Masówka, styczeń 2014, Kraków

4
Kraków niedawno uplasował się na trzeciej pozycji w rankingu najbardziej zanieczyszczonych miast UE. Zamiast ark- tycznego, czystego powiewu krakowianie wdychają w zimie smród spalin i pieców węglowych, a spoglądanie na termometr coraz częściej zastępują śledzeniem doniesień o kolejnych horrendalnych stężeniach trucizn w czymś, co kiedyś nazywaliśmy powietrzem. Dziś Antysmogowa Masa Krytyczna. W Masówce piszemy o walce ze smogiem, podsumowujemy rok 2013, rozwiązu- jemy konkursy i wybieramy się do dwóch bardziej i mniej rowerowych miejsc: Rumunii i USA. Życzymy miłej lektury. Redakcja TRASA PRZEJAZDU Rynek – Sienna – Starowiślna – Dietla – Al. Daszyńskiego – Podgórska – Most Po- wstańców Śląskich – Na Zjeździe – Limanow- skiego – Rynek Podgórski – Kalwaryjska – Legio- nów J. Piłsudskiego – Most Piłsudskiego – Krakowska – Dietla – Most Grunwaldzki – Konopnickiej – Most Dębnicki – Al. Krasiń- skiego – Piłsudskiego – Straszewskiego – Podwale – Św. Anny – Rynek (rowery w górę!) PROFIL KMR NA FACEBOOKU: WWW.FB.COM/KRAKOWMIASTEMROWEROW OFICJALNA STRONA KMR: WWW.IBIKEKRAKOW.COM WSPARCIE FINANSOWE: NUMER KONTA KMR - 14 1540 1115 2044 6070 0012 0001 GAZETKA KRAKOWSKIEJ MASY KRYTYCZNEJ KRAKÓW STYCZEŃ 2014 EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

description

 

Transcript of Masówka, styczeń 2014, Kraków

Page 1: Masówka, styczeń 2014, Kraków

Kraków niedawno uplasował się na trzeciej pozycji w rankingu najbardziej zanieczyszczonych miast UE. Zamiast ark-tycznego, czystego powiewu krakowianie wdychają w zimie smród spalin i pieców węglowych, a spoglądanie na termometr coraz częściej zastępują śledzeniem doniesień o kolejnych horrendalnych stężeniach trucizn w czymś, co kiedyś nazywaliśmy powietrzem.

Dziś Antysmogowa Masa Krytyczna. W Masówce piszemy o walce ze smogiem, podsumowujemy rok 2013, rozwiązu-

jemy konkursy i wybieramy się do dwóch bardziej i mniej rowerowych miejsc: Rumunii i USA.

Życzymy miłej lektury.

Redakcja

TRASA PRZEJAZDU

Rynek – Sienna –

Starowiślna – Dietla –

Al. Daszyńskiego –

Podgórska – Most Po-

wstańców Śląskich –

Na Zjeździe – Limanow-

skiego – Rynek Podgórski

– Kalwaryjska – Legio-

nów J. Piłsudskiego –

Most Piłsudskiego –

Krakowska – Dietla –

Most Grunwaldzki –

Konopnickiej – Most

Dębnicki – Al. Krasiń-

skiego – Piłsudskiego –

Straszewskiego –

Podwale – Św. Anny –

Rynek (rowery w górę!)

PROFIL KMR NA FACEBOOK’U: WWW.FB.COM/KRAKOWMIASTEMROWEROW

OFICJALNA STRONA KMR: WWW.IBIKEKRAKOW.COM

WSPARCIE FINANSOWE: NUMER KONTA KMR - 14 1540 1115 2044 6070 0012 0001

GAZETKA KRAKOWSKIEJ MASY KRYTYCZNEJ

KRAKÓW ∙ STYCZEŃ 2014 ∙ EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

Page 2: Masówka, styczeń 2014, Kraków

Felieton Konrada Myślika

CHOROBA CIĘŻKA

Zanieczyszczenie powietrza jest cho-robą miasta. Choroba nie jest zakaźna, choć może być przenoszona drogą powietrzną. Powietrze w Krakowie jest zanieczyszczone. Bardzo. Argumenty, że kiedyś było zanie-czyszczone bardziej (naprawdę było) są zwy-czajnie głupie i udają, że postęp cywilizacyjny nie istnieje. Owszem - istnieje. W czasach młodości rodziców większości czytelników tego tekstu mówienie i pisanie o zanieczysz-czeniu powietrza (wody, gleby etc etc) było zabronione, cenzurowane i tępione, a auto-rzy tych informacji byli uważani za wywro-towców i szykanowani zawodowo oraz urzę-dowo. Naprawdę tak było. Dlatego proszę pamiętać, że dziś nasze nieskrępowane roz-mowy o zatrutym krakowskim powietrzu są prawdziwymi zdobyczami wolności.

