sie w rzymskim szpitalu leżał ciężko ranny inny Czciciel Maryi i Przyjaciel

Prymasa – Jan Paweł II. 26 maja chciał jeszcze Kardynał zaśpiewać „Chwalcie łąki umajone”, ale nie miał sił, wiec tylko wyszeptał pierwsze słowa. Zmarł w miesiącu maryjnym, w Święto Wnie-bowstąpienia Pańskiego.

Maryjne inicjatywy duszpasterskie Prymasa

WyszyńskiegoTo „święte wyczulenie” Prymasa na

liczne znaki opieki Maryi nad Nim sa-mym, nad Kościołem i Narodem pro-wadziło go do podejmowania licz-nych inicjatyw duszpasterskich. Już w 1942 roku objął kierownictwo ducho-we nad zespołem młodzieży akade-mickiej, związanym w sposób szcze-gólny z kultem Matki Bożej Jasnogór-skiej. Część tego zespołu przekształci-ła się z czasem we wspomniany wyżej Instytut Świecki Pomocnic Maryi Jasno-górskiej, Matki Kościoła (dziś Instytut Prymasowski).

Osobiste zawierzenie Księdza Pryma-sa Matce Bożej dokonane podczas inter-nowania w Stoczku Warmińskim w dniu święta Jej Niepokalanego Poczęcia sta-ło się dla Niego źródłem i natchnieniem wszystkich jego późniejszych dzieł Ma-ryjnych, zwłaszcza Jasnogórskich Ślu-bów Narodu, jakie miały miejsce 26 sierpnia 1956 roku. Przygotowany prze-zeń już 16 maja akt tych Ślubów i prze-mycony do paulinów odczytał wobec milionowej rzeszy pielgrzymów przyby-łych do Częstochowy pełniący obowiąz-ki przewodniczącego Konferencji Epi-skopatu bp Michał Klepacz, a On, jesz-cze odosobniony w Komańczy, składał je 10 minut wcześniej jedynie w obec-ności Marii Okońskiej. Pusty fotel z wią-zanką biało-czerwonych kwiatów, przy-gotowany dla Prymasa, był cichym, ale jakże wymownym znakiem Jego łącz-ności duchowej ze zgromadzonym tłu-mem i symbolem Jego przewodnictwa w polskim Kościele.

28 października nastąpiło uwolnie-nie Prymasa, Jego przyjazd 3 listopa-da na Jasną Górę w podziękowaniu za otrzymane łaski, potem rozpoczęła się przygotowana przez Niego Wielka Nowenna jako program odnowy war-tości religijnych, moralnych i narodo-wych przed 1000-leciem Chrztu Polski oraz peregrynacja Kopii Jasnogórskie-go Obrazu w diecezjach, parafiach, ro-dzinach. Rozpoczęła się ona 26 sierp-nia 1957 r. Jak wiele Prymas spodzie-wał się po Wielkiej Nowennie i pere-

grynacji, świadczyć mogą Jego słowa: Zapaliłem Wam pochodnię Jasnogórskich Ślu-bów na górach wysokich osobno (...). Powstały one wśród gór, w odosobnieniu mego więzienia (...). Ogromny program pracy w nich zawar-ty, nie tylko w górach jest zrodzony, ale w górę prowadzi. Każdy rok Wielkiej Nowen-ny poświęcony był innemu tematowi, a całość tego „świętego przedsięwzię-cia” obejmowała wszystkie najważniej-sze problemy społeczne, moralne, reli-gijne polskiego Kościoła. Dodajmy, że jeszcze w Komańczy Ksiądz Prymas do napisanych przez siebie Ślubów Jasno-górskich opracował specjalne komen-tarze, czytania maryjne, które były jak-by małą encyklopedią polskiej poboż-ności maryjnej oraz miały służyć dusz-pasterzom i wiernym w lepszym przy-gotowaniu się do Wielkiego Jubileuszu polskiego chrześcijaństwa.

Już w listopadzie 1956 roku powoła-na zostaje Komisja Maryjna Episkopa-tu Polski i w ten sposób maryjne prze-powiadanie stało się częścią duszpa-sterstwa ogólnego. Wkrótce na KUL-u Prymas eryguje katedrę mariologii. Zaczynają być organizowane w Polsce Kongresy Mariologiczne.

Inicjatywa nie tylko Ślubów Jasno-górskich, ale zwłaszcza peregrynacji była bardzo nie w smak władzom ko-munistycznym, które nie tylko robiły wszystko, aby odwrócić uwagę społe-czeństwa od tego, co robi Kościół i or-ganizowały mnóstwo różnych akcji, im-prez, alternatywnych przedsięwzięć, ale utrudniały realizację zaplanowa-nej przez Kościół w drobnych szcze-gółach wędrówki Obrazu po Polsce, aż posunęły się (2 września 1966 r., a więc już po centralnych obchodach 1000-lecia chrześcijaństwa w Polsce, które miały miejsce 3 maja 1966 r.) do jego „aresztowania” i zamknięcia w klasz-torze jasnogórskim na 6 lat pod cało-dobową obstawą milicji. Wówczas wę-drowały po Polsce puste ramy Obrazu wraz Ewangeliarzem i świecą, groma-dząc nie mniejsze tłumy.

Same zaś uroczystości millenijne w dniu 3 maja 1966 r. na Jasnej Górze nie mogły się odbyć z udziałem Pa-wła VI, gdyż na jego przyjazd nie zgo-dziły się władze PRL. Legatem papie-skim został Ksiądz Prymas i On właś-nie w obecności nieprzeliczonych tłumów odczytał Akt oddania Polski w macierzyńską niewolę Maryi za wol-ność Kościoła w Ojczyźnie i na całym świecie. pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 39: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 3�

W okresie Soboru Watykańskiego II (1962-1965) trwały na Jasnej Górze czu-wania soborowe. Powstały Księgi So-borowych Czynów Dobroci i blisko 7 tys. Ksiąg Świętego Niewolnictwa Pa-rafii. Pielgrzymi wybierający się do Częstochowy mówili: Jedziemy na So-bór. W Watykanie podczas trwania se-sji soborowych paliła się świeca z Jas-nej Góry. Wielkim tryumfem Księdza Prymasa było ogłoszenie na zakończe-nie III Sesji Soboru Watykańskiego II w dniu 21 listopada 1964 r. przez Pawła VI (na prośbę Episkopatu Polski) Ma-ryi Matką Kościoła. Kard. Wyszyński w swoim „pro memoria” napisał, że to na Jasnej Górze ten akt wymodlono go-łymi kolanami.

Osobistym wkładem Księdza Pry-masa, Episkopatu Polski, ale i całego polskiego Kościoła w Sobór było też umieszczenie w Konstytucji dogmatycz-nej o Kościele Lumen gentium, w roz-dziale VIII, fragmentu poświęconego Maryi. Zostało tu podkreślone ducho-we macierzyństwo Maryi wobec Kościo-ła. Ojcom Soborowym przekazano z Jas-nej Góry różańce i pięć tysięcy hostii do odprawiania Mszy świętych. Episkopat zwrócił się do wszystkich episkopatów o oddanie Matce Bożej w macierzyńską niewolę Kościoła i świata.

Prymas bardzo często przybywał na Jasną Górę i wygłaszał wspaniałe kaza-nia, uczynił z niej swoją oraz całego Epi-skopatu Polski „ambonę” i jakby „para-fię” ogólnopolską (a nawet szerzej, bo obejmującą także zagraniczną Polonię). To właśnie nie kto inny, ale Ksiądz Pry-mas przekształcił Częstochowę w du-chową stolicę narodu, wyznaczając jej w polskim Kościele rolę twierdzy du-cha narodu, mającej zatrzymać zapro-gramowaną przez komunistów ateiza-cję. Na Jasnej Górze był jako Prymas 136 razy, spędził tu w sumie 450 dni, czyli średnio 15 dni w roku. Kilka dni przed śmiercią powiedział, że klęka na progu Kaplicy Cudownego Obrazu i chce tam pozostać, żeby go wszyscy potrącali. I pozostał jako sługa klęczą-cy przed główną bramą jasnogórskiego sanktuarium.

Wyrazem szczególnej czci, jaką da-rzył Maryję, były częste odwiedziny sanktuariów maryjnych (niektóre z nich nazywał wieńcem kresowych stanic obronnych) na oraz koronacje Obra-zów. Na nieco ponad 180 koronowa-nych Obrazów Matki Boskiej, aż 43 uko-ronował osobiście, w dużej części we-

spół z kard. Wojtyłą. Można sobie wy-obrazić, co przeżywał Ksiądz Prymas, gdy ze względu na chorobę nie mógł w 1977 r. uczestniczyć w uroczystoś-ciach ogłoszenia przez Kościół auten-tyczności objawień Matki Bożej w Gie-trzwałdzie – jedynego w dziejach Pol-ski takiego wydarzenia. Przewodniczył kard. Karol Wojtyła.

Mariologia Prymasa Tysiąclecia

To, o czym do tej pory mówiliśmy, było przez Księdza Prymasa głębo-ko osadzone w myśli teologicznej. I choć byli i są tacy – w kraju i poza granicami Polski – którzy zarzucali mu bądź czasami do dziś zarzucają, jak sam to nazwał – „maryjną dewocję” a nawet niezupełną zgodność z ofi-cjalnym nauczaniem Kościoła (głów-nie chodziło o kwestię tzw. współod-kupicielskiej roli Maryi), to w gruncie rzeczy trzeba raczej Księdza Pryma-sa uznać za prekursora w odkrywaniu miejsca i roli Maryi w ekonomii zba-wienia, w dziejach Kościoła, ludzkości i świata, a zwłaszcza w dziejach Polski i w naszej współczesności.

Ksiądz Prymas podkreślał koniecz-ność podbudowania polskiej poboż-ności maryjnej wiedzą teologiczną. Ale też przestrzegał przed przeintelektua-lizowaniem. Mówił, że mariologia musi być nie tylko postulatem rozumu, ale i serca. Tych, którzy zarzucali polskiej religijności zbytnią maryjność i uczu-ciowość, przekonywał, że to jest umie-jętność wcielania prawd teologicznych w codzienną rzeczywistość. Mariolo-gię Prymasa Wyszyńskiego chyba najle-piej analizuje ks. prof. Jerzy Lewandow-ski. Najpierw podkreśla, że dla Księdza Prymasa mariologia jest bardzo istotną częścią eklezjologii. Następnie stwier-dza, że kard. Wyszyński przedstawia rolę Maryi w odniesieniu do Chrystusa (jest Ona, jako Bogurodzica) szczegól-nym sposobem związania Boga z ludz-kością i ze światem, jest nową Ewą i pierwowzorem kobiecości, podno-si znaczenie macierzyństwa, jest Pierw-szą Odkupioną, ale też w pewnym zna-czeniu „Współodkupicielką” (bo dała światu Zbawiciela i trwała przy Nim aż po Krzyż), a w stosunku do Kościoła „Współrodzicielką”, Matką. Jest też Słu-żebnicą Pańską.

Po drugie – ważna jest rola Maryi w relacji do człowieka i narodów. Jest więc także Służebnicą w stosunku do

Kościoła i wszystkich ludzi. Od stro-ny ludzkiej ma Ona centralne miej-sce w ekonomii zbawienia - a od stro-ny Boskiej to miejsce zajmuje Chry-stus. Jej rola nie skończyła się z chwi-lą Wniebowzięcia, ale jest nieustannie Matką każdego z ludzi, Matką narodów i Matką ludzkości. Stoi Ona z woli Boga w sercu Kościoła. Kościół, jak Maryja, jest macierzyński i musi mieć przy so-bie Matkę.

Ważna jest rola Maryi ze względu na Jej sposoby oddziaływania na historię ludzkości: dając światu Zbawiciela i słu-żąc Chrystusowi, wstawiając się do Nie-go w naszych ludzkich sprawach oraz przejmując nad nami macierzyństwo.

Ksiądz Prymas wypracował – jak to wyżej powiedzieliśmy - teologię szcze-gólnej obecności Maryi w dziejach Pol-ski, tworząc mariologiczną wizję Naro-du. Obdarzał Maryję licznymi tytułami, czerpiąc przy tym z bogactwa Ewange-lii: Bogurodzica, Wspomożycielka, Słu-żebnica Pańska, Matka Kościoła, Kró-lowa Apostołów, Matka Pięknej Miłości i wiele innych. Twierdził, że polska ma-ryjność nie jest słabością, ale siłą. Ona jednoczy Naród wokół spraw doczes-nych i wiecznych. Nasz Naród ma in-stynkt dziecięcy – ucieczkę do Matki.

***Gdy w 1956 r. został uwolniony z trzy-

letniego internowania, stwierdził, że nigdy nie wyrzekłby się tych trzech lat. Osobiste zawierzenie Księdza Pryma-sa Matce Bożej w dniu święta Jej Nie-pokalanego Poczęcia stało się dla nie-go źródłem i natchnieniem wszystkich jego późniejszych dzieł Maryjnych. Po-czątkowo zamierzał wstąpić do zakonu paulinów. Odradził Mu to ks. Korniło-wicz, mówiąc proroczo, że stoją przed Nim ważniejsze zadania. I choć został później konfratrem zakonu oraz jego protektorem, to jednak jako Prymas odegrał zasadniczą rolę w powojennej rzeczywistości Polski.

Mówił w latach późniejszych, że jego życiowe drogi „prowadziły po śladach, które wydeptała Maryja, idąc przede mną jak światło, gwiazda, życie, słod-kość i nadzieja, jako wspomożycielka w ciężkiej sytuacji, niemalże pielęgniar-ka i karmicielka”. l

tekst referatu wygłoszonego na spotkaniu regionalnym w gie-trzwałdzie przygotowującym do przyjęcia przez Katolickie sto-warzyszenie „civitas christiana” za patrona sługi bożego ste-fana kard. wyszyńskiego.

patroN „civitas christiaNa”

Page 40: Nasz Głos maj 2013

3� nasz głos nr 5 | maj �0�3

ks. Bogdan cZyżewski

najbardziej znaczącym wydarzeniem w długoletniej posłudze prymasowskiej księdza kard. stefana wyszyńskiego była tzw. wielka nowenna. jej celem było całościowe przygotowanie wiernych do przeżycia millenium chrztu Polski

najważniejsza Posługa Prymasa

ski katolicyzm był tradycyjny, oparty na praktykach i obyczajach, bez więk-szego pogłębienia teologicznego. Dlatego trzy podstawowe obszary ży-cia religijnego Polaków wymagały sy-stematycznej pracy duszpasterskiej.

Pogłębienia domagała się bez wąt-pienia wiara, której nie tyle brak, co ra-czej siła i zakorzenienie w życiu oso-bistym wymagało zwrócenia większej uwagi. Brakowało tego, co nazywamy świadectwem wiary. Dochodziło bo-wiem do swoistego dualizmu, w któ-rym następowało rozdwojenie życia chrześcijańskiego między wiarą i jej brakiem w życiu codziennym. Dlatego też zaczęto głosić świeckość państwa i prywatny charakter religii chrześcijań-skiej. Doprowadziło to do sytuacji ze-pchnięcia wiary do budynku kościelne-go i przysłowiowej zakrystii, ale także do zakazu praktykowania religii przez niektóre grupy społeczne bądź też do praktykowania jej w ukryciu. Laikat po-zbawiony został możliwości działania, chociażby poprzez zlikwidowanie or-ganizacji i stowarzyszeń kościelnych.

Drugi ważny obszar życia religijnego, który domagał się głębokiej troski ze strony Kościoła, to była przede wszyst-kim polska rodzina i małżeństwo, za-równo w wymiarze przekazywania ży-cia, jak i trwałości związku małżeńskie-go. Wyrażało się to zwłaszcza w braku odpowiedniej pomocy udzielanej ro-dzinom, by mogły wychować i wykształ-cić dzieci, stąd też brakowało ze strony rodziców motywacji czysto chrześcijań-skiej, a pojawiał się egoizm i bezrad-

ność. Początkowo, zwłaszcza po woj-nie, doceniano rodziny wielodzietne, by złagodzić problem demograficzny, od 1956 roku polityka w tym względzie całkowicie się zmieniła. Propagowano bowiem antykoncepcję i zalegalizowa-no aborcję. Próbowano też wypraco-wać model małżonków świeckich, dla-tego uznawano wyłącznie śluby cywil-ne, duchownym zaś zakazywano udzie-lania ślubu kościelnego przed dopeł-nieniem aktu małżeńskiego w Urzędzie Stanu Cywilnego. Przeniesiono też wy-raźnie akcenty z rodziny na życie poza-małżeńskie, mianowicie nie mówiono o roli dobrego ojca i matki, ale raczej faworyzowano i ceniono dobrego fa-chowca: murarza czy też traktorzystkę. Lansowano model rodziny, w którym oboje rodzice pracują poza domem, dzieci przebywają w tym czasie w żłob-kach i przedszkolach, posiłki, zwłasz-cza obiady, spożywane są w szkolnych i przyzakładowych stołówkach.

Należy też wspomnieć o trzecim ob-szarze życia chrześcijańskiego, który domagał się szczególnej uwagi. W pol-skim społeczeństwie dominował mo-del życia, który przyznawał pierwszeń-stwo młodemu pokoleniu, jako najbar-dziej postępowemu i wartościowemu. Pokolenie starsze uchodziło natomiast za zacofane, mało uświadomione, stąd też wychowanie było dla rodziców pro-cesem niezmiernie trudnym. Do tego dochodziła cała propaganda laicka i światopoglądowa w szkołach, na uni-wersytetach, pomagały w tym wydat-nie związki młodzieżowe i środki spo-łecznego przekazu całkowicie opano-wane przez rządzących.

W tak zarysowanej sytuacji, chociaż-by ogólnie, musiała zrodzić się w głowie Księdza Prymasa myśl, by przeciwdzia-łać temu wszystkiemu, co próbowano czynić z narodem. Dlatego Wielka No-wenna ujęta w dziewięciu hasłach, któ-re nawiązywały do jasnogórskich ślu-bów narodu z 1956 roku, była fenome-nem i logicznym planem przeciwdzia-łania zaplanowanej i realizowanej ate-

Genezę Wielkiej Nowenny należy wiązać przede wszystkim z wiel-kim wydarzeniem, jakie czeka-ło Polskę, mianowicie 1000-le-

ciem chrztu. Już w więzieniu Prymas podjął decyzję i wypracował jej pro-gram rozłożony na dziewięć lat. Było to bez wątpienia przedsięwzięcie głęboko religijne o charakterze pastoralnym. Ce-lem tego programu było podjęcie kon-kretnych działań w poszczególnych pa-rafiach całej Ojczyzny, by przygotować się i jak najlepiej przeżyć 1000-lecie chrztu Polski. Ksiądz Prymas zdawał so-bie sprawę z tego, że po wojnie Polska znalazła się w orbicie wpływów ideolo-gii marksistowskiej, w której kwestiono-wało się to wszystko, co kojarzy się z re-ligią, a zatem odrzucano Boga i Jego ist-nienie, sprzeciwiano się życiu pozagro-bowemu i nieśmiertelności duszy. Swo-istym obrazem takich właśnie poglądów mogą być słowa Lenina, który mówił, że „religia – to opium dla ludu. Religia – to rodzaj duchowej gorzałki, w której nie-wolnicy kapitału topią swe ludzkie obli-cze, swoją potrzebę życia, które by choć trochę było godne człowieka”.

Ale należy uczciwie też powiedzieć, że Prymasowi Wyszyńskiemu chodzi-ło o coś więcej niż tylko o uczczenie 1000-lecia chrztu Polski. W swoich programach był dalekosiężny i wy-biegał daleko naprzód. W Polsce roz-grywała się walka o dusze, o moral-ność chrześcijańskiego narodu. Po-stępująca laicyzacja i ateizacja pol-skiego społeczeństwa domagała się od Kościoła konkretnych działań. Pol-pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 41: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 3�

izacji oraz sekularyzacji Polaków. Pry-mas Tysiąclecia pragnął przez naucza-nie, wychowywanie, rachunek sumienia i modlitwę doprowadzić do odwrócenia podjętych działań przez komunistycz-ny rząd, a przede wszystkim podnieść religijną świadomość narodu, co moż-na śmiało nazwać pobudzeniem i po-głębieniem wiary w narodzie. Pewnym uzasadnieniem tego są z pewnością sło-wa Prymasa wypowiedziane do ducho-wieństwa Archidiecezji gnieźnieńskiej w 1962 roku: „Stoimy w przededniu Ty-siąclecia Chrztu Polski. Jako przygotowa-nie do tej dziejowej chwili pod-jęliśmy wielką pracę religijno-moralną nad duchowym i religij-nym odrodzeniem Narodu. Istotą Wielkiej Nowenny jest praca nad wewnętrzną przemianą w oparciu o łaskę Bożą. Chodzi o to, aby-śmy na Millenium mieli Lud Boży, żyjący na co dzień łaską uświęca-jącą, zjednoczony z Chrystusem, wszczepiony w Mistyczne Ciało Kościoła Św., odrodzony w swym życiu rodzinnym i społecznym”.

Sama idea Wielkiej Nowen-ny powstała ostatecznie między 15 a 29 sierpnia 1956 roku w Ko-mańczy. Naród miał się odno-wić duchowo, uprosić za przyczy-ną Matki Bożej łaskę zwycięstwa wiary oraz wolność Kościoła. Każ-dy rok Nowenny rozpoczynał się w niedzielę po 3 maja ponowie-niem Jasnogórskich Ślubów Na-rodu, one też znalazły się w po-szczególnych tematach Wielkiej Nowenny. Program duszpaster-ski wyrósł z oddania się Matce Bożej i dzielił się na trzy etapy:a) Śluby Jasnogórskie złożone

26 VIII 1956 roku i przygotowanie do ich powtórzenia we wszystkich polskich parafiach.

b) Powtórzenie Ślubów w parafiach pol-skich w pierwszą niedzielę po 3 maja, czyli 5 V 1957 roku.

c) Wielka Nowenna połączona z pere-grynacją kopii obrazu Matki Bożej jako praca nad realizacją przyrze-czeń i przygotowanie do Millenium. Zanim przejdziemy do próby te-

ologicznego spojrzenia na cały pro-gram Wielkiej Nowenny, warto naj-pierw przypomnieć poszczególne jej hasła: • I Rok Wielkiej Nowenny, lata

1957/1958: Wierność Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i jego Pasterzom

• II Rok Wielkiej Nowenny, lata 1958/1959: Naród wierny łasce

• III Rok Wielkiej Nowenny, lata 1959/1960: Życie jest światłością ludzi

• IV Rok Wielkiej Nowenny, lata 1960/1961: Małżeństwo – sakrament wielki w Kościele

• V Rok Wielkiej Nowenny, lata 1961/1962: Rodzina Bogiem silna

• VI Rok Wielkiej Nowenny, lata 1962/1963: Młodzież wierna Chrystusowi

• VII Rok Wielkiej Nowenny, lata 1963/1964: Abyście się społecznie miłowali

• VIII Rok Wielkiej Nowenny, lata 1964/1965: Nowy człowiek w Chrystusie

• IX Rok Wielkiej Nowenny, rok 1965 (do 31 grudnia): Weź w opiekę Naród cały

Pobieżne nawet spojrzenie na tytuły poszczególnych haseł nowenny prowa-dzi do wniosku, że wychodzą one na-przeciw wspomnianym problemom ży-cia moralnego i religijnego Polaków, które były bardzo mocno zagrożone: wiara, małżeństwo, rodzina, młodzież.

Prymas często w Gnieźnie uzasad-niał ideę Wielkiej Nowenny. W roku jej rozpoczęcia, w wygłoszonym kazaniu w gnieźnieńskiej katedrze z okazji uro-czystości ku czci św. Wojciecha, mówił m.in.: Największe zadanie jest przed nami. (…)

Będziemy się pytali siebie, czy jesteśmy wierni łasce? Na ile rodziny chrześcijańskie są prawdzi-wie chrześcijańskimi? Czy wierne są Bogu? Czy wypełniają zadania im zlecone, aby dzieci swo-je prowadzić do Chrystusa? To wszystko musi ulec jakiejś wielkiej rewizji i przemianie. Musi-my się wczuć dobrze i wmyśleć w nasze sumie-nie, aby się przekonać, czy istotnie duch Ewan-gelii jest duchem Narodu? Czy przypadkiem nie odmieniliśmy najmniejszej chociażby literki w prawie Bożym? Przecież nic nam nie wolno odmienić z Zakonu Bożego! W ten sposób prag-niemy przygotować Polskę na Tysiąclecie chrześ-cijaństwa. Jest to wielkie zadanie!.

Ogromnej pracy wymagały trzy podstawowe obszary ży-cia Polaków: religijny, moralny i społeczny. One też znalazły swoje miejsce w poszczegól-nych latach Wielkiej Nowenny.

1. Obszar religijny – pogłębienie wiary

Ksiądz Prymas zdawał so-bie sprawę z tego, że odnowio-na musi zostać w narodzie wiara. Dlatego też dwa pierwsze lata nowenny poświęcone były reali-zowaniem tego tematu. Koncen-trowano się najpierw na zacho-waniu wierności Bogu, Krzyżo-wi, Ewangelii, Kościołowi i jego Pasterzom.

W wezwaniu skierowanym na początek Wielkiego Postu 1958 roku ksiądz prymas Stefan Wy-szyński podsumowywał pierw-szy rok nowenny m.in. w taki sposób: Za fundament odnowienia duchowego przyjęliśmy wierność Bogu, krzyżowi i Ewangelii, Kościołowi święte-mu i jego pasterzom. Kościół nawoływał nas wytrwale do tej wierności. „Zachę-

caliśmy Was do wierności Bogu”, bo patrząc na zmienność świata i znikomość czasów i wie-ków widzimy, że tylko Bóg się nie starzeje i nie odchodzi. (…) „Zachęcaliśmy Was do wier-ności krzyżowi”, gdyż wiemy, że wszelkie zna-ki i symbole ustaną i poginą, ale przy końcu świata „ukaże się znak Syna Człowieczego na niebie” (Mt 24,30). (…) Dlatego prosiliśmy Was, aby krzyż święty zajął poczesne miejsce w rodzinach katolickich. A w ciągu Wielkie-go Postu mamy poświęcić krzyżowi szczegól-ną uwagę. Zwłaszcza w niedzielę Męki Pań-skiej i w Wielki Piątek złożymy hołd krzyżowi w świątyniach i w domach naszych. „Zachę-caliśmy Was do czytania Ewangelii świętej”. Prosiliśmy, aby w każdej rodzinie Ewangelia Chrystusowa znalazła poczesne miejsce, aby powrócił do rodzin katolickich zwyczaj czytania

patroN „civitas christiaNa”

Program wielkiej Nowenny powstał podczas uwięzienia Prymasa w Komańczy

Page 42: Nasz Głos maj 2013

�0 nasz głos nr 5 | maj �0�3

Pisma świętego, zwłaszcza w niedziele i świę-ta. Pragniemy, aby Ewangelia święta znala-zła się w wyprawie ślubnej nowożeńców, w tor-bie podróżnej, na warsztacie pracy czy na sto-liku nocnym – zawsze pod ręką. Bo w Ewan-gelii macie szukać Waszej drogi, prawdy i ży-cia. Wszak to jest najstarsza w Polsce księga, która dotychczas jest najdłużej i najwierniej czytana przez Naród katolicki. „Zachęcaliśmy Was do wierności Kościołowi świętemu i jego pasterzom”. I tutaj pragniemy wejść w samo serce tej wierności, by pogłębić nasz związek z Kościołem. Będzie to przedmiot szczególnej pracy w drugim roku Wielkiej Nowenny, któ-ry się do nas zbliża.

W pracy duszpasterskiej zwracano zatem uwagę na zachowanie wierności Bogu i tysiącletniej tradycji. Kładzio-no nacisk na wierność łasce uświęca-jącej, na dążenie do świętości, zwłasz-cza zaś na powiązanie wiary z ży-ciem chrześcijańskim. Był to najlep-szy sprawdzian wierności Chrystuso-wi, Ewangelii i krzyżowi.

Drugi rok Nowenny poświęcony był problematyce łaski, chodziło zwłasz-cza o sakrament pokuty, o uspra-wiedliwienie człowieka, dlatego też jako hasło przewodnie tego roku wy-brano: Naród wierny łasce.

Na początku 1959 roku w „Zaprosze-niu do walki o życie w łasce Bożej” Pry-mas pisał m.in.: Chociaż wiara duchowe-go trzonu Narodu jest zdrowa, to jednak wielu z nas ulega pokusom i schodzi na bezdroża bez-bożnictwa i niewiary, która z dziwną zawziętością chce wyniszczyć wiarę w Boga żywego, odebrać nam chrześcijańską nadzieję i pozostawić na dnie smutnej rozpaczy, nic nie dając w zamian za zra-bowany skarb wiary. Cóż nam daje ateizm i nie-wiara? Czyż nie wyrywa nam kośćca duchowe-go z organizmu naszego życia chrześcijańskiego i narodowego, dzięki któremu dotąd byliśmy „sil-ni w wierze” i chodziliśmy prosto? Któż mógłby zastąpić Chrystusa, gdyby On został uśmierco-ny w naszym życiu? Przecież przez tysiąc lat był On jedyną mocą i jednością naszą. Dotąd nie widzimy nikogo, kto by mógł zastąpić Chrystu-sa w życiu Narodu.

Pogłębianie wiary szło wyraźnie w kie-runku podejmowania walki z rozwią-złością i pijaństwem, które ją osłabiały. Chodziło o odważne przyznanie się do swoich grzechów i zrobienie wielkiego narodowego rachunku sumienia. Pięt-nowano też obojętność religijną i wska-zywano na potrzebę pogłębienia pol-skiej religijności. Słowa programu: Naród wierny łasce, rozumiano jako troskę o do-chowanie wierności tysiącletniej trady-cji chrześcijańskiej w Polsce.

2. Obszar moralny – małżeństwo i rodzina

Drugi wielki obszar, jaki wymagał pracy pastoralnej, obejmował mo-ralność Polaków i odnosił się prze-de wszystkim do małżeństwa i rodzi-ny. Ksiądz Prymas poświęcił temu aż cztery lata Wielkiej Nowenny. Roz-począł od obrony życia łaski w duszy ludzkiej i obrony życia ciała. Dlatego w liście pasterskim pisał: Dziś chcemy pójść wielkim krokiem w głąb naszego życia osobistego i społecznego, powiązać nasze ży-cie w łasce uświęcającej z czujną opieką nad każdym życiem, własnym i bliźnich, zwłaszcza nad życiem nienarodzonych, niemowląt i ma-luczkich, bezbronnych.

Nie mogło oczywiście zabraknąć troski o małżeństwo i rodzinę, któ-ra na różny sposób była w Polsce la-icyzowana. Ksiądz Prymas świadom tego, podkreślał ich związek nie tylko z Ojczyzną, ale też z Bogiem i Kościo-łem: Po Bogu najwięcej zawdzięczamy rodzi-com. (…) Obok więzi z Bogiem najsilniejsza jest więź z rodzicami i rodziną. (…) Wszak ro-dzina jest kolebką Narodu. Słusznie Ojczyznę nazywamy rodziną rodzin (…) Jak wygląda małżeństwo chrześcijańskie dziś, na progu Ty-siąclecia? Właśnie to chcemy ocenić, chcemy przeprowadzić – my, biskupi i kapłani, wraz z Wami, Rodzice katoliccy – dokładny rachu-nek sumienia, by dowiedzieć się, czy małżeń-stwa polskie odpowiadają wymaganiom Chry-stusa i Kościoła.

Ksiądz prymas Wyszyński zwracał uwagę na fakt, że rodzina winna być Bo-giem silna. Dlatego też kierował do wier-nych pouczenia o rodzinie katolickiej, o jej naturze, przymiotach, o zadaniach rodziny. Dostrzegał też potrzebę właś-ciwego wychowywania młodzieży, któ-ra bywała deprawowana przez szkodli-wą propagandę komunistyczną. W jed-nym z listów poświęconych młodzieży, Ksiądz Prymas pisał: pragniemy wartości życia Bożego przekazywać naszej dziatwie i mło-dzieży. Stąd powstał program szóstego roku pra-cy pod wezwaniem: „Młodzież wierna Chrystu-sowi”. Pragniemy podjąć wspólny wysiłek rodzi-ców, kapłanów i młodzieży katolickiej, by zrozu-mieć i ukształtować w sobie te Boże moce, któ-re są przeznaczone dla młodego pokolenia idące-go w życie. Jak to wynika z programu nauczania kościelnego, chcemy zwrócić uwagę młodzieży na przyrodzone i nadprzyrodzone środki wychowa-nia i samowychowania, które umiejętnie powią-zane, wspierając się i uzupełniając wzajemnie, powoli czynią z ochrzczonych dzieci przyzwoitych ludzi, porządnych członków społeczności, uży-tecznych obywateli ojczyzny ziemskiej i świado-

mych członków nadprzyrodzonej wspólnoty mi-łości w Kościele Bożym.

Ksiądz Prymas zdawał sobie sprawę z tego, że było to zadanie bardzo trud-ne i wymagało długofalowej pracy, tym bardziej że szkoła, począwszy od pod-stawowej a skończywszy na uniwersyte-tach, miała ogromny wpływ na wychowa-nie młodego pokolenia bez Boga i war-tości chrześcijańskich. Dlatego podję-to w czasie Wielkiej Nowenny ogromny wysiłek, by wszczepić młodzieży poczu-cie wierności Chrystusowi.

3. Obszar życia społecznegoTrzeci wreszcie obszar życia Polaków,

który domagał się zmiany, nazwać moż-na społecznym. W ciągu trzech ostat-nich lat Wielkiej Nowenny skupiono się na walce z wadami narodowymi oraz na trosce o sprawiedliwość społeczną.

Realizując hasło siódmego roku no-wenny: Abyście się społecznie miłowali, Pry-mas pytał: czy wnosimy cnoty chrześcijańskie we współżycie z naszym otoczeniem, czy ludzie wokół nas żyjący odczuwają błogosławione owo-ce ducha miłości, sprawiedliwości i pokoju Chry-stusowego?. Księdzu Prymasowi chodziło zwłaszcza o uświadomienie wiernym, że wini rozwijać w sobie wymienione cnoty społeczne i wprowadzać je w życie.

Opracowując program Wielkiej Nowen-ny, Stefan Wyszyński zdawał sobie spra-wę, że w życiu religijnym Polaków potrze-ba podjęcia zdecydowanej walki z wada-mi narodowymi. Chodziło zwłaszcza o wal-kę z lenistwem, lekkomyślnością, marno-trawstwem, pijaństwem i rozwiązłością. Wierzono, że dzięki temu dojdzie do na-rodzenia się nowego człowieka, który bę-dzie zakorzeniony w Chrystusie. Dlatego wzywano do zdobywania i pielęgnowa-nia w życiu takich cnót, jak: wierność, su-mienność, pracowitość, oszczędność, wy-rzeczenie się siebie, wzajemne poszano-wanie, miłość i sprawiedliwość społecz-na. Prymas dostrzegał zagrożenia ducho-we, moralne i społeczne, stąd też wzywał do podjęcia sumiennej pracy, by wynisz-czyć wady i nałogi narodowe, bo one go-dzą w sprawiedliwość i miłość. Odrodze-nie dostrzegał natomiast w umacnianiu cnót, które poszerzają miłość, pomaga-ją zachować sprawiedliwość wobec Boga, bliźnich i samych siebie. l

tekst referatu wygłoszonego na spotkaniu regionalnym w gnieźnie przygotowującym do przyjęcia przez Katolickie stowarzyszenie „civitas christiana” za patrona sługi bożego stefana kard. wyszyńskiego. autor jest wykładowcą wydziału teologicznego uniwersytetu adama mickiewicza. pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 43: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

mariusZ węgrZyn

Prymas Pierwszego tysiąclecia, który przeprowadził kościół polski, jak mojżesz, przez morze czerwonego Potopu i był polskim janem chrzcicielem dla Papieża tysiąclecia jana Pawła ii, prowadzi nas, po swoich śladach, przez trzecie tysiąclecie w służbie Bogu, kościołowi i naszej umiłowanej ojczyźnie!

o nowych ludzi Plemię!

nie. Cóż bowiem z tego – powiem może try-wialnie – że krążąca butelka spirytusu przej-dzie z rąk jednych pijaków do rąk innych pi-jaków! Powiem jeszcze bardziej drastycznie: że klucz od kasy państwowej przejdzie z rąk jed-nych złodziei w ręce drugich złodziei?!” Na na-szych oczach spełniło się po wielokroć to gorzkie proroctwo Prymasa Tysiąclecia. Dziś, o wie-le bardziej niż przed festiwalem „Solidarności” i przed cudem drugiej Niepodległości, wiemy, że „nie o to idzie, żeby wszyscy złodzieje mieli dostęp do kasy i wszyscy pijacy do wódki, tylko żeby sumienie wszystkich się obudziło, żeby-śmy zrozumieli naszą odpowiedzialność za Na-ród”. Ale czy dziś lepiej niż przed trzy-dziestu laty pamiętamy, że „udzie ze sta-rymi nałogami nie odnowią Ojczyzny?

