"Midnight Sun" - Rozdział 4

15

Click here to load reader

description

Czwarty rozdział "Midnight Sun". :)

Transcript of "Midnight Sun" - Rozdział 4

Page 1: "Midnight Sun" - Rozdział 4

4. Wizje.

Wróciłem do szkoły - zrobiłem rzecz właściwą, zachowywałem się w nierzucający się w oczy sposób.

Do końca dnia, prawie wszyscy uczniowie również pojawili się z powrotem na lekcjach. Tylko Bella i Tyler oraz kilku innych – którzy najprawdopodobniej wykorzystali wypadek jako okazję do wagarowania – pozostali nieobecni.

Właściwe postępowanie nie powinno mi sprawiać tyle trudności. Mimo to całe popołudnie zaciskałem zęby, by powstrzymać się od udania się na wagary – by odnaleźć dziewczynę.

Jak jakiś natręt. Opętany obsesją natręt. Opętany obsesją wampir-natręt.

Tego dnia szkoła – w jakiś niemożliwy sposób – wydawała się jeszcze nudniejsza niż tydzień temu. Podobna do snu. Było tak jakby wyblakł kolor cegieł, drzew, nieba, otaczających mnie twarzy… wpatrywałem się w rysy na ścianie.

Powinienem jeszcze raz postąpić właściwie… ale tego nie zrobiłem. Z drugiej strony było to jednocześnie zachowanie niewłaściwe. Wszystko zależało od punktu widzenia.

Z perspektywy Cullena – nie tylko wampira, ale Cullena, kogoś kto należał do rodziny, cóż za niezwykły stan w naszym świecie – właściwe zachowanie wyglądałoby mniej więcej tak:

- Jestem zaskoczony, że widzę cię w klasie, Edwardzie. Słyszałem, że byłeś zamieszany w ten okropny wpadek dziś rano.

- Tak, to prawda, panie Banner, ale miałem szczęście – przyjazny uśmiech. – W ogóle nic mi się nie stało. Żałuję, że nie mogę powiedzieć tego samego o Belli i Tylerze.

- W jakim są stanie?- Wydaje mi się, że z Tylerem wszystko w porządku… ma kilka

powierzchownych ran zrobionych przez odłamki szkła z przedniej szyby. Nie jestem tego taki pewny co do Belli – zmarszczenie brwi z niepokoju. – Może mieć wstrząs mózgu. Słyszałem, że było z nią kiepsko – miała nawet omamy. Wiem, że lekarze są zaniepokojeni…

Tak to powinno wyglądać. To byłem winien mojej rodzinie.- Jestem zaskoczony, że widzę cię w klasie, Edwardzie. Słyszałem, że

byłeś zamieszany w ten okropny wpadek dziś rano.- Nic mi się nie stało – żadnego uśmiechu.Pan Banner poczuł się nieswojo, niepewnie przeniósł ciężar ciała z

jednej stopy na drugą.- Orientujesz się może, w jakim stanie są Bella Swan i Tyler Crowley?

Słyszałem, że byli ranni…- Nic mi nie wiadomo na ten temat – wzruszyłem ramionami.Pan Banner odchrząknął.- Ach, no tak… - powiedział. Moje zimne spojrzenie sprawiło, że w jego

głosie usłyszałem nutkę napięcia.Wrócił szybko na swoje miejsce z przodu klasy i rozpoczął wykład.Postąpiłem źle. Przyjemniej dopóki na to nie spojrzeć z innego punktu

widzenia – bardziej skomplikowanego.

Page 2: "Midnight Sun" - Rozdział 4

Wydawało mi się to takie… takie nieuprzejme obmawiać dziewczynę za jej plecami, zwłaszcza, że wydawała się być bardziej godna zaufania niż to sobie wyobrażałem. Nie powiedziała ani słowa, by mnie zdradzić, mimo że miała dobry powód, żeby to zrobić. Czy ja mogłem zdradzić ją, kiedy nie zrobiła nic złego, a na dodatek utrzymywała mój sekret w tajemnicy?

Odbyłem niemalże identyczną rozmowę z panią Goff – tyle że raczej po hiszpańsku, nie po angielsku – i Emett rzucił mi przeciągłe spojrzenie.

Mam nadzieję, że masz jakieś dobre wytłumaczenie tego, co się dzisiaj stało. Rose wstąpiła na ścieżkę wojenną.

Nie patrząc na niego, przewróciłem oczami.Właściwie wymyśliłem idealne wyjaśnienie. Załóżmy, że nie zrobiłbym

nic, by powstrzymać vana od zmiażdżenia dziewczyny… Odsunąłem od siebie tę myśl. Ale gdyby została uderzona, gdyby z jej poszarpanego ciała na asfalt płynęła czerwona posoka, a świeży zapach krwi unosiłby się w powietrzu…

Wzdrygnąłem się, ale nie tylko z powodu przerażenia. Część mnie drgnęła, odczuwając pragnienie. Nie, nie byłbym w stanie patrzeć, jak krwawi bez zdemaskowania nas w dużo bardziej skandaliczny i szokujący sposób.