Choroba, także choroba miasta, wy-maga diagnozy - trafnego opisu stanu rzeczy, przypisania mu kategorii – i wskazania drogi leczenia.

Choroba zwana zatruciem Krakowa doczekała się połowy diagnozy i ta połowa, swoją zapalczywością a także żywotnością,

ma za zadanie (niestety) odwrócić uwagę od mniej przyjemnej części diagnozy. Połowa diagnozy krakowskiej choroby skupia się na likwidacji skutków jako na drodze do popra-wy sytuacji. Czy lekarz pochwaliłby taki spo-sób postępowania gdyby chodziło o chorego pacjenta? Nie.

Główny hałas skupia się na likwidacji palenisk piecowych. To ważne zamierzenie, które jednak ma za zadanie odwrócić naszą uwagę od koniecznego wszak ograniczenia w Krakowie ruchu SAMOCHODÓW OSOBOWYCH.

Kraków jest tworem miejsko–wiejskim, którego granice i rozmiary zabu-dowanej przestrzeni, (przy malejącej po-wierzchni parków i ogrodów) dawno już przekroczyły granice biologicznej zdolności tego terenu do samooczyszczania się. Kisimy się w kotlinie, w której wiatry są rzadkością a decyzje o zabudowie kanałów wentylacyj-nych miasta i tzw. klinów napowietrzających są na porządku dziennym.

Decyzje administracyjne zezwalające na budowę na obrzeżach miasta wielopię-trowych i/lub wielo-lokalowych zespołów mieszkaniowych kierują rozrost Krakowa (to nie jest rozwój, rozwój wiąże się z jakością - a nie z ilością) w złą stronę. Mieszkańcy tych (pożal się Boże) osiedli skazani są na masowe korzystanie z „osobówek”, ponieważ więk-szość tych zespołów 8-, 9-, i 10-cio piętro-wych bud mieszkalnych pozbawiona jest sta-łej i dogodnej relacji z komunikacją miejską. Albo też przez wiele lat była tej relacji po-zbawiona. Oto krótka lista: Złocień (Bieża-

nów), Rżąka, Kurdwanów, obrzeża fortu w Borku Fałęckim, przestrzenie w trójkącie Swoszowice-Sidzina-Kobierzyn, a w tym i przesławne osiedle „pod Fortem”, Ruczaj –Zaborze, Kobierzyn, w tym i osiedle (pfff…) Europejskie, Mydlniki, Bronowice Wielkie-Pasternik i obszar za tyłach IKEA /Castorama, Górka Narodowa i Prądnik Biały (na wschód i zachód od szosy warszawskiej), otoczenie fortu w Mistrzejowicach, os. Oświecenia i są-siedztwo Urzędu Skarbowego Kraków-Nowa Huta, sąsiedztwo szpitala Rydygiera etc etc. Bieżanowski „Złocień’ leży 11 km od centrum i stanowi godne wyzwania dla rowerzystów. To właśnie wyziewy z samochodów osobo-wych są drugą przyczyną smogu.

Słowem – władze Gminy Kraków jed-ną ręką podpisują się pod polityką oczysz-czania powietrza – a drugą wydają zezwole-nia na jego zanieczyszczenie.

Codziennie rano krakowski smród dogęszczany jest wyziewami tysięcy samo-chodów, którymi mamusie wiozą swoje po-ciechy spod miasta do szkół i przedszkoli „w Krakowie…” Finalnie uczyni to z (dzisiejszych) dzieci ofiary chorób górnych dróg oddecho-wych, a i tak szkolni koledzy nigdy nie będą ich sąsiadami. To z kolei uczyni z nich (już czyni) inwalidów socjalizacji.

Miłego dnia, Drogi PT Czytelniku. Smród albo życie.

Konrad Myślik

MASA NOWYCH NADZIEI I PLANÓW Po Świętach i Sylwestrze powrócili-

śmy do rzeczywistości i rozpoczynamy nowy rozdział na drodze Krakowa w kierunku Mia-sta Rowerów. Warto przypomnieć w skrócie wydarzenia z 2013 roku. Część z nich będzie kontynuowana w obecnym roku; zachęcamy więc, by wspierać i śledzić rowerowe wyda-rzenia.

