Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

30

description

Drugi numer Miesięcznika Popularnonaukowego SONDA

Transcript of Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Page 1: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II
Page 2: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Miesięcznik Popularnonaukowy

SONDARedaktor Naczelny: TOMASZ SURYNOWICZZ-ca Redaktora Naczelnego: BERNADETTA BORKOWSKASekretarz Redakcji: WOJCIECH KARCZ

REDAKTORZY:Aleksandra PuciłowskaBartosz DąbrowskiWojciech KarczAdam KarczJakub MuśkoKamil BarańskiDorota AdamowiczŁukasz BańdurKrzysztof Kotlarski

Grafika Aneta Łukowska, Rafał Czaniecki, Karol Owsianko, Przemysław Rembelski

Korekta Bernadetta BorkowskaDział PR Bartosz Dąbrowski, Maciej Urbanowicz,

Wojciech Karcz, Elżbieta Barszcz, Katarzy-na Przychodzeń

Dział FR Adam Łęski, Dorota Dobrzańska, Katarzy-na Cieślak, Radosław Rdzanek

Dział HR Aleksandra Puciłowska, Anna Niedźwiec-ka, Michał Cywiński, Tomasz Kuciński

Dział Prawny Jacek Wojtach

Okładka Rafał Czaniecki

Artykuły, ogłoszenia oraz inne materiały prosimy nadsyłać drogą mailową. Redakcja zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść reklam.

Kontakt do członków redakcji w formacie:[email protected]

WYDAWCA:Stowarzyszenie Akademickie SONDA

PREZES ZARZĄDU:Wojciech Karcz

ADRES WYDAWCY I REDAKCJI:Al. Niepodległości 222 kl. A, lok.2

00-663 Warszawa

www.sonda.org.pl

NEWS 4

KOSMOS 6Skarabeusz eksploruje marsa

WORLDWIDE 8It’s in the way you walk

SUKCES 10Zawody SAE Aero DesignWOLĘ FANTAZJOWAĆ

TV 15SONDA (takich programów już nie ma)

FOTOREPORTAŻ 16Niezwykły świat zwykłych rzeczy

MILITARIA 18Jak zabić jemiołą, czyli początki pocisków zdalnie sterowanych

TECHNOLOGIE 20Good byE Gutenberg

KARIERA 22Venture Capital CambridgePython

ROZRYWKA 28

SPIS TREŚCI

Drodzy czytelnicy,To dla Was tworzymy Sondę. Dlatego też wydając pierwszy

jej numer, mieliśmy nadzieję na wiele komentarzy z Waszej stro-ny. Tak też się stało. Spłynęło do nas wiele opinii, które wzięli-śmy pod rozwagę, tworząc kolejne wydanie. Mamy nadzieję, że drugi numer naszego pisma okaże się dla Was jeszcze ciekawszy. Pragniemy, aby kojarzyło się ono wam z oryginalnymi tematami z dziedziny nauki, techniki i środowiska biznesowego.

W tym numerze postanowiliśmy odejść od standardowych działów. Dodatkowo przedstawiamy zupełnie nowy pomysł - ar-tykuł po angielsku. Innowacje powstają w skali międzynarodowej, dlatego swoimi opiniami dzielą się z nami polscy uczeni z zagra-nicy.

Niezmienny pozostał zapał i chęć tworzenia pierwszego bez-płatnego, popularnonaukowego czasopisma skierowanego do ludzi młodych, głównie studentów, ale jak się okazało nie tylko. Chętnie czytają Sondę również profesorowie i doktoranci, wspie-rając nas i podrzucając coraz to nowsze pomysły.

Zachęcamy serdecznie do publikowania własnych tekstów na łamach naszego magazynu!

Redaktor naczelnyTomasz Surynowicz

Page 3: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

NEWS 4

KOSMOS 6Skarabeusz eksploruje marsa

WORLDWIDE 8It’s in the way you walk

SUKCES 10Zawody SAE Aero DesignWOLĘ FANTAZJOWAĆ

TV 15SONDA (takich programów już nie ma)

FOTOREPORTAŻ 16Niezwykły świat zwykłych rzeczy

MILITARIA 18Jak zabić jemiołą, czyli początki pocisków zdalnie sterowanych

TECHNOLOGIE 20Good byE Gutenberg

KARIERA 22Venture Capital CambridgePython

ROZRYWKA 28

SPIS TREŚCI

Page 4: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

UPRAWA ŚWIEŻEGO POWIETRZA

Kamal Meattle przeprowadził w Indiach badania i wdrożył w życie produkcję świe-żego powietrza. Do produkcji używane są 3 pospolite rośliny doniczkowe - Palma

Areka, Sansewiera i Rafidofora złota. Rośliny te produkują tlen i oczyszczają powietrze z niebezpiecznych lotnych chemikaliów. Rośliny nie tylko wpływają na lepsze samopo-czucie lecz również zwiększają wydajność w pracy. Zmniejszają również zapotrzebowa-nie na świeże powietrze w budynkach. Do uzyskania tlenu dla jednej osoby potrzeba czterech Palm Areka o wysokości sięgającej do ramion, rośliny te zamieniają CO2 w tlen w ciągu dnia. Sansewiera, z kolei jest pomocna w nocy, gdyż to właśnie wtedy zamienia CO2 w tlen, a na jedną osobę powinno przypadać przynajmniej 6 takich roślin. Nato-miast do oczyszczania powietrza z formaldehydów i innych lotnych chemikaliów wyko-rzystywana jest Rafidofora złota.

Pomysł produkcji świeżego powietrza wprowadzono w jednym z budynków w New Delhi. Zastosowanie takiego systemu produkcji powietrza spowodowało zmniejszenie podrażnień oczu o 52 %, problemów z układem oddechowym o 34 % oraz zmniejszenie przypadków bólu głowy o 24%. Wydajność pracy natowmiast wzrosła o 20 %. Dodatko-wo zmalało zapotrzebowanie na energię w budynkach, ponieważ nie ma już potrzeby dostarczania świeżego powietrza z zewnątrz.

TED.comBartosz Dąbrowski

Okno pod prądem

Konarka, firma produkująca solary, opracowała przezro-

czyste komórki solarowe, które można wbudować w okna, w celu generowania elektryczności. Firma Arch Aluminium& Glass , mająca swoją siedzibę na Florydzie, będzie pierwszą firmą, która wykorzysta technologię ogniw słonecznych przy produkcji materiałów budow-lanych, w tym okien. Został zbudo-wany prototyp takiego okna. Składa się ono z dwóch tafli szkła pomię-dzy, którymi zostały zamontowane przezroczyste fotowoltaiczne, orga-niczne ogniwa. Wykonane są one z elastycznego tworzywa sztucz-nego, które można barwić w wielu kolorach. Technologia ta ma sze-roki zakres zastosowań, może być wykorzystywana w produkcji prze-nośnych ładowarek, czujników jak również namiotów wojskowych.

news.cnet.com Aleksandra Puciłowska

Francuscy naukowcy z Uniwersytetu w Ghent odkryli przez przypadek, że pewne gatunki pająków w kilka godzin po utonięciu zaczynały po-

nownie funkcjonować. Badano 3 gatunki pająków z rodziny pogońcowatych (Lycosidae). Dwa z nich zamieszkiwały tzw. solne bagna, a jeden las. Zamie-rzano sprawdzić jak długo bedą w stanie przetrwać pod wodą.

W morskiej wodzie zanurzono po sto dwadzieścia samic z każdego gatunku. Co dwie godziny stawonogi trącano szczoteczką, by upewnić się, czy dają jakieś znaki życia.

Osobniki zamieszkujące obszary leśne (Pardosa lugubris) wydawały się martwe po upływie doby. Pozostałe gatunki przeżyły dłużej: Pardosa purbeckensis 28 godzin a Arc-tosa fulvolineata aż 36 godzin. Naukowcy zamierzali zważyć martwe pająki. W tym celu odłożono je na bok aby mogły obeschnąć. Ku zdziwieniu naukowców po upływie kilku godzin zwierzętom przechodził skurcz a po jakimś czasie wstawały i zaczynały chodzić. Jest to możliwe dzięki zdolności przestawiania się ich metabolizmu z trybu tlenowego na tryb beztlenowy.

www.KopalniaWiedzy.plAleksandra Puciłowska

ZOMBIEISTNIEJE

4 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

news

Page 5: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Naukowcy z University of East Anglia’s School of Computing Sciences stworzyli komputer, który rozpoznaje język z ruchu warg i wskazuje różnice pomiędzy językami. Komputer jest w stanie rozpoznać aż dziewięć języków, w tym polski. Pozo-

stałe osiem to: angielski, francuski, niemiecki, rosyjski, włoski, arabski, chiński kantoński i mandaryński.Powstanie takiej technologii było możliwe przez opracowanie modelu statystycznego. Został on stworzony dzięki współpra-

cy dwudziestu trzech językoznawców posługujących się biegle dwoma lub trzema językami. Ruchy warg lingwistów pomogły opracować wspomniany model. Komputer rozpoznaje język i mowę dzięki analizie specyficznych kształtów, ruchów i sekwencji jakie tworz± nasze usta i język podczas mówienia w danym języku. Według naukowców program sprawdza się z bardzo wyso-kim prawdopodobieństwem.

Celem naukowców jest ciągłe ulepszanie systemu. Odkrycie to ma wiele możliwości zastosowania - począwszy od pomocy ludziom niesłyszącym, przez wykorzystanie w policji i turystyce, a na działaniach wywiadowczych skończywszy.

Źródło : cnet.com Bartosz Dąbrowski

Komputerrozpoznający językz ruchu warg

Doktorantka z Wydziały Inżynierii Materiałowej i Me-talurgii Politechniki Śląskiej Iwona Gil zajęła pierwsze

miejsce w międzynarodowym konkursie dla młodych na-ukowców „Topical Issues of Subsoil Usage”. Konkurs został zorganizowany przez Edukację Federacji Rosyjskiej oraz Górniczy Instytut w Sankt Petersburgu. Laureatka pokonała ponad 60 naukowców z 21 krajów. Iwona Gil uczestniczyła w sesji ekologia i ochrona środowiska. Swoją pracę pt. „Ba-danie mechanizmu spalania roztworu CH4/CO2/O2/N2 w piecu wysokotemperaturowym” poświęciła problemowi wpływu ditlenku węgla na proces spalania metanu z recyr-kulacją spalin, co może się przyczynić do zmniejszenia efektu cieplarnianego.

Recyrkulacja spalin jest jedną z metod obniżania emisji tlenków azotu, które powodują powstawanie smogu fotochemiczne-go oraz kwaśnych deszczy. Istotny wpływ maja również na zdrowie człowieka, powodując niedotlenienie organizmu, obniżenie zdolności obronnej ustroju przed infekcjami bakteryjnymi, rozedmę płuc czy choroby alergiczne.

www.naukawpolsce.pap.plAleksandra Puciłowska

POLKA KONTRA EFEKT CIEPLARNIANY

5www.sonda.org.pl

Page 6: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

dań naukowych i celem wielu misji kosmicznych. Pierwszą son-dą mającą na celu eksplorację Marsa był Mars Pathfinder, który wylądował na powierzchni planety 4 lipca 1997 roku. Składał się z dwóch części: lądownika i sześciokołowego pojazdu o nazwie Sojourner. Łazik był pierwszym sterowany z Ziemi pojazdem na obcej planecie. Sojourner przejechał 52 metry, wykonał wiele zdjęć oraz dokonał analiz chemicznych skał.

Kolejną ważną misją była misja Mars Exploration Rovers (MER), w której wykorzystane zostały dwa bliźniacze łaziki: Spirit i Opportunity. Pomyślne lądowanie na planecie miało miejsce odpowiednio 4 i 25 stycznia 2004 roku, po przeciw-nych stronach Marsa. Eksploracja trwa nadal, a łaziki wciąż

pracują. Od tamtej pory pokonały łącznie 11 kilometrów i wykona-ły setki eksperymentów. Następna planowana misja to Mars Science Laboratory (MSL). Gwarancja ży-

wotności łazika wynosi rok marsjański, warto w tym miejscu wspomnieć, że gwarancja ta podczas

misji MER wynosiła 90 dni marsjańskich. Pojazd o planowanej masie 900 kilogra-mów, długości 2,7 me-

tra będzie zasilany przez radioizotopowy genera-tor termoelektryczny. Start misji zaplano-wany jest na ostatni kwartał 2011 roku.

Stowarzyszenie The Mars Society organizuje konkurs robotów Universi-ty Rover Challenge (URC). Zawody odbywają się na przełomie maja i czerw-ca w Stanach Zjednoczo-nych, na pustyni w stanie Utah. W okolicach symu-lowanej bazy marsjańskiej - Mars Desert Research

Station (MDRS). Konkurs ma na celu zaktywizowanie społecz-ności akademickiej do samodzielnej budowy robotów oraz roz-woju zainteresowań technologią kosmiczną. Udział w konkursie polega na zbudowaniu łazika marsjańskiego zdolnego do poko-nania dużych odległości oraz wykonania czynności podobnych do tych, które czekają badaczy podczas prawdziwej misji.

Pierwsza edycja konkursu odbyła się w dniach 1-2 czerwca 2007 roku. Wszystkie uczestniczące drużyny pochodziły z USA.

SKARABEUSZ EKSPLORUJE MARSA

Masa całkowita: 60 kgUdźwig: 100 kgDługość: 1,2 mSzerokość: 0,7 mPrędkość max.: 25 km/hCzas pracy na baterii: 2-5 hKąt obrotu kamery: 360°Masa całkowita: 60 kg

KONKURS UNIVERSITY ROVER CHALLEN-GE ODBYWAJĄCY SIĘ W STANIE UTAH WY-ŁONI NAJLEPSZĄ KONSTRUKCJĘ ŁAZIKA MARSJAŃSKIEGO. CZY PROJEKT POLSKICH STUDENTÓW ZE STUDENCKIEGO KOŁA ASTRONAUTYCZNEGO OKAŻE SIĘ LEPSZY OD PROJEKTÓW PRZECIWNIKÓW? KON-KURENCJA JEST DUŻA. CZY ROZWIĄZANIA ZASTOSOWANE PODCZAS BUDOWY URZĄ-DZENIA ZOSTANĄ WYKORZYSTANE W PRZY-SZŁYCH MISJACH MARSJAŃSKICH?

Tylko na Ziemi ukształtowały się formy życia? A może gdzieś oprócz naszej istnieje prężnie roz-wijająca się cywilizacja? Jeśli tak, to gdzie powinniśmy kierować swoje obserwacje, by się o tym przekonać? Aby uzyskać od-powiedzi na te pytania, musimy jeszcze wiele się dowiedzieć. Nie tylko o badaniu kosmosu, ale jego eksplora-cji.

R d z a w o -czerwona plane-ta, w kolejności czwarta od Słońca, jest interesująca pod wieloma względami, a przed wszystkim kusząca dla naukowców, zważywszy na jej bliskie położenie względem Ziemi. Akcja wie-lu dzieł literackich z gatunku science-fiction umiejsco-wiona jest właśnie na tej planecie. Jedno z nich to “Wojna Światów” H. G. Wellsa, w której inwazja wrogo nastawio-nych Marsjan atakuje Ziemię, powodując spustoszenie. Inne pozycje to np. „Księżniczka Marsa” E. R. Burrough-sa, zbiór opowiadań “Kroniki marsjańskie” wydany przez Ray’a Bradbury’ego czy “Człowiek z Marsa” Stanisława Lema. Także twórcom filmowym nieobca jest tematyka marsjań-ska.