Wolność, dzięki Kościołowi wywal-czona, nie została po chrześcijań-sku zagospodarowana. Polska wol-na nie jest polskim ideałem. Dobrze, że wolna Polska jest! Źle, że tak wie-le w polskiej wolności jest zwykłej niesprawiedliwości i karygodnej nie-gospodarności. Źle, że po dwudzie-stu przeszło latach polskiej wolno-ści nadzieja Polskę opuściła. Nadzie-ja z Polski wyemigrowała! Nadzieja Polski robi dziś w Anglii na zmywa-kach! Młodzi są bowiem nadzieją, a 2 miliony młodych Polaków porzuciło Ojczyznę- Matkę! Niestety, nie bez winy Ojczyzny! Niektórzy, rozgory-czeni i rozżaleni nasi współobywate-le w związku z tym mówią: Nie o taką Polskę walczyłem! Przepraszam za „Solidarność”! Niektórzy za złe pro-wadzenie się dziecka Polski solidar-nościowej obwiniają Kościół – Pia-stunkę „Solidarności”.

Polacy czują się przez wolną Pol-skę zniewoleni. Niektórzy rozgory-czeni i rozżaleni nasi współobywatele w związku z tym mówią: ta Polska nie jest Polską! Polską rządzą źle jacyś nie-Polacy! Niektórzy rozgoryczeni i roz-żaleni nasi współobywatele w związ-ku z tym nawet w kościołach dziś śpie-wają, jak kiedyś w ciemnych wiekach nocy zaborów: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie! Myślę, że Kardynał Prymas w wielu punktach zgodziłby się z kry-tyczną oceną dzisiejszej wolnej Polski. Prymas w wielu punktach krytykował-by zapewne dzisiejszy kształt polskiej wolności. Może by nawet ostro piętno-wał wynaturzenia swawolnej wolności dzisiejszej Polski… ale... przed Bogiem – z pewnością – zanosiłby dziś błaga-nie: Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie!.

Wolna Polska jest bowiem faktem. Kształt polskiej wolności zaś jest dziś dla nas zadaniem. Kształt polskiej wolności od nas, Polaków, zależy! Tak jak zależał od naszych przodków w czasach chwały I i II Rzeczypospoli-tej. To dziś my, obywatele-Polacy, jak kiedyś szlachta i królowie, odpowia-damy za Polskę wolną i kształt naszej wolności. Dlatego, jak wzywa poeta: Przestańmy własną pieścić się boleścią, / Prze-stańmy ciągłym lamentem się poić: / Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, / Mężom przystoi w milczeniu się zbroić... (Adam As-nyk, „Miejmy nadzieję”). Dlatego my jako Katolickie Stowarzyszenie „Civi-tas Christiana” – Stowarzyszenie, któ-re z sukcesem pokonało, m.in. dzię-ki obecnym tu kolegom, a szczególnie Koledze Przewodniczącemu – wielką i trudną drogę od Stowarzyszenia PAX (którego nazwy nawet wypowiedzieć nie chciał sługa Boży kard. prymas Wy-szyński) do Katolickiego Stowarzysze-nia „Civitas Christiana” im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego. My jako Ka-tolickie Stowarzyszenie Civitas Chri-stiana, którego „celem jest kształto-wanie rzeczywistości polskiej w opar-ciu o chrześcijańską koncepcję czło-wieka i świata, ujętą w nauczaniu Koś-cioła rzymskokatolickiego oraz zgod-nie z polską tradycją narodową” (Sta-tut KS „Civitas Christiana”, Rozdział II. CELE STOWARZYSZENIA I SPOSO-BY DZIAŁANIA, §4, http://www.civita-

Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstą-pi Duch Twój! I odnowi oblicze zie-mi. Tej Ziemi! Tak wołał syn pol-skiej ziemi, uczeń i syn umiło-

wany prymasa Wyszyńskiego, a zara-zem papież Jan Paweł II. Tak wołał z ca-łej głębi minionego tysiąclecia, wołał w przeddzień święta Zesłania Ducha Świętego na placu Zwycięstwa w War-szawie, wołał i... Duch zstąpił i odnowił oblicze polskiej ziemi. Te Deum lau-damus! Winniśmy codziennie dzięko-wać Bogu za cud wolnej Polski. Win-niśmy być Bogu wdzięczni, że na na-szych oczach spełnił nadzieje pokoleń Polaków na Polskę Wolną i Niepodle-głą. Te Deum laudamus! Bo – jak gło-szą słowa Psalmu 29 wyryte na murze przy Pomniku Poległych Stoczniowców przy Stoczni Gdańskiej – „Pan da siłę swojemu ludowi i Pan da swojemu lu-dowi błogosławieństwo pokoju”. Dla-tego żyjemy dziś w Polsce „Solidarno-ści”. Wolnej, Niepodległej Rzeczypo-spolitej Polskiej. Ale… w niebezpod-stawnym przekonaniu wielu… nie jest to Polska, o jaką „Solidarność” walczy-ła i nie jest to Polska, z której Kardynał Prymas mógłby być dziś dumny.

Prymas z proroczą przenikliwością przewidział naszą przewrotność i za-twardziałość serc. Przewidział klęskę polskiego zwycięstwa. 2 lutego 1981 roku mówił w katedrze gnieźnieńskiej: „Każdy musi zacząć od siebie, abyśmy się prawdziwie odmienili. A wtedy, gdy wszyscy będziemy się odradzać, i politycy będą musie-li się odmienić, czy będą chcieli, czy nie. Jeżeli człowiek się nie odmieni, to najbardziej bogate państwo nie ostoi się, będzie rozkradane i zgi-

patroN „civitas christiaNa”

Page 44: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

schristiana.pl/o-nas/statut) mamy „po-gardę dla wrzekomej sławy” i nauczy-liśmy się pogardy „dla bezprawia po-tęgi zwodniczej”. Nie stroimy się tak-że – jak wielu innych – w „płaszcz mę-czeństwa krwawy” (A. Asnyk, „Miejmy nadzieję”), jednak nie ma naszej zgo-dy dla wynaturzeń Polskiej wolności, bo taka wolność łatwo skończyć się może niewolą: gospodarczą, politycz-ną, narodową… My, Katolickie Sto-warzyszenie „Civitas Christiana”, nie chcemy bowiem dzieci i wnuków na-szych uczyć śpiewać, jak jeszcze zale-dwie 100 lat temu śpiewali nasi dzia-dowie: Niedawnoś zabrał wolność z polskiej ziemi, A łez, krwi naszej popłyneły rzeki; Jak-że to okropnie to być musi z temi, Którym Ty wolność odbierzesz na wieki (Lidia Molak, „Dzieje jednej pieśni”, Tygodnik Ka-tolicki, Niedziela 45/2002, edycja war-szawska, http://www.niedziela.pl/arty-kul/9313/nd/Dzieje-jednej-piesni).

Polska Polską, niestety, w pełni nie jest. My, jako Stowarzyszenie, to wiemy. Ale nie wielbmy poniesionej – chwilo-wej – klęski w bitwie o chrześcijański kształt Polski; w bitwie – jak ujmował to Kardynał Prymas – „o Polskę katolicką”, o chrześcijański kształt polskiej wolno-ści. I z obecnej słabości swojej, słabo-ści polskich, katolickich ideałów w Pol-sce – nie szczycimy się. Członkom Ka-tolickiego Stowarzyszenia Civitas Chri-stiana zależy bowiem, aby Polacy nie przestali „czcić świętości swoje; I prze-chowywać ideałów czystość”. Dlatego my jako Katolickie Stowarzyszenie Ci-vitas Christiana nie tylko dzisiaj, tutaj przypominamy, wspominamy Kardy-nała Prymasa Wyszyńskiego, ale obie-ramy na patrona naszego Stowarzysze-nia. Katolickie Stowarzyszenie – ofi-cjalnie obierze na patrona Prymasa Ty-siąclecia, Stefana Kardynała Wyszyń-skiego, bo nie idzie nam o wspomnie-nia, nie o przeszłość, nie o historię nam chodzi, a o przyszłość. W imię przyszło-ści obieramy imię z przeszłości, aby przyszłość Polski, kształt polskiej wol-ności i kształt Stowarzyszenia, był god-ny wielkiej postaci Prymasa Tysiącle-cia. Wiemy bowiem, że do nas należy – ideałom polskim uosobionym w posta-ci i nauczaniu Kardynała Prymasa – dać moc i zbroję, By z kraju marzeń przeszły w rze-czywistość (A. Asnyk).

W tym dziele, przewodnikiem i na-uczycielem będzie dla nas Prymas Ty-siąclecia, Kardynał Stefan Wyszyń-ski. Dlatego – co może wydać się z po-

czątku paradoksalne i anachroniczne – zamierzam dziś mówić o aktualności wskazań, o aktualności postawy i na-uczania Prymas Tysiąclecia dla budo-wania Civitas Christiana w wolnej Pol-sce, w dzisiejszej Polsce postsolidar-nościowej. Święci Pańscy bowiem ni-gdy nie są anachroniczni. Święci to uczniowie Słowa, do kresu idący po Chrystusowej drodze prawdy i życia. To ludzie, którzy roztropnie rozpozna-li i wiernie pełnili Wolę Bożą w swo-ich trudnych – tak bardzo jak nasze, ale przecież jakże innymi trudnościa-mi trudnych – czasach. Dlatego ich verba docent (słowa uczą), a exempla trahunt (przykład pociąga). Narodowe dzieje święte, dzieje życia świętych: Prymas Tysiąclecia i Papieża Polaka, winny być dla nas, żyjących we współ-czesnych, pop liberalnych, trudnych czasach, inspiracją i nauką.

Historia życia – szlak życiowych bo-jów, potyczek i zwycięstw Jana Pawła II i Kardynała Stefana Wyszyńskiego oświeci nas, pogrążonych w ciemnoś-ciach naszych błędów i lęków. Dlatego – Janie Pawle Wielki i Kardynale Pry-masie, Gwiazdy niebieskie, przez które nas Jezus oświeca - w tych ciemnościach świata świećcie nam! Pochodnie w miłości Bożej gore-jące- przykłady waszymi zapalajcie nas! (ks. P. Skarga, Modlitwa do Świętych Bożych). Mamy bowiem to szczęście, że może-my korzystać z przykładu dziejów ich życia i krzepić serca słowem ich dzieł. Jesteśmy – jak powiada św. Bernard z Char-tres – karłami, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. W ten sposób widzimy więcej i da-lej niż oni, ale nie dlatego, ażeby wzrok nasz był bystrzejszy lub wzrost słuszniejszy, ale dla-tego, iż to oni dźwigają nas w górę i podnoszą o całą gigantyczną wysokość. Przyjrzyjmy się, w wielkim skrócie, z perspektywy drogi, którą dziś mamy w Polsce przed sobą, drodze życia, którą dla Kościoła i Polski przebył Sługa Boży Stefan Kar-dynał Wyszyński.

Milowe słupy służby Prymasa Tysiąclecia

Jest rok 1948, Polska wyzwolona od niemieckich, hitlerowskich okupantów została zakuta w komunistyczną nie-wolę przez Armię Czerwoną i jej kra-jowych satelitów. Komuniści dążyli do totalnego monopolu: fizycznie mordo-wali, likwidowali po AK-owską i PSL-owską opozycję. Po niespodziewanej śmierci prymasa Augusta Hlonda naj-poważniejszy kandydat na jego na-

stępcę, biskup łomżyński Stanisław Kostka Łukomski, zginął w spowodo-wanym przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego wypadku samochodo-wym. W tych tragicznych okolicznoś-ciach biskup lubelski Stefan Wyszyń-ski niespodziewanie został mianowa-ny arcybiskupem metropolitą gnieź-nieńskim i warszawskim oraz pryma-sem Polski. Oto, nie wgłębiając się w przepastne szczegóły, milowe słupy służby Kardynała Prymasa dla Kościo-ła i Polski: I. Prymas, chcąc uchronić Kościół w Pol-

sce od losu Kościołów w Czechosło-wacji czy na Węgrzech, gdzie struk-tury kościoła zostały niemal całko-wicie rozbite i uzależnione od władz komunistycznych, zdecydował się na zawarcie z władzami porozumie-nia w dniu 14 kwietnia 1950. Dlacze-go prowadziłem do „Porozumienia”? Byłem od początku i nadal jestem tego zdania, że Polska, a z nią i Kościół święty, zbyt wie-le utraciła krwi w czasie okupacji hitlerow-skiej, by mogła sobie obecnie pozwolić na dalszy jej upływ. Trzeba za każdą cenę za-trzymać ten proces duchowego wykrwawia-nia się, by można było wrócić do normal-nego życia, niezbędnego do rozwoju Narodu i Kościoła, do życia zwyczajnego… (Stefan Kardynał Wyszyński, Zapiski więzienne, 27 IX 1953, niedziela). A my, w wol-nej niepodległej Polsce? Czy myśli-my o Kościele w Czechach, Słowa-cji na Węgrzech? Czy my, którzyśmy z rąk św. Wojciecha, biskupa Pragi, jako Naród otrzymali chrzest – utrzy-mujemy z naszymi pobratymcami i współwyznawcami, żywe i owocne kontakty? Czy prowadzimy chrześ-cijański lobbing w Brukseli, aby UE była bardziej rzymska i europejska, niż brukselska i socjalistyczna?

Porozumienie było bardzo kontrower-syjnym dokumentem, zawierającym m.in. potępienie ‘bandytyzmu’, to jest niepodle-głościowej partyzantki… Wiele osób – za-równo w Polsce, jak i w Rzymie – nie ro-zumiało go i krytykowało młodego pryma-sa. Za cenę zawarcia porozumienia wła-dze zgodziły się jednak na zachowanie na-uki religii w szkole, istnienie szkół zakon-nych, prasy katolickiej i działanie nieza-leżnego KUL-u. Cena była wielka, ale – jako absolwent KUL wiem to do-brze – skórka była warta wyprawki. A my? Jak dziś jest ze szkołami ka-tolickimi, prasą katolicką? Stowarzy-szenie ma pewne dokonania – my-ślę o liceum św. Augustyna i dzienni-pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 45: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �3

ku „Słowo” – ale i przykre doświad-czenia w tej dziedzinie... Ale czy jed-na, druga przegrana jest zawsze po-rażką? Czy jedna, druga przegrana ma być na zawsze porażką Stowarzy-szenia w tych dziedzinach działalno-ści społecznej?

II. Kompromis ten, chroniący niejako Kościół polski przed unicestwieniem i kapitulacją okazał się na dłuższą metę nie do utrzyma-nia. Komunistom nie chodziło bowiem o ja-kikolwiek consensus z ‘reakcyjnym klerem’. Kościół miał zostać po prostu zmarginalizo-wany i stać się elementem polityki państwo-wej – w swej istocie antypolskiej i ateistycz-nej (strona internetowa Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego: http://muzeumjp2.pl/bohaterowie-muzeum/prymas-stefan-wyszynski/prymasostwo/). Aresztowany w 1953 Prymas przebywał kolejno w Rywał-dzie, Stoczku, Prudniku i Komańczy. Jeszcze 8 grudnia dokonał osobiste-go aktu oddania się Matce Najświęt-szej. Modlitwa do Niej była dla nie-go podporą w chwilach najtrudniej-szych. Obowiązuje mnie – mówił Prymas do wiernych – polecenie dane kapłanom na łożu śmierci przez kardynała Hlonda: Walcz-cie pod imieniem Matki Najświętszej. A gdy przyjdzie zwycięstwo, będzie to Jej zwycię-stwo. Matka Boża jest bowiem Mat-ką Zwycięską: Matką Jezusa Chrystu-sa. On jest bowiem naszym Zwycię-stwem. Matka Boża, ta ze stocznio-wej bramy, jest także Matką zwy-cięstwa „Solidarności”. Ale... mó-wiąc słowami Prymasa Wyszyńskie-go: My, najmilsi, nie jesteśmy w stanie po-wiedzieć dzisiaj (...) czy już jest pełne zwy-cięstwo? Wiemy, że w ojczyźnie naszej dzieje się mnóstwo spraw, w wyniku trudnej, dłu-giej i żmudnej drogi Kościoła świętego w Pol-sce – pracy biskupów i kapłanów na prze-strzeni tych… lat. Jakże ciężka to była dro-ga, pełna upokorzeń i udręk! Właściwie Pol-ska od 1939 roku cierpi bez oddechu. Nie-stety, Polska, szczególnie Młoda Pol-ska, cierpi także dziś…, zmuszona do emigracji za chlebem... Co może-my, jako Stowarzyszenie, z tym zro-bić? Oto jest wielkie i ważne pyta-nie, które pozwolę sobie tutaj po-stawić, ale na które nie ważę się tu-taj odpowiedzieć.

III. Nadchodził wielki jubileusz 300-le-cia ślubów lwowskich króla Jana Kazimie-rza, a w perspektywie zbliżało się Mille-nium – Tysiąclecie Chrztu Polski. To w Ko-mańczy powstały Jasnogórskie Śluby Na-rodu Polskiego, które przemycone do Czę-

stochowy powtarzał milionowy tłum wier-nych 26 sierpnia 1956 roku. Na pustym tronie Prymasa Polski paulin – ojciec Tom-ziński – położył czerwone róże… W Ko-mańczy powstał również program wielkiej Nowenny (1957 – 1965), gigantyczne-go programu duszpasterskiego, który przez 9 lat był realizowany we wszystkich koś-ciołach w Polsce. Miał być on połączony z peregrynacją kopii jasnogórskiego obra-zu Czarnej Madonny po parafiach całego kraju (tamże). Niewola Prymasa sta-ła się jednak Kaną Galilejską wolno-ści Narodu. W sierpniu 1956 Prymas doprowadził do Jasnogórskich Ślu-bów Narodu jako zaczynu odnowy duchowej społeczeństwa polskie-go. Wielki – mówiąc językiem public relations – „event” Narodu i Kościo-ła. Prymas kraju praktycznie okupo-wanego przez ZSRR – ateistyczne-go reżimu totalitarnego nie dał ze-pchnąć Kościoła do kruchty. Nie za-mknął Kościoła, a wyprowadził mi-liony ludzi – żywy Kościół na forum publiczne!

Jaka stąd dla nas nauka? Jakie stąd dla nas zadanie? Czy my nie oddajemy Rzeczy Pospo-

litej w pacht i wyłączne władanie atei-stom, liberałom, socjalistą, modnym dziś dewiantom? Dlaczego daliśmy so-bie wmówić, że Polak-Katolik to brzmi dziś na forum publicznym prawie jak Polak-faszysta i antysemita? Dlaczego daliśmy sobie wmówić, że hasło „Pol-ska katolicka” to przesada, ale „Polska liberalna” to jest już o.k.?

Kościół wrośnięty jest w naród, że Kościół i naród to jak gdyby dwie dłonie wzajemnie się obejmujące, to sprawa jasna: pierwszeństwo ma Kościół wbrew lękom, które są podnoszo-ne w kształtującej się dzisiaj nowej kontestacji. Mówią niektórzy, że Kościół chce sklerykalizo-wać [państwo, M.W.] związki zawodowe i uczy-nić je konfesyjnymi. To nie jest prawdą. Koś-ciół nie ma takich zamiarów. Któż to lepiej od nas wie? Natomiast chce tworzącym się związ-kom dać ducha Ewangelii Chrystusowej i du-cha Bożego. Jaka stąd dla nas nauka? Jakie stąd dla nas zadanie? Może Stowarzyszenie powinno zorganizować i koordynować katolicki lobbing wobec władz Polski Niepodległej? Może Sto-warzyszenie powinno aktywnie wpły-wać, używając nowoczesnych narzę-dzi komunikacji społecznej i skutecz-nych narzędzi budowania społeczne-go wpływu, na kształt prawa, w sferze polityki kulturalnej, edukacyjnej i ro-

dzinnej? Moim zdaniem Stowarzysze-nie, idąc śladami Prymasa Tysiąclecia, nie tylko może, ale powinno to czynić!

Mówił bowiem Prymas w czasach nocy komunizmu: Oczekujemy od pań-stwa, aby umiejętnie koordynowało prawa i obowiązki wszystkich warstw społecznych – czy to będą rolnicy, czy pracownicy rolni, ro-botnicy przemysłowi, technicy, czy inteligen-cja. Wiemy, jak bardzo warstwy te są zróżni-cowane na skutek rozwoju kultury i nauki. Oczekujemy, aby państwo umiejętnie koor-dynowało te wartości, które są reprezentowane przez różne kręgi społeczne naszego współczes-nego życia. Umiejętność koordynacji jest wiel-ką, trudną sztuką polityczną, ale przynosi ol-brzymie korzyści. To nie jest niszczenie, lecz właściwe układanie stosunków społecznych; to nie jest ucinanie głowy człowiekowi, lecz oświecanie go, zdobywanie i skierowywanie przez umiejętną, rozumną, logiczną perswazję ku dobru powszechnemu (Kazanie świę-tokrzyskie, 25 I 1976, http://www.non-possumus.pl/nauczanie/0705.php). Czego jeszcze oczekuje Kościół i naród od pań-stwa? – pytał retorycznie Prymas i od-powiadał: Aby stało na straży praw obywa-teli, rodziny, narodu, państwa. (...) Te pra-wa nie są nadane, lecz są własne. Wiążą się z osobowością tak, że obywatel nigdy nie traci tych praw, choćby nie mógł wypełnić obowiąz-ków wobec ojczyzny. Jaka stąd dla nas nauka? Jakie stąd dla nas zadanie? Mógł Prymas Polski, z narażeniem ży-cia, wymagać od komunistów z PZPR, aby „stało na straży praw obywateli, rodziny, narodu, państwa”. Wymagaj-my i my tego, od naszego państwa; od władz wolnej Rzeczypospolitej Pol-skiej, z PO, PSL, czy PiS, aby „stało na straży praw obywateli, rodziny, naro-du, państwa”. Stąd pytajmy samych siebie: czy Stowarzyszenie nie powin-no zorganizować i koordynować kato-lickiego lobbingu wobec władz Polski Niepodległej? IV. W połowie lat 60. Prymas wraz

z Episkopatem Polski zwrócił się do biskupów niemieckich z gestem po-jednania narodów polskiego i nie-mieckiego, co spowodowało nega-tywną i gwałtowną reakcję władz partyjnych i państwowych. Jaka stąd dla nas nauka? Jakie stąd dla nas zadanie? Powiem tylko jedno słowo – ROSJA. Przewodniczący Konferen-cji Episkopatu Polski abp Józef Mi-chalik wskazał nam drogę. Odważ-nie, ale roztropnie powinniśmy iść, jako Stowarzyszenie, śladami Pry-masa Tysiąclecia w tym kierunku …

patroN „civitas christiaNa”

Page 46: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

V. Władze zareagowały agresją na swą porażkę w walce z Prymasem i Koś-ciołem – Ojciec Święty Paweł VI nie mógł przybyć do Polski na obcho-dy Tysiąclecia Chrztu naszego kraju. I znów fotel – tym razem papieski – przy obrazie Czarnej Madonny stał pusty… Bojówki ormowców i ubeków obrażały Prymasa i biły zgromadzo-nych w Warszawie wiernych. Wresz-cie komuniści „aresztowali” obraz Matki Bożej Częstochowskiej, chcąc powstrzymać jego dalszą podróż… Po kraju peregrynowały więc puste ramy, gromadząc ogromne rzesze lu-dzi. Jaka stąd dla nas nauka? Jakie stąd dla nas zadanie? Jako specja-lista od PR odważę się powiedzieć, że Kardynał Prymas był Mistrzem PR Jezusa Chrystusa i Jego Najświętszej Matki. Z przesłaniem Ewangelii po-trafił trafić do najszerszych mas, do ludu, „pod strzechy”. Bierzmy z Pry-masa Tysiąclecia przykład, nie bój-my się mieć wpływ na szerokie au-dytorium. Nie oddawajmy polskiej, katolickiej przecie, opinii publicznej na łup lewicowych mediów!

VI. 1978 rok. Konklawe. Prymas ode-grał znaczącą rolę w wyborze na tron papieski kardynała K. Wojtyły. Uczniowie, wychowankowie, następ-cy – młodzi – są nadzieją i przyszłoś-cią Kościoła, Polski i Stowarzyszenia. Dlatego niech będą z nami nasze dzieci i wnuki! Niech młoda Polska będzie z nami w codziennej pracy i w niedzielnym świętowaniu! Niech Stowarzyszenie pielęgnuje swoją przyszłość i Polski nadzieję!

VII. 1980–1981 Prymas mediował mię-dzy „Solidarnością” i władzami. Istot-nie tak jest, ani byłem, ani chciałem być po-litykiem. Wydawało mi się, że brak mi jest doświadczenia, ażeby wchodzić w te spra-wy tak skomplikowane i złożone. Ale one się same narzucają. I mimo woli trzeba było wejść w sprawy i Kościoła, i ojczyzny. Ja-kie stąd dla nas zadanie? Jaka stąd dla nas nauka? Swoje robić, złu pola nie ustępować! Jako Katolickie Sto-warzyszenie, a nie partia politycz-na – nie odcinać się od spraw pub-licznych. Mocniej się w nie zaangażo-wać! Wypłynąć na głębię! Wejść moc-niej w sprawy i Kościoła, i ojczyzny! Wejść na pokład i chwycić stery!

Dziś, gdy fale liberalnego poto-pu zalewającą Polskę, „Ludzie za-pominają niekiedy o tym, jak Chry-stus walczył z szatanem, pozosta-

je im tylko wygodna sceneria życia konsumpcyjnego o zapędach tota-listycznego posiadania i władania, pozostaje im strona „kaszy intelek-tualnej”, umysłowej, którą nazywa się dziś tak ponętnie pluralizmem, aby ułatwić człowiekowi prześlizg-nięcie się przez życie” (...) Ludzie stają się bardziej dialogujący aniżeli rozumujący. Uważają to za osiągnięcie, gdy mogą wyka-zać swój spryt zaskakiwania człowieka chwy-taniem go za słowa, a nie rzetelnym wysił-kiem umysłu, kształtującego wolę i porząd-kującego uczucia (przemówienie Pry-masa do alumnów w Warszawie, 24 II 1980). Oto prymasowski, proroczy opis czasów liberalnego potopu!

Jak bardzo to jest potrzebne, to z łaski Bożej rozeznajemy bliżej w zamęcie, który obecnie przeżywa nasza ojczyzna. Instytu-cje się walą i nie mają zupełnie siły, aże-by się obronić. I nie obronią się. Jak domek z kart wszystko się rozsypuje w wyniku nie-mocy wewnętrznej. (Tu musi paść jed-no, tragiczne słowo – Smoleńsk…) Brak jest ducha w tym wszystkim. Zanie-pokojeni ludzie na gwałt chcą tworzyć nowe ins tytucje [partie, ruchy, oburzonych i in-nych, M.W.]. Mówimy – co zwłaszcza jest moim częstym udziałem – naprzód miejcie ducha Bożego w waszej pracy! Chciejcie od-nowić się duchem! Chciejcie sami być ple-mieniem nowych ludzi! Inaczej – rozsypie-cie się. Nie odpowiecie zadaniom, które są wysuwane przez naród ( Stefan Kardy-nał Wyszyński, „Kościół w służbie narodu”, Rzym 1981).

Nie idzie o to, by wymieniać ludzi, tylko o to, aby ludzie się odmienili, aby byli inni, aby – powiem drastycznie – jedna klika zło-dziei nie wydarła klucza od kasy państwo-wej innej klice złodziei. Idzie o odnowę czło-wieka i ktoś to musi powiedzieć! Tak mówił Prymas Wyszyński 24 stycznia 1979 roku do przedstawicieli nieboszczki partii PZPR: musicie się nawrócić, musi-cie się odmienić, bo inaczej rozsypiecie się, zmarniejecie, zlikwidują was. To dziś Pry-mas powiedziałby partiom politycz-nym w Sejmie: musicie się nawrócić, mu-sicie się odmienić, bo inaczej rozsypiecie się, zmarniejecie, zlikwidują was. To by – za-pewne – nasz Patron, Kardynał Pry-mas powiedział dziś także nam ...

„Solidarność”, z perspektywy 33-letniej pasterskiej służby kard. Stefana Wyszyńskiego jako arcybi-skupa metropolity gnieźnieńskie-go i warszawskiego, Prymasa Polski (1948 – 1981), jest tylko epizodem. Epizodem trwającym zaledwie parę-

naście ostatnich miesięcy życia Słu-gi Bożego. Jednak ten epizod był poniekąd zwieńczeniem, ukorono-waniem pasterskiej służby Pryma-sa jako interrexa – żywego symbo-lu majestatu i potęgi Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

W maju br. roku miną 32 lata od śmierci Kardynała Prymasa. „Soli-darność” – dziecko Kościoła pol-skiego, późny owoc heroicznej od-wagi i pasterskiej troski Prymasa Ty-siąclecia oraz potęgi Ducha tchnące-go ze słów Jana Pawła Wielkiego, za życia – ledwie paromiesięczne nie-mowlę, dochodzi dzisiaj lat Chrystu-sowych. Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy (Koh 1,4). Pokolenie przychodzi i po-kolenie odchodzi, a… Kościół i Pol-ska muszą trwać po wszystkie czasy. O Kościół Święty bać się nie musi-my, bo ma gwarancję Boga samego, że moce piekielne nigdy go nie przemogą (Mt 16,18). A Polska? Polska, nieste-ty, nie ma Boskich gwarancji trwania i istnienia. Gwarancją trwania Pol-ski… jesteśmy, z pomocą Bożą, my, Polacy, Matki naszej Ojczyzny dzieci i obywatele. Gwarancją trwania Pol-ski… jesteśmy, z pomocą Bożą i za wstawiennictwem naszego Patrona Sługi Bożego Stefana kardynała Wy-szyńskiego, także my jako członko-wie Katolickiego Stowarzyszenia.

Kościół jest w drodze, choć idzie utarty-mi szlakami, to jednak zawsze do nowych czasów – mówił Prymas. Dlatego Miej-my nadzieję!... nie tę lichą, marną… Miej-my odwagę!... nie tę jednodniową, Co w roz-paczliwym przedsięwzięciu pryska, Lecz tę, co wiecznie z podniesioną głową, Nie da się zepchnąć z swego stanowiska. A wtedy Prymas Pierwszego Tysiąclecia, któ-ry przeprowadził Kościół polski, jak Mojżesz, przez Morze Czerwonego Potopu i był polskim Janem Chrzci-cielem dla Papieża Tysiąclecia Jana Pawła II, prowadzi nas, po swoich śla-dach, przez trzecie tysiąclecie w służ-bie Bogu, Kościołowi i naszej umiło-wanej Ojczyźnie! I z pomocą Bożą, i za wstawiennictwem wielkich świę-tych naszych ideał, Polska katolicka „z kraju marzeń przejdzie w rzeczy-wistość”. l

tekst referatu wygłoszonego na spotkaniu regionalnym w Ko-szalinie przygotowującym do przyjęcia przez Katolickie stowa-rzyszenie „civitas christiana” za patrona sługi bożego stefa-na kard. wyszyńskiego. pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 47: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �5

kamil suleJ

Prymas wyszyński, jako niezmordowany duszpasterz był wielkim orędownikiem naszej polskiej kultury oraz jej inicjatorem. kulturę polską uważał za jeden z bastionów, broniących wartości religijnych i moralnych narodu polskiego, zwłaszcza w obliczu nacisku ze strony ateizacji i propagandowych haseł […] komunizmu. w kulturze, wypływającej z ducha narodu od tysiąca lat ochrzczonego, widział skuteczne antidotum przeciwko tym zagrożeniom.

kultura fundamentem tożsamości narodu

czas spotkań na uniwersytetach lub w czasie spotkań z samymi przedsta-wicielami kultury. Autor w pracy wy-korzystuje publikację, które stanowią podstawę całościowego zrozumienia podejmowanego zagadnienia.

Odnosząc się do rozumienia kul-tury w ujęciu chrześcijańskim pre-zentowanym przez Prymasa Wyszyń-skiego, kultura była rozumiana, jako działalność człowieka zmierzająca do kształtowania jego osobowości oraz przetwarzania świata, jego humaniza-cji i uduchowienia. Chrystus przez swoje Wcielenie nie tylko zjednoczył się z każdym człowiekiem, ale także cała działalność kul-turotwórcza człowieka została podniesiona do służby Chrystusowi. Kultura w swej isto-cie jest wynikiem rozumnej działal-ności człowieka. Owa działalność od-bywa się w różnych elementach, któ-re poprzez kulturę kształtują człowie-ka i świat zewnętrzny. W rozumieniu kultury należy pamiętać o elemencie wymiaru społecznego, który ukazuje kulturę, jako dziedzictwo społeczne. Poczynając od rodziny, która wycho-wuje do kultury, aż do całego społe-czeństwa, dla której prawdziwa kul-tura to chrześcijaństwo dające pokój. Kultura społeczna to być w miłości […] my-śleć nie tylko o sobie, ale i o drugich. Takie rozumienie swój oddźwięk znalazło w definicji kultury ogłoszonej pod-

czas Sobory Watykańskiego II. W do-kumentach soborowych czytam Jest właściwością osoby ludzkiej, że do prawdziwe-go pełnego człowieczeństwa dochodzi ona nie inaczej jak przez kulturę. Mianem „kultury” w sensie ogólnym oznacza się wszystko, czym człowiek doskonali i rozwija wielorakie uzdol-nienia swojego ducha i ciała […] czyni bar-dziej ludzkim życie społeczne tak w rodzinie jak i w całej społeczności państwowej. Przy-toczenie definicji kultury w ujęciu so-borowym ma na celu uchwycenie ele-mentów pojęcia kultury w nauce Pry-masa Wyszyńskiego.

W powyższych definicjach można za-uważyć kilka elementów wspólnych:1.Kulturę tworzy człowiek, jako jed-

nostka oraz jak i społeczność.2.Kultura to działanie człowieka w sfe-

rze wewnętrznej oraz zewnętrznej.3.Przez kulturę człowiek doskona-

li siebie oraz relacje z drugim czło-wiekiem. Kultura, więc jest dopeł-nieniem człowieka i natury świata.

4.Dzieła kultury to utrwalone ele-menty materialne tworzące ludz-ką myśl, dążenie, przeżycie oraz wysiłek. Myśl Stefana Wyszyńskiego o kultu-

rze wyrasta i „współpracuje” z nauką Kościoła wraz z polską refleksją filo-zoficzno – teologiczną. Prymas czer-pał z myśli wypracowanych przez pol-ską myśl przedwojenną, lecz musiał te tezy skonfrontować z nowymi oko-licznościami, w jakich znalazł się na-ród polski ze swoją kulturą. Charakte-rystyczne dla Prymasa Polski jest jego nauczanie o kulturze narodowej. Umi-łował dzieje ojczystej kultury, dowar-tościowanie jej funkcji w narodzie oraz troskę o tożsamość tej kultury.

Człowiek twórcą i podmiotem kultury

Podstawowym twórcą i bezpośred-nim podmiotem jest człowiek rozumia-ny, jako osoba indywidualna. Prymas mówi: Twórcą kultury jest przede wszystkim osoba ludzka. Chociaż społeczności takie jak państwo, czy naród mogą stwarzać korzystniej-sze warunki do jej rozwoju, jednakże ostatecznie

Prymas dążył do tego, aby Koś-ciół katolicki w Polsce troszczył się o trwanie i rozwój dziedzi-ctwa kulturowego. Radował się

z każdego rodzaju kultury narodowej wyrażanej w życiu, literaturze, sztuce oraz nauce. Kościół nie niszczy kul-tury ludzkiej, lecz ją uświęca i rozwi-ja, nadaje jej nowe motywy i wymia-ry. Prymas stanowczo podkreślał obo-wiązek, współuczestniczenia Kościoła w tworzeniu kultury będącej humani-styczną. Albowiem Kościół w swoim życiu i trwaniu przez wieki, ukazuje światu Boga – Człowieka i nowym wiekom głosi starą prawdę o rehabilitacji i wywyższeniu człowieczeństwa, o jego przyrodzonym i nadprzyrodzonym pra-wie w świecie. Kościół w świetle najdonioślej-szego dla kultury humanistycznej dogmatu o Wcieleniu, jest na wskroś humanistyczny i dlatego tak dla współczesnego człowieka zro-zumiały i tak wysoce aktualny.