Stary rozdział już za nami

W 2013 roku sporo wydarzyło się w sprawie rowerowej w Krakowie. W lutym krakowscy radni, z inicjatywy Pawła Ścigal-skiego, przyjęli uchwałę kierunkową dla pre-zydenta o przeznaczaniu na rowery 0,3 proc. miejskiego budżetu rocznie. W tym samym miesiącu podpisano porozumienie pomiędzy

Stowarzyszeniem Kraków Miastem Rowerów i Zarządem Infrastruktury Komunalnej i Transportu, tym samym rozpoczynając Kra-kowski Dialog Cykliczny. Potrzeba działań została potwierdzona w czerwcu przez 3,5 tys. rowerzystów w czasie Święta Cykliczne-go, któremu towarzyszyło hasło „Śluzy ma-lować, Zalegalizować!” oraz fakt zebrania przez nich ponad 14 tys. zł na zorganizowa-nie festiwalu. W sierpniu wybrano Marcina Wójcika i Małgorzatę Jedynak na oficerów rowerowych w ZIKiT w celu prowadzenia rozmów i konsultacji ze środowiskami rowe-rowymi, udziału w zespole ds. audytu, a tak-że promowania rozwoju ruchu rowerowego. We wrześniu, po przeprowadzeniu konsulta-cji społecznych, na biurka urzędników złożo-no „Kontrakt 100 rozwiązań”. W tym samym miesiącu rozpoczęła się reaktywacja sytemu KMK Bike i ruszyła kampania edukacyjna

pod nazwą Cykloakademia. W październiku obywatele-rowerzyści zaskoczyli urzędników merytorycznymi argumentami i konkretnymi pomysłami na rowerowy Kraków. W listopa-dzie, po 10 latach zabiegów, powstał kon-trapas na ulicy Łobzowskiej, a później, w ramach testowania zapisów nowych rozpo-rządzeń ministerialnych, wymalowano śluzy rowerowe. W tym samym czasie w centrum pojawiły się nowe stojaki rowerowe. Koniec roku stał pod znakiem konferencji i debaty o rowerowym Krakowie oraz zabiegania o przyzwoity budżet na 2014 rok. Dzięki rad-nym inwestycje rowerowe wyniosą prawie 9 mln zł. Działaniom tym przez cały rok co miesiąc towarzyszyła Masa Krytyczna, gło-sząca postulaty środowiska rowerowego, jak również ciekawe działania edukacyjne w przedszkolach i szkołach, kształcące nowe pokolenie rowerzystów.

Page 3: Masówka, styczeń 2014, Kraków

Nowy rozdział do napisania

Rok 2014 zapowiada się pasjonująco pod względem rowerowym. Wchodzimy w niego z nowymi nadziejami i pomysłami, i oby jak najwięcej marzeń udało się zrealizo-wać. Zacznijmy od tego, że w ostatnich tygo-dniach powstał wyjątkowy krakowsko-rowerowy kalendarz, który nie pozwoli za-pomnieć o najważniejszych punktach rowe-rowego programu, takich jak: Masy Krytycz-ne, Święto Cykliczne 8 czerwca, Park(ing) Day 19 września i Dzień bez Samochodu 22 wrze-śnia.

Wkraczamy w ten rok z uchwalonym budżetem, ale trzeba będzie monitorować jego wykonanie. Pamiętajmy, że już teraz powinno się ogłaszać przetargi, aby jeszcze w tym roku można było zamknąć inwestycje. Warto również zabiegać o przygotowanie projektów, które będą mogły być realizowa-ne w latach kolejnych. Duży przełom czeka nas w kwestii połączeń miedzydzielnicowych. Ulica Mogilska nie stała się niestety Aleją, ale i tak rowerowo połączy Nową Hutę z Centrum. Mamy również nadzieję na spraw-ną realizację „Kontraktu 100 rozwiązań” i ta-kich inicjatyw jak „Bramy do miasta”, czy „Aleje Dwóch Kółek”, ale także setki innych usprawnień zgłoszonych przez mieszkańców. Zmiany można już śledzić na ibikekra-kow.com w zakładce 100 Rozwiązań.