Czerwona planeta to nie tylko kulturowa zagadka. Docieka-nia naukowców doprowadziły do zaskakujących wniosków mó-wiących o tym, że warunki panujące na Marsie mogły sprzyjać powstaniu na niej pewnych form życia. Dodatkowo niewielka odległość od Ziemi spowodowała, że stał się on obiektem ba-

KOsMOs

6 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

Page 7: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Całym zawodom przyglądał się Discovery Channel. Na tego-roczną edycję konkursu, odbywającą się w dniach 28-30 maja, zgłoisiło się wiele ekip z USA, Kanady oraz jedna z Polski.

Grupa studentów ze Studenckiego Koła Astronautycznego działającego przy wydziale Mechanicznym Energetyki i Lot-nictwa postanowiła wziąć udział w zawodach. Konkurs orga-nizowany przez The Mars Society stał się inspiracją do budo-wy własnego łazika i zgłoszenia swojego udziału w konkursie. W 2008 roku, przy pomocy polskiego samodzielnego oddziału stowarzyszenia The Mars Sosciety, rozpoczęły się prace kon-strukcyjne. W skład zespołu wchodzą: Sebastian Bartłomiej Rodak - koordynator projektu, Wojciech Głażewski, Mateusz Józefowicz, Marcin Kosieradzki, Tomasz Prostko, Daniel Śliw-ka, Jarosław Lasecki, Łukasz Wilczyński oraz Mateusz Wolski. Niestety na zeszłoroczną edycję konkursu nie udało się poje-chać. Jednak zespół nie stracił zapału, został zauważony przez organizatorów. Projekt przybrał nazwę “Skarabeusz”. Podczas tegorocznej edycji prawdopodobnie będzie jedynym łazikiem ze Starego Kontynentu wśród konkurencji największych uni-wersytetów z USA i Kanady. Jest to zupełnie nowy typ pojaz-du. Dotychczas łaziki były sterowane z Ziemi, co powodowało kilkuminutowe opóźnienie w wykonywaniu czynności. Ska-rabeusz zakłada sterowanie z tego samego miejsca, w którym znajduje się robot, bądź z niewielkiej odległości od niego. Takie rozwiązanie pozwoli na osiągniecie większych prędkości oraz znacznego wzrostu mobilności łazika. Pojazd ma być pomoc-nikiem podczas załogowej misji. Z tym wiąże się wiele pracy, a co za tym idzie również wiele zadań, z którymi będzie musiał się zmierzyć zespół podczas konkursu URC 2009.

Nasi koledzy zmierzą się z czterema zadaniami konkurso-wymi. Pierwszym z nich będzie zadanie geologiczne. Polega na dokonaniu kilku pomiarów geologicznych w promieniu 0,8 kilometra od miejsca startowego. Sędziowie dostarczą ogólny opis miejsca wraz ze współrzędnymi GPS. Kolejnym wyzwa-niem będzie zadanie biologiczne polegające na wykonaniu po-miarów pod kątem zawartości wody w gruncie, poziomu pH i

temperatury pod powierzchnią ziemi(najlepiej 10 centymetrów pod jej powierzchnią). Trzecą konkurencją jest zadanie ratunko-we. Łazik będzie musiał dostarczyć pojemnik z wyposażeniem ratunkowym do rannego astronauty, zbliżając się do niego nie dalej niż na jeden metr. Astronauta może się przemieszczać, a waga pojemnika nie może przekroczyć sześciu kilogramów. Jego kształt nie został ściśle określony, zostanie poznany do-piero w momencie rozpoczęcia zadania. Ostatnim wyzwaniem jest wkręcenie półcalowych śrub umieszczonych pod różnymi kątami i na różnych wysokościach.(gdzie mają zostać wkręco-ne te śruby?) Zwycięży drużyna, której pojazd wykona najlepiej wszystkie zadania konkursowe. Najważniejsze kryteria to precy-zja, szybkość, niezawodność i uniwersalność.

Skarabeusz ma czterokołowe podwozie, z zaprojektowanym przez studentów systemem zawieszenia. Każde koło jest zawie-szone osobno. Dodatkowo przy projektowaniu brana była pod uwagę duża wytrzymałość komponentów. Na łaziku została umieszczona kamera, która drogą radiową przekazują obraz do odbiornika. Aparat fotograficzny wysokiej rozdzielczości po-zwoli na wykonanie zdjęć otoczenia i wysłanie ich do centrum dowodzenia. Wykorzystanie systemu GPS pozwoli na dokładną lokalizację położenia. Manipulator zakończony chwytakiem po-siada sześć stopni swobody. Robot został obudowany materiałem odbijającym promienie słoneczne w celu uniknięcia nadmierne-go nagrzewania się podzespołów.

Realizacja tak złożonego projektu jak Skarabeusz wymaga nie tylko zapału, umiejętności i czasu. Istotnym czynnikiem jest budżet, bez którego niemożliwa jest budowa projektu. Na przełomie grudnia i stycznia odbyła się rozległa kompania reklamowa. Projekt mogliśmy oglądać w stacji TVN Warszawa, programie „Dzień Dobry TVN” oraz reportażu z cyklu „Prosto z Polski” w TVN 24. Skarabeusz stał się bohaterem ekranów warszawskiego metra oraz wielu gazet, nie wspominając już o artykułach pojawiających w internecie. Dzięki całej kampa-nii projekt stał się żywo dyskutowanym tematem. Dodatkowo Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów został partne-rem i sponsorem projektu. Środki na wyjazd członków zespołu do Utah zostały pozyskane z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. 19 maja w Przemysłowym Instytucie Automatyki i Pomiarów odbyła się oficjalna konferencja prasowa Skarabe-usza, gdzie cały projekt został zaprezentowany mediom a kon-struktorzy udzielili wielu wywiadów przestawiając wszystkie fukncje i możliwości.

Realizacja własnych marzeń jest możliwa w każdej dziedzi-nie, nawet jeśli myślimy o budowie łazika marsjańskiego. Kosz-tuje ona wiele pracy, zapału i wymaga nie tylko technicznego, ale również marketingowego planu. Jednak najważniejsze jest to, aby dążyć do urzeczywistnienia nawet najśmielszych celów i spełniać swe marzenia. Również te nierealne.

Adam Karcz

SKARABEUSZ EKSPLORUJE MARSA

Drużyna projektu Skarabeusz biorąca udział w zawodach University Rover Chalenge 2009

7www.sonda.org.pl

Page 8: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

8 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

wORLDwIDe

Until recently, biometric identification was a science-fiction topic. Well, fingerprint recognition has been used for a while, with first published reports establishing that fingerprints are

unique dating back to 17th and 18th century, but even that didn’t have see much consumer use and iris recognition, as seen in the Minority Report, or facial recognition, which can be observed in every other police tv series, were considered a thing of the future. However with the recent developments in commodity computer hardware such systems are closer to see real-world applications than ever before - a laptop identifying its owner by a fingerprint scan doesn’t surprise anymore and it’s not uncommon to have computers use a web-cam to analyze the face of the user before allowing him to log in. You might have also heard of the Iris Recognition Immigration System (IRIS) deployed at the airports in the United Kingdom, which allows regis-tered individuals to have their iris scanned instead of going through passport control. There are many more biometrics being researched and however surprising it may sound, the way you walk is one of them.

Researchers at medical institutions have observed that one’s gait varies amongst a population as early as 1964, however it took 30 years before the technology caught up in order to make use of that fact in computer vision. Since then, the subject of gait analysis and identi-fication has been of interest at multiple prestigious research centres worldwide due to its advantages over most other biometric identifi-cation methods - gait analysis doesn’t require any cooperation from the subject observed and the video data doesn’t have to be of high resolution.

So, how can you identify someone looking at his gait, you may ask. Saying that there are as many answers to this question, as there are research institutions wouldn’t be far from truth - from approaches producing gait signatures that just analyse the movement of pixels in a video sequence (spatio-temporal analysis; the resultant signature doesn’t look as if it had anything to do with gait) through approaches comparing the subject’s silhouette to ones modelling the gait by track-ing features such as joint angles or stride length. These methods often rely on using a single camera and processing a single video sequence for each subject. While it is a perfectly valid approach for laboratory experiments with controlled lighting and static background, it can become problematic in real-life scenarios as there is no control over the subject’s heading relative to the camera, there are also problems associated with disregarding the shadows for processing purposes. Observing a person from multiple viewpoints in order to create his three-dimensional model is a solution to these problems and that’s the path that researchers at the University of Southampton Information: Signals, Images, Systems (ISIS) Research Group decided to pursue.

The work carried out by Middleton and later continued by Seely, two postgraduate researchers, resulted in constructing a four meter long tunnel which registers the subject from eight cameras. The walls of the tunnel are painted in high intensity colours to achieve high con-trast between a person’s clothes and the background and to allow for accurate background segmentation. The video stream from the cam-eras is transmitted to multiple computers for processing: each frame has to be converted from grayscale to RGB colour image and that im-age has to be then compared with a background model - if the colour

It’s in the way you walk

UNTIL RECENTLY, BIOMETRIC IDENTIFICATION WAS A SCIENCE-FICTION TOPIC. WELL, FINGERPRINT REC-OGNITION HAS BEEN USED FOR A WHILE, WITH FIRST PUBLISHED REPORTS ESTABLISHING THAT FIN-GERPRINTS ARE UNIQUE DATING BACK TO 17TH AND 18TH CENTURY, BUT EVEN THAT DIDN’T HAVE SEE MUCH CONSUMER USE AND IRIS RECOGNITION, AS SEEN IN THE MINORITY REPORT, OR FACIAL REC-OGNITION, WHICH CAN BE OBSERVED IN EVERY OTHER POLICE TV SERIES, WERE CONSIDERED A THING OF THE FUTURE.

Page 9: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

9www.sonda.org.pl

difference between a pixel in a captured frame and the background model is large enough, the pixel is classified as foreground. This stage of processing results in a series of silhouette images for each camera. By knowing the exact location of the cameras’ position in the tunnel and correcting the image’s lense distortion, it is possible to map these two-dimensional images into three-dimensional space and construct a 3D model of the subject.

As the 3D model contains all possible information about the per-son’s gait, any gait recognition method can be applied and the accu-racy of identification can be compared. It is however worth pointing out, that the approach currently used, despite its simplicity, has given remarkable results of 100% recognition rate on the 200 volunteers that have allowed their gait to be analysed. In order to identify some-one, a 3D reconstruction frame is created for each frame captured with a person present in the tunnel. For each of these 3D frames, three 2D silhouettes are created by casting the 3D reconstruction onto the x, y and z axis - corresponding to the view of the subject from the side, top and front. Afterwards, the arithmetic average of the silhouettes is calculated for each of those perspectives, resulting in the average silhouettes which form the basis of identification. To calculate how similar two gaits are, the Euclidean distance between two average silhouette sets is calculated. This is fairly simple - the distance between two points on a plane, each defined by two coor-dinates x and y is √(x1-x2)2 + (y1-y2)2. This is easily extended to a three-dimensional space, where the distance between two points is √(x1-x2)2 + (y1-y2)2 + (z1-z2)2. A single average silhouette is 50 pixels high and 50 pixels wide, and can be considered as a vector described by 2500 coordinates. In order to calculate the similarity of gait, the vectors corresponding to the three average silhouettes of two subjects have to be compared by calculating the Euclidean distance between them. The result is the smallest for the gait sample in the database cor-responding to the subject.

Processing the data from multiple cameras and performing 3D re-construction are computationally expensive tasks and it took as much as 4 minutes to process 5 seconds of video capture in the original tun-nel configuration. However, recent work has shown that by using the processing power delivered by both the CPU and the graphics card, it is possible for the system to operate in real time, thus making this approach not only an academic subject of interest, but also deployable

in a real-world scenario.With 200 gait samples, this biometric database is currently the

largest such resource in the academic world, however the research-ers from ISIS are still far away from achieving their goal- they aim to expand the database to 3000 samples in the near future. The 3D data collected would then allow to analyse in depth how does gait vary between people and how does it change with age and develop more accurate methods of identification. So if you happen to be in the area, don’t forget to add the biometric tunnel to your diary - it could be a few small steps for you, but a giant leap for science.

Author: Jakub Muśko with help from James MessengerAdditional thanks to Dr John Carter and Richard Seely for their work on the system and explanation of how it works.

Page 10: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Zimny lutowy dzień. Na lotnisku Bemowo panują dość do-bre warunki. Podstawa chmur wysoko, delikatny wiatr. Po pasie startowym toczy się prototyp nowego samolotu transportowego. Na jego pokładzie znajduje się ładunek o masie dwukrotnie prze-kraczającej masę samej konstrukcji. Nigdy wcześniej nie latano z takim obciążeniem. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, co się stanie po starcie, o ile oczywiście uda się oderwać od pasa. Nagle pilot zwiększa obroty i płatowiec zaczyna gwałtow-nie przyśpieszać. Po przejechaniu 30 % wyznaczonego pasa startowego przednie kółko odrywa się od podłoża. Konstruk-torzy z niecierpliwością oczekują, co się stanie. Czy obliczenia są słuszne, czy przyjęte założenia były właściwe, czy nie zawie-dzie nic po drodze? Za moment okaże się, czy godziny spędzo-ne przy „deskach kreślarskich” i ogromny budżet projektu nie pójdą na marne. Po chwili podwozie główne odrywa się od podłoża. Samolot delikatnie wznosi się na bezpieczną wysokość tylko po to, by za chwilę wykonać najniebezpieczniejszy manewr – lądowanie. Jak na razie wszystko przebiega zgodne z planem, ale fakt ten nie zmniejsza zdenerwowania wśród zespołu projektowego. Jeden z konstruktorów bezustannie odczytuje parametry lotu przeka-zywane z samolotu na ziemię – wznoszenie, prędkość i wyso-kość. Wzrok pozostałej części ekipy skierowany jest na zbliża-jący się transportowiec, który właśnie podchodzi do lądowania. W tym momencie wszystko w rękach pilota. Płatowiec powoli obniża lot. Nagle jego prędkość gwałtownie spada – to wynik otwierających się klap, które mają za zadanie zwiększyć siłę nośną. Mimo to część obserwatorów na chwilę