Aspekt chrześcijański i narodowy kultury

Kultura w rozumieniu Prymasa Wy-szyńskiego została przedstawiona w dwóch aspektach chrześcijańskim oraz narodowym. Należy pamiętać, że Prymas Wyszyński w swoim na-uczaniu nie podejmuje oddzielnej analizy zrozumienia kultury. Najczęś-ciej było to związane z odbudową kościelnych zabytków, bądź też pod-

patroN „civitas christiaNa”

Page 48: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

twórcą, stwórcą i natchnieniem jest człowiek. Należy zaznaczyć, że człowiek pełniąc rolę twórczą pozostawia w nim samym ślady. Rozumiemy przez to, że czło-wiek jest w pewnym sensie przedmio-tem działania kulturowego i owocem kultury. Dalej czytamy Przed każdym za-kwitnięciem nauki czy sztuki, jako dzieła czło-wieka należy postawić samego człowieka, jako wyraz najgłębszej kultury. W człowieku prze-cież łaska Boża i wolna wola ludzka zespalają się w łącznej twórczości.

Prymas Wyszyński podkreśla, że czło-wiek przez kulturę zdobywa doskona-łości bytowe, moralne, odkrywa swoje zdolności i je kształtuje. Czytamy Każ-da działalność człowieka powinna zmierzać naj-pierw do jego udoskonalenia. Jednocześnie kultura jest obrazem ukształtowane-go człowieka „Twórczość każdego człowieka świadczy o nim, odsłania jego wnętrze, jego du-cha, to, czym żyje, jaki jest jego los i etos, jaki-mi mocami rozporządza.

W kulturze człowiek wyraża swoją re-lację do świata. Przez pracę, w której łączy się wysiłek fizyczny z myślą, two-rzy nowe spojrzenie na świat. Jest to zaproszenie człowieka, którego wzywa sam Stwórca do czynienia ziemi pod-danej. Prymas uczy nas „Świat sam w so-bie jest doskonały, a jednak bez pracy człowie-ka nie osiągnąłby właściwego celu, nie posiad-łby właściwej sobie miary doskonałości, zamie-niłby się w dżunglę lub dziką pustynię. Ziemia woła o pracę ludzką, która odsłoniłaby prawdzi-we jej oblicze. Prymas poprzez świat rozu-mie teren działalności człowieka two-rzącego kulturę.

Zewnętrznym wymiarem kultury jest to, co wytworzyła w oparciu o system wartości rozumianej, jako materialną aktywność człowieka: sztukę, naukę oraz dzieje. Prymas Wyszyński prze-mawiał Sztuka jest mocą trwałą. Przewyż-sza nasze jednostkowe możliwości, chociaż jest ona wyrazem wartości osobistych człowieka, jak gdyby fotografią jego duszy. [..] Taki człowiek żyje w dziełach, które zostawił. Dlatego pocie-chą dla wszystkich […] jest świadomość, że ich dzieła i trudy pójdą za nimi. Wartością ludz-kiej kultury są dzieje człowieka i naro-du. „Dobrze jednak czyni ten – pisze, kto na dzieje patrzy przytomnie, umiejąc wydobyć z nich wszystko, co szlachetne. Głębię du-cha ludzkiego wyrażają wytwory kultu-ry, ukazując pragnienia człowieka i war-tości, które przyjął chcąc dążyć do ce-lów wyższych niż te materialne.

Prymas Stefan Wyszyński wiele uwa-gi i troski okazywał kulturze narodo-wej tworzonej przez naród polski. Wie-

le razy apelował o dowartościowanie i obronę kultury tysiącletniego narodu Nie każdy ma odwagę upomnieć się dla naro-du o prawo do Boga, do miłości, do wolności su-mień, do dziejów, kultury i dziedzictwa rodzin-nego. Nie każdy poczuwa się do obrony tylu zagrożonych wartości naszej kultury chrześ-cijańskiej, […]. A przecież nie wolno tworzyć dziejów bez dziejów, nie wolno zapominać o ty-siącleciu naszej ojczystej i chrześcijańskiej dro-gi, nie wolno sprowadzać Narodu na poziom za-czynania od początku, jak gdyby tu w Polsce, dotąd nic wartościowego się nie działo, nie wol-no milczeć, gdy na ostatni plan w wychowa-niu młodego pokolenia spycha się kulturę ro-dzinną, jej literaturę i sztukę, jej wypróbowa-ną moralność chrześcijańską oraz związek Pol-ski z Kościołem Rzymskim i z przyniesionymi do Polski wartościami Ewangelii, krzyża i mocy nadprzyrodzonych. Nasza godność narodo-wa wymaga, byśmy oparli się tej zarozumiało-ści, z jaką lekceważone jest wszystko, co polskie, na rzecz tak nam obcego importu. Dziedzi-ctwo kulturowe narodu wiąże się z jego dziejami. Naród Polski będąc narodem ochrzczonym wiązał codzienne trudy z wiarą chrześcijańską. Dziedzictwo tej kultury Prymas Wyszyński nazywa kul-turą rodzimą i ojczystą narodu.

W nauczaniu Prymasa o kulturze do-minuje pojęcie kultury narodowej, two-rzonej przez naród żyjący w przeciągu wieków na określonym terenie. Myśl tę rozwijał Jan Paweł II, według które-go kultura kształtuje naród. Istotnych ele-mentów kultury narodowej szuka Pry-mas Stefan Wyszyński w historii naro-du, który tę kulturę tworzył i który był tworzony przez tę kulturę. Kultura ta jest elementem życia narodu, przez co staje się automatycznie znakiem tego narodu. Naród żyje, oddycha mocą du-cha, żyje z dorobku przeszłości Składają się na to bogate i zróżnicowane wartości i właś-ciwości, wielkie moce i energie, wielowiekowe przeżycia i doświadczenia, zwycięstwa i klęski całych pokoleń, ich chwała i męka ofiara i trud, osiągnięcia i przegrane.

Wychowawca i ojciec Narodu

Prymas Wyszyński był jedynym z największych myślicieli narodo-wych a zarazem wielkim Wychowaw-cą i Ojcem narodu. Myśli o narodzie, o jego tradycji i historii, o kulturze i religii dostrzegana są w większo-ści dzieł Prymasa. Należy pamiętać, że Prymas nie tylko nauczał o naro-dzie, lecz także w nim żył, jako jego syn odczuwający wszystkie wydarze-nia, narodowe radości i tragedie. Po-

twierdza to fakt, że jego myśl o naro-dzie jest osadzona na konkretnej rze-czywistości narodu polskiego. Korzy-stał z wielu źródeł, lecz tym zasadni-czym pozostała historia narodu pol-skiego, jego tradycja i kultura ojczy-sta oraz współczesna rzeczywistość narodowa.

Prymas na równym poziomie ko-chał Polskę i Kościół. Stwierdził Ko-cham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej. Polaków uczył Dla nas po Bogu, naj-większa miłość to Polska! Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie i narodowej kulturze polskiej. Pry-mas uważał, że sumienie narodowe stanowiło obronę kultury narodowej i chrześcijańskiej. Największą stratą dla narodu jest stan bycia niemym, zlęknionym, oderwanym od twórczo-ści kulturalnej. Obrona kultury jest obowiązkiem wszystkich. Uważał, że dzięki kulturze istniejemy i możemy się rozwijać.

Milenium, które stanowiło przypo-mnienie dziejów ochrzczonego naro-du było etapem odkrywania chrześci-jańskich korzeni kultury. W liście pa-sterskim na Wielkanoc 1966 r. czyta-my Dziś, po tysiącu lat trwania ochrzczone-go Narodu, widzimy dobrze, jak nieocenio-nym wkładem w nasze dzieje ojczyste była żywa wiara Polaków w Zmartwychwstanie i Żywot, która pobudziła ich do wierności Bogu i Ojczyźnie, aż do ostatniego tchu i do ostatniej kropli krwi.

Prymas Stefan Wyszyński uważał, że pierwszym przejawem świadczą-cym o świętości w kulturze polskiej była Bogurodzica. Prymas podkreśla, że umiłowanie Maryi przez naród Pol-ski jest ciągłością dziejową. W Jej imię potoczą się dzieje Polski, które można by na-zwać dziejami maryjnymi. Od wzgórze Le-cha, do pierwszej świątyni Wniebowziętej, od Wojciechowego serca, […] poprzez ostatnie Jasnogórskie Śluby Narodu płynie miłość do Maryi aż do naszych czasów i serc. Pry-mas wskazuje, obecność Maryi w na-szej kulturze a także etosie i tradycji narodowej. Historia była dla Pryma-sa nauczycielką życia. Historię upo-wszechniał w świadomości narodu stałym przekazem w listach paster-skich, homiliach i przemówieniach wygłaszanych szczególnie podczas spotkań z ludźmi kultury i młodzie-żą. Zabytki były przez Prymasa oto-czone szczególną troską. Zaznaczał, że naród ma szacunek cześć dla swo-pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 49: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

jej przeszłości: Im zaś większe straty po-niósł w czasie wojen, tym większą cześć żywi dla zabytków, które pozostały.

Prymas Stefan Wyszyński umiłował literaturę polską i jej twórców: Rey-monta, Wyspiańskiego. W sposób szczególny szacunkiem darzył Hen-ryka Sienkiewicza, nazywając do du-chowym wodzem Narodu. Miłość do li-teratury wiązała się z ogromnym sza-cunkiem dla ojczystej mowy i języ-ka polskiego. Dostrzegał, iż kultura, jako dziedzictwo odegrała ogromną rolę w procesie wychowania pokoleń. Kultura rozumiana, jako dzieło poko-leń jest samoświadomością człowie-ka i tożsamością narodu. Naród nawet w więzieniu jest wolny, dopóki ma świado-mość swej trwałości narodowej, kulturalnej, odpowiedzialności za dzieje minione i za te, które muszą nadejść wpierw czy później.

Podsumowując wypowiedzi Pry-masa Stefana Wyszyńskiego o kultu-rze należy stwierdzić, że w określeniu kultury nawiązuje on do tomistycznej koncepcji, która określa rzeczywistość, stworzoną przez Boga. W nauczaniu Prymasa dostrzegamy, że Bóg – Stwór-ca jest pierwszą przyczyną całej rze-czywistości oraz ostatecznym źródłem i wyjaśnieniem kultury. Prymas moc-no akcentował koncepcje moralistycz-ną kultury. Kultura jest dla człowieka powołaniem, zadaniem i szansą. Czło-wiek stanowi jej bezpośrednie źród-ło i najwyższy cel. Jest on dla kultury podmiotem, twórcą i adresatem, ale zawsze w relacji do Boga i społeczno-ści innych na świecie. Kulturowa dzia-łalności człowieka odbywa się w świe-cie materialnym i społecznym oraz osobistym wnętrzu.

patroN „civitas christiaNa”Ponieważ kultura nie jest sumą

wytworzonych dóbr materialnych, ale przede wszystkim ulepszeniem duchowych uzdolnień człowieka w dziedzinie poznawania prawdy, czynienia dobra i tworzenia piękna na bazie miłości. Prymas Wyszyń-ski pragną doświadczenia historycz-ne uczynić przedmiotem dumy Pola-ków i podstawą ich wychowania na-rodowego. O narodzie decyduje kultura, a o narodzie chrześcijańskim kultura chrześ-cijańska. Polska bez kultury chrześci-jańskiej nie będzie naturalna nale-ży, więc zachować związek z chrześ-cijaństwem. l

tekst referatu wygłoszonego na spotkaniu regionalnym w lub-linie przygotowującym do przyjęcia przez Katolickie stowarzy-szenie „civitas christiana” za patrona sługi bożego stefana kard. wyszyńskiego.

Prymasa tysiąclecia zmagania o ziemie zachodnieandrZeJ tomasZewski

Powojenne zmiany terytorialne wpłynęły także na kształt administracji kościelnej na ziemiach zachodnich i Północnych, która w świetlne prawa kanonicznego pozostawała pod jurysdykcją niemieckiej administracji kościelnej, a jej pełne uregulowanie według watykanu wymagało unormowania relacji polsko-niemieckich.

Druga wojna światowa rozpo-częta agresją III Rzeszy na Polskę skutkowała decyzjami Wielkich Mocarstw w Jałcie

i Poczdamie dotyczącymi ukształto-wania granic naszego kraju, a także ustroju państwa. Na zachodzie gra-nicę ustalono na Odrze i Nysie Łu-

życkiej, włączono do Polski obszar Wolnego Miasta Gdańska, część Ma-zur oraz Warmii. Granica wschod-nia ustanowiono tzw. linię Curzo-na. Konsekwencją tych decyzji było wysiedlenie ludności niemieckiej, a pozyskane Ziemie Zachodnie i Północne zasiedlali Polacy z Kre-

sów Wschodnich i Polski Centralnej. Powojenne zmiany terytorial-ne wpłynęły także na kształt ad-ministracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych, ·która w świetlne prawa kanonicznego po-zostawała pod jurysdykcją niemie-ckiej administracji kościelnej, a jej pełne uregulowanie według Waty-kanu wymagało unormowania relacji polsko-niemieckich.

Prymas A. Hlond, wyposażony w pełnomocnictwa przez Stolicę Apo-stolską, mianował 15 sierpnia 1945 roku administratorów apostolskich na wyżej wymienionych obszarach.

Działalność rozpoczęła Admini-stratura Apostolska Diecezji War-mińskiej, Gdańskiej, w Gorzowie, Śląska Opolskiego i we Wrocławiu.

Na Ziemiach Zachodnich i Północ-nych następował szybki proces re-polonizacji, a ważną rolę w integra-

Page 50: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

Na 25-lecie powrotu Ziem Zachod-nich, 4 maja 1970 roku, biskupi ze-brani w katedrze wrocławskiej na konferencji Episkopatu Polski wy-stosowali telegram do Ojca Święte-go, podpisany przez kard. Stefana Wyszyńskiego, kard. Karola Wojtyłę i abp. Bolesława Kominka, w którym pisali m.in.: Chyląc kornie głowy prosi-my Cię, Ojcze Święty, o apostolskie bło-gosławieństwo na dalsze lata pracy dla do-bra dusz na naszych Ziemiach Zachodnich i Północnych ufając, że definitywne zatwier-dzenie kanonicznej organizacji kościelnej na tych Ziemiach ułatwi niewątpliwie apostol-ską posługę naszą dla mieszkającego i pra-cującego tu polskiego Ludu Bożego.

Mimo tych wszystkich działań na Ziemiach Zachodnich i Północnych co jakiś czas podnoszono kwestię niepewności, co do statusu tych ziem. W liście pasterskim Episkopa-tu Polski odczytanym we wszystkich kościołach znalazło się sformułowa-nie Ziemie Zachodnie w myśli przyrodzo-nej sprawiedliwości są nieodłącznie związane z Macierzą. Tak myślimy i to wyznajemy!

Warto przytoczyć słowa Stefana kard. Wyszyńskiego wypowiedzia-ne podczas pierwszego z wymienio-nych jubileuszy („Vratislavia – wró-ciła sława”, 31 sierpnia 1965 roku oraz Boży Apel Narodu Polskiego, 3 maja 1970 rok u”).

W katedrach z roku tysiącznego odczy-tujemy kamienne relikty, poznajemy zna-ki z przeszłości, które mówią: byliśmy tutaj! tak! Byliśmy tutaj. I znowu jesteśmy! Wróci-liśmy w dom ojczysty, rozpoznaliśmy ocalałe znaki, rozumiemy je. Rozumiemy tę mowę. To nasza mowa! Kamienie wołają do nas ze ścian!... prochy, które nagromadziła ziemia, przemawiają do nas ojczystym językiem; pa-trząc na świątynie piastowskie, wczuwając się w ich wymowę, wiemy: na pewno to nie jest „dobro poniemieckie”, to jest dusza polska.

Zwracając się do wiernych, przypo-mniał memoriał skierowany do Ojca Świętego Pawła VI, w którym proszo-no „o pełną realizację organizacji koś-cielnej na ziemiach przez Opatrzność nam przywróconych, na których orze-my bruzdy i wsiewamy ziarno psze-niczne, aby żywiło dzieci Boże”.

Prymas Wyszyński, wspomina-jąc nasze minione Tysiąclecie, mó-wił o potędze Opatrzności Bożej w dziejach Narodu, o niezwykłych śladach obecności narodu na Zie-miach Odzyskanych, badając schema-tyzmy, wczytując się w napisy na cmen-

tarzyskach Opolszczyzny czy świętej War-mii, historycy spostrzegają znaki mowy ro-dzimej, wiele polskich imion i nazwisk.

Prymas Tysiąclecia nawiązał do po-staci Jadwigi Śląskiej, ozdoby Piastów Śląskich, świętej córy Kościoła Chrystusowe-go oraz Henryka Pobożnego, młodego księcia, który pada na polach legnickich, zasłaniając swoją piersią ziemię ojczystą. Ustanawia wspa-niały wzór, jak książę chrześcijański ma duszę swą dawać za braci, naśladując Chrystusa...wspaniały wzór Henryka Pobożnego mocno wszczepił się w świadomość naszego narodu. Ja sam, syn ziemi podlaskiej, nie zapomnę, jak w moim rodzinnym domu ojciec, ucząc mnie początków historii, wdrażał w duszę chłopię-cą głęboką cześć dla rycerza chrześcijańskiego, który umiał umierać za ojczyznę.

Kościół polski na czele z Pryma-sem Wyszyńskim dążył do normali-zacji między narodami polskim i nie-mieckim, czego wyrazem było m.in. „Orędzie biskupów polskich do ich niemieckich braci w Chrystusowym Urzędzie Pasterskim”. Orędzie spot-kało się z bezprzykładnym atakiem ze strony władz PRL, a także ze z niezro-zumieniem w części społeczeństwa.

Ksiądz abp Bolesław Kominek, wyjaśniając ideę listu, podkreślał, że granica na Odrze i Nysie jest sprawą, która nas łączy z komunistami, a gdyby nie było komunistów, nie byłbym arcybi-skupem Wrocławia.

Z pespektywy czasu można stwier-dzić, że orędzie wpisywało się w pol-ską rację stanu, uwzględniając także sprawiedliwość i miłosierdzie w uję-ciu religijnym.

Podpisanie w grudniu 1970 roku układu polsko-niemieckiego umoż-liwiło ogłoszenie 28 czerwca 1972 roku przez papieża Pawła VI bulli Episcoporum Poloniae Coetus o erygo-waniu sześciu stałych diecezji. Bul-la w miejsce dotychczasowych czte-rech administratur apostolskich po-woływała: archidiecezję wrocławską oraz diecezję opolską, gorzowską, koszalińsko-kołobrzeską, szczeciń-sko-kamieńską i warmińską.

Decyzja Watykanu ostatecznie sankcjonowała polską administra-cję kościelną na Ziemiach Zachod-nich i Północnych, a tym samym granicę na Odrze i Nysie. l

tekst referatu wygłoszonego na spotkaniu regionalnym w legnicy przygotowującym do przyjęcia przez Katolickie sto-warzyszenie „civitas christiana” za patrona sługi bożego ste-fana kard. wyszyńskiego.

cji społeczeństwa odgrywało ducho-wieństwo. Stopniowo odbudowywa-no zniszczone kościoły, a w poświę-ceniu katedry wrocławskiej, 29 lipca 1951 roku, uczestniczył prymas Wy-szyński, który w grudniu tego roku, uczestnicząc w święceniach kapłań-skich, poinformował, nie podając na-zwisk, o mianowaniu przez papie-ża Piusa XII biskupów dla Wrocławia, Opola, Gorzowa Wielkopolskiego, Gdańska i Olsztyna.

Prymas w trakcie internowania, przebywając w miejscach odosob-nienia, opracował program duszpa-sterski Wielkiej Nowenny Tysiącle-cia – związany z Millenium Chrztu Polski i Jasnogórskimi Ślubami Na-rodu, – który pogłębiałby religijność i integrację społeczeństwa naruszo-ną nieszczęściami II wojny światowej i laicyzacją szerzoną przez władze komunistyczne.

Peregrynacja obrazu Matki Bożej Częstochowskiej przyczyniła się do konsolidacji i scalenia Ziem Zachod-nich z resztą kraju. Mówiono: Tam gdzie on przeszedł, ziemia nie może być mniej pol-ska, niż Jasna Góra, Warszawa, Gniezno lub Kraków. Nieprzypadkowo dziękczyn-ne uroczystości na 20-lecie powro-tu Ziem Zachodnich (29-31 sierpnia 1965) rozpoczęły się u grobu św. Ja-dwigi w Trzebnicy, a później miejscem obrad 89. sesji plenarnej Episkopatu Polski była katedra wrocławska.

Prymas Wyszyński podkreślał hi-storyczne związki tych ziem z Macie-rzą, a powrót Polaków na ziemie nad Odrą i Nysą traktował, jako akt spra-wiedliwości dziejowej.

22 maja 1967 roku papież Paweł VI podjął decyzję o mianowaniu dotychczasowych wikariuszy ge-neralnych w Gorzowie, Olsztynie, Opolu i Wrocławiu administratora-mi z prawami biskupów rezyden-cjalnych bezpośrednio podporząd-kowanych Watykanowi.

Prymas Wyszyński, akceptując tę decyzję, uważał ją za prowizoryczną i dodał, że należy przypominać Sto-licy Apostolskiej o ustanowieniu pol-skich biskupstw w granicach państwa polskiego.

Episkopat Polski centralne uro-czystości 20- i 25-lecia polskiej or-ganizacji kościelnej zorganizo-wał we Wrocławiu, co było swoi-stym symbolem trwania i namiast-ką stabilizacji.pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 51: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

tadeusZ żeBrowski

Po upadku Powstania styczniowego władze carskie prowadziły politykę represji wobec kościoła. zlikwidowały komisję wyznań religijnych i oświecenia Publicznego. sprawy duchowe, wyznaniowe poddano kolegium duchownemu w Petersburgu. w takiej atmosferze kształtowała się osobowość przyszłego Prymasa Polski

dzieciństwo i młodość Prymasa tysiąclecia

giem i wreszcie w Zuzeli położonej w Ziemi Nurskiej nad Bugiem.

Stanisław Wyszyński był związa-ny z Mazowszem, jego rodzice pra-cowali na roli. W 1899 r. ożenił się z Julianną Karp z Kamieńczyka. Ślub odbył się w Prostyni. 3 sierp-nie 1901 r. z tego małżeństwa uro-dził się Stefan, jako drugie dziecko po swej siostrze Anastazji, po nim były jeszcze 2 dziewczynki Stani-sława i Janina oraz brat Wacław, któ-ry zmarł mając 11 lat.

Dzieciństwo Stefana w Zuzeli, ma-łej wiosce nad Bugiem na Mazow-szu było spokojne. Zatrzymajmy się w skromnym domu państwa Wyszyń-skich, Stanisława i Julianny gdzie for-mowała się osobowość małych dzie-ci a szczególnie syna Stefana. Współ-cześni psychologowie twierdzą, że charakter dziecka kształtuje się w 3 i 4 roku życia. Wspomnienia z tego okresu pozostają na całe życie.

Późniejszy Kardynał przypominał o swej rodzinnej parafii i swej rodzi-nie, o tym, że ojciec z upodobaniem, co roku jeździł na Jasną Górę, a mat-ka do Ostrej Bramy. Opowiadali po-tem wrażenia ze swych pielgrzymek. Byli bardzo religijni, odznaczali się głęboką czcią i miłością do Matki Najświętszej. Różniło ich to, która Matka Boska jest skuteczniejsza, czy ta, co w Ostrej świeci Bramie, czy ta,

co Jasnej broni Częstochowy. Obrazy obydwóch wisiały w domu nad łóż-kiem Stefana, po przebudzeniu ciągle za-stanawiałem się, dlaczego jedna jest czar-na, a druga biała. W owym czasie do mod-litwy skłonny nie byłem ze względu na bo-lące kolana, przy klęczeniu w czasie wieczor-nego pacierza. To są wspomnienia z moich dziecinnych lat.

Pamiętajmy był to czas, kiedy kraj był poddawany konsekwen-tnej i nieustannej rusyfikacji. Rodzi-nę spajała religia katolicka będąca powszechnym wyznaniem Polaków. Wtedy była to kwestia przetrwania religijnego i narodowego. Rodzone siostrzyczki otaczały małego Stefan-ka serdecznością, formował go ab-solutny autorytet rodziców, zaufa-nie i poszanowanie dla Ojca, oraz czułość dla Matki. W kraju zniewo-lonym rodzina spełniała najważniej-sze funkcje wychowawcze. Zastę-powała niemal wszystko, miłość do ziemi ojczystej, do jej płodów i owo-ców, dla ludzkiej pracy, chleba, ziar-na i zboża, (w języku polskim z Boga – z Boże). poszanowanie dla czło-wieka – spracowaną rękę pani Je-sionkowej, służącej trzeba było po-całować, opiekować się staruszkiem, karmić go łyżeczką.

W 1910 roku rodzina Wyszyńskich przeniosła się z Zuzeli do Andrzeje-

W 1867 r. skasowano biskup-stwo podlaskie w Siedl-cach, w 1875 zniesiono uni-ckie biskupstwo na Chełm-

szczyźnie. Unitów prześladowano, w 1864r. dokonano kasaty 114 klasz-torów spośród 200 istniejących w Kró-lestwie Polskim. W tym klasztor Ber-nardynów w Ostrołęce w 1889.

W 1865 r. władze przejęły dobro Kościoła pozostawiając parafiom po ok. 6 morgów ziemi. W zamian wy-znaczono duchowieństwu etaty pań-stwowe. Kilku biskupów protestują-cych przeciwko ograniczeniom wy-gnano z ich diecezji, a wielu za udział w Powstaniu Styczniowym wysłano na Sybir. Historyk Stefan Kieniewicz pisze: zwinięto 129 klasztorów, 38 pozo-stawiono na wymarcie. W 1870 r. ani jeden biskup nie został w swojej diecezji.

Dzieciństwo StefanaDziadek Stefana Wyszyńskiego

Piotr musiał opuścić Podlasie za działalność w obronie unitów. Przy-był na Mazowsze nabywając po-siadłość nad Liwcem w okolicy Ło-chowa w parafii Kamieńczyk. Ojciec Stefana, Stanisław wychowywał się w Kamieńczyku. Ze względu na swe zamiłowanie do muzyki podjął stu-dia muzyczne, po ukończeniu któ-rych pracował, jako organista w Gał-kówku k. Łodzi, w Prostyni nad Bu-

patroN „civitas christiaNa”

Ks stefan wyszyński w pierwszych latach kapłaństwa

Page 52: Nasz Głos maj 2013

50 nasz głos nr 5 | maj �0�3

wa w powiecie Ostrów Mazowiecka. Stefan uczęszczał tam do trzeciej kla-sy szkoły podstawowej z językiem ro-syjskim w nauczaniu. Stosunki mię-dzy uczniem, a nauczycielem były napięte jak w państwowym szkolni-ctwie rosyjskim. Zdarzyło się tak, że w czasie śmiertelnej choroby matki, Stefan podpadł w szkole i musiał klę-czeć bez obiadu. Gdy przyszła młod-sza siostra zawiadomić go, że ojciec prosi na obiad, Stefan początkowo myślał, że zawiadamia go o śmier-ci matki i zerwał się do domu, wtedy bezwzględny nauczyciel doskoczył do niego wymuszając, żeby klęczał. Wówczas 9 letni Stefan powiedział: „mam dość nauki pana profesora, już więcej nie przyjdę” i tak się stało. Oj-ciec rozumiejąc syna przyjął dla nie-go korepetytora, dzięki któremu uzy-skał promocję do 4 klasy. Po waka-cjach Stefan uczył się w szkole u Woj-ciecha Górskiego w Warszawie.

31 października 1910 roku zmar-ła mu matka mając 33 lata. Umiera-jąca matka mówiła mu „ubieraj się”, chciała żeby syn poszedł w stan ka-płański. Śmierć matki wstrząsnę-ła Stefanem, ale nie załamała jego wiary. Gorąco modlił się o jej wy-zdrowienie, ale trzeba było pogo-dzić się z Wolą Bożą. To wpłynęło na kształt jego religijności, z domu wyniósł wiarę niewzruszoną.

Po latach powie: „ Nigdy nie mia-łem żadnych wątpliwości w wierze”. Religia i kościół w tych niepewnych czasach były koroną całego porząd-ku ludzkiego, Stefanowi dał mu ją dom rodzinny i Polska broniąca się przed prześladowaniami religijny-mi i narodowymi.

W 1911 roku ojciec Stefana obar-czony pięciorgiem dzieci, ożenił się powtórnie z przyjaciółką pierwszej żony – Eugenią Godlewską, było to zrozumiałe.

W 1913 roku Stefanek miał udzielo-ny sakrament bierzmowania poprzez biskupa Juliana Nowowiejskiego – Dostojny Biskup i Mały Stefanek.

Młodość w Warszawie, Łomży i Włocławku

W latach 1912 – 1915 uczęszczał do znanego gimnazjum warszaw-skiego im. Wojciecha Górskiego. Tam nie tylko zetknął się ze śro-dowiskiem wielkomiejskim, ale i z rzeczywistością niewoli narodo-

wej. W Warszawie, bardziej widocz-ną niż w Andrzejewie. Z początkiem I wojny światowej Andrzejewo zo-stało spalone, w sierpniu 1915r.

Stefan z powodu toczących się walk nie mógł wrócić do warszaw-skiego gimnazjum. Dzięki stara-niom ks. Leonarda Załuski, wszyscy uczniowie szkół warszawskich z pa-rafii Andrzejewo, zostali przenie-sieni do gimnazjum łomżyńskiego.

Tu Stefan Wyszyński przebywał 2 lata w klasie czwartej i piątej, do roku 1917. Należał do skautów. Twórcą tej organizacji oraz jej emblematów; lilijki i krzyża - był ks. dr Kazimierz Lutosławski z Drozdowa późniejszy poseł na Sejm pierwszych 2 kaden-cji w niepodległej Polsce.

W tym czasie, Stefan miał przygo-dę podczas zbiórki w lasach Droz-dowskich, władze niemieckie spot-kały ich podczas zbiórki, a to było karane biciem pejczem, dostało się też i Stefanowi.

Ojciec Stanisław w 1918 roku prze-niósł się do Wrociszewa nad Pilicą w powiecie Grójec i pracował tam do 1949r.

Stefan Wyszyński jeszcze w An-drzejewie zetknął się z klerykami Seminarium Włocławskiego. Mieli oni duży wpływ na Stefana, aby roz-począł naukę w liceum im. Piusa X (było to Niższe Seminarium) przy Wyższym Seminarium Duchow-nym. Ojciec się na to zgodził. Ste-fan w Niższym Seminarium przeby-wał 3 lata do 1920 roku.

Lata dojrzewania Stefana przy-padły na okres wielkich wydarzeń historycznych: odzyskanie niepod-ległości po 123 latach, wojna Polsko – Bolszewicka i osiągnięte w drama-tycznych warunkach zwycięstwo.

9 sierpnia 1920 roku Kardynał Aleksander Kakowski, Prymas Kró-lestwa Polskiego, w swej odezwie wzywa Polaków „ naprzód na poste-runek pod hasłem Bóg i Ojczyzna”.

Stefan przebywający w Wyższym Seminarium Duchownym we Włoc-ławku, rwał się do walki w obronie Ojczyzny, ale powołanie kapłańskie było silniejsze. Pozostał na swo-im świętym posterunku. Zawołanie „Bóg i Ojczyzna” było hasłem póź-niejszego kardynała Wyszyńskiego,

krytykowano je w kraju i za granicą. Wyższe Seminarium Stefan Wy-

szyński ukończył w czerwcu 1924 roku. Ze względu na chorobę Msza Prymicyjna odbyła się 3 sierpnia 1924 r. na Jasnej Górze, z udzia-łem biskupa Wojciecha Owczarka. W tym czasie opiekowała się nim młodsza siostra Stanisława.

Potem Stefan powie: pojechałem na Jasną Górę, aby mieć Matkę, aby sta-nęła przy mnie w każdej mojej Mszy Św. jak stała przy Chrystusie na Kalwarii. Tu zrodziło się jego przewodnie hasło „Totus Tuus”. l

tekst referatu wygłoszonego na regionalnym spotkaniu przy-gotowującym do przyjęcia przez Katolickie stowarzyszenie „civitas christiana” za patrona sługi bożego stefana kard. wyszyńskiegopa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

stefan wyszyński (drugi od prawej) z rodzicami i rodzeństwem Fot. Instytut Prymasa Wyszyńskiego

Page 53: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 5�

patroN „civitas christiaNa”

anna rastawicka

Poznałam księdza prymasa stefana wyszyńskiego jako dziecko, kiedy 14 września 1952 roku bierzmował mnie w kościele matki Bożej zwycięskiej na kamionku. wtedy bierzmowanie było zaraz po pierwszej komunii świętej. Przyjęłam ją wcześniej, mając 7 lat, a więc w czasie bierzmowania miałam 8 lat. jednak doskonale pamiętam tę chwilę.

Bóg czuwał nad Prymasem

Mnie grzechu? Jeśli prawdę mówię wam, czemu mi nie wierzycie (J 8,46), Ksiądz Prymas mówił: Zapominamy o obowiąz-kach naszych wobec Boga żyjącego w nas i tak samo mało myślimy o obowiązkach naszych wobec Kościoła Bożego. Dlate-go na naszych oczach leci nieustannie ku Kościołowi huragan kamieni i nie masz, kto by je zatrzymał. Nie mogłam uwolnić się od tych słów. Pomyślałam: czy mogę coś lepszego zrobić z moim życiem niż stanąć i próbować cho-ciaż trochę zasłonić? Miałam wtedy 18 lat. To był początek mojej dro-gi powołania w Instytucie Prymasa Wyszyńskiego. Po ukończeniu stu-diów filologii polskiej na Uniwer-sytecie Warszawskim zaczęłam pra-cować w Sekretariacie Prymasa Pol-ski przy ulicy Miodowej. Pracowa-łam tam przez 12 lat, do końca ży-cia księdza prymasa Wyszyńskiego.

W codziennych relacjach Ksiądz Prymas, pomimo ogromu obo-wiązków, był bardzo bezpośredni, zwyczajny, pełen pokoju, dobroci i życzliwości. To był człowiek, rze-telny, pracowity, odpowiedzialny.

Przy ołtarzuDzień zaczynał się wspólną Mszą

świętą w kaplicy domowej. Kapli-cę tę zdobią piękne witraże ks. Jana Kiljana. Inicjatorem projektu

był sam Ksiądz Prymas. W centrum znajduje się postać Matki Bożej w łowickim stroju ludowym. W dniu montowania witraża, 30 marca 1953 roku, Ksiądz Prymas zapisał w „Pro memoria”: Witraż przedstawia Mat-kę Boską w stroju dziewczęcia polskiego, unoszoną przez czterech aniołów do nie-ba. Pragnąłem widzieć w tym dziele pol-skie motywy, gdyż z kaplicy Prymasa Pol-ski Matka Boża idzie do nieba z ziemi pol-skiej, a więc ustrojona jest po polsku. Je-stem z tego witraża bardzo zadowolony i dziękuję Bogu, że dał mi możność docze-kania się tego witraża.

Przy ołtarzu posługiwali bracia ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusowego. Lud wierny stanowiły siostry elżbietanki i członkinie In-stytutu Prymasa Wyszyńskiego pra-cujące na Miodowej oraz zaprosze-ni goście. Mszę świętą Ksiądz Pry-mas odprawiał z wielkim skupie-niem i prostotą, wiernie według mszału i liturgii dnia, bez żadnych osobistych zmian i dodatków. Kie-dy tylko kalendarz liturgiczny na to pozwalał, używał formularza o Mat-ce Bożej Jasnogórskiej. Gdy wcho-dziło się do kaplicy przed Mszą świętą, prawie zawsze można było zobaczyć po prawej stronie kapli-cy, na klęczniku pochyloną nad brewiarzem postać Księdza Pry-masa. Ale nie była to jego pierw-sza modlitwa. Kiedyś podzielił się z nami swoją tajemnicą, że ma zwy-czaj zaraz po obudzeniu się myślą nawiedzać sanktuaria maryjne i po-wierzać Matce Bożej najważniejsze sprawy Kościoła.