To były idealna wymówka… ale nie użyłbym jej. Za bardzo się wstydziłem.

Poza tym, wpadłem na to długo po fakcie.Uważaj na Jaspera, kontynuował Emmett nieświadom mojego

zamyślenia. Nie jest tak wściekły jak ona… ale bardziej zdeterminowany.Zobaczyłem, co ma na myśli i przez chwilę pokój wirował wokół mnie.

Mój gniew był tak wielki, że wzrok przysłoniła mi czerwona mgła. Myślałem, że uduszę się w jej oparach.

CIII, EDWARDZIE! WEŹ SIĘ W GRAŚĆ! Emmett krzyknął na mnie w myślach. Jego ręka spoczęła na moim ramieniu, przytrzymując mnie w miejscu, zanim zdążyłem się podnieść. Rzadko używał całej swojej siły – rzadko istniała taka potrzeba, ponieważ był silniejszy od każdego wampira, który kiedykolwiek stanął na drodze któregoś z nas – ale teraz to zrobił. Zamiast przycisnąć mnie do krzesła, chwycił moje ramię. Gdyby nacisnął, krzesło załamałoby się pode mną.

SPOKOJNIE! Zakomenderował.Próbowałem się uspokoić, ale było to trudne. Gniew pulsował mi w

skroniach.Jasper nie zrobi niczego, dopóki nie porozmawiamy. Pomyślałem tylko,

że powinieneś wiedzieć, w jakim kierunku zmierza.Starałem się zrelaksować i poczułem, jak Emmett zwalnia uścisk.Postaraj się nie zrobić z siebie większego widowiska. Masz już dość

kłopotów.Wziąłem głęboki oddech i Emmett mnie puścił.Jak zwykle przeszukałem myśli osób zgromadzonych na sali, ale nasza

konfrontacja była tak krótka i cicha, że zauważyło ją tylko kilka osób siedzących za nami. Żadna z nich nie mogła zrozumieć, o co w tym chodziło, więc dali temu spokój. Cullenowie byli dziwakami – wszyscy już o tym wiedzieli.

Cholera, dzieciaku, ale się wpakowałeś, dodał Emmett ze współczuciem.

Page 3: "Midnight Sun" - Rozdział 4

- Ugryź mnie – mruknąłem pod nosem, na co zareagował chichotem.Emmett nie chował długo urazy. Powinienem być wdzięczny, że miał

taką naturę. Widziałem jednak, że plany Jaspera miały dla niego sens, że rozważał, czy nie byłby to najlepszy sposób na poradzenie sobie z tą sytuacją.

Gniew wrzał we mnie, ledwo byłem w stanie go kontrolować. Tak, Emmett był silniejszy ode mnie, ale jeszcze ani razu nie udało mu się mnie pokonać w zapasach. Twierdził, iż działo się tak dlatego, że oszukiwałem, ale czytanie w myślach było tak samo częścią mojej osoby, jak siła – jego. Byliśmy równymi przeciwnikami w walce.

Walce? Czy to właśnie do niej zmierzałem? Czy miałem zamiar walczyć z moją rodziną dla jakiegoś człowieka, którego ledwo znałem?

Zastanowiłem się nad tym przez chwilę. Przypomniałem sobie, jak kruche było ciało dziewczyny w moich ramionach w porównaniu z Jasperem, Rose i Emmettem – nadnaturalnie silnymi i szybkimi, maszynami do zabijania stworzonymi przez naturę…

Tak, walczyłbym dla niej. Przeciwko rodzinie. Wzdrygnąłem się.Nie było w porządku zastawić ją bezbronną, skoro to ja byłem

odpowiedzialny za to, że znalazła się w niebezpieczeństwie.A jednak nie mogłem wygrać z nimi sam jeden, nie przeciwko im trzem

i zastanawiałem się, kto zostanie moim sprzymierzeńcem.Na pewno Carlisle. Nie będzie się z nikim bił, ale całym sobą zwróci się

przeciwko decyzji Rose i Jaspera. Może to wystarczy, zobaczymy…Esme? Wątpliwe. Nie będzie przeciwko mnie i przykrość sprawi jej

sprzeciwianie się Carlisle’owi, ale zgodzi się na każdy plan, który pozwoli przetrwać naszej rodzinie w stanie nienaruszonym. Na pierwszym miejscu listy jej priorytetów nie będzie stał właściwy wybór, ale moja osoba. Jeśli Carlisle był duszą rodziny, to Esme była jej sercem. On dawał nam przywódcę, który zasługiwał na to, by go naśladować; dzięki niej to naśladowanie stawało się aktem miłości. Wszyscy kochaliśmy siebie nawzajem – nawet przepełniony furią wywołaną przez Jaspera i Rose, nawet planując walkę z nimi, zdawałam sobie sprawę z tego, że ich kocham.

Alice… nie miałem pojęcia, co zrobi. Prawdopodobnie będzie to zależało od tego, co zobaczy. Przypuszczałem, że pewnie stanie po stronie przyszłego zwycięzcy.

