Marc Auge, Nie-miejsca, Przestrzenie niczyje

6
wprowadź kod PIN --------> nie-miejsca

Transcript of Marc Auge, Nie-miejsca, Przestrzenie niczyje

Page 1: Marc Auge, Nie-miejsca, Przestrzenie niczyje

wprowadź kod PIN -------->

nie-miejsca

przestrzenie niczyje | 5

Page 2: Marc Auge, Nie-miejsca, Przestrzenie niczyje

Związek jednostek z ich otoczeniem w przestrzeni nie-miejsca ustanawiany jest za pośrednictwem słów lub tekstów. Wiemy, że istnieją słowa, które

wywołują obraz albo wręcz obrazy: wyobraźnia tych, którzy nigdy nie byli w Tahiti lub w Marrakeszu, zostaje uwolniona, gdy tylko przeczytają lub usłyszą te nazwy. Na tej zasadzie teleturnieje zawdzięczają część swojej popularności licznym nagrodom w postaci podróży i po-bytów („tydzień dla dwóch osób w hotelu trzygwiazdko-wym w Maroku”, „piętnaście dni z pełnym wyżywieniem na Florydzie”): wystarczy je przywołać, by zadowolić widzów, którzy przecież nigdy z nich nie skorzystają. „Ciężar słów”, którym chlubi się francuski tygodnik, kojarzący go z „wpływem zdjęć”, nie jest tylko ciężarem nazw własnych: szereg rzeczowników pospolitych (pobyt, podróż, morze, słońce, rejs…) ma w określonych konteks-tach taką samą ewokacyjną siłę. Odwrotnie, łatwo sobie wyobrazić siłę przyciągania, w jaką mogły lub mogą być wyposażone gdzie indziej słowa dla nas mniej egzotyczne, jak Ameryka, Europa, Zachód, konsumpcja, obieg. Pewne miejsca istnieją tylko za pośrednictwem słów, które je przywołują; w tym sensie są one nie-miejscami, lub miejscami z wyobraźni, banalnymi utopiami, stereotypa-mi. Są one przeciwieństwem nie-miejsca według definicji Michela de Certeau, przeciwieństwem miejsca wypowie-dzianego (o którym nigdy nie wiadomo, kto je powiedział i co miejsce to powiada). Słowo nie powoduje tu rozziewu między codzienną funkcjonalnością a utraconym mitem: stwarza ono obraz, tworzy mit i tym samym puszcza go w obieg (telewidzowie pozostają wierni programowi, Albańczycy osiedlają się we Włoszech, marząc o Ameryce, rozwija się turystyka).

Ale rzeczywiste nie-miejsca hipernowoczesności – te, w których bywamy, podróżując po autostradzie, kiedy robimy zakupy w hipermarkecie albo czekamy na następ-ny lot do Londynu lub Marsylii na lotnisku – mają to do

T

Marc Augé

siebie, że dają się definiować również za pośrednictwem słów lub tekstów, które nam proponują: krótko mówiąc, za pośrednictwem swoich instrukcji obsługi, wyrażanych w zależności od przypadku w postaci nakazów („trzymać się prawej strony”), zakazów („zakaz palenia”) lub infor-macji („wjeżdżają Państwo do regionu Beaujolais”) i ucie-kających się zarówno do mniej lub bardziej klarownych i skodyfikowanych ideogramów (tych z kodeksu drogo-wego czy z przewodników turystycznych), jak i do języka naturalnego. Ustanawia się w ten sposób warunki obiegu w przestrzeniach, w których zakłada się, że ludzie inter-reagują tylko z tekstami, nie mając innych nadawców, jak osoby czy instytucje (lotniska, linie lotnicze, ministerstwo transportu, stowarzyszenia handlowe, policja drogowa, gminy miasta). Ich obecność bywa wyrażona otwarcie, czasem jest tylko niejasno odczuwalna („Województwo dofinansowuje ten odcinek drogi”, „Państwo pracuje, by polepszyć wasze warunki życiowe”) poprzez nakazy, rady, komentarze, „przesłania” przekazywane za pomocą niezli-czonych „nośników” (panele, ekrany, plakaty), będących częścią integralną współczesnego pejzażu.