W tym roku uruchomione zostaną środki z nowej perspektywy finansowej Unii Europejskiej. Miasta zajmują w niej bardzo ważne miejsce i warto postulować, aby przy ich pomocy Kraków stał się Miastem Rowe-rów do 2020 roku. Założenia rządowe w kwestii polityki miejskiej idą w kierunku zrównoważonego rozwoju, a co za tym idzie, także przyjaznego transportu. Zbliżają się wybory samorządowe; wchodzimy w etap kampanii wyborczej. Przypominajmy przez cały rok, że obywatele-rowerzyści głosują rowerami, a głos mają donośny. Warto śle-dzić kampanię i pomysły na Kraków repre-zentowane przez osoby, które będziemy wy-bierać.

Dzisiaj jedziemy w Antysmogowej Masie Krytycznej. Temat zanieczyszczeń po-zostanie z nami jeszcze na długo, ponieważ od zakazu palenia paliwami stałymi do po-prawy powietrza daleka droga. Piece to nie jedyny czynnik, wpływający negatywnie na powietrze – nie można zapomnieć przecież także o zanieczyszczeniach komunikacyjnych. Rower to rozwiązanie problemów naszego miasta w tym aspekcie, które dodatkowo wpływa pozytywnie na zdrowie i samopo-czucie mieszkańców.

WYNIKI KONKURSU

Miesiąc temu ogłosiliśmy dwa kon-kursy. Teraz czas na ich rozwiązanie!

Pierwszym śmiałkiem, który popraw-nie rozwiązał krzyżówkę, był Paweł Breitme-ier. W kategorii Najciekawszy artykuł wygrał pan Łukasz Chornikowski, który opisał swoją wyprawę do Rumunii. Bardzo dziękujemy za materiał! Zwycięski artykuł publikujemy poniżej.

Zwycięzcom gratulujemy!

Trzy koła, dwie osoby i rumuńskie góry

Ponad rok temu, po usłyszeniu opo-wieści miłej Rumunki, powstał w mojej gło-wie plan przejechania drogi Transfogaraskiej na monocyklu. Niedługo później do składu osobowego doszła moja dziewczyna Ania ze swoim rowerem, a na planowaną trasę obra-liśmy najwyżej położoną drogę Rumunii – Transalpinę.

Kiedy nadszedł koniec czerwca 2013 samolot zabrał nas i nasze pojazdy na ru-muńską ziemię. Trasa naszej wyprawy pro-wadziła z Sibiu poprzez wioski na północ od Karpat, by uniknąć jazdy główną drogą, aż do Cartisoary, gdzie zaczyna się droga Transfo-garaska. Wspinaczka okazała się tak męcząca i powolna, że podzieliliśmy podjazd na dwa fragmenty po 12km. Pierwszego dnia mieli-śmy za sobą już trochę kilometrów oraz wi-zytę w zakładzie wulkanizacji w celu dokrę-cenia poluzowanej korby, a na dodatek bra-kowało nam zapowiadanych pięknych wido-ków, bo droga prowadziła przez las. Dopiero

drugiego dnia wjechaliśmy powyżej granicy lasu i zapierające dech w piersiach widoki zobaczyliśmy zarówno przed, jak i za sobą.

Wspomniane problemy spowodowa-ły kilka dodatkowych przerw, na które jednak żadne z nas nie narzekało. Nasza wyprawa wzbudzała sporo zainteresowania wśród in-nych turystów pnących się w górę drogi, szczególnie tych na motocyklach. Okazywana przez nich sympatia pomogła nam osiągnąć najwyższy punkt naszej trasy, a ja zostałem prawdopodobnie pierwszym monocyklistą, który zdobył tę przełęcz. Patrząc z góry na dolinę przeciętą serpentyną drogi i odległe wyżyny, byłem pod wrażeniem naszego osią-gnięcia, a jednocześnie czułem się malutki względem potęgi przyrody obecnej dookoła.

Dalsza trasa poprowadziła nas na po-łudniową stronę Karpat aż do miasta Ramni-cu Valcea, gdzie odbiliśmy z powrotem na północ by rozpocząć ponowną przeprawę przez góry. Najpierw czekała nas wspinaczka doliną rzeki Lotru, z drogą, która także nie oszczędziła nam serpentyn, a gdy dotarliśmy do Transalpiny, niestety nie mieliśmy wy-starczającego zapasu czasu, by zmierzyć się z jej najwyższą, południową częścią. Okazało się, że, mimo, iż utrzymujemy zakładane tempo, pokonując 40km dziennie, pesymi-styczne szacunki wskazują, że jeśli teraz roz-poczniemy powrót, możamy wrócić do Sibiu zaledwie dzień przed samolotem do domu. Dlatego zdecydowaliśmy się kierować od ra-zu na północ.