A więc będę musiał poradzić sobie z tym sam. Samotnie nie byłem w stanie im dorównać, ale nie zamierzałem pozwolić, by dziewczynie stało się coś z mojego powodu. To mogło oznaczać działanie w tajemnicy…

Mój gniew osłabł nieco w nagłym przypływie czarnego humoru. Wyobraziłem sobie, jak dziewczyna zareagowałaby, gdybym ją porwał. Oczywiście, rzadko udawało mi się odgadnąć jej reakcje prawidłowo – ale co innego mogłaby poczuć oprócz przerażenia?

Nie miałem pojęcia jednak, jak poradziłbym sobie z takim porwaniem. Nie byłbym w stanie przebywać blisko niej zbyt długo. Może odwiózłbym ją tylko z powrotem do matki, ale nawet i to byłoby bardzo niebezpieczne. Dla niej.

I dla mnie, zdałem sobie nagle sprawę. Gdybym zabił ją przez przypadek… nie byłem pewien, ile dokładnie sprawiłoby mi to bólu, ale wiedziałem, że byłby on intensywny i złożony.

Page 4: "Midnight Sun" - Rozdział 4

Czas minął szybko, kiedy myślałem nad komplikacjami, które miały mnie spotkać: kłótnia po powrocie do domu, konflikt z rodziną… Zastanawiałem się, jak daleko będę musiał w to zabrnąć.

No cóż, nie mogłem już narzekać, że życie poza szkołą jest nudne. Dziewczyna zmieniła wszystko.

Kiedy zadzwonił dzwonek, Emmett i ja poszliśmy w ciszy do samochodu. Niepokoił się o mnie i niepokoił się o Rosalie. Wiedział, po czyjej stronie będzie musiał stanąć w razie kłótni i to go martwiło.

Reszta czekała na nas w samochodzie. Również siedzieli w ciszy. Byliśmy bardzo spokojną grupą. Tylko ja mogłem usłyszeć wrzaski.

Idiota! Szaleniec! Kretyn! Bałwan! Samolubny, nieodpowiedzialny głupiec! Rosalie w myślach wykrzykiwała obelgi pod moim adresem. To sprawiło, że trudno mi było usłyszeć innych, ale starałem się ją zignorować.

Emmett miał rację co do Jaspera. Był pewien swojej decyzji.Alice była w rozterce, martwiła się o Jaspera, przeskakując pomiędzy

wizjami przyszłości. Nieważne, co robił Jasper, by dostać się do dziewczyny, Alice zawsze widziała mnie powstrzymującego go. Interesujące… nie było w tych wizjach ani Rosalie, ani Emmetta. A więc Jasper planował pracować samodzielnie. To uprości sprawę.

Jasper był najlepszym, z pewnością najbardziej doświadczonym wojownikiem spośród nas. Moja jedyna przewaga to to, że byłem w stanie usłyszeć co zrobi, zanim to się stało.

Nigdy nie walczyłem na poważnie z Emmettem albo Jasperem – zawsze tylko żartowaliśmy. Poczułem się niedobrze na samą myśl o tym, że mógłbym próbować skrzywdzić Jaspera…

Nie, nie. Tylko go powstrzymać. To wszystko.Skupiłem się na Alice, zapamiętując różne sposoby ataku Jaspera.Kiedy to zrobiłem, jej wizje zadrgały, oddalając się coraz dalej i dalej od

domu Swanów. Zatrzymywałem go wcześniej…Przestań, Edwardzie! To się nie może zdarzyć. Nie pozwolę na to.Nie odpowiedziałem jej. Nadal przypatrywałem się jej wizjom.Zaczęła poszukiwać dalej, gdzieś w mglistej, niepewnej sferze

przyszłych możliwości. Wszystko tam było niejasne i niewyraźne.Przez całą drogę do domu ciężka cisza nie zniknęła. Zaparkowałem w

dużym garażu z tyłu domu. Stał już tam mercedes Carlisle’a. Obok niego znajdowały się jeep Emmetta, M3 Rose i mój Vanquish. Cieszyłem się, że Carlisle jest już w domu – tę ciszę czeka gwałtowny koniec i chciałem, żeby przy tym był.

Poszliśmy prosto do jadalni.Pokój ten nie był nigdy używany w celu, do którego był przeznaczony.

Został jednak wyposażony w długi owalny stół z mahoniu, który otaczały krzesła – skrupulatnie umieszczaliśmy wszystkie rekwizyty w odpowiednim dla nich miejscu. Carlisle lubił używać tego pomieszczenia jako sali konferencyjnej. W grupie składającej się z osób o tak silnych i różnorodnych osobowościach, często trzeba było omawiać różne sprawy w spokoju i na siedząco.

Miałem przeczucie, że dzisiaj ta sceneria nie będzie zbyt pomocna.Carlisle usiadł na swoim zwykłym miejscu u szczytu stołu z Esme u

boku – trzymali się za ręce.

Page 5: "Midnight Sun" - Rozdział 4

Esme wpatrywała się we mnie, na dnie jej złotawych oczu widziałem zmartwienie.

