N Jak Szczepcio i Tońcio urier alicyjski stali się Bodią i ...

32
Kupując nasze pismo, wspomagasz słowo polskie na Wschodzie www.kuriergalicyjski.com – internetowa gazeta codzienna Niezależne pismo Polaków na Ukrainie Kurier Galicyjski www.kuriergalicyjski.com 31 sierpnia– 11 września 2017 nr 16 (284) Administracja prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki cytuje Antoniego Macie- rewicza: „Europa bez Ukrainy nie będzie pełno- wartościowa ani w sensie politycznym, ani gospodar- czym, ani wojskowym. Pol- ska jest i pozostanie razem z Ukrainą, ponieważ wasz kraj broni Europy”. - Chciałbym podziękować za wspaniałe święto, które było na- szym wspólnym świętem, bo to na Ukrainę spada dzisiaj główny ciężar obrony Europy przed barbarzyń- stwem, które grozi całej Europie, ale przede wszystkim flance wschodniej – oświadczył Macierewicz podczas wspólnej konferencji prasowej z ukraińskim ministrem obrony Stepa- nem Połtorakiem. Szef polskiego MON przekazał, że rozmowy z Poroszenką i Połto- rakiem dotyczyły m.in. współpracy polskiego i ukraińskiego przemy- słu zbrojeniowego, a także udziału brygady ukraińsko-litewsko-polskiej w ćwiczeniach bojowych państw Grupy Wyszehradzkiej, które mają odbyć się w przyszłym roku. Prezy- dent Poroszenko i minister Połtorak wyrazili zgodę na udział wojsk ukra- ińskich w tych ćwiczeniach. Ze swojej strony minister Po- łtorak podziękował Macierewiczowi za jego obecność podczas uroczy- stości Dnia Niepodległości. Jego zdaniem jest to człowiek, który robi wszystko, by współpraca między Polską i Ukrainą była na najwyż- szym poziomie. Przypomniał, że 15 sierpnia na zaproszenie ministra Macierewicza on sam był gościem podczas Święta Wojska Polskiego w Warszawie. - Byłem pod ogromnym wraże- niem stosunku Polaków do tradycji i historii, a przede wszystkim pod wrażeniem przyjaznego nastawie- nia, które odczułem wobec Ukrainy w Polsce – oświadczył Połtorak i dodał – Polska w Dniu Niepodle- głości Ukrainy była dziś z nami, jest to dla nas bardzo ważne. Dla Ukra- iny bardzo istotne jest to, że mamy sąsiada, który podaje nam ramię w trudnych dla nas chwilach. źródło: interia.pl Minister Obrony RP Antoni Macierewicz: Polska jest i pozostanie razem z Ukrainą, ponieważ Ukraina broni Europy por. Robert Suchy/CO MON KONSTANTY CZAWAGA tekst i zdjęcia Brzmiały rosyjskojęzyczne rozka- zy filmowców, przed ratuszem usta- wiono tramwaj z 1909 roku, furman- kę, stare samochody oraz było widać tłumy aktorów ucharakteryzowanych na przedwojennych lwowiaków: sty- lowo ubrane pary mieszczan, han- dlarze, zakonnice, policjant i oczywi- ście sporo batiarów. Podczas prze- rwy filmowej – kilku pseudo-Żydów z pejsami i w kapeluszach palących papierosa na tle prowizorycznego parkanu, gdzie wśród kserokopii roz- maitych afiszy oraz gazet polskich i ukraińskich były naklejone też plakat antysemicki i ogłoszenie o rekrutacji do SS Schuetzen Division „Galizien”. W jakąś rolę wcielił się młody męż- czyzna w kobiecym rosyjskim stroju ludowym. Ktoś z obserwujących to widowisko zauważył błędy w napi- sach po polsku. - Będzie to film fabularny – po- wiedział dla mediów reżyser Alek- sander Berezań. – Państwowa agen- cja Ukrainy ds. kina przeznaczyła na ten film 18,5 mln UAH, drugą połowę kosztów uzyskaliśmy od sponsorów. Istnieje błędne przekonanie, że ję- zyk i kultura ukraińska są wyłącznie chłopskie. Chcemy przedstawić swo- istą subkulturę miejską lwowskich batiarów. Jest rzeczą konieczną, by wypełnić treścią ukraińską wszyst- kie obszary naszego życia. Dmytro Naumow, jeden z dwóch scenarzystów w rozmowie z dzien- nikarzem Kuriera stwierdził, że film „Szlachetni włóczędzy” nie będzie remarkiem „Włóczęgów”. - Będzie to całkowicie inny film – powiedział Naumow. – Co praw- da na początku pisaliśmy remark „Włóczęgów”, jednak ten scena- riusz został zmieniony. Pieśni będą brzmieć po ukraińsku, takie jest bo- wiem żądanie państwowej agencji Ukrainy ds. kina. W naszym filmie zostanie ukazana atmosfera Lwowa 1938 roku i wydarzenia na terenach ówczesnej Polski. Jedyne co pozo- stało z fabuły starego filmu to dwaj bohaterowie. Na początku mieli to być Tomek i Zbyszek. Gdy zwró- cono nam uwagę, że są to imiona polskie, chociaż bardziej nam się podobały, zmieniliśmy je na Bogdan i Mirosław. - To znaczy, że wszystko zostało zukrainizowane? - Tak. Skandal dookoła nowego filmu o lwowskich batiarach Jak Szczepcio i Tońcio stali się Bodią i Mirkiem W sierpniu część Rynku lwowskiego w ciągu kilku dni przypo- minała tło słynnego polskiego filmu komediowego „Włóczęgi” w reżyserii Michała Waszyńskiego. Sp. z o.o. „Ganzafilm” z Kijowa kręciła tam swój film „Szlachetni włóczędzy”. (cd. na s. 3) Wiśniowieccy (cz. II) Dmytro Antoniuk s. 28 korespondencja z krymu Wojciech Jankowski s. 16–17 Antoni Prot – milioner i bankrut Iwan Bondarew s. 24

Transcript of N Jak Szczepcio i Tońcio urier alicyjski stali się Bodią i ...

Kupując nasze pismo, wspomagasz słowo polskie na Wschodziewww.kuriergalicyjski.com – internetowa gazeta codzienna

Niezależne pismo Polaków na Ukrainie

ku

rier

gal

icyj

ski

www.kuriergalicyjski.com

31 sierpnia–11 września 2017

nr 16 (284)

Administracja prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki cytuje Antoniego Macie-rewicza: „europa bez Ukrainy nie będzie pełno-wartościowa ani w sensie politycznym, ani gospodar-czym, ani wojskowym. Pol-ska jest i pozostanie razem z Ukrainą, ponieważ wasz kraj broni europy”.

- Chciałbym podziękować za wspaniałe święto, które było na-szym wspólnym świętem, bo to na Ukrainę spada dzisiaj główny ciężar obrony Europy przed barbarzyń-stwem, które grozi całej Europie, ale przede wszystkim fl ance wschodniej – oświadczył Macierewicz podczas wspólnej konferencji prasowej z ukraińskim ministrem obrony Stepa-nem Połtorakiem.

Szef polskiego MON przekazał, że rozmowy z Poroszenką i Połto-rakiem dotyczyły m.in. współpracy polskiego i ukraińskiego przemy-słu zbrojeniowego, a także udziału brygady ukraińsko-litewsko-polskiej w ćwiczeniach bojowych państw Grupy Wyszehradzkiej, które mają

odbyć się w przyszłym roku. Prezy-dent Poroszenko i minister Połtorak wyrazili zgodę na udział wojsk ukra-ińskich w tych ćwiczeniach.

Ze swojej strony minister Po-łtorak podziękował Macierewiczowi za jego obecność podczas uroczy-stości Dnia Niepodległości. Jego

zdaniem jest to człowiek, który robi wszystko, by współpraca między Polską i Ukrainą była na najwyż-szym poziomie. Przypomniał, że 15 sierpnia na zaproszenie ministra Macierewicza on sam był gościem podczas Święta Wojska Polskiego w Warszawie.

- Byłem pod ogromnym wraże-niem stosunku Polaków do tradycji i historii, a przede wszystkim pod wrażeniem przyjaznego nastawie-nia, które odczułem wobec Ukrainy w Polsce – oświadczył Połtorak i dodał – Polska w Dniu Niepodle-głości Ukrainy była dziś z nami, jest to dla nas bardzo ważne. Dla Ukra-iny bardzo istotne jest to, że mamy sąsiada, który podaje nam ramię w trudnych dla nas chwilach.

źródło: interia.pl

Minister Obrony RP Antoni Macierewicz: Polska jest i pozostanie razem z Ukrainą, ponieważ Ukraina broni Europy

por. R

ober

t Suc

hy/C

O MO

N

KONSTANTY CZAWAGAtekst i zdjęcia

Brzmiały rosyjskojęzyczne rozka-zy fi lmowców, przed ratuszem usta-wiono tramwaj z 1909 roku, furman-kę, stare samochody oraz było widać tłumy aktorów ucharakteryzowanych na przedwojennych lwowiaków: sty-lowo ubrane pary mieszczan, han-dlarze, zakonnice, policjant i oczywi-ście sporo batiarów. Podczas prze-rwy fi lmowej – kilku pseudo-Żydów z pejsami i w kapeluszach palących papierosa na tle prowizorycznego parkanu, gdzie wśród kserokopii roz-maitych afi szy oraz gazet polskich i ukraińskich były naklejone też plakat antysemicki i ogłoszenie o rekrutacji do SS Schuetzen Division „Galizien”. W jakąś rolę wcielił się młody męż-czyzna w kobiecym rosyjskim stroju ludowym. Ktoś z obserwujących to widowisko zauważył błędy w napi-sach po polsku.

- Będzie to fi lm fabularny – po-wiedział dla mediów reżyser Alek-sander Berezań. – Państwowa agen-cja Ukrainy ds. kina przeznaczyła na ten fi lm 18,5 mln UAH, drugą połowę kosztów uzyskaliśmy od sponsorów. Istnieje błędne przekonanie, że ję-zyk i kultura ukraińska są wyłącznie chłopskie. Chcemy przedstawić swo-istą subkulturę miejską lwowskich

batiarów. Jest rzeczą konieczną, by wypełnić treścią ukraińską wszyst-kie obszary naszego życia.

Dmytro Naumow, jeden z dwóch scenarzystów w rozmowie z dzien-nikarzem Kuriera stwierdził, że fi lm „Szlachetni włóczędzy” nie będzie remarkiem „Włóczęgów”.

- Będzie to całkowicie inny fi lm – powiedział Naumow. – Co praw-

da na początku pisaliśmy remark „Włóczęgów”, jednak ten scena-riusz został zmieniony. Pieśni będą brzmieć po ukraińsku, takie jest bo-wiem żądanie państwowej agencji Ukrainy ds. kina. W naszym fi lmie zostanie ukazana atmosfera Lwowa 1938 roku i wydarzenia na terenach ówczesnej Polski. Jedyne co pozo-stało z fabuły starego fi lmu to dwaj

bohaterowie. Na początku mieli to być Tomek i Zbyszek. Gdy zwró-cono nam uwagę, że są to imiona polskie, chociaż bardziej nam się podobały, zmieniliśmy je na Bogdan i Mirosław.

- To znaczy, że wszystko zostało zukrainizowane?

- Tak.

Skandal dookoła nowego filmu o lwowskich batiarach

Jak Szczepcio i Tońcio stali się Bodią i MirkiemW sierpniu część Rynku lwowskiego w ciągu kilku dni przypo-minała tło słynnego polskiego fi lmu komediowego „Włóczęgi” w reżyserii Michała Waszyńskiego. Sp. z o.o. „Ganzafi lm” z Kijowa kręciła tam swój fi lm „Szlachetni włóczędzy”.

(cd. na s. 3)

Wiśniowieccy (cz. II)Dmytro Antoniuks. 28

korespondencja z krymuWojciech Jankowskis. 16–17

Antoni Prot – milioner i bankrutIwan Bondarews. 24

231 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

WASYL RASEWYCZ

Nie mniej ważne dla tworzenia patriotycznego panteonu jest przed-stawianie bohaterów i oznaczanie ich podobiznami przestrzeni publicz-nej. Cóż jednak robić, gdy bohate-rowie nie zawsze byli bohaterscy, a nawet wprost przeciwnie – byli antybohaterami? Cóż robić, gdy w historii pewnych formacji były okresy pełne sławy, a jednocześnie – pełne hańby? W przestrzeni postsowieckiej pragnienie posiadania swoich kry-stalicznie czystych bohaterów jest cechą charakterystyczną. Pamięta-cie – „rycerze bez skazy”? I tu wynika pytanie: jak „twórcom” nowego hero-icznego kanonu udaje się chodzić po polu minowym ukraińskiej historii? Jakie ku temu wykorzystują środki?

Spacerując zaciszną lwowską uliczką, zauważyłem na ścianie nową tablicę pamiątkową. Z zaintere-sowaniem podszedłem i… właściwie niczego nie zrozumiałem. Na tablicy pisało, że w tym budynku mieszkał jakiś dobrodziej z batalionu „Słowi-ków”. Zastanawiając się przez kilka chwil zrozumiałem, że mowa tu o batalionie „Nachtigal”, który był jed-nostką niemieckiego dywersyjnego oddziału „Brandenburg-800”. Tu do-piero zaczyna się część najbardziej interesująca. Widocznie, gdzieś w Kanadzie lub USA potomkom tego „nachtigalowca” bardzo chciało się uwiecznić pamięć o swoim ojcu w rodzinnym Lwowie. Umówili się z odpowiednimi osobami we Lwowie o wmurowaniu tej tablicy. Ale ludzie stąd, ani rodzina, mieszkająca w de-mokratycznym społeczeństwie, ani ich partnerzy w niezależnej Ukrainie – nie chcieli „wpadki” przez upamięt-nienie dywersyjnego oddziału, utwo-rzonego przez niemiecki wywiad. Dlatego postanowili nazwę batalio-nu zastąpić swojsko brzmiącym po ukraińsku słowem: „słowik”.

W żaden inny sposób, jak tylko manipulacją, tych działań nazwać nie można. Większość z tych, kto przechodzi obok tej tablicy, nawet nie zastanowi się, że mowa tu właśnie o batalionie „Nachtigal”. Ci, którzy do-myślą się, o co tu chodzi, po raz ko-lejny przekonają się o „normalności” takiego podejścia. Efektem takich manipulacji będzie przyzwyczaje-nie. Wprowadzenie w przestrzeń publiczną w sposób zamaskowany wątpliwych i sprzecznych wydarzeń historycznych, ukrytych pod różną treścią i pod różnymi pretekstami, jest niczym innym jak przygotowa-niem gruntu pod jeszcze większe manipulacje świadomością społecz-ną. O co tu chodzi?

Sprawa polega na tym, że dla utworzenia, na podstawie Organiza-cji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), nowego bohaterskiego kanonu nie-zbędnym jest „zneutralizowanie” sze-regu faktów współpracy tej organizacji ze strukturami hitlerowskich Niemiec. Większość badaczy wie, że „Nachti-gal” został uformowany w lutym 1940

roku zgodnie z porozumieniem z do-wódcą wywiadu wojskowego Abweh-ry admirałem Wilhelmem Canarisem. Wiadomo również, że ten batalion był częścią jednostki dywersyjnej „Brandenburg-800”. I tu następuje rozdwojenie.

Według badaczy zachodnich for-macje te miały prowadzić działania dywersyjne na tyłach przeciwnika. Była to chyba jedyna formacja, do której powoływano Volksdeutschów i osoby innych narodowości. Bata-liony „Brandenburg-800” składały się głównie z Rosjan (emigrantów z okresu rewolucji) i ukraińskich na-cjonalistów. Rosjan, po szkoleniach dywersyjnych, przerzucano w głąb Białorusi. Ukraińców zaś – na tereny okupowanej w 1939 roku Zachodniej Ukrainy. Władze niemieckie wykorzy-stywały również batalion „Nachtigal” w celach symbolicznych, zezwalając im wejść jako pierwszym do Lwowa 30 czerwca 1941 roku.

Dla wielu współczesnych ukraiń-skich historyków i propagandystów najważniejsza jest motywacja, z którą nacjonaliści wstępowali na służbę do Wermachtu: walka o niezależne pań-stwo ukraińskie. I tu właśnie mamy wielką pułapkę. Jeżeli dla współcze-snych ukraińskich propagandystów służba w Wermachcie i później na-wet w dywizji Waffen SS „Galizien” jest zwykłym etapem przejściowym w walce o zjednoczoną Ukrainę, to dla zachodniego świata jest to zwykła kolaboracja wojskowa. Próba prze-konania całego świata, że Ukraińcy kierowani szlachetnym celem mieli do tego prawo,– jest sprawą nada-remną. Jest wręcz przeciwnie. Kon-wulsyjne trzymanie się tych momen-tów kompromituje Ukrainę i czyni ją łatwą zdobyczą rosyjskiej propagan-dy. A ponadto – ta wojskowa współ-praca w skali obecnej Ukrainy miała charakter wybitnie lokalny. To nie tylko nie prowadzi w kierunku Zacho-du, ale wręcz prowokuje wewnętrzny ukraiński konflikt pamięci.

Powstaje pytanie: jeżeli taka po-lityka Ukrainy generuje jedynie szko-dy, czy nie należałoby jej zmienić? I tu dopiero ukazuje się cały łańcuszek, którego rozerwanie oznaczałoby od-stąpienie od idei centralnej roli OUN we współczesnej polityce historycznej państwa. Rezygnacja z „Nachtigalu” i, co więcej, krytyczne spojrzenie na ten naprawdę marginalny rozdział w skali ukraińskiej historii, natychmiast rodzi pytanie: co zrobić z bohaterem Ukrainy Romanem Szuchewyczem? To właśnie Szuchewycz był oficerem politycznym w batalionie „Nachtigal”. To on wchodził do Lwowa w mun-durze Wermachtu w 1941 roku. Do końca 1942 roku był kontraktowym oficerem i służył w 201 policyjnym batalionie ochrony na Białorusi. Był zastępcą dowódcy w stopniu kapita-na. To on dowodził szeregiem poty-czek z sowieckimi partyzantami. Tu mamy kolejną kwestię: jak po likwi-dacji oddziału sowieckiego postępo-wali „schutzmani” wobec ludności

miejscowej? Czy można to jakoś rozróżnić i czy ktoś w ogóle to ba-dał? Co mamy zrobić z tymi wątkami w pamięci Białorusinów? Jak wyja-śnić współczesnym Ukraińcom, co robił bohater Ukrainy Szuchewycz w mundurze niemieckiego kapitana na Białorusi? I najważniejsze, wyja-śnianie (bo wstydliwie przemilczeć się tego nie da), że było to szkolenie wojskowe w imię przyszłej niezależ-nej Ukrainy, zabrzmi zbyt cynicznie.

Takie pułapki rozstawia nam współczesna ukraińska polityka histo-ryczna. Nie czyni tego ze złej woli, ani po to, by Ukrainie szkodzić. Świadczą o tym wstydliwe próby zatuszowania, ukrycia, lub przeinaczenia sensu po-szczególnych fragmentów przeszło-ści. Nieraz w publicystyce, a nawet w literaturze naukowej zdarzało mi się napotykać na podmianę słowa „policaj” na bardziej neutralne i milej brzmiące „policjant”. W ten sposób patriotycznie nastawieni historycy i publicyści pragną wyprowadzić nie-które postacie historyczne poza ramy radzieckiej propagandy. Tym bardziej, że radziecka maszyna propagando-wa był potężna, nie szczędziła niko-go i nie uznawała półtonów. Dlatego „policaje” z okresu okupacji niemiec-kiej byli „policajami”, a nie mitycz-nymi „policjantami”. Pozostaje tylko nazwać ich z amerykańska „kopami” i przy obecnym poziomie oświaty szkolnej, nikt nawet nie pomyśli, że jest pomiędzy nimi jakaś różnica.

Po co się to czyni? Znowuż dlatego, że wielu z 201 batalionu policyjnego stało się później dowód-cami Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Podobnie jak sam ich do-wódca – Roman Szuchewycz. Spró-bujcie powiedzieć: bohater Ukrainy policaj Roman Szuchewycz. Tak, jednoznacznie nie pasuje to do he-roicznego tła. Cóż robić z setkami „policajów”, którzy pod koniec 1942 roku samowolnie opuścili służbę w niemieckiej policji i przeszli do lasu, tworząc podstawy UPA? Należałoby tu dodać coś o roli tych „policajów” w likwidacji radzieckich jeńców wojen-nych i w tragedii Holokaustu.

Dlatego, gdyby nie chować się za anonimowością i rzeczywiście zbadać koleje losu tych, którzy ręce po łokcie mieli we krwi, oraz tych, kto szczególnie później, walczył o nie-zależną Ukrainę przeciwko terrorowi sowieckiemu, to również historia UPA pozbyłaby się wielu propagandowych etykiet. Próby zaś usprawiedliwienia całej poprzedniej historii OUN anty-sowieckim oporem po 1944 roku– szczególnie w okresie 1939-1944 – zakończą się całkowitym fiaskiem. Będzie to fiasko nie tylko takiej polity-ki historycznej, ale niestety, również zmiany podejścia świata zachodnie-go do Ukrainy. Innymi słowy – nie dostarczajmy po raz kolejny nabojów dla rosyjskiej propagandy.

W wersji ukraińskiej artykuł ukazał się

25 sierpnia na portalu: zaxid.net

„Słowiki” i policjanciSpacerując ulicami miast, warto zwracać uwagę na nazwy, tabli-ce pamiątkowe i, naturalnie, pomniki. Ludziom trudno jest uwie-rzyć w abstrakcję i dlatego swoich bogów nauczyli się materiali-zować w postaci posągów, ikon i innych fizycznych symboli.

Ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło zapewnia, że jego kraj pozo-staje niezmiennym i konsekwent-nym przyjacielem Ukrainy. Takie zapewnienie polski dyplomata wy-powiedział podczas wizyty na kon-trolowane przez Ukrainę tereny obw. Donieckiego

Po spotkaniu z ambasadorem szef wojskowo-cywilnej administracji Pawło Żebriwskij napisał na swojej stronie w FB: – Pan Piekło podkre-ślił, że Polska pozostaje niezmiennie konsekwentnym optymistą i przyja-

Nietypową akcję wsparcia bu-dowy kościoła rzymskokatolickiego w parafii św. Jana Pawła II we Lwo-wie zorganizowało Stowarzyszenie „Sanctus Paulus” z Bydgoszczy we współpracy ze Związkiem Hodow-ców Gołębi Pocztowych. Gołębiarze z Polski i Słowacji w ramach Me-moriału Jana Pawła II – Złoty Lot wypuścili na polach pod Brukselą 35 tys. gołębi, które wyruszyły w drogę powrotną do swoich macierzystych gołębników.

Jak podaje strona archidiecezji lwowskiej, parafia dopiero rozpoczy-na budowę budynków sakralnych, w których mogłaby rozwijać działalność ewangelizacyjną, edukacyjną i cha-rytatywną. „Rozpoczynamy budowę od tymczasowej kaplicy, która stanie przy miejscu budowania zasadni-czego kościoła, i w którym również, w niewielkiej kaplicy, będą odbywały się codzienne zajęcia świetlicowe dla dzieci i – i co jest ważne – katechiza-cja dorosłych” – mówił ks. Grzegorz Draus, proboszcz parafii.

Jak powiedział Aleksander Grzy-bek, wiceprezes zarządu Stowarzy-szenia „Sanctus Paulus” w Bydgosz-czy, zawody, które stały się „strzałem w dziesiątkę” i zdobyły uznanie ho-dowców gołębi, były inicjatywą Wie-sława Miętkiewicza. Memoriał objął honorowym patronatem metropolita lwowski, abp. Mieczysław Mokrzycki.

Podczas zawodów gołębie mia-ły do pokonania trasę od 400 do 1000 km, w zależności od położenia punktu końcowego lotu. Stąd też o zwycięstwie w zawodach nie decy-dował czas przelotu, lecz średnia prędkość przelotu. Mające najbliżej do domu gołębie z Międzyzdrojów pokonały trasę lotu w nieco ponad 5 godzin.

Memoriał Jana Pawła II – Złoty Lot odbył się pod koniec lipca br., jednak archidiecezja lwowska powiadomiła o nim dopiero w dniu dzisiejszym. Organizatorzy rozważają przeprowa-dzenie następnych takich zawodów, tym razem z Ukrainy na Śląsk.

źródło: rck.lviv.ua

W Brukseli wypuszczono 35 tys. gołębi, by wesprzeć budowę kościoła we LwowieKażdy z hodowców uiszczał opłatę 2 zł za każdego gołę-bia biorącego udział w zawodach. Łącznie zebrano więc około 70 tys. zł, które zostaną przeznaczone na budowę kościoła w parafii św. Jana Pawła II we Lwowie.

cielem Ukrainy. Polski rząd i polskie społeczeństwo zainteresowani są w silnej Ukrainie i nadal będą wspierać nasze państwo.

Ze swej strony kierownik obw. Donieckiego zapewnił ambasadora Polski, że dla Ukrainy na razie po-trzebne jest nie tyle wsparcie finan-sowe, ile moralne: – Dziś o wiele ważniejsze jest mieć ideę i wizję roz-woju społeczeństwa, miast i wiosek. W tej kwestii mamy czego uczyć się u Polski.

źródło: ukrinform.ua

Ambasador Piekło zapewnił Żebrowskiego w niezmiennym poparciu Polski

Kolejny sfinansowany przez pol-skie Ministerstwo Spraw Zagranicz-nych w ramach programu Polskiej Pomocy gabinet medyczno-socjalny utworzyła na Ukrainie Caritas Polska.

Pacjentami gabinetu medyczno-socjalnego utworzonego w przyfron-towym Zaporożu, do którego licznie przybywają uciekinierzy ze strefy walk w Donbasie, są przede wszyst-

kim przesiedleńcy, matki z niepełno-sprawnymi dziećmi oraz emeryci i inwalidzi.

Dzięki funduszom polskiego re-sortu spraw zagranicznych Caritas Polska utworzył jeszcze dwie podob-ne do zaporoskiej placówki – w Bier-diańsku i w Charkowie.

źródło: Kresy24.pl

Polska pomoc – Ukraina: Zaporoże, Berdiańsk, Charków…

3www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

- Ale mimo wszystko odpowiada to rzeczywistości, chociaż lwowski folklor batiarski był przecież polski. Również gwara.

- Zgadzam się.- Usłyszymy pieśni lwowskich

batiarów w tłumaczeniu ukraińskich poetów Bogdana Stelmacha. Jurija Wynnyczuka?

- Nie, nie bierzemy tych pieśni ze względu na prawa autorskie i pewne problemy. Sami napisaliśmy pieśni. Chcemy pokazać ten film dla całej Ukrainy i za granicą.

Na pytanie, kto z historyków jest doradcą filmowców, Dmytro Naumow powiedział, że sam pochodzi ze Lwo-wa, doskonale zna język polski, zaś głównym doradcą ekipy jest internet.

W podobny sposób film „Szla-chetni włóczędzy” kręcono również przed kościołem dominikańskim, na ulicy Ormiańskiej oraz na Cmentarzu Łyczakowskim i w innych miejscach Lwowa.

Wiceprzewodniczący miasta Lwowa Andrij Moskalenko zazna-czył w mediach, że ekranizacja tego filmu przynosi miastu wiele zysków: ekipy filmowców korzystają z hote-li, tu stołują się, wynajmują sprzęt. Widzowie zaś dzięki filmowi będą rozpoznawać miasto Lwów.

Nieco innego zdania są lwowiacy, którzy oburzeni są sposobem przed-stawienia ich miasta w filmie „Szla-chetni włóczędzy”. Prezes lwowskiej religijnej organizacji żydowskiej „Turei Zahav” Meylakh Sheykhet na swojej stronie w FB wyraził zdziwienie, że władze miejskie, które tak cieszą się z nakręcania tego filmu, nie za-uważyli brukowego antysemityzmu pod ścianami ratusza. „Nie, nigdy, nigdy nie wolno nam poddawać się prowokacji, i trzeba powstrzymać tę wrogą propagandę międzyetniczną... za ukraińskie państwowe pieniądze” – ostrzegł Meylakh Sheykhet.

Swoją pozycję przedstawiła w tej sprawie znana artystka Myrosława Si-dor w liście do deputowanej Werchow-nej Rady Ukrainy Oksany Biłozir.

„Batiarzy – to cały szmat lwowskiej historii, to subkultura, która stanowiła ówczesną mentalność Lwowa i, pod-kreślam, nie zaginęła do dziś! Auto-rzy powstającego filmu w anonsach i aktorzy w wywiadach opowiadają o batiarach jak o złodziejach, którzy jedynie kradli. Ta informacja nie od-powiada rzeczywistości historycznej” – napisano w apelu. Z powyższym zgodni są liczni działacze kultury lwowskiej, między innymi pisarz Ju-rij Winnyczuk, muzyk i batiar Wiktor Morozow, krajoznawcy Petro i Iwan Radkowcy, pisarka Natalia Gurnicka, i szereg innych działaczy kultury.

Pani Mirosława Sydor w wywia-dzie dla Kuriera Galicyjskiego powie-działa:

- Tak zwane „wydarzenie kul-turalne”, które obecnie ma miejsce we Lwowie, czyli – zdjęcia do filmu „Szlachetni włóczędzy” – nie mogło ominąć mojej uwagi. Już od ponad 15 lat wspólnie z aktorem Bogda-nem Rybką i krajoznawcami, braćmi Petrem i Iwanem Radkowcami pra-cuję w tym temacie. Widzimy zresz-tą na forach społecznościowych reakcję zwykłych mieszkańców mia-sta, niezależnie od ich zawodu, na to draństwo.

Widowisko, które stanęło przed oczyma mieszkańców naszego mia-sta, nie mogło nie wywołać oburzenia. Ludzie, obcy mentalnie (nie mówię tu o obywatelstwie), nieodpowiedzialni, nie uznali nawet za potrzebne skon-sultowanie się ze znawcami Lwowa. Podali swoją wersję wizji miasta z lat 30., która nie wytrzymuje żadnej krytyki, chociażby ze względu na lu-zactwo artystyczne. TAKIM Lwów nie tylko nie był, ale nawet nie mógł być i również teraz nie będzie (na wszelki wypadek).

Scenarzysta Dmytro Naumow powiedział w wywiadzie: „Dwaj włó-czędzy pomagają dziewczynie, która znalazła się w biedzie. Polacy nazy-wali ich batiarami. Ale byli oni na tyle śmieszni, że wcale nie byli batiarami. To chyba w pojęciu Polaków byli oni batiarami. Ale to zupełnie nie tak. Dlatego nas z Tarasem, a szczegól-

nie mnie, jako lwowianina, to oburzy-ło. Przepisaliśmy więc scenariusz. Historycy będą szczerze zdziwieni. Ale w końcu przejrzą”.

POLACY nie wiedzieli jak wy-glądali batiarzy?!!! Proszę sobie wyobrazić reakcje Polaków na te „perły”?!! Nie jest to już hańba, ale hańbiszcze. Polacy z całą pewnością obejrzą ten film. Nie ominą przecież tematu Lwowa! Zdziwią się i histo-rycy, i nie historycy, zarówno polscy, jak i ukraińscy. Jest to wielki brak szacunku do zmarłych twórców tego filmu, którzy wraz z nim zapoczątko-wali sławę lwowskiego kina z okresu „nie naumowego”.

To tylko dzisiejszych twórców nie można ruszać? (tak napisał pod postem Jurija Wynnyczuka Taras Borowok). A znęcać się nad zmarłymi – proszę bardzo! Ale czy wie ten „batiar Naumow”, że śp. Henryka Vogelfangera do swego teatru zapraszał Arkadij Rajkin? I że biedny Szlechter po wejściu Niemców do Lwowa w 1941 znalazł się we lwowskim getcie, a potem w obozie koncentracyjnym przy ul. Janowskiej we Lwowie, gdzie zginął wraz z żoną i synem w 1942 (choć jest możliwe, że zdołał przeżyć jeszcze jeden rok dłużej). W jedy-nym dokumencie podającym datę śmierci, napisanym w latach czter-dziestych przez prawdopodobnie jego kuzynkę na potrzeby ZAiKS-u podano, że został zamordowany 11 listopada 1943 r. To znęcać się nad nimi można? I można mówić, że ci ludzie nie znali Lwowa, nie wiedzie-li jak wyglądają batiarzy i dlatego tworzyli jakoś nie tak?

Mieszkańcy Lwowa mają wielki szacunek do historii swego miasta. Przejmują się jego losem pod każ-dym względem, również w dziedzinie kultury. Nie będziemy tolerować po-

gardliwego stosunku do miasta, kpin z jego mieszkańców i zniekształcania faktów historycznych. Dziękuję Ku-rierowi Galicyjskiemu za uwagę do tego wydarzenia. Wierzymy, że pol-ska społeczność miasta też pamięta Lwów nie taki, jakim przedstawiają go twórcy tego „arcydzieła filmowego”. I że też nie będzie milczeć wobec tak wulgarnej interpretacji. Dziękuję za nieobojętność.

Deputowana parlamentu ukra-ińskiego Oksana Biłozir na prośbę lwowskiej społeczości wystosowała apel do premiera Ukrainy Wołody-myta Grojsmana, ministra Kultury Jegenija Nyszczuka, przewodniczą-cego Państwowej agencji Ukrainy ds. kina Pyłypa Illenki, ażeby do-pracować projekt filmu fabularnego „Szlachetni włóczędzy” zgodnie z prawdą historyczną i autentyczno-ścią kulturalną.

Do redakcji „Kuriera Galicyjskie-go” napisał też list reżyser Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie Zbi-gniew Chrzanowski:

Moje trzy groszeChyba ze dwa tygodnie minęły,

gdy w niedzielę, wsiadając do tram-waju na Rynku, zwróciłem uwagę na budowane jakieś budy obok ratusza w okolicy studni Neptuna. Pomy-ślałem sobie, no cóż, znowu jakieś targowisko, które w okresach świą-tecznych szpeci zwykle Wały Het-mańskie. Ostatnio budy wystawiano nawet na Wałach Gubernatorskich, przed samym nosem władz woje-wódzkich. Niestety – biznes jest biznes i pecunia non olet, czyli pie-niądze nie śmierdzą.

Ale okazało się wcale nie to, co przypuszczałem. Okazało się z czasem, że stawiano tu scenogra-fię przyszłego filmu, tak zwanego „remarke’u” przedwojennych „Włó-częgów” ze Szczepciem i Tońkiem w rolach głównych. Los tego filmu, którego kopia została odnaleziona i odrestaurowana po wojnie – to osobna historia. Ale cóż, historia znów wraca do Lwowa.

Okazuje się, że projekt został za-akceptowany przez komisję repertu-arową ds. kinematografii ukraińskiej. Jest realizowany ze zmianami, sto-sownymi do chwili obecnej. A więc, nie ma już Szczepcia i Tońka, nie ma już „Włóczęgów”, są natomiast „Weseli włóczędzy”, a bohaterowie noszą imiona Bogdan i Myrosław. I, tak naprawdę, to już nie przedwo-jenny Lwów, bo po Rynku kręci się oficer Wermachtu i jakaś „baba” w kokoszniku (rosyjski tradycyjny stro-ik ludowy – red.) na głowie. W ogóle – to pomieszanie z poplątaniem historyczno-narodowościowe.

Świadkowie, którzy przypadkiem byli obecni przy kręceniu epizodów filmu twierdzą, że jest to jakaś kary-katura i parodia miasta, jego miesz-kańców i po trosze historii. Wszystko dzieje się za państwowe pieniądze, pieniądze podatników Ukrainy. Po kil-ku dniach od początku kręcenia zdjęć grupa lwowskich ukraińskich intelek-tualistów i twórców wystosowała ostry sprzeciw na ręce Oksany Biłozir, byłej minister kultury Ukrainy. Protest pod-pisało wiele znaczących osobistości, w tym również przedstawiciele Towa-rzystwa Żydowskiego. Zdumiewające jest to, że zabrakło podpisu prezesa Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, pod oknami siedziby któ-rego te bezeceństwa mają miejsce. Nie ma się jednak co za bardzo dzi-wić. Stosunek do Polaków, obecnie mieszkających we Lwowie, jest taki, na jaki swoją biernością zasłużyliśmy. Bezczelność, z jaką przyswajane są przedwojenne polskie piosenki – bo to już nawet nie plagiat czy narusza-nie praw autorskich – nie ma tu już żadnego znaczenia.

Czyżby twórcom filmu ukraiń-skiego zabrakło tematów, że się-gnęli po „batiarstwo” i wzięli się do roboty jako „specjaliści” i „znawcy”

Lwowa? Sięgnęli po przedwojen-nych batiarów, ale na szczęście nie po Szczepcia i Tońka, tylko po Bog-dana i Myrosława. W tym przypadku zawsze będą mogli znaleźć wymów-kę, i gdy coś się nie uda, znowu jak zwykle będą winni Polacy.

Cenię sobie w tej sprawie stano-wisko lwowskich ukraińskich intelek-tualistów.ZBIGNIEW CHRZANOWSKI

Jak Szczepcio i Tońcio stali się Bodią i Mirkiem(dokończenie ze s. 1)

431 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

10 lat kuriera galicyjskiego. gratulacje i życzenia

Pisanie nie polega jedynie na wyrażaniu myśli, to także głęboka zaduma nad wymową każdego słowa.Paulo Coehlo

Dziennikarz pisze dla zapomnienia, podczas gdy chciałby pisać dla pamięci i czasu.Jorge Luis Borges

Szanowny Panie Mirku!Drodzy Państwo!

Z okazji DZIESIĘCIOLECIA „Kuriera Galicyjskiego” składamy serdeczne życzenia nieustannego natchnienia i Bożych łask, ciekawych tematów do opisania, miłych spotkań, radości z wykonywanego zawodu, niezałamywania się w chwilach trudnych, wielotysięcznego nakładu pisma oraz jego dużej poczytności na Ukrainie, w Polsce i nie tylko!Życzymy również wszelkiej pomyślności w życiu osobistym i rodzinnym, wiele zdrowia.

Serdecznie pozdrawiamy, STO LAT!Irena i Zbyszek Kuleszowie

10 lat Kuriera Galicyjskiego!

Jeden z najważniejszych polskich periodyków wychodzących na Ukra-inie obchodzi 10-lecie istnienia. Niech wolno nam będzie z tej okazji złożyć przyjaciołom ze Lwowa i Stanisławowa najlepsze życzenia.

Przez te wszystkie lata stał się Kurier Galicyjski prawdziwą grupą me-dialną, obejmująca – prócz dwutygodnika – również pisemny dodatek dla młodzieży, portal internetowy, telewizję VOD, radio internetowe oraz osobną audycję radiową.

Nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie upór i siła właściciela konsorcjum – Mirosława Rowickiego, Polaka mieszkającego na stałe na Ukrainie.

Kurier Galicyjski pozostając medium polskojęzycznym, pomaga budo-wać (naprawiać?) mosty między Polakami i Ukraińcami, realizując testa-ment Józefa Piłsudskiego, testament Lecha Kaczyńskiego.

Jest to jeden z dwóch – obok publikowanego w Łucku Monitora Wo-łyńskiego – regularnie wychodzących dwutygodników w języku polskim na Ukrainie.

Za swoje zasługi dla krzewienia polskości i budowy dobrych relacji polsko-ukraińskich Mirosław Rowicki został w maju 2015 roku odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Redakcja pisma okrągłą rocznicę przyjęła ze spokojem. Jak czytamy na pierwszej stronie jubileuszowego numeru: „Człowiek, który nie ma marzeń, niewiele osiągnie. My mamy. Jest nim odnowienie podmiotowości naszego regionu […] To już się dzieje, choć i wrogów ta idea ma potężnych”.

Panie Redaktorze – Mirosławie – Mirku! Przyjmij od nas życzenia wszelkiej pomyślności, przede wszystkim wielu jeszcze tryumfalnych dekad Kuriera. I żeby potężnym wrogom zwiotczały mięśnie.

Dominik Szczęsny-Kostanecki

Щиро вітаємо наших інформаційних партнерів Gazeta Kurier Galicyjski з першим 10-літтям!Дякуємо вам за плідну співпрацю, об’єктивність у висвітленні інформації...Бажаємо вам натхненного й невпинного розвитку, та читацького визнання!ГО „КонтрФорс”, Я – Поморянський замок

Ex navicula navis, czyli Kurier Galicyjski kończy 10 lat

W związku z okrągłym jubileuszem tak ważnej polskiej gazety na Ukra-inie zespół Fundacji Wolność i Demokracja składa redakcji, na czele z Miro-sławem Rowickim, najlepsze życzenia.

Przez 10 lat „Kurier Galicyjski” z drukowanej gazety rozrósł się: powstał dodatek dla młodzieży, portal internetowy, telewizja internetowa, radio in-ternetowe oraz osobna audycja radiowa. Cieszymy się, że dzięki wsparciu udzielanemu „Kurierowi” w ramach projektu „Polska Platforma Medialna Wschód – Ukraina 2017” wspólnie przyczyniamy się do rozwoju polskich mediów na Ukrainie.

Redakcji życzymy wytrwałości, zapału do pracy, lekkiego pióra i kolej-nych lat sukcesów.

Zespół Fundacji Wolność i Demokracja

5www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

KONSTANTY CZAWAGAtekst i zdjęcia

- Chcemy się modlić za ludzi, któ-rzy tutaj zginęli – powiedział kapłan. – Byli katolikami, chrześcijanami. Zostali wyniszczeni, zamordowani przez owładniętych złym duchem. – Nawiązując do obchodów 100-lecia objawień fatimskich, wspomniał, że Matka Boża zachęcała świat do na-wrócenia i pokuty. – Bo kiedy czło-wiek widzi swoje błędy i za nie żałuje, jest zdolny nawrócić się, pokutować, prosić o przebaczenie innych i sam przebaczać. Wówczas Pan Bóg prze-bacza. Kiedy człowiek tego nie widzi, szuka różnych wymówek, żeby siebie wybielić, żeby siebie uspokoić, uspra-wiedliwić, że taka jest idea, taka jest konieczność czy jeszcze coś innego. Ale trzeba być posłusznym nie idei politycznej, lecz Chrystusowi – mówił ks. Wiktor Antoniuk. – To, co się tutaj wydarzyło, było dziełem szatańskim – zaznaczył.

- Przybywamy tu jako Stowarzy-szenie Huta Pieniacka od wielu lat – powiedziała prezes Stowarzyszenia i doradca wojewody lubuskiego Mał-gorzata Gośniowska-Kola. – Wcze-śniej zanim powstało stowarzysze-nie, przyjeżdżaliśmy tutaj jako dzieci ze swoim rodzicami, ze znajomymi, z przyjaciółmi. Od 2005 roku jeste-śmy tutaj rok rocznie. Zawsze 28 lutego, w dniu rocznicy zagłady na-szej miejscowości, ale też w ciągu roku. Huta Pieniacka, jak zawsze powtarzamy, jest z powodu tragedii miejscem szczególnym w naszym sercu, w naszej pamięci. Zamordo-wano i spalono ludzi niewinnych. Co trzecia ofiara – to dziecko. Często przekazujemy sobie te informacje, i cały czas odkrywamy i poznajemy nowe. Zamordowano, spalono tych ludzi tylko dlatego, że byli Polakami. Przekazywano nam tę wiedzę, tę pamięć, a także prośbę o modlitwę. Poznawaliśmy historię tej ziemi, naszych rodzin, często imiona i na-zwiska naszych bliskich wyryte są na tablicach pamiątkowych. Przy-jeżdżamy tu również z obowiązku chrześcijańskiego i patriotycznego. Jesteśmy z tej ziemi. Uczyliśmy się tutaj i uczymy się ciągle patriotyzmu, miłości do rodziny, do Polski. W tym miejscu staraniem rodzin i Rządu Pol-skiego został postawiony i poświęco-ny pomnik. Chciano go zniszczyć, ale jak powiedział konsul, nie da się zniszczyć prawdy. Ujawnia się zawsze i wobec niej pochylamy gło-wy. Broń nas, Boże od nienawiści! Chcemy trwać w nauce Chrystuso-wej. Poznaliśmy też tutaj kolejne osoby, przyjaciół.

Katarzyna Wróblewska, koman-dor motocyklistów przekazała Mał-

gorzacie Gośniowskiej-Koli ryngraf z obrazem Matki Bożej Katyńskiej.

- Na co dzień pracuję w Mogilnie koło Gniezna – powiedział dla Kuriera kapucyn o. Leszek Lewandowski, ka-pelan Rajdu. – Po raz drugi jestem na Rajdzie Katyńskim. W ubiegłym roku byłem tylko na części ukraińskiej, a w tym roku już na całym Rajdzie – Litwa, Łotwa, Rosja i powrót przez Ukrainę do Polski. Katyń był szcze-gólnym i centralnym miejscem, gdzie przebywaliśmy przez dwie noce. To był szczególny czas refleksji, modli-twy, zadumy. Modlitwa towarzyszy

nam od samego początku, wpisuje się w cały rytm tego rajdu, pielgrzym-ki, jak my to określamy, bo i ludzie się za nas modlą, i my się modlimy za ludzi. Najbardziej istotnym przesła-niem jest to, że modlimy za wszyst-kich rodaków, którzy spoczywają za wschodnią granicą naszej Ojczyzny.