Przełęcz Tartarau do najmniejszych nie należy, ale zaprawieni dotychczasowymi podjazdami pokonaliśmy ją szybko i rozpo-częliśmy szybki zjazd Transalpiną, który był całkiem przyjemny, aż do momentu, gdy po-stanowiliśmy odbić na mniejsze drogi, by znów uniknąć drogi głównej. Tam czekał na nas ostatni znaczący podjazd, który okazał się trudniejszy niż poprzedzająca go przełęcz na Transalpinie. Po pokonaniu go poruszali-śmy się głównie w dół i okazało się, że „gro-zi” nam znalezienie się w Sibiu przed czasem. Aby tego uniknąć, wybraliśmy się z wizytą na solne jeziora w miejscowości Ocna Sibiului. Odrobina lenistwa i możliwość wymoczenia się w jeziorkach, były nagrodą za cały górski trud, a także za przybycie do jezior drogą, która mimo obecności na mapie, okazała się polno-leśną ścieżką.

W ten sposób zakończyliśmy dwa ty-godnie włóczęgi, obcowania z naturą, wspa-niałych widoków i walki z samymi sobą pod-czas podjazdów. Przejechaliśmy wspólnie 550 km wraz z dojazdem do lotniska w Kra-kowie, wróciliśmy zadowoleni i obiecujemy, że nie jest to nasz ostatni wyjazd. Aby prze-czytać więcej o naszym wyjeździe oraz zoba-czyć galerię zdjęć zapraszam na http://RomUni.eu.

Łukasz Chornikowski

Page 4: Masówka, styczeń 2014, Kraków

Kącik globtroterski

ROWEREM W MISSOURI

Może zabrzmi to dziwnie, ale po raz pierwszy zaczęłam używać roweru jako co-dziennego środka transportu w Missouri - jednym z najbardziej, w amerykański sposób, tradycyjnych (czytaj: zasamochodzonych) stanów USA. Powód był prosty: odległości trudne do pieszego przemierzania w trzy-dziestokilkustopniowym upale, który nie ustępował ani na krok przez trzy-cztery miesiące.

Ale zacznijmy od początku. Wylądo-wałam w Missouri jako studentka desperac-ko szukająca źródła utrzymania innego niż rodzice. Dlatego nie mogłam tracić czasu na chodzenie, potrzebowałam jak najefektyw-niejszego sposobu przemieszczania się mię-dzy dwoma, a czasem nawet trzema miejscami pracy dziennie. Pomijając rozsądność takiego planu dnia (po paru miesiącach odchorowałam przemęczenie ), był to plan ambitny - nie miałam czasu do stracenia. Aby móc go realizować, potrzebowałam szybkiego i taniego środka transportu.

Mknął jak strzała - górski TREK, z osiemnastoma wersjami ustawienia biegów, świetnie sobie radził w pagórkowatym terenie. Ko-lejną niewątpliwą zaletą był fakt, że nie wymagał ode mnie nakładów fi-nansowych, gdyż został mi pożyczony przez nieocenionych przyjaciół.

Missouri jest stanem zróżni-cowanym zarówno pod względem klimatu, jak i ukształtowania terenu. Okolica, w której przyszło mi praco-

wać, to samo południe stanu - pagór-kowate, przypominające okolice na-szej beskidzkiej Wisły, charakteryzujące się bardzo wilgotnym i gorącym klimatem w se-zonie letnim (wtedy najczęściej tam bywa-łam). Dlatego też chodzenie do pracy, odda-lonej o ok. godzinę marszu, nie wchodziło w grę - rower był jedynym rozwiązaniem dla osoby nie planującej kupna samochodu. Do-dam, że okolica jest zupełnie nieprzystoso-wana do jakiegokolwiek sposobu poruszania się innego niż samochodowy: brak tam ście-

żek rowerowych czy komunikacji miejskiej, ba! nawet chodniki są rzadkością! Kto z nas, Polaków (dla których chodnik w mieście jest aksjomatem), tego nie widział, chyba nie uwierzy. Jedyny szlak do użytku m.in. rowe-rowego, jaki znalazłam, był… wysypany żwirem.