Zawody

SAE Aero

Design

10 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

sUKCes

Page 11: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

zamiera. Samolot jest coraz bliżej pasa: dziesięć metrów, pięć..dwa..jeden...udało się! Koła dotykają podłoża. Prototyp toczy się po pasie. Członkowie ekipy projektowej zaczynają sobie gratulować. Osoba, która wcześniej odczytywała parametry lotu, kroczy teraz spokojnie w kierunku płatowca, aby odczytać zebrane dane. Pozwolą one określić rzeczywiste możliwości maszyny. Tak wyglądał pierwszy lot samolotu Kiwi – konstrukcji stu-dentów należących do Międzywydziałowego Koła Naukowego SAE Politechniki Warszawskiej. Za dwa miesiące ich samolot weźmie udział w międzynarodowych zawodach projektowych AeroDesign 2009 East. AeroDesign to zawody adresowane do studentów uczel-ni technicznych o profilu lotniczym. Zadanie, wydawać by się mogło, proste– zaprojektować i zbudować mały samolot, który będzie w stanie podnieść jak największy ciężar. Regulamin jest jednak rygorystyczny, a startować można w trzech kategoriach różnicujących głównie wielkość konstrukcji. Tutaj nie ma miejsca na błędy. Jeżeli chcesz osiągnąć coś na AeroDesign, do każdego aspektu projektu musisz podejść profesjonalnie – to jest lotnictwo, pojęcie półśrodków nie ist-nieje. Każdy samolot startujący w zawodach jest drobiazgowo sprawdzany przez ludzi na co dzień pracujących przy naprawdę dużych projektach – przez inżynierów Lockheed Martina. Oni także oceniają dokumentacje płatowców. Należy również prze-prowadzić prezentację techniczną własnej konstrukcji, a przy jej tworzeniu starać się tak, jak gdyby była przeznaczona na sprze-daż- czyli tworzyć ją najdoskonalej. W tych dwóch etapach można zdobyć niemal połowę maksy-malnej liczby punktów. Reszta jest przyznawana za loty z ładun-kiem. Im większy, tym lepiej, ale niekoniecznie – w dokumenta-cji przesłanej wcześniej widnieje rubryka - Payload Prediction. Należy w niej określić, ile samolot jest w stanie podnieść. Im bli-żej jest się tej szacowanej wartości w czasie zawodów, tym więcej punktów bonusowych można otrzymać. Przygotowania do zawodów to okres wytężonej pracy. Na dwa miesiące przed zawodami z pracowni wychodzi się

praktycznie tylko po, to żeby coś zjeść i się wyspać. Wszystko trzeba dopiąć na ostatni guzik. Tym bardziej, że w tym roku reprezentacja Politechniki Warszawskiej startuje w trzech klasach. Generalnie znaczy to tyle, że trzeba wykonać 9 sa-molotów. Po trzy identyczne na każdą z klas. Lot mocno obciążonym samolotem to dość ryzykowny wy-czyn, zwłaszcza że niekoniecznie gwarantuje przesunięcie się wyżej w klasyfikacji. Czasami niestety części zapasowe kończą się szybciej niż zawody, więc trzeba się odpowiednio przygoto-wać na wszystko. AeroDesign to wyzwanie nie tylko pod względem in-żynierskim, ale również logistycznym. Reprezentacja dzie-liła się na dwie ekipy. Pierwsza- licząca trzy osoby wyleciała do Chicago 28 marca. Na miejscu trzeba było odebrać skrzy-nię z samolotami wysłaną cztery dni wcześniej, a następnie dostarczyć ją na miejsce zawodów- do Marietty koło Atlanty. Druga ekipa licząca siedem osób przyleciała 30 marca bezpo-średnio do Atlanty. Przez następne dni przyszli inżynierowie przygotowywali się do zawodów trwających trzy dni- piątek 03.04, sobota 04.04 i niedziela 05.04, a te upływały pod zna-kiem wytężonej pracy. Pierwszego dnia odbyły się prezenta-cje i inspekcje, drugiego - loty, natomiast trzeciego dnia miały miejsce ostatnie kolejki lotów, podsumowanie zawodów i de-koracja zwycięzców. Po upływie tych dni siedem osób wróciło bezpośrednio z Atlanty, pozostałe trzy pojechały do Chicago, aby wysłać to, co zostało po zawodach. Jaki był efekt tych wszystkich działań? Raptem dziesięcioosobowa drużyna walcząca z 62 reprezenta-cjami z innych uczelni z całego świata zdobyła 8 miejsce w kla-sie Micro, 6 miejsce w klasie Regular oraz największy sukces – 2 miejsce w klasie Open. Po powrocie nie było czasu na świętowanie – trzeba nadro-bić zaległości na uczelni, aby we wrześniu, po ukazaniu się re-gulaminu AeroDesign 2010, można było znów usiąść do desek kreślarskich.

Kamil Barański

11www.sonda.org.pl

Page 12: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Scena I, akt I W akademiku, pokój Karola K.- miejsce jego pracy. Duże biurko, na nim urządzenia pomiarowe i komputer, wokół złom elektroniczny.

Dorota Adamowicz: Widzę zdjęcie Einsteina nad biur-kiem. To twój autorytet? Karol Kowalczuk: To śmieszna historia, wiele osób o to pyta. Zdobyłem je przypadkiem. Na wydziale porządkowałem jakąś salę, a to zdjęcie razem z innymi rzeczami przezna-czone było do wyrzucenia. Pomyślałem, że nie powinno się zmarnować, dlatego je wziąłem. Einstein nie wątpił w swoje możliwości, tylko po prostu działał. Wiele osób wmawia so-bie, że czegoś nie potrafi. Zakładają, że skoro inni czegoś nie wymyślili, to im też się nie uda. Gdyby wszyscy mieli takie podejście to wciąż, jako świat, stalibyśmy w miejscu.

DA: Dlaczego wziąłeś udział w konkursie „Kapitalny Pomysł”. Ten program to raczej telewizyjne show, nie konkurs naukowy.KK: Profesor, z którym realizuję projekt reaktora na gaz wodny został zaproszony do „Dzień dobry TVN” z okazji Dnia Wynalazcy i zabrał mnie ze sobą. Tydzień później otrzymałem telefon ze stacji z propozycją wzięcia udziału w programie „Kapitalny Pomysł”. Powiedziano mi, że to program, w którym trzeba zaprezentować swój pomysł na biznes, że są kolejne etapy, czteroosobowe jury i na-groda w wysokości 300 tys. zł. dla zwycięzcy. Zgodziłem się, ponieważ jestem otwarty na nowe propozycje i głod-ny wrażeń. Udział w programie mógł być zarówno dobrą praktyką, jak i możliwością poznania wpływowych ludzi.

DA: Skąd bierzesz pomysły na nowe wynalazki? KK: Często na uczelni podrzuca mi się problemy do roz-wiązania. Inspiracji szukam w rozmowach z innymi stu-dentami, pomysły wówczas zrodzone włączam do projek-tu. Staram się z nimi współpracować, pomagamy sobie nawzajem.

DA: A jak zrodził się pomysł zaprojektowania leczni-czych gogli? Inspiracją były własne problemy ze wzro-kiem czy też namowy innych osób?KK: I jedno i drugie. Kiedyś przyszedł do mnie kolega, który właśnie wrócił od okulisty. Okazało się, że musi nosić okulary, ponieważ godzinami przesiadywał przed monitorem. Pomyślałem, że to bez sensu, żeby ludzie tracili zdrowie dla nauki. Wystarczającym poświęce-niem jest ich czas i energia. Właśnie dlatego stworzyłem gogle. Ich działanie polega na ćwiczeniu układu optycz-nego oka. Potrafią nawet częściowo cofnąć wadę wzroku. Jury wybrało mój pomysł, ponieważ był prospołeczny, pozostałe projekty były raczej zabawkami.

DA: Nie obawiasz się, że przez twoja otwartość na ludzi może kiedyś Cię rozczarować? Ktoś przecież może sko-piować twoje pomysły. Zdarzają się plagiaty… KK: Podstawowa kwestia: możesz mówić o projekcie, ale nigdy nie mów o szczegółach technicznych. Jeże-li chodzi o gogle, wszyscy wiedzą jaka jest zasada ich działania, ale nikt nie wie, jak dokładnie zbudowałem układ optyczny. Jeżeli wdraża się coś do produkcji na-leży mieć ograniczone zaufanie nawet do Urzędu Pa-tentowego. Zgłaszam projekt dopiero wówczas, gdy mam pewność, że działa poprawnie. Najpierw trzy-mam u siebie wszystkie części i je testuję. Po otrzyma-niu patentu pracuję nad nową, ulepszoną wersją, którą będę mógł wypuścić, w razie gdyby ktoś podrobił moją pracę.

DA: Jak długo pracowałeś nad projektem gogli? KK: Najpierw musiałem zobaczyć jak działa układ optyczny oka, jakie są standardy widzenia. Przygotowanie projektu, razem ze zgłębieniem fizjologii i opracowaniem konstrukcji, zajęło mi dwa tygodnie. Mam dość szybkie tempo pracy.DA: Jakie były twoje wcześniejsze projekty? KK: W wieku 17 lat wygrałem międzynarodowy konkurs wynalazczy w Japonii. Zaprojektowałem rakietę kosmicz-ną He-Ne. Teraz pracuję nad separatorem tlenowym. DA: Oprócz tego, że przedstawiłeś projekt dobrze funk-cjonującego urządzenia, musiałeś również zaprezento-wać plan rozwoju własnego przedsiębiorstwa. To było związane bardziej z branżą ekonomiczno-finansową. Czy to zadanie nie sprawiło Ci problemu? KK: Nie, już od dawna myślałem, że trzeba połączyć te dwie kwestie, tzn. projektowanie i realizację. Jeżeli pro-jekt nie przynosi korzyści, to znaczy, że nie jest potrzebny. Trzeba zarabiać pomysłem, nie tylko pracą i inwestować w to, co się najbardziej opłaca.

Karol Kowalczuk. Student IV roku Mechatroniki Politechniki Warszawskiej. Laureat konkursu „Kapitalny Pomysł”, w którym wygrał kwotę 300 tys. złotych na realizację projektu wprowadzenia na rynek leczniczych gogli.

WOLĘ FANTAZJOWAĆ

12 Sonda | Maj 2009 Nr 01

sUKCes

Page 13: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

DA: Zazwyczaj naukowcy i konstruktorzy pracują na zapleczu. Tworzą bazę, urządzenia, które są później sprzedawane, a największe korzyści z ich pracy mają właściciele firm. KK: Zgadza się, dokładnie to znam. Przeczytałem wie-le życiorysów naukowców i stwierdziłem, że nie chcę być tacy jak oni. Wolę nic nie robić niż oddawać komuś swoje projekty. Zarobią na nich inni, a o mnie nikt nie będzie słyszał. Nie widzę sensu w aż wielkim takim po-święcaniu się nauce. Uważam, że należy stworzyć nowy typ naukowca, który potrafi wypromować siebie i swoje osiągnięcia. Zamiast pracować przez 20 lat w tej samej firmie, można na własną rękę tworzyć projekty i później je sprzedawać. Ja od pierwszego roku studiów utrzymuje się sam, na wszystko mi starcza, chociaż dotąd nie mia-łem żadnej stałej pracy.

DA: Myślisz, że inżynier posiadający skąpą wiedzę eko-nomiczną jest w stanie utworzyć firmę i właściwie nią zarządzań? KK: Wystarczy, żeby nadrobił braki w swojej wiedzy. Ja zacząłem je uzupełniać czytając książki ekonomicz-ne. Nie typowo teoretyczne, ale zawierające wiedzę praktyczną. Aby być dobrym przedsiębiorcą trzeba zdobyć praktykę.

DA: Wygraną konkursu stanowiły fundusze na rozkrę-cenie własnej firmy. Na jakim etapie tworzenia przed-siębiorstwa jesteś? Pracujesz samodzielnie, czy korzy-stasz z pomocy specjalistów? KK: Człowiek sam nic nie zdziała. Jestem pomysłodaw-cą, twórcą idei. Mój projekt składa się z wielu punktów, a każdy realizowany jest przez innego specjalistę. Dzięki temu praca trwa krócej i efekt końcowy jest dużo lepszy. Wszystko nadzoruję, obmyślam i zmodernizuję. W tej chwili nie zamierzam zakładać firmy, mam jeszcze zbyt małą wiedzę i kapitał. Po realizacji projektu zamierzam sprzedać do niego prawa. Planuję wprowadzić go na ry-nek w okresie wakacyjnym, a więc pół roku po wygranej.

DA: A nie kusi Cię, żeby wydać wygraną na siebie? Może jakieś mieszkanie zamiast 10m2 w akademiku? KK: Nie chcę stać się więźniem własnego mieszkania. Najpierw mieszkanie, później jego utrzymanie i stała pra-ca - to nie dla mnie. Ja cenię wolność i swobodę. Wystar-czy mi samochód, którym mogę jeździć po całej Polsce. Chociaż mam sporo złomu elektronicznego: generatorów, zasilaczy, wzmacniaczy, trochę książek i urządzeń, to jesz-cze się tutaj mieszczę.

DA: Ostatnio zrobił się medialny szum wokół twojej osoby, byłeś m.in. gościem programu „Uwaga”, intere-suje się też Tobą prasa. Sukces nie uderzył Ci do gło-wy? KK: Jestem normalny, nie lubię, gdy ludzie traktują mnie inaczej. Jeżeli będą myśleli, że jestem wyższy od nich, to się z nimi nie dogadam. Czasami specjalnie trzeba się uniżać, żeby osiągnąć coś, czego się chce. Najważniejsze, by obie strony były zadowolone. Jeżeli wiem, że kogoś zadowoli pokłon, to jestem w stanie to zrobić.

DA: Jak traktują cię inni studenci? Czy to, że w krótkim czasie osiągnąłeś sukces, nie wzbudziło w nich zazdro-ści, nie zrodziło dystansu? KK: Z tym bywa różnie. Na niektórych mój udział w pro-gramie nie wywarł większego wrażenia, pozostali tacy sami, inni omijają mnie szerokim łukiem. Gdy się ma pie-niądze, otacza cię więcej fałszywych przyjaciół, doświad-czyłem już tego.

DA: W jakim stopni wiedza zdobyta na studiach przy-czyniła się do twojego sukcesu? KK: Od zawsze interesowałem się techniką, swoją wiedzę gromadziłem przez lata. Wiem na jakiej zasadzie działają urządzenia, nawet ten dyktafon. Uważam, że studiowanie ma poszerzać naszą wiedzę, nakreślać kierunek rozwoju. W jakim stopniu skorzystamy ze studiów, zależy od na-szego wkładu w ten proces. Oczywiście studia to nie tylko nauka, ale przede wszystkim nowy okres w życiu, impre-zy, znajomi itd. To wszystko się liczy i ma swoją wartość. Dzielę studentów na trzy grupy. Jedni przychodzą na stu-dia, żeby prowadzić życie studenckie. Tacy odpadają po pierwszym roku, o ile w ogóle dostaną się na studia. Druga grupa to specjaliści. Oni są odtwórcami, nie two-rzą rzeczy nowych, tylko wykorzystują to, co już istnieje. To są świetni pracownicy, którzy doskonale wykonują zle-cenia innych. Wielu z nich fascynuje się swoją dziedziną i za to ich szanuję. Trzecią grupę stanowią ludzie z wizją, artyści. Wynalazca jest takim samym artystą jak muzyk czy malarz. Z tą tylko różnicą, że wynalazca tworzy sztukę użyteczną.

DA: Skąd przyszło Ci do głowy porównanie wynalazcy do artysty? KK: Gdy analizowałem biografie wielu naukowców, oka-zało się, że znaczna ich część miała artystyczne zapędy.