Przy stole

Po Mszy świętej i dziękczynieniu szliśmy na śniadanie. W posiłkach uczestniczyli domownicy i osoby zaproszone.

Gości, którzy uczestniczyli we Mszy świętej, Ksiądz Prymas zwy-kle zapraszał do stołu. Był bardzo gościnnym gospodarzem. Zachęcał

Przeżywaliśmy lęk, czy Ksiądz Prymas nie będzie nas eg-zaminował z katechizmu. Wkrótce lęk minął. O nic nas

nie pytał, tylko o imię, jakie sobie wybraliśmy i przechodził od jedne-go dziecka do drugiego, udzielając nam sakramentu. Pamiętam jego wysoką, jasną postać. Pamiętam, z jaką uwagą pochylił się nade mną i dotknął mojej twarzy. Do dzisiaj czuję ciepło i moc tej ręki. Po roku, 25 września 1953 został aresztowa-ny. Modliliśmy się za niego z nie-pokojem. Pamiętam też ogromną radość, kiedy wrócił do Warszawy w październiku 1956 roku. Radość w stolicy była wówczas nie do opi-sania. Gdy miałam 13 lat, zaczęłam uczestniczyć w spotkaniach Rodzi-ny Rodzin. Wspólnota ta była bar-dzo związana z księdzem pryma-sem Wyszyńskim. Mieliśmy ten przywilej, że przychodziliśmy na Miodową na „opłatek”, na „jaj-ko”, czasami na pączki w karnawa-le. Często słuchaliśmy nagrań jego przemówień i konferencji. W roku 1962, gdy byłam w klasie matural-nej, usłyszałam z taśmy magnetofo-nowej konferencję Księdza Pryma-sa na zakończenie rekolekcji dla le-karzy. W nawiązaniu do słów Ewan-gelii św. Jana: Kto z was dowiedzie na

Page 54: Nasz Głos maj 2013

do jedzenia, częstował, często sam obierał jabłka i podawał stołowni-kom. Potrawy lubił proste, niewy-szukane. Nie jadł jedynie tortów, lodów i orzechów, tych ostatnich ze względu na gardło. Miał swoją asce-zę, ale bez żadnych dziwności i ni-gdy swoim umartwieniem nie krę-pował innych. Kiedyś w rozmowie przyznał się, że stosuje zasadę swo-jego ojca i zawsze wstaje od sto-łu tak, że mógłby jeszcze coś zjeść. Doceniał to, co smaczne, umiał po-chwalić, podziękować, ale jedzenie nie było dla niego czymś ważnym.

Szacunku dla chleba nauczył się już w dzieciństwie. Po latach wspo-minał: (…) pamiętam z dawnych lat, gdy byłem małym chłopcem, że moja mat-ka nie zaczęła dzielić chleba między swo-je dzieci, a było ich pięcioro, jeśli przedtem nie zrobiła znaku krzyża na bochnie. A je-śli mi się zdarzyło, że upuściłem na pod-łogę kromkę chleba, musiałem podnieść i pocałować.

Zapamiętał, jak wyrabiało się chleb w dzieży i jak smakował chleb powszedni. Odwiedzałem swojego stryja w jego gospodarstwie. Pamiętam na stole czarny chleb i zachętę: Jedz! Czym chata bogata, tym rada.

Wróćmy do dnia powszedniego na Miodowej. Często już w czasie śniadania czy innego posiłku były omawiane sprawy, z którymi ludzie przychodzili do Księdza Prymasa. Najczęściej jednak najważniejsze sprawy były przedmiotem osobi-stych rozmów. Dyktowała to ostroż-ność. Przy stole Ksiądz Prymas dbał o pogodną atmosferę. Mówił, że przy poważnych tematach źle się trawi. Nie zauważyłam, żeby komu-kolwiek z nas, pracowników, okazał brak zaufania, wyczuwało się jed-nak wielką roztropność, nawet przy posiłkach. Dzisiaj, gdy zostały ujaw-nione pewne materiały IPN-u, rozu-miem, dlaczego tak było. Lubił, gdy opowiadaliśmy kawały, także poli-tyczne, ale i te o Wąchocku, góral-skie i inne. Czasami sam je opowia-dał, na przykład o Nerusiu:

Wraca jaśniepan z sanatorium. Wyjeżdża po niego lokaj. W drodze pan pyta:

– Co słychać?Lokaj odpowiada: – Neruś zdechł. – Tak? Neruś zdechł? A co się

stało?

– Nic się nie stało, tylko dwór się palił. Popaliły się krowy, ko-nie, a Neruś latał, padliny się nażarł i zdechł.

Dwór się palił? – pyta przerażony pan.– Jak to się stało?!

– Normalnie – odpowiada lokaj. – Pani dziedziczka umarła. Świece się paliły przy trumnie. Zajęła się firan-ka, zapalił się dwór, ogień przeniósł się na stajnię, ze stajni na oborę, konie, krowy się popaliły, a Neruś latał, padliny się nażarł i zdechł.

Kiedy pan o mało nie umarł z przerażenia, lokaj mówi:

– Ale to się spalił dwór sąsiadów…

Wszyscy oddychaliśmy z ulgą, jak-by ten pożar u sąsiadów był mniej-szą tragedią.

Wspominam ten humor w wiel-kim skrócie. Ksiądz Prymas potra-fił opowiadać go pół godziny i dłu-żej, ciągle dodając nowe szczegó-ły. Oczywiście nie przy śniadaniu w dni robocze, ale w święta, w cza-sie wakacji czy krótkiego odpoczyn-ku w Choszczówce. Zawsze znajdo-wał się przy stole ktoś, kto jesz-cze nie słyszał przysłowiowego ka-wału o Nerusiu i Ksiądz Prymas, choć się opierał, dawał się uprosić i opowiadał.

Audiencje i spotkania Po śniadaniu, jeśli Ksiądz Pry-

mas nie wyjeżdżał, zaczynały się audiencje. Przyjmował na pierw-szym piętrze, w tak zwanym gabi-necie warszawskim. Przychodzili lu-dzie z różnych środowisk. Najczęś-ciej kapłani, ale też przedstawiciele władz, świata polityki oraz różnych grup społecznych z kraju i zagrani-cy. Przychodzili też indywidualni interesanci: lekarze, profesorowie, aktorzy, ludzie wykształceni i pro-ści. Dorośli i dzieci. Niektórzy przy-chodzący obawiali się podsłuchów. Ksiądz Prymas opowiadał, że pew-nego dnia przyszedł ksiądz i zapro-ponował, że będzie rozmawiał na piśmie, bo w tym domu są podsłu-chy. Ksiądz Prymas wziął karteczkę i przeczytał głośno z imieniem i na-zwiskiem: Przyszedł do mnie ksiądz NN i napisał, że chciałby rozmawiać ze mną na piśmie, bo w moim domu są podsłuchy. Ksiądz zbladł z przerażenia i za-wołał: „Co teraz ze mną będzie?” Ksiądz Prymas spokojnie odpowie-

dział: Nic nie będzie. Głowy Ci, Bracie, nie utną. A nareszcie przestaniesz się bać.

Wiele razy docierały do Księdza Prymasa potajemne wieści, że w jego domu są podsłuchy. Kiedyś taką obawę wyraził ktoś z domowników. Ksiądz Prymas odpowiedział: Wiem o tym, ale nie boję się podsłuchów. My mu-simy żyć święcie. A co mam do powiedzenia w sprawach publicznych, mówię otwarcie, na ambonie.

Opatrzność Boża rzeczywiście czu-wała nad nami. Nie powiem, żeby życie codzienne wśród podsłu-chów i nieustannej obserwacji taj-nych służb było łatwe, ale dodawała nam siły postawa Gospodarza, który był człowiekiem prawdziwie wolnym wśród tych wszystkich przeciwności.

Niektóre audiencje i spotkania doda-wały Księdzu Prymasowi siły i pewno-ści, że Bóg czuwa nad nim w sposób nie-zwykły. Opowiadał o łasce, jakiej doznał pewnego dnia. Przyszedł na audien-cję kapłan, który budował kościół. Pro-sił o pomoc finansową na pokrycie da-chu. Potrzebował czterysta tysięcy zło-tych. Ksiądz Prymas poszedł do swoje-go pokoju, otworzył szufladę w biurku i policzył pieniądze. Było równo cztery-sta tysięcy. Jak dam wszystko, co mam – pomyślał – a przyjdzie jeszcze ktoś po-trzebujący, co wtedy zrobię? Może dam połowę. Ale co ten ksiądz zrobi z poło-wą? Pokryje połowę kościoła, a reszta? Dam wszystko. Wrócił do gabinetu war-szawskiego, gdzie odbywała się audien-cja, dał księdzu kopertę z pełną sumą na pokrycie dachu kościoła. Wieczorem przychodzi starsza kobieta i prosi bra-ta dyżurnego, żeby poprosił Księdza Prymasa, ale nikogo innego, tylko jego. Brat zgłosił tę kłopotliwą prośbę. Ksiądz Prymas zaprosił kobietę do tak zwane-go salonu. Wtedy ona wyjęła owinięty w chusteczkę dar i powiedziała: Księże Prymasie, to są oszczędności całego życia moje-go męża i moje. Dzieci nie mamy. My niedługo pewnie odejdziemy do Boga, niech Ksiądz Pry-mas przyjmie ten dar na Kościół. Ksiądz Pry-mas przyjął, podziękował, obiecał mod-litwę, pobłogosławił i wrócił do poko-ju pracy na górze. Otworzył zawiniątko, policzył, a tam równo czterysta tysięcy! Tyle, ile dał.

Oprócz audiencji indywidualnych były też spotkania grupowe. W sali św. Jana spotykał się Ksiądz Prymas z księż-mi, siostrami zakonnymi, lekarzami, prawnikami, nauczycielami, katecheta-mi, z członkami Towarzystwa Przyjaciół pa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

5� nasz głos nr 5 | maj �0�3

Page 55: Nasz Głos maj 2013

patroN „civitas christiaNa”KUL i kombatantami. Najczęściej były to spotkania z okazji świąt Bożego Na-rodzenia, Wielkanocy, a także imienin Księdza Prymasa – 3 sierpnia. Byłam świadkiem bardzo wielu tych spotkań, zawsze staraliśmy się obdarować go-ści. W rozdawanych kopertach był zwy-kle tekst jakiegoś ważnego przemó-wienia Księdza Prymasa, list z jego ży-czeniami i fotografia. Teksty przepisy-wały maszynistki początkowo na ręcz-nych maszynach do pisania, później na elektrycznych na przebitkach. To było między innymi moje zadanie – zamó-wić odpowiednią liczbę tekstów, ode-brać je, włożyć do kopert i potem roz-dać. W tamtych czasach był to niemal jedyny sposób upowszechniania na-uczania Księdza Prymasa. Nie wolno było drukować jego przemówień, nie było radia katolickiego, nie było wol-nej prasy, nie było programu w telewi-zji. Niekiedy Ksiądz Prymas okazywał niezadowolenie, że do kopert wkła-damy jego zdjęcie. Tłumaczyłyśmy, że ludzie bardzo o to proszą. I rzeczywi-ście tak było. Ksiądz Prymas przymy-kał wtedy oko i pozwalał na spełnienie próśb przychodzących.

Na spotkaniach w sali św. Jana, w prawym skrzydle Domu Arcybisku-pów Warszawskich, zwykle goście naj-pierw składali życzenia, Ksiądz Pry-mas odpowiadał, a potem były indy-widualne rozmowy. Na przykład w cza-sie spotkań opłatkowych Ksiądz Pry-mas szedł między ludzi i osobiście dzielił się opłatkiem z każdym, sta-rał się zamienić choć kilka słów. Był to ogromny wysiłek, ale też wielka ra-dość dla ludzi.

Szczególnym wydarzeniem były spotkania z młodzieżą akademicką. Na tak zwany pączek przychodzi-ło nieraz kilkaset osób. Ksiądz Pry-mas chodził wśród młodzieży, zachę-cał do jedzenia, urządzał konkursy, kto zje więcej! Też oczywiście były koperty i zwykle jakaś dyskretna po-moc materialna na ręce rektora koś-cioła św. Anny czy duszpasterza aka-demickiego przy kościele Ojców Je-zuitów przy Rakowieckiej oraz św. Ja-kuba przy placu Narutowicza. Ksiądz Prymas wielką troską otaczał dusz-pasterstwo akademickie. Aby pomóc biednym zdolnym studentom, m.in. kupował ich obrazy, gobeliny. Do dzi-siaj niektóre z nich zdobią ściany ka-plicy Jasnogórskiej Matki Kościoła w Choszczówce.

Pewnego dnia zgłosiła się do In-stytutu autorka tych gobelinów. Ko-leżanka powiedziała jej, że w kapli-cy w Choszczówce widziała jej dzie-ła z czasów studenckich. Zaintereso-wała się tą informacją, przyjechała do Choszczówki i uradowana zabrała swoje dzieła do konserwacji. Później oddała pięknie odnowione.

Pamiętam, że zawsze na Boże Ciało, na centralną procesję na Krakowskim Przedmieściu, Ksiądz Prymas „zama-wiał” u św. Antoniego pogodę, a po-tem w dowód wdzięczności przezna-czał pewną sumę na pomoc dla stu-dentów. Któregoś roku pogoda była ładna przy trzech ołtarzach, a przy czwartym, gdy już kończyła się proce-sja, lunęło jak z cebra. Wszyscy wra-caliśmy do domu przemoczeni. Pyta-my Księdza Prymasa: Jak tam będzie ze św. Antonim w tym roku? Odpowiedział: Dam, ale trochę mu potrącę.

Wśród licznych audiencji, szczegól-ny charakter miały spotkania z akto-rami. Przychodzili do Księdza Pryma-sa z wielką atencją. Zawsze też starali się przynieść mu trochę radości swo-imi występami. Te audiencje były dla Księdza Prymasa prawdziwym umoc-nieniem i odprężeniem. Także akto-rzy przeżywali te spotkania z właści-wą sobie niezwykłą wrażliwością, kul-

turą i wdzięcznością. Pamiętam spot-kanie z Anną German. Była wyższa kilka centymetrów od Księdza Pry-masa. Był zachwycony jej śpiewem.

Wiele radości przynosiły Księdzu Prymasowi także spotkania z Rodzi-ną Rodzin, która uważa go za swoje-go założyciela. Kiedy Rodzina Rodzin przychodziła na audiencję, Ksiądz Prymas nie tylko przemawiał, ale spotykał się z poszczególnymi rodzi-cami, brał dzieci na ręce, błogosławił im; także na tych spotkaniach zazwy-czaj były pączki, cukierki, obrazki.

Sporo czasu ksiądz prymas Wy-szyński poświęcał na spotkania z grupami polonijnymi. Z rodaka-mi zza oceanu często przyjeżdżał ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski, ocalony jeniec Kozielska, wielolet-ni profesor i wychowawca Zakładów Naukowych w Orchard Lake w USA. Ksiądz Prymas tłumaczył rodakom naszą sytuację, przybliżał aktual-ny program duszpasterski, włączał ich w nurt pracy Kościoła w Polsce, w program Wielkiej Nowenny, czu-wania soborowe, Społeczną Kru-cjatę Miłości. Dziękował za wier-ność ojczyźnie i pomoc, umacniał w wierze. Z uwagą słuchał ich prob-lemów i pytań o różne sprawy. Czu-ło się, że przybywali do niego jak

www.civitaschristiana.pl 53

Prymas ukochał polską ziemię Fot. Instytut Prymasa Wyszyńskiego

Page 56: Nasz Głos maj 2013

5� nasz głos nr 5 | maj �0�3

do ojca, który łączy ich z ojczystym gniazdem.

Przy biurkuPosługę Księdza Prymasa na Mio-

dowej w ogromnej mierze wypełnia-ła praca przy biurku. Rano sekretarz, ksiądz Hieronim Goździewicz, kładł na biurku sterty listów i pism. Gdy cza-sami rano wchodziłam do pokoju pra-cy, myślałam: „kiedy ten biedny Oj-ciec (tak zwracaliśmy się do Księdza Prymasa) da sobie z tym radę?” Po go-dzinie wszystko było uporządkowane. Pisma dotyczące odpowiednich za-gadnień Ksiądz Prymas odkładał do odpowiednich teczek: Gniezno, War-szawa, sprawy personalne, Kościół – państwo. I już był ład, na każdym piś-mie znajdowała się odręczna adnota-cja zawierająca treść odpowiedzi, cza-sem gotowa odpowiedź. Ksiądz Goź-dziewicz zabierał tak przygotowaną korespondencję do dalszego opraco-wania i najczęściej następnego dnia rano przynosił Księdzu Prymasowi od-powiedzi do podpisu. Nie było listu, na któryby Ksiądz Prymas nie odpo-wiedział, nawet na kartkę dziecka, je-śli tylko był adres zwrotny. Dzieci pi-sały dużo listów do Księdza Pryma-sa, zwłaszcza w czasie II Soboru Waty-kańskiego. Podziwiałam tę rzetelność w stosunku do ludzi, często przecież nieznanych.

Kiedy przygotowywał listy paster-skie lub jakieś inne ważne dokumenty, prosił, aby zawiesić wszystkie bieżące sprawy i bez absolutnej konieczności nie wchodzić do pokoju pracy. Wie-dzieliśmy, że w tym dniu Ksiądz Pry-mas „jest zamknięty”. Pracował bar-dzo sprawnie, niekiedy prosił o przy-gotowanie cytatów. Do dzisiaj mam taką karteczkę z prośbą o znalezienie wiersza Norwida: „Krzyż i dziecko”.

Kazań Ksiądz Prymas nie pisał. Zawsze przygotowywał sobie tylko punkty, niekiedy cytaty. Mówił ży-wym słowem. Od 1957 roku przemó-wienia Księdza Prymasa były nagry-wane na taśmę magnetofonową. Na-stępnie trzeba było spisać przemó-wienia z taśmy, zrobić korektę, po-nieważ nawet najpiękniejszy język mówiony jest inny niż pisany. Tak opracowane teksty wracały do Księ-dza Prymasa do autoryzacji.

W zbiorach Instytutu Prymasa Wy-szyńskiego znajduje się 67 tomów maszynopisów samych tekstów au-

toryzowanych. Obecnie są one wyda-wane chronologicznie w serii „Dzie-ła Zebrane”. Ukazało się 11 tomów, a jeszcze to nie jest połowa. Przemó-wienia te są skarbnicą głębokiej mą-drości i Bożo-ludzkiej kultury, cen-nym dziedzictwem duchowym dla przyszłych pokoleń. Ojciec Święty Jan Paweł II w orędziu po śmierci kar-dynała Wyszyńskiego napisał: Szcze-gólnym przedmiotem (…) medytacji uczyń-cie postać niezapomnianego Prymasa, śp. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, jego oso-bę, jego naukę, jego rolę w jakże trudnym okresie naszej historii. To wszystko uczyńcie przedmiotem medytacji i podejmijcie to wiel-kie i trudne dzieło, dziedzictwo przeszło ty-siącletniej historii, na którym on, Kardynał Stefan, Prymas Polski, dobry pasterz, wy-cisnął trwałe, niezatarte piętno. Niech dzieło to podejmą z największą odpowiedzialnością pasterze Kościoła, niech podejmie je ducho-wieństwo, kapłani, rodziny zakonne, wierni każdego wieku i każdego zawodu. Niech po-dejmą je młodzi. Niech podejmie je cały Koś-ciół i cały naród. Każdy na swój sposób, tak jak Bóg i własne sumienie mu wskazuje. Po-dejmijcie i prowadźcie je ku przyszłości.

Chwile odpoczynkuSłuszne wydaje się pytanie, jak czło-

wiek przy takim ogromie pracy mógł znaleźć czas na odpoczynek. Rzeczy-wiście nie było to łatwe. W ciągu dnia pracy na Miodowej Ksiądz Prymas od-poczywał od 20 minut do pół godziny po obiedzie, zwykle jednak i wtedy coś czytał. Czasami wieczorem szedł do ogrodu, aby spacerując, odmówić różaniec. Bardzo kochał ten ogród. Miał swoją ulubioną magnolię. Dłu-go czekał, żeby zakwitła. Wiosną 1981 roku, przed śmiercią Księdza Pryma-sa, cała okryła się białymi kwiatami. W rok po jego śmierci uschła. Może i drzewo czuje tęsknotę?

Na kilka dni przed śmiercią Ksiądz Prymas na wózku inwalidzkim udał się do ogrodu. Chciał zostać sam. Z okien patrzyliśmy, jak się żegnał ze swoimi drzewami, krzewami, kwiata-mi. Było to 22 maja, a więc czas dla zieleni najpiękniejszy.

W ostatnich latach życia jeden dzień w tygodniu teoretycznie był przeznaczony na tak zwany odpoczy-nek. Dzień ten kardynał Wyszyński spędzał w domu Instytutu, w Chosz-czówce pod Warszawą. Na ten czas zabierał jednak zazwyczaj zaległą pracę biurową, pisał projekty listów

pasterskich, memoriałów, przygoto-wywał ważne wystąpienia. „Odpo-czynek” polegał na tym, że mógł spo-kojnie pracować, bez ciągłej gotowo-ści na spotkania z ludźmi. Miał w tych dniach więcej czasu na lekturę. Dla odprężenia czytał Makuszyńskiego, Wiecha, zbiór opowiadań Małaczew-skiego „Koń na wzgórzu”. Czytał bar-dzo dużo z różnych dziedzin równo-cześnie. Pozycje naukowe na prze-mian z beletrystyką. Sumiennie czy-tał prasę krajową i zagraniczną.

Jedyny sport, który Ksiądz Prymas uprawiał, to długie spacery. Gdy jesz-cze był silniejszy, bardzo lubił w Chosz-czówce chodzić leśną drogą do stacji kolejowej. Lubił patrzeć na przejeż-dżające pociągi. Kiedyś powiedział, że w dzieciństwie chciał być maszynistą.

Do Rzymu lubił jeździć pociągiem. Mówił, że wtedy może napatrzyć się na świat, pomyśleć, pomodlić się, od-począć. Na Dworcu Gdańskim w War-szawie żegnały go tłumy ludzi, póź-niej musiał wychodzić do okna na ko-lejnych stacjach, szczególnie w Czę-stochowie, gdzie zwykle peron był pełny żegnających Prymasa Polski ja-dącego do Rzymu. Wszędzie radość, kwiaty, błogosławieństwo. Jeden raz miałam szczęście uczestniczyć razem z ekipą z sekretariatu w takiej podró-ży. Ksiądz Prymas miał osobny prze-dział w wagonie sypialnym. Przewo-ził w nim w drodze powrotnej książ-ki, obrazki, różańce, o które wówczas w Polsce było bardzo trudno. Koleja-rze byli na ogół kulturalni i życzliwi. W Wiedniu była przesiadka i kilka go-dzin przerwy. Pamiętam, że w tym cza-sie, dzięki życzliwości Polaków miesz-kających w Wiedniu, pojechaliśmy na Kahlenberg. Gdy pociąg przejeżdżał przez Alpy austriackie – poszliśmy na obiad do wagonu restauracyjne-go. Ksiądz Prymas patrzył na góry. Był całkowicie pochłonięty ich pięknem. Kochał przyrodę: lasy, drzewa, kwia-ty. Wiedział, jak się która roślina na-zywa. Kochał śpiew ptaków, doskona-le rozróżniał ich głosy i melodie. Nie-raz w czasie spaceru pytał: jaki to ptak śpiewa? Zgadywaliśmy, ale nie było to łatwe zadanie. Ksiądz Prymas nie mu-siał zgadywać, on wiedział. l

tekst wystąpień anny Rastawickiej na regionalnych spotka-niach przygotowujących do przyjęcia przez Katolickie stowa-rzyszenia „civitas christiana” za patrona sługi bożego stefa-na kard. wyszyńskiegopa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 57: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 55

patroN „civitas christiaNa”

Izabela Tyras

środowisko katolickiego stowarzyszenia „civitas christiana” od trzydziestu trzech lat podąża na jasną górę w swych ogólnopolskich pielgrzymkach. Podąża wraz z kard. wyszyńskim, by przemierzać te same ścieżki, stawiając wszystko na maryję. związanie naszego pielgrzymowania do jasnogórskiego sanktuarium ze sługą Bożym Prymasem tysiąclecia wiąże się ze śp. józefem wypychem z częstochowy. on to był inicjatorem i organizatorem jasnogórskich pielgrzymek

Prymasa w 1982 roku termin pielgrzym-ki został wyznaczony na rocznicę śmier-ci Sługi Bożego. Jasnogórskie spotka-nia jeszcze bardziej połączone zostały z rozważaniem jego nauczania, zwłasz-cza dotyczącego nauki społecznej Koś-cioła. Był to zresztą w naszym środowi-sku silny nurt myślenia, który zaowoco-wał takimi inicjatywami, jak Prudnickie

Dni Społeczne organizowane w miej-scu odosobnienia ks. Prymasa.

W 1991 roku, a więc podczas 11. pielgrzymki na Jasną Górę, przewod-niczący Zarządu Głównego Stowarzy-szenia PAX Maciej Wrzeszcz mówił: W idei naszych pielgrzymek jest zakodowane to, że chcemy czcić pamięć Prymasa Tysiąclecia. W jakiś szczególny sposób splotły się nasze pielgrzymki z myśleniem o tym wielkim czło-wieku, z którego bierze się nasza obecna wol-ność, z którego bierze się siła narodu polskie-go. Byliśmy zawsze przekonani o tym, że to związanie naszej pielgrzymki z jego naucza-niem ma szczególnie głęboki sens, także zwa-żywszy na nasze historyczne losy, na różne trudne momenty, które były w tej historii.

Pielgrzymki stały się nie tylko okazją do przypominania nauki kard. Stefana Wyszyńskiego, ale i wielkim wołaniem o wyniesienie go na ołtarze, co znala-zło szczególny wyraz w Aktach Zawie-rzenia składanych corocznie, począw-szy od 1992 roku. Tak jest do dzisiaj. Nasze spotkania jasnogórskie odbywa-ją się zawsze w pobliżu 28 maja, a więc daty śmierci tego wielkiego Kapłana i Ojca Narodu. Tegoroczna pielgrzym-

Pielgrzymowanie z Prymasem tysiąclecia

Józef Wypych często podkreślał, że fascynuje go postać Stefana kard. Wyszyńskiego. Wspominał, że najbardziej utkwiło mu w pa-

mięci kazanie, które ks. Prymas wy-głosił na Jasnej Górze kilka dni po powrocie z Komańczy, miejsca od-osobnienia, gdzie powstały Jasnogór-skie Śluby Narodu Polskiego. Nasza moralna słabość i chwiejność, pomimo silnej wiary, nasz relatywizm moralny, skłonny do ulegania złym przykładom i prądom, po-słuch najrozmaitszym błędom, nieraz wprost absurdalnym, upadek moralności małżeń-skiej, niewierność, rozwiązłość, nietrzeźwość – to wszystko sprawia, że pion moralno-spo-łeczny Narodu jest tak chwiejny (…). Jeste-śmy duchowo rozdwojeni, rozbici psychicz-nie, a stąd pozbawieni stylu życia i charak-teru narodowego. To wszystko umiemy dziw-nie łączyć z naszym przywiązaniem do Koś-cioła, którego nie słuchamy w codziennym życiu – mówił kard. Stefan Wyszyński w 1956 roku.

W latach 70., kiedy na Jasną Górę przybywały małe grupy pielgrzymów głównie z regionu katowickiego, ale potem także z różnych innych części kraju, Józef Wypych organizował dla nich, obok modlitwy przed Cudownym Obrazem Matki Bożej, także spotkania, podczas których sięgano do nauczania Prymasa Tysiąclecia. Potem po śmierci

jasna góra – ks Prymas z ks kapelanem władysławem Padaczem Fot. Instytut Prymasa Wyszyńskiego

Page 58: Nasz Głos maj 2013

5� nasz głos nr 5 | maj �0�3

ka (24–25.05) będzie miała jednak wy-jątkowy wymiar, bowiem połączona bę-dzie z oficjalnym przyjęciem za patro-na Stowarzyszenia „Civitas Christiana” Stefana kard. Wyszyńskiego.

Decyzją Walnego Zebrania, które odbyło się na Jasnej Górze 23 czerw-ca 2012 r., przyjęto uchwałę o podje-cie starań, by Instytut Prymasa Wy-szyńskiego wyraził zgodę na uznanie Prymasa Tysiąclecia patronem nasze-go Stowarzyszenia. Taką zgodę Instytut podjął, a nasze środowisko rozpoczę-ło czas przygotowań do tego doniosłe-go aktu. Decyzja o obraniu Prymasa Ty-siąclecia naszym patronem jest wielką radością, ale i ogromnym zobowiąza-niem. Do tego aktu przygotowywaliśmy się poprzez „regionalne” spotkania na-szych Oddziałów w różnych miejscach Polski, związanych z życiem i posługą kard. Stefana Wyszyńskiego. W spot-kaniach uczestniczył Ziemowit Gaw-ski, przewodniczący Stowarzyszenia, a także Pani Anna Rastawicka z Instytu-tu Prymasowskiego, świadek życia i po-sługi ks. Prymasa. Warto podkreślić, że proces przygotowania „Civitas Christia-na” do przyjęcia tego szczególnego Pa-trona zainicjował Pan Przewodniczący, który przez wiele lat nie tylko „spoty-kał” nasze środowisko z myślą Prymasa Tysiąclecia, ale wskazywał na „drogę”, którą Stowarzyszenie winno podążać.

Postać Prymasa Polski, autora teks-tu Jasnogórskich Ślubów Narodu, wciąż jest mało znana i doceniana, a przecież to ten, o którym bł. Jan Pa-weł II powiedział: nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża-Polaka (…), gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry – tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, który jest związany z Twoim bisku-pim i prymasowskim posługiwaniem.

Wielkim zadaniem jest dla nas wszystkich, Polaków, program Jas-nogórskich Ślubów Narodu, o któ-rych sam ks. Prymas powiedział: za-paliliśmy Wam pochodnię „Jasnogórskich Ślubów” na górach wysokich (…), aby światłość ich świeciła wszystkim, którzy są w domu i tym w kraju, i tym w rozprosze-niu, którzy w domu być nie mogą, ale są domownikami i dziećmi najmilszymi Pol-skiego Domu – Ojczyzny naszej.

Na podstawie Jasnogórskich Ślubów Narodu Ksiądz Prymas napisał Wiel-ką Nowennę – program duszpaster-skiego przygotowania Polski do Ty-siąclecia Chrześcijaństwa. W ten spo-sób zainicjował wielką pracę nad reli-gijno-moralną odnową Narodu, którą po uwolnieniu z wiezienia ożywiał i ak-tualizował. Ten program jest wciąż ak-tualny, wciąż trzeba do niego wracać.

W Ślubach kard. Wyszyński zawarł całą swą pasterską troskę o Kościół i naród oraz heroiczną wiarę, promienną w mi-łość i zaufanie do Królowej Polski. Po-twierdzają to Jego słowa: Wiele przedsię-wzięć w swoim życiu mogłem zrobić lepiej, może niektóre moje kroki szły w niewłaściwym kie-runku. W jednym jednak nie pomyliłem się na pewno. Droga duchowa narodu na Jasną Górę, którą wytyczyłem okazała się prawidłowa.

Dziś, gdy Ojczyzna nasza jest tak boleśnie doświadczana, gdy trwa wal-ka z Bogiem i Kościołem, trzeba nam wracać do słów, myśli i nauczania Słu-gi Bożego, który był patriotą godnym szacunku i naśladowania. Jak sam wy-znał, kochał Polskę bardziej niż włas-ne serce. Prymas Tysiąclecia to wybit-na postać nie tylko Kościoła polskiego i powszechnego. To przede wszystkim wielki Polak, którego życie, działalność i twórczość odcisnęły się jak pieczęć na polskiej historii, kulturze, ducho-wości i myśli społeczno-politycznej XX wieku. Wartości, którym był wier-ny i które głosił, to m.in.: poszanowa-nie życia i godności każdego człowie-ka, uznanie prymatu rodziny w społe-czeństwie, obrona ziemi i praw ludz-kich, obrona pracy i praw ludzi pracu-jących, a także niepodważalne prawo Narodu do samostanowienia, do włas-nej kultury oraz dziedzictwa narodo-wego. lpa

troN

„ci

vita

s ch

rist

iaNa

Pielgrzymki „civitas christiana” na jasną górę były okazją do przypomnienia nauczania prymasa wyszyńskiego i wielkim wołaniem o wyniesienie go na ołtarze, na zdjęciu przewodniczący ziemowit gawski składa akt zawierzenia przed obrazem matki boskiej częstochowskiej

Page 59: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 5�

patroN „civitas christiaNa”

tomasZ rZymkowski

kardynał józef glemp, następca Prymasa tysiąclecia, stanął na początku swojej posługi przed ogromnym wyzwaniem, jakim było wyjście z cienia wielkiego poprzednika. udało mu się to za sprawą dwóch szlachetnych przymiotów – prostoty i siły

Przyjaciel „civitas christiana”

rencji Episkopatu Polski, przestał pełnić funkcję jej przewodniczącego. W 2006 roku została przyjęta przez Benedykta XVI re-zygnacja kard. Glempa z pełnienia urzę-du arcybiskupa metropolity warszawskie-

go, pozostawiając mu tytuł prymasa Pol-ski do 18 grudnia 2009, kiedy to ukończył 80 rok życia. Wówczas tytuł prymasa został przywrócony metropolitom gnieźnieńskim. Kardynał Glemp odszedł do Pana 23 stycz-nia 2013 roku w Warszawie. Został pocho-wany w krypcie arcybiskupów warszawskich w archikatedrze warszawskiej.

Posługa Józefa Glempa prymasa Polski przypada również na czas powstania Ka-tolickiego Stowarzyszenia „Civitas Chri-stiana”. Można się pokusić o twierdzenie, iż losy Stowarzyszenia są splecione z po-sługą Księdza Prymasa. Jako świadectwo tych relacji mogą posłużyć zdjęcia, które udostępnił redakcji przewodniczący Zie-mowit Gawski. Dokumentują one pierw-

sze chwile, kiedy to Stowarzyszenie roz-poczynało w 1992 roku drogę przemian. Kardynał Józef Glemp uczestniczył w naj-ważniejszych dla Stowarzyszenia wyda-rzeniach. Był obecny podczas wręczania Nagrody im. Włodzimierza Pietrzaka i fi-nałów Ogólnopolskich Konkursów Wiedzy Biblijnej, poświęcił sztandar Stowarzy-szenia oraz siedzibę przy ul. Nabielaka w Warszawie. Odwiedził również zakład Inco-Veritas S.A. w Pruszkowie i siedzibę Instytutu Wydawniczego Pax. Władze Sto-warzyszenia były także wielokrotnie gosz-czone w rezydencji metropolitów war-szawskich przy ul. Miodowej w Warszawie. Okazją do bliskich kontaktów była oso-ba Prymasa Tysiąclecia, promocja książek

o nim, jak i spotkania poświęcone jego osobie. Członkowie Katolickiego Stowa-rzyszenia „Civitas Christiana” z przewod-niczącym Ziemowitem Gawskim towarzy-szyli kard. Józefowi Glempowi podczas jego ostatniej ziemskiej podróży 27 stycz-nia 2013 roku, kiedy to trumna z doczes-nymi szczątkami prymasa została przenie-siona z Bazyliki Świętego Krzyża do Bazy-liki Archikatedralnej Św. Jana Chrzciciela w Warszawie, gdzie spoczął u boku swoich poprzedników, on ostatni Wielki Prymas, Prymas czasu zmian, który przeprowadził Kościół katolicki w Polsce przez okres bar-dzo burzliwy. l

Fotoreportaż na str. ii i iii

W grudniu 1981 roku, czyli pięć miesięcy po tym, jak kard. Józef Glemp został arcybiskupem me-tropolitą warszawskim i gnieź-

nieńskim, spadło na niego trudne i odpo-wiedzialne zadanie, jakim było kierowanie Kościołem polskim po wprowadzeniu sta-nu wojennego. Sprostał temu wyzwaniu, kontynuując drogę Prymasa Tysiąclecia, dla którego priorytetem było niedopuszczenie do rozlewu krwi oraz zachowanie substan-cji narodu i Kościoła. Przez cały okres sta-nu wojennego pomagał internowanym, ich rodzinom i bliskim. Po 1989 roku dbał o in-teresy Kościoła, jako wspólnoty ludzi wie-rzących, ale także narodu i Polski. Zabie-rał głos w najważniejszych dyskusjach, był stanowczy, a jednocześnie prowadził dia-log ze wszystkimi. Starał się znaleźć zawsze wspólny mianownik łączący ludzi ukształto-wanych w tradycji polskiej.