Autostrady we Francji zostały dobrze zaprojektowane i odsłaniają często, niemal z lotu ptaka, pejzaże bardzo różne od tych, które podróżnik może zobaczyć, jeśli podróżuje drogami państwowymi lub regionalnymi. Autostrady sprawiły, że przeszliśmy od filmu intymi-stycznego do wielkiej panoramy westernu. Ale to teksty rozsiane po drodze wypowiadają pejzaż i uwydatniają jego ukryte walory estetyczne. Nie przejeżdża się już przez miasta; miejsca godne uwagi są sygnalizowane za pomocą oznakowań, zawierających prawdziwe komenta-rze. Podróżny jest w jakimś stopniu zwalniany z obowiąz-ku zatrzymania się, a nawet spojrzenia. Zatem uprasza się go na autostradzie, by poświęcił trochę uwagi jakiejś wiosce z XIII wieku albo znanej winnicy w Vézelay, „wiecznemu wzgórzu” albo jeszcze pejzażom regionu

przestrzenie niczyje | 5

Page 3: Marc Auge, Nie-miejsca, Przestrzenie niczyje

!

f

Avallonais lub samego Cezanne’a (powrót kultury do natury wprawdzie ukrytej przed spojrzeniem, lecz nadal komento-wanej). Pejzaż oddala się, a jego szczegóły architektoniczne lub naturalne stanowią okazję dla powstawania tekstu, któ-remu często towarzyszy schematyczny rysunek – gdy wydaje się, iż podróżny nie jest w rzeczywistości w stanie dostrzec ciekawego miejsca, jakie poleca się jego uwadze. W tej sytu-acji nie pozostaje mu więc nic innego, jak czerpać przyjem-ność z czystej świadomości bliskości tegoż miejsca.

Podróż po autostradzie jest więc podwójnie znamienna: omija z powodów funkcjonalnych wszystkie ważne miejsca, do których nas zbliża – w zamian za to je komentuje; stacje benzynowe wzmacniają te informacje i kreują się coraz częś-ciej na regionalne domy kultury, oferując produkty lokalne oraz kilka map i przewodników, mogących się przydać po-dróżnym, którzy by się tu zatrzymali. Rzecz jednak w tym, że większość przejeżdżających się nie zatrzymuje, choć prędzej czy później znowu będą tędy przejeżdżali, każdego lata albo kilka razy do roku. W konsekwencji abstrakcyjna przestrzeń, którą proponuje się im regularnie do odczytania raczej niż do oglądania, staje się dla nich z czasem dziwnie znajoma, podobnie jak dla innych, lepiej potraktowanych przez los, sprzedawca orchidei na lotnisku w Bangkoku albo sklep wolnocłowy na Roissy I.

Około trzydziestu lat temu drogi państowe, regionalne, tory kolejowe penetrowały intymność życia codziennego Francji. Z tego punktu widzenia drogi i koleje pozostawały względem siebie w stosunku opozycji, jak awers i rewers, i opozycja ta jest nadal po części ważna dla tych, którzy dzisiaj jesz-cze podróżują drogami regionalnymi i unikają szybkich pociągów, to znaczy podróżują tymi nielicznymi pociągami regionalnymi, jakie zostały, gdyż nie przypadkiem to właśnie połączenia lokalne zanikają. Drogi wojewódzkie, też dziś