DA: A czy ty też masz jakieś pozanaukowe zaintereso-wania? KK: Robię mnóstwo rzeczy, mam bardzo dużo energii. Jakoś muszę ją spożytkować. Lubię sport. Mam 22 lata, ale mój umysł jest dużo młodszy, przez to ja nie do końca zachowuje się jak osoba dorosła. Dzięki temu, że w cza-sie projektowania utrzymuję umysł nastolatka, docho-dzę do nieszablonowych rozwiązań. Prowadzę szkolenia z kreatywnego myślenia i wykorzystania własnego po-tencjału, mówię o wdrażaniu innowacyjnych projektów. Dziele się swoim doświadczeniem.

DA: Masz na to czas? Doba ma tylko 24 godziny…KK: Wszystko to kwestia dobrej organizacji. Ostatnio za-uważyłem, że życie służbowe zaczęło pokrywać się z moim życiem prywatnym, więc musiałem zwolnić. Nie można robić wszystkiego naraz, trzeba mieć jasno wytyczone gra-nice: gdzie kończy się praca, a gdzie zaczyna prywatność.

DA: Czy miałeś jakieś problemy z zaliczeniem przed-miotów na studiach? KK: Matematykę zaliczałem dwa lata. Nawet Einste-in miał problemy z ukończeniem szkoły, a wszyst-ko przez sprzeczki z profesorami. Ja korzystam z jego

13www.sonda.org.pl

Page 14: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

doświadczenia i powiedziałem sobie: teraz oni są górą, ale kiedyś, jak skończysz naukę, to im pokażesz.

DA: Jak wygląda prace nad projektem? KK: Na początku wymyślam coś śmiesznego, nierealnego np. zatrzymywacz czasu. Wymyślam sobie, że fajnie byłoby nadać mu formę zegarka. Wystarczyłoby go nałożyć i włą-czyć, a świat wokół nas zatrzymywałby się. Później siadam i próbuję racjonalizować tę wizję. Czasu nie zatrzymam, ale czas mogę wykorzystać. Zaczynam kombinować, ko-jarzyć fakty. Po jakimś czasie robię sobie przerwę, a wte-dy zaczyna pracować moja podświadomość. Robię sobie wycieczkę rowerową czy spotkanie ze znajomymi, później znowu zabieram się za projekt, szkicuję.

DA: To znaczy, że twój umysł działa bez twojej woli? KK: Można tak powiedzieć. Przez lata pracy wyrobiłem swój umysł pod względem analizowania i kojarzenia fak-tów. Ta umiejętność bywa niebezpieczna w życiu, ponie-waż często zdarza mi się nadinterpretacja rzeczywistości. Równolegle z pogłębianiem wiedzy i pracą nad własnym rozwojem umysłowym musiałem się nauczyć trybu wyłą-czania myślenia i regeneracji sił. Inaczej bym zwariował. Dystans jest potrzebny.

DA: Co przynosi Ci satysfakcję: pieniądze czy niemate-rialne sukcesy naukowe? KK: Nie zależy mi na sukcesach, ale na samospełnie-niu. Chcę wytyczać sobie cele i je realizować. Aktual-nie moim celem jest stworzenie laboratorium. Miejsca pracy w której będę mógł tworzyć nowe wynalazki. Dla mnie najlepszym sposobem samorealizacji jest tworze-nie czegoś, co pomaga innym ludziom. Kiedyś miałem cel zdobycia ogólnopolskiej sławy. Teraz już mnie to nie obchodzi. Wiem, że ważniejsze są relacje międzyludzkie, zaufani znajomi. Jeżeli człowiek osiąga coś tylko dla sie-bie, to nie ma z tego większej satysfakcji. Fajnie jest osią-gnąć sukces, ale jak już się go osiągnie i opadną emocje, to zostaje pustka.

DA: Kiedyś chciałeś być sławny, ale teraz nie odczuwasz takiej potrzeby. Zmiana zaszła dlatego, że dorosłeś, czy dlatego, że zaspokoiłeś potrzebę uznania? Powszechnie wiadomo, że zaspokojone potrzeby przestają nas mo-tywować. KK: Nie osiągnąłem jeszcze tak wiele, wygrałem raptem dwa czy trzy konkursy, no może pięć. Skupiam się na tym, co robię dobrze. Sukcesy i pieniądze są efektem rzetelnej pracy i kreatywnego myślenia. Sprzedaję swoje myśli, to najmniejszy wkład. Jeżeli człowiek będzie dążył wy-łącznie do zdobycia pieniędzy, to nigdy ich nie osiągnie.

DA: Jakie cechy charakteru dopomogły Ci w osiągnię-ciu sukcesu? KK: Upór. Mam wyznaczony cel i dążę do niego. Jeżeli coś mi nie wyjdzie raz czy drugi, nie zniechęcam się, ale próbuję dalej, aż w rezultacie wychodzi mi lepiej niż bym się tego spodziewał. Obmyślam cele i drogi ich realiza-cji, określam terminy, w jakich muszę te cele doprowa-dzić do finału. Nie spisuję ich, tylko zapamiętuję, tworzę

rozbudowane sieci celów w głowie. Najpierw realizu-ję małe, który prowadzą mnie do większych. Poza tym, mam ogólne pojęcie i rozeznanie w dziedzinie, którą się zajmuję. Zastanawiam się, czy to, co robię ma sens, czy warto poświęcać temu czas. Spotykam ludzi, którzy mają klapki na oczach, pracują nad projektami, które nie mają sensu, albo nie wprowadzają nic innowacyjnego. Nie tędy droga.

DA: Einstein powiedział „Geniusz to 10% polotu i 90% potu”. Zgadzasz się nim? KK: Tak. Ktoś może mieć talent muzyczny, ale jeżeli nie bę-dzie ćwiczył, to go zmarnuje. Uważam, że wszyscy urodzili się z takim samym umysłem. Mam szybki procesor, ale sam go wyrobiłem. Ostatnie dziesięć lat poświęciłem zgłębianiu swojej pasji. Szczerze mówiąc, straciłem lata młodzieńczej beztroski. Czasami żałuję poświęconego czasu.

DA: Ostatnio spory się dyskutuje nad reformą szkol-nictwa, zarówno wyższego jak i podstawowego. Masz na ten temat zdanie?KK: Uważam, że potrzebna jest gruntowna zmiana sys-temu. Rozmawiam z minister edukacji w sprawie szkol-nictwa. Według mnie najważniejsze jest wprowadzenie zmian, dzięki którym ludzie polubią naukę. Jednym z moich dalekosiężnych planów jest założenie fundacji, która pomagałaby wyróżniającym się uczniom. Chciał-bym wspierać zdolnych uczniów w wieku gimnazjalnym, posiadających pasję, ale ograniczone możliwości, np. tych pochodzących z małych miejscowości. Sam pochodzę z niewielkiego miasta i wiem, jak ciężko jest się wybić.

DA: A jakie twoim zdaniem ulepszenia można by wpro-wadzić? Może więcej zajęć eksperymentalnych, warsz-tatowych? KK: W programie jest taki przedmiot jak przedsiębior-czość, ale polega głównie na wkuwaniu regułek. Powinno się mówić o tym, jak zarabiać pieniądze i jak rozsądnie nimi gospodarować, a nie jaka jest ich definicja. Zamiast mówić czym jest karta kredytowa, można by rozdać każ-demu próbne karty kredytowe z kwotą 10 zł na koncie. Później dzieciaki musiałyby napisać sprawozdanie z tego, w jaki sposób wydały te pieniądze. To by było coś.

DA: Masz rozbudowane wizje swojej przyszłości. Czy otrzymujesz wsparcie od innych? KK: Dużo osób mówi mi, że głupio myślę, ze jestem wariatem i powinienem pójść do pracy, żyć normalnie tzn. tradycyjnie. Ale ja wolę fantazjować. Nie interesuje mnie życie, jakie chcą prowadzić moi znajomi. Większość z tych, którzy są na piątym roku, cieszy się, że kończy studia i będzie miała dyplom świadczący o ich kwalifika-cjach. Zamierzają rozpocząć pracę, później wziąć kredyt na 30 lat i przez pół swojego dorosłego życia go spłacać. Może po drodze trafi im się jakaś żona i będą prowadzić spokojne życie. Ja nie lubię działać schematycznie. Uwa-żam, że każdy powinien mieć własny schemat, a nie po-wielać czyjś. Nie chcę iść za tłumem kurczaków.

DA: Dziękuje za rozmowę.

14 Sonda | Maj 2009 Nr 01

sUKCes

Page 15: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

P rogram popularnonaukowy SONDA był nadawany przez

TVP w latach 1977-1989 i przed telewizorami gromadził wielomilio-nową publiczność. Do dzisiaj nie powstał w polskiej telewizji równie fascynujący magazyn popularyzujący naukę i technikę.

Obecnie w telewizji mamy sporo kanałów tematycznych zajmu-jących się szeroko rozumianą popularyzacją nauki np. Discovery, National Geographic Channel, Planete, BBC Knowledge. Niestety, w żadnej polskiej stacji telewizyjnej nie ma jakiekolwiek programu popularnonaukowego. Jedynie Wiktor Niedzicki tworzy swoje „La-boratorium”, jednak TVP nadaje je w porze najniższej oglądalności. Co ciekawe, mieliśmy kiedyś w polskiej telewizji własny program popularnonaukowy, którego emisję z zapartym tchem śledziły miliony Polaków. Mowa oczywiście o kultowej SONDZIE, która na pewno pozostała w pamięci, zwłaszcza trochę starszych telewi-dzów. Do dzisiaj TVP nie udało się stworzyć programu uwielbiane-go przez wszystkich i jednocześnie oferującego coś więcej niż tylko rozrywkę.

Pierwszy odcinek SONDY został wyemitowany 8 września 1977 roku. Program prowadziła para charyzmatycznych dzienni-karzy: Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński. Każdy odcinek był po-święcony jednemu tematowi, wokół którego toczyła się dyskusja pro-wadzących. Właśnie ta dyskusja, a raczej naukowy spór, popierany konkretnymi argumentami przyciągała przed odbiorniki niczym magnes. Zazwyczaj Andrzej Kurek, jako absolwent fizyki Uniwersy-tetu Warszawskiego, grał entuzjastę podziwiającego najnowsze od-krycia i rozwiązania technologiczne. Natomiast Zdzisław Kamiński przyjmował rolę racjonalisty i sceptyka, co czyniło rozważania obu naukowców niezwykle ciekawymi. Cechą wspólną łącząca prowa-dzących była niesamowita pasja, z jaką starali się przekazać widzom najistotniejsze informacje. Wielu ludzi „zaraziło się” tą pasją i poszło w ślady autorów SONDY.

Dzisiejsze programy edukacyjne przybierają niezbyt ciekawą formę brakuje w nich elementu naukowego sporu, spojrzenia na to samo zagadnienie z różnych perspektyw. Widzowie SONDY zawsze stawali przed wyborem- po której stronie się opowiedzieć? Dzięki temu dyskusja nie zamierała, ale stawała się pretekstem do zastanowienia nad konkretnym problemem. Dzisiaj informa-cja musi być krótka, szybka i prosta. Współczesne media wolą

pompować w nas tępą rozrywkę, która niczego dobrego nie wnosi.

SONDA, natomiast, oprócz wartości merytorycznej zapew-niała również widowiskowość bieżącej dyskusji. Autorzy tworzyli spektakl z nauką i techniką na pierwszym planie. Ważny elemen-tem stanowiła scenografia przygotowywana specjalnie na potrzeby każdego odcinka. Prowadzący starali się przekazywać swoje argu-menty z lekkością, wdziękiem i humorem. Andrzej Kurek i Zdzi-sław Kamiński sami bawili się przy tworzeniu SONDY. Potrafili w bardzo prosty sposób przedstawić dość skomplikowane rzeczy niezrozumiałe laikowi. Unikali przy tym pomijania ważnych infor-macji i pobieżnego tłumaczenia trudnych zagadnień. Traktowali

widza jako inteligentnego partnera, który razem z nimi odkrywa i po-znaje ciekawy świat nauki. Niewątpliwie jedną z największych atrakcji SONDY były zagraniczne materiały filmowe zdobywane przez twórców programu. W czasach komunizmu dla wielu ludzi SONDA stanowiła jedyne okno na świat. Dzięki temu Polacy byli na bieżąco ze wszystkimi nowinkami pojawiającymi się za Żelazną Kurtyną. Wszystkie materia-ły były dosłownie wywalczone przez cały zespół redakcyjny, głównie w ambasadach czy przedstawicielstwach zagranicznych firm i organi-zacji. Czasami ktoś znajomy przywoził cenne filmy zza granicy. Niekie-dy przy nawet bardzo skromnych środkach finansowych udawało się realizować świetne odcinki, które do dziś nie straciły na wartości.

Niestety Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński zginęli tragicznie w wypadku samochodowym pod Raciborzem 29 września 1989 r. Śmierć autorów definitywnie zakończyła realizację programu SON-DA. Do 1990 r. TVP wyemitowała około 560 odcinków SONDY.

Wojciech Karcz

PROGRAM POPULARNONAUKOWY SONDA BYł NADAWA-NY PRZEZ TVP W LATACH 1977-1989 I PRZED TELEWIZO-RAMI GROMADZIł WIELOMILIONOWą PUBLICZNOŚÆ. DO DZISIAJ NIE POWSTAł W POLSKIEJ TELEWIZJI RÓW-NIE FASCYNUJąCY MAGAZYN POPULARYZUJąCY NAUKĘ I TECHNIKĘ.

SONDAtakich programów juZ nie ma

Pomóż ocalić SONDĘ od zapomnienia!Chociaż od zakończenia emisji SONDY minęło już dwadzieścia lat, nadal istnieje

spore grono fanów tego legendarnego programu. Niestety większość odcinków znajduje się w archiwum TVP, a ta jak dotąd nie wyraziła zgody na ich emisję. W Internecie można znaleźć około 180 odcinków. Od paru lat Tomasz Pyć, jeden ze współautorów SONDY, próbował wznowić emisję programu. Niestety zmarł w listopadzie zeszłego roku. Rów-nież jego pisma adresowane do zarządu TVP z prośbą o udostępnienie wszystkich od-cinków SONDY pozostały bez odpowiedzi.

Tytuł naszego miesięcznika bezpośrednio nawiązuje do dzieła Andrzeja Kurka i Zdzisław Kamińskiego. Jednym z celów powstania Stowarzyszenia Akademickiego SONDA (wydawcy miesięcznika) było przywrócenie SONDY-programu. Jeszcze przed wydaniem pierwszego numeru, zgłosili się do nas przedstawiciele internetowej społecz-ności skupionej wokół forum astro4u.net w celu nawiązania współpracy przy ocalaniu SONDY od zapomnienia. Aktualnie, z inicjatywy Jarosława Chrostowskiego- redaktora Wiedzy i Życia, powstała petycja do władz TVP w sprawie udostępnienia wszystkich ar-chiwalnych odcinków SONDY. Jeżeli chcecie wspomóc tę inicjatywę, wejdźcie na stronę (...) i podpiszcie petycję. Im więcej osób poprze ten projekt, tym większe prawdopodo-bieństwo, że znowu ujrzymy wszystkie odcinki SONDY.