Konsul generalny RP we Lwowie Rafał Wolski w swoim przemówieniu zaznaczył, że jest to już piąte jego spotkanie z Międzynarodowym Raj-dem Katyńskim. W latach 2010–2013 odbyło się w podkijowskiej Bykowni.

- Spotykamy się w miejscu, któ-re dla wielu z państwa wiąże się ze wspomnieniami i najstraszniejszymi,

ale też pogodnymi, tych pokoleń naszych przodków, które w Hucie Pieniackiej mieszkały – mówił dalej. – Żyły szczęśliwie, była to kwitnąca wieś, po której dziś pozostał tylko krzyż i te mogiły. Jak słusznie mówił ksiądz celebrans podczas mszy św., pozorną moc pokazał tu szatan, bo demon nienawiści etnicznej dopro-wadził do tego, co stało się w Hucie Pieniackiej w lutym 1944 roku. Minę-ło 73 lata, ale te blizny nie zniknęły i jeszcze długo nie znikną. Dobrze się dzieje, że nad mogiłami ofiar Huty Pieniackiej spotykają się ludzie

różnych narodowości, że są dzisiaj z nami nasi bracia Ukraińcy, że jeste-śmy w tym miejscu razem. Zbliża się kolejna dla nas Polaków straszna rocznica II wojny światowej, która przeorała Polskę, przeorała Europę, która wypędziła ludzi stąd, z wielu innych zakątków Europy. Dobrze, że mamy siłę, by o tym pamiętać. Jestem szczególnie wdzięczny Sto-warzyszeniu Międzynarodowego Mo-tocyklowego Rajdu Katyńskiego za to, że zmierzają po drogach i bezdrożach Wschodniej Europy, by podtrzymy-wać pamięć. Ci, którzy wymordowali w okrutny sposób mieszkańców Huty Pieniackiej i spalili tę wieś, chcieli,

żeby ona znikła, żeby nie było śladu, żeby pamięć po Polakach z Huty Pie-niackiej na zawsze zniknęła. Dzięki wam, dzięki potomkom mieszkańców Huty Pieniackiej, dzięki mądrym i do-brym ludziom w Polsce, na Ukrainie i na całym świecie ten piekielny za-mysł, który im przyświecał, nie bę-dzie zrealizowany. Kiedyś w Bykow-ni mówiliśmy o tym, że Bykownia jest pomnikiem strachu przed tymi, którzy tam leżą. My też stoimy w tej chwili na mogile strachu. Oby nigdy nie powrócił na tę ziemię zły duch. Oby pamięć o ludziach, którym odebrano życie tylko dlatego, że w takich, a nie innych rodzinach się urodzili, że taką, a nie inną wiarę wyznawali, że reprezentowali pewne wartości, przy-świecała wam i była drogowskazem nie tylko na waszych drogach moto-cyklowych, ale na codziennych szla-kach każdego z nas. Jestem bardzo wzruszony, że na samym początku mojej służby we Lwowie mam moż-liwość spędzić z wami czas w Hucie Pieniackiej.

Rafał Wolski również zauważył, że zły duch wciąż krąży w tym miej-scu. – Świadczy o tym wydarzenie z lutego br., kiedy ludzie, których trud-no jest mi nazwać złymi, chcieli, żeby ten pomnik zniknął. I nie tylko znik-nął, ale jeszcze poróżnił kogoś jesz-cze bardziej. Chciałbym, żebyśmy pamiętali o tym, że Huta Pieniacka jest wezwaniem dla każdego z nas.

Polski dyplomata życzył, aby szczęśliwa droga zaprowadziła moto-cyklistów z powrotem do Warszawy, nad Wigry i by za rok znów wszyscy mogli spotkać się w Hucie Pieniackiej i jeszcze wiele, wiele chwil poświęcić przekazywaniu tego, co było, i jak pięknie może być, jeżeli przyszłość buduje się na zdrowych i solidnych fundamentach.

XVII Międzynarodowy Motocyklowy Rajd katyński w Hucie PieniackiejW godzinach popołudniowych 30 sierpnia uczestnicy XVII Międzynarodowego Motocyklowego Raj-du Katyńskiego dotarli do nieistniejącej polskiej wsi Huta Pieniacka koło Brodów w obwodzie lwow-skim. Przywitała ich tam przybyła z Polski delegacja Stowarzyszenia Huta Pieniacka, która zrzesza rodziny i potomków mieszkańców tej wsi oraz Polacy i Ukraińcy z Brodów i okolicznych miejsco-wości. Wzruszające doroczne wydarzenie zaszczycili swoją obecnością konsul generalny RP we Lwowie Rafał Wolski i konsul Marian Orlikowski. Mszy św. przy pomniku, otwartym w 2009 roku z udziałem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, oraz modli-twie na cmentarzu przewodniczył ks. prałat Wiktor Antoniuk z Brodów.

Najnowsze dane resortu pracy wskazują, że coraz częściej zgła-szana jest chęć zatrudnienia osób z Ukrainy w charakterze nauczycieli czy pielęgniarek. Według najnow-szych danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, choć po pracowników z Ukrainy najchętniej wciąż sięgają branże przemysłowa i budowlana, to coraz częściej Ukra-ińców chcą zatrudniać w edukacji, opiece zdrowotnej czy kulturze.

Według Krzysztofa Inglota, pre-zesa zarządu Personnel Service, która specjalizuje się w rekrutacji pracowników z Ukrainy i promuje ściąganie Ukraińców do pracy w Polsce, coraz częściej zgłaszane są oferty dot. chęci zatrudnienia ich jako nauczycieli czy pielęgniarek.

Podano również, że w porówna-niu z 2016 rokiem, w tym roku naj-większy wzrost zapotrzebowania na pracowników z Ukrainy zanotowano w sektorze edukacyjnym.

W czerwcu w naszym kraju legal-nie pracowało najpewniej ponad 270 tys. Ukraińców, przy czym jak wska-zują dostępne dane Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w pierwszej połowie br. polscy praco-dawcy złożyli prawie 950 tys. wnio-sków o zatrudnienie cudzoziemców. To o 45 proc. więcej, niż w 2016 roku, który był pod tym względem rekordo-wy. Ponad 90% wniosków dotyczyło Ukraińców.

Z kolei badania przeprowadzo-ne wśród polskich pracodawców przez portal Pracuj.pl wskazują, że w 2017 roku co czwarta firma z Pol-ski chciałaby zatrudnić pracownika z Ukrainy. Serwis ten zdecydowanie promuje zatrudnianie Ukraińców w Polsce, podobnie jak często cytowa-na przez „Rzeczpospolitą” agencja Work Service. Natomiast, jak wyni-ka z najnowszego badania agencji zatrudnienia Randstad, 40 proc. firm w Polsce zamierza w najbliższych miesiącach zatrudnić pracowników z Ukrainy. Wzrost płac w Polsce był dużo wolniejszy. Według dostępnych obecnie danych w sektorze przedsię-biorstw, charakteryzującym się wyż-szą dynamiką wynagrodzeń niż w sektorze publicznym wyniósł średnio 4,8 proc. rok do roku.

Jakub Borowski, główny ekono-mista banku Credit Agricole w Polsce w komentarzu dla „Rzeczpospolitej” stwierdził, że dynamiczny wzrost płac w Polsce hamują Ukraińcy:

- Polska gospodarka jest w takiej fazie cyklu koniunkturalnego, że nale-ży oczekiwać przyspieszenia wzrostu płac. Ale nie spodziewam się takiej ich eksplozji jak w 2008 r., gdy rosły one w tempie kilkunastoprocentowym. To, że na Węgrzech taka dynamika wynagrodzeń jest obecnie możliwa, jest wynikiem m.in. dużych podwyżek płac w sektorze publicznym oraz pła-cy minimalnej. To jest splot okoliczno-ści, który u nas nie występuje. Za to mamy specyficzny czynnik hamujący wzrost płac: imigrację z Ukrainy. To nie jest wprawdzie niewyczerpane źródło podaży pracy, ale z perspek-tywy Ukraińców Polska ma pewne atuty, które pozwalają przypuszczać, że ich napływ na nasz rynek pracy szybko nie ustanie. Chodzi o brak ba-riery językowej i bliskość.

źródło: Tvp.info

Więcej nauczycieli i pielęgniarek z Ukrainy?

631 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

Prasa polska o UkrainieopracowałKRZYSZTOF SZYMAŃSKI

Prezydent Ukrainy Pe-tro Poroszenko nakazał w środę wszcząć śledz-

two ws. doniesień „New York Timesa” o możliwości wykorzystania przez Koreę Północną wyprodukowanych w jego kraju silników rakietowych.

Szef państwa oświadczył, że niezależnie od tego, „jak absurdalnie wyglądałyby oskarżenia pod adre-sem Ukrainy”, informacje amerykań-skiego dziennika powinny być szcze-gółowo zbadane.

- Jestem przekonany, że pozwoli to na potwierdzenie, że przypuszcze-nia o „ukraińskim śladzie” w północ-nokoreańskiej balistycznej historii zostały wymyślone oraz na zlokalizo-wanie prawdziwego źródła i zamysłu pojawienia się tego bezpodstawnego fake’a – napisał Poroszenko na Fa-cebooku. Prezydent oświadczył, że śledztwo będzie toczyło się pod nad-zorem sekretarza Rady Bezpieczeń-stwa Narodowego i Obrony Ołeksan-dra Turczynowa i ma się zakończyć w ciągu trzech dni.

Także we wtorek Ukraińska Agencja Kosmiczna poinformowała, że ukraińskie silniki rakietowe, które mogły być użyte przez Koreę Północ-ną, były sprzedawane jedynie Rosji. Szef Agencji Jurij Radczenko powie-dział, że chodzi o konstruowane do 2001 roku silniki wykorzystywane w rakietach Cyklon-2 i Cyklon-3. – Według naszych informacji Rosja dysponuje obecnie od 7 do 20 rakiet tego typu – oświadczył Radczenko. – Mogli je później dostarczyć, komu chcieli – dodał.Będzie ukraińskie śledztwo

w sprawie rzekomej sprzedaży silników

rakietowych do Korei Płn. Jarosław Junko, 16.08.2017

Były prezydent Gruzji i były gubernator obwodu

odeskiego Micheil Saakaszwili zapo-wiedział, że powraca na Ukrainę 10 września. Twierdzi, że towarzyszyć mu będą dziennikarze, deputowani oraz jego zwolennicy. Na swoim pro-filu na Facebooku opublikował numer „gorącej linii”, dzwoniąc na który po-pierający go Ukraińcy mogą otrzymać instrukcje dotyczące tego w jaki spo-sób mogą pomóc politykowi w prze-kroczeniu granicy polsko-ukraińskiej.

- Obiecałem narodowi ukraińskie-mu, że obalimy oligarchię – przypo-mniał.

Saakaszwili zapowiedział, że bę-dzie wracał na Ukrainę przez Polskę, przez przejście graniczne Korczowa – Krakowiec. Zaapelował do władz w Kijowie by nie przeszkadzały mu w tym i nie „robili z jego przyjazdu cyrku dla rosyjskich stacji telewizyjnych”.

Micheil Saakaszwili wraca na Ukrainę.

Rusłan Szoszyn, 17.08.2017

Szef Służby Bezpie-czeństwa Ukrainy (SBU)

Wasyl Hrycak oskarżył rosyjskie służby specjalne o planowanie ata-ków terrorystycznych w jego kraju. Dodał, że celem zamachów mogą też być znane osobistości ze świata polityki. Hrycak oświadczył, że tylko w ostatnim miesiącu SBU wykryła trzy

grupy dywersyjne, które zamierzały dokonać takich ataków, jednak nie ujawnił żadnych szczegółów.

- Mamy informacje operacyjne o eskalacji działalności wywiadow-czo-terrorystycznej rosyjskich służb specjalnych na terytorium naszego państwa. Federacja Rosyjska wciąż kieruje na Ukrainę grupy, które mają dokonywać ataków terrorystycznych – powiedział. Hrycak zaznaczył, że celem tych ataków mają być nie tylko ważne obiekty infrastruktury. – Celem mogą być działacze polityczni, jakieś wyraźne osobistości, czy to z obozu władzy, czy opozycji – podkreślił.

Szef SBU ujawnił także, że Ro-sjanie starają się werbować rezer-wistów ukraińskiej armii, którzy wal-czyli z prorosyjskimi separatystami w Donbasie do pracy w Rosji, by potem oskarżyć ich o ataki terrory-styczne na rosyjskim terytorium.

Wasyl Hrycak: Rosja planuje zamachy na

terenie Ukrainy. arb, 17.08.2017

Wojna w Donbasie, embargo i sankcje nie

przeszkadzają Rosji i Ukrainie we wzajemnych interesach. W pierw-szym półroczu bieżącego roku Kijów odnotował kolejny wzrost wielkości handlu z Federacją Rosyjską.

W ciągu 6 miesięcy tego roku Ukraina sprzedała do Rosji towary na kwotę 1 mld 932 mln dolarów, a kupiła – za 2 mld 985 mln dolarów. W sto-sunku do pierwszego półrocza ubie-głego roku eksport do Rosji wzrósł o 26,4 proc., a import – o 41 proc. Wcześniej Państwowa Służba Staty-styki Ukrainy informowała, że Rosja jest w czołówce krajów inwestujących w ukraińską gospodarkę największe środki (z udziałem 11,5%), ustępując miejsca Cyprowi i Holandii.

Co szczególne w sytuacji konflik-tu w Donbasie, największym odbior-cą ukraińskiej broni w 2016 r. była właśnie Rosja (informował o tym na początku roku Sztokholmski Między-narodowy Instytut Badań nad Poko-jem). Zakłady zbrojeniowe Ukrainy wyeksportowały do Rosji broń za 169 mln dol., a rosyjski import broni z Ukrainy zwiększył się w ciągu roku o 72 proc.

Ukrainie wojna z Rosją nie przeszkadza? Obroty

handlowe wciąż rosną. 17.08.2017

- Wiemy, że AfD jest problematyczna, jeżeli

chodzi o politykę wobec Rosji. Ale wiceprzewodniczący AfD nie ma wpływu na politykę rządu federal-nego. AfD nie ma nawet możliwości urabiania opinii publicznej, bo nie ma przebicia w mediach – mówi prof. Bogdan Musiał, polski i niemiecki historyk specjalizujący się w badaniu dziejów Niemiec, Polski i Rosji w XX wieku. – To jest problem Niemiec, że ta opcja prorosyjska jest tam bar-dzo mocna. W rzeczywistości to oni wspierają reżimy, trudno bowiem uznać putinowską Rosja za ostoję pokoju. Moskwa przecież prowadzi wojny, przykładem jest cała Ukraina, nie tylko Krym. Niemcy to wspierają finansowo i gospodarczo, ponieważ Rosja jest całkowicie uzależniona od technologii zachodniej i zachodnich

rynków zbytu. Rosjanie nie są w sta-nie zagospodarować swych złóż ropy naftowej i gazu ziemnego bez techno-logii zachodniej. Bez Niemiec byłoby to niemożliwe. To, co mamy dzisiaj, to kontynuacja tego, co miało miejsce w latach 70. – dodaje prof. Musiał.

Niemcy coraz otwarciej wspierają Rosję

ws. Krymu. 19.08.2017

Przebywający z wizy-tą na zaanektowanym przez Rosję Krymie pre-

zydent Władimir Putin wziął udział w młodzieżowym forum oświatowym „Tauryda” – poinformowały w nie-dzielę rosyjskie media. W związku z wizytą, Kijów przekazał Moskwie notę protestu.

Putin przybył na Krym w piątek z premierem Dmitrijem Miedwiedie-wem. Tego samego dnia Minister-stwo Spraw Zagranicznych Ukrainy przekazało stronie rosyjskiej notę protestu, w której oświadczyło, że ich przyjazd jest „brutalnym naruszeniem suwerenności i jedności terytorialnej Ukrainy”.

Według Kremla, podczas wizyty na Krymie Putin odwiedził nową szko-łę w Sewastopolu. W komunikacie poinformowano, że budowę szkoły rozpoczęto pięć lat temu. Ukraińskie media podkreślają, że budowa ruszy-ła jeszcze przed aneksją półwyspu. Według rosyjskiej agencji Interfax, Putin odwiedził także muzeum Cher-sonez Taurydzki oraz spotkał się z przedstawicielami świata nauki i or-ganizacji społecznych Sewastopola.

Rosyjski prezydent złożył rów-nież kwiaty przed pomnikiem 35. Ba-terii Przybrzeżnej i spotkał się z mo-tocyklistami ze wspieranego przez Kreml klubu Nocne Wilki. Putin był też na festiwalu muzycznym Opera w Chersonezie.Putin uczestniczył w forum

młodzieżowym na zaanektowanym Krymie. Jarosław Junko, 20.08.2017

- 25 sierpnia rozpocznie się tzw. rozejm szkol-

ny, który ma umożliwić dzieciom w strefie konfliktu na wschodzie Ukra-iny rozpoczęcie roku szkolnego 1 września – oświadczył przedstawi-ciel OBWE w grupie kontaktowej ds. Ukrainy Martin Sajdik.

Sajdik zwrócił uwagę na szcze-gólne znaczenie poparcia rozejmu przez liderów tzw. czwórki nor-mandzkiej. We wtorek odbyła się rozmowa telefoniczna przywódców Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy, w czasie której „zdecydowanie poparli oni ideę zawieszenia broni w Don-basie”. Dyplomata dodał także, że strony konfliktu kontynuowały w śro-dę rozmowy na temat wycofania sił i środków z linii rozgraniczenia.

Agencja Interfax-Zachód cytuje przedstawiciela Rosji w trójstronnej grupie kontaktowej Borisa Gryzłowa, który wyraził nadzieję, że „rozejm bę-dzie przestrzegany odpowiedzialnie i bezterminowo”. Jak zauważyli bia-łoruscy dziennikarze, dotychczas w wyniku negocjacji grupy kontaktowej rozejm ogłaszano już 11 razy. Za każ-dym razem był on jednak zrywany.

„Rozejm szkolny” w Donbasie od 25 sierpnia.

qm, 23.08.2017

Na Ukrainie trwają ob-chody Święta Niepodle-

głości. W Kijowie bierze w nich udział sekretarz obrony USA gen. James Mattis.

Przez centrum Kijowa defilują pododdziały armii Ukrainy, są rów-nież odziały sojusznicze – pododdział wydzielony z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich z Litewsko-Polsko-Ukraińskiej Brygady z dowództwem w Lublinie, a także pododdziały z Gruzji, Kanady, Wielkiej Brytanii, Mołdawii i USA oraz poczty sztanda-rowe z Estonii, Łotwy i Rumunii.

Jak oceniają eksperci, znaczą-ca jest obecność na obchodach se-kretarza obrony USA gen. Jamesa Mattisa, co w sposób wyjątkowy pod-kreśla wagę 26. rocznicy odzyskania niepodległości przez Ukrainę. W uro-czystości w Kijowie bierze też udział minister obrony narodowej Antoni Macierewicz.

Święto Niepodległości na Ukrainie. amk, 24.08.2017

- Ukraińska firma, która w sierpniu zaprosiła IPN

do poszukiwań szczątków polskich legionistów w Kostiuchnówce, do-stała od komisji, która działa przy gubernatorze wołyńskim w Łucku i od sekretarza Państwowej Międzyre-sortowej Komisji ds. Wojen i Represji Politycznych Światosława Szereme-ty 21 sierpnia zakaz pracy z Polaka-mi – powiedział naczelnik Wydziału Kresowego w Biurze Poszukiwań i Identyfikacji IPN Leon Popek pod-czas czwartkowej konferencji „Wołyń 1943. Pamięć i niepamięć”.

W dniach 12–19 sierpnia eks-perci IPN wzięli udział w poszuki-wawczych pracach archeologicz-nych grobów polskich legionistów, m.in. Kostiuchnówce na Ukrainie. Do prac, których głównym organiza-torem jest Chorągiew Łódzka ZHP, specjalistów IPN zaprosiła ukraiń-ska firma archeologiczna „Wołyń-skie Starożytności”.

Odnosząc się do zakazu współ-pracy z Polakami Popek powiedział: – To znaczy, że po 74. latach Pola-cy nie mają prawa, nie mamy przy-zwolenia na pochowanie swoich obywateli. (…) Nie mamy prawa ich poszukać, ekshumować i upamięt-nić krzyżem. Nie jesteśmy w stanie wojny z Ukrainą. Nie stawiamy jej przeszkód w poszukiwaniach, eks-humacjach, czy upamiętnieniach. Zachęcamy ich, ofiarujemy pomoc, oczywiście wszystko zgodnie z lite-rą prawa. Nie wyrażamy zgody na gloryfikację UPA, podobnie jak nie wyrażamy zgody na upamiętnianie SS czy NKWD – mówił Popek.

Władze Ukrainy po raz kolejny zablokowały pra-

ce ekshumacyjne IPN. 24.08.2017

- Niezidentyfikowany przedmiot eksplodował w czwartek w centrum

Kijowa na ul. Hruszewskiego; ucier-piały dwie osoby: kobieta i mężczyzna – poinformowała ukraińska policja nie podając innych szczegółów. Trwa do-chodzenie w sprawie wybuchu.

W komunikacie policji jest mowa o cielesnych obrażeniach mężczy-zny i kobiety, a lokalna telewizja pokazała kobietę leżącą na ziemi w

pobliżu siedziby ukraińskiego rządu. Na miejscu pracuje grupa śledczo-operacyjna i eksperci od materiałów wybuchowych. – Śledczy zakwalifi-kowali czwartkowy wybuch nieziden-tyfikowanego przedmiotu w centrum Kijowa, w którym są poszkodowani, jako „próbę zabójstwa” – poinformo-wała ukraińska policja.

W Kijowie w defiladzie wojskowej z tej okazji uczestniczyli też polscy żołnierze, a na trybunie honorowej byli szefowie resortów obrony Polski i USA, Antoni Macierewicz i James Mattis oraz Litwy, Łotwy, Estonii, Turcji, Czarnogóry, Mołdawii i Gruzji, a także przedstawiciele Rumunii, Ka-nady i Wielkiej Brytanii. Wybuch w centrum Kijowa

w czasie ukraińskiego Dnia Niepodległości!

24.08.2017

- Stany Zjednoczone będą kontynuowały po-moc dla Ukrainy w sek-

torze obronnym i rozpatrują moż-liwość przekazania temu krajowi śmiercionośnej broni – oświadczył w czwartek w Kijowie minister obro-ny USA James Mattis. – Zobowią-zujemy się do udzielania pomocy w waszych wysiłkach na rzecz obrony waszego państwa i narodu Ukrainy. Wspieramy wysiłki Ukrainy ku mo-dernizacji sektora obronnego, dzięki czemu jej siły zbrojne stają się bar-dziej efektywne – powiedział szef Pentagonu na wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką. Amerykański minister obrony ocenił, że dostawy takiej broni nie sprowokują eskalacji konfliktu w Donbasie. – Uzbrojenie obronne nie może nikogo prowoko-wać; ono może prowokować jedynie agresora – powiedział Mattis.

Pytany o możliwość przekazania Ukrainie śmiercionośnego uzbrojenia, Mattis oświadczył, że po rozmowach z ukraińskimi partnerami powróci do Waszyngtonu z „konkretnymi reko-mendacjami” w tej sprawie.

Mattis: USA rozpatrują przekazanie Ukrainie

śmiercionośnej broni. Jarosław Junko, 24.08.2017

- Ukraina nie jest jesz-cze gotowa do członko-

stwa w NATO – oświadczył specjal-ny wysłannik USA ds. Ukrainy Kurt Volker. – Bardzo szanuję Ukrainę, ale na razie nie uważam, by była ona gotowa do wejścia do NATO, ani, by NATO było gotowe do przyjęcia jej w obecnej sytuacji – powiedział.

Zaznaczył przy tym, że decyzja o członkostwie w Sojuszu Północno-atlantyckim należy tylko i wyłącznie do władz ukraińskich.

I Stany Zjednoczone, i Unia Europejska, i Rosja powinny zrozu-mieć, że Ukraina jest niepodległym państwem i nikt nie może powie-dzieć, kiedy może ona stać się członkiem NATO; jest to wyłącznie decyzja Ukrainy, lecz nie oznacza to, że Ukraina jest blisko otrzymania zaproszenia do NATO – zastrzegł.

- Odnowa suwerenności Ukra-iny powinna odbywać się w ramach ukraińskiego systemu bezpieczeń-stwa; Kijów powinien mówić dziś o tym, jak powinni żyć ludzie, którzy znajdują się na wschodzie Ukrainy,

7 www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

gdyż jest to bardzo dramatyczna hi-storia – wskazał Kurt Volker.

Amerykański wysłannik: Ukraina nie jest jeszcze go-

towa do członkostwa w NATO.

Jarosław Junko, 27.08.2017

- Relacje między Stana-mi Zjednoczonymi i Ro-

sją zostaną sparaliżowane, jeśli nie znajdzie się rozwiązanie dla konfl iktu zbrojnego w Donbasie – ocenił w opublikowanej rozmowie z „Financial Timesem” specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Kurt Volker. Potwierdził również, że administracja Donalda Trumpa „poważnie rozważa” możli-wość zmiany dotychczasowej strate-gii wobec tego konfl iktu i dostarczenie tzw. śmiercionośnej broni Ukrainie.

Władze w Waszyngtonie rozwa-żają też czy dostarczyć rządowi w Kijowie broni defensywnej, o którą tamtejsze władze od dawna zabie-gają, by móc skuteczniej bronić się przed rosyjską agresją. – W tej spra-wie nie zapadła jeszcze decyzja, ale na bardzo wysokich szczeblach jest to bardzo poważnie rozważane – powie-dział Volker, zaznaczając, że „to musi być oczywiście decyzja prezydenta”.

Volker, były ambasador USA przy NATO ocenił, że Kreml, który liczył, że nowa administracja USA zajmie bardziej ugodowe stanowisko w spra-wie Ukrainy dla dobra relacji z Rosją, był „prawdopodobnie zaskoczony” zarówno determinacją samej Ukra-iny, jak i transatlantycką jednością w sprawie antyrosyjskich sankcji. Ame-rykański wysłannik, który w lipcu udał się na front walk w Donbasie, określił panującą tam sytuację jako „gorący konfl ikt”, w którym siły separatystów „pod rozkazami i kontrolą Rosji” re-gularnie ostrzeliwują obserwatorów monitorujących przestrzeganie za-wieszenia broni i utrudniają im pracę.

Wysłannik USA do spraw Ukrainy: konfl ikt w Donbasie szkodzi relacjom USA-Rosja.

p.mal, 28.08.2017

Kanclerz Niemiec An-gela Merkel i prezy-

dent Francji Emmanuel Macron we wspólnym oświadczeniu „z ubolewa-niem skonstatowali”, że sytuacja na wschodzie Ukrainy „nie poprawiła się w sposób znaczący”. Od przywód-ców Rosji i Ukrainy zażądali „dotrzy-mywania obietnic”.

W oświadczeniu, wskazuje się, iż zostało ono wydane w nawią-zaniu do „rozmowy telefonicznej szefów państw i rządów w formacie normandzkim z 22 sierpnia”, tzn. rozmowy Merkel, Macrona oraz pre-zydentów Ukrainy i Rosji – Petra Po-roszenki i Władimira Putina.

Merkel i Macron we wspólnym oświadczeniu zażądali od Putina i Poroszenki „pełnego dotrzymania wszystkich obietnic, publicznego i wyraźnego poparcia zawieszenia broni i dopilnowania, by stosowne instrukcje zostały przekazane wojsku i siłom na miejscu”. Oświadczenie wzywa też strony konfl iktu do zapew-nienia bezpiecznego i swobodnego dostępu misji obserwatorów OBWE. Merkel i Macron zapowiedzieli, że w nadchodzących dniach będą nadal uważnie obserwować sytuację na wschodzie Ukrainy. Wciąż dochodzi tam do starć między siłami ukraiński-mi a prorosyjskimi separatystami.

Wspólne oświadczenie Merkel i Macrona.

28.08.2017

ARTUR DESKA

Nie chcę zagłębiać się w histo-ryczne rozważania i zanudzać czytel-ników. Nie chcę po raz kolejny udo-wadniać, że za każdym razem, gdy Polska i Ukraina zaczynały ze sobą wojować – źle się to dla obu krajów kończyło. Wiem to nie z komiksów, nie z propagandowych haseł, nie z wystąpień polityków i nie z interne-towych „postów”. Dlatego postanowi-łem podzielić się z czytelnikami tylko tym, co jest tej mojej polsko-ukraiń-skiej wiedzy kwintesencją – „Kijów – Warszawa, wspólna sprawa”!. Tylko tyle! I apeluję do wszystkich, by o tym nie zapominali!

Nadal istnieją dziesiątki pol-sko-ukraińskich problemów. Nadal wiele z nich bardzo boli – zarówno Polaków, jak Ukraińców. Historycz-ne spory, dzisiejsze problemy, inne wizje przyszłości. Tak, to wszystko prawda. Wiele z tych problemów jest nierozwiązywalnych – przynajmniej tak uważam. Uważam jednocześnie, że jak pociąg jadący po szynach musi w miejscu rozjazdu bezbłędnie skręcić we właściwą stronę, tak i my na naszych polsko-ukraińskich „roz-jazdach” nie możemy popełnić błędu. Po pierwsze – cofnąć się już nie spo-sób. Po drugie – zależnie od tego, w którą stronę skręcimy TERAZ, czeka nas albo katastrofa, albo bezpieczna stacja. Tego właśnie nauczyła mnie historia. I dzisiaj, gdy Ukraina i Pol-ska do takiego historycznego roz-jazdu dotarły – uważam, nie mamy prawa się pomylić!

Powinniśmy zrobić wszystko, co możliwe (ale nie za wszelką cenę), by „skręcić” w jedną stronę. Wiele z tego, co było i co jest, temu sprzyja. Powinniśmy szukać tego, co nas łą-czy, pozytywów, wspólnych spraw. Chcemy tego czy nie chcemy – od wieków jesteśmy sobie bliscy. Nasze narody się „przenikają” w życiu ro-dzinnym, historii, kulturze. Mieszka-my obok siebie, a często (szczegól-nie ostatnimi czasy) nawet wspólnie. Rozumiemy się – i nie tylko o język chodzi. Czy to mało?

Tak, tak, wiem, że nie tylko to istnieje. W historii polsko-ukra-

ińskiej były czasy krwi, okrucień-stwa, ucisku i niesprawiedliwości. Także zdrady. Wiem, nie sposób o nich zapomnieć. Co więcej! Zdra-dą byłoby zapomnienie! Jednak szukanie tego, co łączy, szukanie dobra i nadziei wcale nie oznacza konieczności zapominania o tym, co było. Nie! Warto jednak nie dać się zwariować i zachować odpowiednie proporcje. Trzeba, by pamięć o złu nie przesłoniła nam marzeń o do-bru. Potrzeba, by szacunek do ofi ar

i rachunek krzywd był dla nas nauką na przyszłość, a nie źródłem zaśle-piającej nienawiści. Dlatego, mimo, że wiele mych ocen nie mieści się w ocenach moich ukraińskich przy-jaciół, a i ja wiele z tego, w co oni wierzą, za słuszne nie uważam – SĄ ONI MYMI PRZYJACIÓŁMI i nie uważam, że podobnie nie może być z Polską i Ukrainą.

Żyjemy w ciekawych czasach – nikt chyba temu nie zaprzeczy. Agresje, wojny, uchodźcy, propa-ganda, zamachy, relatywizm warto-ści… Bardzo ciekawe czasy! Jesz-cze kilka lat temu zdawać by się mogło, że świat zdąża ku świetlanej przyszłości. A tu proszę – ogólna destabilizacja, chaos i bezlitosna walka o wpływy i pieniądze! Ale, jak historia nas uczy, przynajmniej tych, którzy są w stanie taką naukę pojąć, z czasem z chaosu wyłania się nowa rzeczywistość. Mniej lub bardziej stabilna i uporządkowa-na, ale jednak się wyłania. Tak też zapewne będzie teraz. Wierzę, że z chaosu dzisiejszych wojen (tych realnych, gdzie strzelają działa i giną ludzie, i tych politycznych), wędrówek ludów, zamachów, walk o wpływy – wyłoni się nowa Euro-

pa. A może nawet nowy świat. I to, jaki on będzie, i czym lub kim w tym świecie będziemy – od nas zależy. Od tego co uczynimy, jakich sobie wybierzemy przyjaciół, jakie marze-nia zechcemy z nimi dzielić. Tylko wizja narodzin nowego jest dla mnie źródłem nadziei w tym chaosie, któ-ry zrujnował to, co jeszcze wczoraj było stabilne i spokojne.

Ja, Polak „z krwi i kości”, i nie tylko ja, wierzę, że w interesie Polski leży, by wyszła z tego chaosu wspól-

nie z przyjazną jej, stabilną i euro-pejska Ukrainą. Wspomnijmy tylko o powszechnie znanej koncepcji „Mię-dzymorza”. Może nie wszystko rozu-miem, ale w tym planie na nową Euro-pę, na nowy świat – Polska i Ukraina kroczą ramię w ramię. Międzymorze, według mnie, nie ma sensu, jeśli za-braknie w nim Polski lub Ukrainy. Nie tylko Międzymorze. Również przy-szłe europejskie bezpieczeństwo nie jest niemożliwe, jeśli zabraknie Ukrainy. Jest NATO, jest Unia Euro-pejska, jest ONZ, jest OBWE – ale dzisiaj to Ukraina przyjmuje na siebie ciosy agresora i to ona, za cenę ży-cia ukraińskich żołnierzy, wstrzymuje rozlanie się wojny.

Wreszcie, w większości polskich przedsiębiorstw pracują również ukraińscy pracownicy. Pracują też w polskich domach, studiują na pol-skich uczelniach, chodzą do polskich szkół. Czy to źle dla Polski? Nie je-stem ekonomistą, ale na tyle się w sprawach gospodarki orientuję, by nisko się ukłonić naszym ukraińskim przyjaciołom pracującym w Polsce. Oni ciężko pracują na każdy grosz! Pamiętajcie o tym proszę, bo w ze-stawieniu z wieloma tak popularny-mi ostatnio historiami o migrantach,

otrzymujących zasiłki socjalne w Europie – postawa Ukraińców god-na jest szacunku.

Zdecydowana większość Ukraiń-ców też lubi Polskę i nas, Polaków. Mieszkam na Ukrainie czternaście lat i niemal codziennie spotykam się z przejawami tej sympatii. Wszędzie – w sklepie, w pociągu, w kawiarni i (!) w różnych urzędach. Tak, nie zawsze i nie wszędzie, ale gdybym miał pro-centowo szacować ilość tych, którzy wyrażają do Polski sympatię i innych, to przedstawiłbym to tak: – 60 – Pol-skę lubią, 3 – mają wszystko w nosie, 10 – ma do Polski stosunek negatyw-ny. Jest to moja opinia osobista. Tak czy inaczej – chyba niezły to wynik. Pracują na niego tysiące ludzi, poka-zując Ukraińcom i Ukrainie przyjazną twarz Polski.

Polska jako pierwsza uznała niepodległość Ukrainy. My, Polacy, byliśmy na obu Majdanach. Polskie organizacje pozarządowe i „samot-ne wilki” (ludzie tacy jak ja, często działający samotnie) pomagali i pomagają Ukrainie od lat, reali-zując różne projekty, organizując transporty pomocy humanitarnej, pomagając chorym i rannym. Inter-net aż „kipi” od opisów podobnych akcji. Ukraińcy to zauważają, cenią i pamiętają, chociaż propaganda ich wrogów (także w Polsce) stara się wywołać wrażenie przeciwne. Od listopada 2013 roku, od początku „Euromajdanu”, poprzez trzy lata wojny z Rosją, na Ukrainie udało się zgromadzić wielki kapitał życzliwo-ści do Polski. Uważam, że nie mamy prawa tego zmarnować!

Dlatego właśnie w imię przy-szłości, w imię dobra Polski, w imię stabilnej Europy – wierzę w Ukrainę! Wierzę, że żyjemy w czasach, które dały nam „złoty róg” i od nas zależy co z nim zrobimy. Czy zgubimy go, szukając czapki, czy obudzimy się i zaczniemy razem budować stabil-ność. Wspólnie – Polscy i Ukraińcy. Dlatego w Dniu Niepodległości Pol-ski i w Dniu Niepodległości Ukrainy w moim drohobyckim domu stoją obok siebie dwie fl agi – biało-czer-wona i synio-żowta. I mam nadzieję, że nie nadaremnie.

Wierzę w Ukrainę Kolejny już raz świętuję Dzień Niepodległości Ukrainy. Tak, ja, Polak, obywa-tel Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, rzymski katolik i, śmiem twierdzić, polski patriota, w pełni świadomie świętuję ukraińskie święto. Wbrew ostatnio sze-rzącym się opiniom, na przekór awanturom, prowokacjom i medialnym akcjom uważam, że bez wolnej Ukrainy polska wolność znajdzie się w opałach. Dlatego nie tylko świętuję ukraińskie święto, ale podobnie jak Ukraińcy, którzy niegdyś z Polakami ramię w ramię walczyli o wolność Polski, wierzę, że wspierając Ukrainę, bronię polskiej sprawy. I nie tylko ja tak uważam.

nus.i

n.ua

W 2016 roku obywatele Ukrainy kupili w Krakowie ponad dwa razy więcej mieszkań i lokali użytkowych niż w roku 2015, wynika z danych rządu. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oblicza, że w zeszłym roku Ukraińcy kupili w Polsce najwię-cej mieszkań spośród wszystkich ob-cokrajowców, wyprzedzając obywateli

Niemiec i Wielkiej Brytanii. Według danych resortu dla samego Krako-wa, Ukraińcy kupili w tym mieście 250 lokali mieszkalnych, 137 lokali użytko-wych i 6 nieruchomości gruntowych. Nabywcami było 393 osób fi zycznych lub prawnych z Ukrainy.

Oznacza to ponad dwukrotny wzrost liczby nieruchomości pozo-

stających we władaniu obywateli Ukrainy w ciągu roku. Jeszcze w 2015 roku w Krakowie nieruchomo-ści nabyło łącznie 126 klientów z Ukrainy, w 2014 – 97, a w 2010 – tyl-ko 18. Portal Magna Polonia cytuje informacje z jednego z biur handlu nieruchomościami, według których Ukraińcy nabywają lokale o niezbyt

dużym metrażu, 40-70 metrów kwa-dratowych.

Jak wskazuje portal, kupno miesz-kań przez Ukraińców ułatwia fakt, że biura pośrednictwa zatrudniają ich ro-daków jako swoich agentów. Ukraiń-cy chętniej korzystają z ich usług, niż z usług polskich pracowników.

źródło: magnapolonia.org

Ukraińcy kupili ponad dwukrotnie więcej mieszkań w krakowie

831 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

KRZYSZTOF SZYMAŃSKItekst i zdjęcia

Taka podobno była też wów-czas pogoda, gdy 330 ochotników z oddziału rozpoznawczego, dowo-dzonego przez kpt. Bolesława Za-jączkowskiego wstąpiło w nierówny bój z ponad 5 tys. oddziałami armii konnej Budionnego. Wynik walki był przesądzony, ale męstwo obrońców Ojczyzny powstrzymało zapędy do-wództwa sowieckiego, nie zdobyli oni Lwowa i musieli niechlubnie wycofy-wać się z terenów Rzeczypospolitej.

Jak co roku teren wokół kurhanu został wysprzątany i przygotowany do uroczystości: rozpięte zostały namioty nad ołtarzem polowym i dla gości, bia-ło-czerwonymi szarfami udekorowane zostały krzyże, rozstawiono znicze na symbolicznych grobach. Uroczystości zostały zorganizowane przez Polskie Towarzystwo Opieki nad Grobami wojskowymi i Konsulat Generalny RP we Lwowie. Wśród gości: szef Urzędu ds. kombatantów i osób represjono-wanych Jan Józef Kasprzyk; Krysty-na Sałańska z Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, posłanki

Po Mszy św. głos zabrał szef Urzędu ds. kombatantów Jan Józef Kasprzyk, mówiąc, że w Zadwórzu powstanie obecnie wielopokoleniowa wspólnota pamięci, bowiem przed 97 laty żołnierz polski bronił tu niepodle-głości Rzeczypospolitej, ale również cywilizacji europejskiej, łacińskiej przed zalewem bezbożnego bolsze-wizmu. Natomiast konsul generalny Rafał Wolski podkreślił, że Polska i Ukraina wspólnie walczyły wówczas pod Lwowem i pod Zamościem ra-

czakowskim i będziemy je odnawiać. Oprócz tego toczymy rozmowy z wła-dzami o zezwolenie na ekshumację pochówku policjantów, zamordowa-nych przez żołnierzy sowieckich w 1939 roku pod Lwowem w miejsco-wości Kurowice. Chcielibyśmy przy-wrócić im pamięć i godnie pochować ich szczątki.

Siostra uczestnika bitwy pod Za-dwórzem Maria Mirecka-Loryś wspo-minała swego brata:

- Z tymi wydarzeniami jestem osobiście związana. Pod Zadwórzem walczył mój brat. Miał wtedy 16 lat. Dostał się tu do niewoli. Potem zacho-rował i trafił do szpitala pod Kijowem. Stamtąd przyszła do nas wiadomość, że żyje. Udało mu się uciec i wrócić do Polski. Opowiadał nam wiele o tych dniach. Po ukończeniu podchorążów-ki wstąpił do seminarium i w podzięce za ocalenie życia został księdzem. Parafię dostał na tych terenach, w Skałacie w woj. tarnopolskim. Gdy znów przyszli sowieci, napisał do ojca Pio list z pytaniem, co ma robić. Otrzymał w odpowiedzi jedno słowo: „Trwać”. Z tymi terenami związał się na całe życie i niezłomnie pełnił swą misję do śmierci w 1986 roku.

Rozmawiałem też z prezesem Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami wojskowymi Januszem Ba-lickim:

- W tym roku wielką pomoc udzie-liła nam Fundacja Wolność i Demo-kracja. Dzięki jej wsparciu udało się zakupić trochę sprzętu, potrzebnego do utrzymania takich miejsc, jak tu w Zadwórzu. Opiekujemy się 20 miej-scami pamięci, a ponieważ są dość rozrzucone, wymaga to dojazdu, do-wiezienia sprzętu do porządkowania.

W chwili obecnej prowadzimy rozmowy o ekshumacji mogiły pol-skich żołnierzy z 1939 roku na cmen-tarzu w Hołosku. Jest to jeden z naj-większych takich pochówków, a na terenie tego cmentarza są obecnie ogródki działkowe i sam teren prze-widziany jest pod zabudowę. Jest z tym wiele problemów. Ale mam nadzieję, że wszystko zostanie po-myślnie rozwiązane i będziemy mogli godnie ich pochować. Spodziewamy się odnalezienia nieśmiertelników, co pozwoli zidentyfikować szczątki.

Uroczystości zakończyły się tra-dycyjnym bigosem, przygotowanym przez strzelców i harcerzy z Podkar-pacia.

Członkowie Towarzystwa Kultu-ry Polskiej (TKPZL) oddział w Stryju wzięli udział w akademiach w Krako-wie i Opolu, które odpowiednio odby-ły się w dniach 22 lipca – 5 sierpnia i 31 lipca – 13 sierpnia br. Uczestni-kami akademii były osoby dorosłe

polskiego pochodzenia z Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Litwy oraz Ro-sji. Zajęcia z języka polskiego oraz historii były prowadzone przez pra-cowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie oraz przez pracowników naukowych Uni-wersytetu Opolskiego w Opolu. Pro-gram warsztatów obejmował 40 go-dzin nauczania oraz bogaty program kulturalny i turystyczny.

Uczestnicy akademii w Krakowie zwiedzili z przewodnikiem Rynek Główny, Zamek Królewski oraz ka-tedrę na Wawelu, Collegium Maius, Galerię Sztuki Polskiej w Sukienni-cach, Dom Jana Matejki, Teatr im. Juliusza Słowackiego oraz Fabrykę Schindlera. W ramach akademii od-były się również dwie wycieczki kra-joznawcze do kopalni soli w Wielicz-ce i zamku w Pieskowej Skale oraz Ojcowskiego Parku Narodowego.

Uczestnicy akademii w Opolu zwiedzili z przewodnikiem Opole, Miejską Bibliotekę Publiczną, Mu-zeum Wsi Opolskiej, Galerię Sztuki Współczesnej w Opolu, Muzeum Pol-skiej Piosenki. W ramach akademii odbyły się wyjazdy do Jabłonkowa na „Góralskie Święto”, do sanktuarium na wzgórzu Jasnej Góry w celu zwie-

dzania zespołu klasztornego Zakonu Paulinów w Częstochowie, do Gogo-lina i Wrocławia.

Na zakończenie pobytu wszyscy uczestnicy otrzymali dyplomy oraz materiały pomocne w dalszej nauce języka polskiego.