Wyjątkowość w dziejach epoki, w któ-rej przypadło posługiwać kard. Glempo-wi, zapewniła mu miejsce w historii Kościo-ła katolickiego w Polsce. Jego zachowanie w konkretnych sytuacjach było początko-wo dla wielu niezrozumiałe, jednak po cza-sie zostało docenione. Świadczy to o jego wyjątkowości.

Kardynał Józef Glemp zaczynał i kończył pewną epokę w Kościele polskim. W 1992 roku, kiedy to na mocy bulli Jana Pawła II Totus Tuus Poloniae Populus powstała diece-zja łowicka i warszawsko-praska, znacznie zmniejszyła się diecezja warszawska. W tym samym roku doszło do historycznego rozłą-czenia unii metropolitalnej między Gnie-znem a Warszawą. Ksiądz prymas w 2004 roku, w związku ze zmianą statutu Konfe-

Prymas Polski kard józef glemp i przewodniczący ziemowit gawski, 22 vI 1992 r w klubie im włodzimierza Pietrzaka

Page 60: Nasz Głos maj 2013

5� nasz głos nr 5 | maj �0�3

ojciec jerzy tomziński jest ostatnim żyjącym Polakiem – uczestnikiem soboru watykańskiego ii. w 50. rocznicę rozpoczęcia obrad soboru przedstawiamy jego świadectwo tamtych dni. w 5. części rozmowy poruszamy wątek soborowych czuwań na jasnej górze

soBorowe czuwania na jasnej górze

o je

rzy t

omziń

ski

zać Polskę z Rzymem i chciano zmo-bilizować katolików w Polsce, aby nie-śli pomoc modlitewną Ojcom soboro-wym. Inicjatywę nazwano Jasnogórski-mi Czuwaniami Soborowymi. Czuwa-nia były zaplanowane na cztery lata.

wówczas pojawił się pomysł świec soborowych?– Pierwsza sesja Soboru trwa-

ła od 10 października do 8 grudnia 1962 roku. Każda delegacja przy-woziła na Jasną Górę Świecę So-borową. Z otrzymanego z nich wo-sku przygotowano specjalną świecę dla Ojca Świętego Jana XXIII. 25 li-stopada tak mówił prymas kardynał Wyszyński podczas audiencji u pa-pieża: „W najbliższym czasie bisku-pi polscy spotykają się w Często-chowie by tam dziękować Czarnej Madonnie za wszystkie łaski, które dla Waszej Świątobliwości wymod-lił lud polski na Jasnej Górze. Świe-ca, którą składa Ojciec Generał, niech przypomina Waszej Świąto-bliwości, że w Polsce w intencji So-boru polski lud wznosi serca i oczy do Boga.”

to był początek czuwań?– Tak, od tego czasu na Jasnej Gó-

rze pojawiły się Czuwania Soborowe, które trwają do dzisiaj. Geneza tych czuwań jest także związana z uwię-zieniem prymasa. Wówczas panie z Instytutu Prymasowskiego czuwa-ły u stóp Pani Jasnogórskiej dzień i noc. To było jednak, co innego. Dopiero kiedy pojawiły się Czuwa-nia Soborowe na Jasną Górę zaczę-ły przyjeżdżać różnego rodzaju zgro-madzenia, organizacje, zakony. I tak zostało aż po dzień dzisiejszy. Wciąż

można modlić się u tronu Jasnogór-skiej Bogurodzicy podczas nocnych czuwań.

co działo się w Polsce podczas drugiej sesji soboru?

– Druga sesja soborowa trwała od 28 października do 22 grudnia 1963 roku. Delegacje parafialne składa-ją w darze Księgę Czynów Dobroci. Ojcowie soborowi otrzymują maryj-ną hostię z Jasnej Góry. Były to hostie wypieczone w jasnogórskim sanktua-rium. Stały się symbolem czynów mi-łości i dobroci złożonych przez para-fie dla Soboru.

jak szerokie kręgi społeczne objęła ta akcja?– Akcja Soborowych Czynów Dobro-

ci przerosła jakiekolwiek oczekiwa-nia. Na ołtarzu Matki Bożej złożono 6,5 tys. ksiąg czynów dobroci! W każ-dej księdze setki dobrych czynów! To jedyna taka biblioteka na świecie. Aż dziw bierze, że za badanie tych ksiąg nie wzięli się do tej pory naukowcy. To przecież świetny materiał do ba-dan dla teologów, socjologów i wielu innych badaczy.

co jest najważniejsze w tej inicjatywie? – Najważniejszą sprawą jest to, co

ludzie konkretnego postanowili. Nie liczy się gadanie, roztrząsanie, ale właśnie konkretne czyny zapisane w Księgach. Akcja zakładała odnowę Kościoła nie poprzez wielkie czyny,

Ostatnio mówiliśmy o Episko-pacie i Kościele Polskim na Soborze. Dzisiaj porozma-wiajmy o tym, w jaki sposób

Polska przeżywała Vaticanum II. Jed-nym z elementów soborowych obec-nych w pobożności i duchowości Po-laków w czasie jego prac były czuwa-nia soborowe na Jasnej Górze.

– Już w dniu rozpoczęcia obrad przez komisję przygotowawczą do Soboru, było to 20 lutego 1962 roku, błogosławiony papież Jan XXIII po-wiedział kilka słów o Matce Bożej Jas-nogórskiej: „O Czarna Madonno! Jak-że jesteś nam droga! Zżyliśmy się z Tobą od lat młodzieńczych, a Twój cudowny obraz zawsze z czcią u sie-bie przechowujemy. Niech więc na Was wejrzy swym łaskawym okiem Bogarodzica Dziewica i niech Was wspomaga w ciągu prac jakim będzie-cie się oddawać podczas tej sesji.”

jaki wpływ na Polaków miały te słowa?– Okazało się, że bardzo duży. Kil-

ka miesięcy później, 8 grudnia, czy-li już w czasie pierwszej sesji Soboru, tak mówił kardynał Wyszyński na pol-skiej audiencji w Rzymie: „Szczegól-ną naszą radością jest, że wywyższy-łeś Ojcze Święty Matkę naszą Czarną Madonnę Jasnogórską ośmiokroć zra-nioną na swoim obliczu wobec dzieci wszystkich narodów podczas pamięt-nej dla nas sesji.” Słyszałem te słowa osobiście, byłem obecny wówczas na audiencji. To właśnie te słowa papie-ża były inspiracją do powstania czu-wań soborowych na Jasnej Górze. Były sposobem pomocy Kościołowi pod-czas tego tak ważnego czasu, jakim był Sobór. W ten sposób chciano zwią-ko

śció

ł

Page 61: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl 5�

z Posiewunaszej krwizamyślenia o domu ojczystym

Lecz ta Polska n i e s k o ń c z o n a P r z e z c e l , którym pała, Więc to tylko dwa ramiona Świeckiego jej ciała. Dwa ramiona o r ł a - k r z y ż a -Co spodem jest z r o l i ,Górą k’niebu się przybliżaPrzez to c o g o b o l i .

(C.K. Norwid: Pieśni Społecznej Cztery Stron. I)

W tym roku wspominamy 150. rocznicę wybuchu Powsta-nia Styczniowego, wiel-kiego zrywu narodowego

o niepodległą Polskę. Chciałbym dzi-siaj postawić parę problemów, któ-re, jak mi się wydaje, będą troszeczkę inne niż te najczęściej pojawiające się w różnych komentarzach. Są to pyta-nia o sens polskiej drogi, o sens wysił-ku podejmowanego przez wieki z po-kolenia na pokolenie aż po wiek XXI. Te pytania ciągle stają przed nami i różne padają na nie odpowiedzi; cią-gle na nowo toczą się spory o to, jak mogło być inaczej i czy mogło być ina-czej, jaki jest sens tego wysiłku od Konfederacji Barskiej przez Powsta-

ziem

owit

gaws

ki

organizację dużych wydarzeń, ale po-przez odnowę własnej duszy i walkę z największymi wadami narodowymi i własnymi. Funkcjonowało między innymi takie hasło: „Zwyciężam sie-bie dla zwycięstwa Kościoła”.

wówczas diecezje zaczęły przywozić na jasną górę krzyże?

– W pierwszym etapie do 10 paź-dziernika delegacje pielgrzymkowe modliły się podczas czuwań o zwy-cięstwo nad sobą ludzi z każdej die-cezji. Jako wotum każda grupa skła-dała krzyż diecezjalny. Każda die-cezja przywoziła swój krzyż. Niektó-re z nich były prawdziwymi dziełami sztuki. Te krzyże były rzecz jasna zna-kami zwycięstwa.

w tamtym czasie parafie pomagały także pol-skim (i nie tylko) misjonarzom

– W drugim etapie delegacje pa-rafialne przybywały na Jasną Górę i składały różańce. Te różańce zrobio-ne w Polsce wysłaliśmy misjonarzom.

Księgi z wpisanymi dobrymi czynami delegacje składały podczas czwartej sesji soborowej?

– Dokładnie tak. W 1965 roku miała miejsce czwarta sesja soborowa, trwała ona od 14 września do 8 grudnia. Właś-nie wtedy delegacje parafialne składały księgi z wpisanymi dobrymi czynami.

co jasnogórskie czuwania dały Polakom i soborowi?

– Czuwania jasnogórskie zjednoczy-ły Polaków. Wielu pielgrzymów mówi-

ło: „jedziemy na Sobór na Jasną Górę”. Było takie wrażenie jakby Sobór odby-wał się na Jasnej Górze. Żaden kraj i ża-den Kościół w świecie nie przeżywał Soboru tak jak Polska. Polscy Ojcowie soborowi informowali o tych wydarze-niach wszystkich uczestników Soboru. Robiło to na nich duże wrażenie. Cały świat się dowiedział, że Polska, ten kraj za żelazną kurtyną, żyje Watykanem i Kościołem. Rzym znalazł się symbo-licznie na Jasnej Górze. Polska związała się ze Stolicą Piotrową niezwykle moc-no. To był największy sukces tych jas-nogórskich czuwań i osobiste zwycię-stwo prymasa Wyszyńskiego. Ten czas pokazał jak powinno się przezywać Kościół i jak mu pomagać. Oprac.ŁukaszsOśniak

nie Kościuszkowskie, Listopadowe, Styczniowe, Powstania Zabajkalskie, Powstania Śląskie, Powstanie Wielko-polskie, po Powstanie Warszawskie, a dalej pytania o sens Poznańskie-go Czerwca, potem Wydarzeń Marco-wych, Grudnia ‘70 oraz wydarzeń na wybrzeżu w 1976 i 1980 roku? Jaki to wszystko miało sens? Czy można było tę polskość i tę Polskę urządzić ina-czej? Łatwiej? Prościej? Bez ogrom-nego wysiłku, bez przelewu krwi, bez strzelania, bez porywania się – jak nie-którzy mówią – „z motyką na słońce” przeciwko wielkim i możnym? Co jest istotą polskości – tutaj, w tym miejscu Europy pomiędzy tymi, jak się często mówi, dwoma młyńskimi kamieniami, pośród których naród nie może być słaby, naród musi być silny wewnętrz-ną siłą, bo inaczej zostanie zmielony jak ziarno na mąkę.

I w tym wszystkim pytanie o sens także Powstania Styczniowego, któ-re wybuchło w czasie, kiedy propo-nowano urządzenie autonomii w Kró-lestwie i kiedy margrabia Aleksander Wielopolski próbował budować mo-

del pracy spokojnej i wytrwałej, wy-korzystywania instytucji.

Ale sięgnijmy do tego, co mówili świadkowie tamtych wydarzeń, wszak-że plany rządu carskiego były zupełnie inne. Św. abp Zygmunt Szczęsny Feliń-ski pobór do wojska rosyjskiego lud-ności polskiej – tzw. brankę ogłoszoną na terenie Królestwa Polskiego uznał za ostatnią próbę Wielopolskiego – jak napisał w swoich „Pamiętnikach” – „przytłumienia jak najmniejszym kosztem nieuniknionej w kraju rewo-lucji, by następnie już bez przeszko-dy rozwijać nadane narodowi insty-tucje”. Arcybiskup Feliński komentu-je to dalej: „Ale nad Newą całkiem do innych zmierzano celów niż nad Wisłą. Tam troszczono się o jak najrychlejsze zgniecenie gotującego się ruchu dla-tego jedynie, by mieć całkiem rozwią-zane ręce i móc rozporządzić się kra-jem wedle własnego upodobania, nie dając zagranicy powodów do wmiesza-nia się w tę sprawę”. Jak widzimy, po-wraca złudzenie Polaków z czasu, kiedy Aleksander II, przybywszy do Warsza-wy, witany był jako liberał, który chce

kościół

Page 62: Nasz Głos maj 2013

�0 nasz głos nr 5 | maj �0�3

naród obdarować swobodami. Tenże Aleksander II powiedział w 1856 roku na Zamku: „Żadnych marzeń, pano-wie, żadnych marzeń! Szczęście Pola-ków zamyka się tylko w całkowitym zla-niu się z Rosją”. Polacy marzenia mie-li, a zatem czy można było to wszystko urządzić inaczej? Czy można było od-powiedzieć na pragnienie narodu życia w wolności tylko i wyłącznie zadowole-niem się takimi czy innymi ustępstwa-mi zaborczych władz? Można oczywi-ście przywoływać racje tych, którzy wskazują na wielorakie uwikłania mię-dzynarodowe, na wpływy obce, na za-wód, którego doznaliśmy kolejny raz także w Powstaniu Styczniowym od za-chodnich sojuszników, przynajmniej za takich ich uważaliśmy… ale nie o tym chciałem dzisiaj mówić…

Dziś zadajemy pytania o to, co było istotą, sensem naszych zrywów naro-dowych. Jaka jest nasza tożsamość, jaka jest nasza droga dziejowa. Spójrz-my i posłuchajmy przez chwilę, jaki był manifest Rządu Tymczasowego z 22 stycznia 1863 roku: Nikczemny rząd najezdniczy, rozwścieklony oporem męczonej przezeń ofiary, postanowił zadać jej cios sta-nowczy: porwać kilkadziesiąt tysięcy najdziel-niejszych, najgorliwszych jej obrońców, oblec w nienawistny mundur moskiewski i pognać tysiące mil na wieczną nędzę i zatracenie.

Polska nie chce, nie może poddać się bez-opornie temu sromotnemu gwałtowi, pod karą hańby przed potomnością powinna sta-wić energiczny opór. Zastępy młodzieży wa-lecznej, młodzieży poświęconej, ożywione go-rącą miłością Ojczyzny, niezachwianą wiarą w sprawiedliwość i pomoc Boga, poprzysięgły zrzucić przeklęte jarzmo lub zginąć.

I dalej w tym Manifeście znajdzie-my znamienny zwrot do narodu rosyj-skiego, wezwanie do braterstwa i sło-wa: Przebaczamy Ci , bo i Ty jesteś nędz-ny i mordowany, smutny i umęczony, trupy dzieci Twoich kołyszą się na szubienicach car-skich, prorocy Twoi marzną w śniegach Sybi-ru. A jeżeli w tej stanowczej godzinie nie uczy-nisz w sobie zgryzoty za przeszłość, świętych pragnień dla przyszłości, jeżeli w zapasach z nami dasz poparcie tyranowi, który zabija nas a depcze po Tobie – biada Ci! Bo w obli-czu Boga i świata całego przeklniemy Cię na hańbę wiecznego poddaństwa i mękę wiecznej niewoli i wyzwiemy na straszny bój zagłady, bój ostatni Europejskiej Cywilizacji z dzikiem barbarzyństwem Azji.

To jest apel, manifest, w imię któ-rego tysiące i tysiące Polaków zerwa-ło się do nierównej walki z zaborca-

mi, głównie z zaborcą moskiewskim. Około 1tys. młodych ludzi uczestniczy-ło w powstaniu, rozegrano ok. 1200 bi-tew, ok. 20 tys. było poległych i zabi-tych, ok. 40 tys. zesłanych, ok. 10 tys. wyemigrowało, a trzeba pamiętać, że ludności wtedy na naszym terytorium było ok. 5 milionów, a wiec ogrom-ne straty, które postawiły przed Pola-kami tamtych czasów pytanie o biolo-giczne przetrwanie narodu. Chciałbym jeszcze w tym kontekście zwrócić uwa-gę na piękny komentarz ks. kard. Ste-fana Wyszyńskiego wygłoszony w war-szawskim kościele Świętego Krzyża 27 stycznia 1963 roku z okazji setnej rocz-nicy wybuchu Powstania Styczniowe-go – wtedy też toczyły się różne spo-ry o sens powstania; niektórzy uważa-li, że było ono wynikiem jakiejś ruso-fobii Polaków (nic bardziej nieprawdzi-wego). Ks. Prymas dał wówczas waż-ny wykład o istocie polskości, o istocie naszego narodu: (…) gdy człowiek czy na-ród czuje się na jakimkolwiek odcinku związany i skrępowany, gdy czuje, że nie ma już wolno-ści opinii i zdania, wolności kultury i pracy, ale wszystko wzięte jest w jakieś łańcuchy i klamry, wszystko skrępowane jak stalowymi gorsetami, wtedy nie potrzeba kompleksów. Wystarczy być tylko przyzwoitym człowiekiem, mieć po-czucie honoru i osobistej godności, aby się prze-ciwko takiej niewoli burzyć, szukając środków i sposobów wydobycia się z niej. Przyglądaliście się może kiedy ptakowi jak tłucze się w klat-ce, wszystko pierze z piersi swojej wyrywa. Zim-ny obserwator patrzący na to powiedzieć może «głupi ptak». Chociaż lepiej może, żeby otwo-rzył drzwiczki i wypuścił «głupiego ptaka» na wolność . Nie wolno mówić – «głupi ptak» – trzeba raczej powiedzieć on się rwie w światy. Każdy, kto uczciwy, ułatwi mu to. Któż może się dziwić, że o klatkę w Polsce ustanowioną roz-bijały się piersi polskich ptaków aż pióra lecia-ły rany pozostawiające. Wytłumaczcie ptakowi, żeby się niepotrzebnie nie obijał o druty, bo ich nie przezwycięży. Nawet ptakowi, który nie ma przecież rozumu ani rozeznania i powiązania swoich dążeń z dążeniami innych ptaków, tego nie wytłumaczycie. A chcielibyście to wytłuma-czyć istocie rozumnej i wolnej? O, żadną miarą nie da się tego wytłumaczyć! Zamiast to czynić, lepiej klatkę otworzyć i dać możność skrzydłom, by rozwijały się w lotach i piersiom, by potęż-niały, jak tego wymaga własne zadanie, prze-znaczenie człowieka czy narodu. Ktokolwiek bę-dzie w granicach jakiegokolwiek narodu na glo-bie ustawiał klatki, będzie wrogiem, będzie bu-dził opór i rewolucjonizował ducha od wewnątrz w głębi człowieka, który jest powołany do wol-ności myślenia, do wolności chcenia, do wolno-

ści miłowania i do wolności działania – na to nie ma rady. To słowa Prymasa Tysiąclecia.

I może jeszcze jedna refleksja. To Po-wstanie Styczniowe dało naszej Ojczyź-nie nie tylko ogromne straty, ale dało także, i trzeba o tym pamiętać, wielkich świętych: Rafała Kalinowskiego, bra-ta Alberta Chmielowskiego, arcybisku-pa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego i kandydata na ołtarze Romualda Trau-gutta. Dało nadzieję na przyszłość, obu-dziło naród, który zaczął się tworzyć jako naród nowoczesny, wspólny, niepodzie-lony na stany, jako wspólnota dziejów i kultury, naród, który także na „nieludz-ką ziemię wieczystych śniegów” poniósł wolności dumę, poniósł prawa człowie-cze, naród, który mógł powiedzieć o so-bie, że z tych mogił, kości i krzyży Pol-ska powstanie. To istota polskości, to ciąg naszych zmagań o godność czło-wieka i narodu i to dlatego możemy po-wiedzieć GLORIA VICTIS – „chwała po-konanym”, bo dzięki nim jesteśmy tym i kim jesteśmy. Romuald Traugutt, stra-cony 5 sierpnia 1864 roku na stokach warszawskiej Cytadeli, pozostawił nam swoisty testament, gdy podczas prze-słuchań powiedział m.in.: Celem jedynym i rzeczywistym powstania naszego jest odzyska-nie niepodległości i ustalenie w kraju naszym po-rządku opartego na miłości chrześcijańskiej, na poszanowaniu prawa i wszelkiej sprawiedliwo-ści. Idea narodowości jest tak potężną i czyni tak wielkie postępy w Europie, że ją nic nie pokona. To słowa, które warto zapamiętać w roku 2013, w 150. rocznicę wybuchu Powsta-nia Styczniowego, warto rozważyć te myśli o Polsce – Ojczyźnie trudnego wy-boru, ale Ojczyźnie wolnych ludzi.

Na malutkim cmentarzu w Szczuto-wie, gdzie znajduje się mogiła zbio-rowa około 40 powstańców, w Polsce międzywojennej postawiono kamien-ny obelisk ze słowami: „Z posiewu wa-szej krwi – nasza wolność”.

Trzeba, abyśmy o tym pamięta-li, kiedy zamyślamy się nad sensem Powstania Styczniowego, nad sen-sem wszystkich zrywów na niepod-ległość, nad sensem polskiej dro-gi, nad polskością, nad dumnym na-rodem, który nie che zginać karku przed tyranami. Z posiewu waszej krwi – nasza wolność.

Tekst wypowiedzi Ziemowita Gaw-skiego, przewodniczącego Katolickie-go Stowarzyszenia „Civitas Christiana”, wygłoszonej na antenie Radia „Jasna Góra” 22.01.2013 r.

ziemOwitGawskikośc

iół

Page 63: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

kościół

ks. Bronisław żołniercZyk

Benedykt Xvi, otwierając rok wiary, mówił, że najważniejszym priorytetem jest uobecnianie Boga w świecie i otwieranie ludziom dostępu do niego. nie do jakiegokolwiek boga, ale tego Boga, który przemówił na synaju. jego oblicze rozpoznajemy w miłości, która daje się do końca (por. j 13,1) – w jezusie chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym.

uoBecnianie Boga w świecie

cie i otwieranie ludziom dostępu do Niego. Nie do jakiegokolwiek boga, ale tego Boga, który przemówił na Synaju. Jego Oblicze rozpoznaje-my w miłości, która daje się do koń-ca (por. J 13,1) – w Jezusie Chrystu-sie ukrzyżowanym i zmartwychwsta-łym. Zdaniem Benedykta XVI Bóg dziś znika z horyzontu ludzi, a wraz z gaśnięciem światła pochodzącego od Boga ludzkość traci orientację – niszczące skutki tego procesu stają się coraz bardziej widoczne.

Papież jest też przekonany, że jed-nym z głównych źródeł współczesne-go kryzysu wiary jest utrata tej per-spektywy, którą człowiekowi daje chrześcijańska nadzieja i miłość. Dla-tego tej sprawie poświęcił swą dru-gą encyklikę, „Spe salvi” z 30 XI 2007 roku, oraz liczne wystąpienia.

Ojciec Święty przypominał, że czło-wiekowi w każdym czasie potrze-ba Chrystusa, jeśli człowiek i kultura mają istnieć i tworzyć się nadal. Chry-stus jest bowiem wzorem najświet-niejszych wartości ludzkich. Nie wy-starczy prostacko zapisany ateizm – niewiara – Chrystus jest konieczny człowiekowi do życia, codziennego życia, dzisiaj i jutro.

Ojciec Święty przejdzie do historii jako wielki świadek wiary, który umiał sterować łodzią Piotrową nawet wte-dy, gdy fale zła były bardzo wielkie,

gdy wzmagała się dyktatura relatywi-zmu, która nie uznaje niczego za pew-nik, a jedynym miernikiem ustanawia własne „ja” i jego zachcianki. Takim ludziom mówił, że miarą dla żyjących jest Syn Boży – prawdziwy Bóg i czło-wiek. To On i tylko On jest wyznaczni-kiem prawdziwego humanizmu i nie-zmiennych wartości.

W jednym z orędzi pisze papież: „Potrzebujemy nawrócenia”, gdyż po grzechu pierworodnym każdy z nas ma problemy ze zrozumie-niem samego siebie, a także z roz-tropnym pokierowaniem własnym losem. Żyjemy jakby na pokładzie tonącego „Titanica” czy na pochyl-ni – krzywej podłodze życia; na po-wierzchni, która tak bardzo jest na-chylona w kierunku grzechu, że ła-twiej przychodzi nam czynić zło, którego nie chcemy, niż dobro, któ-rego szczerze pragniemy (por. Kate-chizm Rzymski).

Nawrócić się to przyjąć odpowie-dzialność za własne błędy. To uznać, że zło we mnie i wokół mnie pojawia się tylko wtedy, gdy ja i inni ludzie odchodzimy od Boga – od Bożej mi-łości i prawdy. Nie jest dramatem po-błądzić. Dramatem jest trwać w błę-dzie i nie skorzystać z czasu pokuty – łaski powrotu do Boga. Na temat grzechu i nawrócenia nie bał się mó-wić otwarcie w amerykańskiej telewi-zji bp Fulton Sheen: Grzech to poważ-na rzecz, a jego tragedia pogłębia się przez zaprzeczenie, że jesteśmy grzesznikami. Jeśli ślepcy zaprzeczą, że są ślepymi, jakże będą mogli kiedyś coś zobaczyć? Jeśli chorzy nie uwierzą w swoją chorobę, jakże mogą być uzdrowieni? Być grzesznikiem to nasze nie-szczęście, ale być tego świadomym, to nasza nadzieja.

„W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 5,20)Pierwszym owocem nawrócenia

jest pojednanie, prawdziwe pojed-nanie, za którym wszyscy tęsknimy.

Nawróćcie się do mnie całym sercem przez post i płacz, i lament. Roz-dzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Nawróćcie się do pana, Boga

waszego! On bowiem jest litościwy, miłosier-ny, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę, a li-tuje się nad niedolą (Jl 2,12-13).

„Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15)

Chrystus wzywa: „nawracajcie się” – tzn. przemieńcie siebie, ducha, wnę-trze… Odwróćcie się od wszystkiego, co jest złe, a zwróćcie się ku wszyst-kiemu, co dobre. Nadajecie inny kie-runek myślom i pożądaniom. Ni-czego wartościowego nie odrzucaj-cie, ale postawcie wszystko na właś-ciwym miejscu; nad wszystkimi zaś wartościami postawcie Boga i Jego wolę. Między sprawami nakazany-mi przez Boga rozróżniajcie sprawy istotne, niezmienne, niezależne od okoliczności – od spraw drugorzęd-nych, nakazanych w danych warun-kach, lecz mających nie obowiązywać w innych. Ten nowy ład w pragnie-niach, pożądaniach i czynach utrwa-lajcie tak mocno, żeby utożsamił się z waszą osobą i waszym życiem. Tak można parafrazować powyższe słowa Ewangelii.

Benedykt XVI, otwierając Rok Wia-ry, mówił, że najważniejszym priory-tetem jest uobecnianie Boga w świe-

Page 64: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

Człowiek nawrócony to ten, który po-jednał się z Bogiem. A pojednać się z Bogiem to znacznie więcej niż prze-prosić Go za popełnione grzechy. To uznać z całego serca: Ty, Boże, masz rację, a Twoje przykazania są słusz-ne. Będą one odtąd moją mądroś-cią, chlubą i radością, moją drogą ży-cia. Czasem myślałem, że większość demokratyczna ma rację, że rację ma moda, środki przekazu, alkohol, nar-kotyki, pieniądze czy namiętności i popęd... Tak myślałem i błądziłem. Rozczarowałem się i cierpiałem. A te-raz już wiem, że tylko Ty, Boże, masz rację. Także wtedy, gdy Twoja wola jest trudna, gdy jej do końca nie ro-zumiem albo gdy stawia mi wysokie wymagania.

Pojednać się z Bogiem to pojednać się z Jego miłością, bo „Bóg jest mi-łością” (l J 4,8). Nawrócić się to zrozu-mieć tę Bożą Miłość. To uznać, że nie jest łatwo Bogu kochać nas, grzesz-nych ludzi. Nas, którzy nie umiemy kochać nawet samych siebie. Nas, którzy czasem obarczamy Boga odpo-wiedzialnością za nasze złe czyny i za ich bolesne konsekwencje. Nie jest łatwo kochać nas, którzy wytwarzamy sobie karykaturalny obraz Boga, cza-sami strasząc się Nim i traktując Go jak bezlitosnego sędziego, to znowu naiwnie się Nim pocieszając i traktu-jąc jak pobłażliwego kolegę.

Nawrócić się to zrozumieć, że Bóg nie jest okrutny ani naiwny. To od-kryć, że każdy z nas jest marnotraw-nym dzieckiem, które ulegając iluzji łatwego szczęścia, odeszło od kocha-jącego Ojca i które On nadal kocha nieodwołalnie i mądrze. On nigdy nie cofa swojej miłości, ale też nie prze-szkadza nam ponosić konsekwen-cji grzechów własnych i innych ludzi, abyśmy cierpiąc, zastanawiali się i do Niego powracali.

Bóg kocha nas miłością bezwa-runkową, ale jednocześnie miłością wychowującą. Oznacza to, że spo-sób, w jaki okazuje nam swoją mi-łość, jest dostosowany do naszego postępowania. W taki właśnie wy-chowujący sposób wyrażał miłość Syn Boży, który stał się człowiekiem. Jednych uzdrawiał, rozgrzeszał, sta-wiał za wzór i przytulał. Innych na-tomiast stanowczo upominał i mó-wił im „biada”, przestrzegał ich i po-wywracał stoły, a nawet przestraszył ich biczem! (por. J 2,13-22). Nawrócić

się to zrozumieć, że sposób, w jaki Bóg wyraża miłość wobec mnie, za-leży od mojego sposobu myślenia i postępowania.

Nawrócić się to pojednać się z samym sobą

Pojednanie z Bogiem owocuje doj-rzałym pojednaniem z samym sobą. Jednak pojednanie z sobą samym nie polega na tym, co pojednanie z Bo-giem. Nie oznacza przyznania sobie racji! Przeciwnie, człowiek nawrócony jest świadomy, że wielokrotnie oszu-kiwał i krzywdził samego siebie. Po-jednać się z samym sobą to znaczy przebaczyć sobie błędy z przeszło-ści, wyciągając z nich wnioski, aby więcej do tych błędów nie powra-cać. Zagrożeniem są postawy skrajne. Jedną skrajnością jest sytuacja, w któ-rej ktoś nie przebacza sobie błędów z przeszłości. Jest wtedy okrutny wo-bec siebie, pozostaje niewolnikiem przeszłości i odbiera sobie szansę na nową przyszłość. Strasznie biedni są wszyscy skrupulaci...

Drugą skrajnością jest naiwność, czyli sytuacja, w której ktoś łatwo przebacza sobie popełnione błędy i nadal czyni to samo. Pojednać się z sobą to uczyć się na błędach z prze-szłości oraz stawiać sobie mądre wy-magania na dziś i na jutro. To wymagać od siebie, by odtąd kierować się mi-łością, prawdą i odpowiedzialnością.

Pojednać się z samym sobą to przebaczyć nie tylko sobie, ale tak-że innym krzywdy, które mi wyrządzi-

li. Zło, którego doznałem od innych, jest już przeszłością. Jest bólem, któ-rego już doświadczyłem. Jeżeli nato-miast nadal w moim sercu podtrzy-muję żal do tych ludzi i nie przeba-czam im, to teraz sam siebie krzyw-dzę. Przebaczenie innym minionych krzywd leży więc w moim interesie i daje mi szansę na pogodniejszą te-raźniejszość i przyszłość.

Pojednanie z samym sobą to coś więcej niż tylko przebaczenie krzywd, które sobie wyrządziłem czy których doznałem od innych. Pojednać się z sobą to pogodzić się z faktem, że w ogóle istnieję, że zostałem „wrzu-cony” w ten świat bez mojej zgody, że urodziłem się i wychowałem w tej właśnie rodzinie, w tym czasie, w tym kraju, że chodziłem właśnie do tych szkół, że miałem takich nauczycie-li, rówieśników, że otrzymałem takie właśnie ciało, taką płeć, takie możli-wości intelektualne, taką wrażliwość psychiczną, takie potrzeby, taki właś-nie świat duchowy i takie więzi z inny-mi. Pojednać się ze sobą w całej pełni znaczy ostatecznie pojednać się z ca-łym swoim życiem i z całą swoją histo-rią, by mieć siłę i nadzieję do budo-wania bardziej Bożej teraźniejszości.

Nawrócić się to pojednać się z bliźnimi

Pojednanie z Bogiem i samym sobą prowadzi do pojednania z drugim czło-wiekiem. Ten, kto doświadczył miło-siernej miłości Boga, kto zrozumiał, że Bóg ma rację, kto szczerze uświadomił ko

śció

ł

benedykt XvI, ogłaszając rok wiary, przypomniał, że człowiekowi potrzeba chrystusa, jeśli człowiek i kultura mają istnieć nadal

Page 65: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �3

sobie własne błędy z przeszłości, jest skłonny w nowy sposób popatrzeć na innych ludzi, poczynając od najbliż-szych osób z kręgu rodzinnego. Taki człowiek uświadamia sobie, że inni podobnie jak on są słabi i grzeszni, że często sami nie wiedzą, co czynią, że podobnie jak on potrzebują Boże-go miłosierdzia i ludzkiego przeba-czenia. Pojednanie z drugim człowie-kiem oznacza wybaczenie mu krzywd i win, które wyrządził nam w przeszło-ści. Oznacza zamknięcie tej przeszło-ści, aby dać bliźniemu szansę na nową teraźniejszość i przyszłość. Jeśli nato-miast z jakichś względów, ze złej woli czy z powodu poważnej niedojrzałości albo zaburzeń, np. w postaci choroby alkoholowej, drugi człowiek dalej pró-buje mnie krzywdzić, to przebaczam mu przeszłość, ale uniemożliwiam mu wyrządzenie krzywdy dziś i jutro. Wobec bliźniego trzeba strzec się za-tem podobnych skrajności, które gro-żą nam w postawie wobec samego sie-bie. Pierwszą skrajnością jest odmowa przebaczenia i szukanie zemsty za do-znane zło. Skrajnością drugą jest na-iwne przebaczanie i bierność wobec krzywdy, którą w dalszym ciągu wyrzą-dza nam druga osoba. Żołnierz, który uderzył Pana Jezusa w twarz, usłyszał od Niego słowa: „Jeżeli źle powiedzia-łem, udowodnij, co było złego. A jeże-li dobrze, to dlaczego mnie bijesz” (J 18,23).

Z czego mamy się nawracać?

Najpierw z grzechów, które nas od-wracają od Boga. Człowiek jest pod-dany „misterium iniquitatis”, tajem-nicy zła. Św. Jan uczy: Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu, to sami siebie oszu-kujemy (…). Jeżeli wyznajemy nasze grze-chy, Bóg jako wierny i sprawiedliwy odpu-ści je nam… ( l J l,8-9). To odwrócenie się od grzechu ma być „zerwaniem”, nieraz bardzo bolesnym. Zerwanie z grzechem ma być równocześnie na-wróceniem się do Boga, pojedna-niem z Nim, z sobą samym i naszymi bliźnimi.

Następnie winniśmy się ciągle na-wracać z grzechów, z niedoskonało-ści, z rutyny... Karl Rahner w książce „Chrześcijaństwo dzisiaj” pisze: może się zdarzyć (...) że nasze serce zostało za-sypane, że jego najgłębsze miejsce, w któ-rym dopiero jesteśmy sobą, zawalił gruz spo-wszednienia, zwątpienia, sceptycyzmu, gruz

zgorzkniałości i rozpaczy. Takie jest ser-ce ludzkie, nie wyzwolone na wolność Nie-skończonego Boga, zasypane serce. Niebez-pieczeństwo zasypania nie jest wcale oszczę-dzone nam tzw. dobrym chrześcijanom, nam wiernym Kościoła, praktykującym. Może-my nie raz żyć sobie w najlepsze w naszym chrześcijaństwie mając serce już dawno za-sypane. Bo zawalenia się wejść przebiega-ją cicho. Powoli zmieniają się serca, i zmie-niły się już wiele razy, zanim zauważyliśmy cokolwiek....

To nawrócenie w sprawach ma-łych i niedoskonałościach jest bar-dzo trudne. Musimy pamiętać, że kto nie podejmuje w nich wysiłku, powoli wpada w poważne problemy.