Zostań. To była jej jedyna myśl.Żałowałem, że nie mogę posłać uśmiechu w stronę kobiety, którą była

mi prawdziwą matką, ale nie mogłem jej w żaden sposób pocieszyć.Usiadłem po drugiej stronie Carlisle’a. Esme sięgnęła za jego plecami,

by położyć swoja drugą dłoń na moim ramieniu. Nie miała pojęcia, co stanie się za chwilę, po prostu się o mnie martwiła.

Carlisle jednak przeczuwał to, co miało nadejść. Miał zaciśnięte usta i zmarszczone czoło. Ten wyraz twarzy nie pasował do jego młodego oblicza.

Kiedy inni również zajęli miejsca, zobaczyłem, że siedzimy tak, jakby narysowano pomiędzy nami niewidoczną linię.

Rosalie usiadła dokładnie po przeciwnej stronie Carlisle’a, na drugim końcu długiego stołu. Wpatrywała się we mnie bez przerwy.

Emmett usiadł obok niej, na jego twarzy i myślach przeważała irytacja.Jasper zawahał się, a potem oparł o ścianę za plecami Rosalie. Był

zdecydowany bez względu na wynik naszej dyskusji. Zacisnąłem zęby.Alice weszła ostatnia, myślami znajdowała się gdzieś daleko – w

przyszłości, nadal zbyt niejasnej, by mogła zrobić z niej użytek. Wyglądało na to, że nie zastanawiała się nad tym – usiadła po prostu obok Esme. Potarła swoje czoło tak, jakby bolała ją głowa. Jasper drgnął niespokojnie i zastanowił się, czy do niej nie dołączyć, ale postanowił zostać na miejscu.

Wziąłem głęboki oddech. To ja zacząłem – powinienem przemówić pierwszy.

- Przepraszam – powiedziałem, spoglądając najpierw na Rose, następnie przenosząc wzrok na Jaspera i Emmetta. – Nie chciałem narazić na niebezpieczeństwo żadnego z was. To było bezmyślne i biorę na siebie całą odpowiedzialność za moje pochopne działanie.

Rosalie spojrzała na mnie złowrogo.- Co masz na myśli mówiąc: „biorę pełną odpowiedzialność”? Masz

zamiar to naprawić?- Nie w taki sposób, o jakim myślisz – odparłem, starając się, by mój

głos pozostał spokojny i cichy. – Jestem gotów wyjechać natychmiast, jeśli to zmieni coś na lepsze – Jeśli będę pewien, że dziewczyna będzie bezpieczna, że żadne z was jej nie tknie, poprawiłem się w myślach.

- Nie – mruknęła Esme. – Nie rób tego, Edwardzie.Poklepałem ją po dłoni.- To tylko kilka lat.- Esme ma rację – powiedział Emmett. – Nie możesz teraz nigdzie

wyjechać. To nie zmieniłoby niczego na lepsze. Musimy wiedzieć, co myślą ludzie, teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

- Alice wychwyci ważniejsze rzeczy – nie zgodziłem się z nim.Carlisle potrząsnął głową.- Myślę, że Emmett ma rację, Edwardzie. Jeśli wyjedziesz, będzie

bardziej prawdopodobne, że dziewczyna zacznie gadać. Albo wyjedziemy wszyscy, albo nikt.

- Ona nic nie powie – zapewniłem szybko. Rose miała za chwilę wybuchnąć i chciałem podkreślić ten fakt, zanim do tego dojdzie.

- Nie słyszysz jej myśli – przypomniał mi Carlisle.

Page 6: "Midnight Sun" - Rozdział 4

- Jestem tego pewien. Alice, poprzyj mnie.Dziewczyna spojrzała na mnie za znużeniem.- Nie mogę zobaczyć, co się stanie, jeśli zignorujemy ten incydent –

spojrzała w kierunku Rose i Jaspera.Nie mogła zobaczyć tego wariantu przyszłości, nie kiedy Rosalie i Jasper

byli tak bardzo temu przeciwni.Pięść Rosalie uderzyła z hukiem o stół.- Nie możemy pozwolić, by ta dziewczyna powiedziała cokolwiek.

Carlisle, musisz to rozumieć. Nawet jeśli postanowimy zniknąć, nie będzie bezpiecznie, jeśli zostawimy za sobą plotki. Żyjemy w tak ogromnie różny sposób od reszty naszego gatunku – wiesz, że są tacy, którzy tylko szukają wymówki do zwady z nami. Musimy być bardziej ostrożni od kogokolwiek innego!