TKPZL oddział w Stryju dzię-kuje organizatorom – Oddziałom Stowarzyszenia Wspólnoty Polskiej w Krakowie oraz w Opolu, a zwłasz-cza prezesowi Opolskiego oddziału Halinie Nabrdalik i prezesowi kra-kowskiego oddziału Józefowi Wróbel oraz dyrektorowi biura stowarzysze-nia w Krakowie Kazimierzowi Do-brzańskiemu za wspaniałą organiza-cję, miłe przyjęcie oraz opiekę. Takie akademie są bardzo potrzebne dla osób polskiego pochodzenia miesz-kających poza granicami Polski. Dają one możliwość dobrej nauki języka, kultury oraz historii Polski, kontaktu ze środowiskiem polskojęzycznym, co jest bardzo ważne w nauce języka. Pozwalają na integrację z osobami polskiego pochodzenia mieszkający-mi poza granicami Polski, co powo-duje wymianę informacji, dzielenie się osiągnięciami, problemami, a także dają możliwość nawiązania kontak-tów dla dalszej współpracy.

Zadanie współfinansowane w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polo-nią i Polakami zagranicą.

ALONA MARSZUK członek zarządu TKPZL w Stryju

Jak każda edycja przeglądu, również tegoroczna nie obejdzie się bez wsparcia grupy zaangażowanych wolontariuszy.Jeśli jesteś kinowym entuzjastą, nowe wyzwania podejmujesz z ocho-tą i odpowiedzialnością, wyróżniasz się samodzielnym myśleniem i z łatwością podejmujesz decyzje – zgłoś się do nas! Od kandydatów oczekujemy pełnej dyspozycyjności podczas trwania Przeglądu oraz dostępności w okresie wrzesień/październik 2017. Znajomość języka polskiego mile widziana!Zainteresowanych prosimy o wypełnienie zgłoszenia:https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLSf1oD17aNkhbC0hzo7BZs7jsvCFTyNgE7sVG4yEDiRjX7IHHw/viewform

Letnia Akademia kultury i Języka PolskiegoLetnia Akademia Kultury i Języka Polskiego, której organizatorem jest Stowarzyszenie Wspólnota Polska, to atrakcyjna forma waka-cyjnej edukacji dla dorosłych w ojczyźnie przod-ków. Dwutygodniowe turnusy edukacyjne odby-ły się w: Toruniu, Krakowie, Opolu i Wrocławiu.

Czekamy na Ciebie! Ruszył nabór wolontariuszy na 6 Przegląd „Pod Wysokim Zamkiem”

97. rocznica bitwy pod ZadwórzemPomimo skwaru i temperatury przekraczającej 30° C u stóp kurhanu, upa-miętniającego poległych tu przed 97 laty obrońców Ojczyzny, zebrali się licznie przedstawiciele społeczności polskiej ze Lwowa i goście z Polski, aby godnie uczcić pamiętną datę – 17 sierpnia 1920 roku.

Wieniec składa konsul generalny RP we Lwowie Rafał Wolski

Mszy polowej przewodniczy ks. Jan Stachura

na Sejm Anita Czerwińska i Krystyna Wróblewska, konsul generalny RP we Lwowie Rafał Wolski i konsul Marian Orlikowski, przedstawiciele władz woj. Podkarpackiego z wicewojewodą Piotrem Pilchem na czele, przedsta-wiciele władz zaprzyjaźnionych miast Stalowej Woli i Leżajska, drużyny strzeleckie z Podkarpackiego, Kra-kowa i Torunia, uczestnicy tradycyj-nego Rowerowego Rajdu Zadwó-rzańskiego z Przemyśla. Władze lo-kalne reprezentował przewodniczący Rady wiejskiej Zadwórza Paweł Jur-dyga. Jak już od lat na uroczystości przybyli Maria Mirecka-Loryś – siostra ks. Bronisława Mireckiego, jednego z nielicznych żołnierzy uratowanych z tej bitwy i bratanek dowódcy oddziału rozpoznawczego kpt Zajączkowskie-go Andrzej Zajączkowski. Obecne były delegacje Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej i Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie, har-cerze lwowscy.

Wokół ołtarza stanęli księża i kapłani kościoła greckokatolickiego z Zadwórza i okolic. Mszy polowej przewodniczył ks. Jan Stachura z Bu-ska. W swej homilii wspomniał słowa poety, że ziemia polska przesiąknięta jest krwią jej obrońców. – Tu, w Za-dwórzu, krew polskiego żołnierza też obficie zbroczyła tę ziemię, ale swoją ofiarą uratowali oni Polskę – zazna-czył kapłan.

tując Europę przed bolszewikami. Teraz ukraińscy żołnierze walczą z tym samym wrogiem o swą niepod-ległość, o swe istnienie. – Cześć ich pamięci! – zakończył swe wystąpie-nie Rafał Wolski.

Odczytując list od ministra kul-tury RP Piotra Glińskiego Krystyna Sałańska pokreśliła, że najeźdźcy jak mongolskie hordy mordowali w 1920 roku jeńców. Dzięki stoczonej walce Budionnemu w bitwie pod Za-mościem zabrakło zatrzymanych tu oddziałów, gdzie wspólnie walczyli żołnierz polski z żołnierzem ukraiń-skim. Ich ofiara nie była daremna.

Po części oficjalnej uroczystości delegacje złożyły pod obeliskiem na szczycie kurhanu wieńce i wiązanki kwiatów.

Tradycyjnie na uroczystości w Zadwórzu przybywa delegacja Sto-warzyszenia Opieki nad Grobami Policjantów na Wschodzie. Jej pre-zes, Paweł Marchliński, podzielił się swymi wrażeniami:

- Jest to wspaniała impreza, praw-dziwa szkoła historii i patriotyzmu. Bardzo dobrze, że tak licznie skupia tu młodzież, strzelców, harcerzy, którzy są w wieku obrońców Zadwórza i mogą wczuć się w atmosferę tych wydarzeń.

Podzielił się również planami działalności Stowarzyszenia:

- W tej chwili odszukaliśmy dwa groby policjantów na Cmentarzu Ły-

9www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

KONSTANTY CZAWAGAtekst i zdjęcia

Największym sukcesem cieszył się Pierwszy Międzynarodowy Festi-wal LvivMozArt w dniach 18–25 sierp-nia. Organizatorzy wykorzystali fakt, iż Franz Xaver Wolfgang, syn wielkiego kompozytora Wolfganga Amadeusza Mozarta mieszkał kilka lat w Podhor-cach i we Lwowie, gdzie pracował jako nauczyciel gry na fortepianie, kompo-nując również utwory muzyczne. Wy-stępy gwiazd oraz młodych muzyków

miały miejsce w Operze Lwowskiej, w byłym kościele oo. dominikanów, na Rynku, w Pałacu Potockich oraz w położonej przy skrzyżowaniu ulic Witowskiego i Sacharowa nieczynnej już pierwszej w tym mieście zajezdni tramwajowej, która jest zabytkiem ar-chitektury technicznej.

Główną lokacją Festiwalu !FE-STrepublic Weekend wybrano teren

byłej huty szkła na Zniesieniu. Jesz-cze jeden festiwal muzyczny odbył się na terenie „Lviviarni”, nowego Muzeum Browaru na Kleparowie we Lwowie, gdzie m.in. można było obejrzeć stary polski film „Włóczęgi”, pogadać z batiarami i oczywiście posmakować prawdziwego lwow-skiego piwa.

Do 42. Festiwalu „Muzyka w Starym Krakowie” po raz czwarty dołączył jego młodszy „brat” Festi-wal „Muzyka w Starym Lwowie”. Je-den z koncertów odbył się w katedrze

lwowskiej. Tymczasem Orkiestra „Wirtuozi Lwowa” i jej dyrygent Serhij Burko przywieźli do Krakowa dzieła „lwowskiego” Mozarta – Franza Xa-vera Wolfganga.

24–27 sierpnia Międzynarodowy Festiwal Folklorystyczny „Etnovyr” na Lwowskim Rynku i w supermarke-cie „Victoria Gardens” uświetnił swo-im występem słynny zespół Pieśni i

Tańca „Anilana” z Łodzi. Pod batutą dyrygenta z Białorusi razem z kape-lami z Ukrainy i Macedonii wykonali jeden z utworów Mozarta oraz zagrali „Kołomyjkę” i „Czerwoną rutę” ukra-ińskiego kompozytora Wołodymyra Iwasiuka.

- Większość naszych muzyków to nauczyciele w szkołach artystycz-nych, więc do tego typu muzyki jeste-śmy przygotowani – powiedział dla Kuriera Dariusz Proszak, kierownik muzyczny Zespołu „Anilana”. – Wy-konujemy w Polsce muzykę ludową. Zresztą tutaj spotkaliśmy się z muzy-kami z różnych państw i z muzykami z Ukrainy, którzy wspaniale czują się zarówno w muzyce poważnej, jak i w muzyce ludowej. Mój tato pochodził ze Lwowa. Działania wojenne rzuciły go w inny kraniec Polski. Nie miałem przedtem okazji, żeby tu przyjechać i odwiedzić to miasto. Muzyka, taniec i w ogóle sztuka, to jest język między-narodowy.

- Byliśmy w wielu krajach, ale we Lwowie po raz pierwszy – wyja-śniła Maria Kuśnierz, kierownik arty-styczny zespołu. – Mój tato pocho-dził z Wielkich Oczów pod Lwowem.

Jesteśmy zachwyceni atmosferą Lwowa. Piękne miasto, cudowne ze-społy. Niesamowity poziom zespo-łów, zwłaszcza z Ukrainy. W takim gronie zatańczyć – to wielka przy-jemność i zaszczyt.

Kulminacyjnym punktem Festi-walu „Etnovyr” był huculski taniec, który połączył wszystkich uczestni-ków „Etnovyru”.

Tegoroczny program jazzowy w Łucku zaprezentował gościom festi-walu niepowtarzalną dawkę dobrej muzyki w wykonaniu ponad 80 mu-zyków z ośmiu krajów świata. I tak dla przykładu – gorące rytmy w wy-konaniu pierwszej ukraińskiej orkie-stry salsa – „Dislocados”, bluesowe emocje zaprezentowali muzycy z Ukrainy i Stanów Zjednoczonych – Maks Tawryczewskyj i Keith Dunn, folk-jazzowe kompozycje zaśpiewa-ła Katya Chilli, po raz pierwszy na Ukrainie pojawił się blues country w wykonaniu niemiecko-japońsko-ukraińskiego zespołu „RodeoFM”. Niewątpliwie wszystkich porwał do tańca polski zespół „The Lions”, któ-ry udowodnił, że można grać muzy-kę reggae w aranżacji jazzowej lub – jak kto woli – jazz w stylu reggae.

W ramach festiwalu zorgani-zowano wystawę fotograficzną z poprzednich festiwali w galerii Wo-łyńskiej Organizacji Narodowego Związku Artystów Plastyków Ukrainy, a na terytorium zamku ciekawe kul-turalne atrakcje, malarskie i garncar-skie warsztaty artystyczne oraz dużo innych ciekawych niespodzianek.

Festiwal odbył się dzięki wspar-ciu takich firm, jak Powszechny Za-kład Ubezpieczeń „PZU Ukraina”, Ukraiński Bank Komercyjny „Kre-dobank”, „Modern-Expo Group”, „Kromberg & Schubert”, Komfortowe Miasto „Harmonia” czy „Brylantowy Dom”, oraz Departamentu Kultury Wołyńskiej Państwowej Administracji Obwodowej, Departamentu Kultury Łuckiej Rady Miejskiej i Wołyńskiej Filharmonii Obwodowej.

W Równem Międzynarodowy Festiwal Jazzowy „Art Jazz Coopera-tion 2017” odbył się po raz dziesiąty, co potwierdziło, że ten festiwal pozo-

Fundacja Charytatywna Pomoc Polakom na Kresach im. ks. dra Mo-singa zwraca się z serdeczną proś-bą o pomoc dla 12-letniego Władka Magduna z Żytomierza, na Ukrainie. Chłopiec od ośmiu lat choruje na ostrą formę cukrzycy. Kilka lat temu, kosztem wielu wyrzeczeń, rodzinie udało się kupić pompę insulinową, która reguluje poziom cukru we krwi, tym samym chłopiec może uniknąć wielokrotnego bólu w ciągu dnia, związanego z zastrzykami insuliny.

Sierpniowe dożynki muzyczne we LwowieW tym roku we Lwowie najwięcej imprez muzycznych przy-padło pod koniec lata. Czasem było po kilka koncertów o tej samej porze w różnych lokalizacjach miasta.

Na lwowskim Rynku

Pompa coraz częściej odmawia posłuszeństwa – podaje niewłaści-we dawki insuliny, tym samym staje się niebezpieczna dla dziecka, a nie podlega już gwarancji. Konieczny jest zakup nowej pompy insulinowej, jest to pompa Paradigm 715 Med-tronic MiniMed, jej koszt w Polsce to 8 929 zł.

Rodzice nie są w stanie samo-dzielnie zebrać kosztów, potrzebnych na zakup pompy. Mama chłopca po operacji onkologicznej jest na rencie

inwalidzkiej, ojciec sam utrzymuje rodzinę. Ogromne koszty pochłania-ją również materiały eksploatacyjne do pompy insulinowej oraz paski testowe do glukometru, które nie są refundowane na Ukrainie. Jeśli ktoś chciałby pomóc Władkowi, prosimy o wpłaty na konto fundacji – BGŻ BNP PARIBAS 23 2030 0045 1110 0000 0222 0700 z dopiskiem „Wła-dek Magdun”.

Andrzej MichalakFundacja dra Mosinga

Prośba o pomoc dla 12-letniego Władka Magduna z Żytomierza

staje najlepszym wydarzeniem kultu-ralnym w mieście. Równe tradycyjnie gościnnie witało miłośników jazzu i muzyków z Ukrainy, Polski, Kanady, USA.

Na swoje dziesiąte urodziny festi-wal zaprezentował szereg interesu-jących imprez, wywołujących burzę emocji, pozostających w pamięci na długie lata: Amerykański blues w wy-konaniu światowej sławy muzyka z Bostonu – Keith Dunna, oraz ukra-ińskiego wykonawcy bluesa – Maksa Tawryczewskiego. Musical w inter-pretacji orkiestry symfonicznej „BRE-VIS” oraz ukraińsko-izraelskiego pianisty – Mike Kaufman-Portnikowa. – Klasyczny jazz prezentowany przez muzyków z Polski, Kanady, Gruzji, Włoch, Ukrainy – duet Katiko Purcela-dze i Pawła Ignatiewa, a także „Evge-niy Pugachov European Quartet feat. Taras Bakowski”. Rytmy reggae z Jamajki oraz improwizacja jazzowa polskiego zespołu „The Lions”. Ryt-my latynoamerykańskie oraz energia karaibsko-afrykańska salsa-orkiestry „Dislocados”. Dla wszystkich miło-śników folk-jazzu muzyka o wysokiej jakości grupy „ShokolaD” – wspólny występ ulubionego zespołu z woka-listką Bria Blessing. Motywy folkowe z elementami alternatywnej muzyki elektronicznej i jazzu europejskie-go, a także rytualne śpiewy Tybetu i dźwięki przyrody zaprezentowała Ka-tya Chilly Group.

Tradycyjnie koncerty „Art Jazz Cooperation 2017” odbywały się w Teatrze Dramatycznym oraz na Lebedynce pod gołym niebem w ra-mach Dnia Miasta. Festiwal odwie-dziło 3000 osób.

źródło: Konsulat Generalny Rzeczpospolitej Polskiej w Łucku

X Międzynarodowy Festiwal Jazzowy „Art Jazz Cooperation 2017”W dniach 25–27 sierpnia br. w Łucku i w Równem – pod patronatem Konsulatu Generalnego Rzecz-pospolitej Polskiej w Łucku – odbył się X Międzynarodowy Festiwal Jazzowy „Art Jazz Cooperation 2017”. Tradycyjnie głównymi orga-nizatorami festiwalu byli wołyńska Organizacja Społeczna „Pryncyp”, Łucki Klub Jazzowy (www.jazzclublutsk.org.ua), Rówieński Klub Jazzowy „Jam” (www.artjazz.info), z pomocą Stowarzysze-nia Lekarzy Pochodzenia Polskiego na Wołyniu. Festiwal tradycyjnie odbył się na XIV-wiecznym zamku łuckim – symbolicznym miejscu dla tego miasta, gdyż właśnie tutaj w XV wieku odbył się zjazd europejskich monarchów.

1031 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Przegląd wydarzeń

Przegląd prasy polskiej na UkrainieopracowałKRZYSZTOF SZYMAŃSKI

Polonia kazachska chce wrócić do Ojczyzny

Dzisiejszy Kazachstan zaskaku-je wieloma kontrastami. Wystarczy spojrzeć na jego mapę: jego obszar to 2 mln 700 tys. km kw. (8,5 razy większy od Polski i 9 miejsce na świecie), a ludności zaledwie 14,5 mln ludzi. Przed rewolucją bolsze-wicką 1917 roku struktura ludności składała się z 90% Kazachów i 10% ludności nierdzennej (Rosjanie i inni). Dziś Kazachowie stanowią 51%, a ludność rosyjskojęzyczna 49%.

Na te 49% składa się 140 grup narodowościowych, które w czasach radzieckich przymusowo deporto-wano tam z różnych części Związku Radzieckiego. Byli wśród nich także zwolnieni z łagrów Gułagu i osiedle-ni na wieczyste zamieszkanie, bez prawa powrotu w rodzinne strony. Następnie, w latach 1920-1950 de-portowano tam prawie 5 mln Rosjan, tzw. kułaków, zwolnionych z łagrów oraz podejrzaną inteligencję, własow-ców, jeńców wojennych z niemieckiej niewoli, miłośników antyradzieckich dowcipów. Deportowano również 1,5 mln Niemców z Powołża i Kaukazu, 650 tys. Ukraińców – tzw. banderow-ców, 350 tys. Koreańczyków z dale-kiego Wschodu oraz setki tysięcy in-nych narodowości: Greków, Kurdów, Czeczenów, Inguszy, Białorusinów, Ormian, Bułgarów, Tatarów z Krymu i oczywiście Polaków.

Polacy w Kazachstanie pojawili się dość dawno, jeszcze w XVIII wie-ku. Byli zsyłani do Kazachstanu na rozkaz carów. Pewną liczbę stanowili też Polacy – urzędnicy administracji carskiej lub osoby zajmujące się wol-nymi zawodami. Często byli to też potomkowie polskich zesłańców z wewnętrznych guberni europejskiej Rosji. Potomków tych zesłańców spotykamy dziś na terenie całego Kazachstanu.

Deportowana ludność, kwalifiko-wana oficjalnie jako „specjalni prze-siedleńcy”, osiedlana była w kołcho-zach i poddawana specjalnemu re-żimowi i przemyślanej ideologicznej indoktrynacji, podobnie jak w łagrach koncentracyjnych pod nadzorem ko-mendatur NKWD. Wszyscy Polacy uważani byli za przesiedleńców „na stałe”, bez prawa powrotu w swoje rodzinne strony. Żadna też osoba dorosła, od 14 roku życia, nie mia-ła prawa wyjść poza swoją wieś, w której mieszkała, bez odpowiednie-go zezwolenia komendanta MSW. Odpowiednią przepustkę trzeba było otrzymać na pójście do lekarza, szkoły, szpitala, apteki, sklepu czy do pracy w polu. „Specprzesiedleń-com” nie wydawano też paszpor-tów, bez których w ZSRR człowiek automatycznie podlegał aresztowi. Polacy deportowani do Kazachsta-nu nie mieli żadnych praw przez 20 pierwszych lat (1936-1956). Fakt ten odbija się do dnia dzisiejszego na świadomości prawie całego pokole-nia tamtejszej Polonii.

Ale to jeszcze nie wszystko. Wła-dze radzieckie w odniesieniu do Po-laków realizowały swoisty program „depolonizacji” – czyli „odpolaczenia”. Taki program zawierał wykluczenie nauki języka polskiego, prześladowa-nie za rozmowę w języku polskim oraz praktyk religii rzymsko-katolickiej. Za znalezione Pismo Święte w języku polskim oskarżano o antysowiecką agitację i skazywano na 10 lat więzie-

nia. Jednocześnie władze sowieckie zachęcały Polaków do rezygnacji ze swojej narodowości i wpisywania do dokumentów rejestracyjnych innej narodowości: ukraińskiej, białoruskiej czy rosyjskiej. Obecnie pewnego ro-dzaju problemem, dla pewnej liczby Polaków w Kazachstanie, jest przy-wrócenie ich wcześniejszego polskie-go pochodzenia. Staliśmy się wresz-cie obiektem brutalnej i bezlitosnej – politycznej, kulturowej, językowej i religijnej zemsty i dyskryminacji za przynależność do polskiej nacji.

Dziś Kazachstan buduje nowe społeczeństwo na podstawach mono-etnicznych. A swoją politykę państwo-wą, narodową i kadrową na bazie tu-recko-muzułmańskiej kultury i kazach-skiego języka. Ludność nierdzenna, szczególnie słowiańska, niemiecka czy żydowska, decyduje się coraz częściej na wyjazd do swych histo-rycznych krajów. Ogółem, po rozpa-dzie ZSRR, wyjechało z Kazachstanu prawie 4 mln ludzi, najwięcej do Rosji (ok. 2 mln), Niemiec (1 mln 100 tys.), 89 tys. do Izraela i ok. 500 tys. do in-nych krajów.

Polacy postawieni zostali ponow-nie przed dylematem: zmienić swoją przynależność cywilizacyjną albo opuścić ten kraj. W roku 1991 miesz-kało w Kazachstanie 69 tys. Pola-ków. Obecnie liczba ta zmniejszyła się do 48 tys. Z liczby 20 tys. roda-ków, którzy wyjechali z Kazachstanu, tylko ok. 4 tys. naszych repatriantów przyjechało do Polski. Reszta wyje-chała do Rosji oraz do innych krajów z kulturą europejską. Ci, którzy tam pozostali, nadal w Polsce widzą swo-ją Ojczyznę i czekają na repatriację.

Polonia kazachska zwraca się z apelem do społeczeństwa polskiego, do Prezydenta i wyższych władz Pol-ski o przyspieszenie procesu repa-triacji Polaków z Kazachstanu. Zdaje sobie jednocześnie sprawę z licznych trudności w kraju. Docenia jednak dobro, które już od Polski otrzymala. Szczególnie za ustawę o repatriacji z 20 lipca roku 2000.

Leszek Wątróbskidk.com.ua

Poezja Konopnickiej w Przedborzu

Przedbórz od 26 lat tętni wspo-mnieniami o postaci i twórczości Marii Konopnickiej. W dniach 13–16 sierpnia scena domu kultury tego miasta zgromadziła artystów z róż-nych krajów świata zainspirowanych twórczością Marii Konopnickiej. W tym roku do Przedborza przyjechało ponad 200 wykonawców z Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy i Rosji, by zaprezentować swoje umiejętności artystyczne w języku polskim, w języku swoich przodków podczas XXVI Światowego Festiwalu Poezji Marii Konopnickiej.

Na scenie festiwalu pojawili się także przedstawiciele Związku Pola-ków na Ukrainie, oddział w Sławucie. Dzieci, młodzież i dorośli recytowali poezję Marii Konopnickiej. Jesteśmy dumni, że otrzymaliśmy przyznane przez jury festiwalu dyplomy.

Z całego serca składamy podzię-kowanie organizatorom festiwalu. Szczególne podziękowania kierujemy do konsula generalnego RP w Winni-cy Tomasza Olejniczaka i konsula Przemysława Szymańskiego a także prezesa Sławuckiego oddziału Związ-ku Polaków Ukrainy Marii Kowalczuk za wsparcie w wyjeździe na Festiwal.

Julia Opanasiuk,wizyt.net

W Równem pamiętają o generale Marku Bezruczce

Rok temu, 22 sierpnia 2016 roku, w mieście Równe na jednym z budynków w centrum miasta po raz pierwszy na Ukrainie odsłonięto tabli-cę pamiątkową generałowi Markowi Bezruczce.

Na tablicy znalazł się napis w języku polskim i ukraińskim nastę-pującej treści: „Marko Bezruczko (13.10.1883–10.02.1944). Generał brygady Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, bohater narodu polskiego i ukraińskiego. W sierpniu 1920 roku powstrzymał pod Zamościem napór Armii Czerwonej, wnosząc olbrzymi wkład w ocalenie Europy przed bol-szewizmem”.

Wokół takich osobistości jak gen. Marko Bezruczko, powinna być bu-dowana polityka pamięci narodowej Polski i Ukrainy. Mieszkańcy, którzy mieszkają na Prospekcie gen. Marka Bezruczka w Równem, są zadowo-leni z „dekomunizacji” nazwy swojej ulicy, wdzięczni organizatorom za ta-blicę generała Bezruczki. Coraz wię-cej wiedzą o człowieku, który walczył za wolność Polski i Ukrainy.

Podobne procesy są przejawem transformacji społeczeństw obydwu państw. Równe jest także pierwszym miastem na Ukrainie, gdzie odsłonię-to popiersie Symona Petlury (2005). Drugi pomnik lidera Ukraińskiej Repu-bliki Ludowej, która razem z II RP wy-ruszyła w ofensywę przeciwko bolsze-wikom w 1920 r., zostanie odsłonięty w październiku w Winnicy na Podolu.

Sergij Porowczuk, wizyt.net

Eksperyment wołyński Henryka Józewskiego

Okres międzywojenny w II Rze-czypospolitej, poza aktywizacją rady-kalnych sił politycznych, charaktery-zował się próbami nawiązania i roz-woju współpracy ukraińsko-polskiej.

Można tu wymienić nazwiska wielu osób, które dokładały starań w celu szerzenia idei zgodnego współ-życia Ukraińców i Polaków w okresie II Rzeczypospolitej. Jeżeli mowa o Wołyniu, to ważne miejsce zajmuje tu wojewoda Henryk Józewski, którego działalność była ściśle związana z Ukrainą Naddnieprzańską. Zwolen-nik idei Umowy Warszawskiej, w la-tach 1920–1921 wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie Ukraińskiej Republiki Ludowej, członek rozsze-rzonego składu Ukraińskiego Komite-tu Centralnego w Warszawie, Henryk Józewski uważany był za najlepszego znawcę problematyki ukraińskiej.

Pragmatyczna wizja kwestii ukra-ińskiej dała Henrykowi Józewskiemu możliwość stworzenia koncepcji wie-lokierunkowego eksperymentu wołyń-skiego, zapoczątkowanego 20 sierp-nia 1928 r. w Łucku na zjeździe po-słów i senatorów Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. Eksperyment ten dotyczył szerokiego zakresu ży-cia województwa. Po objęciu urzędu przez wojewodę wołyńskiego, Henryk Józewski pisał: „W oczach niejednego z moich przyjaciół przeniesienie na Wołyń ze stanowiska szefa Gabinetu Prezesa Rady Ministrów było degra-dacją. Nikt się nie domyślał, że właśnie w Łucku przyjdzie do mnie i będzie ze mną wielka przygoda mego życia. …Rozpocząłem bitwę o Wołyń, Polskę, Ukrainę, bitwę o samego siebie”.

Podkreślając potrzebę rozwoju ukraińskiego życia kulturalnego, spo-łecznego oraz politycznego, lojalno-ści wobec państwa polskiego, Henryk

Józewski nie uważał za istotną kwe-stię autonomii Wołynia, akcentując potrzebę integracji tego terenu z Pol-ską. Według wojewody, skuteczną formą współpracy polsko-ukraińskiej byłoby utworzenie mieszanych pod względem narodowościowym orga-nizacji społecznych, które miałyby działać we wszystkich sferach życia społeczno-politycznego.

Czyniąc starania, mające na celu integrację polskiej administracji ze społecznością lokalną, Henryk Jó-zewski mówił o konieczności rozwoju języka ukraińskiego i kultury, zobo-wiązywał urzędników państwowych i samorządowych do prowadzenia rozmów z lokalnymi mieszkańcami w języku ukraińskim. W tym celu, współ-pracownik wojewody Joachim Woło-szynowski wspólnie z Modestem Le-wickim opracowali „Krótki kurs języka ukraińskiego” w dziesięciu lekcjach wraz z małym słowniczkiem.

Istotnym czynnikiem polityki Hen-ryka Józewskiego była walka z komu-nizmem i nacjonalizmem. Natomiast tolerancja wobec Ukraińców miała gwarantować spokój na granicach Rzeczypospolitej, być przeciwwagą dla polityki „ukrainizacji” prowadzonej w USRR.

Wizja polityczna wojewody wo-łyńskiego miała wielu krytyków za-równo wśród Ukraińców, jak i Pola-ków, dlatego ten liberalny model nie miał szans na wdrożenie w życie w okresie międzywojennym. W kwiet-niu 1938 r. Henryka Józewskiego przeniesiono na stanowisko wojewo-dy łódzkiego, a eksperyment wołyń-ski zakończono.

Rusłana Dawydiuk,monitor-press.com

Poznajemy Polskę z „Promykiem”

Przy wsparciu Stowarzysze-nia Dzieci i Młodzieży „Promyk” w dniach 21–31 lipca odbył się wyjazd grupy z Żytomierza do Polski w celu zapoznania się z kulturą, tradycjami i historią kraju nad Wisłą. Koordyna-torem wyjazdu była docent Katedry Ekologii i Biologii Człowieka Pań-stwowego Uniwersytetu im. I. Franki Helena Uwajewa.

Uczestnicy zostali zakwaterowani w akademiku Politechniki Świętokrzy-skiej w Kielcach, zapoznali się z uczel-nią oraz dowiedzieli się o zasadach działalności szkół zawodowych w Pol-sce. W Lublinie grupa odwiedziła pań-stwowe muzeum na Majdanku, cen-tralną część miasta, gdzie znajduje się m.in. Zamek Lubelski i kaplica Trójcy Przenajświętszej, wieżę Trynitarską, Trybunał Główny Koronny, Bramę Krakowską, bazylikę dominikanów.

W drugiej stolicy Polski, Krakowie, uczestnicy programu mogli cieszyć się pięknem i bogactwem architektury tego miasta, szczególnie Zamkiem Królewskim na Wawelu. Niezapo-mniane wrażenia pozostawiły po so-bie katedra świętych Stanisława i Wa-cława, która jest znana, jako miejsce koronacji i pochówku królów polskich i wybitnych działaczy. Młodzież oddała hołd Józefowi Piłsudskiemu oraz Le-chowi i Marii Kaczyńskim.

W trzeciej stolicy Polski, War-szawie, gości z Ukrainy szczególnie zachwyciło piękno Starego Miasta, które Polacy odbudowali po całko-witym zniszczeniu podczas II Wojny Światowej, i spacer Starym Miastem, w pobliżu Sejmu RP i Pałacu Prezy-denckiego.

W Kielcach, zobaczyli geologicz-ny rezerwat Kadzielnia, który często

jest nazywany „geologicznym muzeum pod niebem”, fragment skamieniałego dna morskiego z resztkami koralów i głowonogów i unikalnych rzadkich pancernych ryb, zwiedzili Muzeum Hi-storii Kielc i Muzeum Zabawek.

Niespodzianką stał się starożytny Zamek Królewski w niewielkim mia-steczku Chęciny, gdzie nadarzyła się możliwość zwiedzania starożytnych wież, przymierzyć średniowieczne ubrania, postrzelać z łuku, wziąć udział w turniejach rycerskich, podzi-wiać piękność Gór Świętokrzyskich.

Na zakończenie wycieczki uczest-nicy programu wspięli się drogą piel-grzyma na górę Świętego Krzyża, na szczycie której, w klasztorze jednego ze znanych sanktuariów Polski, znaj-duje się fragment drewna z krzyża, na którym ukrzyżowano Jezusa Chrystusa.

Walentyna Jusupowa,wizyt.net

Pod Kostiuchnówką uczczono kolejną rocznicę bitwy legionów polskich

Po raz pierwszy trzy brygady Le-gionów Polskich zjednoczyły się wio-sną 1915 r. na Wołyniu. Linia frontu zatrzymała się wówczas na rzece Styr. Legioniści zgromadzili się pod Kostiuchnówką (obecnie rejon ma-niewicki). Jako kluczowe pozycje zajęli wzgórza, które później w celu upamiętnienia bohaterskiego czynu polskich żołnierzy nazwano Polską Górką i Redutą Piłsudskiego.

W tym miejscu walki trwały po-nad pół roku, ale najbardziej krwa-we bitwy rozegrały się w czasie tak zwanej ofensywy Brusiłowa – ope-racji wojsk rosyjskich rozpoczętej w czerwcu 1916 r. Wojska austro-wę-gierskie znalazły się w trudnej sytu-acji, ponieważ atak wojsk rosyjskich groził okrążeniem i utratą znacznych sił sojuszniczych. Dowództwo podję-ło decyzję o wysłaniu na najbardziej niebezpieczne tereny polskich od-działów, aby przykryć wycofywanie się głównych sił. Dzięki bohaterskiej postawie i ofiarności polskich legioni-stów udało się powstrzymać ofensy-wę prawie trzykrotnie liczebniejszych sił przeciwnika i w taki sposób zapo-biec okrążeniu wojska austro-węgier-skiego oraz przebudować obronę.

W sobotę 19 sierpnia, na cmen-tarzu w Polskim Lasku pod Kostiuch-nówką odbyły się tradycyjne już uroczystości upamiętniające kolejną rocznicę walki Legionów Polskich. Organizatorami i gospodarzami byli harcerze Chorągwi Łódzkiej ZHP na czele z dyrektorem Centrum Dia-logu Kostiuchnówka harcmistrzem Jarosławem Góreckim. Na obchody przybyli przedstawiciele Konsulatu Generalnego Rzeczpospolitej Pol-skiej w Łucku na czele z konsulem generalnym Wiesławem Mazurem, reprezentanci lokalnej władzy, dele-gacje z polskich miast i organizacji, członkowie polskich towarzystw Wo-łynia oraz lokalni mieszkańcy.

Uroczystą mszę świętą w intencji poległych za niepodległość Ojczyzny odprawili księża Andrzej Kwiczala, Jan Buras i Rafał Wawrzyniak. Obecni mo-dlili się także o wieczny spoczynek har-cerek, które niedawno zginęły wskutek nawałnic na północy Polski. Później księża poświęcili krzyż na cmenta-rzu, ponieważ stary został zniszczony przez burzę. Uczestnicy mszy świę-tej złożyli kwiaty i zapalili znicze na wszystkich wojskowych grobach.

Anatolij Olich,monitor-press.com

11www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

„Informujemy Państwa, że Olek-sij Złatogorski, dyrektor „Wołyńskich Starożytności”, który planuje pro-wadzenie prac poszukiwawczych w miejscu pochówków z czasów I woj-ny światowej we wsi Kostiuchnówka obwodu wołyńskiego, dotychczas nie złożył do Państwowej Komisji Międzyresortowej ds. Upamiętnienia Uczestników Operacji Antyterrory-stycznej, Ofiar Wojny i Represji Poli-tycznych sprawozdania dotyczącego zwłaszcza: akt prac ekshumacyj-nych, protokołów przeprowadzonych ekshumacji oraz sprawozdań z prac poszukiwawczych, ekshumacji i prze-niesienia zwłok ofiar wojen i represji

politycznych za 2014 i 2015 rok. W dniu 2 sierpnia 2017 roku dyrektor „Wołyńskich Starożytności» skie-rował do Jarosława Szarka, Preze-sa IPN, zaproszenie dla polskich ekspertów do udziału w ekspedycji poszukującej szczątków polskich legionistów z czasów I wojny świato-wej w okolicach wsi Kostiuchnówka obwodu wołyńskiego, […] natomiast Złatogorski nie zgłosił tego faktu do Państwowej Komisji Międzyresor-towej tym samym naruszając pp. 3, 4, 5 art. 7 Umowy między Rządem Ukrainy i Rządem Rzeczypospolitej Polski o ochronie miejsc pamięci i spoczynku ofiar wojny i represji po-litycznych”. […] Oprócz tego, zgod-nie z oświadczeniem Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej (UINP) popartym przez odpowiedzialne-go sekretarza Państwowej Komisji Międzyresortowej, na terytorium Ukrainy tymczasowo wstrzymano projekty, w tym także poszukiwaw-cze i dotyczące ekshumacji oraz przeniesienia zwłok poległych Po-laków, do momentu rozstrzygnię-cia kwestii w sprawie odnowienia i legalizacji zniszczonych w sposób barbarzyński miejsc upamiętnienia oraz pochówków Ukraińców na te-rytorium Rzeczypospolitej Polski. […] Zgodnie z wyżej wymienionym prosimy o podjęcie działań w spra-wie przeniesienia terminu ekspedycji […] z udziałem przedstawicieli stro-ny polskiej do momentu ustalenia wszystkich niezbędnych procedur […]” – tak p. Switłana Myszkowec, Zastępczyni Przewodniczącego Wołyńskiej Państwowej Administra-cji Obwodowej, prowadząca posie-dzenie, określiła kwestię omawianą w trakcie obrad Komisji Obwodowej ds. Upamiętnienia Uczestników

Operacji Antyterrorystycznej, Ofiar Wojny i Represji Politycznych.

Mogłoby się wydawać, że chodzi o zwykłe rutynowe upomnienie stoso-wane w przypadku naruszenia i nie-wypełnienia procedur, do których miał się stosować pan Złatogorski, aczkol-wiek mieliśmy nieodparte wrażenie, że chodziło zgoła o coś zupełnie in-nego. Po wysłuchaniu wyjaśnień Zła-togorskiego, logicznych i popartych argumentami, na temat przyczyn nie złożenia sprawozdań, współpracy ze stroną polską oraz tym, że zajmuje się nie tylko poległymi Polakami, lecz wszystkimi ofiarami wojen, w tym także Ukraińcami, Rosjanami, Wę-

grami, Austriakami, Niemcami, głos zabrała przedstawicielka UINP Lesia Bondaruk. Ciekawe tylko, że oskar-żenia, które wówczas padały, prak-tycznie mało dotyczyły kwestii wyżej przedstawionych i wymienionych w oświadczeniu Komisji Międzyresor-towej.

Linią przewodnią argumentacji (cytujemy na podstawie nagrania) było: „Pan ostentacyjnie postępuje wbrew racji stanu. Pan burzy linię postępowania zatwierdzoną na po-ziomie oficjalnym”. Switłana Mysz-kowec rozwijała temat skłaniając Ko-misję do podjęcia decyzji oczywistej: „Być może należałoby wam cofnąć zezwolenie na prowadzenie działal-ności”.

Porażający był wręcz przejaw „człowieczeństwa” jednego z człon-ków Komisji: „Powinniśmy również wykazać się stanowczością. Te szczątki poległych, które leżały w ziemi 70 lub 75 lat, mogą poleżeć jeszcze kilka. My zaś nie powinniśmy ustępować, lecz poprzeć stanowisko UINP, naturalnie, zezwolenia na pro-wadzenie prac poszukiwawczych, jeśli dotyczy to pochówków polskich, nie dawać. […] Jeśli taka jest linia państwowa, jej się należy trzymać”.

Gdy wytyczona jest ‘generalna li-nia partii’, zdanie prywatne, sumienie lub zwykła logika się nie liczą. Sprawą najważniejszą jest wykazanie się sta-nowczością i trzymanie się ustalonej linii… Czy ktoś jeszcze ma dejavu? Czy nie przypomina to retoryki z roku, powiedzmy, 1937? I z jakiego powo-du człowiek zajmujący się sprawą tak potrzebną i taką, którą nikt inny nie chciał się zająć – bo niedochodowa i wymagająca wysiłku – stał się celem takich oskarżeń? Owszem, Złatogor-ski być może dopuścił się szeregu

naruszeń proceduralnych, ale co wtedy ze sprawą tegorocznych prac poszukiwawczych na dziedzińcu Łuc-kiego Więzienia, o której relacjonowa-liśmy wcześniej w naszym wydaniu? Dlaczego strona ukraińska w sposób ustalony nie poinformowała polski IPN o ich rozpoczęciu, mimo że wy-maga tego Umowa między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Ukrainy o ochronie miejsc pamięci i spoczynku ofiar wojny i represji po-litycznych? Chyba dwustronna mię-dzypaństwowa umowa jest ważniej-sza niż emocjonalne oświadczenie UINP.

Prawda, zdrowy rozsądek wów-czas zatriumfował. Głos zabrał członek Komisji Gennadij Hulko: „Struktura, której Prezesem był pan Złatogorski, przez kilka ostatnich lat, była jedyną zajmującą się pochówkami wojsko-wymi z czasów I i II wojny światowej. Jeżeli więc sprawa postawiona jest obecnie w ten sposób, że nie jest on do niczego zdolny, że nie jest on do niczego uprawniony, że chcemy go ukarać – co zatem będziemy mieli w zamian? Mamy dzisiaj pięć odwołań kombatantów z obwodu, w których sygnalizowane jest, iż są miejsca, gdzie kości dosłownie leżą na ziemi i należałoby je pogrzebać. Kto będzie je grzebał? […] Jeżeli dzisiaj z powo-dów politycznych zakazywać będzie-my jedno, jutro – drugie, a pojutrze – trzecie, będzie to wówczas nie posiedzenie Komisji, tylko zemsta polityczna”.

Switłana Myszkowec, wciąż usiłując sprowadzić dyskusję na tory „UINP-owskie”, ripostowała wzajem-nie wykluczającymi się stwierdzenia-mi: „To, co rozpatrujemy dzisiaj, to nie jest polityka, tylko relacje między państwami” oraz „Jest to dla mnie bardzo niepokojące, że zwrócił się on bezpośrednio do polskiego IPN, pominąwszy nas”.

W końcu podjęta została decy-zja „salomonowa» o tymczasowym wstrzymaniu prowadzenia prac po-szukiwawczych do wrześniowego posiedzenia Komisji Międzyresorto-wej oraz decyzji UINP (asekuracyjne trzymanie się linii głównej najlepszym jest wyjściem – jak pokazało do-świadczenie – niech inni biorą odpo-wiedzialność na siebie).

Jest dla nas oczywiste, że nie ma żadnej potrzeby tłumaczyć, na czyją korzyść i komu dzisiaj służy to nakręcanie sprężyny nieporozumień między Polską a Ukrainą. Zdajemy sobie sprawę, że zakaz prowadzenia prac poszukiwawczych w miejscach pochówków legionistów polskich jest konsekwencją zburzenia przez stro-nę polską pomnika UPA w Hruszo-wicach. Jednak mogiły legionistów polskich, którzy byli wówczas podda-nymi austrowęgierskimi, nie powinno się traktować na równi z pochówkami ofiar rzezi wołyńskiej czy żołnierzy UPA. Jeżeli obydwie strony będą „wykazywać się stanowczością” i nie będą się wzajemnie wysłuchiwały, napięcie w relacjach będzie tylko rosło.

źródło: Monitor Wołyński

Bez zezwolenia na prace poszukiwawcze

KONSTANTY CZAWAGAtekst i zdjęcia

Spotkanie modlitewno-rekreacyj-ne było w całości sfinansowane przez „Caritas-Spes” diecezjalne – powie-działa dla Kuriera s. Grażyna Bo-cheńska CSSJ, opiekunka chorych. Zaznaczyła, że takie oazy organizują na terenie Lwowskiego Wyższego Seminarium Duchownego już od 16 lat. W tegorocznym spotkaniu wzię-ło udział ponad 20 osób chorych i samotnych ze Lwowa, a również ci, którzy na stałe przebywają w Domu Miłosierdzia. Siostrze Grażynie poma-gał ks. Andrzej Niedzielski, br. Marek Bartoś ze zgromadzenia Braci Alber-

tynów, a z osób świeckich szczególną pomocą służyli rycerz Kolumba lekarz Roman Chałanija, Żanna Bojko i Wik-tor Kowalski z parafii pw. Miłosierdzia Bożego z Rzęsnej. Pomagali również Paulina Szymczak z Fundacji Dort-mundzko-Wrocławsko-Lwowskiej św. Jadwigi we Wrocławiu oraz Kacper Kowzan.

- Przyjechałam, ażeby pomóc podczas tej oazy – powiedziała Pauli-na Szymczak. – Część osób spośród lwowskich seniorów czasami w ogóle nie wychodzi z domu, bo nie ma kto nimi się zająć. Jest to jedyny dla nich czas przebywania razem. Mogli prze-bywać na łonie natury, blisko Boga, wspólnie się modlić i wspólnie prze-żywać ten piękny czas.

Siostra józefitka Grażyna Bo-cheńska podsumowała:

- Chorzy mogli przez te kilka dni cieszyć się wspólnotą, przeżywać wspólnie spotkania modlitewne i rekreacyjne na świeżym powietrzu, ponieważ pogodę Pan Bóg nam dał

wspaniałą. Wspólnie śpiewaliśmy pieśni, tak religijne, jak i świeckie, czytaliśmy wiersze, a Antoni Młodnic-ki zadziwiał nas swoimi sztuczkami iluzjonistycznymi. Szczególną atrak-cją był dla nas występ Edwarda So-sulskiego, który zachwycił nas swoim śpiewem pieśni lwowskich wraz z Mirosławem Ostiukiem, który pięknie grał na akordeonie. Ich występ na długo zapadł w serca naszych pod-opiecznych, którzy mieli możliwość powrócić myślami do czasów swej młodości.

Chcemy serdecznie podziękować wolontariuszkom ze „świetlicy” (Ja-rynce, Natalce i Iwance) z naszego domu sióstr przy ul. Tatarbunarskiej

we Lwowie, które uświetniły „wesołe” popołudnie swoimi tańcami i zabawą oraz chórkowi z parafii Miłosierdzia Bożego z Rzęsnej prowadzonym przez Marianę Ometiuch, który swo-im śpiewem upiększył świąteczną mszę świętą w uroczystość Wniebo-wzięcia NMP.