Osoba bez samochodu w Missouri to trochę tak, jak w Polsce osoba bezdomna - trudno normalnie żyć. Na przykład w ulewne dni (deszcz w tej okolicy to prawdziwe obe-rwanie chmury – ściana wody, która prze-moczy do suchej nitki każdego, mimo para-sola czy ponczo) nie pozostawało mi nic in-nego, jak prosić współpracowników, by mnie podwieźli.

Inny przykład - wycieczka do banku. Najbliższy oddział funkcjonował na zasadzie drive-thru - trzeba było podjechać samocho-dem do terminala z zamontowanym zesta-wem audio i stamtąd rozmawiało się z pra-cownikiem banku, siedzącym w budynku od-dalonym o jakieś 20m. Wpłaty czy wypłaty załatwiało się za pomocą skrzynki, podróżu-jącej rurą między terminalem a budynkiem pracowników. Można sobie więc wyobrazić,

jak zabawny był widok roweru w kolejce do takiej maszynerii.

Rower miał jednak wiele pozytyw-nych aspektów, które przeważały nad minu-sami. Z punktu widzenia towarzyskiego by-łam osobą zauważalną - znajomi wiedzieli, że jestem w mieście, widząc sylwetkę na rowe-rze. Kiedyś, wszedłszy do jakiejś restauracji, zostałam rozpoznana jako ta, która codzien-nie o 6:50 przejeżdża pod jej oknami.

Ale żadne towarzyskie benefity nie równały się z wrażeniami, jakich doświadcza-łam sunąc świeżo po wschodzie słońca głów-ną ulicą (o tej porze pustą, za dnia niemiło-siernie zakorkowaną), wdychając jeszcze nie

rozgrzane, rześkie powietrze, pachnące śniadaniem przygotowywanym w oko-licznych restauracjach i wilgotną trawą. Był to najpiękniejszy moment dnia - chwila zachłyśnięcia się pięknem przy-rody i czas odpoczynku, którego między zmianami było mało. Powrót w pełnym słońcu, czy wieczorem po rozgrzanym asfalcie, nie był już tak ekstatyczny. Moim ulubionym fragmentem porannej drogi do pracy był zjazd z dość stromej górki ulicą otoczoną wysoką trawą, tuż przed centrum handlowym, w którym ta wspaniała przejażdżka znajdowała swój koniec.

Po powrocie do Krakowa zaczę-łam jeździć na rowerze po mieście, bo przecież skoro w Stanach się da, to u nas przecież tym bardziej!

Teraz (ładnych parę lat po mo-ich wycieczkach) rowery stają się w

Missouri coraz bardziej popularne. Do nie-dawna wielu kierowców, widząc osobę na rowerze, pukało się w czoło. Jednak ostatnio, odwiedzając przyjaciół, dostrzegłam nowy trend - w najmodniejszej knajpce w mieście hipsterzy lansują się podjeżdżając fantazyjnie wymalowanymi kolarzówkami czy rowerami typu „ostre koło”. Wprawdzie to nie do koń-ca cycle chic, ale przecież co kraj, to obyczaj.

Magda

Może nie jest to zawsze i w pełni widoczne,

ale za Masówką stoją konkretne osoby z krwi

i kości, a nie tylko nicki na papierze. Zazwy-

czaj możecie nas, w mniejszym lub większym

składzie, zobaczyć na początku Masy w trak-

cie kolportażu. Dzisiaj jednak, musimy poja-

wić się również w większym stopniu na stro-

nach samej Masówki, gdyż jest to Masówka

dla Redakcji wyjątkowa. Nasza długoletnia

koleżanka redakcyjna MagdaNieLena, której

przez długi długi czas zawdzięczaliśmy Ma-

sówkę, opuszcza nas by udać się do bardzo

samochodowo-zmotoryzowanego kraju za

oceanem i niestety Masówką zajmować się

będzie na znacznie mniejszą skalę. Jest to

więc nasza ostatnia wspólna Masówka i

chcielibyśmy ją wykorzystać do podzięko-

wania Magdzie za jej zaangażowanie i pracę

związaną z opracowywaniem Masówki. Przy

okazji życzymy szerokich dróg rowerowych

na obczyźnie i liczymy na kontakt i relacje z

rowerowej Ameryki. Jeśli chcecie, przyłączcie

się do naszych podziękowań i mijając Magdę

na rowerze, pozdrówcie ją dzwonkiem –

powyżej specjalna fotka-list gończy na

tę okazję.

Magda podczas jednej z Mas Krytycznych. Fot. Marcin Hyła