Wreszcie chrześcijanin winien się zawsze nawracać od tego, co dobre, do tego, co lepsze. Życie chrześcijań-skie ma bowiem charakter dynamicz-ny, ciągle winno się rozwijać, rosnąć, dojrzewać. Bóg żąda ciągłego wzro-stu, rozwoju, owocowania, gdyż sta-nie w miejscu jest obumieraniem, a na pewno cofaniem się.

Obowiązek nieustannego nawracania się

Nawracać się to stawać się coraz bardziej człowiekiem, chrześcija-ninem, matką, ojcem, mężczyzną i kobietą. Nawracać się to odzyski-wać moc nad swoim życiem i ser-cem, i nad Sercem Boga. Nawracać się to opuszczać rejony śmierci, za-kamarki zła, a wystawiać się na ży-ciodajne promienie Łaski i Życia.

Dlatego nawracanie się jest obo-wiązkiem wszystkich uczniów Chry-stusa. Stałe nawracanie się jest wy-mogiem dla tych, którzy podejmu-ją pracę „w duchu św. Brata Alberta”. Posłuchajmy wskazań naszego Bieda-czyny z Krakowa: ...Jeżeli z Panem Bogiem związek zerwałeś, nawiąż go na nowo i żyj jak prawy syn Boski, bo wielka jest godność two-ja jako chrześcijanina na niebie i na ziemi. Kto z Bogiem zerwał, związał się z kimś dru-gim i tamtemu dał nad sobą prawo. Nie ma nic trzeciego, ani tu, ani tam jest tylko Bóg albo diabeł. Nicości nie ma po śmierci, bo du-sza nieśmiertelna jest. My mamy wolę robić jak chcemy i iść na prawo albo na lewo, a czy tak trudna ta droga na prawo? (List do J. Chełmońskiego, „Pisma”, s. 58).

Adam Chmielowski przestrze-gał swojego przyjaciela przed zwią-zaniem się z diabłem, które zawsze grozi człowiekowi, gdy oddala się od Boga i nie podejmuje wysiłku na-

wrócenia. Nie chciał straszyć, lecz ukazywał możliwości wyboru Boga, przez nawrócenie, przez dobre ży-cie w małżeństwie i wypełnianie Bo-żych przykazań. Momentem zwrot-nym w nawróceniu i odrzuceniu dia-bła jest spowiedź św., do której Brat Albert zachęcał przyjaciela: Nie po-wiem Ci: idź do zakonu, masz żonę i dziecko. Małżeństwo to też zakon bardzo święty i ma cały szereg świętych obowiązków, wystar-cza, żeby człowieka dobrej woli do nieba za-prowadzić, ale Ci radzę, żebyś przykazań pil-nował, a do Spowiedzi szedł, jak możesz czę-sto i ile razy Ci się zdaje, żeś się zawalał i na swoich nogach nie stoisz... (zob. List do J. Chełmońskiego).

Wiara i życie z wiary jest długą dro-gą. Każdy musi osobiście nią iść; każ-dego Bóg prowadzi inaczej. Kościół zaprasza nas do nawrócenia: jeśli się nie nawrócicie, wszyscy... zginiecie (Łk 13,5).

Młody Jakub Riviere, pełen zwąt-pienia, zwrócił się do Paula Claudela, którego podziwiał jako poetę i głę-boko wierzącego człowieka o radę i pomoc, bo przeżywał bezsens ży-cia. Claudel, czynny również w służ-bie dyplomatycznej w Chinach, napi-sał do niego list: Wszyscy powinni się na-wracać…! Nawrócenie nie jest sprawą jed-nego wielkiego zwycięstwa, lecz raczej dłu-giego szeregu drobnych wysiłków. Maszynie, która idzie w pewnym kierunku, musi się do-starczyć pewnego impulsu, by poszła innym torem. Musi Pan swoje nieświadome życie powoli powściągać. Musi Pan stworzyć sobie katolickie środowisko. Musi Pan w tym tak zadziwiającym świecie chrześcijańskiej myśli i chrześcijańskiego piękna żyć, poznać swo-ją religię, której Pan niewątpliwie nie zna w sposób pełny, musi Pan uczestniczyć we Mszy Św. (…) modlić się do Boga, choćby to było wyznanie Mu, że Pan w Niego nie wie-rzy i że to jest Pana wielką troską. Musi Pan każdego wieczora zastanowić się, co Pan zro-bił przez ten dzień. Niech Pan będzie cierpli-wy i niech Pan nie uważa wszelkich niepowo-dzeń i wszelkich żądz próżności i miłości włas-nej jako nieodpartych przyczyn i nie prze-zwyciężalnych przeszkód...

P. Claudel podał praktyczne wska-zania, jak należy się nawracać w co-dziennym życiu. Jego zalecenia są za-wsze aktualne, choć zmienia się czas i okoliczności życia.

Musimy podejmować trud nawra-cania się, aby dobrze wypełnić obo-wiązki wobec Boga, siebie i tych, któ-rych Opatrzność Boża postawiła na drogach naszego życia. l

kościół

Page 66: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

Piotr koryś

na Powstanie styczniowe skłonni jesteśmy patrzeć jako na kolejny w ciągu romantycznych zrywów w walce o niepodległość, które fundowały naszą narodową tożsamość i podtrzymywały trwanie narodu, albo jako na zbędny akt odwagi, który nie przyniósł prawie nic poza cierpieniami i śmiercią. nie chcę polemizować z żadnym z tych poglądów, zastanowię się, czy da się odkryć jakiś jeszcze, położony poza tymi sporami, sens powstania takiego jak styczniowe.

Powstanie styczniowe jako szansa cywilizacyjna

Tymczasem na Zachodzie doko-nywała się rewolucja przemysło-wa. Wielka Brytania stała się pierw-szym uprzemysłowionym pań-stwem na świecie, zaczęły się już rozwijać i dążyć do zjednoczenia kraje niemieckie, rozpoczął się pro-ces uprzemysłowienia kolejnych krajów Europy Zachodniej. W ca-łej Europie dynamicznie rozwijała się sieć kolejowa, przełomowe wy-nalazki błyskawicznie zmieniały Za-chód – dystans rozwojowy narastał równie szybko. Wprawdzie próbę dotrzymania tempa podjął pół wie-ku przed powstaniem Ksawery Dru-cki-Lubecki ze Stanisławem Sta-szicem, ale u progu lat 1860 o ich – niestety nieudanych – przedsię-wzięciach niewielu już pamięta-ło. Jednak Królestwo zmieniało się, nawet jeśli na zewnątrz prawie nie było tego widać.

Pomiędzy rokiem 1820 a 1860 po-pulacja wzrosła z 3, 5 do 5 milio-nów mieszkańców. W momencie wybuchu powstania w Królestwie żyło 3, 5 miliona chłopów. Drastycz-nie za to spadła, wskutek rosyjskiej polityki, liczba szlachty – z ok. 7, 5 proc. mieszkańców posiadających tytuł w latach 20. XIX wieku do ok.

1, 1 proc. Powoli postępowały pro-cesy urbanizacji; choć w roku 1860 mieszkańcy miast większych niż 10 tysięcy mieszkańców stanowili ok. 23 proc. populacji Królestwa (czy-li ok. 1-1, 2 miliona mieszkańców), to jedynie 2 miasta można uznać za duże: dwustutysięczną Warsza-wę i liczącą ok. 30 tys. mieszkańców Łódź, a kilka innych za miasta śred-niej wielkości. Szlachta wciąż odgry-wała kluczową, w sensie kontroli ka-pitału, posiadanych zasobów kultu-rowych, rolę społeczną i polityczną. Jednak na skutek przemian ekono-micznych, a zwłaszcza kryzysu mo-delu gospodarki rolnej, jej znacze-nie spadało. Ukształtowany w cza-sach I Rzeczypospolitej model spo-łeczeństwa, choć wciąż trwał siłą in-ercji, tracił rację bytu. Znakami tego były nowe, a nabierające znaczenia warstwy społeczne – nowe miesz-czaństwo – burżuazja, inteligencja – w dużej mierze o szlacheckim rodo-wodzie oraz robotnicy – rekrutujący się ze spauperyzowanych rzemieśl-ników, imigrantów, Żydów, ale rów-nież – w coraz większej mierze spo-śród chłopów (w 1855 roku w całym Królestwie było ledwie 50-60 tys. robotników fabrycznych, 1% całej populacji, 50 razy mniej niż chło-pów). A widomym znakiem zmian (i symbolem rozwoju nowoczesnej infrastruktury transportowej) stała się pierwsza linia kolejowa – uru-chomiona pomiędzy 1845 a 1848 ro-kiem kolej warszawsko-wiedeńska.

W nurcie modernizacjiZmiany przyspieszyły, na skutek

czynników zewnętrznych, w latach 1851–1856. W 1851 roku zniesiono granicę celną między Królestwem a Cesarstwem Rosyjskim. W sen-sie politycznym pogłębiło to narzu-cany wbrew woli Polaków przez Ce-sarstwo proces integracji, w sensie ekonomicznym stworzyło jednak warunki do przyspieszenia rozwoju gospodarczego, a w konsekwencji i poprawy warunków życia w Króle-

Zadajmy sobie zatem pytanie, czy zmieniło ono coś albo czy mogło coś zmienić? A jeśli zmieniło, to czy wybuchło we

właściwym momencie, czy też raczej należało je odłożyć na później? Pa-dają opinie, że powinno było raczej wybuchnąć wcześniej – kiedy trwa-ła wojna krymska. Ale tego typu op-cji w palecie wyborów jego uczest-ników, w styczniu roku 1863, nie było. Mogli jedynie stanąć do wal-ki lub pozostać w domu i czekać na wynik losowania do poboru.

Mikołajewska nocZanim pochylimy się nad powsta-

niem 1863 roku, cofnijmy się naj-pierw o 3 dekady. Przez 20 lat po roku 1831, po upadku Powstania Listopadowego Królestwo Polskie pozostawało zaściankiem Europy. Rządzone twardą ręką carskich na-miestników w mrokach Mikołajew-skiej nocy, nie tylko było umęczo-ne niekończącym się stanem wo-jennym, ale wciąż biedne i słabo rozwinięte. Spróchniałe już struktu-ry społeczne z czasów I Rzeczypo-spolitej w warunkach gospodarczej stagnacji i politycznej opresji zmie-niały się bardzo powoli. hi

stor

ia

Page 67: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �5

stwie. Kariery Wokulskich, tych rze-czywistych i ich powieściowych alter ego, nie zdarzyłyby się bez zniesie-nia ceł. Dla przedsiębiorców z Pol-ski i imigrantów osiadających w Ło-dzi, Zagłębiu czy Warszawie otwo-rzył się rynek rosyjski w idealnym wręcz momencie, u progu wojny krymskiej, kiedy zapotrzebowanie na produkty silnie – jak na rosyj-skie warunki – uprzemysłowionego Królestwa było duże. Z kolei w roku 1856, przy okazji tzw. odwilży se-wastopolskiej i reform społecznych w Rosji, doszło do złagodzenia ro-syjskiej polityki wobec ziem pol-skich. Powrót do sytuacji sprzed 1830 roku był jednak niemożliwy – przypomniał o tym polskim ary-stokratom nowy car, Aleksander II, wizytujący w maju 1856 roku War-szawę: „Życzę sobie, aby porządki, wprowadzone przez mego ojca [tzn. Mikołaja I], nie były w niczym naru-szane. Żadnych złudzeń, Panowie”.

Proces modernizacji społeczno-ekonomicznej ziem Królestwa jed-nak się rozpoczął, a jego dynamikę zwiększało nadzwyczaj sprzyjające otoczenie zewnętrzne. Europa Za-chodnia, a w szczególności Wielka Brytania, rozwijała się szybko, jed-nocześnie zaś przybierały na sile procesy globalizacji. Rosja pozosta-wała do wojny krymskiej na ich ubo-czu. Częściowe otwarcie na świat w II połowie lat 50. XIX wieku, wraz ze zmianą polityki wobec ziem pol-skich, postawiło Królestwo w sytua-

cji zachodniej bramy do wielkiego, nieograniczonego rynku rosyjskie-go. Stąd gwałtownie zaczęły napły-wać kapitały z Niemiec, Francji i in-nych krajów. Wraz z poprawą warun-ków życia i pewnym rozluźnieniem gorsetu kontroli politycznej, pomi-mo przestrogi cara, narastać zaczę-ły społeczne oczekiwania dalszych zmian. Dynamikę narastania nastro-jów rewolucyjnych w takiej sytuacji najlepiej chyba opisał de Tocquevil-le. Wskazał on, analizując rewolucję francuską, że protesty i oczekiwania o charakterze politycznym i ekono-micznym mogą narastać wraz z po-prawą warunków życia i łagodzeniem polityki przez władzę. W Królestwie Polskim od początku lat 60. XIX wie-ku sytuacja wyglądała podobnie.

W latach 1861–1863 proces nara-stania napięcia społecznego, gdy lu-dziom zaczęło się lepiej powodzić i dostrzegalne też były powolne procesy liberalizacji – nabierał tem-pa i stawał się coraz słabiej podatny na jakikolwiek wpływ. Odpowiadali za to, przez celowe a nieprzemyśla-ne działania, jak i błędy, Rosjanie, margrabia Aleksander Wielopolski, a także liderzy obu niepodległoś-ciowych obozów politycznych – Bia-łych i Czerwonych. Po kolejnych kul-minacjach napięcia – związanych z demonstracjami patriotycznymi, interwencjami kozackimi, pogrzeba-mi, zaostrzeniem stanu wojennego, kiedy ogłoszono brankę, powstanie było właściwie nieuniknione – re-

zygnacja z powstania dla pokolenia młodych Polaków oznaczać mogła dekady spędzone w rosyjskiej armii, z której wielu by nie wróciło. Zatem powstanie wybuchło wskutek po-prawy sytuacji ekonomicznej, zbie-gu okoliczności, błędów osób i grup prowadzących politykę. Co by jed-nak było, gdyby nie wybuchło?

W trakcie dyskusji związanych z rocznicą powstania powtarza-no argument, że gdy w Polsce po-wstańcy wyruszali do lasów, ucie-kając przed branką, w Londynie od prawie dwóch tygodni działa-ła pierwsza linia metra. Świadczyć to ma o zacofaniu gospodarczym i bezzasadnych decyzjach Polaków. Argument to słaby – nie było wtedy metra ani w Berlinie, ani w Tokio, ani w Nowym Jorku, w Moskwie czy Petersburgu, nie było też w War-szawie. Trudno jednak powiedzieć, jak się to ma do oceny decyzji po-wstańców. Jakież zatem argumenty trzeba rozważyć?

Królestwo Polskie leżące w cen-trum zacofanego regionu Europy, na rubieżach jednego z najsłabiej rozwiniętych państw, też pozosta-wało zacofane. Jednak było dosko-nale położone z punktu widzenia inwestorów chcących podbijać ro-syjski rynek – właśnie stało u pro-gu długiego okresu rozwoju. Gdy popatrzeć na fotografie Warszawy czy Łodzi z połowy lat 60. XIX wie-ku i dwie-trzy dekady późniejsze, oczywiste się staje, jak wiele się zmieniło.

Wkrótce po upadku powstania, w Rosji, w tym w szczególności w Królestwie, rozpoczął się okres intensywnej industrializacji i urba-nizacji. W niecałe cztery dekady po powstaniu, w 1910 roku Królestwo zamieszkiwało ponad 12 milionów osób (ok. 70 proc. było polskiej na-rodowości), a 30 proc. mieszkańców żyło w miastach (czyli 3, 5–4 milio-ny osób), wielu w dużych i wielkich. Warszawa z przedmieściami liczyła wtedy już ponad milion mieszkań-ców, Łódź (z Bałutami) pół miliona, Sosnowiec – 90 tysięcy, a Często-chowa i Lublin ponad 60 tysięcy.

Populacja Królestwa nie tyl-ko gwałtownie rosła, ale zmieniało się też miejsce jej zamieszkiwania i sposób utrzymania. Coraz mniej-szą część społeczeństwa stanowi-

historia

warszawa w okresie Powstania styczniowego była niewielkim, zaniedbanym miastem, na zdjęciu widok na Krakowskie Przedmieście

Page 68: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

li mieszkańcy wsi, coraz rzadziej podstawowym źródłem utrzymania było rolnictwo. Na przełomie wie-ków z rolnictwa żyła już tylko nie-wiele ponad połowa mieszkańców Królestwa, a wielka własność ziem-ska (niecałe 9 tysięcy gospodarstw), choć w sensie gospodarczym cią-gle kluczowa, stanowiła u progu XX wieku tylko 40 proc. areału ziemi.

Z przemysłu, rzemiosła i górnictwa utrzymywało się 15 proc. mieszkań-ców Królestwa, a rzesza robotników fabrycznych przekraczała 300 tysię-cy osób. Kolejnych 130 tysięcy osób wykonywało zawody rzemieślnicze (wzrost o 50 proc. w porównaniu z ro-kiem 1865), coraz rzadziej mające tra-dycyjny charakter. Tych rozmiarów klasa robotnicza zyskiwała znacze-nie polityczne, o czym przekonali się przedsiębiorcy w roku 1905. Zawody inteligenckie wykonywało z kolei ok. 250 tys. osób. Miarą zmian społecz-nych i ekonomicznych jest spadek dzietności – w społeczeństwie miej-skim i nowoczesnym zmienia się rola dzieci, ich utrzymanie zaczyna coraz więcej kosztować, jest czaso- i pra-cochłonne. Modernizacji z reguły to-warzyszy spadek dzietności. W Kró-lestwie stabilny, utrzymujący się kil-kadziesiąt lat poziom 45 urodzeń na 1000 mieszkańców zaczął spadać od lat 90 XIX wieku. W drugiej dekadzie XX wieku rodziło się o ok. 1/5 dzie-ci mniej na 1000 mieszkańców – 36, a trend spadkowy był wyraźny.

Zmiany struktury społecznej Refleksem gwałtownych zmian

struktury społecznej była zmiana polskiej polityki. Ugrupowania szla-checkie i postszlacheckie – ostatnie z nich to obozy Białych i Czerwonych – zastępowane były nowoczesnymi partiami politycznymi o masowym charakterze – najważniejsze to PPS i Narodowa Demokracja. Z powro-tem na znaczeniu zyskiwać zaczęły stronnictwa ugodowe. Tym zmianom towarzyszyła modernizacja polity-ki państwa – najbardziej widomy jej przejaw to spadek analfabetyzmu.

W pierwszych latach XX wieku na terenie Królestwa analfabetami było już poniżej 60 proc. popula-cji, a w szkołach ludowych i średnich uczyło się ponad 500 tysięcy dzieci. Oczywiście polityka edukacyjna słu-żyła rusyfikacji, ale na 5000 państwo-

wych szkół ludowych ok. 800 było polskich, drugie tyle prywatnych polskich szkół ludowych. Przybywało polskich książek i gazet. W przede-dniu Powstania Styczniowego uka-zywało się w Królestwie ok. 1800 no-wych tytułów polskich książek, w pół wieku później – już ponad trzykrot-nie więcej. W 1913 roku ukazywało się na terenie Królestwa 30 polskich dzienników, a łącznie – 110 różnych czasopism w języku polskim. To tyl-ko kilka świadectw, że rosyjska poli-tyka stała się bardziej zniuansowana – przez co coraz skuteczniejsza. Bo-gacący się i zyskujący coraz więcej swobód Polacy powoli tracili ochotę na walkę o własne państwo. I społe-czeństwo już było inne.

Ostatni akt polityczny I Rzeczypospolitej

Zmiany tu opisane działy się nie-zależnie od polskich protestów, były echem zmian zachodzących na świecie. Powstanie wybuchło za-tem w ostatnim momencie, w którym jeszcze mogło wybuchnąć, jako ma-sowy zryw polityczny. Wybuchło też w ostatnim momencie, by mogło stać się testamentem lub – jak to określił Piotr Semka – ostatnim aktem poli-tycznym I Rzeczypospolitej. Było też chyba ostatnim zrywem o tak pona-detnicznym charakterze – odzwier-ciedlającym tolerancyjny i przedna-rodowy charakter, jaki miała dawna Rzeczpospolita. Co może jednak naj-ważniejsze, dekret Rządu Narodowe-go o uwłaszczeniu chłopów zamknął niezrealizowany od niemal stu lat za-miar włączenia ich do grona obywa-teli i członków narodu. Car już szyko-wał stosowne ukazy – z chłopów mia-ły uczynić wiernych poddanych cara, czas był więc najwyższy. Wprawdzie i car podarował chłopom własność, jednak powstańczy – polski dekret był pierwszy, a jego treść bez wątpie-nia wpłynęła na carski ukaz – chło-pi otrzymali własność indywidualną, jak na Zachodzie Europy, a nie gmin-ną, jak w Rosji. W efekcie w Rosji nie powstały warunki do szybkiego prze-kształcenia się warstwy chłopskiej w posiadaczy i obywateli, inaczej niż na terenach Królestwa. Tu już pół wieku po powstaniu ukształtowała się grupa nowych właścicieli czekają-cych aż Narodowa Demokracja i two-rzący się ruch ludowy uczynią z nich

nowoczesnych Polaków. Tych, którzy w 1920 roku stanęli do obrony ojczy-zny jako ochotnicy.

Powstanie stało się także katali-zatorem zmian w warstwie szlache-ckiej – wywłaszczenia, zsyłki, upad-łość gospodarstw zakończyły histo-rię szlachty jako „warstwy historycz-nej”. Przeprowadzki do miast, po-prawa wykształcenia, odejście od tradycyjnych sposobów zarobko-wania, ale przy zachowaniu przy-najmniej części szlacheckiego eto-su – zmieniająca się szlachta zasili-ła kształtującą się nową grupę spo-łeczną – inteligencję, która prze-jęła rolę polityczną i cywilizacyjną szlachty. Dwie kluczowe dla polskiej tożsamości i polskich losów grupy społeczne, chłopstwo i inteligen-cja, swój rodowód i charakter wy-prowadzać więc mogą w dużej mie-rze z powstańczego doświadczenia.

Bez powstania Królestwo i tak by się bogaciło, car uwłaszczyłby chłopów, modernizacja by postępowała, a Po-lacy stawaliby się mniejszością wśród ludów imperium. Powstanie jednak dało poczucie ciągłości w dążeniach do wolności i suwerenności, które tli-ło się w następnych dekadach za po-średnictwem spisków studenckich, ra-dykalnych, inteligenckich ruchów po-litycznych (zwłaszcza PPS-u i Ligi Na-rodowej), organizacji emigrantów. Pol-ska by pewnie i tak powstała po wiel-kiej wojnie bez tego wszystkiego, jed-nak Polska tworzona przez dobrze zin-tegrowaną w Cesarstwie mniejszość narodową, bez chłopów-obywate-li i patriotycznej postszlacheckiej in-teligencji byłaby inna (Królestwo naj-więcej w sensie populacyjnym i tożsa-mościowym do nowej Polski wniosło). I my dziś bylibyśmy inni.

Spór o powstanie to zatem nie tylko spór o sensowność pewnej decyzji politycznej, która przynio-sła wiele ofiar i cierpień, ale tak-że spór o to, na ile sensowna jest dzisiejsza Polska, z bagażem wojny 1920 roku, trudnych doświadczeń międzywojnia, z krwią przelaną od września ’39 do maja ’45, z Czerw-cem i Październikiem ‘56, z Marcem ’68 i Grudniem ‘70, z Solidarnoś-cią. Lubimy ją bardziej lub mniej, ale czy inna, ta bez powstania, bar-dziej racjonalna, bliższa Rosji, pew-nie bardziej wschodnia, byłaby lep-sza? lhi

stor

ia

Page 69: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

dominik różański

wolna, silna Polska, nieodzowny warunek dalszego istnienia uciemiężonego ludu polskiego w narodowej wspólnocie to cel, do którego dążył ks. gen. stanisław Brzóska. jego niezłomna postawa i ofiara z życia, jaką złożył w czasie Powstania styczniowego, symbolizują więź kościoła polskiego z porywającymi się do walki o wolność wiernymi. walkę tę uważał za powinność.

wolno namjuż umrzeć

Wraz z wybuchem Powstania Stycz-niowego ks. Stanisław Brzóska wstąpił w szeregi powstańcze. Został miano-wany Naczelnikiem Powstańczym Łu-kowa. W dniu wybuchu powstania za-atakował garnizon rosyjski w Łukowie. Powstańcy opanowali miasto, zada-jąc wojskom rosyjskim straty, zdobyli broń i amunicję. Ks. Brzóska zmuszo-ny wkrótce opuścić Łuków udał się ze swym oddziałem do zgrupowania puł-kownika Walentego Lewandowskiego, wojskowego naczelnika województwa podlaskiego. 7 lutego 1863 roku wziął udział w przegranej bitwie pod Siemia-tyczami, jako żołnierz walczący zbroj-nie ale i kapłan niosący słowa pocie-chy i ukojenia rannym i umierającym.

Mianowany naczelnym kapelanem wojsk powstańczych, pełnił swą służbę w różnych oddziałach na Podlasiu: puł-kownika Marcina Lelewela-Borelow-skiego, kapitana Karola Krasińskiego, generała Michała Heydenreicha-Kruka, tego który odniósł w bitwie pod Żyrzy-nem 8 sierpnia 1863 roku jedno z naj-większych zwycięstw powstańczych.

14 marca ks. Brzóska został ciężko ran-ny w zwycięskim starciu z wrogiem pod Staninem. Rekonwalescencja przeciąg-nęła się do czerwca 1863 roku. Do wal-ki włączył się powtórnie z napotkanym oddziałem majora Zielińskiego. Pod koniec czerwca współorganizował uda-ną zasadzkę na Kozaków. Walczył m.in. pod Wyrykami, Urszulinem i Sławaty-

czami. W lipcu połączonym siłom pol-skim udało się rozbić Rosjan pod Do-maczewem. Choroba (tyfus) przerwała jego dalszy udział w walkach.

W grudniu 1863 roku odtworzył od-dział zbrojny. W kwietniu przeniósł się w lasy Jata w okolicach Łukowa i tam walczył do września 1864 roku. Trwało przy nim zaledwie 30 powstańców.

Powstanie gasło. W raporcie do Rzą-du Narodowego z 1864 roku ks. Brzó-ska napisał, że mimo, iż ofiarowywano mu szansę ucieczki z Polski, pozostał w Ojczyźnie i na placu boju, bo tak na-kazywały mu „przysięga do ostatniej kropli krwi, mocna wiara w opatrzność Boga, że tyle krwi nie może być na próżno”. Apelował: „Na Bóg żywy, Bra-cia, nie zasypiajmy sprawy (…), broni jest jeszcze niemało między ludem”.

Stanisław Góra w książce „Party-zantka na Podlasiu 1863–1864” pisze o ks. Brzósce: Był on ostatnim dowódcą, który w szeregach Powstania walczył z bro-nią w ręku przez dwadzieścia siedem miesięcy. Miał dar zjednywania dla Powstania nie tyl-ko chłopów i mieszczan, ale też drobnej szlach-ty. W krytycznych okresach, kiedy oddziały były rozbite, potrafił zawsze zebrać ochotników i z nimi dołączał do większego oddziału. (…) Walcząc, zawsze dawał przykład odwagi i mę-stwa (był ciężko ranny), przez co zdobył so-bie uznanie dowódców oraz autorytet i zaufa-nie szeregowych. Nazwisko jego było znane prawie we wszystkich wsiach, dworach i mia-steczkach. Gdzie się pojawił, otrzymywał po-moc i schronienie, co szczególnie uwidoczniło się w ostatnim okresie Powstania.

Na miejsce jego kaźni wyznaczo-no Sokołów. Egzekucja odbyła się na rynku w obecności 10 tys. mod-lących się ludzi. Wolno nam już umrzeć. Gdy ona będzie potrzebowała rąk, znajdą się inne, zawsze gotowe do broni. Niech żyje Ojczyzna!. Z tymi słowami na ustach zakończył życie. l

Kiedy wieszali go jako naczelne-go kapelana i generała wojsk powstańczych, miał 33 lata. Do-wodził własnym oddziałem. Po

wielu bitwach otrzymał od Rządu Na-rodowego nominację generalską. Oto-czony i ścigany przez Rosjan oddział ks. Brzóski topniał z każdym dniem, by w końcu grudnia 1864 roku zakoń-czyć swe straceńcze walki. W majowy dzień 1865 roku ks. Brzóska oddał ży-cie za Boga i Ojczyznę na szubienicy w Sokołowie Podlaskim. Przeszedł do historii, jako dowódca najdłużej bro-niącego się oddziału powstańczego.

Urodził się 30 grudnia 1834 roku w skromnej rodzinie szlacheckiej. Do gimnazjum uczęszczał w Białej Podla-skiej. Jako dziewiętnastolatek wstąpił do seminarium duchownego w Janowie Podlaskim. Posługę kapłańską rozpo-czął w Sokołowie Podlaskim, w para-fii Niepokalanego Serca Najświętszej Panny Maryi. Następnie został prze-niesiony do Łukowa.

W 1861 roku ks. Brzóska działał już w konspiracji. Jego płomienne kazania wypełnione miłością do Ojczyzny zwra-cały uwagę zaborcy. Oskarżony o „pod-burzanie i hardość” został aresztowa-ny i oddany pod Wojenny Sąd Polowy w Siedlcach. Wyrok zapadł 10 grudnia 1861 roku: 1,5 roku ciężkiego więzienia w twierdzy Zamość. Po interwencjach władz kościelnych uwolniono go wios-ną 1862 roku.

historia

Ks gen stanisław brzóska przeszedł do historii jako dowódca najdłużej walczącego oddziału powstańczego

Page 70: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

alicJa dołowska

Prawda o tym, że emerytury z tzw. ii filara, czyli otwartych funduszy emerytalnych będą dla Polaków głodowe, dotarła do społeczeństwa niedawno i była jak grom z jasnego nieba. jednak pojawiające się w mediach wieści są tak sprzeczne, że łatwo się pogubić. jedno jest pewne – kokosów z ofe nie będzie.

ofe, czyli emerytalna ruletka

podatków, a ZUS od zasilania eme-rytalnymi składkami. Dziś informa-cja o tym, że emerytury będą gło-dowe, zwala z nóg. Wedle szacun-ków emerytury z nowego systemu mogą stanowić jedynie 20-30 proc. ostatnich zarobków. Gdyby się przyjrzeć ekonomistom występują-cym w mediach i sięgnąć pamięcią wstecz, okaże się, że niemal każdy z nich był w jakimś stopniu wpląta-ny w OFE, zasiadając albo w radzie nadzorczej, bądź to pełniąc w nich jakieś funkcje doradcze – również za duże pieniądze.

Czy OFE kupowały ich za firmo-wanie swoich marek, czy też jako ekonomiści nadają się oni raczej na księżyc? Nie trzeba być profeso-rem, żeby z samej tylko teorii kapi-talizmu wiedzieć, że w gospodarce kapitalistycznej koniunktura bywa dobra i zła, że zdarzają się kryzysy i krachy. To elementarz.

Nie można więc było wierzyć w świetlaną przyszłość składek ka-pitałowych i wyłączne ich pomna-żanie, bo na giełdzie, gdzie OFE lo-kują w akcje do 40 proc. środków, zdarza się hossa i bessa.

Księżycowa ekonomiaTrzeba przyznać, że czyste ręce

ma środowisko ekonomistów sku-pione w Centrum im. Adama Smit-ha, które od początku ostro kryty-kowało zasady emerytalnej reformy i nie było ulubieńcem żadnej wła-dzy. Ich ekspert Robert Gwiazdow-ski (przez jakiś czas szef Rady Nad-zorczej ZUS) bywał uznawany za „oszołoma” i ortodoksyjnego libe-rała, gdy wskazywał, że źródłem bo-gactwa jest przede wszystkim pra-ca i… dzieci, które rodzicom przyj-dą z pomocą na starość. „Sama gra na giełdach, polegająca na kupowa-niu i sprzedawaniu akcji, bogactwa tego nie tworzy. Nie tworzy go też kupowanie obligacji skarbowych. Najgorsza jest zaś kuriozalna redys-trybucja części tego bogactwa od

W ostatnich miesiącach roz-grywa się batalia o pie-niądze z OFE między rzą-dem a instytucjami fi-

nansowymi, które trzymają na nich rękę. Na początku bitwa była dys-kretna, jednak z dnia na dzień obie strony konfliktu wytaczają przeciw-ko sobie coraz cięższe działa. Jest się o co bić. Chodzi o 270 mld zło-tych zgromadzonych na kontach 16 milionów ludzi tylko do końca ubiegłego roku. Jedni z ekonomi-stów nawołują: zlikwidujmy OFE, inni alarmują: nie likwidujmy, bo OFE mają co prawda wiele „za usza-mi”, ale rząd te pieniądze rozkrad-nie, zasypując nimi dziurę budże-tową. Jednak dziura jest wspólna, polska i coraz większa. Niektórzy przewidują, że na koniec roku man-ko w kasie polskiego budżetu może osiągnąć 55 mld złotych.

Granice dezinformacjiNad dezinformacją społeczeń-

stwa w sprawie funduszy emerytal-nych pracują fachowe gremia eko-nomiczne i propagandowe, repre-zentujące różne grupy interesu. Od-nosi się wrażenie, że o interes przy-szłego emeryta, którym szermują, w istocie chodzi jak najmniej. Mini-ster finansów Jan Vincent Rostowski określił, że „OFE to rak na reformie, który urósł do gigantycznych roz-miarów i niszczy cały system emery-

talny, a teraz przerzucił się na finan-se publiczne”. OFE jak lew broni Le-szek Balcerowicz, a ekspert Centrum im. Adama Smitha, Robert Gwiaz-dowski, przypomina, że „ci twór-cy OFE, którzy nawzajem się okła-dają”, współpracowali ze sobą i tę reformę puścili w ruch. Rostowski w latach 1989–1991 pełnił funkcję doradcy ekonomicznego ówczesne-go wicepremiera i ministra finansów Balcerowicza, a w latach 1997–2001 kierował Radą Makroekonomiczną w Ministerstwie Finansów.

Schody zaczęły się potemA miało być eldorado. Przyszli

emeryci uwierzyli ekonomistom i politykom, czekali na kapitałową emeryturę z autentyczną ufnością. Tym bardziej, że reforma emerytal-na wykluwała się długo, mozolnie w wyniku konsultacji rządu z part-nerami społecznymi, które podję-to jeszcze za rządów Millera i wi-cepremiera Jerzego Hausnera jako ministra pracy. Rząd Jerzego Buz-ka wdrożył wynegocjowaną „emery-talną umowę społeczną” i był z tego potem niezmiernie dumny.

Schody zaczęły się, gdy emery-ci wpadli w pułapkę kryzysu, dra-matycznie pogłębiła się zapaść de-mograficzna, młodzi Polacy zaczę-li wyjeżdżać za chlebem za grani-cę i poziom bezrobocia znów sko-czył wysoko, odcinając budżet od sp

ołec

zeńs

two

Page 71: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

przedsiębiorców i ich pracowników do sektora finansowego. A więc od biedniejszych do bogatszych. Właś-ciciele OFE zainkasowali już z ode-branych nam pod przymusem pie-niędzy 16 mld zł. Na czysto. I to nie za dobre wyniki – bez względu na nie” – stwierdza Gwiazdowski.

Gwiazdowski, krytykując emery-talną reformę „Balcerowicza”, usta-wicznie przypominał, że w polskim systemie co najmniej 60 proc. środ-ków przekazywanych do OFE mu-szą one lokować w obligacjach Skar-bu Państwa i pobierają za to sporą prowizję, uszczuplając emeryckie konta, podczas gdy te same obliga-cje przyszły emeryt może na pocz-cie kupić bez prowizji. Alarmował, że jesteśmy robieni w konia.

Ideału nie ma Ale czy bez owego przymusu przy-

szły emeryt rzeczywiście kupował-by obligacje, zabezpieczając się na starość? Często w dyskusjach o po-wszechnym ubezpieczeniu emery-talnym wraca pytanie, podnoszone zwłaszcza przez pracodawców, skar-żących się na wysokie pozapłaco-we koszty pracy, ale też przez część ekonomistów, twierdzących, że po-woływanie się na Bismarckowski model ubezpieczeniowy jest w XXI wieku nieporozumieniem – o sens powszechnego systemu.

I tu przychodzi mi na myśl opinia śp. prezydenta Lecha Kaczyńskie-go, który zapytany, czy ubezpie-czenia emerytalne muszą być obo-wiązkowe odpowiedział: ideałem byłoby, gdyby ludzie sami, indy-widualnie i bez żadnego przymusu ubezpieczali się na starość, by mie-li środki do życia. Problem w tym, że nie wszyscy to robią – stwierdził prezydent.