Chcemy podziękować wszyst-kim ofiarodawcom, którzy przez swo-ją ofiarę i dobre serce przyczynili się do tego i podobnych dzieł na rzecz osób chorych, starszych i samotnych. Dziękujemy księdzu arcybiskupowi za udostępnienie nam Domu Miło-sierdzia oraz siostrom św. Józefa za miłe przyjęcie. Dzięki życzliwości i pełnej oddania posłudze osób, za-angażowanych w zorganizowanie, przygotowanie i przeprowadzenie tego spotkania, osoby chore, star-sze i samotne z sercem napełnio-nym radością i pokojem powrócą do swoich domów i z upragnieniem będą czekać na kolejny wypoczynek za rok.

„Prosimy o podjęcie działań w sprawie przeniesienia w terminie ekspe-dycji z udziałem przedstawicieli strony polskiej”. 21 sierpnia w Łucku odbyło się posiedzenie Komisji Obwodowej ds. Upamiętnienia Uczestni-ków Operacji Antyterrorystycznej, Ofiar Wojny i Represji Politycznych.

Anato

lij Ol

ich

Oaza dla samotnych i chorych seniorów w BrzuchowicachW dniach 10–16 sierpnia w Domu Miłosierdzia im. św. Zyg-munta Gorazdowskiego, który niedawno powstał w Brzucho-wicach z inicjatywy arcybiskupa lwowskiego Mieczysława Mo-krzyckiego i prowadzony jest przez siostry józefitki odbyła się oaza dla osób chorych, starszych i samotnych ze Lwowa.

1231 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

kurier kulturalny

WASYL HUDYCKYJ

Pirografia – rysunek ogniem. Technika ta stosowana jest w sztuce użytkowej i grafice artystycznej. Ukra-iński artysta Bohdan Pylypiw osiągnął w tej dziedzinie spore sukcesy. Jego dzieła nabyły rozgłosu, szczegól-nie po wystawie „Piękno stworzone ogniem”, która przeszła z sukcesem w Polsce w 2013 roku. Ogniowa gale-ria Bohdana Pylypiwa jest wieloraka i kolorystyczna. Jest tu co podziwiać. Postacie mistyczne, pirograficzna wersja Giocondy Leonardo da Vinci. Jest nawet portret prezydenta USA Donalda Trumpa.

Panie Bohdanie, rozpo-czął Pan prace nad serią portretów głów państw, któ-re wspierają Ukrainę w tym trudnym okresie. Czyje por-trety już Pan ma w swojej ogniowej galerii?

Przede wszystkim prezydent USA, Donald Trump. Jego portret tworzyłem szczególnie długo. Cokol-wiek mówi się o tej postaci, wejdzie on do historii, jako polityk nieprzecięt-ny, mocny i zdecydowany. Imponuje mi tym, że łamie stereotypy, panujące w Europie Zachodniej, która od daw-na zasiedziała się na swoim ciepłym piecu. Co się tyczy sąsiadów i agre-sji? Zamiast zachęcać mieszkańców Afryki do ucieczki do Europy, można by tam powstrzymać wojnę przy po-mocy tych samych pieniędzy, pomóc tym biednym państwom zaprowadzić pokój. Są to dwa światy. A ich – jest dla nich najdroższy. Dlaczegóż nie przywrócić im pokój?

Zastanawiam się nad portre-tem Johna MacCaina. Wierzę mu. Sprawia wrażenie prawego czło-wieka. Nasi przywódcy mogliby pouczyć się od niego konsekwencji i naporu. Na liście „ogniowych por-tretów” mam też premiera Kanady, Justina Trudeau. Ten kraj wiele robi dla Ukrainy. Bardzo trudno było mi pracować nad portretem premiera Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szejka Dubaju. W tym państwie chcą, by ludziom żyło się lepiej dziś, a nie w przyszłości. Dla mnie ZEA – to państwo współ-czesnej bajki. Jest to wzorzec, jak trzeba budować państwo dla ludzi. Niech tam, są szejkowie i mają mi-liardy, ale i ludzie nie są biedni. Udał mi się portret prezydenta Polski An-drzeja Dudy. Długo poszukiwałem klucza do wyrazu jego twarzy, ale w końcu udało mi się go odnaleźć. Kolejny na warsztacie – portret pre-zydent Litwy Dalii Grybauskaitė. Następnie planuję utworzyć portret kanclerz Niemiec Angeli Merkel, chociaż ostatnio prowadzi niezrozu-miałą dla mnie politykę względem Ukrainy.

Kto z działaczy ukraiń-skich jest w Pańskiej galerii?

Nie było jeszcze prezydenta, któ-rego chciałbym namalować „ogniem”. Ale noszę w sobie zamiar stworzenia portretu kardynała Huzara. Bardzo

szanuję tę niezwykłą postać – apo-stoła sumienia i honoru.

Panie Bohdanie, co przy-ciągnęło Pana właśnie do pirografii?

Otrzymałem kiedyś z Polski za-mówienie na kopię obrazu jednego ze znanych mistrzów europejskich. Była to bardzo ważna praca, która zmusiła mnie do kardynalnej zmiany podej-ścia do pirografii. Ta praca chyba mi się udała. Można rzec, że uwierzyłem w siebie. Wówczas zapragnąłem po-ważnie zająć się tą sztuką, spróbować odkryć więcej możliwości tej techniki

wypalania płaszczyzn drewnianych, przejść od sztuki użytkowej do sztuki artystycznej, obrazów, malarstwa…

W USA jest artystka-pirograf Ju-lia Bender, która w swoich pracach wykorzystuje naturalny wizerunek materiału i wplata go w dzieło, które tworzy. Jest to oryginalne i, jednocze-śnie, pozwala oszczędzić czas. Mam nieco inną technikę, i związane z nią tajniki. Tworzę pejzaże, kopie dzieł znanych mistrzów, portrety polityków. W swoim arsenale posiadam Giocon-dę Leonardo da Vinci, portrety Jana Pawła II, kopie dzieł Rembrandta, Sebastiana Conci, utwory o tematy-ce biblijnej.

Gdy tworzy Pan kopie znanych dzieł, towarzyszy temu wzruszenie, może zwąt-pienie?

Oczywiście, za każdym razem przeżywam. Dlatego starannie przy-gotowuję się do każdego obrazu, studiuję dodatkowe informacje. Po-trzebne jest tu wyczucie i doświad-czenie.

Jaki jest rytm Pana twór-czości? Codzienna rzetelna praca? Czy też są chwile, kie-dy przychodzi natchnienie, by włożyć, poprzez ogień, duszę i myśli w obraz na drewnie?

Z tą mało znaną na świecie tech-niką – pirografią – jestem już per

„ty”. Ale ciągle eksperymentuję. Pró-buję stworzyć coś nowego, jak np. kolorową pirografię. Jest to trudne, ale warte zachodu. Uważam, że te prace są szczególne i warto oglądać je w oryginale, nie na zdjęciach.

Czy pamięta Pan swoją pierwszą wystawę?

Naturalnie. Była to personalna ekspozycja na Uniwersytecie Lwow-skim. Wówczas jeszcze nie myśla-łem nawet o pirografii. W tej technice, mało znanej, ale bardzo precyzyjnej, jak nigdzie potrzebna jest lakonicz-ność, precyzja, głębia wyrazu, czy-stość i wyrazistość linii.

Musiałem dużo pracować, aby osiągnąć dzisiejsze dokładnie wy-rysowane ogniowym piórem obrazy. Wszystko jak w litografii. Harmonia cienkich i nasyconych linii, głębia i

wyrazistość, lakoniczność i szcze-gólna przejrzystość. Tego nie da się z niczym porównać. Razem z tym pozostawiam miejsce na grę cieni, głębię nasycenia, nietradycyjną kom-pozycję. Ogólne tło, z zasady, pokry-wam kanwą linii, które iluzorycznie odbierane są jako tonowane pod sepię, płótno lub jedwab. Zdarzały się przypadki, że moje prace znika-ły z wystaw. Złościłem się i starałem robić cos jeszcze doskonalszego, nie powtarzać się.

Dopiero w październiku 2013 roku miała miejsce moja pierwsza personalna ekspozycja w Polsce. Z czasem poproszono mnie o wysta-wę moich prac na Międzynarodowej Aukcji Koni Arabskich w Janowie Podlaskim, następnie był wernisaż moich pisanych „ogniem” dzieł w Sali wystawowej dzielnicy Ochota (War-szawa, 2015).

* * *

Bohdan Pylypiw budzi zaintere-sowanie nie tylko swymi „ogniowymi pracami”, ma również niezwykle in-teresujący życiorys. Po ukończeniu szkoły studiował malarstwo szta-lugowe. Służbę wojskową odbył w wojskach chemicznych. Z czasem zaczął studiować dziennikarstwo na Uniwersytecie Lwowskim. Tam los zetknął go z Krystyną Sanocką, która zapoznała go z mistrzem pędz-la Wołodymyrem Patykiem. Miał on wielki wpływ na Bohdana. Zwykł mawiać: „Bohdanie, dlaczego strze-lasz wszystkimi kulami? Wykorzystaj dwa-trzy naboje. Im prostszy będzie obraz – tym ciekawszy”. Tego rodza-ju lekcje mistrza stały się najważniej-sze. Z czasem Bohdan powrócił na tereny rodzinne, na Bojkowszczyznę. Przez jakiś czas pracował w lokalnej gazecie „Czerwona Dolina”. Jedno-cześnie doskonalił swój warsztat. Sam twierdzi, że chciał osiągnąć coś więcej, niż zwykłe wypalanie. Nauczył się dobierać drewno, przy-gotowywać powierzchnię, szlifować,

przygotowywać ramy. „Płótna” z lipy i cedru stały się polem jego twórczo-ści. Pracował nad tym we dnie i nocy. Był uczestnikiem regionalnych eks-pozycji. W 1990 roku los rzucił go do Włoch. Nie zgadzał się z polityką prezydenta Kuczmy i orzekł, że lep-sza jest praca najemnicza za grani-cą. We Włoszech nie tylko zajmował się zbiorem oliwek, ale i meblami. Często odwiedzał świątynię św. Zofii w Rzymie. Godzinami przesiadywał w bibliotekach. Pisał, rysował, reda-gował – wszystko po nocach. Gdy powrócił na Ukrainę, uporządkował i zilustrował dwutomowe wydanie antologii twórczości ukraińskich robotników sezonowych zagranicą „Światło na cudzych ścieżkach” oraz tomik poezji Ukrainek we Włoszech „Żurawie klucze”.

* * *

Panie Bohdanie, swego czasu był pan w Niemczech. Czym Pan tam się zajmo-wał?

W Jenie restaurowałem stare obrazy. Tę pracę znalazł mi znajo-my Niemiec. Chodziliśmy po barach i kawiarniach i szukaliśmy pracy. W jednej z nich namalowałem na serwetce karykaturę gospodarza lokalu. Tak mu się spodobała, że za-proponował mi pracę. Tam nie udało się, ale znalazł mi pracę u kogoś innego. Tam z kolei zaproponowano mi odrestaurować stary obraz z pry-watnej kolekcji.

To dopiero była praca!… Teore-tycznie o restauracji coś wiedziałem, ale praktycznie nigdy się tym nie zaj-mowałem. Na szczęście fortuna była po mojej stronie. Pracowałem powo-li – po „pięć centymetrów” dziennie. Gospodarz przychodził i obserwował moją pracę i cały czas powtarzał: „Płacę ci dobrze, więc się nie śpiesz. Zepsujesz – zapłacisz. Dobrą pracę trzeba wykonać dobrze”.

Czy zastanawiał się Pan nad popularyzacją „ognio-wej” techniki na Ukrainie? Np. wykłady na uniwersyte-cie?

Nie zastanawiałem się nad wykładami. Chociaż na pewno nie odmówiłbym, gdyby mi zapropono-wano. Może należałoby opracować podręcznik.

Dopiero od niedawna mówi się o Panu na Ukrainie.

Zaczęto mówić dlatego, że miałem okazję wystawiania swoich prac, między innymi w Polsce. Je-stem bardzo wdzięczny za to wy-dawcy i redaktorowi naczelnemu „Kuriera Galicyjskiego” Mirosławowi Rowickiemu.

Zresztą wiele moich prac jest w prywatnych kolekcjach USA, Rosji, Niemiec, Polski. Na swoje imię za-pracowuje się wytrwałą pracą. I tak czynię – z Bożą pomocą, co dnia, nie szczędząc nocy.

tekst w wersji ukraińskiej ukazał się na stronie: dt.ua

Ukraiński malarz stworzył ogniem giocondę i portret TrumpaArtysta Bohdan Pylypiw opowiedział dt.ua, co przyciąga go w polityce Donalda Trum-pa i dlaczego portret amerykańskiego prezydenta wart jest „ogniowego” pędzla.

Bohdan Pylypiw

13www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

Powieść historycznaJest w Kronice Wincentego zwa-

nego Kadłubkiem piękna fraza, którą przytacza w I tomie swych „Dziejów Polski” Andrzej Nowak:

„[…] obawiam się, żebyśmy wię-cej, niż to jest słuszne, nie starali się podobać sobie samym. Boję się, byśmy nazbyt wzajem sobie nie po-takiwali[…] Albowiem przymilnością wykarmimy głupotę, a mówieniem na przekór – roztropność; ganiący jednak niech będzie przyjazny i mądry; to błę-dy z miłością poprawi, to łając przypo-mni; niech pochopnie nie obszczekuje […]; niech raczej pamięta zarówno o swoim, jak i o naszym człowieczeń-stwie, i o tym, że w ludzkim rozezna-niu nie ma nic doskonałego”.

Te słowa przyszły mi na myśl, kie-dy skończyłem czytać solidną, ponad 600-stronicową powieść Leszka Bia-łego, autora, który ze względu na ko-incydencję imienia i nazwiska mógłby być współczesnym mistrza Wincente-go, ale ze względu na metrykę współ-czesny jest czasom dzisiejszym.

Nie chodzi tutaj o głupi kalambur, ale o jeden z owych kluczy interpre-tacyjnych, które każą nam spojrzeć na „Czarnego Huzara”, jak na histo-ryczną powieść napisaną z rozma-chem i nie bez poczucia humoru, ale przede wszystkim z niegasnącym nigdy uczuciem do Polski, nawet w tych smętnych jej czasach, gdy rze-czywiście mogła się wydawać po-śmiewiskiem narodów.

Zasadniczo akcja tej powieści to-czy się w latach 1759–1773. Od ma-jącego miejsce na Podolu profetycz-nego wystąpienia żydowskiego here-zjarchy Jakuba Franka po haniebne zatwierdzenie I rozbioru Polski, ale i jednoczesny wyjazd Franka z Polski, co dodatkowo podnosi wartość kom-pozycyjną utworu.

Tyle, jeśli chodzi o ramy. To, co je wypełnia, zasługuje na uznanie szczególne, ponieważ wycyzelowane zostało rzeczywiście cieniutkim pę-dzelkiem. To nie jest literacka papka. Mamy tu do czynienia ze wspaniałą mozaiką wydarzeń i postaci historycz-nych, z których w zasadzie każda od-malowana jest na tyle barwnie, że jawi nam się przed oczami, jako żywa.

I cóż to są za postaci! Z jednej strony widzimy hulakę i rozpustnika Marcina Lubomirskiego, z drugiej pruskiego króla Fryderyka II, z trzeciej ambasadora rosyjskiego w Polsce w latach 1763–1769 Nikołaja Repnina. A wydarzenia? Też pierwszorzędne! Wojna siedmioletnia, wybór Stanisła-wa Antoniego na króla Polski, konfe-deracja radomska oraz barska, kolisz-czyzna…

Czy w tej kompozycyjnej goni-twie istnieje jakiś porządek, jakieś wewnętrzne metrum? Istnieje. Przy założeniu, że odczyta się całość jako fugę – np. jedną z tych skompo-nowanych przez niejakiego „Jana, czy też Józefa Sebastiana Bacha”.

Traktat dyplomatycznyZapytano kiedyś Bolesława Wie-

niawę-Długoszowskiego, dlaczego woli być kawalerzystą, niż reprezen-tować Polskę w obcym kraju. Adiutant

Piłsudskiego miał wówczas powie-dzieć: „dlatego, że w kawalerii mogę robić czasem głupstwa, ale nigdy świństw. W dyplomacji mogę robić czasem świństwa, ale nigdy głupstw”.

Nie traktując tej antynomii zbyt serio, musimy stwierdzić, że obraz dyplomatycznej kuchni, pozosta-wiony na kartach powieści „Czarny Huzar” nie zostawia wiele złudzeń. Większość posłów to kobieciarze i cwaniacy, traktujący swe placówki przede wszystkim, jako źródło docho-dów. Taką właśnie kreaturą jest jedna z najbardziej wyrazistych postaci tej książki – sekretarz ambasady pruskiej w Warszawie, a następnie pełnopraw-ny ambasador – Gédéon Benoît (tak, tak, Francuz z pochodzenia), bawiący w stolicy Polski blisko 30 lat!

Owszem, trafiła się i w tej kloace przyzwoitsza postać, ale zdecydo-wanie na prawach wyjątku. Chodzi o Inflantczyka Hermanna Karla von Kayserlinga, dyplomatę w służbie Rosji, który nie tylko jako jedyny po-trafi rzetelnie rozprawiać o kulturze, chociażby na temat „Wariacji Gold-bergowskich” – tu antywzorem jest właśnie pan Benoît – ale również darzy tonących Polaków sympatią, co w odniesieniu do tamtych czasów wydaje się niemalże papierkiem lak-musowym duchowej przyzwoitości.

Kultura osobista i uczciwość ma-terialna to jedno, ale koniec końców przedstawiciel danego kraju przede wszystkim wykonuje polecenia mo-codawców – bo do tego został po-wołany („dyplomata pozostaje dyplo-matą w każdych okolicznościach”). Tymczasem okazuje się, że z tym też są kłopoty. I to nie w czasach tra-gicznych wyborów, jakie były udzia-łem Krystyny Skarbek, czy Ryszarda Kuklińskiego, ale w XVIII-wiecznym ciepełku urzędniczej posady. I tak oto służba Prusom w niczym nie przeszkadza panu Benoît, by za pie-niądze, a czasem za darmo, zawsze jednak pod pseudonimem „Gallus”, przekazywać newralgiczne informa-cje rosyjskiej ambasadzie.

Jeszcze coś. Dzięki „Czarnemu Huzarowi”, kreślonemu sprawnym piórem Leszka Białego przypomina-my sobie, że nawet najbardziej ofiar-na służba dyplomatyczna nie zda się na nic, kiedy dokonają się wypadki, nazwijmy je „ekstraordynaryjnymi”. W 1768 takim gromem z nieba dla człowieka, który już widział się fawo-rytem Katarzyny II – tzn. dla Nikołaja

Repnina była konfederacja barska. Drobna, wydawało się z początku, awantura na peryferiach Polski do-prowadziła do tego, że stracił on sta-nowisko i popadł w niełaskę.

PamfletAutor nie znosi oświeceniowej

kultury i chętnie daje temu wyraz. W aspekcie politycznym tejże, przy-wołuje tezę, że oto za rozbiorami Rzeczypospolitej – mimo wszystkie nasze wady ustrojowe – odpowia-dała określona, antyrepublikańska ideologia, spajająca Austrię, Rosję i Prusy. Przypomina tym samym, że zbrodnia jest zawsze zbrodnią, na-wet jeśli ofiara była „nieostrożna”.

Na poziomie filozoficznym prze-ciwstawia się Leszek Biały odzieraniu kolejnych dziedzin życia z płaszcza sacrum, ponieważ prowadzi to do ich znikczemnienia. Na tej fali chłoszcze obleśne utwory w rodzaju „Sztuki pierdzenia” albo „Małego faceta z wielkim ch…” jako płody chorego in-telektu, redukujące człowieczeństwo do zwierzęcości. Czyni to przy tym w kapitalny, satyryczny sposób.

Ofiarą erudycji powieściopisarza pada również prostytuujący się in-telektualnie François-Marie Arouet, zwany Wolterem oraz jego doraźny mecenas Fryderyk II – pruski król, po-zujący na Tytusa, Trajana, względnie Marka Aureliusza (sam nie mógł się zdecydować), który jeszcze jako na-stępca tronu z pasją potępiał filozofię polityczną Makiawela, prowadzącą jego zdaniem do rozlewu niewinnej krwi, by później – już jako władca – wywołać najbardziej krwawy konflikt wieku XVIII, tzn. wojnę siedmioletnią (1756–63).

Jeszcze gorzej rzecz wygląda w Rosji, w przypadku której oświe-ceniowa deprawacja nałożyła się na mongolskie barbarzyństwo. I chociaż sama Katarzyna II nie występuje w powieści inaczej, niż za pośrednic-twem swych listów i rozkazów – jak gdyby Leszek Biały w odruchu sa-moobrony nie chciał zbliżać się do conradowskiego jądra ciemności – to jej postępki jawią się na tych kartach, jako rzeczywiście szatańskie.

Wyłom w krytyce wieku świateł stanowi w „Czarnym Huzarze” przy-padek polski i to – jak się wydaje – nie ze względu na narodową trom-tadrację – ale w obliczu tej prostej okoliczności, że za nasze Oświece-nie w dużym stopniu odpowiedzialni byli ludzie Kościoła.

Na przykład bracia Józef i Andrzej Załuscy. Twórcy słynnej Biblioteki Załuskich, jednej z najwspanialszych placówek tego typu w ówczesnej Europie. I jakkolwiek biskupi kijowski i krakowski na kartach powieści nie występują, to dzięki Leszkowi Białe-mu, mamy możność obcowania ze stworzoną przez nich świątynią wie-dzy. Kto nie boi się dłuższych opisów literackich, niech koniecznie zwróci uwagę na ten niezwykle barwny i su-gestywny fragment.

PodsumowanieGdyby zaś czytelnik był tego ro-

dzaju, że nie lubi, aby niepokoić go jakimiś rozbiorami, krytyką oświece-nia, czy też odorem dyplomatycznej kuchni, niech sięgnie po „Czarnego Huzara” tym bardziej. Pocieszy go myśl, że nie warto się tym wszyst-kim „za bardzo przejmować, bo człowiek jest tylko maszyną, a w całym wszechświecie istnieje tylko jedna substancja, występująca co prawda w różnych postaciach”.

Telesfor

Czarny HuzarW swej najnowszej książce udało się Leszkowi Białemu umiejęt-nie połączyć w jedno: awanturniczą powieść historyczną, traktat dyplomatyczny oraz pamflet na kulturę oświecenia. Warstwa fabularna utworu rozgrywa się w XVIII-wiecznej Polsce, w tym w dużej mierze – na Kresach.

Książka jest jednocześnie roz-prawą doktorską autora, obronioną w 2016 roku w Instytucie Historii Nauki Polskiej Akademii Nauk. Przygotowanie tej pracy zajęło au-torowi pięć lat, obejmując badania w archiwach we Lwowie, Krakowie, Poznaniu i Warszawie. Opisuje dzieje muzykologii jako dyscypliny

uniwersyteckiej. Szczególna uwaga poświęcona została Zakładowi Mu-zykologii Uniwersytetu Lwowskiego oraz muzykologom działającym w międzywojennej Polsce. Muzyko-logię, czyli dyscyplinę naukową, której przedmiotem badawczym jest muzyka, wprowadził w 1912 r. na Uniwersytet Lwowski Adolf Chybiń-ski (ur. 1880 w Krakowie, zm. 1952 w Poznaniu), tworząc z czasem tzw. „lwowską szkołę muzykologiczną”, dobrze znaną w międzywojennej Polsce obok chociażby „lwowsko-

warszawskiej szkoły filozoficznej”. Prezentowana książka ukazała się dokładnie w stulecie pierwszej pol-skiej profesury z muzykologii, którą Adolf Chybiński uzyskał w 1917 r. Dzięki powstałej monografii przybli-żony został nieznany dotąd szerzej aspekt działalności Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, jak również kwestia dotycząca powią-zań uczelni z Konserwatorium Ga-

licyjskiego (Polskiego) Towarzystwa Muzycznego oraz świata akademic-kiego ze środowiskiem muzycznym Lwowa.

Spotkanie z autorem poprowa-dziła dr hab. Joanna Schiller-Walicka, prof. PAN z Instytutu Historii Nauki. Wśród gości znaleźli się licznie repre-zentowani pracownicy Instytutu Mu-zykologii UW, a także Instytutu Histo-rii Nauki PAN. Na sali byli też obecni przedstawiciele instytucji i urzędów pracujący niegdyś we Lwowie m.in. Anna Sobolewska, wiceburmistrz warszawskiej dzielnicy Śródmieście oraz zastępca ambasadora RP w Ki-jowie Jacek Żur.

W recenzji książki prof. dr hab. Bożena Muszkalska z Uniwersytetu Wrocławskiego podkreśliła: „Dzieje lwowskiej muzykologii zostały zapre-zentowane w szerokim kontekście kulturowo-historycznym, z uwzględ-nieniem wydarzeń, które miały miej-sce w innych placówkach muzykolo-gicznych, działających w tym czasie w Polsce i w Europie, oraz społeczno-politycznej sytuacji kraju, zwłaszcza Galicji. Tak rozległe i wnikliwe potrak-towanie tematu wyróżnia tę monogra-fię spośród innych prac, dotyczących środowiska muzykologicznego w przedwojennym Lwowie”. Ponadto, zamierzeniem autora było jak naj-szersze przedstawienie omawianej epoki, opisał także życie osobiste i towarzyskie lwowskich muzyków i muzykologów. Stąd liczne odwo-łania do miejsc i budynków w Kra-kowie i we Lwowie, w których bywał

Adolf Chybiński i jego uczniowie. Książka dostępna jest w księ-

garniach akademickich oraz w księ-garniach internetowych.

Michał Piekarski, Przerwany kon-trapunkt. Adolf Chybiński i początki polskiej muzykologii we Lwowie 1912-1944, Instytut Historii Nauki PAN, Ofi-cyna Wydawnicza Aspra, Warszawa 2017, ss. 462.

Inf. własna

Nowa rozprawa naukowa o LwowieW dniu 22 czerwca w Studium Europy Wschod-niej Uniwersytetu Warszawskiego odbyła się pro-mocja książki dr. Michała Piekarskiego Przerwany kontrapunkt. Adolf Chybiński i początki polskiej muzykologii we Lwowie 1912-1944.

1431 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Wspomnienia

Czcigodnemu księdzu proboszczowi parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Zboiskach we Lwowie Andrzejowi Jagiełce z wy-razami serdecznej wdzięcz-ności za wieloletnią ofiarną pracę misyjną na Ziemi Lwowskiej dedykują poniż-sze wspomnienia przyjacie-le kresowianie z Polski z Sulechowa i Zielonej Góry.

Ksiądz Andrzej Jagiełka pracę duszpasterską na Ziemi Lwowskiej rozpoczął w 1990 roku. W pierwszych latach swoją posługą kapłańską obej-mował kilka parafii rozrzuconych na przestrzeni prawie stu kilometrów: Medenice, Mikołajów, Rozdół i Lwów. Był to czas, kiedy rozpoczęły się stara-nia o odzyskanie kościołów rzymsko-katolickich, najczęściej zniszczonych, zdewastowanych, przebudowanych z przeznaczeniem na inne cele.

Kościoły w Medenicach i Roz-dole, w których ks. Andrzej Jagiełka pełnił posługę duszpasterską, znaj-dowały się właśnie w takim stanie i wymagały odbudowy od podstaw. Kościół w Medenicach obniżony był do połowy i przebudowany na dom kultury. Przy udziale księdza i para-fian kościół odbudowano. Usiłowano też przywrócić mu pierwotny wygląd, przynajmniej zewnętrzny. Nie było to jednak możliwe, gdyż nie zachowała się żadna dokumentacja.

W Rozdole ks. Andrzej Jagiełka rozpoczął swoją misję duszpaster-ską w 1991 roku od celebrowania mszy św. przy dwudziestostopnio-wym mrozie. Jak twierdzą uczestnicy mszy św., wino w kielichu mszalnym zamarzało. Z odzyskanej w Rozdole tylko górnej części kościoła usiłowa-no ponownie uczynić kościół. Wyma-gało to, podobnie jak w Medenicach, ogromnego nakładu pracy, wysiłku i pomysłów budowlano-technicznych księdza i parafian, szczególnie przy rekonstrukcji wieży kościelnej i skle-pienia.

Warunki bytowe księży, w tym też ks. Andrzeja Jagiełki w Medenicach, nie były sielankowe. Księża mieszkali przedtem w prymitywnych warunkach w jednym pokoju. Do czasu, gdy w dość spektakularny sposób, głodów-ką parafianek, odzyskano plebanię.

W tym czasie podczas pobytu w Medenicach, mojej rodzinnej miej-scowości, poznałam ks. Andrzeja Jagiełkę – kapłana autentycznie za-angażowanego w swoje posłannic-two misyjne, jakie miał spełniać tu na Ziemi Lwowskiej.

Posługę duszpasterską na Zbo-iskach we Lwowie ks. Andrzej Ja-giełka rozpoczął 8 marca 1992 roku odprawieniem mszy św. na scho-dach przed zamkniętymi drzwiami kościółka, wybudowanego jeszcze w okresie międzywojennym. Msze św. w takiej scenerii odbywały się nieza-leżnie od aury przez 7 miesięcy do chwili oddania kluczy do kościoła, to jest do września 1992 roku. Oddany kościół, który od 1946 roku był wyko-rzystywany w celach gospodarczych, był w stanie ruiny. Pomimo zabiegów porządkowo-remontowych nie mógł służyć jako Dom Boży ze względu na bezpieczeństwo wiernych. Pod-jęta przez księdza i parafian decyzja budowy nowego kościoła w miejscu zrujnowanego w warunkach, jakie ist-niały w tym czasie na Ukrainie, była

przedsięwzięciem niewyobrażalnie odważnym, ryzykownym i zdawało się niewykonalnym. Wszelkie for-malności administracyjno-architekto-niczne dot. pozwolenia na budowę i akceptacja projektu kościoła trwały prawie sześć lat. Uzyskane w 1998 roku pozwolenie na budowę kościo-ła dało możliwość dalszych działań. Parafianie bardzo sprawnie rozebrali drewniany kościół. Z przydatnych jeszcze materiałów zbudowali opo-dal starej plebanii tymczasową ka-plicę. Służyła ona wiernym podczas budowy nowego kościoła przez trzy lata. Jednocześnie w swojej posłu-dze duszpasterskiej na Zboiskach ks. Andrzej Jagiełka sukcesywnie reaktywował tradycyjne obrzędy re-ligijno-kościelne: - pasterkę o północy, pierwszą po II wojnie światowej;- rezurekcję odprawianą najwcze-śniej we Lwowie, już o szóstej rano;- modlitewne czuwanie na zakończe-nie Starego Roku i uroczyste nabo-żeństwo na powitanie Nowego Roku;- procesję na Boże Ciało;- jasełka, które powoli stają się tra-dycją.

Budowa kościoła rzymskokato-lickiego, pierwszego w powojennym Lwowie, była dla nas kresowian radosną nowiną. Pierwsze wykopy fundamentów pod nowy kościół roz-poczęły się 2 lipca 1998 roku.

Nasze pierwsze cegiełki w po-staci złotówek, skromne, symbolicz-ne, zebrane od przyjaciół i kreso-wian, doszły do Lwowa już w latach 1999–2000.

Od tego czasu stale towarzyszą księdzu nasza życzliwa pamięć, mo-dlitwa i skromna pomoc, przysłowio-wa „kropla w morzu potrzeb”, które trwają do dnia dzisiejszego.

Apel ks. Andrzeja Jagiełki, pro-boszcza rzymskokatolickiej parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy Lwów-Zboiska „Pomóżmy zbudować nowy kościół we Lwowie”, skierowany do wszystkich ludzi dobrej woli w Pol-sce i poza jej granicami, moje dziele-nie się wiedzą o sytuacji kresowian i usilne starania księdza, aby kontynu-ować budowę, przyniosły owoce. Na przestrzeni lat 1999-2015 wokół idei potrzeby pomocy finansowej kościo-łowi na Kresach skupiło się w Sule-chowie około 75 osób. Darczyńcami byli i są przeważnie emeryci, renci-ści, ale też osoby jeszcze pracują-ce. Swoimi datkami jednorazowymi, kilkukrotnymi i trwającymi do dnia dzisiejszego, wyrażają księdzu swój podziw, szacunek i wdzięczność za trud, zaangażowanie i pracę wkła-dane w dzieło budowy świątyni, tak potrzebnej Polakom na Kresach i lu-dziom garnącym się do Boga. Ofiary

na cele budowy kościoła były syste-matycznie dostarczane bezpośred-nio w czasie pobytu na Zboiskach lub wpłacane na konto bankowe. Każda kwota była przyjmowana z wdzięcznością i potwierdzana wraz z informacją o aktualnym stanie budo-wy, a darczyńcy w modlitwie polecani Bogu. Oto niektóre cytaty pochodzą-ce z listów z podziękowaniami:

„Bóg zapłać, Tobie i wszystkim ofiarodawcom. Niech Matka Boża Nieustającej Pomocy uprasza obfi-tych łask u swego Syna Jezusa”.

„Stokrotne Bóg zapłać! Wdzięcz-nością niech będzie modlitwa do Boga zanoszona przez pośrednictwo Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Proszę podziękować paniom z Ca-ritasu za ich zaangażowanie. Z pa-mięcią w modlitwie! Niech dobry Bóg szczodrze błogosławi”.

Do sulechowskiej akcji pomocy budującemu się kościołowi włączyła się Zielona Góra – członkowie To-warzystwa Miłośników Lwowa i Kre-sów. Najaktywniej i najszczodrzej od samego początku dzieło pomo-cy wsparł i wspiera Marian Figiel z rodziną: żoną śp. Leonią, córkami Marzenną i Anną. Jest też pomysło-dawcą sprzedaży cegiełek. W 2008 r. Towarzystwo MLiK rozpowszech-niło sprzedaż cegiełek wśród swo-ich członków, wśród darczyńców sulechowskich i w kręgu znajomych. Zebrana kwota ze sprzedaży cegie-łek zasiliła budowaną z tak wielkim wysiłkiem świątynię.

Z każdym mijającym rokiem bu-dowa kościoła postępowała, rosła, nabierała kształtów i oryginalnego piękna. Nas, odwiedzających, widok ten wzruszał, cieszył, a jednocze-śnie rodziły się refleksje, jaki ogrom pracy i wysiłku czeka wciąż księdza: nieustanne zdobywanie środków finansowych, materiałów budowla-nych itp., zdobywanie wyposażenia wnętrza kościoła, sprzętu, ławek, obrazów, m.in. drogi krzyżowej, wy-posażenia liturgicznego.

Rodziły się pytania i pomysły, w jaki jeszcze inny sposób można wspomóc budowę.

W 2013 r. Towarzystwo MLiK w Zielonej Górze obchodziło dwudzie-stopięciolecie swojej działalności. Prezes Jan Tarnowski postanowił godnie uczcić tę rocznicę zaprosze-niem na uroczystość jubileuszową Księdza Andrzeja Jagiełkę ze Lwo-wa, uroczystym spotkaniem w Urzę-dzie Marszałkowskim woj. lubuskie-go członków towarzystwa, zaproszo-nych gości wraz z prezesem Zarządu Głównego z Wrocławia Andrzejem Kamińskim, oraz wspólnym obiadem ufundowanym przez prezydenta mia-sta Zielonej Góry.

Jubileuszową uroczystą mszę świętą w kościele Najświętszego Zba-wiciela w Zielonej Górze celebrowali zaproszony gość ks. Andrzej Jagiełka wraz z ks. Mirosławem Maciejewskim, proboszczem Parafii Najświętszego Zbawiciela w Zielonej Górze. Zgro-madzeni na mszy świętej kresowianie i inni wierni mieli okazję wysłuchać homilii wygłoszonej przez ks. An-drzeja Jagiełkę, w której zawarte były również treści dot. sytuacji polskiego kościoła i życia rodaków we Lwowie i na Kresach. Wierni, a szczególnie kresowianie oraz obecni ich potomko-wie urodzeni już na Ziemi Lubuskiej, wzruszeni niecodziennym wydarze-niem, obecnością gościa ze Lwowa, wygłoszoną homilią, wyzwalającą kresowe wspomnienia, odwdzięczyli się wielką hojnością podczas kwesty. Przeprowadzili ją na prośbę prezesa Jana Tarnowskiego harcerze z ob-wodu Zielonogórskiego Związku Har-cerstwa Rzeczypospolitej – drużyna im. Orląt Lwowskich oraz p. Stefania Mazurczak i p. Marian Figiel.

Prośba skierowana do probosz-cza parafii Podwyższenia Św. Krzyża w Sulechowie ks. Janusza Mikołaje-wicza o zaproszenie i umożliwienie ks. Andrzejowi Jagiełce uczestni-czenia i celebrowania niedzielnych nabożeństw, spotkała się z życzliwą akceptacją. Parafialny zespół Ca-ritas zajął się organizacją pobytu ks. Andrzeja Jagiełki w naszej sule-chowskiej parafii oraz zbiórką ofiar. Niedziela 24 września 2014r. była dla parafian i zespołu Caritas wyjątkowa. Gościliśmy księdza, który przed laty, który nie zważając na czekające Go przeciwności, podjął decyzję wybu-dowania nowego, pierwszego w po-wojennym Lwowie kościoła.

W Sulechowie podobnie jak w Zielonej Górze, wierni uczestniczący w mszach św. z uwagą i wzrusze-niem słuchali wygłaszanych kazań, a swą życzliwość i uznanie dla księdza wyrażali również hojnością datków składanych do puszek. Po każdej zakończonej mszy św. parafianie – lwowiacy i nie tylko, podejmowali na dziedzińcu kościoła rozmowy z księ-dzem, najczęściej na temat Lwowa: „Jestem ze Lwowa, ul. Kwiatowa 11”, „Moi rodzice pochodzą ze Lwowa” itp. Wyrażano też podziw, szacunek i wdzięczność za to, czego dokonu-je ksiądz Andrzej na ziemi naszych ojców. Wolontariuszki Caritasu, kwe-stujące na poszczególnych mszach, wzruszone hojnością naszych para-fian, nie szczędziły słów „Serdeczne Bóg zapłać!” Zwieńczeniem niedziel-nego pobytu ks. Andrzeja Jagiełki w Sulechowie było zorganizowane przez wolontariuszki Caritasu Kry-stynę Serwę, Wiesławę Lach, Janinę

Hałuszczak, Helenę Pańczyszyn spo-tkanie, na które zaproszono również księży naszej parafii. Gościa powita-no wiązanką kwiatów oraz słowami wdzięczności i podziwu. Miła atmos-fera przy kawie i smacznych słodko-ściach sprzyjała rozmowom, pytaniom o odbudowę zrujnowanych kościołów, o codzienne życie rodaków.

Zbieranie datków w kościołach podczas niedzielnych nabożeństw nie byłoby możliwe bez życzliwej zgo-dy, pomocy i gościnności udzielanej ks. Andrzejowi Jagiełce przez księży proboszczów Janusza Mikołajewicza i Andrzeja Szkwarka (parafia Pod-wyższenia Św. Krzyża w Sulechowie) oraz ks. proboszcza Mirosława Ma-ciejewskiego (parafia Najświętszego Zbawiciela w Zielonej Górze).

Życzliwość i gościnność ks. pro-boszczów umożliwiły ks. Andrzejowi Jagiełce jeszcze dwukrotny przy-jazd do Zielonej Góry i Sulechowa i wspólne z nami kwestowanie pod-czas nabożeństw niedzielnych.

Serdeczne Bóg zapłać!Podczas naszych wycieczek na

Kresy zawsze odwiedzałam ks. An-drzeja Jagiełkę, czasem cała grupa przyjeżdżała pod budujący się ko-ściół. Ks. Andrzej Jagiełka cieszył się z naszych wizyt. Oprowadzał po budowie w roboczym ubraniu, ponie-waż sam tam często pracował, wska-zywał, jakie dokonały się postępy od ostatniego pobytu.

Jak każe staropolski obyczaj, od-wiedzinom zawsze towarzyszyły „pre-zenty” w postaci chociażby nieznacz-nej pomocy „w kopercie”, uzbieranej od wiernych, życzliwych przyjaciół z Sulechowa i Zielonej Góry. W 2011r. nasze odwiedziny były szczególnie bogate w „prezenty”. Przywieźliśmy oprócz systematycznego wsparcia finansowego od 37 ofiarodawców z Sulechowa i Zielonej Góry, 10 wor-ków zaprawy Cekol 12 oraz 3 ornaty, których ofiarodawcami są: śp. Le-onia Figiel, Marian Figiel, Marzenna Aleksandrowicz, Anna Stawiarską, Danuta Malinowska i p. Stefania Mazurczak.

Towarzyszący naszej wycieczce ks. Mariusz Słaboń – wikary z parafii Św. Krzyża w Sulechowie, podarował stułę i korporały. Powstająca świąty-nia potrzebowała wyposażenia litur-gicznego.

Z każdym rokiem budowa ko-ścioła zbliżała się ku końcowi, choć ciągle jeszcze było sporo prac wy-kończeniowych wewnątrz i na ze-wnątrz. Nasza pomoc trwała…

Oczekiwana przez nas wiado-mość o terminie konsekracji kościo-ła wkrótce nadeszła. Oto jej treść: „Z wielką radością potwierdzam, że konsekracja świątyni na Zboiskach odbędzie się w uroczystość odpu-stową 27 czerwca 2015 r. Już teraz zapraszam!”. Otrzymaliśmy również zaproszenia indywidualne.

Z Sulechowa i Zielonej Góry na uroczystą konsekrację kościoła piel-grzymi wyjechali trzema autokarami: dwa z Zielonej Góry z proboszczem parafii Najświętszego Zbawiciela ks. Mirosławem Maciejewskim wraz z chórem Cantemus Domino, który uświetnił mszę św. konsekracyjną.

Trzeci autokar wyruszył z Sule-chowa, wioząc w darze kielich mszal-ny od proboszcza parafii Podwyższe-nia Św. Krzyża w Sulechowie ks. Ja-nusza Mikołajewicza i dwa komplety obrusów mszalnych od przyjaciół –

Z pomocą Bożą i modlitwy kościół zbudujemy

Wręczanie ornatów w czasie pobytu na Zboiskach

15www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

ANNA GORDIJEWSKAtekstarchiwum rodzinnezdjęcie

Moja mama, z domu Maria Wo-łoszyńska, urodziła się w 1929 roku w przedwojennym Lwowie. Jej ojciec Rafał Wołoszyński walczył w armii gen. Hallera. Pochodził z miasteczka Kańczuga, położonego koło Przewor-ska. Jego ojciec i dziadek na przeło-mie XIX i XX wieku sprawowali urząd burmistrzów tego miasta. Matka Oty-lia Winiarska urodziła się w Jarosła-wiu, pochodziła z wielodzietnej rodzi-ny. Dziadkowie w poszukiwaniu pra-cy przenieśli się do ówczesnej stolicy Galicji – stołecznego miasta Lwowa. Dziadek objął stanowisko adiunkta ówczesnych Kolei Państwowych we Lwowie. Kiedy rozpoczęła się wojna, mama miała 10 lat. Jak wielu Pola-ków przeżyła sowiecką i niemiecką okupację Lwowa, wracając często wspomnieniami do tych głodnych i chłodnych czasów. Wraz ze starszą siostrą Zofi ą uciekły przez las przed wywózką do prac przymusowych do Niemiec. Mając 14 lat podjęła się ciężkiej pracy fi zycznej. Po II wojnie światowej Polacy byli zmuszeni do opuszczenia ukochanego miasta. W ostatnim wagonie repatriantów w 1956 roku znalazła się jej siostra Zofi a, która osiadła we Wrocławiu. Mama nie zdecydowała się na ten krok, zakładając własną rodzinę.

Lata swojego dzieciństwa wspo-minam ciepło i serdecznie. To mama zaprowadziła moją siostrę i mnie do polskiej szkoły im św. Marii Magda-leny, a w tamtych czasach nie każdy Polak odważył się na ten krok. Z cza-sem mama została wybrana preze-sem koła rodzicielskiego „Dziesiątki”. Szkoła w latach 60. była zagrożona w swym istnieniu, stale usiłowano ją za-mknąć. Wraz z innymi rodzicami pani Teleszewa chodziła po domach ro-dzin polskich i mieszanych, prosząc, by rodzice nie bali się oddawać swo-je dzieci do polskiej szkoły. Pomagali im w tym księża, którzy wiedzieli, kto jest wyznania rzymskiego, często po kryjomu przechowując w kościele wpisy o chrzcie. Nie zastanawiając się ani przez chwilę, wraz z gronem rodziców jeździła do Kijowa do naj-wyższych władz w celu ratowania szkoły. Jej zasługą było również po-zyskiwanie osób chętnych do uczenia polskich dzieci. Nie każdy mógł zdo-być się na tak odważny krok, groziło to wręcz groźnymi konsekwencjami. W tamtych czasach nie było żadnej organizacji polskiej. Ostoją polskości pozostawały kościoły wraz z dwiema szkołami polskimi oraz Polski Teatr Ludowy we Lwowie.