często sprowadzane do roli obwodnic wielkich aglomeracji, stawały się kiedyś regularnie ulicami miasteczek lub wiosek, obramowanymi po obydwóch stronach fasadami domów. Przed ósmą rano albo po siódmej wieczorem kierowca przejeżdżał przez pustynię zamkniętych fasad (zamknięte okiennice, światła prześwitujące przez żaluzje albo ciem-ność, gdyż sypialnie i salony wychodzą często na podwórko); stawał się odbiorcą godnego i nieco sztywnego wizerunku siebie, jaki Francuzi z upodobaniem kultywują i jaki każdy Francuz z upodobaniem kultywuje przed sąsiadami. Prze-jezdny widział coś z miast, które dzisiaj stały się zaledwie nazwami na trasie (La Ferté-Bernard, Nogent-le-Rotrou). Teksty, które zdarzało mu się rozszyfrować (szyldy miejskich sklepów, obwieszczenia rady miasta) przy czerwonym świetle albo zwolnieniu ruchu, nie były w pierwszej kolejności przeznaczone dla niego. Pociąg był mniej dyskretny i takim zresztą dotąd pozostaje. Droga kolejowa, przeprowadzona często za domami miasta, zaskakuje mieszkańców prowincji w intymności ich codziennego życia, nie od strony fasad, lecz od strony ogrodu, kuchni lub sypialni – a wieczorem także ze strony światła, bo gdyby nie oświetlenie publiczne, ulica byłaby domeną cienia i nocy. Pociąg poza tym nie jeździł kiedyś tak szybko, by ciekawy podróżny nie mógł odczytać w biegu nazwy stacji – rzecz teraz niemożliwa ze względu na ogromną szybkość pociągów. Pewne teksty stały się dla dzisiejszych podróżnych przestarzałe; proponuje mu się inne: w „pociągu-samolocie”, jakim jest TGV, można przeglą-dać czasopismo bardzo podobne do tych, jakie linie lotnicze oddają do dyspozycji pasażerów – przypomina mu za pomocą reportaży, zdjęć i reklam o potrzebie życia na miarę (albo na podobieństwo) dzisiejszego świata.

Dalszy przykład inwazji przestrzeni przez tekst: wielkie po-wierzchnie, w których klient porusza się w milczeniu, spraw-dza metki, waży swoje warzywa lub owoce na wadze, która

przestrzenie niczyje | 6 przestrzenie niczyje | 7

Page 4: Marc Auge, Nie-miejsca, Przestrzenie niczyje

wraz z wagą towaru pokazuje mu i cenę, po czym podaje swoją kartę kredytową młodej kobiecie, równie milczącej lub małomównej, która rejestruje każdy towar za pomocą maszyny dekodującej, zanim przystąpi do sprawdzenia sprawności karty kredytowej. Rozmowa bardziej bezpo-średnia, ale jeszcze cichsza to ta, którą każdy posiadacz karty kredytowej przeprowadza z automatem bankomato-wym, do którego ją wkłada. Na jego ekranie wyświetlane są instrukcje, na ogół zachęcające, ale czasami będące tak-że prawdziwym przywołaniem do porządku („Źle włożona karta”, „Proszę zabrać kartę”, „Proszę uważnie przeczytać instrukcję”). Wszystkie żądania i wyjaśnienia pochodzą-ce z naszych dróg, z naszych centrów handlowych albo z awangard systemu bankowego usytuowanych na rogach naszych ulic zwracają się symultanicznie i bez różnicy do każdego z nas („Dziękujemy za wizytę”, „Szczęśliwej po-dróży”, „Dziękujemy za to, że nas wybraliście”), nieważne do kogo: one tworzą „przeciętnego człowieka”, zdefiniowa-nego jako użytkownika systemu drogowego, handlowego lub bankowego. Tworzą go i ewentualnie nadają mu rysy indywidualne: na określonych drogach i autostradach nagła przestroga na świecącym się szyldzie (110! 110!) przywołuje do porządku nazbyt pośpiesznego kierowcę; na pewnych paryskich skrzyżowaniach jazda na czerwonym świetle jest automatycznie zapisana, a samochód winnego zidentyfikowany za pomocą zdjęcia. Każda karta kredyto-wa nosi kod identyfikacyjny, który umożliwia automatowi udzielenie informacji właścicielowi karty oraz przypo-mnienie mu o regułach gry: „Może pan wypłacić 600 franków”. Podczas gdy tożsamość osób tworzyła „miejsca antropologiczne” poprzez porozumienie językowe, punkty orientacyjne pejzażu i niepisane reguły savoir vivre’u, nie- -miejsce tworzy wspólną tożsamość pasażerów, klientów lub niedzielnych kierowców. Niewątpliwie nawet stosun-kowa anonimowość wynikająca z tej prowizorycznej tożsa-mości może być odczuwana jako rodzaj wyzwolenia przez tych, którzy przez czas jakiś nie muszą się już trzymać