- Zostawialiśmy już za sobą plotki – przypomniałem jej.- Tylko plotki i podejrzenia, nigdy świadków i dowody!- Dowody! – powiedziałem drwiąco.Ale Jasper pokiwał głową ze zdecydowaniem w oczach.- Rose… - zaczął Carlisle.- Pozwól mi skończyć. Nie musimy odgrywać jakiegoś wielkiego

przedstawienia. Dziewczyna uderzyła się dzisiaj w głowę. Rana może okazać się poważniejsza niż wcześniej sądzono – Rosalie wzruszyła ramionami. – Każdy śmiertelnik kładzie się spać ze świadomością, że może się już nigdy nie obudzić. Inni oczekują, że po sobie posprzątamy. Teoretycznie rzecz biorąc, to Edward powinien się tym zająć, ale z pewnością znajduje się to poza jego możliwościami. Wiesz, że jestem w stanie się kontrolować. Nie zostawię po sobie żadnych śladów.

- Tak, Rosalie, wszyscy wiemy, jakim sprawnym jesteś zabójcą – warknąłem.

Syknęła wściekła.- Edwardzie, proszę – powiedział Carlisle. Odwrócił się do Rosalie. –

Patrzyłem na to inaczej w Rochester, ponieważ uważałem, że należy ci się sprawiedliwość. Mężczyźni których zabiłaś potwornie cię skrzywdzili. To nie jest taka sama sytuacja. Dziewczyna jest niewinna.

- To nic osobistego – wycedziła Rosalie przez zęby. – Chodzi o to, żeby chronić nas wszystkich.

Na moment zapadła cisza, gdy Carlisle zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią, której właśnie udzielił. Kiedy pokiwał głową, oczy Rosalie zaświeciły. Powinna była znać go lepiej. Nawet jeśli nie słyszała jego myśli, powinna była przewidzieć jego kolejne słowa. Carlisle nigdy nie szedł na kompromis.

- Wiem, że masz dobre chęci, Rosalie, ale… zależy mi na tym, aby nasza rodzina była warta ochrony. Sporadyczne… wypadki i błędy w kontroli nad sobą to godny pożałowania element naszego istnienia – to do niego podobne, że użył tu liczby mnogiej, mimo że jemu takie potknięcie nigdy się nie zdarzyło. - Morderstwo z zimną krwią dokonane na niewinnym dziecku to zupełnie inna sprawa. Uważam, że niebezpieczeństwo, w jakim możemy się przez nią znaleźć bez względu na to, czy wypowie na głos swoje podejrzenia czy nie, jest niewielkim zagrożeniem w porównaniu z innym, z którym możemy stanąć twarzą w twarz. Jeśli będziemy robić wyjątki, by chronić samych siebie, ryzykujemy

Page 7: "Midnight Sun" - Rozdział 4

czymś znacznie ważniejszym. Ryzykujemy tym, że stracimy sens naszego istnienia.

Uważnie kontrolowałem wyraz mojej twarzy. Bardzo starałem się nie uśmiechnąć. Ani nie klaskać. Bardzo żałowałem, że nie mogę tego zrobić.

Na twarzy Rosalie pojawił się grymas niezadowolenia.- Na tym polega odpowiedzialność.- Na tym polega bezduszność – poprawił ją Carlisle łagodnie. – Każde

życie jest cenne.Rosalie westchnęła ciężko i wysunęła dolną wargę. Emmett poklepał ją

po ramieniu.- Wszystko będzie dobrze, Rose – zapewnił ją niskim głosem.- Pytanie brzmi – kontynuował Carlisle. – Czy powinniśmy się

przeprowadzić?- Tylko nie to – jęknęła Rosalie. – Dopiero co się tu przenieśliśmy. Nie

chcę znów zaczynać od drugiej klasy szkoły średniej!- Oczywiście, mogłabyś pozostać przy swoim aktualnym wieku – odparł

Carlisle.- Żeby musieć przeprowadzić się ponownie znacznie wcześniej? –

sprzeciwiła się.Carlisle wzruszył ramionami.- Podoba mi się tu! Tak rzadko świeci słońce, jesteśmy niemalże

normalni.- No cóż, z pewnością nie musimy decydować już teraz. Możemy

poczekać i zobaczyć, czy będzie to potrzebne. Edward zdaje się być pewny tego, że dziewczyna zachowa milczenie.

Rosalie prychnęła.Ja jednak już się nią nie martwiłem. Zdawałem sobie sprawę, że pogodzi

się z decyzją Carlisle’a, nieważne, jak wielka furia ogarnie ją na początku. Ich rozmowa odbiegła do mało istotnych szczegółów.

Jasper pozostał nieporuszony.Rozumiałem dlaczego. Zanim on i Alice się spotkali, żył jakby na polu

bitwy, grał na scenie bezlitosnego teatru wojny. Znał konsekwencje lekceważenia zasad – widział straszliwe następstwa ich skutków na własne oczy.

Znaczące było to, że nie próbował uspokoić Rosalie, wykorzystując swoje niezwykłe uzdolnienia, ani nie starał się jej dodatkowo zirytować. Odnosił się z rezerwą do całej tej rozmowy – był ponad nią.

- Jasperze – powiedziałem.Jego wzrok napotkał mój, ale jego twarz pozostała bez wyrazu.- Ona nie będzie płaciła za mój błąd. Nie pozwolę na to.- A więc na nim skorzysta, tak? Powinna była dzisiaj zginąć, Edwardzie.