Mama wyjechała ze Lwowa w 1981 roku. Zawsze marzyła, by za-mieszkać na stałe w Polsce. Wybrała Wrocław, ponieważ tutaj przeniosła się jej matka. Przed stanem wojen-nym rozpoczyna pracę we wrocław-

skim Muzeum Narodowym, gdzie przepracowała do emerytury. Nigdy nie traciła więzów z miastem rodzin-nym, do którego chętnie wracała. Z wielką satysfakcją odwiedzała szko-łę, którą ratowała od zamknięcia. Jak każda babcia była dumna ze swoich wnuczek Kasi i Elizy. Doczekała się trzech ukochanych prawnuczek.

Mówiła zawsze, że urodziła się w pięknym i urokliwym przedwojennym Lwowie, mieście – Semper Fidelis, czyli Zawsze Wiernym – za którym do końca życia tęskniła, mieście, gdzie na Cmentarzu Łyczakowskim pod Górką Powstańców Stycznio-wych spoczywa jej ukochany ojciec. Została pochowana we Wrocławiu. Zgodnie z jej prośbą podczas mszy św. żałobnej została wykonana pieśń „Śliczna Gwiazdo miasta Lwowa”. Cześć Jej pamięci.

Niżej udostępniam notatki mamy. Podobne zostały wydrukowane w książce „Jubileusz szkoły 1816–1996” w opracowaniu i redakcji Ry-szarda Czekanowskiego i Teresy Kulikowicz-Dutkiewicz.

„Wspomnienia, które pozostały z cząstki mego życia, utkwiły w mej pamięci i pozostały na zawsze do dziś. Młodzież z mego rocznika roz-proszyła się w związku z repatriacją i wojenną zawieruchą w rozmaite strony świata.

W roku 1964 moje córki Jolanta Teleszewa, a w 1968 r. Anna rozpo-częły naukę w szkole nr 10. Wiedzia-łam, że szkoła tętniła swoim życiem zawsze, była ukojeniem stale po-mniejszającego się grona Polaków

w naszym pięknym grodzie Lwowie. Gdy tylko przestąpiłam próg szkoły, odczułam jak jest mi bliska. Obudził się we mnie patriotyzm, który za-szczepili mi rodzice.

W szkole zastałam Komitet ro-dzicielski, który właśnie wrócił z Kijo-wa. W ówczesny skład KR wchodzili:

państwo Billowie, Rogalowie, Niko-demowiczowie, Cydzikowie panowie Trubicki, Adamski i inni. Stale przy-bywali nowi rodzice, którzy aktywnie się udzielali – państwo Bernardowie i Świstuniowie, panowie Marynkiewicz i Vicenc oraz wielu innych. Szkoła była ciągle zagrożona, starano się ją zamknąć. Komitet rodzicielski sta-rał się, aby do pierwszej klasy trafi ło jak najwięcej uczniów (minimum 12 osób). Razem z p. Rogalową cho-dziłyśmy po rodzinach polskich i mie-szanych, prosząc o jak najwyższą frekwencję. Przeważnie odmawiano nam ze względu na znaczną odle-głość od szkoły, ale myśmy się nie zrażały. Przeszkodą była również szkoła sportowa, która stale zajmo-wała salę gimnastyczną.

Pod kierownictwem polonistki Marii Iwanowej wraz z jej mężem Igo-rem, muzykiem, nie przestawał istnieć teatrzyk dla dzieci, który odgrywał wielką rolę w kształtowaniu ducha pa-triotycznego. Odbywały się wieczory Chopinowskie, Mickiewiczowskie i wiele, wiele innych. M. Billowa zadbała o starszych Polaków, którzy chcieli być między swoimi. Wystawiono „Preclarkę z Pohulanki”, odbywały się „Podwieczorki przy mikrofonie”. Pani Czesława Cydzikowa opracowywała od strony plastyczniej wszystkie im-prezy. Nasi absolwenci po odejściu ze szkoły grali w Teatrze Polskim. W tamtych czasach kościół odgrywał ogromną rolę w życiu Polaków.

Męki Tantala przeżywaliśmy pod-czas wizyt w obwodowym i rejonowym Kuratorium Oświaty. Byliśmy niemile widziani i przyjmowani. Otrzymy-waliśmy jedną odpowiedź: „Po co przychodzicie, szkoła nigdy nie może być 10-letnia, bo za mało jest dzieci” itd. Myśmy nigdy nie tracili nadziei i stale walczyliśmy o jedno – szkoła nie może być za-mknięta. Przewodniczącą Komitetu Rodzicielskiego byłam wybrana dwa razy. Współpracowaliśmy z gronem nauczycielskim młodszych klas pania-mi Gindą, Kusznir, Paczkowską oraz nauczycielami klas starszych. Pan Rogala był wspaniałym człowiekiem, zawsze dodawał mi otuchy i stale namawiał do wyjazdu do Kijowa. Nie-jednokrotnie jeździliśmy wraz z pa-nami Marynkiewiczem, Bernardem, Węgrem, Czerkasem, przepraszam, jeżeli wszystkich nie wymieniłam. Pew-nego razu nie zastaliśmy wiceministra Bereźniaka, tylko jego zastępcę, który nas przyjął niechętnie. Uparłam się, że nie odjedziemy, dopóki nie dopniemy swego, chcieliśmy aby nauka trwała 10 lat. Odpowiedź brzmiała: „Nie ma po co jeździć, szkoła pozostanie ośmioletnią”.

„Magdusię” nękał stale brak na-uczycieli, władających językiem pol-skim. Nie było nauczyciela chemii. Przypomniałam sobie, że córka mojej przyjaciółki Lilii Głybin ukończyła wy-dział chemiczny na uniwersytecie. Z p. Rogalą poszłyśmy do domu p. Głybin. Moja przyjaciółka powiedziała do cór-ki: „Jesteś Polką, powinnaś być w tej szkole”. Słowa matki były decydujące. Marta Markunina rozpoczęła pracę w naszej szkole Również udało się nam namówić na przyjście do szkoły Jadwigę i Czesława Migdala. Pełniłam swoją funkcję do czasu, kiedy na prezesa wybrano p. Czerkasa.

Mieszkam obecnie we Wrocławiu. Jednak myślami jestem zawsze we Lwowie. Z wielką satysfakcją odwie-dzam szkołę podczas moich pobytów w rodzinnym mieście i jestem dumna, że pracuje w naszej Magdusi wspania-łe grono nauczycielskie na czele z p. dyrektor Martą Markuniną. Korytarze są rojne i gwarne. Niepokonane jest nasze gniazdo, w którym zmieniają się pokolenia. Szczęść im Boże!

darczyńców sulechowskich i zielono-górskich. Wręczone zostały w czasie uroczystej mszy św.

Konsekracji kościoła Matki Bożej Nieustającej Pomocy we Lwowie - Zboiskach dokonał ks. abp Mieczy-sław Mokrzycki w asyście generała Zgromadzenia Zmartwychwstańców Bernarda Hylli, prowincjała Jana Krzysztofa Swóła, dziekana Jana Nikiela, gościa z Kanady ks. Jerzego Nowaka oraz licznie przybyłych księ-ży z diecezji lwowskiej. Na konsekra-cję kościoła przyjechali też goście z zagranicy – Niemiec, Austrii i Polski. Orkiestra z Mszany Górnej uboga-ciła uroczystość repertuarem pieśni polskich. Licznie zgromadzeni para-fi anie i wierni z miasta Lwowa i okolic uczestnictwem w uroczystości okazy-wali wdzięczność za wybudowaną tak wielkim wysiłkiem piękną świątynię, która służyć będzie pokoleniom.

Budowie kościoła na Zboiskach towarzyszyły wątpliwości, czy zdo-łamy ją zrealizować. A jednak po 17 latach od wykopu w 1998 roku funda-mentów stanął tu w Dom Boży, któ-ry służy i służyć będzie pokoleniom wiernych obrządku rzymskokatolic-kiego.

Z chwilą podjęcia decyzji o bu-dowie świątyni, ks. Andrzej Jagiełka zawierzył jej realizację Opatrzności Bożej i Matce Bożej Nieustającej Pomocy oraz modlitwie. Zawsze ze spokojem i determinacją mówił: „Z pomocą Bożą i modlitwy kościół zbu-dujemy!”. I zbudował na chwałę Bożą i pożytek ludzi piękną świątynię!

Opatrzność Boża czuwała też nad budującymi świątynię. Przez wszystkie te lata nie zaistniały żadne niebezpieczeństwa zagrażające ich życiu. Ile trzeba było ludzkiego wysił-ku, trudu, wiary i bezgranicznego za-ufania w Opatrzność Bożą i modlitwy, aby zamysł budowy świątyni zrealizo-wać, wiadome jest tylko Panu Bogu! Bóg zapłać księże Andrzeju!

W naszej pamięci i wspomnie-niach czcigodny ks. Andrzej Jagiełka pozostanie jako duszpasterz bez-granicznie oddany Bogu i ludziom żyjącym na Ziemi Lwowskiej.

PSKs. Andrzej Jagiełka zatroszczył

się również o uregulowanie wszel-kich procedur prawnych dot. wybu-dowanego kościoła:

* ziemia, na której wybudowano świątynię, oddana została w wieczy-ste użytkowanie,

* komisja budowlana zatwierdzi-ła kościół do eksploatacji,

* w kwietniu br. kościół przeka-zano na własność parafi i.

W maju br. ks. Andrzej Jagiełka otrzymał wiadomość telefoniczną o zakończeniu swojej misji duszpa-sterskiej we Lwowie. W święto Prze-mienienia Pańskiego 6 sierpnia 2017 roku parafi anie uroczyście pożegnali swego kapłana, który służył im przez 25 lat. Pożegnanie było wzruszające i bolesne.

1 września br. ks. Andrzej Ja-giełka rozpoczyna swoją nową misję budowy duchowej świątyni wśród Po-lonii wiedeńskiej.

Szczęść Boże Księże An-drzeju!

STEFANIA MAZURCZAK wraz z przyjaciółmi

z Sulechowa i Zielonej Góry –

członkami Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów

Ubywa nam tamtego LwowaNieubłaganie odchodzą ci, którzy pamiętali przedwojenny Lwów, ci co byli związani z naszym miastem sercem i myślami. 11 sierp-nia we Wrocławiu zmarła moja mama, która była znana w środo-wisku polskim we Lwowie jako pani Teleszewa.

1631 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

korespondencja z krymu

WOJCIECH JANKOWSKItekst i zdjęcie

Wiceprzewodniczący Medżlisu – samorządu tatarskiego, Achmet Czijgoz przebywa się w więzieniu od 29 stycznia 2015 roku. Jest są-dzony za zorganizowanie proukraiń-skiego mitingu 26 lutego 2014 roku pod gmachem Rady Najwyższej Au-tonomicznej Republiki Krymu. Ten więzień polityczny jest najważniej-szą osobą w środowisku Tatarów krymskich na półwyspie, odkąd nie pozwolono wjechać na Krym Musta-fie Dżemilowi i Refacie Dżubarowi. Achmet Czijgoz nie opuszcza wię-zienia na rozprawy sądowe, zezna-nia odbywają się za pośrednictwem kamer wideo. Na rozprawy, na znak solidarności że wiceprzewodniczą-cym Medżlisu, zawsze przychodzą Tatarzy. Samorząd Tatarów krym-skich został w kwietniu 2016 roku uznany przez prokuraturę za orga-nizację ekstremistyczną i zakazano jego działalności.

Jak twierdzą Elmira Ablialimo-wa, żona Czijgoza i adwokat Nikołaj Połozow, który wcześniej bronił mię-dzy innymi Pussy Riot i Aleksieja Nawalnego, jest to niewątpliwie pro-ces polityczny.

- W procesach politycznych w Federacji Rosyjskiej jest normą że wyrok jest wydawany na zamówienie władz – powiedziała Elmira Abliali-mowa. – To, co nam zostało, to mo-dlić się, prosić Najwyższego o siły, wytrzymałość, cierpliwość i szybkie uwolnienie męża.

W czasie rozmowy z Elmirą Ablialimową nadeszła informacja z Kijowa, że Petro Poroszenko roz-porządzeniem 251/2017 nadał ta-tarskiemu więźniowi politycznemu order „Za zasługi” trzeciego stopnia. Po rozmowie telefonicznej Elmira byłą szczęśliwa, powiedziała, że ta-kie gesty pomagają jej przetrwać ten trudny okres. Powiedziała, że otrzy-muje dużo pocztówek ze wsparciem z Kanady, Ukrainy, Stanów Zjedno-czonych, Czech, a nawet zdarzają się z Rosji. Rosjanie na tych kartkach piszą, że wstydzą się z powodu nie-prawości władz Rosji. Zauważyła jed-nak, że dla władz rosyjskich to może być argument za surowszym potrak-towaniem męża. W czasie rozmowy żona Achmeta Czijgoza wystosowała apel:

- Chciałam zwrócić się do miesz-kańców Europy, w tym do Polaków, którzy zawsze wspierali w walce naród Tatarów krymskich. Nie za-pominajcie o nas! Wspierajcie nas! Ponieważ to, co przytrafiło się nam

w 2014 roku i ma miejsce teraz, może okazać się nie ostatnim ta-kim zdarzeniem, może zdarzyć się jeszcze komuś. To, co teraz dzieje się z rdzennym krymskotatarskim narodem, bezprawie z jakim ma do czynienia, może przytrafić się rów-nież innym narodom. Tylko gdy się zjednoczymy, możemy nie dopuścić do powtórzenia 2014 roku, tylko zjednoczona Europa i Ameryka, ich poparcie dla Ukrainy w obronie inte-gralności i nienaruszalności granic, mogą ocalić Europę przed – niestety – niebezpiecznym sąsiadem!

Achtem Czijgoz przez cały 2015 rok znajdował się w izolacji, w roku 2016 rozpoczął się jego proces. W tym czasie umarła jego chora na raka matka. Sąd dwukrotnie odma-wiał spotkania Czijgoza ze śmiertel-nie chorą matką, uznając, że przy-kuta do łóżka kobieta w ostatniej fazie raka, może odwiedzić syna w więzieniu. W końcu sąd zezwolił na 10-minuwą wizytę u chorej matki. Sama Elmira Ablialimowa o wizycie nie wiedziała, bo przewiezienie Czij-goza do domu odbyło się w głębokiej tajemnicy. W ciągu miesięcy ciężkiej choroby więzień polityczny widział matkę tylko 10 minut. Matka została pochowana 2 lipca bez obecności syna na pogrzebie.

Elmira Ablialimowa powiedziała, że mąż zdążył pożegnać się z mat-ką. Przeprosił za to, że nie jest przy niej w ciężkiej chorobie. Matka na to odpowiedziała, że jest dumna z po-stawy syna.

Żona wiceprzewodniczącego Medżlisu Tatarów krymskich określa proces jako show, w którym jej ro-dzina stała się niestety aktorami. Przykładem jest zeznanie senator Olgi Kowitidi, która jako świadek

mówiła na procesie, że Tatarzy zabraniali jej przejść w trakcie de-monstracji 26 lutego 2014 roku, mówiąc, że przepuszczą ją, jeśli odpowie „Gierojam sława” na za-wołanie „Sława Ukrainie”. Wedle jej słów, gdy tego nie zrobiła, napluto jej na twarz. Obecni na rozprawie sądowej komentowali później, że jeżeli taki poziom reprezentują eli-ty krymskie, to niewiele można się po nich spodziewać. Olga Kowitodi była deputowaną Rady Najwyższej Autonomii Krymskiej, obecnie jest członkiem numer 1 Rady Federacji Federacyjnego Zgromadzenia Ro-syjskiej Federacji z ramienia władz wykonawczej Republiki Krym.

W dniu 24 sierpnia order „Za zasługi” drugiego stopnia został przy-znany Ilmiemu Umerowowi, zastępcy przewodniczącego Medżlisu Tatarów krymskich, przeciw któremu również toczy się proces polityczny.

***

W czwartek, 24 sierpnia policja zatrzymała dwie osoby z Ukraiń-skiego Centrum Krymskiego, Alenę Popową i Galinę Bałaban. Zostały prawdopodobnie zatrzymane za to, że w Dniu Niepodległości Ukrainy ubrały się w barwy błękitno-żółte. Dzień wcześniej Alena Popowa, Ga-lina Bałaban i stojący na czele UCK Leonid Kuzmin złożyli kwiaty pod pomnikiem Tarasa Szewczenki. Być może było to powodem zatrzyma-nia. Kobiety były przetrzymywane trzy godziny. Przejrzano im plecak i rzeczy osobiste. Alena Popowa nie miała przy sobie dokumentów, natomiast Galina Bałaban miała paszport, więc jej zatrzymanie było bezpodstawne.

WOJCIECH JANKOWSKI

W niedzielę, 20 sierpnia tatarscy uczestnicy protestu z Moskwy z1987 mieli spotkać się, by uczcić protesty 1987 roku, w bazie odpoczynku w miejscowości Biała Skała (krymta-tar: Aq Qaya) w rejonie biełogorskim (Biełogorsk po krymtatar. Qarasuvba-zar). Organizatorzy wybrali miejsce z dala od centrów dużych miast, gdyż wiedzieli, że nie dostaną pozwolenia. Miejsce pod gołym niebem nie miało też dawać pretekstu do interwencji i nie wymagało pozwolenia. Na miej-sce przyjechało jednak kilka samo-chodów OMON i policja otoczyła miejsce spotkania kordonem.

Pomimo obecności uzbrojonych służb siłowych, Tatarzy wyjęli fla-gi tatarskie i zaczęli się modlić. W odległości kilku metrów od kordonu omonowców występował zespół dziecięcy z ludowymi tańcami. Nad głowami obecnych przelatywały śmigłowce. Omonowcy wezwali ze-branych do rozejścia się bez użycia siły z ich strony.

W tym samym czasie byli otocze-ni Tatarzy, którzy przybyli na miejsce przed blokadą. Będący w środku Bekir Umerow zapytał, jak długo potrwa interwencja. W odpowiedzi usłyszał „do lepszych czasów”, na co oznajmił, że lepsze czasy przyjdą, gdy zmieni się prezydent. Te słowa zostały potraktowane jako pogróżki skierowane do prezydenta Federacji Rosyjskiej. Bekir Umerow został za-trzymany na kilka godzin.

Po wypuszczeniu Bekira Umero-wa spotkanie odbyło się jednak dwie godziny później w miejscowości od-dalonej o kilka kilometrów. Uczestni-cy spotkania – Tatarzy krymscy prze-jechali samochodami z wywieszony-mi flagami krymskotatarskimi w inne miejsce, gdzie pomodlili się.

Jak powiedział Ilmi Umerow, je-den z członków zabronionego przez władze FR na Krymie Medżlisu, całe wydarzenie w ogóle byłoby niezau-ważone przez media, gdyby nie in-

Elmira Ablialimowa, żona Achmeta Czijgoza: Polacy! Nie zapominajcie o nas. 2014 rok może przydarzyć się innym narodom Europy!Jakie skutki przyniósł Dzień Niepodległości Ukrainy na Krymie? Zatrzymano w Symferopolu dwie osoby z Ukraińskiego Centrum Krymskie-go, Alenę Popową i Galinę Bałaban. Prezydent Ukrainy, Petro Poroszenko przyznał Achmetowi Czijgozowi, więźniowi politycznemu, wiceprze-wodniczącemu Medżlisu Tatarów krymskich or-der „Za zasługi” trzeciego stopnia.

Elmira Ablialimowa kilka minut po odebraniu wiadomości o przyznaniu orderu przez prezydenta Ukrainy

terwencja służb. Zdaniem działacza całe zdarzenie miałoby charakter pikniku, o którym poza kilkuset oso-bami nikt by się nie zainteresował.

- Ich logikę trudno zrozumieć. Cel jest tylko jeden – skomentował Ilmi Umerow – zastraszyć cały naród krymskotatarski, zastraszyć wszyst-kich, którzy myślą inaczej, wszyst-kich nielojalnych wobec tych władz. Metody zastraszania wybierają za każdym razem inne. A w efekcie ani strachu przed nimi w nas nie przy-było, ani lojalności. Po raz kolejny władze pokazały swoją tchórzliwość i niekompetencję. Podjęli głupią de-cyzję, w której wyniku piknik zamienił się w protest.

Protesty 1987 to kamień milowy w najnowszej historii Tatarów krym-skich. Po deportacji w 1944 roku zamieszkiwali głównie Uzbekistan, dokąd ich wywieziono. Część zdołała przeprowadzić się do sąsiadującego przez Zatokę Kerczeńską Kubania. Tatarzy krymscy byli pierwszy naro-dem, który wystąpił z protestami w Moskwie. Lato 1987 było okresem serii protestów w Moskwie, w wyni-ku których spotkał się z nimi Andriej Gromyko. Po rozpędzeniu protestu i deportacji do republik związkowych jako miejsc zamieszkania, aktywiści tatarscy podjęli decyzję o powrocie do Ojczyzny. Efektem aktywności Ta-tarów krymskich z lata 1987 roku był powrót na Krym i uznanie prawa do tego w 1989 roku.

Bekir Umerow jest jednym z bo-haterów odrodzenia ruchu Tatarów krymskich, w latach osiemdziesią-tych mieszkał w kraju krasnodar-skim (Kubań). W rocznicę deportacji swojego narodu, 18 maja 1987 roku podjął głodówkę w celu skłonienia Gorbaczowa do spotkania z delega-cją Tatarów – grupą, która zebrała się w kwietniu 1987 roku w Taszkiencie. Po niedzielnym incydencie Umerow spodziewa się aktu oskarżenia, jego bratu Ilmi Umerowowi wytyczono dwa lata temu proces za wywiad udzielo-ny telewizji krymskotatarskiej ATR.

Aysh

e Ume

rova

Służby rosyjskie nie dopuściły do spotkania uczestników protestu tatarskiego z 1987 r.Tatarscy uczestnicy protestu w Moskwie z 1987 mieli spotkać się w bazie odpoczynku niedaleko miejscowości Biała Skała. Spotkanie miało mieć charakter pikniku. Specjalnie wybrano teren pod gołym niebem, żeby nie dawać pretekstu służbom siłowym do interwencji. Interwencja jednak nastą-piła. Uzbrojone służby w czarnych bandytkach nie dopuściły do przeprowadzenia mitingu.

17www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

- Jesteśmy rdzennym narodem Krymu – mówi 76-letni aktywista. – Nie powinniśmy się bać, czemu mielibyśmy się bać? W czasach so-wieckich jeździliśmy do Moskwy na protesty nie raz.

Serwer Karametow wyszedł na protest z plakatem „Putin. Nasze dzie-ci to nie terroryści” w obronie Achmeta Czijgoza 8 sierpnia. Został zatrzyma-ny i osądzony 10 sierpnia na 10 dni i mandat w wysokości 10 tysięcy rubli (otrzymuje emeryturę 8900) za na-ruszenie porządku jednoosobowych protestów i przeciwstawienie się funk-cjonariuszom policji. Faktycznie spę-dził w areszcie 12 dni. Powinien był znajdować się w areszcie do 17 sierp-nia, tymczasem wyszedł 19 sierpnia. Wypuszczono go nocą i wywieziono bez pieniędzy na dworzec autobuso-wy, pomimo, że pod gmachem sądu czekali na Karametowa Tatarzy. Wcze-śniej adwokatom zapowiedziano, że Karametow zostanie wypuszczony pod gmachem sądu na ul. Pawlenki w Symferopolu. Karametowa odnalezio-no dopiero, gdy włączył oddany mu na dworcu telefon.

- Już dziesiątki ludzi wsadzili do więzienia na podstawie artykułu o ter-roryzmie, a terroryzmu u nas w ogóle nie ma. My nie dopuszczaliśmy się aktów terroryzmu i nie będziemy tego robić. Jesteśmy tak małym narodem. W 1863 roku nas było 16 milionów. Rosjanie nas wypychali z Krymu. Do Turcji wyjechało 7 milionów – uza-sadnił swoje działanie Karametow. – Dlatego myślałem o tym, jak chronić nasz naród. Wszyscy się boją, nikt nie wychodzi z protestem na ulicę. Jednemu człowiekowi z Sewastopo-la dali 7 lat, drugiemu 15, choć w ich domu niczego znaleźli, ani papierów, ani broni.

Jedyna rzecz, której boi się Serwer Karametow to – kolejne de-portacje dzieci Tatarów krymskich.

Przypomina, że w 2014 roku w trak-cie aneksji Rosjanie dzielili się już ta-tarskimi domami. Karametow zawsze na wypadek spontanicznego protestu ma przy sobie flagę krymskotatarską.

Serwer Karametow jest aktywistą od 1966 roku. Już w 1969 roku brał udział w proteście w obronie prześla-dowanego Tatara, został osadzony wówczas na 15 dni. Brał udział w pro-testach 1987. W rocznicę deportacji Tatarów, 18 maja, również wyszedł na protest w Symferopolu. Zatrzyma-no go wówczas na 3 godziny. Serwer Karametow wrócił na Krym do rejonu leninowskiego już w 1968 roku, jako jeden z pierwszych Tatarów. Miał wówczas 27 lat. Wedle słów Karame-towa, było wówczas na Krymie tylko 10 rodzin tatarskich. Po powrocie pra-cował jako pasterz w kołchozie, żona pracowała przy dojarce. Serwer Kara-metow mieszka w Starym Krymie, 90 km od Symferopola.

Po ogłoszeniu wyroku społecz-ność tatarska zapłaciła 10 tysięcy rubli. Istnieje organizacja Krymska Solidarność, która zbiera pieniądze na aktywistów krymskich. Kilku Ta-tarów zadzwoniło z informacją, że biorą na siebie karę Karametowa. Aresztowanie Serwera Karametowa wywołało inne, jednoosobowe pro-testy Tatarów na Krymie.

WOJCIECH JANKOWSKItekst i zdjęcie

Wierni na niedzielnej mszy świę-tej cieszyli się obecnością biskupa. Przygotowali dla niego tort i składali życzenia. Obecnie już nie martwią się o obecność biskupa, ale w 2014 roku nie dla wszystkich było oczywi-ste, jak potoczą się losy Kościoła na Krymie. Wielu rzymskich katolików wówczas wyjechało. Obecnie na ca-łym półwyspie jest ich około tysiąca praktykujących.

Na poniedziałkową konferencję przyjechali wszyscy obecni na Kry-mie księża rzymskokatoliccy. Oficjal-nie jest zarejestrowanych 9 parafii: w Symferopolu, Eupatorii, Sewastopolu, Teodozji, Kerczu, Jałcie, Kolczuginie,

WOJCIECH JANKOWSKItekst i zdjęcie

Mykoła Semena 11 września 2015 roku opublikował na stronie Krym Realii artykuł pod tytułem „Blokada – pierwszy i niezbędny krok ku wyzwoleniu Krymu”. Tekst był głosem w szerszej dyskusji na temat sensu wprowadzenia blokady Krymu. Pół roku później okazało się, że FSB interesowała się działalno-ścią Mykoły Semeny i w kwietniu 2016 roku funkcjonariusze FSB przeszukali mieszkanie jego i in-nych dziennikarzy publikujących na stroni Krym Realii. Semenę oskar-żono o wzywanie do naruszenia terytorialnej integralności Federacji Rosyjskiej. Artykuł o wzywaniu do naruszenia integralności terytorial-nej Krymu został wprowadzony w prawie rosyjskim po aneksji Krymu.

Mykoła Semena przyznał się do autorstwa artykułu. Obrońcy dzien-nikarza oparli obronę na fakcie, że w artykule nie było wezwań do na-ruszenia integralności FR, oraz na fakcie, że de iure Krym nie wszedł w skład Federacji Rosyjskiej. Oparli tezę na tym, że:

- konstytucja FR uznaje prio-rytet prawa międzynarodowego, dopiero potem prawo wewnętrzne państwa, a wedle takich aktów, jak akt helsiński o nienaruszalno-ści granic w Europie, dokumentów Rady Europy, ONZ, OBWE stan posiadania przez Rosję Krymu nie został uznany;

- wedle prawa rosyjskiego grani-ca FR przebiega przez Morze Czar-ne i Cieśninę Kerczeńską zgodnie z umową, (mowa o granicy z państwa-mi sąsiednimi, zwłaszcza z Ukrainą

„O przyjaźni, współpracy i wzajem-nej pomocy”).

Wedle obrońców w porządku prawnym FR nie nastąpiło przeniesie-nie granicy między Rosją a Ukrainą z Cieśniny Kerczeńskiej na granicę miedzy Krymem a obwodem cher-sońskim. Niedawno Rosjanin zrobił tratwę i przepłynął na niej przez cie-śninę na Krym i został oskarżony o… naruszenie granicy.

Dane z komputera Semeny zo-stały pobrane nielegalnie, ponieważ zgodę na to otrzymano od sądu kilka miesięcy potem. Ekspertyzę tekstu przeprowadzono w sposób nierzetelny. Przy FSB powstała prze-znaczona do tego jednostka, która, wedle Semeny, pisze ekspertyzy na własne potrzeby. Obrońcy zamówili w Moskwie powtórną ekspertyzę. W recenzji napisano, że krymska eks-pertyza była przeprowadzona przez niewykwalifikowaną osobę. Znaleźli w dokumencie 72 błędy (25 na pozio-mie wyższej szkoły, 27 – na poziomie szkoły średniej i 20 błędów na pozio-mie nauczania języka rosyjskiego w szkole podstawowej!).

- Jest oświadczenie rosyjskich organizacji obrony praw człowieka,

że artykuł 280.1, na podstawie które-go mnie sądzą, został wprowadzony do kodeksu karnego z powodów po-litycznych. Były przecież takie cza-sy, kiedy w Rosji nie było więźniów politycznych – powiedział Mykoła Semena. – Nie rozumiem dlaczego Rosja znów wraca do tych czasów. To ewidentny krok Rosji wstecz.

Mykoła Semena nie ma wątpli-wości, że jego proces jest kolejną są-dową sprawą polityczną na Krymie. Żegnając się ze mną powiedział, że nie wie jak potoczą się jego sprawy, może pójdzie do więzienia. Zazna-czył, że ludzi osądzano w Rosji za większe drobnostki, na przykład za tzw. reposty, udostępnienia cudzej publikacji w mediach społecznościo-wych. W takim razie on przynajmniej wiedziałby, za co poszedłby do wię-zienia. – Jestem patriotą Ukrainy i wy-raziłem swoją opinię – zakończył.

W obronę wzięła Semenę gru-pa Memoriał, według której w tek-ście nie ma wezwań do naruszenia granic rosyjskich. Artykuł 280.1 Ko-deksu Karnego o wzywaniu do na-ruszenia integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej został wprowa-dzony po aneksji Krymu i wedle wie-lu komentatorów ma on charakter polityczny. Na podstawie artykułu 280.1 oskarżono już wiele osób, w tym krymczan, między innymi Ilmie-go Umerowa za wywiad udzielony tatarskiej telewizji ATR.

W czwartek, 31 sierpnia odbę-dzie się kolejne posiedzenie sądu. Obrońcy, opierając się na tym, że wezwań do naruszenia integralności FR nie ma, i że jednocześnie de iure paragraf o integralności terytorialnej FR nie dotyczy Krymu, poproszą o uniewinnienie.

krymski dziennikarz oskarżony o wzywanie w napisanym artykule do naruszenia granic RosjiMykoła Semena został oskarżony o wzywanie, w artykule na portalu Krym Realii, do naruszenia integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej. Pół roku po napisaniu artykułu przeszukano jego dom i wytoczono mu sprawę za wzywanie do naruszenia integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej.

Mykoła Semena

Ałuszcie i Dżankoju. Zabrakło spo-śród nich jedynie księdza z Kercza, którego chwilowo nie ma na Krymie. Rzymscy katolicy w Symferopolu nie mają swojego kościoła, spotykają się w kaplicy.

Ksiądz Jacek Pyl jest biskupem pomocniczym diecezji odesko-sym-feropolskiej. W 2012 roku Benedykt XVI mianował Jacka Pyla biskupem pomocniczym odpowiedzialnym za dekanat krymski. Po aneksji Kry-mu biskup Jacek Pyl nie opuścił wiernych i został w Symferopolu na stałe. Rozpoczął, zgodnie z umową między Stolicą Apostolską a Fede-racją Rosyjską, tworzenie Krym-skiego Okręgu Duszpasterskiego. Kanonicznie Kościół katolicki na Krymie podlega wciąż ukraińskiemu

Kościołowi greckokatolickiemu. Ro-sja nie uznając prawa ukraińskiego, wymagała rejestracji od nowa parafii w zgodzie z prawem rosyjskim. Pro-blemem było to, że spośród księży mało było obywateli rosyjskich.

Serwer karametow: Jesteśmy rdzennym narodem krymu! Nie powinniśmy się bać!Serwer Karametow jest przykładem dla młodych Tatarów. Brał udział w protestach już w 1969 roku. W 1987 roku był z innymi Tatarami w Moskwie na Placu Czerwonym. Pojechał również na Majdan. W sierpniu wyszedł na protest z plakatem „Putin. Nasze dzieci to nie terroryści”. Otrzymał za to 10 dni aresztu. Serwer Karametow ma 76 lat i cierpi na chorobę Parkinsona.

Serwer Karametow

Na półwyspie Krymskim w czte-rech miastach są odprawiane msze święte po polsku – w Kerczu, Eu-patorii, Jałcie, w Symferopolu jest odprawiana sobotnia msza wieczor-na w języku polskim przez księdza

kościół rzymskokatolicki na krymie trwa

rosyjskiego. Na terenie Krymu msze święte są odprawiane po rosyjsku, ukraińsku, polsku, angielsku dla stu-dentów, w Sewastopolu jest nawet po hiszpańsku dla hiszpańskojęzycz-nych studentów Szkoły Morskiej.

W samym Symferopolu wspól-nota katolicka od 25 lat ubiega się, by miasto wydzieliło działkę pod bu-dowę kościoła. Stary kościół został zniszczony przez komunistów, i w tym miejscu postawiono inny gmach. Władze cały czas mówią, że wszyst-ko jest już zagospodarowane. Biskup Jacek Pyl prosi wiernych o modlitwę w intencji nowego kościoła w Sym-feropolu. Nieco inna sytuacja jest w Sewastopolu, gdzie wierni od wielu lat walczą o zwrot kościoła przero-bionego na kino.

Rzymscy katolicy Symferopola w niedzielę, 21 sierpnia modlili się za biskupa Jacka Pyla, który obchodził 17 sierpnia 55. urodziny. W poniedziałek, 21 sierpnia na spotkanie zjechali się księża z całego Krymu.

1831 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Wspomnienia

ZBIGNIEW LEWIŃSKItekst zdjęcia ze zbiorów autora

Ja też niedawno obchodziłem swój jubileusz. Świętowałem go po cichutku przed rokiem. Minęło wszak 30 lat od chwili, gdy po raz pierwszy wyjechałem na Ukrainę i spotkałem tam Polaków.

Wiosna 1986 roku – to w Polsce burzliwy, choć pełen obaw, czas po stanie wojennym. W Związku Ra-dzieckim – raczkująca „pieriestrojka” i „głasnost’”.

Kierowałem wtedy Wydziałem Zuchowym Głównej Kwatery Związ-ku Harcerstwa Polskiego, często więc odwiedzałem Centralną Szkołę Instruktorów Zuchowych mieszczą-cą się w malowniczym piastowskim zamku w Oleśnicy Śląskiej koło Wrocławia. Tak było i tym razem. W Warszawie rozpoczynała się kolejna „sześciodniówka” – szkole-nie ideologiczne dla pracowników urzędów centralnych prowadzone przez ówczesnego instruktora ds. młodzieży w Komitecie Centralnym PZPR – późniejszego premiera – Leszka Millera. Jako jedyny bez-partyjny kierownik wydziału w GK ZHP zobowiązany byłem wziąć w nim udział. Nie miałem na to naj-mniejszej ochoty, toteż podczas pierwszej przerwy w zajęciach pod-szedłem do towarzysza Millera i po-prosiłem o zwolnienie z obowiązku uczestnictwa w szkoleniu. Złoży-łem stosowne podanie, motywując prośbę koniecznością wyjazdu do Oleśnicy, gdzie odbywał się kolejny kurs drużynowych zuchowych. Wi-docznie przekonałem Millera o tym, że moja obecność w Oleśnicy jest niezbędna, bo bez najmniejszych problemów uzyskałem zgodę. Naj-bliższym pociągiem wyjechałem do Wrocławia, a stamtąd do Oleśnicy.

Trzy dni później przybyła do oleśnickiego Zamku grupa mło-dych komsomolców z radzieckiego wówczas Żytomierza. Potrzebny był ktoś, kto potrafi się z gośćmi poro-zumieć. Komendant CSIZ zwrócił się do mnie z prośbą, bym zechciał pełnić honory „pana domu”, należa-ło mi się to bowiem „z urzędu”, a po-nadto nie najgorzej radziłem sobie z rosyjskim.

W czasie kolejnych dni zaprzy-jaźniliśmy się na tyle, że podczas wakacji otrzymałem zaproszenie do odwiedzenia Żytomierza. Łatwo nie było, bowiem „bratnie kraje demo-kracji ludowej” piętrzyły trudności. W końcu udało się. Wraz z grupą moich harcerzy wyjechaliśmy na Ukrainę.

Na dworcu w Żytomierzu powitała nas kilkudziesięcioosobowa delega-cja komsomolców. Były okrzyki, hym-ny, „niedźwiedzie uściski”, jednym słowem nadęte socjalistyczne po-witanie. Potem, w Pałacu Pionierów pokazano nam gabinet „KID-u” (Kłub Internacjonalnoj Drużby). Na ścia-nach – portrety Jarosława Dąbrow-skiego, Bolesława Bieruta, Wandy Wasilewskiej... Tania Tiszczenko – 15-letnia komsomołka, z błyskiem w oku opowiadała swym polskim ró-wieśnikom o „wielikich gierojach pol-skogo naroda”. A kierowniczka KID-u Nadieżda Iwanowna głośno wyrażała swoją opinię o polskich harcerzach, którzy bez należytego entuzjazmu słuchali tych opowieści, nierzadko dodając półgłosem uszczypliwe uwa-gi na temat „sławnych Polaków”.

Tak się szczęśliwie złożyło, że zakwaterowano nas w hotelu „Ży-tomir”, z którego okien widać było wieże jakiejś świątyni. Wieczorem, gdy nasi komsomolscy „aniołowie stróże” rozeszli się już do domów, wybraliśmy się na spacer po okolicy z zamiarem dowiedzenia się, co to za wieże. Okazało się, że trafiliśmy do czynnej, pięknej i zabytkowej cer-kwi. Była zamknięta, ale po drodze zaczepił nas starszy mężczyzna z pełnym garniturem złotych zębów. Na piersi jego marynarki wisiały medale, wśród nich... Krzyż Virtuti Militari. Okazało się, że jest Pola-kiem urodzonym i mieszkającym w Żytomierzu. Tej okazji nie mogliśmy

my „diadia” już czekał. Tym razem bez medali. To dlatego, że postano-wił nam pokazać... polski kościół. Tak było bezpieczniej, wszak „pieriestroj-ka” jeszcze do Żytomierza nie dotarła. Poznałem wtedy księdza Jana Pur-wińskiego, ówczesnego proboszcza

Krakowa, w tym także kościołach, Tania poprosiła o zezwolenie na wyj-ście do miasta podczas poobiednie-go odpoczynku. Wróciła z wypiekami na twarzy, skrywając coś pod sweter-kiem. Weszła do mojego pokoju i w najgłębszej tajemnicy poprosiła, bym przechował jej „suweniry”, nic o tym nie mówiąc pani Nadieżdie. Popołu-dniowe wyprawy Tani powtarzały się niemal codziennie. Któregoś dnia za-pytała, czy nie mógłbym jej towarzy-szyć. Wybraliśmy się więc „na mia-sto” razem. I wtedy Tania odważyła się powiedzieć o tym, dokąd codzien-nie chodziła. Odwiedzała kościoły, wypraszała od księży i zakonników broszurki, czasopisma i książki reli-gijne. Chciała dowiedzieć się czegoś o tych postaciach, o których jej pol-scy rówieśnicy mówili z ogromnym szacunkiem, zupełnie inaczej niż przed rokiem, gdy opowiadała im o „polskich gierojach”. I nade wszystko prosiła, by nie dowiedziała się o tym pani Nadieżda. Wszak mama Tani była nauczycielką, a tato – pułkowni-kiem milicji. Mogliby stracić pracę, a Tania pożegnałaby się z marzeniami o studiach. Rozumiałem to dobrze, wszak od dwóch lat, wraz z moją śp. Mamą opiekowaliśmy się Zosią Tru-bicką ze Lwowa, córką profesorów lwowskich uczelni wyższych, zwol-nionych z pracy za praktyki religijne (pan prof. Trubicki był przez wiele lat palaczem c.o. w polskiej szkole we Lwowie). Mimo zdolności, Zosia nie miała prawa studiować we Lwowie, ukończyła więc szkolę pielęgniarską w Kownie, a nasi przyjaciele – księża pomogli jej dostać się na Akademię Medyczną do Białegostoku.

Umówiliśmy się z Tanią, że nie będzie przewoziła przez granicę swych drogocennych trofeów. Zrobią to moi harcerze, którzy za dwa tygo-dnie pojadą na obóz do Zareczan k. Żytomierza. Tak też zrobiliśmy. Nasze plecaki pełne były wszelkiej „kontrabandy”. Prócz tego co zo-stawiła nam Tania, wieźliśmy także zebrane w naszych parafiach kate-chizmy, książeczki do nabożeństwa, sukieneczki pierwszokomunijne, szaty liturgiczne, nawet naczynia do sprawowania Eucharystii, które prze-kazaliśmy księdzu Purwińskiemu i nowopoznanemu ks. Władysławowi Chałupiakowi z Winnicy. Na szczę-ście umundurowanych elegancko harcerzy sowieccy pogranicznicy nie próbowali kontrolować.

Wkrótce Tania nauczyła się ję-zyka polskiego. Ponieważ bardzo interesowała się bohaterami naszych drużyn harcerskich – powstańcami warszawskimi z Szarych Szeregów, poznałem ją z panem prof. Tomaszem Strzemboszem, szwagrem słynnego „Alka” Dawidowskiego. Rodzice Tani odwiedzili Warszawę, a pan Tomasz kilkakrotnie bywał w Żytomierzu. Ta-nia doskonaliła język, toteż po ukoń-czeniu studium pomaturalnego zosta-ła studentką ... teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Po studiach wróciła do Żytomierza i przez pewien czas kierowała redakcją diecezjalnej gazety. Obecnie mieszka w Gdańsku, ma kilkuletnią córeczkę należącą do zuchowej gromady i od czasu do czasu prosi o porady metodyczne dla drużynowej.

Takie były początki moich kon-taktów z Ukrainą. Potem były dzie-siątki wyjazdów na Podole z „ko-ścielną kontrabandą”. Harcerskie

plecaki zawsze wypełnione były tym, co Polakom i katolikom na Ukrainie było potrzebne najbardziej. Kilkuset parafian z winnickiej kapliczki pw. św. Franciszka, z Gniewania, Baru, Pohrebyszcza i innych podolskich miast odwiedziło Starachowice. Or-ganizowaliśmy dla nich pielgrzymki do polskich sanktuariów.

Leczyliśmy ich dzieci w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, w Kielcach, Starachowicach, Wiśle, Rabce... Parę setek dzieci odpoczy-wało na organizowanych przeze mnie obozach, zimowiskach, „oazach” w Kałkowie, Rudniku nad Sanem, Sta-rachowicach, Krakowie, Poroninie, Sielpi, Jantarze, Kielcach... Potem, w 1994 roku, namówiony przez polskie dzieci z Winnicy i ich rodziców wyje-chałem na Ukrainę, by przez kilka ko-lejnych lat uczyć ich języka i kultury przodków. A gdy okazało się, że miej-scowi prezesi polskich organizacji oczekują ode mnie spełnienia coraz to nowych, wygórowanych osobi-stych wymagań, wróciłem do Polski. Ale o „moich winnickich dzieciach” nie zapomniałem. Organizowałem dla nich w Starachowicach kursy przygo-towawcze do egzaminów na polskie uczelnie, 4–5 razy w roku jeździłem do Winnicy, by na miejscu „szlifować” ich wiedzę. Dziś mam satysfakcję, że 21 moich uczniów z Podola ukończy-ło polskie uniwersytety, większość z nich pozostała w Polsce, tu podjęli pracę, niektórzy założyli rodziny, troje już otrzymało polskie obywatelstwo, kilkoro innych dostanie je wkrótce... Sześcioro najmłodszych jeszcze stu-diuje na polskich uczelniach.

Każdego roku przywożę do Polski kolejne dziecięce zespoły ar-tystyczne, pomagam w nawiązaniu kontaktów partnerskich pomiędzy szkołami, klasami, organizacjami sportowymi i kulturalnymi z różnych miast Polski i Ukrainy. I jeżdżę za Bug tak często, jak tylko jest to możliwe. Mam tam wszak wielu wspaniałych Przyjaciół. To dla nich i dla ich dzieci, w czasie „pomarańczowej rewolucji”, nie bacząc na zmęczenie i nienajlep-szą kondycję zdecydowałem się być jednym z obserwatorów II tury wybo-rów prezydenckich w nieprzychylnie nastawionej do demokratycznych zmian „ługańskiej obłasti”.