PROGRAM POPULARNONAUKOWY SONDA BYł NADAWA-NY PRZEZ TVP W LATACH 1977-1989 I PRZED TELEWIZO-RAMI GROMADZIł WIELOMILIONOWą PUBLICZNOŚÆ. DO DZISIAJ NIE POWSTAł W POLSKIEJ TELEWIZJI RÓW-NIE FASCYNUJąCY MAGAZYN POPULARYZUJąCY NAUKĘ I TECHNIKĘ.

15www.sonda.org.pl

TV

Page 16: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Skaningowy mikroskop elektronowy (SEM – Scanning Electron Microsope) umożliwia uzyskiwanie obrazów

o wysokiej ostrości i bardzo dużej głębi ostrości. Zasada działania takiego mikroskopu została opracowana już w latach sześćdziesiątych XX wieku. Podstawowym ele-

mentem tego przyrzą-du jest specjalna ko-lumna, w której dzięki dużej różnicy napięć są przyspieszane elek-trony. W całym ukła-dzie panuje próżnia, aby nie spowalniać wiązki elektronów. Dzięki zastosowaniu soczewek magne-tycznych elektrony są skupiane w bardzo wąską wiązkę o śred-nicy rzędu 0,1 nm. Następnie elektrony

w formie niewielkiej plamki skanują linia po linii wy-brany obszar na powierzchni badanej próbki. W wy-niku oddziaływań z materiałem, powstają dwa rodzaje elektronów: wtórne (secondary electrons) oraz wstecz-nie rozproszone (bacscattered electrons). Do pierwszej

grupy zaliczamy elek-trony, które zostały wybite z wewnętrz-nych powłok atomów znajdujących się tuż przy powierzchni w wyniku zderzeń niesprężystych z elek-tronami wiązki (pier-wotnymi). Elektrony wstecznie rozproszo-ne to pierwotne elek-trony, które wniknęły w głąb materiału i zo-stały odbite podczas zderzeń sprężystych z jądrami atomów.

NIEZWYKłY ŚWIAT ZWYKłYCh RZECZY

Zwykłe przedmioty widziane pod mikroskopem skaningowym ujawniają swoje tajemnice, które nie jesteśmy w stanie dostrzec gołym okiem.

Końcówka długopisu (pow. x300)Zdjęcie przedstawia końcówkę długopisu. Jest to mała kulka o średnicy zaledwie 0,5 mm. Czarne płatki widoczne na powierzchni kulki, to nic innego jak tusz znajdujący się wewnątrz wkładu. Jest on dozowany poprzez wąską szczelinę pomiędzy powierzchnią kulki, a metalową osłoną.

Oko muchy (pow. x250)W rzeczywistości oko muchy składa się z tysięcy mini-oczu. Każde z osobna rejestruje światło, a mózg owada składa wszystkie zarejestrowane obrazy w jeden przypominający mozaikę. Dzięki takiemu rozwiązaniu mucha o wiele lepiej wykrywa ruch i dlatego tak trudno jest ją złapać.

Papier (pow x1500)W dużym powiększeniem obrazu można dostrzec plątaninę włókien celulozy, która jest głównym składnikiem papieru. Pierwszy papier wynaleźli Chińczycy blisko 2000 lat temu i do dzisiaj służy on jako uniwersalny środek do przekazu informacji w formie tekstu.

ZDJĘCIA: Ewa Twardosz, Izabela Garbecka, Maciej Giżyński, Robert ŁebkowskiTEKST: Wojciech Karcz

Dzięki zastosowaniu soczewek magnetycznych elektrony są skupiane w bardzo wąską wiązkę

o średnicy rzędu 0,1 nm.

Zasada działania takiego mikroskopu została opra-cowana już w latach sześćdziesiątych XX wieku.

fOTORepORTaż

16 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

Page 17: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Stalówka (pow. x60)Przy niewielkim powiększeniu na powierzchni stalówki widoczne są charakterystyczne nacięcia, którymi spływa atrament do końcówki. Pierwsze wieczne pióro zostało opatentowane w 1809 r. przez amerykańskiego szewca Peregrina Williamsona. Obecnie do produkcji stalówek stosuje się dość rzadkie metale jak np. iryd czy ruten.

Druciki (pow. x250)Zdjęcie przedstawia końcówkę przewodu stosowaną przy budowie komputera. Jeden cienki kabelek w rzeczywistości składa się nawet z kilkunastu mniejszych drucików. Średnica takich przewodów wynosi zaledwie 0,1 mm.

Żyletka (pow. x300)Codziennie korzystamy przy goleniu z popularnych żyletek. Jednak nie zdajemy sobie sprawy, że grubość takiej żyletki to niespełna 0,06 mm! Już po jednym goleniu na powierzchni ostrza pojawiają się małe wyszczerbienia widoczne wyraźnie pod mikroskopem skaningowym. (drugie zdjęcie oznaczone numerem 71)

Prezentowane na łamach Sondy zdjęcia z mikroskopu skaningowego zostały wykona-ne przez członków Koła Naukowego Inżynierii Materiałowej WAKANS działającego przy Wydziale Inżynierii Materiałowej Politechniki Warszawskiej. Zdjęcia są częścią przygotowywanej przez studentów wystawy obrazów zwykłych przedmiotów wyko-nanych za pomocą SEM-u. Więcej szczegółów o samym kole i wystawie można zna-leźć na stronie www.wakans.materials.pl

Dzięki wykorzystaniu w mikroskopii elektronowej fali elektronów zamiast

fali świetlnej, jesteśmy w stanie otrzymywać obrazy o wiele lepszej

rozdzielczości.

Obie grupy elektronów są zbierane przez specjalne de-tektory, które przetwarzają zbierane sygnały w cyfrowy obraz. Dzięki wykorzystaniu w mikroskopii elektronowej fali elektronów zamiast fali świetlnej, jesteśmy w stanie otrzymywać obrazy o wiele lepszej rozdzielczości. Ol-brzymią zaletą SEM-u jest fantastyczna głębia ostrości. Dzięki temu możliwe jest uzyskiwanie obrazów z efektem trójwymiarowości. Oprócz obserwowania samych obra-zów, SEM umożliwia wiele innych badań takich jak np. analiza ilościowa i jakościowa składu chemicznego.

17www.sonda.org.pl

Page 18: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Przy wtórze wycia nurkujących Sztukasów złamał się polski opór i poddała się Francja. Jednak już bitwa o Anglię pokazała, że bom-bowce nurkujące są łatwym łupem dla myśliwców przeciwnika, a bombardowanie z lotu poziomego na dużej wysokości nie zapew-nia dostatecznej celności (łatwo trafić w miasto, ale nie w statek czy most). Niemcom można było jednak w tamtych czasach zarzucić chyba wszystko, oprócz braku inwencji twórczej…Beethoven (zna-ny jako Mistel – Jemioła)

Już w roku 1940 niemieckie dowództwo zleciło badania nad obiektami latającymi zdalnie sterowanymi. Jednym z pierwszych po-mysłów było „holowanie” bombowca za myśliwcem. Pilot w samolo-cie myśliwskim miał sterować obydwiema maszynami połączonymi za pomocą luźnego przewodu, służącego też do przesyłania paliwa. Pomysł ten wydawał się na tyle obiecujący, że badania trwały aż do 1945 roku, kiedy to inżynierowie pracowali przy akompaniamencie radzieckiej artylerii i szanse na wdrożenie nowej broni były właściwie żadne. Końcem 1941 roku rozpoczęto prace nad innego typu hybry-dą: myśliwiec Messerschmitt Bf-109F-1 na stałe przymocowano nad bombowcem Junkers Ju88A-4, podpierając go w środku ciężkości, oraz dodatkowo w części ogonowej. Nieco ponad rok później ukoń-czono montaż prototypu, a z początkiem 1944 roku przeprowadzo-no próby w Nordhausen, Kołobrzegu i Peeneműnde. Pilot siedzący w myśliwcu sterował obydwoma samolotami, za pomocą powierzch-ni sterowych Junkersa. Paliwo było również pobierane ze zbiorników bombowca (a właściwie bomby, ponieważ samolot był pozbawiony miejsc dla załogi, a w jego części nosowej umieszczono 3500 lub

3800kg materiałów wybuchowych oraz 1000-kilogramowy metalowy rdzeń). Od chwili rozłączenia zespołu głównym zadaniem pilota było przeżycie, czyli jak najszybsza ucieczka, choć zdarzało się, że otrzymywał on również rozkaz osła-niania pocisku w drodze do celu. Bom-ba nadal utrzymywała kierunek dzięki umieszczonemu w tylnej części kadłuba

Jak zabić jemiołą, czyli początki pocisków zdalnie sterowanychLUDZKA POMYSŁOWOŚĆ OD WIEKÓW BYŁA UKIERUNKOWANA GŁÓWNIE NA TO, JAK ZROBIĆ KRZYWDĘ DRUGIEMU CZŁOWIEKOWI. TECHNIKA WOJSKOWA BYŁA ZAWSZE KROK PRZEZ INNYMI DZIEDZINAMI NAUKI. LUDZKOŚCI NIE WYSTARCZY-ŁY MACZUGA, HAKOWNICA I „GRUBA BERTA” – NA-WET BOMBOWIEC O DUŻYM ZASIĘGU I UDŹWIGU, WYPOSAŻONY W PRECYZYJNY SYSTEM CELOWNI-CZY NA POCZĄTKU LAT 40-TYCH UBIEGŁEGO WIE-KU PRZESTAWAŁ SPEŁNIAĆ OCZEKIWANIA.

p

ilot

paliwo

samolot - bomba

system

kontroli i

sterowania

serwomechanizm

y

p owierzchnie sterowe

systemowi kontroli i sterowania. Urządzenie to, złożone z pilota au-tomatycznego (trójosiowego, skonstruowanego przez Patina), busoli głównej i busoli sterującej, pod względem technicznym wyprzedzało swoje czasy. Mistel został po raz pierwszy użyty bojowo w nocy z 24 na 25 VI 1944 przeciwko flocie inwazyjnej w Baie de la Seine (Zatoce Sekwany). Pięć zespołów w eskorcie myśliwców wyruszyło do niemal samobójczej akcji – w powietrzu nad Francją aż roiło się od brytyj-skich myśliwców Mosquito. Czterem udało się zrzucić ładunek i za-topić jeden okręt, a potem bezpiecznie wrócić co bazy w St.-Dizier. Niemcy mieli jednak pecha – zaatakowane jednostki to wysłużone statki używane jako… falochrony. Był to pierwszy i ostatni nalot „Jemioł” na zachodzie – planowane ataki na Scapa Flow i Gibraltar nie doszły do skutku. Od końca tego roku to sowieci mieli okazję posłuchać Beethovena. Zdesperowani Niemcy próbując zatrzymać radziecką kampanię, używali tego wynalazku ze zmiennym szczę-ściem. Najbardziej znana akcja została przeprowadzona 31 III 1945r. – trzy zespoły zaatakowały i poważnie uszkodziły most na Odrze pod Ścinawą. Akcja udała się, mimo że tylko połowa (!) ze startują-cych maszyn dotarła do celu – reszta musiała przedwcześnie odpiąć Junkersy z powodu usterek technicznych. Tydzień później ta sama jednostka podjęła się znacznie ambitniejszego zadania – zniszczenia strategicznego mostu kolejowego w Warszawie. Tym razem bez suk-cesu. Ostatnia akcja odbyła się 16 kwietnia. Mistel udowodnił sku-teczność sterowanych pocisków, ale pokazał też, że „nie tędy droga” – nalot po linii prostej był stosunkowo łatwy do uniknięcia. Istniały wersje: S1 z Bf 109 oraz S2 i S3 z Fw 190.

Ruhrstahl X-1 (znany również pod nazwami: SD1400, SD1400X, Fritz X, FX1400, PC1400X, Kramer X-1) została skonstruowana przez dr. M. Kramera i reprezentowała zupełnie inną koncepcję niż Mistel. X-1 była zwykłą, 1400 kilogramową, swobodnie spadającą bombą bez własnego napędu. To, co wyróżniało ją spośród innych broni Luftwaffe , to nie tylko niezwykły kształt – m.in. cztery sta-teczniki w połowie długości, dwunastokątna obręcz wokół tylnych (głównych) stateczników. Bombardier samolotu-nosiciela po zrzu-ceniu bomby miał możliwość sterowania jej trajektorią. Za pomocą sygnału radiowego uruchamiano elektromagnesy, które poruszały spoilerami umieszczonymi na głównych statecznikach. Powstawa-ła asymetria opływu i siły aerodynamiczne powodujące skręcanie obiektu. Bomba nie wysyłała do macierzystego samolotu żadnego sygnału o swoim położeniu, nie „wiedziała” też gdzie znajduje się cel. Lotnik musiał po prostu obserwować jej trajektorię i korygować ją. Aby ułatwić mu to zadanie (poprawić widoczność), na ogonie po-cisku umieszczano np. lampy elektryczne lub flary i ograniczano prędkość samolotu, co było główną wadą systemu, gdyż stawał się on łatwym celem. Pierwsze użycie bojowe miało miejsce 29 VIII

MILITaRIa

18 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

Page 19: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

1943 roku. Jednostka III/100 KG zaatakowała zespół włoskiej flo-ty (19 okrętów) który opuścił bazę La Spezia by dotrzeć do Malty i poddać się Anglikom. Atak przeprowadzony przez 12 bombowców Dornier Do 217K-2 rozpoczął się o 15.30. Pierwsze „Fritze” chy-biły celu. Po chwili jednak okręt flagowy admirała Bergaminiego – najnowocześniejszy włoski pancernik – „Roma”, został trafiony. Bomba lecąc z prędkością bliską prędkości dźwięku, przebiła po-kład i eksplodowała wewnątrz. Okręt drastycznie zwolnił, co uła-twiło Niemcom drugie trafienie – FX1400 pokonał opancerzenie i wybuchł w komorze amunicyjnej. Eksplozja rozerwała jednostkę na dwie części. Bliźniaczy okręt „Italia” został w tym samym czasie poważnie uszkodzony, dotarł jednak na Maltę. Był to największy sukces Luftwaffe w walce na morzu. Do końca wojny „Fritze” wy-eliminowały z walki okręty o łącznej wyporności ponad 150 000t. Nie dość, że była to chyba najskuteczniejsza z tajnych broni Hitlera,

to jeszcze najłatwiej było nauczyć się jej obsługi. Jednak z powodu braku odpowiednich samolotów-nosicieli – mała ilość Do 217 i ka-tastrofalna wręcz awaryjność He 177 Greif – wykorzystano jedynie połowę z ponad 1300 wyprodukowanych bomb.