własnej rangi, własnej roli, nie muszą już pilnować swojego wizerunku. Jak tylko jego paszport i dowód tożsamości zo-stają sprawdzone, pasażer czekający na następny lot rzuca się w przestrzeń „wolną od cła”, on także zostaje wyzwo-lony z ciężaru swojego bagażu i swojej codzienności, nie tyle po to, by kupować taniej być może, ile po to, by doznać realności swojego chwilowego stanu gotowości, swojej nie-zaprzeczalnej kondycji pasażera przystępującego do lotu.

Samotny, lecz podobny do innych, użytkownik nie-miejsca pozostaje z nim (lub raczej z władzami, które nie-miejscem rozporządzają) w pewnej umowie. O istnieniu takiej umowy przypomina mu się przy odpowiedniej okazji (instrukcja obsługi nie-miejsca jest elementem takiej okazji): zakupio-ny bilet, karta, którą ma okazać przy zjeździe, albo nawet wózek, który popycha po alejkach hipermarketu, są mniej lub bardziej wymownym jej znamieniem. Umowa odnosi się zawsze do indywidualnej tożsamości tego, kto ją podpisuje. Żeby dostać się do sal pokładowych na lotnisku, musi on najpierw okazać swój bilet na odprawie (widnieje na nim nazwisko pasażera); symultaniczne okazywanie karty po-kładowej i dokumentu tożsamości dowodzi, że umowa jest przestrzegana: wymogi krajów różnią się pod tym względem (dowód tożsamości, paszport, paszport i wiza). Już od wyjaz-du sprawdza się, czy wymogi te zostały wzięte pod uwagę. Pasażer zdobywa więc swoją anonimowość dopiero po tym, jak dostarczył dowodu swej tożsamości, w pewnym sensie dopiero po tym, jak podpisał umowę. Klient hipermarketu, jeśli płaci czekiem lub kartą kredytową, też zgłasza swoją tożsamość, podobnie jak użytkownik autostrady. W pewnym sensie użytkownik nie-miejsca jest zawsze zobowiązany do tego, by udowodnić swoją niewinność. Kontrola tożsamości i umowy a priori lub a posteriori stawia przestrzeń współ-czesnej konsumpcji pod znakiem nie-miejsca: mają do niej dostęp tylko niewinni. Słowa nie grają tu już prawie żadnej roli. Nie ma indywidualizacji (nie ma prawa do anonimo-wości) bez sprawdzania tożsamości.

h

jprzestrzenie niczyje | 6 przestrzenie niczyje | 7

Page 5: Marc Auge, Nie-miejsca, Przestrzenie niczyje

Oczywiście, kryteria niewinności są umownymi i oficjalnymi kryteriami indywidualnej tożsamości (te, które figurują na kartach i są zapisywane w tajemniczych kartotekach). Jed-nak niewinność to jeszcze co innego: przestrzeń nie-miejsca wyzwala tego, kto do niej wkracza, z cech, które go zwyczaj-nie określają. On jest tylko tym, co robi albo co przeżywa jako pasażer, klient, kierowca. Być może ciążą nad nim jeszcze troski poprzedniego dnia, być może już martwi się o następ-ny dzień, ale jego chwilowe otoczenie oddala go tymczasowo od tych zmartwień. Będąc ogarniętym łagodnym szałem, któremu poddaje się z większą lub mniejszą zdolnością i przekonaniem, jak każdy opętany doznaje przez czas jakiś biernej radości braku tożsamości i bardziej czynnej przyjem-ności odgrywania roli.