To dla nich staram się „budować mosty” między naszymi narodami, publikując w polskiej prasie materiały o życiu Rodaków na Wschodzie. Ze-brało się tego już ponad 150 publika-cji; znajomi i przyjaciele namawiają mnie, by napisać książkę o moich „podróżach na Kresy”...

Może to zrobię, wszak XXX-lecie mych „zwycięstw i porażek na froncie wschodnim” to dobra okazja, by zebrać w jednym miejscu to, co już udało mi się napisać, a także to, czego do tej pory nikomu, oprócz naj-bliższych, nie opowiadałem?...

Materiał powstał w oparciu o niektóre artykuły zamieszczane w „Kurierze Galicyjskim” w ciągu minio-nych dziesięciu lat.

PsAnia Tumaniewicz i Julia Świder-

ska z Żytomierza są dziś zakonni-cami, Antek Świderski – pallotynem. Do dziś wspomina, jak dzięki „lewym papierom” od jednego z polskich bi-skupów uniknął służby wojskowej w Afganistanie.

Mój jubileusz„Kurier Galicyjski” ma 10 lat. Niby niewiele, ale w tym czasie dorosło kolejne pokolenie Ukraińców i Polaków mieszkających na Ukrainie. Dzięki pol-skim nauczycielom delegowanym do pracy na Wschodzie, dzięki uczelniom umożliwiającym kształcenie w Polsce przybyło kilka tysięcy czytel-ników, doskonale radzących sobie ze zrozumieniem polskiego słowa drukowanego.

Obóz harcerski w Zareczanach koło Żytomierza

Ania Tumaniewicz z Żyto-mierza

żytomierskiej parafii, który po kilku latach został mianowany przez Jana Pawła II biskupem-ordynariuszem diecezji żytomierskiej.

Poznałem też kilka polskich rodzin, wśród nich państwa Świder-skich, Łagowskich, Tumaniewiczów, Rusieckich, Gruszów... Potem przez kilka lat miałem przyjemność gościć ich w moim starachowickim miesz-kaniu, odwiedzać ich w Żytomierzu, opiekować się ich dziećmi podczas studiów w Polsce... Te kontakty za-owocowały szeregiem artykułów o

przegapić. Ponieważ nie zgodził się skorzystać z naszego zaproszenia do hotelu (twierdząc, że obsługa nie pozwoli mu wejść do naszych pokoi), usiedliśmy na parkowej ławeczce. Rozmowa przeciągnęła się na tyle, że mimo długiego lipcowego dnia, zapadł zmierzch. Trzeba było się pożegnać. Umówiliśmy się na spo-tkanie w dniu następnym. Nazajutrz, po kolacji, gdy nasi komsomolscy gospodarze znów poszli do domów, wyszliśmy przed hotel. Nasz znajo-

Polakach za Zbruczem. Publikowa-łem je w „Gościu Niedzielnym”, „Ry-cerzu Niepokalanej”, „Rocie”, czaso-pismach polonijnych i regionalnych. W „Krynicy” – już od 2. numeru.

W 1997 roku zaprosiliśmy do Krakowa na nasz obóz harcerski ró-wieśników z żytomierskiego KID-u. Przyjechała także Tania Tiszczenko – ideologiczna „prawa ręka” pani Nad-ieżdy Iwanownej. I tu stało się coś dziwnego: Bóg stanął na drodze Tani. Po którejś z wycieczek po zabytkach

19www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

„Społem” PSS w Kielcach jest polska firmą działającą w różnych obszarach biznesu: posiada własną sieć sklepów, lokale gastronomiczne oraz piekarnię i ciastkarnię. Za-trudnia ok. 700 osób z Kielc i okolic. Położenie: 250 km od granicy z UA.Poszukujemy pracowników na stanowisko sprzedawcy-kasjera. Mile widziane osoby z Kartą Polaka lub rozmawiające po polsku.

Gwarantujemy:legalne zatrudnienieumowę o pracę w pełnym wymiarze czasu pracy płacę zasadniczą minimum 2000 zł (brutto) + do 10% premiipakiet socjalnyzakwaterowaniewyżywienieszkolenia, m.in. z obsługi kasy fiskalnej

Osoby zainteresowane prosimy o kontakt na adres e-mail: [email protected] lub nr tel.: +48513046512

„Społem” PSS w kielcach poszukuje pracowników na stanowisko sprzedawcy-kasjera

Z ramienia Fundacji jako wolon-tariusz przyjechałam do Chmielnic-kiego, by pomóc w organizacji tego ważnego przedsięwzięcia i popro-wadzić zajęcia z języka, literatury i historii polskiej. W kursie uczestni-czy czterdziestu uczniów 9–11 klas z polskich szkół sobotnich. Wśród kursantów są osoby, które w przy-szłym roku wezmą udział w olim-piadach z literatury i historii Polski. Zajęcia prowadzone są w Centrum Polsko-Ukraińskim przy Chmielnic-kim Uniwersytecie Narodowym oraz w Polskiej Szkole Sobotniej. Miałam okazję być na uroczystym otwarciu w 2004 roku owego Centrum, kiedy to wspólnie z władzami Uniwersyte-tu Łódzkiego przyjechałam w celu nawiązania współpracy pomiędzy uczelniami.

Podczas Szkoły Letniej, oprócz zajęć w gmachach Centrum Pol-sko-Ukraińskiego i Polskiej Szkoły Sobotniej, zaplanowano także lek-cje w plenerze i wycieczki. 19 lipca

udaliśmy się do kościoła św. Anny na Greczanach, gdzie proboszcz parafii ksiądz Henryk Dziadosz oprowa-dził nas po obiekcie i opowiedział o historii kościoła i parafii, o trudnych losach Polaków z Chmielnickiego i przyległych wsi. Mieliśmy możliwość obejrzenia monumentalnej (36 m2) ikony Sądu Ostatecznego, którą na-malowała Augustyna Krasij. Jest to kopia ikony autorstwa Kiko Arguello, która znajduje się w Domus Galila-eae na Górze Błogosławieństw w Izraelu. Obraz pani Krasij jest nama-lowany na wapiennej ścianie w Ka-plicy poświęconej Polakom brutalnie zamordowanym w czasie represji komunistycznych. Ksiądz Henryk zapoznał nas z historią tego obrazu i szczegółowo omówił jego tematykę. Następnie wytłumaczył nam symbo-likę znajdującej się w tejże kaplicy instalacji w postaci krzyża, którego ramię poziome jest kopią Całunu Turyńskiego, zaś na ramieniu piono-wym znajduje się lista nazwisk 1500

ofiar represji. Na prośbę Pani Julii Sierkowej opowiedział również swoje wspomnienia o Janie Pawle II, który udzielił księdzu swego czasu sakra-mentu kapłaństwa. Potem wspólnie z księdzem Henrykiem odmówiliśmy w kaplicy św. Jana Pawła II modlitwę. Był to dla nas wzruszający dzień i po-zostanie na długo w naszej pamięci.

W ciągu pierwszych dni szkoły poznałam wielu wspaniałych i cie-kawych ludzi. Biorąc pod uwagę to, że prawie 30 lat temu sama uczyłam się języka polskiego (najpierw na lek-cjach u pani Julii Sierkowej, później zaś w Studium Języka Polskiego dla Cudzoziemców przy Uniwersytecie Łódzkim), obcowanie i dzielenie się swoją wiedzą z młodymi ludźmi, któ-rzy chcą poznać język, kulturę i histo-rię swoich przodków oraz pragną w przyszłości studiować w Polsce, to dla mnie niezwykłe przeżycie i za-szczyt.

ANNA PeTLAKŁódź

MARCIN TYSZKA

W maju br. obchodzono w ko-ściele pw. św. Piotra i Pawła przy ulicy Żabi Kruk w Gdańsku osiem-dziesiątą rocznicę koronacji obrazu Najświętszej Marii Panny, przez wieki otaczanego czcią w kościele ormiań-skokatolickim w Stanisławowie. Od kilkudziesięciu lat obraz znajduje się we wspomnianej świątyni w Gdań-sku. Uroczystości tej przewodniczył przybyły z Armenii ksiądz arcybiskup Rafael Minassian. Zapowiedział wów-czas swój kolejny przyjazd do Gdań-ska w drugą niedzielę sierpnia, co też się stało. Dwie przyczyny sprawiły liczne pojawienie się Ormian w Gdań-sku dnia 13 sierpnia 2017 roku. Była to uroczystość Wniebowzięcia Naj-świętszej Maryi Panny oraz otwarcie siedziby Związku Ormiańskiego.

W obszernej świątyni zgromadzili się liczni wierni, wypełniając ławki do ostatniego miejsca. Wśród uczestni-ków byli przyjezdni między innymi z Warszawy i Krakowa. O godzinie 12 rozpoczęła się uroczysta liturgia w obrządku ormiańskim sprawowana przez abpa Minassiana i kilku kapła-nów. Kazanie wygłosił w języku fran-cuskim arcybiskup Minassian, a jego symultanicznego tłumaczenia na pol-ski dokonał ks. prof. Józef Naumo-wicz. Myślą przewodnią kazania było Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Przed zakończeniem pełnej dostojeństwa liturgii miało miejsce poświęcenie winogron.

Następnie jej uczestnicy opuścili świątynię i udali się na ulicę Mariacką

położoną w samym centrum Starego Miasta, gdzie odbyło się uroczyste otwarcie siedziby Związku Ormiań-skiego. Najbardziej charakterystycz-ną cechą omawianych wydarzeń była zaskakująco wysoka liczba uczestni-ków, co świadczy o żywotności Or-mian w Polsce. Ich przebieg budził zapewne zainteresowanie bardzo licznych postronnych obserwatorów i być może stanie się przyczyną in-spirującą pragnienie poznawania dziejów Ormian.

Na wstępie wspomniałem, że obraz z sanktuarium ormiańskokato-lickiego w Stanisławowie znajduje się w Gdańsku. Istnieje cecha wspólna Stanisławowa w latach międzywo-jennych i wcześniejszych oraz współ-czesnego Gdańska. Mianowicie Sta-nisławów był, a Gdańsk jest siedzibą parafii trzech obrządków katolickich od wieków obecnych w Polsce – rzymskokatolickiego, greckokatolic-kiego i ormiańskokatolickiego.

Dodajmy też, że dnia 15 sierpnia br. w ormiańskokatolickim sanktu-arium maryjnym w Gliwicach miała miejsce uroczystość odpustowa na-wiązująca do odpustów odbywają-cych się tego dnia w parafii ormiań-skokatolickiej w Łyścu.

Nie ulega wątpliwości, że otwar-cie siedziby Związku Ormiańskiego w Gdańsku służyć będzie wzajemne-mu poznaniu Ormian z Pomorza, zaś sprawowana wcześniej uroczystość religijna utrwaliła się zapewne w pamięci uczestników, wszak była to rzadka w Polsce okazja, by poznać blask liturgii obrządku ormiańskiego.

List do redakcji

Szkoła Letnia w ChmielnickimW Chmielnickim od 17 lipca odbywała się Szkoła Letnia, realizowana w ramach projektu „Biało-czerwone ABC. Dofinansowanie wydarzeń uzu-pełniających edukację polską i o Polsce na Ukrainie” współfinansowanego w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Po-lonią i Polakami za granicą w 2017 r. Organizatorem Szkoły jest Fundacja Wolność i Demokracja, która między innymi aktywnie wspiera oświatę pol-ską na Ukrainie.

Stanisławów – gdańsk.Uroczystość w ormiańskokatolickim sanktuarium maryjnym

2031 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Na trasie Radia Wnet

Z kapitanem Straży Granicz-nej KRZYSZTOFEM WOJ-CIECHOWSKIM, zastępcą komendanta Straży Granicz-nej w Sejnach rozmawiał WOJCIECH JANKOWSKI.

Znajdujemy się kilkana-ście kilometrów od granicy z Litwą. Jaka to jest granica? Mamy wrażenie, odkąd je-steśmy w strefie Schengen i odkąd można przejechać na stronę litewską bez oka-zywania dokumentów, że tej granicy w ogóle nie ma.

Granica jest, była i będzie. Je-steśmy odrębnym państwem, a tu znajduje się wewnętrzna granica Unii Europejskiej. Przekraczanie jej jest dozwolone o każdej porze dnia i w dowolnym miejscu, jednak prowa-dzimy kontrole. Nasze czynności są ukierunkowane na zwalczanie sze-roko rozumianej nielegalnej migracji, przestępczości granicznej. Kontrole występują i będą występować, po-nieważ Straż Graniczna jest jednym z elementów bezpieczeństwa pań-stwa i nasze czynności wykonujemy tak, by obywatelom Rzeczypospolitej zapewnić bezpieczeństwo.

Polska i Litwa znajdują się w tej samej strefie eko-nomicznej. Czy są rzeczy, których nie wolno przewozić przez granicę?

Sytuacja na naszej granicy zmie-niła się diametralnie od 2007 roku z chwilą wejścia do Unii Europejskiej, a następnie do Strefy Schengen. Od tego momentu przemyt znacząco się zwiększył. W tej chwili jest to mniej wi-doczne, ale od chwili wejścia do strefy Schengen, nie było tygodnia, żeby-śmy nie wykryli jakiegoś większego przemytu. Wcześniej przechwytywali-śmy kilkanaście do kilkuset kartonów papierosów, a teraz przemyt jest więk-szy. Obecnie na odcinku granicy pań-stwowej z Litwą mamy do czynienia z przestępczością zorganizowaną. Są to dobrze zorganizowane grupy, które liczą do kilkunastu osób. Mają dosko-nały sprzęt, doskonałą łączność, non stop jesteśmy obserwowani. Jeste-śmy monitorowani na bieżąco i w tym czasie dokonują przemytu, który jest bardzo intratnym interesem.

Co jest przemycane?Generalnie papierosy. Przemyt

do Polski i przewiezienie w głąb Eu-ropy stanowi dobry zarobek. Są to papierosy przemycane z Białorusi,

tudzież z Rosji. Istnieją tam całe fa-bryki, które powstały właśnie w tym celu. Została nawet stworzona w tym celu marka. Jing Ling to są papiero-sy produkowane dla przemytu. Teraz tych papierosów jest mniej, ale gene-ralnie jest to przemyt z Rosji i Biało-rusi. Trafiają na Litwę, a potem grupy dystrybuują je do Polski i na zachód.

Czyli łatwiej jest na po-czątku przemycić na Litwę, a z Litwy dopiero do Polski?

Raczej tak. Nasza granica z Białorusią, strzeżona przez podlaski oddział, jest szczelna. Zdarzają się przypadki pieszego przemytu, ale sporadycznie. Grupy najczęściej wy-korzystują granicę białorusko-litew-ską i w tym kierunku podążają. Straż Graniczna jak powiedziałem jest jed-nym z elementów bezpieczeństwa państwa.

Stosunkowo często po-konuję tę granicę jeżdżąc do Wilna. W ciągu ostatnich kil-kunastu miesięcy wzmogły się kontrole pasażerów w autobusach. Wcześniej zda-rzały się sporadycznie. Teraz pasażerowie są sprawdzani prawie zawsze. Dlaczego?

Jak już powiedziałem, Straż Gra-niczna jest jednym z elementów bez-pieczeństwa państwa. Sytuacja geo-polityczna jest w tej chwili związana z atakami terrorystycznymi i z nielegal-ną emigracją. Jesteśmy zobligowani, żeby to bezpieczeństwo zapewnić, dlatego też te kontrole są wzmożone. Co prawda obywatele Unii Europej-skiej są bardzo szybko kontrolowani i nie jest to uciążliwe. Czasem ten autobus musi trochę odstać.

Należy zatem nie dener-wować się i cierpliwie cze-kać?

Jeżeli oczekujemy od państwa bezpieczeństwa, to musimy się go-dzić na pewne nieudogodnienia. Te kontrole nie są jednak wielkim utrud-nieniem. One będą stosowane i trze-ba na to się przygotować, i niestety podporządkować, jeżeli chcemy żyć w bezpiecznym kraju.

Znajdujemy się przy Prze-smyku Suwalskim, miej-scu łączności z państwami bałtyckimi, miedzy Rosją a Białorusią. Czy Państwo od-czuwają w pracy ten ciężar geopolityczny?

Generalnie nie. Ze strony straży Granicznej mamy jednak problem nie tylko z przemytem papierosów, o

którym mówiłem, ale również z nie-legalną imigracją. Stykamy się tu ze zjawiskiem nielegalnego przewozu obywateli Wietnamu na Litwę, Łotwę, Estonię i dalej do Polski i w kierunku Europy zachodniej. Jest to w tej chwi-li nacja „na topie”. Grupy przestępcze uczyniły z tego źródło dochodu i prze-mycają z Rosji ludzi do państw bał-tyckich. Grupy te są naprawdę zorga-nizowane. Na przykład nasze służby niedawno zatrzymały obywatela Ro-sji na łotewskiej karcie pobytu, który samochodem dostawczym typu bus przewoził czterech obywateli Wiet-namu bez dokumentów w specjalnie skonstruowanej skrytce z tyłu pojaz-du. Była tam zainstalowana ścianka, a za nią przestrzeń podzielona na cztery części i w każdej znajdował się jeden człowiek. Nasi funkcjona-riusze podejrzewali, że on dokonuje przemytu papierosów, a okazało się, że są tam przewożeni ludzie.

Podczas, gdy spogląda-my z niepokojem na Bliski Wschód i Afrykę Północną, jako miejsce skąd podążają ludzie do europy, niewiele wiemy, o tym, że trwa prze-myt ludzie przez północną granicę Unii Europejskiej!

Są tu cztery placówki, które za-bezpieczają ten przesmyk: Sejny, Płaska, Rutka-Tarta i Augustów. I te placówki zabezpieczają cały Prze-smyk Suwalski. Dzięki temu nie mamy tu tego, co dzieje się na po-łudniu Europy. Gdyby nie było tych uciążliwości, o których pan mówił, mielibyśmy to samo, co na południu. Wiemy już, że te grupy przestępcze szukają nowych szlaków przemytu Wietnamczyków, przez Ukrainę i po-łudnie Polski, Słowację, Czechy.

Panie kapitanie, są waka-cje, gdy dzwoniłem do Pani rzecznik Straży Granicznej w Białymstoku, zwróciła uwagę, że turyści lubią robić zdjęcia przy znakach granicznych. W tej chwili mówimy nie o granicy z Litwą, lecz z Bia-łorusią, ale to jest ten sam, Podlaski Oddział Straży Gra-nicznej. Takie zdjęcia kończą się czasem nieprzyjemnie dla turystów – mandatem.

Tu jest granica wewnętrzna Unii. Turyści, którzy chcą takie zdjęcie zrobić, mogą je wykonać bez konse-kwencji. Natomiast w wypadku gra-nicy zewnętrznej, jak granica z Bia-łorusią, mamy pas drogi granicznej, na który rozporządzeniem wojewody podlaskiego jest wprowadzony zakaz wstępu. W województwie podlaskim około 70 % pasa drogi granicznej jest objęte tym zakazem. Wejście na taki pas i zrobienie zdjęcia jest może ciekawą pamiątką, ale bardzo dro-gą! Uprzedzam i uczulam turystów, to jest mandat w wysokości 500 zł. To kosztuje bardzo dużo, a z drugiej strony jest uciążliwością dla nas. Turyści myślą: wejdę, zrobię zdjęcie i nikt nie zauważy, a w 99% jest to wykrywalne. Ten pas jest systema-tycznie przez nas kontrolowany.

Dziękuję za rozmowę!

Pomimo strefy Schengen to wciąż jest granica

Z ARKADIUSZEM NO-WALSKIM, burmistrzem Sejn rozmawiał WOJCIECH JAN-KOWSKI.

Jakim miastem są Sej-ny?

Przede wszystkim – pięknym, ze wspaniałymi ludźmi i dużymi trud-nościami, nie do końca zawinionymi przez nas, głównie natury finansowej. Jest to miejsce o bogatej historii, która czasem była trudna, czasem kłopotli-wa. Sejny są położone w geopolitycz-nie bardzo ważnym miejscu, nazywa-nym przesmykiem suwalskim. Obok Wileńszczyzny jest to najważniejszy region w stosunkach polsko-litew-skich i kluczowy w ramach zachowa-nia sojuszy w ramach NATO.

Jest Pan burmistrzem miasta, gdzie istnieje rów-nież mniejszość litewska. Jak w tej chwili wyglądają stosunki polsko-litewskie?

Stosunki międzynarodowe za-wsze bywają trudne, ale pewien etap mamy za sobą i mogę z dumą powiedzieć, że pomimo przeciwności tę listę rozbieżności, którą zwykle rządy wyłuszczają w trakcie trudnych niekiedy spotkań, zredukowaliśmy w Sejnach do minimum. Trudno jest wy-mienić jakiś większy konflikt między Polakami a Litwinami. Ostatnio roz-poczęliśmy spłatę 12-letniego długu. Od kilku miesięcy w sądzie istnieje realna szansa na ugodę między Sej-nami a organem prowadzącym nie-publiczne litewskie szkoły w Sejnach i niebawem będzie rozstrzygnięcie sądowe w tej sprawie. Ten temat był ciągle, przez kilkanaście lat, obecny w relacjach międzypaństwowych.

Temat ten istniał w litew-skich mediach, ale nie został tak nakręcony, jak mógłby.

Mamy specyficzny moment w relacjach polsko-litewskich, gdy Republika Litewska może na nowo ułożyć stosunki z sąsiadem. To jest moment, który można porównać do 1938 roku, gdy Niemcy stworzyły „nową jakość” i wtedy doprowadzo-no do pojednania miedzy Polską a Litwą. Teraz niestety Rosja tworzy podobny klimat i jest to jeden z fi-larów, który musi doprowadzić do pojednania między Polską a Litwą. Drugi filar widzę w tym, że nasze po-granicze jest poddane ostrej presji migracyjnej. Ludzie stąd wyjeżdża-ją i lokują się zwykle w Niemczech, Wielkiej Brytanii bądź Stanach Zjed-noczonych, bo Litwini mogą bez wiz jeździć do Ameryki. Niedługo w tych rejonach, które były tradycyjnie źró-dłem rozbieżności, nie będzie ani Polaków, ani Litwinów i w głębokim interesie Rzeczypospolitej i Litwy jest zatrzymanie tego procesu. Jest

to możliwe tylko wtedy, gdy doga-damy się i na nowo ustalimy nasze pozycje w tych starych sporach.

Wróćmy do naszego prze-smyku…

Jeżeli sojusznicy Rosja i Biało-ruś zechcą połączyć się w ramach potencjalnego sojuszu, a czasami to ćwiczą – to będą musieli zająć nasze terytoria. Ja, jako burmistrz miasta, ufam, że nasze wojsko i Sojusz Pół-nocnoatlantycki kombinują, jak nas bronić, ale sam jestem zasmucony faktem, że w razie kryzysu ludność miejscowa nie może liczyć na pełne bezpieczeństwo. Nie ma żadnych humanitarnych działań, które powin-ny podjąć rządy Litwy i Polski, żeby skalę strat w sytuacji kryzysowej ograniczyć. Potrzebujemy też innych źródeł energii elektrycznej. Jesteśmy podłączeni do jednej, jedynej nici.

Powiedział, Pan że relacje polsko-litewskie są lepsze, niż kiedyś. Czy odczuwa Pan dobrą wolę ze strony litew-skiej? Zazwyczaj narzekamy na państwo litewskie…

Oczywiście, że bywa różnie, oczywiście nie 100% Litwinów, któ-rych spotykam jest nastawionych życzliwie, ale 98% tak! Mam porów-nanie do lat dziewięćdziesiątych, gdy mieliśmy tematy zastępcze do kłótni, dziś, moim zdaniem, tych kłótni już nie ma. Udało się nam w zgodzie przeprowadzić w ramach dekomuni-zacji zmianę nazw ulic. Odbyło się to w zgodzie ze społecznością litewską, a ich postulaty dotyczące nazw ulic były 20 lat temu zupełnie inne. Widzę dobrą wolę ze strony miejscowych Li-twinów. Ze strony polskiej nie zawsze można tę dobrą wolę odczuć.

Na przykład kiedy?Na przykład, gdy burmistrz mia-

sta próbuje spłacić długi sprzed 12 lat wobec litewskiego szkolnictwa, a grupa radnych robi wszystko, by tę bardzo ważną dla Polski sprawę zaognić.

Sejny posiadają na swo-im terenie konsulat Republi-ki Litewskiej.

Z dumą mogę powiedzieć, że je-stem burmistrzem najmniejszego w Polsce miasta, które ma placówkę dyplomatyczną na swoim terenie.

Stykamy się ze zjawiskiem nielegalnego przewozu obywateli Wietnamu na Litwę, Łotwę, Estonię i dalej do Polski i w kierunku Europy Zachodniej. Grupy przestępcze uczyniły z tego źródło dochodu i przemycają z Rosji ludzi do państw bałtyckich. Te grupy rzeczywiście są zorganizowane.

Jaśm

ina N

owak

kpt Straży Granicznej Krzysztof Wojciechowski

Stosunki polsko-litewskie z perspektywy Sejn wyglądają bardzo dobrzeNiedługo w tych rejonach, które były tradycyjnie źródłem rozbieżności, nie będzie ani Polaków, ani Litwinów i w głębokim interesie Rzeczpospolitej i Litwy jest zatrzymanie tego procesu. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy dogadamy się i na nowo ustalimy nasze pozycje w tych starych sporach.

Arkadiusz Nowalski

Jaśm

ina N

owak

21www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

Suwalszczyzna

Z PIOTREM MALCZEW-SKIM, podróżnikiem, foto-grafikiem, mieszkającym w Budzie Ruskiej, gdzie pro-wadzi też małą działalność agroturystyczną rozmawiał WOJCIECH JANKOWSKI.

Mieszka Pan z rodziną w starej chałupie zbudowa-nej przez staroobrzędow-ców. Prowadzi Pan z żoną galerię. Stoi u Pana na po-dwórku jurta mongolska. Jak to jest – mieszkać w takim miejscu i mieć cią-gle gości, bo ciągle ktoś samochodem do Państwa przyjeżdża?

Samochodem, bądź kajakiem albo rowerem… Mieszkać w tym miej-scu jest jak w życiu – i pięknie i trudno, ale my cieszymy się tym miejscem, z tego co robimy, tego, jak żyjemy i z tego, że płynie obok Czarna Hańcza, najdłuższa rzeka Suwalszczyzny.

Prowadzi Pan galerię fo-tografii. Czy tematy odnajdu-je Pan u siebie na Suwalsz-czyźnie, czy też daleko, w podróżach?

Ja to nazywam: podróże małe i duże, małe to tu, w północno-wschodniej Polsce. Oczywiście są tu kopalnie motywów przyrody, piękne

Interesuje Pana bardziej natura, kultura, człowiek?

Interesuje mnie bardziej na-tura i krajobraz, człowiek również w kontekście dokumentalnym, ale wówczas są to elementy związane z rozmowami z ludźmi, bo wtedy to już jest jakaś całość – fotografia z opowieścią człowieka. A w Rosji tych opowieści jest nieskończona ilość.

Zupełnie niechcący mó-wiąc o miejscach odległych, powiedział Pan też coś o

wa i garstka na Mazurach. Przybyli tu na przełomie XVII i XVIII wieku, uciekając przed prześladowaniami z Rosji carskiej. Sami siebie uwa-żają za „czyste prawosławie”. Byli prześladowani i musieli uciekać. Uciekali na północ Rosji i tutaj na tereny Rzeczypospolitej, oczywi-ście znacznie dalej wysuniętej na wschód, niż w tej chwili. Wówczas było ich mniej więcej 70–100 tysięcy wysiedleńców, a teraz pozostało 2 lub 3 tysiące w naszym najbliższych okolicach.

Trafiali też na Bukowinę i do Delty Dunaju, więc teraz są też w Rumunii i na Ukra-inie.

Tak, oni uciekali w różnych kie-runkach. Trafili nawet na Alaskę. Polscy etnografowie prowadzili o nich badania w Delcie Dunaju. Istnie-je nawet bardzo ciekawa książka o nich. Jest to dla Polaków zamknięte wyznanie i trochę tajemnicze. Nie jest łatwo do nich dotrzeć.

A Panu się udało?Nie wiem, czy mogę tak powie-

dzieć. Na pewno darzą mnie jakąś życzliwością. I nie tylko oni, bo rów-nież Muzeum Okręgowe w Suwał-kach udostępniło do wystawy część fotografii. Myślę, że trochę się otwie-rają na rozmowy i pewne dziedziny życia.

Istnieje przekonanie, że jest to grupa bardzo zamknię-ta, że bardzo trudno jest się przebić. Pan też ma takie ob-serwacje?

Tak. To zależy, kto czego szuka. Z jednej strony jest to religijne zamknię-cie. Nie pozwala się wchodzić do ich świątyń, czyli molenny, nie pozwala się na fotografie, niechętnie pozują do fotografii. Raczej nie pokazuje się ksiąg, ikon, krzyży. Tu zacytuję jedną starowierkę: „my potrzebujemy tylko świętego spokoju”. Te twarde reguły trochę się pozmieniały, kiedyś nie używało się tabaki i alkoholu, poda-wano inne naczynie dla nie staro-obrzędowców, nie wpuszczano do pomieszczenia, gdzie wiszą ikony. Obecnie to się trochę zmienia.

Dziękuję za rozmowę!

Ludzie mają coraz mniej czasu, by usiąść i porozmawiaćOdchodzi tradycyjna wieś, jest to nieuniknione, żyjemy w świecie szyb-kich zmian. Odchodzą ludzie, którzy mają piękne historie, a wraz z uni-fikacją, z pogonią za zyskiem, tych historii będzie coraz mniej. Ludzie mają coraz mniej czasu, by usiąść i porozmawiać. Starsi ludzie na wsi jeszcze mają ten czas. To się też zmienia i mało kto zdaje sobie z tego sprawę, a są to historie światów, które odchodzą.

Wojc

iech J

anko

wski

Piotr Malczewski, Buda Ruska

Jaśm

ina N

owak

Dom Piotra Malczewskiego

pejzaże naszej Suwalszczyzny, jak i ciekawi ludzie naszego regionu, a tych ciekawych ludzi tu trochę jest. Motywy, których wyszukuję patrząc dalej na wschód, w kierunku Mongolii czy Syberii, czy czasem na północ, do Skandynawii – to te podróże duże. Syberia jest terenem, który najbar-dziej mi przypadł do serca.

Co Pan tam odnalazł, co Pana zafascynowało?

Wiele elementów składowych, które można zobaczyć i zatrzymać w kadrze, jak i te które trzeba odczuć na własnej skórze. Oczywiście jest to dzika przyroda i piękno, które w Europie znika i jest bardzo ogra-niczone, to przestrzeń ogromna i swoboda w rozbijaniu obozowiska. Bardzo serdeczni i życzliwi ludzie, co u nas zmienia się wraz z wzbogaca-niem się społeczeństwa. I fotografie, które można tam zrobić, zarówno te dosłowne, jak i mniej dosłowne, zarówno pejzaż, przyroda inspirują do tego, żeby pokazać to w sposób odmienny.

swojej okolicy. Odczułem w tej wypowiedzi, iż uwa-ża Pan, że coś ważnego Suwalszczyzna traci, że jej duch jakoś uchodzi?

Tak. Zatytułowałem jedną z wy-staw w mojej galerii „Staroobrzędow-cy – odchodzące światy”, ponieważ, po pierwsze odchodzi tradycyjna wieś i jest to nieuniknione, gdyż żyjemy w świecie szybkich przemian, po drugie, odchodzą ludzie, którzy mają piękne historie, a wraz z unifikacją, z pogonią za zyskiem, tych historii będzie coraz mniej. Ludzie mają coraz mniej czasu, by usiąść i porozmawiać. Starsi ludzie na wsi jeszcze mają ten czas. To się też zmienia i mało kto zdaje sobie z tego sprawę, a są to historie światów, które odchodzą.

Fascynuje Pana wschód, i ma Pan ten wschód rów-nież koło siebie, tu na Su-walszczyźnie. Mieszkają tu staroobrzędowcy.

Staroobrzędowcy żyją tu w okolicach Sejn, Suwałk i Augusto-

Polscy goście zostali uroczy-ście przyjęci na granicy. Następnie odbyło się wspólne nabożeństwo z udziałem polskich i ukraińskich du-chownych z okazji Wniebowzięcia NMP. Podczas święta odbyły się wy-stępy polskich i ukraińskich zespołów amatorskich, szkolenia w szkole „Bo-jowego hopaka”, wystawy dzieł lokal-nych twórców i wyrobów kulinarnych. Program humorystyczny prowadzili aktorzy studia „Magarycz”, wystąpił zespół „Glambery”. Na zakończenie obchodów w niebo uniosły się latają-ce światełka.

Europejskie Dni Dobrosąsiedz-twa są cyklem spotkań, różnorod-nych imprez kulturalnych, sporto-wych i turystycznych, odbywających się co roku przy udziale mieszkań-ców strefy przygranicznej. Wszelkie imprezy Dni dobrosąsiedztwa prze-biegają bezpośrednio na granicy po jej obu stronach przy dopełnieniu wszystkich ustaw obu państw, do-tyczących kwestii przekraczania granicy.

W tym roku Dni Dobrosąsiedztwa rozpoczęły się 11 sierpnia na przejściu

„Grabowe” na Wołyniu. Otwarto tam tymczasowy punkt przekraczania granicy „Adamczyki – Zbereże”. Jak miało to miejsce w latach poprzed-nich, obchody rozpoczęto od otwar-cia przeprawy pontonowym mostem przez rzekę Bug. Następnie odbył się Jarmark Nadbużański i szereg imprez kulturalnych i sportowych.

14 sierpnia Dni Dobrosąsiedz-twa zorganizowano na przejściu „Morozowicze”, również na Wołyniu. I tu, jak w poprzednim przypadku, wystawiono most pontonowy, który połączył Polskę i Ukrainę. Otwarto również tymczasowe punkty gra-niczne, przez które przeszło w obie strony około 800 osób. Pośród gości festiwalu, oprócz Polaków i Ukraiń-ców, byli obywatele Holandii. Udział w tym święcie wzięły zespoły folklo-rystyczne, odbyły się loty balonowe, prezentacja dorobku artystycznego i transgraniczny jarmark wyrobów ludowych. Miały też miejsce zawody sportowe o Puchar Dobrosąsiedztwa i tradycyjna degustacja wyrobów ku-linarnych.

źródło: polukr.net

W obw. lwowskim odbyły się Europejskie Dni DobrosąsiedztwaW poniedziałek, 28 sierpnia, na tymczasowym punkcie granicznym „Staje – Korczmin” odbyły się Europejskie Dni Dobrosąsiedztwa.

2231 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Wielcy zapomniani

MARIAN SKOWYRA

Ks. Władysław Bachota kapłan diecezji przemyskiej urodził się 1 li-stopada 1889 roku w Terliczce, nie-wielkiej wsi w powiecie rzeszowskim. W latach 1902–1910 odbył studia gimnazjalne w Sanoku. Po ukoń-czeniu Seminarium Duchownego w Przemyślu otrzymał 5 lipca 1914 roku święcenia kapłańskie.

Natomiast ks. Marcin Serwacki, kapłan archidiecezji lwowskiej ob-rządku łacińskiego urodził się w 1848 roku.

Jeden i drugi urodzili się wła-śnie w tym czasie, kiedy to żądania wolności religijnych i obywatelskich, przede wszystkim równości wobec prawa, wolności prasy oraz wolności stowarzyszeń i zgromadzeń, docho-dziły do głosu bardzo mocno. Życie polityczne w Galicji charakteryzowały żywiołowość i przypadek. Z koniecz-ności odwoływano się do czasów minionych. Praktycznie na margines życia społecznego zepchnięto war-stwę społeczną chłopów, nie widząc w niej potencjalnej siły politycznej, lecz jedynie ludzi zrodzonych do mo-zolnej pracy na roli.

Nie lepiej było w szkolnictwie. Mimo wielkiego rozwoju i zwięk-szenia liczebności szkół w Galicji, ówcześni nauczyciele wywodzili się spośród studentów, którym nie uda-ło się ukończyć studiów, oraz wysłu-żonych podoficerów i porzucających fach rzemieślników. Stosowane me-tody nie wymagały specjalnych kwali-fikacji. Ostatecznym i rozstrzygającym wsparciem nauczycielskiego autory-tetu, swoistym insygnium jego władzy i godności był kij i rózga. Taki widok

którzy przypadkiem jeno dostali się w granice jego policyjnej władzy”. Toteż nie dziwi fakt, że zwłaszcza ludność wywodząca się z niższych sfer spo-łecznych mogła mieć swoisty uraz do wszelkiego przejawu władzy.

Ks. Władysław Bachota po świę-ceniach kapłańskich na pierwszą placówkę został skierowany 1 wrze-śnia 1914 roku w charakterze wika-riusza do parafii w Tuligłowach, gdzie pracował do 1 czerwca 1916 roku. Następnie posługiwał jako wikariusz w Łętowni (1.06.1916–30. 06.1917) oraz Żołyni (1.07.1917 – 22.05.1918). Dodatkowo praca duszpasterska na stanowisku kapelana wojskowego od 1918 do 16 stycznia 1919 roku wy-robiła w młodym kapłanie Władysła-wie stalowy charakter, który go cha-rakteryzował do końca życia. Przez następne dwa lata był wikariuszem w Błażowej oraz w Mościskach. Po kolejnych placówkach parafialnych, gdzie przebywał w charakterze eks-pozyta (Trzcieciec, Podbuż i Stupnica Polska), zwrócił się do kurii biskupiej z pismem o pozwolenie na wstąpie-nie do Zgromadzenia Księży Naj-świętszego Serca Jezusa. Powyższe pozwolenie otrzymał 31 października 1922 roku. I tam także nie zatrzymał się na dłuższy czas, lecz po dwóch latach z niewyjaśnionych przyczyn postanowił powrócić do macierzystej diecezji. Dnia 15 marca 1925 roku otrzymał nominację na wikariusza parafii w Majdanie Kolbuszowskim, a od 25 lutego 1926 roku został skie-rowany na administratora do parafii w Strzałkowicach, gdzie pracował do 15 lipca 1932 roku.

Dość podobnie toczyły się losy drugiego z kapłanów, m.in. poprzez

pasterskiej w charakterze wikariusza do około pięciotysięcznej parafii w Strusowie, by po pół roku pobytu w niniejszej parafii ponownie powrócić do Budzanowa. O następnych latach niewiele wiemy poza tym, że praco-wał w charakterze katechety trywial-nej szkoły żeńskiej im. św. Marii Mag-daleny we Lwowie. Od 1885 roku ks. Serwacki pełnił funkcję wikariusza w parafii Matki Bożej Śnieżnej we Lwo-wie u boku proboszcza z hrabiow-skiej rodziny ks. Stanisława Nałęcz Korzeniowskiego. Równocześnie w tym czasie została mu powierzona posługa katechety w lwowskim IV gimnazjum państwowym. Z tej też parafii w 1887 roku został skierowa-ny w charakterze proboszcza do Ma-lechowa pod Lwowem, gdzie także zatrzymał się na dłuższy okres – do 23 marca 1906 roku.

Strzałkowice i Malechów pod względem ludności były bardzo po-dobne – miały charakter wiejski, cho-ciaż znajdowały się przy znaczących ośrodkach miejskich. Największym ówczesnym problemem na wsi była bieda oraz pijaństwo chłopów, z któ-rym owi duchowni postanowili wal-czyć, a także ukazać znaczenie wsi dla społeczeństwa.

Według ustnych relacji ks. Ba-chota miał być porywczy, a nawet niejednokrotnie mógł podnieść rękę na parafian. Nie znosił szczególnie

pijaństwa. Wymagał od swoich pa-rafian dyscypliny i porządku zarówno w zachowaniu, jak i ubiorze. Miał też być pomocny w sprawach gospodar-czych. Pomagał parafianom w napra-wianiu ich sprzętu gospodarczego, za co był ceniony i szanowany. Wie-lu jednak pamięta go jako surowego i wymagającego katechetę. Zachęcał także do nabożnego słuchania mszy św. Za jego też czasów powstało słynne do dziś w samborszczyźnie przysłowie o zbyt szybko wychodzą-

dobne incydenty nie będą miały już miejsca. Jednak po wyjściu z pałacu biskupiego jeszcze będąc na dworcu w Przemyślu, miał pobić przechodzą-cego policjanta.

Po drugiej stronie Lwowa – ks. Marcin Serwacki należał także do kapłanów, którzy nie uznawali wła-dzy świeckiej, ani duchownej, nie przyjmował i nie odpowiadał na pisma i okólniki władzy wyższej, ignorował wizytacje, co zanotowa-no w czasie wizytacji biskupiej w 1899 roku. Jak podają dokumenty wizytacyjne archidiecezji lwowskiej „jego niechęć odnosiła się do innych proboszczów, z którymi się spotykał. Opuszczał parafię podczas wizytacji, zostawiał klucze tylko do kościoła. Mimo to parafia była przez niego dobrze prowadzona, chodził do cho-rych, dbał o wystrój i wyposażenie kościoła i cmentarza, wszystkie księ-gi były uzupełniane na bieżąco”.

Obydwaj kapłani byli jednak ludźmi wielkiego serca, a także zatroskanymi o piękno świątyń, w których im dane było pracować. Jeden i drugi przystąpili do ma-lowania wnętrza kościoła. Warto nadmienić, że dekoracje malarskie, mimo że świątynie w okresie ko-munistycznym zostały zamknięte i były systematycznie niszczone (w Strzałkowicach mieścił się magazyn szkoły, a w Malechowie pierwotnie akademik, a następnie mieszkania dla nauczycieli miejscowej szkoły), we wnętrzu świątyń zachowały się w doskonałym stanie do dziś. Dla kościoła parafialnego w Strzałkowi-cach ks. Władysław Bachota w 1928 roku sprawił także nowy dzwon.

W Malechowie po ukończonych pracach remontowych w 1896 roku odbyła się konsekracja kościoła, a ks. Marcin Serwacki otrzymał ty-tuł Expositorium Canonicale, zaś 30 września 1902 roku arcybiskup

Niepokorni i surowi duszpasterze Strzałkowic i Malechowa ks. Władysław Bachota i ks. Marcin SerwackiNie zachowało się wiele informacji na temat tych duchownych, którzy na trwałe zachowali się w pamięci Strzał-kowic i Malechowa. Obydwaj żyli na przełomie XIX i XX wieku. Należeli do różnych diecezji, ale cechowało ich podobieństwo charakterów i sposób postępowania, który może również w obecnych czasach budzić pewne nie-zrozumienie, a nawet odrzucenie, zanim poznamy ich bliżej.

Wycinki gazetowe na temat procesu sądowego ks. Włady-sława Bachoty

Kościół w Malechowie

przedstawiciela władzy nie był typo-wy jedynie w szkole. W wojsku kapral nosił kij, wycięty z leszczyny. Policjant uwijał się po ulicach z potężnym kijem w ręku i zmuszał nim do posłuszeń-stwa nie tylko „swarliwe przekupki, ale próbował też zbawiennej mocy jego na grzbietach innych obywateli,

częste zmiany miejsc posługiwania kapłańskiego. Po ukończeniu Wyż-szego Seminarium Duchownego we Lwowie w 1873 roku otrzymał święce-nia kapłańskie. Pierwotnie pracował w parafii Budzanów na terenie deka-natu Czortków. Od lutego 1874 roku został skierowany do posługi dusz-

Kościół w Strzałkowicach

cych z kościoła: „Święty Boże, a ja już na dworze. Anioł Pański, a ja już koło Isańskich”.

Za nietaktowne zachowanie wobec parafian miał być wzywany przez św. bpa Józefa Pelczara na rozmowy, celem upominania. Pew-nego razu po upomnieniu biskupim, zagwarantował biskupowi, że po-

metropolita lwowski obrządku łaciń-skiego św. Józef Bilczewski zezwolił proboszczowi w Malechowie używa-nia rokiety i mantoletu.

Ks. Władysław Bachota po kil-kuletniej pracy duszpasterskiej w Strzałkowicach z niewyjaśnionych przyczyn złożył rezygnację z zajmo-wanego stanowiska. W następnych

23www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

latach posługiwał najpierw jako ad-ministrator, a następnie od 2 wrze-śnia 1932 roku jako proboszcz pa-rafi i w Rakszawie. Tutaj jego postać stała się znana w całej diecezji i całej Polsce dzięki urządzeniu przy jego współudziale obchodów 25-lecia działalności Wincentego Witosa. Mimo iż uroczystość odbyła się za zgodą biskupa Bardy, został areszto-wany i postawiony przed sąd za to, że w czasie kazania „znieważył rząd i państwo polskie oraz rozgłaszał wiadomości mogące wywołać nie-pokój publiczny”. Każdego kapłana głoszącego z ambony niewłaściwe poglądy, mógł w tym czasie, i dziś może, spotkać smutny los księdza Władysława Bachoty. Cóż zatem za słowa wywołały tak ogromne oburzenie tamtejszych rządzących?

do walki, musimy przeciwstawić się zdrajcom, a bez względu na ofi ary i krew, walkę doprowadzić do zwy-cięskiego końca”.