Henschel Hs 293 łączyła w sobie zalety Mistela i FX1400. Posia-dała własny napęd w postaci silnika rakietowego Waltera (na paliwo płynne), a jej tor lotu mógł być precyzyjnie kierowany przez opera-tora w samolocie macierzystym. Samolot podczas ataku znajdował się poza zasięgiem artylerii przeciwlotniczej nieprzyjaciela. Pierw-szy atak przeprowadzony 25 VIII 1943 nie powiódł się. Jednak już dwa dni później kanadyjski niszczyciel został tak ciężko uszkodzony, że musiał zostać odholowany do portu, a trafiona dwoma bombami fregata eksplodowała, grzebiąc 222 osoby załogi. „Panika” to dobre słowo na określenie reakcji Brytyjczyków – wszystkim jednostkom zakazano zbliżać się do wybrzeży francuskich na odległość mniej-szą niż 200 mil. Bomby te były używane również przeciw celom naziemnym – np. początkiem marca następnego roku trafiły most na Odrze pod Zgorzelcem. Prace nad tą bronią rozpoczęto równo-legle z FX1400, pierwszy prototyp zbudowano końcem 1941 roku. Konstrukcja była znacznie bardziej skomplikowana niż wynalazek inżynierów z Ruhrstahl. Poza silnikiem posiadała również skrzydła z konwencjonalnymi lotkami oraz typowe usterzenie pionowe i po-

ziome. Po uwolnieniu włączał się silnik pocisku – tylko na 10s (!) – co wystarczało do rozpędzenia urządzenia nawet do 900km/h. Za-skakujące jest, że do tego stopnia nie dowierzano wrażliwemu na za-kłócenia sterowaniu radiowemu, iż stosowano również sterowanie przewodowe. Jako przekaźnik służył kabel (o długości do 30km!) z jednocześnie odwijających się szpul w samolocie i pocisku. Rów-nież ta metoda była skuteczna. W kwestii sterowania inżynierowie spróbowali posunąć się jednak o wiele dalej. W wersji Hs293D za-montowano kamerę telewizyjną, która przekazywała obraz do samo-lotu nosiciela z częstotliwością 50Hz. Tam bombardier oglądał obraz na ekranie o pionowym systemie rastrowym i rozdzielczości 224 linii – mógł poczuć się podobnie jak pilot Kamikadze. Ten futurystycz-ny, jak na owe czasy, wynalazek działał dobrze w laboratorium, ale był tak wrażliwy na zakłócenia, że nie znalazł zastosowania w walce. W tym niepowodzeniu nie ma nic zaskakującego – Niemcy pró-bowali wyprzedzić swoją epokę o 40 lat. Naprowadzanie telewizyjne zastosowano z powodzeniem dopiero w latach 80-tych w pociskach

Maverick i Martel. Poza trzema opisanymi tu niezwykłymi wynalazkami było jesz-

cze wiele innych pocisków zdalnie sterowanych. Przykładami są: latająca torpeda Hs 294, rakiety klasy ziemia – powietrze Hs 117 i Rheintochter III czy torpeda T5, która nie dość, że sama naprowa-dzała się na śrubę okrętu, to jeszcze mogła omijać zakłócające źródła dźwięku. Również Amerykanie niedługo pozostawali w tyle – w 1944 roku użyli zespołów analogicznych do Misteli (z B-17) i wprowadzili podobne do T5 torpedy Mark 27.

Łukasz Bańdur

Literatura:Janusz Piekałkiewicz, Wojna w powietrzu ,Wydawnictwo 1. AWM, Łódź 2001Roger Ford, Tajne bronie III Rzeszy, Dom Wydawniczy Bello-2. na, Warszawa 2000David Donald, Bombowce w II wojnie światowej, Wydawnic-3. two Amber, Warszawa 2001

Piątek, 10 września 1943r. BerlinNiemieckie Biuro Informacyjne (DNB) donosi:W czwartek między Sardynią a Korsyką, niemieckie samoloty zatopiły bombami włoski pancernik i krążownik.

Ostatni tydzień sierpnia 1943r. Zatoka biskajskaKapitan brytyjskiego okrętu wspomina:(…) dostrzegliśmy bombowiec Dornier, który trzymał się ostroż-nie poza naszym zasięgiem. Następnie ruszył jakby do ataku, ale – cały czas mocno oddalony – zrzucił tylko jakąś rzecz, która wyglądała jak mały samolot. Zamiast spadać, rzecz ta ku nasze-mu przerażeniu zaczęła lecieć dokładnie na nasz statek…

19www.sonda.org.pl

Page 20: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Nie o tym będzie traktował ten artykuł ( i tak niespecjal-nie byłoby o czym pisać), ponieważ offset to także jed-na z podstawowych metod nowoczesnego drukowania.

Zapewne niewielu z was zwróciło kiedykolwiek uwagę na ten te-mat, a warto zaznaczyć, że techniki drukowania zmieniły się nie-co od czasów Gutenberga i wciąż podlegają ewolucji. Obecnie jedną z najpopularniejszych i najefektywniejszych form druku jest właśnie offset.

Offsetem w poligrafii nazywamy wykorzystywaną na skalę przemysłową odmianę druku płaskiego czyli ta-kiego, w którym elementy drukujące i niedrukujące formy drukowej znajdują się na tym samym poziomie (w prze-ciwieństwie do druku wypukłego bądź wklęsłego). Druk płaski odbywa się za pomocą metody bezpośredniej, gdy forma styka się z podłożem (np. w litografii) lub pośred-niej, z której to metody korzysta właśnie offset. Pośred-nikiem pomiędzy podłożem drukowym a formą drukową jest w tym wypadku cylinder obciągnięty gumą, zwany obciągiem.

Zanim przejdziemy do omó-wienia jednej z form offsetu, jaką jest jego arkuszowa odmiana, przyjrzyjmy się chwilę powstaniu i rozwojowi tej metody.Historia offsetu sięga końca XVIII wieku i wynalezienia wspomnianej wcześniej litografii przez Aloisa Senefeldera. Lito-grafia to prosta forma druku pła-skiego polegająca na zatłuszcze-niu wypolerowanego kamienia, a następnie, po wygrawerowaniu na nim rysunku, wystawieniu go na działanie roztworu kwasu

azotowego i gumy arabskiej. Farbę przyjmują tylko zatłuszczone fragmenty, a poprzez przyciskanie wilgotnego papieru do formy możemy uzyskiwać odbitki. Wiele lat później pewien amerykań-ski producent papieru zaobserwował coś ciekawego. Jego maszyna litograficzna odbijała grawerowane płyty na arkusz papieru, pod którym znajdowała się guma. Przez przypadek zauważył, że efekt druku jest znacznie wyraźniejszy, a kamienne płytki nie ścierają się tak szybko wówczas, gdy rysunek zostanie odbity bezpośred-nio na gumie, a dopiero potem na papierze. W ten sposób powstał druk pośredni, na której opiera się metoda offsetowa.

Obecnie nie jest już ona formą jednorodną, ponieważ dzieli się na odmianę zwojową oraz arkuszową. W pierwszej podłoże drukowe występuje w postaci - nie trudno się domyślić – zwoju. Skupmy się jednak na tej drugiej formie.

Offset arkuszowy jest bardziej uniwersalnym z bliźniaków. Sto-suje się go obecnie do druku na wszystkich rodzajach papieru uży-wanych w branży poligraficznej. Pozwala on też zawsze uzyskać wysoką jakość druku, bez względu na to czy mamy do czynienia z dużym, czy małym nakładem. Tak więc, wykorzystuje się tę me-

Z CZYM WAM SIĘ KOJARZY SŁOWO OFFSET? JEŻELI TYLKO I WYŁĄCZANIE Z AMERYKAŃSKIMI INWESTYCJAMI W POLSKI PRZEMYSŁ ZBROJENIOWY, TO NA WSTĘPIE INFORMUJĘ- NIC BARDZIEJ MYLNEGO.

Good byEGutenberg

20 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

TeCHnOLOGIe

Page 21: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

todę zarówno przy druku książek, plakatów jak i ulotek. Nie ma tu żadnego znaczenia rodzaj papieru, ani stopień uszczegółowienia wykonywanego druku, gdyż metoda ta pozwala na zastosowanie wielu nowoczesnych technik obróbki końcowej. Dla niewprawne-go obserwatora jest to więc maszyna iście magiczna: na jednym jej końcu umieszcza się paletę arkuszy papieru, a na drugim otrzy-muje stos zadrukowanych już arkuszy.

Zazwyczaj druk znajduje się z jednej strony, chociaż niektó-re maszyny wielokolorowe potrafią już drukować obustronnie. Urządzenia drukujące ustawia się, określając, jaka ilość farby po-winna być przenoszona na formę drukową, następnie reguluje docisk dwóch cylindrów, między którymi przechodzi papier. Oczy-wiście w trakcie tego procesu mają miejsce najróżniejsze operacje. Ssawki podające po-bierają jeden arkusz papieru i podają go ma-szynie. Następnie arkusze przechodzą przez jeden lub kilka zespołów drukujących, gdzie zostają pokryte farbą. Liczba zespołów dru-kujących może być różna. Często występuje jeszcze jeden zespół drukujący, wykorzysty-wany do nakładania dodatkowego koloru lub lakieru.

Należy również pamiętać o tym, że farba w maszynie arkuszowej musi być przysto-sowana do drukowania na papierze niepo-wlekanym. Najlepiej stosować farby roślin-ne, które utrwalają się przez utlenianie, tzn. wysychają pod wpływem tlenu zawartego w powietrzu. Warto też wspomnieć, że czas schnięcia farb na papierze niepowlekanym może być nieco dłuższy niż na papierze po-wlekanym.

Obecnie technika offsetowa to podsta-

wa nowoczesnej poligrafii, mimo to specjaliści w tej dziedzinie nie zamierzają spocząć na laurach i wciąż próbują ją doskonalić, wprowadzając coraz to nowe techniki, takie jak chociażby offset bezwodny. I dobrze. Być może wielu jeszcze temat ten nie wydaje się interesujący i wydaje się ich nie dotyczyć, jednak z pewnością druk offsetowy na pewno nieraz ułatwi im życie. Nawet wówczas, gdy nie będą tego świadomi.

Krzysztof Kotlarski

Serdeczne podziękowania dla drukarni Mdruk za wydruk pierwszego numeru SONDY. Szczególne wyrazy wdzięczności dla Jerzego Bucynia za udzielenie wyczerpujących informacji na temat arkuszowego druku offsetowego.

21www.sonda.org.pl

Page 22: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Realizując własne przedsięwzięcia, zawsze spotykamy się z pewnymi problemami. Jednym z nich oprócz utraty mo-tywacji, błędów w zarządzania czy problemów biurokratycz-nych jest pozyskiwanie finansowania na realizację projektu. Nakłady inwestycyjne w początkowej fazie rozwoju przedsię-wzięć zawsze sprawiają problem, który musimy rozwiązać.

„REAL ARTISTS SHIP”

Często słyszymy, że aby osiągnąć sukces wystarczy wpaść na wyjątkowy pomysł, a reszta w magiczny sposób potoczy się sama. Nic bardziej mylnego. Pomysł to jedynie począ-tek długiej i trudnej drogi, być może jest on fundamentem, jednak to nie tylko i wyłącznie od niego zależy nasze powo-dzenie. Realizowanymi przez nas projektami może być na-prawdę wszystko, chociażby stworzenie nowego urządzenia,

technologii, przeprowadzenie badań, wymyślenie nowego produktu czy usługi, bądź też naśladowanie sprawdzonych już scenariuszy. Wszystkie te rzeczy kierują się w stronę biz-nesu.

Prowadzenie wszelkich badań naukowych, czy wynajdy-wanie nowych technologii musi znaleźć swoje zastosowanie w życiu i odnaleźć swoją rynkową wartość. „Real artists ship” to powiedzenie Steve-a Jobs-a prezesa i współzałoży-ciela firmy Apple Inc. , które w bezpośredni, ale jakże pro-sty sposób opisuje zasady panujące w dzisiejszym biznesie. Oznacza ono, że najważniejszą częścią naszego projektu jest wejście na rynek. Bez tej najważniejszej części tak naprawdę nie ma znaczenia nowatorskość stosowanych rozwiązań czy oryginalność pomysłu. Przy twardym prawie kapitalizmu

REALIZUJĄC WŁASNE PRZEDSIĘWZIĘCIA ZAWSZE SPO-TYKAMY SIĘ Z PEWNYMI PROBLEMAMI. JEDNYM Z NICH OPRÓCZ UTRATY MOTYWACJI, BŁĘDÓW W ZARZĄDZA-NIA CZY PROBLEMÓW BIUROKRATYCZNYCH JEST PO-ZYSKIWANIE FINANSOWANIA NA NASZ PROJEKT. NA-KŁADY INWESTYCYJNE W POCZĄTKOWEJ FAZIE ROZ-WOJU NASZYCH PRZEDSIĘWZIĘĆ ZAWSZE SPRAWIAJĄ PROBLEM, KTÓREMU MUSIMY SPROSTAĆ.

Venture Capital CambridgePython

22 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

KaRIeRa

Page 23: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

same schematy, prototypy czy wyniki badań chowane do szuflady w ogóle się nie liczą. To rynek ma określić czy nasze pomysły faktycznie są dobre i jak dobrzy jesteśmy my, w ich wprowadzaniu. Liczy się tylko to, czy potrafimy wejść na ry-nek i się na nim utrzymać. Szukając finansowania, musimy więc myśleć o tym, jak zarabiać na projekcie i jedynie to gwa-rantuje sukces.

Od pomysłu do realizacji

Początkowo z naszym pomysłem znajdujemy się w fa-zie zasiewu (ang. seed stage), nasz projekt dopiero raczkuje i nasze potrzeby z dnia na dzień rosną. Tutaj zaczynają się pierwsze schody: zapotrzebowanie na środki finansowe. Po wykorzystaniu kapitału własnego w postaci gotówki, zazwy-czaj pomocne stają się osoby nazwane potocznie 3F : Family, Friends and Fools (pol. rodzina, przyjaciele i głupcy), gdyż finansowanie przedsięwzięcia na takim etapie jest bardzo ry-zykowne. W tym miejscu pojawiają się również inwestorzy indywidualni (business angels) oraz wyspecjalizowane fun-dusze. Dobrym przykładem na to, że jest to jeden z najistot-niejszych etapów finansowania pokazują Brin i Page, twórcy Google, którzy założyli firmę bez własnych środków i uru-chomili ją z pomocą kapitału w wysokości miliona dolarów zebranego od przyjaciół i poprzez rozbudowaną sieć kon-taktów zgromadzonych wokoło Silicon Valley. W przypad-ku projektów naukowych etap zasiewu może wydawać się bardzo trudny, gdyż w tej wyjątkowej działalności pochłania bardzo dużo kapitału. Pomocne są tu jednak instytucje takie jak uczelnie czy instytuty badawcze, pozwalające odciążyć budżet poprzez możliwość korzystania z infrastruktury na-ukowej.