Na pewno bez tej wymuszo-nej prawem zapobiegliwości, któ-ra zmniejsza nam wysokość otrzy-mywanego wynagrodzenia za pra-cę, mielibyśmy więcej klientów po-mocy społecznej, która i tak jest od dawna niewydolna.

Pytanie jednak o model ubezpie-czeniowy pozostaje otwarte. Ideal-nego modelu nie ma. W większo-ści krajów UE obowiązuje tradycyj-ny system emerytalny oparty na za-sadzie solidarności pokoleń. Z uwa-gi na nieprzewidywalne zachowa-nia rynków finansowych nie zdecy-dowano się tam na element kapi-tałowy systemu emerytalnego po-dobny do naszego. W minimalnym stopniu, przy zupełnie innej kon-strukcji systemu, wysokości płac i braku bezrobocia zrobiła to tyl-ko Szwecja. Nasza reforma wzoro-wana była na wzorcu chilijskim, jaki wprowadzono za dyktatury Pino-cheta w 1981 roku według koncep-

cji neoliberalnych ekonomistów wyedukowanych w Stanach Zjed-noczonych. Model chilijski był dla niektórych środowisk niczym wzo-rzec metra. Pokazywał, jak uwolnić emerytury z urzędniczych zależno-ści, przekonywał, że jest to panace-um na sukces. Ale reforma nie uda-ła się również w Chile. W 2006 roku okazało się, że zbyt wielu Chilijczy-ków, mimo oszczędzania przez wie-le lat na kapitałowych kontach indy-widualnych, uzbierało po osiągnię-ciu wieku emerytalnego zbyt mało pieniędzy, by miało z czego żyć na starość. Żeby dopłacić do poziomu emerytur minimalnych, zdecydo-wano się wtedy na emeryturę soli-darnościową, co nie spodobało się tym, którzy musieli za to zapłacić wyższymi podatkami.

Emerytalne fundusze kapitało-we rozsypały się też w Argentynie i Peru. W latach 2002–2007 funk-cjonowały nieobowiązkowo w Ro-sji, dopóki nie zostały znacjonalizo-wane. W 2010 roku z obowiązkowe-go OFE zwolnił Węgrów parlament. I to był koniec przeprowadzonej w 1998 roku reformy emerytalnej. Viktor Orban uznał stworzenie OFE za fundamentalny błąd systemu emerytalnego. Gdy zaproponował rodakom: wybierajcie, 99 proc. Wę-grów wróciło do odpowiednika wę-gierskiego ZUS. 10,7 mld euro zgro-madzonych w prywatnych fundu-szach emerytalnych przeznaczono na zmniejszenie deficytu państwo-wego funduszu emerytalnego oraz zmniejszenie długu publicznego.

Dzieło niedokończone Chociaż w Polsce reforma emery-

talna obowiązuje od 1999 roku, na-dal pozostaje niedokończona. Nie udało się włączyć do powszechne-go systemu emerytalnego pseudo-rolników (bo wysokości składki nie uzależniono od dochodów). Ci, któ-rzy mają nieco powyżej jednego hektara użytków rolnych nadal pła-cą śmiesznie niskie składki w KRUS i to kwartalnie, przy czym ubezpie-czenie obejmuje również ich ro-dzinę oraz pracujących z nimi do-mowników. Kupno hektara z kawał-kiem pozwala korzystać z preferen-cyjnych warunków KRUS różnym cwaniakom zwanym rolnikami z ul. Marszałkowskiej.

Prezydent Lech Kaczyński uważał, że wprowadzony system emerytalny nie zabezpiecza dostatecznie na starość

społeczeństwo

Page 72: Nasz Głos maj 2013

�0 nasz głos nr 5 | maj �0�3

Nie udało się zreformować eme-rytur sędziów, prokuratorów i służb mundurowych. Nie udało się na szerszą skale wprowadzić Pracow-niczych Programów Emerytalnych, które miały być trzecim- nieobo-wiązkowym a uzupełniającym - fila-rem systemu.

Nie udało się też dotąd usta-lić, kto będzie wypłacał emerytom świadczenia ze środków zebranych na ich kontach w OFE i jak długo. Ustawowo OFE tego robić nie wol-no. Początkowa koncepcja zakła-dała powstanie prywatnych zakła-dów emerytalnych, ale przewidy-wała, że PTE będą zdzierały z eme-ryta kolejne 7 proc. prowizji. Aby tego uniknąć - chociaż pierwsze wy-płaty z nowego systemu (kobiety!) rozpoczęły się cztery lata temu - jak dotąd robi to ZUS, nie pobierając z tego tytułu opłat. Pierwsze kobie-ty, które przeszły na „nową” eme-ryturę w 2009 roku przeżyły szok. Świadczenia z OFE były rzędu 20 -30 zł. Przyjmując ekspresowo usta-wę, umożliwiono im powrót do ZUS i starych emerytalnych zasad , tłu-macząc niskie świadczenia z II filaru zbyt krótkim okresem składkowym na zebranie emeryckiego kapitału. Kobiety na powrocie do starych za-sad zyskały. Ale to było rozwiązanie tymczasowe. Co dalej? Decyzje po-winny zapaść jak najszybciej, bo od 2014 roku na zreformowaną eme-ryturę przechodzić zaczną pierwsi mężczyźni.

. Jednak według prognoz, i długie oszczędzanie w OFE nie zagwaran-tuje, że kapitałowa część emerytury będzie znacząca. Wypłaty z OFE po 14 latach wynoszą średnio 82 złote. Reforma dla OFE, które nie są in-stytucją charytatywną, lecz przed-sięwzięciem biznesowym. jest wy-godna. To państwo, jeśli emeryt nie wypracuje w obu filarach świadczeń do poziomu emerytury minimal-nej, ustawowo musi dokładać mu z budżetu. Rząd obniżył w zeszłym roku – zapowiadając, że te pro-porcje zostaną utrzymane do 2017 roku - składki przekazywane do OFE z 7,3 proc. do 2.3 proc. Pozo-stałe 5 proc. zostaje w ZUS na po-krycie bieżących emerytur, do któ-rych budżet państwa dokłada w wy-niku strumienia pieniędzy kierowa-nego do OFE ogromne sumy. W cią-

gu ostatnich 15 lat luka płynności w systemie emerytalnym wzrosła pięciokrotnie, angażując średnio około 20 proc. dochodów budżeto-wych, przy czym kwota dotacji wy-raźnie rośnie.

Obniżono też o ponad połowę wy-sokość pobieranych przez OFE pro-wizji do maksimum 3,5 proc. – Trze-ba wyprowadzić Polskę z pułapki OFE- mówi minister Rostowski. Ale Balcerowicz protestuje i „kładzie się Rejtanem”, przekonuje środowiska ekonomistów, że byłoby to rozwią-zanie fatalne. Czy rząd Tuska zde-cyduje się na likwidacje OFE? Izba Gospodarcza Funduszy Emerytal-nych zaproponowała min. Rostow-skiemu, by wypłaty z II filara miały charakter programowanych świad-czeń przez okres 10 lat. Rostowski odrzuca ten wariant. Co będzie je-śli emeryt pożyje dłużej? Obowią-zek emerytalny w całości na siebie musiałoby przejąć państwo.

Emerytalna ruletkaTylko w 2008 roku, w wyniku bes-

sy na rynkach finansowych, z OFE wyparowało ponad 21 mld. złotych. W następnych latach też były spad-ki. Co prawda w ubiegłym roku OFE zarobiły dla emerytów 715 mln zł, jednak koszty ich obsługi z tytu-łu pobranych w ciągu 13 lat prowi-zji dodatkowo uszczupliły emery-ckie konta o prawie 16 mld złotych. Dziś zachodzimy w głowę, jak moż-na było dopuścić do gry w rulet-kę ciężko zarobionymi przez pra-cowników pieniędzmi, zbieranymi przez nich na starość, czyniąc jesz-cze z OFE filar obowiązkowy.

Przecież przyszłych emerytów ustawowo przez 14 lat przymuszano (nadal tak się dzieje) do lokowania części środków ciułanych na eme-ryturę w prywatnych przedsięwzię-ciach kapitałowych, których właś-cicielami są dziś przeważnie pod-mioty zagraniczne (wśród 14 OFE, 10 ma zagranicznych właścicieli).

Nikt dotąd nie zbadał, czy takie poczynania, przypominające feu-dalną metodę „przywiązania chło-pa do ziemi” były zgodne z zasa-dami wolności obywatelskiej. Z ba-dań CBOS dotyczących zaufania do instytucji państwowych wynika, że Polacy już dziś lepiej oceniają ZUS (26%) niż OFE (21%). I chcieli-

by mieć wybór, a nie przymus źród-ła pochodzenia swojej emerytury. Jednak ogólnie czują się skołowani, bo zamiast działań edukacyjnych i merytorycznej debaty są świadka-mi lobbystycznego sporu. Podno-szą się też radykalne głosy, że OFE to piramida finansowa a twórcy re-formy emerytalnej powinni stanąć przed Trybunałem Stanu.

Na początku czerwca poznać mamy raport na temat działalno-ści i przyszłości OFE, przygotowany przez ministrów: pracy i finansów na polecenie premiera. Wtedy za-paść mają decyzje co dalej z fundu-szami emerytalnymi. Business Cen-tre Club (BCC) skierował apel do premiera o zorganizowanie w spra-wie przyszłych emerytur okrągłego stołu. Eksperci Centrum A. Smitha proponują formułę emerytury pań-stwowej na poziomie minimalnym (przy niskiej składce lub wręcz bez składki), do której miałby prawo każdy obywatel, na wzór rozwiązań stosowanych w Kanadzie czy No-wej Zelandii. Zważywszy utrzymu-jący się w Polsce od długiego czasu wysoki poziom bezrobocia oraz po-wszechność umów „śmieciowych”, na podstawie których pracownicy nie mają odprowadzanych składek na ubezpieczenie emerytalne, pro-ponowane rozwiązania nie są po-zbawione sensu.

Jest jeden poważny szkopuł. Opór przeciw likwidacji OFE sta-wiać będą międzynarodowe insty-tucje finansowe, które łatwo nie zre-zygnują z zabezpieczenia własnych interesów.. Gdy na Węgrzech wyco-fano się z OFE i znacjonalizowano składki, obniżony został rating kre-dytowy Węgier, co zachwiało wiary-godnością tego kraju jako partne-ra biznesowego. Agencja ratingowa Moody już grozi tym Polsce w razie likwidacji OFE.

Jest coś na rzeczy. Rezygnacja z OFE uderzyłaby w warszawską giełdę, bo OFE mają tam ulokowa-ne środki w akcjach 300 spółek. Są określane mianem paliwa giełdo-wego i nie ma co ukrywać ich wpły-wu na gospodarkę i rynek kapita-łowy. Kapitałowy system emerytal-ny stworzył dodatkową pulę kapi-tału inwestycyjnego, na czym sko-rzystała gospodarka i to pomimo wysokich opłat administracyjnych. sp

ołec

zeńs

two

Page 73: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

ZBigniew Borowik

sługa ewangelii Postać kardynała stefana wyszyńskiego, nazwanego przez bł. jana Pawła ii „Prymasem tysiąclecia” i „zwornikiem kościoła w Polsce”, kojarzy nam się zwykle z wybitnym hierarchą kościelnym, niestrudzonym obrońcą narodu i rozważnym mężem stanu, który w chwilach społecznego wrzenia nie wahał się mówić rzeczy niepopularnych

Należy pamiętać, że zanim ster nawy Kościoła w Polsce spoczął w jego rekach, jesz-cze przed wojną, jako mło-

dy ksiądz spełniał posługę duszpa-sterską w różnych środowiskach spo-łecznych, angażując sie w działalność służącą budowaniu ładu moralne-go w okresie napięć wywołanych do-minacją bezwzględnego kapitalizmu i rodzącą sie nań reakcją ze strony komunizmu.

Włocławek, który był wówczas te-renem jego pracy duszpasterskiej, stanowił pod tym względem miej-sce szczególne: z jednej strony duży ośrodek przemysłowy o sil-nych wpływach lewicy, z drugiej Se-minarium Włocławskie, jako jeden z najważniejszych wówczas w kraju ośrodków naukowych, kojarzący się z nazwiskami takich uczonych, jak Idzi Radziszewski czy Antoni Szy-mański. Młody kapłan świeżo po studiach na KUL-u w zakresie kato-lickiej nauki społecznej miał szcze-gólne predylekcje do sprawowania posługi ewangelizacyjnej i duszpa-sterskiej na polu społecznym. Ta-lent publicystyczny i praca w me-diach („Głos Kujawski” i „Ateneum Kapłańskie”), zajęcia naukowo-dy-

daktyczne w Seminarium Włocław-skim, a przede wszystkim umiejęt-ność poruszania się w różnych śro-dowiskach społecznych – zarówno wśród ziemian, jak i robotników – sprawiły, że bardzo szybko stał sie osobą wpływową.

Nie ustrzegło go to jednak przed takimi przydomkami jak „czerwony ksiądz” czy „drugi komunista” (pierw-szym był słynący z radykalizmu ks. Stanisław Wojsa). Angażowanie sie duchownych w działalność społeczną na trenie Chrześcijańskiego Uniwer-sytetu Robotniczego czy Chrześcijań-skich Związków Zawodowych było na pewno zgodne z duchem encyklik Re-rum novarum i Qudragesiomo anno, ale nie zawsze znajdowało uznanie w kon-serwatywnych kręgach społecznych. Paradoksem jest, że nazywany „czer-wonym księdzem” Stefan Wyszyński był jednocześnie jednym z najwybit-niejszych znawców i najbardziej bez-kompromisowych krytyków doktryny marksistowskiej. Jego komentarze do encykliki Divini Redemptoris nie pozo-stawiały żadnych złudzeń, co do moż-liwości uzgodnienia nauki chrześci-jańskiej z marksizmem. Nie była to wówczas wśród uczonych katolickich (zwłaszcza na Zachodzie) postawa po-wszechna. Ten wcześnie ugruntowa-ny brak złudzeń wobec ideologii ko-munistycznej z całą pewnością wpły-nął później na sposób postępowania Prymasa Polski wobec władz PRL.

Warto jednak zauważyć, że niechęć ks. Wyszyńskiego wobec marksizmu szła w parze z niechęcią wobec dru-giej dominującej wówczas ideologii – indywidualistycznego liberalizmu. Obie, jego zdaniem, wypływają bo-wiem z tego samego źródła, którym jest materializm. Nie chodzi im bo-wiem o dobro człowieka, ale o ma-terialny dobrobyt, który zyskuje ran-gę celu nadrzędnego nawet w sto-sunku do wartości duchowych. Po-nadto grzechem liberalizmu jest ato-mizacja społeczeństwa i upowszech-nianie mentalności indywidualistycz-nej, czyli – jak pisał – „stadnej psy-chiki zakorzenionej przez indywidu-alizm, a realizowanej dziś przez to-talizm”. Tymczasem człowiekowi dla

jego pełnego rozwoju potrzebna jest pomoc ze strony rozmaitych społecz-ności pośrednich zapełniających po-zostawioną przez liberalizm pustą przestrzeń między jednostką a wła-dzą państwową – a więc społeczności rodziny, narodu, społeczności zawo-dowej, politycznej, religijnej.

Odrzucenie obu tych na pozór sprzecznych, a w istocie bardzo po-dobnych, ideologii nie oznaczało wyboru „trzeciej drogi”, jak utrzy-mują niektórzy biografowie Pryma-sa Tysiąclecia (A. Micewski). Propa-gowany przez ks. Wyszyńskiego za encykliką Qudragesimo anno ustrój korporacyjny nie był alternatyw-nym wobec indywidualistycznego liberalizmu i marksistowskiego ko-lektywizmu systemem społecznym, a jedynie moralnym projektem „od-nowienia ustroju społeczno-gospo-darczego w duchu sprawiedliwo-ści społecznej i miłości chrześcijań-skiej”. W wykładzie wygłoszonym na III Studium Katolickim w Warsza-wie w 1937 r. stwierdził, że „katoli-cyzm nie jest systemem społeczno-gospodarczym i takiego systemu nie ma potrzeby i zamiaru tworzyć”. Rolą Kościoła jest przede wszyst-kim kształtowanie sumień, ale tak-że ocena ustrojów gospodarczych i politycznych państw.

Przyszły Prymas Polski doskona-le rozumiał, że katolickiej nauki spo-łecznej nie można jej sprowadzić do poziomu ideologii. Pisał, że jest ona częścią składową ogólnej nauki Koś-cioła, a jej podstawy zostały zawarte już w Objawieniu. Opierając sie właś-nie na Objawieniu i czerpiąc z prawa naturalnego, katolicka nauka społecz-na musi upowszechniać ideał spra-wiedliwości społecznej, bo tylko na takim gruncie możliwe są prawdziwe reformy społeczne. Nie zawsze hasło sprawiedliwości społecznej musi się kojarzyć z czerwonym kolorem. l

FelietoNy: wektory

Page 74: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

roBert HetZyg

o czym mówiewangelizatorgłosząc ewangelię, nie dyskutujemy, nie przekonujemy, ale mówimy: „jeśli chcesz”. i ten, kto słucha, może chcieć lub nie

Już Państwo wiedzą, jak się za-bierać do ewangelizowania. To teraz pora się dowiedzieć, o czym przy tej okazji mówić.

Świadectwo? Oczywiście, ale Ewan-gelia nie kończy się na tym, co nam się w życiu przytrafiło. Świadectwo jest naczyniem, z którego łatwiej na-pić się, powiedzmy to romantycznie: „wody życia”. Zresztą w sumie cze-mu „romantycznie”? Jezus tak właś-nie mówił Samarytance z 4. rozdzia-łu Ewangelii wg św. Jana o tym, co On ma jej do zaoferowania. Kobieta zauważyła trzeźwo, że Jezus nie ma czerpaka… Dla nas tym czerpakiem, dzięki któremu Ewangelia o Jezusie może dotrzeć do ludzi, jest właśnie świadectwo.

Proszę Państwa, zanim opowiem o zawartości czerpaka, czyli o wo-dzie, którą chcemy ludzi częstować, przypomnę Państwu, że jestem księ-dzem z ponaddwudziestoletnim sta-żem. Rzadko się powołuję na moje powołanie, ale to, co mam Państwu do powiedzenia, zdaje się doma-gać wsparcia autorytetu. A gdyby to nie wystarczyło, to proszę poczy-tać homilie i wypowiedzi papieża Franciszka.

Otóż ktoś, kto wybiera się głosić Ewangelię, musi sobie zdać sprawę, co jest jej treścią, a co – wręcz prze-ciwnie. Ewangelia, którą Kościół gło-si, nie jest jego całym magisterium, ze wszystkimi przepisami, zasadami i pobożnościami. Ewangelia stresz-cza się w jednym słowie, a właściwie w Słowie wielką literą: Jezus. Wszyst-ko inne przychodzi potem. My tym-czasem często zabieramy się do roz-mowy o Panu Bogu, zaczynając od

niedzielnej Mszy albo od różańca. Zresztą i księża w kościele chętniej mówią o przykazaniach niż o Panu Jezusie, żeby ludzie na pewno wie-dzieli, co im wolno, a czego nie. A dobra Nowina gdzie?

Dowcip Państwu opowiem. Le-karz podczas obchodu w szpitalu mówi do pacjenta: mam dwie nowi-ny, jedna dobra, druga zła. Od któ-rej zacząć? – Od tej lepszej – mówi pacjent. – Zostało Panu jeszcze trzy dni życia. – A ta zła? – Hmmm… Wie Pan, ja to miałem Panu powiedzieć dwa dni temu… Dobre, prawda? Może trochę makabryczne, ale od-daje zagadnienie. Często zapomina-my przekazać ludziom tę Dobrą No-winę, a kiedy wreszcie sobie o niej przypominamy, na niewiele się już przydaje…

Dlatego powtarzam: Ewangelią jest Jezus, Ten, który umarł i zmar-twychwstał dla naszego zbawienia. Jego przyjście na świat było znakiem miłości Boga do człowieka (J 3,16-18). On miał zasypać przepaść, którą człowiek wykopał przez grzech i któ-ra od niepamiętnych czasów czyni-ła Boga dalekim człowiekowi (pro-szę rzucić okiem na 3.rozdział Księ-gi Rodzaju). Zresztą problem nie po-lega tylko na oderwaniu człowieka od Boga; nasz problem to przede wszystkim wynikająca z tego śmierć i nienawiść. Znów proponuję zajrzeć do Biblii: Mdr 2,24; Rz 6,23; 3,23 i na-stępne – w tej kolejności). Ale jak to Państwo już widzą z lektury Listu do Rzymian, w Chrystusie, z łaski, czy-li absolutnie za darmo, dostępuje-my odkupienia. Jego śmierć uwalnia nas od śmierci, a zmartwychwsta-nie daje nam nowe życie. Tak, tak! Zbawienie jest za darmo! Nie z po-wodu dobrych czynów, tylko przez wiarę w Jezusa (Ef 2,8-9). Ta wia-ra to tak naprawdę zaufanie Jezu-sowi, że w nim są wszystkie odpo-wiedzi i spełnienie wszystkich na-szych pragnień. W nim, a nie w nas i w tym, co do nas należy. A kiedy się Jezusowi uwierzy, człowiek za-

czyna szukać Go we wszystkim co robi i to właśnie nazywamy nawróce-niem. W ten sposób nasze życie na-biera nowego kierunku. Na niezada-ne pytanie: „jak to zrobić o własnych siłach?”, odpowiadam: nie da się. Dlatego Bóg już w Starym Testamen-cie obiecał człowiekowi, że odmie-ni jego serce i że swoje Prawo umie-ści nie na kamieniu, ale we wnętrzu człowieka (Ez 31,19-20; Jr 31,33-34). Innymi słowy najważniejsze w na-szej relacji z Bogiem będzie już nie prawo lecz miłość, a wszystko dzię-ki Duchowi Świętemu (Rz 5,5). Ale wszystkiego tego nie doświadcza się w pojedynkę, tylko we wspólnocie, wśród braci i sióstr, którzy uwierzyli tak jak my i tak jak my szukają Jezu-sa we wszystkim, co robią, a starając się patrzeć na siebie oczyma Jezusa, czyli z miłością, są najlepszym o Nim świadectwem (J 13,34-35).

To wszystko razem nazywa się, pro-szę Państwa, „kerygmat”: Bóg kocha ciebie, a jeśli tego nie doświadczasz, to z powodu grzechu. Ten grzech Bóg postanowił zgładzić i przeba-czyć ci w Jezusie Chrystusie, który dla ciebie umarł i zmartwychwstał. Uwierz mu więc i ogłoś go swoim Pa-nem i Zbawicielem. Nawróć się do Niego, a On udzieli ci swojego Du-cha, który uzdolni cię, abyś potrafił odpowiedzieć miłością na Jego mi-łość. Ten sam Duch poprowadzi cię do braci, którzy dzisiaj są Jego żyją-cym w świecie Ciałem – Kościołem. To wszystko.

Głosząc Ewangelię, nie dyskutu-jemy, nie przekonujemy, ale mówi-my: „jeśli chcesz”. I ten, kto słucha, może chcieć lub nie. Do niego na-leży decyzja – przyjąć czy odrzucić Dobrą Nowinę. A my, ewangelizato-rzy, jesteśmy tylko sługami i świad-kami tego Słowa. Czy to mało? lFe

liet

oNy:

mał

y po

radN

i wie

rząc

ego

Page 75: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �3

W dniach 18–19 marca wroc-ławski Oddział Stowarzy-szenia „Civitas Christiana” zaproponował dwa niezwy-

kle interesujące spotkania autorskie. Formuła „Poniedziałków na Kuźni-czej” rozszerzyła się w ten sposób wyjątkowo na poniedziałek i wtorek, jednak obsada obu wieczorów z pew-nością w pełni rekompensowała dy-sonans wynikły z niezgody tytulatury z rzeczywistością.

18 marca naszym gościem był Sta-nisław Srokowski, słynny pisarz, pro-zaik, dramaturg, poeta, krytyk litera-cki, autor wielu znanych tytułów, jak „Repatrianci”, „Ukraiński kochanek” czy „Zdrada”. Osoba związana z pol-skimi Kresami nie tylko pochodze-niem, ale także dziełami literackimi o szeroko pojmowanej tematyce kre-sowej, przede wszystkim rzezi Pola-ków na Wołyniu. Tego wieczoru lite-rat odwiedził ul. Kuźniczą, by odbyć spotkanie autorskie dotyczące jego najnowszego dzieła, książki zatytuło-wanej „Barbarzyńcy u bram”, również podejmującej te zagadnienia.

Stanisław Srokowski w półtorago-dzinnym wystąpieniu w dużym stop-niu abstrahował od wąskiego od-noszenia się jedynie do treści swej najnowszej publikacji. Na początku przedstawił swój dorobek literacki (oczywiście jedynie częściowo, z ra-cji jego wyjątkowego bogactwa), ra-cząc publiczność ciekawymi aneg-dotami, np. dotyczącymi historii wy-dania „Repatriantów” przed rokiem 1989, problemów z cenzurą i amba-sadą sowiecką, która negowała moż-liwość wydania książki pod innymi, bardziej adekwatnymi do rzeczywi-stości określeniami osób wypędzo-nych z rodzinnych miejsc zamieszka-nia od wielu pokoleń. W dalszej czę-ści spotkania pisarz w niezwykle in-teresujący sposób przekazał widowni swoją wizję dziejów Polski, roli Kre-sów dla budowy jej tożsamości, tra-gedii odcięcia tych bardzo ważnych dla historii Rzeczpospolitej terenów

i jego konsekwencji dzisiaj dla na-szego kraju. Obecnym na sali najbar-dziej interesujące wydały się te opi-nie Stanisława Srokowskiego, które dotyczyły sytuacji Polski współczes-nej. Wizja ta wydaje się pesymistycz-na. Autor wskazywał na stan pewnego „podzielenia” ludzi żyjących w naszej ojczyźnie na tych, którzy mniej lub bardziej afirmują mit Polski, jej histo-rię, unikatową kulturę oraz tradycję polską, która stanowi jej fundament, a także na tych, którzy dokonali swo-istej apostazji od polskości, renega-tów, dla których, mówiąc językiem Romana Dmowskiego, z przynależno-ści do narodu polskiego nie wynikają wobec niego żadne obowiązki. Pisarz zastanawiał się, czy aby w tej sytuacji można ich jeszcze w jakikolwiek spo-sób określać jako Polaków, jak rów-nież czy można ich jeszcze do pol-skości przysposobić. W kontekście tych rozważań z sali padły pytania o rolę etniczności w historii tworzenia się, istnienia i wizji przyszłości naro-du polskiego. Gość uznał, iż oczywi-ście pewien wpływ etnosu na „cha-rakter narodu” niewątpliwie istnieje, szczególnie w początkowej fazie jego kreacji, wskazywał jednak, że nie jest on pierwiastkiem najważniejszym – przykładem miała być tutaj wielowie-kowa rzeczywistość Kresów Rzecz-pospolitej, gdzie potrafiły współist-nieć różne grupy etniczne. Autor wy-powiedział się pozytywnie nawet w kontekście ewentualnej (mocno futu-rystycznej) wizji kooptacji do narodu polskiego grup etnicznych całkowicie obcych obecnej polskości, jak ludy Dalekiego Wschodu, których wielu pojedynczych przedstawicieli miesz-kających w Polsce okazuje większą dozę przychylności dla polskiej toż-samości, niż ogromna rzesza Polaków „z dziada pradziada”. Stanisław Sro-kowski wskazywał w swoim wystąpie-niu także na niezwykle istotną rolę katolicyzmu dla historii naszej ojczy-zny oraz zarysował wyraźne połącze-nie między laicyzacją szerokich rzesz

społeczeństwa a utratą potrzeby afir-mowania własnej świadomości, toż-samości narodowej.

Następnego wieczoru, we wtorek 19 marca, w siedzibie „Civitas Chri-stiana” gościł Akos Engelmayer, dy-plomata, ambasador Węgier w Polsce w latach 1990–1995, dziennikarz, hi-storyk (absolwent Uniwersytetu War-szawskiego), uczestnik powstania na Węgrzech w 1956 roku, działacz NSZZ „Solidarność”. Ów doskonale mówią-cy po polsku współzałożyciel Soli-darności Polsko-Węgierskiej i obec-ny prezes Wspólnoty Węgierskiej w Polsce, odwiedził lokal przy ul. Kuź-niczej, by przybliżyć zebranym tłum-nie tego dnia odbiorcom przetłuma-czoną przez siebie na język polski książkę Ferenca Molnara pt. „Galicja 1914–1918”.

Jak nietrudno się domyślić, wizyta gościa narodowości węgierskiej, przy tym widocznie manifestującego swo-ją sympatię dla Polski i Polaków, mu-siała wzbudzić duże zainteresowanie. Trudno również się dziwić, że w tak niezwyczajnych okolicznościach dys-kusja, której przebieg miała wyzna-czać treść przetłumaczonej książki i wydarzenia, których dotyczyła, odno-siła się głównie do spraw związanych z historyczną przyjaźnią węgiersko-polską. Atmosferę szczególnej we-sołości i sympatii na sali wprowadzał sam ambasador, ze swadą i lekkością budujący swą narrację, którą przepla-tał licznymi anegdotami będącymi owocem jego wieloletnich kontaktów z Polakami.

Akos Engelmayer w swoim wywo-dzie zawarł także wiele interesują-cych faktów i opinii z historii Węgier. Dużą jego część poświęcił na omó-wienie znaczenia, jakie dla Węgrów niosą dwa szczególnie istotne wyda-rzenia historyczne – podpisanie trak-tatu w Trianon kończącego dla Wę-gier I wojnę światową i oznaczające-go rozbiór tego państwa, utratę 2/3 terytorium i pozostanie 1/3 obywate-li poza granicami kraju, a także Rewo-

sPotkania z książką na kuźniczej

civitas christiaNa

Page 76: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

lucję Węgierską z 1956 roku, która do dziś częstokroć określa sposób my-ślenia braci Madziarów o własnej su-werenności i niepodległości.

W dyskusji nad tym problemami zwracano uwagę, że w podejściu do historycznego doświadczenia – I woj-ny światowej – Polacy i Węgrzy sto-ją w całkowicie odmiennej sytuacji; od afirmacji wojny, na którą wycze-kiwano przez ponad sto lat i w której konsekwencji powstała niepodle-gła Polska, do „traumy trianonskiej”, traktatu sprowadzającego tysiąclet-nią tradycję Korony Świętego Stefa-na do niewielkiego, rzec by można, „kadłubowego” i niewiele znaczące-go w Europie (a nawet własnym re-gionie) państwa etnicznego. To wy-darzenie ustawiło także oba narody, wbrew ich „własnej woli historycz-nej”, w przeciwnych obozach geopo-litycznych w czasie II wojny świato-wej. Wskazywano jednak na posta-wę podczas największego z konflik-tów Węgrów, którzy przepuszczali Polaków przez swoją granicę, by mo-gli przedostać się dalej, na zachód, a także na brak zgody dowódców od-działów węgierskich stacjonujących w Warszawie, by brały one udział w tłumieniu Powstania Warszawskie-

go. Ambasador wiele czasu poświę-cił także na wydarzenia z historii naj-nowszej – przejście Węgier od so-cjalizmu do liberalnej demokracji, wpływ „Solidarności” i polskiej opo-zycji demokratycznej na opozycję węgierską oraz kulisy walki o nową konstytucję. Wskazywał również na doświadczenia „solidarnościowe” w budowaniu ruchu społecznego jako fundament Fideszu i inspirację dla działalności społeczno-politycznej obecnego premiera Węgier, Victora Orbana. Całość spotkania przeciąg-nęła się jeszcze długo ponad pla-nowany czas – obecni na sali zada-wali wiele pytań, opowiadali także o osobistych doświadczeniach i spot-kaniach z przedstawicielami narodu węgierskiego, częstokroć humory-stycznych, zawsze bardzo pozytyw-nych. Gdy po zakończeniu oficjalnej części spotkania wzniesiono toast za przyjaźń polsko-węgierską, Akos En-gelmayer był zmuszony jeszcze dłu-go podpisywać wiele zakupionych tego wieczoru książek i w kuluarach rozwiewać wątpliwości tych, którzy w marcowy wtorek poświęcili czas na to wydarzenie.

Oba spotkania okazały się niezwy-kle udane, gdyż niewątpliwie stano-

wią one jakiś element postulowa-nego często w katolickich środkach przekazu aktywnego zainteresowa-nia się sferą kultury – pod tym wzglę-dem szczególnie istotne było spot-kanie ze Stanisławem Srokowskim, którego pozycja na tej płaszczyź-nie jest niewątpliwie silna i – całko-wicie zasłużenie – utrwalona. Szcze-gólnie że dyskusja rozwijała się wo-kół najbardziej fundamentalnych te-matów kryzysu tożsamości katolickiej i narodowej Polaków (a także szerzej – Europejczyków). Spotkanie z Akos Engelmayer’em, choć poruszało kwe-stie nieco bardziej przyziemne (choć nie stroniono od tematyki geopoli-tycznej czy narodowościowej), było niewątpliwie niezwykle radosną oka-zją dostrzeżenia, jak wielka pozosta-je być może nienazwana siła, która łączy niektóre narody w przyjaźni po-nad czynnikami „mikrohistoryczny-mi” czy „doraźno-politycznymi”.

Oby tego typu spotkania odbywa-ły się częściej, szczególnie że w ten sposób Stowarzyszenie okazuje się płaszczyzną do spotkań z niezwykle atrakcyjnymi gośćmi; spotkań, jakie we Wrocławiu trudno znaleźć w ja-kimkolwiek innym miejscu.

mikOŁajkamiński

alternatywa dla wsPółczesnej szkoły?

Konferencja zorganizowana przez Gdański Oddział Kato-lickiego Stowarzyszenia „Ci-vitas Christiana” i Ewange-

liczny Kościół Reformowany na te-mat nauczania domowego, czyli in-nej metody edukacyjnej, budzi co-raz większe zainteresowanie. War-ta jest ona również szerszej i pogłę-bionej refleksji, począwszy od po-stawienia pytań dotyczących samej istoty kultury, której edukacja prze-cież jest częścią.

Jeśli kultura narodu traci suweren-ność, co dzieje się z suwerennością człowieka jako bytu osobowego, czyli rozumnego i wolnego? Co dzieje się

wręcz zaanektowanie tego terytorium niszczy konstrukcję ładu kulturowe-go, podważa zasadność porządku ra-cjonalnego. Jak zatem na taki grunt wprowadzić kryterium prawdy, wyra-żającej się choćby tylko w zdroworoz-sądkowym poznaniu, jak wprowadzić kryterium wartości? Bez odpowiedzi na to pytanie trudno mówić o wycho-waniu i nauczaniu człowieka, szcze-gólnie w jego początkowych fazach rozwoju, gdzie podstawą jest stałe budowanie prawidłowych relacji.

Suwerenność, wolność, prawda, dobro, ład kulturowy, porządek ra-cjonalny, więzi, relacje to słowa coraz częściej uwięzione, zmanipulowane.

z jego działalnością, z jego dziełami? Wielość i rozległość tych dzieł obej-mują nie tylko religię, język, literatu-rę, sztukę, zwyczaje, obyczaje, prawa, ale również organizację społeczną, technikę wytwarzania, wymianę go-spodarczą, a także filozofię i naukę. Różnorodność tych dzieł objętych wspólnym terminem suponuje ja-kiś porządek, ład. Już starożytni my-śliciele odkryli istnienie ładu kultu-rowego, istnienie porządku racjonal-nego. Odkryli jeszcze coś, a mianowi-cie, że ład ten pochodzi od człowie-ka, od jego świadomych i dobrowol-nych działań. Od jego woli i teryto-rium wolności. Zrelatywizowanie lub ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 77: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl �5

W projektach ustawodawczych po-mija się fakt, że wychowanie to pro-ces, kształtowanie zasad, postaw, sta-wianie wymagań, ale również granic. W to miejsce wprowadza się pseu-donaukową, quasi-psychologiczną zasłonę dymną, czarodziejską no-womowę, a rodziców szantażuje się emocjonalnie i ekonomicznie. Nikt ich nie pyta, czy wyrażają zgodę na enigmatyczną konstrukcję progra-mów edukacyjnych, ciągle zmienia-jącą się zawartość podręczników, na programową demoralizację i destruk-cję sprawdzonego historycznie i ro-dzinnie systemu wartości. Bezczel-nie lekceważy się protesty przeciw obniżaniu wieku szkolnego, zamyka-niu lub przekształcaniu szkół na zasa-dzie prawa handlowego, przeciw pró-bom niszczenia zawodowej i moral-nej kondycji nauczycieli.