Wszystko to zbiegło się z sil-nymi protestami chłopskimi, które w tym czasie wstrząsały południo-wą i wschodnią Polską. Sytuacja była do tego stopnia napięta, że niejednokrotnie do rozpędzenia tłumów policja oraz wojsko musiały korzystać z broni palnej, co z kolei skutkowało kilkunastoma ofi arami śmiertelnymi. W takiej atmosferze władze, bojąc się dalszych wystą-pień niepokornego duchownego, postanowiły go utemperować. Zde-cydowano, że politykowanie najsku-teczniej wybije kaznodziei kryminał. Jak zaplanowano tak też i zrobiono, a kuria w Przemyślu ciągle milczała na czele z biskupem, gdy wszystkie gazety w kraju szkalowały duchow-nego. Już cztery dni po niefortunnym wystąpieniu ksiądz Bachota został zatrzymany. Po aresztowaniu ks. Ba-chota został przewieziony pod silną eskortą do aresztu w Rzeszowie, a stamtąd trafi ł do krakowskiego wię-zienia, gdzie w areszcie przebywał około czterech miesięcy.

W międzyczasie był zmuszo-ny zrzec się probostwa – według wspomnień trzykrotnego premiera, decyzja ta zapadła pod wpływem nacisku hierarchii kościelnej i po odbyciu kary więziennej przez dwa lata pozostawał bez posady osa-motniony i zepchnięty na tor boczny. Pobyt w więzieniu wpłynął także na jego zdrowie. I choć 16 sierpnia 1935 roku został mianowany admi-nistratorem w Wietrznie, jednak już 9 października 1936 roku został zwolniony z urzędu i przeszedł na przyśpieszoną emeryturę. Ostatnie lata spędził w Pełkiniach koło Jaro-sławia, gdzie też zmarł 22 czerwca 1939 roku w wieku niespełna 50 lat. Mimo trudnego charakteru był czło-wiekiem wielkiego serca zabiegają-cym o duchowe i materialne dobro powierzonych sobie wiernych, przez co zaskarbił sobie mimo już wielu lat od śmierci nieustanną pamięć i cześć.

Podobnie, i w osamotnieniu, spędził ostatnie lata życia ks. Mar-cin, który po wieloletniej posłudze kapłańskiej i 19. latach pobytu w Malechowie przeszedł na zasłużoną emeryturę, zamieszkując we Lwowie. Jak zanotował w schematyzmie ów-czesny kanclerz kurii metropolitalnej, „zmarł 22 sierpnia 1913 roku w Wo-rochcie, gdzie udał się na leczenie”. Po eksporcie ciała do Lwowa został pochowany przy 6 kwaterze Janow-skiego cmentarza we Lwowie. W następnych latach na jego mogile zo-stał wzniesiony granitowy grobowiec zwieńczony fi gurą Jezusa Chrystusa (obecnie z niewyjaśnionych przyczyn brak tej fi gury na grobie kapłana, prawdopodobnie została skradziona), a na granitowym postumencie został wygrawerowany napis: „Ksiądz Mar-cin Serwacki *1848 †1913 Spokój jego duszy”. Po pochówkach pamięć o tych duchownych została zatarta.

W obecnych czasach takie nie-konwencjonalne postacie historycz-ne mogą być przykładem i zachętą do tego, by w sytuacji korupcji i nieuczciwości nie obawiać się wal-czyć i stawać w obronie słabszego i skrzywdzonego, nawet jeśli walka wydaje się bezowocna.

JAN JAREMKO

Przez wiele lat wybitni sportow-cy znajdowali się pod „przykrywką”, a niektórzy nawet byli zmuszeni do pracy na bezpiekę. Szczególnymi względami Stasi otoczone były pięk-ne niemieckie łyżwiarki fi gurowe. Jako pierwszą należy wspomnieć Gabi Seyfert, wielokrotną mistrzynię świata z końca lat 60 XX wieku. Stasi „wzięło” ją na tym, że sportsmenka lubiła ładne i drogie rzeczy. „Pomo-żemy ci, a w zamian opowiesz nam co mówią twoi koledzy z drużyny, o czym marzą, co planują…”.

Matką Gabi była znana trener-ka jazdy fi gurowej Jutta Müller, a jej wychowanką była kolejna gwiazda NRD-owskiej jazdy fi gurowej Kate-rina Witt, dwukrotna mistrzyni olim-pijska, wielokrotna mistrzyni świata, dobrze znana naszym kibicom tego sportu. Katarzynę podejrzewano o współpracę z tajnymi służbami, bo

najbardziej prestiżowych zawodów. Znanego i popularnego sportowca, podpułkownika WP zapraszano do kabinetów generałów i ministrów, a wspólnie z żoną, popularną artyst-ką Teresą Szmigielówną, bywał na wszystkich najważniejszych rautach i przyjęciach.

Nagle na wiosnę 1975 roku Pawłowski znika. Po Warszawie po-toczyły się plotki, że zamordowano go. Ale już po kilku miesiącach w ga-zetach ukazał się wyrok sądu w jego sprawie – 25 lat więzienia za zdradę państwa. Był to prawdziwy szok dla społeczeństwa, przez które był lu-biany i szanowany. Z pierwszą żoną Teresą rozwiódł się jeszcze przed procesem, a druga, doktor medycy-ny Iwona czekała na jego wyjście z więzienia przez długie dziesięć lat, aż w końcu doczekała się powrotu Jerzego do domu.

Nagle okazało się, że CIA zawer-bowała polskiego sportowca jeszcze w 1964 roku podczas jego pobytu za oceanem. Pawłowski, chociaż nosił mundur wojskowy, nie znał planów wojskowych PRL-u ani Układu War-szawskiego. Ale już same jego „by-wanie” w kabinetach najważniejszych osobistości w państwie przesądziło o

Ale przeliczył się. Władza przez jego „przykładowe” ukaranie chciała za-demonstrować swoją siłę: za szpie-gostwo na korzyść najzacieklejszego wroga – ćwierć wieku z konfi skacją majątku. Państwo przejęło „merce-desa” i pięciopokojowe mieszkanie w centrum Warszawy, umeblowane antycznymi meblami i obwieszone dziełami sztuki.

Po dziesięciu latach i 44 dniach 11 czerwca 1985 roku wyszedł na wolność, by zostać wymienionym na polskiego szpiega Mariana Zachar-skiego, aresztowanego w USA. Rząd amerykański zgodził się na wymianę swoich agentów, przebywających w więzieniach w Polsce. Jednym z nich był Jerzy Pawłowski. Do wymiany doszło na słynnym moście Glienic-ke w pobliży Poczdamu. Mistrz i tu wszystkich zadziwił. Mógł przejść na stronę „wolnych ludzi”, a wolał pozo-stać w kraju: Polska – to moja ojczy-zna. Niech ją opuszczają komuniści, ja zostaję! – powiedział.

Jednak zdrady mu nie przeba-czono. Odczuł to i usamotnił się. Przez ostatnie lata życia malował pejzaże i nawet wystawiał swoje ob-razy, rzeźbił również w drewnie. Zaj-mował się bioenergetyką w prywat-nej klinice, bo uważał, że posiada dar uleczania. Jednak sam się nie upilnował – chore serca stanęło 11 stycznia 2005 roku następnego dnia po Balu mistrzów sportu, który co roku odbywa się pod egidą Polskie-go Komitetu Olimpijskiego. Siedział skromnie z żoną w kącie sali i być może wspominał podobne imprezy ze swej młodości. Świat sportowy Polski zamieścił w prasie nekrolog, w którym odnotowano jedynie jego osiągniecia sportowe.

Etatowym współpracownikiem KGB był również mistrz olimpijski we

Zwieńczenie mogiły ks. Mar-cina Serwackiego

Mogiła ks. Marcina Serwac-kiego

To mianowicie głos wołający o litość nad ubogimi obywatelami kraju. Jak zanotował w swych wspomnieniach Wincenty Witos: „Obracało się ono koło stosunków w Polsce, a było wypowiedziane z wielką siłą, a nie-co i zapalczywością. Kaznodzieja wziął sobie za przedmiot walkę Chrystusa z szatanem, a mówił w ten sposób, że każdy mógł się domyślić, kto jest tym szatanem, choć ani jeden raz nazwiska jego nie wymienił” – a chodziło o Józefa Piłsudskiego.

Na domiar złego w kazaniu ks. Bachota posłużył się jednym z kazań abpa Józefa Teodorowicza, szczególnie podkreślając i akcentu-jąc następujące słowa: „On jest du-chem ciemności, który z dnia zrobił noc, z wolnej Polski czeluście pie-kielne i więzienie. Rządzi on Polską jako duch wschodu i barbarzyństwa. Zatruł ducha narodu, zdeptał jego honor, zdemoralizował znaczną część społeczeństwa. Mimo tego spodlona część narodu buduje mu pomniki i cześć boską oddaje. Ode-brano życie i zdrowie najlepszym lu-dziom, pozbawiono ich zasług i wol-ności. Panoszą się zdrajcy, złodzieje i judasze. (...) Jeżeli nie chcemy zgi-nąć, to musimy jak jeden mąż stanąć

Mistrzowie i służby specjalneWywiad i kontrwywiad dowolnego państwa istnieją po to, aby kontrolować swoich obywateli, a szczególnie tych, którzy z racji pełnienia swoich funkcji – kierownicy, politycy, dyplomaci – lub zdolności – uczeni, artyści, sportowcy – często odwiedzają zagranicę. Ci ostatni chyba najczęściej przecinają morza i oceany, więc nic dziwnego, że są pod szczególnym obstrzałem służb spe-cjalnych. W okresie sowieckim każda delegacja sportowa miała swego „anioła stróża” z odpowiedniego komitetu.

Jerzy Pawłowski w 1968 r.

Katerina Witt w 1998 r.

zawsze wszystko układało się jej po-myślnie, nie miała żadnych konfl ik-tów, nieporozumień. Prasa od razu zrobiła wniosek: Katt przyjaźni się z odpowiednimi „chłopcami”, którzy wszystko pokrywają. Tej seksownej piękności przypisywano liczne ro-manse, zaczynając od księcia Mona-ko, mistrza świata w szachach Garri Kasparowa, a na członkach biura politycznego NRD kończąc.

Do podobnych funkcji zmuszany był i Jerzy Pawłowski, znany polski szermierz, mistrz olimpijski z 1968 roku, wielokrotny mistrz świata, uznany w 1974 roku za najlepszego sportowca Polski. W swojej książce „Najdłuższy pojedynek”, wydanej w 1994 roku przyznaje się, że począt-kowo był tajnym współpracownikiem służby bezpieczeństwa PRL-u pod pseudonimem „Szczery”.

Wyjaśnił to tym, że chciał ura-tować ojca, żołnierza AK, którego po wojnie prześladowano. Jerzy był nadzwyczaj utalentowanym sportow-cem: jakąkolwiek dziedzinę uprawiał – zaraz osiągał wysokie wyniki: w boksie, łucznictwie, lekkiej atletyce. Jednak największe osiągnięcia miał w szermierce. Był uczestnikiem sze-ściu olimpiad, prawie przez dwadzie-ścia lat nie schodził z piedestałów

Vladas Cesiunas (od prawej) i Jurij Łobanow w 1972 r.

jego losie. Znał wiele ploteczek, kto, kiedy, z kim, a te informacje też inte-resowały wywiad USA. Interesowało ich wszystko: kto ma kochankę, kto nie stroni od kieliszka, kto gra hazar-dowo w karty. Swoją współpracę z Amerykanami tłumaczył wyjątkową nienawiścią do władzy komunistycz-nej. Gdy zorientował się, że jest śle-dzony, sam oddał się w ręce władz. I tu wyprzedził przeciwnika, jak robił to wiele razy na planszy. Może miał nadzieję, że grzechy zostaną mu wy-baczone, a szczerość i osiągniecia sportowe zostaną wzięte pod uwagę.

wioślarstwie z 1972 roku w Mona-chium Litwin Vladas Cesiunas. Kilka lat po zwycięstwie olimpijskim brał udział w operacji wywiadu sowiec-kiego, jako niby „niezadowolony” z życia w Związku Radzieckim, dał się zwabić kobiecie i pozostał za grani-cą. Tam podczas licznych konferen-cji prasowych ganił władzę sowiecką i wykonywał inne zadania. Tu, natu-ralnie uważano go za zdrajcę, ale po kilku latach, po wykonaniu zadania, Cesiunas wrócił i został bohaterem ZSRR.

Otóż… każdy ma za swoje.

2431 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Władcy Stanisławowa

IWAN BONDAREWtekst ilustracje z archiwum autora

Równocześnie „brzydkie kacząt-ko” rodu Potockich znalazło swoje miejsce we wszystkich prawie pol-skich encyklopediach i słownikach. I nie tylko w polskich – ukraińska Encyklopedia Ukrainoznawstwa wy-stawia mu nawet ocenę dość pozy-tywną. Pomyślałem sobie nawet, że gdyby amerykański pisarz Theodore Dreiser żył sto lat wcześniej, nasz bo-hater mógłby być pierwowzorem jego „Finansisty”. Człowiek ten w ciągu swego niezbyt długiego życia odczuł radość zwycięstw i gorycz porażek, o jego zaś upadku mówiła cała Pol-ska. Warto więc, zanim przypniemy tej barwnej postaci utarte określenia, dowiedzieć się więcej o jego życiu, poprzedzającym bankructwo.

6 milionów kapitału startowego

11 września 1761 roku w rodzinie guzowskiego starosty Jana i Pauliny z Szembeków Potockich przyszedł na świat chłopiec, któremu na cześć dziadka nadano imię Antoni. Ponie-waż w tym dniu przypadało również święto św. Protazego i Jacka, maluch otrzymał na drugie imię Protazy, w skrócie – Prot.

Po roku umiera ojciec i matka po-nownie wychodzi za mąż za Andrzeja Ogińskiego. Wkrótce w rodzinie zja-wia się brat Antosia, Michał Kleofas – przyszły kompozytor, autor znanego poloneza „Pożegnanie z ojczyzną”. Niebawem rodzina ojca zabiera chłopca do Krakowa, gdzie począt-kowo pozostaje pod opieką dziadka,

a po jego śmierci – innych wujów Po-tockich. Otrzymuje wówczas niezłe wykształcenie pod okiem znanego pedagoga i tłumacza, zakonnika-pi-jara Wojciecha Nafalskiego.

W 1774 roku w Krakowie Antoni spotyka osobę, która odegra wielką rolę w jego życiu. Tym człowiekiem jest eksjezuita Michał Kosowski, któ-ry do końca życia pozostanie dorad-cą finansowym młodego szlachci-ca. Wspólnie z nowym przyjacielem Antoni Prot wybiera się w podróż po Europie. Po powrocie z tej podróży w ciągu 1776–1781 roku przejmują od opiekunów wszystkie należne Antoniemu majątki rodowe. Dostał mu się niezły spadek po ojcu i dziad-ku – 6 milionów złotych w gotówce, miasteczko Lisoboki i Machnowski klucz posiadłości koło Berdyczowa. W 1782 roku Antoni nabywa miasta Cudnów pod Żytomierzem, Lubar i Jampol nad Dniestrem.

Od pończoch do żaglowców

W 1783 roku Antoni Prot zostaje wybrany jednym z zarządców „Pol-skiej Kompanii Handlowej”, która powstała dla handlu na Morzu Czar-nym. Włożył w Kompanię własny majątek i od tej chwili ta organizacja, istniejąca dotychczas jedynie for-malnie, zaczęła przynosić dochody. Za wkład w rozwój handlu król Sta-nisław August nagrodził Potockiego orderem św. Stanisława.

Niebawem w Chersoniu powstaje Dom Handlowy Antoniego Prota Po-tockiego, a z czasem urząd banko-wy. Młody przedsiębiorca organizuje nawet własną flotę handlową, której trasy przebiegają przez Morze Śród-

ziemne wzdłuż brzegów Afryki. Nie-stety wojna rosyjsko-turecka, która wybuchła w 1787 roku, położyła kres kompanii. Jednak dzielny przedsię-biorca nie pozostał na lodzie – prze-formował swoją flotę handlową na flotyllę służącą do działań bojowych armii rosyjskiej na Morzu Czarnym.

W tym samym czasie otwiera Dom Bankowy w Warszawie z filią w Machnówce, która obsługuje kon-trakty w Dubnie i Lwowie. Staje się też akcjonariuszem Kompanii Sol-nej Leopolda von Beusta, lwowskiej fabryki tkanin i sukienniczej manu-faktury Rochana. W Warszawie zo-staje wówczas otwarty wielki sklep towarów kolonialnych – coś na wzór współczesnego supermarketu. Sklep ten również należał do utalentowane-go finansisty.

Największą sławę przyniosła jednak Potockiemu działalność go-spodarcza we własnych majątkach. Jako centrum Antoni obrał sobie Machnówkę i wybudował w niej kilka manufaktur, które produkowały suk-no, kapelusze, kołdry, perkal, wozy i meble. W organizację tego prze-mysłu włączył fachowców z Niemiec i Francji. Obok manufaktur w Mach-nówce otwarto też aptekę i drukarnię. W innych posiadłościach Potockiego również zapanował boom budowla-ny. W Cudnowie otwarto produkcję

Za tę wspaniałą działalność go-spodarczą król nagrodził Antoniego Prota orderem Orła Białego. To naj-wyższe odznaczenie Rzeczypospo-litej młody „biznesmen” otrzymał w drodze wyjątku – dotychczas nagra-dzano nim jedynie wyższych urzęd-ników państwowych.

Tak oszałamiające sukcesy go-spodarcze można wytłumaczyć dwo-ma okolicznościami: po pierwsze Potocki nie interesował się polityką i działał jedynie w sferze gospodar-czej, po drugie – pomagał mu Mi-chał Kosowski – „szara eminencja” finansowego imperium magnata.

Pojedynek, którego nie było

Pośród tej działalności Antoni nie zapomniał też o życiu osobistym. W latach 80. XVIII wieku żeni się z cór-ką generała Lubomirskiego, Marian-ną. W 1790 roku przychodzi na świat ich jedyne dziecko, córka Emilia. To małżeństwo trudno jednak nazwać szczęśliwym.

W listopadzie 1790 roku za sumę 15 tys. dukatów Protazy kupuje po-sadę wojewody kijowskiego. Był to okres, gdy takie stanowiska otwar-cie kupowano, gdyż było to źródło alternatywnych dochodów państwa. Żródło dość obfite. Król Stanisław August zatwierdził posadę w marcu następnego roku i Antoni Prot zajął pałac wojewody w Żytomierzu. Nowo mianowany wojewoda został włą-czony w skład komisji budżetowej. Napisał wówczas odważny projekt sprzedaży wiosek starostw państwo-wych ich właścicielom. Wiele miej-sca poświęcił w nim ochronie praw chłopów. Na przykład: chłopom bez ziemi nadawano ziemię w dzierżawę, dzierżawiącym już – przekazywano

w wieczysta dzierżawę. Chłopom gwarantowano wolne przemieszcza-nie się, gdy nie będzie im odpowiadał nowy właściciel. Ponieważ większa część starostw leżała na Ukrainie, chłopi ukraińscy mogli z tej ustawy w pełni skorzystać. Niestety, dalsze niesprzyjające działania polityczne sprawiły, że ten projekt pozostał jedy-nie na papierze.

Na początku lat 90. majątek An-toniego Protazego szacowano na 60–70 milionów złotych. Jak widać ten „marnotrawca” powiększył spa-dek po ojcu ponad dziesięciokrotnie. Ale, nawet będąc u szczytu sławy, finansista przeżywał czasem trud-ne chwile, które psuły mu nastrój. W posagu żony doszły posiadłości z centrum w Zwiagielu. Wszystko byłoby dobrze, ale po śmierci teścia (generała-lejtnanta wojsk rosyjskich), teściowa wyszła po raz drugi za mąż za Kaliksta Ponińskiego. Nie dawały mu spokoju majątki pasierbicy, więc rozpoczyna sądy o te ziemie z Po-tockim. Protazemu udało się jednak odrzucić roszczenia nowego teścia i udowodnić bezpodstawność jego żądań. Wówczas Poniński ucieka się do działań ostatecznych – obraża pu-blicznie Potockiego u wyzywa go na pojedynek. Znając Ponińskiego jako wspaniałego szermierza, Protazy znalazł się w pikantnej sytuacji. Je-żeli przyjmie wyzwanie – grozi mu to niechybną śmiercią, jeżeli odrzuci – hańba na resztę życia. Bystry umysł magnata znalazł jednak wyjście również z tej kłopotliwej sytuacji.

Wkrótce do Petersburga miała wyruszyć delegacja, w składzie któ-rej był Potocki. W tej sytuacji był on osobą nietykalną. A ponadto obraza posła – to obraza Rzeczypospolitej, którą reprezentuje. Korzystając z tych

Antoni Prot – milioner i bankrutSpośród licznych przedstawicieli rodu Potockich krajoznawcy najwięcej zastrzeżeń mają do ostatniego właściciela Stanisławowa – Antoniego Pro-tazego Potockiego. Określenia „bankrut” i „marnotrawca” na zawsze przy-lgnęły do niego, powtarzając się w kolejnych publikacjach historycznych.

Antoni Protazy Potocki

Żona Antoniego – Marianna z Lubomirskich, nie cechowa-ła jej wierność małżeńska

Za rozwój gospodarczy Rze-czypospolitej Potocki został udekorowany orderem Orła Białego

porcelany i wybudowano wielkie ma-gazyny zboża i żelaza. W Lubarze za 200 tys. złotych przekopano kanał ze śluzą oraz założono szkołę i biblio-tekę. W Jampolu wybudowano port rzeczny z magazynami.

25www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

Telewizja kuriera galicyjskiego zaprasza!

Codziennie nowe materiały fi lmowe ze Lwowa, Ukrainy Za-chodniej i nie tylko! Zawsze obiektywne, zawsze prawdziwe, zawsze na czasie!Subskrybujcie kanał Kurier Galicyjski TV na YouTube: www.youtube.com/user/KurierGalicyjski i pierwsi dowiadujcie się o nowych fi lmach. Bądźcie z nami i nie przegapcie żadnych materiałów „Kuriera Galicyjskiego TV”. Zapraszamy: www.kuriergalicyjski.com

praw, Potocki zwrócił się do sądu i zmusił Ponińskiego do publicznych przeprosin za obraźliwe słowa w sto-sunku do niego jako posła. Po tym nie było już mowy o posiadłościach teściowej. Ale w tym czasie zaczyna-ją się regularne kłótnie małżonków. Czy były one powiązane z pojedyn-kiem – nie wiadomo.

Wielka inwentaryzacjaI tu nadszedł najwyższy czas,

by opowiedzieć o kontaktach Anto-niego Protazego z naszym miastem. Właścicielem Stanisławowa został bardzo zwyczajnie – po prostu w 1792 roku to miasto kupił. Przedtem właścicielką była Katarzyna Kossa-kowska, która ustąpiła dalekiemu

właścicielach budynków, komorni-kach, rozmiary spłacanych podatków i skład narodowościowy mieszkań-ców Stanisławowa i okolic. Dzięki „Inwentarzowi” mamy dziś dokładne dane statystyczne miasta z końca XVIII wieku.

Na koniec 1793 roku w Stanisła-wowie z przedmieściami było 900 komorników, pośród których polsko-ukraińskich było 404, Ormian – 102, a Żydów – 908. Stąd można w przy-bliżeniu określić ilość mieszkańców Stanisławowa. Według polskiego historyka Szarlowskiego równała się ona 5448 mieszkańcom. Sumaryczne dochody z klucza stanisławowskiego stanowiły rocznie 80 036 złotych i 16 groszy.

czypospolitej, Rosja i Prusy okupują znaczne tereny kraju. Następuje tzw. „Drugi rozbiór Polski”. Koła gospodar-cze wpadają w panikę. Właściciele papierów wartościowych rzucili się do banków, by odebrać swoje pieniądze. Nie mając możliwości wywiązania się ze zobowiązań padają jeden po dru-gim tytany fi nansowe. Jako pierwszy padł Handlowy Dom Piotra Tepplera, po nim przyszła kolej na Potockiego. Nie był w stanie wypłacić wszystkich weksli, bo większość kapitału była w obiegu. Kredytorów to jednak nie interesowało. Aby jako tako utrzymać się w tej sytuacji Antoni Prot rozpoczął intensywną działalność. Próbował udowodnić komisji likwidacyjnej, że wartość jego majątków przewyższa

opuszcza żona, uciekając do swego kochanka, młodego lowelasa Wa-leriana Zubowa, ciotecznego brata faworyty carycy Katarzyny II.

Co w tym czasie dzieje się w Stanisławowie?

Na szczęście powstanie ominę-ło Pokucie. W styczniu 1794 roku Potocki jest jeszcze wciąż właści-cielem miasta. Potwierdza to pod-pisany przez niego 3 stycznia 1794 roku „Przywilej panu Czarnemu na budowę budynku”. Ale już w 1795 roku nasze miasto za niespłaco-ne podatki przechodzi pod zarząd komisji likwidacyjnej, na czele któ-rej stoi książę Dionizy Bąkowski. Komisja spisuje majątek miasta i sprzedaje, co się da, by zwrócić pieniądze wierzycielom. Proces ten trwał długie 6 lat i zakończył się 12 stycznia 1801 roku w pałacu Piotra Teppera w Krakowie. Na ironię losu, właściciel tego pałacu był pierw-szą ofi arą krachu fi nansowego. 24 czerwca Stanisławów jako kompen-sacja za niezapłacone przez Potoc-kiego podatki, przechodzi do skarbu państwa austriackiego. Miasto było pod opieką fundacji religijnej i zosta-ło wycenione na 246 948 złotych i 20 groszy.

Co się tyczy dalszego losu na-szego bohatera, do dotarły do nas jedynie fragmenty wiedzy o nim. W 1796 roku widziano go w Warszawie, w następnym roku jeździł do Peters-burga, gdzie dopraszał się posady syndyka w diecezji Mohylowskiej. Ostatnie lata życia spędził w Mach-nówce, gdzie zmarł w 1801 roku w całkowitej samotności.

* * *Tą opowieścią biografi czną

kończymy serię portretów właści-

cieli Stanisławowa. W okresie ich 150-letniego panowania miasto wi-działo wiele dobrego i wiele złego. Ani do monstrów-krwiopijców, ani do rycerzy bez skazy Potoccy nie byli podobni. Byli zwykłymi ludźmi, każdy ze swymi zaletami i wadami. Dzięki tej dynastii miasto może po-chwalić się katedrą, muzeum sztuki, kościołem ormiańskim, gmachem Uniwersytetu medycznego (byłym kolegium jezuitów), pałacem Potoc-kich, bastionami i innymi obiektami. Magnaci byli szczodrymi mecena-sami, fundatorami świątyń i uczelni. Chociaż nadawali przewagę katoli-kom, to zachowali liczne przywileje dla Ukraińców, Ormian i Żydów. Rodzina Potockich całkowicie nie

Herb Potockich Pilawa

Plan przebudowy fortecy stanisławowskiej z1792 roku. Kopia Ignacego Drexlera

wygasła i w XIX wieku dała światu wielu polityków, pisarzy, dowódców, przedsiębiorców i mecenasów, po-zostawiając widoczny ślad w historii Galicji. Ale to już całkiem inna histo-ria.

I co najważniejsze: gdyby nie Potoccy, to prawdopodobnie u zbie-gu dwóch Bystrzyc do dziś nie było-by nic wartego uwagi, oprócz małej wioski Zabłocie.

krewnemu miasto za 2 mln złotych. Ponadto Protazy zobowiązał się spła-cić wszystkie długi Kossakowskiej. A było tego sporo – 1 338 217 złotych. Zgodnie z umową kupna do nowego właściciela należały też: miasteczko Łysiec, wioski Krychowce, Opryszow-ce, Czukalówka, Kniaginin, Pacyków, Uhrynów, Pasieczna, Radcza, Iwa-niówka, Stebnyk, Posicz, Majdan, Stary Łysiec i Drahomyrczany. W literaturze można odnaleźć stwier-dzenie, że Protazy był bratem Kos-sakowskiej, ale pochodząc z zupełnie innej gałęzi rodu Potockich był tylko jej dalekim krewnym.

Będąc pragmatykiem, Antoni Prot nakazał od razu sporządzić opis swoich majątków. Dokument powstał w 1793 roku i znany jest jako „In-wentarz klucza Stanisławowskiego”. Wprowadzono tu dane o wszystkich

Nowy właściciel nakazał opra-cować nowy plan miasta-fortecy, co uczyniono niebawem. Do naszych czasów doszła kopia rysunku, którą wykonał prof. Ignacy Drexler w 1924 roku. Ten ważny dokument przecho-wywany jest w Muzeum Krajoznaw-czym w Iwano-Frankowsku.

Bez pieniędzy i bez miłościWydawać by się mogło, że Antoni

Protazy osiągnął wszystko. Spójrz-my – jest właścicielem olbrzymich majątków na Ukrainie, a wśród nich potężnej fortecy w Stanisławowie; jest kawalerem najwyższych odzna-czeń Rzeczypospolitej; jest właści-cielem dużej sieci bankowej, licznych manufaktur i fabryk. I tu wybucha katastrofa.

W styczniu 1793 roku, wykorzy-stując wewnętrzne niesnaski w Rze-

sumę długu. Jednocześnie poszukuje kredytów w Petersburgu i już prawie mu się to udaje. Energiczne działania zaczynają przynosić owoce. Komisja rozpoczęła ocenę majątku Potockie-go. Tym samym otrzymał on drogo-cenny czas, który mógł wykorzystać na łatanie fi nansowych dziur. Już by się wydawało, że zabłysło słońce, ale…

W 1794 roku wybucha insurek-cja kościuszkowska. Rzeczypospo-lita staje się terenem walk z Rosją i Prusami. Na stronie powstańców walczą oddziały prywatnej milicji Po-tockiego, które wcześniej pilnowały porządku w jego majątkach. Zwy-cięzcy przypomnieli to Protazemu, gdy powstanie utopiono we krwi. Sprzedaje wówczas za długi manu-faktury, zamyka swoje biura. Pośród tego fi nansowego krachu Antoniego

Szanowni Rodzice! Zarząd Lwowskiego Klubu Sportowego „Pogoń” ogłasza nabór chłopców i dziewcząt z rocznika 2008-2009 do szkółki piłki nożnej. Zgłoszenia zawodników oraz szczegółowe informacje pod telefonem: +38 0632873081

2631 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Z przedwojennej prasy

opracowałKRZYSZTOF SZYMAŃSKIzdjęcia NAC

Gazeta Lwowska 02 grudnia 1932 roku umieszcza następującą informację:

Napad bandytów na Urząd Pocztowy w Gródku Jagiellońskim.

Dwóch bandytów zabi-tych, 4-ch urzędników ran-nych, bandyci zrabowali 4.000 zł

Dnia 30 b. m. o godz. 5-tej po po-łudniu grupa, złożona z 7 do 8 osób, napadła w celach rabunkowych na Urząd Pocztowy w Gródku Jagiel-lońskim. Część bandytów wtargnęła do Urzędu w maskach. Urzędnicy pocztowi, pełniący służbę przy ka-sie, rozpoczęli obronę przy pomocy rewolwerów. Rozwinęła się strzela-nina. Urzędnicy pocztowi; bronili się świetnie.

W obustronnej strzelaninie dwóch bandytów zostało zabitych. Jeden z nich skonał na miejscu. 4-ch urzęd-ników pocztowych jest rannych, nie grozi im jednak niebezpieczeństwo.

Agencja „Wschód” dowiaduje się, że władze bezpieczeństwa wy-dały natychmiast wszystkie zarzą-dzenia celem ujęcia sprawców napa-du. Z przeprowadzonych dochodzeń

Agencja „Wschód” dowiaduje się dalej, że nie ulega wątpliwości, że już w pierwszych chwilach docho-dzeń można stwierdzić rękę orga-nizacji ukraińskich nacjonalistów w tym bandyckim napadzie. Nie ulega wątpliwości, że organizacje wywro-towe wyzyskały ekscesy lwowskie dla swoich celów. Na pierwszą wia-domość o napadzie na pocztę, wy-jechały ze Lwowa oddziały pościgo-

zwiskiem Stahlewski ciężko ranny. Natomiast lekko ranny jest kontroler pocztowy.

Podkreślić należy niezwykłe mę-stwo, znakomitą orjentację urzęd-ników państwowych, którzy mimo przewagi napastników stawili czoła bandytom. To zdecydowane wy-stąpienie spowodowało cofnięcie się bandytów, którzy pozostawili na miejscu jednego zabitego. Dru-gi ciężko ranny próbował uciekać, zdołał jednak dojść do wyżej wy-mienionego mieszkania. Urzędnicy mimo ciężkich ran zdołali podać policji szczegóły napadu, których nie możemy ujawnić. Ranni zostali przewiezieni częściowo do szpitala lwowskiego.

Podkreślić należy, że w momen-cie napadu, dla odwrócenia uwagi policji miejscowej, na przedmieściach Gródka Jagiellońskiego wybito szyby w mieszkaniach żydowskich.

W następnych dniach podano więcej faktów z tych wydarzeń oraz fragmenty materiałów śledztwa.

Przodownik P. P. padł od kuli bandyty z O. U. N.

W pogoni za sprawcami napadu na pocztę w Gródku Jag. Wstrząsający mord w Glinnej Nawarji.

W następstwie zarządzonego natychmiast pościgu za sprawcami zbrojnego napadu na pocztę i urząd skarbowy w Gródku Jagiellońskim, kierujący osobiście akcją komen-dant wojewódzki VIII okręgu P.P. insp. Kozielewski zarządził telefo-nicznie alarm posterunków okolicz-nych i polecił przetrząsnąć wszyst-kie miejscowości dookoła w celu wyszukania sprawców napadu.

Otrzymawszy ten rozkaz komen-dant posterunku P.P. w Pustomytach przod. Alfred Kojat w towarzystwie posterunkowego Eugeniusza Słu-gockiego udał się natychmiast na

patrol. Idąc torem kolejowym przy-byli do Glinnej Nawarji. Tu obejrzeli dokładnie zabudowania stacyjne i udali się w kierunku miasteczka. Po drodze spotkali dwóch osobników. Przod. Kojat zatrzymał ich i wezwał do okazania legitymacyj. Osobnicy sięgnęli do kieszeni, ale zamiast dowodów osobistych dobyli z nich rewolwerów. Równocześnie niemal padły z ich strony strzały.

przez pola dwóch osobników, zmie-rzających w kierunku Rozwadowa. Poczęli ich ścigać. Jednak ci ze swej strony odpowiedzieli gęstemi strzała-mi z rewolwerów. Następnie zdołali przeprawić się przez Dniestr, poczem skierowali się znów w okolice Mikoła-jowa. Pogoń wysłana za uciekającymi stwierdzała, że ustawicznie zmieniali oni kierunek swej ucieczki.

W południe udało się policji ująć dwóch osobników. Jeden z nich miał przestrzeloną kurtkę. Nazwiska ich trzymane są w tajemnicy. Obaj ujęci uzbrojeni byli w rewolwery typu Ord-ges oraz zaopatrzeni w naboje.

Śmierć ofiary napaduWczoraj nad ranem zmarł w

szpitalu lwowskim woźny pocztowy z Gródka Jagiellońskiego, Kołacz. Był on najciężej raniony, mianowicie w szyję, przyczem kula utkwiła w kręgo-słupie. Zaraz po strzale nastąpił czę-ściowy paraliż ciała. Mimo usilnych zabiegów nie udało się uratować życia Kołacza. Jak się dowiadujemy stan zdrowia innego rannego, Klim-czaka, jest groźny. Inni ranni mają się dobrze.

17 grudnia Gazeta Lwowska po-daje informację, że sprawcy napadu będą sądzeni sądem doraźnym, czyli „sądem powoływanym w razie

Tajemnica śmierci HołówkiPrzygotowując materiał do artykułu o zabójstwie posła Tadeusza Hołowki natknąłem się na ciekawy fakt – jego mordercy zostali zgładzeni 9 mie-sięcy przed przewodem sądowym tej sprawy. Dlaczego? Odpowiedź daje nam przegląd przedwojennej prasy z końca 1932 roku.

Oskarżeni na sądowej sali rozpraw pod strażą funkcjonariuszy policji. Siedzą od lewej: Dmytro Danyłyszyn, Wasyl Biłas i Markijan Żurakowski

Grabiński, adwokat. Fotografia sytuacyjna w palcie, kape-luszu z laską (został postrzelony podczas napadu uzbro-jonych członków Ukraińskiej Organizacji Wojskowej na pocztę w Gródku Jagiellońskim, w której się znajdował)

okazuje się, że jeden ze sprawców napadu dowlókł się ciężko ranny do mieszkania jednego z adwokatów Ukraińców w Gródku Jagiellońskim i tam wkrótce zmarł z upływu krwi.

Na miejsce wypadku wyjechał natychmiast dyrektor poczty p. Mo-szoro. Już przedtem przybyli do Gródka Jagiellońskiego naczelnik urzędu śledczego nadkom. Petry, a także komendant policji wojewódz-kiej insp. Kozielewski. Pierwsze badania stwierdziły, że bandyci pod osłoną rewolwerów i ze stratą 2 za-bitych zrabowali około 4000 złotych gotówką.

we, oraz liczny sztab śledczy. Także udały się do Gródka pod kierunkiem personelu śledczego psy policyjne, które kontynuują pościg.

Urząd pocztowy mieści się w budynku, w którym znajduje się również kasa skarbowa, dlatego w budynku była bardzo silna obsada urzędnicza, składająca się z urzęd-ników poczty i z urzędników skarbo-wych. Bandyci zrabowali pieniądze w bilonie. Okazuje się, że w walce, jaka się wywiązała, dwóch urzędni-ków skarbowych jest bardzo ciężko rannych, jeden pocztylion ciężko ranny, jeden woźny skarbowy na-

Widok na ławę obrońców

Przod. Kojat, rażony kulą rewol-werową, zwalił się martwy na ziemię. Obok niego upadł post. Sługocki, którego napastnicy ciężko ranili w brzuch.

Oni sami uciekli i znikli w ciem-nościach nocy. Post. Sługockiego przewieziono do szpitala we Lwo-wie. Równocześnie wzmożono czuj-ność obławy policyjnej.

Ujęcie zamachowcówPrzypuszczenia kierownictwa po-

ścigu szły w tym kierunku, że bandyci uciekali dalej wzdłuż toru kolejowego w kierunku południowym. W tym też kierunku wysłano większość patroli pościgowych. Przypuszczenia okaza-ły się słuszne. Rano kolejarze w po-bliżu Żydaczowa ujrzeli biegnących

zagrożenia bezpieczeństwa pań-stwa, rozpatrującym sprawy karne z zastosowaniem skróconej procedu-ry” (według: sjp.pwn.pl).

Sąd doraźny nad spraw-cami napadu na pocztę w Gródku Jagiellońskim.

Śledztwo, prowadzone w spra-wie napadu na pocztę w Gródku Jagiellońskim, zbliża się ku końcowi, przyczem ustalono już cały szereg szczegółów tej zbrodni członków O. U. N. Zebrane materiały i prowa-dzone pospiesznie śledztwo daje możność przeprowadzenia rozprawy przed sądem doraźnym już w najbliż-szych dniach.

Aresztowanych przez policję sprawców napadu na pocztę prze-transportowano do więzienia w Bry-

27www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

Humorżydowski

Biedny chasyd przychodzi z pła-czem do cadyka i skarży się:

- Rabbi, zbliża się Pascha, a ja nie mam złamanego grosza na macę.

- Nie martw się przedwcześnie, dobry człowieku – uspokaja go rabbi. – Na pewno będziesz miał macę!

Chasyd wraca uspokojony do domu. Mija tydzień, dwa... Święto za pasem, a pieniędzy ani widu ani słychu. Nieszczęśliwiec sprzedaje zatem jedyny srebrny lichtarz i ku-puje macę.

Po święcie chasyd zwraca się do cadyka z wyrzutem:

- Nie gniewajcie się, rabbi, ale wasze słowa nie okazały się prawdzi-we. Musiałem aż sprzedać świecznik szabasowy, żeby kupić macę.

Cadyk na to:- I ty śmiesz wątpić w prawdzi-

wość moich słów? Czyż nie mówi-łem ci, że będziesz miał macę?!

***Do bogacza małomiasteczkowe-

go przybiega sąsiad z nowiną:- Reb Chaim, radujcie się! Nasz

wielebny rabbi zapowiedział, że Me-sjasz zjawi się lada dzień!

- Uchowaj nas Boże od takiego nieszczęścia! – przeraził się bogacz. – Pomyślcie tylko: wszyscy moi umar-li krewni wstaną z grobów i zwalą mi się na głowę...

***Żyd przychodzi do rabina ze

skargą:- Aj, pomóżcie mi, rabbi! Mam

ciężkie kłopoty z zięciem! On nie umie pić ani grać w karty.

- No, to przecież dobrze.- Jak to – dobrze?... On nie umie

pić, i pije. On nie umie grać, i gra!

Komiwojażer Nuta Malc przy-chodzi do rabina. Czoło chmurne, na twarzy smutek i skrucha.

- Rabbi! – woła od progu. – Jaką pokutę mi zadacie? Nie umyłem rąk przed jedzeniem.

- A dlaczego ty nie umyłeś rąk?- Wstydziłem się. Jadłem w chrze-

ścijańskiej restauracji.- Grzeszniku! Jak tyś mógł jeść

niekoszerne potrawy?!- No, rabbi, a co miałem robić?

To był dzień postu Jom Kipur. Wtedy wszystkie żydowskie restauracje są pozamykane.

***Żyd chce zasięgnąć porady u

rabina z sąsiedniego miasteczka.- Przecież macie swojego rabina.

Dlaczego nie udałeś się do niego?- Byłem już u naszego. A jakże.

Ale pomyślałem sobie, że dwa woły szybciej wyciągną wóz z błota niż je-den...

***W przededniu uroczystych świąt

zachorował kantor.Na jego miejsce zgłasza się kil-

kunastu kandydatów. Spośród nich najnatarczywiej domaga się hono-rowego zastępstwa bogaty szyn-karz Jekel. Wszyscy wiedzą, że ma okropny głos i nic a nic nie zna się na muzyce synagogalnej.

Sprawa opiera się o rabina. Ten wysłuchawszy argumentów obydwu stron rozstrzyga:

- Pozwólcie mu śpiewać! Prze-cież pismo mówi: „Błogosławieni, któ-rzy darzą innych, chociaż sami nic nie posiadają...

Horacy Safrin,Przy sabasowych świecach

gidkach do dyspozycji prokuratora Sądu okręgowego.

Należy podkreślić – w związku z wynikiem dotychczasowego śledz-twa – że wszyscy sprawcy napadu na pocztę w Gródku Jagiellońskim są znani, a większa część znajduje się już w rękach władz bezpieczeństwa.

Sukces władz bezpieczeństwa w sprawie gródeckiej jest niewątpliwie b. duży, jeżeli się zważy, że sprawcy napadu operowali dużymi środka-mi, znaczną ilością zamachowców i mieli znakomicie przygotowany odwrót z budynku pocztowego. Wprawdzie dziś jeszcze nie można ujawniać wszystkich szczegółów śledztwa, stwierdzić jednak można, że szczegóły samego napadu na pocztę brzmią rewelacyjnie, a nie-mniej rewelacyjnie przedstawia się linja pościgu, jaką obrano dla ujęcia sprawców.

Policja odnalazła część pieniędzy zrabowanych w Gródku Jagiellońskim.

W toku dochodzeń w sprawie napadu w celu rabunku na pocztę w Gródku Jagiellońskim organa śled-cze Policji Państwowej odszukały kryjówkę, w której ukryta była część bilonu pochodzącego z rabunku w Gródku Jagiellońskim.

W kryjówce znaleziono bilon w kwocie 990 zł. Dalsze dochodzenia w toku.

Akt oskarżenia nie obej-mie sprawy morderstwa ś. p. T. Hołówki.

Akt oskarżenia przeciwko za-machowcom z Gródka nie obejmie sprawy morderstwa ś. p. Hołówki, natomiast przewód sądowy wykaże także momenty zbrodni truskawiec-kiej, i kara będzie łączna.

Współsprawcy zamachu na ś. p. Hołówkę

Niektórzy uczestnicy napadu na pocztę w Gródku brali udział w in-nych zamachach terrorystycznych, a w szczególności zastrzelili w sierpniu 1931 r. posła ś. p. Hołówkę w Truskawcu. W każdym razie, Bi-łas i Danyłyszyn oraz portier willi ss. bazylianek Bunij okazują się współ-sprawcami morderczego zamachu na ś. p. Hołówce.

W dniach 19-23 grudnia w gma-chu sądu okręgowego we Lwowie toczy się rozprawa sądowa. Prasa lwowska poświęca temu wydarzeniu całe strony, relacjonując dokładnie zeznania oskarżonych i świadków, analizy biegłych i relacje policjan-tów, uczestniczących w akcji.

Sąd doraźny we LwowiePotworny napad na pocztę w

Gródku Jagiellońskim w dniu 30 listo-pada br. poruszył cały kraj i odbił się nawet głębokim echem poza granica-mi Polski. Nic też dziwnego, że i roz-prawa przeciwko sprawcom napadu wzbudziła duże zainteresowanie.

Już od wczesnego ranka przed gmachem sądowym przy ul. Bato-rego gromadziły się tłumy publicz-ności, pragnąc dostać się do środ-ka. Ustawione silne kordony policji wpuszczały jednak do wnętrza ludzi posiadających bilety wstępu, spraw-dzając jednocześnie legitymacje dziennikarskie.

Trybunał został wyznaczony w składzie: przewodniczący s. o. Ja-godziński, członkowie Michale i dr.