Sama koncepcja nie wystarcza jednak do osiągnięcia sukcesu. Musimy wkroczyć w fazę realizowania naszego pomysłu i zacząć tworzyć tzw. start-up, który wykazuje bar-dzo wysokie zapotrzebowanie na kapitał, a prawdopodobnie w tej fazie generuje znikome przepływy pieniężne. Start-up to etap, w którym jesteśmy w stanie fizycznie pokazać nasz produkt czy prototyp i potrzebujemy finansowania na jego dalszy rozwój. Jest to miejsce, w którym powoli następuje konwersja z poziomu „garażu” do profesjonalizmu. W tym momencie powinna już zostać założona spółka (działal-ność gospodarcza) składająca się z zespołu zarządzającego. Rozpatrując projekty naukowe, można jasno stwierdzić, iż w Polsce nie powstają tego typu spółki, a sam projekt często kończy się na sprzedaży licencji. Można powiedzieć, że etap start-upu to czas, w którym kończą się wszelkie fundusze własne, a brak jasnej perspektywy finansowania nie zwiększa motywacji do działania. Jest to miejsce, w którym w pewien sposób jesteśmy w kropce – nie możemy otrzymać kredy-tu bankowego (finansowanie senior), gdyż nie spełniamy podstawowych kryteriów, bank nie jest również instytucją, której celem jest ponoszenie wysokiego ryzyka spowodowa-nego możliwością niespłacenia przez nas pożyczonych pie-niędzy. W rzeczywistości, nawet gdy uzyskujemy kredyt (np. pod zastawione aktywa, hipotekę itp.), to i tak nie rozwiązuje on naszych problemów, gdyż konieczność spłaty bieżących rat jeszcze pogarsza nasze

23www.sonda.org.pl

Page 24: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

przepływy pieniężne. Z badań wynika jednak, że znacząca część polskich przedsiębiorstw utrzymuje się ze środków własnych, a na dalszych etapach rozwoju stara się o kredyt bankowy lub korzysta z bieżących zysków. Zaskakujące jest jednak to, że duża część przedsiębiorców nie słyszała nigdy o innych formach finansowania.

Private Equity, Venture Capital i Business Angels

W kapitalistycznych gospodarkach powstała jeszcze inna koncepcja finansowania różna od kredytu bankowego, mia-nowicie Private Equity. PE jest szerokim terminem odnoszą-cym się do przeprowadzania inwestycji na niepublicznym rynku kapitałowym (poza publicznym obrotem giełdowym) , w celu osiągnięcia średnio- i długoterminowych zysków z tytułu przyrostu wartości kapitału (zakupionych udziałów w spółce).

W rozpatrywanych etapach (faza zasiewu, start-up) uzy-skanie finansowania jest możliwe dzięki odmianie PE, czyli Venture Capital. Jest to kapitał obarczony wysokim ryzy-kiem, gdyż finansuje on projekty na wczesnym etapie, któ-re nie generują jeszcze wysokich przepływów pieniężnych. Kapitał ten może być wykorzystany przy finansowaniu na-kładów inwestycyjnych nowych przedsiębiorstw, projektów badawczych, naukowych czy realizacji przedsięwzięć o cha-rakterze innowacyjnym z dużymi możliwościami rozwoju. Cechą szczególną jest nastawienie na rozwój danego projek-tu i wzrost jego wartości w czasie.

Finansowaniem typu VC zajmują się wyspecjalizowane instytucje, które korzystając ze środków zgromadzonych przez fundusz, są w stanie poprzez wykup i sprzedaż udzia-łów w różnych spółkach generować zyski. Co ważne tego typu fundusze rozpatrują jedynie średni i długi horyzont inwestycyjny, tj. kilka lat, co związuje fundusz i realizatorów przedsięwzięcia na długi okres.

Jedną z form Venture Capital są Business Angeles, są to często inwestorzy indywidualni (chociaż ostatnio pojawiło się wiele funduszy o podobnym charakterze) zajmujący się najczęściej finansowaniem projektów w fazie zasiewu oraz start-upu. Ponoszą oni bardzo wysokie ryzyko, inwestując kapitał w przedsięwzięcie, które nie funkcjonuje w rzeczy-wistości (seed stage) lub dopiero rozpoczyna działalność. Przy ocenie takich projektów trudno mówić o dogłębnej analizie czy możliwie poprawnie zrealizowanej wycenie. BA postępując więc w sposób emocjonalny, opierając się głów-nie na przesłankach i prognozach. Aniołowie Biznesu to często osoby chcące nieść razem ze swoim kapitałem jakąś misję : np. dotyczącą rozwoju przedsiębiorczości czy danej branży. Główną przyczyną jest jednak chęć osiągnięcia po-nadprzeciętnych zysków.

Sposób finansowania

Do rąk funduszy Venture Capital trafiają rocznie bardzo duże ilości propozycji podjęcia współpracy. Zadaniem takiej instytucji jest dokonanie selekcji oraz wyboru swoich inwe-stycji. Jak pokazują badania na 10 000 pomysłów bizneso-wych 1000 przedstawiany jest do oceny funduszom Venture Capital, a jedynie 100 jest realizowanych. Podstawowe na-rzędzia z jakich korzystają fundusze, to przedstawiony przez potencjalnego kapitałobiorcę biznesplan, historyczne spra-wozdania finansowe, prognozy dotyczące zapotrzebowania na gotówkę oraz przeprowadzone z należytą starannością badanie projektu (ang. due dilligience). Przeprowadzenie takiego szczegółowego badania jest czaso- i kapitałochłon-ne, dlatego często fundusze specjalizują się w konkretnych branżach, tak aby łatwiej i szybciej oceniać przedstawiane im projekty.

Jeżeli fundusz VC czy też Business Angels podejmą się decyzji o finansowaniu to jedyna rzecz, która dzieli nas od przelania pierwszej transzy środków to bardzo długie i wni-kliwe negocjacje. Finansowanie odbywa się na zasadzie stworzenia nowego podmiotu (spółki) lub odsprzedaży części udziałów w istniejącym przedsiębiorstwie. W czasie negocjacji ustalane zostają praktycznie wszystkie warunki, które zapieczętują niejako przyszłość udziałowców. Fundusz w zamian za udziały w spółce wprowadza na wynegocjowa-nych warunkach kapitał (najczęściej wprowadzany w kilku transzach). Jest to główna zasada, która w prosty sposób opisuje sens Venture Capital. W tym momencie inwestor jak i realizujący przedsięwzięcie posiadają wspólny cel czyli wzrost wartości danego projektu, tak aby po kilku latach uzy-skać ponadprzeciętne zyski z tytułu sprzedaży swojej części udziałów. Takie podejście jest zgodne ze współczesnym spoj-rzeniem ekonomii gdzie jako główny cel przedsiębiorstw nie jest już postrzegana maksymalizacja zysku a głównie wzrost wartości przedsiębiorstwa.

Życie z funduszem i wyjście z inwestycji

Obowiązki prowadzenia działalności i wypracowywania odpowiednich wyników w spółce należą do osoby, która rozpoczynała dany projekt. Rola funduszu Venture Capital polega głównie na finansowaniu projektu, a nie na jego reali-zowaniu. Po wejściu funduszu do spółki zmienia się jednak znacznie sposób zarządzania projektem, a każdy wydana zło-tówka jest kontrolowana podwójnie. Wprowadzony zostaje profesjonalny sposób zarządzania, często również może po-jawić się w zarządzie spółki osoba przysłana przez sam fun-dusz. Grupa zarządzająca jest dla inwestora VC czynnikiem kluczowym, bo to najważniejszy zasób spółki w początkowej fazie rozwoju i to od tych osób zależeć będzie powodzenie

24 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

KaRIeRa

Page 25: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

projektu.

To, co pozytywnie wpływa na współpracę to ewentualna możliwość zwiększenia finansowania (zależnie od potrzeb), czy wsparcie w tworzeniu strategii. Nie bez znaczenia jest również doświadczenie w zarządzaniu (ang. Management) oraz wsparcie w nawiązywaniu kontaktów. Pozwala to na poszerzenie rynku odbiorców i pozyskanie cennych pra-cowników.

Wyjście z fazy inwestycji może przebiegać na wiele spo-sobów, często musimy pogodzić się z tym, że tworzony przez nas biznes będziemy musieli oddać w czyjeś ręce już na po-czątku finansowania przez VC. Umowa ta jest bardzo waż-na, ponieważ ustala w pewien sposób „reguły gry” na lata i czasami pochopna decyzja może kosztować nas posiadanie udziałów, na które nie znajdziemy kupca. Jeżeli np. ustala-my początkowo, że 80 % udziałów posiadać będzie fundusz, a my pozostałe 20 % i nie zastrzeżemy, że wyjście z inwesty-cji dokonywane jest wspólnie, to fundusz jako udziałowiec większościowy może spokojnie handlować wartościowymi 80 % udziałów dającymi kontrolę w przedsiębiorstwie, a my jako 20 % udziałowiec w takiej sytuacji nie mamy większego prawa głosu i mamy również problem ze sprzedażą swojej części udziałów.

Najbardziej pożądanym sposobem wyjścia z inwestycji jest pierwsza oferta publiczna (ang. IPO, wejście na giełdę), inną również oczekiwaną przez fundusz - sprzedaż spółki inwestorowi branżowemu, strategicznemu. W niektórych okresach historii dokonywał się również boom na tzw. le-warowane wykupy menedżerskie dokonywane przez grupy zewnętrzne lub dotychczasowy zarząd. Oczywiście istnie-je wiele form wyjścia z inwestycji. Przyjąć jednak należy, iż celem funduszy VC jest realizacja zysku w przyjętym hory-zoncie inwestycyjnym. Zysk dla inwestora pojawia się do-piero po zakończeniu inwestycji, zatem niezwykle ważnym elementem planu jest tzw. strategia wyjścia, zawarta w bizne-splanie. Nawet najciekawszy projekt nie uzyska finansowa-nia, jeśli nie będzie wiadomo, jak inwestor może się wycofać ze spółki z realizatorem.

Venture Capital w Polsce i Europie

Przedsiębiorstwami, którym udało się uzyskać finanso-wanie VC jest min. Google, Apple czy AVG. Historia Ven-ture Capital to historia związana z rozwojem całej Doliny Krzemowej oraz łączeniu wielu środowisk – między innymi biznesowego z naukowym. To właśnie dzięki takiej formie fi-nansowania rozwijają się najbardziej innowacyjne produkty, tworzone są nowe badania i technologie – a ich efekty nie są „chowane do szuflady”, tylko przynoszą pożytek dla całego społeczeństwa, ponieważ muszą odnaleźć swoje miejsce na

rynku.

Wywiad z przedstawicielami programu CambridgePython

Miejsce: Instytut Matematyczny PAN

TK: Czym zajmuje się projekt Cambridge Python?

Celem projektu jest stymulowanie przedsiębiorczości akademickiej.

Wykorzystujemy do tego doświadczenia wyniesione z Uniwersytetu

w Cambridge. Ideą działania, jak to się dosyć popularnie nazywa,

jest pythoning. Dorosły Pyton składa jaja, które po sklejeniu się ze

sobą, są pod jego stałą opieką. Trwa to około 100 dni, tworząc świet-

nie warunki do rozwoju młodych. Ten inkubator biologiczny służy

nam za wzór.

TK: Jak trafiliście z projektem do Polski?

PB: Dr Kamil Kulesza odbył studia postdoktoranckie na Uniwersy-

tecie Cambridge. W tym samym czasie ludzie z Ministerstwa Nauki

i Szkolnictwa Wyższego myśleli o rozwinięciu inicjatywy stymulu-

jącej przedsiębiorczość akademicką i z pomocą ludzi z Cambridge

udało się im wystartować z projektem 28 marca 2007 roku.

TK: Jedną z form działalności projektu są wykłady organizowane

co roku na Politechnice Warszawskiej oraz Uniwersytecie War-

szawskim. Czym zajmujecie się w tej chwili oprócz prowadzenia

25www.sonda.org.pl

Page 26: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

tych wykładów?

Nasza działalność cały czas ewoluuje. Wykłady są skierowane przede

wszystkim do studentów, aby mogli oni posłuchać doświadczonych

ludzi wypowiadających się na temat zakładania własnego bizne-

su. Młodzi innowatorzy są zazwyczaj bardzo rozentuzjazmowani

w związku z ich pomysłem, ale nie zdają sobie sprawy, ile pracy wią-

że się zakładaniem własnej działalności.

Drugi projekt to Akademia Innowacji Cambridge Python. Jest

to kontynuacja wykładu i odbywa się w semestrze letnim w cyklu

trzech weekendowych warsztatów, za które można otrzymać punkty

ECTS. Istnieje też gra „Venture Capital Research” w formie interne-

towej, jako jeden ze składników Akademii.

TK: To wszystko o czym mówicie to działalność edukacyjna. Czy

pomagacie też założyć własną działalność gospodarczą?

Tak, największym projektem, którym prowadzimy są Konfrontacje.

TK: Jakie są zasady konkursu?

Jest on podzielony na trzy rundy. W pierwszej zgłasza się pomysł

na biznes, albo zgłasza się już z firmą potrzebująca finansowania.

Zgłoszenia w pierwszej rundzie są proste, wielkości dwóch, trzech

stron i nie są jeszcze biznesplanami. Jeżeli dany pomysł wydaje się

być rozwojowym, przechodzi do drugiego etapu. Oceny pomysłów

dokonują doradcy CambridgePython, którzy mają dużą znajomość

danej branży oraz doświadczenie w zakładaniu własnego biznesu.

W drugiej rundzie, przy pomocy współpracujących firm konsul-

tingowych innowatorzy piszą biznesplan. Równolegle odbywają

się warsztaty. Bardzo często pomysły, które początkowo wydają się

niezwykle zyskowne, po głębszej analizie, okazują się być czymś zu-

pełnie odwrotnym. Drugi etap jest czasem wielu modyfikacji pro-

jektu. Po dokonaniu dokładnej analizy biznesowej i przejściu szko-

leń związanych z prowadzeniem firmy, pomysłodawca podejmuje

decyzje co do uczestnictwa w trzeciej rundzie. Do trzeciego etapu

wchodzi się już gotową ofertą inwestycyjną.

TK: Z którą możemy już śmiało ubiegać się o finansowanie…

Tak, organizujemy na tym etapie panel inwestorów, przed którymi

innowatorzy się prezentują.

TK: I jak im wychodzą negocjacje z inwestorami?

W drugiej rundzie innowatorzy przechodzą przez wiele szkoleń

i warsztatów, m.in. negocjacji, co bardzo pomaga im w rundzie na-

stępnej. Inwestorzy po dokonanej prezentacji i rozmowie, wyrabiają

sobie zdanie i jeżeli okazuje się, że są zainteresowani, zaczynają pro-

wadzić z innowatorami negocjacje.

TK: Kiedy dajecie projektom pełną samodzielność?

W późnej fazie negocjacji. Proces wycofywania się następuje jednak

stopniowo.

TK: … a później zapraszacie tych ludzi na wykłady projektu?

(Śmiech) Tak. Trzeba pamiętać jednak, że my tylko pomagamy pro-

jektom. Podczas każdej rundy wszelkie decyzje należą do pomysło-

dawców. My im nic nie narzucamy. Niektórzy zmieniają swoje po-

mysły kilkakrotnie i podczas prezentacji w trzeciej rundzie, są one

już zupełnie inne niż na początku.

TK: Jak zakończyły się poprzednie edycje programu? Chciałbym

wiedzieć, ile projektów zostało zgłoszonych, ile przeszło do dru-

giej rundy, a ile podpisało umowy z inwestorami.

Właściwie konkurs o nazwie „Konfrontacje” odbywa się pierwszy

raz. Poprzednie dwa konkursy nazywały się „Wiesz, wymyśl, wy-

graj!”. Jednak ze względu na ogólnoświatowy kryzys, zmieniliśmy

trochę formułę konkursu. Idea jednak została ta sama.