Przywróciłbym tylko właściwy bieg torowi zdarzeń.Powtórzyłem własne słowa, podkreślając każde z nich:- Nie pozwolę na to.Uniósł brwi. Nie spodziewał się tego – nie wyobrażał sobie, że będę się

starał go powstrzymać. Potrząsnął głową.- A ja nie pozwolę, by Alice żyła w niebezpieczeństwie – nawet

niewielkim. Nie czujesz do nikogo tego, co ja do niej, Edwardzie, i nie masz ze sobą takich doświadczeń jak ja, nieważne, czy czytasz w moich myślach czy nie. Nie rozumiesz tego.

Page 8: "Midnight Sun" - Rozdział 4

- Nie zaprzeczam temu, Jasperze. Ale powtarzam ci: nie pozwolę byś skrzywdził Isabellę Swan.

Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem – nie patrząc na siebie zwyczajnie, ale tak, jakbyśmy przyglądali się przeciwnikowi. Poczułem jak bada mój nastrój, sprawdzając, jak bardzo jestem zdecydowany.

- Jazz – powiedziała Alice, przerywając nam.Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a potem spojrzał na nią.- Nawet mi nie mów, że możesz sama o siebie zadbać, Alice. Jestem

tego świadom. Co nie zmienia faktu, że…- Nie to chciałam powiedzieć – przerwała mu Alice. – Chciałam cię prosić

o przysługę.Zobaczyłem, co miała na myśli i opadła mi szczęka. Sapnąłem.

Wpatrywałem się w nią zszokowany, ledwie świadom tego, że inni oprócz Jaspera i Alice patrzą na mnie bacznie.

- Wiem, że mnie kochasz, dzięki. Ale naprawdę będę ci wdzięczna to, jeśli nie będziesz próbował zabić Belli. Po pierwsze, Edward mówi poważnie, a ja nie chcę, żebyście ze sobą walczyli. Po drugie, ona jest moją przyjaciółką. A przynajmniej będzie.

Widziałem to wyraźnie w głowie Alice – ona uśmiechnięta obejmuje swoim lodowatym białym ramieniem ciepłe kruche ramiona dziewczyny. Bella też się uśmiechała, a swoją ręką obejmowała Alice w talii.

Wizję można było porównać do nieporuszonej skały, jedynie czas, w którym miało do tego dojść, był niepewny.

- Ale… Alice… - sapnął Jasper. Nie byłem w stanie odwrócić się, by spojrzeć na jego twarz. Nie mogłem się oderwać od obrazu w głowie Alice, żeby posłuchać jego myśli.

- Pewnego dnia będę ją kochała, Jasperze. Będę bardzo zirytowana, jeśli ją zabijesz.

Nadal nie mogłem oderwać się od myśli Alice. Przyszłość zadrgała, kiedy Jasper miotał się niezdecydowany w obliczu jej nieoczekiwanej prośby.

- Ach – westchnęła. Jego niepewność ustaliła nowy bieg zdarzeń. – Widzicie? Bella nie zamierza nic powiedzieć. Nie ma się czego bać.

Powiedziała imię dziewczyny w taki sposób… jakby już były bliskimi przyjaciółkami…

- Alice – wykrztusiłem. – Co… to…?- Mówiłam ci, że nadchodzą zmiany. Nie wiem, co to znaczy, Edwardzie.

– zacisnęła szczękę, a ja zrozumiałem, że kryje się za tym coś jeszcze. Starała się o tym nie myśleć. Nagle zaczęła się bardzo skupiać na Jasperze, mimo że był zbyt zaskoczony, by zrobić jakieś postępy w podejmowaniu decyzji.

Robiła tak czasami, gdy starała się coś przede mną ukryć.- Co to jest, Alice? To coś, co starasz się ukryć?Usłyszałem pomruk Emmetta. Czuł się sfrustrowany, jak zawsze, kiedy

ja i Alice rozmawialiśmy w ten sposób.Potrząsnęła głową, starając się nie dopuścić mnie do swoich myśli.- Czy chodzi o dziewczynę? – naciskałem. – Chodzi o Bellę?Zaciskała zęby, by lepiej się skupić, ale kiedy wypowiedziałem imię

dziewczyny, zdekoncentrowała się na chwilę. Trwało to tylko ułamek sekundy, ale to mi wystarczyło.

Page 9: "Midnight Sun" - Rozdział 4

- NIE! – wrzasnąłem. Usłyszałem, jak moje krzesło uderza o podłogę i zdałem sobie sprawę, że zerwałem się na równe nogi.

- Edwardzie! – Carlisle również szybko wstał i położył dłoń na moim ramieniu. Byłem tego ledwie świadom.

- To staje się coraz pewniejsze – szepnęła Alice. – Z każdą minutą jesteś coraz bardziej zdecydowany. Zostały tylko dwie możliwości. Albo jedna, albo druga, Edwardzie.