Ostatecznie jest skonfrontowany z obrazem siebie, ale z jakże dziwnym obrazem, jeśli się temu bliżej przyjrzeć. Jedyna twarz, która się zarysowuje, jedyny głos, który nabiera ciała w milczącym dialogu, jaki on sam przeprowadza z zaadre-sowanym do niego jak do innych pejzażem-tekstem, to jego własne twarz i głos – twarz i głos samotności tym bardziej za-skakującej, że przywołuje miliony innych. Pasażer nie-miejsc odnajduje swoją tożsamość dopiero przy kontroli celnej, na zjeździe z autostrady lub przy kasie. W oczekiwaniu na ten moment poddaje się temu samemu kodeksowi, co inni, przyj-muje te same komunikaty, odpowiada tym samym prośbom. Przestrzeń nie-miejsca nie tworzy ani tożsamości indywidu-alnej, ani relacji, lecz samotność i podobieństwo.

Nie zostawia miejsca nawet dla historii, chyba że zostanie ona przetworzona w element spektaklu, innymi słowy – czę-sto w teksty aluzyjne. Aktualność i pilność teraźniejszości są tu nadrzędne. Ponieważ przejeżdża się przez nie-miej-sca, mierzy się je w jednostkach czasowych. Plan podróży zakłada rozkład jazdy, tablice przyjazdów i odjazdów, gdzie znajdzie się zawsze miejsce dla informacji o ewentualnych opóźnieniach. Mają one być przeżywane w czasie teraźniej-

szym. Teraźniejszość trasy materializuje się dziś w obrębie lotów międzykontynentalnych na ekranie, na którym można obserwować postęp lotu z dokładnością co do minuty. W razie potrzeby pilot podkreśla to w sposób nieco redundantny: „Na prawo mogą Państwo zobaczyć miasto Lizbona”. W rzeczywi-stości nic nie widzimy: spektakl, kolejny raz, jest zaledwie ideą, słowem. Na autostradzie świecące się tablice podają temperaturę w danej chwili oraz informacje potrzebne do pokonania przestrzeni: „Na A3 dwukilometrowy korek”. Teraźniejszość aktualności należy rozumieć w szerokim tego słowa znaczeniu: w samolocie intensywnie czyta się gaze-ty; liczne linie zapewniają nawet retransmisje wiadomości telewizyjnych. Większość samochodów jest wyposażona w autoradia. Radio gra nieprzerwanie w barach przy stacjach benzynowych na autostradach albo w hipermarketach: hity dnia, reklamy, kilka wiadomości proponowanych, ba – na-rzucanych przechodzącym klientom. W sumie wszystko odbywa się tak, jakby przestrzeń skurczyła się za sprawą cza-su, jakby nie było innej historii od historii dzisiejszego lub poprzedniego dnia, jakby każda historia indywidualna brała swoje motywy, swoje słowa i swoje obrazy z niewyczerpanej hurtowni niekończącej się historii w czasie teraźniejszym.

Atakowany przez obrazy, które instytucje handlowe, trans-portu lub sprzedaży obficie upowszechniają, pasażer nie- -miejsc doświadcza symultanicznie wiecznej teraźniejszości i spotkania ze sobą. Spotkanie, utożsamianie się, obraz: ten elegancki czterdziestolatek, który zdaje się doznawać niewy-słowionej rozkoszy pod uważnym okiem blond stewardessy – to on; ten kierowca o stanowczym spojrzeniu, który lansuje swój turbo-diesel na Bóg wie jakiej afrykańskiej trasie – to on; ten macho, którego kobieta podziwia w miłosnym unie-sieniu za to, że używa wody kolońskiej o dzikim zapachu – to znowu on. Jeśli te zachęty do utożsamienia się dotyczą w za-sadzie mężczyzn, to dlatego, że ideał ego, który one promują, jest w istocie męski i jeszcze w chwili obecnej wiarygodna business woman czy prowadząca samochód przedstawiana

przestrzenie niczyje | 8 przestrzenie niczyje | 9

Page 6: Marc Auge, Nie-miejsca, Przestrzenie niczyje

jest jako posiadająca cechy „męskie”. Ton i obrazy zmieniają się naturalnie w tych mniej prestiżowych nie-miejscach, ja-kimi są hipermarkety, uczęszczane przeważnie przez kobiety. Temat równouprawnienia (w skrajnym wypadku: indystynk-cji) jest tu potraktowany w sposób symetrycznie odwrotny: nowocześni ojcowie, jak czyta się nieraz w czasopismach „kobiecych”, interesują się domem i opieką nad dziećmi. Jednak wyczuwa się w hipermarketach szum współczesnego prestiżu: środków masowego przekazu, gwiazdek ze szklane-go ekranu, aktualności. W istocie najważniejsze pozostają te, które można by nazwać „pokrzyżowanymi uczestnictwami” aparatów reklamowych.