Rodziców spycha się do narożni-ka, usiłuje się ich osaczyć lękiem, dezorientacją i poczuciem bezrad-ności. Na szczęście z polskim rodzi-cem ten zabieg się nie uda, ponie-waż ma on historycznie wmontowa-ny mechanizm protestu i zaradno-ści (szkoda tylko, że czasem działa z pewnym opóźnieniem). Nauczanie domowe to jeden z przykładów dzia-łania tego mechanizmu. Zaintereso-wanie tą metodą nauczania trakto-wane jest często jako swoiste novum edukacyjne, fajerwerk, a nawet pe-wien rodzaj ekstrawagancji, tymcza-sem ma ona długi rodowód i uzasad-nienie historyczne.

Czym jest nauczanie domowe, jak to wygląda w praktyce i w świetle obowiązujących przepisów? Co spra-wiło, że konkretni rodzice zdecy-

dowali się na homeschooling (naucza-nie domowe)? Czy edukacja domo-wa jest alternatywą dla współczesnej szkoły?

– O co chodzi tym dziwnym lu-dziom, którzy nie tylko zdecydowa-li się w ogóle mieć dzieci, ale jesz-cze zdecydowali się je wychowywać, edukować, kształcić? Dlaczego tym dziwnym rodzicom nie wystarczy, że mogą zapewnić swoim dzieciom noc-leg, wyżywienie, odzież, zarabiać na ich tak zwaną bezpłatną edukację? Przecież to jest tak samo nienatural-ne jak latanie dla ludzi. Czy ci ludzie poszaleli?

Można powiedzieć, że od tego przekornego tekstu Pawła Bartosika, pastora i pedagoga rozpoczęła się merytorycznie gdańska konferencja. Często, bowiem taki jest właśnie spo-łeczny odbiór homeschoolingu. A może jednak nie poszaleli?

– Nauczanie może być przygodą, a nie tylko jakimś, często niechcia-nym obowiązkiem. Jeśli dziecko uczy się w domu, rodzice, biorąc pełną odpowiedzialność za jego edukację, stają się Ministerstwem Oświaty, dy-rektorami szkoły, głównymi, choć nie-koniecznie jedynymi nauczyciela-mi. Jest to nie tylko świadomy do-bór kadry nauczycielskiej, ale przede wszystkim treści i sposobu kształce-nia. Przy tym nie ma mowy o jakiejś „partyzantce” edukacyjnej, ponieważ dzieci podlegają systemowi eduka-cji, egzaminom semestralnym i rocz-nym, uczą się również poza szkołą. Są organizowane wyjścia do muze-ów, ośrodków kultury, klubów spor-towych, dzieci biorą udział w zaję-ciach artystycznych, a czasem korzy-

stają z wybranych przez rodziców lek-cji w szkołach macierzystych.

– Jako rodzice nie uważają, że są najmądrzejsi, ale nie są również an-alfabetami i nie chcą abdykować ze swojej rodzicielskiej roli. Naucza-nie domowe jest nie tyle alternatyw-ną formą edukacji, ile raczej spojrze-niem na cały proces edukacyjny jako całościową, kompleksową formację – na co zwrócił uwagę pastor Paweł Bar-tosik. Oprócz zdobywania informa-cji chodzi o kształtowanie charakte-ru, a w chrześcijańskim wychowaniu o stosunek do Boga, do bliźniego. Dystansowanie się kultury Zachodu od korzeni chrześcijańskich, tożsa-mości narodowych, od Dobra, Praw-dy, Piękna – triady, której nie wolno relatywizować, z której nie wolno re-zygnować – tworzy groźny punkt za-palny w zakresie budowania relacji społecznych, rodzinnych, edukacyj-nych. Szkoła staje się miejscem agre-sji, przemocy, miejscem, gdzie moż-na trenować zupełnie nieodpowie-dzialne i coraz głupsze eksperymen-ty pedagogiczne. Jak w takiej prze-strzeni mówić o formowaniu osobo-wości dziecka według stałych, spraw-dzonych wartości? Większość rodzi-ców to widzi i czuje potrzebę zmian, a równocześnie zbyt silnie odczuwa blokadę materialną i mentalną.

– Czy każdy z rodziców może się podjąć nauczania domowego? To za-leży, w jakim stopniu odznacza się cechami pionierskimi, niezwykle przydatnymi w tym przedsięwzięciu, a więc odwagą, odpowiedzialnością i cierpliwością. Załóżmy, że wymie-nione cechy są do wypracowania, to jawi się następne pytanie: Jak wyglą-da edukacja domowa w świetle obo-wiązujących przepisów? Andrzej Po-laszek, radca prawny, ojciec czterech córek uczących się w domu, uważa, że nauczanie domowe to sprawa wolno-ści i patrzenia władzy na ręce, żeby przypadkiem nie zabrała nam tego, czego nie chcemy jej dać. Stąd za-interesowanie rodziców nauczaniem domowym. Jakie więc mają oni kon-kretne możliwości prawne?

Znowelizowana ustawa o systemie oświaty określa prawne warunki na-uczania domowego, z których naj-ważniejsze to: wniosek o wydanie ze-zwolenia, do którego dołączono opi-nię poradni psychologiczno-pedago-gicznej, oświadczenie rodziców o za-

Podczas konferencji na temat nauczania domowego

civitas christiaNa

Page 78: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

pewnieniu dziecku warunków umoż-liwiających realizację podstawy pro-gramowej obowiązującej na danym etapie kształcenia oraz zobowiązanie rodziców do przystępowania w każ-dym roku szkolnym przez dziecko do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych w szkole, do której zostało oficjalnie zapisane.

Rodzice, którzy zdecydowali się na edukację domową swoich dzieci, prze-szli trudny, a często i burzliwy proces motywacyjny, przetarli się przez kan-ciaste przepisy prawne, mają jeszcze jeden etap do przebycia, czyli odpo-wiedź na elektryzujące pytanie: jak to teraz będzie, czy damy sobie radę? Spokojnie, to się musi udać! W każ-dym razie tak przekonuje pani dr Aga-ta Hofman w wystąpieniu na temat edukacji domowej w praktyce. Będąc pracownikiem naukowym, zajmuje się technologią informacyjno- komunika-cyjną w edukacji i nauce, a jako matka i nauczycielka pięciorga swoich dzieci, które edukuje w domu, kładzie akcent

na rozwój ich pasji, zainteresowań ar-tystycznych i naukowych. Przypomi-na, że każde dziecko jest inne, a śro-dowisko rodzinne stwarza mu niepo-wtarzalną szansę odkrycia i realiza-cji indywidualnych zdolności. Moż-na w tym oczywiście pomóc dziecku, korzystając z dobrze przygotowanych projektów i eksperymentów nauko-wych lub laboratoriów wirtualnych, które pozwalają bawić się nauką i po-kazać, że świat wokół nas jest fascynu-jący. Z pewnością pani doktor ma ra-cję, ale niekoniecznie trzeba sięgać do naukowych zasobów NASA, wir-tualnych laboratoriów, psychologicz-no- informatycznego dorobku wybit-nych naukowców, aby zwrócić uwa-gę dziecku, że Pan Bóg zadziwia nas geometrią trzmiela, zapachem lawen-dy, lotem jaskółki, śpiewem skowron-ka i różnorodnością grzybów. Bez tej bezpośredniej wrażliwości na pięk-no trudno mówić o tworzeniu formacji edukacyjnej i wychowawczej. Zatem w tym miejscu wszyscy rodzice, któ-

rzy zdecydowali się na nauczanie do-mowe, mają jednakowe szanse. Cho-dzi przecież tylko o sposób przekazu, o formę inspiracji. Natomiast oparcie edukacji domowej na radości poznaw-czej wymaga nie tylko twórczej pomy-słowości, ale również towarzyszenia dziecku w odkrywaniu i poznawaniu świata. Twórczość jest przede wszyst-kim ogromną radością, która nieko-niecznie musi się wyrażać w spektaku-larnym sukcesie. Natomiast jest nie-wątpliwym faktem, że nauczyciel, wy-chowawca pracuje całą swoją osobo-wością. Zasada ta podwójnie doty-czy rodziców, którzy zdecydowali się na nauczanie domowe. Zatem kryte-rium prawdy i prawdziwości jest tu najważniejsze.

Konferencja była transmitowana na żywo przez telewizję internetową, a jej zapis można obejrzeć na stronie www.pomorski.civitaschristiana.pl w aplikacji Civitas TV ewentualnie na youtobe.com w kanale Civitastv.

krystynaHOlly

18 kwietnia zostały wręczo-ne po raz 40. Śląskie Na-grody im. Juliusza Ligo-nia. Jest to najstarsza re-

gionalna nagroda przyznawana przez Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana” za istotny wkład w rozwój życia społecznego, kulturalnego, arty-stycznego i naukowego ziemi śląskiej oraz tworzenie jej historii i kształtowa-nie współczesności w duchu idei gło-szonych przez patrona nagrody

wręczono śląską nagrodę im. juliusza ligonia

Śląski poeta i społecznik Juliusz Ligoń, patron nagrody, wykonywał zawód kowala, ale był też pisarzem ludowym, genialnym samoukiem. Jego działalność społeczna i kultu-ralno-oświatowa budziła wśród mu współczesnych poczucie dumy z przynależności do narodu polskie-go. Juliusz Ligoń został wychowa-ny w domu rodzinnym o patriotycz-nych tradycjach i tym tradycjom zo-stał wierny przez całe swoje życie.

W tym roku przypada 190. rocznica jego narodzin.

Kapituła, obradująca w składzie: ks. bp dr Józef Kupny – przewodniczący, Maciej Szepietowski – sekretarz, prof. dr hab. Franciszek Marek, dr hab. Marek Rembierz oraz Piotr Sutowicz, przyzna-ła w tym roku nagrodę trzem laureatom. Pamiątkowa statuetka, wręczana każ-demu z wyróżnionych, zbudowana jest z czterech sześcianów i tworzy symbo-liczną literę „L”. Każda bryła wykonana

uczestnicy gali rozdania śląskiej Nagrody im juliusza Ligonia Fot. Tomasz Rzymkowski

civi

tas

chri

stia

Na

Page 79: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

W Polsce politycy nie lubią ro-dziny. Chodzi o tę tradycyj-ną rodzinę wielopokolenio-wą. Natomiast wszelkie eks-

trawagancje związane z patologiami prowadzącymi do jej likwidacji cieszą się nieustannym wzięciem większo-ści parlamentarnej, poparciem rządu i usłużnych mediów. W tej niesprzyjają-cej dla rodziny atmosferze spotkało się w Wielki Poniedziałek we wrocławskim Oddziale „Civitas Christiana” trzech panów reprezentujących różne opcje polityczne: Janusz Dobrosz – publicy-sta i pisarz polityczny, b. wicemarsza-łek Sejmu RP Kornel Morawiecki – re-daktor naczelny dwutygodnika „Praw-da jest ciekawa”, jeden z przywódców dolnośląskiej opozycji w latach 1980–1989, przewodniczący ugrupowania „Solidarność Walcząca” oraz Jerzy Tutaj – członek Zarządu Województwa Dol-nośląskiego. Tematem spotkania była odpowiedź na pytanie: Czy Polsce po-trzebny jest narodowy program polity-ki prorodzinnej? Prowadzący debatę Mateusz Zbróg poprosił zaproszonych gości o ustosunkowanie się do kilku kwestii: 1. Miejsce polityki rodzinnej w hierarchii priorytetów prac rządowych – próba diagnozy obecnej sytuacji de-mograficznej Polski. Jaka powinna być odpowiedź polskich władz? 2. Polityka prorodzinna kompleksowo – jakie po-winna zawierać elementy składowe? 3. Czy w Polsce istnieje polityka proro-dzinna i jeśli tak, to w czym jest pro-wadzona dobrze, a co wymaga uzupeł-nienia? 4. Jaką ofertę powinien skiero-

rodzina i Politykawać polski rząd do rodzin emigrantów zarobkowych w celu skłonienia ich do powrotu i osiedlenia się w ojczyźnie? 5. Czy repatriacja Polaków ze Wschodu może być jednym z czynników wzmoc-nienia struktury demograficznej? De-bata przebiegała w cieniu decyzji sądu o odebraniu trzech synów rodzinie Bajkowskich.

Wygoda czy polityka państwa?

Debatę rozpoczął Jan Tutaj, który podniósł problem emigracji młodych Polaków, którzy są w wieku zakładania rodziny, jednak nie są tym zaintereso-wani. Ich celem jest zdobyć pracę, zro-bić karierę, nabyć dobra materialne. Dochodzi do głosu myślenie wygodni-ctwa, które sprowadza się do decyzji, aby nie brać odpowiedzialności za in-nych. Z tych powodów wiele osób świa-domie nie zakłada rodziny. Potwier-dzają to roczniki statystyczne. Na Dol-nym Śląsku jest to widoczne w każdym mieście. W małych miasteczkach dys-proporcje te są jeszcze większe. Re-plikował Janusz Dobrosz, który zwró-cił uwagę, że nie jest to tylko kwestia statystyki. Przypomniał koresponden-cję Pawła Jasienicy z Wrocławia z 1953 roku, kiedy miasto było jeszcze jed-nym wielkim gruzowiskiem – wtedy na każdym kroku potykał się on o wózki dziecięce. Dziś spotykamy starców. Je-steśmy w gorszej sytuacji niż po II woj-nie światowej, kiedy panowała więk-sza chęć do życia. Obecna emigracja przekracza skalę, jaką wywoływały re-

presje po kolejnych powstaniach naro-dowych, a przecież nic takiego się nie stało. J. Dobrosz zacytował fragment z „Kapitału” Marxa* (ale nie Karola Mar-ksa, lecz jego „kuzyna” po nazwisku, ar-cybiskupa Monachium i Fryzyngi, który urząd ten objął po abp. Józefie Ratzin-gerze, przyszłym papieżu Benedykcie XVI): „Przyczyną tego jest to, że wie-lu w państwie i społeczeństwie działa wciąż wmyśl zasady, którą Fridrich List (1789–1846) jeden z pierwszych wiel-kich niemieckich teoretyków ekono-mii, już przed ponad stu pięćdziesię-ciu laty wytknął swoim współczesnym: Kto hoduje świnie, jest produktywnym, kto wychowuje ludzi, jest nieproduktywnym człon-kiem społeczeństwa. To drastyczne sformu-łowanie, ale faktem jest, że w naszym porządku społecznym ma miejsce sy-stematyczne krzywdzenie rodziny. Tu rozwiera się nie zwykła luka w spra-wiedliwości, ale przepaść w niej”. Nie tylko więc wygoda i osobiste ambicje degradują rodzinę, ale przede wszyst-kim polityka państwa.

Potrzeba wartości

Kornel Morawiecki zwrócił uwagę, że Polska znajduje się w trzeciej set-ce państw klasyfikowanych pod wzglę-dem reprodukcji – na 212. miejscu spo-śród 224. Jest to proces, który nasila się od 1989 roku naznaczonego porozumie-niem Okrągłego Stołu. Stało się tak, kie-dy przesłanie zbiorowe zamieniono na indywidualne, w którym zabrakło miej-sca dla dziecka, a dziecko też powin-no być „sukcesem narodowym”. Siła cy-

jest z innego materiału – szkła, drewna dębowego, granitu i pozłacanego meta-lu. Te poszczególne materiały obrazu-ją konkretne cechy charakteru, osobo-wości, jakie powinien posiadać laureat Nagrody im. Juliusza Ligonia – podkre-ślił w swoim wystąpieniu sekretarz kapi-tuły Maciej Szepietowski.

Ks. prałat Władysław Nieszporek z Piekar Śląskich otrzymał nagrodę za twórczy wkład w rozwój kultu Matki Bo-skiej Piekarskiej – Matki Sprawiedli-wości i Miłości Społecznej. Pani prof. dr hab. Katarzyna Olbrycht z Zakładu

Edukacji Kulturalnej Uniwersytetu Ślą-skiego – za konsekwentne rozwijanie pedagogiki o inspiracji personalistycz-nej i chrześcijańskiej. Przyznano także nagrodę dla instytucji: otrzymał ją Ze-spół Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stani-sława Hadyny – w 60. rocznicę istnie-nia – za twórczy wkład w rozwój kultury polskiej. W imieniu zespołu statuetkę odebrał dyrektor Zbigniew Cierniak.

Podczas uroczystości wręczenia na-gród, która odbyła się w Auli Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, laudacje na cześć lau-

reatów wygłosili: ks. dr Marek Łuczak, dr hab. Marek Rembierz oraz dr Józef Musioł. Gratulacje laureatom złożyli następnie: wicewojewoda śląski Piotr Spyra oraz prezydent Piekar Śląskich Stanisław Korfanty. W imieniu fundato-ra nagrody i organizatora uroczystości Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” głos zabrał wiceprzewodni-czący Rady Głównej Tomasz Nakielski.

Po zakończeniu części oficjalnej z koncertem wystąpił Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”.

tOmaszrzymkOwski

civitas christiaNa

Page 80: Nasz Głos maj 2013

�� nasz głos nr 5 | maj �0�3

wilizacyjna kraju wyraża się w chęci ży-cia, którego znakiem jest prokreacja. Ma ona miejsce przede wszystkim wte-dy, kiedy społeczeństwo niesie ze sobą określone wartości (po drugiej wojnie światowej byliśmy po stronie zwycięz-ców), kiedy nam się udaje coś wielkie-go i ważnego. Tak było z wyżem de-mograficznym w latach 1980–1981. Te-raz, po 24 latach transformacji ustrojo-wej, brakuje podstaw do dumy narodo-wej. To głęboki powód braku witalno-ści. Rzeczywistość społeczna jeszcze za-ostrza tę sytuację. Nasza słabość demo-graficzna przekłada się na to, że inni nie chcą być Polakami. Tu mówca zacytował „Sygnał” Wincentego Pola, poety, któ-ry mimo że był z pochodzenia Austria-kiem, o powstańcach styczniowych pisał „chłopcy nasze”:

W krwawym polu srebrne ptaszę,Poszli w boje chłopcy nasze —Hu ha, hu ha!Krew gra, duch gra,Niechaj Polska zna,Jakich synów ma!

Na dramat demograficzny nakłada się słabość cywilizacyjna. – Coś trze-ba z siebie wykrzesać – mówił K. Mo-rawiecki – wtedy problem ten stanie się mniej ostry.

Zmierzch EuropyJanusz Dobrosz uważa, że jedną z

głównych przyczyn braku polityki pro-rodzinnej jest załamanie się cywiliza-cji białego człowieka. Wynika to ze zła-mania w Europie Zachodniej wszyst-

kich zasad moralnych. Kobieta, której najpiękniejszą rolą jest macierzyństwo, jest w cieniu. Dawniej babcie, mat-ki i siostry miały dużo większe znacze-nie w rodzinie, niż ma to miejsce obec-nie. Mam trzy córki – mówił prelegent – i sam wiem, jak wiele wyrzeczeń po-trzeba, aby kobieta mogła normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Przy-czyniają się do tego wszelkiego rodza-ju pseudosufrażystki, które pozostawia-ją kobiety bez szans we współczesnym społeczeństwie. Miarą demoralizacji jest oświadczenie jednej z nich, że jest dumna z córki lesbijki. Z takiego związ-ku przecież dzieci nie będzie! Tymcza-sem dzieci to dzisiaj objaw luksusu. Okazuje się, że rodziny wielodzietne płacą dużo wyższe podatki. Rosną kosz-ta wychowania i edukacji. Inne kraje wy-przedzają nas pod każdym względem. O polityce prorodzinnej nie wystarczy tylko mówić, trzeba się za nią wziąć re-alnie i rzeczywiście. Jest to zadanie dla państwa, stowarzyszeń i mediów. W przeciwnym razie będzie panować dra-matyczna sytuacja demograficzna, po-tęgowana przez aborcję. Sytuacja ta do-prowadzi do równoległego podejmowa-nia decyzji o eutanazji osób starszych, których nie będzie miał kto utrzymać. Jest to fundamentalny problem rządu. W dalszej części swojej wypowiedzi Ja-nusz Dobrosz zwrócił uwagę na brak po-ważnego lobby prorodzinnego w pol-skim Sejmie. Dominuje w nim stale naj-korzystniejsza opcja dla sukcesów indy-widualnych, nie ma miejsca na jakiekol-wiek poświęcenie, również związane z

rodziną. Promuje się chciwość i egoizm, a to „może skończyć się tylko trumną”. Pod tym względem ogólna atmosfe-ra musi się zmienić również w relacjach ekonomicznych. Konieczne są urlopy przedszkolne dla matek z możliwością ich zatrudnienia w domu poprzez Inter-net. Rodzina musi mieć zabezpieczenie materialne.

Odpowiedzialność rządu Kornel Morawiecki podkreślił odpo-

wiedzialność rządu za politykę proro-dzinną. W XX wieku zostaliśmy daleko w tyle za innymi populacjami. Tak na przykład Pakistan, Bangladesz, Indo-nezja, Turcja, Niger szczycą się popu-lacjami w granicach 100 milionów ludzi lub znacznie większymi. Jeszcze sto lat temu liczba Polaków była porównywal-na do ludności tych państw. Teraz jeste-śmy daleko w tyle, a demografia wyzna-cza też rangę każdego państwa na are-nie międzynarodowej. Jedną z przyczyn kryzysu jest masowe bezrobocie w Pol-sce. Wiadomo przecież, że im więcej lu-dzi pracuje, tym dochody obywateli i państwa są większe. Nie umiemy z tego rozliczać państwa i jego reprezentan-tów. Dramat rodziny Bajkowskich, któ-rym odebrano dzieci, polega również na tym, że rodziny wielodzietne w Pol-sce uważa się za patologiczne, co samo w sobie jest już zakłamaniem i akcep-tacją dla antyrodzinnej polityki władz państwowych. Kornel Morawiecki rodzi-nie Bajkowskich życzył wspólnych, do-mowych Świąt Wielkanocnych.

adammaksymOwicz

Jak co roku członkowie Katoli-ckiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” udali się do grobu św. Wojciecha. Gnieźnieńskie

pielgrzymowanie ma swoją wielo-letnią tradycję w Stowarzyszeniu. Spotkanie członków w dniach 12-13 kwietnia 2013 roku było już XX okazją do wspólnej modlitwy przed Wojciechowymi relikwiami za Koś-ciół i Polskę

juBileuszowa Pielgrzymka do groBu św. wojciecha

Tegoroczna pielgrzymka przygoto-wywała członków Stowarzyszenia do mającego wkrótce nastąpić przyjęcia patronatu Kardynała Stefana Wyszyń-skiego – Prymasa Polski, metropoli-ty warszawsko-gnieźnieńskiego. Piel-grzymi podczas pierwszego dnia spot-kali się w Prymasowskim Wyższym Se-minarium Duchownym w Gnieźnie. Spotkanie otworzył Przewodniczą-cy Katolickiego Stowarzyszenia „Civi-

tas Christiana” Ziemowit Gawski, któ-ry podkreślił znaczenie Gniezna dla historii Kościoła i Polski. Święty począ-tek Polski, „Święta Więź” - jak mawiał bł. Jan Paweł II, która powstała przed z górą tysią-cem lat na tej ziemi, i która trwa. Co uczynić, by następne pokolenia tę więź nie tylko kulty-wowały, ale nadal rozwijały? By świadomość „Polskiego Gniazda”, która tutaj zaistniała na ziemi wielkopolskiej, związana z imieniem Bo-gurodzicy, Chrztem Polski, z całym naszym ci

vita

s ch

rist

iaNa

Page 81: Nasz Głos maj 2013

www.civitaschristiana.pl ��

wielkim duchowym do-świadczeniem przetrwa-ła. To są pytania, przed którymi stajemy, mając w pamięci prymasow-skie słowa o potrzebie harmonii Bożo-ludzkiej w naszej Ojczyźnie - powiedział kończąc swoje wystąpie-nie przewodniczący Ziemowit Gawski.

Ks. dr Dariusz Wojtecki, asystent kościelny Oddziału Okręgowego w Bia-łymstoku, w swoim wystąpieniu zaty-tułowanym „Pro Pa-tria. Więź polskości z katolicyzmem u progu 1050 rocznicy Chrztu Polski” zwró-cił uwagę na rolę Kościoła Katolickie-go, jaką odegrał on w procesie kształ-towania kultury i tożsamości polskiej. Podkreślił, iż kultura i tradycja Polski są głęboko zakorzenione w wierze ka-tolickiej. Prelegent przedstawił rów-nież znaczenie pojęcia „kultura”, rozu-mianego jako rodzaj odpowiedzi czło-wieka na wyzwania stawiane przez re-ligię i Kościół, która jest językiem w spotkaniu człowieka z Bogiem. Kultura polska posiada najwięcej treści chrześ-cijańskich i stanowi niepowtarzalny sposób budowania poprawnych rela-cji między człowiekiem, rozumianym jako jednostka i Naród, a rzeczywistoś-cią chrześcijańską. Jest ona wolna, ot-warta i realizuje całego człowieka – mó-wił ks. dr Dariusz Wojtecki. Wystąpie-nie księdza doktora przypomniało po-nad tysiącletnią tradycję chrześcijań-stwa w Narodzie Polskim a jednocześ-nie nawiązało do zbliżającej się 1050 rocznicy Chrztu Polski, przypadającej w 2016 roku. Przemawiając do członków Stowarzyszenia ksiądz prałat Wojtecki przestrzegał również przed zagrożenia-mi wynikającymi z promowanych dziś ideologii lewicowo-liberalnych, odwra-cających dotychczasową, ponad wieko-wą hierarchię wartości.

Podczas sesji w seminarium jako ostatni głos zabrał Prymas Senior abp Henryk Muszyński, po czym uczestni-cy spotkania udali się do kaplicy se-minaryjnej, by pomodlić się w inten-cji rychłej beatyfikacji Sługi Boże-

go Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz w intencji Katolickiego Stowa-rzyszenia „Civitas Christiana”.

Po zakończeniu części oficjalnej odbył się „Koncert Patriotyczny” bar-da Jacka Kowalskiego z zespołem. Można było wysłuchać takich utwo-rów jak: Psalm rodowy, Gawęda szlache-cko-rzeźnicka o Morawskim oraz kończą-cej występ Pieśni Konfederatów Barskich, do której śpiewu włączyła się również publiczność.

Przedostatnim punktem programu przewidzianym na pierwszy dzień spotkania była projekcja filmu „Za-pomniane męczeństwo” i spotkanie z jego reżyserem dr Jolantą Hajdasz. Film ten ukazuje sylwetkę Sługi Bo-żego Arcybiskupa Poznańskiego An-toniego Baraniaka, sekretarza kardy-nała Augusta Hlonda, brutalnie prze-słuchiwanego w okresie stalinizmu w celu przymuszenia go do złożenia ze-znań obciążających Prymasa Tysiąc-lecia. Arcybiskup nie dał się jednak złamać funkcjonariuszom „bezpieki”, co przypłacił zrujnowaniem zdrowia. Po projekcji miała miejsce żywa dys-kusja z reżyserem filmu na temat ku-lisów jego powstania oraz odpowie-dzialności oprawców za zbrodnie, ja-kich się dopuścili wobec Sługi Boże-go Arcybiskupa Baraniaka.

Na zakończenie dnia wszyscy uczestnicy spotkania gnieźnieńskie-go spotkali się na modlitwie apelo-

wej, którą poprowadził Chór im. Świę-tego Ojca Pio.

Następnego dnia do godziny 12 członkowie Stowarzyszenia mieli moż-liwość zwiedzenia Muzeum Początków Państwa Polskiego, Katedry Gnieź-nieńskiej oraz Muzeum Archidiece-zjalnego. Delegacja władz Stowarzy-szenia odwiedziła w tym czasie Archi-wum Archidiecezjalne, gdzie można obejrzeć wybrane zabytki piśmienni-ctwa. Po archiwum oprowadził jego dy-rektor ks. dr Michał Sołomieniuk. Sto-warzyszenie przekazało znaczną kwo-tą na konserwację jednego z zabytko-wych dzieł, dzięki czemu uzyskało ty-tuł „Mecenasa Skarbów Słowa”.

Kulminacyjnym punktem XX Piel-grzymki Stowarzyszenia „Stąd Nasz Ród” była msza św. pod przewodni-ctwem ks. bpa Bogdana Wojtusia. Pod-czas homilii ksiądz biskup zwrócił uwa-gę na objawiającą się w naszych cza-sach uwspółcześnioną formę „Kultur-kampfu”, jaką jest próba zmiany kodu kulturowego oraz zatarcie katolickości i polskości Polaków. Po mszy św. Prze-wodniczący Katolickiego Stowarzysze-nia „Civitas Christiana” złożył kwiaty przed pomnikiem Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ostatnim elementem gnieźnieńskiego jubileuszowego spot-kania było wspólne zdjęcie na tle ka-tedry, pod pomnikiem króla Bolesława Chrobrego.

tOmaszrzymkOwski

civitas christiaNa

uczestnicy XX spotkania „stąd nasz ród” Fot. Tomasz Rzymkowski

Page 82: Nasz Głos maj 2013

�0 nasz głos nr 5 | maj �0�3

naszgłosmiesięcZnikkatolickiegostowarZysZenia„civitas cHristiana”

Redakcja: zdzisław koryś, tel. kom. 605558944; [email protected], tomasz rzymkowski (zastępca redaktora naczelnego) ewa czumakow (sekretarz redakcji) tel. kom. 783981854; [email protected]. radosław kieryłowicz (łamanie)Adres redakcji: ul. nabielaka 16,00-743 warszawa, tel. 022 851 49 82 w. 022, 024, 025, fax 023. Wydawca: katolickie stowarzyszenie „civitas christiana”. www.naszglos.civitaschristiana.pl Druk: Zakłady graficzne taurus stanisław roszkowski sp. z o.o., kazimierów ul. Zastawie 12, 05-074 halinów.

numery miesięcznika można otrzymać w redakcji i w oddziałach katolickiego stowarzyszenia „civitas christiana”. teksty prosimy dostarczać w zapisie elektronicznym w formacie word, pocztą elektroniczną lub na płytach cd, materiały fotograficzne w formacie jpg. redakcja nie zwraca tekstów nie zamówionych i zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania.

B o też i nie zna człowiek swego cza-su, jak ryby, które łowi w sieć zdradliwą. I jak ptaki w sidła schwytane. I jak one, tak uwikła-

ni są ludzie w złej chwili (Ekl 9.12). Słowa wyjęte z Księgi Eklezjaste-

sa Starego Testamentu jakże obra-zowo pokazują los człowieka, któ-ry nie wie, co go czeka, co w każdej chwili może się zdarzyć. Wyroków Bożych nie da się przewidzieć.

Niespodziewana śmierć, w nocy z 25 na 26 marca 2013 roku, zabrała z gro-na żywych śp. Janusza Maciejewskie-go, w wieku 67 lat. Należał do tej szero-kiej społeczności ludzi naszego Stowa-rzyszenia troszczących się o katolicką i patriotyczną formację Polaków, dla których Ojczyzna, po Bogu, jest miłoś-cią pierwszą i największą. Na całe doro-słe życie wybrał pracę, najpierw w Sto-warzyszeniu „PAX”, później w katoli-ckim Stowarzyszeniu „Civitas Christia-na”. Przyjaciele, koledzy z Białegosto-ku, Augustowa oraz Suwałk, gdzie kie-rował tamtejszą organizacją, obdarza-li Go szacunkiem i zwyczajnie lubili, za to, że był osobą pełną inicjatyw, ale też wielkiej życzliwości w stosunku do in-nych. W środowisku lokalnym wyróż-niał się jako znany i ceniony działacz społeczny.

Wspominając śp. Janusza Maciejew-skiego, trzeba podkreślić, że swoje obo-wiązki w ramach działań prowadzonych przez Stowarzyszenie realizował w imię ideałów i wartości chrześcijańskiego humanizmu, patriotyzmu oraz polsko-ści. Traktował je dosłownie jak osobi-ste wezwanie do pracy nad kształtowa-

śP. janusz maciejewskistanął Przed Panem z Plonem czynów doBrych

niem rzeczywistości swojej suwalskiej „małej ojczyzny” przenikniętej głęboką świadomością narodową, opartej na do-świadczeniach pokoleń, polskiej trady-cji i historii. Lista przedsięwzięć na tym polu ma wyraźny ślad osobowości śp. Janusza Maciejewskiego.

Cieszył się długoletnią, osobi-stą przyjaźnią z ks. Kazimierzem Ha-merszmitem, proboszczem para-fii św. Aleksandra w Suwałkach, żarli-wym kapłanem, opiekunem ubogich i chorych, zmarłym w opinii świętości w 1996 roku. Służył mu wielokrotnie do Mszy św. dawno temu w Łomży, a po-tem w Suwałkach połączyła ich współ-

praca, podobne pojmowanie służby Bogu i Ojczyźnie. Ks. Kazimierz Ha-merszmit, więzień niemieckich obo-zów Sachsenehausen i Dachau, słynął z patriotycznych kazań i uroczystości, które były solą w oku władz PRL. Bi-skup ełcki w 2010 roku ogłosił edykt o procesie beatyfikacyjnym i kanoni-zacyjnym tego świętego kapłana.

Kierując się wdzięczną przyjaźnią, śp. Janusz Maciejewski podjął sku-teczne starania, aby utrwalić ślady pamięci, w sposób widoczny uczcić Sługę Bożego. Mieszkańcy Suwałk już za życia dostrzegali w nim świą-tobliwego kapłana i dlatego kilka miesięcy po śmierci udało się jed-nej z ulic nadać imię ks. Kazimierza Hamerszmita. Powstała też w póź-niejszym czasie izba jego pamięci.

Bóg Miłosierny powołał do wiecz-ności śp. Janusza Maciejewskiego w Wielkim Tygodniu. W Wielki Czwar-tek odbył się Jego pogrzeb na cmen-tarzu parafialnym w Suwałkach. Ufa-my, że stanął przed Panem z plonem czynów dobrych i szlachetnych, z za-sługami, które znajdą uznanie w Kró-lestwie Niebieskim. Od przyjaciół i kolegów, członków Katolickiego Sto-warzyszenia „Civitas Christiana” woj. podlaskiego kierujemy szczere słowa współczucia, serdecznej pamięci do wdowy Zdzisławy, córki, syna, wnu-czek oraz najbliższej rodziny.

Za sprawą Chrystusa śmierć przestaje być złem ostatecznym – powiedział bł. Jan Paweł II. Wierzymy bowiem w nasze zmartwychwstanie.

leszekkOleśnik

civi

tas

chri

stia

Na

Page 83: Nasz Głos maj 2013

Ksiądz Prymas wraz z uczestnikami II Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy Biblijnej. Kardynał Józef Glemp był honorowym patronem konkursu.

Gala w Galerii Porczyńskich z okazji rozdania 64. edycji Nagrody im. Włodzimierza Pietrzaka z udziałem kardynała Józefa Glempa.

Prymas Józef Glemp wręcza na ręce Przewodniczącego Ziemowita Gawskiego medal za pracę na rzecz promowania osoby Kardynała Stefana Wyszyńskiego w roku prymasowskim. 1 grudnia 2001 r.

Spotkanie władz Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” z kard. Józefem Glempem w rezydencji metropolitów warszawskich podczas obchodów 25-lecia jego posługi jako prymasa Polski, 18 V 2006 r.

Page 84: Nasz Głos maj 2013

Instytut Wydawniczy PAXRedakcja: ul. Wspólna 25, 00-519 Warszawa, tel.: 22 586-51-00, fax: 22 586-51-87

Dział sprzedaży: Wybrzeże Kościuszkowskie 21 00-390 Warszawa tel. (22) 625 23 01, (22) 625 68 86

Zakończony w niespo-dziewany sposób ponty-fikat papieża Benedykta XVI skłania do pierw-szych podsumowań, ocen i refleksji. Książka, któ-rą oddajemy do rąk czy-telników, otwiera przed nami papieskie drogi, pa-pieską myśl i sposób dzie-lenia się z nią. Jest to spo-sób inny, aniżeli ten, jaki przez ponad ćwierć wieku prezentował światu jego Poprzednik, do którego z takim pietyzmem Be-nedykt XVI się odwołuje. l właśnie zamysłem auto-ra było pokazanie tej róż-nicy, a zarazem odkrycie symbiozy ducha łączącej tych dwóch wybitnych Pasterzy.