Widziałem to, co ona… ale nie mogłem się z tym pogodzić.- Nie – powiedziałem znowu ledwie słyszalnie. Nogi się pode mną ugięły,

musiałem podeprzeć się o stół.- Czy ktoś mógłby nas dopuścić do tajemnicy? Proszę? – jęknął Emmett.- Muszę wyjechać – szepnąłem do Alice ignorując go.- Edwardzie, już to przedyskutowaliśmy – powiedział Emmett głośno. –

To tylko spowoduje, że dziewczyna zacznie gadać. Poza tym, jeśli wyjedziesz, nie będziemy mieli pewności, czy rozpowiada o tym, czy nie. Musisz zostać i się tym zająć.

- Nie widzę, żebyś się gdziekolwiek wybierał, Edwardzie – Alice powiedziała mi. – Nie jestem pewna, czy jeszcze jesteś w stanie wyjechać. – Pomyśl o tym, dodała w myślach. Pomyśl o wyjeździe.

Zrozumiałem, o co jej chodziło. Tak, myśl, że już nigdy miałbym nie zobaczyć dziewczyny sprawiała mi… ból. Ale to było konieczne. Nie mogłem zgodzić się na żaden z wariantów przyszłości, na które najwyraźniej była przeze mnie skazana.

Nie jestem całkowicie pewna Jaspera, Edwardzie, Alice kontynuowała. Jeśli wyjedziesz, a on uzna, że dziewczyna jest dla nas zagrożeniem…

- Nie słyszę nic takiego – odparłem, nadal tylko w połowie świadomy tego, że mamy publiczność. Jasper się wahał. Nie zrobiłby niczego, co zraniłoby Alice.

Niekoniecznie akurat w tej chwili. Zaryzykujesz jej życiem, zostawisz ją bez ochrony?

- Czemu mi to robisz? - jęknąłem. Ukryłem twarz w dłoniach.Nie byłem obrońcą Belli. Nie mógłbym nim być. Czy te dwa tory biegu

przyszłości, które widziała Alice, nie były tego dowodem?Ja też ją kocham. Albo będę kochała. To nie to samo, ale nie chcę by

coś jej się stało.- Ty też ją kochasz? – szepnąłem głosem pełnym niedowierzania.Westchnęła.Jesteś ślepy, Edwardzie. Nie widzisz dokąd zmierzasz? Nie widzisz, gdzie

już się znalazłeś? To pewniejsze niż to, że słońce wschodzi na wschodzie. Przyjrzyj się moim wizjom…

Przerażony potrząsnąłem głową.- Nie – starałem się nie dopuścić do siebie wizji, które starała się mi

pokazać. – Nie muszę iść w tę stronę. Wyjadę. Zmienię przyszłość.- Możesz spróbować – powiedziała głosem pełnym sceptycyzmu.- Ach, dajcie spokój! – ryknął Emmett.- Słuchaj uważnie – syknęła Rose. – Alice widzi go, jak zakochuje się w

człowieku! To takie typowe, Edwardzie! – zaśmiała się sztucznie.Ledwo ją usłyszałem.

Page 10: "Midnight Sun" - Rozdział 4

- Co? – zapytał Emmett zaskoczony. Jego gromki śmiech poniósł się echem po pokoju. – To o to tu chodzi? – zaśmiał się znowu. – To tylko taka drobna niedogodność, Edwardzie.

Poczułem jego dłoń na ramieniu i strząsnąłem ją w roztargnieniu. Nie byłem w stanie się na nim skupić.

- Zakochał się w człowieku? – powtórzyła Esme głosem pełnym zaskoczenia. – W dziewczynie, którą dziś uratował? Zakochał się w niej?

- Co widzisz, Alice? Dokładnie? – zapytał Jasper natarczywie.Odwróciła się twarzą w jego stronę. Nadal tępo wpatrywałem się w jej

bok.- Wszystko zależy od tego, czy ma w sobie dość siły czy nie. Albo zabije

ją własnoręcznie – odwróciła się, by na mnie spojrzeć. – co bardzo by mnie zirytowało, nie mówiąc o tym, jak podziałałoby na ciebie – spojrzała z powrotem na Jaspera. – albo pewnego dnia stanie się jedną z nas.

Usłyszałem czyjeś sapnięcie. Nie odwróciłem się, by zobaczyć czyje.- To się nie stanie! – krzyknąłem znowu. – Ani jedno, ani drugie!Wydawało się, że Alice mnie nie usłyszała.- To zależy – powtórzyła.- Może być wystarczająco silny, by jej nie

zabić – ale będzie blisko. To będzie wymagało ogromnej samokontroli – zamyśliła się. – Większej nawet niż Carlisle’a. Byś może będzie dość silny… Jedyną rzeczą, na którą nie wystarczy mu siły, jest trzymanie się od niej z daleka. To stracona sprawa.

Nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Wyglądało na to, że nikt inny również nie jest w stanie przemówić. W pokoju zapanowała cisza.

Wpatrywałem się w Alice, a wszyscy inni wpatrywali się we mnie. Widziałem swoją przerażoną twarz z pięciu różnych punktów widzenia.