Dworzak, a wraz z nimi prok. dr. Mo-stowski.

Ława obrońców również silnie obsadzona. Danyłyszyna bronią dr. Szuchewycz i dr. Pańkowski, Biłasa dr. Starosolski i dr. Maritczak, Żura-kowskiego dr. Mankiewicz zaś Kos-saka dr. Głuszkiewicz

Zeznania Biłasa w czasie śledztwa. Jak zamordowano ś. p. Hołówkę?

Protokół, złożonych w śledztwie zeznań osk. Wasyla Biłasa, spisany przez sędziego Skórzyńskiego, a odczytany wczoraj przez przewod-niczącego, zawiera dokładny opis morderstwa, dokonanego na śp. Tadeuszu Hołówce.

Biłaś zeznał, że do UOW wcią-gnął go Motyka. Oskarżony został wkrótce aresztowany i przebywał w więzieniu w Samborze. Gdy go wy-

no nam „proszę!”. Ja wszedłem pierwszy, za mną Danyłyszyn. Ś. p. Hołówko leżał na łóżku i czytał książ-kę. Wyjęliśmy rewolwery – Hołówko zakrył twarz ręką. Strzelaliśmy obaj – nie wiem ile razy. Pierwszy wybiegł z pokoju Danyłyszyn, ja za nim, i na polu rozbiegliśmy się. Działaliśmy tylko we dwójkę, a nie w piątkę, bo zresztą z tem dać mogła sobie radę jedna osoba.

WyrokDmytra Danyłyszyna, Wasyla Bi-

łasa i Mariana Żurakowskiego uzna-je się winnymi, że dnia 30 listopada br. z innemi nieznanemi osobami, z bronią w ręku wtargnęli do urzędu pocztowego w Gródku Jagiellońskim i sterroryzowawszy obecnych tam urzędników, przy użyciu przemocy zabrali gotówkę w sumie 3236 zł. 15 gr., nadto Dmytra Danyłyszyna, że

1 grudnia br. w Glinnej Nawarji w zamiarze zabicia komendanta Koja-ta strzelił do niego z rewolweru, w skutek czego Kojat śmierć poniósł na miejscu, czem wszyscy trzej dopuścili się zbrodni przeciwko bez-pieczeństwu mienia z bronią w ręku, a nadto Danyłyszyn dwukrotnie użył tej zbrodni przeciwko bezpieczeń-stwu życia, a Biłas zbrodni przeciw-ko bezpieczeństwu życia i za to

zasądza Danyłyszyna, Biłasa i Żurakowskiego

na karę śmierci.Co do ostatniego oskarżonego

Zenona Kossaka, Trybunał z po-wodu braku jednomyślności odesłał jego sprawę na drogę zwyczajnego postępowania.

Następnie przewodniczący od-czytał obszerne motywy wyroku, przebieg całej zbrodni, podkreśla-jąc, że nie znalazł okoliczności ła-godzących. Skazani przyjęli wyrok spokojnie.

Prok. dr. Mostowski sprzeciwił się interwencji Trybunału o ułaska-wienie Biłasa i Danyłyszyna, gdyż w myśl polityki kryminalnej prośba taka jest niedopuszczalna i niekon-sekwentna, a co do Żurakowskiego, pozostawia decyzji Trybunału.

Prośba o łaskęZabrał głos obrońca dr. Sta-

rosolski prosząc Trybunał, aby przedstawił skazanych łasce Pana Prezydenta, oświadczając jedno-cześnie, że obrona wnosi osobną prośbę.

Ułaskawienie Żurakowskiego

O godz. 16.30 nadeszła odpo-wiedź z kancelarii Pana Prezydenta, że Pan Prezydent odrzucił prośbę Biłasa i Danyłyszyna, zaś ułaskawił Żurakowskiego, zamieniając mu karę śmierci na 15 łat więzienia.

Wyrok ma być wykonany o świ-cie (24.12 1932 roku – red.)

Została zachowana oryginalna pisownia

Urząd pocztowy w Gródku Jagiellońskim

puszczono, Hnatow powiedział mu, że chciałby mieć z nim stały kontakt. Od tego czasu spotykali się w lesie na umówionych miejscach, Hnatow dawał mu do czytania „Surmę” i „Ju-naka” i odebrał od niego ślubowa-nie. Roty przysięgi Biłas nie chciał w zeznaniach powtórzyć. Jeszcze przed ślubowaniem dał mu Hnatow rewolwer dla organizacji w Truskaw-cu. Był to ten sam rewolwer, który oskarżonemu okazał sędzia śled-czy. Po napadzie na pocztę Biłas został aresztowany.

- Bunij powiedział mi pewnego dnia – opowiada Biłas, – że w pensjo-nacie SS. Służebniczek w Truskawcu zamieszkał pos. Hołówko, inicjator pacyfi kacji w Małopolsce Wsch., o którym warto by się czegoś dowie-dzieć. Kiedy zdobyli bliższe informa-cje, Hnatow dał mi rozkaz zabicia śp. Hołówki, czego miałem dokonać razem z Danyłyszynem, i wręczył mi rewolwer i dwie pary ciemnych oku-larów. Zebrałem wiadomości o trybie życia Hołówki, a dowiedziawszy się, że nie ma on zwyczaju zamykać drzwi, postanowiłem go zabić wie-czorem w jego pokoju. Udałem się do mojego wuja Danyłyszyna i dałem mu rewolwer i 1 parę okularów. Wy-znaczyliśmy jako datę zamordowa-nia 29 sierpnia i mieliśmy spotkać się u niego w sadzie. Oznaczonego dnia o. godz. 8 wiecz. udaliśmy się z sadu do pensjonatu. Padał deszcz. W bra-mie spotkaliśmy Bunija, który niósł ciastka. Powiedział nam, że Hołówki niema w domu, bo w jego pokoju się nie świeci.

Za chwilę powiedział, że widział światło u Hołówki. W ciemnych oku-larach, z podniesionemi kołnierzami płaszczy udaliśmy się do pokoju Hołówki. Na pukanie odpowiedzia-

w nocy z 30 listopada na 1 grudnia w Glinnej Nawarji w zamiarze po-zbawienia życia posterunkowego Sługockiego strzelał do niego z re-wolweru z bliskiej odległości, a tylko zbiegowi okoliczności przypisać na-leży, że Sługocki nie poniósł śmier-ci, dalej, że dnia 1 grudnia w okolicy Weryni w zamiarze zabicia Aleksan-dra Andruchowa strzelił do niego z niewielkiej odległości, dalej Wasyla Biłasa, że w nocy z 30 listopada na

Zwracam się z serdeczną prośbą o pomoc w odnalezieniu Tadeusza Ziluńko, który zaginął w latach 1941–1942, w wieku 7 lat w Berdyczowie, podczas bombardowania, kiedy ro-dzina wsiadała do pociągu.

Imiona rodziców Tadeusza – Ja-nina i Florian, starszy brat – Kazi-mierz, a młodsza siostra – Walenty-na. Janina Ziluńko urodziła się we wsi

Prośba o pomoc w odnalezieniu Tadeusza Ziluńko

Michaluczki, stamtąd była zesłana do Kazachstanu. Rodzina Ziluńko zwią-zana jest również z wioską Burtyn na Szepetowszczynie. Będę wdzięczny za jakąkolwiek informację.

MIKOŁAJ ZAKACIURASzepetówka

e-mail: [email protected]

POLSkI ZESPÓŁ PIEŚNI I TAŃCA „LWOWIACY”

ZAPRASZA do Studium Tańców Polskich, założonego przy PZPiT „LWOWIACY”,

dzieci i młodzież w grupach wiekowych 5–8 lat, 8–12 lat, 12–15 lat

oraz do starszej grupy zespołuPróby zespołu odbywają się w szkole nr 10 we wtorki i czwartki, w

godzinach od 18:00 do 21:00. Zgłoszenia przyjmujemy podczas prób zespołu lub na telefon: 0-677-982-315 bądź: 233-05-70, a także udzie-lamy fachowych rad w dziedzinie polskiego tańca i strojów ludowych.

prezes LMDMSO Stanisław Durys,kierownik artystyczny PZPiT „Lwowiacy”

2831 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Z pamiętnika podróżnika

Znane polskie rody Wschodu Rzeczypospolitej: Wiśniowieccy (cz. II)

DMYTRO ANTONIUKtekst i zdjęcia

Członkowie Towarzystwa Jezu-sowego pojawili się w Krzemieńcu w 1702 roku, kiedy to otrzymali kościół św. Ducha. Nabywając kilka domów obok, jezuici założyli tu swą rezyden-cje i szkołę, w której wykładali retory-kę, gramatykę i etykę. Ale prawdziwe narodziny klasztoru jezuitów przypa-dają na rok 1731, kiedy to ostatni z rodu książąt Wiśniowieckich, woje-woda krakowski Janusz Antoni i jego brat hetman wielki litewski Michał Serwacy, ufundowali budowę monu-mentalnego kompleksu klasztornego. Idea architektoniczna obiektu należy do włoskiego architekta Paolo Fonta-ny, ale sam projekt i nadzór budowla-ny wykonał Paweł Giżycki. Pracował tu do śmierci w 1762 roku i tu został pochowany, gdy kościół p.w. św. Igna-cego Loyoli i Stanisława Kostki i ko-legium (otwarte w 1750 roku) zostały już ukończone. Prawdopodobnie bu-downiczy spoczął w krypcie kościoła. Świątynia miała wspaniałe barokowe wyposażenie, charakterystyczne dla kościołów tego okresu. Szczególnie wyróżnia się taras przed kościołem, udekorowany rokokową balustradą, kamiennymi wazonami i lichtarzami. Nie ma on analogów na Ukrainie. Tu, w okresie działalności Liceum Krze-mienieckiego, miały miejsce wspa-niałe uroczystości.

Kolegium jezuitów, oprócz części szkolnej miało jeszcze dwa konwikty (akademiki), teatr, bibliotekę i aptekę. Budowa samego klasztoru dla za-

konników trwała do kasaty klasztoru w 1773 roku i praktycznie nie zosta-ła ukończona. Formalnie Towarzy-stwo Jezusowe skasowano, ale jego członkowie, już w szatach świeckich, kontynuowali nauczanie w szkole po-

wiatowej, którą otwarto w murach ko-legium, zaś kościół stał się świątynią parafialną.

Odrodzenie szkoły nastąpiło w 1805 roku, kiedy to Tadeusz Czac-ki przy współpracy Hugo Kołłątaja założyli Gimnazjum wołyńskie, i gdy dzięki wstawiennictwu księcia Ada-ma Czartoryskiego przekazano im zabudowania klasztorne. Po kilku

Wśród nich byli profesor Uniwersy-tetu Jagiellońskiego i matematyk Józef Czech, ojciec poety, polonista Euzebiusz Słowacki, poeta Alojzy Feliński, brat poety, prawnik Alek-sander Mickiewicz, botanik z Inns-brucku Willibald Besser. Ten ostatni wspólnie z Dionizym Mc Clairem zakładali licealny ogród botaniczny, uważany za najlepszy w Imperium. Do tej plejady należy dodać poetę Antoniego Malczewskiego, histo-ryka i publicystę Karola Sienkiewi-cza, inżyniera i budowniczego linii kolejowej w Andach w Peru Ernesta Malinowskiego i innych. Uczniowie mieli do swej dyspozycji obserwato-rium astronomiczne, teatr, bibliotekę z 50 tys. woluminów, wśród których była biblioteka Stanisława Augusta Poniatowskiego. Były tu gabinety: numizmatyczny (20 tys. pozycji) mi-neralogiczny i fizyczny. Nie dziw, że studiowała tu cała szlachta z bliż-szych i dalszych okolic. Studiowali tu zarówno Ukraińcy, jak i Polacy. Dla uboższych przewidziane były stypendia, a ci z rodzin zamożniej-szych za naukę płacili. Zdarzało się, że na czas nauki dziecka rodzice przenosili się do Krzemieńca, sta-wiając sobie dworki i ubogacając w ten sposób społeczne i kulturalne życie miasteczka.

Ponieważ studenci liceum aktyw-nie zaangażowali się w powstanie listopadowe, władze carskie skaso-wały uczelnię. Naukowe gabinety, bi-bliotekę i prawie wszystkich profeso-rów przeniesiono do Kijowa, gdzie na bazie Liceum Krzemienieckiego otwarto Uniwersytet św. Włodzi-mierza (dziś czerwony Uniwersytet Kijowski – red.). Opuszczone za-budowania przejęło Wołyńskie se-

Czackiego. Kościół został wówczas rewindykowany – przywrócony do obrządku łacińskiego. Uczelnia dzia-łała do przyjścia sowietów w 1939 roku, którzy aresztowali kuratora Stefana Czarnockiego (zginął póź-niej w Kazachstanie) i otworzyli tu zwyczajną szkołę średnią. Po zaję-ciu Krzemieńca Niemcy 28-30 lipca 1941 roku wymordowali na Wzgórzu Krzyżowym 2,5 tys. mieszkańców miasta, wśród nich 35 profesorów liceum. W 1943 roku w klasztorze

Wołyń nierozerwalnie związany jest z Wiśniowieckimi. Tu zachowało się najwięcej zabytków tego potężnego niegdyś rodu, zgasłego w XVIII wieku. Tym razem przedstawię sakralną spuściznę tych magnatów.

Zespół pojezuicki w Krzemieńcu. Widok z góry Bony

Wnętrze kościoła pojezuickiego

latach zakład otrzymał status liceum i działał do 1832 roku, otoczony sła-wą najlepszej szkoły na Wołyniu i na zachodzie Imperium Rosyjskiego. Uczelnia ustępowała jedynie Uniwer-sytetowi Wileńskiemu.

To właśnie stąd, a także z Kra-kowa i Wiednia Czacki sprowadził znanych profesorów, którzy mieli pełną swobodę procesu nauczania.

minarium duchowne (prawosławne – red.), które przejęło też świątynię licealną. Przy tej okazji zamalowano barokowe freski. Po jakimś czasie seminarium zmieniła żeńska szkoła diecezjalna.

W latach 20. XX wieku przywró-cono w pewnym sensie sprawiedli-wość, otwierając tu Liceum Krze-mienieckie – kontynuację Liceum

tarze, dawne aule, również sala teatralna i kolumnowa, w których zachował się oryginalny empirowy wystrój. Jeden z obecnych profeso-rów zaprowadził mnie do okrągłego pomieszczenia od frontu, na prawo od wejścia do kościoła, w którym podczas remontu odnaleziono XVIII-wieczne freski z fragmentami postaci świętych z zakonu Jezuitów. Mam

Stary feretron w kościele pofranciszkańskim

i kościele pojezuickim przebywała ludność polska z okolicznych miej-scowości, która ukrywała się tu przed banderowskim terrorem.

Po wojnie otwarto w tych zabudo-waniach Instytut Nauczycielski, który w naszych czasach przemianowano na Instytut Humanistyczno-Pedago-giczny. Czyli działalność oświatowa w tych murach trwa nieprzerwalnie od 1702 roku.

W całości zabytek pozostał bez zmian. Pozostały sklepione kory-

Dawny klasztor oo. franciszkanów

29www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

nadzieję, że zostaną one należycie zakonserwowane. Mieczysław Orło-wicz w 1929 roku pisał, że w dawnej księgarni liceum zachowały się reszt-ki fresków. Prawdopodobnie mieściła się właśnie tutaj.

W świątyni, która do 1992 roku należy do prawosławnej cerkwi au-tokefalicznej, podczas długotrwałe-go remontu odkryto również freski z okresu jezuickiego i emblematy zakonne. Niestety, jest to jedyne, co pozostało z dawnych czasów.

Na murach zabytku zachowało się natomiast wiele tablic pamiątko-wych. Są w dwóch językach: po pol-sku i ukraińsku. Jedna z nich została otwarta z okazji chrztu w kościele św. Ignacego Loyoli i Stanisława Kostki poety Juliusza Słowackiego.

Na wprost przed kompleksem je-zuickim leży mniejszy, i zauważalnie starszy, kompleks klasztoru francisz-kanów. Jeszcze w pierwszej połowie XVI wieku królowa Bona wystawiła tu kościół parafi alny, który staraniem biskupa łuckiego Marcina Szysz-

Widok kompleksu pojezuickiego

od wejścia – to prawdopodobnie po-zostałość po kościele królowej Bony. W połowie XVIII wieku świątynia została rozbudowana przez dodanie lewej nawy i dzwonnicy. Charaktery-styczne elementy dekoracji dają pod-stawę, by stwierdzić, że autorem tych przeróbek był Paweł Giżycki. Cały klasztor otoczony został murem, w którego niszach umieszczono stacje Drogi Krzyżowej.

Oprócz posługi kapłańskiej oo. franciszkanie prowadzili tu szpital i pomagali fi nansowo Uniwersytetowi Wileńskiemu. Zakon, jak wszystkie katolickie, został skasowany w 1832 roku i zabudowania przekazano pod cerkiew prawosławną św. Mikołaja. Car Aleksander II podarował cerkwi srebrną monstrancję. Z czasem w cerkwi wzniesiono ikonostas, który całkowicie przesłonił ołtarz katolicki. Stoi tam do dziś. Proboszcz cerkwi nie udzielił mi zgody na robienie wewnątrz zdjęć, bo „nie miał bło-gosławieństwa od metropolity”. Z okresu franciszkańskiego pochodzi

kowskiego w 1606 roku przekazano zakonowi Braci Mniejszych Kon-wentualnych. W latach 30. znaleźli oni możnych fundatorów – książąt Wiśniowieckich i Zbaraskich, którzy ufundowali im nowe zabudowania klasztorne w kształcie litery „L”, przy-legające do nowego murowanego ko-ścioła. Prostokątna kaplica na prawo

płaskorzeźba św. Onufrego w lewej nawie i dwa feretrony z późniejszymi ikonami prawosławnymi.

W ostatnich latach obok dzwon-nicy prawosławni duchowni wysta-wili sobie plebanię, która jednak nie zepsuła całości zabytku. Nie można tego niestety powiedzieć o „bani” nad główna nawą.

SABINA RÓŻYCKAtekst i zdjęcie

Rekord został odnotowany, co ucieszyło uczestników imprezy i wi-dzów. Jednak o samym tańcu wia-domo niewiele. Niektóre tajniki odkrył nam Iwan Kuryluk, główny choreograf Narodowego akademickiego zespołu pieśni i tańca „Huculia”, Ludowy arty-sta Ukrainy.

Panie Kuryluk, gdzie i kiedy powstała „hucułka”?

Bardzo mi przykro, ale tego po-wiedzieć nie potrafi ę. Taniec jest po-pularny w Karpatach w iwano-fran-kowskim, zakarpackim i czerniowiec-kim obwodach. W każdej miejscowo-ści tańczony jest różnie. Mamy też wersję zaadoptowaną do występów na scenie. Została opracowana w la-tach 50. XX wieku przez choreogra-fa Jarosława Czuperczuka, później zmodyfi kował go Wołodymyr Petryk. Wersja sceniczna składa się z sied-miu podstawowych układów i trwa 4–4,5 minuty. Taniec wykonywany jest przez 10 par. Ale na wiejskich weselach „hucułkę” mogą tańczyć przez godzinę wszyscy zaproszeni goście. Wersja ludowa składa się z 12 układów. Przy tym tańcu nikt się nie męczy, bo jest tak pomyślany,

że szybkie fragmenty zmieniane są powolnymi.

Jak się tańczy „hucuł-kę”?

Jest to taniec parami, prowadzo-ny przez muzykę. Na odmianę od „Kołomyjek”, gdy podczas tańca są jeszcze śpiewy. Podstawowe ruchy w „hucułce” – to drobne kroki, proste zwroty, zamaszyste ruchy rękoma, przysiady, które wśród Hucułów na-zywane są „wyrzucaniem kolan”.

Powiadają, że „hucułkę” jest trudno tańczyć?

Dla Hucułów nie jest to trudne (śmieje się). Jest to oczywiście żart, ale zawiera część prawdy. Dzieci w wioskach widzą każdy taniec od ma-łego i tańczą, ledwie nauczą się cho-dzić. Można rzec, że jest to swego rodzaju genetyczno-kulturowy kod narodu. Cały sens tańca polega na mistrzostwie wykonania i wytrwało-ści. Wiodą w tańcu mężczyźni. Przy-tupują, przysiadają, wymachują ręko-ma i nogami. Biorą się za ręce i spla-tają, tworząc koło i noszą na rękach kobiety. Tym sposobem demonstrują swoją siłę, wytrwałość i moc, bez któ-rej w górach od dawnych czasów nie sposób było przeżyć. Kobiety ze swej strony chronią mężczyzn ze wszyst-kich stron, tańczą wokół nich, przy-

siadają i trzymają ręce zgięte przy piersi. Gdy mają na sobie keptary (rodzaj kamizelki – red.), trzymają się za wycięcia keptara.

Czy w ruchach „hucułki” są zawarte jakieś symbo-liczne znaczenia?

Podstawą tego tańca jest koło, które od prawieków uważane było za święty symbol, symbol stworze-nia świata, nieskończoności życia, symbol słońca. Stąd kształt koła wid-nieje na wyrobach ludowych, w ha-ftach i w tańcach. Przysiadanie i wy-rzucanie kolan, noszenie kobiet na rękach powtarzają ruchy z codzien-nego życia drwali i pasterzy. Czyli, w tym tańcu przedstawione jest życie codzienne. I jeszcze jedno – przy tańcu wykrzykuje się „Juha-ha-ha!”. Jak twierdzą bioenergetycy, z tym okrzykiem wyrzucany jest nadmiar negatywnej energii, a przytupywa-nia „wbijają” go do ziemi.

Dziękuję za te wyjaśnie-nia.

Gdy zdarzy się Państwu trafi ć na jakąś imprezę huculską, proszę śmiało włączyć się do tego tańca, a na pewno przyniesie to Państwu wie-le zadowolenia, satysfakcji i poprawi nastrój.

Juha-ha-ha!

„Hucułka” z „kolanami”Ten tradycyjny taniec huculski na weselach można tańczyć przez godzinę bez wytchnienia. W miejsco-wości Koroliwka na Przykarpaciu zanotowano kolejny rekord Ukrainy w kategorii „Imprezy masowe”. 1200 (!) osób w wieku od 6 do 60 lat tańczyło „Hucułkę”.

Zawiadamiamy, że w redakcji są do nabycia kompletne oprawio-ne roczniki Kuriera Galicyjskiego z lat 2007-2015, a również roczniki Polaka Małego z lat 2012-2015. Cena roczników na Ukrainie po 300 UAH za jeden, a z wysyłką do Polski – 100 PLN za jeden.

Osoby zainteresowane prosi-my o kontakt: Natalia Kostyk, tel.: +38 /0342/ 54 34 61e-mail: [email protected]

Roczniki kuriera galicyjskiego i Polaka Małego są do nabycia w naszej redakcji

3031 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

Informacje

Próby oraz spotkania towarzy-skie – w poniedziałki i środy o godz. 18:30, pod kierownictwem profesjo-nalnych animatorów i pedagogów muzyki. Jeśli masz lat 30+, 40+, 50+ itd. i możesz poświęcic czas dwa razy w tygodniu na próby (2 godz.), to nauczysz się pięknego repertuaru z chóralistyki polskiej (i nie tylko). Jeśli jesteś młody i dysponujesz zapałem do nauki, to skuteczne nowoczesne pliki dzwiękowe pomogą szybko przy-swoić tobie partie głosowe. Skorzy-staj z zaproszenia! Edward Kuc, tel.: 0665306908

Chór „ECHO” zaprasza

Zamieszczamy niniejszy wykaz z chęcią przekazania na-szym czytelnikom rzetelnej informacji na temat możli-wości uczestnictwa w niedzielnych mszach św. w języku polskim. Jesteśmy świadomi, że jest to wykaz niepełny, dlatego prosimy o powiadomienie nas w celu sprostowań lub uzupełnień (red.)

Msze św. niedzielne w języku polskim na Ukrainie

Archidiecezja lwowskaLwów, katedra pw. Wniebowzięcia NMP – godz. 7:00; 8:00; 10:15 (dzieci); 11:30 (suma); 13:00; 18:00 (młodzież)Lwów, kościół pw. św. Antoniego Padewskiego – godz. 8:00; 10:00 (z udziałem dzieci); 12:00Lwów, kościół pw. św. Marii Mag-daleny – godz. 9:00; 10:30Lwów, kościół pw. Matki Boskiej Gromnicznej – godz. 16:00Lwów – Rzęsna, kościół pw. Mi-łosierdzia Bożego – 9:00Lwów – Sichów, kościół pw. św. Michała Archanioła – godz. 8:30; 13:30Lwów – Zboiska, kościół pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy – godz. 12:00; 19:00Lwów – Brzuchowice, kaplica pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus – godz. 11:00Gródek Jagielloński, kościół Podwyższenia Krzyża Świętego – godz. 10:00Szczerzec, kościół pw. św. Sta-nisława bpa – godz. 11:00Siemianówka, kościół pw. św. Marcina – godz. 12:00Glina Nawaria, kościół pw. Wnie-bowzięcia Najświętszej Maryi Panny – godz. 10:00Dybianka, kaplica pw. Podwyższe-nia Krzyża Świętego – godz. 9:30Mościska, kościół pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela – godz. 9:00; 11:00Mościska, sanktuarium MBNP godz. 17:00Mościska-Zakościele, kościół pw. św. Michała – godz. 9:00 (oprócz I niedzieli miesiąca)Strzelczyska, kościół pw. NSPJ i NSNMP – godz. 9:00 Kołomyja, kościół pw. św. Ignace-go Loyoli – godz. 10:00Szeginie, kościół pw. św. Jożefa Rzemieślnika – godz. 10:00Balice, kościół pw. bł. Bronisławy – godz. 11:30Pnikut, kościół pw. św. Mikołaja, godz. 9:00 i 15:00 (zima) oraz godz. 9:00 (lato)Kamionka Strumiłowa, ko-ściół pw. Wniebowzięcia NMP – godz. 10:00

Bóbrka, kościół pw. św. Mikołaja – godz. 9:30Kurowice, kościół pw. św. Anto-niego – godz. 11:30Przemyślany, kościół pw. Piotra i Pawła – godz. 10:00Strzałkowice, kościół pw. Wszyst-kich Świętych – godz. 11:00Dąbrówka, kościół pw. św. Bar-bary – godz. 09:00Nowe Miasto, kościół pw. św. Marcina – godz. 12:00Sąsiadowice, kościół pw. św. Anny – godz. 10:00, 12:00Krysowice, kościół pw. Matki Bo-skiej Fatimskiej – godz. 10:30 (lato) lub 11:00 (zima)Trzcieniec, kościół pw. św. Józe-fa – godz. 9:00, 13:00Sambor, kościół pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela – godz. 9:00 (dzieci); 11:30 (suma); 19:00 (w VII i VIII)Stary Sambor, kościół pw. św. Mikołaja – godz. 13:00Błoszew, kościół pw. św. Wawrzyńca – godz. 7:00, 11:00Czyżki (k. Sambora), kościół pw. św. Michała Archanioła – godz. 9:00Dobromil, kościół pw. Przemienie-nia Pańskiego – godz. 11:00, 15:30Iwano-Frankiwsk (d. Stani-sławów), kościół pw. Chrystusa Króla – godz. 12:00Czerniowce, kościół pw. Podwyż-szenia Krzyża św. – godz. 9:00Piotrowce Dolne, kościół pw. Przem. Pańskiego – godz. 9:00Drohobycz, kościół pw. św. Bar-tłomieja – godz. 11:00Złoczów, kościół pw. Wniebo-wzięcia NMP – godz. 9:00; 11:00; 16:00Żółkiew, kolegiata pw. św. Waw-rzyńca – godz. 11:00Krzemieniec, kościół pw. św. Stanisława biskupa – godz. 10:00Kosów, kościół pw. Matki Bożej Różańcowej – godz. 9:00Truskawiec, kościół pw. Wniebo-wzięcia NMP – godz. 9:00Borysław, kościół pw. Matki Bo-żej Nieustającej Pomocy (w parafi i św. Barbary) – godz. 12:00

Diecezja łuckaŁuck, katedra Świętych Apostołów Piotra i Pawła – godz. 8:30Ostróg, kościół pw. Wniebowzię-cia Najświętszej Maryi Panny – godz. 8:00Krzemienieć, kościół pw. św. Igna-cego Loyoli i św. Stanisława Kostki – godz. 9:00

Diecezja kamieniecko-podol.Kamieniec Podolski, katedra pw. św. Apostołów Piotra i Pawła – godz. 12:00Winnica, kościół pw. Matki Bożej Anielskiej – godz. 9:30Gniewań, kościół pw. św. Józefa – godz. 8:30

Diecezja kijowsko-żytom.Kijów, kościół pw. św. Aleksandra – godz. 13:00Kijów, kościół pw. św. Mikołaja – godz. 11:45Żytomierz, katedra pw. św. Zofi i – godz. 8:00; 12:00

Diecezja odessko-symfero-polskaOdessa, kościoł pw. św. Piotra – godz. 9:00Jałta, kościół Niepokalanego Po-częcia NMP – godz. 9:00Kercz, kościół Wniebowzięcia NMP – godz. 9:00Mikołajów – kościół pw. św. Jó-zefa – godz. 18:00

Diecezja charkowsko-zapo-roskaCharków, katedra pw. Wniebo-wzięcia NMP – godz. 9:00Charków (Aleksiejewka), kościół pw. św. Rodziny – godz. 9:00Donieck, – kościół pw. św. Józefa Rzemieślnika – godz. 9:00 Dnipro, kościół pw. św. Józefa – godz.8:30Kamienśke, kościół pw. św. Miko-łaja – godz.8:00Krzywy Róg, kościół pw. Wnie-bowzięcia NMP – godz. 9:00Berdiansk, kościół pw. Narodze-nia NMP – godz. 15:00

Firma produkująca części dla przemysłu samochodowe-go oferuje miejsca pracy dla osób w wieku do lat 40.Język niemiecki nie jest wymagany. Warunkiem jest posia-danie paszportu polskiego lub paszportu innego kraju EU.Prosimy o kontakt telefoniczny lub pocztą elektroniczną.

Telefon: 004917642575577email: [email protected]

Legalna praca w zakładzie produkcyjnym w Niemczech

korzystaj z usług polskich przewodników ze Lwowa!Fachowe oprowadzanie po Lwowie, pilotowanie grup turystycznych po Kresach w języku polskimtel.: 0-0380679447843, 0-380677477329, 0-380676750662, 0-380504304511, 0-380504307007, 0-380509494445, 0-380987175971

Zmarłprof. dr Ryszard Brykowski

ur. 8. I. 1931 w Kołomyi zm. 5. VIII. 2017 w Otwockuhistoryk sztuki, harcerz,

absolwent i wykładowca Katolickiego Uniwersytetu w Lublinie (1980-1982), emerytowany pracownik naukowy Instytutu Sztuki PAN

w Warszawie, badacz i wielki znawca drewnianych kościołów i cerkwi, autor licznych książek oraz artykułów poświęconych architekturze drewnianej, dziejom Pokucia i Huculszczyzny, a także rodzinnemu

miastu, inwentaryzator zabytków, twórca i w latach 1993-2009 kierownik Ośrodka do Spraw Polskiego Dziedzictwa Kulturowego

poza Granicami Kraju Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, współpracownik marszałka Andrzeja Stelmachowskiego w działaniach

na rzecz Polaków poza granicami kraju, członek i członek honorowy licznych towarzystw, m.in. Polskiego Komitetu Narodowego ICOMOS, Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Stowarzyszenia Konserwatorów

Zabytków, Towarzystwa Opieki nad Zabytkami,odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta,

Krzyżem Kawalerskim Orderu Św. Grzegorza Wielkiego, złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”,

z ogromnym zaangażowaniem działający na rzecz ratowania polskich zabytków na terenach dawnych kresów wschodnich Rzeczypospolitej,

szczególnie oddany sprawom konserwacji katedry łacińskiej we Lwowie.

Msza święta w intencji Zmarłego zostanie odprawiona w katedrze we Lwowie 26 listopada 2017 r. o godz. 8:00

Jerzy T. Petrus

Żegnamy z bólem

śp. Oleha Jankowskiego

Wielkiego Człowieka, Wspaniałego Witrażystę i Nauczyciela,naszego Przyjaciela – Uczestnika naszych wspólnych plenerów

ikonopisania.

Żegnamy Cię w imieniu wszystkich związanychz plenerami ikonopisania i sztuki sakralnej na Wołyniu

ks. Jan Burasdyrektor Centrum Integracji „Caritas” w Zamłyniu

Wołodymyr Marczuk szef Wołyńskiej Organizacji Narodowego Związku Artystów Plastyków

UkrainyKrzysztof Sawicki

konsul w Konsulacie Generalnym RP w Łucku

Prywatne kwatery w centrum LwowaOferujemy Państwu noclegi na prywatnych kwaterach w centrum Lwowa.

Gospodarstwa prowadzone są przez miejscowych Polaków, gdzie oprócz sa-mego noclegu będą mieli Państwo okazję poznania tajników kuchni lwowskiej oraz ciekawostek z historii Kresów.

Intymność zapewnią Państwu niezależne pokoje, łazienka oraz WC. Istnieje również możliwość skorzystania z pełnego lub częściowego wyży-wienia. Osobom podróżującym samochodem zapewniamy miejsce na bez-piecznym parkingu.

tel./fax: +38 0322 75-43-95; kom.: +38 0662-552-301 e-mail: [email protected]; www.tylkowelwowie.com

Ambasada Rzeczypospoli-tej Polskiej na Ukrainie01034 Kijów, ul. Jarosławiw Wał 12tel.:+38 044 230 07 00fax:+38 044 230 07 43 +38 044 270 63 36e-mail: [email protected]://kijow.msz.gov.pl/pl

Wydział Konsularny Ambasady RP w Kijowie01034 Kijów, ul. B. Chmielnickiego 60tel.: +38 044 284 00 40faks: +38 044 234 99 89 e-mail: [email protected] http://www.kijow.msz.gov.pl

Wydział Promocji Handlu i Inwestycji przy Ambasadzie01034 Kijów, ul. Wołodymyrśka 45tel.: +38 044 279 12 98, 279 18 31 +38 044 279 45 37, 279 33 40fax.:+38 044 278 11 40e-mail: [email protected]://www.kijow.msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP w Charkowie61002 Charków, ul. Artioma 16

tel.: +38 057 75-78-801faks: +38 057 75-78-804e-mail: [email protected] http://www.charkow.msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP we Lwowie 79011 Lwów, ul. Iwana Franki 108tel.: +38 032 295 79 90faks: +38 032 295 79 80e-mail: [email protected] http://www.lwow.msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP w Łucku43016 Łuck, ul. Dubniwska 22 btel.: +38 0332 280 640faks: +38 0332 280 659

e-mail: [email protected] http://www.luck. msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP w Odessie65014 Odessa, ul. Uspienska 2/1tel.: +38 048 718 24 84 +38 048 718 24 80fax:+38 048 718 24 80e-mail: [email protected] http://www.odessa.msz.gov.pl

Konsulat Generalny RP w Winnicy 21050 Winnica, ul. Kozickiego 51 – VI p.tel.: +38 0432 507-413,inform.wizowa +38 0432 507-411, ws. Karty Polaka +380432 507-412fax: +38 0432 507-414e-mail: [email protected]://www.winnica.msz.gov.pl

Instytut Polski w Kijowieul. B. Chmielnickiego 29/2, lok.17, 01-030 Kijów, Ukrainatel.: +380 44 288 03 04 fax: +380 44 288 02 86www.polinst.kiev.ua

31 www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 31 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284)

КУР’ЄР ҐАЛІЦИЙСЬКИЙ

REDAKCJA:

Lwów 79013Skrytka pocztowa nr 1565Львів 79013абонентська скринька № 1565Iwano-Frankiwsk 76018skrytka pocztowa (a/c) nr 80абонентська скринька № 80siedziba gazety:Iwano-Frankiwsk 76002ul. Iwasiuka 60,Івано-Франківськ, вул. Івасюка 60tel. redakcji w Stanisławowie: +38 (0342) 54 34 61tel. redakcji we Lwowie: +38 (032) 253 15 20+38 094 993 35 20e-mail: [email protected]

konto bankowe na Ukrainie: ПП Ровіцкі М.М.Код ЄДРПОУ 1965816635р/р 2600001244414 в Івано-Франківськівському відділенні ПАТ «КРЕДОБАНК»,

Leonid Golberg, Andrzej Pietruszka, Sabina Różycka, Artur Deska, Jacek Borzęcki, Tadeusz Kurlus, Renata Klęczańska, Dmytro Wesołowski, Włodzimierz Osadczy, Wojciech Grzelak, Leon Tyszczenko, Adam Lelonek, Irena Kulesza, Witold Dzię-ciołowski, Zbigniew Kulesza i inni.PrenumerataNatalia Kostyke-mail: [email protected]

Drukujemy również teksty autorów, z którymi się nie zgadzamy!Za treść ogłoszeń, oświadczeń i rek-lam redakcja nie ponosi odpowiedzial-ności, nie zamówionych rękopisów nie zwraca i pozostawia sobie prawo do skrótów.За доставку газети в пренумера-ті відповідає Львівська дирекція УДППЗ «Укрпошта», тел.: 032 238 82 73.

Projekt współfi nansowany w ramach sprawowania opieki Senatu Rze-czypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą za po-średnictwem Fundacji Wol-ność i Demokracja.

ТзОВ Видавничий Дім «Молода Галичина».

Indeks na prenumeratę 98780Індекс передплати 98780Газета виходить 2 рази на місяць

kurier galicyjski

м. Івано-Франківськ МФО 325365 Świadectwo rejestracji Seria KW nr 12639-1523 Rwydane 14.05.2007Свідоцтво про державну реєстра-цію Серія КВ № 12639-1523 Р від 14.05.2007 р.

Założyciel i wydawca: Mirosław RowickiЗасновник і видавець М. М. Ровіцкі

Skład redakcji:

Marcin Romer: redaktor naczelny e-mail: [email protected] Basza: zastępca red. naczelnego, e-mail: [email protected] Czawaga e-mail: [email protected] Szymańskie-mail: [email protected] Sał[email protected] Wozijane-mail: [email protected] Smirnowe-mail: [email protected] Boruszkowska Agnieszka SawiczAnna [email protected] Wojciech JankowskiAleksander KuśnierzAleksy Kokorew

Stale współpracują: Dmytro Antoniuk, Czesława Żaczek, Beata Kost, Elżbieta Zielińska, Kata-rzyna Łoza, Dariusz Materniak, Elż-bieta Lewak, Włodzimierz Bartkowiak, Michał Piekarski, Magda Arsenicz,

Adresy placówek dyplomatycznych Rzeczypospolitej Polskiej na Ukrainie

kantorowe kursy walut na Ukrainie31.08.2017, Lwów

KUPNO UAH SPRZEDAŻ UAH

25,50 1 USD 25,6830,10 1 EUR 30,407,08 1 PLN 7,14

32,60 1 GBR 33,404,25 10 RUR 4,23

ZAMÓWIENIA NA REKLAMĘ I OGŁOSZENIA PROSIMY KIEROWAĆ na e-mail: [email protected] zlecenie naszych klientów umieszczamy ogłoszenia w prasie ukraińskiej. Pełna obsłu-ga z tłumaczeniem ogłoszeń włącznie.Ogłoszenia niekomercyjne, po uzgodnieniu z redakcją, mogą być drukowane nieodpłatnie.

REkLAMUJ SIĘ W kURIERZE gALICYJSkIM!

REPERTUAR OPERY LWOWSkIEJ wrzesień 2017

1 września, piątek, balet „KRÓLEWNA-ŚNIEŻKA”, B. Pawłow-ski, początek o godz. 18:002 września, sobota, opera „CZARODZIEJSKI FLET”, W. A. Mo-zart, początek o godz. 18:003 września, niedziela, balet „KRÓLEWNA-ŚNIEŻKA”, B. Pawłow-ski, początek o godz. 12:00

PREMIERA, opera „DON PASCUALe”, G. Donizetti, po-czątek o godz. 18:006 września, środa, balet „KORSARZ”, A. Adam, początek o godz. 18:007 września, czwartek, opera „NATAŁKA POŁTAWKA”, M. Ły-senko, początek o godz. 18:008 września, piątek, balet „KORSARZ”, A. Adam, początek o godz. 18:009 września, sobota, opera „KOPCIUSZeK”, A. Spadavecchia, po-czątek o godz. 12:00

opera „BAL MASKOWY”, G. Verdi, początek o godz. 18:0013 września, środa, operetka „ZEMSTA NIETOPERZA”, J. Strauss, początek o godz. 18:0015 września, piątek, balet „STWORZENIE ŚWIATA”, A. Pietrow, godz. 18:0016 września, sobota, PREMIERA, opera „DON PASCUALe”, G. Donizetti, początek o godz. 18:0017 września, niedziela, balet „COPPeLIA”, L. Delibes, początek o godz. 12:00

opera „NABUCCO”, G. Verdi, początek o godz. 18:0020 września, środa, operetka „ZEMSTA NIETOPERZA”, J. Strauss, początek o godz. 18:0021 września, czwartek, opera „ZAPOROŻEC ZA DUNAJEM”, S. Gułak-Artemowski, początek o godz. 18:0022 września, piątek, balet „STWORZENIE ŚWIATA”, A. Pietrow, godz. 18:0023 września, sobota, opera „BAL MASKOWY”, G. Verdi, początek o godz. 18:0024 września, niedziela, opera „KOPCIUSZeK”, A. Spadavecchia, początek o godz. 12:00

balet „JEZIORO ŁABĘDZIE”, P. Czajkowski, początek o godz. 18:0028 września, czwartek, operetka „WESOŁA WDÓWKA”, F. Lehar, początek o godz. 18:00 29 września, piątek, balet „DON KICHOT”, L. Minkus, początek o godz. 18:0030 września, sobota, opera „NABUCCO”, G. Verdi, początek o godz. 18:00

Informacje:tel.: 0-0380 (32) 235-65-86, 0-0380 (32) 260-13-60

e-mail: [email protected], www.opera.lviv.ua

3231 sierpnia–11 września 2017 nr 16 (284) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com

O tym i owym

Partnerzy medialni

Miesięcznik Polak Mały można zaprenumerować na poczcie na Ukrainie!!!

Można zaprenumerować na poczcie!!!KOD PRENUMERATY

УКРПОШТА 98780

kurier galicyjski

kurier galicyjski można kupić Na terenie całej Ukrainy można kupić nasze pismo w kioskach „Ukrpoczty”. Ponadto: - w kioskach „Wysoki Zamek” w Drohobyczu, Truskawcu, Borysławiu, Sam-borze, Starym Samborze, Turce i Stebnyku; - w kioskach „Interpres” oraz kioskach „Presa”; - w polskiej restauracji „Premiera Lwowska” ul. Ruska16 we Lwowie; - w polskiej restauracji „Kupoł”, ul. Czajkowskiego 37 we Lwowie; - w restauracji Mons Pius, ul. Łesi Ukrainki 14 we Lwowie; - w hotelu ”Leopolis” – najlepszym hotelu na Ukrainie; - w kościele św. Antoniego we Lwowie, przy kościele Marii Magdaleny we Lwo-wie (w niedzielę po nabożeństwie), a także przy kościele w Krzemieńcu; - pismo jest też dostępne w Instytucie Polskim w Kijowie.

KOD PRENUMERATY

УКРПОШТА 68416

Cena prenumeraty pocztowej:

1 miesiąc – 5,40 hrywien,3 miesiące – 16,20 hrywien, 6 miesięcy – 32,40 hrywien,12 miesięcy – 64,80 hrywien.

Cena prenumeraty pocztowej1 miesiąc – 11,75 hrywien3 miesiące – 35,25 hrywny6 miesięcy – 70,50 hrywien

12 miesięcy – 132,60 hrywny

PRENUMERATA W POLSCEMożliwa jest prenumerata redakcyjna do Polski i innych krajów. W sprawie prenumeraty gazety do Polski, prosimy o kontakt pod naszym adresem e-mail: [email protected] lub listownie, telefonicznie, faxem na numery i adresy podane w stopce redakcyjnej.

Ponadto „Kurier Galicyjski” można kupić: w Przemyślu – w Południowo-Wschodnim Insty-tucie Naukowym, przy ul. Grodzkiej 3 (kod pocztowy 37-700), tel.: +48 (016) 678 73 33; w Warszawie, w Biurze Turystyki KALINKA, ul. Marszałkowska 115 (wejście od ul. Przechodniej), 00-102 Warszawa. Biuro jest czynne pn-pt w godz. 10:00-17:00.

Zamówienia prosimy składać pod adresem naszej redakcji:e-mail: [email protected] telefon: 0-0380 (342) 543461

Cena: na Ukrainie 21 UAH + koszty wysyłki; w Polsce 19 PLN razem z wysyłką (przy zamówieniu powyżej 5 sztuk – 17 PLN)Wersję elektroniczną kalendarza można obejrzeć na portalu:http://kuriergalicyjski.com/images/archiwum/kal/pdf/2018_1_11.pdf

Niebawem ukaże się kolejna, jedenasta już, edycja „Kalendarza Kresowego” Kuriera Galicyjskiego – na rok 2018!

ZAMÓW kALENDARZ kRESOWY NA ROk 2018!