Radia komercyjne reklamują wielkie sklepy, wielkie sklepy – radia komercyjne. Agencje turystyczne oferują podróże do Ameryki i radio nas o tym informuje. Czasopisma linii lotniczych reklamują hotele, które reklamują linie lotnicze, przy czym – co ciekawe – wszyscy użytkownicy przestrzeni znajdują się w środku gry ech i obrazów pewnego rodzaju obiektywnie uniwersalnej kosmologii, opozycyjnej względem tych, które stanowiły tradycyjny przedmiot badań etnologów: kosmologii zarazem znajomej i prestiżowej. Z tego wynikają przynajmniej dwie rzeczy. Z jednej strony obrazy te dążą do tworzenia pewnego systemu: zarysowują one świat konsump-cji, który każdy może sobie oswoić, gdyż jest do tego nieustan-nie zachęcany. Pokusa narcyzmu jest tu o tyle silna, że zdaje się odpowiadać ogólnemu prawu: zachowywać się jak wszyscy, żeby być sobą. Z drugiej strony, jak wszystkie kosmologie, rów-nież i ta powoduje efekty rozpoznawania. Paradoks nie-miej-sca: obcokrajowiec zagubiony w obcym mu kraju („przejezd-ny”) odnajduje się w anonimowości autostrad, w barach na stacjach benzynowych przy autostradzie, w hipermarketach i w sieciach hotelowych. Szyld pewnej marki benzyny stanowi dla niego uspokajający punkt orientacyjny i z ulgą odnajdu-je na półkach hipermarketu produkty sanitarne, artykuły gospodarstwa domowego lub spożywcze uświęcone globalnymi korporacjami. Odwrotnie, kraje Europy Wschodniej mają na-

dal dla nas pewien czar egzotyki, gdyż nie są jeszcze w stanie dogonić światowej przestrzeni konsumpcji. [...]

*

Zarówno w swoich realizacjach skromniejszych, jak i w tych bardziej luksusowych, doświadczenie nie-miejsca (nieodłączne od mniej lub bardziej jasnej percepcji przyspieszania historii i kurczenia się planety) jest dzisiaj nieodzownym składnikiem wszelkiego społecznego istnienia. Stąd charakter bardzo szcze-gólny i – ostatecznie – paradoksalny tego, co traktuje się czasami na Zachodzie jako modę zamykania się w sobie, cocooning: nigdy historie indywidualne (z racji ich koniecznej relacji do przestrze-ni, do obrazu i do konsumpcji) nie były tak uwikłane w historię powszechną, w historię w ogóle. Wychodząc z tego punktu, wszelkie indywidualne postawy są możliwe: ucieczka (w głąb siebie, gdzie indziej), strach (przed sobą, przed innymi), ale także intensywność doświadczenia (aktywnego udziału) albo bunt (przeciwko ustalonym wartościom). Żadna analiza społeczna nie może dziś ignorować indywiduum i żadna analiza jednostek nie może ignorować przestrzeni, przez które one przechodzą.

*

Pewnego dnia, być może, nadejdzie znak z innej planety i na skutek solidarności, której mechanizmy etnolog zbadał w małej skali, ziemska przestrzeń stanie się miejscem. Bycie obywatelem Ziemi będzie wówczas coś znaczyło. Do tego momentu nie jest powiedziane, że zagrożenia środowiska wystarczą. To w anonimowości nie-miejsca doświadcza się samotnie wspólnoty ludzkich losów.

tłumaczenie: Emiliano Ranocchi

M. Augé, Non-Lieux © Éditions du Seuil, 1992, Seria La Librairie du XXe

et XXIe siècle, red. M. Olender

.przestrzenie niczyje | 8 przestrzenie niczyje | 9