W pierwszej edycji konkursu mieliśmy czterdziestu chętnych. Dwu-

nastu zostało przyjętych do drugiego etapu, a siedmiu prezentowało

się na panelu. Jeden pomysł dostał dofinansowanie, a sześć konty-

nuowało negocjacje, dostawszy propozycję finansowania.

TK: Większość pomysłów zgłoszonych do programu pochodzi

z dziedziny ITC (Information and Communication Technology

– TK). Dlaczego?

Nie mamy dokładnych statystyk, ale faktycznie ponad połowa zgło-

szonych projektów pochodzi z tej branży. Powodem jest czas reali-

zacji zysków. W tym przypadku czas inkubacji jest najkrótszy i firmy

mogą już niedługo po finansowaniu cieszyć się zyskiem. Inaczej jest

na przykład w biotechnologii. Tam proces trwa znacznie dłużej i na

zyski trzeba poczekać.

TK: Osoby, które zasiadają w panelu są „aniołami biznesu”, czy

przedstawicielami funduszy Venture Capital?

W naszym przypadku są to „aniołowie biznesu”. Mamy kontakt

również z funduszami Venture Capital, ale te wolą inwestować w fir-

my, które już istnieją, a nie w start-upy, które dominują w naszym

konkursie.

TK: Fundusze inwestują już firmy z mniejszym ryzykiem.

Tak, inwestują dużo większe pieniądze, ale ryzyko, a co za tym idzie-

zyski są mniejsze.

TK: „Aniołowie biznesu” od funduszy Venture Capital różnią się

tylko momentem wchodzenia w biznes?

Fundusze inwestują cudze pieniądze, więc ich zaangażowanie w pro-

jekt jest mniejsze niż w przypadku „aniołów biznesu”.

TK: Jednak działalność funduszy VC również wiąże się ze wspar-

ciem merytorycznym projektu.

Zgadza się, bardzo często fundusze wysyłają do zarządów spółek,

które tworzą z pomysłodawcami, osoby z dużym doświadczeniem

26 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

KaRIeRa

Page 27: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

menedżerskim. Ich ingerencja nie równa się jednak nigdy działal-

ności aniołów.

TK: Pamiętajmy, że inwestorzy stają się też właścicielami

projektu.

Tak, w zamian za finansowanie stają się współwłaścicielami i mogą

decydować o przyszłości spółki.

TK: Czy druga edycja konkursu była bardziej udana?

Zainteresowanie okazało się być dużo większe. Mieliśmy też już wte-

dy więcej partnerów, co pozwoliło nam przeszkolić więcej innowa-

torów. Jedyne co nas przystopowało, to kryzys. Statystyki pokazują,

że w drugiej rundzie na wiele więcej chętnych firm, propozycję in-

westowania dostało tyle samo zespołów co w pierwszej.

TK: Kim są tak właściwie „anioły biznesu”? Dużo ich mamy

wśród Polaków?

Tak, w naszym panelu zasiadają głównie Polacy. W Polsce w związ-

ku ze zmianą systemu po 1989 roku mamy w tej chwili dopiero

pierwsze pokolenie aniołów. Są to głównie przedsiębiorcy, którzy

sami osiągnęli sukces, a teraz chcą również pomóc młodszym pro-

jektom.

TK: Jednak celem „aniołów biznesu” jest przede wszystkim zysk.

Co prawda ryzyko jest dużo większe, ale zyski proporcjonalne do

niego. Sama nazwa pełni bardziej funkcję propagandową…

Ich działalność nie jest charytatywna. Oczywiście, obie strony na

tym zarabiają.

Istnieją w Polsce organizacje zrzeszające aniołów biznesu. Dwie naj-

większe to Sieć Aniołów Biznesu Polbank oraz Lewiatan. Fakt, że

mało się słyszy o aniołach biznesu udowadnia, że między światem

nauki, a biznesem nie ma na razie wielu połączeń. W Cambridge te

środowiska są wymieszane i połączone siecią społeczną.

TK: Wracając do konkursu, ile drużyn z negocjacji przeszło do

inwestycji?

W tej chwili wszystkie drużyny, które przeszły do trzeciej rundy na-

dal negocjują.

TK: To bardzo długi proces…

Negocjacje zazwyczaj długo trwają. Inwestor musi dokładnie spraw-

dzić przyszłego wspólnika.

Pomysłodawca, przez okres negocjacji nie siedzi jednak z założonymi

rękami, ale zajmuje się procedurami zakładania własnej firmy. Może

w ten sposób wykazać, że faktycznie warto w niego zainwestować.

TK: W czym finansowanie prywatne jest lepsze od programów

państwowych wspierania przedsiębiorstw?

Państwo wspiera tylko finansowo. W naszym przypadku jest to

również wsparcie merytoryczne, które bardzo często jest nawet

ważniejsze.

TK: Anioł biznesu inwestuje własne pieniądze.

Właśnie, dlatego nie zainwestuje w byle co. Będzie pilnował też cały

czas, jak firma się rozwija. Sam chętnie też pomaga. Posiada nie-

zbędne kontakty biznesowe.

TK: Współpracujecie z Inkubatorami Przedsiębiorczości?

Tak, nie są one naszą konkurencją. AIP dostarczają tylko platformę

niezbędną to prowadzenia firmy i ułatwiają załatwianie formalności.

Nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby założyć firmę w Inkubatorze

i działać w programie CambridgePython.

TK: Czy możecie podać przykład firmy, która uzyskała finanso-

wanie poprzez projekt CP?

Dobrym przykładem była firma InkPress. Niestety firma upadła, ale

działała na rynku dwa lata. Zajmowała się ona dostarczaniem wia-

domości prasowych na urządzenia przenośne, głównie na telefony.

Pomysł mieli dobry, ale wystartowali o złej porze. Spadły nakłady na

reklamę i branża prasowa podupadła.

TK: Kim jest większość osób, która zgłasza się do Was? Czy zgło-

sił się do Was ktoś ze stopniem naukowym?

Przeważają studenci. W nich dostrzegamy największy potencjał,

dlatego do nich kierujemy naszą akcję marketingową. Najwyższy

stopniem był doktorant.

TK: Na koniec, kto jest najbardziej znanym polskim „aniołem

biznesu”?

Bardzo dobrym przykładem jest Wojciech Cetnarski. W 1997 r.,

wraz z grupą przyjaciół i przy udziale funduszy inwestycyjnych za-

rządzanych przez Enterprise Investors, powołał do życia pierwszą,

polską, niezależną firmę energetyczną - Polish Energy Partners S.A

(PEP). W roku 2005 PEP zadebiutował na GPW, zwiększając swoją

wartość od chwili wejścia na giełdę ponad czterokrotnie. Od chwili

odejścia z PEP w 2006 r., prowadzi własną działalność inwestycyj-

ną. Wojciech Cetnarski studiował na Uniwersytecie Rzymskim „La

Sapienza” i na Politechnice Warszawskiej na Wydziale Inżynierii

Lądowej.

Rozmawiali:Piotr BrodaTomasz Kuciński

Autor artykułu o VC: Bartosz Dąbrowski

27www.sonda.org.pl

Page 28: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Żona informatyka wysyła go po zakupy.– Kup parówki, a jak będą jajka, to kup dziesięć.Chłopina po wejściu do sklepu pyta:– Czy są jajka?– Tak – odpowiada sprzedawca.– To poproszę dziesięć parówek.

Zagadka. Celem jest przeprowadzenie lini przez wszystkie przejścia, przechodzą przez każde tylko jeden raz.

Jest tylko 10 typów ludzi na świecie: Ci który rozumieją system dwójkowy i Ci którzy go nie rozumieją.

Ludzie dzielą się na tych, którzy robili backupy i tych, którzy będą robić backupy.

– Co mówią małe kurczaczki? – 3,14! 3,14!

Żeby zrozumieć rekurencję musisz najpierw zrozumieć rekurencję.

– Ostatnie stadium znudzenia w pracy?– Zaczynasz czytać spam.

– Czym różni się student I roku informatyki od studenta ostatniego roku informatyki?

– Student I roku myśli, że 1 kilobajt to 1000 bajtów. Student ostatniego roku myśli, że 1 kilometr to 1024 metry.

źród

ło : r

oflco

pter

.pl/

Rozmawiają dwaj profesorowie matematyki:– Dasz mi swój nr telefonu?– No pewnie. Trzecia cyfra jest trzykrotnością pierwszej. Czwarta i szósta są takie same. Druga jest większa o jeden od piątej. Suma sześciu cyfr to 23, a iloczyn 2160.– W porządku, zapisałem - 256 343.– Zgadza się. Nie zapomnisz?– Skądże. To kwadrat 16 i sześcian 7.

28 Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

ROzRywKa

Page 29: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Zdognie z nanjwoymszi ba-niadmai perzporawdzomy-ni na bytyrijskch uwenireta-

sytch nie ma zenacznia kojnoleść ltier przy zpiasie dengao sołwa. Nwajżanszyeim jest, aby prieszwa i otatsnia lteria była na siwom mij-secu, ptzosałoe mgoą być w pmo-iezsane i w dszalym cąigu nie pwinono to sawrztać polbemórw ze zozumierniem tksetu.

h I S TO R I E Z KO R P O R AC J I

Audyt

Jesteś Administratorem Sieciowym w dużej korporacji i pewne-go dnia przysyłają do Ciebie nowego człowieka. Mówią Tobie,

że jest to Audytor przeprowadzający audyt wewnętrzny i będzie kontrolował Twoją pracę przez kolejne dwa tygodnie.

Co robisz w takiej sytuacji ? Pracujesz na 120 % swoich moż-liwości, każde zadanie wypełniasz z pełną skrupulatnością. Dla Audytora jesteś miły i uprzejmy, bo myślisz, że to od jego zdania będzie uzależniona decyzja o Twojej podwyżce. Odpowiadasz mu na każde pytanie, pokazujesz z uśmiechem na twarzy cały system i wprowadzasz go w twój sposób pracy.

Po dwóch tygodniach wspólnych działań dostajesz od szefa wypowiedzenie z pracy. “Audytor” to tak naprawdę osoba, która zajmie Twoje stanowisko – nowy Administrator Sieciowy. Przez ostatnie dwa tygodnie szkoliłeś go z wielkim zaangażowaniem, pokazując szczegóły swojej pracy i ucząc obowiązków przypisa-nych twojemu stanowisku. Przy okazji ten okres nie był zmarno-wany, ponieważ pracowałeś na pełnych obrotach...

Jest to rzeczywista historia pokazująca w jaki sposób można utrzymać wysoką wydajność pracownika tuż przed jego zwolnie-niem i zmotywować go do wyszkolenia swojego zastępcy. Bardzo podłe, ale rzeczywiste...

Źródło : www.corporateoppression.com

29www.sonda.org.pl

Page 30: Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Pasje PrZyrodNicZe

Akwarya

Kto che hodować w domu zwierzęta i rośliny wodne musi przede wszyst-kim postarać się o odpowiednie naczynie, czyli akwaryum. Akwarya

mają najrozmaitsze kształty, z których nie wszystkie odpowiadają celowi w równym stopniu. Akwarya cylindryczne, kielichowe i kuliste posiadają tę wadę, że łatwo ulegają stłuczeniu. Postacie ryb i innych zwierząt przybie-rają w nich wprost potworne kształty. Za takie akwarya mogą być uważane najprostsze szklanki i słoje, w których można hodować zależnie od wielko-ści rozmaite stworzenia. Akwarya kształtu walcowego nie nadają się do do-kładnej obserwacji, ponieważ zniekształcają obraz zwierzęcia i utrudniają dostęp powietrza, a zwierzęta męczą się tylko i najczęściej w krótkim czasie giną. Akwaryami już w ogóle nazwać nie można małych kul, w których nie-kiedy trzymają złote rybki, które z powodu braku ruchu i powietrza giną już po kilku dniach. Najlepsze i najtańsze są akwarya skrzynkowe, czworo lub wielościenne. Ostatnią grupę stanowią akwarya muszlowe i basenowe często spotykane w oknach wystawowych lub ogrodach.

(źródło: Na drogach wiedzy ukazujący się 1938, nr.6)

cZy ZastaNawialiście się w jaki sPosób PrZyrodNicy Z PocZątku XiX w. sPędZali wolNy cZas? jakie były ich Pasje? GdZie sZukali wytchNieNia od codZieNNości? oto kilka fraGmeNtów oPisujących ich życie w GodZiNach wolNych od obowiąZków i Pracy.

Studya przyrodnicze a fotografia

Zazwyczaj amator-fotograf uzbraja się w kamerę w pięknej porze roku i szuka motywów do obrazów. Bogactwo form pełnych i zaokrąglo-

nych czyni wybór nietrudnym, a zadanie wdzięcznym. Jednakże zima bynajmniej nie jest ubogą w tematy dla uważnego oka. Cudowny widok można utrwalić na kliszy, jeżeli zachowamy odpowiednie warunki przy wyborze materyału i naświetlenia. Obraz przyrody jest zmienny. Inaczej nam las i drzewa pojedyncze lub grupami ułożone wydadzą się w jasny, pogodny dzień, inaczej, jeżeli powietrze jest zamglone i jeżeli się w nim lekko gubią ostre kontury, znowu inaczej, jeżeli po mglistym dniu na-stanie mroźna noc. Uważny obserwator przyrody pozna drzewo latem po odcieniu zieleni i kształcie korony i zimą po nachyleniu gałęzi, ich grubości i splątaniu. Ciekawe studyum uzyskujemy, zestawiając zdjęcia jednego przedmiotu z różnych pór roku. Oko i umysł zachwyca się róż-norodnością form i zdumiewa się nad ich bogactwem. Zajęcie się foto-grafią w tym kierunku ma tę nadzwyczajną korzyść, że nie tylko budzi zrozumienie piękna w przyrodzie, lecz uczy także zastanawiania się nad przyczynowym związkiem zjawisk w przyrodzie.

(źródło: Wiedza i postęp: miesięcznik popularnonaukowy ukazujący się w 1912, nr.1)

Jak zbierać motyle

Do chwytania motyli używa się siatki lub klapy. Siatka złożona jest z pojedynczej obręczy, zaokrąglonego worka z jedwabnej gazy i uchwytu z lekkiego drewna. Klapa ma rączkę jak nożyce i składa się z dwóch czworobocznych ramek drucianych, zamykających się szczel-nie. Motyle truje się mieszaniną chloroformu z eterem siarcznym, która to powoduje stężenie tkanek mięsnych do tego stopnia, że w ten sposób zabite owady trudno rozprostować. Motyle można roz-prostować rozwilżając je na mokrym piasku lub używając rozpinadła. Rozpinadło składa się z drewnianych deseczek do których przypina się skrzydełka motyla, nakłuwając je pod grubą żyłką. Tułów motyla umieszcza się w rowku i przebija szpilką prostopadle do deseczek. Za pomocą igiełek układa się także odnóża motyla i prostuje różki symetrycznie po bokach głowy. Owady, oszołomione tylko trucizną, pozostawia się dłuższy czas w atmosferze danej trucizny albo zabija się je szpilką. Świeżo zabite owady nabija się na specyalne stalowe szpilki i pozostawia w tym stanie dwa lub więcej tygodni aż do zu-pełnego wyschnięcia. Zabezpiecza się je przed szkodnikami.

(źródło: Na drogach wiedzy ukazujący się 1938, nr.2)