Po długiej chwili Carlisle westchnął.- No cóż, to… komplikuje sprawę.- Zgadzam się – odparł Emmett. W jego głosie nadal było słychać

kryształki śmiechu. Emmett był idealną osobą, by znaleźć coś śmiesznego w mojej życiowej katastrofie.

- Wydaje mi się jednak, że plan zostaje ten sam – powiedział zamyślony Carlisle. – Zostaniemy i będziemy obserwować. Na pewno nikt nie… skrzywdzi dziewczyny.

Zesztywniałem.- Dobrze – odarł cicho Jasper. – Zgadzam się na to. Skoro Alice widzi

tylko dwie możliwe drogi….- Nie! – mój głos nie był ani wrzaskiem, ani warknięciem, ani krzykiem

rozpaczy, ale pewnego rodzaju kombinacją tych trzech czynników. – Nie!Musiałem wyjechać, oddalić się od zgiełku ich myśli – pyszałkowatego

obrzydzenia Rosalie, rozbawienia Emmetta, nieskończonej cierpliwości Carlsile’a…

Gorzej: pewności Alice, pewności Jaspera spowodowanej pewnością Alice.

Najgorzej z wszystkiego: radości Esme.Wyszedłem sztywno z pokoju. Kiedy przechodziłem obok niej, Esme

dotknęła mojego ramienia, ale nawet na nią nie spojrzałem.Zacząłem biec, jeszcze zanim wyszedłem z domu. Przeskoczyłem rzekę

i już pędziłem między drzewami. Znów padał deszcz, tak mocno, że już po chwili byłem przemoczony do suchej nitki. Podobał mi się gruby mur z

Page 11: "Midnight Sun" - Rozdział 4

wody - odgradzał mnie od reszty świata. Tworzył cztery ściany, które zamykały mnie w samotności.

Biegłem na wschód przez góry nie zmieniając kierunku, dopóki nie zobaczyłem przed sobą świateł Seattle. Zatrzymałem się, nim dotarłem do granic ludzkiej cywilizacji.

Otoczony deszczem, całkiem sam, zmusiłem się wreszcie, by pomyśleć o tym, czego się dopuściłem – w jaki sposób okaleczyłem przyszłość.

Na pierwszy ogień poszła wizja Alice obejmującej dziewczynę za ramiona – zaufanie było pomiędzy nimi tak widoczne, że niemalże byłem w stanie usłyszeć jego krzyk. Duże czekoladowe oczy Belli nie były pełne zaskoczenia, ale nadal wypełniały je tajemnice – w tej chwili wydawało się, że są to radosne tajemnice. Nie wzdrygnęła się od zimnego dotyku Alice.

Co to oznaczało? Jak dużo wiedziała? Co w tym momencie z przyszłości myślała o mnie?

Następnie przyjrzałem się drugiemu obrazowi – niemalże takiemu samemu, ale patrzyłem na niego z przerażeniem. Alice i Bella nadal ufnie obejmowały się ramionami. Ale teraz nie było pomiędzy nimi żadnej różnicy – oba były białe, gładkie jak marmur, twarde jak stal. Duże oczy Belli nie były już czekoladowe. Tęczówki miały kolor szokującego szkarłatu. Tajemnice malujące się w nich były niezgłębione – akceptacja czy rozpacz? Nie byłem w stanie tego stwierdzić. Jej twarz była zimna i nieśmiertelna.

Wzdrygnąłem się. Nie mogłem stłumić pytań, które cisnęły mi się na usta - podobne do poprzednich, ale jednak inne: Co to oznaczało? Jak do tego doszło? Co teraz o mnie myślała?

Na ostatnie mogłem udzielić odpowiedzi. Z pewnością by mnie znienawidziła, jeśli z powodu mojej słabości i samolubstwa musiałaby prowadzić to puste pół-życie.

Ale był jeszcze jeden przerażający obraz – najgorszy jaki kiedykolwiek pojawił się w mojej głowie.

Moje własne oczy wypełnione szkarłatem ludzkiej krwi. Oczy potwora. Zmiażdżone ciało Belli w moich ramionach, blade, osuszone z krwi, bez życia. Ten obraz był taki rzeczywisty, taki wyraźny.

Nie mogłem tego wytrzymać. Nie mogłem sobie z tym poradzić. Próbowałem odpędzić od siebie ten obraz, zobaczyć coś innego, cokolwiek. Starałem się przywołać przed oczy widok jej żywej twarzy, który przysłoniłby obraz ostatniego etapu mojego istnienia. Cokolwiek byleby tylko o tym nie myśleć.

Ponura wizja Alice wypełniała szczelnie mój umysł, sprawiając, że wewnętrznie zwijałem się z bólu. W międzyczasie potwora wypełniała radość z powodu prawdopodobieństwa jego sukcesu, tryumfował. Czułem do siebie odrazę.

Nie mogłem na to pozwolić. Musiał istnieć jakiś sposób, by oszukać przyszłość. Nie mogłem dopuścić do tego, by kierowały mną wizje Alice. Mogłem wybrać inną drogę. Zawsze istnieje przecież jakiś wybór.

Musi istnieć.